Państwowy Instytut Wydawniczy Warszawa 1985 Benedykt Zientara Świt narodów europejskich Powstawanie świadomości narodowej na obszarze Europy pokarolińskiej Opracowanie map JERZY STRZELCZYK Indeksy zestawił TADEUSZ NÓW AKOWSKI Okładkę, obwolutę i strony tytułowe projektował ANDRZEJ-LUDWIK WŁOSZCZYNSKI ! Copyright by Państwowy Instytut Wydawniczy, Warszawa 1985 ISBN 83-06-01158-9 PRZEDMOWA Książka, którą oddaję obecnie z pewnym wahaniem w ręce Czytelnika, ma już długą i zawiłą historię. Nie wchodząc w jej szczegóły, wyjaśnię owo wahanie. Mianowicie w pierwotnym zamiarze miał to być popularny zarys rozwoju średniowiecznej świadomości narodowej w Europie Zachodniej, mający spełnić dwa cele: uporządkować znany materiał na ten temat i stworzyć tło dla planowanych przeze mnie badań nad rozwojem świadomości narodowej w Europie środkowej oraz zapoznać Czytelnika polskiego z nie znanymi u nas, a ciekawymi i aktualnymi problemami. W ciągu dwunastu lat pracy nad zagadnieniami świadomości narodowej w średniowieczu okazało się, że są one bardzo skomplikowane, a zebranie niezbędnej literatury — jeśli się nie chce poprzestać na podsumowaniu kilku standardowych prac — przekracza możliwości polskiego historyka. Zrezygnowałem więc z objęcia badaniami całej Europy zachodniej i południowo-zachodniej, pogłębiając za to analizę rozwoju więzi etnicznych w krajach powstałych z rozpadu monarchii frankijskiej, która stała się punktem wyjścia moich rozważań. Sięgnąłem wstecz, by przyjrzeć się wszystkim królestwom germańskim, zbudowanym na gruzach imperium zachodniorzymskiego; niektóre problemy starałem się ponownie zbadać sięgając do źródeł i analizując wypowiedzi uczestników omawianych procesów. Zamknąłem badania w zasadzie na wieku XIII, kiedy średniowieczna świadomość narodowa uzyskała już na ogół wyrazistą postać. W przypadku Włoch trzeba było zakończyć rozważania omówieniem twórczości Dantego, w której widać zaczątki renesansowej włoskiej świadomości narodowej, a zarazem odbicie zawiłych dróg rozwoju świadomości mieszkańców Półwyspu Apenińskiego w poprzednich stuleciach. Starałem się wykazać, że rozwój świadomości narodowej nie stanowił ciągłej linii wstępującej i nie wzrastał stale od pierwszych zaczątków aż do pełnego rozkwitu w XIX i XX wieku. Przeciwnie, badania pozwoliły zaobserwować wiele nie urzeczywistnionych możliwości rozwoju narodów nie istniejących dzisiaj, a także okresów załamania, osłabienia 6 Przedmowa świadomości narodów, które ostatecznie utrzymały się przy istnieniu; ukazały procesy łączenia i rozdzielania się jednolitych wielkich społeczności na mniejsze grupy etniczne, z czasem wchodzące na drogę przekształcania się w samodzielne narody. Analiza różnych grup etnicznych i terytorialnych ujawniła też trudności w odróżnieniu świadomości plemiennej od narodowej, patriotyzmu dzielnicowego od narodowego. Bardzo trudno było mi zrezygnować z wciągnięcia do moich rozważań Anglii, Szkocji i Walii z ich skomplikowanymi i przeplatającymi się więziami etnicznymi, językowymi i państwowymi, a także krajów Hiszpanii z ich rodzącymi się wśród wojen reconquisty więziami narodowymi, kontrastującymi z tradycją gockiej jedności, stanowiącej zarówno punkt wyjścia, jak idealny cel dla realizacji w przyszłości. Niestety, zarówno trudności w zebraniu literatury, jak wyczerpująca się, i tak już nadużyta, cierpliwość Wydawnictwa nie pozwoliły mi ukończyć kwerendy w tych zakresach. Wypada jeszcze ostrzec Czytelnika, że obraz, jaki tu otrzymuje, jest niepełny i dyskusyjny. Niepełny — bo książka została oparta, mimo wysiłków autora, na materiale nie pozbawionym luk, na niepełnej znajomości poglądów dotychczasowych badaczy. Dyskusyjny — bo procesy zachodzące w świadomości szczególnie trudno poddają się badaniom nawet we współczesności; tym trudniej uznać za pewne i udowodnione tezy oparte na przypadkowych wypowiedziach niektórych świadków przeszłości (wywodzących się zresztą z bardzo ograniczonego kręgu ludzi) i na specyficznej interpretacji wydarzeń historycznych. Zwłaszcza związki przyczynowe między wydarzeniami politycznymi a zjawiskami z zakresu świadomości muszą pozostać hipotetyczne. Dotychczasowe prace zajmujące się problematyką świadomości narodowej w szerszych ramach czasowych poprzestawały dość często na doborze cytatów z kronik i innych utworów literackich, świadczących o świadomości lub resentymentach narodowych ich autorów. Zbyt rzadko wiązano ten materiał źródłowy z konkretną sytuacją społeczną i polityczną, w jakiej owe słowa napisano. Dlatego w niniejszej pracy starałem się, aby to tło społeczno-polityczne było w każdym przypadku wystarczająco wyraźne, choć oczywiście nie mogłem na tych kartach dać pełnego wykładu historii politycznej i społecznej opracowywanego okresu. Starałem się przedstawiać problemy, którym książka została poświęcona, w sposób dostępny nie tylko wąskiemu kręgowi mediewistów, ale i szerszej wykształconej publiczności, wychodząc z założenia, że zagadnienie genezy narodów wzbudza także dziś powszechne zainteresowanie. Dlatego znajdzie tu Czytelnik wiele spraw i wiele tekstów powszechnie znanych wśród mediewistów, którzy mogą je uznać za zbędne powtarzanie tego, co już dawno wiadome. Sądzę jednak, że przy całościowym Przedmowa 7 przedstawianiu problemów powtórzenia takie są konieczne, kiedy chce się uniknąć luk i zarysować całość zagadnienia. Przypisy zostały ograniczone do cytatów; literaturę (tylko najważniejszą) podaję przy każdym z rozdziałów. Z przykrością muszę stwierdzić, że przy tych ograniczeniach nie w pełni będę mógł oddać sprawiedliwość wszystkim badaczom dawniejszym i nowszym, którzy w bezpośredni lub pośredni sposób wpłynęli na ukształtowanie przedstawionych w tej książce poglądów. Zawdzięczam im czasem wskazanie właściwego kierunku rozumowania, czasem zaś — spowodowanie wewnętrznego sprzeciwu wobec ich tez, płodniejszego często od kontynuacji cudzej drogi. Z wdzięcznością więc wspominam prace Alfreda Dove, Marcelego Handelsmana, Johana Huizingi, Ernsta M. Kantorowicza, Paula Kirna, Hansa Kohna, Eugena Lemberga, Ferdinanda Lota i Stanisława Ossowskiego. Ze współczesnych muszę wymienić Arno Borsta, Józefa Chlebowczyka, Aleksandra Gieysztora, Frantiśka Grausa, Hansa Dietricha Kahla, Wiktora J. Kozłowa, Waltera Schlesingera, Jeno Szucsa, Karla Ferdinanda Wernera. Z niektórymi z nich miałem możność przedyskutować pewne problemy. Wiele zawdzięczam też rozmowom z nie wymienionymi wyżej przyjaciółmi: Bronisławem Geremkiem i Klausem Zernackiem, a także dyskusjom w Warszawie, Frankfurcie n.Menem, Giessen i Marburgu. Warszawa, sierpień 1980 7. WSTĘP j ii: 1. EUROPA ŚREDNIOWIECZNA: WIEŻA BABEL CZY ZGODNY CHÓR? Trzecia część świata, bracia, nazywa się Europą::: Pełna rozlicznych ludów, językiem, nazwą, a także-obyczajami różnych, religią i kultem odmiennych.11 Tak charakteryzował nasz kontynent nie znany z imienia autor epopei staroniemieckiej, zwykle określanej od imienia bohatera tytułem Walth— arius. Piszący w X wieku mnich uznał za główną cechę Europy różnorodność jej mieszkańców, tworzącą w tej części świata konglomerat licznych ludów. Zjawisko to od dawna intrygowało europejskich ludzi pióra. Od dawna — to znaczy od czasu wielkich wędrówek ludów u schyłku starożytności. Przedtem problem ludów i języków przedstawiał się zgoła inaczej: świat dzielił się na Imperium Rzymskie, zamieszkane przez ludzi cywilizowanych, posługujących się językiem greckim lub łacińskim, i resztę,, której różnojęzycznych mieszkańców nazywano barbarzyńcami. Sytuacja, zmieniła się, kiedy barbarzyńcy przełamali granice imperium, aby znaleźć dla siebie miejsce przy ognisku cywilizacji. Wschodnia część Imperium, ocalona z katastrofy, odcięła się od reszty, zalanej przez przybyszów z północy; „ognisko cywilizacji" przygasło, a z połączenia obcych i miejscowych elementów zaczęły się rozwijać nowe społeczeństwa — już nie w ramach całości imperium, ale w granicach z wolna kształtujących się nowych państw. Kościelni myśliciele na ogół uznawali rozbicie ludzkości na tworzące-się narody za nieszczęście. To pycha ludzka spowodowała, że Bóg rozdzielił ludzi i pomieszał im języki. Biblijna opowieść o budowie wieży Babel, której twórcy chcieli sięgnąć nieba, stworzyła możliwość wyjaśnienia różnic między społeczeństwami ludzkimi.2 Obliczono, że rozpędzając ludzi na wszystkie strony świata, Bóg dał im siedemdziesiąt dwa języki;, z tych siedemdziesięciu dwóch wspólnot językowych powstały później liczniejsze jeszcze narody — gentes lub nationes: każdy żyjący osobno* i nie rozumiejący innych.3 Ale Kościół stanowił dla zbłąkanej ludzkości symbol nadziei: jak przy budowie wieży Babel rozdzielił ludzi i uniemożliwił im porozumienie, tak w dzień Zielonych Świątek, zsyłając Ducha Sw. na apostołów i uczniów Chrystusa (których też miało być siedemdziesięciu dwóch!), dał im moc nauczania we wszystkich językach.4 Mimo* więc istnienia nadal rozbicia językowego powstała możliwość przywrócę— 10 I. Wstęp nią pierwotnej jedności — jedności wspólnej wiary i wspólnych celów chrześcijaństwa. Taka jedność w różnorodności nie wystarczała wielu potomkom Rzymian, obserwującym zanik znajomości uniwersalnego do niedawna języka łacińskiego. Tęsknota za utraconą jednością nurtuje całe średniowiecze, zwłaszcza pod piórem najwybitniejszych intelektualistów kościelnych, tkwiących przez swe wykształcenie w starożytnej kulturze łacińskiej. Miłośnik antyku z czasów Karola Wielkiego, Frank Hrabanus Mau-rus (zm. 856), z czasem arcybiskup moguncki, pisał do jednego z uczonych przyjaciół: „Nie powinny istnieć różnice spowodowane różnorodnością narodów, albowiem jeden jest Kościół katolicki, rozprzestrzeniony na cały świat." 5 Poglądy jego odpowiadały uniwersalistycznym tendencjom cesarstwa karolińskiego, które kazało się modlić poddanym, „aby ludy, rozproszone przez rozdzielenie języków, za sprawą Niebios zostały zjednoczone do jedności wyznawania Twego Imienia".6 Intelektualiści karolińscy z upodobaniem używali terminu „Europa" dla określenia tej nowej wspólnoty, której trwałego zjednoczenia pragnęli. Kronikarz hiszpański użył dla określenia walczących z muzułmanami rycerzy Karola Młota określenia „Europenses" — Europejczycy. Kiedy zanikną w X wieku elementy wspólnoty karolińskiej, pojawi się wkrótce nowe hasło jedności chrześcijańskiej — w zjednoczonej pod egidą cesarza lub papieża „Christianitas". W tej różnojęzycznej wspólnocie łacina, używana na co dzień w kontaktach międzynarodowych nie tylko przez kler, łacina żywa, stanowiła jeden z głównych elementów jedności, dzięki któremu wszystkich zachodnich chrześcijan określano nazwą „Latini" — Łacinnicy. U progu XII wieku francuski poeta łaciński Balderyk z Bourgueil (zm. 1130) marzył, „aby cały świat mówił jakby jednym językiem".7 Ale wśród przedstawicieli nowych ludów, sięgających po pióro, wielu było takich, którzy rozbicia ludzkości nie uznawali za nieszczęście. Anglik Będą zwany Czcigodnym (zm. 735) pisał, że ludy i języki jednoczą się w Kościele — mistycznym ciele Chrystusa — tworząc nie jeden głos, ale harmonię.8 Powołując się na niego, Normandczyk Goscelin z St. Ber-tin, działający u schyłku XI wieku w Anglii (zm. po 1100), porównywał tę wielość i rozmaitość do różnobarwności kwiatów w wieńcu i drogich kamieni w naszyjniku Matki-Kościoła; mimo różnobrzmiących języków stanowią one głosy składające się na wspólny śpiew.9 Podobnie odniósł się do zagadnienia różnic języków inny Anglik, Jan z Salisbury (zm. 1180).10 Najdalej w pochwale różnorodności poszedł armeński kronikarz z XIII w. Wardan Areveltsi (zm. ok. 1270), który uznał pomieszanie języków budowniczych wieży Babel za Boskie dobrodziejstwo. Na miejsce prymitywnego pierwotnego języka wytworzyły się pełne finezji i swoistego czaru języki narodowe: delikatny grecki, pełen mocy rzymski, gro- 2. Co to znaczy: naród? 11 źny huński, błagalny syryjski, bujny perski, uroczy alański, zabawny gocki, głęboko brzmiący egipski, szczebiotliwy indyjski oraz słodki, ozdobny i pełen wyrazu ormiański.11 W tym pięknym zestawieniu, które nie zawiera ani jednego negatywnego określenia, które nie obraża żadnego z wymienionych ludów, choć z największą miłością mówi o języku ojczystym kronikarza, odbija się jedna strona pogłębiania się różnic narodowych. Drugą stronę stanowi wzrost antagonizmów etnicznych; jego przejawem są pojawiające się równocześnie i roznoszone przez wędrownych studentów po Europie uszczypliwe lub wręcz obraźliwe charakterystyki różnych ludów, w których zazwyczaj najostrzej oceniano wady najbliższych sąsiadów, a same dodatnie cechy upatrywano we własnym narodzie opowiadającego (lub przepisującego tekst, który z reguły wprowadzał do niego zmiany). Od tych sąsiedzkich niechęci, pogłębianych przez realne konflikty polityczne, prowadziła droga do powstania wzajemnej wrogości — i oto dowiadujemy się od kronikarzy, że Francuzi są odwiecznymi wrogami Niemców i Anglików, Niemcy — Francuzów, Polaków, Czechów, a niekiedy i Włochów itd. Wzajemne oskarżenia zapełniają coraz częściej karty średniowiecznej historiografii i publicystyki, przeplatając się z hasłami zniszczenia lub wytępienia przeciwników. Średniowieczny uniwersalizm, jednolita „Christianitas" rozpadała się coraz wyraźniej na narody i narodowe państwa, których sprzeczne wzajemne interesy wysuwały się na pierwszy plan, kiedy wspólnota chrześcijańska coraz bardziej przechodziła do sfery frazesów, maskujących właściwe cele. Mimo że fakty te są powszechnie znane każdemu czytelnikowi podręcznika historii, istnieją wciąż wątpliwości co do początków narodów europejskich i ich świadomości narodowej. Znaczna część uczonych w ogóle neguje istnienie narodów w średniowieczu, powołując się na panujący w tym okresie partykularyzm, nad którym było wprawdzie miejsce dla uniwersalizmu chrześcijańskiego, ale brakowało pośredniego stopnia — wspólnoty narodowej. Przyczyną rozbieżności jest w znacznej mierze chaos terminologiczny. Zanim więc przejdziemy do przedstawienia rozwoju struktur etnicznych społeczeństw średniowiecznych, musimy zastanowić się, co to jest naród — jako słowo i jako pojęcie — jak przedstawiały się odpowiednie terminy i pojęcia ludzi średniowiecza i jak one wyglądają we współczesnej terminologii naukowej. 2. CO TO ZNACZY: NARÓD? Wszystkie próby zdefiniowania narodu są zgodne w stwierdzaniu, że jest to wspólnota ludzka. Ale na tym zgodność się kończy. Różnice zdań są tak wielkie, że niektórzy badacze problemu w ogóle rezygnują z de- 12 1. Wstęp finicji. Jeden z najwybitniejszych badaczy problemów narodowych Hans Kohn stwierdził bezradnie: „Jego dokładne określenie pojęciowe jest niemożliwe. Narodowość jest historycznym i politycznym pojęciem, a słowa «naród» i «narodowość» przeżyły już niemało zmian znaczeniowych."1 Podobnie znakomity socjolog polski Stanisław Ossowski zauważył, że „dyskusje o tym, jakie zewnętrzne własności są konieczne i wystarczające do tego, by grupę społeczną nazwać narodem, są jałowe".2 Trudności związane z definicją narodu wywodzą się z dwu głównych przyczyn. Pierwszą jest niedoskonałość terminologii, związanej z całością problematyki narodowej. Słowa „naród", „plemię", „narodowość", „lud", używane dla określenia różnych wspólnot etnicznych, same mają bogatą przeszłość historyczną: nie zostały wymyślone przez uczonych, lecz żyły przez tysiące lat w ustach ludzi nie szukających precyzji terminologicznej. W dodatku nie tylko granice pojęć związanych z tymi terminami są zatarte, ale słowa o tej samej genezie mogą w różnych środowiskach i kontekstach historycznych nabrać różnego znaczenia. Zajmiemy się jeszcze tą sprawą bliżej. Drugą przyczynę kłopotów z definicją narodu ukazał niedawno zmarły wybitny socjolog polski, Józef Chałasiński: „Ta wieloznaczność ma źródło nie w gabinetach logików i metodologów, ale w praktycznym życiu politycznym, w ruchach społecznych, które posługują się tym terminem w różnym sensie, odpowiednio do swoich potrzeb." 3 Przynależność uczonego do konkretnego ugrupowania politycznego czy sympatyzowanie z danym kierunkiem politycznym decydowało często o wyborze tej lub innej definicji narodu; tym bardziej dotyczyło to polityków, często występujących z rozprawami o charakterze teoretycznym. Jerzy Wiatr, który w swym dziele Naród i państwo sporządził cenne zestawienie poglądów licznych uczonych i polityków na temat pojęcia narodu i jego cech charakterystycznych, podzielił zebrane przez siebie definicje na dwie grupy. W jednej umieścił definicje poszukujące „obiektywnych więzi, tworzących naród", w drugiej zaś wysuwające na plan pierwszy „świadomościową stronę więzi narodowej". Podkreślił przy tym, że socjologia marksistowska znajduje się w pierwszej grupie, ponieważ jej przedstawiciele „wyraźnie kładą nacisk na obiektywne czynniki więzi narodowej i w tych kategoriach definiują naród". Zaraz potem jednak, osłabiając tę klasyfikację, dodał, że „samo przeciwstawienie obiektywnej i subiektywnej więzi narodowej uznać trzeba za sztuczne", by wreszcie jeszcze dalej dodać, że świadomość narodowa jest „empirycznym świadectwem uformowania się narodu".4 Wydaje się, że i tutaj, jak w wielu innych cennych skądinąd pracach, tkwi pewne nieporozumienie. Wszyscy badacze zgadzają się, że naród jest historycznie ukształtowaną i obiektywnie istniejącą wspólnotą ludzką. 2. Co to znaczy: naród? 13 Natomiast czynniki tworzące tę wspólnotę i różniące ją od innych rodzajów więzi społecznej są różne. Bardzo interesująco określił je czeski badacz Miroslav Hroch: „Czynniki te nie są od siebie wyizolowane, pozostają we wzajemnym związku, przy czym [...] kombinacja, struktura poszczególnych typów stosunków, łączących poszczególne narody, a nawet ten sam naród na różnych stopniach rozwoju, mogą się znacznie różnić. [...] Możliwe jest zastępowanie jednego typu stosunków przez inne; niektóre mogą (w poszczególnych okresach) odgrywać ważniejszą, inne [...] bardziej podrzędną rolę. Każdy z tych typów stosunków mógł okresowo albo na stałe zejść na drugi plan i inny typ mógł w tej lub innej formie przejąć jego funkcję w dziele tworzenia narodu." 6 Na tym polega właśnie zdaniem tego autora różnorodność form rozwoju poszczególnych narodów. Niezależnie jednak od tego zespołu różnych więzi, formujących naród, dopiero istnienie świadomości narodowej decyduje o jego istnieniu. Pas-quale Mancini, jeden z pierwszych naukowych badaczy pojęcia narodu, ujął to obrazowo. Wspomniany zespół więzi to „bezwładna materia, zdolna do życia, której jednak nie ożywiono jeszcze tchnieniem życia"; tym tchnieniem zaś, „Boskim dopełnieniem powstania narodu", jest świadomość narodowa.6' Wszystkie „obiektywne" definicje narodu są więc zestawieniami warunków potrzebnych do powstania narodu. Najważniejsze z tych warunków to wspólne terytorium i wspólny język. Pierwsze jest niezbędne zarówno do nawiązania stosunków między ludźmi, dążącymi do ściślejszego współżycia, jak też do stworzenia pojęcia „ojczyzny", terytorium narodowego, uważanego przez naród za naturalne miejsce pobytu, przedmiot miłości, uwielbienia, tęsknoty. Drugi odgrywa rolę w różnych stadiach rozwoju wspólnoty narodowej: na pewno w stadium początkowym, gdy pomaga odgraniczyć „swoich" od „obcych", często w konfliktach z obcojęzycznymi wrogami zewnętrznymi. Język może być na dalszych etapach rozwoju zastąpiony przez inne typy więzi, jeśli tworzą one wystarczająco silne podstawy pod wspólnotę interesów ludności różnojęzycznej: tak powstały różnojęzyczne wspólnoty narodowe średniowiecznych Niderlandczyków, nowożytnych Belgów, a także Szwajcarów; również w polskiej Rzeczypospolitej szlacheckiej i w dawnej monarchii węgierskiej językowe różnice nie przeszkadzały w uformowaniu się silnej wspólnej świadomości narodowej, ograniczonej co prawda głównie do szlachty. Narody wielojęzyczne są jednak mniej zwarte i bardziej podatne na działanie odśrodkowe niż jednojęzyczne; stąd tendencje do ujednolicenia językowego, popierane przez państwo narodowe z różnym powodzeniem. Do tych podstawowych warunków powstania narodu dodaje się zwykle dalsze, innego już charakteru: wspólną kulturę, obyczaje, układ psy- 14 I. Wstęp 2. Co to znaczy: naród? 15- chiczny, wspólnotę gospodarczą. Są to cechy charakteryzujące naród, ale także inne grupy etniczne, regionalne, zawodowe, które nie istniały przed zaczęciem formowania się narodu, ale rozwijały się wraz z nim w ciągu dziejów. Właśnie wspólne losy, wspólna historia jest głównym sprawcą powstania i scentralizowania narodu: im dłuższa historia, tym trwalszy naród. Wspomnienia wspólnie przeżytych triumfów i wspólnie doznanych klęsk, ofiar złożonych wspólnie dla wspólnego dobra, pragnienie odzyskania dawnej wspólnej — prawdziwej czy legendarnej — świetności lub utrzymania obecnej potęgi — to najważniejszy element świadomości narodowej.7 Wspólna historia właśnie — obok języka — ukształtowała odrębne cechy kultury narodowej, z czasem coraz bardziej rozwiniętej w twórczości artystycznej, literackiej, naukowej; ona też — historia — sprawiła, że długotrwałe specyficzne warunki życia, kultura, dobre i złe losy ukształtowały niepowtarzalne cechy zbiorowej psychiki danego narodu. Tu trzeba się rozprawić z jednym fikcyjnym czynnikiem, mającym zdecydować o odrębności narodowej, mianowicie z rzekomym wspólnym pochodzeniem i fizycznym podobieństwem członków narodu, wypływającym ze wspólnej krwi płynącej w ich żyłach czy podobnego zespołu genów, dziedziczonych po przodkach. Ujmowanie narodu jako swego rodzaju grupy krewniaczej tkwi oczywiście głęboko w przeszłości i sięga genezy świadomości etnicznej. Samo słowo „naród" pochodzi od czasownika „narodzić się" i jeszcze w mazowieckich kręgach sądowych XV wieku oznaczało potomstwo; podobna jest geneza łacińskich wyrazów „na-tio" (od nascor, naści — rodzić się) i „gens" (od gigno, -erę — rodzić), które w średniowieczu były używane dla określenia narodów; jak wiadomo, słowo „natio" jest pierwowzorem słów Nation, nacion, nazione, na-cija, używanych dziś w różnych językach europejskich. Starożytne i średniowieczne plemiona uważały się za potomków mitycznego wspólnego przodka i ten mit wspólnego pochodzenia, ważny element świadomości, do którego nieraz przyjdzie nam jeszcze powrócić, został przeniesiony na formujące się we wspólnotę — pod egidą panującego plemienia — narody. Mit ten upadłby, jak tyle innych, gdyby nie został odrodzony w XIX wieku przez socjologów przenoszących do badań nad społeczeństwem teorię ewolucjonizmu biologicznego (Herbert Spencer). „Naukowość" teorii o organicznym, biologicznym pochodzeniu narodów złudziła nie tylko naszych pozytywistów (Władysław Kozłow-ski, Aleksander Swiętochowski, Bolesław Prus), ale i wielu marksistów (Otto Bauer), którzy wywodzili charakter narodowy poszczególnych ludów z cech fizycznych i psychicznych odziedziczonych po przodkach. Dodajmy na marginesie, że teoria ta, w powiązaniu z pewnymi twierdzeniami ówczesnych antropologów, posłużyła do stworzenia osławionej nauki Artura Gobineau i Houstona Stewarta Chamberlaina o nierówności ras,, którą z kolei wykorzystał hitleryzm jako podstawę tezy o predyspozycji narodu niemieckiego do panowania nad światem i konieczności wytępienia „ras zdegenerowanych".8 W historycznym kształtowaniu się narodów szczególnie doniosłą rolę; odegrało państwo. Ono stanowiło ramy tworzenia narodu, których nie mogło dać ani terytorium (nawet wyraźnie wyznaczone przez „granice^ naturalne"), ani wspólnota językowa. Tej zresztą nie było, gdy z gęstwy struktur plemiennych drogą stopniowego uzyskiwania hegemonii, a następnie panowania przez najpotężniejsze plemię, bądź też drogą najazdu,, tworzyło się państwo. Istniały tylko mniej lub bardziej zbliżone dialekty plemienne. Dopiero w ramach państw ukształtowały się jednolite języki, narodowe: język dworu i grupy urzędniczej stawał się wzorcem poprawności, do którego naginały się dialekty; pojawienie się literatury w tym. języku, zwłaszcza literatury szeroko się rozchodzącej, umacniało jego panującą pozycję. Państwo, głosząc konieczność lojalności poddanych i organizując różne-więzi, łączące mieszkańców ze swym symbolem — dynastią, potrafiło, zazwyczaj mobilizować ich uczucia wokół swych celów, zwłaszcza gdy chodziło o walkę z obcym pod względem języka i obyczajów nieprzyjacielem. Rolę dynastii przejęli później przedstawiciele stanów uprzywilejowanych jako rzecznicy narodu, aby — począwszy od Wielkiej Rewolucji Francuskiej — przekazać pod naciskiem mas ludowych władzę nowym wyłonionym przez nie elitom. Ten rozwój, charakterystyczny dla Francji, Anglii i kilku innych państw zachodnioeuropejskich, wytworzył typ narodu zwany od czasów F. J. Neumanna9 „narodem państwowym" (Staatsnation). Ale podobnie przebiegały pierwsze etapy rozwoju narodów w Europie środkowej i wschodniej, zanim powstanie wielojęzycznych imperiów nie wprowadziło tam rozbieżności między granicami terytoriów państwowych i językowych; nadto części składowe tych imperiów nie zatraciły poczucia własnej odrębności i kultywowały własne tradycje historyczne (Litwar Ukraina, Czechy, Chorwacja). Na przełomie XVIII i XIX w., w momencie pogłębienia świadomości narodowej i ogarnięcia przez nią mas ludowych,, wielojęzyczne państwa ujrzały się zagrożone przez ruchy emancypacyjne tych pozbawionych państwowości narodów, których główną więzią były: język, kultura i tradycja historyczna. Nazwano je więc „narodami kulturowymi" (Kulturnationen). Spośród nich wyróżniano takie, które miały tradycje własnej państwowości („narody historyczne"), i takie,, które sztucznie dopiero tę tradycję historyczną sobie tworzyły, niejednokrotnie brutalnie fałszując historię dla celów narodowych i tworząc mity wokół legendarnych bohaterów. Tym nauka europejska przez długi I. Wstęp •czas odmawiała miana narodów, określając je jako „ludy" lub „narodowości". Warto przy tej okazji omówić jeszcze jedno pojęcie, używane często w nauce i pożyteczne w badaniach nad późnym średniowieczem i począt- Jtami czasów nowożytnych, mianowicie pojęcie „narodu politycznego". Wytworzona w średniowieczu elita, stanowiąca świadomą część narodu, uzyskawszy w przedstawicielstwach stanowych wpływ na losy państwa, zaczęła się uważać za właściwego rzecznika narodu, a często za naród tout court. Szczególnie jaskrawe formy przybrała ta uzurpacja w krajach, .gdzie szlachta usunęła inne stany z przedstawicielstwa stanowego i, ograniczając drastycznie rolę króla, uzyskała monopol władzy w państwie (Polska, Węgry). Powstało tam pojęcie „narodu szlacheckiego" obejmują- •cego szlachtę różnego pochodzenia i języka, a usuwającego poza nawias narodu chłopów i mieszczan. Dla uzasadnienia tej teorii służyła lansowana przez publicystów XVI i XVII w. teza o odmiennym pochodzeniu etnicznym szlachty i plebejów: ci ostatni mieli być ludnością tubylczą, w • określonym czasie podbitą przez „naród panów", np. tzw. Sarmatów (czyli szlachtę polską). Inne teorie wyjaśniały usunięcie chłopów za nawias narodu ich rzekomą odmową (oczywiście w „niepamiętnych czadach") wzięcia udziału w obronie ojczyzny. Za tę niesolidarność i tchórzostwo zostali ukarani degradacją z członków narodu — w jego sługi. Teorie te stały się od okresu oświecenia przedmiotem krytyki zwolenników bardziej demokratycznej interpretacji pojęcia narodu. Państwo było jednym z najważniejszych czynników kształtowania narodu, ale przez samo swe istnienie narodu jeszcze nie tworzyło: istniały :i istnieją liczne państwa, które są skupionymi pod jedną władzą terytoriami i odłamami ludów, nie dającymi się zintegrować. W wypadku połączenia w jednym państwie ludów o długich, bogatych i odmiennych własnych tradycjach integracyjna działalność państwa napotyka szcze-,-gólne trudności i kończy się fiaskiem nieraz nawet po wielu pokoleniach. Dopiero istnienie świadomości narodowej dokumentuje istnienie narodu. Świadomość narodowa jest niezwykle trudna do zdefiniowania, ponieważ składa się z zespołu uczuć i wyobrażeń, charakterystycznych 'także dla przywiązania ludzi do innych wspólnot (religijnych, państwowych, klasowych, partyjnych etc.). Nic też dziwnego, że znany współczesny badacz nacjonalizmu Eugen Lemberg łączył pod tym terminem wszystkie typy „intensywnego oddania jednostek na rzecz ponadindywi- •dualnej instancji".10 Oczywiście taka zbyt ogólna definicja niewiele pomaga w rozwikłaniu istoty świadomości narodowej. W skład świadomości narodowej musi wchodzić świadomość odrębności od przedstawicieli innych narodów, połączona w przeszłości, a czasem a dziś z wiarą we wspólne pochodzenie członków narodu, a więc ich po- 2. Co to znaczy: naród? 17 krewieństwo. Ze świadomością własnej odrębności wiąże się przekonanie o specjalnych wartościach własnego narodu, co przechodzi często w dumę narodową lub nawet pogardę dla innych narodów, przede wszystkim sąsiednich (z którymi najczęściej dochodzi do konfliktów) lub stojących na niższym stopniu rozwoju kulturalnego. Duma czy poczucie wyższości łączy się często z przekonaniem o specjalnej misji dziejowej, pełnionej przez własny naród wobec Boga czy ludzkości: szczególnie jaskrawo wystąpiło ono w mesjanizmie żydowskim Starego Testamentu i w polskim mesjanizmie XIX w., ale nie brakło tego przekonania ani angielskim zdobywcom kolonii, ani niemieckim szowinistom okresu II Cesarstwa czy III Rzeszy. Przekonanie o wartościach własnej historii, szeroko pojętej kultury narodowej, obyczajów przenosi się także na symbole narodu: króla czy koronę jako symbol państwa („święta" korona św. Stefana na Węgrzech), godło państwa, sztandar, hymn narodowy. Wreszcie całość tych dyspozycji uczuciowych powoduje, że jednostka skłonna jest poświęcić swe prywatne cele dla tej zbiorowości, włącznie z ofiarą życia. Podczas gdy wymienione tu uczucia mogą być skierowane także ku innym obiektom (religii, klasie, partii), to specjalnie charakterystyczne dla uczuć narodowych jest przeniesienie przywiązania do grupy ludzkiej, zwanej narodem, na terytorium narodowe, zwane ojczyzną. Więź uczuciowa z ojczyzną zachowana była również przez tych członków narodu czy nawet całe narody, które zmuszone były ją opuścić, jak to widać na przykładzie rozproszonych po świecie Żydów lub Ormian, zachowujących przywiązanie do starej ojczyzny (zwykle nigdy nie widzianej). Każdy też naród zmierza do tego, aby swą ojczyznę przetworzyć we własne niepodległe państwo, gdyż dopiero we własnym państwie uzyskuje pełne możliwości rozwoju. Posiadanemu już państwu stara się zapewnić potęgę i poważanie wśród innych narodów. Przywiązanie do ojczyzny nie jest charakterystyczne jedynie dla świadomości narodowej: dotyczy ono także mniejszych wspólnot lokalnych (patriotyzmy lokalne miast starożytności i średniowiecza, regionów i dzielnic, często prowadzące do krwawej rywalizacji), a nawet ponadnarodowych (przywiązanie Europejczyków do swego kontynentu). Świadomość narodowa jest jednym z typów świadomości etnicznej. Naród, jako kategoria historyczna, rozwinął się z poprzedzających go wspólnot etnicznych, a rozwój jego przebiegał różne fazy, w których wprawdzie nie zmieniał się typ świadomości, ale zmianom ulegał zasięg społeczny tej świadomości. W związku z tym pojawiło się zagadnienie rozgraniczenia narodu od poprzedzających go typów wspólnoty etnicznej. Chodzi tu przede wszystkim o plemię, najstarszą wspólnotę etniczną, uważaną zazwyczaj za kolejny etap rozwoju społeczności wywodzącej się ze związków krewniaczych. Jednak badania Reinharda Wenskusa i Hen- 2 — B. Zientara 18 I. Wstęp 3. Nationes — gentes — populi 19 ryka Łowmiańskiego nad plemionami germańskimi i słowiańskimi starożytności i wczesnego średniowiecza udowodniły, że plemię było organizacją polityczną złożoną z elementów różnorodnego pochodzenia, a przekonanie o wspólnym pochodzeniu było mitem, stworzonym dla podtrzymania jedności. n Różnice między strukturą plemienia i narodu zostaną zbadane w dalszej partii książki. Znaczna część uczonych używa wieloznacznego terminu „narodowość" dla określenia etapu pośredniego między plemieniem a narodem nowoczesnym. Ich zdaniem dopiero od chwili ogarnięcia świadomością narodową wszystkich warstw społecznych można mówić o powstaniu narodu, a proces ten zaczyna się od rewolucji angielskiej w Wielkiej Brytanii i od Wielkiej Rewolucji Francuskiej na kontynencie. W osobnej pracy starałem się udowodnić, że różnice między uformowanymi wówczas narodami nowoczesnymi a wcześniejszymi etapami więzi narodowej są raczej ilościowe niż jakościowe i nie pozwalają na zaprzeczenie istnienia narodów przed XVIII wiekiem.12 Niniejsza książka dostarczy materiału ilustrującego siłę i zakres więzi narodowej w średniowieczu. Tu zwracam tylko jeszcze raz uwagę na fakt, że termin „narodowość" używany jest jednocześnie w bardzo licznych znaczeniach i wprowadzenie go dla o-kreślenia „narodu przedkapitalistycznego" nie ułatwia zrozumienia procesów narodotwórczych, lecz powiększa zamęt istniejący w tej dziedzinie badań. Po usunięciu terminu „narodowość" pojęcia „narodu" i „plemienia" nabierają walorów konkretności. Nie ma takich walorów pojęcie „lud" — również często używane dla określenia różnych typów wspólnot etnicznych. Jest to pojęcie wieloznaczne, mające bogatą historię, odpowiednik łacińskiego „populus", który przeszedł do nowożytnych języków europejskich z pewnymi odchyleniami znaczeniowymi, głównie dla o-kreślenia niższych warstw społecznych. W językach słowiańskich lud (czes. lid) określa zwykle również niższe warstwy społeczne; ale w języku polskim „lud" może oznaczać także zbiorowości etniczne, zwłaszcza na niższych stopniach cywilizacji (stąd ludoznawstwo jako synonim etnografii). Brak analogicznego słowa w języku rosyjskim i w językach południowosłowiańskich zastąpiła specyficzna ewolucja znaczenia słowa „naród", które ograniczyło w zasadzie swój zasięg do mas ludowych, choć czasem bywa używane także w sensie narodu jako zbiorowości politycznej: w terminologii naukowej wkroczył tu zapożyczony termin „nacija". W języku czeskim „lid" oznacza tylko masy ludowe; brak liczby mnogiej uniemożliwia tu przejęcie innych znaczeń.1!> Podobną drogę, jak rosyjski „naród", przebył niemiecki termin „Volk".14 W najstarszych tekstach występuje w znaczeniu oddziału wojska; później określa także grupy ludzi, najpierw — powiązane jakimiś wspólnymi więziami, później — ludzi w ogóle. Pochodnym od pierwszego z tych dwu znaczeń jest wariant rozwinięty w tłumaczeniach tekstów biblijnych, oznaczający zbiorowość ludzi wyróżniających się od innych pochodzeniem, językiem lub przynależnością do organizacji politycznej — plemiennej, państwowej: odpowiednik łacińskiej „gens" lub „natio". Taki rozwój terminu oznaczającego wojsko w kierunku pojęcia plemienia, przede wszystkim w jego politycznym sensie, nie jest niczym dziwnym; wszak plemię w sensie politycznym w okresie starogermańskim — to „lud pod bronią". Dlatego w późnoantycznych tekstach greckich często używano dla określenia plemion germańskich (i w ogóle barbarzyńskich) terminu „stratos", oznaczającego wojsko. W późniejszym okresie jednak „Volk" staje się odpowiednikiem „plebs" — nie oznacza wszystkich członków narodu, ale niższe jego warstwy: rządzonych — w przeciwieństwie do rządzących. Pogłębiają to znaczenie stereotypowe połączenia tego rzeczownika z pejoratywnymi przymiotnikami: „das einfaltige Volk" (prosty lud) „das unverstandige Volk" (ciemny lud), „das gemeine Volk" (pospolity lud). Tak przedstawiała się sytuacja w XVIII w., kiedy rozpoczęło się ponowne „uszlachetnianie" słowa „Volk", najpierw dzięki zainteresowaniu się pisarzy twórczością ludową, jako skarbnicą wartości narodowych. Demokraci XIX w. przeciwstawiali „Volk", jako trzon narodu, warstwom uprzywilejowanym: ideałem ich stało się utożsamianie mas ludowych z narodem, czyli „Volk" = „Nation". W XX wieku stał się jednak „Volk" w interpretacji rasistowskiej trzonem narodu w innym znaczeniu: jako od wieków trwająca i przekazująca z krwią germańskie cechy rasowe rdzenna część narodu, w przeciwieństwie do obcych rasowo elementów, wchłoniętych przez naród niemiecki, które zanieczyszczają krew i zmieniają w negatywnym kierunku cechy narodowe. Mimo mglistości termin lud (naród, peuple, people, Volk itd.) cieszy się dużym powodzeniem w publicystyce i literaturze naukowej, ponieważ, jak stwierdzają badacze angielscy, jest to dogodne określenie dla różnych zbiorowości ludzkich, które trudno zdefiniować innymi terminami.1B W tym też sensie będzie używany także w niniejszej książce. 3. NATIONES — GENTES — POPULI Średniowiecze zachodnioeuropejskie czerpało swą wiedzę o świecie, m.in. o społeczeństwie ludzkim, z zachowanych dzieł autorów starożytnych, zwłaszcza ze sporządzonych u schyłku starożytności wyciągów i encyklopedii Boecjusza, Kasjodora, Izydora z Sewilli, stanowiących pod- li ii 20 I. Wstęp ręczne źródło wiadomości o wszystkich niemal sprawach. Również terminologia dotycząca wspólnot etnicznych zaczerpnięta została z klasycznej literatury łacińskiej. Stanowią ją terminy „gens", „natio" i „populus", które jednak już wówczas nie były bynajmniej jednoznaczne. W starożytności i średniowieczu — jak już wspomniano — powszechnie uważano plemiona i narody za grupy złączone wspólnym pochodzeniem. Wyraża się to w obydwu terminach: „natio" i „gens", oznaczających etymologicznie potomstwo; w okresie republiki słowem „gentes" określano pierwotnie rody patryc j uszowskie. Z czasem obydwa terminy objęły szersze grupy etniczne. Rzymianie schyłku republiki i Cesarstwa przeciwstawiali w zasadzie ludy barbarzyńskie — określane mianem „gentes" lub „nationes" (po grecku: „ćthne") — cywilizowanemu ludowi, zorganizowanemu w państwo: „populus". W tym przypadku elementem cementującym społeczność nie było — jak u barbarzyńców — wspólne pochodzenie, lecz organizacja państwowa. „Lud (populus) — zdaniem Cycerona — to bynajmniej nie każde zbiorowisko ludzi skupionych dowolnym sposobem, lecz wielka ich gromada zespolona przez uznanie tego samego prawa i przez pożytek, wypływający ze wspólnego bytowania." 1 To przeciwstawienie cywilizowanego „populus Romanus" i barbarzyńskich „nationes" i „gentes" przejęli z dorobku klasycznego Rzymu pisarze wczesnochrześcijańscy, przekształcając je jednak zgodnie z potrzebami własnej ideologii. Szli tu za starożydowską tradycją ścisłego przeciwstawienia „narodu wybranego", „am Israel", wszystkim innym ludom, nie znającym prawdziwego Boga — „Gojim". Św. Hieronim ze Strydontu (zm. 420), twórca przekładu Biblii na łacinę (tzw. Vulgata), przeciwstawił więc „populus Israel" ludom pogańskim — „gentes" i „nationes". Podział ten przeniesiono również na opozycję: chrześcijanie — poganie, wewnątrz samego społeczeństwa rzymskiego, i św. Augustyn z Hippony (zm. 430) dostosował w związku z tym cycerońską definicję „populus" do nowych zadań: „Lud (populus) to rozumne zbiorowisko ludzi, zespolone zgodną wspólnotą w sprawach, które umiłował."2 Lud stracił tu charakter grupy politycznej, by określać zespół wiernych. Przeciwstawione im „gentes" i „nationes" (prawie wyłącznie w liczbie mnogiej) zaczęły oznaczać także cywilizowanych wyznawców tradycyjnej religii greckiej i rzymskiej, podobnie zresztą jak grecki termin „śthne", jeszcze wcześniej przeciwstawiony chrześcijanom, określanym słowem „laós".3 Utworzone od używanych w tym znaczeniu słów „gentes" i „śthne" przymiotniki łacińskie „gentilis" i „ethnicus" stały się w późnej starożytności i w całym średniowieczu po przekształceniu w rzeczowniki jednoznacznymi już określeniami pogan. Trzeba dodać, że obydwa znaczenia słów „gentes" i „nationes", tj. określenia barbarzyńców i pogan, występowały w późnej starożytności 3, Nationes — gentes — populi 21 jednocześnie; kiedy chrześcijaństwo stało się w Imperium Rzymskim religią panującą, mogło dojść do ponownego utożsamienia pojęć: cywilizowani Rzymianie byli jednocześnie chrześcijanami, a barbarzyńcy — w zasadzie poganami. Toteż i słowo „barbarus" używane było dość często jako synonim poganina. Jednak użycie terminu „populus" nie było tak jednoznaczne, jak by to mogło z powyższego wynikać. Już w okresie republiki pojęcie to zaczęło oznaczać nie tylko całość obywateli, ale także masy ludowe przeciwstawione warstwom rządzącym; toteż stronnictwo polityczne, głoszące przywrócenie wpływu „ludu" na rządy państwem, określane było nazwą „nonulares". W tym znaczeniu: populus = lud, przejęło w zasadzie ten termin średniowiecze i w tym znaczeniu funkcjonuje on dziś w wielu językach, jako peuple, popolo, pueblo, people etc. Do języka niemieckiego przeszedł jako „Pobel" i oznacza nie odpowiednik polskiego ludu (którą to funkcję pełni, jak wiemy, słowo „Volk"), ale „motłoch". Jednocześnie słowem „populus" zaczęto nazywać w niektórych wypadkach, całkiem wbrew cyceronowskiej definicji, wszelkie, także przypadkowe, zbiorowiska ludzi, a nawet nie tylko ludzi (populus apium, czyli rój pszczół u Columelli). Nie brak też użycia terminu „populus" jako synonimu „gens" lub „natio": występuje on zwłaszcza tam, gdzie autor mówił o podziale jednolitej „gens" na dwa odłamy, lub po prostu — gdzie chciał uniknąć jednostajności i częstego powtarzania tego samego słowa. Pod wpływem chrześcijańskich pisarzy późnego antyku rozwijała się terminologia polityczno-etniczna języków germańskich. Wielką rolę tu odegrał Ulfilas (zm. 383), twórca przekładu Biblii na język gocki. W języku tym istniały trzy nieco różniące się między sobą pojęcia oznaczające zbiorowości ludzkie; każde z nich miało odpowiedniki w innych językach germańskich, dzięki czemu można śledzić dalsze ich losy. „Folk" oznaczał „lud pod bronią": czasem był to oddział wojskowy (pokrewny jest słowiański wyraz „pułk"), czasem zespół wolnych członków plemienia. Ten to wyraz został przez Ulfilasa użyty do przekładu greckiego słowa „laós" i łacińskiego „populus". Niewątpliwie pod wpływem swego łacińskiego odpowiednika „Folk" (niem. Volk) zaczai w średniowieczu oznaczać również niższe warstwy społeczne. Dalsze losy tego terminu już znamy. W okresie Ulfilasa ogół ludzi przeciwstawianych grupie rządzącej oznaczano natomiast słowem „liut" (por. słów. lud, lid). Słowo to w średniowieczu nie nabrało nigdy znaczenia grupy etnicznej; w państwie fran-kijskim „leudes" — to byli „ludzie" króla, jego otoczenie; później w języku niemieckim ze słowa „liut" rozwinęło się potoczne określenie przypadkowej grupy ludzkiej (Leute, tylko w l.mn.). 22 I. Wstęp Natomiast termin „thiuda", oznaczający świadomy politycznie i przekonany o wspólnym pochodzeniu zespół ludzi, plemię, został przez Ulfilasa słusznie użyty jako odpowiednik greckiego „śthnos" oraz łacińskich określeń „gens" i „natio". Był to termin, który w odpowiednich warunkach mógłby był się rozwinąć w germańskie określenie narodu, gdyby szczególny rozwój historyczny w VIII—X w. nie przekształcił urobionego odeń przymiotnika „thiudisk" w nazwę określonego i tylko jednego narodu. Niejako na marginesie należy jeszcze wspomnieć o terminie „kunni", oznaczającym właściwie ród. Podobnie jak łacińska „gens", również „kunni" nabrał znaczenia szerszego, co ułatwiało przekonanie o wspólnym pochodzeniu, a więc pokrewieństwie członków plemienia. Wprawdzie nie stał się termin „kunni" najbardziej popularnym określeniem plemienia (jak to się stało z „gens"), ale za to rzeczownik „kunning", oznaczający przywódcę „kunni", zrobił szeroką karierę: w językach germańskich oznaczał z czasem króla; zapożyczyli go też Słowianie, Finowie i Bałtowie (może w rekonstruowanej obocznej formie „kunjaz"), u których również oznaczał władcę (ksiądz, knez, kniaź, kunigas etc.). Izydor z Sewilli (zm. 636), który u progu średniowiecza starał się w swych Etymologiach uporządkować całość ówczesnej wiedzy, dążył do zdefiniowania terminów odnoszących się do wielkich grup społecznych. Od Cycerona przepisał definicję pojęcia „populus",4 mimo iż daleka była ona od współczesnego Izydorowi rozumienia tego terminu, w którym przeważał sens: „masy ludowe". Natomiast definiując „gentes" i „na-tiones" podkreślił kryterium wspólnego pochodzenia jako decydujące o ich wspólnocie i odrębności.5 Zdawano sobie jednak w starożytności sprawę z odrębności językowej poszczególnych plemion i ze znaczenia wspólnego języka dla zwartości plemienia: pisarze wczesnochrześcijańscy (św. Ireneusz, biskup Lyonu, zm. ok. 202) wyprowadzili różnorodność języków z legendy o wieży Babel i starali się ułożyć tabelę 72 ludów i języków.6 Claudius Marius Victor, retor z Marsylii z pierwszej połowy V w., uważał nawet odrębność językową za podstawową cechę plemienia (gentem lingua facit).7 Natomiast współczesny mu św. Augustyn stwierdzał, że liczba ludów jest większa niż liczba języków,8 a słuszność tego twierdzenia mogli Rzymianie sami stwierdzić w okresie wielkich wędrówek ludów, gdy obserwowali liczne plemiona germańskie, odrębne, a nawet sobie wrogie mimo posługiwania się tym samym językiem. Jordanes (VI w.) podkreślał tożsamość języka obydwu gałęzi Gotów oraz Gepidów; potwierdził to współczesny mu bizantyjski historyk Prokop z Cezarei, dodając do tych jednojęzycznych ludów także Wandalów.9 Izydor z Sewilli zapisał w swym dziele, że „na początku wprawdzie było tyle języków, ile ludów, ale następnie powstało więcej ludów niż języków, albowiem z jednego języka wywiodło się wiele ludów".10 3. Nationes — gentes — populi 23 Poza rzekomo wspólnym pochodzeniem i wspólnym językiem wyróżniano w starożytności i średniowieczu również tryb życia, strój i obyczaj jako cechy świadczące o odrębności plemiennej. W II wieku Tacyt, rozpatrując przynależność etniczną różnych plemion barbarzyńskich, sąsiadujących z Imperium Rzymskim, zaliczył wprawdzie Peukinów, czyli Bastarnów — ze względu na język — do Germanów, chociaż wyglądem i strojem bliscy byli Sarmatom, inne jednak kryterium zastosował przy Wenedach: mimo odmienności języka uznał ich za lud germański ze względu na zbliżone do Germanów obyczaje, tryb życia i uzbrojenie." Jak wynika z powyższego wywodu, pisarze łacińskiego średniowiecza, idąc za stanowiącymi ich podręczniki kompendiami schyłku starożytności, używali dla określenia wspólnot etnicznych terminów „gens" i „natio", wierząc, że ich członkowie są złączeni przede wszystkim wspólnym pochodzeniem, a na drugim miejscu — językiem, obyczajami i trybem życia. Nie odróżniano już cywilizowanych „populi" od barbarzyńskich „gentes" i „na-tiones" (choć termin „gentes" w liczbie mnogiej często oznaczał jeszcze pogan). Zrównanie nastąpiło u progu wczesnego średniowiecza: już Jordanes pisał o „gens Romana" jak o każdej innej wspólnocie etnicznej. Termin „populus" zaś upowszechnił się w znaczeniu ludu przeciwstawionego władzy (wbrew Izydorowi, który kazał stosować w tym celu rzeczownik „plebs") bądź też używany był dla określenia bliżej nie sprecyzowanej zbiorowości ludzkiej. Średniowiecze nie miało narzędzia terminologicznego dla odróżnienia plemion od większych wspólnot etnicznych — narodów: w obydwu wypadkach używano zamiennie terminów „gens" i „natio". Mówiono więc zarówno o „gens Thuringorum", jak o „gens Teutonicorum", o „natio Francorum" i „natio Picardorum". Sytuacja ta stała się kłopotliwa w końcu średniowiecza, kiedy nowe wspólnoty narodowe okrzepły i nabrały świadomości. Tam, gdzie istniało ostre pogranicze językowe, a język stał się głównym kryterium przynależności narodowej — właśnie słowo „język" (lingua, później utworzone specjalnie linguagium, langue, Zunge, jazyk) zaczęło określać wspólnotę narodową (ciągle jednak zamiennie z „gens" i „natio"). Gdzie zaś terytorium językowe nie było tak oczywiste, przeważał upowszechniany przez Kościół termin „natio" oznaczający wspólnoty szersze niż „gentes" — raczej wspólnoty terytorialne niż językowe. Uniwersytety dzieliły studentów na „nacje" zależnie od miejsca pochodzenia, a nie języka czy poczucia narodowego; na uniwersytecie paryskim istniały nacje: francuska, normandzka, pikardyjska i angielska. Trzy pierwsze obejmowały oczywiście studentów z terenów Francji (nacja francuska — studentów z Ile-de-France), a ostatnia — wszystkich cudzoziemców; ze zmniejszeniem się liczby Anglików w Paryżu zmieniła zresztą nazwę na „niemiecką". Należeli do niej także studenci polscy. 24 7. WsL?p 4. Patria 25. Na wzór uniwersytetów zaczęto wprowadzać podział duchowieństwa na „nacje" na soborach powszechnych, po raz pierwszy w Lyonie w 1274 roku. Oczywiście „nacje" soborowe obejmowały znacznie większe jednostki terytorialne i pokrywały się z obszarami państw lub nawet ich grup. Na soborze w Vienne w 1312 r. głosowano według „nacji", których było aż osiem: francuska, włoska, hiszpańska, niemiecka, duńska, angielska, szkocka i irlandzka. Oczywiście „nacja" niemiecka obejmowała całą Europę środkową, a duńska — północną. Inaczej było na soborze w Konstancji (1414—1418). Również tam zgrupowano przedstawicieli zachodniego chrześcijaństwa w tradycyjnie pojmowane cztery nacje: włoską, niemiecką, francuską i angielską, ale niebawem pojawiły się nieporozumienia, ponieważ słowo „natio" nabrało tymczasem powszechnie znaczenia odpowiadającego narodowi, rozumianemu czasem według kryterium państwowego, czasem zaś językowego. Stare formalne podziały zaczynały pękać: Hiszpanie zostali uznani jako odrębna, piąta nacja, a podobnego wyodrębnienia domagali się Węgrzy (mimo że ich królem był władca Niemiec) oraz Portugalczycy. Jeszcze bardziej doniosłe były zmiany w składzie nacji francuskiej: weszli do niej mianowicie delegaci Sabaudii, Lotaryngii i Prowansji — ziem należących do Cesarstwa. Jako uzasadnienie tej secesji posłużył fakt panowania w tych ziemiach języka francuskiego. Mimo zarysowania się w XV wieku wyraźnego ograniczenia terminu „natio" i wywodzących się zeń odpowiedników w językach zachodnioeuropejskich do znaczenia bliskiego dzisiejszemu „narodowi", do końca średniowiecza występowało również użycie go w węższym sensie. Jeszcze w 1484 r. francuskie Stany Generalne dzieliły się według pochodzenia posłów na sześć „nations": langwedocką, langwedoilską, akwitańską, paryską, normandzką i pikardyjską. Kronikarz Jean Froissart określał zaś tym mianem mieszkańców poszczególnych miast: znajdujemy u niego nie tylko „nation de Londres", ale nawet „nation d'Audenarde". Termin „natio" nie wyparł też całkowicie używanych w tekstach łacińskich terminów „gens" i „lingua", mających zresztą również chwiejne znaczenie. Termin „gens" zmieniał swój zakres, we Francji oznaczając coraz częściej ludzi w ogóle (takie jest jego dzisiejsze znaczenie w języku francuskim). Roger Bacon w XIII w. starał się odróżnić język ogólny (lingua) od jego dialektów (idiomata), ale w praktyce było to bardzo trudne, stąd we Francji „langue d'oc" i „langue d'oil" oznaczały obszary odpowiednich dialektów. W językach polskim i czeskim „język" czy „jazyk" przeważnie oznaczał w XV w. wspólnotę narodową, ale i tu zakres był chwiejny; czasem określano „język" czeski i morawski, czasem zaś utożsamiano „język" czeski ze wspólnotą zachodniosłowiańską, zaliczając do niej „lin- guagia" Polaków, Morawian i Słowian (tj. Słowaków?).12 Jeszcze większa, była w tym okresie mglistość terminu „naród", co widać chociażby w tekście polskiego przekładu Biblii z XV w. (tzw. Biblia królowej Zofii).. 4. PATRIA „Naród nie musi być zbiorowością zamieszkującą zwarcie jakieś określone terytorium — chociaż zakłada się, że taką zbiorowością być powinien — musi natomiast posiadać wspólną dla wszystkich swych członków ojczyznę. Ojczyzna stanowi bogaty zespół wartości odgrywających doniosłą rolę w kulturze narodowej, a pewna swoista postawa względem ojczystego terytorium jest nieodzownym elementem tej kultury; nieodzownym w tym sensie, że nie byłoby podstawy, aby kulturę pozbawioną tego elementu nazywać kulturą narodową, a zbiorowość o takiej kulturze — narodem." : Podkreślony przez Stanisława Ossowskiego w powyższym fragmencie związek świadomości narodowej z pojęciem ojczyzny domaga się jednak uzupełnienia. Nie jest to związek dający się odwrócić, gdyż pojęcie ojczyzny nie musi się wiązać z całością terytorium narodowego. Bardzo-często obejmuje znacznie węższy obszar, z którym pewna wspólnota ludzka związana jest uczuciowo: ojczyzną było rodzinne miasto, prowincja, terytorium; dopiero stopniowo, wraz ze wzrostem znaczenia świadomości narodowej, „ojczyzny prywatne" członków narodu zaczęły przesuwać się na drugi plan wobec wspólnej „ojczyzny narodowej". Mówiąc: „Litwo, ojczyzno moja" Adam Mickiewicz nie przestawał uważać za ojczyznę Polski w jej przedrozbiorowych granicach. „Ojczyzna" w języku polskim oznaczała początkowo „ojcowiznę",, dziedzictwo po ojcu, a więc dla szlachty nadającej ton w rozwoju polskiej kultury narodowej pierwszą „ojczyzną" była odziedziczona wieś: lub grupa wsi, stanowiąca własność rodzinną. W zmianie sensu tego pojęcia główną rolę odegrał łaciński termin „patria", spopularyzowany w Polsce od XII w. przez kronikarzy przenoszących na nasz kraj formy patriotyzmu rzymskiego, znane z klasycznej literatury. Podobna geneza obydwu terminów: „patria" i „ojczyzna", sprzyjała potraktowaniu ich. jako synonimów, ale jeszcze Łukasz Górnicki w XVI wieku odradzał: posługiwanie się słowem „ojczyzna". „«Patria» jest łacińskie słowo; moim zdaniem lepiej uczyni, kto, mówiąc o Polszcze, rzecze: «patria moja» niźli «ojczyzna moja», bo «ojczyzna» częściej się rozumie to, co gruntu. komu ociec zostawił." 2 Ale Jan Kochanowski nie żywił takich obaw. Gdy czytamy u niego-zdanie: „Tusmy się mężnie prze ojczyznę bili/I na ostatek gardła poła- 26 I. Wstęp żyli" — nie mamy wątpliwości, że polegli pod Sokalem rycerze zginęli nie za swe prywatne włości, ale za Rzeczpospolitą.3 Patriotyczne utwory Kochanowskiego przyczyniły się walnie do przeforsowania pojęcia „ojczyzna" w sensie państwa narodowego i zaniku starszych znaczeń tego terminu. Podobnie wieloznaczny był ruski termin „otczina" (później „wotczina"), który początkowo oznaczał dziedzictwo po ojcu, ojcowiznę, ale był w XV w. używany także w znaczeniu „ojczyzny" = patria, np. w poemacie Zadonszczina. Później jednak nastąpiło zahamowanie: język ukraiński zachował ten termin dla „ojczyzny" (bat'kiwszczyna, witczizna), podczas gdy język rosyjski przyjął nowy termin „rodina" (również od „rodzinnej" ziemi), a starsza „wotczina" zaczęła oznaczać już tylko szlachecki majątek ziemski. W języku czeskim „otćina" ustąpiła już w XIV w. terminowi „vlast", który oznaczał pierwotnie władzę, następnie obszar tej władzy podlegający, wreszcie „kraj" i „kraj ojczysty". Już w końcu XIV w. „vlast" służyła jako odpowiednik łacińskiego „patria".4 Łacińska „patria" jednak także nie była prostym pojęciem: kłopoty z tym terminem miał już Cyceron. „Moim zdaniem — pisał — zarówno Kato, jak i wszyscy obywatele pochodzący z miast municypalnych, mają po dwie ojczyzny: jedną z tytułu urodzenia, drugą z tytułu przynależności państwowej. [...] Większą miłością jednak musimy darzyć tę, która pod nazwą rzeczypospolitej jest ojczyzną ogółu obywateli. Dla niej to właśnie winniśmy poświęcać swe życie, jej oddawać się całkowicie, w niej wszystko pokładać i wszystko jej ofiarowywać. Ale i ta ojczyzna, która nas zrodziła, jest niemalże tak samo droga ..." 5 Pisarze rzymscy usiłowali przekształcić patriotyzm lokalny, którego wzorce zaczerpnęli od swych greckich mistrzów, w patriotyzm ogólno-państwowy. Im jednak większe było państwo rzymskie, tym trudniej było wzbudzić doń uczucia patriotyczne, dotyczące określonego terytorium. Stąd też w warstwach wykształconych zastępowano je ideałami cywilizacyjno-kosmopolitycznymi i ogólnoludzkimi, stanowiącymi z czasem doskonałą glebę dla wszczepienia zasad ideologii chrześcijańskiej. Na co dzień uczucia patriotyczne znowu ograniczały się do „ojczyzny prywatnej". W okresie wędrówek ludów występowały wśród wykształconych Rzymian dwie postawy. Jedną wyznawali obrońcy Imperium, z przerażeniem obserwujący jego katastrofę i łudzący się raz po raz nadzieją na ocalenie: mamy wśród nich zarówno pogan, jak Symmachus, jak chrześcijan w rodzaju Prudencjusza, a potem Sidoniusa Apollinarisa. Drugą postawę reprezentował Rutilius Namatianus, który wprawdzie zbiegł z Akwitanii przed Wizygotami, ale jako „dziecię Galii" tęsknił za stronami rodzinnymi. „Pola galijskie wzywają mnie! — pisał. — To prawda, są one 4. Patria 27 zniekształcone przez niekończące się wojny, ale im mniej mają uroku, tym bardziej zasługują na miłość."6 Im dłużej trwało panowanie ludów germańskich na dawnych terytoriach rzymskich, tym więcej Rzymian w imię tego patriotyzmu lokalnego decydowało się współpracować z najeźdźcami germańskimi dla dobra kraju. Nawet ludzie tkwiący sercem w kulturze rzymskiej, jak Kasjodor czy nienawidzący Germanów Sido-nius, decydowali się na kolaborację. Izydor z Sewilli nie tylko poświęcił — idąc tu zresztą śladem Kasjodora — specjalne dzieło gloryfikacji Gotów, ale wyraził radość ze zwycięstw króla Rekareda nad Rzymianami (tj. Bizan ty jeżykami). Pisarze kościelni w większości ze smutkiem bądź nawet aprobatą (jak Salwian z Marsylii) obserwowali biernie upadek Imperium Rzymskiego, które runęło — jak sądzili — pod brzemieniem własnych grzechów, by otworzyć perspektywę rozszerzenia „państwa Bożego" na ludy barbarzyńskie. Przy niestałości granic, przy coraz dotkliwszym zrywaniu ponadlokal-nych kontaktów, termin „patria" ulegał w praktyce zacieśnieniu i tracił swą treść emocjonalną. U Grzegorza z Tours (zm. 594) „patria" występuje jako synonim kraju (bez zabarwienia uczuciowego). W państwie frankijskim „patria" stała się określeniem niewielkiego regionu: prowincji, hrabstwa. Kiedy liczne synody kościelne począwszy od .VII w. występowały przeciw włóczeniu się kleryków po kraju, określały to terminem: „per patrias vacare" albo „patrias circumire". Czasem „patria" oznacza nawet rodzinną miejscowość („patria nativitatis suae" w kapitu-lariach 768 i 813 r.). Takie znaczenie słowa „patria" przeważało w aktach urzędowych i zapewne w języku potocznym. Jednak szersze pojęcie o zabarwieniu emocjonalnym nie zostało w pełni zapomniane: przetrwało w pisarstwie kościelnym, które często posługiwało się pojęciami „ojczyzny niebieskiej" (patria coelestis), przeciwstawianej „ojczyźnie ziemskiej" (patria terre-stris). Wśród wykształconego duchowieństwa, czytającego fragmenty literatury klasycznej lub wczesnochrześcijańskiej, zachowało się też zrozumienie dla szerszego pojęcia „ojczyzny", utożsamianej z państwem; wzrost zainteresowania literaturą antyczną za Karola Wielkiego i przywrócenie klasycznej łaciny sprzyjały powrotowi „ojczyzny" na karty oficjalnych roczników i dzieł historycznych. Pojawiają się określenia: defensio patriae (obrona ojczyzny) i patriae proditor (zdrajca ojczyzny). Stan ten — tj. dwuznaczność terminu „patria", używanego zarówno w sensie regionu, jak państwa, przetrwał całe średniowiecze. Jednak z rozwojem świadomości narodowej od XII w. to drugie znaczenie zyskiwało w scentralizowanych monarchiach wyraźnie przewagę. Użycie słowa „patria" nie przekraczało jednak granic łaciny. Francuski jego odpowiednik — „patrie" nie pojawił się przed XVI w., kiedy upowszechnili 28 I. Wstęp go humaniści. Wcześniej tłumaczono termin „patria" przez słowo „pays" — region, kraj. Podobnie nie wszedł termin „patria" do języka angielskiego, gdzie dokładnym odpowiednikiem francuskiego „pays" stał się wyraz „country". Niemiecki wyraz „Vaterland" pojawił się w XII w. jako dokładny odpowiednik łacińskiego „patria" z jego podwójnym znaczeniem. Już jednak w tym samym czasie istniał w tym języku własny termin, oznaczający strony rodzinne, a więc „bliższą ojczyznę": Heimat (w staro-górno- -niemieckim jako heimuoti), wyprowadzony od słowa Heim — dom rodzinny. Istniały więc w tym języku warunki do szybszego oddzielenia się pojęć ojczyzny węższej i szerszej. Jeżeli do tego nie doszło, jeżeli jeszcze nawet w XIX wieku miniaturowe księstwo Anhaltu występuje jako „Vaterland", to przyczyny leżą oczywiście w specyficznych trudnościach rozwoju narodu niemieckiego. II. PUNKT WYJŚCIA i. ŚWIADOMOŚĆ PLEMIENNA Zarówno starożytni Germanowie, jak obserwujący ich pisarze rzymscy, uważali wspólne pochodzenie za główną więź łączącą członków plemienia. Pogląd o wspólnym pochodzeniu i wywód współczesnych członków plemienia od mitycznych bohaterów i bogów stanowił główną treść tradycji plemiennej, trwającej w pieśniach kultowych (carmina anti-qua, o których wspomina Tacyt') oraz w uroczystościach religijnych. Dzięki tym treściom, trudniej niż inne ulegającym zmianie i utrzymującym się w ciągu stuleci, plemię nie tylko zachowywało świadomość wspólnego pochodzenia i wspólnych dziejów, ale nawet po kilku stuleciach wędrówek potrafiło określić swą praojczyznę — punkt wyjścia szlaku wędrówki. Rzecz prosta, wspólne pochodzenie było sztuczną konstrukcją, której zadawały kłam losy poszczególnych plemion, wchłaniających najrozmaitsze elementy etniczne. Dzieje wędrówek ludów ukazują, jak niewielkie liczebnie plemiona urastały do wielkich potęg militarnych; tracąc po drodze tysiące członków, poległych w bitwach lub zmarłych z trudów podróży, nie kurczyły się jednak, wzmacniane odpryskami innych plemion, germańskimi zbiegami z armii rzymskiej, zbiegłymi niewolnikami itp. Zmiany osobowego składu plemienia dokonywały się tak szybko, że nie mogły zostać nie dostrzeżone. A jednak trwała świadomość, że Goci z Hiszpanii, Akwitanii, Italii, Panonii, Mezji i Krymu są tymi samymi Gotami, którzy ze Skandynawii wylądowali u ujścia Wisły i stworzyli wielki związek plemion nad Morzem Czarnym. Nawet plemiona, które powstały dopiero w III wieku jako zupełnie nowe związki na gruzach dawniejszych struktur etniczno-politycznych, jak Frankowie i Alemano-wie, stworzyły sobie sztuczną tradycję wspólnego pochodzenia. Tylko sąsiedzi czasami podkreślali mieszany charakter nowych związków plemiennych, zwłaszcza wtedy, gdy łączyły one elementy niespójne językowo; tak np. Penkinów nazywano Bastarnami, czyli mieszańcami, ponieważ weszły w ich skład elementy germańskie, celtyckie i irańskie. Przy zmiennym składzie osobowym plemienia szczególne znaczenie miała grupa stanowiąca jego rdzeń i przechowująca tradycję plemienną. 30 II. Punkt wyjścia Była to starszyzna określana zwykle jako arystokracja plemienna; jej członkowie tworzyli na tle ogólnej tradycji plemiennej tradycję własnego rodu, starając się go wywieść jeżeli nie od bogów i znanych z tradycji plemiennej królów, to przynajmniej od ich towarzyszy, działających już w praczasach formowania się plemienia. Nie wszystkie plemiona posiadały stałych wodzów (których zwykliśmy pod wpływem pisarzy rzymskich nazywać królami), ale wszystkie miały wyodrębnioną grupę arystokracji — nosiciela tradycji; spośród tejże grupy wybierano też przywódców do konkretnych działań plemienia. Poczucie wspólnoty plemienia wzmacniały inne czynniki: wspólny język, tryb życia, obyczaje, strój, czasem sposób noszenia włosów i zarostu (brody u Longobardów). Te ostatnie zresztą często związane były z religią plemienną lub stanowiły część tradycji. Ogromny krok naprzód w badaniach nad świadomością plemienną i procesem kształtowania się plemion i związków plemiennych zawdzięcza nauka Reinhardowi Wenskusowi, który poddał wnikliwej analizie cały aparat pojęciowy związany z tymi zagadnieniami, ostro skrytykował legendy hlstoriograficzne, nowoczesne mity wyrosłe na niesprawdzalnych hipotezach archeologicznych i lingwistycznych, a wreszcie prześledził rozwój znanych ze źródeł plemion germańskich okresu rzymskiego i wędrówek ludów. Po jego badaniach rzekoma „jedność pochodzenia" i typu antropologicznego poszczególnych plemion czy ich grup może być spokojnie odłożona do przezwyciężonych już poglądów. Wspólnota językowa w świadomości plemiennej nie odgrywała analogicznej roli, jak w późniejszych narodach: była to nieomal wyłącznie wspólnota komunikatywna, której granice nie pokrywały się z granicami plemion. Oczywiście, wspólny język był niezbędny dla porozumiewania się członków plemienia; dołączające doń elementy obce musiały przyjąć język większości jako instrument porozumiewania, co z czasem prowadziło do ich asymilacji językowej. Ale plemiona mówiące tym samym językiem nie przestawały być odrębnymi organizacjami politycznymi; co więcej, wspólnota językowa nie była uważana za powód do połączenia w całość plemion do niej należących: odmienne wierzenia, prawa, tryb życia uważane były za ważniejsze od wspólnego języka. Język nie był więc przedmiotem specjalnej dumy czy przywiązania: mimo istnienia własnego pisma i zaczątków literatury Wizygoci już w V w. spisywali swe prawa po łacinie, a niebawem zatracili znajomość własnego języka, nie tracąc przez to poczucia swej odrębności. Podobny był los innych plemion w obcym językowo środowisku. Proces asymilacji przeciągał się tylko wtedy, gdy do plemienia przewodzącego dołączała się zwarta grupa całkowicie obca językowo i mająca własną organizację plemienną (Alanowie w Galii wizygockiej, Bułgarzy w Italii 1. Świadomość plemienna 31 longobardzkiej); opóźniała go zresztą odrębność zwyczajów prawnych,, uważana za czynnik ważniejszy od języka. W związku z tym sceptycznie należy odnosić się do tezy o istnienia ponadplemiennej wspólnoty germańskiej. Oczywiście, bliskość językowa była dostrzegana przez poszczególne plemiona i tradycje plemienne dawały temu wyraz, wywodząc np. ludy zachodniogermańskie od trzech synów Mannusa. Ale już wschodnich Germanów do tej wspólnoty nie zaliczano, samo zaś pojęcie Germanów zostało stworzone przez zewnętrznych obserwatorów. Wspólna walka przeciw Rzymianom rodziła pewne poczucie solidarności „barbarzyńców", ale nie kształtowało się ona bynajmniej w ramach germańskiej wspólnoty językowej; solidarność ta łączyła w związki i „wędrujące lawiny" ludy germańskie, celtyckie, irańskie, a nawet tureckie. Bardzo trwałym czynnikiem były odrębne zwyczaje prawne, pierwotnie ściśle związane z wierzeniami religijnymi. Świadoma swej odrębności grupa plemienna strzegła przede wszystkim własnego prawa: grupa Sasów, posiłkująca Longobardów w ich inwazji na Italię, wróciła do dawnych siedzib, skoro Longobardowie nie pozwolili im zachować w nowych siedzibach odrębnego prawa. Odrębne prawo długo uświadamiało członkowi plemienia jego przynależność, nawet jeżeli utracił odrębność językową i stał się poddanym obcego władcy. W praktyce prawa plemienne stale wchłaniały obce wpływy i zmieniały swą treść pod wpływem czynników zewnętrznych. Dotyczy to zwłaszcza „plemiennych" praw germańskich, spisywanych na obszarach dawnego Imperium Rzymskiego, zwykle przy udziale rzymskich prawników, systematyzujących je i konkretyzujących na własną modłę. Przywiązanie do własnego prawa było jednak u plemion germańskich tak silne, że królowie frankijscy w VIII w. nie mogli sobie pozwolić na narzucenie własnego prawa podporządkowanym plemionom na prawym brzegu Renu; tylko przez innowacje, wnoszone przy okazji spisywania praw zwyczajowych, starali się wprowadzić pewne korzystne dla siebie zmiany. Reinhard Wenskus udowodnił, że plemię — gens, śthnos — było organizacją polityczną, podobnie jak późniejsze narody, i nie można przeciwstawiać „naturalnego" rozwoju plemion „sztucznemu", politycznemu rozwojowi organizacji państwowo-narodowych. W związku z tym pojawia się konieczność pojęciowego rozgraniczenia plemienia od narodu, świadomości plemiennej od świadomości narodowej. Jest to tym ważniejsze, że ciągle pokutuje wśród szerokiej publiczności pogląd, iż między plemieniem a narodem istnieje tylko różnica ilościowa. Naród powstał rzekomo jako suma pokrewnych plemion, a świadomość narodowa zrodziła się dzięki rezygnacji plemion z własnej suwerenności na rzecz szerszej wspólnoty. ;32 II. Punkt wyjścia Sprawa staje się szczególnie ważna, gdy rozpatrujemy świadomość plemion, które zdołały stworzyć wielkie organizacje państwowe. Liczne teksty nie pozwalają wątpić w ich świadomość, a nawet dumę z własnej przynależności etnicznej, z wielkiej tradycji historycznej. Czy da się wobec tego przeciągnąć linię graniczną między świadomością plemienną a narodową? Czy da się znaleźć kryteria pozwalające stwierdzić, czy i od jkiedy są narodem Węgrzy i czy byli narodem Longobardowie? Czy różnica polega tylko na większej trwałości świadomości narodowej w po-, równaniu z plemienną? Ponieważ nie można mówić o istnieniu plemienia bez świadomości plemiennej, zajmiemy się na wstępie tą świadomością. Trzeba tu marginesowo zaznaczyć, że badacze społeczeństw przedklasowych często stonują termin „plemię" czy „lud" dla różnego typu wspólnot językowych lub kulturowych, nie zwracając uwagi, czy dana grupa istniała jako odrębna wspólnota etniczna we własnym pojęciu (z tradycją plemienną, mitem wspólnego pochodzenia itp.), czy też wyróżniana była i łączona w pewną całość tylko przez sąsiadów (np. pisarzy greckich i rzymskich) albo wreszcie przez archeologów czy lingwistów naszej epoki (np. „lud I-kultury pucharów lejkowatych" czy „Bałtosłowianie"). Uznając polityczny charakter wspólnoty plemiennej uznajemy za plemię grupę ludzką przekonaną o wspólnym pochodzeniu i posiadającą kultywowaną wspólną tradycję historyczną, odbijającą się również w religii, prawie, obyczajach, stroju i innych elementach życia wspólnoty. Przekonanie to łączyło się z poczuciem własnej wartości, a nawet lep-szości w stosunku do innych grup i dość łatwo przechodziło w świadomość specjalnego Boskiego mandatu, zlecającego danej grupie zadanie przewodzenia innym czy panowania nad nimi. Łączenie elementów me-sjanizmu z wyższym dopiero stopniem świadomości etnicznej — świa-• domością narodową, jak to czyni R. Wenskus, nie wydaje się słuszne, skoro w skąpo zachowanym materiale źródłowym da się odszukać przekonanie o specjalnej misji i specjalnych Boskich faworach zarówno u obydwu gałęzi Gotów, jak u Franków: niewątpliwie chrześcijaństwo dostarczyło im motywacji ideologicznej, ale nie było konieczne do wytworzenia się takiego przekonania. Nasilenie elementów mesjanistycznych nie może więc służyć za czynnik wyróżniający świadomość narodową od plemiennej. Natomiast czynnikiem takim jest brak w świadomości plemiennej powiązania uczucia przywiązania do plemienia z „ojczyzną", umiejscowioną w określonym kraju i stanowiącą obiekt przywiązania i miłości. Jest to tym bardziej intrygujące, że wiele nazw plemion wywodzi się od nazw geograficznych czy od właściwości terenowych pierwotnych miejsc za-rmieszkania. Plemiona okresu wędrówek ludów zachowały wprawdzie 2. Rzymianie a barbarzyńcy 33 pamięć o kraju, z którego wyszły, i o kolejnych miejscach pobytu, ale tradycja plemienna nie wyraża w stosunku do żadnego z nich uczuć przywiązania. Dopiero terytorialność uczuć plemiennych jest drogą do wytworzenia się świadomości narodowej; terytorializacja zaś może być dokonana przez stworzenie przez plemię trwałej organizacji państwowej. Taki właśnie moment uchwycił Izydor z Sewilli, zwracając się do ukochanej Hiszpanii, „najpiękniejszej, świętej, zawsze szczęśliwej matki władców i plemion": „Przesławne plemię Gotów po wielu zwycięstwach na świecie, walcząc porwało cię i obdarzyło miłością." * Jest to już świadectwo poczęcia procesu formowania się narodu hiszpańskiego, procesu długotrwałego i opóźnionego przez liczne wewnętrzne i zewnętrzne czynniki historyczne. 2. RZYMIANIE A BARBARZYŃCY Późnorzymski poeta Prudencjusz, który jako chrześcijański pisarz znał oczywiście doktrynę o równości wszystkich ludzi wobec Boga, twierdził jednak w swej wierszowanej polemice z poganinem Symmachem, że „między Rzymianami a barbarzyńcami istnieje tak wielka odległość, jak między człowiekiem a czworonogiem albo między istotą niemą a mówiącą".1 Prudencjusz pisał te słowa jeszcze z pozycji „panów świata": opiewając zwycięstwa rzymskiego patryc j usza Stylichona nad Wizygotami Ala-ryka, nie przeczuwał, że już za kilka lat wstrząśnie całym światem rzymskim wiadomość o zdobyciu przez barbarzyńców Wiecznego Miasta. Fakt ten rozpoczął zaciętą polemikę literacką między chrześcijanami a poganami na temat przyczyn katastrofy: obie strony zrzucały na siebie nawzajem odpowiedzialność za klęski, dając upust uczuciom bezsilnej rozpaczy i szukając pomocy u czynników nadprzyrodzonych. Jedno wszakże łączyło polemistów: niechęć i pogarda dla barbarzyńców germańskich. Nie tylko opisywano ze szczegółami i wyolbrzymiano ich o-krucieństwa i żądzę niszczenia; sami najeźdźcy jako ludzie, nawet w chwilach spokoju, budzili odrazę wykształconych Rzymian. Młodszy o pół wieku od Prudencjusza Sidonius Apollinaris żalił się, że nie jest w stanie pisać subtelnych wierszy pośród tłumu kudłatych Germanów i słysząc dźwięk ich języka; że musi ze smutnym obliczem chwalić pieśni śpiewane przez pijanego Burgunda o włosach śmierdzących zjełczałym masłem.2 W liście do przyjaciela pisał o „bestialskich i grubiańskich ludach", o ich „dzikości i tępocie, która jak u zwierząt przejawia się w głupstwach, brutalności i wybuchowości".3 Nie brak też było, począwszy od schyłku IV w., ludzi nawołujących 3 — B. Zientara • 34 II. Punkt wyjścia do nieufności w stosunku do Germanów służących Cesarstwu. Synezjos z Kyreny, nie tylko chrześcijanin, ale późniejszy biskup, nawoływał cesarza Arkadiusza, aby pozbył się barbarzyńców z armii i administracji, bądź przez fizyczne unicestwienie, bądź przez obrócenie ich w niewolników na wzór spartańskich helotów.4 Afrykańczyk Wiktor z Vita w drugiej połowie V w. gorąco potępiał tych Rzymian, którzy zajmowali ugodowe stanowisko wobec Wandalów lub zgadzali się im służyć; nie brakło bowiem nawet poetów, którzy (jak Felicianus i Florentinus) za dworskie fawory sławili w mowie wiązanej nowych panów rzymskiej Afryki. Zwracając się do „tych nielicznych, którzy pokochali barbarzyńców i na swą zgubę niekiedy ich zachwalają", Wiktor przypominał im, że barbarzyńcy „umieją tylko zazdrościć Rzymianom; jeżeli tylko jest to w ich mocy, zawsze pragną zaćmić chwałę i rodzaj imienia rzymskiego, a nawet życzą sobie, aby żaden Rzymianin nie pozostał przy życiu".5 Cytowane tu zwroty, świadczące o nienawiści do najeźdźców, a zwłaszcza ostatni, bliski częstym w polemikach narodowych późniejszych stuleci wzajemnym oskarżeniom o pragnienie całkowitego wytępienia przeciwnika, każą zapytać, czy nie chodzi tu o rzymską świadomość narodową? Historyk francuski Pierre Courcelle, który najpełniej zestawił opinie pisarzy późnego antyku na temat stosunku Rzymian i barbarzyńców, pod wpływem świeżych własnych przeżyć podczas II wojny światowej podzielił nawet tych pisarzy na „patriotów", „defetystów" i „kolaborantów". Ta modernizacja problematyki nie przyczynia się jednak do zrozumienia procesów etniczno-politycznych okresu wędrówek ludów. Rzymianie nigdy nie stworzyli narodu w sensie wspólnoty etnicznej, opartej na świadomości wspólnoty pochodzenia, kultury i języka. Charakterystyczne dla rozwoju państwa rzymskiego jest wyobcowanie Rzymian, jako wspólnoty politycznej, obejmującej miasto Rzym z należącymi doń obszarami, z organizacji plemiennej Latynów (najpóźniej od IV w. p.n.e.). Język swój nazywali Rzymianie zawsze latyńskim (łacińskim), ale sami już wcześnie przestali uznawać się za Latynów; wchodzili w symbiozę z pokrewnymi, ale odrębnymi Sabinami, a nawet z całkowicie obcymi językowo Etruskami. W rosnącej świadomości politycznej Rzymian ośrodkiem skupiającym uczucia patriotyczne było nie plemię, ale miasto-państwo, res publica. Mimo to w III i początku II w. p.n.e. istniała — wydaje się — możliwość powstania narodu rzymsko-latyńskiego. Latynowie, po podporządkowaniu się Rzymowi, stanowili część ludności Italii najściślej związaną z państwem rzymskim; mieli prawo osiadać w Rzymie i nabywali przez to wszelkie uprawnienia obywateli rzymskich; kolonie latyńskie stanowiły jeden z elementów umacniających władzę Rzymu nad Półwyspem 2. Rzymianie a barbarzyńcy 35 Apenińskim. W okresie kryzysu państwa rzymskiego podczas wojny z Hannibalem Latynowie dochowali wierności Rzymowi. Patriotyzm rzymski, rozpłomieniony wojnami z Kartaginą, objawiał się m.in. w zainteresowaniu językiem macierzystym; pojawiała się nie tylko coraz obfitsza twórczość w tym języku, ale próbowano przeciwstawić ją szerzącym się wpływom greki i- greckiej kultury. Katon Starszy i skupiony wokół niego krąg konserwatywnych Rzymian upatrywali w tych wpływach zagrożenie dla „rzymskich" cech osobowości obywateli Republiki. Być może, gdyby podboje Rzymian nie odbywały się w tak błyskawicznym tempie, doszłoby do integracji narodowej Italii, jej latynizacji i przekształcenia w "narodową ojczyznę. Jednak przed politykami rzymskimi zarysowały się inne perspektywy: zjednoczenie i reorganizacja całego ówczesnego cywilizowanego świata. W takim dziele ideologia narodowa mogłaby tylko przeszkadzać. Pod rosnącym wpływem podbitej Grecji Rzymianie przejęli się ideami humanitaryzmu i kosmopolityzmu, o czym świadczyło szybkie szerzenie się wpływów filozofii stoickiej, zwłaszcza w wersji Panaitiosa z Rodos i Poseidoniosa. Rzymscy prawnicy doprowadzili do wyabstrahowania pojęcia państwa, które mogło dzięki temu elastycznie przystosować się do nowych zadań; rozszerzanie obywatelstwa rzymskiego na służących państwu ludzi obcego pochodzenia pozwalało propagować to państwo jako dobro ogólnoludzkie: państwo rzymskie miało być stworzone do uporządkowania świata i zapewnienia mu pokoju. Nie tylko Wergiliusz w swej Eneidzie, apo-teozującej państwo rzymskie, głosił tę ideologię.6 Także Tacyt, piewca wojennych cnót i tężyzny Germanów, nie mógł sobie wyobrazić świata bez rzymskich organizatorów; „w wypadku gdyby — do czego niech bogowie nie dopuszczą — doszło do wygnania Rzymian, cóż mogłoby nastąpić innego, jak wojny wszystkich plemion między sobą?" 7 Nawet św. Augustyn, krytykujący u progu katastrofy Imperium Rzymskiego wszystkie jego nieprawości, nie kwestionował jego prawa do narzucania światu swego „pokoju". Pisarze chrześcijańscy powszechnie uważali zjednoczenie świata przez Rzymian za warunek niezbędny do rozpowszechnienia się nauki Chrystusa. Tylko Orozjusz, opisując podboje Rzymian, zadumał się nad losem podbitych, nad „żałosnym zniszczeniem licznych dobrze zorganizowanych ludów", choć nie omieszkał podkreślić korzyści ze zjednoczenia dla wytworzenia ogólnoludzkiej wspólnoty chrześcijańskiej. * Pozostawiając wszędzie dotychczasowe struktury społeczne i polityczne, Rzym prowadził politykę asymilacyjną, zakładając sieć kolonii wojskowych i umiejętnie szafując coraz bardziej masowym nadawaniem obywatelstwa rzymskiego. Lokalna starszyzna zostawała wszędzie przy 36 II. Punkt wyjścia władzy — pod warunkiem posłuszeństwa. Nadanie przez Karakallę w 212 r. obywatelstwa rzymskiego wszystkim wolnym mieszkańcom Cesarstwa było już tylko ostateczną konsekwencją politycznej „romani-zacji" świata śródziemnomorskiego. Procesowi rozszerzania obywatelstwa rzymskiego towarzyszyło coraz częstsze powoływanie notabli z prowincji do senatu i na najwyższe urzędy, z cesarskim tronem włącznie. Nie narzucano nikomu języka i kultury — poza oficjalnym kultem państwowym; jeżeli wśród ludności prowincji szerzyła się łacina i greka, to ze względu na dążenia jej samej do zmniejszenia dystansu od rzymskich panów świata. Septymiusz Sewer (193—211) został cesarzem, mimo iż jego ojczystym językiem był punicki, a wyuczoną łaciną władał nie najlepiej. Jego siostra w ogóle nie znała żadnego języka poza punickim. Już na przełomie II i III w. n.e. cesarze z dynastii Sewerów odczuwali uprzywilejowanie Rzymu i Italii w stosunku do pozostałych obszarów Cesarstwa jako anachronizm: konsekwencją tej postawy była właśnie Constitutio Antoniniana z 212 roku. Początkową różnorodność ludów, jednostek politycznych, praw obowiązujących na poszczególnych ziemiach uzależnionych przez Rzym zastąpił jednolity system prawno-administracyjny, na którego straży stał aparat biurokratyczny stale rosnący liczebnie i coraz bardziej skomplikowany. Koszta tego aparatu i coraz bardziej rozbudowywanej armii ponosiły miliony mieszkańców Imperium, z których tylko drobna część, warstwa wykształcona, miała jakiś osobisty stosunek do państwa, jego ideologii, jego losów. Dla większości państwo było czymś bardzo odległym i obojętnym, a nawet wrogim. Państwo reprezentowali w oczach tych ludzi bezwzględni poborcy podatków, przekupni urzędnicy, grabieżczy żołnierze; państwo stało na straży nierówności społecznej, sankcjonując uzależnianie wolnych od wielkich właścicieli ziemskich, ograniczając swobodę chłopów, rzemieślników, a nawet dekurionów miast prowincjonalnych. Podwójny ucisk ze strony państwa i możnych stawał się często nie do zniesienia, zwłaszcza w latach nieurodzajów lub spustoszeń, czynionych przez najeźdźców germańskich. Co wybitniejsi cesarze, począwszy od Aureliana (270—275), szukali sposobów pogłębienia związków między państwem a ludnością przez stworzenie państwowej religii, skłaniającej ludność do ofiarności na rzecz „wspólnego dobra" — res publica. Po pierwszych nieudanych próbach Konstantyn Wielki (306—337) dostrzegł możliwość przekształcenia chrześcijaństwa w taką państwową ideologię; w ciągu IV w. po różnych perypetiach chrześcijaństwo rzeczywiście stało się oficjalną religią państwową, a cesarze roztoczyli nie tylko protekcję, ale i władzę nad Kościołem. Jednak chrześcijaństwo nie przyczyniło się w poważniejszym stopniu do scementowania ludności Cesarstwa wokół „res publica" czy „nomen 2. Rzymianie a barbarzyńcy 37 Romanum". Wpłynęły na to różne przyczyny. Po pierwsze, już od IV w. wystąpiły w łonie Kościoła kontrowersje ideologiczne, przeradzające się w gwałtowne konflikty, a często krwawe starcia, wstrząsające całym społeczeństwem (arianizm, donatyzm, nestorianizm, monofizytyzm). Po drugie, nie wszyscy przewodnicy Kościoła akceptowali jego związek z państwem: wielu ostro krytykowało wszystkie krzywdy społeczne, dziejące się z aprobatą, a nawet wskutek działalności państwa. Abstrakcyjne pojęcia zwalczających się wzajemnie od wieków: civitas Dei — państwa Bożego, i civitas terrena — grzesznego państwa Szatana, stworzone przez św. Augustyna pod wrażeniem załamywania się rzymskiego porządku, upraszczali liczni popularyzatorzy, utożsamiając civitas terrena z państwem rzymskim, które przez swą niegodziwość stanęło w opozycji do ideału chrześcijaństwa — państwa Bożego. Podobne poglądy znajdowały żywy oddźwięk wśród niezadowolonych warstw społecznych, które obojętnie lub z aprobatą patrzyły na upadek dawnego porządku i bez strachu, a nawet z sympatią witały Germanów: zwłaszcza uciemiężeni chłopi, pozbawieni majątku, nie mieli czego się obawiać, a upadek panowania rzymskiego prowadził do załamania znienawidzonego systemu podatkowego. Podczas gdy Augustyn i Orozjusz wskazywali, że państwo rzymskie nie jest wieczne aru' doskonałe, choć byli jednak do niego na swój sposób przywiązani, inny pisarz im współczesny, Salwian z Marsylii, nie ukrywał swej satysfakcji z upadku „państwa grzechu" i głosił mit „dobrego barbarzyńcy", którego prostota i naturalne cnoty kontrastują z zepsuciem cywilizacji. O ile nie u wszystkich pisarzy kościelnych można dostrzec podobne poglądy (P. Courcelle zalicza Salwiana i głosicieli analogicznych tez do „kolaborantów"), to trudno znaleźć w całej literaturze kościelnej tego okresu jakieś apele do przeciwstawienia się najeźdźcom, do walki w obronie państwa i cywilizacji. Kościół zajął pozycję biernego obserwatora, czasem biadającego nad upadkiem ginących wartości, czasem jednak podkreślającego, że z pojawieniem się barbarzyńców w granicach rzymskich powstała szansa pozyskania wielu tysięcy nowych dusz dla chrześcijaństwa. Tylko tam, gdzie — jak w Afryce — barbarzyńcy podjęli prześladowania religijne, pojawiają się, jak w dziele Wiktora z Vita, wezwania do oporu i piętnowania zdrajców. Wśród wykształconych przedstawicieli warstw rządzących, ściśle związanych — zdawać by się mogło — z państwowością rzymską, również nie było jednolitego stanowiska. Znaczna część rodów senatorskich, zrażona do państwa przez odsuwanie od udziału we władzy na rzecz awansowanych przez cesarzy „nowych ludzi" niskiego lub wręcz barbarzyńskiego pochodzenia, obojętnie przyjmowała katastrofę Imperium i chętnie podejmowała funkcję doradców u boku królów germańskich. Niektórym 38 II. Puwfct wyjścia wystarczała jako uzasadnienie służby najeźdźcom chęć zachowania swych dóbr, inni — jak galijski senator Avitus — roili sobie pozyskanie tych czy innych władców germańskich dla rzymskiej cywilizacji i państwowości. Wśród ludzi przywiązanych do rzymskich tradycji toczyła się zacięta polemika o przyczyny katastrofy: po stronie pogańskiej Symmachus i Rutilius Namatianus, po chrześcijańskiej — Prudencjusz i Orozjusz, wzajemnie oskarżali się o spowodowanie upadku Rzymu przez narażenie się bóstwu. Usunięcie z sali obrad senatu posągu bogini zwycięstwa, spalenie ksiąg sybillińskich, gwarantujących rzekomo wieczność Rzymu, zamykanie świątyń i niszczenie posągów bóstw — oto argumenty, używane przez wykształconych „pogan" (we wschodniej części Imperium zwanych „Hellenami") do obwiniania chrześcijaństwa o spowodowanie odwrócenia się szczęścia od Rzymian. Chrześcijanie z kolei uważali, że obrażające Boga bałwochwalstwo, zepsucie obyczajów w miastach i na dworze, herezje i popełniane nagminnie grzechy wywołały gniew Przedwiecznego na Miasto, które nie może być Wiecznym bez Jego łaski. Jedni i drudzy występowali jednak często zgodnie przeciwko Germanom w armii i administracji rzymskiej. Głosili, że wszyscy ci rzekomi słudzy Imperium są w rzeczywistości powiązani z barbarzyńcami i mają im ułatwić zniszczenie państwa. Rady, dawane cesarzowi Arkadiuszowi przez Syneziosa z Kyreny, są wyrazem nastrojów w społeczeństwie wschodniorzymskim; nastrojów tak silnych, że znalazły poparcie także wśród niższych warstw ludności Konstantynopola i doprowadziły do rzezi gwardzistów gockich w 400 roku. W zachodniej części Cesarstwa podobne nastroje wywołało zamordowanie w 408 r. patrycjusza Stylichona, Wandala z pochodzenia, który jedyny był w stanie uratować Rzym przed Wizygotami, a następnie prześladowanie żołnierzy pochodzenia germańskiego, co spowodowało masową ich dezercję do obozu króla Wizygotów Alaryka. Stylichonowi przypisywano nie tylko zdradę na rzecz Wizygotów, ale także spowodowanie najazdu innych plemion germańskich na Galię (tak uważał nawet św. Hieronim); przypisywano mu nawet dążenie do zniszczenia chrześcijaństwa. Nie dbając o logikę oskarżano go raz o chęć zniszczenia Imperium i oddania go Germanom, kiedy indziej znowu o pragnienie usunięcia Honoriusza i opanowania tronu cesarskiego. Na wzniesionym na jego cześć po zwycięstwie pod Pollentią pomniku na Forum Romanum (do dziś zachowanym) zatarto jego imię. Te wybuchy nienawiści do Germanów, ogarniające w swych porywach dość szerokie kręgi ludności rzymskiej, nie przerodziły się jednak w trwałe uczucia patriotyczne ani w ofiarność na rzecz zagrożonego państwa. Nie możemy zaliczać tu bohaterskiego niekiedy oporu miast południowej Galii czy Afryki, stawianego Wizygotom i Wandalom; w tych przy- 2. Rzymianie a barbarzyńcy 39 padkach chodziło o obronę własnego życia i mienia mieszkańców, o obronę ścisłej ojczyzny: rodzinnego miasta, regionu. Patriotyzm regionalny wysunął się przed uczucia lojalności wobec państwa, coraz bardziej dalekiego i nieobecnego. Sprzyjało temu procesowi podejmowanie przez władzę rzymską fałszywych kompromisów z najeźdźcami, wydających na pastwę tych „sprzymierzeńców" ludność miast i całych prowincji. Jaki był stosunek drugiej strony, to znaczy najeźdźców germańskich, do państwa rzymskiego i jego ludności? Problem ten jest od wieków przedmiotem dyskusji historyków, której końca nie widać. Wiele zamieszania wnieśli tu nacjonalistyczni historycy niemieccy XIX i XX wieku, którzy dopatrywali się słabszych lub silniejszych elementów świadomości ogólnogermańskiej u atakujących Rzym barbarzyńców; w pewnym okresie stawiali nawet znak równości między pojęciami „germański" i „niemiecki". W ten sposób wódz Cherusków Arminiusz, zwycięzca Rzymian w Lesie Teutoburskim w 9 r. n.e., awansował na obrońcę niepodległości Germanii (=Niemiec) przed najazdem rzymskim. W rzeczywistości świadomość wspólnot germańskich nie przekraczała zasięgu plemion. Ogólna nazwa „Germanów" została im, jak już wspomniano, nadana przez obserwatorów z zewnątrz — Celtów i Rzymian. Organizowane od czasu do czasu większe związki plemion, jak np. tzw. państwo Marboda na terenie dzisiejszych Czech u progu n.e., okazywały się nietrwałe, podobnie jak stworzone w IV w. „państwo" Gotów nad Morzem Czarnym — luźny związek wielu różnojęzycznych ludów, rozbity przez Hunów. Germańscy sąsiedzi Imperium Rzymskiego nie tylko toczyli z nim walki, ale pozostawali z nim w stałych kontaktach politycznych i handlowych; całe plemiona wstępowały na służbę Rzymu, atakując dla jego celów politycznych swych germańskich pobratymców; liczni Germanie podejmowali służbę w armii rzymskiej, stanowiąc z czasem jej najbardziej wartościowe oddziały. Służba wojskowa umożliwiała uzyskanie obywatelstwa rzymskiego, a także awans, zwłaszcza od kiedy cesarze, sami wywodzący się z szeregów armii, popierali swych dzielnych i wiernych podkomendnych, ceniąc ich zalety żołnierskie, a nie zwracając uwagi na ich pochodzenie i brak wykształcenia. Tą drogą już w IV w. oficerowie pochodzenia germańskiego, jak Frank Arbogast czy Wandal Stylichon, dochodzili do najwyższych stanowisk w państwie. Ale nie tylko germańscy oficerowie znajdowali chętne przyjęcie w państwie rzymskim. Już Marek Aureliusz (161—180) zaczął osadzać Germanów jako chłopów na wyludnionych przez wojny obszarach Cesarstwa. Marzeniem licznych Germanów było przekroczyć granicę Imperium Rzymskiego i osiedlić się na jego terenie, by żyć w spokoju od wojowniczych sąsiadów i w warunkach wyższej cywilizacji, której wpływy wśród nich 40 II. Punkt wyjścia zataczały coraz szersze kręgi i budziły tęsknotę za bogactwami i wspaniałością krajów śródziemnomorskich. Jeżeli te dalekosiężne cele nie spotykały się z przychylnością władz rzymskich, to zadowalali się Germa-nowie doraźnymi wyprawami grabieżczymi, przynoszącymi łupy i zmuszającymi nieraz Rzymian do pertraktacji i okupu. O ile Rzymianie chętnie przyjmowali jako żołnierzy i osadników poszczególnych Germanów, o tyle przez długi czas unikali zezwalania na osiedlanie się całych plemion na terytorium Cesarstwa. Plemię stanowiło zwartą, autonomiczną jednostkę polityczną i wydzielony mu obszar wymykał się spod kompetencji administracji rzymskiej; pojedynczy Ger-manowie żenili się z mieszkankami Imperium i szybko się asymilowali; plemię natomiast było jednostką endogamiczną, a jego tradycje odrębności uniemożliwiały zaszczepienie jego członkom rzymskiej ideologii państwowej. Jednak w 357 roku cesarz Julian Apostata został zmuszony zezwolić Frankom Salickim na osiedlenie się w Toksandrii, w granicach Imperium. Był to początkowo fakt odosobniony, a Frankowie zachowywali się lojalnie wobec Cesarstwa, choć w ciągu stu lat pobytu w jego granicach ani nie ulegli romanizacji, ani nie wznieśli się na wyższy poziom cywilizacji. Ale napór Hunów na ludy zamieszkujące poprzednio tereny europejskiego Barbaricum doprowadził do coraz natarczywszego dobijania się Germanów do granic Imperium. Znane są skutki osadzenia Wizygotów przez cesarza Walensa w Mezji w 376 r.; nie upłynęły dwa lata, kiedy przygarnięci przez cesarza „sprzymierzeńcy" zniszczyli go wraz z całą armią pod Adrianopolem. Teodozjusz Wielki (378—395) opanował sytuację, ale musiał się (382 r.) pogodzić z obecnością zorganizowanych Gotów w Mezji i Panonii. Goci, niezadowoleni ze swych siedzib, ruszyli przez terytoria rzymskie, niosąc rabunek i pożogę; od 406 r. naśladowali ich, po przekroczeniu granic Renu, Wandalowie, Swewowie, Burgundowie i Alanowie (ci ostatni — irańskiego pochodzenia). Wszyscy oni domagali się tylko dobrego terytorium w granicach Cesarstwa, gdzie mogliby żyć swobodnie, bezpiecznie i zamożnie, ale z przedstawianych im ofert z reguły bywali niezadowoleni. Antygermańskie ruchy wśród społeczeństwa rzymskiego wywołały wśród najeźdźców uczucie zagrożenia, co powodowało krwawe represje wobec ludności i bezmyślne niszczenie miast. Słabość, okazana przez Rzym, wzbudziła poczucie triumfu z powodu zwycięstw nad panami świata i coraz bardziej lekceważący do nich stosunek. Już bez zezwolenia Rzymian rozszerzali germańscy „sprzymierzeńcy" swe posiadłości lub zmieniali wyznaczone im siedziby. Trzeba było podburzać jednych przeciw drugim, jak to czynił „ostatni Rzymianin", Aecjusz, aby umożliwić władzy rzymskiej teoretyczną przynajmniej kontrolę nad państwem. 2. Rzymianie a barbarzyńcy 41. Ale, poza nielicznymi wyjątkami, wodzowie germańscy nie mieli zamiaru niszczyć Imperium Rzymskiego ani tworzyć „suwerennych" państw na jego gruzach. Imperium w ich pojęciu istniało „zawsze" i było niezniszczalne, podobnie zresztą jak w przekonaniu większości poddanych Cesarstwa. Niektórzy z germańskich królów szczerze przejmowali się cywilizacją rzymską, dostrzegali, że grozi jej upadek, i starali się mu. nawet przeciwdziałać. Szwagier i następca Alaryka, zdobywcy Rzymu, Ataulf, po niszczycielskich rajdach przez Italię i południową Galię znalazł się pod wpływem córki Teodozjusza Wielkiego, Galii Placydii, którą poślubił. Orozjusz, powołując się na naocznego świadka, przytacza wypowiedź Ataulfa, który według własnych słów „najpierw gorąco pragnął, aby po zagubieniu imienia rzymskiego całe Imperium Rzymskie uczynić gockim, aby gockim się zwało i było, tj. — że powiem przystępniej — zamiast Romanii była Gocja, a Ataulf stał się tym, czym niegdyś był Cezar August. Lecz kiedy po wielu doświadczeniach poznał, że w żaden sposób nie zdoła Gotów, z powodu ich wrodzonego barbarzyństwa, skłonić do posłuszeństwa prawom, państwa zaś nie da się stworzyć bez praw,, bo bez nich państwo nie jest państwem, postanowił zatem szukać sobie sławy w tym, że siłami Gotów przywróci i powiększy sławę imienia rzymskiego i pozostanie u potomnych twórcą rzymskiego odrodzenia, skoro nie mógł zostać sprawcą odmiany." 9 Zapewne Goci, którzy zamordowali Ataulfa w 415 r., nie mieli chęci służyć „odrodzeniu rzymskiemu". Jednak wśród następców Ataulfa pojawił się w 453 r. Teodoryk II, który w dzieciństwie znalazł się pod wpływem senatora rzymskiego z Galii, Eparchiusa Avitusa; podobno zapoznał się dzięki niemu z dziełami Wergiliusza i zapłonął miłością do cywilizacji rzymskiej (choć prawdę mówiąc, później spędzał czas raczej na wojnach i polowaniach niż na lekturze). Wizerunek Teodoryka, jaki pozostawił w swych listach zięć Avitusa, Sidonius Apollinaris, nie świadczy również o zbyt daleko posuniętej romanizacji monarchy. Mimo to po katastrofie 455 r. (grabież Rzymu przez Wandalów, zamordowanie cesarza Petroniusza Maximusa) Teodoryk wyniósł właśnie Avitusa na tron cesarski i udzielił mu wszelkiej pomocy przeciw wrogom Rzymu. Obalenie Avitusa przez kolejny bunt germańskich żołnierzy armii rzymskiej położyło kres temu epizodowi. Nikt jednak z królów germańskich nie poszedł dalej w swej służbie „imieniu rzymskiemu" niż król Ostrogotów Teodoryk, który z ramienia cesarzy wschodniorzymskich jako patrycjusz i magister militum zlikwidował panowanie samozwańczego władcy Italii Odoakra i poświęcił swe rządy (488—526) przywróceniu „pokoju rzymskiego" na terenie Italii, Dalmacji i Noricum (do których z czasem przyłączył Prowansję). Wierność wobec plemiennej tradycji gockiej kazała mu dbać o zachowanie in- 42 If. Punkt wyjścia •dywidualności Ostrogotów, których osadzono na ziemi w północnej Italii i powierzono im obronę kraju; miłość do tradycji rzymskiej kierowała jego wysiłkami w celu przywrócenia świetności Wiecznego Miasta, utrzymania rzymskiej administracji, sądownictwa, ceremoniału, igrzysk etc. Po przyłączeniu Prowansji zwrócił się do jej mieszkańców z apelem: „Ponieważ z pomocą Bożą zostaliście przywróceni do starodawnej wolności, przywdziejcie obyczaje cywilizowane, zrzućcie barbarzyństwo, porzućcie okrucieństwo, ponieważ nie przystoi warn w sprawiedliwości naszych czasów żyć obcym obyczajem."10 Senatowi rzymskiemu zaś o-świadczył: „Jakkolwiek pragniemy otaczać niezmożoną troską całe państwo i z pomocą Bożą wszystko przywrócić do dawnego stanu, jednak rozwój miasta Rzymu zobowiązuje nas do szczególnej troski, ponieważ cokolwiek zostanie uczynione dla jego ozdoby, wzbudza powszechną radość." n O swej miłości do miasta Rzymu pisał także w liście do cesarza wschodniego Anastazego, którego autorytet uznawał, nie śmiejąc sam przybrać tytułu cesarskiego. „Nasze królestwo — pisał do niego — jest imitacją Waszego, formą dobrego wzoru, objawem jedynego Imperium. O ile Was naśladujemy, o tyle przodujemy innym ludom." 12 I rzeczywiście, specyficzne rzymskie stanowisko króla Ostrogotów przyczyniło się do uzyskania przezeń szczególnego autorytetu wśród innych germańskich władców zachodniej Europy i północnej Afryki. Wśród Rzymian znalazł Teodoryk tak wiernych współpracowników, jak Kasjodor, który również po śmierci króla starał się bronić jego rzymsko-gockiej koncepcji. Nastroje Germanów wahały się między starą, ciasną ideologią plemienną, dążeniem do utrzymania własnej odrębności i panującego stanowiska, a przyjmowanym od Rzymian uniwersalnym humanitaryzmem z coraz •silniejszym zabarwieniem chrześcijańskim. Zarazem mieszkańcy Imperium reprezentowali przede wszystkim przekonanie o trwałości i niezmienności rzymskiego porządku, bez wzglądu na kataklizmy, jakie nań spadały; jednak przekonanie to rzadko pociągało za sobą dążenie do o-brony tego porządku. Większość „Rzymian" była obojętna wobec wysiłków poszczególnych cesarzy-wodzów, dążących do restauracji Imperium, a ideologia bierności, głoszona przez znaczną część kościelnych autorytetów, przyczyniała się do utrwalenia takiej postawy. Reszty dokonał czas •oraz nowe warunki życia gospodarczego po zniszczeniach wędrówek ludów i ciosach, jakie ekonomice europejskiej zadały nie tylko bezpośrednie zniszczenia wojenne, lecz także działalność nowych władców. Znaczna część więzi ekonomicznych między poszczególnymi częściami Imperium została zerwana; nawet tam, gdzie, jak w krajach śródziemnomorskich, kontakty handlowe pozostały żywe, ograniczyły je ros-snące sprzeczności polityczne i pirackie rejsy Wandalów. Tereny położone 2. Rzymianie a barbarzyńcy 43 w głębi kontynentu pogrążały się w partykularyzmie, ograniczały gospodarkę towarową na rzecz samowystarczalności chłopa we własnym gospodarstwie, a wielkiego właściciela w obrębie włości; system administracyjny i podatkowy ulegał redukcji i zanikowi, szkoły upadały, skoro wykształcenie przestało być potrzebne wodzom i politykom, a sztab urzędniczy topniał. Tak było w Galii, podczas gdy w Hiszpanii i Italii gospodarka towarowa była silniejsza, a życie kulturalne trzymało się lepiej, zwłaszcza pod troskliwą opieką Teodoryka. Wojny bizantyjsko-goc-kie i najazd longobardzki miały jednak zadać śmiertelny cios ostatniemu bastionowi Romanitas na Zachodzie. Zostało Cesarstwo Wschodniorzymskie, niekwestionowany kontynuator praw i pretensji do uniwersalnego władztwa nad światem, przynajmniej chrześcijańskim. Ale stosunek do niego ludności Zachodu — uznającej teoretycznie nadal autorytet cesarzy, których imiona troskliwie wpisywano do roczników i aktów urzędowych oraz na pierwszym miejscu wymieniano w modlitwach — zmieniał się z biegiem czasu. Jeszcze w trzydziestych latach VI wieku ludność rzymska Afryki, Sycylii, Italii powitała żołnierzy Justyniana z Belizariuszem na czele jak wyzwolicieli i reprezentantów własnego monarchy. Wszelkie dobrodziejstwa Teodoryka, wyświadczone Rzymowi, senatowi rzymskiemu i mieszkańcom Italii, nie przeszkodziły gremialnemu przejściu Rzymian — poza nielicznymi „kolaborantami" w rodzaju Kasjodora — na stronę armii Belizariusza. Rychło jednak przyszło rozczarowanie. Cesarstwo Wschodnie nabierało już coraz bardziej greckiego charakteru, podczas gdy znajomość greki na Zachodzie w ciągu V w. zanikała; miejscowi senatorowie, urzędnicy i kandydaci na funkcjonariuszy głęboko się rozczarowali, gdy przyszło im ustąpić miejsca przybyłym z Konstantynopola urzędnikom greckim, obcym krajowi i jego potrzebom, a za to chciwym i bezwzględnym. Armie bizantyjskie zachowywały się w Italii jak w kraju podbitym. Toteż serca ludności Italii rychło ochłodły dla cesarza, w Hiszpanii zaś bizantyjska ekspansja spotkała się z obojętną lub niechętną postawą miejscowej ludności romańskiej. A trzeba dodać, że podsycana przez Kościół nienawiść do heretyckiego arianizmu Germanów była najlepszym sprzymierzeńcem prawowiernych cesarzy. Nawet jeżeli ona silniej nie podziałała, był to najoczywistszy znak odmiany czasów i ludzi. Pod panowaniem Franków, którzy przyjęli katolicyzm, jakakolwiek bizantyjska próba rewindykacji była niemożliwa; zresztą nie znalazła się nawet w planach polityków z Konstantynopola, orientujących się w sytuacji. Nie tylko król Teode-bert bił złote monety ze swym wizerunkiem, lekceważąc prawa cesarza szanowane w innych królestwach germańskich, ale biskup trewirski Ni-cetius bezkarnie pozwalał sobie potępiać cesarza Justyniana za rzekomo heretyckie poglądy.13 44 II. Punkt wyjścia Osłabieniu więzi ideowej między potomkami Rzymian na Zachodzie a Cesarstwem towarzyszyło zbliżenie z germańskimi intruzami, z pokolenia na pokolenie coraz ściślejsze. Porzucenie przez Germanów arianiz-mu usuwało główną przeszkodę asymilacji ich z ludnością rzymską, ale asymilacja ta dokonywała się na innych podstawach niż ongiś w ramach Imperium Rzymskiego. Długotrwałe istnienie królestw barbarzyńskich stworzyło ramy kształtowania się nowych wspólnot politycznych i od trwałości owych królestw zależało, czy wspólnoty te stworzą ściślejsze grupy solidarności, oparte na więzi narodowej. 3. ROZPAD I NOWE WIĘZI Jeden z wielkich mistrzów mediewistyki europejskiej naszego stulecia, Henri Pirenne, podważył, jak wiadomo, znaczenie przełomu wędrówek ludów w dziejach Europy. Jeżeli spojrzymy na świat rzymski u schyłku V w. — pisał — nie z punktu widzenia tego, co ma się stać z nim w przyszłości, ale tego, co jeszcze nadal istniało, to wszystkie zmiany, jakie nastąpiły, potraktujemy jako drugorzędne. Podstawowe znaczenie miało zdaniem wielkiego historyka utrzymanie się Morza Śródziemnego jako osi całego życia gospodarczego i kulturalnego dawnego rzymskiego „orbis terrarum". Germanowie nie zmienili tego stanu, lecz starali się doń przystosować. Ci spośród nich, którzy musieli zadowolić się peryferyjnymi posiadłościami, jak Frankowie czy Longobardowie, wyczekiwali okazji, aby przepchnąć się ku Morzu Śródziemnemu i tam założyć stałe siedziby. Wielki przełom w rozwoju historycznym Europy i sąsiednich kontynentów wiązał Pirenne dopiero z ekspansją arabską w VII wieku, która przerwała jedność kulturalno-ekonomiczną świata śródziemnomorskiego i przeniosła punkty ciężkości dalszego rozwoju Europy ku północy. Pirenne nie doceniał jednak powolnych zmian, jakie dokonywały się w V— —VII w. za istniejącą jeszcze starą fasadą jedności: brał często przeżytki dawnych form życia, utrzymujące się dzięki konserwatyzmowi ludzi i instytucji, za objawy rzeczywistego ich funkcjonowania, a fakty jednostkowe uznawał za reprezentatywne i typowe. Jedność rzymskiego świata nie przetrwała w rzeczywistości do najazdów arabskich: długotrwałe podziały polityczne, w miarę stabilizacji i w miarę gospodarczego i kulturalnego izolowania się poszczególnych królestw, tworzyły całkowicie nową sytuację. Fiasko restauracyjnych zamiarów Justyniana udowodniło to na długo przed arabskimi zdobyczami. Trzeba pamiętać, że rzekoma jedność gospodarcza świata antycznego dotyczyła tylko pewnego kręgu zjawisk, a wymiana handlowa w nierównym stopniu ogarniała poszczególne prowincje. Żyły one głównie własnym życiem, a różnice 3. Rozpad i nowe więzi 45 w ich rozwoju były kolosalne: od kwitnącej Syrii i ludnego Egiptu aż po kresowe słabo rozwinięte obszary Brytanii, północno-zachodniej Galii czy Panonii. Nowo powstające królestwa barbarzyńskie zajmowały poszczególne terytoria, w których ramach jednolitość gospodarki była większa, a różnice warunków bytowania ludności nie tak krańcowe; stąd też pokrywanie się jednostek politycznych z obszarami stosunkowo jednolitymi gospodarczo sprzyjało ich trwałości i torowało drogę do wspólnoty interesów mieszkańców bez względu na pochodzenie. Nie tylko jedność Cesarstwa z Augustem-Autokratorem w Konstantynopolu była sztucznie podtrzymywaną fikcją; także jedność Kościoła stawała się coraz bardziej problematyczna, gdy biskupi z barbarzyńskich królestw Zachodu przestali jeździć na sobory powszechne do Konstantynopola, a autorytet biskupa rzymskiego nie przekraczał ram honorowego prymatu. Kontakty Kościołów poszczególnych królestw z Rzymem rwały się ciągle, a synody biskupów, odbywane w ramach państwowych i często wspólnie z możnymi świeckimi, nabrały charakteru krajowych zgromadzeń przedstawicielskich, rozstrzygających za jednym zamachem sprawy państwowe i kościelne. Podejmowane przez papieży rzymskich próby interwencji w działalność i doktrynę Kościołów lokalnych spotykały się z ostrą odprawą, np. Brauliona, biskupa Saragossy, wobec Honoriusza I, czy Juliana, biskupa Toledo, wobec Leona II. Tak więc ramy państwowe, kościelne i warunki gospodarcze sprzyjały powstawaniu wokół monarchii barbarzyńskich nowych wspólnot etnicznych. Sprzyjały temu również po części stare antagonizmy ludności prowincji rzymskich wobec wyzyskujących je stolic i wobec rzymskiego molocha państwowego. Ale dla powstania jedności etnicznej w ramach poszczególnych królestw konieczne były dwa czynniki: trwałość tych tworów politycznych, prowadząca do wytworzenia się wspólnej tradycji historycznej, i asymilacja obcych sobie i często wrogich elementów romańskiego i germańskiego: asymilacja językowa, kulturowa i religijna. Element germański tracił najczęściej dość szybko własny język, ale narzucał własną tradycję historyczną wraz z nazwą, obejmującą z czasem powstały z symbiozy zjednoczony lud; przejmował część obyczajów i cywilizacji miejscowej ludności, ale wpływał na przekształcenie tej cywilizacji i na ogół na obniżenie jej poziomu. Bardziej trwałe niż odrębność językowa było przywiązanie do własnych praw i własnej religii. Arianizm, wytępiony z początkiem V w. w granicach państwa rzymskiego, a wyznawany już przez Wizygotów, stał się w ciągu tego stulecia religią germańską, religią zwycięzców Rzymu, przeciwstawianą katolicyzmowi podporządkowanej ludności romańskiej. Zagadką pozostaje nadal pytanie, dlaczego w V w. tyle ludów germańskich porzucało tradycyjne kulty plemienne właśnie na rzecz arianizmu. Być 46 ' II. Punkt wyjścia może arianizm sprzyjał, jako religia uniwersalna, przełamywaniu separa-tyzmów w momencie tworzenia większych germańskich organizmów państwowych, a jednocześnie zabezpieczał zdobywców przed rozpłynięciem się w masie podbitych mieszkańców prowincji rzymskich. Z czasem królowie germańscy przekonali się, jak wielką groźbę dla budowanych przez nich państw stanowi konflikt religijny, i dążyli do unifikacji wyznaniowej ludności. Próby narzucenia arianizmu ludności romańskiej, podejmowane w Afryce i w Hiszpanii, spotkały się jednak z całkowitym niepowodzeniem; właściwy kierunek wskazali Frankowie, którym katolicyzm zapewnił sukcesy niedostępne dla władców ariańskich. Toteż również królowie Burgundów, Wizygotów i Longobardów kolejno porzucili religię przodków, by usunąć ostatnią przeszkodę na drodze integracji swych podwładnych. Nie wszędzie te dążenia do integracji spotkały się z powodzeniem, nigdzie też proces integracyjny nie doprowadził do celu — stworzenia narodu. Przyczyny były różne i dlatego, zanim przejdziemy do ukazania, jak powstawały dziś istniejące narody europejskie, warto zatrzymać się nad tymi nieudanymi procesami etnicznymi, które wprawdzie nie zakończyły się pomyślnie, ale nie pozostały bez śladu na późniejszym rozwoju ludów, wśród których przebiegały. 4. WANDALOWIE I OSTROGOCI W ciągu niewielu lat upadły w drugiej ćwierci VI wieku dwa królestwa germańskie: wandalskie i ostrogockie, należące poprzednio do najsilniejszych militarnie i najbardziej prężnych politycznie. Padły ofiarą swej polityki wobec ludności rzymskiej, mimo iż polityka ta była w obu przypadkach diametralnie przeciwna. Nie doprowadziły do integracji narodowej ludności swych terytoriów, nie pozostawiły też prawie żadnego śladu w ich późniejszych tradycjach politycznych: zginęły całkowicie i bez reszty, jeśli nie liczyć nawiązywania w XIX i XX w. do jednych i drugich przez polityków i naukowych rzeczników nacjonalizmu wielko-niemieckiego. Obydwa ludy wywodziły się ze Skandynawii i miały długą historię poprzedzającą założenie wspomnianych królestw, obydwa też zaliczane są do grupy językowej wschodniogermańskiej. Zachodni Germanowie, przechowujący tradycję o swym wspólnym pochodzeniu od Mannusa, nie zaliczali Gotów ani Wandalów do swych pobratymców. Za ojczyznę Wandalów uważa się półwysep Vendsyssel w północnej części późniejszej Jutlandii bądź okolice Vendel w szwedzkiej Upplandii. Stamtąd w I w. p.n.e. wyruszyli oni — przynajmniej znaczny odłam ple- '4. Wandalowie i Ostrogoci 47? mienia, niosący ze sobą plemienne tradycje — na południowe wybrzeża Bałtyku. W I w. n.e. znaleźli się na zachodnich obszarach dzisiejszej Polski; z Wandalami wiąże znaczna część archeologów tzw. kulturę prze-worską, ale pewne jest, że kultura ta obejmowała znacznie szerszy krąg, plemion, nie była więc charakterystyczna tylko dla Wandalów. W tych siedzibach nastąpił podział Wandalów na dwa odłamy, właściwie odrębne politycznie plemiona: Silingów i Hasdingów, z których pierwsi zamieszkiwali zapewne tereny Łużyc i Śląska; z ich nazwą może być związana nazwa góry Ślęży, tradycyjnego ośrodka kultowego, funkcjonującego już. poprzednio, podczas pobytu na Śląsku Celtów, a także później, w okresie słowiańskim. Być może śladem pobytu Wandalów na ziemiach polskich jest określenie Wisły nazwą Vandalus, występujące m.in. w kronice Mistrza Wincentego z początku XIII wieku. Głównym odłamem Wandalów byli Hasdingowie, zawdzięczający nazwę swemu rodowi królewskiemu, wywodzącemu się od bogów — Asów; od II do końca IV w. przebywali oni nad Dunajem i Cisą, biorąc tam m.in. udział w walkach Rzymian z Gotami jako sprzymierzeńcy Cesarstwa. Francuski historyk Wandalów, Christian Courtois, szacuje ówczesną liczebność Hasdingów na 30—40 tyś. ludzi. Być może, iż nad Cisą, sąsiadując z Wizygotami, zapoznali się Hasdingowie z arianizmem, którego stali się następnie gorliwymi wyznawcami; jednak pierwsza wzmianka źródłowa, potwierdzająca wyznawanie przez nich tej religii, dotyczy dopiero 421 roku. Na samym początku V w. Hasdingowie, zapewne w związku z naciskiem Hunów, przemieścili się nad Ren i Men; towarzyszyli im irańscy Alanowie. Nad Menem spotkali swych pobratymców — Silingów, ale obydwa odłamy zachowały całkowitą odrębność i własnych królów. W końcu 406 r. obydwie grupy Wandalów wraz z Alanami i innymi plemionami przełamały rzymską granicę na Renie i rozlały się po Galii, by następnie przejść Pireneje i opanować w 416 r. znaczną część Hiszpanii. Hasdingowie osiedli w jej południowej części — Betyce, zwanej później od nich Andaluzją (= Wandaluzją). Wkrótce jednak zdobywcy zostali zagrożeni przez nowych przybyszów — Wizygotów, którzy zadali druzgocącą klęskę Silingom i Alanom. Wobec zagłady ich królów i znacznej części wojowników resztki tych plemion schroniły się przy boku króla Hasdingów Guntaryka, tracąc swą odrębność. Guntaryk z powodzeniem bronił swego terytorium przeciw Wizygotom i Rzymianom. Syn jego, Genzeryk (428—477), postanowił jednak zrezygnować z niepewnych siedzib w Hiszpanii i przenieść swój lud do bardziej bezpiecznej Afryki. W momencie wyprawy do Afryki (429 r.) Wandalowie stanowili plemię o ukształtowanej świadomości etniczno-politycznej, rozwiniętej wokół tradycji historycznej Hasdingów i reprezentującej ją rodziny królewskiej,, 48 II. Punkt wyjścia 4. Wandalowie i Ostrogoci 49 z której od kilku przynajmniej pokoleń wybierano władców. Ufność w charyzmatyczne szczęście tej rodziny, potwierdzane (w przeciwieństwie do sprzymierzonych królów Silingów i Alanów) sukcesami wojennymi, duma ze zwycięstw nad Rzymianami i zadowolenie ze zdobyczy umacniały zwartość plemienia i autorytet królów. Dodatkowym spoiwem był arianizm, do którego Wandalowie głęboko się przywiązali i który skutecznie dzielił ich od ludności podbitej. W przeciwieństwie do Hasdingów, Silingowie byli poganami, ale po katastrofie plemienia resztki ich musiały się podporządkować religii pobratymców; nazwa ich znikła ze źródeł. Podobnie Alanowie niedługo zachowali odrębność, przejmując tradycję i świadomość plemienną Wandalów; jednak królowie wandalscy przez długi czas tytułowali się „królami Wandalów i Alanów", podkreślając w ten sposób odrębność tych ostatnich, zapewne najdłużej przejawiającą się w odmiennym prawie, choć na ten temat brak wiadomości. Podobnie jak inne plemiona okresu wędrówek ludów, Wandalowie są przykładem, jak dalece plemienna świadomość wspólnoty pochodzenia odbiegała od rzeczywistości, w której plemię przygarniało najrozmaitsze jednostki i grupy na drodze swych wędrówek. Poza Alanami Wandalowie wchłonęli z pewnością wielu ludzi najrozmaitszego pochodzenia z terenu Galii i Hiszpanii, których losy postawiły po stronie przeciwników Imperium Rzymskiego. W przeciwieństwie też do innych Germanów Wandalowie zajmowali stanowisko stale wrogie Rzymowi i nie dążyli do wejścia w zależność od niego w charakterze „sprzymierzeńców". Historycy rzymscy (Wiktor z Vita, Prokop z Cezarei) obliczają liczbę Wandalów (z żonami i dziećmi) w momencie przeprawy do Afryki na 80 tysięcy i najnowsi badacze (Christian Courtois, Hans J. Diesner) uważają tę liczbę za wiarygodną. W tym czasie Afryka rzymska, obejmująca po stratach terytorialnych na rzecz Maurów (ich inna nazwa — Berbero-wie — oznacza po prostu barbarzyńców, barbari) 240 tyś. km2, zamieszkiwana była przez 2,5 do 3 milionów ludności. Ok. 60% tej liczby stanowiła ludność miejska, gdyż rolnictwo oparte było w przeważającej mierze nie na własności chłopskiej, lecz na wielkich latyfundiach, uprawianych przez sezonowych robotników rolnych (circumcelliones). Mimo iż łacina była językiem warstw wykształconych, urzędów i znana była powszechnie w miastach, nie zdołała wyprzeć języka punickiego i mauretańskiego (berberskiego). Chrystianizacja ludności była dość powszechna (ok. 650 biskupstw), mimo iż wśród niższych warstw ludności zwłaszcza mauretańskiej łączono kult chrześcijański z pozostałościami obrzędów pogańskich. Jednakże społeczeństwo Afryki wstrząsane było głębokimi konfliktami między oficjalną hierarchią kościelną a donatystami, znajdującymi poparcie zwłaszcza wśród niższych warstw społeczeństwa. W donatyzmie znajdowała l wyraz rosnąca niechęć prowincji wobec centralnych władz rzymskich, traktujących Afrykę jako spichlerz zbożowy stolicy i poddających ją wzmagającemu się uciskowi podatkowemu. Niechęć ta sprzyjała ambicjom rządzących Afryką urzędników, którzy raz po raz (Gildon w 396 r., Heraklian w 413 r.) buntowali się przeciw Rzymowi i uniemożliwiali eksport zboża do stolicy. Po dyspucie dogmatycznej między katolikami a donatystami w 411 r. herezja donatystyczna została uznana za przestępstwo; po rozbiciu hierarchii i skonfiskowaniu jej majątków rozpoczęto przymusowe nawracanie jej zwolenników na religię państwową. Po roku 410 Afryka rzymska stała się nie tylko marzeniem licznych ludów germańskich, ale także schronieniem uciekających przed nimi Rzymian ze stolicy, z Italii, Galii i Hiszpanii. Pojawienie się zbiegów wywołało niemałe zamieszanie, a ich opowieści — panikę. Jednocześnie namiestnik Afryki, Bonifacjusz, oskarżony o zbytnią łagodność wobec donaty-stów i zdymisjonowany, odmówił podporządkowania się władzom centralnym i odparł karną ekspedycję wojskową. Współcześni oskarżali Bonifacjusza o wezwanie przeciw armii cesarskiej pomocy Wandalów; dzisiejsi badacze uwalniają go od tego zarzutu. Niemniej jednak walki wewnętrzne na równi z paniką i z fermentem społecznym ułatwiły Genzerykowi zadanie. Przetransportowawszy latem 429 r. całe plemię statkami do Tangeru bez jakichkolwiek przeszkód ze strony Rzymian, Genzeryk przemaszerował bez większego oporu wzdłuż wybrzeża, zmierzając na obszary dzisiejszej Tunezji, stanowiące najbogatszą część rzymskiej Afryki. Tam miał zamiar osadzić swój lud na stałe. W pobliżu Hippony pokonał armię Bonifacjusza i obiegł to miasto — biskupią stolicę św. Augustyna, który nie chciał opuścić swych podopiecznych i umarł w czasie oblężenia. Mimo prób odsieczy Hippona znalazła się w 431 r. w rękach Wandalów i stała się ich stolicą; tam też w 435 r. wysłannik cesarza Trigetius podpisał z Genzerykiem układ zabezpieczający dla Rzymu resztkę dawnej Afryki Prokonsularnej z Kartaginą. Prawnicy rzymscy traktowali Wandalów jako jeden ze „sprzymierzonych" ludów, osadzonych w granicach Cesarstwa z obowiązkiem pomocy zbrojnej, ale Genzeryk nie przejmował się taką interpretacją traktatu. W 439 zdobył Kartaginę i zlikwidował resztkę władzy rzymskiej na tym terenie, co Rzymianie musieli zalegalizować układem w 443 r. w zamian za utrzymanie dostaw zboża dla Rzymu. Rozbudowawszy flotę, Wandalowie operowali w całej zachodniej części Morza Śródziemnego, zakłócając pirackimi napadami handel morski oraz kontakty wszelkiego rodzaju między różnymi obszarami kręgu śródziemnomorskiego. Po pamiętnym napadzie na Rzym w 455 r. opanowali kolejno Balear.^Korsykę, Sardynię, a wreszcie Sycylię. Zwycięsko odparli dwie wyprawy zorganizowane przeciw 4 — B. Zientara 50 II. Punkt wyjścia nim przez cesarzy wschodniorzymskich: zwycięstwa te i upadek Cesarstwa Zachodniego zagwarantowały ich panowanie w Afryce. Wandalowie byli pierwszym z ludów germańskich, który stworzył państwo całkowicie od władzy rzymskiej niezależne. Niezależność ta nie pociągnęła jednak za sobą likwidacji dotychczasowych struktur administracyjnych i gospodarczych w opanowanych przez nich prowincjach; Gen-zeryk zrozumiał, że wejście w posiadanie prerogatyw cesarskich umocni jego władzę królewską, i potrafił te prerogatywy znakomicie wykorzystać: z wodza plemiennego stał się władcą rzeczywiście decydującym o sprawach państwa. Dopomogła mu tu eliminacja arystokracji plemiennej, ograniczającej jego władzę. W 442 roku rozprawił się z sprzysiężeniem grupy możnych, niezadowolonych ze wzmocnienia władzy królewskiej i spiskujących w porozumieniu z królem Wizygotów Teodorykiem. Od tego czasu na miejsce starej arystokracji wkroczyli ludzie zawdzięczający swe stanowiska i majątki samemu Genzerykowi; wśród nich obok Wandalów byli również Rzymianie. Mimo tego wzmocnienia władzy królewskiej nie doszło do ustalenia dziedziczenia tronu w linii prostej. Charyzmat królewski związany był z całym rodem Hasdingów, toteż w myśl ordynacji Genzeryka miał dziedziczyć tron najstarszy z rodu, a nie syn umierającego monarchy. Wobec tendencji poszczególnych królów do przekazania tronu własnym potomkom prowadziło to do licznych tarć, przesileń i skrytobójstw w łonie dynastii. Wandalowie i Alanowie zostali skoncentrowani na najżyźniejszych terenach dawnej Afryki Prokonsularnej, gdzie osadzano ich na ziemiach skonfiskowanych Rzymianom (tzw. sortes Vandalorum); były to głównie wielkie latyfundia, których właściciele przeważnie zbiegli, ale także mniejsze gospodarstwa. W tych właśnie gospodarstwach dawny właściciel często pozostawał dalej jako kolon, płacąc czynsz Wandalowi, któremu nadano jego dawną posiadłość. Wielu Wandalów rezydowało w stolicy — Kartaginie — i innych miastach, zadowalając się pobieraniem renty. Wandalowie podlegali odrębnej organizacji o charakterze wojskowym z setnikami i tysiącznikami na czele, a także odrębnemu sądownictwu. Byli całkowicie wolni od podatków. Inne prowincje zachowały dawną rzymską administrację, a miejscowi właściciele ziemscy — swe posiadłości, jeżeli zachowywali się lojalnie wobec nowej władzy. Zachowane dzięki szczęśliwemu przypadkowi tabliczki z końca V w., stanowiące część archiwum dóbr Flaviusa Geminiu-sa Catullinusa, mówią o normalnym funkcjonowaniu gospodarki wielkiej własności. Również w Afryce Prokonsularnej zdarzały się wypadki od- 4. Wandalowie i Ostrogoci 51 zyskania posiadłości przez dawnych rzymskich właścicieli, którzy zasłużyli się królowi bądź przeszli na arianizm. Nie da się stwierdzić celowej polityki królów wandalskich, zmierzającej do utrudnienia asymilacji; przeciwnie, wszystko, co wiemy o trybie życia i obyczajach zdobywców, świadczy o ich szybkim przesiąknięciu wpływami prowincjonalnej cywilizacji rzymskiej. Wysuwana przez niektórych historyków (Ludwig Schmidt) teza o zakazie małżeństw mieszanych nie znajduje potwierdzenia w źródłach; Wandalowie nie zachowali też monopolu na służbę wojskową — ich flota wojenna musiała być obsługiwana przez doświadczonych żeglarzy spośród ludności Afryki lub wysp śródziemnomorskich, a do konnicy coraz częściej przyjmowali Maurów. Na straży odrębności Wandalów stało ich własne prawo i sądownictwo (w ramach „setek") oraz język, strój i obyczaje. Asymilacja zaczęła się od tych obyczajów: pogodzeni z cywilizacją miejską Wandalowie, oderwani od codziennych trosk i coraz mniej czasu poświęcający ćwiczeniom wojskowym, które miały być ich powołaniem, zainteresowali się cyrkiem i teatrem, zaczęli spędzać czas w termach lub hipodromach, a niektórzy z nich znajdowali upodobanie w literaturze. W przeciwieństwie do Gotów i Franków uczęszczali nawet do szkół gramatyków i retorów, idąc zresztą w ślady potomków Genzeryka, którzy z reguły mieli przynajmniej podstawowe wykształcenie gramatyczne; wnuk Genzeryka, Trasamund (496—523), uchodził za człowieka o wysokiej kulturze i chętnie brał udział w dyskusjach teologicznych. Nie ma jednak jakichkolwiek śladów czynnej działalności Wandalów na polu literatury czy sztuki: byli raczej biernymi konsumentami twórczości swych rzymskich poddanych. Mimo iż nie była to zwykle twórczość wielkiego lotu, utrzymywała życie kulturalne w Afryce wandalskiej na stosunkowo wysokim poziomie. Najwybitniejsze pióra znalazły się jednak po stronie katolickiej opozycji (Wiktor z Vita, Fulgencjusz z Ruspe). Za czasów Genzeryka kultywowano dawny styl ubierania się i zgodnie z tradycją noszono długie włosy: nawet funkcjonariusze dworscy rzymskiego pochodzenia musieli się do tego stosować. Później jednak zarzucono niezbyt odpowiednie do klimatu ubiory i fryzury. Zerwanie z tradycją w dziedzinie kultury materialnej było tak gruntowne, że archeologowie nie są w stanie wyróżnić grobów wandalskich w Afryce według ich wyposażenia. Sądy wandalskie ulegały coraz bardziej wpływom prawa rzymskiego i rzymskiej procedury; królowie popierali te wpływy, umacniały one bowiem ich władzę i rolę w prawodawstwie. Także bariera językowa traciła na znaczeniu: sam Genzeryk początkowo musiał korzystać z usług tłumacza, z czasem jednak potrafił darować karę rzymskiemu retorowi Vincemalosowi ze względu na urok jego łacińskiej wymowy. 52 II. Punkt wyjścia Potomkowie Genzeryka płynnie władali łaciną — nie wiadomo jednak, czy wszyscy mówili jeszcze językiem macierzystym. Język wandalski był bardzo bliski gockiemu i niekiedy określano go jako gocki;1 duchowni wandalscy posługiwali się zapewne biblią Ulfilasa, a językiem liturgicznym był chyba gocki. Jednakże i oni w polemikach z katolikami posługiwali się łaciną i dążyli do pozyskiwania zwolenników wśród ludności rzymskiej; spotykamy nawet kapłanów katolickich, nawróconych na aria-nizm, jak szczególnie gorliwy renegat Fastidiosus. Łacina pozostała językiem dokumentów i biurokracji, łacińskie też były napisy na monetach królów wandalskich. Zdawać by się mogło, że wszystko sprzyja konsolidacji ludności państwa wandalskiego: w okresie jego upadku nie było chyba Wandalów nie znających łaciny czy to w szkolnej, czy ludowej postaci. Trzeba podkreślić, że poza okresem działań wojennych ani miasta afrykańskie, ani latyfundia nie zostały zniszczone, a gospodarka nie uległa większym zakłóceniom. Zburzono tylko obwarowania miast, obawiając się, że w razie buntu miejscowej ludności mogą być dla niej oparciem. Miało to bardzo ujemne skutki w przyszłości dla samych Wandalów, gdy miasta ich bez trudu zajmowane były przez wojska bizantyjskie. Miasta jako ośrodki rzemiosła i handlu zachowały swe znaczenie. Wprawdzie zahamowane zostały dostawy zboża do Italii, ale to właśnie poprawiło sytuację najniższych warstw ludności, umożliwiając jej lepsze wyżywienie. Nic dziwnego, że ludność wiejska biernie przyjęła opanowanie kraju przez Wandalów. Znaczną jej część stanowili zresztą prześladowani donatyści, dla których najazd barbarzyńców przynosił nadzieję zakończenia ucisku religijnego. Jednak polityka kościelna Genzeryka i jego następców uniemożliwiła zgodne współżycie przybyszów z miejscową ludnością. Kościół ariański stał się od razu Kościołem panującym: na jego rzecz skonfiskowano znaczną część budowli i majątków Kościoła katolickiego. Rozpoczęto akcję nawracania na arianizm drogą nacisku; nie umiano wykorzystać konfliktu między katolikami a donatystami dla rozbicia przeciwników arianizmu — przeciwnie, zrobiono wszystko, aby przez prześladowania pogodzić ich wzajemnie. Duchowni ariańscy pełnili dodatkową funkcję stróżów prawo-myślności i donosicieli. Genzeryk zwalczał i ograniczał działalność hierarchii katolickiej, nie dopuszczał katolików do urzędów, konfiskował kościoły i dobra kościelne. Syn jego Huneryk (477—484) rozpoczął zaciekłe prześladowania, likwidując klasztory, zsyłając duchownych na ciężkie roboty lub organizując dla nich coś w rodzaju obozów koncentracyjnych. Jeszcze bardziej cierpieli świeccy wyznawcy katolicyzmu, których represjami, torturami i groźbą śmierci starano się pozyskać dla arianizmu. Prześladowania 4. Wandalowie i Ostrogoci 53 przerwała śmierć króla. Na nowo podjął je jego bratanek, uczony Tra-samund, który stosował wszakże znacznie łagodniejsze metody: zamykał kościoły, nie dopuszczał do obsadzania klerem katolickim stanowisk kościelnych, nagradzał sowicie pozyskanych dla arianizmu. Wszystko to jednak przyniosło odwrotny od zamierzonego skutek: śmiertelną wrogość katolickiej ludności rzymskiej wobec heretyckiego państwa i ariańskich Wandalów. Następca Trasamunda, Hilderyk (523—530), zerwał z tą polityką: ogłosił amnestię, zwrócił część kościołów i zezwolił na swobodę praktyk kultu katolickiego; już w 525 r. ogólnopaństwowy synod biskupów katolickich święcił odbudowę Kościoła, a na dworze królewskim katolicy zwiększali swe wpływy. Nic dziwnego, że detronizację Hilderyka uznali katolicy za nawrót do starej polityki i mimo iż nowy król Geilamir nie poczynił żadnych wrogich im kroków, gremialnie poparli lądującą w Afryce armię Belizariusza. W niewiarygodnym tempie państwo wandalskie załamało się całkowicie, a rozproszeni po świecie Wandalowie znikli nieomal bez śladu. Nie potrafili stworzyć w swym państwie jednolitego społeczeństwa, zdolnego przekształcić się w naród. Nie udało się to również Ostrogotom. Dumni nosiciele nordyjskiej tradycji, mający na czele przedstawiciela rodu Amalów, władającego ongiś wielkimi obszarami wschodniej Europy, wkroczyli w 489 r. do Italii jako sprzymierzeńcy Cesarstwa. Liczbę ich określa się na około 100 tysięcy, wliczając w to kobiety i dzieci. Ich władca, Teodoryk Wielki, był równie przywiązany do gockiej tradycji plemiennej i arianizmu, co przejęty uwielbieniem dla rzymskiej państwowości i cywilizacji. Wyżej zastanawialiśmy się już nad tą jego dwoistą postawą, która umożliwiała przeszło czterdziestoletnie współżycie Gotów i Rzymian w Italii, kontynuację, a także restaurację rzymskich instytucji, rzymskiej cywilizacji i kultury, a nawet — współistnienie katolicyzmu i arianizmu. A jednak, mimo zewnętrznych efektów, polityka ta nie doprowadziła do umocnienia nowego systemu zgodnego współżycia, nie doprowadziła do integracji obydwu współżyjących elementów etnicznych. Współżycie Gotów i Rzymian przebiegało bowiem w warunkach segregacji, której król nie potrafił przełamać. Pozycja Teodoryka, mimo jego wielkiego osobistego autorytetu, była znacznie słabsza niż królów wandalskich. Dla Rzymian był od strony formalnej tylko urzędnikiem, piastującym władzę z ramienia cesarza; jeżeli był czymś więcej niż zwykły namiestnik, to zawdzięczał to swej władzy nad Gotami, wypływającej z innych źródeł. Dla Gotów był królem wybranym ze względu na osobiste zalety i dlatego, że był nosicielem Boskiego szczęścia, związanego z rodem Amalów. Nie udało mu się zredukować znaczenia starej arystokracji, przechowującej tradycję plemien- 54 II. Punkt wyjścia na i pilnie baczącej, aby rzymskie sympatie króla nie zagroziły interesom Gotów, a w szczególności ich wojskowemu panowaniu. Wielkim sukcesem Teodoryka było osadzenie Ostrogotów w Italii w sposób nie powodujący zaburzeń społecznych ani przewrotu w gospodarce. Dbając o zachowanie rzymskiej praworządności, zlecił przeprowadzenie rozdziału ziemi prefektowi Liberiuszowi, który posłużył się tu rzymskim systemem przydziału ziemi osadnikom wojskowym. Ponieważ Goci zajęli głównie tereny odebrane ludziom Odoakra, ludność rzymska nie poniosła przy tym większych strat. Osadnictwo Gotów objęło więc głównie tereny na północy i północnym wschodzie Italii, obszary nad Padem, okolice Werony i Rawenny; jednak jako jedyna siła militarna musieli być również obecni w porozrzucanych po kraju garnizonach. Pozostawali pod zarządem własnych naczelników — comites Gothorum, którzy z funkcjami wojskowymi połączyli sądowe i administracyjne. Goci podlegali własnemu prawu i własnym sądom; co więcej, wszelkie sprawy między Rzymianami a Gotami podlegały sądom gockim, a to Rzymianie musieli odczuwać jako dyskryminację. Rychło jednak i do spraw zarezerwowanych dla Gotów przedostawać się zaczęły za sprawą króla wpływy rzymskie. Wojsko zostało zorganizowane na sposób rzymski, oddziały, pozostające w czynnej służbie — skoszarowane i zaopatrzone w żołd; za to Goci-osadnicy musieli płacić podatki gruntowe tak samo, jak rzymscy kolonowie. Prawo gockie zostało utrzymane, ale ogłaszane edykty królewskie wprowadzały doń wciąż elementy rzymskie; gocki comes z przewodniczącego sądu stawał się sędzią, jako przedstawiciel monarchy; pracujący w jego biurach liczni rzymscy urzędnicy, wzorujący się w działaniu na sądownictwie prawa rzymskiego, torowali drogę ujednoliceniu. W ten sposób powolnymi krokami torował Teodoryk drogę do asymilacji, ale zdawał sobie sprawę z siły elementów jej przeciwnych po obu stronach. Jego dwór w Rawennie był ośrodkiem, gdzie stykały się i musiały współdziałać dwie administracje: rzymska i gocka. Tu działali współpracujący z królem Rzymianie, jak Liberiusz, Faustus czy Kasjodor, a także przychylni jego planom Goci, jak Arigern czy Tuluin. Pod powierzchnią jednak trwały antagonizmy, które miały się w odpowiednim momencie ujawnić. Rzymianie nie mogli się pogodzić z faktem panowania barbarzyńców — niedopuszczanie ich do spraw wojskowych, pociąganie przed sądy gockie, obecność gockich comesów i załóg we wszystkich ważniejszych ośrodkach przypominały im to na każdym kroku. Przy tym barbarzyńcy ci byli arianami. Teodoryk starał się przede wszystkim o względy rzymskiej arystokracji, której organem był senat: dla niej pielęgnował tradycje starego Rzymu i restaurował jego zabytki, dla niej kultywował przeżyte tradycyjne 4. Wandalowie i Ostrogoci 55 formy, pozbawione już realnej treści. W większości przypadków spotykał się jednak z chłodnym przyjęciem. Senatorzy skwapliwie przyjmowali jego dobrodziejstwa, ale objawy wzajemności z ich strony były czysto zewnętrzne. Dla Symmacha czy Boecjusza Teodoryk był mimo wszystko uzurpatorem, a lojalność wobec tradycji rzymskiej kierowała ich serca ku legalnemu cesarzowi w Konstantynopolu i kazała im wspierać bizantyjskie plany rewindykacji Italii. Mimo starań Teodoryka o współpracę z Kościołem katolickim, a zwłaszcza z papieżami, również duchowieństwo rzymskie godziło się z jego opieką tylko podczas okresowych sporów z Konstantynopolem. Rzymska ludność Italii powszechnie uważała cesarzy za swych jedynych legalnych władców, a wieści o rozbiciu przez ich wojska afrykańskiego państwa Wandalów wzbudziły entuzjazm i nadzieję na likwidację obcego panowania również w Italii. Wśród Gotów stara arystokracja podsycała w szeregach wojowników nieufność i niezadowolenie z prorzymskiej polityki Teodoryka i jego dziedziczki Amalasunty. Goci czuli się panami kraju, który zdobyli, a nie żołnierzami w rzymskiej służbie; niechętnie widzieli poddawanie ich regułom rzymskiej administracji i skarbowości czy też rozciąganie na nich zasad prawa rzymskiego. Rodzina Teodoryka i krąg bliskich mu ludzi chętnie przejmowali rzymskie obyczaje i zdobywali wykształcenie; siostrzeniec Teodoryka, przyszły król Teodahad, miał się podobno nawet pasjonować studiami nad Platonem. Ale większość Gotów obserwowała to wszystko krytycznie, jako objawy utraty świadomości plemiennej. Pod wpływem opozycji córka Teodoryka Amalasunta (526—535) musiała odebrać syna spod opieki rzymskich nauczycieli i oddać go na gockie wychowanie obozowe; z niepokojem śledzili Goci układy dziedziców Teodoryka z Konstantynopolem, wietrząc w nich zdradę. Amalasunta usiłowała rozprawić się z gockimi przeciwnikami przez zgładzenie ich trzech przywódców, zapłaciła za to jednak życiem, podobnie jak później Teodahad za swe tajne konszachty z cesarzem. Wybrany królem Witiges (536—540) nie mógł już kontynuować fikcji zgodnego współżycia Gotów i Rzymian, skoro miasta Italii i sam Rzym przy pierwszej sposobności otwierały bramy wojskom Eelizariusza. Świadectwem klęski polityki, prowadzonej przez Teodoryka, było porzucenie dworu raweńskiego przez Kasjodora i jego przejście na stronę bizantyjską; jeszcze dobitniejszym wyrazem zerwania z polityką Teodoryka była egzekucja senatorów rzymskich, zatrzymanych w charakterze zakładników przez Witigesa. Okrucieństwa długotrwałej wojny w Italii zamknęły wszelkie drogi powrotu do systemu Teodoryka. Na tym właściwie można by skończyć, gdyby nie zagadkowe momenty w polityce króla Totili (541—552), który podjął ostatnią rozpaczliwą walkę Ostrogotów o istnienie. Ten król-wojownik, cieszący się admiracją 56 II. Punkt wyjścia licznych historyków, był „równie dalekowzroczny w rozumieniu problematyki ekonomiczno-społecznej, jak śmiały w wyborze środków i zręczny w ich użyciu" (Ernst Stein).2 Rozumiał on, że opór kilku tysięcy wojowników gockich przeciw napływającym do Italii kolejnym armiom bizantyjskim nie może trwać długo, jeżeli towarzyszyć mu będzie wrogość miejscowej ludności rzymskiej. Nie łudził się jednak możliwością powrotu do współpracy z arystokracją rzymską czy współrządów króla Gotów i rzymskiego senatu: tu wszystkie mosty były zerwane. Sojusznikiem, którego chciał pozyskać, był lud Italii. Drobni wolni rolnicy, kolonowie i niewolnicy latyfundystów, których masowo wyzwalał i obdarzał ziemią, stanowili nową bazę rekrutacyjną wojska Gotów; w otoczeniu króla działali Rzymianie niskiego pochodzenia, których imion, z wyjątkiem kwestora Spinusa ze Spoleto, nie zapisali nieprzyjaźni im kronikarze. Ta polityka społeczna Totili wzmocniła jego szeregi i przedłużyła wojnę, neutralizując postawę ludności Italii. Nie doceniał Totila jednak emocjonalnych związków niższych warstw społeczeństwa Italii z tradycją rzymską i z Kościołem katolickim, podtrzymującym swe wrogie Gotom stanowisko. Umęczony lud Italii obojętnie patrzył na klęski wojsk cesarza, z satysfakcją nawet obserwował zagładę różnoplemiennych najemników na służbie Bizancjum, mianujących się wojskiem rzymskim. Ale nie był dla Rzymian obojętny straszny los Wiecznego Miasta, które po długotrwałym oblężeniu w 546 r. wpadło w ręce Totili; po gruntownym jego splądrowaniu ludność wysiedlono, a całe miasto miało zostać zburzone, zapewne na żądanie fanatycznego gockiego otoczenia Totili. Jeżeli do tego nie doszło, to może nie tyle w wyniku perswazji posłów Belizariusza, co trudności technicznych, jakie niosły ze sobą plany zrównania z ziemią tak wielkiej metropolii. Kiedy Totila po raz drugi w 550 r. zdobył Rzym, podjął inną politykę, wykazując zrozumienie własnego błędu: wszczął pracę nad odbudową miasta i jego zaludnieniem, traktując je jako swą stolicę. W prastarym Circus Maximus urządził wyścigi rydwanów, a w swoim otoczeniu zgromadził resztki senatu rzymskiego, które udało mu się zebrać. Nie powstrzymało to jednak jego klęski i zagłady całego ludu Ostrogotów. Po klęsce i śmierci Totili niedobitki Ostrogotów szukały po Italii zemsty, dopuszczając się masowych rzezi ludności rzymskiej. Tragiczny los dzieła Teodoryka wypełnił się. 5. HISZPANIA WIZYGOCKA Spośród ludów germańskich, które zbudowały swe państwa na obszarach dawnego Imperium Rzymskiego, tylko dwa — Wizygoci i Franko-wie — potrafiły doprowadzić do syntezy etnicznej, niwelującej tradycje 5. Hiszpania wizygocka 57 odrębnej świadomości rzymskiej i germańskiej części społeczeństwa. W żadnym z tych dwu przypadków nie doszło do ukształtowania się skonsolidowanych narodów, które mogłyby stawić czoło różnorodnym żywiołom odśrodkowym; różne jednak były przyczyny niepowodzenia polityki integracyjnej w obu wypadkach. Dlatego, mimo iż skomplikowane dzieje układów etnicznych i świadomości etnicznej w państwie Franków mają dzięki obfitym źródłom dużo bogatszą literaturę i są lepiej znane, warto zwrócić także uwagę na procesy integracyjne Hiszpanii wizygockiej, które znajdowały się w pełnym rozwoju w momencie, gdy siły zewnętrzne zrujnowały dzieło kilku wieków wspólnego wysiłku Gotów i Rzymian, zmierzającego do przezwyciężenia różnic i do budowy wspólnej ojczyzny. Wizygoci stanowili zachodni odłam Gotów, który oderwał się jeszcze w okresie ich pobytu nad Morzem Czarnym, zapewne w pierwszej połowie III w.; R. Wenskus sądzi, że nastąpiło to w związku ze zmianą rodu królewskiego. Wizygoci nie uznali władzy Amalów, ale początkowo nie wybierali własnego króla; poczucie wspólnej tradycji wszystkich Gotów było bardzo silne i trwało aż do VI wieku. Jordanes traktował obydwie gałęzie Gotów oraz Gepidów jako wspólnotę, przede wszystkim językową (omnis ubique lingue huius natio). Być może przyczyną wyodrębnienia Wizygotów było ich przesunięcie się do Dacji po jej opuszczeniu przez Rzymian w 269 r.; Karpaty oddzielały ich odtąd od współplemieńców żyjących pod władzą Amalów. Wizygoci pierwsi przyjęli w IV w. chrześcijaństwo w ariańskiej postaci i rozpropagowali je wśród Ostrogotów. Jeszcze w VI w. grupy Ostrogotów włączały się bez trudności w społeczeństwo wizygockie. Byli oni traktowani tam jako współplemieńcy; między Wizygotami a Ostrogotami nie było też żadnych zakazów mieszanych małżeństw, jakie obowiązywały np. w stosunku do Rugiów czy Swewów. Od roku 413 Wizygoci osiedlali się w Akwitanii na podstawie umowy Ataulfa z cesarzem Honoriuszem. Ich pojawienie się w Hiszpanii w 414/415 r., podobnie jak późniejsze wyprawy na Półwysep Iberyjski, nie miały na celu osiedlenia się tam: miały one bądź charakter rabunkowy, bądź podejmowane były w służbie Rzymu przeciw Swewom, Alanom i Wandalom, pustoszącym Półwysep. Celem politycznym królów wizy-gockich było otwarcie sobie dostępu do Morza Śródziemnego, uparcie wzbranianego im przez Rzymian. Udało się to dopiero po załamaniu Cesarstwa Zachodniego w 455 r., kiedy władza centralna przestała funkcjonować, a wojska rzymskie stały się narzędziem ambicji rywalizujących dowódców. W 462 roku Narbona, w 476 Arles wpadły w ręce Wizygotów. Osadnictwo gockie koncentrowało się wokół rezydencji królewskiej — Tuluzy; na innych terenach były to bądź niewielkie garnizony, strzegące panowania Gotów, bądź skonfiskowane majątki, nadane przez królów po-szczególnym możnym gockim. Liczebność Gotów w V w. szacuje się na 58 II. Punkt wyjścia 5. Hiszpania wizygocka 59 ni ok. 100 tysięcy; na opanowanym przez nich terenie między Loarą a Pirenejami (przed zajęciem Septymanii i Prowansji) stanowili oni ok. 10°/» ludności. Od połowy V wieku Wizygoci włączyli się w walki Rzymian ze Swe-wami na terenie Hiszpanii. W bitwie nad rzeką Orbigo w 456 r. król Te-odoryk II zdruzgotał siłę militarną Swewów, wziął do niewoli ich króla Rechiara i kazał go stracić. Próba podporządkowania sobie Swewów nie powiodła się, ale Wizygoci nie opuścili już Hiszpanii. Niektórzy historycy (Ramon d'Abadal) wiążą z tym okresem osadnictwo Gotów na obszarze północno-zachodniej Kastylii, zwanym później Campi Gothorum; to osadnictwo wojskowe miało zabezpieczyć rzymską Hiszpanię przed napadami Swewów; kiedy król Euryk (466—484) zerwał zależność od Rzymu i rozpoczął podbój Hiszpanii, miał już w niej punkty oparcia: w 468 r. zdobył Meridę, a następnie rozciągnął swe panowanie na cały obszar po Morze Śródziemne i Gibraltar. Dzieje tej ekspansji nie są bliżej znane; możliwe, że na pewnych obszarach zachowały się dość długo enklawy rzymskie, uznające teoretycznie władzę cesarzy, zarządzane przez „senatorów" i wodzów, przybierających coraz częściej charakter udzielnych książąt. Z czasem zostali i oni podporządkowani przez królów wizygockich. Opanowanie Hiszpanii nie zmieniło też charakteru państwa wizygoc-kiego, którego punkt ciężkości pozostał w Galii. Trzeba z naciskiem podkreślić, że z wyjątkiem wędrówek na początku V wieku i okresowych starć rzymsko-gockich na terenie Septymanii Wizygoci nie powodowali większych zniszczeń. Straty, jakie poniosła Akwitania w latach 407—418, a Hiszpania w 409—429, zostały wyrządzone przeważnie przez inne ludy germańskie (Wandalowie, Swewowie) oraz przez Alanów. Opanowanie wschodniej Hiszpanii przez Wizygotów po 468 r. nie zmieniło sytuacji społecznej na tych ziemiach, a gospodarczą raczej poprawiło. Jak więc słusznie podkreśla Karl Stroheker, przejęcie przez Wizygotów rządów nad olbrzymią częścią dawnego Imperium Rzymskiego (przeszło 700 tyś. km2 i 10 min. mieszkańców) było przewrotem tylko w sensie naczelnej władzy politycznej, ale samo przez się nie wywołało przewrotu społecznego ani kryzysu gospodarczego. Zmiany, jakie się w tym zakresie dokonywały, były kontynuacją przemian rozpoczętych wcześniej w łonie Imperium: zaznaczający się już od III w. partykularyzm prowincji ułatwił Gotom oderwanie Galii i Hiszpanii od Rzymu, a rosnące znaczenie klasy latyfundystów („senatorów"), uzależniających wolną ludność wiejską, torowało drogę feudalizacji. Jak wynika z przykładu Ataulfa i Teodoryka II, niektórzy królowie Wizygotów poważnie pojmowali swą rolę czołowych sprzymierzeńców popadającego w ruinę Cesarstwa Rzymskiego; nawet mniej prorzymsko nastrojony Teodoryk I (418—451), który przez wiele lat sprawiał Rzy- mianom kłopoty swym dobijaniem się do Morza Śródziemnego, przybył , na odsiecz Aecjuszowi w momencie, gdy Hunowie zaleli Galię, i poległ w bitwie na Polach Katalaunijskich. Już od początku istnienia władzy gockiej w Akwitanii królowie starali się pozyskać sobie miejscową ludność rzymską. Pisma Salwiana z Marsylii są świadectwem nadziei, jakie z nimi wiązali uciskani członkowie niższych warstw społeczeństwa prowincji, uciekający spod władzy urzędników rzymskich na tereny okupowane przez barbarzyńców. Rzeczywiście załamanie rzymskiego systemu podatkowego i panowania przekupnej biurokracji przyniosło początkowo znaczną poprawę położenia ludności, przede wszystkim wiejskiej. Niebawem jednak okazało się, że dla rządzenia zdobytymi przez siebie obszarami Wizygoci muszą sięgnąć do pomocy rzymskich specjalistów: przywrócono więc rzymską administrację, sądownictwo, system podatkowy. Zamiast wśród chłopów, królowie wizygoccy szukali sprzymierzeńców wśród przedstawicieli rzymskich rodów senatorskich, którzy nieomal od początku rządów gockich znajdowali dobre przyjęcie na dworze tuluzańskim. Kiedy stało się jasne, że państwo Wizygotów nie jest tylko przejściowym zakłóceniem, liczba „kolaborantów" stale rosła; za cenę utrzymania lub odzyskania majątków coraz liczniejsi przedstawiciele galijskich rodów senatorskich decydowali się służyć nowym panom. Synowie poety Paulina z Pełli, który uszedł przed Wizygotami z Galii, znaleźli się wkrótce po 418 u boku Teodoryka I; jeden z nich osiągnął wysokie stanowisko na jego dworze. Sprzyjała temu powrotowi polityka królów wizygockich dążąca do pozyskania nowych podwładnych; królowie nie wahali się obdarzać zaufaniem ministrów rzymskiego pochodzenia. Leon z Narbony był jednym z głównych doradców Euryka; działający jednocześnie z nim Seronatus stał się obiektem zaciętych ataków obrońcy rzymskości, Sidoniusa Apol-linarisa, który traktował go jako renegata i porównywał z Katyliną.1 Ten sam Sidonius jednak gościł poprzednio na dworze Teodoryka II i w swych wierszach poświęcił mu pochlebne strofy. Znany nam już Sal wian z Marsylii usprawiedliwiał nawet religijną postawę Wizygotów: „Są oni heretykami bezwiednie, [...] błądzą, lecz błądzą w dobrej wierze, nie z nienawiści, lecz z miłości Boga, wierząc, że czczą Pana i kochają."2 Udostępniono Rzymianom także możliwości kariery wojskowej (nie istniejące u Wandalów i Ostrogotów). W służbie Euryka działali Vincen-tius (na terenie Hiszpanii) i Victorius (w Galii); król ten zaś, silnie oddany arianizmowi i niechętny hierarchii katolickiej, nie był bynajmniej popularny wśród rzymskich poddanych; jego poprzednik Teodoryk II i następca Alaryk II (484—507) znacznie silniej wiązali się z galijskim możnowładztwem. Rzymscy „senatorzy" z południowej Galii prowadzili • dawny tryb życia, nie pozbawiony luksusu i kultywujący starorzymskie \ 60 II. Punkt wyjścia tradycje. Na wzór arystokracji gockiej otaczali się zbrojnymi orszakami. Wpływy Rzymian dały się odczuć niebawem na dworze królewskim, gdzie łacina od początku zaczęła wypierać język gocki w codziennym urzędowaniu, a zwłaszcza w kancelarii. Było to tym bardziej znamienne, że Goci dzięki Ulfilasowi potrafili posługiwać się własnym pismem i językiem w liturgii. Już Teodoryk I oddał przynajmniej część swych dzieci pod opiekę rzymskich nauczycieli; rzymski senator Avitus wpłynął na ukształtowanie poglądów i szacunek do rzymskiej kultury u swego wychowanka Teodoryka II, który później wyniósł swego mistrza na tron cesarski. Młodzieńcze studia Teodoryka nad Wergiliuszem i prawem rzymskim nie zrobiły z niego intelektualisty; Sidonius Apollinaris, przedstawiając życie na dworze królewskim, wymienił wśród rozrywek królewskich grę w kości, polowanie i oglądanie igraszek błaznów, ale nie wspomniał o lekturach czy uczonych rozmowach.3 Jednak nawet snobi-zowanie się królów wizygockich na rzymskość wpływało na zbliżanie się wyższych klas społecznych obu grup etnicznych. Teodoryk II, atle-tyczny, owłosiony drab z włosami splecionymi po barbarzyńsku w warkocze, usuwał jednak z sali audiencjonalnej odzianych w futra wojowników, kiedy przyjmował posłów; Euryk trzymał na dworze rzymskiego poetę Lampridiusa, a u Sidoniusa Apollinarisa zamówił historię Gotów. Alaryk II nie tylko urządzał w Saragossie igrzyska cyrkowe, jak rzymski imperator, ale jako pierwszy z królów germańskich czesał się po rzym-sku.4 Tendencje asymilacyjne, a raczej uleganie Gotów cywilizacji rzymskiej, widać doskonale w dziedzinie prawa. Już obydwaj Teodorykowie podejmowali z pomocą prawników rzymskich nie znaną bliżej działalność kodyfikacyjną w dziedzinie gockich praw zwyczajowych, wyprzedzając w tym wszystkich królów germańskich.5 Zachował się dopiero (we fragmentach) kodeks Euryka, noszący wyraźne cechy prawa rzymskiego, w tej jego postaci, jaka służyła w sądach rzymskich na terenie Galii. Kodeks regulował stosunki prawne wśród Gotów i stosunki między Gotami a Rzymianami; spisany był w języku łacińskim (zapewne podobnie jak już poprzednie), a zarówno sformułowania, jak przyjęte z prawa rzymskiego urządzenia (np. testament) świadczą o celowych innowacjach. Alaryk II po upadku władzy cesarskiej w Rzymie przejął również prerogatywy cesarskie w dziedzinie prawa rzymskiego. Rezultatem jego działalności na tym polu jest wydana w 506 r. praktyczna kodyfikacja prawa rzymskiego, tzw. Lex Romana Visigothorum, porządkująca i aktualizująca zasady prawne w sądach prawa rzymskiego w państwie wizygockim, gdzie nie weszła w życie kodyfikacja cesarza Teodo-zjusza II z 438 r., obowiązująca na ziemiach znajdujących się w połowie V w. pod bezpośrednią władzą Rzymu.6 5. Hiszpania wizygocka 61 \ Starania królów wizygockich o syntezę podległej im ludności rozbiły się jednak o sprawę religii. Niechętna katolikom polityka Euryka (usuwanie biskupów, nieobsadzanie katedr biskupich) nie tyle wypływała z ariańskiego prozelityzmu, co stanowiła represję wobec biskupów broniących rzymskiej racji stanu przeciw „barbarzyńcom" i nierzadko kierujących oporem przeciw gockim zdobywcom. Wszystko przybrało inne wymiary, kiedy Frankowie, rywalizujący z Wizygotami w opanowywaniu Galii, przeszli na katolicyzm. Kiedy prawowity cesarz w Konstantynopolu sprzyjał herezji monofizyckiej, a w Rawennie i w Tuluzie rządzili królowie ariańscy, Chlodwig był jedynym zbrojnym ramieniem „prawdziwej wiary". Alaryk II starał się neutralizować te wpływy przez swą tolerancyjną politykę. Jego kodyfikacja przejęła z prawa rzymskiego postanowienia faworyzujące Kościół, choć starała się uczynić z Kościoła katolickiego w państwie wizygockim instytucję państwową. Synod galijski w Agde w 506 r. zgromadził dwudziestu czterech biskupów Galii wizygockiej; kierował nim odwołany z wygnania Cezary, biskup Arles, który chętnie zgodziłby się zostać patriarchą nowego Kościoła. Jednak wszystkie te kroki nie zapobiegły katastrofie. W 507 roku w okolicach Poitiers, pod Vouills, Chlodwig zadał decydującą klęskę Wizygotom. Alaryk II poległ, a południowa Galia przeszła bez trudności w ręce Franków, zapewne dzięki sprzyjającej postawie tamtejszej ludności rzymskiej, a zwłaszcza biskupów. Wprawdzie przedstawiciele arystokracji rzymskiej z Galii lojalnie walczyli u boku Ala-ryka II pod Vouille, ale później przeszli na stronę Chlodwiga i niebawem znaleźli się w jego służbie. Tylko interwencji Teodoryka ostrogockiego zawdzięczali Wizygoci utrzymanie Septymanii, jako resztki rozległych zapirenejskich posiadłości. Tam spłynęła większość Gotów, zamieszkujących poprzednio obszary wokół Tuluzy, toteż terytorium to nazywano później Gotią. Część Gotów z Galii przesiedlona została do Hiszpanii, ale poza Campi Gothorum trudno tam odnaleźć jakiś obszar zwartego osadnictwa gockiego. Po stratach w wojnie z Frankami Goci stanowili w Hiszpanii już tylko ok. 2% ludności tego kraju, choć byli nadal główną grupą rządzącą. Hiszpania składała się z bardzo różnych pod względem klimatycznym, ekonomicznym i kulturalnym obszarów. Część zachodnia, nad Morzem Śródziemnym (prowincje: Hispania Tarraconensis, Carthaginiensis i Bae-tica), była w większości urodzajna, gęsto zaludniona i rozwinięta gospodarczo, z bogatymi miastami (Barcelona, Tarragona, Kartagena, Sewilla, Merida). Reszta półwyspu, zaludniona znacznie rzadziej, jeszcze nie w pełni zromanizowana, była uboga; rozległe tereny poświęcone były hodowli, a raczej pasterstwu. Ziemie te znajdowały się w znacznej mierze 62 H. Punkt wyjścia pod panowaniem Swewów, podczas gdy część wschodnia wytrwale opierała się, aż do czasów Euryka, najazdom barbarzyńców. Euryk, podporządkowawszy sobie część rzymską, odebrał również Swewom południową część ich posiadłości (Luzytanię), spychając ich na północno-zachod-nie obszary półwyspu, do Galicji. W końcu V wieku roczniki zanotowały (494 i 497) przesunięcie części Gotów do Hiszpanii; większa ich liczba napłynęła z Galii po 507 r., a zwłaszcza po 531, kiedy siedziba królów wizygockich ostatecznie została przeniesiona na południe od Pirenejów. Większość Gotów została ulokowana na Campi Gothorum i w sąsiedztwie: od Palencji po Toledo. Śladem tego osadnictwa są odkryte na tych terenach przez archeologów groby rzędowe, rzadko spotykane na innych terenach Hiszpanii. Są to groby pozbawione bogatszego wyposażenia, stanowią więc ślady osadnictwa prostych Gotów — wolnych chłopów. Członkowie wyższej warstwy społecznej natomiast rozproszyli się po całym kraju, pełniąc funkcje wojskowe i administracyjne i wchodząc w posiadanie wielkich majątków ziemskich. Goci stanowili też zapewne załogi większości garnizonów wojskowych, choć nie utrudniano dostępu do nich Rzymianom. Element gocki został wzmocniony po 507 r. przez Ostrogotów, którzy przybyli na pomoc pobratymcom na rozkaz Teodoryka Wielkiego. Do swej śmierci zachowywał Teodoryk zwierzchnictwo nad państwem Wizygotów, a jego dowódcy wojskowi, Ibba i Teudis, odgrywali rolę namiestników. Większość ich wojowników osiadła na stałe w Hiszpanii i Septymanii. Rozproszenie Gotów ułatwiło ich romanizację w ciągu VI wieku; najwcześniej ulegli jej możni, dla których język gocki szybko przestał być językiem codziennego użytku; całkowite wygaśnięcie języka gockiego wśród chłopów gockich musiało nastąpić w VII wieku. O szybkiej roma-nizacji świadczy prawie całkowity brak słów pochodzenia gockiego w języku hiszpańskim. Już w VI w. także Kościół ariański posługiwał się w liturgii łaciną. Jednak romanizacja językowa nie oznaczała bynajmniej zaniku świadomości własnej odrębności Wizygotów ani ich dumy plemiennej, wypływającej z kultywowanej tradycji. Ramon Menendez Pidal wydobył wzmianki o trwaniu wśród potomków Wizygotów podań o gockich królach i bohaterach, które — jego zdaniem — wpłynęły na ukształtowanie się hiszpańskich epopei rycerskich X—XIII wieku; niektóre wątki tych epopei dadzą się wyprowadzić z tradycji gockiej, zapisanej u Jordanesa.7 W dziele pedagogicznym Institutionum disciplinae, wiązanym z osobą Izydora z Sewilli, zaleca się młodym ludziom naukę „śpiewu pieśni przodków, które podniecają słuchaczy do chwalebnych czynów".8 Postępujące procesy romanizacji Gotów przy ich tolerancyjnym sto- 5. Hiszpania wizygocka 63 ^sunku do Kościoła katolickiego sprzyjały asymilacji Rzymian hiszpań-ikich z państwowością wizygocka. Królowie Amalaryk (526—532) i Teudis (531—548) żonaci byli z katoliczkami i przykład ten z pewnością znajdował oddźwięk wśród arystokracji, która w pierwszej połowie VI w. zahamowała wzmacnianie się monarchii. Niebawem pojawili się Goci- -katolicy, nawet na stanowiskach biskupich. Utrata Galii i wygaśnięcie starej dynastii zapoczątkowały walki o władzę; wykorzystał je Justy-nian, zamierzający odzyskać dla Imperium również Hiszpanię. Kiedy zbuntowany przeciw królowi Agili możny Atanagild wezwał na pomoc stacjonujące w Afryce wojska cesarskie, stary wódz Liberiusz przeprawił się do Hiszpanii w 552 r. i opanował znaczną część wybrzeża Betyki, od Kartageny do Malagi i Assidony (Medina Sidonia); z czasem granica posiadłości bizantyjskich sięgnęła rzeki Baetis (Gwadalkwiwir), a nawet ją przekroczyła, obejmując Kordobę. Mimo to sukces był znacznie mniejszy, niż oczekiwano: romańska ludność Hiszpanii nie okazała wkraczającym wojskom cesarskim entuzjazmu, z jakim spotykały się poprzednio w Afryce i w Italii. Być może znane były w Hiszpanii straszne skutki wojen bizantyjsko-gockich w Italii; być może jednak, że mieszkańcy Hiszpanii traktowali już królów gockich jako swoich władców, a żołnierzy Liberiusza — jako obcych najeźdźców. Ten brak współdziałania z armią Justyniana jest — jak słusznie zauważył Dietrich Claude — dowodem pełnej autonomii i tolerowania katolicyzmu hiszpańskiego przez królów gockich. Najwybitniejszy z królów wizygockich Leowigild (563—586), który doprowadził do zjednoczenia prawie całego półwyspu (wcielenie państwa Swewów 585, likwidacja niezależności górali kantabryjskich i Basków, odebranie Bizanty jeżykom Kor doby i Assidony), zmierzał również do pełnej konsolidacji społeczności hiszpano-gockiej. Środkiem do tego miało być wzmocnienie monarchii przez jej ścisłe związanie z Kościołem ariańskim, który miał się stać Kościołem państwowym; rezygnując z języka gockiego, chciał jednak Leowigild, by wszyscy mieszkańcy jego państwa odczuwali związki z tradycją gocką. Wzorem dla Leowigilda byli cesarze bizantyjscy. Na ich wzór przybrał przydomki Flavius, Pius, Felix, wprowadził wzorowany na bizantyjskim ceremoniał dworski, zaczai bić złote monety z własnym wizerunkiem i napisem, uwieczniał też na nich swe zwycięstwa. Jak rzymscy cesarze, zakładał nowe miasta: w centrum Hiszpanii Reccopolis,9 które miało się stać nową stolicą, na północy — Victoriacum (Vitoria) dla upamiętnienia zwycięstwa nad Baskami. Unifikacji miała służyć także kodyfikacja Leowigilda, tzw. Codex re-visus, który znosił wszelkie elementy dyskryminacji ludności romańskiej, m.in. formalnie jeszcze obowiązujący zakaz małżeństw mieszanych; 64 II. Punkt wyjścia jest możliwe, że Codex revisus, którego pełnego tekstu nie znamy, zmi rżał do wprowadzenia jednolitego sądownictwa dla Gotów i Rzymian. Ukoronowaniem dzieła Leowigilda miała być unifikacja religijna. Z liturgią łacińską przejął Kościół ariański zapewne liczne zwyczaje i obrzędy, występujące w Kościele katolickim. Ponieważ Kościół ariański, bezpośrednio zależny od króla, wydawał się dogodnym narzędziem umocnienia władzy monarszej, Leowigild postanowił go tak przekształcić, aby zredukowawszy różnice w stosunku do katolicyzmu umożliwić połączenie obydwu Kościołów pod swoim autorytetem. W 580 roku zwołał do Toledo synod biskupów ariańskich i przeforsował na nim pewne zmiany doktrynalne ułatwiające pojednanie (m.in. uznanie chrztu katolickiego, kultu świętych i ich relikwii, złagodzenie formuł dotyczących osoby Chrystusa). W ślad za synodem rozpoczęła się akcja mająca przyspieszyć „nawracanie" katolików na arianizm: nawróceni (m.in. Wincenty, katolicki biskup Saragossy) byli sowicie nagradzani, niektórzy podsycający opór biskupi katoliccy szli na zesłanie — szczególnie dotyczyło to Gotów; liczne kościoły katolickie przeszły w ręce arian. Trudno jednak mówić tu o rzeczywistym prześladowaniu. Niezadowolenie katolików chciał wykorzystać syn Leowigilda, Hermenegild, który sprawował władzę w Sew willi, na pograniczu bizantyjskiej Betyki. Pod wpływem frankijskiej żony i biskupa Leandra przeszedł w 579 r. na katolicyzm, a następnie wszedł w porozumienie przeciw ojcu z Bizantyjeżykami (którym wydał Kordobę), Swewami i frankijskim królem Guntramem, przez co wplątał Leowigilda w serię trudnych wojen. W 582 roku bunt Hermenegilda został stłumiony, a on sam stracony. Katolicy nie poparli jego akcji, a katoliccy dziejopisowie, współczesny Jan z Biclarum (sam internowany przez króla) i późniejszy Izydor z Sewilli, traktują Hermenegilda jako buntownika, a nie męczennika za wiarę; ten drugi punkt widzenia, podjęty przez papieża Grzegorza Wielkiego, początkowo nie był podzielany w Hiszpanii. Dzieło unifikacyjne Leowigilda uwieńczył powodzeniem jego drugi syn Rekkared I (586—601), choć obrał metodę przeciwną ojcowskiej. Zamiast przymusowo nawracać na arianizm olbrzymią katolicką większość swych poddanych, sam przeszedł w 587 r. na katolicyzm i podjął przygotowania do przyciągania arian na łono Kościoła katolickiego, czemu miały służyć ponownie organizowane dysputy. W 589 doszło na kolejnym synodzie w Toledo do oficjalnej unifikacji religijnej. Ośmiu biskupów ariańskich, którzy przyjęli stanowisko króla, zachowało swe godności i związane z nim dochody, podobnie jak przedstawiciele niższego kleru. W opozycji znaleźli się prawdopodobnie tylko czterej biskupi oraz królo-wa-wdowa Goswinta; opór arian nie objął szerszych kręgów. Unifikacja religijna, przeprowadzona na synodzie toledańskim 589 r., 5. Hiszpania wizygocka 65i iała decydujące znaczenie dla zrośnięcia się rzymskiego i gockiego. ^lementu w jednolite społeczeństwo, związane z gockimi tradycjami historycznymi. Przyjmuje się wprawdzie, że dopiero kodeks króla Reces-winta z 654 r. (tzw. Liber iudiciorum) wprowadził jednolite sądownictwo-i zlikwidował wszystkie odrębne prawodawstwa, ale jak widzieliśmy, jest prawdopodobne, że krok ten zainicjował już Leowigild, tylko postanowienia jego z oporami wchodziły w życie. Rekkared spodziewał się, że Kościół umocni jego władzę jako prawowiernego monarchy z Bożej łaski; może już od jego czasów przyjął się zwyczaj namaszczania królów, zaczerpnięty ze Starego Testamentu, który dopiero w 751 r. przejęli' Frankowie. Kościół hiszpański, uznając teoretycznie autorytet papieży, strzegł swej niezależności w obawie, że kuria rzymska, podlegająca władzy cesarzy bizantyjskich, może być wykorzystana przez nich do nacisku politycznego na królestwo wizygockie. Nie szczędzili też biskupi hiszpańscy polemik i pouczeń pod adresem papieży. Od synodu 589 r. wspólne zjazdy biskupów i możnowładztwa świeckiego rozpatrywały i uchwalały decyzje we wszelkich sprawach, zarówno świeckich, jak religijnych; na tymże synodzie zerwano też z tolerancją, podejmując pierwsze uchwały przeciwko Żydom. Ale z czasem synody jako przedstawicielstwo gocko-hiszpańskiego „narodu politycznego", podejmujące wiążące decyzje we wszystkich sprawach, znalazły się-ponad królem. Brak zagrożenia zewnętrznego (ok. 625 wyparto Bizantyj-czyków całkowicie z Półwyspu), spowodowany osłabieniem wszystkich, dotychczasowych przeciwników, sprawił, że osłabienie władzy królewskiej nie wywoływało niczyich obaw. Ze zgorszeniem komentował to> kronikarz frankijski, znany pod imieniem Fredegara: „Naród Gotów jest. nieznośny, kiedy nie czuje nad sobą twardego jarzma." 10 Wnet po śmierci Rekkareda rozpoczął się proces redukowania uprawnień królów i oligarchia możnowładcza wszczęła działalność destrukcyjną, która w 711 r. doprowadziła monarchię Wizygotów do katastrofy. Już przed przełomową decyzją Rekkareda dochodziło, jak wspominaliśmy, do małżeństw mieszanych między arystokracją gocką a rzymskimi rodami „senatorskimi". Z likwidacją arianizmu znikły ostatnie bariery i w ciągu VII w. obydwie grupy stworzyły jedną potężną grupę/ oligarchiczną, identyfikującą się z państwowością gocką (którą kierowały) i z gocką tradycją historyczną. Dochodzi do zjawiska, nazwanego przez Reinharda Wenskusa „pseudo-logiczną identyfikacją": cała arystokracja hiszpańska, bez względu na pochodzenie, zaczyna się uważać za potomków wojowników Alaryka, zdobywców Rzymu. Identyfikacja była tak pełna, że wprowadziła w błąd nawet nowoczesnych historyków, którzy przyjmowali, że stara arystokracja rzymska wygasła. Ramon d'Abadal twierdził nawet, że do połą- 5 — B. Zientara •66 II. Punkt wyjścia l •czenia się dwu elementów etnicznych nie doszło, albowiem „lud gocki, lud panów i wojowników strzegł się wszelkiego zmieszania z masą ludności miejscowej" i stworzył w zromanizowanym społeczeństwie warstwę arystokratyczną.11 Nie można jednak w ślad za nim bagatelizować danych •o zrastaniu się arystokracji gockiej i rzymskiej. W tym okresie imiona nie są już świadectwem gockiego lub rzymskiego pochodzenia: Goci noszą imiona typu Laurentius lub Renovatus, podczas gdy potomkowie senatorów przybierają imiona germańskie. Podobny proces wystąpił wówczas, a nawet nieco wcześniej, w Galii Irankijskiej, ale rezultaty były inne, jak zauważył Pierre Richć: „kiedy w Galii asymilacja spowodowała zanik kultury klasycznej, tutaj dokonał się proces odwrotny".12 W okresie, kiedy w Galii królowie merowiń- •scy z trudem najwyżej umieli się podpisać (i to nie zawsze), dwór królów wizygockich w Toledo stał się ogniskiem kultury i gromadził miłośników literatury oraz uczoności. Królowie Sisebut (612—621) i Swin-tila (621—632) gromadzili książki, protegowali studia, przyjaźnili się i korespondowali z Izydorem z Sewilli, sami zajmowali się twórczością literacką. Naśladowali ich w tym następcy, szerząc wśród arystokracji snobizm na kulturę literacką. Na tym tle należy rozpatrywać twórczość Izydora, który był wprawdzie najwybitniejszym, ale nie jedynym lite-:ratem i uczonym tych czasów. Zdaniem Pierre'a Richś rozwój kulturalny wyższych warstw społeczeństwa hiszpańskiego, związany z upowszechnieniem znajomości łaciny klasycznej, przyczynił się do zahamowania procesu kształtowania się łaciny ludowej, odrębnego języka hiszpańskiego. W języku tym zresztą nie daje się zauważyć prawie żadnych wpływów gockich. Kultura pisma wśród świeckich nie ograniczała się bynajmniej do sfer dworskich czy arystokracji. Hiszpania pozostawała krajem, gdzie dokument pisany zachował znaczenie, jakie posiadał w prawie rzymskim, gdzie działał notariat, a nawet administracja gospodarcza posługiwała się pismem, czego dowodzą tabliczki odnalezione w pobliżu Salamanki i A wili, pochodzące z VI—VII wieku. Literatura hiszpańska tego okresu jest najlepszym świadectwem for-Tnowania się nowej świadomości. Jeszcze kronikarz z okresu Leowigilda Jan z Biclarum mówi osobno o Gotach i Rzymianach (hiszpańskich), choć podkreśla wspólnotę ich interesów. Natomiast Izydor z Sewilli, potomek starego rodu senatorskiego i znawca literatury klasycznej, który dłuższy czas przebywał w Konstantynopolu, nie był już związany uczuciowo z tradycjami Imperium Rzymskiego, a zdobycze Cesarstwa w Hiszpanii uważał za najazd i uzurpację. Uczucia patriotyczne Izydora związane były z Hiszpanią. „Ze wszystkich krajów ziemi — pisał — od Zachodu do Indii, tyś najpiękniejsza, 5. Hiszpania wizygocka 61' o święta, zawsze szczęśliwa matko władców i plemion, Hiszpanio! Tyś; słusznie teraz królową prowincji, od której czerpie światło nie tylko Zachód, ale i Wschód. Tyś pięknem i ozdobą świata" — kontynuował, starając się odtworzyć w swej prozie piękno ojczystego krajobrazu. Jest to dość częsta w starożytnej retoryce pochwała kraju rodzinnego* (analogie znane są np. z Galii), która nie kłóciła się z poczuciem przynależności do rzymskiej res publica i z uwielbieniem dla nomen Roma-num. Tu jednak brzmi nowa nuta, w której Rzym traktowany jest obojętnie, a sympatie autora związane są z kim innym. „Słusznie już dawniej złoty Rzym — stolica ludów — ciebie pożądał; chociaż z początku ta dzielność rzymska, zwyciężywszy, pojęła ciebie, teraz znów przesławne plemię Gotów, po wielu zwycięstwach na świecie, walcząc porwało* cię i obdarzyło miłością; dotąd pośród królewskich koron i niezmiernych bogactw swego władztwa raduje się spokojnym szczęściem." 13 Owo „przesławne plemię Gotów", Gothorum florentissima gens, jest bohaterem historycznego dzieła Izydora. Są to „ludzie z natury zręczni,, bystrzy umysłem, ufni w siłę sumienia, silni budową ciała, strzeliści wy--sokością postaci, wyróżniający się gestem i zachowaniem, dzielni w ręku, wytrzymali na rany, według słów poety, który powiada o nich: Goci: gardzą śmiercią, sławiąc swe rany. Tak to bojowy lud i tak znakomita i zwycięska jego dzielność, że sam Rzym, zwycięzca wszystkich ludów, poddał się jarzmu niewoli i przyczynił się do gockich triumfów i oto* pan świata jak niewolnik zmuszony został im służyć. Drżały przed nimi. wszystkie ludy w Europie. Ustępowały przed nimi zapory Alp. Znane powszechnie z barbarzyństwa plemię Wandalów trwożyło* się nie tyle na ich widok, ale już na samą wieść o nich. Dzielność ich wytępiła Alanów. Swewowie dotąd ściśnięci w niedostępnych kątach Hiszpanii teraz również doświadczyli niebezpieczeństwa ich oręża i utracili w haniebny sposób królestwo." 14 Nastąpiło w dziele i zapewne w świadomości Izydora połączenie emocjonalnego stosunku do państwowości i tradycji historycznej Gotów z patriotyzmem hiszpańskim: rozszerzona na arystokrację, a może i szersze warstwy romańskie, wizygocka świadomość plemienna znalazła ojczyznę, a to powiązanie leży u progu świadomości narodowej. Świadectwem tego jest tekst przysięgi poddanych, składanej „na zbawienie króla, narodu (gentis) et patriae". Brakło jeszcze jednego: wspólnej nazwy. Państwo i lud rządzący ciągle noszą nazwę Wizygotów, a ich kraj — Hiszpanii. Być może wytworzeniu się jednolitej nazwy przeszkadzały ostatnie posiadłości wizygockie za Pirenejami (Septymania), które ciągle jeszcze zaliczane były do Galii. Dietrich Cloude zwrócił uwagę, że rozwijający się w VII w. patriotyzm! gocko-hiszpański nie objął Septymanii, która była traktowana jako obca. •68 II. Punkt wyjścia 5. Hiszpania wizygocka 69 dependencja, mimo że nie tylko posiadała znaczny odsetek ludności .gockiej, ale stanowiła najstarszą część państwa gockiego. Fakt ten świadczy, że romańscy Hiszpanie, mający tradycje separatyzmu lokalnego, ^dzielącego ich od mieszkańców Galii, odegrali istotną rolę w kształtowaniu się wizygocko-hiszpańskiej świadomości narodowej. Julian, biskup Toledo (zm. 690), pochodzący z rodziny żydowskich -konwertytów, reprezentuje w swej historii panowania króla Wamby patriotyzm hiszpański, stanowiący rozwiniętą postać patriotyzmu Izydora; element gockiej dumy plemiennej, rozciągniętej tu na wszystkich -Hiszpanów (Julian stale mówi o Hiszpanach, nie o Gotach), ma odpowiednik w pogardzie dla obcych, także dla „Gallów" — mieszkańców Sep-.tymanii, którym odmawia przynależności do Gotów. Historię traktuje •użytkowo. „Opowiadanie o zwycięstwach zwykło być umocnieniem cno-tty, a sława przeszłości pociąga umysły młodzieży ku męstwu." 15 Ważnym czynnikiem rodzącej się świadomości narodowej było przekonanie, że państwo nie jest królestwem patrimonium — jak u Franków i czy Wandalów — ale wspólną własnością ludu (gens) reprezentowanego przez biskupów i możnych. Elekcyjność tronu, broniona przeciw stara-:niom poszczególnych królów o jego dziedziczne przekazywanie, przeko-inanie o tym, że prawo jest ponad królem, wyrażone w kodeksie Reces-winta, świadczy o wyższym stopniu rozwoju świadomości politycznej, ^stawiającym wizygocka Hiszpanię na poziomie przewyższającym inne królestwa zachodniej Europy, jak też o przetrwaniu rzymskiego pojęcia państwa. Dobra prywatne królów były oddzielone od domeny królewskiej, którą królowie nie mogli dowolnie rozporządzać. Gdy w innych :krajach pierwszą cnotą króla była hojność, w Hiszpanii zalecano królom oszczędne gospodarowanie. Stąd też w Hiszpanii niemożliwe były podziały państwa, jakim ulegała monarchia Franków. Oczywiście główną przyczyną była elekcyjność tronu, ale chyba równie ważna była jednolitość .językowa i etniczno-polityczna wizygocko-hiszpańskiego „narodu politycznego". Na przełomie VII i VIII wieku mieszkańcy Hiszpanii przodowali więc w Europie pod względem integracji etniczno-politycznej. Franków, wśród Ictórych również obserwujemy wysoki poziom etnicznej świadomości, przewyższali jednolitością języka i zwartością terytorium, na którym .kształtował się naród. Brakło jeszcze powszechnie przyjętej nazwy dla tego narodu: gdy jedni autorzy piszą o Wizygotach, drudzy, jak Julian, mówią już o Hiszpanach. Najazd arabski przerwał ten proces i rozbił jedność Hiszpanii. Ludność terenów opanowanych przez Arabów znalazła się w orbicie innych wpływów politycznych i kulturowych niż ludność kształtujących się na półno- •cy niepodległych władztw chrześcijańskich i ludność ziem wcielonych do monarchii frankijskiej przez Karola Wielkiego. Z wiekami pogłębiały się różnice między chrześcijańskimi Hiszpanami z południa Półwyspu, w coraz większym stopniu arabizującymi się językowo, tzw. Mozarabami, a Asturyjeżykami, piastującymi tradycje wizygockie, czy Katalończyka-mi, związanymi kulturowo z Langwedocją. Z gromady chrześcijańskich państewek wyłoniły się wreszcie trzy potężne: Kastylia, Aragonia i Portugalia; w ich łonie zaczęły się kształtować trzy odrębne świadomości narodowe, co najmniej trzy odrębne języki. Zdawać by się mogło, że po wizygockiej Hiszpanii nie zostało nawet śladu. A jednak tradycja historyczna potężnego państwa Wizygotów przetrwała, zarówno wśród Mozarabów, jak w Asturii i jej dziedziczce — Kastylii. I tu, i tam pamiętano, że Hiszpania stanowiła niegdyś całość, kultywowano obrządek kościelny ustalony na toledańskich synodach biskupów hiszpańskich, nadawano dzieciom imiona gockie. Królowie Asturii uważali się za kontynuatorów państwa Wizygotów, a podsycany przez nich „mit gocki" stał się potężną siłą ideową w walce o zjednoczenie Półwyspu, ciągnącej się przez całe stulecia.16 Jak twierdzi Josś Maravall, przy podtrzymywaniu tezy o kontynuacji państwa Wizygotów w Asturii, Leonie i Kastylii chodziło „nie o wytłumaczenie rzeczywistego faktu, lecz o tradycję, mającą na celu nadanie sensu pewnym czynom i serii starć wojennych; ta tradycja uzyskała wreszcie w naszej (tj. hiszpańskiej) historii średniowiecznej siłę powszechnego przekonania. Rzeczywiście liczni królowie i książęta działali tak, jak to miało miejsce, właśnie dlatego, że słyszeli wokół siebie, że są dziedzicami Gotów".17 Za potomków Gotów uważała się cała szlachta hiszpańska: do naszych czasów pysznić się swoim arystokratycznym pochodzeniem to po hiszpańsku „hacerse de los Go-dos". Jako spadkobiercy królów wizygockich władcy Asturii przybrali tytuł cesarski i uważali się za zwierzchników innych królów hiszpańskich. A więc przerwany w 711 r. proces kształtowania się narodu hiszpańskiego nie pozostał bez echa i stworzona wówczas tradycja potężnie wpłynęła na powstanie w ciągu średniowiecza i czasów nowożytnych zjednoczonej Hiszpanii i ponadregionalnego narodu hiszpańskiego. III. SANCTA GENS FRANCORUM Nie ma potrzeby dowodzić, jak wielką rolę w kształtowaniu oblicza Europy odegrali Frankowie. Nie tylko stworzyli fundament tradycji historycznej dwu co najmniej wielkich narodów, ale dokonane przez nich dzieło zjednoczenia zachodniego chrześcijaństwa przetrwało jako podstawa ściślejszej wspólnoty kulturalnej, promieniującej później na inne obszary europejskie. Trzy kraje, na które rozpadło się państwo frankijskie: Francja, Włochy i Niemcy, pozostały jądrem Europy, wokół którego skupiały się następnie bardziej peryferyjne kraje cywilizacji łacińskiej, upatrujące zawsze w tym właśnie jądrze centrum także własnej europejskości. Widzieliśmy, jak w Hiszpanii nieomal udało się najeźdźcom gockim skonsolidować wokół siebie miejscową ludność romańską i doprowadzić do powstania jednolitego „narodu politycznego", którego dalszą ewolucję brutalnie przerwał najazd arabski. Zwartość geograficzna Hiszpanii ułatwiała oczywiście te procesy integracyjne, ale nie zapobiegła zewnętrznemu niebezpieczeństwu; oligarchiczny ustrój z mnożącymi się konfliktami wewnętrznymi, nie tolerancyjna polityka religijna, prowadząca do ostrych prześladowań Żydów, sprzyjały najeźdźcom. Frankowie byli liczebnie silniejsi od Wizygotów, którzy wielokrotnie nie potrafili powstrzymać ich ataków: mieli przewagę wojskową, wcześnie też, przyjmując katolicyzm, zlikwidowali ognisko konfliktów z ludnością romańską, które tak wiele kłopotów sprawiały innym germańskim królestwom. Dokonali ogromnych podbojów, które podnosiły ich dumę i świadomość własnej wartości; członkowie rzymskich rodów senatorskich pisali historię ich czynów i dość łatwo przejmowali ich własną świadomość. A jednak wnet po największych triumfach Franków w VIII w. doszło do rozbicia tego wielkiego organizmu państwowego, i to mimo istnienia sił, świadomie temu rozbiciu przeciwdziałających. Czynniki odśrodkowe okazały się silniejsze. Od setek lat badacze różnego pochodzenia zastanawiają się nad charakterem tych czynników: wśród nich różnice etniczne — obok gospodarczych i geograficznych — miały niemałe znaczenie. 1. Geneza Franków 1. GENEZA FRANKÓW 71 Historię Gotów i Wandalów możemy śledzić co najmniej od początków naszej ery — znamy dość dobrze perypetie ich wędrówek, w trakcie których nasiąkali obcymi wpływami kulturowymi i wchłaniali elementy cywilizacji rzymskiej. Inaczej z Frankami: wyłaniają się oni w źródłach rzymskich całkiem niespodziewanie w połowie III wieku, by z miejsca stać się poważnym zagrożeniem dla granic Imperium. Skąd się wzięli? Do dziś brak w tej sprawie jednolitego stanowiska badaczy. Na ogół panuje zgoda, że w skład Franków musiały wejść grupy Germanów występujące poprzednio pod innymi nazwami; i rzeczywiście, pisarze rzymscy wymieniają wśród Franków istniejące już dawniej plemiona Amsiwariów, Chamawów, Brukterów i Chattuariów. Nazwa Franków jest właściwie epitetem podnoszącym cechy, z których byli dumni: oznacza „dzikich, śmiałych, nieokiełznanych" (tak już ją tłumaczył Izydor z Sewilli).1 Eugen Ewig uważa związek plemion, określany nazwą Franków, za trwałe przymierze, podkreśla także jedność kulturową tych plemion, poznaną dzięki badaniom archeologicznym. Reinhard Wenskus, który opowiada się za bardziej luźnymi więziami, nie krępującymi samodzielności poszczególnych plemion, uważa Chamawów za plemię, które odegrało rolę ośrodka krystalizacyjnego nowego związku; na rzymskiej mapie dróg (tzw. Tabula Peutingeriana), datowanej dość powszechnie na II wiek, występują oni pod podwójną nazwą: Chamavi qui et Franci (zam. Franci). Chamawowie i ich ,,'królowie" odgrywali główną rolę w napadach na rzymską Galię w III i IV wieku. Nie doszło jednak do ściślejszego powiązania Franków w całość polityczną; przynależność niektórych plemion do tego ugrupowania była przejściowa, a więzi je łączące — bardzo luźne. Krystalizacja Franków — zdaniem większości uczonych — nastąpiła na północny wschód od dolnego Renu, gdzie późniejsze nazwy okręgów: Hatterum i Borachtra, zawierają ślad po frankijskich Chattuariach i Brukterach. W IV wieku na czoło Franków wybija się nowe plemię zwane Salijczy-kami, z którym zacięte boje staczał cesarz Julian Apostata. Trudno powiązać je z jakimiś starszymi grupami plemiennymi: bezpośrednio wywodzili się Salijczycy z terenu nad Ijsel — odnogą dolnego Renu, do którego przylgnęła nazwa Salland. Eugen Ewig uważa Salijczyków za odłam Chamawów, który po opanowaniu Sallandu przybrał odrębną nazwę i rozpoczął niezależną działalność. Natomiast R. Wenskus szuka pierwotnych siedzib Salijczyków dalej na wschodzie i wywodzi ich z dobrze znanego w pierwszych wiekach naszej ery plemienia Chauków, siedzącego nad Morzem Północnym, po obu stronach dolnej Wezery. Nazwa Chauków, znana nam w formie zanotowanej przez pisarzy rzymskich (Pliniusz 72 III. Sancta gens Francorum Starszy, Tacyt), brzmiała zapewne po germańsku *Haukos. Otóż średniowieczni Sasi nazywali Franków Hugonami, a król frankijski Teodoryk zmienił się w ich tradycji w Hugdietricha. Wskazywałoby to na pochodzenie od Chauków właśnie salickich Franków, którzy później doprowadzili do stworzenia wielkiego państwa frankijskiego i stali się nosicielami fran-kijskiej tradycji. Z pierwotnie nadmorskimi siedzibami Salijczyków można też wiązać ich sprawność żeglarską: w III wieku Frankowie wraz z Sasami plądrowali jako piraci wybrzeża Galii, a jacyś jeńcy frankijscy, zatrudnieni jako wioślarze na rzymskich galerach, zbuntowawszy się, napełniali strachem mieszkańców wybrzeży Morza Czarnego, Egejskiego i Śródziemnego.2 Salland nie leży nad morzem, a więc nazwa tego terenu mogła powstać od salijskich posiadaczy, nie odwrotnie: trudno byłoby tam prowadzić żeglarski tryb życia. Legenda dynastyczna Merowingów, wywodzącą ich od bóstwa morskiego, również wskazywałaby na związki Salijczyków z Morzem Północnym.' Wenskus wskazuje także na me-rowiński obyczaj podróżowania wozem zaprzężonym w woły, który także może być wiązany z najstarszą tradycją kultu plemiennego: nad Morzem Północnym (co prawda nie u Chauków) czczona była bogini Nerthus, której posąg przewożono podczas uroczystych procesji wozem zaprzężonym w krowy.4 Możliwe, że w III w. pod naciskiem Sasów dawne plemię Chauków uległo rozbiciu: część ich podporządkowała się Sasom, część zaś — nadmorscy Salijczycy — przenieśli się za granicę rzymską, do Sallandu. Tam weszli w kontakt z innymi Frankami i stali się niebawem najpotężniejszym z ich plemion. Filolog Hans Kuhn wystąpił niedawno z inną koncepcją genezy Franków. Odrzucając powstanie ich drogą skupienia się drobnych plemion wokół hegemona (Chamawów czy Salijczyków), uważa Franków za luźne drużyny awanturniczych wojowników-rozbójników, w rodzaju późniejszych wikingów; wywodziliby się oni z różnych plemion, zamieszkujących tereny nad Morzem Północnym, bez jakiejkolwiek łączącej ich wspólnej tradycji etnicznej. Dopiero wspólne zdobycze na terytorium rzymskim miały doprowadzić do ich przekształcenia się w organizm, a raczej w organizmy typu plemiennego, przy czym do zjednoczenia ich w wielką organizację doszło na przełomie V i VI wieku. Wtedy też dopiero zaczęli Frankowie dopracowywać się, z pomocą rzymskich pisarzy, własnej tradycji historycznej. Bez względu na to, za którą z hipotez byśmy się opowiedzieli, trzeba się zgodzić, że Frankowie w III—V wieku stanowili luźny zespół plemion (lub drużyn!), czasowo ze sobą współdziałających, ale nie tworzących większego organizmu politycznego. W 257 roku dokonali potężnej inwazji na Galię, którą przemierzyli aż po Pireneje, i dotarli do granic Afryki. 1. Geneza Franków 73 Wyparci przez galijskiego uzurpatora Postumusa, wrócili po jego śmierci (267 r.) i odtąd zaczyna się przenikanie frankijskiego osadnictwa na ziemie Cesarstwa nad dolnym Renem. Początkowo cesarze starali się panować nad tym żywiołowym ruchem: wypierali łupiące i niszczące drużyny, ale przyjmowali grupy Franków jako kolonów, osadzanych w opustoszałych w wyniku najazdów domenach cesarskich i włościach senatorów. Przyjmowali też Franków w szeregi armii: niektórzy z nich, jak magister militum Arbogast w końcu IV wieku, dochodzili do najwyższych godności. Przełomowego kroku dokonał cesarz Julian, który, pokonawszy w 358 r. najeźdźców salickich, nie wyparł ich z granic Imperium, lecz pozwolił się im osiedlić w Toksandrii (późniejsza północna Brabancja) jako sprzymierzeńcom Rzymu, z zachowaniem własnej organizacji plemiennej. Na północ od drogi rzymskiej prowadzącej z Gesoriacum (Boulogne) do Kolonii, którą Julian zabezpieczył linią umocnionych obozów wojskowych, panowanie rzymskie stało się odtąd nominalne, a Frankowie, formalnie poddani Imperium, umacniali tam własne osadnictwo i organizacje plemienne, nie przestając brać udziału w wojnach Rzymu z Germanami, przeważnie, ale nie zawsze, po stronie rzymskiej. W V wieku, kiedy przez Galię przelewały się coraz to nowe fale barbarzyńców, królowie frankijscy wykorzystywali okazję do podporządkowywania sobie dalszych terenów Galii. W ten sposób na terenie rzymskiej Galii kształtowało się nowe terytorium plemienne Franków Salickich, podczas gdy Frankowie z prawego brzegu Renu znajdowali się jeszcze na zewnątrz, na obszarze (sięgającym od Zuiderzee do rzeki Ems, Sauerlandu i Westerwaldu), który wówczas pisarze rzymscy określali nazwą Francia. Później, kiedy skonsolidowała się inna „Francia" na terenie Flandrii i Brabancji, zaczęto teren Franków Nadreńskich określać nazwą Francia Rinensis. Na jej obszarze, kurczącym się na wschodzie i północy pod naporem Sasów, dominowali Cha-mawowie, Brukterowie i Chattuariowie, którzy w drugiej połowie IV w. zaczęli zajmować także tereny na lewym brzegu Renu, w okolicach Xan-ten (Colonia Ulpia Traiana) i Kolonii (Colonia Claudia Ara Agrippinen-sium). Występując początkowo jako sprzymierzeńcy Rzymu, umożliwiali Rzymianom pozorną kontynuację rządzenia z pozostających w ich rękach dawnych ośrodków administracyjnych (Kolonia, Trewir). Jednak ze śmiercią Aecjusza i Walentyniana III (454, 455 r.) autorytet Rzymu na tych terenach definitywnie upadł; również ośrodki miejskie przeszły pod władzę królów frankijskich. Frankowie Nadreńscy (później zwani „Ripuarii", czyli „Nadbrzeżnymi", tzn. znad brzegów Renu) przesuwali się na zachód aż po dolinę Mozy, pozostawiając część swych posiadłości zareń-skich, a zapewne i część ludności, nadciągającym Sasom; na tych terę- 74 III. Sancto gens Francorum nach powstała saska Westfalia, a nadreńscy Frankowie musieli odtąd z trudem powstrzymywać aż po VIII wiek dalszy napór Sasów. W V wieku, kiedy Frankowie rozszerzali swe posiadłości w Galii, zanotowano wiele wiadomości o czynach ich królów. Nie byli to już — jak słusznie podkreśla E. Ewig — królowie poszczególnych małych plemion; w wielu przypadkach byli to wodzowie drużyn, może związani z rodem królewskim, zdobywający sobie na własną rękę posiadłości w Galii. Frankowie Saliccy mieli dwa ważniejsze ośrodki polityczne: królestwo ruchliwego w połowie V w. Chlodiona w Cameracum (Cambrai) i zaczątek królestwa merowińskiego, może pod berłem Meroweusza (późno poświadczonego ojca historycznego już Childeryka I); z ośrodków nadreńskich na czoło wysuwa się Kolonia, gdzie w końcu V w. rządził król Sigibert. Dopiero w VI w. Grzegorz z Tours uznał tych wszystkich królów za członków jednej dynastii, sztucznie układając z nich ciąg przodków Chlodwiga. Podobnie czynili następni dziejopisowie, uzupełniając stworzoną przezeń genealogię innymi imionami. Wszystko to świadczy, że w tradycji historycznej Franków mit pochodzenia ludu i jego dynastii wytworzył się bardzo późno, zapewne dopiero za Chlodwiga, kiedy duma z odniesionych zwycięstw i zagarniętych zdobyczy spajała budzącą się frankijską wspólnotę i gdy dla jej wzmocnienia trzeba było dorobić jej możliwie daleką tradycję; to samo dotyczyło tradycji niosącego w sobie szczęście ludu rodu królewskiego. Trudno stwierdzić, jakie elementy tradycji, zapisanej przez kronikarzy, wywodzą się z ustnych przekazów dworskich, a jakie dodawali oni sami, wypisując z dzieł rzymskich historyków zapisane przez nich imiona dawnych wodzów frankijskich i nanizując je na nić sztucznie tworzonej genealogii. „Zdumiewające jest — pisał Ferdinand Lot — jak niewielki wpływ wywarł Rzym na Franków, zanim stali się panami Galii", i to mimo iż przez półtora wieku pozostawali w stałych związkach politycznych z państwem rzymskim, osiedlali się w jego granicach, stykali się na co dzień z ludnością rzymskich prowincji, a wielu z nich robiło karierę w armii rzymskiej. „Nic z tego. Frankowie pozostali na niskim stopniu kultury. Ich styl życia, ich religia, ich prawo świadczą, iż w swej masie tkwili głęboko w barbarzyństwie, różniąc się tym od Wizygotów, Ostrogotów i Wandalów." 5 Problem ten rozwinął Pierre Riche w swej znakomitej książce o kulturze wczesnego średniowiecza. Podkreślił on wielką różnicę poziomu kulturalnego między wymienionymi wyżej plemionami wschodniogermań-skimi a zachodnimi Germanami, siedzącymi przez długie wieki tuż za granicami Rzymu lub nawet po ich wewnętrznej stronie; różnicę tę — oczywiście na korzyść wschodnich Germanów — odzwierciedla ich pra- 2. Budowa państwa Franków 75 wodawstwo, gdy je porównać z prymitywizmem prawa salickiego. Trzeba jednak zauważyć, że Wizygoci i Burgundowie — by wymienić bezpośrednich sąsiadów Franków — znaleźli się znacznie wcześniej w środowisku rzymskim, w pobliżu centrów cywilizacyjnych, podczas gdy Frankowie wprawdzie służyli Rzymianom, ale na co dzień z nimi nie współżyli, ponieważ ludność gallorzymska z zajętych przez nich w IV w. terenów północnej Galii bądź zbiegła, bądź wyginęła w czasie najazdów. Nieliczni tylko jej przedstawiciele pozostali wśród Franków i zostali przez nich wchłonięci. Przyczyną niewielkiego zainteresowania Franków kulturą rzymską był — jak się zdaje — niski stopień ich organizacji politycznej. Najbardziej podatne na wpływy rzymskie były grupy kierownicze plemion, skupione wokół ich przywódców; w interesie umocnienia ich władzy leżało wykorzystanie tych wszystkich instrumentów, jakich dostarczała cywilizacja rzymska w zakresie administracji, wojskowości, propagandy, dyplomacji. W miarę posługiwania się nimi powstawały nawyki, a z czasem i upodobania do wyższych dóbr kulturalnych. Frankowie, których grupy przywódcze były słabe i rozproszone, nie mieli takich potrzeb. Król, czyli naczelnik niewielkiego odłamu plemiennego, nie miał „dworu", na którym mogłyby się zagnieździć wpływy cywilizacji. Był żołnierzem otaczającym się przede wszystkim wojownikami; z Rzymianami kontaktował się osobiście lub z pomocą nielicznych towarzyszy. Kontakty te, ograniczające się głównie do spraw polityczno- -militarnych, nie stwarzały okazji do oczarowania barbarzyńców rzymską cywilizacją, tym bardziej że i kontaktujący się z Frankami wodzowie rzymscy bądź sami byli Germanami, powierzchownie tylko dotkniętymi romanizacją, bądź prowincjonalnymi żołnierzami i administratorami, zdziczałymi przez stałe obracanie się w środowisku Germanów, Hu-nów czy innego pochodzenia barbarzyńców — przeciwników, własnych żołnierzy, osadników. 2. BUDOWA PAŃSTWA FRANKÓW Sytuację zmienił dopiero Chlodwig, syn Childeryka I, skromnego królika z Tournai i żołnierza w rzymskiej służbie. Często nie docenia się wielkości tego skądinąd mało sympatycznego człowieka. Wybitny wódz, świetny gracz polityczny, zastępował wrodzonym sprytem, czy jeśli kto woli — geniuszem, brak wykształcenia i kultury. Kampanie wojskowe u boku ojca zapoznały go z rzymskimi zasadami rządzenia i wojowania i przekonały go o ostatecznym już upadku państwowości rzymskiej. Kontakty polityczne z germańskimi władcami Wizygotów, Burgundów, Ale- 76 III. Sancta gens Francorum 2. Budowa państwa Franków 77' manów i Turyngów pozwoliły mu zrozumieć przyczyny ich powodzenia i ich słabości i nakreślić własną drogę. Krocząc nią, dokonał wielkiego dzieła: skupił rozproszone siły wszystkich Franków i z mętnego, nieokreślonego poczucia wspólnoty frankijskiej stworzył świadomy celów i dumny ze swych czynów lud Franków. Jedność Franków była zapewne koniecznością; wszyscy sąsiedni Germa-nowie tworzyli silne królestwa, nawet Alemanowie, dotychczas znajdujący się w podobnej rozsypce politycznej, jak Frankowie, rozpoczęli proces konsolidacji. Gdyby Chlodwig nie zjednoczył Franków, uczyniłby to może Ragnachar z Cambrai lub Sigibert z Kolonii. Ale geniusz Chlodwiga nadał ekspansji Franków swoiste piętno i dynamikę. Dzieje podboju Galii przez Chlodwiga są zawikłane, a ich chronologia — niepewna i wciąż kwestionowana. Ostatni jego monografista, Georges Tessier, nie ośmielił się nawet zaopatrzyć w datę tytułu swej książki Chrzest Chlodwiga (Le Bapteme de Clovis: 25 decembre...), jako że tradycyjna data 496 r. jest kwestionowana przez kilku uczonych (Bruno Krusch, A. van de Vyver), przesuwających chrzest Chlodwiga na 506 lub 508 rok. Pozostaniemy tu jednak przy tradycyjnej chronologii, która wydaje mi się mimo wszystko — o czym niżej — bardziej zgodna z ogólną sytuacją społeczno-polityczną; możliwe jednak są wahania w skali l— —2 lat. Chlodwig po śmierci swego ojca Childeryka I objął w 481 r. władzę w Tournai nad podlegającym mu odłamem Franków Salickich. Childeryk pozostawał, zapewne do końca życia, w służbie rzymskiej: jego zleceniodawcami byli magistri militum Egidiusz i Paulus, później zapewne syn Egidiusza — Syagriusz. Monety cesarzy wschodniorzymskich Zenona i Bazyliskosa, złożone w grobie Childeryka wraz z jego zwłokami i bogatym wyposażeniem, stanowiły zapewne część zapłaty Rzymian za wojen-ne usługi „króla" z Tournai. Rzym pozostawał od 476 r. we władaniu barbarzyńskiego „króla" Odo-akra. Wprawdzie wschodni cesarz Zenon przejął formalnie zwierzchnią władzę nad Zachodem, a w Galii na północ od Loary władał jeszcze rzymski wódz Syagriusz, ale Chlodwig rychło zrozumiał, że popieranie przegranej sprawy Rzymian w Galii nie leży w jego interesie. Porozumiawszy się z innymi królami salickimi, w 486 r. uderzył na siedzibę Syagriu-sza, Sexonae (Soissons); pobity patryc j usz zbiegł do Tuluzy, na dwór Ala-ryka wizygockiego, a rozległe tereny Galii aż po Loarę, z Soissons, Paryżem, Le Mans, Orleanem, dostały się w ręce zwycięzców, którzy je po-f dzielili między siebie. Tylko zachodnia część kraju, Armoryka, znajdująca się w rękach emigrantów z Brytanii szukających tam schronienia przed zagładą z rąk Anglów i Sasów, oparła się Frankom, utrzymując swą autonomię. Większość Rzymian z rodów senatorskich, a zapewne i znaczna część średnio zamożnych, uległa panice i zbiegła za Loarę, naśladując wodza (który zresztą, wydany przez Alaryka Chlodwigowi, został przezeń zgładzony). Nad Sękwanę napłynęli nowi osadnicy frankijscy, osiadając zwłaszcza w okolicach Paryża, gdzie Chlodwig przeniósł swą; główną rezydencję. Tylko biskupi w większości zostali na stanowiskach i stali się pośrednikami między ludnością rzymską a nową władzą. Dawna struktura administracyjna kraju uległa załamaniu. Gallorzymianie znaleźli się w sytuacji ludności podbitej. W spisanej na przełomie V i VI w. redakcji Prawa Salickiego ustalono za zabójstwo Rzymianina główszczyznę (tj. grzywnę i odszkodowanie) o połowę mniejszą niż za. zabicie Franka. Opanowanie północnej Galii, gęsto zamieszkanej przez ludność rzymską, stanowiło jednak przełom w dziejach Franków, a także wpłynęło na następne decyzje Chlodwiga, który znalazł się w obliczu dwu zadań politycznych o kolosalnym znaczeniu: konieczności pozbycia się innych królów franki j skich i decydującej rozprawy z Wizygotami i Burgundami — konkurentami do panowania w Galii. Zarówno Wizygoci, jak Burgundowie byli arianami; mimo tolerancyjnego stosunku do Kościoła katolickiego i otwartości wobec rzymskiej cywilizacji różnice religijne stwarzały raz po raz konflikty, osłabiające pozycje nowych panów południowej Galii. Obok ostrych wystąpień wizygockiego Euryka przeciw katolickim, biskupom należy tu wspomnieć o konflikcie w rodzinie królów burgundz-kich: sprzyjający katolicyzmowi Chilperyk II został (acz zapewne z poza-religijnych powodów) zgładzony przez swego brata Gundobada; córkę Chilperyka, katoliczkę Chrotechildę (późniejsza św. Klotylda), poślubił Chlodwig, szukając pretekstu do interwencji w wewnętrzne spory bur-gundzkie. Kontakty z biskupami galijskimi, zwłaszcza ze św. Remigiuszem, biskupem Reims (człowiekiem cieszącym się opinią wykwintnego oratora,, ale zarazem wybitnego polityka), oraz małżeństwo z Chrotechildą uświadomiły Chlodwigowi pożyteczność, a nawet konieczność sojuszu z Kościołem, a co za tym idzie — pojednania z ludnością romańską. Wprawdzie-Grzegorz z Tours, lubujący się w cudownościach, wiąże przyjęcie chrztu, przez Chlodwiga z jego zwycięstwem nad Alemanami, przed którym pogański władca Franków miał ślubować swe nawrócenie w wypadku zrządzonego przez „Boga Chrotechildy" sukcesu,1 ale w rzeczywistości decyzja o katolickim chrzcie (w 496 r.?) była zapewne rezultatem głębokiej analizy politycznej. Przejście Chlodwiga na katolicyzm zapewniło mu pomoc i współpracę* biskupów i duchowieństwa oraz lojalność gallorzymskich poddanych; zaczynają oni odtąd zajmować stanowiska na dworze królewskim; już we wspomnianej redakcji Prawa Salickiego obok zwykłych Rzymian wystę- '78 III. Sancta gens Francorum pują „Rzymianie-współbiesiadnicy króla", czyli rzymscy funkcjonariusze • dworscy w jego służbie, za zabicie których główszczyzna była trzykrotnie wyższa niż za zwykłego „Rzymianina-właściciela", czyli wolnego • chłopa lub mieszkańca miasta, a o Ys wyższa od główszczyzny za wolnego Franka. Chlodwig, wkraczając w sferę dalekosiężnych planów politycznych, musiał skupić wokół siebie ludzi znających pismo, umiejących redagować łacińskie listy, znających dwory wschodnich i zachodnich Gotów, zdolnych nawiązać kontakty z Konstantynopolem, który szukał •.sprzymierzeńców przeciw Gotom, dominującym w zachodniej części Imperium Romanum. Katolicyzm Chlodwiga ułatwił kontakty z cesarzem, który starał się go wciągnąć w „nierówne przymierze" i ulokować w hie-:rarchii rzymskich urzędników; takie znaczenie miało przysłanie królowi Franków nominacji na konsula honorowego, co zresztą Chlodwig wykorzystał dla demonstracyjnego wystąpienia wobec ludności rzymskiej, dokumentującego rzymską legalność jego władzy. Stało się to już po zwycięskim rozstrzygnięciu rywalizacji z Wizygotami, do czego cesarz wytrwale popychał Chlodwiga. Bardziej istotny, niż sojusz z Konstantynopolem, był dla Chlodwiga wzrost jego popularności na terenach Galii, pozostających pod władzą ariańskich Gotów i Burgundów. Burgundzki Gundobad, zdając sobie .sprawę z planów Chlodwiga, starał się uległością zapewnić sobie jego przyjaźń, a jednocześnie szukał drogi do porozumienia z katolikami; jego syn i następca Zygmunt (późniejszy święty) przeszedł na katolicyzm. Również Alaryk II wizygocki mnożył akty dobrej woli wobec biskupów katolickich i ludności gallorzymskiej. Mimo to można wierzyć Grzegorzowi z Tours, który pisał, że „wielu wówczas w krajach galijskich gorąco pragnęło przejść pod panowanie Franków".2 Dwaj spośród poprzedników kronikarza Grzegorza na katedrze w Tours, Volusianus i Verus, byli podejrzewani przez Gotów o konszachty z Frankami, zostali usunięci ze •stanowiska i internowani; biskup Rodez, Kwincjan, oskarżony o to samo, musiał zbiec ze swego miasta; biskup Eufrazjusz z Clermont, który mu udzielił schronienia, był chyba podobnie usposobiony. Podobnie postępowała znaczna część biskupów z Burgundii; w korespondencji z zaprzyjaźnionym biskupem Vienne, św. Awitem, król Gundobad skarżył się na •spiskowanie biskupów katolickich z Chlodwigiem. Jeden z nich, Apruncu-lus z Langres, skompromitowany, musiał uciekać do swych frankijskich przyjaciół. Zabiegi króla Alaryka o utrzymanie dobrych sąsiedzkich stosunków :.z Frankami nie doprowadziły do sukcesu; nie pomogły też ostrzeżenia wysyłane pod adresem Chlodwiga przez potężnego Teodoryka z Rawen- •ny. W 507 roku Chlodwig oświadczył: „Bardzo mnie martwi, że ci aria-aiie zajmują część Galii. Idźmy z pomocą Boską i zwyciężywszy ich, pod- 2. Budowa państwa Franków 79« dajmy ten kraj naszemu panowaniu." 3 Bitwa pod Vouille" rozstrzygnęła zbrojny konflikt na korzyść Chlodwiga, ale o szybkim opanowaniu prawie całej Galii wizygockiej zdecydowało poparcie, jakie uzyskał od miejscowej ludności galloromańskiej.4 Polityka królów burgundzkich wobec Franków okazała się błędna. Kiedy zabrakło w Galii równowagi między Frankami a Wizygotami, kiedy Ostrogoci w Italii znaleźli się w obliczu Justynianowej polityki wypierania barbarzyńców, nastał czas dla realizacji marzeń Chlodwiga o zjednoczeniu Galii. Sam nie dożył tej chwili, ale jego synowie w 534 r, pobili ostatniego króla burgundzkiego Godomara pod Autun i opanowali cały kraj; wkrótce potem (536 r.) zajęli również należącą dotychczas do-Ostrogotów Prowansję. Podczas gdy stosunkowo łatwo ustalić poszczególne etapy ekspansji Franków w Galii, to są kłopoty z chronologią likwidacji rozbicia politycznego wśród samych Franków, której dokonał jeszcze Chlodwig, posługując się wojną, podstępem i zdradą, zależnie od okoliczności. Jak się można domyślić z tonu relacji Grzegorza z Tours, Chlodwig cieszył się w tym dziele poparciem Kościoła. Wydaje się, że najpierw (ale po 486 r.) doszło do kolejnej likwidacji dzielnic królów salickich. Natomiast we „Francji nadreńskiej" objął Chlodwig rządy dopiero po zwycięstwie nad Wizygotami, zgładziwszy kolejno króla Sigiberta i jego syna. Zebrani w Kolonii Frankowie Nadreńscy, upewnieni o szczęściu wojennym Chlodwiga i Boskiej opiece nad nim, obwołali go swoim królem i podnieśli na tarczy. Jednak zaznaczające się już poprzednio różnice między Frankami Salickimi a Nadreńskimi (Ripuarskimi) miały przetrwać i odezwać się-w późniejszej historii państwa Franków. Państwo Chlodwiga pokrywało się w zasadzie z rzymską Galią (bez. wizygockiej Septymanii i — początkowo — Burgundii); posiadłości na prawym brzegu Renu były niewielkie i późno opanowane. Rezydencję-swą umieścił Chlodwig w Paryżu. Gdyby królestwo Franków utrzymało ten zasięg geograficzny, doszłoby do szybkiej romanizacji elementu germańskiego i konsolidacji państwa. Jednak ani Chlodwig, ani tym bardziej jego synowie (zwłaszcza najwybitniejszy z nich Teodoryk) nie tracili z oczu ziem Germanii, gdzie dopiero z wielkim trudem (bez żadnego podkładu rzymskich instytucji!) krystalizowały się królestwa plemienne Ale-manów, Bawarów i Turyngów i gdzie trwała ekspansja dynamicznych-Sasów, zagrażająca m.in. zareńskim posiadłościom Franków. Zapewne już królowie z Kolonii podporządkowali sobie mieszkających na pomoc od dolnego Menu Chattów (późniejszych Hesów), którzy trwale zostali wchłonięci przez frankijską organizację państwową.5 Dwukrotne zwycięstwo Chlodwiga nad Alemanami, którzy z Alzacji starali się na własną rękę rozszerzać swe siedziby na terenie Galii, zmusiło tę grupę :80 III. Sancta gens Francorum 3. Frankowie i „Francia" 81 plemienną do podporządkowania się Frankom. Nie wiadomo, kiedy rozciągnęli Frankowie swój protektorat nad Bawarami. W obu przypadkach chodziło o luźne formy zależności: Frankowie narzucili Alemanom i Bawarom książąt (herzogów), być może nawet pochodzenia frankijskiego, .którzy mieli dbać, aby obydwa plemiona dochowywały wierności Mero-wingom i dostarczały posiłków wojskowych. Syn Chlodwiga, Teodoryk (Hugdietrich w saskiej tradycji), rozbił w 531 r. w krwawej bitwie nad Unstrutą Turyngów, korzystając z pomocy sprzymierzonych Sasów, którym następnie musiał oddać północną część ^zdobytego kraju. Reszta została włączona bezpośrednio pod panowanie Franków, umacniane przez prowadzone tam przez królów akcje osadnicze. Podczas jednak gdy na pograniczu Turyngii, Bawarii i Alemanii (późniejszej Szwabii) narastało osadnictwo frankijskie, z którego rozwinie rsię średniowieczna Frankonia, dawne terytoria plemienne Chamawów, Brukterów i Chattuariów w ciągu VI—VII w. zostały opanowane przez Sasów. W przeciwieństwie do Alemanów, Bawarów i Turyngów, którzy w -okresie merowińskim ściślej lub luźniej byli związani z państwem Franków, Sasi pozostawali niezależni — jeżeli nie liczyć narzucanego im cza- -sem trybutu. Właściwe umocnienie władzy frankijskiej w późniejszych Niemczech przypada jednak na VIII wiek, na działalność nowej dynastii Karolingów: Karola Młota, jego synów, Karola Wielkiego; usunąwszy książąt, którzy tymczasem zdążyli stworzyć w Bawarii i Alemanii (krócej w Turyngii) dziedziczne księstwa, Karolingowie powiązali admi-nistracyjnie te obszary ze swym państwem i umocnili dotychczas tam słabe struktury kościelne. Ostatnia ćwierć VIII wieku przyniosła decydującą rozprawę z Sasami, których terytoria Karol Wielki włączył ostatecznie do swego państwa, a im samym narzucił przemocą chrześcijaństwo. W przeciwieństwie do Merowingów Karolingowie wywodzili się z „Francji ripuarskiej", z terenów, które pozostały językowo germańskie. Ich zainteresowania obszarami na wschód od Renu doprowadziły do przeniesienia purriftu ciężkości ich państwa, w którym terytoria germańskie zaczęły uzyskiwać coraz nowe znaczenie w miarę ich włączania w struktury państwowe, chrystianizacji i zagospodarowywania. Podbój Sasów zakończył proces zjednoczenia pod panowaniem Franków wszystkich środkowoeuropejskich ludów germańskich; na wschodzie, nad Łabą i górnym Menem znaleźli się pod panowaniem frankijskim pierwsi Słowianie. 3. FRANKOWIE I „FRANCIA": STRUKTURA TERYTORIALNA, JĘZYKOWA, ŚWIADOMOŚĆ Stara historiografia niemiecka uważała Karolingów za twórców jedności niemieckiej, a pośrednio — narodu niemieckiego. Ale państwo karolińskie obejmowało przede wszystkim ogromne tereny Galii, przeważające pod względem liczby ludności i poziomu kultury. Karol Młot i Pepin nie tylko umacniali autorytet Franków wśród Alemanów i Bawarów, ale ponownie podporządkowali sobie samodzielną przez długi czas Akwita-nię; Karol Wielki sięgnął za Pireneje i rozszerzył swe panowanie aż po Ebro. Zarówno dzisiejsi Francuzi, jak Niemcy widzą w Karolingach „swoich" królów — Karol Wielki stanowi ważny element zarówno francuskiej, jak niemieckiej tradycji narodowej. „Karl der Grosse czy Charlemagne?" — spierali się nacjonalistycznie nastawieni mediewiści obu krajów w latach trzydziestych naszego wieku. Tylko nieliczni uczestnicy dyskusji zdawali sobie sprawę z anachroniczności takiego postawienia problemu. Karol Wielki nie był ani „Francuzem", ani „Niemcem": był Frankiem; Frankami byli też jego współcześni, używający bądź romańskich, bądź germańskich dialektów, bądź też, jak dynastia, władający obydwoma językami. Zanim jednak przejdziemy do analizy ich świadomości etnicznej, zatrzymajmy się na chwilę jeszcze przy problematyce językowej. Wiadomo, że inwazja Franków na Galię wywarła trwały wpływ na kształtowanie się stosunków językowo-etnicznych na jej obszarze. Pewne tereny zostały przez Germanów zasiedlone w zwarty sposób, na innych byli oni rozproszeni wśród masy ludności gallorzymskiej. Ludność ta mówiła na co dzień dialektami znacznie odbiegającymi od łaciny klasycznej, w których przebijał podkład celtycki. Obecnie dołączył się do tego wpływ języka Franków, któremu późniejszy język francuski zawdzięcza część swego zasobu leksykalnego, zwłaszcza w zakresie administracji, wojskowości, ale również w innych dziedzinach, od rolnictwa i leśnictwa aż po pojęcia etyczne. Zasięg imigracji ludności germańskiej do Galii był przedmiotem długotrwałego sporu naukowego. Wszyscy się zgadzają, że Goci i Burgundowie, stosunkowo nieliczni, szybko się zromanizowali (bądź, jak Wizygoci, emigrowali do Hiszpanii) i nie pozostawili po sobie wielu śladów w języku i toponomastyce Galii. Jeżeli chodzi o Franków, to przez długi czas dominowała teza historyka niemieckiego Hansa Wittego (1891), podjęta i udokumentowana przez Belga Godefroida Kurtha (1896), że zwarte osadnictwo frankijskie było czynnikiem jednorazowej erupcji w V w. i zatrzymało się na linii francusko-niemieckiej i walońsko-flamandzkiej granicy językowej, istniejącej około 1900 roku. Udało się im bowiem udowodnić 6 — B. Zientara 82 III. Sancta gens Francorum 3. Frankowie i „Francia" 83 na podstawie toponomastyki wyjątkowo stabilny charakter tej granicy, poza lokalnymi wahaniami niezmiennej niemal od XIII do XX wieku. Kurth wyjaśniał powstanie tej linii istnieniem na niej rzymskiego pasa umocnień wzdłuż drogi strategicznej z Boulogne do Kolonii oraz rozległej puszczy, zwanej w źródłach Silva Carbonaria (Las Węglarski). Zasięg tej puszczy, istniejącej ongiś na terenie bezleśnej dziś Belgii, jest zresztą nieznany. Pogląd Wittego i Kurtha, powszechnie przyjęty, utrzymywał się w całej historiografii zachodnioeuropejskiej, dopóki nie podważył go w 1926 r. Franz Steinbach, który wypowiedział się przeciwko stosowanej wówczas metodzie retrogresji, przesuwającej granice współczesnych podziałów językowych, etnograficznych i kulturowych w głęboką przeszłość na podstawie bardzo powierzchownych spostrzeżeń. Nawiązując do badań uczonego belgijskiego van der Lindena, zwrócił on m.in. uwagę na to, że Silva Carbonaria nie rozciągała się ze wschodu na zachód, jak przypuszczał Kurth, lecz z północy na południe, więc nie mogła zatrzymać pochodu Franków. Dalsze badania wykazały również, że umocnienia budowane przez Rzymian dla strzeżenia dróg nie mogły odegrać roli wału, o który rozbijają się fale osadnicze. Kurth twierdził, że ekspansja ludu Franków zatrzymała się na linii Boulogne—Bavai—Kolonia, natomiast podbój Galii był wyłącznie dziełem królów merowińskich. „Trzeba sobie dobrze zdać sprawę — pisał — z fundamentalnej różnicy między tymi dwoma okresami: okresem inwazji, za którą szła kolonizacja i podział ziemi, oraz okresem ekspansji politycznej, ograniczającej się do zmiany władcy." * Steinbach odparł: „Z przekazów pisanych nic nie dowiadujemy się o takiej różnicy, a przeciwko niej przemawiają poważne zastrzeżenia." 2 Przed definitywną ugodą Chlodwiga z Gallorzymianami, która doprowadziła do uznania przez nich jego władzy za legalną, panowanie „królów" germańskich w Galii możliwe było tylko w powiązaniu z osadzaniem wojowników własnego plemienia na części zdobywanych obszarów. Pod wpływem krytyki Steinbacha rozwinęły się badania językowe i toponomastyczne, które udowodniły jej słuszność. Niemiecki romanista, Ernst Gamillscheg, zbadał w pierwszym tomie swego wielkiego dzieła Romania Germanica (1934—1936) ślady germańskie w języku francuskim i nazwach miejscowych Francji; historyk Franz Petri w dwutomowej gruntownej monografii (1937) poddał analizie materiał onomastyczny Francji i Belgii, a także zestawił dane archeologiczne świadczące o osadnictwie Franków. Rozpętana przez te prace dyskusja przypadła niestety na okres poprzedzający drugą wojnę światową i daleka była od obiektywizmu. Większość historyków francuskich przyjęła książkę Petriego za wyraz niemieckiego ekspansjonizmu, tym łatwiej że w szczegółowych konkluzjach nie brakowało w niej błędów (podobnie jak u Gamillschega); do dziś teza o szerszych rozmiarach osadnictwa frankijskiego w Galii spo-ty'-a się we francuskim środowisku naukowym z oporami. A jednak badania Gamillschega i Petriego, sprawdzone później przez b irdziej szczegółowe opracowania (romanista szwajcarski Walther von Wartburg, językoznawca belgijski Henri Draye, wielki germanista niemiecki Theodor Frings) i nowe odkrycia archeologiczne (Hans Zeiss, Joachim Werner, Edouard Salin, Heli Roosens) przedstawiły wiele faktów nie do obalenia, świadczących o szerokiej fali osadnictwa frankijskiego, sięgającego nie tylko po Sommę i Może, ale — w sposób coraz bardziej rozproszony — po Loarę. Świadczą o tym nazwy miejscowe z typowo germańską końcówką patronimiczną -ingen, które we Francji i Belgii przybrały z czasem zależnie od regionu formy -ange, -enge (np. Trersan-ge, Nilvanges) lub -ans, -ens (np. Mervans, Epervans);3 nazwy topograficzne z końcówkami -bach, -holz, -buch itd., z czasem: -bais, -hault lub -houst, -breux (np. Boucquehault, Orbais, Bśhoust, Le Breux), rozrzucone po ziemiach Galii aż po Loarę; świadczy o tym słownictwo pochodzenia germańskiego i sposób wymowy samogłosek, które ukształtowały odmienność językową dialektów romańskich na północ od Loary, a z czasem właściwej francuszczyzny (langue d'oil), przeciwstawionej słabo dotkniętym wpływami germańskimi językom Akwitanii i Prowansji. Również cmentarzyska grobów rzędowych, znajdowane (zresztą sporadycznie) także na południe od Loary, świadczą o osadnictwie frankijskim; to prawda, że ludność gallorzymska przejmowała od Franków strój i zwyczaje, także grzebalne. Ale aby mogła je przejąć, musiała przez dłuższy czas je obserwować na co dzień i wyzbyć się poczucia wyższości wobec barbarzyńców, co nie nastąpiło z dnia na dzień. Możemy więc spokojnie przypisać Frankom najstarsze groby z tych cmentarzysk aż po VII wiek. Nie jest więc sprawą przypadku, że granice zasięgu germańskich nazw topograficznych, germańskiego wpływu językowego i grobów rzędowych pokrywają się z grubsza z linią Loary. Zobaczymy jeszcze, że ściślejsze pojęcie „Francji" używane w VII—VIII w. zatrzymało się na tej samej granicy i że używane wówczas pojęcie Romanus („Rzymianin") ograniczone było do mieszkańców Akwitanii i przeciwstawiane „Frankom" — mieszkańcom krajów na północ od Loary. Pierre Richś, jeden z historyków francuskich doceniających znaczenie elementu frankijskiego w populacji północnej Galii, zarysował jeszcze jedną granicę: granicę kulturalną. Zestawiwszy materiał z VI i VII w. dotyczący elementów życia miejskiego, występowania arystokracji gallorzymskiej, funkcjonowania pisma (w formie wydawania dokumentów papirusowych czy pergaminowych, istnienia akt notarialnych, występowania inskrypcji), podzielił Galię na „rzymską" (czyli do VI w. wizygocko-burgundzką) oraz „barbarzyńską". Granica tych dwu obszarów kulturowych różni się nieco od 84 III. Sancta gens Francorum wspomnianych poprzednio: przekracza Loarę, obejmując na północ od niej Angers, Le Mans, Orlean i Paryż — ale też Riche miał do czynifaia z wzmiankami przypadkowymi, nielicznymi, a nie z materiałem masowym, jak w wypadku toponomastyki czy znalezisk archeologicznych. W wyniku tych wszystkich danych wypada odrzucić tezę o zatrzymaniu się ekspansji osadniczej Franków na linii odpowiadającej dziewiętnastowiecznej, rzekomo „skamieniałej", granicy językowej. Osadnictwo frankijskie, idąc śladami zdobyczy orężnych, obejmowało coraz to nowe ziemie — przekraczało Sommę, Marne, Sekwanę, opuszczając przy tym częściowo obszary zareńskie, zajmowane przez Sasów. Oczywiście nie zasiedliło gęsto nowych terenów: w sposób zwarty zajmowano tylko ziemie wyludnione lub porzucone przez mieszkańców; zakładano też wsie w la-tyfundiach opuszczanych przez zbiegających na południe gallorzymskich możnowładców. Chronologia tego osadnictwa była skomplikowana. Część ziem Galii północnej miała ludność germańską już od końca III wieku, osadzoną tam zwartymi grupami (laeti) lub rozproszoną jako kolonowie po laty-fundiach. Od połowy IV w. w Toksandrii i Batawii powstało gęste osadnictwo Franków Salickich, które w pierwszej połowie V wieku sięgnęło po Sommę; pod koniec tego okresu lewobrzeżne grupy Franków Nad-reńskich (później: „Ripuarskich") podjęły ekspansję wzdłuż Mozeli. Podczas gdy pierwsi obejmowali obszary opuszczone lub z niewielką liczbą ludności rzymskiej, wschodnia grupa Franków pozostawiła w swych siedzibach znaczne grupy Gallorzymian w miastach nadreńskich i w dolinie Mozeli. Badania E. Ewiga wykazały przetrwanie języka romańskiego nad Mozelą w głąb średniowiecza. Następnym etapem było opanowanie przez Chlodwiga środkowej Galii, rządzonej przez Syagriusza. Był to teren dość gęsto zaludniony i mający znacznej wielkości miasta (Paryż, Orlean, Le Mans, Soissons); osadnictwo frankijskie objęło tu zapewne dobra zbiegłych latyfundystów, koncentrowało się na północ od Sekwany, szczególnie w pobliżu Paryża i Soissons, stanowiących główne rezydencje królewskie. Romanista szwajcarski Wal-ther von Wartburg sądzi, że odsetek ludności frankijskiej na obszarach między Sommą a Loarą wahał się od 15 do 25%, malejąc ku południowi. Oczywiście obok terenów gęsto zasiedlonych przez przybyszów były na tym obszarze ziemie całkiem przez nich nie tknięte, co wiązało się ze strategicznym charakterem osadnictwa, a zarazem z jego rozmieszczeniem głównie w dawnych latyfundiach. Natomiast opanowanie ziem Wizygotów i Burgundów przez Franków nie wpłynęło bezpośrednio na ich strukturę (w przeciwieństwie do poprzednich obszarów pozostało tu prawo rzymskie) ani nie wywołało żadnych dalszych przesunięć ludności. Frankowie znaleźli się na połud- 3. Frankowie i „Francia" 85 niu jedynie jako osadnicy wojskowi w punktach strategicznych, ewentualnie jako urzędnicy i posiadacze podarowanych przez króla majątków; ale nawet urzędy na terenie Akwitanii były powierzane przede wszystkim przedstawicielom miejscowych rodów senatorskich. Z powyższych danych wyłania się obraz społeczeństwa bardziej skomplikowanego, niż dotychczas sądzono. Cały teren między Loarą a Renem był zamieszkany przez ludność mieszaną, germańską i romańską, z przewagą Germanów na wschodzie i północy, Romanów na południu i za-cłiodzie (bez Armoryki!). Dopiero długotrwałe współżycie doprowadziło do asymilacji: romanizacji mniejszości germańskiej na południu i zachodzie, germanizacji mniejszości romańskiej na północy i wschodzie. W wyniku kilkuwiekowego procesu nastąpiła krystalizacja granicy językowej: może w IX wieku była ona już z grubsza czytelna, choć mniejsze lub większe wyspy językowe po obu jej stronach przetrwały znacznie dłużej. Zupełnie inaczej wyglądała sytuacja w Akwitanii i Burgundii. Pierre Richś przekonywająco ukazał ogromną różnicę w rozwoju terenów Galii, znajdujących się do 507 r. pod panowaniem Wizygotów i Burgundów, i terenów okupowanych przez Franków. Podczas gdy na południu trwała — choć osłabiona — cywilizacja rzymska, to znaczy miasta z ich charakterem rzemieślniczo-handlowym, rozwinięty handel dalekosiężny, biurokracja, system podatkowy, szkoły, cała — jednym słowem — cywilizacja pisma, na północy, może poza wspomnianymi o-środkami między Sekwaną a Loarą, ewentualnie Trewirem, nastąpiło przerwanie kontynuacji rzymskich instytucji i urządzeń. Po przyjęciu chrztu katolickiego przez Chlodwiga i od chwili, gdy zaczął się on starać o legalizację swej władzy nad ludnością rzymską, nastąpiła zmiana stosunku Merowingów do rzymskiej cywilizacji: dwór począł naśladować gockich i burgundzkich monarchów, wciągać do współpracy rzymskich urzędników, odbudowywać rzymski system podatkowy i administrację. Po wcieleniu Akwitanii tendencje te wzrosły — tamtejsi arystokraci, przodujący wykształceniem i kulturą, zaczęli odgrywać czołową rolę na dworze i w Kościele; oni też obsadzali odradzające się biskupstwa pół-nocno-wschodniej Galii — aż do pierwszej połowy VII wieku w ogóle nie spotyka się biskupów pochodzenia germańskiego. Z pewnym opóźnieniem w stosunku do innych królów germańskich Merowingowie zaczęli, przynajmniej powierzchownie, ulegać rzymskim wpływom kulturalnym; coraz lepiej posługiwali się łaciną, i nie tylko ludową, bo niektórzy z nich otrzymywali wykształcenie i chętnie wysłuchiwali wyrafinowanych stylistycznie panegiryków, układanych przez pochlebców-poetów z Wenanc-juszem Fortunatem na czele. Chilperyk I, słynny skądinąd z okrucieństwa i braku skrupułów, sam układał wiersze łacińskie i hymny kościel- 86 III. Sancta gens Francorum ne, interesował się teologią, gramatyką i ortografią, starał się zreformować alfabet łaciński, wprowadzając do niego cztery nowe litery odpowiadające głoskom nie występującym w klasycznej łacinie. Ten władca o dziwnie skomplikowanej naturze, niewątpliwie intelektualnie najwyżej stojący wśród Merowingów, wznowił też widowiska cyrkowe w Paryżu i Soissons. Starał się o utrzymanie upadających szkół, choć przy pomocy drastycznych środków: gdy brakło pergaminu, kazał wycierać pumeksem stare rękopisy dla zwiększenia zasobu materiałów piśmiennych. Richś dostrzega więc ponowną „debarbaryzację" północnej Galii pod wpływem przybyszów z południa. Stopniowo dochodziło do pewnego wyrównania różnic, ale jak w naczyniach połączonych podniesieniu cywilizacyjnemu północy towarzyszyło osłabienie południa, nękanego ponadto szczególnie w drugiej połowie VI w. przez walki między wnukami Chlod-wiga. Wpływ arystokracji frankijskiej, lekceważącej wykształcenie i o-graniczającej wychowanie do ćwiczeń militarnych, niechęć Kościoła do nauki świeckiej, postępujące osłabienie i wyludnienie miast — powodowały stałe obniżanie poziomu kulturalnego aż do głębokiego prymitywizmu, który zapanował w pierwszej połowie VIII wieku. To wyrównanie poziomu kulturalnego nieodłącznie związane było z przemianami świadomości: jednocześnie z różnicami w poziomie wykształcenia, stylu życia i umysłowości zanikały różnice świadomości etnicznej między Rzymianami a Frankami. Najszybciej zacierały się one na obszarach na północ od Loary, gdzie Frankowie w ciągu VI—VII w. narzucili miejscowym mieszkańcom swą nazwę i świadomość.4 tracąc zarazem w coraz większym stopniu odrębność językową, to znaczy przyjmując język romański i po okresie dwujęzyczności — porzucając swój język macierzysty. Sprzyjały temu oczywiście mieszane małżeństwa: mimo istnienia w Prawie Salickim pewnych elementów dyskryminacji „Rzymian" w stosunku do Franków, przyjęcie katolicyzmu przez Chlod-wiga usunęło przeszkody w łączeniu się obydwu elementów etnicznych. Tutaj jeszcze raz trzeba podkreślić, że nie można sobie wyobrazić takiego zespolenia dwu elementów etnicznych, z których jeden utracił nazwę, a drugi język, bez długotrwałego współżycia poważnych grup obydwu. Ferdinand Lot pisał wprawdzie z uporem: „Nie ma żadnego dowodu na masowe osadnictwo [Franków], które chcą widzieć pewne niedawne teorie, nie bez wpływu, być może, podtekstów politycznych." 5 Bez takiego osadnictwa jednak i postępującej romanizacji Franków nadsekwańskich nie można zrozumieć zagadkowego fenomenu: terminów Frank i Francja, obejmujących zarówno romańskich mieszkańców Francji, jak germańskich osadników nad Menem i Nekarem. Warto się więc zająć tymi nazwami. Dokładną ich analizę przeprowa- 3. Frankowie i „Francia" 87 dził w 1895 r. Godefroid Kurth; późniejsze badania (zwłaszcza Eugena Ewiga i Margaret Lugge) wniosły do jego stwierdzeń niewielkie tylko uzupełnienia. Obydwa te terminy: „Franci" i „Francia", rozwijały się równolegle, ponieważ nazwą „Francia" określano zawsze ziemię Franków. Stąd też u pisarzy rzymskich III i IV wieku „Francia" odpowiadała prawobrzeżnej Nadrenii i zachodniej Westfalii. Poza tym określeniem w okresie merowińskim już tylko historycznym Kurth wydzielił dwa główne znaczenia terminu „Francia", istniejące równolegle w VI—IX wieku. „Francia" w sensie ściślejszym obejmuje obszary północnej Galii (bez Akwi-tanii i Burgundii, na ogół także bez Bretanii) oraz prawobrzeżne tereny Franków, tj. Nadrenię i Hesję, później także obszary osadnictwa fran-kijskiego nad Menem i Nekarem, stanowiące średniowieczną Frankonię. W sumie więc były to obszary, na których istniało, wyłącznie lub wraz z inną ludnością, osadnictwo Franków. „Francia" w szerszym sensie — to teren całego państwa Franków w każdorazowych granicach, wraz z Akwitanią, Burgundią, z czasem także Alemanią i Bawarią. Prawie nigdy jednak nie włączano w zasięg tego terminu Italii po jej opanowaniu przez Karolingów. Tu następuje kres zbieżności między terminami „Francia" i „Francus". W przeciwieństwie bowiem do ściślejszej „Francii" nie każdy mieszkaniec szerszej „Francii" był Frankiem: o tym decydowała świadomość, pochodzenie, związek emocjonalny ze „świętym ludem Franków". Nie rozpatrujemy na razie dalszych, później rozwiniętych lokalnych znaczeń terminu „Francia", wiążących się już ze zróżnicowaniem etnicz-no-politycznym w łonie ściślejszej „Francii-". Rozszerzenie się pojęcia „Francus" poza pierwotny jego zasięg etniczny jest zjawiskiem szczególnie interesującym. Już wśród Gotów spotkaliśmy się z tą „pseudologiczną identyfikacją", ale jej zasięg nie był tak szeroki, a sam proces identyfikacji nie tak szybki, jak w Galii. Być może krótkotrwałość tradycji Franków i brak rdzenia plemiennego, strzegącego — jak u Gotów — pamięci wielowiekowych dziejów ludu i dynastii, ułatwiły wchłanianie nowych elementów. Tradycję historyczno-genealo-giczną, jak zobaczymy, musieli sobie Frankowie dopiero dorabiać w VI— —VII wieku, w czym gorliwie im pomagali kronikarze z rzymskich rodzin senatorskich. Niebywała szybkość identyfikacji ludności podbitej z państwowością zwycięzców wynikała z różnych powodów, wśród których należy wymienić przede wszystkim katolicyzm Franków, a następnie ich imponujące sukcesy orężne, zapewniające ich państwu pierwsze miejsce wśród królestw Zachodu, i wreszcie — narastającą obcość i niechęć arystokracji galijskiej do cesarzy z Konstantynopola, reprezentujących państwowość 88 III. Scmcta gens Francorum rzymską. Identyfikacja z Frankami znalazła wyraz w przyjmowaniu przez możnych gallorzymskich imion germańskich już w VI wieku. Brat babki Grzegorza z Tours, pochodzący z możnego rodu senatorskiego, urodzony ok. 520 r., nosił już germańskie imię Gundolfa; w drugiej połowie VI i w VII w. następuje ogarniająca coraz szersze kręgi Gallorzymian moda na imiona germańskie; w VII w. zanika wychwalanie rzymskiego senatorskiego pochodzenia: przynależność do elity Franków stała się wystarczająco chlubna. Natomiast niezwykle rzadkie były wypadki odwrotne — przyjmowania imion rzymskich przez Franków. Konsolidacja grupy rządzącej „narodu politycznego", związanego więzami uczuciowymi z określonym terytorium — „Francją" (tą ściślejszą), państwowością i tradycją historyczną, stwarzała podstawy do wytworzenia się narodu, nie urzeczywistnione w wyniku splotu czynników odśrodkowych. Ale konsolidacja ta była głębsza niż w innych społeczeństwach porzymskich zachodniej Europy: Frankowie — to nie tylko możni. Określenie „francus" stało się we „Francji" z biegiem czasu terminem oznaczającym wszystkich wolnych ludzi, nie tylko frankijskiego, ale i gallo-rzymskiego pochodzenia. Jest to ślad więzi etniczno-politycznej, cementującej szerokie warstwy germańsko-romańskich mieszkańców „Francji", mającej niewątpliwie wpływ na potęgę państwa i jego trwałość mimo stałego działania czynników odśrodkowych. Nie brak objawów gorącego patriotyzmu i dumy Franków, zapełniają one liczne karty kronik, dzieł hagiograficznych, występują w listach, dokumentach, zwodach praw. Nie jest to patriotyzm dynastyczny, mimo długotrwałego przywiązania Franków do dynastii Merowingów. To nie dynastia, ale cała „sancta gens Francorum" jest obiektem szczególnego upodobania katolickiego Boga: patriotyzm frankijski uzyskuje np. w Prologu do tekstu Prawa Salickiego z VIII wieku 6 mesjanistyczny wymiar. „Plemię Franków przesławne, przez Boga powołane do życia, mocne w boju, stałe w dochowywaniu pokoju, głębokie w radzie, szlachetne ciałem, niezłomne w prawości, sławne pięknością, śmiałe, bystre i twarde, nawrócone na wiarę katolicką i wolne od herezji" — tak charakteryzował swój lud pisarz, wynoszący pod niebo jego cnoty, wśród których podkreślanie katolicyzmu i prawowierności było echem (nieaktualnej już wówczas) opozycji wobec ariańskich sąsiadów. A oto zakończenie tego wstępu: „Niech żyje Chrystus, który miłuje Franków; niech strzeże ich królestwa, niech napełnia ich władców światłością swej łaski, niech osłania ich wojsko, niech udziela utwierdzenia wiary! Niech Pan panów doczesnych, Jezus Chrystus, łaskawie obdarzy ich pokojem, radością i szczęściem!" Charakterystyczny jest antyrzymski akcent tego patriotyzmu, stanowiący, podobnie jak podkreślanie katolicyzmu, element tradycji starszej 3. Frankowie i „Francia" 89 od powstania tekstu.7 „Jest to bowiem plemię, które, ponieważ było dzielne i silne, zrzuciło ze swego karku ciężkie jarzmo Rzymian, aby walczyć, i po przyjęciu chrztu, ciała świętych męczenników, które Rzymianie ogniem palili lub mieczem siekli, lub bestiom rzucali na pożarcie, Frankowie pokryli złotem i drogocennymi kamieniami." Wydaje się, że podkreślanie prawowierności i antyrzymskość świadczy o wcześniejszym pochodzeniu tekstu Prologu, niż to określają dotychczasowe opinie. Jest to jeszcze patriotyzm plemienny: niechęć do Rzymian odbija obok starej wrogości barbarzyńców również kościelną animozję wobec rzymskiej „civitas terrena", zapisanej w tradycji chrześcijańskiej seriami prześladowań wyznawców chrystianizmu. Włączanie się Gallorzymian w społeczność Franków zmieni treść patriotyzmu frankijskiego. Wyrazicielami opinii arystokracji gallorzym-skiej wobec Franków byli: związany z nią, a zarazem z doworami królewskimi przybysz z Italii Wenancjusz Fortunatus oraz potomek starego rodu senatorskiego — Grzegorz z Tours (właściwie: Georgius Florentius Gregorius). O ile dworski charakter poezji Fortunata może budzić nieufność co do szczerości jego uczuć wobec Franków, zachwytów nad osobowością i kulturą ich królów i dygnitarzy, o tyle Grzegorza trudno posądzać o nieszczerość, kiedy uważa królów frankijskich za swoich władców, cieszy się ze zwycięstw, a smuci niepowodzeniami i wewnętrznymi niesnaskami Franków. „Z niechęcią — pisał — przychodzi mi wspominać spory i wojny domowe, które plemię i państwo Franków tak bardzo zrujnowały"; ostrzegał królów przed losem Kartaginy, którą zgubiła niezgoda obywateli: „Czegóż innego trzeba się spodziewać, niż tego, że po wyniszczeniu wojska [zostaniecie] bezbronni, pod naporem wrogich plemion, i runie wasza władza?" 8 Sam jeszcze nie czuł się Frankiem: wielokrotnie słusznie podkreślano, że jego przywiązanie — poza Kościołem — odnosiło się do Galii, jej wyższych klas społecznych i jej skromnych mieszkańców. Frankowie interesują go tylko jako przez Boga obdarzeni panowaniem władcy kraju; traktował ich — jak słusznie zauważył Rudolf Buchner — tylko jako część galijskiej rzeczywistości. Poza królami i możnymi w zasadzie w jego kronice nie występują; nie interesuje Grzegorza ani ich język, ani obyczaje; nie rozumie ani pierwszego, ani tych ostatnich. Nie był już związany z ideą rzymskiej państwowości — wiadomości o tym, co dzieje się poza Galią, czerpał z relacji i bliżej obchodziły go tylko sprawy dotyczące religii. Nie znał też literatury V i VI w. powstałej poza Galią. Wyrażał poglądy tych możnych galijskich, którzy nie czuli się już Rzymianami pod uciskiem barbarzyńców, ale nie wrośli jeszcze we frankijską świadomość, chociaż przyzwyczaili się do nowych porządków i nie pragnęli zmiany. Tylko upadek kultury smucił Grzegorza (dał temu wyraz na samym wstępie), ale smutek ten łączył 90 III. Sancta gens Francorum się z ogólnym przekonaniem o starzeniu się świata i jego bliskim końcu. Rzymskość Grzegorza i współczesnych mu biskupów przetworzyła się w pogłębienie uczuć oddania Kościołowi katolickiemu, ciągle przecież związanemu z prastarym ośrodkiem Imperium, ale i z autorytetem papieża. Nie uczucia miłości, ale interes własny oraz wzgląd na dobro kraju skłaniały galijskich biskupów i senatorów do współpracy z Frankami. Przodowali tu ruchliwością i dynamiką karier przedstawiciele rodów senatorskich z Owernii, którzy opanowali w drugiej połowie VI w. liczne administracyjne i kościelne stanowiska w państwie Franków. Na lojalność ich wobec królestwa Merowingów nie wpłynęły tradycje dawnej rzymskiej res publica, kontynuowane przez cesarzy z Konstantynopola. Cesarze cieszyli się w Galii przez długi czas pewnym autorytetem; ich sojusz z Chlodwigiem i wciągnięcie go do rzymskiej hierarchii urzędniczej mogły wpłynąć na przełamanie oporów najbardziej związanych z Rzymem kół senatorskich. Ale w okresie rewindykacji Justy-niana zabrakło w Galii ludzi pragnących w ślad za Afryką, Italią i Be-tyką wrócić pod panowanie rzymskie. Kiedy zaś później Bizancjum próbowało wykorzystywać sentymenty prorzymskie w południowej Galii, starając się z pomocą zwolenników osadzić na tronie swego poplecznika Gundowalda, sprawa załamała się wobec lojalności większości Gallorzy-mian w stosunku do króla Guntrama; przebieg buntu, wywołanego pojawieniem się pretendenta, nie miał zresztą w ogóle charakteru antyger-mańskiego powstania Gallorzymian. Podczas gdy w VI wieku dość łatwo odróżnić w otoczeniu królów me-rowińskich Franków od Gallorzymian, to w następnym stuleciu różnica się zaciera. Możni pochodzenia rzymskiego przyjmują germańskie imiona i przestają wspominać o swym senatorskim pochodzeniu. Przestają też dbać o wykształcenie, pozostawiając je duchowieństwu; starają się stylem życia i zajęciami nie odbiegać od Franków, barbaryzują się coraz bardziej. Jednocześnie Frankowie porzucają niechęć do szat duchownych i świętych ksiąg; pojawiają się pierwsi biskupi germańskiego pochodzenia, m.in. św. Arnulf biskup Metzu, protoplasta Karolingów. Świadectwem przemian, jakie nastąpiły w mentalności Gallorzymian jest kronika tzw. Fredegara, której autorstwo 9 i chronologia ciągle są jeszcze przedmiotem dyskusji, ale ostateczna redakcja musiała powstać ok. 640—660 roku. Otóż w kronice tej pod nazwą „Rzymian" występują tylko mieszkańcy Akwitanii, natomiast romańscy mieszkańcy północnej Galii są już Frankami na równi z germańskimi zdobywcami. „Pseudologiczna identyfikacja" została na tym terenie dokonana. Tymczasem — jak się o tym wnet przekonamy — ludność romańska doliny Rodanu i Saony utożsamiła się nie ze zdobywcami frankijskimi, lecz z pokonanymi (ale i doszczętnie już zromanizowanymi) Burgundami, a mieszkańcy Akwitanii, 3. Frankowie i „Francia" 91 tak gorliwie początkowo współpracujący z Chlodwigiem i jego następcami, zaczęli się skłaniać — pod wpływem różnych czynników historycznych — ku partykularyzmowi. W tym stadium rozwoju frankijskiej świadomości, kiedy wspólnotę plemienną Franków zasilili Gallorzymianie, dawny antyrzymski patriotyzm, nawet w osłonie katolicyzmu, nie wystarczał. Wspólnota etniczna domagała się tradycji sięgającej wstecz głębiej niż czasy Chlodwiga. Tradycja taka wytwarzała się już w VI wieku; Godefroid Kurth sądził nawet, idąc za modnym w XIX wieku poglądem, że występowała ona w formie germańskich poematów epickich, nadających ustnemu przekazowi formę artystyczną. Sąd ten jest oczywiście przesadny, ale tradycja ustna wśród Franków niewątpliwie istniała, choć krótkotrwałość hegemonii Merowingów nie sprzyjała jej umacnianiu. Grzegorz z Tours wspominał o poglądzie wywodzącym Franków z Panonii, ale jest to raczej pogląd znaleziony u pisarzy rzymskich, u których wyłącznie szukał Grzegorz wiadomości o początkach Franków, w przeciwieństwie do Kas-jodora nie sięgając do tradycji ustnej. Ale już w V—VI w. tradycja ta łączyła Franków z Sigambrami, ludem zachodniogermańskim, żyjącym w początkach n.e. nad Renem, o którym później słuch zaginął. Być może, jakieś znaczne grupy Sigambrów weszły w skład Franków w III lub IV wieku, przekazując im swoją tradycję, uznaną za szanowną, skoro w uroczystych zwrotach Sigambrami nazywali królów frankijskich św. Remigiusz z Reims i Wenancjusz Fortunatus. Równolegle z tym jednak istniała tradycja merowińska, wywodząca dynastię od bóstwa morskiego, która została zapisana dopiero u Fredegara, na marginesie innych, odbiegających od niej poglądów. R. Wenskus widział w niej reminiscencje pierwotnych siedzib Salijczyków nad Morzem Północnym — częste występowanie u ludów germańskich (i nie tylko u nich) mitów o boskim pochodzeniu ich rodów królewskich przemawia za dawnością tej tradycji, która musiała w każdym razie powstać przed przyjęciem chrześcijaństwa. U Fredegara pojawia się jednak tradycja o charakterze wyraźnie literackim, stworzona na użytek Franków przez ich gallorzymskich krajan; mogła istnieć w kołach dworskich już przed Fredegarem, ale powstała wyraźnie w momencie pełnego włączenia się możnych gallorzymskich w świadomość frankijską. Była to tradycja o trojańskim pochodzeniu Franków, które czyniło ich pobratymcami Rzymian. Jak opuszczający Troję Eneasz stał się protoplastą Rzymian, tak stworzony ad hoc syn Priarna, Priam Młodszy, wyprowadził z płonącego miasta Homerowego grupę Trojan, którzy później, od imienia jednego z królów, Francjona, przyjęli nazwę Franków. Z wędrówkami Franków powiązał Fredegar (lub jego źródło) opowieści o zwycięstwach i triumfach nad różnymi lu- 92 III. Sancta gens Francorum darni, na których oparł sąd o ich niezwyciężoności. Dla większej chwały Franków spokrewniono ich dodatkowo z Macedończykami i (z niejasnych przyczyn) z Turkami (!). W pierwszej połowie VIII w. autor innej kroniki, Liber historiae Francorum, powiązał mit o trojańskim pochodzeniu Franków z tradycją panońską i sigambryjską: mianowicie Frankowie mieli na jednym z etapów swej wędrówki zbudować w Panonii miasto Sicambria. Mit trojański, powtarzany przez setki lat w kronikach fran-kijskich i francuskich, zrobił ogromną karierę polityczną i literacką, a doraźnie stał się wyrazem ideowej unifikacji germańskich i romańskich Franków wokół stworzonego przez najeźdźców królestwa. W VII wieku dokonała się integracja części dawnego społeczeństwa gallorzymskiego z Frankami. Były to przede wszystkim dawne rody senatorskie, wciągnięte w służbę państwa frankijskiego i w zawiłe gry polityczne, toczące się na dworach merowińskich; można też mówić o integracji średnich warstw ludności romańskiej na północ od Loary, zaliczających się odtąd do Franków. Ale na terenach Akwitanii, Burgun-dii i Prowansji integracja nie nastąpiła, a raczej objęła tylko część elity społecznej (największą w Akwitanii, zwłaszcza w Owernii); ludność tych ziem nadal określała się jako „Romani" lub „Burgundi" i tak też występuje w kronikach. Sprzyjała temu odrębność prawna. Na północy prawo salickie czy ripuarskie objęło z czasem całość ludności, na południu obowiązywało prawo burgundzkie Gundobada lub prawo rzymskie w wersji Alaryka II. Z chwilą osłabienia władzy Merowingów, już za wnuków Chlodwiga, nie tylko nasiliło się przejmowanie władzy przez różne grupy arystokracji frankijskiej na szczeblu dworów królewskich, ale doszło także do usamodzielniania się arystokracji lokalnej przy wykorzystaniu żywych wciąż separatyzmów, odrębnych tradycji, niechęci do frankijskich zdobywców. Oczywiście najwcześniej usamodzielniły się uzależnione przez Franków plemiona germańskie Alemanów, Bawarów i Turyngów, które za pośrednictwem własnej elity, popierającej chrystianizację tych ludów, starały się budować odrębne organizmy państwowe. W ślad za tym szedł rozwój separatyzmu Akwitanii i Burgundii. Sama „Francja" zaczęła się wyraźnie dzielić na dwie części, przejawiając wobec siebie rosnący antagonizm. W części zachodniej (Neustrii) roma-nizacja Franków robiła szybkie postępy; romanizowały się też dwory merowińskie, skupione na obszarach z przewagą ludności romańskiej. Przeciwstawiał się temu germański wschód, „Auster" (Austrazja). Być może jednak nie tylko animozje językowe (o których źródła w ogóle milczą!), ale różnice między zwycięskimi Salijczykami a podporządkowanymi przez nich Frankami „Ripuarskimi" znajdowały wyraz w tym antagonizmie. 4. Mesjanizm frankijski 93 4. MESJANIZM FRANKIJSKI JAKO FUNDAMENT IMPERIUM KAROLIŃSKIEGO Pod koniec VII w. nastąpił jednak przełom i zwycięstwo czynników dośrodkowych. Majordomowie z rodu Arnulfingów (=Karolingów), wywodzący się z germańskiej części Austrazji, doprowadzili do ponownego zjednoczenia ściślejszej „Francji" (687 r. — zwycięstwo majordoma Pe-pina II nad Neustryjczykami pod Tertry), a następnie przywrócili autorytet Franków na terenach, które groziły oderwaniem się lub oderwały się już całkowicie: w Turyngii, Alemanii, Bawarii, w Prowansji i Akwitanii. Zwycięstwa syna Pepinowego, Karola Młota, nad Arabami, które szybko uzyskały rozgłos mnożący liczby pokonanych nieprzyjaciół, otoczyły Franków i ich karolińskich wodzów nimbem obrońców chrześciań-stwa przed naporem islamu. Mesjanizm frankijski, który osłabł po przyjęciu katolicyzmu przez wszystkie sąsiednie królestwa, uzyskał nową pożywkę: zwolennicy datowania cytowanego tu Prologu do Prawa Salickie-go na pierwszą połowę VIII w. wiążą jego mesjanistyczno-patriotyczny zapał z ówczesnymi zwycięstwami nad islamem. Nastrojom tym sprzyjał rozwijający się sojusz z papiestwem. Papiestwo popierało mesjanistyczne uczucia Franków, pragnąc je wykorzystać w różnych kierunkach, przede wszystkim dla obrony własnej pozycji w Italii zagrożonej przez cesarzy bizantyjskich (jako przeciwnicy kultu obrazów znaleźli się oni w ostrym konflikcie z papiestwem), którym formalnie podlegali, a także przez (katolickich już) królów lon-gobardzkich, usiłujących zjednoczyć Italię i zająć Rzym. Innym celem, który zresztą podjęto przede wszystkim, było poparcie państwa frankijskiego dla akcji misyjnych zmierzających do pełnej chrystianizacji reszty Germanii. W porozumieniu z papiestwem rozpoczął też Karol Młot i jego synowie reformę kleru frankijskiego, dążąc do reorganizacji Kościoła na zasadach hierarchicznych, z podporządkowaniem go (w sprawach dogmatycznych i liturgicznych) Rzymowi, oraz do oczyszczenia kadr kościelnych z ludzi niegodnych czy to od strony moralnej, czy pod względem wykształcenia. W takiej sytuacji papieże nie protestowali nawet, gdy Karol Młot konfiskował dobra kościelne, aby tworzyć z nich beneficja dla konnych rycerzy — podstawy nowej frankijskiej siły uderzeniowej. Nie miejsce tu na analizę dalszego zbliżenia i sojuszu między papieżami Zachariaszem i Stefanem III (II) a Pepinem, dziedzicem Karola Młota. Pepin pokonał Longobardów i stworzył z dawnych posiadłości bizantyjskich w środkowej Italii świecką domenę papieży; papieże za to pomogli mu w 751 r. odsunąć od władzy Merowingów i zasiąść na tronie królewskim. Oczywisty akt uzurpacji uświęciło namaszczenie kościelne, które mesjanizmowi Franków dodawało nowych barw. 94 III. Soncta gens Francorum W swej korespondencji z władcami Franków papieże nie szczędzili nie tylko pochlebstw pod adresem Karolingów, ale również mówiąc o ich poddanych używali epitetów, żywo przypominających Prolog do Prawa Salickiego. W 756 roku Stefan III pisał do Pepina i jego synów, że „ponad wszystkie narody, jakie są na świecie, wasze plemię Franków wydaje mi się najbliższe apostołowi Bożemu Piotrowi".1 Pochlebstwa te służyły często podsycaniu wrogości między Frankami a Longobardami. Kiedy Stefan IV (III) dążył do zerwania układu o małżeństwie między Karolem Wielkim a córką longobardzkiego króla Dezy-deriusza, oburzał się w liście do obydwu panujących wówczas braci (770/771 r.): „Cóż to, przedostojni synowie, wielcy królowie, za bezmyślność — niech to będzie wolno z głębi serca powiedzieć — że wasze przesławne plemię Franków, które jaśnieje ponad wszystkie narody, i tak wspaniały i szlachetny potomek waszego rodu królewskiego zhańbi się — co niech nie nastąpi! — związkiem z cuchnącym plemieniem Longo-bardów, które oby nigdy nie zaliczało się w poczet narodów, z którego nasienia, jak wiadomo, powstał i ród trędowatych!" Powtarzając te i inne epitety pod adresem Longobardów, papież radzi królom, aby pojęli „przepiękne żony z tejże waszej ojczyzny, mianowicie z samego najszlachetniejszego plemienia Franków".2 Trudno przypuszczać, aby sami Frankowie nie przejęli się tyloma pochwałami pod adresem własnego ludu i nie uwierzyli ponownie we własne posłannictwo. W listach Alkuina Frankowie to „beata gens", którą Bóg wyniósł ponad inne ludy3, poeta Dungalus wkłada w usta Karola Wielkiego przemówienie do wojowników frankijskich, zaczynające się od słów: „O, gens regalis" — O królewskie plemię!4 Okres karoliński, a zwłaszcza czasy Karola Wielkiego i Ludwika Pobożnego, obfituje w utwory wyrażające wiarę w posłannictwo Franków, sławiące ich wielkość i szlachetność. Dzięki ówczesnemu odrodzeniu literatury, dzięki rozszerzeniu horyzontów kronikarzy, poetów, uczonych, wielkość Franków i ich misja dziejowa uzyskała znacznie szersze perspektywy historyczne. Frankowie, jak niegdyś Rzymianie, uznali się powołanymi do panowania, a przynajmniej do przewodzenia ludom chrześcijańskim, do strzeżenia prawowierności, obrony chrześcijaństwa przed poganami i Saracenami, szerzenia wiary na zewnątrz, zapewnienia pokoju wewnątrz chrześcijaństwa. Daje się zauważyć pewna redukcja kultu św. Marcina — głównego patrona Galii i Franków — na rzecz kultu św. Piotra, patrona całego chrześcijaństwa. Wpływ kultury antycznej wyraził się m.in. w szerokim szafowaniu epitetem „barbarzyńców" w stosunku do przeciwników państwa frankijskiego. Rzecz prosta, sami Frankowie już barbarzyńcami nie są. Marian Henryk Serejski, autor znakomitej, a niestety przez medie- 4, Mesjanizm jrankijski 95 wistykę zachodnioeuropejską niemal nie zauważonej, książki o idei jedności chrześcijańsko-europejskiej w epoce karolińskiej, zwrócił uwagę na ambiwalentny stosunek Karola Wielkiego i związanych z nim intelektualistów (śmiało możemy tak nazwać grupę naprawdę głębokich myślicieli i wybitnych pisarzy, rekrutujących się ze szkoły Alkuina i Pawła Diakona) do tradycji rzymskiej. Im bardziej poznawano dzieła literatury rzymskiej i zachwycano się rzymską kulturą (a objawy niekłamanego zachwytu przejawiają się raz po raz w ówczesnej korespondencji i literaturze), tym większe było pragnienie odbudowy rzymskiego imperium, oczywiście w jego „konstantynowskiej", chrześcijańskiej postaci. Przyjęcie przez Karola korony cesarskiej w Rzymie, mimo znanych oporów samego władcy Franków, znacznie rozbudziło marzenia-mi-raże o odrodzeniu dawnego Rzymu. Sam Karol — jak się wydaje — stał na bardziej realistycznym gruncie, zresztą był silnie przywiązany — jak to podkreśla jego biograf Einhard — do tradycji frankijskiej. Pracował osobiście nad jej odrodzeniem, starał się o spisywanie twórczości w języku ludowym (lingua Theodisca), dążył do zapewnienia temu językowi istotnego miejsca w państwie mimo dominacji łaciny, sprzyjał zainteresowaniom uczonych tym językiem. W wynurzeniach Karola i ludzi z nim związanych raz po raz pojawiają się zaczerpnięte z tradycyjnych przekonań akcenty antyrzymskie, nawiązujące do Prologu do Prawa Salickiego. Ta antyrzymska tradycja splotła się w przekonaniach Karola i jego otoczenia (jak to zauważył M. H. Serejski) z wpływem pisarzy wczesnochrześcijańskich, których dzieła zajęły centralne miejsce wśród ponownie odkrytych dzieł starożytności. Dotyczy to zwłaszcza ulubionej lektury Karola, Państwa Bożego św. Augustyna. Dzieła te, pełne niechęci do rzymskiej państwowości, przez długie wieki krwawo zwalczającej chrześcijaństwo, rozbijały dawne mity o wieczności Imperium, odsłaniając jego odrażające kulisy, skryte za efektowną fasadą. Rzym, odczytywany z tych książek, nie budził entuzjazmu chrześcijańskiego cesarza. Niewiele go interesowały tradycje rzymskie, kultywowane nad Bosforem; właśnie dawna tytulatura i ceremoniał cesarski zostały przez Karola potępione, jako pozostałość rzymskiej pychy i bałwochwalstwa. Toteż Rzym, do którego Karol zgodził się w końcu nawiązać, to Rzym św. Piotra; nawet Konstantyn Wielki, do którego się odwoływano, nie wzbudzał jego zachwytu, sam wolał być porównywany z biblijnym pomazańcem Bożym — królem Dawidem. Odrodzenie Cesarstwa nie przesłoniło więc faktu, że było ono państwem Franków, a nie kontynuacją Rzymu. Dlatego — niezależnie od dalszych konsekwencji — rzymska koronacja Karola przyczyniła się do dalszego wzrostu dumy narodowej Franków, na pewien czas odsuwającej tendencje odśrodkowe. 96 III. Sancta gens Froncorum 4. Mesjanizm frankijski 97 Owocem tej dumy było przekonanie o równości Franków z głównymi bohaterami starożytności — Grekami i Rzymianami; z nią wiążą się postulaty rozszerzenia „języków świętych", używanych w liturgii kościelnej, o język Franków. Postulaty te stanowić będą jeden z czynników przyspieszających rozkład jedności frankijskiej, więc jeżeli w tym miejscu zacytujemy prolog Otfryda z Weissenburga do niemieckiego wierszowanego streszczenia Ewangelii (dokonanego w Alzacji w połowie IX w.), to tylko ze względu na zawarte w nim świadectwo frankijskiej dumy narodowej czy plemiennej. „Dlaczego Franko wie, jak powiedziałem, mają być niezdolni do tego [tj. do głoszenia Ewangelii we własnym języku]? Nie pozostają oni w tyle za innymi ludami, o których wyżej wspominaliśmy. Są tak samo dzielni, jak Rzymianie, i nie można powiedzieć, że przewyższają ich w tym Grecy. Mają oni [tj. Frankowiel ku swemu pożytkowi różnorodne umiejętności; w polu i w lesie są jednakowo dzielni; mają dość bogactw, są bardzo odważni, zręczni do oręża, wszyscy są mistrzami miecza. [...] Są stali w przekonaniach i cnotach, dbają o swój pożytek, który zawdzięczają własnej roztropności. Są zawsze gotowi do obrony przed wrogami; ci nie odważają się ich napadać, Frankowie zbyt często ich zwyciężali." 5 W tej pochwale Franków, przypominającej Prolog do Prawa Salickiego, jest jeden nowy element, którego tam brakowało: pochwała kraju, świadcząca, że świadomość frankijska obejmowała przywiązanie do określonej „ojczyzny". Otfryd pisze także o urodzajności i bogactwach ziemi Franków, z których korzystają i których bronią przed wrogiem; co prawda pochwała kraju jest ogólnikowa i daleka od zachwytów Izydora z Sewilli nad Hiszpanią, ale może to tworzywo, język niemiecki, surowy i trudny w literackiej obróbce, uniemożliwiał zastosowanie reguł antycznej retoryki. W germańskiej świadomości plemiennej, jak wiemy, ważną rolę odgrywało przekonanie o boskiej sile, tkwiącej we władcy; przekonanie to rozwijało się przede wszystkim tam, gdzie królowie wzmocnili swój autorytet dzięki zręcznej polityce, zwycięstwom i pomyślności całego ludu. Merowingowie nie mogli się poszczycić tak długą genealogią, jak ostro-goccy Amalowie, ale i wokół nich wyrosło przekonanie o ich boskim pochodzeniu, które zdawały się potwierdzać sukcesy Chlodwiga. Magia królewska Merowingów nosiła jeszcze całkowicie pogański charakter: bóstwo morskie jako przodek, długie włosy i broda jako siedziba magicznej siły władczej, wóz zaprzężony w woły jako obrzędowy środek lokomocji — wszystko to nie nosi żadnego śladu wpływów chrześcijańskich. Obok tego zachował się ślad tradycji prawa ludu do wyboru króla: ceremonia aklamacji z podnoszeniem króla na tarczy. Król jednak musiał pochodzić z rodu Merowingów, ponieważ powszechnie wierzono w związek szczęścia Franków z ich rodem. Król Guntram ostrzegał swój lud przed skutkami ewentualnego królobójstwa; w wypadku jego zamordowania nastąpi katastrofa, „albowiem zginiecie, gdy zabraknie silnego przedstawiciela naszego rodu, który by was bronił".6 Próba majordoma Grimoal-da osadzenia własnego syna na tronie merowińskim (656 r.) zakończyła się tragicznie. Magia królewska Merowingów była tak silna i wiara w nią tak powszechna, że nawet Karol Młot, w drugim już pokoleniu władający państwem jako majordom, a zarazem „dux Francorum", nie ośmielił się sięgnąć po tron. Uczynił to jego syn Pepin, z pomocą papiestwa, które postarało się zastąpić magię Merowingów przez nadprzyrodzoną moc Boską o charakterze chrześcijańskim. W 751 roku ostatni z królów merowińskich, Childeryk III, po skrupulatnym ostrzyżeniu został umieszczony w zapewne dobrze strzeżonym klasztorze, Pepin zaś został podniesiony na tarczy w Soissons jako król Franków. Dla zalegalizowania przewrotu sięgnięto — za wzorem królów wizygockich — do Starego Testamentu. W Księdze Sędziów mianowicie prorok Samuel z polecenia Boga namaszcza wyznaczonego przezeń męża — Saula — na króla Izraela. Co więcej: kiedy Saul nie okazał się godny, Bóg polecił Samuelowi namaścić nowego kandydata, Dawida, mimo iż Saul nadal panował. Namaszczenie dokonane ongiś przez proroka legalizowało opanowanie władzy przez Dawida tak, jak uzurpację Pepina uświęcało namaszczenie, dokonane w 751 r. z polecenia papieskiego w Soissons przez arcybiskupa mogunckiego św. Bonifacego, a powtórzone w 754 r. w St. Denis pod Paryżem przez samego papieża Stefana III (II), przy czym namaszczenia udzielono także synom Pepina — Karolowi i Karlomanowi. Tak zrodziła się nowa magia królewska, wynosząca Karolingów ponad inne rody możnowładcze, mogące dotychczas pretendować do równości z nimi. Przez pomazanie świętym olejem stawali się „pomazańcami Bożymi", christi Dei; naruszenie ich osób lub władzy stawało się świętokradztwem. Nowe sukcesy Pepina i Karola Wielkiego zdawały się potwierdzać błogosławieństwo Boże spoczywające na pomazańcach. W późniejszych czasach, gdy chwała Karolingów zaczynała już blaknąć, Hink-mar, arcybiskup Reims, upowszechnił nowy mit, który uzyskał kapitalne znaczenie, wprawdzie już nie dla Karolingów, ale dla późniejszej monarchii francuskiej: mit o świętej ampułce. W micie tym sprzęgło się nierozerwalnie przekonanie o Boskiej mocy namaszczenia z przekonaniem o posłannictwie Franków i ich królów. 7 — B. Zientara 98 III. Sancta gens Francorum 5. Czynniki odśrodkowe: Akwitania 99 5. CZYNNIKI ODŚRODKOWE: AKWITANIA ;. Silne więzi społeczeństwa frankijskiego łączyły jednak zawsze tylko część ludności państwa, a świadomość jego czynnej politycznie części, widoczna w przywiązaniu do tradycji historycznej oraz wierze w misję dziejową Franków, w mistyczną siłę dynastii, nie zdołała przezwyciężyć czynników odśrodkowych działających właściwie podczas wszystkich wieków istnienia państwa frankijskiego. Powstało ono przecież drogą podboju krajów o bardzo różnym stopniu rozwoju i różnym składzie etnicznym ludności. Dlatego integracja społeczeństwa wokół tradycji i państwowości Franków spotkała się z połowicznym sukcesem: objęła tylko część ludności, głównie ludność terenów między Loarą a Renem i Menem, zwanych „Francją" w ściślejszym znaczeniu. Jak się przekonamy, i tutaj integracja nie była pełna, i rozłam między wschodnią a zachodnią częścią zapowiadał się wyraźnie już od VI wieku. Tym trudniej rozszerzała się świadomość frankijska na ziemie objęte w VI w. podbojami Franków, których ludność nie utraciła poczucia własnej odrębności, a z osłabieniem państwa zaczęła dążyć do niezależności. Na terenie Galii procesy odśrodkowe najwyraźniej występują w Akwi-tanii. Była to najbogatsza część rzymskiej Galii, mająca dużą liczbę miast i ośrodków kulturalnych, w której wodziły rej bogate rody senatorskie, długo podtrzymujące związki z Rzymem i broniące się, zwłaszcza w Ower-nii, przed podbojem barbarzyńskim. Pod panowaniem wizygockim, mimo przejściowych zniszczeń i pewnego obniżenia poziomu, cywilizacja rzymska i instytucje stanowiące o jej funkcjonowaniu utrzymały się i nie były zagrożone. Gdyby rywalizacja Franków z Wizygotami wypadła na korzyść tych ostatnich, centrum polityczne państwa zostałoby — być może — na południu Galii, w regionach o silnie rozwiniętej kulturze; w tych warunkach panowanie gockich królów nad Galią i Hiszpanią byłoby mało istotnym ewenementem politycznym na tle nieprzerwanego rozwoju rzymskiej cywilizacji. Stało się jednak inaczej, i to głównie z powodu antagonizmu religijnego — w jego obliczu dzicy Frankowie stali się bliżsi sercom Rzymian z Akwitanii niż cywilizujący się Goci. Elita rzymska z Akwitanii weszła w sojusz z państwem frankijskim: przyczyniła się silnie do- przywrócenia w całym państwie frankijskim hierarchii kościelnej, do podniesienia kultury na ziemiach na północ od Loary. Z niej rekrutowali się głównie, jak wiemy, romańscy doradcy pierwszych Merowingów. Ale wpływ akwitańskiego Południa nie mógł przeważyć rosnącej barbaryzacji Północy, a państwo frankijskie rozszerzało się na coraz to nowe, nie tknięte cywilizacją ziemie na wschód od Renu. W samej Akwitanii poziom kultury pod panowaniem Franków zaczął się szybko obniżać, ale nawet analfabeta akwitański nazywał się Rzymianinem, a nie Frankiem, i uważał panujące plemię za barbarzyńców. Frankowie też nie czuli się w Akwitanii „u siebie". Żaden z królów nie założył rezydencji na południe od Loary, mimo iż powinny były ich nęcić tamtejsze ludne miasta i pałace królów wizygockich. Do zakłócenia przyjaznych dotąd stosunków między Frankami a ludnością Akwitanii przyczyniły się podziały tego kraju między potomków Chlodwiga. Akwitania nie została przyznana jako całość żadnemu z synów Chlodwiga, lecz podzielona między nich wbrew zasadom logiki, a zapewne zgodnie z proporcjami bogactwa poszczególnych wycinków. Po przejściowym zjednoczeniu państwa przez Chlotara I (558—561) w analogiczny sposób podzielili Akwitanię jego synowie. Gdy jednak synowie Chlodwiga załatwiali swe konflikty z pomocą noża i trucizny we własnym gronie rodzinnym, to synowie Chlotara prowadzili między sobą długie, niszczycielskie wojny, które szczególnie dotkliwie ugodziły w Akwitanię i z pewnością przyspieszyły upadek jej wysokiej cywilizacji. Walki te przeciągały się aż do ponownego zjednoczenia pod berłem Chlotara II w 613 r.; tymczasem Akwitania była nękana najazdami pi-renejskich Basków, którzy, naciskani od południa przez wyprawy króla Wizygotów Leowigilda, rozwijali ekspansję w południowo-zachodniej Galii, dawnej prowincji Novempopulania, która odtąd zaczęła nosić nazwę Baskonii (Gaskonii). Zniecierpliwienie Akwitańczyków wzmagało tendencje antyfrankijskie. Na miejsce dawnej arystokracji, która weszła w służbę Franków, zaczęła się wytwarzać nowa grupa lokalnych przywódców, występujących w obronie interesów miejscowej ludności. Nie było to zresztą zjawisko wyjątkowe w ówczesnym państwie merowińskim. Edykt Chlotara II z 614 r., licząc się z tymi lokalnymi objawami niezadowolenia, przyrzekał mianować hrabiami ludzi miejscowego pochodzenia. Zresztą zjednoczenie przez Chlotara istniejących poprzednio trzech królestw było problematyczne, skoro każde z tych królestw zachowało własną hierarchię urzędniczą z majordomami na czele. Walka Akwitanii o autonomię miała na celu uzyskanie dla niej statusu czwartego królestwa. Dążenie to zostało uwieńczone powodzeniem w 629 r., kiedy po śmierci Chlotara II jego starszy syn Dagobert wydzielił bratu Charybertowi odrębne królestwo, obejmujące hrabstwa Tuluzy, Cahors, Agen, Perigord i Saintes, a więc znaczną część Akwitanii, z zadaniem powstrzymania ekspansji Basków i odzyskania utraconych na ich rzecz obszarów. Tuluza odzyskała charakter rezydencji królewskiej, a nowe królestwo, aczkolwiek niesamodzielne i poddane nadzorowi Franków, mogło stać się ośrodkiem krystalizacji separatyzmu akwitańskiego. Królestwo akwitańskie Charyberta było krótkotrwałe (zmarł w 631 r.), ale powstały wówczas zespół hrabstw okazał się trwalszy: w okresie ponownego upadku władzy 100 III. Sancta gens Francorum królewskiej po śmierci Dagoberta na ich czele pojawiają się książęta (du-ces) Feliks i Lupus, władający Akwitanią z coraz większą samodzielnością. W mniejszym lub większym stopniu udawało się im także rozciągnąć zwierzchnictwo na Gaskonię. Lupus zwoływał synody kościelne i interweniował w gockiej Septymanii w interesie antykróla Pawła przeciwko władcy Wizygotów Wambie. Jedno ze źródeł (Rejestr cudów św. Mar-cjala z Limoges) twierdzi, że Lupus został po śmierci Feliksa nie mianowany, ale wybrany księciem i dążył do tronu królewskiego.1 Obszar, na którym władał, przewyższał znacznie zasięgiem pierwotne pięć hrabstw. Wprawdzie sam Lupus interweniował w walki wewnętrzne między moż-nowładcami Neustrii i Austrazji, ale zwierzchnictwo królów frankijskich nad Akwitanią stawało się coraz bardziej formalnością. Za czasów księcia Odona, panującego^ może już dziedzicznie, w pierwszej połowie VIII w., Akwitanią znalazła się w niebezpieczeństwie najazdów arabskich, którym Odon z różnym powodzeniem stawiał czoło; jednocześnie po śmierci majordoma Pepina II (714 r.), wtrącał się w walki wewnętrzne we „Francji", popierając opozycję neustryjską przeciw synowi Pepina Karolowi. Nawiązał też bezpośrednie kontakty z papiestwem. Współczesny kronikarz zagadkowo wspomniał, że walczący z Karolem majordom Neustrii Ragamfred i kontrolowany przez niego król Chilpe-ryk II, prosząc Odona o pomoc, posłali mu „regnum et munera"; niektórzy domyślają się tu przyznania mu tytułu królewskiego.2 Odon jednak wolał wejść w rokowania z Karolem, uznał formalne zwierzchnictwo króla frankijskiego (którego zresztą, szukającego w Akwitanii schronienia, wydał w ręce Karola) za cenę pozostawienia mu faktycznej niezależności. Ustępstwa te wynikały z zagrożenia muzułmańskiego; w walce z nim musiał Odon szukać pomocy u Karola. Następcy Odona, jego syn Hunald (735—745) i wnuk Waifar (745—768), musieli walczyć na dwa fronty, pod coraz silniejszym naciskiem Karolingów. Dzielna obrona niezależności przez Akwitańczyków świadczy o ich poczuciu odrębności; nie brak objawów poczucia wyższości wobec Franków. Autor zbioru relacji o cudach św. Austrogisela określa ich wojsko jako „barbarzyńców" i piętnuje ich zbrodnie.3 Mimo silnego oporu Pepin, używając niezwykle ostrych metod, opanował Akwitanię; opór ostatniego z książąt, Hunalda II, został stłumiony (769) przez Karola Wielkiego. Jednak poczucie odrębności Akwitańczyków było tak silne, że Karol Wielki musiał się zgodzić na kompromis. Już Pepin uroczyście zagwarantował Akwitańczykom prawo rzymskie w redakcji Alaryka II jako obowiązujące. Karol Wielki wprawdzie umocnił swą władzę w tym kraju, śląc doń frankijskich urzędników i osadzając załogi, a nawet organizując nowe osadnictwo wojskowe z Franków oraz z uciekinierów z opanowanej przez Arabów Hiszpanii, ale wobec podjęcia akcji rewindykacyjnej 5. Czynniki odśrodkowe: Akwitanią 101 w Hiszpanii musiał zapewnić pokój na bezpośrednim zapleczu. Po niepowodzeniach w wyprawie do Hiszpanii, zakończonej rzezią ariergardy fran-kijskiej w wąwozie Roncevaux (778 r.), postanowił stworzyć w ramach swego państwa autonomiczne królestwo Akwitanii, którego koronę, po uroczystym namaszczeniu przez papieża, przekazał synowi Ludwikowi Pobożnemu (781 r.). Kompromis okazał się skuteczny: Ludwik, manifestując strojem i otoczeniem swe związki z nowym królestwem, był w pełni uległy ojcu, którego politykę ściśle realizował. Przysłani do Akwitanii frankijscy funkcjonariusze, obdarzeni posiadłościami ziemskimi, wrastali w miejscowe środowisko i jego interesy. Kiedy Ludwik po śmierci ojca uzyskał koronę cesarską, wyznaczył drugiego z kolei syna, Pepina, na króla Akwitanii (814—838). Po śmierci Pepina Akwitańczycy, nie dopuszczając do ogłoszenia odmiennej decyzji cesarza, wynieśli na tron syna Pepina, Pepina II. Stryjowie jego nie uznali tego faktu, pomijając osobę Pepina II w podziale, dokonanym w 843 r. w Verdun: Akwitanią została włączona tam do państwa Karola Łysego. Przez długie lata, aż do śmierci Pepina II (865 r.), Akwitańczycy bronili się przed włączeniem swego kraju do państwa zachodniofrankij-skiego; mimo chwilowych zwycięstw Karola możni i biskupi akwitańscy w większości zajmowali wrogie mu stanowisko, a po każdym jego powrocie na północ od Loary z reguły następowała nowa rewolta. Piszący wówczas autor jednego z żywotów świętych stwierdzał, że Akwitańczycy „nie chcieli schylić karków pod jarzmo królów frankijskich".4 Karol Łysy, idąc w ślady dziada, próbował przeciwstawić Pepinowi jako króla Akwitanii własnego syna Karola (855 r.); dopiero śmierć Pepina II spowodowała uznanie Karola, a potem (867 r.) jego brata Ludwika (późniejszy król Francji Ludwik II) jako króla Akwitanii. Jeżeli od tej pory tradycja królestwa Akwitanii uległa zatarciu,6 to stało się to nie dzięki utracie przez ludność Akwitanii poczucia swej odrębności. Wrogość, a przynajmniej poczucie obcości krajów na południe od Loary w stosunku do „Franków" trwała nadal; nadal rozwijała się i pogłębiała odrębność kulturalna krajów langue d'oc, a poszczególni hrabiowie przyjmowali tytuł książąt Akwitanii, nawiązując do wczesnośredniowiecznej tradycji. Jeżeli nie protestowano przeciwko władzy królów „Zachodnich Franków", to po pierwsze diatego, że władza ta stawała się coraz bardziej nominalna, a królowie rzadko wtrącali się w wewnętrzne sprawy Akwitanii, po drugie zaś dlatego, że Akwitanią sama uległa rozbiciu na mniejsze twory polityczne o charakterze regionalnym, osłabiające wspólnotę akwitańską i pogrążające się w separatyzmie, akcentowanym krwawymi walkami lokalnych dynastii, z ośrodkami w Tuluzie, Poitiers, Gocji (dawniej Septymanii), Owernii i Gaskonii. 102 III. Sancta gens Francorum ; '•- 6. CZYNNIKI ODŚRODKOWE: BURGUNDIA Innym regionem Galii, którego mieszkańcy nigdy w pełni nie identyfikowali się z Frankami, była Burgundia. Podczas gdy jednak Akwitań-czycy doszli do samookreślenia dopiero w dłuższym procesie negatywnych reakcji na rządy Franków, jako ci Rzymianie, którzy nie chcieli stać się Frankami, to Burgundczycy zawdzięczali swą świadomość krótkotrwałemu, ale doniosłemu okresowi istnienia na obszarze kilku tamtejszych rzymskich prowincji państwa wschodniogermańskich Burgundów, poważnie różniących się od Franków nie tylko pochodzeniem i religią, ale także stosunkiem do Rzymian. Burgundowie, „synowie wiatru północnego" (Borkundur), jak niektórzy tłumaczą ich nazwę, wywodzą się ze Skandynawii; przez jakiś czas zajmowali wyspę Bornholm, której nazwa (Burgundarholm) wyraźnie jest z nimi związana. W I w.n.e. Pliniusz Starszy lokował ich na południowym wybrzeżu Bałtyku, na Pomorzu; tamże, choć bardziej na południe (nad Wartą—Notecią?), umieszczał ich w II w. Ptolemeusz. Nie byli licznym ludem; dotyczy to przynajmniej ich trzonu-nosiciela tradycji. Nie otoczyła więc ich sława i rozgłos, jakie towarzyszyły Gotom. W II wieku rozpoczęli śladem innych wczesnogermańskich pobratymców wędrówkę na wschód; w III w. przesunęli się do Germanii. Konflikty z Alema-nami skłoniły ich w IV w. do wejścia w służbę rzymską. Ten sojusz z Rzymem wpłynął później na powstanie obiegowego wyjaśnienia nazwy Burgundów rzekomym zleceniem im przez Rzymian obrony grodów (burgi). Kiedy w 406 r. fala Germanów przerwała granicę na Renie, Burgundowie zadęli spustoszone przez nich miasta nadreńskie — Moguncję i Wormację, zawierając układ sojuszniczy z pretendentami do tronu cesarskiego — Konstantynem (III) i Jowinem. Układy te zostały potem zatwierdzone przez legalnego cesarza Honoriusza. Na czele Burgundów stał już wówczas jeden król, Gundachar, podczas gdy w IV w. mieli oni jeszcze licznych naczelników. Św. Hieronim oceniał, niewątpliwie przesadnie, liczbę Burgundów na 80 tysięcy;1 w każdym razie ich „państwo" nad Renem, ze stolicą w Wormacji, było na tyle silne, że pokusiło się o dalsze zdobycze w Galii kosztem Rzymu. Obrońca Imperium, Aecjusz, odpowiedział nasłaniem na nich swych groźnych sprzymierzeńców — Hunów. W 436 roku Burgundowie ze swym królem Gundacharem (Gunthar z Pieśni o Nibelungach) zostali doszczętnie rozgromieni; kronikarz Prosper Tiro pisał nawet o ich całkowitym wyginięciu.2 Katastrofa Gundachara odbiła się silnym echem w tradycji germańskiej i stała się jednym z ulubionych wątków średniowiecznej epiki. Burgundowie jednak nie wyginęli całkowicie. Resztki ich przesiedlił 6. Czynniki odśrodkowe: Burgundia 103 Aecjusz w 443 r. do Sabaudii; ich liczebność, może wraz z innymi rozproszonymi barbarzyńcami, którzy się do nich przyłączyli, ocenia się na 20—25 tysięcy. Na czele znajdowali się dwaj bracia: Gundowech (Gun-dioch) i Chilperyk, może synowie lub krewni Gundachara. Ślady ich osadnictwa zachowały się w nazwach miejscowych, trochę i w słownictwie Sabaudii, zachodniej Szwajcarii i Franche Comte. Nowe siedziby otrzymali Burgundowie na rzymskich zasadach zakwaterowania: przekazano im część ziemi i innych użytków. Prawo Gundoba-da (ok. 500) mówi o dwóch trzecich posiadłości, ale nie wiadomo, czy taki był pierwotny nadział. Ziemi było zresztą w spustoszonej Galii pod dostatkiem, a zakwaterowanie dotyczyło głównie ziem latyfundystów, którym i tak brakło rąk do zagospodarowania posiadłości. Sidonius Apol-linaris, który z obrzydzeniem pisał o zachowaniu i obyczajach Germanów, zaliczał jednak Burgundów do „łagodniejszych barbarzyńców".3 Burgundowie już nad Renem byli chrześcijanami, i to — jak wynika ze wzmianek na ten temat — katolikami; jednak w Sabaudii zaczął się wśród nich szerzyć arianizm, który przyjęła także (choć zdaje się nie cała) rodzina królewska. Dzięki sojuszowi z Rzymem Burgundowie wzmacniali swe stanowisko wśród miejscowej ludności i konsekwentnie rozszerzali terytorium. Nową daninę krwi złożyli w 451 r. na Polach Katalaunijskich, gdzie poległa znaczna ich liczba; w 456 r. w interesie Rzymu interweniowali w Hiszpanii; po upadku cesarza Avitusa w 457 zaczęli się jednak usamodzielniać: opanowali Lugdunum (Lyon), gdzie umieścili swą główną stolicę. W 463 roku król Gundowech został mianowany magistrem militum Gal-liarum, co poddawało jego władzy również ludność rzymską; funkcję tę objął po nim syn Chilperyk II. Najwybitniejszy z synów Gundowecha, Gundobad, pełnił kierownicze funkcje w armii rzymskiej, od 472 r. jako patrycjusz; w rok później osadził własnego kandydata na tronie cesarskim, Gliceriusza. W momencie obalenia ostatniego cesarza zachodnio-rzymskiego przez Odoakra (476 r.) Burgundowie rozszerzyli swe posiadłości na południe, zajmując m.in. Vienne. Stworzyli, dzięki lawirowaniu między silniejszymi państwami Wizygotów i Franków, obszerne władztwo, w którym utrzymali rzymskie prawo i administrację. Starali się też o zachowanie dobrych stosunków z Konstantynopolem. Podczas gdy polityka zagraniczna Gundobada (480—516) i jego następców polegała głównie na opowiadaniu się po stronie silniejszego (w danym momencie) z sąsiadów, to polityka wewnętrzna zmierzała — najkonsek-wentniej ze wszystkich państw germańskich na terytorium rzymskim — do pełnej integracji społeczeństwa rzymskiego z panującymi Burgundami. Było oczywiste, że przy nikłej liczbie Burgundów istnienie ich państwa zależeć musi od zjednania dla niego ludności rzymskiej. 104 III. Sancta gens Francorum Utrzymane zostało odrębne prawo: ok. 500 r. ludność rzymska otrzymała nowy zwód prawa rzymskiego (Lex Romana Burgundionum), Burgundowie zaś — kodyfikację ich zwyczajów prawnych (Lex Gundobadi). Prawo zwyczajowe Burgundów musiało zostać utrzymane ze względu na przywiązanie ich do starych form i zwyczajów, ale działający z ramienia Gundobada kodyfikatorzy — prawnicy rzymscy (m.in. zapewne Syagriusz z Lyonu, sławiony przez Sidoniusa jako „Solon Burgundów"),4 przesycili to prawo rzymskimi treściami i przepisami, zwłaszcza w zakresie ustawodawstwa karnego. Prawo Gundobada całkowicie zrównywało Rzymian i Burgundów, stwierdzając dobitnie, że „Burgund lub Rzymianin mają być traktowani jednakowo";5 zezwalało na małżeństwa mieszane i na piastowanie przez Rzymian funkcji cywilnych i wojskowych. Jedyną przeszkodą w integracji był arianizm Burgundów, przynajmniej ich większości. Nie był to arianizm fanatyczny; w rodzinie królewskiej byli zwolennicy katolicyzmu, a ariańscy królowie utrzymywali przyjazne kontakty z biskupami katolickimi i korespondowali z papieżami. Kościół cieszył się pełną autonomią. Gundobad prowadził rzekomo ze św. Avitem, biskupem Vienne, rokowania w sprawie przejścia na katolicyzm, ale — mimo pociągającego przykładu Chlodwiga — nie zdecydował się na konwersję. Może obawiał się reakcji swych podwładnych, ale chyba bardziej lękał się pogorszenia stosunków z ostrogockim arianinem, Teodorykiem Wielkim, który jedyny był w stanie ochronić Burgundię przed agresją Franków. Wkrótce jednak po 500 r. obydwaj synowie Gundobada przeszli na katolicyzm. Objęcie władzy przez Sigismunda (św. Zygmunt, 516—523) przyniosło faworyzowanie katolicyzmu, ale bez prześladowań arian czy ich przymusowego „nawracania". W 515 roku w Agaunum (St. Maurice d'Agaune), miejscu, gdzie rzekomo za czasów Dioklecjana zostali umęczeni chrześcijańscy żołnierze legionu tebańskiego ze św. Maurycym na czele, Zygmunt ufundował klasztor ku czci tego męczennika. W klasztorze tym złożono z czasem również zwłoki zamordowanego przez Franków Zygmunta. Stał się więc klasztor w Agaunum ośrodkiem kultu dwu patronów Burgundii i sercem tradycji burgundzkiej. Przetrwanie tej tradycji po ostatecznym podboju państwa burgundzkiego przez Franków (534 r.) było m.in. rezultatem dobrych stosunków ostatnich królów burgundzMch z katolickim klerem rzymskim, dzięki czemu Zygmunt stał się pierwszym królem wyniesionym na ołtarze. Zwycięscy Merowingowie podzielili między siebie Burgundię, tak jak poprzednio Akwitanię, lekceważąc miejscowe tradycje, zarówno rzymskie, jak burgundzkie. Pozostawili jednak Burgundom — językowo już prawie zupełnie zromanizowanym — prawo Gundobada, na Rzymian miejscowych rozciągnęli natomiast używany w Akwitanii kodeks Alary- 6. Czynniki odśrodkowe: Burgundia 105 ka II. Ludność Burgundii nie przejawiała wrogości wobec zdobywców. Możni gallorzymscy i burgundzcy utrzymali swe znaczenie; szczególnie ród zwany Burgundofarones, może boczna gałąź rodu panującego, zachował znaczne wpływy; niektórzy uczeni wywodzą z niego książąt narzuconych Alemanom i Bawarom przez Franków. Napłynęli jednak również frankijscy możni, nadzieleni w Burgundii ziemią i piastujący urzędy. Ich katolicyzm łagodził wzajemne stosunki; arianizm szybko zniknął, a w 539 r. Burgundowie brali już udział we frankijskich wyprawach do Italii. Nie jest jasne, co spowodowało, że w przeciwieństwie do Akwitanii Burgundia nie została w podziale po śmierci Chlotara I (561 r.) rozkawałkowana między wszystkich jego synów, lecz weszła w całości w skład dzielnicy króla Guntrama (561—592), który otrzymał ponadto większą część Prowansji oraz tereny wokół Orleanu—Sens—Auxerre. Równie zagadkowe jest obce Merowingom imię Guntrama, nawiązujące wyraźnie do burgundzkich imion dynastycznych. Całą jego dzielnicę zaczęto wkrótce nazywać potocznie Burgundia. Świadczy to, że w okresie władzy Burgundów nazwa ich nierozerwalnie zrosła się z terytorium ich państwa, zacierając dawniejsze określenia; pośrednio wynika z tego zaawansowany proces utożsamiania się — znacznie przecież liczniejszej — ludności romańskiej z państwem Gundobada i Zygmunta. Utożsamienie poszło tak daleko, że w pierwszej połowie VIII w. Passio Sancti Sigismundi uważała wszystkich mieszkańców Burgundii za potomków Burgundów, utrzymując, iż Rzymianie na jej terenie zostali wytępieni.6 Panowanie Guntrama, stosunkowo (w porównaniu z innymi dzielnicami) pomyślne i spokojne, przyczyniło się do ponownego umocnienia odrębności burgundzkiej.7 Król cieszył się znaczną popularnością, a po śmierci i on stał się obiektem kultu. Ostatni król frankijskiej Burgundii, Teodoryk II, zmarł w 613 r., ale odrębność Burgundii przetrwała, strzeżona przez własną hierarchię u-rzędniczą z majordomami na czele. Wśród tych urzędników odgrywali ważną rolę (już za czasów Guntrama) burgundzcy Rzymianie: patrycjusze Eunius Mummolus i Protadius, oraz Burgundowie, jak patrycjusz Ale-theus. Ale odrębności Burgundii bronili również osiadli tam i wrośli w miejscowe środowisko Frankowie: majordom Warnachar utrzymał swój urząd po zjednoczeniu państw frankijskich przez Chlotara II. Wprawdzie po jego śmierci (626 r.) król Chlotar II zlikwidował to stanowisko, ale kiedy Burgundia (w ramach nowego podziału państwa po śmierci Dago-berta I, 639) została połączona z Neustrią pod berłem Chlodwiga II, regencja musiała uwzględnić postulaty Burgundczyków i znowu mianować odrębnego majordoma Burgundii (642 r.). Majordomem został jednak 106 III. Sancta gens Francorum Frank — Floachat — który niebawem popadł w konflikt z miejscowym możnowładztwem. Gwałtowna śmierć Floachata w walce z burgundzkim patrycjuszem Willebadem umożliwiła ponowną likwidację burgundzkiego majordomatu, ale rzecznikiem możnowładztwa burgundzkiego stał się po 657 r. biskup Autun, Leodegar (St. Lóger), stojący na czele opozycji przeciw rządom wszechwładnego majordoma Neustrii Ebroina. Walka między Ebroinem a Leodegarem i jego burgundzkimi zwolennikami zakończyła się męczeńską śmiercią biskupa (i jego brata Warina) w 676 roku. Na początku VIII w. rolę przywódców burgundzkiej opozycji odgrywali biskupi Auxerre: Sawaryk i Hainmar; ten ostatni posiadał nawet jakąś szerszą władzę na obszarze dawnego królestwa, określaną jako duca-tus Burgundiae. Oskarżony o spiskowanie z Odonem akwitańskim, został schwytany przez Karola Młota i zgładzony. Karol Młot przywrócił ponownie autorytet Franków w Burgundii, przenosząc na tamtejsze stanowiska swoich najbardziej wypróbowanych wasali austrazyjskich. Opór Burgundii przeciwko integracyjnej polityce Chlotara II, Ebroina i Karola Młota nie wynikał ze świadomych uczuć narodowych czy wrogości wobec Franków — świadomość tego typu nie rozwinęła się w Burgundii do tego stopnia co w Akwitanii. Był to raczej separatyzm dzielnicowego możnowładztwa mieszanego rzymsko-burgundzko-frankijskiego pochodzenia, dla którego podtrzymywanie tradycji odrębności burgundzkiej było tylko środkiem dla obrony własnej pozycji. Nazwa Burgundii, oznaczająca jeszcze u Grzegorza z Tours tylko rządzące plemię germańskich Burgundów, w VII w. objęła wszystkich mieszkańców Burgundii. Ferdinand Lot widział w tym manifestację anty f ranki j ską. Gallorzymia-nie z ziem dawnej Burgundii nazwali się „Burgundami", „ponieważ sama ta nazwa dawała świadectwo, że nie są «Frankami» i nie chcą nimi być".8 Po podporządkowaniu Burgundii przez Karola Młota separatyzm bur-gundzki znacznie osłabł;9 Karolingowie nie wznowili w ramach swych podziałów odrębnego królestwa Burgundii, a granica traktatu w Verdun oddzieliła Autun, Macon i Dijon od reszty dawnej Burgundii. Nowy separatyzm burgundzkiego możnowładztwa rozwijał się w bardziej lokalnych ramach: w księstwie burgundzkim (w ramach królestwa zachodnio-frankijskiego) i w królestwach burgundzkich, które nawiązywały wprawdzie nazwą do tradycji, nie stanowiły jednak ośrodków krystalizacji narodu na wzór sąsiednich królestw frankijskich, lecz przedmiot rywalizacji tych ostatnich. Rudolf z rodu Welfów koronował się w 888 r. na króla Burgundii w starym sanktuarium burgundzkim St. Maurice d'Agaune, ale zaraz spróbował zająć część ściśle frankijskiego dziedzictwa, powtarzając koronację w lotaryńskim Toul. Zarówno geografia, rozbijająca teren 7. Bretania i Waskonia 107 królestwa Burgundii IX—XI w. na nie związane ze sobą człony, jak u-strój polityczny, który zapewniał przewagę wielkim wasalom, jak wreszcie różnorodność językowa — nie sprzyjały wytworzeniu się narodu. Nawet dialekty romańskie tych obszarów bardzo poważnie się różniły (Burgundia francuska i Franche Comte należą do obszaru langue d'oil, reszta do langue d'oc). Germański język burgundzki wprawdzie zanikł, ale pólnocno-wschodnią część królestwa Burgundii obsadzili Alemanowie, przodkowie Szwajcarów. 7. MARGINALNE TERYTORIA NA ZACHODZIE: BRETANIA I WASKONIA Jeżeli nie udało się Frankom zasymilować romańskiej ludności Akwitanii i Burgundii, mimo iż były przesłanki do rozciągnięcia na te obszary świadomości frankijskiej, to tym bardziej nie osiągnęli tego w stosunku do obszarów i plemion powierzchownie tylko podporządkowanych ich państwu. Zajmiemy się nimi tutaj tylko marginalnie, ponieważ ich odrębność plemienna przetrwała istnienie państwa frankijskiego i w następnych okresach historycznych w różnym stopniu hamowała konsolidację państw sukcesyjnych monarchii frankijskiej. Na zachodzie dotyczy to dwóch obszarów, opanowanych przez inwazje z zewnątrz. Jednym była Armoryka, która od V w. stała się miejscem schronienia dla celtyckich uchodźców z Brytanii, najeżdżanej i opanowywanej przez germańskich Anglów, Sasów i Jutów. Uchodźcy ci, chrześcijanie, osiadali na półwyspie całymi rodami (według jednych historyków), bądź (według innych) niewielkimi wspólnotami wiejskimi, stanowiącymi jednocześnie parafie; w ciągu V—VI w. doprowadzili do receltyzacji Ar-rnoryki, która zaczyna być nazywana Małą Brytanią (z francuska: Bretanią). Wydaje się jednak prawdopodobne, że w czasach rzymskich roma-nizacja Armoryki była powierzchowna, a szybkiego zniknięcia elementów romańskich nie można kłaść wyłącznie na rachunek przybyszów. Bryto-wie z Armoryki (Bretończycy, jak ich zwykliśmy nazywać) skupiali się w niewielkie jednostki polityczne pod władzą wodzów wybieranych z rodów, które cieszyły się specjalnym autorytetem. Rzymska organizacja kościelna zanikła, Kościół bretoński zaś był zorganizowany na wzór ir-landzko-walijski, tzn. nie miał właściwie ścisłej organizacji kościelnej; funkcje biskupie pełnili opaci klasztorów, spośród których największym autorytetem cieszył się klasztor w Dol, dzięki tamtejszemu opatowi-bisku-powi św. Samsonowi (VI w.), czczonemu później jako patron Bretanii. Merowingowie, począwszy od Chlodwiga, podejmowali liczne wyprawy przeciwko poszczególnym książętom bretońskim; niektórym królom fran- 108 III; Sancta gens Francorum kijskim udało się uzyskać formalne uznanie ich zwierzchnictwa przez Bretończyków. Jednak nie pociągało to za sobą wchłonięcia Bretanii przez frankijską organizację państwową, a nawet nie zapobiegło ekspansji Bretończyków, którzy w 577 r. zdobyli starą stolicę biskupią Vannes i stale zagrażali dwu innym państwom i kościelnym ośrodkom: Rennes i Nan-tes. Tylko rozbicie polityczne i rywalizacja książąt bretońskich zmniejszały to niebezpieczeństwo. Karolingowie, podobnie jak w Akwitanii, również tu starali się narzucić swój porządek. Pepin odzyskał w 753 r. Vannes i założył na zagrożonym pograniczu Marchię Bretońską, na której czele stał m.in. Roland, bohater epopei, poległy w 778 r. w wąwozie Roncevaux. Za Karola Wielkiego i Ludwika Pobożnego udawało się Frankom odnosić sukcesy w walce z poszczególnymi książętami bretońskimi i utrzymać ich w zależności. W 799 roku margrabia Wido, następca Rolanda, przemierzył nawet całą Bretanię, odbierając przysięgę posłuszeństwa dla króla Franków od regionalnych naczelników. Przysięgi nie powstrzymały nowych buntów. Po stłumieniu jednego z nich w 824 r. Ludwik Pobożny narzucił Bretończy-kom związanego ze sobą Nominoego na księcia całego plemienia Breto-nów (dux gentis). Z pomocą autorytetu frankijskiego Nominoe podporządkował sobie cały kraj; po śmierci Ludwika Pobożnego wykorzystał walki między jego synami dla odzyskania niezależności. W 845 roku zadał Karolowi Łysemu druzgocącą klęskę pod Ballon i zlikwidował następnie Marchię Bretońską, włączając zarówno Rennes, jak Nantes, do swego państwa. Dzieło jego kontynuowali Erispoe (851—857) i Salomon (857— —874), którzy czasem tytułowani byli nawet królami; przeprowadzili oni reorganizację kościelną Bretanii, redukując liczbę biskupstw i wynosząc katedrę w Dol do stanowiska bretońskiej metropolii. Wprawdzie po zamordowaniu Salomona Bretania stała się znowu widownią walk pomiędzy książętami i rozpadła się na kilka władztw, a najazdy Normanów powiększały chaos, jednak niezależność Bretanii nie była właściwie zagrożona, a Bretończyków, odrębnych językiem i kulturą, posiadających własną organizację kościelną i państwową, nikt nie mógłby uważać za Franków. Istniały wszelkie szansę na wytworzenie się niepodległego państwa i narodu bretońskiego. Inaczej było z Baskami, czyli Waskonami, jak ich określają wczesnośredniowieczni pisarze. Nietknięci romanizacją potomkowie dawnych Ibe-rów, zachowali w swych pirenejskich siedzibach prastary język i faktyczną niezależność, nie osiągnęli jednak nigdy jedności politycznej. Większość ich mieszkała w północnej części Półwyspu Pirenejskiego, ale niektórzy mogli już za czasów rzymskich użytkować północne stoki Pirenejów. W drugiej połowie VI w. król Wizygotów Leowigild, pragnąc dokończyć dzieła zjednoczenia Hiszpanii, rozpoczął podbój krajów Basków; 8. Alemania, Bawaria, Turyngia 109 odpowiedzią na to było zbieganie Basków na północne stoki Pirenejów, gdzie niebawem zebrało ich się tylu, że pokusili się o opanowanie Novem-populanii; od 581 r. toczą się ich walki z Frankami. Z miejscową ludnością romańską weszli w ugodę (biskup Eauze, Siducus, został za czasów Dagoberta skazany na wygnanie za konszachty z nimi) i pozyskali sobie nawet mieszkańców Novempopulanii do walki z Frankami. Niebawem cały teren na południe od Garonny zaczęto nazywać Waskonią. Baskowie nie stworzyli jednolitego organizmu politycznego — połączenie obszarów na południe i na północ od Pirenejów, nad którymi panowali, nie było możliwe. Nie wiadomo nawet, czy notowani w źródłach frankijskich książęta Waskonów (Basków) mieli władzę nad całą „galijską" Waskonią (Gaskonią). Stworzone przez Franków w Akwitanii organizacje polityczne, które miały powstrzymać i podporządkować Basków, znalazły się w sojuszu z nimi, gdy same zaczęły wyrażać antyfrankijski separatyzm. Książę Feliks z Tuluzy (VII w.) miał władać według jednego ze źródeł nie tylko Akwitanią, ale także „niegodziwym plemieniem Basków";1 następcy jego regularnie korzystali z pomocy Basków w walkach z Frankami. W momencie podboju Akwitanii przez Karolingów książę Basków Lupus starał się ratować swą pozycję przez uznanie władzy Karola Wielkiego i wydanie mu zbiegłego do Waskonii ostatniego księcia akwitańskiego Hunalda II (769 r.). Lupus i jego potomkowie zachowali władzę nad jakąś częścią Waskonii, choć Karol po klęsce w wąwozie Roncevaux przeprowadził w 778 r. gruntowną reorganizację kraju, osadzając frankijskich hrabiów i biskupów; jednak z osłabieniem państwa Franków za Ludwika Pobożnego Baskowie zaczęli znowu odgrywać coraz większą rolę polityczną, budując stopniowo na północ od Pirenejów księstwo Gaskonii, a na południe — Nawarry. W obu tych państewkach Baskowie współżyli z ludnością romańską, a ich przywódcy ulegali stopniowo romanizacji. Mimo politycznego rozbicia Basków (część ich zamieszkiwała też ziemie Asturii i Aragonii) istniała pewna świadomość wspólnoty. Kiedy Baskowie hiszpańscy wzięli do niewoli w Pirenejach w 824 r. dowódców armii frankijskiej, odesłali jednego z nich kalifowi do Kordoby, ale drugiego — Baska z Gaskonii, Azenara — uwolnili, „ponieważ był z nimi związany bliskością krwi".2 8. MARGINALNE TERYTORIA NA WSCHODZIE: ALEMANIA, BAWARIA, TURYNGIA Słabo były związane z państwowością frankijską germańskie plemiona Alemanów i Bawarów. Podbici przez Chłodwiga Alemanowie zachowali samodzielność, ograniczoną jedynie przez obowiązek płacenia trybutu 110 III. Sancta gens Francorum i dostarczania pomocy wojskowej. Niejasna jest sprawa charakteru władzy książąt alemańskich, którzy z biegiem czasu, w miarę słabnięcia państwa merowińskiego, poczynali sobie coraz samodzielniej. Większość u-czonych uważa ich za narzuconych przez Chlodwiga lub jego następców funkcjonariuszy frankijskich, bądź pochodzenia miejscowego, bądź bur-gundzkiego lub frankijskiego. Są jednak także zwolennicy poglądu o ich pochodzeniu z rodu dawnych królów alemańskich. W każdym razie książęta alemańscy potrafili związać się z tradycją swego ludu i sprawowali władzę dziedzicznie. Zależność od Franków nie łączyła się z chrystianizacją; tylko książęta i część arystokracji plemiennej, wiążąca się z różnymi obozami politycznymi w państwie frankijskim, mogła uchodzić za chrześcijańską. Dopiero na początku VII w. działalność św. Gawła (Gallus) świadczy o postępach chrystianizacji: w tymże czasie książę Gunzo założył czy też restytuował biskupstwo w Konstancji, którego granice pokrywały się z zakresem jego władzy. Był to krok do dalszego usamodzielnienia Alemanów. Królowie i majordomowie frankijscy starali się temu przeciwdziałać, zmniejszając zakres władzy książąt alemańskich: w połowie VII w. doszło do oderwania Alzacji, która otrzymała własnych książąt i została podporządkowana staremu rzymskiemu biskupstwu w Ar-gentorate — Strasburgu. Przeciwko rosnącej samodzielności Alemanii wystąpili ostro Karolingowie. Już majordom Pepin II podjął z początkiem VIII w. kilka wypraw przeciw księciu Gotfrydowi, który głosił, że był zobowiązany służyć królom Franków, a nie ich majordomom. Sporządzony wówczas spis prawa zwyczajowego Alemanów ograniczał władzę książęcą na rzecz zwierzchności królów frankijskich. Synowie Gotfryda, Lantfrid i Teudebald, kilkakrotnie stawiali opór Karolowi Młotowi; dopiero Pepin III wraz z Karlo-manem stłumili ostatecznie opór Alemanów (746 r.); zlikwidowano księstwo alemańskie, posypały się represje i konfiskaty. Mimo to część możnych rodów alemańskich już poprzednio współpracowała z Karolingami, podobnie jak tamtejsze duchowieństwo. Separatyzm Alemanów, osłabionych co prawda uprzednim odcięciem części ich terytoriów plemiennych, znacznie osłabł. Za czasów Karola Wielkiego i jego syna przedstawiciele możnowładztwa alemańskiego skoligaceni z rodami frankijskimi, osadzonymi przez Karolingów w Alzacji i Alemanii, wchodzili w skład frankij-skiej elity władzy. W IX wieku pojawiło się wśród Alemanów nowe określenie wspólnoty; jak dowiadujemy się ze słów Walafryda Strabona, nazywali się oni Szwabami (Suevi, Suavi), choć przez sąsiadów byli nadal określani dawną nazwą.1 Wspólnocie tej jednak brakło zwartości, a także antagonizmu w stosunku do Franków. Klasztory w St. Gallen i Reiche-nau skupiały elitę intelektualną państwa frankijskiego, spod której pióra wychodziły liczne świadectwa frankijskiego patriotyzmu państwowe- 8. Alemania, Bawaria, Turyngia 111 go, jak np. biografia Karola Wielkiego autorstwa Notkera Jąkały z St. Gallen. Sam z alemańskiego rodu, nie wahał się on napisać, że „w owym czasie z powodu wspaniałości przesławnego Karola Gallowie, Akwitań-czycy, Eduowie, Hiszpanie, Alemanowie, Bawarzy chwalili się tym, że mogą się poszczycić zaliczeniem do sług Franków".2 Bawarowie nie znajdowali się pod bezpośrednim naciskiem Merowin-gów, toteż znacznie dłużej zachowali samodzielność, ograniczoną jedynie od połowy VI w. formalnym zwierzchnictwem Franków. Przyjazne kontakty z królami Longobardów dawały książętom bawarskim z rodu Agi-lulfingów możliwość znalezienia przeciwwagi dla wpływów frankijskich. Teodolinda, córka księcia bawarskiego Garibalda, poślubiła kolejno dwóch królów longobardzkich; Bawarowie interweniowali kilkakrotnie (np. w 712 r.) w wewnętrzne spory longobardzkie. Ostatni książę bawarski Tassi-lo III był zięciem ostatniego króla longobardzkiego Dezyderiusza. Chrystianizacja Bawarii, początkowo rozwijająca się dzięki kontaktom z Bur-gundią, nabrała większego rozmachu dzięki działalności mnichów iro-szkockich ze św. Emeramem na czele. Z początkiem VIII w. książę Te-odo dążył do zbudowania odrębnego Kościoła bawarskiego, niezależnego od ośrodków frankijskich; z tym wiązała się jego podróż do Rzymu w 715 r. i wizyta legata papieskiego w roku następnym. Plany te nie zostały urzeczywistnione wobec coraz ściślejszych związków Bawarów z Lon-gobardami, głównymi wrogami papiestwa, które z kolei współpracowało z Frankami. Karolingowie przywrócili zwierzchnictwo Franków nad Bawarią (wyprawy 725, 728, 743 r.); małżeństwo księcia Odilona z siostrą Pepina, Hiltrudą, nie zrównoważyło dawnych związków z Longobardami i nie umocniło panowania Franków w Bawarii. Większe znaczenie miało ściślejsze powiązanie Bawarii z Kościołem frankijskim (w 739 r. św. Bonifacy przeprowadził ścisłe rozgraniczenie czterech powstałych w różnym czasie biskupstw bawarskich), jak też kontakty królów frankijskich z możnymi bawarskimi z pominięciem książąt. Wrogość Tassilona III wobec ekspansji frankijskiej do Włoch (i niedostarczenie posiłków wojskowych do walki z Longobardami), jego pragnienie utrzymania niezależności, nawet drogą wchodzenia w sojusz z pogańskimi Awarami, przyspieszyły decyzję Karola Wielkiego. W 788 roku Tassilo został „za dezercję" skazany na śmierć, Karol ułaskawił go, odsyłając zwyczajem frankijskim na dożywotni pobyt w klasztorze. Możni bawarscy, od dość dawna w konflikcie z księciem (zwłaszcza potężny ród Huosi), przyjęli tę zmianę obojętnie; nie było żadnych poważnych prób obrony Tassilona czy jego dynastii. Kontynuując swą politykę zbliżenia z możnymi bawarskimi, Karol ograniczył się do zniesienia władzy książęcej, ale nie zlikwidował odrębności Bawarii; zarząd jej powierzył spokrewnionemu z Agilulfingami prefektowi Geroldowi, swemu szwagrowi. W 798 r. powstała samodzielna 112 III. Sancta gens Francorum bawarska metropolia kościelna (Salzburg), o którą tak długo bezskutecznie zabiegali Agilulfingowie. Było to wyraźne ustępstwo władcy Franków na rzecz Bawarów: jedyny przypadek, w którym granice kościelne pokrywały się z zasięgiem terytorium plemiennego; zwykle wykorzystywano wytyczanie nowych granic kościelnych dla niwelacji różnic plemiennych. To prawda, że Karol powierzał często świeckie i kościelne godności w Bawarii Frankom, ale nie spotkał się w Bawarii z opozycją; jego zwycięstwa nad Czechami i Awarami, uwalniające kraj od najazdów łupieżczych sąsiadów, musiały mu nawet zjednać popularność. Mimo to wśród królestw, które Ludwik Pobożny wydzielił synom w 817 r., obok Akwitanii występuje Bawaria; musiało się to wiązać z dążeniem do zaspokojenia lokalnych potrzeb utrzymania tradycyjnej odrębności. Ludwik, zwany w historiografii „Niemcem", obrał sobie za rezydencję Ra-tyzbonę, dawną siedzibę Agilulfingów, i potrafił zjednać miejscową elitę, która konsekwentnie popierała go w jego ogólnofrankijskiej polityce. W 865 roku zastąpił go w Ratyzbonie jego najstarszy syn Karloman. W Bawarii też znalazł poparcie nieprawy syn Karlomana, Arnulf, początkowo odsunięty od tronu przez stryja Karola III Grubego. Ta gałąź Karolingów zapuściła więc w Bawarii mocno korzenie i uważana była tam za „własnych" królów. Nie zatarło to jednak poczucia odrębności i dumy plemiennej Bawarów. Arbeo, biskup Freising, włączył do swego Żywota św. Emerama pochwałę nie tylko piękna i bogactwa Bawarii, ale także cnót Bawarów, „mężów wysokich i silnych, życzliwych i ludzkich".8 Świadomość swej odrębności zachowali oczywiście również Turyngo-wie, których wielkie królestwo uległo w 531 r. koalicji Franków i Sasów. W rozbiorze terytorium Turyngów wzięli udział również Słowianie i Ba-warowie. Centrum tego terytorium stanowiła włączona do państwa Franków późniejsza Turyngia; otrzymała ona odrębnego księcia — namiestnika frankijskiego. Ziemie północne — noszące później nazwę Nordthiiring-gau — podporządkowała sobie arystokracja saska; dalsze ich losy zrosły się z losami Sasów. Ziemie na wschodzie, za Soławą, opanowali słowiańscy Serbowie; na południe od księstwa Turyngii, wzdłuż Menu, rozwinęło się osadnictwo Franków, które miało oddzielić Turyngię od ziem opanowanych przez Bawarów i od Alemanów. Mimo tego dotkliwego okrojenia terytorium plemiennego świadomość Turyngów przetrwała, m.in. w formie pamięci o wielkim państwie Her-manfryda. Osłabienie Merowingów wykorzystali również książęta Turyngii, którzy oparli się na miejscowym separatyzmie, dążąc do usamodzielnienia swej władzy. Ze względu na rosnące niebezpieczeństwo ze strony Słowian, którzy stworzyli w pierwszej połowie VII w. wielki związek plemion pod władzą Samona, królowie frankijscy tolerowali, a może nawet wzmacniali zakres władzy książąt Turyngów. Najwybitniejszym 9. Fryzowie, Sasi, Goci 113 z nich był Radulf, który z powodzeniem odpierał najazdy słowiańskie, a z czasem potrafił się przeciwstawić władzy frankijskiej, reprezentowanej przez małoletniego króla Sigiberta III. Ekspedycja karna Franków w 642 r. doznała ciężkiej klęski i dwór frankijski musiał się zadowolić formalnym uznaniem swego zwierzchnictwa nad Turyngami, którzy przeciwko Frankom sprzymierzyli się ze Słowianami i „innymi ludami". Mimo że książęta byli z pewnością chrześcijanami, lud pozostał mało podatny na wpływy chrześcijaństwa aż do VIII wieku. Również Turyngia została ponownie poddana władzy frankijskiej przez Karola Młota. Po 717 roku usunięty został ostatni książę Hedan, a kraj podporządkowano frankijskim hrabiom. Jednocześnie pod kierunkiem św. Bonifacego postępowała chrystianizacja. W 746 roku powstało biskupstwo w Erfurcie, pokrywające się mniej więcej terytorialnie z Turyngią. Jednak, zapewne z obawy przed umocnieniem separatyzmu Turyngów, biskupstwo to zostało wnet zlikwidowane, a obszar jego włączony do diecezji mogunckiej. Jeszcze w 786 r. doszło do buntu w Turyngii, powiązanego zresztą z frankijskim spiskiem przeciw królowi. Od tego czasu jednak nie słychać o zamieszkach w Turyngii, silnie związanej z władzą centralną i zaliczanej w źródłach oficjalnych do Francia orientalis. W spisanym wówczas prawie zwyczajowym Turyngów dominują wpływy prawa frankijskiego. W IX wieku, w okresie ponownego wzmocnienia separatyzmów plemiennych oraz niepokojów na pograniczu słowiańskim, doszło ponownie do wzmocnienia władzy lokalnej w Turyngii; od 839 r. słychać o margrabiach i książętach mających specjalne pełnomocnictwa na pograniczu serbskim; pierwszy z nich, Thakulf, nosił tytuł księcia Turyngów lub pogranicza serbskiego (dux Sorabici limitis); książęta Turyngów byli jednak pochodzenia frankijskiego — m.in. o to stanowisko toczyła się w końcu IX w. walka między możnymi rodami Babenbergów i Konradyngów. Na początku X w. podporządkowali sobie Turyngię książęta sascy. Jak z tego wynika, Turyngowie nie byli zdolni do wykorzystania osłabienia państwa frankijskiego dla odzyskania samodzielności: w walkach o władzę na tych ziemiach byli tylko obiektem rywalizacji Franków i Sasów. 9. OSTATNIE NABYTKI: FRYZOWIE, SASI, GOCI Nabytkiem dopiero VIII wieku było przyłączenie do państwa frankijskiego pogańskich dotychczas Fryzów, którzy być może już w VI w. pozostawali w pewnej luźnej zależności od Merowingów, ale następnie zrzucili ją, by w początkach VIII w. pod władzą „królów" Radboda i Bo- 8 — B. Zientara 114 III. Sancta gens Francorum bona osiągnąć znaczną potęgę; Karolingowie weszli nawet w koligacje z tymi władcami: syn Pepina II Grimoald poślubił mianowicie córką Radboda. Radbod popierał misję anglosaską; za jego czasów św. Willi-brord założył biskupstwo w Utrechcie. Jednak za czasów Bobona doszło do reakcji pogańskiej, a jednocześnie do konfliktu z Fraiakami; w 734 r. Karol Młot podbił Fryzję i zlikwidował zaczątki państwowości Fryzów. Zachodnie ich obszary (późniejsze północne Niderlandy) zostały poddane władzy hrabiów frankijskich, wschodnie grupy Fryzów powiązały się z Sasami i jeszcze jakiś czas przeciwstawiały się Frankom. Chrystianizacja Fryzji szła dosyć opornie: w 754 r. został tu zamordowany podczas akcji misyjnej św. Bonifacy. Wkrótce jednak zarówno położenie ziem fryzyjskich u ujścia Renu, jak i żeglarskie i kupieckie doświadczenia Fryzów, wpłynęły na coraz ściślejsze powiązanie gospodarcze tych obszarów z zapleczem frankijskim: z Nadrenią, Flandrią i innymi ziemiami. Kupcy fryzyjscy stali się stałymi bywalcami targów na różnych ziemiach państwa, a ośrodki fryzyjskie: Utrecht, a zwłaszcza Dorestad, pełniły funkcje ważnych emporiów handlowych; w Nimwegen Karol Wielki zbudował jedną ze swych rezydencji. Te związki gospodarcze spowodowały znacznie szybsze i silniejsze zrośnięcie się z państwem Franków Fryzji niż innych ziem, dłużej znajdujących się pod ich panowaniem lub wpływem. Nie spotykamy też tendencji do odrodzenia plemiennej państwowości Fryzów w IX wieku, w okresie chaosu w państwie frankijskim. Zupełnie inaczej miała się rzecz z potężnym plemieniem Sasów, którzy od początku historii Franków występują jako ich silny przeciwnik. Ślady uzależnienia ich przez Franków, m.in. w postaci daniny 500 krów, dotyczą chyba wyłącznie opanowanej przez Sasów północnej Turyngii, którą Frankowie odstąpili im pod pewnymi warunkami. Sasi, pozostający pod władzą miejscowej arystokracji, utrzymującej specyficzny re-publikańsko-oligarchiczny ustrój związku plemiennego, mieli silną wspólną tradycję historyczną; do związku z nimi poczuwali się rozproszeni współplemieńcy, m.in. osiedleni na terenie późniejszej Normandii między Bayeux a Calais, jak również Sasi brytyjscy. To poczucie wspólnoty pomagało później saskim misjonarzom w Brytanii — św. Bonifacemu, Wil-lehadowi, Lebuinowi i innym — w pozyskiwaniu kontynentalnych Sasów dla chrześcijaństwa. Krwawy podbój Saksonii i przymusowa chrystianizacja narzucona przez Karola Wielkiego związały ten kraj politycznie z państwem Franków. Część Sasów wysiedlono, rozpraszając ich po różnych terenach państwa frankijskiego. Na ich miejsce przyszli Frankowie, zwłaszcza funkcjonariusze, urzędnicy, zapewne także na niektórych obszarach osadnicy wojskowi. Część arystokracji saskiej pozyskali Frankowie, powierzając im urzędy i dowództwo wojskowe: możni sascy już w IX w. wchodzili w 9. Fryzowie, Sasi, Goci 115 koligacje z Frankami, sięgające rodu królewskiego. Jednak świadomość odrębności pozostała silna, a niechęć do Franków miała przetrwać długie stulecia, nawet wśród pogodzonych z nowym porządkiem możnych. Frankowie, nadzieleni posiadłościami w Saksonii, wrastali w tamtejsze środowisko i z czasem stawali się rzecznikami interesów saskich równie gorącymi, jak Sasi z dziada—pradziada: m.in. późniejszy książęcy ród Liudol-fingów był frankijskiego pochodzenia. Chrześcijaństwo wciągnęło Sasów w pole oddziaływania kultury karolińskiej; wkrótce pojawili się pierwsi pisarze pochodzenia saskiego, jak nieznany z imienia poeta Saxo, łączący przywiązanie do saskiej tradycji z lojalnością wobec Karolingów. Założony przez św. Bonifacego klasztor w Fuldzie stał się ośrodkiem przygotowującym misje i kadry kleru dla Saksonii — stąd rozwinęło się w nim żywe zainteresowanie historyczną tradycją saską, zapisaną przez tamtejszego kronikarza Rudolfa. W Fuldzie powstało też pierwsze dzieło literackie w języku Sasów kontynentalnych — poemat o Chrystusie He-liand, wtłaczający opowieść ewangeliczną w ramy obyczajów i ustroju Germanii IX wieku. W Fuldzie też wychował się Sas Gotszalk, którego twórczość teologiczną potępiono później jako heretycką. Do najświeższych zdobyczy Franków należały też — na przeciwległym krańcu Galii — ziemie Septymanii, pozostające do początku VIII w. pod panowaniem Wizygotów; ludność Septymanii, od wieków narażona na napady Franków, które dzielnie odpierała, nie żywiła do nich sympatii. Dopiero wtargnięcie Arabów i przejście Septymanii pod władzę muzułmanów zmieniło nastawienie jej mieszkańców. Wyprawy Pepina III do Septymanii w 752 i 759 r. zostały podjęte w porozumieniu z gockimi przywódcami miejscowej ludności i doprowadziły do opanowania całego kraju, aż po Pireneje, z jego stolicą — Narboną. Ludności zagwarantowano używanie „prawa wizygockiego", czyli kodeksu Receswinta; na czele kraju stanął gocki hrabia, a dawną Septymanię zaczęto nazywać Gotią. Z Hiszpanii napływali w znacznej liczbie chrześcijańscy zbiegowie, którzy otrzymywali od Karolingów większe i mniejsze nadziały ziemi z obowiązkiem służby wojskowej; z tych kół wyszły też zapewne plany odebrania Hiszpanii muzułmanom. Doprowadziło to do zdobycia w początku IX wieku obszarów aż po Ebro (z Barceloną), zwanych Gotolanią (Katalonia). Czasem Septymanię i Katalonię oznaczano łącznie nazwą Gotii. Możni goccy nie tylko odgrywali ważną rolę w administracji pogranicza arabskiej Hiszpanii i w kierowaniu operacjami wojskowymi, lecz napływali na dwór karoliński. Duchowni pochodzenia gockiego, jak Teodulf, biskup Orleanu, Agobard, arcybiskup Lyonu, Prudencjusz, biskup Tro-yes, należeli do najwybitniejszych pisarzy odrodzenia karolińskiego, a św. Benedykt z Aniane zasłynął jako reformator życia klasztornego. Mimo tych silnych związków z monarchią karolińską Goci pamiętali 116 III. Soncta gens Francorum o swej odrębności i o swej wielkiej przeszłości. W ten sposób świadomość gocka stała się w IX w. pożywką do kształtowania regionalizmów na pograniczu hiszpańskim, które legły u podstaw późniejszej katalońskiej świadomości narodowej. 10. ROZKŁAD WSPÓLNOTY FRANKIJSKIEJ: , PRZESŁANKI I SIŁY DZIAŁAJĄCE Analiza stosunku mieszkańców państwa frankijskiego do pojęcia „Francji" i Franków wykazała, że w VIII—IX wieku, po kilku stuleciach istnienia tego państwa, świadomość frankijska ograniczała się wciąż do mieszkańców ściślejszej „Francji", tj. ziem między Loarą a Renem i Me-nem (z wyłączeniem Bretanii). Spośród innych ludów przejmowały ją jednostki ściśle związane z dworem i frankijskimi strukturami politycznymi bądź z Kościołem i karolińską ideą uniwersalizmu chrześcijańskiego. Stosunek licznych ludów, uznających swą odrębność od Franków, do nich samych i ich państwa był różny: od otwartej wrogości Basków-Ga-skończyków i Bretończyków do najbardziej skłonnego do asymilacji stanowiska Alemanów-Szwabów i Burgundów rysowała się skomplikowana paleta odcieni; niemniej jednak okresowo lub trwale związani z ideą \ państwa frankijskiego Goci, Bawarowie, Akwitańczycy, Sasi, Fryzowie i Turyngowie stale pamiętali o swej odrębności. Nie wymieniam tu Italii longobardzkiej, która nigdy nie była zaliczana do „Francji" nawet w najszerszym znaczeniu i która, mimo napływu licznych Franków na stanowiska urzędnicze i wojskowe, zachowała swą odrębną państwowość. A jednak rozpad państwa frankijskiego nastąpił nie przez odrywanie się peryferyjnych ludów, nie związanych z frankijska ideą albo jej obojętnych, lecz przez rozłam w samym ośrodku tego państwa, z którego właśnie promieniowała frankijska świadomość Franków: przez kulturowe i językowe oddalenie się od siebie zachodniej i wschodniej ich grupy. Od wieków trwa dyskusja nad przyczynami rozpadu państwa Franków: z wypowiedzi na ten temat można zbudować niemały księgozbiór. Proces rozpadu społeczeństwa ściślejszej „Francji" jest czytelny tylko pośrednio: znamy fakty, znamy osoby działające, nie znamy jednak ich motywów. Trudno jest przeto określić, w jakiej mierze różnice językowe wpłynęły na pogłębianie się różnic między przedstawicielami ludu, powołującego się na wspólną tradycję plemienną i wspólne mesjanistyczne posłannictwo, a kulturowo podlegającego niwelującej różnice poziomów lokalnych fali „odrodzenia" karolińskiego. Podziały IX wieku zapoczątkowały, w miejsce nie dokończonej budowy narodu frankijskiego, rozwój narodów francuskiego i niemieckiego, początkowo w sposób niewidoczny 10. Rozkład wspólnoty frankijskiej 117 dla samych twórców rozłamu. Stąd zainteresowanie problemem: czy podział, tworzący germańską i romańską część państwa frankijskiego, który został — niezależnie od intencji Karolingów — dokonany w IX wieku, był czymś nowym, czy też stanowił kontynuację starszych procesów ujawniających się już w podziałach dzielnicowych okresu merowińskie-go? Równie ważne jest drugie pytanie: czy między romańską a germańską ludnością państwa frankijskiego istniały antagonizmy wynikające z różnic językowych, a wybiegające ponad naturalne tarcia między „swoimi" a „obcymi", typowe dla średniowiecznych społeczności obracających się w kręgu ściśle lokalnych interesów? Za Franzem Steinbachem warto więc się przyjrzeć merowińskim podziałom dzielnicowym.1 Wbrew niemu nie byłbym skłonny lekceważyć różnic plemiennych między panującymi Frankami Salickimi a podporządkowanymi im Frankami Nadreńskimi (później: Ripuarskimi). Państwo było traktowane przede wszystkim jako własność tych pierwszych i ich dynastii: z tym wiązało się powstanie trzeciego, najsilniejszego pojęcia „Francji", oznaczającego ośrodek monarchii Franków Salickich; pojęcia, które przetrwało do dziś w postaci Ile-de-France. Pierwszy podział, dokonany po śmierci Chlodwiga w 511 r., wychodził z zasady równego podziału tego ośrodka monarchii i czterech głównych jej siedzib, położonych w bliskim sąsiedztwie: Paryża, Orleanu, Soissons i Reims. Powstałe wówczas królestwa nie miały własnych nazw: oznaczano je według imion królów. W podziale tym — jak zauważył Ferdinand Lot — nie zachowały żadnego znaczenia tereny gęstego zamieszkania Sa-lijczyków, z których podjęli oni w poprzednim pokoleniu ekspansję na Galię:2 tereny te, z dawnymi ośrodkami w Tournai i Cambrai, przypadły najmłodszemu z braci, stały się peryferiami, gdy centrum państwa przesunęło się do basenu Sekwany i to centrum właśnie musiało zostać podzielone na zasadzie równości — aequa lancia, jak wyraża się Grzegorz z Tours — między braci. Niemniej jednak polityka władców poszczególnych królestw dzielnicowych musiała się liczyć z interesami obszarów, nad którymi panowali; znaleźli się też oni pod wpływem doradców i urzędników pochodzących z tych właśnie obszarów. Powtórzenie podziału w 561 r., po krótkim, tylko przejściowym zjednoczeniu państwa przez Chlotara I, utwierdzało różnice między wschodnią a zachodnią częścią „Francji". Ponieważ królestwo Guntrama poza niewielkim wycinkiem „Francji" z Orleanem obejmowało głównie Burgundię i tak też było nazywane, a paryskie królestwo Chary-berta I znikło po kilku latach, teren „Francji" został podzielony w zasadzie na dwie części. W obydwu grupą rządzącą byli Frankowie, ale istniały między tymi terytoriami poważne różnice w zakresie proporcji między ludnością germańską a romańską, a także w poziomie kultury. Mieszkańcy 118 III. Sancta gens Francorum zachodniego królestwa, określający je (zacieśnioną) nazwą „Francji", nazywali Austrazją, czyli „państwem wschodnim", królestwo Sigiberta I i jego następców, podkreślając w ten sposób jego peryferyjny charakter. Dopiero w VII w. Franko wie wschodni, austrazyjscy, zaczęli w odwet nazywać galijskie królestwo zachodnie Neustrią, czyli „nowym państwem", dając w ten sposób wyraz poczuciu, że oni są rdzenną grupą Franków, a zachodnie królestwo jest tworem nowym, kolonialnym. Merowingowie pozostali ściśle związani z galijską „Francją", a ich dwór czy dwory miejskie, umieszczone na ziemiach o przewadze ludności romańskiej, szczególnie przygniatającej w miastach, ulegały romanizacji i wpływom kultury rzymskiej. Toteż wyodrębnienie Austrazji w organizm polityczny o specyficznych interesach nie było ich dziełem. Za czasów Sigiberta I wytworzyła się w Austrazji uważająca się za rzecznika interesów kraju grupa arystokracji frankijskiej, z Gogonem, Wandalenem, Gundowaldem i biskupem Reims Egidiuszem na czele. W chwili śmierci . Sigiberta, w 575 r., Gundowald wywiózł z Paryża jego pięcioletniego syna Childeberta II; został on ogłoszony królem Austrazji, firmując swą osoba rządy tamtejszego możnowładztwa. Nie była to jakaś „reakcja germańska" przeciwko ewentualności zjednoczenia kraju przez Chilperyka (króla późniejszej Neustrii), czego dowodzi niewątpliwie romańskie pochodzenie biskupa Egidiusza, który wysunął się na czoło rządzącej w Austrazji grupy. Grupa możnych austrazyjskich, niechętna matce króla, Brunhildzie, kontynuowała własną politykę, korzystając z małoletności króla Childeberta, ale i nie ustępując z placu po jego dojściu do władzy. Wchodząc w przymierze z burgundzkim królem Guntramem (który w 577 r. adoptował Childeberta II), a następnie zdradzając go poprzez konszachty z Chilperykiem z Neustrii (581 r.), możnowładcy austrazyjscy zasłużyli na ostrą ocenę króla Guntrama, który w 584 r. powitał ich okrzykiem: „O podli i wiarołomni!" Po dojściu Childeberta II do pełnoletności i odzyskaniu wpływów przez Brunhildę możni austrazyjscy (Rau-ching 587, Egidiusz 589 r.) podejmowali spiski w celu odzyskania władzy. Childebert chwilowo dał sobie radę ze spiskami, ale w 595 r. został wraz z żoną otruty w sam dzień Bożego Narodzenia, w 25 roku życia. Władzę za małoletnich jego synów chwilowo objęła Brunhilda, ale w 599 r. musiała uchodzić do Burgundii. W Austrazji władał wówczas piętnastoletni Teodebert II, u boku którego występują dwaj nowi przywódcy możnych: Pepin (późniejszy majordom Pepin I) i Arnulf, biskup Metzu (protoplasta Karolingów). Wojna, którą prowadził Teodebert przeciwko bratu — Te-odorykowi II burgundzkiemu, i babce Brunhildzie, wiązała się niewątpliwie z nienawiścią możnych austrazyjskich do Brunhildy i jej prób przywrócenia powagi tronu. Toteż po klęsce Teodeberta i jego śmierci Pepin i Arnulf nie zawahali się wezwać na tron Austrazji władcy Neustrii Chlo- 10. Rozklad wspólnoty frankijskiej 119 tara II, który rzeczywiście doprowadził do zjednoczenia całego państwa Franków. W 613 roku jednak Austrazją miała za sobą już pół wieku odrębnego bytu państwowego, w którym decydującą rolę odgrywali nie królowie, ale grupa czy też konkurujące ze sobą grupy możnych. Unifikacyjnym tendencjom Chlotara II i jego otoczenia przeciwstawili Austrazyjczycy własny partykularyzm, opierający się wchłonięciu przez kulturalniejsze i bogatsze państwo zachodnie. W ciągu półwiecza romanizacja Neustrii posunęła się z pewnością naprzód, podczas gdy Austrazją trwała przy germańskim języku i obyczaju. Zarysowujące się różnice zapowiadały rozłam bądź narzucenie siłą słabszej części „Francji" systemu panującego w części silniejszej. W VII wieku słabszą częścią była zrazu niewątpliwie Austrazją, ale i merowińska monarchia nie miała siły, by narzucić jej neustryjskie porządki. Toteż Pepin i Arnulf, wyrastający coraz bardziej na rzeczników Austrazji, wymogli na Chlotarze jej autonomię, przypieczętowaną w 622 r. osadzeniem w niej jego syna Dagoberta jako udzielnego monarchy. Pepin objął przy nowym królu urząd majordoma. Kiedy po śmierci ojca Dagobertowi udało się w 629 r. ponownie zjednoczyć monarchię i centrum państwa ponownie przeniesiono do Paryża, Pepin wraz z Chuniber-tem, biskupem kolońskim, wymusili z kolei w 634 r. na Dagobercie przysłanie Austrazyjczykom własnego, małoletniego króla: Sigiberta III. W ten sposób możni austrazyjscy bronili niezależności swej dzielnicy i swych własnych autonomicznych rządów, legalizowanych z pomocą osób małoletnich Merowingów, którzy zwykle umierali przed dojściem do wieku sprawnego. Syn Pepina I, majordom Grimoald, podjął nawet próbę zmiany dynastii, wynosząc w 656 r. na tron swego własnego syna Childeberta, adoptowanego uprzednio przez Sigiberta III. Próba ta skończyła się śmiercią ambitnego majordoma. Podobnie konsolidowała się grupa rządząca Neustrią (z wybitnymi ma-jordomami Erchinoaldem i Ebroinem); zdołała ona sobie podporządkować Burgundię, wzmacniając w ten sposób romański charakter własnego państwa, które nazywała krótko „Francją", przeciwstawiając ją Austrazji. Eugen Ewig wnioskuje na podstawie neustryjskich żywotów świętych z VII w. oraz ówczesnej twórczości kronikarskiej, że pod koniec tego stulecia pojawiła się tendencja do wykrystalizowania nowych wspólnot etnicznych na podstawie utrwalających się podziałów politycznych.3 W Żywocie św. Auduina (ale tylko jeden raz w całym piśmiennictwie!) występuje nawet przeciwstawienie: gens Francorum — gens Austrasiorum. Nigdzie indziej jednak nie są Austrazyjczycy traktowani jako gens. Mimo okresów przejściowej przewagi Neustrii za rządów majordoma Ebro-ina Austrazją obroniła swą niezależność, a pod władzą siostrzeńca Grimo- 120 III. Sancto gens Francorum alda, Pepina II, przeszła do ofensywy. Wbrew temu co zdawał się zapowiadać poprzedni rozwój wypadków, to Pepin pokonał pod Tertry w 687 r. neustryjskich rywali i przywrócił jedność Franków. Zromani-zowany dwór merowiński pozostał w Neustrii, Pepin zaś, jako „książę Franków", władał krajem z ośrodków nad Mozą i Mozelą. Dlaczego proces rozkładu „Francji" został na prawie 200 lat powstrzymany przez Karolingów? Czemu należy przypisać ponowne zbliżenie wschodnich i zachodnich Franków — mimo istniejących już między nimi wyraźnych różnic językowych i różnic interesów? Oczywiście, ogromną rolę odgrywała łącząca ich wspólna tradycja frankijska; nigdy „Au-strazyjczycy" sami nie przyjęli tego określenia i nie przestawali nazywać się Frankami; nigdy też mieszkańcy romańskiej „Francji" nie zaakceptowali dla swego kraju terminu Neustria (określali tak tylko zachodnie jego tereny między dolną Sekwaną a dolną Loarą), a dla siebie — nazwy „Neustrasii". Zawsze też kronikarze uważali walki między Neustria a Au-strazją za wojny domowe, podejmowane „za poduszczeniem diabła"; inne natomiast stanowisko zajmowali wobec najazdów Franków na Akwi-tanię czy nawet Burgundię.4 Nawiązując do znanych tez Henri Pirenne'a o przełomie gospodarczym w dziejach Europy Zachodniej w VII wieku, Franz Steinbach widział w drugiej połowie tego stulecia załamanie gospodarki towarowo-pienięż-nej, dominującej — rzekomo — do tego czasu w miastach Neustrii; wraz z opartym na niej porzymskim systemem ceł i podatków gospodarka ta dawała władcom Neustrii przewagę nad Austrazją, w której miasta się nie rozwijały, a coraz większe znaczenie zdobywała samowystarczalna wielka własność ziemska. Załamanie się handlu i gospodarki towarowej w Galii (w wyniku rzekomego zniszczenia przez Arabów handlu śródziemnomorskiego) miało — zdaniem Steinbacha — zmniejszyć dawne kontrasty ekonomiczne, a nawet pozwoliło Austrazji nadrobić do pewnego stopnia opóźnienie.5 Sąd ten jest równie przesadny, jak tezy Pirenne'a; nadto kryzys handlu śródziemnomorskiego wpłynął raczej na sytuację w Prowansji--Burgundii, Akwitanii i Septymanii niż w Neustrii. Faktem jest jednak, że gospodarka i kultura romańskich terenów Galii, żywa jeszcze w VI w., uległa coraz większej regresji i barbaryzacji, wobec czego różnice kulturalne między obydwiema częściami „Francji" przestały być uderzające. Okres karoliński przyniósł znaczne ożywienie Austrazji, zwłaszcza ziem nad Mozą i Renem: likwidacja państwa Fryzów pozwoliła uczynić z tych rzek ważne drogi handlowe — Ren umożliwiał transport towarów od Bregencji i Konstancji aż po Utrecht i Dorestad. Przyczyną powodzenia akcji Pepina II, Karola Młota i jego następców, poaa ich talentami wojskowymi i politycznymi, było zagrożenie zewnętrzne poszczególnych regionów, które za cenę doraźnej pomocy zgadzały 10. Rozklad wspólnoty frankijskiej 121 się podporządkować nowemu „księciu Franków". Neustria czuła się zagrożona przez Bretończyków, Basków i Akwitańczyków, ci zaś — przez Arabów, którzy penetrowali również Prowansję i Burgundię. Austrazją żądała ratunku przed najazdami Sasów i Fryzów, Bawaria była atakowana przez Awarów i Słowian. W każdym z tych regionów (zwłaszcza w Bawarii) znajdowała się grupa możnych skłonna do współpracy z Karolingami, także przeciw własnym książętom. Karolingowie stworzyli własną elitę władzy, rekrutującą się z Austrazji, z terenów między Mozą a Renem. Ona stanowiła kościec nowej państwowości, z niej rekrutowali się najbliżsi współpracownicy majordomów i królów, osadzani na trudnych placówkach od Katalonii po Saksonię i od Marchii Bretońskiej aż po Italię. Druga grupa współpracowników rekrutowała się spośród duchowieństwa kosmopolitycznego, ale hołdującego idei chrześcijańskiego imperium, złożonego z Irlandczyków, Anglosasów, Gotów, Longobardów i Franków; trzecia wreszcie — to pozyskani przez Karolingów możni alemańscy, bawarscy, akwitańscy, neustryjscy, wchodzący w koligacje z austrazyjskimi współpracownikami władców i na równi z nimi rozsyłani po różnych krańcach imperium. Hojność Karolingów pomnażała ich bogactwa, nadając im dobra ziemskie w różnych częściach ogromnego państwa: również ten fakt czynił ich obrońcami jedności imperium. Przenoszenie się na obszary odległe o setki mil od stron rodzinnych poszerzało ich horyzonty i umożliwiało zrozumienie interesów całości państwa. Grupy te, ściśle związane z państwem i jego interesami, przejęte ideologią jedności frankijskiej, przyczyniły się do zahamowania na pewien czas procesów odśrodkowych, a także do utrzymywania długo po właściwym rozbiciu imperium karolińskiego fikcji jedności czy też jej tradycji i związanych z nią tęsknot. Autorytet Karola Wielkiego, jego zręczność polityczna, umiarkowanie, ale zarazem konsekwencja, hamowały przez długi czas działanie czynników odśrodkowych. W roku 806 starzejący się cesarz uporządkował sukcesję po sobie, dzieląc swe państwo między synów. Przez długi czas historycy podejrzewali go o chęć zburzenia własnego dzieła: bliższa analiza aktu podziału dokonana przez Gerda Tellenbacha ukazała jednak jego walory. Oto przeznaczony na głównego dziedzica najstarszy syn Karol otrzymał w podziale prawie w całości ściślejszą „Francję", stając się właściwym „królem Franków", podczas gdy jego bracia mieli władać na terenach peryferyjnych. W akcie z 806 r. widać obawę Karola Wielkiego przed odnowieniem podziału właściwych ziem Franków na Austrazję i Neustrię, których zróżnicowanie musiało być dla każdego widoczne wraz z groźbą pogłębienia w przypadku uzyskania odrębnych władców.' Śmierć obydwu starszych synów Karola pozwoliła uniknąć ryzyka podziału, pozostawiając całość państwa (poza Italią, którą jako zależne 122 III. Sancta gens Francorum „królestwo" objął po swym ojcu wnuk Karola Wielkiego, Bernard) Ludwikowi Pobożnemu. Ludwik (814—840) odziedziczył sprawną administrację centralną i grono współpracowników zdecydowanych bronić jedności państwa,7 Ich dziełem była ordynacja 817 r., regulująca sukcesję synów Ludwika i zlecająca im w zarząd zależne królestwa Akwitanii i Bawarii. W wydanym wówczas dokumencie podkreślono cel tej ordynacji: „aby jedność państwa, którą Bóg nam zachował, nie została przez podziały ludzką ręką rozerwana".8 Los chciał jednak inaczej. Okres panowania nieudolnego Ludwika, jego zmienne decyzje w sprawie podziałów dziedzictwa, jego ustawiczne konflikty z synami, skłóconymi również między sobą, odbieranie od urzędników sprzecznych ze sobą przysiąg — to czasy postępującego rozkładu państwa, który trudno tu drobiazgowo odtwarzać. Ożywiły się nie tylko dawne separatyzmy Bawarów, popierających młodszego Ludwika, czy Akwitańczyków, popierających Pepina, ale i sami Frankowie znaleźli się w zwalczających się obozach, których skład zresztą ulegał zmianom. Co więcej, jednolita niegdyś elita władzy, czuwająca nad jednością państwa, uległa rozbiciu: część lojalnie trwała przy Ludwiku Pobożnym bez względu na łamańce jego polityki, część zaś — i to złożona z wybitniejszych ludzi, jak Wala, opat korbejski, Agobard, arcybiskup Lyonu, Ebo, arcybiskup Reims, i inni — stanęła po stronie najstarszego syna Ludwika, Lotara I, od 817 mianowanego współcesarzem i reprezentującego (niekonsekwentnie zresztą i nieudolnie) politykę utrzymania jedności frankijskiej. Nigdy też nie pisano tyle o dobrodziejstwach jedności i konieczności jej utrzymania, jak w czasach postępującego rozkładu państwa frankijskiego. „Właśnie po roku 824 i po roku 843 (traktat w Verdun) pojęcia pax et concordia (pokój i zgoda), unitas (jedność) nabierały — pisał Marian Serejski — znaczenia haseł programowych, tęsknot i dążeń za tym, co nieuchronnie przekreślała rzeczywistość." 9 Rozwinęła się obfita publicystyka w obronie jedności. Agobard z Lyonu wystąpił przeciw różnorodności praw, atakując zwłaszcza istnienie odrębnego prawa burgundzkiego; żądał wprowadzenia wszędzie prawa frankijskiego. Paschasius Radbertus, autor biografii opata Wali, rozpaczał: „O dniu ów, który przyniósł temu światu wieczne niemal ciemności i krzywdy; który zjednoczone i spokojne imperium rozerwał na części i podzielił." 10 Podziały dokonywane za czasów Ludwika Pobożnego nie miały trv/ałe-go charakteru. Spośród jego synów Ludwik trwał przy Bawarii, tak jak Pepin przy Akwitanii i Lotar przy Italii: terytoria wyznaczane najniłod-szemu Karolowi ulegały zmianom. Dopiero po śmierci Ludwika (840 r.) fiasko usiłowań Lotara utrzymania w swym ręku „Francji" doprowadziło do tak doniosłego w skutkach podziału w Verdun (843 r.), który -— w 10. Rozkład wspólnoty frankijskiej 123 przeciwieństwie do wszystkich innych — okazał się trwały. Ponieważ podział następował po klęsce Lotara, uległy mu nie tylko kraje peryferyjne, ale — wbrew zasadom podziałów z 806 i 817 r. — także sama „Francja". Klęska Lotara i podział imperium były wstrząsem dla wielu współczesnych, m.in. publicystów i kronikarzy. Adrewald z Fleury, poddany Karola Łysego, pisał z bólem, że „królestwo Franków, które z różnych ludów stało się jednym silnym ciałem, zostało na trzy części podzielone".11 Podział — przypadkowo zresztą — wypadł zgodnie z kryterium językowym. Karol Łysy otrzymał część zachodnią (Francia Occidentalis), z przeważającymi dialektami romańskimi, Ludwik — zwany w historiografii „Niemieckim" — wschodnią (Francia Orientalis), obejmującą obszary prawie wyłącznie germańskie, a w ręku cesarza Lotara została (wraz z Burgundią) część środkowa, jądro państwa karolińskiego, z jego ośrodkami politycznymi Akwizgranem, Metzem, Nimwegen, Trewirern (Francia Media) i ludnością mieszaną językowo. Od przeszło półtora wieku, od ukazania się prac Augustyna Thierry'ego we Francji (1820) i Henryka Ludena w Niemczech (1821) toczy się spór o to, czy przyczyną rozpadu monarchii frankijskiej, znajdującego wyraz w układzie z Verdun, były konflikty etniczno-językowe. Trudno przypominać tu szczegóły owej dyskusji, w której zaangażowali się wszyscy nieomal mediewiści (i nie tylko mediewiści) Francji, Niemiec, Belgii i Holandii, a z czasem i innych krajów. Dziś sytuacja wyklarowała się o tyle, że nie ma mowy o działaniu twórców rozłamu pod wpływem idei narodowych. Układ w Verdun został zawarty jako wynik równowagi sił wyczerpanych walką braci, z których każdy rad byłby zostać władcą całości państwa; teoretyczna jedność tego państwa, współpraca braci w walce z wrogami zewnętrznymi oraz ich zgoda i staranie o pokój wewnętrzny zostały w układzie specjalnie zagwarantowane. Stosunkowa trwałość granic ustalonych w Verdun wynikała nie z ponawianych na spotkaniach braci zapewnień o konieczności życia w pokoju i braterstwie, ale z jednoczesnego zagrożenia wszystkich trzech groźnymi najazdami Normanów, Arabów i Słowian. Oczywiście każdy z kontrahentów liczył na niekorzystny dla braci dalszy rozwój wypadków: zwłaszcza Lotar miał zwolenników w dzielnicach Karola i Ludwika, pamiętających o jego formalnych prawach do zwierzchniej władzy; wiedzieli oni o tym, że przywrócenie świetności państwa Franków, uwiecznionej w jaśniejącej coraz większym blaskiem legendzie Karola Wielkiego, zależy od zakończenia walk wewnętrznych i przywrócenia jedności. Ale chwiejny Lotar, łatwo porzucający oddanych sojuszników, nie nadawał się na zjednoczyciela, choć władztwo jego było dość stabilne. „Francia Media", główne skupisko oddanych rzeczników przywrócenia jedności, stanowiła jednak zbyt wąską podstawę do działań rewindykacyjnych, a całość dzielnicy Lotara była 124 III. Sancta gens Francorum kompleksem zupełnie nie powiązanych obszarów, o niezwykle trudnej komunikacji. Szybko umocnił się najzdolniejszy z trójki Ludwik: od dawna związany z Bawarami, wśród których rezydował, mógł stale na nich liczyć; we Frankonii i Alemanii (Szwabii) pozbył się możnych sprzyjających Lotarowi i powierzył władzę własnym ludziom, rekrutującym się z miejscowych środowisk. Największe kłopoty miał z Saksonią, która długo wiernie stała przy Lotarze; dopiero konszachty cesarza z ludowym powstaniem Stellinga skłoniły zagrożone możnowładztwo saskie do szukania pomocy u Ludwika. Karolińska struktura państwowa trzymała się też na wschodzie stosunkowo najsilniej, a tamtejsi biskupi, podporządkowani królowi, nie szukali jeszcze dróg usunięcia jego zwierzchnictwa. Niebawem Ludwik umocnił się na tyle, że mógł oczekiwać osłabienia braci, by wydrzeć im przy nadarzającej się okazji dzielnice lub ich części. Trzeba mu przyznać, że żadnej takiej okazji nie zaniedbał. Najgorsza była sytuacja Karola Łysego, który dotychczas prawie zupełnie nie stykał się z krajami i ludźmi przekazanymi mu układem z Verdun. Dopiero spotkanie z możnymi, duchownymi i świeckimi zachodniej „Francji" w Coulaines, zakończone wydaniem na ich rzecz wielkiego przywileju, doprowadziło do ustalenia zasad współżycia króla ze społeczeństwem jego nowego państwa. Z pewną przesadą Peter Classen określił układ w Coulaines jako „akt założenia państwa zachodniofran-kijskiego", jako że jego zasady miały obowiązywać tylko w tym państwie, przestawiając je na tory rozwoju odmienne od reszty imperium karolińskiego. „W Verdun państwo to przez zawarcie zewnętrznych układów uzyskało granice zewnętrzne. W Coulaines ukształtowało się wewnętrznie, początkowo jako związek fideles przeciwstawionych królowi, następnie jako układ króla z tym związkiem; na tym układzie, a nie tylko na poleceniach króla, miał na przyszłość opierać się pokój wewnętrzny tej dzielnicy." 12 W rzeczywistości sytuacja była znacznie mniej ustabilizowana. Połowa dzielnicy przyznanej w Verdun Karolowi, Akwitania, znajdowała się pod panowaniem jego bratanka Pepina II i trzeba było ją dopiero zdobywać; na zachodzie „królowie" Bretończyków nie tylko nie uznawali władzy Karola, ale podbili sąsiednie tereny hrabstw Rennes i Nantes; rozpoczęły się najazdy Normanów, które najsilniej dotknęły tę właśnie część dawnego państwa Franków. W 857 r. mogło się wydawać, że „państwo" Karola Łysego jest tylko efemerydą: zniecierpliwieni możni, niepomni przysiąg, porzucili bezradnego króla i wezwali na tron Ludwika „Niemieckiego". Jednak Karol Łysy uporał się zarówno z buntem, jak z Akwi-tańczykami: starszy brat wolał wycofać się z tej imprezy. W 855 r., po śmierci Lotara I rozpadło się jego nienaturalnie rozciągnięte państwo, a zarazem znikła nadzieja, że „Francia Media", najsilniej 10. Rozkład wspólnoty frankijskiej 125 trzymająca się tradycji karolińskiej, stanie się ośrodkiem ponownego zjednoczenia. Trzy królestwa, które powstały z jej rozpadu: Italia, Prowansja i właściwa „Francia Media", zwana odtąd od swego posiadacza, Lotara II, Lotaryngią (Lotharii regnum), padały kolejno ofiarą apetytów zachodniej lub wschodniej linii Karolingów (863, 869, 875 r.) Szczególnie o Lotaryngię, mieszaną językowo, bliższą ojczyznę Karolingów, rozwinęła się ostra walka między Karolem Łysym a Ludwikiem „Niemieckim" i ich następcami. W roku 869 opanował ją Karol i odbył w Metzu powtórną koronację, ale w 870 r. musiał podzielić ją układem w Meersen z Ludwikiem. Układ ten przyciągnął szczególną uwagę historyków ze względu na to, że przeprowadzona w nim granica podziału, pozostawiająca po stronie zachodniej Leodium, Verdun, Toul i Besancon, a po wschodniej Kolonię, Akwizgran, Trewir, Strasburg i Bazyleę, odpowiadała z grubsza późniejszej niemiecko-francuskiej granicy językowej. Ale, wbrew zwolennikom zdeterminowania podziałów przez antagonizmy językowe, poczucie solidarności mieszkańców (powstałej dopiero przed 27 laty!) dawnej dzielnicy Lotarów okazało się silniejsze od różnic językowych: nowa granica przetrwała tylko 10 lat — traktat w Ribemont w 880 r. przekazał całą Lotaryngię pod władzę wschodniej linii Karolingów. Pod tą władzą zachowała ona status odrębnego królestwa i władców zmieniała jako całość. Do przyjęcia kryteriów językowych przy rozgraniczeniu było jeszcze bardzo daleko, a świadomość etniczna ciągle jeszcze pozostawała frankijska, ze szczególnym w Lotaryngii przywiązaniem do Karolingów. Odrębność etniczna zachodniego i wschodniego królestwa frankijskie-go kształtowała się nie na pograniczu językowym, które w IX w. dalekie jeszcze było od późniejszej klarowności i obfitowało w ludzi dwujęzycznych, zwłaszcza wśród możnych, rycerstwa i duchowieństwa, ale w centrach nowych państw: nad Menem i Renem oraz nad Sekwaną, gdzie mogła nawiązać do wcześniejszych procesów wyodrębniania się Ne-ustrii i Austrazji. W przeciwieństwie do obszaru „Francia Media" obydwa skrajne królestwa były stosunkowo jednolite językowo, w sensie bezwzględnej przewagi dialektów romańskich na zachodzie, a germańskich na wschodzie. Już w 844 r. opat Lupus z Ferrieres, chcąc zapoznać swych uczniów z językiem „germańskim", wysłał ich do Priim (na północ od Trewiru);13 jest to pośrednie świadectwo, że na obszarze między Loarą a Sekwaną (Gatinais, gdzie leży Ferrieres) język frankijski był całkowicie nieznany. Dzięki nawiązaniu do dawniej kształtujących się różnic kulturowo-politycznych, którego słusznie obawiał się Karol Wielki, wystarczył okres czterdziestu lat, aby cud ponownego zjednoczenia, który udał się Pepinowi II i Karolowi Młotowi, już się nie powtórzył. W roku 884 Karol III Gruby, król Alemanii, a potem całego państwa wschodnio- 126 III. Sancta gens Francorwn frankijskiego i Lotaryngii, objął również rządy we Francji Zachodniej, a wreszcie w Prowansji; był również cesarzem i królem Longobardów. Ale nie było to już zjednoczone imperium Franków, takie, jakie istniało jeszcze za Ludwika Pobożnego. Poza kilkoma marzycielami, zapatrzonymi w tradycję historyczną, nie było już żadnej siły politycznej, zainteresowanej w utrzymaniu jedności; dawna elita władzy, strzegąca tradycji jedności frankijskiej i mająca posiadłości w różnych stronach imperium, rozpadła się i została rozproszona: po 843 r. zaczął się exodus przeciwników politycznych z poszczególnych dzielnic, prowadzący do powstania w każdym z królestw miejscowej elity, nie mającej interesu w przywróceniu jedności. Samo „imperium" Karola Grubego było już tylko zlepkiem odrębnych państw, z własnymi tradycjami i systemami politycznymi, z własnymi interesami i własnymi zagrożeniami. Władza centralna była fikcją, toteż nie zdołała zapobiec rozpadowi. Teraz już nie rozrodzenie Karolingów sprzyjało temu rozpadowi, choć chętnie posługiwano się osobami małoletnich przedstawicieli rodu bądź bastardów. W ich braku lub nawet bez względu na nich wysuwano kandydatów do tronu spoza dynastii, jak Odon z Paryża, Boson z Prowansji czy Welf Rudolf burgundzki. Podział w Verdun został, jak wiadomo, poprzedzony tzw. „przysięgą strasburską" (842 r.). Był to fakt nie mający wielkiego znaczenia politycznego: dla zapewnienia wzajemnej lojalności Ludwik „Niemiecki" i Karol Łysy, sprzymierzeni przeciwko najstarszemu bratu, cesarzowi Lota-rowi I, złożyli wobec wojska przysięgę wierności i kazali również złożyć przysięgę swym wojskom. Nie był to zapewne wypadek odosobniony: tu jednak kronikarz Nithard zanotował teksty przysiąg. Otóż wojsko Karola wywodziło się głównie z romańskich obszarów Neustrii, wojsko Ludwika zaś składało się z Bawarów i nadreńskich Franków: tak się złożyło, że sprzymierzeni żołnierze nie rozumieli się nawzajem. Przeto Karol złożył przysięgę w języku określanym w nauce jako staro-górno--niemiecki, a Ludwik — w języku zwanym dziś starofrancuskim, aby każdy z nich mógł być zrozumiany przez wojsko brata-sprzymierzeńca. Następnie wojsko Karola złożyło „po francusku" przysięgę wierności Ludwikowi, a wojsko Ludwika „po niemiecku" — Karolowi.14 Otóż fakt pojawienia się tekstu przysiąg w późniejszych językach „narodowych" prawie jednocześnie z dokonanym w Verdun podziałem, otwierającym nieprzerwaną odtąd tradycję państwowości niemieckiej i francuskiej, walnie się przyczynił do powstania wśród historyków złudnego wrażenia o narodowo-językowym podłożu rozpadu imperium karolińskiego. Złudzenie to nie pozwalało na realną ocenę wypadków. A należało przecież pamiętać, że i poprzednio, np. za czasów Karola Wielkiego, obydwa języki musiały być używane zarówno w wojsku, jak w ob- 10. Rozklad wspólnoty frankijskiej 127 rzędach przysiąg. Nie pamiętano także, że Karol i Ludwik nie byli wyrazicielami odczuć rodzących się narodów, ale braćmi, Frankami, których językiem macierzystym był „niemiecki", ale od dzieciństwa równie łatwo władali „romańskim językiem" — jak określano wówczas późniejszą francuszczyznę. Przewaga tego języka na zachodzie przy jednoczesnej przewadze dialektów germańskich na wschodzie odgrywała już zapewne, jak widzieliśmy, pewną rolę w kształtowaniu się różnic między Austrazją i Neustrią w VI—VII wieku. Czy jednak różnice językowe pociągały za sobą animozje na tle etnicznym i prowadziły do konfliktów o głębszym charakterze? Historiografia (Paul Kirn, Erich Zóllner i in.) wydobyła nieco przykładów istnienia niechęci między germańską a romańską ludnością imperium karolińskiego. Nie bierzemy tu oczywiście pod uwagę wrogości Rzymian do germańskich najeźdźców, której liczne dowody łatwo znaleźć w piśmiennictwie V wieku: jak wiemy, uczucie to, charakterystyczne dla znacznej części wykształconych Rzymian, osłabło w Galii po jej opanowaniu przez Chlodwiga i zanikło w ciągu VI wieku. W późniejszych okresach mamy nieco jej przykładów z terenów mieszanych językowo, na których — jak zwykle — do konfliktów wyrosłych na innym gruncie łatwo doczepiano element obcości, inności, który przy rozwijającym się zaognieniu konfliktu często wysuwał się na pierwsze miejsce, przysłaniając właściwą jego genezę. Tak np. kiedy św. Eligiusz, biskup Noyon (zm. 660), usiłował przeszkodzić w swej stolicy urządzeniu przez Franków zabaw i igrzysk, w których, zapewne słusznie, dopatrywał się pogańskiego charakteru, spotkał się z pogróżkami ze strony dru-żynników majordoma Erchinoalda, w których czytelne jest przywiązanie do tradycji frankijskich, atakowanych przez „obcego" Rzymianina: „Nigdy, Rzymianinie, nie zdołasz znieść naszych obyczajów, choćbyś je nie wiem jak często ganił; tak jak dotychczas odprawialiśmy nasze uroczystości, tak je wiecznie i zawsze będziemy powtarzali i nie będzie nigdy takiego człowieka, który mógłby nam zakazać prastarych i miłych nam igrzysk."15 Niechęć Franków do Rzymian, przebijająca w Prologu do Prawa Salickiego wynika, podobnie jak w opisanej wyżej wypowiedzi, z przywiązania do tradycji historycznej Franków — tutaj już nie tradycji obrzędów pogańskich, ale tradycji wielowiekowych wojen z Rzymem. Rzecznikiem strony przeciwnej był, jak się wydaje, cytowany już Adrewald z Fleury, który ganił cesarza Ludwika Pobożnego za to, że w czasie wojen domowych, „mając w podejrzeniu możnych Franków, z zamiarem udania się do Akwitanii powołał ludy Germanii, mianowicie Sasów, Turyngów, Bawarów i Alemanów, i tym, których jego ojciec dzięki męstwu Franków podbił, powierzył w całości opiekę nad królestwem. Z jakimi uczuciami przyjęli to Frankowie, miało się wkrótce oka- 128 III. Sancta gens Francorum zać." I6 Erich Zollner widzi tu w obrażonych „Frankach" frondujących możnych zachodniej, romańskiej części imperium, ale nie jest to pewne. Równie dobrze Frankowie jako całość, także Frankowie Nadreńscy, mówiący po niemiecku, mogli się czuć obrażeni faworyzowaniem przedstawicieli niedawno podbitych plemion. Wszak jeszcze długo potem Frankowie z Frankonii uważali się za plemię panujące we wschodnim królestwie, z konieczności tylko znosząc panowanie królów pochodzenia saskiego, którzy starali się ich pozyskać, wkładając strój frankijski czy nosząc tytuł „rex Francorum". Niewątpliwe przykłady niechęci na tle językowym pochodzą jedynie z pogranicza: Wandalbert, mnich klasztoru w Priim w królestwie Lotaryngii, przytoczył przykład możnego frankijskiego Reginara, który „wszystkich ludzi romańskiego pochodzenia i języka tak nienawidził jakąś pogańską złością, że nie mógł nawet na kogokolwiek z nich patrzeć spokojnie", którego zresztą spotkała za to kara boska.17 Inne przykłady pochodzą z pogranicza językowego Bawarów i Alemanów z Retoromanami; Walafried Strabo pisze o napadzie Alemanów na St. Gallen, którego okolice miały wówczas ludność romańską; jeden z wojowników alemańskich miał się wówczas odezwać, że „owi Retyjczycy odznaczają się naturalną chytrością", więc schowali zapewne swe skarby w grobie św. Gawła.18 Z terenów pogranicza bawarsko-retyjskiego pochodzi natomiast zachowane w języku niemieckim przysłowie (zapisane w końcu VIII w.): „Głupi są Romanie, mądrzy są Bawarzy; niewielki mają rozum Romanie, więcej w nim głupoty niż mądrości." 19 Wszystko to razem, to typowe dla pogranicza językowego szyderstwa z odmiennych mową, trybem życia czy obyczajami sąsiadów, które tylko czasami, jak w wypadku Reginara, mogły się przerodzić w nieuzasadnioną nienawiść. Takie pograniczne przekomarzania były w stanie zmienić się w antagonizm etniczny tylko w przypadku ucisku politycznego lub etnicznego jednej grupy językowej przez drugą: do tego jednak w państwie frankijskim nie doszło i dojść nie mogło. O niewielkim znaczeniu tych antagonizmów świadczy fakt, że właśnie obszary, na których występowały, np. królestwo Lotaryngii, Burgundii, zachowały swą zwartość polityczną, wytworzoną dzięki tradycji historycznej i interesom ekonomicznym i broniły jej na przekór wewnętrznej niejednolitości językowej. Oceniając ogólnie znaczenie czynnika językowego w rozpadzie imperium frankijskiego trzeba więc stwierdzić, że w samym procesie podziału nie odegrał on większej roli. Natomiast pewna jednolitość językowa niektórych spośród powstałych wówczas królestw miała mieć w przyszłości wielkie znaczenie dla umocnienia ich trwałości i utrzymania całości na przekór istniejącym tendencjom do dalszego rozbicia. Poświęćmy nieco uwagi sprawom językowym. Przyszły język fran- 10. Rozklad wspólnoty frankijskiej 129* cuski miał tu trudniejszą drogę rozwoju niż język, który zwykliśmy nazywać niemieckim. Nie oderwał się jeszcze całkowicie od łaciny. Do VIII wieku wszyscy uważali, że mieszkańcy Galii (podobnie jak Italii czy Hiszpanii) mówią językiem łacińskim lub, jak to częściej określano, „rzymskim" (lingua romana). Nie przejmowano się tym, że nie był to język Cycerona i Cezara ani nawet św. Ambrożego i Augustyna: wszak w okresie późnego Cesarstwa, co najmniej od IV w., pogłębiała się przepaść między łaciną literacką, wykładaną w szkołach i stanowiącą nadal język urzędowy, a różnicującymi się dialektami lokalnymi. Rozpowszechnienie łaciny na rozległych obszarach Imperium, od Luzytanii i Afryki po Dację, musiało doprowadzić do wpływu substratów lokalnych na kształtowanie się różnic w języku mówionym: konserwatyzm szkolnictwa narzucał schematy językowe „złotego wieku" i pogłębiał różnice między językiem potocznym a literackim. Konserwatyzm ten jest jednak zrozumiały: uwzględnienie zmian, zachodzących w języku potocznym, przy-nauczaniu szkolnym doprowadziłoby do likwidacji jednolitego języka urzędowego. W V w. .język warstw wykształconych był jeszcze zrozumiały dla ludu (czego dowodzi używanie go do kazań w kościołach), ale-jest bardzo prawdopodobne, że i ludzie wykształceni coraz częściej używali na co dzień dialektów lokalnych dla łatwiejszego porozumienia się-z podwładnymi. Upadek szkolnictwa w Galii doprowadził do stopniowego zaniku znajomości języka literackiego, postępującego w wyniku utraty kontaktu-, z tekstami literackimi nawet przez duchowieństwo stające się z biegiem czasu jedyną warstwą umiejącą pisać. Już nie tylko dzieła klasycznych-pisarzy rzymskich, ale i pisma Ojców Kościoła popadały w zapomnienie,, a i tekst Wulgaty — przekładu Pisma Św. przez św. Hieronima — był studiowany tylko przez nielicznych. W VI wieku wychowany w Galii; Grzegorz z Tours pisał już łaciną pełną barbaryzmów, będącą świadectwem wpływu dialektu mówionego na tekst literacki, przed czym ustrzegł się jeszcze na ogół współczesny mu, ale wykształcony w Italii, Wenancjusz Fortunatus Kronikarze i hagiografowie VII i VIII wieku, sądzili, że piszą po łacinie, ale gramatyka i składnia ich języka słabo przypomina teksty starorzymskie. Z tym wszystkim język ich stanowiF coś pośredniego między łaciną klasyczną a językiem mówionym i nie tracił kontaktu z żywą mową (zwłaszcza jeżeli uwzględnimy odmienne niż niegdyś wymawianie tekstu, napisanego według starych zasad ortograficznych). Być może nowe litery króla Chilperyka miały służyć dopasowaniu pisma do wymowy. Różnice między łaciną, jaką posługiwało się-duchowieństwo Galii, a łaciną klasyczną, która panowała w dziełach Ojców Kościoła, wywołały zaniepokojenie germańskich Franków, którzy coraz liczniej uzupełniali kadry duchowieństwa. Łacina, zarówno kla- s—B. Zientara •a so III. Sancta gens Francorum 10. Rozkład wspólnoty frankijskiej 13B. -syczna, jak „zepsuta" galijska, była dla nich językiem obcym, którego musieli się uczyć; ale jeżeli już musieli, to chcieli, aby był to język zapewniający dostęp do wiedzy teologicznej; niepokoiło ich też zniekształcone (w stosunku do dawnych tekstów) brzmienie modlitw i liturgii: vprzy magicznym stosunku do tych tekstów złe ich wymawianie mogło w przekonaniu współczesnych ludzi podważać ich skuteczność. Jak wiadomo, Karol Wielki z pomocą Alkuina i znacznej grupy dob-Tych znawców łaciny klasycznej, sprowadzanych z Brytanii, Irlandii i Italii, przeprowadził doniosłą reformę nauczania, prowadzącą m.in. do .zastąpienia zepsutych tekstów łaciną klasyczną w liturgii, kancelariach ,i szkołach. Było to ogromne dzieło, które w konsekwencji ponownie ;uczyniło łacinę na długie wieki językiem Kościoła, nauki i życia publicznego: szkoły karolińskie wychowały znakomitą kadrę ludzi pióra, swo-'bodnie władającą łaciną, znającą dobrze wzory klasyczne i naśladującą je we własnej obfitej twórczości literackiej i naukowej. Charakterystyczne dla tych ludzi żywe zainteresowania dociekaniami naukowymi zna-ilazły wyraz również w dziedzinie filologii, ale oczywiście nie objęły romańskich dialektów ludowych. Odnowienie i „poprawienie" łaciny wynikało przede wszystkim z po-'trzeb liturgicznych, z obaw, że skażone teksty mszy czy modlitw nie .-spełnią swego zadania w zaświatach. Jeżeli jednak sądzono, że odrodzoną łacinę da się również narzucić jako język potoczny, to chyba szybko zorientowano się w niemożliwości takiego przedsięwzięcia: łacina klasyczna była już w VIII—IX wieku niezrozumiała dla romańskiej ludności Galii. Stąd też po wprowadzeniu do Kościoła łaciny klasycznej powstała konieczność tłumaczenia wiernym modlitw i sensu obrzędów na język ludowy. Synod w Tours w 813 r. nakazał, „aby każdy biskup starał się zrozumiale przekładać kazania na wiejski język romański lub niemiecki (in rusticam romanam linguam autheodiscam), by wszyscy mogli zrozumieć, o czym się mówi".20 Zainteresowanie Karolingów i uczonych z ich otoczenia językiem fran-'kijskim (czyli niemieckim) nie rozciągało się na język zwany pogardliwie „wiejskim językiem romańskim". Wprawdzie był to nie tylko język •chłopów, ale także możnych frankijskich z zachodniej części państwa — używali go też królowie i ich dwór. Nie był to jednak język tekstów pisanych. Kiedy jakikolwiek skryba miał zapisać wypowiedź, rozkaz czy postanowienie władcy, łatwiej było mu to ująć w formy łacińskiej gramatyki i ortografii, niż oddać na piśmie dźwięki języka, który nie miał żadnych reguł. Dopiero Nithard, wnuk Karola Wielkiego, syn łacińskiego poety Angilberta, nie bez wpływu zapewne jakichś zainteresowań kształtowaniem się języków, pokusił się o zapisanie oryginalnych tekstów przysięgi strasburskiej z 842 r., dostosowując chyba nieco z konieczności słowa „wiejskiej" romańszczyzny do ortografii łacińskiej. Jednak długo jeszcze potem uważano w „zachodniej Francji" łacinę-za właściwy i jedyny język literacki tego kraju. Tylko Kościół musiał sią-z konieczności interesować językiem ludowym, jeżeli zależało mu na dotarciu do chłopów i drobnego rycerstwa. Czasami notowano pewne zdania, jako podręczny materiał do kazań w tym języku, jak do homilii o Jonaszu (zapewne ok. 1000 r.). Układano też budujące teksty religijne, oparte na żywotach świętych. Najstarszym po przysiędze strasburskiej tekstem, w języku francuskim jest Sekwencja o św. Eulalii z 881 r. (14 wierszy). Z końca X w. pochodzą: wierszowany Żywot św. Leogara i poemat Męka* Chrystusa. Trzeba dodać, że język ludności Galii kształtował się w poszczególnych regionach, z których początkowo żaden nie zdołał uzyskać przewagi. Prawdopodobnie językiem romańskim dworu karolińskiego był dialekt ściślejszej „zachodniej Francji", tj. basenu paryskiego (Ile-de--France), która w VIII—IX w. jako Francja bez przymiotnika, później jako „ducatus Franciae" zaczyna się odcinać od części zachodniej obszarów północnej Francji, do których zacieśniono nazwę Neustrii. Szansę zdobycia przez ten dialekt rangi języka dworu i administracji całego-królestwa zachodniofrankijskiego zostały jednak zniweczone przez rozkład organizacji państwa i jego decentralizację. Karolingowie X wieku związani byli raczej z Neustrią, Ile-de-France znalazła się w sytuacji jednego z licznych władztw terytorialnych. Na terenie Francji na północ-od Loary obok języka „francuskiego" (tj. języka owej ścisłej „Francji"> rozwinęły się dialekty: pikardyjski, szampański, później normandzki, bur-gundzki. Na południe od Loary rozwijały się odmienne dialekty, które-stały się podstawą odrębnego języka langue d'oc (langwedocki, prowan-salski). Należy też pamiętać, że wbrew potocznym sądom królestwo zachodnio-frankijskie nie było krajem jednolicie romańskim. Pozostawiamy tu sprawę Bretanii, która w IX—X w. daleka była od zrośnięcia się z Francją^ i musi być traktowana jako kraj odrębny. Ale w północnej części królestwa przetrwała przecież germańska ludność frankijska, zamieszkująca w zwarty sposób obszary między Skalda a Canche'a, a w rozproszeniu jeszcze dalej na południe; uchwała synodu w Tours z 813 r., mówiąca o konieczności tłumaczenia kazań na język zrozumiały dla ludu, obok języka romańskiego wymieniła „linguam theodiscam". Germański język frankijski znany był na dworze zachodniego królestwa zapewne do końca panowania Karolingów. Wspomniano już tu związki Karola Łysego z germańską strefą językową: również jego synowie i wnukowie władali językiem „niemieckim". Kiedy Ludwik III odniósł zwycięstwo nad Nor- 1132 III. Sancta gens Francorum 10. Rozkład wspólnoty irankijskiej 133 manami pod Saucourt (881 r.), nie znany bliżej poeta (Hugbald z St. -Amand?), niewątpliwie pochodzący z jego państwa, sławił jego czyn w poemacie niemieckim (tzw. Ludwigslied). Tekst tego poematu zachował się w rękopisie klasztoru St. Amand (na północ od Cambrai, ale po stronie należącej do potomków Karola Łysego) wpisany tą samą ręką razem ze starofrancuską, współcześnie powstałą Sekwencją o św. Eulalii. W 876 r. hrabia Ekhard z Perrecy (koło Autun) ofiarował w testamencie Bertradzie, ksieni z Faremoutiers, wśród innych książek „evangelic The- •udisco" — zapewne jakieś niemieckie opracowanie opowieści ewangelicznych — dowód, że tekst taki znajdował czytelników w państwie za- •chodniofrankijskim.21 Warto dodać, że najwybitniejsi z zachodniofran- -kijskich dowódców wojskowych z czasów Karola Łysego, toczący walki ^obronne z Normanami: Robert Mocny (zm. 866), protoplasta Kapetyn- .gów, oraz Hugo Opat z rodu Welfów (zm. 887) — pochodzili z Alemanii. . Znajomość języka „niemieckiego" w państwie zachodniofrankijskim za- .mierała (z wyjątkiem Flandrii) powoli, w miarę jak słabło poczucie wspólnoty między wschodnią a zachodnią częścią dawnego imperium Franków. Skomplikowane były drogi rozwoju języka niemieckiego, który wpraw->dzie nie przeżywał kłopotów z odróżnieniem go od łaciny, ale za to sprawiał Frankom pewne trudności natury terminologicznej, które trzeba będzie bliżej omówić, ponieważ wiążą się ściśle z początkami niemieckiej •świadomości narodowej. Początkowo wątpliwości nie było: językiem frankijskim (frenkisk, fran-'cica lingua) nazywano zespół dwu lub trzech zbliżonych do siebie dialektów, którymi mówili germańscy Frankowie. Dopiero w VIII wieku, ikiedy się okazało, że Frankowie mówią nie tylko językiem germańskim, ale używają także (a niektórzy z nich wyłącznie) dialektów romańskich, pojawiła się konieczność bliższego określenia. Przecież mieszkańcy „ścisłej Francji" nadsekwańskiej (Ile-de-France) zaczęli (nie wiadomo jednak, •kiedy) określać swój romański dialekt jako francuski, aby go wyróżnić *od dialektów burgundzkich, szampańskich i pikardyjskich. Z czasem -dialekt ten stał się podstawą rozwoju romańskiego francuskiego języka literackiego. Aby odróżnić od tego języka francuskiego swój stary dialekt germański, Frankowie, zdając sobie sprawę, że w przeciwieństwie do później przejętej romańskiej „francuszczyzny" jest to ich własny język plemienny, zaczęli go określać słowem „theudisk" lub — w zlatynizowanej formie — „theodiscus". Jak wiadomo, słowo oznaczające język już w IX w. (po raz pierwszy u Gotszalka z Orbais) zostało użyte dla określenia mówiących nim ludzi, a znacznie później — ich kraju. Jest to jedyny w dziejach wypadek ta- kiego kierunku rozwoju terminologicznego, wynikający ze specyficznego rozłamu grupy plemiennej, budującej naród: zromanizowana część przejęła pierwotną nazwę, a odłam, który pozostał przy języku przodków, stracił hegemonię i znalazł się w mniejszości wśród plemion, które ongiś Frankowie zjednoczyli. Ponieważ żadne z tych plemion nie uzyskało trwałej hegemonii nad innymi, żadne nie mogło narzucić własnej nazwy kształtującemu się narodowi. Już we wstępnej części niniejszej książki zetknęliśmy się z gockim terminem thiuda (ze starogerm. *theudho), oznaczającym wspólnotę etniczną, odpowiednik łacińskiego gens lub natio i greckiego ethnos. Od tego rzeczownika urobiono przymiotnik „thiudisk", wyrażający cechę charakterystyczną dla thiuda.22 Analogiczne znaczenie miały w dialekcie frankijskim słowa „theod" i „theudisk" (w staro-górno-niemieckim: „diot" i „diutisk"). Jakob Grimm, jeden z twórców niemieckiego językoznawstwa, starał się wytłumaczyć genezę określenia języka niemieckiego jako theudisk. Znaczyło to „ludowy", zarówno w sensie przeciwstawienia językowi uczonemu — łacinie, jak w sensie przeciwstawienia własnego ludu — innym, obcym. Grimm nie wątpił w istnienie tego znaczenia już w czasach starożytnych, kiedy miało wyróżniać szerszą wspólnotę etniczną (Germanów!) spośród plemion. Jako romantyk uznawał Grimm narody za organicznie powstałe społeczności o wspólnym pochodzeniu, których główną cechą wyróżniającą był właśnie język. Krytykę stanowiska Grimma przeprowadził pozytywista Alfred Dove, który niestety nie ukończył swych studiów nad genezą niemieckiej nazwy własnego narodu. Odmitologizował on termin theudisk, odnosząc go do konkretnej wspólnoty etniczno-politycznej wyrosłej historycznie, a nie do abstrakcyjnego szerszego poczucia łączności ponadplemiennej. Poglądy Dovego wywarły wielki wpływ na dalsze badania nad najstarszym sensem i kontekstami użycia tego terminu. Obecnie zarysowały się w zasadzie trzy poglądy, których wspólną podstawą jest etniczny sens terminu theudisk-theodiscus. Termin ten nie mógł oznaczać języka „ludowego" w przeciwstawieniu do łaciny, ponieważ wówczas użyto by w tekstach łacińskich terminu lingua vulgaris lub rustica, a nie nowotworu lingua theodisca. Eugen Lerch wystąpił z tezą o „uczonej" genezie terminu theodiscus, który został urobiony od rzeczownika theod na dworze, w kancelarii i szkole pałacowej Karola Wielkiego dla odróżnienia i przeciwstawienia językowi romańskiemu (w różnych jego postaciach) — germańskiego (lingua theodisca). Argumentem było dość raptowne pojawienie się terminu theodiscus w źródłach po 780 r., oraz fakt, że przed X wiekiem brak tekstów niemieckich z jego użyciem. Otfryd z Weissenburga (ok. 134 III. Sancta gens Francorum 860 r.) używał wprawdzie terminu theodiscus w łacińskim wstępie do swego dzieła, ale w samym niemieckim tekście traktował jako jego odpowiednik słowo frenkisk (frankijski). Niewiele późniejszy Notker Balbu-lus był zdania — jak przypomniał Heinz Thomas — że przymiotniki zakończone na -isk są naśladownictwem konstrukcji greckich: nie miał oczywiście racji, ale dał w ten sposób wyraz odczuciu wyjątkowej kun-sztowności tej formy. Eugen Rosenstock uznał określenie „lingua theodisca" za wywodzące się od theod w sensie „narodu politycznego" Franków. W przeciwieństwie do łaciny — języka Kościoła — byłby „theudisk" językiem zinstytucjonalizowanego ludu: wojska i sądownictwa; ludu, który powiększał się liczebnie w miarę włączania nowych plemion. Ostatnio poparł jego tezę Hermann Jakobs, wskazując na wywodzący się od „theod" francuski (i angielski) nowożytny termin „dietę" (ang. diet) oznaczający przedstawicielstwo narodowe (sejm) w Niemczech przednapoleońskich, Polsce i Szwajcarii. Natomiast największą popularność osiągnął pogląd Leona Weisgerbera, który odrzucił „biurokratyczną" genezę terminu theodiscus, poszukując jego genezy na mieszanych językowo terenach zachodniofrankijskich. Tam, gdzie słowo frankijski obejmowało zarówno romańskie, jak germańskie grupy językowe, powstało przeciwstawienie „theudisk" — język właściwy własnemu plemieniu oraz „walhisk" — język romański, być może na tle rywalizacji romańskiej Neustrii i germańskiej Austrazji w VII wieku. Śladem tego przeciwstawienia jest holendersko-flamandzkie określenie własnego języka jako dietsch oraz występujące wyłącznie na pograniczu północno-zachodnim francuskie określenie języka germańskich sąsiadów — „thiois". Wydaje się, że trzeba odrzucić tezę E. Lercha o sztucznym powstaniu terminu „theodiscus", co nie oznacza, byśmy nie doceniali roli uczonych karolińskich w kształtowaniu się treści tego terminu. Teza o wyróżnieniu „theudisk" jako języka frankijskiego wojska i sądu zasługuje na rozważenie przy szukaniu genezy samego terminu, choć nie została udowodniona wystarczająco: w każdym razie nie ulega wątpliwości polityczno--etniczne znaczenie theod jako odpowiednika populus Francorum, czynnych politycznie kręgów społeczeństwa frankijskiego. Oczywiście wszędzie tam, gdzie Frankowie pozostali niezromanizowani, określali oni swój język jako frenkisk i pojęcie theudisk nie mogło się wśród nich rozwinąć w swej postaci ograniczonej znaczeniowo do języka. Taki rozwój mógł nastąpić tylko tam, gdzie Frankowie germańscy współżyli z romańskimi: w środowisku dworsko-urzędniczym lub na terenie mieszanym językowo. Dwór i administracja odegrała niewątpliwie znaczną rolę w nadaniu temu terminowi znaczenia etniczno-językowego, jest jednak wysoce praw- 10. Rozklad wspólnoty frankijskiej 139 dopodobne, że sięgnęły po gotowe wzorce, ukształtowane na językowym pograniczu, jak chce L. Weisgerber. Jerzy, kardynał-biskup Ostii, który w 786 r. w liście do papieża po raz pierwszy (w zachowanym materiale źródłowym) użył wyrażenia theodisce (w sensie języka germańskiego),23 był wszak poprzednio biskupem Amiens, diecezji obejmującej tereny pogranicza językowego lub językowo mieszane. Ostatnie badania nad rękopisami bawarskimi z IX w. wykazały występowanie tam tego określenia w formie „thiutisce" już w pierwszej połowie tego stulecia; świadczy to o równoległym niemal pojawieniu się tego terminu w zróżnicowanych dialektach zachodniej i wschodniej części państwa frankijskiego i osłabia tezę Weisgerbera.24 Po 786 roku użycie przymiotnika theodiscus staje się coraz częstsze, zarówno w oficjalnych rocznikach frankijskich (788 r.), jak w kapitu-lariach i aktach synodalnych (801, 813 r.). Początkowo jest używany na przemian z lingua Francorum; później dla karolińskich uczonych stało się jasne, że pokrewieństwo językowe łączy Franków z innymi plemionami, podporządkowanymi przez nich w ciągu VI—IX wieku. Czasy Karola Wielkiego przyniosły znaczne zainteresowanie językami germańskimi, pokrewieństwem ludów germańskich i ich przeszłością. Przy studiowaniu literatury rzymskiej natknięto się na Germanią Tacyta. Interesowano się historią Gotów: czytywano Jordanesa. Sam Karol Wielki patronował tym zainteresowaniom. Jak twierdzi Einhard, Karol „zebrał i przechował dla pamięci barbarzyńskie prastare pieśni, opiewające czyny i boje dawnych królów. Zaczął i gramatykę mowy ojczystej. Miesiącom dał nazwy z własnego języka, ponieważ przedtem miały one u Franków częścią łacińskie, częścią barbarzyńskie imiona. Podobnie i wiatry ponazywał dwunastu osobnymi imionami".25 Mamy tu więc do czynienia, jak byśmy dziś powiedzieli, z zainteresowaniem „zaangażowanym", połączonym z miłością do języka jako części tradycji frankijskiej. Widać w nim pragnienie podniesienia języka „niemieckiego" do rzędu języków literackich, czego dowodem są prace nad gramatyką. Nie były to wyłącznie działania praktyczne, zmierzające do udostępnienia szerszym kołom świeckich społeczności germańskich wykładu religii w ich własnym języku, choć działalność w tym kierunku, rozwinięta przez klasztory karolińskie, była imponująca. Zainteresowania Karola biegły także ku germańskiemu eposowi, którego był wielbicielem, mimo iż nie brakło przeciwników utrwalania tych pogańskich tradycji. Dowodem tych zamiłowań było sprowadzenie z Rawenny do Akwizgranu konnego posągu Teodoryka Wielkiego; stanowił on dla Karola nie tyle pamiątkę historycznego króla Ostrogotów, co „Dytryka z Bern" germańskiej epopei. Niestety, ze spisanych wówczas eposów zachowały się tylko dwie strony z Pieśni o Hildebrandzie. Zagłada powsta- 136 III. Sancta gens Francorum łych wówczas tekstów spowodowana została niewątpliwie niechęcią kleru do „pogańskich" utworów. Również i pomnik arianina Teodoryka stał się w 829 roku obiektem krytyki duchowieństwa; zniknął w bliżej nie znanym czasie bez śladu. Kapitularia Karola Wielkiego używają terminu „lingua theodisca" jako synonimu języka Franków. Dezercja zostaje określona w 801 r. „theodisca lingua" jako „herisliz", w 811 r. zaś powiedziano, że ten czyn „Fran-kowie nazywają herisliz". Ale uczeni z otoczenia Karola zdawali sobie sprawę z pokrewieństwa języków germańskich: Aleman Walafrid również określał swój język jako „barbaries Theotisca". Jednak zasięg terminu lingua Theodisca ogarnął nie tylko Franków, Alemanów, Bawarów, Turyngów, Sasów i Fryzów. Uczniowie Alkuina na czele z Hrabanem Maurem i grono uczniów tego ostatniego, wychowane w Fuldzie, zajmowało się poważnie porównawczymi studiami nad językami; przełamano przekonanie o wyższości trzech języków świętych (hebrajskiego, greki i łaciny) nad pozostałymi. Już Smaragdus z St. Mihiel zauważył (ok. 800) w swym komentarzu do Donata, że zarówno Frankowie, jak Goci mówią „lingua theodisca". Uczeń Alkuina, Frechulf z Lisieux, w napisanej ok. 830 r. Historii użył określenia „nationes Theotiscae" dla ludów germańskich, m.in. Gotów, i wywiódł je — za Jordanesem — ze Skandynawii. Hrabanus Maurus, który interesował się (w ślad za swym mistrzem Alkuinem) pismem runicznym, uznawał również przynależność Normanów, tj. ludów skandynawskich, do tych, „qui Theidiscam loquuntur linguam"; podobnie jak Frechulf, wywodził te ludy ze Skandynawii. Jeden z komentatorów pisemka Hrabana o runach stwierdził, że Goci i Wandalowie doprowadzili do przekładu Pisma Sw. „in suam linguam hoc est theotiscam".26 W Fuldzie powstał najprawdopodobniej starosaski poemat o Chrystusie — Heliand, do którego wstęp łaciński napisał zapewne sam Hrabanus; autor wstępu używa wymiennie terminów lingua Theudisca i Ger-manica, co nawiązuje do terminologii antycznej, a zarazem wskazuje na szeroki zakres pojęcia.27 Jeden z uczniów Hrabana, Otfryd z Weissenbur-ga, był autorem wierszowanego streszczenia Ewangelii, w którym głęboko uzasadniał potrzebę twórczości w języku frankijskim (czyli lingua Theodisca) i poświęcił sporo wierszy podkreśleniu wielkości i szlachetności Franków. Inny — Walafryd Strabo, rozważał zależności między językami i zapożyczenia językowe na podstawie zapożyczeń z greki i łaciny u „Theotisci". Ten ostatni termin nie ma jeszcze jednak znaczenia etnicznego: Walafryd użył go jako zbiorczego określenia ludzi, mówiących „lingua theotisca", do których zaliczał Gotów, podkreślając, że „mieli oni nasz język — nostrum, id est Theotiscum sermonem".28 Inny absolwent szkoły w Fuldzie, Sas Gotszalk z Orbais, zajmował się m.in. 10. Rozklad wspólnoty frankijskiej 137 strukturą gramatyczną języka niemieckiego i po raz pierwszy użył określenia gens Teudisca.29 Trzeba tu dodać, że pierwsza zapiska, używająca terminu „theodisce" (w liście Jerzego z Ostii z 786 r.), dotyczyła nie stosunków kontynentalnych, ale Brytanii: Jerzy pisał, że na synodzie w Cealchyd, w Mercji, odczytano uchwały poprzedniego synodu w Corbridge dotyczące spraw reformy Kościoła, a następnie objaśniono je tam „latine quam theodisce".30 W tym konkretnym przypadku wzmianka nie dotyczy więc języka frankijskiego, lecz anglosaskiego: już wówczas zdawano sobie więc sprawę z bliskości tych języków i traktowano zespół języków germańskich jako jedną całość. Zrozumienie tego faktu było tym łatwiejsze, że misjonarze anglosascy z powodzeniem od początku VIII w. działali na terenie Germanii, używając własnego języka; pamięć o wspólnym pochodzeniu Sasów wyspiarskich i kontynentalnych była zresztą wówczas żywa — św. Bonifacy pisał do swych rodaków, że ich pobratymcy znad Wezery zwykli mówić: „Z jednej krwi i kości się wywodzimy."31 Również w tekstach anglosaskich spotykamy się z terminem „theodisc", choć głównie w znaczeniu języka ludowego w przeciwstawieniu do łaciny (tak np. w przekładzie Boecjusza przez Alfreda Wielkiego). Jednak w X w. termin „theotisc, theotiscus", być może pod wpływem kontynentalnym, uzyskał również w Anglii znaczenie języka germańskiej wspólnoty komunikatywnej; wiele przykładów takiego użycia zebrał Rudolf Buchner w nie opublikowanym jeszcze studium.32 W pewnym sensie można więc mówić o wytworzeniu się wśród elity karolińskiej IX w. świadomości ogólnogermańskiej. Polegała ona jednak na zainteresowaniu germańskimi starożytnościami i wspólnotą języka: pociągała za sobą porównawcze studia nad słownictwem i gramatyką, nad pismami germańskimi (runy, pismo gockie), nad genezą ludów germańskich. Zainteresowania te nie wiązały się jednak z żadnym germańskim patriotyzmem w sensie dążenia do stworzenia germańskiej wspólnoty politycznej. Patriotyzm elity karolińskiej związany był ściśle z państwem frankijskim, jego dynastią, misją dziejową Franków w Europie chrześcijańskiej, choć niewątpliwie wśród germańskiej części tej elity zaczęto kłaść silniejszy nacisk na germańskie elementy przeszłości Franków wraz z językiem, tradycją ustną, wielką przeszłością antyrzymską, a w mniejszym stopniu dążono do nawiązania do wzorców rzymskiego Imperium, tak drogich niektórym pisarzom z otoczenia Karola. Sam on, jak wiemy, tkwił w germańsko-frankijskiej tradycji i nie traktował swej cesarskiej godności jako dalszego ciągu niespodziewanie odbudowanego Imperium Romanum. Działalność Alkuina, Hrabana Maura i ich kontynuatorów, rozszerzająca perspektywy frankijskiej tradycji historycznej o elementy ogólnogermańskie i wykazująca szerszy kontekst językowy 138 171. Sancta gens Francorum dialektów frankijskich, przyczyniła się mimowolnie do kształtowania się w ramach państwa frankijskiego zaczątków odrębnej wspólnoty, zwanej później niemiecką. Głównym podłożem tego procesu był wspólny — mimo różnic dialektów — język; państwo frankijskie dostarczyło tradycji historycznej, nie wszędzie jednak akceptowanej ze względu na istnienie silnych tradycji plemiennych. Natomiast decydującą rolę w kształtowaniu nowej wspólnoty etnicznej germańskich mieszkańców państwa frankijskiego odegrało utworzone w Verdun w 843 r. królestwo Ludwika zwanego później Niemieckim. Dopiero w jego ramach, dzięki istnieniu wspólnego podłoża językowego i wspólnych interesów politycznych, odmiennych od zachodnich części dawnego imperium karolińskiego, zaczął się kształtować naród niemiecki. Frankowie zbudowali najpotężniejsze z królestw germańskich zachodniej Europy. Udało im się uniknąć raf, o które rozbiły się państwowo-twórcze dążenia Ostrogotów i Wandalów, które sprawiły ogromne trudności Wizygotom i Longobardom: potrafili znaleźć modus vivendi z ludnością romańską na podstawie wspólnego wyznania katolickiego, co więcej — szybko wciągnęli ją do współpracy z nowym państwem. Frankowie stworzyli własną tradycję historyczną, którą rozbudowywano wstecz dla uświetnienia genealogii plemienia; dumni ze swych zwycięstw, rozwinęli przekonanie o specjalnym posłannictwie swego ludu w dziele o-brony chrześcijaństwa przed zewnętrznymi wrogami i herezją, w dziele zjednoczenia chrześcijańskiej Europy. Za czasów Pepina Małego i Karola Wielkiego zdawało się, że wiara w to posłannictwo była bliska realizacji. Wkrótce potem nastąpiła katastrofa. Frankowie stworzyli państwo, nie udało się im jednak stworzenie narodu. Dlaczego? Wydaje się, że główną przyczyną był zbyt szybki wzrost państwa, obejmującego zbyt zróżnicowane kulturowo i językowo obszary. Od początku istniał problem języka, który w innych państwach wczesnego średniowiecza, ze względu na słabość liczebną zdobywców germańskich, nie odegrał większej roli. W Hiszpanii i Italii najeźdźcy romanizowali się szybko i bez reszty, nawet jeśli byli tak wrogo nastawieni do kultury rzymskiej, jak Longobardowie. Franków było zbyt dużo, aby mogli być wchłonięci: północne i wschodnie obszary Galii zostały przez nich zdominowane, a nadto rozwijali oni ekspansję na prawym brzegu Renu, na ziemiach czysto germańskich. Był okres w VII wieku, kiedy zdawało się, że nabytki germańskie odpadną, a romanizacja, promieniująca od dworu merowińskiego, ogarnie z czasem całą Galię. Na to jednak zbyt silna była jeszcze wspólnota et-niczno-polityczna zromanizowanych Franków i ich współplemieńców, którzy pozostali przy germańskim języku. Na przekór różnicom językowym trwała jedność Franków wobec tradycji i aktualnych zadań politycznych. 10. Rozkład wspólnoty frankijskiej 139 Bez większego oporu zromanizowani Frankowie zachodni poddali się władzy Karolingów, odświeżających germańskie tradycje i język, tym łatwiej że zjawisko dwujęzyczności w obrębie elity politycznej, „narodu politycznego", było czymś zwykłym. Niebezpieczeństwo arabskie w VIII wieku w porę przypomniało o potrzebie jedności. Erich Zollner słusznie zwrócił uwagę na fakt, że obfite teksty, świadczące o świadomości etnicznej Franków, związane są nie z krajem, ale przede wszystkim z „błogosławionym ludem Franków";3S w przeciwieństwie do tekstów gockich (zwłaszcza Juliana z Toledo), gdzie patriotyzm ma za swój obiekt Hiszpanię (której autor przeciwstawia Galię), w piśmiennictwie frankijskim prawie zawsze występują jako obiekt dumy Frankowie, którym nieudolnie usiłują się przeciwstawić Goci, Longobardowie, Sasi, Saracenowie, Normanowie, ba, także Akwitańczycy! Otóż Wizygoci zdołali zjednoczyć Hiszpanię i utożsamienie ich państwa z tym krajem — warunek konieczny powstania narodu — znajdowało się na najlepszej drodze. Longobardowie od początku wytknęli sobie cel zjednoczenia Italii, a ich niepowodzenie sprawiło, że proces powstania narodu włoskiego tak bardzo się skomplikował i odsunął w daleką przyszłość. Frankowie wprawdzie zjednoczyli Galię, ale nie utożsamiali z nią swego państwa. Kościół, nawiązując do starożytnej nomenklatury geograficznej, stale, a od VIII w. z coraz większą konsekwencją, dzielił ich państwo na Galię i Germanię. Podział na te dwa człony wisiał niejako w powietrzu, a jego realizacja zależała od wykrystalizowania się granicy językowej germańsko-romańskiej i od rozpadu ponad językowej wspólnoty „narodu politycznego" Franków. Przyznając czynnikowi językowemu ważną rolę w przygotowaniu rozłamu, nie chcemy go absolutyzować. Tradycja wiążąca różne odłamy Franków była bardzo silna, a losy królestwa Lotaryngii są dowodem, że mogła się okazać silniejsza od różnic językowych. W innych warunkach politycznych, przy sprawniejszej administracji, inteligentniejszych władcach państwo frankijskie mogłoby przetrwać dłużej, w dalszym ciągu prowadząc działalność niwelującą różnice kulturowe, polityczne, językowe ludów zachodniej Europy. Jeśli możemy na podstawie dotychczasowej naszej wiedzy wskazać na czynniki powodujące rozłam, to najważniejsze wydają się różnice gospodarczo-kulturalne między zachodnią a wschodnią częścią imperium karolińskiego. Część wschodnia, słabo zaludniona, w większości świeżo schrystianizowana, znajdowała się (poza Nadrenią i południową Bawarią) na marginesie szerszej wymiany handlowej, i w bardzo niewielkim stopniu korzystała z gospodarki towarowej. Zarówno Kościół, jak świeżo na obcoplemiennych terytoriach osadzeni hrabiowie ściśle zależeli od władzy królewskiej. Na zachodzie przeciwnie, Kościół opierał się na tradycjach rzymskich i czerpiąc natchnie- 140 III. Sancta gens Francorum nie z Rzymu formułował tezy o swej niezależności od państwa, a nawet zwierzchności nad władzą świecką. Hrabiowie, ściśle tu powiązani ze środowiskiem lokalnym, w IX w. dziedzicznie już rządzili w swych okręgach. Na to przyszły plagi zewnętrzne, które wykazały niemoc państwa fran-kijskiego, szczególnie dotkliwą wobec Normanów. Normanowie atakowali wprawdzie wszystkie trzy części dawnej monarchii karolińskiej, ale nie w jednakowym stopniu: szczególnie pastwili się nad państwem Karola Łysego i jego następców. Królestwo Lotara, zwłaszcza Włochy i Prowansja, cierpiało od najazdów Saracenów; królestwo Ludwika — od Słowian, później Węgrów. Każde z tych państw miało innych wrogów, atakujących jednocześnie, i każde dbało przede wszystkim o własną obronę, nie troszcząc się o cierpienia niedawnych kompatriotów. Nawet atak korsarzy arabskich na Rzym i spalenie bazyliki Św. Piotra w 846 r. nie wyrwały z obojętności zaalpejskich Karolingów. Normanowie, którzy wszystkim dokuczali, składali się z luźnych band, nie związanych ze sobą i nie koordynujących swych działań; zniszczenie jednej bandy nie zabezpieczało przed innymi; zaatakowanie Danii i upokorzenie tamtejszego króla także nie wywarło najmniejszego wpływu na normańskich wikingów. Najazdy normańskie, wykazujące bezsilność frankijskiej organizacji pospolitego ruszenia, powodujące panikę nie tylko wśród ludności, ale i w wojsku, najbardziej przyczyniły się do rozkładu państwowości frankijskiej. Okazało się, że król jest z reguły bezsilny, działanie jego jest spóźnione i polega na okupywaniu się najeźdźcom, którzy już i tak zdążyli złupić znaczne obszary. Praktyka dowiodła, że jedynym ratunkiem jest w takim przypadku szybko zorganizowana samoobrona napadniętego regionu — toteż centralną postacią staje się hrabia potrafiący dać sobie radę z Normanami. Państwo frankijskie rozpadło się nie na trzy królestwa, ale na kilkadziesiąt okręgów samoobrony z lokalnymi przywódcami na czele; rychło ci przywódcy sięgną po korony królewskie. A jednak tradycja jedności frankijskiej była tak silna, że jeszcze w drugiej połowie IX wieku wielu ludzi szukało wśród ówczesnych utrapień ratunku w powrocie do jedności. Notker Jąkała z St. Gallen w napisanej przez siebie biografii Karola Wielkiego dawał współczesnym Karolingom przykład wielkiego przodka; Hinkmar z Reims w dziele De or-dine palatii przypomniał, jak wyglądał ustrój państwa frankijskiego w czasach, gdy jeszcze funkcjonował. Kiedy jedna po drugiej wymierały gałęzie Karolingów, pojawiła się okazja likwidacji rozbicia, której się natychmiast uchwycono: jednomyślnie nieomal cała Europa stanęła za Karolem Grubym, imiennikiem wielkiego cesarza. Jakże wielkie było jednak rozczarowanie! „Olbrzymie państwo karolińskie — pisał Heinrich Fichtenau — po- 10. Rozklad wspólnoty frankijskiej I4r_ dobne było jednemu z owych potworów z wczesnych epok dziejów ziemi, które były zbyt niezgrabne i ociężałe, aby utrzymać się dłużej. Rozproszone osadnictwo z wielkimi pustkami nie wykarczowanych obszarów, słabo rozwinięta gospodarka prawie bez ośrodków miejskich, niekończące się marsze powołanych pod broń chłopów z jednego końca państwa na drugi — to wszystko mogło się trzymać tylko tak długo, jak długo rdzeń ludu był jeszcze nie porażony, a moralne i ekonomiczne rezerwy w zasadzie nietknięte. Im bardziej jednak rozwijały się zarazki choroby, tym bardziej musiały się poszczególne komórki i tkankk — aby pozostać przy z pewnością tylko do pewnego stopnia trafnej analogii żywego organizmu — uwalniać ze związku z całością i wywoływać tym coraz większe zakłócenia w jego funkcjonowaniu. To jednak, że tak długo prosty jego podział nie był możliwy, świadczy, że była to żywa całość, na przekór wszelkim ułomnościom." 34 Mimo rozpadu politycznego państwo Franków nie przeminęło bez śladu. Marian Serejski porównuje znaczenie imperium Karola Wielkiego z rolą podbojów Aleksandra Wielkiego dla powstania kultury hellenistycznej. „W jego ramach — pisze — wytworzyła się pewna wspólnota, która przetrwała rozpad jedności politycznej i nadała wspólne cechy późniejszej Europie średniowiecznej."35 Stąd też, szukając oceny historycznej roli Karola Wielkiego, sięga do nadanego mu przez współczesnych określenia „pater Europae". Wszystkie państwa, wyrosłe na gruzach frankijskiego imperium, od Francji i Niemiec aż do mniej trwałych państw, powstających w Lotaryngii i Burgundii, będą nawiązywać do frankijskiej tradycji. IV. „LA DOLCE FRANCE, TERĘ MAJOR' 1. SIŁY ODŚRODKOWE I TRADYCJA KAROLIŃSKA W KRÓLESTWIE ZACHODNIOFRANKIJSKIM Ferdinand Lot, jeden z najlepszych znawców historii ostatnich Karolingów, nie wahał się nazwać Karola Łysego pierwszym prawdziwym królem Francji — Francji w dzisiejszym tego słowa znaczeniu. Znakomity historyk zdawał sobie sprawę z paradoksalności tego określenia: pochodzenie i wychowanie ściśle przecież wiązało Karola z germańską •częścią imperium frankijskiego. Lot stwierdził nawet dosadnie: „Austra-zyjeżyk z rodu i Aleman od strony ojca, pół-Bawar i pół-Szwab od strony matki, Karol Łysy jest dla nas czystym «Niemcem», powiedzmy raczej Ger-maninem, skoro pojęcie Niemców jeszcze nie istniało." * A jednak wbrew jego własnym dążeniom i ambicjom — jako imiennik Karola Wielkiego .zmierzał do rozciągnięcia swej władzy na całość dziedzictwa — uzyskana przez niego w Verdun w 843 r. dzielnica stała się zaczątkiem przyszłej Francji; dzięki jego uporowi nie doszło do oderwania Akwitanii, która właśnie wtedy przestała być odrębnym królestwem; Francja zaś, ograni- •czona do terenów na północ od Loary, byłaby czymś zupełnie innym niż Francja sięgająca po Pireneje, nawet jeśli ten zasięg przez długi czas miał tylko formalno-tradycyjny charakter. Królestwo zachodniofrankijskie, wyodrębnione w 843 r., nie tworzyło żadnej zwartej całości. Składało się z dwu odrębnych większych organizmów: zachodniej części ścisłej „Francji", oderwanej od reszty, po- •dzielonej między dwa inne królestwa, oraz Akwitanii, pałającej pragnieniem niezależności. Poza tym w skład królestwa wchodziła północno-za-chodnia część Burgundii z Autun, Dijon i Macon, zdobyta na Arabach Septymania, czyli Gocja, i północno-wschodnia część Półwyspu Pirenej-rskiego, czyli Katalonia, wreszcie — czysto teoretycznie — Bretania. Królestwo było więc zespołem terenów o różnych tradycjach historycznych; tylko we „Francji" właściwej istniało utożsamienie się mieszkańców •z tradycją i świadomością frankijską; reszta ludności tworzyła grupy etniczne („nationalites provinciales" historyków francuskich) dążące do oderwania się bądź przynajmniej do całkowitej autonomii. Jednak groźba usamodzielnienia się Akwitanii, Burgundii czy Gocji iie spełniła się, ponieważ dawne obszary tych wspólnot etnicznych ule- 1. Siły odśrodkowe w królestwie zachodniofrankijskim 143? gały — wraz z całym państwem karolińskim — rozkładowi na jeszcze mniejsze terytoria. Dotyczy to zwłaszcza Akwitanii, w której w ciągu-IX wieku rozwinęły się trzy większe ośrodki polityczne (Poitiers, Cler-mont i Tuluza) oraz szereg mniejszych. Także Bretania utraciła po śmierci Salomona jedność polityczną. Właśnie te małe regiony stanowiły wspólnoty najściślej skupiające ludność różnych warstw społecznych wokół wspólnych interesów: obrony przed wrogiem, przeciwstawiania się katastrofom żywiołowym. Ich struktury gospodarcze były na ogół jednolite; często łączył ich mieszkańców kult lokalnego świętego czy odwiedzanie tego samego ośrodka pielgrzymkowego o ograniczonym znaczeniu. Toteż te niewielkie regiony stanowiły w IX—XI w. i długo potem przedmiot przywiązania mieszkańców, były ich „ojczyznami". Stosownie do tego łacińskie słowo „patria" ograniczyło swe znaczenie i najczęściej występuje jako równoznacznik małego regionu. Dla utrzymania w ryzach separatyzmów na terenach uzależnionych przez. Franków Karolingowie osadzali na stanowiskach hrabiów i margrabiów Franków z Austrazji; w 778 r. akcję taką przeprowadził w Akwitanii Karol Wielki, chcąc w ten sposób zabezpieczyć pogranicze hiszpańskie po klęsce w wąwozie Roncevaux. Czasy Karola Łysego i jego następców były okresem postępującej kompromitacji władzy monarszej. Król, zaprzątnięty rozgrywkami rodzinnymi i pragnieniem wykorzystania słabości krewniaków dla zwiększenia własnego stanu posiadania, nie spełniał podstawowego obowiązku monarchy: obrony przed wrogiem zewnętrznym. Coraz zuchwalsze napady Normanów pustoszyły całą Francję, a zbierane przeciw nim pospolite ruszenie pierzchało lub odmawiało walki. Karol Łysy i jego następcy płacili ogromne trybuty, aby skłonić najeźdźców do wycofania się; pozostawiali przy tym w ich rękach opanowane przez nich bazy wypadowe u ujść rzek lub na przybrzeżnych wyspach. Karol Wielki tworzył na pograniczach marchie, łączące większe obszary pod jednolitym dowództwem. Za czasów Karola Łysego takie terytoria, powstałe z połączenia grupy hrabstw, powstawały także na obszarach wewnętrznych, jeśli w czasach permanentnej wojny z Normanami, Bre-tończykami i Akwitańczykami można jakiekolwiek obszary uważać za „wewnętrzne". Ich naczelnicy, skupiający władzę wojskową i podporządkowujący sobie niższych funkcjonariuszy do hrabiów włącznie, nosili tytuły margrabiów lub duksów („dux", co zwykle tłumaczymy jako „książę"). Zyskiwali sobie poparcie ludności, jeśli potrafili zorganizować opór przeciw najeźdźcom; potrafili także wykorzystywać — bez względu na własne pochodzenie — miejscowy separatyzm i odrębne tradycje w walce z władzą centralną. Terytorialny zakres władzy tych „książąt" w IX w., był nie ustabilizowany i zmieniał się w miarę ich powodzeń lub nie- 144 IV. „La dolce France, tere major" powodzeń: przykładem są zmieniające się konfiguracje terytoriów, podległych Baldwinowi i Arnulfowi flandryjskiemu, Robertowi Mocnemu (przodkowi Kapetyngów) czy burgundzkim Bosonidom. Historyk belgij-,ski Jan Dhondt, który przeprowadził wnikliwą analizę kształtowania się zachodniofrankijskich władztw terytorialnych, podkreślił ich tendencje •do obejmowania jednolitych grup etnicznych. Nie zawsze się udawało w pełni nawiązać do starej tradycji. Największe powodzenie osiągnęli książęta bretońscy, którzy (Alan Krętobrody, 936—952) potrafili wydobyć kraj z zamętu walk wewnętrznych i najazdów normandzkich. Pod ich panowaniem znalazły się poza obszarami celtyckimi czysto romańskie hrabstwa Rennes i Nantes, które jednak z czasem nie tylko zrosły się .z tradycją bretońską, ale stały się głównymi ośrodkami politycznymi walki o samodzielność Bretanii. Księstwo burgundzkie, które ukonstytuowało się ostatecznie pod panowaniem Ryszarda Prawodawcy (zm. 921), brata Bosona, króla Prowansji (Arelatu), skupiło tylko drobną część terytorium dawnego państwa Burgundów, ale nawiązywało do ich tradycji. Natomiast w Akwitanii zwalczały się rywalizujące ośrodki polityczne: Tuluza, Poitiers i owerniacki Clermont. Najpotężniejsi z ich hrabiów przybierali od czasu do czasu tytuł książąt Akwitanii, nawiązując do •dawnego królestwa (Ranulf II hr. Poitiers, Wilhelm Pobożny hr. Ower-nii). Roczniki z Fuldy i z Reichenau oskarżyły nawet Ranulfa o chęć przywłaszczenia sobie tytułu królewskiego po detronizacji Karola Grubego, wymieniając go jednym tchem obok znanych z innych źródeł uzurpatorów tytułu królewskiego.2 Rozbicie polityczne państwa zachodniofrankijskiego wzrastało, ale właśnie jego słabość — jak uważa Jan Dhondt — i rozproszenie sił rywali monarchii sprzyjało utrzymaniu zewnętrznych ram. Słabość królów dawała książętom faktyczną niezależność; deklarowanie pełnej niepodległości przez przybieranie tytułu królewskiego stawało się nieopłacalne, bo groziło zwróceniem przeciw uzurpatorowi nie tylko słabych sił legalnego monarchy, ale i wszystkich książęcych rywali. Stąd też w X w. najpotężniejsi z książąt, jak Hugo Wielki (ojciec Hugona Capeta) czy Hugo Czarny burgundzki, woleli zostawić koronę Karolingom, by w ich cieniu zwiększać własne terytoria i kierować działaniem „malowanych" królów. W ciągu IX w. struktura państwa uległa feudalizacji: od czasów Karola Łysego wszyscy wielcy urzędnicy stali się „fideles regis" — wasalami królewskimi, a ich urzędy wraz z ich uposażeniem — lennami. Zanikła bezpośrednia więź między królem a niższymi szczeblami drabiny lennej, czemu ongiś usiłował przeszkodzić Karol Wielki przez wprowadzenie powszechnej przysięgi wszystkich wolnych na wierność monarsze. Okres Ludwika Pobożnego z jego ponawianymi przysięgami na wierność zmieniającym się decyzjom cesarskim przyniósł ogromną demoralizację: każ- 1. Sily odśrodkowe w królestwie zachodniofrankijskim 145 dy stawał się w jakimś stopniu krzywoprzysięzcą; w końcu tylko osobistą, uroczystą przysięgę wasala uważano za wiążącą, co zresztą nie przeszkadzało coraz bardziej formalnemu jej traktowaniu. Powszechna przysięga zanikła ze śmiercią Karola Łysego; później uznanie autorytetu królewskiego wiązało się ze złożeniem monarsze hołdu lennego. Wytworzyła się jednak dziwna sytuacja, w której wprawdzie hrabiowie i książęta działający między Kanałem La Manche a Ebro uznawali, że znajdują się „w królestwie Franków", ale nie wszyscy z nich składali hołd królowi, a więc nie uważali się za wasali królewskich, zobowiązanych do pełnienia obowiązków wobec monarchii. Badacze historii okresu późnokaroliń-skiego, zwłaszcza Jan Dhondt i Jean-Frangois Lemarignier, odkryli przełomowe znaczenie detronizacji Karola Grubego w 887 roku. Z tą chwilą _ ich zdaniem — władza królewska i sfera działalności króla „zachodnich Franków" ograniczyła się do „ścisłej Francji", mimo że Odon, wybrany przez Franków królem, starał się w pierwszej fazie swego panowania zdobyć autorytet także w Akwitanii. Walther Kienast zestawił dość obfite dokumenty, wystawiane na rzecz instytucji w Akwitanii i Katalonii przez Karola Prostaka i jego syna Ludwika IV. Nie były one jednak wyrazem interwencji królewskich, lecz wypływały z inicjatywy ośrodków kościelnych, szukających u majestatu królewskiego obrony przed „tyranią" książąt i hrabiów, bądź też w nadziei tych ostatnich na pomoc króla w walce z muzułmanami (tak w Katalonii). W połowie X wieku te złudzenia się rozwiały ostatecznie. Coraz rzadsze były wypadki hołdów, składanych królowi przez książąt i hrabiów zza Loary — ci nie uważali się z kolei za „fideles regis". Mogli sobie Frankowie zdetronizować i uwięzić króla Karola Prostaka — Akwitańczycy nie uznawali tego faktu, licząc nadal daty według lat jego panowania i wyrażając przy tej okazji swą pogardę dla „niewiernych Franków". Królestwo zachodniofrankijskie było więc istotnie królestwem zachodniego odłamu Franków, z luźną zależnością Akwitanii i Burgundii. W ciągu X wieku pojawia się też od czasu do czasu nowe określenie tego państwa jako monarchii Franków, Akwitańczyków i Burgundów, połączonej osobą wspólnego króla. Wynika to z faktu, że Akwitańczycy i Burgund-czycy interweniowali czasem w sprawy monarchii. Natomiast nie występują w tym kontekście Bretończycy, Gaskończycy i „Goci", których obojętność na losy królestwa była całkowita. Detronizacja Karola Grubego w 887 r. była rzeczywistą katastrofą Karolingów i ich monarchii. Uzurpator Arnulf — nieprawy syn króla bawarskiego Karlomana — znalazł uznanie tylko na wschód od Renu; obok niego wyrastali jak za dotknięciem różdżki czarodziejskiej nowi uzurpatorzy: Odon, syn Roberta Mocnego, w Compiegne, Gwidon w Lan-gres, Rudolf w Toul, Ludwik, syn Bosona, w Vienne, Berengar w Pawii. B. Zientara 146 IV. „La doles France, tere major" Żaden z nich nie był Karolingiem po mieczu, wszyscy jednak przez urodzenie lub zasiedzenie byli Frankami. Do nich można za wschodniofran-kijskimi rocznikarzami dołączyć Ramnulfa z Poitiers, który nie tylko zmierzał do korony, ale miał w ręku atut w tej grze — osobę małego Karola, syna Ludwika Jąkały, późniejszego Karola Prostaka. Począwszy od 893 r., kiedy skłóceni z Odonem możni wybrali antykrólem tego chłopca, rozpoczęła się we „Francji ścisłej" wojna domowa między zwolennikami Karolingów a stronnikami potomków Roberta Mocnego, która z czasem zniszczyła władzę królewską również na północ od Loary. Mimo sukcesów w obronie Paryża przed Normanami, którym zawdzięczał koronę, Odon nie spełnił nadziei i okazał się równie bezsilny jak jego poprzednicy. Toteż pojawienie się Karola Prostaka wzbudziło nową ufność, związaną z magią jego imienia i pochodzenia. W ściślejszej „Francji" patriotyzm frankijski, związany z wiarą w dynastię, był jeszcze wielki. Wykorzystując to, arcybiskup Reims Fulko, główny poplecznik Karola, ukoronował go w swej katedrze 28 stycznia 893 r. w obchodzoną tam uroczyście rocznicę śmierci Karola Wielkiego. Z pomocą Kościoła udało się Karolowi Prostakowi przejściowo odbudować autorytet monarchii, próbował nawet sięgać do Akwitanii. Wielkim sukcesem Karola było uzyskanie po wygaśnięciu wschodniofrankijskich Karolingów tronu lotaryńskiego ze starymi ośrodkami tradycji frankijskiej: Akwizgranem, Trewirem, Metzem. Wówczas to przybrał Karol tytuł króla Franków, „rex Francorum", używany dalej konsekwentnie przez jego następców. Świadczył on o ogólnofrankijskich ambicjach tego spostponowanego przez historiografię Karolinga, ambicjach, mających poparcie przede wszystkim w Lotaryngii, ale znajdujących oddźwięk także po prawej stronie Renu. Formalnie bowiem imperium Franków przetrwało co najmniej do śmierci Arnulfa w 899 roku. Król wschodnich Franków, a później cesarz, jedyny przedstawiciel dynastii na tronie, opanował Lotaryngię, zmusił do uznania swej władzy zwierzchniej Odona z Paryża i Rudolfa, wypartego z Lotaryngii, który założył królestwo Górnej Burgundii, wreszcie Ludwika z Vienne. Rywalizacja Odona z Karolem dała mu możność ingerencji w sprawy zachodniego królestwa. Oczywiście ze śmiercią Arnulfa hegemonia Karolingów wschodniofrankijskich upadła, ale w 911 r., kiedy Karol Prostak pozostał jedynym przedstawicielem dynastii, mógł się uważać za symbol wszystkich wspaniałych tradycji z nią związanych. Nie udało się Karolowi rozszerzyć swej władzy na Niemcy: wprawdzie kronikarz z Reims, piszący w końcu X w., Richer, opisuje, jak opanował „Saksonię" (termin ten oznacza u niego całe państwo niemieckie) „nie znajdując oporu" i „mianował tam księciem nad wszystkimi Henryka, sławnego królewskim urodzeniem i stamtąd pochodzącego".3 Jest to oczywiście król niemiecki Henryk I z dynastii saskiej, któremu ten kronikarz, 1. Sily odśrodkowe w królestwie zachodniofrankijskim 147 kłamliwy nawet ponad współczesne sobie normy, wzbrania się przyznać tytułu królewskiego. W rzeczywistości układ w Bonn między obu królami (921 r.), zachowany w tekście oryginalnym, podkreślał całkowitą rów-norzędność obydwu „królów Franków" (takie tytuły obydwaj w nim noszą).4 Natomiast próba umocnienia z pomocą Lotaryńczyków swej władzy nad Sekwaną przyniosła Karolowi katastrofę. Zachodniofrankijscy możni zdetronizowali go w 922 r., wynosząc na tron brata Odona, Roberta, a po jego śmierci w bitwie z Karolem pod Soissons (923 r.) — księcia burgundzkiego Rudolfa (Raoula). Karol dostał się wkrótce potem do niewoli, w której zmarł po kilku latach (929 r.). Epoka marzeń karolińskich nieodwołalnie się już zakończyła, a wraz z nią rozpadła się właściwa „Francja", dotychczasowa podstawa monarchii. Ta zachodnia część karolińskiej „Francji" ulegała dalszym podziałom. Już w pierwszej połowie IX w. pojawia się nowe pojęcie Neustrii, obejmujące nie — jak dawniej — całość zachodniej części państwa Franków (bez Akwitanii i Bretanii), ale tylko obszary wysunięte najbardziej na zachód, między dolną Loarą a dolną Sekwaną lub Sommą (późniejsze obszary Normandii, Maine i Anjou). Nazwa „Francji" ograniczyła się do wschodniej części obszaru między Loarą a Oise oraz terenami księstwa burgundzkiego. Już w IX w. widać było postępujące wyodrębnienie tak rozumianej Neustrii,5 szczególnie narażonej na najazdy Bretończyków i Normanów. W ramach różnych podziałów, dokonywanych przez Ludwika Pobożnego, stała się Neustria w 838 r. królestwem młodego Karola, jeszcze nie Łysego; on sam wyodrębnił ją w 856 r. w osobne królestwo dla swego najstarszego syna, Ludwika Jąkały, a niezależnie od tego główne hrabstwa na tych ziemiach i w ich okolicach (Angers, Tours, Le Mans, Seez etc.) wraz z marchią bretońską znalazły się kolejno, począwszy od 852 r., w rękach Roberta Mocnego; po jego śmierci w 866 r. większość jego posiadłości przejął Welf Hugo Opat (do ok. 883), a wreszcie pochodzący również z Austrazji Henryk, poległy w 886 r. w walce z Normanami. Po jego śmierci przejął władzę, przynajmniej w Tours, Angers i Blois, Odon, syn Roberta Mocnego, już poprzednio dzierżący hrabstwo Paryża. Zostawszy królem, przekazał ten cały konglomerat bratu Robertowi, który rozszerzał stopniowo jego granice w kierunku wschodnim. Tak powstało kapetyńskie „księstwo Francji", które z terenów neustryjskich wkroczyło na obszary Ile-de-France.6 Tam jednak spotkało rywali w postaci rodu hrabiów Vermandois, potomków w linii prostej Karola Wielkiego (po jego wnuku, usuniętym i oślepionym przez Ludwika Pobożnego królu włoskim Bernardzie). Największą potęgę osiągnął Herbert II (zm. 943), który skupił w swym ręku grupę hrabstw w Ile-de-France i Szampanii oj;az Artois i trzymał jako więźnia w swym 148 IV. „La dolce France, tere major" 1. Sily odśrodkowe w królestwie zachodniofrankijskim 149 zamku w Pśronne Karola Prostaka. Potomkowie Roberta Mocnego i Herbert z Vermandois rywalizowali ze sobą o posiadanie właściwej „Francji"; po katastrofie Karola Prostaka opanowali tamtejsze domeny królewskie; Herbert wprowadził nawet (925 r.) swego pięcioletniego syna Hugona na arcybiskupstwo w Reims! Zarówno Herbert, jak syn Roberta I Hugo Wielki, przybierali tytuły „dux Francorum", dążąc do uzyskania hegemonii w samym jądrze dawnego królestwa Merowingów i Karolingów, na ziemiach najsilniej związanych z nazwą i tradycją Franków, gdzie Reims — miejsce chrztu Chlodwiga, Paryż — siedziba Merowingów, i klasztor St. Denis — miejsce ich pochówku, kultywowały świadomość frankijską, która niepostrzeżenie nabierała ograniczonego charakteru. Tymczasem oderwana została od „Francji" najdalej na zachód wysunięta część Neustrii, która z początkiem X wieku padła łupem Norma-nów. Bandy wikingów, dążące do zdobycia stałych siedzib na kontynencie, wahały się dość długo między ujściem Renu, Loary i Bretanią, aby w końcu zdecydować się na podbój terenów u ujścia Sekwany. Od roku 885, kiedy po raz pierwszy zdobyli Rouen, systematycznie rozszerzali tam swe posiadłości. Wśród przywódców wybił się z początkiem X w. Duńczyk Rollon, zwolennik założenia na zdobytym terenie państwa nor-mańskiego. Po nieudanej wyprawie na Chartres w 911 r. zawarł z Karolem Prostakiem układ w St. Clair-sur-Epte, na mocy którego za cenę przyjęcia chrztu i dochowywania pokoju otrzymał od króla obszary na zachód od rzek Bresle, Epte i Eure. Nadanie to zostało przez następców Karola rozszerzone na dalsze obszary, obejmujące Bessin (okolice Ba-yeux) i półwysep Cotentin. Spór historyków o to, czy nadanie miało charakter lenny czy alodialny, zakrawa na formalizm: Rollon i jego następcy cieszyli się pełną niezależnością i niewiele sobie robili ze zwierzchnictwa królewskiego. Jeżeli występowali po stronie któregoś z królów, to jako sojusznicy z własnymi celami politycznymi. Ich stosunek do króla ilustruje zachowana w tradycji normandzkiej legenda o przebiegu hołdu Rollona, zapisana przez kronikarza Dudona z St. Quentin w pierwszej połowie XI wieku. Sam wódz Normanów nie chciał klęknąć przed Karolem i polecił to uczynić w zastępstwie jednemu z podkomendnych, który miał ucałować stopy królewskie. Ten zaś chwycił w dłonie stopę Karola i poderwał ją do góry (unosząc rzekomo do ust), co pociągnęło za sobą upadek monarchy, z uciechą powitany przez Normanów.7 Trzeba pamiętać, że z osiedleniem się Normanów uległy dalszej komplikacji stosunki etniczne, albowiem przybysze z Danii (częściowo również z Norwegii) posługiwali się własnym językiem i prawem oraz mieli silne poczucie odrębności i dumy ze swego pochodzenia i wojowniczej przeszłości. W Normandii organizowali własne państwo, oparte na nowych zasadach, o silnej władzy książęcej8 i dyscyplinie. Barbarzyńscy jarlowie, początkowo mimo chrztu tkwiący nadal w skandynawskich wierzeniach i obyczajach, otoczyli jednak opieką Kościół, podporządkowując sobie przy tym biskupów. Normandia, pokrywająca się terytorialnie z prowincją kościelną Rouen, również w sprawach kościelnych separowała się od reszty królestwa: stanowiska kościelne obejmowali Norma-nowie, często synowie książąt z nieprawych związków, nie ustępujący wojowniczością i okrucieństwem świeckim współplemieńcom. Stanowiąc jednak niewielki odsetek ogółu mieszkańców Normandii, a przede wszystkim zmuszeni — z braku większej liczby kobiet skandynawskiego pochodzenia — do zawierania małżeństw z kobietami miejscowymi, Normano-wie szybko się romanizowali językowo, utrzymując jednak nadal świadomość odrębności etnicznej i dumę plemienną, czytelną w kronice Dudona i innych powstałych na terenie księstwa utworach literackich. Najszybciej ulegli romanizacji Normanowie z okolic Rouen, głównego ośrodka księstwa. Kiedy następca Rollona, Wilhelm z Długim Mieczem, chciał ok. 940 r. zapewnić synowi Ryszardowi znajomość języka nordyj-skiego, wysłał go do Bayeux, gdzie podobno wówczas język ten przeważał. Dla zaludnienia wyniszczonego i spustoszonego kraju książęta ściągali ludność z sąsiednich prowincji francuskich, co przyspieszało zwycięstwo języka romańskiego. Trzeba pamiętać, że mimo szybkiego procesu romanizacji w ciągu pierwszej połowy X w. Normandia wchłaniała zapewne nowych przybyszów z północy; książęta dbali o kultywowanie języka i tradycji, choć, mając matki francuskiego pochodzenia, sami na co dzień używali narzecza romańskiego. Kontakty ze Skandynawią, jak również z wikingami działającymi w Anglii, były podtrzymywane aż do pierwszej połowy XI wieku. Jednak koligacje coraz bardziej wciągały książąt normandzkich we francuskie konfiguracje polityczne; znaleźli się oni w obozie wrogów ostatnich Karolingów i początkowo popierali ich kapetyńskich rywali: sam Hugo Capet wychowywał się na dworze Ryszarda I normandzkiego. W dziedzinie kultury należała Normandia w dalszym ciągu do krajów dziedzictwa frankijskiego; dzięki niwelującej działalności duchowieństwa i rozwijającej się kulturze rycerskiej potomkowie wikingów słuchali przed bitwą pod Hastings zagrzewających do bohaterskich czynów opowieści o Rolandzie i Oliwierze — a nie pieśni skaldów o skandynawskich jarlach. Nie przeszkadzało to dalszemu kształtowaniu się normandzkiej odrębności: normandzka świadomość ogarnęła w XI w. całą ludność księstwa; zanik języka nordyjskiego sprzyjał zupełnemu zespoleniu się najeźdźców z dawnymi mieszkańcami, którzy również zaczęli się uważać za „Normanów". Wyodrębnienie państwowe Normandii dokonało się na podstawie odrębności etnicznej osiadłego w niej ludu, obcego tradycjom frankijskim. Ale w tym samym czasie doszło do ukształtowania się w północnej części 150 IV. „La doles France, tere major" państwa zachodniofrankijskiego odrębnego terytorium na terenie rdzennie f ranki j skim, stanowiącym obszar osadnictwa frankijskiego co najmniej od V wieku. Początkowo zespół kilku hrabstw, skupionych w ręku przedsiębiorczego możnowładcy Baldwina (zm. 879), który porwał córkę Karola Łysego Judytę i poślubił ją w 862 r. wbrew woli ojca, wydawał się przypadkową koncentracją władzy; wiele takich efemerycznych tworów powstawało wówczas zarówno we „Francji", jak w Akwitanii. Ale kilka czynników złożyło się na to, że twór Baldwina okazał się trwały, a za jego następców, Baldwina II (879—918) i Arnulfa I (918—964), umocnił się i rozszerzył jako „hrabstwo Flandrii" w szerszym tego słowa znaczeniu.-Wokół Baldwina i jego potomków skupiła się miejscowa ludność do walki z Normanami; już twórca dynastii, obdarzony przydomkiem „Żelazna Ręka", mógł poszczycić się tu sukcesami. Baldwin II opanował w 883 r. tereny opuszczone przez Normanów po jednym z najbardziej dotkliwych najazdów i nie oglądając się na królów podporządkował je sobie i zorganizował ich obronę. Karolińskie pochodzenie (po Judycie) wynosiło potomków Baldwina ponad innych książąt. Ale co najważniejsze, język ludności — dawny germański dialekt salicki, wyróżniał tereny Flandrii od zromanizowanych lub romańskich obszarów sąsiednich. W ciągu X w. rosnąca pomyślność gospodarcza Flandrii — hodowla owiec na wielką skalę,, sukiennictwo i rozwijające się kontakty handlowe z Anglią oraz krajami niemieckimi — jeszcze bardziej pogłębiła różnice między Flandrią a resztą królestwa, aczkolwiek hrabiowie uznawali się za lenników „królów Franków" i brali udział w wewnętrznych walkach między ostatnimi Karolingami a ich rywalami z „Francji" i Burgundii; aneksje Arnulfa przesunęły granice Flandrii na południe, wchłaniając obszary z ludnością romańską (Artois). Jeżeli świadomość frankijska, obejmująca w ślad za tradycją karolińską całość „Francji" ścisłej aż po Men bądź całość dawnego imperium, z wolna obumierała, a tkwiąca w niej korzeniami (ale coraz bardziej ograniczona) świadomość kurczącej się zachodniej „Francji" słabła w miarę rozbijania „Francji" na drobniejsze terytoria, to co utrzymywało w całości królestwo zachodniofrankijskie w okresie, gdy władza królewska była fikcją? Brakło wszak nawet nazwy dla tego królestwa i jego mieszkańców, których określano, jak wiemy, przez wyniesienie trzech najważniejszych dawnych grup etnicznych: Franków, Burgundów i Akwitańczy-ków. Dawny „naród polityczny" Franków został rozbity: ani Normanowie, ani Akwitańczycy, ani Gaskończycy nie uważali się za Franków. To przyjęcie przez Karola Prostaka tytułu „rex Francorum" i konsekwentne jego używanie przez jego następców stało się podstawą do umocnienia się nazwy „Francji" dla określenia zachodniego królestwa. Przyczynił się do tego fakt, że w X w. potomkowie Karola Prostaka zaprezentowa- 1. Siły odśrodkowe w królestwie zachodniofrankijskim 151 li najbardziej bezpośrednią ciągłość tradycji karolińskiej, mogąc się powoływać w dokumentach na Ludwika Pobożnego i Karola Wielkiego jako swoich własnych przodków. Kronikarz z Reims, Flodoard, nazwą „Francia" określał jedynie królestwo zachodnie; na wschód od niego widział tylko „regnum Lotharii" i „partes Transrhenenses", niekiedy nazywane po prostu „Saksonią". Ale i on wahał się jeszcze przed rozciągnięciem nazwy Francji na całość królestwa: nie obejmował nią Akwitanii. Nie należy więc przeceniać powszechności utożsamiania nazwy „Francji" z królestwem zachodnio-frankijskim w X wieku. Za Renem wciąż panowali inni „reges Francorum", choć tego tytułu (uważanego na wschodzie za historyczny przeżytek) używali coraz rzadziej. Tamtejsi kronikarze i urzędnicy kancelarii, mówiąc o zachodnim sąsiedzie, określali jego terytorium jako Francia Occidentalis (tj. zachodnia), Francia Romana, Latina, Gałlicana, najczęściej zaś po prostu nazywali je Galią. Również jego mieszkańców nazywali czasem Frankami zachodnimi, czasem zaś karolińskimi, w skrócie: Carlenses, Karlingen, Carolingi, od imienia Karola Łysego, pierwszego władcy oderwanego zachodniego królestwa, podobnie jak królestwo środkowe nazywano od imienia jego brata i bratanka — Lotaryngią, a jego mieszkańców — Lotharienses, Lotharii, Lutringa. Najczęściej jednak zwano mieszkańców królestwa zachodniego Galiami. Ta antyczna terminologia zawdzięcza swe odrodzenie (po zaniku w VII i pierwszej połowie VIII w.) dwóm czynnikom: studiom nad literaturą rzymską w otoczeniu Karola Wielkiego i Alkuina oraz reformom administracji kościelnej, nawiązującym do rzymskich podziałów na diecezje i prowincje. Stąd od VIII w. w aktach i korespondencji kościelnej ponownie pojawiają się terminy Galia i Germania, przeważnie w znaczeniu antycznym, ale z przystosowaniem do współczesnych warunków (Moguncja, leżąca na lewym brzegu Renu, była mimo to „metropolią Germanii"). Ta terminologia kościelna posłużyła też do najłatwiejszego określenia królestw powstałych po rozłamie imperium karolińskiego: zachodnie nazywano Galią, wschodnie — Germanią. Kłopot był z królestwem środkowym, dla którego odnowiono nazwę Belgii, choć starożytna Galia Belgica nie pokrywała się terytorialnie z królestwem Lotaryngii. Ferdinand Lot silnie zaakcentował znaczenie tej odnowionej przez Kościół tradycji galijskiej dla uformowania się narodu francuskiego. „Gdyby podstawy narodowości francuskiej nie tkwiły swymi odwiecznymi zaczątkami w starożytności, trudno sobie wyobrazić, w jaki sposób ta świadomość mogłaby przetrwać nieustanne podziały królestwa w IX w., inter-nacjonalizm cesarski, a zwłaszcza rozkład feudalny X wieku, szybszy we Francji niż gdzie indziej." 9 W słowach tych jest dużo przesady, bo z pewnością nie można uważać francuskiej świadomości narodowej za konty- 152 IV. „La dolce France, tere major" nuację dawnego galijskiego separatyzmu okresu rzymskiego czy też nawet poczucia wspólnoty etnicznej starożytnych Gallów. Faktem jest, że w świadomości warstw biorących udział w życiu politycznym IX w., a zwłaszcza duchowieństwa, utrzymało się przekonanie, że Galia stanowi nadal pewną całość. Do tego doszła moda na używanie terminologii starożytnej: dzięki temu nazwa Galia odrodziła się w IX i X wieku dla oznaczenia państwa zachodniofrankijskiego, późniejszej Francji, podczas gdy termin „Francia" skurczył się do niewielkiego obszaru Basenu Paryskiego. W kronice Richera, piszącego w końcu X wieku, termin Galia, oznaczający całość królestwa zachodniofrankijskiego, stał się obiektem patriotycznego przywiązania i dumy autora, naiwnie starającego się wywyższać swoich „Gallów" wobec obcych, przede wszystkim „Germanów".10 Brak tu już śladów ogólnofrankijskiej wspólnoty. Tak więc świadomość jedności państwa i społeczeństwa zachodniofrankijskiego opierała się na dwu głównych czynnikach: geograficznym i tkwiącym w odległej tradycji pojęciu Galii jako całości oraz na przekonaniu o jedności królestwa i specjalnym charakterze osoby króla. Podczas gdy pierwszy czynnik wywodził się z tradycji i w wieku IX był traktowany jako obiektywnie istniejący, to drugi dopiero się kształtował w miarę zaniku zakorzenionej u Franków tradycji podziałów dynastycznych, zwycięstwa zasady elekcyjności i sakralizacji osoby króla. W podkreślaniu i popieraniu oddziaływania tych dwu czynników, umacniających jedność, wielką, nieraz decydującą rolę odgrywał Kościół. 2. KRÓL SYMBOLEM JEDNOŚCI FRANCJI : I OŚRODKIEM KSZTAŁTOWANIA ŚWIADOMOŚCI FRANCUSKIEJ Kościół „galijski" w IX w. nie był narzędziem w ręku cesarzy i królów. W przeciwieństwie do bardziej posłusznych biskupów i opatów Nadrenii czy Lotaryngii wielcy działacze kościelni zachodu, jak Benedykt z Aniane, Adalhard z Korbei, jego brat Wala czy Agobard z Lyonu, akcentowali potrzebę swobody Kościoła i jego nadrzędną rolę w kontroli moralności nie tylko zwykłych chrześcijan, ale i ich władców. Przedstawiciel następnego pokolenia, Hinkmar z Reims, akcentował wyższość władzy duchownej w swej polemice z biskupami lotaryńskimi, którzy w interesie króla Lotara II zlekceważyli zasadę nierozerwalności małżeństwa, jak też w pouczeniach o władzy królewskiej dedykowanych Karolowi Łysemu, jego synowi i wnukowi. W gwałtownych wystąpieniach tego polityka kościelnego wiele było hipokryzji, ponieważ działał często w swoim własnym interesie lub w celu wywyższenia własnego arcybi- 2. Król symbolem jedności Francji 153 skupstwa,1 ale mimo iż często skłócony z królem, bronił on także odrębności, a potem jedności jego państwa. Był też niewątpliwie współtwórcą przyszłej Francji jako jeden z autorów koncepcji sakralizacji władzy królewskiej. Królowie zachodniofrankijscy, pozostający w ścisłym sojuszu z Kościołem, nie zerwali, jak ich zareńscy krewniacy, z tradycją kościelnej sakry, „pomazania". Wprawdzie Karol Łysy przyjął koronę od ojca w 838 r. w świeckiej ceremonii, ale kiedy znalazł się w tarapatach w związku z klęską poniesioną od Bretończyków i niepowodzeniami w Akwitanii, zapragnął umocnić swe stanowisko, sięgając do środków, jakimi dysponował Kościół. Korzystając z kompromitacji swego rywala Pepina II, który nie potrafił stawić czoła Normanom oblegającym Bordeaux, Karol wszedł w kontakt z niechętnymi mu możnymi akwitańskimi, którzy „wybrali" go królem. W Orleanie 6 czerwca 848 r. nastąpiła ceremonia kościelnego namaszczenia i koronacji, dokonanej przez Ganelona, arcybiskupa Sens. Na podstawie tekstu roczników, które podały' ten fakt, mogłoby się wydawać, że koronacja dotyczyła Akwitanii, co też przyjęli niektórzy badacze (P. E. Schramm); większość jednak historyków (m.in. F. Lot, L. Halphen, J. Flach) sądzi, że sakra dotyczyła całości państwa Karola: odbywała się na terenie „Francji", a nie Akwitanii, i dokonywał jej arcybiskup frankijski, a nie żaden z metropolitów akwitańskich. Zresztą była to w ogóle pierwsza sakra Karola; możliwe, że w obrzędzie uwzględniono rozciągnięcie jego godności królewskiej na Akwitanię. Królewska sakra Karola nawiązywała do obrzędu uświęcającego panowanie Pepina Małego i jego synów, a więc podkreślała kontynuację karolińskiej tradycji królewskiej w jego państwie. Kiedy trwający jeszcze w germańskich wyobrażeniach mieszkańcy państwa wschodniofrankij-skiego po dawnemu wierzyli w siłę i szczęście, tkwiące w dynastii, na zachodzie trzeba było po chrześcijańsku utwierdzić przekonanie o świętości władzy i osoby króla. Teorię wypracował w swych pismach Hinkmar, który też przejął ustalenie ordo coronationis, protokołu obrzędu namaszczenia i koronacji. Hinkmar kilkakrotnie podejmował temat władzy królewskiej w rozprawach dedykowanych Karolowi Łysemu. W najstarszym — jak można sądzić — piśmie na ten temat (De regis persona et regis ministerio), kreśląc na podstawie Biblii i pism Ojców Kościoła obraz idealnego władcy, nie zajmował się jeszcze podstawami władzy królewskiej i być może nie zdawał sobie sprawy z możliwości interpretacyjnych, tkwiących w ceremonii sakry królewskiej. W roku 856 jednak sam wziął udział w uroczystości pomazania i koronacji córki Karola Łysego Judyty, wydanej za króla angielskiego Etelwulfa; on też zapewne koronował żonę Karola, Irmintrudę, w 866 roku. Percy E. Schramm przypisuje więc Hinkmarowi zasługę stworzenia różnych wersji ordo coronationis, dosto- 154 IV. „La dolce France, tere major" sowanych do okoliczności: były to pierwsze wypadki rozszerzenia sakry kościelnej na królowe. W późniejszych pismach Hinkmar wyprowadził konsekwencje z aktu pomazania króla przez biskupa. Określił go jako „regale sacerdotium" — kapłaństwo królewskie,2 wynoszące króla ponad innych świeckich i czyniące zeń pomazańca Bożego, osobę uświęconą, nietykalną. Karol Łysy zrozumiał doniosłe znaczenie tego momentu, dlatego tak często korzystał z ceremonii namaszczenia, polecając dokonać jej wobec córki, żony, syna Karola, przeznaczonego na tron Akwitanii; naśladowali go pilnie wszyscy następcy, co na pewno w owych pełnych gwałtów czasach powstrzymywało morderców przed targnięciem się na uświęconą osobę monarchy — detronizowano i więziono królów, ale ich nie zabijano. Ale ten sam Hinkmar wyciągnął inne jeszcze konsekwencje z roli arcybiskupa przy namaszczeniu i koronacji króla. Już w cytowanym piśmie do Karola Łysego wielbiącym „królewskie kapłaństwo" podkreślał, że król zawdzięcza swą godność „bardziej biskupiemu duchownemu pomazaniu i błogosławieństwu niż ziemskiej potędze".3 Później, u schyłku życia, wycofał się z „królewskiego kapłaństwa", dowodząc, że tylko Chrystus był w jednej osobie królem i kapłanem; władza kapłańska (auctori-tas) i królewska (potestas) mają odrębne sfery działania i muszą być rozdzielone; natomiast „godność kapłańska jest o tyle wyższa od królewskiej, że królowie wyniesieni na tron zostają dzięki pomazaniu przez kapłanów, kapłani zaś nie mogą być wyświęcani przez królów".4 Zarysowała się teoria o wyższości władzy duchownej nad świecką, która w XI w. będzie nurtować obóz reform kościelnych i stanie się podnietą do teorii o świeckiej władzy papieża. Dla naszych rozważań jednak ważniejsza jest rola Hinkmara w sakralizacji władzy królewskiej we Francji. Mianowicie arcybiskup Reims nie ograniczył się do uświęcenia władzy królewskiej jako takiej, ale postarał się również wynieść własnego króla ponad innych, nie zapominając przy tym o wywyższeniu swojej katedry, która toczyła wówczas walkę z arcybiskupem Sens o prymat kościelny w Galii. Już koronując Karola Łysego w 869 r. w Metzu na króla „Lotaryngii", Hinkmar wspomniał o „krzyżmie [oleju św.] uzyskanym z niebios".5 Jak f wykazały nowsze badania księdza F. Baix, Hinkmar nie „wymyślił" tego cudu (o co posądzała go cała starsza historiografia z Brunonem Kruschem na czele), ale zaczerpnął go ze znajdujących się w Reims tekstów liturgicznych (officium św. Remigiusza), znanych już wcześniej Gotszalkowi z Orbais, który analizował je w swych rozprawach o gramatyce łacińskiej. W tekście officium jest mowa o Duchu Sw., który w postaci gołębicy pojawił się Remigiuszowi w momencie chrztu Chlodwiga i dostarczył mu krzyżmo wprost z niebios.8 W napisanym w latach 876—878 Żywocie św. 2. Król symbolem jedności Francji 155 Remigiusza Hinkmar, który obficie tu wykorzystywał (obok innych źródeł) tekst officium, wprowadził do sceny chrztu Chlodwiga tło uzasadnia-\ jące potrzebę bezpośredniej ingerencji Ducha Św. oraz pewne dalsze \ zmiany. Mianowicie podczas uroczystości, związanych z chrztem Chlodwiga w Reims, powstać miało tak tłumne zbiegowisko ludzi, że kleryk, który trzymał używane przy chrzcie poświęcane oleje, nie mógł się docisnąć do baptysterium. W momencie gdy Remigiusz miał namaścić ochrzczonego z wody Chlodwiga, spłynął z obłoków anioł (a nie sam Duch Święty!), który podał celebransowi ampułkę z krzyżmem.7 W ten sposób w opowiadaniu Hinkmara Chlodwig stawał się pierwszym królem-poma-zańcem; arcybiskup świadomie chyba pomieszał dwa typy używanych w Kościele poświęcanych olejów: zwykłych, używanych przy chrzcie i ostatnim namaszczeniu, i specjalnych, do namaszczania biskupów i królów. Chlodwig otrzymałby równocześnie z chrztem sakrę królewską, przedłużając w ten sposób wstecz święty charakter monarchii frankijskiej: w okresie Hinkmara tradycja mero wińska nie była już dla Karolingów groźna. Żadna, oczywiście, z monarchii nie mogła się poszczycić św. olejem otrzymanym bezpośrednio z nieba: mit św. ampułki nadawał więc nowy wymiar mesjanizmowi Franków. Niestety,, powstał w momencie, gdy jedność Franków należała do przeszłości. Mimo iż już współcześnie był popularyzowany (poza Żywotem św. Remigiusza świadczy o tym płaskorzeźba na współczesnej mu tabliczce z kości słoniowej, przechowywanej dziś w muzeum w Amiens), nie zdołał powstrzymać upadku monarchii i popadł w zapomnienie. Dopiero z czasem jego „odkrycie historyczne" miało we Francji nabrać epokowego znaczenia. Podobnie jak w swych innych mistyfikacjach (np. sfałszowana bulla papieża Hornizdasa, przyznająca arcybiskupom Reims godność prymasa Galii), tak i tu dążył Hinkmar do wywyższenia własnej katedry; pomysł jego nie przyjął się i nie miał konsekwencji w najbliższej przyszłości — Reims nie stało się jeszcze jedynym miejscem koronacji, a arcybiskupi nie uzyskali wyłącznego prawa namaszczania królów. Jeszcze w 1108 r. Iwo z Chartres uznawał za schizmatycki pogląd, że sakrament otrzymywany od jednego arcybiskupa mógłby mieć większą moc niż udzielany przez innego;8 jest to dowód, że ampułka z Reims nie stanowiła jeszcze wówczas argumentu w walce tamtejszych arcypasterzy o monopol koronacji, albo też świadectwo podawania w wątpliwość jej autentyczności przez Iwona.9 Ale w ciągu XII wieku legenda o świętej ampułce szybko się rozpowszechniła. Już w opisie koronacji Ludwika VII w Reims w 1131 r. w kronice z Morigny (należącej, co ważne, do kręgu kościelnego, związanego z Sens) znajdujemy krzyżmo ze świętej ampułki, otrzymanej z nieba przez św. Remigiusza: co prawda nie za pośrednictwem gołębicy, 156 IV. „La dolce France, tere major" ale „ręki anielskiej".10 Pomazanie króla francuskiego krzyżmem wywo- { dzącym się bezpośrednio z nieba wynosiło go w opinii chrześcijan, / a przede wszystkim własnych poddanych, ponad innych monarchów europejskich. Stanowiło też główny składnik tzw. „religii królewskiej", skupiającej poddanych króla francuskiego wokół swego monarchy. Mała fiolka z grubego szkła, wewnątrz której znajdował się czerwonawy osad, służyła przez długie wieki podczas koronacji królewskich: w czasie ceremonii złotą igłą zdrapywano nieco tego osadu i mieszano go z przygotowanym uprzednio krzyżmem. Dopiero podczas Wielkiej Rewolucji, w 1793 r., delegat Konwentu Ruhl rozbił tę świętość narodową Francuzów jako obiekt średniowiecznego zabobonu. Fragmenty, które zebrała ukradkiem jakaś pobożna dusza, posłużyły jeszcze przy koronacji Karola X w 1824 roku. Sojusz królów zachodniofrankijskich z Kościołem sprzyjał utrzymaniu wiary w uświęcony charakter władzy królewskiej. Zarazem, dzięki prawu nominacji biskupów, król mógł liczyć na ich poparcie w swej polityce, tak jak biskupi starali się z jego pomocą obronić przed mediatyzacją, tj. podporządkowaniem wielkim wasalom królewskim. Mimo niewielkich rozmiarów posiadłości biskupich i słabości biskupów w konfrontacji z książętami i hrabiami, pozostawanie poza regionalnymi organizmami politycznymi pozwalało biskupom zachować szersze perspektywy związane z królestwem jako całością. Niestety, w pierwszej połowie XI w. już tylko dwadzieścia pięć biskupstw (na siedemdziesiąt siedem) podlegało bezpośrednio królowi. Zmediatyzowane były biskupstwa Normandii, Bretanii i całej Akwitanii wraz z Gotią i Katalonią. Jak w innych państwach karolińskich, tak i w królestwie zachodniofrankijskim kontynuowano początkowo frankijskie zasady dziedziczenia tronu, uprawniające wszystkich synów królewskich do udziału we władzy królewskiej. Podobnie jak jego bracia, Karol Łysy za życia wydzielił synom podporządkowane królestwa: Ludwikowi — Neustrię, Karolowi — Akwitanię (trzeci, Karlo-man, został oślepiony za podnoszenie buntu przeciw ojcu). Jedynie fakt, że w chwili śmierci Karola Łysego został przy życiu jeden tylko dziedzic, Ludwik II Jąkała, pozwolił utrzymać jedność władzy (877 r.). Ale w dwa lata później sprawa wyglądała już inaczej: obydwaj synowie Jąkały, Ludwik III i Karloman, zostali namaszczeni i koronowani, a następnie podzielili się państwem — Ludwik dostał właściwą „Francję", Karloman zaś Akwitanią i Burgundię. W Burgundii zresztą uzurpator Boson po raz pierwszy złamał monopol Karolingów, opierając się na elekcji możnych. Z tą chwilą zasada dziedziczności tronu w rodzie Karolingów uległa zachwianiu na rzecz zasady elekcji. Ta ostatnia torowała sobie drogę już poprzednio. W roku 858 grupa możnych zachodniofrankijskich (wśród 2. Król symbolem jedności Francji 157 nich arcybiskup Sens Ganelon, który przed dziesięciu laty koronował Karola Łysego w Orleanie) wypowiedziała posłuszeństwo królowi i powołała na tron Ludwika Niemca; w 869 elekcja możnych lotaryńskich w Metzu stała się dla Karola podstawą prawną do objęcia dziedzictwa po Lotarze II. Jeszcze częściej podejmowali elekcje możni akwitańscy, lawirujący między własną linią karolińską (Pepin II) a Karolingami zachodnio- i wschodniofrankijskimi. Elekcją posłużył się w 879 r. Boson, ambitny szwagier Karola Łysego, który dla dorobienia sobie karolińskich powiązań poślubił Ermengardę, córkę cesarza Ludwika II. Poza pewną liczbą hrabiów poparło go sześciu arcybiskupów i siedemnastu biskupów Prowansji i południowej Burgundii. Przykład Bosona, który zdołał utrzymać się do śmierci na tronie, podniecił ambicje innych możnych frankijskich. Zasada elekcji przeważyła: po śmierci Karlomana w 884 r. możni państwa zachodniofrankij-skiego odmówili prawa do tronu jego małoletniemu bratu Karolowi (później Karol Prostak) i powołali na tron cesarza Karola Grubego; po detronizacji tego ostatniego w Niemczech wybrali Odona, hrabiego Paryża. Stawało się oczywiste, że królestwo stanowi pewną całość istniejącą niezależnie od osoby króla, całość, którą najłatwiej było nazwać Galią. Jej formowania się nie powstrzymywało krótkotrwałe połączenie z innymi królestwami karolińskimi za Karola Grubego. Możni biskupi i hrabiowie biorący udział w elekcjach stali się reprezentantami tego królestwa, rzecznikami jego całości i jedności, toteż i król mógł być tylko jeden, ponieważ dawne zwyczaje dynastyczne Karolingów przestały odgrywać praktyczną rolę. Nie wszyscy możni brali udział w decyzjach dotyczących całości królestwa; Akwitańczycy, Bre-tończycy, Katalończycy w niewielkim stopniu w nich uczestniczyli. Powstawało jednak przekonanie o jedności i niepodzielności królestwa, którego król, uświęcony przez namaszczenie i koronację, miał być symbolem, a zarazem „przewodniczącym" ligi książąt, hrabiów i biskupów. Na tym rola jego miała się kończyć i właśnie ta słabość więzi ogólno-francuskich, mało krępujących samodzielność książąt, umożliwiała — jak stwierdziliśmy — przetrwanie całości w okresie największego rozkładu władzy. Jednak przez cały X wiek z zasadą jedności opartej na elekcji współzawodniczyła tradycja karolińska — tym łatwiej, że w okresie katastrof, najazdów i walki wszystkich przeciw wszystkim mogła się powołać na świetną przeszłość Franków i na dziedzictwo Karola Wielkiego we krwi jego potomków. Karol Prostak walczył o Lotaryngię, by z jej terenu podjąć walkę o podniesienie potęgi królewskiej, jak jego przodkowie; jego syn Ludwik Zamorski i wnuk Lotar wszelkimi siłami dążyli do umocnienia się na tronie i przywrócenia jego dziedziczności. Lotar za- 158 IV. „La dolce France, tere major" wdzięczą! elekcję po śmierci ojca (954 r.) tylko temu, że jego słabość nie stanowiła żadnej groźby dla książąt, niechętnie widzących wyniesienie na tron kogoś z własnego grona; sam jednak zdołał zapewnić w 979 r. elekcję syna, Ludwika V, jeszcze za swego życia — będą go w tym naśladować jego przeciwnicy, Kapetyngowie. Zasada elekcji była silnie utwierdzona, podobnie jak niepodzielność królestwa: jeden z synów Ludwika IV został królem (Lotar), drugi nie otrzymał nic (Karol). Po śmierci Ludwika V zebrani w Senlis uczestnicy elekcji (987 r.) usłyszeli od przewodniczącego jej arcybiskupa Reims, Adalberona, że „królestwa nie uzyskuje się prawem dziedzicznym i należy wysuwać na królestwo jedynie takich, których zdobi nie tylko szlachetność ciała, ale także mądrość umysłu; których umacnia wiara, a u-twierdza wspaniałomyślność."" Przypomniał, że nawet cesarzy z najwspanialszych rodów ongiś usuwano za nieudolność, zastępując ich innymi, dobieranymi czasem z równych, czasem z niższych rodów. Oczywiście, dokonana wówczas elekcja Hugona Capeta była wynikiem szczególnego splotu okoliczności: skłócenia karolińskiego dziedzica tronu, Karola Lotaryńskiego, z arcybiskupem Adalberonem i najpotężniejszymi książętami; wśród zarzutów stawianych Karolowi był i ten, że jako książę Lotaryngii był wasalem cesarza (chociaż zarówno Adalberon, jak i Hugo Capet związani byli również z dworem Ottonów), i ten, że poślubił kobietę zbyt niskiego stanu, i wreszcie ten, że otacza się złymi doradcami. Głównym jednak argumentem była wolność elekcji, podkreślona przez Adalberona zasada swobody wyboru nie ograniczonego do najbardziej nawet szacownej dynastii. Nie wszyscy jednak podzielali ten pogląd: nie brakło we Francji przywiązania do rodu karolińskiego; jedynie podstępne pojmanie pretendenta do korony, Karola Lotaryńskiego, ułatwiło Hugonowi utrzymanie się na tronie. Jeden z dokumentów akwitańskich z 991 r. nosił datację: „w czasie gdy królował Jezus Chrystus, a u Franków uzurpował sobie królestwo bezprawnie Hugon".12 Właśnie w Akwitanii dość często występuje w formułach datacyjnych, jako legalny król, Karol Lotaryński, a nawet jego syn Ludwik; po raz ostatni jeszcze w 1037 roku! Ale przeciwnicy Kapetyngów występowali także na pomoc od Loary. W otoczeniu arcybiskupa Sens powstała po 1015 r. kronika (Historia Francorum Senonen-sis), utrzymująca, że Hugon zdobył władzę, zbuntowawszy się przeciw legalnemu królowi Karolowi, którego uwięził.a Jeszcze w drugiej połowie XI w. wroga Kapetyngom tradycja uważała ich za tyranów i uzurpatorów. Napisana wówczas (zapewne w Angers) genealogia królów Francji stwierdzała: „Hugo został królem przez uzurpację (per tiranni-dem) wraz z synem Robertem; obydwaj przez swe wiarołomstwo doprowadzeni do wzgardy i słabości, nieudolnie i z imienia tylko królowali, co 2. Król symbolem jedności Francji 159 aż do dziś obserwujemy w ich potomkach." 14 Podobnie Guibert z Nogent, opisując wydanie Karola Lotaryńskiego Hugonowi przez biskupa Adalberona z Laon (bratanka arcybiskupa tegoż imienia), nazwał ten czyn zbrodnią przeciwko „panu swemu, królowi", „któremu złożył przysięgę wierności".15 Dla podkreślenia reprezentatywności elektorów z 987 r. kronikarz Richer zapisał, że „książę [Hugo Capet] został za zgodą wszystkich wyniesiony na królestwo i ukoronowany przez metropolitę [Adalberona] i innych biskupów w Noyon, i ustanowiony królem nad Galiami [tj. w tym wypadku: Frankami], Brytami [tj. Bretończykami], Danami [tj. Normanami], Akwitańczykami, Gotami [tj. mieszkańcami Gocji, dawnej Septymanii], Hiszpanami [tj. Katalończykami], Baskami [tj. Gaskończy-kami]".16 Tak utwierdzona zasada elekcji została po kilku miesiącach zagrożona przez nowego króla, który idąc w ślady poprzedników wystąpił z postulatem elekcji i koronacji własnego syna Roberta (później Roberta II Pobożnego). Adalberon odniósł się początkowo niechętnie do tej propozycji, stwierdzając, że niesłusznym jest wybierać dwu królów w tym samym roku. Jako argument posłużyła Hugonowi planowana wyprawa do Katalonii przeciwko muzułmanom; w wypadku klęski i śmierci króla państwo zostałoby osierocone, wybuchłyby zamieszki i samowola — jednym słowem konieczna miała być ciągłość władzy. W ten sposób po manifestacyjnej wolnej elekcji z maja lub czerwa 987 r. już w grudniu zarysowały się fundamenty panowania nowej dynastii, której prawa do tronu nie miały zostać w poważniejszy sposób zakwestionowane. Związani z nową dynastią autorzy, poczynając od Aimoina z Fleury, starali się zatrzeć w tradycji fakt odebrania tronu Karolingom, ukazując elekcję Hugona Capeta jako konieczność wynikłą z bezpotomnej śmierci Ludwika V, „ostatniego [rzekomo] Karolinga".17 Aimoin wspomniał jeszcze o Karolu Lotaryńskim, który wysuwał pretensje do tronu; jego następcy woleli w ogóle przemilczeć osobę księcia lotaryńskiego i jego potomstwo. W Fleury powstała też teoria o lojalności Kapetyngów wobec poprzedniej dynastii: Odon miał być według niej tylko regentem na czas małoletności Karola Prostaka. Wielokrotnie się powtarza, że głównym czynnikiem, który umocnił władzę Kapetyngów, było ich osobliwe szczęście: natura obdarzała obficie każdego z kolejnych jedenastu królów synami, co sprawiało, że dziedziczenie tronu przebiegało bez przeszkód i w ciągu przeszło trzech stuleci mogło się wytworzyć dzięki temu silne przekonanie o nierozerwalnym związku państwa z dynastią, z kapetyńską „krwią królewską", oraz reguły dziedziczenia tronu. W rzeczywistości jednak szczęście to — któremu nie sposób zaprzeczyć, 160 IV. „La dolce France, tere major" zważywszy losy kolejnych dynastii niemieckich i angielskich — odegrało tylko rolę sprzyjającą wytrwałej pracy królów, starających się odbudować to, co ich przodkowie niszczyli w czasach ostatnich Karolingów. / Robert Pobożny, nie zważając na niechęć części książąt, przeprowadził l w 1017 r. elekcję swego najstarszego syna Hugona, a po jego nieoczeki-' wane j śmierci — następnego, Henryka (1027). Opowiedział się tu za zasadą primogenitury, wbrew opinii własnej żony, która popierała młodszego — Roberta, późniejszego założyciela linii burgundzkiej. Na razie tego zapewne nie zauważono, ale zasada primogenitury stanowiła dalszy cios dla elekcji, likwidując możliwość wyboru w łonie dynastii. Na razie decyzja Roberta uratowała ciągłość dynastii, ponieważ w okresie wahań wysunięto ze strony kościelnych możnowładców propozycję odłożenia elekcji do śmierci obecnego króla. Słabość polityczna Kapetyngów w stosunku do ich wielkich wasali w paradoksalny sposób sprzyjała umacnianiu się dynastii na tronie. Książęta i hrabiowie, nie zagrożeni w swej niezależności ani w swych dążeniach do politycznej ekspansji, nie interesowali się koroną królewską, radzi, iż znajduje się ona w słabych rękach potomków Hugona, a nie w posiadaniu któregoś z potężniejszych rywali. Toteż nawet elekcje nie wzbudziły ich zainteresowania. Na przykład Wilhelm V ks. Akwitanii nie chciał w ogóle przybyć na elekcję w 1027 r., zdając się na swego szwagra, Odona z Blois, którego decyzję zobowiązywał się poprzeć.18 Następna elekcja, w 1059 r., odbyła się w trudnych dla dynastii warunkach: król Henryk I był chory, a dziedzic tronu — małoletni. Elekcją pokierował arcybiskup Reims, Gerwazy, dążąc przy tej okazji do ujęcia elekcji w stałe formy i do podkreślenia roli arcybiskupów Reims nie tylko przy namaszczeniu i koronacji (tej od 936 r. już nie kwestionowano), ale i przy kierowaniu wyborem króla; triumf arcybiskupa był tym większy, że jego konkurent z Sens bez protestów wysłuchał przemówienia, w które wpleciono również sfałszowaną przez Hinkmara bullę papieża Hormizdasa, nadającą katedrze w Reims prymat nad Galią. Wybrany w 1059 r. król Filip panował prawie pół wieku. Stanowisko jego uległo na tyle wzmocnieniu, że w 1103 mógł już bez większych ceremonii wyznaczyć syna Ludwika (VI) na swego następcę: występował on z tytułem rex designatus i za życia ojca nie był koronowany. Być może desygnacja nastąpiła na uroczystym zebraniu możnych, którzy w jakiś sposób wyrazili aprobatę; Iwo z Chartres wspomniał w związku z tym o „elekcji".19 Koronacja Ludwika VI nastąpiła w dzień po pogrzebie ojca (1108 r.). Jego synowie i następcy również byli wyznaczani w ten sam sposób: najpierw Filip (desygnowany 1121, koronowany 1129, zmarł 1131), później Ludwik VII (desygnowany i koronowany 1131). Elekcja szła w zapomnienie, skoro Chronicon Mauriniacense przy okazji objęcia 2. Król symbolem jedności Francji 161 tronu przez Ludwika VII pisała o „władzy królestwa, przysługującej mu dziedzicznym prawem".20 Dziedziczność tronu francuskiego jest oczywista dla autora dwunaste wieczne j wersji epopei rycerskiej, tzw. Koronacji Ludwika. Dla niemieckiego, ale dobrze znającego Francję kronikarza Ottona z Freising dziedziczność tronu francuskiego była czymś ogólnie znanym — przeciwstwiał on ją elekcyjnej koronie niemieckiej.21 Oczywiście do utrwalenia zasady dziedziczności tronu nie doszłoby bez udziału innych czynników, sprzyjających wzmocnieniu władzy królewskiej. Już Abbon z Fleury, współczesny Hugonowi Capetowi, rozważając obowiązki króla wynikające z dzieł kościelnych teoretyków, zawahał się: „Jeżeli powinność króla zmusza go do zajmowania się sprawami całego królestwa, to jak może ją wypełnić, jeśli nie ma do tego środków?" a Nie potrafił odpowiedzieć na to pytanie; zalecał tylko wierność wasali jako jedyne rozwiązanie problemu. Kapetyngowie jednak, znając wartość tej „wierności", woleli przystąpić do wytrwałej budowy domeny królewskiej jako właściwej podstawy władzy. Dawne „księstwo Francji", stanowiące podstawę potęgi Roberta I i Hugona „Wielkiego", zaczęło się rozpadać już właściwie od chwili nagłej śmierci tego ostatniego; może już Hugo Capet zawdzięczał swój wybór temu, że był słabszy od ojca. Lennicy książąt przybrali tytuły dziedzicznych hrabiów i zaczęli sobie budować własne silne dzielnice: Anjou, Maine, Blois; hrabiowie Blois, którzy w XI w. opanowali znaczną część Szampanii, stali się wówczas jednymi z najniebezpieczniejszych przeciwników Kapetyngów. Nawet hrabstwo Paryża znalazło się w nie znanych bliżej okolicznościach w rękach tamtejszych biskupów. Nie udała się Robertowi Pobożnemu próba wcielenia księstwa Burgundii do domeny królewskiej: musiał nadać je w lenno młodszemu synowi. Ale drogą drobnych sukcesów, aneksji i cesji Filip I i Ludwik VI formowali coraz bardziej zwarte terytorium wokół odzyskanego Paryża, Orleanu i Sens. Przede wszystkim podporządkowali sobie znaczną liczbę drobnych baronów, panoszących się na terenie Ile-de-France i często zajmujących się rozbojem, jak słynni panowie z Montlhery. Wykorzystywali swe uprawnienia wobec pozostałych w ich gestii biskupstw i opactw. Sojusz z arcybiskupami Reims i nawiązanie do Hinkmarowej legendy o świętej ampułce z krzyżmem, dostarczonej z nieba dla namaszczenia Chlodwiga, wyniosły królów francuskich ponad innych monarchów; nawet cesarz, namaszczony przez samego namiestnika św. Piotra, nie mógł się poszczycić takim uświęceniem swej osoby; zresztą Ludwik VII dostąpił również namaszczenia w Reims przez papieża (1131 r.). Przedstawiający szczegółowo tę uroczystość kronikarz z Morigny nie omieszkał już wspomnieć o „oleju dostarczonym anielską ręką św. Remigiuszowi".2' Z czasem sława niebiańskiego namaszczenia królów francuskich rozeszła się po całej Europie, B. Zientara 162 IV. „La dolce France, tere major" co pozwalało na coraz powszechniejsze uznanie ich za „królów nad królami ziemskimi". Kronikarz angielski XIII w. Mateusz Paris sądził, że dzięki temu namaszczeniu „król Franków jest uznawany za najdostojniejszego z królów".24 Jak gdyby tego wszystkiego było mało, w XI wieku okazało się, że dzięki korzystaniu z niebiańskiego krzyżma królowie francuscy mają cudowną moc uzdrawiania. Guibert z Nogent, pisarz francuski XII w., z którym się jeszcze zetkniemy, w poświęconym cudom dziele O relikwiach świętych (De pig-noribus sanctorum) napisał: „Czyż nie widzieliśmy, jak pan nasz, król Ludwik [VI] zwykł był dokonywać cudu, który stał się zwyczajem? Widziałem wyraźnie sam chorych, pokrytych skrofulicznymi wrzodami na szyi i na innych częściach ciała, cisnących się tłumnie do jego dotknięcia, któremu towarzyszył znak krzyża; stałem obok i powstrzymywałem tłum. On jednak z wrodzoną łaskawością, przygarniając ich spokojną ręką, pokornie ich znaczył krzyżem. Ten sławny cud wykonywał też jego ojciec Filip, ale — nie wiem za jakie winy — moc tę utracił." 25 Z tekstu tego dowiadujemy się nie tylko, że za Ludwika VI cudowna moc leczenia skrofułów przez królów francuskich była znana i sławna, ale że uzdrawianie przez dotknięcie chorych uprawiał już Filip I. Marc Bloch, który poświęcił temu procederowi znakomitą monografię, nie znalazł wcześniejszych źródeł potwierdzających uzdrawiającą działalność królewskich pomazańców. Jednak żywot Roberta Pobożnego, napisany w stylu hagiograficznym przez mnicha Helgauda z Fleury, zawiera wzmiankę o cudownej mocy leczenia przysługującej Robertowi jako kandydatowi na świętego. Mianowicie „dotykając swą pobożną ręką rany i znacząc ją krzyżem, usuwał cały ból choroby".26 Cudowna moc nie jest tu jeszcze związana z królewskim pomazaniem, lecz stanowi osobistą właściwość Roberta, wynikającą z jego pobożności. Żaden z poprzedników Roberta jej nie doświadczał. Można jednak — za P. E. Schrammem — przypuszczać, że następcy Roberta mogli uznać się za dziedziców tej mocy, łącząc ją z pochodzeniem od Roberta i odziedziczoną po Frankach wiarą w magiczne szczęście (germ. Heil) przysługujące rodowi królewskiemu. W łańcuchu królów-uzdrowicieli brakuje tylko wiadomości o synu Roberta, Henryku I; wnuk Roberta, Filip, wykonywał funkcję uzdrowiciela niejako tradycyjnie, mimo że osobiście daleki był od cnót chrześcijańskich, a z Kościołem pozostawał w częstych zatargach; aluzją do klątwy, którą został obłożony, jest zapewne wzmianka Guiberta o utracie cudownej mocy przez tego króla. Albowiem nie ulega wątpliwości, że minio pogańskich elementów tej wiary, właśnie kler szerzył sławę królów francuskich jako uzdrowicieli, łącząc z czasem ich moc z pomazaniem niezwykłym krzyżem z Reims. 3. Tradycja a francuska świadomość narodowa 163 3. TRADYCJA FRANKIJSKO-KAROLIŃSKA A FRANCUSKA ŚWIADOMOŚĆ NARODOWA \ Poza Reims ośrodkiem, który współtworzył legendę królewską we Francji, był klasztor benedyktynów Św. Dionizego (Saint-Denis) pod Paryżem. Założony w V wieku, obdarzony przywilejami przez Dagober-ta I, otaczany był opieką przez Merowingów i Karolingów i traktowany jako jedna z głównych fundacji królewskich, a także jedno z miejsc pochówku członków dynastii; spoczęli tam liczni przedstawiciele obu dynastii, począwszy od Dagoberta — m.in. Karol Młot, Pepin Mały i Karol Łysy. W St. Denis dokonał papież Stefan III namaszczenia Pepina i jego synów. Opaci St. Denis, Fulrad, a potem Hilduin, odgrywali na dworze karolińskim czołową rolę polityczną, a sam klasztor często bywał rezydencją królewską; przechowywano też tam insygnia królewskie. Stamtąd je otrzymał dla dopełnienia koronacji Odo, pierwszy przedstawiciel późniejszych Kapetyngów na tronie królewskim; znalazł też w kościele klasztornym St. Denis wieczny spoczynek. Patron klasztoru, św. Dionizy, zyskiwał sobie coraz szerszy kult zwłaszcza od czasu utożsamienia go w IX w. przez Hilduina z Dionizym Areopagitą, znanym z Dziejów Apostolskich uczniem św. Pawła; mimo to za Karolingów głównym patronem królestwa pozostawał św. Marcin z Tours, a rywalizował z nim w IX w. św. Remigiusz z Reims. W XI wieku Kapetyngowie nie byli szczególnie przywiązani do karolińskiego St. Denis, mimo iż klasztor należał do opactw królewskich; bliższa więź łączyła ich z klasztorem Sw. Benedykta we Fleury (St. Benoit-sur-Loire). Dopiero Filip I, objąwszy w posiadanie hrabstwo Vex-in, przyjął po jego posiadaczach funkcje wójta klasztoru St. Denis; opaci St. Denis uważali Vexin za lenno klasztorne, nadawane przez przekazanie hrabiemu-wójtowi chorągwi św. Dionizego; w XII w. Suger poświęcił tym pretensjom specjalną rozprawę. Jako następcy hrabiów Vexin królowie Francji byli więc lennikami klasztoru. To „zwierzchnictwo" nad królami rozbudziło fantazję mnichów, którzy zaczęli zbierać tradycje przypominające rolę klasztoru w dawnych dziejach Franków, szczególnie zaś jego związki z postacią Karola Wielkiego, nabierającą w XI wieku nowych rumieńców popularności. Ludwik VI, wychowany w St. Denis i jeszcze za życia ojca wyposażony hrabstwem Vexin, znalazł się pod szczególnym wpływem tradycji St. Denis. Połączenie jego dążenia do wzmocnienia władzy królewskiej z ambicjami klasztoru, a zwłaszcza późniejszego (od 1122) opata Sugera, stworzyło szczególny klimat dla powstania dalszych elementów legendy królewskiej, która — w warunkach procesów społecznych przełomu XI i XII wieku — stała się legendą narodową. Kiedy Ludwik VI przyznawał św. Dionizemu rangę 164 IV. „La dolce France, tere major" patrona i apostoła Francji, kiedy w chwili zagrożenia kraju udawał się do ołtarza jego kościoła, powoływał się na tradycję, na swych poprzedników, którzy rzekomo podobnie oddawali się w opiekę temu świętemu. * Miał tu na myśli chyba przede wszystkim Karola Wielkiego. Aż do tego czasu zmagały się ze sobą dwa typy świadomości: słabiut-kie poczucie jedności państwa zachodniofrankijskiego i solidarności jego mieszkańców wobec obcych oraz patriotyzmy regionalne. To pierwsze, jak wiemy, opierało się na tradycji jedności starożytnej Galii oraz na tradycji państwa Franków, za którego właściwą kontynuację Francja się uważała — choć nie była w tym jedyna. „Aby się czuć prawowitym następcą frankijskich królów i cesarzy — pisał K. F. Werner — nie potrzebował król francuski jakichś lekcji historii; miał przecież wciąż do czynienia z zatwierdzaniem ich — prawdziwych lub sfałszowanych — dyplomów, dokumentów wystawianych na rzecz najznakomitszych kościołów z okresu frankijskich początków na tym samym galijskim obszarze." 2 Dzięki elekcyjności tronu uniknięto rozbicia tej słabej jedności, a coraz pewniej trzymający się na tronie król coraz bardziej zaczynał skupiać w sobie symboliczny majestat królestwa przez swą nie mającą analogii sakrę i cudowne właściwości. Ale chociaż król był uznawany przez wszystkich mieszkańców królestwa, to nie wszyscy oni uważali się za Franków i utożsamiali z ich tradycją. Świadomość f ranki j ska na zachodzie po staremu ograniczała się do Ile-de-France i sąsiednich ziem na północ od Loary. Można by bez końca cytować przykłady niechęci i pogardy „Franków" dla mieszkańców Burgundii czy Akwitanii u kronikarzy X, XI i jeszcze XII wieku. Richer, który miał silne poczucie wspólnoty wszystkich „Gallów", uważał jednak „Belgów", czyli — w jego terminologii — Franków, za „znakomitszych w zarządzaniu swymi sprawami, jak również siłą i męstwem"; Akwitańczyków oskarża o skłonności do buntów i... obżarstwo.3 Szczególnie jaskrawy przykład dostarczył kronikarz z Cluny z XI w., Radulf Glaber, który wyraźnie rozróżniał „gens Francorum", w sensie mieszkańców północnej Francji, i „tota Gallia", obejmującą całość królestwa.4 Wspominając o małżeństwie Roberta Pobożnego z Konstancją, hrabianką Prowansji, Radulf dodał, że za tą królową „zaczęli z jej łaski napływać do Francji [w ściślejszym znaczeniu] i Burgundii ludzie z Owernii i Akwitanii, zadufani w swej lekkomyślności, o dziwacznych obyczajach i strojach, nieprzywykli do oręża i odzianych w zbroję koni, pozbawieni włosów od pół głowy, ogoleni na kształt błaznów, w obrzydliwym obuwiu i nogawkach, pozbawieni całkowicie poczucia wierności i miłości pokoju. Niestety! Całe plemię Franków, niegdyś ze wszystkich najpoczciwsze, oraz Burgundów zaczęło z gorliwością naśladować ich niecny przykład, aż każdy stał się 3. Tradycja a francuska świadomość narodowa 165 podobny im w niegodziwości i brzydocie."5 Ksenofobia burgundzkiego mnicha, który poczuwał się już do wspólnoty z Frankami, ale nie chciał do niej dopuścić Akwitańczyków, jest świadectwem istniejącej nadal, a może nawet rosnącej obcości między bardziej kulturalnym południem Galii a wciąż prymitywną północą. Ciekawe, że Radulf nie zwrócił przy tym uwagi na różnice językowe, które — jak z tego wynika — nie odgrywały głównej roli w katalogu różnic dzielących mieszkańców północy i południa. Jeszcze Suger, piewca zjednoczenia Francji wokół króla, przeciwstawiał „Franków" Owerniakom, opisując wyprawę Ludwika VI przeciwko nim podobnie, jak wojny z wrogami zewnętrznymi: z dumą przedstawiał czyny „przedziwnego wojska Franków", które „spustoszywszy kraj wrogów" (bądź co bądź część własnego królestwa!) obiegli Clermont, gdzie bronili się Owerniacy, łączący „pychę", „zdradziecką lekkomyślność" z „prostactwem".8 Oczywiście mniej już dziwią ostre tony pod adresem „barbarzyństwa" Flamandów,7 którzy w tym czasie wyraźnie się wyłamywali ze wspólnoty frankijskiej zmierzając ku własnej świadomej odrębności. Tak więc świadomość szerszej, „galijskiej", wspólnoty była udziałem dość nielicznej grupy ludzi i nie mogłaby się rozwijać bez frankijskiego podłoża tej wspólnoty. Frankijska świadomość mieszkańców Ile-de-France, Szampanii i Pikardii, mimo iż osłabiona przez lokalne, wyższe patriotyzmy, dostarczała ideologii szerszej wspólnocie królestwa uważanego nadal za własność „Franków". Tytuł królów Franków, noszony konsekwentnie przez Kapetyngów, kiedy dawni „wschodni Frankowie" stracili dlań zainteresowanie i stali się „Teutonami", był świadectwem ciągłości świetnej tradycji Franków-Francuzów, od trojańskich początków aż do Karola Wielkiego i krucjat. W X wieku powstało w kręgach związanych z katedrą w Reims kilka kronik stanowiących świadectwo kontynuacji tradycji frankijskich w środowiskach „Królestwa Francji", a zarazem rywalizacji słabych królów zachodniofrankijskich i ich otoczenia z władcami Niemiec o ideowy spadek po monarchii karolińskiej. Kronikarze nie mogą ukryć roli półwasali spełnianej przez ostatnich Karolingów wobec Ottonów, ale zażarcie strzegą ich formalnej suwerenności, a nawet wyższej pozycji. Flodoard nie przyznaje Henrykowi I tytułu królewskiego, określając go jako „prin-ceps transrhenensis"; Richer wymyślił rzekomą lenną zależność tegoż Henryka od Karola Prostaka i „nie zauważył" koronacji cesarskiej Ottona I. Frankijska duma Francuzów została silnie podrażniona, gdy „Teuto-nowie", czyli dawni wschodni Frankowie, opanowali rzymskie dziedzictwo Karolingów. Niewiele się o nie troszczono, gdy koronę cesarską 166 , IV. „La dolce France, tere major" zdobywali słabi książęta włoscy z Friulu, Iwrei i Spoleto. Opat Adso z Montier-en-Der w dedykowanym królowej Gerberdze, żonie króla Ludwika IV, dziełku O miejscu i czasie Antychrysta dowodził, że „jak długo będą istnieć królowie Franków, którzy winni dzierżyć Imperium Rzymskie, godność Cesarstwa Rzymskiego całkowicie nie upadnie, gdyż będzie trwała w swych królach".8 Wprawdzie jest możliwe, że słowa te odnoszą się do obydwu królestw frankijskich, ale adresowane były raczej do ambitnych Karolingów, którzy wytrwale dążyli do opanowania Akwizgranu i mogli marzyć, że w myśl tego proroctwa zasiądą kiedyś w Rzymie. Wszystkie te marzenia prysły w 962 r., gdy potężny szwagier Ludwika wkroczył do Rzymu. Kancelaria ówczesnego króla zachodnio-frankijskiego Lotara szybko zareagowała na rzymską koronację jego wuja: w 966 r. weszła we Francji w użycie pieczęć typu „imperialnego", naśladująca pieczęć cesarską Ottona I, a jeden z dokumentów Lotara z 967 r. zawiera arengę, wyraźnie, choć nie wprost, kwestionującą legalność nowo powstałego cesarstwa przez podkreślenie świeckiego panowania papiestwa nad Zachodem zgodnie z tzw. darowizną Konstantyna. Korona cesarska Ottona I stwarzała władcom Niemiec perspektywy uzyskania, formalnie bodaj uznanego, pierwszego miejsca w chrześcijaństwie: gwarantował to autorytet papieży — szafarzy korony cesarskiej, całkowicie w ciągu stu lat uzależnionych od zaalpejskich mocarzy. Odtąd tytuł rzymski wyparł z dokumentów władców Niemiec stare tytuły frankijskie; także nowe „teutońskie" nie przyjęły się w kancelariach. Królami Franków zostawali już tylko władcy Francji — i potrafili wykorzystać wyłączne skupienie się tradycji frankijskiej w ich osobach, mimo iż upragniony Akwizgran został na zawsze w granicach Niemiec. Na wschodzie Otton III czcił Karola Wielkiego jako wskrzesiciela cesarstwa chrześcijańskiego; na zachodzie powstawała inna wizja Karola: „Emperere de Saint-Denis" — cesarz z St. Denis, bohater cyklu chansons de gęste, obrońca Francji, zwycięzca nad Saracenami. W XI wieku rozwinął się w północnej, właściwej Francji zredagowany w języku narodowym cykl epopei rycerskich związanych z czynami sławnych bohaterów epoki karolińskiej. Obok Karola Wielkiego główną rolę odgrywają w nim jego współcześni: Roland, margrabia marchii bre-tońskiej, i Wilhelm, hrabia Tuluzy. Rozwijająca się ideologia wojny świętej z wrogami chrześcijaństwa wpłynęła na ujednostajnienie tematyki tych utworów, przynajmniej w wersji spisanej w XII wieku. Najstarsze wersje Pieśni o Wilhelmie i Pieśni o Rolandzie pochodzą z początków tego stulecia; inne utwory zachowały się w późniejszych wersjach, co nie świadczy o późnym pochodzeniu samego wątku. Ogółem zachowało się 85 poematów, liczących w sumie ok. 600 tyś. wierszy. Otóż olbrzymia większość czynów bohaterów związana jest z walką 3. Tradycja a francuska świadomość narodowa 167 \z „Saracenami" — muzułmanami na terenie Hiszpanii i południowej 'Francji; rzutowane w przeszłość szlaki krucjat stworzyły także opowieści o rzekomej wyprawie Karola Wielkiego do Konstantynopola i Jerozolimy. Środowisko rycerskie, w którym przede wszystkim kursowały te utwory, uważało je za historyczne; stąd ich nazwa chansons de gęste (gęsta — to łaciński temat dla „dziejów", używany zarówno w starożytności, jak w średniowieczu) oraz powtarzające się określenie chansons de vraie estoire (pieśni o prawdziwej historii). Niewątpliwie były one środkiem przekazywania i rozpowszechniania tradycji historycznej i związanych z nią treści ideowych, i to środkiem oddziałującym znacznie szerzej i głębiej niż wszystkie kroniki i dzieła łacińskie tworzone przez duchownych pisarzy i intelektualistów. Od czasu przełomowych badań Josepha Bediera nad chansons de gęste zarysowała się w szeroko pojętej historiografii różnica zdań. Bedier sprzeciwiał się pochodzeniu tych utworów z wielbionej przez romantyków „pieśni gminnej"; uważał je za dzieła literackie, stanowiące kontynuację dawniejszej twórczości łacińskiej, czerpiące wątki z lokalnych tradycji opartych na zapiskach klasztorów, zwłaszcza leżących na szlaku pielgrzymek do grobu św. Jakuba w Composteli, uczęszczanych Licznie przez Francuzów w XI wieku. Na poglądy Bćdiera wpłynęło pragnienie przeciwstawienia się filologom niemieckim, którzy we wszystkich wątkach doszukiwali się elementów starogermańskich. Jego znakomicie skonstruowane dzieło, imponujące zarówno erudycją, jak logicznością wywodów, przyćmiło na pewien czas wywody krytyków, którzy przeciwstawili jednak jego konstrukcjom niepodważalne fakty, świadczące o istnieniu wcześniejszych ustnych (lub nawet zapisywanych) wersji wątków, zawartych później w cyklach chansons de gęste, spisanych przez zawodowych pisarzy, zapewne przeważnie duchownych.9 Podobno już przed bitwą pod Hastings (1066) rycerze normandzcy Wilhelma Zdobywcy słuchali pieśni o czynach Rolanda i Oliwiera; w Bibliotece Królewskiej w Hadze znajduje się fragment łacińskiej wersji opowieści o Wilhelmie z Orange, datowany na pierwszą połowę XI wieku. Dobrze wiemy, że germańscy Frankowie mieli w VIII w. „barbarzyńskie, prastare pieśni, opiewające czyny i boje dawnych królów",10 które Karol Wielki polecił zapisać. Z innego źródła wiadomo o istnieniu pieśni sławiącej czyny Chlotara I," a zachowana pieśń o zwycięstwie Ludwika III pod Saucourt świadczy, że i w drugiej połowie IX wieku układano pieśni o bohaterach.12 Nie można twierdzić, że zromanizowani Frankowie, którzy przecież równie jak ich germańscy kompatrioci przywiązani byli do tradycji, nie posiadali romańskich wersji frankijskich pieśni o czynach bohaterów. Niektóre z nich popadały w zapomnienie; zachowywały się Wątki opowiadające o najbardziej ulubionych bohaterach, niekoniecznie 168 IV. „La dolce France, tere major" zaś o czołowych postaciach oficjalnej historii. Do czasu utrwalenia na piśmie pieśni te ulegały łatwym przekształceniom, wzbogacały się o nowe epizody, szczegóły lokalne, a także treści ideowe. Wydaje się, że patriotyzm „francuski", przenikający spisane wersje chansons de gęste, zwłaszcza Pieśni o Rolandzie, jest elementem stosunkowo nowym, wiążącym się z okrzepnięciem ideowym królestwa na ziemiach dawnego „księstwa Francji" (ściślejszej) i rozwojem przekonania o specjalnej misji dziejowej „Franków". Chansons de gęste powstawały w północnej Francji, mimo iż ich bohaterowie, jak Wilhelm z Tuluzy (w wersji epickiej — Wilhelm z Orange), pochodzili z południa. Zapewne, jak sądzi m.in. Gustave Cohen, w pierwotnych wersjach nie było owych frapujących Bediera szczegółów geograficznych południowofrancuskich i hiszpańskich, które zostały wprowadzone dopiero w epoce ożywienia pielgrzymek do Composteli oraz wypraw krzyżowców francuskich do Hiszpanii; np. Wilhelm z Orange nie zamierza wstąpić, jak jego prawdziwy prototyp, do klasztoru w A-niane lub w Gellonie, ale do normadzkiego klasztoru Św. Michała (Mont--St.-Michel); w Pieśni o Rolandzie nie ma śladu kultu św. Jakuba, wbrew tezie o jej powstaniu na szlaku pielgrzymek. Nasycenie epopei szczegółami południowofrancuskimi, w szczególności lokalizacja grobów bohaterów i pamiątek po nich (w rodzaju Rolandowego rogu w kościele Św. Seweryna w Bordeaux) jest dziełem późniejszych uzupełnień, spowodowanych pragnieniem ściągnięcia pielgrzymów do klasztorów i kościołów leżących na szlaku do Hiszpanii; tu mnisi z Roncevaux i Gellony (dziś St.-Guilhem-le-Desert) przejawiali niewątpliwie wiele inicjatywy. Obok przywiązania do wiary i wierności seniorowi w pełnej krasie występuje w chansons de gęste, a szczególnie w Pieśni o Rolandzie, umiłowanie kraju rodzinnego. To, co kroniki ujmowały w schemat gotowych zwrotów, zaczerpiętych lub nawet żywcem odpisanych z literatury antycznej, nosi w tej pulsującej życiem twórczości znamię spontaniczności i szczerości. „Słodka Francja" (dolce France), „Francja oczyszczona, święta" (France 1'asolude) — to przedmiot miłości i przywiązania. Przywiązanie dotyczy ziemi i ludzi zarówno w teraźniejszości, jak w przeszłości — wszak wszystkie chansons de gęste są wyrazem zapatrzenia we wspaniałą przeszłość. Francja — to „tere major" — ziemia przodków: przodków wspaniałych, jak Roland, Oliwier czy Wilhelm, a zwłaszcza największy z nich, symbol całej Francji — Karol Wielki, „Charles li reis, nostre emperedre Magnes", którego imię rozpoczyna Pieśń o Rolandzie.13 „Pod postacią dawnej Francji chcieli [autorzy epopei] nade wszystko uczcić Francję ich czasów" — pisał Joseph Bśdier.14 „Kiedy Bóg tworzył 99 królestw ziemskich, skupił — czytamy w poemacie o Koronacji 3. Tradycja a francuska świadomość narodowa 169 Ludwika — wszystko co najlepsze w słodkiej Francji." 15 Ale czym była „słodka" i „piękna" Francja tych poetów, wytęskniona Francja ich bohaterów, dla których nawet wiatr, wiejący od jej strony, miał specjalny aromat? Bedier utożsamiał ją z królestwem Kapetyngów, ale Ferdinand Lot na podstawie analizy nazw geograficznych zawartych w Pieśni o Rolandzie stwierdził, że w wielu przypadkach jest to „Francja" karolińska, sięgająca od Kanału La Manche po Ren, z ośrodkami w Akwizgranie, Paryżu i St. Denis — co dowodzi siły frankijskiej tradycji historycznej. W chwili śmierci Rolanda zadrżała wszak ziemia od Mont-St.- -Michel do Xanten nad Renem (Senz w Pieśni o Rolandzie) i od Besancon do Wissant (Guitsant) nad Kanałem.16 Jednak obok tej „Francji" historycznej daje się wyróżnić inna ściślejsza Francja, zamieszkana przez „właściwych Francuzów", Franceis de France, którzy odznaczają się szczególną walecznością i roztropnością. Z nich formuje Karol swój hufiec przyboczny, którego chorążym jest hrabia Andegawenii, oraz dwa pierwsze hufce; w wojsku Karola są — zgodnie z tradycją karolińską — Alemanowie, Burgundowie, Fryzowie i Bretonowie; są — ale usunięci poza właściwych Francuzów — Flamandowie i Lotaryńczycy, są — wbrew historii — Normanowie, są — nie zaliczani do Francuzów — Owerniacy i Akwitańczycy (Peitevins), są szczególnie dzielni Bawarowie. „Nie masz pod słońcem ludzi, których by Karol bardziej miłował: z wyjątkiem Francuzów, którzy podbili mu tyle królestw." Cels de France, qui les regnes conquierent — Francuzi, którzy podbijają królestwa, cels de France, des plus saives qui sont — Francuzi, nad innych roztropni" — to mieszkańcy „ducatus Franciae", Ile-de-France z dodatkiem późno-karolińskiej Neustrii, skoro Laon jest jednym z jej ośrodków, a hrabia Andegawenii nosi sztandar. To jest przede wszystkim tere de France, molt dolz pais (ziemia francuska, najsłodszy kraj)," z której imieniem giną baronowie pod Roncevaux, prosząc Boga, aby błogosławił ją i jej króla, que [...] benedist Charlon e France dolce.19 Ponieważ jednak „Francuzi z Francji", la franceise gent,20 panują nad rozległym państwem, obejmującym inne jeszcze kraje, granice Francji w Pieśni o Rolandzie wyraźnie się rozszerzają, zależnie od kontekstu; i to właśnie pozwoliło utożsamiać się z Francuzami wszystkim, którzy mówili ich językiem, kochali tradycję historyczną, zawartą w chansons de gęste, wielbili jej bohaterów i czcili króla Francji. Dlatego kultura rycerska, której odbiciem są chansons, odegrała wielką rolę w rozszerzaniu pojęcia Francji aż po granice królestwa, którego reprezentantem był władca, kultywujący tradycję królów frankijskich związaną z St. Denis. Wprawdzie ziemie na południe od Loary, z ich odmiennym językiem i równolegle się rozwijającą inną wersją kultury rycerskiej, słabo zosta- 170 IV. „L.a dolce France, tere major" ły objęte tym procesem promieniowania wspólnoty francuskiej, ale południe stało się dla właściwych Francuzów częścią ich dziedziny; wszak tam toczyli boje Roland, Oliwier i Wilhelm z Orange, tam znajdowały się upamiętnione w epopejach Roncevaux, Narbona, Roussillon, tam spoczywały szczątki bohaterów i tam przechowywano ich pamiątki. A więc w pojęciu dość szerokiej grupy społecznej północnej Francji, dworzan, duchownych, rycerzy, mieszczan, Francja zaczynała się utożsamiać w ciągu XII wieku, m.in. pod wpływem kształtowanych przez tradycję historyczną pojęć, z królestwem Franków. Filip August miał, według kronikarza angielskiego Mateusza Parisa, gniewnie zareagować na odruchy niezależności we Flandrii: „Na świętych Francji, albo Francja zostanie Flandrią, albo Flandria Francją!" 21 On też zamienił tytuł rex Francorum na rex Franciae, ponieważ za jego czasów nazwa Francji nabierała już tego nowego, szerszego znaczenia. Inaczej jednak rzecz wyglądała w świadomości Akwitańczyków, Bretończyków czy nawet najbliższych językowo Normandczyków, którzy nie utożsamiali się z Francją i Francuzami; świadectwem są tu kroniki normandzkie począwszy od Dudona z St. Quentin. Jeżeli Wilhelm Zdobywca z upodobaniem słuchał przed bitwą pod Hastings opowieści o czynach Rolanda, to nie była to z pewnością wersja identyczna z dziś zachowaną, przesiąkniętą ideami królewskimi z St. Denis i Reims. Najwcześniej, jak już widzieliśmy, wystąpił nowy patriotyzm francuski wobec obcych, i to wobec tych „obcych", z którymi Francuzi, jako Fran-kowie, tworzyli do niedawna wspólnotę. Nowa Francja nawiązywała tu do ambicji swych ostatnich królów z dynastii Karolingów, którym nowa dynastia niemiecka nie tylko zabrała część świętego dziedzictwa przodków, ale potęgą w skali europejskiej wysoko górowała nad francuskimi Karolingami, zależnymi od łaski swych wielkich wasali. Upokarzające arbitraże Ottona I, jego brata Brunona i jego syna Ottona II w obronie Ludwika IV i Lotara, interwencje Ottonów w kościelne sprawy Francji, przedstawiali Flodoard i Richer jako patriarchalne rozstrzygnięcia sporów rodzinnych przez osobę cieszącą się największą powagą (zarówno Ludwik IV, jak Hugo Wielki byli szwagrami Ottona I). Jednak przytaczane przez Richera anegdoty są wyraźnym dowodem, jak dalece królowie Franków zachodnich i ich wasale obawiali się potęgi Ottonów i jak wytrwale strzegli swej niezawisłości. Podczas spotkania w Attigny w 940 r., gdzie Otton I pośredniczył między Ludwikiem IV a Hugonem, zdarzyło się, że obydwaj królowie siedli na łóżku polowym, przy czym Ottonowi, siedzącemu w głowach łóżka, wypadło wyższe miejsce. Wilhelm norman-dzki ocenił to jako hańbę swego króla; poprosił go o wstanie i sam zasiadł na jego miejscu, oświadczając, że „jest niestosowne, aby widziano, że król siedzi na niższym miejscu, gdy ktoś inny zajmuje miejsce wyż- 3. Tradycja a francuska świadomość narodowa 171 sze". Na to Otton miał wstać z miejsca, które zajął Ludwik.22 Podobny wydźwięk ma inna anegdota, o spotkaniu Hugona Capeta z Ottonem II w Rzymie w 981 r.; Hugonowi towarzyszył Arnulf, biskup Orleanu. Hugon, jeszcze książę „Francji", rozmawiał z cesarzem z pomocą Arnulfa jako tłumacza — co świadczy, że Hugon, w przeciwieństwie do ostatnich Karolingów, nie władał językiem niemieckim (mimo niemieckiego pochodzenia matki!). Wstając po rozmowie, Otton poprosił Hugona o podanie leżącego na krześle miecza; zanim książę to uczynił, wyręczył go biskup, obawiając się, że usługa tego rodzaju, spełniona przez księcia Francji, może być poczytana za dowód zależności wasalnej.23 Być może Richer sam zmyślił tę historię: Hugon musiał być wolny od jakiegokolwiek cienia zależności od cesarza, skoro zależność taka posłużyła jego zwolennikom podczas elekcji w 887 r. do odsądzenia od tronu Karola Lotaryń-skiego. Nie pamiętano już, że ojciec Capeta, Hugo Wielki, w 940 r. złożył hołd lenny Ottonowi I. Ale w każdym razie jest to świadectwo opinii francuskiej końca X w., pilnie strzegącej suwerenności „królestwa Franków" przed pretensjami uniwersalizmu cesarskiego do zwierzchnictwa. Wyraźnie widać tę tendencję również w Pieśni do króla Roberta pióra Adalberona, biskupa Laon, w której autor wyraźnie podkreśla równość dwu największych monarchów chrześcijaństwa — króla Franków i cesarza — przypisując Robertowi Pobożnemu królewskich i cesarskich przodków.24 Jest to zapewne pierwsza próba nawiązania nowej dynastii do tradycji karolińskich. Równość władzy króla francuskiego z władzą cesarską podkreślał też w swej kolekcji prawa kanonicznego bliski Robertowi II Abbon, opat Fleury, który może być uważany za prekursora sławnej w późniejszym średniowieczu formuły rex imperator in regno suo (król ma w swym królestwie władzę równą cesarskiej).25 Przeciwstawiano się także we Francji końca X wieku interwencjom cesarskim w sprawy Kościoła francuskiego, nawet dokonywanym za pośrednictwem całkowicie zależnych wówczas od Cesarstwa papieży (spór o arcybiskupstwo Reims). Na synodach w Reims 991 i w Chelles 994 biskupi francuscy odrzucili prawo papiestwa do wtrącania się w wewnętrzne spory Kościoła francuskiego, formułując w ten sposób podjęte w późnym średniowieczu zasady „gallikanizmu". Im słabsza była pozycja królów francuskich, tym bardziej akcentowali oni swoją suwerenność i równość. Nic dziwnego, że zarówno ostatni Karolingowie, jak Robert Pobożny i Henryk I przybierają w niektórych dokumentach tytuł Augustus, a dla Helgauda z Fleury Robert Pobożny — to „tantus Francorum imperator".26 Świadomość polityczna o wyraźnym akcencie antyniemieckim nie ograniczała się do związanych z dworem pisarzy. Richer opisuje zajścia podczas zjazdu Karola Prostaka z Henrykiem I w Wormacji w 920 r., gdzie ,,młodzieńcy germańscy i galijscy, rozdrażnieni odmiennością języków, 172 IV. „La dolce France, tere major" zaczęli, jak to mają w zwyczaju, z wielką gwałtownością obrzucać się obelgami". Zacietrzewieni młodzieńcy chwytali za miecze; ofiarą bójki padł hrabia Erlebald, który wdarł się między walczących, usiłując ich powstrzymać.27 A więc do spraw hegemonii politycznej dołączyły się różnice językowe, dzielące coraz silniej dawną wspólnotę Franków. Walki o Lotaryngię, do której francuscy Karolingowie stale rościli pretensje, przyczyniły się do dalszego wzrostu antagonizmów. W roku 978 Lotar zachodniofrankijski uzyskał powszechne poparcie tych pretensji przez książąt i mógł dokonać zbrojnej wyprawy na Akwizgran; po zajęciu starej siedziby Karola Wielkiego odwrócił ku wschodowi stojący przed pałacem cesarskim spiżowy posąg orła, którego uprzednio królowie sascy skierowali ku zachodowi, „subtelnie dając do zrozumienia, że mogą swym rycerstwem w każdym czasie pokonać Gallów".28 Wkrótce potem, podczas spotkania obydwu wojsk w czasie odwetowego najazdu Ottona II na Francję, jakiś Niemiec wyzwał Francuzów do pojedynku, obrzucając ich wyzwiskami „na hańbę Gallów". Oczywiście Richer z dumą opisuje wystąpienie „galijskiego" szermierza i jego zwycięstwo nad bluźniercą.23 Odwrót Ottona spod Paryża stał się w późniejszych kronikach francuskich wielkim zwycięstwem „Francuzów" nad Cesarstwem. Wszystkie te przykłady pochodzą z kroniki Richera, któremu mimo obiekcji G. A. Bezzolego, nie sposób odmówić silnego francuskiego patriotyzmu, posuwającego się do przekręcania faktów niemiłych dla zagrożonego w swej suwerenności królestwa. Zarazem można chyba uznać Richera za wyraziciela uczuć pewnej grupy społeczeństwa, stanowiącej zaczątek francuskiego „narodu politycznego"; grupa ta rozwinie się silnie w ciągu XI w., skupiając się wokół monarchii i tradycji frankijskich, broniąc poglądu o niezależności i wyższości króla Franków nad innymi koronowanymi władcami Europy, uzasadniając to specjalnymi zadaniami jego i jego ludu wobec Kościoła i ludzkości. Dzięki temu w XI w., na fali ruchu krucjatowego, idea ta skupi wokół siebie szerokie już kręgi duchowieństwa i rycerstwa. Patriotyzm francuski, który obserwowaliśmy w chansons de gęste, wiązał się bowiem ściśle z duchem wypraw krzyżowych i z ideą walki z niewiernymi. Wyprawy Normandczyków do Włoch południowych i na Sycylię, wyprawy licznych rycerzy francuskich do Hiszpanii, rozpowszechniony w chrześcijaństwie i coraz silniej popierany przez papiestwo pogląd o konieczności wyparcia muzułmanów z Europy i odebrania im Ziemi Świętej — wszystko to wpłynęło na szczególną popularność idei krucjat właśnie we Francji i uczyniło w umysłach duchownych i rycerzy francuskich walkę z Saracenami szczególnym posłannictwem Francuzów. Są ślady bezpośredniej kontynuacji mesjanizmu frankijskiego VIII—• —IX w., w którym idea obrony Kościoła i walki z niewiernymi grała tak 3. Tradycja a francuska świadomość narodowa 173 wielką rolę, przez nowy mesjanizm francuski XI—XII wieku. Guibert z Nogent, podnosząc odwieczną wierność Francuzów wobec Kościoła, dosłownie niemal cytuje zwrot ze Wstępu do Prawa Salickiego o tym, jak Frankowie uczcili dręczonych i mordowanych przez Rzymian męczenników chrześcijańskich, oprawiając ich relikwie w złoto i ozdabiając drogimi kamieniami.30 Romańska proweniencja Francuzów nie przychodzi mu tu wcale na myśl. Przy nieustannym trwaniu tradycji frankijskich we Francji i utożsamianiu się Francuzów z Frankami nawiązanie do przewag Karola Młota czy Karola Wielkiego nad wyznawcami Mahometa było jednak czymś oczywistym. Dlatego też w chansons de gęste wrogiem absolutnym, z którym toczą się wszystkie nieomal wojny, są Saraceno-wie, a inne elementy tradycji karolińskiej ulegają zatarciu. Krucjaty, zarówno hiszpańskie jak lewantyńskie, nie były dziełem królów francuskich; aż do Ludwika VII monarchia francuska nie miała w nich żadnego udziału. Także drugi nurt rodzącego się mesjanizmu francuskiego — i tutaj przypominającego dawny mesjanizm frankijski ze Wstępu do Prawa Salickiego — mianowicie szczególna wierność Kościołowi i katolickiej ortodoksji, rozwija się początkowo nad głową króla. Antypapieskie deklaracje synodów francuskich końca X w. poszły w niepamięć. Grzegorz VII znalazł dla swej idei reformy Kościoła szerokie poparcie we Francji, ale nie ze strony króla Filipa, który w jego listach występuje jako postać godna pogardy: nie tylko „tyran", gwałciciel kościołów i wyzyskiwacz ubogich, ale pospolity rabuś, napadający na drogach kupców. „Wiele czasu upłynęło — pisał papież — odkąd królestwo Francji, niegdyś sławne i przepotężne, zaczęło się chylić ku upadkowi i ze wzrostem występków tracić oznaki cnoty." 31 Korespondencja Grzegorza, która przyczyniła się do ukształtowania się we Francji opinii popierającej jego walkę z cesarzem i umożliwiła jego następcy znalezienie we Francji schronienia i prowadzenie działalności antycesarskiej, skierowana była nie do króla, lecz do licznych francuskich książąt i biskupów, tworzących propapieski obóz polityczny. Badania ostatnich dziesięcioleci przyczyniły się do pewnej rehabilitacji polityki książąt francuskich. Jak wykazał najdobitniej Karl Ferdinand Werner, w ramach rządzonych przez nich terytoriów dokonywano reform likwidujących anarchię drobnych feudałów i tworzono nową administrację zrywającą z nadawaniem w lenno poszczególnych zamków i okręgów, a także systematyczną skarbowość — co później naśladowali królowie w swej domenie. Dwory książąt były ośrodkami kultury. Dodajmy do tego, że książęta byli związani ideowo z monarchią francuską (oczywiście rozumianą jako zespół wolnych władców pod honorowym przewodnictwem króla), jej tradycjami i suwerennością. Toteż idea posłannictwa Franków-Francuzów wobec ludności i Kościoła znajdowała wśród nich 174 IV. „La doles France, tere major" żywy oddźwięk. Oni, ideowi następcy „parów" Karola Wielkiego, popierali rozwój patriotycznego eposu rycerskiego, oni też stanęli na czele krucjat, zarówno do Hiszpanii, jak do Ziemi Świętej. Krucjaty hiszpańskie, ale przede wszystkim zdobycie Jerozolimy i stworzenie w Syrii i Palestynie państw chrześcijańskich z przygniatającą w nich rolą rycerstwa francuskiego, wywołały we Francji wybuch entuzjazmu i nie znany dotąd wzrost dumy narodowej. Sam Bóg działał przez swój wybrany naród: Francuzów, prowadząc ich od zwycięstwa do zwycięstwa, wynosząc ich ponad inne narody chrześcijańskie. Dawne uczucia zazdrości wobec Niemców — posiadaczy godności cesarskiej — znikły wobec tych „oczywistych" dowodów wyższości Francuzów. Nowa duma narodowa wyraźnie widnieje w dziełach poświęconych dziejom pierwszej krucjaty, w szczególności dziele Guiberta z Nogent, zatytułowanym Gęsta Dei per Francos (napisanym ok. 1108 r.). Dziełu temu wypada poświęcić nieco więcej uwagi, ponieważ charakter Francuzów jako „narodu wybranego" widnieje w nim w pełnym blasku, a duma z sukcesów krucjat i ze specjalnej wierności Kościołowi łączy się z akcentowaniem niechęci do Niemców, których pretensje do prymatu w chrześcijaństwie zostały tu sprowadzone do pustych frazesów. Akcenty antyniemieckie znajdowały uzasadnienie w postawie Henryka IV i jego następcy wobec papiestwa, w którego obronie stanęła Francja. Urban II, „pierwszy papież z Franków", jak z satysfakcją notuje Guibert, udał się po pomoc do Francji, gdzie znajdowali ją zawsze jego poprzednicy; kronikarz przypomina przy tej okazji podróże papieży Zachariasza i Stefana III (II) do Pepina Małego i interwencję Franków w interesie papiestwa przeciw Longobardom, dając w ten sposób wyraz ciągłości tradycji frankijskiej. Naród Franków (= Francuzów) odnosił się — zdaniem Guiberta — zawsze z szacunkiem i powolnością wobec decyzji następców św. Piotra. Tymczasem Niemcy (Teutonici), odrzucając zalecenia papieskie „z barbarzyńskim jakimś uporem", wolą podlegać ekskomuni-ce, niż się podporządkować. Guibert przytacza swą rozmowę z archidiakonem mogunckim, który występował z pretensją do Francuzów za pomoc udzielaną papieżowi Paschalisowi II przeciw Cesarstwu i „tak dalece poniżał króla naszego wraz z ludem, [...] że odmawiał im nawet nazwy Franków". Odpowiedź Guiberta była dosadna: „Jeżeli uważasz nas za tak gnuśnych i zepsutych, że w swym obrzydliwym bełkocie uwłaczasz imieniu najsławniejszemu aż po Ocean Indyjski, powiedzże mi, do kogo zwrócił się papież Urban, ściągając obronę przeciw Turkom? Czyż nie do Franków [= Francuzów]? Gdyby ci nie ruszyli pierwsi i z najżywszym staraniem i niezmożonymi siłami nie powstrzymali barbarzyństwa ściągających zewsząd ludów, niczym by były posiłki waszych Niemców [Teutonicorum], których imię nawet tam nie zabrzmiało." 3a 3. Tradycja a francuska świadomość narodowa 175 Trudno nie widzieć w tym tekście rozbudzonej francuskiej świadomości narodowej, nabierającej cech szowinistycznych; warto podkreślić — za Jacques Chaurandem — że patriotyzm Guiberta nie ma jeszcze za punkt centralny osoby króla i nie jest związany z „religią królewską". Duma z wyższości udowodnionej w wyprawie krzyżowej łączy się z poczuciem głębokiej słuszności stanowiska francuskiego w sprawach kościelnych, które prowadzi prosto do pojęcia Francji, jako „najstarszej córki Kościoła"; triumfalne uczucie przewagi nad niemieckimi rywalami, którzy okazali się także złymi chrześcijanami, łączy się tu z szyderstwami w stosunku do ich języka (Guibert nie wie, że tym językiem mówili „czcigodni" dawni Frankowie!). Obarczony przez Boga specjalnymi zadaniami naród francuski został za to obdarzony również szczególnymi przymiotami. „Ponieważ od młodości nosił jarzmo (Boskie!), będzie trwał samotnie, pośród właściwości innych narodów, ten naród szlachetny, roztropny, waleczny, bogaty i wspaniały!" 33 Wszystkie inne narody zazdroszczą mu tej pozycji. Myśli Guiberta, związanego zresztą później z otoczeniem króla Ludwika VI, wyrażały poglądy dość szerokiego kręgu rycerstwa i duchowieństwa francuskiego;34 w rozwiniętej postaci spotkamy je również w dziełach Sugera z Saint-Denis, który starał się powiązać ten rozpłomieniony przez krucjaty patriotyzm francuski z królem i królestwem, wplatając weń ową „religię królewską" i przy okazji akcentując kult św. Dionizego jako patrona króla, państwa i narodu. W swej biografii Ludwika VI poświęcił Suger dużo miejsca roli Francji w konflikcie papieża Paschalisa II z Cesarstwem, podkreślając jednak s/czególnie rolę „króla Franków", który, podobnie jak jego poprzednicy z Karolem Wielkim na czele, gotów jest nieść papieżowi pomoc przeciw „tyranom i wrogom Kościoła, a zwłaszcza cesarzowi Henrykowi". Tutaj także występują ostre akcenty antyniemieckie: na rokowaniach w Chalons nad Marną posłowie niemieccy „z niemiecką gwałtownością wybuchali złością i, gdyby mogli się bezpiecznie ośmielić, pluliby obelgami i obrażali". Cechą ich jest „furor Teutonicus" — szał niemiecki, a niechęć Sugera do języka i kultury sąsiadów wyraża się w zdaniu o „straszliwym wyciu śpiewających Niemców, przenikającym niebiosa". Jeżeli arcybiskup trewirski Brunon uzyskał pozytywną ocenę jako „mąż pełen ogłady i wymowy, pełen elokwencji i wiedzy", to tylko dzięki swemu Wykształceniu we Francji i znajomości form francuskich (gallicano co-turno exercitatus). Nic dziwnego, że i papieżowi przypisuje Suger „nienawiść do Niemców" i „miłość do Francuzów".35 Szczytowym punktem opowiadania Sugera są wypadki 1124 roku. Cesarz Henryk V zwołał pospolite ruszenie, aby uderzyć na Francję w sojuszu ze swym teściem, królem angielskim Henrykiem I. We Francji po- 176 IV. „La dolce France, tere major" wstało poczucie ogólnonarodowego zagrożenia, które ogarnęło szerokie kręgi społeczeństwa całego królestwa. „Król Niemców — stwierdzał Ludwik VI w późniejszym przywileju dla St. Denis — przygotował wojsko, aby wkroczyć i ujarzmić nasze królestwo".36 Zwoławszy radę, Ludwik, zapewne za sugestią Sugera, udał się do St. Denis, aby manifestacyjnie oddać się pod protekcję świętego, który — według słów Sugera — miał być „osobliwym patronem i szczególnym po Bogu protektorem królestwa". Jako lennik św. Dionizego z hrabstwa Vexin, król podjął z ołtarza chorągiew, która w przyszłości miała pełnić rolę jednego z najświętszych symbolów narodowych Francuzów, wzywając jednocześnie wszystkich swych wasali do stawienia się, aby przeciwstawić się najeźdźcy. To, co potem nastąpiło, przedstawia Suger jako cud św. Dionizego i wyraz jego opieki nad Francją. „Oburzone niezwykłą zuchwałością wrogów, doświadczone męstwo Francji, poruszając ze wszech stron wyborne rycerstwo, wysłało siły i mężów, pamiętnych dawnego męstwa i starożytnych zwycięstw." Pod Reims nie zabrakło żadnego nieomal z wielkich lenników królestwa; Suger podkreśla, że przybył nawet Tybald, hrabia Szampanii, który przerwał toczoną właśnie z Ludwikiem wojnę wewnętrzną, „ex ajuracione Francie" — czyli pod wpływem zaklęć Francji.37 Nie wiadomo, czy kronikarz ma tu na myśli napomnienia Francuzów, czy miłość do Francji, tkwiącą gdzieś w głębi duszy hrabiego. Zebrała się wielka masa rycerstwa, jakiej dotychczas Francja nie widziała: Suger porównuje ją do szarańczy, ogarniającej doliny rzeczne, równiny i nawet zbocza górskie. Przez tydzień oczekiwano cesarza, który się jednak nie pojawił, i mimo namów zwolenników wkroczenia w granice nieprzyjacielskie pospolite ruszenie rozeszło się bez bitwy. Z tego powodu ta sławiona przez Sugera kampania została zlekceważona przez historyków, traktujących ją jako niegodny uwagi epizod. Opat z St. Denis miał jednak słuszność, uważając zebranie pospolitego ruszenia pod Reims za triumf Francji. Książęta francuscy, którzy stawili się na polecenie swego suzerena, decydowali się bronić całej Francji przed najeźdźcą, przezwyciężając swe partykularne interesy. Europa ujrzała, że zjednoczone siły Francji mogą stanowić potęgę. Nie chciał jej wypróbować cesarz, który zrezygnował z wyprawy. Nie tylko Suger, ale i inni Francuzi zdali sobie zapewne sprawę z siły ukrytej w rozbitym politycznie królestwie, którą można by się posłużyć, gdyby udało się przezwyciężyć rozbicie. „Terrarum domina — Francia", Francja, pani nad krajami,38 występuje u Sugera jako symbol jedności stojącej ponad podziałami. Wzrósł autorytet króla, który niezaprzeczalnie był symbolem Francji, podobnie jak stał się nim niebawem sztandar św. Dionizego, pod którym skupiło się rycerstwo całego królestwa. Klasztor w St. Denis patronował, zwłaszcza za czasów Sugera, dalsze- 3. Tradycja a francuska świadomość narodowa 177 mu rozszerzaniu patriotyzmu ogólnofrancuskiego, skupionego wokół osoby króla. Sukces pospolitego ruszenia z 1124 r. umocnił zarówno autorytet króla, specjalnego wybrańca Bożego, namaszczonego krzyżmem dostarczonym bezpośrednio z niebios i obdarzonego nadprzyrodzonym darem leczenia, oraz św. Dionizego, patrona i opiekuna Francji, którego protekcja obroniła kraj przed najazdem bez żadnego przelewu krwi. Wspominaliśmy już o roli St. Denis w kultywowaniu legendy karolińskiej i uczynieniu z niej patriotycznej tradycji kapetyńskiej Francji. Wyrazem tego procesu jest utożsamienie wzmiankowanej w Pieśni o Rolan-dzie chorągwi Karola Wielkiego, 1'orie flambe,39 z zwycięską chorągwią św. Dionizego, przyjętą przez Ludwika VI z ołtarza St. Denis i w analogiczny sposób podejmowaną przez jego następców w kolejnych wyprawach wojennych. • L'Orie flambe, Oriflamme była w Pieśni o Rolandzie chorągwią św. Piotra, otrzymaną przez Karola Wielkiego w Rzymie od papieża, tą chorągwią, którą otrzymuje Karol Wielki od św. Piotra na słynnej mozaice w Pałacu Laterańskim. Teraz mnichom z St. Denis (może samemu Su-gerowi) wydało się celowym powiązanie legendy osnutej dokoła świętego sztandaru Karola z osobą św. Dionizego, nowego patrona Francji, i konkretną chorągwią, przechowywaną w opactwie. Już w 1184 tożsamość chorągwi św. Dionizego z Oriflamme była powszechnie uznawana. W późniejszych więc rękopisach Pieśni o Rolandzie usunięto wzmiankę o rzymskim pochodzeniu chorągwi i związku ze św. Piotrem; natomiast w poemacie Anseis z Kartageny z pierwszej połowy XIII w. Karol Wielki, wyruszając na wyprawę wojenną, podejmuje Oriflamme z ołtarza w Saint- -Denis, jak to mieli potem czynić królowie francuscy.40 Pod Bouvines w 1214 r. Oriflamme, święty symbol narodowy, krzepił swym widokiem walczących rycerzy francuskich. Dzięki Pieśni o Rolandzie karolińską co najmniej metrykę otrzymało zawołanie bojowe Kapetyngów: „Munjoie!", poświadczone przez anglo--normandzkiego kronikarza Oderyka Vitalisa w opisie bitwy stoczonej w 1119 r. w tłumaczeniu łacińskim jako „meum gaudium" (moja radość).41 Mimo tak prostego wyjaśnienia tego zawołania (dostarczonego przez Laurę Hibbard-Loomis), przez długie wieki głowiono się nad jego genezą, ponieważ jego forma pisana zmieniła się wkrótce na „Montjoie!". Wywodzono je więc od Mons Gaudii, wzgórza pod Rzymem, skąd pielgrzymi po raz pierwszy mogli ujrzeć Wieczne Miasto, cel ich wędrówki. W XIV wieku, w klasztorze premonstratensów Joyenval powstał poemat o pochodzeniu herbu francuskiego, w którym przenoszono genezę zawołania aż do czasów Chlodwiga, który niedaleko późniejszego klasztoru, pod górą zwaną Montjoye, miał zwyciężyć wielmożę imieniem Conflac. Zwycięstwo odniósł on, ponieważ za radą pustelnika (który niebawem stał się św. 12 — B. Zientara 178 IV. „La dolce France, tere major" Dionizym!) umieścił na swej tarczy zamiast pogańskich półksiężyców — trzy lilie. Zresztą w samym zawołaniu niebawem (ok. 1200) pojawia się wezwanie patrona Francji, św. Dionizego; odtąd rycerzś francuscy ruszali do boju z okrzykiem: „Montjoie Saint Denis!". W tym też kontekście należy wspomnieć o ulubionym zaklęciu rycerzy francuskich: „Par le cors Saint Denis!" (Na ciało św. Dionizego!). Mnisi z St. Denis potrafili wykorzystać pozycję, którą ich patronowi przyniosło wywyższenie go przez Sugera i Ludwika VI do rangi głównego opiekuna Francji. Związek kultu św. Dionizego z rosnącym patriotyzmem francuskim i ścisłe powiązania tego patriotyzmu z tradycją karolińską, popularną dzięki chansons de gęste, znalazły wyraz w dwu szeroko w historiografii dyskutowanych falsyfikatach z XII wieku, mianowicie kronice tzw. Pseudo-Turpina i przywileju Karola Wielkiego dla St. Denis. Daty dokonania obu fałszerstw są sporne. Co do kroniki, rzekomego dzieła arcybiskupa Reims Turpina, znanego z Pieśni o Rolandzie, opisującego rzekome czyny Karola Wijelkiego w walce z Saracenami w zupełnej sprzeczności z historią, lecz w zasadniczej zgodności z karolińskim wątkiem chansons de gęste, prawdopodobne wydaje się datowanie jej powstania na ok. 1130 r., co proponuje jej wydawca C. Meredith-Jones;42 wraz z nim wypada się też zgodzić, że autor nie musiał pisać jej w Hiszpanii (jak sądzili dawniejsi historiografowie), ale w żadnym wypadku nie można przyjąć niefortunnego pomysłu powiązania jej z Akwizgranem. Percy E. Schramm wskazał na możliwość powstania kroniki w St. Denis lub dokonania tam jej przeróbki, w której znalazł się intrygujący ustęp o darowaniu Francji w lenno św. Dionizemu; jednak możliwość przeróbki polegającej na wprowadzeniu tego ustępu wykluczył C. Meredith-Jones, ze względu na jego występowanie we wszystkich najstarszych rękopisach kroniki Turpina. Wzmiankowany ustęp opowiada, że Karol Wielki, zwoławszy synod w St. Denis, z wdzięczności za zwycięstwo nad „poganami", nadał „om-nem Franciam" kościołowi Sw. Dionizego „in predio", czyli na zasadzie posiadania majątku; nakazał też, aby w przyszłości wszyscy królowie i biskupi Francji byli posłuszni opatowi z Saint-Denis, bez którego zgody nie byłoby wolno koronować królów ani wyświęcać biskupów. Na znak przynależności do klasztoru każdy posiadacz domu w całej Galii miał płacić rocznie daninę 4 monet (nummos); również niewolni, którzy z własnej woli będą płacić tę daninę, mają zostać wolnymi. Każdy płacący tę daninę miał się odtąd zwać „wolnym św. Dionizego" (francus sancti Dio-nisii); ponieważ wszyscy mieszkańcy Galii płacili tę daninę, zaczęto — według kronikarza — nazywać ich Frankami, a kraj ich Francją, na znak jej swobód od wszelkich powinności na rzecz innych ludów.43 Była 3. Tradycja a francuska świadomość narodowa 179 to próba wytłumaczenia intrygującej ludzi XII w. dwuznaczności terminu „francus", oznaczającego zarówno członka określonej grupy etnicznej, jak „wolnego" (po francusku „franc", skąd powstały rzeczowniki w rodzaju „franchise" — wolność w sensie swobody prawnej, przysłówki jak „franchement" — swobodnie itp.). Oczywiście samą interpretację „Franków" jako „ludzi wolnych" znamy z wielu innych, frankijskich jeszcze źródeł. Tutaj jednak połączono ją tak ściśle z tendencją do wywyższenia St. Denis, że trudno sobie wyobrazić, aby tekst ten mógł powstać gdzie indziej. Dalszym krokiem mnichów z St. Denis było przybranie w formę dokumentu niezwykłej wiadomości o nadaniu całej Francji św. Dionizemu: tak powstał falsyfikat z datą 813 r., w którym Karol Wielki uroczyście nadaje kościołowi w St. Denis wszystkie wymienione w kronice Pseudo-Turpina prerogatywy; na znak podległości św. Dionizemu złożył na jego ołtarzu swą koronę i wpłacił jako daninę 4 złote bizanty (monety bizantyjskie), w czym go mają naśladować następcy. Również przy ogólnej daninie wolnych Franków zaznaczono, że mają to być złote monety (num-mi aurei).44 Badacz holenderski C. van de Kieft datuje to fałszerstwo na ok. 1160 r. i jest skłonny przypisać je następcy Sugera, opatowi Odonowi z Deuil (1151—1162), z którego czasów pochodzi cała seria falsyfikatów przypisywanych różnym królom frankijskim, którzy mieli obdarować klasztor rozmaitymi przywilejami i posiadłościami. Stanowisko Sugera, który za Ludwika VI i Ludwika VII był drugą osobą po królu, a podczas krucjaty 1147—1149 r. rządził Francją w zastępstwie nieobecnego monarchy, decydując m.in. o obsadzaniu biskupstw i metropolii, wzbudziło w mnichach w St. Denis pragnienie uczynienia z osobistej pozycji Sugera roli przysługującej prawnie wszystkim opatom. Oczywiście nie dało się to pragnienie ziścić: ze wszystkich postulatów osiągnął klasztor tylko utrzymanie się wcześniejszego już zwyczaju przechowywania insygniów królewskich; stróżem owych insygniów był odtąd opat St. Denis, który dostarczał je na każdą koronację. Wokół insygniów również wytworzyła się tradycja, wiążąca je z Karolem Wielkim: dotyczy to zwłaszcza miecza koronacyjnego, utożsamianego od XII w. ze wspomnianym w Pieśni o Rolandzie mieczem Karola o nazwie „Joiose" („Joyeuse", Gaudiosa w kronice Pseudo-Turpina). W St. Denis dokonywano też koronacji królowych, natomiast królowie w dalszym ciągu byli namaszczani i koronowani w Reims. Umocniła się pozycja św. Dionizego jako głównego patrona Francji, przed Marcinem i Remigiuszem. Napisany w 1223 r. łaciński Żywot św. Dionizego, rychło spopularyzowany w przeróbce francuskiej, szerzył sławę świętego jako opiekuna Francji i jej królów. Nowsze badania wykazały, że królowie (Filip August, Ludwik IX) istotnie wpłacali rekogni- 180 IV. „La dolce France, tere major" cyjną daninę 4 bizantów jako wyraz poddania się patronowi, i to w formie przewidzianej przez pseudo-przywilej. O powszechnej daninie „wolnych Franków" nie było mowy; żaden też z królów francuskich nie potwierdził rzekomego dokumentu Karola Wielkiego z 813 roku. Uznając się za poddanych św. Dionizego, królowie francuscy uzyskiwali sakralizację swej polityki, która była wyrazem działalności świętego, a jednocześnie podkreślali swą niezależność od ziemskich autorytetów. Ponieważ zaś św. Dionizy był patronem nie tylko królów, ale wszystkich „Franków" — Francuzów, mogła się wytworzyć ścisła solidarność między monarchią a narodowymi aspiracjami jej podwładnych, która miała przetrwać wiele burz zewnętrznych i wewnętrznych oraz przyczynić się do szczególnej zwartości feudalnego społeczeństwa francuskiego. Mistyczne ujmowanie więzi między królem a jego podwładnymi znalazło wyraz także w chansons de gęste. W dwunastowiecznej Koronacji Ludwika podkreślono świętość i nienaruszalność obowiązków wasala wobec króla, nawet gdy ten osobiście nie zasługuje na miłość. Ścisły związek francuskiej świadomości narodowej z tradycją frankij-ską, a w szczególności z legendą karolińską, ponownie spowodowały w XII w. konieczność ustosunkowania się Francuzów do idei cesarstwa. W XI wieku królowie francuscy podkreślali swą suwerenność, zostawiając jednak cesarzowi honorowe pierwsze miejsce wśród królów chrześcijańskich, jako protektorowi Kościoła rzymskiego. Jeżeli w źródłach francuskich tego okresu występuje pojęcie „imperium" — to wyłącznie w sensie państwa cesarzy, obejmującego Niemcy (z Lotaryngią), Włochy i (później) Burgundię: nigdy jako określenie władzy uniwersalnej nad chrześcijaństwem. Tylko niektórzy książęta francuscy, zapewne dla rela-tywizacji zwierzchnictwa królów nad nimi, zdają się uznawać nadrzędny autorytet cesarzy; znajdowało to wyraz w datowaniu dokumentów m.in. według lat panowania cesarzy oraz w wypowiedziach niektórych kronikarzy; np. Wilhelm z Poitiers podkreślał, że „nie ma wyższej potęgi ani godności w świecie ponad cesarza rzymskiego".45 Należy jednak podkreślić, że ani Henryk II, ani żaden z cesarzy z dynastii salickiej nie starał się wysuwać jakichkolwiek pretensji do zwierzchnictwa nad królem „zachodnich Franków", a przy ich spotkaniach skrupulatnie dbano o podkreślanie równorzędności obu monarchów. W Niemczech bez wahania też przydzielano królowi francuskiemu pierwsze miejsce po cesarzu w rodzinie władców chrześcijańskich. Powszechne przekonanie o wyjątkowym charakterze władzy królów francuskich i o ich równych cesarskim prerogatywach rzadko znajdowało przeciwników i Innocenty III, kiedy stwierdzał w bulli z 1202 r., iż król francuski „nie uznaje w sprawach doczesnych żadnego zwierzchnictwa nad sobą",46 wyrażał tylko istniejącą już 3. Tradycja a francuska świadomość narodowa 181 opinię. Zdanie to jednak weszło do korpusu prawa kanonicznego i stało się punktem wyjścia teorii suwerenności króla Francji, wypracowanej przez francuskich prawników. Jednakże rozwój legendy Karola Wielkiego, jako symbolu wielkiej przeszłości Francji, musiał zmuszać do pytania: dlaczego współcześni następcy Karola nie noszą tytułu cesarskiego? Jakim prawem posługują się nim królowie „Teutonów" czy „Alemanów", jak na przemian określano władców Niemiec we Francji? Szczególnie próba rewindykacji legendy karolińskiej i rozpowszechnienia jej w Niemczech, podjęta przez cesarza Fryderyka Barbarossę i jego doradcę arcybiskupa kolońskiego Rajnalda z Dassel (kanonizacja Karola na ich polecenie przez antypapieża Pascha-lisa III w 1165 r.), musiała wzbudzić we Francji akcenty polemiczne. Od czasu wybuchu walki papiestwa z cesarstwem stracił znaczenie argument cesarskiej opieki nad Kościołem rzymskim, który umożliwiał w XI w. Francuzom uznawanie prymatu cesarzy wśród władców świeckich. Teraz cesarz był nie opiekunem, ale najgroźniejszym wrogiem Kościoła, wrogiem, przed którym papież szukał schronienia we Francji. Któż, jak nie król francuski, władca narodu zawsze wiernego Kościołowi, obrońca Kościoła, coraz częściej określany w listach papieskich jako rex christia-nissimus, szczególny pomazaniec Boży, był godniejszy korony cesarskiej? Toteż w XII wieku coraz częściej pojawia się postulat odebrania godności cesarskiej niegodnym niemieckim „uzurpatorom" i „przywrócenia" jej królom francuskim. „Par dreit est Rome al rei de Saint Denis" — prawo do Rzymu ma król z St. Denis — podkreślał autor epopei Koronacja Ludwika." Mnożą się proroctwa o powrocie władzy cesarskiej do właściwych dziedziców Karola Wielkiego, kursujące już podczas drugiej wyprawy krzyżowej, kiedy Ludwikowi VII prorokowano, że będzie „cesarzem końca świata". Coraz wyraźniej rysuje się w umysłach Francuzów program, który P. E. Schramm trafnie określił terminem: renovatio im-perii Caroli Magni. Dla uzasadnienia praw Kapetyngów do godności cesarskiej trzeba ich było jednak uznać za potomków Karola Wielkiego. Kronikarze i genealogowie francuscy XII w. gorliwie się tym zajęli. Hagiograf św. Magloriusza (z paryskiego klasztoru Saint Magloire) wywodził od Karolingów żonę Hugona Capeta; jedna z genealogii uznawała Konstancję, żonę Roberta Pobożnego, za córkę Karolinga Ludwika V." Około 1120 roku Lambert z St. Omer po prostu uznał Hugona Capeta za bratanka Ludwika V, ostatniego Karolinga na tronie francuskim. Autorzy licznych katalogów królów zestawiali władców Francji w ciągłym szeregu, nie zaznaczając zmiany dynastii po Ludwiku V. Znajomość faktów historycznych i genealogii królów wśród ówczesnych ludzi pióra była Jednak zbyt powszechna, aby taka mistyfikacja się przyjęła. W 1160 roku poślubił Ludwik VII Adelajdę, hrabiankę szampańską, r 182 IV. „La doZce France, terę major" 3. Tradycja a francuska świadomość narodowa 183 która po kądzieli mogła się szczycić pochodzeniem od Karola Wielkiego (poprzez hrabiów Vermandois, potomków króla włoskiego Bernarda). W 1180 roku syn z tego małżeństwa, Filip, poślubił inną przedstawicielkę potomstwa Karola Wielkiego, Izabelę (Elżbietę), hrabiankę Hainaut, która pochodziła od Judyty, córki Karola Łysego i Baldwina I Flandryjskiego. Tym razem uroczystości koronacji młodej pary w St. Denis w 1180 r. nawiązywały rzeczywiście do tradycji karolińskiej; myśl o „renowacji" imperium karolińskiego miała odtąd zaprzątać myśli młodego króla, który do swego imienia przybrał cesarski tytuł Augustus. Już około 1190 roku poeta Bertrand de Born sławił go jako potomka Karola Wielkiego. Kronikarz i poeta Wilhelm Bretończyk określał go przydomkiem „Karo-lides", tj. potomek Karola,49 a sam Filip nazwał swego nieprawego syna, urodzonego w 1208 r., imieniem Karlotus, i tu nawiązując do tradycji karolińskiej. Współczesny mu pisarz anglo-walijski Girald z Kambrii twierdzi, że pewnego razu Filip, pytany o przyczynę głębokiego zamyślenia, odpowiedział: „Rozważałem, czy kiedykolwiek Bóg będzie łaskaw udzielić mnie lub innemu królowi Franków tej łaski, że królestwo Francji zostanie doprowadzone do pierwotnego stanu i do tej wielkości i rozległości, jaką niegdyś miało w czasach Karola." 50 Nie wchodząc w sprawę autentyczności tej wypowiedzi, trzeba zauważyć, że podobne myśli nurtowały Francuzów od dość dawna: wszak już Suger przytacza opinie swych współczesnych, że obszar Niemiec, który ongiś Frankowie podbili, powinien w myśl prawa frankijskiego podlegać im, tj. Francuzom.51 Była to owa „większa Francja" z Pieśni o Rolandzie, z Akwizgranem jako prawowitą siedzibą „króla Franków", która też przyciągała myśli i „królów św. Dionizego", i ich poddanych. W bitwie pod Bouvines, którą jej bard, Wilhelm Bretończyk, porównał ze zwycięstwem Karola Wielkiego nad Sasami, przemówienie Filipa do rycerzy nawiązywało do tradycji karolińskiej, rozumianej w duchu rycerskiej legendy chansons de gęste. Około 1200 roku Idzi, kanonik Sw. Marcelego w Paryżu, dedykował następcy tronu Ludwikowi (później VIII), synowi Filipa i Izabeli, poemat o Karolu Wielkim, wskazując mu wielki wzór do naśladowania.52 Inny kronikarz, Andrzej z Marchiennes, uznał wstąpienie na tron tegoż Ludwika, po ojcu (a raczej babce ojczystej) i po matce potomka Karolingów, za „powrót królestwa Franków do potomstwa Karola".53 Odtąd imię Karol stanie się jednym z imion nadawanych synom w rodzime monarszej (pierwszym był syn Ludwika VIII, Karol Andegaweński, późniejszy król Sycylii), a kronikarze, z Wincentym z Beauvais i Primatem z St. Denis na czele rozpowszechnią teorię o „powrocie" Karolingów. Św. Ludwik IX, restaurując groby królewskie w St. Denis, umieścił w centrum sarkofagi Filipa Augusta i Ludwika VIII, jako tych, którzy zespolili w sobie dzie- dzictwo kapetyńskie z karolińskim. W pojęciu Francuzów istniała bezpośrednia ciągłość dynastyczna od Meroweusza czy legendarnego Fara-munda aż do królów dziedziczących tron w XIII wieku. O elekcji, oczywiście, nie mogło być mowy. Odmawiając przeciwnikom cesarza Fryderyka II, pragnącym powołać na tron niemiecki Roberta hr. Artois, brata Ludwika IX, posłowie francuscy oświadczyli, że ich mocodawca woli być bratem dziedzicznego króla Francji niż elekcyjnym cesarzem.64 Ogromny wpływ na dalsze kształtowanie francuskiej świadomości narodowej miała historiografia, inspirowana i popierana przez monarchię. Obok dworu królewskiego ośrodkiem historiografii, formującej tradycję narodową w sposób odpowiadający celom politycznym Kapetyngów, był również łdaszor St. Denis. Rigord, mnich tego klasztoru, skompilował na przełomie XII i XIII w. Historię królów Franków, którą uzupełniły nie ukończone Czyny Filipa Augusta: właśnie Rigord przyczynił się do utrwalenia „cesarskiego" przydomka Filipa II. Dzieło jego kontynuował wspomniany już kapelan królewski Wilhelm Bretończyk, naoczny uczestnik bitwy pod Bouvines, który najpierw prozą (Czyny Filipa Augusta), a następnie wierszem (Filipida) opiewał czyny swego władcy. Wilhelm Bretończyk włączył do francuskiego kanonu hi-storiograficznego legendę o niebiańskim pochodzeniu św. ampułki z Reims. Kulminacyjnym punktem jego narracji była bitwa pod Bouvines; pod jego piórem stała się ona triumfem nie tylko króla, ale całej Francji nad jej wrogami. Rycerze Filipa Augusta walczyli bowiem „za honor Boga, Królestwa i króla". Wysunięcie królestwa przed osobę króla nie było przypadkowe: w ciągu XIII wieku pod wpływem prawa rzymskiego państwo staje się wyższą wartością, wspólną dla społeczności narodowej, której również król ma służyć. Z tym nowym znaczeniem państwa wiąże się zapewne zmiana tytułu królewskiego; zamiast rex Francorum Filip August zaczyna się tytułować rex Franciae (1204 lub nawet 1181), przy czym Francia oznacza już całość królestwa, a nie tylko Ile-de-France. W XIII wieku St. Denis stało się oficjalnym centrum historiografii francuskiej, produkującym „urzędową" niejako wersję tradycji historycznej. Wilhelm de Nangis uformował z różnych kronik łaciński zwód historyczny obejmujący materiał aż po czasy Filipa III włącznie; inny mnich z St. Denis, Primat, zredagował pierwszy zwód kronikarski w języku francuskim, stanowiący zaczątek Wielkich kronik francuskich i wręczony królowi w 1274 roku. To ostatnie dzieło, mające znacznie szerszy krąg odbiorców niż kroniki łacińskie, dzieło odpisywane w licznych egzemplarzach i rozpowszechnione w całym kraju, czytywane głośno w kręgach rycerskich, popularyzowane wśród niższych warstw spo-te przez żonglerów, którzy czerpali z niego materiał do pieśni 184 IV. „La dolce France, tere major" 3. Tradycja a francuska świadomość narodowa 183 historycznych, odegrało ogromną rolę w pogłębianiu znajomości tradycji historycznej narodu francuskiego, a zatem również w pogłębianiu francuskiej świadomości narodowej. Niemałe też było jego znaczenie w szerzeniu dialektu Ile-de-France jako powszechnego języka literackiego. W XIII wieku bowiem dialekt ten uchodził już za najczystszą i najwy-tworniejszą francuszczyznę. Oficjalna geneza zwodu i jego związek z dynastią powodowały ścisłe zespolenie świadomości narodowej z wiernością dla dynastii. Francuska świadomość narodowa tego okresu zawiera w sobie dwa elementy, czytelne już u dawniejszych kronikarzy; mesjanistyczne przekonanie o specjalnej misji Francuzów wobec świata w całości, a chrześcijaństwa w szczególności, oraz dumę ze szczególnych osiągnięć tychże Francuzów w kształtowaniu kultury, szlachetnych wzorów życia i obyczajów. Nic w tym dziwnego, skoro epoka krucjat zapoczątkowała falę wpływów francuskich we wszystkich niemal krajach europejskich, wraz z takimi peryferiami chrześcijaństwa, jak Polska, Węgry, Norwegia czy Dania. Nie sposób przytaczać tu liczne utwory gloryfikujące wyższość Francuzów nad innymi ludami: dla przykładu tylko warto wymienić poemat kanonika paryskiego Idziego z Corbeil, lekarza Filipa Augusta, sławiący „Francję, która szczególnym światłem obyczajów promienieje wśród królestw, którą od dawna oświeca przemyślność i głębszy rozum, a ozdabia wierny duch; która sama jedna czyni cechy ludzkie mężnymi i je przekazuje; z jej kielicha wszystkie barbarzyńskie kraje piją nektar, który pomaga im się oswoić (z cywilizacją) i pozbyć się zwyczajów swej pierwotności"...55 Wilhelm de Nangis tłumaczył lilie Kapetyngów jako symbol trzech szczególnych łask, którymi Chrystus obdarzył Francję; potrójny kwiat oznacza wiarę, mądrość (w sensie uczoności) i cnoty rycerskie: we wszystkich tych dziedzinach Francja przewyższa inne królestwa. 56 Trzeba tu dodać, że przekonanie o wyższości Francuzów, przynajmniej w dziedzinie cywilizacji, było często podzielane przez cudzoziemców. W wypowiedziach niemieckich kronikarzy i poetów często podkreśla się przodowanie Francuzów w obyczaju rycerskim i wykształceniu: dla Wolframa z Eschenbach Francja była „krajem prawa rycerskiego",5' a Otton z St. Blasien, kronikarz z początku XIII wieku, podziwiał francuski „zapał i umiejętność wojowania".58 Girald Kambryjczyk (Girald de Barri), dworzanin angielskiego Henryka II, który w swych pismach nie szczędził swemu monarsze i jego rodzinie złośliwej niekiedy krytyki, zachwycał się cnotami, szlachetnością i skromnością królów francuskich. W jednej z anegdot, ozdabiających jego wywody, mówi się o prowadzonej w otoczeniu Ludwika VII rozmowie na temat bogactw i źródeł potęgi różnych krajów. Kiedy rozpatrzono już bogactwa Greków, Niemców i Anglików, król zauważył, że nie wspomniano o Francji, po czym dodał: „A my też z pewnością mamy coś: chleb, wino i wesołość!" I tutaj Girald zdziwił się, że król nie wspomniał o takich prerogatywach Francji, jak doskonałe uzbrojenie, jak „dzielne rycerstwo Franków, którego sława dziś także góruje na całym świecie", jak szczególnie szczodre dary, którymi zostali obdarzeni Francuzi zarówno w sferze cielesnej, jak duchowej. Zwraca uwagę, że królowie francuscy są przystępni, sprawiedliwi, pobożni, nie klną — najwyżej zaklinają się „na świętych Francji", dziedziczą tron według prawa, a nie wydzierają go sobie w walkach bratobójczych; nie noszą w herbie żadnych dzikich zwierząt, jak lwy, leopardy, niedźwiedzie czy orły, lecz kwiaty lilii, co nie przeszkadza im triumfować nad miłośnikami bestii.59 Słowa te pisane były na pół wieku przed działalnością Ludwika IX, który wzniósł autorytet królów francuskich na najwyższe szczyty. Nie zmuszając swych -poddanych do wybierania między lojalnością wobec króla i wobec Kościoła, wielokrotnie potrafił znacznie lepiej od papieży przestrzegać zasad chrześcijańskiej moralności: plony tej polityki miał w godzinie próby zebrać jego wnuk, Filip Piękny. „Modzie na francuszczyznę" i przejmowaniu wzorów francuskich w Europie towarzyszyło rozpowszechnienie języka francuskiego poza Francją — postaci dialektu normandzkiego lub „francuskiego" (z Ile-de--France). Język ten opanował nie tylko Anglię, gdzie stał się na długo językiem warstw panujących, nie tylko zagnieździł się w państwach nor-mandzkich (Sycylia, południowe Włochy), w królestwach hiszpańskich i w koloniach krzyżowców (Syria, Palestyna, Morea), ale rozpowszechniał się na książęcych dworach niemieckich i północnowłoskich, a także wśród włoskiego i zachodnioniemieckiego mieszczaństwa. Był to bowiem pierwszy nowoczesny język literacki, ukształtowany w epopei rycerskiej i poezji dworskiej; odczuwano powszechnie jego piękno, a zarazem nierozerwalny związek z całością francuskich obyczajów i kultury; jak łacina była językiem kleru, tak francuszczyzna stała się ulubionym językiem rycerstwa dworskiego oraz snobizujących się na obyczaj rycerski grup mieszczaństwa. W pocie czoła więc wbijali sobie w głowy francuskie słowa i zwroty włoscy, niemieccy i hiszpańscy milites i nobiles, albowiem język ten — jak pisał wenecki kronikarz (tworzący po francusku) Martino da Canale — „obiega cały świat i jest bardziej przyjemny do czytania i słuchania niż jakikolwiek inny";6° według angielskiego podręcznika francuszczyzny (tzw. „manierę de langage") jest to „najpiękniejszy i najwdzięczniejszy język i najszlachetniejszy w mowie po szkolnej łacinie; jest najchętniej przyjmowany w świecie i u wszystkich ludów i ulubiony ponad wszelkie inne, ponieważ Bóg uczynił go tak słodkim i godnym miłości przede wszystkim na własną cześć i chwałę. 186 IV. „La dolce France, tere major" Dlatego więc można go porównać z językiem aniołów niebiańskich dzięki jego wielkiej słodyczy i urodzie." 61 W poemacie rycerskim o Bertradzie, matce Karola Wielkiego („Berta o wielkiej stopie"), napisanym już w XIII w. przez Adeneta le Roi, czytamy, że ,,w krajach niemieckich był taki zwyczaj, iż każdy wielki pan, hrabia czy margrabia, miał w swym otoczeniu Francuzów, aby jego synowie i córki mogli się nauczyć francuskiego".62 Jakiej francuszczyzny uczono się w Niemczech, Anglii i Włoszech? Zdawać by się mogło, że przewagę winien uzyskać dialekt Ile-de-France, dialekt dworu królewskiego, Paryża i St. Denis. Tak się też w końcu stało, ale nie przed XIII wiekiem. Dopiero stopniowe ustępowanie łaciny na rzecz języka mówionego w aktach rozwijającej się biurokracji królewskiej, przewaga dworu królewskiego nad dworami książąt i hrabiów, ekspansja „królewskiego" rycerstwa z Ile-de-France na obszary przyłączone przez Kapetyngów do domeny królewskiej, zdecydowały o przewadze dialektu tej dzielnicy. W XII wieku utwory literackie powstawały w różnych dialektach północnofrancuskich: normandzkim, pikardyjskim, szampańskim, a poszczególne rękopisy chansons de gęste noszą niedwuznaczne cechy różnych dialektów; najstarszy rękopis Pieśni o Rolandzie zachował się, jak wiemy, w wersji normandzkiej. Początkowo zresztą, jak się wydaje, dialekt normandzki był bardziej popularny niż dialekt Ile-de-France; normańszczyzna przecież rozpowszechniła się w Anglii i w południowowłoskim królestwie Normanów, a dwór Henryka II skupiał poetów francuskich, jak Normandczyk Robert Wace czy Maria Francuska (Marie de France). Powszechnie jednak uważano ten język za francuski, a nie „normandzki", co świadczy, że bez względu na różnice między dialektami teksty literackie były rozumiane w całej północnej Francji. Anglik Roger Bacon, który w XIII w. interesował się problemami językowymi, rozróżniał język francuski (lingua) i jego różniące się między sobą dialekty (idiomata). „Dialekty tego samego języka — pisał — różnią się wśród różnych [ludzi], jak to wyraźnie widać w języku francuskim, używanym wśród Francuzów [właściwych, tj. z Ile-de-France], Pikardów, Normandczyków i Burgundczyków; różnią się oni rozmaitymi dialektami, i co uważane jest za właściwe w dialekcie Pikardów, razi u Burgundczyków, a nawet u bliższych Francuzów."6S Te różnice dialektów oczywiście trwały nadal, także w czasach nowożytnych, ale w drugiej połowie XIII w. zdawano sobie sprawę, że poprawnym językiem francuskim jest dialekt okolic Paryża. W roku 1270 zanotowano w jednym z wykazów cudów bardzo ciekawy wypadek perfekcjonizmu: pewien burgundzki niemowa odzyskał cudownie mowę „i nagle zaczął mówić, nie w swym macierzystym dialekcie, ale poprawnym językiem 4. Naród irancuski a regionalizmy 187 francuskim, jak gdyby się był urodził w samym mieście św. Dionizego (Saint-Denis) i stale tam przebywał".64 Do ujednolicenia języka francuskiego przyczynił się także nalot łaciny w języku literackim: czerpali z niej obficie pisarze, urzędnicy sądowi i duchowni, uzupełniając — często ponad potrzebę — zasób leksykalny języka mówionego łacińskimi terminami i pojęciami. 4. NARÓD FRANCUSKI A REGIONALIZMY I PATRIOTYZMY DZIELNICOWE Normandzkie korzenie znacznej części francuskiej średniowiecznej twórczości literackiej miały ogromne znaczenie dla wciągnięcia mieszkańców tej dzielnicy w ramy kształtującego się narodu francuskiego. Nie była to sprawa prosta, albowiem panowie tej dzielnicy — Normano-wie — mieli silnie ukształtowane poczucie odrębności, oparte głównie na świadomości skandynawskiego pochodzenia, dumie z tradycji pełnej wojennych triumfów oraz na wierze w specjalne posłannictwo Normanów przeznaczonych przez Boga do panowania nad światem, ze szczególnym uwzględnieniem stolic świata chrześcijańskiego — Rzymu i Konstantynopola. Przekonanie to wyraźnie widnieje w historiografii normańskiej bez względu na to, jakiego pochodzenia (francuskiego, włoskiego) byli kronikarze wypełniający zamówienie normandzkich władców. Odrębność językowa Normanów w Normandii znikła z początkiem XI wieku; przejęli oni język i kulturę francuską, zachowując jednak liczne zwyczaje, traktowane jako ważna część własnej tradycji. Ponieśli też ze sobą język francuski i francuską kulturę do Anglii i Italii, przyczyniając się do światowej kariery tego języka, któremu pozostali wierni o wiele dłużej niż dialektowi duńskiemu, którym pierwotnie mówili. Świadomość Normanów, zdobywających Anglię i południowe Włochy, znajduje się dopiero we wstępnym stadium badań. Nie ulega wątpliwości ich duma ze skandynawskiego pochodzenia i z odrębnych, im tylko właściwych obyczajów i cech charakteru. Wśród nich wyróżnia się nie tylko szczodrość, dumę, pragnienie sławy, waleczność, odwagę i przemyślność wojenną (przez przeciwników określaną jako podstępność i wiarołomność), ale także ruchliwość i pęd do szukania nowych terenów ekspansji, skłonność do okrucieństwa i łupiestwa. Rzadko występuje wśród cnót normańskich łagodność czy wielkoduszność. Każda z grup normańskich, w Normandii, Anglii, Walii, Irlandii, Apulii, Kalabrii czy na Sycylii, wrastała szybko w miejscowe środowisko i miejscowe interesy, zręcznie modelując dotychczasowe stosunki przez przenoszenie u-kształtowanych gdzie indziej form ustrojowych. Ale mimo że dość szybko zaczęli się sami określać jako Anglicy czy też Apuli, to jednak — jak 188 IV. „La dolce France, tere major" 4. Naród francuski a regionalizmy 189 stwierdza Laetitia Bóhm — zachowywali „ponadnarodową" świadomość normańską, wynoszącą ich ponad zwykłą ludność opanowywanych krajów dzięki przekonaniu o własnej specjalnej wartości i o misji, jaką Bóg zlecił genti Normannorum. Rycerze Wilhelma Zdobywcy, słuchający przed bitwą pod Hastings opowieści o czynach Rolanda, czuli się Francuzami; niezależnie od dumy ze swego skandynawskiego pochodzenia byli dziedzicami bohaterow-to-warzyszy Karola Wielkiego. Wilhelm Zdobywca, jako król Anglii, określał swych poddanych jako „Francuzów i Anglików"; poza Normmami miał zresztą w swych szeregach rycerzy z innych dzielnic Francji. Traktowali oni Anglię jako zdobycz wojenną, a swe uczucia dzielili między wierność dla króla-księcia Wilhelma i jego rodu a przywiązanie do Francji, za której część Normandia była uważana. Włączenie Normandii do wielkiego imperium Plantagenetów i ścisłe związki między kontynentalnym a wyspiarskim rycerstwem, językowo francuskim, a^e ° coraz bardziej mętnej świadomości etniczno-poltycz-nej, pogłębiały przepaść między Normandią a sąsiednimi pro wire j ami francuskimi, podległymi królowi z dynastii Kapetyngów. Jednak oderwanie Normandii od imperium Plantagenetów na początku XIII wieku przyszło we właściwej porze: mimo wszystko mieszkańcy Normandii nie odczuli tego faktu jako oderwania od „ojczyzny"; jeżeli opierdi się Filipowi Augustowi, to z wierności dla legendy dynastii, a nie z anty-francuskiego patriotyzmu. Ciągle bowiem czuli się związani z kulturą francuską i tkwili w jej tradycjach. Podobna była sytuacja w dawnej macierzystej dziedzinie Plantigene-tów: hrabstwach Anjou, Maine i Touraine. Istniał tam oczywiście separatyzm którego ważnym czynnikiem była wierność dynastii, ab pół-wieczna unia z Anglią nie wytworzyła takich więzi, które zatirłyby świadomość przynależności do „królestwa Franków". Dotyczy to rćwnież innych ukształtowanych w ciągu wieków wspólnot regionalnycl północnej Francji, jak np. Szampania, skupiona wokół własnej djnastii, pyszniąca si3 swa. pomyślnością gospodarczą i kulturą. Inaczej wygadała sytuacja w księstwie Burgundii, tj. w tej część: dawnej Burgundii, która wskutek podziałów karolińskich znalazła się w ramach królestwa zachodniofrankijskiego. Początkowo więzi łączćce to księstwo z innymi terenami Burgundii (z królestwem burgundzkin Wel-fów czy królestwem Bosonidów z Vienne) były silniejsze niż zaLzność od francuskich Karolingów: twórca księstwa, Ryszard Prawodawc^ był rodzonym bratem Bosona z Vienne i zdecydowanie dążył do używania pełni władzy na nowym terytorium. Młodszy syn Ryszarda, Hugo 0Zarny (923_952), zdobył znaczne posiadłości na lewym brzegu Saony, v Królestwie Burgundii, posiadłości, z których miało później powstai tzw Wolne Hrabstwo Burgundii (Franche-Comtó). Jednak wybór jego brata Rudolfa (Raula) na tron francuski ściślej związał jego terytorium z monarchią zachodniofrankijską i powstrzymał proces wyobcowania; z wygaśnięciem dynastii (w linii męskiej) na Hugonie Czarnym (952) dostała się ta część Burgundii pod wpływy późniejszych Kapetyngów; posiadłości za Saoną odpadły. W 1002 roku bezdzietny książę Henryk z rodu Kapetyngów, stryj króla Roberta Pobożnego, mianował następcą swego pasierba, Ottona Wilhelma z Franche-Comte, uzyskując poparcie licznych możnych burgundzkich. Zanosiło się na powstanie nowego terytorium burgundzkiego, przełamującego granice królestw, ale Robert Pobożny nie dopuścił Ottona Wilhelma do objęcia rządów w królestwie. Nie powiodła się również jego próba bezpośredniego związania Burgundii z domeną królewską: sprzeciwiła się temu zdecydowanie społeczność księstwa. W 1032 roku powstało tam władztwo bocznej linii Kapetyngów, zachowującej na ogół lojalność wobec linii królewskiej. W takiej sytuacji Bur-gundczycy z tego terytorium, nie zapominając o swych odrębnych tradycjach lokalnych, nie przeciwstawiali się w XII i XIII wieku asymilacji ze wspólnotą francuską. Natomiast Bretończycy stanowili nadal odrębny lud, nie ulegający asymilacji. Bretania przeżyła ciężkie czasy w okresie najazdów normań-skich IX i X wieku; utraciła jedność, a walczący między sobą lokalni przywódcy byli popierani bądź przez hrabiów Andegawenii (przodków Plantagenetów), bądź przez hrabiów Chartres (przodków późniejszej dynastii szampańskiej), bądź wreszcie przez książąt Normandii. Z początkiem XI w. Gotfryd I, hrabia Rennes, zjednoczył kraj i złożył hołd królowi Robertowi Pobożnemu, aby uzyskać jego poparcie przeciwko hrabiom Chartres i Andegawenii, ale niewiele to pomogło. Od 1030 roku władcy Bretanii uznali się wasalami książąt Normandii i stan taki utrzymał się również po połączeniu Normandii z Anglią. Za panowania Henryka II w Anglii zależność Bretanii od imperium Plantagenetów wzrosła. W 1166 Conan IV przekazał Henrykowi władzę w Bretanii; formalnie król angielski miał sprawować władzę w imieniu córki Conana, Konstancji, mającej poślubić królewicza Gotfryda. Zarówno panowanie tej pary, jak jej dziedzica Artura, było tylko fikcją prawną. Artur, lawirujący między Filipem Augustem a Janem bez Ziemi, został w 1203 zamordowany na rozkaz stryja, co przyspieszyło katastrofę kontynentalnego panowania Plantagenetów. Opanowanie Bretanii przez królów angielskich wywołało niechęć Bre-tończyków, przywiązanych do własnej dynastii i wrogo nastawionych wobec obcego panowania. Wykorzystał to Filip August, nadając Bretanię Alicji, córce Konstancji, dziedziczki bretońskich tradycji z jej drugiego małżeństwa z Gwidonem z Thouars. Początkowo sam objął regen- 190 IV. „La dolce France, tere major" cję w jej imieniu, ale w 1212 wydał ją za mąż za Piotra z Dreux, prawnuka Ludwika VI, członka rodu kapetyńskiego; w ten sposób Bretania weszła w skład posiadłości kapetyńskich. Potomkowie Piotra byli Francuzami; wraz z nimi element francuski uzyskał przewagę w Bretanii, a język bretoński spadł do roli języka niższych klas społecznych. Wiemy jednak, że nie tylko Bretania celtycka, ale także mówiąca po francusku ludność hrabstw Rennes i Nantes związana była uczuciowo z tradycjami odrębnej państwowości bretońskiej. Również nowa dynastia szybko związała się z krajem: już Piotr z Dreux spiskował z Anglikami w okresie małoletności Ludwika IX, chcąc pozbyć się zbyt gorliwej opieki królewskiej; jego syn Jan I odbył w katedrze w Rennes coś w rodzaju książęcej koronacji, wyróżniającej intronizację władców Bretanii od innych francuskich wielmożów; w 1297 król francuski uznał bretoński tytuł książęcy (dotychczas dwór królewski tytułował władców Bretanii hrabiami). Związki dynastyczne władców Bretanii z dworami angielskim i francuskim przyczyniły się do popularyzacji celtyckich wątków epickich, wchłoniętych przez francuską (a później również niemiecką) poezję rycerską (opowieści o Arturze, Percevalu, Tristanie itd.). Niestety, w samej Bretanii piśmiennictwo rozwijało się jedynie w języku łacińskim lub francuskim, co było związane z coraz silniejszym przejmowaniem przez miejscowe wyższe duchowieństwo oraz rycerstwo języka i kultury francuskiej. Nie powiodły się też podejmowane jeszcze w XI i XII wieku próby odrodzenia bretońskiej metropolii kościelnej w Dol, i to mimo okresowego popierania ich przez Rzym. W 1199 roku Innocenty III definitywnie uznał przynależność Bretanii do metropolii w Tours. Mimo utrzymania odrębnego księstwa Bretania ulegała więc stopniowej integracji z państwem francuskim, choć trudno jeszcze mówić o wejściu Bre-tończyków w skład narodu francuskiego. Jeżeli jednak szlachta bretońska przy całym swym separatyzmie u-znawała swą przynależność do Francji i czuła się związana z jej królem, to nie da się tego powiedzieć o mieszkańcach dawnej Akwitanii, którzy zresztą na ogół nie byli zaliczani do Franków. Od czasu objęcia tronu przez Kapetyngów więzi łączące Akwitanię z Królestwem Franków o-słabły jeszcze bardziej; tamtejsi książęta i hrabiowie nie tylko nie składali hołdu królom, ale nawet prawie wcale nie brali udziału w wydarzeniach dziejących się na północ od Loary, a zwłaszcza w akcjach politycznych podejmowanych przez królów. Byli władcami całkowicie niezależnymi w swej polityce i toczyli walki i rokowania we własnym gronie lub w strefie śródziemnomorskiej. Uczestniczyli za to w wyprawach krzyżowych na teren Hiszpanii, które powiązały ich politycznie z tamtejszymi królestwami, a także w krucjatach na Wschód. 4. Naród francuski a regionalizmy 191 i Na czoło władców dawnej Akwitanii wysunęli się hrabiowie Poitiers, którzy, odziedziczywszy Owernię i Limousin oraz uzależniwszy od siebie licznych pomniejszych seniorów (jak hrabiów Angouleme, Marche, Perigord, Forez i in.), przybrali tytuł książąt Akwitanii, w ówczesnej terminologii romańskiej przekształconej na Guyenne. Już Wilhelm IV, z przydomkiem Fier-a-Bras (963—995) tytułował się „księciem całej monarchii Akwitańczyków", a jego tytuł książęcy został w 989 uznany przez Kapetyngów. Księstwo Akwitanii, jak pisał Jacques Flach, było „pomniejszonym obrazem królestwa gallofrankijskiego, [ale także] bezpośrednią emanacją regionalnej świadomości narodowej [...]. Wyrastało ono z etnicznej lub partykularystycznej świadomości, tkwiącej korzeniami w odległej przeszłości kraju; reprezentowało lub ucieleśniało jednocześnie utrzymanie samodzielności politycznej i utrzymanie hierarchii terytorialnej." : Kronikarz Ademar de Chabannes, kreśląc portret księcia Wilhelma V, zwanego Wielkim (995—1030), „najsławniejszego i najpotężniejszego", podkreślał jego autorytet sprawiający, że „był uważany raczej za króla niż za księcia". „Nie tylko bowiem całą Akwitanię poddał swemu panowaniu, tak że nikt nie śmiał podnieść przeciw niemu ręki, ale także króla Franków miał za sprzymierzeńca (complacitum)." Dalej kronikarz opisuje fawory, jakimi otaczali Wilhelma królowie Hiszpanii (tj. Asturii--Leonu), Nawarry, Danii i Anglii oraz cesarz Henryk II, aby stwierdzić na zakończenie, że papieże przyjmowali księcia akwitańskiego w Rzymie z takimi honorami, „jak gdyby był ich Augustem".2 O tym, że autorytet Wilhelma rzeczywiście był wielki, świadczy fakt powołania go na tron włoski po śmierci cesarza Henryka II przez możnych lombardzkich wrogich rządom niemieckim. Zapoznawszy się jednak z trudnościami w realizacji tego planu, mądry książę wnet z niego zrezygnował. Wilhelm V ściśle współdziałał z Kościołem, który był dlań cennym sprzymierzeńcem w rozszerzaniu autorytetu księcia. Był głównym promotorem „pokoju Bożego", który właśnie w Akwitanii się zaczął i osiągnął pierwsze sukcesy. Opaci wielkich klasztorów i biskupi byli jego doradcami; określał ich „episcopi nostri", oni zaś tytułowali go swym panem (dominus). Władza królewska nad Kościołem ustąpiła w Akwitanii autorytetowi książęcemu. Ustalił się też ceremoniał przyjmowania władzy przez książąt, przypominający koronację królewską. Synom Wilhelma udało się, mimo niemałych kłopotów, jakie po jego śmierci wywołały intrygi księżnej-wdowy, rozszerzyć dziedzictwo, włączając doń po 1032 r. księstwo Gaskonii. Mimo wzrastającego stale obszaru wpływów książąt akwitańskich nie doszło do pełnego zjednoczenia pod ich berłem obszarów południowej Francji, zamieszkanych przez ludność używającą języka prowansalskiego (langue d'oc). Język ten, ukształ- 192 IV. „La dolce France, tere major" towany najpóźniej w XI wieku, nie odgrywał też większej roli w samym procesie rozszerzania władzy książąt Akwitanii. Poza obszarem wpływów książąt z rodu hrabiów Poitou pozostawało silne i bogate władztwo hrabiów Tuluzy, którzy panowali nad starą stolicą Akwitanii i z tego tytułu sami w X w. przybierali tytuł jej książąt. Wprawdzie zostało ono potem osłabione w wyniku podziałów (usamodzielniły się w ten sposób m.in. księstwo Narbony — dawna Gotia — i hrabstwo Rouergue), ale obszar ten, określany starożytną nazwą Pro-vincia (Narbonnensis), był nadal jednym z najbardziej kwitnących terenów zachodniej Europy. Tutejsze porty utrzymywały rozległe stosunki handlowe, m.in. z Lewantem, a w Montpellier sławna szkoła lekarska stała się zaczątkiem jednego z najstarszych uniwersytetów. W okresie pierwszej krucjaty rycerstwo z tych obszarów, z hrabią Tuluzy Rajmundem IV z Saint-Gilles (1088—1105) na czele, stanowiło jeden z najbardziej aktywnych oddziałów armii chrześcijańskiej; sam Rajmund był faktycznym wodzem krucjaty. Wilhelm IX (1086—1126) był spośród książąt akwitańskich najbliższym celu zjednoczenia południowej Francji. Jako mąż hrabianki tuluzańskiej Filipy zakwestionował prawa Rajmunda z St. Gilles do hrabstwa i, korzystając z jego wyjazdu na krucjatę, opanował w 1097 r. Tuluzę. Synowie Rajmunda upomnieli się jednak o ojcowskie dziedzictwo i po zmiennych kolejach walk i petraktacji odzyskali (ostatecznie w 1123) Tuluzę. Może ważniejszym od tych wysiłków wkładem w tworzenie akwitań-skiej odrębności były kulturalne ambicje Wilhelma IX: sam był twórcą poezji rycerskiej (11 zachowanych utworów) i na swym dworze w Poitiers założył ośrodek twórczości, a jednocześnie ognisko kultury rycerskiej, promieniujące na całe Południe. Poezja trubadurów znalazła szybko nowych zwolenników w Tuluzie, Narbonie, na dworach i w zamkach całego Południa, z Katalonią i Prowansją włącznie. Dopiero teraz język zaczai odgrywać w rozwoju odrębnej świadomości „prowansalskiej" coraz wybitniejszą rolę. „Geniusz liryczny poetów Południa — pisał Andrś Gourdin — stworzył nowy wspólny język literacki [...]. Podczas gdy w aktach archiwalnych tej epoki występują poszczególne dialekty, trubadurzy pisali w jednym języku, łatwo zrozumiałym na całym obszarze lingwistycznym langue d'oc."3 Język ten wywodził się z dialektu limuzyńskiego, a więc z bezpośredniego władztwa książąt Akwitanii. Wraz z krystalizacją odrębnej kultury „prowansalskiej" kształtowała się świadomość jedności i odrębności Południa, akcentowanej wobec północnej Francji. Zaostrzający się antagonizm znalazł wyraz podczas krucjat, w których obok siebie walczyli rycerze z Północy i Południa. Dla 4. Naród francuski a regionalizmy 193; obcych — Arabów, Turków, Greków, byli wszyscy razem „Frankami";. właśni kronikarze jednak wyraźnie rozdzielali ich na dwie grupy: Pro--vinciales (Prowansalczycy) i Francigenae (Francuzi), przytaczając mnóstwo opowieści i anegdot o ich konfliktach i wzajemnej niechęci. Radulf z Caen pisał, że Prowansalczycy tak są podobni do Francuzów, jak kura do kaczki; oskarżał ich o mniejszą waleczność, podstępność, opieszałość, upodobanie do dobrego pożywienia; przytacza kursujące wówczas przysłowie: „Francuzi do walki, Prowansalczycy do jedzenia."4 W innym miejscu opowiada o zaciekłych bójkach Francuzów z Prowansalczykami pod Antiochią: „Czyj język pasował do mowy innych, ten bił razem z nimi, a czasem przez to sam niewinnie odbierał cięgi. Narbończycy,. Owerniacy, Gaskończycy i wszyscy tegoż rodzaju łączyli się z Prowansalczykami; z Apulijczykami zaś [tj. zapewne apulijskimi Normanami francuskiego pochodzenia] współdziałali pozostali Francuzi, zwłaszcza zaś Normanowie [z Normandii]." 5 Bujnie się rozwijająca kultura prowansalska XII wieku nabierała coraz bardziej zdecydowanie świeckiego charakteru. Wilhelm IX, potomek. Wilhelma V, niemal co roku pielgrzymującego do Rzymu bądź Compo-steli, syn Wilhelma VIII, współdziałającego z papiestwem w dziele reformy kościelnej, sam pozostawał w złych stosunkach z klerem, a nawet znalazł się pod klątwą. Cała poezja trubadurów jest religijnie obojętna i moralnie dwuznaczna; Bóg i Matka Boska pojawiają się w niej jedynie jako figury retoryczne; trubadurzy tworzą własny świat pojęć moralnych, odmienny od oficjalnej ideologii kościelnej. Laicyzacja życia, twórczości literackiej i ideałów, zeświecczenie kleru na obszarach południowej Francji sprzyjały ruchom opozycyjnym wobec-Kościoła i stworzyły tam szczególnie dogodny klimat dla rozprzestrzeniania się heterodoksji religijnej. Toteż druga połowa XII w. była okresem zwycięskiej ekspansji katarów, którzy zwłaszcza na terenach hrab^-stwa Tuluzy i księstwa Narbony umocnili swe wpływy we wszystkich prawie warstwach społeczeństwa i potrafili założyć odrębny Kościół, wyznający religię dualistyczną, mimo zewnętrznych pozorów nawiązania — całkowicie obcą chrześcijaństwu. Liczba katarów, których od jednego, z ich ośrodków w Albi zwano tu albigensami, była mniejsza, niż dawniej sądzono, ale klimat obojętności religijnej i tolerancji sprawiał, że między sympatykami kataryzmu a świadomymi katolikami wytworzyła się szeroka warstwa neutralna. Już w okresie ofensywy Kościoła przeciw katarom jeden z miejscowych możnych powiedział katolickiemu biskupowi: „Katarzy są naszymi krewniakami i żyją uczciwie: dlaczego mamy ich, prześladować?"s Toteż atak na heretyków musiał przyjść z zewnątrz: przybrał formę najazdu Francuzów na Południe i krwawego podboju tej,, krainy, połączonego ze zniszczeniem jej odrębności kulturalnej. 13 — B. Zienta IV. „La dolce France, tere major" Południe nie mogło oprzeć się temu najazdowi, ponieważ nie potra-:fiło odzyskać jedności państwowej. Ambicje książąt z Poitiers doprowadziły do połączenia pod ich zwierzchnictwem większości historycznej „Akwitanii, ale książę, poza Poitou i Limousin, nie miał większej władzy aiiż król francuski poza swą domeną. Władza księcia Akwitanii opierała .-;się na różnych tytułach zwierzchnictwa lennego; nawet na obszarach, -które przyłączył po ich odziedziczeniu, zachowując dla siebie uprawnienia hrabiego, osadzał urzędników, wicehrabiów, którzy z czasem, wskutek -dziedziczności urzędu, rośli w siłę i przybierali tytuł hrabiowski (tak np. w Owernii). Hrabiowie i wicehrabiowie Marche, Angouleme, Perigord, Bearn, Comminges stawali się dla książąt Akwitanii groźnymi rywalami. iRównież hrabiowie Tuluzy i książęta Narbony uzależnieni byli od polity-,ki licznych mniejszych i większych wasali z Carcassonne, Nimes, Beziers, Foix itp. Niezależną pozycję mieli w dawnej Gocji również biskupi, a także rosnące w siłę miasta. Księstwo Akwitanii nie tylko nie miało żadnych instytucji centralnych, rozciągających kompetencje na całość jego terytorium, ale nawet nie -istniały w nim zjazdy podlegających księciu lenników, które mogłyby umożliwić wspólną politykę. Toteż nie stało się ono ośrodkiem krystali-zacyjnym kształtującego się narodu akwitańskiego. Wilhelm X (1127— -1137) pod wpływem zręcznej polityki Sugera oddał swe córki pod opiekę króla Francji, a starszą z nich — Eleonorę, przeznaczył na żonę mło- -dego Ludwika VII. Uroczysta koronacja w Poitiers (1137) stwarzała możliwość unii Francji i Akwitanii: Ludwik przybrał tytuł rex Francorum -et dux Aquitanorum, ukazując tym odrębny charakter dziedzictwa swej żony. Do unii nie doszło. Dziedzictwo pozostało w rękach Eleonory, która, ;zerwawszy swe małżeństwo z Ludwikiem, poślubiła Henryka II Planta-geneta. W jego anglo-normańsko-andegaweńskim państwie pojawia się -odtąd element okcytański, albowiem dwór Eleonory, a potem jej syna Ryszarda Lwie Serce w Poitiers były nadal ośrodkami kultury prowan- -salskiej. A jednak Akwitania przestała być ośrodkiem krystalizacyjnym narodu ,,okcytańskiego". Na początku XIII w. podzielona między królów Anglii i Francji, stała się na przeszło dwa stulecia obiektem ich rywalizacji, a zmieniające się granice między obydwu przeciwnikami utrudniały wytwarzanie się nowych więzów solidarności. Na początku XIII w. ośrodkiem patriotyzmu prowansalskiego stało się hrabstwo Tuluzy i samo miasto Tuluza — główne wówczas ognisko życia gospodarczego i kulturalnego Południa. Najazd „barbarzyńców z Północy", krzyżowców z Szymonem de Montfort na czele, i okrucieństwa najeźdźców były wstępem do konfiskat i zawłaszczeń na rzecz zdobywców z Północy. Montfort nie ukrywał swej nienawiści do wszystkich 4. Naród francuski a regionalizmy 195. mieszkańców tego kraju. „Nie chcę mieć więcej do czynienia z ludźmi tej przeklętej rasy prowansalskiej" — tak uzasadniał odbieranie lenn miejscowemu rycerstwu.7 Dyskryminacja dotknęła także katolickich baronów i rycerzy. Kobiety, dziedziczące zamki w hrabstwie Tuluzy i w Gocji, mogły — według zarządzenia Szymona de Montfort — wyjść za mąż jedynie za Francuzów z Północy, chyba że hrabia udzielił specjalnego-zezwolenia na inne małżeństwo. Te i podobne zarządzenia wywołały rosnący opór, skupiający się wokół wydziedziczonego młodego hrabiego* Rajmunda VII. Począwszy od 1216 r. Rajmund, opierając się na wasalach, mieszczaństwie, drobnym rycerstwie osiadłym w miastach, a nawet, chłopach, doprowadził do niemal całkowitego uwolnienia Południa ocL Francuzów. Nienawiść do najeźdźców, przywiązanie do własnego języka,, tradycji i własnych monarchów były tak powszechne, że obejmowały masę społeczeństwa porównywalną chyba tylko z piętnastowiecznym zasięgiem czeskiego patriotyzmu husyckiego. Dyskusyjna jest kwestia,, w jakiej mierze elementem patriotyzmu okcytańskiego była opozycja wobec oficjalnego Kościoła i kataryzm. Zdaniem Zoe Oldenbourg nienawiść wobec najeźdźców musiała się wiązać z maskowaną lub wyraźną wrogością w stosunku do papiestwa i jego „krzyżowców". Radykalni wyznawcy kataryzmu otoczeni byli wszak masami sympatyków zachowujących tradycyjne obrzędy katolickie, kult świętych i ceremonie, ale odepchniętych od Kościoła, który zrósł się na stałe z wrogimi siłami„ niosącymi zagładę niezależności i odrębności Langwedocji. Jednak brak wyraźnych granic między katolikami a masą sympatyków kataryzmu, która brała na co dzień udział w obrzędach katolickich, umożliwiał Rajmundowi VII i jego otoczeniu twierdzenie, że herezja właściwie zanikła. Jeszcze raz użyto więc narzędzia walki z herezją dla ekspansji politycznej: tym razem sam król Ludwik VIII uderzył w 1224 r. na Południe, zmierzając do jego pełnego wcielenia do monarchii kapetyńskiej. Traktat w Meaux, uroczyście zaprzysiężony w Paryżu 12 kwietnia 1229 roku, zostawił wprawdzie Rajmundowi dożywotnie władanie w Tuluzie-(księstwo Narbony wcielono do domeny królewskiej), ale przypieczętował upadek samodzielnych sił politycznych Południa i przerwał rozwój odrębnego narodu prowansalskiego. W tym samym roku powstał uniwersytet tuluzański, który miał propagować na ziemiach Południa nie tylko ortodoksyjny katolicyzm, ale także ideologię królewską. Po śmierci Rajmunda VII (1249) władza nad hrabstwem (przejętym przez brata Ludwika IX, Alfonsa) przeszła całkowicie w ręce urzędników przybyłych z Północy; ograniczono autonomię miast, a trybunał inkwizycyjny był skłonny traktować wszelkie elementy opozycji jako objaw ducha heretyckiego. „Zmęczony nienawiścią i cierpieniem lud pogodził się z wolna — choć nie bez bólu i nie bez buntów — z degradacją własnego* 196 IV. „La doles France, tere major" języka do poziomu gwary ludowej" — podsumowała ten proces Zoe •Oldenbourg.8 Rozbicie kontynentalnego imperium Plantagenetów przez Filipa Au-.gusta i krwawy podbój Południa, zakończony w połowie XIII wieku, złamały polityczny partykularyzm dzielnic królestwa Francji i zapoczątkowały proces zrastania się wcielonych dzielnic z królestwem i jego ideologią. Oczywiście, istniały nadal ogniska oporu, Bretania utrzymywała znaczny stopień niezależności, a Flandria w ogóle nie dawała się pozyskać królestwu, uparcie broniąc swej odrębności. Niezależnie od tych wyjątków wiek XIII był okresem coraz ściślejszego skupiania się Francuzów wokół króla i „religii królewskiej", a cele monarchii utożsamiono z celami narodu francuskiego. Uczucia, których symbolem były poprzed-rnio Reims czy St. Denis, obejmowały całe królestwo, idealizowane przez prawnika pochodzenia normandzkiego, Wilhelma de Sauqueville, przez porównanie do „królestwa niebieskiego". Termin „patria", przez długie wieki pozbawiony treści uczuciowych, •zaczął być znów używany w swym rzymskim sensie, jako owiany sentymentem łaciński odpowiednik francuskiego „pays", wzbogacony przez publicystykę, historiografię i moralistykę kompleksem obowiązków moralnych, z obowiązkiem walki za ojczyznę i śmierci za nią w razie potrzeby. Aby uniknąć nieporozumień wobec trwających jeszcze lokalnych patriotyzmów, traktowano miłość i obowiązki wobec Francji, „wspólnej • ojczyzny" (communis patria), jako zadanie nadrzędne, podporządkowujące wszystkie inne. Obrońcą ojczyzny był przede wszystkim król, jego osoba była symbolem kraju, a jego interesy splatały się w całość z dobrem kraju. Sukcesy monarchii francuskiej w XIII wieku utwierdzały przekonanie o wyjątkowej opiece i łasce Boga, otaczającej królów arcychrześcijańskich, .a katastrofa Cesarstwa dawała Francji niezaprzeczalną hegemonię w chrześcijaństwie. Rodziły się plany podporządkowania królom francuskim Włoch i Hiszpanii, Niderlandów i frankofońskich krajów Cesarstwa. Na porządku dziennym pojawia się sprawa uzyskania przez Kape-tygów korony cesarskiej. Część tych planów była realizowana: Karol Andegaweński, brat św. Ludwika (pierwszy z Kapetyngów noszący imię Karola Wielkiego), opanował Królestwo Sycylii, decydował o obsadzie tronu papieskiego, planował zdobycie Konstantynopola. Towarzyszyła mu rosnąca gromada francuskich rycerzy, duchownych i mieszczan u-znających, że stopniowo cała Europa staje się własnością narodu szczególnie obdarzonego miłością przez Chrystusa, „narodu arcychrześcijań-skiego", wobec którego wszystkie inne były niedoskonałe, grubiańskie i skazane na służenie Francji. 4. Naród francuski a regionalizmy 197 Taka postawa budziła antagonizmy antyfrancuskie u wszystkich zagrożonych sąsiadów: u Włochów, którzy odczuwali raz po raz nieprzepartą chęć wygnania Francuzów z Italii, u Niemców, obawiających się utracić godność cesarską i tracących jedną po drugiej ziemie pograniczne, u Hiszpanów, bezpośrednio atakowanych i okładanych interdyktem za przeciwstawianie się interesom Kapetyngów, u Niderlandczyków, którzy w obronie swej niezależności przed Francuzami odkrywali własną odrębną tożsamość. To nie tylko królowie francuscy byli zaborczy: „naród polityczny" pragnął zaborów, których sugestywny program najdobitniej zarysował u progu XIV w. Piotr Dubois jako wizję świata pod dominacją Francji9. Kiedy .Ludwik IX stawiał zasady moralności politycznej ponad powiększanie obszaru swych posiadłości i gotów był do zwrotu zdobyczy — spotkał się z krytyką swych poddanych, mimo że cieszył się nie lada autorytetem. Jego następcy — jak powiada Gaston Zel-ler — „nie byli, dzięki Bogu, świętymi".10 Wysoki autorytet królów, od dawna promieniejący dzięki Boskiemu namaszczeniu i powszechnemu uznawaniu darów taumaturgicznych, został dodatkowo utwierdzony przez prawników XIII wieku za pomocą recepcji zasad późnego prawa rzymskiego, zastosowanych w myśl utożsamienia władzy króla Francji z władzą cesarską. Król, obrońca pokoju, obrońca Kościoła, opiekun sprawiedliwości, a jednocześnie pierwszy o-brońca ojczyzny przed wrogami zewnętrznymi, ma prawo żądać nieograniczonej lojalności poddanych. Filip de Beaumanoir, Wilhelm Durand, Wilhelm Nogaret dowodzili, że w razie konieczności wolno królowi popełniać czyny normalnie zabronione przez prawo, zawieszać lub unieważniać przywileje, stawać w sprzeczności z powszechnie przyjętymi zasadami moralnymi. Filip IV Piękny szeroko korzystał z tego postawienia osoby królewskiej „poza dobrem i złem". Jednocześnie zaczerpnięte również z prawa rzymskiego pojęcie „majestatu" królewskiego uzupełniało definicję prawną i tak od dawna już funkcjonującego przekonania o nadprzyrodzonym charakterze władzy i osoby króla. u Na początku XIV wieku francuska świadomość narodowa z pewnością wykraczała poza grono funkcjonariuszy państwowych, rycerstwo i duchowieństwo. Ogarnęła z pewnością znaczne kręgi mieszczaństwa i sięgała do niektórych warstw chłopskich. Była to świadomość silnie związana z przywiązaniem do „świętej" osoby króla i mieszająca elementy patriotyczne z religijnymi, ale było w niej także miejsce na dumę z roli Francuzów w historii i cywilizacji. Była to świadomość systematycznie pogłębiana drogą memoriałów i pism rozpowszechnianych wśród warstw wykształconych, ale także szerzona wśród ludu przez upolitycznione kazania, jak np. opublikowane przez J. Leclercqa kazanie z 1301 r. na temat wojny z Flandrią za Filipa Pięknego.12 Sakralizacja Francji znała- 198 IV. „La dolce France, tere major" zła się tam na pograniczu herezji lub bluźnierstwa, skoro kościelne pojęcie „ciała mistycznego Chrystusa" przeniesiono na „corpus mysticum Regni" z królem jako jego głową. Świętość królów Francji — tu kaznodzieja przytacza jej cinaki z cudownym leczeniem skrofułów na czele — jest wystarczającym dowodem sprawiedliwości wszystkiego, co podejmują, a więc również podbój Flandrii jest krucjatą w obronie sprawiedliwości. Tu następuje pochwała śmierci za „sprawiedliwość króla i królestwa", która przez Boga zostanie uznana za równą śmierci męczenników. Ów patriotyzm francuski, o ostrych cechach szowinistycznych, zdał na ogół egzamin w czasie wojny stuletniej. Oczywiście trudno mówić o jego jednakowym nasileniu: zależnie od stopnia zagrożenia wybuchał on płomieniem w krytycznych momentach wojny.I3 Nie jest jednak prawdą, jakoby dopiero opanowanie Paryża przez Anglików i apel Joanny d'Arc obudziły patriotyzm francuski. Także w pierwszym okresie wojny stuletniej można wyliczyć mnóstwo przykładów poświęcenia, właśnie w walce „pro patria", nie tyle ze strony wyższych warstw społecznych, co niższego rycerstwa i mieszczaństwa, choćby załogi Carcassonne czy marynarzy w bitwie pod Sluys, nie mówiąc już o bohaterskich mieszczanach — obrońcach Calais. Przykłady te dowodzą, jak głęboko sięgnęła we Francji w ciągu XIII i pierwszej połowy XIV wieku popularyzacja idei, formowanych przez kronikarzy i królewskich legistów. V. „TERRA NATIVITATIS, DELECTABILIS GERMANIA' 1. KRÓLESTWO WSCHODNIOFRANKIJSKIE: WYODRĘBNIENIE I WSPÓLNOTY PLEMIENNE Królestwo wyodrębnione w 843 r. dla Ludwika „Niemieckiego", obejmujące ziemie państwa frankijskiego na wschód od Renu (z dodatkim zareńskich miast: Moguncji, Wormacji i Spiry z okręgami), nie stało się oczywiście od razu Niemcami i poważna historiografia unika na ogół używania nazwy Niemiec w stosunku do tego tworu. Jak doszło do przekształcenia dzielnicy powstałej w wyniku przetargów dynastycznych z różnorodnych, słabo ze sobą powiązanych obszarów w Regnum Theuto-nicum — Królestwo Niemieckie — silne państwo, obiekt uczuć patriotycznych jego mieszkańców stawianych powyżej odrębności plemiennych? Oto przedmiot nie kończących się sporów, wykraczających czasami poza łamy czasopism naukowych i zjazdy historyków, odbijających się niekiedy szerokim echem wśród ludzi nie parających się na co dzień badaniem przeszłości. Jeszcze Georg Waitz, zwolennik poglądu o ukształtowaniu się odrębnej świadomości niemieckiej w ramach monarchii frankijskiej, uważał rok 843 i traktat w Verdun za datę narodzin Niemiec. Wśród historyków XX wieku pogląd ten nie znajduje już zwolenników i tylko niefortunny przydomek pierwszego władcy wschodniofrankijskiego — Ludwika „Niemieckiego" — przypomina o tej koncepcji. Martin Lintzel opowiadał się za rokiem 887, w którym możni królestwa wschodniofrankijskiego, de-tronizując cesarza Karola Grubego, opowiedzieli się za utrzymaniem wspólnoty plemion „niemieckich", zrywając jednocześnie słabe więzi z innymi częściami dawnego imperium. Harry Bresslau i Robert Holtz-mann, a także polski historyk Gerard Labuda za początek Niemiec uważali rok 911 — kiedy powołano na tron króla spoza dynastii karolińskiej; wreszcie największe powodzenie ma data 919, za którą opowiadano się już w XII wieku (z poglądem tym polemizował Otton Freising). Gama zwolenników tej daty jako początku Niemiec jest szeroka: od faszyzującego Karla Gottfrieda Hugelmanna sięga ona aż po marksistę Hansa Joachima Bartmussa; opowiadają się za nią tak wybitni badacze, jak Helmut Beumann i Walter Schlesinger. W roku 919 królem państwa wschodniofrankijskiego po raz pierwszy 200 V. „Terra nativitatis, delectabilis Germania" został nie przedstawiciel możnowładztwa frankijskiego z Frankonii (jak Konrad I, panujący w latach 911—919), lecz książę saski Henryk, co odczuto powszechnie jako „przeniesienie" władzy z Franków na Sasów. Był to rzeczywiście fakt bardzo istotny w kształtowaniu się nowej świadomości politycznej dawnego królestwa wschodniofrankijskiego, ale tą sprawą zajmiemy się później. W umysłach badaczy data 919 zaznaczyła się jeszcze w inny sposób: mianowicie tzw. Wielkie roczniki salzburskie (Annales luvavenses maximi) wymieniły przy okazji wydarzeń tego roku (zresztą pod błędną datą 920) nazwę Regnum Teutonicorum, czyli Królestwo Niemieckie. Istnienie takiego pojęcia na początku X wieku — gdyby to udało się udowodnić — świadczyłoby o występowaniu wówczas odrębnej niemieckiej świadomości narodowej, oderwanej od fran-kijskich korzeni państwowości. Annales luvavenses maximi zostały odkryte w 1921 r. przez Ernsta Klebela w zbiorach klasztoru benedyktyńskiego w Admont. Jest to dwu-nastowieczny odpis starszego źródła, znanego w literaturze jako Annales luvavenses antiqui. Do 1921 roku źródło to znane było tylko z późniejszych wypisów, korzystali bowiem zeń autorzy roczników salzburskich, roczników z Admont i Nieder-Alteich. Jeszcze na początku XVI w. robił z niego wyciągi bawarski humanista i historyk Johannes Aventinus. Nowe znalezisko poddał badaniom Harry Bresslau, jeden z największych autorytetów w dziedzinie dyplomatyki i paleografii, i orzekł, że jest to rękopis szkolny, powstały w XII w. w Admont. Kształcący się w sztuce pisania mnisi otrzymali za zadanie przepisywanie roczników; stąd tekst pisany jest kilkoma rękami, zawiera liczne błędy i poprawki osoby sprawdzającej. Co najważniejsze jednak, Bresslau uznał, że odpis wiernie przekazuje treść odpisywanego tekstu: oryginału lub kopii owych zaginionych Annales luvavenses antiqui. Błędy pochodzą z niewprawności pisarzy, ale żaden z nich nie mógł przeinaczyć treści, ponieważ zadaniem jego było właśnie wierne odpisanie zadanego tekstu, którego treść nie była istotna. Autorytet Bresslaua sprawił, że przez długi czas nie poddawano tekstu dalszej krytyce. Natomiast powszechna uwaga skupiła się na zapisce pod rokiem 920. Stwierdza ona, że Bawarowie podporządkowali się dobrowolnie księciu Arnulfowi i „zlecili mu panowanie w królestwie Niemców" (regnare eum facerunt in regno Teutonicorum).1 Fakt rywalizacji księcia bawarskiego Arnulfa z Henrykiem saskim był znany; nowa była terminologia, niezwykła dla X wieku, z którego zdaniem Bresslaua pochodziła całość zapiski. Nie zwrócono nawet uwagi na to, że Aventinus, piszący wielka historię Bawarii, nie odpisał zapiski z 920 r.; czy była ona rzeczywiście w tekście Annales luvavenses antiqui, z którego korzystał? Zlekceważono też fakt 1. Królestwo wschodniofrankijskie: wspólnoty plemienne 201 występowania w odkrytym tekście licznych błędów, nie tylko ortograficznych (uczynienie Karola Młota cesarzem, a papieża Zachariasza — prorokiem). Wielu wybitnych historyków, przyjmując bezkrytycznie istnienie Regnum Teutonicorum w 919 r., zamiast poddać krytyce tekst źródła, pisało o swym wzruszeniu przy zetknięciu z pierwszym dowodem istnienia niemieckiej świadomości. Słusznie zganił tę postawę ostatnio Eckhard Muller-Mertens: „Ocena [źródła] nie powinna być sprawą uczucia, radości, wzruszenia, pragnienia. Krytyka źródła żąda wstrzemięźliwości i ostrożności." 2 Wśród uczonych, którzy nie dali się porwać urokowi pierwszej wzmianki o Królestwie Niemieckim, wysuwają się na czoło Kurt Reindel, Walter Mohr, Eckhard Muller-Mertens i Heinz Thomas. Wszyscy oni wątpili w nieskazitelność dwunastowiecznego odpisu ze starych roczników. Kurt Reindel zwrócił uwagę na fakt, że pierwsze dwie litery słowa „Teutonicorum" zostały napisane na miejscu innego, wytartego uprzednio wyrazu; sądził, że było to słowo „Bavariorum" i widział w tym ślad próby całkowitego uniezależnienia się Bawarii za czasów księcia Arnulfa — tendencje w tym kierunku są znane z innych źródeł. Prześwietlenie karty rękopisu lampą kwarcową, przeprowadzone w 1973 r. przez Hel-muta Beumanna, obaliło jednak tę hipotezę: pierwotny tekst zawierał również litery „Te" — początek słowa „Teutonicorum"; adept pisarstwa z XII w. uznał po prostu, że zostały napisane zbyt koślawo, wy-drapał je i napisał poprawnie j. Ale nie świadczy to oczywiście, że słowo to tkwiło już w tekście dziesiątowiecznym Annales luvavenses antiqui. Najwyraźniej nie było go w rękopisie, z którego robił wyciągi Aventinus. Eckhard Muller-Mertens, który poddał ponownie inkryminowany tekst drobiazgowej analizie i zestawił go z innymi rocznikami wywodzącymi się z Annales luvavenses antiqui, sądzi, że odpis z Admontu nie został dokonany bezpośrednio z tego ostatniego źródła, ale z jakiejś późniejszej, najpewniej dwunastowiecznej kompilacji, która interesowała się problemem początków Królestwa Niemieckiego i zajmowała w tym względzie stanowisko przeciwstawne do poglądów Ottona z Freising. „Regnum Teutonicorum" byłoby wstawką kompilatora, a nie odpisującego jego tekst ucznia z Admontu. Muller-Mertens uznaje zresztą możliwość innego powstania wtrętu o Regnum Teutonicorum. Najważniejsze jest stwierdzenie, że słowa te nie przystają do sytuacji z początku X wieku, ponieważ pierwsze wzmianki o Regnum Teutonicorum lub Regnum Teutonicum są o sto lat późniejsze i pojawiły się we Włoszech; sami Niemcy zaś zaczęli nazywać tak swoje państwo jeszcze później, i to pod wyraźnym wpływem terminologii kancelarii papieskiej z czasów Grzegorza VII. W gruntownym i obszernym studium Muller-Mertens dowiódł tego w niezbity sposób. Rozpatrując 202 V. „Terra nativitatis, delectabilis Germania" 1. Królestwo wschodniofranKijskie: wspólnoty plemienne 203 sprawę tekstu z Admont z punktu widzenia zdrowego rozsądku, Carlri-chard Briihl stwierdził: „Gdyby w tym źródle nie było owego tak upragnionego, a nawet wytęsknionego literalnego dowodu, nikt nie wpadłby na pomysł, aby przypisać temu mętnemu źródłu tak wielkie znaczenie." 3 Mogliśmy już śledzić karierę przymiotnika „theodiscus", w IX w. używanego wyłącznie na określenie języka germańskiego. Jeżeli Gotszalk pisał o „gens teudisca", to w kontekście dotyczącym wyłącznie języka, a więc w znaczeniu „ludzi, mówiących po germańsku"; w tym samym kontekście przeciwstawił im ludzi mówiących po łacinie, określając ich zaimkiem ,,my". Nie można więc — jak to czyni Rudolf Buchmer — upatrywać w tym wczesnym pojawieniu się „gens teudisca" treści etnicznej, podobnie jak w „nationes Theotiscae" Frechulfa z Lisieux czy w licznych określeniach „Teotisci", które oznaczają wyłącznie ludzi mówiących którymś z dialektów germańskich, nie wkładając w to treści etnicznej. Przypomnijmy jeszcze, że w tym specjalnym, językowym znaczeniu, nowotwór łaciński „teudiscus" nie miał odpowiednika w niemieckim „theudisk", który zachował treść znacznie ogólniejszą: widzieliśmy to na przykładzie Otfryda z Weissenburga, który w tekście niemieckim zastępował słowo teudiscus — słowem frenkisk (frankijski). Dopiero u schyłku X wieku Notker Labeo z St. Gallen będzie przekładał dzieła literatury starożytnej ,,in diutiskun". Połączenie tego słowa z treściami etnicznymix— to jeszcze dalsza i bardziej skomplikowana sprawa. Krokiem w tym kierunku mogło stać się, i w końcu się stało, zrodzone w środowisku fuldajskim utożsamienie „theudiscus" z „Teutonicus"; Heinz Thomas widzi autorstwo tego pomysłu w kręgu Hrabana Maura i Rudolfa z Fuldy. Pojawiający się w lekturach mnichów fuldajskich starożytni Teutonowie skojarzyli im się z przymiotnikiem teudiscus; w tym skorym do budowania hipotez uczonym środowisku skojarzenie to mogło się stać punktem wyjścia poglądu uznającego ludy mówiące „teudisce" za potomków owych Teutonów. Nowy przymiotnik, „Teuto-nicus", otrzymał — w przeciwieństwie do „teudiscus" — znaczenie etniczne, ale początkowo nie przywiązywano doń wagi w samych Niemczech. Przy formowaniu się w IX i X w. odrębności niemieckiej nie odegrał on roli, przez niektórych mu przypisywanej; natomiast zrobił karierę na południe od Alp, gdzie najpierw uzyskał treść etniczną i polityczną. Już w dokumencie z Bergamo z 816 r. występują wśród świadków „Borno, Gero i Rigmund teotisk[i]an[i]"; jeżelibyśmy uznali ten dokument za niepewny, to w trydenckim dokumencie z 845 r. występują „vassi dominici tam Teutisci quam et Langobardi".4 W obu wypadkach wyróżniano w ten sposób mówiących po germańsku przybyszów zza Alp od zromanizowanych Longobardów. W 891 roku występują w Piacenzy i osobnicy ex genere Teutonicorum, a obok nich — ex genere Francorum i Langobardorum:5 wszystko to terminy wyraźnie różnicujące mieszkańców państw sukcesyjnych dawnej monarchii karolińskiej: Franci — to już tylko Francuzi; Frankowie mówiący po niemiecku zaliczani byli wówczas we Włoszech do grupy określanej jako Teutonic!. Termin oznaczający pierwotnie tylko język został tu wyposażony w treść etniczną i od końca X w. występuje we Włoszech powszechnie dla określenia Niemców, ich państwa i kraju. Liutprand z Kremony, który pisał w początkach drugiej połowy X w., używał jeszcze określenia Franci Teuto-nici, przeciwstawiając im królestwo zachodniofrankijskie, wspomniane jako Francia quern Romanam dicunt;6 kronikarz miał jeszcze w pamięci dawną jedność karolińską, ale dla określenia kształtujących się nowych społeczności zastosował kryterium językowe. W sprawozdaniu z poselstwa do Bizancjum wymieniał Latinos i Teutones, a nawet gentem La-tinam et Teutonicam;7 chodzi tu raczej o włoskich i niemieckich poddanych Ottona I. Źródła włoskie z początków XI w. wprowadzają nawet pojęcie Regnum Teutonicum dla tym silniejszego wyodrębnienia Regnum Italicum — drugiej części składowej imperium Ottonów. Jak wykazał Eckhard Miiller-Mertens, rozgraniczenie takie nie pojawia się w źródłach niemieckich ani nie leżało w interesie polityki cesarzy. Również wśród zachodnich Franków wcześnie, bo pod koniec IX wieku, pojawia się zbiorcze określenie „Teutonia", oznaczające królestwo wschodniofrankijskie. Występuje ono w wierszu na cześć króla Odona, pierwszego nie-Karolinga na tronie francuskim, jako przeciwstawienie Galii, Burgundii, Gaskonii i „Bigornum regnum" (niespodziewanie tu wydzielone i wywyższone pireneiskie hrabstwo Bigorre).8 Na ogół jednak termin Teutonia, Teutonici nie przyjął się we Francji; w IX i X w. przeważa tam Germania, Germani — ze względu na pokrywanie się terenu państwa wschodniofrankijskiego z obszarem Germanii starożytnej. Obok tego terminu występują też: Franci Orientales i Transrhenenses. Frankowie zachodni zdawali sobie sprawę z tego, że za Renem, poza niewielu Frankami, mieszkają — jak powiedział Adrewald z Fleury, Germaniae populi, których Karol Wielki „dzięki męstwu Franków zbrojnie podbił",9 lub jak pisał biograf Ludwika Pobożnego, zwany w historiografii „Astronomem" — „okoliczne ludy", które „są posłuszne Frankom". Nic więc dziwnego, że mieszkańcy Galii siebie uważali za właściwych kontynuatorów idei państwowości frankijskiej.10 Jak doszło w samych Niemczech do przekształcenia się dotychczasowych form świadomości etnicznej w świadomość niemiecką i co spowodowało trudności w ustaleniu nazwy dla kształtującego się narodu, a zwłaszcza państwa? Po Karolingach odziedziczyły Niemcy gotową strukturę państwową i związane z tą strukturą frankijskie treści ideowe; 204 V. „Terra, natiuitatis, delectabilis Germania" 1. Królestwo wschodniofrankijskie: wspólnoty plemienne treści te nie były jednak na obszarach Germanii tak silne i nie oddziaływały dość długo na to, aby wyprzeć starsze więzi plemienne i separa-tyzmy, nierzadko połączone z niechęcią czy nawet wrogością do panujących Franków. Trzeba zaś pamiętać, że w państwie Ludwika „Niemieckiego" znalazła się tylko niewielka część Franków; wprawdzie uchodzili oni za plemię panujące i na ich obszarze skupiało się życie polityczne królestwa (Frankfurt, Moguncja, Wormacja, Spira), ale już Ludwik faworyzował Bawarów i cieszył się ich przywiązaniem, a bawarska Ra-tyzbona awansowała do roli jednej z głównych siedzib królewskich. Element separatyzmów dzielnicowych wzrósł po śmierci Ludwika (876), kiedy jego synowie uchodzili za królów bawarskich (Karloman), alemań-skich (Karol), a tylko Ludwik Młodszy reprezentował właściwych Franków. Wolfgang Hessler, a następnie Wolfgang Eggert poddali szczegółowej analizie historiografię wschodniofrankijską IX wieku (a ten ostatni również źródła dyplomatyczne z tegoż okresu), aby prześledzić skutki rozbicia imperium karolińskiego w umysłach ludzi należących do świadomego politycznie i dobrze poinformowanego kręgu obserwatorów rozwoju wydarzeń. Wyniki dwukrotnie przeprowadzonej analizy są jednoznaczne i wykazują szybki zanik ogólnofrankijskiej świadomości we wschodniej części imperium. Rocznikarze przestają się interesować nieomal wszystkim, co dotyczy innych dzielnic; nawet gdy rozporządzają wiadomościami na ich temat, pomijają je jako nieistotne. Jest to uderzające w porównaniu z rocznikami zachodniofrankijskimi, a zwłaszcza z najsilniej przesyconymi tradycją jedności — lotaryńskimi. Widoczny w rocznikach fuldajskich patriotyzm frankijski związany był wyłącznie z państwem wschodniofrankijskim i z osobą jego króla; ilekroć mowa o Frankach, nawet bez dodatku Orientales, autorzy mają na myśli Franków wschodnich; Ludwik „Niemiecki" określany jest jako „rex" bez bliższego oznaczenia, natomiast jego brat Karol Łysy — jako „Galliae tyrannus". Państwo tego ostatniego występuje jako „Gallia" albo „reg-num Karli"; podjęta przez Ludwika „Niemieckiego" próba zjednoczenia (w 858 r.) potraktowana została przez Rudolfa z Fuldy, pisarza tej części roczników, zdecydowanie niechętnie. Patriotyzm frankijski występuje także w cytowanym już Żywocie Karola Wielkiego pióra Alemana — Notkera Jąkały (Balbulus) z St. Gallen. Żywot został napisany na życzenie Karola Grubego, dumnego z przywrócenia jedności dawnego imperium, i z tej inspiracji musi przede wszystkim wynikać gloryfikacja frankijskiej przeszłości. Zwrócono jednak uwagę na fakt, że ta „frankijska" ideologia utworu wiąże się całkowicie ze wschodnią, germańską częścią imperium, a zachodni Frankowie — to dla Notkera „Gallowie". Na marginesie warto wspomnieć, że za- równo Notker, jak współczesny mu Meginhard — autor drugiej części; Roczników fuldajskich — używają dla określenia języka niemieckiego terminu lingua teutonica, który stanowi, jak widzieliśmy, zbliżenie do etnicznego ujęcia spraw językowych. Długi okres rządów Ludwika „Niemieckiego" (833—876), niewątpliwie najwybitniejszego z synów Ludwika Pobożnego, wpłynął na konsolidację jego państwa, zwłaszcza po wyeliminowaniu zeń zwolenników Lotara i stłumieniu powstania saskiego. Najazdy Normanów dawały się odczuć: tylko w niewielkiej części państwa Ludwika, na froncie słowiańskim' można było nawet mówić o sukcesach. Taka sytuacja podniosła autorytet króla i sprzyjała wytwarzaniu się nowego patriotyzmu państwowego,, czytelnego u Rudolfa z Fuldy. Rozwój tego patriotyzmu ułatwiała niewątpliwie bliskość językowa plemion wchodzących w skład nowego państwa, choć przeszkadzały mu odrębne tradycje, a nawet separatyzm niektórych plemion, głównie Sasów i Bawarów. Przy wszystkich różnicach mieszkańcy państwa Ludwika zdawali sobie sprawę z tego, że są sobie bliżsi językiem i stanowią całość odmienną pod tym względem zarówno^ od Romanów (Welsche), jak Słowian (Wenden). Sam król jednak był Karolingiem i sprawy językowe nie odgrywały dlań takiej roli, jak tradycja dynastyczna i świadomość wspólnoty wszystkich Franków. Ludwik, jak widzieliśmy, nie zrzekał się myśli o połączeniu pod swym berłem całości ojcowskiego dziedzictwa. Zdaje się o tym świadczyć zagadkowa tytulatura przyjęta przejściowo po śmierci najstarszego brata Lotara (imperator augustus, 856 r.), jak również próba opanowania państwa za-chodniofrankijskiego w 858 roku. Niepowodzenie tych starań utrwaliło* stan rzeczy na kilkadziesiąt decydujących lat, w których dzielnica Ludwika stała się stosunkowo zwartą całością o frankijskich tradycjach historycznych, zbliżonej strukturze językowej i gotowej, po starożytności, odziedziczonej nazwie geograficznej Germanii. Tą też nazwą określali państwo wschodniofrankijskie zachodni sąsiedzi. Zgodnie z frankijska tradycją Ludwik podzielił państwo między synów i w 876 r. zawisła nad jego królestwem perspektywa dalszego rozbicia, i to zgodnie z granicami plemiennymi. Najstarszy syn Ludwika — Karloman — został królem Bawarii i takiego tytułu używał w swoich dokumentach; średni — Ludwik — otrzymał Frankonię, Turyngię, Saksonię i wschodnią część Lotaryngii (a w 880 dołączył do niej resztę dawnej Francia media); najmłodszy — Karol Gruby — otrzymał Ałemanię. Karloman, „król Bawarów", znalazł się w otoczeniu obcym i niezbyt życzliwym tradycji frankijskiej. Źródła bawarskie z końca IX i początku X wieku, wyrażające opinię tego otoczenia (choć w następnej generacji), opowiadają się wyraźnie za odrębnością Bawarii. Ratyzbońska kontynuacja Roczników fuldajskich ogranicza pojęcie Francia i Franci do* -206 V. „Terra, nativitatis, delectabilis Germania" -Frankonii, Karlomana i jego syna Arnulfa traktuje przede wszystkim jako królów Bawarów; ci zaś są określani przez rocznikarza jako „nasi" i przeciwstawiani Frankom i Alemanom. Analogiczna tendencja czytelna jest w Rocznikach salzburskich i w urywku narracji o księciu Ar-nulfie. Tradycja frankijska skupiła się wokół osoby Ludwika Młodszego, w którego otoczeniu działał Meginhard, autor Roczników fuldajskich, Źródło to wykazuje po 876 r. zadziwiającą tendencję do zacieśnienia horyzontu. Podczas gdy za Ludwika „Niemieckiego" interesuje się całą „wschodnią Francją" i wykazuje w znacznej mierze patriotyzm państwowy, po podziale porzuca zainteresowania Alemanią i Bawarią, i to do tego stopnia, że nie zauważa nawet koronacji Karola Grubego na cesarza. "Termin „Francia" przybiera w tej części roczników specyficzne znaczenie obszaru zamieszkanego przez Franków, co jest tym bardziej znamienne, że sam Meginhard był niewątpliwie Frankiem. Francja Orientalis — to Frankonia nad Menem, Francia Occidentalis więc oznacza dawną Lotaryngię. Tylko Ludwik Młodszy jest „naszym królem" lub królem bez "bliższego określenia. Natomiast dla nazwania całości terenów pozostających w posiadaniu synów Ludwika „Niemieckiego" pojawia się wygodna „Germania", zamieszkana przez Germanicus populus (choć Meginhard zna także termin lingua teutonica). Odłączenie Bawarii i Alemanii uczyniło dzielnicę Ludwika Młodszego bardziej frankijska i nie dziwi nas fakt, że właśnie on, choć młodszy od Karlomana, uważał się (i był uważany przez Franków) za właściwego dziedzica tradycji frankijskiej. Nie jest przypadkowa zbieżność terminologii roczników z tytulaturą samego króla, w której początkowo występuje „Orientalis Francia", a po przyłączeniu Lotaryngii przymiotnik „Orientalis" znika. Wolfgang Hessler zauważył też, że przy ostrych inwektywach przeciw Słowianom, przy lekkiej pogardzie lub lekceważeniu wobec Bawarów, Sasów i Alemanów, brak u Meginharda akcentów niechęci do zachodnich Franków, choć ich władca Karol Łysy podlega zdecydowanie ostrej krytyce. Meginhard pamiętał jeszcze, że późniejsi Francuzi to również Frankowie. Również w rocznikarskich źródłach alemańskich i u Notkera Jąkały widać elementy świadomości plemiennej Alemanów (Szwabów), choć nie kieruje się ona przeciw Frankom, ale ma charakter głównie antybawarski i w pewnej mierze antyromański. Alemanowie nie mieli silnej tradycji własnej państwowości, do której mogliby nawiązać tak łatwo, jak Ba-warowie. Ich władca, Karol Gruby, nigdy nie używał oficjalnie tytułu "•króla Alemanów; on też (obok Notkera!) używał w sposób anachroniczny określenia Francia w sensie posiadłości karolińskich na północ od Alp. Francia — to dla Karola Grubego (a raczej jego kancelarii) i dla Notkera l Królestwo wschodniofrankijskie: wspólnoty plemienne 20T głównie germańskie tereny imperium karolińskiego; Francia Occidanta-lis to wprawdzie także Francia, ale częściej zwana Galią. Najsilniejszego separatyzmu oczekiwać mogliśmy w Saksonii, któraś tak niedawno i tak krwawo została podbita przez Franków. Jednak mimo siły i trwałości saskiej świadomości plemiennej nie słyszymy o przejawach takich choćby tendencji odśrodkowych, jak wśród Bawarów. Zapewne celowo nie wyodrębnił Ludwik „Niemiecki" Saksonii w osobne-królestwo, lecz pozostawił je w związku z Frankonia. Ludwik Młodszy poślubił córkę wschodniosaskiego grafa Liudolfa, którego potomkowie mieli zdobyć sobie pierwsze miejsce wśród możnowładztwa saskiego; te koligacje przyczyniły się zapewne do utrzymania wierności Sasów wobec królestwa. Coraz cięższe najazdy Normanów, którzy kilkakrotnie zadali Sasom duże straty, zmuszały tych ostatnich do szukania pomocy u króla, co oczywiście nie rozluźniało, lecz zacieśniało związki sasko--frankijskie. Wśród rządzących w Saksonii grafów wielu (może nawet sami Liudolfingowie) wywodziło się z rodów frankijskich; młody Kościół saski ściśle był powiązany, zarówno więziami administracyjnymi, jak-pochodzeniem duchowieństwa, z ziemiami Franków. Nie mamy niestety żadnych prawie źródeł literackich, w których przejawiałby się saski punkt widzenia na przemiany polityczne IX wieku. W poemacie o wojnach Karola Wielkiego z Sasami, który nie znany z imienia Sas sklecił wierszem na podstawie oficjalnych roczników frankijskich, uwielbienie dla cesarza splata się z szacunkiem dla saskich przodków, których należałoby potępić za uporczywe trwanie przy pogańskich obrzędach, ale-i pochwalić za mężną obronę kraju. Podobną tendencję, łączącą saską dumę plemienną z wdzięcznością dla Karola Wielkiego za narzucenie Sasom chrześcijaństwa, spotykamy również u saskiego autora opowiadania o przeniesieniu relikwii św. Liboriusza; jest zresztą możliwe, że obydwa utwory pochodzą spod tego samego pióra. Ale trudno upatrywać w tych poglądach powszechniejszy wyraz saskiej opinii publicznej; wszak-i we frankijskiej Fuldzie Frankowie Rudolf i Meginhard (w Przeniesieniu relikwii św. Aleksandra) podobnie łączyli szacunek dla tradycji saskich z pochwałą dzieła Karola Wielkiego. W każdym razie podobieństwos. pochodzących z obu stron wypowiedzi świadczy o znacznym zbliżeniu-sasko-frankijskim w tym okresie i tłumaczy brak ostrzejszych przejawów saskiego separatyzmu. Groźny dla jedności frankijskiej „Germanii" proces, zapoczątkowany podziałem z 876 r., rozwijał się jednak tylko przez sześć lat. „Ponowne zrośnięcie się [...] ukonstytuowanych w 876 r. dzielnic w państwo wschodniofrankijskie — pisał Kurt Reindel — wcale nie było koniecznością procesu historycznego: rozstrzygnęła tu przypadkowość sukcesji." n Śmierć-Karlomana (880 r.) i Ludwika (882 r.) pozwoliła zahamować rozwój se— 208 V. „Terra nativitatis, delectabilis Germania" paratyzmów plemiennych i zjednoczyć dawne królestwo Ludwika „Niemieckiego" w ręku najmłodszego jego syna Karola Grubego, już ce-rsarza (od 881 r.) i władcy Italii. Karol otrzymał wkrótce (884 r.) również panowanie nad zachodnimi Frankami, ale do zrośnięcia się królestw nie doszło. Zbyt długo państwa Karola Łysego i Ludwika „Niemieckiego" -rozwijały się odmiennie, zbyt wiele różnic narosło w ich strukturze, zbyt -sprzeczne stały się interesy ich warstw rządzących. Podkreślaliśmy już wagę wydarzeń 887 r. dla procesów rozkładowych imperium karolińskiego i świadomości frankijskiej. Detronizacja Karola Grubego nie była zapewne świadomym aktem plemion rodzącej się wspólnoty niemieckiej, zmierzającej do odcięcia się od romańskich części imperium, jak to zbyt radykalnie sformułował Walter Schlesinger." Możni wschodniej części imperium, wezwani na zgromadzenie przez ce- -sarza, zgodzili się między sobą na detronizację nieudolnego przedstawiciela dynastii, aby go zastąpić innym, który udowodnił swe zalety; wprawdzie nielegalne pochodzenie Arnulfa nie dopuszczało go do normalnego dziedziczenia tronu, ale przecież podobne było pochodzenie Karola Młota, a nadto wypadki w państwie zachodniofrankijskim (elekcja Ludwika „Niemieckiego" 858 r., Bosona 879 r., Karola Grubego 884 r.) przypomniały znaczenie elekcji. W „Germanii" brakło też zrozumienia -dla świętości- pomazania królewskiego; żaden z jej królów (poza Karolem -Grubym, pomazanym w Rzymie) nie korzystał z sakry kościelnej; tym łatwiej przyszło możnym „wschodniego królestwa" pozbawić tronu „pomazańca". Ważne znaczenie miał fakt, że Arnulf zyskał uznanie u wszystkich plemion frankijskiej Germanii (i w Lotaryngii), natomiast mimo istnienia "•takich planów nie objął władzy w zachodnim królestwie, które — jak wiemy — tylko osobą władcy powiązane było ze wschodnim. Przypomnijmy, że zasadniczy proces wyobcowania dokonał się już w latach 840—876, a fakty roku 887 udowodniły tylko, że ponowne połączenie było już niemożliwe. Walter Schlesinger ma chyba rację sądząc, że to -możni, którzy oddali Arnulfowi koronę, powstrzymywali go przed zaan-, gazowaniem się w walki o tron w Galii.13 Szczęśliwym dla nowego tworu państwowego zbiegiem okoliczności -wspólny kandydat na króla był jednocześnie dziedzicem tradycji fran-Mjskich i dziedzicem Bawarii, królestwa jego ojca Karlomana. Dzięki temu nie groziło wznowienie podziału z 876 r.: dla Bawarów był ich własnym królem, a jako Frank przywrócił autorytet dynastii, rozciągając zwierzchnictwo — co najmniej formalnie — nad niekarolińskimi ^władcami zachodniej Francji i Burgundii oraz koronując się w Rzymie -na cesarza. Ewentualna opozycja wiernych Karolowi Grubemu Alema-.«nćw przestała być groźna z chwilą śmierci dawnego cesarza. 1. Królestwo wschodniofrankijskie: wspólnoty plemienne 209 Panowanie Arnulfa wstrzymało rozpad monarchii karolińskiej w sposób decydujący o przyszłym rozwoju. Ostatecznie przekreślone zostały próby utrzymania jedności imperium Karola Wielkiego, ale zahamowano zarysowującą się w 876 r. tendencję do naturalnego dalszego jego rozpadu na organizmy plemienne. Niebezpieczeństwo takiego rozpadu nie zostało zażegnane, ale każdy okres zjednoczenia plemion państwa wschod-niofrankijskiego przyzwyczajał je do współżycia — pod warunkiem, że państwo potrafiło przynajmniej na zewnątrz strzec ich interesów. Dopóki Arnulf utrzymywał się na koniu, potrafił stawić czoło zewnętrznym wrogom: Normanom, Słowianom, Węgrom, a nawet prowadzić imperialną politykę wobec zachodniej Francji i Włoch. Ale kiedy i jego dotknęła choroba, która zniszczyła poprzednie pokolenie Karolingów, plemiona zostały postawione ponownie przed decyzją: razem czy osobno? Nominalnie i tradycyjnie Frankowie byli nadal rządzącym ludem, którego autorytet uznawały inne plemiona, podporządkowane ongiś przez ich królów. Ale te plemiona zachowały własną odrębność i stopniowo przyzwyczajały się do myśli, że w Germanii Frankowie — mieszkańcy Franko-nii — są tylko jednym z plemion, a ich teraźniejszość nie odpowiada wielkiej przeszłości. W przeciwieństwie do zachodniofrankijskiej Galii, gdzie doszło do utrwalenia frankijskiego charakteru państwa, co sprawiło, że francuska świadomość była kontynuacją frankijskiej, w Germanii frankijska przeszłość blakła coraz bardziej; otwierała się perspektywa ukształtowania nowego typu świadomości: wspólnej, „teutońskiej" — czy odrębnej dla każdego z plemion? Mimo iż dialekty plemion germańskich określane były wspólnym terminem „lingua theudisca" lub „teutonica", istniały między nimi poważne różnice, utrudniające bezpośrednie porozumienie „Niemców" z północy i południa. Jeżeli możnowładztwo państwa wschodniofrankijskiego mogło toczyć wspólne narady bez tłumaczy, to jest to — zdaniem wielu językoznawców — rezultat przejęcia przez górne warstwy społeczne poszczególnych plemion frankijskiej wymowy, co ułatwiało rozmowy, a zarazem przygotowywało powstanie ogólnoniemieckiego języka literackiego. Dlatego — jak stwierdził Erik Rooth — również starosaski poemat o Zbawicielu (Heliand) z IX w. pisany jest dialektem saskim, przekształconym pod wpływem frankijskiego języka sfer urzędniczo-kościelnych. " Ważniejszą bodaj rolę niż różnice dialektów grały różnice praw — prastary fundament świadomości plemiennej. Wbrew ustawodawstwu kościelnemu i na przekór polityce Karolingów, popierających mieszane małżeństwa, jeszcze za czasów cesarza Arnulfa uważano małżeństwa zawarte poza własnym plemieniem za podlegające unieważnieniu. Synod w Tri-burze w 895 r. surowo przypominał, że małżeństwo Franka z Bawarką czy Saksonką jest tak samo ważne, jak zawarte wewnątrz plemienia, po- 210 V. „Terra nativitatis, delectabilis Germania" nieważ „jeden Bóg, jedna wiara i jeden chrzest wspólne są obydwu plemionom". Synod, który rozpatrywał konkretną sprawę małżeństwa Franka z Saksonką, zalecił taką rewizję praw plemiennych, która by zadośćuczyniła kościelnej zasadzie równości i nierozerwalności małżeństwa.15 Sprawa ta rzuca snop światła na stosunki międzyplemienne i ukazuje, że złośliwe anegdoty, powtarzane o sąsiednich plemionach przez kronikarzy i rocznikarzy, są wyrazem głębokiego przekonania o ich wzajemnej obcości — na przekór więzi państwowej, od przeszło półwiecza łączącej je licznymi nićmi, na przekór głoszonej potrzebie solidarności. Tymczasem ten luźno spojony związek plemion pod nominalnym przewodem Franków znalazł się na przełomie IX i X w. pod coraz gwałtowniejszym naporem zewnętrznych najeźdźców. Dotkliwe dla Sasów napady pogranicznych Słowian nie byłyby groźne, gdyby nie towarzyszyły im coraz silniejsze uderzenia Normanów, a zwłaszcza niszczycielskie najazdy nowego wroga — Węgrów. Od ostatniego dziesięciolecia IX wieku przybysze ze wschodu, osiedli w Panonii, coraz zuchwałej penetrowali w swych wyprawach sąsiednie kraje: zniszczyli państwo wielko-morawskie, krwawo pustoszyli Bawarię, ale napadali i na inne kraje niemieckie: dali się poznać zarówno Sasom, jak Alemanom i Frankom. Zresztą przenikali też do Włoch i Francji zachodniej. W momencie gdy wspólne niebezpieczeństwo węgierskie mogłoby się przyczynić do zacieśnienia współpracy plemion pod wodzą wspólnego króla, zabrakło właśnie króla. Ostatnie lata panowania bezsilnego, schorowanego Arnulfa stały się wstępem do kompletnego rozkładu władzy centralnej za czasów jego małoletniego syna, Ludwika zwanego Dzie-cięciem. Właśnie za jego czasów plemiona usamodzielniają się i kształtują w odrębne organizmy polityczne, na których czele stają wybrani przez miejscowych możnych dowódcy wojskowi — heritogi, Herzoge, duces, których zwykliśmy nazywać po polsku książętami. Pochodzenie „książąt plemiennych" jest jeszcze dziś przedmiotem ostrej wymiany poglądów. Ernst Klebel, a ostatnio Karl Ferdinand Werner szukają ich początków w karolińskich namiestnikach poszczególnych terytoriów, obdarzonych zwierzchnictwem nad hrabiami: podobnie jak w zachodniej części państwa nosili oni tytuł dux lub marchio. Natomiast Gerd Tellenbach, a ostatnio Herfried Stingl wystąpili z obroną starszego poglądu o żywiołowym powstaniu funkcji Herzogów w drodze podporządkowywania się możnowładztwa plemiennego jednostkom, rozporządzającym dużym autorytetem dla łatwiejszego zorganizowania wspólnej obrony przed wrogiem zewnętrznym; towarzyszyło temu wykorzystywanie separatyzmu plemiennego przez ambitne jednostki, rozporządzające odpowiednim potencjałem i autorytetem. Przeprowadzona przez Stingla drobiazgowa analiza tytulatury i faktycznej roli wszystkich wchodzących 2. Początki świadomości niemieckiej 211) w grę osób, występujących w źródłach IX i początku X w., wykazała — jak sądzę — słuszność tego poglądu. Wprawdzie byli w Turyngii, Bawarii i Saksonii namiestnicy królewscy (oznaczani różnymi terminami, wśród których dux jest raczej rzadki), ale nie da się odnaleźć prostej linii prowadzącej od ich funkcji do roli herzoga plemiennego. Liudolf i jego potomkowie odgrywali wprawdzie rolę przywódczą we wschodniej Saksonii, ale nie da się udowodnić, że byli „duxami" z nominacji królewskiej (choć ze względu na powinowactwo z Karolingami jest to możliwe); najwcześniej też wytworzyła się w Saksonii funkcja herzoga, która dopiero stopniowo rozszerzała się na całość plemienia. Na niektórych obszarach plemiennych — w Szwabii i Frankonii — doszło do krwawych walk między rywali żującymi ze sobą o władzę możnymi rodami. W Turyngii nie dopuścił do rozwinięcia się księstwa plemiennego potężny książę saski Henryk, który podporządkował grafów turyńskich swojej władzy. Stosunkowo łatwo — dzięki zasługom w dowodzeniu obroną przed najazdami Węgrów — umocnili swój autrytet w Bawarii Luitpold (poległy w 908 r.) i jego syn Arnulf, wyraźnie dążący do uniezależnienia bawarskiego „regnum". 2. POCZĄTKI ŚWIADOMOŚCI NIEMIECKIEJ Za czasów Ludwika Dziecięcia i po jego śmierci można więc mówić o szybko postępującym rozkładzie państwa frankijskiego na części składowe — terytoria plemienne. Chyba słusznie rozpatruje Walter Schle-singer ten proces jako wstęp do powstania państwa niemieckiego; z godnym marksisty zrozumieniem dialektyki zauważył bowiem związek między dezintegracją (frankijskiej więzi państwowej) a ponowną integracją w nowy (choć nawiązujący stale do dawnego), niemiecki twór państwowy. l W obronie jedności państwa stał wprawdzie Kościół, popierający dwór królewski w staraniach o utrzymanie jedności, ale nawet Franko wie z Frankonii — plemię teoretycznie panujące w państwie — wybrało sobie herzoga: Konrada, który właśnie rozprawił się z rywalami z rodu Babenbergów. Przełomowym momentem był rok 911: śmierć króla Ludwika, ostatniego potomka wschodniej linii Karolingów. Gdyby do tego momentu przetrwały jakieś żywe, a nie tylko książkowe sympatie do przywrócenia jedności frankijskiej, tron musiałby przejść w ręce jedynego żywego przedstawiciela dynastii — króla zachodniofrankijskiego Karola Prostaka. Lotaryngia, dotychczas uznająca władzę Ludwika, dochowała wierności tradycji frankijskiej i przywołała Karola na uświęconą przez nią 212 V. „Terra nativitatis, delectabilis Germania'' stolicę akwizgrańską: Karol zaczął odtąd używać tytułu „króla Franków", podkreślając prawa przysługujące mu wobec wszystkich Franków. Ale możni, decydujący o losach państwa wschodniofrankijskiego (w tym charakterze występują teraz jednak nie tylko Frankowie, lecz przedstawiciele poszczególnych plemion), zebrani w Forchheimie, odrzucili jego kandydaturę i po raz pierwszy zerwali więź tradycji karolińskiej i zasadę wierności dynastii, przynoszącej ongiś szczęście „ludowi Franków". Dziedziczny charyzmat stracił znaczenie. Nie doszło jednak do rozpadu państwa: odrzucono tylko związek z zachodnim królestwem. Wchodziła tu oczywiście w grę narosła w ciągu licznych dziesiątków lat obcość, a może i świadomość pogłębiających się różnic etnicznych (na co kładzie nacisk W. Schlesinger), ale trzeba też tu wziąć pod uwagę sprawy przypomniane przez Eduarda Hlawitschkę: pilną konieczność zorganizowania wspólnej obrony przed Węgrami, do czego słaby Karol, nie mogący się uporać z Normanami ani własnymi książętami, nie był zdolny.2 Przeciwnicy kandydatury Karola mogli wysuwać argument o jego niepewnym pochodzeniu, który zaszkodził mu już w 884 r., gdy odsunięto go od tronu w zachodniej Francji. Zasada elekcji odniosła więc zwycięstwo nad dziedzicznością tronu, a elekcja — jak wiemy z przykładu Francji — zapobiec mogła rozbiciu, oczywiście — pod warunkiem zainteresowania możnowładztwa plemiennego, a także obejmujących ich przywództwo książąt, utrzymaniem królestwa. Za jego zachowaniem gorąco opowiadał się Kościół. W rezultacie tradycyjne związki okazały się tak silne, że utrzymano jedność państwa; co więcej, utrzymano jego frankijski charakter, powołując na tron dotychczasowego księcia Franków, Konrada, Wbrew tradycji wschodnio-fankijskiej, pragnąc wzmocnić swój autorytet na wzór zachodni sakralizacją przez Kościół, poddał się Konrad obrzędowi namaszczenia i kościelnej koronacji. Jak sądzi Walter Schlesinger, koronacja odbyła się według tzw. „rytuału wczesnoniemieckiego", przewidującego obrzędy symbolizujące poddanie się króla Kościołowi: złożenie insygniów u stóp ołtarza, pokutne leżenie krzyżem i przyrzeczenie przedkoronacyjne; dopiero potem następowało namaszczenie.8 Kościół też najwytrwalej bronił swego pomazańca. Poparcie księcia saskiego Ottona i małżeństwo z Kunegun-dą, matką księcia bawarskiego Arnulfa, miały być dodatkową gwarancją powodzenia nowego władcy — ale w obu wypadkach spotkał go zawód. Konrad I zawdzięczał tron przywódcom plemion, ale wkrótce zerwał z nimi. Nie chciał być „pierwszym wśród równych", chciał przywrócić panowanie Franków i kontynuować karoliński typ państwa. Mimo poparcia Kościoła (synod w Hohenaltheim 916 potępił buntowników przeciw pomazańcowi) Konrad poniósł całkowitą klęskę. Henryk, nowy książę saski, ignorował zupełnie króla — biskupi sascy wskutek jego zakazu 2. Początki świadomości niemieckiej 213 w ogóle nie wzięli udziału we wspomnianym synodzie; Turyngia wpadła w ręce Henryka. Pasierb Konrada, Arnulf bawarski, zbuntował się i sprzymierzył z Węgrami, gdy król, pragnąc opanować Alemanię (Szwabię), skazał na śmierć dwu jego wujów (m.in. księcia szwabskiego Er-changera). W rezultacie Konrad I pozostał lokalnym władcą Franków Nadreńskich (nawet wschodnia Frankonia znajdowała się w opozycji) i patrzył na ruinę królestwa. Wypadki 918 i 919 r. znane są ze źródeł o wiele lat późniejszych i z tego względu przebieg ich podawany jest często w wątpliwość — zwłaszcza szczegółowa relacja kronikarza saskiego Widukinda, wyraźnie obciążona tendencją patriotyzmu plemiennego. Zdaniem Widukinda, tkwiącego jeszcze w starogermańskich koncepcjach monarchii, Konrad ani jego ród nie mogli osiągnąć powodzenia, ponieważ opuściło ich szczęście. Jak starogermańskie ofiarowanie bogom osoby niefortunnego króla brzmi rezygnacja Konrada z dalszego utrzymywania korony we własnym rodzie i dane przezeń bratu Eberhardowi (księciu Franków) polecenie przekazania korony najsilniejszemu z przeciwników — Henrykowi saskiemu. „Monarchia frankijska ogłosiła bankructwo" — spuentował ten fakt Karol Wilhelm Nitzsch. Konrad I zmarł 23 grudnia 918 r.; przez pół roku losy królestwa były w zawieszeniu. Dziś przyjmuje się, że doszło do podwójnej elekcji. Ba-warowie w porozumieniu ze wschodnimi Frankami (tzw. Frankami znad górnego Menu) poparli (może na zjeździe w Forchheimie, tradycyjnym już miejscu elekcji królów) księcia Arnulfa, który był synem królowej Kunegundy, a ponadto w dość niejasny sposób spokrewniony był z ostatnimi Karolingami (według Kurta Reindela był bratankiem matki cesarza Arnulfa, nieślubnej połowicy Karlomana). Wątpliwości wywołuje tylko charakter królestwa Arnulfa bawarskiego: ogólnoniemiecki (W. Schlesinger i inni) czy też separatystyczny bawarski (K. Reindel). Tymczasem Eberhard na czele możnych frankońskich spotkał się w maju 919 r. z Henrykiem i jego Sasami we Fritzlarze (na pograniczu obydwu terytoriów plemiennych) i, wypełniając wolę brata, przekazał księciu Sasów insygnia królewskie. Frankowie, zdając sobie sprawę z upadku swej pozycji w państwie, starali się jednak zapewnić kontynuację tego państwa pod obcym władcą; chcieli, aby Henryk był królem Franków. Doszło do elekcji Henryka: według relacji Widukinda Eberhard, „zebrawszy przywódców i starszyznę wojska Franków w miejscowości zwanej Fritzlar, ogłosił go królem wobec całego ludu Franków i Sasów".4 Nastąpiła aklamacja przez zgromadzonych wojowników. Henryk został władcą Franków i Sasów (Turyngowie stracili samodzielność). Przyszłość miała rozstrzygnąć, czy będzie musiał na tym poprzestać, czy też uzyska uznanie w całym dawnym królestwie wschodniofrankijskim. 214 V. „Terra nativitatis, delectabilis Germania" Rok 919 oznacza defrankizację królestwa, nawet przejściową jego bar-baryzację (jak się wydaje, Henryk obywał sią początkowo bez kancelarii). Kronikarze sascy X w. czcili ten fakt jako uwolnienie Saksonii spod jarzma frankijskiego. Widukind stwierdza, że Henryk I „pierwszy suwerennie panował w Saksonii", a w innym miejscu powiada, że „Saksonia z niewolnicy stała się wolną, a z danniczki — panią licznych ludów". 5 Poetka Hroswitha z Gandersheim pisze o przeniesieniu przez Boga „szlachetnego królestwa Franków na sławne plemię Sasów".6 Sasi nie mieli wątpliwości, że oni są teraz rządzącym plemieniem. Odtąd możni sascy stanowią najbliższą kadrę doradców królewskich, a dialekt saski, używany przez synów i wnuków Henryka, dziwił kronikarzy po-łudniowoniemieckich. Otton Wielki, który zadał sobie trud nauczenia się francuskiego i słowiańskiego, „saxonizavit", nie mówił językiem górno-niemieckim. Hegemonia Sasów została zauważona oczywiście i na zewnątrz, zwłaszcza we Francji, gdzie coraz częściej dawne określenia państwa „zareńskiego" zaczęła zastępować nazwa „Saxonia", oznaczająca całość królestwa Henryka I, Ottona Wielkiego, a nawet ich następców. Szczególnie charakterystyczna jest ta terminologia dla znanego już nam kronikarza z Cluny, Radulfa Glabera. Z zerwaniem tradycji królestwa frankijskiego wiąże się także Henry-kowa odmowa poddania się namaszczeniu i koronacji kościelnej. Być może raziła nowego króla ceremonia składania insygniów i padania na twarz przed ołtarzem; może też do tego surowego syna Północy bardziej przemawiały germańskie przekonania o szczęściu królewskim niż kościelne pomazanie, którego magia niewiele przecież pomogła niefortunnemu Konradowi. Rok 919 należy więc uznać za początek budowy nowego państwa, za początek ponownej integracji — w innych ramach — tego, co pozostało z rozpadu monarchii karolińskiej. A jednak nie doszło do całkowitego zerwania z tradycją frankijską. Mimo iż państwo Henryka I było już wewnętrznie innym tworem, o punkcie ciężkości przesuniętym na północ, nie mógł on zapomnieć, że otrzymał koronę od Franków i że z tą koroną właśnie wiązały się liczne prerogatywy i pretensje. Dlatego też z biegiem czasu nawiązywanie do tradycji frankijskiej stawało się coraz częstsze: wymagały tego bowiem zarówno konieczności polityki wewnątrzniemieckiej, jak zagranicznej. Już u Widukinda państwo Henryka I było królestwem Franków i Sasów, z Frankami (mimo wszystko) na pierwszym miejscu. Dwór bizantyjski tytułował władców niemieckich „królami Franków i Sasów". Także niemieckie i lotaryńskie źródła, a nawet dokumenty Ottona I określają obszar jego państwa jako „Francia et Saxonia". Henryk I postanowił skupić pod swym panowaniem wszystkie ziemie związane z królestwem wschodniofrankijskim; wobec Alemanów (Szwa- 2. Początki świadomości niemieckiej 215 bów) i Bawarów działał więc jako król Franków. Jeszcze w 919 r. zmusił do hołdu księcia szwabskiego Burcharda; dwie wyprawy na Bawarię zakończyły się w 921 r. kompromisem, w którym Arnulf, uzna wszy królestwo Henryka i jego formalne zwierzchnictwo, uzyskał faktyczną niezależność zarówno w sprawach wewnętrznych, jak w polityce zagranicznej. Ale jedność królestwa została przywrócona. Pretensjom Karola Prostaka do dziedzictwa wschodnich Karolingów musiał się Henryk przeciwstawić jako prawowity ich następca. Dlatego w układzie w Bonn w 921 r. występuje z tytułem rex Francorum orien-talium, nigdzie nie wspominając o saskim charakterze swego państwa.' Wkrótce tytuł króla Franków miał się przydać w Lotaryngii; po detronizacji Karola Prostaka we Francji możni lotaryńscy porzucili uzurpatorów Roberta i Rudolfa i wezwali na tron „króla wschodnich Franków" — Henryka. Odtąd Lotaryngia stała się jednym z istotnych członów królestwa Henryka i Ottonów, a rosnące jej znaczenie wzmagało konieczność stałej kontynuacji tradycji frankijskiej. Bez oporów podejmuje ją syn Henryka, Otton Wielki. W tradycyjnym stroju frankijskim, w stolicy Karola Wielkiego — Akwizgranie, poddał się on w 936 r. kościelnej ceremonii namaszczenia i koronacji (aczkolwiek według zmienionego rytuału). Podjęcie tradycji frankijskiej przez władców z saskiej dynastii w naturalny niejako sposób wskazywało im drogę za Alpy, gdzie czekała ich inna część dziedzictwa karolińskiego, miraże otoczonego legendami Rzymu i przekonanie o obowiązku Franków obrony zagrożonego pa-piestwa. Przy tych wszystkich manifestowanych powiązaniach z tradycją frankijską państwo Henryka I i Ottonów nie było prostą kontynuacją królestwa wschodniofrankijskiego. W otoczeniu królewskim umocnili się świadomi własnej odrębności i niechętni Frankom Sasi, a książęta innych plemion stawiali opór integracji państwa. W wielu miejscach więc władcy Niemiec określani są jako władcy Franków, Sasów, Bawarów i Alemanów (Szwabów): określeń takich używa zarówno Adalbert z Magdeburga, jak Liutprand z Kremony. Nie została podjęta karolińska tradycja podziałów dynastycznych. Jedność Niemiec, zrodzona z konsensu plemion i kompromisu między ich partykularyzmem a korzyściami wynikającymi ze wspólnej polityki wobec wrogów zewnętrznych, została umocniona dzięki zasadzie elekcyjności tronu. Już w powoływaniu braci zmarłych monarchów na trony partykularnych królestw Bawarii i Frankonii w 879 i 882 r. widział Walter Schlesinger elementy elekcji. Formalną elekcję stanowiło wyniesienie na tron Arnulf a w 887 roku. Schlesinger przypisuje specjalne znaczenie pertraktacjom Arnulfa z możnowładztwem w 889 r. w sprawie przyznania sukcesji jego nieślubnym synom, Swiętopełkowi (Zwentiboldowi) i Ra- 216 V. „Terra nativitatis, delectabilią Germanio" toldowi. Odroczenie decyzji z obietnicą uwzględnienia postulatów Arnulfa w wypadku, gdyby nadal był pozbawiony legalnego potomstwa, przypisuje Schlesinger niechęci możnych do nowego podziału państwa. Wypada jednak przypomnieć, że nie zdołali oni zapobiec wydzieleniu Święto-pełkowi udzielnego królestwa w Lotaryngii w sześć lat później (czego Schlesinger nie uważa za podział, traktując Lotaryngię jako odrębne państwo). Następstwo legalnego syna, Ludwika Dziecięcia, starał się Arnulf zapewnić odbierając w 897 r. odpowiednie przyrzeczenie od możnych; mimo to Ludwik nie został królem automatycznie z chwilą śmierci ojca (8 grudnia 899 r.), lecz dopiero po fakcie formalnej elekcji w Forchheim 4 lutego 900 r., z nałożeniem korony, ale bez pomazania. Całkowicie swobodny charakter miała następna elekcja w Forchheimie, z 911 r., która po raz pierwszy zlekceważyła całkowicie dziedziczne prawa Karolingów i obrała Konrada I. O elekcjach 919 r. już obszernie mówiliśmy. W 936 roku sprawa sukcesji stała się ponownie aktualna. Henryk pozostawił czterech synów, z których co najmniej trzech (Brunon przeznaczony był do stanu duchownego) miało ambicje monarsze. Nie wiadomo, czy w naradach Henryka z możnowładcami była mowa o ewentualności podziału; w każdym razie możliwość taka — ku niezadowoleniu pominiętych synów królewskich — została odrzucona, a król wyznaczył (zapewne na kilka lat przed śmiercią) na jedynego następcę najzdolniejszego, ale nie najstarszego z synów, Ottona; królowa Matylda opowiadała się raczej za Henrykiem, którego zwolennicy posługiwali się argumentem jego urodzenia już po wyniesieniu ojca na tron. Sprawę rozstrzygnęła decyzja możnych saskich i frankońskich podjęta zaraz po śmierci Henryka I; zgodnie z wolą ojca obrano królem Ottona, a dla wzmocnienia jego pozycji zwołano zjazd elekcyjny przedstawicieli wszystkich plemion do karolińskiego Akwizgranu, gdzie doszło do obwołania Ottona królem, kościelnego namaszczenia i koronacji. Obok frankijskiego stroju Ottona o nawiązaniu do tradycji karolińskiej świadczy użycie do ceremonii kamiennego tronu Karola Wielkiego. W przeciwieństwie do ojca zdecydował się Otton oprzeć na hierarchii kościelnej, która miała w jego planach stanowić przeciwwagę książąt plemiennych. Ci byli wprawdzie za czasów Henryka I lennikami króla, ale swej władzy nie wywodzili z królewskiej nominacji czy nadania; władza ich reprezentowała suwerenność plemion połączonych w dobrowolny związek pod hegemonią Sasów. Ich podporządkowanie się królowi przypomina — zdaniem W. Schle-singera — hegemonię Arnulfa nad innymi królami państw pokaroliń-skich, nie naruszającą wewnętrznej autonomii;8 można się zgodzić, że tak sobie to wyobrażali książęta. W uroczystościach intronizacyjnych Ottona I im też przypadła pierwszoplanowa rola. 2. Początki świadomości niemieckiej 217 Pragnąc zachowania odrębności księstw plemiennych, książęta i całe możnowładztwo nie kwestionowało potrzeby utrzymania tradycyjnego już związku w ramach królestwa wschodniofrankijskiego, pozbawionego obecnie piętna przewagi Franków nad innymi plemionami. Dalej przejdziemy do zbadania, w jakim stopniu pokrewieństwo językowe przyczyniło się, obok wspólnej tradycji historycznej, do umocnienia więzi po-nadplemiennych i przekształcenia się ich w narodowe. Dużą rolę odegrał tu Kościół, który w najcięższych chwilach na początku X w. stał na straży jedności królestwa; struktury kościelne, najściślej związane z tradycją frankijską i nie nakładające się na podziały plemienne, stanowiły wówczas ważny fundament budowy jedności, co docenił Otton I. Jeżeli śledzimy etapy rozwoju wschodnich połaci imperium frankijskiego i ludów je zamieszkujących w państwo i społeczeństwo niemieckie, to nie możemy pominąć wieloplemiennego charakteru państwa wschodniofrankijskiego, które w pojęciu ludzi IX i X w. składało się z licznych terytoriów plemiennych, określanych często jako „regna". Toteż, jak sądzę, wiele światła na strukturę tego państwa rzuciła niedawno opublikowana koncepcja Eckharda Miillera-Mertensa, który państwo ostatnich Karolingów wschodniofrankijskich i saskich Ottonów określił jako „imperiale regnum" o charakterze wieloetnicznym, łączącego pod swą władzą różne ludy, niezależnie od ich tradycji historycznych, poczucia odrębności lub bliskości językowej. Dopiero później faktyczna bliskość językowa plemion niemieckich (wraz z trwającą i potężniejącą tradycją wspólnoty państwowej) zaczęła nadawać temu państwu charakter narodowy; proces ten został ukończony w okresie walk o inwestyturę, z początkiem XII wieku. E. Miiller-Mertens nawiązał do badań Edmunda Stengla i Carla Erd-manna nad „nierzymskimi" cesarstwami średniowiecza. Helmut Beumann rozszerzył to pojęcie, proponując, ze względu na chwiejność tytulatury władców reprezentujących ideę „nierzymskich" imperiów, określenie „imperialnego królestwa" (imperiales Konigtum).9 Jest to o tyle trafne, że wszystkie ambicje i tytuły cesarskie, nie pozostające w związku z koronacją w Rzymie przez papieża (to rozumiał Stengel jako „nierzymskie cesarstwo"), miały swe wzory — jak udowodni Erdmann — w cesarstwie rzymskim. Carl Erdmann ukazał, jak na Wyspach Brytyjskich rozwinęła się koncepcja „imperatora" jako władcy stojącego na czele licznych królestw, „króla królów"; opat Adamnan z Hy (679—704) użył po raz pierwszy tego określenia dla Oswalda, króla Northumbrii, który zdobył hegemonię wśród królów anglosaskich, z czym wiązał się saski termin „bretwalda", oznaczający szeroko władającego, ponadlokalnego króla. Nic więc dziwnego, że wkrótce utożsamiano bretwaldę z imperatorem—cesarzem i w tym sensie terminem „imperator" posługiwali się tacy 218 V. „Terra nativitatis, delectabUis Germania" pisarze anglosascy, jak Aldhelm z Malmesbury, św. Bonifacy i Alkuin. Nawet Będą Czcigodny, który w swej kronice nie użył terminu imperator jako łacińskiego odpowiednika bretwaldy, określał jako „imperium" podlegającą mu grupę królestw. W powstałym w IX w. na kontynencie saskim poemacie Heliand użyto dla przetłumaczenia rzymskiego imperium Oktawiana Augusta określenia „bredun giwald". Upowszechnienie się równości: bretwalda = imperator, spowodowało wejście tytułu „imperator" do anglosaskiej tytulatury królewskiej. Po raz pierwszy użył go w 798 r. król Coenwulf z Mercji. Szczególnie popularna była ta tytulatura po zjednoczeniu królestw anglosaskich w X w., kiedy Etel-stan i jego następcy posługiwali się cesarskimi tytułami imperatora i ba- sileusa. Za pośrednictwem Alkuina i innych anglosaskich przybyszów do państwa frankijskiego pojęcie imperatora — władcy licznych królestw — upowszechniło się na kontynencie i występowało, zanim papież włożył koronę cesarską na głowę Karola Wielkiego. Jak wiadomo, Karol Wielki nie akcentował „rzymskości" swego cesarstwa, przyjmując jednak jego uniwersalizm. Za Ludwika Pobożnego natomiast cesarz (nie używający „rzymskiego" tytułu) był, zgodnie z koncepcją anglosaską, władcą ponad królami, swymi synami. O popularności „nierzymskiej" idei cesarstwa świadczy opowieść Notkera Jąkały o koronacji Karola Wielkiego. Karol, „który już w rzeczy samej był władcą i imperatorem licznych ludów (nationum), osiągnął chwalebnie także tytuł cesarza (nomen imperatoris), cezara i augusta, autorytetem apostolskim".10 Meginhard z Fuldy, pisząc o wkroczeniu Karola Łysego w 869 r. do królestwa zmarłego właśnie Lo-tara II, twierdzi, że od tej pory zaczai się on tytułować cesarzem (imperator), „jako że miał zamiar posiadać dwa królestwa (quasi duo regna possessurus)." " Takie pojmowanie cesarstwa, jako rozszerzonej na liczne ludy i terytoria władzy królewskiej, leży u podstaw sporadycznego używania tytułu cesarskiego w stosunku do Ludwika „Niemieckiego". Tytuł taki występuje w całej serii dokumentów klasztornych; Nokter Jąkała tytułował Ludwika: „król, czyli cesarz całej Germanii, Retów i starej Francji [== Frankonii], jak również Saksonii, Turyngii, Noricum 1= Bawarii], Panonii i wszystkich narodów północnych".12 Tak też pojmował władztwo dynastii saskiej Widukind, który już umierającemu Konradowi I włożył w usta proroctwo, że Henryk I będzie „cesarzem licznych ludów (imperator multorum populorum)".13 W tym sensie królestwo Ottonów stanowiło rzeczywiście „imperiale regnum", stojące ponad licznymi podlegającymi mu ludami. E. Miiller-Mertens przytoczył liczne dowody, że terytoria plemienne Bawarów, Sasów, rzadziej Alemanów określano jako regna; nie było zaś wątpliwości, że odrębne regnum stanowiła przyłączona w 923 r. Lotaryngia. Niebawem 2. Początki świadomości niemieckiej 219 w skład królestwa Ottonów weszły obok romańskich mieszkańców tego obszaru liczne ludy słowiańskie — a więc królestwo to mogło mieć rzeczywiście charakter ponadnarodowy. Nie będziemy więc tu rozważać kwestii granicy między „wielkim królestwem" a cesarstwem typu „nierzymskiego" ani sprawy okoliczności i przyczyn przybierania tytułu cesarskiego przez wielkich władców. Ważne jest, że królestwo tego typu, mające ambicje ponadnarodowe, miało niniejsze możliwości działania integrującego niż królestwo ściśle określonego plemienia. Zachodniofrankijski „król Franków" również panował nad licznymi „regna", ale nie miał wątpliwości, że reprezentuje tradycję historyczną Franków, czyli Francuzów, i rozszerzał ich świadomość historyczną na całe państwo. Królowie z dynastii saskiej, niekonsekwentnie sięgający do tradycji frankijskiej, tak szybko związali się ze sprawami krajów słowiańskich, Burgundii, Włoch i uniwersalizmu chrześcijańskiego, że frankijskie podstawy przestały im wystarczać; stąd m.in. wynikały trudności z ustaleniem nazwy dla państwa i narodu. Toteż niemiecka świadomość narodowa musiała się formować nie tylko w walce królów z partykularyzmem plemiennym, ale także w walce rodzącej się wspólnoty ze zbyt szerokimi perspektywami polityki tychże królów, zwłaszcza w Italii. To ponadplemienne królestwo stanowiło jednak ramy, w których krystalizował się naród; sprzyjała temu procesowi bliskość językowa wchodzących w skład królestwa ziem. Upłynęło bowiem prawie sto lat, zanim doszło do ostatecznego włączenia Lotaryngii z jej częściowo romańską ludnością oraz ekspansji na ziemie słowiańskie. Tylko w pewnej części i w pewnym stopniu ludność tych nowych obszarów wzięła udział w tworzeniu narodu niemieckiego. Ale sto lat wystarczyło, aby powstała w Niemczech wspólna tradycja historyczna, duma z własnych osiągnięć i uczucie obcości w stosunku do sąsiadów, nawet poczuwających się do frankijskiej wspólnoty. Wbrew optymistycznym sądom, które już przed 919 r. dostrzegają również upowszechnienie się nazwy narodu — Theutonici—Thiudiski, patriotyzm niemiecki, rzecz paradoksalna, rozwinął się szybciej, niż wchodziła w użycie ta nazwa. Najłatwiej daje się ten proces prześledzić w twórczości historiogra-ficznej i literackiej X i XI wieku. Już Widukind, mimo przywiązania do tradycji saskiej i niezaprzeczalnego górowania w jego dziele patriotyzmu plemiennego (patria — to dla niego zawsze Saksonia), broni interesów szerszej całości, królestwa, które od Franków przejęli Sasi. Mimo przebijającej ustawicznie przez salustiański obiektywizm niechęci do Franków stwierdza, że dzieło Karola Wielkiego jest nieodwracalne: Frankowie i Sasi „stali się już, jak dziś widzimy, braćmi i jakby jednym narodem 220 V. „Terra nativitatis, delectabilis Germania" (quasi una gens) przez wiarę chrześcijańską" — t j. w wyniku chrystianizacji Sasów." Dawne „imperium Francorum" — to obecne władztwo „Franków i Sasów", obejmujące oczywiście całe państwo wschodniofran-kijskie, dla którego brak Widukindowi nazwy; obok nieprecyzyjnej Germanii używa on określenia: omnis Francia Saxoniaque, pod czym należy oczywiście rozumieć cały teren Niemiec.15 Plemiona, zamieszkujące to państwo, mimo wzajemnych niesnasek mają wspólne interesy: obronę pokoju wewnątrz, który Widukind uważa za najwyższe dobro, przewyższające sławę wojenną, oraz walkę z wrogiem zewnętrznym — Węgrami, Słowianami i innymi. Widukind odnosił się, jak wiadomo, niechętnie do ekspansji za Alpy; nie wspomniał o rzymskiej koronacji Ottona I, a pisząc o triumfach Sasów, zauważył, że imperium ich z powodu rozszerzenia granic ugina się pod ciężarem własnej wielkości. " Widać tu troskę o przyszłość dzieła saskiej dynastii. Współczesny Widukindowi Ruotger, autor biografii Brunona, arcybiskupa kolońskiego, nie był — wbrew temu, co dawniej sądzono, związany z saskim środowiskiem, lecz pochodził zapewne z „lotaryńskiej" Nadrenii (przebywał w Trewirze, następnie w Kolonii). Daleki więc był od wysuwania Sasów na pierwsze miejsce w państwie, którego całość i powodzenie leżało mu na sercu, podobnie jak jego bohaterowi — Brunonowi. Wprawdzie — jak udowodnił Friedrich Lotter — „terra nostra" i „populus noster" u Ruotgera oznaczają Lotaryngię i Lotaryńczyków, ale stosunek do państwa Ottonów, które w całości określa mianem „pa-tria" w licznych miejscach swego dzieła, świadczy o uczuciowym związku z całą monarchią, określaną także mianem „res publica". Taki stosunek do państwa pozwalał, podobnie jak u Widukinda, na stopniowe przezwyciężanie świadomości plemiennej." Inna już była postawa Thietmara, przedstawiciela następnej generacji. I on należał, podobnie jak Widukind, do saskiej arystokracji, i on w prologu deklarował opis czynów „saskich królów", i on podzielał lekceważenie i poczucie wyższości w stosunku do innych plemion niemieckich, i on wreszcie sławił na pierwszym miejscu Sasów. Mimo to przekroczył już granicę pojęciową: państwo niemieckie było dlań całością, której należy strzec i bronić. Wprawdzie najpiękniejsza jest Saksonia, „rajski ogród tonący w kwiatach", M ale już na północ od Alp zaczyna się „nasza spokojna kraina", przeciwstawiona Włochom, których „klimat i charakter mieszkańców nie odpowiadają naszym stronom".19 Otóż „nasz kraj" — to Niemcy; nie określa się tym zaimkiem Włoch, mimo iż podlegają temu samemu władcy. Thietmar rzadko używa nazwy Theutonici, jak gdyby nie był pewien trafności tego nowego określenia; zastępuje je zwykle zaimkiem „nostri" lub „nostrates", nie pozostawiającym wątpliwości, że chodzi o niemieckich (a nie tylko saskich) żołnierzy, duchow- 2. Początki świadomości niemieckiej 221 nych, nawet prostych ludzi. Nazwę Niemczy wywodzi stąd, „że niegdyś przez naszych została założona", zna więc słowiański równoważnik terminu Theutonici.20 Także „ojczyzna" — patria — może być wprawdzie w kilku miejscach rozumiana jako Saksonia, ale nie musi być zawężona do takiego znaczenia, skoro w innych miejscach z pewnością oznacza całe Niemcy. Thietmar — to niewątpliwy patriota niemiecki, choć ma jeszcze trudności z nazwaniem własnego narodu. Dobro królestwa stawia na pierwszym miejscu i odróżnia je od interesu jego władców, co wyraźnie wynika z akcentów krytycznych pod ich adresem, formułowanych mimo wyraźnej lojalności wobec tronu. Krytyczne akcenty pod adresem Franków, Bawarów czy Lotaryńczyków nie zmieniają jego przekonania, że również interes Sasów musi czasem ustąpić na dalszy plan dla dobra całości. Rodząca się świadomość narodowa znajduje silny wyraz w niechęci do sąsiadów: Węgrów, Polaków, Francuzów, nie mówiąc już o wrogości wobec Słowian połabskich jako odstępców od chrześcijaństwa. Nie widać ani śladu dawnej wspólnoty frankijskiej. Thietmar stwierdza, że „zachodnie regiony" słusznie zostały tak nazwane, „albowiem zachodzi tam ze słońcem i prawość wszelka, i posłuszeństwo, i miłość bliźniego. Noc jest niczym innym, jak cieniem ziemi, a wszystko, co ludzie tamtejsi czynią, jest grzechem. Daremne są tam wysiłki pobożnych głosicieli słowa Bożego; niewiele także znaczą tam królowie i inni władcy; złoczyńcy rządzą tam i prześladowcy sprawiedliwych."21 Nie lepiej dzieje się we Włoszech. „Wszyscy, którzy tam się udają, z małą spotykają się życzliwością; obcy muszą płacić za wszystko, czego potrzebują, i w dodatku grozi im oszustwo. Wielu ludzi ginie tam od przygotowanej dla nich trucizny." 22 W tej samej szkole magdeburskiej, w której ukształtowała się wiedza i światopogląd Thietmara, wychował się znacznie wybitniejszy pisarz i myśliciel, późniejszy męczennik — Bruno z Kwerfurtu, którego sylwetkę duchową przybliżyły nam zwłaszcza wnikliwe studia Reinharda Wenskusa. Mimo podobnego — saskiego i arystokratycznego — pochodzenia Bruno poszedł dalej w pogłębieniu świadomości narodowej. Wspólne środowisko ukształtowało patriotyzm niemiecki Thietmara i Brunona; ale o ile ten patriotyzm u Thietmara musi stale walczyć z wciąż obecną atawistyczną saską świadomością, zakładającą niechęć do innych plemion niemieckich, a na zewnątrz akcentuje się we wrogości i przekonaniu o niższości moralnej ludów sąsiednich, to u Brunona saskie pochodzenie rzadko wpływa na formułowane przezeń opinie, a Saksonia — to część większej całości: Theutonum tellus, podobnie jak jej ośrodek — Magdeburg — to Theutonum nova metropolis. Patriotyzm Brunona ma ciepłe akcenty miłości i tęsknoty tego wiecznego wędrowca do ziemi ojczystej, ale obiektem tych uczuć nie jest już Saksonia, ale „godna 222 V. „Terra nativitatis, delectabżlis Germania" uwielbienia (delectabilis)", „upragniona (desiderabilis)" Germania. Patriotyzm Brunona nie przeszkadza mu odczuwać sympatii do innych ludów: do Francuzów, Polaków, Włochów. Nienawiścią otacza Brunon tylko wrogów chrześcijaństwa, w szczególności Wieletów-Luciców, których uważa za odstępców od prawdziwej wiary. Wprawdzie Wenskus wskazuje na wyraźne objawy niechęci Brunona do Rzymian — to jednak wynika z jego oburzenia na niewdzięczność mieszkańców Wiecznego Miasta wobec Ottona III, pragnącego przywrócić mu dawną świetność. Sam zresztą Bruno był przeciwnikiem rzymskich koncepcji Ottona. Patriotyzm Brunona jest widoczny, gdy mówi o klęskach Niemców, przypisując winę im samym, ponieważ wdali się w niesprawiedliwe wojny z chrześcijańskimi sąsiadami. „Wszędzie doszło do wielkich i żałosnych klęsk, pohańbione państwo (res publica) spadło z wyżyn swego tronu, udręczone chrześcijaństwo odczuło gniew Boga. Prowadzono wojnę z Polakami; książę ich, Mieszko, zwyciężył podstępem; upokorzona duma Niemców (Theutonum magnanimitas) musiała ziemię lizać, wojowniczy margrabia Hodo z poszarpanymi proporcami rzucił się do ucieczki. Innym razem doborowy lud zebrany przez króla — ogromne wojsko, jakiego później nigdy nie widziano — z pogwałceniem chrześcijańskiego braterstwa wdał się w walkę z karolińskimi Frankami [tj. Francuzami]."23 Nie jest więc to ślepy patriotyzm, solidaryzujący się z własnym państwem bez względu na słuszność sprawy. Ale z jakim bólem pisał Bruno o klęsce Ottona II pod Cotrone w walce z Saracenami! „Ponieważ liczba ich nieprawdopodobnie wzrosła, omdlały prawice zmęczone zabijaniem i męstwo bohaterskich wojowników uległo złamane. Powalony mieczem padł purpurowy kwiat ojczyzny, ozdoba jasnowłosej Germanii, największe umiłowanie dostojnego cesarza." 24 Bruno z Kwerfurtu znał już określenie swego narodu i kraju. Mimo częstego jeszcze posługiwania się klasyczną „Germanią", u niego właśnie pojawia się po raz pierwszy nazwa kraju: Theutonum tellus, a Theutones są dla niego wspólnym określeniem plemion niemieckich. Wydaje się, że schyłek X wieku był okresem decydującym dla upowszechnienia się nazwy Niemców: Theutones lub Theutonici = Diutiski — Deutsche. Rein-hard Wenskus zauważył, jak wielką uwagę poświęcał Bruno z Kwerfurtu sprawom językowym: Włochy zwą się u niego ze względu na język Latina terra;M obcy kraj — to „kraj nieznanej mowy".26 Rodacy cesarza Ottona III to ludzie „jego języka", „sui linguatici"." Waga, przypisywana przezeń językowi jako kryterium przynależności narodowej, wybiega ponad świadomość współczesnych, ale wynika niewątpliwie z przyjęcia się terminu „Diutisk" już nie tylko dla określenia języka, ale także narodu. Współcześnie z Brunonem mnich z St. Gallen, Notker „z Wielką War- 2. Początki świadomości niemieckiej 223 gą" (Labeo) postanowił przełożyć na język niemiecki dzieła literatury filozoficznej i teologicznej późnej starożytności (Boecjusz, Marcjan Ca-pella, Grzegorz Wielki); dzieło jego, rozwijające słownictwo i jasność wyrazu języka nie przystosowanego dotychczas do tego rodzaju problematyki, przyniosło mu drugi przydomek: Notker Theutonicus. Notker był przede wszystkim pedagogiem: w liście do Hugona, biskupa Sionu (Sitten), dziwił się radośnie, „jak szybko można zrozumieć z pomocą języka ojczystego to, co z trudem tylko albo w ogóle nie w pełni da się pojąć w obcym języku."2S Mimo jednak przywiązania do tego języka miał Notker kłopoty z jego nazwaniem. Hans Eggers, badając jego słownictwo, zwrócił uwagę, że termin „diutisk" występuje u Notkera tylko sześć razy, z czego pięć w Boecjuszowych komentarzach do Arystotelesa i jeden w tłumaczeniu Psalmów. Wskazuje to, że mimo długiego czasu, jaki upłynął od powstania tego określenia języka niemieckiego, nie był on jeszcze w powszechnym użyciu; Eggers sądzi, że zapozna wszy się z nim w pewnym okresie, Notker zaczął go odtąd używać, by później znowu go porzucić „z powodu jego rzadkości i obcości".29 Sąd ten jest chyba przesadny, ale wyniki badań Eggersa wskazują, że proces upowszechniania się terminu „diutisk" nie był jeszcze ukończony. Paradoksalnie — powszechniejsze było w literaturze i kancelarii użycie jego łacińskiego odpowiednika: „Theutonicus"; już w przywileju Ottona I dla kościoła Sw. Maurycego w Magdeburgu z 961 r. występuje przeciwstawienie: Theutonici et Sclavi.30 Notker nigdy nie użył słowa „diutisk" dla oznaczenia narodu niemieckiego; chcąc powiedzieć: „my, Niemcy", napisał „wir Teutones", wprowadzając tu bardziej rozpowszechniony termin łaciński do tekstu niemieckiego. Szybkie upowszechnienie się nazwy Theutonici jako wspólnego określenia Niemców widoczne jest w źródłach XI wieku. Zależny od Thiet-mara autor Żywota cesarza Henryka II, biskup Adalbold z Utrechtu (zm. 1026), pisze o krzywdzie, jaką Włosi zadali Niemcom (Itali — Teoto-nicis); dla jej pomszczenia stanęli u boku Henryka II dobrowolnie (vo-luntarii) nie tylko związani z nim Sasi i Bawarowie, ale również Lotaryń-czycy, Frankowie i Alemanowie.31 „Teotonici" pojawiają się zresztą u Adalbolda dwadzieścia dwa razy, zastępując Thietmarowe „nostri". Mimo swej rozwiniętej świadomości narodowej ani Bruno z Kwerfurtu, ani Adalbold z Utrechtu nie łączą przymiotnika Theutonicus z państwem, jak to trafnie spostrzegł Eckhard Miiller-Mertens. Listę pisarzy XI w., w których dziełach widać świadomość narodową, tj. utożsamienie się z niemiecką wspólnotą przez użycie w stosunku do niej zaimka „my" lub „nasi", niezależnie od występujących w mniejszym lub większym stopniu elementów przywiązania plemiennego, można rozszerzyć choćby na zbadanych bliżej przez Rudolfa Buchnera: Wipona, Hermana z Rei- 224 V. „Terra nativitatis, delectabilis Germania" 2. Początki świadomości niemieckiej 225 chenau. czy Adama Bremeńskiego. U nich wszystkich jednak państwo (res publica, regnum, imperium) to przede wszystkim władza królewska lub cesarska, podległe jej ziemie i uprawnienia. W tym sensie nie występuje w źródłach niemieckich okresu przedgregoriańskiego przeciwstawienie zaalpejskiego królestwa niemieckiego Włochom, znane już źródłom włoskim z przełomu X i XI stulecia. Jeżeli Włochy występują jako regnum w ramach szerszej całości: imperium, to obok takich regna, jak Saksonia, Bawaria czy Alemania. Triada królestw: Niemcy-Włochy-Bur-gundia, to pojęcie znacznie późniejsze. Wyjątek stanowią powstałe ok. 1075 r. Annales Altahenses (z Nieder--Alteich), które kilkakrotnie wymieniają regnum Teutonicum i reges Teu-tonicos. Mimo że zachowane zostały tylko w odpisie z początku XVI wieku, E. Miiller-Mertens skłonny jest uznać ich terminologię za autentyczną. Wiąże się też ona z silną świadomością państwową rocznikarza, w której regnum jest związane nie tylko z osobą króla i jego zakresem panowania, ale także z osobami principes regni, mającymi prawo do współdecydowania o losach królestwa stanowiącego wspólne dobro grupy określanej przez rocznikarza jako Teutonici lub też zaimkiem „my", „nasi". Regnum Teutonicum stanowi też odrębne terytorium, odpowiadające Brunonowemu Theutonum tellus, wreszcie jest też obiektem dumy wszystkich Teutonici. Mamy tu zamknięcie zwycięskiej ekspansji terminu Theutonicus: od języka do grupy etnicznej i aż do określenia państwa. Mimo iż w Rocznikach z Nieder-Alteich pojawia się regnum również w szerszym znaczeniu, obejmującym także Italię, to w zasadzie następuje wyodrębnienie części przedalpejskiej (zamiast Teutonici autor pisze czasem Cisalpini). E. Miiller-Mertens silnie podkreśla u rocznikarza przewagę patriotyzmu państwowego nad poczuciem etnicznym, które nawiązywałoby bezpośrednio do narodu: świadomość narodowa kształtuje się tu drogą pośrednią, przez określenie państwa mianem etnicznym, wiąże się z tym silne jeszcze podkreślenie odrębności poszczególnych plemion. Annales Altahenses nie były zjawiskiem odosobnionym. Już Wipo, biograf Konrada II, uznawał regnum za organizm istniejący także bez osoby króla, a to dzięki temu, że trwali na jego straży książęta, których nazywa „siłami i wewnętrznymi organami królestwa (vires et viscera regni)". Wprawdzie królestwo bez króla to statek bez sternika, ale „Opatrzność Boska" powierzyła ster państwa takim ludzim, „jakich wymagała konieczność doprowadzenia ojczyzny bez szwanku do spokojnego portu". 32 Ideologiczne pokrewieństwo z Rocznikami z Nieder-Alteich widać w rocznikach Lamperta z Hersfeldu, przedstawiających podobną koncepcję państwa niemieckiego, opartego na współdziałaniu majestatu królewskiego i książąt reprezentujących społeczeństwo. Państwo, dla którego obok regnum Lampert używa pojęcia res publica, stoi u niego ponad królem i książętami: dobro tego nadrzędnego ciała jest miernikiem oceny działalności ludzkiej. Koncepcja uniwersalnego cesarstwa czy Imperium Romanum nie odgrywa u Lamperta żadnej roli; regnum występuje w różnych znaczeniach, ale na ich czoło wysuwa się narodowe regnum Teutonicum, podporządkowujące sobie lokalne regna nie na zasadzie struktury ponadnarodowej, ale dla podporządkowania innych ludów, np. Włochów czy Polaków — Niemcom. Zarówno autor Roczników z Nieder-Alteich, jak Lampert z Hersfeldu, należeli do obozu wrogiego Henrykowi IV. W tym to więc obozie, któremu ton nadawali opozycyjni książęta, zaczęło się kształtować pojęcie narodowego królestwa niemieckiego, stojącego ponad monarchą. Nic dziwnego, że terminologia, wprowadzona przez kurię rzymską za Grzegorza VII, zmierzająca do uczynienia z Cesarstwa jednego z wielu królestw narodowych, znalazła w tych środowiskach przygotowany już grunt. Dążąc do likwidacji Cesarstwa — czemu dał wyraz w programowym Dictatus papae — Lampert pragnął z jego kontekstu wyjąć regnum Teutonicum, które, idąc za włoską tradycją, ściśle odgraniczał od regnum Italiae i od Burgundii. Nawet wysuniętych przez siebie antykrólów niemieckich nie dopuszczał do wykonywania władzy we Włoszech i w Burgundii. Wyłączenie ze wspólnoty Cesarstwa Węgier, Polski i Czech miało być dalszym ciągiem rozbicia go na człony narodowe, wśród nich regnum Teutonicum: pewne dane świadczą nawet o tym, że Grzegorz chętnie widziałby poza owym królestwem niemieckim (= południowoniemiec-kim) odrębne regnum Saxoniae, oparte na ponownie nasilającym się saskim separatyzmie. W listach Grzegorza zanikają stopniowo dawne, zbyt mało precyzyjne terminy, jak Germania czy Ultramontani, miejsce ich natomiast zajmuje coraz bardziej niepodzielnie określenie Teutonici i regnum Teutonicum — jedno z wielu narodowych królestw chrześcijańskich, podległych papiestwu. Stronnicy papiestwa w Niemczech przejęli terminologię kurii, choć nie zdawali sobie z pewnością sprawy z jej uwarunkowań i celów. Zresztą w niektórych kronikach tego czasu występowanie regnum Teutonicum ograniczone jest do ustępów opartych na papieskich dokumentach; w innych, jak u Lamperta, pojęcie to zaopatrzone zostało w wartości emocjonalne i tendencję do rozszerzania, z pewnością sprzeczną z intencjami Grzegorza. Dzięki temu możliwe było w toku polemik wokół sporu ce-sarsko-papieskiego przejęcie „teutońskiej" terminologii również przez o-brońców pozycji cesarskich. Terminologia ta znalazła wyraz w konkordacie wormackim 1122 r., w którym wydzielono Teutonicum regnum od pozostałych partes imperii. y 226 V. „Terra nativitatis, delectabilis Germania" 3. POZYTYWNY I NEGATYWNY WPŁYW IDEI CESARSTWA NA KSZTAŁTOWANIE NIEMIECKIEJ ŚWIADOMOŚCI NARODOWEJ Mimo tej krystalizacji pojęcia „Niemiec" w szerszych ramach Cesarstwa nie doszło do całkowitego oddzielenia tych pojęć, jak by sobie tego życzył Grzegorz VII i jego następcy. W Niemczech nie nastąpiło zrośnięcie się idei narodowej z symbolami odnoszącymi się tylko i wyłącznie do Niemiec: ani król, który przed koronacją cesarską już od czasów Henryka III nazywał się rex Romanorum, ani jego akwizgranska koronacja nie były integralnie związane z „Teutonią". W rozumieniu królów niemieckich i wynoszących ich na tron książąt koronacja akwizgranska była wystarczającą podstawą do władania nie tylko w Niemczech, ale również we Włoszech i Burgundii, mimo że niektórzy z władców odbywali także koronacje w Pawii lub Mediolanie i Arles. Działalność stronników hegemonii papiestwa nie zdołała ogołocić Cesarstwa z jego mistycznego blasku — mimo starań do zredukowania go do rangi zbrojnego ramienia władzy duchowej. Nawrót w XII w. spekulacji teologicznych dotyczących końca świata i przyjścia Antychrysta przyczynił się do przywrócenia znaczenia Cesarstwu, jako symbolowi jedności chrześcijaństwa. Uznawano — zwłaszcza w Niemczech — osłabienie Cesarstwa za chwilowe, bowiem przed końcem świata ma dojść do zjednoczenia chrześcijan pod berłem cesarza. Dlatego godność cesarska otaczana była nadal w Niemczech ogromnym przywiązaniem, stanowiła obiekt dumy, w którym elementy narodowe spotykały się z uniwersali-stycznymi. Brakowało Niemcom kultu patrona państwa i narodu, który miał tak wielkie znaczenie w innych wspólnotach narodowych. Nie odegrał roli patrona państwa czczony jako patron Saksonii św. Wit. Za czasów Ottonów cesarze starali się nadać rangę patrona państwa św. Maurycemu; przypisywana mu włócznia, której skomplikowana historia prowadzi do królestwa longobardzkiego (gdzie uchodziła za włócznię Konstantyna Wielkiego), a potem burgundzkiego (skąd uzyskał ją Henryk I), stała się jednym z najważniejszych insygniów cesarskich. Ale św. Maurycy, czczony zarówno w burgundzkim St. Maurice d'Agaune, jak w saskim Magdeburgu nie był patronem Niemiec ani Niemców, lecz patronem Cesarstwa i naśladownictwa włóczni, nadawane władcom wchodzącym w stosunki zależności od Cesarstwa (Polska, Węgry), miały ich wiązać przez ten cesarski kult z ideą Cesarstwa; nie oznaczały one podległości Sasom ani Niemcom. Nawet jednak w tym charakterze rozkwit kultu św. Maurycego był stosunkowo krótkotrwały; w 1146 kanonizowano cesarza Henryka II, ale nie został on ani patronem Królestwa, ani Cesarstwa. Tymczasem we 3. Wplyw idei Cesarstwa na ksztaltowanie niemieckiej świadomości 227 Francji kult św. Dionizego pełnił już rolę kultu państwowo-narodowego. Co więcej, kult ten został powiązany z postacią Karola Wielkiego, stanowiącego coraz wyraźniej symbol francuskich tradycji narodowych, w których został nieomal niepodzielnie zaanektowany jako poprzednik i wzór współczesnych królów Francji. Nawet dla „księdza Konrada", niemieckiego tłumacza Pieśni o Rolandzie, Karol Wielki był Francuzem. W Niemczech, mimo kilkakrotnych prób silniejszego nawiązywania do postaci Karola Wielkiego (za Ottona I, Ottona III i in.), wspomnienie wielkiego władcy Franków nie miało takiego znaczenia, jak we Francji. Dopiero za Hohenstaufów, nie bez wpływu francuskiego rozkwitu tradycji karolińskiej, pomyślano o wydobyciu, a raczej odzyskaniu tego bohatera; w napisanej po górnoniemiecku rymowanej Kronice cesarskiej (Kaiser-chronik) z połowy XII wieku poświęcono mu 809 wierszy (na przeszło 17 tyś.), świadczących o specjalnej sympatii poety do Karola Wielkiego; autor znał zresztą zapewne francuską tradycję karolińską, skoro wspomina, że istnieje jakaś inna „pieśń" (enderiu liet) o Karolu. Fryderyk Barbarossa osobiście interesował się postacią Karola, co prawda już Karola owianego legendą chansons de gęste, a więc krzyżowca, zwycięzcy Saracenów, miłośnika rycerstwa. Wuj Fryderyka, kronikarz Otton z Freising, zajął się za to poważniej analizą stosunku regnum Teutoni-cum do królestwa Franków i doszedł do słusznego wniosku, iż mimo zaniku dawnej nazwy jest ono kontynuacją państwa karolińskiego. Wywód o Frankach i podziale ich państwa, trafne odczytanie językowej tożsamości Franków i ich niemieckich dziedziców jest imponującym przykładem dwunastowiecznej krytyki historycznej. * „Ponowne podjęcie tradycji frankijskiej — pisał historyk francuski Robert Folz — jest jednym z najoryginalniejszych elementów dzieła Ottona z Freising; poprzez niego miało bowiem głęboko przeniknąć ideologię polityczną drugiego z Hohenstaufów. To odnowienie tradycji wydawało się tym bardziej konieczne, że w tym samym momencie działała ona silnie na korzyść królestwa francuskiego, które zmierzało do zagarnięcia wyłącznie dla siebie cienia Karola Wielkiego. Przekształcić ponownie «Regnum Theutonicorum» w «Regnum Francorum» znaczyło: przeciwstawić się ekskluzywizmowi Zachodu i jednocześnie dać silne podstawy niemieckiej tradycji karolińskiej."2 Dla udowodnienia, że to Hohenstaufowie są prawdziwymi dziedzicami Karola Wielkiego, wskazał Otton z Freising, na długo przed kronikarzami Kapetyngów, na „powrót [w ich osobach] godności cesarskiej do potomstwa Karola". Wprawdzie już Wipo podkreślał karolińskie pochodzenie Gizeli, żony Konrada II,' ale dopiero Otton wyciągnął z niego konsekwencje polityczno-ideowe: „w nim [tj. Henryku III, synu Konrada i Gizeli] godność cesarska, która już przez długi czas odebrana była potomstwu Karola, wróciła do szlachetnego i starożytnego rodu Karola". * 228 V. „Terra nativitatis, delectabilis Germania" 3. Wplyw idei Cesarstwa na kształtowanie niemieckiej świadomości 229 Uli Fryderyk Barbarossa był prawnukiem Henryka III, a więc potomkiem Karola Wielkiego, i nietrudno było wujowi przekonać go o wartości tego dziedzictwa. Ostatnie dzieło historyczne Ottona, Gęsta Friderici, tak różniące się radosnym majestatem od pesymistycznie nastrojonej Kroniki, miało przedstawić czyny Barbarossy jako „nowego Karola". Kontynuator Ottona, Rahewin, przedstawiając charakterystykę postaci Fryderyka, zarówno jego wyglądu zewnętrznego, jak cech intelektualnych, posłużył się wyraźnie wzorcem zaczerpniętym z Einhardowego Żywota Karola, a częściowo nawet jego słowami.5 Nie znany z imienia nadworny wierszopis arcybiskupa Rajnalda z Dassel, znany pod samozwańczym tytułem „Ar-chipoety", jeszcze wyraźniej przedstawia Fryderyka jako nowe, wcielenie Karola: Jak wielka Fryderyka potęga i chwała, Nie trzeba mówić, wie już o tym ziemia cała: Włócznią pomsty gdy gromi sforę buntowniczą, Przypomina Karola zwycięską prawicą." Normandzki zwolennik Fryderyka, Stefan z Rouen, mnich w Bęc, pisał alegorycznie o sporze papieża Aleksandra III (przed wyborem — Roland Bandinelli) z cesarzem, nawiązując do karolińskiego cyklu chansons de gęste: „Jeżeli Roland [tj. papież] zdoła zwyciężyć Karola [tj. cesarza], cały świat nie zniesie takiej katastrofy." 7 W tej atmosferze powstała w otoczeniu Fryderyka Barbarossy myśl o uczynieniu z Karola Wielkiego patrona i orędownika Cesarstwa. W o-kresie kultów narodowo-państwowych, które w XII wieku kolejno rozwijały się w poszczególnych krajach, propagowano wynoszenie na ołtarze dawnych władców, zwykle przy tym przodków panujących dynastii: obok starszych kultów św. Wacława w Czechach i św. Stefana wiek XII przyniósł kanonizacje Edwarda Wyznawcy w Anglii (1161) i Kanuta IV w Danii (1165). Być może Eberhard, biskup bamberski, ściśle związany z Hohenstaufami, miał na myśli uczynienie z Henryka II symbolu Cesarstwa, gdy doprowadził do jego kanonizacji (1146); zdaje się jednak, że Henryk II, który w ówczesnej tradycji kościelnej był przede wszystkim ascetą i dobrodziejem Kościoła, nie znalazł sympatii w oczach Fryderyka. Karol Wielki, ze swą sławą ogarniającą całą Europę, znacznie lepiej mógł spełnić funkcję patrona Cesarstwa o ambicjach uniwersalnych. • Kanonizacja Karola, dokonana za zgodą posłusznego Fryderykowi anty-papieża Paschalisa III, była jednocześnie wyzwaniem rzuconym zwolennikom wyższości papiestwa, skupionym wokół Aleksandra III. Karol symbolizował okres przewagi Cesarstwa nad papiestwem: rozstrzygając spór między dwoma elektami na synodzie w Pawii w 1160 r., Fryderyk powołał się wyraźnie na synod zwołany przez Karola Wielkiego dla roz- strzygnięcia zatargu między Leonem III a arystokracją rzymską. Tak pojęta tradycja karolińska zakładała rozjemczą rolę cesarza w sporach kościelnych. Kanonizacja, ogłoszona w Akwizgranie 29 grudnia 1165 r., spełniała nie tylko wymienione tu zadania, ale ponadto, jak słusznie ukazał Robert Folz, była ciosem skierowanym w Kapetyngów, „królów Franków", zmierzających do uznania ich za jedynych sukcesorów tradycji karolińskiej, a zarazem stanowiących główne oparcie dla Aleksandra III. Był to także element walki przeciw coraz śmielej zgłaszanym pretensjom Francuzów do specjalnego, pierwszego miejsca w świecie chrześcijańskim i do korony cesarskiej. Od dość dawna toczy się w historiografii spór na temat celów politycznych Fryderyka Barbarossy i jego otoczenia. Jest niewątpliwie faktem, że Fryderyk zmierzał od początku do przywrócenia autorytetu władzy cesarskiej, tak uszczuplonego w czasie sporu o inwestyturę; we wszystkich niemal układach zastrzegał prawo do utrzymania uprawnień cesarskich z pomocą formuł: „salvo tamen per omnia iure imperiali" czy „salva in omnibus imperiali nostra iustitia". W wypełnieniu tych formuł konkretną treścią dopomogli cesarzowi uczeni prawnicy bolońscy, przypominając na podstawie Kodeksu Justyniana, jakie uprawnienia przysługiwały cesarzom rzymskim. W komentarzu Huguccia z Pizy do Dekretu Gracjana, zbierającym opinie legistów, podkreślił autor: „Także Francuzi, Anglicy i inni ultramontani podwładni są Imperium Rzymskiemu, ponieważ jest tylko jeden cesarz, ale w poszczególnych prowincjach podlegli mu różni królowie." 8 Ten termin: reges provinciarum, miał się stać dla królów Zachodu szczególnym kamieniem obrazy. Akta kancelarii cesarskiej zdają się też świadczyć o dążeniu Fryderyka do realizacji imperium chrześcijańskiego — uzyskania pełnej władzy nad całym światem chrześcijańskim, przynajmniej zachodnim. W liście do wuja Ottona z Freising pisał cesarz na przykład: „My, którzy ze zrządzenia łaski Bożej trzymamy ster Miasta [Rzymu] i świata, mamy obowiązek kierować Świętym Cesarstwem i Boską Rzecząpospolitą zgodnie z różnym obrotem spraw i biegiem czasu."9 Zaczerpnięte z Bizancjum określenia uświęcające państwo i osobę cesarza (np. Sacrum Imperium), podobnie jak twórczość literatów w rodzaju Ottona z Freising czy Ar-chipoety, później zaś tzw. Ligurinusa i Gotfryda z Viterbo, nie pozwalają wątpić o przypisywaniu Cesarstwu ogólnochrześcijańskiego zasięgu. „Witaj, panie świata, bądź zdrów, nasz Cezarze" — wołał nadworny poeta Rajnalda z Dassel, tytułując również Fryderyka „władcą władców ziemskich".10 W tym samym duchu występował na synodzie w St. Jean de Losne (1162) sam Rajnald, oburzając się, „z jak wielkim ciężarem krzywdy zuchwałość prowincjonalnych królów narusza uprawnienia ce- 230 V. „Terra nativitatis, delectabilis Germania" 3. Wpływ idei Cesarstwa na kształtowanie niemieckiej świadomości 231 sarza"." To określenie władców innych państw chrześcijańskich jako „władców prowincji" (reges provinciarum) lub „królików" (reguli)l2 spowodowało powstanie powszechnego przekonania o dążeniu cesarza i Niemców do panowania nad światem. I tutaj docieramy na koniec do narodowego podłoża polityki cesarskiej i antycesarskiej w drugiej połowie XII wieku. Pogląd Konrada Burdacha o uniwersalistycznych planach polityki Bar-barossy (1900), poparty przez Theodora Lindnera i jego uczniów, został zredukowany w studium Roberta Holtzmanna (1939), który widział w polityce Barbarossy nie tyle dążenie do nierealnego panowania nad światem, co do uzyskania autorytetu (auctoritas) wśród władców chrześcijańskich, pozwalającego na zabieranie decydującego głosu w sprawach całości rodziny ludów katolickich. Śladem istnienia takiego autorytetu miał być list Henryka II angielskiego do Fryderyka z 1157 r., w którym król pisał: „Cokolwiek zgodnie z naszą wiedzą należy się Waszej czci, gotowi jesteśmy według naszej możności służbą potwierdzić. Przedkładamy Warn nasze królestwo i cokolwiek nam jest podporządkowane i polecamy Waszej władzy, aby wszystko było do Waszej dyspozycji i aby we wszystkim działa się wola Waszego imperium. Niech będzie więc między nami i naszymi ludami niepodzielna jedność miłości i pokoju, spokojna wymiana handlowa, w ten sposób jednak, aby Warn, którzy przewyższacie nas godnością, przysługiwał autorytet rozkazywania, nam zaś nie brakło chęci posłuszeństwa." " Trudno nie wyczytać z tego listu nierówności obydwu partnerów, choć poza zapewnieniami o uległości i szanowaniu autorytetu cesarskiego cytowany tekst nie zawiera konkretów. Jako argument świadczący o uznawaniu autorytetu cesarskiego poza granicami władzy Fryderyka, został ten list nieco osłabiony po bliższym zbadaniu jego tła przez Hansa Eber-harda Mayera. Okazało się, że ten uniżony list miał osłabić wrażenie odmowy Henryka II zwrotu cesarzowi relikwii św. Jakuba, wywiezionej do Anglii z Niemiec przez matkę króla angielskiego Matyldę, wdowę po cesarzu Henryku V. Z obietnic uległości i posłuszeństwa pozostały tylko słowa; nawet z początkowych obietnic uznania cesarskiego antypapieża wycofał się Henryk bardzo szybko, a jego polityka śródziemnomorska postawiła go wprost w obozie przeciwników Hohenstaufów. W istocie walka z papieżem Aleksandrem III, z taką gwałtownością rozwijana przez Rajnalda z Dassel, przyczyniła się nie do wzrostu autorytetu cesarza w Europie, ale do zwrócenia przeciw niemu nie tylko królów, ale całej świadomej politycznie warstwy społeczeństw europejskich, co przybrało charakter fali ostrych wypowiedzi antyniemieckich. Dopiero pod koniec życia, po rezygnacji ze zbyt szeroko zakrojonych planów zmarłego w 1167 r. Rajnalda, po pogodzeniu się z papiestwem, udało się Fryderykowi w przededniu trzeciej krucjaty odzyskać autorytet. Był to może bardziej autorytet osoby rycerskiego cesarza niż instytucji, którą reprezentował; jednak powstały w Anglii rzekomy list Fryderyka z wyzwaniem Saladyna, ujarzmiciela Jerozolimy, jest świadectwem szerokiego uznawania tego autorytetu Fryderyka jako naturalnego wodza chrześcijan w walce z islamem. Nie jest też sprawą przypadku, że kronikarz angielski Wilhelm z Newburgh nazywa Fryderyka „naszym cesarzem" (imperator noster). W nowszej historiografii Hans Joachim Kirfel, nawiązujący tu do myśli Johannesa Hallera, skłonny jest w ogóle negować hegemonię w świecie chrześcijańskim jako cel polityki Barbarossy, uważając cytowane zwroty o dominium mundi jedynie za narzędzie dyplomatyczne. Fryderyk miał jego zdaniem na oku tylko konkretne, osiągalne cele w polityce europejskiej, głównie włoskiej, i dążył do oparcia się na systemie sojuszów z równymi partnerami. Ma chyba słuszność, jeżeli chodzi o doraźne cele polityczne, nie docenia jednak wpływu ideologów hegemonii cesarskiej z Rajnaldem na czele w okresie pierwszych piętnastu lat triumfów Barbarossy, które mogły go przekonać o jego „karolińskim" posłannictwie. Niezależnie zresztą od prawdziwych celów polityki cesarza cała Europa oskarżała go o dążenie do „dominium mundi" i to powszechne przekonanie było w sensie walki ideowej ważniejsze niż rzeczywistość. Nie inne było powszechne przekonanie świadomej narodowo części społeczeństwa niemieckiego, o czym świadczy widowisko misteryjne z tego czasu, tzw. Gra o Antychryście (Ludus de Antichristo). Autor widowiska, przemawiający do szerokiego kręgu widzów, uważa cesarza za rzeczywistego zwierzchnika królów chrześcijańskich, którzy są zobowiązani do hołdu lennego i płacenia trybutów. " Cokolwiek byśmy jednak sądzili o uniwersalizmie Barbarossy i jego następców, nie można go z pewnością uważać za echa ottońskiego Imperium Christianum. Cesarstwo, idea Cesarstwa stała się już obiektem rozgrywki świadomych swej odrębności narodów europejskich. Mimo rzymskiej frazeologii w dyplomatyce Fryderyka, mimo uznania Oktawianów i Trajanów za przodków panującego cesarza, nie ulega wątpliwości, że naród niemiecki uważa godność cesarską za swoją prerogatywę i niejako przysługującą jego królom własność. Nie inny był pogląd samego cesarza, który w swych przemówieniach, także we Włoszech, demonstracyjnie używał języka niemieckiego, mimo iż władał kilkoma innymi, z pewnością także włoskim. Stąd waga sporu o Cesarstwo w polemikach narodowych. Z przekonania tego wynikały dalsze konsekwencje: świadczenie o prawie Niemców do panowania we Włoszech i w Burgundii, przysługującego im jako zdobywcom godności cesarskiej. 232 V. „Terra nativitatis, delectabilis Germania" 3. Wplyw idei Cesarstwa na kształtowanie niemieckiej świadomości 233 Powróćmy jeszcze raz do Ottona z Freising, który dał wyraz przekonaniu Niemców o posiadaniu prawa do władania Rzymem i Italią. Kiedy przedstawiciele rzymian zaproponowali zbliżającemu się do miasta Fryderykowi warunki, na jakich zgadzali się przyznać mu godność cesarską, Fryderyk miał, według relacji Ottona, odpowiedzieć, że dawna rzymska potęga uległa zniszczeniu, a chwała należy do przeszłości. Po panowaniu w Rzymie Greków „przyszedł Frank, rzeczywiście szlachetny imieniem i osobą [tj. Karol Wielki], i mocą swą zawładnął całą wolnością, jaka tobie [tj. Rzymowi] jeszcze została". Na pytanie, gdzie się podziała starożytna chwała Rzymu, Fryderyk odpowiada: „Wszystko to należy do nas. Na nas przeszło to wszystko wraz z Cesarstwem. Cesarstwo nie przypadło nam tylko jako goły tytuł: przyszło uzbrojone w swą siłę, przyniosło swe ozdoby. W nas są twoi konsulowie, w nas jest twój senat, w nas jest twe wojsko. Naczelnicy Franków muszą tobą rządzić swą radą, rycerze frankijscy żelazem wypędzać od ciebie niesprawiedliwość." Podkreśliwszy, że Frankowie zdobyli Rzym siłą oręża, stwierdził: „Twoich książąt uczyniłem mymi wasalami, a ciebie aż po dzisiaj przejąłem pod mą władzę. Jestem twym prawnym posiadaczem. Niech spróbuje, kto chce, wyrwać maczugę z rąk Herkulesa! [...] Jeszcze nie osłabła dłoń Franków, czyli Teutonów!" 15 Zaimek „my", którym posługuje się Fryderyk w relacji Ottona, oznacza oczywiście Niemców, utożsamionych przez kronikarza z dawnymi Frankami. Frazeologia uniwersalistyczna nie mogła przesłonić faktu, że Rzym (a z nim Italia) był uważany za własność Niemców; „unia" włosko--niemiecka nie była unią personalną, ale coraz częściej była rozumiana jako panowanie Niemców nad obcym krajem, co miało konsekwencje dla rozwoju włoskiej świadomości narodowej. Tymczasem zaczęli zgłaszać się inni kandydaci do władzy nad Rzymem, uważający się za godniej-szych od władcy Niemiec. Przypomnieli swe pretensje „prawdziwi" cesarze Rzymian, bizantyjscy Komnenowie. Wystąpił z prawami do Cesarstwa „arcychrześcijański" król francuski, prawdziwy w swoim mniemaniu spadkobierca. Karola Wielkiego; ciągnęło ku Rzymowi angielskiego Henryka II, myśleli o Rzymie normańscy władcy Sycylii. Najpoważniejszym rywalem władcy Niemiec był król francuski, który już podczas krucjaty 1147 r. rywalizował z królem rzymskim Konradem III; chętnie słuchał też proroctwa (zanotowanego przez Ottona z Freising) przepowiadającego mu wielkie zdobycze na Wschodzie (m.in. Konstantynopol i Babilon), po których jego inicjał L zmieni się w C." Bez względu na to, czy C jest symbolem imienia Cyrus czy Constanti-nus, zapowiadało Ludwikowi imperialne stanowisko. Interpretacje Apokalipsy, popularne w XII wieku, zapowiadały rychły koniec świata, poprzedzony jednak zjednoczeniem wszystkich chrześcijan pod władzą ce- sarza. Francuzi atoli sądzili, że tym „ostatnim cesarzem" będzie ich władca, a to ze względu na swoje specjalne predyspozycje sakralne, ze względu na swój lud, zawsze wierny Kościołowi, wolny od herezji i zasłużony w krucjatach, a także ze względu na utratę moralnego autorytetu przez niemieckich cesarzy, zagrażających stale głowie Kościoła. Walter de Chatillon określał samego Fryderyka jako prekursora Antychrysta; Jan z Salisbury rezerwował to stanowisko dla Rajnalda z Dassel, obdarzając jednak cesarza epitetem „tyrana, heretyka, wroga chrześcijan". Pamiętano także powszechnie we Francji, że poprzednicy jej obecnych królów, z Karolem Wielkim na czele, byli cesarzami i panowali także nad ziemiami Niemiec: sam Suger w Żywocie Ludwika VI wspomina, że kraj ten ongiś „podlegał Frankom, jako podbity krślewskim prawem Franków".17 W ten sposób zanik „frankijskiego" tytułu królów niemieckich pozwalał na odwrócenie w tradycji francuskiej historycznego porządku wydarzeń. Sprawa francuskich pretensji była powszechnie znana w Europie. Kronikarz angielski w końcu XII w. pisał, że „stary i uparty spór dzieli Niemców i Francuzów, albowiem Królestwo i Cesarstwo walczą o prymat".18 Wyrazem szerokiego zasięgu sporu o godność cesarską jest znane już nam widowisko misteryjne Ludus de Antichristo z Tegernsee. W widowisku tym, przedstawiającym w popularny sposób przepowiednię o pojawieniu się Antychrysta (w zasadzie według dzieła Adsona z Montier--en-Der), wyraźnie rysuje się rywalizacja niemiecko-francuska. Przedstawiciele obydwu narodów podkreślają swe prawa do godności cesarskiej, przy czym obie strony w charakterystyczny sposób powołują się na „historiografów".19 Nie brakło rzeczywiście w ówczesnej historiografii argumentów zarówno za jedną, jak za drugą tezą, toteż autor mimochodem rzuca wątpliwość: „o ile można im dać jakąś wiarę". Król francuski twierdzi dumnie, że „nie my podlegamy Cesarstwu, ale Cesarstwo nam się należy; posiadali je bowiem już dawni Gallowie i przekazali nam, jako swoim potomkom; teraz jesteśmy go pozbawieni przez gwałt najeźdźcy; niechże się nie stanie, abyśmy i my podlegali najeźdźcom". Oczywiście cesarz jest przekonany, że król francuski ma podlegać „prawu rzymskiemu". Odmowa służby lennej zostaje ukarana zwycięskim pokonaniem Francuzów przez Niemców i podporządkowaniem ich Cesarstwu. Pojawienie się Antychrysta pomaga ujawnić złe cechy Francuzów: okazuje się, że przez swą wyrafinowaną naukę (subtilitas), która dostarczyła form przenikania wpływów Antychrysta, przygotowywali oni zwycięstwo wroga ludzkości. Nic też dziwnego, że Antychryst tylko króla francuskiego zaszczyca pocałunkiem, gdy ten poddał mu się, zjednany darami.20 Jedynie władca Niemiec nie daje się zwieść darami ani zastraszyć groźbami; sam Antychryst obawia się groźnego zapamiętania 234 V. „Terra nativitatis, delectabilis Germania" l Niemców (furor Teutonicus); stwierdza, że „wojowanie z Niemcami jest, niebezpieczne; są oni najgorszą zarazą dla walczących z nimi".21 I rzeczywiście: atak połączonych sił zwolenników Antychrysta (m.in. Francuzów i Greków) załamuje się, a władca Niemiec głosi: „Krwią trzeba bronić honoru ojczyzny, cnota ojczyzny pozwoli wypędzić wroga. Prawo, stracone podstępem, da się odkupić krwią i w ten sposób odzyskamy godność cesarską."22 Dopiero gdy Antychryst występuje jako fałszywy cudotwórca i zbawca ludzkości, pozyskuje sobie również Niemców — aby mogło stać się zadość proroctwom. Napisany z ogromną pasją publicystyczną i talentem polemicznym Ludus de Antichristo jest świadectwem gorącej temperatury patriotyzmu niemieckiego w XII wieku. Jego wiersz łaciński nie budzi zachwytu filologów, ale przecież utwór nie dla uczonych był pisany ani dla estetów: wyrażał uczucia szerokich rzesz rycerstwa niemieckiego, raz po raz śmiało szturmujących Alpy, by zasłać trupami pola Lombardii i ginąć masowo od malarycznych wyziewów Kampanii po to, aby „honor Imperil", uznany przez nie za własny cel narodowy, jaśniał pełnym blaskiem. W tym przekonaniu Niemców o ich prawie do posiadania Cesarstwa z wszystkimi jego prerogatywami i pretensjami można dopatrywać się elementów mesjanistycznych podobnych do tych, jakie widzieliśmy u Franków i Francuzów. Również Niemcy, prawi dziedzice Franków, uważali się za wybrańców Boga, którym zlecono zadanie rządzenia światem chrześcijańskim. Świadomi Niemcy — to już nie tylko arystokracja i wyższe duchowieństwo, ale także średnie i niższe rycerstwo, cesarscy ministeriałowie, mieszczanie. Bez ich poparcia nie byłby możliwy ogromny wysiłek, jaki włożyły Niemcy w kolejne wyprawy do Włoch: wyprawy te nie były już mrzonką cesarzy, ale stały się elementem niemieckiej dumy narodowej, punktem honoru. Na zewnątrz ta ekspansja Niemców i propagowanie cesarskiego „dominium mundi" wzbudzało jednak coraz większe zastrzeżenia, prowadząc do wzrostu antypatii do Niemców. Już Suger skarżył się na pychę Niemców i ich prostactwo; ten sam stereotyp Niemca występuje u jego następcy Odona z Deuil. Trzeba przyznać, że niektórzy autorzy niemieccy podsycali te uczucia. Jan z Wiirzburga, autor opisu Ziemi Świętej, usiłował udowodnić, że to Niemcy odegrali decydującą rolę w zdobyciu Jerozolimy (ponieważ Gotfryd z Bouillon był księciem Cesarstwa). Utożsamiając „Franków" — pojęcie, obejmujące na Wschodzie wszystkich zachodnich chrześcijan — z plemieniem Franków znad Menu, dla nich domagał się sławy zdobywców świętego miasta i zarzucał Francuzom celowe zacieranie śladów niemieckich przewag, a nawet niszczenie niemieckich nagrobków. „Nie Francuzi, lecz Frankowie [niemieccy, w tekście: Francones], sprawniejsi do miecza, uwolnili świętą Jerozolimę, przez 3. Wpływ idei Cesarstwa na kształtowanie niemieckiej świadomości 235 długi czas ujarzmioną, z jarzma pogan."M Takie wypowiedzi musiały prowokować wylewy oburzenia ze strony Francuzów. Szeroką popularność uzyskało wśród sąsiadów Niemiec określenie „furor Teutonicus". U autora Ludus de Antichristo oznaczało ono zapewne szaleńczą odwagę, ale u Sugera czy Jana z Salisbury — bezrozumną dziką pasję. Ten o-statni, zwykle daleki od sporów narodowych, wybuchnął oburzeniem po cesarskim synodzie w Pawii, rozstrzygającym spór o władzę kościelną na rzecz antypapieża. „Któż może Kościół powszechny poddać sądowi Kościoła lokalnego? Któż ustanowił Niemców sędziami narodów? Kto nadał tym tępym i gwałtownym ludziom taką władzę, aby według swego zdania ustanawiali władzę ponad głowami synów ludzkich?" 24 Nie da się zaprzeczyć, że hegemonialna polityka Fryderyka Barba-rossy, a zwłaszcza jej rozmaite przejaskrawienia wywołane przez Raj-nalda z Dassel, postawiły Niemcy w opozycji do reszty Europy, skupionej wokół Aleksandra III. Przyczyniło się to w Niemczech do wzrostu patriotyzmu, solidarności wobec cesarza, dumy z roli pierwszego narodu chrześcijaństwa; ale jednocześnie sprzyjało szerzeniu się w Europie antyniemieckich stereotypów i wyolbrzymianiu niebezpieczeństwa ze strony cesarza, zmierzającego rzekomo do ujarzmienia świata chrześcijańskiego. Echa tych uczuć znajdziemy w całej Europie XII i początków XIII wieku, zarówno u dworaków w rodzaju Waltera Mapa i Giralda de Barri, jak u intelektualistów i kronikarzy. Szczególnie bogaty zestaw obelg pod adresem Niemców zapisał Rudolf z Cogeshale (z okazji porwania Ryszarda Lwie Serce przez księcia austriackiego). Jest to „naród barbarzyński" i „twardogłowy", który wydaje „mężów ogromnego wzrostu, lecz tępego umysłu, przodujących postawą, lecz pozbawionych honoru".25 Niechęć do Niemców możemy śledzić na wszystkich nieomal krańcach kontynentu: od portugalskiego prawnika Wincentego zwanego Hiszpanem, zaprzeczającego Niemcom prawa do dalszego piastowania godności cesarskiej,26 do kronikarza duńskiego Saxona Gramatyka, protestującego przeciw hołdowi, złożonemu cesarzowi przez króla Waldemara I, który „wolny kark swego ludu [...] chce poddać w podłą i haniebną niewolę pod nędzne jarzmo Niemców".27 Także polski kronikarz Wincenty zwany Kadłubkiem nie omieszka dać wyrazu swej niechęci do Barbarossy, którego nazywa „rudym smokiem", i wstydliwie będzie ukrywał jego triumf nad polskimi książętami.28 Świadomość narodowa Niemców czasów Fryderyka Barbarossy wyrażała się w dumie z przewag wojennych i przekonaniu o własnej doskonałości wojennej, przewyższającej wszystkie ludy. Na polach Lombardii i na ziemiach słowiańskich, gdzie niemieccy rycerze spotkali szczególnie ostry opór, towarzyszyła walce niezwykła zaciekłość, prowadząca do o-krucieństw. 236 V. „Terra, nativitatis, delectabilis Germania" Nagła katastrofa imperium Hohenstaufów ze śmiercią Henryka VI zmieniła nutę patriotyzmu niemieckiego. To zejście Niemiec ze szczytów powodzenia w odmęty wojny domowej wywołało zaskoczenie. Dla Ottona z St. Blasien to złe fatum przyniosło załamanie, a przyczyną tego była śmierć wielkiego cesarza. „W roku wcielenia pańskiego 1197 cesarz Henryk, podbiwszy wrogów wokół Cesarstwa, potężny na lądzie i morzu, zaskoczony został przedwczesną śmiercią w odległych zakątkach Sycylii. Śmierć jego stała się na zawsze żałosna dla narodu niemieckiego (genti Teutonico) i wszystkich ludów (populis) Germanii, ponieważ uczynił on ich [tj. Niemców] sławnymi z pomocą bogactw innych krajów, a strach przed nimi wraził przez męstwo wojenne wszystkim narodom okolicznym; a postawiłby ich z pewnością na czele innych ludów, gdyby śmierć go nie ubiegła; jego męstwem i rozumem klejnot Cesarstwa zakwitnąłby znowu starożytną godnością." 29 Nie tu miejsce na analizę motywów postępowania tych książąt, którzy zdecydowali się wypowiedzieć tron panującej dynastii i przywrócić swobodę wyboru. Czy obok własnych, partykularnych interesów kierowało nimi — lub przynajmniej niektórymi z nich — przekonanie o szkodliwości ekspansji do Italii dla narodu niemieckiego — to przedmiot nie kończących się dyskusji. Doszło do podwójnej elekcji. Charakterystyczne jest, że nuty patriotyczne rozbrzmiewają przede wszystkim z obozu Hohenstaufów. Zwolennicy króla Filipa, zapatrzeni w niedawną chwałę Cesarstwa, winili przeciwników o jej zaprzepaszczenie. Kraj cały pogrążył się w odmęcie wojny domowej, w której nie tylko Niemcy zabijali się wzajemnie, lecz sprowadzali obcych sprzymierzeńców: Czechów, Węgrów i Kumanów, pustoszących bez miłosierdzia ziemie, przez które przeciągali. Stąd nowe refleksje w patriotycznej twórczości: ból nad zniszczeniem kraju, nad cierpieniem ludu, nad ruiną narodu. Walter von der Vogelweide, poeta-rycerz związany z Hohenstaufami, a w szczególności z rycerskim królem Filipem, wzniósł się w niektórych wierszach ponad zwykłą pompatyczność i potrafił dać wyraz szczerej trosce patriotycznej. Jeżeli odłożymy na stronę dworskie wiersze, sławiące dobrodziejów poety lub dopominające się nagrody za jego usługi (a pozbawiony własnego majątku wieszcz był od tych nagród materialnie zależny), to pozostanie nam kilka utworów, w których Walter był chyba wyrazicielem uczuć średniego i niższego rycerstwa niemieckiego, przerażonego katastrofalnym rozwojem wypadków. Tak było, gdy podobnie jak wielu współczesnych z osłupieniem patrzył na utworzenie się dwóch wrogich obozów i początek wojny domowej. W wierszu napisanym w 1198 r. osądza ten stan rzeczy jako przeciwny naturze: wszak nawet pszczoły mają swego króla i zachowują określony porządek. „Biada ci, narodzie niemiecki! Co się dzieje z twoim porządkiem?" 3. Wpływ idei Cesarstwa na kształtowanie niemieckiej świadomości 237 Podobnie jak większość patriotycznego rycerstwa, Walter znalazł się w obozie Hohenstaufów, sławił łagodnego króla Filipa, do którego czoła tak doskonale pasuje korona Świętego Cesarstwa, jak gdyby była specjalnie dlań zrobiona!31 Niech Filip włoży tę koronę i poskromni małych królików (die armen kiinege), którzy chcą go zepchnąć!32 Mamy tu z jednej strony nawiązanie do hegemonistycznego programu Hohenstaufów (die armen kiinege — to „reguli" Rajnalda z Dassel, podlegający supremacji Cesarstwa), z drugiej — zaakcentowanie, że w ręku Filipa znajduje się właściwa korona cesarska, a więc koronacja jego rywala (mimo iż dokonana w Akwizgranie przez arcybiskupa kolońskiego) jest bezprawna. Entuzjazm Waltera w stosunku do króla Filipa miał wkrótce przygasnąć: zapowiadają go natarczywe zachęty do większej hojności. Nie wiemy, czy brak jego głosu w chórze opłakującym tragiczną śmierć Filipa polega tylko na zaginięciu związanych z tym tematem wierszy, czy też świadczy o milczeniu poety w tym momencie. Wrażenie było wstrząsające. Anonimowy autor wiersza łacińskiego ze zbioru z Benediktbeuren (Carmirut Burana) pisał: „Gdy Filip umiera od miecza palatyna, cnota wkrótce ulegnie zbrodniczemu grzechowi."33 Nawet rywal Filipa, Otton IV, ogłosił się jego mścicielem, a morderca został wkrótce zgładzony. Walter znalazł się w obozie Ottona, ale patriotyczna troska jego wierszy nie uległa zatarciu. Już na służbie Filipa poddawał krytyce politykę papiestwa; w jeszcze ostrzejsze tony uderzył po wybuchu zatargu Ottona z papieżem, atakując słynną „darowiznę Konstantyna", którą nazwał trucizną chrześcijaństwa.34 Papiestwo przestało być naczelną władzą Kościoła, działającą dla dobra całości: stało się dla Waltera narzędziem w ręku „Welschów" — romańskich, zapewne włoskich wrogów Niemiec. Konflikt dwu rywalizujących władz chrześcijaństwa: cesarstwa i papiestwa, stawał się coraz bardziej narodowym konfliktem włosko-niemiec-kim. W jednym z wierszy czytamy: „Ach, jakże po chrześcijańsku śmieje się papież, kiedy powiada swoim Włochom: Zrobiłem w ten sposób [...], że dwóch Niemców wtłoczyłem pod jedną koronę, aby pogrążyli Rzeszę w zamieszanie i zniszczenie, a tymczasem my napełnimy nasze szkatułki."35 Co jest jeszcze bardziej interesujące — to fakt, że naród niemiecki określany jest u Waltera mianem „tiuschiu zunge" = języka niemieckiego, a więc język był dlań jednym z głównych, jeżeli nie głównym kryterium przynależności narodowej. Trzeba jednak podkreślić, że ta niechęć do obcych, podejrzewanych o celowe działanie na zgubę „języka niemieckiego", nie wyczerpała patriotycznych uczuć Waltera. W jednym z najbardziej znanych wierszy Patriotyzm jego wyraża się w uwielbieniu dla niemieckich kobiet, ich Wychowania i obyczajów. „Kto szuka cnoty i czystej miłości, ten powi- 238 V. „Terra nativitatis, delectabilis Germania" nien przybyć do naszego kraju: jest on pełen uroku, chciałbym żyć w nim długo!" 36 Na ironię losu zakrawa fakt, że ten dowcipny i lekki wiersz pochwalny, nie pozbawiony uczucia przywiązania do kraju (w sensie całych Niemiec, „od Łaby do Renu i granicy węgierskiej"), stał się w XIX w. kanwą dla nacjonalistycznej pieśni Augusta Hoffmanna von Fallersleben (Deutschland uber alles)l Nie brakło historyków, zarzucających Walterowi chwiejność i łatwą zmianę obozów politycznych. Konrad Burdach wskazał jednak, że zmieniając chlebodawców, Walter służył w gruncie rzeczy tej samej idei — idei Cesarstwa, ujętej po niemiecku. W podejmowaniu tematów patriotyczno-politycznych naśladowali Waltera inni minnesangerzy, jak Freidank i „Brat Werner"; coraz mocniejsze są nuty niechęci do książąt, jako źródła rozstroju państwa; ale również nie brak rozczarowania wobec polityki Hohenstaufów. W szczególności Reinmar von Zweter ostro ocenia straty, jakie przyniosła Niemcom włoska polityka dynastii, opowiada się też za wybieralnością króla, ale króla pochodzącego z Niemiec.37 Mimo to „Wielkie Bezkrólewie" i towarzyszący mu rozpad państwowości niemieckiej wywołały tęsknotę za czasami Hohenstaufów, w których wysoko ceniono czyny rycerskie Niemców i „honor" ich władców. Opłakiwano ostatniego z Hohenstaufów, Konradyna, który w 1268 r. zginął na szafocie po ostatniej włoskiej eskapadzie swego rodu. „Cały świat miał ci służyć — zwraca się do «języka niemieckiego* Henryk z Miśni — a teraz sam chcesz stać się cudzą własnością. Język niemiecki [tj. naród] utracił swe prawo, obniży swój honor. O, biada chciwości, która rujnuje państwa." 8e „Wielkie Bezkrólewie" w nieodwracalny sposób złamało państwowość niemiecką; odtąd polityczne losy Niemiec rozgrywały się w grze władców terytorialnych i w polityce możnych rodów książęcych. Lokalne pa-triotyzmy zaczęły znowu się rozwijać, a stare antagonizmy plemienne znalazły kontynuację w rywalizacji księstw i dynastii, wciągającej szerokie rzesze rycerstwa i mieszczaństwa. Silne zróżnicowanie dialektów przy rozbiciu politycznym sprzyjało rozwojowi wspólnot regionalnych mających szansę (nie tylko w przypadku Szwajcarów) przetworzenia się w grupy o własnym poczuciu odrębności, wyobcowujące się stopniowo z „teutońskiej" całości, której świadomość przecież nie objęła szerszych mas ludowych. Ale nie brakło tęsknot za dawną jednością i potęgą, upostaciowaną w Cesarstwie: Konrad Burdach z pewną przesadą uważał nawet, że ten obciążony „egzaltowanymi fantazjami" cesarski uniwersalizm był w Niemczech „jedyną formą ówczesnego patriotyzmu i poczucia narodowego".39 Toteż żaden patriota niemiecki nie chciał zrezygnować z rzymskiej korony, której mit dawał Niemcom symboliczny prymat w świecie 3. Wpływ idei Cesarstwa na kształtowanie niemieckiej świadomości 239 chrześcijańskim. Nawet w okresie największego poniżenia Niemiec Jordan z Osnabriick, a potem Aleksander von Roes bronili prawa Niemców do korony cesarskiej przed apetytami Francuzów. Trudno było Niemcom pozbyć się złudnego blasku dawno już nierealnych prerogatyw, które nieuchronnie wciągały każdego ambitniejszego króla we włoskie perypetie, niwecząc jego siły; siły, których zawsze brakło, gdy szło o u-mocnienie autorytetu królewskiego w Rzeszy. Cesarz „rzymski" i „rzymska Rzesza" stawali się dla niektórych obszarów Niemiec czymś dalekim i nierealnym; na co dzień przynależność do „języka niemieckiego" nie wiązała się z patriotyzmem państwowym, który dotyczyć mógł zarówno państw organizowanych przez niemieckich książąt, jak władców obcych, którym podlegały ziemie niemieckie lub wędrujący poza granice Rzeszy niemieccy osadnicy. VI. ITALIA — DILETTO ALMO PAESE 1. ITALIA BIZANTYJSKA I ITALIA LONGOBARDZKA Przemiany etniczne, związane z najazdami barbarzyńskimi, zarysowały się w Italii później niż w innych krajach dawnego Imperium Rzymskiego. Jeszcze w połowie VI wieku, po zakończeniu wojen gockich, Italia stanowiła całość, którą struktury administracyjne łączyły z innymi krajami Imperium Rzymskiego. Oczywiście rzezie i zniszczenia wojenne spowodowały ruinę gospodarczą kraju i spadek zaludnienia; oczywiście zniszczony Rzym przestał być rywalizującą z Konstantynopolem stolicą Imperium; oczywiście bizantyjski system fiskalny i różnojęzyczne wojska cesarskie coraz niechętniej były przyjmowane przez ludność Półwyspu. A jednak ludność ta — jeśli nie liczyć niedobitków Gotów — uważała się w całości za Rzymian i uznawała za naturalne przywrócenie władzy legalnego następcy dawnych augustów. Językiem tej ludności były dialekty języka łacińskiego, zróżnicowane regionalnie, ale nie odbiegające jeszcze od języka starożytnych Rzymian. Nie jest rzeczą przypadku, że przepisy kościelne we Włoszech nie nakazywały (jak we Francji) wyjaśniania treści religijnych w języku ludowym: łacina była jeszcze powszechnie zrozumiała, a język włoski jest wszak zdaniem językoznawców „najpodobniejszą matce córką łaciny". Dopiero w X wieku pojawiają się pierwsze zapisy słów i zdań języka ludowego (Monte Cassino), które świadczą o coraz dalszym odchodzeniu języka mówionego od języka literatury i liturgii. Nie wszyscy mieszkańcy Italii mówili po łacinie, choć wszyscy uważali się za Rzymian. Na Sycylii i w dawnej Wielkiej Grecji zachował się język grecki; jego wpływ nawet wzmocnił się w Italii wraz z przybywaniem urzędników i żołnierzy z Bizancjum. Oczywiście jednak nie mogło być mowy o wytworzeniu się w południowych Włoszech greckiej świadomości, kiedy w samej Helladzie Grecy uważali się już za „Rzymian" (Romaioi). Niewielkie grupy ludności żydowskiej i przybyszów z Syrii w miastach nie podważały jednolitej świadomości politycznej. Zniszczony wojną kraj, w którym mozolnie dopiero odbudowywano administrację cywilną i system podatkowy, został zaskoczony w 568 r. 1. Italia bizantyjska i Italia longobardzka 241 nową inwazją, wobec której okazał się bezsilny. Zlekceważenie nowej fali barbarzyńskiej przez Cesarstwo, a następnie nieudolność i bierność bizantyjskich dowódców i urzędników, której skutki potęgował ustawiczny brak środków finansowych i żołnierzy, doprowadziły do katastrofy — do opanowania większości kraju przez nowych najeźdźców — Lon-gobardów. Tak rozpoczęło się dla Włoch średniowiecze. Między Longobardami a poprzednimi panami Italii — Gotami — była taka różnica, jak między Teodorykiem, wysłuchującym podczas uczty panegirycznych utworów poetyckich na swą cześć, i Alboinem, pijącym z czaszki zabitego wroga (króla Gepidów Kunimunda) i zmuszającym do uczestniczenia w tym jego córkę, a swą brankę. W przeciwieństwie do Gotów, od stuleci obcujących z cywilizacją rzymską, a przez sto lat obracających się w granicach Cesarstwa, Longobardowie poruszali się dotychczas na marginesie starć rzymsko-germańskich, a na pogranicznych ziemiach Cesarstwa (Noricum) znaleźli się dopiero w 489 r., już po ich spustoszeniu przez germańskich Rugiów. Tam dopiero zaczęły się wśród nich szerzyć wpływy chrześcijaństwa, i to z różnych źródeł, również katolickich; mimo przewagi, jaką uzyskał arianizm, znaczna część Longobardów (zdaniem wielu uczonych — większość) pozostawała jeszcze pogańska w chwili opanowywania nizin nadpadańskich. Podobnie jak inne ludy germańskie, Longobardowie mieli silną świadomość plemienną, związaną z kultem tradycji. Tradycja ta, którą znamy z późnych przekazów (Origo Langobardorum z VII w., włączona do nie-^których egzemplarzy edyktu króla Rotarisa kronika Pawła Diakona z VIII w.), lekceważona przez dawniejszą historiografię, znalazła się znowu w centrum uwagi badaczy od czasu studiów Reinharda Wenskusa. Według tej tradycji Longobardowie wywodzili się ze Skandynawii i nosili pierwotnie nazwę Winulów; stanowili zapewne odłam któregoś z ludów Skanii, który opuścił swe siedziby, gdzie pozostał główny trzon ludu. Winulowie nie mieli króla, lecz wyruszyli pod wodzą duces i principes; własnej tradycji dorobili się już w czasie wędrówki. Do odrzucenia tej tradycji przez licznych językoznawców i historyków przyczynił się fakt, że język Longobardów należał do grupy zachod-niogermańskiej (a nie północnej lub wschodniej, jak to by wynikało ze skandynawskiego pochodzenia). Najprawdopodobniej jednak nieliczni Winulowie podporządkowali sobie na kontynencie jakieś grupy zachodnio-germańskie i dostosowali się do nich językowo, zachowując jednak rolę przywódców. Tam też, zapewne ze względów kultowych, przyjęli zwyczaj podgalania tyłu głowy i nieścinania bród, czemu zawdzięczali swą nową nazwę. Nazwa ta (lange barten, longi bardi) wyparła z czasem pierwotne miano Winulów: pod tą nazwą umieszcza ich na swej mapie Ptolemeusz, traktując ich jako odłam Swewów. Siedziby ich mieściły się 16 — B. Zientara 242 VI. Italia — diletto almo paese w II w. nad dolną Łabą: pozostały tam po nich ślady w onomastyce (Bardengau) i archeologii. Nie wiadomo dokładnie, kiedy wy wędrowali nad środkowy Dunaj: obecność ich notowano tam już w 167 r., ale przesunięcie całości, a przynajmniej niosącej tradycję większości plemienia, należy umieścić raczej dopiero około 400 roku. Przesunięcie to wiązało się z rozwojem władzy królewskiej. Tradycja longobardzka z VII w. wymieniała dość długą listę królów, częściowo potwierdzoną przez inne źródła. Ta sama tradycja podkreśla niewielką liczebność Longobardów i ich zwyczaj zwiększania siły orężnej przez wyzwalanie niewolników i włączanie ich we własne szeregi. Tym chętniej przyjmowali dołączające się do nich odpryski różnych wolnych ludów germańskich i innych: w wyprawie do Italii szli z nimi Gepidzi, Swewowie, Sarmaci i Sasi, a więc tożsamość etniczna Longobardów związana była nieomal wyłącznie z przywiązaniem do tradycji i zwyczajów (m.in. prawnych). Nie można mówić tu nawet o tożsamości grupy przywódców, arystokracji plemiennej, skoro bardzo często wchodzili w jej skład ludzie obcego pochodzenia. Dbano natomiast o pełną identyfikację innoplemieńców z longobardzkim środowiskiem: musieli oni przyjmować prawo longobardzkie. Longobardo-wie nie tolerowali pod tym względem odrębności — Sasi, którzy chcieli po udziale w kampanii antyrzymskiej osiąść w Italii z zachowaniem własnego prawa, spotkali się z odmową i wywędrowali z powrotem za Alpy. Natomiast grupa Bułgarów, którzy w VII w. posiłkowali króla Grimoalda w walce z cesarzem, osiadła w Samnium na prawie longo- f bardzkim. Tylko resztkom Ostrogotów pozwolili Longobardowie, może w uznaniu ich męstwa, posługiwać się nadal własnymi zwyczajami. Longobardowie wzbudzili w Italii przerażenie, czytelne choćby w listach Grzegorza Wielkiego, opisujących ich budzące zgrozę okrucieństwa. Także ich własny dziejopis Paweł Diakon, nie rozwodząc się nad tym dłużej, wspomniał o łupieniu kościołów, zabijaniu duchownych i mordowaniu innych ludzi, niszczeniu miast. * Ludność chroniła się do warownych miast, które dłużej opierały się najeźdźcom; Mediolan dostał się jednak już we wrześniu 569 r. w ręce Alboina; Ticinum — Pawia — wytrzymało trzyletnie oblężenie; obroniły się miasta nadmorskie, jak Genua (dokąd zbiegł arcybiskup mediolański) i Rawenna, siedziba władz bizantyjskich. Rzymianie ograniczali się do defensywy. Nie potrafili wykorzystać nawet rozprzężenia wśród Longobardów i kryzysu ich władzy królewskiej. Alboin, który zainstalował się w dawnym pałacu Teodoryka w Pawii, zginął (572 r.), zamordowany za sprawą nienawidzącej go żony, która zbiegła następnie do Rawenny; podobny los spotkał jego następcę Klefa (574 r.), po czym w ogóle nie wybrano króla, a władza nad grasującymi po Italii Longobardami przeszła w ręce przywódców poszczegól- 1. Italia bizantyjska i Italia longobardzka 243 nych grup, którzy przejmowali jako „książęta" (duces) ośrodki dawnych rzymskich civitates i zakładali w nich swe rezydencje. Naliczono ich około trzydziestu pięciu. Upadek władzy królewskiej nie zahamował ekspansji Longobardów: poszczególni wodzowie, działając na własną rękę, atakowali bezbronne lub źle bronione miasta, przekroczyli Apeniny i przedostali się na południe półwyspu. Nawet Rzym i Neapol były oblegane. Książęta Faroald i Zotto założyli na południu podwaliny księstw Spoleto i Benewentu, znacznie przewyższających wielkością posiadłości północnolongobardzkich wodzów. Niebawem posiadłości bizantyjskie skurczyły się do wybrzeża liguryjskiego z Genuą, wybrzeża adriatyckiego z Wenecją, Rawenną, Ankoną i okręgu rzymskiego; na południu w rękach cesarskich pozostały części Apulii i Brucjum (późniejsza Kalabria), Neapol, Amalfi i Gaeta. Komunikacja między Rawenną a Rzymem odbywała się przez Perugię, która broniła tej drogi, ale stale była zagrożona przez najeźdźców lub przechodziła z rąk do rąk. Na okres tego bezkrólewia przypadają zapewne największe okrucieństwa Longobardów; królowie, kierując się względami polityczno-ekono-micznymi, oszczędzali miasta; represje ich spadały głównie na rzymską klasę panującą, której członkowie, o ile nie zdołali zbiec, byli zazwyczaj zabijani; dotyczyło to również części duchowieństwa. Natomiast po likwidacji królestwa żywiołowa działalność luźnych grup barbarzyńców prowadziła do bezmyślnych aktów gwałtu i zniszczeń, co w rezultacie utrudniało również sytuację najeźdźców. Cesarz-żołnierz Maurycy, który w 582 r. objął władzę w Konstantynopolu, zajął się energiczniej sprawą obrony Italii, usiłując pozyskać przeciw Longobardom (z częściowym powodzeniem) pomoc Franków. Czując zagrożenie, północni książęta longobardzcy postanowili ponownie połączyć się pod władzą królewską i w 584 r. wybrali królem Autarisa, syna Klefa, któremu zobowiązali się odstąpić połowę własnych posiadłości jako domenę królewską. Jak się wydaje, w elekcji nie wzięli udziału książęta Spoleto i Benewentu, władający w południowej Italii, których związek z resztą macierzystego ludu stawał się coraz luźniejszy. Przywrócenie władzy królewskiej poprawiło sytuację Longobardów i wysiłki cesarza Maurycego oraz jego następców (m.in. Konstansa II, który osobiście wziął udział w walkach z Longobardami) spełzły na niczym. Bizancjum, śmiertelnie zagrożone przez Arabów, nie miało sił na rozprawę z okupantami Italii. Ale i królowie longobardzcy, dążący do zjednoczenia Italii pod swą władzą, nie zdołali dopiąć celu. Nieustanne gwałtowne zmiany na tronie uniemożliwiały stabilizację władzy królewskiej; książęta Spoleto i Benewentu, poza krótkimi okresami za Grimoalda i Liutpranda, nie pozwalali podporządkować się królom; naśladowali ich niektórzy książęta z północy, np. książęta Friulu. Po zdobyciu Genui 244 VI. Italia — diletto almo paese przez Rotarisa (642 r.) i zwycięstwie Grimoalda nad cesarzem Konstan-sem (662 r.) największym sukcesem było opanowanie Rawenny przez króla Aistulfa (751 r.), który zagroził również Rzymowi. Sojusz papieża z Frankami nie dopuścił do zjednoczenia Italii przez Longobardów. Niezależnie od wpływu zewnętrznych czynników politycznych w ciągu dwu wieków od najazdu Alboina ukształtowały się na Półwyspie Apenińskim dwie odrębne społeczności o różnej świadomości politycznej i to rozbicie miało wpływ także na dalszą historię Włoch. W egzarchacie raweńskim — ośrodku panowania cesarzy bizantyjskich w Italii, w Rzymie i Neapolu, na południu Włoch, trwała nadal świadomość przynależności do Imperium Rzymskiego, pogłębiona przez nienawiść do longobardzkich najeźdźców. Nawet całkowita romanizacja Longobardów nie przezwyciężyła tej nienawiści. W VIII wieku Rzymianin — papież Stefan IV (III) — pisał z nienawiścią o „cuchnącym plemieniu Longobardów, które oby nigdy nie zaliczało się w poczet narodów";2 w X w. Lombardczyk Liutprand z Kremony twierdził, że wśród Longobardów nazwa „Rzymianin" uważana jest za obelgę i szydził z tradycji Rzymian wywodzących się od bękarta i bratobójcy Romulusa, który zebrał wokół siebie niewypłacalnych dłużników, zbiegłych niewolników, morderców i innych złoczyńców, zagrożonych karą śmierci: z tej zgrai powstali Rzymianie.3 Oczywiście Rzymianie z Italii coraz bardziej oddalali się w swych uczuciach i poszukiwaniach tożsamości od „Rzymian" z Konstantynopola. Utrwalona przez wieki solidarność z państwowością rzymską, jako jedyną władzą reprezentującą świat cywilizowany i prawowierność chrześcijańską, załamywała się coraz bardziej. Stało się jasne, że Rzym i resztki posiadłości cesarskich w Italii stanowią kłopotliwy margines interesów Bizancjum i że nigdy nie wróci w te strony centralny ośrodek władzy „rzymskiej". Również podtrzymywana długo „rzymskość" władzy nad Bosforem zaczęła tracić barwy wraz z zanikiem znajomości łaciny w „Nowym Rzymie" i całkowitą grecyzacją Cesarstwa. Dla Italii przybywający z Konstantynopola urzędnicy byli coraz bardziej obcy; przynosili ze sobą represje i domagali się podatków, wtrącali się w sprawy miejscowego Kościoła i starali się narzucić cesarskie koncepcje w sprawach wierzeń i obrzędów. Natomiast nie udzielali skutecznej pomocy w walce z barbarzyńcami i nawet jeśli podejmowali jakieś działania, to wynikały z nich same klęski. Toteż dość wcześnie kiełkowała w Italii myśl o usamodzielnieniu się od Bizancjum, która znajdowała wyraz w kilkakrotnych próbach uzurpacji, zmierzających — być może — do wznowienia Cesarstwa Zachodniego (Eleuteriusz, 619 r.; Grzegorz, 647 r.; Olimpiusz, 650 r.). W końcu na czele tendencji separatystycznej stanęli papieże rzymscy, którzy coraz silniej uzależniali od siebie administrację dawnej 1. Italia bizantyjska i Italia longobardzka 245 stolicy, włącznie z jej załogą wojskową. Coraz gorzej znosili oni upokorzenia ze strony cesarzy, narzucających im swe decyzje w sprawach kościelnych i forsujących ambicje „ekumenicznych" patriarchów Konstantynopola do pierwszego miejsca w chrześcijaństwie, przed biskupami „Starego Rzymu". W okresie obrazoburczego edyktu cesarza Leona III (726 r.) już nie żaden wojskowy uzurpator, ale sam papież Grzegorz II stanął na czele buntu. Ale ani papieże, ani żadne inne czynniki polityczne w „rzymskiej" Italii nie były w stanie samodzielnie oderwać się od Bizancjum. Jeżeli nie chciały dostać się spod panowania bizantyjskiego pod władzę znienawidzonych Longobardów, to pozostało im szukać poparcia jakiejś zaalpejskiej potęgi: do tej roli w VIII w. dojrzeli Franko-wie pod władzą Karolingów. Warto zwrócić uwagę na jedno jeszcze zjawisko w rozwoju „rzymskiej" Italii. Trwająca w niej rzymska świadomość (coraz bardziej jednak przeciwstawiająca się związkowi z Konstantynopolem) słabła nie tyle na korzyść patriotyzmu italskiego, co solidarności regionalnych. W miarę jak obrona cesarskiej Italii z rąk przysyłanych wojsk cesarskich przechodziła w ręce miejscowych milicji, wynagradzanych nadaniami ziemskimi, dochodziło do skupienia władzy wojskowej i cywilnej w gestii lokalnych dowódców: trybunów, komesów i „duces" rządzących dożywotnio, a nawet przekazujących władzę synom. Władza egzarchy coraz bardziej ograniczała się do okolic Rawenny; duces Wenecji i Neapolu przekształcili się w miejscowych „dożów"; tylko dux rzymski musiał ustąpić przed dominującą rolą papieża. Lokalni dowódcy, prowadzący politykę pod kątem interesów miejscowej ludności, na własną rękę zawierali rozejmy i sojusze, sprzeciwiali się często rozkazom Konstantynopola czy Rawenny. Dzięki takiej polityce niektóre z tych ośrodków: Wenecja, Neapol, Amalfi, Bari, wyrastały na ważne ośrodki handlowe pośredniczące między krajami Cesarstwa a państwami Longobardów i dzielnie broniły własnej pomyślności gospodarczej oraz samodzielności (Amalfi w IX w. uwolniło się spod władzy doży neapolitańskiego). Inaczej kształtowały się stosunki w państwach Longobardów (używam tu liczby mnogiej, by podkreślić faktyczną niezależność Benewentu i Spo-leto). Były to państwa, w których klasę rządzącą stanowili wyłącznie najeźdźcy, nie wchodzący w żaden kompromis z dawnymi panami kraju. Cały dotychczasowy system polityczny i społeczny został zburzony: Lon-gobardowie dokonali tego, czego nie ważyli się uczynić Odoaker i Ostrogoci. Rzymscy urzędnicy, biskupi, wielcy latyfundyści ze stanu senatorskiego znikli, przynajmniej jako warstwa społeczna; cała ziemia przeszła pod władzę zdobywców, którzy podzielili się nią „secundum dignitatem". Król, książę i inni przedstawiciele starszyzny przejęli majątki rzymskich senatorów i domeny cesarskie, inne ziemie rozdzielono między sze- 246 VI. Italia — diletto almo pacse 1. Italia bizantyjska i Italia longobardzka 247 / regowych wojowników longobardzkich, zwanych arimanni (lub exerci- tales, co jest synonimem łacińskim); przy ich osadzaniu znaczną rolę odgrywały jeszcze ugrupowania rodowe. Ludźmi wolnymi w myśl prawa longobardzkiego byli tylko Longobar-dowie lub przedstawiciele innych ludów, przyjęci do ich prawa. Ludność rzymska spadła do poziomu poddanych — aldiones. Nie było więc żadnego kompromisu: Rzymianie mieli do wyboru śmierć, ucieczkę lub poddaństwo, bez względu na stan. Longobardowie byli jedynymi panami swego terytorium, obdarzonymi prawami politycznymi. Ponieważ kultywowali własne tradycje historyczne i dbali o jednolitość swych szeregów w sensie obowiązującego prawa, stworzyli znakomite podstawy do ukształtowania się jednolitego narodu politycznego. W praktyce sprawa nie była prosta. Liczbę Longobardów szacuje się na 130—200 tyś., z czego 10—20 tyś. osiadło w południowej Italii, podczas gdy ludność miejscową, mimo wielkich strat w wyniku długotrwałych wojen i towarzyszących im głodów i epidemii, ocenia się na 5—6 milionów. Proporcje, nawet po odliczeniu części ludności romańskiej na posiadłości bizantyjskie, były więc przygniatające. Nie one jednak zdecydowały o szybkiej romanizacji Longobardów. Wybitny znawca problematyki etnicznej średniowiecza Ernesto Sestan zwrócił uwagę na czynniki psychologiczne: dopóki Longobardowie czuli się panami gardzącymi tłumem podbitych Rzymian, nie mogło być mowy o asymilicji. „Lud w pozycji panującej nie porzuci własnego języka, a tym bardziej nie opuści go całkowicie, rezygnując nawet z dwujęzyczności, jeśli nie czuje, że przyjmując język podbitych nie tylko nie poniża się, ale nawet uszlachetnia we własnych oczach." * A więc droga do asymilacji językowej wiodła przez przejęcie rzymskiej cywilizacji, jakkolwiek usunięcie rzymskich warstw panujących i elity kulturalnej utrudniło tę drogę i skomplikowało. Lakoniczne słowa Pawła Diakona, zawarte w rozdziale 31 i 32 drugiej księgi Historii Longobardów, mówiące o losie rzymskiej elity, zostały powszechnie przyjęte przez historyków jako odpowiadające rzeczywistości: jedni zostali wytępieni mieczem, inni wypędzeni.5 Nie oznaczało to jednak likwidacji rzymskiego systemu eksploatacji rolnej. Wskazuje na to tekst rozdziału 32 Pawła Diakona. „W tych dniach wielu szlachetnych Rzymian zostało zabitych przez chciwość [Longobardów?]. Pozostali zaś, podzieleni między przybyszów, uczynieni zostali trybutariuszami, aby płacili Longobardom trzecią część swych plonów."! Dyskusja toczy się na temat, czy „pozostali" (reliqui) oznaczają Rzymian w ogóle, jak chce znakomity znawca epoki longobardzkiej Gian Piero Bognetti, czy też „szlachetnych" Rzymian, którzy pozostali w swych majątkach jako dzierżawcy i administratorzy, jak sądzi Karol Modzelewski. Mimo niejasności l tekstu jest sprawą oczywistą, że utrzymanie dotychczasowego systemu eksploatacji rolnej (ze zwiększeniem terenów oddanych pod hodowlę ze względu na stadniny, niezbędne nowym panom) byłoby niemożliwe bez udziału rzymskich specjalistów. Wątpić jednak należy, czy specjalistów tych należy szukać wśród dawnych wielkich właścicieli, którzy siedzieli w miastach, zdając się na rządców i włodarzy kierujących gospodarką. Tych to rządców i włodarzy przede wszystkim zatrzymali Longobardowie w swych dobrach, choć nie jest wykluczone powierzenie ich zarządzania dawnym rzymskim właścicielom (ale raczej niższej rangi). Prawnie jednak jedni i drudzy byli poddanymi. Edykt Rotarisa nie zna wolnych ludzi poza Longobardami. Dawni rzymscy koloni zmienili tylko panów; położenie ich w każdym razie nie uległo pogorszeniu pod względem faktycznym (prawnie utracili status wolnych), a mogło ulec poprawie wobec załamania systemu podatkowego. Sytuacja zmieniła się w VIII w., kiedy zatarły się dawne antagonizmy religijne między ariańskimi Longobardami a katolickimi Rzymianami, a jednocześnie zrobiła postępy ro-manizacja przybyszów. Zdobywane przez Longobardów w VII i VIII w. nowe tereny nie były już w pełni dostosowywane do systemu społecznego zdobywców, ale utrzymywano w pewnym stopniu ich dotychczasowe struktury prawno-administracyjne i prawo rzymskie. Dlatego w edyk-tach królów z VIII w., zwłaszcza Liutpranda, pojawiają się przepisy prawne dotyczące współżycia Longobardów i wolnych Rzymian, których brakło u Rotarisa. Nie można jednak, jak to czyni K. Modzelewski, cofać tej sytuacji o sto lat wstecz. Najbardziej intrygująca jest sytuacja miast, o której niewiele wiemy. Część miast uległa zniszczeniu, a ludność zdziesiątkowaniu w czasie wojen i rozpaczliwej obrony; większość jednak ocalała, w tym Mediolan i Pawia, odtąd rezydencja królewska. Ludność miast została zapewne obrócona w poddanych królewskich, co znalazło wyraz w obowiązku składania danin, które chyba jednak nie były wyższe od dawnych podatków. Oczywiście ustawiczne wojny, spadek liczby ludności i zerwanie kontaktów z pozalongobardzkimi ośrodkami handlu wywoływać musiały kryzys w rozwoju miast, ale o całkowitej ich agraryzacji nie może być mowy. Śladem arystokracji rzymskiej możni longobardzcy rezydowali po miastach, różniąc się tym od swych frankijskich pobratymców. Są ślady mogące — zdaniem niektórych badaczy — świadczyć o utrzymaniu się rzymskiej organizacji kolegiów rzemieślniczych. Władza w mieście znalazła się oczywiście w ręku longobardzkiego księcia lub gastalda, ale jego okręg administracyjny na ogół pokrywał się z granicami dawnej rzymskiej civitas. Wykształceni Rzymianie okazali się niezbędni na dworze królewskim, m. in. do obsługi kancelarii. Jakiś Paulus działał już jako urzędnik Au- 248 VI. Italia — diletto almo paese tarisa, a za Agilulfa „notariusz" Stabilicjanus posłował do Bizancjum w imieniu króla, musiał się więc cieszyć jego zaufaniem. W ten sposób pierwsze wpływy cywilizacji rzymskiej docierały do Longobardów z dołu, od ich rzymskich poddanych, zepchniętych do klasy aldiów — półwolnych poddanych. Wiadomo jednak, że Longobardowie dość łatwo otwierali swe szeregi dla obcych pod warunkiem adaptacji do ich tradycji i prawa. Ludo Moritz Hartmann przypisywał wielkie znaczenie awansowi społecznemu Rzymian — aldiów i niewolników italskich — przez wyzwalanie i przyjmowanie w szeregi ludu panującego. Jest oczywiste, że wykruszające się w ciągłych wojnach szeregi longobar-dzkie musiały być uzupełniane nie tylko doraźnymi posiłkami z zewnątrz (grupy Bułgarów za czasów Grimoalda), ale i dopływem spośród miejscowej ludności. Duże znaczenie miały też małżeństwa Longobardów z miejscowymi kobietami, które szybciej niż inne czynniki prowadziły do asymilacji barbarzyńców z łacińskim językiem i cywilizacją. Utrudniały tę asymilację problemy religijne. Wprawdzie arianizm u Longobardów nie miał tak wyłącznej pozycji, jak u Gotów czy Wandalów, a duchowieństwo ariańskie nie odgrywało większej roli społecznej, ale różnice wyznaniowe przyczyniły się do podtrzymywania wrogich nastrojów ludności rzymskiej wobec nowych panów. Wielu Longobardów było w chwili zajmowania Italii poganami; na południu zwłaszcza jeszcze w VII w. kulty pogańskie odgrywały znaczną rolę. Część zdobywców jednak wyznawała katolicyzm, co przyczyniło się do oszczędzania kościołów i duchowieństwa na niektórych zdobytych terenach. O ile w pierwszym okresie dochodziło do zabijania księży i mnichów, a majątki i budynki kościelne konfiskowano (te ostatnie na rzecz kleru ariańskiego), o tyle dalsza ekspansja Longobardów, od czasów Autarisa (584—590), przebiegała łagodniej; w niektórych miastach (np. Arezzo) łów i duchowieństwa na niektórych zdobytych terenach. Pozostawało to w związku ze wzrostem wpływów katolickich na dworze w Pawii po poślubieniu przez Autarisa bawarskiej księżniczki Te-odolindy, która po jego śmierci poślubiła również jego następcę Agilulfa (590—616). Brat Teodolindy, Gundoald, został księciem Asti i również dążył do umocnienia katolicyzmu. Teodolinda ufundowała bazylikę w Monzy i pracowała przy przywracaniu hierarchii kościelnej w kraju. Najwcześniej zresztą doszło do współpracy Longobardów z Kościołem we wschodniej części Lombardii, gdzie grupa biskupów zerwała z pa-piestwem, zarzucając mu niesłuszne i służalcze wobec cesarza stanowisko w sporze o tzw. „trzy rozdziały". Biskupi katoliccy, zajmujący wrogie wobec Rzymu i Konstantynopola stanowisko, byli dla Longobardów cennym sprzymierzeńcem, toteż utrzymywali się na katedrach, a zapewne również przy majątkach kościelnych. Można się domyślać, że 1. Italia bizantyjska i Italia longobardzka 249 w tym środowisku kościelnym utrzymywały się zasady prawa rzymskiego. Około 610 r. wygnany z Grado Jan, antyrzymski patriarcha Ak-wilei, schronił się pod panowanie Longobardów i mógł wrócić do dawnej stolicy patriarchatu. Podjął pracę nad przywróceniem organizacji kościelnej w państwie Longobardów, a dzięki pomocy królowej Teodolindy doszło do częściowego przynajmniej zwrotu majątków kościelnych. Sama Teodolinda sprzyjała, jak się zdaje, schizmatykom, ale pozostawała też w korespondencji z papieżem Grzegorzem Wielkim, który przesyłał jej księgi liturgiczne. Agilulf zaprzyjaźnił się ze św. Kolumbanem, przedstawicielem misji irlandzkiej, który z frankijskiego Luxeuil przybył do Lombardii i założył ok. 612 r. pod protekcją królewską klasztor w Bobbio, wkrótce znaczny ośrodek kulturalny z bogatą biblioteką. Prymitywizm Kościoła ariańskiego w zestawieniu z bogactwem liturgii i siłą propagandy katolickiej powodował porzucanie pierwszego, w miarę jak stopniowo przestawano utożsamiać katolicyzm z rzymskością polityczną. Magiczny sposób myślenia czynił Longobardów podatnymi na wiarę w moc relikwii i innych przedmiotów otoczonych kultem przez ich poddanych. Jeszcze Autaris zabraniał Longobardom przyjmowania chrztu w obrządku katolickim: jego następcę, Agilulfa, można uznać za tolerancyjnego sympatyka katolicyzmu, choć raczej w jego nierzymskiej wersji. Secundus z Trydentu, zapewne tamtejszy biskup schizmatycki, napisał na zlecenie Agilulfa pierwszą, nie zachowaną niestety, historię Longobardów. W VII wieku zmieniali się na tronie władcy katoliccy (Aldoald, Aripert) i ariańscy (Arioald, Rotaris); dopiero w końcu tego stulecia doszło do ostatecznego zaniku arianizmu, co miało łagodny przebieg. Już w pięćdziesiątych latach ariański biskup Pawii Anastazy przeszedł na katolicyzm; podobnie działo się chyba z innymi przedstawicielami kleru ariańskiego, skoro o prześladowaniach religijnych nic nie słychać. W 698 lub 699 roku na synodzie w Pawii doszło do zakończenia „schizmy ak-wilejskiej" drogą pojednania biskupów Lombardii i Istrii z Rzymem; jako jej ślad pozostały dwa odrębne, choć położone tuż obok siebie patriarchaty w Grado i Akwilei. Na południu Italii odbudowa organizacji kościelnej przypadła na czasy księcia Benewentu Romualda (662—687); wówczas też doszło do odrodzenia klasztoru na Monte Cassino. Łagodny przebieg zwycięstwa katolicyzmu, które nastąpiło po długim okresie tolerancji, świadczy nie tyle może o wstręcie Longobardów do zadawania gwałtu ludzkim sumieniom, co o obojętnym stosunku do sporów religijnych, wynikającym z magicznego i powierzchownego traktowania samej religii. Przyjmowanie katolicyzmu było jednym ze świadectw postępów asymilacji Longobardów z italskim środowiskiem. Była ona koniecznym re- 250 VI. Italia — diletto almo paese zultatem liczebnej i kulturalnej przewagi ludności rzymskiej, której wpływ wzrastał, w miarę jak pierwotna nienawiść Longobardów do Rzymian ustępowała podziwowi dla ich kultury i chęci ich naśladowania. Proces ten zaczai się od chwili zainstalowania się Alboina w pałacu Te-odoryka w Pawii. Autaris, rozbijający twierdze rzymskie, przyjął śladem Teodoryka imię Flavius, które ongiś oznaczało przynależność do rodziny cesarskiej i w przypadku króla ostrogockiego było wyróżnieniem przyznanym przez Bizancjum. W przypadku królów longobardzkich była to oczywista uzurpacja, nigdy nie uznana przez Cesarstwo, ale wysoko ceniony przez siebie tytuł czy imię następcy Autarisa nosili w dalszym ciągu. Trwający przez sto kilkadziesiąt lat stan wojny z Cesarstwem, przerywany tylko rozejmami, opóźniał przyjmowanie przez Longobardów języka i kultury swych przeciwników. Sąsiedztwo pokrewnych językowo Bawarów, z którymi łączyły Longobardów bliskie stosunki i sojusze, sprzyjało podtrzymywaniu znajomości własnego języka, który jak pamiętamy, nie należał do grupy wschodniogermańskiej, jak gocki, ale bliski był zachodniogermańskim Bawarom, Alemanom i Frankom. A jednak, kiedy za czasów Rotarisa spisano longobardzkie prawo zwyczajowe (643 r.), uczyniono to po łacinie, choć pisarze byli Longobardami i zwód pełen jest germańskich terminów prawnych. Czy stało się tak dlatego, iż język longobardzki nie dawał się przekazać na piśmie? Przeczy temu użyta w zwodzie terminologia. Słuszność mają chyba ci historycy, którzy — jak Ernesto Sestan — uważają, że łacina była już w tym czasie (połowa VH w.) powszechnie używanym przez Longobardów językiem, choć znajomość języka przodków, a nawet przywiązanie do niego nie zanikły jeszcze, podsycane m.in. stałymi kontaktami z Bawarią. Mimo że język włoski jest znacznie bliższy łacinie od francuskiego, wchłonął około 280 słów pochodzenia longobardzkiego, i to nie tylko terminów wojskowych i administracyjnych, ale również dotyczących życia codziennego, jak banca — ławka (por. niem. Bank) czy guancia — policzek (por. niem. Wange). Druga fala ekspansji longobardzkiej w VII w. (za Rotarisa, 636—652, i Grimoalda, 662—671) nie pociągnęła za sobą takich zniszczeń, jak w o-kresie pojawienia się Longobardów na Półwyspie. Nie towarzyszyły jej już represje wobec Kościoła (który zachowywał i nawet odzyskiwał swe posiadłości), a w otoczeniu króla i książąt pokazali się możni rzymscy, którzy przeszli na stronę nowych panów Italii, Longobardowie zaczynają przyjmować imiona chrześcijańskie, a nawet rzymskie: ostatni król z Pawii nosił rzymskie imię Dezyderiusz. Coraz więcej Longobardów obiera karierę duchowną i wstępuje do klasztorów (m.in. król Ratchis, co prawda nie całkiem dobrowolnie). Kościół w państwie longobardzkim posłu- 1. Italia bizantyjska i Italia longobardzka 251 giwał się prawem rzymskim; od tego czasu widać rosnący wpływ prawa rzymskiego na longobardzkie, bądź bezpośredni, bądź pod wpływem wzorów wizygockich. Upowszechniało się pisemne zawieranie umów i testamentarne regulowanie spadku. Uzupełnienia do obowiązującego prawa, wydane przez Liutpranda (712—744), powołują się wyraźnie na kanony prawa kościelnego. Znacznie wcześniejsze były zmiany na dworze królewskim, naśladujące formy rzymsko-bizantyjskie. Decydujące przemiany zaszły za czasów Agilulfa, który kazał się przedstawiać na tronie w otoczeniu wojowników i rzymskich symboli zwycięstwa. W Mediolanie poddał restauracji niektóre rzymskie budowle; zwyczajem bizantyjskim przedstawił w tamtejszym cyrku ludowi swego syna Aldoalda jako następcę; cyrk mediolański służył widocznie Longobardom jako najdogodniejsze miejsce zgromadzeń ludowych, skoro również elekcja samego Agilulfa odbyła się w Mediolanie, a nie w Pawii. Mediolan pozostał też kościelną stolicą Lombardii, mimo iż późniejsi królowie wznosili w Pawii nowe kościoły; początek tej działalności dała królowa Teodolinda w Monzy, gdzie przebudowała pałac Teodoryka (który kazała ozdobić freskami, przedstawiającymi historię Longobardów), a także wzniosła budzącą swym przepychem zachwyt współczesnych bazylikę Sw. Jana. W działalności tej musieli oczywiście brać udział liczni architekci i artyści rzymscy lub bizantyjscy. Bazylika w Monzy nabrała z czasem u Longobardów znaczenia symbolu i stała się przedmiotem specjalnego ich przywiązania. Paweł Diakon zapisał proroctwo mówiące, że Longobardowie tak długo będą niezwycię-żeni, jak długo będą otaczali czcią i strzegli fundacji Teodolindy, św. Jan Chrzciciel bowiem obroni ich przed wszystkimi nieprzyjaciółmi.7 Katastrofę Longobardów w VIII w. wiązał więc Paweł z niskim stanem moralności duchowieństwa obsługującego wówczas bazylikę — co musiało zrazić św. Jana do podopiecznych. Mówiąc o romanizacji Longobardów, trzeba pamiętać, że była to jedynie romanizacja językowa i cywilizacyjna, która nie naruszała przywiązania do własnej tradycji historycznej, wyrażonego za panowania tegoż Agilulfa zarówno zamówieniem u Secundusa historii Longobardów, jak u artystów rzymskich — cyklu fresków w Monzy. To rzymscy poddani Longobardów, przyjmując ich prawo, utożsamiali się z ich tradycją, niechętną Rzymowi mimo naśladowania różnych zewnętrznych symboli. Jeżeli w okresie VII—VIII w. świadomość plemienna zaczynała ulegać terytorializacji i łączyć się z przywiązaniem do zdobytego kraju (brak nam jednak wypowiedzi potwierdzających istnienie takiego procesu), to jednak nie rodziła się tu włoska, czyli ogólnoitalska, świadomość narodowa. Wrogość między „rzymską" a longobardzka częścią Pół- 252 VI. Italia — diletto almo paese wyspu trwała nadal: istniały wszelkie szansę wytworzenia się tu dwóch narodów, czemu przeszkadzał tylko brak stabilizacji granic i rozproszenie posiadłości bizantyjskich, które bardziej sprzyjało powstawaniu an-tylongobardzkich patriotyzmów lokalnych niż ogólnoitalskiej więzi narodowej. Królowie longobardzcy stawiali sobie za cel zjednoczenie całej Italii. Posiadłości Longobardów rozciągały się przede wszystkim w północnej części Włoch; nie jest przypadkiem, że nazwa Longobardii, Lombardii, objęła z czasem tylko tereny bezpośrednio podległe królom i stanowiące trzon ich państwa. A jednak i obecność Longobardów na południu — w księstwach Benewentu i Spoleto, zwanych czasem „Małą Lombardią", nie pozostała bez wpływu na kształtowanie się stosunków etnicznych. Istniała dzięki temu między Północą a Południem trwała więź świadomej wspólnoty. Mimo iż władza królów tylko sporadycznie i z ograniczeniami sięgała na Południe, wspólnota ta, zwłaszcza w czasie kryzysów politycznych za Konstansa II czy Karola Wielkiego, występowała jako ważna siła, z którą trzeba się było liczyć w ówczesnych rozgrywkach międzypaństwowych. To właśnie świadomość longobardzkości Południa kazała najwybitniejszym królom podejmować plany oczyszczenia Półwyspu z resztek władzy bizantyjskiej. Za Liutpranda cel ten wydawał się bliski, zwłaszcza gdy skłóceni z Cesarstwem papieże Grzegorz III i Zachariasz szukali obrony przed Konstantynopolem u katolickiego już teraz władcy z Pawii, który odnosił się do następców św. Piotra z ogromnym szacunkiem i zewnętrzną przynajmniej uległością. Jednak przyjacielskie gesty papieży pod adresem królów longobardzkich nie były szczere: papieże znosili, choć z coraz większymi oporami, zależność od cesarzy „uniwersalnych", nie mogli jednak pogodzić się z myślą o dostaniu się pod panowanie Longobardów i spadnięciu do roli ich biskupów. Mimo iż w dokumentach królów longobardzkich stale występuje tytu-latura „rex gentis Langobardorum", podkreślająca świadomość plemienną, a nie terytorialną, to w dokumentach prywatnych od początku VIII wieku Coraz częściej pojawia się określenie „rex in Italia" świadczące o postępującej „italianizacji" królestwa.8 Kiedy w 968 r. Liutprand z Kremony jako poseł Ottona I do Konstantynopola odrzucał przedstawione przez polityków bizantyjskich argumenty za przynależnością południowych Włoch do Cesarstwa, powołał się na dwa fakty świadczące, że tereny te stanowią część królestwa Włoch (regnum Italicum). Jeden to tożsamość ludności i języka z resztą Włoch, drugi — że obszary te znajdowały się pod władzą Longobardów.' W pewnym sensie więc dążenie Longobardów do zdobycia całości Italii przyczyniło się do utrzymania jedności etnicznej Włoch na przekór późnię j- 2. Od Karola Wielkiego do Ottona 253 szemu odrębnemu rozwojowi całego Mezzogiorno. Można sobie wyobrazić, że gdyby na południu zabrakło osadnictwa longobardzkiego, różnice językowe osiągnęłyby stopień utrudniający porozumienie między mieszkańcami Północy i Południa. 2. TENDENCJE UNIFIKACYJNE I ODŚRODKOWE: OD KAROLA WIELKIEGO DO OTTONA Katastrofa królestwa Longobardów, zniszczonego w 774 r. przez Karola Wielkiego, przyniosła w dziedzinie kształtowania się świadomości narodowej mniejsze skutki, niż należałoby oczekiwać. Karol Wielki, mimo opanowania Rzymu i przejściowego podporządkowania Benewentu, nie doprowadził do zjednoczenia Italii, a więc nie zmienił ram kształtowania się odrębnych grup etnicznych. Ramy królestwa Longobardów, a nawet tytuł królewski, pozostały, podobnie jak poza nimi znajdowały się nadal dawne posiadłości bizantyjskie w środkowej Italii, tym razem pod panowaniem papieskim. Italia uległa dalszemu podziałowi, bo poza tymi dwiema częściami zostało niezależne longobardzkie księstwo Benewentu * i bizantyjskie terytoria Sycylii, Apulii i Kalabrii, nie licząc związanych z Cesarstwem drobniejszych ziem i miast. Niebawem do współzawodnictwa przystąpią afrykańscy Arabowie. Nigdy nie doszło do integracji włoskich posiadłości z „Francją" w najszerszym sensie, obejmującą całość zaalpejskich posiadłości Karolingów, mimo że do Włoch napłynęły gromady frankijskich wojowników, stanowiących otoczenie nrabiów i innych urzędników nowej administracji. Usuwanie ze stanowisk Longobardów było uzasadniane rzeczywistymi spiskami, mającymi na celu przywrócenie władzy rodzimej dynastii, spiskami popieranymi przez Benewent i przez Bizancjum; jednak nie zniknęli oni całkowicie ani jako hrabiowie i biskupi, ani z otoczenia nowych królów karolińskich. Jako warstwa społeczna arystokracja longo-bardzka utrzymała swe znaczenie i przez koligacje małżeńskie wchłonęła przybyszów. Możni frankijscy przywiedli ze sobą do Włoch również szeregowych wojowników, nie tylko Franków, ale także Bawarów, Ale-manów i Burgundczyków, którzy zostali nadzieleni niewielkimi benefi-cjami; tak zaczął się rozpowszechniać w Lombardii system beneficjalno--lenny, rozszerzany także na longobardzkich arimannów — równolegle szerzyła się wasalna zależność, umacniana przysięgą. Przejście władzy w królestwie Longobardów w ręce Franków znalazło wyraz w coraz częstszym zastępowaniu jego dotychczasowej nazwy nazwą geograficzną Królestwa Italii. W nie zrealizowanym testamencie Karola Wielkiego z 806 r., dzielącym jego państwo między synów, występu- 254 VI. Italia — diletto almo paese je utożsamienie: Italia quae et Langobardia dicitur.2 Trzeba sobie jednak zdawać sprawę z różnych treści nazwy Italia w VIII—X wieku. U eru-dytów Italia dość często oznacza jeszcze cały Półwysep, natomiast w życiu praktycznym termin Italia ograniczał się często do dawnego Królestwa Longobardów. Oparciem dla antyfrankijskiej opozycji we Włoszech stał się Benewent, gdzie kontynuacja władzy książąt longobardzkich nie uległa zerwaniu, a zależność od Karola Wielkiego była przejściowa i nie wkraczała w sprawy wewnętrzne. Tytuł „princeps gentis Langobardorum", dumnie noszony przez książąt Benewentu, oznaczał przejęcie przez nich tradycji plemiennej, „przeniesienie centrum idealnego ludu longobardzkiego z Pawii do Benewentu" — jak to sformułował Giovanni Tabacco.3 Jeszcze w 866 r. książę Adelgis (854—878) wydał edykt, zawierający uzupełnienia zwodu Rotarisa, podkreślając przez to, że czuje się spadkobiercą królów z Pawii. Przejęcie przez Benewent tradycji Longobardów znalazło wyraz w historiografii, przede wszystkim w twórczości Pawła Diakona, który w długoletniej służbie u Karola Wielkiego nie zapomniał przywiązania do własnego ludu. W klasztorze na Monte Cassino powstała zapewne jego nie ukończona Historia Longobardów w sześciu księgach, pozbawiona retoryki, ale pozwalająca wyczuć dumę autora z przewag swego ludu. Zwięzła rzeczowość i katolicki punkt widzenia, niechętny królom ariań-skim, nie pozwoliły Pawłowi przekazać w pełni swych uczuć patriotycznych. Te są bardziej czytelne w jego epitafium poświęconym królowej Ansie, nieszczęsnej żonie Dezyderiusza, zmarłej na wygnaniu we Francji. Wymieniwszy jej dzieci, specjalne zdanie poświęcił przebywającemu w Bizancjum „wielkiemu Adelgisowi, potężnemu ciałem i duchem, w którym za sprawą Chrystusa pozostaje największa nadzieja Longobardów".4 W sto prawie lat po Pawle podjął kontynuację jego kroniki Erehem-bert, ograniczający się już tylko do historii książąt Benewentu. Mimo upływu tylu lat w dziele kronikarza wyraził się ból nad upadkiem jego ludu. „Jest zwyczajem uczonego historiografa — pisał — roztrząsającego dzieje swego szczepu, te tylko fakty przypominać, które są znane jako wkład do nagromadzenia chwały. Ja, Erchembert, nakłaniany ostatnio przez wielu, abym opowiedział od początku, a zwłaszcza od czasów Adelgisa, wybitnego i mądrego męża, historię Longobardów, mieszkających w Benewencie, będę — jako że o nich w tych dniach nie można znaleźć nic godnego ani chwalebnego, co opłacałoby się opowiedzieć prawdomównym stylem — dlatego kontynuował, choć podciętym i bezwładnym językiem, [opowieść] nie o ich panowaniu, lecz zagładzie; nie o szczęściu, lecz nędzy; nie o triumfie, lecz zgubie; nie w jaki sposób osiągali powodzenie, lecz jak ponosili straty; nie jak zwyciężali innych, 2. Od Karola Wielkiego do Ottona 255 lecz jak zostali przez innych zwyciężeni i ujarzmieni, z głębi serca wznosząc głębokie westchnienie, dla przykładu potomnych." 5 Mimo tych przejawów przywiązania do tradycji — Erchembert nie był chyba wyjątkiem — Benewent nie podjął żadnej inicjatywy zmierzającej do odrodzenia państwa longobardzkiego. Przeciwnie, terytorium jego uległo dalszemu rozpadowi. Mimo braku w południowej Italii fran-kijskiego systemu lennego poszczególni gastaldowie zaczęli naśladować sąsiednich „duces" bizantyjskich w przekształcaniu swych okręgów administracyjnych w dziedziczne władztwa, coraz bardziej uniezależniające się od władzy centralnej. Interesy partykularne, a zwłaszcza konieczność bronienia poszczególnych miast i okręgów na własną rękę przed sąsiadami, a z czasem przed najeźdźcami arabskimi, zacieśniły punkt widzenia lokalnych polityków. Typowe dla późniejszych północnych Włoch rozbicie polityczne i przerost patriotyzmów lokalnych nad szerszymi powiązaniami zaczęły się właśnie na Południu, które od XI w. dzięki Normanom dopiero zmieni kierunek rozwoju. W 839 roku walki wewnętrzne doprowadziły do podziału południowowłoskiej „Longobar-dii" na uszczuplone księstwo Benewentu i księstwo Salerno; od tego ostatniego wkrótce oderwał się usamodzielniony gastaldat Kapui, którego panowie również z czasem przybrali tytuł książęcy. Usamodzielniły się też bizantyjskie miasta nad Morzem Tyrreńskim: Gaeta, Neapol, Amalfi, Sorrento. Zwalczające się nawzajem terytoria nie cofnęły się przed przyzywaniem na pomoc Arabów, którzy od 834 r. podejmowali próby usadowienia się na Półwyspie, a w 841 zajęli — dzięki longo-bardzkim książętom Benewentu — Bari, odtąd przez dłuższy czas ośrodek arabskiego emiratu. W 843 roku uznający wciąż teoretyczne zwierzchnictwo Bizancjum Neapolitańczycy nie zawahali się przed udzieleniem Arabom pomocy w zdobywaniu bizantyjskiej Messyny, która stała się następnie ośrodkiem arabskich wypadów na kontynent. Ocena historii południowych Włoch, którą przedstawił Erchembert, nie była przesadzona. Dążenie do zjednoczenia Włoch pozostało więc immanentnym zadaniem władców dawnego Królestwa Longobardzkiego, rezydujących w Pawii, począwszy od Pepina (781—810), syna Karola Wielkiego. Tendencji tej nie zmienił fakt frankijskiego pochodzenia tych władców i takiegoż ich otoczenia. W otoczeniu tym pozostało jednak wystarczająco dużo Longobardów, aby przekazać włoskim Karolingom polityczne tradycje i cele dawniejszych dynastii, a także odziedziczone antagonizmy. Włochy, jak już wspomniano, nie zostały zintegrowane z resztą imperium karolińskiego ani instytucjonalnie, ani ideowo. Wprawdzie Karol Wielki obsypał zaalpejskie klasztory i frankijskich dygnitarzy dobrami we Włoszech, wprawdzie jego następca Ludwik Pobożny zlikwidował 256 VI. Italio — diletto almo paese 2. Od Karola Wielkiego do Ottona 257" (818 r.) włoskie królestwo, odziedziczone po Pepinie przez jego syna Bernarda, ale rychło sam wyodrębnił Italię, przekazując ją w zarząd najstarszemu synowi Lotarowi. Nie wznowiono wówczas, co prawda, longo-bardzkiego ani włoskiego tytułu (Lotar jako współcesarz nosił tytuł imperator augustus), ale rozwijający się konflikt z ojcem ściślej związał Lotara z włoskim terenem; jego zwolennicy, wywodzący się z innych stron imperium, musieli często rezygnować ze swych zaalpejskich majątków i, otrzymując odszkodowanie w Italii, ściślej wiązali się z nową ojczyzną. Wzmocnienie pozycji cesarza w Rzymie dzięki konstytucji Lotara z 824 r. stwarzało perspektywę dalszej integracji Półwyspu pod władzą Karolingów, a interwencje cesarskie w walki na południu Włoch pozwalały utrzymać przynajmniej pretensje do władzy nad tym obszarem. Nowe niebezpieczeństwo ze strony Arabów (ich napad na Rzym w 846 r.) pozwalało użyć hasła walki z zagrożeniem chrześcijaństwa dla skupienia sił politycznych Italii pod egidą cesarza. Cel ten stawiał sobie następca Lotara na tronie cesarskim, Ludwik II, od 844 r. rządzący w imieniu ojca w Italii (od 850 r. jako cesarz), którego posiadłości, a także wpływy polityczne niemal wyłącznie ograniczały się do tego kraju. Gdyby stał się protoplastą jednej z linii Karolingów, doszłoby do wczesnej konsolidacji królestwa, stanowiącego całość geograficzną o tradycjach politycznych nie słabszych od galijskich ram Francji, bądź też do trwałego związku panowania w Italii z rzymską koroną cesarską. „Nie można zaprzeczyć — pisał Ludo Moritz Hart-mann — że rozwiązanie problemu włoskiego nigdy tak energicznie i celowo nie zostało podjęte, jak przez niego, skoro tylko rozpoznał swe zadanie — jakkolwiek także on był często zależny od stosunków panujących za Alpami i chociaż także jego wysiłki musiały w końcu pójść na marne wskutek działania obu czynników, działających już w czasach lon-gobardzkich: dążenia włoskich sił lokalnych do samodzielności i oporu papiestwa przeciw przewadze świeckich jedynowładców,"' Z perspektywy tego wszystkiego, co przeżyły Włochy po śmierci Ludwika II, panowanie jego wydawało się okresem świetności. Jakoż rzeczywiście dla dawnego królestwa Longobardów był to okres długotrwałego pokoju; także w Rzymie zdołał cesarz utrzymać spokój i trzymać w ryzach zwalczające się frakcje. Ludwik, jak wynika z jego listu do cesarza Wschodu, Bazylego I, wysoko cenił swą godność cesarską i rościł sobie pretensje do zwierzchnictwa nad wszystkimi Frankami.7 W rzeczywistości jednak zdawał sobie sprawę ze swej słabości i kiedy przemoc potężniejszych stryjów odebrała mu dziedzictwo po bracie Lo-tarze II, ograniczył się do protestów, nie podejmując żadnej zbrojnej próby odzyskania krajów zaalpejskich. Konieczność oszczędzania sił kazała mu się skupić na problemach Italii i w tym sensie można go uwa- żać za „włoskiego" cesarza, za władcę reprezentującego interesy Italii,, choć sam czuł się Frankiem i wyrażał dumę ze swego frankijskiego pochodzenia, a jego wojska nazywano na południu Włoch „Galiami". Obok. przenikającego całą jego działalność dążenia do zjednoczenia Italii widać szerszą perspektywę związaną z jego tytułem cesarskim: jako cesarz. czuł się Ludwik odpowiedzialny za losy całego zachodniego chrześcijaństwa. Dlatego umacniał — chyba ze szkodą dla własnego stanowiska — pozycję papieża w Rzymie; podporządkowanie Południa było też dlań. koniecznym wstępem do rozprawienia się z zagrażającą tam całemu, chrześcijaństwu inwazją muzułmańską. Dlatego szukał porozumienia i dążył do wspólnego zbrojnego wystąpienia z cesarzem Wschodu, który pogardliwie nie chciał go uznać za „kolegę". Słabość sił, jakimi Ludwik rozporządzał, każe tym więcej cenić jego-sukcesy: w 866 r. podporządkował sobie wszystkich longobardzkich książąt południowej Italii i rozpoczął kampanię przeciw „Saracenom". W 871 roku po długim oblężeniu zdobył Bari; na stałe uplasował swą. kwaterę w Benewencie, planując usunięcie Arabów z Tarentu i podporządkowanie Neapolu. Tu jednak nastąpiła katastrofa: lokalni władcy-Południa, bojąc się jarzma cesarskiego, zorganizowali spisek, podsycany przez Bizancjum, dążące do utrzymania swego wpływu na Półwyspie. Ludność, cierpiąca nadużycia ze strony „Gallów", poparła bunt; co zaś; najważniejsze, książęta Spoleto, frankijscy wasale cesarza, wzięli również udział w spisku. W niecałe pół roku po triumfie pod Bari Ludwik został podstępnie pojmany przez Adelgisa z Benewentu, który uważał się za spadkobiercę dawnych królów longobardzkich i w tym charakterze-mścił ich na „Frankach". Oburzenie było powszechne, skoro podzielał je Erchembert, oficjalnjr kronikarz książąt Benewentu, potępiający czyn Adelgisa, który „niegodnym podstępem pojmał świątobliwego męża, zbawcę ziemi benewentyń-skiej". Doceniając prowokację, jaką było zachowanie wojsk Ludwika wobec ludności tej ziemi, przypisuje jednak podnietę do tego czynu, diabłu i zapowiada karę Bożą według słów proroka: „Zabijcie pasterza,, a stado ulegnie rozproszeniu." 8 Uwolniony pod naciskiem różnych czynników politycznych i pod wrażeniem groźby nowego najazdu Saracenów, Ludwik podążył do Rzymu, gdzie papież po raz drugi koronował go na cesarza — zapewne dla podkreślenia jego nie zmniejszonego autorytetu. W 872 roku -jeszcze pospieszył Ludwik z odsieczą dla Salerno, obleganego przez muzułmanów,. -i zadał Arabom klęskę pod Kapuą; nie udało mu się już jednak skupić wokół siebie południowowłoskich sił politycznych. Adelgis poddał się-pod władzę cesarza bizantyjskiego, inni książęta wchodzili w układy z Arabami. Rozczarowany cesarz wycofał się na północ i starał się prze- — B. Zientara :258 VI. Italia — diletto almo paese 2. Od Karola Wielkiego do Ottona 259- kazać nieuszczuplone dziedzictwo Karlomanowi, synowi Ludwika „Niemieckiego". Ale z jednej strony papież, z drugiej zaś oswobodzone przez bezpotomną śmierć cesarza siły odśrodkowe Lombardii i Toskanii otworzyły swymi intrygami drogę do długoletnich walk wewnętrznych, wyczerpujących siły kraju i wystawiających go na łup sąsiadów. Wygaśnięcie włoskiej linii Karolingów pozwoliło ujawnić się różnym "tendencjom nurtującym Italię i ukazało, że zjednoczenie Półwyspu nie .było możliwe, niezależnie od wysuwania takiego programu przez róż-: nych kandydatów do władzy. Po pierwsze okazało się, że mimo wiekowego panowania Franków '.Królestwo Longobardzkie stanowi nadal całość polityczną; dążenie do utrzymania jedności jego terytorium i poczucie łączności frankijskich :i longobardzkich możnych, uczestniczących we władzy nad nim, znalazło wyraz w kolejnych zjazdach elekcyjnych w Pawii (lata 875, 876, 877), -dążących do przejęcia inicjatywy wyboru władcy. Zachowano przy tym wierność dynastii karolińskiej, ograniczając elekcje do wyboru władcy : spośród jej przedstawicieli. Po drugie, ze śmiercią Ludwika II rozpadła się szersza jedność polityczna, obejmująca poza Królestwem Longobardzkim tereny uzależnionego przez cesarza Państwa Kościelnego oraz podporządkowane przezeń terytoria południowowłoskie. Papież Jan VIII podjął kontynuowaną przez następców politykę, zmierzającą do pełnej suwerenności Państwa Kościelnego oraz do przechwycenia przez papiestwo roli szafarza korony - cesarskiej. W myśl tej polityki wyznaczony przez papieża cesarz miał pełnić funkcje służebne wobec Stolicy Apostolskiej, m.in. bronić jej na : zewnątrz przeciwko sąsiadom, a zwłaszcza najazdom Saracenów. Zapomniano o tym, że tylko silna pozycja Ludwika II w Rzymie broniła papieży przed lokalnymi czynnikami politycznymi, rywalizującymi o wła- '•dzę w Wiecznym Mieście. Polityka Jana VIII rokowała początkowo powodzenie:, wezwawszy do Rzymu Karola Łysego, wbrew możnym lom-bardzkim, którzy chętniej widzieliby na tronie Karlomana, desygnowanego przez Ludwika II, narzucił władcę Królestwu Lombardzkiemu, jako że ze względów strategiczno-politycznych godność cesarska była nie -do oddzielenia od godności króla Longobardów. Za to uzyskał od Karola Łysego zrzeczenie się wszelkich uprawnień cesarskich w Rzymie, co sprowadzało godność cesarską do wysokiego, ale pustego tytułu. Nic też dziwnego, że układ ten redukował do zera zainteresowanie Karola i następnych kandydatów sprawami rozgrywek rzymskich i niebezpieczeństw południowowłoskich, łącznie z najazdami Saracenów. Jan VIII -osiągnął upragnioną suwerenność, ale nie potrafił dać sobie z nią rady; miotał się w swej rzymskiej matni, wzywając na pomoc coraz to nowych kandydatów do tronu cesarskiego, aż zginął haniebnie, zatłuczony młotkiem przez swoich Rzymian (882 r.). Za jego następców zamęt się; powiększał, a papiestwo stało się igraszką w rękach lokalnych czynników rzymskich, przejawiających zupełny brak szacunku wobec osoby Namiestnika Chrystusowego i reprezentowanej przezeń instytucji, czego-dowodem jest choćby ohydny proces wydobytego z grobu papieża For-mozusa (896 r.), którego zwłoki poddano następnie profanacji, budzącej powszechny wstręt. W trakcie tych wszystkich zamieszek pogłębiała się-w Rzymie świadomość odrębności „Rzymian" od „Longobardów" i tendencja do odróżniania interesów Rzymu od uniwersalistycznych ambicji papiestwa: dla „Rzymian" papież byłby do przyjęcia raczej jako ich partykularny władca, a nie jako szafarz koron, ściągający im na głowę raz po raz coraz to innego najeźdźcę zza Alp. Karol Łysy musiał uchodzić w 877 r. przed Karlomanem, który uzyskał powszechne poparcie w Lombardii.. Charakterystyczna jest wierność dla tego króla, który tuż po elekcji zapadł na nieuleczalną chorobę i nie zawitał więcej do Włoch. Nie popierając wysiłków papieża pragnącego ściągnąć do Włoch to Ludwika Jąkałę z Francji, to Karola Grubego z Alemanii, to uzurpatora Bosona z Prowansji, północne Włochy trwały przy Karlomanie do chwili, aż on sam zrzekł się swych uprawnień na rzecz brata — Karola Grubego (880 r.). Sytuacja polityczna, w której władcy zmieniali się, nie mogąc nawet podjąć rzeczywistego* sprawowania władzy we Włoszech, sprzyjała usamodzielnieniu miejscowych czynników politycznych w rodzaju arcybiskupów Mediolanu, margrabiów Toskanii i Friulu; książęta Spoleto już od dawna prowadzili niezależną politykę. Po detronizacji Karola Grubego, kiedy w różnych częściach jego imperium wynoszono na tron lokalnych władców, w większości nie należących już do dynastii karolińskiej, również Lombardia zdecydowała się na własną elekcję — w 888 roku. Berengar, margrabia Friulu, został w Pawii ogłoszony królem. Rychło jednak spotkał groźniejszego rywala w postaci Gwidona ze Spoleto, kiedy po koronacji w Langres, nie mogąc znaleźć oparcia we Francji, zdecydował się zwrócić swe ambicje ku'_ koronie longobardzkiej. Panegirysta Berengara przedstawiał wojnę domową między Berengarem a Gwidonem jako konflikt między Italczy-kiem — Berengarem, a obcym najeźdźcą, Frankiem Gwidonem.9 Niezależnie od frankijskiego pochodzenia obydwu konkurentów byli oni traktowani jako równorzędni miejscowi kandydaci do tronu. Gwidon, uzyskał większość zwolenników; Berengar usunął się do Friulu i obszar jego wpływów ograniczył się do północnego wschodu Lombardii; Gwidon, wybrany królem w Pawii (889 r.), sięgnął po koronę cesarską, W Rzymie (891 r.) i zapewnił synowi Lambertowi godność królewską. .'260 VI. Italia — diletto almo paese i(891 r.) i cesarską (892 r.), stwarzając w ten sposób możliwość stabilizacji stosunków w Italii północnej i środkowej. Ponieważ nowi królowie używali zamiennie tytułów „rex Langobar- •dorum" i „rex Italiae", zaczęło się wówczas wytwarzać nowe, węższe znaczenie terminu Italia. Oczywiście erudyci nadal używali tego słowa •dla oznaczenia całości Półwyspu, ale w życiu politycznym i w codziennej praktyce coraz częściej przeciwstawiano Italię, czyli królestwo Lon-.gobardów, papieskiemu Rzymowi i bizantyjsko-longobardzkiemu Południu. Tak było już w pochodzącym z VIII w. V er sum de Mediolano civi-tate, gdzie Italia oznaczała tylko część longobardzką, a dla całego Półwyspu użyto nazwy Ausonia." W tym też okresie wzrasta solidarność mieszkańców Italii, przynajmniej północnej, przeciw zaalpejskim sąsiadom. Od 875 roku rozpoczęły :się wyprawy do Włoch, podejmowane przez karolińskich pretendentów •do władzy w Italii: Karola Łysego, Karlomana, Karola Grubego, Arnol- •da z Karyntii, pociągające za sobą gwałty i grabieże. Rosła nienawiść do „barbarzyńców" i pragnienie samostanowienia, ale nie brakło przy tym •czynników, które przez swe apele do ambitnych epigonów karolińskich rściągały na Italię coraz to nowe najazdy. Wśród nich przodowało papie-rstwo, które znowu zaczęło się obawiać, że stanie się „biskupstwem lon-.gobardzkim": jakoż układ między papieżem Janem IX a cesarzem Lambertem w 898 r., po dokonanej pod ochroną spoletańskiego cesarza pacyfikacji w Rzymie, dawał znów cesarzowi znaczne prerogatywy w papieskiej stolicy. Jednak utrzymanie się przy władzy dynastii spoletań-.•skiej mogłoby otworzyć Włochom perspektywy rozwoju w kierunku całości politycznej: ogłoszone w 898 r. kapitularia Lamberta miały na celu wzmocnienie władzy cesarskiej, ale cesarstwo Spoletańczyków było oczywiście instytucją włoską, bez jakichkolwiek uniwersalistycznych ambicji. Już w 886 roku wybuchł w Pawii bunt tamtejszych mieszkańców przeciwko niemieckim wojskom Karola Grubego; wyprawa króla wschodnio-frankijskiego Arnulfa, prowadzona w latach 894—895 na wezwanie papieża Formożusa, która doprowadziła do zdobycia przez tego władcę tronu longobardzkiego i korony cesarskiej, pozostała epizodem bez przy- •szłości wobec choroby, na którą zapadł Arnulf śladem swego ojca Karlomana. Władza we Włoszech wróciła w ręce Lamberta ze Spoleto, a synod z 898 r. uznał „barbarzyńską" koronację z 896 r. za wymuszoną i nieważną. W 896 roku układ między Lambertem a Berengarem, rozgraniczający ich panowanie we wschodniej Lombardii, miał przywrócić pokój. Sytuacja jednak zmieniła się wskutek śmierci Lamberta (w wyniku wypadku na polowaniu) w październiku 898 roku. Wprawdzie Berengar •opanował Pawie i powszechnie został uznany za króla, ale klęska, jaką 2. Od Karola Wielkiego do Ottona 261 poniósł w walce z Węgrami, którzy 899—900 przez cały rok pustoszyli północne Włochy, pozbawiła go autorytetu. Ponownie margrabiowie Toskanii i papież wezwali kandydata do tronu zza Alp, tym razem Ludwika (lii) z Prowansji, który w 900 r. objął tron w Pawii, a w 901 r. został w Rzymie koronowany na cesarza. Niebawem musiał jednak uchodzić przed Berengarem za Alpy, a powrót w 905 r. kosztował go wiele: został pój many i oślepiony przez przeciwnika. Niekwestionowane odtąd królestwo Berengara (w 915 r. został także cesarzem) stało się jednak fikcją: już sama łatwość, z jaką lokalni potentaci: margrabiowie Toskanii i Iwrei, biskupi i hrabiowie, zmieniali pozycje, popierając raz jego, raz Ludwika III, dowodzi, że byli w istocie niezależni. Berengar ani nie mógł liczyć na ich lojalne współdziałanie w umacnianiu królestwa, ani nie stać go było na usunięcie nielojalnych lenników; w momencie zagrożenia (921 r.) nie wahał się ściągnąć przeciw swoim przeciwnikom pogańskich Węgrów, którzy znowu spustoszyli Lombardię i przedostali się nawet na Południe. Wrogowie Berengara ponownie wezwali nowych pretendentów zza Alp: najpierw Rudolfa burgundzkiego (922 r.), a potem Hugona z Vienne (926 r.); później poszli w ich ślady Arnulf bawarski (934 r.), król Otton I (951 r.) i Ludolf szwabski (956 r.); nie liczę tu oddziałów, przybywających jako sprzymierzeńcy samych pretendentów (np. Burkhard szwabski w 926 r. na wezwanie Rudolfa burgundzkiego). Wszyscy ci przybysze, określani we Włoszech zgodnie jako barbarzyńcy, nieśli śmierć i pożogę, łupiąc kraj i mordując niewiele mniej od Węgrów i Saracęnów, którzy podejmowali wypady do Lombardii ze swej bazy w prowansalskim Freinet. Nic dziwnego, że właśnie we Włoszech po raz pierwszy upowszechniło się nowe określenie etniczne „Teutonic!", wspólne dla ludzi zza Alp, mówiących theodisce, choć na równi z nimi nie cierpiano romańskich „Gallów" czy „Burgundczyków",11 a Akwitańczycy to dla Liut-pranda z Kremony lud nędzny i nieczysty.12 Zarówno apetyty sąsiadów, jak niebezpieczeństwa węgierskie i muzułmańskie spowodowały, że po roku 926 Włochy północne przeżyły dłuższy okres stabilizacji pod rządami króla Hugona. Zręczny, choć cyniczny polityk, zdołał umocnić swą władzę nawet w Toskanii i Spoleto, wygrywając rywalizację możnych i pozyskując sobie poszczególne rodziny przez nawiązywanie powinowactwa; potrafił pozyskać przymierze cesarzy bizantyjskich, w środkowej Italii podporządkował sobie dawny egzarchat raweński. Nie udało mu się tylko zdobyć Rzymu, mimo poślubienia jego niekoronowanej władczyni Marozji; już po weselu musiał ratować się ucieczką na linie, spuszczonej z zamku Sw. Anioła (932 r.). Z dworem Hugona związany był Liutprand z Kremony, którego dzieła są głównym źródłem dla badań świadomości górnych warstw społeczeństwa włoskiego w tym czasie. Liutprand powtórzył wprawdzie 262 VI. Italia — diletto almo paese przytaczane wobec Hugona zarzuty, że otacza się „Burgundczykami", podczas gdy Włosi (Italici) zostali przezeń albo wygnani, albo pozbawieni godności,13 ganił jego grzechy, ale podkreślał zalety umysłu, miłosierdzie dla ubogich, opiekę nad mnichami i uczonymi. " Z dawnych królów szczególną sympatią otoczył Liutprand cesarza Lamberta, którego cechowała „godna prawość obyczajów, święta i budząca respekt surowość", a także dojrzałość umysłu przy młodzieńczej powierzchowności.15 Ale nawet Berengar I, który nie cofał się przed ściąganiem najazdów węgierskich na własny kraj i nie krępował się w użyciu drastycznych środków wobec przeciwników, to dla Liutpranda „pietatis amator",M król godny szacunku, którego zamordowanie przedstawia ze zgrozą. Wezwanie na tron Rudolfa burgundzkiego przez wrogów Berengara, to „obrzydliwa zbrodnia" (turpe scelus);17 ocena taka wypływa — jak podkreśla badacz twórczości Liutpranda, Martin Lintzel — nie tyle, czy nie tylko, z sympatii do Berengara, co z niechęci do obcych interwencji.18 Tyle że instynktowna ta niechęć nie przeszkodziła samemu Liutprandowi przejść na obcą służbę i popierać najazd Ottona I i jego walkę z włoskimi królami Berengarem II i Adalbertem. Rządy Berengara I, Hugona i Berengara II w północnych Włoszech, mimo iż przerywane najazdami zagranicznych interwentów oraz węgierskich i muzułmańskich łupieżców, przyczyniły się do stabilizacji podziałów politycznych Italii, a zarazem do ukształtowania się odrębnych typów świadomości państwowej. Analiza terminologii używanej przez Liutpranda wykazuje to wyraźnie. Słowo „Italia" oznacza w jego dziełach wyłącznie obszar pozostający pod panowaniem „królów Italii", czyli królów Longobardów frankijskiego pochodzenia. Jak dalece pojęcie to związane jest z obszarem zasięgu władzy owych królów, świadczy fakt odrębnego traktowania „Italii" i „Tuscii", czyli Toskanii, której margrabiowie zdobyli sobie w X w. niemal całkowicie niezależną pozycję;" natomiast za czasów Hugona Liutprand włączał do „Italii" Rawennę, oderwaną przezeń wówczas od Państwa Kościelnego. Poza granicami tak pojętej Italii pozostali „Rzymianie", do których Liutprand odczuwał antypatię znacznie większą nawet niż do Burgundczyków, oraz południowe Włochy. Raz tylko można się dopatrywać szerszego, antycznego znaczenia terminu „Italia" w zdaniu, mówiącym o tym, że Saracenowie opuściwszy Afrykę przybyli do Italii,20 ale równie dobrze mogło tu chodzić o napady Sa-racenów na wybrzeża Królestwa Longobardzkiego. Italia jako całość wystąpiła dopiero w ostatnim okresie twórczości Liutpranda — w jego sprawozdaniu z poselstwa do Konstantynopola. Jako poseł Ottona I operował Liutprand argumentacją historyczną i lingwistyczną, przemawiającą za ścisłymi związkami obydwu części Półwyspu, ale nie była to argumentacja wypływająca z powszechnego przekonania ówczesnych miesz- 2. Od Karola Wielkiego do Ottona 263 kańców Włoch; nie była też znana samemu Liutprandowi w jego starszych dziełach: Antapodosis i Liber de Ottone rege. Jest interesujące, że poza owym sprawozdaniem (Legatio ad imperatorem Constantinopolitanum Nicephorum Phocam) nie używał Liutprand w swych dziełach historycznych terminu „Longobardowie", zastępując go pojęciami „Itali", „Italici" i „Italienses", co doskonale przystaje do terytorialnego ograniczenia pojęcia Italii w tychże dziełach. Trafnie więc zalicza go Walter Goetz „raczej do nowych Włochów niż do Longobardów", 21 choć „włoskość" tę należy ograniczyć do patriotyzmu związanego z określonym, północnowłoskim terytorium. Nie ulega jednak wątpliwości, że patriotyzm mieszczaństwa lombardzkiego w XII i XIII w. sięga korzeniami właśnie królestwa włoskiego X wieku, a za jego pośrednictwem — państwa longobardzkiego. Martin Lintzel uwydatnił tak pojętą „włoskość" myśli politycznej Liutpranda, ukazał, że przedstawiał on wypadki polityczne — mimo swej służby Ottonowi — z punktu widzenia Pawii, a nie Akwizgranu. Udowodnił też, że Liutprand był całkowicie obojętny wobec tradycji rzymskich, a cesarstwo uznawał za instytucję stworzoną dla ochrony Kościoła. Popierając rządy Ottona we Włoszech, szedł z tymi, którzy chcieli zastąpić złego króla — Berengara II — dobrym, choć obcym; do sprowadzania obcych na tron włoski już się w X wieku przyzwyczajono. Tymczasem w Rzymie i na przylegających doń terenach Państwa Kościelnego rozwijał się inny typ patriotyzmu. Był on bliski lokalnym patriotyzmem innych ośrodków miejskich, które emancypowały się spod władzy bizantyjskiej i uparcie walczyły przeciw próbom podporządkowania przez Longobardów, jak Neapol, Rawenna czy Wenecja, ale zarazem był czymś więcej, bo i tradycje Rzymu były czymś więcej niż przeszłość innych miast. Emancypacja Rzymu opierała się na dwóch czynnikach: jednym z nich był Kościół rzymski, dążący do zdobycia nadrzędnego stanowiska Stolicy Apostolskiej w chrześcijaństwie drogą uwolnienia się od zależności od cesarzy bizantyjskich oraz uzyskania własnego suwerennego terytorium (przy czym ambicje się wahały od Rzymu z okręgiem aż do całego Półwyspu). Przy całej teologicznej i kanonicznej argumentacji za prymatem Rzymu papiestwo nie cofało się przed nawiązaniem do świeckich tradycji stolicy świata. Leon IV, który kazał otoczyć murami tereny watykańskie (tzw. Civitas Leonina), umieścił na bramie napis sławiący „złoty Rzym", stolicę, chwałę i nadzieję świata.22 Sfałszowana w VIII lub IX w. „Darowizna Konstantyna" czyniła papieża właściwym sukcesorem cesarzy rzymskich na Zachodzie. Drugi czynnik — to arystokracja rzymska, zmierzająca do samodzielności politycznej na wzór sąsiednich księstw longobardzkich i „dukatów" 264 VI. Italia — diletto almo paese bizantyjskich, do zerwania więzów z Bizancjum i uniemożliwienia interwencji urzędników cesarskich w Wiecznym Mieście. Przy tym wszystkim arystokraci rzymscy, chętnie nawiązujący w swych tytułach do dawnego senatu rzymskiego, uważali się za właściwych depozytariuszy tradycji starożytnego Rzymu, prawdziwych Rzymian, otoczonych zewsząd przez barbarzyńców. Od IX wieku „Rzymianie" zaczynają nawiązywać do dawnych urzędów i tytułów, pojawia się znowu formuła: „Se-natus populusque Romanus" — senat i lud rzymski; określenia w rodzaju „gens togata" czy „trabeata" świadczą o próbach przypomnienia dawnych strojów senatorskich. Dopóki szło o usunięcie zwierzchnictwa cesarzy bizantyjskich z Rzymu, obydwa czynniki dość zgodnie współdziałały, ale już w VIII wieku, po powstaniu Państwa Kościelnego, okazało się, że arystokracja rzymska dążyć będzie do uzyskania decydującej roli w tym państwie i wpływu na wybór papieży. Papiestwo stanęło przed dylematem: albo podporządkowanie się nowym (od 800 r.) cesarzom Zachodu, którzy utrzymaliby w ryzach rzymską arystokrację, albo pełna suwerenność polityczna, w której tron papieski stawał się przedmiotem rozgrywek rywalizujących frakcji. Papiestwo nie mogło się zrzec swych pretensji do prymatu w chrześcijaństwie. Ale akcentujący brutalnie te tendencje Mikołaj I mógł swobodnie działać na fluktach wielkiej polityki, bo cesarz Ludwik II i jego delegaci pilnowali porządku w Rzymie. Upadek „włoskiego" cesarstwa Ludwika (875 r.) stał się początkiem kryzysu papiestwa, zmuszonego raz po raz wzywać interwencji różnych pretendentów do cesarstwa, aby utrzymać autorytet Stolicy Apostolskiej wobec możnych rodów, które w swych walkach o władzę nie krępowały się ani świętością instytucji, ani nietykalnością osób. Arystokracja rzymska ostro przeciwstawiała się interwencjom „barbarzyńskich" cesarzy zza Alp, gotowa raczej wrócić pod zwierzchnictwo „prawdziwego" cesarza z Konstantynopola. Sprzeciwiała się też wynoszeniu na tron papieski biskupów z innych diecezji — i tu znajdowała oparcie w przepisach kanonicznych, zakazujących biskupom zmiany katedry. Papież Formozus, który opuścił biskupstwo Porto i wezwał na tron Arnulfa z Karyntii, ściągnął na siebie straszliwą zemstę Rzymian. W związku ze zwycięstwem stronnictwa antyformozjańskiego pozostaje uchwycenie władzy w Rzymie przez rodzinę „senatora" Teofilakta (903 r.), władającą zamkiem wzniesionym w ruinach term Konstanty-na. Po samym „senatorze" rządziła Rzymem jego żona Teodora, a po niej córka Marozja, której rozwiązłe życie i bezceremonialność w obsadzaniu na stanowiskach swych faworytów i synów nadała całemu 2. Od Karola Wielkiego do Ottona 265 okresowi w historii Rzymu miano „pornokracji". Po serii papieży, mianowanych kolejno z polecenia Marozji, na Stolicę Apostolską został wprowadzony w 931 r. jej syn, Jan XI, co doprowadziło do połączenia władzy świeckiej i kościelnej w rękach pani Rzymu. Ale pozycja jej zachwiała się, kiedy postanowiła poślubić króla Hugona i wraz z nim osiągnąć koronę cesarską: arystokracja rzymska nie chciała słyszeć o połączeniu władzy w Rzymie i Italii, a poparł ją w tym niechętnie nastrojony do „Longobardów" lud rzymski. Na czele niezadowolonych stanął inny syn Marozji (i Alberyka, księcia Spoleto), Alberyk, który przyjął tytuł „princeps Romanorum". Hugo uciekł w popłochu, Marozja i Jan XI zostali uwięzieni, Alberyk został niekwestionowanym władcą Rzymu i nie dopuszczał do Wiecznego Miasta żadnego z pretendentów do korony cesarskiej. Mimo nawiązania bliskich stosunków z Konstantynopolem Alberyk nie posunął się do uznania nad sobą jego zwierzchnictwa. Sympatie do Bizancjum w Rzymie rosły wraz z niechęcią do frankijskich cesarzy, znajdowało to m.in. wyraz w datowaniu dokumentów według lat panowania cesarzy bizantyjskich, w modzie na greckie imiona i bizantyjskie tytuły; ale duma przedstawicieli „togata Latinitas" nie dopuszczała myśli o wyzbyciu się niezależności na rzecz tych, którzy „nazywają się cesarzami Rzymian, ale ośmielają się język rzymski (tj. łacinę) nazywać barbarzyńskim".23 W ten sposób za rządów Alberyka Rzym stał się niepodległym państwem; Alberyk wprowadził wprawdzie swe imię na monety, ale nie odbierał papieżowi roli formalnej głowy państwa. Pozbawienie papieża władzy świeckiej przyniosło pewne korzyści natury moralnej: „princeps Romanorum" zwalczał wykroczenia przeciw dyscyplinie wśród kleru i szerzył idee ruchu kluniackiego w klasztorach. Zdawał sobie jednak sprawę z trudności związanej z podwójną władzą w Rzymie i umierając (954 r.) starał się zapewnić młodemu synowi Oktawianowi (w którego imieniu widać nawiązanie do okresu świetności Rzymu) nie tylko władzę świecką, ale i wybór na papieża. Oktawian jednak, jako papież Jan XII, swą dwulicową polityką doprowadził do przejścia Rzymu pod obce panowanie. Liutprand z Kremony, który — jak wiemy — żywił wielką niechęć do Rzymian, wkłada w usta Alberyka przemówienie, w którym syn Marozji podburzał mieszkańców Wiecznego Miasta przeciw burgundzkiemu otoczeniu króla Hugona, przypominając im dawną wielkość Rzymu i wskazując, jak wielkim poniżeniem jest panowanie nad nim Burgundów, dawnych niewolników Rzymian.24 Brak nam, niestety, liczniejszych wypowiedzi ze strony arystokracji władającej w X w. Rzymem, ale dzięki studiom nad dziełami rzymskich pisarzy i twórców okolicznościowych wierszy z IX i X w. możemy mieć pojęcie o atmosferze uwielbienia tradycji rzymskich, jaka panowała w tym czasie w zdegradowanej I 266 VI. Italia — diletto almo paese Stolicy Świata. Było to miasto nie tylko stanowiące przedmiot dumy mieszkańców, ale i podziwu licznych przybyszów z krajów Zachodu, zdumionych ogromem ruin, stanowiących świadectwo dawnej świetności i budulec dla nowych świątyń i magnackich warowni. Posąg Wilczycy, przy którym odbywano sesje sądowe, był nadal symbolem Rzymu, a pomnik Marka Aureliusza (błędnie utożsamianego z Konstantynem Wielkim) przypominał czasy potęgi. Eugenius Vulgaris, działający w Rzymie z początkiem X wieku gramatyk z Neapolu, zadziwiający dzisiejszych badaczy swą erudycją w literaturze klasycznej, wielbił w swych utworach mało skądinąd sympatycznego papieża Sergiusza III jako następcę cezarów i nadzieję Rzymu. W wierszach tych, sławiących „Rzym, stolicę świata, najwyższą potęgę w świecie rzeczy, [...] nieśmiertelną ozdobę ziem" autor wyraża nadzieję „odbudowy złotych wieków dawnych mężów", mianowicie Scypionów i Fabiuszów; tęsknotę Eugeniusa budzą symbole dawnego Rzymu: togi, rózgi liktorskie, pierścienie senatorów, płaszcze wodzów, tuniki ozdobione palmami, odznaki wojskowe.25 Ośrodkiem patriotyzmu rzymskiego było również otoczenie papieskie: w kancelarii, szkołach i bibliotece papieskiej działali ludzie zapatrzeni w przeszłość Rzymu i znający literaturę starożytną. W IX wieku na ich czoło wysunął się wybitny polityk, często zmieniający obóz, Anastazy zwany Bibliotekarzem, znawca języka i literatury greckiej, jej tłumacz na łacinę, autor części żywotów papieskich, zawartych w Liber Ponttfi-calis. Jemu przypisuje się autorstwo listów Mikołaja I i Ludwika II do cesarzy bizantyjskich, w których widać przywiązanie do tradycji starożytnego Rzymu, którego dziedzicem jest łaciński Rzym papieski, a nie Konstantynopol, który zapomniał języka rzymskich przodków i utracił rzymską świadomość. Rzymski patriotyzm cechuje też dzieła kolegi Anastazego z kurii rzymskiej, Jana Diakona, zwanego Hymonidesem: w swej biografii Grzegorza Wielkiego wzywał on papieża Jana VIII, aby „przywrócił triumfy ludu Romulusa".26 3. ODNOWIENIE TRADYCJI RZYMSKICH W OCZACH MIESZKAŃCÓW ITALII Spory wewnętrzne w Rzymie w połowie X wieku skłoniły papiestwo, reprezentujące w osobie Jana XII jedno ze stronnictw rzymskich, do sięgnięcia po stary a niebezpieczny środek do ich rozstrzygnięcia: wezwanie arbitra zza Alp, zachęconego błyskiem obiecywanej mu korony cesarskiej. Mogli królowie Niemiec traktować swoje „imperiale regnum ' jako niezależne od tradycji rzymskiej mocarstwo; jednak tradycja karo- 3. Odnowienie tradycji rzymskich 267 lińska, do której tak silnie nawiązał Otton I, nieuchronnie ciągnęła go do Włoch. Kto chciał naśladować Karola Wielkiego, ten musiał podążyć jego śladem do Miasta nad Tybrem. Rzym był bowiem rzeczywiście duchową stolicą Zachodu, zarówno skupiającą uczucia wszystkich chrześcijan Zachodu jako stolica Kościoła, jak i przyciągającą ambicje wszystkich władców, sięgających po hegemonię polityczną, jako miejsce koronacji cesarzy. Jacques Le Goff słusznie jednak podkreśla ekscentryczność tej stolicy w stosunku do ówczesnego życia politycznego Europy skupiającego się na północ od Alp. Była to, jak stwierdza, nie tylko ekscentryczność terytorialna, ale i ekscentryczność w czasie: „bo Rzym, stolica średniowiecznego chrześcijaństwa, to nie nędzny i zrujnowany Rzym średniowieczny, ale «złoty Rzym» starożytności".1 Już Henryk I, jak stwierdza Widukind, zamierzał wyruszyć do Rzymu. Jego syn Otton I, po przygotowaniu gruntu w swej pierwszej włoskiej wyprawie, w 962 r. ukoronował się w Rzymie i po karolińsku zaczai czynić tam porządki. Działając zgodnie z opinią ówczesnej Europy, oburzonej stosunkami panującymi w stolicy chrześcijaństwa, zaczai „uzdrawiać" papiestwo, nie bacząc na jego opór, podsycany przez wszystkie czynniki wrogie najeźdźcom i przez zakulisową działalność dworu bizantyjskiego, który nie życzył sobie odrodzenia zachodniego Cesarstwa, zwłaszcza jako czynnika politycznego w Italii. Nie tu miejsce na przypominanie zawiłego ciągu walk i kombinacji politycznych, w których dają się zauważyć dwa obozy: cesarski i anty-cesarski (wspierany przez Bizancjum), którego symbolem stał się ród Krescencjuszów. W obydwu obozach znaleźli się zarówno Rzymianie, jak Longobardowie, ponieważ stosunek do obcego cesarza i jego „barbarzyńskiego" otoczenia zmuszał jednych i drugich do zajęcia analogicznych stanowisk za lub przeciw. W tym sensie pojawienie się Niemców w Italii zapoczątkowało zacieranie antagonizmów między longobardzką a bizantyjską niegdyś częścią kraju. Wszyscy badacze są zgodni w tym, że Otton I nawiązywał w Rzymie wyłącznie do tradycji karolińskich, a związki uczuciowe z Rzymem starożytnym w jego środowisku nie występowały. Przeciwnie, współcześni dziedzice antycznej wielkości Rzymu wzbudzali w otoczeniu nowego cesarza pogardę. A jednak — jak zauważył Percy Ernst Schramm w swej wciąż aktualnej książce o idei odnowienia Rzymu — opowieści rzymskich stronników cesarza, którym tradycje dawnej wielkości Wiecznego Miasta nie były obojętne, a także widoczne ślady tej wielkości uderzające swym ogromem nie nawykłych do takich widoków przybyszów z Północy, musiały z czasem rodzić w nich podziw, zastanowienie, refleksje nad rzymskimi korzeniami Cesarstwa. W tym sensie rok 962 otwiera powolne od- 268 VI. Italia — diletto almo paese działywanie tradycji starożytnego Rzymu już nie tylko na mieszkańców Rzymu i Italii, ale na Niemców, którzy zdobywając koronę cesarską poczuli się dziedzicami Cezarów i Trajanów. Rywalizacja Ottonów z Bizancjum uczyniła problem tego dziedzictwa aktualnym, czego wyrazem było przejście kancelarii Ottona II w 982 r. do tytulatury „imperator Romanorum" na miejsce dawniejszych ogólnych sformułowań, odpowiadających tradycji karolińskiej. Była to odpowiedź na bizantyjski tytuł „basileos kai autokrator ton Romaion". Z tych początków wyrosły plany entuzjasty starożytnego Rzymu, Ottona III, zmierzające do odrodzenia „złotego Rzymu" jako stolicy imperium i rezydencji cesarza; w związku z tym pozostaje miniatura z Ewangeliarza Ottona III, przedstawiająca poszczególne kraje imperium, składające hołd tronującemu cesarzowi: na ich czele kroczy postać określona jako Roma. Zainteresował się również cesarz prawem rzymskim, które w Rzymie ciągle jeszcze — jakkolwiek z licznymi wpływami longobardzkimi i frankijskimi — było w użyciu. Z tymi zainteresowaniami Ottona należy wiązać rękopis Institutiones, który dostał się z czasem do biblioteki katedralnej w Bamberdze. Obok Gerberta z Aurillac, późniejszego papieża Sylwestra II, który swą miłość do starożytnego Rzymu czerpał z lektur pisarzy rzymskich, rzecznikiem odrodzenia Rzymu był Leon, biskup Vercelli, uważany w historiografii za jednego z pierwszych patriotów włoskich. Nie wiadomo, czy Leon pochodził z Rzymu; wiele przemawia raczej za jego longobar-dzkim rodowodem. Związany był jednak z tradycją rzymską, o której wiedzę czerpał m.in. z dziełka Eugeniusa zwanego Vulgaris. Wiersz Leona ku czci cesarza Ottona III i papieża Grzegorza V jest apoteozą odrodzenia Rzymu: autor wierzy w naprawę Rzymu papieskiego, ale przede wszystkim wzywa papieża, aby „pobudził siły Rzymu, aby Rzym wstąpił ku władzy pod Ottonem III. Niech papież przywróci prawa rzymskie, niech naprawi Rzym dla Rzymu, aby Otton mógł okryć go chwałą panowania."2 Jako logotheta (kanclerz) Ottona III wywarł Leon wyraźne piętno na dokumentach cesarskich, podkreślając w ich frazeologii rzymskość Cesarstwa i rolę „ludu rzymskiego" jako fundamentu „rei pu-blicae". Koroną działalności Leona był słynny dokument Ottona III ze stycznia 1001 r., w którym cesarz, nadając papiestwu dochody z Penta-polis, potępia jednocześnie machinacje dawnych papieży, mające na celu pozbawienie Cesarstwa jego prerogatyw w Rzymie i Italii oraz posiadłości. W związku z tym właśnie znalazło się w dokumencie potępienie fałszerstwa, zwanego „Darowizną Konstantyna".* Swoje procesarskie stanowisko zachował Leon także po buncie Rzymian w 1001 r., który zadał śmiertelny cios „renowacyjnym" planom Ottona III. Rzym Leona, stanowiący ośrodek cesarskiej Italii, która miała zająć centralne miejsce w przywróconej monarchii uniwersalnej, nie miał wiele wspólnego z zazdro- 3. Odnowienie tradycji rzymskich 269" śnie antylongobardzkim Rzymem Krescencjuszów i ich współzawodników z rodu Alberyka. Kiedy Leon z Vercelli chciał z pomocą pozyskanego dla rzymskości cesarza przywrócić hegemonię Italii przez umieszczenie w Rzymie centrum. Cesarstwa, przedstawiciel przeciwnego, antycesarskiego obozu również,, choć na innej zasadzie, łączył w całość interesy Rzymu i Italii. Mowa tu. o mnichu Benedykcie z klasztoru Sant' Andrea in Flumine u stóp góry Soracte, który potwornie zepsutą łaciną napisał nie dokończoną kronikę; pełną miłości do Italii i nienawiści do niemieckich przybyszów. „Biada królestwu Italii, uciskanemu przez liczne narody! [...] Biada ludowi włoskiemu! Jakże wielkie ciosy, jak wielkie klęski zadały warn obce plemiona!" Szczególne oburzenie wzbudzało w Benedykcie panowanie Niemców w Rzymie. „Biada ci, Rzymie, albowiem jesteś przez tak liczne ludy uciskany i tratowany; zostałeś ujarzmiony przez króla Sasów, twój lud_ karany jest mieczem, twa potęga została unicestwiona. Twoje złoto i srebro wywożą w swoich workach [...]. Na szczycie twej potęgi triumfowałeś-nad ludami, świat rzuciłeś w pył, a królów ziemskich zadławiłeś. Dzierżyłeś berło i wielką potęgę, a teraz zostałeś złupiony i zniszczony przez, króla Sasów." 4 Charakterystyczne dla Benedykta, piszącego tuż po 972 r., jest owo. połączenie tradycji rzymskiej z patriotyzmem włoskim i nienawiścią do-Niemców, występujących u niego jeszcze jako związek różnych plemion, pod władzą „saskiego" króla. Niechęć do obcych łączyła go z rzymskim, stronnictwem Krescencjuszów, ale tylko ona: Rzymianie ciągle jeszcze-uważali za obcych również Longobardów z północnej Italii. Także stronnictwo cesarskie w Rzymie, którym kierowali hrabiowie Tuskulum, potomkowie Alberyka, sprzyjało wprawdzie cesarskim planom wyniesienia Rzymu, ale jego patriotyzm rzymski był wąsko lokalny. Nie wiadomo, co było główną przyczyną zwrócenia się dotychczasowych rzymskich stronników Ottona przeciw niemu; nie wystarcza tu niezadowolenie ze zbyt łagodnego potraktowania przez cesarza zbuntowanego Tiburu (Tivoli), które podkreśla Ludo Hartmann. U podłoża z pewnością tkwiła duża warstwa ksenofobii: mimo wysiłków Otton nigdy nie został w Rzymie uznany za swego, podobnie jak jego równie obcy papieże: Grzegorz V i Sylwester II. Charakterystyczna jednak dla wyobcowania Rzymu i Italii jest postawa tej ostatniej. Mimo iż niechęć do Niemców nie była obca licznym miastom i baronom Lombardii-i innych regionów Półwyspu, pozostali oni wierni cesarzowi i nie poparli rzymskiego powstania — mimo iż niedługo potem, po śmierci Ottona,, wielu możnych lombardzkich opowie się za zerwaniem związków z Niemcami, wybierając królem Arduina z Iwrei (1002 r.). Unifikacyjne dążenia Ottona III wywarły wręcz przeciwny skutek:. -270 VI. Italia — diletto almo paese to za jego czasów pojawia się w źródłach powstałych we Włoszech przeciwstawienie: Italia — Teutonia, regnum Italiae — regnum Teutonicum. Termin Teutonici (lub Teutones) dla oznaczenia wszystkich germańskich przybyszów zza Alp, którego brakowało jeszcze Benedyktowi z Sant'An- -drea, wszedł we Włoszech do szerokiego obiegu. Po krótkim okresie rządów Krescencjuszów (1002—1012) władza w Rzymie znalazła się w rękach hrabiów Tuskulum z rodu Alberyka, iktórzy prowadzili politykę kompromisu z Cesarstwem. Papieże z tego rodu bez przeszkód udzielali kolejnym cesarzom sakry w Rzymie, świec- -cy panowie Rzymu nie używali drażniącego cesarzy tytułu patryc j u-szowskiego, za co władcy niemieccy rezygnowali z rezydowania i spra-^wowania władzy w Wiecznym Mieście. Koncentrowali swe wysiłki na podporządkowaniu Lombardii, gdzie wprawdzie królestwo Arduina było tylko epizodem (wyolbrzymionym dopiero przez romantyczną historiografię włoską XIX wieku), ale wyrastały w miastach nowe siły niechętne zaalpejskiej władzy. Stolica królów Italii, Pawia, pierwsza dwukrotnie -zademonstrowała swą wrogość wobec tej władzy przez bunt podczas pobytu Henryka II w związku z koronacją w 1004 r. i przez splądrowanie i spalenie pałacu cesarskiego na wieść o jego śmierci (1124). Władcy Niemiec prowadzili w Lombardii wypróbowaną w Niemczech politykę rządzenia z pomocą mianowanych przez siebie biskupów: z nieufnością patrzyli na skłonną do buntu arystokrację świecką, wśród której starali się wygrywać antagonizmy i rywalizację. Arystokracja ta przechowała tradycję odrębności „Królestwa Italii", podtrzymując jeszcze w XI w. zasadę obieralności królów i próbując trzykrotnie powołać króla spoza Niemiec. Konrad II ostro przeciwstawiał się tym pretensjom, twierdząc, że objęcie tronu niemieckiego czyni go również panem Italii.5 Mianowani przez cesarza biskupi mieli być podporą tego panowania. Toteż władza biskupów rozszerzyła się na liczne dziedziny życia politycznego i administracji; byli oni uważani za cesarskich „missi" i obdarzano ich zadaniem rozstrzygania różnych spraw w zastępstwie monarchy. W niektórych miastach biskupi przejęli władzę hrabiów — tak stało się m.in. w Mediolanie, największym ośrodku miejskim północnych "Włoch. Często powierzano najważniejsze katedry biskupie Niemcom, wiernym cesarzowi, ale zrażającym sobie miejscową ludność nieznajomością obyczaju i języka. Również towarzyszący cesarzom możni niemieccy wyciągali ręce po lenna i dobra konfiskowane włoskim buntownikom. W przeciwieństwie do rycerstwa innych krajów, rezydującego w wiejskich zamkach i dworach, włoska arystokracja i rycerstwo niższego stopnia nigdy nie przestało mieszkać w miastach. Zarówno Rzym, jak Medio- 3. Odnowienie tradycji rzymskich 27K: łan czy Bolonia, miały w swych murach umocnione rezydencje możnych-rodów i mniej warowne domy ich wasali, tuż obok siedzib kupców i rzemieślników i obok licznych kościołów i klasztorów. Możni — capitanei,. i wasale — valvassores, a także przedstawiciele bogatego kupiectwax. różnymi drogami, przez układy lub drogą zbrojnego nacisku, uzyskiwalL od pana miasta: biskupa lub hrabiego, prawo wpływu na rządy, tworząc drugi, konkurencyjny ośrodek władzy, zwany (w nawiązaniu do rzymskiej starożytności) konsulatem. W swej walce o interesy miasta mieli poparcie ogółu jego ludności, która jednak niechętnie patrzyła na przewagę arystokracji i zmierzała do zwiększenia kontroli nad tak ukształtowaną władzą miejską. Ludność ta była też obojętna lub niechętna wobec longobardzkich czy frankijskich tradycji, kultywowanych przez górną warstwę arystokracji, co przyczyniało się do dalszego osłabienia jedności „Królestwa Italii". Ten rozwój społeczeństw miejskich, które w XI wieku coraz bardziej usuwały od władzy biskupów i hrabiów, dziwił Niemców; niezrozumienie sytuacji w miastach prowadziło poszczególnych cesarzy do popełniania błędów, które zaważyły na podstawach ich panowania w Italii. ,,W zarządzaniu miastami — pisał Otton z Freising — i w utrzymaniu ustroju politycznego dotychczas naśladują system Rzymian. Na koniec tak kochają wolność, że dla uniknięcia nadużyć władzy wolą być rządzeni przez konsulów niż władców. Ponieważ, jak wiadomo, są u nich trzy stany: kapitanów, walwasorów i plebsu, dla stłumienia pychy wybierają wspomnianych konsulów nie z jednego, ale z każdego [ze stanów]. Aby nie ulegli żądzy władzy, zmieniają ich prawie co roku. Stąd nieomal cały ów kraj jest podzielony między miasta i każde z nich zmusza mieszkańców swego okręgu do wspólnoty i rzadko można znaleźć szlachetnego czy możnego męża o tak wielkiej ambicji, że nie poddaje się-panowaniu swego miasta." 6 Demokratyczny ruch komun północnowłoskich prowadził do upolitycznienia szerokich kręgów ludności miast. Polityka przestała być domeną hrabiów, margrabiów i biskupów: przeciwko ich egoizmowi, przeciwko wiecznej walce o dochody feudalne i posiadłości mieszkańcy miast nauczyli się bronić własnych interesów. Wzrost produkcji coraz bardziej wykwalifikowanego rzemiosła, wzrost kontaktów handlowych w XI— —XII w., wzrost liczby mieszkańców miast i ich zamożności wysunęły komuny miejskie na czołowe miejsce w rozgrywkach politycznych, przede wszystkim w zarysowującym się wielkim konflikcie cesarstwa z pa-piestwem. Ludność miejska już od czasów Ottona III nastrojona była nieprzy-jaźnie do przybyszów z Niemiec i skłonna była do podejmowania gwałtownych działań przeciw cesarzowi. Brutalne represje Henryka II i Koń- 372 VI. Italia — diletto almo paese .rada II wobec przejawów nieposłuszeństwa szczególnie dotykały więc miasta i ich ludność. W tym zwłaszcza środowisku krzewiły się poniżające Niemców poglądy o ich ignorancji, brutalności, nienasyconej chciwości, stereotypy „niemieckiego szału" (furor Teutonicus); szydzono z języka i zachowania się Niemców, którzy „nie odróżniają lewej ręki -od prawej". Przemarsze niemieckie budziły reminiscencje najazdów barbarzyńców w V i VI wieku, których pamięć przetrwała nie tylko w kronikach, ale i w powtarzanej z pokolenia na pokolenie tradycji ludowej. Nic też dziwnego, że i w zarysowującym się od połowy XI wieku konflikcie uniwersalnych władz chrześcijaństwa mieszczaństwo podchwyciło ideologię walki o niezależność Kościoła. Była to jednocześnie walka z niechętną reformie kościelnej i związaną z Cesarstwem lokalną hierarchią .kościelną i walka z obcymi najeźdźcami. Grzegorz VII dążył do usunięcia panowania królów niemieckich za Alpy; w oczach swego panegirysty Alf ana z Salerno był następcą rzymskich wodzów, uwalniających Italię od barbarzyńców: Mariusza, Cezara i Scypiona; większy od nich, bo rozporządza potężną siłą klątwy. Godzi się przypomnieć, że w swej korespondencji papież używał zbiorowego pojęcia Itali, Italici, zazwyczaj dla przeciwstawienia Niemcom i innym ludom zaalpejskim. Jeszcze większą popularnością cieszył się w XII w. Aleksander III, nieugięcie stawiający opór cesarzowi. Ale antyniemieckość mieszczaństwa nie była równoznaczna z patrio- -tyzmem włoskim, nawet w sensie nawiązania do pokarolińskiego Królestwa Italii. Opozycja arystokratyczna przeciw niemieckim cesarzom po nieudanej próbie z Arduinem dwakroć jeszcze starała się wynieść na tron w Pawii królów nieniemieckich: Wilhelma V akwitańskiego (1024) i Odona szampańskiego (1038), podkreślając odrębność Królestwa Włoskiego od Niemiec. Miasta natomiast, nawet opierając się cesarzom, podkreślały swą lojalność i wierność wobec ich władzy zwierzchniej; broniły tylko własnych swobód i niezależności. Ich walka o wolność była zarazem walką przeciwko wszelkiej centralizacji i tendencjom zjednoczeniowym, a antagonizm wobec sąsiadów (Mediolan wobec Kremony, Ge-:nua wobec Pizy) przewyższał często swą gwałtownością uczucie nienawiści do Niemców. Miasta lombardzkie i toskańskie nie były obojętne wobec tradycji rzymskiej, chętnie nawiązywały do swej przeszłości w czasach starożytnych, ale głównie po to, aby zaznaczyć, że świetna przeszłość Rzymu już minęła, a ich własna wspaniałość i potęga rośnie i przewyższa dawną -stolicę. Już w VIII wieku kleryk mediolański opiewał swe miasto jako „królową miast", „którą sławią wszystkie ludy tego świata"; rywalizował z nim kolega z Werony (ok. 800 r.), chwaląc nie tylko bogactwo i piękno swego ośrodka, ale i podkreślając znaczną liczbę znajdujących 3. Odnowienie tradycji rzymskich 273 się tam relikwii świętych. Wśród miast, zgodnie według autora wychwalających Weronę, znalazły się nie tylko Akwileja, Mantua i Bressia, ale także Rawenna, Pawia i Rzym. Autor wiersza o zwycięskiej wyprawie pizańczyków przeciwko afrykańskim Saracenom (1087 r.) śmiało sięga do tradycji rzymskiej: „Pragnąc pisać historię sławnych pizańczyków, odnawiam pamięć starożytnych Rzymian, albowiem dziś Piza roztacza godną podziwu chwałę, jaką ongiś osiągnął Rzym, zwyciężając Kartaginę." 7 Mieszczaństwo włoskie chętnie przyznawało się więc do dziedzictwa rzymskiego, ale dziedzictwo to nie łączyło ich doznań i nie pomagało w rozwoju wspólnego patriotyzmu. Jeżeli Mediolan uważał się za „drugi Rzym", a Florencja za „córę Rzymu", jeżeli czyny pizańczyków miały świadczyć o tym, że dziedzictwo rzymskiej chwały przeszło w ich ręce, to podobnie rozumowali mieszkańcy innych miast, rywalizujący ze sobą w dziedzinie handlu i rzemiosła i przenoszący tę konkurencję na grunt szerszej polityki. W toczącej się walce Cesarstwa z papiestwem o stanowisku poszczególnych miast decydowała ich wzajemna niechęć. Jeżeli Mediolan znalazł się w obozie papieskim, to Kremona musiała popierać cesarza. Konflikty między miastami, wielowiekowa ich historia, pełna wzajemnych napadów, oblężeń, krzywd i okrucieństw, sprzyjała rozwojowi pa-triotyzmów lokalnych; kroniki miejskie przepełnione są niechęcią do miast sąsiedzkich, a własne miasto jest w nich jedynym obiektem przywiązania, jedyną ojczyzną. Nie było też we Włoszech kultów o szerszym zasięgu, sprzyjających tendencjom unifikacyjnym. Mediolan czcił św. Ambrożego jako swego opiekuna i orędownika, broniąc przed Rzymem lokalnych odrębnych zwyczajów liturgicznych; pod sztandarem św. Marka walczyli wenecjanie, ich konkurenci — genueńczycy, czcili św. Jerzego, a florentyńczycy — św. Jana Chrzciciela. Ponieważ niechętnie widziani władcy Italii — cesarze — dotkliwie, ale stosunkowo rzadko dawali się w XI w. we znaki swym włoskim poddanym, miasta nie odczuwały takiego zagrożenia, które mogłoby je skłonić do wzajemnego porozumienia przeciw intruzom. Dopiero kampanie włoskie Henryka IV wzbudziły opór miast, który wyraził się w poszukiwaniu porozumienia łączącego je dla osiągnięcia wspólego celu: wyparcia cesarza za Alpy. W 1092 roku powstała pierwsza koalicja miast dotychczas ze sobą powaśnionych: Mediolanu, Kremony, Lodi i Piacenzy, które współdziałały z papieżem Urbanem II i jego potężną sojuszniczką Matyldą toskańską. Związek odniósł wielki sukces: syn cesarski Konrad przeszedł na stronę papieską i został w 1093 r. koronowany w Mediolanie na króla Italii. Plan Grzegorza VII: oderwanie Włoch od Niemiec — został więc urzeczywistniony. Większość Lombardii uznała nowego władcę, 274 'VI. Italia — diletto almo paesc zwolennicy Henryka trzymali się tylko na wschodzie (Padwa, Werona). Cesarz utracił Rzym, do którego mógł wrócić następca św. Piotra, i sam wycofał się do Niemiec; Włochy pozostały poza strefą jego wpływów nawet po śmierci króla Konrada (1101 r.). Solidarne współdziałanie miast północnowłoskich w sojuszu z papie-stwem wystarczało więc dla zabezpieczenia niepodległości Włoch. Ale na dłuższą metę nie było do utrzymania ani porozumienie miast, ani współdziałanie papiestwa w obronie Italii przed Niemcami. Zatargi miast zaczęły się od nowa, skoro tylko minęło zagrożenie, a papież nie chciał pozbawić się wpływów w Niemczech przez negowanie ich praw do korony włoskiej i cesarskiej. Od Henryka V i Paschalisa II rozpoczyna się seria kompromisów, które wprawdzie osłabiały wpływy polityczne cesarstwa we Włoszech (np. przez wprowadzenie zasady elekcji biskupów bez ingerencji cesarza), ale pozostawiały mu pole dla odnowienia pretensji w dogodnym momencie. Moment taki przyszedł za czasów Fryderyka Barbarossy. W pierwszej połowie XII w. władza cesarska we Włoszech uległa poważnemu osłabieniu. Henryk V z wielkim trudem dobił się koronacji w Rzymie, Lotar III działał jako zbrojne ramię jednego z pretendentów do tronu papieskiego, Konrad III w ogóle nie uzyskał korony cesarskiej. Uprawnienia cesarskie poszły w zapomnienie, a miasta włoskie uzyskały pełną faktyczną niezależność, mimo iż teoretycznie uznawały zwierzchnictwo cesarzy. Wyżej była już mowa o zamiarach przywrócenia autorytetu Cesarstwa w całym świecie chrześcijańskim przez Fryderyka Barbarossę. Cesarstwo Barbarossy zgłaszało wszelkie pretensje do dziedzictwa po rzymskich imperatorach, sięgało po ich prerogatywy, uwieńczone w Kodeksie Ju-styniana, ale dalekie było od planów Ottona III, zmierzających do przywrócenia Rzymowi centralnej roli w Sacrum Imperium. Zarówno godność cesarska, jak Rzym i Italia, były traktowane jako zdobycz Niemców, jak to wynika z cytowanej już wypowiedzi Fryderyka wobec Rzymian. W takiej sytuacji na opór musiały trafić nie tylko cesarskie próby ograniczenia swobód miast i przywrócenia administracyjnych, fiskalnych i wojskowych uprawnień Cesarstwa, ale także sama perspektywa wzmocnienia obcego panowania w Italii. Miasta lombardzkie powstały przeciw Fryderykowi nie tylko dlatego, że chciał odebrać im autonomię i podporządkować państwu, ale również dlatego, że zamierzał silniej podporządkować Włochy Niemcom. Około roku 1130 powstał w Kremonie kodeks zawierający fikcyjne zapewne listy, służące do szkolnych ćwiczeń retorycznych. W jednym z tych listów znajduje się projekt porozumienia między Kremoną a Pawią i Piacenzą celem przeciwstawienia się cesarzowi. Jest tam zdanie 3. Odnowienie tradycji rzymskich 275 wyraźnie wskazujące na nie tylko społeczno-polityczne, ale i etniczne podłoże konfliktu: „Zawsze pamiętajcie o pysze Niemców, okrucieństwie tyranów i szaleństwie barbarzyńców." Niezależnie od tego, czy w owym czasie rzeczywiście projektowano jakieś wystąpienia antycesar-skie, zdanie owo jest świadectwem stosunku mieszczaństwa do Niemców.8 Konflikt z miastami, wywołany przez opublikowanie w 1158 na polach ronkalijskich (nad Padem) zasad egzekwowania prerogatyw cesarskich wobec miast, zbiegł się w czasie z nowym konfliktem władzy cesarskiej z papiestwem. Zarówno miasta lombardzkie, jak papiestwo, walczyły o własne, odrębne cele; ale osoba zwalczanego przez Barbarossę papieża Aleksandra III stała się dla mieszczaństwa włoskiego symbolem słuszności sprawy, o którą walczyło, tym bardziej że za papieżem opowiedziała się większość krajów europejskich. Na polach ronkalijskich cesarz "zabronił m.in. miastom zawiązywania ze sobą (inter civitatem et civitatem) jakichkolwiek porozumień i sprzy-siężeń (conventiculas et omnes conjurationes).9 Toteż początkowo miasta próbowały samodzielnie pertraktować z władcą: przyczyniała się do tego również nieufność wzajemna, wynikająca ze sprzeczności interesów gospodarczych lub nawet wojen między miastami. Cesarz rozprawiał się więc kolejno z opornymi komunami: w 1160 zmusił do kapitulacji i zburzył Kremonę, a w 1162 temu samemu losowi poddał potężny do niedawna Mediolan. Strach przed podobnym losem spowodował zaniechanie oporu przez inne miasta; jednocześnie jednak zrozumiały one konieczność wspólnej akcji przeciw potężnemu przeciwnikowi. Lęk przed pretensjami Barbarossy zbliżył do miast lombardzkich Wenecję, cieszącą się pełną niezależnością pod formalnym zwierzchnictwem cesarzy bizantyjskich. Na wieść o projektowanej nowej wyprawie Fryderyka do Italii powstał, zapewne w 1166 r., sojusz Wenecji z Werona, Padwą i Vicenza. Wiosną 1167 r. zawiązano porozumienie Bergamo, Brescii, Kremony i Mantui. Na wieść o niespodziewanej klęsce, jaką armia cesarska poniosła w Rzymie nie od oręża, ale wskutek strasznej zarazy, obydwa związki połączyły się, tworząc wraz z nowymi sojusznikami w grudniu 1167 r. Ligę Lombardzką. Należało do niej początkowo szesnaście, później przeszło trzydzieści miast, m. in. odbudowany Mediolan i nowe miasto, nazwane na cześć papieża Aleksandrią (Alessandria). Mimo odstąpienia Wenecji od współdziałania z Ligą Lombardzką nie udało się cesarzowi złamać sprzymierzonych miast. Oblężenie Aleksandrii w 1174/1175 r. nie przyniosło rezultatu, a 29 maja 1176 r. armia Barbarossy została pod Legnano rozgromiona przez piechotę mieszczańską. Zwycięstwo to obroniło swobody miast i zniweczyło plany podporządkowania Włoch arbitralnej władzy cesarzy; mimo iż papież porzucił Ligę, by zawrzeć z cesarzem separatystyczny pokój (w Wenecji 1177), 276 VI. Italia — diletto almo paese miasta doprowadziły do pozornie tylko kompromisowego pokoju w Konstancji (25 czerwca 1183 r.): za uznanie władzy zwierzchniej cesarza i przyrzeczenie pomocy finansowej dla jego wojska w czasie przemarszów, uzyskały nie tylko potwierdzenie autonomii, ale i uznanie samej Ligi jako konfederacji miast. W 1185 roku miasta należące do Ligi przedłużyły jej istnienie na dalszych trzydzieści lat. Łatwo się domyślić, że wojny Ligi z cesarzem toczone były m.in. pod hasłami antyniemieckimi; dlatego też dla bojowników Risorgimento w XIX w. wojny te stanowiły przejaw walki patriotów włoskich przeciw obcym najeźdźcom. Jednak od czasu, kiedy prezentystyczne interpretacje historii i przenoszenie do przeszłości współczesnych pojęć i konfliktów ustąpiły przed wnikliwszymi metodami poznawania minionych wydarzeń i procesów, podłoże narodowe walk Ligi Lombardzkiej z cesarzem stało się przedmiotem rozważań, których konkluzje są często sprzeczne. Gioacchino Volpe silnie podkreśla znaczenie tych walk dla rozwoju włoskiej świadomości narodowej. „Ważna była także ta długa i szeroka seria wojen, które objęły ludność połowy Półwyspu, w których zrodziła się żywa, choć nietrwała, solidarność miast, często skłóconych i toczących ze sobą wojny: solidarność, którą można by nazwać narodową. Obudzona została wspólna pamięć dawnych wydarzeń, drzemiąca w podświadomości: Niemcy stali się więc w pewnym stopniu potomkami barbarzyńców, którzy niegdyś najechali Rzym i zniszczyli Imperium [...]. Mediolańczycy i padewczycy, mieszkańcy Vicenzy i Werony czuli się i głosili się La-tynami, czerpiąc siłę z tego wielkiego miana; nazywali się Włochami (Italiani), deklarując, że walczą «o honor i wolność Italii». W ten sposób konflikt autonomii miejskiej z władzą centralną nabrał zabarwienia konfliktu narodowego, ponieważ ta ostatnia była reprezentowana przez obcych dynastów. Było to zaranie narodu włoskiego, który z czasem wypracuje duchowe czynniki, stanowiące fundament każdego narodu, jak język, kultura, strój itp." 10 Wręcz przeciwnie oceniał świadomość Lombardów historyk francuski Marcel Pacaut, który nie zauważył u nich „żadnego poczucia narodowego, żadnej idei jakiejkolwiek wspólnoty, wypływającej z geografii, historii lub kultury; żadnego pojęcia «królestwa Italii»: to ostatnie było najwyżej w ich oczach organizmem pośredniczącym między komunami a Cesarstwem, organizmem prawie bez treści. Liga Lombardzka była tylko efemeryczną koalicją, zawiązaną w danym momencie we wspólnym interesie miast; zachowały jednak one w pełni własne ambicje i wzajemne sprzeczności, odrzucały stworzenie stałego związku i prawdziwej władzy centralnej." u Losy Ligi dowodzą, że teza Pacauta jest bliższa prawdy: akt odnowie- 3. Odnowienie tradycji rzymskich 277 nią Ligi z 1185 r. był ostatnim jej aktem; kiedy zabrakło bezpośredniego zagrożenia ze strony cesarza, partykularne interesy i stare animozje wzięły górę i Liga się rozpadła. Pacaut ma także rację, twierdząc, że Liga nie mogła stać się fundamentem przyszłej jedności włoskiej, podobnie jak papież z natury rzeczy nie mógł stać się jednoczycielem Italii. Jednak przy badaniu procesu krystalizacji włoskiej świadomości narodowej nie wolno pominąć treści ideowych, jakie wniosła Liga; mimo iż celem jej było utrzymanie partykularyzmu przeciwko władzy centralnej, trudno nie zauważyć w polityce Ligi i skąpych, co prawda, wypowiedziach jej przedstawicieli świadomości wspólnoty Włochów przynajmniej w stosunku do niemieckich najeźdźców. Wspólnota ta obejmuje, oczywiście, tylko północną część Półwyspu: dawne królestwo Longobar-dów i znajdujące się w politycznej rozsypce obszary Państwa Kościelnego, ale ponowne pojawienie się i rozpowszechnienie określeń zbiorowych: Italia i Italiani, miało ogromne znaczenie dla przyszłego rozwoju. Po największym triumfie Ligi, zwycięstwie pod Legnano, przedstawiciele Mediolanu zadeklarowali, że łupy nie należą do nich, ale mają stanowić wspólną własność Włochów i papieża (domini papę et Italicorum). Prawnik mistrz Boncompagno potępiał Włochów, współpracujących z cesarzem, twierdząc: „Nie wierzę, że Italia mogłaby stać się trybutariuszką kogokolwiek w inny sposób niż przez złość i zawiść Włochów; albowiem jest napisane w prawach, że Italia nie jest prowincją, lecz panią prowincji." Warto jeszcze przytoczyć dumną wypowiedź przedstawicieli Ligi wobec papieża, który wszedł w układy z przeciwnikiem bez porozumienia z miastami: „Ze względu na cześć i wolność Italii i dla zachowania godności Kościoła rzymskiego nie chcemy ani przyjąć, ani słuchać cesarza z jego schizmatykami." 12 Walter Goetz, który nie jest skłonny do przeceniania znaczenia tych wypowiedzi, a zwłaszcza siły wspólnej, włoskiej świadomości, podkreśla jednak znaczenie „utworzenia większej wspólnoty, wewnątrz której patriotyzm lokalny chwilowo przynajmniej ustąpił na dalszy plan wobec wspólnych celów". W walkach z Cesarstwem „poczucie narodowe miast włoskich nie wzniosło się jeszcze na poziom pełnej świadomości, ale pragnienie wolności zawarło w sobie tendencję narodową". " Ta włoska świadomość Lombardów znajdowała pewien oddźwięk również w Toskanii, gdzie szczególnie w Pizie wcześnie podkreślano wło-skość tego miasta: na nagrobku Ugona Visconte z 1087 r. wyryto napis zapowiadający, że opłakiwać go będzie cała Italia, a Gwidon z Pizy w napisanym w 1118 r. dziełku geograficznym zamieścił pochwałę Italii.14 Nie ma jednak żadnego śladu oddziaływania tych idei na Rzym: 278 VI. Italia — diletto aimo paese w dalszym ciągu żył on wspomnieniami własnej chwały, której nie chciał dzielić z całą Italią; nie poczuwał się też do wspólnoty z Lombardią. Kronikarze dawali często temu wyraz, traktując Rzym z okolicą jako coś odrębnego od Italii. Konrad II np. w 1027 r. „wracając z ziem rzymskich przebywał w Italii", a Grzegorz VII w 1077 „przebywszy kilka dni w Italii, wrócił do Rzymu".15 Mimo niechęci do Ottona III i buntu przeciw niemu Rzymianie nie zapomnieli krótkotrwałego zachłyśnięcia się ideą „renowacji" złotego Rzymu jako stolicy świata. Za rządów papieży tuskulańskich, których ród brał niedawno udział w rzymskich planach Ottona, a potem go zdradził, tęsknoty za odrodzeniem Rzymu trwały nadal, obejmując stopniowo właściwie wszystkie warstwy mieszkańców. Jakiś erudyta usiłował około 1030 r. sklecić z różnych źródeł rzymską hierarchię urzędniczą i ceremoniał dworski: poza wspomnieniami z czasów Ottona III i elementami bizantyjskimi czerpał zapewne z miejscowych tradycji, uzupełnianych fantazją. Tak powstał Ubellus de caeremoniis aulae imperatoris, który w połowie XII w. został włączony do zbioru Graphia aureae urbis Ro-mae. Nową podnietę do rozbudzenia świadomości rzymskiej dał cesarz Konrad II, uznając prawo rzymskie (według Kodeksu Justyniana) za jedynie obowiązujące na terenie Miasta.16 W ten sposób zlikwidowano tu personalność prawa oraz wpływy longobardzkie i franki j skie, jakie narosły w ciągu VIII—X wieku. Pogłębiło to przedział między Rzymem a „Italią", czyli Longobardią, gdzie miejscowe prawo stało się przedmiotem studiów szkoły prawniczej w Pawii. Autor Libellus de caeremoniis uważał zresztą prawo rzymskie za prawo, które winno obowiązywać w całym świecie.1? Wiek XI był w Rzymie bardzo burzliwy, ale zaburzenia tamtejsze nie dadzą się porównać ze wstrząsami, jakie współcześnie przeżywały miasta lombardzkie. Te gwałtowne zmiany były rezultatem procesu rozwoju gospodarczego i związanych z nim przemian społecznych: prowadziły do demokratyzacji, do poszukiwania nowych, doskonalszych form ustrojowych. W Rzymie natomiast brakowało podstaw do przebudowy społecznej. Czynnikiem decydującym była arystokracja, gnieżdżąca się w wieżach i warowniach, powstałych z przebudowy lub przynajmniej z materiału starożytnych świątyń i pałaców, arystokracja, przybierająca dumny tytuł „konsulów", noszący w Rzymie zupełnie inny charakter niż na Północy. Wielkie zastępy kleru świeckiego i zakonnego były trwałym składnikiem ludności miasta: podzielone na liczne warstwy o bardzo różnym sposobie życia i poziomie konsumpcji, stanowiły czynnik nieprodukcyjny, ciążący na ekonomice miasta. Rzemieślnicy, kupcy, finansiści obsługiwali głównie ten kler, papiestwo i arystokrację, nie stanowili jednak samodzielnej siły ekonomicznej ani politycznej; pewną rolę gospo- 3. Odnowienie tradycji rzymskich 279 darczą odgrywała gmina żydowska. Obraz uzupełniały tłumy żebraków i ludności żyjącej z obsługi pielgrzymów, obsługi pojmowanej bardzo szeroko, włącznie z dostarczaniem wcale nieświątobliwych rozrywek. Rozruchy społeczne były w Rzymie czymś zwykłym, wiązały się bądź z walkami rodów arystokratycznych, bądź ze zmianami na tronie papieskim czy z wizytami cesarzy: każda taka wizyta powodowała tumulty i rozlew krwi. Zreformowane po 1046 r. papiestwo usiłowało wprowadzić zmiany, ale podczas gdy spotykały się one w północnych Włoszech z poparciem niższych warstw społeczeństwa miejskiego, to w Rzymie sprawa była bardziej skomplikowana. Reforma elekcji papieża (1059 r.) pozbawiła Rzymian wpływu na wybór głowy Kościoła, z którego byli dumni. Niezadowoleni byli zarówno ci, których głosy rzeczywiście miały dawniej wagę przy elekcji, jak i ci, którzy okrzykami zatwierdzali dokonany wybór lub sprzeciwiali się mu. Niechęć do niemieckich cesarzy osłabiała to niezadowolenie i zapewniała Grzegorzowi VII poparcie mas rzymskich przez większą część panowania.18 Stronnictwo Henryka IV okazało się w Rzymie słabe, mimo iż cesarz, obozując pod Miastem, rozdzielał hojnie tworzone specjalnie — według wzorów Libellus de caeremoniis — urzędy i zaszczyty. Dopiero trudności z wyżywieniem i spustoszenia dokonywane przez wojska niemieckie skłoniły Miasto do przyjęcia w swe mury cesarza (1084 r.). Zgromadzenie biskupów i możnych wybrało papieżem Wiberta, „populus Romanus" w tym samym składzie przekazał Henrykowi IV patrycjat, po czym w bazylice Sw. Piotra odbyła się koronacja. Zwycięski cesarz musiał wkrótce jednak uchodzić z Rzymu przed wezwanymi przez papieża na pomoc Normanami. Spustoszenia przez nich dokonane były największymi od czasów Totili. Może właśnie te zniszczenia wzbudziły nowe przywiązanie Rzymian do ich zrujnowanych monumentów. Jeżeli przez cały X i XI wiek bez żenady niszczono dawne budowle, używając ich murów jako budulca do twierdz możnowładców, a kolumny wywożąc nawet do obcych miast (m.in. do Pizy, Lukki, Monte Cassino), to w 1119 i 1162 r. pojawiły się pierwsze zarządzenia, zabraniające niszczenia pomników przeszłości (chodziło o ochronę kolumny Trajana). Nie zahamowało to oczywiście procesu pustoszenia dawnego Rzymu, ale świadczy o uczuciach przywiązania przynajmniej części Rzymian do własnej świetnej przeszłości. Z tych uczuć wyrastały powstające w ciągu XII wieku opisy Rzymu lub poszczególnych jego zabytków, także przedchrześcijańskich; najważniejszy z tych opisów, Mirabilia urbis Romae (powstały tuż po 1140 r.), starał się zebrać wiadomości o istniejących i zaginionych zabytkach Rzymu starożytnego. Jego autor, Benedykt, kanonik przy bazylice Sw. Piotra, zdobył niemałą erudycję, pochodzącą częściowo z literatury starorzymskiej, częściowo z późniejszych opisów Rzymu, częściowo zaś z fantazji 280 VI: Italia — diletto almo paese ludowej. Dzieło jego stanowi prawdziwy przewodnik po zabytkach Rzymu, a zarazem zapoczątkowuje badania historyczno-archeologiczne nad topografią starożytnej stolicy Imperium. Tu interesuje nas jednak nie wartość historyczno-topograficzna Mira-biliów, ale idee i nastroje, które zwracały zainteresowania Rzymian do świetnej przeszłości i jej świadectw. Albowiem Mirabilia powstały równocześnie z innymi dziełkami, popularyzującymi przeszłość rzymską — co ciekawsze, chodziło tu przeważnie o przeszłość świecką i przedchrześcijańską. Powstawały katalogi rzymskich królów, konsulów i innych urzędników, skróty historii rzymskiej, zaczynające się od trojańskiej genezy założycieli Miasta (czasem, dla pogodzenia z biblijną genealogią ludów wywodzące ich aż od Jafeta, syna Noego). Jeden z takich zarysów pochodzenia Rzymian wszedł w skład powstałej około 1155 r. kompilacji: Graphia aureae urbis Romae, w której znalazły się prócz tego Mirabilia i Libellus de caeremoniis.19 Kompilacja ta stała się odtąd jednym z głównych źródeł wiadomości o Rzymie, a spopularyzował ją w XIII w. dominikanin Marcin z Opawy (zwany Marcinem Polakiem) w swej Kronice cesarzy i papieży. Rozkwit tej twórczości zbieracko-antykwarycznej (powstawały też opisy historyczne zabytków chrześcijańskich, jak bazylik Św. Piotra i Sw. Jana na Lateranie) nie był elementem jakiegoś szerszego rozwoju kultu-ralno-literackiego. Przeciwnie, burzliwe dzieje XII wieku, stała prawie nieobecność dworu papieskiego nie sprzyjały twórczości; możne rody rzymskie nie zajmowały się mecenatem. Studia nad prawem rzymskim (które przecież w Rzymie miało moc obowiązującą!) rozwijały się w Pizie i Bolonii; historiografia w Rzymie nie istniała (poza oficjalnymi biografiami papieży, które trudno wiązać z rzymskim środowiskiem); szkolnictwo stało na niskim poziomie. Rzymskie tęsknoty za przeszłością opierały się więc bardziej na widoku potężnych ruin i na mętnych tradycjach pamięci społecznej niż na badaniach nad przeszłością. Rozwijający się w ten sposób patriotyzm rzymski nie miał nic wspólnego z włoskim patriotyzmem, kiełkującym w komunach lombardzkich. Przeciwnie, Rzymianie zachowali niechęć do „Longobardów", a ich uczucia wahały się między wąskim regionalizmem a ambicjami stolicy świata. A jednak powstawanie komun lombardzkich i dojście w nich do głosu szerszych kręgów społeczeństwa miejskiego nie pozostało bez wpływu na Rzym, tylko że Rzymianie nie sięgali do ich naśladownictwa nawet wtedy, gdy zmierzali do pozbycia się władzy własnego biskupa-papieża i znienawidzonych „konsulów" — możnych. Gotowe wzory znajdowali w ustroju rzymskiej republiki. Gorsząca walka o władzę dwóch papieży: Anakleta II i Innocentego II (1130—1138), będąca zarazem starciem dwóch możnych rodów rzymskich, 3. Odnowienie tradycji rzymskich 281 z których się oni wywodzili: Pierleonich i Frangipanich, ściąganie przez obu pretendentów obcej pomocy — niemieckiej i normańskiej, to wszystko zraziło masy ludności Rzymu do świeckiej władzy papieża i wzbudziło nastroje republikańskie. Korespondencja i publicystyka tego okresu odsłania nam stan umysłów, podniecony kontrastem między stanem permanentnej wojny domowej i obcych najazdów a świetnymi tradycjami Rzymu, które w bardziej lub mniej wyraźnej postaci nie były obce 'nawet najniższym warstwom ludności. Niemiec Węzeł, piszący w 1152 roku do Fryderyka Barbarossy o nastrojach w Rzymie, stwierdzał, że nawet kramarze i baby na targach dyskutują na temat „darowizny Kon-stantyna" i nie wierzą w jej autentyczność.20 Z tych nastrojów wyrosło powstanie komuny rzymskiej w 1143, tym różniącej się od innych, że od początku nawiązywała do idei „renowacji", swoiście rozumianej. Zamiast odbudowywać Cesarstwo, jak Otton III, Rzymianie postanowili odrodzić republikę. Zgromadzenie ludowe, zebrane na ruinach Kapitolu, powołało senat jako swe przedstawicielstwo; litery SPQR, widniejące na licznych budowlach i traktowane jako swego rodzaju magiczny symbol, nabrały znowu realnego znaczenia, gdy na Kapitolu ponownie objął władzę Senatus Populusque Romanus — senat i lud rzymski. Planowano odbudowę Kapitolu. Otton z Freising, który zanotował w swej kronice wiadomość o rzymskim przewrocie, zdawał sobie sprawę z celu przyświecającego zamachowi: „lud rzymski" przywrócił „stan senatorski, który zanikł już od długiego czasu", „pragnąc odnowić (renovare) starożytną godność Miasta".21 Senatorowie w liczbie 56 reprezentowali 14 dzielnic Rzymu (podział na dzielnice przetrwał od starożytności). W późniejszym czasie ustanowiono organ wykonawczy (conciliatores lub procuratores), delegowany przez senat. W przeciwieństwie do innych miast włoskich nie zastosowano nazwy konsulów: zbyt wyraźnie kojarzyła się ona z rodami arystokratycznymi, rządzącymi dotychczas w Rzymie. Senat zaczął bić własną monetę z symbolem SPQR. Proklamowanie senatu zbiegło się ze śmiercią Innocentego II; słabość jego krótko panujących następców sprzyjała konsolidacji komuny, która postanowiła odebrać papieżowi władzę świecką i w 1144 powierzyła ją Jordanowi Pierleoniemu (bratu Anakleta II), mianując go patrycjuszem. Posłowie senatu zawiadomili papieża Lucjusza II o odebraniu mu regaliów; na przyszłość miał „obyczajem dawnych kapłanów utrzymywać się z dziesięcin i ofiar".22 W tych sformułowaniach widać wpływ Arnolda z Brescii, który tuż przed śmiercią Innocentego II pojawił się w Rzymie, otoczony już sławą bojownika przeciwko bogactwom kleru i naznaczony piętnem heretyka. Pierwszą zdobył w rodzinnej Brescii, zwalczając tamtejszego biskupa, drugie zyskał jako uczeń i kontynuator Abelarda w Pa- 282 VI. Italia — diletto almo paese ryżu. Do Rzymu przybył jako pielgrzym po uzyskaniu przebaczenia od Innocentego II, ale burzliwa atmosfera miasta wciągnęła go do działania: zaczął głosić walkę o „ubogi Kościół", zwalczał bogactwa rzymskich duchownych, kardynałów i dygnitarzy kurii, oskarżał ich o niegodny tryb życia, zbrodnie i przestępstwa. Nie oszczędził również papiestwa. Wbrew niektórym historykom idea „renowacji" była mu obca, trudno też umieszczać Arnolda wśród pionierów patriotyzmu włoskiego. Stał się jednak przywódcą demokratycznego skrzydła rzymskiego ruchu komunalnego, zwalczając władzę kleru w mieście. „Nie należy tolerować ludzi, którzy Rzym, ośrodek Imperium, źródło wolności, panią świata chcieli poddać niewoli." 23 Republikański ruch rzymski zasklepiał się w tęsknocie za wielkością Wiecznego Miasta i marzył o przywróceniu jego panowania nad światem; nie zauważał jednak Italii, która nie istniała dlań jako ojczyzna, ani nie pamiętał o ludziach mówiących tym samym językiem na innych ziemiach Półwyspu. Za cenę uznania centralnej roli Rzymu i jego mieszkańców z senatem na czele republikanie skłonni byli uznać władzę papieża (krótkotrwała ugoda z Eugeniuszem III w 1145 r., po której Jordan Pierleoni zmienił tytuł patrycjusza na „chorążego") bądź też poddać się cesarzowi (list do Konrada III z 1149 r.). Rokowania te nie dały wyniku: Lucjusz II połączył swe siły z możnymi rzymskimi (głównie Frangipani i część Pierleonich) i szturmował Kapitol, siedzibę senatu; zmarł, otrzymawszy cios kamieniem w głowę (1145 r.); jego następca Eugeniusz III przez większą część panowania przebywał poza Rzymem. Konrad III pozostał głuchy na propozycje Rzymian, a jego następca, Fryderyk Barbarossa, odpowiedział na ich ponowienie przyrzeczeniem pomocy papieżowi Hadrianowi IV w ujarzmieniu komuny. W 1155 papież obłożył Rzym interdyktem, co skłoniło senatorów do wydalenia z Miasta Arnolda z Brescii. Wkrótce pojawił się pod Miastem Fryderyk Barbarossa, a rokowania z nim pokazały, jak wielka różnica leży między jego planem „renovatio Imperil" a marzeniami Rzymian. Kaźń Arnolda z Brescii była wyrazem chwilowego pogodzenia obydwu autorytetów, reprezentujących uniwersalizm chrześcijański (i pretendujących do panowania nad Rzymem); trzeci czynnik, lud rzymski, nie mógł być dopuszczony do współzawodnictwa. W starej, ale nie całkiem przestarzałej syntezie dziejów Rzymu, Ferdinand Gregorovius tak ocenia rzymski ruch republikańsko-komunalny XII wieku: „Kiedy inne demokracje [tj. komuny północnowłoskie] rozwijały się w naturalnych formach, Rzymianie starali się odrodzić ruiny i zgubili się w snach o panowaniu nad światem." 24 Ale jeżeli nie udało się Rzymianom zrealizować tych snów, to dzięki zręcznej polityce senatu, lawirującego między Cesarstwem a papiestwem, 3. Odnowienie tradycji rzymskich 283 i dzięki starym, ale wciąż potężnym murom aureliańskim stworzyli oni jedną z najsilniejszych komun włoskich. Z cesarzami i papieżami pertraktowali za murami: do starego Rzymu wpuszczali tylko tych papieży, którzy zgadzali się uznać senat. Fryderyk Barbarossa bywał tylko w Watykanie; stopa jego nie dotknęła Kapitelu ani Lateranu, nawet w chwili największego triumfu w 1167 roku. Papieże rezydowali z reguły w Anagni lub Viterbo, rzadko i na krótko składali wizyty w swej stolicy. A Rzym, jak inne miasta, tkwił w partykularyzmie i toczył zacięte walki z sąsiednimi gminami, usiłując im narzucić swe zwierzchnictwo. U-goda z papieżem Klemensem III z 1188 r. ustabilizowała pozycję senatu za cenę uznania zwierzchnictwa papieża i zwrot części jego rzymskich dochodów; jednocześnie możne rody rzymskie uznały władzę senatu. Ten ostatni fakt stał się złowieszczy dla rzymskiej demokracji: arystokracja dość łatwo sama przeforsowała wybór swych przedstawicieli do senatu i tą drogą uzyskała ponownie decydującą władzę w Mieście. Jeżeli szukamy w XI—XII w. programu politycznego zmierzającego do zjednoczenia Włoch, to znajdziemy go tylko w obozie cesarskim. Program ten miał na celu przywrócenie władzy cesarzy, jako prawych dziedziców Oktawiana, Konstantyna i Justyniana, do rozmiarów, jakie zarysowano jej w Kodeksie Justyniana. Obejmował też rozszerzenie tej władzy na wszystkie ziemie Półwyspu, aż po jego południowe krańce — i u schyłku XII wieku zanosiło się na pełną realizację tego planu. Prawda, był to program obcych najeźdźców, traktujących Włochy jako zdobycz niemieckiego miecza; nie brakło jednak Włochów, służących wiernie cesarzom, jako legalnym władcom Rzymu i Italii. Włosi ci, których nie można określić epitetem zdrajców, widzieli w programie cesarskim realizację własnych postulatów politycznych, wypływających z tych samych tradycji rzymskich, z których czerpał także obóz przeciwny. Rzecz prosta, nie była to ani tradycja Rzymu św. Piotra i św. Sylwestra, ani tradycja republikańska: było to odwoływanie się do Imperium Oktawiana Augusta, Konstantyna i Justyniana. W XI wieku tendencję tę reprezentowali m.in. Cadalus, biskup Parmy, Wibert, arcybiskup Rawenny, i Benzo, biskup Alby. Dwaj pierwsi zostali antypapieżami i rozbudowali przychylny Cesarstwu obóz w Kościele włoskim. Można oczywiście kwestionować ideowość tych poczynań, ale warto przypomnieć, że wschodnia część Lombardii i Rawenna długo stały wiernie przy Henryku IV. Natomiast Benzo jest znany nie tylko z działalności, ale i z pism, w których wyraźnie błyszczą reminiscencje antycznego Rzymu i oczytanie w literaturze klasycznej. Henryk IV był dlań „drugim Juliuszem" (Cezarem); Benzo nawoływał Rzymian, aby przyjęli Henryka tak, jak gdyby był Cezarem lub Tyberiuszem; porównywał go również ze Scypionem, Teodozjuszem, Konstantynem i Justynianem. Bolejąc nad utratą przez 284 VI. Italia — diletto almo paese Rzym panowania nad innymi ludami, przypominał okres rzymskiego pokoju opartego na prawie, który zapewniał światu szczęście i przeciwstawiał go zamętowi współczesnych wojen domowych. Wyraźnie nawiązywał Benzo do wizji „odnowienia Rzymu" przez Ottona III, życząc Henrykowi „ducha Ottona III"; jak wykazał Percy Ernst Schramm, znał pisma Gerberta — Sylwestra II, i pozostawał pod wpływem idei Leona z Vercelli, którego mógł — zdaniem tego uczonego — znać nawet osobiście. 25 Za czasów Barbarossy wśród popierających go Włochów biskupi zeszli na drugi plan wobec prawników; trzeba zresztą zaznaczyć, że już za czasów Henryka IV mistrz boloński Piotr Crassus dostarczał obozowi cesarskiemu argumentów opartych na prawie „cesarskim", tj. Kodeksie Justyniana. Prawnicy szkoły bolońskiej, którzy z zapałem badali ten kodeks, uważali go za prawo, które winno odzyskać na nowo moc obowiązującą w Cesarstwie. Powołanie przez Barbarossę mistrzów boloń-skich na rozjemców w sporze z miastami o prerogatywy cesarzy przyczyniło się do pozyskania sympatii tego środowiska przez Fryderyka. Jak pisze Jan Baszkiewicz, „wielu widziało się w roli nowego Trybonia-na, następcy justyniańskich doktorów".26 To oni wydobyli z tekstów Kodeksu Justyniana prerogatywy przysługujące cesarzom, a zwłaszcza tezę, że wola władcy stanowi prawo. Tutaj również uwielbienie dla rzymskiej przeszłości w postaci prawa rzymskiego i pragnienie przywrócenia jego znaczenia przesądziło o przejściu le-gistów bolońskich na stronę cesarza, który był dla nich kontynuatorem tradycji i następcą Justyniana. Czterech czołowych glossatorów: Bulgarus, Marcin Gosia, Jakub i Hugo de Porta Ravennata na czele dalszych dwudziestu ośmiu magistrów potwierdziło na polach ronkalijskich (1158 r.) zgodność pretensji cesarza z prawem rzymskim.27 W późniejszej tradycji bolońskiej zachowała się pamięć o szczególnie bliskiej współpracy Barbarossy z twórcami dwu największych szkół prawa rzymskiego, Bułgarem i Marcinem Gosią, do których cesarz zawsze „odwoływał się w trudnych kwestiach", nagradzając zresztą sowicie swych preceptorów.28 Klęska pod Legnano nie skłoniła Hohenstaufów do rezygnacji z planów zjednoczenia Włoch pod swym berłem. W 1184 roku doszło do zawarcia przymierza między Cesarstwem a normańskim Królestwem Sycylii, dotychczas główną podporą papiestwa w walce z cesarzami; pokój w Konstancji z miastami lombardzkimi (1183) pozostawiał im wprawdzie wywalczoną autonomię, ale utrzymywał zwierzchnictwo Cesarstwa, wyrażające się między innymi w inwestyturze cesarskiej urzędników miejskich. Syn Barbarossy, Henryk VI, zaręczony wówczas z Konstancją sycylijską, został w 1186 koronowany na króla Italii właśnie w pogodzonym z cesarzem Mediolanie, a w 1191 dzięki poparciu uzyskanemu przez 4. Idea jedności: Fryderyk H i Dante 285 Rzymian i ich naciskowi na papieża Celestyna III, uzyskał koronę cesarską i ruszył na południe, aby zdobyć sycylijskie dziedzictwo żony, które przypadło jej w 1189 r., po śmierci bratanka Wilhelma II. 4. IDEA JEDNOŚCI: FRYDERYK II I DANTE Henryk VI zaczynał walkę o panowanie nad Italią od północy, tak jak jego liczni poprzednicy na tronie niemieckim. Z objęciem dziedzictwa sycylijskiego sprawa zmieniła się radykalnie. Pojęcie Italii jako całości, stanowiącej cel programu politycznego, uległo rozszerzeniu: południowe Włochy, będące od dawna odrębnym światem politycznym i kulturowym, nie związane niczym poza geografią z resztą Półwyspu, nie biorące większego udziału w ideowych konfliktach Północy, wkraczały obecnie na miejsce Niemiec jako baza akcji zjednoczeniowej. Musiało to zmienić radykalnie sytuację. Jeszcze Henryk VI działał z pomocą niemieckich sił zbrojnych, jednoczył Włochy jako najeźdźca; jego syn, Fryderyk II, urodzony we Włoszech, związany z nimi uczuciowo, od kolebki mówiący po włosku, nie był obcym. Jego ludźmi, organizującymi zjednoczenie Włoch, nie byli, poza wyjątkami, Niemcy: byli to z reguły Włosi, a przede wszystkim Sycylijczycy, Apulijczycy, Kalabryjczycy, Neapoli-tańczycy. Rzecz prosta, również oni różnili się poważnie od mieszkańców północnych i środkowych Włoch językiem, obyczajami, kulturą, tradycjami państwowymi i starali się transplantować to wszystko na Północ. Powstaje pytanie: czym były Włochy południowe w XII wieku? Czy mieszkańcy ich, a zwłaszcza kręgi świadome politycznie, miały świadomość związku z resztą Półwyspu, czy też tkwiły w ciasnej atmosferze lokalnej i regionalnej, jak to było w IX i X wieku? Jaką rolę odegrało zjednoczenie południowych Włoch i Sycylii przez Normanów i czy przyczyniło się do wytworzenia na tych obszarach odrębnego typu patriotyzmu? Jeżeli wśród ludzi pióra, działających w południowych Włoszech, trwała świadomość przynależności tego obszaru do Italii, to wywodziła się ona przede wszystkim z antycznej tradycji geograficznej, kontynuowanej w średniowieczu dzięki używaniu dawnych nazw geograficznych i podziałów w szkołach (m.in. przez lekturę Etymologii Izydora) i w administracji kościelnej. Roger II sycylijski tytułował się niekiedy „rex Siciliae et Italiae", określając tą nazwą kontynentalną część swego państwa. Tutaj była Italia jedynie tradycyjnym pojęciem geograficznym. Przez dłuższy czas natomiast istniała pamięć etnicznej wspólnoty potomków Longobardów, żyjących na południu, z północną częścią Półwyspu; pa- 286 VI. Italia — diletto almo paese mięć ta pozwalała podtrzymywać świadomość całości Italii, jak to widzieliśmy u Liutpranda z Kremony. Co pewien czas przypominali jedność Italii cesarze dążący do podporządkowania Południa: Karol Wielki, Ludwik II, Ottonowie. Ci ostatni osiągnęli początkowo znaczne powodzenie: w 967 r. Otton I uzyskał hołd longobardzkich książąt Kapui i Benewentu, a potem i Salerno. Opór bizantyjski zredukował plany Ottona do ziem longobardzkich; klęska jego syna Ottona II w 982 r. pod Cotrone załamała całkowicie wpływy niemieckich cesarzy na Południu. Wyprawy Henryka II w 1022 r., Konrada II w 1038 r. i Henryka III w 1047 r. przynosiły w najlepszym wypadku hołdy książąt longobardzkich, mające tylko formalne i chwilowe znaczenie. W innych latach ci sami książęta równie łatwo uznawali się wasalami cesarzy bizantyjskich. Pretensje do władzy nad Południem wysuwali też papieże od czasu, gdy Hadrian I zgłosił swe „prawa" do władzy nad Spoleto i Benewentem oraz przypomniał utracone niegdyś południowowłoskie posiadłości pa-piestwa. Pretensje te oraz oparcie, jakie łaciński kler Południa znajdował w Rzymie w tej walce z ekspansją obrządku greckiego, przyczyniały się do podtrzymania łączności obydwu części Półwyspu; spośród kleru południowo włoskiego rekrutowali się z czasem papiescy funkcjonariusze, a znajdujący się na pograniczu klasztor Monte Cassino odgrywał ważną rolę w organizowaniu propagandy papieskiej w XI wieku. Alfan z Sa-lerno występował w otoczeniu Grzegorza VII jako rzecznik tradycji rzymskiej. Świadomość geograficzna i ambicje polityczne pretendentów do zjednoczenia Italii nie znajdowały jednak żadnego szerszego oddźwięku na Południu. Ogół ludności — różnojęzycznej, o różnych tradycjach politycznych i kościelnych — nie dopuszczał w ogóle myśli o jakiejkolwiek wspólnocie z północnymi Włochami. Przybysze stamtąd (zwłaszcza wojska cesarskie) określani byli na Południu mianem „Franków". Sama ludność Południa składała się z Greków, wyznawców Kościoła bizantyjskiego, oraz ludności romańskiej. Ta zaś, o ile znajdowała się pod panowaniem bizantyjskim, czuła się również związana z Cesarstwem Wschodnim, czemu sprzyjał zadawniony antagonizm wobec „barbarzyńskich" longobardzkich sąsiadów. Znaczna część ludności była zresztą świeżo osiedlona przez władze bizantyjskie po odzyskaniu terenów spustoszonych przez Arabów: często nie docenia się tych spustoszeń, a przecież Arabowie po każdej wyprawie sprzedawali setki i tysiące ludzi na targi afrykańskie. Cóż mogło łączyć „Romeja" z Kalabrii z mieszkańcem Toskanii czy Lombardii? Longobardowie z południowych Włoch, od dawna zromanizowani, zachowali jednak świadomość swojej odrębności, podtrzymywaną przez kultywowane prawo longobardzkie; nawet na ongiś benewentyńskich 4. Idea jedności: Fryderyk II i Dante 287 terenach Apulii, wcielonych do ziem bizantyjskich, ludność pochodzenia longobardzkiego zachowała odrębność prawną i świadomość, która kazała jej się buntować przeciw obcemu — bizantyjskiemu — panowaniu. Tym bardziej przywiązani byli do tradycji longobardzkich mieszkańcy niezależnych księstw: kronikarz Falkon z Benewentu jeszcze w XII w. dawał wyraz temu przywiązaniu i niechęci do normańskich władców kraju. Ani związki językowe, ani świadomość pochodzenia nie wpływały jednak na tworzenie się szerszej solidarności etniczno-politycznej na żadnym z terytoriów południowowłoskich. Ziemie te ulegały procesowi coraz większego rozbicia politycznego, nie hamowanego przez zagrożenie zewnętrzne, nawet tak groźne, jak inwazja muzułmańska. Obok rozpadających się na księstwa terytoriów longobardzkich również na ziemiach podległych Bizancjum trwał proces autonomizacji: Neapol, Amalfi, Sorrento, Gaeta stawały się odrębnymi państewkami, teoretycznie tylko (i to nie zawsze) uznającymi zwierzchnictwo cesarza z Konstantynopola. Ich republikańscy urzędnicy z bizantyjskimi tytułami trybunów i duces stawali się z czasem (jak w Neapolu) książętami podobnymi władcom lon-gobardzkim. Na ten skomplikowany konglomerat nałożył się w XI w. nowy czynnik zewnętrzny: Normanowie z Normandii francuskiej. Pojawili się oni jako sprzymierzeńcy Longobardów przeciw Bizancjum już w walkach drugiego dziesięciolecia tego wieku; rozrodzenie rycerstwa w Normandii kazało coraz większym grupom, śladem skandynawskich przodków, szukać szczęścia w wyprawach korsarskich i różnego typu przedsięwzięciach militarnych. Wzięli też Normanowie udział w rozgrywkach między lokalnymi siłami politycznymi: niejaki Rajnulf służył z braćmi doży neapolitańskiemu Sergiuszowi IV w walce z Pandulfem III z Kapui i około 1030 r. otrzymał odeń w lenno Averse, której hrabią się potem tytułował. Nie poczuwając się do długu wdzięczności, przeszedł na stronę Pandulfa, a potem — Gaimara z Salerno. Poczynił znaczne wysiłki celem ściągnięcia nowych wojowników z Normandii: między nimi pojawili się synowie Tankreda z Hauteville, którzy mieli odegrać główną rolę w podboju południowych Włoch przez Normanów. Zaciągnęli się oni do armii bizantyjskiej, dokonującej inwazji na Sycylię; odwołani stamtąd, w 1042 podnieśli bunt w Apulii i, korzystając z poparcia tamtejszych Longobardów oraz Gaimara z Salerno, opanowali znaczną część kraju. Takie były początki powiększającego się szybko normańskiego hrabstwa Apulii, na którego czele stali kolejno bracia z Hauteville: Wilhelm, Drogo, Humfryd i wreszcie Robert Guiscard (1057—1085). Nie tu miejsce na zarys dziejów podboju południowej Italii przez Normanów. Już Drogo przybrał tytuł „dux et magister Italiae", zdra- 288 VI. Italio — diletto almo paese 4. Idea jedności: Fryderyk II i Dante 289 dzający szeroki program zdobywczy. Podczas gdy bratanek Rajnulfa Ryszard z Aversy zajął w 1058 r. księstwo Kapui, bracia z Hauteville opanowali bizantyjską Kalabrię (do 1060), a przez zdobycie Messyny (1061 r.) rozpoczęli podbój arabskiej Sycylii. Podbój ten wziął głównie na swe barki Roger, najmłodszy z braci, podczas gdy Robert Guiscard likwidował krok po kroku panowanie bizantyjskie w Apulii (Bari i Brindisi 1071, Otranto 1080). Benewent poddał się w 1051 r. papieżowi, ale większość dawnego księstwa znalazła się pod panowaniem normańskim; w 1077 r. Normanowie opanowali Salerno. Papiestwo początkowo usiłowało hamować postępy Normanów, starając się wykorzystać we własnym interesie gwałtowne załamanie dotychczasowego porządku politycznego południowych Włoch i popłoch ich ludności, przerażonej normańskimi gwałtami i grabieżą. Leon IX podjął nawet zbrojną wyprawę przeciw Normanom, zakończoną klęską pod Ci-vita (1053 r.). Jego następca Mikołaj II, pod wpływem Hildebranda, zawarł z Normanami układ (1059 r.) nadający im w posiadanie jako lenno papieskie całe południowe Włochy (z wyjątkiem Benewentu) i Sycylię. Odtąd Normanowie mieli być dla papieży głównym sprzymierzeńcem w walce przeciw Cesarstwu. Roger II sycylijski (1105—1154), syn Ro-gera I, po śmierci Wilhelma (1127 r.), wnuka Roberta Guiscarda, zjednoczył z Sycylią wszystkie kontynentalne posiadłości Normanów, wcielając do swych ziem również księstwo Kapui. Dzieło to uwieńczyła w 1030 r. koronacja królewska, dokonała za zgodą papieża Anakleta II, którego Roger był głównym oparciem. Dynastia Hauteville nie tylko dokonała niemożliwego dla tylu poprzedników zjednoczenia południowej Italii, ale zbliżyła do niej Sycylię, która od kilku stuleci żyła własnym życiem. Przez to jednak południowo-włoska mozaika etniczno-religijna wzbogaciła się i skomplikowała. Ludność Sycylii, częściowo mówiąca dialektami romańskimi, częściowo greckimi, uległa w czasie najazdów i panowania arabskiego licznym przemianom; część jej wyginęła, część została sprzedana w niewolę do Afryki, część uległa arabizacji i islamizacji, przystosowując się do nowych sąsiadów — osadników arabskich i berberyjskich lokowanych na wyspie przez nowych władców. Ci ostatni stanowili w Palermo i w zachodniej części wyspy większość. Obok nich znaczną rolę w miastach odgrywali Żydzi. Obecnie więc mieszkańcy Sycylii, żyjący dotychczas w odmiennym systemie politycznym i religijnym, stojący na wysokim poziomie gospodarczym i kulturalnym, zaczęli promieniować i oddziaływać na całe państwo. Podbój Sycylii został szybko i szczęśliwie ukończony przez Rogera I dzięki jego tolerancji wobec mahometan i dzięki niedopuszczeniu do prześladowań religijnych; podobno pierwszy chrześcijański władca Sycylii utrudniał nawet duchowieństwu akcję chrystianizacyjną wo- bec ludności muzułmańskiej. Roger przejął też dotychczasowy system administracyjny i finansowy, który (w połączeniu z normandzkim feu-dalizmem, podporządkowującym monarsze wszystkie szczeble drabiny lennej) rozszerzony na kontynent stał się silnym elementem scalającym różnorodne składniki terytorialne i etniczne królestwa. Językiem Normanów był francuski; przynieśli oni też do Włoch elementy francuskiej kultury rycerskiej, z opowieściami o Rolandzie i Oli-wierze, których dzieje przeszczepiali do nowego kraju, nadając ich imiona miejscowym górom. Język francuski został językiem dworu do końca istnienia dynastii Hauteville; początkowo nie brakło nawet tendencji do narzucenia go ogółowi ludności, jak stwierdza kronikarz Wilhelm z Apulii, przypisujący normańskim zdobywcom pragnienie uczynienia z poddanych różnego pochodzenia — jednolitego narodu.' Posłuszni zaleceniom kurii rzymskiej Normanowie podporządkowali też organizację kościelną ujednoliconej hierarchii łacińskiej, rugując stopniowo liturgię grecką, zwłaszcza po pogorszeniu się stosunków Rzymu z Konstantynopolem. W rzeczywistości Normanowie południowowłoscy czuli się przede wszystkim Normanami, obdarzonymi specjalnym posłannictwem potomkami skandynawskich przodków. Podtrzymywali kontakty z Normandią i opanowaną przez Normanów Anglią, skąd stale przybywali rodacy, uzupełniając szeregi miejscowego rycerstwa i duchowieństwa i przyczyniając się do zachowania językowej odrębności Normanów. Nie zamykali się jednak na inne wpływy; w drugim pokoleniu widać już wyraźnie, jak dalece ulegli kulturze bizantyjskiej i arabskiej. Dotyczy to szczególnie dworu Rogera II i jego następców, kancelarii, wystawiającej dokumenty w języku łacińskim, greckim i arabskim, administracji i armii, w której Arabowie stanowili znaczną część kadry, a często zajmowali pierwszoplanowe stanowiska. Nie brakło, oczywiście, również kontaktów z Rzymem, Wenecją i miastami lombardzkimi: w miastach sycylijskich osiadały po ich opanowaniu przez Normanów całe grupy Lombardów. Z wolna kształtowała się nowa eklektyczna kultura, której wyrazem są zwłaszcza sycylijskie zabytki architektury z Palermo, Cefalu i Monreale, łączące elementy trzech kultur. W kontynentalnej części państwa nie zabrakło także wpływów francuskich (Bari). Dwór w Palermo, mający orientalny niemal charakter, skupiał uczonych i poetów z najróżniejszych stron (m.in. słynny geograf Idrisi). Odegrał też ważną rolę w udostępnieniu łacińskiej Europie dzieł greckich i arabskich. M.in. Arystyp z Palermo tłumaczył na łacinę Arystotelesa i Platona, Eugeniusz zwany Emirem — Ptolemeusza. Jednak trzeba podkreślić, że zarówno kultura, kształtująca się na Sy- 290 VI. Italia — diletto almo paese cylii i w południowych Włoszech, jak typ państwa jaskrawo różniły się od północnej i środkowej części Półwyspu. Mimo formalnej zależności od papiestwa tolerancja, sięgająca niekiedy całkowitego indyferentyzmu religijnego, panująca na dworze Rogera II, nie spotykała się w najmniejszej miefze z oddźwiękiem na Północy. Tylko stałe zagrożenie papieży ze strony Cesarstwa kazało następcom św. Piotra patrzeć przez palce na „ochrzczonego sułtana" władającego w Palermo. Południe i Północ Włoch stanowiły dwa różne światy i różnice między nimi wyraźnie się pogłębiały. Połączenie ich stało się celem Hohenstaufów. Henryk VI, jak już wspomniano, tradycyjnie opierał się w swych kampaniach włoskich na wojskach sprowadzonych z Niemiec; również w rządzeniu Włochami posługiwał się niemieckimi ministeriałami: niektórzy z nich awansowali do godności książąt, jak Konrad z Urslingen w Spoleto czy Markward z Anweiler w Romanii. Opanowanie Południa nie obyło się bez brutalnych ekscesów i surowych wyroków na buntujących się i spiskujących baronów; zdobyte zamki i miasta zostały obsadzone niemieckimi załogami, a podczas nieobecności cesarza rządzili w Królestwie w imieniu formalnej regentki — cesarzowej Konstancji — Konrad i Markward. Niemcy traktowani byli jak najeźdźcy, zwłaszcza po krwawym stłumieniu buntu z 1197 roku. Niespodziewana śmierć cesarza w tymże 1197 roku spowodowała załamanie się planów. Cesarzowa Konstancja, aby uratować koronę sycylijską dla trzyletniego syna Fryderyka-Rogera, przeszła na stronę stronnictwa antyniemieckiego i dążyła do usunięcia Niemców z Króle-v stwa. Jednocześnie papieże podburzali ludność środkowej Italii przeciwko k narzuconym jej niemieckim książętom, odwołując się do narosłych uczuć j, nienawiści do brutalnych „barbarzyńców", mówiących obcym językiem i obcych obyczajom kraju.2 Podwójna elekcja w Niemczech i wojna domowa między Filipem a Ottonem IV, podsycana przez papiestwo, uwol-i. niła Włochy od interwencji zza Alp. Umierająca Konstancja przekazała e; papieżowi Innocentemu III opiekę nad małoletnim Fryderykiem. Syn Henryka VI i Konstancji już dla współczesnych był postacią zagadkową, otoczoną nimbem tajemniczości. Nadane mu przez matkę po urodzeniu imię Konstantyna nawiązywało do ambicji uniwersalnego cesarstwa; otrzymane przy chrzcie imiona Fryderyk-Roger, odziedziczone po wielkich dziadach, wiązały ich nosiciela z dwiema tradycjami: niemiecką i normańsko-sycylijską. Już w dzieciństwie krążyły dokoła niego proroctwa świątobliwego pustelnika z Kalabrii Joachima z Fiore; z biegiem czasu, kiedy jego walka z papiestwem rozpaliła umysły połowy Europy, widziano w nim albo owego „cesarza końca świata", który zjednoczy chrześcijan i odbierze niewiernym Jerozolimę, albo odwrotnie —• 4. Idea jedności: Fryderyk II i Dante 291 Antychrysta. Tutaj możemy zająć się tylko jednym wycinkiem działalności tej postaci, do dziś pozostającej przedmiotem sporów i najrozmaitszych interpretacji historyków, wśród których na czoło wysuwa się książka Ernsta Kantorowicza. Fryderyk, urodzony w Jesi pod Ankoną, wychowany w Apulii i na Sycylii, nie był dla Włochów postacią obcą, cudzoziemcem, jak jego ojciec i dziad. Po nich odziedziczył pragnienie odbudowy Imperium Rzymskiego; odziedziczył także świadomość, że panowanie w Niemczech jest niezbędnym warunkiem i podstawą silnej pozycji cesarza we Włoszech. Ale na tym kończy się właściwie jego identyfikacja z dawną polityką Hohenstaufów. Fryderyk II nie chciał, jak jego dziad, podporządkować Włoch Niemcom; nie chciał, jak ojciec, rządzić Włochami przy pomocy Niemców. Nie musiał: jako „dziecię Apulii" miał wśród samych Włochów mnóstwo gorących zwolenników. Niemcy dostarczały mu posiłków zbrojnych, ale równorzędny był w polityce włoskiej Fryderyka wkład Sycylijczyków, Apulijczyków, Kalabryjeżyków, Arabów sycylijskich. W 1197 roku ogłoszony królem Sycylii, w 1211 wybrany w Niemczech królem jako kontrkandydat Ottona IV, został w 1212 r., w drodze do Niemiec, aklamowany przez Rzymian z entuzjazmem jako przyszły cesarz; w końcu tegoż roku i w 1215 dwukrotnie koronowany w Niemczech, w 1220 r. uzyskał koronę cesarską w Rzymie. Udało mu się nie dotrzymać złożonego papieżowi zobowiązania o rozdzieleniu koron niemieckiej i sycylijskiej. W 1229 roku przez rokowania z sułtanem Egiptu odzyskał Jerozolimę i mimo oporu papiestwa utwierdził swą władzę w Królestwie Jerozolimskim. Podobnie jak ojciec, rozpatrywał Fryderyk swą władzę cesarską w skali uniwersalno-chrześcijańskiej; wrodzony mu realizm nie dozwolił jednak na podjęcie walki o rzeczywiste panowanie nad innymi krajami czy polityki zmuszania do hołdu poszczególnych królów, jak to czynił Henryk VI. Swój autorytet cesarski widział Fryderyk jako przewodnictwo w gronie monarchów chrześcijańskich; nie sięgał także po rządy nad Kościołem: nigdy, nawet w największym natężeniu walki z papiestwem nie wysunął antypapieża. Natomiast bezkompromisowo dążył Fryderyk do podporządkowania sobie Italii i Rzymu, jako odnowionej stolicy Cesarstwa. Redukcja uni-wersalistycznych planów związanych z Imperium Romanum do walki o zjednoczenie Włoch czyni właśnie Fryderyka prekursorem włoskich pionierów świadomości narodowej XIV stulecia. Każdy z nich nawiązywał, bo musiał nawiązywać, do dawnej świetności Imperium Romanum. Ale to Fryderyk — kontynuator cesarskiej idei „renowacji" — przez ograniczenie fantastycznych planów zjednoczenia chrześcijaństwa do znacznie skromniejszego zadania: zjednoczenia Włoch, nakreślił Włochom 292 VI. Italia — diletto almo paese realne cele polityczne i przypomniał im, że mimo wielkich rozbieżności tworzą całość. Zanim ta świadomość rozpowszechniła się w Italii, wiedziała o tym cała Europa, która dostrzegała, że Lombardowie, Genueńczycy, Toskańczycy, Apulijczycy, a nawet Sycylijczycy są Italczykami, Włochami. Fryderyk II — mówiąc skrótowo — nie wiedział jeszcze, że mieszkańcy Italii stają się Włochami; chciał wskrzesić Rzym i stworzyć czy odrodzić naród rzymski i to stawiało go w nieprzezwyciężalnym konflikcie z papiestwem, gotowym użyć w najbardziej nieprawdopodobny sposób swego oręża duchowego i autorytetu moralnego dla ochrony własnego świeckiego panowania. Był to w istocie przeciwnik nie do pokonania. Ale na tym nie kończyły się przeszkody na drodze cesarza. Nie doceniał on narosłych od dawna różnic między Północą a Południem; nie rozumiał, jak bardzo jego pyszny, orientalny dwór, przemieszczający się z miasta do miasta z całym aparatem administracyjnym, z gwardią muzułmańską, z personelem dworskim, w którym specjalną rolę miał fraucymer zbliżony charakterem do haremu, ze zwierzyńcem (małpy, lwy, lamparty, słonie) — razi nie nawykłych do tego Włochów z Północy, zgorszonych nie tylko obyczajami „Antychrysta", ale i kosztami, jakie spadały przy okazji tych wędrówek na goszczące cesarza miasta. Wprowadzanie w północnych i środkowych Włoszech cesarskich płatnych i odwoływanych urzędników, zwłaszcza Sycylijczyków i Apulijczyków, przyzwyczajonych do ślepego posłuszeństwa, było źle widziane przez ceniących wolność i autonomię Lombardów, Toskańczyków czy mieszkańców Romanii. Ponadto tolerancja religijna, do której przywykło Południe, była nie do przyjęcia na Północy, gdzie właśnie tępiono katarów i waldensów. Sceptycznie nastrojony wobec sporów wyznaniowych cesarz, idąc na rękę tym tendencjom, musiał pogorszyć sytuację muzułmanów i proklamować walkę z herezją. Zwołanie przez cesarza zjazdu wasali i miast do Kremony w 1226 r. dla uporządkowania stosunków w Lombardii, rzekomo w związku ze zbliżającą się krucjatą, przypomniało Lombardom pola ronkalijskie. Mediolan doprowadził do stworzenia nowej Ligi Lombardzkiej, zawartej na 25 lat, a Werona nie przepuściła do Włoch wojsk, które wiódł cesarzowi z Niemiec syn Henryk. W następnym roku wstąpił na tron papieski Grzegorz IX, nieubłagany wróg Fryderyka, który obłożył cesarza klątwą. Front we Włoszech zarysował się wyraźnie. Tym razem udało się jednak Fryderykowi rozbroić przeciwników: nie zważając na wkroczenie wojsk papieskich do państwa sycylijskiego, udał się na swą bezkrwawą „krucjatę", zakończoną odzyskaniem Jerozolimy. Sukces ten, przyjęty z radością w całym chrześcijaństwie, stawiał w dziwnym świetle papieża, który wbrew obowiązującym obyczajom grabił posiadłości 4. Idea jedności: Fryderyk II i Dante 293 krzyżowca. Toteż Grzegorz IX wbrew swej polityce musiał w 1230 zawrzeć pokój z cesarzem, pozostawiając Ligę Lombardzką własnemu losowi. Liga była jednak bardzo silnym przeciwnikiem. Cesarzowi udało się oderwać od niej Weronę; za to Wenecja stanęła po stronie Lombardów. Dopiero uzyskane w Niemczech posiłki wojskowe umożliwiły cesarzowi sukces; po opanowaniu Mantui rozbił 27 listopada 1237 r. pod Cor-tenuova wojska Mediolanu i jego sprzymierzeńców, zdobywając m.in. „caroccio": wóz ze sztandarem miasta. Większość miast Lombardii podporządkowała się teraz Fryderykowi: przy Mediolanie pozostały tylko Alessandria, Brescia, Piacenza, Bolonia i Faenza. Fryderyk II był zapatrzony w przyszłość rzymską nie mniej niż Otton III; wojna z Ligą Lombardzką kojarzyła mu się nieodparcie z wojną Cezara przeciw senatowi. Znając niechęć arystokracji rzymskiej do pa-piestwa, nie zaniedbywał żadnych okazji do pozyskiwania jej przedstawicieli, twierdząc, że przede wszystkim Rzymianie mają uczestniczyć w rządzeniu Italią; wzywał ich do obejmowania stanowisk na swym dworze, pragnąc — jak chce Kantorowicz — odrodzić rzymską nobilitas jako związaną z Cesarstwem grupę rządzącą. Udało mu się uczynić swymi lennikami Frangipanich i Colonnów. Znając pychę Rzymian, wynosił w swych apelach wartość „krwi Romulusowej"; dla pozyskania ludu rzymskiego przesłał mu w darze łup spod Cortenuova, mediolańskie caroccio, które w triumfalnym pochodzie umieszczono — wbrew papieżowi — na specjalnej podstawie kolumnowej. Podkreślał swą dumę z faktu, że jako cesarz jest wybrańcem ludu rzymskiego — jakże daleki w tym od pogardy swego dziada dla aspiracji średniowiecznych Rzymian. Panowanie Fryderyka stanowi wstęp do odrodzenia antyku w tym sensie, iż nigdy przedtem nie sięgnięto w takich rozmiarach do dorobku starożytnego Rzymu, aby go gromadzić, rekonstruować, naśladować. Sam miał niemałe oczytanie w autorach rzymskich; kancelaria jego odtwarzała wzorowaną na starożytności tytulaturę cesarską. W pałacach cesarskich gromadzono ocalałe rzeźby starorzymskie, zapoczątkowując coś w rodzaju zbiorów muzealnych. Monety Fryderyka naśladowały wzory rzymskich „poprzedników" i już w ich kompozycji widać wpływ sztuki antycznej. Ale najciekawsze jest zamiłowanie Fryderyka do rzeźby antycznej, którą nie tylko gromadził, ale kazał naśladować. Tak jak rzymscy cesarze wybudował bramę triumfalną w Kapui, wymodelowaną na wzór rzymski i ozdobioną antykizującymi rzeźbami, z których centralna przedstawiała postać władcy. Niestety, z bramy, zburzonej w końcu XVIII wieku przez Francuzów, zostały nieliczne szczątki. Rzeźbiarze po-łudniowowłoscy, pracujący na rzecz cesarza, doszli do takiej perfekcji w naśladownictwie posągów antycznych, że i dziś jeszcze historycy sztuki VI. Italia — diletto almo paese 4. Idea jedności: Fryderyk H i Dante 295 spierają się, co w skromnie zachowanej spuściżnie należy zaliczyć do zbieranych przez Fryderyka zabytków antycznych, a co do dzieł jego nadwornych rzeźbiarzy. Z ich grona prawdopodobnie wywodził się pochodzący z Apulii Mikołaj zwany Pizańczykiem (Niccolo Pisano), jeden z prekursorów włoskiego renesansu w sztuce rzeźbiarskiej. Jak było do przewidzenia, nie udało się Fryderykowi wskrzesić „narodu rzymskiego". Rzymianie, którzy z takim entuzjazmem witali mediolańskie caroccio, odwrócili się szybko od cesarza. Niepowodzenie przy oblężeniu Brescii (1238 r.), ponowna klątwa papieska (1239 r.), rosnące niezadowolenie w miastach północno- i środkowowłoskich z apulijsko--sycylijskiej biurokracji cesarskiej, która zmierzała do objęcia swą siecią całej Italii — wszystko to przyczyniało się do oporu i buntu, podsycanego przez papieża, Mediolan i Genuę. Zażarta walka, prowadzona przez Fryderyka z Grzegorzem IX, a potem z Innocentym IV, w której okrucieństwo cesarza szło w zawody z podstępnymi knowaniami kurii papieskiej, a propaganda czerpała materiał głównie z Apokalipsy, musiała przynieść klęskę Fryderykowi, coraz bardziej osaczonemu ze wszystkich stron, ale podkopała też autorytet papiestwa. Do końca jednak nie brakło Fryderykowi włoskich zwolenników, z których z wolna wyrastało stronnictwo gibelińskie, głoszące program zjednoczenia Włoch pod berłem cesarskim. Z programu tego mieli korzystać w przyszłości następcy Fryderyka na tronie niemieckim, którzy jednak jako cudzoziemcy nie potrafili zmobilizować uczuć i pragnień mieszkańców Italii. Fryderyk II był po Ludwiku II pierwszym włoskim władcą wysuwającym program zjednoczenia, program nowy, mimo związków z ottońską ideą' „renowacji". Działał w warunkach silnego pogłębienia różnic regionalnych i zróżnicowania interesów samodzielnych włoskich organizmów politycznych. Jego punkt wyjścia — włoskie Południe — leżał właściwie poza dotychczasowymi ogniskami wytwarzania się włoskiej świadomości. Silnie zarysowana odmienność kulturowo-politycznych tradycji Południa czyniła z jego przedstawicieli czynnik obcy dla reszty Włochów. Ale właśnie dzięki wciągnięciu Królestwa Sycylii w sprawy całego Półwyspu i uczynienia z niej podstawy zjednoczenia złagodzone zostały na pewien czas kontrasty, wzmożona wymiana ludzi i idei, utrwalona świadomość, że Mezzogiorno i Sycylia wchodzą w skład pojęcia Włoch. Nie można też zapominać o znaczeniu dworu Fryderyka II dla rozwoju włoskiego języka literackiego. Mówiący siedmioma językami, otoczony różnojęzycznymi literatami i uczonymi, w aktach urzędowych i własnej prozie używał języka „rzymskiego", łaciny; ale w poezji nie uległ pokusie przejęcia języka francuskiego lub prowansalskiego, choć twórczość dworskich poetów pozostawała pod niewątpliwym wpływem trubadurów. „Sycylijska" szkoła poetycka, do której należał sam Fryderyk i jego synowie, uznała za podstawę dialekt sycylijski, ale pragnęła zeń stworzyć język literacki przez włączenie słownictwa z innych dialektów i jego wygładzenie. Zasługi cesarza i jego poetów docenił Dante. Ernst Kantorowicz uważał Fryderyka za prekursora włoskiego Odrodzenia nie tylko ze względu na jego kult starożytnego Rzymu, ale i nasycenie tego kultu nowymi ideami. „Rzym jako stolica całej Italii, a ta znowu jako ośrodek Imperium Romanum: ta budowla państwowa miała pozostać tylko częściowo urzeczywistniona przez Fryderyka II, ale nakreślony przezeń obraz państwa nie zniknął już, ponieważ przejął go i uduchowił ktoś inny: Dante." 3 Różnica między koncepcją Dantego a Fryderyka II — kontynuował trafnie Kantorowicz — polegała na tym, że cesarz usiłował powołać do życia „zmarły dawno lud rzymski"; Dante natomiast odkrył ,,lud włoski, który ów monarcha poprzednio przez pół wieku zmuszał do wżycia się we włoskie cesarstwo". Praktyka rządów Fryderyka, realne istnienie organizmu obejmującego — w teorii przynajmniej — całość Italii umożliwiły trudne narodziny narodu włoskiego. Nienawiść papiestwa do Hohenstaufów nie skończyła się ze śmiercią Fryderyka II (1250 r.). Płynęła ona z obawy, że połączenie korony cesarskiej z władzą nad Królestwem Sycylijskim, tak groźne dla świeckiego dominum papieży, stanowi wciąż realną groźbę, mimo iż korona niemiecka stała się w okresie Wielkiego Bezkrólewia przedmiotem rywalizacji cudzoziemskich kandydatów. Kontynuator włoskiej polityki Fryderyka, Manfred, był dla papieży symbolem tego zagrożenia. Aby go zniszczyć, sięgnęli papieże — ku nowemu nieszczęściu Italii — znowu po pomoc zza Alp, tym razem do Francji. W 1263 papież — Francuz Urban IV — jako suzeren Królestwa Sycylijskiego nadał je Karolowi Andegaweńskiemu, bratu Ludwika IX. W 1266 roku Karol zdruzgotał armię Manfreda pod Benewentem; w 1268 pokonał i stracił na szafocie w Neapolu ostatniego z Hohenstaufów — Konradyna. Sytuacje zaczęły się powtarzać: zamiast Niemców teraz Francuzi zaczęli pustoszyć Włochy, dzielić między siebie lenna i przywileje, a w końcu — zagrażać papiestwu. „Italia stała się areną zmagań obcych ludów" — żalił się franciszkański kronikarz Salimbene z Parmy." Karol Andegaweński jako „senator" roztoczył kontrolę nad Wiecznym Miastem i decydował o obsadzie tronu papieskiego. Kolegium kardynalskie zapełniało się Francuzami, którzy raz po raz sięgali po tiarę. W początkach XIV w. siedziba papieży znalazła się w Awinionie, pod protektoratem królów francuskich. Włochy XII i XIII wieku znajdowały się pod silnym wpływem języka i kultury francuskiej; nie zahamowało to jednak coraz ostrzejszego wzrostu niechęci, a czasem wręcz nienawiści do nowych najeźdźców. Jeżeli 296 VI. Italia — diletto almo pae.se chodzi o Południe, wystarczy wspomnieć „nieszpory sycylijskie" z 1282 r. z ich hasłem: „Moranu li Francischi!" W rzezi Francuzów wyraziła się gwałtowna reakcja Sycylijczyków na obce panowanie: przejście Królestwa w ręce Andegawenów było bowiem nie tylko zmianą dynastii, ale i utrata wpływu na rządy przez miejscowe społeczeństwo. Powszechny udział szerokich mas ludności sycylijskiej świadczy o sile tamtejszej ksenofobii, której oczywiście nie można utożsamiać ze świadomością narodową. Nienawiść do Francuzów nie ograniczała się tylko do krajów podbitych przez Andegawenów. Kronikarz franciszkański, Salimbene z Parmy, ciesząc się z klęsk Francuzów, pisał: „Francuzi są bowiem bardzo pyszni i bardzo głupi; są złymi i przeklętymi ludźmi, którzy pogardzają wszystkimi narodami świata, a szczególnie Anglikami i Lombardami: pod Lombardami zaś rozumieją wszystkich Włochów i mieszkańców z tej strony gór; sami zaś w istocie są godni potępienia i przez wszystkich są potępiani." 5 Podczas gdy liczni Włosi posługiwali się językiem francuskim, jako wyrazem ogłady towarzyskiej, inni, jak poeta Ranger z Lukki, potępiali to naśladowanie znienawidzonych cudzoziemców.8 Trzeba jednak dodać, że notowane przez kronikarzy gwałtowne wybuchy nienawiści nie ograniczały się wyłącznie do wystąpień przeciw cudzoziemcom. Druga połowa XIII wieku była okresem zaciętych walk między północno- i środkowowłoskimi komunami miejskimi. Walki toczyły się wprawdzie między koalicjami gwelfów (stronników papieża i Andsgawenów) i gibelinów (stronników cesarskich), ale w istocie dotyczyły partykularnych sporów. Zaciętość tych walk pogłębiała rozbicie i wzrost wzajemnej nienawiści oraz przerost lokalnego patriotyzmu nad szerszymi więziami.7 Szczególnie ostre były walki między gibelińską Pizą (niedawno wierną stronniczką Fryderyka II) a jej gwelfickimi rywalkami: w 1284 genueńczycy, a w 1289 florentyńczycy zadali jej klęski, po których nie odzyskała już dawnego znaczenia. Narastał konflikt między Wenecją a Genuą, na tle rywalizacji w handlu lewantyńskim (wojny 1261—1270 i 1294—1299). Walki między miastami przeplatały się z walkami stronnictw w poszczególnych miastach, które również często przybierały barwy gwelfickie i gibelińskie. W rezultacie demokratyczne elementy ustroju miast zaczęły ulegać likwidacji na rzecz oligarchii lub tyranii demagogicznych jednostek (Mediolan, Werona, Ferrara itd.). Warto jednak pamiętać, że wiek XIII włączył do świata włoskiego pewne tereny, leżące dotychczas na marginesie. Wenecja od XII w. brała coraz żywszy udział w życiu politycznym i kulturalnym Półwyspu, strzegąc jednak pilnie swej odrębności i niepodległości oraz rozszerzając 4. Idea jedności: Fryderyk II i Dante 297 swe wpływy na miasta dalmatyńskie, również związane z kulturą włoską (Raguza—Dubrownik, Spalato—Split, Cattaro—Kotor etc.). Dzięki genueńczykom i pizańczykom odebrane Arabom Sardynia i Korsyka stały się również częścią świata włoskiego. Owe Włochy, wyłaniające się z trudem z cienia rzymskiej tradycji i z pozostawionych przez Fryderyka II planów politycznych, nie miały jednak żadnego z tych elementów, które odgrywały ważną rolę w tworzeniu się ideologii narodowej: ani dynastii, strzegącej tradycji zjednoczeniowej, ani wspólnego kultu narodowego, ani materialnych symboli jedności — poza rzymskimi ruinami, które jednak, jak wiemy, mogły służyć różnym typom ideologii. Nie miały także wspólnego języka, budzącego przywiązanie i miłość. Co więcej, zwolennicy zjednoczenia, tęskniący za rzymską przeszłością, wielbili łacinę jako właściwy język potomków Rzymian, z pogardą odnosząc się do „volgare" — potocznych dialektów Italii, które bardzo odbiegały od owej łaciny. Wprawdzie lingwiści już w tzw. zagadce werońskiej (indovinello Veronese) z VIII lub IX w. widzą pierwszy tekst włoski, ale równie dobrze można go uznać za przykład wulgarnej łaciny, która przecież u schyłku starożytności poważnie się różniła od tekstów literackich. Natomiast z pewnością można uznać już za włoski tekst przysięgi zapisanej w dokumencie z Monte Cassino z 960 roku. W epitafium Grzegorza V z końca X wieku, sławiącym jego umiejętności językowe, stwierdzono, że mówił po frankijsku (= niemiecku), w języku ludowym i łacińskim (usus francisca, vulgari et voce latina).8 Praktycznie zdawano sobie sprawę z różnic między łaciną a językiem ludowym, ale nikt nie sądził, że w „volgare" można pisać. Pisano po łacinie i tylko teksty osób słabo znających łacińską gramatykę i antyczne słownictwo (jak cytowany kronikarz z X w., Benedykt z Sant'Andrea) pozwalają się zorientować w ówczesnym rozwoju włoszczyzny. Cele praktyczne, użycie pisma w codziennych notatkach i zapiskach, zmusiły Włochów w XII w. do pisania w języku ludowym: były to jednak zapiski w poszczególnych dialektach, poważnie się od siebie różniących. W przełamaniu monopolu łaciny poważną rolę odegrał wpływ języka francuskiego, a zwłaszcza prowansalskiego: poezja trubadurów i francuski epos rycerski znalazły miłośników na dworach możnych, ale także wśród bogatego mieszczaństwa. Z królestwa normańskiego w południowych Włoszech i z południowej Francji przejmowano wątki i sam język; zresztą język prowansalski był w północnych Włoszech dość łatwo zrozumiały, toteż szybko utarła się praktyka używania go w poezji lirycznej na równi z łaciną, dominującą wciąż w prozie. Obok przybyszów z Prowansji i Akwitanii próbowali nowych sił w języku prowansalskim włoscy trubadurzy: Lanfranco Cigala i Sordello z Mantui, mistrz Dante- 298 VI. Italia — dtlctto almo paese go. Prowansalczyk Rambald de Vaqueiras, dworzanin margrabiów Mont-ferratu, był autorem wiersza w pięciu strofach, z których każda była napisana w innym dialekcie: prowansalskim, genueńskim, gaskońskim, galickim i francuskim. Język francuski wszedł także do prozy włoskiej: w tym języku pisał Gerard z Kremony na temat sokolnictwa (tłumaczenie z arabskiego), Aldobrandino z Sieny na temat anatomii (Reginę du corps, 1233, dedykowany Fryderykowi II), Martino de Canale z Wenecji na temat historii (Chronique des v6nitiens), jego rodak Marco Polo o swych podróżach do Azji (Le Divisament dou monde), a Brunetto Latini dzieło encyklopedyczne Le Livre dou tresor). Wkrótce jednak ośmielili się odezwać zwolennicy pisania w miejscowych dialektach; już w pierwszej połowie XIII w. Guido Fava z Bolonii (zm. po 1243) w dziele prozą (Gemma purpurea) użył dialektu swych stron rodzinnych; w języku ludowym popularyzowano apokaliptyczne wizje joachimickie (Uguccione z Lodi, Bonvesin de la Riva, Giacomino z Werony). Dialektu umbryjskiego używał w swych poetyckich medytacjach św. Franciszek z Asyżu. Najważniejsze jednak było wkroczenie ,,volgare" do poezji, zainicjowane przez szkołę „sycylijską" z dworu Fryderyka II. W tym licznym gronie, w którym obok samego cesarza, jego synów Manfreda i Enzia zabłysnął zwłaszcza Jacopo de Lentini (zm. po 1250), starano się stworzyć po raz pierwszy włoski język literacki. Szlifując dialekt messyński, stanowiący podstawę tego języka, wzbogacano tworzywo zapożyczeniami z innych dialektów, łaciny i prowansalszczyz-ny, by uczynić go zrozumiałym również poza Królestwem Sycylijskim. Po upadku Hohenstaufów przodownictwo w tworzeniu włoskiego języka literackiego przejęła Toskania i już go się nie zrzekła. Guittone z Arezzo (zm. 1244) pisał wiersze pod wpływem szkoły sycylijskiej; Guido Guinizzelli (zm. ok. 1276) uchodzi za twórcę „nowego słodkiego stylu" (dolce stil nuovo), otwierając, z całą grupą naśladowców, właściwe dzieje poezji włoskiej. W tej grupie znalazł się również Dante Alighieri (1265— —1321), który wyniósł język włoski na szczyty twórczości i uczynił zeń nie tylko narzędzie do wyrażania najsubtelniejszych pojęć i uczuć, ale także przedmiot dumy i symbol rodzącego się narodu włoskiego. Nieprzebrana, wielojęzyczna literatura, w której nie brak i polskiego wkładu, rozstrząsała rolę Dantego jako wyraziciela szczytowych osiągnięć scholastycznej filozofii i teologii, a zarazem wielbiciela antyku; oświetliła przełomowe znaczenie jego dzieł dla rozwoju włoskiego języka literackiego i włoskiej literatury. Niemało też miejsca poświęcono analizie koncepcji politycznych Dantego: gibelina, krytyka świeckiej potęgi Kościoła, wielbiciela idei Cesarstwa Rzymskiego, które winno objąć całe chrześcijaństwo, a w dalszej perspektywie — cały świat. 4. Idea jedności: Fryderyk II i Dante 299 W drugim rozdziale I księgi swej Monarchii stwierdzał Dante, że „monarchia świecka, którą nazywają Cesarstwem, jest jedyną władzą (prin-cipatus) doczesną, czyli w tych sprawach i nad tymi, którzy podlegają mierze czasu".9 O sobie mówił, że „ojczyzną jest mu świat, tak jak rybom — wody".10 Jednak niesłuszny jest pogląd, głoszony m.in. przez Juliana Klaczkę, o „braku zupełnym względu na pierwiastek i zasadę narodowości" w dziełach Dantego, choćby w Monarchii, którą głównie zajmują się historycy prawa, badający jego koncepcje polityczne.11 Z rozdziału 14 księgi I tejże Monarchii wyraźnie wynika, iż Cesarstwo oznacza władzę zwierzchnią, „kierującą rodzajem ludzkim w sensie jego wspólnych interesów, które dotyczą wszystkich, i sterującą ku pokojowi".12 Nie narusza to autonomii poszczególnych krajów i nawet miast, które mają określony zakres decyzji, ograniczony tylko interesem wspólnoty ludzkiej. Mimo tego pozornego kosmopolityzmu Marceli Handelsman nie wahał się zestawić Dantego ze współczesnym mu Piotrem Dubois, ideologiem francuskiej ekspansji politycznej,13 Walter Goetz zaś, przyznając, że w dziele Dantego „współgrają tony uniwersalistyczne i włosko-narodowe", stwierdzał, że „Dante przez swą osobowość i swe dzieła nadał słowu «Italia» treść wspólnoty duchowej i tradycji kulturowej".14 Światowe imperium nie było bowiem dla Dantego abstrakcją, ale kontynuacją Imperium Rzymskiego, z ośrodkiem w Italii. Jak trafnie odgadł Ernst Kan-torowicz, Dante przejął koncepcję polityczną Fryderyka II (mimo iż osadził cesarza w piekle!). Monarchia uniwersalna miała być nadrzędną organizacją chrześcijan czy całej ludzkości, ale jej ośrodkiem miała być Italia z Rzymem na czele. Italia — „giardin delPimpero", słynny epitet z 6 pieśni Czyśćca 15 tłumaczony jest zwykle jako „ogród Cesarstwa", co uważa się za hołd oddany pięknu i żyzności kraju. Czy nie słuszniej jest jednak, jak to czynił już Konrad Burdach,16 zestawić to określenie z „po-moerium imperii", używanym w stosunku do Italii w pismach Petrarki i Coli di Rienzo? Włoskie słowo „giardin" byłoby wtedy tłumaczeniem łacińskiego „pomoerium", czyli rzymskiego terytorium sakralnego, ściślejszego obszaru Miasta-państwa, a Italia byłaby według tej interpretacji rdzennym krajem Cesarstwa, wyniesionym nad inne. Jest to koncepcja Fryderyka II, tylko rzymskość — mimo całego uwielbienia Dantego dla starożytnego Rzymu — ustąpiła tu na dalszy plan przed „ital-skością". Włoski patriotyzm Dantego wystąpił przede wszystkim w Boskiej Komedii. Poeta był głęboko przywiązany do rodzinnej Florencji, która ukarała go wygnaniem jako niepoprawnego gibelina; wielbił starożytny Rzym i bolał nad jego upadkiem, ale kontynuatorką jego tradycji było nie samo Wieczne Miasto, a cała Italia. Do niej zwraca się w owej 6 pieśni Czyśćca: 300 VI. Italia — diletto almo paese Biedna Italia, bólu gościnnica, Śród wielkiej burzy — bez sternika nawa; O, już nie pani ludów — nierządnica! [...............] A twoi żywi wzajemnymi ciosy Gubią się i żrą nieustannym bojem W obrębie muru jednego i fosy! Spojrzyj, nieszczęsna, po wybrzeżu twojem I murach; potem spojrzyj na swe łono: Jestże kąt, co by cieszył się pokojem? 17 Italia staje się tu całością, czego dowodem jest jej personifikacja; jest organizmem państwowym, o czym świadczy zrównanie jej z horacjuszow-ską „nawą". Wprawdzie August Buck zwraca uwagę na „nieco niewyraźne określenie statusu politycznego Italii jako państwa, wchodzącego w skład imperium", i na brak w pismach Dantego określenia „regnum Ita-liae" („reges Italiae" to u niego królowie Neapolu i Sycylii!),18 ale przecież sternik owej italskiej nawy — to cesarz; dla Dantego nie istnieje imperium jako ponadpaństwowa suma trzech królestw: Niemiec, Włoch i Burgundii, którego wydaje się szukać tu niemiecki badacz. Cesarz jest sternikiem Italii nie jako koronowany w Pawii czy Mediolanie król Włoch, ale jako cesarz rzymski, albowiem Italia to nie jedna z części składowych Cesarstwa, ale jego rdzeń. Tradycja longobardzka została przez Dantego usunięta z rodzącej się włoskiej świadomości jako barbarzyńska naleciałość;19 dlatego nie w Longobardach szukał korzeni włoskiej wspólnoty, ale w dalszej, wspanialszej przeszłości. Cesarstwo jest rzymskie, bo zaczęło się od Rzymu i od Rzymian, wypełniających swe przez Boga zlecone zadanie; ale wszystkie miasta włoskie są córkami i dziedziczkami Rzymu, jak to zresztą już przed Dantem głosiło powszechne przekonanie. „Stolica Lacjum winna być z czcią kochana przez wszystkich Włochów jako wspólny początek ich cywilizacji" — pisał Dante w jednym z listów,20 a w Boskiej Komedii wspominał florentyńskie kobiety, snujące przy kołowrotku powieści o Trojanach i Rzymie, przodkach także mieszkańców rodzinnego miasta poety.21 Z tym poczuciem wspólnego pochodzenia Włochów łączy się wspólny obyczaj, zbliżony strój i sposób mówienia, które są szczególnie szlachetne.22 Toteż i język Włochów uzyskał u Dantego nobilitację, choć nie -bez wahania. Poeta miał do wyboru albo opowiedzieć się za łaciną, jako językiem rzymskich przodków, albo za którymś z dialektów języka ludowego, z których żaden jeszcze nie uzyskał rangi języka literackiego. Zapatrzenie w przeszłość pchało go do opowiedzenia się za językiem łacińskim, nie tylko powszechnie jeszcze używanym w całym zachodnim chrześcijaństwie, ale odradzającym się właśnie pod wpływem wzmożonych studiów nad literaturą antyczną. I rzeczywiście, Dante opowiedział 4. Idea jedności: Fryderyk II i Dante 301 się w Convivio za wyższością łaciny nad „volgare" ,,pod względem szlachetności, wartości i piękności". Właśnie skostnienie łaciny budzi jego zachwyt: „łacina jest wieczna i niezniszczalna, volgare zaś jest zmienny i ulega zepsuciu".23 A jednak rozważania w tej sprawie wyraził Dante po włosku, wykazując, że volgare może służyć nie tylko wyrażaniu uczuć w poezji, ale nadaje się również do sformułowania analiz literackich i filozoficznych. Nie posłuchał też przyjaciół, zarzucających mu, że pisząc Komedie, po włosku, zamknął sobie drogę do sławy i popularności, którą niechybnie uzyskałby, pisząc ją po łacinie. Językowi rodzimemu poświęcił też odrębne studium (De vulgari eloquentia) podnoszące jego walory dla poezji i literatury i dowodzące wyższości włoszczyzny nad innymi językami ludowymi; zarysował tam też drogę od lokalnych dialektów do wspólnego języka literackiego (vulgare illustre, cardinale, aulicum) i zarysował dotychczasowy rozwój piśmiennictwa włoskiego. Język włoski stał się dla Dantego przedmiotem miłości, zarówno „naturalmente", ponieważ każdy kocha swój język macierzysty, jak „accidentalmente", ponieważ jest to język szczególnie piękny i nadający się do oddania wszelkich pojęć „quasi per esso latino" — jak po łacinie.24 Dlatego razili go ci spośród jego rodaków, którzy przedkładali nad włoski inne języki — francuski i prowansalski. Opowiadając się za włoszczyzną i czyniąc z niej przedmiot synowskiego przywiązania, odrywał Dante pojęcie patriotyzmu włoskiego od rzymskiego uniwersalizmu i nadawał mu żywą formę w miejsce skostniałej koncepcji „renovatio Imperil". Przywiązanie do kraju jako całości, w której wojny między niezależnymi jednostkami politycznymi traktowane są jako bratobójcze wojny domowe, niszczące wspólną ojczyznę; mit wspólnego pochodzenia i wspólna tradycja dawnej wielkości, wreszcie język jako godny miłości łącznik między członkami wspólnoty, odróżniający ich od obcych: Francuzów i Niemców — oto elementy, składające się na rodzącą się u Dantego włoską świadomość narodową. Jak słusznie podkreśla W. Goetz, wyraża się ona nie w nienawiści do obcych i nie wyłącznie w rzymskich tęsknotach, ale „w najgłębszym poczuciu przywiązania, nie znanym jeszcze poprzednim pokoleniom".25 Nie była ona jeszcze pełna: Dante nie zerwał pępowiny, łączącej tę świadomość z gibelińskim uniwersalizmem rzymskim; nie rozumiał, że ,,1'Italia fara da se", i czekał na gibelińskiego zbawcę zza Alp, pokładając nadzieję w Luksemburczyku — Henryku VII, i pytając z niepokojem: „Ty jesteś tym, który ma przyjść, czy innego wyglądamy?" I pisał do otoczonego nimbem proroctw ,,Arrigo": „Jakkolwiek długie pragnienie, jak zwykle, w swym szaleństwie pozbawia pewności tego, co pewne, ponieważ jest bliskie, to jednak wierzymy w ciebie i ufamy, twierdząc, że jesteś sługą Boga, synem Kościoła i pomnożycielem chwały rzymskiej. Albowiem i ja, który to piszę VI. Italia — diletto almo paese tak za siebie, jak i za innych, ujrzałem cesarski majestat, jak przystoi najłaskawszy, i usłyszałem o Twej łagodności, kiedy dłonie moje dotknęły Twych stóp i wargi moje wypełniły swą powinność." 26 „Ciesz się więc, Italio — pisał w innym liście — która wkrótce staniesz się godna zazdrości na świecie, albowiem Twój oblubieniec, pociecha świata i chwała twego ludu, najłaskawszy Henryk, boski August i Cezar, podąża na zaślubiny. Otrzyj łzy, o najpiękniejsza, i usuń ślady cierpienia, albowiem bliski jest ten, który wyzwoli cię z więzienia niegodziwców; który, uderzając na złych, zgubi ich ostrzem swego miecza, a winnicę swą innym nada rolnikom, którzy sprawiedliwie oddadzą plon w czasie żniw." 27 Nie dziwmy się złudzeniom Dantego: stały się one charakterystyczne dla włoskiego patriotyzmu XIV wieku. „Głos Dantego dźwięczy w tonacji minorowej, z pozycji poddaństwa" — zauważył Johan Huizinga.28 Także Petrarka, w którego twórczości tak silnie przebija umiłowanie Italii, widzi realizację jedności w przywróceniu Cesarstwa i mimo swej niechęci do barbarzyńców łudzi się, że Karol IV je odrodzi: „Niech, jeśli chcą, uważają cię Niemcy za swego, my widzimy w tobie Włocha (nos te Italicum arbitramur)." 29 Te same złudzenia wystąpią również w myśli politycznej Coli di Rienzo, który skądinąd po raz pierwszy wysunął plan zjednoczenia Włoch włoskimi siłami. Od czasów Dantego włoska świadomość narodowa zaczęła rozwijać się w sposób przyspieszony, trafiwszy po wiekach poszukiwań we właściwą koleinę. Wprawdzie państwo narodowe tkwiło wciąż jedynie w sferze ideałów, ale nie zmieniało to przekonania o całości Włoch nie tylko jako jednostki geograficznej, ale i etnicznej. Petrarka przekonywał zaciekle się zwalczających genueńczyków i wenecjan, że są przede wszystkim Włochami; Cola di Rienzo mówił o „świętej Italii" i propagował włoską wersję mesjanizmu. Nade wszystko zaś włoska kultura od XIV wieku nabrała cech indywidualnych i zaczęła się wysuwać na pierwszy plan w Europie: wszyscy, którzy ją naśladowali, byli świadomi, że przejmują włoski wzorzec, w którym cechy toskańskie mieściły się obok rzymskich, lombardzkich i neapolitańskich. VII. AMBORUM NEUTRUM 1. REGNUM LOTHARII I JEGO ROZPAD Traktat w Verdun 843 roku, dzieląc dziedzictwo karolińskie, stworzył poza jego częścią zachodnią, z której rozwinęła się z czasem Francja, i wschodnią, z której powstały Niemcy, część środkową, Francia media, zatrzymaną przez Lotara I, najstarszego z synów Ludwika Pobożnego. Część ta, zróżnicowana językowo, geograficznie rozpadająca się na liczne krainy, różniące się od siebie pod każdym względem i porozdzielane pasmami górskimi, lasami i dolinami wielkich rzek, stała się przedmiotem rywalizacji potężniejszych i bardziej zwartych państw sąsiednich. Rychłe wymarcie wywodzącej się od Lotara linii Karolingów przyspieszyło rozbiór jego dziedzictwa. Jednak wiele czynników sprawiło, że walka o nie toczyła się ze zmiennym szczęściem przez setki lat, na niektórych odcinkach aż po obecne stulecie. W trakcie tej walki mieszkańcy ziem spornych od czasu do czasu przypominali sobie, że niegdyś byli odrębną całością polityczną, nie należącą ani do Niemiec, ani do Francji, i tradycja „reg-num Lotharii" stawała się przedmiotem tęsknot różnych lokalnych organizmów politycznych na pograniczu niemiecko-francuskim. Szczególnie silnie rozwinęły się te tendencje do utrzymania własnej odrębności w północnej części dawnego „regnum Lotharii", w tak zwanych później Niderlandach, i doprowadziły w końcu do powstania na ich obszarze odrębnych państw i narodów. W państwie Lotara znalazły się tereny, z których wyrosła potęga Karolingów; tam znajdowały się ich kompleksy dóbr, dwory i palacja, w których toczyła się znaczna część życia politycznego czasów Karola Wielkiego i jego następców: Metz, Verdun, Thionville (Diedenhofen), Nimwe-gen, Meersen, a także jedna z głównych rezydencji cesarskich, miejsce, gdzie spoczęły zwłoki Karola Wielkiego, Akwizgran. Tam również znajdowały się liczne wielkie i bogate klasztory, ośrodki życia religijnego i kulturalnego: Echternach, Prum, Stablo, stare metropolie i siedziby biskupów z Kolonią i Trewirem na czele. Teren „regnum Lotharii" najsilniej i najściślej związany był z tradycją dynastii karolińskiej i jedności frankijskiej; jego środkowe położenie miało w myśl koncepcji Lotara służyć w przyszłości przywróceniu owej jed- 304 VII. Amborum neutrum ności, zadanie jednak przerastało zarówno osobowości władców kraju, jak jego możliwości. Odpadnięcie w 855 roku burgundzko-prowansalskich części państwa Lotara I wpłynęło na większą konsolidację reszty pozostającej pod władzą jego średniego syna Lotara II (855—869). Mimo widocznych zakusów obu stryjów Lotara II — Karola Łysego i Ludwika „Niemieckiego" — pragnących zagarnąć ten cenny obszar, doszło tam do wytworzenia społeczności, która mimo upadku środkowego królestwa zachowała na długo świadomość swojej odrębności, tkwiącej zarówno w przywiązaniu do własnej linii Karolingów, jak w wytworzonych w latach 843—869 specyficznych powiązaniach miejscowych grup możnowładztwa świeckiego i duchownego. Możnowładztwo to, podobnie jak miejscowe katedry biskupie i klasztory, zrośnięte było z ideą karolińską, miało w pamięci dawną świetność Franków i gotowe było do jej odbudowy przez zjednoczenie imperium, rozbitego traktatem w Verdun. Ale już perypetie rządów Lotara II, który wszelkimi środkami starał się zapewnić tron synowi Hugonowi, pochodzącemu z małżeństwa uznanego przez papieża za nielegalne, wzmocniły polityczną samodzielność możnowładztwa. Dalsze losy polityczne dzielnicy, o którą rywalizowali Karolingowie ze wschodu i z zachodu, jeszcze bardziej rozwinęły tę samodzielność i wpłynęły na powstanie zwyczaju, że możnowładztwo „regni Lotharii" samo decyduje o tym, który z władców frankijskich może w nim objąć panowanie, a trwałość tego panowania zależy od zadowolenia z władcy. Ciągłość tradycji odrębnej tożsamości, której wobec krótko trwałości nie zapewniła własna linia królewska, została umocniona właśnie dzięki zmiennej przynależności „regni Lotharii" do jednego lub drugiego królestwa frankij-skiego. Przez długi czas uniemożliwiało to wytworzenie się stałych powiązań z którymkolwiek z tych królestw, utwierdzało świadomość odrębności kraju, pomagało w rozwoju lub utrzymaniu miejscowych samodzielnych instytucji. Od „regnum quondam Lotharii" nazwa zespołu ziem, przydzielonych niegdyś Lotarowi II, ewoluowała ku określeniu „Lotharii regnum", Lotharingia. W połowie X wieku pojawia się wspólne określenie mieszkańców tego obszaru jako Lotharii lub Lotharingi, jak gdyby stanowili oni odrębną grupę etniczną.1 Znany nam Sas Widukind określa ją już jako „gens" i przypisuje jej specjalne cechy charakteru: „nieposkromione plemię Lotaryńczyków".2 Oczywiście „Lotaryńczycy" nie byli plemieniem: w ich skład wchodzili Frankowie Saliccy i Ripuarscy, Fryzowie i część Alemanów; mówili dialektami germańskimi i romańskimi. Jednak podziały IX wieku i zmiany przynależności politycznej stworzyły na ich czele warstwę o wspólnych interesach, która starała się wzmocnić swą pozycję przez rozwinięcie odrębnej świadomości i własnej tradycji: chciała stać się odrębnym „narodem politycznym". Oczywiście ta tradycja i świadomość tkwiła korze- 1. Regnum Lotharii i jego rozpad 309 niami w dawnej dumie plemiennej Franków; Frankowie mieli bowiem w Lotaryngii pozycję bardziej dominującą niż w późniejszej Francji czy w Niemczech. Czuli się lepszymi Frankami niż ci znad Menu czy Sekwa-ny, bo czuwali u grobu Karola Wielkiego nad jego spuścizną. Jeszcze w X wieku książęta lotaryńscy określali się czasem dumnym tytułem „dux Francorum".3 Intrygi stryjów Lotara II, zabiegi Hinkmara z Reims i upór papieża Mikołaja I nie dopuściły do objęcia spuścizny po Lotarze przez jego syna Hugona. Zachłanni stryjowie nie dopuścili też do dziedzictwa rodzonego brata Lotara, cesarza Ludwika II. Karol Łysy ubiegł brata, zajął Metz (869 r.) i kazał się tam koronować na króla nowego królestwa — uznając przez to mimo woli jego odrębność. Nie udało mu się jednak utrzymać całości zdobyczy: brat Ludwik „Niemiecki" zmusił go w układzie w Meer-sen 870 r. do odstąpienia połowy królestwa Lotara. Nie brakło historyków, którzy dopatrywali się w linii podziału z Meer-sen Bliskości z germańsko-romańską granicą językową. Gdyby tak było i gdyby czynnik językowy odegrał istotnie w ówczesnych podziałach tak wielką rolę, granica z Meersen stałaby się na zawsze granicą Francji i Niemiec. Tymczasem nie przetrwała ona nawet dziesięciu lat, w ciągu których kilkakrotnie była naruszana przez obu kontrahentów. Okazało się, że regnum Lotharii stało się już całością i ani Karolingowie „francuscy", ani „niemieccy" nie są skłonni z tej całości zrezygnować. Za utrzymaniem całości opowiadali się również możni, jako reprezentanci rozwijającej się w dalszym ciągu społeczności lotaryńskiej. Trudności królestwa zachodniofrankijskiego po śmierci Ludwika Jąkały (879 r.) ułatwiły wschodnim Karolingom opanowanie Lotaryngii w tym samym momencie, w którym na południowym skraju dawnego „regnum Lotharii", w Prowansji, ogłosił się królem Boson, po raz pierwszy łamiąc karoliński monopol władzy. Układ w Ribemont 880 r. zatwierdził przynależność Lotaryngii do monarchii wschodniofrankijskiej; warto jednak wspomnieć, że w tym przełomowym momencie, który przywrócił jedność „Lotaryngii", część tamtejszych możnych opowiedziała się też za jej niezależnością, popierając „naturalnego dziedzica tronu", Hugona. Niezależnie od sentymentu do własnej linii Karolingów słaby syn hojnego Lotara II, rozdawcy domen i hrabstw, bardziej odpowiadał miejscowej arystokracji niż znacznie silniejsi władcy sąsiedni, którzy potrafili jeszcze ostro karać buntowników. Bez większego powodzenia walczył Hugon przez kilka lat o dziedzictwo ojcowskie; wchodzenie w sojusze z łupieżcami normańskimi, którzy rozpoczynali wówczas okres najbardziej ożywionej działalności nad dolnym Renem, Mozą i Skalda, nie przysporzyło mu zwolenników. Schwytany w 885 podstępem w Gondreville przez Karola Grubego, został oślepiony i wyłączony w ten sposób z grona pretendentów. 306 VII. Amborum neutrum Po efemerycznym zjednoczeniu imperium karolińskiego przez Karola Grubego doszło w 887 r. do detronizacji tego władcy, która zapoczątkowała dalszy rozpad. Po Lotaryngię wyciągnęli ręce dwaj pretendenci: ogłoszony królem w St. Maurice d'Agaune Rudolf z rodu Welfów i koronowany w Langres Gwidon ze Spoleto. Nie udało im się jednak opanować większej części kraju. Odgrywający czołową rolę w gronie lotaryń-skich możnowładców hrabia Megingaud opowiedział się za Karolingiem wschodniofrankijskim Arnulfem, który jako jedyny pozostały przy władzy przedstawiciel dynastii realizował politykę montowania związku królestw pokarolińskich pod swym zwierzchnictwem; tak udało mu się podporządkować zarówno Odona z Paryża, jak Rudolfa burgundzkiego, Be-rengara włoskiego i Ludwika z Prowansji. Lotaryngia (w szerokim zasięgu) pozostała na razie pod bezpośrednią władzą Arnulfa. Był to okres niszczycielskich najazdów Normanów, które sięgały aż po Ardeny i po Bonn nad Renem; zwycięstwo Arnulfa pod Lowanium (891 r.) nie powstrzymało tych najazdów. Na domiar tego zatargi między lotaryńskim możnowładztwem utrudniały organizację obrony: zamordowanie w 892 r. hrabiego Megingauda rozpętało krwawą wróż-dę między czołowymi rodami możnowładczymi. W takiej sytuacji Arnulf zdecydował się wyodrębnić Lotaryngię i w 895 r. przywrócił tam udzielne królestwo dla swego nielegalnego syna Świętopełka. W ten sposób pod panowaniem Karolinga o słowiańskim imieniu (Świę-topełk-Zwentibold otrzymał je jako chrzestny syn Świętopełka morawskiego) Lotaryngia stała się znów odrębnym państwem. Arnulf interweniował w jego sprawy tylko od czasu do czasu, gdy trzeba było łagodzić spory między jego synem a potężnym możnowładztwem. Badania Eduar-da Hlawitschki, uwieńczone monografią, ukazały ostatnio zewnętrzne i wewnętrzne czynniki, które zdecydowały o losach tego państwa. Swię-topełk nie miał szczęśliwej ręki ani nie umiał znaleźć właściwej polityki wobec różnych koterii możnowładców, przyzwyczajonych do znacznej samodzielności zarówno w polityce wewnętrznej, jak w walkach z Nor-manami. Trzeba pamiętać, że nieomal cały obszar na północ od dolnego Renu pozostawał wówczas pod kontrolą Normanów, którzy opanowali ok. 850 r. ziemie późniejszej Holandii i dążyli (pod przewodem króla Rorika) do stworzenia tam własnego państwa — podobnie jak nieco później uczynili w Normandii. Na czoło możnych wysunęły się dwa rywalizujące ze sobą rody: jeden reprezentowany był przez hrabiego Reginar a (Rainera) z Długą Szyją, wnuka (przez matkę) cesarza Lotara I; zmierzał on do opanowania steru rządów, a następnie — być może — nawet osiągnięcia korony lotaryń-skiej, do której jako potomek po kądzieli miejscowej linii Karolingów czuł się w pełni uprawniony. Władał on licznymi dobrami ziemskimi i po- 1. Regnum Lotharii i jego rozpad 307 siadał hrabstwa na terenie późniejszej Brabancji i Hainaut. Konkurencję reprezentowali bracia Gerhard i Matfryd, wywodzący się z terenów nad środkową Mozelą. Swiętopełk poróżnił się z obydwoma ugrupowaniami, a na koniec także z główną swą podporą i własnym kanclerzem — arcybiskupem trewirskim Radbodem, którego pobił ciężką laską. Reginar i jego zwolennicy zawiązali spisek przeciw Świętopełkowi z nowym królem zachodniofrankijskim Karolem Prostakiem — Karolingiem; Matfryd i jego stronnictwo szukali pomocy w Niemczech. Śmierć cesarza Arnulfa, który mimo wieloletniej beznadziejnej choroby autorytetem swym bronił Świętopełka przed katastrofą, rozluźniła ostatnie hamulce: w porozumieniu z regentami rządzącymi w Niemczech za króla Ludwika Dziecię (Hat-to, arcybiskup moguncki, Konrad, teść cesarza Arnulfa) stronnicy Mat-fryda złożyli w Thionville hołd Ludwikowi, a wkrótce podjęli go w Akwizgranie; na ich stronę przeszedł też arcybiskup Radbod. W parę miesięcy później Swiętopełk poległ w walce ze zbuntowanymi wasalami (900 r.). Jego pośmiertny kult w klasztorze Susteren można uznać za przejaw spóźnionego przywiązania do ostatniego własnego króla. Lotaryngia wracała do związku z królestwem wschodniofrankijskim, ale właściwie na zasadzie unii personalnej. Utrzymano (w rękach Radbo-da) odrębną kancelarię; dygnitarze lotaryńscy nie brali udziału w zjazdach wschodniego królestwa. Namiestnikiem małoletniego króla został stryj jego matki Gebhard z tytułem: dux regni quod a multis Hlotharii dicitur (książę królestwa, zwanego przez wielu Lotarowym). Autonomia Lotaryngii została więc utwierdzona, ale ku niezadowoleniu możnych lotaryńskich władzę przekazano w ręce obcego przybysza, członka rodziny cesarzowej--matki. Rodzina ta uzyskała zresztą liczne nadania na terenie Lotaryngii- Niezadowolenie rodu Matfryda spowodowało jego przejście do opozycji, natomiast Reginar zbliżył się teraz do ugrupowania dworskiego. Niebawem Konrad, dziad króla Ludwika, zginął w walkach wewnętrznych we Frankonii (906 r.), a jego brat Gebhard, książę lotaryński, poległ w bitwie z Węgrami pod Augsburgiem (910 r.). Na czoło stronnictwa królewskiego w Lotaryngii wysunął się teraz Reginar, występujący z tytułem „missus dominicus", co należy rozumieć jako czasowe powierzenie namiestnictwa. Wahanie dworu wschodniofrankijskiego przed powierzeniem staremu lawirantowi godności książęcej przyczyniło się do ponownego nawiązania przezeń kontaktów z Karolem Prostakiem. Sytuację wyjaśniła śmierć Ludwika Dziecięcia, ostatniego Karolinga wschodniofrankij skiego (24 września 911 r.). Objęcie władzy w Niemczech przez Konrada, bratanka „obcego" księcia Gebharda, niepopularnego w Lotaryngii, i tradycje wierności dynastii karolińskiej, wciąż żywe na obszarach „Francia media", ułatwiły Reginarowi przekazanie władzy „regnum Lotharii" Karolowi 308 VII. Amborum neutrum Prostakowi, który przy tej okazji zaczai się tytułować „rex Francorum". Obecnie Karol był jedynym panującym Karolingiem, a trudności, jakie przeżywało zachodnie królestwo, nie zdołały ograniczyć jego ambicji, sięgających dziedzictwa Ludwika Dziecięcia. Wbrew pragnieniom możnych lotaryńskich Karol nie chciał rozwijać odrębności Lotaryngii: nie uwzględniał jej w swej tytulaturze ani datowaniu dokumentów. Utrzymał wprawdzie kancelarię lotaryńską w rękach Radboda i jego trewir-skiego następcy (od 915 r.) Ruotgera, ale niebawem (919 r.) rozszerzył kompetencje tego ostatniego na całość swych posiadłości. Sam król przeniósł ośrodek swego działania na teren Lotaryngii, pragnąc z pomocą tutejszych prokarolińskich czynników umocnić swą władzę we Francji. Nic też dziwnego, że tytuł książęcy nie został odnowiony, a Reginar musiał się zadowolić określeniem „marchio" lub „demarcus". Ambitny potomek Lotara I po kądzieli zmarł w 915 r., nie urzeczywistniwszy swych planów; podjęli je jednak jego synowie Giselbert i Reginar II, którzy już w 919 r. podnieśli nowy bunt — utrata tronu niemieckiego przez ród ich dawnego rywala Konrada stwarzała im możliwość uzyskania przy jego saskim następcy (Henryku I) autonomicznej pozycji książęcej w Lotaryngii. Bunt się nie powiódł i Giselbert musiał uciekać za Ren; ale już w rok później doprowadził — korzystając z trudności Karola Prostaka we Francji — do swego wyboru na księcia (princeps) przez grupę możnych lotaryńskich; niektórzy historycy (Heinrich Sproemberg) sugerują tu nawet dążenie do uzyskania niezależnej władzy królewskiej. Większa część Lotaryngii została jednak wierna Karolingowi, który w 921 r. mógł doprowadzić w układzie w Bonn do zawarcia porozumienia z Henrykiem I. Porozumienie nie było szczere ani trwałe, bo Henryk, zdając sobie sprawę z problematyczności swych praw do dziedzictwa frankijskiego, tym silniej pragnął zawładnąć starymi siedzibami Karolingów. Sprzyjało mu położenie Karola, który zdjęty z tronu francuskiego znalazł się w 923 r. w niewoli, z której nigdy miał się nie wydostać. Wśród możnych lotaryńskich zapanowała konsternacja: obok topniejących zwolenników Karola (zwłaszcza biskupów) znaleźli się początkowo w większości dygnitarze, uznający władzę Rudolfa burgundzkiego; natomiast Giselbert pozyskiwał zwolenników dla Henryka, m.in. arcybiskupa Ruotgera. W 925 roku akcja zbrojna Henryka przeważyła szalę i Lotaryngia wróciła do związków z Niemcami, początkowo zresztą jako autonomiczne regnum pod władzą Giselberta jako księcia, z prawem bicia własnej monety i dużą samodzielnością polityczną, zwłaszcza w stosunkach z Francją. Małżeństwo Giselberta z córką Henryka I Gerbergą umocniło pozycję księcia Lotaryngii. Układ w Meersen z 870 r. mógł był przyczynić się do rozbicia krótkotrwałego „regnum Lotharii" i wchłonięcia go przez sąsiednie królestwa. 1. Regnum Lotharii i jego rozpad 309 Natomiast układ w Ribemont z 880 r., jednocząc Lotaryngię, umożliwił dalszą konsolidację jej społeczeństwa i kształtowanie się lotaryńskiego „narodu politycznego". Związek z królestwem wschodniofrankijskim przy zachowaniu autonomii wewnętrznej nie przeszkadzał w kontynuacji tego procesu. Za czasów Henryka I, kiedy król opierał się na porozumieniu z książętami plemiennymi i poszanowaniu ich stanowiska, książę Lotaryngii cieszył się samodzielnością, ograniczoną tylko przez czynniki wewnętrzne. Trzeba bowiem pamiętać, że nie był on księciem plemiennym, a jego władza opierała się na nominacji królewskiej, nie zaś na elekcji: wybór z 920 r. był wynikiem porozumienia niewielkiej grupy osób i nie miał dalszych konsekwencji politycznych. Stabilizacja władzy Giselberta i odrębności Lotaryngii napotykała przeciwdziałanie dwóch czynników: opór możnych rodów, rywalizujących z potomkami Reginara i gotowych do ich usunięcia, oraz politykę króla, który umacniał swój wpływ w Lotaryngii drogą nominacji na biskupów ludzi zaufanych — m.in. arcybiskupem trewirskim został w 931 r. szwagier króla Robert, w Metzu i w Verdun zasiedli również wierni wasale króla. Pozyskanie w biskupach niezależnej od księcia siły politycznej pomogło synowi Henryka, Ottonowi I, w ściślejszym związaniu Lotaryngii z jego królestwem. Sytuacja nowego władcy była niebezpieczna nie tylko wobec rywalizacji braci, znajdujących oparcie wśród książąt plemiennych. Jednocześnie ze zmianą na tronie niemieckim Francja znowu ujrzała na swym tronie Karolinga — Ludwika IV (936 r.), który mógł liczyć w Lotaryngii na sympatię ludzi dochowujących przez długi czas wierności jego ojcu, Karolowi Prostakowi. Uroczysta koronacja Ottona I w Akwizgranie miała nie tylko zaakcentować frankijski charakter jego państwa i przypieczętować sojusz z Kościołem, ale również podkreślić, że nowy król jest panem w dawnym „patrimonium" Karola Wielkiego. Giselbert, zmuszony do usługiwania królowi przy uczcie koronacyjnej jako komornik, zdawał sobie sprawę z rozwoju wypadków, nie sprzyjającego umocnieniu jego władzy. Wkrótce też nawiązał kontakty z Ludwikiem IV i obiecał mu hołd, pozyskując do tego trzech biskupów południowej Lotaryngii (Metz, Toul, Verdun) oraz hrabiów Cambrai i Holandii. Jednocześnie nawiązał kontakty z opozycją niemiecką: Henrykiem, młodszym bratem króla Ottona, dążącym do korony, oraz Eberhardem, księciem Frankonii, bratem króla Konrada I. Mimo szerokiego zasięgu spisku bunt zakończył się triumfem Ottona I. W bitwie pod Andernach 2 października 939 r. Giselbert i Eberhard ponieśli klęskę; Eberhard poległ, Giselbert zaś utonął w Renie podczas ucieczki. Młodszy Henryk ukorzył się przed bratem i został nawet na krótko księciem Lotaryngii. 310 VII. Amborum nevtrum Bitwę pod Andernach można uznać właściwie za koniec autonomii „regnum Lotharii", utrzymywanej dzięki lawirowaniu między Francją a Niemcami. „Z prawnukiem cesarza Lotara sen o państwie lotaryńskim na zawsze pochłonęły fale Renu" — pisał Heinrich Sproemberg.4 Mianowani przez Ottona I kolejni książęta lotaryńscy: Henryk, Otton, Konrad Rudy, to według określenia Henri Pirenne'a tylko „niemieccy gubernatorzy wojskowi".5 Kilkakrotne próby Ludwika IV, który poślubił wdowę po Giselbercie i wzbogacił własne pretensje do Lotaryngii o żądania spuścizny po księciu, wykazały tylko słabość Karolingów francuskich i umocniły przewagę Ottona I nad szwagrem. Sztandar buntu podejmowali bratankowie Giselberta — Reginar III i Rudolf, dopóki nie zostali ostatecznie wygnani z Lotaryngii. Ale duch opozycji w tym rodzie bynajmniej nie wygasł. Dążenie Lotaryńczyków do utrzymania niezależności wywoływało gorzkie uwagi niemieckich kronikarzy, podobnie zresztą jak ich niezgoda i wewnętrzne rozgrywki, uważane za rezultat specyficznych cech charakteru tej świeżo powstałej „gens". „Jest to plemię (gens) zmienne i przyzwyczajone do podstępów, gotowe do wojny i skłonne do odmiany" — pisał Wi-dukind.6 Ruotger, autor Żywota Brunona, narzekał na „nieujarzmione pogaństwo" możnych zachodniej Lotaryngii, rozumiejąc pod tym ich wzajemną zawiść i nieposzanowanie władzy. Z tym wszystkim miał podjąć walkę Bruno, by włączyć krnąbrne „regnum" do niemieckiej wspólnoty politycznej.7 Podporządkowaniu Lotaryngii służyły nominacje biskupów (w znacznej mierze pochodzących spoza kraju), konfiskaty i nadania dóbr i hrabstw rodom wiernym saskiej dynastii. Szczególnie uprzywilejowany został ród hrabiowski wywodzący się z Ardenów, który dzierżył hrabstwo w Verdun, obsadzał kilka biskupstw, a w końcu doszedł do godności książęcej w obu częściach Lotaryngii; inna gałąź tegoż rodu założyła hrabstwo Luksemburga (Zygfryd, 963 r.) i później zrobiła karierę dzięki małżeństwu jej przedstawicielki z cesarzem Henrykiem II. Dzięki temu rodowi zarysowały się rosnące różnice między możnowładztwem Południa (tj. późniejszej Górnej, czyli właściwej Lotaryngii) a opozycyjną arystokracją Północy (Dolnej Lotaryngii, czyli Niderlandów). Rozbicie to wzmagała świadoma polityka królewska, opierająca się na powiększanej świeckiej władzy biskupów oraz na formowaniu grup hrabstw w rękach oddanych dworowi margrabiów. Rządy Konrada Rudego, za którego Otton wydał swą córkę, skończyły się ostatecznie buntem (953 r). Nie był to jednak bunt Lotaryńczyków, lecz udział w wewnątrzdynastycznym spisku najstarszego syna Ottono-wego, Ludolfa; Lotaryńczycy nievpoparli spisku, a Reginar III należał do tych, którzy przyczynili się do wygnania niefortunnego namiestnika. I. Regnum Lotharii i jego rozpad 311 Nastąpił teraz ostatni okres samodzielnej władzy w Lotaryngii, ale nie władzy lotaryńskiej. Brat Ottona, Bruno, arcybiskup koloński, uzyskał niemal niezależną władzę w Lotaryngii jako „arcyksiążę, obrońca i opiekun Zachodu". Dorównując inteligencją bratu, odznaczył się Bruno wielką zręcznością polityczną zarówno w rządach wewnętrznych, jak w polityce wobec Francji, którą kierował właściwie samodzielnie. Jego lojalności wobec Ottona towarzyszyło pełne zaufanie ze strony brata. Dwunastoletni okres rządów Brunona (953—965) doprowadził do rozbrojenia i pacyfikacji opozycji lotaryńskiej. Zdaniem Heinricha Sproem-berga głównym zadaniem Brunona było „przeprowadzenie decentralizacji władz na obszarze lotaryńskim"; Otton I był bowiem świadom niebezpieczeństwa idei „regnum Lotharii", dla której punktem oparcia mogła być każda wspólna instytucja.8 Biskupi, przysyłani często do Lotaryngii z głębi Niemiec lub pochodzący ze związanej z Brunonem szkoły kolońskiej, otrzymywali szerokie prerogatywy hrabiów wraz ze świecką władzą nad miastami; mieli oni być przeciwwagą dla świeckiego możnowładztwa. W roku 959 pojawia się instytucja podległych Brunonowi książąt-na-miestników; starsza historiografia (L. Vanderkindere) upatrywała w tym fakcie podział Lotaryngii na Górną (z czasem wyłącznie określaną nazwą Lotaryngii) oraz Dolną. Heinrich Sproemberg zwrócił uwagę na silne zmniejszenie się kompetencji nowych książąt, ograniczonych właściwie do funkcji wojskowych, i to nie na całym terytorium dawnej Lotaryngii. Mamy tu do czynienia nie tylko z kształtowaniem się dwu odrębnych księstw, z którymi rywalizują inne, niezależne od nich terytoria i okresowo tworzone marchie; tak wyodrębnia się i uniezależnia Holandia, biskupi Leodium, Utrechtu i Cambrai rozbudowują własne terytoria, a co najważniejsze, wspólnota lotaryńska, którą Widukind przyrównywał do plemiennej, zaczyna się rozpadać na górnolotaryński zespół terytoriów, ziemie niderlandzkie z własnymi partykularyzmami i obszary nadreń-skie, które odtąd najściślej wiązały się z niemiecką wspólnotą etniczną. Wśród terytoriów szczególna rola przypadła ziemiom biskupim, które miały gwarantować przewagę Cesarstwa w dawnym „regnum Lotharii". Biskupi, korzystając z nadań cesarskich w postaci dawnych domen, hrabstw, zamków, ceł, targów, uprawnień w zakresie użytkowania lasów i wód, stworzyli obszerne i silne terytoria. Nad Renem i Mozelą powstały bogate władztwa arcybiskupów Kolonii i Trewiru. Biskupi Cambrai już w 948 uzyskali tamtejsze hrabstwo, a w 1008 rozszerzyli władzę na cały obszar, zwany później Cambreaisis; biskupi leodyjscy uzyskali hrabstwa Huy, Brugeron, Hesbaye etc., a największe terytorium stworzyli biskupi Utrechtu (Hamaland, Oster- i Westergo). „Przez półtora wieku — pisał Henri Pirenne — Kościół utrzymywał Lotaryngię w po- 312 VIZ. Amborum neutru.ro słuszeństwie cesarzowi; jego wierność nie zachwiała się ani na moment podczas tego długiego okresu i jeżeli nie wszyscy jego biskupi byli Niemcami z urodzenia, to wszyscy byli sercem Niemcami." 9 Ani ziemie nadreńskie, ani Górna Lotaryngia nie rozwijały dalej wspólnot o charakterze narodowym. Pierwsze, niezależnie od istniejących dalej lokalnych partykularyzmów, złączyły się bez reszty z niemiecką wspólnotą narodową; Lotaryńczycy południowi tworzyli wspólnotę terytorialną wokół swych książąt i biskupów i długo strzegli jej autonomii, jednak ich przywiązanie do lokalnej ojczyzny nigdy nie przerodziło się w poczucie odrębności narodowej. Zgodnie z przynależnością językową większości stali się ostatecznie w XVIII wieku Francuzami. Inaczej w Niderlandach, gdzie w silniejszym stopniu kontynuowano tradycje lotaryńskiej odrębności. Bruno uwięził i zesłał wprawdzie w 958 r. Reginara III aż do Czech, i rozdzielił jego posiadłości, ale synowie Reginara III, Reginar IV i Lambert, stwarzali na pograniczu stan nieustannego niepokoju. Korzystali przy tym — jak zauważył Henri Pirenne — z poparcia niższego rycerstwa i uboższych warstw ludności, gdyż inaczej trudno zrozumieć powodzenie kolejnych wypadów tych banitów, pozbawionych trwałych środków działania. Byli, mimo wszystko, reprezentantami miejscowej, lotaryńskiej tradycji, wokół której skupiało się niezadowolenie z narzuconego przez Cesarstwo nowego porządku. Po śmierci Brunona „arcyksięstwo" przestało istnieć, a władza „księcia lotaryńskiego" Fryderyka ograniczała się do ziem południowych; na północy jego krewny Gotfryd pełnił tylko funkcje pogranicznego margrabiego, uposażonego m.in. skonfiskowanymi majątkami Reginarów. Stan ten przetrwał do śmierci Ottona I; jego syn Otton II, mając do czynienia z silną opozycją niemiecką, zdecydował się na kompromis wobec „wichrzycieli" lotaryńskich: w 977 r. postanowił oddać posiadłości i hrabstwa synom Reginara III. Dzięki temu powstały dwa odrębne odtąd kompleksy terytorialne: Reginar IV władał w Hainaut z siedzibą w Mons, jego brat Lambert — w Brabancji z ośrodkiem w Lowanium. Nie warto dodawać, że obie linie potomków Reginara z Długą Szyją wytrwale powiększały swe posiadłości, nie zapominając o karolińskim pochodzeniu. W tym samym czasie (977 r.) Otton II nadał tytuł księcia Lotaryngii (Dolnej) bratu króla francuskiego Lotara, Karolowi. Wierna tradycji Lotaryngia znowu miała na czele Karolinga, który swą siedzibę założył w Brukseli. Ale tytuł książęcy Karola niewiele dawał mu władzy. Bardziej niż rozbudowa lotaryńskich posiadłości interesowały go perspektywy tronu francuskiego, który spodziewał się uzyskać z pomocą niemiecką. Ustępliwość Ottona II uznał Lotar za słabość i w 978 r. podjął jeszcze jedną próbę odzyskania Lotaryngii dla Francji. Napad był tak nagły, że 1. Regnum Lotharii i jego rozpad 313 Otton musiał uciekać wprost od biesiadnego stołu w Akwizgranie. „Król Franków" kazał odwrócić ku wschodowi spiżowego orła, zdobiącego kolumnę przed pałacem Karola Wielkiego. Niedługo jednak popasał w zdobytej stolicy. Nie tylko musiał w pośpiechu uchodzić z Lotaryngii, ale naraził północną Francję na niszczycielski odwetowy najazd cesarza, który obiegł Paryż, kwaterując na Montmartre. Jak wiemy, rok 987 przyniósł koniec panowania Karolingów we Francji: Karol lotaryński — lennik obcego monarchy — został odrzucony jako kandydat do tronu. Niebawem dostał się do niewoli i marzenia o koronie skończyły się katastrofą. Miejsce jego w Lotaryngii zajął syn Otton, ostatni już z potomków Ludwika Pobożnego. Książę ten zmarł bezpotomnie w 1006 r., a jego posiadłości (z Brukselą) przeszły zapewne w ręce jego szwagra, Lamberta z Lowanium, który w ten sposób znowu zwiększył swój stan posiadania. Dolna Lotaryngia wkroczyła w XI w. na nowe drogi rozwoju, który zmierzał wyraźnie ku coraz większemu uniezależnieniu tworzących się terytoriów. Skończyły się francuskie próby opanowania Lotaryngii: Ka-petyngowie, ograniczeni w działaniu przez swych wielkich lenników, nie mieli ku temu siły, nie żywili też żadnych planów — przeciwnie, nieraz służyli cesarzom pomocą w walce ze swymi własnymi wasalami, zapuszczającymi się na ziemie Cesarstwa. Natomiast Francja z jej systemem całkowicie nieomal niezależnych terytoriów służyła lotaryńskim możnym za wzór i ideał. Nie mieli już zamiaru zrywać więzi lennych z Cesarstwem; chcieli tylko, aby te więzi stały się równie luźne, jak więzi lenników króla francuskiego. Wiek XI był okresem rozbudowy niezależnych terytoriów lotaryńskich, które formowały się później niż feudalne władztwa francuskie, ale wyprzedzały analogiczne twory niemieckie. Z porozrzucanych posiadłości, zamków, uprawnień hrabiowskich i wójtostw klasztornych tworzyły się coraz bardziej zwarte terytoria — chociaż granice między nimi, mocno splątane i tworzące liczne enklawy, powodowały wieczne ogniska zatargów i wojen. Największe znaczenie miały posiadłości potomków Reginara z Długą Szyją, które stworzyły zaczątek dwu terytoriów — późniejszego Hainaut i Brabancji. Trzecim wielkim terytorium było hrabstwo Holandii, które stale się rozszerzało w walce z Fryzami i z biskupami Utrechtu za czasów hrabiego Teodoryka (Dirka) III (993—1039), który jako siostrzeniec żony cesarza Henryka II korzystał często z poparcia wuja. Na wschodzie rozwijały się hrabstwa o mniejszych rozmiarach: Gel-dria, Limburg, Looz, Namur; Luksemburg, należący w okresie Henryka II do czołowych sił politycznych ze względu na koligacje z cesarzem i na Piastowanie przez hrabiów luksemburskich godności książąt Bawarii, 314 VII. Amborum neutrum spadł w drugiej połowie XI w. do tego samego rzędu co hrabstwa sąsiednie. Na wschodzie i północy świeccy panowie nie mogli dorównać potężnym biskupom Utrechtu i Leodium. Nie wspomnieliśmy tu o książętach, ostatnich kontynuatorach tradycji lotaryńskiej. Cesarz Henryk II po wygaśnięciu Karolingów nie mianował początkowo księcia, ale kłopoty na granicy zachodniej, niepowodzenia w walce z Fryzami, z Flandrią, a wreszcie z Luksemburczykami skłoniły go do powołania w 1012 r. Gotfryda, członka wiernego Cesarstwu rodu hrabiów Verdun, na stanowisko księcia Dolnej Lotaryngii, namiestnika cesarza na tym obszarze. Jego brat Gozelo został jednocześnie margrabią Antwerpii, a po bezpotomnej śmierci Gotfryda ok. 1023 r. objął także władzę książęcą. Nowi książęta lotaryńscy nie byli jednak zwykłymi cesarskimi namiestnikami. Od czasu konfiskat arcybiskupa i arcyksięcia Brunona otrzymali za wierność dobra nad Mozą, zabrane przeciwnikom cesarskim, mi.n. rodowi Reginarów. Nie byli więc zdani wyłącznie na łaskę cesarza, nie byli bezsilni. W 1015 roku Gotfryd rozbił pod Fleurus siły przeciwników cesarza (Lowanium, Hainaut, Namur); zginął tam Lambert z Lo-wanium, ale zwycięzca nie mógł pozbawić dziedzictwa jego syna, Henryka; co więcej, wkrótce sam wszedł w koligację z jego rodziną, wydając córkę za Reginara V z Hainaut. Stanowisko Gozelona było jca/.czc bardziej niezależne: korzystając z trudności nowego cesarza Konrada 11, wymusił na nim ponowne połączenie Górnej i Dolnej Lotaryngii (1033 r.) i w ten sposób formalnie przywrócił jedność „regnum Lotharii". Formalnie tylko, bo jako książę był jedynie pierwszym wśród władców terytorialnych, a wszelkie próby powiększenia samodzielności likwidowali wierni cesarzowi biskupi. Idea jedności lotaryńskiej była już zresztą wówczas cieniem, pozbawionym prawdziwych wyznawców. Mimo to Cesarstwo żywiło poważne obawy w związku z połączeniem obydwu księstw w rękach silnej indywidualności. Po śmierci Gozelona (1044 r.) Henryk III podzielił ponownie Lotaryngię. Uzdolniony syn Gozelona, Gotfryd II Brodaty, dostał tylko Górną Lotaryngię, Dolną oddał Henryk jego bratu, chorowitemu Gozelonowi II, który zmarł po dwu latach. Gotfryd podniósł bunt i został pozbawiony księstwa, ale jego wpływy w Dolnej Lotaryngii były na tyle silne, że mógł zjednoczyć wokół siebie całą koalicję świeckich władców terytorialnych (Hainaut, Lowanium, Namur, Holandia) oraz pozyskać pomoc Flandrii, coraz silniej penetrującej lotaryńskie ziemie Cesarstwa. W XI wieku zarysowuje się coraz wyraźniej łączność polityczna Flandrii i terytoriów dolnolota-ryńskich, prowadząca do wytworzenia wspólnoty niderlandzkiej, nie troszczącej się o granice polityczne dzielące ich suzerenów. 2. Usamodzielnienie niderlandzkich organizmów politycznych . 315 2. USAMODZIELNIENIE I WYODRĘBNIENIE NIDERLANDZKICH ORGANIZMÓW POLITYCZNYCH Początki Flandrii mieliśmy możność przedstawić przy okazji prezentacji terytoriów królestwa zachodniofrankijskiego. Przypomnijmy, że Flandria różniła się od innych terytoriów przewagą ludności germańskiej (wywodzącej się od Franków Salickich), a także charakterem władzy hrabiego, który sam właściwie stworzył swe „hrabstwo wielu hrabstw", obronił je przed Normanami, zapewnił w nim spokój i współdziałał przy organizowaniu gospodarki. Znaczna część ziem hrabstwa, opuszczona po najazdach normańskich przez dotychczasowych panów, znalazła się w posiadaniu hrabiów, którzy rozciągnęli też pieczę nad włościami klasztorów. Od początku XI wieku hrabiowie rozpoczęli akcję kolonizacji i melioracji terenów nadmorskich, dotychczas nie zasiedlonych ze względu na zagrożenie przez morze. Ściągając na nowe tereny tzw. „gości", hrabiowie przyznawali im wolne posiadanie gruntów na prawie czynszowym, zwalniali ich od wszelkich powinności poza czynszem. „Goście", połączeni w specjalne organizacje (wateringe), mieli tylko obowiązek budowy i strzeżenia grobli i kanałów. Pochodzili oni z różnych ziem nad dolnym Renem, Mozą i Skalda, częściowo z Fryzji. Na wzór Flandrii podobną akcję kolonizacyjno-melioracyjną zaczęli niebawem organizować hrabiowie Holandii. Flandria, należąca do najlepiej zorganizowanych i rządzonych terytoriów zachodniej Europy, szukała terenów ekspansji. Skoro okazało się, że potęga książąt Normandii stoi na przeszkodzie w zajmowaniu terenów na południe od Artois, Baldwin IV (988—1035) zaczął interesować się możliwościami rozszerzenia swych posiadłości na ziemie Cesarstwa. Korzystając z konfliktów Henryka II ze szwagrami luksemburskimi, opanował w 1006 Valenciennes i ze zmiennym szczęściem wojował odtąd z cesarzem, który korzystał z pomocy jego własnego suzerena, Roberta Pobożnego francuskiego. Mimo wyprawy cesarskiej na Gandawę, udało się Baldwinowi utrzymać pewne zdobycze na terenie cesarskiej Lotaryngii, które miał odtąd posiadać jako lenno niemieckie. W ten sposób Skalda przestała stanowić ostrą granicę państwową i powstały przyczółki do dalszej ekspansji hrabiów flandryjskich. Dalsze zdobycze przyniosło wmieszanie się Baldwina V (1035—1067) w walki spowodowane powstaniem księcia Gotfryda Brodatego. Jak już wspomniano, Gotfryd i Baldwin korzystali z poparcia licznych panów lotaryńskich; interesów cesarza bronili jak zwykle biskupi. Mimo ich zwycięstwa nad Gotfrydem (1049) walka skończyła się kompromisem (1056), zawartym przez wdowę po cesarzu Henryku III. Baldwin powiększył swe lenna na wschodnim brzegu Skaldy (zwane odtąd „Flandrią 316 VII. Amborum neutrurn cesarską"), a jego syn Baldwin (VI), który 1051 poślubił wdowę po Hermanie, hrabi Hainaut, otrzymał w lenno to hrabstwo, które po śmierci ojca połączył z Flandrią. Drugi z synów Baldwina V, Robert, zwany Fryzem, poślubił inną wdowę, hrabinę Holandii, i objął tam rządy za jej małoletniego syna. Ekspansja dynastii flandryjskiej w dawnym „regnum Lo-tharii" rozwijała się w pełni. W tym samym 1056 r. pogodził się z dworem cesarskim Gotfryd Brodaty, któremu przyrzeczone księstwo Dolnej Lotaryngii (uzyskał je w 1065 r.). Księstwo to nie miało jednak znaczenia dla dalszych losów Niderlandów. Po Gotfrydzie Brodatym (zm. 1069) dzierżył je kolejno jego syn Gotfryd III Garbaty (1069—1076), wierny sojusznik cesarza Henryka IV, i Gotfryd z Bouillon (1087—1100), bohater pierwszej krucjaty. Obydwaj odgrywali ważną rolę polityczną, ale dzięki innym terenom działalności. Tytuł książęcy nie łączył się już z konkretnymi posiadłościami. W 1101 roku cesarz Henryk IV obdarzył nim Henryka, hrabiego Limburga; w 1106, podczas buntu Henryka V przeciw cesarskiemu ojcu, nowy król za cenę uznania zaoferował tytuł księcia Lotaryngii Dolnej Gotfrydowi, hrabiemu Lovaniens (także Brodatemu!). W ten sposób ród Reginarów osiągnął w końcu w jego osobie godność książęcą, ale w istocie było to tylko przybranie dostojniejszego tytułu. Następcy Got-fryda zaczną używać bardziej zrozumiałego tytułu książąt Brabancji, odzwierciedlającego ich stan posiadania w północno-zachodniej części Dolnej Lotaryngii, a zarazem bardziej znanego w Europie: „Brabantczy-kami" nazywano wówczas pochodzących z Niderlandów u o tylko z Brabancji) najemnych żołnierzy, którzy osiągnęli — dwuznaczny zresztą — sławę na służbie u różnych monarchów. Zresztą panowie Lir.iburga również nie przestali używać tytułu książęcego. Jedynymi obrońcami interesów Cesarstwa w Dolnej Lotaryngii byli biskupi, ale ich autorytet został w XI wieku podkopany przez rosnące znaczenie klasztorów, reformowanych lub fundowanych z pomocą władców terytorialnych. Obok miejscowego ruchu reformy, zapoczątkowanego przez Brogne koło Namur (od 923) i górnolotaryński klasztor Górze, od początku XI w. szerzyły się wpływy Cluny, ogarniając stopniowo większość klasztorów lotaryńskich aż po arcybiskupi Trewir. Niezależnie od stanowiska politycznego poszczególnych opatów rósł opór przeciw ingerencji czynników świeckich w życie klasztorów. Po skupieniu zreformowanych mnichów wokół zreformowanego papiestwa klasztory stały się poważną siłą polityczną; w okresie walki Henryka IV z Grzegorzem VII (od 1075) stanęły też w większości po stronie papiestwa, zwalczając wiernych cesarzowi lub wahających się biskupów. Walka o inwestyturę przypieczętowała ostatecznie klęskę Cesarstwa w Dolnej Lotaryngii. Władcy terytorialni stanęli oczywiście po stronie 2. Usamodzielnienie niderlandzkich organizmów politycznych 317 papieża, starając się zagarnąć co się da z posiadłości biskupów. Hrabiowie Flandrii korzystali z sytuacji, aby podporządkować sobie cesarskie biskupstwo Cambrai, jak poprzednio uporali się z pozbawionymi niezależności terytorialnej własnymi biskupami Thćrouanne. W roku 1093 uzyskali utworzenie biskupstwa Arras na obszarze leżącej w granicach Francji części vbiskupstwa Cambrai, starali się też zawładnąć posiadłościami Cambrai w okresie toczącej się wówczas walki między cesarskim i papieskim kandydatem na biskupstwo. Nie doszło jednak wówczas do trwałego połączenia Flandrii z Hainaut; po śmierci Baldwina VI (1070 r.) jego brat Robert porzucił Holandię; wystąpił do walki z bratankami o dziedzictwo po Baldwinie i uzyskał poparcie kolonistów z terenów nadmorskich oraz mieszczan. Starszy z bratanków padł w walce, młodszy, Baldwin II, utrzymał się tylko w Hainaut. W obsadzaniu tronu flandryjskiego coraz większą rolę zaczęło odgrywać społeczeństwo, a w jego ramach — mieszczanie. Po bezpotomnej śmierci wnuka Roberta, Baldwina VII (1119 r.), pomogli oni w uzyskaniu tronu królewiczowi duńskiemu Karolowi Dobremu (synowi córki Roberta Fryza, Adeli), szczególnie popularnemu w miastach Flandrii, i to wbrew oporowi matki Baldwina, Konstancji, ściągającej przeciw Duńczykowi różne siły zewnętrzne. Po zamordowaniu Karola (1127 r.) miasta nie uznały ani praw hrabiów Hainaut, ani decyzji króla francuskiego Ludwika Grubego (który nadał Flandrię w lenno księciu normandzkiemu Wilhelmowi); ich elekt, Teodoryk alzacki, utrzymał się przy władzy. Flandria, stworzona i umocniona przez dynastię, przestała być wówczas kompleksem terytorialnym stanowiącym przypadkowy zestaw ziem i uprawnień możnego rodu. Kilkuwiekowa historia, od czasów Arnulfa I uwieczniana w pisanych na zlecenie hrabiów kronikach, ścisłe związki gospodarcze miast i wsi flandryjskich, wspólny typ gospodarki i kultury, wreszcie wspólne interesy polityczne stworzyły trwałą społeczność. Osoba hrabiego, która dotychczas była głównym czynnikiem łączącym, przestała — jak podkreślił Jan Dhondt — być niezbędna dla istnienia wspólnoty. * Już w XI w. sukcesy hrabiów zależne były od poparcia społeczeństwa: baronów, kleru, miast. Wytworzony wówczas zwyczaj elekcji hrabiów przez grono baronów, początkowo formalnej wobec dziedziczności tronu, stał się zaczątkiem decydowania o losach kraju przez przedstawicieli społeczeństwa. Od czasu uzurpacji Roberta Fryza coraz większą rolę w decyzjach o obsadzie tronu zaczęły odgrywać umacniające się komuny miejskie, stające często w opozycji do decyzji baronów. Wypadki 1127 roku przyspieszyły rozwój świadomości flandryjskiej. Kronikarz Galbert z Brugii, który dokładnie opisał wydarzenia po zamordowaniu hrabiego Karola, stał na stanowisku, że reprezentacja „kra- 318 VII. Amborum Tieutrum ju", złożona z baronów i przedstawicieli komun, stoi ponad hrabią, że ma prawo postawić go w stan oskarżenia i usunąć, jeśli społeczeństwo nie jest zadowolone z jego rządów.2 Jednocześnie zakwestionowano prawa króla francuskiego do mieszania się w sprawy Flandrii. Przedstawiciele jej stwierdzili, że „król Francji nie ma żadnego prawa wybierania lub mianowania hrabiego Flandrii, bez względu na to, czy [dotychczasowy hrabia] zmarł bezpotomnie, czy zostawiając dziedzica. Parowie kraju [tj. baronowie] i mieszczanie mają najbliższą władzę wyboru dziedzica i swobodę wyniesienia go na hrabstwo." 3 W walkach po śmierci Karola Dobrego pogłębiła się solidarność społeczeństwa flandryjskiego, przy czym po raz pierwszy w Europie mieszczanie wystąpili jako główny czynnik broniący wolności kraju; obok części rycerstwa, zwłaszcza drobnego, poparli ich aktywnie chłopi.4 Niewątpliwie można tu już mówić o patriotyzmie państwowym (tak Hein-rich Sproemberg); F. L. Ganshof i J. Dhondt skłonni są nawet upatrywać tu zaczątki flandryjskiej świadomości narodowej. Jest to jednak wspólnota obejmująca ludność obydwu języków: obok Brugii i Gandawy w ruchu miast biorą udział Lille i St. Omer. W momencie, kiedy rodziło się i umacniało poczucie francuskiej wspólnoty narodowej, a cała Francja skupiała się wokół króla i wspólnego patrona, św. Dionizego, Flandria uroczyście głosiła swą odrębność. Ludwik VI nie miał wystarczających sił, aby narzucić jej swą wolę: odtąd świadomość odrębności rosła we Flandrii jednocześnie z nawiązywaniem więzi z sąsiednimi państewkami, powstałymi z rozpadu „regnum Lotha-rii". Tak więc po upadku koncepcji odrębności Lotaryngii rozwija się w Niderlandach cała grupa niezależnych tworów politycznych; większe z nich potrafiły stworzyć trwalsze więzi o charakterze społecznym i lokalne patriotyzmy: dotyczy to przede wszystkim Hainaut, Brabancji i Leodium. Wiek XI i XII przyniosły rosnące wpływy kultury i języka francuskiego w Niderlandach cesarskich, co wiązało się nierzadko z wpływami politycznymi i koligacjami z dynastią francuską. Znajomość języka francuskiego stała się również dla rodów rycerskich pochodzenia germańskiego koniecznym elementem ich pozycji społecznej. Język francuski przenikał też do wyższych warstw mieszczaństwa, zarówno przez chęć naśladowania obyczajów rycerskich (a więc i języka, uważanego za bardziej subtelny), jak i dla ułatwienia kontaktów handlowych z Francją i przenikniętą wówczas francuskimi wpływami Anglią. Ale zarówno te wpływy, jak lojalność wobec Cesarstwa, widoczna w działalności niektórych władców, nie wpływały na umacnianie więzi politycznej Niderlandów z którymkolwiek z mocarstw; dotyczy to także stosunków z Anglią, coraz ważniejszych dla Flandrii, zależnej od angielskiej wełny 2. Usamodzielnienie niderlandzkich organizmów politycznych 319 w produkcji sukna. Przeplatające się germańskie i romańskie dialekty, francuskie i niemieckie wpływy polityczne i kulturalne, skłoniły anonimowego kleryka leodyjskiego do refleksji, ważnej w procesie kształtowania się niderlandzkiej odrębności: Galia nos imos et habet Germania primes, Amborum neutrum nos et utrumque sumus. Galia ma nas za ostatnich, a Germania za pierwszych, Nie jesteśmy żadną z nich, a jednocześnie jesteśmy obydwiema. e Echa tej myśli znajdujemy u wielkiego historyka belgijskiego, Henri Pirenne'a, który pisał: „Jak nasz kraj, uformowany przez wylewy rzek, płynących z Francji i Niemiec, tak samo nasza kultura narodowa jest rodzajem synkretyzmu, w którym można znaleźć pomieszane ze sobą i modyfikujące się wzajemnie elementy geniuszu obydwu ras." 6 Niemiecki historyk Heinrich Sproemberg z kolei widział w kształtującym się na terenie Niderlandów systemie państw „wielkie energie narodotwórcze", które tkwią u korzeni współczesnych państw niderlandzkich, będących dziedzicami holenderskich, flandryjskich, brabanckich, leodyjskich i luksemburskich wspólnot terytorialnych.7 Przy takim nastawieniu psychicznym używanie dialektów francuskich przez ludność południowych Niderlandów nie wpływała na polityczną świadomość w kierunku związania z narodem francuskim. Jeszcze w XIII w. poeta flandryjski Conon z Bćthune, piszący w dialekcie pikar-dyjskim, nie uważał tego języka za francuski. Wiek XII dołożył nowy ważny element do czynników budzących wbrew granicom państwowym wspólnotę niderlandzką: rozwinęła się wówczas i nabrała znaczenia wielka lądowa droga handlowa łącząca Kolonię z Brugią, przebiegająca przez Maestricht, Lowanium i Brukselę. Do tego czasu główne znaczenie komunikacyjne miały rzeki i biegnące wzdłuż nich szlaki handlowe z południa na północ; także terytoria polityczne, jak Flandria, Brabancja czy biskupie terytorium leodyjskie, formowały się w kierunku południowym. Wielka droga zaczęła teraz łączyć dwa centra gospodarcze: sukienniczą Flandrię i metalurgiczne terytoria Leodium i Namur; przebiegając przez znacznie mniej rozwiniętą Brabancję, przyspieszyła jej rozwój i wciągała ją w bliższe kontakty gospodarcze z wschodnim i zachodnim obszarem Niderlandów. Opanowanie tej drogi stało się głównym celem politycznym Brabancji, która w XIII wieku wysunęła się na czoło terytoriów niderlandzkich, jako księstwo o największym stopniu samodzielności politycznej i znacznej prężności rozwoju. Działalność najwybitniejszych książąt: Henryka I (1190—1235) i Jana I (1261—1294), lawirujących między słabym Cesarstwem a potężną Francją i zaznaczającą coraz silniej swą obecność Ań- 320 VII. Amborurn neutrum glią, bywa uważana przez różnych historyków bądź za dowód zręczności politycznej, bądź za szczyt cynizmu. Wprawdzie wypady książąt na biskupstwo leodyjskie nie przyniosły planowanych zdobyczy z powodu zaangażowania tamtejszego społeczeństwa w obronę niezależności terytorium biskupiego, ale za to w wojnie o sukcesję limburską Jan I okrył chwałą swój kraj i dynastię, rozbijając 5 czerwca 1288 roku pod Worrin-gen połączoną armię arcybiskupa Kolonii, hrabiów Luksemburga i Gel-drii; główną podstawę jego własnych oddziałów tworzyły kontyngenty mieszczańskie. Zwycięstwo pozwoliło mu wcielić do swych posiadłości księstwo limburskie, a więc poddać swej kontroli wschodni odcinek drogi z Kolonii do Flandrii, a zarazem otoczyć od wschodu terytorium biskupie. Charakterystyczny dla sytuacji był fakt, że decyzje króla rzymskiego Rudolfa Habsburga, który nadał Limburg Rajnoldowi geldryjskiemu, nie wpłynęły w ogóle na przebieg rozgrywki. Zwycięstwo pod Worrin-gen, opiewane w wierszach francuskich i flamandzkich, podniosło prestiż dynastii brabanckiej i temperaturę lokalnego patriotyzmu, a także przywiązanie do niezależności księstwa od jakichkolwiek obcych czynników. Podobną rolę, jak bitwa pod Worringen dla patriotyzmu brabanckiego, odegrała dla pogłębienia poczucia wspólnoty biskupiego terytorium le-odyjskiego bitwa pod Steppes, stoczona 14 października 1213 roku. Henryk I brabancki, korzystając z rozgrywek mocarstw, poprzedzających decydujące starcie pod Bouvines, zapragnął spełnić dążenia swych przodków i zagarnąć terytorium biskupie; w 1212 r. udało mu się zdobyć i spalić Leodium, biskup Hugo de Pierrepont schronił się w Huy, potem w Dinant. Planom księcia przeciwstawili się mieszczanie i chłopi, u których bezsilny dotychczas biskup uzyskał niespodziewaną pomoc: inwazja brabancka uznana została za obcy najazd, prowokujący całą ludność terytorium leodyjskiego. Pod Steppes mieszczańskie siły z Leodium, Huy i Dinant zniszczyły rycerzy brabanckich. Bitwa ta, popularyzowana we współczesnym Triumphus Sancti Lamberti (św. Lambert — patron Leodium), przypieczętowała rozwój leodyjskiego patriotyzmu i poczucia odrębności. Warto tu zwrócić uwagę na zmianę charakteru wojen w Niderlandach XII i XIII wieku. Dawniej wojny były nieomal stanem permanentnym, ale absorbowały głównie arystokrację i rycerstwo. Obecnie prowadzenie wojen było uzależnione od decyzji mieszczaństwa, dążącego do pacyfikacji dróg i likwidacji chaosu walk feudalnych. Jeżeli jednak już do wojen dochodziło, to absorbowały one wszystkie warstwy społeczne. Zmieniał się charakter walki, zapowiadając przyszłe katastrofy rycerstwa w starciach z nową taktyką piechoty mieszczańskiej; jednocześnie udział szerokiej reprezentacji społeczeństwa danej ziemi w solidarnej walce ze wspólnym wrogiem umacniał wiąż wspólnoty, łączącą mieszkań- 2. Usamodzielnienie niderlandzkich organizmów politycznych 321 ców najechanego przez wroga terytorium. W tym samym momencie, gdy więzi ekonomiczne przyczyniały się do gospodarczej i kulturalnej wspólnoty niderlandzkiej, a wpływy francuskie dostarczały tej wspólnocie zewnętrznej jednolitych form, kształtujących według tego samego wzorca mentalność i sposób życia, wzmocnione państewka terytorialne, stabilizując swą władzę i granice, kształtowały swe odrębności, coraz dłuższa tradycja wspólnego życia w ich ramach, umacniana przez rozwijającą się lokalną historiografię, pogłębiały lokalny patriotyzm. Mieszkańcy Niderlandów nie byli już ani Francuzami, ani Niemcami: byli Flandryj-czykami, Brabantczykami, Holendrami, Leodyjczykami etc. Do przytoczonych tu przykładów Brabancji i Leodium można dodać dalsze jeszcze dowody tworzenia się lokalnych patriotyzmów, rozwiniętych wskutek połączenia interesów dynastii i społeczeństwa. Wiek XII i XIII — to również okres umocnienia wewnątrz i na zewnątrz Holandii, która podporządkowała sobie właściwie biskupów Utrechtu i walczyła z Flandrią o wyspy Zelandii, przy czym hrabiowie korzystali z poparcia młodych jeszcze miast holenderskich. Wilhelm II (1246—1256) został wybrany w Niemczech królem rzymskim przez obóz propapieski i starał się wykorzystać to stanowisko dla interesów swego terytorium. Poległ w walce z Fryzami, ale jego następca, Florencjusz V (1256—1296), zwycięsko zakończył podbój. Bardzo istotną dla dalszego rozwoju więzi terytoriów niderlandzkich była dokonana w 1299 r. unia Hainaut i Holandii pod berłem Jana II z Avesnes i jego syna Wilhelma III (1304—1337), wbrew Flandrii, która dopiero w 1323 r. się z nią pogodziła. Mimo całkowicie odmiennej struktury feudalnego Hainaut i chłopsko-mieszczańskiej Holandii, odmiennego języka i tradycji, zręczna polityka Avesnes'ow, utrzymujących odmienne systemy administracji w obu hrabstwach, przyczyniła się po raz pierwszy do powiązania północy i południa Niderlandów. Hrabiowie Luksemburga ponieśli wprawdzie pod Worringen klęskę w swej walce o Limburg (zginął tam hrabia Henryk III), ale niebawem mieli zrobić błyskawiczną karierę polityczną: hrabia Henryk IV (VII) został cesarzem, a jego syn Jan — królem czeskim. Kariera ta wpłynęła również na wzrost znaczenia Luksemburga wśród państw niderlandzkich. Wśród kształtujących się w XII i XIII wieku patriotyzmów terytorialnych specyficznego charakteru nabrał patriotyzm flandryjski, a to zarówno ze względu na jego rosnący zakres, jak na gwałtowność, rosnącą wraz z dążeniem Francji do wcielenia hrabstwa do domeny Kapetyngów i z narastającym konfliktem językowym, mającym odpowiednik w układzie sił społecznych. Jesteśmy tu u kolebki tworzenia się flandryjskiej (flamandzkiej) świadomości narodowej. W roku 1127/1128 decyzja miast flandryjskich wyniosła na tron, wbrew 322 VII. Amborum neutrum 2. Usamodzielnienie niderlandzkich organizmów politycznych 323 królowi francuskiemu, dynastię alzacką; niedługo jednak doszło do jej wygaśnięcia: hrabia Filip poległ w trzeciej krucjacie w 1191 roku. Sytuacja była wówczas inna niż za Ludwika VI: teraz jego wnuk Filip August dysponował większymi siłami i możliwościami. Wprawdzie zgodził się na (dokonane drogą zamachu stanu w porozumieniu z miastami flandryjskimi) objęcie władzy we Flandrii przez Baldwina V (we Flandrii VIII) z Hainaut, ale zmusił go w 1192 do odstąpienia Kapetyngom południowej, romańskiej części hrabstwa, tzw. Artois, z wielkim ośrodkiem sukienniczym Arras. Również biskupie Tournai znalazło się pod protektoratem króla. Na tym nie koniec nacisku Filipa Augusta na Flandrię: syn Baldwina V (VIII), Baldwin VI (IX), wziął udział w czwartej krucjacie, został w 1204 cesarzem łacińskim Konstantynopola i wkrótce potem w walce z Bułgarami dostał się do ich niewoli, po czym słuch o nim zaginął. Pozostały po nim dwie nieletnie córki, które Filip August wywiózł do Paryża, roztaczając swą kontrolę nie tylko nad Flandrią, ale i należącym do Cesarstwa Hainaut. Straszą córkę Baldwina, Joannę, wydał za księcia portugalskiego Ferranda. Objęcie władzy przez młodą parę od razu jednak podważyło wpływy Francji; jak wiemy, Ferrand w przymierzu z Anglią i cesarzem Ottonem IV walczył przeciwko swemu suzerenowi pod Bouvines (1214). Odpokutował to dwunastoletnią niewolą; dopiero po śmierci Filipa Augusta następca jego zgodził się uwolnić hrabiego za wysoki okup i ograniczenie samodzielności Flandrii (1226 r.). Baronowie flandryjscy mieli składać przysięgę wierności królowi, a hrabiowie nie mieli prawa budować nowych twierdz ani naprawiać istniejących. Jedyna córka Ferranda i Joanny została wywieziona do Paryża, gdzie po dojściu do pełnoletności miała poślubić Kapetynga i wnieść mu Flandrię w posagu. Nie doszło jednak do tego, bo dziewczynka zmarła, a dziedzictwo przeszło na młodszą siostrę Joanny, Małgorzatę. Burzliwe losy tej kobiety miały odbić się na dalszej historii Niderlandów. Poślubiła ona jeszcze w 1212 r. barona z Hainaut, Boucharda z Avesnes, który był związany święceniami kościelnymi. Z małżeństwa tego urodziło się dwu synów, ale przyszłość ich była niepewna, ponieważ Kościół nie uznał tego związku Małgorzaty. Pod wpływem siostry w 1222 r. Małgorzata opuściła męża i w następnym roku poślubiła rycerza z Szampanii Wilhelma Dam-pierre'a. Nowy kandydat na hrabiego spotkał się z poparciem Francji i papieża, który ogłosił synów Małgorzaty z pierwszego małżeństwa za bastardów. Oczywiście cesarz Fryderyk II zajął stanowisko przeciwne, popierając rodzinę Avesnes. Powstał groźny zatarg, który zażegnał w 1246 r. salomonowy arbitraż „świętego króla" Ludwika IX — arcydzieło polityczne. Król przyznał rodzinie Avesnes (w osobie najstarszego syna Małgorzaty, Jana I) Hainaut, rodzinie Dampierre zaś (Gwidon, syn z drugiego małżeństwa) — Flandrię. Decyzja osłabiała Flandrię, odrywając od niej Hainaut i dzieląc dawną wspólnotę na dwa zwalczające się państewka (bo Avesnes'owie nie zrezygnowali ze swych pretensji). Jednocześnie powstawał niebezpieczny dla Cesarstwa precedens: król francuski decydował o tym, kto ma panować w cesarskim hrabstwie Hainaut. Rządy dwu sióstr, wychowywanych w Paryżu i nie znających języka flamandzkiego, a następnie panowanie Dampierre'ow, Francuzów obcych tradycjom flandryjskim i otaczających się rycerzami ściąganymi z Francji, zwiększyły wpływy francuskie — dwór nabrał charakteru francuskiego, francuski stał się językiem administracji; najstarszy dokument wydany w tym języku (1204) pochodzi właśnie z Flandrii. Każdy rycerz, pragnący zrobić karierę, musiał dostosować się do języka i obyczajów dworu; rycerzy naśladowało bogate kupiectwo. Nawet w miastach flamandzkich, jak St. Omer czy Ypres, prowadzono kancelarię po francusku. Szerzenie się we Flandrii wpływów francuskich przyniosło jednak konsekwencje, jakich dotychczas w Europie nie znano. Flandria należała, obok północnych Włoch, do najsilniej zurbanizowanych terenów europejskich. Sukiennictwo, rozwijające się w Gandawie, Ypres, Brugii, Lilie i Douai, przyczyniało się do wzrostu liczby i znaczenia rzemieślników; w produkcji sukna brała też udział znaczna część pobliskiej ludności wiejskiej, co z kolei umacniało więzi niższych warstw społeczeństwa miejskiego i wiejskiego. Rzemieślnicy stali się w XIII w. przedmiotem wyzysku bogatych kupców (poorters), władających w miastach: utracili samodzielność, za określoną zapłatę, z wełny dostarczanej przez kupców, wykonywali tylko produkt, który ci sami kupcy zabierali następnie celem rozprowadzenia. Tkacze zajmowali się tylko fragmentem producji: wykańczanie sukna, folowanie i farbowanie dokonywane było już przez innych rzemieślników, także na zlecenie poorters. Stosunki między tymi ostatnimi a rzemieślnikami, którzy właściwie zeszli już do roli robotników najemnych, stawały się coraz bardziej napięte. W roku 1274 tkacze i folusznicy zawiązali w Gandawie spisek przeciw władzom miejskim; w 1280 wybuchły rozruchy w Brugii, Ypres, Douai i Tournai. Władze miast nawiązywały porozumienia w sprawie wspólnego zwalczania wystąpień „pospólstwa". Nienawiść zwracała się także przeciw władzom komunalnym, opanowanym przez możne rody kupieckie lub właścicieli gruntów miejskich; nie dopuszczały one do władz miejskich nowych ludzi,'ciągnęły zyski z administrowania dochodami i podatkami miejskimi, powodując uzasadnione oskarżenia o defraudację. Konflikt społeczny w miastach (poza południową częścią Flandrii z Lilie i Douai, gdzie cała ludność mówiła po francusku) łączył się z narastającym podziałem językowym. Im bardziej rządząca grupa kupiecko-rentier- 324 VII. Amborum neutrum ska przyswajała sobie francuski język i obyczaje, tym bardziej antagonizmy społeczne przybierały formy wrogości językowo-etnicznej. „Chrześcijaństwo jest rozdwojone" — pisał w XIV w. poeta flamandzki Jan van Boendale, mając na myśli podział na „waelsche" i „dietsche tonge". Dawny lokalny patriotyzm flamandzkiej wspólnoty terytorialnej nabierał nowych barw; separatyzm, broniący Flandrii przed wcieleniem do Francji, stawał się teraz nienawiścią do Francji jako państwa i do Francuzów jako narodu. Przynależność narodowa stopniowo zlewała się z językową, zwłaszcza gdy okazało się, że przejęciu języka francuskiego przez rządzącą grupę kupiecką towarzyszy coraz ściślejsze związanie się jej z królem francuskim przeciw własnemu hrabiemu. Od francuskiego godła królewskiego zaczęto tę grupę nazywać „leliaerts" — liliarzami. Proces krystalizacji antagonizmu językowego w miastach ogarnął i wieś; również tam flamandzcy chłopi stali przeciwko mówiącym po francusku rycerzom. W roku 1225 doszło do powstania chłopskiego, kiedy pojawił się samozwaniec, rzekomo wracający z niewoli bułgarskiej cesarz Baldwin. Powstanie skierowane było przeciwko coraz bardziej francuskiemu i obcemu flandryjskim sentymentom dworowi oraz próbom wzmożenia feudalnego wyzysku przez szlachtę. Krystalizacja nowej świadomości, opartej na języku, była powolnym procesem, dalekim od wypełnienia. W południowej części Flandrii, mówiącej po francusku, nie było oczywiście antagonizmu językowego, ale konflikty społeczne były te same; obrońcy niezależności Flandrii, niechętni aneksyjnej polityce króla francuskiego, zwani od lwich pazurów herbu hrabstwa „clauwaerts", znajdowali i tu zwolenników wśród pospólstwa i chłopów. Co więcej, obcy i całkowicie francuski ród Dampierre'ow, tylko po kądzieli związany z cieszącą się przywiązaniem starą dynastią Baldwinów, znalazł się niespodziewanie w jednym obozie z flamandzkim pospólstwem i flamandzkimi chłopami. Za czasów Ludwika Świętego Dampierre'owie cieszyli się poparciem króla i na ogół byli wiernymi lennikami. Mimo to konsekwentna polityka dworu francuskiego, zmierzająca do likwidacji wielkich lenn i stopniowego ich wcielania do domeny królewskiej, była zbyt wyraźna, aby plany wobec Flandrii mogły pozostać niedostrzeżone. Jednym z najważniejszych elementów tej polityki było wkraczanie w konflikty hrabiów z ich podwładnymi i umożliwianie tym ostatnim odwoływania się od decyzji hrabiów do parlamentu paryskiego. Hrabia Gwidon Dampierre starał się interweniować w konfliktach społecznych w miastach, grożących krwawymi powstaniami; jego wysiłki szły w kierunku likwidacji ekskluzywizmu grupy rządzącej i poddania jej kontroli szerszych warstw mieszczaństwa. Taka interwencja w Gan-dawie w 1275 r. spowodowała jednak odwołanie się ławników gandaw- 2. Usamodzielnienie niderlandzkich organizmów politycznych 325 skich do Paryża; parlament paryski unieważnił decyzję hrabiego. Z tą chwilą odwołania zaczęły się mnożyć; już nie tylko miasta, ale i poszczególni baronowie odwoływali się do króla francuskiego, który przysyłał do Flandrii swoich pełnomocników, obdarzonych prawem decydowania o różnych sprawach ponad głową hrabiego. Byli to często — co hrabiego szczególnie drażniło — prości rycerze, którzy w służbie królewskiej uzyskali znaczenie przerastające ich własne pochodzenie i majątek. Do konfliktu Gwidona z królem Filipem Pięknym doszło wobec interwencji króla we wróżdę Dampierre'ow z Avesnes'ami. Gwidon, który w 1263 r. kupił hrabstwo Namur, starał się przez opanowanie Hainaut doprowadzić do połączenia Flandrii z nową posiadłością i stworzenia silnego kompleksu terytorialnego. Nie było to na rękę Filipowi Pięknemu, który starał się osłabiać, a nie wzmacniać swych wielkich wasali. Porozumienie króla z Janem z Avesnes skłoniło Gwidona do szukania kontaktów z Anglią; mnożące się przypadki wkraczania funkcjonariuszy królewskich w wewnętrzne konflikty hrabstwa i pozywanie hrabiego przed parlament paryski przyspieszyły zerwanie. W 1297 roku Gwidon odmówił stawienia się w Paryżu i wypowiedział posłuszeństwo Filipowi, po czym zawarł przymierze z Anglią. Król angielski Edward I nie pospieszył jednak z pomocą i zawarł odrębny pokój z Francją (1299 r.). Większa część Flandrii, nie przygotowanej do odparcia frontalnego ataku, została już w 1297 r. opanowana przez Francuzów. W maju 1300 r. Gwidon skapitulował i został uwięziony, a Flandria wcielona do domeny królewskiej. Tuż przed wypowiedzeniem wojny Gwidon nadał liczne przywileje miastom; w tychże przywilejach, rozszerzających autonomię i ułatwiających rozwój handlu i rzemiosła, zawarte były jednak postanowienia dotyczące udziału przedstawicieli pospólstwa we władzach miejskich. Nieszczęśliwy hrabia, mimo katastrofy, zostawił więc przychylne wspomnienia wśród niższych warstw mieszczaństwa: stare przywiązanie ludu do dynastii znalazło nowy powód do rozwinięcia się na przekór obcemu panowaniu. Namiestnik Filipa, Jakub de Chatillon, popełnił wszystkie możliwe błędy w zarządzaniu świeżo zdobytym krajem. Otoczywszy się baronami i profrancuskimi przedstawicielami mieszczaństwa, urządził kosztowną i rozrzutną podróż króla po Flandrii, którą następnie starał się sfinansować, obciążając jej ludność nowymi podatkami. Już w 1302 r. doszło do wybuchu nienawiści przeciw najeźdźcom. Na czele spisku stanął brugijski rzemieślnik Piotr de Coninck; we Flandrii pojawił się jeden z synów Gwidona, Jan z Namur, który potrafił wykorzystać wrzenie pospólstwa dla sprawy dynastii. Brugia, opanowana chwilowo przez spiskowców, została w maju 1302 zajęta przez żołnierzy Jakuba de Chatillon; rozeszły się pogłoski o przygotowywanych represjach 326 VII, Amborum neutrum 2. Usamodzielnienie niderlandzkich organizmów politycznych 327 i egzekucjach. Strach połączony z nienawiścią doprowadził do wybuchu; ranek 18 maja 1302 r. był świadkiem „jutrzni brugijskiej" — rzezi zakwaterowanych po mieście Francuzów. Hasło spiskowców: „schild en vriend" (tarcza i przyjaciel), stało się podobno narzędziem rozróżnienia przyjaciół od wrogów: tych, którzy nie potrafili poprawnie wymówić flamandzkiego hasła, zabijano. Wrogiem był więc dla powstańców każdy Francuz. Powstańcy brugijscy znaleźli naśladowców w innych miastach i we wsiach Flandrii nadmorskiej. Armia francuska, która niebawem przybyła ponownie ujarzmić kraj, została 11 lipca 1302 r. zmasakrowana pod Courtrai („bitwa ostróg"). Wojska flamandzkie składały się prawie wyłącznie z piechoty mieszczańsko-chłopskiej; towarzyszący im niewielki orszak Jana z Namur liczył tylko 30 rycerzy. Nie brano jeńców. „Jak w Brugii, ktokolwiek mówił po francusku, był zabijany." Pod Courtrai nienawiść do obcojęzycznych najeźdźców sprzęgła się z nienawiścią klasową do obcego i miejscowego (leliaerts) rycerstwa i patrycjatu, co wzmogło gwałtowność rozprawy. Wojna Flandrii o niepodległość przeciągnęła się jednak na długie lata, a rezultaty jej nie odpowiadały ogromnemu poświęceniu i determinacji ludu flamandzkiego. Można sądzić, że dynastia i wyższe warstwy społeczeństwa Flandrii były nieomal równie przestraszone zwycięstwem pod Courtrai, jak król Filip Piękny (który odtąd unikał walnych bitew w polu). Pokój w Athis-sur-Orge (1305) był korzystny dla Francji, która zatrzymywała trzy frankofońskie kasztelanie południowej Flandrii: Lilie, Douai i Bśthune, oraz zamki Cassel i Courtrai. Można się domyślać początku rozdźwięków między Flamandami z północnej Flandrii, rozżartymi na wszystko, co francuskie, i ich mówiącymi po francusku kompatriotami z południa; dwór francuski ze swej strony prowadził rozległą propagandę przeciwko zuchwałym flamandzkim plebejom, którzy wbrew prawom Boskim i ludzkim „tkacza zrobili sobie królem" (wykorzystano tu przezwisko Piotra Conincka dla oszukania opinii publicznej: coninck = król). Działało to przede wszystkim na flandryjską szlachtę, która wywierała nacisk na hrabiego, aby pogodził się z królem. Nowy hrabia, Robert z Bethune, syn Gwidona, znalazł się, jako współtwórca pokoju w Athis, pod pręgierzem opinii flamandzkiej. Poza tym, że poniósł straty terytorialne zobowiązał się do wypłacenia królowi ogromnej kontrybucji (400 tyś. liwrów w ciągu 4 lat) oraz zburzenia fortyfikacji, a wszyscy Flandryjczycy powyżej 14 lat mieli złożyć przysięgę wierności królowi. Obawiając się nowych rewolucyjnych ruchów mieszczaństwa, Robert związał się z baronami i dawnymi leliaerts z miast, zapewniając im powrót. Nie rozumiejącemu ani języka, ani uczuć Flamandów hrabiemu obce były antyfrancuskie uczucia mas: jego cel — odzyskanie hrab- stwa — został osiągnięty; odtąd starał się doprowadzić do zgodnego współżycia z królem. Nie było jego winą, że kolejni królowie francuscy nie ułatwiali tego współżycia i na pograniczu wznawiano co i raz walki, aż po zawarcie pokoju w 1320 r., łagodzącego warunki pokoju w Athis, które nie zostały w pełni wykonane. Powrót leliaerts i profrancuskich baronów przyczynił się do utrzymywania we Flandrii stanu wrzenia, obejmującego nie tylko mieszkańców miast, ale także chłopów; w 1323 wybuchło powstanie obydwu tych grup ludności przeciwko patrycjatowi kupieckiemu, panom feudalnym i hrabiemu Ludwikowi z Nevers. Po kilku latach walk, w których przebieg nie możemy tu się wgłębiać, reakcja feudalna odniosła sukces z pomocą króla francuskiego Filipa VI: pod Cassel 23 sierpnia 1328 r. rycerstwo francuskie wzięło odwet za Courtrai, po czym rozpoczęły się bezprzykładne represje i egzekucje chłopskich i mieszczańskich uczestników powstania. W ten sposób kolejne pokolenia Fłamandów gromadziły w sobie złoża antyfrancuskiego patriotyzmu — jutrznia brugijska i triumf pod Courtrai w takim samym stopniu, jak pamięć o klęsce pod Cassel i wymordowanych powstańcach, żywe były w uczestnikach kolejnego wybuchu: powstańcach 1339 r., którzy obaliwszy władzę hrabiego Ludwika i zerwawszy z Francją, usiłowali pod przewodem Jakuba van Artevelde stworzyć podstawy Flandrii od nikogo niezależnej. Pora zbilansować rozwój świadomości narodowej na niderlandzkim pograniczu Niemiec i Francji. Ziemie te — od Flandrii po Holandię, Geldrię i Luksemburg, nie zostały objęte w większym stopniu procesami integracyjnymi narodów niemieckiego i francuskiego. Na przeszkodzie temu stanęła najpierw odrębna tradycja wspólnoty lotaryńskiej, aż do XI w. zachowująca swą żywotność. Kiedy została zlikwidowana, ustąpiła — wskutek słabnącej siły integracyjnej Cesarstwa — licznym władztwom terytorialnym, z których każde budowało własną społeczność o odrębnych tradycjach historycznych, pozbawioną uczuciowych związków z wielkimi sąsiednimi monarchiami. W dodatku terytoria owe złożone były w większości przypadków z obszarów dwujęzycznych; narastanie odrębności terytoriów i ich własnych tradycji w postaci terytorialnego patriotyzmu uodporniało je więc na działanie żywego już w XIII w. na różnych obszarach Europy, wywołanego przyczynami społeczno-politycznymi antagonizmu językowego. Wiek XIV w Niderlandach — to czasy rozkwitu patriotyzmu brabanckiego, holenderskiego, luksemburskiego etc., które nie czuły już, czy jeszcze, związków z większymi całościami. A jednak podstawy do rozwoju takich szerszych powiązań były już w trakcie formowania. Tworzyły się one na przekór granicom państwowym i językowym drogą coraz ściślejszych stosunków gospodarczych, łączących poszczególne terytoria Niderlandów cesarskich i francuskich: 328 VII. Amborum neutrum wzdłuż wielkich rzek, wzdłuż szlaku prowadzącego równoleżnikowo ze wschodu przez poszczególne księstwa i hrabstwa do Brugii. Rozwijała się tu szczególna cywilizacja, oparta na zbliżonej strukturze społecznej i mieszanym charakterze etnicznym, która niebawem miała zacząć owocować w sztuce niepowtarzalnymi zjawiskami niderlandzkiej kultury plastycznej, a w literaturze — po okresie rozwoju dość naśladowczej twórczości rycersko-dworskiej — specyficznymi utworami dydaktycznymi i satyrycznymi, wywodzącymi się z kręgów mieszczaństwa, mówiącego zarówno francuskimi, jak germańskimi dialektami. Na tej podstawie dynastia burgundzka podejmie u schyłku XIV w. dzieło zjednoczenia Niderlandów, dzieło, które w sto lat później przyniosło rezultaty w postaci dwujęzycznego, ale politycznie świadomego i kulturowo dość jednolitego „narodu burgundzkiego" — jak się określali sami mieszkańcy Niderlandów, coraz częściej zwanych także (w myśl reminiscencji antycznych) Belgią. Ten kierunek rozwoju nie był jednak niczym oczywistym: uczy o tym przykład Flandrii. Bardzo wcześnie wyodrębniona w zwarte i gospodarczo wysoko rozwinięte terytorium ze świadomym swej odrębności społeczeństwem, nie pragnącym przyłączenia do żadnej z trzech wielkich 'monarchii wyciągających rękę po ten kraj, a przywiązanym do własnej dynastii, tradycji historycznych i kultów (Karola Dobrego w Brugii!), znalazła się na przełomie XII i XIII wieku w obliczu integracyjnych akcji królestwa Francji. Kapetyngowie nie zdołali wchłonąć Flandrii za jednym zamachem, nie zdołali jej zresztą w ogóle ujarzmić. Jednak wskutek ich polityki patriotyzm terytorialny Flandryjczyków, podobny przez długi czas do analogicznych patriotyzmów Brabantczyków, Leodyjeżyków czy Holendrów, nabrał ostrego charakteru antyfrancuskiego. Król francuski nie był dla Flandryjczyków własnym charyzmatycznym monarchą, lecz obcym agresorem. Przepaść między nim a Flandrią pogłębiała się, gdy kolejno włączano do Francji Artois i frankofońską południową Flandrię (Lilie, Douai, Bśthune); Flandria stając się językowo jednolita, zyskiwała nowy przedmiot walki, identyczność etniczno-językową. Hrabia jako dawny symbol tej odrębności stracił znaczenie — obcy językowo swemu ludowi, był popierany tylko wtedy, kiedy działał zgodnie z jego interesem. Flandria mogła istnieć i walczyć o swą niezależność także bez własnego monarchy, jak tego dowiodła w latach 1301 i 1339. Flamandzkie społeczeństwo Flandrii przeradzało się w naród, i to naród obejmujący szerokie warstwy społeczeństwa. Byłoby interesujące zbadanie dalszych dróg rozwoju tej flandryjsko--flamandzkiej świadomości narodowej, umacnianej w powstaniach XIV wieku, będących jednocześnie wyrazem konfliktów społecznych i antagonizmów narodowych. Patriotyzm flandryjski przetrwał długo jeszcze potem, ale miał później raczej charakter separatyzmu regionalnego w pań- 2. Usamodzielnienie niderlandzkich organizmów politycznych 329 stwie burgundzkim. Dlaczego Flandryjczycy pogodzili się z władzą obcej dynastii, i to wywodzącej się z francuskiego domu królewskiego? Czy dlatego, że Filip Śmiały ponownie połączył z Flandrią utraconą niegdyś frankofońską część południową? Czy dlatego, że rozpoczął jednoczenie ziem niderlandzkich na przekór granicom między Francją a Cesarstwem? Czy ze względu na jego zalety osobiste: zrównoważenie i tolerancyjność? Czy za to, że kazał swe dzieci uczyć języka flamandzkiego? Trudno odpowiedzieć na te pytania. Najważniejszy był fakt zniknięcia obaw przed wchłonięciem Flandrii przez Francję. Książęta, przeciwstawiający się królowi francuskiemu, stawali się — mimo własnej woli — reprezentantami interesów flandryjskich poddanych. Flandria, rozszerzona na południu i niebawem zwiększona o odzyskane Artois, straciła jednolitość językową, tak sprzyjającą nacjonalizmowi flamandzkiemu. Język francuski znowu osiągnął przewagę, i to w całych Niderlandach, jako język dworu i urzędów centralnych, ale język niderlandzki był obok niego wszędzie w użyciu i książęta potrafili się nim posługiwać. Rozwijały się obok siebie dwie literatury, przy czym dzieła w języku francuskim wychodziły często spod pióra Flamandów. Antagonizmy językowe dawały od czasu do czasu znać o sobie, zwłaszcza uszczypliwe uwagi na temat gru-biańskości języka niderlandzkiego były częstym składnikiem utworów francuskich (o „brute langue" pisał kronikarz dworski XV w. Jerzy Cha-stellain, sam „natif flameng"). Jednak syn Filipa Śmiałego, Jan bez Trwogi, umieścił w swym herbie flamandzką dewizę: „Ic houd" (przyjmuję wyzwanie, dotrzymuję placu). „Burgundzki" patriotyzm niderlandzki XV i XVI wieku nie zapoczątkował, jak wiadomo, kształtowania się narodu nowożytnego po tej właśnie linii. Rewolucja niderlandzka przyniosła jej załamanie, a różne nowe typy świadomości narodowej: ogólnoniderlandzka, holenderska, belgijska, flamandzka, walońska — do dziś ścierają się w społeczeństwach, które nie chciały być ani Francuzami, ani Niemcami. VIII. ŚREDNIOWIECZNA ŚWIADOMOŚĆ NARODOWA DROGI ROZWOJU, PRZESZKODY I MANOWCE W poprzednich rozdziałach zgromadzony został obszerny materiał, ukazujący warunki kształtowania się narodów na terenach Francji, Niemiec i Włoch, jak też odbiegające od nich specyficzne stosunki na obszarach niderlandzkich, uniemożliwiające pełną integrację ich ludności z narodami francuskim lub niemieckim i stwarzające perspektywę wykrystalizowania się tam odrębnego narodu lub narodów. Niestety, rozmiary książki i najrozmaitsze trudności, którym dałem wyraz w przedmowie, nie pozwalają na omówienie na tym miejscu dalszych przykładów kształtowania się średniowiecznych narodów europejskich. Poza dotychczasowymi przykładami pozostał więc rozwój narodu angielskiego, tak skomplikowany ze względu na podporządkowanie francuskim wpływom językowym i kulturowym i ze względu na rolę zdobywców normańskich XI w., brutalnie, choć bezskutecznie starających się zerwać z dotychczasowymi historycznymi i kulturowymi tradycjami kraju. Tu należałoby też omówić rozwój walijskiej świadomości narodowej, która — przynajmniej w okresie chronologicznym objętym tą pracą — umacniała się mimo podporządkowania politycznego i kościelnego Walii królom angielskim i arcybiskupstwu Canterbury i znajdowała wyraz w twórczości takich postaci, jak Galfred z Monmouth i Girald Kambryjski. Interesujący jest też proces kształtowania się narodu szkockiego na podstawie syntezy celtyckich tradycji z elementami anglosaskimi i normańskimi. Poza naszymi rozważaniami pozostała również Hiszpania, w której tradycje królestwa wizygockiego, stale żywe, były natchnieniem tendencji zmierzającej do ponownego zjednoczenia Półwyspu Pirenejskiego. Obok nakazu walki z muzułmanami, stanowiącego pierwszy obowiązek rycerstwa na rubieżach chrześcijaństwa, właśnie tradycja wizygockiej jedności Hiszpanii dawała ludziom reconquisty w ich przekonaniu „prawo moralne" do usuwania Maurów z Półwyspu. Mimo tych wielkich i wciąż żywych tradycji jedności, rzeczywistość polityczna Hiszpanii, polegająca na utwierdzaniu się różnic między poszczególnymi królestwami, zdawała się przeczyć możliwości zjednoczenia. Każde z nich miało własną historię, własną dynastię, odrębny ustrój po- VIII. Średniowieczna świadomość narodowa 331 lityczny i strukturę społeczną, inne kierunki ekspansji, wreszcie inny dialekt, który z pojawieniem się dzieł literackich i akt urzędowych „in vulgari" przetwarzał się w odrębny język literacki. Kształtowały się więc odrębne narody: kastylijski, aragoński, portugalski; istniała w pewnym momencie możliwość powstania katalońsko-prowansalskiej wspólnoty narodowej. Nie zajęliśmy się też kształtowaniem narodów skandynawskich, wśród których także nie brakło tendencji do szerszej jedności, zbyt późno zrealizowanej w unii kalmarskiej 1397 roku. W tym okresie zdążyło się już bowiem wytworzyć odrębne poczucie narodowe Duńczyków, Norwegów, Szwedów i Islandczyków, choć w porównaniu z innymi terenami Europy bliskość między nimi była znacznie większa i można by zestawić różnice między poszczególnymi „narodami" Skandynawii z różnicami organizmów politycznych rozbitej Rzeszy Niemieckiej, które wszak miały niekiedy również bogate podłoże tradycji sięgającej wczesnośredniowiecznych plemion. Na koniec — nie objęliśmy badaniami krajów słowiańskich i Węgier, m.in. dlatego, że są one przedmiotem licznych dostępnych w Polsce publikacji i prac znajdujących się w toku: synteza mogłaby okazać się przedwczesna. Trudno było się też jej podjąć z innego względu: właśnie ukończył książkę na ten temat uczony czeski Frantiśek Graus; zapowiedź tego wytrawnego badacza uwolniła mnie poniekąd od obowiązku zajęcia się przede wszystkim problematyką krajów słowiańsko-węgierskich, przynajmniej dopóki nie można stwierdzić, w jakim stopniu wyniki jego pracy rozwiążą problem.1 Bizantyjski krąg kulturowy — z Rusią i krajami bałkańskimi — został a priori wyłączony z moich badań, choć nie ma potrzeby przypominać, jak bardzo badania powstawania struktur narodowych w tym kręgu ważne są dla całości problematyki. Zanim przejdziemy do próby scharakteryzowania modelu średniowiecznego narodu zachodnioeuropejskiego, do uchwycenia podstawowych czynników stanowiących o jego obliczu, jego sile i trwałości, powróćmy raz jeszcze do wciąż dyskutowanej sprawy różnic między narodem średniowiecznym a narodem nowoczesnym, ukształtowanym w XIX wieku. W trakcie pisania tej pracy literatura na ten temat nie przestała rosnąć, a różnice między zwolennikami teorii o powstaniu narodów na przełomie XVIII i XIX w. i zwolennikami średniowiecznej genezy narodów bynajmniej się nie zatarły. Powtórzę więc jeszcze raz, że kształtowanie się narodów, ich powstawanie, rozwój i rozpad ma charakter dynamiczny. Obserwując pod tym kątem społeczności historyczne od czasu średniowiecza w różnych przekrojach, stale napotykamy narody w rozmaitych stadiach konsolidacji, 332 VIII. Średniowieczna świadomość narodowa VIII. Średniowieczna świadomość narodowa 333 narody w stanie powstawania, zalążki narodów w postaci kształtujących się wspólnot politycznych, z których czasem w przyszłości powstanie naród, a czasem tylko efemeryczny związek terytorialny lub koalicja określonych grup ludności. Podkreśla się w artykułach polemicznych zasadnicze różnice między narodami nowoczesnymi a owymi wspólnotami średniowiecznymi, którym ośmielam się również udzielić miana narodów. Jest to wyważanie otwartych drzwi, bo żaden z badaczy narodów średniowiecznych nie negował tych różnic. Już Paul Kirn porównywał stosunek narodu średniowiecznego do nowoczesnego do różnicy między lancknechtem a dzisiejszym żołnierzem piechoty.2 Bądźmy bardziej ściśli: Rewolucja Francuska po raz pierwszy zlikwidowała wątpliwości na temat, czy wszystkie- klasy społeczne tworzą naród, czy też tylko klasy uprzywilejowane, w których rękach znajdowały się dotychczas decyzje polityczne. Od tej pory pojęciem narodu objęto całe społeczeństwo, wszystkich ludzi, których uczeni, politycy i ideologowie do narodu zaliczali, nawet tych, którzy sami się do przynależności narodowej niezbyt poczuwali, byleby odpowiadali przyjętym z góry kryteriom językowym, terytorialnym lub nawet... genetycznym. A więc ogromna różnica. Do Rewolucji Francuskiej (lub, jeśli kto woli, Amerykańskiej) istniał zwykle tylko wąski „naród polityczny", złożony ze szlachty lub ze szlachty i bogatego mieszczaństwa; po Rewolucji — naród pełny, obejmujący całe społeczeństwo, a przede wszystkim chłopów. Otwierało to drogę do demokratyzacji świadomości narodowej, do jej upowszechnienia, do ukazania odpowiedzialności wszystkich warstw za losy narodu. Ale przyjrzyjmy się bliżej rzeczywistości historycznej. Znane są wypowiedzi szlacheckich ideologów polskich i węgierskich, głównie z okresu nowożytnego, negujące przynależność „plebejów", także mieszczan, do narodu. Są to jednak tezy publicystyczne, które przecież nawet nie przez całą szlachtę były przyjęte, którym zaprzeczali świadomi narodowo i wykształceni mieszczanie od średniowiecza aż po Rewolucję. Sami przedstawiciele „narodów szlacheckich" w obliczu zagrożenia zwykle przypominali sobie o szerszym zasięgu wspólnoty narodowej i gorąco wzywali chłopów do walki w obronie „wspólnej" teraz ojczyzny. Zakres świadomości narodowej w okresie przed Rewolucją Francuską nie ograniczał się do „narodu politycznego", nie był też wartością stałą. Poszerzał się zwykle w okresie zagrożenia zewnętrznego, zwężał zaś w momencie, gdy konflikty klasowe kazały widzieć głównego wroga w przedstawicielu innej grupy społecznej, mówiącym tym samym językiem. Przeciwko absolutyzacji dziewiętnastowiecznej wspólnoty narodowej jako pierwszego i jedynego prawdziwego modelu przemawia również fakt, że w XX wieku pojawiły się liczne narody nie odpowiadające cechom takiego modelu, ale — często wbrew teoretykom — uznające sdę za narody. Warto też przyjrzeć się zmianom w mentalności „starych" narodów: w wielu przypadkach świadomość przynależności narodowej nie jest już wśród ich przedstawicieli najważniejsza, a inne, zwykle szersze, wspólnoty wysuwają się przed naród, gdy przychodzi oceniać uczuciowe zaangażowanie. Nie widzę więc podstaw, aby dziewiętnastowieczny model narodu uważać za miarę absolutną, według której oceniać można, czy dana społeczność jest narodem, czy też nie. Wróćmy jednak do średniowiecza: również wówczas przynależność narodowa była tylko jedną z węższych i szerszych więzi, jakie łączyły ówczesnych ludzi we wspólnoty. Nie zawsze była więc więzią najważniejszą — podobnie jak dzisiaj. Krytycy minimalizujący znaczenie więzi narodowej w średniowieczu (Jeno Sziics, ostatnio Rudolf Jaworski) wskazują na niewielką liczbę tekstów, którymi stale operują ich przeciwnicy pragnący udowodnić istnienie narodów i konfliktów narodowych. To prawda. Liczba tych tekstów, nawet jeśli wziąć poprawkę na stopień ich zachowania, jest niewielka, a „akcenty" narodowe występują w kronikach, korespondencji i literaturze sporadycznie, raczej w sytuacjach konfliktowych. Trzeba jednak pamiętać, że dotychczasowe badania skupiały się głównie na poszukiwaniu wypowiedzi zabarwionych nienawiścią do innych narodów lub broniących walorów własnej wspólnoty czy też jej urojonych prerogatyw. Są to akcenty świadczące nie tyle o świadomości narodowej, ile o wybujałym nacjonalizmie. Na szczęście jednak uczucia takie ani w średniowieczu, ani obecnie nie są zjawiskiem stałym: nasilają się w niektórych momentach i ogarniają dość szerokie środowiska, by następnie, po zniknięciu przyczyny nasilenia, zniknąć — co nie jest oczywiście równoznaczne z zanikiem świadomości narodowej. Dlatego ważniejsze i bardziej płodne naukowo są badania nad treścią zaimka „my" u poszczególnych pisarzy średniowiecza, znajdujące się dopiero w stadium początkowym. Dają one materiał bardziej pewny niż poszukiwanie wybuchów narodowej nienawiści; trzeba jednak pamiętać, że dotyczą stosunkowo niewielkiej grupy intelektualistów. Odruchowość używania zaimka „my" w stosunku do określonej wspólnoty etnicznej wydaje się skądinąd gwarancją, że autor jest tu wyrazicielem szerokiej warstwy społecznej, podobnie rozumiejącej ten zaimek. Świadomość narodowa u pisarzy średniowiecza wyraża się też często pośrednio, np. przez przywiązanie do państwa czy monarchy. Nie każda świadomość państwowa związana jest ze świadomością narodową, choć trzeba przyznać, że efemeryczne twory polityczne rzadko bywały przedmiotem głębszych uczuć. Natomiast monarcha, jego herb, jego korona . Średniowieczna świadomość narodowa 334 bywały właśnie symbolem uczuć narodowych. Przywiązanie Francuzów do tak nieudolnych monarchów, jak Jan Dobry czy Karol VI, nagły zwrot serc tychże Francuzów do Karola VII po jego koronacji w Reims świadczą chyba, że uczucia dotyczyły symbolu, a nie osoby. Symbolu państwa, ale i narodu, skoro paryska koronacja angielskiego Henryka VI nie miała skutków równych skutkom koronacji z Reims. W jeszcze większym stopniu funkcje symbolu pełnili święci narodowi: kult ich wyraźnie wymyka się z ram chrześcijańskiego uniwersalizmu i nie może być uważany za zjawisko ściśle religijne. Więź narodowa — jak stwierdziliśmy przed chwilą — jest jedną z kilku typów więzi, łączących człowieka w średniowieczu z większą grupą ludzką, którą możemy ogólnie określić jako społeczność. Błędne jest twierdzenie, że powiązania z małymi grupami czy lokalnymi społecznościami ustępowały na rzecz szerszych powiązań. Przeciwnie, wszystkie te powiązania współistniały, zmieniło się tylko ich znaczenie dla jednostek, ale nie w jednym kierunku i nie bezpowrotnie. Niejednakowe też znaczenie miały poszczególne więzi dla różnych grup ludności i stanów społecznych. Pozostawmy na uboczu więzi rodzinne i rodowe; znaczenie pierwszych było w średniowieczu oczywiste, pod nazwą rodów zaś występują wówczas na ogół szersze grupy solidarnościowe, łączące się nie tylko na zasadzie agnatycznej, ale jednoczące również powinowatych i krewnych w linii żeńskiej. Solidarności tego typu nie mogły jednak współzawodniczyć ze związkami o charakterze politycznym, o mniejszym lub szerszym zasięgu terytorialnym. Pamiętamy, że powstanie narodów poprzedził rozwój związków plemiennych. Naród powstawał zwykle w wyniku stałego zasiedzenia się takiego związku na określonym terytorium; moim zdaniem momentem przejścia od świadomości plemiennej do narodowej jest połączenie przywiązania do plemienia — z jego tradycją historyczną — i do założonego przez nie państwa z przywiązaniem do kraju, który stawał się przez to „ojczyzną". Sytuacja komplikuje się przez to, że pod określeniem plemienia występują zarówno drobne grupki etniczne, jak wielkie związki, powstałe z połączenia licznych małych plemion.3 Oczywiście te ostatnie przede wszystkim mogły stać się podstawą rozwoju narodów. Warto jednak pamiętać, że świadomość plemienna (w sensie plemion stanowiących część jakiegoś krystalizującego się narodu) trwała w wielu przypadkach nadal i stanowiła czynnik zdolny do rozsadzenia świeżego związku narodowego. Nie mam tu na myśli plemion, które weszły w skład państwa, a nie narodu francuskiego, jak Bretończycy czy Flamandowie; także plemiona akcentujące swą przynależność do szerszej grupy narodowej, jak Sasi VIII. Średniowieczna świadomość narodowa 335 i Bawarowie do narodu niemieckiego, były zdolne do stworzenia odrębnych narodów na podstawie saskiej i bawarskiej „ojczyzny". Rzesza nie rozpadła się jednak na państwa plemienne, ale na terytoria stanowiące nowe twory polityczne. Być może, uratowało to jedność większości narodu niemieckiego, bo te nowe terytoria w mniejszym stopniu odpowiadały jednostkom etnicznym niż dawne obszary księstw plemiennych, zapobiegliwie rozbite dzięki polityce królów z dynastii saskiej, sa-lickiej i Hohenstaufów. Nowe księstwo Bawarii obejmowało tylko część dawnego plemienia Bawarów, księstwo Saksonii — tylko drobny wycinek obszarów saskich. A jednak także te nowe terytoria polityczne, w miarę uniezależniania się od słabnącej władzy centralnej, stawały się podstawą nowych wspólnot, powiązanych więzią patriotyzmu regionalnego: wspólnymi interesami, wspólnym władcą (a z czasem — dynastią), wreszcie — wspólną historią i antagonizmem w stosunku do sąsiednich terytoriów. Franz Steinbach wykazał, że właśnie w ramach tych terytoriów wytworzyły się nowożytne dialekty języka niemieckiego, które tylko pośrednio nawiązują do dawnych dialektów plemiennych.4 Ponieważ kultura niemiecka nie rozwijała się tak jednolicie, jak włoska (dwa lub nawet trzy języki literackie), a zagrożenie Niemiec jako całości nigdy nie było poważne, czynniki dośrodkowe słabły z każdym stuleciem. Na czoło wysunęły się patriotyzmy terytorialne lub nawet lokalne (wolne miasta). Z terytoriami i miastami związała się w XIII w. historiografia, opiewająca bohaterskie czyny książąt, rycerstwa i mieszczan w lokalnych wojnach i zatargach. Jedną z lokalnych autonomicznych jednostek politycznych stała się wówczas Szwajcaria; patriotyzm lokalny jej mieszkańców znalazł dodatkowy bodziec rozwoju w klasowym antagonizmie tej chłopskiej społeczności wobec sąsiednich książąt i rycerstwa. Odrębność Szwajcarów (część Szwabów, dawnych Alemanów) nie miała żadnych podstaw etnicznych. Dorobili je sobie w XV w., stwarzając legendę o przywędrowaniu ze Szwecji.5 W konsekwencji rozwoju politycznego doszło do przekształcenia tej wspólnoty lokalnej w naród szwajcarski. Wspólnoty lokalne i regionalne trwały i zachowywały żywotność w całej Europie, choć nigdzie prawie nie osiągnęły takiego znaczenia, jak we Włoszech i Niemczech. Nie można jednak także lekceważyć ich roli we Francji późniejszego średniowiecza (zwłaszcza w dawnych terytoriach udzielnych, stopniowo tylko włączanych pod władze centralną) ani w Polsce, gdzie wybujałe w okresie rozbicia dzielnicowego XII—XIII wieku przetrwały długo w postaci separatyzmu mazowieckiego, antagonizmu Wielkopolski i Małopolski, nie mówiąc już o Śląsku i Pomorzu Gdańskim, gdzie więzi regionalne, biorąc górę nad świadomością ogólnopolską, sprzyjały polityce sąsiadów, którzy oderwali te ziemie od Polski. Więzi regionalne czerpały często swą siłę z odrębnej tradycji historycz- 336 VIII. Średniowieczna świadomość narodowa VIII. Średniowieczna świadomość narodowo 337 nej dzielnicy, stanowiącej w przeszłości samodzielny twór polityczny; w wielu przypadkach towarzyszyło tym tradycjom nawiązywanie do dawnej, zazwyczaj zamierzchłej już świadomości plemiennej. Tak francuscy Burgundczycy nawiązywali do Burgundów z okresu wędrówek ludów, a niemieckojęzyczni Pomorzanie i Meklemburczycy — do słowiańskich plemion, z których wywodziły się ich dynastie i część ludności. Ale główną siłą, umacniającą te więzi regionalne, były wspólne interesy gospodarcze, przeciwstawiające jeżeli nie całą ludność, to przynajmniej warstwy rządzące i gospodarczo aktywne ziemiom sąsiednim, nawet wchodzącym w skład tego samego państwa. W szczególnej mierze dotyczyło to jeszcze ciaśniejszych więzi, jakie łączyły mieszkańców miast, zwłaszcza miast pełniących rolę najbardziej ożywionych ośrodków handlu i produkcji. Specyficzne interesy gospodarcze częstokroć przeciwstawiały je właśnie najbliższemu regionowi, a pożywką lokalnego patriotyzmu były krwawe wojny z niedalekimi konkurencyjnymi ośrodkami miejskimi. Do znanych przykładów Genui i Pizy, Florencji i Sieny można dorzucić antagonizm Gdańska i Elbląga, Krakowa i Nowego Sącza, Szczecina i Stargardu. Antagonizmy te ulegały osłabieniu tam, gdzie miasta potrafiły znaleźć płaszczyznę porozumienia i tworzyły związek uwzględniający postulaty każdego z nich i broniący wspólnych interesów na zewnątrz. Tam, gdzie taki związek uzyskał sukcesy i utrwalił się, mógł się wytworzyć swoisty szerszy patriotyzm, jak w przypadku Hanzy niemieckiej. Rozwój scentralizowanych państw narodowych zmierzał do niwelacji różnic regionalnych i antagonizmów lokalnych; w jeszcze większym stopniu prowadziło do tego powstanie przedstawicielstw stanowych, reprezentujących „naród polityczny". W ich ramach delegaci różnych dzielnic, prowincji, miast odnajdywali łączące ich wspólne cele, uczyli się, przeciwstawiając się monarsze, wyrażać interesy całego kraju, nie zawsze identyczne z interesami dynastii. Parlament, Stany Generalne, Kortezy, Sejm stały się wielką szkołą świadomości narodowej. Nawet na niemieckich Reichstagach podejmowano próby obrony interesów całości narodu niemieckiego przed partykularyzmem książąt i miast: na tym forum utrwaliła się w XV wieku narodowa nazwa enigmatycznego dotąd tworu, jakim było Sacrum Imperium — Cesarstwo Rzymskie Narodu Niemieckiego. Ciekawym źródłem, pozwalającym na wgląd w stopień integracji poszczególnych narodów europejskich pod koniec średniowiecza, są rozpowszechnione wówczas stereotypowe charakterystyki poszczególnych społeczności czy ludów. Wzrost liczby krążących po Europie satyrycznych wierszyków, z reguły złośliwie wyszydzających rzekomo wrodzone cechy sąsiadów, a bardziej przyjaźnie rejestrujących walory dalszych ludów, mógłby być uznany za wzrost świadomości narodowej, gdyby nie fakt, że wiele z tych charakterystyk sięga genezą starożytności. Po Stanisławie Kocie, Hans Walther postarał się zestawić te z nich, które z pewnością kursowały w okresie średniowiecza. Bez względu na kompletność tego zestawu (prawie 200 wierszy i przysłów) może on uchodzić za dość reprezentatywny; trzeba tylko wyłączyć wcielone tu przez twórcę zbioru charakterystyki mieszkańców poszczególnych miast (nie tylko takich, jak Orlean, Blois, Bordeaux, Hamburg, Norymberga czy Antwerpia, ale nawet Erfurt, Brunszwik i Schóppenstadt), nie mające waloru kwalifikacji etnicznej. Otóż uderza w tym zbiorze ogromna liczba charakterystyk odnoszących się do mieszkańców różnych wspólnot regionalnych niemieckich i włoskich na tle jednolitości Anglików, Szkotów, Duńczyków, Szwedów, Polaków, Węgrów, Litwinów i Rusinów. Morawianie są oddzieleni od Czechów, a obok Hiszpanów spotykamy oddzielnie Aragończyków. Natomiast — rzecz ciekawa — Francja jest jeszcze stosunkowo zróżnicowana; obok Francuzów (Franci, Francigenae, Galii) znajdujemy Owernia-ków, Pikardów, Bretończyków, Normandczyków, Burgundczyków (Allo-broges), Prowansalczyków i Piktawów (mieszkańców Poitou). Trzeba jednak pamiętać, że Pikardia, Burgundia, Bretania i Prowansja dopiero pod koniec XV w. zostały ściślej zespolone z Francją, Bretończycy zaś w znacznej mierze utrzymywali swą celtycką odrębność jeszcze długo potem. Więzi regionalne długo więc trwały obok więzi narodowej i w odpowiednich warunkach politycznych były w stanie osiągnąć nad nimi przewagę. Trzeba jednak pamiętać, że w średniowieczu współzawodniczyły ze świadomością narodową nie tylko więzi lokalne i regionalne, ale także świadomość o znacznie szerszym zakresie i większym znaczeniu — ze względu na jej powiązanie z uczuciami religijnymi: świadomość przynależności do Kościoła, świadomość wspólnoty chrześcijańskiej. Przez cały okres średniowiecza trwała ona bez przerwy na pierwszym planie: w poczuciu ówczesnych ludzi pióra była ważniejsza od wszystkich innych powiązań i przynależności, bo, jak uczono, „ojczyzna niebieska" ma pierwszeństwo przed ziemską. Praktyczne jej znaczenie ulegało zmianom i od XIII wieku cofało się właśnie na rzecz rozwijających się wspólnot narodowych. Warto tu od razu zaznaczyć, że Respublica Christiana począwszy od VIII—IX w. była dla mieszkańców Europy identyczna z zachodnim łacińskim kręgiem cywilizacyjnym, co oczywiście umacniało jej zwartość. Świat bizantyjski, „schizmatycki", stał się najpierw światem obcym, a potem — wrogim. Badacze odmawiający narodom średniowiecznym cech „prawdziwego" narodu widzą właśnie we wspólnocie chrześcijańskiej substytut wspólnoty narodowej, odpowiadający ówczesnym warunkom. Dla Eugena Lem- 338 VIII. Średniowieczna świadomość narodowa berga wspólnota ta, zorganizowana w logiczną całość pod berłem Crsarza lub papieża, z jednolitą administracją diecezjalno-parafialną, z pow?zecn~ nie uznawaną stolicą — Rzymem, z jednym wspólnym językiem pars^wo~ wym: łaciną, z klerem jako jednolitą kadrą tego systemu, a zak?1131^ rycerskimi jako rdzeniem siły zbrojnej, była pełnym odpowiedn^em państwa narodowego. Jednolita tradycja historyczna z ideologią mesJam~ styczną, te same cele i ideały łączyły świat katolicki przeciwko temu samemu wrogowi zewnętrznemu, którego zwalczano, podejmując ^spól-ne przedsięwzięcia militarne — krucjaty. Taki obraz nie jest fantazją Eugena Lemberga. Tak pojmowali k ograniczonym do świata łacińskiego. Słowo to nosiło w ówczesnej twórczości często treść emocjonalną. Nie tylko w sferze idei i w jedności kultury świat łaciński był ca"oscl3; Dla przeciwników — Greków, Arabów i Turków — Zachód r(ówniez stanowił całość. Dla Greków najazdy „barbarzyńców" z zachodniej Ł'uro. py stanowiły dalszy ciąg wędrówek ludów i nowe zagrożenie cyw:"izac;' i religii przez nieokrzesanych brutali. Dla Arabów — wszyscy mie'sz a". cy Zachodu i ich potomkowie mieszkający w Syrii i Palestyni16 ^ . „Frankami", a zatargi między biorącymi udział w krucjatach wo'Js a różnych narodów pozostawały przez nich na ogół nie rozszyfrowna16- VIII. Średniowieczna świadomość narodowa 339 tomiast trafnie oceniali muzułmanie konflikty chrześcijan zachodnich („Franków") z Grekami i innymi chrześcijanami Wschodu i umieli je wykorzystywać. Jakkolwiek by ją oceniać, wspólnota łacińskiego chrześcijaństwa w średniowieczu była faktem. Wprawdzie od XIII wieku obowiązki wobec niej, deklarowane nadal gromko i żarliwie, schodziły na coraz dalszy plan wobec dyktowanych przez więzi narodowe, ale dopiero w XVI wieku można mówić o jej zmierzchu. Dopiero wtedy monarcha arcychrześcijański zawarł sojusz z wrogami chrześcijaństwa przeciw cesarzowi, a jedność Kościoła łacińskiego pękła od uderzeń młota, którym Luter przybijał swe tezy na drzwiach wittemberskiej świątyni. Jakże przejmujące jest świadectwo Erazma z Rotterdamu, wskazujące na przewrót w znaczeniu więzi ogólnochrześcijańskich i narodowych: „Anglika nienawidzi Szkot tylko dlatego, że jest Szkotem; Niemca — Włoch, Szwajcara — Szwab i tak dalej... Dlaczego te głupie nazwy bardziej nas rozdzielają, niż spaja wspólne wszystkim imię Chrystusa"? 7 Siła i stosunkowa zwartość społeczności chrześcijaństwa łacińskiego nie wynikała tylko z więzi ideowych i tego samego kościelnego wykładu dogmatów. Trzeba pamiętać, że trzon tej społeczności — to kraje dawnego imperium karolińskiego, pamiętające o wspólnej przeszłości i o wspólnych korzeniach rozwijających się dalej już osobno instytucji, praw i zasad politycznych. Postać Karola Wielkiego odgrywała też wielką rolę w idei tej wspólnoty. Z grupą głównych, „rdzennych" krajów zachodniego chrześcijaństwa (Francja, Niemcy, Włochy) od XI w. związała się Anglia, właśnie dzięki normańskiemu podbojowi i ścisłemu spleceniu się ze sprawami Francji oraz wpływom francuskiego języka i kultury. Podobna była sytuacja królestw hiszpańskich, które nie tylko miały własne powiązania z tradycją karolińską, ale na początku reconquisty znalazły się także pod silnym wpływem Francji: politycznym, kościelnym i kulturowym. W niektórych wypowiedziach średniowiecznych na tym zamykała się wspólnota zachodnia. W kurii rzymskiej jednak, na dworach i w ośrodkach kultury wiedziano, że już od X wieku dalsza grupa krajów weszła do kręgu chrześcijaństwa łacińskiego: kraje skandynawskie i kraje wschodniej części Europy środkowej, za którymi -rozciągały się już wpływy „obcej" kultury bizantyjskiej tudzież stepy, służące koczownikom jako droga najazdów. Nic więc dziwnego, że Węgry, Polska i Szwecja, znajdujące się „in confinio Christianitatis", już wówczas zaczęły sobie zaskarbiać sławę „przedmurza chrześcijaństwa". Było to usprawiedliwienie małego udziału tych krajów w sprawach dotyczących całego chrześcijaństwa: udział w krucjatach był tylko symboliczny, na soborach biskupi z tych krajów zaczęli się gromadniej pojawiać dopiero od początku XIII wieku. Dość wcześnie za to zaczęła się 340 VIII. Średniowieczna świadomość narodowa w nich kształtować w starciach z pretensjami politycznymi Cesarstwa i w konfrontacji z napływem niemieckich rycerzy i kolonistów świadomość narodowa, oparta tu, od XIII wieku przede wszystkim, na kryterium językowym. Słowo „język" stało się w Polsce i Czechach synonimem „narodu". To kryterium stworzyło jednak w przypadku narodów słowiańskich i skandynawskich nowy problem, otwierający szersze perspektywy. Bliskość językowa obydwu grup, łatwość porozumienia w ich obrębie między ludźmi o różnej przynależności politycznej i tradycjach historycznych kazała myśleć o „większych wspólnotach". Skandynawskie tendencje do połączenia Duńczyków, Norwegów, Szwedów i Islandczyków zostały, jak już wspomniano, uwieńczone unią kalmarską 1397 r., ale okazały się słabsze niż odrębne tradycje historyczne trzech królestw. Ciekawy jest problem wspólnoty słowiańskiej. Słowianie stanowili całość dla obserwatorów z zewnątrz, ale również wśród nich samych świadomość wspólnoty nigdy właściwie nie wygasła. Na co dzień przypominało o niej podobieństwo niezbyt się różniących języków, w kronikach przekazywano tradycję o wspólnym pochodzeniu i konstruowano genealogię, z której wynikało pokrewieństwo poszczególnych ludów.8 Raz mówiono o pokrewnych sobie językach słowiańskich, innym razem o jednym języku słowiańskim, różnie tylko wymawianym w poszczególnych krajach. Pokrewieństwo językowe i poczucie słowiańskiego braterstwa, wywiedzione z tradycyjnych genealogii, mogło się stać i stawało się siłą polityczną przy formowaniu różnych unii (np. polsko-czeskiej) lub wspólnych frontów (szczególnie antyniemieckich). Już powołanie Wacława II czeskiego na tron polski w 1300 r. motywowano argumentem wspólnoty językowej. Największy jednak rozkwit w średniowieczu przeżyła idea wspólnoty słowiańskiej w XV w., kiedy językoznawcze zainteresowania Jana Husa i jego uczniów sprzęgły się z antyniemieckimi tendencjami, które znalazły żywy oddźwięk w Polsce. Podobieństwo języka i wspólne pochodzenie stały się podstawą do tez o braterstwie ludów słowiańskich i obowiązku wzajemnej pomocy w walce z wrogami. Mimo nęcących propozycji żaden z królów polskich XV w. nie ośmielił się wziąć udziału w jakiejkolwiek krucjacie na czeskich „heretyków": polska opinia publiczna zbyt głęboko była przekonana o polsko-czeskim „braterstwie". Jeden z uczonych husyckich uznał za dialekty języka czeskiego mowę Morawian, Polaków i Słowian (tj. zapewne Słowaków).9 Wtedy lub nieco później powstał słynny falsyfikat, w którym Aleksander Wielki za dzielność i dotrzymanie wiary miał przyznać Słowianom „cały obszar ziemi od północy aż do południowych granic Italii";10 powstał on w Czechach lub wśród katolickich Słowian południowych (Chorwatów lub Słoweńców). Ideologia wspólnoty sło- VIII. Średniowieczna świadomość narodowa 341 wiańskiej nie wyszła jednak poza tezę o konieczności wzajemnej pomocy „bratnich" ludów: nie powstawały wówczas panslawistyczne plany politycznego zjednoczenia wszystkich Słowian. Przedstawiliśmy tu współzawodniczące ze wspólnotą narodową szersze i węższe solidarności, zdolne do konkurencji z tą pierwszą w duszach ludzi średniowiecza. Jakie były szansę tego współzawodnictwa? Szczególnie groźnym rywalem wspólnot narodowych były solidarności regionalne, mające często za sobą odległe tradycje i odrębne podłoże plemienne; przy odpowiednim pogłębieniu odrębności politycznej miały też szansę przekształcenia się w narody. Wspólnota chrześcijańsko-łacińska od XI w. z luźnego związku społeczności ludzkich, związanych religią i kulturą, zaczęła przekształcać się w jednolity obóz, mający wspólne kierownictwo, podejmujący wspólne akcje na zewnątrz i z pomocą własnego systemu represji pilnujący wewnętrznej zwartości. Przez długi czas znaczenie jej było dominujące; obok więzi solidarnościowych typu plemienno-terytorialnego i solidarności chrześcijańskiej niewiele było miejsca na grupy pośrednie — nie wypełniały go więzi przynależności do efemerycznych i zmieniających swój zasięg królestw. Dopiero od XI wieku więź narodowa, narastająca w stabilizujących się królestwach Zachodu, zaczyna nie tylko wyrastać ponad wspólnoty terytorialne, ale także rozbijać ramy wspólnoty chrześcijańskiej w imię własnego interesu poszczególnych narodów, z których każdy uważał się za „lepszy" od innych i był we własnym mniemaniu obdarzony przez Opatrzność specjalną misją do wypełnienia, był „narodem wybranym". Wyprawy krzyżowe, które były najbardziej doniosłym świadectwem poczucia wspólnoty chrześcijańskiej, stały się areną sporów grup narodowych biorących w nich udział: Francuzów i Anglików, Francuzów i Niemców, nawet Francuzów i Prowansalczy-ków. Nasilająca się od XIII w. moda na złośliwe stereotypy, charakteryzujące rzekomo narody sąsiednie, jest wyrazem pogłębiania różnic wśród wyznawców Kościoła rzymskiego, zwłaszcza gdy stereotypy zamiast charakterystyk lokalnych i regionalnych zaczęły określać całe większe grupy etniczne. Przeforsowanie zasady suwerenności królestw narodowych i obalenie zwierzchnictwa cesarskiego, dokonane z pomocą papiestwa, było krokiem nieodwracalnym; w XIII w., mimo osiągnięcia przez papiestwo apogeum świeckiej potęgi, nie udało się już podważyć tej suwerenności przez; zastąpienie cesarskiego zwierzchnictwa — papieskim. Efemeryczne sukcesy w Anglii i w Polsce okazały się nietrwałe. Skoro opuszczamy domenę wspólnot ponadnarodowych, warto zatrzymać się przez chwilę przy problemie więzi klasowych. Średniowiecze było wszak okresem ostrych przedziałów społecznych i gwałtownych konfliktów na tle sprzeczności interesów poszczególnych klas czy stanów. Jed- T 342 VIII. Średniowieczna świadomość narodowa VIII. Średniowieczna świadomość narodowa 343 nak podczas gdy solidarność chłopów rzadko wykraczała poza rubieże regionu, gdy solidarność duchowieństwa wzmacniała spoistość ponadnarodowej struktury chrześcijaństwa, to swoisty „internacjonalizm" rycerstwa przekraczał nieraz i te granice. Na każdym nieomal kroku spotykamy rycerzy opuszczających strony rodzinne i podążających służyć obcym władcom wszędzie, gdziekolwiek ceniono sprawność bojową i cnoty rycerskie. Solidarność rycerstwa, nakazująca względy dla przeciwników, jeśli należeli do tej samej warstwy, jest zbyt znana, by ją tu przypominać. Godzi się jednak wspomnieć, że wykraczała ona poza granice chrześcijaństwa: waleczni rycerze muzułmańscy z sułtanem Saladynem na czele otoczeni byli legendarnym szacunkiem w tradycji rycerstwa chrześcijańskiego. Ale okruchy tych względów spotykamy nieraz nawet w stosunku krzyżowców niemieckich do walecznych pogan słowiańskich, pruskich lub litewskich. Pora przejść do zastanowienia się nad charakterem narodów średniowiecznych: nad czynnikami je kształtującymi, środkami wyrazu świadomości narodowej, jej trwałością i zasięgiem społecznym. Narody średniowieczne powstały przede wszystkim dzięki ramom stworzonym przez państwa. Istnienie państwa formowało grupę ludzi, których interesy związane były z jego istnieniem: dwór, hierarchię urzędniczą i kościelną, wojsko. Uświęcenie przez Kościół władzy, jako pochodzącej od Boga, było podstawową gwarancją lojalności wobec państwa tych warstw społecznych, które nie czuły się związane z nim uczuciowo. Lojalność ta wzrastała, kiedy państwo okazywało się trwałe, potrafiło zabezpieczyć pokój wewnętrzny i sukcesy wobec sąsiadów. Trwałość była tu najistotniejszym czynnikiem, ponieważ z biegiem czasu sieć więzi łączących mieszkańców państwa rosła i umacniała się, a powiązania z innymi terenami i ośrodkami słabły. Kilka wieków istnienia wspólnoty państwowej stwarzało wspólną historię, a w jej ramach wspólne sukcesy i wspólne nieszczęścia — jedne i drugie owiane uszlachetniającymi legendami, budzącymi uczucie przywiązania do tradycji. W ścisłym związku z państwem lub jego tradycją jest historia drugim ważnym czynnikiem kształtowania się wspólnoty narodowej, przy czym, jak słusznie podkreślił Halvdan Koht, wspomnienia wspólnych klęsk cementowały naród silniej niż dzieje sukcesów. u Jak dla Francuzów świętością było wspomnienie o heroicznej klęsce Rolanda w wąwozie Roncevaux, a dla Walijczyków — bohaterskie, choć nieszczęśliwe zmagania z najeźdźcami anglosaskimi, tak dla Norwegów ogromne znaczenie miała tragiczna postać Olafa Tryggvasona i klęska pod Svolder w 1000 roku. Pamięć o klęskach pozwalała utrzymywać niechęć czy nienawiść do „dziedzicznych wrogów" i pogłębiać świadomość różnicy między dziedzicami tradycji, określanymi w kronikach zaimkiem „my", a sąsiadami Nie można utożsamiać jednak państwa z narodem ani lojalności państwowej ze świadomością narodową. Państwa średniowieczne były tworami o różnej genezie i różnej trwałości. Zwłaszcza brak tej ostatniej uniemożliwiał wykrystalizowanie się w ramach państwowych świadomości narodowej. W niektórych państwach, założonych przez plemiona germańskie, rozwój świadomości narodowej ułatwiało nawiązanie przez grupę rządzącą do starszej świadomości plemiennej i do liczącej nieraz kilka wieków historii plemienia. Na przeszkodzie stały jednak dwa czynniki: traktowanie zdobytego kraju przez zwycięskie plemię jako ziemi podbitej, obiekt rabunku i zemsty na przeciwnikach, oraz wrogość między zdobywcami a ludnością podbitą. Poszczególne królestwa germańskie rozmaicie rozwiązywały problemy integracji. Poza krótkotrwałymi królestwami Wandalów w Afryce i Ostrogotów w Italii, które rozpadły się, zanim mogło dojść do złagodzenia przeciwieństw między Germanami a ludnością miejscową, proces integracji przebiegał dość jednolicie, różniąc się jedynie tempem. Zależało ono od zrozumienia przez zdobywców konieczności uregulowania stosunku do tubylców, a przede wszystkim likwidacji różnic religijnych. Rozwinął się tu swoisty wyścig. Frankowie pierwsi przełamali główną barierę, przyjmując katolicyzm i nawiązując współpracę z gallorzymską arystokracją; również Burgundowie byli na drodze do szybkiej integracji; tylko najazd zewnętrzny i wcielenie do państwa frankijskiego nie dopuściły do uformowania się narodu bur-gundzkiego. Osiągnęli jednak połowiczny sukces: tamtejsi Rzymianie zdążyli się utożsamić z państwowością nielicznych przecież Burgundów i jako „Burgundowie" włączeni zostali do państwa frankijskiego. Świadomość burgundzka nie wyrosła jednak ponad zespół więzi regionalnych. Późniejsze państwa formujące się na terenie dawnej Burgundii opierały się już tylko na tym regionalizmie, a z tradycji Burgundów pozostała tylko nazwa. Królestwo Burgundzkie IX—XI w. było tworem zbyt słabym i luźnym, aby mogło stworzyć ramy ukształtowania się narodu. Na doskonałej drodze do powstania narodu była Hiszpania wizygocka. Królowie wizygoccy stworzyli zwarte geograficznie państwo, usunęli zarówno enklawy bizantyjskie, jak twory państwowe Swewów i organizacje miejscowych plemion. Romanizacja, a potem przejście na katolicyzm przybyszów wizygockich zlikwidowały bariery utrudniające ich zrośnięcie się z ludnością romańską. Wkrótce potem hiszpańscy pisarze dali wyraz miłości zarówno do kraju, jak do tradycji wizygockiej; doszło do „pseudologicznej identyfikacji" romańskich Hiszpanów z Wizy-gotami. Silny udział społeczeństwa w decydowaniu o losach państwa pogłębiać powinien trwający proces rozwoju świadomości narodowej. Proces ten przerwany został jednak przez najazd arabski i Hiszpanie nie 344 VIII. Średniowieczna świadomość narodowa stali się pierwszym ukształtowanym narodem europejskim. Jednak państwo wizygockie, jak już powtarzaliśmy, stworzyło tradycje jedności, do której wielokrotnie później nawiązywano; dzięki tym tradycjom w XV— —XVI w. możliwe stało się polityczne zjednoczenie Półwyspu, stanowiące podstawę, na której większość średniowiecznych „narodów politycznych" Hiszpanii połączyła się w naród hiszpański. W całej pełni się to jednak nie udało. Zwartości geograficznej zabrakło państwu Franków, którzy potrafili włączyć do swej społeczności, nacechowanej silną świadomością, dumą etniczną i poczuciem spełnienia misji dziejowej, olbrzymią większość świadomego politycznie społeczeństwa galijskiego. Podboje prowadzone za Renem wzmocniły jednak w państwie Franków element germański; nie doszło do pełnej romanizacji grupy rządzącej, do której zdawały się prowadzić losy państwa w okresie Merowingów. Nowa dynastia Karolingów przydała blasku frankijskiej misji dziejowej, ale państwo Franków zamieniło się pod jej panowaniem w imperium obejmujące całe zachodnie chrześcijaństwo. Nie wystarcza do jego określenia stara nazwa „Francji" nawet w jej najszerszym znaczeniu: pisarze nazywali ten twór polityczny „Europą". W ramach tej Europy Frankowie zaczęli się rozpływać jako „naród polityczny". Nastąpiły nieuchronne podziały, dokonywane w poprzek rdzennego terytorium Franków; rozpad ułatwiały różnice językowe dzielące Franków germańskich i zromanizowanych. Powstały warunki do tworzenia się nowych narodów. Tradycja karolińskiej „Europy" była na tyle silna, że mogła odegrać później znaczną rolę w próbach przekształcenia chrześcijaństwa ze wspólnoty religijnej w całość polityczną w X—XIII wieku. Ostatnie z plemion germańskich budujących nowe państwa w Europie zachodniej, Longobardowie, z opóźnieniem zaczęło tworzyć jednolitą społeczność na zajętych przez siebie terenach. Niski poziom kulturalny przybyszów, ich represje wobec ludności rzymskiej i jej religii opóźniły asymilację; nie doszło też do pełnego zjednoczenia Półwyspu Apenińskiego, co miało doniosłe skutki dla dalszego rozwoju stosunków etniczno- -politycznych na jego obszarze. „Naród polityczny" longobardzki zaczął się kształtować (po romanizacji najeźdźców i przyjęciu przez nich katolicyzmu) tylko w części Półwyspu; na pozostałych terytoriach trwała świadomość rzymska, która w miarę rozkładu organizacji politycznej tych terytoriów słabła na rzecz wąskich patriotyzmów lokalnych. Wśród tych patriotyzmów szczególne znaczenie miał patriotyzm mieszkańców Rzymu, w którym przez lokalne interesy przebłyskiwała duma z wielkiej przeszłości i przekonanie o roli Wiecznego Miasta jako ośrodka Italii i chrześcijaństwa. Zniszczenie królestwa Longobardów przez Karola Wielkiego nie zmieniło wiele w tym stanie rzeczy; doprowadziło tylko VIII. Średniowieczna świadomość narodowa 345 do tego, że świadomość longobardzka na południu Italii, oderwana od wspólnoty trwającej dalej na północy, zaczęła się rozwijać samodzielnie i rozpadać na wspólnoty regionalne i lokalne na wzór sąsiednich ziem, związanych dotychczas z Bizancjum. Natomiast rdzeń kształtującego się na północy longobardzkiego „narodu politycznego" wchłonął bez trudności napływających Franków i innych możnych karolińskich i budował dalej wspólnotę etniczną, określaną jako longobardzka lub italska (włoska). Dla uzupełnienia obrazu trzeba wspomnieć o Anglach, Sasach i Jutach, którzy od V w. budowali w Brytanii własne wspólnoty w walce z celtyckimi mieszkańcami wyspy. Nie doszło tu do symbiozy ani asymilacji; Brytowie zostali częściowo zepchnięci na peryferie wyspy: do Walii, Kornwalii, Strathclyde i Szkocji, bądź emigrowali do kontynentalnej Bretanii. Państwa zdobywców rozwijały się na podstawie podziałów plemiennych, ale rozsiedlenie Anglów i Sasów na rozległych obszarach doprowadziło do ich rozbicia na liczne zwalczające się królestwa. Mimo to w VIII wieku istniało poczucie wspólnoty plemion anglosaskich, a Będą Czcigodny i inni pisarze tego okresu używali czasem dla określenia tej wspólnoty zbiorowej nazwy Anglów lub Sasów (zamiennie). Wspomniany Będą napisał historię całej tej wspólnoty, która wyraźnie zmierzała ku jedności. Katolicyzm przyjęli Anglosasi z zewnątrz, nawiązując bezpośrednie kontakty z Rzymem. Nie brakło w chrystianizacji ich krajów wpływów celtyckich, ale płynęły one z iryjskich ośrodków misyjnych, a nie od Brytów-Wali jeżyków, codziennych przeciwników królestw anglosaskich. Kontakty z Rzymem i przybycie do Brytanii wielu duchownych, zmuszonych przez Arabów do opuszczenia swych dotychczasowych siedzib, pozwoliło Kościołowi anglosaskiemu osiągnąć szybko bardzo wysoki poziom kultury, którego przejawem była m.in. twórczość Bedy. Twórczości łacińskiej towarzyszyła nieomal od początku twórczość w języku ludowym; obok poematów religijnych zapisywano germańskie utwory epickie (Beowulf). Język anglosaski służył też do kodyfikacji prawa i był obok łaciny językiem kancelarii królewskiej. Trudno na tym miejscu wniknąć w zawiłe procesy kształtowania się wspólnoty anglosaskiej; warto na marginesie przypomnieć trwającą na wyspie pamięć o kontynentalnych Sasach i ich „pokrewieństwie" z wyspiarzami. Pamięć ta kierowała krokami licznych misjonarzy anglosaskich, pracujących nad nawróceniem kontynentalnych współbraci. Jeszcze w X w. liczne więzi łączyły niemiecką dynastię saską z królewskim rodem z Wessexu. Wówczas jednak zarysowały się już zręby odrębnego narodu anglosaskiego w Brytanii — najazdy wikingów skandynawskich i królów duńskich i norweskich zmusiły Anglosasów do skupienia się 346 VIII. Średniowieczna świadomość narodowa wokół jednego z rodów królewskich i pozwoliły na stłumienie partykularyzmu. Podbój duński w początkach XI w., który przekształcił się w dość luźną unię dynastyczną, nie krępującą wewnętrznego rozwoju Anglii, nie zmienił sytuacji i nie utrudniał konsolidacji narodu. Nie została ona w pełni zakończona; dowodzi tego opór przeciw Normanom, który wybuchał w poszczególnych regionach bez wzajemnych powiązań i bez porozumienia o wspólnej akcji. Najazd księcia normandzkiego Wilhelma Zdobywcy w 1066 r. i zmiany wprowadzone przezeń po kolejnych buntach arystokracji anglosaskiej przerwały proces kształtowania się narodu anglosaskiego i przesunęły na inne tory rozwój stosunków etnicznych na wyspie. Tak więc w żadnym przypadku nie możemy stwierdzić, aby ze społeczności kształtujących się po wędrówkach ludów w Europie zachodniej bezpośrednio wyrósł naród jako trwała wspólnota etniczno-polityczna, zdolna przetrwać perturbacje wczesnośredniowiecznych państwowości. Rozpadły się wspólnoty: wizygocka i frankijska, Anglosasi i Longobar-dowie znaleźli się w ramach szerszych organizacji państwowych. Druga warstwa chronologiczna państw Europy łacińskiej ukształtowała się w IX—XI w. w bardziej organiczny sposób. Tylko w przypadku Węgier pojawił się ponownie problem stosunku zdobywców do ludności autochtonicznej; inne państwa wyrosły na gruncie miejscowym, sięgając czasem, jak we Francji i w Niemczech, do starszych tradycji państwowych. W ramach stworzonych przez te państwa: Francję, Niemcy, Danię, Norwegię, Szwecję, Polskę, Czechy, Węgry, rozpoczął się proces kształtowania narodów, uznających je za własne, utożsamiających się z ich interesami i odcinających się od ludów sąsiednich. Nie wymieniono tu efemerycznego Królestwa Burgundii ani Włoch; ich królestwo, przeszedłszy w obce ręce, przestało być dla większości mieszkańców Italii punktem krystalizacyjnym, wokół którego mógł się kształtować naród. Trzeba pamiętać także, że nowe królestwa rozwijały się w walce z regionalnymi organizmami politycznymi, często osiągającymi znaczną potęgę. Również te organizmy, przeradzające się często w faktycznie niezależne państwa, mogły stać się ośrodkami kształtowania się narodów, jeżeli sprzyjały temu odrębność językowa, interes gospodarczy, tradycja historyczna (Bretania, Flandria, Akwitania, Bawaria, Saksonia). W specjalnej sytuacji znalazła się Anglia. Podbita przez frankońskich Normanów z Normandii, znalazła się pod ich jarzmem. Wprawdzie nor-mański władca tytułował się królem Anglii i uważał się z* dziedzica królów anglosaskich, ale odebrał większość wielkich lenn możnym anglosaskim i oddał je Normanom. Stanowiska biskupów i opatów znalazły się w rękach Normanów i Francuzów, którzy rozpoczęli rządy od wypędzania mnichów anglosaskich, niszczenia nagrobków dawnych opatów, VIII. Średniowieczna świadomość narodowa 347 wyszydzania świętych anglosaskich. Przez długi czas trwało jeszcze upośledzenie ludności miejscowej. Język anglosaski znikł z dworu i kancelarii, by ustąpić francuskiemu. Niebawem Anglia znalazła się w ramach imperium Plantagenetów, obejmującego poza Wyspą całą zachodnią Francję, od Normandii aż po Gaskonię. Imperium to nie może być uważane za prostą kontynuację królestwa Anglosasów. Królowie wprawdzie na pierwszym miejscu umieszczali w swej tytulaturze Anglię, ale zainteresowani byli głównie rozgrywką z Kapetyngami, zdobyciem wyjścia na Morze Śródziemne, a nawet koroną cesarską. Nie znali języka angielskiego. Za ich czasów francuszczyzna stała się językiem dworu, sądów, parlamentu; uczyli się jej angielscy rycerze i duchowni, a nawet kupcy. Wokół króla rosły warstwy funkcjonariuszy państwowych, duchowieństwa i rycerstwa, związane z tym nowym państwem. Bez względu na pochodzenie służyli oni królowi raz na Wyspie, raz na kontynencie. Łączyła ich lojalność wobec państwa, język francuski (choć z różnicami wymowy), niechęć do Kapetyngów. W tym kręgu rozwijała się tradycja historyczna i ideologia nowej monarchii, z nim związana była powstająca w Anglii bogata literatura „anglofrancuska". Czy możemy mówić w tym przypadku o powstawaniu nowego narodu? Na to pytanie trzeba odpowiedzieć negatywnie. Jest to typowy przykład świadomości państwowej: każde państwo, nawet niezbyt trwałe, potrafi sobie stworzyć zespół oddanych funkcjonariuszy i ludzi z nim związanych, którzy z kolei chętnie dobudowują do tego ideologię. Imperium Plantagenetów stanowiło zlepek samodzielnie dotychczas się rozwijających państw i terytoriów o różnych tradycjach politycznych, kulturze, językach, strukturach gospodarczych. W każdym z nich królowie mieli inne podstawy władzy, stosowali inne prawa, korzystali z innych systemów administracyjnych. Mieszkańcy Normandii, Andegawenii, Ak-witanii czy Gaskonii nie stali się Anglikami przez to, że panował im król angielski. Istnienie tego tworu zależne było od rezultatu starcia między Planta-genetami a Kapetyngami we Francji. Albo — jak się w rzeczywistości stało — Kapetyngowie usuną rywali z kontynentu i Plantageneci staną się tylko królami Anglii, albo ci ostatni usuną Kapetyngów z tronu Francji i stworzą wielkie francuskie imperium, obejmujące również Wyspę; albo też podział Francji utrwali się i powstaną dwa francuskojęzyczne państwa, które w dalszym ciągu mogą się połączyć. Tylko w tym pierwszym wypadku Anglia mogła pozostać Anglią. Klęski króla angielskiego na kontynencie przeważyły szalę wagi na korzyść germańskiej części jego poddanych. Wprawdzie pierwszym ich rezultatem był napływ nowych Francuzów — wygnanych z kontynentu stronników Plantagenetów — na Wyspę, ale tam doszło do konsolidacji 348 VIII. Średniowieczna świadomość narodowa obu składników etnicznych. Teraz francuscy przybysze z kontynentu stali się Anglikami, co przyszło im tym łatwiej, że angielskie uczucia patriotyczne w XIII w. wyznawano głównie w języku francuskim. Odsuwaniu się społeczeństwa Wyspy od spraw kontynentu sprzyjał fakt, że Anglia nie znała po 1066 r., jeśli nie liczyć pogranicznych wojen ze Szkotami, żadnych obcych inwazji; wojny toczyły się na kontynencie, a sama Wyspa rosła w pomyślność, której śladem jest slogan o „radosnej Anglii" (merry England), wywodzący się jeszcze z XII wieku. Ten stan rzeczy trwał także w czasie wojny stuletniej. Zanim przesiąknięty elementami francuskimi i przekształcony pod ich wpływem germański język wyspiarzy stał się językiem powszechnym, zdążył się już uformować naród angielski. Perypetie kształtowania się narodu angielskiego ponownie przywiodły nas do kwestii niezwykle istotnej: tak zwanej świadomości państwowej, bynajmniej nie dającej się utożsamiać ze świadomością narodową. W monarchiach świadomość państwowa rozwinęła się z pierwotnych więzi solidarności między władcą a jego dworzanami, drużyną, urzędnikami i funkcjonariuszami. W średniowiecznych republikach, które z reguły były oligarchiami, solidarność łączyła grupę, która opanowała władzę i strzegła jej wewnątrz i na zewnątrz. Z biegiem czasu także w monarchiach wytworzyły się grupy ściśle związane z władzą i decydujące o polityce władcy, ograniczające jego decyzje w interesie grupy, utożsamianym coraz bardziej z interesami państwa. Ani przywiązanie do osoby monarchy, ani do dynastii, ani do instytucji państwowych nie może być utożsamione z poczuciem narodowym. W tym ostatnim bowiem państwo stanowi tylko zewnętrzną organizację właściwego obiektu przywiązania i miłości — narodu. Naród zaś powstaje wtedy, kiedy uformowana przez państwo społeczność zaczyna czuć się wspólnotą, mającą jednolite cechy (zwykle dodatnie), wspólną tradycję, pod którą należy w średniowieczu rozumieć nie tyle rzeczywistą historię, co legendę o wspólnym pochodzeniu i pokrewieństwie członków narodu, a wreszcie — wspólną ojczyznę, również uwzniośloną przez uczuciowy do niej stosunek: kraj najpiękniejszy w świecie, właściwe miejsce szczęśliwego bytowania narodu. Widzieliśmy taki stosunek do ludu i do kraju u Hiszpanów w stuleciu poprzedzającym katastrofę królestwa Wizygotów; widzieliśmy go u Franków, wcześniej w postaci dumy plemiennej, ale w końcu także połączonej z przywiązaniem do ojczyzny. W obu przypadkach były to jednak zaczątki rozwoju narodu, zatrzymane przez wskazywane już kilkakrotnie wydarzenia historyczne. Ponownie pojawią się podobne akcenty na przełomie X i XI w. w Niemczech (Thietmar, Bruno z Kwerfurtu) i we Francji (Flodoard, Richer), by bujnie rozwinąć się w XI i XII w., z wciągnię- VIII. Średniowieczna świadomość narodowa 349 ciem do grupy świadomej narodowo coraz szerszych grup duchowieństwa i rycerstwa. W XII wieku zaczną sławić swe kraje i narody Polacy (tu jednak piórem cudzoziemca), Czesi, Węgrzy, Duńczycy. Pojawią się starania o udowodnienie pokrewieństwa członków narodu, ich zbiorowe charakterystyki, z tego pokrewieństwa i wspólnego pochodzenia wynikające. Ludzie pióra zatroszczą się o wyprowadzenie swego narodu od któregoś ze sławnych ludów starożytności (Trojan, Macedończyków, Daków, Sarmatów, Hunów) lub od jednego z synów Noego, oczywiście nie Chama. Kroniki i res gestae zajmą się utrwaleniem pamięci sławnych zwycięstw przeszłości i działalności wspaniałych przodków, a także ewentualnych krzywd i strat terytorialnych doznanych od sąsiadów. Ze wzrostem pochlebnych sądów o własnej społeczności ocena sąsiadów będzie się stawać coraz bardziej negatywna, a krążące po Europie stereotypy będą ją utrwalać. Każdy naród nie tylko ma o sobie dobrą opinię, ale wierzy, że został wybrany przez Opatrzność do specjalnych celów. Niemcy, zdobywszy Rzym, uznali, że są przeznaczeni do władania światem, ale rychło Francuzi zaczęli udowadniać, że mają po temu większe kwalifikacje jako naród bardziej chrześcijański i bardziej ucywilizowany. Włosi nie mieli wątpliwości, że to właśnie oni są uprawnieni sięgnąć po dziedzictwo starożytnego Rzymu. Od drugiej połowy XIII w. polemiki na ten temat stały się zjawiskiem codziennym. Najbardziej kompromisowy był Niemiec Aleksander von Roes, który chciał zatrzymać dla swego narodu przodownictwo polityczne, odstępując Włochom prymat kościelny, a Francuzom pierwsze miejsce w nauce i kulturze. Inne narody miały na razie skromniejsze ambicje; ich kronikarze jednak, jak polski Mistrz Wincenty czy duński Saxo Grammaticus, nie krępowali się, przypisując wymyślonym przez siebie prawładcom zwycięstwa nad największymi monarchami starożytności. Szli tu zresztą śladem przedstawiciela jeszcze mniejszego narodu walijskiego — Galfreda z Monmouth, który już w pierwszej połowie XII w. kazał legendarnemu królowi Arturowi zdobyć ongiś Rzym. W formowaniu tej tradycji narodowej żywy udział brało duchowieństwo. Mimo dążeń papiestwa do centralizacji Kościoła hierarchia poszczególnych krajów zachowała własne oblicze i w pewnym stopniu chciała je ukazać przez własne ustawodawstwo synodalne, odmienne zwyczaje liturgiczne, a zwłaszcza kult świętych narodowych. W religijnych społeczeństwach średniowiecza kult świętych narodowych miał dla rozwoju świadomości narodowej znaczenie równorzędne, a nawet większe od tradycji historycznej, docierał bowiem do znacznie szerszych kręgów społeczeństwa. Brak kultów narodowych w Niemczech i Włoszech niewątpliwie za- 350 VIII. Średniowieczna świadomość narodowa ważył na kolejach tamtejszych procesów krystalizowania się narodów: liczne silnie tam rozwinięte kulty lokalne sprzyjały partykularyzmowi. Szczegółowo obserwowaliśmy rolę kultu św. Dionizego we Francji; czytelnik polski przypomni sobie łatwo rolę kultu św. Wojciecha w pierwszym okresie istnienia państwa polskiego, a zwłaszcza kultu św. Stanisława w procesie odrodzenia państwa w XIII—XIV wieku. W Leonie i Kastylii świętym narodowym stał się św. Jakub Apostoł, którego relikwie w Composteli cieszyły się sławą bliską sławie rzymskiego grobowca św. Piotra i przyciągały liczne pielgrzymki. Królowie Kastylii („cesarze Hiszpanii") tytułowali się „rycerzami" (milites) lub „chorążymi" (vexiliferi) św. Jakuba. W innych krajach kult świętego narodowego ściśle się wiązał z przywiązaniem do monarchii i rodu królewskiego, ponieważ monarchia świa7 domie podjęła starania o wyniesienie jednego z przodków królewskich na ołtarze. Tak nad pomyślnością Węgrów czuwali św. Stefan i św. Władysław, Anglikom pomagał św. Edward Wyznawca, Duńczykom św. Ka-nut, Norwegom św. Olaf, a Szwedom — św. Eryk. Nieco bardziej skomplikowane były początki kultu św. Wacława w Czechach, ale i on musiał podjąć się obrony interesów potomków swego brata (i zabójcy) w sferach pozaziemskich, w cudowny sposób wiodąc od czasu do czasu czeskie hufce do walki z nieprzyjaciółmi. Czesi nazywali się z dumą i ufnością „czeladzią św. Wacława". Pomoc świętego w bitwach toczonych przez hołdujący mu naród (lub mniejszą wspólnotę polityczną) była uznawana za coś oczywistego. Już Kosmas, kronikarz czeski z początku XII w., przypisywał pomocy św. Wacława usunięcie Polaków z Pragi w 1004 roku.12 W bitwie pod Chlum-cem (1126 r.) jeden z czeskich księży widział „świętego Wacława siedzącego na białym koniu i odzianego w białą szatę, walczącego za nas [tj. Czechów]".18 Święty wspomagał następnie często czeskie oddziały: w 1132 w wyprawie na Polskę, 1260 w bitwie z Węgrami pod Kroissenbrunn, 1318 w walce z Niemcami itd.; pomoc jego sławiły pieśni i utwory poetyckie. 14 Patron Czech przejawiał szczególną aktywność w bitwach swego narodu: na pomoc jego liczyli w XIV w. Luksemburgowie, a w XV — hu-syci. Ale i patron Polski, św. Stanisław, był widziany — według Długosza — pod Grunwaldem (1410 r.), gdzie błogosławił z obłoków polskie oddziały. Sądzę, że dalsze badania, na wzór tych, jakie dla Czech przeprowadził Frantiśek Graus, uzupełnią dane o uczestnictwie patronów narodowych w zwycięskich bitwach. Poza Europą środkową bezpośredni udział patronów narodowych jest rzadszy, ale warto wspomnieć o „aktywności" forsowanego przez Ot- VIII. Średniowieczna świadomość narodowa 351 tonów na patrona Cesarstwa św. Maurycego, patrona Bawarii św. Emme-rama i jego rywala — św. Udalryka. Przypomnę św. Lamberta, patrona Leodium, i jego rolę w bitwie pod Steppes. Przed bitwą rycerstwo z reguły intonowało pieśń religijną, w której prosiło o błogosławieństwo Boga lub świętych. Niektóre z tych pieśni, szczególnie popularne, stały się swego rodzaju hymnami narodowymi (czeska pieśń do św. Wacława, polska Bogurodzica i in.). Dla zapewnienia sobie zwycięstwa wyjmowano z grobowca relikwie świętego opiekuna (jak np. św. Lamberta w r. 1141 i 1151); następnym etapem było zastąpienie szczątków świętego przez związany z nim (rzeczywiście czy tylko w lokalnej tradycji) przedmiot, zwłaszcza o cechach znaku wojskowego, jak włócznia św. Maurycego, włócznia św. Wacława, sztandar św. Wojciecha, św. Lamberta czy św. Dionizego. Relikwie tego rodzaju odgrywały bardzo istotną rolę w kształtowaniu się uświęconych symboli narodowych — przedmiotu przywiązania i miłości całego narodu. Wśród tych symboli, obok związanych ze świętymi narodowymi, specjalne znaczenie miały insygnia koronacyjne, używane tradycyjnie przy intronizacji monarchów i owiane legendami, przypisującymi im nadprzyrodzoną moc. Tutaj symbolika narodowo-państwowo-dynastyczna najsilniej rozwinęła się we Francji, gdzie stopniowo magicznego znaczenia nabrały: św. Ampułka i zawarty w niej cudowny olej, chorągiew Oriflamme, związana zarówno ze św. Dionizym, jak z Karolem Wielkim, miecz Joy-euse, zawołanie bojowe „Montjoie" i herb z liliami. Także Reims, miejsce koronacji, i St. Denis — miejsce przechowywania insygniów, nabrały znaczenia miejsc bliskich sercu każdego Francuza. Zastanawia niewielkie znaczenie samej korony królewskiej; najwyraźniej przedmiot ten często zmieniano i dostosowywano do mody. Natomiast sakralnego charakteru nabrały korony: niemiecka, pochodząca z XI w., przechowywana do dziś w Wiedniu, i niewiele młodsza węgierska, która jeszcze dziś nazywana jest „świętą" i stanowi palladium narodowe. Tylko król, ukoronowany z pomocą tych insygniów, mógł być uznany za w pełni prawowitego monarchę. Tradycja powiązała koronę węgierską ze św. Stefanem; do niego należał też do dziś istniejący i używany stale przy koronacjach płaszcz królewski w formie kapy. Utrwalone przez tradycję miejsca koronacji: Akwizgran z grobem Karola Wielkiego i Białogród Królewski (Szekesfshervar) z grobem św. Stefana, również stały się miejscami świętymi dla Niemców i Węgrów. Czesi związali swe uczucia narodowe nie z koroną, uzyskiwaną od cesarzy, ale ze wspomnianą już włócznią św. Wacława i z kamiennym stolcem na wzgórzu zamkowym (Hradczany) w Pradze, który służył od pogańskich czasów uroczystościom intronizacyjnym. Temu obiektowi odpowiadał kamień intronizacyjny królów szkockich w Scone oraz sięgający czasów słowiań- 352 VIII. Średniowieczna świadomość narodowa skich kamienny tron książąt karynckich na Zollfeld pod Celowcem/ (Klagenfurt). W Polsce insygnia królewskie Bolesława Szczodrego, przechowywane w skarbcu katedry krakowskiej, stały się w XIII w. przedmiotem tęsknot książąt dążących do zjednoczenia kraju, a koronacja — celem patriotycznym popierającego ich obozu politycznego. Insygnia z XI w. posłużyły do dwu koronacji odbytych w Gnieźnie (1295, 1300), po czym zostały przez Wacława II wywiezione do Pragi, gdzie zaginęły. Władysław Łokietek musiał do koronacji w 1320 r. sporządzić nowe insygnia, które nie stały się specjalnie cenionym symbolem. Dopiero w XIX w. awansował do tej roli miecz koronacyjny — „Szczerbiec" — jedyne polskie insygnium ocalałe z katastrof dziejowych. Natomiast zachowana do dziś kopia włóczni św. Maurycego, ofiarowana Bolesławowi Chrobremu przez cesarza Ottona III, już w XIII w. nie uważana za insygnium koronacyjne, nie stała się też symbolem narodowym. Coraz większą rolę w symbolice narodowej odgrywał herb króla, który z czasem stawał się herbem państwa. Był to oczywiście symbol związany przede wszystkim z dynastią i monarchią, ale już od XIII w. stawał się niekiedy otoczonym legendą symbolem narodu, zwłaszcza narodu walczącego. Lilie francuskie, orły i lwy w różnych kolorach w Niemczech, Polsce, Czechach, Anglii, Flandrii, Brabancji, Wenecji budziły żywe emocje w ich obrońcach i przeciwnikach. Bardzo ważnym elementem indywidualności narodu w średniowieczu było prawo. Był to jeden z tych czynników, których oddziaływanie nie ograniczało się do wąskiej, górnej warstwy „narodu politycznego", ale tkwiło głęboko w masach ludowych, albowiem prawo średniowieczne rozwijało się organicznie z dawnych praw plemiennych i nie znosiło gwałtownych zmian. Nawet próby odgórnych jego kodyfikacji kończyły się często niepowodzeniem, a dążenia do wprowadzenia elementów prawa rzymskiego w późnym średniowieczu spotykały się z oporem. Jeżeli podboje dokonywane przez monarchów średniowiecznych wywoływały opór ludności podbitej, sięgający nizin społecznych, to nie należy się doszukiwać jego przyczyn wyłącznie w gwałtach dokonywanych przez zdobywców. Gwałtowny sprzeciw wywoływało zwykle wprowadzenie obcego prawa lub zmiany w organizacji sądownictwa i funkcjonowaniu wymiaru sprawiedliwości. Michael Richter wykazał to dobitnie na przykładzie oporu społeczeństwa walijskiego przeciwko przyłączeniu do Anglii, gdzie przywiązanie do miejscowego prawa było jądrem argumentacji wobec czynników kościelnych, usiłujących pośredniczyć między Edwardem I angielskim a Walijczykami. Przypomnijmy sobie protest książąt śląskich przeciwko nowym zasadom prawnym, wprowadzonym przez Jana Luksemburskiego w sprawie dziedziczenia (1337 r.): książęta, którzy Viii. Średniowieczna świadomość narodowa 35* bez oporu złożyli hołd królowi czeskiemu, teraz oświadczyli, że są Polakami i winni dziedziczyć według zasad prawa polskiego.15 Pamiętać należy, że prawo stanowiło nie tylko doniosły element świadomości społecznej i kryterium oddzielające „swoich" od „obcych", ale-również ostoję partykularyzmu. Zarówno we Francji, jak w Niemczech,-zachowały się i w dalszym ciągu odrębnie rozwijały prawa regionalne-pochodzenia plemiennego, a także tworzyły się nowe zwyczaje regionalne,, wędrujące niekiedy wraz z kolonistami na odległe tereny, zasiedlane-przez nich w obcych krajach (Polska, Czechy, Węgry z jednej strony,. Hiszpania i Anglia z drugiej). Wspólny język jest dziś w Europie powszechnie uważany za mezbędny-element istnienia narodu: jesteśmy świadkami rozpadania się trwających przez długie wieki wspólnot dwujęzycznych, jak np. Belgowie. Jest to-jednak zjawisko nowsze, możliwe dopiero w warunkach demokratycznych, kiedy świadomość narodowa ogarnęła całość wspólnoty, dążącej do-wspólnego decydowania o swoich losach. W dawniejszych czasach, kiedy świadomość ograniczała się do wyższych warstw społecznych, wystarczał często każdy język umożliwiający wzajemne porozumienie: od biedy wystarczała i łacina, stanowiąca na Węgrzech język oficjalny aż do XIX wieku. Podobnie rzecz się ma w licznych społeczeństwach pozaeuropejskich, zwłaszcza w dawnych koloniach, gdzie wspólnoty polityczne podbitych niegdyś ludów kształtowały się nie na podstawie dawnych struktur plemiennych, lecz w ramach granic wykrojonych przez państwa kolonialne, nie liczących się w ogóle z miejscowymi podziałami etnicznymi.. Nowe „narody polityczne" powstały więc ze zjednoczenia różnych i róż— noplemiennych bojowników, walczących o niepodległość, którzy po uzyskaniu tej niepodległości zmuszeni byli uznać język dawnych kolonizatorów za język oficjalny nowego państwa. Trudno jednak ocenić trwałość zrodzonych na tej podstawie tworów politycznych: dawne wspólnotjr plemienne, w których więź językowa odgrywała niemałą rolę, raz po raz przypominają o swej nie wygasłej sile, a więzi religijne (islam przeciw wyznaniom chrześcijańskim) są często silniejsze od oficjalnych patrioty-zmów państwowych. W Europie średniowiecznej trudności komunikacyjne nie ograniczały się do społeczności państw o całkowicie odmiennych językach. Również należące do tej samej grupy dialekty plemienne i terytorialne różniły się-tak bardzo, że mieszkańcy północnych i południowych Niemiec porozumiewali się przez tłumaczy; nie lepiej wypadała konwersacja Pikarda z Gaskończykiem czy Piemontczyka z Sycylijczykiem. Oczywiście przewagę uzyskiwał dialekt, którym posługiwano się na dworze: uważany był on za najbardziej wytworny i zyskiwał przewagę nad innymi. Tak było we Francji i w Polsce. Natomiast w Niemczech nie wytworzył sie- 354 VIII. Średniowieczna świadomość narodowa VIII. Średniowieczna świadomość narodowa 355» język dworu, ponieważ otoczenie królewskie było różnego pochodzenia^ podobnie jak królowie, wywodzący się raz z Saksonii, raz z Frankonii lub :Szwabii. O kształcie języka literackiego na południu zdecydowało pochodzenie najbardziej popularnych minnesangerów, ale nie był to jedyny język literacki w Niemczech: powszechność jego ograniczała się do poezji, natomiast w prozie równie dobrze używano języka dolnosaskiego a. innych dialektów. W Anglii, jak wiemy, językiem dworu był od czasu Wilhelma Zdobywcy francuski, we Włoszech dworu królewskiego nie abyło, a językiem oficjalnym aż do XIII wieku włącznie była łacina. Znaczenie języków ludowych jako elementu świadomości narodowej wzrosło w okresie krucjat. Podczas wypraw krzyżowych język na równi .ze strojami i obyczajami służył wyodrębnieniu się grupy „swoich" spośród innych członków wspólnoty chrześcijańskiej. „Swoim" wydawał się •*on najpiękniejszy, podczas gdy brzmienie innych języków porównywano ido nieprzyjemnych dźwięków mechanicznych (jak zgrzytanie) lub wydawanych przez zwierzęta (krakanie, szczekanie itp.). Krucjaty były z jednej strony manifestacją jedności zachodniego chrześcijaństwa, odnalezieniem wspólnoty celów, a także tożsamości zasadni- •czych elementów kultury: wiary, liturgii, obyczajów rycerskich. Z drugiej, jak widzieliśmy, poszczególne grupy narodowe poznawały wzajemne różnice, doszukiwały się w nich zasadniczych przeciwieństw, upatrywały w „obcym" cechy dziwne i negatywne, podejrzewały go o egoizm, a nawet o zdradę. Osobliwy „internacjonalizm" rycerstwa rywalizował z pogłębiającą się świadomością odrębności celów narodowych. Na tym tle rozwinął się średniowieczny epos rycerski z jego uniwersa- :?listycznymi i narodowymi treściami. Zapoczątkował on rozwój literatury w językach potocznych, a więc wytwarzanie się języków literackich. Po- :nieważ jednak zaczął się we Francji, pozwolił językowi francuskiemu wysunąć się na czoło języków nieliturgicznych. Rozpowszechnienie się francuskich chansons de gęste nie tylko pomagało przezwyciężyć różnice • dialektów i formować francuską jedność językową. Język francuski, prze- ' kroczywszy granice „arcychrześcijańskiego królestwa", stal się swoistym „międzynarodowym" językiem rycerstwa, przeciwstawianym łacinie du- • chowieństwa. Mieszczaństwo, chętnie naśladując obyczaje rycerskie, po- •szło w ślad za stanem wojowników. Tak wynikła ekspansja języka francuskiego w Anglii, Niemczech, Niderlandach, Włoszech, o której pisaliśmy. Dopiero w drugim etapie za francuskim ruszyły do współzawodnictwa inne języki narodowe, najpierw w przekładach eposów francuskich, potem w naśladownictwach twórczości truwerów i trubadurów, wreszcie w utworach bardziej oryginalnych, ciągle jeszcze jednak pozostających w kręgu zafascynowania twórczością francuską. Zamiast wąskiej warstwy znającej język francuski, coraz szersze kręgi jrcerstwa zaczęły się teraz przejmować ideałami poezji rycerskiej, zapominając nieraz o jej pochodzeniu. Usamodzielnianiu się poezji górnonie-mieckiej czy włoskiej, angielskiej czy flamandzkiej towarzyszyły często' akcenty antyfrancuskie. Z kolei poezja górnoniemiecka, bujnie rozkwitająca w XII i XIII wieku, zdobyła sobie własny obszar wpływów w krajach słowiańskich Europy środkowej, czyniąc tam z języka niemieckiego* mowę dworów i pewnych grup możnowładztwa i rycerstwa. I tutaj jednak nastąpiła reakcja przeciw obcym wpływom wraz z rozwojem świadomości narodowej w Polsce i Czechach. Napływ kolonistów niemieckich w połączeniu z rozpowszechnieniem niemczyzny na dworach wywołał: uczucie zagrożenia w kręgach miejscowego duchowieństwa i rycerstwa,. co prowadziło nie tylko do wystąpień antyniemieckich, ale także do zainteresowania własnym językiem. Kościół miejscowy stawał w jego obronie,, zaczęto w nim tworzyć nie tylko modlitwy i pieśni religijne, ale w Czechach doszło do rozwoju świeckiej literatury, przeznaczonej dla rycerstwa. Przełom XII i XIV w. przyniesie w obydwu krajach powstanie u— tworów o ostrych akcentach polemiki narodowej; w Czechach niebawem, zostanie napisana w języku narodowym kronika tzw. Dalimila, której tendencję trudno nazwać inaczej niż nacjonalistyczną. W XIII wieku, a zwłaszcza w stuleciach następnych, coraz powszechniej język zaczai odgrywać rolę istotnego składnika cech narodowych; słowo* „język" w wersji łacińskiej (lingua, linguagium) lub w wersjach narodowych (langue, zunge, jazyk) używane było dla określenia wspólnoty narodowej, rywalizując z mniej precyzyjnym „narodem" (natio, gens). Język jako mowa i „język" jako naród na równi był przedmiotem miłości, i oddania patriotów. Także w społecznościach wielojęzycznych problem języka musiał zostać rozwiązany, jeżeli przynajmniej „naród polityczny" miał zachować: swą zwartość. Od XV wieku rozwijała się polonizacja szlachty ruskiej i litewskiej w Rzeczypospolitej; madziaryzacji ulegała na Węgrzech szlachta pochodzenia słowackiego, chorwackiego, rumuńskiego. We Francji, język prowansalski i bretoński coraz bardziej ustępował z dworów i zamków rycerskich; w Niderlandach szlachta i górne warstwy mieszczaństwa, władały językiem francuskim; w Anglii zwyciężyła nowa angielszczyzna, rugując język francuski. Zwycięstwo jednego języka nie oznaczało oczywiście zaniku innych: próby szerzenia siłą języka „narodu politycznego'" wśród ludu występowały rzadko i z reguły kończyły się niepowodzeniem.. Natomiast konieczność udziału w życiu politycznym pociągała za sobą, obowiązek znajomości języka większości bądź też języka uważanego za bardziej cywilizowany (co z reguły się pokrywało). Znaczna część szlachty była więc dwujęzyczna, to samo dotyczy mieszczaństwa pogranicza* francusko-germańskiego czy niemiecko-słowiańskiego. Mimo poczuciai ^356 VIII. Średniowieczna świadomość narodowa Jedności, wyrażającego się w literaturze, w deklaracjach parlamentarnych ••(szczególnie częstych w krajach o rozwiniętym systemie przedstawiciel- -skim), reprezentanci szlachty często podkreślali dzielące ich różnice językowe, regionalne czy choćby tylko różnice wynikające z odrębnych -tradycji historycznych. Sytuacja taka sprzyjała wymianie wpływów kul- -turowych, wzbogacaniu się kultury grupy panującej o nowe elementy. "Godzi się podkreślić, że w „narodzie szlacheckim" polskim czy węgier- -skim, w „narodzie austriackim" monarchii Habsburgów XVIII w. nie • dochodziło do „pseudologicznej identyfikacji". Litwini i Rusini w Rzeczypospolitej, magnaci chorwaccy na Węgrzech, zniemczona szlachta czeska w monarchii habsburskiej — nie utożsamiali swej własnej tradycji z tra- • dycją narodu przewodzącego, choć identyfikowali z nim swą teraźniejszość. Polski, węgierski czy austriacki patriotyzm, dokumentowany na : polach bitew, nie przeszkadzał Litwinom pamiętać o Mendogu i Giedyminie, Rusinom o św. Włodzimierzu i Jarosławie Mądrym, Chorwatom •ao Zwinimirze, a Czechom — o św. Wacławie i Brzetysławie. ZAKOŃCZENIE Od czasów Odrodzenia Imperium Rzymskie stanowi przedmiot nieustających medytacji historyków, pisarzy, artystów, polityków. Stanowi przedmiot zachwytów i tęsknot, wyrażanych przez największych koryfeuszy naszej cywilizacji. Były i są to jednak tęsknoty za wyimaginowanym ideałem, a nie za zbadaną i ukazaną w tysiącach drobiazgowych studiów historycznych rzeczywistością świata starożytnego. Ideał ten — to miasto Rzym i setki innych miast, przepełnionych pięknymi budowlami i dziełami sztuki, wśród których pisarze, uczeni, filozofowie dyskutują nad podstawami bytu i nad istotą człowieczeństwa, piękni i wzniośli; to państwo rzymskie, strzegące „pax Romana" na całym obszarze Imperium, budujące drogi, mosty i akwedukty, wprowadzające wszędzie zasady humanitaryzmu, zrównujące wszystkich wolnych mieszkańców świata jako obywateli rzymskich. W istocie jest to wariant odwiecznych tęsknot ludzkości za zamierzchłym „złotym wiekiem", wiekiem pokoju, sprawiedliwości, dobra, piękna i prawdy. Nie będziemy tu wyliczać szczegółowo tych wszystkich wyobrażeń o rzymskiej starożytności, które przyciągały zarówno wolnomyślicieli, jak zwolenników myśli zdyscyplinowanej; militarystów i pacyfistów; republikanów i monarchistów; faszystów, liberałów i komunistów. Dla jednych starożytność rzymska — to Lukrecjusz, Katullus i Petroniusz, dla innych — Katon Starszy i Seneka czy zgoła ś w. Augustyn; dla jednych — to Cyceron, Katon Młodszy i Brutus, dla innych — Cezar i Trajan. Nie będziemy też demaskować zarysowanego wyżej sielankowego obrazu, przypominając krwawe rozprawy Rzymian z pokonanymi ludami, jęki skazańców w kopalniach czy losy niewolników-gladiatorów, nędzę kolonów, bezprawie urzędników, ucisk podatkowy itd. Wszystko to zostało już dawno uczynione przez spory zastęp myślicieli przeciwstawiających się rzymskiemu mitowi, począwszy co najmniej już od okresu romantyzmu. Warto się jednak zatrzymać nad jedną, rzadko zauważaną stroną działalności Rzymian: nad niwelacją przez nich podbitego obszaru. Imperium Rzymskie stało się rzeczywiście całością cywilizacyjną: wszędzie wprowa- 358 Zakończenie dzano tę samą administrację, ten sam system władz państwowych i samorządowych (które zresztą dość szybko przekształcały się w terenowe organy państwa), ten sam kult państwowy, wreszcie to samo prawo. Wszędzie wznoszono takie same budowle i posągi, uznane przez państwo za piękne, a więc zalecane władzom terenowym. W tym zalewie uniformi-zmu rzadko dochodziły do głosu jakieś lokalne wpływy. Różnice polegały na nieporadności rzeźb nagrobkowych w nadgranicznych osadach wojskowych i na kolosalnych rozmiarach budowli i posągów, wznoszonych w stolicach i głównych miastach. Obowiązywała oficjalnie reguła: im coś jest większe, tym piękniejsze. Czyż system ten nie musiał wpłynąć wyjaławiająco na kulturę schyłku starożytności? Cóż stało się z literaturą grecką i rzymską, które uzyskały monopol w szkołach Imperium? I tu nastąpiło skostnienie powielanych form; naśladowanie, jak najwierniejsze naśladowanie „klasyków", cytowanie ich, analiza filologiczna ich utworów, doszukiwanie się w nich ukrytych treści — oto zajęcia elity intelektualnej. Jedyne dziedziny, gdzie twórczość jaśniała pełnym płomieniem — to historiografia oraz polemika teologiczno-filozoficzna. Jakkolwiek byśmy jednak cenili Ammiana Mar-cellina i Prokopa z Cezarei, to uznanie dotyczy raczej rzetelności w przedstawianiu faktów niż głębi rozumienia historii. Obydwaj tkwili głęboko w tradycyjnym opowiadaniu faktów, nie sięgając poziomu Tukidydesa czy Tacyta. Polemika teologiczno-filozoficzna zaś musiała się skończyć ze zwycięstwem oficjalnej nauki Kościoła nad heterodoksją. Zniszczenie polemistów musiało doprowadzić do zubożenia arsenału filozoficznego zwycięskich teologów. Niwelacja dotyczyła także bogactwa grup etnicznych Europy, zachodniej Azji i północnej Afryki, które zostały podporządkowane przez Rzym. Myśliciele rzymscy dostrzegali ten problem, widzieli nawet krzywdy doznawane przez ujarzmiane ludy, ale całość procesu oceniali pozytywnie. Rzymianie wprowadzali porządek w świat chaosu, zapobiegali bezmyślnej wojnie „wszystkich przeciw wszystkim" — stwierdzał Tacyt.1 Wtórował mu św. Augustyn, którego nie sposób posądzić o bezmyślny szowinizm. „Czyż doprawdy Rzymianie zaszkodzili w jakiś sposób ujarzmionym przez się narodom, gdy narzucili im swe prawa? Chyba jedynie przez to, iż dokonali podboju za cenę olbrzymiego przelewu krwi w czasie wojen." Po czym Ojciec Kościoła stwierdza, że lepiej byłoby, gdyby Rzymianie opanowali świat za zgodą ludów go zamieszkujących.2 Jak już stwierdziliśmy, jedynie Orozjusz we wstępie do V księgi swej Historii zdobył się na refleksję nad skutkami „miserabilis vastatio multarum et bene instituta-rum gentium".3 Nie dostrzegano, ile źródeł kultury, ile bogactwa spontanicznej twórczości znikło pod wyrównującym wszystko walcem grecko--rzymskiej cywilizacji. Jest to oczywiście uproszczenie: nieco cech wy- Zakończenie 35» tworzonych przez poszczególne ludy weszło w skład tej wszechuogólnia-jącej cywilizacji: trzeba wspomnieć choćby coraz silniejsze wpływy sy-ryjsko-palestyńskiego Wschodu i chrześcijaństwo. Ale i chrześcijaństwo zmieniało oblicze pod wpływem prawa rzymskiego i filozofii greckiej. Pamiętajmy, że Rzymianie bezpowrotnie zniszczyli kształtujące się niezależnie — choć nie bez wpływów cywilizacji śródziemnomorskiej — społeczeństwa Celtów, Numidów, Illirów, Daków, budujące właśnie podstawy wspólnot państwowych i kulturowych o indywidualnym charakterze. Spośród badaczy nowożytnych Alfred Dove najgłębiej chyba wniknął w te procesy niwelacyjne. „Przekleństwem starożytności, w wyniku którego ostatecznie upadła, było to, że [system równowagi państw i narodów], który tu i ówdzie przejściowo się pojawiał, nie zdołał się utrzymać; że w jej rozwoju systemów państwowych, pomiędzy autonomią miejską a niszczącymi ludy imperiami światowymi, uległa zagładzie droga pośrednia; a niezbędna wspólna rozbudowa cywilizacji i kultury, zamiast przez międzynarodowy podział działania, miała się dokonać tylko przez kosmopolityzm, przez zuniformizowane poddanie państwu świata ludów śródziemnomorskich. W ten sposób stosująca się początkowo do historii Orientu teoria fatalistycznego następstwa coraz bardziej potężnych monarchii światowych [...] stała się właśnie od wytworzenia się państwa Cezarów dla starożytności ostateczną, straszliwą rzeczywistością. Na ogromnym obszarze orbis terrarum rozbrzmiewało odtąd jedno i to samo nomen Ro-manum; to, co się do niego przyznawało, było zamiast dawnego potężnego ludu obywateli Miasta ludnością państwa liczącą wiele milionów, w połowie z greckim, w połowie z łacińskim pokostem, ale i poza tym niejednolitą, rozpadającą się na grupy regionalne, jednak — nawet w Italii i Grecji — bez charakteru rzeczywiście narodowego. Nie można sobie wyobrazić, aby z tych stosunków kiedykolwiek przez podział i wyodrębnienie mogły powstać narody podobne nowożytnym, ponieważ dla obumarłej indywidualności etnicznej historia nie zna zmartwychwstania." 4 Karol Modzelewski uzupełnił ostatnio te rozważania, wskazując na totalny konserwatyzm kostniejącego Cesarstwa Rzymskiego, nie dopuszczającego żadnej mobilności społecznej.5 Stworzenie ogromnego aparatu biurokratycznego, którego głównym celem było pilnowanie granic kast społecznych i strzeżenie zastoju, uważanego za krzepiącą stabilizację, groziło przetworzeniem struktur państwowych i społecznych w skamielinę. Warto byłoby z tych samych punktów widzenia przyjrzeć się historii powstania i długotrwałym dziejom imperium chińskiego, które również, i to bardziej trwale niż w Europie, zniwelowało układy etniczne wschodniej Azji. Również tam system państwowy, uznany za doskonały, hamował rozwój społeczeństwa, nie dopuszczając do zmian i do przejawów twórczości odbiegającej od przyjętego schematu. 360 Zakończenie Średniowiecze europejskie, z konglomeratem — a nie systemem! —• rozwijających się niezależnie, choć we wspólnych ramach, państw i narodów, okazało się wyjściem z tego zamykającego się schematu. Można ubolewać nad antagonizmami dzielącymi wspólnotę europejską, nad krwawymi wojnami, wzajemnymi krzywdami i barbarzyńskimi czynami, których wspomnienia do dziś dzielą sąsiednie narody. Jednak większość narodów i kultur okazała się w historii ludzkości szczególnie płodna, zwłaszcza gdy te narody nie zasklepiały się w sobie, ale wzajemnie się przenikały dzięki kontaktom handlowym, migracjom, wpływom kulturowym, modom — także dzięki wzajemnym wojnom, przymierzom i międzynarodowym układom, m.in. ponadnarodowym więziom chrześcijaństwa. Żaden z kręgów cywilizacyjnych nie zdołał w dziejach stworzyć tego, czego dokonali Europejczycy. Druga wojna światowa ostatecznie — piszę to wbrew własnym, niezbyt racjonalistycznym nadziejom — odebrała Europie supremację polityczną, a punkt ciężkości historii świata przeniosła w ręce mocarstw, tworzących znowu wieloetniczne potęgi o coraz większym stopniu wewnętrznego ujednolicenia — jeszcze nie niwelacji. Sama Europa szuka jedności -— aby ratować upadającą gospodarczą pozycję kontynentu, a także aby ratować własne tradycje kulturowe. Skurczenie się świata dzięki łatwości komunikacji i wszechobecności środków masowego przekazu stwarza jednak większą niż kiedykolwiek groźbę niwelacji wszystkiego do jednolitego poziomu przeciętnej cywilizacji światowej, poziomu zarysowującego się — jak uczą dotychczasowe doświadczenia — dosyć nisko. Trzeba jednak pamiętać, że różnorodność w jedności jest cenniejsza niż jednolitość. Przerażająca jest wizja uniformistycznej cywilizacji światowej, z tymi samymi wszędzie wieżowcami i systemami autostrad, z tymi samymi stylami w sztuce, muzyce, ubiorach, tymi samymi sposobami myślenia — zarówno konformistycznego jak opozycyjnego — tymi samymi środkami ucieczki od życia. Praktyka uczy, jak często taka uniformizacja, od której nie ma ucieczki, wyjaławia umysł ludzki lub pcha go do odruchów rozpaczy. Póki istnieją narody, póki istnieje różnorodność języków, w których każde słowo pomnaża bogactwo znaczeń, póki zachowała się indywidualność literatur narodowych, związana z odrębnym, innym przeżywaniem rzekomo tych samych zawsze i wszędzie losów ludzkich, poty nie zginie bogactwo kultury europejskiej, poty nie zginie zrozumienie dla odmienności człowieka i jego przeżyć w innych, odległych ziemiach i cywilizacjach. Dotyczy to również cywilizacji azjatyckich i afrykańskich, coraz silniej zakuwanych w kajdany uniformizmu, przystrzyganych i dopasowywanych do obcych wzorców, wtłaczanych w granice sztucznie ongiś Zakończenie 361 podzielonych terytoriów. Skutki takiej działalności są niekiedy przerażające. Każde zamknięcie w skansenie kultury wymierającego ludu, każde odłożenie na półkę zbędnego już słownika języka, który stał się martwym, zuboża także kulturę narodów wielkich i potężnych. BIBLIOGRAFIA I PRZYPISY Wykaz skrótów 1. Wydawnictwa źródłowe: AQDtG — Ausgewdhlte Quellen żur deutschen Geschichte des Mittelalters^ Freiherr vom Stein Geddchtnisausgabe. BRG — Bibliotheca Rerum Germanicarum, wyd. Ph. Jaffe. CSEL — Corpus Scriptorum Ecclesiasticorum Latinorum FRB — Fontes Rerum Bohemicarum MGH — Monumentu Germaniae Historica Serie: SS — Scriptores LL — Leges AA — Auctores antiquissimi Cap. — Capitularia Const. — Constitutiones et acta publica Epp. — Epistolae PL — Poetae Latini SSRMer. — Scriptores Rerum Merovingicarum SSRLang. — Scriptores Rerum Langobardicarum et Italicarum. DO I (III) — Diplomata Ottonis I (III) MPH — Monumenta Poloniae Historica SN — Series nova MPL — Patrologiae Cursus Completus, Series Latino, wyd. J. P. Migne MPG — Patrologiae Cursus Completus, Series Graeca, wyd. J. P. Migne QKRG — Quellen żur Karolingischen Reichsgeschichte (w ramach AQDtG) RHF — Recueil des historiens des Gaules et de la France 2. Wydawnictwa seryjne: BDI — Dizionario biografico degli Italiani Nationes — Nationes. Historische und philologische Untersuchungen żur Entste— hung der europaischen Nationen im Mittelalter Settimana — Settimana di studi del Centro Italiano di Studi sull Alto Medioevo VuF — Vortrage und Forschungen (Reichenau-Vortrage) WdF — Wege der Forschung 3. Czasopisma: AKG — Archiv fiir Kulturgeschichte ALMA — Archivum Latinitatis Medii Aevi AmHR — American Historical Review DA — Deutsches Archiv fur Erforschung des Mittelalters HJb — Historisches Jahrbuch :366 Bibliografia i przypisy "HZs — Historische Zeitschrift .JMH — Journal of Medieval History KH — Kwartalnik Historyczny IMA — Le Moyen Agę MlOG — Mitteilungen des Instituts fur Dsterreichische Geschichtsforschuftg PH — Przegląd Historyczny HBPH — Revue Beige de Philologie et d'Histoire RH — Revue Historique RVjbll — Rheinische Vierteljahrsblatter :SchwBzAG — Schweizerische Beitrage zur Allgemeinen Geschichte VjSWG — Vierteljahrschrift fur Sozial- und Wirtschaftsgeschichte ~WaG — Welt als Geschichte ™WI — Woprosy Istorii .ZsBayLG — Zeitschrift fiir Bayerische Landesgeschichte :ZSS — Zeitschrift der Savigny-Stiftung fur Rechtsgeschichte KA — Kanonistische Abteilung 7. MARGINALNE TERYTORIA NA ZACHODZIE: BRETANIA I WASKONIA Literatura (por. także nr 132, 153—155): 164. E. Durtelle de Saint-Sauveur, Histoire de Bretagne des origines d nos jours, wyd. IV, t. I, Rennes 1957. 165. H. Waquet, Histoire de la Bretagne, Paris 1958. 166. Histoire de la Bretagne, wyd. J. Delumeau, Toulouse 1969. 167. F. Gourvil, Langue et litterature bretonnes, Paris 1960. 168. Ch. Dartigue, Histoire de la Gascogne, Paris 1951. 1 Miracula S. Martialis, II, 3 (MGH, SS, XV, s. 281), 2 Anonymi Vita Hludovici, c. 37, wyd. R. Rau, QKRG, I, s. 320. 8. MARGINALNE TERYTORIA NA WSCHODZIE: ALEMANIA, BAWARIA, TURYNGIA Literatura (por. także nr 153, 155): 169. K. Weller, Geschichte des schwdbischen Stammes bis zum Untergang der Staufer, Miinchen u. Berlin 1944. 170. Grundfragen der alemannischen Geschichte, wyd. Th. Mayer (VuF 1), Lin-dau u. Konstanz 1955 (zbiór studiów i referatów). 171. Żur Geschichte der Alemannen, wyd. W. Miiller (WdF 100), Darmstadt 1975 (zbiór studiów). 172. Żur Geschichte der Bayern, wyd. K. Bosi (WdF 60), Darmstadt 1965 (zbiór studiów). 173. Handbuch der bayerischen Geschichte, wyd. M. Spindler, t. I, Miinchen 1967, wyd. II 1971. 174. H. Patze, W. Schlesinger, Geschichte Thiiringens, t. I, Koln—Graz 1968. 1 Vita S. Galii, prolog, MGH, SSRMer., IV, s. 282. 2 Gęsta Karoli Magni, l, 10; wyd. Ph. Jaffe, BRG, IV, s. 633 i n. 8 Vita S. Emmerami, MGH, SSRMer., IV, s. 478. Bibliografia i przypisy 381 9. OSTATNIE NABYTKI: FRYZOWIE, SASI, GOCI Literatura (por. także nr 153, 155, 157): 175. Entstehung und Verfassung des Sachsenstammes, .wyd. W. Lammers (WdF 50), Darmstadt 1967 (zbiór studiów). 176. Die Eingliederung der Sachsen in das Frankenreich, wyd. W. Lammers (WdF 185), Darmstadt 1970 .(zbiór studiów). 177. J. Calmette, Le sentiment national dans la Marche d'Espagne (w:) Melanges d'histoire du Moyen Age offerts a M. Ferdinand Lot, Paris 1925, s. 103—110. Me była mi dostępna książka tegoż autora: La question des Pyrenees et la Marche d'Espagne au Moyen Age, Paris 1947. 10. ROZKŁAD WSPÓLNOTY FRANKIJSKIEJ: PRZESŁANKI I SIŁY DZIAŁAJĄCE Literatura (por. także nr 65, 117, 132, 134, 144—147, 149, 150, 153—155): 178. E. Ewig, Beobachtungen żur politisch-geographischen Terminologie des frdn-kischen Grossreiches und der Teilreiche des 9. Jahrhunderts (w:) Spiegel der Geschichte. Festgabe fiir M. Braubach, Miinster 1964, s. 99—140. 179. E. Ewig, Die frdnkischen Teilungen und Teilreiche (511—613), „Abhandlun-gen der Akademie der Wissenschaft und der Literatur Mainz". Geistes- und sozial-wissenschaftliche Klasse 9, 1953, s. 651—715. 180. E. Ewig, Die frankischen Teilreiche im 7. Jahrhundert, „Trierer Zeitschrift" 22, 1953, s. 85—144. 181. F. L. Ganshof, La fin du regne de Charlemagne. Une decomposition, „Zeitschrift fiir schweizerische Geschichte" 28, 1948, s. 433 i n. 182. F. L. Ganshof, Żur Entstehungsgeschichte und Bedeutung des Vertrages von Verdun 843, DA 12, 1956, s. 313—330. 183. W. Schlesinger, Die Auflosung des Karlreiches (w nr 140, t. I, s. 792—857). 184. F. Steinbach, Die Entstehung der Volksgrenze und der Staatsgrenze zwischen Deutschland und Frankreich, RVjbll 4, 1934, s. l—10. 185. F. Steinbach, Austrien und Neustrien. Die Anfdnge der deutschen Volks-werdung und des deutsch-franzosischen Gegensatzes, RVjbll 10, 1940, s. 217—228; przedruk w: nr 192, s. 166—182. 186. K. Brunner, Oppositionelle Gruppen im Karoling er r eich, Wien—Koln—Graz 1979. 187. J. Fleckenstein, Das Grossfrankische Reich: Moglichkeiten und Grenzen der Grossreichbildung im Mittelalter, HZs 233, 1981, s. 265—294. 188. Der Vertrag von Verdun. Neun Aufsdtze żur Begrundung der europaischen Volker und Staatenwelt, wyd. Th. Mayer, Leipzig 1943, gdzie m.in.: 189. Th. Mayer, Der Vertrag von Verdun, s. 5—30, 190. H. Mitteis, Der Vertrag von Verdun im Rahmen der karolingischen Verfas-sungsgeschichte, s. 66—100, 191. H. Dórries, Die geistigen Voraussetzungen und Folgen der karolingischen Reichsteilung 843, s. 150—180. 192. Der Volksname Deutsch, wyd. H. Eggers, Darmstadt 1970, (WdF 156), zbiór studiów, m.in.: 193. E. Rosenstock, Unser Volksname Deutsch und die Aufhebung des Herzogtums 382 Bibliografia i przypisy Bayern, s. 32—102 (pierwotnie w: „Mitteilungen der schlesischen Gesellschaft fiir Volkskunde" 29, 1928, s. 1—66), 194. L. Weisgerber, Der deutsche Volksname und die westliche Sprachgrenze, s. 103—165 (pierwotnie osobno, Marburg 1940), 195. E. Lerch, Der Ursprung des Wortes 'Deutsch', s. 261—289 (pierwotnie WaG, 8, 1942, s. 14—31), 196. G. Baesecke, Das Nationalbewusstsein der Deutschen des Karolingerreiches nach den zeitgenóssischen Benennungen ihrer Sprache, s. 324—350 (pierwotnie w nr 188, s. 116—136), 197. L. Weisgerber, Amiens und die theodisca lingua, s. 368—373 (poprzednio w RVjbll 14, 1949, s. 233—235). 193. L. Weisgerber, Deutsch als Volksname. Ursprung und Bedeutung, Stuttgart 1953. 199. A. Dove, Bemerkungen żur Geschichte des deutschen Volksnamens (w:) A. Dove, Ausgewdhlte Schriftchen vornehmlich historischen Inhalts, Leipzig 1898, s. 300—324. 200. A. Dove, Das dlteste Zeugnis fiir den Namen Deutsch, j.w., s. 324—333. 201. H. Jacobs, Der Volksbegriff in den historischen Deutungen des Namens 'Deutsch', RVjbll 32, 1968, s. 86—104. 202. J. F. Worstbrock, 'Thiutisce', „Beitrage żur Geschichte der deutschen Sprache und Literatur" 100, 1978, s. 205—212. 203. K. H. Rexroth, Volkssprache und werdendes Volksbewusstsein im ostfrdnki-schen Reich (w:) Nationes, I, s. 275—315. 204. A. Dauzat, Histoire de la langue franęaise, Paris 1959. 205. F. Lot, Quels sont les dialectes romans que pouvaient connaltre les Carolin-giensl, „Romania" 64, 1938, s. 433—453. Przedr. w: Recueil des travaux historiqu.es de Ferdinand Lot, t. II, Geneve—Paris 1970, s. 371—391. 206. F. Lot, Le dialecte roman des serments de Strasbourg, „Romania" 65, 1939, s. 145—163, przedr. tamże, t. II, s. 393—411. 1 Nr 185, s. 166 i n. (przedruku). 2 Nr 117. 8 Nr 132, s. 641, 643. 4 Nr 132, s. 643. 5 Nr 185, s. 170 (przedruku). 6 MGH, Cap., I, 45, s. 126 i n. Por. W. Schlesinger, Kaisertum und Reichsteilung. Żur Divisio regnorum vom 806 (w:) Forschungen zu Staat und Verfassung. Fest-gabe fiir F. Hartung, Berlin 1958, s. 9—51. Przedr. w: Zum Kaisertum Karls des Grossen, wyd. G. Wolf, Darmstadt 1972 (WdF 38), s. 116—173. 7 Bardziej pesymistycznie ocenia sytuację państwa w chwili śmierci Karola F. L. Ganshof (nr 181). 8 MGH, Cap., I, 136, s. 270 i n.; por. F. L. Ganshof, Observations sur 1'Ordinatio imperii de 817 (w:) Festschrift G. Kisch, 1955, s. 15—32. 9 Nr 146, s. 130. 10 Agobard z Lyonu do Ludwika Pobożnego: MGH, Epp., V, s. 158 i n.; Pascha-sius Radbertus, Vita Walae, II, 7 (MGH, SS, II, s. 551). 11 Miracula S. Benedicti, c. 33; MGH, SS, XV, s. 493. 12 Nr 207, s. 25. . , 13 MGH, Epp., VI, s. 81. 14 Nithardi Historiarum, III, 5, wyd. R. Rau, QKRG, I, s. 438 i n. Bibliografia i przypisy 383. w Vita Eligii, MGH, SSRMer., IV, s. 712. ł« Miracula S. Benedicti, c. 27; MGH, XV, s. 491. Por. nr 153, s. 236. 17 Miracula S. Goaris, MGH, SS, XV, s. 365. 18 Vita S. Galii, MGH, SSRMer., IV, s. 314. 19 Cririestomatija po istorii niemieckogo jazyka, wyd. N. S. Czemodanow, Moskwa 1953, s. 48. 20 MGH, Const., lii l, s. 288. 21 Por. R. Schiitzeichel, Das Ludwigslied und die Erforschung des Westfrdnki-schen, RVjbll 31, 1966/67, s. 291 i n. (przedruk w nr 112, s. 256—277). 21 Skądinąd, jak wykazał A. Dove (nr 47, s. 67 i n.), przymiotnik ten występuje-u Ulfilasa, gockiego tłumacza Biblii, jedynie we wtórnym znaczeniu: thiudisk=eth-nikos=gentilis, w sensie: pogański. 23 MGH, Epp., IV, s. 28. 24 Por. nr 202, s. 205 i n. 25 Vita Karoli, c. 29, wyd. R. Rau, QKRG I, s. 200. 26 Cytaty zgromadził H. Brinkmann, Theodiscus. Ein Beitrag żur Fruhgeschichte-des Namens 'Deutsch' (w nr 192, s. 204). 27 Tamże, s. 191. 28 Libellus de exordiis et incrementis rerum ecclesiasticarum, c. 7, MGH, Cap.,. II, s. 481. 29 Oeuvres theologiques et grammaticales de Godescalc d'Orbais, wyd. C. Lambot,. Louvain 1945, s. 195. 80 MGH, Epp., IV, s. 28. 31 MGH, Epp., III, s. 295. 32 Według odczytu wygłoszonego w Marburgu 20 listopada 1976 r. 83 Nr 153, s. 128. 84 Nr 149, s. 295. 35 .IV. „LA DOLCE FRANCE, TERĘ MAJOR" 1. SIŁY ODSHODKOWE I TRADYCJA KAROLIŃSKA W KRÓLESTWIE ZACHODNIOFRANKIJSKIM Literatura (por. także nr 41, 50, 58, 117, 144, 145, 154, 156, 161, 162, 178): 207. P. Classen, Die Vertrdge von Verdun und Coulaines 843 als politische Grund-lagen des westfrdnkischen Reiches, HZs 196, s. l—35. 208. F. Schalk, Die Entstehung der franzosischen Nation (w nr 188, s. 137—149). 209. J. F. Lemarignier, Les fideles du roi de France (930—987) (w:) Recueil de travaux offert a, Clovis Brunei, Paris 1955, s. 138—162. 210. J. Dhondt, Etudes sur la naissance des principautes territoriales en France (lXe—Xe siecles), Brugge 1948. 211. K. F. Werner, Untersuchungen żur Fruhzeit des franzosischen Fiirstentums,. WaG 18, 1958, s. 256—289; 19, 1959, s. 146—193; 20, 1960, s. 87—119. 212. W. Kienast, Die franzosischen Stdmme bei der Konigswahl, HZs 206, 1968, s. 1—21. 213. W. Kienast, Der Herzogstitel in Frankreich und Deutschland (9. bis 12-Jahrhundert), Miinchen—Wien 1968. . 384 Bibliografia i przypisy Bibliografia i przypisy 385 214. W. Kienast, Studie iiber die franzósischen Volksstamme des Friihmittelal-ters, Stuttgart 1968. 215. F. Lot, L. Halphen, Le regne de Charles le Chauve, t. I, Paris 1910. 216. E. Favre, Eudes comte de Paris et roi de France, Paris 1893. 217. A. Eckel, Charles le Simple, Paris 1899. 218. W. Kienast, Der Wirkungsbereich des franzósischen Konigtums von Odo bis Ludwig VI (888—1137) in Sudfrankreich, HZs 209, 1969, s. 529—565. 219. B. Schneidmiiller, Karolingische Tradition und fruhes franzósisches Kónig-tum. Untersuchungen żur Herrschaftslegitimation der westfriinkisch-franzósischen Monarchie im 10. Jahrhundert, Wiesbaden 1979. 220. M. Lugge, 'Galia' und 'Francia' im Mittelalter. Untersuchungen iiber den Zusammenhang zwischen geographisch-historischer Terminologie und politischem Denken vom 6.—15. Jahrhundert, Bonn 1960. \ 1 Nr 117, s. 478. * QKRG, III, s. 146. 3 Historiarum I, 14, wyd. G. Waitz, Hannover 1877, s. 16. Również Flodoard tylko raz jeden określa Henryka tytułem rex, zwykle: princeps. Por. Annales, wyd. Ph. Lauer, Paris 1905, passim. 4 MGH, Const., I, 1, s. l i n. 5 Początki jego widział E. Ewig w powierzonym przez Karola Wielkiego w 790 r. najstarszemu synowi Karolowi ducatus Cinomannicus (od Civitas Cenomannicum = Le Mans), por. nr 178, s. 100 i n. i przyp. 6. 8 Określenie „Ile-de-France", po raz pierwszy poświadczone dopiero w 1429 r., obejmowało tylko część „małej Francji" X wieku, w której mieściły się także Pikardia, Szampania i Orleanais. 7 De moribus et actis primorum Normanniae ducum, MPL, 141, szp. 650 i n. 8 Źródła X w. określają zwykle jarlów z Rouen tytułem hrabiów, czasem margrabiów. Tytuł książęcy utrwalił się dopiero w XI w. 9 Nr 117, s. 278. 10 Niekiedy jednak uznaje Richer termin „Galii" za synonim „Franci", także w najwęższym, regionalnym tego słowa znaczeniu. Por. niżej. 2. KRÓL SYMBOLEM JEDNOŚCI FRANCJI I OŚRODKIEM KSZTAŁTOWANIA ŚWIADOMOŚCI FRANCUSKIEJ Literatura (por. nr 41, 50, 154, 211—214, 218, 219, 220): 221. A. Longnon, La formation de I'unite francaise. Paris 1922. 222. P. E. Schramm, Der Konig von Frankreich. Das Werden der Monarchie vom 9. bis zum 16. Jahrhundert (wyd. I 1939), wyd. II Weimar 1961. 223. P. E. Schramm, Die Krónung bei den Westfranken und Angelsachsen 878 — um 1000, ZSS, KA 54, 1934, s. 117—242. 224. M. Bloch, Les rois thaumaturges. Etude sur le charactere surnaturel attache d la puissance royale, particulierement en France et en Angleterre, Strasbourg — —Paris 1924. 225. J. F. Lemarignier, Le gouvernement royal aux premiers temps capitiens (987—1108), Paris 1965. 226. J. F. Lemarignier, Aux origines de Vetat franęais. Royaute et entourage royal aux premiers temps capetiens (987—1108) (w:) L'Europe aux IXs—XIe siecles-Aux origines des Stats nationaux, Varsovie 1968, s. 43—55. 227. K. F. Werner, Die Legimitdt der Kapetinger und die Entstehung des Reditus regni Francorum ad stirpem Karoli, WaG 12, 1952, s. 203—226. 228. J. Ehlers, Karolingische Tradition und fruhes Nationalbewusstsein in Frankreich, „Francia" 4, 1976, s. 213—235. 229. J. Ehlers, Die Historia Francorum Senoniensis und der Aufstieg des Houses Capet, JMH 4, 1978, s. 1—25. 230. J. Ehlers, Elemente mittelalterlicher NationsbUdung in Frankreich (10.—13. Jahrhundert), HZs 231, 1980, s. 565—587. 231. C. Carozzi, Le dernier des Corolingiens: de I'histoire au mythe, MA 82, 1976, s. 453—476. 232. A. W. Lewis, Ancipatory Association of the Heir in Early Capetian France, AmHR 83, 1978, s. 906—927. 233. A. W. Lewis, Royal Succesion in Capetian France. Studies on Familial Order and the State, Cambridge Mass. 1981. 234. J. Dhondt, Une crise du pouvoir capetien 1032—1034 (w:) Miscellanea me-diaevalia in memoriam J. F. Niermayer, Groningen 1967, s. 137—148. 235. B. Guenee, Les genealogies entre I'histoire et la politique: la fierte d'etre Capetien, en France au Moyen Age, „Annales Economies-Societes-Civilisations" 33, 1978, s. 450—477. 236. J. Devisse, Hincmar Archeveque de Reims 845—882, Geneve 1975. 237. W. Kienast, Deutschland und Frankreich in der Kaiserzeit (wyd. I 1943), wyd. II, t. I—III, Stuttgart 1975. 1 Ostatnia próba generalnego „oczyszczenia" arcybiskupa, podjęta przez J. De-visse'a w jego wielkiej monografii Hinkmara (nr 236) nie jest w pełni przekonywująca. f. 2 Expositiones [..J pro Ecclesiae libertatum defensione, MPL, 125, szp. 1040. r 8 Tamże. 4 De potestate regia et pontificia, MPL, 125, szp. 1007 i n. 6 Ordo coronationis, MGH, Cap., II, s. 340. • F. Baix, Les sources liturgiques de la Vita Remigii d'Hincmar (w:) Miscellanea historica in honorem Alberti de Meyer, Louvain 1946, s. 211—227. Za udostępnienie tej trudno osiągalnej rozprawy serdecznie dziękuję prof. J. Gentilowi da Silva z Nicei. 7 Vita S. Remigii, c. 29, MPL, 125, szp. 1154. .(jjfc) v 8 MPL, 162, szp. 195. •''*• i..-*--. , arer't-- " 9 Tak sądzi P. E. Schramm, nr 222, t. I, s. 147. . , '" • ",,'[ "f . 10 MPL, 180, szp. 162. "..)(, ,'",•"",.'/. 11 Richer IV, 11; wyd. G. Waitz, s. 132 i n. ," ' ". ". ' ' 12 RHF, X, s. 545. Inne przykłady podaje W. Kienast, nr 218, s. 557. 18 MGH, SS, IX, s. 367 i n. 14 RHF, XI, s. 170. 15 Guibert, De Vita sua, wyd. G. Bourgin, Paris 1907, s. 129 i n. Por. nr 231, s. 466 i n. Zdaniem C. Carezziego zarówno Richer, jak późniejszy o sto lat Guibert, obarczając Adalberona zdradą i stylizując ją na czyn Judasza, starali się odciążyć Kapetyngów (tamże, s. 471). 18 Historiarum, IV, 12; wyd. G. Waitz, s. 133. 17 Miracula S. Benedicti, MGH, SS, IX, s. 375. 25 — B. Zientara 386 Bibliografia i przypisy 18 Wilhelm do Fultaerta bpa Chartres 1027, RHF, X, s. 485. 19 MPL, 162, szp. 193. 20 MPL, 180, szp. 166. 21 Por. Gęsta Friderici, wyd. F. J. Schmale, Darmstadt 1965, t. II, l, s. 284. 22 MPL, 139, szp. 477. 23 MPL, 180, szp. 162. 21 Chronica majora, wyd. H. Richards Luard, t. V, London 1880, s. 606. 2S MPL, 156, szp. 616. 28 MPL, 141, szp. 931. 3. TRADYCJA FHANKIJSKO-KAROLIfłSKA A FRANCUSKA ŚWIADOMOŚĆ NARODOWA Literatura (por. także nr 30, 34, 36, 41, 211, 220—222, 227—233, 235, 237): 238. L. Bohm, Gedanken zum Frankreich-Bewusstsein im jruhen 12. Jahrhundert, ' HJb 74, 1955, s. 681—687. 239. B. Guenee, Etat et nation en France au Moyen Age, RH 237, 1967, s. 17—30. 240. F. Kem, Der mittelalterliche Deutsche in franzósischer Ansicht, HZs 108, 1912, s. 237—254. 241. A. G. Ljublłnskaja, K woprosu o razwitii francuzskoj narodnosti (IX—XV ww.), WI (28), 1953, nr 9, s. 78—36. 242. G. Zeller, La France et 1'Allemagne depuis dix siecles, wyd. II Paris 1948. 243. G. A. Bezzoła, Das Ottonische Kaisertum in der franzosischen Geschichts-schreibung des 10. und beginnenden 11. Jahrhunderts, Graz—Koln 1956. 244. E. Bournazel, Le gouvernement capetien au XIIe siecle. Structures sociales et mutations institutionnelles, Paris 1975. 245. W. Kienast, Franzosische Krondomane und deutsches Reichsgut, HZs 165, 1941, s. 110—117. 246. W. Kienast, Der franzosische Staat im 13. Jahrhundert, HZs 148, 1933, s. 457—519. 247. G. M. Spiegel, The Cult of Saint Denis and Capetian Kingship, JMH 1, 1975, s. 43—69. 248. R. Buchner, Das gefiilschte Karlsprivileg filr St. Denis, HJb 22, 1922, s. 13—28, 250—265. 249. O. Cartellieri, Abt Suger von Sant-Denis, [b.m.w.] 1898. 250. C. van de Kieft, Deux diplomes faux de Charlemagne pour Saint-Denis du XII* siecle, MA 64, 1958, s. 401—436. 251. B. Monod, L'eveil du sentiment national en France au XIs siecle: Guibert de Nogent et Philippe Ier, Paris 1903. 252. J. R. Strayer, France, the Holy Land, the Chosen People, the Most Christian King, (w:) Action and Conviction in Early Modern Europe. Essays in Memory of E. H. Harbinson, Princeton 1969, s. 3—16. 253. R. Barroux, L'abbs Suger et la vassalite du Vexin en 1124, MA 64, 1958, s. 1—26. 254. L. Reau, G. Cohen, L'art du Moyen Age. Arts plastiques, art litteraire et la civilisation franęaise, Paris 1951. 255. A. Drzewicka, Starofrancuska epopeja rycerska, Warszawa 1979. 256. J. Bedier, Les legendes epiques. Recherches sur la formation des Chansons de gęste, t. I—IV, Paris 1908—1913. Bibliografia i przypisy 387 257. J. Bedier, Les Chansons de gęste (w:) Histoire de la nation frangaise, t. XII, Paris 1921, s. 177—236. 258. Ph. A. Becker, Das Rolandslied, „Zeitschrift fur franzosische Sprache" 61, 1938, s. 1—22, 129—156. 259. R. Menendez-Pidal, La Chanson de Roland et la tradition epique des Francs, Paris 1960. 260. R. Menendez-Pidal, La Chanson de Roland desde et punto de vista del tra-ditionalisme (w:) Coloqios de Roncesvalles, Zaragoza 1956, s. 15—37. 261. J. Frappier, Les themes politiques dans le „Couronnement de Louis" (w:) Melanges de linguistique romane et de philologie medievale offerts d M. Delbouvil-le, t. II, Gembloux 1964, s. 195—206. 262. M. Remppis, Die Vorstellung von Deutschland im altfranzósischen Heldene-pos und Roman, Halle/S. 1911. 263. G. M. Spiegel, 'Defense of the Realm': Evolution of a Capetian Propaganda Slogan, JMH 3, 1977, s. 115—133. 264. L. Loomis-Hibbard, L'Oriflamme de France et le cri'Munjoie' au XIIs siecle, MA 65, 1959, s. 469—499. 265. R. Bossuat, Poerrte sur I'origine des fleurs de Us, „Bibliotheque de 1'Ecole des Chartres" 101, 1940, s. 80—101. 266. M. Klippel, Die Darstellung der frankischen Trojanersage in Geschichts-schreibung und Dichtung vom Mittelalter bis zur Renaissance in Frankreich, Marburg 1936. 267. H. Meyer, Die Oriflamme und das franzosische Nationalgefiihl, „Nachrichten von der Gesellschaft der Wissenschaften zu Gottingen", Phil.-hist. Klasse, 1930, s. 95—135. 268. J. Chaurand, La conception d'histoire de Guibert de Nogent, „Cahiers de Civilisation Medievale" 8, 1965, s. 381—395. 269. K. F. Werner, Das hochmittelalterliche Imperium im politischen Bewusstsein Frankreichs (10—12. Jahrhundert), HZs 200, s. 1—60. 270. K. F. Werner, Konigtum und Furstentum im franzosischen 12. Jahrhundert (w:) Probleme des 12. Johrunderts (VuF XII), Konstanz—Stuttgart 1968, s. 177—225. 271. L. Reynaud, Les origines de I'influence franc.aise en Allemagne, t. I, wyd. II Paris 1915. 272. G. Duby, Le dimanche de Bouvines, Paris 1973. 273. R. Fawtier, La Chanson de Roland, etude historiąue, Paris 1933. 1 Przywilej dla klasztoru St. Denis 1124, wyd. J. Tardif, Monuments historiques, Cartons des rois nr 391, s. 217 i n. 2 Nr 269, s. 16. 3 Historiarum I, 3, wyd. G. Waitz, s. 3. 4 Wyd. M. Prou (Raoul Glaber, Les cinq livres de ses histoires, Paris 1886, s. 83), III, 9. 33. 5 Tamże, III, 9. 40, s. 89. 6 Vita Ludovici Grossi, wyd. E. Molinier, Paris 1887, s. 106 i n. 7 Tamże, s. 112. 8 Wyd. E. Sackur, Sibyllinische Texte und Forschungen, Halle/S. 1898, s. 109 i n. 9 Argumenty przeciwników Bediera (tzw. tradycjonalistów) zestawił ostatnio R. Menendez-Pidal (nr 259, 260). Por. także pracę A. Drzewickiej (nr 255). 10 Einhard, Vita Karali, c. 29. 388 Bibliografia i przypisy 11 Vita Faronis episcopi Meldensis, c. 78, wyd. B. Krusch, MGH, SSRMer., V, s. 193. 12 E. Berg, Das Ludwigslied und die Schlacht bei Saucourt, RVjbll 29, 1964, s. 175—199; tekst na s. 197 i n. 18 Cytują według wydania T. Atkinson Jenkins, La Chanson de Roland, Oxford Version, Boston 1924, v. l, s. 3. 14 Nr 257, s. 208. ls Por. nr 449, s. 140. 16 V. 1423—1430, s. 110. 17 V. 3031 i n., s. 212; v. 3703, S. 255. 18 V. 1861, s. 140. 19 V. 2017, s. 149. 20 V. 396, s. 39. 21 Chronica majora, II, s. 548. 22 Historiarum, II, 30, s. 54. 28 Tamże, III, 85, s. 117. 24 Carmen ad Robertum regem, v. 7 i n., 280 i n., RHF, X, s. 65, 69. . 25 MPL, 139, szp. 482. 26 Vita Robert!, RHF, X, s. 104. 27 Historiarum, I, 20, s. 16. / 28 Tamże, III, 71, s. 111. 29 Tamże, III, 76, s. 113. 80 Gęsta Dei per Francos, II, l, MPL, 156, szp. 698. 31 List do biskupów francuskich z 10 września 1074, Quellen zum Investiturstreit, wyd. F. J. Schmale, Darmstadt 1978, I, nr 29, s. 96. 32 Gęsta, II, l, MPL, 156, szp. 697. 83 Tamże, szp. 698. 84 Tezę o Francuzach jako narodzie świętym i wybranym przez Boga (gens san-cta, populus adquisitionis) spotykamy np. w późnej wersji żywota św. Dagoberta (tj. Merowinga Dagoberta III), zapewne z końca XI lub początku XII w., c. 4, MGH, SSRMer., II, s. 515. 85 Wyd. A. Molinier, s. 26 i n. 38 Monuments historiques, Cartons des rois nr 391, s. 217 i n. 87 Vita Ludovici, wyd. A. Molinier, s. 101 i n. 38 Tamże, s. 102. '» Chanson de Roland, v. 3091 i n., s. 216 i n. « Por. nr 264, s. 480. 41 Historia ecclesiastica, wyd. A. Le Prevost, Paris 1838—1855, t. IV, s. 341. 42 Historia Karali Magni et Rotholandi ou Chronique du Pseudo-Turpin, Paris 1936, s. 71. 43 Tamże, s. 323 i n. 44 Wyd. C. Meredith-Jones w załączniku do Historia Karoli, s. 430 i n. 45 Por. nr 269, s. 5, przyp. 2 i 3, gdzie dalsze przykłady. « Per venerabilem, MGH, Const, II, 398. 47 Por. nr 261. Cytuję według przedruku w zbiorze: Ait/ronzosische Epik, wyd. H. Krauss, Darmstadt 1978 (WdF 354), s. 347. 48 Por. nr 227, s. 217. Tamże dalsze cytaty. 49 RHF, XVII, s. 118, 126 i n. 50 De principis instructione, III, 25, wyd. G. F. Werner (w:) Giraldus Cambensis, Opera, VIII, London 1891, s. 294. Bibliografia i przypisy 389 51 Vita Ludovici, wyd. A. Molinier, s. 102. 52 Niekompletne wydanie w RHF, XVII, s. 289 i n. 53 Gęsta Ludovici Franciae regis, RHF, XVII, s. 302 i n. 54 Mateusz z Paryża, Chronica majora, III, s. 626 i n. Gaston Zeller zastanawia się, czemu papieże w okresie walk z niemieckimi cesarzami nie wystąpili z inicjatywą przekazania korony cesarskiej królom francuskim, i dochodzi do wniosku, że zrażała ich dziedziczność tronu francuskiego, która pozbawiłaby papiestwo wszelkiego wpływu na obsadzanie godności cesarskiej. Por. nr 242, cytuję według tłum. niem. Tausend Jahre deutsch-franzósischer Beziehungen, Baden—Baden 1954, s. 19. 55 Hierapigra, wyd. C. Vieillard, cyt. za nr 34, s. 88. 58 RHF, XX, s. 320. 67 Willehalm, cyt. za nr 246, s. 457. 68 Chronica, c. 35, wyd. A. Hofmeister, Hannover 1912, s. 52 i n. 69 De principis instructione, s. 317 i n. 80 Por. nr 271, s. 67. 01 Por. J. Vising, Anglo-Norman Language and Literature, London 1923, s. 18. 62 Por. nr 271, s. 80. 63 Opus maior, MGH, SS, XXVII, s. 571. 04 Por. nr 34, s. 67. 4. NARÓD FRANCUSKI A REGIONALIZMY I PATRIOTYZMY DZIELNICOWE Literatura (por. także nr 30, 34, 36, 41, 59, 60, 61, 154, 160, 161, 164, 211, 221, 235, 237, 239, 241, 246, 263, 270): 274. J. R. Strayer, Normandy and Languedoc, „Saeculum" 44, 1969, s. l—21. 275. J. Yver, Les premi res institutionus du duch6 de Normandie (w:) I Normanni e la loro espansione in Europa nell'alto medioevo, (XVI Settimana), Spoleto 1969, s. 299—366. 276. L. Bóhm, Nomen gentis Normannorum. Der Aufstieg der Normannen im Spiegel der normannischen Historiographie, tamże s. 623—704. 277. J. Le Patourel, The Norman Colonization of Britain, tamże, s. 409—438. 278. R. Foreville, Aux origines de la legendę epique: les Gęsta Guillelmi ducis Normannorum et regis Anglorum de Guillaume de Poitiers, MA 56, 1950, s. 195—219. 279. L. Musset, L'aristocratie normande au XIe siecle (w:) La noblesse au Moyen Agę: XIe—XVe siecles. Essais d la memoire de R. Boutruche, Paris 1976, s. 71—96. 280. J. Richard, Les dues de Bourgogne et la formation du duche du XIe au XIV siecle, Dijon 1954. 281. P. Belperron, La croisade contre les Albigeois et 1'union du Languedoc d la France 1209—1249, Paris 1959. 282. J. Madaule, Le drame albigeois et le destin jrancois, Paris 1961. 283. Z. Oldenbourg, Le bucher de Montsegur, Paris 1959. 284. M. Roquebert, L'epopee cathare, t. I—II Toulouse 1970—1977. 285. A. Borst, Die Katharer, Stuttgart 1953. 1 Nr 154, t. IV, s. 564. 2 Chronicon, III, 41, wyd. J. Chavanon, Paris 1897, s. 163 i n. 8 A. Gourdin, Langue et litterature d'oc, Paris 1949, s. 16. 4 Gesta Tancredi, MPL, 155, szp. 534 in. > 390 Bibliografia i przypisy 5 Tamże, szp. 554. 6 Por. nr 285, s. 106. 7 Wilhelm z Paylaurens, Historia negotii Francorum adversus Albigenses, c. 19, RHGF, XIX, s. 207. . 8 Nr 283, s. 376. 9 De recuperations terre sancte, wyd. Ch. V. Langlois, Paris 1891. 10 Nr 242, cyt. wyd., s. 20. 11 Por. cytaty z dzieł prawników, zebrane przez E. Kantorowicza: nr 60, s. 235 i n., G. Posta: nr 61, s. 281 i n., B. Guenee: nr 239, s. 24 i n. 12 Un sermon prononce pendant la guerre de Flandre sous Philippe le Bel, „Revue du Moyen Agę latin" l, 1945, s. 165—172. 13 G. Grosjean, Le sentiment national dans la guerre de Cent Ans, Paris 1928, passim. V. „TERRA NATIVITATIS, DELECTABILIS GERMANIA" 1. KRÓLESTWO WSCHODNIOFRANKIJSKIE: WYODRĘBNIENIE I WSPÓLNOTY PLEMIENNE Literatura (por. także: 34, 41, 42, 122, 145, 146, 149—153, 169—174, 176, 178, 181— —183, 188—203, 213, 220, 237, 242): 286. G. Tellenbach, Die Entstehung des Deutschen Reiches, wyd. III, Munchen 1947. 287. G. Tellenbach, Konigtum und Stamme in der Werdezeit des Deutschen Reiches, Weimar 1939. 288. G. Tellenbach, Die Unteilbarkeit des Reiches, Ein Beitrag żur Entstehungs-geschichte Deutschlands und Frankreichs, HZs 163, 1941, s. 20—42; przedr. w nr 292, s. 110—134. 289. G. Tellenbach, Vom karolingischen Reichsadel zum deutschen Reichsfiirsten-stand (w:) Adel und Bauern im deutschen Staat des Mittelalters, wyd. Th. Mayer, Leipzig 1943, s. 22—73. Przedr. w: Herrschaft und Staat im Mittelalter, wyd. H. Kampf, Darmstadt 1972 (WdF 2), s. 191—242, 290. G. Tellenbach, Von der Tradition des frdnkischen Reiches in der deutschen und franzdsischen Geschichte des hohen Mittelalters (w: nr 188, s. 181—202). 291. G. Tellenbach, Wann ist das Deutsche Reich entstanden? DA 6, 1943, l—41; przedr. uzup. w nr 292, s. 171—212. 292. Die Entstehung des Deutschen Reiches (Deutschland um 900), wyd. H. Kampf, Darmstadt 1956, wyd. III 1971 (zbiór studiów). 293. W. Schlesinger, Die Anfange der deutschen Konigswahl, ZSS, GA, 66, 1948; przedr. uzup. w nr 292, s. 315—385. 294. W. Schlesinger, Die Grundlegung der deutschen Einheit im fruhen Mittelalter (w:) Die deutsche Einheit als Problem der europdischen Geschichte, wyd. C. Hinrichs, W. Berges, 1950, s. 5—45. Przedr. w: W. Schlesinger, Beitrage żur deutschen Verfassungsgeschichte des Mittelalters, t. I, Gottingen 1963, s. 245—285. 295. W. Schlesinger, Kaiser Arnulf und die Entstehung des deutschen Staates und Volkes, HZs 163, 1941, s. 457—470; przedr. uzup. w nr 292, s. 94—109. 296. J. Bartmuss, Die Geburt des ersten deutschen Staates, Berlin 1966. 297. E. Miiller-Mertens, Regnum Teutonicum. Aufkommen und Verbreitung des deutschen Reichs- und Kónigsauffassung im friiheren Mittelalter, Weimar 1970. Bibliografia i przypisy 391 298. E. Muller-Mertens, Die Reichsstruktur im Spiegel der Herrschaftspraxis Ottos des Grossen, Berlin 1980. 299. C. Briihl, Die Anfange der deutschen Geschichte, Wiesbaden 1972. 300. W. Hessler, Die Anfange des deutschen Nationalgefiihls in der ostfrdnkischen Geschichtsschreibung des neunten Jahrhunderts, Berlin 1943. 301. W. Eggert, Das ostfrdnkisch-deutsche Reich in der Auffassung seiner Zeit-genossen, Wien—Koln 1973. 302. W. Schultheiss, Geschichte des deutschen Nationalgefiihls, t. I, Munchen u. Leipzig 1893. 303. K. G. Hugelmann, Stamme, Nation und Nationalstaat im deutschen Mittelalter, Stuttgart 1955. 304. H. Sproemberg, La naissance d'un Etat allemand au Moyen Agę, MA 13, 1958, s. 213—248; toż po niem.: Die Anfange des 'Deutschen Reiches' im Mittelalter (w:) H. Sproemberg, Mittelalter und demokratische Geschichtsschreibung. Ausge-wdhlte Abhandlungen, Berlin 1971, s. 3—26. 305. G. Labuda, Tendences d'integration et de desintegration dans le Royaume Theutonique du Xe au XIIIe siecle (w:) L'Europe aux IXe—XIe siecles. Aux origi-nes des Stats nationaux, Varsovie 1968, s. 77—91. 306. G. Labuda, Uwagi o genezie średniowiecznego państwa niemieckiego, KH 76 1969, s. 117—130. 307. W. Mohr, Die begriffliche Absonderung des ostfrdnkischen Gebietes in west-frdnkischen Quellen des 9. und 10. Jahrhunderts, ALMA 24, 1954, s. 19—41. 308. W. Mohr, Von der 'Francia orientalis' zum 'Regnum Teutonicum', ALMA 27, 1957, s. 27—49. 309. K. Reindel, Die staatliche Entwicklung Bayerns von Ende der Agilolfinger-zeit bis żur Mitte des 10. Jahrmunderts, ZsBayŁG 25, 1962, s. 665—678. 310. K. Reindal, Herzog Arnulf und das Regnum Bavariae, ZsBayŁG 17, 1954, s. 187—252; przedr. w nr 292, s. 213—288. 311. U. Uffelmann, Das Regnum Baiern von 788 bis 911, Heidelberg 1965. 312. R. Wenskus, Sdchsischer Stammadel und frankischer Reichsadel, Gottingen 1976. 313. M. Lintzel, Żur Stellung der ostfrdnkischen Aristokratie beim Sturz Karls Ul. und der Entstehung der Stammesherzogtumer, HZs 166, 1942, s. 457—472; przedr. w nr 292, s. 153—170. 314. M. Lintzel, Die Anfange des Deutschen Reiches. Uber den Vertrag von Verdun und die Erhebung Arnulf s von Kdrnten, Munchen und Berlin 1942. 315. H. Zatschek, Ludwig der Deutsche (w nr 188, s. 31—65). 316. H. Thomas, Regnum Teutonicum=Diutiskono richi? Bemerkungen żur Dop-pelwahl 919, RVjbll 40, 1976, s. 17—45. 317. H. Beumann, Die Bedeutung des Kaisertums filr die Entstehung der deutschen Nation im Spiegel der Bezeichnungen von Reich und Herrscher (w:) Na-tiones, I, s. 317—365. 318. W. Schroeder, Zum Verhdltnis von Lateinisch und Deutsch um das Jahr 1000 (w:) Nationes, I, s. 425—438. 319. H. Stingl, Die Entstehung der deutschen Stammesherzogtumer am Anfang des 10. Jahrhunderts, Aalen 1974. 320. F. Vigener, Bezeichnungen fur Volk und Land der Deutschen vom 10. bis zum 13. Jahrhundert, wyd. I Heidelberg 1901, wyd. II Darmstadt 1976. 392 Bibliografio i przypisy Bibliografia i przypisy 393 1 MGH, SS, XXX/2, s. 742. 2 Nr 297, s. 121. 8 Nr 299, s. 171. 4 Pierwszy z tych dokumentów udostępnił E. Hlawitschka (nr 395, s. 144); drugi (i dalsze u F. Vigenera (nr 320, s. 25 i n.). 6 Codex diplomaticus Langobardiae, Torino 1873, nr 748, s. 434. Przez wydawcę i starszą literaturę dokument był błędnie datowany na 909 r. Por. nr 395, s. 144, 266. 8 Antapodosis, I, 5, 16; III, 20, wyd. A. Bauer, R. Rau, Quellen żur Geschichte der sachsischen Kaiserzeit (AQDtG), Darmstadt 1971, s. 254, 270, 370. 7 Legatio ad imperatorem Constantinopolitanum Nicephorem Phocam, c. 33, 37, tamże, s. 552, 556. s MGH, PL, IV/1, s. 138. 9 Miracula S. Benedicts, c. 27, MGH, SS, XV, s. 491. 10 Anonymi Vita Hludovici, c. 35, wyd. R. Rau, QKRG, I, s. 316. 11 Nr 310, s. 272 (przedruku). 12 Nr 294, s. 266, 284 (przedruku). 18 Tamże, s. 267. 14 E. Rooth, Saxonica. Beitrdge żur niedersachsischen Sprachgeschichte, Lund 1949, s. 48; cyt. za: H. J. Gernentz, Niederdeutsch gestem und heute, Berlin 1964, s. 20. " MGH, Cap., II, nr 252, § 39, 39a, s. 235 i n. ; 2. POCZĄTKI ŚWIADOMOŚCI NIEMIECKIEJ Literatura (por. także nr 34, 41, 42, 152, 220, 237, 242, 245, 269, 271, 286—311, 316—320): 321. C. Erdmann, Forschungen żur politischen Ideenwelt des Friihmittelalters, Berlin 1951. 322. M. Hellmann, Die Synode von Hohenaltheim (916). Bemerkungen iiber das Verhaltnis von Konigtum und Kirche im ostfrdnkischen Reich zu Beginn des 10. Jahrhunderts, HJb 73, 1953, s. 127—143; przedr. uzup. w nr 292, s. 289—312. 323. W. Schlesinger, Die Kónigserhebung Heinrichs I., der Beginn der deutschen Geschichte und die deutsche Geschichtswissenschaft, HZs 221, 1975, s. 529—552. 324. M. Lintzel, Żur Designation und Wahl Konig Heinrichs I., DA 6, 1943, s. 379_40Q; przedr. w: Kónigswahl und Thronfolge in ottonisch-Sriihdeutscher Zeit, wyd. E. Hlawitschka, Darmstadt 1971 (WdF 178), s. 46—70. 325. K. Jordan, Sachsen und das deutsche Konigtum im hohen Mittelalter, HZs 210, 1970, s. 529—559. 326. H. Beumann, Die sakrale Legitimierung des Herrschers im Denken der ottonischen Zeit, ZSS, GA, 66, 1948, s. l—45; przedr. uzup. jak w nr 324, s. 148—198. 327. W. Kienast, Germanische Treue und Kdnigsheil, HZs 227, 1978, s. 265—324. 328. S. Epperlein, t/ber das romfreie Kaisertum im jriihen Mittelalter, „Jahrbuch fur Geschichte" 2, 1967, s. 307—342. 329. E. E. Stengel, Abhandlungen und Untersuchungen żur Geschichte des Kaiser-gedankens im Mittelalter, Koln—Graz 1965. 330. H. Beumann, Widukind von Korvei. Untersuchungen żur Geschichtsschrei-bung und Ideengeschichte des 10. Jahrhunderts, Weimar 1950. 331. H. Beumann, Historiographische Konzeption und politische Ziele Widukinds von Corvey (w:) La storiografta... (jak w nr 105), t. II, s. 857—894. 332. F. Letter, Die Vita Brunonis des Ruotger, Bonn 1958. 333. R. Wenskus, Studien żur historisch-politischen Gedankenwelt Bruns von Querfurt, Munster—Koln 1956. 334. A. Schneider, Thietmar von Merseburg iiber kirchliche, politische und stdn-dische Fragen seiner Zeit, AKG 44, 1962, s. 34—71. 335. R. Buchner, Die politische Vorstellungswelt Adams von Bremen, AKG 45, 1963, s. 15—69. 336. R. Buchner, Geschichtsbild und Reichsbegriff bei Hermann von Reichenau, AKG 42, 1960, s. 37—60. 337. R. Buchner, Die iriihsalische Geschichtsschreibung in Deutschland (w:) La storiografia... (jak w nr 105), t. II, s. 895—945. 338. N. Breuer, Geschichtsbild und politische Vorstellungswelt in der Kolner Konigschronik sowie der Chronica S. Pantaleonis, Diisseldorf 1966. 339. O. H. Kost, Das ostliche viedersachsen im Investiturstreit. Studien zu Bru-nos Buch vom Sachsenkrieg, Gottingen 1962. 340. W. Eggert, Lambertus scriptor callidissimus. Uber Tendenz und literarische Technik der Annalen des Hersfelder Monches, „Jahrbuch fiir Geschichte des Feuda-lismus" l, 1977, s. 89—120. 341. W. Eggert, Identifikation und Wir-Gefiihl bei mittelalterlichen Geschichts-schreibern bis zum Investiturstreit, „Priilologus" 123, 1979, s. 54—64. 342. B. A. Tyszkiewicz, Sasi i inne ludy w „Dziejach saskich" Widukinda z Kor-wei, „Acta Universitatis Wratislaviensis" 195 (Historia 23), 1974, s. 3—37. 343. H. Lippelt, Thietmar von Merseburg, Koln—Wien 1973. 344. E. Donnert, Dże fruhmittelalterlich-deutsche Slawenkunde und Thietmar von. Merseburg, „Zeitschrift fiir Slawistik" 9, 1964, s. 77—90. 1 Nr 294, s. 254 (przedruku). 2 Nr 428, s. 199 i n. 8 Nr 323, s. 539. Rozbiór zachowanych ordines koronacyjnych u C. Erdmanna (nr 321), tamże teksty (s. 83 i n.). P. E. Schramm, Die Kronung in Deutschland bis zum Beginn des salischen Houses 1028, ZSS, KA 55, 1935, s. 194, przypuszcza, że i Ludwik Dziecię był namaszczony, ale nie ma na to żadnych dowodów. 4 Res gestae Saxonicae, I, 26 (wyd. A. Bauer, R. Rau, Quellen żur Geschichte der sachsischen Kaiserzeit, Darmstadt 1971, s. 56 i n.). 5 Tamże, I, 17, 34; s. 44, 66 i n. 6 Gęsta Oddonis, v. 76 i ,n., w: Hrotsvithae Opera, wyd. P. v. Winterfeld, Berlin 1902, s. 204. 7 MGH, Const., I, l, s. 1. 8 Nr 293, s. 340 (przedruku). 9 Termin „imperiale regnum" pochodzi od Alkuina, por. MGH, Epp., IV, s. 177. 10 Gęsta Karoli, I, 26, s. 360. 11 Annales Fuldenses a. 869, QKRG, III, s. 70. 12 Gęsta Karoli, II, 11, s. 396. 18 Res gestae Saxonicae, I, .25, s. 56. 14 Tamże, I, 15, s. 44. 15 Tamże, III, 63, s. 166. 16 Tamże, I, 34, s. 66 i n. 17 Vita Brunonis archiepiscopi Coloniensis, wyd. H. Kallfelz, Lebensbeschreibun- 394 Bibliografia i przypisy gen einiger Bischofe des 10—12. Jahrhunderts, Darmstadt 1973 (AQDtG); „patria" w sensie państwa: c. 11, 18, 19, 20, 34; s. 194, 202, 206, 208, 230; res publica: prolog, s. 178, c. 20, s. 206. 18 Kronika Thietmara, wyd. M. Z. Jedlicki, Poznań 1953, VI, 10, s. 327. 19 Tamże, VII, 2, s. 467. 20 Tamże, VII, 59, s. 555. 21 Tamże, IV, 14, s. 165. 22 Tamże, VII, 2, s. 467. 23 S. Adalberti Pragensis Vita altera, c. 10, wyd. J. Karwasińska, MPH, SN, IV/2, s. 8 i n. 24 Tamże, s. 9. 25 Tamże, c. 18, s. 23; Vita quinque fratrum, c. 9, 13, 32, wyd. J. Karwasińska, MPH, SN, IV/3, s. 50, 59, 82. 26 Tamże, c. 10, s. 54. " Tamże, c. 3, 7; s. 37, 44. 28 Por. nr 318, s. 431. 29 Nachlese żur Friihgeschichte des Wortes Deutsch, „Beitrage żur Geschichte der deutschen Sprache und Literatur" 82 (Sonderband), 1961; przedruk w nr 192, 374—391; por. s. 387 i n., cytat z s. 389. 30 MGH, DO, I, nr 222 b. 31 Vita Heinrici II imperatoris, c. 32, MGH, SS, IV, s. 691. 82 Gęsta Chuonradi II imperatoris, wyd. W. Trillmich w: Quellen des 9. und 11. Jahrhunderts żur Geschichte der Hamburgischen Kirche und des Reiches, Darmstadt 1961, c. 1—2, cytaty s. 536, 530. 3. POZYTYWNY I NEGATYWNY WPŁYW IDEI CESABSTWA NA KSZTAŁTOWANIE NIEMIECKIEJ ŚWIADOMOŚCI NARODOWEJ Literatura (por. także nr 34, 41, 42, 51, 152, 237, 242, 245, 271, 294, 302—306, 321, 329, 338): 345. P. Schneider, Die neueren Anschauungen der deutschen Historiker uber die Kaiserpolitik des Mittelalters und die mit ihr verbundene Ostpolitik, wyd. V, Weimar 1942. 346. H. J. Kirfel, Weltherrschajtsidee und Biindnispolitik. Untersuchungen żur auswdrtigen Politik der Staufer, Bonn 1959. 347. Friedrich Barbarossa, wyd. G. Wolf, Darmstadt 1975 (WdF 390), zbiór studiów, m.in.: 348. H. E. Mayer, Staufische Weltherrschaft? s. 184—207; poprzednio w: „Inns-torucker Beitrage żur Kulturwissenschaft" 12, 1966, s. 265—278. 349. W. Grebe, Studien żur geistigen Welt Rainalds von Dassel, s. 245—296; poprzednio w „Annalen des Historischen Vereins fiir den Niederrhein" 171, 1969, s. 5—44, 350. H. Appelt, Der Vorbehalt kaiserlicher Rechte in den Diplomen Friedrich Barbarossas, s. 33—57; poprzednio w MIDG 68, 1960, s. 81—97, 351. H. Appelt, Die Kaiseridee Friedrich Barbarossas, s. 208—244; poprzednio w: „Sitzungsberichte der ósterręichischen Akademie der Wissenschaft", phil.-hist. Klasse 252/4, 1967, s. 3—32. r Bibliografia i przypisy 395 352. G. v. Below, Die italienische Kaiserpolitik des deutschen Mittelalters mit besonderem Hinblick auf die Politik Friedrich Barbarossas, Miinchen u. Berlin 1927. 353. R. Holzmann, Der Weltherrschaftsgedanke des mittelalterlichen Kaiser turns und die Souverenitdt der europdischen Staaten, HZs 159, 1939, s. 251—264. 354. F. H. Schubert, Volkssouverenitdt und Heiliges Romisches Reich, HZs 213, 1971, s. 91—122. 355. G. Wolf, Universales Kaisertum und nationales Konigtum im Zeitalter Kaiser Friedrichs II. Anspriiche und Wirklichkeit (w:) Universalismus und Partikularismus im Mittelalter, wyd. P. Wilpert, Berlin 1968 (Miscellanea mediaevalia 5), s. 243—269. 356. J. Deer, Die abendldndische Kaiserkrone des Hochmittelalters, SchwBzAG 7, 1949, s. 53—86. 357. A. Hofmeister, Die heilige Lanze, ein Abzeichen des alien Reiches, Breslau 1908. 358. A. Brackmann, Die politische Bedeutung der Mauritius-Verehrung im friihen Mittelalter, „Sitzungsberichte der Preussischen Akademie der Wissenschaften" 30, 1937, s. 279—305; przedr. w: A. Brackmann, Gesammelte Aufsdtze, Weimar 1941, s. 211—241. 359. K. H. Kriiger, Dionysius und Vitus als friihottonische Konigsheilige, „Friih-ir;ittelalterliche Studien" 8, 1974, s. 131—154. 360. R. Folz, Le souvenir et la legendę de Charlemagne dans I'Empire germanique medieval, Paris 1950. 361. J. Peterson, Saint-Denis — Westminster — Aachen. Die Karls-Translatio von 1165 und ihre Vorbilder, DA 31, 1975, s. 420—454. 362. H. P. Appelt, Rahewins Gesta Friderici I imperatoris. Ein Beitrag zur Ge-schichtsschreibung des 12. Jahrhunderts, Miinchen 1971. 363. K. Burdach, Walther von der Vogelweide, Leipzig 1900. 364. K. Burdach, Der mythische und der geschichtliche Walther (w:) K. Burdach, Vorspiel. Gesammelte Schriften zur Geschichte des deutschen Geistes, t. 1/1, Ha-lle/S., 1925, s. 334—400. 365. H. Heimpel, Alexander von Roes und das deutsche Selbstbewusstsein des 13. Jahrhunderts, AKG 26, 1936, s. 19—60. 366. H. Grundmann, Uber die Schriften des Alexander von Roes, DA 8, 1951, s. 154—237. 367. W. Mohr, Alexander von Roes. Die Krise in der universalen Reichsauffassung nach dem Interregnum (w:) Universalismus (jak nr 355), s. 270—300. 368. A. Diehl, Heiliges Romisches Reich Deutscher Nation, HZs 156, 1937, s. 457— —484. 369. W. Miiller, Deutsches Volk und Deutsches Land in spaten Mittelalter, HZs 132, 1925, s. 450—465. 1 Chronica, VI, 17, s. 456. 2 Nr 360, s. 191. 3 Vita Chuonradi, c. 4, s. 552. 4 Chronica, VI, 32, s. 480. 5 Gesta Friderici, IV, 85—86, s. 708 i n. c Wyd. C. Beck, Mittelalterliche Dichtung, Berlin u. Leipzig 1926, s. 80. '! 7 Por. nr 360, s. 202. ] e Por. nr 237, s. 104 (wyd. I). 9 MGH, Const., I, nr 161, s. 224. 396 Bibliografia i przypisy 10 Wyd. C. Beck, s. 79 i n. 11 Saxonis Gęsta Danorum, XIV, 28. 18, wyd. J. Olrik, H. Raeder, Hauniae 1931, s. 443. ' 12 Tak w liście do Mikołaja, opata z Siegburga, por. nr 349, s. 282. 18 Gęsta Friderici, III, l, s. 406 i n. 14 Wyd. W. Mayer, Gesammelte Abhandlungen żur mittelalterlichen Rythmik, t. I, Berlin 1905, s. 152. 15 Gęsta Friderici, II, 32, s. 346 i n. 10 Tamże, prolog, s. 114 i n. 17 Vita Ludovici Grossi, s. 102. 18 Ricardi Londiniensis Itinerarium peregrinorum, I, 44, MGH, SS, XXVII, s. 20. 19 Wyd. W. Mayer, s. 152 i n. 20 Tamże, s. 160 i n. 21 Tamże, s. 161 i n. 22 Tamże, s. 163. 23 Descriptio Terrae Sanctae, MPL, 155, szp. 1081 i n. 24 List do Radulfa de Serris, MPL, 199, szp. 38 i n. 25 Chronica, MGH, SS, XXVII, s. 349. 28 Por. nr 61, s. 306 i n. 27 Gęsta Danorum, XIV, 28. 10, s. 441. 28 MPH, II, s. 370 i n. 29 Chronica, c. 45. 30 Minnesanger. Deutsche Liederdichter des 12., 13. und 14. Jahrhunderts, Leipzig 1838, t. I, s. 224 i n. 81 Tamże, t. l, s. 256. 32 Tamże, t. I, s. 224 i n. 88 Carmina Burana, wyd. A. Hika i C. Schumann, Heidelberg 1930, 1/2, nr 124, s. 208. 34 Minnesanger, t. I, s. 259. 85 Tamże, t. I, s. 261 i n. 30 Tamże, t. I, s. 245 i n. 87 Tamże, t. II, s. 203 i n. 38 Tamże, t. III, s. 102. 30 Vorspiel (nr 364) s. 378. VI. ITALIA — DILETTO ALMO PAESE 1. ITALIA BIZANTYJSKA I ITALIA LONGOBARDZKA Literatura (por. także nr 70, 73—76, 78, 91, 93): 370. Storia d'ltalia, red. R. Romano i C. Vivanti, t. II/l—2 Torino 1974, zbiór studiów, m.in.: 371. G. Tabacco, La storia politica e sociale dal tramonto dell'Impero alle prime formazioni di Stati regionali, s. l—274, 372. G. Miccoli, La storia religiosa, s. 431—1079, 373. P. Renucci, La cultura, s. 1081—1466, 374. Ph. Jones, La storia economica dalia caduta dell'Impero romano al secolo , s. 1467—1810. Bibliografia i przypisy 397 375. J. Le Goff, L'ltalia luori d'ltalia: I'ltalia netto specchio del Medioevo, s. 1935—2088. 376. K. Modzelewski, La transizione dall'antichitd al feudalesimo, „Storia d'ltalia. Annali" l, 1978, s. 3—109. 377. L. M. Hartmann, Geschichte Italiens im Mittelalter, t. I—IV/1, Gotha 1900— —1915. 378. F. Gregorovius, Geschichte der Stadt Rom im Mittelalter, t. I—VIII, wyd. III Stuttgart 1877. 379. J. Haller, Dos Papsttum. Idee und Wirklichkeit, t. I—V, wyd. II Stuttgart 1952. 380. O. Bartolini, Roma e i Longobardi, Roma 1972. 381. G. Fasoli, I Longobardi in Italia, Bologna 1965. 382. O. Bartolini, Le chiese longobarde dopo la conversione al cattolicesimo ed i loro rapporti con ii papato (w:) Le chiese nei regni dell'Europa occidentale e i loro rapporti con Roma fino all '800 (VII Settimana), Spoleto 1960, t. I, s. 455—492. 383. O. Bartolini, Ordinamenti militari e strutture sociali dei Longobardi in Italia (w:) Ordinamenti militari in Occidente nell'alto medioevo (XV Settimana), Spoleto 1968, t. I, s. 429—607. 384. G. P. Boginetti, La continuita delie sedi episcopali e 1'azione di Roma nel Regno Longobardo (w:) Le chiese... (jak nr 382), t. I, s. 415—454. 385. L. Homo, Rome medievale 476—1420, Paris 1934. 386. C. G. Mor, Lo stato longobardo nel VII secolo (w:) Caratteri del secolo VII in Occidente (V Settimana), Spoleto 1958, t. I, s. 271—307. 387. D. Norberg, Le developpement du latin en Italie de St. Gregorie le Grand d Paul Diacre (w:) Caratteri... (jak nr 386), t. I, s. 488—521. 388. E. Sestan, La composizione etnica delia societd in rapporto allo svolgimento delia civitd in Italia nel secolo VII (w:) Caratteri... (jak nr 386), t. II, s. 649—677. 389. E. Sestan, La storiografia dell'Italia longobarda: Paolo Diacono (w:) La sto-riografta altomedievale, (XVII Settimana), Spoleto 1970, t. I, s. 357—386. Tuż po ukończeniu książki ukazał się tom studiów pod red. S. Tabaczyńskiej, Italia (Kultura Europy wczesnośredniowiecznej, 10), Wrocław 1980. Zawiera on m.in. polski tekst pracy K. Modzelewskiego, cytowanej wyżej według wcześniejszej publikacji włoskiej. 1 Historia Langobardorum, II, 32, wyd. L. Bethmann, G. Waltz, MGH, SSRLang., s. 90 i n. 2 MGH, Epp., III, s. 561. 8 Legatio, c. 12, s. 534 i n. 4 Nr 388, s. 673. L' ' 5 Historia Langobardorum, II, 31, s. 90. 8 Tamże, II, 32, s. 90 i n. 7 Tamże, V, 6, s. 146 i n. 8 Codice diplomatico longobardo, wyd. L. Schiaparelli, t. I, Roma 1929, s. 36, 106, 129, 313. Na te cztery dokumenty zwrócił moją uwagę D. Senduła, za co składam mu serdeczne podziękowanie. 9 Legatio, c. 1, s. 530. 398 Bibliografia i przypisy t 2. TENDENCJE UNIFIKACYJNE I ODŚRODKOWE: OD KAROLA WIELKIEGO DO OTTONA. Literatura (por. także nr 74, 140, 145, 146, 149—152, 370—379, 385): 390. G. Arnaldi, Regnum Langobardorum — regnum Italiae (w:) L'Europe aux IXe—XIe siecles. Aux origines des Etats nationaux, Varsovie 1968, s. 105—122. 391. G. Fasoli, II r e d'ltalia 888—962, Firenze 1949. 392. J. Fischer, Konigtum, Adel und Kirche im Konigreich Italien 774—875,. Bonn 1965. 393. W. Goetz, Die Entstehung der italienischen Nationalitdt (w:) Wirtschaft und. Recht. Festschrift fur Alfons Dopsch, Wien 1938; przedr. w: W. Goetz, Italien im. Mittelalter, Leipzig 1942, t. I, s. 6—60, 193—199. 394. W. Goetz, Das Werden des italienischen Nationalgefiihls, „Sitzungsberichte-der Bayerischen Akademie der Wissenschaften", phil.-hist. Atateilung, 1939, nr 1'r przedr. j.w., t. I, s. 61—124, 199—207. 395. E. Hlawitschka, Franken, Alemannen, Bayern und Burgunder in Oberita-lien. Zum Verstdndnis der frdnkischen Konigsherrschaft in Italien (774—962), Freiburg i. Br. 1960. 396. M. Lintzel, Studien iiber Liutprand von Cremona, Berlin 1933. 397. F. Schneider, Rom und Romgedanke im Mittelalter, Miinchen 1926. 398. G. Tabacco, II Regno italico nei secoli IX—XI (w:) Ordinamenti militari in. Occidents nell'alto medioevo, (XV Settimana), Spoleto 1968, t. II, s. 763—790. 1 Nawet w okresie przejściowego podporządkowania Benewentu Karolowi Wielkiemu książę Grimoald złożył przysięgę wierności Karolowi, a nie mianowanemu przezeń królem Longobardów Pepinowi, co stawiało Benewent poza królestwem. Por. nr 390, s. 118. 2 MGH, Cap., I, 45, s. 127. 3 Storia d'ltalia, t. II/l, s. 99. 4 MGH, SSRLang., s. 191 i n. 5 Historia Langobardorum Beneventanorum, c. l, MGH SSRLang., s. 234 i n. 6 Nr 377, t. III/l, s. 195. 7 MGH, Epp., s. 388 i n. 8 Historia, c. 34, MGH, SSRLang., s. 247. 9 Gęsta Berengarii Imperatoris, MGH, PL, IV/1, s. 358, 384 i n. » Nr 399, s. 65. 11 Dla Rathera, biskupa Werony, Burgundczycy to „lud dziki i w porównaniu z nami barbarzyński, słusznie sam w sobie podejrzany". Por. MGH, Epp., Dt, Ks. I, l, s. 13 i n. Ocena jest tym ciekawsza, że sam Rather wywodził się z Lotaryngii, a więc z terenów zaalpejskich, i we Włoszech był przybyszem. 12 Antapodosis, V, 31, s. 480. 13 Tamże, V, 18, s. 464. 14 Tamże, III, 19, s. 370. 15 Tamże, I, 44, s. 290. 16 Tamże, II, 63, s. 340. 17 Tamże, II, 33, s. 324. 18 Nr 396, s. 63. 18 Antapodosis, II, 37—38, s. 326; De Ottone rege, c. 9, tamże, s. 504. - 20 Antapodosis, II, 45, s. 330. 21 Nr 393, s. 38. Bibliografia i przypisy 399 22 MGH, PL, II, s. 664. 23 List papieża Mikołaja I do cesarza Michała III, 865 (autorem był zapewne Anastazy Bibliotekarz), MGH, Epp., s. 459. 24 Antapodosis, III, 45, s. 330. 25 MGH, PL, IV, s. 440. 26 Por. nr 397, s. 135. 3. ODNOWIENIE TRADYCJI RZYMSKICH W OCZACH MIESZKAŃCÓW ITALII Literatura (por. także nr 152, 297, 345—348, 351—356, 370—379, 385, 393, 394, 397, 398): 399. A. Buck, Żur Geschichte des italienischen Selbstverstandnisses im Mittelalter (w:) Medium Aevum Romanicum. Festschrift fur Hans Rheinfelder, Miinchen 1963, s. 63—77. 400. E. Dupre-Theseider, Otto der Grosse und Italien (w:) Festschrift fur Jahr-tausendfeier der Kaisekronung Ottos des Grossen, MlDG, Erganzungsband 20/1, 1962, s. 53 i n. 401. P. E. Schramm, Kaiser, Rom und Renovatio, t. I—II, Leipzig 1929. 402. A. Brackmann, Der romische Erneuerungsgedanke und seine Bedeutung fur die Reichspolitik der deutschen Kaiserzeit, „Sitzungsberichte der Preussischea Akademie der Wissenschaften" 1932, Phil-hist. Klasse, s. 346—374; przedruk w: A. Brackmann, Gesammelte Aufsatze, Weimar 1941, s. 108—139. 403. P. Skubiszewski, W slużbie cesarza, w służbie króla. Temat władzy w sztuce-ottońskiej (w:) Funkcja dzieła sztuki, Warszawa 1972, s. 17—72. 404. G. Volpe, Italia que nasce, Firenze 1969. 405. J. Deer, Papsttum und Normannen, Koln—Wien 1972. 406. M. Pacaut, Frederic Barberouse, Paris 1967. 407. H. Appelt, Friedrich Barbarossa und das romische Recht, „Romische Hi-śtorische Mitteilungen" 5, 1961/62, s. 18—34, przedr. w nr 347, s. 58—82. 408. H. Appelt, Friedrich Barbarossa und die italienischen Kommunen, MlDG 72^ 1964, s. 311—325; przedr. j.w., s. 83—103. 409. M. Pacaut, Aux Origines du guelfisme: les doctrines de la ligue lombarde (1167—1183), RH 230, 1963, s. 73—90. 410. G. Fasoli, Federico Barbarossa e le cittd lombarde (w:) Problems des 12* Jahrhunderts, Konstanz—Stuttgart 1968 (VuF XII), s. 121—142; przedr. po niem. w nr 347, s. 149—183. 411. G. Fasoli, La Lega Lombarda: antecedenti, formazione, struttura (w:) Prob-leme... (jak nr 410, s. 143—160). 1 Nr 375, t. II/2, s. 2031. 2 Wyd. P. E. Schramm, nr 401, t. II, s. 62 i n. 3 MGH, DO, III, 389 (MGH, Const., I, 26, s. 54 i n.). * Chronica, MGH, SS, III, s. 719. 5 Vita Chuonradi, c. 7, s. 560. 6 Gęsta Friderici, II, 14, s. 308. 7 Wszystkie przykłady według nr 399, s. 65 i n. 8 Por. nr 411, s. 145 i n. 9 MGH, Const., I, 176, s. 245 i n. 400 Bibliografia i'przypisy Bibliografia i przypisy 401 10 Nr 404, s. 71 i n. 11 G. Pacaut (nr 409), s. 87. Podobnie już W. Goetz (nr 394), s. 88 in. 12 Cytaty za A. Buckiem (nr 419), s. 493 i n. 13 Nr 394, s. 92 i n. 14 Por. nr 394, s. 86. 15 Arnulfi Gęsta archiepiscoporum Mediolanensium, II, 6, V, 10; MGH, SS, VIII, s. 13, 31. 18 MGH, Const., I, 37, s. 82. 17 Graphia aureae Urbis Romae, wyd. P. E. Schramm (nr 401), t. II, s. 103 i n. is Warto jednak zaznaczyć, że Grzegorz VII został obwołany papieżem (wbrew ordynacji z 1059 r.) właśnie przez „kler i lud" rzymski. 19 Całość wyd. P. E. Schramm (nr 401), t. II, s. 68—104. 20 Monumenta Corbeiensia, wyd. Ph. Jaffe, BRG, I, s. 542. 21 Chronica, VII, 27, s. 546. S2 Tamże, VII, 31, s. 552. 28 Historia pontificalis, por. nr 378, t. IV, s. 470 i n. 24 Tamże, t. IV, s. 471. 25 ]sjr 40^ wszystkie cytaty t. I, s. 258 i n. Nowsze badania wywodzą Benzona raczej z południowej Italii, por. G. Miccoli w BDI, VIII, s. 726 i n. 26 J. Saszkiewicz, Państwo suwerenne w feudalnej doktrynie politycznej do początków XIV w., Warszawa 1964, s. 68. 27 Gęsta Friderici, IV, 6, s. 520. 28 Por. B. Paradisi, BuZfiiaro, BDI, XV, s. 49. 4. IDEA JEDNOŚCI: FBYDEHYK II I DANTE Literatura (por. także nr 32, 152, 345, 346, 352—356, 370—375, 378, 379, 385, 393, 394, 397, 399, 404): 412. F. Chalandon, Histoire de la domination normande en Italie et en Sidle, t. I—II, Paris 1907. 413. E. Kantorowicz, Kaiser Friedrich der Zweite, wyd. III Berlin 1931. 414. H. M. Schaller, Die Kaiseridee Friedrichs 11. (w:) Probleme um Friedrich II., wyd. J. Fleckenstein, Sigmaringen 1974 (VuF XVI), s. 109—134. 415. W. Seegriin, Kirche, Papst und Kaiser nach den Anschauungen Kaiser Friedrichs II., HZs 207, 1968, s. 4—41. 416. H. W. Klein, Latein und Volgare in Italien. Ein Beitrag żur Geschichte der italienischer Nationalsprache, Miinchen 1957. 417. N. Mineo, E. Pasquini, A. E. Quaglio, II Duecento, delie origini a Dante (w:) La letteratura italiana, wyd. C. Muscetta, t. 1/1—2., Bari 1970. 418. R. Baehr, Die sizilianische Dichterschule und Friedrich II. (w:) Probleme um Friedrich II. (jak nr 414), s. 93—107. 419. A. Buck, Dante und die Ausbildung des italienischen Nationalbewusstseins ty:) Nationes, I, s. 489—503. 420. K. Burdach, Rienzo und die geistige Wandlung seiner Zeit (Vom Mittelalter żur Reformation, t. 11/1), Berlin 1913. 421. J. Klaczko, Wieczory florenckie, Kraków 1917. 422. H. Kelsen, Die Staatslehre des Dante Alighieri, Wien und Leipzig 1905. 423. F. Kern, Humana civilitas (Staat, Kirche und Kultur). Eine Dante-Untersu-ćhung, Leipzig 1913. 424. M. Handelsman, System narodowo-polityczny Coli di Rienzo, PH 21, 1917/18, s. 148—211; przedr. w: M. Handelsmam, Średniowiecze polskie i powszechne. Wybór pism, Warszawa 1966, s. 233—327. 425. J. Parandowski, Petrarka, Warszawa 1956. 426. F. Valsecchi, Nation, Nationalitat, Nationalismus im italienischen Denken, HZs 210, 1970, s. 14—33. 1 MGH, SS, IX, s. 244. 2 Innocenty!!! do spoletańczyków 1198, MPL, 214, szp. 331. 3 Nr 413, t. I, s. 415. 4 MGH, SS, XXXII, s. 209 i n. 5 Tamże, s. 651. 6 Vita metrica S. Anselmi, MGH, SS, XXX/2, s. 1252, 1267. 7 Por. relacje Salimbene na temat nienawiści między genueńczykami a pizań-czykami, MGH, SS, XXX, s. 534. 8 O najstarszych tekstach włoskich por. nr 417, t. 1/1, s. 123 i n., gdzie dalsze przykłady. Epitafium Grzegorza V w MGH, PL, V, s. 337 i n. 9 De monarchia, l, 2; pisma Dantego cytuję według wydania E. Moore, Tutte le operę di Dante Alighieri, Oxford 1904, s. 341. 10 De vulgari eloquentia, l, 6, cyt. wyd. s. 381. 11 Nr 421, s. 167. 12 De monarchia, l, 14, s. 348 i n. 13 Nr 424, s. 260 (przedruku). 14 Nr 394, s. 113. 15 Purgatorio, VI, v. 105, s. 60. 16 Nr 420, s. 346. 17 Purgatorio, VI, v. 76—78, 82—87, s. 60. Przekład E. Porębowicza. 18 Nr 419, s. 497. 19 Epistolae, V, 4, s. 406. 20 Tamże, XI, 10, s. 413. 21 Paradiso, XV, v. 124 i n., s. 125. 22 De vulgari eloquentia, I, 16, s. 388 i n. 23 Convivio, l, 5, s. 241 in. 24 Convivio, I, 10, s. 246 in. 25 Nr 394, s. 112. 29 Epistolae, VII, 2, s. 410. 27 Tamże, V, 2, s. 406. 28 Nr 32, s. 152. 29 Por. nr 424, s. 269 (przedruku). VII. AMBORUM NEUTRUM 1. REGNUM LOTHABII I JEGO ROZPAD Literatura (por. także nr 32, 34, 41, 50, 120, 122, 140, 143—145, 149, 150, 178, 182, 188, 217, 220, 286, 289, 290, 292, 296, 298): 427. R. Parisot, Le royaume de Lorraine sous les Carolingiens 843—923, Paris 1899. 402 Bibliografia i przypisy 428. E. Hlawitschka, Lothringen und das Reich an der Schwelle der deutschen Geschichte, Stuttgart 1968. 429. W. Mohr, Entwicklung und Bedeutung des lothringischen Namens, ALMA 27, 1957, s. 313—336. 430. W. Mohr, Die Rolle Lothringens im zerfallenden Karolingerreich, RBPH 47, 1969, s. 361—398. 431. O. Bonenfant, A. M. Bonenlant, Du duche de Basse Lotharingie au duche de Brabant, RBPH 46, 1968, s. 1129>—1165. 432. L. Genicot, Etudes sur les principautes lotharingiennes, Louvain 1975. 433. H. Sproemberg, Die Lothringische Politik Ottos des Grossen RVjbll 11, 1941, s. l—101; przedr. w: H. Sproemberg, Beitrdge żur belgisch-niederldndischen Geschichte, Berlin 1959, s. 111—223. 434. H. Sproemberg, Residenz und Territorium im niederlandischen Raum, RVjbll 6, 113—139; przedr. j.w., s. 224—258. 1 Por. Lotharii, Lotharienses, Lotharingi w pismach Ruotgera (Vita Brunonis), Widukinda i Liutpranda z Kremony (wg indeksów). 2 Res gestae Saxonicae, II, 36, s. 120. 3 Por. nr 50, s. 133 i n. 4 Nr 433, s. 144 (przedruku). 5 Nr 435, t. I, s. 50. e Res gestae Saxonicae, I, 30, s. 60. 7 Vita Brunonis, c. 37, s. 236. 8 Nr 433, s. 213. 9 Nr 435, t. I, s. 53 i n. 2. USAMODZIELNIENIE I WYODRĘBNIENIE NIDERLANDZKICH ORGANIZMÓW POLITYCZNYCH Literatura (por. także nr 32, 34, 120, 271, 431, 432, 434): 435. H. Pirenne, Histoire de Belgique, t. I, Bruxelles 1948. 436. E. Lemberg, Wege und Wandlungen des Nationalbewusstseins. Studien żur Geschichte des Volkswerdung in den Niederlanden und in Bóhmen, Munster 1934. 437. W. Reese, Die Niederlande und das Deutsche Reich, Berlin 1941. 438. H. Sproemberg, Die Entstehung der Grafschajt Flandern, Berlin 1935; przedr. w: H. Sproemberg, Mittelalter und demokratische Geschichtsschreibung. Ausge-wdhlte Abhandlungen, Berlin 1971, s. 157—191. 439. F. Vercauteren, La formation des principautes de Liege, Flaudre, Brabant et Hainaut (IXe—XIe siecles) (w:) L'Europe aux lXe—Xli siecles. Aux origines des Etats nationaux, Varsovie 1968, s. 31—41. 440. J. Lejeune, Liege et son pays. Naissance d'une potrze (XIIIs—XIVe siecles), Liege 1948. 441. F. Lot, La naissance et le developpement d'un sentiment national, RH 203, 1950, s. 206—215; przedr. w: Recueil des travaux historiques de Ferdinand Lot? t. I, Geneve—Paris 1968, s. 312—321. 442. C. Gaier, Le role militaire des reliques et de Vetendard de saint Lambert dans la principaute de Liege, MA 72, 1966, s. 235—249. 443. J. Huizinga, Aus der Geschichte des niederlandischen Nationalbewusstseins (w:) J. Huizinga, Im Bann der Geschichte, Basel 1943, s. 213—302. Bibliografia i przypisy 403 444. H. Sproemberg, Galbert von Briigge. Die Geschichtsschreibung des flandri-schen Burgertums (w:) Mittelalter... (jak nr 438), s. 221—374. 445. Les 'solidarities' medievales. Une societe en transition: la Flandre en 1127— —1128, „Annales, Economies-Societes-Civilisations" 12, 1957, s. 529—560. 446. F. Funck-Brentano, Les origines de la guerre de Cent Ans. Philippe le Bel et la Flandre, Paris 1897. 447. H. Sproemberg, Die Niederlande und das Rheinland in der ersten Hdlfte des 14. Jahrhunderts, „Jahrbuch der Arbeitsgemeinschaft der Rheinischen Ge-schicMsvereine" 2, 1936, s. 76—89; przedr. w: H. Sproemberg, Beitrdge... (jak nr 433), s. 259—276. Nie była mi dostępna praca J. Dhondta, Les origines de la Flandre et d'Artois, Arras 1944. 1 Nr 445, s. 556. 2 De multro, traditione et occisione gloriosi Karali comitis Flandrensium, c. 95; wyd, H. Pirenne, Paris 1891, s. 139. 3 Tamże, c. 106, s. 152. 4 Wizja H. Pirenne'a, który widział tu walkę społeczną rycerstwa (po stronie Wilhelma) z mieszczaństwem (po stronie Teodoryka), jest zbytnim uproszczeniem. 5 Por. nr 435, t. I, s. 107. Oczywiście epitety „imos" i „primos" nie zawierają treści wartościującej, ale oznaczają pograniczne położenie Niderlandów: ostatnia ziemia Galii (w sensie geograficznym) i pierwsza Germanii. 6 Tamże, t. I, s. 10. 7 Nr 447, s. 272 (przedruku). vii. ŚREDNIOWIECZNA ŚWIADOMOŚĆ NARODOWA: DROGI ROZWOJU, PRZESZKODY I MANOWCE Literatura w zasadzie podana we Wstępie (por. zwłaszcza nr l, 6, 18—20, 30—34, 39—46, 58—63). Poniżej uzupełnienia do zagadnienia wspólnot ponadnarodowych oraz do wspomnianych w tekście procesów narodotwórczych w krajach pominiętych w zasadniczych partiach książki. 448. H. Finkę, Weltimperialismus und rationale Regungen im spdten Mittelalter, Freiburg i. Br. u. Leipzig 1916. 449. F. Graus, Lebendige Vergangenheit. Vberlieferung im Mittelalter und die Vorstellung vom Mittelalter, Koln—Wien 1975. 450. F. Kempf, Das Problem der Christianitas im 12. und 13. Jahrhundert, HJb 79, 1960, s. 104—123. 451. J. Fischer, Oriens-Occidens-Europa. Begriff und Gedanke 'Europa' in der spaten Antike und im fruhen Mittelalter, Wiesbaden 1957. 452. R. Waliach, Dos abendlandische Gemeinschaftsbewusstsein im Mittelalter, 1928. 453. P. Rousset, La notion de Chretiente aux XIe et XIIe siecles, MA 69, 1963, s. 191—203. 454. O. Halecki, The Limits and Divisions of European History, London 1950. 455. A. D. von den Bricken, Die nationes Christianorum orientalium im Verstdnd-nis der lateinischen Historiographie von der Mitte des 12. bis in die zweite Halite des 14. Jahrhunderts, Ko'ln—Wien 1973. 404 Bibliografia i przypisy 456. F. Chabod, Storia dell'idea d'Europa, Bari 1961. 457. S. Kot, Old International Insults and Praises, „Harvard Slavic Studies" 2, 1954, s. 181—209. _, 458. H. Walther, Scherz und Ernst in der Volker- und Stiimmecharakteristik mittelalterlicher Verse, AKG 41, 1959, s. 263—301. 459. F. M. Bartoś, Zapis Alexandra Velikeho Slovanum a jeho puvodce, „Ćaso-pis Ćeskeho Museja" 115, 1946, s. 45—49. 460. F. Pfister, Das Privilegium Slavicum Alexanders des Grossen, „Zeitschrift fur Slawistik" 6, 1961, s. 323—345. 461. A. F. Grabski, Poczucie jedności słowiańskiej a świadomość narodowościowa w Polsce średniowiecznej, „Z polskich studiów slawistycznych", Seria III, Historia, 1968. 462. R. Heck, Poczucie wspólnoty słowiańskiej w czesko-polskich stosunkach politycznych w średniowieczu, tamże. 463. K. Błttner, Deutsche und Tschechen. Żur Geistesgeschichte des bóhmischen Raumes, Briinn 1936. 464. F. Graus, Die Bildung eines Nationalbewusstseins im mittelalterlichen Bohmen (die vorhussitische Zeit), „Historica" 13, 1966, s. 5—49. 465. F. Smahel, Idea ndroda v husitskych Cechach, C. Budejovice 1971; poprzednio po angielsku: The Idea of the Nation im Hussite Bohemia, „Historica" 16, 1969, s. 143—247; 17, 1969, s. 93—197. 466. W. Weizsacker, Dos Nationalbewusstsein als Faktor der bóhmischen Geschi-chte, „Zeitschrift fiir sudetendeutsche Geschichte" 2, 1938, s. 155—160. 467. D. Tfestik, Kosmova kronika. Studie k poćdtkum ćeskeho dejepisectvi a po-litickeho mySleni, Praha 1968. 468. O. Balzer, Królestwo polskie, t. I—II, Lwów 1919. 469. R. Gródecki, Powstanie polskiej świadomości narodowej, Katowice 1946. 470. M. Friedberg, Kultura polska a niemiecka, t. I—II, Poznań 1946. 471. A. Gieysztor, Więź narodowa i regionalna w polskim średniowieczu (w:) Polska dzielnicowa i zjednoczona, Warszawa 1972. 472. E. Maleczyńska, Ze studiów nad hasłami narodowościowymi w źródłach doby husyckiej, PH 43, 1952, s. 60—82. 473. S. Kot, Świadomość narodowa w Polsce w XV—XVII w., KH 52, 1938, s. 15—33. 474. H. M. Chadwick, The Origin of the English Nation, Cambridge 1907. 475. R. M. Wilson, English and French in England 1100—1300, „History" 28, 1943, s. 37—60. 476. P. van Dyke Shelly, English and French in England 1066—1100, Philadelphia 1921. 477. Ch. Petit-Dutaillis, La monarchie feodale en France et en Angleterre (Xe— —XIIIe siecle), Paris 1950. 478. M. Richter, Mittelalterlicher Nationalisms. Wales im 13. Jahrhundert (w:) Uationes, I, s. 465—488. 479. F. Graus, Der Heilige als Schlachtenhelfer. Zur Nationalisierung einer Wun-dererzdhlung in der mittelalterlichen Cł'"rinistik (w:) Festchrift fiir Helmut Beu-mann zum 65. Geburtstag, Sigmarir, 255, 256 • / Perceval (lit.) l .'9 Petrarca Francecco 299, 302 Petri Franz 8?, 83 Petroniusz M-*ximus, cesarz zachodnio- rzymski 41 Pidal Ramon Mendez 62 Pierleoni, ród 281, 282 Indeks osób 1 Pierleoni Jordan 281 Piotr, św. 94, 95, 140, 161, 174, 177, 252, 274, 283, 290, 350 Piotr Crassus 284 Piotr de Coninek 325, 326 Piotr z Dreux, książę Bretanii 190 Pirenne Henri 44, 120, 310—312, 319 Plantageneci, dynastia 188, 189, 196, 347 Platon 55, 289 Pliniusz Starszy 71, 72, 102 Polo Marco 298 Poseidonios 35 Postumus, uzurpator 73 Priam (lit.) 91 Priam Młodszy (lit.) 91 Primat z St. Denis 182, 183 Protadius 105 Prokop z Cezarei 22, 48, 358 Prosper Tiro z Akwitanii 102 Prudencjusz, biskup 115 Prudencjusz, poeta 26, 33, 38 Prus Bolesław 14 Pseudo-Turpin 178, 179 Ptolemeusz Klaudiusz 102, 241, 289 Radbod, władca Fryzów 113, 114 Radulf, książę Turyngów 113 Radulf Glaber 164, 165, 214 Radulf z Caen 193 Ragamfred, majordom 100 Ragnachar 76 Rahewin 228 Rajmund IV z Saint-Gilles, hrabia Tuluzy 192 Rajmund VII, hrabia Tuluzy 195 Rajnald z Dassel, arcybiskup 181, 228— —231, 233, 235, 237 Rajnold, hrabia Geldrii 320 Rajnulf, hrabia Aversy 287, 288 Rambald de Vaqueiras 298 Ramnulf z Poitiers 146 Ranger z Lubeki 296 Ranulf II, hrabia Poitiers 144 Ratbod, biskup 307, 308 Ratchis, król Longobardów 250 Ratold, syn cesarza Arnulfa 216 Rauching 118 Receswint 68, 115 Rechiar, król Swewów 58 27 — B. Zientara Reginar (Rainer) z Długą Szyją, hrabia lotaryński 306—309, 312, 313 Reginar II, hrabia lotaryński 308 Reginar III, hrabia lotaryński 310, 312 Reginar IV, hrabia lotaryński 312 Reginar V, hrabia lotaryński 314 Reginar, możnowładca frankijski 128 Reginarowie, ród 316 Reindel Kurt 201, 207, 213 Reinmar von Zweter 238 Rekared I, król Wizygotów 27, 64, 65 Remigiusz, św. 77, 91, 154, 155, 161, 163, 179 Riche Pierre 66, 74, 83—86 Richer 146, 152, 159, 164, 165, 170—172, 348 Richter Michael 352 Rigmund 202 Rigord 183 Robert I, książę Burgundii 160 Robert Fryzyjczyk, hrabia Flandrii 317 Robert z Bethune, hrabia Flandrii 326 Robert I, król Francji 147, 148, 161 Robert II Pobożny, król Francji 158— —162, 164, 171, 181, 189, 315 Robert Mocny, książę Francji 132, 144—148 Robert, biskup 309 Robert, brat Baldwina VI 317 Robert, hrabia Artois 183 Robert, uzurpator 215 Robert Guiscard 287, 288 Roger I, książę Sycylii 288 Roger II, król Sycylii 285, 288—290 Roland, margrabia bretoński 108, 149, 166—170, 179, 182, 188, 227, 289, 342 Rollon, wódz Normanów 148, 149 Romuald, książę Benewentu 249 Romulus (leg.) 244, 266, 293 Roosens Heli 83 Rooth Erik 209 Rorik, król Normanów 306 Rosenstock Eugen 134 Rotaris, król Longobardów 241, 244, 247, 249, 250, 254 Rudolf I, król Burgundii 106, 126, 306 Rudolf II, król Burgundii 261, 262 Rudolf (Raoul de Bourgogne), książę burgundzki, król Francji 145—147, 189, 308 418 Indeks osób Rudolf lotaryński 215, 310 Rudolf I Habsburg, król niemiecki 320 Rudolf z Cogeshale 235 Rudolf z Fuldy 115, 202, 204, 205, 207 Ruotger, biskup 220, 308, 310 Ruhl Philippe-Jacques 156 Rutilius Namatianus 26, 38 Ryszard I Lwie Serce, król angielski 194, 235 Ryszard Prawodawca, książę Burgundii 144, 188 Ryszard I, książę Normandii 149 Ryszard z Aversy 288 Saint Leger zob. Leodegar Saladyn (Salah ad-Din), sułtan Egiptu i Syrii 231, 342 Salimbene z Farmy 295, 296 Salin Edouard 83 Salomon, książę Bretanii 108, 143 Salwian z Marsylii 27, 37, 59 Samon 112 Samson, św. 107 Samuel (bibl.) 97 Saul (bibl.) 97 Sawaryk, biskup 106 Saxo 115 Saxo Grammaticus 235, 349 Schlesinger Walter 7, 199, 208, 211— —213, 215, 216 Schmidt Ludwig 51 Schramm Percy Ernst 153, 162, 178, 181, 267, 284 Scypion Afrykański 266, 272, 283 Secundus z Trydentu 249, 251 Seneka 357 Septymiusz Sewer, cesarz rzymski 36 Serejski Marian Henryk 94, 95, 122, 141 Sergiusz III, papież 266 Sergiusz IV, doża neapolitański 287 Seronatus 59 Sestan Ernesto 246, 250 Sewerowie, dynastia 36 Seweryn, ś w. 168 Sidonius Apollinaris 26, 27, 33, 41, 59, 60, 103, 104 Siducus, biskup 109 Sigibert I (Sigebert), król Austrazji 74, 76, 79, 118 Sigibert III, król Austrazji 113, 119 Sigismund zob. Zygmunt, św. Sisebut, król Wizygotów 66 Smaradgus z St. Mihiel 136 Sordello z Mantui 297 Spencer Herbert 14 Spinus ze Spoleto 56 Sproernberg Heinrich 308, 310, 311, 318, 319 Stablicjanus 248 Stanisław, św. 350 Stefan, św. 17, 228, 350, 351 Stefan III (II), papież 93, 94, 163, 174 Stefan IV (III), papież 94, 244 Stefan z Rouen 228 Stein Ernst 56 Steinbach Franz 82, 117, 120, 335 Stengl Edmund 217 Stelling 124 Sting Herfried 210 Stroheker Karl 58 Stylichon 33, 38, 39 Suger, opat 163, 165, 175—178, 182, 194, 233—235 Swintila, król Wizygotów 66 Syagriusz 76, 84, 104 Sylwester, św.. 283 Sylwester II (Gerbert z Aurillac), papież 268, 269, 284 Symmachus 26, 33, 38, 55 Synezjos z Kyreny 34, 38 Sziics Jeno 7, 333 Szymon de Montfort 194, 195 Swiętochowski Aleksander 14 Swiętopełk (Zwentibold), król Lotaryngii 215, 216, 306, 307 Swiętopełk, książę wielkomorawski 306 Tabacco Giovanni 254 Tacyt 29, 35, 72, 135, 358 Tankred z Hauteville 287, 288 Tassilo III, książę bawarski 111 Tellenbach Gerd 121, 210 Teodahad, król Ostrogotów 55 Teodebert II, król Austrazji 43, 118 Teodo, książę bawarski 111 Teodolinda, królowa Longobardów 111, 248, 249, 251 Teodora, żona Teofilakta 264 Indeks osób 419 Teodoryk I, król Austrazji 72, 79, 80 Teodoryk II, król Burgundii 105, 118 Teodoryk Alzacki, hrabia Flandrii 317 Teodoryk (Dirk) III, hrabia Holandii 313 Teodoryk Wielki, król Ostrogotów 41—43, 53—55, 61, 62, 78, 104, 135, 241, 242, 250, 251 Teodoryk I, król Wizygotów 59, 60 Teodoryk II, król Wizygotów 41, 50, 58—60 Teodozjusz I Wielki, cesarz rzymski 40, 41, 283 Teodozjusz II, cesarz wschodniorzym- ski 60 Teodulf, biskup 115 Teofilakt 264 Tessier Georges 76 Teudebald, książę Alemanów 110 Teudis, król Wizygotów 62, 63 Thakulf, książę Turyngów 113 Thierry Augustyn 123 Thietmar z Merseburga 220, 221, 223, 348 Thomas Heinz 134, 201, 202 Totila, król Ostrogotów 55, 56, 279 Trajan, cesarz rzymski 231, 268, 279, 357 Trasamund, król Wandalów 51, 53 Trigetius 49 Tristan (lit.) 190 Trybonian 284 Tukidydes 358 Tulin 54 Turpin, arcybiskup 178 Tybald, hrabia Szampanii 176 Tyberiusz, cesarz rzymski 283 Udalryk, św. 351 Ugo Visconte 277 Uguccione z Lodi 298 Ulfilas, biskup 21, 22, 52, 60 Urban II, papież 174, 273 Urban IV (Bartolomeo Prignano), papież 295 Valderkindere L. 311 Verus 78 Victorius 59 ' Vincemalos 51 Vincentius 59 Vitalis Oderyk 177 Volpe Gioacchino 276 Volusianus 78 Vyver A. van der 76 Wace Robert 186 .Wacław, św. 228, 350, 351, 356 Wacław II, król czeski 340, 352 Waifar, książę Akwitanii 100 Waitz Georg 199 Wala, opat 122, 152 | Walafryd (Walahfrid) Strabon 110, 128, 136 Waldemar I, król duński 235 Walens, cesarz wschodniorzymski 40 Walentynian III, cesarz zachodnio- rzymski 73 Walter de Chatillon 233 Walter von der Vogelweide 236—238 Walther Hans 337 Wamba, król Wizygotów 68, 100 Wandalen 118 Wandelbert 128 Wardan Areveltsi 10 Warin 106 Warnachar, majordom 105 Wartburg Walther von 83, 84 Weisgerber Leon 134 Welfowie, ród 132, 188, 306 Wenancjusz Fortunatus 85, 89, 91, 129 Wenskus Reinhard 17, 30—32, 57, 65, 71, 72, 91, 221, 222, 241 Wergiliusz 35, 41, 60 Werner Brat, minnesanger 238 Werner Joachim 83 Werner Karl Ferdinand 7, 164, 173, 210 Węzeł 281 Wiatr Jerzy 12 Wibert zob. Klemens III, antypapież Wido, margrabia bretoński 108 Widukind 213, 214, 218—220, 304, 310, 311 Wiktor z Vita 34, 37, 48, 51 Wilhelm IV zw. Fier-a-Bras, książę Akwitanii 191 Wilhelm V zw. Wielkim, książę Akwitanii 160, 191, 193, 272 Wilhelm VIII, książę Akwitanii 193 420 Indeks osób Wilhelm IX, książę Akwitanii 192, 193 Wilhelm X, książę Akwitanii 194 Wilhelm I Zdobywca, król Anglii, książę Normandii 167, 170, 188, 346, 354 Wilhelm III Dobry, hrabia Hainaut i Holandii 321 Wilhelm Cliton, książę Normandii 317 Wilhelm z Długim Mieczem, książę Normandii 149, 170 Wilhelm Pobożny, hrabia Owernii 144 Wilhelm II, król rzymski 321 Wilhelm II Dobry, król Sycylii 285 Wilhelm, hrabia Tuluzy 166 Wilhelm, wnuk Roberta Guiscarda 288 Wilhelm Bretończyk 182, 183 Wilhelm Dampierre 322 Wilhelm de Nangis 183, 184 Wilhelm de Sauqueville 196 Wilhelm z Apulii 289 Wilhelm z Hauteville 287, 288 Wilhelm z Newburgh 231 Wilhelm z Orange 167, 168, 170 Wilhelm z Poitiers 180 Wilhelm z Tuluzy 168 Willebad 106 Willehad, misjonarz 114 Wincenty, biskup 64 Wincenty z Beauvais 182 Wincenty zw. Hiszpanem 235 Wincenty zw. Kadłubkiem 47, 235, 349 Wipo 223, 224, 227 Wit, św. 226 Witiges, król Ostrogotów 55 Witte Hans 81, 82 Władysław, św. 350 Władysław I Łokietek, król polski 352 Włodzimierz, św. 356 Wojciech, św. 350, 351 Wolfram z Eschenbach 184 Zachariasz, papież 93, 174, 201, 252 Zeiss Hans 83 Zeller Gaston 197 Zenon, cesarz wschodniorzymski 76 Zernack Klaus 7 Zofia, królowa polska 25 Zóllner Erich 127, 128, 139 Zotto, książę Benewentu 243 Zwentibold zob. Swiętopełk Zwinimir 356 Zygfryd, hrabia luksemburski 310 Zygmunt, św. 78, 104, 105 Indeks nazw geograficznych i etnicznych Admont 200—202 Adrianopol 40 Afryka 34, 37, 38, 42, 43, 46—51, 53, 63, 72, 90, 129, 262, 288, 343, 358 Afryka Prokonsularna 49, 50 Agaunum zob. Saint-Maurice d'Agau- ne Agen 99 Akwileja 249, 273 Akwitania 26, 29, 57—59, 81, 83, 85, 87, 90, 92, 93, 98—101, 104—109, 112, 120, 122, 124, 127, 142—146, 150, 151, 153, 154, 156, 158, 160, 164, 190—192, 194, 297, 346, 347 Akwitańczycy 99—102, 111, 116, 121, 122, 124, 139, 143, 145, 150, 157, 159, 164, 165, 169, 170, 191, 261 Akwizgran 123, 125, 135, 146, 166, 169, 172, 178, 182, 215, 216, 229, 237, 263, 303, 307, 309, 313, 351 Alanowie 30, 40, 47, 48, 50, 57, 58, 67, 110 Albi 193, 283 Alemania 80, 87, 93, 109, 110, 124, 125, 132, 206, 213, 224, 259; zob. też Szwabia Alemanowie 29, 75—77, 79—81, 92, 102, 105, 107, 109, 111, 112, 116, 127, 128, 136, 169, 181, 206, 208, 210, 214, 215, 218, 223, 250, 253, 304, 335; zob. też Szwabowie Alessandria (Aleksandria) 275, 293 Allobroges zob. Burgundowie Alpy 67, 202, 215, 220, 234, 242, 256, 259, 261, 264, 266, 272, 273, 290, 295, 301 Alzacja 79, 96, 110 Amalfi 243, 245, 255, 287 Amiens 135, 155 Amsiwariowie 71 Anagni 283 Andaluzja 47 Andegawenia 147, 161, 169, 188, 189, 347 Andernach 309, 310 Angers 84, 147, 158 Anglia 6, 10, 15, 137, 149, 150, 185—189, 191, 194, 228, 230, 231, 289, 318—322, 325, 339, 341, 346—348, 352—355 Anglicy 11, 23, 185, 187, 188, 190, 198, 229, 296, 337, 339, 341, 347, 348, 350 Anglosasi 121, 345—347 Anglowie 76, 107, 345 Angouleme 191, 194 Anhalt, księstwo 28 Aniane 168 Anjou zob. Andegawenia Ankona 243, 291 Antiochia 193 Antwerpia 337 Apeniny 243 Apeniński Półwysep 5, 34, 35, 240, 244, 250—252, 255—257, 260, 262, 263, 269, 276, 277, 282, 283, 285, 290, 294, 296, 344 Apulia 187, 243, 253, 287, 288, 291, 294 Apulijczycy 193, 285, 291, 292 Arabowie 93, 100, 115, 120, 121, 123, 193, 243, 253, 255—257, 286, 289, 291, 297, 338, 345 Aragonia 69, 109 Aragończycy 337 Ardeny 306, 310 Arelat zob. Prowansja Arezzo 248 Argentorate zob. Strasburg Arles 57, 226 Armoryka 76, 85, 107; zob. też Bretania Arras 317, 322 422 Indeks nazw geograficznych i etnicznych Indeks nazw geograficznych i etnicznych 423 Artois 147, 150, 315, 322, 328, 329 Assidona 63 Asti 248 Asturia 69, 109, 191 Asturyjczycy 69 Athis-sur-Orge 326, 327 Attigny 170 Audernarde 24 Augsburg 307 Ausonia ząb. Apeniński Półwysep Austrazja 92, 93, 100, 118—121, 125, 127, 134, 143, 147 Austrazyjczycy 119, 120 Autun 79, 106, 132, 142 Auxerre 105, 106 Aversa 287 Avila 66 Awarowie 111, 112, 121 Awinion 295 Azja 298, 358, 359 Babilon 232 Baetica zob. Betyka Baetis zob. Gwadalklwir Baleary 49 Ballon 108 Bałtosłowianie 32 Bałtyk 47, 102 Bamberg 268 Barcelona 61, 115 Bardengau 242 Bari 245. 255, 257, 288, 289 Baskonia zob. Gaskonia Baskowie 63, 99, 108, 109, 116, 121; zob. też Gaskończycy Bastarnowie 23, 29 Batawia 84 Bavai zob. Beauvais Bawaria 87, 93, 109, 111, 112, 121, 122, 139, 200, 201, 205, 206, 208, 210, 211, 215, 218, 224, 313, 335, 346, 351 Bawarzy 79—81, 92, 105, 109, 111—113, 122, 124, 126—128, 136, 169, 200, 204— —208, 213, 215, 218, 221, 223, 250, 253, 335 Bayeux 114, 148, 149 Bazy lea 125 Bearm 194 Beauvais 82 Bęc 228 Bśhoust 83 Belgia 82, 83, 123, 151, 328 Belgowie 13, 164, 353 Benediktbeuren 237 Benewent, miasto i księstwo 243,- MS, 249, 252—255, 257, 286, 288, 295 Berberowie zob. Maurowie Bergamo 202, 275 Besancon 125 Bessin 148 Bethune 326, 328 Betyka 47, 61, 63, 64, 90; zob. też Andaluzja Beziers 194 Bigorre 203 Białogród Królewski zob. Szekesfśher- var Bizancjum 43, 56, 90, 203, 229, 240, 243—245, 248, 250, 254, 255, 257, 204, 265, 267, 268, 287, 345 Bizantyjczycy 27, 63—65 Blois 147, 161, 337 Bobbio 249 Bolonia 271, 280, 293, 298 Bonn 147, 215, 306, 308 Borachtra 71 Bordeaux 153, 168, 337 Bornholm 102 Bosfor 95, 244 Boucquehault 83 Boulogne 73, 82 Bouvines 177, 182, 183, 320, 322 Brabancja 73, 307, 312, 313, 316, 3ft, 319, 321, 352 Brabantczycy 316, 321, 328 Bregencja 120 Brescia 273, 275, 281, 293, 294 Bresle 148 Bretania 87, 107, 108, 116, 131, 142— —144, 148, 156, 189, 190, 196, 337, 345, 346 Bretończycy (Bretonowie) 107, 108, 116, 121, 124, 143, 145, 147, 153, 157, 159, 169, 170, 189, 190, 334, 337 Bretońska Marchia 108, 121 Brindisi 288 Brogne 316 Brucjum zob. Kalabria Brugeron 311 Brugia 318, 319, 323, 325, 326, 328 Bruksela 312, 313, 319 Brukterowie 71, 73, 80 Brunszwik S 37 Brytania 45, 7C, 107, 114, 130, 345 Brytania Mała zob. Bretania Brytowie 107, 345 Brytyjskie Wyspy 217 Bułgarzy 30, 242, 248, 322 Burgundarholm zob. Bornholm Burgundia 78, 79, 85, 87, 92, 102, 104— —107, 111, 117—121, 123, 128, 141, 142, 145, 150, 150, 157, 161, 164, 180, 188, 189, 203, 208, 219, 225, 226, 231, 300, 337, 343, 348 Burgundia Górna 146 Burgundowie (Burgundczycy, „Burgun-di") 40, 40, 75, 77, 78, 81, 84, 85, 90, 92, 102—106, 116, 144, 145, 150, 164, 169, 180, 189, 253, 261, 262, 265, 336, 337, 343 Cahors 99 Calais 114, 198 Cambrai 74, 70, 117, 132, 309, 311, 317 Cambreaisia 311 Cameracum zob. Cambrai Campi Gothorum 58, 61, 62 Canche 131 Canterbury 330 Carcassonne 194, 198 Carlenses, Carolingi zob. FrankowA zachodni Cassel 326, 327 Cattaro 297 Cealchyd 137 Cefalu 289 Celowiec 352 Celtowie 39, 47, 359 Cesarstwo (Święte Cesarstwo) 24, 34, 44, 47, 53, 73, 95, 172, 175, 196, 225, 226, 228, 229, 231, 233, 234, 236—238, 241, 245, 250, 252, 253, 268—270, 274, 277, 283, 284, 288, 290, 291, 293, 299, 300, 312—316, 318, 319, 322, 323, 327, 329, 336, 340, 351 Cesarstwo Rzymskie zob. Rzym, państwo Cesarstwo Wschodniorzymskie zob. Bizancjum Cesarstwo Zachodniorzymskie 50, 57, 244, 267 Chalons 175 Chamawowie 71—73, 80 Chartres 148, 189 Chattowie 79 Chattuariowie 71, 73, 80 Chaukowie 71, 72 Chelles 171 Cheruskowie 39 Chlumec 350 Chorwaci 340, 356 Chorwacja 15 Cisa 47 Cisalpini zob. Niemcy, naród Civita 288 Clermont 143, 144, 165 Cluny 164, 214, 316 Colonia Claudia Ara Agrippinensium zob. Kolonia Colonia Ulpia Traiana zob. Xanten Comminges 194 Cornpiegne 145 Compostilla (Compostela) 167, 168, 193, 350 Corbridge 137 Cortenuova 293 Cotentin 148 Cotrone 222, 286 Coulaines 124 Courtrai 326, 327 -Czarne Morze 29, 39, 57, 72 Czechy 15, 39, 112, 225, 228, 312, 340, 346, 350, 352, 353, 355 Czesi 11, 236, 337, 349—351, 356 Dacja 57, 129 Dacy 349, 359 Dalmacja 41 Dania 140, 148, 184, 191, 228, 346 Danowie zob. Normanowie Didenhofen zob. Thionville Dijon 106, 142 Dinant 320 Dol 107, 108, 190 Dorestad 114, 120 Douai 323, 326, 328 Dubrownik zob. Raguza Dunaj 47, 242 Duńczycy 331, 337, 340, 349, 350 424 Indeks nazw ge&grafłcznych i etnicznych Indeks nazw geograficznych i etnicznych 425 Eauze 109 Ebro 81, 115, 145 Echternach 303 Eduowie 111 Egejskie Morze 72 Egipt 45, 291 Elbląg 336 Ems 73 Epervans 83 Epte 148 Erfurt 113, 337 Etruskowie 34 Eure 148 Europa 5, 9—11, 15, 24, 42, 44, 53, 67, 68, 70, 88, 120, 137—141, 161, 172, 185, 192, 196, 228, 230, 231, 233, 235, 267, 289, 290, 292, 302, 315, 316, 318, 323, 327, 331, 335—339, 344, 346, 349, 350, 353, 355, 358—360 Europejczycy 10, 17, 360 Faenza 293 Faremoutiers 132 Ferrara 296 Ferrieres 125 Flamandowie 165, 169, 326, 327, 329, 334 Flandria 73, 114, 132, 150, 170, 196— —198, 314, 315, 317—329, 346, 352 Flandryjczycy 321, 326, 328, 329 Fleurus 314 Fleury 159, 163, 171 Florencja 273, 299, 335 Foix 194 Forchheim 212, 213, 216 Fortez 191 Franche Comte 103, 107, 189 Francia Media 123—125, 205, 303, 307; zob. też Lotaryngia Francia Occidentalis (Francia Romana, Latina, Gallicana) 123, 151, 206, 207 Francia Orientalis 113, 123, 206; zob, też Niemcy, państwo Francia Rinensis 73 Francja (Francia, „Francia") 15, 23, 24, 70, 73, 79, 80, 82, 83, 86—88, 92, 98, 100, 101, 117—124, 126, 131, 132, 141— —143, 145—148, 150—156, 158, 161, 163—166, 168—179, 181—186, 188, 190— —194, 196—198, 203, 205—210, 212, 214, 215, 227, 233, 240, 253, 254, 256, 259, 295, 297, 303, 305, 308—313, 317— —319, 321—330, 335, 337, 339, 344, 346—348, 350, 351, 353^355 Francuzi (Franci, Francigenae) 11, 81, 87, 116, 165, 167, 169, 170, 172—176, 180—186, 188, 190, 193, 195—197, 203, 205, 206, 219, 221, 222, 229, 233—235, 239, 293, 295, 296, 301, 312, 321, 323— —326, 329, 334, 337, 341, 342, 346, 347, 349, 351 Frankfurt nad Menem 7, 204 Frankonia 80, 87, 124, 128, 200, 205— —207, 211, 213, 215, 218, 307, 309, 354 Frankowie 29, 32, 43, 44, 46, 51, 56, 57, 61, 65, 68, 70—81, 84—87, 89—122, 124, 126—129, 132—139, 141, 143, 145—148, 150, 152, 155, 157—159, 162—168, 170— —175, 178—180, 183, 185, 188, 190, 192, 193, 200, 204—207, 209—217, 219—223, 227, 229, 232—234, 243—245, 250, 253, 256—258, 286, 304, 305, 308, 313, 338, 339, 343—345, 348 Frankowie Nadreńscy (Frankowie Ri- puarscy, Ripuari) 73, 79, 84, 92, 117, 128, 304 Frankowie Saliccy 40, 71, 72, 74, 76, 79, 84, 91, 92, 117, 304, 315 Frankowie wschodni 165, 204, 215; zob. też Niemcy, naród Frankowie zachodni (Carlenses, Kar- lingen, Carolingi) 151, 204, 208; zob. też Francuzi Freinet 261 Frełsing 112 Fritzlar 213 Friuli 166, 243, 259 Fryzja 114, 315 Fryzowie 113, 114, 116, 120, 121, 136, 169, 304, 313, 314, 321 Fulda 115, 136, 144, 205, 207 Gaeta 243, 255, 287 Galia 26, 30, 38, 41, 43, 45, 47, 48, 58— —63, 66—68, 71—79, 81—87, 89, 90, 94, 98, 99, 102, 103, 115, 117, 120, 127, 129—131, 138, 139, 151, 152, 154, 155, 157, 160, 164, 165, 178, 203, 207—209, 319 Galia Belgica 151 Galicja 62 Galicana zob. Francia Occidentalis Gallorzymianie 77, 82, 84, 88—91, 106 Gallowie 68, 111, 151, 152, 164, 172, 233, 257, 261 Gandawa 315, 318, 323, 324 Garonna 109 Gaskonia 99—101, 107, 109, 191, 203, 347 Gaskończycy 116, 145, 150, 159, 193, 353; zob. też Baskowie Gatinais 125 Gdańsk 336 Geldria 313, 320, 327 Gellona 168 Genua 242, 243, 272, 294, 296, 336 Genueńczycy 292 Gepidzi 22, 57, 241, 242 Germania, prowincja 102, 115, 127, 137, 139, 151, 203—209, 218, 220, 222, 236, 319; zob. też Niemcy, państwo Germanie 23, 27, 29, 31, 34, 35, 37—40, 42—44, 46, 48, 71, 73—76, 81, 85, 102, 103, 133, 152, 343; zob. też Niemcy, naród Gesoriacum zob. Boulogne Gibraltar 58 Giessen 7 Gniezno 352 Goci 22, 23, 29, 32, 33, 39—41, 46, 47, 51, 53—58, 60—67, 69, 71, 78, 81, 87, 98, 102, 113, 115, 116, 121, 135, 136, 139, 145, 159, 240, 241, 248 Gondreville 305 Górze 316 Gothorum Campi zob. Campi Gotho- rum Gotia (Gocja) 61, 101, 115, 142, 156, 159, 192, 194, 195 Gotolania zob. Katalonia Grado 249 Grecja 35, 359 Grecja Wielka 240 Grecy 96, 184, 193, 232, 234, 240, 286, 338, 339 Grunwald 350 Guitsant (lit.) zob. Wissant Guyenne 191; zob. też Akwitania Gwadalkiwir 63 Haga 167 Hainaut 182, 307, 312—314, 316—318, 321—323, 325 Hamaland 311 Hamburg 337 Hasdingowie 47, 48, 50; zob. też Wandale Hastings 149, 167, 170, 188 Hatterum 71 Haukos zob. Chaukowie Hauteville 287 Hesbaye 311 Hesja 87 Hesowie zob. Chattowie Hippona 49 Hispania Carthagenensis 61 Hispania Tarraconensis 61 Hiszpania 6, 29, 33, 43, 46—48, 56—59, 61—64, 66, 67, 69, 70, 81, 96, 98, 100, 101, 103, 108, 115, 129, 138, 139, 167^ 168, 172, 174, 178, 190, 192, 196, 33o' 343, 344, 350, 353 Hiszpanie 24, 68, 111, 197, 337, 343, 348 Hohenaltheim 212 Holandia 123, 306, 309, 311, 313—317 321 Holendrzy 321, 328 Hugonowie zob. Frankowie Hunowie 39, 40, 47, 59, 75, 102, 349 Huy 311, 320 Iberowie 108 Iberyjski Półwysep 57, 65, 69 Ijssel 71 Ile-de-France 23, 117, 131, 132, 147, 161, 164, 165, 169, 183—186 Illirowie 359 Imperium Rzymskie (Imperium Roma- num) zob. Rzym, państwo Indie 66 , Indyjski Ocean 174 Irlandczycy 121 Irlandia 130, 187 Islandczycy 331, 340 Istria 249 Italia zob. Włochy Iwrea 166, 261 Izrael 97 Jerozolima 167, 174, 231, 234, 290—292, 338 'l 426 Indeks nazw geograficznych i etnicznych Indeks nazw geograficznych i etnicznych 427 Jerozolimskie Królestwo 291 Jesi 291 Joyenval 177 Jutlandia 46 Jutowie 107, 345 Kalabria 187, 243, 253, 286, 288, 290 Kalabryjczycy 285, 291 Kampania 234 Kapua 255, 257, 286—288, 293 Karlingen zob. Frankowie zachodni Karpaty 57 Kartagena 61, 63 Kartagina 35, 49, 50, 89, 273 Kastylia 58, 69, 350 Katalaunijskie Pola 59, 103 Katalonia 115, 121, 142, 145, 156, 159, 192 Katalończycy 69, 157, 159 Klagenfurt zob. Celowiec Kolonia 73, 74, 76, 79, 82, 125, 220, 303, 311, 319, 320 Konstancja 24, 110, 120, 276, 284 Konstantynopol 38, 43, 45, 55, 61, 66, 78, 87, 90, 103, 167, 187, 196, 232, 240, 243—245, 248, 252, 262, 264—266, 287, 289, 322 Kordoba 63, 64, 109 Kornwalia 345 Korsyka 49, 297 Kotor zob. Cattaro Kraków 336 Kremona 272—275, 292 Kroissenbrunn 350 Królestwo Italii zob. Włochy Królestwo Lombardzkie 258 Królestwo Longobardów 254, 255, 258, 262; zob. też Włochy Królestwo Niemieckie zob. Niemcy, państwo Krym 29 Kumani 236 Lacjum 300 La Manche Kanał 145, 169 Langres 145, 259, 306 Langwedocja 69, 195 Laon 171 Las Węglarski zob. Silva Carbonaria Latina zob. Francia Occidentalis Latinos zob. Włosi Latynowie 34, 35 Le Breux 83 Legnano 275, 277, 284 Le Mans 76, 84, 147 Leodium 125, 311, 314, 318—321, 351 Leodyjczycy 321, 328 Leon 69, 169, 191, 250 Lilie 318, 326, 328 Limburg 313, 316, 320, 321 Limousin 191, 194 Litwa 15 Litwini 337, 356 Loara 57, 76, 77, 83—86, 92, 98, 99, 101, 116, 120, 125, 131, 142, 145—148, 158, 164, 169, 190 Lodi 273 Lombardia (Longobardia) 234, 235, 249, 251—253, 258—261, 269, 270, 273, 278, 283, 286, 292, 293 Lombardia Mała 252 Lombardowie 276, 277, 289, 292, 293, 296 Londyn (w tekście Londres) 24 Longobardowie 30—32, 44, 46, 93, 94, 111, 121, 126, 138, 139, 174, 202, 241— —251, 253—256, 258—260, 262, 263, 265, 267, 269, 277, 280, 285—287, 300, 344—346 Looz 313 Lotaryngia 24, 125, 126, 128, 139, 141, 146, 152, 154, 157, 158, 172, 180, 205, 211, 215, 216, 218—220, 305—313, 315, 316, 318 Lotaryngia Dolna 310—314, 316; zob. też Niderlandy Lotaryngia Górna 310—312, 314 Lotaryńczycy (Lotharienses, Lotharii, Lutringa) 147, 151, 169, 220, 221, 223, 304, 310 Louvain (Lovaniens, Lowanium) 306, 312, 314, 316, 319 Lugdunurn zob. Lyon Lukka 279 Luksemburczycy 314 Luksemburg 310, 313, 320, 321, 327 Luxeuil 249 Luzytania 62, 129 : Lyon 22, 24, 103, 115, 122 \ Łaba 80, 238, 242 Łużyce 47 Macedończycy 92, 349 Macon 106, 142 Maastricht 319 Magdeburg 221, 223, 226 Maine 147, 161, 188 Malaga 63 Małopolska 335 Mantua 273, 275, 293 Marburg 7 Marche 191, 194 Marna 84, 175 Marsylia 22 Maurowie 48, 51, 330 Meaux 195 Medina Sidonia zob. Assidona Mediolan 226, 242, 247, 251, 259, 260, 270—273, 275, 277, 284, 292—294, 296, 300 Meersen 125, 303, 305, 308 Meklemburczycy 336 Men 47, 79, 80, 86, 87, 98, 112, 116, 125, 206, 213, 234, 305 Mercja 137 Merida 58, 61 Mervans 83 Messyna 255, 288 Metz 90, 118, 123, 125, 146, 154, 157, 303, 305, 309 Mezja 29, 40 Moguncja 102, 151, 199, 204 Monreale 289 Mons 312 Mons Gaudi 177 Monte Cassino 240, 249, 254, 279, 286, 297 Montferrat 298 Montlhery 161 Montier-en-Der 166 Montmartre 313 Montpellier 192 Mont-Saint-Michel 168, 169 Monza 248, 251 Morawianie 25, 337, 340 Morea 185 Morigny 155 Moza 73, 83, 120, 121, 305, 314, 315 Mozarabowie 69 Mozela 84, 120, 307, 311 Nadrenia 87, 114, 139, 152, 220 Namur 313, 314, 316, 319, 325 Nantes 108, 124, 144, 190 Narbona, miasto i księstwo 57, 115, 170, 193—195 Narbonnensis Provincia 192 Nawarra 109, 191 Neapol 243—245, 255, 263, 266, 287, 295, 300 Neapolitańczycy 255, 285 Nekar 86, 87 Neustria 92, 100, 105, 106, 118—121, 125—127, 131, 134, 147, 148, 156, 169 Neustryjczycy (Neustrasii) 93, 120 Niderlandczycy 13, 197 Niderlandy 114, 196, 224, 303, 312, 316, 318—322, 327—329, 354, 355 Nieder-Alteich 200, 224, 225 Niemcy, naród 11, 81, 142, 174—176, 184, 197, 200—203, 209, 219—226, 230— —236, 238, 239, 261, 267—272, 274—276, 285, 290, 295, 301, 302, 308, 312, 321, 329, 339, 341, 349, 351 Niemcy, państwo 24, 39, 70, 79, 80, 93, 123, 134, 141, 146, 157, 165, 166, 180— —182, 186, 199—203, 215, 219, 220, 224—227, 230, 233—236, 238, 239, 266, 270—274, 285, 290—293, 300, 303, 305, 307, 310, 311, 319, 321, 327, 330, 335, 339, 346, 348—350, 352—354; zob. też Rzesza Niemiecka Niemcza 221 Nilvanges 83 Nimes 194 Nimwegen 114, 123, 303 Nordthiiringgau 112 Noricum 41, 241; zob. też Bawaria Normandia 114, 147—150, 187—189, 193, 287, 289, 306, 315, 346, 347 Normandczycy 170, 172, 186, 337 Normanowie 108, 123, 124, 131, 132, 136, 139, 140, 143, 146—150, 153, 159, 169, 186—188, 193, 205, 207, 209, 210, 212, 255, 279, 285, 287—289, 306, 315, 346 Northumbria 217 Norwegia 148, 184, 346 Norwegowie 331, 340, 342, 350 l 428 Indeks nazw geograficznych i etnicznych Indeks nazw geograficznych i etnicznych Norymberga 337 Noteć 102 Novempopulania zob. Gaskonia Nowy Sącz 336 Noyon 127, 159 Numłdzi 359 Oise 147 Orbais 83 Orbigo 58 Orlean 76, 84, 105, 115, 117, 153, 157, 161, 171, 337 Ormianie 17 Ostergo 311 Ostia 135 Ostrogoci 41, 42, 46, 53—57, 59, 62, 74, 79, 135, 138, 242, 245, 343 Otranto 288 Owernia 90, 92, 98, 101, 144, 164, 191, 194 Owerniacy 165, 169, 193, 337 Pad 54, 275 Padwa 274, 275 Palencia 62 Palermo 289, 290 Palestyna 174, 185, 338 Panonia 29, 40, 45, 91, 92, 210, 218 Państwo Kościelne zob. Rzym, Państwo Kościelne Parma 283 Paryski Basen 152 Paryż 23, 76, 77, 79, 84, 86, 97, 117— —119, 146—148, 157, 161, 163, 169, 172, 182, 186, 195, 198, 281, 313, 323, 325 Pawia 145, 226, 228, 235, 242, 247—252, 255, 259—261, 263, 270, 272—274, 278, 300 Peitevins zob. Akwitańczycy Pentapolis 268 Perigord 99, 191, 194 Peronne 148 Perugia 243 Peukini zob. Bastarnowie Piacenza 202, 273, 274, 293 Piemontczycy 353 Pikardia 165, 337 Pikardowie 186, 337, 353 Piktawowie 337 Pireneje 47, 57, 58, 62, 67, 72, 81, 108, 109, 115, 142 Pirenejski Półwysep 108, 142, 330 Piza 272, 273, 277, 279, 280, 296, 336 Poitiers 61, 101, 143, 144, 191, 192, 194 Poitou 192, 194, 337 Polacy 11, 25, 221, 222, 225, 337, 340, 349, 350, 353 Pollentia 38 Polska 16, 25, 47, 134, 184, 225, 226, 331, 335, 339—341, 346, 250, 353, 356 Pomorzanie 336 Pomorze 102 Pomorze Gdańskie 335 Porto 264 Portugalczycy 24 Portugalia 69 Północne Morze 71, 72, 91 Praga 350—352 Prowansalczycy 193, 337, 341 Prowansja 24, 41, 42, 58, 79, 83, 92, 93, 105, 120, 121, 125, 126, 140, 144, 157, 164, 192, 259, 261, 297, 305, 337 Priłm 125, 128, 303 Raguza 297 Ratyzbona 112, 204 Rawenna 54, 61, 78, 135, 242—245, 262, 263, 273, 283 Reccopolis 63 Regnum Italicum zob. Włochy Regnum Teutonicum zob. Niemcy, państwo Reichenau 110, 144 Reims 77, 97, 117, 118, 122, 146, 148, 151, 154, 155, 158, 160—163, 165, 170, 171, 176, 178, 179, 183, 196, 334, 351 Ren 31, 40, 47, 71, 73, 79, 80, 85, 91, 98, 102, 103, 114, 116, 120, 121, 125, 138, 145, 146, 148, 151, 169, 199, 203, 238, 305, 306, 309—311, 315, 344 Rennes 108, 124, 144, 189, 190 Retyjczycy (Retoromani) 128, 218 Ribemont 125, 305, 309 Ripuari zob. Frankowie Nadreńscy Rodan 90 Rodez 78 Romania 290, 292 Roncevaux 101, 108, 109, 143, 168—170, 342 Rouen 148, 149 Rouergue 192 Roussillon 170 Rugiowie 57, 241 Rusini 337, 356 Ruś 331 Rzeczpospolita zob. Polska Rzesza Niemiecka 237, 239, 331, 335; zob. też Niemcy, państwo Rzym, miasto 33, 34, 36, 41, 42, 49, 56, 67, 93, 95, 111, 140, 166, 171, 177, 181, 187, 190, 191, 193, 208, 215, 217, 222, 232, 240, 243—245, 248, 249, 253, 256— —259, 261, 263—270, 272—286, 289, 291, 295, 299, 300, 338, 344, 345, 349, 359 Rzym, państwo 9, 20, 21, 23, 27, 31, 35—43, 45, 48, 49, 54—58, 60, 65, 66, 71, 73, 74, 76, 78, 90, 95, 98, 102, 103, 127, 137, 225, 229, 232, 234, 240, 244, 251, 264, 265, 268, 273, 276, 282, 291, 292, 295, 298, 299, 301, 349, 357—359 Rzym, Państwo Kościelne 258, 260, 262—265, 277 Rzymianie 10, 21, 22, 27, 31, 33—35, 38—40, 42—44, 47, 49, 50, 53—60, 62— —64, 66, 73, 75—78, 86, 89—91, 94, 96, 98, 99, 102, 104, 105, 127, 173, 222, 232, 240, 242, 244, 246—248, 250, 259, 262, 264, 265, 267, 268, 271, 274, 278— —283, 291, 293, 297, 300, 343, 357—359 Sabaudia 24, 103 Sabinowie 34 Sacrum Imperium zob. Cesarstwo Saint-Amand 132 Saint-Benoit-sur-Loire 163 Saint-Clair-sur-Epte 148 Saint-Denis 97, 148, 163, 166, 169, 170, 176—179, 181—183, 186, 187, 196, 351 Saintes 99 Saint-Gallen 110, 111, 128, 140, 202, 204, 222 Saint-Guilhem-le-Desert 168 Saint-Jean de Losne 229 Saint-Magloire 181 Saint-Maurice d'Agaune 104, 106, 226, 306 Saint-Omer 318, 323 Saksonia 114, 115, 121, 124, 146, 151, 205, 207, 211, 214, 218, 219, 221, 224,. 226, 335, 346, 354 Salamanka 66 Salerno 255, 257, 286, 288 Salijczycy zob. Frankowie Saliccy Salland 71, 72 Salzburg 112, 206 Samnium 242 Sant' Andrea in Flumine 269 Saona 90, 188, 189 Saraceni 94, 139, 140, 166, 167, 172, 173,. 178, 222, 227, 257, 258, 261, 262, 273 Saragossa 45, 50, 64 Sardynia 49, 297 Sarmaci 16, 23, 242, 349 Sasi 31, 72—74, 76, 79, 80, 84, 107, 112— —116, 121, 127, 136, 137, 139, 182, 200^ 205—207, 210, 213—216, 218—221, 223,. 226, 242, 269, 334, 345 Saucourt 132, 167 Sauerland 73 Schoppenstadt 337 Sclavi zob. Słowianie Scone 351 Seez 147 Sekwana 77, 84, 85, 117, 120, 125, 147,. 148, 305 Senlis 158 Sens 105, 153—155, 157, 158, 160, 161 Senz (lit.) zob. Xanten Septymania 58, 61, 62, 67, 68, 79, 100,, 101, 115, 120, 142, 159; zob. też Gotia. Serbowie 112 Sewilla 61, 64 Sexonae zob. Soissons Sicambria 92 Siena 336 Sigambrowie 91 Silingowie 47, 48; zob. też Wandale Silva Carbonaria 82 Sion (Sitten) 223 Skalda 131, 305, 315 Skandynawia 29, 46, 102, 136, 149, 241,, 331 Skania 241 Sluys 198 Słowacy 25, 340 Słoweńcy 340 Słowianie 80, 112, 113, 121, 123, 140„ 205, 206, 209, 210, 220, 223, 340, 341 430 Indeks nazw gejbgvaficznych i etnicznych Słowianie Połabscy 221 Soissons 76, 84, 86, 97, 117, 147 Sokal 26 :Soława 112 Somma 83, 84, 147 Sorate 269 -Sorrento 255, 287 ;Spira 199, 204 : Split (Spalato) 297 : Spoletańczycy 260 ;Spoleto, miasto i księstwo 166, 243, 245, 252, 257, 259, 265, 286, 290 -Stablo 303 :Stargard 336 : Steppes 320, 351 Strasburg 110, 125 :Strathclyde 345 Suevi, Suavi zob. Szwabowie Susteren 307 -Svolder 342 .'Swewowie 40, 57, 58, 62—64, 67, 241, 242, 343 :Sycylia 43, 49, 172, 182, 185, 187, 232, 236, 240, 253, 285, 287—291, 294, 300 iSycylii Królestwo 196, 284, 294—296, 298 Sycylijczycy 285, 291, 292, 296, 353 -•Syria 45, 174, 185, 240, 338 .Szampania 147, 161, 165, 176, 188, 322 -Szczecin 336 Szekesfshervar 351 Szkoci 337, 339, 348 Szkocja 6, 345 Szwabia 80, 124, 211, 213, 354 .Szwabowie 110, 116, 206, 214, 215, 335, 339 Szwajcaria 103, 134, 335 ^Szwajcarzy 13, 238, 335, 339 .Szwecja 335, 339, 346 • Szwedzi 331, 337, 340, 350 rśląsk 47, 335 Ślęża 47 • Śródziemne Morze 44, 49, 57—59, 61, 72, 347 'Tanger 49 'Tarent 257 "Tarragona 61 'Tegernsee 233 Tertry 93, 120 Teutoburski Las 39 Teuton! 165, 181, 202 Teutonic!, Theutonici, Thiudiski zob. Niemcy, naród Therouanne 317 Thionville (Diedenhofen) 303, 307 Ticinum zob. Pawia Tivoli (Tibur) 269 Toledo 45, 62, 64, 66, 68 Toskandria 40, 73, 84 Toskania 258, 259, 261, 262, 277, 286, 298 Toskańczycy 292 Toul 106, 125, 145, 309 Touraine 188 Tournai 75, 76, 177, 322, 323 Tours 78, 130, 131, 147, 163, 190 Trersange 83 Trewir 73, 85, 123, 125, 146, 220, 303, 311, 316 Tribur 209 Troja 91 Trojanie 91, 300, 349 Troyes 115 Tuluza, miasto i hrabstwo 57, 61, 78, 99, 101, 143, 144, 166, 192—195 Tunezja 49 Turcy 92, 174, 193, 338 Turyngia 80, 93, 109, 113, 114, 205, 211, 213, 218 Turyngowie 76, 79, 80, 92, 112, 113, 116, 127, 136, 213 Tuskulum 269, 270 Tyber 267 Tyrreńskie Morze 255 Ukraina 15 Ultramontani zob. Niemcy, naród Unstruta 80 Upplandia 46 Utrecht 114, 120, 311, 313, 314, 321 Valenciennes 315 Vandalus zob. Wisła Vannes 108 Vendel 46 Vendsyssel 46 Vercelli 268 Indeks nazw gepgraficznych i etnicznych 431 Verdun 101, 106, 122—126, 138, 142, 199, 303, 304, 309, 310 Vermandois 147, 182 Vexin 163, 176 Vicenza 275, 276 Vienne 24, 78, 103, 104, 145, M8 Viterbo 283 Vitoria (Vitoriacum) 63 Vouille 61, 79 Walia 6, 187, 330, 345 Walijczycy 342, 345, 352 Wandale 22, 34, 38, 40—42, 46—53, 55, 57, 59, 67, 68, 71, 74, 136, 138, 248, 343 Wandaluzja zob. Andaluzja Warszawa 7 Warta 102 Waskonia zob. Gaskonia Waskonowie zob. Baskowie Watykan 283 Wenecja 243, 245, 263, 275, 289, 293, 296, 298, 352 Wenedzi 23 Werona 54, 272—276, 292, 293, 296 Wessex 345 Westergo 311 Westerwald 73 Westfalia 74, 87 Wezera 71, 137 Węgry 16, 17, 184, 225, 226, 331, 339, 346, 353, 355 Węgrzy 24, 32, 140, 209—213, 220, 221, 236, 261, 307, 337, 349—351, 356 Wiedeń 351 Wieleci (Lucice) 222 Wielka Brytania 18 Wielkopolska 335 Winulowie 241; zob. też Longobardo- wie Wisła 29, 47 Wissant 169 Wizygoci 26, 30, 33, 38, 40, 45—47, 50, 56—59, 61, 62, 65, 67—70, 74, 75, 77— —79, 81, 84, 85, 98—100, 103, 108, 115, 138, 139, 343, 348 Włochy 5, 29—31, 34—36, 41—43, 49, 52—56, 63, 70, 79, 87, 89, 90, 93, 105, 111, 116, 121, 122, 125, 129, 130, 138— —140, 172, 180, 185—187, 196, 197, 201, 203, 208—210, 219—222, 224—226, 231, 232, 234, 236, 240—246, 248—250, 252—257, 259—263, 265—279, 282—295, 297, 299, 300, 302, 323, 330, 335, 339, 340, 343—346, 349, 354, 359 Włosi 11, 197, 203, 222, 223, 225, 237, 262, 263, 276, 277, 283—285, 291, 292, 294, 296, 297, 300, 302, 339, 349 Wormacja 102, 171, 199, 204 Worringen 320 Xanten 73, 169 Ypres 323 Zelandia 321 Ziemia Święta 172, 174, 234 Zollfeld 352 Zuiderzee 73 Żydzi 17, 65, 70, 288 Spis rzeczy Spis map I. Europa w pierwszej połowie VI wieku II. Europa ok. 565 r. (po podbojach Justynłana) III. Państwo Merowingów 482—714 IV. Państwo Karola Wielkiego i podziały za Karolingów V. Europa Zachodnia w X i XI wieku VI. Italia od XI do połowy XII wieku VII. Europa w połowie XIII wieku Przedmowa ................... 5 I. WSTĘP .................. 9 1. Europa średniowieczna: wieża Babel czy zgodny chór? .... 9 2. Co to znaczy: naród? .............. 11 3. Nationes — gentes — populi ............ 19 4. Patria .................. 25 II. PUNKT WYJŚCIA ............... 29 1. Świadomość plemienna ............. 29 2. Rzymianie a barbarzyńcy ............. 33 3. Rozpad i nowe więzi .............. 44 4. Wandalowie i Ostrogoci ............. 46 5. Hiszpania wizygocka .............. 56 III. SANCTA GENS FRANCORUM ............ 70 1. Geneza Franków ............... 71 2. Budowa państwa Franków ............ 75 3. Frankowie i „Francja": struktura terytorialna, językowa, świadomość 81 4. Mesjanizm frankijski jako fundament imperium karolińskiego . . 93 5. Czynniki odśrodkowe: Akwitania ........... 98 6. Czynniki odśrodkowe: Burgundia .......... 102 7. Marginalne terytoria na zachodzie: Bretania i Waskonia .... 107 8. Marginalne terytoria na wschodzie: Alemania, Bawaria, Turyngia . 109 9. Ostatnie nabytki: Fryzowie, Sasi, Goci ......... 113 10. Rozkład wspólnoty frankijskiej: przesłanki i siły działające . . . 116 IV. «LA DOLCE FRANCE, TERĘ MAJOR» .......... 142 1. Siły odśrodkowe i tradycja karolińska w królestwie zachodnio- frankijskim ................. 142 2. Król symbolem jedności Francji i ośrodkiem kształtowania świadomości francuskiej ............... 152 3. Tradycja frankijsko-karolińska a francuska świadomość narodowa . 163 4. Naród francuski a regionalizmy i patriotyzmy dzielnicowe . . . 187 V. «TERRA NATIVITATIS, DELECTABILIS GERMANIA» ..... 199 1. Królestwo wschodniofrankijskie: wyodrębnienie i wspólnoty plemienne 199 2. Początki świadomości niemieckiej . . .....••• 211 3. Pozytywny i negatywny wpływ idei Cesarstwa na kształtowanie niemieckiej świadomości narodowej ......-••• 226 434 Spis rzeczy VI. ITALIA — DILETTO ALMO PAESE .......... 240 1. Italia bizantyjska i Italia longobardzka ......... 240 2. Tendencje unifikacyjne i odśrodkowe: od Karola Wielkiego do Ottona 253 3. Odnowienie tradycji rzymskich w oczach mieszkańców Italii . . 266 4. Idea jedności: Fryderyk II i Dante .......... 285 VII. AMBORUM NEUTRUM .............. 303 1. Regnum Lotharii i jego rozpad ........... 303 2. Usamodzielnienie i wyodrębnienie niderlandzkich organizmów politycznych ................. 315 viii. ŚREDNIOWIECZNA ŚWIADOMOŚĆ NARODOWA: DROGI ROZWOJU, PRZESZKODY I MANOWCE ............ 330 Zakończenie ................... 357 Bibliografia i przypisy ............... 363 Wykaz skrótów .................. 365 Indeks osób ................... 407 Indeks nazw geograficznych i etnicznych ........... 421 Spis map .................... 432 a ą M PRINTED IN POLAND '•Państwowy Instytut Wydawniczy, Warszawa 1985 r. Wydanie pierwsze rtłakład 15 000 + 250 egz. Afk. wyd. 32,3. Ark. druk. 27,25 Papier druk. sat. kl. III, 80 g, 70x100 cm Oddano do składania w lipcu 1984 r. Podpisano do druku we wrześniu 1985 r. Druk ukończono we wrześniu 1985 r. Zakłady Graficzne w Toruniu Nr zam. 2427. N-68 Cena zł 450.—