Jan Twardowski Miłość miłości szuka 1939 - 1998 Państwowy Instytut Wydawniczy Warszawa 1999 Całość w 3 tomach PWZN Print 6 Lublin 1999 Przedruku dokonano na podstawie pozycji wydanej przez Redakcja techniczna wersji brajlowskiej: Marianna Żydek Piotr Kaliński Skład, druk i oprawa: PWZN Print 6 sp. z o.o. 20_218 Lublin, Hutnicza 9 tel./fax: 0-81 746-12-80 e-mail: print6@lublin.top.pl O zaczarowanych po polach spadał śpiew a staw zielony wszedł w tataraku zastawione sieci nadmiar drzew nadmiar drzew w zaczarowanym świecie bramy ze srebra - o balkony uderza las w oknach księżyc łopoczący żagiel w starych drzwiach nieobjętych jeszcze klamek brzask szum szerokich kaktusów po ścianach niosąc czarne gniazdo snu to noc aż ugięli się w mrok po kolana nadmiar słońc nadmiar słońc długie Wisły dni rynek - konie z chłodem przy pyskach ludzie mają wozy po pas na bocianów lecących kołyskach kilka skrzydeł czarnych to od gniazd wróżki wyszły w zielone ulice włosy smutnym poetom zaplatać morskie świnki na katarynkach bose nogi w zapachu kałuży może kocha może lubi tak się z liści akacji wróży już gotycki wachlarz kościoła głowy studzi dzwonu chłodną różą w abecadłach dzieci oczy mrużą to dzień biały to miasteczko to szkoła 1937, 1998 Opowiadanie wieczorne gdzieś rozdawali dziewczynkom lato chłopcy w pękach zerwanych kwiatów potem szli nad wodę wianki pleść może dobrze może źle może tak a może nie tataraki zanurzone w zachodzie nogi chłopcom pokrwawiły w wodzie szły panny pełne cichych przeczuć w pierwszych nocy przekochanych niepokój a przed nimi konie biegły głęboko coraz głębiej w granatowy wieczór w zbóż złotej szeleszczącej strudze kłosy puste kłosy pełne złudzeń zamyślony nad ludźmi las może z kimś a może bez może nie ma może jest za dnia z wody go śpiącego wyjęli potem w suche odzienie ubrali nad głowami na rękach rozpięli niosąc w cmentarz zielony śpiewali przyjacielu nie obawiaj się - po co tak się dzieje w niejednej młodości że spragnieni kochania nocą całują własny koniec swojej miłości 1937, 1998 O miłości dobrzyńskiej w kolebce ramion miłość po drogach konie z nocy chłodną już krepą podkowy cichsze od gwiazd akacji wczesny trzepot na zrzuconych płaszczach Wisły dalekiej blask w wysokich trawach leżąc odgarniali z twarzy czarne widma wiatraków śpiew drzew to od jezior szum piór to od ptaków wiatr im zieleń na piersiach spiętrzał coraz smutniej coraz to śpiewniej wsparty o Wisły chłodny głaz daleki Dobrzyń stał w dzwonach jak w tęczach w nocy opuszczonym hełmie przez spuszczone warkocze drzew ust czerwona płonęła smuga 1937, 1998 O gospodarzu który wiedział kiedy umrze w szmerze westchnień wydobytych na jaw myśleć mu wypadało - na krawędzi pokoju i maja okna w których księżyc jak jabłoń kucharka chodziła po pokojach w pantoflach z gołymi piętami kładła palec na ustach mówiąc - cicho chodzić - nogi wycierać - idź na ganek - stajennemu powiedz żeby rano nie trzaskał drzwiami - nie przeszkadzaj panu naszemu - pan jest strasznie zdziwiony że umiera odblask lampy przewijał ręce w jarzębinę czerwoną łkań - czarnych kroków połamane gałęzie na granicy świata i bram las na wiatru chłodnej fali głowy w księżyc pozanurzał jak w śnieg a po polach przy ogniskach śpiewali o żeglarzach żegnających brzeg 1937, 1998 * * * las odgarnia jezioro drzewami po nim wiodąc łodzi opuszczona rzewność przy ustach kwietnia pełno chłopcy w wierszach dopalają młodość nagle wszystko ominąć inny świat Chrystus targa się w gwoździach jak przybity do krzyża wiatr ojczenaszów dzikie pnące wino pachnącymi od drzew ulicami po nasturcji czerwonym zalewie tłum napływa wolno z chorągwiami panny w bieli przyklękają w śpiewie 1937, 1998 O braciach pytających się samych siebie Wyszli bracia - wiatr we włosach - co za czas! - w oczach gwiazdy i drzewa na spodzie - pochyleni, zanurzeni po pas, brodzą w nocy czerwcowej jak w wodzie. Zatrzaśnięte na krzyż okiennice, nie skoszony jeszcze zapach łąk - - chodźmy prędzej, takie ciemne ulice z tym księżycem, co dogasa u rąk. - Czy to życie jeszcze, czy już sen? - pomyśl pierwszy, potem ja pomyślę - i dziwili się, to tamten, to ten - las się chwieje, jakby stał na Wiśle. Mamy umrzeć czy żyć dalej - może wiesz - rozważ pierwszy, potem ja rozważę - a już wschodził powoli jak świt odgłos dzwonów porannych na twarze. 1937, 1959 Ludziom odlatującym nie przeminie wszystko - nie przeminie kwiaty nie pogasną choćby przyszło oczy wam złożyć choćby przyszło na zawsze zasnąć odblask murów na rękach zostanie smutna cisza świętojańskich ulic po odlocie będziecie Warszawę w snach dalekich do ust jeszcze tulić oto dzień się zamyka powoli jak malwa biały zapach przy paltach dzwony biją od dawna cień swój znacząc na ptakach 1937, 1998 Powrót Andersena cienie nieśli na rękach długie włosy umarłych furgot płaszczów barwił ich z daleka późny zachód maszty pozapalał jak pochodnie w twarze uśpionym zawsze Bałtyk odbiega na północ okrętami głębiej wodę świecąc ponad miastem gwiazd złociste rżysko ptaki dzwonów rwą się w wieżach gniazdach snów - pokój stół noc w oknach tak nisko lamp gasnących w nocy jasny węzeł ciężkie liście podniesionych powiek taką porą przyszedł Andersen w snach najdalszych spokojny człowiek o uśmiechnięci na okrętach kołyszącej się Danii 1937, 1998 Sen po czytaniu Biblii Pod głową poduszka jak kwiaty - a na oczach noc jak czarny puch - i zaciągnął się kołdrą w zaświaty zabłąkany mieszkaniec miast dwóch. W nocy letniej, pełnej krużganków - niemych Jerych, powalonych baszt - kogo czekasz, zapomniany kochanku, gdy już księżyc wyciągnięto na maszt. Pod głową poduszka jak kwiaty - a na oczach noc jak czarny puch - czy to prawda, że istnieją dwa światy? może jeden, a nas tylko dwóch. Do widzenia, miasto snów, odjeżdżam stąd cień się chłodny po rękach łamie - i przejechał miasto, okno, ląd - kołatanie klamki w pustej bramie. 1937, 1998 * * * To wiersz tylko, więc księżyc świecił ciągnąc szelest mieniącego się trenu - taką porą zasypiają dzieci do poduszek tuląc Andersenów. Tak potrzeba, więc płyniemy znów w powstający wolno zapach zboża zanurzeni w białe muszle snów, z których słychać niedorzeczność mora. 1937, 1946 * * * Że właśnie taki dzień, że właśnie takie dnie zmęczenia w oczach cień, spokoju trochę w śnie - że wiśni pełen sad, że wolna droga w świat maleńki, opuszczony, w powstaniu obtłuczony Pan Jezus zamyślony powtarza - Rzucisz mnie - [ok. 1944], 1998 Matka Boska Powstańcza Bóg Ci słońca na dłonie Twoje nie żałował ani ciszy na usta Twe zbyt mało dał - broń bym zdobył dla Ciebie, o głodzie wędrował, potajemnie orzechy na oparz Ci rwał Najświętsza, utracona, z rozkazami spalona - w barykady równoczarnym strumieniu z Tobą twarz zapłakana, z Tobą bitwy do rana i uśmiechy, i sen na kamieniu [ok. 1944], 1948 Czerwcowe majaki To tylko noc czerwcowa, na chłopców taka zmowa słodkam ci wśród owoców, a te opadną nocą. W czeremchy zaplątani o tak spóźnionej porze - zdziwieni, zatroskani, mówili Matce Bożej: O Matko snu pierwszego, o Matko sponad ptaków - zali to miłość tylko - czy straszna moc majaków? 1946, 1959 Do poety piszącego zbyt dużo wierszy W życiu nieprawdziwym prawdziwego poety Wierszy jest chyba mało. Są za to drzewa u okien, ptaków chorały, portrety, strychy w półmroku pokutujących dusz - żołnierskie buty wysokie z kurzem przebytych dróg. Wierność. - Koniecznie wierność. Wodzowi do ostatniego wystrzału - Bogu do końca mszału - ojcu przez gorzkie łzy - siostrom do grobowej deski - niosąc jeszcze im kwiatki niebieskie. Miłość. Koniecznie miłość. Do Panny w srebrnej sukience co na ołtarzach świeci - do wszystkich małych dzieci - i do kościelnej sieni, gdzie płaczą w zamyśleniu o łaskę, co odmienia. Do choinki aż do sufitu - gdy na stole przy lampie babcine nożyczki kroją brody monarchom, pastuszkom trzewiczki. Spokojnie lata witać - a w upał dla ochłody wciąż o podróżnych pytać wynosząc w kubku wodę. Cieszyć się każdym szczęściem - modlić się z każdą różą - i zginąć zapomnianym - najlepiej... jakąś burzą. 1946, 1998 Wiersz banalny Piszę, gdy lampy półwiszące, gdy noc na czoła się przewija i gdy mamusie płaczą śpiące - o jakże miłość ziemska mija. O czym piszę, o tym nie wiem - ktoś mi do ucha cicho szepce o poświęceniu, o zegarach, o trumnie srebrnej i kolebce. Komu piszę - pewnie tobie - co po ulicach chodzisz rano i na powstańca każdym grobie gałązkę rzucasz odłamaną. Jaki jestem - byś się śmiała, śmiejąc się ze mnie - idź swą drogą - są takie serca jak - nieszczęścia, co nigdy inne być nie mogą. 1946, 1998 Piosenki Śpiewaj, śpiewaj na katarynce mnie, żołnierzom i morskiej śwince... Dudni wojsko po mostach, chwyta ptaki czerwcowy las, a piosenka twoja tak prosta - śpiewaj, śpiewaj ją jeszcze raz ...Jak szybko płyną chwile, jak szybko płynie czas - za rok, za dzień, za chwilę... Chłopcy niosą łodzie do rzeki, chwaląc kąpiel, bose nogi i wiosła - furkot płaszczów barwi ich z daleka - a tu taka piosenka prosta: ...razem nie będzie nas... Wszystko minie - i święci, i wilcze posłania, i kur, co się zapomniał z lampy piejąc blaskiem. Smutku wiecznych pożegnań, smutku przemijania... Przystanąłem na kładce tęczy, a tu panny wieńczą żołnierzy, ćmy po hełmach jak grosze brzęczą - piosenki grają... Klęczą mnisi. 1946, 1959 Wiersz do Najświętszej Panny Słów nie lubisz; bo cóż znaczą słowa - więc poświęcam Twojej świętej pieczy - celę, książki, notatki z wykładów, inferiorów, w klęczniku rzeczy - I jeszcze mszał w szufladzie - mój Boże - mój Boże - tę stronę znam na pamięć, a tutaj się mylę - tu wstążeczkę odgarnę, a tu grudkę włożę - tej ziemi co i w mojej zadźwięczy mogile. I jeszcze moje serce - (o nim nic nie powiem bo nie pękło mi z bólu w płonącej Warszawie - więc jak dawną manierkę porzucę je w rowie - krzyżem tylko opatrzę i tak je zostawię) A to jest moja śmieszność jak mi służy wiernie we wszystkich moich wierszach, których nikt nie zliczy - więc po mszale i sercu poświęcam Ci ciernie - ogród pełen silentium i ziarnko goryczy. Przebacz mi wiersze wszystkie łaskawie zagaś we mnie sny czarnoleskie i bez wierszy cichutko daj popatrzeć w Twoje święte oczy niebieskie. 1947 * * * Bywało - w łąki nas zabiorą łudząc to wstążki to tańcami - niżeś pomyślał taką porą że Jezus płynie z chorągwiami. A te wyprawy po owoce - ze świecą z którą ćmy lipcowe - niżeś pomyślał w takie noce kapturem mnisim chłodzić głowę. Raz - to w wakacje byłeś chory - a ja u nóg twych z lampą dużą - niżeś pomyślał w te wieczory o celi tej pod dzwonu różą. Niech cię okwitną tak czereśnie - maków przy furcie krwawa straż - a jeśli kiedy umrę we śnie - o nie patrz w twarz, o nie patrz w twarz. 1947 * * * Czyś stukał kiedy we wrota drżące w wieczór lipcowy - bo cię straszyły na oznak leżące głowy umarłych? Czyś szukał kiedy wody święconej w klasztornej wnęce, której nie ujdą na krzyż złożone umarłych ręce? A to mógł ślad być, ścieżka niewielka, cichutka droga by świat odrzucić i spojrzeć w oczy. swojego Boga. 1947, 1959 O jednym z pacierzy A ja już wierny Tobie zostanę o Chryste, Chryste - bo wiem, że oczy matce mej dałeś jasne i czyste Kolegom moim - wstręt do krętactwa i komże srebrne Mickiewiczowi wojnę powszechną i sny podniebne Na Długiej w sierpniu - w nocnym wypadzie latarki w ręce łączniczce małej iskrę w warkoczu - groszek w sukience Choćby wzbronili wierszy o Tobie pięknych drukować - na klęczkach będę szeptać Ci jeszcze wzbronione słowa 1947 O spacerze po Cmentarzu Wojskowym Że też wtedy beze mnie przewracali się w hełmie lecąc twarzą bledziutką na bruk Jurku z Wojtkiem i Jankiem klękam z lampką i wiankiem z czarnym kloszem sutanny u nóg Przeminęło, odeszło w milczeniu jak pod kocem na wycieczce ziemia - świecę lampkę rękoma obiema gdzie pod hełmem dawnych oczu nie ma Warszawa, sierpień 1947, 1980 * * * Dobry Jezu z gwoździami ostrymi, raz piszący na świętej ziemi, że pisałeś, a potem starłeś, krzyż podjąłeś, umarłeś za nas - niech Cię wielbią, kochają i słyszą, dużo milczą, najkrócej piszą. Nad książkami wielkimi, mądrymi spójrz jak w Piotra - niech płaczą w sieni. 1947, 1970 Prymicja O wiersze smutne moje, w tym stroju pełnym haftu przed krzyżem Pańskim stoję Jurkowi na Powązkach wojskowa dźwięczy sława, a mnie tasiemka alby zakwitła u rękawa O Jezu potłuczony, z tą szramą i tą różą na chłopców spójrz z Powiśla, co do mszy przy mnie służą Niech jednym choć oddechem westchnienie mi powierzą czupurnych rówieśników co pod gruzami leżą 1947, 1970 * * * Własnego kapłaństwa się boję, własnego kapłaństwa się lękam i przed kapłaństwem w proch padam, i przed kapłaństwem klękam W lipcowy poranek mych święceń dla innych szary zapewne - jakaś moc przeogromna z nagła poczęła się we mnie Jadę z innymi tramwajem biegnę z innymi ulicą - nadziwić się nie mogę swej duszy tajemnicą [1948], 1959, 1986 Okruchy Babiego lata kruchą nić ze szkolnej mej jesieni - z Łazienek starych jeden liść i szept w klasztornej sieni kolędy, siostry jasną twarz - z rączkami na obrusie - może po wojnach jeszcze dasz, maleńki mój Chrystusie. 1948, 1959 Piosenka o rzeczach pięknych Od wszystkich prac doktorskich, od mojej poezji, od pierścienia na palcu - mój Boże, mój Boże - piękniejszy jest różaniec, mszał i noc czerwcowa, i żebrak błagający o buty na dworze. Wiatr podnoszący z harcerzami łódki cmentarz zmarłych dziewcząt; najwierniejszy książę, tysiąc zwykłych rzeczy, choćby taki plecak, co się w boju ramionom omdlałym odwiąże. Buty w marszach wytarte, a jeszcze węzełki chusteczek, gdzie dzieciństwa sekrety się złocą woda w czapce podana wrogowi rannemu - i bezdomność i gwiazdy spadające nocą. 1948, 1998 * * * Już myślałem, że Ciebie wielkiego zobaczę, a Tyś mignął mi w. polu jak najprostszy mak - zakryj mi twarz rękawem, niech się nie rozpłaczę, że nie do mnie masz mówić przez ognisty krzak. Dzień był taki jak zawsze, codzienne sandały i codzienna samotność, i codzienny trud, i ręce, co mi komżę w zakrystii składały cień ptaka sponad wieży rzucając na spód. Jeszcze zadrżał w kielichach cichy tętent koni i szum rzeki pobliskiej, i skrzypiące drzwi - więc poznał Ciebie żebrak i święty Antoni nad kluczykiem zgubionym natrząsając brwi. 1949, 1959 O powrocie po studiach do domu rodzinnego Nagle dzwonek i w naszą rozmowę wpadnie siostra jak jabłko z ogrodu, w światło wnosząc kokardy brązowe. - Choć się śmieją - dochowałeś wiary, powracając, czy masz serce czyste? a ja patrzę, jak wiatr z nieba strąca z gwiazd na siostrę złociste zapałki. - Co z nauką? O mych studiach mowa, a ja widzę przez sen i akację - wiewióreczkę, przed którą klękałem, chcąc ją złapać w wakacje minione. - Czy pamiętasz z balii okręt na stawie? a ja chwytam nagle siostrę za ręce - by przypomnieć jeszcze kwiaty z procesji, co je niosła Jezusowi w sukience. 1949, 1959 (z cyklu: Nad starą Biblią) Nad mapą Ziemi Świętej Ziemio Święta, co w moim atlasie budzisz się i drżysz - kiedy wieczór zakłada królestwo pająków, długich cieni i zmierzchów wysnuwanych z kątów - Płyną Twoje tęsknoty - wąwozem wspomnienia - pierwszą pełnią księżyca - pierwszym dniem stworzenia. Uliczki ruin pełne i cedrowy las, osły z flaszą na mirrę, posłuszne w rzemieniach - upał pustyń, lęk psalmów i proroków wargi śpiących z twarzą surową u wezgłowia Arki. - Ziemio Święta, co w moim atlasie budzisz się i drżysz zapachem Tyberiady, kaktusowych lądów - z Górą Czarcią sterczącą nad kamienny głaz, z Betlejem nie zdziwionym wielbłądów najazdem. Płyną Twoje tęsknoty wąwozem wspomnienia - Miłość, chleb, wino w stągwiach - to śmiesznie za mało. Jest Bóg jeden na niebie, a wszystko się zmienia - Z Sodomy i Gomory orszaków weselnych - popiół i kość bogaczów przy uchu igielnym. 1949, 1959 * * * We mszy świętej przed ołtarzem przyklęknąć brać komunię ustami drżącymi - lecz czy zawsze potem potrzeba wóz ciernisty toczyć po ziemi - drzwi przed samym nosem zatrzasną. Jakże często w Betlejem ciemne - za królami w węzełku niosę apostolskie trudy daremne - Betlejemski tak spokój i drzewa - na osiołku - kruszyna nieba i pastuszek mówiący po polsku - proszę księdza - przecież tak trzeba. [ok. 1950] O uczynkach miłosiernych wobec ludzi szczęśliwych Uśmiechu, jak szybko gaśniesz, radości, jakże uciekasz, wciąż szatan z aniołem gra w kości o biedne serce człowieka. Wakacje przelecą kłusem, migiem przeminą kasztany i krwawy zachód na niebie jak adoracja rany. Śniegu, czemu topniejesz z gwiazdozbiorami srebrnymi, zawiedziesz nas, sen rozwiejesz o białym poczęciu ziemi. Dziewczyno, jakże krótko, przed smutkiem jak niepogodą, zasłaniasz chłopca drogiego swą duszą czystą i młodą. I z miłosiernych uczynków najbardziej ten miłosierny, co szczęśliwemu pomoże być szczęściu swojemu wiernym. Podtrzymać uśmiech i radość. To, co tak kruche, łamliwe - nad ludzkim przelotnym szczęściem wznieść dłonie miłościwe. [ok. 1950] O Nieuchronny! Gorejącego krzewu ogrom w rozzutych butach ognia brzask Nieogarnięty - poznam, poznam w kruchcie na klęczkach Twoją twarz. Powiędną usta, ścichnie krew chorągwie porwiesz w strzępy snu - i powiesz - dosyć - minął czas jak wypędzony w potop kruk. Wołu umniejszysz kryjąc w mrok - zapalisz w oczach strasznym źdźbłem - O Nieuchronny - wiem, ja wiem, że idziesz ku mnie nagląc krok. 1950 O wspomnieniach szkolnego mundurka Co tam było, co się z tobą dzieje - moja dawna poburzona szkoło - w dawnych chłopców pogasłe nadzieje klamką stukasz dawno uciszoną. Popaliły się okna i mapy z Ziemią Świętą gdzie się Saul błąkał - rzuć mi na twarz jak garść chłodnej ziemi z klasy ósmej dźwięk zmarłego dzwonka. Jaka, myślisz, jest pamięć twych uczniów - młodość krótka, głębokie groby - założyłem po tobie w brewiarzu w Completorium wstążeczkę żałoby. 1950 Suplikacje Boże, po stokroć święty, mocny i uśmiechnięty - Iżeś stworzył papugę, zaskrońca, zebrę pręgowaną - kazałeś żyć wiewiórce i hipopotamom - teologów łaskoczesz chrabąszcza wąsami - dzisiaj, gdy mi tak smutno i duszno, i ciemno - uśmiechnij się nade mną 1950, 1982 Kochanowskiego przekład psalmów Powróć mi, Panie, z dawnych lat herbaty gorzkiej łyk w manierce i umarłego ojca list, sweter od siostry, matki serce Kochanowskiego przekład psalmów spalony z Wilczą w czas powstania i wszystko, czego życzę innym - a sam niestety nie dostanę I spowiedź świętą z dawnych burz, gdy łzy ważyła ręka Zbawcy - i jeszcze jeden jakiś dzień z dzieciństwa mego na ślizgawce Ten śnieg, co mi na oczy spadł, i to, com szeptał bezrozumny - a potem jak najcięższy mszał postaw z kielichem mi na trumnie 1950, 1996 Do Jezusa z warszawskiej katedry Jezu z warszawskiej katedry, Jezu czarny i srebrny - cierpiący - rzuć na ręce niemego smutku więcej Jeszcze jedno cierpienie, jeszcze jedno rozstanie - lampę jasną na stole, jak najmniejsze mieszkanie Bardziej gorzką niewdzięczność - pożegnania, powroty - okno takie, by księżyc dowiązywał się złoty Jeśli las - to szumiący, jeśli rzeki - urwiste a serce na złość ludziom i naiwne, i czyste 1950, 1986 Mesjasz Pokąd mnie gonisz, płoszysz sny - wspomnieniem dręczysz, Niepojęty - nie wzejdzie siew, więc nie patrz w twarz jak wóz ognisty z nieba zdjęty. Dalekie lato. Chłód we drzwiach hizopem spływa. Nie patrz smutnie - bo może łotra dobra łza - ożyje na śmiertelnym płótnie. 1950, 1959 Do chorego w szpitalu Piszę do ciebie list w ten wieczór ciemniuteńki - gdy schodzą się w mój kościół postacie z Pańskiej Męki. Cyrenejczyk - olbrzym pogodny śpieszący ku pomocy - Weronika unosząca z chustą z łez otarte szafirowe oczy. Cała w płaszczu, przez który słońce zachodzące jak rana świeci - Magdalena z wstążką w warkoczu zapłakana o godzinie trzeciej. Żołnierz z gąbką zanurzoną w occie ku ochłodzie ust gorączką niemych - i niewiasty z maleńkich uliczek przynoszące mdlejącym śpiewy. To co czyste, szlachetne i wzniosłe ustrzeżone w najdroższym wspomnieniu - to co wyszło i nam wszystkim naprzeciw naszym smutkom, naszym cierpieniom. 1950 Do sentymentalnego młodzieńca Trud ciężki, żmudna praca niedospaną nocą nad książką gdzie się lampa jak owad trzepoce. Cierpienie co po czole bruzdy rylcem znaczy - cierpliwość co liść morwy w jedwab przeinacza. Dokładność w mapach wodzów, by z dalekich bitew wrócili wszyscy chłopcy pod namioty ciche. Lecz to, co mija z uniesienia chwilką - to, mój najdroższy - chyba... miłość tylko. 1950 * * * W miasteczku, w którym ludzie wymieniają uśmiechy - gdzie nie ma nic niezwykłego, w pokoiku, o który kasztan się roztrąca, gdzie żyjesz poza sobą Mówiąc "Aniele Stróżu" - rozmyślasz co rano, że święty drepce tam, gdzie fruwa anioł Nikt twych trudów nie liczy, a jeśli ocenia - to słusznie, że ci przyjdzie umrzeć z przemęczenia Złóż swój żal do pamiątek - i pomódl się ze mną - o tę świętość - najprostszą, jak wróbel powszednią 1950, 1986 Opuszczającym świat Nie przeminie wszystko, nie przeminie - kwiaty nie pogasną, choćby przyszło ręce nam złożyć i po prostu na zawsze zasnąć. Pamięć czystej przyjaźni zostanie, smutna cisza świętojańskich ulic - po odlocie będziemy ziemię z utęsknieniem do ust jeszcze tulić. Nasze biedne, ludzkie zmęczenie, serc otwartych mądrą życzliwość - po odlocie będzie się jeszcze coś ziemskiego po niebie śniło. Żywy ogień w dymiącym kominku, gdy herbatę w czajniku naparza - i sukienki od pierwszej Komunii, tak w nich było siostrom do twarzy. Tramwajowe przystanki i deszcze, i upały jak ogon pawi - zwykła rzodkiew, którą koń gryzie, telefony, budki z lodami. 1950, 1959 Z brewiarzem w ręku. 1. Skąd jesteś? Z Ziemi Świętej, z tęsknoty gorącej znam proroctwa mesjańskie i księgi Kabały - a kasztany za oknem, storczyki tlejące - to tylko garść jałmużny ojczyzny Przybranej Figa cień mi przerzuca przez brewiarz jak potok, budzi mnie płaci Kaina i oddech Cedronu - a księżyc podwarszawski - tragiczny powstaniec, przybłęda z moich pustyń - gość w przybranym domu Skąd jesteś? Z Ziemi Świętej, gdzie jagody winne, psalmy, jadło, napoje... i milczenie inne A to gwiazdy siostrzyce znad jodeł Libanu na postrach kurów nocnych. W mym przybranym kraju ogromne jest nieszczęście. Służące ciekawie spragnionemu pomiaru niezgłębionej sprawy 1951, 1986 Z brewiarzem w ręku. 2. Obłoki z wełny tkane i córy Lotowe zstępujące w mrok grzechu jak wargi pąsowe, potop huczący falą i proroków żale - padające jak widmo w uszy Jeruzalem. Saulowy miecz w górach i Rut złote rżysko, i Mojżesz pływający w trzcinowej kołysce - Dawida pieśni, Rachab sprośnej burze - wszystko to co mi Boga odsłania jak różę. 1951 Dolina Jozafata Dolino Jozafata, ku przedmieściu Ofel hizopem ciemnym spływasz i trwożysz bóżnice - wraził się w ciebie księżyc niby srebrny oścień i przebiera w umarłych - jak w ziarnach gorczycy. Rozrzuca sykle lśniące i poświatą kusi przyjaciel głodnych smoków i pustynnych strusi. Na czaszki zasypane, na dzbany skruszone spada wiatr, piasek Syrii, puszczyki pluszowe. Pójdziemy tam po zgonie miłości i sławy - słyszysz, jak drwią turkawki znad Morza Martwego i skorpion z terebintu pochowany w trawie, i oczy turkusowe konika polnego. 1951, 1997 (z cyklu: Nad starą Biblią) Potop Czy woda jeszcze rwie korabiem jak burza ciemna i głęboka - a On porywa w otchłań kruka - nim łuk położy na obłokach? To tylko siepie deszcz za oknem i ślady walk jak kły na dworze... A On czy jeszcze rozgniewany na mnie i ciebie, Boże, Boże? Niech nas wybawi, niech ocali - topieli srebrnej arkę wydrze - z Lwem, z wilkiem burym, z bydląt chmarą, z gołąbkiem śpiącym gdzieś na cytrze. 1951, 1986 (z cyklu: Nad starą Biblią) Morze Martwe Spoza garbów wielbłądów surowych wołam. Morze Martwe, straszliwe - kłębią się w tobie larwy nieżywe, tańce Sodomy, Gomory. Na sromotną przyszły zabawę - widma chłopców nocą nieśmiałe w pożar, co sroży pióra krwawe. Przestali grzeszyć. Przy łożu stoi pogorzelec z piołunem słów - co zwęglił swój dziób i skrzydła, miasto, róże i sykomory - ktoś z Sodomy jeden, z Gomory... 1951 (z cyklu: Nad starą Biblią) Wieża Babel Kędyż twoje ruiny, kolebki i trumny - nieszczęsna wieżo Babel, coś rosła tak dumnie. Gdzie leżą twe sklepienia, wniebowzięte krokwie, balkon, co kosztował srebra tysiąc stągwi, okno, przez które wpadał po wstędze wieczoru miesiąc jak białe widmo z jaskini Endoru... Skąd z wyższych pięter nikły oliwkowe lądy, niewiasty senearskie, włochate wielbłądy, gdzie mistrze z Babilonu nanieśli na ściany sydońskie karmazyny pięknie farbowane. Runęłaś wznak, gdy głazy twe rozchwiała trwoga że bodąc Niebo szczytem napotkałaś Boga. 1951 (z cyklu: Nad starą Biblią) Tren Ziemio Święta z uczniowskiego atlasu, z Biblii starej nagimi górami - coś się stało od jakiegoś czasu ze mną samym; z ludzkimi sercami Zapomniano o Bogu jedynym Gorejącym krzewie, Stróżu naszym Patrzaj. Ludzie teraz nieszczęśliwi, niepojęci jak kruk przy Eliaszu Kwiat libański na skroni uwiędnie - Źle nam wróżą judaszowe drzewa - Przyjaciółko, co nas spotka, co będzie na pustyni, kędy Boga nie ma? Synogarlic przycicha wołanie, syjońskie drogi świerszczami łkają - Przyjaciółko, Co się z nami stanie między ludźmi, którzy Boga nie znają? 1951, 1986 (z cyklu: Nad starą Biblią) Ewa Pną się cedry ku ptakom. O Liban dźwięczy potok lepszy od pocieszeń - po warkoczach czarnych wiatr przepływa w jej bolesną, wygnańczą jesień. Patrz, zwierzęta płoszą się przy skałach zdumione twoim płaczem tu. Nie płacz, burze śpiewają chorały do pierwszego poza rajem snu. Dzień przekwita jabłonią. O ręce blask się potknął jak ułudy ślad. Matko! Twoje oczy dziewczęce wypatrują mnie z zamierzchu lat. 1951, 1959 (z cyklu: Nad starą Biblią) Pieśni z domu niewoli Deszcz ognisty nas wyrwał z wąwozów Jordanu, z plantacji róż zbyt wonnych, z upojeń balsamu - gdzie za lampą oliwną panny kryją w domach krwawy odblask mandragor, kolendru aromat, gdzie pasterzom na polach nocą chłodną śni się - ogromne lwie łożysko, Bóg i góry rysie. Gdzie tamaryszek rzewny, oliwka dojrzała i dolina Refaim w ostrowów pościeli unosząca na wieczność popioły Racheli. Może teraz na Kanę spadły anemony, a drużba niesie młodym w ręku liść palmowy. Może wyschła na orzech - pusta i brązowa z mgłą upiętą w kokardy - droga Tobiaszowa. A pustelnik z szarańczą trwoży się co rano, że święty musi dreptać tam, gdzie fruwa anioł. 1951, 1997 (z cyklu: Nad starą Biblią) Jeremiada Płacze prorok nad Tyrem, że czasu nie stanie matkom do lat dorosłych wychować panien, bowiem groza już we drzwiach. Na miejskie uśpienie spadną kopyta koni jak twarde kamienie i w popiół się rozsypie ulic wschodnich bajka, cytry, lutnie, wiole, bęben i piszczałka, jak ziarno szczerozłote na rozwianych szalach Wyjdą śmiałe okręty, drżą grzbiety zjeżone, uzdy pianą rozkwitłe, grzywy uskrzydlone, wiatr rzuca ponad wojsko szaleńcze, uparte, szczepy malogranatów z cyprysem i nardem, a żołnierz konający do drugiego rzecze: lepiej wpaść w ręce pańskie niż w szpony człowiecze Błądzę po Starym Mieście, jakże mnie rozrzewniasz, proroku mej Warszawy. Jeremiasz... Jeremiasz... 1951, 1986 (z cyklu: Nad starą Biblią) Jahwe Wszystko się zmienia - i sława Goliatowa, i ściana kryształu, obraz łani biegnącej wzdłuż nurtu strumienia, źrenice, wiosny pełne, ponad szkolną ławą. Nie dźwięczy pieśń sydońska w szałasach z bukszpanu, zmarły skalne kozice i chmurne sokoły, i Abiszag Dawida uśmiechem kusząca przeminęła jak dziewczę z wianuszkiem w krąg głowy. Skruszały dawne kotły, cymbały, piszczałki i słupce lichtarzowe, pióra, czasze, gałki, drzewo Setim kwitnące rozpalonym latem, oliwa uchowana na przyprawę świateł. Jeszcze wonne olejki roztrwaniane rano, spikanard, szafran, kasja i cynamon, wojska uszykowane, jabłka granatowe, łoża słane miłością, zakony surowe. Dzień nam z ramion opada niby płaszcz pasterski, by toń czarną odsłonić, co serca ukrywa - Jeden Bóg trwa nad nami, pod Nim wszystko mija - jak noc w górskim schronisku i młodość szczęśliwa. 1951, 1997 (z cyklu: Nad starą Biblią) Posąg Dawida Takim go w spiżu kuj z odwianym skrzydłem czarnej brody - z lutnią co łka jak perła nad przepaścią wody. Choć uschła trawa, opadł kwiat na zegar Achazowy - nic mu nie ujmuj z jego lat, z płomienia jego głowy. Ani piorunów jego brwi, co srożą go jak duchy - choć pod stopami srebro drży zmienione w żużel głuchy. Bo pieśniarz Boga trwa jak groza pustyń w lwach - Spokojny, triumfalny, ze zbroją skuty w psalmy. 1951 (z cyklu: Nad starą Biblią) Rozmowy z Nikodemem Wiele to nocy gorzkich jak dno Tyberiady, woniejących sitowiem, sandałowym drzewem - otulało was ciszą - przy tajnych rozmowach ciszą przed burzą, smutny Nikodemie Ileż iskier od słońca. Starcze ukochany, zadumany nad sławą Starego Zakonu - a przecież wiem na pewno, że zmieniło ciebie już pierwsze usłyszane Chrystusowe słowo To miasteczko wezbrane jak morze od trwogi, plusk gałęzi co budzi spoza świata lecąc, wie coś o tym. A ileż to liści opadło tak jak jesień czerwonych w rozmowy nad świecą 1951, 1986 Do moich uczniów Uczniowie moi, uczennice drogie ze szkół dla umysłowo niedorozwiniętych, Jurku z buzią otwartą, dorosły głuptasie - gdzie się teraz podziewasz, w jakim obcym tłumie - czy ci znów dokuczają, na pauzie i w klasie - Janko Kąsiarska z rączkami sztywnymi, z nosem, co się tak uparł, że pozostał krótki - za oknem wiatr czerwcowy z pannami ładnymi Pamiętasz tamtą lekcję, gdym o niebie mówił, te łzy, co w okularach na religii stają - właśnie o robotnikach myślałem z winnicy, co wołali na dworze: Nikt nas nie chciał nająć Janku bez nogi prawej, z duszą pod rzęsami - garbusku i jąkało - osowiały, niemy - Zosiu, coś wcześnie zmarła, aby nóżki krzywe szybko okryć żałobnym cieniem chryzantemy Wiecznie płaczący Wojtku i ty, coś po sznurze drapał się, by mi ukraść parasol, łobuzie, Pawełku z wodą w głowie, stary niewdzięczniku, coś mi żabę położył na szkolnym dzienniku Czekam na was, najdrożsi, z każdą pierwszą gwiazdką - z niebem betlejemskim, co w pudełkach świeci - z barankiem wielkanocnym - bez was świeczki gasną - i nie ma żyć dla kogo. Ten od głupich dzieci 1951, 1986 Prośba o dary Proszę o dar łez i śmiechu, Ciebie, co czarną mrówkę na czarnych kamieniach widzisz z nieba nocą czarniejszą od grzechu. A na ostatek - o dar zapomnienia - o grób w wiejskiej parafii - mijany w pośpiechu. 1951, 1998 Do kaznodziei Na rekolekcjach nie strasz śmiercią - bo po co Za oknami bór pachnie żywicą, pszczoły z pasiek się złocą, w abecadłach dzieci oczy mrużą Nie dręcz babek, dziadków czcigodnych, oblubienic w kapeluszach modnych rozmodlonych przed poślubną podróżą Mów o częstej komunii z Chrystusem - złotych sercach bijących w ukryciu, z katechizmu o cnotach najprościej, i że grzechy przeciwko nadziei są tak ciężkie jak przeciw miłości Nie o śmierci mów z ambony - o życiu - O żonie szukającej z lampą w ręku igły zagubionej w ciemny wieczór, żeby mąż nie miał skarpet podartych - wczesnej wiosny na piętach nie czuł Jak najwięcej o dobrych uczynkach, o gościnnych domach, poświęceniu, o Jezusie na naszych ołtarzach tak samotnym w każdym Podniesieniu I błogosław kaznodziejską dłonią babciom, starcom, młodzieńcom i pannom - wszystkim dzieciom, co się w berka gonią, zimą tęskniąc za łyżwami i sanną 1951, 1986 Uświęcenie Modrzew cienie przewleka igłami jasnymi, jodła szyszki podnosi, radują się graby, zimorodka przebudził śpiącego z ważkami trzmiel, co niby niedźwiadek spadł między owady. O rosy aksamitne, topolami drżące - wietrzyku, co mi mówisz przez puch osinowy, obok ciepłej żywicy, dwa jeże kłujące ze szczęścia się zwierzają pod liściem bukowym. Noc przyjdzie ze słowikiem i świt z cietrzewiami nad zajączkiem zabawnym z oczami dobrymi... Przestałem mówić brewiarz. I myślę ze łzami o tych, co się uświęcą dotykając ziemi. [ok. 1952], 1980 * * * Przyszli szukać Serca Bożego, Serca z wszystkich naszych pierwszych piątków, jak w obrazach włócznią przebitego, ze skrą bólu i cierni pamiątką. Weszli w kościół, a tu nagle kolędy - miękki żłóbek z siankową poduszką - nie ma cierni ni blasku krwawego, ale bije Jezusowe serduszko. Nie ma cierpień. Żadnej nie ma rany, zamiast burzy na morzu - kąpiółka - kołysane w ciepłej koszulinie śmiesznym uchem pstrokatego osiołka. [ok. 1952], 1980 Modlitwa spowiednika Aniele Boży, Stróżu mój, spowiednik ze mnie lichy, więc gdy spowiadam, wspomóż mnie, jak na obrazkach cichy. Jeśli przypadkiem która z dusz przy stule mej uklęknie - anielskie swoje ręce złóż, modląc się przy nas pięknie. I uproś, bym jej w końcu dał to, co najbardziej drogie - tak odszedł, aby mogła być sam na sam z Panem Bogiem. [ok. 1952], 1980 Pożegnanie wiejskiej parafii Pożegnać wikariatkę na niewielkim piętrze zabrać Biblię w tłumoczek kazania gorętsze a sad sobie zostanie z gęsiami i płotem strasząc konie proboszcza kasztanów bełkotem Niechaj memu następcy kwiatem w brewiarz spada wart bo lepszy ode mnie i mądrzej spowiada Jeszcze skryję się w kościół. Nie chciej tu mnie widzieć bo ksiądz płacząc sam siebie jak grzechu się wstydzi Tylko spojrzeć. Ten święty z pospolitą głową jakieś śmieszne serduszko z wstążeczką różową spośród wotów świecące jak żuczek z ukrycia w czas co na usługach i śmierci i życia Pora odejść. Nie płoszyć myszy i pacierzy patronów dobrej sławy złej sowy na wieży Pora odejść żal tając jak iskry niezgasłe że mnie ze wsi zabrali by pokrzywdzić miastem Tak smutno psy porzucać. Tak zapomnieć trudno wodę w stawie mierzoną złocistą sekundą las z dzięciołem kukułkę uczącą w gęstwinie jak śmiesznie jest powtarzać tylko własne imię przybłędę co na rzece wywrócił się z łódką i spoczywa pod krzyżem krzywym z niezabudką Żal szkoły dzieci w ławkach woźnej z pękiem kluczy chociaż lepiej że przyjdzie tu ktoś inny po mnie stopnie gorsze postawi lecz czegoś nauczy Żal kulawych i głuchych chorego w szpitalu bardzo dawnej paniusi w przedpowstańczym szalu przygotowań do wilii smutnej oczywiście gdy opłatek od matki drży na poczcie w liście Jeszcze tu kiedyś wrócę. Nocą po kryjomu wiersz o świętej Teresce dokończyć w tym domu Po cmentarzu pobłądzę. Ty dłońmi dobrymi przebacz wszystko. Pochowaj między najgorszymi 1952, 1986 Spowiedź Wstyd mi, Boże, ogromnie, że jak grzesznik piszę, że z czasem zapomniałem Tomasza z Akwinu, że gdy w maju litania - słowika wciąż słyszę, a jadąc do chorego - sławię dzikie wino, obłoki, karpie w stawie, zimą - kiepskie sanie, kominek, co mi do snu po łacinie gada - I nagle myśl natrętna, straszna jak powstanie - Z uczynków? To zbyt mało. Z ran mnie wyspowiadaj 1952, 1986 Modlitwa do świętego Jana od Krzyża Święty Janie od Krzyża, kiedy pełnia lata i derkacz się odezwał, głuchy odgłos łąki, owieczka z dzwonkiem beczy, przepiórka szeleści, rzuć mi malwę i nazwij Janem od Biedronki [ok. 1956], 1986 * * * Pamięci Profesor Marii Dłuskiej Święty Franciszku z Asyżu nie umiem Cię naśladować - nie mam za grosik świętości nad Biblią boli mnie głowa Ryby nie wyszły mnie słuchać - nie umiem rozmawiać z ptakiem - pokąsał mnie pies proboszcza i serce mam byle jakie Piękne są góry i lasy i róże zawsze ciekawe lecz z wszystkich cudów natury jedynie poważam trawę Bo ona deptana niziutka bez żadnych owoców, bez kłosa trawo - siostrzyczko moja karmelitanko bosa [ok. 1956], 1980, 1993 Komańcza Kocham deszcz, który pada czasami w Komańczy, nawet taki szorstki i chłodny, gwiazdkę śniegu, co nieraz Mu w oknach zatańczy, żeby był tak jak zawsze pogodny Prostą lampę na stole. Wszystkie Jego książki, brewiarz, zegar, wieczorną ciszę - nawet taki najmniejszy z Matką Boską obrazek, który komuś z wygnania podpisze Krzyże żadne nie krwawią, gdy jest świętość i spokój, gdy z wygnańcem po cichu drży Polska - wszystko proste jak wiersze - brewiarz, lampa i pokój, drzew warszawskich na niebie gałązka [ok. 1956], 1986, 1993 O szukaniu Matki Bożej Znam na pamięć jasnogórskie rysy, ostrobramskie, wileńskie srebro - wiem po ciemku, gdzie twarz Twoja i koral, gdzie Twa rana, Dzieciątko i berło ręką farby sukni odgadnę - złote ramy, lipowe drewno - lecz dopiero gdzieś za swym obrazem żywa jesteś i milczysz ze mną 1957, 1990 * * * Tylko mali grzesznicy spowiadają się długo w niepokoju gorących warg - potem niebo ich goni spadających gwiazd smugą, jak pożary Joannę d'Arc Ale wielcy grzesznicy na błysk mały przyklękną i wypłaczą się jednym tchem - potem noc mają cichą i jak dobry łotr świętą - byłem z nimi, klękałem, wiem 1957, 1986 Naucz się dziwić Naucz się dziwić w kościele, że Hostia Najświętsza tak mała, że w dłonie by ją schowała najniższa dziewczynka w bieli, a rzesza przed nią upada, rozpłacze się, spowiada - że chłopcy z językami czarnymi od jagód - na złość babciom wlatują półnago - w kościoła drzwiach uchylonych milkną jak gawrony, bo ich kościół zadziwia powagą I pomyśl - jakie to dziwne, że Bóg miał lata dziecinne, matkę, osiołka, Betlejem Tyle tajemnic, dogmatów, Judaszów, męczennic, kwiatów i nowe wciąż nawrócenia Że można nie mówiąc pacierzy po prostu w Niego uwierzyć z tego wielkiego zdziwienia 1957, 1986 Do siostry zakonnej Choć nie ma gwiazdy nad twoją głową z Betlejem - Niewidocznego w chlebie i cierniach przyzywasz śpiewem Choć własnej duszy nawet nie widzisz oczyma - w obrazach tylko Matka Najświętsza Dzieciątko trzyma Swój dawny uśmiech dziecięcej twarzy ukaż nade mną - choć tak się nagle z Bogiem ukryłaś w ogromną ciemność 1957, 1986 Taca Lubię chodzić w kościele z dużą tacą słuchać jak dziwnie pieniądz o dno głucho stuka gdy ktoś od nawy głównej przepychać się zacznie babcia szpilą ukole penitent ofuka Gdy ktoś pobożny cicho posądzi o chciwość a pani z parasolem obmówi że żebrzę nareszcie mogę widzieć swą twarz nieszczęśliwą odbitą z kolorami na wesołym srebrze A czasem marzę sobie: z tego wzrosną wieże kaplica którą piękniej przebudować trzeba a ludzie sądzą dalej że proboszcz z wikarym za chodzenie z tacami nie pójdą do nieba 1957, 1980 O lasach Poszedłem w lasy ogromne szukać buków czerwieni jeżyn dojrzałych dzięciołów małych rogów jelenich jagód prawdziwych wilg piskląt żywych mrowiska i w oczy sarny - brązowej panny popatrzeć z bliska - szyszek strąconych - tajemnic sowich zająca i strach mnie porwał na myśl o Bogu - bez końca 1957, 1986 O ludzkim sercu pod wielkim baldachimem Cóż że albą przy ołtarzach jaśnieję drży ornatów grubo tkanych złoto Msza się kończy w zakrystii na klęczkach będę szary maleńki potem Cóż że wielki mi niosą baldachim w dzwony hucząc w procesjach nad głową To dla Boga. Sam na sam zostanę z swoim ludzkim sercem na nowo 1957, 1980 Modlitwa Każda myśl jasna, która sfruwa z głowy, czysta jak święty Józef w najbliższym kościele, biegnie w świat jak najbielszy gołąbek pocztowy jak anioł, co mi oddech położył na ciele. O Jezu, daj mi we mszy głowę taką jasną, bym ogarnął nią duszę grzesznika nieznaną, niech mnie nigdy nie dojrzy, lecz idąc, zobaczy małą świętą Agnieszkę płaczącą pod bramą. 1957 Świty - Siostrze Katarzynie Świt jak złota pszczoła spadł mi w brewiarz i odkrył w Dawidowych jutrzniach litery niby nóżki czarnego sokoła Ile razy wstawałem o tej właśnie porze i szedłem na Mszę świętą, niby w źródło wierne Lampka wieczna jak listek krwawiący kościoła - A nade mną na wieży, jak na siódmym piętrze, stał szczygieł, co się ubrał w czerwień kardynała i aniołom swój ogon na pióra rozdawał, zostawiając na czubku dla siebie największe Niżej ludzie godzinki poranne śpiewali - dzień już błyskał jak okręt wojenny ze stali I myślałem, co rano, do maryjnych pieśni dorzucić kilka własnych, jak garstkę czereśni Przecież Ona to sprawia, że po nocnej burzy zobaczę nieraz Wenus niby globus z róży, że mam czasem łzę wielką, jak Chopina, w oku. Nos cały - choć koziołka fiknąłem z obłoków 1957, 1986 Zdjęcie z krzyża Rozmaite zdjęcia z krzyża bywają, na przykład: zdjęcie z krzyża samotności Ktoś cię nagle odnajdzie, ugości, mówi na ty, jak w Kanie zatańczy, doda miodu, ujmie szarańczy Albo: zdjęcie z krzyża choroby Wstajesz z łoża jak Dawid młody - I już jesteś do procy gotowy, gotów guza nabić Goliatowi Ale są takie krzyże ogromne, gdy kochając - za innych się kona - To z nich spada się, jak grona wyborne - w Matki Bożej otwarte ramiona 1957, 1986 O łasce Bożej w brzydkim kościele Kościół ten był tak brzydki, że nie powiem który, brzydota wprost się lała z każdej większej dziury Dobry święty Antoni miał twarz wykrzywioną, inny święty był lepszy, lecz przed wojną spłonął Została po nim broda na pace przy murze, wota i dwie donice na fikusy duże Barankowi z chorągwi popruły się żebra, a za oknem drżał deszczyk z jaskółek i srebra, o cały cmentarz dalej, gdzie już las wysoki kolory czarnych jagód składał na obłoki W samym rogu świątyni baldachim jak szczudło łowił mole we frędzle, tuż - ambony pudło I nagle cud się zdarzył, że w to straszne wnętrze - szły na mnie jakieś dłonie od winnic gorętsze - i uniosły mą duszę nad rude aniołki pod Matki Bożej oczu szafirowe pąki wtedy sercem ukląkłem. I płakałem wiele 1957, 1996 O płaszczu Matki Boskiej Płaszcz Matki Najświętszej gdzieś się przy nas kryje nikt nie zna jego kroju ani jego barwy święta Anna go jeszcze twardą igłą szyje - z kołnierzykiem, którego tanki nie podarły. Może jest na Syberii, może przy nas leży, czeka nas jak wakacje, jak kąpiel czerwcowa. I zawsze ten, co stale mówi, że nie wierzy, po cichu go odnajdzie i swe łzy w nim schowa. 1957, 1995 Rekolekcje Przynoszę, Matko, na Jasną Górę kapłaństwo moje Stanąłem w samym kącie kaplicy boję się podejść Nie w łożach ojców z twarzą na wale klasztornym spałem Księżyc jak czapla wciąż chodził po mnie srebrnym hejnałem Biję się w piersi jak tłukły kule za Kordeckiego Weź me kapłaństwo na ręce teraz jak Syna swego Niechaj zaświeci święte i czyste w kaplicy a mnie niech zdepcą butami w drodze pątnicy 1957, 1980 * * * Żeby móc tak nareszcie uproście, jedną miłość wybrać z wielu miłości, jedną przyjaźń najbardziej prawdziwą, z zim na łyżwach - tę jedną szczęśliwą, z psów kudłatych - najwierniejsze psisko, z prac doktorskich - jasną nade wszystko To bliziutko już od tej prostoty do jedynej za Bogiem tęsknoty 1957, 1986 O głupim sercu Tylu aniołów odeszło, tyle umarło gołębi, lecz moje serce uparte... Ni to ze złota, ni z brązu, nie płonie krwawym językiem, pragnęło lec na ołtarzu, lecz ktoś je strącił patykiem. Upokorzone, wstydliwe, nie można spojrzeć mu w oczy jak głupi Jasio szczęśliwe pod Jasną Górę się toczy. 1957, 1959 Rozmowa z Karmelem Oto jestem. Chciałbym z siostrą pomówić, ja - ksiądz byle jaki - Proszę czekać. Już idzie z ogrodu, chociaż nie chcą jej puścić ptaki Chyba ona. Nie widzę jej twarzy, czy się modli, czy się uśmiecha za zjeżoną Karmelu kratą, jak za łupiną orzecha - U nas wszystko tutaj dla Boga Nawet fartuch ogrodniczki niebieski, nawet trepki z jednym rzemykiem, jakby zdjęte ze świętej Tereski Czasem śnieg mamy mokry we włosach, za oknami - zmarznięty sad Karmelitanko bosa, szedłem tu tyle lat 1957, 1986 Proszę ciebie o ufność Nie pragnę twej miłości - nie szukam przyjaźni - to właśnie jest nie dla mnie i wcale nie wzrusza Po prostu proszę ciebie o trochę ufności, by oprzeć się na biednej mej kapłańskiej duszy Nic więcej. Jej zaufać, nawet zamknąć oczy i jak po Ziemi Świętej do Betlejem płynąć I wszystko to, co boli, w Boga przeistoczyć jak w Ofierze na co dzień - zwykły chleb i wino 1957, 1986 Zbawia przez... Chrystus przez wierzących jeszcze nie poznany zbawia znów przez robotników dźwigających ciężkie kosze przez odmrożone nogi przez bóle głowy przez okropne mieszkania przez nowenny nie wysłuchane przez korkiem wykładaną ścianę co wariatom zdrowie ochrania przez zająca nękanego ołowiem który stanął ze strachu na głowie przez śmieszne życie złamane przez chorób niewyleczenie choć tyle włożyłeś trudu przez niespełnienie cudu choć jak Matka prosiłeś w Kanie przez heretyków bezradne szukanie przez dziobatą twarz nieforemną przez płacz dziecka zgubionego w pociągu co upadło nosem w ciemną noc przez twoje własne cierpienie to ostatnie co tak bolało przez twoją krew i ciało przedłuża się ramię krzyża wyszła msza - Jezu przez pogan wyglądany przez wierzących jeszcze nie znany 1958, 1986 Gorętsza od spojrzenia Żeby nie być taką czcigodną osobą której podają parasol którą do Rzymu wysyłają w telewizji jak srebrnym nieboszczykiem kręcą wieszają przy gwiazdach filmowych Ale być chlebem który krają żywicą którą z sosny na kadzidło skrobią czymś z czego robią radio żeby choremu przy termometrze śpiewało zegarem który w samolocie jak obrazek ze świętym Krzysztofem leci żółtym dla dzieci balonem - a zawsze hostią małą gorętszą od spojrzenia co się zmienia w ofierze 1958, 1986 Na słomce Przygasnę przy ołtarzu iskierka po iskierce zostaną tylko buty jak przydeptane serce Lampka wieczna jak lizak czerwony - lub policzek żołnierza, który gra na trąbce Msza się dzieje. Matka Boska mnie trzyma jak niezdarną bańkę na słomce 1958, 1986 * * * Wszyscy łakną rozmnożenia chleba, paralityk cały w Lourdes się kąpie, nawet biskup chce się dostać do nieba, tak bez grzechu, wygodnie, porządnie. A ja spadam stale z pieca na łeb, jak słój z dżemem pękam na schodach. 1958, 1959 W labiryncie Gdzie się teraz spotkają na przystanku w zielonych płomykach drzew gdzie tramwaje patrzą w nocy jak sowy na dworcu gdzie pociągów deszcz stuka o perony w kościele gdzie zbyt długie kazanie oczy zakleja przy skrzynkach pocztowych w sieni przy karpiach w blaszanej wanience przy nekrologu na murze przy pikowanych kołdrach na wystawie na odpuście przy szarlatanie w każdym labiryncie gdy Bernadetta ze swoją świecą się zjawi 1958, 1986 Tam gdzie procesja Tam gdzie procesja przeszła po kościele szukałem przydeptanej śnieżnej rzeżuchy i żółtej ognichy wywietrzałego wrotyczu i rumianku mikołajka jak ametystu omdlałego kadzidła sutanny zamiatającej jak miotła ceremoniarza kiwającego palcem w bucie dotkliwości przedmiotów które stały się wspomnieniem widzialnego świata przechodzącego już w podczerwienie i pozafiolety w ciepło i zimno I odnalazłem Tłumaczyłeś że nie chcesz złotego baldachimu tylko bandaża z grubego płótna 1959, 1970 Bez przymiotników Boga chyba nie należy nazywać po imieniu układać litanii nazw - Bóg jest właśnie nie nazwany bez przymiotników jest w sercu co się rozstukało w ciepłej jesieni w zapomnieniu tego co bolało w rozgrzeszeniu w rozłamanej kromce chleba na ołtarzu wtedy gdy narzekałeś nad podrapanym w dzieciństwie kolanem po kazaniu gdy wyszedłeś na łąkę a pasikonik urządził ci cyrk na nosie w barze mlecznym przy talerzu ze szparagami lepszym obiedzie biedaka w ogóle wszędzie literą nie objęta, słowem daleka - Osoba i święta Magdalena z włosami jak ogień święta Marta z koszem pełnym aniołów Tereska z różami jak z zapałkami w fartuchu Sebastian z kolorową strzałą w krtani w wierszach religijnych mogą być nie wspomniani nie nazwani nie złoceni - a czasem po prostu garstka cierni szept dłoni buty matczyne zdarte aż do krwi więcej powiedzą o Nim 1959, 1997 O wróblu Nie umiem o kościele pisać o namiotach modlitwy znad mszy i ołtarzy o zegarze co nas toczy - o świętym przystrzyżonym jak trawa o oknach które rzucają do wnętrza motyle jak małe kolorowe okręty o ćmach co smolą świece jak czarne oddechy o oku Opatrzności które widzi orzechy trudne do zgryzienia o włosach Matki Bożej całych z ciepłego wiatru o tych co nawet żałują zanim zgrzeszą lecz o kimś skrytym w cieniu co nagle od łez lekki gorący jak lipiec odchodzi przemieniony w czułe serce skrzypiec i o tobie niesforny wróblu co łaską zdumiony - wpadłeś na zbitą głowę do święconej wody 1959, 1986 * * * Siostry karmelitanki już wznoszą modlitwy, chóry wsiąkają jak w krew - nawet kapelusz na ławce w śpiew okryty. Klęcząc w konfesjonale słyszę: - Idź na świętym Józefie oparty jak na lasce, opatrunek nałożony - niech się goi, resztę Łasce zostawić. 1959 Na obrazku miłosierdzia Bożego Tak łatwo nad ołtarzem we Mszy się pochylić, hostię lekką, drobną, niepozorną zmienić w Ciało Chrystusa, unieść ponad głowy w samotność Świętych Pańskich i w ciszę ogromną. Jak trudno jednak siebie, własne szare życie uświęcić, przeistoczyć. W duszy karmić spokój. Wiem to, i mimo wszystko, Jezu, ufam Tobie, bo masz taką zwyczajną, ludzką ranę w boku. 1959 Spotkanie piątkowe W któryś piątek, gdy płakało serce, wszedłeś nagle zamkniętymi drzwiami - i złożyłeś mi ręce na głowie, ręce swoje ranami pokryte. To Ty, Jezu, co się z Tobą stało?... krzyż rzuciłeś w pobliskich kasztanach - cierpień ziemskich mi teraz zbyt mało, ukrytemu nagle w ranach Twoich. A co będzie; gdy odejdziesz nocą? ból powróci, smutek, niepokoje... słyszę jeszcze, choć brzozy trzepocą - szept jak potok: - Rany moje kochaj. 1959 List Jeśli świętą zostaniesz, wszystko będzie święte w twoim życiu łoże twardo słane, niepokoje i oschłość, wspomnienie spisane ukradkiem w pamiętniku, szorstki strój brązowy i każde z twych przeziębień, każdy twój ból głowy, zwykły klęcznik skrzypiący, posypane mrokiem pod niemodnym welonem twe oczy głębokie Pacierz, posługi w kuchni, szorowane schody, chorej siostrze podany łyk źródlanej wody, w czasie burzy sierpniowej, gdy wicher uparty wieje w celę jak w złoty śpiewniczek rozdarty Droga długa, kłująca, ciernista, niełatwa, i od lampki wieczystej krwawa zadra światła, co spadnie po nieszporach na twą ciemną głowę - gdy siostrze przełożonej drżą brwi jowiszowe Będzie ci, dziecko, dobrze. Krzyż pójdzie za tobą - i Jezus, co pod krami pochmurnego nieba - miłość w ranach ukrywa i w kruszynach chleba Rankiem, na mszę cię zbudzą te same kasztany, co mnie zawsze budziły, bzu szerokie kiście i szpaczek ci za furtą klasztorną zaśpiewa w dni ferialne po cichu, w święta uroczyście Lecz nagle list przerywam. Ktoś puka. Otwieram To tylko anioł przyszedł. Przesyłam go w liście. 1959, 1986 Dom rekolekcyjny - Siostrze Teresie Wzruszyłeś mnie, Grzegorzu, że chcesz rekolekcje po tylu długich latach nareszcie odprawić Jest dom rekolekcyjny. Zaraz go opiszę - Dom przed chwilą wspomniany w ciemnych lasach tonie, daleko poza miastem kościółek nieduży i figura Najświętszej Panny, i Jezusa dłonie jak dwa światła, co spadły grzesznikom w podróży Jest tam i rzewna nowość. Osiołki, co dzwonią ciągnąc wóz, lecz się zaraz sosnami zasłonią Nie komnaty, a cele. Każda ma swe imię Cela Aniołów Stróżów, cela świętej Klary, a inna z brzozą w oknie, któraś tam z choinką W korytarzach stąpanie. W stojące zegary skrył się czas - zwierz cierpliwy, mrukliwy i stary W kaplicy czeka Jezus z bardzo jasną głową, klęcząc, przypomnij sobie każde matki słowo, katechizm, prawdy wiary, piękne lata młode - (lekko płynąć, gdy trzymał ktoś mocno pod brodę) Gdy w chmury skrzydeł pełne, wiatru letni taniec z czarnych ptaków układa nad domem różaniec - porzuć szybko swych grzechów niedorzeczne trudy, swój zamek na księżycu, miłości i złudy Wróć szybko do swej celi. Anioł pookrywa skrupulatów bezsennych, jak nagich w pokrzywach Szczęściem jest -własnym światłem więcej już nie świecić, tylko Boga pokochać. Światłem Boga płonąć - I na koniec z radości, nie mówiąc nikomu - własną duszę odnaleźć właśnie w leśnym domu Gdy wieczorem wyruszysz, krzyżyk weź na drogę Psy tam wszystkie łaskawe. Wybiegną w pokłonach 1959, 1986 O wędrówkach po wieżach kościelnych Znam was, schody wiodące na kościelne wieże, strome, dziwnie uparte, tajemne o zmroku, na sznurach cień od krzyża, węzły, pierze sowie, duch całunem wabiący przez gotyckie okno. Kiedyś z wielkim zachwytem wracałem z wyprawy i niosłem w katechizmie z kościoła do domu ku uciesze patrzącym uczennicom moim ćmę maleńką spod serca największego dzwonu. 1959 O śwince Niechby wróciły dawne chwile, zagasłe niegdyś dnie - te dawne świnki, te koklusze, co tak krztusiły. Mamusia przy poduszkach stała - a doktor piersi opukiwał i dalej leczył źle. O jakże cicho było w domu, siostry płakały po kryjomu - w chusteczek białej mgle. Wciąż dręczonemu tłokiem, wojną, choć taką świnkę mieć spokojną - 1959 Laurka - Księdzu Andrzejowi Luftowi Czego Ci życzyć, Księże Andrzeju, w piękny dzień Twoich imienin? - Chyba tego, by świat się odmienił choćby ten Twój w Karczewie. Żeby chłopcy byli lepsi i prości, dziewczęta nie schły z zazdrości, żeby znali katechizm na pamięć - nie dokuczali mamie, a w tornistry swoje małe i duże - kładli książki do religii jak róże, by w Karczewie było więcej słonka, babciom nogi nie marzły w ogonkach, by biedakom wywróżyła wróżka w ostrą zimę najcieplejsze łóżka, by złym pieskom nie przeszkadzał kaganiec, ministranci mówili po łacinie, kominiarczyk szeptał pacierz w kominie, a pijacy odmawiali różaniec. By w kościele piękniej śpiewali karczewskiemu Jezusowi biednemu. By król Dawid ożył w starej Biblii, złych Goliatów powystrzelał procą, by w pobliskim Otwocku chorzy nie kasłali po ulepku nocą - by ulicą księżyc płynął zakochany, jak w szkockiej piosence, aby wszyscy ludzie w procesji prowadzili księdza pod ręce. Tyle życzyć chciałbym dzisiaj Tobie, a tych życzeń miałbym jeszcze dużo - by Cię święci z Twojego brewiarza otoczyli jak ptaki przed burzą - święty Marcin znad białego konia, z częścią płaszcza, z połową guzików, król Baltazar znad strasznego słonia, wąchający kadzidło w koszyku, i Twój patron - święty Andrzej surowy z listopada, a taki grudniowy. Abyś bardzo kochał Biblię, ładnie mówił, pięknie sumy śpiewał - i jak dogmat, czy młody, czy stary, był wciąż dobry i już się nie zmieniał. 1959 * * * Spać się kładę, a tu mi się śni - idzie za mną poprzez ciemną noc. Odblask winnic, galilejskich pól, chleb i wino, niezwietrzała sól - z przypowieści jedno proste słowo z betlejemską kolorową gwiazdą, tyberiadzkiej wody cichy gwar - stągwie z drzewa, osłów smutnych czar, pod księżycem, który w chmurze leży, krwawe światło Ostatniej Wieczerzy, Wieczernika tajemnicze drzwi - Mszał z obrazkiem i ciernisty wieniec - Oblubieniec zapatrzony w lampy. Matko Boska - nakłoń twarz jasną, zmęczonemu dozwól mocniej zasnąć. 1959 Do Patrona Dobrej Sławy O niedzisiejszy święty mój w litaniach nie wzywany - przed złym rozgłosem stale broń - Patronie Dobrej Sławy. Bo czy niepamięć ludzkich serc czy bramy triumfalne - jednako czeka na nas kąt gdzie wszystkie groby czarne. Chroń mnie od wielkich hucznych bitw męczeństwa - i więzienia - śmierć dla Chrystusa ześlij mi najprostszą, z przemęczenia. O niedzisiejszy święty mój wzgardzony, zapomniany - podaj mi rękę w taką śmierć - Patronie Dobrej Sławy. 1959, 1990 O kazaniach O jakże już nie znoszę wszystkich świętych kazań, mądrych, dobrych, podniosłych, pobożnych i słabych Kiedy głoszę je, czasem urwałbym w pół zdania i brewiarz mówił w sadzie, gdzie jabłek powaby. Inna rzecz - dzieci uczyć, pacierz przypominać, grzesznikom w twarz popatrzeć i nie mówić słowa Wilgę skubiącą wiśnie chytrze wypatrywać, pliszkę, co z rzęsy wodnej wydziobuje owad 1959, 1986 Litania polska Kyrie elejson, Chryste elejson, zmiłuj się, Boże, nad nami - daj nam pozdrawiać Matkę Najświętszą polskimi inwokacjami Smętna Dobrodziejko z krakowskich ołtarzy z hejnałem jak srebrną trąbką z pełnymi Polski oczami módl się za nami Madonno z Puszczy z Ostrowów Tuszowskich Tarnowa bliska pachnąca świerkami cała w wiewiórkach módl się za nami Matko Serdeczna z sandomierskiej ziemi Matko uczniaków - chroń przed wagarami módl się za nami Dzieweczko Lipska w lipowej Lubawie co łzę z żywicy chronisz pod rzęsami módl się za nami O Świętogórska Panno z Gostynia Panno nad pannami módl się za nami Smagła Góralko z Rusinowej Polany zimą zjeżdżają do Ciebie nartami na Anioł Pański zadzwonią łyżwami módl się za nami Gwiazdo Jackowa z Przemyśla z którą polski święty chodził na misje sławiąc różańcami módl się za nami Bolesna w Staniątkach biednych nad chlebem czarnym mleka garnuszkami módl się za nami Nadmorska Pani Rybaczko Swarzewa z grzechów nas wyłów swoimi sieciami módl się za nami Jazłowiecka Pani Ty, co ułanów znałaś po imieniu gdy wrzesień pamiętny czerwienił ranami módl się za nami Gospodyni Śląska z Piekar co opiekujesz się górnikami módl się z pielgrzymami Władczyni zamku z Czerwińska Pani tyle młodzieży już śpi pod gruzami módl się za nami Pocieszeń pełna w Warszawie na Piwnej Tyś na Starówce przekłuta mieczami módl się za nami Piastunko karmiąca prawie w każdym domu patronko kuchni, butelek z smoczkami módl się za nami Tęskniąca za czym Ty tęsknisz w pociesznym Powsinie uśmiech Jezusa był mi nabożeństwem a wy straszycie smutnymi minami módl się za nami Mario na Piaskach do której z pieśniami szli karmelici skrzypiąc trzewikami módl się za nami Z Rzymu skradziona w Kodniu schowana przed makaroniarzami módl się za nami Zielarko Przydonicka z paprocią, konwalią, jałowcem i borówkami módl się za nami Księżno Sieradzka co swe jasne księstwo zakładasz nawet pomiędzy cierniami módl się za nami Misjonarko Starowiejska z tuzinem świętych z apostołami módl się za nami Madonno Inwałdzka któraś skruszyła herszta ze zbójami módl się za nami Ciemna Cudzoziemko przy latarniach z Dzieciątkiem na prawym ręku chroniąca Warszawę nocami módl się za nami Zebrzydowska z Kalwarii między męki Pańskiej stacjami módl się za nami W Studziannej na krześle siedząca przy świecy, nad talerzami módl się za nami Śnieżno-Różańcowa Dominikanko z Krakowa sławiona cudami módl się za nami Zasypiająca w drzewie rzeźbiona tysiącletnimi Wita Stwosza dłutami módl się za nami Ostrobramska w każdej biedzie z Polakami módl się za nami Katyńska z zakneblowanymi ustami módl się za nami Co Jasnej bronisz Częstochowy łącz zakochanych szczęścia obrączkami módl się za nami Matko Łaskawa nasza świętości w czerwonej sukni płaszczu zielonym pełna uroku świadku ślubów Jana Kazimierza z panoramą miasta wśród lwowskich obłoków co w Lubaczowie przyjmujesz swych gości módl się za nami Matko z Latyczowa dalekiego Podola z kościoła który wznieśli rycerze z daniny od każdego końskiego kopyta historią jak sztandarem okryta Tułaczko Wygnanko co z skromnej kaplicy w Lublinie z nami żyjesz módl się za nami Hetmańska Zwycięska Mariampolska coś rozpoczęła exodus Polaków ze wschodu na zachód dziś we Wrocławiu z zaczesanymi do tyłu włosami módl się za nami Piękna Pątniczko - bez biżuterii wędrująca polskimi drogami módl się za nami Matko z Loreto spod Kamieńczyka z dobrymi loretankami módl się za nami Matko Bogucicka co czuwasz nad Katowicami módl się za nami Łaskawa ze Świętojańskiej w Warszawie nad gniewu Bożego połamanymi strzałami módl się za nami Jak ziarno wyjęta z ziemi wina obmyta kroplami Gidelska wieśniaczko módl się za nami Matko Boska Sulisławska co uciekłaś przed złodziejami módl się za nami Matko Tuchowska z różą, jabłkiem i redemptorystami módl się za nami Flisaczko Dobrzyńska ze Skępego Nastolatko królewno ze świętymi rączkami módl się za nami Królowo Sierpecka z wesołymi oczami módl się za nami Matko Karmelitańska z Warszawy w kościele z herbem Radziwiłłów pod trzema trąbami módl się z klerykami Baranku Boży, pokaleczony, pokłuty, usłysz nas czasami, ocal, co święte zmiłuj się nad nami 1960, 1996 Prośba o utratę pamięci Święta Magdaleno od utraconej cnoty - proszę Cię o utratę pamięci - żebym zapomniał o własnych urazach, jak o czajniczku wrzątku - o wspomnieniach - o dawnej podejrzliwości (jeszcze od lat szkolnych), kiedy pisałem na bibule "kto bibułę buchnie, niech mu łapa spuchnie". O umarłych, którzy odchylają zasuwy snów, żeby powiedzieć, gdzie za życia poukrywali przed najbliższymi pieniądze o szczęściu, co się urywa, jak kogutek z choinki o tym, że zawsze jest coś takiego, czego nie można skleić, zgoić, zajodynować - o ambicji, co biegnie po nerwach jak nabój krwi - I wiem, kiedy się nałykam tej niepamięci - zatrąbią mi do ucha "no nareszcie" Najprzystojniejsi Święci. 1960 Oda do głośnika, który zniekształca kazania Cóżeś nawyrabiał z moimi kazaniami - głośniku. Ryczałeś, piszczałeś jak młodziutki Mojżesz w koszyku, bywało, że umilkłeś jak księżyc w uliczce - zdziwione oko powietrza - Wtedy tak wyglądało, jakbym ciągnął kazanie na długiej i głupiej nitce. Duszę kładłem w mikrofon, dziesięć Bożych Przykazań, róże świętej Tereski - A ty, hyclu, kwiliłeś, jakby wpadł w twoje ucho samczyk niebieski. Kiedyś rzewnie mówiłem o sercu narzeczonego, parskałeś, tłumaczyłeś - na Arkę Noego. Gołąbek bywał w tobie, lekcja dla głuchoniemych, fiołek na bruku - A na Wszystkich Świętych - cały w Biblii wieloryb z Jonaszem w brzuchu. 1960, 1996 O cierpieniu nagim Żeby nie było o cierpieniu kazań ani książek, ani teologii - tylko po prostu cierpienie zwykłe, tępe - bez credo, glorii. Całkiem gołe, odarte z mistyki - na złość chudym prorokom skrzywione - właśnie takie Matka Boska opatrzy, jak powietrze pszczołą zranione. 1960 O prostym pacierzu Właśnie w Betlejem wjeżdżali w groty niemalowane wrota - osiołek zaczął się trząść jak w kokluszu - zląkł się kapitalistycznego złota. Święty Józef podniósł brwi - Betlejem stało się pełne mędrców psychologów astronomów kontemplatyków porwanych aż tak do siódmego nieba - że zapomnieli o imieninach mamusi o języku w bucie o kruszynie dla wróbli chleba Wielbłądy biły kopytami i zamieniały Ziemię Świętą w grzechotkę - wół się chwiał - jakby stał na biegunach a Matka Boska rzekła do świętego Józefa - Nie wpuszczaj. Niech im księżyc przypnie po srebrnej łacie - niech czekają - póki najmniejszy z pasterzy skończy mówić zwykły pacierz. 1961, 1990 Wielkanocny pacierz Nie umiem być srebrnym aniołem - ni gorejącym krzakiem - Tyle Zmartwychwstań już przeszło - a serce mam byle jakie. Tyle procesji z dzwonami - tyle już alleluja - a moja świętość dziurawa na ćwiartce włoska się buja. Wiatr gra mi na kościach mych psalmy - jak na koślawej fujarce - żeby choć papież spojrzał na mnie - przez białe swe palce. Żeby choć Matka Boska przez chmur zabite wciąż deski - uśmiech mi Swój zesłała jak ptaszka we mgle niebieskiej. I wiem, gdy łzę swoją trzymam jak złoty kamyk z procy - zrozumie mnie mały Baranek z najcichszej Wielkiej Nocy. Pyszczek położy na ręku - sumienia wywróci podszewkę - Serca mojego ocali czerwoną chorągiewkę. 1961 Malowani święci Jak się czują malowani święci na wystawach nie mogąc rozpoznać pod szminką świętości swojej tajemnicy milczącego dramatu nie mogą się nadziwić że złote palce wymalowano im żółcią srebrne twarze - błyszczącą bielą do lśniącej czerni dolewano kleju tylko oczy mają naprawdę niebieskie jak gęś domowa wstydzą się tytułów biżuterii i innych podrobów onieśmieleni robią karierę w sklepach z dewocjonaliami Co w nich prawdziwego ucho każdy obraz święty słyszy nawet taki mały który dostałem przed maturą od matki z głodnego dzioba pamięci trzymam go za nitkę o wiele za krótką 1961, 1996 Prośba Panno Święta rysowana w zeszycie dziecięcymi rączkami - piękna jak jedna kreska módl się za nami żeby w kościołach nie było wyszywanych serwetek katafalku z czarną kapą aniołka z barokową łapką z pędzelkami przy chorągwiach frędzli stukających pieniędzy ozdóbek z trupią główką świętej Tereski jak rozpieszczonej gwiazdy niepodobnych do siebie świętych co nie mogą wyjść z nieswojej twarzy - żeby nie było sympatycznego gładko uczesanego Pana Jezusa tylko dla porządnych ludzi 1961, 1970 Piosenka Tak mi bez Ciebie źle o Boże że nie wiem Czytałem o wesołym źrebaku a myślałem o kościelnym śpiewie Patrzyłem na niebo w czerwonej sukni lecz bez Ciebie tak mi smutno że nie wiem Wyrzuć wiersze moje przez okno a mnie zostaw jak pastuszka w Betlejem 1961, 1993 Preludium deszczowe Daj rękę. Wejdźmy w kościół, jak w głąb tajemnicy wiem o tym, że nie wierzysz... Tu są główne drzwi tam okno z drzewem deszczu szumiącym z ulicy (teraz brzęczy jak beczka pełna strużyn wody tak zawsze kiedy kwaśne jabłko niepogody). Na ławce przy chorągwi naprzeciwko sieni panie po pięćdziesiątce - królewny jesieni bliżej panny we wdziankach z balonem urody obok święty bez teki z srebrną szklanką brody (może złoży nam na pierś order suchej nitki) na razie wprost z potopu świecą mokre łydki. W konfesjonał pod ścianą wrzucają zazdrości kłamstwa, obierki grzechu, szkielety miłości. Wiem o tym, że nie wierzysz... Tu się choć nikt nie schlapie, skarpetek nie zmoczy - Właśnie święta Tereska z róż wyjmuje oczy a w głębi sam Pan Jezus szuka Twego wzroku waży twoją niewiarę. Nareszcie masz spokój. Nie od razu płaczemy w łaski bożej deszczu Nawrócenie - nie zając. Znów ten dzięcioł deszczu. 1961, 1998 O nawróceniach W jaki sposób Bóg nawraca grzeszników rozmaicie często jak wiatr co pędzi stado kapeluszy chwyta duszę wprost z miejsca i targa za uszy niekiedy z uśmiechem, prawie że wesoło święci biorą za rękę i bawią się w koło a czasem - nie do wiary ni z tego ni z owego łzę zdejmujesz z twarzy jak pieszczotę śniegu 1961, 1986 Jest Mówią, że modlimy się do głuchych obrazów ślepnących świec że dmuchamy jak dzieci w papierowe trąbki - a On przecież jest w małej hostii jak w iskierce ciepła w mocnych ścianach nadziei. Czeka z sercem jak z Wielkim Piątkiem w tabernakulum umówionej alei - w domkniętym milczeniu - przychodzę tu nieraz jak pogryziony psiak i ostrożnie, dokładnie, po kolei wyjmuję z łap kolce lęku. 1962 * * * Ile napisano pobożnych książek - droga do siódmej twierdzy życia duchowego komentarze do komentarzy analizy ucha igielnego matematyczny dowód na istnienie Boga z wykresami o artylerii łaski - a Jezus myśli o nas w liter ciemnym stuku jak trudno w niebo wstąpić spod robactwa druku 1962 Wyjaśnienie Nie przyszedłem pana nawracać zresztą wyleciały mi z głowy wszystkie mądre kazania jestem od dawna obdarty z błyszczenia jak bohater w zwolnionym tempie nie będę panu wiercić dziury w brzuchu pytając co pan sądzi o Mertonie nie będę podskakiwał w dyskusji jak indor z czerwoną kapką na nosie nie wypięknieję jak kaczor w październiku nie podyktuję łez, które się do wszystkiego przyznają nie zacznę panu wlewać do ucha świętej teologii łyżeczką po prostu usiądę przy panu i zwierzę swój sekret że ja, ksiądz wierzę Panu Bogu jak dziecko 1963, 1980 Do Jezusa umęczonego organami Panie Jezu chyba nie lubisz jak Cię męczą organami w kościołach dość masz muzyki Bacha - może chciałbyś posłuchać jak skrzypi w Biblii na czarnych nogach hebrajska litera jak spowiadający mruczą w samo ucho sumienia boli rosnąca aureola nad świętym płaczą uciekające spojrzenia - ciekną buty po deszczu na posadzce ziewa babcia nad litanią skacze szczygieł śniegu po tramwajowych przystankach piszczy nad świecą w lichtarzu jedna płonąca zapałka Nawet w skrzypcach nie słyszymy strun tylko pudło 1963, 1986 Z Dzieciątkiem Jezus Święty Józef święty Stanisław Kostka święty Antoni trzymają dziecko Jezus na ręku opiekunowie wzruszeń przyzwyczaili do siebie ale kiedyś nocą kiedy penitenci pookrywali już kołdrami uszy w sierpniu kiedy owady schodzą do ziemi a jesiony za oknem obejmują się jak skrzydła ponownie kwitną łąki i cichną ptaki ktoś mi powiedział przez sen - niech ksiądz weźmie Dzieciątko Jezus sam je potrzyma na ręku ustawi się pod filarem serce mi zadrżało jak owies a potem lęk - jakby uciekały okulary - - ładne rzeczy - ksiądz z dzieckiem na ręku w kościele - jedni powiedzą - świeżo upieczony święty buty lampkami obstawią inni zaczną w maszynach do pisania ostrzyć litery anonimem w kurii oparzą krzyżem wskażą godzinę skrupulaci rozpoczną cedzić w siteczku cień sumienia a Dziecko miało ślipka niebieskie jak w Betlejem podstrzyżone włoski bezbronne i jeszcze bez ran ze wzruszenia na klęczkach mówiłem coś bez sensu do Matki Boskiej 1963, 1986 Zdumienia pełna Matko Najświętsza któraś się zdumiewała o której nie powiedziano w litanii Zdumienia Pełna któraś dziwiła się dlaczego Bóg urodził się w stajni dlaczego musi uciekać na kopytkach osiołka - spraw - żebym ucząc religii nie mówił: Już wiem. Rozumiem Mam na wszystko odpowiedź gotową Żebym umiał się z ludźmi dziwić nie rozumieć właśnie kiwać głową mój Boże, ile tajemnic w jednej sekundzie Chwaląc męczennika, żebym dodał że skaleczony dmucham czule na krew żeby mniej szczypało Nie głosić tylko, że jak się kocha to mniej boli że przez dziurę łzy można zobaczyć więcej lecz czasami nad tym wszystkim załamać ręce mój Boże, jak pojąć serce śmierci 1963 * * * Nic mnie nie załamało ani pustka po życzliwym spojrzeniu ani zbieranie na tacę ani to że o mało nie zwichnąłem palca stukając w konfesjonał ani pytania osiemnastoletnich ani anonimy których koperty nawet syczą - ani dowody w które trzeba najpierw uwierzyć ani wierni którzy się nienawidzą w tramwajach ani cnota płacząca jak nieszczęśliwe szczęście ani kaznodzieje ze złotymi zębami ani obawa że nie dam rady nie dojdę wywrócę się jeszcze przed płotem Królestwa Niebieskiego bogatsi zostaną coraz bogatsi a biedni coraz biedniejsi nawet ptaki śpiewają ze strachu nic mnie nie załamało bo wciąż widzę Ciebie Matko Najświętsza zamiast berła - trzymasz kłębek włóczki cerujesz teologię 1964, 1986 * * * Dogmatycy hałasują po łacinie moraliści brzęczą nad korytkiem ludzkiego sumienia apologeci skrzypią - porozpinani na krzyżu wiary kaznodzieje reperują głośnik, żeby ich było lepiej słychać filozofowie mruczą na świętego Tomasza ustawionego już ze starymi rocznikami świętych - w archiwum raju męczennicy liczą na głos uderzenia w twarz skrupulatom spadła nareszcie na głowę dynia grzechu organiści oblizują dźwięki - wierni podzielili się na wojenne obozy I tylko w szczerym polu w oddechu zioła - na klęczkach podziwiając zaspy nieba można jeszcze znaleźć Ciszę 1964 * * * Żebym nie zasłaniał sobą Ciebie nie zawracał Ci głowy kiedy układasz pasjanse gwiazd nie tłumaczył stale cierpienia - niech zostanie jak skała ciszy nie spacerował po Biblii jak paw z zieloną szyją nie liczył grzechów lżejszych od śniegu nie kochał długo i niepewnie nie załamywał rąk nad okiem Opatrzności żeby serce moje nie toczyło się jak krzywe koło żeby mi nie uderzyła do głowy święcona woda sodowa żebym nie palił grzesznika dla jego dobra żebym nie tupał na tych co stanęli w połowie drogi pomiędzy niewiarą a ciepłem nie szczekał przez sen a zawsze wiedział że nawet największego świętego niesie jak lichą słomkę mrówka wiary 1964, 1986 Papież Papież wyfrunął z Rzymu samolotem jak śnieg leci - całuje prawosławnego błogosławi żydowskie dzieci bez tronu tylko łza trzęsie się jak taniec w wielu książkach topnieje zamarznięte słońce cieknie z gardła ususzonych liter - heretycy grzeją w ewangelii pogryzione nogi wydmuchują niebo na organach nadciąga cały wydział personalny aniołów tylko przedwojenny katolik rozłożył papier - skubie pióro jakby zaczepiał wronę pisze skargę na Pana Boga 1964, 1986 Szept Nie poparzcie pretensjami że źle nie przemawiajcie z pozycji siły nie wypłaszajcie ciszy w której układają się wszystkie liczby nie przegadajcie mszy nie dotykajcie za bardzo sumień - nie odczytacie ich paluchami wyjmijcie z siana pazurek teologa - żebym się nie zaziębił od złota mały Jezus prosi cichutko jak świerszcz 1964, 1970 * * * Aniele Boży Stróżu mój kiedy zasypiam nachyl się nade mną odmuchaj z księżyca zasłaniaj rękami przed złem opowiadaj o mokrym ryjku gwiazdy o tym że niebo jest jeszcze całe o gorliwcach, którzy pchają się do Boga za szybko o porażonych żądłem zegara którzy stale smarują coś w książkach zażaleń o leszczynie przez całą zimę ukrytej w pąkach o tym że nawet teolog piszczy oparzony sercem o tym że wszystko musi spadać niespodzianie o papieżu, który ukląkł boso na schodku łzy o zgolonej aureoli o bitwie co porosła mchem o żabie co kochając staje się niebieska o tych którym wypadły mleczne zęby wiary o sprzeczności w każdej prawdzie o sakramencie uśmiechu daj mi na starość nie głosić kazań wygrzewać pusty konfesjonał bez penitentów a jeśli powiedzą że jestem do niczego skulić się jeszcze w kłębek czuwać przy samych korzeniach kościoła 1964, 1986 * * * Z wodą święconą na czubkach palców z głową Jezusa na sumieniu oddechem odgarniałem stronice brewiarza szukałem tylko jednego obrazka z dawna wypisanym czterowierszem Matko Najświętsza daj mi serce czyste i proste w kościele zimnym chuchać tulić zmarzniętą hostię 1964, 1997 * * * Nie mówią o Tobie nie piszą oddalają w ciemność przechodzą mimo chcą zasłonić jednym palcem jakbyś już poszedł na prowincję zakładają okulary przeciwniebieskie obcinają oczy świętym niezadowoleni jakby wiara stała na jednej krzywej nodze jakbyś miał usta z filmu niemego Klękam w świeżych ranach mszy 1964, 1970 Przy Stole Pańskim Przy Stole Pańskim chwieję się jak na moście z patyków zabolał mnie język od pytania głęboki i niski dlaczego ścinają kwiaty wczesnym rankiem cały w sekrecie najświętszej niepewności Na szczęście mam jeszcze łzę ukrytą 1964, 1980 W kropki zielone Nie malujcie Matki Bożej w stajence betlejemskiej stale tylko na niebiesko i różowo z niebieskimi oczami ni to ni owo Tyle było wtedy w Betlejem złotego nieba aniołów białych w oknie pstrokatych pastuszków za progiem Założę się, że ktoś świece zapalił przed brązowym żłóbkiem jak czerwoną lampkę przed Bogiem Osiołek podskakiwał na czarnych kopytkach wół seplenił w fioletowym cieniu święty Józef rudych proroków kąpał w srebrnym strumieniu Nim Ci Mamusiu - myślał Jezus - kupią koronę lepiej Ci w zwykłej szarej bluzce w kropki zielone 1965, 1987 O kościele Kościele w którym wypadło mi po raz pierwszy w życiu pić ustami mszę chować się do konfesjonału któremu stale odrastają uszy w którym Matka Najświętsza miała złotą koronę i bose nogi w którym obraz świętej Tereski służył latem za plażę dla much drewniany święty Antoni oblazł z habitu ciemny i czysty Kościele w którym zieleniała miedź zasłaniano sumienie listkiem brzozowym kolor nieba wyleniał jak szelest smutny jakby jaskółki umiały tylko chodzić Kościele z posadzką od pacierzy wytartą i krzywą gdzie skrzypiały obcasy pluskało korytko wody święconej szczekał zegar jak emerytowany ludożerca z amboną tak prostą że nie sposób było zakryć na niej żadnym kazaniem swej własnej twarzy Kościele przed którym klękał las krzyżodzioby otwierały szyszki łaskotał zajęczy szczaw cieszyło babie lato jak grzech za lekki fikały żaby a każda żaba ma zawsze czkawkę jesienią czerniały coraz mocniej szpaki zimą sikory sypiały na mrozie parafianki rozbierały się ze śniegu gdzie zamykałem Jezusa w tabernakulum zawsze z cząstką czyjegoś płaczu gdzie modliłem się żeby nigdy nie być ważnym 1965, 1986 O maluchach Tylko maluchom nie nudziło się w czasie kazania stale mieli coś do roboty oswajali sterczące z ławek zdechłe parasole z zawistnymi łapkami klękali nad upuszczonym przez babcię futerałem jak szczypawką pokazywali różowy język grzeszników drapali po wąsach sznurowadeł dziwili się że ksiądz nosi spodnie że ktoś zdjął koronkową rękawiczkę i ubrał tłustą rękę w wodę święconą liczyli pobożne nogi pań urządzali konkurs kto podniesie szpilkę za łepek niuchali co w mszale piszczy pieniądze na tacę odkładali na lody tupali na zegar z którego rozchodzą się osy minut wspinali się jak czyżyki na sosnach aby zobaczyć co się dzieje w górze pomiędzy rękawem a kołnierzem wymawiali jak fonetyk otwarte zdziwione "O" kiedy ksiądz zacinał się na ambonie - ale Jezus brał je z powagą na kolana 1965, 1986 Kaznodzieja Ty co nie zbawiasz dusz porośniętych słowami chroń mnie od pięknej gładkiej wymowy kościelnej od homiletyki na piątkę naoliwionych zdań proroczych ryków zgrabnego szeptu czasem można przecież przez dziurę własnego kazania zobaczyć Ciebie jąkać się - chociaż powiedzą znowu wyszedł stał jak rura czerwienił się przez mikrofon wszystkie palce sterczały - jak uszy na ambonie 1965, 1986 O uśmiechu w kościele W kościele trzeba się od czasu do czasu uśmiechać do Matki Najświętszej która stoi na wężu jak na wysokich obcasach do świętego Antoniego przy którym wiszą blaszane wota jak meksykańskie maski do skrupulata który stale dmucha spowiednikowi w pompkę ucha do mizernego kleryka którego karmią piersią teologii do małżonków którzy wchodząc do kruchty pluszczą w kropielnicy obrączki jak złote rybki do kazania które się jeszcze nie rozpoczęło a już skończyło do tych co świąt nie przeżywają ale przeżuwają do moralisty który nawet w czasie adoracji chrupie kość morału do dzieci które się pomyliły i zaczęły recytować: Aniele Boży nie budź mnie niech ja najdłużej śpię do pięciu pań chudych i do pięciu pań grubych do zakochanych którzy porozkręcali swoje serca na części czułe do egzystencjalisty który jak rudy lis przenosi samotność z jednego miejsca na drugie do podstarzałej łzy która się suszy na konfesjonale do ideologa który wygląda jak strach na ludzi 1965, 1970 Na szarym końcu Wreszcie na szarym końcu zbaw teologów żeby nie pozjadali wszystkich świec i nie siedzieli po ciemku nie bili róży po łapach nie krajali ewangelii na plasterki nie szarpali świętych słów za nerwy nie wycinali trzcin na wędki nie kłócili się między sobą nie zajeżdżali na hipopotamie łaciny żeby się nie dziwili że do nieba prowadzi bezradny szczebiot wiary 1965, 1986 Wołanie Bliższy od reguł życia wewnętrznego przepisów na zbawienie odwrotna strono rozpaczy świecący nawet niewierzącym jak ogromne ciało dobroci ile razy klękam przed Tobą bojaźliwy i spokojny z wszystkimi dowodami na istnienie Boga w torbie mózgu i spuszczonym pyskiem sumienia prosząc abyś mnie nauczył cierpienia bez pytań 1965, 1970 Niewidoma dziewczynka Matko mówiła niewidoma dziewczynka tuląc się do Jej obrazu poznam Cię światełkami palców Korona Twoja zimna - ślizgam się po niej jak po gładkiej szybie są kolory tak ciężkie że odstają od przedmiotu to co złote chodzi swoimi drogami i żyje osobno Słucham szelestu Twoich włosów idę chropowatym brzegiem Twojej sukni odkrywam gorące źródła rąk pomarszczoną pończoszkę skóry szorstkie szczeliny twarzy żwir zmarszczek tkliwość obnażenia ciepłą ciemność sprawdzam szramę jak bliznę po miłości zatrzymuję tu oddech w palcach uczę się bólu na pamięć zdrapuję to co przywarło ze świata jak śmierć niegrzeczna wydobywam puszystość rzęs odwracam łzę zbieram nosem zapach nieba odgaduję wreszcie małego Jezusa z potłuczonym spuchniętym kolanem na twym ręku Tyle tu wszędzie spokoju pomiędzy słowem a miłością kiedy dotykam obraz stuka jak krew klejnoty niepotrzebnie jęczą robaczek piszczy w trzewiku sypie się szmerem czas pachną korzonki farb milknie ucho Opatrzności Palce moje umieją się także uśmiechać miętosząc Twój staroświecki szal ciągnąc rękaw jak ugłaskanego smoka odsłaniam z włosów kryjówkę słuchu - żartuję że czuwając mrużysz lewe oko stopy masz bose - od spodu pomarszczone jak podbiał przecież nie chodzisz w szpilkach po niebie myślę że Ty także nie widzisz oddałaś wzrok w Wielki Piątek stało się wtedy tak cicho jakbyś prostowała na zegarku ostatnią sekundę i już nie pasują do nas żadne poważne okulary oparłaś się na świętym Janie jak na białej kwitnącej lasce piszesz dalszy ciąg "Magnificat" alfabetem Braille'a którego nie znają teologowie bo za bardzo widzą tak Cię sumiennie zasuwają na noc w jasnogórskie blachy pancerne To nic wystarczy kochać słuchać i obejmować 1965, 1986 Jeszcze nie Jeszcze nie umiesz być sam jeszcze się trzymasz wspomnień jak pochyłej poręczy jeszcze się czepiasz chudych moli pamiątek jeszcze nie dajesz spokoju umarłemu chcesz go przyciągnąć z drugiego świata za guzik jeszcze się rzucasz kukłom na szyję jeszcze szukasz serca żeby je doić jak kozę ważny jak puzon stukasz cierpliwym kopytkiem różańca ostatecznie można ci postawić trójkę minus z religii 1966 Postanowienie Postanawiam pracować nad tym żeby się pozbyć byka retoryki wazeliny stylizacji galanteryjnych pauz wypucowanej składni lirycznego śmietnika żeby zimą przyklęknąć i przynieść Ci niewykwalifikowaną ręką baranka śniegu 1966, 1986 Antologia Chodzą naokoło mnie na wysokich obcasach metafor cieniutkimi łzami piszczą na moich obrazach przynoszą na wyciągniętych dłoniach lirykę jak kurczaka potem nawet na maszynie do pisania klękają oczami Proszę o prozę żebyście sami nie darli się za włosy nie podawali miłości jak jeża w cierpieniu mówili dobranoc nie nakładali tłumika na serce tak zastraszeni że niemoralni żebym nie marzła w antologii wierszy o sobie 1966, 1986 Nie Nie posypujcie cukrem religii nie wycierajcie jej gumą nie ubierajcie w różowe gałgany aniołów fruwających ponad wojną nie odsyłajcie wiernych do fujarki komentarza Nie przychodzę po pociechę jak po talerz zupy chciałem nareszcie oprzeć swoją głowę o kamień wiary 1966, 1986 Wizytacja Dzieci usiadły w ławkach ostrzono ołówki do religii za oknami stukał trójwymiarowy choć ogładzony deszcz jak piechota wyćwiczonych aniołów ksiądz czarny jak kos tylko bez żółtego dzioba rozwiązywał spadochron mózgu podlizywał się swemu sumieniu wszystko byłoby jak najlepiej tylko nagle weszła Matka Boska załamała ręce nad sucharkiem katechizmu 1966, 1970 Westchnienie Broń mnie przed hasłem: "smutny święty to żaden święty" przed nadzieją gwarantującą mój własny stan posiadania przed modlitwą o aureolę jak o bezpieczny daszek nad głową przed świętym kapitalizmem duszy także żebym nie szukał dziury zamiast mostu nie kochał aż do znienawidzenia nie zakładał ogródka podejrzeń nie trąbił jak pogrzeb z orkiestrą żebym się nie wzruszał tak sentymentalnym i z emerytowanym osłem jakim jest księżyc nie wyjadał ciepła z przedwojennych fotografii nie ułatwiał sobie wszystkiego gładki jak sarnie uszy nie spowiadał na gumowej poduszce nie podlizywał się wiernym mówiąc że nawet grzech pierworodny jest przytulny 1966, 1970 Nie sądź Mój ty w gorącej święconej wodzie kąpany proszę cię nade wszystko nie sądź przedwcześnie nikogo ani ascety który prowadzi do nieba sam siebie na smyczy ani skrupulata który stale przepisuje swoje sumienie tam i z powrotem z czystego na brudno ani szlachetnych a nadmuchanych ani ostrzących sztylet litości ani żmijki serca ani deklamujących: polna myszka siedzi sobie konfesjonał ząbkiem skrobie - ani stukających do nieba w kaloszach ani pesymizmu tak głębokiego że każe szukać ani tych dla których śmierć jest tylko ostatnią urzędową formalnością ani tych po których zostają portrety jak dostojne małpy 1966, 1970 Do spowiednika Nie spowiadaj tylko w kościele ale także pod miejskim zegarem co chrząka jak prosię w zatłoczonym pociągu w którym podróżują grzechy cienkie i grube na cmentarzu gdzie zasłaniają prymulanu w doniczkach śmierci gdzie przez fotografie umarłych - podglądają życie pozagrobowe na plaży wszędzie nie płacz że nie będą się do niczego przyznawać to tylko pierwsze milczenie takie długie 1966, 1986 Modlitwa Któryś się modlił bo było Ci za ciasno w pacierzu któryś rozgrzeszył Magdalenę nie słuchając jej grzechów tylko łez któryś nie tłumaczył do końca cierpienia który wygadanym kaznodziejom kładziesz do ust gąbkę ciszy odsłaniasz czas jak piękno któryś widział na audiencji w Betlejem trzech monarchów na klepisku ziemi jak trzy złote placki który masz więcej niż pięć ran który się nie gniewasz na ceremonie niewiary Proszę Cię o kryjówkę w cienkim kąciku Twych ludzkich rąk przed zgrają formuł 1966, 1970 Rachunek sumienia Czy nie przekrzykiwałem Ciebie czy nie przychodziłem stale wczorajszy czy nie uciekałem w ciemny płacz ze swoim sercem jak piątą klepką czy nie kradłem Twojego czasu czy nie lizałem zbyt czule łapy swego sumienia czy rozróżniałem uczucia czy gwiazd nie podnosiłem których dawno nie ma czy nie prowadziłem eleganckiego dziennika swoich żalów czy nie właziłem do ciepłego kąta swej wrażliwości jak gęsiej skórki czy nie fałszowałem pięknym głosem czy nie byłem miękkim despotą czy nie przekształcałem ewangelii w łagodną opowieść czy organy nie głuszyły mi zwykłego skowytu psiaka czy nie udowadniałem słonia czy modląc się do Anioła Stróża - nie chciałem być przypadkiem aniołem a nie stróżem czy klękałem kiedy malałeś do szeptu 1967, 1986 Do samego siebie Żebym pisząc wiersze nie wzywał Imienia Pana Boga nadaremno nie tłumaczył Biblii na nie-Biblię nie przychodził w wilczej skórze wtajemniczonych nie polował na piękne słowa jak na płochliwe zające wciągające w puste pole lub na karasie w tataraku nie udowadniał - to znaczy nie zamęczał nie był zbyt pewny (przecież nawet biała kawa nie jest biała) nie sadzał sumienia jak spoconej babci na miękkim fotelu żebym nie patrzył w nie jak w okrucieństwo pamięci nie odkładał milczenia na jutro nie kochał miłością mniejszą od miłości nie uprawiał zdenerwowanej teologii nie pocieszał bólu a nade wszystko żebym nie chował twarzy do rękawa nie zamykał się w budce poezji - kiedy trzeba mówić najprościej o Matce Najświętszej o cierpliwości sakramentów dłuższej niż życie o ciepłym pomruku schodów po których niosą nadzieję chorym - o śniegu który padając na ręce - uczy chyba rozdawania o Jezusie który nieraz tak wygląda między nami jakby chodził od nie swoich do obcych 1967, 1970 Mówił do duszy - Niebo jest niepoprawnie czarne nad powietrzem udającym błękit gwiazdy z wierzchu najostrzejsze dmuchają na rozpacz a jeszcze tyle milczenia głębokiego jak bazalt ponad zbyt pewnymi odpowiedziami na pytania - - mówił do duszy skubanej jak ptasi rdest nieruchomej jak żółty nocny kwiat zapylony przez ćmę wahającej się jak ktoś co chciał wejść do kościoła ale chodził w kapeluszu po klamce to co ciasne - przestrasza to co wąskie - kaleczy to co małe - poderżnie to co wielkie - osłoni to co wielkie - zrozumie to co wielkie - rozgrzeszy 1967 O nawróceniu Więc tyle razy musiałem stawać na uszach w konfesjonale biegać po ambonie rękami na rekolekcjach błyszczeć jak koński ząb bębnić w kociołek sumienia żebyś po prostu zrozumiał bez mojej dłoni wsuwającej się pod ramię - przy lampie czerwonej jak marchew na stole przy zegarze ogryzającym nas po trochu lecz systematycznie nad własnym grzechem - jak dokładnie załataną dziurą 1967, 1970 Odejść Daj odejść od rzeczy okrągłych zamieszanych uprzejmie kilka razy - od tresury uśmiechu od rękawiczek rozdających kwiaty od ludzkiego rozumu który kopnął sam siebie od oficjalnej mądrości która preparuje zestawia wiesza na tabelce i robi każdego na szaro od przesolonej prawdy od wygodnej czystości od luźnego sumienia od tylko ludzkiej odpowiedzi na szczęście i daj samego Siebie co jesteś stały i nie uparty 1967, 1970 Cierpliwość Modlę się do Ciebie o cierpliwość ale nie o taką małą w której się mogą pomieścić ciężkie grzechy czekania na list na kogoś kto wyszedł i zostawił klucz pod słomianką na oczy nieznajome lecz potrzebne na wspomnienie szkoły które ugrzęzło w kredzie na tablicy na Anioła Stróża jak na protezę - ale o taką która czeka tylko na Ciebie a Ty przychodzisz albo z kimś bliskim albo sam jak ciemność co jaśniej oświetla jak niewinność śmierci wtedy staje pomiędzy nami cisza niby goły piesek wpuszczony bez kagańca i medalu - do nieba nawet dziurawy parasol wzrusza bo ma druty tak cienkie jak dla jaskółek i nawet nie mamy pretensji że wieczność niedokończona że Biblia jest nadal uparta jak nieostrożne serce że łza wcale nie jest okrągła że spada ku górze tak prosta że się znowu wymknęła rozumowaniom 1967, 1970 Uciekam Uciekam od obrazkowych ikon mówiła Matka Boska od papierowej o mnie abstrakcji od pań jak modnych lalek pozujących do moich portretów od kanonizowanej kosmetyki niech malują moją piękność dzieci nieświadomie z cudowną brzydotą pośpiesznym kolorem z nierównymi od wzruszenia brwiami z ustami od ucha do ucha z rudą myszą zmęczenia w okrągłych łzach jak w drucianych okularach ręką w której tyle pierwszego zdziwienia 1967, 1979 Nad pustą gazetą Nad pustą gazetą kiedy plany nasze wywracają się do góry nogami kiedy nazywają Ciebie dobrym Ojcem a inni głuchym kamieniem kiedy pozór wyskakuje jak filip z konopi w podziwie o wiele starszym od rozumu w zwątpieniu które także prowadzi w nieskończoność kiedy tak mało barw a tak dużo kolorów kiedy złoty środek staje się szary nad próżnią bez dna wciągającą świat kiedy niepokój ryczy jak ósma chuda krowa kiedy możesz się rzucić na szyję Janowi XXIII na fotografii biegnę do Ciebie jak po nitce do kłębka 1967, 1970 Między gołębiem a ornitologią Ile jest jeszcze świętego luzu niespodzianek z nastawionym uchem ile tego co najprostsze a nie wyliczone choćby różowego ślazu pospolitej bylicy białego krwawnika orzeszków grabu i żołędzi dla dzików ile jeszcze miejsca na modlitwę ile miejsca na pokorę - ile okazji na spowiedź świętą z cienkim milczeniem w gardle ile dosłowności serca ile komórek do wynajęcia - pomiędzy gołębiem w słońcu - a ornitologią pomiędzy kolorem czerwonym a pomidorowym pomiędzy koniem jabłkowitym a jasnogniadym pomiędzy rezedą dziewanną na żółtej nodze - a botaniką pomiędzy świętą zasadą - a żywym sumieniem pomiędzy tęgimi naukami o Bogu - a Bogiem 1967, 1970 Mędrcy Odnajdziemy go - szeptali pod niebem spadającym jak głębinowe żelazo żadna gwiazda nie jest pewna przed świtem Złoto które wieziemy w bagażniku nie krzyczy jak paw mirra uklękła kadzidło protestuje że nie jest motylem wszystkie karmiące liście nie stały się kolcami Nie chwiejemy się już jak furtka na jednym zawiasie byle tylko nie uczynić z niego grzecznej prawdy tak ściśle udowodnionej że niepewnej tak pocieszającej że tylko ludzkiej 1968, 1970 Niebo Patrzał w niebo bizantyjskie - z białej mozaiki gotyckie - gołe i złote renesansowe - błękitne barokowe - brunatnowełniste osiemnastowieczne - szafirowe impresjonistyczne - pełne powietrza secesyjne - ondulowane kubistyczne - kanciaste abstrakcyjne - nieprawdziwe i chciał wierzyć w całkiem nowe lekkie i niecałe - jeszcze nie używane 1968 Poza kolejką Ilu umundurowanych świętych kanonizowanych bez poprawek moralistów na twardych podeszwach aniołów kipiących jak mleko chyba ciężko będzie czekać po śmierci na swój sąd szczegółowy ze łzą - jak z ostatnim osłem ale Ty Matko Najświętsza - spod ciężkiej betlejemskiej gwiazdy co otwierasz na nas oczy jak weneckie okna co nie przemiękłaś w cierpieniu przyjmiesz poza kolejką wszystkich niepewnych którym się zdawało że znak zapytania jest dłuższy od znaku krzyża tych którzy niczego nie mają chociaż niczego nie oddali wyczekujących w ogonkach narzekających na lata coraz szybsze wydeptujących na krzywych obcasach swoje zbawienie nawet tak zalatanych że nie mając czasu modlili się na jednej nodze 1968, 1970 O stale obecnych Mówiła że naprawdę można kochać umarłych bo właśnie oni są uparcie obecni nie zasypiają mają okrągły czas więc się nie spieszą spokojni ponieważ niczego nie wykończyli nawet gdyby się paliło nie zrywają się na równe nogi nie połykają tak jak my przerażonego sensu nie udają ani lepszych ani gorszych nie wydajemy o nich tysiąca sądów zawsze ci sami jak olcha do końca zielona znają nawet prywatny adres Pana Boga nie deklamują o miłości ale pomagają znaleźć zgubione przedmioty nie starzeją się odmłodzeni przez śmierć nie straszą pustką pełną erudycji nie łączą świętości z apetytem bliżsi niż wtedy kiedy odjeżdżali na chwilę przechodzą obok z niepostrzeżonym ciałem ocalili znacznie więcej niż duszę 1968, 1970 Słowa Do ostatniej chwili nie przestawał mówić jakby chciał język wyciągnąć poza śmierć klęcząc przy jego łóżku tłumaczyłem mu tam słowa już nic nie znaczą nie zawracają ludziom głowy nie można za nie otrzymać żadnego honorarium niemodne jak wiarus dzwoniący nogami nie kłamią dłużej niż żyją nieporadne jak nie oblizane jeszcze cielę tłumaczyłem mu że czeka go tylko jedno słowo które jest milczeniem 1968, 1970 Nic więcej Napisał "Mój Bóg" ale przekreślił, bo przecież pomyślał o tyle mój, o ile jestem sobkiem napisał "Bóg ludzkości" ale ugryzł się w język, bo przypomniał sobie jeszcze aniołów i kamienie podobne w śniegu do królików wreszcie napisał tylko "Bóg". Nic więcej Jeszcze za dużo napisał 1968, 1986 Wierzę Wierzę w Boga z miłości do 15 milionów trędowatych do silnych jak koń dźwigających paki od rana do nocy do 30 milionów obłąkanych do ciotek którym włosy wybielały od długiej dobroci do wpatrujących się tak zawzięcie w krzywdę żeby nie widzieć sensu do przemilczanych - śpiących z trąbą archanioła pod poduszką do dziewczynki bez piątej klepki do wymyślających krople na serce do pomordowanych przez białego chrześcijanina do wyczekującego spowiednika z uszami na obie strony do oczu schizofrenika do radujących się z tego powodu że stale otrzymują i stale muszą oddawać bo gdybym nie wierzył osunęliby się w nicość 1968, 1970 O jednych i drugich - Ach ci pastuszkowie - mówił - bardziej dziecięcy niż dziecinni posłuszni jak len na koszule bardziej prości niż kanonizowani sypią się pod sam próg jak grzeczne króliki bezbronni i nie zapomniani jeszcze bez myśli rosnącej jak ogromny krzyż bez bólu głowy porozstawiani w czterech kątach serca bez problemów inteligenckich spokojni że nie potrzebują ani niczego ukryć ani dodać gorzej z tymi trzema mędrcami których wygoniło na pustynię zaglądanie do nieba którzy wisieli na jednym włosku gwiazdy sam na sam z długim nerwem rozumu szukający po ciemku krzykiem sumienia żeby to co proste - było głębokie to co bliskie - najszersze żeby to co jedyne - nie zamykało się w jednej formułce dla których odnalezienie staje się początkiem którzy wracają zawsze inną drogą którzy dopiero po kropce stawiają i jak niebo idą dalej 1968, 1970 Spojrzał Spojrzał na gotyk co stale stroi średniowieczne miny na osiemnastowieczny ołtarz jak barokową trumnę na szczurzych łapkach na włochate dywany które zmieniają nasze kroki w skradające się koty na żyrandol jak dziedziczkę w krynolinie na jaśnie oświecony sufit na pyszno pokutne klęczniki na anioła co stale o jeden numer za mały na liście co w świetle lampki czerwonej wydają się czarne stanął w kącie załamał odjęte z krzyża ręce i pomyślał chyba to wszystko nie dla mnie 1968, 1970 Wigilia Już wzdychał na myśl o Bożym Narodzeniu o tym jak naprawdę było zaczął się modlić do świętej rewolucji w Betlejem od której liczymy czas kiedy znowu zaczął merdać puszysty ogon tradycji wprosiła się choinka elegancko ubrana mlaskały kluski z makiem kura po wigilii spieszyła na rosół potem milczenie większe niż żal i już na gwiazdkę szalik przytulny jak kotka żeby się nie ubierać za cienko i nie kasłać za grubo zdrzemnął się na dwóch fotelach wydawało mu się że słowo ciałem się stało - i mieszkało poza nami nawet usłyszał że za oknem przyszedł Pan Jezus prosty jak kościół z jedną tylko malwą obdarty ze śniegu i polskich kolęd za wcześnie za późno nie w porę nacisnął dzwonek, dzwonek był nieczynny 1968, 1970 Boję się Twojej miłości Nie boję się dętej orkiestry przy końcu świata biblijnego tupania boję się Twojej miłości że kochasz zupełnie inaczej tak bliski i inny jak mrówka przed niedźwiedziem krzyże ustawiasz jak żołnierzy za wysokich nie patrzysz moimi oczyma może widzisz jak pszczoła dla której białe lilie są zielononiebieskie pytającego omijasz jak jeża na spacerze głosisz że czystość jest oddaniem siebie ludzi do ludzi zbliżasz i stale uczysz odchodzić mówisz zbyt często do żywych umarli to wytłumaczą boję się Twojej miłości tej najprawdziwszej i innej 1969, 1970 Co zostało we mnie Nie o grzechy mnie pytaj co zostało we mnie Ile szczerości tego co już było dawno ile uśmiechów wcześniejszych od myśli niewinności jak długowłosego jamnika albumu z wierszem "kto bibułę buchnie niech mu łapa spuchnie" snu od bólu głowy liścia wiązu co drapie serca widzącego bez okularów barwy której się uczyłem jak muzyki kamienia wystrzelonego z procy który nie doleciał jeszcze do ziemi modlitwy szumiącej jak ogień siostry przy rodzinnym stole jak niebieska ostróżka pokazującej mi język po drugiej stronie lampy słów wciąż czujnych by nie uśpić krzywdy sumienia tak wiernego jak anioł i zwierzę i tego niewiadomego - co dalej 1969, 1970 Do świętej Tereski Ciemna pod powiekami święta Teresko nie trzymaj stale róż oklepanych arystokratek sztywnych jak wiersze na imieniny pokaż nam leśny śnieżny zawilec najmniejszy i nieostatni jaskółcze ziele co leczy kurzajki żółty żarnowiec znad morza czerwoną smółkę jak lep na owady przylaszczkę która z różowej staje się niebieską wrotycz z zapachem na kilka metrów bławatek jak wianek nieustanny i krótki wiosenną firletkę polodowcowy biały siódmaczek mlecze dla nieogolonych królików gotyckie rdzawe szczawie storczyk jak przystojnego pająka i wszystkie inne jeszcze boże zielska na liściach których słońce staje się pokarmem tyle tego że nie można się połapać przy nich nawet każdy uczony - niedouczony zwłaszcza w lipcu kiedy wyłażą maślaki i rydze 1969, 1970 Wyznanie Zamykałem wiedzę w szufladkach wymieniałem pajęczaki stawonogi i kręgowce myliłem na niebie gwiazdę pierwszą z ostatnią nie rozumiejąc kamieni - nazywałem notowałem w zeszycie spostrzeżenia wiedziałem że kiedy przylecą drozdy i żółte pliszki można już spać przy otwartym oknie - że po wilgach i derkaczach przychodzi pierwsza burza że słonka wędruje tylko w nocy a wyżeł ma brwi nad oczami poznawałem głuszca po zielonej piersi zimorodka po czerwonych nogach dostrzegłem że wiewiórka jest od spodu biała że czajki kładą dzioby na ziemi że kwiaty zapylane nocą nie są nigdy ciemne że w maju kwitną rośliny niskie a w czerwcu wysokie mówiono że można szukać prawdopodobieństwa i utracić prawdę że prac doktorskich teraz się nie czyta tylko się je liczy że króla najłatwiej uwieść ale trudno się do niego dopchać że więcej jest dowodów na istnienie Pana Boga niż na istnienie człowieka że piekło to po prostu życie bez sensu czytałem na cmentarzu: "Tu leży Maria Dymek, ducha oddała Bogu, ziemi - ciało, jezuitom - domek. Dobrze się stało" Chwytałem się jeszcze teologii za rękę pytałem czy anioł spowiadający byłby do zniesienia dzieliłem grzechy na śmiertelne to znaczy ciche i lekkie - inaczej hałaśliwe podglądałem czystość po obu stronach śniegu wreszcie wzruszyłem ramionami: przecież wszystkie słowa sprawiają że się widzi tylko połowę 1969, 1970 Za szybko Za szybko chcesz wiedzieć wszystko już masz pretensję do samego Boga że odłożył słuchawkę - do własnego Anioła Stróża że nietypowy nie biały ale serdecznie rudy - podsłuchuje spojrzenia podobno na dwóch etatach ponieważ fruwa - omija pytania (a wszędzie tyle pyskatego cierpienia) za prędko chcesz żeby wszystko było tak proste jak seter irlandzki ze świętym Franciszkiem w brązowych oczach gdy łeb zwężony położy na kolanach ofiarując ogon - wypróbowany przyrząd do powitań i pożegnań Tymczasem spada ciemność jak pilśniowy kapelusz obłazi nas chude milczenie wiedza wydaje się lizaniem choć zawsze większa od odpowiedzi skomli chłód zrozumienia wszystko żeby nie widzieć jeszcze a już wierzyć 1969, 1986 * * * Dziękuję Ci po prostu za to, że jesteś za to, że nie mieścisz się w naszej głowie, która jest za logiczna za to, że nie sposób Cię ogarnąć sercem, które jest za nerwowe za to, że jesteś tak bliski i daleki, że we wszystkim inny za to, że jesteś już odnaleziony i nie odnaleziony jeszcze że uciekamy od Ciebie do Ciebie za to, że nie czynimy niczego dla Ciebie, ale wszystko dzięki Tobie za to, że to czego pojąć nie mogę - nie jest nigdy złudzeniem za to, że milczysz. Tylko my - oczytani analfabeci chlapiemy językiem 1969, 1970 Ankieta Czy nie dziwi cię mądra niedoskonałość przypadek starannie przygotowany czy nie zastanawia cię serce nieustanne samotność która o nic nie prosi i niczego nie obiecuje mrówka co może przenieść wierzby gajowiec żółty i przebiśniegi miłość co pojawia się bez naszej wiedzy zielony malachit co barwi powietrze spojrzenie z nieoczekiwanej strony kropla mleka co na tle czarnym staje się niebieska łzy podobno osobne a zawsze ogólne wiara starsza od najstarszych pojęć o Bogu niepokój dobroci opieka drzew przyjaźń zwierząt zwątpienie podjęte z ufnością radość głuchoniema prawda nareszcie prawdziwa nie posiekana na kawałki czy umiesz przestać pisać żeby zacząć czytać? 1969, 1970 Jak długo Jak długo wierzyć nie rozumieć jak długo jeszcze wierzyć nie wiedzieć ciemno jak pod bukiem o gładkiej korze pokaż się choć na chwilę w kościele - rozebranym do naga ze świecidełek jak święci co nie mają niczego do ukrywania jak w promieniu miłości promień przyjaźni podaj ręce którymi odwiedzałeś ani za późno ani za daleko nie daj nam tak długo wierzyć 1969, 1970 Tyle wieków Pochwalono chrześcijaństwo że tak długo rosło mój Boże tyle wieków nawet święci Twoi co poczernieli ze starymi deszczami jak turkusy umierając zielenieją a ono pobiegło do Matki Najświętszej grającej małemu Jezusowi na laskowym orzechu ubogiej - jak w grottgerowskiej burce tak prawdziwej - że już bez powrotu i skarżyło się do ucha że się jeszcze na dobre nie zaczęło 1969, 1970 Niekoniecznie na pewno Jezu na krzyżu od nieba do ziemi miałem mówić ale pomyślałem że słowa umniejszają jak każda czułość miałem iść z postępem ale powstrzymał mnie artykuł "Moda i życie wewnętrzne" miałem rozpaczać ale sądziłem że czasem można przedostać się do nieba pomiędzy niepewnością wiedzy a pewnością wiary pokazując jak bilet ulgowy - zapłakany policzek miałem udowadniać przeszkodziła mi śmierć - jak inna ojczyzna więc trzymałem się tylko Ciebie za palec 1969, 1970 O nieobecnych Myślała że został już tylko na fotografii z twarzą bez oddechu Tymczasem w każdej chwili kiedy zapalała światło nakrywała do stołu w świecie tak małym w którym jest już wszystko wiedząc że zmęczenie jest przynajmniej połową miłości że kochać - to nie znaczy iść w swą własną drogę nieefektowna jak zielona cyranka bez połysku wytrwała jak chory z urojenia który ma w końcu rację kiedy odkrywała że można się modlić mając tylko czyste sumienie kiedy odchodziła żeby wrócić z sercem nie skróconym przez oszczędność tak znikoma że prawdziwa sama na wspólnej drodze po obu stronach wiary Tłumaczył że wieczność jest tylko jedna że już są razem chociaż się nie widzą że miałby ochotę nagadać jej serdecznie choćby w przedpokoju ciepłym od ubrań przecież tylko nieobecni są najbliżej 1969, 1970 Do świętego Piotra Nie na początku kiedy zaczynamy wierzyć wtedy chodzimy jeszcze jak borsuk na całej stopie z nosem do góry ale potem kiedy milknie pobekiwanie świateł ściemnia się jakby katechizm mrużył oko więdnie ultrafiolet jak hiacynt niebo wydaje się grzeczne i niewskazane na samym szarym końcu wiary gdzie przystaje spocona teologia kaznodzieja nie gimnastykuje języka wtedy przyjdź wprost z dziedzińca Kajfaszowego jeszcze bez kluczy a już ze łzami które najdalej prowadzą 1969 Przez pamięć Nikodema Przez pamięć tak długo nienawróconego Nikodema wychodzącego jak rak wieczorem ratuj trzymających się oburącz trzeźwej rozpaczy egoistów albo inaczej litujących się nad samym sobą pytających - czy to prawda że piękne kobiety wymyślili tylko mężczyźni umierających niedbale dostrzegających łatwiej głupstwo niż nikczemność skrupulatów którzy tak dokładnie sprawdzają czas że nie wiedzą która godzina odchodzących od pacierza na co dzień 1969, 1970 O firankach w stajni Gdyby przyszli do Ciebie wtedy w świętą noc kiedy świeciła jedna czytelna gwiazda ci co uważają że trzeba wszystko mieć żeby nie przestać być ci co się boją bezradności Twoich narodzin może chcieliby przykryć Cię wełnianą kołdrą pozawieszać firanki w stajni sprawić świętemu Józefowi rękawiczki te najcieplejsze z jednym palcem założyć centralne ogrzewanie bardziej wpływowi pisaliby do urzędu kwaterunkowego o mieszkanie dla Ciebie z wygodami żebyś nie mieszkał kątem nieufni doszukiwaliby się w podskakującym ośle kucyka trojańskiego z podejrzanym sumieniem najodważniejsi zaczęliby protestować powołując się na Deklarację praw człowieka i obywatela i wszystkie dekrety o wolności wyznań poeci ubieraliby Betlejem w liryczne wykrętasy malarze smarowaliby złotym pędzlem w najlepszym wypadku modliliby się do Ciebie jak do małego milionera złożonego umyślnie na sianie a Ty tłumaczyłbyś otwartymi oczami ze zmarzniętą matką przy policzku że naprawdę jesteś więc oddajesz wszystko 1969 Więcej powiedzą Święta Teresa w obrazie jak w gorsecie Anioł Stróż jak niedyskretna religia ksiądz Piotr Skarga z podręcznikiem sejmowych kazań w krtani mogą iść poprzez wiersze o Bogu nie pucowani do glansu jak samowar a czasem po prostu rozpacz wielkie nic chodzące pomiędzy nami na palcach stary Tobiasz prowadzony przez anioła i psa ból rozebrany z gałganów do naga więcej powiedzą o Nim 1970 Do świętego Franciszka Święty Franciszku patronie zoologów i ornitologów dlaczego żubr jęczy jeleń beczy lis skomli wiewiórka pryska kos gwiżdże orzeł szczeka przepiórka pili drozd wykrzykuje słonka chrapi sikora dzwoni gołąb bębni i grucha kwiczoł piska derkacz skrzypi kawka plegoce jaskółka piskocze żuraw stroka drop ksyka człowiek mówi śpiewa i wyje tylko motyle mają wielkie oczy i wciąż jeszcze tyle przeraźliwego milczenia które nie odpowiada na pytania 1970 Przed podróżą Ty co nie chronisz od rozczarowań nie strzeżesz od zawodu ludzkiej miłości dajesz tak jakbyś żebrał nie leczysz raka karmisz głodem nie wydajesz polisy ubezpieczającej na życie nie układasz ran na jedwabnej poduszce który poustawiałeś aniołów z mieczami za bramą raju a nie dyplomatów w białych rękawiczkach wciąż wierzę że podnosisz nasze załamane paluchy otwierasz nam oczy czerwone jak u królika zapalasz światło tłumaczysz po drugiej stronie każdy ma swoją daleką podróż 1970 Wiem Teraz wiem że musisz być przeraźliwie doskonały wieczny i nieśmiertelny nierozpoczęty i nieskończony zbawiający i umiejący słuchać skoro nie lękałeś się umierać z miłości skoro nie bałeś się być słabym oddychać ciężko po każdym złudzeniu być zbitym na kwaśne jabłko 1970 O wierze Jak często trzeba tracić wiarę urzędową nadętą zadzierającą nosa do góry asekurującą głoszoną stąd dotąd żeby odnaleźć tę jedyną wciąż jak węgiel jeszcze zielony tę która jest po prostu spotkaniem po ciemku kiedy niepewność staje się pewnością prawdziwą wiarę bo całkiem nie do wiary 1970 Podziękowanie - Pamięci George'a Eliota Dziękuję Ci że nie jest wszystko tylko białe albo czarne za to że są krowy łaciate bladożółta psia trawka kijanki od spodu oliwkowozielone dzięcioły pstre z czerwoną plamą pod ogonem pstrągi szaroniebieskie brunatnofioletowa wilcza jagoda złoto co się godzi z każdym kolorem i nie przyjmuje cienia policzki piegowate dzioby nie tylko krótkie albo długie przecież gile mają grube a dudki krzywe za to że niestałość spełnia swe zadanie i ci co tak kochają że bronią błędów tylko my chcemy być wciąż albo albo i jesteśmy na złość stale w kratkę 1970, 1998 Który Który stworzyłeś pasikonika jak szmaragd z oczami na przednich nogach czerwoną trajkotkę z wąsami na głowie bociana gimnastykującego się na łące kruka niosącego brodę z dłuższych piór barana znającego tylko drugą literę łacińskiego alfabetu kolibra lecącego tyłem słonia wstydzącego się umierać może dlatego że taki duży osła aż tak miłego że głupiego kowalika chodzącego do góry ogonem zresztą wszystkich co nie wiedzą dlaczego ale wiedzą jak kanciaste orzeszki buku co pękają tylko na czworo anioła po nieobecnej stronie - bez własnego pogrzebu z braku ciała żabę grającą jak nakręcony budzik nieśmiertelniki więdnące - więc prawidłowe i nieprawdziwe dyskretną rozpacz jak pogodne krakanie logiczną formułkę nad przepaścią niezawinioną winę psiaka z półopadniętym uchem łzę jak skrócony rachunek chyba jeszcze nie powstał na serio świat jeszcze trwa Twój uśmiech niedokończony 1970 Którędy Którędy do Ciebie czy tylko przez oficjalną bramę za świętymi bez przerwy w sztywnych kołnierzykach niosącymi przymusowy papier z pieczątką może od innej strony na przełaj trochę naokoło od tyłu poprzez ciekawą wszystkiego rozpacz poprzez poczekalnię II i III klasy z biletem w inną stronę bez wiary tylko z dobrocią jak na gapę przez ratunkowe przejścia na wszelki wypadek z zapasowym kluczem od samej Matki Boskiej przez wszystkie małe furtki zielone otwierane z haczyka przez drogę niewybraną przez biedne pokraczne ścieżki z każdego miejsca skąd wzywasz nie umarłym nigdy sumieniem 1970 Anioł poważny i niepoważne pytania Czy zostałeś aniołem dopiero po dłuższym namyśle czy zamiast palca serdecznego masz tylko wskazujący czy spowiadasz tylko z grzechów ciężkich bo lekkie trudno udźwignąć czy klaszczesz w dłonie patrząc na konanie jak na sytuację przedbramkową czy nigdy nie płaczesz żeby się nigdy nie uśmiechać czy umiesz uważnie bez powodu słuchać czy nie przytulasz się żeby odejść czy nie tęsknisz za ciałem za ludzkim uśmiechem za dłońmi złożonymi w kominek za ziębą co we wrześniu opuszcza ogrody za źrebakiem zamykającym powieki za chrząszczem o nogach żółtoczerwonych za każdą sekundą zawsze ostatnią za tym co nietrwałe i dlatego cenne 1970 Stare fotografie Tylko fotografie nie liczą się z czasem pokazują babcię jak chudą dziewczynkę z wiosną na czerwonych gałęziach wikliny jej piłkę sprzed pół wieku i wróble jak liście jej warkoczyk tak wierny jak anioł prywatny jej skakankę jak prawdę bez łez i pożegnań biskupa w krótkich majtkach na wysokim płocie fotografie najchętniej ocalają dziecko wolą uśmiech niż ostre dogmatyczne niebo również serce co się dyskretnie spóźniło pokazują wakacje bezlitosne lato z psem spotkanie pomiędzy pszenicą i owsem zwłaszcza gdy życie ucieka jak balon i ślimak chodzi z domem swym bezdomny kamień z twarzą królewską który nie skamieniał przed dworem co się spalił siostry cienkie w pasie dowcipne choć zegarek im płakał na rękach wspomnienie 6 klasy stygnące jak perła z dyrektorem jak z ssakiem niewinnym pośrodku umarł nie zmartwychwstał by odejść jak człowiek staw pożółkły jak topaz i żabę z talentem kiedy szczygieł z ogrodu przenosi się w pole nawet trawę co zawsze wykręci się sianem krajobraz co już przeszedł dawno w geografię i oczy już za wielkie by stać je na rozpacz 1970 Trochę plotek o świętych Święci - to także ludzie a nie żadne gąsienice dziwaczki nie rosną krzywo jak ogórki nie rodzą się ani za późno ani za wcześnie święci bo nie udają świętych na przystankach marznąc przestępują z nogi na nogę śpią czasem na jedno oko wierzą w miłość większą od przykazali w to że są cierpienia ale nie ma nieszczęść wolą klękać przed Bogiem niż płaszczyć się przed człowiekiem nie lubią deklamowanej prawdy ani klimatyzowanego sumienia nie przypuszczają żeby z jednej strony było wszystko a z drugiej guzik z pętelką stale śpieszą się kochać znajdują samotność oddalając się od siebie a nie od świata są tak bardzo obecni że ich nie widać nie lękają się nowych czasów które przewracają wszystko do góry nogami nie chcą być również umęczeni w słodki sposób jak na nabożnych obrazkach niekiedy nie potrafią się modlić ale modlą się zawsze chętnie wzięliby na indeks niejedną dobrą książkę żeby bronić jej przed głupim czytelnikiem nie noszą zegarków po to żeby wiedzieć ile się spóźnić mają sympatyczne wady i niesympatyczne zalety boją się grzechu jak fotela z fałszywą sprężyną uważają że tylko pies jest dobry kiedy jest zły nie mają i dlatego rozdają tak słabi że przenoszą góry potrafią żyć i nie dziwić się odchodzącym potrafią umierać i nie odchodzić Można o nich o wiele więcej pisać ale po co trzymają się przyjaźni jak gawron gawrona poznają późne lato po niebieskiej goryczce słyszą na pamięć wilgi gwiżdżące przed deszczem bawią ich jeszcze grzyby nieprawdziwe 1970, 1996 Odpowiedzi Czy stworzyłeś serce przez grubszą pomyłkę czy dajesz miłość żeby ją odebrać czy kochających od nas oddalasz na zawsze czy to co rozłącza nie łączy czy to co dzieli nie każe się spotkać czy nie odchodzimy by być już naprawdę gdzie trwałość i kruchość mówią o wieczności gdzie rzeki wracają z chmur gdzie niebo niesie pompę i morze nie wysycha 1970 Więc to Ciebie szukają Więc to Ciebie szukają gdy kupują kwiaty by na serio powtarzać romantyczne słowa wierność innym ślubując gdy biegną po schodach roznosząc swoje serce pod różne adresy gdy patrzą sobie w oczy by siebie nie widzieć więc to Ciebie szukają nic nie wiedząc o tym pisząc o dziurze w niebie o bólu zdumienia czy Bóg być musi jeśli Boga nie ma czy może się sumienie zaciąć jak parasol o tym że kto nie płacze przestaje być dzieckiem o głuchym co wykończy wreszcie kaznodzieję gdy nie pasują jak dwie nogi lewe gdy mówią: Zaraz przyjdę. Czekajcie z herbatą mam tylko pospisywać nazwiska z cmentarza niewielka to robótka zaraz będę gotów gdy chcą oddawać wszystko umierać dla kogoś maciejkę czułą w nocy pieścić na pamiątkę gdy trąbią z przekonania że nikogo nie ma i chodzą wkoło Ciebie jak czapla po desce 1970, 1996 Sprawiedliwość Profesor Annie Świderkównie Gdyby wszyscy mieli po cztery jabłka gdyby wszyscy byli silni jak konie gdyby wszyscy byli jednakowo bezbronni w miłości gdyby każdy miał to samo nikt nikomu nie byłby potrzeby Dziękuję Ci że sprawiedliwość Twoja jest nierównością to co mam i to czego nie mam nawet to czego nie mam komu dać zawsze jest komuś potrzebne jest noc żeby był dzień ciemno żeby świeciła gwiazda jest ostatnie spotkanie i rozłąka pierwsza modlimy się bo inni się nie modlą wierzymy bo inni nie wierzą umieramy za tych co nie chcą umierać kochamy bo innym serce wychłódło list przybliża bo inny oddala nierówni potrzebują siebie im najłatwiej zrozumieć że każdy jest dla wszystkich i odczytywać całość 1970, 1996 Samotność Nie proszę o tę samotność najprostszą pierwszą z brzegu kiedy zostaję sam jeden jak palec kiedy nie mam do kogo ust otworzyć nawet strzyżyk cichnie choć mógłby mi ćwierkać przynajmniej jak pół wróbla kiedy żaden pociąg pośpieszny nie śpieszy się do mnie zegar przystanął żeby przy mnie nie chodzić od zachodu słońca cienie coraz dłuższe nie proszę Cię o tę trudniejszą kiedy przeciskam się przez tłum i znowu jestem pojedynczy pośród wszystkich najdalszych bliskich proszę Ciebie o tę prawdziwą kiedy Ty mówisz przeze mnie a mnie nie ma 1970, 1996 Bóg się rodzi, moc truchleje W tę noc, co nie wiedziała jeszcze, że jest święta nie liżyłapy nie pochlebcy nie kandydaci na dygnitarzy nie urzędnicy nie spryciarze nie chwalipięty że "tam byłem pierwszy" nie reporterzy z telewizji ani dziennikarze ale najbliżsi zawsze sobie krewni analfabeci z bijącym sercem i mędrcy - bo szukają biegli niespokojni - czy się nie przeziębił czy gwiazda w ostatniej chwili Go nie przestraszyła czy miał suche pieluszki czy przy pięknie śpiewającym aniele nie dostał chrypki czy Go siano nie podrapało czy wierzgający osioł nie uraził swojego zwierzchnika - dostojnego wołu kiedy rozsądni się gorszyli Bóg wszechmogący stał się ludzkim dzieckiem z wyciągniętymi bezradnie rękami i świat się wcale nie zawalił ale zgarbiony uśmiechnął się i zaczął się prostować 1970, 1995 Mrówko ważko biedronko Mrówko co nie urosłaś w czasie wieków ćmo od lampy do lampy na przełaj i najprościej świetliku mrugający nieznany i nieobcy koniku polny ważko nieważka wesoło obojętna biedronko nad którą zamyśliłby się nawet papież z policzkiem na ręku człapię po świecie jak ciężki słoń tak duży że nic nie rozumiem myślę jak uklęknąć i nie zadrzeć nosa do góry a życie nasze jednakowo niespokojne i malutkie 1971, 1996 Bezdzietny anioł Właśnie wtedy kiedy pomyślałeś że papugi żyją dłużej że jesteś okrutnie mały niepotrzebny jak kominek na niby w stołowym pokoju jak bezdzietny anioł lekki jak 20 groszy reszty drugorzędnie genialny kiedy obłożyłeś się książkami jak człowiek chory nie wierząc w to że z niewiary powstaje nowa wiara że ci co odeszli jeszcze raz cię porzucą święty i pełen pomyłek właśnie wtedy wybrał ciebie ktoś większy niż ty sam który stworzył świat tak dobry że niedoskonały i ciebie tak niedoskonałego że dobrego 1971, 1986 Śpieszmy się - Annie Kamieńskiej Śpieszmy się kochać ludzi tak szybko odchodzą zostaną po nich buty i telefon głuchy tylko to co nieważne jak krowa się wlecze najważniejsze tak prędkie że nagle się staje potem cisza normalna więc całkiem nieznośna jak czystość urodzona najprościej z rozpaczy kiedy myślimy o kimś zostając bez niego Nie bądź pewny że czas masz bo pewność niepewna zabiera nam wrażliwość tak jak każde szczęście przychodzi jednocześnie jak patos i humor jak dwie namiętności wciąż słabsze od jednej tak szybko stąd odchodzą jak drozd milkną w lipcu jak dźwięk trochę niezgrabny lub jak suchy ukłon żeby widzieć naprawdę zamykają oczy chociaż większym ryzykiem rodzić się niż umrzeć kochamy wciąż za mało i stale za późno Nie pisz o tym zbyt często lecz pisz raz na zawsze a będziesz tak jak delfin łagodny i mocny Śpieszmy się kochać ludzi tak szybko odchodzą i ci co nie odchodzą nie zawsze powrócą i nigdy nie wiadomo mówiąc o miłości czy pierwsza jest ostatnią czy ostatnia pierwszą 1971, 1986 Matka Boska Staroświecka Matko Boska Staroświecka z dawnego kościoła podobnego do zakochanego co osiwiał znowu spadają skrzydlaki jesionu tak samo szczeka owczarek szorstkowłosy ze szczotką na ogonie ziewa po adoracji niewyspany święty znowu kiedy się nie kocha - przedmioty stoją bez pożytku w sierpniu młode bociany stają się samodzielne teza i antyteza kończą się pobiciem i protezą kura się stale jąka zimą trochę liści trzyma się na grabie nawet łacina milczy żeby wrócić znowu najważniejsi nieważni stale kos dłuższy od szpaka po dawnemu osioł zakochany uczy się fruwać i nie mamy zielonego pojęcia umierając po raz pierwszy Tylko nam się w głowie poprzewracało i chcemy wymyślić dzisiaj bez wczoraj nowe bez starego 1971, 1980 Spotkania Ktokolwiek nas spotyka od Niego przychodzi tak dokładnie zwyczajny że nie wiemy o tym jak osioł co chciał zawyć i nie miał języka lub chrabąszcz co swej nazwy nie zna po łacinie będziemy się mijali nie wiadomo po co spoglądali na siebie i sięgali w ciemność myśleli o swym sercu że trochę zawadza jak wciąż ta sama małpa w secesyjnej klatce Ktokolwiek nas spotyka od Niego przychodzi jeśli mniej religijny - bardziej chrześcijański wspomni coś od niechcenia podpowie adresy jak śnieg antypaństwowy co wzniosłe pomniki z wyrazem niewiniątka zamienia w bałwany niekiedy łzę urodzi ważniejszą od twarzy co pomiędzy uśmiechem a uśmieszkiem kapie Ktokolwiek nas spotyka od Niego przychodzi nagle zniknie - od razu przesadnie daleki czy byliśmy prawdziwi - sprawdził mimochodem 1971, 1980 Gdybyśmy sami wymyślili Gdybyśmy sami sobie Ciebie wymyślili byłbyś bardziej zrozumiały i elastyczny albo tak doskonały że obojętny albo tak kochający że niedoskonały jak wytworni geniusze bądź źli bądź za dobrzy wolnomyślny i liberalny mielibyśmy etykę z winą ale bez grzechu życie bez śmierci miłość bez rozpaczy nie byłoby kołatania z lękiem do bramy samotnego sumienia dyżurnego anioła stróża czasem jak niewiernego kota dzikich pretensji: mam za dobrą opinię o Bogu żeby w Niego uwierzyć albo - nic nie wiem ale jestem tak smutny jakbym wszystko już wiedział musiałbyś się liczyć z nami i uważać na siebie nie straszyć kiedy radość zaczyna być grzechem spełniałbyś po kolei nasze życzenia urodziłbyś się nie w Betlejem ale w Mądralinie i dopiero byłbyś naprawdę niemożliwy 1971, 1980 Dlatego Nie dlatego że wstałeś z grobu nie dlatego że wstąpiłeś do nieba ale dlatego że Ci podstawiono nogę że dostałeś w twarz że Cię rozebrano do naga że skurczyłeś na krzyżu jak czapla szyję za to że umarłeś jak Bóg niepodobny do Boga bez lekarstw i ręcznika mokrego na głowie za to że miałeś oczy większe od wojny jak polegli w rowie z niezapominajką - dlatego że brudny od łez podnoszę Ciebie stale we mszy jak baranka wytarganego za uszy 1971, 1980 Dawna wigilia Przyszła mi na wigilię, zziębnięta, głuchociemna, z gwiazdą jak z jasną twarzą - wigilia przedwojenna, z domem, co został jeszcze na cienkiej fotografii, z sercem, co nigdy umrzeć porządnie nie potrafi, z niemądrym bardzo piórem skrobiącym w kałamarzu, z przedpotopowym świętym - z Piłsudskim w kalendarzu, z mamusią, co od nieszczęść zasłonić chciała łzami - podając barszcz czerwony, co śmieszył nas uszkami, z lampą, z czajnikiem starym wydartym chyba niebu, z całą rodziną jeszcze, to znaczy sprzed pogrzebów. Nad stołem mym samotnym zwiesiła czułą głowę - nad wszystkie figi z makiem - dziś już posoborowe. Przyszła, usiadła sobie. Jak żołnierz pomilczała, Jezusa z klasy pierwszej z opłatkiem mi podała. 1971, 1973 Do ojca Pawła Dembińskiego Tak mi się wszystko teraz przypomina Twój głos, który na pamięć poznali klerycy Twe oczy łaski pełne i Twój święty Paweł Nawet Twój zwykły klęcznik pod ścianą w kaplicy Tyle razy dzwoniły kościelne zegary Prymicji tyle przeszło, biegły lata drogie Uczyłeś nas po prostu świętego kapłaństwa Bogu dziękować za to, że jest Bogiem Choćbyś ukrył się głębiej w samej mysiej dziurze Klęczał z różańcem w ręku, na samym dnie ciszy Stale wszystko pamiętam, Twój uśmiech wciąż czysty Twój cień na korytarzu, Twe serce co słyszy Trędowaty - niewdzięczny, kameduła niemy Nie odwiedzam, nie dzwonię, pisać nie potrafię Tylko trzymam w brewiarzu między obrazkami Tuż przy Magnificat Twoją fotografię - 1972 Kiedy Boże ile spraw odfajkowano poza nami kiedy mieliśmy się urodzić w którym roku miesiącu i dniu Od kogo uciekać żeby się z nim spotkać i biec do kogo aby się z nim minąć Jak nie wierzyć aby zyskać wiarę Kogo kochać nareszcie by stać się samotnym Kto ma nam umrzeć by zbliżyć do Ciebie Kiedy kto postanowi żeśmy już umarli 1972 Ścieżka Modlę się żeby go nie ogłoszono świętym nie malowano nie wytykano palcami nie oświecano życiorysem koniecznym i niepotrzebnym bez fotografii tak dokładnej że nieprawdziwej bez reklamy śmierci bez wiary wygładzonego szkiełka żeby był ścieżką jak życie drobną schyloną jak kłosy przez którą przebiegł Jezus nieśmiały i bosy 1972, 1986 Szukam Szukam nie ogłoszonej jeszcze świętej tak autentycznej że bez obrazka patronki piękności nieprzydatnej urody dla nikogo przyjaźni zatrzymanej w listach na dnie szufladki pantofli na sznurku maskotki rozciągającej policzek w uśmiechu futerka tak taniego że za drogo wyszło spraw zawiązanych gdzieś tam poza nami zdmuchniętego imienia tuż przy Aniele Stróżu który się zamyślił że strzeżonego Bóg właśnie nie strzeże Wtedy odnajduję dwunastoletnią Małgosię co umarła w szpitalu przy mojej stule z jedną ściętą minutą przy sercu 1972, 1996 Dziękuję Dziękuję Ci za miłość prędką bez namysłu za to że nie jest całym człowiek pojedynczy za oczy nagle bliskie i niebezimienne za głos niedawno obcy a teraz znajomy za to że nie ma czasu by pisać list krótki więc dlatego się pisze same tylko długie choć pisanie jest po to by szkodzić piszącym a miłość wciąż niezręcznym mijaniem się ludzi że nie można Cię zabić w obronie człowieka Dziękuję Ci za tyle bólu żeby sprawdzać siebie za wszystko co nieważne najważniejsze za pytania tak wielkie że już nieruchome 1972, 1979 Tak ludzka - Jadwidze Marlewskiej Nie wierzą świętej Annie wszyscy ważni święci że znała Matkę Bożą w sukience do kolan z dowcipnym warkoczykiem i wesołą grzywką w sandałach z rzemykami co były niepewne czy może się poplątać to co nieśmiertelne biegającą jak wróbel polski po podwórku zerkającą do studni orzechowym okiem jak spada całe niebo bez bliższych wyjaśnień umiejącą odróżnić jak pszczołę najprościej zwykłe dobro na co dzień od doskonałości bo zawsze są prawdziwe rzeczy mniej ogólne poznającą zapachy i uparte smaki jak słodki kwaśny słony i najczęściej gorzki zwłaszcza gdy pies wprost z budy nie archanioł dziwny demonstrował ogonem liryzm prymitywny O córko świętej Anny z najżywszych obrazów tak ludzka że nie byłaś dorosłą od razu 1972, 1996 Żal - Zofii Małynicz Żal że się za mało kochało że się myślało o sobie że się już nie zdążyło że było za późno choćby się teraz pobiegło w przedpokoju szurało niosło serce osobne w telefonie szukało słuchem szerszym od słowa choćby się spokorniało głupią minę stroiło jak lew na muszce choćby się chciało ostrzec że pogoda niestała bo tęcza zbyt czerwona a sól zwilgotniała choćby się chciało pomóc własną gębą podmuchać w rosół za słony wszystko już potem za mało choćby się łzy wypłakało nagie niepewne 1972, 1986 Rozmowa z Matką Bożą Czy lubisz podbiał żółty lipce z koźlakami konwalie w kłączach stulone pod ziemią lubczyk co miłość przywraca a częściej nadzieję księżyc chodzący za nami jak cielę ceremonialny lecz bez rękawiczek poziomki te najniższe kminek najpodlejszy i lato półniebieskie gdy kwitną ostróżki co przyjdą jak leniwa mądrość od niechcenia żołędzie co się dłużą w październiku zwykły chleb co wie zawsze ile bólu w hostii kota niewiernego ale z zasadami bo najpierw myje prawą nogę przednią Ale Ty Matko nie myślisz źle o nas zawsze tych co się potkną gotowa obronić między prawdą a szczęściem najłatwiej nos rozbić pragniesz spraw ostatecznych wybierasz najbliższe i szukasz pewnie jednej mrówki w lesie tak bardzo spracowanej jakby miała umrzeć najzabawniej jak człowiek wśród wszystkich osobno 1972, 1980 Być nie zauważonym Być nie zauważonym by spotkać się z Tobą nie czytanym zbytecznym właśnie byle jakim przekreślonym do końca nonszalancją ręki aromatem niemocnym jeszcze nie poznanym tuż pomiędzy goździkiem pieprzem i migdałem fotografią nieważną bo niedokąpaną liryzmem co się siebie coraz więcej wstydzi książką którą się kładzie wciąż jedną na drugiej jabłkiem po gruszce zawsze trochę kwaśnym rakiem trzymanym w koszu z pokrzywami włosami co odchodzą jak myszy po cichu szczygłem co chciał przyfrunąć lecz umarł wysoko z ogonem tak leciutkim że ponad rozpaczą biedronką zapomnianą gdy przechodzą żuki świętym któremu w czas remontu utrącono głowę niech będzie niewidzialnym skoro stał się dobrym 1972, 1980 Do miłości bez serca Modlę się jeszcze do miłości bez serca niezapominajki niby niebieskiej ale szorstkiej jak często tylko do płaczu potrzebne jest serce do pisania listów na miękko okolicznościowych wzruszeń malowania świętych szukania drugiego chociaż nie do pary po to aby wybierać środki łatwe i nie złote żeby zazdrościć przez telefon wynajdywać słabe strony kamienia Serce to jeszcze za mało żeby kochać 1972, 1986 Dlaczego jest święto Bożego Narodzenia? Dlaczego jest święto Bożego Narodzenia? Dlaczego wpatrujemy się w gwiazdę na niebie? Dlaczego śpiewamy kolędy? Dlatego, żeby się uczyć miłości do Pana Jezusa. Dlatego, żeby podawać sobie ręce. Dlatego, żeby się uśmiechać do siebie. Dlatego, żeby sobie przebaczać. Żeby każda czarodziejka po trzydziestu latach nie stawała się czarownicą. 1973, 1987 Wszystko inaczej Bo Pan Bóg jest tak jasny że nic nie tłumaczy bo wiedzieć wszystko to nic nie wyjaśniać stąd cierpienie po prostu nie wiadomo po co tak od razu bez sensu że całkiem prawdziwe wszystkie łzy jak prosiaki chodzące po twarzy bo miłości tak piękne że wciąż niemożliwe choć listy po staremu i szept w białej kartce spotkania po kolei wiodące w nieznane szczęście co się nagle obliże jak cielę i śmierć tak punktualna że zawsze nie w porę choć wiadomo śmierć miłość od śmierci ocala I jeszcze stare furtki donikąd i wszędzie w których kiedyś czekałeś na to co nie przyszło wyżeł co chciał ci łapę podawać na zawsze biedronka co wróżyła że wojny nie będzie Lecz Pan Bóg wie najlepiej - więc wszystko inaczej czasem prośby nam spełnia żeby nas zawstydzić 1973, 1986 Jak się nazywa Jak się nazywa to nienazwane jak się nazywa to co uderzyło ten smutek co nie łączy a rozdziela przyjaźń lub inaczej miłość niemożliwa to co biegnie naprzeciw a było rozstaniem wciąż najważniejsze co przechodzi mimo przykrość byle jaka jak chłodny skurcz w piersi ta straszna pustka co graniczy z Bogiem to że jeśli nie wiesz dokąd iść sama cię droga poprowadzi 1973, 1986 Wieczność - Mieczysławowi Milbrandtowi Wciąż wieczność była z nami a nam się zdawało że wszystko jest nietrwałe więc trochę na niby jak zając nie chroniony lub trzmiel na ostróżkach że ciemność kapie z zegarka jak z rany że czas zmarnowany stale i za krótki każdą miłość zamienia na łzy bardzo drobne że dawni zakochani już się nie całują bo list najpierw przybliża a potem oddala dopóki będzie poczta ze skrzynką czerwoną i panny złe nieznośne a dobre za nudne i słów wszystkich za wiele bo brakuje słowa Wciąż wieczność była z nami a nam się zdawało że czas wszystko wymiecie mądry i niechętny że tylko nie odleci sójka zbyt ostrożna bo po to żeby cierpieć trzeba być bezbronnym jak dzieciństwo na wsi z królikiem przy sercu - Patrz - mówiłeś - tak wszystko na oczach się zmienia jak pasikonik za szybko zielony więc możemy nie poznać nawet swego domu połóż chociaż nożyczki na tym samym miejscu naparstka po mamusi nie oddaj nikomu i trzymaj fotografie bo Pan Bóg je zdmuchnie zwłaszcza kiedy podbiał zamyka się na noc a pszczoła sprawy ważne powiadamia tańcem i każda chwila już nie teraźniejsza stale przeszła lub przyszła ostatnia i pierwsza Wciąż wieczność była z nami a nam się zdawało 1973, 1996 Pewność niepewności Dziękuję Ci za to że niedomówionego nie domawiałeś niedokończonego nie kończyłeś nieudowodnionego nie udowadniałeś dziękuję Ci za to że byłeś pewny że niepewny że wierzyłeś w możliwe niemożliwe że nie wiedziałeś na religii co dalej i łza Ci stanęła w gardle jak pestka za to że będąc takim jakim jesteś nie mówiąc powiedziałeś mi tyle o Bogu 1973, 1980 Czas Każda miłość byłaby trochę na niby każda przyjaźń - stąd dotąd każda wierność niewierna każdy umarły niesłowny umówił się i nie przyszedł miał zadzwonić i cisza nawet samotność przestałaby łączyć zresztą zrobiłoby się ogólne zamieszanie bo wszystko co się kończy jest za krótkie ale zegarek stary racjonalista nie ogląda się na wieczność liczy dalej dokładnie tylko pojedyncze sekundy których nie ma 1974 Nieobecny jest Bóg jest tak wielki że jest i Go nie ma tak wszechmogący że potrafi nie być więc nieobecność Jego też się zdarza stąd czasem ciemno i serce się tłucze poskomli nawet jak pies niecierpliwy nawet wierzący nie wierzą po cichu i chcą się żartem wymknąć ze wzruszenia choć tak niedawno wierzyli na pamięć że całe życie czeka się na chwilę lecz Bóg tak wielki że Go czasem nie ma mózg jak tulipan chyli się zmęczony i myśli biegną wspólną pustą drogą tak jak biedronki co się razem schodzą by przed rozpaczą ukryć się na zimę tylko milczenie trwa i gwiazdy w górze i księżyc sprawiedliwy bo zupełnie nagi a ważki tak znikome że już wszystko wiedzą i liść ostatni brzęczy wprost z topoli że Nieobecny jest bo więcej boli 1974, 1986 Kto winien To tylko nagrzeszyła świętoszka maciejka księżyc nieuleczalny co nocami bredzi piorun co w kościół trafił by pszczołę ominąć i rozum nierozumny słuszność wciąż bez sensu i ból tak bardzo czysty że już uspokaja pożółkła pora lata gdy trzeba się żegnać popatrzeć sobie w oczy gdy dom pachnie jabłkiem a w ulach dawna cisza wytapiania wosku tak łagodna jak bożek którego psy liżą zabawna parasolka i długie trzy po trzy bo gdy jemy jeżyny kolor warg się zmienia (w takiej chwili granica przyjaźni niepewna) to tylko nagrzeszyła zwyczajna tęsknota lub po prostu wzajemna nasza nieznajomość źrebak światła co biegał niezgrabnie po ścianie serce co milczy mądrze by mówić od rzeczy piękno po którym często zjawia się nieprawda jakimi to drogami miłość wciąż niewinna sama do nas przychodzi i odchodzi sama 1974, 1986 Pan Jezus niewierzących Pan Jezus niewierzących chodzi między nami trochę znany z Cepelii trochę ze słyszenia przemilczany solidnie w porannej gazecie bezpartyjny bezbronny przedyskutowany omijany jak stary cmentarz choleryczny z konieczności szary więc zupełnie czysty Pan Jezus niewierzących chodzi między nami czasami się zatrzyma stoi jak krzyż twardy wierzących niewierzących wszystkich nas połączy ból niezasłużony co zbliża do prawdy 1974, 1980 Co zginęło Szukam co było zginęło co Ci zginęło Panie gwiazdy nie ruszyły z miejsca nie zmieniły adresu księżyc staroświecki został po dawnemu choć już podeptany tak jak przedtem półtora miliona gatunków chrząszczy w dalszym ciągu kaczka ma dwanaście tysięcy piór wiatr kręci się w kółko tak stale potrzebny że bezradny zgodnie z planem wędruje w marcu łosoś w górę rzeki niebieski i szary gryfon wystawia ptaki wodne unosząc przednią łapę gęś tylko pod skrzydło chowa głowę jeśli się mrówki zgubią to się same odnajdą bo mrowisko zawsze przy drzewie od południowej strony podobno małp przybywa - nie ubywa tylko człowiek stale Ci się gubi urodzony dezerter 1974 Wszystko co dawne Dlaczego dom rodzinny widać choć go nie ma i lampę co zgaszono trzydzieści lat temu i psa co szczekał groźnie a chciał nas powitać wciąż rzeczywiste to co niemożliwe czemu to co nie jest chlebem ważniejsze od chleba czemu ci co odeszli są bardziej obecni i nawet dawna miłość co straszyła grzechem stroi miny zabawne bo stała się duchem miłość to samotność co łączy najbliższych stąd czyste nawet co jest zbyt gorące fotografie prawdziwe - bo już niepodobne choćbyś nie chciał stać w miejscu tylko się śpieszył jak nagietki co kwitną przed dziesiątą rano czemu ból pisze wiersze nie idiotka ręka wszystko po to by pytać co nas łączy z ciałem 1974, 1980 Bez nas Odejdźmy już nie wróćmy nareszcie samotność będzie sama miłość bez chęci posiadania Bóg bez pytań rozpacz bez reklamacji piękno bez estetyki niebo białe po burzy po deszczu niebieskie jeszcze trochę pomarudzi ostatnie słowo jak bezradny baran jeszcze wiatr szarpnie oknem bo ciepło spotka zimno poskacze zielony pasikonik który porzucił wielkość żeby wybrać szczęście jeszcze zaboli długopis co mi został po matce ale wszystko będzie już naprawdę bo bez nas 1974, 1980 Skrupuły pustelnika Tak zająłem się sobą że czekałem aby nikt nie przyszedł stale prosiłem o jeden tylko bilet dla siebie nawet nic mi się nie śniło bo śpi się dla siebie ale sny ma się dla drugich jeśli płakałem - to niefachowo bo do płaczu potrzebne są dwa serca broniłem tak gorliwie Boga że trzepnąłem w mordę człowieka myślałem że kobieta nie ma duszy a jeśli ma to trzy czwarte założyłem w sercu tajną radiostację i nadawałem tylko swój program przygotowałem sobie kawalerkę na cmentarzu i w ogóle zapomniałem że do nieba idzie się parami nie gęsiego nawet dyskretny anioł nie stoi osobno 1974, 1980 Pytania Gdzie się prawda zaczyna a gdzie rozum kończy gdzie miłość między nami a gdzie już cierpienie czy łza czy na nosie ciepło zimnej wody dokąd razem idziemy by umrzeć osobno czy słowo jeszcze słowem czy nagle milczeniem czy ciało wciąż oddala czy tylko zasłania w którym miejscu odchodzi Pan Bóg oficjalny i nie patrzy w przepisy bo już jest prawdziwy O święty krzyżu pytań jak niewiele ważysz gdy małe głupie szczęście liże nas po twarzy 1974 Przeciw sobie Pomódl się o to czego nie chcesz wcale czego się boisz jak wiewiórka deszczu przed czym uciekasz jak gęś coraz dalej przed czym drżysz jak w jesionce bez podpinki zimą przed czym się bronisz obiema szczękami zacznij się wreszcie modlić przeciw sobie o to największe co przychodzi samo 1974 W okularach Narysowałem Cię Matko Najświętsza w okularach w grubych i ciężkich taka jesteś w nich ludzka jak urzędniczka na poczcie zmęczona naszymi listami jak babcia nad pasjansem który nie wychodzi jak przyszywana ciocia tak bliska że samotna jak nauczycielka nad klasówką z zielonym kleksem jak pewna niewierząca która dużo czyta i mniej widzi czasami bezdomna jak popielata kukułka bez rodziców teraz wymazuję okulary gumą i kawałkiem białego chleba żeby nie było śladu tylko tych łez to ja nie rysowałem jak to się stało 1974 Wobec bólu Wobec bólu krwi spływającej do rynsztoka dziecka umierającego z głodu Jezusa pędzonego do obozu batem jak wulgarne jest piękno jak niemoralny kościół z eleganckim bukietem na ołtarzu jak okrutne rymowane czyli gładko oblizane wiersze 1975 Może Może to czystość czyli serce na złość świntuchom niepodzielne może to mądrość bo stanęła na szarym końcu z trupem słowa może to wiedza tak ogromna że wciąż za mała jeszcze prawda może to ból bo mniej uszczypie jeżeli go zapytam o co może to Pan Bóg bo przychodzi tak jak nie Pan Bóg do nas stale 1975, 1980 Zagadka o Niej Tak złota że niepozorna tak niebieska że szara tak pierwsza że ostatnia w kolejce tak cudowna że zwyczajna mój Boże o ile słów za dużo dlatego że prawdziwa 1975, 1996 Wszystko jest proste Zapewne Boga wymyślili żeby biologię skomplikować można by zgodzić się na duszę lecz dla niej miejsca w ciele nie ma ile upartej wiary w rozum który nie chroni od nieszczęścia a przecież wszystko takie proste kiedy zbliżamy się do Boga jak milion mrówek z których każda ma śmierć tak ważną że osobną jak trąba która nie zazdrości że jest na świecie trąba większa jak łza smarkata co się uprze i nie pozwala dojść do słowa jak psiak co przejrzał nagle rano 1975 Modlitwa Jezu Frasobliwy na przekór wszystkim bez parasola na deszczu z gołymi kolanami słaby bo bezstronny nieśmiały jakbyś debiutował wierszem z prośbą o prostotę samotny bo spokrewniony ze światem pewnie martwią Cię ludzie którzy są jak katechizm na każde pytanie muszą mieć koniecznie odpowiedź 1975 Ratunku - Eugeniuszowi Zielińskiemu Dziki króliku chrząszczu mały co świecisz jak czerwony brokat wiosenne czajki czarno-białe ślimaku lekko ozłocony wierny granicie zielonkawy dębie surowy i niewinny droździe niezgodny i słowiku co podpowiadasz całą miłość od pocałunku do pobicia polny kamieniu przemęczony głosie oboju trochę suchy i fletu - niski ale lekki zapachu szałwii dobrodziejki niby nieśmiały a gorliwy i polski śniegu przedwojenny tak podeptany że już czysty wszystkie też wiązu liście krzywe jak niegenialnych ludzi dramat i po kolei pańscy święci niepopularni więc prawdziwi ratujcie mnie przed abstrakcjami 1975, 1986 Do pani Doktor - Dr Blance Mamont Pani Doktor w białym fartuchu w podkolankach co odmładzają przynoszę Pani serce do naprawy Bogu poświęcone a takie serdecznie niezgrabne jak nie wyczesany do końca wróbel niezupełne bo pojedyncze nie do pary biedakom do wynajęcia od zaraz i na zawsze niemożliwe i konieczne niewierzących irytujące zdaniem kobiet zmarnowane dla Anioła Stróża za ludzkie dla świętych podejrzane dla rządu niepewne dla teologów nieprzepisowe dla medyków nieznośnie normalne dla pozostałych żadne połóż je do szpitala i nawymyślaj żeby się choć trochę poprawiło 1975, 1997 Przyjdźcie Przyjdźcie potrzaskane klony jasne i żółte obszarpany z liści grabie dyskretny żołnierze z dziurami w głowach przyjdź dziewczynko spalona z łopatką do piasku i chłopcze coś przed śmiercią grał na scenie słonia przyjdź stara kwoko na urwanej łapie przyjdźcie cierpienia niewinne przyjdźcie Adamie i Ewo coście za szybko chcieli wiedzieć co dobre a co złe przyjdź cebulo co w swoich trzech sukienkach namawiasz do płaczu przyjdźcie i powiedzcie że to nie Jego wina 1975 Na wsi Tu Pan Bóg jest na serio pewny i prawdziwy bo tutaj wiedzą kiedy kury karmić jak krowę doić żeby nie kopnęła jak starannie ustawić drabinkę do siana jak odróżnić liść klonu od liścia jaworu tak podobne do siebie lecz różne od spodu a liści nie zrozumiesz ani nie odmienisz tu wiedzą że konie stają głowami do środka że kos boi się bardziej w ogrodzie niż w lesie że skowronek spłoszony raz jeszcze zaśpiewa kukułka tutaj żywa a nie nakręcona pszczoła wciąż się uwija raz w prawo raz w lewo a mirt rozkwita tylko w zimnym oknie ptaki też nie od razu wszystkie zasypiają zresztą mogą się czasem serdecznie pomylić jak ktoś kto bije żonę by zranić teściową i wiadomo że sosny niebieskozielone a dziurawiec to żółte świętojańskie ziele tu Pan Bóg jest jak Pan Bóg pewny i prawdziwy tylko dla filozofów garbaty i krzywy 1975, 1979 Daj nam ubóstwo Daj nam ubóstwo lecz nie wyrzeczenie radość że można mieć niewiele rzeczy i że pieniądze mogą być jak świnie i daj nam czystość co nie jest ascezą tylko miłością - tak jak życie całe i posłuszeństwo co nie jest przymusem ale spokojem gwiazd co też nie wiedzą czemu nad nami chodzą wciąż po ciemku i daj nam sen zdrowy świąteczny apetyt wiarę bez nerwów to jest bez pośpiechu a zimą jeszcze matkę mi przypomnij w ubogim czystym i posłusznym śniegu 1975, 1980 Szukałem Szukałem Boga w książkach przez cud niedomówienia o samym sobie przez cnoty gorące i zimne w ciemnym oknie gdzie księżyc udaje niewinnego a tylu pożenił głuptasów w znajomy sposób w ogrodzie gdzie chodził gawron czyli gapa w polu gdzie w lipcu zboże twardnieje i żółknie przez protekcję ascety który nie jadł więc się modlił tylko przed zmartwieniem i po zmartwieniu w kościele kiedy nikogo nie było i nagle przyszedł nieoczekiwany jak żurawiny po pierwszym mrozie z sercem pomiędzy jedną ręką a drugą i powiedział dlaczego mnie szukasz na mnie trzeba czasem poczekać 1975, 1996 Czas niedokończony Nie opowiadajcie razem i osobno że nie ma ludzi niezastąpionych bo przecież moja matka łagodna i nieubłagana cała w czasie teraźniejszym niedokończonym wychyla się z nieba żeby mi przyszyć oberwany guzik kto to lepiej potrafi w czyich palcach drży igła jak drucik ciepła gdy tyle dzisiaj uczuć a mało miłości i tyle cudzych kobiet a żadna nie moja a śmierć tak bardzo ważna bo się nie powtórzy i smutek jak sprzed wojny ostatnia choinka a przecież ta babcia z przeciwka przy stoliku na kółkach z pasjansem co nie wychodzi tak bardzo szybko żyła umarła pomału a czasami tak skryta że płakała w wannie lub ta co z sercem przyszła wojna ją zabiła razem z jasną torebką do letniej sukienki kto przywróci jej ciało kiedy nie ma ciała jej nos na mnie skrzywiony i kogutek włosów 1975, 1980 Przychodzą same Spotkania co przychodzą same tak poza nami że już się nie dziwisz że będzie dalej jak miało być wszystko bo Bóg był przedtem zanim szliśmy razem i można wracać po nitce do kłębka aż do rodziców co też się spotkali najpewniej po raz pierwszy nic nie wiedząc o tym że śmierć nie będzie ważna tak jak to spotkanie choć mogli wtedy zabawnie wyglądać bo wiatr zrywał matce kapelusz słomkowy jakby chciał przed małżeństwem jak kogut uciekać w wieczór co się zapomniał i stał się zielony radością najbardziej można się przestraszyć spotkania co przychodzą same tak dokładnie konieczne że zupełnie czyste wie o tym serce jak skrzydło niezgrabne w życiu co bez śmierci byłoby banałem żeby odejść od siebie też trzeba się spotkać 1975, 1991 Wniebowzięcie Nikt nie biegł do Ciebie z lekarstwem po schodach lampy nie przymrużono żeby nie raziła nikt nie widział jak ręka Twa od łokcia blednie pies nie płakał serdecznie że pani umiera nawet anioł zaniechał nadymania trąby to dobrze bo śmierć przecież za dużo upraszcza a ponadto zbyt ludzka zła i niedyskretna nikt nie przymknął Twych oczu nie zasłonił twarzy ani w bramie nie szeptał rozebranym głosem o tym co za głośno słyszy się w milczeniu Pan uchronił do końca i zdrową zostawił tylko kiedy pukano Ciebie już nie było nie śmierć ale miłość całą Cię zabrała jeśli miłość jest prawdą to ciała nie widać dzień był taki jak zawsze powietrze dzwoniło pszczołami co wychodzą rano na pogodę tylko ta sama cisza to straszne milczenie to puste miejsce przy kubku na stole choćby się razem z ciałem opuszczało ziemię 1975, 1980 Nie wysłuchane Modlitwy długie i nie wysłuchane pod krzyżem nocy na nagiej podłodze, w poczekalni szpitala gdy serce się lęka że doktor śmierć odczyta na leciutkiej kliszy na wszystkich drogach co się w końcu gubią po których miłość odchodząc nie wróci choć pójdzie prosto nie trafi do ciebie tylko na Księżycu cień Ziemi okrągły tutaj uczucia precyzyjnie ciemne modlitwy długie i nie wysłuchane o zdrowie dziecka o wierność i spokój wtedy gdy lata ciurkiem uciekają a jednej chwili wymodlić nie sposób Bóg widzi więcej chociaż niewidzialny i wieczór zawsze szybszy niż poranek 1975, 1986 Teorie Podnoszę Cię we mszy świętej niezgrabnie rękoma obiema choć mówią że usprawiedliwia Cię tylko to że Cię nie ma nie pierwszy raz nie ostatni patrzę w Twe oczy Panie choć mówią że zabili Cię żydzi a teraz chrześcijanie lecz wszystkie nasze teorie spisane niespisane najpierw są niedorzeczne potem niebezpieczne a wreszcie dawno znane więc tylko słyszę sercem Twe dłonie zawsze żywe aż łzy w kolejce stają - niemądre i prawdziwe 1975 Deszcz Deszczu co padałeś w ewangelii zarówno na dobrych jak i na złych co dzwoniłeś o dom na skale nie zajmują się tobą egzegeci bo deszcz - to tylko deszcz co prawda w świętym tekście ale nie na temat trochę bezmyślny chowa rozum jak przysmak Święty deszczu nieświęty bardziej samotny od anioła uśmiechu niepogody świadku nadliczbowy przecież to ty obmywałeś nogi idącemu Jezusowi jak mąż sprawiedliwy o wiele ciszej po męsku nie tak jak Magdalena 1975, 1980 To nieprawdziwe To nieprawdziwe trudne nieudane ta radość półidiotka bólu nowy kretyn żale jak byliny kwiaty zimnotrwałe rozum co nie przeszkadza żadnemu odejściu miłość której nigdy nie ma bez rozpaczy serce ciemne do końca choć jasne wzruszenia pociecha po to tylko że prawdę oddala żuczek co nas nie złączył choć obleciał wkoło śnieg tak bardzo wzruszony że niewiele wiedział jedna mrówka co zbiegła nareszcie z mrowiska uśmiech twój co za życia mi się nie należał wszystko stało się drogą co było cierpieniem 1975, 1980 W kolejce do nieba Powoli nie tak prędko proszę się nie pchać najpierw trzeba wyglądać na świętego ale nim nie być potem ani świętym nie być ani na świętego nie wyglądać potem być świętym tak żeby tego wcale nie było widać i dopiero na samym końcu święty staje się podobny do świętego 1975, 1980 Żeby nagle zobaczyć Więc tak długo trzeba było rozsądku się uczyć na pytania logicznie odpowiadać nie mówić bez sensu i od rzeczy żeby nagle zobaczyć że nadzieja może być obok rozpaczy niewiara obok wiary skakanka dziecięca na podłodze obok trumny dostojnik obok prosiaka prawda z palcem na ustach podopieczny pod kołami karetki pogotowia modlitwa obok smutnego kotleta na talerzu i ten krzyk nie umieraj nie odchodź jeszcze okażę ci serce z którym uciekałem - obok ciszy 1975, 1986 Owce między wilki Krowo co dajesz się doić tyle razy dla mnie wszystkie króliki umęczone abyśmy według przepisu chorowali wróblu w mieście brudny byle być z nami przez zimę szałwio co umierasz i do nieba idziesz byle nas zęby nie bolały prawdziwi chrześcijanie nie wodą z kranu ale krwią ochrzczeni co idziecie jak owce między wilki wstydzę się was kiedy biegam od siebie do siebie grymaszę na niewinne cierpienie lekkomyślnie poważny umawiam się aż z trzema lekarzami żeby nie umrzeć kiedy nie chcę być chlebem zmielonym dla Boga 1975 Przeszłość Kiedy nie umiałem jeszcze płakać i być poważnym z panią od francuskiego nie można było wytrzymać kiedy rysowałem kredką skośne oczy lisa a wojna jeszcze nie spaliła szafy z żółtej czereśni kiedy ławka bez oparcia w parku była najwygodniejsza kiedy układaliśmy wiersz pewien dziad na swoich zębach siadł - nagle krzyknął przerażony ktoś mię ugryzł z tamtej strony - kiedy psy na dworze szczekały ciszej rano a głośniej wieczorem kiedy chciałoby się do serca przytulić owcę i wilka kiedy nie mogliśmy się nadziwić że można po spowiedzi zjeść całego Boga na wszystko czas był jeszcze dzisiaj już go nie ma 1976 Żeby się obudzić Żeby się obudzić rano doprowadzić włosy do opamiętania umyć się i ubrać postawić czajnik z gwizdkiem odgarnąć z okna samotny deszcz trzeba się oprzeć na tym co wymyka się jak mokry kamyk na sekundzie której już nie ma na myśli której nie sposób dotknąć na sile ciążenia co oddala tego kogo się kocha kochamy od razu dwie osoby niemożliwe do kochania bo tę co za blisko i tę za daleko i chyba nawet dlatego umieramy żeby nas było widać i nie widać 1976, 1980 O bólu W co się ból może zmienić w gniew tupanie nogą w otwartą książkę zamkniętą powoli w modlitwę płacz prywatny bo wprost do poduszki list pisany pięć razy bez związku od rzeczy milczenie przy stole chodzenie tam i nazad dookoła prawdy dotknięcie ust samotnych łyżeczką herbaty w to co niemożliwe - jeszcze nie ostatnie w tę samą znowu miłość kończącą się długo pozwól więc Matko niech dalej boli 1976, 1980 Telefon Przed chwilą nieznajoma nagle zadzwoniła podała adres tego co właśnie umierał więc poszedłem go szukać. Wieczór był zbyt szorstki chociaż trochę powolny i ciemny jak wrona szli przy mnie obojętni co się nie dziwili że sen - ciała ludzi którzy śpią oddziela choć leżą obok siebie we śnie są daleko może dlatego bliscy i tacy samotni tak jakby się bawili jeszcze w chowanego miłość bierze nam ręce i na krzyżu składa szli także niewierzący lub inaczej tacy którzy właśnie w to wierzą w co wierzyć potrzeba biegła jeszcze dziewczynka co długo krzyczała na swojego tatusia żeby nie umierał o wszyscy niewidzialni o nas zatroskani - i ty telefonie cymbale brzęczący co masz tylko z nami dostęp do wzruszenia mówimy wszyscy razem bo wciąż kogoś nie ma 1976, 1979 Podobieństwa Miłości podobna tylko do miłości prawdo podobna tylko do prawdy szczęście podobne do szczęścia śmierci podobna do śmierci serce podobne do serca chłopaku z uśmiechem od ucha do ucha podobny do takiego jakim byłem kiedyś przestańcie się nareszcie tak wygłupiać przecież nawet Bóg podobny do Boga nie istnieje 1976, 1980 Łza w kolejce Łza czeka już w kolejce za innymi łzami żal skręca się jak powój - to na niepogodę ból może być miłością powrotem czekaniem wspomnieniem jeśli jak gapa zatrzyma się w miejscu czas od początku goni jak pies za zającem smutek wciąż z liściem brzozy w dzieciństwo powraca tylko Boże kochany co zrobić z rozpaczą co stale chodzi tylko od siebie do siebie 1976 Przezroczystość Modlę się Panie żebym nie zasłaniał był byle jaki ale przezroczysty żebyś widział przeze mnie kaczkę z płaskim nosem żółtego wiesiołka co kwitnie wieczorem wciąż od początku świata cztery płatki maku serce co w liście wzruszenie rysuje (chociaż serce chuligan bo bije po ciemku) pióro co pisze krzywo kiedy ręka płacze psa co rozpoczął już wyć do sputnika mrówkę która widzi rzeczy tylko wielkie więc nawet jej przyjemnie że jest taka mała miłość jak odległość trudną do przebycia zło z którym biegnie cierpienie niewinne bliskich umarłych i nagle dalekich jakby jechali bryczką w siwe konie babcię co mówi do dziewczynki w parku kiedy będziesz dorosła jeszcze mniej zrozumiesz najkrótszą drogę co zawsze przy końcu aby już Ciebie tylko było widać 1976, 1980 Przepiórka Przepiórko co się najgłośniej odzywasz zawsze o wschodzie i zachodzie słońca prawda że tylko dwie są czyste chwile ta wczesna jasna i tamta o zmierzchu gdy Bóg dzień daje i gdy go zabiera gdy ktoś mnie szukał i jestem mu zbędny gdy ktoś mnie kochał i gdy sam zostaję kiedy się rodzę kiedy umieram te dwie sekundy co zawsze przyjdą ta jedna biała ta druga ciemna tak bardzo szczere że obie nagie tak poza nami że nas już nie ma 1976 To samo Młodzi: co biegną gromadą dorośli co chodzą parami starzy przy końcu osobno tylko wciąż serce to samo pracuje jak pszczoła po ciemku szuka miłości w miłości przed śmiercią czystą i wielką 1976, 1979 Drzewa niewierzące Drzewa po kolei wszystkie niewierzące ptaki się zupełnie nie uczą religii pies bardzo rzadko chodzi do kościoła naprawdę nic nie wiedzą a takie posłuszne nie znają ewangelii owady pod korą nawet biały kminek najcichszy przy miedzy zwykłe polne kamienie krzywe łzy na twarzy nie znają franciszkanów a takie ubogie nie chcą słuchać mych kazań gwiazdy sprawiedliwe konwalie pierwsze z brzegu bliskie więc samotne wszystkie góry spokojne jak wiara cierpliwe miłości z wadą serca a takie wciąż czyste 1976, 1980 Skąd przyszło Zło jest romantyczne a dobro zwyczajne dobro wciąż na ostatku bo zło jest ciekawe a przecież białych kwiatów najwięcej na świecie dopiero po nich żółte a potem czerwone czemu się rozum karmi tajemnicą a chwila niepewności wciąż sprzyja nauce po tylu rewolucjach biedne ptaki bose i ćma tak bardzo mała że żyje za krótko czemu deszcz słyszysz z góry a śnieg trochę z boku i skąd nagle przyszło to wielkie wzruszenie jakby dzwonek z lat szkolnych przyłożył do ucha dzieciństwo co minęło na zawsze zostało tylko się z młodości zrobiła starucha 1976, 1986 Dzieciństwo wiary Moja święta wiaro z klasy 3b z coraz dalej i bliżej kiedy w kościele było tak cicho że ciemno a w domu wciąż to samo więc inaczej kiedy święty Antoni ostrzyżony i zawsze z grzywką odnajdywał zagubione klucze a Matka Boska była lepsza bo przedwojenna kiedy nie miała pretensji do nikogo nawet zmokła kawka a miłość była tak czysta że karmiła Boga wielka i dlatego możliwa kiedy martwiłem się żeby Pan Jezus nie zachorował boby się komunia nie udała kiedy rysowałem diabła bez rogów - bo samiczka proszę ciebie moja wiaro malutka powiedz swojej starszej siostrze - wierze dorosłej żeby nie tłumaczyła - dopiero wtedy można naprawdę uwierzyć kiedy się to wszystko zawali 1976, 1980 Nie mogę trafić Wszystko się pozmieniało nie ma małych dworów pachnących owocami i pastą do podłóg z zazdrostkami w oknach z lawendą w szufladzie kościół też nieco inny. Spokojny choć przecież bez cichej i dyskretnej prababci łaciny stara się by Boga było lepiej widać lecz Bóg kocha naprawdę więc jest niewidzialny dworce przebudowano już nie mogę trafić na peron gdzie kogoś żegnałem na zawsze długopis karierowicz nieboszczyk atrament niebo morze i góry zostały te same 1976, 1979 Rachunek dla dorosłego Jak daleko odszedłeś od prostego kubka z jednym uchem od starego stołu ze zwykłą ceratą od wzruszenia nie na niby od sensu od podziwu nad światem od tego co nagie a nie rozebrane od tego co za wielkie nie tylko z daleka ale i z bliska od tajemnicy nie wykładanej na talerz od matki która patrzyła w oczy żebyś nie kłamał od pacierza od Polski z raną ty stary koniu 1976, 1986 Lipiec sierpień Przyszedł do miłości objął ją za szyję i mówił moja ty czarownico ile razy musisz ze szczęścia płakać nawet na starość podskakiwać ile fiołków zrywać ile razy całować najgłośniej bo w milczeniu niewiele wiedzieć jak owad co żyje tylko przez lipiec po siódmym niebie fruwać z biletem powrotnym do piekła ile razy nie być hipopotamem który kocha tylko w sierpniu przebijać się na drugą stronę żeby się na ziemi nie udusić nieść jedną chudą świecę na końcu rozpaczy ile razy dojść do samej granicy jak do gorączki w niewłaściwym miejscu zatrzymać się i urosnąć żeby się nie stać nienawiścią 1976, 1980 Pamiątka z tej ziemi W miłości wciąż to samo radość i cierpienie nawet sam Pan Bóg nie kochał inaczej kocha gwizd kosa co rychło ustaje liść klonu co opadnie bo już poczerwieniał jelenia co zrzuca rogi po kolei ciemne szczęście nieposłuszne to jest to go nie ma kuropatwy co wszystkie dokładnie poginą choć stale powracały na to samo miejsce patrzy w kruchość - radosne świadectwo istnienia między tym co przemija jest się wciąż na zawsze szuka tych wszystkich co po śmierci swojej już nie potrafią słać łóżek po sobie na listy odpisywać powracać do domu tak znajomych że mogli wyjść bez pożegnania o tym że nie umarli nie mówiąc nikomu to tutaj na ziemi jest jeszcze milczenie bo się idzie do Niego odchodząc od siebie wczoraj ciebie widziałem jutro nie zobaczę tak jakbym już odnalazł i znów nie mógł trafić bo serca są te same lecz niejednakowe w niebie także krzyż niosą pamiątkę z tej ziemi 1976, 1986 Koło Chciałem wiarę utracić lecz spokój był dalej gwiazdę zagasić - nie drgnęła cała reszta świata ptakom lato przedłużyć - została sikorka jasnoniebieska zawsze na początku zimy chciałem działać pozmieniać - napomniał mnie kamień czyżeś zgłupiał do końca - aktywni czas tracą chciałem zwątpić - w zwątpieniu znalazłem milczenie to od czego się wiara z powrotem zaczyna 1976, 1980 Jakby Go nie było Tak w Pana Boga naprawdę uwierzył że mógł się modlić jakby Go nie było i widzieć smutek ogromny na polu pszenicę która nie zakwitła w czerwcu i same tylko niewierzące dzieci jakby Pan Jezus nie rodził się zimą i nawet serce ludziom niepotrzebne bo krew wariatka gdzie indziej pobiegła wierzyć - to znaczy nawet się nie pytać jak długo jeszcze mamy iść po ciemku 1976, 1980 Z Ziemią krążymy Z Ziemią krążymy wokół Słońca jak drzewo morze głaz jak bazalt czarny i spokojny co najmniej milion lat z wodą niebieską i zieloną z głową nad śmiercią zamyśloną z nie rozpoznanym a koniecznym w miłości małym smutkiem serca ze ścieżką którą odchodzimy z listem wrzuconym po rozstaniu zamiast na poczcie w skrzynkę szpaka z miłością która przeszła obok samotni razem i osobno tylko jak z tobą dotąd nie wiem drżę że zostajesz z tym cierpieniem co krąży tylko wokół siebie 1976, 1980 Nie ma czasu Nie za bardzo wiadomo jakże się to dzieje że czas wtedy przychodzi gdy go wcale nie ma i w sam raz tyle tylko ile go potrzeba nawet we śnie gdy ciało podobne do duszy kto ma czasu za dużo wszystko czyni gorzej jeżeli kochasz czas zawsze odnajdziesz nie mając nawet ani jednej chwili na spotkanie list spowiedź na obmycie rany na smutku w telefonie długie pół minuty na żal niespokojny i na rozeznanie że dobrzy są mniej dobrzy a źli trochę lepsi bo w życiu jest tylko morał niemoralny 1976, 1980 Ta droga To jest przecież ta droga śniegiem zasypana gdy śnieg to po prostu niewinność podziwu to jest wybrać samotność albo najzwyczajniej odejść od zakochanych żeby byli sami to jest chyba ten uśmiech a może pytanie nie wiem jaki mnie teraz znowu pies przygarnie lęk także i zdziwienie jeszcze coś z maciejki co kochając ma zawsze skromne wymagania to jest właśnie ta czystość którą ludzie depczą dystans pomiędzy sobą a tym co się kocha 1977 Bliscy i oddaleni Bo widzisz tu są tacy którzy się kochają i muszą się spotkać aby się ominąć bliscy i oddaleni jakby stali w lustrze piszą do siebie listy gorące i zimne rozchodzą się jak w śmiechu porzucone kwiaty by nie wiedzieć do końca czemu tak się stało są inni co się nawet po ciemku odnajdą lecz przejdą obok siebie bo nie śmią się spotkać tak czyści i spokojni jakby śnieg się zaczął byliby doskonali lecz wad im zabrakło bliscy boją się być blisko żeby nie być dalej niektórzy umierają - to znaczy już wiedzą miłości się nie szuka jest albo jej nie ma nikt z nas nie jest samotny tylko przez przypadek są i tacy co się na zawsze kochają i dopiero dlatego nie mogą być razem jak bażanty co nigdy nie chodzą parami można nawet zabłądzić lecz po drugiej stronie nasze drogi pocięte schodzą się z powrotem 1977, 1979 To nieprawda że szczęście Ile buków opadło ile szpaków się zbiegło zimą łączył nas śnieg potem wrzos optymista bo zakwita ostatni gotów był dać nam ślub to nieprawda że szczęście najmocniejsze i pierwsze jak król Niewidzialny się zjawił krzyż ogromny ustawił między tobą a mną 1977, 1980 Biedna logiczna głowa Przyjdź to co ni w pięć ni w dziewięć i to co trzy po trzy przyjdź dwa razy dwa wcale nie cztery nie tak i tak dalej ale tak i nie tak dalej przyjdź wszystko do góry nogami całkiem inaczej piąte przez dziesiąte przyjdź godzino dwunasta szukana w południe przyjdź serce razem z drugim i nagle osobno pokaż naszej biednej logicznej głowie jak kotce przyuczonej do porządku to co niemożliwe i konieczne 1977, 1980 Nie tak nie tak Moja dusza mi nie wierzy moje serce ma co do mnie wątpliwości mój rozum mnie nie słucha moje zdrowie ucieka moja młodość umarła moje fotografie rodzinne nie żyją mój kraj jest już inny nawet piekło zmyliło bo zimne nakryłem się cały żeby mnie nie było widać ale łza wybiegła i rozebrała się do naga 1977, 1986 Żeby wrócić Można mieć wszystko żeby odejść czas młodość wiarę własne siły świętej pamięci dom rodzinny skrzynkę dla szpaków i sikorek miłość wiadomość nieomylną że nawet Pan Bóg niepotrzebny potem już tylko sama ufność trzeba nic nie mieć żeby wrócić 1977 Bezdomna Modlę się do swej świętej wciąż bezdomnej w niebie co mówi do aniołów nie bardzo się czuję wolę polne kamienie zwykły żółty jaskier co kwitnie tak niedługo od kwietnia do maja tęsknię za starą łyżką i herbatą z mlekiem a kto w niebie jest smutny ten ziemię zrozumie 1977 Świat Bóg się ukrył dlatego by świat było widać gdyby się ukazał to sam byłby tylko kto by śmiał przy nim zauważyć mrówkę piękną złą osę zabieganą w kółko zielonego kaczora z żółtymi nogami czajkę składającą cztery jajka na krzyż kuliste oczy ważki i fasolę w strąkach matkę naszą przy stole która tak niedawno za długie śmieszne ucho podnosiła kubek jodłę co nie zrzuca szyszki tylko łuski cierpienie i rozkosz oba źródła wiedzy tajemnice nie mniejsze ale zawsze różne kamienie co podróżnym wskazują kierunek miłość której nie widać nie zasłania sobą 1977, 1980 Westchnienie Duchu stale pobożny twardy i uparty jesteś - a przecież nigdy cię nie widać bo przez grzeczność udajesz że cię wcale nie ma chociaż chcemy oglądać ręce oczy uszy robić miny na pokaz żeby się podobać żenić się by po kwiatkach kupować jarzyny bądź już taki jak jesteś lecz nie odchodź od nas bo czas coraz prędszy znów wiara niestała od samego siebie najdalej do nieba a ciało wciąż nie może uspokoić ciała 1977, 1980 Ręce Mówią że ręce Twoje błogosławią wskazują drogę jak po ciemku światło z karetki pogotowia chorego dźwigają nigdy na maszynie wprost na ziemi piszą mówią że słabną że są utrudzone że przez lat dwa tysiące urlopu nie mają jak deszcz stale zajęty deszcz wciąż nie ma czasu tyle kwiatów podlewać musi na cmentarzu widzieli Twoje rany rysują Twe serce żeby wierzyć naprawdę ktoś nie wierzyć zaczął 1977, 1980 Obrazek Znalazłem swój obrazek całkiem przypadkowo szedłem leżał przy drodze może jak liść grabu co się trzyma przez zimę żeby spaść na wiosnę z brewiarza wprost wyleciał a bliski jak człowiek bez którego żyć trudno gdy się lata śpieszą bo tylko umierając umiemy być sami (choć samotność to niezła zabawa dla duszy zwłaszcza gdy się przez grzechy dochodzi do zalet) był wieczór i nie mogłem go sprawdzić po ciemku dopiero przy lampie zobaczyłem wszystko ukrytego Jezusa ksiądz we mszy podawał a On swoje ciernie wkładał mu na głowę dziś nie lubią pobożnych obrazków z morałem nawet tak oswojonych że wracają same dobrze uciec nie umiał i już nic poza tym 1977 Pytam Jak uprościć wszystko zapłakać jak nie szukać innego siebie jak nie wiedzieć w sam raz i za dużo ani trochę już i zupełnie jak biedronkę osłonić ręką jak patykiem rysować wzruszenie jak Jezusa przybliżyć tym wszystkim którym dzisiaj zgłupiało sumienie 1977, 1980 Na Drodze Krzyżowej Stacja trzynasta - nagle zamieszanie skąd tu się wzięła znowu Weronika niewiasty powróciły i jak przedtem płaczą ludzi widać wciąż z bliska samotność z daleka i rzewność tak jak w domu kiedy dobre ręce cyfrują dziecku zabawny serdaczek Jan się denerwuje - tyle kobiet naraz tu Matka Boska - mówi - ma być tylko sama i przystanek bez ławki deszcz od czwartku chlapie Nikodem źle wygląda ochrypł od wyjaśnień wielu głowę straciło tylko śmierć zaradna przyszłyśmy choć na chwilę po to by zapytać czy można serce zdjąć naprawdę z krzyża 1977, 1980 Na biurku Tu leży mapa co się zmienia po każdej wojnie już nie taka sama tam znaczki pocztowe znowu trochę inne klej niby farba rozpuszczona w wodzie teczka o którą pies potrącił nosem pióro wieczne jak kłamstwo bo wcale nie wieczne przyszły długopisy i już się nie przyda książka pamiętnik damy chyba dawno temu mówią że tylko trzy razy jej nie było w domu w dniu ślubu w dniu chrztu dziecka i swego pogrzebu kalendarz jak nieszczęście, potwór - liczy milcząc tylko serce odmierza czas w odwrotną stronę w szufladzie stary pieniądz co wyszedł z obiegu z Piłsudskim ciekawostka maleńka liryka tak czysta że się za nią już nic nie kupuje a te fotografie to moi umarli bez których przecież niepodobna istnieć szlachetni dziś na pewno skoro ich nie widać 1977, 1980 Wielka mała Szukają wielkiej wiary kiedy rozpacz wielka szukają świętych co wiedzą na pewno jak daleko odbiegać od swojego ciała a ty góry przeniosłaś chodziłaś po morzu choć mówiłaś wierzącym tyle jeszcze nie wiem - wiaro malutka 1977, 1980 Słowa już nazbyt pewne Słowa już nazbyt pewne wzruszenia odważne szczęście od razu czyste jak pamięć bez wstydu wszystkich spotkań kolejne bramy triumfalne jak oczy wyżła zabawne i ciemne bliscy sobie co mogą powiedzieć nad ranem jak długo jest nie patrzeć na siebie od wczoraj nawet radość że przyszło nagle to ogromne możliwe niemożliwe co przedtem nie było bez jednej choćby rany to jeszcze nie miłość 1977 Niebieskie z czarnym W miłości każdej zawsze cokolwiek z przekory zakochani czasem brzęczą na siebie jak trzmiele choć podobno do nieba wpuszczają parami do piekła pojedynczo bo tam separatki z świętością moją kłopot bo chyba przeze mnie mój Stróż Anioł ma stale jedno pióro ciemne zwierzęta także różne bo gorsze i lepsze owcę solą uraczysz a indyczkę pieprzem jeśli jest Kain musi być i Abel w raju Adam solidny a niepewna Ewa połącz niebieskie z czarnym będzie barwa szara co czasem przypomina pobożność bez gustu skrzywdzisz tego kogo za bardzo pokochasz nie udaje się wiara bez diabła i Boga 1977 Wszystkiego Indyczek którym głowy nagle czerwienieją leszczynowej ścieżki dzięcioła co nie śpiewa tylko woła koguciego ogona w którym jest pięć kolorów zielony granatowy czarny biały i żółty bażanta którego wiek poznasz po pazurach motyla co porusza skrzydłami pięć tysięcy razy na minutę pstrych ptaków co przylatują najpóźniej demonów duszy i ciała psa co radości nie zna gdy nie ma ogona tych co będąc dla siebie pozostają obok i w ogóle wszystkiego nie można zrozumieć do końca 1977, 1980 Gwiazdy Gwiazdy by ciemniej było smutek by stale dreptać oczy po prostu by kochać wiara by czasem nie wierzyć rozpacz by więcej wiedzieć i jeszcze ból by nie myśleć ale z innymi przetrwać koniec by nigdy nie kończyć czas by bliskich utracić łzy by chodziły parami śmierć aby wszystko się stało pomiędzy światem a nami 1977, 1992 Czekanie Myślisz - znowu się spóźnia zaraz się obrażasz marudzisz jak sikorka ta brzydsza bez czubka kto miłości nie znalazł już jej nie odnajdzie a kto na nią wciąż czeka nikogo nie kocha martwi się jak wdzięczność że pamięć za krótka miłość dawno przybiegła i uklękła przy nas spokojna bo szczęście porzuciła ciasne spróbuj nie chcieć jej wcale wtedy przyjdzie sama 1977, 1979 Wiersz do albumu `tc Dni są jasne, a czasem ciemne, dużo ziemi, malutko nieba i Pan Jezus, co mówi po polsku... Nie wykrzywiaj się, przecież tak trzeba. 1978 W piątek W piątek nie jeść mięsa to grubo za mało nie wystarczy spoważnieć nie robić takich na przykład spostrzeżeń siostra Konsoleta bo kąsa i lata w piątek nie wypada udawać Ludwika XIV rządzić patrzeć z góry prowadzić siebie pod rękę być dygnitarzem osobną osobą która w pierwszej osobie mówi tylko o sobie w piątek w tym dniu w którym Bóg opuścił Boga 1978, 1980 Po obu stronach Nie wierzyć w śmierć popatrzeć w lustro zobaczyć czas na własne oczy każdy odchodzi w swoją stronę by serce nieść jak niecierpliwość czekać na jedną ważną chwilę i kochać czego znieść nie sposób Ty co po obu stronach jesteś za blisko wszędzie za daleko 1978 Chytrość Udaje że się wlecze noga za nogą nie zapala zielonego światła może być najwyżej morałem do kazania myli jak talent który jest często wadą charakteru mówi że przyjedzie ostatnim pociągiem że nie wejdzie bez pukania niby na niby ta śmierć co twoją jeszcze nie jest 1978, 1986 Prawda Jest prawda pozłacana jest trochę nie w porę jest jak zagadka w ciemność przechylona jest w białych rękawiczkach niekiedy jak rana jak piękność co minęła a cnota została jak kamień który mówi wiedzącym na pewno przyjdź tu po trzystu latach wtedy pogadamy jest także taka co się siebie wstydzi smutna chuda jak szczapa bo zbyt określona 1978 Dzieciństwo Zabrałeś mi dzieciństwo a ono powraca z chłopcem który biega po lesie za sójką co mieszka raz wysoko albo całkiem nisko po przeszłość trzeba wznieść się by się przed nią schylić zabrałeś moją młodość a ona się zjawia mówi jakie nad Polską było niebo czyste a starczyło na zawsze by spojrzeć raz tylko zabierz wszystko co boli by wróciło do mnie 1978, 1982 Miłość Jest miłość trudna jak sól czy po prostu kamień do zjedzenia jest przewidująca taka co grób zamawia wciąż na dwie osoby niedokładna jak uczeń co czyta po łebkach jest cienka jak opłatek bo wewnątrz wzruszenie jest miłość wariatka egoistka gapa jak jesień lekko chora z księżycem kłamczuchem jest miłość co była ciałem a stała się duchem i ta co nie odejdzie - bo znów niemożliwa 1978, 1982 Nie wiadomo komu Daj się modlić nie wiedząc za kogo i o co bo Ty wiesz najlepiej czego nam potrzeba kto ma dzisiaj wyzdrowieć a kogo ma stuknąć śmierć lub inaczej piorun sympatyczny komu zabrać masz urząd by przywrócić rozum droga nie zna swej drogi kwiat o sobie nie wie słowik nie narzeka że nie sypia nocą gęś się nawet nie dziwi że ma oczy z boku stara małpa nie zgadnie czemu nie siwieje święty śnieg bo spada nie wiadomo komu święte to co przychodzi wciąż wbrew naszej woli 1978, 1980 Wspomnienia Stanął święty Jan Chrzciciel w kruchcie przy wodzie święconej Wspomina Herodiadę, która kazała mu uciąć głowę Salome, co wprost po tańcu na zabawie poprosiła o jego śmierć Ewę, która namówiła Adama, żonę Putyfara niewiasty co na dziedzińcu Kajfasza niedyskretnie wypytywały Piotra matki co zamiast karmić dzieci zaczęły je całować Stanął, patrzy dziwi się i nie dziwi, że kobiety tak tłumnie chodzą do kościoła 1978 Wniebowzięcie To przecież za wysoko za daleko od ziemi lepiej bezdomnej chyba pozostać z bezdomnymi po co po gwiazdach szukać zagranicznego raju lepiej ubogiej z nami pozostać w biednym kraju czy można wśród aniołów o wole i ośle pamiętać cieszę się i martwię że jesteś wniebowzięta 1978 Który stwarzasz jagody Ty który stwarzasz jagody królika z marchewką lato chrabąszczowe cień wielki małych liści zawilec półobecny bo uwiędnie zanim go się przyniesie do domu czosnek niedźwiedzi dla trzmieli smutek roślin wydrę na krótkich nogach ślimaka co zasypia na sześć miesięcy niezgrabny śnieg co ma wdzięk większy zanim zacznie tańczyć serce choćby na chwilę spraw niech poeci piszą wiersze prostsze od wspaniałej poezji 1978, 1986 Głodny Mój Bóg jest głodny ma chude ciało i żebra nie ma pieniędzy wysokich katedr ze srebra Nie pomagają mu długie pieśni i świece na pierś zapadłą nie chce lekarstwa w aptece Bezradni rząd ministrowie żandarmi tylko miłością mój Bóg się daje nakarmić 1978, 1980 Jeszcze nie umiesz Ręce na krzyżu za słabe nogi dawno omdlałe serce zwyczajne jak serce chodzę dokoła nie wiem śpiewu dotykam w śpiewie uczy mnie niska stokrotka: jeszcze nie umiesz tak kochać by się bez siebie spotkać uklęknę w krzyż Twój zastukam otworzysz oczy by słuchać przynoszę Ci moją ranę jakże mieć miłość całą jeśli tu życie nie całe 1978, 1989 List do Matki Boskiej W pierwszych słowach donoszę nic się nie zmieniło żółta pliszka się cieszy swoim czarnym dziobem łosoś wraca do rzeki w której się urodził mrówki się oblizują jak na nie przystało sarna leczy się ślazem więc mniej pokasłuje las tak rzeczywisty że staje się zjawą pszczoła nie zna Szopena ale jest muzyką śmierć jak zwykle niziutko układa na ziemi świętym można tu zostać nawet na podwórku rzucając kurom ziarno staroświecką modą znów najpiękniejszy w Polsce jest lipiec nad wodą a piękno jest najbliżej gdy czas się oddala żadna ryba nie traci nawet jednej łuski sroka z wąskim ogonem powtarza dowcipy rzeczy mają własną po umarłych pamięć więc pamięta mą matkę czajniczek rozbity dla słowika w czerwcu każda noc za mała ponieważ wierzy w miłość nie boi się ciała śpiewa że serce żywe a już nieśmiertelne bocian dalej podnosi tylko lewą nogę piszę list bo Cię przecież zobaczyć nie mogę myślę jednak że chyba czasem Ciebie słyszę bo skąd się nagle bierze ten szept kiedy zasnę 1978, 1996 Różne samotności Przyszedłem Ci podziękować za samotności różne za taką gdy nie ma nikogo lub gdy się razem płacze i taką że niby dobrze ale zupełnie inaczej za najbliższą kiedy nic nie wiadomo i taką że wiem po cichu ale nie powiem nikomu za taką kiedy się kocha i taką kiedy się wierzy że szczęście się połamało bo mnie się nie należy jest samotnością wiadomość list dworzec pusty milczenie pieniądz genialnie chory minuty jak ciężkie kamienie czas zawsze szczery bo każe iść dalej i prędzej mogą być nawet nią włosy których dotknęły ręce są samotności różne na ziemi w piekle i w niebie tak rozmaite że jedna ta co prowadzi do Ciebie 1978, 1980 Przeszłość Nie dokończyć już przerwanej rozmowy nie dorzucić jednego słowa Matko Boża powiedz dlaczego przeszłość nieruchoma zatrzymało się tam i z powrotem wszystko w jedną i w drugą stronę nic nie może się z miejsca poruszyć przeminęło więc osądzone niepodobna miłości dawnej już nie ranić rozsądniej zacząć zatrzasnęła się przeszłość. Osiołek podszedł. Wyje pod ścianą płaczu 1978, 1990 Nie mów Jest list który przybiegł jak kwiczoł towarzyski i hałaśliwy wzruszenie chleb na stole struga od deszczu orzech buka czerwonobrunatny dziki królik megaloman co udaje zająca szept w starym parku sprzed dwustu lat - słowo honoru że zaraz wrócę żuk który umarł z przyjemnością smutek dozwolony do końca ci co nie przestali się kochać a zaczęli się lubić cietrzew co drugi raz wraca przed zachodem słońca kasztany życzliwe nadzieja jak święta krowa bo żyły na rękach zielone lecz linia życia różowa nie mów miłość bo to za dużo nie mów rozpacz bo to za mało 1978, 1979 Oda do rozpaczy Biedna rozpaczy uczciwy potworze strasznie ci tu dokuczają moraliści podstawiają ci nogę asceci kopią lekarze przepisują proszki żebyś sobie poszła nazywają cię grzechem a przecież bez ciebie byłbym stale uśmiechnięty jak prosię w deszcz wpadałbym w cielęcy zachwyt nieludzki okropny jak sztuka bez człowieka niedorosły przed śmiercią sam obok siebie 1978, 1996 Nareszcie Nie poradził sobie z własnym ciałem więc uciekł od niego do lasu nareszcie bez rąk co chciały pisać o miłości bez nóg zabieganych w kółko bez serca co robi głupstwa bo myśli że jest na dwie osoby bez nerwów co wariują bez zmysłów co grzeszą bez łzy co zasłania jak listek figowy odetchnął jak słoń uczuciowy ale drzewa zaczęły go obmawiać ani człowiek ani anioł cham. Bez ciała przy nas stanął jak można być tak nieprzyzwoitym żeby się nawet z ciała rozebrać 1978, 1979 Szczegół Wciąż całość za wielka i maleńkie sprawy czas jak druga przestrzeń i barwinek w cieniu Księżyc nie doleczony i kminek przydrożny rozpacz i dzieci co bawią się w klasy przy cierpieniu sam Pan Bóg stanął jak milczenie i serce jak szczegół stale niespokojne boi się że małe więcej od wielkiego boli 1978, 1989 Narzekania Stale narzekamy na dziurę w moście na piąte koło u wozu na dwa grzyby w barszczu na kropkę bez i na piłkę co łamie kwiaty na szczęście bez dalszego ciągu na to że nas nie widać na to że wszyscy umierają a nie tylko niektórzy na to jak bardzo wystarczy kochać żeby siebie zniszczyć ale stale potrzeba tego co niepotrzebne 1978 Jeśli miłość Najpierw nie chcieli uwierzyć więc mówili do siebie że ich miłość za wielka nieobjęta jak liście za wysokie za bliskie potem że to nieprawda przecież tak jest ze wszystkim lecz Ty co znasz ptaki po kolei i buki złote wiesz że jeśli miłość to tak jak wieczność bez przed i potem 1978, 1980 Przez mikroskop Co ty głuptasie wyrabiasz najlepszego patrzysz przez mikroskop na śmierć i miłość jednakowo ciemne przykładasz ucho szukasz ręką chroboczesz klamką żeby otworzyć choć serce wie co teraz a nie wie co potem stajesz na głowie żeby udowodnić zapalasz światło wąchasz teologię a trzeba nie widzieć nie słyszeć nie dotykać nie wiedzieć i dopiero wtedy uwierzyć 1978, 1980 Po drugiej stronie obrazka Święta Małgorzato wizytko w ofierze cała i wszystka zapomniana ukryta jak krew bez nazwiska mówią że wyszłaś z mody twe życie za niewygodne może się ciebie na dobre razem z łaciną zgubiło kto mi opowie w rozpaczy o źródle co dla mnie biło świętych co stoją w słońcu znajdujemy w cieniu 1978 Może Może wierzysz tak sobie lepiej gorzej jak żółw pomaleńku uwierz wreszcie naprawdę po ciemku 1978, 1995 Nic się nie zmienił Zestarzał się nam księżyc. Ludzie po nim chodzą mówią o nim tak szczery że zaczyna nudzić nikt go nie traktuje w poezji na serio jak Hamlet uogólnia nie myśli praktycznie poezję diabli wzięli prawie już jej nie ma szary świerszcz ją zastąpi swą metodą zwykłą a z wierszy napisanych chyba ten nie umrze co nie bał się być prawdą lub stał się muzyką tylko Jezus pozostał choć ludzie nerwowi nawet nie zauważą że przystanął w sieni Ma tyle ran co przedtem a nic się nie zmienił 1978, 1980 Parami Ptaków zwierząt jest wiele a chodzą parami ile gwiazd w noc czerwcową nigdy nie wiadomo liście nie policzone porzeczki jagody co najmniej trzy biedronki prowadzą do domu bólu też pod dostatkiem cierpień coraz więcej ilu już papieży na tym świecie żyło tylko Bóg jest wciąż jeden jakby go nie było 1978, 1980 Umarli Najciszej drogą nieznaną największe przychodzi samo ten co rozdziela i łączy zaczyna bez nas i kończy badasz ważysz i śledzisz swój brzeg bez odpowiedzi słonie straszą bo wielkie owady dlatego że małe chodzą po ziemi po niebie umarli dokoła ciebie 1978, 1980 Na szpilce Chodzi Anioł Stróż po świecie sprząta po miłościach co się rozleciały zbiera jak ułomki chleba dla wróbli żeby się nic nie zmarnowało listy tam i z powrotem telefony od ucha do ucha małe śmieszne pamiątki co były wzruszeniem notes z datą spotkania ukryty w czajniku blizny po śmiechu sprzeczki nie wiadomo po co żale jak pojedyncze osy flirtujące osły wszystko na szpilce to co na zawsze już się wydawało mądrość przy końcu że nie o to chodzi radość że się kocha to co niemożliwe 1979, 1980 Rymowanka Miłość i rozpacz - miej mnie w opiece dwa razy tonę w tej samej rzece ból i milczenie tak jak dwie drogi lub z krzyża zdjęte ręce i nogi na ławce w parku nie trzeba więcej dwie cięte rany - czas nasz i serce 1979, 1989 Jeszcze Jeszcze się trzymasz własnego szczęścia za włosy odkładasz sobie w byle garnuszku piszesz pamiętnik to znaczy stawiasz sobie pomnik dlatego powietrze karmi cię skąpo nie prowadzą niewidzialne ręce to co wielkie nie przychodzi mimo woli ból daremny - bo nie umierasz nie umiesz oddać siebie jakże masz dostać wszystko 1979 Jest Jest jeszcze taka miłość ślepa bo widoczna jak szczęśliwe nieszczęście pół radość pół rozpacz ile to trzeba wierzyć milczeć cierpieć nie pytać skakać jak osioł do skrzynki pocztowej by dostać nic za wszystko miej serce i nie patrz w serce odstraszy cię kochać 1979, 1980 Powiedzcie to dalej Różo powiedz to róży szpaku powiadom szpaka ogary szczekajcie ogarom jak zwykle w wielu tonacjach czaplo wypaplaj czapli na żółtych nogach stojąc mrówko powtórz to mrówce miniemy. Potoczy się dalej ziemia niebo powietrze tylko ten kamień na polu ten sam wciąż księżyc przed deszczem wiara co pije ze skały bez nas zostanie jeszcze 1979 Koło domu Koło domu rodzinnego szła matka święty kaczor niezgrabna pamiątka o pół drogi od dzieciństwa czajka i kukułka co ostrzega do końca z gwiazd jak zawsze tylko pierwsza bliska przez omyłkę modli się do śniegu gdy wracałem biegły do mnie drzewa wszystko było tak naprawdę że nie ma 1979 Telefon milczy Telefon milczy jedna tylko filiżanka na stole róża niczyja serce daleko bo obok prawda tak jasna że nieludzka kalendarz się nie śpieszy nawet fiołek na odczepnego jeszcze jest ale świata już nie ma Aniele Boży Stróżu mój zmówmy pacierz bo miłość nie żyje 1979, 1986 Bliscy i obcy Co to się dzieje księżyc płaski jak dolar dom bez domu dwoje bliskich i obcych jak po grzechu każdy bardziej samotny lato ucieka z ostatnim motylem na ramieniu nawet zachwyt nie zachwyca zimno po każdym słowie jedzenie smutne wszystko jak nagie cielę tak zawsze kiedy się z miłości wymknie tajemnica 1979, 1980 A jednak Wydawało się że nie zawsze do samego końca że nigdy już bo przecież ważna sprawa jeśli miłość - to nie stąd dotąd a przyszła jedna chwila taka sobie nijaka wywróciło się wszystko o nic 1979 Nie płacz Nie płacz. To tylko krzyż przecież tak trzeba Nie drżyj. To tylko miłość jak rana w przylepce chleba i ty jak zabawny kos co się korowej spodziewa łatwiej kiedy się nie wie Zamyślił się anioł chciał zabrać głos lecz poszedł do nieba 1979 Siedmiowiersz Jak piękna jest brzydka pogoda zabawny spóźniony generał surowy wesoły śnieg słońce rano podłużne w południe okrągłe jak chuda goła pensja jak dalekie bliskie serce jak krótkie długie życie 1979 Wielkanoc - Już każdy ból był ze mną powiedział do ucha wszystkie rzeczy paskudne gęby nieżyczliwe krew uparta co z rany potrafi biec ciurkiem czas jak ogień kiedy się głową chce potłuc o ścianę rozpacz i nagle wiara jak krzyżyk na stole że śmierci wszystkie chude i nierozpaczliwe 1979 Z Tobą Nie cierpienie dla cierpienia nie krzyż dla krzyża nie piątek dla piątku nie po to aby pytać skąd i co dalej Wszystko to bez sensu. Za mało lecz po to by być z Tobą Pobiec. Bać się i zostać skoro Ciebie bolało 1979 Poczekaj Nie wierzysz - mówiła miłość w to że nawet z dyplomem zgłupiejesz że zanudzisz talentem że z dwojga złego można wybrać trzecie w życie bez pieniędzy w to że przepiórka żyje pojedynczo w zdartą korę czeremchy co pachnie migdałem w zmarłą co żywa pojawia się we śnie w modnej nowej spódnicy i rozciętej z boku w najlepsze najgorsze w każdego łosia co ma żonę klępę w dziewczynkę z zapałkami w niebo i piekło w diabła i Pana Boga w mieszkanie za rok Poczekaj jak cię rąbnę to we wszystko uwierzysz 1979, 1980 W szpitalu Ni to staruszka ni dziewczynka wyczesały się włosy i został jeden chudy warkoczyk może blizna po liściu w szpitalu oczy tak smutne jak w haremie w listopadzie kiedy chomik śmiesznie zasypia już bez lekarza bo zląkł się prawdy mówiłem o Bogu - nie mogła zrozumieć pytałem o flirty - pozapominała patrząc na mnie jak w nadmuchany kołnierz prosiła tylko abym umył jej ręce usta twarz bo chce umierać czysta 1979 Aniele Boży Aniele Boży Stróżu mój ty właśnie nie stój przy mnie jak malowana lala ale ruszaj w te pędy niczym zając po zachodzie słońca skoro wygania nas dziesięć po dziesiątej ostatni autobus jamnik skaczący na smycz smutek jak akwarium z jedną złotą rybką hałas cisza trumna jak pałacyk ładne rzeczy gdybyśmy stanęli jak dwa świstaki i zapomnieli że trzeba stąd odejść 1979 Ręce Twoje ręce - mamusiu dobre jak szafirek po deszczu jak czajki towarzyskie przyniosły mnie na świat kołysały ustawiały na podłodze sadzały na stołku mówiły że motyl dzwoni że młodych grzybów nie sposób rozeznać uczyły trzymać łyżkę by nie trafiała do ucha rozróżniać klon od jaworu prowadziły przy oknie po ciemku po ziemi co czernieje jak szpak suche i ciepłe za słabe żeby wyprowadzić mnie z tego świata 1979 Serce Cebulo za nerwowa firletko wesoła maślaku w deszczu lepki opieńko miodowa obupłciowa dżdżownico więc dwa razy smutna biedronko kropka w kropkę jak przed pierwszą wojną czy lat dwadzieścia cztery czy sześćdziesiąt dziewięć tak samo serce łazi jak samotna pszczoła 1979 Wiersz przedpotopowy Jak nazwać rozpacz wiarę zwierzęta rośliny ból nie najważniejszy a przecież jedyny zdjąć czapkę jak w kościele klęknąć przy cierpieniu do Nienazwanego mówić po imieniu 1979, 1980 Ojcze Święty Wita Cię każdy chłopiec zdumiony każda dziewczynka zdziwiona że sam Pan Jezus wprost do Warszawy z Tobą przybywa do nas lekcja religii się przypomina święty Piotr z dwoma kluczami i Matka Boska, która tak lubi po polsku rozmawiać z nami święta Jadwiga, święty Stanisław i wszyscy polscy święci pewnie się kręcą na tym lotnisku Twoim przyjazdem przejęci w ogromnym tłoku, gdzie serc miliony na prawo i na lewo polski Zacheusz, by Cię zobaczyć zacznie się drapać na drzewo wita Cię Polska, Ojczyzna nasza ziemia nam wszystkim droga i wszyscy ludzie, którzy wraz z Tobą modlą się dzisiaj do Boga [1979], 1991, 1996 powitanie Jana Pawła II przez dzieci 2 czerwca 1979 na lotnisku Okęcie w Warszawie Gwiazda Gwiazda według rozkładu jak tam i z powrotem nie tylko by trzem mędrcom przewróciła w głowie chodzi z teologią po wysokim niebie grzechem jest upaść - mówi - nie splamię się ziemią patrzą astry jesienne zwane michałkami trzy rodzaje skowronków dwie pary śmieciuszek szczypawki królik z wąsem jak dreszczyk liryczny na jedną kroplę deszczu z najwyższego liścia tak niziutko upadła i taka wciąż czysta 1979 Zmieniły się czasy Nazywamy go brzydko stróżem każemy mu nas pilnować używamy jak chłopca na posyłki kto z nas mu rękę poda pożałuje że ma skrzydła za duże sumienie tak czyste że niewygodne kolor biały raczej niepraktyczny życie obce bo bez pomyłek miłość niecałą - bo bez umierania kto z nas obejmie go za szyję słuchaj - powie - zmieniły się czasy teraz ja cię przed światem ukryję 1979, 1989 Niewidzialne Żółknie pora roku węgorze wyruszają w ostatnią podróż cisza stamtąd wilga dawno już uciekła uczyć polskiego w Afryce barwa niebieska oddala a zbliża różowa starsi maleją niewinni dźwigają ciężar grób się zarumienił opadają skrzydła po locie godowym pamięć zmienia rzeczy kamień usnął ze zmęczenia liść osiki się trzęsie narzeka na za długi ogonek krowa ryczy bo ma nieufność do języka księżyc kawaler stale tylko jeden i jeszcze tyle niewidzialnego gdyby nie to - niczego nie byłoby widać 1979, 1980 Dlaczego Nie wierzysz w siebie większego od siebie w śmierć mniejszą od śmierci w to że można zachorować na grzech w to że samotność jest zła jeżeli się przed nią ucieka w to że czas krzyczy na całe gardło ale go nie słyszysz albo udajesz Greka siedzisz smutny jak Stańczyk w "Hołdzie pruskim" oparty na flecie nie wierzysz w nic ale dlaczego się boisz 1979 Na dobranoc Rozgadana wiedza wymowna poezja przez radio Szopen mówić do mnie będzie całuję cię na dobranoc mój krzyżyku niemy bo milczy tylko prawda i nieszczęście 1979 Pytasz Pytasz czy kochają umarli i biegniesz w stronę z której nikt nie wrócił jak deszcz po pierwszym śniegu speszony i ciemny i po kolei przypominasz sobie że kiedyś nie zdążyłeś żeś kogoś porzucił miałeś się wyrzec niestety schowałeś choć tylko żywi rozdają pieniądze pytasz czy pamiętają umarli sumienie ściga jak najstarszy ogień zagradza drogę kamień małomówny i chcesz jak Polska po Powstaniu płakać choć biegniesz w stronę z której nikt nie wraca 1979 Odszukany w cieniu Święty Kopciuszku odszukany w cieniu święta Dziewczynko z zapałkami święta Sierotko Marysiu święty Andersenie święta Mario Konopnicka dzieciństwo przeminęło stół rodzinny się spalił czas jak zadyszana pszczoła Anioł Stróż już na rencie bo i świat się zawalił 1979, 1986 Razem Nadzieja i rozpacz radość i ból niewiara i wiara czas coraz szybszy trwanie jak ciemność to za daleko i już niedługo dom pełen bliskich i bez nikogo człowiek co szuka anioł co nie wie tak jak dwa jeże sobą zdziwione szukają razem miejsca dla siebie 1979 Anonim Mój ty nieśmiały święty biedny anonimie nie szeptałeś mój Boże nie wołałeś Pan Bóg tak chciałeś Jemu służyć by o tym nie wiedział czemu krzyż swój ukryłeś zataiłeś rany nie udźwigniesz w sekrecie wiary bez niewiary 1980 Święty gapa Kochał - ale nikt go nie chciał śpieszył się - nikt na niego nie czekał kołatał - kto inny otwierał biegł z sercem - droga się urwała jeszcze tęsknił za kimś przez furtkę ogrodu - nie chce nie dba żartuje wróżyli mu z liści i było pusto wkoło jakby świat powiedział na wieki wieków amen już tylko przez grzeczność 1980 Nie umiem Przepraszam że jestem tak niedelikatny że obecny że gram Ci na nerwach powtarzając ja, o mnie, ze mną nie umiem jak minister przestać błyszczeć i mrugać spaść na zbitą głowę w noc ciemną 1980 Nie widać Podpisujemy imieniem i nazwiskiem wiersze książki obrazy wdzięczni że nas dostrzegą stawiamy sobie pomniki zamawiamy grób z fotografią na wszelki wypadek pokazujemy swój smutek jak wychudłą świnię swoją miłość i rozpacz by grubiej śpiewały Twoje dzieło największe bo Ciebie nie widać 1980 Uczy Wiary uczy milczenie nieświęta choinka umarły we śnie żywy w starych wierzbach szpaki kwiat olchy co się jeszcze przed liściem rozwija radość przecięta w pół kłos cięższy od słomy co go z ziarnem dźwiga Jagiełłą wystraszona królowa Jadwiga modlitwa jak pogoda bo jeśli ktoś się modli Pan Bóg w nim oddycha 1980, 1989 Noc Noc - gwiazdę przyprowadza smutek - białą brzozę miłość niesie w ofierze czystego baranka spokój - samotność mrówek gdy wszystkie są razem Wiara stale chce pytać lecz gardło wysycha jeśli Bóg jest milczeniem zamilczeć potrzeba 1980 Szukasz Szukasz prawdy ale nie tajemnic liścia bez drzewa wiedzy a nie zdziwienia boisz się oprzeć na tym czego nie można dotknąć zaczynasz od sukcesu wielki i zbędny nie milczysz ale pyskujesz o Bogu chcesz być kochany ale sam nie umiesz kochać myślisz że sobie zawdzięczasz wyrzuty sumienia nie wiesz że dowodem na istnienie jest to że tego dowodu nie ma inteligentny i taki niemądry 1980 Wiara zdziwienie Boże broń wiary prostych ludzi nie wyuczonej na lekcjach nie przepytanej i sprawdzonej że w sam raz rodzącej się jak lew na złość wszystkim innym kotom od razu z otwartymi oczami zdziwionej od początku do końca jak psiak co nie wie dlaczego mówi ogonem bez retoryki stukającej kopytkiem w piekle takiej która nie sprawdza żeby rozumieć ale wierzy żeby wiedzieć ze świętym Antonim od zgubionego klucza z gromnicą na wszelki wypadek takiej która powtarza że jeden plus jeden to trzy bo jak dwoje to musi być i Pan Jezus 1980, 1986 Jeśli Jeśli mi zaczną wypominać że jestem do niczego że piszę trzy po trzy ograniczony jak ryba co daje się oglądać tylko z profilu że to co wymyśliłem jest dobre - ale pięćdziesiąt lat temu uśmiecham się - mój Boże tylko tyle ile można o mnie gorszego powiedzieć 1980 Trudno No widzisz - mówiła matka wyrzekłeś się domu rodzinnego kobiety dziecka co stale biega bo chciałoby fruwać wzruszenia kiedy miłość podchodzi pod gardło a teraz martwi ciebie kubek z niebieską obwódką puste miejsce po mnie przy stole trzewiki o których mówiłeś że są tak jak wszystkie - do sprzedania a nie do noszenia zegarek co chodzi po śmierci stukasz w niewidzialną szybę patrzysz jak czapla w jeden punkt widzisz jak łatwo się wyrzec jak trudno utracić 1980, 1986 Nie rozdzielaj Miłość i samotność wzięły się pod ręce jak siostry idą noga w nogę nie rozdzielaj ich nie szarp. Łapy przy sobie miłość bez samotności byłaby nieprawdą samotność bez miłości rozpaczą stała Matka pod krzyżem jak pod srebrnym obrazem nie minęły trafiły do niej też przyszły razem Chodzi księżyc jak morał albo osioł po niebie jeśli były gdzie indziej to i przyjdą do ciebie 1980 W niebie Trzeba minąć świętego Piotra z ciężkim kluczem Agnieszkę z barankiem przy twarzy Teresę co jeszcze kaszle bo marzła w klasztorze trzeba przepychać się przez męczenników co stanęli z krzyżami i utworzyli korek obok skromnego bociana obok Agaty co częstuje solą obok świętego Franciszka z wilkiem (zdejmuje mu kaganiec żeby mógł poziewać) obok świętego Stanisława z zeszytem do polskiego - i widzę wreszcie moją matkę w niespalonym domu przyszywa guzik co się gubił stale Ile trzeba przejść nieba żeby ją odnaleźć 1980 Żyje Listy sprzed lat budzą się jak szczygieł fotografie przychodzą rozrzewnić nic nie dodać nie ująć nic nie zostało jak to - pyta Matka Boska nie wybrzydzaj, uparła się, żyje dawna miłość - stara nieboszczka 1980 Posłuchaj Mertonie święty Boga nazwałeś Ciszą Milczenia To śnieg nakłamał tak długo padał za oknem to chłopiec zmylił pewnie zbyt cicho liczył króliki na palcach Posłuchaj krzyża rozpaczy serca wszystko inaczej bo nie jest ciszą głazem pytaniem lecz płaczem 1980 Ile razy Milczenie podczas rozmowy milczenie w liście milczenie w książce telefonicznej bo numer tylko został milczenie w milczeniu milczenie bo wielkie szczęście milczenie bo miłość przyszła a serce w klinice milczenie bo dom rodzinny się przypomniał a spadła tylko mordka śniegu milczenie po milczeniu milczenie przed cenzurą milczenie bo pies zawył jak przed wojną ile to razy nawet nie wierząc spotykamy się w innym świecie 1980, 1986 Ważne To że wszystko dzieje się inaczej to cierpienie tędy owędy ten dzień bez kochanej ręki ten ból i tak dalej ten mróz że tylko jeden piec mnie zrozumiał gdy kładłem serce do zimnego łóżka ta jesień lekko chora po tej stronie świata ta małpa bez małpy powiedz że to właśnie ważne 1980 Jak zawsze Rozpłakała się Matka Boska Józefowi na ucho się zwierza zamiast - Domie Złoty mówią - do mnie złoty zamiast Arko - - miarko przymierza Znowu teraz jak na początku liże łapę złote cielątko 1980 Nagle Chodzi za mną twoje ja ubiera się na niebieskozielono w czerwoną kratkę mówi że nie wierzy udaje robi miny jest urywa się jak ścieżka wraca znowu idziemy i wszystkie głupie rozmowy sprzed wojny i Króla Ćwieczka nagle co to zdziwienie światło przyklęka droga to twoje ja prawdziwe przyszło tu od Boga 1980, 1996 Powązki - Romce Lewandowskiej Nie chodzę tam by usłyszeć śpiew wilgi podpatrzeć jak mikołajek zakwita od dołu do góry a cień depce po piętach goniąc wiewiórkę ze śmiechem w ogonie jak teściowe z zięciami porastają bluszczem to nie duch ale pomnik straszy jak czyjaś wielka sława zdechła zupełnie sama choć przy nazwisku łazi robak - smutno żywych kochać ponad miarę jak na grób Rydza-Śmigłego opadają ciernie chodzę dziwię się myślę przemilczam ilu młodszych umarło ode mnie 1980, 1986 Powiedz Kopciuszku tobie się udało oddzielić mak od popiołu przez jedną noc powiedz jak oddzielić kota od kotki ból od miłości łzę od doświadczeń smutek od czasu mądrość od starości i nie mieć już słonia lat 1980 Więcej Coraz więcej Ciebie bo powietrze przejrzyste między ulewami czarny las a im dalej tym bardziej niebieski może w nim szuka grzybów stary smutny anioł co zamiast poznać miłość wkuwał język grecki a teraz moja prośba o Matko Najświętsza być jak tęcza co sobą nie zajmuje miejsca choć biegnie jak po schodach od ziemi do nieba Tobie derkacz w zbożu Tobie zając w polu mrówki co się kochają ale się nie lubią pomidor z pępkiem koszyk z maślakami i cierpienie tak wielkie że już nie ma grzechu milczenie które myśli radość co rozumie Amen lub inaczej niech nie będzie mnie 1980 Wielkie i małe Ten chrabąszcz przedwojenny co stanął na głowie i nie miał swego domu skoro mieszkał wszędzie pies co skakał do Narwi i pływał zielony szpak co wplatał w swe gniazdo całe pół stokrotki choć dziób najpierw otwierał zamykając oczy niezapominajka co krótko pamięta bo kwitnie tylko od maja do czerwca ciemne orzechy buku choć się wydawały tak drobne że nawet Bóg się nie pomieści smutny wybryk natury dziadek zakochany i łza jak samotna samiczka bez skrzydeł Furtka którą patykiem olchy otwierałem Szczegół nadaje wielkość wszystkiemu co małe 1981 Na cały głos Święta Tresko pisząca o duszy na cały głos podpowiedz co święta Marto wprost z kuchni jak leci święta Kingo co w czasie bólu głowy zaplatałaś warkocze ani mniej ani lepiej święty Mikołaju z niespodzianką jak z ogromną żyrafą z małymi różkami asceci najeżeni jak dwa widelce bez przerwy od do Matka Boża znowu na nogach dokąd Jezu dziennik telewizyjny 1981 Drzewa Brzozo nazbyt wieśniacza aby rosnąć w mieście dyskretny grabie w sam raz na szpalery jarzębino dla drozdów dzwoniących i szpaków akacjo z której nie złote tylko białe miody olcho co jedna masz pyry liściach głogu co chronisz gajówkę krewniaczkę słowika jesionie co pierwszy tracisz liście zbliżając nam jesień Poproście Matkę Bożą abyśmy po śmierci w każdą wolną sobotę chodzili po lesie bo niebo nie jest niebem jeśli wyjścia nie ma 1981, 1982 Gdyby Nawet by nie wiedziano ile razy się biegnie po schodach bez windy ile czystego piekła może być w nieszczęściu jak cicho po pierwszym wzruszeniu nikt by nie wiedział że najładniej w gnieździe czyżyka że biały dziwaczek zakwita kiedy deszcz pada że motyl odróżnia żółte od zielonego że matkę może przypomnieć jeden krzyżyk włóczki że rybitwa fruwa z jaskółczym ogonem że wierzba w fujarce smutna przy krowach wesoła że świecę się stawia tuż obok śmierci gdyby był Bóg bez ludzi 1981, 1986 Proszę o wiarę Stukam do nieba Proszę o wiarę ale nie o taką z płaczem na ramieniu taką co liczy gwiazdy a nie widzi kury taką jak motyl na jeden dzień ale zawsze świeżą bo nieskończoną taką co biegnie jak owca za matką nie pojmuje ale rozumie ze słów wybiera najmniejsze nie na wszystko ma odpowiedź i nie przewraca się do góry nogami jeżeli kogoś szlag trafi 1981, 1986 Pisanie Jezu który nie brałeś pióra do ręki nie pochylałeś się nad kartką papieru nie pisałeś ewangelii dlaczego nie pisze się tak jak się mówi nie pisze się tak jak się kocha nie pisze się tak jak się cierpi nie pisze się tak jak się milczy pisze się trochę tak jak nie jest 1981 Kłopoty zakochanych Zakochani mówili - przecież nie do wiary czy to prawda może się nam zdaje czy tak łatwo się spotkać cierpiącym na miłość w świecie w którym kłopoty nasze nie ustaną bo jak diabeł ucieknie odejdzie i anioł Jesteś i nie ma Ciebie. Ten sam znowu inny trochę na odczepnego i trochę na niby jak len co kwitnie niebiesko biało i różowo choć świt i zmierzch sprawia że inne kolory Czy to Ty jesteś blisko jakbyś słuchał serca i jak matka przechodzisz przez środek sumienia jesienią deszcz zasłania zimą śnieg zabawny Ten którego się kocha jest wciąż niewidzialny 1981, 1994 Zaufałem drodze Zaufałem drodze wąskiej takiej na łeb na szyję z dziurami po kolana takiej nie w porę jak w listopadzie spóźnione buraki i wyszedłem na łąkę stała święta Agnieszka - nareszcie - powiedziała - martwiłam się już że poszedłeś inaczej prościej po asfalcie autostradą do nieba - z nagrodą od ministra i że cię diabli wzięli 1981, 1986 Baranku wielkanocny Baranku wielkanocny coś wybiegł z rozpaczy z paskudnego kąta z tego co po ludzku się nie udało prawda że trzeba stać się bezradnym by nielogiczne się stało Baranku wielkanocny coś wybiegł czysty z popiołu prawda że trzeba dostać pałą by wierzyć znowu 1982, 1994 * * * Na Powązkach warszawskich zdziwić się uśmiechnąć przy grobie pana Prusa popatrzeć na wszystko - wiewiórko przezabawna co się tutaj dzieje można odejść na zawsze by stale być blisko 1982 Matka dla wszystkich Nie tylko pod krzyżem - mówiła Matka Boska - ale i w niebie zmartwienie święty Piotr pilnuje bramy, święty Mikołaj klei anioła na gwiazdkę Agnieszka suszy baranka Izydor orze, święty Roch zagląda chorym zwierzętom w pyski przypomina jeżom że się budzą w marcu liściom wiązu że mają nerwy nie do pary męczennik wzdycha jak królik doświadczalny każdy ma swoje własne zajęcia tylko ja zwyczajnie jak mama muszę mieć czas na wszystko i dla wszystkich 1982, 1986 Teraz Teraz się rodzi poezja religijna co krok nawrócenia lepiej nie mówić kogo nastraszył buldog sumienia ale Ty co świecisz w oczach jak w Ostrej Bramie nie zapominaj że pisząc wiersze byłem Ci wierny w czasach Stalina 1982, 1983 Dobro i zło Ze złem skrada się siła władza urzędowe twarze z dobrem przychodzi serce choćby najmniejsze jamnik z każdą nogą skrzywioną jak szczęście wiejskie na wsi Godzinki gdy zmieniają słowa "i niezwyciężonego plask w mordę Samsona" 1982, 1983 Prośba Matko łaskawa zmiłuj się nade mną spokój ma maskę ciemną Miłość światło zapala nadzieja uczy czekać pomaleńku - Szturchnij czasem po ciemku 1982, 1983 Trzeba Trzeba być zakochanym żeby uwierzyć w aniołów w serce jak pieprz co się nie zmienia w mamusię świętą i w ojca świętego w to że się z średnią pensją nie umiera a nawet w najtrudniejsze że Bóg to jedność bez cierpienia 1982, 1994 Optymizm Ach ten optymizm co chodzi w kółko i mówi lepiej będzie a ja chcę właśnie trochę rozpaczy takiej jak zawsze więc bez tłumaczeń tego wciąż szczęścia co jest nieszczęściem choćby urosło o jeden procent miłości która czeka tak samo z pobitym sercem nocą dziurawą jak mól co został znowu na zimę a ja już nie chcę niczego zmieniać kamień niech będzie zawsze kamieniem łza - starą myszką buty - wspomnieniem 1982, 1983 * * * Piękno, ale tyle widać tak jakby wszystko oprócz Niego widzisz brzozę żółtą w jesieni białe kwiaty kminku przeszłość zawsze czystą bo to co przeszło wzrusza jak ogonek w śniegu i można potem znaleźć nawet czego nie ma ufne pszczoły co swą matkę wypuszczają samą nad ciepłym suchym ulem nie przegrzanym w słońcu by powrócić pod wieczór jak złoto zmęczone krzyż zachodu na niebie naga baba w wodzie bo każdy ma dwie dusze a jedną na co dzień i tyle innych cudów jak czaple szczęśliwe a czaple są udane jeżeli są krzywe Nie widzisz Go z żadną gwiazdą ze świnką serdeczną bo piękno - to po prostu Jego nieobecność dzieło aż tak wielkie że anonimowe 1982, 1994 Pytałem Pytałem jednej gałązki rozmarynu jednego białego orła jednego o Traugucie wspomnienia Orzeszkowej piszącej "Gloria victis" za co szło się wtedy do więzienia 1982 Liść Liść porzeczki co zmienia barwę na deszczu sowa co ma oczy żółte z białymi brwiami jerzyk co nie siedzi tylko stale fruwa a kto biegnie w nieskończoność od niej się oddala las w którym przyłożono już nożyk do grzyba bekasy stale czyste bo biegną po błocie księżyc co się zabawia udaje że umarł zresztą jest księżycem stanowczo za długo anioł co już nie strzeże bo na grzech za późno nie denerwują patrzą zwyczajnie jak Niewidzialny chodzi koło mnie 1982, 1994 Tylko To tylko oczy co chcą widzieć dalej to tylko uszy co pochwycą ciszę ręce tak smutne jak skrzydła za małe serce jak kogut zatrzymany w klatce zmysły co kryją sekret przed poznaniem Trzeba mieć ciało by odnaleźć duszę 1982, 1983 Powitanie Matka Boska się dziwi. Także Józef nie wie Tereska uczy francuskiego w niebie - żeby "u" dobrze mówić - wszystkim pokazuje - ściągnij usta swe w dzióbek tak jak się całuje Florian już się nie spieszy bo Pan Bóg ustalił - nie polewaj nie dmuchaj gdy się miłość pali Anioł przestaje fruwać bo nagle z wzruszenia pragnie uczcić roztropność minutą siedzenia Tomasz poznał że z prawdą jest tak i inaczej jak ze szpakiem co chodzi i wróblem co skacze Wszyscy kręcą głowami Wszedł M. Kolbe - Gwarzą - - Jak można wejść do raju z taką smutną twarzą 1983, 1994 Koniec Co się spotkało a potem rozeszło co było razem by biec w różne strony szczęście co nagle rozdarło się w środku chociaż żegnając kocha się najdłużej bliscy co potem wydają się obcy i mówią sobie wszystko się skończyło Nie martw się o nic bo szpak zamyślony i smutna ziemia w niewidzialnych rękach orzeszek grabu z skrzydełkiem zielonym żyrafa co szyją wypatrzy najdalej koniec - to kłamczuch w świecie nieskończonym 1983, 1994 Kolczyki Wieczorowe suknie pachnidła kolczyki długa wędka włosów i nagle rozpacz szczęście by wybrać miłość mądrą kochać nieszczęśliwą chodziła bez grzeszników po kątach płakała większy wstyd nagiej duszy niż nagiego ciała 1983 Dyskusja Święty Tomasz orzekł - caritas święty Oryl - amor święty Alojzy - dilectio wszyscy wiedli dyskusje jak niedźwiedzia przyszedł święty Pastuszek i najmocniej przepraszał bo powiedział im - guzik z tego 1983 Rozumiesz Słowiku co śpiewając podskakujesz do góry żeby spaść na tę samą gałązkę ty rozumiesz zachwyt niecierpliwość wiersze nasze wszystkie łzy na trąbce zdradę świętego Piotra smutne oczy pijaka czystość zmysłów duszy gorączkę dzień o piątej rano i kwadrans po zmierzchu wiary naszej pokój i wojnę nawet takich których nie rozgrzeszą 1983 Mała litania Święty Florianie od pożaru święty Tadeuszu od burzy święta Agnieszko od tego co najprościej ocal jak szafirek co się pojawia w kwietniu przyjaźń w miłości bo wierna i nie dostaje bzika 1983 Młyn Przez najbliższych którzy pojawili się żeby odejść - przy Bogu który się ukrył żeby być między miłością a miłością - tam gdzie stoi krzyż w śmierć poza śmiercią przy dzieciach śmiejących się na cały głos przy kamieniu co zgłupiał cokolwiek się stało przy króliku co biegnie jakby but uciekał szedł młyn moje życie 1983, 1994 Przyrost ludności Szkoda dla jednej tylko osoby deszczu buków bo najchłodniej przy nich wśród upału ławki nad rzeką szczęścia co zamyka usta łamigłówki serca miłości co ostrzy nóż pływania żabką motylkiem i delfinem kataru po którym jednym uchem słyszy się później a drugim wcześniej ciała co się nie dzieli tylko na ducha i popiół jaskółki wzruszającej ramionami wszystkiego po kolei i dlatego pchają się na ten smutny świat nowi ludzie drzwiami i oknami 1983, 1994 Uśmiech nieśmieszny Bądź świętym co się śmieje nie tylko uśmiecha bo uśmiech może być czarusiem liskiem kłamstwem od ucha do ucha ale nie można śmiać się nie naprawdę na niby ledwo ledwo śmiejemy się aż do łez nie uśmiechamy się tak daleko 1983 Pokora Spokorniała malwa łakoma i bez niej kręci się ziemia spokorniała miłość i bez niej czuły bocian spokorniał rozum i bez niego jest prawda spokorniało to co na pewno bo wszystko inaczej 1983 Razem z Tobą Krzyż Twój idzie razem z Tobą nad ranem w jasny dzień w końcu lata kiedy dokarmia się pszczoły przy oknie po ciemku kiedy zimorodek czeka na zimę żeby się urodzić kiedy smutek szuka przyjaźni w lipcu kiedy wysiewają koper i kwitnie ogórek od zaraz - do jeszcze nie wiem zadzwonię do świętych przez telefon poproszę by krzyż nie przychodził bez Ciebie 1983, 1993 Boże Narodzenie Podszedł na palcach niedowiarek bo konstytucja nie zabrania do Matki Bożej. Mówił do Niej - tak nam się wszystko poplątało partia przy końcu zbaraniała niech Cię za rękę choć potrzymam w Noc Szczęśliwego Rozwiązania 1983, 1990 W jarzębinach Krew płynie z Twojego boku wakacje a taki blady i właśnie dlatego wierzę żeś wszechmogący słaby że w jarzębinach wisisz dzwońce cię podziobały właśnie dlatego kocham że jesteś wielki mały rozeszły się całkiem drogi zgubiło się i odkryło pozostał człowiek i Pan Bóg mój grzech moja miłość 1983, 1989 Apostołowie niewiary Niewiara ma swoich apostołów męczenników wyznawców zadziera nos do góry z każdym się dogada niesie także swój krzyż uczy się milczenia w milczeniu ciemności przed świtem załamuje ręce nad grobem matki tu przychodzi żeby uwierzyć 1983 Wszystko smutne Smutna miłość smutny Jezus z gołymi plecami smutny księżyc co nie chce wyzdrowieć smutna łąka w sierpniu od bodziszków niebieska smutna krowa smutny grzyb jak krasnoludek bez żony śpiew w klatce siwe wąsy kota smutna szałwia inaczej czerwona smutny dowcip dla wszystkich smutny deszcz co jak Chińczyk pisze z góry na dół smutny pan młody co się ożenił bo nie miał innego wyjścia Nie odchodź nie opuszczaj nas smutna strono piękna 1983 Odpusty Poprzez wszystkie odpusty w Twoim niebie poprzez wesołe miasteczka aniołów świętych leżakowanie miłość bez kantów poprzez czytanki dla zbawionych dzieci Ala ma cnotę ale nie ma kota spójrz w piekło wiary po tej stronie 1983 Ciało Ciało tak święte że trzeba je ukryć przed wzrokiem naszym otoczyć milczeniem jak smukłe palce czapli nad strumieniem ciche posłuszne daje istnieć Bogu jak szczęście krótkie i jak smutek stworzeń jeśli się wstydzi utraciło wiarę że miłość nawet golasa zrozumie 1983, 1994 Staruszka Tu będzie fotografia którą rozstrzelali Niemcy tam lampa co się w dzieciństwie spadła szpak powróci na miejsce za oknem przy skrzynce tu listy z ciszą w środku miłość je zabiła niby głogi za bardzo do siebie podobne obok drobiazg na półce rozpaczy szkielecik i kapelusz z lat szkolnych co młodość udaje jak brodacz co swą brodą zasłania podbródek i teraz wie, że wszystko jest razem śmierć radość niebo i ziemia bo ustawia rzeczy których nie ma 1983, 1994 Spójrz - Nie powieś się spójrz w okno znowu ten biały śnieg z czarnego nieba znowu uśmiech jak osioł z pretensją do osła cenzor który sam wpadł pod nożyczki święta Maria Goretti jak powietrze czyste i szept co pozostał z całego Kościoła - Chryste 1983 Niejedzenie Mario siostro Łazarza gdy Pan wszedł do domu zapomniałaś o piecu nie nakryłaś stołu bo miłość zaczyna się od niejedzenia nieważnym stał się czajnik inaczej naciągacz kasza jak chuda wrona sądzona za rozpacz czosnek jak zęby wiedźmy z zasady nierówne powiedz siostrze swej Marcie gdy Pana zobaczę - czemu latasz po kuchni i po rondle skaczesz - nic nie zjem. Padnę na pysk jak grzech się rozpłaczę 1983, 1986 Jest czas U nas wakacje. Nic się nie dzieje usiadły liście lnu siedem tysięcy pszczół bez urlopu pracuje za darmo nikt z nas się teraz nie spieszy jest czas Rozmawiamy - pani stale co rok młodsza tylko się kapelusz jak Pałac Kultury starzeje zresztą wszystko wiadomo bo nikt nie wie czytamy o sympatycznej świętej która poszła z grzechem do nieba opodal milczący po upadku kamień jemu wierzę 1983, 1994 Stwarzał Bóg stwarzał wszystko by poznawać siebie stąd barwa biała zawsze lekka zielona spokojna żółta pliszka bo taką i o zmroku widać jeż na brzegu lasu dowcipne szparagi ktoś kto umarł przed chwilą wyleciał wesoły koniec wszystkich spraw naszych wspaniale niejasny lwica co ogon chwali skoro nie ma grzywy nietoperz co składa skrzydła i opada szybko zając co się odbija tylnymi nogami księżyc jak rencista co wyszedł się martwić gwiazda polarna co wskazuje biegun ogromna kula ziemska i świat nieokrągły jaskinie latem zimne, widzenie pod wodą i czas najważniejszy - choć nie wie co będzie miłość lub inaczej wszystko i daleko żuk jak anioł swobodny bo niepoliczony kariera na początku a mięta przy końcu Bóg stwarzał świat i poznawał że jest wszechwiedzący 1983, 1986 Pokochać Jaka to radość pokochać Ciebie od pierwszego spojrzenia bez dowodu na Twe istnienie bez sprawdzania papierów i dopiero wtedy wszystko jak nic dotąd trojaczki krzyczą na całego nie pyskuje pilnowana trawa dyrygent oczy zamyka żeby słuchać wyciszają gwiazdy bawi ogon jelenia zawsze z jedną kreską i nawet dym zamiast do diabła idzie do nieba ze wzruszenia 1983, 1986 Miłość Czystość ciała czystość rąk pana przewodniczącego czystość idei czystość śniegu co płacze z zimna wody co chodzi nago czystość tego co najprościej i to wszystko psu na budę bez miłości 1983 Jakże Jakże się teraz nie bać - nie trwożyć - z tylu ranami naraz na krzyż Cię złożyć - Matka Boska się śniła płakała jak we mszy świętej krew liną oddzielić od ciała z powrotem piątek słońce umiera nie widać jeśli jest miłość przestań się martwić i śmierć się przyda 1983 Nielogiczne To co nielogiczne prowadzi do wiary gwiazda co spadła z nieba dla nikogo zając co ma tylko strach swój na obronę miłość do połowy szczęście nieszczęśliwe kucyk nadziei i brudas który przyszedł ażeby powiedzieć tak zimno a Pan Jezus za lekko ubrany róża pomarszczona łabędź wiosłujący tylko jedną nogą za wielki Pan Bóg żeby wszedł do głowy 1984, 1994 Boże Darwin znikł z długą brodą posiwiały małpy Wolter już jak nekrolog w kąciku humoru nawet Kopernik zmalał choć obracał Ziemię spaniel życzy przed sklepem krótkiego ogonka wszystko na pysk zbity wali się bez Ciebie 1984, 1986 Osioł Duch oklapnięty kiedy ciało obok miłość niecała bo smutek daleko jeśli śmierć nie przyjdzie życie jak matołek wiara niepewna gdy niewiary nie ma nawet uśmiech jak baran gdy zabraknie płaczu wszystko Bóg stworzył razem dlaczego osioł wyje zobaczył osobno 1984, 1994 Płacz Marta zakrzątana obrus rozłożyła w rosół za gorący chucha sercem studzi mięsa nie dopiekła solić nie skończyła nad wiarą co płacze znów się zamyśliła a tu tyle roboty Łazarz z grobu wrócił właśnie talerz odsunął - Marto - mówi - Marto Jezus przy mnie płakał 1984, 1994 Dziękuję Dziękuję za Twoje włosy nie malowane na obrazach za Twoje brwi podniesione na widok anioła za piersi karmiące za ramiona co przenosiły Jezusa przez zieloną granicę za kolana za plecy pochylone nad śmieciem w lampie za czwarty palec serdeczny za oddech na szybie za ciepło dłoni na klamce za stopy stukające po kamiennych schodach za to że ciało może prowadzić do Boga 1984, 1986 Miłość Świat zmaglowany polityka pudło dom już nie tamten inna brama niewierzący na roratach w kościele tylko miłość wariatka ta sama 1984, 1994 Lustro - Nie ruszaj lustra mówią najpierw - bo stłuczesz - nie patrz w nie bo zobaczysz kacyka diabła - nie gap się w nie jak wrona bo znajdziesz męża gawrona albo schowaj je bo cię wyrzucą z klasztoru lepiej widzieć indyczki maślaki wiatr lustro grzeszne i próżne sam Bóg potem powie - spójrz w nie głuptaku ile masz lat starszy panie z odrąbaną młodością 1984 Zdziwienie Dziwią się kuropatwy co chodzą parami wszystkie na plotki schodzące się wrony lipcowe gwiazdozbiory Rak i Lew na niebie panny po ślubie co nie chcą być same filozof z bzikiem bo odnalazł żonę bekas co gwiżdże stale dwie sylaby dziwi się księżyc sam na sam ze sobą że Bóg jest jeden i nigdy samotny 1984 Pociecha Niech się pan nie martwi panie profesorze buty niepotrzebne umiera się boso w piekle już zelżało nie palą tylko wiedzę wieszają na haku smutno i szybko 1984 Prośba Martwię się o przeszłość dreptałem jak kaczor straszy mnie teraźniejszość by wytrwać na drogach została tylko przyszłość by się chociaż raz cieszyć jeszcze jej nie zbrudziłem cała w rękach Boga 1984, 1998 Wiersz z dedykacją - Zbigniewowi Herbertowi Tu znowu jest tak samo i nic się nie zmienia trójkątne liście brzozy i olchy okrągłe akacja pachnie jak za czasów Prusa obowiązkowo bo zawsze przed deszczem altana niby bliska a woła z daleka młodej kobiety bój się przed starą uciekaj leszczyna rodzi swój orzech laskowy tak sobie dla zagadki nazwany tureckim ogórki jak wiadomo rosną tylko nocą pszczoła staroświecka jak z carskiego złota na trzeciej parze nóżek trzyma swój koszyczek Poznasz tu łatwo jak się kto uśmiecha koń rży pies merda wół w dobrym humorze żeby było zabawnie ustawia się bokiem cień drzewa w samo południe wskazuje na północ święta cebula krewna zdechłej lilii strip-tease przyzwoity zasłania swym płaczem chamka czapla bezczelna coraz bliżej wody denerwuje bociana bo ma palce żółte znów Pan Bóg kocha żabę nie za to że skrzeczy żaba skrzeczy dlatego że Pan Bóg ją kocha a Pan Bóg jest tak prosty że musi być duchem Pan Cogito zdumiony meandrami świata niech wybaczy wiersze rwane prosto z krzaka 1984, 1994 Zbliżenie Wszystkie mleczne drogi jak miecz między nami krzyż wciąż nieskończony przestrzeń niepoznana wąski pasek cnoty zbliża mnie do Ciebie to co Cię oddala 1984, 1994 Tak mało Jest miłość za nic nie chce listów spotkań cielęciny bez kości piernika ani form wyklepanych ani głosu w telefonie - zapnij palto żeby nie zatkało tak mało potrzeba tak mało jest wielka miłość uczyła święta babcia pozostaję jej wierny miłości za Bóg zapłać 1985, 1998 Chciałbym Chciałem ją zatrzymać cała wieś się śmiała - nie wiesz że w końcu maja odlatuje czajka chciałem świerszcza posłuchać chichotały drzewa chciałem niebo przygarnąć ale pomyślałem tylko na wigilię pierwsza gwiazda w oczach chciałem babcię mieć jeszcze przedwojenną po wojnie do Jezusa poszła nie do mnie 1985 Wniebowzięta Widziała jak walczący stawali się prochem jak najmłodsi choć ostatni odchodzili pierwsi smutne ręce praczek nie wzięte do nieba więc współczuła chciała prędko zakryć swoje ludzkie ciało bez śmierci 1985 Matka Nieludzki urok gwiazd nad sputnikami nieludzki pomysł śmierci nieludzkie cierpienie nieludzki czas co czeka z krótkim nożem renty nieludzkie piękno mistrzów a tu zwykła matka jej nos okulary i pacierz na stole moczopędna pietruszka z selerem sałatka i bardzo ludzka miłość z początkiem romantycznym z krzyżykiem na końcu bez środka 1985 Czekanie Kiedy na miłość niecierpliwie czekasz pomiędzy dzwonkiem a otwarciem drzwi czasem wepchnie się kurczak za chudy na rosół opluje deszcz nie kracz jeszcze podziękujesz Bogu gdy przyjdzie tylko pies 1985 Było Wiersze staroświeckie co wzruszają teraz z rymami jak należy z przecinkiem i kropką z dworem co znikł nagle cicho i na zawsze a wiadomo cisza większa niż milczenie i pamięć już posłuszna gdy przeszłość przychodzi z babcią co na werandzie cerowała dziurę bez nożyczek zębami przegryzając nitkę tuż przy koszu na grzyby by się nie sparzyły z wujem co się gazetą niepotrzebnie zajął więc pomagał mu diabeł ale kopnął anioł ze smutkiem przemijania jagód jarzyn jeżyn gdyby śmierci nie było nikt z nas już by nie żył przemijamy jak wszystko by w ten sposób przetrwać uczucia bez łapówek i rąbanka grzechów wielka miłość co zawsze wydaje się łatwa i wie już tak od razu że nie wie co będzie choć za młodu drży serce a na starość noga wszystko co najcenniejsze spaliło się w piekle wiersze staroświeckie niemodne naiwne ten sam baran co wtedy ale szczęście inne 1985, 1986 Jest Gil zgrzyta sroka sroczy odchodzą szpaków pokolenia jelonki liżą milczą grzyby cielę z probówki szuka matki kręci się Ziemia bez sumienia słuchają służą i nie mówią - a jeśli Jest a jeśli nie ma 1985, 1986 Ostrobramska To nie to to wrona to nie koniec to wróci nie ma nigdy na zawsze Ostrobramska w serdecznym mieście odpukuje nieszczęście 1985, 1986 Powiedzą Inny czas kiedy nie jesz lecz pożądasz wołu inny kiedy płaczesz na swój własny rozum inny żal kiedy zamiast przyznać się do grzechu mówisz - zaliczyłem sobie kilka pań - inny kwiat kiedy niosą go na wesele wiedząc ile trzeba miłości by zbudować dom inny ten który złożą pomilczą odejdą i powiedzą z uśmiechem że to tylko śmierć 1985, 1986 Prośba Żyrafo dryblasie z trójkątną główką jamniczko z poczwórnym platfusem wielbłądzie kulfonie mrówko widoczna przez lupę kaczko płaskonosa dziobaku nietypowy co wyłazisz z jaja czaplo pięknie krzywa nas grzeszników na duchu podtrzymuj ile pokrak bez winy 1985, 1994 Będzie Koniku polny co żyjesz jedną tylko jesień serce kochające niekochane smutku w cztery oczy bo mieszkanie za dwadzieścia lat szczęście o tyle o ile prawdo co obrażasz ciotko której w dowodzie dzieciak dorysował brodę dygnitarzu który zlecisz ze stołka - wszystko tak będzie jak ma być 1985 Szczęście Nie ma miłości bez odpowiedzi serce zostaje dalej choć odeszło byle nie dla siebie wtedy krowa pociesza ogonem dwumetrowy goryl obejmuje goryla koza pójdzie do kozy zimorodek czeka na zimę żeby się urodzić jeż nie jeży się na jeżycę komputer pyta koguta o godzinę bocian powróży choćby jedną bezpartyjną nogą całują wszystkich nawet nikogo a szczęście tak jak skrzypce im starsze tym młodsze 1985, 1986 Nie Anioł Stróż Mojego Anioła Stróża nie widać choć nie zazdrości archaniołom nie strzeże nikogo jak na obrazku przewraca kładkę po której idę rzuca w przepaść na zbitą głowę wyciąga za nogawki pyta - jak leci mówię mu nieprzyzwoity po łacinie banał - Aniele tobie łatwo bo nie masz ciała ale mnie sempiterna zabolała nie rozumie strzeżonego Pan Bóg nie strzeże do Boga idzie się na całego przez kładkę skopaną przez miłość która wyszła bokiem przez rozpacz ze szczegółami przez korek uliczny w którym ugrzęzło pogotowie z syreną czasem jak stonoga co pomyliła nogi i stanęła jak noga tłumaczył i ja tłumaczę ale na obrazkach inaczej 1985, 1986 Mówią Rysuję Twoje ręce na krzyżu umyślnie za długie niech ogarną ludzi najwięcej rany grubsze stopy za ogromne wciąż uciekam niech dobiegną do mnie serce całe jak świętej wizytki - Tak nie można - mówią - za brzydki 1985, 1994 Spotkanie - Barbarze Arsobie To jedna chwila dziwnego olśnienia kiedy ktoś nagle wydaje się piękny bliski od razu jak dom kasztan w parku łza w pocałunku taki swój na co dzień jakbyś mył włosy z nim w jednym rumianku ta jedna chwila co spada jak ogień nie chciej zatrzymać rozejdą się drogi - samotność łączy ciała a dusze cierpienie ta jedna chwila nie potrzeba więcej to co raz tylko - zostaje najdłużej 1986, 1991 Oprowadzanie po piekle Tu separatka nic nie pomogło miał już aureolę kwadratową uparł się mieć okrągłą a tam poniżej ksiądz proboszcz piszczy zbudował kościół jak Pałac Kultury z krzyżem 1986 Do albumu Pisać wiersz niczyj dla wszystkich jak zabawny byczek co podchodzi z bliska być biedronką co uklękła w słońcu bez adresu imienia nazwiska 1986 Brzydal Muzealne oklaskiwane piękne piękno jak oblizane sumienie a tu chodzi boczkiem byle jaki brzydal cierpienie 1986 Nie tylko Trawa czuła łaskocze łydki kasztany spadają i całują rączki woda rozebrana siada na kolanach chrabąszcz podrywa włosy świerszcz jak stereofoniczna muzyka uwodzi kalina nie tylko jeszcze wierna świnia kocha nie zapomina 1986, 1989 Milcz Chciałem powiedzieć - przecież to okropne - ale przygryzłem język chciałem zapukać nie miałem do kogo milcz Bóg mówi dobrze o Bogu 1986 O Mojżeszu Córka władcy - faraona woła smutno i wesoło, że w koszyku krytym smołą płacze dzieciak z piętą gołą. 1986, 1998 Na rękach Kiedyś owcę wziął Jezus na ręce, więc dziś każda ze wzruszenia .beczy i z radości daje wełnę na sweter, rękawiczki, kożuch, ciepłe rzeczy. Strzyc się daje, bo wciąż myśli sobie: z mojej wełny skarpetki zrobi Matka Boska leżącemu w żłobie. 1986 Mamusia Święty Józef załamał ręce, denerwują się w niebie święci, teraz idą już nie Trzej Mędrcy, lecz uczeni, doktorzy, docenci. Teraz wszystko całkiem inaczej, to, co stare, odeszło, minęło, zamiast złota niosą dolary, zamiast kadzidła - komputer, zamiast mirry - video. - Ach te czasy - myśli Pan Jezus - nawet gwiazda trochę zwariowała, ale nic się już nie zawali, bo wciąż Mamusia ta sama. 1986 O Tomku Jak wyglądał Tomasz, kiedy nie wierzył, że Pan Jezus wstał z grobu? Siedział smutny z brodą pokręconą, z wychudzonym brzuchem, z nerwowym paluchem, z nosem spuszczonym, zrozpaczony. Wszystko pozapominał: że Jezus przemienił kiedyś wodę w wino, że z trędowatego zrobił gładkiego, z głuchego - muzykalnego, z kulawego - sportowca na całego. Marudził, mądrzył się, wściekał, na jedenastu narzekał. A jak wyglądał, gdy zobaczył Jezusa: oczy otworzył szeroko, odetchnął z ulgą głęboko i wołał na wszystkie strony: Niech będzie pochwalony! Przedtem zły i zawzięty, teraz radosny i święty. Przedtem się stale jeżył, teraz - we wszystko uwierzył. 1986, 1998 Arka W Arce Noego była małpa słoń i żyrafa smutny kruk i gołąbek biały kaczki które kwakały mamut czyli słoń w futrze ubrał się ciepło bo myślał że będzie zimno pojutrze wrony czarne z każdej strony gawron jak zwykle na gawrona obrażony patrzy wujek na ciotkę jak na wróbelka własnego obmyśla jak ją wpakować choć na rok do Arki Noego 1986 W klasie Ryczą w klasie dokazują najgrzeczniejszych kotem szczują ryczą biją się po łapie chcą położyć się na mapie na przyrodzie lepsza draka wypchanego szczypią ptaka nogi skaczą skrzypią ławki kogoś biorą za nogawki piszczą wyją głośno chrapią książkę do religii drapią. Nagle sfrunął anioł biały mówi - lubię te kawały. 1986 Najbliżsi Nie proszę już o spokój ani o to żeby było inaczej nie mam żalu że nie mam malucha ani o to że mi najbliżsi rozrąbali głowę przyszedłem podziękować że jesteś Bogiem 1986 Stale Staję się stale mniejszy w mieście które jak inflacja rośnie we wszechświecie co się rozszerza a kurczy wśród tych co mnie znaleźli i widzą że mnie nie ma nic ze mnie nie zostanie bo i to za dużo 1986 Nie zląkł się Tylko święty Jan umarł w domu na posłaniu z poduszką pod głową owinięty w śpiwór jeden nie zląkł się krzyża, jeden stał pod krzyżem pozostali ze strachu w Wielki Piątek zbiegli kto ucieka od Krzyża - krzyż cięższy dostanie 1986, 1993 Zbawiony Ten którego kochają zostanie zbawiony choć kocha się dlatego że się nie rozumie niekiedy tylko ogarnia zdumienie jakby księżyc świntuch rozebrał do naga ten którego kochają zostanie zbawiony ile razy błądziłeś ale ktoś cię kochał czekał w oknie bo oddech pozostał na szybie ile razy grzeszyłeś - łza cię uzdrowiła a miłość jest już czysta gdy przy końcu płacze i jak lew nieśmiało tyłem się odwraca jeśli bliskich zabraknie sam Pan Bóg przygarnie powie ci to na starość ślimak zamyślony rozpacz stara kłamczucha co rozrabia na dnie czas już poza czasem słowo ponad słowem gwiazda co przez okno chce cię stuknąć w głowę łotr na trzech gwoździach za nas powieszony ten którego kochają zostanie zbawiony 1986, 1994 Prośba Dziobie z liściem szczawiu kamieniu co nie pytasz zgrzybiały grzybie w barszczu piesku - Tomku nieufny co obwąchujesz stole na którym bez kartek za dolary kaczka proście abym znalazł takie słowo które Pan Bóg polubił i daje co łaska 1986, 1994 Westchnienie Na uczelniach teologicznych operowany przez docentów piłowany wierzącym udowadniany przez katechetki lukrowany w ręce apologetów wydany Boże mój kochany 1986 Do świętego Antoniego Szukam ewangelii z przedsoborowych tłumaczeń spod gęsiego pióra Jakuba Wujka w której czytano "onego czasu" fruwały ptaki niebieskie rósł kąkol nie ogolony pacholę podawało koszyk na pustyni dzień się nachylił na Taborze Jezus jaśniał jak śnieg martwił się o rentę nie rządca lecz włodarz jedno słowo "maluczko" krzyczało szeptem biegły po ciemku panny głupie a ciało jak ciało było mdłe szukam ewangelii kiedy dzieciństwo było jak zawsze raz tylko Święty Antoni Padewski Ratowniku Pośpieszny Niech utyje chwała Twoja - niech się znajdzie zguba moja 1986, 1988 Rana Rany Twej lewej stopy nie widzę na krzyżu przykryta stopą prawą - by nie oglądano trudno sekretu dyskretnym dotrzymać aniołowie na trąbkach zaraz wydmuchali że tak się stało do niej się modli przetrącone szczęście kolaboranci nielegalna miłość ten kto na starość przyszedł się wypłakać że trudniej kochać bliźnich niż małego brata pobitych rana - ta której nie widać modli się święty Józef z mokrą lilią w ręku i sikorka bez pary co idzie spać sama 1986, 1994 Dziadek O wielką miłość nie proszę Ciebie ale o taką jak M-1 jak kawalerka czyli pokój z kuchnią pomiędzy piekłem i niebem o zwykłą co ciągnie szczęście za nogę o miłość co się miłości uczy o taką z innego świata z fotografii lewicującego dziadka co wczoraj nos opuścił wykurza kurze Boże małych miłości co żyją najdłużej 1986, 1994 Powrót Odejść od świata - zanurzyć się w Bogu a potem znowu być tutaj z powrotem aby powiedzieć - Już widzę odwrotnie to co nieważne takie ważne teraz jak jedno pióro wilgi zgubione w Afryce jak kasztan co spada i puka do grobu chłopcu co chrząszcza odnalazł martwego co miał na krótko dwa wąsy zuchwałe szepnąć - Patrz dojrzał do dalszej podróży świętą Agatę budzi na dobranoc Wszystko umiera co jest nieśmiertelne ludzie rośliny zwierzęta skazane deszcz błazen co zlał się na zegar słoneczny smutna wierność na zawsze ale nie na co dzień Odejść od świata - zanurzyć się w Bogu i znowu potem powrócić na ziemię uścisnąć małpę i ostre kamienie żółwie bo idą najwolniej do ślubu Wszystko co przyszło z Niewidzialnej Ręki widzieć kobietę co biega po dworcu czeka na tego który nie przyjechał płacze i nie wie że tak się stać miało bo miłość starsza od nas i większa niż szczęście Bocian w gnieździe otwartym obraca się w słońcu by stale swym cieniem pisklęta zasłaniać mądrość też starsza od nas - więc czemu się boisz - nie dręcz nad uchem jak mąż wystudzony - przecież mogliśmy się tutaj nie spotkać Kto wrócił stamtąd - nie pyta dlaczego 1986, 1994 Beze mnie Niosłem swoją wiarę niewierzącym pułkownikowi który mnie wylał na zbitą głowę profesorowi który żartował - zakonnicy chodzą już w adidasach ale gęsi boso pani prezes która śpiewała przez telefon dzień się złamał wieczór się zestarzał wszyscy w dołku - głupieją uczelnie - mój Boże po co się wtrącałem w to co zrobisz lepiej beze mnie `rp 1986, 1994 Uciekaj Abstrakcjo bierna co uciekasz od człowieka od ludzkich przeżyć od dowcipu od nerwów smutku co szuka przyjaźni wiary na dobranoc od Mickiewicza który chrzcił swoje dzieci w Paryżu wodą z Niemna od dziewczynki co w lipcu o centymetr urosła od Boga któremu ludzką zapuszczono brodę uciekaj tam gdzie diabeł ma swoje młode 1986 Wiara Biło serce w gardle Już odszedł - beczałem Ktoś nie wiedząc chwycił mnie za ucho rzucił jak koc na ziemię - - Ucz się wiary - krzyczał Pokazałem mu język bo wiara to nie nauka - to doświadczenie 1986 Sześć listków Wuj sznur przygotował żeby się powiesić jak żyć - kiedy czarne wszystko ale to nieprawda przybiegła przylaszczka pod nos mu podetknęła sześć niebieskich listków 1987 Róża Lilie półnagie chabry nieczesane kaczeńce jak kaczuszki co stanęły boso wszystkie pietruszki jawnie rozebrane A jednak święty Józef dąsa się wyraźnie gdy Matce Bożej różę wystrojoną niosą 1987 Wygnani Biblia milczy czy się Adam z Ewą całowali bardzo wielu współczesnych nic to nie obchodzi chociaż najpierw się żyje a potem pomyśli a jednak jak to było w sam raz poza bramą może mówili patrząc w czarne gwiazdy złote chyba tutaj także będziemy się kochać miłość za nami biegnie choć nie ma doświadczeń trudniej po raju niż po ziemi chodzić nie wiedzieli nawet jak w oczy popatrzeć czy od razu całować czy ukryć wzruszenie a miłość tylko jedną można wszędzie spotkać przed grzechem i po grzechu zostaje ta sama 1987, 1989 Do księdza Bronisława Bozowskiego Można kochać i chodzić samemu po ciemku z przyjaźnią jest inaczej - ta zawsze wzajemna księże Bozowski patronie przyjaźni z nosem swym i uśmiechem ukryłeś się w niebie ktoś dzwoni długo stuka znów pyta o ciebie 1987, 1989 Nie bój się Nie bój się kochać jeśli tylko wierzysz Matka Boska Królową więc Jej ziemia cała przetrzyma ustrój przeżyje rozstanie serce jak stary Werter zdolne do cierpienia a miłość daje to czego nie daje więcej niż myślisz bo jest cała Stamtąd a śmierć to ciekawostka że trzeba iść dalej 1987, 1989 O cokolwiek zapytasz Czemu serce jak żebrak gdzie indziej istnienie wierna miłość nietrwała ślub co przeszedł obok czemu święty i grzesznik w tym samym pewexie niepewność świętych jaka łaska grozi czemu łza opiekunka do gardła mi wpadła bo szczęście się urwało nie wiadomo po co o cokolwiek zapytasz trzepnie cię milczenie Bogu nie stawia się pytań dlaczego 1987, 1989 Śnieg Świat stracił wiarę spochmurniał zagłady wiek dziewczynce w zeszycie do religii różowy pada śnieg huknęło spochmurniało już nawet Anioł Stróż przyjezdny nietutejszy a dla niej wciąż wesoły śnieg bo wierzy po raz pierwszy 1987, 1989 Nocą Nocą modlił się w Ogrodzie Oliwnym sam na sam z Aniołem jak z dziewczynką w bieli trzej najbliżsi wybrani zasnęli kogut wrzasnął nad ranem biegło serce nie wybrane takie nie śpi 1987, 1989 Ryczał Ryczał na cztery strony że miłość odeszła miała być zawsze a była za krótko miała być jak mercedes a była jak moskwicz nawet wiatr co na nas gwiżdże rozpłakał się w studni głuptasie nie wybrzydzaj wystarczy że przyszła 1987, 1989 Bóg Kto Boga stworzył uczeń zapytał ksiądz dał się przyłapać poczerwieniał nie wie A Bóg chodzi jak po Tatrach w niebie tak wszechmogący że nie stworzył siebie 1987, 1989 * * * Kiedy się rodzi rodzina z radości skacze mamusia dumna tylko on płacze Kiedy umiera najbliżsi chlipią siedzą jak na pomniku wrony tylko on zadowolony 1987, 1990 Rozmowa z cudowną figurą - Wcale nie jesteś cudowna westchnął masz nieforemną głowę szorstko cię ociosali przynajmniej o półtora centymetra za długi palec - Mój ty cymbale - pomyślała Cudowna - bo mnie ludzie pokochali 1987, 1990 Nowalijki Wiara gdy jeszcze nie umiemy wierzyć nadzieja gdy jeszcze nie umiemy ufać miłość kiedy jeszcze nie umiemy kochać śmieją się świeże pąki nowalijki listki że starość przychodzi po wszystkim 1987 List Właśnie dostałem list na cztery bite strony z wymalowanym sercem wyczytałem że będę szczęśliwy więc przychodzę do Ciebie Jezu frasobliwy bo już tylko cierpienie może mi pomóc 1987 Płacz Znajdzie Ciebie ten kto nie szuka nie prosi nie kołacze byle powiedział ale ze mnie... lufa i ryknął płaczem 1987 Minister Dzieciństwo - jeszcze dalej młodość i jeszcze dalej starość i tak dalej więc bliżej przyszedł minister pozamieniać kacyków i wyciągnął nogi pod krzyżem 1987 Czemu Czemu się urwałem czemu mnie nie było czemu jak strażak biegłem nieprzytomnie stale w drodze jak Kolumb który szukał pieprzu nim wróciłem był Jezus i pytał się o mnie 1988, 1989 Niecierpliwa Miłość niecierpliwa nie na zawsze za mała pożal się Boże w dawnych listach została ślamazara skończyć się nie może rodzi się od razu umiera za długo 1988, 1989 Bez kaplicy Jest taka Matka Boska co nie ma kaplicy na jednym miejscu pozostać nie umie przeszła przez Katyń chodzi po rozpaczy spotyka niewierzących nie płacze rozumie 1988, 1989 Korona Tulić Jego głowę z pierwszymi włosami w Betlejem pod gwiazdą uprzejmie schyloną w Nazarecie głaskaną Maryi rękami kto przytuli do siebie z koroną cierniową 1988, 1989 Rany Mówią że Cię poznano przy łamaniu chleba raczej po ranach rąk Twych które go łamały chleb niewidoczny jak tajniak na co dzień być albo nie być nie dla nas pytanie tylko Ty jesteś obraca się ziemia miłość oddala bo za bardzo zbliża chleb tak jak serce o wiele za małe rany świadczą więcej niż ręce rozdały 1988, 1989 Akacjo Akacjo z lat sztubackich obdzierana z liści kocha lubi szanuje - pytano pokaż oskubana jak Polak uspokój nieprawdę serce potrzebne nawet kiedy nikt nie kocha mniej samotne wtedy kiedy jest samotne 1988, 1989 Cierpliwość Cierpliwość - spokój że przecież się stanie miłość - z Niewidzialnym milcząca rozmowa radość - Jego ręce pokora - to On właśnie przed ludźmi się schował śnieg - wdzięczność do końca bo całuje groby Krzyż - kiedy miłość idzie za daleko 1988, 1989 Kiedy mówisz - Aleksandrze Iwanowskiej Nie płacz w liście nie pisz że los ciebie kopnął nie ma sytuacji na ziemi bez wyjścia kiedy Bóg drzwi zamyka - to otwiera okno odetchnij popatrz spadają z obłoków małe wielkie nieszczęścia potrzebne do szczęścia a od zwykłych rzeczy naucz się spokoju i zapomnij że jesteś gdy mówisz że kochasz 1988, 1989 Kukułka Kukułka kuka tylko do Szkaplerznej cichnie wieczorem szesnastego lipca Bóg podpowiedział nigdy nie zapomni kiedyś o dniu Twym wszyscy pamiętali Karmelitańska Mamusiu Najświętsza w miesiącu który pamięta o Annie szkaplerzem strzegłaś nawet zająca co burzę rozśmiesza choć komputer zapomni kukułka pamięta 1988, 1989 Odpowiedź Ręce mi swoje podaj na dzień dobry drogą krzyżową poprowadź w południe gdy dzień jak młodość - pochyli się nisko z katechizmu przepytaj wieczorem potem do ucha powiedz na dobranoc jaka mała odpowiedź na wszystko 1988, 1989 Anioł Są chwile kiedy się odchodzi od Aniołów Stróżów nawet Cherubinów od tych co wysoko od tych co w pobliżu - do Jezusa człowieka niziutko na ziemi Anioł nie zrozumie nie wisiał na krzyżu i miłość zna łatwą skoro nie ma ciała 1988, 1989 Prostuje Nie wiem co było nie wiem co się stało wstyd mnie ogarnął od łez w oczach ciemniej i tyle grzechów razem zapłakało jakby Bóg zstąpił i ukrył się we mnie potem już tylko pacierz co prostuje wiarę dziecko co tak kocha że nic nie rozumie 1988, 1989 Ile Ile stracisz spokoju na dobranoc ile faux pas popełnisz jak niedyskretny anioł co nie mówi dobrze o każdym aniele zapomnisz nawet że Bóg wie wszystko jeśli wyskoczysz z pyskiem za szybko 1988, 1989 Tylko dla dorosłych Ile się o Stalinie mówiło na kocią łapę żyło z żalu za grzechy nie wyło zanim sumienie ruszyło 1989 Mój Boże Sikorka co podrosła biskup co zmizerniał pani co włosy suszyła ręcznikiem a teraz mężowi w domu suszy głowę wołała "mój ty piesku" a teraz nie woła bo miłość nieszczęśliwa ucieka od szczęścia wytresowana oswojonych gryzie oślica która bardziej dziwi nie wtedy gdy mówi ale kiedy milczy stryj co po śmierci wpadł nagle do domu przy partyjnym zięciu usiadł niewidzialny przyszedłem ukląkłem pytałem mój Boże dlaczego jest niewiara gdy wszystko być może 1989 Wierzę Wierzę w radość ni z tego ni z owego w anioła co spadł z nieba by bawić się w śniegu w serce co chce wszystkiego i jeszcze cokolwiek w uśmiech że ktoś wymyślił sobie koniec końców i jeszcze mówi po co i co dalej w matkę co zniknęła za furtką ogrodu w Boga prawdziwego bo już bez dowodów takiego co nie lubi teorii o sobie 1989 Czemu Czemu w mordę dostałem filozof zapytał zgubiłem maskotkę od niej drobiazg rozpacz mała słonik wyleciał gdy myślałem w pociągu podmiejskim: nie ma grzechów średnich lekkich i powszednich gdy miłość zdenerwujesz każdy grzech jest ciężki 1989 Jesteś Jestem bo Jesteś na tym stoi wiara nadzieja miłość spisane pacierze wielki Tomasz z Akwinu i Teresa Mała wszyscy co na świętych rosną po kryjomu lampka skrupulatka skoro Boga strzeże łza po pierwszej miłości jak perła bez wieprza życia ludzi i zwierząt za krótka choroba śmierć co przeprowadza przez grób jak przez kamień bo gdy sensu już nie ma to sens się zaczyna jestem bo Jesteś. Wierzy się najprościej wiary przemądrzałej szuka się u diabła 1989 Wiersz dla dzieci o mędrcach Przybyli mędrcy plackiem padli złożyli dary odjechali wół miał pretensje: powinni zaraz wziąć Jezusa ukryć ratować Go przed wrogiem przed panem diabłem i Herodem Kasprze Melchiorze Baltazarze wół dyskutował tupał szurał puknij się w głowę rzekł osiołek bo przecież Matka Boska czuwa 1989 Poznaję Poznaję Ciebie bo masz swe humory niebo obok czyśćca a piekło od zaraz i Ty mnie zauważasz bo mam krzywe serce to znaczy wiele uczuć które mnie prowadzą błądzimy grzeszymy i trzaskamy drzwiami gdy wady nam uciekną to się nie poznamy 1989 Kłopot Przyszedł mówił że się zmartwił pytam: co takiego - nie zawsze się szczęści - trochę nie na temat odpowiedział na to - przyśnił mi się nocą właśnie ksiądz po śmierci milczał nie wiedziałem z jakiej zacząć strony a on skurczył się jeszcze jak lew przeziębiony 1989, 1994 Stopniowanie Pięć kropli deszcz ulewa coś niecoś kawałek kawał kanonik prałat zawał 1989 Na Złote Gody Drodzy państwo niech każdy z radości zaszlocha ile sporów po których na lody chodzi się osobno rumianków na dobranoc morałów nad ranem bo żona wciąż za mało teściowa za dużo ile min gdy się wstawało jak kogut do boju to co niby na niby ale trochę dalej to co zaraz a wtedy o wiele za bardzo i to co nie do końca jak życie w ogóle wszystko potem jak nogi krzywe ale swoje małpa z małpą się kłóci jeśli małpę kocha 1989 Zmartwienie Jezu - martwił się proboszcz - głosisz tylko prawdę nie wyjeżdżasz na zachód by kupić mieszkanie w Rosji już zmiękło a Ty wciąż w ukryciu nie budujesz kościoła z pustaków lecz z żywego serca nie odkładasz na wszelki wypadek jak Ty sobie dasz radę w życiu 1989, 1995 Nic nie wiedzieć Być kochanym i jeszcze nic nie wiedzieć o tym stale jedną herbatę ustawiać na stole mieszać jedną łyżeczką kupić jeden bilet samemu odwiedzać w Zoo gruboskórne słonie pocieszać się że zając biega pojedynczo że czasem narzeczony całuje jak ryba tymczasem Ten co kocha prosto z nieba idzie białe kwiaty poziomek niesie z głębi lasu drozda borówki koźlaki życzliwe tymianek co podobny wciąż do macierzanki ciszę która nawet każdy grzech poprawia stworzył dookoła pięć miliardów ludzi i stale jednego szuka aby z nim się spotkać być kochanym i jeszcze nic nie wiedzieć o tym żeby było do twarzy zasypuje śniegiem stara się o choinkę niby od nikogo mówi że trzeba odejść żeby nie przeminąć zaprasza na spotkanie prawie po kryjomu nad wodę w noc jesienną gdzie cieplej niż w polu i opera żab swojskich niewielka lecz piękna i księżyc przypadkowy co nie wie co będzie prócz jednego że się nigdy nie powtarza szczęście być kochanym i jeszcze nic nie wiedzieć o tym lecz samotność to kuzynka najbliższa miłości a miłość wciąż za duża by całą ją widzieć i już nie wiesz do końca bo wszystko jest obok a śmierci nigdy nie można uwierzyć 1989, 1990 Zaczekaj Kiedy się modlisz - musisz zaczekać wszystko ma czas swój wiedzą prorocy trzeba wciąż prosząc przestać się spodziewać niewysłuchane w przyszłości dojrzewa to niespełnione dopiero się staje Pan wie już wszystko nawet pośród nocy dokąd się mrówki nadgorliwe spieszą miłość uwierzy przyjaźń zrozumie nie módl się skoro czekać nie umiesz 1989 Boże Boże którego nie widzę a kiedyś zobaczę przychodzę bezrobotny przystaję w ogonku i proszę Cię o miłość jak o ciężką pracę 1989 Skępe Panienko Najświętsza Nastolatko ze Skępego z rączkami na sercu żal mi szkoły zeszytów dawnej gumki w piórniku nie Królowo jeszcze Królewno 1989 Czekanie Popatrz na psa uwiązanego przed sklepem o swym panu myśli i rwie się do niego na dwóch łapach czeka pan dla niego podwórzem łąką lasem domem oczami za nim biegnie i tęskni ogonem pocałuj go w łapę bo uczy jak na Boga czekać 1989 Święty Wielcy grzesznicy płaczą na całego niejednemu dali się we znaki przyszedł święty fukał jak kotek bo miał grzech byle jaki 1989, 1993 Nie tylko my Czytamy - Bóg tak umiłował świat... a więc nie tylko ludzi ale i pliszkę odymioną pszczołę jeża eleganta wprost spod igły nawet muła ni to ni owo bo ani to koń ani osioł (żal że go człowiek stwarzał żyje jak kawaler co się nie rozmnaża) gruszę co kwitnie zaraz przed jabłonią liście konwalii prawie bez ogonka cielę co za matką się wlecze a my tak czulimy się do Boga jakby On miał nas tylko kochać na świecie 1989, 1990 Wybaczyć Święty Tomaszu niewierny ze mną było inaczej On sam mnie dotknął włożył dłonie w rany mego grzechu bym uwierzył że grzeszę i jestem kochany Bóg grzechu nie pomniejsza ale go wybaczy za trudne i po co tłumaczyć 1990 * * * - Janinie Haubenstock Jaka to radość pomagać dźwigać biec do chorego z wywieszonym językiem własne swe serce nieść jak gorączkę rozdawać i wciąż się czuć bezradnym być niczym by Pan Bóg mógł działać wszystko jest wtedy kiedy nic dla siebie 1990, 1996 Piosenka ludowa Głuchy kamieniu ile gaduł plecie o milczeniu modlitewniku pełen pacierzy diabeł nie tańczy kiedy się wierzy głogu czerwony jak krew głęboka osa pogryzie kiedy cię kocha 1990 * * * Jarzębiny przy drogach coraz rzadsze młodości co mówisz: tyle jeszcze czasu miłości co zapewniasz: nigdy cię nie kopnę ile spodni już pękło co miały być zawsze 1990 We dwoje Przeżyć samotność chociaż jest się razem nie dziw się że bliski staje się daleki milczą za gęsto rosnące topole dwie obok siebie niespokojne rzeki jest Pan do którego się bardziej należy stąd to milczenie gdy się jest we dwoje 1990 Krótka i długa Miłość krótka zaboli jak odcisk nie w porę jak jęczmień co czerwienieje gdy na deszcz się zbiera - zresztą dajcie mi spokój tłumaczy się sama najgorsza miłość długa ale nie do końca 1990 Nie do wiary Ile tego dokoła anioł co mnie krzyżykiem od diabła odgrodził kamień najstarszy młodszy od milczenia ten kto tego napotkał z kim musiał się spotkać choć wyszedł boczną furtką trochę od niechcenia barwinek co tak się zmarszczył że deszczu nie będzie pani co dwa razy szaleje raz kiedy kocha raz kiedy siwieje gwiazdy co zawsze razem bo całkiem z osobna mól co cztery razy gryzie a potem ucieka i wszystko wyznaczone nie dalej nie więcej ciało włócznią przebite niewidoczne w chlebie tyle nie do wiary by uwierzyć w Ciebie 1990 Problem Prosiła dla siebie o świadectwo zgonu - A po co to pani? - Kiedy umrę, jak ja to załatwię? 1990, 1994 Więcej Przyszła samotność płaszcz ręce trzymające owieczkę otworzył katechizm i mówił - za mało w tej książeczce ściągawka do religii tak pewna że za łatwa nie pytać nie odpowiadać tylko zdumiewać się więcej tym co rozumie i nie rozumie serce 1990 On Zatrzymał się cień pod oknem nade mną chmury wędrowne udam że mnie nie ma zapomnę puka znów nie otwieram myślę: - Późno ciemno. - Kto? - pytam wreszcie - Twój Bóg zakochany z miłością niewzajemną 1991 Rozstania Tak długo byli razem tak wiele łączyło ciała nawet na odległość całowali w liście lecz rozstania przychodzą nagle i tak sobie jeżeli Bóg rozdzieli to potem pojedna najdłuższe to rozstanie po którym się żyje jakby serce pękło i nic się nie stało rozstania co przychodzą gdy nic nie wiesz o tym i w taki sposób że nikt nie rozumie nawet żyrafa co się wydłuża aby coś widzieć lecz zwierzę za dyskretne nic ludziom nie powie 1991, 1995 Na chwilę Miłość na zawsze najdłuższa co miała przetrwać lat tyle śmierć burze z fiołkiem w kubeczku świnia przyszła na chwilę 1991, 1994 Wiersz z banałem w środku Nie bój się chodzenia po morzu nieudanego życia wszystkiego najlepszego dokładnej sumy niedokładnych danych miłości nie dla ciebie czekania na nikogo przytul w ten czas nieludzki swe ucho do poduszki bo to co nas spotyka przychodzi spoza nas 1991 Dziwią się - Waldemarowi Smaszczowi Dziwią się duchy ogromne wielkie duże małe może się Pan Bóg pomylił gdy łączył miłość z ciałem patrzą spod ciemnej gwiazdy na jawnogrzesznicę ziemię a miłość ciała poi świętym wzruszeniem gładzi ręce włosy przez łzę zagląda do oka - mój ty śmiertelny głuptasie nie mogę cię przecież nie kochać 1991, 1992 Chroń Ośle z aniołami tęskniący Zacheuszu na zielonym drzewie czwarty mędrcu coś poszedł na skróty i za późno stanąłeś w Betlejem asceto z tylną częścią nagą uśmiechu chroń przed absolutną powagą 1991 Wyznanie Nie straszył mnie nietoperz dziadek na orzechy jak zbój ulice dłuższe nocą niż w dzień kiełbasy co się wieszają diabły prawidłowo kulawe groźny łoś co z gałązek strąca tylko pąki socrealizm katolicki tego się bałem 1991 Wiersz staroświecki Zbudziłem czas przeszły dokonany gwizdkiem znalezionym w szufladzie sygnetem z herbem Ogończyk chodzę teraz nad rzeką zieloną jasną czarną umarli są przy mnie żywi istnieją skoro ich nie ma mówią o ostatnich nowościach Prusie Orzeszkowej miłości Tetmajera siadamy wszyscy na ławce jak gdyby nigdy nic pytam - kim pan jest - niewierzącym sprzed stu pięciu lat a śmierć na śmierć nie umiera 1991 Kiedy Kiedy deszcz przyjdzie porozmawiać z ziemią żuki nie wyjdą pocieszyć na drogę na strachy nocne na niepogodę tym co są dla siebie lecz się nie zobaczą tym co przegrali więc tym bardziej znaczą daj Boże szczęście 1991, 1993 Spór Wielki spór o Boga w licealnej klasie pytania chłopców twarde a dziewcząt piskliwe uśmiech przekory jeszcze przed rozpaczą także święty Augustyn miał kłopoty z wiarą nawet szczęście nie wierzy że jest już szczęśliwe jest krzyż wiary jest i krzyż niewiary wie o tym Jezus proszący o ciszę zrozumie obejmie rękami obiema już wierzysz - kiedy cierpisz że Go nie ma 1991, 1992 Takie proste Matka moja tak święta że tylko przez skromność w naszym domu rodzinnym nie czyniła cudów odeszła - czuwa niewidzialna to przecież takie proste wątpliwości nie ma wiadomo miłość na śmierć nie umiera zostać niewidocznym nie szkodzi nikomu świat prawdziwy gdy mniej w nim widocznych pozorów to co widzimy może być zmyślone jak zęby sztuczne w ustach równo ustawione w marcu szafirek niebieski kubeczek podnosi w górę - potem z nim się schowa i tyle niewidocznych kochanków na świecie tych co za późno i innych - za wcześnie wrzosów co mają zwyczaj kwitnąć jednocześnie żeby się pokazać i odchodzić razem gdy czas biegnie jak kuna od wiewiórki szybsza tego co się kocha widzieć się przestaje to tylko porzekadło - jak słuszne mniemanie że wolą dwóch starszych panów niż dwie starsze panie 1991 Nie martw się Nie martw się że chociaż kochasz nie piszą do ciebie nie dzwonią termometr opadł a nikt ci palta nie zapiął pod szyją w szafie mól lub inaczej nieudany motyl tutaj nawet na zawsze jest tylko stąd dotąd serce które kocha nie jest już niczyje kobieta sama rzadko bywa sama wiem - to banał lecz w banale nie banał się kryje mądra pszczoła powraca często z oślej łąki nieraz mali poeci dobrej sprawie służą 1991, 1992 Długo Wszędzie tylko słychać - kazanie się dłuży gość siedział godzinę w dodatku nie w porę list szedł jak żaba z żabą powoli ze smutkiem za długie szczęście za długie rozstanie piekielnie długi spacer pod rękę ze sobą za długo Pan Bóg milczy za długo komunizm nie spałem bo sąsiad uparty święty cichy obrazek przybijał do ściany o moje życie długie i stale za krótkie a to co na krótko może być na zawsze 1991 Smutek Od małpy gorsza małpa która się rozpłacze od kruka - taki co na księdza kracze od rozpaczy gorszy smutku cichy kotek co nawet wszystkim świętym popsuje robotę 1991 Mało czasu Święty Stanisławie Kostko opisany w książkach żyłeś krótko Jezusem przejęty jak mało nieraz czasu żeby zostać świętym 1991 Zanim przyszła Gdy mamut mruczał w raju pięć słoni straszyło wielkie oczy i cztery skrzydła ważki wiatr nieśmiały a podrywał drzewa kiedy jeszcze ziemskiej miłości nie było nikt nie mówił kocham a potem - zabij mnie lecz nie nudź jak spokojnie spał Adam zanim przyszła Ewa 1991 Prośba Sam nic nie czyniłem dobrego ani mniej ani więcej to tylko anioł rozdawał czasami przez moje ręce kochać też nie umiałem wiernie ani niewiernie ktoś inny lepszy kochał przeze mnie dogmatów nie rozumiałem rano w południe w nocy ufam że wytłumaczysz kiedy mi zamkniesz oczy 1991 O ukrytym Nawet niebo z nocami czarnymi uśpi dzieci z buldogami groźnymi nawet burza nas oczyści umyje matka poda garnuszek obszyje tylko często Jezusa biednego na ołtarzu zostawiamy samego 1991, 1993 Ubogi Kocham kościół ubogi zagrożony jak bocian na cienkiej nodze w głodującej Afiyce z dziewczynką do pierwszej Komunii w cerowanej sukience - nie bój się święty Józef trzyma go jak golasa za ręce kocham kościół nieśmiały Boży z tacą na której ktoś guzik położył gdzie śpiewają modlą się o księży a banan przy rozbieraniu pokazuje język różne są serca kraje gałgany ścierki szkarłaty zgubił się Jezus na dobre w kościele bogatym 1991 Życie Życie nie dokończone gdy oczy ci zamkną i zapalą świecę miłość spełnioną i nieudaną płacz między mądrością i zabawą Bożej powierzam opiece 1992, 1995 * * * Obłoki przyjaźnie rozstania udane nieudane to o czym jeszcze nie wiesz wszystko darowane 1992 Ten sam Ten sam księżyc chodzi po pokoju późne komary więc łagodna zima jęczmień poczerwieniał uzbierany w deszczu kaczki ziewają jeszcze jestem wszystko to samo tylko nie kocha się nigdy jak przedtem 1992 Kicz "Wpisuję się pośrodku bo cię kocham kotku" tak dużo mało z dwojga serc pozostało 1992, 1994 Bałem się Bałem się oczy słabną - nie będę mógł czytać pamięć tracę - pisać nie potrafię drżałem jak obora którą wiatr kołysze - Bóg zapłać Panie Boże bo podał mi łapę pies co książek nie czyta i wierszy nie pisze 1992 Co potem Co potem - to co zawsze poznikało tylu śmierć zajdzie starszym z przodu a młodszym od tyłu takie są początku prawidła niebieskie nikogo nic nie dziwi. Poprzez życia bramę przed chwilą przeszedł ktoś zbawiony z pieskiem szli razem szukając Boga lepszego od ludzi rozgląda się po kątach a taki wzruszony jak chłopak co na choinkę poleciał do szkoły lub ten co niesie serce wyciągnięte z piekła kochamy nazbyt często gdy kochać nie można a miłość im głupsza tym bardziej ostrożna Wchodzą w Pana naszego królestwo ubogie doktoraty na zimno chrupie mysz pod progiem a to co zrozumiałeś to już nie jest Bogiem 1992, 1994 Nie tylko o czaplach Piszę o czaplach co wstają jak poranne zorze o jeżu co ma oczy wystające o morelach co pochodzą od dziadka migdała śmiejąc się że mają drzewa ginekologiczne o słoniu co ma problem bo usiąść nie może o kundlu bliskim sercu bo wyje po trochu Boga najłatwiej znajdziesz nie pisząc o Bogu 1992 Dlaczego Dlaczego stworzyłeś naszą radość niepokój naszą rozpacz i dowcip nasze szczęście nieszczęście z niczego 1992 Jak jest Jak jest z dzieckiem co schodzi na ziemię z pępkiem jak wzruszeniem człowiek wie że umiera nie wie gdy się rodzi nieprawda że reszta całość jest milczeniem 1992 Już Już po ślubie. Odchodzą ona cała na biało on jak pompa w ogrodzie byle ich nie dobił pocałunek na co dzień 1992 Sen mara Sen mara Bóg wiara lecz nic się nie śniło poprzeczka pnie się w górę cynamon odmładza księżyc lizus wschodzi serce klęka przy sercu by człowiek się rodził sójka się zbyt długo wybiera za morze chcemy dobrze od zaraz pożałuj nas Boże 1992, 1994 Odeszła Czy miłość co odeszła raz jeszcze powróci czy przejdzie przez pokój jak pies oswojony na dzień dobry niedobry potrąci nas nosem przypomni stare listy czy Boga przeprosi że przyszła jak dama odeszła jak chamka 1992 Pisała Nie sądź miłości nie oskarżaj żadnej nie wybrzydzaj zbyt wielka więc się nie nadaje tak czysta że ją tylko ocala rozstanie miej litość dla niewzajemnej biednej co wydała się tobie jak but niepotrzebny uszanuj półidiotkę dokładnie od rzeczy taką która umarła i jeszcze się leczy sto lat temu pisała moja babka w listach 1992, 1993 Bóg czyta Bóg czyta wiersze na śmierć zapomniane od razu ważne nie prosząc nikogo jak bocian co wpadł na pomysł by pozostać sobą tak bliskie że nie drukowane takie co nie chciały podobać się sobie jak dziób co miał zapiać lecz schował się w rowie nie miały szczęścia ni siły przebicia umiały tylko kochać uciekając z życia niemodne jak Kopciuszek z paluchem w popiele to co nowe najszybciej się zawsze starzeje nie wystrojone jak praszczur od święta tak zapomniane że Pan Bóg pamięta 1992, 1994 Słowik skowronek "Chcesz już odejść? Jeszcze ranek nie tak bliski słowik to - nie skowronek się zrywa - co noc nam śpiewa skacząc na gałązce" mówiła Julia by miłość na dobre zatrzymać Romeo westchnął - "Nie to już skowronek poranek dzień się zaczyna" tak Romeo i Julia nie patrząc na zegar poznawali po ptakach która godzina 1993 Przetrzyma Wzrusza mnie niebo ciemne nie zawsze niebieskie koper przydeptany zwyczajna piosenka znowu nie lekka ale ciężka zima baranek co ssąc matkę pobożnie przyklęka miłość tak poraniona że i śmierć przetrzyma 1993 Mniej więcej Ach te słowa - mniej więcej powtarzają je od niechcenia tak sobie byle jak przekazują jak niezdarne ręce kto zrozumie kto wytłumaczy że mniej to znaczy więcej 1993 Nie martw się Nie martw się że się Kościół przewróci że znów grzesznik wierci dziurę w niebie magistrze doktorze docencie nie martw się o Boga ale o siebie 1993, 1995 Rozmyślania wujka po świętach Święta, święta i po świętach nikt już o nich nie pamięta: Zjadłem placki, zjadłem babki, całowałem ciocię w łapki. Zjadłem wilię, zjadłem barszczyk i już jestem o rok starszy, po śledziku i sardynce w pustym miejscu po choince. 1993 Pomyśl Pomyśl czy przyszło ci kiedy do głowy że błękit jest czasem siny czasem granatowy bywa jak lazur lub jak kraska modry cieszą się święci w górze na dole pies z pieskiem że nawet niebo nie bywa niebieskie 1993 Do albumu po raz drugi Nie czekaj na wzajemność telefon i róże gdy ciebie nie chcą nie piszcz, nie szlochaj najważniejsze przecież że ty kogoś kochasz czy wiesz że łzy się śmieją kiedy są za duże 1993, 1994 Jeśli nie do końca Jeżeli kochasz tydzień dwa miesiące nawet przez pięć lat pisząc "Wisienko kochana wyję prosto do ciebie jak jamnik od rana" cierpliwy jak baranek co na klęczkach swoją matkę ssie kto do końca nie kocha ten odchodzi paskudny i wszystko źle 1993 Modlitwa Święta dziewczynko z zapałkami chroń nas przed staruchami co płaczą że wszędzie zło martwią się że nas okłamują nie mówiąc nam o tym a nas cieszy pole różowe kiedy wschodzi zboże nagietek który przekwita w październiku pszczoły dokładnie złote leszczyna co wydaje jednocześnie kwiaty i orzechy spotykamy się z Matką Boską w ogrodzie żyjemy z kundlem na co dzień czujemy niewidzialne ręce widzimy dalej i więcej 1993 Pokrzywa Jan rzadko kiedy chorował żył lat dziewięćdziesiąt szczęśliwie mówiono na pogrzebie, że się kąpał w pokrzywie 1993 Dziurawiec Dziurawiec - posłuszne ziele w noc świętojańską zakwita dar wprost z bożej apteki leczy wątrobę jelita o jakże dla nas łaskawe są twoje listki dziurawe 1993 Kminek Dziękuję ci kminku dziękuję że chleb z tobą lepiej smakuje rośniesz dyskretnie nieśmiało nie chcesz by cię podziwiano 1993 Malina Malina dzieciństwo przypomina dom rodzinny z chorobą kłopoty babcię co dawała na poty 1993 Mięta Mięta lubi kocha szanuje chłodzi odkaża ratuje 1993 Nagietek Nagietek niewielki jak łokietek z kwiatami pomarańczowymi od czerwca da października leczy więdnie usycha myśli o innych chorobie zapomina o sobie 1993, 1994 Róża dzika Nie dzika - oswojona jak stara dobra żona kiedy jest bardzo źle da witaminę Ce 1993, 1994 Szałwia Szałwia czerwona szalona ma dla nas jednak względy nie całując gęby leczy nam dziąsła i zęby 1993 Nie jak ale dlaczego Dlaczego krzyż uśmiech rana głęboka Widzisz to takie proste kiedy się kocha 1993, 1995 * * * Zamyślił się szczygieł w słońcu wrona na śniegu Nie pytaj stale jak cierpieć pytaj - dlaczego 1993, 1994 Byłaś Byłaś taka zwyczajna rozbawione włosy w ogrodzie nad porzeczką z jednym listkiem twarz nic o tym nie wiedziałaś i ja nie wiedziałem że można się tak widzieć już ostatni raz leciutki wierszyk a pomieścił rozstanie jak kosteczki śmierci 1993 Dziękuję Dziękuję Ci że miałeś ręce nogi ciało że przyjaźniłeś się z grzeszną Magdaleną że wyrzuciłeś na zbitą głowę kupców ze świątyni że nie byłeś obojętną liczbą doskonałą 1993, 1994 Odejść Odejść by dłużej pamiętać wiewiórki co kabaret przeniosły na cmentarz pies co wył przez megafon tak na rząd się wściekał łzy co płyną z nieba jak z kaczkami rzeka ktoś kto tak umarł by inny uwierzył spokój - gdy się na rozpacz popatrzy z daleka 1993, 1994 Żaden anioł nie pomógł Gdy umierał na krzyżu cud się nie zdarzył żaden anioł nie pomógł deszcz nie obmył głowy piorun się zagapił gdzie indziej uderzył zaradna Matka Boska z cudem nie zdążyła wierzyć to znaczy ufać kiedy cudów nie ma cud chce jak najlepiej a utrudnia wiarę 1993 Ten sam Ten sam krzyż gdy zima i zając osiwiał ten sam gdy jesień i brzozy zaledwie ubrane ten sam gdy czapla nadobna od białej o połowę mniejsza ten sam gdy wiosną spóźnione kukanie ten sam gdy cię ze schodów zrzucą ręce ukochane i rozpłacze się serce jak osioł bez osła łatwiej upaść na głowę niż powstać z miłości krzyż to takie szczęście że wszystko inaczej 1993 Co prosi o miłość Bóg wszechmogący co prosi o miłość tak wszechmogący że nie wszystko może skoro dał wolną wolę miłość teraz sama wybiera po swojemu to czyni co zechce więc czasem wzruszenie jak szczęście przylaszczek co się od razu na wiosnę kochają bywa obojętność to jest sprawy trudne głogi tak bardzo bliskie że siebie nie znają kocha lub nie kocha - to jęk nie pytanie więc oczy zwierząt ogromne i smutne śpi spokojnie w gnieździe szpak szpakowa szpaczek Bóg co prosi o miłość rozgrzeszy zrozumie Wszechmoc wszystko potrafi więc także zapłacze Wszechmogący gdy kocha najsłabszym być umie 1993 Wdzięczność Jest taka wdzięczność kiedy chcesz dziękować lecz przystajesz jak gapa bo nie widzisz komu a przecież sam nie jesteś płacząc po kryjomu Niewidzialny jest z tobą co jak kasztan spada jest taka wdzięczność kiedy chcesz całować oczy włosy niewidzialne ręce powietrze deszcz co chlapie zimę saneczki dziecięce dom rodzinny co spłonął z portretem bez ucha rozstania niby przypadkowe kiedy żyć nie wypada a umrzeć nie wolno jest taka wdzięczność kiedy chcesz dziękować za to że niosą ciebie nieznane ramiona a to czego nie chcesz najbardziej się przyda szukasz w niebie tak tłoczno i tam też nie widać 1993 Jesteś Jesteś - bo chociaż jesień renta jak trumienka w kieszeni jeszcze przyszłość jak cielę na razie mówi niewiele trzy pióra na głowie czapli które wróżą szczęście to co tak niemożliwe że na pewno będzie parasol co się uśmiecha do deszczu jędza całowana na dzień dobry drozd z białym kuperkiem co nie zginął w zawiei miłość zdjęta z krzyża jesteś - bo skąd tyle jeszcze nadziei 1993 Krzyż Mój krzyż co przyszedł z niewidzialnej strony zna samotność w spotkaniu przy stole niepokój i spokój bez serca bliskiego wie że mąż wzdycha częściej niż kawaler nie dziwi się już Hegel że w szkole dostawał po łapie nie każdy go rozumiał krzyż wszystko uprości nie człowieka - o miłość trzeba prosić Boga od tego zacząć żeby iść do ludzi wie i nie mówi bo słowom przeszkadzają słowa milczenie nawet rybkę w akwarium obudzi dopiero żyć zaczniesz gdy umrzesz kochając mój krzyż co przyszedł z niewidzialnej strony wie że wszystko wydarzyć się może choćbym nie chciał tego na przykład wilia z barszczykiem czerwonym bez śniegu choć przecież zima w sam raz o tej porze czasami krzyż ofuka uderzy ubodzie z krzyżem jest się na zawsze by sprzeczać się co dzień jeśli go nie utrzymasz to sam cię podniesie a szczęście tak jak zawsze o tyle o ile bywa że się uśmiecha gdy myśli za pewne chce mnie zrzucić zobaczysz że ciężej beze mnie 1993 Straciłem wiarę Straciłem wiarę w ostatnią lekcję i dzwonek nie wierzę w ogóle w koniec nie wierzę, że Matki Boskiej nie zobaczę nie wierzę, że komunista nie płacze nie wierzę już w bociana nie wierzę, że głód jest mniej potrzebny od chleba nie wierzę, że krowa zaginięta nie idzie do nieba żeby naprawdę uwierzyć w ile trzeba nie wierzyć 1993 Smutek Smutek co nie wiadomo skąd jak i dokąd czekanie z góry na dół i z dołu do góry niedokochany dziadek z osą na łysinie niewiara na całego co przyjdzie co minie 1993 Sacrum Jak to słowo urosło dosięgło obłoków stoi ze świętym Piotrem na niebieskim progu Sacrum - tak nazywano tylną część zwierzęcia zad i grzbiet to co najdroższe poświęcano Bogu 1993 Królewno Królewno ze Skępego podaj rączkę proszę uratuj wiersze nieśmiałe i bose takie co nie idą jak krytyk za modą szanują księdza Bakę z klerykalną brodą takie co nie świecą jak szyja ozdobna za które nie płacą dolarami Nobla 1993, 1996 Nie zauważył Tak się zajął sam sobą tak się przy sobie zakręcił tak oczy pozamykał że nie zauważył śmierci 1994 Jasnota biała Jasnota biała głucha pokrzywa służy - więc zawsze szczęśliwa pomóż zdechlakom oddychać nie dławić się kaszleć i kichać ma Melisa Melisa - znał ją Hipokrates leczył nerwy żółć uspokajał Meliso najdroższa kochana śpi się po tobie do rana 1994 Ruta Ruta szarozielona z kwiatami żółtymi gdy złość w nas kipi i grzmi obniża ciśnienie krwi 1994 Serdecznik Rośnie pod płotami w zaniedbanych parkach na najgorszej glebie serdecznik z sercem dla ciebie 1994 Rumianek Rumianek do mycia głowy do płukania gardła żeby cię grypa nie zjadła i daleko i blisko dobry zawsze na wszystko 1994 Ręce Nie widziałem Twej twarzy stóp sandałów włosów ran zadanych uśmiechów oczu osła Twego co wybiegł jak najszybciej z Betlejem już nocą wiadomo: osioł wie najwięcej czułem tylko że niosą mnie Twe ręce 1994 Inny Przewielebny czcigodny ważny ktoś inny przyjdzie tam skąd wyszedłeś z czasem nikt nie spostrzeże znów mrówka pójdzie do mrówki prawdziwkom pokłonią się drzewa szczygieł odpowie spytany że cię nie było i nie ma 1994 * * * Miłość przychodzi odchodzi jest z nami nagle jej nie ma może do lasu pobiegła całować podlotki drzewa czemu nie siądzie przy stole pobędzie dłużej posłucha - Ach ten lęk że się nie kochamy skoro miłość miłości szuka 1994 Na pół Niedokończone przerwane przedarte na pół niekochane nic już nie warte Nie wybrzydzaj tak jest aby było naprawdę 1994 Przychodzę Przychodzę Panie Boże już przestarzały z prośbą drobną żebyśmy nie zgłupieli ulecz nas Lenartowiczem Syrokomlą Lechoniem Kamieńską Baczyńskim z powstańcami przyjmij do siebie w złą noc ciemną tak jak dziewczynkę z zapałkami 1994, 1996 Skarżą się Skarżą się na Boga że nie czuje nie wie nawet kurczaki piszczą że wszystko Mu jedno a On jako człowiek każdy ból udźwignął na krzyżu z własną matką rozstawał się biedną to czego nie chce jest na zawsze ważne zanim sowy porzucą cholera zabierze nie potęga Twa słabość umocni mnie w wierze 1994 * * * Przed krzyżem się klęczy wyznaje najgorętsze słowa tylko z krzyża nikt nie śmie całować 1994 * * * Za listy bez odpowiedzi prymule z lekka wyśmiane spotkania obszczekane za nie dziękuję za serce święte bo stare Panie Boże wielki zapłać 1994 Bocian Bocian nas przynosi gęś szara zabierze anioł jak grzeszną świnkę ucałuje szczerze 1994, 1995 Pokorny Bóg wszechmogący a taki pokorny wszędzie jest a nigdzie nie widać trzyma się krzyża rękami obiema czysty bo wszystko mając nic dla siebie nie ma słucha cierpliwie że już się nie przyda tylko Wszechmogący może być tak mały jeszcze mówią Mu na złość że ma Syna Żyda 1994 Miło Miło się spotkać z dawną swą rozpaczą - słuchaj stara - powiedzieć - co się z tobą stało wyprzystojniałaś nie pociągasz nosem nie jesteś już jak diabeł smutny z urodzenia wyleczyły się rany wykąpały deszcze można jędzę pokochać gdy żyje się jeszcze 1994 Litania do uśmiechu Uśmiechu w bólu głowy uśmiechu w cierpieniu uśmiechu gdy pieniędzy do jutra nie starczy uśmiechu gdy dudek rozkłada swój czubek bliźni przyszedł do kościoła i na bliźnich warczy uśmiechu kiedy koza stanęła z zachwytu ksiądz duszpasterz nie straszy bo wyciągnął nogi kiedy niewierzący modli się po cichu prezesowi rosną za uszami rogi kiedy Ewa Adama wyprowadza z raju ciemno coraz drożej niebo z komarami uśmiechu Baranku Boży zmiłuj się nad nami 1994 Zapomni Zapomni o mnie ten kto wiersze czyta zapomni księżyc tajniak fiskus i kobieta pies co mą głowę poświęconą lizał i ten co dał mi liść jeden oderwany z krzyża zapomni lipiec sierpień pamięć niezawodna mewa śmieszka i kokoszka wodna każdemu rośnie nareszcie szczęśliwa niezapominajka która zapomina 1994, 1995 Z pliszką siwą Śmierć miłości potrzebna jak sól ją utrwala ukochani umarli są z nami już blisko w śnie na palcach podchodzą czytamy ich listy dopiero po rozstaniu pamięta się wszystko jak pachniał orzech suszona lawenda jak wujek kochał ciotkę w pamiętniku bawił dowcip o kuchni z widokiem na cmentarz spotkanie we dwoje nad wodą zieloną w milczeniu to jest wtedy gdy wstydzi się słowo z pliszką siwą co podgląda na wysokich nóżkach nad Narwią zwą ją starą panną młodą Boga się nie udowadnia Boga się poznaje po tym że serce pęka i świat nie ustaje choćby wieś na której można pokochać króliki życie miłość umniejsza znieważa odbiera śmierć ocala na zawsze i teraz 1994, 1995 W grudniu W marcu przylatują zięby każda nie większa od wróbla w maju mignie wilga jak w niebieskim fartuszku dziewczynka w październiku czernieją szpaki w grudniu kocha podaje nam ręce na śmierć grzecznie ubrana choinka 1994 Piszę Piszę to co widzę niczego nie zmyślam żurawiom rosną nogi wciąż szybciej niż skrzydła kruk buduje dwa gniazda by było na zmianę olcha czarna liście porzuca zielone stokrotka ma czasem płatków dziewięćdziesiąt osiem jak Platon nas kocha każde zwykłe prosię Niewidzialny mnie niesie jak kurczę niemrawe psy nie wyją - to znaczy że dziwią się same późno już czas na pacierz zapomnij mnie amen 1994, 1995 Podrapana za nic Odpychają ciebie nie chcą być z tobą mówią źle obszczekana pani podrapana za nic samotności przytul mnie 1994 Usłyszane zapisane Drzwi zadrżały - kto to? - śmierć weszła drobna malutka z kosą jak zapałka Zdziwienie. Oczy w słup A ona - przyszłam po kanarka 1994 Do Matki Bożej Matką mi jesteś bo matka bezbronna każdego najpewniej obroni choćby jednym palcem jak uśmiechem dłoni zwykłym krzyżykiem zdjętym ze swojego ciała Królową mi jesteś gdy panujesz we mnie gdy grzechy swe wyznam płacząc po kryjomu uklęknę - zaproszę do siebie byś tupała na diabła w całym moim domu 1994 Ostatnia Wiara - to ufność na zawsze więc jedna nadzieja - to czas bez pożegnań miłość pierwsza - zupełnie jak cielę bo patrzy w niebo by zobaczyć ziemię miłość ostatnia - to przeczucie piękna 1994 Śmietnik Najgorsze starsze klasy na lekcji religii trochę zabawy trochę Antychrysta nie zabieraj pytań pozostaw niepokój na wiarę śmietnik spada a taka wciąż czysta 1994 Sunt lacrimae rerum ut mentem mortalia tangent Zostały same naparstek talerz płytki i głęboki lusterko po wesołej babci trzy srebrne widelce kogut z czerwonej gliny fotografie chore na serce mgr dr hab. jak pawie na grobie Rzeczy ryczą po tobie 1994, 1996 Usłyszał od Jegomości: - Nie żeń się chłopie z czystej miłości zaraz się dowiesz w takowym stanie - miłość odejdzie, baba zostanie. 1994 * * * Wiersz przepisany z minionego okresu Poezjo, czy jak ci tam na imię podaj mi swe wymię mlekiem rymów wezbrane a ja cię wydoję w szkopek dla partii i łowickich chłopek. 1994 Nagrobek Pan Guzik pojął za żonę pannę Pętelkę po jej śmierci wziął jej siostrę rodzoną gdy wszyscy zmarli na grobie pisali tu leży pan Guzik między Pętelkami Boże zmiłuj się nad nami 1994, 1995 Smutek niewiary żal długi jak trzy wąsy suma ktoś bardzo ważny dziś śmieszny jak kot w butach nieważny a ważny odnajdzie się tutaj 1995 Na pogrzeb Jezusa Baranek biegł na pogrzeb najwcześniej przed świtaniem płakała trawa niemrawa że nie mogła ruszyć się sama lilie białe jak ręce matki omdlałe róże czerwone jak uszy zawstydzone nie zdążył już na pogrzeb wpadł na zmartwychwstanie grób murowany jak bomba się rozleciał baranek choć nie zdążył z radości się rozbeczał 1995 * * * Tu nie trzeba rozumieć zresztą po co i na co wczoraj jutro dziś serce nie do pary biegnie mocno trzaśnięte jak czerwone jabłuszko na krzyż 1995 Przez piekło Modlę się do Jezusa w cierniach w przeziębionej kaplicy do Jezusa z ludzką migreną przy krzywej świecy od Zmartwychwstałego odchodzą chyba nieskory w potrzebie czy może taki zrozumieć któremu dobrze jest w niebie majestatyczny i chłodny z marmuru wykuli mu ręce czy może taki usłyszeć płaczące nad sobą serce przyjdą podróżni z Katynia przed Zmartwychwstałym uklękną jak ludzki jest ten nieludzki co trafił do nieba przez piekło 1995 Sześć pór roku Jest w Polsce sześć pór roku chyba więcej nie ma przedwiośnie wiosna lato dwie jesienie jedna ze złotem ucieka w drugiej kalosz przecieka i zima 1995 Za wiosnę Za wiosnę lato jesień deszcze i zimę za to co się nie udało za rozpacz w kratkę za dziwaczka co zakwita kiedy leje za to że róże śmieją się kolcami za to że się marszczy najpierw ciało potem rozum a na końcu serce za to że po Annie Jagiellonce został tylko jeden kubek za postęp i każdą nowość co się starzeje jak babcia za miłość niewzajemną za nic Bóg zapłać 1995 W marcu W marcu pojawia się gawron sroka czajka puszczyk czapla postkomunistka towarzyszka wrona tylko Boga nie widać nie chce niewierzących denerwować 1995 Choćbyś Choćbyś oczy przymknął w marcu się nie ukryją sikory łączące się w pary szpaki jeszcze z żółtym dziobem makolągwy mniejsze od wróbli zięby co spadają z południa z niebieską głową i szyją 1995 Tylko Tylko sześć pór roku a tyle się zmieści kukułka na wiosnę czajka co w marcu się zjawia a w lipcu odleci buty mokre od deszczu rak ciemnoniebieski a potem czerwony buk gładki obojętny że się mrówka gniewa dąb co się zawala ważka co przetrwała poziomka za mała żeby się ukłonić dusza stale zdumiona wielkim smutkiem ciała i cisza taka jak kropka po śmierci 1995 Chwila Nie godzina - bo to za dużo kwadransa nawet nie trzeba jedna chwila prowadzi do nieba wiosną, latem, jesienią, zimą 1995 Za wszystko Za wszystko dziękuję za spokój i trwogę za to, że nie rozumiem i odejść nie mogę za to że nas łączą nie poznane ręce za jedną jeszcze jesień by pokochać więcej uratuje, otworzy parasol nade mną posłuszeństwo, co prowadzi w ciemność 1995 We wrześniu Cóż że dokuczył tamten czy ten we wrześniu przylatują kawki ze wschodu i północy dojrzewają orzechy włoskie zakwita różowy zimowit świstak zapada w sen 1995 * * * W październiku spadają owoce grabów, jesionów, klonów ostatnie kasztany barwne liście gruszy buczynowe orzeszki przeloty wron na południe młode zęby wilczków świat rozdawany 1995 Druga jesień Druga jesień - szósta pora roku złoto płacze przy spadaniu z drzewa smutek jest jak diabeł ma swoje stąd dotąd wszystko jak należy w wymierzonym czasie łzy się nawet śmieją kiedy są za duże nie wyj z żalu głuptasie 1995 Więcej Więcej niż wiosna, bo zmarły chrabąszcze więcej niż lato, bo wyrosły grzyby więcej niż jesień, bo słońce na niby więcej niż zima, bo śmierć się zaczyna miłość większa i mała wariatka ta sama 1995 Śnieg Dlaczego chciałbyś rozpłakać się w śniegu cieszyć się nagle jak gąsior wśród gęsi deszcz - to swojak rodak od nieba do ziemi śnieg przychodzi do nas ze świata innego leczy nerwy za darmo lepi z ciotki anioła nie pamięta złego 1995 Zimą Zimą przylatują z północy jemiołuszki, gile, czeczotki podrzucone sierotki do Polski ciepłej ciotki sarny obgryzają kory drzew w lutym dzięcioł zielony bawi jak cudzy grzech 1995 Taki mały Grudzień choinka osioł zaszczycony wół zarozumiały tylko Bóg się nie wstydzi że jest taki mały 1995 * * * Zając bieleje by nie zginąć w śniegu żuk zielenieje wśród traw by śmierć nie dosięgła latem niebo błękitne dla samego piękna ile uroku w tym co niepraktyczne 1995 Jest Po wiośnie lato po lecie jesień po jesieni zima umiera Co z Panem Bogiem? Jest teraz 1995 * * * Są wiersze krzykliwe siebie pewne są przemilczane łaski pełne 1995 * * * Nie krzyw się więcej znoś jesteś samotny bo jest Ktoś 1995 Mały Herod postraszył stajnia uboga ludzkie kłopoty małego Boga nawet trzech mędrców na nic się przyda bo Bóg tak mały że go nie widać śpiewają głosem grubym cienkim Bóg Wszechmogący, bo tak maleńki boją się Kościół nietriumfalny nie tak jak kiedyś nieokazały to Wszechmogący by się uśmiechać staje się taki nieduży mały 1995 Boga przeproszą Błogosławiona Kinga ogromnie się dziwi i święty Jan Chrzciciel co się na jedną z bab złościł że są tacy którzy Boga przeproszą płaczą idą do nieba niosą niezapominajkę rozgrzeszonej miłości 1995 Kawałek Mijają lata ze mnie już tylko kawałek prawie że mnie nie ma a tymczasem rośnie rumianek krwawnik roztarty pachnie jak chryzantema sowa brwi marszczy kminek smak obiadu uświęca prowadzi zakochanych od kotleta do serca 1995 Wszystkiego Nie boję się już kobiet ascety najchudszego boję się jeszcze wszystkiego najlepszego 1995 Żaba Wrona nie ma pretensji że jest tylko wroną gawron zadowolony że został gawronem może tak go przezwano bo wraca na zimę zresztą nic gawron nie wie o gawronie jaskółka się cieszy że fruwa we fraku sam Bóg jej powycinał widełki w ogonie zimorodek koślawy piękny niebieski nad wodą samotny jak samotny co zajął się sobą kukułka się nie skarży że ma dziób niemocny że tylko samiec kuka że ma nogi słabe lecz żaba najszczęśliwsza kiedy kocha żabę 1995 Siano Bóg jak myszka zanurzył się w sianie i do tej pory z bliska z daleka każdy do siana z nas się uśmiecha w kołdrach puchowych noc nie przespana rzuć na bezsennych garsteczkę siana 1995 Usta Stopy Twe całowała święta Magdalena ręce - z jednym groszem wdowa uboga tylko usta samotne nietknięte Boga dla Boga 1995 Jak źle Jezu czemu przychodzisz ciemno czarny bocian rąbnął łapą białego głowa tępa jak drewno widzisz jeśli jest noc musi być dzień jeśli łza uśmiech jak źle to i Bóg jest na pewno 1995 Deszcz Ulewa obmywa ręce twarze grzech czy nie wiesz o tym czy wiesz święty Augustyn powiedział prawdę przynosi deszcz co brudne staje się czyste wzdłuż i wszerz świat grzeszny staje się grzeczny prawdę przynosi deszcz 1995 Wierna Jest taka miłość która nie umiera choć zakochani od siebie odejdą zostanie w listach wspomnieniach pamiątkach w miłych sprzeczkach - Co było dla Adama lepiej czy Ewa na co dzień - czy jak przedtem żebro zostanie nie na niby nawet w jednym listku bzu gdy nie rozumiejąc rozumie się wszystko choćby że zmartwychwstaną najpierw dni powszednie wbrew krasce co przysiada na ziemi niechętnie zostanie przy zabawie i kasztanach w parku w szczęściu co się jak prawdziwek chowa pomiędzy śmiercią sekund na zegarku a przyszłość to przeszłość co znowu od nowa jest taka miłość która nie umiera choć zakochani uciekną od siebie porzucona jak pies samotna wierna nawet niewiernym na spacerze w niebie 1995 Powracamy Z Matką Boską jest tak najpierw bliska najbliższa jak choinka opłatek gwiazdka mama, mamusia, matka potem teologia tłumaczy sercu że Pan Jezus na pierwszym miejscu lata biegną samotność wieczność powracamy do Niej jak dziecko 1995 Co wiesz Co wiesz o cierpieniu miłości gniewie o bólu koni pędzonych na wojnę widzę niebo burzliwe spokojne a dalej nie wiem 1995 Pokochać Pokochać człowieka by stać się samotnym być przy najbliższym by znaleźć się dalej to nic tak trzeba bo taka jest droga właśnie to szczęście otworzą się oczy miłości ludzkiej stacyjka uboga kochać człowieka by zdążyć do Boga 1995 Zagapił się Tłumaczył że. do Kościoła należy papież kardynał lud boży teologów szkoła i tak się zagapił że nie dostrzegł że Pan Jezus wszedł do kościoła 1995 Jak kozioł Nie skarż się że mrok ciebie jak kozioł zaskoczył skoro rośnie świetlik co przemywa oczy nie nudź - biedne płuca nasze bo w pobliżu ślaz dziki co łagodzi kaszel z pięcioma płatkami na krótkim ogonku zawstydzony jak uczeń co przyszedł po dzwonku nie męcz że świat szary. Rybitwa wieczorem biegnie w czarnej czapeczce nad czerwonym dziobem nie bój się że miłość nadciąga jak burza skoro Bóg ci anioła wynajął za stróża 1995 Z wierszy dziewiętnastowiecznych Zapiał kogut kukuryku Wstawaj zaraz kanoniku Ksiądz kanonik z snu się budzi by rozgrzeszyć podłych ludzi 1995 Troski W niebie niepotrzebny zegarek długopis leki w nagłej potrzebie parasol kapelusz na wieszaku pieniądze stare i nowe strach że kochana ciocia upadnie na głowę ile tu troski o sprawy niepotrzebne w niebie 1995 Nieskończony Niepoliczone pszczoły wilgi drzewa wśród dróg prosiaki i anioły bo nieskończony Bóg 1995 * * * Wiersze o nadziei, miłości i wierze są jak lilie cięte a tak długo świeże 1995 Zasłyszane Miała na głowie wianek z bławatków, welon, suknię jak z dziewiętnastowiecznej powieści. Tylko się pomyliła i powiedziała: "że cię nie dopuszczę aż do śmierci". 1995 Kraska Tak wymalować kraskę dać jej skrzydła niebieskie ogon prawie czarny grzbiet jak cynamon brązowy tylko Bogu samemu przyszło to do głowy 1995 Pocieszy się Skarżył się że czas ucieka że się starzeje pocieszył się że Tycjan żył sto lat i umarł na cholerę 1995 * * * Wiersze często przez krytyków wielkich przemilczane znajduję jak poziomki całuję jak ranę 1995 Posłowie - ks. Tadeuszowi Bachowi Proszę o mszę w mojej intencji latem zimą jesienią wiosną świętą to znaczy cichą nie za głośną taką w sam raz po której łzy jak boże krówki po grzechach mych rosną 1995 Do albumu Samotność - to droga do Boga najkrócej prosta szczęśliwa nareszcie nikt nie przeszkadza sobą nie zakrywa 1995 * * * Ty co uciekałeś do Egiptu gdy Herod krzyczał wszędzie rozumiesz nasze polskie jakoś to będzie 1995 Prośba Modlę się o miłość prawdziwą co się nie zmieni taką co przyjdzie od razu bez nadziei 1995 Na okrągło Samotność pośród ludzi podrapana droga telefon jak ryba śnięta skrzynka na listy dla serca pułapka może pies cię pocieszy siwym już ogonem jarzębina do ust zbliży swe usta czerwone inna jęk na okrągło samotność bez Boga 1996 Ochroniarz Uśmiech to obowiązek chrześcijański chyba inaczej to anioł ochroniarz co wyciąga za prawą i lewą nogawkę z rozpaczy 1996 Starzy ludzie Nie lubią proszków przy aspirynie się krzywią czekają na miłość dobroć powrót ojca i matki tak jak w dzieciństwie wszystkiemu się dziwią cieszą się gwiazdką choinką zimą tęsknią do wiosny Starty - to dzieci które za szybko urosły 1996 * * * O mój Jezu budzą mnie nad ranem Twe oczy kochające niekochane nie chcę bliskich najbliższych sam zostanę gdy Twe serce kochające niekochane weź me życie udane nieudane w Twoje ręce kochające niekochane 1996 Pieśń o obrazie Matki Boskiej z Leszna Rok 1861 Drogiemu Księdzu Waldemarowi Wojdeckiemu z podziękowaniem za wydanie "Nie przyszedłem pana nawracać" Matko z Leszna święta Matko Leśna nasze stare lasy pamiętasz rydze, gąski żółte, jagody lepszy pasztet z zająca na święta kuny, rysie, jelenie, wilki barwną kraskę - szarego wróbla przyjaciela parafian i puszczy księdza Mikołaja Żubra tu się modlił Twej oddał opiece Kampinos, Zaborów, Borzęcin Leszno, miejscowych ludzi stare drzewa świętej pamięci lud pokochał Twojego Jezusa Twoje oczy jak sarny brązowe tu przetrwałaś choć wkoło płakało biedne wierne Powstanie Styczniowe przeminęło, odeszło, uciekło drży ze wzruszenia Leszno, niebo, ziemia tylko sercem z nami zostałaś chociaż żubra żadnego już nie ma tylko obraz Twój wisi w kościele nasza radość, nadzieja, rana Matko z Leszna, Najświętsza Leśna Parafianko nasza kochana 1996 Bądź z nami na co dzień Bądź z nami na co dzień jak las wróbel biedronka trawa Matko Boska z parafii Leszno nasza Pani Łaskawa. Na Twym starym obrazie dawna Polska się budzi wyciągasz ręce do króla do chłopa co się trudził. Do księży rycerzy kupców wszystkich mieszczan Matko Boska tutejsza Parafianko z Leszna. Nie ma króla rycerzy Świętych grubo za mało lecz Twe serce z grzesznikiem każdym w Lesznie pozostało. 1996 Święty Antoni z Leszna Święty Antoni z Leszna lepszy niż dobre sny Dzieciątko Jezus i lilie anioł trzyma nie Ty Może Ci trochę przykro lecz wolne ręce masz ufny w Twoim Lesznie ogarniaj wszystkich nas 1996 Przy ławce Jezu przybity w kościele przy ławce z której wstała grubsza pani przy suchym renciście co mógłby grać Ave Maria na swoich kościach wpadł trzmiel i nie wie że grzech Ciebie boli jak główka gwoździa 1996 Jest Jest miłość zawsze dla dwojga znana jak szwagier stary szukają się odnajdują patrzą w oczu niebieskie migdały przychodzę do Ciebie klękam jak jeden but nie do pary 1996 Święta Anna uczy Matkę Bożą Uczę Cię czytać litery psalmy tłumaczę jak sny chodzę jak mrówka po Biblii nikt nie wie więcej niż Ty 1996 Święty Jan Chrzciciel Nie malujcie go bez uśmiechu chudego jakby zjadł szarańczy ostatki przecież w dniu Nawiedzenia podskoczył z radości w łonie matki 1996 O świętym Józefie - Co z tej deski będzie? - Może domek dla szpaka półka stolik w ogrodzie. To nie wszystko - zostanie zwykły krzyżyk na co dzień 1996 Bolesna Przychodzi Bolesna tak po cichu jakby się nic nie stało mówi do mnie- głuptasie chcesz dać wszystko - za mało 1996 Matka Boska Góralska Matka Boska Góralska nad kołyską Mu śpiewa baran biegnie po górach bo tęskni do Nieba 1996 Matka Boska Złotozielona Matko Boska Złotozielona proszę Cię z serca całego żeby nie zabrakło w ogrodzie koperku zielonego 1996 Od końca Zacznij od Zmartwychwstania od pustego grobu od Matki Boskiej Radosnej wtedy nawet krzyż ucieszy jak perkoz dwuczuby na wiosnę anioł sam wytłumaczy jak trzeba choć doktoratu z teologii nie ma grzech ciężki staje się lekki gdy się jak świntuch rozpłacze - nie róbcie beksy ze mnie mówi Matka Boska to kiedyś teraz inaczej zacznij od pustego grobu od słońca ewangelie czyta się jak hebrajskie litery od końca 1996 Anioł grający na skrzypcach Anioł na wszystkim zagra nawet na szarotce, babiego lata nitkach kiedy tęskni za Polską gra na góralskich skrzypkach 1996 Anioł Stróż Góralski Padają miasta, inny świat mijają wieki całe Aniele Stróżu strzeż nam gór niech będą wciąż te same 1996 Matka Boska Błękitna Matko Boska Błękitna nie tylko o świcie niebieski modry lazurowy granatowy Ile kolorów w błękicie 1996 Weronika Msza Święta czwartek piątek tłum ryczał groźne straże Weronika przybiegła - dał jej swój prymicyjny obrazek 1996 O świętej Dorocie Święta Doroto ogrodniczko z grabiami i konewką nakarm serce co schudło z miłości buraczkami, kalafiorem, rzodkiewką 1996 O świętym Walentym Święty Walenty co ustawiasz ludzi do pary patronie zakochanych młodych, średnich i starych 1996 Święty Kazimierz królewicz Święty Kazimierzu królewiczu pojednaj zwaśnione narody proś o zgodę Najświętszą Maryję po polsku po litewsku po łacinie módl się za nami i wszystkimi Jagiellonami 1996 O świętej Krystynie Ze słynnych mozaik raweńskich święta Krystyno, Krysieńko najładniej Cię na wsi malują zmęczoną ręką 1996 O świętej Bernadetcie Święta Bernadetta Matkę Boską spotkała Na cudownych obrazach takiej nie widziała 1996 O świętym Wojciechu I Święty Wojciech Polski pilnuje nawet bocian biało-czerwony w dniu imienin Jemu salutuje II Wiatr od morza kroniki stare wiedzą jak zginąłeś za wiarę 1996 Święty Jerzy Święty Jerzy na koniu z ciupagą w góralskim kożuchu podnieś chuderlaków na duchu 1996 Święty Florian Święty Florianie proszę wołam ugaś serce co wybucha jak pożar niech kocha wśród gór i dolin równie szybko jak powoli 1996 Święta Zofia Święta Zofio z trzema córkami Wiarą Nadzieją Miłością Módl się za nami 1996 Święty Antoni Święty Antoni, święty Antoni rentę zgubiłam pod-miedzą. Oj, co to będzie, oj, co to będzie! "Wstyd, że tak mało" - powiedzą. 1996 O świętym Pawle Święty Pawle nie odchodź daleko nie porzucaj nas pozostań blisko jeszcze raz w liście nam napisz o miłości co przetrwa wszystko 1996 Święty Benedykt Mówił - Módl się i pracuj polecenie na wszystkie dni powtórz i pomyśl sobie jak ważne jest właśnie to "i" 1996 O świętej Marii Magdalenie Rozgrzeszyłeś ze wszystkiego pozwól że wesoło poskaczę a to łkanie co pozostało w domu to nie ja - to radość płacze 1996 Święta Kinga Święta Kinga królewna węgierska w Starym Sączu jak róża zakwitła trzy razy Tatarzy grozili odeszli między straszydła dzięki niej nie tylko w Wieliczce mamy sól w każdej solniczce 1996 Święty Krzysztof Nosili małego Jezusa na rękach różni święci, Matka Boża wzruszona Ty jeden - na ramionach 1996 Najświętsza Rodzina Żeby mamusia budziła co rano żeby ustawiała kubek mleka na stole żeby tatuś nie wracał zmęczony żadna pani nie straszyła w szkole żeby w albumach niemodne ciotki ożyły modlę się do Najświętszej Rodziny 1996 Archanioł Michał Święty Michale Archaniele z mieczem trąbą tarczą ciężką prowadź duszę do Nieba zwyczajną polną ścieżką 1996 Święty Marcin Święty Marcinie co z biedakiem zmarzniętym podzieliłeś się płaszczem Ulewa wiatr femme fatale kapało po brodzie jak dobrze rozdać serce przy paskudnej pogodzie 1996 Ostrobramska II Srebrna bliska rodzinna jak tęsknił za Tobą Mickiewicz kiedy pozostał bez Wilna 1996 O świętej Cecylii Niewidoma święta Cecylio nie ma rozpaczy jest muzyka co po ciemku Boga zobaczy 1996 Święta Katarzyna O Katarzyno święta w dniu Twych imienin dziewczęta wosk leją, od wieków wróżą dobrze się w niebie postaraj by każda tęga cienka duża średnia mała miała męża górala 1996 O świętym Andrzeju Święty Andrzeju rybaków patronie nie myśl o karpiach płotkach szczupakach lecz o grzeszniku co tonie 1996 Święta Barbara Barbara po wodzie Boże Narodzenie po lodzie raz tak raz co innego na święta biegną razem jednakowo klękają kropla deszczu i gwiazdka śniegu 1996, 1998 Bez indyków Homilie jak ciężkie indyki jakby ktoś przyszedł porozmawiać z nikim Jezus na śmierć rozebrany bosy prosi o słowa świeże wilgotne od rosy 1996 * * * Dzień dobry krzyżu święty bo dzień się zaczyna dobrego popołudnia bo sroka nad głową dobry wieczór bo serce zgłupiało na nowo dobranoc bo rozpacz ugryzła się w ogon 1996 Bez dziadka w niebie Nie uwierzą że kiedyś chodziłem po płocie liczyłem ropuchy wierzgałem jak źrebię kochałem dwa psy jeża i samego siebie w dni powszednie święta świadkowie odeszli pogrzeb po pogrzebie samotność - bo mnie dzieckiem tu nikt nie pamięta dobrze że zamiast dziadka widzą dziecko w niebie 1996 Zgaduj zgadula Pszczoły w samo południe podkradają złoto nie denerwuj nie mów nie wiadomo co to serca po dwa biegną by spotkać się nocą nie udawaj głuptasów co nie wiedzą po co Niewidzialny bliżej pomniki na złom nie bądź osłem co nie wie kto na śmietnik kto 1996 Pani dla innego Skąd ta tęsknota za najdalszą stroną jeśli wron dwieście za następną wroną za panią co przede mną ucieka tak ludzką bogobojną że na innych czeka za Bogiem który stale przez śnieg się uśmiecha gdzie jest w nas miejsce na tę nieskończoność 1996 Chwała Bogu Dokąd prowadzą nie poznane ręce samotność na dzień dobry deszcz kapuśniaczek nawet nie ulewa grzech miłości i smutek że miłości nie ma pani co wyszła za mąż i zaraz wróciła doktorze zamyślony nad nerkami sercem chwała Bogu że śmierć jest by wiedzieć coś więcej 1996 Postukać To dla was kwitną wrzosy śpią maślaki życzliwe ku wam biegnie kokotka stokrotka święte listy niewierne już na zawsze niepewne ile lat żeby wiedzieć w głowę stuknąć powiedzieć miłości nieszczęśliwe szczęśliwe 1996 Dwie brzydule Figurę wyrzucono z kościoła bo brzydka biedronka siedmiokropka przy niej skarżypytka narzeka nikt wyrzuconej nie współczuje nikt się nie rozczula chociaż nawet wśród świętych w niebie zdarza się brzydula 1996 Dziadek nie byczek Jodły nie szumią nigdy na gór szczycie jodła rośnie niżej nie myl jej ze świerkiem leszczyno którą pioruny omijają wielkie brzozo sadzona przy grobie od północnej strony byś płakała nad zmarłym nie skrywając słońca - wysechł dziadek jak miotła nasz byczek za młodu grabie co deszcz jak z prysznica pijesz jaworze zakochanym cierpliwy do końca ktoś wyrył na twej korze me serce niczyje Żabia Wólka, sierpień 1996 Ratunek Niestały niezgrabny jak mamut na balu staromodny grzeszny tylko śmiech uratuje żebym nie był śmieszny 1996 Nie kocha nie lubi nie szanuje - Bluźnisz że Pan Jezus na śmietniku nikt Go nie kocha lubi szanuje - Świat sam świństwa wszystkie zwymiotuje a On jak łza matki na starym klęczniku 1996 Z wizytą Umarli w snach się jawią tylko o dwóch porach nocą - wtedy zawsze się obudzisz i nad ranem aby świeżo zapamiętać zmarli zawsze żywi przychodzą do ludzi 1996 Ucieczka Uciec od miłości na chwilę na sto lat na zawsze nie tak łatwo kiedy serce otworzy paszczę 1996 Niewinna Jest miłość jak się patrzy razem z czcigodną Klarą poświęcona i jest bez piątej klepki niewinna ogromna tłumaczy nieprzytomnych Święta Nieprzytomna 1996 Nieszczęście nie-nieszczęście Jest taki uśmiech co mieszka w rozpaczy bo gdy widzisz zbyt czarno to często inaczej niekiedy w smutku jak drozd ci zaśpiewa - twej miłości zranionej Bóg łaknie jak chleba nieszczęście nie-nieszczęście jeśli szczęścia nie ma jest uśmiech co się nawet na cmentarzu kryje każdy świętej pamięci umiera więc żyje cóż że go nie widzisz powraca do domu siada przy stole czyta lampę świeci czasem w bamboszach by nas nie obudzić tylko śmierć umie ludzi przybliżyć do ludzi nic dziwnego przecież tak to bywa z nieba się tęskni zawsze po kryjomu choćby królikom mlecze przed rosą pozrywać ciotkę z gotówką przy sobie zatrzymać uśmiech czasem się modli po prostu - mój Boże tu gdzie miłość odchodzi lecz jej nie ubywa ci co się kochają cierpią gdy są razem uśmiech i z cytryną uśmiechnąć się może narzekasz że świat surowy jak grzyb niejadalny a w świecie stale uśmiech niewidzialny 1996 Morderca Ubożuchna rzewna mogiła bez pomnika majestatu pełna przyszedł pan zdjął kapelusz jak chory w aptece i zarżnął święty nastrój ustawiając świece 1996 Za palec Lecą lata a ja jak wtedy niemoralny bo morały prawię błagam Ciebie przyjdź stań jak zielarz co przed zimą zasłania dziurawiec gotów z piekła wyciągnąć za serdeczny palec 1996 Nawrócenie Kucyk pocieszy za krótkim ogonem jarzębina do ust zbliży swe usta czerwone rozum na głowie stanie i uklęknie krowa wszystko bez Boga prowadzi do Boga 1996 Uratowani Ratuje od rozpaczy woły składane w ofierze cielaka co na ołtarz śmierć w ogonie wlecze wróble co rozgłaszają dowcipy po świecie kozę co odchodzi śmieszna byle jaka choćby święty Roch w rzeźni się rozpłakał odsuwa żabę gdy się bocian zbliża cały w ranach Baranek przybity do krzyża 1996 Wiersz z chrzanem w środku Wzruszenie - to czasu przemijanie był dom ale już go nie ma znikły świętej pamięci gęsi kaczki drzewa fotel na ganku strzelba co drażniła wyżła pani co miała przyjść kwadrans po trzeciej lecz nie przyszła liście brzozy co jesienią żółkną zawsze pierwsze bardzo starych poetów nieczytane wiersze portret nieznośnej babki milutki jak trzeba liść chrzanu pamiątka u siebie pieczonego chleba chłopiec co wyznał miłość i zginął na wojnie tak kochał że z nosem urwanym umierał spokojnie szczęście - to przemijanie nam też zniknąć trzeba 1996 N.N. Dwa serca złączone klucz wrzucony w morze nikt nas nie rozłączy tylko Ty o Boże - kto ten wiersz ułożył poeta nieznany nie podpisał że pisał w świętej niepamięci mój niezapomniany 1996 Pan od seksu Przyszedł pan od seksu tłumaczył nim zacznę są rzeczy bardziej łakome niż smaczne 1996 Weź Tu gdzie ludzie i zwierzęta odchodzą najprościej cierpienie tak czyste że bliskie radości tyle lat ucieka i przyjaciół tylu - weź mordkę mego serca i do ran swych przyłóż 1996 Nie na całość Tych co się kochają rozdziera samotność zawsze wielka kiedy wydaje się mała samotność duszy i nieśmiałość ciała tak miłości strzegą poza nami ręce jeżeli kochasz mniej to zawsze więcej 1996 Po koncercie Bach Chopin Mozart o Matko Najświętsza jest jeszcze cisza od muzyki większa 1996 Większa mniejsza Niech się twój nos nie krzywi otworzą się oczy w lewym uchu zadzwoni bo to dobrze wróży niech się twoje usta do nas roześmieją większa niż hipopotam najmniejsza nadziejo 1996 Pokropek Deszcz jesienny co pada długo pomalutku nie wyspowiadany grzech naszego smutku 1996 Wieprz Miłość samego siebie od czwartej rano piątej szóstej siódmej dziesiątej i jeszcze jak piersi na wierzchu żal po samym sobie jak lament po wieprzu Świnotopa, sierpień, piąta po południu 1996 Tylko Wiara przy wierze nadzieja przy nadziei jak skowronek poważny i śmieszny za mały w przestworzach tylko miłość jak morze od morza do morza 1996 Pomału Tu leży pani co lat 97 miała jak trudno się wygrzebać ze swojego ciała 1996 Wiem że nie wiem Gdybym wiedział wszystko wiara niepotrzebna za drzwiami by stała zostałby jak baran tylko smutek ciała 1996 Spokój niepokój Odpoczną listy stale przerzucane fotografie brane do rąk jak kochane ciało telefon się odszczeknie - alem się namęczył spokój po sercu które bić przestało 1996 Powrót Podaj mi rękę z gwoździami pośrodku zanurz me usta w pierwszej miłości przywróć jak zęby mleczne skrupuły czystości 1996 Z bliska Milknie słowik flet puzon głośne jak bęben nazwiska gdy przyjdzie cierpieniu przyglądać się z bliska 1996 Reanimacja Święty Bartłomieju od modlitwy odchodzę brak mi tchu zdycham naucz mnie modlić się tak jak się oddycha 1996 Po zawale Mam tylko dwie modlitwy i już nie odmienię psalm grzesznika i Matki Bożej dziękczynienie święty Jan się nie dziwi Tomasz nie oniemiał płacz - bo grzeszę zachwyt - że Bóg dał mnie siebie żebrak już po zawale na kredyt do nieba mam dwie modlitwy dwa kawałki chleba 1996 Teoretyk Tu leżą starego kawalera kości co za długo studiował traktat o miłości 1996 Jest Bogu nie potrzeba dowodów doktoratów tez Bogu tak jak miłości wystarczy że jest 1996 Korepetycje Koniku polny od nieważnych wierszy naucz mnie od małego być mniejszym 1996 Powieszony pomylony Powiesił się bo myślał że już nic nie będzie patrzy a tu święci tłoczą się w ogonku znowu dudki wykrzywione czajki mamusie lub inaczej niezapominajki śmierć to nie dziura tylko życie dalej chciał uciec od wszystkiego a wszystko zostało stół talerz łyżki tuż przy barszczu rzepka spokój jakby tego lata powiodły się pszczoły pani co w późnym wieku nie straciła cnoty (wciąż dwie samotności bronią się nawzajem) świeci jak lichtarzyk solidnej roboty jeszcze obłoki gołe podfruwajki Anioł Stróż zaczął mówić w tej podniosłej chwili - mój synku powieszony aleś się pomylił 1996 Ku wodzie Byk zmęczony wieczorem chyli łeb ku wodzie tak pisał Wiktor Hugo powtarzam na co dzień uczę swoich wiernych głęboko wzruszony zanurzać choćby łapę do wody święconej 1996 Modlitwa o bezsenność Nie zasługuję na noc spokojną na kapelę świerszczy smutną pogodną na fotografię z żabą przystojną znów wojny przesuwa się cień - Panie nie jestem godzien by uśpił mnie sen 1996 Za nogę Jowisz nie dla mnie przecież za wysoko zwiędnie urok mlecza gdy zerwiemy mlecz chcemy zatrzymać za nogę przyłapać piękno uczy że nie można mieć 1996 Mało wiele Żył lat mało wiele serce złotoszczere cudownie uzdrowiony umarł na cholerę 1996 Zakochani Nie wiem kto to napisał dokładnie nie powiem nazwiska mądrych nikną jak upał deszcz susza pani zakochana w swej starości śmieszy stary pan zakochany nawet świętych wzrusza 1996 Łza nie byle co Te co na wigilię na nosie nam stają te co nam na Wielkanoc z Barankiem merdają nas paskudnych grzeszników łzy świąteczne zbawią blisko zupy grzybowej polędwicy jajka moje łzy od choinki i te od Baranka 1996 Chudzielec Ciesz się że ze szczęścia chudnie każde szczęście jeśli chcesz większego to kopnie cię mniejsze 1996 Obawa - Kto ten głaz kolosalny na grobie położył? - Żona, bo się boi, żeby mąż nie ożył. 1996 Przepisane Tu leży trzydziestoletnia żona Julia Justa która 27 kwietnia po raz pierwszy zamknęła usta Mąż 1996 Ciało pedagogiczne Słowik górniczek co niesie dwa czubki zadarte do góry i miłość swą spisuje na liściu czerwonym zaspany ślepowron z białym włosem z tyłu głowy sikora z żółtą piersią w niebieskim berecie sowa uszata od puchacza o połowę mniejsza wróbel co skacze jak na cudzej nodze uczą mnie być nieważnym nic ich nie obchodzę 1996 Macierzanka Płakał las pietruszka co pod śniegiem przetrwała zimę perz jak młode żyto pliszka co pod Twoją obronę schowała swój ogonek źdźbło co chciałoby być niczym żeby być kimś jeż kręcił jak zawsze chłodnym nosem denerwowała się ziemia że macierzankę ścinają w czasie kwitnienia 1996 Ku pamięci Modlę się o to co wciąż niemożliwe jakbym szukał jednej śliwki w zbożu nawymyślał mi proboszcz - kto dziś wiersze pisze lecz pocieszył sam Jezus chodzący po morzu 1996 M-1 Sekundy lecą na łeb i na szyję minuty wyruszają w podróż niebezpieczną godziny przemijają jak lipiec i sierpień a wszystko po to by u Boga choć kawalerkę wynająć na wieczność 1996 Litość Wystawiają miłość lekceważą litość a ja mówię zlituj się nade mną odpychana przez ludzi przez mocnych wydrwiona właśnie zbawić mnie może nawet litość Twoja 1996 Lura Listopad cmentarz pusty deszczu zimna lura - to straszne - ktoś mówi przestać kochać zmarłego dlatego że umarł 1996 Szczęście po chorobie Radości byle jakie podwyżki ubogie ciemność co nos do nosa drugiego przybliża narzeczeni bez jutra jak dwie ręce krzyża nieszczęście jak szczęście po ciężkiej chorobie - to nie - mówię do serca - wyruszamy w drogę 1996 Nie łabędzi śpiew W śpiewie łabędzim patos udawanie wolę prawdziwe śmieszne spóźnione kukanie Lipków, lipiec 1996 Jan Paweł II Tyle jest w Tobie nasze polskie oczy wiara matki uśmiech cierpienia i taki zwykły nie za modny dzwonek tak zagłuszany że budzi sumienia 1996 Do nieba Po wiersz tak prosty że każdy zrozumie po krzyżyk zwykły wystrugany z drzewa po wiarę już pewną bo dowodów nie ma po szczęście bez rozgłosu pieniędzy chleba biedroneczko leć do nieba 1997 Potem Było po śmierci świat stał się biały jak na rozpacze lek wszystkie me grzechy się rozpłakały i ucałował śnieg 1997 Wszechmogący Polubić życie takie sobie słabe miało być wielkie a przebiegło małe rozumie je jeszcze bliski kochany Bóg wszechmogący zbity nieudany 1997 Do księdza Baki Stuk puk do nieba. - Kto to? - To ja. Noc. Święci już śpią na błękitnej trawce. Za humor i trumienkę mam chrapkę pocałować księdza Bakę w łapkę. 1997 Na przekór Pogodzić się z deszczem co kapie z grypą co za nos cię przyłapie z bykiem krową krówką z przenajświętszą gotówką z wierszem słabym z serca szczerego z teologiem co nie wie dlaczego 1997 Ile ważnego Ile ważnego w tym co nieważne ile potrzebnego w tym co niepotrzebne ile uśmiechu w tym co niewesołe ile odwagi być na krzyżu nagim Matka Boska samobójcy tłumaczy: - Nie wyskakuj za prędko z rozpaczy 1997 Ratunek Miłość i rozpacz miłość i samotność miłość jamnik co zdechł chciałeś się wieszać ale ratują łzy nie za mądre i śmiech 1997 Dwa osiołki - Dominice Smaszcz na dziewiąte urodziny Przyszedł osiołek z Niedzieli Palmowej trącił mnie nosem pytał oczami - Osiołku - mówię - podaj mi łapę byśmy z radości razem płakali Tłumaczył: - Jezus tłum dookoła pod kopytkami przy palmie palma - Osiołku - mówię - nie wiem co dalej bo mi łza twoja do gardła spadła Ksiądz i osiołek klękają razem palmy jak oczy w słońcu się złocą potem umilkną uszy swe stulą jak dwa osiołki przed Wielkanocą 1997 Jeszcze raz do albumu Nareszcie się ożenił i zrozumiał wszystko miłość - to co głaszcze i daje po pysku 1997 Spokój Wciąż się denerwujemy o nic tyle hałasu rozdarty na przeszłość i przyszłość święty spokój czasu wieś Sianowo, 1997 Radość Marudzą że samotność dziura nie ma nikogo Komunia święta to miejsce gdzie można spotkać się z Tobą 1997 Pytanie Co to jest para wodna? Tylko umysł dziecka jak źrebak szybki odpowiedział od razu: - Dwie małe rybki 1997 W świecie W świecie przemądrzałym jak w obórce bez okna chodzi tam i z powrotem moja wiara samotna czujna jak babcia czasem trąbi do ucha gdyby starczyło wiedzieć byłaby tylko Nauka choćbyś jak paw wrzeszczał niemądry dumny ładny kochać - to być po prostu wszechmogącym bezradnym 1997 Z kozą Słoniu kaczko żyrafo jałówko niewinna mówią że śmierć po ludzi przyjdzie całkiem inna lecz ja po miłości ostatniej chorobie chciałbym mieć z aniołami choć kozę przy sobie 1997 Ocalenie Mówią że wiersz zbyt sentymentalny że słowa się nie dziwią bo się głupio tulą - Mój ty piesku mój kotku mój szczypiorku - mówią lecz Bóg wynalazł humor by ocalić czułość 1997 Skarga na nazwisko - Nie dostrzegałem wilgi bzu orzechów liści obcy był mi wróbel wszędobylski patrzyłem tylko w siebie jak w psałterz rozdarty nazwisko mnie przygniotło - jęczał Sęp Szarzyński Inaczej Kochanowski: jak na barwnej łące nosił w nazwisku miłość pszczoły lipę słońce 1997 Łamigłówka Dlaczego sójka uciekła i nie uciekła dlaczego komar przylatuje z piekła dlaczego wysoko księżyc niemowa a poniżej brzęczy teściowa dlaczego w czerwcu nietoperze dlaczego łza jedynaczką być nie umie wszystko żeby pokochać - nie rozumieć 1997 Malarz po śmierci Malowałem niebo złote ekologiczne zielone jak leszczyna co ma dużo owoców - czerwone wielobarwne jak koguty wiejskie a tu niebo jak niebo niebieskie 1997 Ogień Patrzę Jezus na brzegu wydawał się łatwy taki do serca na co dzień Mówił: - Przyjdź czekam tylko nie licz na cuda do mnie się idzie przez ogień 1997 Pocałunek Judasza Ten pocałunek musiał się rozpłakać nie mogło być inaczej Święty Augustyn mówi że grzech idzie do nieba gdy płacze Matko Najświętsza co się nie gorszysz gdy mówię od rzeczy ten pocałunek do dziś niebo porusza tak beczy 1997 Zdejmowanie z krzyża Rozpoczynam od głowy już nie pytam czy boli śmierć nie znosi takich pytań bo po co włosy teraz odgarniam spod za ciężkiej korony co jak owce czarne się tłoczą potem ciernie wyjmuję po kolei całuję liczę na głos pierwszy drugi trzeci groźne zajadłe teraz smutne zabawne jak czerwone kredki dla dzieci teraz łzę zdejmuję Mu z twarzy tę ostatnią co ostygła i parzy wreszcie z gwoździ wyrywam nogi ręce dalej nie wiem co dalej choćby świat się zawalił modlę się do serca o serce 1997 Na ręce Nazywają cię brzydulą uciekają w te pędy po kolei biorę ciebie na ręce jak królika na szczęście śmierci - chwilo największej nadziei 1997 Chrzest w Jordanie Ilu ludzi przybiegło do rzeki, ilu się razem kąpało! Czy tylko chcieli umyć uszy, ręce, dwie nogi, ciało? Czy tylko chcieli umyć plecy, włosy, szyje, zęby? Czy wszyscy chórem wołali: - Święty Janie, umyj nam gęby, podbródki, chudszym wystające żebra wodą błyszczącą w słońcu, jakby była ze srebra!? Tylu ludzi zbiegło się do rzeki, podchodzili jak gęsi do wody. Może chcieli bez szamponu, bo taniej, na święta umyć brody? Tym, co teraz powiem, wszystkich wzruszę: chcieli kąpać nie tylko ciało, ale także zaniedbane dusze. Nagle Jezus w rzece przystanął, wśród brudasów, jasny jak anioł. Kiedy przyjdzie kąpać się w rzece, miednicy, łazience, jeziorze, Ty, który mówisz wprost z nieba, obmyj nam serca, Boże. A serce pamiętać każde musi, by nie dokuczać mamusi. 1998 Tak Pierwsza Komunia z białą kokardą jak w śniegu z ogonem ptak ufaj jak chłopiec z buzią otwartą Bogu się mówi - tak Nie rycz jak osioł nie drżyj jak żaba wytrwaj choć nie wiesz jak choćby się cały Kościół zawalił Bogu się mówi - tak Miłość zerwaną znieś jak gorączkę z chusteczką do nosa w łzach święte cierpienie pocałuj w rączkę Bogu się mówi - tak 1998 Porzucili wszystko i poszli za Nim Ile trzeba rzeczy porzucić, od ilu zajęć się oderwać, odłożyć czytaną książkę, zostawić w domu wierne psisko, przerwać rozmowę z koleżanką - gdy zegarek na Mszę woła, trzeba porzucić dla niej wszystko. 1998 Kubek Nie chcę z poduszką krzesełka pieca łopatki wiaderka zegarka pieniędzy kuferka Szekspira szafy sweterka skarbonki trąbki pudełka domu co stał się już duchem lecz przywróć mi święty Antoni mój kubek z jednym uchem 1998 W albumie Choćby się nosem kręciło, na babcię pyskowało, szczęście zawsze ogromne, gdy lat jeszcze mało. 1998 Lamentacje starego kawalera Jaka to łaska ogromna żyć jak struś w Polsce nieznany, nigdy nie zaznać szczęścia, nigdy nie być lubianym. Mieć twarz nieśmiałą, brzydką, chodzić jak chodzą łamagi, cieszyć się, że nawet garbate nie zwrócą na mnie uwagi. Popatrzeć jak kasztan pęka wesołą bombą w ogródku, radować się w dniu imienin, że nikt nie przyleciał z laurką. Pozostać osiołkiem w pracy, usta mieć nie kochane i zabrać ze sobą na urlop serce kopnięte przez panie. 1998 O aniołach i zwierzakach Czemu papuga nimfa kołysze się jak pelikan? Czemu złota rybka ma wypukłe oczy? Czemu bocian dwóch nóg razem nie zamoczy? Czemu kura chodząc rysuje krzyżyki na ziemi? Pośród wielu tajemnic na świecie dokoła mniej wiemy o zwierzętach niźli o aniołach. 1998 Popielec Od ciemnej grudki prochu, która smoli ręce, z namaszczeniem rzucanej w Popielcową Środę - radość rośnie jak balon. O, rzuć prochu więcej na grzywkę panny Zuli, proboszczom na brody. Nadzieja w ciemnej grudce - wiosna w drzwiach kościoła, srebrne krewniaczki wierzby gawrony odsłonią, ten, co nie chciał religii, jak Tomasz uwierzy i zacznie beczeć ze szczęścia pod lampką czerwoną. Będzie więcej spowiedzi i dobrych przyrzeczeń - wiele rzeczy skradzionych podrzucą w czas krótki. Rozpocznie się zwyczajnie i zawsze od Środy Wielki Post, co krzyczy nawet na kotlet malutki. 1998 Pożegnanie szkody Po dzwonku idźcie, chłopcy, w świat i wy, dojrzałe damy, choć mnie, waszemu księdzu, łzy znów tłoczą się jak chamy. Z dziewcząt swych będę zawsze rad, chłopcami zachwycony - choć czas podziobie wszystkich nas jak indyk rozżalony. Ulicą będę sobie szedł - cichutko rozważając: Jeszcze pięć lat, nie pozna mnie, dorosła panna Zając. Bdurska Basia, Kowalewska, warczące na mnie jak na pieska, Zawadzki pełen animuszu, zawsze w wesołym kapeluszu. W gorzką niepamięć wpadnie ksiądz z dziennikiem, dzwonkiem, szkołą - lecz może lepiej niźli ja przypomni Bogu znowu woźny, choć czasem widzi źle, może odnajdzie pod zegarem rekolekcyjną starą łzę, miłość, co jak dwa żubry beczy - wiele nieważnych ważnych rzeczy, śmierć, co uciszy nam nazwisko, o Bogu nam przypomni wszystko. Żegnajcie. Pora już, jak marchew najzwyklejsza Bóg będzie dla was rósł, a ja się będę zmniejszał. I spadnę wreszcie w szary kąt, tak jak parasol to umie lub pies z rodzinnej fotografii, co zaczął wyć w albumie. 1998 W ramionach Ojca Choćby kopnęła kaczka końcem świata straszyło zawsze w ramionach Ojca było nie było 1998 Po staremu W niebie nie ma komputerów postęp nie popędza - wszystko po staremu ta sama kapliczka serca 1998 Udało się Nie bójcie się ponuracy nie płaczcie w łóżkach mazgaje tyko miłość udana co się nie udaje 1998 Owieczka i baranek Znów obgadują ciebie owieczko od rana że na swych czterech czarnych kopytkach zbiegłaś od Pana Lecz On cię kocha nie widzi winy Siostrzyczko nasza jak gąska biała na imieniny Na pewno anioł przystojny jak malowanka lecz ty owieczko jesteś rozsądna wolisz baranka 1998 O diabłach i aniołach Była sobie pani bardzo postępowa. Uważała, że jest mądrzejsza niż szkoła. - Nie bądź naiwny - mówiła: W diabła i anioła nigdy nie wierzyła. Tymczasem w jej mieszkaniu, niemal co godzina, chyba diabeł i anioł wciąż się przypominał. Telewizor - jak dwóch ciężkich diabłów - ryczał nieprzyzwoicie i na całe gardło. Pokazywał wojny, ciotki poduszone, migał jakby diabeł podpisał ogonem. Zdarzała się awantura. A kłótnia zajadła to dowód, że ktoś na urodziny pozapraszał diabła. Była także mamusia jak najczystsza róża (mamusia wciąż podobna do Anioła Stróża tylko bez skrzydeł. Skrzydła przeszkadzają mamusiom, które piorą, szyją, zamiatają). Był także staruszek. W piątek nie zjadł szynki, tylko owies - jak źrebak. I śpiewał Godzinki. Była sobie pani bardzo postępowa. - Nie bądź naiwny - każdemu mówiła. W diabła i anioła nigdy nie wierzyła. Tymczasem w jej mieszkaniu dokładnie z zachwytem anioł bawił się skrzydłem, a diabeł kopytem. 1998 Dobranocka Pan Jezus nagle jeszcze jaśniejszy, pod gwiazdą królów trzech. Mamusia czujna jak strażak, kiedy usypia mnie śnieg. 1998 Do albumu Podziękuj za cierpienie czy umiesz czy nie umiesz bez niego nigdy nie wiesz ile miłość kosztuje 1998 Po ślubie A a a serca dwa Jęczą piszczą obydwa 1998 Matka Boska Ursynowska Matka Boska Ursynowska nie ma biżuterii, drogich kamieni, chodzi tu po nie zbudowanym jeszcze kościele jak po zimnej stajence. Wyciąga ludzkie ręce, pozdrawia daleko stojące babcie po mięso w kolejce. Nie przybywa do niej orszak ze złotem, ani na piechotę, ani na wielbłądach, ani autostopem. Ale niesie jej dobre serce chłopiec malutki z Ursynowa, z ulicy Nutki, dziewczynka, co była najlepsza z ulicy Herbsta, tatusiów paru z Końskiego Jaru. Nie widać tu aniołów, nie klęczą Trzej Królowie, lecz Matka Boska mówi: - Najlepiej na Ursynowie 1998 O synu marnotrawnym Żale syna marnotrawnego Moja wina, moje winy, obskubały mnie dziewczyny. Modlitwa syna marnotrawnego Dziękuję, ci tatusiu, za pierścień, sandały, za płaszcz, którym się jak żaglem owinę, za niebo w oczach twoich i cielęcinę. Modlitwa jego brata Przepraszam cię, tatusiu, że się tak wściekałem na brata naiwniaka, którego dziewczynki obskubały jak kurczaka. Bez nowego płaszcza, sandałów, pierścionka, cierpię jak pies bez ogonka. 1998 Szkoła - Bronkowi Chodorowskiemu Ławki tablica kreda łza jak diabeł się kręci Szukam nawet kawałka mej szkoły świętej pamięci 1998 Matka Teresa z Kalkuty Matko Tereso z Kalkuty biało-niebieska bliższa bo w niebie już mieszkasz z trądem jędzą chorobą nikt nie jest samotny z tobą 1998 W Wielki Piątek Przybiegł w Wielki Piątek jak wszyscy i tak sobie mówił: - Ścisnąłem nos rękami, zaciąłem zęby zębami, żeby nie płakać przy grobie. 1998 Nie smutek Jeśli w wierszach moich znajdziesz smutek to po prostu bolała mnie głowa, korek wysiadł, wygłupiał się czajnik, za wcześnie zbudziła krowa. Czasem tylko nie wiem dlaczego, bo samotność jak długie uszy, żal, że serce nie poszło do serca, żal, że dusza odeszła od duszy. 1998 Nie powiem Ta filiżanka co pękła z hukiem jakby ktoś strzelił w bramie ci żołnierze co nie wrócili bo poszli na powstanie kalendarz co miał być do stycznia a umarł we wrześniu na ścianie Udam że nie pamiętam nie powiem nic a nic chodzącej po niebie mamie 1998 Wiersz dydaktyczny Niewinny bocian co połyka żabę skowronek co po muchę jak po bułkę leci niewinna sroka co morduje dzieci nieświadomy nie grzeszy bo zła nie wybiera a więc jest niewinność w dramacie istnienia chcemy sami stworzyć moralniejszą srokę lecz Ty co gwiazdy zapaliłeś wszystkie pociesz nas psem z chorą łapą co ma serce czyste 1998 Nie lekceważ Każda gęś jak przed ślubem najbielsza królewna kaczor ze złotym piórem ku ozdobie jak król Ludwik - ten z lepszych - we własnej osobie nawet kury szlachcianki co niby ubogie gburem był ten co nazwał te piękności drobiem 1998 Koniec nie-koniec Zawsze jeszcze myśl jedna pytanie jak zielona wścibska gałązka nawet serce gaduła nie wie kiedy kończy się książka 1998 + Posłowie "Prostota, zwięzłość i humor" - tak odpowiada Jan Twardowski zapytany o istotę swoich wierszy. I dodaje: "Pamiętam, w czasach studenckich na pewnym zebraniu zapytano: "Jeżeli są dwa dzieła jednakowo wspaniałe, które jest lepsze?" Obecny na zebraniu Karol wstał i powiedział: "Krótsze."" Może właśnie ta anegdota przyczyniła się do późniejszej wierności zasadzie: "mniej to znaczy więcej". Mniej słów, ornamentów, erudycji, więcej autentyzmu, prawdy, wyrażonych także między wierszami, gdzie mówi cisza i milczenie. Kiedy Jerzy Zawieyski spowodował w 1959 roku zbiorem "Wiersze" drugi - po tomiku "Powrót Andersena", wydanym w nakładzie czterdziestu egzempalarzy w 1937 roku - poetycki debiut księdza Jana Twardowskiego, dostrzegł w zebranych utworach wyróżniającą je inność. Autor bowiem nie podlegał owym modom literackim i pisał w sposób bardzo osobisty, przyjmując ubogie środki wyrazu. Opowiadał o wsi, lesie, dzieciach, które uczył, kościołach, przyrodzie, jaka go otaczała. Swoje zapisy traktował trochę jak poetycki pamiętnik, notujący spostrzeżenia, przeżycia, refleksje, wspomnienia, trochę jak listy do najbliższych lub zwierzenia. Może dlatego miały one charakter bezpośredniej rozmowy z sercem do serca. Charakter ten nie zagubił się przez lata następne, mimo że podejmowanych tematów zaczęło przybywać, a styl pisania coraz bardziej się indywidualizował i wykształcał. Pojawiła się i inna zasada: "w kościele trzeba się od czasu do czasu uśmiechać", wiadomo bowiem, że humor ludzi zbliża, a patos, jaki pojawia się w wierszach religijnych, wywołuje najczęściej skutek odwrotny. Stąd też tyle w wierszach Księdza miejsca na uśmiech. Ksiądz Twardowski należy do autorów wybranych najpierw przez czytelników, potem przez wydawców. Dopiero po jedenastu latach od wydania "Wierszy" ukazał się tom następny - "Znaki ufności" (1970), a kolejny, "Niebieskie okulary", znów po dziesięciu. Po 1980 roku w księgarniach częściej zaczęły się pojawiać następne tomy, a to, co nastąpiło w latach dziewięćdziesiątych, zdumiewa samego autora, który sam niczego nie narzuca, o nic nie zabiega. O sobie mówi, że nie jest poetą, ale księdzem, który czasami pisuje wiersze. Ale do rąk coraz liczniejszych czytelników trafiają nie tylko wiersze. Także komentarze ewangeliczne, opowiadania dla dzieci, aforyzmy, anegdoty. Krytyka literacka od lat towarzyszy kolejnym publikacjom. O wierszach Księdza pisali: Józef Czechowicz, Zbigniew Dolecki, Anna Kamieńska, Marek Skwarnicki, Zygmunt Lichniak, Ryszard Matuszewski, Jan Turnau, Zbigniew Bieńkowski, Wojciech Żukrowski, Artur Sandauer, Krzysztof Dybciak, Maria Jasińska Wojtkowska, Jacek Trznadel, Bronisław Maj, Konstanty Pieńkosz, Iwona Smolka, Stanisław Cieślak, Aleksander Fiut, Jerzy Kwiatkowski, Ryszard K. Przybylski, Jerzy Sulikowski, Waldemar Smaszcz, Piotr Matywiecki, Tadeusz Żychiewicz, Krzysztof Myszkowski, Janusz Furtak, Janusz Koryl, Marek Karwala, Ewa Nawrocka, Zofia Zarębianka, Kazimierz Nelski, Helena Zaworska, Jan Tomkowski, Tadeusz Drewnowski i inni. Poczytność wierszy księdza Twardowskiego świadczy o tym, że ich autor nie pisze w pustce, jest świadectwem tęsknoty dzisiejszego człowieka za mówieniem o Bogu, niekoniecznie w nurcie literatury religijnej. Dodać trzeba, że skala i sposób poruszanych w nich spraw stały się bliskie czytelnikom również poza granicami kraju. Coraz liczniej pojawiają się tłumacze, którzy zainteresowani tą poezją, chcą przybliżyć ją czytelnikom obcojęzycznym. Wiersze księdza Twardowskiego stanowią próbę przebicia się przez skorupę materializmu, egoizmu, grubiaństwa, postkomunistycznego relatywizmu; przeciwstawiają się modzie dogadzania zachodnim gustom. Mimo to, a może dzięki temu, wśród odbiorców zdobyty sobie więcej niż popularność, może nawet stały się bliskie sercu. Są dla wszystkich - mały, nieco starszy i dużo starszy czytelnik bez trudu odnajdzie w nich bliski sobie język. Nie dzielą ludzi na wierzących i niewierzących. W ich świecie każdy może się dobrze poczuć. Ktoś powiedział, że są "sympatyczne", swojskie, rodzime. Pisane nie w Tokio, Paryżu, Nowym Jorku, Sztokholmie, ale na Mazowszu, w Lipkowie, Świnotopie, Żabiej Wólce, Kamieńczyku, "między lipcem a sierpniem, kiedy wiesiołek, żółty jak kanarek". (Niecodziennik wtóry, 1995). Czytelników, zjednanych przez ich autentyzm i pokazanie bardzo osobistego przeżycia kapłaństwa, znajdują zaś w Marcyporębie, Kopytówce, Rykowiskach, Bydlątkach. Autor nie kreuje się na poetę. Pokazuje natomiast, że jest człowiekiem, który w realnym, widzialnym świecie szuka sensów ukrytych. Ma świadomość faktu, że jako ksiądz otrzymał łaskę widzenia tego, co zakryte. Obok smutnego świata przemocy, gwałtu, wdzierającego się do domów za pośrednictwem mediów, jest i drugi: świat spotkań, rozmów, także tych osłoniętych Bożą tajemnicą, świat wypełniony miłością, poświęceniem, nawróceniami, żalem za grzechy, tęsknotą za Bogiem, miłością, dobrocią. O swoim widzeniu otaczającej rzeczywistości Ksiądz tak mówi: "W tym, co nieważne - jest coś ważnego, w tym, co niepotrzebne - jest coś potrzebnego, w tym, co nieświęte - jest coś świętego." Jego wzrok wewnętrzny, "trzecie oko", dostrzega paradoksalną naturę świata. Intuicja i wrażliwość stale wynajdują coś "na opak", wbrew przyjętym schematom. Z takiego spojrzenia zrodziły się jasno określone intencje wydobyć i odczytać sens niewidzialnego, by poprzez zaskoczenie pobudzić do refleksji, podjąć próbę przerwania myślowego stereotypu, nakłonić do odejścia od automatyzmu skojarzeń i zachowań. Dostrzeganie paradoksów jest według Księdza jedyną możliwą drogą do pogodzenia się z wewnętrzną sprzecznością otaczającej człowieka rzeczywistości: "Świat można zaakceptować, jeśli się dostrzeże wartość czy nawet więcej - urok dramatu, jaki jest składnikiem życia" (Poezje wybrane, 1980). Zaakceptować z pogodą i optymizmem, eliminującym bezwolną, bierną konieczność, nawet wbrew sobie. Ksiądz Twardowski uważa swoje wiersze za rodzaj rozmowy z kimś bliskim, w której chce podzielić się własnymi przeżyciami, pytaniami, poszukiwaniami, obserwacjami, płynącymi także z faktu, iż jest księdzem. Tematy rozmów? Fundamentalne: Bóg, wiara, miłość, przemijanie, śmierć, przyroda. Nie pretenduje przy tym do wykreowania nowego kierunku literackiego. Wypracował wszakże przez lata swój własny język wypowiedzi: "Nie śledzę kierunków, nurtów i tendencji przejawiających się w poezji. Piszę tak, jak mi dyktuje myśl" ("Rzeczpospolita" 1990). Chociaż nie stara się nikogo naśladować, nie ukrywa swoich silnych związków z rodzimą literaturą, także z tą dawną. Deklaruje to w wywiadach, konkretne odniesienia zawiera w wierszach. A samą poezję podnosi wręcz do rangi antidotum na przejawy bezsensu doczesnego świata. Dla Twardowskiego-czytelnika, ale i autora wierszy zarazem, poezja to przejaw dobra, serdeczności, przekaz, który nie jest zatruty plotkami, nienawiścią, złością, zawiścią, sporami i jako taki - nie głosząc morałów - próbuje wnosić ład i harmonię do rzeczywistości, oczyścić ją, odtruć. Do przywoływanych często takich pisarzy, jak: Kochanowski, Sęp Szarzyński, Mickiewicz, Prus, Orzeszkowa, Lenartowicz, Syrokomla, Lechoń, Baczyński czy Kamieńska, trzeba jeszcze dodać jedno nazwisko - Józef Baka: Królewno ze Skępego podaj rączkę proszę uratuj wiersze nieśmiałe i bose takie co nie idą jak krytyk za modą szanują księdza Bakę z klerykalną brodą takie co nie świecą jak szyja ozdobna za które nie płacą dolarami Nobla (Królewno) Twórczość tego jezuity, kaznodziei i poety późnego baroku, jego sposób widzenia świata - żyjącemu kilka wieków później piszącemu księdzu jest bliski od dawna: "Kiedy szukam inspiracji do pisania wierszy - wyznaje - sięgam do baroku. Myślę, że w okresie baroku powstawała polska poezja religijna intelektualna. W epoce konfliktów, przeciwieństw, upadku kultury antycznej, w okresie sporów religijnych, kiedy nie uznawano obiektywnego piękna w naturze, dostrzeżono brzydotę estetyczną jako sferę doznań interesującą plastyków. Lubię czytać Sępa Szarzyńskiego, Grabowieckiego, Morsztyna, a przede wszystkim księdza Józefa Bakę, niegdyś ośmieszonego, dzisiaj cenionego. Myślę, że jego szkielety, o których pisał, nie tylko straszyły, ale i bawiły. [...] moje wyliczanki też są trochę barokowe" ("Powściągliwość i Praca" 1991). W twórczości Baki ujmuje go dosadny, zwięzły sposób wyrastania myśli, ale przy wszystkim wprowadzony do wiersza religijnego humor; imponuje mu postawa autora, który miał odwagę przełamać patos poezji religijnej. Na twórczość Baki uwagę studenta Uniwersytetu Warszawskiego Jana Twardowskiego skierował jego promotor pracy magisterskiej o "Godzinie myśli" Słowackiego, Wacław Burawy. Odnalezionym przez Stanisława Estreichera wierszom Baki poświęcił on rozdział swej książki o poezji XVIII wieku, za co zresztą przypłacił oburzeniem znacznej części środowiska naukowego, które oceniło tę twórczość jako grafomanię, objaw zepsucia smaku czasów saskich. Borowy wykazał, że Baka dowiódł prawdziwego poczucia humoru, mimo że pisał o śmierci i piekle. Humor księdza Baki do dziś pozostaje bliski księdzu Twardowskiemu, który humor uczynił cechą szczególną swego pisarstwa. Wyraźnym ukłonem w stronę osiemnastowiecznego poety jest podniesiony przez Jana Twardowskiego do rangi motta niniejszego zbioru wiersza "Do księdza Baki". Bakę, ale także Sępa Szarzyńskiego, Wacława Potockiego ceni Ksiądz przede wszystkim jako poetów paradoksu, których język oparty był na sprzecznościach, na zasadzie concors discordia, "zgodnej niezgodności", czyli na budowaniu kontrastów, mieszaniu humoru z tragizmem (jak na przykład u Baki: "Śmierć babula, / Jak cybula / Łzy wyciska, / Gdy przyciska"; Poezje, 1986). Taki sposób formułowania myśli o prawdach wykraczających poza ludzką logikę autorowi "Znaków ufności" - tomu, który wywołał prawdziwą rewolucję w poezji kapłańskiej - szczególnie odpowiada: "Myślę, że o Bogu można mówić tylko językiem paradoksów. Bo i wiara jest paradoksem: Trójca Święta, Bóg stał się człowiekiem, Eucharystia, widzenia po śmierci Boga twarzą w twarz - to są wielkie paradoksy. Bóg mówi językiem nielogicznym według naszej logiki, więc jak można mówić o Nim innym językiem?" ("Słowo" 1994). W innym wywiadzie wyznaje: "Lubię piętrzyć paradoksy: miłości, wiary, śmierci dotyczące wymiarów egzystencji. Uważam, że ich rozwiązanie leży tylko w naturze Boga" ("Nowe Książki" 1981). Drogę myślenia paradoksalnego proponuje człowiekowi końca XX wieku, by zbliżył się i pokochał to, co go przerasta. Zbliżył się i został, a nie przestraszył się i odszedł. Został i pokłonił się przed niezrozumiałym, bo przecież gdyby pojął Boga, uczyniłby zeń wytwór własnego umysłu ("to co zrozumiałeś to już nie jest Bogiem"). Zaznaczmy na marginesie, iż Artur Sandauer, zastanawiając się nad motywami, które kazały Twardowskiemu sięgnąć po paradoks, sformułował logiczną prawidłowość: "Świat jest nieskończenie poznawalny? Dobrze. Znaczy to jednak, że będziemy go poznawali bez końca, czyli - że jest nieskończenie niepoznawalny" ("Polityka" 1985). Korzeni widzenia świata poprzez paradoksy należy w tych wierszach szukać nie tylko w literaturze baroku, ale i - może przede wszystkim - w Piśmie świętym, w Radosnej Nowinie, będącej podstawową pisarską inspiracją księdza-autora: "W Ewangelii jest mowa o umarłych, o ślepcach, trędowatych - a ostatecznie wszystko jest dobrą nowiną" ("Życie Warszawy" 1991). Wyłuskuje więc zeń paradoksy jako jedyną drogę nie tyle do zrozumienia, ile właśnie zbliżenia się do Tajemnicy: krzyż może nie być znakiem hańby i cierpienia, ale znakiem miłości; cierpienie może nie być nieszczęściem, ale próbą wierności Niewidzialnemu i doświadczeniem, które ma człowiekowi pomóc w dojrzewaniu; słabość, przeżywana z Bogiem, jest siłą; Droga Krzyżowa może budzić nadzieję, jeśli zrozumie się, iż nie jest ważne, jak Jezus cierpiał, ale dlaczego cierpiał; śmierć niczego nie zamyka, przeciwnie - jest bramą prowadzącą do dalszego życia, jest spotkaniem z miłosiernym Bogiem ("śmierć na śmierć nie umiera"). Dramat w świetle wiary nabiera nowego znaczenia. W cierpieniu, kalectwie, brzydocie piszący wiersze kapłan dostrzega i odsłania ukrytą wartość, niewidoczne piękno, a nawet więcej: ukryty skarb, znaczenie, które może dostrzec tylko subiektywny wzrok wewnętrzny. Niestrudzenie pokazuje, że wcale nie mocne, walczące o siebie i świadome siebie, dominujące "ja", kreowane przez psychoterapię schyłku XX wieku, ma moc. Przeciwnie: siłę daje cisza, pokora. Prawdziwą wielkością staje się umniejszanie, wtedy "nieważne" będzie najważniejsze. Własnej nieważności bardzo trudno się nauczyć, ale tylko wtedy można dostrzec moc w wierze, tym bogatszej i głębszej, im bardziej postawa pokory wypłynie z wewnętrznego poczucia wyzwolenia i radości. W szkole pokory można mieć nieoczekiwanych nauczycieli: Słowik górniczek co niesie dwa czubki zadarte do góry i miłość swą spisuje na liściu czerwonym zaspany ślepowron z białym włosem z tyłu głowy sikora z żółtą piersią w niebieskim berecie sowa uszata od puchacza o połowę mniejsza wróbel co skacze jak na cudzej nodze uczą mnie być nieważnym nic ich nie obchodzę (Ciało pedagogiczne) Koniku polny od nieważnych wierszy naucz mnie od małego być mniejszym (Korepetycje) O ile poeci baroku, posługując się paradoksem, nastawiali się na zadziwianie i olśniewanie, o tyle ksiądz Twardowski wyznaczył sobie rolę swego rodzaju apostoła, świadomego, iż do Boga najczęściej prowadzi pozorny nonsens: Wszystkie Mleczne Drogi jak miecz między nami krzyż wciąż nieskończony przestrzeń niepoznana wąski pasek cnoty zbliża mnie do Ciebie to co Cię oddala (Zbliżenie) Zdziwienie czytelnika środkami wyrazu nigdy nie było celem pisarskim tego autora. W jego wierszach natomiast zwraca uwagę postawa człowieka, który świadom własnej małości wobec niepojętego ogromu spraw spoza ludzkiej logiki, nie wykazuje postawy buntu. Przeciwnie: stale się dziwi. Jak sam przyznaje, wynika to z przyjęcia z wiarą, podziwem i subordynacją tajemnic: "Myślę, że autor, który umie szczerze zdumiewać się otaczającym go światem - może odkrywać jego stałe tajemnice, niezależnie od garbu lat, które dźwiga" (Poezje wybrane, 1980). Jako ksiądz głoszący kazania w kościele Sióstr Wizytek W Warszawie i jako autor wierszy od wielu lat podejmuje próbę zbliżenia się do tego, czego rozum ludzki pojąć nie jest w stanie, ale w taki sposób, by - jak zaznacza - słowa same sobą nie były zmęczone i nie zagłuszyły żaru i pokory, koniecznych do pochylenia się nad niezrozumiałym. Próba stworzenia poezji ewangelicznej, jaką podjął ksiądz Twardowski, wywodzi się nie z tak dziś częstych frustracji, rozpaczy, szukania po omacku, ale z dziecięcego zdziwienia wobec tajemnicy życia: "Zawsze fascynował mnie niezwykły i dziwny cud życia. Zdumiewała mnie śmierć. Urzekała modlitwa" ("Polityka" 1978). Autor nie boi się głosić wiary dziecka, które znalazło oparcie w Bogu Ojcu. Cierpliwie próbuje czytelnika "zarazić" swoim podziwem, chce go zachwycić niepojętym Bogiem, który "jest jeden / i nigdy samotny", Jego zamysłem: "czy nie dziwi cię / mądra niedoskonałość / przypadek starannie przygotowany", i niepojętą dla człowieka Bożą logiką i ekonomią: "sprawiedliwość Twoja jest nierównością", "gdyby każdy miał to samo / nikt nikomu nie byłby potrzebny". Słuchać jak dziecko, wierzyć jak dziecko, z ufnością i spontanicznie - to postawa najbliższa sercu Księdza, który przez całe swoje kapłańskie życie z wielką wnikliwością obserwuje dzieci. Uczy się od nich wrażliwości, szczerości, prostoty, zaciekawienia i podziwu dla świata. Szczególną wrażliwość na znaczenie słowa, moc słowa, zdobył podczas kilkuletniego nauczania religii dzieci specjalnej troski, którym poświęcił niezwykły w swej wymowie wiersz "Do moich uczniów". Lubi bardzo stwierdzenie: "dziecko jest ojcem człowieka". Jako kaznodzieja dla dzieci, traktujący je z największą powagą i szacunkiem, podpatruje, nie bez fascynacji, ich wyobraźnię, postawę zdziwienia i przede wszystkim moc dziecięcej wiary, która prostszą drogą doprowadza do nieba niż postawa ukształtowana przez traktaty teologiczne. Podkreśla, że bycie dzieckiem Boga wynika z "dziecięctwa", czyli zaufania Bogu. Dziecko widzi "i dalej i więcej". W takiej właśnie postawie odkrywa wciąż nowy sens i staje zadziwiony wobec ogromu spraw przekraczających poznanie. Jeśli czytelnik również wobec tego, co nieprzekazywalne i niewyrażalne, zatrzyma się zadziwiony, odkryje, że istota Tajemnicy stanie mu się bliższa. Siła przekazu prawd niepojętych leży, według Twardowskiego - powiedzmy to jeszcze raz - jedynie w języku paradoksów. Ksiądz nie kryje swej fascynacji zbudowaną z paradoksów kolędą Karpińskiego: "Bóg się rodzi - moc truchleje Pan niebiosów - obnażony ogień krzepnie - blask ciemnieje ma granice - nieskończony", i - własnymi słowami - nakreśla, w uzupełnieniu niejako, granice Boskiej wszechmocy: "Bóg wszechmogący co prosi o miłość tak wszechmogący że nie wszystko może". Czego nie może? Nie może kazać człowiekowi kochać siebie: Zatrzymał się cień pod oknem nade mną chmury wędrowne udam że mnie nie ma zapomnę puka znów nie otwieram myślę: Późno ciemno. - Kto? - pytam wreszcie - Twój Bóg zakochany z miłością niewzajemną (On) Ale wszechmogącemu Bogu potrzebne jest odwzajemnione uczucie stworzenia, stale na nie czeka, jest "głodny" i tylko miłością "się daje nakarmić" (Głodny). Bóg dał człowiekowi wolną wolę, która - w rozumieniu autora wierszy - jest jednoznacznym pytaniem o miłość. Człowiek postawiony został przez Stwórcę w sytuacji wyboru. W poszanowaniu wolności człowieka Chrystus stale stawia pytania, właściwie jedno pytanie, wyjściowe: czy chcesz? Wiara więc staje się drogą świadomego wyboru, dokonanego w imię wolnej woli, którą człowiek otrzymał. Nie jest zniewoleniem, ale świadomą drogą ku wolności. Wolna wola nie jest niczym innym, jak pytaniem o miłość. Kiedy mam wybrać - zastanawia się ksiądz Twardowski - co wybiorę? Co kocham: światło czy ciemność? Czy będę dalej trzymał się ręki Pana Boga, choć czasem boli zranienie i przytłacza próba? Patrzę Jezus na brzegu wydawał się łatwy taki do serca na co dzień Mówił: - Przyjdź czekam tylko nie licz na cuda do mnie się idzie przez ogień (Ogień) Niepokój łączy się z tęsknotą do pełnego zrozumienia tajemnicy człowieczego istnienia na ziemi. Istnienia rozpiętego między dwoma biegunami: radością i cierpieniem. Tworzą one całość, której znaczenia człowiek może się tylko domyślać i nigdy do końca nie zrozumie. Niejako w naszym imieniu autor wierszy prowadzi rozmowę z Bogiem, z samym sobą i powtarza dramatyczne pytania, będące wyrazem tęsknoty i niepokoju: jak długo wierzyć nie rozumieć jak długo jeszcze wierzyć nie wiedzieć ciemno jak pod bukiem o gładkiej korze (Jak długo) Szukając Boga, człowiek stawia sobie pytania: po co cierpienie, samotność, smutek, śmierć? I dochodzi do refleksji: "za szybko chcesz wiedzieć wszystko", "Bogu nie stawia się pytań dlaczego", "Wiara stale chce pytać / lecz gardło wysycha / jeśli Bóg jest milczeniem / zamilczeć potrzeba", "Bo Pan Bóg jest tak jasny że nic nie tłumaczy / bo wiedzieć wszystko to nic nie wyjaśniać". Pytający, niepewny, czasem zagubiony bohater liryczny omawianych wierszy daleki jest jednakże od lirycznego bohatera choćby Sępa Szarzyńskiego, miotanego wątpliwościami, postawionego wobec stałego dramatu wyboru, prowadzącego do konfliktu wewnętrznego, graniczącego z walką. Wie, co wybrać, ponieważ wybiera w duchu wiary i w imię prawdy: Miłość zerwaną znieś jak gorączkę z chusteczką do nosa w łzach święte cierpienie pocałuj w rączkę Bogu się mówi - tak (Tak) Wiara sama w sobie jest paradoksem, "skokiem w ciemność" wbrew ludzkiemu rozumowi. Zakłada, że - jak mówi Ksiądz w jednym z wywiadów - "nawet to niepraktyczne jest potrzebne i ma sens, choć mogę tego wcale nie rozumieć". Myśl tę zawiera również wiersz "Jesteś": "bo gdy sensu już nie ma to sens się zaczyna". Paradoks wiary polega również na tym, że "człowiek wierzący walczy stale o wiarę. Nie ma wiary gotowej już, oprawionej w ramki" ("Poezja" 1973), "Wiara jest walką o wiarę, tak jak miłość walczy o miłość" (Wszędy pełno Ciebie..., 1995). Ksiądz Twardowski świadomie podkreśla dynamikę, niestabilność uczuć, przeżyć, stanów. Jak poeci baroku, ukazuje świata problemy eschatologiczne w ruchu. Wyznaje: "Pochłania mnie wiara, ale wiara, która nie jest statyką, zatrzymaniem się, lecz ciągłym odkrywaniem na nowo tajemnicy" (Poezje wybrane, 1980). Wiara w omawianych wierszach jest "świętą niepewnością", "pewnością niepewności", utrzymywaniem się na chwiejnym moście z patyków, jest niemożliwością, bo "głowa za logiczna", a "serce za nerwowe". Nie jest przy tym żadną asekuracją przed cierpieniem czy złem. Aby mieć wiarę, trzeba ją nieustannie tracić, by znów odzyskać. Wiara nie jest więc spoczynkiem, ale wytężoną aktywnością. Śmierć jest także zmianą; daleka od ukojenia, snu, ciszy, kresu wszelkich nieszczęść - jest ruchem: "śmierć to ciekawostka że trzeba iść dalej". Jan Twardowski - liryk, ale i kapłan - stale zapewnia, że ufność, zakładająca logikę nieznanego sensu, granicząca z dziecięcym zawierzeniem, prowadzi do wewnętrznego pokoju, płynącego ze świadomości istnienia nad istotą ludzką Kogoś mądrzejszego, kto - poza faktem, że jest - w dodatku dobrze jej życzy, mimo że "rozdarty człowiek" gubi Mu się nieustannie - "urodzony dezerter", będący "stale w kratkę", grzeszy, ale "przez grzechy dochodzi do zalet". Poetyka, która zestawia sprzeczności - zdaniem autora - sprawia, że człowiek stale poznaje od nowa, ożywia przy tym może czasem nieco uśpioną uczuciowość, wiarę, zaczyna stawiać pytania o cel życia, swój stosunek do Boga, do siebie, do innych ludzi, dostrzega absurd schematów i doszukuje się nowych znaczeń i treści: "W życiu jest nam dobrze i źle. Kiedy jest nam tylko dobrze - to niedobrze" (Kasztan dla milionera, 1993); nieszczęście to takie szczęście co mieszka w rozpaczy". Odkrywa radość w trudzie, miłość w zmęczeniu, możliwe w niemożliwym, jak choćby znalezienie czasu, którego nikt dziś nie ma ("jeśli kochasz czas zawsze odnajdziesz / nie mając nawet ani jednej chwili"). Znajduje Boży sens w tym, co po ludzku odwróciła się bezpowrotnie. W wierszach dochodzi do głosu ewangeliczna zachęta, by do poszukiwań wybrać mniej wygodną drogę, która obok bogactwa ludzkich doświadczeń, dzięki trudom wzbogaci nas o to jedno, najważniejsze - doświadczenie Boga. Dla pełni człowieczeństwa warto więc nie uciekać od tajemnic, nie bać się bólu, kochać to, czego znieść nie sposób, modlić się o to, czego się nie chce. Paradoksalne formuły słowne, które osiągają celność aforyzmu, brzmią "jak zaklęcie mające usunąć ze świata jego fundamentalną sprzeczność" - napisał jeden z krytyków ("Tygodnik Powszechny" 1981). Słowa, które wykluczają się wzajemnie, "dziwią się sobie", jak często powtarza ksiądz Twardowski za Boileau, stawiają obok siebie z pozoru nielogiczne znaczenia, oscylujące między sensem a absurdem. Tak jest na przykład w wierszu o znamiennym tytule "Razem", gdzie nadzieja i rozpacz, radość i ból, niewiara i wiara - a więc ewidentne przeciwieństwa, dysonanse - pozostają w harmonii i dopiero we współistnieniu nabierają pełnego wymiaru sensu. Rozdzielenie albo zuboży ich wartość (mówi o tym wiersz "Nie rozdzielaj"), albo doprowadzi do dramatu (Osioł). Jan Twardowski, umieszczany przez krytyków literatury w nurcie poezji religijnej, przez tych samych krytyków uznany został za "najdziwniejszego w naszej literaturze poetę religijnego". Na takie miano zasłużył z całą pewnością za obecny w jego wierszach humor, swoisty przejaw paradoksalnego myślenia, i metaforyczne zaskoczenie, które ma obronić przed grożącym wierszom religijnym patosem. Polska liryka religijna kojarzy się na ogół z duchem męczeńskim, dolorystyczno-narodowościowym, mającym swe tradycje w romantyzmie: "Ze wszystkich znanych mi antologii polskiej poezji religijnej - powiedział w jednym z wywiadów Ksiądz - można się więcej dowiedzieć o konfederatach barskich, powstaniach, o aniele, który wrócił do Boga z pokrwawionym skrzydłem, bo w locie otarł się o Polskę, natomiast mniej jest w nich o Bogu i o przeżyciu wiary w Boga ("W drodze" 1983). I na pewno jeszcze mniej w nich humoru. Przez długie lata uważano, że nie wypada śmiać się w kościele. Autor wiersza "O uśmiechu w kościele" uważa inaczej i stara się udowodnić, że sam Pan Bóg ma poczucie humoru, które wyraża się na przykład w paradoksach: wielki a mały leży w żłobie, wszechmogący a prosi, dostrzega siłę w słabości, stworzył wiewiórkę i hipopotama, zaskrońca i zebrę. Stąd też ów terapeutyczny niemal "humor dyskretnego uśmiechu", który rodzi się z dostrzeżenia ponad warstwą powagi - komizmu, osiąganego także poprzez nieoczekiwane zestawienia z pozoru wykluczających się pojęć. Ośle z aniołami tęskniący, Zacheuszu na zielonym drzewie czwarty mędrcu coś poszedł na skróty i za późno stanąłeś w Betlejem asceto z tylną częścią nagą uśmiechu chroń przed absolutną powagą (Chroń) Humor i tragizm, sacrum i profanum zarówno w warstwie treściowej, jak i językowej stale mieszają się w tej poezji: "w piątek nie wypada udawać Ludwika XIV", "bawił dowcip o kuchni z widokiem na cmentarz", "teza i antyteza kończą się pobiciem i protezą". Praktyka kapłańska przynosi sytuacje komiczne, zapisane przez życie, a przez autora wierszy chętnie wplatane w teksty, jak choćby fragment przekręconych wiejskich "Godzinek", w których wierni gorliwie - w miejsce "i niezwyciężonego plastr miodu Samsona" - śpiewają "i niezwyciężonego plask w mordę Samsona". Wyraźnie trzeba zaznaczyć, iż ironia, jowialność, satyryczność z humorem Twardowskiego niewiele mają wspólnego. Jest on bowiem wypadkową postawy aprobaty, akceptacji dla ułomności człowieka, śmieszności i autoironii, tak znamiennej w spojrzeniu na siebie. Poza tym autor często zaznacza i inną intencję: humorem stara się złagodzić, rozładować dramat, oswoić z przemijaniem ("za młodu drży serce a na starość noga", "pani dwa razy szaleje raz kiedy kocha raz kiedy siwieje") czy wszechobecną śmiercią: Drzwi zadrżały - kto to? - śmierć weszła drobna malutka z kosą jak zapałka Zdziwienie. Oczy w słup A ona - przyszłam po kanarka (Usłyszane zapisane) Epitafia wynalezione na Cmentarzach albo pastisze tego gatunku wplecione w wiersze zyskują walory humorystyczne (Nagrobek, Przepisane, Teoretyk). "Niecodziennik" - zbiór anegdot - przynosi zaś takie zapisy: "Szanuj zdrowie, bo jak nie, to cię spotka to co mnie"; "Tu leży mąż, co dręczył mnie wciąż. A teraz, drogi mężu, odpoczniemy sobie, ja w domu, a ty w grobie"; "Jeden z dziedziców postawił nagrobek, na którym kazał wyryć napis: "Dobry z ciebie był parobak, / więc ci stawiam ten nagrobek". Zdarzyło się, że po pewnym czasie ktoś kredą dopisał: "Kiedyś stawiał mu nagrobek, / to już nie był twój parobek / ani tyś mu nie był panem. / Pocałuj go w piszczel. Amen."" Wyrazistość, dosadność, zamierzoną prostotę i zwięzłość uwypuklają kolokwializmy. Autor wyznaczył im szczególną rolę, stosuje je bowiem w odniesieniu do spraw zarówno egzystencjalnych, jak i eschatologicznych. Z tymi ostatnimi zwłaszcza chce także w ten sposób oswoić lękliwego człowieka. Słownictwo potoczne wydobywa humor, ale i wytwarza dystans w stosunku do ludzkich uczuć. Niedoskonałej - z różnych względów - ludzkiej miłości nadane są na przykład takie określenia: półidiotka, ślamazara, wariatka, egoistka ("Nie sądź miłości [...] / uszanuj półidiotkę dokładnie od rzeczy / taką która umarła i jeszcze się leczy"; "Miłość niecierpliwa / [...] ślamazara / skończyć się nie może"; "jest miłość wariatka egoistka gapa"). Zwroty potoczne kontrastują świadomie z metafizyczną refleksją: "od biednej rozpaczy święci uciekają jak od jasnej cholery"; "broniłem tak gorliwie Boga że trzepnąłem w mordę człowieka"; "święci [...] / [...] nie przypuszczają żeby z jednej strony było wszystko a z drugiej guzik z pętelką"; "i nie mamy zielonego pojęcia / umierając po raz pierwszy". Połączenie takie daje zamierzony efekt zaskoczenia oraz komizmu. Ale wszelkie stylistyczne ornamenty nie są u Twardowskiego efektownymi, wymyślnymi ozdobnikami, tylko nieodłączną częścią poetyckiej refleksji. Krytycy literatury czasem zaliczają współczesnego poetę do grona spadkobierców marinizmu, a w Janie Andrzeju Morsztynie i Danielu Naborowskim widzą jego siedemnastowiecznych poprzedników. Inspiracji należy poszukać także głębiej, u świętych doby baroku. Teresa z Avila, Jan od Krzyża nie bali się spontaniczności przeżywania, Teresa - radości, Jan - cierpienia. Uniesieniom mistycznym poświęcili niejedną kartę swych dzienników. Postawmy obok nich późniejszą wielką mistyczkę Karmelu - świętą Teresę z Lisieux, szukającą uświęcenia w cierpieniu i najbardziej szarej codzienności. Księdzu Twardowskiemu bliska jest ich postawa, chce bowiem wypowiedzieć tyle, ile wypowiedzieć można, niemal wszystko, nie bojąc się otwartości w wyrażaniu uczuć. W pisaniu o miłości, cierpieniu, wierze szuka prawdy, a nie piękna. Szuka i dziwi się. Prawdziwa wiara nie boi się zdziwienia. Prawdziwa wiara nie boi się otwartości, spontaniczności. Także w modlitewnym wyrażaniu uczuć stworzenia do Stwórcy. Dyskretnie ukryta wśród innych wierszy liryka modlitewna bardzo bliska jest poezji metafizycznej mistrzów Karmelu. Wynika bowiem z przekonania, iż modlitwa jest osobistym spotkaniem każdego człowieka z Bogiem. Może ona być dialogiem, zasłuchaniem, uwielbieniem. Może być także zauroczeniem pięknem obecności Boga. Bóg daje się poznać w milczeniu, które prowadzi do wewnętrznego poznania siebie i oderwania się od wszystkiego, co Bogiem nie jest. Liryka księdza Twardowskiego nakreśla drogę do Boga. Na pewno nie najłatwiejszą. Wpisane jest w nią biblijne wezwanie: "Bądźcie świętymi, ponieważ Ja jestem święty!" (Kpt 11, 44). Poprzez bardzo konkretne, zindywidualizowane widzenie świata i ludzi autor "Znaków ufności" pokazuje, że Pan Bóg wzywa każdego, by Go poznał i pokochał; każdemu wyznaczył jego własną, niepowtarzalną drogę; każdemu dał tyle miłości, by mógł nią iść. A jeśli jest to droga przez ogień doświadczeń, jeśli jest to miłość naznaczona bólem? Jej dar jest tym cenniejszy. "Twej miłości zranionej Bóg łaknie jak chleba" - czytamy w jednym z wierszy, i zaraz potem: "Nieszczęście nie-nieszczęście kiedy szczęścia nie ma". To, co wydawało się klęską, trudem, może stać się ratunkiem ("spadają z obłoków małe wielkie nieszczęścia potrzebne do szczęścia"); Bóg nigdy nie zostawia człowieka bez innego rozwiązania ("kiedy Bóg drzwi zamyka to otwiera okno"). Byle tylko wytrwać w wierze - zachęca stale ksiądz Twardowski - nie ustawać w modlitwie, by ból doświadczenia przemienił się w dobro, które wyda owoce i zakwitnie pełnią łaski radości z wiarą przekazywanej innym. Radość wiary, moc miłości ukaże się wtedy, kiedy człowiek w swoim zranionym sercu przebaczy Bogu, że go doświadcza. Więcej jeszcze: przebaczy i podziękuje za cierpienie. Wtedy wszystko to, co było cierpieniem - stanie się drogą ku świętości ("wszystko stało się drogą / co było cierpieniem"). Autor wierszy, choć tak otwarcie dzieli się swoją postawą, nie narzuca jej nikomu, jednak można powiedzieć, że nie pouczając - uczy, nie nawracając - nawraca. Na drodze poszukiwań nie opuszcza małego, wątpiącego i pukającego człowieka, ale go podprowadza, pyta i dziwi się razem z nim. Prowadzony człowiek idzie chętnie, jak za dobrym przewodnikiem, gdyż wyczuwa jego wielką dlań życzliwość i zrozumienie. Ksiądz Jan Twardowski stał się dla niejednego duchowym przewodnikiem po Bożych tajemnicach, także po tej największej, zawartej w pytaniu: czym jest miłość? Miłość jest dowodem na istnienie Stwórcy. Była przed naszym urodzeniem. "Z miłością jest tak, jakby padał drobniutki deszcz. Idziesz w tym deszczu i nie wiesz, że pada, ale czujesz nagle, że serce ci przemokło aż do głębi. Bóg daje czasem radość miłości w naszym sercu" - powiedział w jednej z homilii ksiądz Twardowski. Człowiek zna jej naturę, wie, że kryje w sobie całe bogactwo innych uczuć: radość, szczęście, spokój, a obok nich cierpienie, smutek, nawet rozpacz. Czytelnik tych wierszy bardzo szybko odnajdzie słowa mówiące o tym, że miłość jest stałą walką z egoizmem, wyjściem poza siebie, zapomnieniem o sobie ("zapomnij że jesteś gdy mówisz że kochasz"), nauką, jak kochać nie dla samego siebie ("kochać - to nie znaczy iść w swą własną drogę"), jest mimo wszystko i ponad wszystko - nawet ponad brak wdzięczności, niezrozumienie, odrzucenie - ciągłym pragnieniem oddania samego siebie innym, a przede wszystkim Bogu: być niczym by Pan Bóg mógł działać wszystko jest wtedy kiedy nic dla siebie (*** /Jaka to radość.../) Czytający wiersze Księdza zrozumie przy tym, że miłość jest pracą, i to ciężką pracą", bo "kochać - to nie tylko dawać, ale i przyjmować", przyjmować z miłością także to, co bywa trudne do zniesienia: ból, cierpienie, smutek, niemiłego człowieka. Kiedy czekamy, tęsknimy, kochamy - ludzka miłość może nas czasem zawieść, a "serce odstraszy kochać". Jednak tęsknota, potrzeba miłości towarzyszy nam przez całe życie. W tęsknotę i w miłość wpisana jest samotność. Doświadczenia te - będące zawsze próbą wiary - pozwalają odkryć wartość "miłości za Bóg zapłać", bo wcale nie trzeba czekać, aż odpłaci nam człowiek. Płaci Bóg i On potrafi dawać to, czego ludzie dać nie są w stanie. "|Oko za oko, ząb za ząb - można się z tym sprzeczać - w innej homilii stwierdził ksiądz Twardowski - ale: serce za serce, tego już nikt nie zmieni. Za serce jest drugie serce." "Miłość za Bóg zapłać" nie oczekuje ludzkiej wzajemności - oddaje wszystko i liczy na Pana Boga. On widzi i wynagradza to, czego ludzie nie potrafią wynagrodzić. Ludzkie nadzieje i tęsknoty, sens życia i pracy Ksiądz ujmuje krótko: można trudzić się za Bóg zapłać, cierpieć za Bóg zapłać i można kochać za Bóg zapłać. Wiersze oddają i inną prawdę: zakochany w człowieku Bóg dał mu w miłości do Niego wszystkie uczucia, jakie znamy w miłości do człowieka: tęsknotę, opuszczenie, rozpacz osamotnienia, radość z obecności, ale człowiek sam, w imię wolnej woli, zdobywa się na miłość. Przez całe więc życie pragnie kochać, odczuwa tęsknotę za czymś wielkim, czystym, pięknym. Stale szuka Boga, niespokojne serce spocznie dopiero w Panu. Ludzie tak do końca sobie nie wystarczają. Zawsze w ich uczuciach jest luka i ona właśnie jest miejscem dla Pana Boga, który stale prosi o miłość, prosi, by wybrać Jego drogę, a nie samego siebie. W tym leży potęga uczucia, które jest tak wielkie, że sam Bóg o nie prosi i stale pyta, jak Piotra: "Czy kochasz Mnie?" (J 21, 17). Ksiądz Twardowski podejmuje w wierszach owo ewangeliczne pytanie i mobilizuje czytelnika do odpowiedzi, do nazwania swojego stosunku do Boga. Pokazuje przy tym dynamikę tego uczucia: "Miłość ludzka nigdy nie jest gotowa, zawsze tworzy się na nowo, rozwija się, pogłębia. Człowiek kochający musi stale walczyć o miłość. Podobnie dzieje się z wiarą w Boga" ("Poezja" 1973). Przez tytuł "Miłość miłości szuka" autor pragnie zwrócić uwagę na kilka relacji, zawartych w tych słowach, pochodzących z wiersza *** (Miłość przychodzi odchodzi...). Człowiek szuka człowieka, człowiek szuka Boga, ale zawarty jest tu i trzeci sens, najważniejszy: Bóg, Miłość, szuka człowieka, by ten odpowiedział Mu na ewangeliczne pytanie postawione niegdyś Piotrowi, bo człowiek Bogu jest potrzebny. O wierszach księdza Twardowskiego ktoś powiedział, że są charyzmatyczne. Kto inny dodał: mają Bożą energię, są inne od innych, sam ich autor pragnie zaś, by torowały drogę łasce. Kiedy niezapomniany aktor Andrzej Szczepkowski spotkał się - jak się później okazało - po raz ostatni w swym życiu z publicznością (było to w Sopocie, w sierpniu 1996 roku, w czasie jednego z Wakacyjnych Wieczorów Muzyki i Poezji Religijnej w kościele Świętego Andrzeja Boboli) i miał okazję podzielić się własną interpretacją wierszy Księdza, powiedział: "Było to coś więcej niż ludzki przekaz." Istotnie. To "coś więcej", płynące z tekstów, a także ze sposobu ich odtworzenia, udzieliło się wszystkim słuchaczom. Czyż nie dzieje się tak, że po lekturze czy wysłuchaniu wierszy ich odbiorca staje się lepszy? Wchłania dobro i nadzieję, zaraża się optymizmem i zaczyna - za księdzem Twardowskim - przekazywać innym głęboką mądrość życiową: wszystko, co przyjęte z ręki Boga, staje się miłością i ocala. Aleksandra Iwanowska Nota edytorska Pierwsza tak obszerna edycja wierszy księdza Jana Twardowskiego zbiera utwory dla dorosłych i dla dzieci powstałe w latach 1937-1998. Wszystkie wiersze publikuje się według redakcji przyjętej w najnowszych tomach źródłowych, z uwzględnieniem poprawek autorskich wprowadzonych przy pracy nad niniejszym tomem (polegających także na przywróceniu pierwotnej wersji rękopisu bądź wersji przyjętej w jednym z wcześniejszych tomów). Poprawione zostały również błędy korektorskie, zaistniałe we wcześniejszych tomach - np. w wierszach: Kiedy (Kiedy deszcz przyjdzie porozmawiać z ziemią...), *** (Miłość przychodzi odchodzi...), Na Drodze Krzyżowej, Ostrobramska (To nie to...), Tak mało, Zaczekaj. Tym samym edycja niniejsza staje się jedynie obowiązującą podstawą źródłową dla dalszej recepcji wierszy autora. Pod każdym wierszem widnieje rok pierwodruku. Umieszczone pod wierszem dwie daty oznaczają kolejno: pierwsza - rok pierwodruku tekstu w pierwszej redakcji, druga - rok druku ostatecznej redakcji tekstu. W nielicznych wypadkach, obok dat pierwodruku i ewentualnej najnowszej redakcji, w nawiasach kwadratowych podaje się - ze względu na szczególny kontekst historyczny - lata powstania wierszy. Alfabetyczny spis tytułów i incipitów uwzględnia wszystkie wcześniejsze tytuły, jakie czytelnik może znaleźć w czasopismach, gdzie zamieszczane były pierwodruki, a także we wcześniejszych tomach autora. Pierwotne tytuły i incipity - wyróżnione kursywą - odsyłają do ostatecznej wersji. W zbiorze zamieszcza się wiersze, które nigdy dotąd nie znalazły się w tomach autora i publikowane były jedynie w czasopismach, antologiach poezji polskiej, kalendarzach: "A jednak", "* * *" (Bywało w łąki nas zabiorą...), "Czas", :Do chorego w szpitalu" "Do sentymentalnego młodzieńca", "Jasnota biała", "Łza w kolejce", "Melisa", "Na cały głos", "Nie lekceważ", "Oda do głośnika, który zniekształca kazania", "O Nieuchronny!", "O wspomnieniach szkolnego mundurka", "Po drugiej stronie obrazka", "Preludium deszczowe", "Prośba o utratę pamięci", Rumianek", "Ruta", "Serdecznik" "Wiersz banalny", "Wiersz dydaktyczny", "Wobec bólu", "Wspomnienia". Następujące wiersze nie były dotąd nigdzie publikowane: "Na okrągło", "Nie zauważy" "Ochroniarz" "O uczynkach miłosiernych wobec ludzi szczęśliwych", * * * (Smutek niewiary...), * * * (We mszy świętej przed ołtarzem przyklęknąć...), "Więcej" (Przyszła samotność...). Pragnę w tym miejscu skierować słowa serdecznego podziękowania Panu Redaktorowi Bożysławowi Walczakowi, inicjatorowi niniejszej edycji, za ideę uczczenia w ten sposób stulecia Drukarni i Księgarni Świętego Wojciecha w Poznaniu. Aleksandra Iwanowska Kalendarium 1915 - 1 czerwca w Warszawie, w rodzinie Jana, radcy Ministerstwa Komunikacji, i Anieli z Konderskich, przychodzi na świat Jan Twardowski. 1933-1935 - współredaktor międzyszkolnego pisma młodzieży gimnazjalnej "Kuźnia Młodych"; redaktor działu literackiego; tu debiut poetycki i prozatorski. 1936 - matura w gimnazjum matematyczno-przyrodniczym im. Tadeusza Czackiego w Warszawie. 1937 - początek studiów polonistycznych w Uniwersytecie Warszawskim im. Józefa Piłsudskiego; pierwszy tomik wierszy - "Powrót Andersena" (Warszawa: F. Hoesick). 1943 - podjęcie nauki na pierwszym tajnym kursie Seminarium Duchownego w Warszawie. 1944 - udział w Powstaniu Warszawskim w szeregach AK. 1946-1952; 1957 do chwili obecnej - coroczny druk w "Tygodniku Powszechnym" nowych wierszy (sporadycznie w innych czasopismach, m.in. "Akcent", "Kultura", "List", "Literatura", "Nowe Książki", "Pismo", "Poezja", "Polonistyka", "Przegląd Katolicki", "Przewodnik Katolicki", "Rzeczpospolita", "Twórczość", "W drodze", "Więź", "Za i przeciw"). 1947 - zakończenie przerwanych wojną studiów polonistycznych pracą magisterską "Godzina myśli" Juliusza Słowackiego, pisaną pod kierunkiem prof. Wacława Borowego. 1948 - ukończenie Seminarium Duchownego i 4 lipca przyjęcie święceń kapłańskich. 1948-1952 -wikary w Żbikowie koło Proszkowa; prefekt w tamtejszej Państwowej Szkole Specjalnej. 1953-1959 - wikary w Warszawie, kolejno w kościołach: Św. Stanisława Kostki na Żoliborzu; Matki Boskiej Nieustającej Pomocy na Saskiej Kępie; Wszystkich Świętych przy pl. Grzybowskim; prefekt w liceum Adolfa Sowińskiego na Woli; w szkole specjalnej w Pruszkowie. 1959 - od 1 sierpnia tego roku do chwili obecnej - rektor kościoła Sióstr Wizytek w Warszawie. 1959 - tom Wiersze (Poznań: Pallottinum), wydany staraniem Jerzego Zawieyskiego. 1970 - "Znaki ufności" (Kraków: Znak; wyd. 2: 1971; wyd. 3: 1995); od tego roku ukazują się tłumaczenia wierszy m.in. na albański, angielski, białoruski, czeski, fiński, flamandzki, francuski, hebrajski, niemiecki, rosyjski, słowacki, szwedzki, ukraiński, węgierski, włoski. 1973 - proza dla dzieci "Zeszyt w kratkę. Rozmowy z dziećmi i nie tylko z dziećmi" (Kraków: Znak; wyd. 2 poszerz.: 1978); "Ich bitte um Prosa. Langzeilen" [przekł. tomu "Znaki ufności"]. Tłum. A. Loepfe (Einsiedeln: Johannes Verlag). 1978 - Nagroda im. Brata Alberta za wybitne osiągnięcia w dziedzinie sztuki sakralnej, przyznana przez Chrześcijańskie Stowarzyszenie Społeczne i Ars Christiana. 1979 - Poezje wybrane (Warszawa: Ludowa Spółdzielnia Wydawnicza) w serii Biblioteka Poetów. 1980 - Niebieskie okulary (Kraków: Znak; wyd. 2: 1996); Lang weilig ist es in der Kirche nie... Geschichten zur Erstkommunion [Zeszyt w kratkę]. Tłum: T. Mechtenberg (Leipzig: St. Benno-Verlag; wyd. 2: 1981); Fröhlich auf Weg zu Gott. Geschichten nicht nur fur Kinder. Tłum. T. Mechtenberg (Graz, Wien, Köln: Styria-Verlag); Nagroda Literacka Polskiego PEN-Clubu im. Roberta Gravesa za tom "Poezje wybrane"; Medal im. Janusza Korczaka, przyznawany przez Międzynarodowe Stowarzyszenie im. J. Korczaka i Polski Komitet Korczakowski. 1981 - Geheimnis des Lächeins [wybór wierszy]. Tłum. K. Wolff (Leipzig: St. Benno Verlag). 1982 - Rachunek dla dorosłego (Warszawa: Ludowa Spółdzielnia Wydawnicza; wyd. 2: 1998); Geheimnis des Lachelns [wybór wierszy]. Tłum. K. Wolff (Grat, Wien, Köln: Styria-Verlag). 1983 - Który stwarzasz jagody. Wybór wierszy. Oprac. A. Kaliszewski (Kraków: Wydawnictwo Literackie); Nagroda Literacka im. Mikołaja Sępa Szarzyńskiego za tom "Rachunek dla dorosłego", przyznana przez miesięcznik "W drodze" i Krąg Literacki "Wiązania" przy Dominikańskim Ośrodku Duszpasterstwa Akademickiego w Gdańsku. 1984 - Nagroda Funduszu Literatury za tom "Który stwarzasz jagody", przyznana przez Ministerstwo Kultury i Sztuki (nie przyjęta). 1985 - Rwane prosto z krzaka (Warszawa: "Wiedza" Biblioteka Literacka. Uniwersytet Warszawski; maszynopis powielony); Nagroda Fundacji Alfreda Jurzykowskiego, New York. 1986 - Nie przyszedłem pana nawracać. Wiersze 1937-1985. Oprac. J. Giebułtowicz (Warszawa: Wydawnictwo Archidiecezji Warszawskiej [WAW]); Na osiołku (Lublin: KUL); proza dla dzieci Nowy zeszyt w kratkę (Poznań: Pallottinum); komentarze ewangeliczne "Zapisane w brulionie" [Rok B]. 1987 - proza dla dzieci "Patyki i patyczki" (Warszawa: WAW; wyd.10: 1998); "Na osiołku" (Kraków: Literacka Oficynka Sitowa; technika powielaczowa). 1988 - Który stwarzasz jagody. Wiersze wybrane. Oprac. A. Kaliszewski, wyd. 2 poszerz. (Kraków: Wydawnictwo Literackie; wyd. 3: 1990); Polska litania (Kraków: Znak); komentarze ewangeliczne "Zapisane w brulionie". Rok C (Warszawa: WAW); dwie kasety magnetofonowe: Utwory wybrane w wykonaniu autora. Poezja i proza. Edycja Paulińska (Rzym); Nagroda prywatna im. Anny Świerszczyńskiej za tom "Który stwarzasz jagody" wyd. 2. 1989 - Wiaro malutka. Wybór wierszy i wiersze najnowsze. Oprac. J. Baran (Kraków: Miniatura); Sumienie ruszyło (Warszawa: WAW); komentarze ewangeliczne "Zapisane w brulionie". Rok A (Warszawa: WAW); "Nie przyszedłem pana nawracać" Wiersze 1945-1985 (Warszawa: WAW; wyd. 11 zm.: 1998); Nagroda Prezesa Rady Ministrów za twórczość dla dzieci i młodzieży (nie przyjęta). 1990 - Sumienie ruszyło i nowe wiersze (Warszawa: WAW; wyd. 5: 1995); "Stukam do nieba" [wybór wierszy-modlitw] (Warszawa: Dom Księgarski i Wydawniczy Fundacji Polonia); "Tak ludzka" [wybór wierszy maryjnych]. Oprac. A. Iwanowska. Posłowie J. Kotarska (Poznań: Księgarnia Św. Wojciecha oraz Poznań: Wydawnictwo literackie Parnas). 1991 - Nie bój się kochać. Oprac. B. Arsoba (Szczecin: Książnica Szczecińska; wyd. 2 zm.: 1997); zbiór anegdot "Niecodziennik" (Kraków: Maszachaba); "Uśmiech Pana Boga". Wiersze księdza Jana Twardowskiego ilustrowane przez dzieci Podhala (Warszawa: Nasza Księgarnia); komentarze ewangeliczne "Wszędy pełno Ciebie..." Oprac. A. Iwanowska (Warszawa: WAW; wyd. 5: 1997, [rzut 2] 1998). 1992 - Nie martw się. Oprac. B. Arsoba (Szczecin: Książnica Szczecińska). 1993 - Wiersze. Oprac. W Smaszcz (Białystok: Łuk; wyd. 5: 1996); w styczniu Jury Warszawskiej Premiery Literackiej ogłosiło ten tom "Książką miesiąca"; "Słowik skowronek" Mini-antologia ornitologiczna (Toruń: Wojewódzka Biblioteka Publiczna i Książnica Miejska im. M. Kopernika); "Wielkie i małe" (Poznań: Parnas); "Krzyżyk na drogę". Zdjęcia E Cieśla (Kraków: Znak); "Tyle jeszcze nadziei". Oprac. W Smaszcz (Białystok: Łuk); proza dla dzieci "Kasztan dla milionera" (Szczecin: Barbara); "99 wierszy..." (Warszawa: S.L) - wydanie pirackie. Nagroda im. Juliusza Słowackiego za wiersze trafiające do czytelników wszystkich pokoleń, przyznana przez Związek Literatów Polskich. 1994 - Trzeba iść dalej, czyli spacer biedronki. Wiersze wszystkie 1981-1993: Oprac. A. Iwanowska (Warszawa: WAW; wyd. 4 popr.: 1998); "Śpieszmy się kochać ludzi". Wybór, posłowie Cz: M. Szczepaniak (Sejny: Dziecięca Oficyna Wydawnicza); Srdce vytiahnute z pekla: Tłum. V Kovalćik (Bratislava: Slovensky spisovatel'); "Wiersze wybrane" (Warszawa: WSiP; wyd. 2: 1995); "Miłość za Bóg zapłać". Wybór Autor, A. Iwanowska. Wstęp A. Iwanowska (Warszawa: Anagram; Veda; wyd. 3 rozsz.: 1997); "Litania polska". Zdjęcia E. Cieśla (Kraków: Znak); "Kalendarz ziołowy" OO. Bonifratrów 1994, Warszawa: Kuria Prowincjonalna Ojców Bonifratrów; Nagroda Literacka im. Włodzimierza Pietrzaka za poezję, przyznana przez Stowarzyszenie "Civitas Christiana". 1995 - Miłość zdjęta z krzyża. Wybór; oprac., wstęp A. Iwanowska (Poznań: Parnas); Hoe ver ben je weggegaan? Przedm. A. van Wilderode [Tłum. na flamandzki] (Wyd. Averbode); "Sześć pór roku". Zdjęcia E Cieśla (Kraków: Znak); wybory aforyzmów: "Pewność niepewności czyli paradoksy, aforyzmy, pytania, złote myśli etc". z wierszy i prozy. Wybór A. Iwanowska. Posłowie K. Orzechowski (Warszawa: WAW; wyd. 3 popr.: 1998); "Zapomnij że jesteś gdy mówisz że kochasz". Wybór, wstęp A. Iwanowska (Warszawa: VEDA; wyd. 2: 1997); "Blisko Jezusa". Wybór W. Smaszcz (Warszawa: PAX; wyd. 2: 1996; wyd. 3 rozsz.: 1998); "Niecodziennik wtóry" (Kraków: Znak); "Noc Szczęśliwego Rozwiązania". Wybór, oprac., wstęp A. Iwanowska (Poznań: Parnas); kalendarium z sentencjami "Dzień po dniu". Wybór, oprac., zdjęcia A. Iwanowska (Warszawa: Elipsa); Homilie na niedziele i święta. Oprac. A. Iwanowska, Rok A. Cz. I Adwent i Boże Narodzenie "Miesięcznik Archidiecezji Gdańskiej" [MAG] nr 10-12. Nagrody: im. Franciszka Karpińskiego; Fundacji im. Władysława i Nelli Turzańskich w dziedzinie kultury za lata 1993-1994 (Toronto). 1996 - Przed kapłaństwem klękam... Wybór W Wojdecki, A. Iwanowska. Posłowie A. Iwanowska (Warszawa: Wydawnictwo Lumen; Wydawnictwo Sióstr Loretanek; wyd. 2: 1997); "Kazanie gorętsze". [Wybór B. Drozdowski], (Warszawa: Interart; seria: Biblioteka Poezji; wyd. 3: 1997); "Milczysz ze mną". Wybór i oprac: A. Iwanowska. Posłowie J. Kotarska (Poznań: Parnas); "Trochę plotek o świętych". Wybór i oprac. J. Kurella. Ilustr. podhalańskie malarstwo na szkle. (Warszawa: Czytelnik; wyd. 2: 1997); "Znów najpiękniejszy w Polsce jest lipiec nad wodą". Wiersze i prozę wybrał i ułożył J. Skwara (Katowice: Wydawnictwo Unia; seria: Biblioteka Polska); "Spóźnione kukanie". Zdjęcia A. Iwanowska (Kraków: Znak); "Rwane prosto z krzaka" (Warszawa: PIW; seria: Kolekcja Poezji Polskiej XX Wieku; dodruk: 1997; wyd. 2: 1998); J. Twardowski, W. Wojdecki, "Na plebanii w Lesznie" (Warszawa: WAW; Wydawnictwo Lumen); J. Twardowski, W. Wojdecki, "Trzy wiersze i trzy krótkie opowieści" (Leszno koło Błonia: Lumen); Wenn du betest atmet Gott in dir. Religiöse Lyrik mit biblischer Lesehilfe. Tum. R. Bohren (Zollikon: G2W Verlag); Homilie na niedziele i święta. Oprac. A. Iwanowska, Rok A. Cz. II: Wielki Post i Wielkanoc, MAG nr 1-3; Cz. III Okres zwykły od II do XII niedzieli zwykłej, MAG, nr 4-6; Cz. IV Okres zwykły: od XXIII do XXXV niedzieli zwyklej, MAG nr 7-9; Homilie na niedziele i święta. Rok B. Cz. I Adwent i Boże Narodzenie, MAG nr 10-12. Nagrody: Literacka im. Władysława Reymonta za twórczość całego życia, przyznana przez Związek Rzemiosła Polskiego; im. ks. Janusza St. Pasierba, przyznana przez Klub Inteligencji Katolickiej w Grudziądzu; Order Uśmiechu. 1997 - Najnowszy zeszyt w kratkę. Przygotowała do druku A. Iwanowska (Kraków: Znak); "Krzyżu Chrystusa, bądźże pochwalony". "Spotkania na Drodze Krzyżowej". Wybór, opracowanie, wstęp A. Iwanowska. Zdjęcia A. Iwanowska, ks. S. Jankowski (Poznań: Księgarnia Świętego Wojciecha); kaseta magnetofonowa "Spotkania na Drodze Krzyżowej. Misterium". Czytają: O. Łukaszewicz, A. Ferenc, W. Wysocki, E. Bryll, J. Ziółkowski, F. Wojciechowski. (Poznań: Księgarnia Świętego Wojciecha); "Po wszystkie dni" [wiersze i proza o tematyce eucharystycznej]: Wybór, oprac., posłowie A. Iwanowska (Poznań: Parnas), książka ta wydana zostaje również alfabetem Braille'a (Laski); "Biedroneczko leć do nieba". Wybór Autor, A. Iwanowska. Wstęp H. Zaworska (Kraków: Wydawnictwo Literackie; seria: Lekcja Literatury); "Spacer po Biblii". Wybór, oprac., zdjęcia A. Iwanowska (Warszawa: Oficyna Wydawniczo-Poligraficzna Adam); "Dom pod Dobrą Nowiną". Wybór, wstęp W Smaszcz. Zdjęcia W. Wyrzykowski, U. Zawadzka-Wyrzykowska (Białystok: Łuk); "Jak tęcza co sobą nie zajmuje miejsca". Wybór wierszy. Wybór, oprac., wstęp, kalendarium A. Iwanowska (Warszawa: PIW; seria: Biblioteka Poetów); Homilie na niedziele i święta. Oprac. A. Iwanowska, Rok B. Cz. II Wielki Post i Wielkanoc, MAG nr 1-3; Cz. III Okres zwykły od II do XXII niedzieli zwykłej, MAG nr 4-6; Cz. IV Okres zwykły: od XXIII do XXXIV niedzieli zwykłej, MAG nr 7-9; Homilie na niedziele i święta. Rok C. Cz. I Adwent i Boże Narodzenie, MAG nr 10-12. Nagroda Ministra Kultury i Sztuki za twórczość literacką. 1998 - Bóg prosi o miłość. Gott fleht um Liebe. Wybór i oprac. A. Iwanowska. Posłowie Autora. Przekład K. Dedecius, K. Wolff i in. (Kraków: Wydawnictwo Literackie; Seria Dwujęzyczna); "Dwa osiołki". Wybór i oprac. W. Smaszcz. Zdjęcia W. Wyrzykowski, U. Zawadzka Wyrzykowska (Warszawa: PAX); "Koty świętej Gertrudy". Wybór i oprac. J. Płaza. Zdjęcia A.T. Godlewska, Warszawa: LTW; "Najmłodsi poeci i malarze" [nagrodzone w konkursie "Płomyczka" wiersze i rysunki dzieci, powstałe z inspiracji twórczością ks. J. Twardowskiego; w tomie także proza i wiersze ks. J. Twardowskiego]. Oprac. A. Iwanowska (Warszawa: WAW); proza i wiersze dla dzieci: "Kubek z jednym uchem". Wybór i oprac. A. Iwanowska. Ilustracje wykonane przez dzieci pod kierunkiem sopockiego pedagoga J. Golca (Warszawa: WAW); jako seria Bliskie-Ważne-Najważniejsze tomiki wierszy: Bóg Cierpienie, Milczenie, Miłość, Modlitwa, Nadzieja, Nawrócenie, Pejzaż polski, Pokora, Prośba, Przemijanie, Pytania, Radość, Samotność, Smutek nie-smutek, Spotkania, Tęsknota, Wdzięczność, Wiara, Życie. Wybór tekstów A. Iwanowska. Zdjęcia ks. T. Bach, A. Iwanowska (Poznań: Parnas); Homilie na niedziele i święta. Oprac. A. Iwanowska, Rok C. Cz. II: Wielki Post i Wielkanoc, MAG nr 1-3; Cz. III Okres zwykły od II do XXII niedzieli zwykłej, MAG nr 4-6; Cz IV Okres zwykły: od XXIII do XXXIV niedzieli zwykłej, MAG nr 7-9; Kalendarz 1999. Wybór wierszy A. Iwanowska. Zdjęcia ks. T. Bach, A. Iwanowska (Warszawa: PIW); "Niebo w dobrym humorze". Redakcja i zdjęcia A. Iwanowska (Warszawa: PIW). Aleksandra Iwanowska