tytuł: "Liryki najpiękniejsze" tekst wklepał: happy@idn.org.pl wybór - Aleksander Madyda - opracowanie graficzne serii - Iwona Chmielewska - Toruń 1999 - redaktor - Jerzy Kapica - korekta - Iwona Kapica skład - "ArGos" Mariusz Tuszyński - ISBN 83-88033-21-2 - wydanie pierwsze * * * Wiatr w zaułku Rozkurzawił się, rozszalał, piaskiem o bruk chlasnął, trzasnął, w szyby domów bębnął, chlasnął '' i pyłem ulice zalał. Rozkręcił się, rozpiekielnił, jak bies czarny poszedł w tany, jak szalony, jak pijany,. ! walił w ściany, pluł na ściany, gwizdnął, pisnął, stuknął, wrzasnął, rozhulał się, rozweselił... , Potem w norę wpadł zziajany i przycupnął gdzieś, i zasnął... 1923 * * * Óakomstwo Chłodne słoje o barwie zielonych konfitur, wieczorem czarnej morwy hypnotyczna słodycz. I miód, kiedy nie patrzą. Zakazane gody. I wargi niespokojne od zmierzchu do świtu. 1926 * * * Koncert Domy tu są ogromne i ogromne są bramy ogrodów. Piesek z zieloną wstążką mosiężnym dzwoneczkiem dzwoni. W mantyllach w kształcie mandolin spacerują senni masoni, a potem idą powolnie do słodkiego kina „Holandia". Pejzaż jak talia kart rzucony. Parki okalają motyle, a w parkach pensjonarki nad źródłami dłonie pochylają. Okaryny w studniach utoną, gdy w zaroślach cytry zagrają. -Patrz: oto księżyc wzeszedł, który karty sfałszuje za chwilę. Potem chłopcy o smukłych goleniach poczną dzwonić na szklanych cymbałkach i wszystkie gwiazdy na niebie zakręcą się jak welodrom... A potem wieczór przybędzie - chłodny kobiet błagalnym biodrom, i ogrody w niebo popłyną, gdy orkiestra żałobna załka. 1926 * * * Szekspir i chryzantemy Kiedy nocą odpływał okręt do Arabii, od fajerwerków huczną, a od bólu niemą, długo jeszcze z pokładu twoje oko wabił lunatyczny kochanek z białą chryzantemą. Nie wierz temu kwiatowi: kochanek cię zdradza, „prądem rzek obojętnych niesion w ujścia stronę" - choć zielone twe oczy i usta czerwone, jak nad tobą jest jego, nad nim inna władza. Morze to teatr z wody i na tym teatrze pójdzie grać swoją sztukę pośród trąb Szekspira - ty jesteś taka mała, ty jesteś jak lira - jego śladów na piasku żaden wichr nie zatrze. Nie wierz mu: on jest wściekłym kochankiem Rimbaudów, tyś jest sercem zgubionym na plaży pochyłej; jego oczy są straszne, twoje - tylko miłe - on to posąg i duma, i klęska narodów. Nie płacz, przestań, bo przyjdą jeszcze cięższe noce - wszak miłość jest cierpieniem, nie fraszką jałową. Dosyć, kiedy, smakując zamorskie owoce, usta sobie przypomni, soczystsze nad owoc. 1926 * * * Jesień Jabłka świecą na drzewach jak węgle w popiele, wiatrak pęka ze śmiechu i powietrze miele. Jak na fryzie klasycznym dziewczyny dostojne z różowymi żądzami mężną wiodą wojnę. Już kasztan się osypał i ochłodły ranki; o, młody przyjacielu, poszukaj kochanki z małym domkiem, ogródkiem, sennym fortepianem, która by włosy twoje czesała nad ranem, z którą byś po śniadaniu czytał Mickiewicza - .niech będzie silna w ręku, a piękna z oblicza, jak jesień zamyślona, jak jesień śmiertelna i jako jabłka owe cierpka i weselna. 1926 * * * Srebrne i złote Gdy rzeźbisz kapliczkę złotą, dorób i srebrne drzwiczki. Mistrz Benwenuto z ochotą wyrabiał złote słowiczki, Rzeźbił kapliczki, słowiczki mistrz Benwenuto z ochotą: słowiczki kląskały złoto, a srebrnie dzwoniły drzwiczki. Mistrz Benvenuto także wytapiał złote żabki, żabki o srebrnych oczkach, co miały złote łapki. I cały świat w ogóle wyrzeźbiał mistrz nad mistrze: Ziemię jak złotą kulę, wyżej gwiazdy srebrzystsze. Gdy śmierć Benvenuta zabrała, śmierć pod srebrną poduszką - cała rodzina płakała, bo miał złote serduszko; bo miał serduszko złote, srebrne i złote metale, miał srebrzystą tęsknotę, złoty i srebrny talent. 1928 * * * Ulica szarlatanów Szarlatanów nikt nie kocha. Zawsze sami. Dla nich gwiazdy świecą w górze i na dole. W tajnych szynkach piją dziwne alkohole. I wieczory przerażają bluźnierstwami. Wymyślili swe tablice szmaragdowe. Krwią dziewicy wypisali charaktery. Strachy w liczbach: 18, 3 i 4. Przeklinamy Jezu-Chrysta i Jehowę. Szarlatani piszą księgi o papieżach. Zawsze w nocy mówią źle o Watykanie. Zawsze w nocy słychać szklane, szklane łkanie: płaczą gwiazdy zaplątane w szkła na wieżach. Kiedy miesiąc umęczony wschodzi na nów, alkohole z przerażenia drżą słodyczą. Nie pomogą alkohole: W nocy krzyczą łzy fałszywe szmaragdowych szarlatanów. Bardzo cicho i boleśnie jest nad ranem. Dzwonią dzwony, świt pochyla się w pokorze. Odpuść grzechy szarlatanom, Panie Boże, wszak Ty jesteś takim samym szarlatanem. 1928 * * * Modlitwa ślepego lunatyka Który kwiatom woń dajesz, uśmiechy owocom, dniom jasność, zasię ciemność przeraźliwą nocom - oddaj mi oczy moje, oczy zamyślone, wiecznie w księżyc patrzące i wiecznie zielone. 1928 * * * Admirał Przestań pisać te wiersze! - syczała kochanka w ucho, i tylko księżyc podsłyszał, schylone, różowe ucho. I jakieś flety ukryte były w jej biodrach i żebrach, a może to księżyc szumiał potworną palmą ze srebra. A może to była Brazylia. A może byłem pijany. Do kochanki prostej, jak palma, przywarłem uchem do palmy. Z nieczytanego dziennika najśmieszniejszy wyraz „kabokle" i noc uważnie patrząca przez gwiazdy jak przez binokle. I jeszcze co? i co jeszcze? W dalekim kościele dzwony. w nocy. Park przed oczami chodzi} jak tygrys zielony. Usta tak bardzo blisko. Gwiazdy tak bardzo wysoko. Może to jest poezja, a może tylko alkohol. 1929 * * * Raj Zapachy jak tłuste amorki unoszą się ponad łąkami. Drogi rozpięte w gwiazdy. Są palmy. I srebra dużo. Słońce rozkwita, przekwita do pięści podobną różą i śmieje się do aniołów dużymi, smutnymi oczami. Aniołowie chodząc przystają. Jest bardzo cicho aniołom. Gdy lazur nocy okrągłej skrzydła im nazbyt poparzy, wtedy się kładą na łąkach jak konie białe i marzą, a rosa opadająca chodzi po nich jak gołąb. A kiedy Bóg się zjawi w towarzystwie ciężkich obłoków, Gospodarz onych piękności z obliczem uśmiechniętem, jabłka, co były wysoko, wznoszą się bardziej wysoko i aniołowie śpiewają, i raj jest instrumentem. Wtedy burza księżyca, wtedy kwiaty strzelają i śmiech jak zwierzę złote przebiega pomiędzy drzewy. Lecz oto cisza nagła, bo patrz - na Bożych włosach motyl przysiadł i zasnął, naiwny i bardzo mały, 1929 * * * Kuferlin bajka Kiedy chłód fioletowy odął usta chimerom, strzegącym schodów promiennych, co prowadziły do wnijŁcia, olbrzymiogłowy Kuferlin uniósł żonę jak berło i do śożnicy ją zaniósł, i złożył na miękkich liŁciach. Więc muzykanci poczęli stroić narzędzia kruche, aby im było słodziej i ciszej, i bardziej miękko, lecz nie znaleźli poklasku, i skinął Kuferlin ręką, i grać rozkazał piorunom, dębom grzmieć, gwizdać wichurom. Zwęziły się oczy żony od tego huku, od trwogi, płakać poczęła cicho, bardzo cicho, jak strumień; tłumaczyła mu, że jest mała, że boi się, że nie rozumie... Na próżno; śmiał się Kuferlin i spalał ją wolno, jak ogień. A potem już było cicho. Powietrze pachniało morwą i po ramionach żony pot spływał jak srebrny ocean... Więc kiedy się uŁmiechnęła, westchnęła i usnęła, przez okno w powale wpadł księżyc i Kuferlina porwał. „Oto mnie w ręce porywa astrologiczny księżyc!" wrzasnąć zdążył Kuferlin, a już rozkręcone włosy ciągną mu głowę do góry, za głową brzuch i w niebiosy tak ulatują we dwójkę, a żona śpi i nic nie wie. O świcie płakał Kuferlin. Śmiała się żona i z konwi lała złocistą wodę w dziecinne usta kwiatów. „Głupcze - mówiła do męża - on by naprawdę cię porwał, gdybym za ucho cię mocno nie uchwyciła zębami..." 1929 16 Serwus, madonna Niechaj tam inni księgi piszą. Nawet niechaj im sława dźwięczy jak wieża studzwonna, ja ksiąg pisać nie umiem, a nie dbam o sławę - serwus, madonna. Przecie nie dla mnie spokój ksiąg lŁniących wysoko i wiosna też nie dla mnie, słońce i ruń wonna, tylko noc, noc deszczowa i wiatr, i alkohol - serwus, madonna. Byli inni przede mną. Przyjdą inni po mnie, albowiem życie wiekuiste, a śmierć płonna. Wszystko jak sen wariata śniony nieprzytomnie - serwus, madonna. To ty jesteś, przybrana w złociste kaczeńce, kwiaty mego dzieciństwa, ty cicha i wonna - że rosa brud obmyje z rąk, splatam ci wieńce - serwus, madonna. Nie gardź wiankiem poety, śotra i śobuza; znają mnie redaktorzy, zna policja konna, a tyŁ jest matka moja, kochanka i muza - serwus, madonna. 1929 Ulica Towarowa Tutaj wieczorem faceci grają na mandolinach i ręka wiatru porusza ufarbowane wstążeczki. W ogóle tu jest inaczej i gwiazdy są jak porzeczki, i jest naprawdę wesoło, gdy księżyc wschodzi nad kinem. Anioły proletariackie, dziewczyny, wychodzą z fabryk, blondynki smukłe i smaczne, w oczach z ukrytym szafirem; jedzą pestki i piją wodę sodową niezgrabnie, pierŁ pokazując słońcu, piękną jak lirę. A kiedy wieczór znowu wyłoni się z mandolin, a księżyc, co był nad kinem, za elektrownią schowa, mgłami i alkoholem ulica Towarowa roŁnie i boli. 1929 18, Usta i pełnia Oto jest noc tańczących snów i wschodzi nów na niebo znów jak sekret, który do połowy mówiłem tobie w inny czas, gdy nów podobny drżał i gasł tuż ponad cieniem twojej głowy. I dziŁ, jak wtedy, palcem weń wskazując, rzekłaŁ: „Drogi, zmień ten księżyc, niech się w pełnię spełnia" I nagle - burza srebra, i zbratane usta aż do krwi przecięła zwierciadlana pełnia. Podróż do Arabii SzczęŁliwej Pąsowe wstążki bicza wiatr rozwiał przelotny i niebo jest gwiazd pełne jak Afryka ptaków, konie noga za nogą, koła - jako-tako, a woźnica pijany i bardzo samotny. Kareta to muzyka, to pudło muzyki, noc naokół karety to jest szczęŁcia dużo; zaraz księżyc przeleci wielką srebrną burzą i w rowach zakołują świetliki, ogniki. Jadą w karecie piękni, ramiona oparli na poduszkach pachnących - o, nocy jedyna! Śpiewa szafir i droga, i każda godzina... A oni nic nie wiedzą, bo oni umarli. 1929 Złota kąpiel KiedyŁ oczy w wodzie umoczył, woda była szafirowa, a kiedyŁ usta umoczył, woda się stała pąsowa. A kiedyŁ w wodzie utopił loki, to przyszedł z nieba anioł wysoki, biały jak piana z mydła. I widząc wodę, że płynie złotem, nabrał jej w dłonie troszkę, a potem rozlał ją sobie na skrzydła. 1929 ProŁba o wyspy szczęŁliwe A ty mnie na wyspy szczęŁliwe zawieź, wiatrem śagodnym włosy jak kwiaty rozwiej, zacałuj, ty mnie ukołysz i uŁpij, snem muzykalnym zasyp, otumań, we śnie na wyspach szczęŁliwych nie przebudź ze snu. Pokaż mi wody ogromne i wody ciche, rozmowy gwiazd na gałęziach pozwól mi słyszeć zielonych, dużo motyli mi pokaż, serca motyli przybliż i przytul, myŁli spokojne ponad wodami pochyl miłoŁcią. 1930 22 Narodziny dzieciątka Mchy mówiły: „Ach, cóż za złocistoŁć? Chyba będzie jaka uroczystoŁć". Dzięcioł z dębem rozmawiał znacząco, że się cudo zdarzyło na śące. Potem poszły poszumy trawami, przyszła noc ze wszystkimi gwiazdami, wzeszedł księżyc rumiany jak kucharz, rzekł wiatrowi: „Ty mi trawy rozdmuchasz" I rozdmuchał wiatr posłuszny trawy, zerknął z góry w nie księżyc ciekawy, a tam dziecko leżało w sitowiu, krasnoludek zrodzony na nowiu. Więc przywołać rozkazał stworzenia stary księżyc i tańce, i pienia ku czci czynić dzieciątka onego, złocistego, niewiadomego. I świetlików ognistą czeredę witał strumień płynący w dół. A bór skrzypiał jak stary kredens pełen zajęcy i ziół. 1930 Ballada ślubna I Gdyby nie te guziki, byłby zwyczajny kum z rękami jak dębczaki i z nosem jak dzwonnica, orałby czarne pole. A teraz gwar i szum: Ś Stangret! Wariat w cylindrze! - piszczy, tańczy ulica. Gdyby nie uprząż w różach i ta przez rzęsy biel, pomyŁleć teraz można, że ot, stara kareta, szaleństwo muzealne, a w karecie poeta - ach, gdyby nie te róże, czapraki i ta biel! O, gdyby nie ta gwiazda, która upadła w zmierzch, powiedzieć mógłby człowiek, że się to przyŁniło: nagły zakręt w aleję złotą i pochyłą, gdzie anioły kamienne posfruwały z wież. A gdyby nie ten wianek i welon ten, i mirt, i księżyc twojej twarzy mały, zawstydzony, mógłbym przecie pomyŁleć, żem jest narzeczony, a tyŁ jest narzeczona i że to jeszcze flirt. A może rzeczywiŁcie wszystko się nam przyŁniło: stangret, kareta, wieczór, mój frak i twój tren, i nasze życie twarde i słodkie jak sen. Nie byłoby małżeństwa, gdyby nie nasza miłoŁć. 1930 24 Palcem planety obracasz Palcem planety obracasz, tchem - miliardowe gwichty i twoja to sprawia praca, że kołują złote jak nigdy. Kwiaty posądzasz wesołe, że pachnie w mym całym domie, i różę, na róży pszczołę, na pszczole - słoneczny promień. Gdy kończę pracę, to do mnie przybliżasz się, niepojęta - i uczę się astronomii na twych gwiaździstych piętach; i sen, jak pył szafirowy, na śpiące usta się sypie, na skrytą pierŁ do połowy, na włosy koloru skrzypiec. 1931 Modlitwa do Anioła Stróża Aniele Boży, Stróżu mój, do żony mojej steruj na swej śódce z niebieskiego papieru i powiedz jej, że kocham ją, Aniele Stróżu mój. MuŁnięciem piór w kolędę zmień troski jej wszystkie ziemskie, a rozsyp przed nią twoje srebro betlejemskie, miękkie jak zieleń serce jej raduj spokojnym snem. Aniele Boży, uczyń mnie chociażby niskim progiem, ale szkarłatnym pod jej stopy drogie, i w próg tchnij śpiew na chwałę stóp, Aniele Stróżu mój. 1933 26 Essay I W dziewczynie się kocham w niebieskich pończochach, zaraz po zachodzie na miasto wychodzi; każdy dom jest modry, gdy idzie ulicą. Głaszcze końskie mordy, usypia woźniców. Essay II Jeszcze przed chwilą włoski blond, kiedy te wstążki kupowała, a kiedy wyszła, patrzy w lustro i w krzyk! i w płacz - i oniemiała. Bo przecież wie, że miała blond, nie utlenione, lecz prawdziwe, a tu ni zowąd, ani stąd niebieskie są i migotliwe. Do policjanta idzie, krzyczy jak oparzona, wniebogłosy. Policjant w śmiech: - Toć na- to wieczór, żeby niebieskie były włosy. Na tych słów, na tych rytmów cudownoŁć, na tę zieleń drzew, na słońca miękkoŁć, na ten smutek słodki, na tę młodoŁć, na złocistoŁć kształtów, na dalekoŁć - na to wszystko, co się składa w księgę niewypowiedzianej cudownoŁci, a po której tak jak pszczoła błądzę... Co? chciałbym właŁnie tylko tak jak pszczoła, jak z bukietu w bukiet lub jak ryba - przez korale, dziwoformy, z głębi w głębię. 1934 'SzczęŁcie w Wilnie Na wileńskiej ulicy - tak-to-tak, Gierwazeńku, Na cóż to nam przyszło, kochana? Po wileńskiej ulicy - tak-to-tak, Protazeńku, saniami trzeba pędzić od rana. Jakby nie było dosyć, że przez wiecznoŁć, przez wiecznoŁć Łwiecić będą obrączki na ręku... a tu jeszcze serdecznoŁć, okiennice, bezpiecznoŁć i dzwoneczki: dziń-dziń, Gierwazeńku. W tym Wilnie będziesz różą, w-tym Wilnie matką z młodu... Ej, woźnico, zatrzymaj swe konie! Znam domek: drzwi w ulicę, a okna od ogrodu, a w ogrodzie rosną dwie jabłonie. Wesoły most Stał sobie skromnie nad Wilejką, nie przeczuwając, co się stanie... Chodził do biura pan Domeyko po nim i dzwoniły sanie; most jak to most. Na moŁcie śpiewał dziad krzywonosy wniebogłosy, a z drugiej strony w budce z drzewa lampka złociła papierosy. Ale w ten wieczór biły dzwony, boŁ ty przez most szła, smagły cherub - i dwie latarnie z każdej strony błysły jak czterech oficerów; i zapachniało wszerz i wokół kadzidłem, winem w pięknej szklance - podobnie o wileńskim zmroku pachną „Ballady i Romance". A most się zrobił szafirowy, z szafirowego srebrny, potem szkarłatem okrył się i złotem i tak'już został. 1934 Melodia Wskazała na piersi palcem, swoim palcem, królem w pierŁcieniu, i prosiła, żeby wierszem, żeby walcem umuzycznić ją, rzewnie znieŁmiertelnić. Więc dotknąłem klawiszów palcami dla tych rzęs, dla tych ust, dla tej ręki; pod oknami i za oknami zadźwięczały tony piosenki. I pół świata stało się moim, kiedym takty strof doskonalił - o tych palcach pachnących powojem, o wieczornych rzęsach Natalii. 1934 O naszym gospodarstwie Adi" fraszka O, zielony Konstanty, o, srebrna Natalio! Cała wasza wieczerza dzbanuszek z konwalią; wokół dzbanuszka skrzacik chodzi z halabardą, broda siwa, lecz dobrze splamiona musztardą, widać, podjadł, a wyŁcie przejedli i fanty - o, Natalio zielona, o, srebrny Konstanty! 1934 32 Miła moja Prawda: na auto nie stać nas, miła moja. Lecz spójrz: tylko się durnie spieszą - ileż dostojniej chodzić pieszo, miła moja. Na Londyn także brak funduszów, miła moja. Lecz po co Londyn? Londyn - nora: W „Paris-Soir" czytałem wczoraj, że markiz Q., to jest baronet, psim makaronem otruł żonę... Jasna cholera z takim Londynem, miła moja! Na kawior z Kremla, na jesiotra również nie mamy, miła moja. Lecz na cóż Kreml, gdy mam twe biodra? biodra są złote, a noc modra. A jeszcze mamy lampkę wina i konto w niebie u serafina. Więc gwiżdż na auto, Kreml i Londyn, miła moja. 1934 Mały Apollo Rankiem, na ulicy Młynowej, gdy się jeszcze przytulamy do siebie, żona, podnosząc znad poduszki głowę: Ś.PopatrzI - mówi - Niebieski Chłopczyk na niebie. W południe, gdy kot w czarne grochy do koŁcioła idzie po murze, moja żona, piorąc pończochy, woła: - Popatrz! Srebrny Chłopczyk na chmurze. A wieczorem znowu jak z rana, gdy się sosny uciszą w ogrodzie, szepce dziewczyna kochana: Ś Popatrz! Złocisty Chłopczyk na zachodzie. 1935 Instrumentami potrząsać Instrumentami potrząsać, gdy wschodzi księżyc, gdy lekka noc i słodkie szmery naokół. Konie wieńczyć kwiatami, morze kołysać na piersiach jak żonę pochmurnooką, witać poranki idące zza gór jak dzieci do szkoły, Instrumentami potrząsać, gdy wschodzi słońce, usta kobiety ukochać nad wszystko, nad słońce i księżyc, -Łwiat do serca przycisnąć jak bukiet fiołków, a serce zawiesić nisko nad ziemią jak gwiazdę wróżącą pogodę. 1935 Ciężki wieczór Szmaragd błyszczy, a ciemnoŁć trwoży, podniebienie twe pachnie konwalią, Pan Bóg na nas patrzy jak z loży... Ach, pocałuj mnie, pocałuj, Natalio. Bibułkowy księżyc przymilnie zerka ku nam i mruga chytrze. A chcesz, to ci na okarynie zagwiżdżę o naszym wielkim bólu w małym Wilnie. 1935 36 Noc w Wilnie- W sercu miłoŁć, a w powietrzu żałoŁć. Wiatr w drzewach trwożliwych trzeszczy. A ten deszcz - to jakby wiatr miał tyfus i wymajaczyło mu się takie Wilno z deszczem; i z takimi na Wilence mostkami, gdzie samobójstwo to tylko romantycznoŁć, z dorożkami, płynącymi w mglistoŁć, z piwiarniami, gdzie piją żandarmi. Na plakacie rząd do pożyczki wzywa. Dorożkarze tłuką się po pysku. Tuż Wilenka, rzeczka mała, swarliwa, łkająca czarno, ciemno, po rosyjsku. 1935 ... ..,- ..,.Ś,.,,.- Piosnka sentymentalna Ś Ach, igła upadła, Filonie, o, tutaj, u mych stóp! Ś Mylisz się, Lauro kochana: W serce moje wpadła jak w grób. ŚFilonie, stary bałwanie, PodnieŁ igłę i zamknij drzwi! Ś Nie mogę, Lauro, kochanie: W moim sercu ta igła tkwi. Ś Filonie, nie strugaj Turka, schyl się po igłę, schyl! Upadła prosto z tamburka, właŁnie gdy śpiewał gil. Ś Laureczko, to był śpiew szczygła. A ze mną, co chcesz, zrób: W serce upadła ta igła, w serce - u twoich stóp. 1935 Szafirowa romanca Szafirową nitkę wieczór plącze, szafirowe cienie zwodzą nas, szafirowy, szafirowy chłopcze, że mnie kochasz, powiedz jeszcze raz. Jeszcze raz w sekrecie szukasz moich rąk, jeszcze raz jak pierŁcień drży księżyca krąg, jeszcze raz namowy i rozmowy, jeszcze raz, mój chłopcze szafirowy - jeszcze raz w jaŁminy, jeszcze raz pod wiatr, jeszcze raz popłynie pieŁń bez słów przez świat, jeszcze raz powróżysz z płatków róży i powtórzysz wszystko jeszcze raz. JeŁli kiedyŁ będziesz w wielkiej biedzie, zagubiony w plątaninie lat, do altany dawnej cię powiedzie, zaprowadzi szafirowy ślad - Ź szafirowe ptaki z szafirowych gniazd, szafirowe szlaki szafirowych gwiazd, szafirowe noce i noc owa od szafiru cała szafirowa, szafirowe suknie, szafirowy cień, w szafirowym oknie szafirowy dzień. JeŁli raz pokochasz w życiu szafir, pójdziesz w szafir jako jedna z gwiazd. 1935 40 Krzyczysz przez sen Krzyczysz przez sen. Lampa dymi. Natalia! Natusia Natalka!!! Czemu, czemu nie uciekłaŁ na Kaukaz razem z ojcem i braćmi twoimi? Tutaj, widzisz, dni niechętne płyną, z katarami i aspiryną, a chmury są coraz bardziej trwożliwe. tam byŁ miała mauretański zamek i winnice, i konie stadami - oczywiŁcie, gdyby to było możliwe. 1936 Wizyta Proszę, proszę, rozgoŁć się, serdeczny, rozejrz się dokładnie po wszystkim; to jest czajnik - prawda, jaki śmieszny? z gwizdkiem. To mruczenie? Powiem ci w sekrecie: jest mruczeniem kota Salomona. A ta pani zamyŁlona, z kwiatami - to moja żona. 1936 Oto widzisz, znowu idzie jesień Oto widzisz, znowu idzie jesień, człowiek tylko leżałby i spał... Założże twój szmaragdowy pierŁcień: blask zielony będzie miło grał. Lato się tak jak skazaniec kładzie pod jesienny topór krwawy bardzo - a my wiosnę widzimy w szmaragdzie, na pierŁcieniu, na twym jednym palcu. 1937 Anińskie noce Korale twoje przestań nizać, wiatrowi bardziej jestem rad, bo jak muzyka Albeniza przewraca nas na śóżko wiatr. Księżyc diamentem szyby tnie, na zachód lecą ptaki, pająk nad śóżkiem zwiesza się - szkoda, że nie baldachim. Upiorny nonsens polskich dni kończy się nam o zmroku. Teraz jak wielki saksofon brzmi noc taka srebrna naokół. I wielkim, bezkresnym wachlarzem wachluje nas chłopiec nieduży, szmaragdy w uszach ma, on jest Murzyn, a my nazywamy go Nocą. 1937 44 A la russe Kobiecy głos w brzozach, rosyjski w brzozach romans „Ach, co za ból..." i ta twarz taka nieznajoma jak ten romans „Ach, co za ból. ." Zgorączkowane niebo jest i betlejemskie, coraz pochmurniej, Łwiatło z ukosa; porywa w taniec wiatr loki panieńskie, mknące w niebiosa -- i moją furię. Bij w struny, bij: Okryty są i morza na strunach dwu, przypomnienie i zapomnienie, błękit i brzoza, i twarz ze snu. 1935 Ej, pod Wawrem, ej, na szosie lubelskiej rozhulał się, rozbisurmanił się wiatr wrzeŁniowy! Zaczarowane ćmy przypadły dopłatami naftowej, Łwiszczą sosny, tańczą sosny farandole diabelskie. Ź W niebie rozpacz. Ale jaka! Zielone chmury się piętrzą; strach, strach jest w każdej rzeczy; a ten kurz, moja miła, to nic, że nam usta kaleczy - on ma w sobie gorycz najŁwiętszą. Śpiewa wiatr. Co za ból! Lecz świstem jakich to sosen wyŁwistać nam ból stokroć większy, że urwie się kiedyŁ piosenka! Choć wiem, że tu po śmierci wrócimy. I przez tę lubelską szosę znów cię poniosę na rękach. 1937 Już kocham cię tyle lat Już kocham cię tyle lat na przemian w mroku i w śpiewie, może to już jest osiem lat, a może dziewięć - nie wiem; splątało się, zmierzchło - gdzie ty, a gdzie ja, już nie wiem - i myŁlę w pół drogi, że tyŁ jest rewolta i klęska, i mgta, a ja to twe rzęsy i loki. 1938 46 po szerokiej drodze Ej, po szerokiej drodze, sam jeden, sam jeden z harmonią - to znowu nie jest tak źle... cienie w czapkach złodziejskich pod parkanami się gonią i sosny kołyszą się. Śpiewaj, bracie. Sam jeden. Naciskaj należny klawisz, nutę po nucie... ej, gwiazdy! a ty z gwiazdami jak z dziewczynami się bawisz (w zaczarowanej tancbudzie. Długom błądził i szukał Długom błądził i szukał, świat mnie zalewał jak woda, pełen stworów dziwacznych, niksów, wodników, rusałek, aż pewnego wieczoru znalazłem, czego szukałem - żonę pochmurnooką, małego, słodkiego kobolda. Gdy pada z deszczem zmrok, gdy męczy mnie nuda i trwoga, gdy strach pospołu z psalmistą tak spijam, jak ciemne wino, splatam za wierszem wiersz jak wianek z rozmarynu na głowę słodkiego kobolda, na głowę małego boga. 1939 Dziwni letnicy Już tamci się rozjechali, a czemu oni zostali i tak się ciągle trzymają za ręce? Jeszcze oboje tacy młodzi, ale ona smutna i on smutny chodzi, jakby tu mieli nie wrócić więcej. Ona już sobie ust nie maluje, on pisze listy i płacze; wieczorem snują się koło domu, gryzą ich jakieŁ rozpacze. A przyjechali tacy szczęŁliwi, on rano śowił ryby, ona czytała i nagle jakby ktoŁ im życie pokrzywił, w sercach siejąc trwogę i hałas. Teraz wzdłuż ścian pełnych miniatur błądzą, obcy całemu światu - o, czemu nie wracają, gdy im urlop minął! On czasem przed nią klęknie na kolanach, jakby chciał jej powiedzieć: „Przebacz mi, kochana" ale milczy i śzy mu płyną. Powiedziała wczoraj ciotka, ta wysoka, : że się pewnie przestali kochać... spójrzcie! schodzą ku jezioru z pochyłoŁci. JeŁli diabeł im to zrobił na złoŁć, Ty im, Boże, serca znowu zazłoć, bo jakże dzisiaj żyć bez miłoŁci! 1939 Sen żołnierza Płynie w śodzi zielonej... ach, do domu tak blisko! chwila jeszcze i schyli się nad córeczki kołyską. Żona zaklaszcze w dłonie, jak ptak do furtki pomknie zaczerwienią się mocniej na klombach pelargonie. Przy furtce pocałunki, przy furtce śzy rzęsiste . Jak cicho! Córka śpi. Dzięki Ci za to, Chryste! -Matka zdrowa`? - zdrowiutka. Ot, wszystko po dawnemu. Co było - przeminęło, dziękować Najwyższemu! - GłodnyŁ? -- Nie, nie! nie trzeba. -A może chcesz herbaty? -Nie, nie. Daj się zapatrzeć w ciebie, w dziecko i w kwiaty 1939. Pisane w niewoli List jeńca Kochanie moje, kochanie, dobranoc, już jesteś senna - i widzę Twój cień na ścianie, i noc jest taka wiosenna! Jedyna moja na świecie, jakże wysławię Twe imię? Ty jesteś mi wodą w lecie i rękawicą w zimie; TyŁ szczęŁcie moje wiosenne, zimowe, latowe, jesienne _ lecz powiedz mi na dobranoc, wyszeptaj przez usta senne: za cóż to taka zapłata, ten raj przy Tobie tak błogi?... Ty jesteś światłem świata i pieŁnią mojej drogi. Stalag Altengrabow, 19 III 1942 Srebrna akacja lonie `tu nie pomoże nic.. a cóż ja znaczę! ten sam sen, ten sam błysk, srebrne akacje; struna drży, mocna jest, to się nie zerwie; brzdąkam na strunie tej powrotny czerwiec; patrz, rozpachniał się już na pszczelną pracę Srebrny wiatr, srebrny kurz srebrne akacje. Nie mów mi, że jest gdzieś planeta lepsza. akacja to jest pieŁń, gdy się wysrebrza, płynie do twoich ust i do mnie wraca - na chwałę małych bóstw srebrna akacja jakiż płynie szmer z tej świętej woni Palę przed nimi serce, jak u ikony; w głowie kołuje myŁl, gwiazda pochmurna: rozebrać by cię dziŁ, a w kwiat ich ubrać, bo tyŁ jest siostra im, rzewna królewna, zielna woń, srebrny dym,' akacja srebrna. Stalag Altengrabow, 8 VI 1942 Pokochałem ciebie Pokochałem ciebie w noc błękitną, w noc grającą, w noc bezkresną. Jak od lamp, od serc było widno, gdyŁ westchnęli, kiedym westchnął. Pokochałem ciebie i boso, i w koronie, i o świcie, i nocą. JeŁli tedy kiedyŁ mi powiesz: Po coŁ, miły, tak bardzo pokochał? Powiem: Spytaj się wiatru w dąbrowie, czemu nagle upadnie z wysoka i obleci całą dąbrowę, szuka, szuka: gdzie jagody głogowe? 1945 {Wiem, że jest gdzieś taki cmentarz] Wiem, że jest gdzieś taki cmentarz. Może w niebie lub przy porcie, gdzie się kończą zbłąkania. O mym sercu tam jest napis, kochana: „Ono biło tylko dla ciebie"... Szło za tobą w słońcu, w rozpaczy, przy każdej czekało cię bramie - tak było zawsze. A kto myŁli inaczej, kłamie, pamiętaj, kłamie. 1946 56 Po Brukseli chodzę pijany Po Brukseli chodzę pijany nie wódką, ale dziewczyną, kupuję kwiaty jak kretyn: mimozy i tulipany; po tych ulicach długich, po tych bezkresnych bulwarach szukamy pewnego domu, i gdzie okno jest i gitara; okno takie wąziutkie, wysokie, aż pod chmurami, ze światłem i z tą gitarą, co spada na nas strunami; w struny okręcam dziewczynę, sam do niej jakby do śniegu przytulam się i wędrujemy daleko, daleko, daleko. Ach, dni są takie śnieżne, a noce takie czerwcowe i źle mi, chociaż położę na jej kolanach głowę, gdy ją uŁcisnę najmocniej, gdY pocaluję najczulej, gdy pocałunki zabrzęczą tysiącopszczelim ulem. Bo ciągle czegoŁ za mało, bo ciągle czegoŁ mi szkoda. Bo ciągle mi ta dziewczyna przepływa przez palce jak woda. I co? Ślad jakiŁ na palcach, na włosach, na biodrach, wszędy i zapach okrążający tataraku i lawendy. Tylko cóż z tego, że upał, że zapach, choć wokół zima? Ta dziewczyna to strumień. Jakże strumień zatrzymam? 1946 Pyłem księżycowym Pyłem księżycowym być na twoich stopach, wiatrem przy twej wstążce, mlekiem w twoim kubku, papierosem w ustach, ścieżką poŁród chabrów, ławką, gdzie spoczywasz, książką, którą czytasz. Przeszyć cię jak nitka, otoczyć jak przestwór, być porami roku dla twych drogich oczu i ogniem w kominku, i dachem, co chroni przed deszczem. 1946 [Cóżem winien] Cóżem winien, żem tak się nabłąkał, żeby w końcu do ciebie przyjŁć, żeby w końcu zrozumieć, że ty jesteś śąka i drzewo, i księżyc, i liŁć. Żeby w końcu zrozumieć, że śmiejący się potok to ty także i muszla na dnie, i Cerera świecąca nad pszenicą złotą, i zielony wiatr, który dmie, 1946 60 We śnie] We śnie jesteś moja i pierwsza, we śnie jestem pierwszy dla ciebie. Rozmawiamy o kwiatach i wierszach, psach na ziemi i ptakach na niebie. We śnie w lasach są jasne polany, spokój złoty i niesłychany, pocałunki zielone jak paproć. Albo jesteś egipska królowa, jak miód słodka i mądra jak sowa, a ja jestem przy tobie jak światło. 1946 Ucieczka grzesznych. Chodziła Matka Boska po morzu, Matka Boska, Ucieczka grzesznych, a księżyc już się w kołysce położył, a wieczór był wietrzny i śmieszny. I zjechali się wszyscy grzesznicy pod stopy Bogurodzicy łodziami i okrętami. Dała każdemu po rubinie. Ś Będzie świecił ci - mówi - nie zginiesz. Ucieczka grzesznych, modlę się za wami. Odpłynęli grzesznicy na głębiny z sercami krzyczącymi jak orkiestry, potopiły się w morzu rubiny, zaplątały się w wodorosty. W noc pogodną rubinowe lŁnienie. Te rubiny na dnie morza - rozgrzeszenie. 1946 Romans Księżyc w niebie jak bałałajka, ech! za wstążkę by go tak ściągnąć i na serduszko - byłaby piosnka bardzo nieziemska o zakochanych aż do szaleństwa, nieludzko. Jeszcze by można rzekę w oddali i cień od dłoni, i woń konwalii dziką; ławkę przy murze, a mur przy sadzie i taką drogę, która prowadzi donikąd. 1946 Śpiąca dziewczynka Dla córki Kiry i Andrzeja Stawała Śpij, dziecię. Już noc nadpływa jak wędrowny skład nut i w tym składzie, jeżeli poszukasz, chyba coŁ i dla ciebie się znajdzie: Półksiężyc i uliczka, która do nieba skręca; i wiatr, co ci włosy zakręca; i cienie - dla policzka; i cierpienie - dla serca. 1947 64 leodruk dla oberży „Pod Sową" Arturowi Chojeckiemu Oto jest noc natchniona, a natchniona to znaczy długa! Srebrne koty tańczą na balkonach i gwiazdy zaczynają fruwać; chmury apolityczne jako złote beczki z piwem toczą się. Wszystko logiczne i nic nie jest niemożliwe. Księżyc stanął przy ścianie, o sprawach niebiańskich gwarzy. I tylko słychać chrapanie wąsatych dorożkarzy. PieŁń, paschalna Nie Kalwaria, nie Golgota, ale chmura szczerozłota i wiatr skory; nie noc i cierń, ale słońce i blaski się wplatające w kędziory. Na tej szczerozłotej chmurze fruniesz - zwycięski - ku górze, „Sprawca zachwytów"; lŁni marszczona wiatrem szata, a z szaty na Polskę spada woń hiacyntów. Za te cuda oczywiste jakże ja Cię uczczę, Chryste? Wierszem chyba. Lecz patrząc na Twoją chwałę, stanąłem i oniemiałem, jak ryba. Bo trudno ziemskim inkaustem sprawy opisać przepastne: wiatr i złoto - chyba tylko oczy zadrzeć, zasłuchać się i zapatrzeć w szum odlotu. Spójrzcie: nad wieżą Mariacką! Spójrzcie; już mały jak cacko leci. Wirują złociste koła. Zieleń gra. Purpura woła. RESURREXIT. 1948 Epistoła do zakochanych Do was dziŁ należy cały świat, na trzy księżyce klnę się, moi drodzy - o, świerszcz na moŁcie kwili, a ten wiatr oddech wasz z oddechem śączy nocy. Tyle gwiazd zaczęło swe spadanie! Jak mały bąk zza węgła sierpień patrzy. Rzućcie kwiat, choćby najmniejszy, dla niej. Rzućcie kwiat, ta noc dziŁ dla was tańczy. 1948 Elegia Coraz bardziej wszystko mnie boli, już mi szkodzi nawet i ser; siedmioma szpadami melancholii przebity jestem jak Apollinaire. Głowa od rana puchnie jak bania, cóż za pożytek z takich ba'ń? KiedyŁ... wciąż... panie. A dziŁ się słaniam na nogach nocą, proszę pań. Bo spać nie mogę, Ha. KtoŁ stuka koŁcistym palcem do mych drzwi. Już wiem. Poznaję: to kostucha: Ś W taniec - powiada - pójdź, K. I. No cóż, przyjmuję jej ofertę, choć tak w piżamie to faux-pas. I już mnie ciągnie ta dama przez wertep, gdzie deszcz i noc, i wiatr, i mgła. GdzieŁ pod latarnią w wietrzną zamieć kostucha nagle w płacz i krzyk: Ś Skąd ma pan siedem dziur w piżamie? Wygląda pan jak siódemka pik. - Właśnie - powiadam - to mnie boli, moja kochana, czyli ma chere: Siedmioma szpadami melancholii przebiłem się jak Apollinaire. 1948 Tamara Chanum Jeszcze mi dzisiaj gwiazdą po nocach zza chmur snu błyska dłoń twoja wąska, twarz twoja złota i bizantyjska. Głos twój? Wodotrysk orzeźwiający, dzwonki i dzwony; to woda mówi; to śmieszny koncert ptaków zielonych. Warkocze? Księżyc wstrzymają w biegu; z rąk leci lira. Za jeden warkocz setkę sonetów - i to Szekspira. 1948 70 .Rozmowa liryczna Ś Powiedz mi, jak mnie kochasz. Ś Powiem. ŚWięc? Ś Kocham cię w słońcu. I przy blasku świec. Kocham cię w kapeluszu i w berecie. W wielkim wietrze na szosie i na koncercie. W bzach i w brzozach, i w malinach, i w klonach. I gdy śpisz. I gdy pracujesz skupiona. I gdy jajko roztłukujesz śadnie - nawet wtedy, gdy ci śyżka spadnie. W taksówce. I w samochodzie. Bez wyjątku. I na końcu ulicy. I na początku. I gdy włosy grzebieniem rozdzielisz. W niebezpieczeństwie. I na karuzeli. W morzu. W górach. W kaloszach. I boso. Dzisiaj. Wczoraj. I jutro. Dniem i nocą. I wiosną, kiedy jaskółka przylata. Ś A latem jak mnie kochasz? ŚJak treŁć lata. Ś A jesienią, gdy chmurki i humorki? Ś Nawet wtedy, gdy gubisz parasolki. Ś A gdy zima posrebrzy ramy okien? Ś Zimą kocham cię jak wesoły ogień. Blisko przy twoim sercu. Koło niego. A za oknami śnieg. Wrony na śniegu. LeŁniczówka Pranie, 1950 Niobe DEDYKACJA I EUTYPRON UWERTURA BIZANCJUM MAÓA FUGA II CHACONA KUSTOSZ OSTINATO MAÓY KONCERT SKRZYPCOWY NENIA NIOBE III NIEBORÓW DUŻY KONCERT SKRZYPCOWY SPOTKANIE Z CHOPINEM KONCERTU SKRZYPCOWEGO CIŃG DALSZY IV „O, RADOŚCI, ISKRO BOGÓW!" Siódme niebo Zima była, gdy wysiadłem z autobusu i rzuciłem się w twoje ramiona, i twych włosów, twych wieczornych włosów ogarnęła mnie woń niezmierzona. Księżyc zniżył się, błysnął nad klamką, potem odszedł i wplątał się w drzewo. PierŁcień nocy nad nami się zamknął i zaczęło się siódme niebo. 1945 [ZaŁwieciła na trawach rosa] ZaŁwieciła na trawach rosa; blask ogromny na ziemię się przelał; pierzchły chmury i zniżyły się niebiosa jak srebrny, przydymiony kandelabr. 1952 A ja tobie bajki opowiadam A ja tobie bajki opowiadam, szeptów moich słuchasz bardzo rada. LŁnień dodaję twym oczom i włosom, jesteŁ cała jak srebrny posąg, a ja biję przed tobą pokłony, zakochany, zazdrosny, spragniony, i nazywam ciebie srebrną nocą, srebrną różą z ręki zwisającą. Loki twoje mrok barwi na modro i spokojna jest twoja mądroŁć. 1953 Spis treŁci Wiatr w zaułku Óakomstwo Koncert Szekspir i chryzantemy Jesień Srebrne i złote Ulica szarlatanów Modlitwa ślepego lunatyka Admirał Raj Kliferlin Serwus, madonna Ulica Towarowa Usta i pełnia Podróż do Arabii SzczęŁliwej Złota kąpiel ProŁba o wyspy szczęŁliwe Narodziny dzieciątka Ballada ślubna I Palcem planety obracasz Modlitwa do Anioła Stróża Wieczór SzczęŁcie w Wilnie Wesoły most Melodia O naszym gospodarstwie Miła moja Ź Mały Apollo Instrumentami potrząsać Ciężki wieczór Romans Noc w Wilnie Piosnka sentymentalna Szafirowa romanca Krzyczysz przez sen Wizyta Oto widzisz, znowu idzie jesień Anińskie noce A la russe Już kocham cię tyle lat Ej, po szerokiej drodze Długom błądził i szukał Dziwni letnicy Sen żołnierza List jeńca Srebrna akacja [Pokochałem ciebie] [Wiem, że jest gdzieś taki cmentarz] Po Brukseli chodzę pijany [Pyłem księżycowym] (Cóżem winien] (We śnie] Ucieczka grzesznych Romans Śpiąca dziewczynka Oleodruk dla oberży „Pod Sową" PieŁń paschalna Epistoła do zakochanych Elegia Tamara Chanum Rozmowa liryczna Niobe Siódme niebo [ZaŁwieciła na trawach rosa] [A ja tobie bajki opowiadam] KONIEC