REBECCA WINTERS Podwodne spotkanie Harlequin® Toronto • Nowy Jork • Londyn Amsterdam • Ateny • Budapeszt • Hamburg • Istambuł Madryt • Mediolan • Paryż • Praga • Sofia • Sydney Sztokholm • Tajpej • Tokio • Warszawa wykonanie - Irena ROZDZIAŁ PIERWSZY - Brawo, zuchy! Tak trzymać! Jestem pewna, że w przyszłą sobotę pobijecie na głowę West Hollywood. Nie macie równych sobie pływaków w całym stanie Kalifornia! Grupą trzydziestu pięciu chłopców i dziewcząt w wieku pd sześciu do siedemnastu lat wydała radosny okrzyk triumfu; trzydzieści pięć ociekających wodą twarzy uśmiechało się do Lindsay Marshall. Lindsay przerzuciła swój imponujący złoty warkocz przez prawe ramię i przyklęknęła nad krawędzią basenu. - Najbliższe trzy tygodnie spędzę na Wyspach Bahama j- oznajmiła - ale z pewnością zdążę wrócić na zawody z Culver City. Tymczasem będzie was trenować Bethany. Są jakieś pytania? - Czy możemy pojechać z tobą? - zawołało równocześnie dwóch starszych chłopców. Dzieci wybuchnęły głośnym śmiechem. Lindsay uśmiechnęła się również. - Chętnie zabrałabym was wszystkich, ale ekipa filmowa chyba nie byłaby zachwycona. Nie zapominajcie, że jadę tam pracować. - Czy to będzie niebezpieczna praca? - spytała mała Cindy Lou. Należała do dwanaściorga dzieci, które Lindsay trenowała indywidualnie, pływanie bowiem było dla nich formą terapii. - Bałabym się rekinów... wykonanie - Irena - Och, rekiny nie są groźne, gdy się ich nie prowokuje - uspokoiła ją Lindsay. -W gruncie rzecz) obawiam się tylko tego, że zbierze mi się na kichanie, gdy będę na głębokości sześciu metrów i mój wspaniały kostium pęknie w szwach. - No, to dopiero byłoby ciekawe! - skomentował Kyle Roberts, najstarszy chłopiec w zespole, podczas gdy reszta dzieci zaśmiewała się do łez. -Ale z ciebie mądrala - zażartowała Lindsa) i wstała, zerkając na zegarek. - Na dzisiaj dosyć Lekcja skończona. Wasze mamy czekają już na was dobre pięć minut. Gdy dzieci powoli opuszczały basen, Lindsay włożyła podkoszulek z wydrukowanym na plecach napisem Bel Air Club i udała się do dyżurki, by odłożyć stoper i gwizdek. j - Cześć, Nate - powitała siedzącego tam ratownika. - Witaj. - Opalony młodzian powiódł po jej smukłym, długonogim ciele wzrokiem tak natarczywym, że przebiegły ją ciarki. Najwyraźniej jednak innym kobietom jego styl zachowania odpowiadał, od czasi bowiem, gdy zatrudnił się w klubie, damskiej klientel przybyło. - Były do ciebie trzy telefony, w tym dwa od mężczyzn - oznajmił. - Kiedy wreszcie z nim: zerwiesz i umówisz się ze mną? Lindsay powściągnęła ciętą ripostę. Pracując w tyrr ekskluzywnym klubie, odwiedzanym przez wiek gwiazd Hollywoodu, musiała przywyknąć do zarozumiałych, uważających siebie za pępek świata instruktorów golfa i tenisa, tudzież do muskularnych ratowników, którym pewności siebie przydawały wydatne bicepsy. Ile ty masz lat, Nate? Dwadzieścia jeden... dwadzieścia dwa? wykonanie - Irena Zalotny uśmiech znikł z twarzy Nate'a. - Mam dwadzieścia cztery lata i doskonale o tym wiesz - rzekł urażony. - Och, ja zaś niebawem skończę dwadzieścia siedem i dobrze wiesz, że spotykam się tylko ze starszymi mężczyznami, i to w dodatku takimi, którzy nie przejmują się stanem swojej muskulatury. Innymi słowy, nie umawiam się z mężczyznami, którzy tu pracują. - To była prawda. Zatrudnieni w klubie przedstawiciele płci męskiej byli tak zajęci podziwianiem samych siebie i marzeniami o hollywoodzkiej karierze, że żadna kobieta nie mogłaby z tym konkurować. - Dzięki za przyjęcie telefonów - dodała pojednawczo, zdejmując kartki z tablicy informacyjnej. -Do zobaczenia pod koniec miesiąca, Nate. -Nie przejmując się jego zbolałą miną, Lindsay chwyciła torebkę i wyszła z biura. Na parkingu jej niewielka jetta prezentowała się niepozornie pośród ferrari, mercedesów, jaguarów i porsche. Lindsay usiadła za kierownicą i zerknęła na pierwszą z brzegu karteczkę. Widniało tam nazwisko jej sąsiada, Rogera Bragga. Umówiła się z nim raz na randkę i bardzo tego pożałowała. Okazało się, że od niedawna był rozwiedziony i, nim wieczór dobiegł końca, zdążył się jej oświadczyć. Lindsay miała nadzieję, że teraz, gdy wyjedzie, Roger szczęśliwie dojdzie do wniosku, że zakochała się w kimś innym. Druga wiadomość pochodziła od agenta biura podróży, które organizowało jej pobyt w Nassau. Bilet lotniczy miał czekać jutro rano na lotnisku w Los Angeles. Trzeci telefon był bez wątpienia od jej rodziców. Lindsay westchnęła. Naprawdę nie miała najmniejszej ochoty wysłuchiwać kolejnych argumentów przeciw wyjazdowi i pracy, której się podjęła. Postanowiła, że wykonanie - Irena zadzwoni do rodziców i pożegna się dopiero z lotniska, tuż przed odlotem samolotu. Teraz musiała się szybko spakować. Uruchomiła silnik i skierowała samochód na drogę do Santa Monica. Perspektywa pływania i nurkowania w prześwietlonych słońcem wodach otaczających wyspę New Providence jawiła się niczym sen, który nagle staje się rzeczywistością. Dla nurka, który na co dzień miał do czynienia z zimnym, porośniętym wodorostami oceanem wzdłuż wybrzeży Kalifornii, wyjazd na Wyspy Bahama był wycieczką do raju. Żywiła ogromną wdzięczność dla przyjaciółki swej matki, która pewnego razu przedstawiła ją agentowi z Hollywood. Niebawem Lindsay otrzymała propozycję zagrania w filmie reklamującym nową serię kos metyków. Kontrakt opiewał na pięćdziesiąt tysięcy dolarów - kwotę, która z powodzeniem mogła wystarczyć na opłacenie studiów podyplomowych w Instytucie Oceanografii na uniwersytecie w San Diego. Instytut Scrippa sławny był na cały świat, i Lindsay od dawna marzyła, by uzyskać tam specjalizację z biologii morza. Miała nadzieję, że praca nad projektami dotyczącymi ochrony środowiska zaprowadzi ją w przyszłości w różne zakątki świata. Bez wahania podpisała kontrakt, potem zaś czytała wszystko, co tylko wpadło jej w ręce, na temat pływania i nurkowania na Karaibach. Przepytała również kolegów, którzy spędzili tam wakacje. Wszyscy zgodnie przyznawali, że tamtejsze płytkie wody, określane często mianem baja mer, stanowią prawdziwy raj dla płetwonurków. Lindsay nie mogła więc doczekać się wyjazdu. Opisy hiszpańskich galeonów i statków pirackich, które pływały niegdyś po tych wodach, zdjęcia raf koralowych i różnobarwnych tropikalnych ryb rozpalały jej wyobraźnię. wykonanie - Irena Wiedziała, że przed rozpoczęciem zdjęć filmowych będzie mogła cały tydzień poświęcić na próbne pływanie i ćwiczenie podwodnych scen, które już wcześniej przygotowała w studio z reżyserem i choreografem. Postanowiła każdą wolną od prób i zdjęć chwilę wykorzystać dla siebie. A kiedy te cudowne trzy tygodnie miną... cóż, wróci do Kalifornii i będzie żyła perspektywą studiów, dzięki którym zyska zawód i tak bardzo upragnioną niezależność. Te myśli krzepiły ją na duchu. Andrew Cordell wszedł do sypialni Randy'ego i aż gwizdnął na widok swego osiemnastoletniego syna paradującego po pokoju w nowym czarno-różowym skafandrze nurkowym, w masce, skarpetach i płetwach. Randy kupił ekwipunek w związku ze zbliżającym się wyjazdem na Wyspy Bahama. Chłopak uśmiechnął się porozumiewawczo i niespodziewanie rzucił ojcu torbę, którą Andrew, choć zaskoczony, złapał jednym szybkim ruchem. - Kazałeś mi kupić sprzęt, więc kupiłem dla nas obu identyczne kombinezony - wyjaśnił Randy. - Przymierz swój i sprawdź, czy pasuje! - Och, poczekam do jutra, gdy znajdziemy się w Nassau. - No, tato, nie musisz się krępować - pocieszył go uprzejmie syn. - Jak na trzydziestosiedmioletniego faceta, który najlepsze lata ma już za sobą, wyglądasz całkiem nieźle. - Czy ja dobrze słyszę? - Andrew uniósł brew. - Czyżby moja latorośl obdarzyła mnie wreszcie komplementem? - Ma się rozumieć! Nawet Linda, nasza instruktorka nurkowania, ma na ciebie oko! - Linda? Nie przypominam jej sobie. wykonanie - Irena -Całe szczęście, że tego nie słyszy. Na każdym treningu wypytuje mnie o ciebie. Mówi, że jesteś podobny do młodego Roberta Redforda, tylko oczywiście o wiele przystojniejszy. Dokładnie tak powiedziała, daję słowo! - Randy uderzał się w pierś. - To samo zresztą powiedziała ciotka Alex wujowi Zackowi, gdy w ubiegłym roku jechaliśmy na wycieczkę do Hidden Lake. A wtedy wujek omal nie spowodował wypadku... -Ach, więc to tak... - Andrew roześmiał się do swych myśli. Po dziś dzień był nieco oszołomiony faktem, że jego szwagier, Zackery Quinn, do niedawna najbar dziej zatwardziały kawaler w Newadzie, jest teraz szczęśliwym małżonkiem Alexandrii Duncan. Zack był tak bardzo zakochany, że prawie nie spuszczał oczu ze swej pięknej, rudowłosej żony, która właśnie spodziewała się dziecka. - Co z twoim pakowaniem? Czy chociaż zacząłeś? - Randy popatrzył na ojca jak na młodszego brata i posłał mu przelotny, czuły uśmiech. I nagle Andrew znów poczuł znajome ukłucie bólu. Ten uśmiech tak bardzo przypominał mu Wendie... Choć żona nie żyła już -od trzech lat, bolesne ukłucie pojawiało się nadal przy różnych okazjach. -Wiesz, pomyślałem, że mógłbyś mi pomóc... - Spojrzał na syna lekko zakłopotanym wzrokiem. -Obawiam się, że... . - Że spotkanie z dyrektorem departamentu trwało dłużej, niż się spodziewałeś - dokończył za niego syn trochę protekcjonalnym, lecz ciepłym tonem. - Rozumiem, że miałeś mnóstwo spraw do załatwienia, skoro wyjeżdżasz na całe dwa tygodnie... Andrew obdarzył swego ciemnowłosego syna porozumiewawczym uśmiechem. Jakże go kochał i jakże wykonanie - Irena był z niego teraz dumny... Randy po lekcjach pracował w sklepie z ekwipunkiem sportowym, żeby z własnej kieszeni opłacić kurs nurkowania. Gdy uzyskał licencję nurka głębinowego, namówił również ojca do uprawiania tego fascynującego sportu. Andrew więc - by sprawić synowi przyjemność i móc spędzać razem z nim wolny czas - ukończył sześciotygodniowy kurs. Z początku nawet nie podejrzewał, że ten sport tak bardzo go wciągnie. Nurkując, doznawał uczucia niewiarygodnej lekkości i swobody. I to go urzekło. Co więcej, dzięki wspólnemu nurkowaniu udało mu się nawiązać z synem bliższy kontakt psychiczny. Nadszedł wreszcie upragniony czerwiec i czas na pierwszą wspólną podwodną przygodę. Dla obydwu były to zasłużone wakacje - Randy ukończył właśnie szkołę średnią, natomiast gubernator stanu Newada potrzebował odpoczynku od nawału codziennych obowiązków. - Nie mogę się wprost doczekać wyjazdu - powiedział Andrew. I była to szczera prawda. - Ja też! - przyznał Randy podnieconym głosem. Zdjął kombinezon i zapakował go do torby. -Dobrze, że wyjeżdżamy za granicę. Tutaj nigdy byś nie uciekł od służbowych spraw. - Szybko przebrał się w szorty i wyszedł za ojcem na korytarz. - Wszyscy mówią, że za ciężko pracujesz, tato. Już czas, byś zafundował sobie prawdziwe wakacje. - Święta racja - bąknął Andrew, wchodząc na piętro, gdzie znajdowała się jego sypialnia. Andrew Cordell doskonale zdawał sobie sprawę, że odkąd został gubernatorem Newady właściwie nie miał dla syna czasu. W połowie pierwszej kadencji zmarła mu żona i wówczas sytuacja stała się wręcz dramatyczna. Andrew, sam przeżywając głęboki kryzys, nie potrafił pocieszyć ani roztoczyć ojcowskiej wykonanie - Irena opieki nad swym dorastającym synem. Ten zaś, w tak trudnej sytuacji pozostawiony sam sobie, niebawem wplątał się w poważne kłopoty i stał się bohaterem prasowego skandalu. Dopiero jednak sprawa nielegalnego procederu, jakiego dopuścił się Randy wraz ze swym przyjacielem, Troyem Duncanem, uświadomiła gubernatorowi rozmiary jego ojcowskiej porażki. Randy poznał Troya za pośrednictwem krótkofalówki i wkrótce potem obaj zajęli się nielegalną wysyłkową sprzedażą plakatów przedstawiających siostrę Troya, Alex. Alex oczywiście nic nie wiedziała o robionych jej potajemnie zdjęciach... Andrew przebywał wówczas w podróży służbowej i cała sprawa z pewnością trafiłaby do gazet, gdyby nie bezpardonowe wejście do akcji Zacka Quinna, który odkrył sekret chłopców i rychło położył kres ich nielegalnej działalności. Wszystko więc przybrało w końcu szczęśliwy obrót, lecz Andrew Cordell musiał wreszcie zmierzyć się z bolesną prawdą. Sam przed sobą przyznawał, że zaniedbywał syna i że z tego powodu częściowo ponosi odpowiedzialność za jego wybryki i ciemne sprawki. Przypomniało mu się wówczas ulubione powiedzonko nieżyjącego już teścia: „Sukces zawodowy nigdy nie zrekompensuje rodzinnej porażki". Oczywiście, że chciał odnieść sukces. Przede wszystkim jednak pragnął dotrzymać obietnic złożonych swoim wyborcom i żyć w poczuciu dobrze spełnionego obowiązku. Praca wciągała go bez reszty, tłumiła rozpacz, którą odczuwał po śmierci Wendie... Oddalił się wtedy bardzo od swego syna, zaniedbał obowiązki ojcowskie. Sytuacja uległa gwałtownej zmianie dopiero po rozmowie, którą odbyli przed jedenastoma miesiącami. Skruszony Randy wyznał wówczas ojcu wszystkie swoje przewiny, z własnej wykonanie - Irena inicjatywy opowiedział o prowadzeniu nielegalnego interesu i prosił o przebaczenie. Andrew z kolei wyznał synowi, że bardzo za nim tęsknił, że zmarnował mnóstwo czasu i że od tej pory będą żyli bardzo blisko siebie. Ta rozmowa była przełomem w ich wzajemnych stosunkach. - Czy wspomniałem ci już o niespodziance, jaką Jim dla nas przygotował? - zagadnął Andrew, wyjmując z szafy letni, jasnoszary garnitur, aby spakować go na wakacje. - Wyobraź sobie, że zadzwonił do mnie dwa dni temu ze swego biura w Sacramento i oznajmił, że w Miami czeka na nas hydroplan, który zabierze nas do portu w Nassau. Nieźle się zapowiada, co? Lądowanie na wodzie, masz pojęcie! - Rewelacja! Ten gubernator Stevens to równy gość. Wygląda, że jest twoim dobrym przyjacielem. -Poznaliśmy się w ubiegłym roku w podróży służbowej. Ma dwie córki mniej więcej w twoim wieku... Zaprosiłem go wraz z całą rodzinką na kilka dni do nas, do Carspn City. Przyjadą w lipcu. Randy przyglądał się ojcu z rosnącym zainteresowaniem. - Widziałeś jego córki? - spytał podejrzliwie. - Jeszcze nie. -Andrew uśmiechnął się porozumiewawczo. - Ale widziałem ich zdjęcia. Atrakcyjne dziewczyny. Mam nadzieję, że razem z Troyem pokażecie im okolicę i Virginia City, może pojeździcie konno w Posiadłości Q... Chyba to się da zrobić, prawda? - Spojrzał na syna z pokerowym wyrazem twarzy. -W porządku. - Randy roześmiał się ubawiony. - Tato, pozwolisz, że już sobie pójdę? Mam jeszcze coś pilnego do powiedzenia Troyowi. -Dobrze się składa, że używacie krótkofalówki -rzucił za nim ojciec. -W przeciwnym razie wykonanie - Irena musiałbyś pracować w weekendy, żeby zarobić na opłacenie rachunków za rozmowy z Posiadłością Q. Dobranoc, Randy, i nie zapomnij nastawić budzika. - Jestem tak podekscytowany wyjazdem, że chyba w ogóle nie zasnę. Och, byłbym zapomniał. Quinnowie przyjadą o wpół do siódmej, by pojechać z nami na lotnisko. - Doskonale. Postaraj się jednak trochę odpocząć. - Spróbuję. Cześć, tato. Andrew, ciągle uśmiechając się do siebie, skończył pakowanie. Wykonał jeszcze kilka służbowych telefonów i wreszcie położył się do łóżka. Gdy wyciągnął rękę, by zgasić lampę, zobaczył stojącą-na nocnym stoliku fotografię Wendie. Przez dobrą chwilę wpatrywał się w nią zaskoczony. Jak to się stało, że zapomniał zapakować fotografię do walizki? Zdarzyło się to po raz pierwszy od czasu śmierci żony... Nagle poczuł się trochę winny z powodu tej małej zdrady, ale gdzieś w zakamarkach umysłu błąkała się niejasna myśl, że w jakimś nieuchwytnym momencie, jakby gdzieś po drodze, po prostu przestał ją opłakiwać... Po prostu pozwolił jej nareszcie odejść... - Och, Beth, jestem ci ogromnie wdzięczna za podwiezienie! Wiem przecież, jak bardzo lubisz sobie pospać... Ale rozmowa z tobą naprawdę świetnie mi zrobiła. Wiesz, mama i tata omal nie zamęczyli mnie na śmierć z powodu tej podróży... Najlepsza przyjaciółka Lindsay zatrzymała samochód przed budynkiem portu lotniczego. -I'stale cię będą zamęczać, dopóki w końcu nie przestaną się wtrącać. Ale zanim nadejdzie ten dzień, postaraj się nie przejmować. Posłuchaj mojej rady: leć do Nassau i baw się dobrze! Pomyśl tylko o tych upojnych, gorących nocach, o plażach oblanych po wykonanie - Irena świata księżyca... No i o tych zniewalających supermenach, którzy przyjechali tam wyłącznie po to, by poznać taką dziewczynę jak ty. - Och, daj spokój... - Lindsay zmarszczyła brwi. - Mam dosyć takich facetów na co dzień w klubie. Nie zapominaj, że będę tam pracować. - Wysiadła z kabrioletu Bethany, wyciągnęła walizkę z tylnego siedzenia, a potem podeszła do przyjaciółki, by ją uściskać. - Dzięki za wszystko. Nie wiem, co bym bez ciebie zrobiła. - A ja bez ciebie - szepnęła Beth. - Trzy tygodnie to kawał czasu. Dzwoń jak najczęściej, bym nie oszalała z ciekawości. - Oczywiście! -zapewniła ją Lindsay. Ale po chwili dodała: - Co prawda wątpię, bym cię zastała w domu wieczorami. Z pewnością będziesz na randkach z Dougiem. Lepiej ty dzwoń do mnie. Ja co wieczór na pewno będę leżeć w swoim pokoju całkiem wyczerpana... -Id ę o zakład, że nie. - Beth roześmiała się szczerze. - Lindsay, stale ci powtarzam, że jesteś jak latarnia na horyzoncie. Przyciągasz mężczyzn, czy tego chcesz czy nie. Gdy tylko ta reklamówka pokaże się w telewizji, zobaczysz, że będziesz rozrywana. Jak z rogu obfitości posypią się kontrakty, a mężczyźni będą leżeć u twych stóp. Dla mnie zaś wcale nie będziesz mieć czasu... - Doskonale wiesz; że kariera gwiazdy filmowej w ogóle mnie nie interesuje - zaprotestowała Lindsay z ożywieniem. - Jadę wykonać jednorazową robotę. Dla pieniędzy. Tylko po to, bym mogła skończyć studia podyplomowe. I w tej chwili mężczyźni w ogóle mnie nie interesują. - Zapamiętam te słowa - zawołała Beth, chichocząc i ruszyła spod budynku dworca tak szybko, jak tylko potrafi to kierowca urodzony w Los Angeles. wykonanie - Irena Gdy samochód zniknął z pola widzenia, Lindsay odwróciła się i weszła do budynku, by załatwić formalności odjazdowe. Tuż po starcie samolotu sięgnęła po powieść kryminalną i usiłowała zagłębić się w lekturze. Ale nie mogła się należycie skoncentrować. Z irytacją odłożyła książkę i tępo patrzyła w okno. Rodzice nadal stanowili problem... Nie mogła go w żaden sposób rozwiązać. W zeszłym tygodniu na przykład dzwonili do niej co wieczór. Prosili, błagali wręcz, by nie przyjmowała tej pracy. Wczoraj zaś posłużyli się starym, dobrze znanym chwytem; ojciec zadzwonił i poinformował, że matka leży w łóżku z okropną migreną. Och, dobrze znała tę metodę... Dwa lata temu nie udało im się - mimo gróźb, próśb i szantażu - powstrzymać jej przed wyprowadzeniem się z domu. Tym bardziej teraz nie mogła pozwolić, by nią manipulowali. Choć bardzo kochała rodziców i wiedziała, że oni kochają ją również, czuła się przytłoczona, osaczona ich zaborczą miłością i troską. Och, dlaczego była jedynaczką! Gdyby miała rodzeństwo, rodzice musieliby rozłożyć równomiernie swe uczucia i troskliwość. A tak - koncentrowali się jedynie na niej. Wiedziała, że działają w dobrej wierze, powodowani strachem o jej bezpieczeństwo, ale z biegiem lat stawało się to nie do zniesienia. Raz nawet wspomniała, by udali się do psychologa i porozmawiali z nim o swych lękach i niepokojach, ale propozycja ta spotkała się jedynie z pełnym urazy zdziwieniem. Tak jakby uznawali swe postępowanie za całkiem naturalne. A źródło problemu, który latami narastał, tkwiło w odległej przeszłości. Gdy Lindsay miała jedenaście lat, wyjechała z dziećmi na szkolną wycieczkę. W górach wycieczkowy autokar zderzył się z ciężarówką. wykonanie - Irena W wyniku wypadku kilkoro dzieci doznało poważnych obrażeń. Lindsay wylądowała w szpitalu z groźnym uszkodzeniem kręgosłupa. Dopiero po kilku latach intensywnego leczenia i po przebyciu kilku operacji odzyskała władzę w nogach. Przez długi czas w ogóle nie wychodziła z domu. Gdyby nie towarzystwo Beth i jej matki, nuda i samotność byłyby nie do zniesienia. Państwo Marshallowie, wzięci scenarzyści filmowi, pracowali w domu, mogli więc córce stale nadskakiwać, co też skwapliwie czynili. Ich troskliwość, usłużność i opiekuńczość przybierały jednak często męczące formy. Gdy lekarz zalecił pływanie jako znakomitą formę terapii, państwo Marshall wybudowali basen, zatrudnili instruktora i fizykoterapeutę. Gdy Lindsay skończyła osiemnaście lat, mogła już normalnie chodzić i tylko kilka blizn na plecach przypominało o jej niedawnym kalectwie. Rodzice jednak traktowali ją nadal jak jedenastoletnią inwalidkę. Nie chcieli spuścić jej z oczu i w końcu wymogli, by wstąpiła na uniwersytet, który znajdował się w pobliżu domu. Z początku Lindsay wychodziła naprzeciw ich prośbom, zdawała sobie bowiem sprawę, że zrobili wszystko, by odzyskała zdrowie. Rzadko wychodziła z domu, ograniczyła swe kontakty towarzyskie, ponieważ rodzice niepokoili się o nią. Jednak na drugim roku studiów pojawił się w jej życiu Greg Porter... Greg zaprosił ją, by spędziła wakacje z nim i jego rodziną w letnim domu w La Jolla, ale rodzice Lindsay kategorycznie się sprzeciwili. Twierdzili, że pozwolą jej wyjechać z Gregiem dopiero po zaręczynach. Żadne perswazje nie pomogły i w końcu pozostała w domu. I to był początek nieszczęśliwych miłosnych związków, które Lindsay wykonanie - Irena zrywała przeważnie z powodu rodziców. Teraz, z perspektywy czasu wiedziała, że działali celowo, by jak najdłużej (może na zawsze?) zatrzymać ją pod swoją kontrolą. Oczywiście Helen i Ned Marshallowie nigdy by się do tego nie przyznali. Lindsay ukończyła biologię i pragnęła studiować dalej, by uzyskać specjalizację w dziedzinie biologii morza. Rodzice sprzeciwili się tym pomysłom. Wówczas Lindsay zwierzyła się swej najlepszej przyjaciółce, Beth, która odwiedzała właśnie psychoterapeutę, ponieważ czwarte małżeństwo jej matki (sławnej aktorki i ekscentrycznej kobiety, którą Lindsay ze swej strony ogromnie lubiła) doprowadziło ją do psychicznego rozstroju. Beth po wysłuchaniu zwierzeń oznajmiła, że jej zdaniem cała rodzina Marshallów kwalifikuje się na leczenie psychiatryczne. I Lindsay, mimo początkowych oporów, postanowiła w końcu odwiedzić dobrego psychiatrę. Poddano ją czteromiesięcznej terapii, która cały jej świat przewróciła do góry nogami, ale w efekcie niezmiernie jej pomogła. Stosując taktykę zaleconą przez lekarza, Lindsay dokonała w swym życiu przełomu. Zatrudniła się w lokalnym klubie jako instruktorka pływania. Później znalazła sobie samodzielne mieszkanie w Santa Monica, blisko plaży, gdzie codziennie mogła pływać na desce i brać lekcje nurkowania. Choć mieszkała wystarczająco blisko Bel Air, by utrzymywać stały kontakt z rodzicami, życie w Santa Monica zapewniło jej odrobinę tak bardzo upragnionej swobody. Rodzice, oczywiście, natychmiast po wyprowadzce przestali dawać jej pieniądze w nadziei, że brak gotówki przywiedzie ją z powrotem w domowe pielesze. Ale życie na własny rachunek było dla Lindsay fascynującym doświadczeniem. W krótkim czasie wyspecjalizowała się w trenowaniu dzieci z uszkodzenia wykonanie - Irena mi kręgosłupa i podjęła pracę w dodatkowych godzinach, by zwiększyć swe zarobki i móc nieco odłożyć. Nie zrezygnowała z planów dalszego studiowania, musiała tylko uzbierać odpowiednie fundusze. Najważniejsze, że teraz sama mogła podejmować decyzje i popełniać błędy. Rodzice oczywiście wtrącali się nadal, ale siła ich perswazji na odległość była odpowiednio mniejsza. Tym razem również nie udało im się odwieść jej od powziętej decyzji... Jechała na Karaiby, by zarobić pieniądze. Te pieniądze pozwolą jej opłacić na jesieni naukę w Instytucie Oceanografii. Beth uważała, że te studia są dla niej stworzone i prorokowała nawet, że Lindsay w końcu wyjdzie za mąż również za oceanografa, z którym spędzi resztę życia w jakimś odludnym zakątku świata. Ale Lindsay w ogóle nie myślała o zamążpójściu. Nie miała najmniejszego zamiaru poddawać się znów czyjejś kontroli i presji, tym bardziej że nadal walczyła ze swymi rodzicami o wolność. A wolność była dla niej wartością najwyższą. wykonanie - Irena ROZDZIAŁ DRUGI - Tato, zanurkujmy jeszcze raz w 20000 Mil, nim wrócimy na obiad. Może uda mi się sfotografować tego anioła morskiego, którego widzieliśmy tam przedwczoraj... Tego dnia byłoby to ich trzecie zejście pod wodę. Zwiedzili już sławny wrak Cessny oraz rozmaite szczątki nazwane wrakami Bonda, tam bowiem nakręcono swego czasu kilka odcinków filmu ze sław nym agentem. Pierwszego dnia pobytu zeszli pod wodę na głębokość ośmiu metrów w miejscu zwanym 20000 Mil. Znajdował się tam zachwycający koralowy ogród pełen krętych wapiennych tuneli, którymi przemykały różnorodne tropikalne ryby. Postanowili wrócić w to miejsce jeszcze nieraz. Siedzący na dziobie płaskiej łódki ojciec odwrócił się do Pokeya Albrighta i jego załogi. Byli to miejscowi przewodnicy, którzy towarzyszyli Andrew i Randy'emu i asekurowali ich przy każdym nurkowaniu. - Jedźmy tam jeszcze raz, Pokey! Ogorzały mężczyzna z kędzierzawą rudą brodą wydał polecenie sternikowi i łódź jak strzała pomknęła po lśniącej tafli wody ku otwartej przestrzeni. Andrew spostrzegł skrzywione miny Skipa i Larry'ego, swoich dwóch ochroniarzy. Wypływali już z nim dzisiaj dwa razy i prawdopodobnie byli śmiertelnie znudzeni. Andrew, jako gubernator stanu, nie mógł się nigdzie poruszać bez obstawy, nawet poza wykonanie - Irena godzinami pracy skazany był na swoich aniołów stróżów. Po pięciu latach urzędowania zdążył już się przyzwyczaić do nieodłącznych towarzyszy i nauczył się z tym żyć. Tak samo jak Randy. Andrew musiał zabrać ze sobą na wakacje aż sześciu ludzi z ochrony. Teraz jeden z nich czekał w porcie, a trzej pozostali w ekskluzywnym ośrodku wypoczynkowym Lyford Cay położonym na południu wyspy. Ale mimo tak dobrej opieki już na samym początku podróży Andrew miał kłopoty z prasą. Jeden z reporterów przedarł się jakoś przez kordon obstawy i zrobił gubernatorowi zdjęcie na lotnisku w Reno. Drugi natomiast, jak widać dobrze poinformowany, zaczaił się w porcie w Nassau przebrany za oficera marynarki. Następnego dnia oba zdjęcia ukazały się w amerykańskich gazetach, informując świat, że gubernator Newady spędza wakacje wraz z synem na Karaibach. Nie można więc było przewidzieć, czy jakiś szaleniec nie wykorzysta tej informacji. Andrew zatem przedsięwziął konieczne środki ostrożności. Ale przynajmniej podczas nurkowania mógł te troski zostawić za sobą. Tu, w niewiarygodnie pięknym, podwodnym świecie, był osobą całkowicie anonimową. Gdy dopłynęli do rejonu nazywanego 20000 Mil, zauważył na horyzoncie tylko jedną łódkę. Była piąta po południu. O tej porze większość ludzi skończyła już nurkowanie, mieli więc to niezwykłe miejsce wyłącznie dla siebie. Ojciec i syn sprawdzili swój ekwipunek, Pokey zaś pomógł im obliczyć na podstawie indywidualnych wskaźników dekompresji dopuszczalny czas pobytu pod wodą. wykonanie - Irena Gdy zaczęli się ubierać, Andrew zauważył błysk wyzwania w oczach Randy'ego. Rywalizowali pomiędzy sobą, który z nich pierwszy dotknie wody. Andrew zdeterminowany, by choć raz wygrać wyścig i udowodnić synowi, że nie jest jeszcze taki stary, wciągnął skafander z prędkością światła. Następnie włożył buty, płetwy i zacisnął wokół talii pas balastowy. Nim założył aparat nurkowy, starannie skontrolował ciśnienie powietrza w butli. Potem jeszcze tylko kamizelka ratunkowa, maska -i trzymając kamerę w ręce był gotów. Z radością zauważył, że Randy boryka się jeszcze z kołnierzem maski. Dał więc znak Pokeyowi, usiadł na krawędzi łódki i skoczył za burtę. Przy każdym zanurzeniu odczuwał dreszcz przyjemnego podniecenia. Schodząc w dół musiał jednak pamiętać, by zachować spokój i normalnie oddychać. Na jednej z pierwszych lekcji nurkowania nauczono go, by nigdy nie powstrzymywał oddechu. Ten błąd można było przypłacić życiem. Gdy zszedł już na głębokość sześciu metrów i osiągnął zerową pływalność, odwrócił głowę, by uwiecznić na filmie zanurzanie się Randy'ego i Pokeya. Obaj wolno opadali w dół obok wyrastających z dna trzymetrowych ścian krętego wapiennego labiryntu. Andrew przeczytał gdzieś, że nurkowanie w tym miejscu przypomina oglądanie Wielkiego Kanionu z lotu helikoptera. Zdecydowanie zgadzał się z tą opinią, dwa lata temu bowiem miał przyjemność odbyć taki lot w towarzystwie gubernatora Arizony. Za każdym zakrętem wąskich tuneli roztaczał się następny wspaniały widok na koralowe ściany i odnogi. Gdzieniegdzie pojawiały się kolorowe tropikalne ryby odpoczywające w niszach i szczelinach rafy. wykonanie - Irena Pokey dał znak ręką i przez następne dziesięć minut płynęli za nim przez tunele przypominające rynny - niektóre tak wąskie, że trzeba było bardzo uważać, by płetwami nie zaczepić o delikatną koralową materię. Dopłynąwszy do skraju ściany, ujrzeli wielką płaszczkę. Andrew zawzięcie filmował, gdy Randy i Pokey płynęli w jej bezpośredniej bliskości. Unosiła się nad piaszczystym dnem, a potem szybko ruszyła do przodu. W pewnej chwili Pokey znów dał znak ręką, by płynęli za nim. Sunęli gęsiego, zachowując ze względów bezpieczeństwa odległość pomiędzy sobą nie większą niż sześć metrów. Andrew zamykał pochód. Nagle zobaczył coś dużego, kolorowego, co płynęło na wprost niego kanałem po lewej stronie. Zwolnił, wreszcie zatrzymał się,widząc wyraźny zarys płetwy. Serce waliło mu z podniecenia, gdy ustawiał kamerę we właściwej pozycji i włączał światło. Był pewien, że spotkał wielką garupę - rybę, z której te wody słynęły. Lecz to, co po chwili ujrzał w obiektywie, przeczyło wszelkiej logice. Przemknęło mu przez myśl, że ma halucynacje. Syrena... Zapierająca dech syrena o słodkiej owalnej buzi okolonej długimi, złotymi włosami, które falowały wzdłuż jej cudownie smukłego, zmysłowego ciała. Na ten zdumiewający widok serce Andrew zabiło żywiej w piersi. Była tam zaledwie kilka sekund. Chyba przestraszyło ją światło, bo w okamgnieniu odpłynęła z niewiarygodną wprost prędkością. Wiedziony impulsem Andrew zgasił reflektor i popędził za zjawą. Pragnął jej dotknąć, by upewnić się, że naprawdę istnieje. Płynąc pokonał może dziesięć metrów, gdy zorientował się, że ktoś stuka w jego butlę. Jakby wybity ze snu, rozejrzał się wokół i zobaczył Pokcya, wykonanie - Irena pokazującego na zegarek, a następnie unoszącego kciuk do góry. Dobry Boże! Zupełnie zapomniał o Pokeyu i Randym! Na kilka ulotnych chwil zupełnie się oderwał od rzeczywistości. Nie wiedział, gdzie jest ani co tu robi... Widok syreny zaprzątnął całą jego uwagę. Może zbyt długo przebywał pod wodą i zaczynało mu się mącić w głowie? Może powoli tracił przytomność... Gdy osiągnęli poziom ośmiu metrów, Pokey rozpostarł dłoń, co oznaczało stop. Na specjalnej tabliczce przeznaczonej do pisania pod wodą napisał: „Wynurzyłem się już z Randym. Przekroczyłeś swój czas przebywania na dole. Musimy zatrzymać się tu na trzy minuty. Odpowiedz, że mnie zrozumiałeś". Dopiero teraz Andrew zrozumiał powagę sytuacji. Zrobiło mu się nieskończenie głupio. Zachował się jak nowicjusz. Zarumieniony ze wstydu, przekazał właściwy sygnał prawą ręką, cały czas wyobrażając sobie, jak Pokey musi być na niego wściekły. Być może po tej niesubordynacji przewodnik w ogóle odmówi mu asysty. A Randy? Randy siedzi teraz na łódce i z pewnością umiera z niepokoju. Pokey trzymał w dłoni tabliczkę z pytaniem: „Czy dobrze się czujesz?" Andrew sięgnął po swoją tabliczkę i napisał: „Tak". Jeśli próbowałby wyjaśniać, że widział syrenę, Pokey wziąłby go za wariata. Zresztą może i miałby rację... Co się z nim dzieje? Nigdy w życiu nie zachował się tak idiotycznie! Musi szybko obejrzeć ten film i sprawdzić, czy jego syrena istnieje naprawdę. Na razie nikomu nic nie powie. Postanowił napisać jednak kilka słów wyjaśnienia: „Kręciłem film i straciłem poczucie czasu. Przepraszam. Dzięki za pomoc". wykonanie - Irena Pokey przeczytawszy tabliczkę, odpisał: „To samo mi się przytrafiło, gdy zaczynałem nurkować. Zapomnij o tym". To nie będzie takie proste, pomyślał Andrew, nadal oszołomiony i wstrząśnięty. Zastanawiał się, co zrobi, jeśli okaże się, że na filmie zarejestrował tylko tropikalne ryby i koralowce. Nie przypominał sobie, by na kursie wspominano o możliwości wystąpienia pod wodą tego rodzaju halucynacji. Gdy, po odczekaniu koniecznych w tym wypadku trzech minut, wynurzyli się na powierzchnię, pierwsze, co Andrew zauważył, to wyraz ulgi na twarzy swego syna. Randy odebrał od niego kamerę i pomógł mu wsiąść do łódki. Skip i Larry również sprawiali wrażenie zdenerwowanych. - Do licha, tato, co się z tobą działo? Wszystko w porządku? Andrew zdjął maskę i odpiął pas balastowy. - W porządku, Randy. - Objął syna ramieniem i uścisną). Pokey uśmiechnął się do nich szeroko. - Twego ojca tak bardzo podniecił widok morskich głębin, że zapomniał o całym świecie. Podniecenie... To nie było właściwe słowo. Uczucie, jakiego doznał tam na dole, trudne było do zdefiniowania. Nigdy dotąd niczego podobnego nie przeżył. - Bałem się, że może dostałeś ataku serca albo coś podobnego... - wyjąkał Randy z wyrazem przestrachu w oczach. Andrew odczuwał okropne wyrzuty sumienia. Przecież naprawdę mógł zginąć, i to z powodu własnej nieostrożności. Jakżeby mógł wyrządzić swemu dziecku taką krzywdę! - Wiem, że facet pod czterdziestkę to dla ciebie staruszek - odparł ze sztuczną wesołością - ale przed wykonanie - Irena wyjazdem poddałem się badaniom kontrolnym i mój lekarz twierdzi, że jestem w znakomitej formie. - Zdjął z siebie ekwipunek i kombinezon. - Przepraszam, że cię nastraszyłem, Randy - dodał poważnym tonem. - To się więcej nie powtórzy. - A potem zwrócił się do Pokeya: - Płyńmy już do domu. Umieram z głodu. Jaka jest najlepsza knajpa w Nassau? - Graycliff przy ulicy West Hill - wtrącił sternik. - Oczywiście, jeśli lubicie owoce morza. - Co ty na to, Randy? -Ekstra! Na przystani czekała na nich opancerzona limuzyna. Andrew podziękował Pokeyowi i jego ekipie za wspaniale spędzony dzień i zaznaczył, że zadzwoni jutro w sprawie ustalenia następnego terminu. Teraz myślał wyłącznie o obejrzeniu nakręconego przez siebie filmu. Wsiadając do limuzyny ściskał w ręce swa> kamerę niczym bezcenny skarb. Gdy dojechali do Lyford Cay i weszli na ukwiecony ganek białej willi, Randy, nieco jeszcze markotny po przeżytym szoku, powiedział do ojca, że weźmie prysznic i zniknął po chwili w drzwiach łazienki. Andrew, zadowolony ze swej chwilowej samotności, udał się prosto do sypialni, gdzie stał telewizor i odtwarzacz. Ubrany wciąż w kąpielówki i plażowe sandały włożył do magnetowidu nagraną kasetę i przysunąwszy sobie krzesło rozsiadł się wygodnie przed telewizorem. Zdjęcia szczątków rozbitego samolotu wyglądały doprawdy sensacyjnie, Andrew jednak niecierpliwie przewinął taśmę do przodu. Samolot zdąży obejrzeć sobie potem. Teraz widział już Randy'ego, jak podpływa blisko płaszczki... Patrzył i czekał. Pot kroplił mu się na czole i górnej wardze. Serce biło mu szybko, coraz szybciej, jakby wykonanie - Irena za chwilę miało wyskoczyć z piersi. Nagle - jest! Skoczył na równe nogi. - Jest! - krzyknął z taką mocą, że dwóch ochroniarzy z impetem otworzyło drzwi, jakby oczekując najgorszego. - Oglądam film z dzisiejszego nurkowania - roześmiał się radośnie. Gdy ochroniarze przepraszając zamknęli ponownie drzwi, przyklęknął przed telewizorem i zaczął przewijać film do tyłu, by w pewnym momencie go unieruchomić. Przyglądał się teraz uważnie, z namaszczeniem... Była to doprawdy cudowna, zachwycająca, złotowłosa bogini mórz! Musiała się wystraszyć, bo jej obwiedzione ciemnymi rzęsami oczy były szeroko otwarte, a delikatne brwi wysoko uniesione. Oczy miała ciemnoniebieskie z ametystowymi cętkami - kolor tak egzotyczny jak ławice fluoryzujących rybek. Usta w kształcie serca rozchyliła w małe o, gdy wypuszczała nimi pęcherzyki powietrza. Skierował wzrok niżej, ku jej wypukłym piersiom, częściowo schowanym pod różowym staniczkiem, ku smukłej talii i ledwie widocznym zarysom bioder. Och, gdyby mógł ją dogonić, dotknąć tego ciepłego, sprężystego ciała... Czuł pulsowanie w skroniach. Czyżby tracił zmysły? Żadna kobieta nie wywarła na nim dotąd takiego oszałamiającego wrażenia. Nawet poznawszy Wendie, nie był tak podekscytowany jak teraz... Co się z nim działo? Wziął kilka głębokich, uspokajających oddechów i uruchomił obraz. Zniknęła natychmiast. Uciekła. Patrzył na długą, zwężającą się linię jej bioder i nóg spętanych syrenim ogonem. Chciał zanurzyć ręce w ekranie i zamknąć w dłoniach te ponętne biodra, nim zniknęły w morskiej toni. A potem chciałby... wykonanie - Irena -Tato? Nie bierzesz prysznicu? Głos Randy'ego przywrócił go do rzeczywistości. Z zaczerwienioną twarzą wstał i z powrotem przewijał taśmę, usiłując opanować przyspieszone bicie serca. - Chciałem jak najszybciej obejrzeć film, który dziś nakręciłem - usprawiedliwił się pospiesznie. -1 jak wypadł? - Nieźle - bąknął, a potem z roztargnieniem spojrzał synowi w oczy. -Tato... dobrze się czujesz? - Oczywiście. Dlaczego pytasz? - Sam nie wiem, ale... od kiedy wynurzyłeś się na powierzchnię, wydajesz mi się po prostu... inny. - Randy... czy wierzysz w syreny? - spytał i nieznaczny uśmiech rozjaśnił mu twarz. Chłopak gwałtownie odrzucił głowę do tyłu i wy-/ buchnął śmiechem. - Syreny? -Wiesz, o czym myślę... Ó tych mitycznych pół kobietach, pół rybach, które swym śpiewem wabią żeglarzy w niebezpieczne miejsca. - Aha. - Randy uśmiechnął się porozumiewawczo. - Są zbyt piękne, aby były prawdziwe. Andrew skrzyżował ramiona na szerokiej klatce piersiowej. - Zakładasz się? -Tato , mówisz głupstwa. - Randy zmarszczył brwi. -W takim razie popatrz! - Andrew uruchomił magnetowid. Z początku chłopak piszczał z zachwytu, widząc siebie i Pokeya pływających nad płaszczką. W momencie jednak, gdy na ekranie pojawiła się syrena, w pokoju zapadła martwa cisza. Randy patrzył na ekran, jak zahipnotyzowany. wykonanie - Irena -Ni e wierzę... nie wierzę w to, co widziałem... - wyszeptał, gdy syrena raptownie zniknęła, a ojciec wyłączył magnetowid. -Tato , ona jest... cudowna... - Wydawało się, że szuka właściwego słowa, gestykulując rękami. Andrew przytaknął, krzywiąc twarz w wymuszonym uśmiechu. - Teraz rozumiesz, co przytrzymało mnie pod wodą. Myślałem, że mam halucynacje. Nie chciałem nic mówić przed obejrzeniem taśmy. Bałem się, że mi nie uwierzycie i, co gorsza, pomyślicie, że zwariowałem. Randy raz jeszcze przewinął taśmę i włączył magnetowid. - O rety! Gdybyśmy z Troyem nadal prowadzili ten wysyłkowy interes - rozmarzył się - to robiąc z nią plakaty, szybko zostalibyśmy milionerami. - Posłał ojcu figlarny uśmiech. - Tato, jak myślisz, kim ona jest? Co robiła pod wodą w tym dziwacznym kostiumie i bez ekwipunku? - Nie mam pojęcia. - Andrew zamyślił się. - Ale rychło się dowiem. - Aha. - Randy odwrócił się i spojrzał wymownie na ojca. - Aha - powtórzył ojciec, lekko go przedrzeźniając. - Masz mi za złe? - Coś ty! Żałuję tylko, że to nie ja pierwszy ją zobaczyłem! - No, lepiej trzymaj się od niej z daleka - zażartował, ale głos jego zabrzmiał groźnie. -Pamiętasz, co Bruce nam powiedział o znalezionych przedmiotach? Randy przytaknął. - Oczywiście, że pamiętam. Wszystko, co znajdziemy, należy do nas. Tylko że ją właściwie trudno nazwać znaleziskiem, prawda? wykonanie - Irena - Och, bo ja wiem... - Przewinął taśmę i znów włączył wideo. - Znalazłem ją przecież pod wodą... wolną i niczyją... Zabranie jej stamtąd w niczym nie zagraża środowisku... - Do licha, tato, widzę, że tli się w tobie jeszcze trochę życia! Ty na nią po prostu lecisz! Nie do wiary! Mój własny ojciec! Andrew podparł się pod boki. - A jak sądzisz, chłopcze - roześmiał się - w jaki sposób zostałeś poczęty? -Jeśli zamierzasz mnie teraz uświadamiać, to wiedz, że spóźniłeś się co najmniej o pięć lat. Ale wracając do rzeczy, w jaki sposób chcesz ją odnaleźć? - Pokey wie o wszystkim, co tu się dzieje. Zadzwonię do niego, gdy wrócimy z restauragi. Mam nadzieję, że go zastanę w domu. W przeciwnym razie... - W przeciwnym razie spędzisz bezsenną noc i jutro będziesz do niczego. Może lepiej zostańmy W domu, żebyś mógł spokojnie z nim pogadać. Zamówię pizzę i wypożyczę jakąś dobrą kasetę. Wiesz, właściwie jestem trochę zmęczony... - Kłamiesz jak z nut, aby zadowolić swego starego. Wybaczam ci, i zważywszy na okoliczności, przyjmuję propozycję. - Teraz już wiem, dlaczego omal nie oszalałem, widząc po raz pierwszy zdjęcia ciotki Alex. Mówią, że jaki ojciec, taki syn. - Coś w tym jest. -A wuj Zack to już przypadek nieuleczalny. Wiesz, że zatrzymał sobie te wszystkie plakaty z ciotką Alex, które nam zabrał. Schował je w swoim pokoju. Wbrew naszym przewidywaniom wcale ich nie zniszczył. - Mówisz poważnie? - Andrew uśmiechnął się bezceremonialnie. wykonanie - Irena - Yolanda, jego gospodyni, nam powiedziała. Znalazła je ukryte w kącie pokoju. I wtedy właśnie nabrała pewności, że wuj Zack wkrótce się ożeni. Może i ty... Może i ty poślubisz swą tajemniczą nimfę? Już widzę nagłówki w gazetach: „Tajemnicza syrena zostaje pierwszą damą Newady". - Zmykaj już, Randy! I nie wracaj bez dużej pizzy! Gwiżdżąc wesołą melodię, Andrew odszukał numer agencji, w której zatrudniony był Pokey. Po chwili uzyskał połączenie. - Jakieś pytania w związku z jutrzejszym nurkowaniem? - spytał Pokey, gdy poproszono go do telefonu. - Nie. Chodzi o coś innego. Potrzebuję twojej pomocy, Pokey. - Bez zbędnych wstępów Andrew opowiedział mu o swym spotkaniu z syreną i poprosił Pokeya o informacje. -Przyjeżdża tu sporo ekip filmowych. Wiem, że w poniedziałek jedna z ekip będzie kręcić reklamówkę w 20000 Mil. Przez tydzień będą filmować podwodne sceny, potem mają się przenieść na Podwodną Skałę. Jesteśmy zawiadamiani wcześniej, by ograniczyć liczbę nurków-amatorów na tych obszarach. Może kobieta, którą pan widział, ćwiczyła tam swoją rolę... Zaraz wykonam kilka telefonów i dowiem się więcej. - Jeśli zdobędziesz dla mnie nazwisko i adres tej kobiety, sowicie ci to wynagrodzę, Pokey. - Zrobię, co w mej mocy. Będzie pan w domu w najbliższym czasie? - Tak. Zrezygnowaliśmy z restauracji. Dzwoń o dowolnej porze. Ale pamiętaj, Pokey, to sprawa poufna. Po odłożeniu słuchawki Andrew udał się do łazienki, by wziąć prysznic. Potem w szlafroku rozsiadł się przed telewizorem i, po raz nie wiadomo który, wykonanie - Irena zaczął oglądać swój film. Przyglądając się syrenie, starał się dociec, dlaczego odczuwał do tej dziewczyny tak przemożny pociąg. To nie było zwykłe zauroczenie... - Złapałem cię na gorącym uczynku! - To był głos Randy'ego. - Na miłość boską, tato, czy z tobą już tak źle? - Chłopak stał w drzwiach i obserwował ojca z miną pełną niedowierzania. - Hej, obudź się! Wróciłem zjedzeniem. - Podszedł do ojca i postawił tacę na stoliku obok telewizora. - Nie mają tu nadzwyczajnego wyboru, ale znalazłem jedną kasetę, która z pewnością ci się spodoba. -Jeśli to znów „Na dnie mórz" lub coś w tym rodzaju, to wielkie dzięki. - Ciepło, ciepło! - Idę o zakład, że to „Szczęki" albo „20000 mil podmorskiej żeglugi"... Widzieliśmy to przed wyjazdem do Nassau. - Pudło! Tego filmu z pewnością jeszcze nie widziałeś. Siadaj i baw się dobrze. - Randy włożył do odtwarzacza przyniesioną kasetę i usiadł obok ojca. Po chwili obaj zanosili się śmiechem. - Oglądałem „Małą syrenkę" ze Steve'em, gdy opiekował się swą młodszą siostrą - wyznał Randy zawstydzony. - Tylko nie mów nikomu... Jak na film rysunkowy jest całkiem niezły. Andrew przez najbliższą godzinę oglądał film i ku swemu zażenowaniu utożsamiał się z księciem. Telefon zadzwonił, gdy książę miał zamiar pocałować dziewczynę. - Ma pan szczęście, gubernatorze. - To był Pokey. - Mój dobry znajomy, Don, instruktor z zachodniej części wyspy, spędził cały tydzień z pańską syreną. Nazywa się Lindsay Marshall, ma dwadzieścia sześć lat, jest panną i pochodzi z Santa Monica w Kalifornii - wyrecytował Pokey jednym tchem. - Gra główną wykonanie - Irena rolę w reklamówce, którą będą tu kręcić w przyszłym tygodniu. To reklama jakichś nowych kosmetyków produkowanych z owoców morza... - Gdzie się zatrzymała? - spytał Andrew, starając się ukryć podniecenie. -Wszyscy filmowcy od reklamy zatrzymują się w hotelu Black Coral Marina na zachodniej stronie wyspy. Pańska syrena trenuje nurkowanie bez maski co dzień rano na Podwodnej Skale, a potem o piątej po południu Don zabiera ją do 20000 Mil. Don twierdzi, że ona nieźle nurkuje... Andrew, podekscytowany, zaczął spacerować po pokoju. - Czy... Don zna jej rozkład zajęć na jutro? -Jeśli pogoda się utrzyma popłyną na Boję zamiast do Podwodnej Skały. - Czy to nie tam pojawiają się rekiny? - spytał Andrew, marszcząc brwi. - Na tym polega cały urok tego miejsca... Ale to całkiem bezpieczna zabawa. W każdym razie nikt dotąd nie został okaleczony. - Czy mógłbym nurkować tam razem z nimi? - wtrącił Andrew wiedziony nagłym impulsem. -Proszę mnie źle nie zrozumieć, gubernatorze... To prawda, że robi pan postępy, ale ciągle jest pan nowicjuszem. Nurkowanie w tym specyficznym miejscu wymaga pewnych kwalifikacji. - W porządku. Co zatem proponujesz na jutro? - Kryjówkę Morświna. Zejdziemy tam ha sześć metrów, żeby zobaczyć czarne korale i niesamowite gąbki. To się wam spodoba. No i mamy jeszcze Pochylnię, gdzie pojawia się wspaniały trygon kolisty ponad dwumetrowej rozpiętości płetw. - Brzmi groźnie. Ale o piątej chcemy nurkować raz jeszcze w 20000 Mil. wykonanie - Irena - Naturalnie - zgodził się Pokey. - Powiedz mi, Pokey, w jaki sposób udało ci się zdobyć informacje, nie wspominając, że to ja jestem stroną zainteresowaną? - To nie było trudne. Uchodzę tu za podrywacza. - Pokey roześmiał się. - Don pewnie pomyślał, że pytam we własnym imieniu. - Wyświadczyłeś mi ogromną przysługę. Jestem ci ogromnie wdzięczny, Pokey. - Niema sprawy. Do zobaczenia jak zwykle o dziewiątej. Andrew odłożył słuchawkę. A więc jego syrena miała imię i adres... Cóż, to mu nie wystarczało. Musiał wiedzieć więcej. To już była robota dla prywatnego detektywa, Buda Atkinsa. Kątem oka zerknąwszy na syna, który na szczęście zapatrzony był w telewizor i na moment zapomniał o bożym świecie, ponownie podniósł słuchawkę. wykonanie - Irena ROZDZIAŁ TRZECI Lindsay, leżąc na dnie łódki i mrużąc oczy w popołudniowym słońcu, z wysiłkiem wciągała na siebie przeznaczony do treningu kostium syreny. Musiała pod spód włożyć rajstopy, by oporny kostium z lycry dał się wcisnąć na nogi i biodra. Na koniec, wstrzymując oddech, zapięła boczny suwak. - Życie syreny wcale nie jest słodkie - zauważyła i roześmiała się do Dona i Kena, dwóch braci, którzy służyli jej za przewodników. - Och, przestańcie się śmiać - zażartowała. - Chciałabym was zobaczyć w tej roli. - Dziękujemy bardzo - odparł z uśmiechem Don. - Całkiem nam dobrze w naszej własnej skórze. Lepiej powiedz, kiedy będziesz gotowa, by cię wyrzucić za burtę. - Jeszcze moment. Tylko rozplotę warkocz. - Rozpuściła włosy, które sięgały jej poniżej pasa. - Och, naprawdę mi głupio, że musicie się tyle przy mnie nadźwigać... - Ryby nie mają głosu, a więc syrena nie powinna się w ogóle odzywać. - Siedzący przy sterze Ken puścił do Lindsay oko. - Poza tym nigdy w życiu nie zrezygnowalibyśmy z takiej szansy, prawda, Don? - Przenigdy! - przyznał skwapliwie Don i podniósł Lindsay do góry jak piórko. - Och! - Uśmiech zamarł jej na ustach, gdy spostrzegła w nieznacznej odległości inną łódkę. - Don, wykonanie - Irena czy to nie jest ta sama łódka, która pływała tu wczoraj? - spytała zaniepokojona. - Trudno powiedzieć. Z daleka wszystkie wyglądają podobnie. Jak myślisz, Ken? - Nie mam pojęcia. A ten nurek, który cię wczoraj filmował, dał znać o sobie? -Ni e - potrząsnęła głową. - Może to zabrzmi głupio, ale, uwierzcie mi, czułam się potwornie. Zupełnie tak, jakby ktoś obcy niespodziewanie wkroczył do mego intymnego świata. Bracia wy buchnęli śmiechem. - Moja droga, wkrótce ta reklamówka będzie na okrągło pokazywana w telewizji. Cóż, w pewnym sensie staniesz się publiczną własnością... - Och, wiem, ale... - wzruszyła ramionami. - Nadal trenuję i wydaje mi się, że tam na dole jestem zupełnie sama. A kiedy on nagle się pojawił... Po prostu byłam zażenowana... Kostium, w którym wystąpię w filmie, odsłania znacznie mniej niż ten. - Wskazała ręką na ministaniczek i rybi ogon sięgający jej do pasa. - To prawda, w tym kostiumie mogłaś tego nurka przyprawić o atak serca! - Ken parsknął rubasznym śmiechem i włożył do wody przewód podłączony do sprężarki. Przewód był wystarczająco długi, by Lindsay, będąc nawet wiele metrów pod wodą, mogła bez trudu chwycić go i zaczerpnąć powietrza. - To z pewnością turysta, który przyjechał tu w poszukiwaniu wrażeń - ciągnął Ken. - Dostarczyłaś mu wrażeń, że ho, ho! Jak wróci do domu, będzie chwalił się tym filmem przed wszystkimi znajomymi, a gdy zobaczy cię w telewizji, powie, że poznał cię osobiście. - Ken roześmiał się gromko. - Och, daj już spokój, Ken - obruszyła się Lindsay. - Don - zwróciła się do starszego brata - jestem gotowa do skoku! wykonanie - Irena - Pamiętaj, pływaj tylko pomiędzy bojami sygnalizacyjnymi. Łatwo je dostrzeżesz spod wody. I dokładnie co sześć minut wypływaj na powierzchnię. - Dobrze. Lindsay przyjęła odpowiednią pozycję do skoku i wzięła głęboki oddech. Już po chwili sunęła w dół, odpychając się nogami jak delfin. Gdy znalazła się na głębokości sześciu metrów, zaczęła ćwiczyć swój podwodny taniec. Wolno obracała się wokół własnej osi, tak jak życzył sobie choreograf, co sprawiło, że jej długie włosy tworzyły w wodzie złocisty wachlarz. Nabyła już znacznej wprawy i całe to ćwiczenie przychodziło jej z łatwością. Musiała omijać tylko wąskie kanały i trenować w szerszych. Dzięki koloro wym bojom bez problemu ustalała swe położenie. Łódka znajdowała się dokładnie nad wężem. Po zaczerpnięciu powietrza zaczęła ćwiczyć następne ewolucje - unoszenie się we wdzięcznym pochyleniu oraz obracanie się jak na diabelskim młynie. Kilkakrotnie powtórzyła ostatnie ćwiczenie, by zsynchronizować ruchy rąk z ruchami ciała. Cały czas musiała pamiętać o uśmiechu i mieć oczy szeroko otwarte. Po sześciu minutach wynurzyła się na powierzchnię, pomachała ręką Donowi i znów pomknęła na dół. I nagle - gdy po raz kolejny wykonywała obrót - zauważyła, że z odległości około dziesięciu metrów obserwuje ją jakiś nurek. Był bez kamery, ale potężna sylwetka, blond włosy widoczne pod maską, jak również czarno-różowy kombinezon wyglądały dziwnie znajomo... Tak, to był ten sam człowiek, który filmował ją wczoraj! Serce Lindsay zaczęło walić jak oszalałe. Irytowała ją myśl, że nurek wrócił tu celowo, by ją podglądać. Nieważne, że tym razem nie zabrał kamery... wykonanie - Irena Gdy dotarła do węża z powietrzem, spostrzegła, że nieznajomy płynął za nią w dyskretnej odległości, Nabrała powietrza i śmignęła wąskim tunelem w nadziei, że nurek nie zdoła się tamtędy przecisnąć. Ale jej nadzieje okazały się płonne.* Gdy odwróciła głowę, okazało się, że on tam nadal był. Wyglądał groźnie i złowieszczo z twarzą ukrytą za czarną maską. Lindsay odnosiła okropne wrażenie, że podkrada się do niej niczym rekiny, które obserwowała dziś rano. Z taką samą bezlitosną precyzją... Czego ten człowiek od niej chciał? W klubie nieraz słyszała opowieści sławnych aktorek o fanatycznych wielbicielach, którzy nie chcieli pozostawić swych idoli w spokoju. Przestraszyła się nie na żarty i z impetem ruszyła do góry, by jak najszybciej znaleźć się na powierzchni. Jednak ku swemu przerażeniu nie mogła się poruszyć! Spojrzała w dół. Jej rybi ogon zaplątał się w rybacką sieć! Najgorsze, co mogło się przytrafić nurkowi! Zaczęła ją ogarniać panika. Za kilkadziesiąt sekund zabraknie jej powietrza. Kręciła się, szarpała - na próżno. Wypłynęła poza oznakowany teren, więc Don nie mógł zauważyć, że ma kłopoty... Instynktownie sięgnęła do suwaka, by uwolnić się z kostiumu, ale w suwak wkręciły się strzępy materiału i ani drgnął. Szarpała materiał - bez skutku. Nie miała siły go rozedrzeć. I nagle czyjeś silne, pewne ręce rozdarły materiał wzdłuż bocznego szwu, w ten sposób uwalniając jej spętane nogi. Lindsay, nie oglądając się za siebie, gwałtownie rzuciła się do góry. Wypłynęła na powierzchnię i z niewysłowioną ulgą zaczerpnęła powietrza. Łódka podpłynęła do niej natychmiast. - Co się stało? - spytał Don, wyciągając ją z wody. - Gdzie twój kostium? I, do licha, dlaczego wypłynęłaś poza boje nurkowe? wykonanie - Irena - Och, odpłyńmy stąd! -jęknęła. - Zabierzcie mnie z powrotem do hotelu! Gdy Don wyciągnął przewód powietrzny, Ken natychmiast uruchomił silnik. Z maksymalną prędkością popłynęli w stronę nabrzeża. Lindsay bała się nawet spojrzeć za siebie. Chociaż nurek uwolnił ją ze śmiertelnej pułapki, w jego niespodziewanym pojawieniu się pod wodą było coś tak przerażającego, że nigdy więcej nie chciała go widzieć. - Możesz nam teraz opowiedzieć, co się stało? - spytał Don łagodnym tonem. Oddychając nierówno, opowiedziała o wszystkim, co wydarzyło się pod wodą. - Wygląda na to, że twój prześladowca ocalił ci życie - skomentował Don, wysłuchawszy całej opowieści. - Jeśliby mnie nie ścigał, nigdy nie wpadłabym w sieć - powiedziała z nachmurzoną miną. - Skarbie, ten człowiek cię przestraszył. To fakt. Ale wiedz, że sieć zauważa się dopiero, gdy już jest za późno. To niczyja wina, że twoja płetwa się zaplątała - orzekł rzeczowym tonem. - Dzięki Bogu, że dziś wrócił, by cię obserwować. Inaczej byłoby z tobą źle. Gdy dobili do brzegu, dodał: - Odwieziemy cię do hotelu, a potem wrócimy z Kenem po twój kostium. Myślę, że da się go do jutra zreperować. -Dzięki, Don. Ale... nie chcę już nurkować w 20000 Mil. Mogę przecież ćwiczyć gdzie indziej... I Don... chcę, byś od jutra zaczął nurkować ze mną. Boję się być sama pod wodą... Boję się kolejnych psychopatów... - Oczywiście, jak sobie życzysz. Ale psychopata to chyba zbyt mocne określenie. Facet po prostu chciał ci się przyjrzeć. Jesteś piękną kobietą, Lindsay. wykonanie - Irena - Dzięki za komplement, Don. Ale ten człowiek mnie przeraża. Jest silny, potężny, i wydaje mi się, że działa z premedytacją... Och, sama nie wiem... - Zatopiła twarz w dłoniach. Obraz jasnowłosego nurka pojawił się przed jej oczami tak wyraziście, że zadrżała. - Nie podoba mi się, że mnie filmował... Matka mojej najlepszej przyjaciółki, która jest znaną aktorką, była kiedyś prześladowana przez wielbiciela... Och, to był dla niej koszmar! - Uspokój się - pocieszył ją Don. - Jutro zejdę z tobą pod wodę. Jeśli zobaczymy w sąsiedztwie kogokolwiek przypominającego twego dzisiejszego prześladowcę, zawiadomimy straż portową. Oni go sprawdzą. - Dzięki, Don. - Odetchnęła z ulgą. - Od razu mi lepiej. Ze swej strony zawiadomię jednak ochronę w hotelu... - Włożyła plażową sukienkę i klapki i pomaszerowała na drugą stronę ulicy do hotelowego wejścia. Potrzebowała teraz kąpieli, drinka i dużo, dużo spokoju. Szybko przeszła przez hol do windy i nacisnęła guzik trzeciego piętra. Zazwyczaj po południu Lindsay lubiła odpoczywać na porośniętym egzotycznymi roślinami balkonie, skąd rozciągał się widok na pobliską przystań. Rozkoszowała się miękkim, balsamicznym powietrzem i bajkowym widokiem lazurowego morza. Dziś jednak, po tym przerażającym wydarzeniu, wiedziała, że nie zazna spokoju, póki nie porozmawia z ochroną hotelu. Miała dziwne przeczucie, że nurek znów się pokaże i to w chwili najmniej odpowiedniej. Wolałaby tego uniknąć. Oczywiście nie mogła zapomnieć, że pospieszył jej na ratunek i być może zapobiegł śmiertelnemu wypadkowi. Gniew jednak brał górę nad wdzięcznością wykonanie - Irena - gniew, że w ogóle się pojawił i zakłócił jej błogi spokój. Przypomniała sobie jego silne ręce na swoim ciele. Z jaką precyzją wydobył ją z kostiumu! Zachował się tak władczo, jakby był przyzwyczajony do roli przywódcy... Rozdrażniona faktem, że całkowicie nieznajomy mężczyzna zaprząta jej myśli, weszła pod prysznic i umyła włosy. To przyniosło chwilowe odprężenie. Potem, owinięta w ręcznik, ze szklanką zimnej coli w ręce podeszła do telefonu, podniosła słuchawkę i poprosiła o połączenie z szefem ochrony hotelu. Gdy wyjaśniła całą sprawę, jej rozmówca poprosił, by przyszła do jego biura w hotelu, złożyła stosowne oświadczenie i podała możliwie dokładny rysopis mężczyzny. Uspokojona tą rozmową powoli zaczęła się ubierać. Włożyła kwiecistą spódnicę i liliową bluzkę, której kolor sprawiał, że w jej ciemnoniebieskich oczach pojawiły się ametystowe cętki. Do tego białe sandały na płaskim obcasie. Mając ponad metr siedemdziesiąt wzrostu, nie musiała się podwyższać. Oprócz jasnej szminki, która podkreślała blask opalonej cery, nie stosowała makijażu. Śmiało zaznaczone brwi i gęste rzęsy były wystarczająco ciemne. Gdy skończyła suszyć włosy, puszyste fale opadły jej na ramiona jak mieniąca się kurtyna ze złota. Przynajmniej raz do roku postanawiała je obciąć. Tłumaczyła sobie, że ich pielęgnacja zabiera zbyt dużo czasu i pracy. Zawsze jednak coś ją powstrzymywało. Włosy były tak bardzo kobiecą ozdobą... Teraz była niezmiernie szczęśliwa, że nie poddała się impulsowi. To dzięki swoim włosom została wybrana do reklamówki. wykonanie - Irena Gdy już stała w drzwiach, zadzwonił telefon. Przekonana, że to rodzice, którzy dzwonili codziennie, podbiegła do nocnego stolika i podniosła słuchawkę. - Panna Marshall? - To była Leanne z recepcji. - Przepraszam, że niepokoję, ale na dole w holu czeka jakiś pan, który chciałby z panią porozmawiać. Twierdzi, że przyniósł coś, co do pani należy... Lindsay pełna najgorszych przeczuć zadrżała. -Czy może go pani opisać... Ale tak, by nie słyszał... -Jest niezwykle przystojny - powiedziała recep cjonistka przyciszonym głosem. - W typie Roberta Redforda. Około trzydziestu pięciu lat, wysoki blondyn, oczy orzechowe, ubrany w popielaty garnitur i koszulę bez krawata. - Czy... przedstawił się? - Lindsay oblizała spierzchnięte wargi. Cała się trzęsła. - Nie. Twierdzi, że to nieważne, bo pani i tak go nie zna. A jednak dowiedział się, gdzie mieszka! Odnalazł ją! Na czole Lindsay pojawiły się krople potu. -Leanne, proszę posłuchać... - szepnęła. - Ten mężczyzna mnie śledzi, napastuje... Rozmawiałam na jego temat z ochroną hotelu. Gdy się rozłączymy, zachowuj się naturalnie i powiedz mu, że za chwilę zejdę. Zatrzymaj go, za wszelką cenę zatrzymaj! Nastąpiła chwila głuchej ciszy. - Dobrze - odezwała się w końcu recepcjonistka. - Czy pani uważa, że ten człowiek może być niebezpieczny? - Nie wiem. To musi sprawdzić ochrona. Natychmiast po tej rozmowie Lindsay wykręciła numer szefa ochrony i poinformowała go o wydarzeniach z ostatniej chwili. wykonanie - Irena Po kilku minutach siedziała w jego gabinecie, usiłując się opanować. - To jest sprawa policji - wyjaśniał jej pan Herrera. - Pozwoliłem więc sobie ich zawiadomić. Oni najlepiej się nim zajmą, sprawdzą jego tożsamość, zadadzą kilka pytań. To nie potrwa długo... Złoży oświadczenie, dlaczego panią śledził. Och, naprawdę proszę się uspokoić... Prosiłem, by przyjechali jak najprędzej. - Pan Herrera popatrzył na Lindsay z wyrazem pewnego zakłopotania na twarzy. - Panno Marshall, jest pani doprawdy piękną kobietą... Nie można wykluczyć, że ten człowiek po prostu chciał panią zobaczyć. W końcu, nie możemy zapominać, że wyratował panią z nie lada opresji. Proszę tu chwilę poczekać i napisać stosowne oświadczenie dla policji, a ja zejdę na dół i rozejrzę się w sytuacji, dobrze? Skinęła głową. - Dziękuję za pomoc - powiedziała. - Po to tu jesteśmy. - Wyszedł dokładnie zamykając za sobą drzwi. Na biurku leżał formularz, który musiała wypełnić. Zabrała się do pisania, ale nie mogła się skupić. Oczyma duszy wyobrażała sobie dramatyczne sceny, które prawdopodobnie rozgrywały się na dole. Patrzyła bezmyślnie na pustą kartkę papieru i zastanawiała się, czy któryś z tych mężczyzn, z którymi dziś rozmawiała, naprawdę uwierzył w jej relację. Czy ktokolwiek uwierzył, że nurek stanowi dla niej zagrożenie? Może potakiwali wyłącznie dla uspokojenia jej? Być może po cichu stukali się w czoło. Nie, żaden mężczyzna, nawet najbardziej wrażliwy, nigdy nie zrozumie uczucia osaczonej kobiety. Ani Ken, ani Don, ani pan Herrera nie mogli wiedzieć, co to znaczy być obserwowaną i śledzoną przez tajemniczego nurka... Lindsay nie znała przecież wykonanie - Irena tutejszych wód, czuła się w obcym otoczeniu całkowicie bezradna i bezbronna. W dodatku odziana tylko w kostium syreny... Nie miała żadnej broni, nawet sprzętu do nurkowania... Och, jakże ją złościło, że dla wielu mężczyzn kobieca uroda i wdzięk stanowiły po prostu wyzwanie. Tacy mężczyźni uważali, że pięknej kobiecie wypada, a nawet należy się narzucać. Minęło następne pół godziny. Lindsay dawno już napisała oświadczenie i teraz zaczęła się nerwowo przechadzać po pokoju. Umierała z ciekawości, co też się dzieje na dole. Po nieskończenie długim czasie drzwi się wreszcie otworzyły i do pokoju wkroczył pan Herrera. W jego postawie i zachowaniu dało się od razu zauważyć pewną zmianę. Oczy mu błyszczały, a na twarzy ujrzała wyraz lekkiego rozbawienia. - Co się stało? - spytała zdziwiona. - O wiele więcej, niż można było przypuszczać. - Roześmiał się cicho, jakby opowiedział świetny dowcip. - Przepraszam, że zachowuję się trochę tajemniczo, ale cóż, zaszło pewne nieporozumienie, które, jak mniemam, za chwilę się wyjaśni. Zapewniam panią, że nie ma powodów do obaw... Proszę zabrać ze sobą oświadczenie, które pani napisała. Zejdziemy teraz na dół. Oficer śledczy wszystko pani wyjaśni. Lindsay zrobiło się lżej na sercu i raźno dotrzymała kroku szefowi ochrony. W recepcji troje ludzi uśmiechnęło się do niej z takim samym jak pan Herrera wyrazem rozbawienia na twarzy. Najwyraźniej wszyscy się świetnie bawili. Lindsay poczuła się nagle trochę nieswojo. Pan Herrera otworzył szeroko drzwi za kontuarem recepcji. - Bardzo proszę, panno Marshall... wykonanie - Irena Gdy Lindsay przekroczyła próg małego pokoju, poczuła nagłe onieśmielenie. Pięciu mężczyzn, w tym dwóch umundurowanych, przyglądało się jej w napięciu. Czyjeś orzechowe oczy, taksujące ją w milczącym skupieniu, przykuły jej szczególną uwagę... Opamiętała się i odwróciła wzrok. Przemknęło jej przez myśl, że już gdzieś tego mężczyznę widziała... Z pewnością był to podejrzany nurek, który ją śledził. Raz jeszcze posłała mu baczne spojrzenie. Myśl, że już gdzieś go widziała, stawała się coraz bardziej uporczywa. I nie miało to nic wspólnego z jego lekkim podobieństwem do Roberta Redforda. Był niewątpliwie atrakcyjny, choć w niczym nie przypominał tak dobrze jej znanych supermenów z klubu sportowego. Krótkie blond włosy o końcach rozjaśnionych przez słońce rzeczywiście przywodziły namyśl sławnego aktora filmowego. Skórę miał raczej spaloną słońcem niż opaloną, a więc wylegiwanie się na plażach nie było dlań chlebem powszednim. Ostre rysy, prosty nos nadawały jego twarzy bardzo męski wyraz i twarz ta pasowała do wysokiej, muskularnej sylwetki. Stał teraz oparty niedbale o ścianę, z rękami skrzyżowanymi na piersi i przyglądał się Lindsay w sposób tak intensywny, że poczuła zażenowanie. - Panno Marshall - odezwał się wreszcie jeden z policjantów - jestem inspektor Ortiz, a to mój współpracownik, inspektor Henderson. Pani pozwoli, że przeczytam oświadczenie. Lindsay podała mu papier. Szybko przebiegł go wzrokiem, a potem uniósł głowę i przemówił: -A zatem twierdzi pani, że ten oto mężczyzna - zerknął z ukosa na nurka - zaczaił się na panią dzisiejszego popołudnia, by panią napastować... Utrzymuje pani, że wypadek, który miał miejsce pod wykonanie - Irena wodą, wydarzył się z jego winy, ponieważ wpadła pani w popłoch i starała się uciec. Czy dobrze rozumiem? Do licha! W interpretacji inspektora wypadła na przewrażliwioną idiotkę, histeryczkę o nadmiernej wyobraźni. Wstydziła się spojrzeć nurkowi w twarz. - Owszem - wykrztusiła wreszcie, biorąc głęboki oddech i starając się opanować drżenie głosu. - Właśnie do takich wniosków doszłam. Poprzedniego dnia ten mężczyzna obserwował mój trening i fi lmował mnie. Mężczyzna, o którym była mowa, wyprostował się, a Lindsay zauważyła na jego wargach cień uśmiechu. Na wspomnienie o podwodnym spotkaniu zarumie niła się. Uświadomiła sobie nagle w jak skąpym występowała wówczas stroju. - Nie może pani jednak zaprzeczyć - kontynuował inspektor - że kiedy pani... hmm... syreni ogon zaplątał się w sieć, ten człowiek pomógł pani wydostać się z kostiumu. - Istotnie. Chodzi jednak o to, że nigdy nie znalazłabym się w takim położeniu, gdyby ten pan... oddawał się swym pasjom gdzie indziej. - Obrzuciła nurka pełnym wyrzutu spojrzeniem, które odparował z pełnym rozbawienia błyskiem w oczach. - Panno Marshall - zauważył inspektor - nasze wody dostępne są dla każdego. - Możliwe - przerwała mu gwałtownie - ale, gdy mnie zobaczył, zaczął za mną płynąć. Odniosłam wrażenie, że chce mnie zaatakować. Och, maska skrywała mu twarz i po prostu przestraszyłam się. Może nie znajduje to racjonalnego wytłumaczenia, ale poczułam się całkowicie bezradna. Poza tym brakowało mi powietrza, a mój instruktor nie miał pojęcia, że wpadłam w kłopoty. wykonanie - Irena Pozostali dwaj mężczyźni, ubrani podobnie jak inspektor Herrera w podkoszulki i szorty, starali się powstrzymać uśmiech. Ich reakcja sprowokowała Lindsay do ostrzejszej wypowiedzi. - Być może trudno wam w to uwierzyć, panowie - wybuchła - ale nie wszystkie kobiety lubią narzucających się mężczyzn. Jeśli ten pan ma jakieś logiczne wytłumaczenie dla swego postępowania, chciałabym je usłyszeć. A jeśli, jak sądzę, po prostu pragnie poznać producenta i reżysera filmu, to, przykro mi, ale wybrał złą drogę. Nie mam żadnego wpływu na obsadę ról. Ten komentarz wywołał znów powszechne rozbawienie powstrzymywane z coraz większą trudnością. Lindsay gotowała się ze złości. - Panno Marshall - inspektor Ortiz wziął do rąk swój kapelusz - pozwoli pani, że zaczekamy na zewnątrz. W tym czasie gubernator Cordell przedstawi pani swój punkt widzenia. Lindsay nerwowo zamrugała oczami. Cordell. Cordell.. . Gorączkowo szukała w pamięci i nagle doznała olśnienia. Cordell! Do licha, chyba nie Andrew Cordell, gubernator stanu Ńewada! Napotkała jego spojrzenie i nagle zrozumiała, dlaczego od samego początku wydawał jej się znajomy. Odniosła wrażenie, że ziemia usuwa się spod nóg. Kurczowo zacisnęła palce na krawędzi biurka, by utrzymać równowagę. wykonanie - Irena ROZDZIAŁ CZWARTY Mężczyzna, który bacznie ją obserwował, nagle przestał się uśmiechać. - Może usiądziemy? - zaproponował poważnym tonem. - Wolę postać - odparła. Niezależnie kim był, przestraszył ją nie na żarty. Pragnęła jak najszybciej usłyszeć jego wyjaśnienia i zastanawiała się właśnie, jakiej użyje wymówki. Przez dłuższą chwilę wpatrywał się w jej napiętą twarz. -Instynkt panią nie zawiódł, panno Marshall - odezwał się wreszcie. - Śledziłem panią. Co więcej, okłamałem inspektora. - Czy to oznacza, że wiedział pan, gdzie będę ćwiczyć dziś po południu? - spytała, wstrząśnięta jego szczerością i brakiem skruchy. - To prawda. Przeprowadziłem wywiad odnośnie pani osoby. Przemknęło jej przez myśl, że właściwie wolałaby zgrabne kłamstwo od tej brutalnej szczerości. - Rozumiem, że będąc gubernatorem, trudno panu zabawiać się podglądaniem kobiet, musiał więc pan wyjechać na wakacje, by szukać wrażeń pod wodą - odcięła się, nadal trochę zła. Wybuchnął szczerym śmiechem i śmiał się tak zaraźliwie, że w efekcie i na jej wargach pojawił się z lekka wymuszony uśmiech. wykonanie - Irena - Przepraszam, nie chciałam pana obrazić - usprawiedliwiła się. - Nadal jednak nie usłyszałam pańskich wyjaśnień. Przestał się śmiać i zrobił nawet poważną minę. Powiódł po jej twarzy tak badawczym wzrokiem, że cofnęła się o krok gwałtownie, jakby zamierzała uciec. - Cały problem polega na tym, że nie mam nic na swoje usprawiedliwienie - powiedział z godnością. - Proszę sobie ze mnie nie żartować... - Spojrzała na niego niepewnie, a potem opuściła wzrok. Powoli zaczynała do niej docierać cała prawda. - Wczoraj natknąłem się na syrenę, która mnie oczarowała - wyjaśnił z niezmąconą powagą. -1 byłem tak zauroczony, że popędziłem za nią, by ją dotknąć, by sprawdzić, czy istnieje naprawdę. Nie byłem pewien, czy moja wyobraźnia nie płata mi figla. Myślałem, że syreny nie istnieją... Ale moja syrena istnieje. Mam ją uwiecznioną na filmie. - Uśmiechnął się łagodnie do Lindsay. - Dziś wróciłem w to samo miejsce, by zobaczyć ją raz jeszcze. Naprawdę nie sądziłem, że moja obecność tak ją przestraszy. A potem, gdy zaplątała się w sieć, wpadłem w przerażenie i zrobiłem wszystko, co mogłem, by jej pomóc. No cóż, zniszczyłem przy tym jej ogon, ale zreperowałem go i przyniosłem w nadziei, że wybaczy zwykłemu śmiertelnikowi, który przypadkowo wkroczył do jej świata, a potem po raz wtóry chciał przeżyć ten sam cudowny sen... - Panno Marshall? - Inspektor Ortiz pojawił się w uchylonych drzwiach. - Mamy następne wezwanie. Czy będziemy jeszcze pani potrzebni? - Dostałam satysfakcjonujące wyjaśnienie - powiedziała zmieszana. -Dziękuję panom za wszystko. wykonanie - Irena - Cała przyjemność po naszej stronie. - Inspektor Ortiz ukłonił się obojgu i zamknął za sobą drzwi. Gdy zostali sami, znów poczuła się nieswojo. Pokój wydał jej się dziwnie ciasny, a obecność gubernatora przytłaczająca. Tym razem ogarnęły ją obawy zupełnie innego rodzaju... - Nadal pani się mnie boi? - Czytał w niej jak w otwartej książce! - Zastanawiam się, dlaczego tam pod wodą tak pochopnie doszła pani do wniosku, że chcę ją zaatakować. Pragnąłbym lepiej poznać motywy pani postępowania. Skąd wzięła się taka lękowa reakcja? Była zaskoczona pytaniem, a jednocześnie pełna podziwu dla niezwykłej przenikliwości jego umysłu. Minęło kilka chwil, nim ochłonęła i mogła przemówić. - Przypuszczam, że oglądał pan filmy z Victorią Harris? - Oparła się o brzeg biurka, zaczynała bowiem odczuwać skutki męczącego dnia. Poza tym była głodna; od lunchu nie miała nic w ustach. Andrew Cordell powoli skinął głową. Nie odrywał przy tym oczu od jej warg, co kompletnie ją rozpraszało. - Jej córka, Beth, jest moją najlepszą przyjaciółką. Domy naszych rodziców sąsiadują ze sobą, więc właściwie razem dorastałyśmy. Vicky traktuję jak swą ciotkę. Uwielbiam ją... Lindsay słyszała drżenie własnego głosu. Łzy napłynęły jej do oczu na wspomnienie tych koszmarnych lat rekonwalescencji, kiedy to właśnie Vicky podtrzymywała ją na duchu, okazała jej tyle troski i serca. - Bardzo dużo jej zawdzięczam. - Zamrugała nerwowo oczami, by nie rozpłakać się przed nieznajomym człowiekiem. - Dzięki niej mam możwykonanie - Irena liwość zagrania w tej reklamówce. Jest tak serdeczną, uczynną osobą... Jak pan zapewne wie, to niezwykle piękna kobieta. Dziesięć lat temu, podczas pewnej charytatywnej imprezy, jakiś przystojny mężczyzna pojawił się nagle za kulisami i zrobił jej zdjęcie... Potem wysłał jej do domu odbitkę wraz z miłosnym listem. Vicky przeraziła się, ponieważ w liście tym poruszył jej intymne sprawy, o których nikt, jak sądziła, nie miał prawa wiedzieć. Jej ówczesny mąż, Pat, alkoholik zresztą, w ogóle tym się nie przejął i nie potrafił wesprzeć jej na duchu. - Lindsay przerwała na chwilę, by zaczerpnąć oddechu i poskładać myśli. - Miesiąc później pojawił się następny list i kolejne zdjęcia... Tym razem przedstawiały Vicky i Beth wychodzące ze sklepu. Oznaczało to, że były śledzone. I wtedy rozpoczął się koszmar. Zawiadomiono policję, Vicky wynajęła ochroniarzy, którzy na stałe zamieszkali w jej domu... Moi rodzice ze względów bezpieczeństwa zabronili mi wówczas w ogóle spotykać się z Beth... - Głos Lindsay się załamał. -I właśnie dlatego... - Proszę nic więcej nie wyjaśniać - przerwał ze zrozumieniem. - Czy policja złapała tego mężczyznę? - Nie. Szukano go cały rok, ale nie natrafiono na żaden ślad. A potem nagle listy i zdjęcia przestały przychodzić. Oczywiście życie Vicky i Beth uległo po tych wydarzeniach zasadniczej zmianie... Pozostawiły trwały ślad w ich psychice. Pat, nie mogąc znieść napięcia, odszedł od Vicky, i to akurat wtedy, gdy najbardziej go potrzebowała. Z pewnością nie był dla niej odpowiednim mężczyzną, ale rozpad tego trzeciego z kolei małżeństwa całkiem wytrącił ją z równowagi... Gorączkowo zaczęła szukać następnego męskiego ramienia... Beth była w takim stanie, że wykonanie - Irena musiała poddać się leczeniu psychiatrycznemu. Nie mogłam spotykać się z nią tak często jak niegdyś. Poza tym moi rodzice utrudniali nasze kontakty... Bali się o moją równowagę psychiczną. W tym okropnym dla nas wszystkich okresie moja psychika uległa poważnym przeciążeniom... Chyba na zawsze straciłam ufność wobec świata i ludzi. To był kres mego dzieciństwa... W małym pokoiku zapadła żenująca cisza. Lindsay zupełnie nie potrafiła zrozumieć, co skłoniło ją do tak spontanicznych, intymnych zwierzeń przed człowiekiem, przeciw któremu jeszcze przed godziną gotowa była wnieść oskarżenie. - Przykro mi, że zrobiłam z tego incydentu taką aferę - usprawiedliwiała się. - Don, mój instruktor nurkowania, powiedział mi, że nurkom zdarza się zaplątać w sieć, i mogło mi się przytrafić to nieszczęście niezależnie od pana obecności. - Podniosła nań oczy pełne niepokoju. - Dziękuję, że pospieszył mi pan na ratunek. Prawdopodobnie zawdzięczam panu życie... - Och, teraz przyznaję - odparł zmieszany - że moja obecność rzeczywiście mogła panią wystraszyć i zdekoncentrować. Po tym, co usłyszałem, potrafię wczuć się w pani położenie. Biorę na siebie całą winę za ten incydent. Mimo że zauroczony syreną działałem jak w transie, nic mnie nie usprawiedliwia. Naprawdę było mu przykro i powiedział to tak ujmująco, że Lindsay po raz pierwszy szczerze się uśmiechnęła. - Wprost nie do wiary, że to mówię, ale pański komplement bardzo mi pochlebił. Mam nadzieję, że na filmie wypadnę równie przekonywająco. Nie wyobraża pan sobie, jak trudno jest naśladować rybę... wykonanie - Irena - Och, z pewnością. Gdy pani odpłynęła, rozciąłem sieć i wyplątałem ogon. Zabrałem go do domu, by dać do naprawy. Gdy mu się przyglądaliśmy z Randym, nie potrafiliśmy sobie w ogóle wyobrazić, w jaki sposób pani go zakłada i jak można wykonywać w nim te wszystkie ewolucje. Z pewnością jest pani znakomitą pływaczką. - Mam sporą praktykę - odpowiedziała skromnie, wdzięczna za tyle troski i zaopiekowanie się jej kostiumem. - Czy Randy to pański instruktor? - spytała. Podniósł jeden kącik ust w nieznacznym uśmiechu. - Randy to mój osiemnastoletni syn, który wprost umiera z ciekawości, by poznać panią osobiście. Każde słowo tego mężczyzny intrygowało ją. Narastała w niej ciekawość, której nie potrafiła opanować. - Spędza pan tu wakacje z rodziną? - ośmieliła się spytać. - Tak. To nasz pierwszy wspólny wyjazd z synem od trzech lat, czyli od śmierci mojej żony... Lindsay przypomniała sobie teraz, że dwa lata temu, gdy opublikowano wyniki wyborów i przedstawiono sylwetki zwycięskich kandydatów, czytała coś na temat życia osobistego gubernatora Newady. - To musiała być dla pana prawdziwa tragedia - powiedziała współczująco. - Ogromnie mi przykro, że w tak głupi sposób zakłóciłam panu wakacje. Uniósł jedną brew na znak ni to zdziwienia, ni zakłopotania. -N o cóż, faktycznie nie byłem uszczęśliwiony, gdy niepostrzeżenie zbliżyło się do mnie dwóch policjantów i zażądało, bym udał się z nimi do tego wykonanie - Irena kantorku, ponieważ chcą mi zadać kilka pytań na temat pewnej syreny... - Uśmiechnął się pod nosem. - Moi ochroniarze byli nie mniej zaskoczeni ode mnie i omal nie wywiązała się poważna awantura. Lindsay, mimo że starała się zachować powagę, wybuchnęła perlistym śmiechem. Radosne iskierki w jego oczach były zaraźliwe. - Co gorsza, przyplątał się zaraz jakiś reporter i zdołał zrobić mi zdjęcie, gdy maszerowałem tu z syrenim ogonem. - Do licha! - wyrwało się Lindsay, gdyż natychmiast uświadomiła sobie wszystkie możliwe konsekwencje. - W prasie na pewno zrobi się huczek. - Znów się uśmiechnął. - Naprawiony kostium dostarczono już do pani pokoju. Lindsay jęknęła z przerażenia. Wiedziała, że prasa zrobi wszystko, by gubernatora skompromitować, w dodatku mając tak znakomitą po temu okazję. Wszak dziennikarze z tego żyli. Wyrzucała sobie teraz, że narobiła tyle niepotrzebnego zamieszania. - Tak mi przykro... - powiedziała, nie znajdując dalszych słów. - Proszę się uspokoić - zaoponował. - To wszystko moja wina. Niepokoję się o panią, tym bardziej teraz, gdy zrozumiałem podłoże pani lęków. Podjąłem już konieczne kroki, by przynajmniej uniemożliwić publikację pani nazwiska, ale oczywiście nie mogę tego zagwarantować. - Doceniam pańską troskliwość - bąknęła zmieszana i wystraszona nie na żarty. Jeśli jej rodzice dowiedzą się o wszystkim... - Poza tym, by uchronić panią przed wścibskimi gapiami, opuści pani ten pokój w towarzystwie moich dwóch uzbrojonych ochroniarzy, którzy będą wykonanie - Irena przy pand do końca pani pobytu w Nassau, a potem eskortują panią do Kalifornii. - Och, to z pewnością przesada! - Obawiam się, że nie. W ciągu kilku godzin ten incydent stanie się publiczną tajemnicą, a wówczas niejeden, ciekawski będzie chciał panią zobaczyć, a może i dotknąć... Myślę, że będzie pani zadowolona z ochrony. Zaczynała mu wierzyć. Poczuła się nagle bardzo naiwna, głupiutka i bezbronna. - A kto będzie w takim razie chronił pana? - spytała cicho. - Zawsze podróżuję z liczną ochroną i z powodzeniem mogę użyczyć pani dwóch swoich ludzi. Oczywiście nie będą pracować na koszt podatników, tylko na mój prywatny rachunek, jeśli to panią niepokoi. Och, miał niewiarygodną zdolność czytania w jej myślach! Zarumieniła się z wrażenia. - Skąd pan właściwie wie, że mieszkam w Kalifornii? - przyszło jjej nagle do głowy. Przelotny uśmieszek na moment nadał jego twarzy chłopięcy, figlarny wyraz. - Spodziewałem się tego pytania - odparł. -Ma m doprawdy mnęstwo wad, ale kłamać nie potrafię. Muszę wyznać, że wynająłem detektywa. Och, wiem, jestem czasem pozbawiony skrupułów. Moi polityczni oponenci wytykają mi to zawsze w czasie kampanii wyborczej". Był pewny siebie, przekorny, może nawet odrobinkę arogancki, ale w jakiś niewytłumaczalny sposób cechy te dodawały mu wdzięku. Lindsay pozostawała pod tak dużym wrażeniem jego inteligencji, silnej osobowości, że zapomniała nawet o zmęczeniu i głodzie. Gdy jednak w końcu zerknęła na zegarek, zorientowała się, że rozmawiali już dobrą godzinę. wykonanie - Irena - Zrobiło się późno - zauważyła. - Muszę iść. - Proszę pozwolić, bym wyszedł pierwszy z hotelu. To na pewien czas odsunie od pani uwagę. I jeszcze jeden drobiazg... Jeśli pani nalega, odeślę pani tę kasetę wideo... - Och, nie ma sprawy. Ufam, że zachowa pan dyskrecję. - Wdzięcznym gestem odgarnęła włosy z policzka. - Większość filmów z wakacji i tak kończy swój żywot na półce. -Proszę na to zbytnio nie liczyć - ostrzegł z uśmiechem. Popatrzył na nią chwilę w milczeniu, a potem otworzył drzwi i wyszedł. Pozostawił Lindsay oszołomioną i... smutną. To w ogóle nie miało sensu, ale przygnębiała ją myśl, że nigdy go już nie zobaczy. Zdała sobie sprawę, że wraz z jego odejściem jakaś żywotna siła opuściła ten pokój - a może również jej życie... Gdy po upływie pięciu minut wyszła z pokoju, czekali już na nią dwaj krzepko wyglądający mężczyźni oraz pan Herrera. - Jestem panu niewymownie wdzięczna - zwróciła się do Herrery. - Cała sprawa okazała się burzą w szklance wody. - To się doskonale składa - odparł. - Chciałbym przedstawić panów Garveya i Arce'a, którym gubernator Cordell zlecił opiekę nad panią. Dwaj mężczyźni, którzy przedstawili się jako Jake i Fernando, serdecznie uścisnęli Lindsay dłoń. - Gubernator zarządził, by przeniesiono panią do specjalnego apartamentu - powiedział Jake. - Czuje się odpowiedzialny za wplątanie panji w tę sytuację i uważał, że trzeba zachować wszystkie środki bezpieczeństwa. Gubernator to bardzo przezorny i opiekuńczy człowiek... wykonanie - Irena Cała ta sytuacja wydawała się Lindsay nierealna. - Do pani apartamentu prowadzi bezpośrednia winda prosto z garażu - dodał Fernando. - My będziemy mieszkać w sąsiednich pokojach, by zapewnić pani bezpieczeństwo, nie naruszając jednocześnie prywatności. Pomyślała, że gubernator szybko i śmiało sobie poczyna, ale w żadnym razie nie mogła przystać na taki gest z jego strony. - Proszę podziękować za troskę panu Cordellowi - odezwała się - ale pozostanę w swoim pokoju. - Za późno, panno Marshall. Wszystkie rzeczy już przeniesiono, a pani poprzedni pokój został przygotowany dla następnych gości. - Wskażę pani drogę do prywatnej windy - wtrącił pan Herrera, jakby kładąc kres wszelkim dysputom. Lindsay nie pozostało nic innego, jak podążyć za nim do głównego holu. Po drodze starała się nie zauważać zaciekawionych spojrzeń pracowników recepcji. Fernando szedł tuż obok niej, Jake zaś przodem. Ten mężczyzna, który z początku tak ją wystraszył, okazał się jej wybawicielem i obrońcą. Teraz zaś przewrócił cały jej świat do góry nogami. Czuła się jak wielka gwiazda, gdy w towarzystwie osobistych ochroniarzy szła do swojego ekskluzywnego apartamentu. Kiedy drzwi windy rozsunęły się bezszelestnie, oczom Lindsay ukazał się przepastny hol z dwiema parami drzwi po obu stronach. Na końcu korytarza znajdował się wielki salon urządzony w tonacji szaro- biało-perłowej. Na jednej z kanap pokrytych białym jedwabiem leżał kostium syreny... wykonanie - Irena Na ścianach tego eleganckiego wnętrza wisiały współczesne obrazy - prawdziwe dzieła sztuki. W jednym rogu stało czarne pianino, w drugim malowany chiński parawan, częściowo osłaniający pokaźnych rozmiarów stół i krzesła z drzewa tekowego. Na tle biegnących przez całą długość pokoju okien przesłoniętych żaluzjami ustawiono mnóstwo doniczek z drzewkami i kwitnącymi roślinami. Na wprost okna szklane drzwi prowadziły do pozostałych pomieszczeń apartamentu. Były tam mała jadalnia i przytulny salonik, sypialnia, kuchnia i łazienka. Fernando oprowadził ją po wszystkich pomieszczeniach, a potem pokazał jeszcze niewielkie patio z ogrodowym stolikiem i leżakami. Pełno tu było kwitnących i pachnących roślin, których sylwetki majaczyły teraz na tle szafirowego nieba. -Jeśli będzie pani chciała opuścić hotel, proszę nas zawiadomić - powiedział Fernando. - Dziś już nigdzie nie wyjdę. Dopiero jutro rano o szóstej mam zamiar udać się do portu. - Skontaktowaliśmy się już z pani instruktorem i powiadomiliśmy go o wszystkim. Gubernator zamówił dla pani kolację. Wystarczy zadzwonić do kuchni. Czy jeszcze mogę pani w czymś pomóc? - Doprawdy, dziękuję. Czuję się tu jak prawdziwa księżniczka. Fernando uśmiechnął się. - Pan Cordell tak właśnie nakazał nam panią traktować. Proszę mi wybaczyć śmiałość, ale gdy panią ujrzałem, wydało mi się to całkiem naturalne. Nigdy nie widziałem tak pięknych włosów... - Dziękuję ci, Fernando. - Mieszkamy z Jakiem w pokojach po prawej stronie korytarza. Gdyby były jakieś problemy, proszę dzwonić. wykonanie - Irena - Nie przewiduję żadnych, ale z góry dziękuję. Wszystko to wydawało jej się nadmiarem ostrożności, ale wiedziała, że nie ma sensu protestować. - Telefony będziemy do pani przełączać. Pani również może dzwonić, gdzie zechce, uprzedzam jednak, że rozmowy będą nagrywane. W Kalifornii oczywiście zwrócimy pani taśmy. Lindsay miała już dosyć tych pouczeń, a nawet poczuła, że lekki dreszcz przechodzi jej po kręgosłupie. Tak, siła gubernatora była niczym przyobleczona w aksamitną rękawiczkę pięść z hartowanej stali. Nie mogła pojąć, jak ludzie mogli tak na co dzień żyć. Sama nie potrafiła. To nieodmiennie przywo dziło jej na myśl lata spędzone w domu z nad opiekuńczymi rodzicami, którzy chcieli znać każdy jej ruch i żyli w ustawicznym strachu o jej bez pieczeństwo. Trochę później, gdy czekała na zamówioną kolację, zadzwonił telefon. - Panna Marshall? - Słucham, gubernatorze - ożywiła się, słysząc znajomy głos. - Och, proszę mówić do mnie Andrew. Choć na chwilę chcę zapomnieć o swych obowiązkach. - Ciekawa jestem, co by na to powiedzieli twoi wyborcy - zażartowała. Roześmiał się głośno i to sprawiło jej prawdziwą przyjemność. - Gdy Jake i Fernando pilnują telefonu, nie martwię się o nic. - To bardzo sympatyczni ludzie, a apartament jest doprawdy wspaniały. - Westchnęła głęboko, by opanować przyspieszone bicie serca. - Dziękuję ci za szczodrość. Proszę jednak, nie rób nic więcej... wykonanie - Irena Wiem, że chcesz mi wszystko wynagrodzić, że jest ci przykro... ale ja także czuję się źle, ponieważ popsułam ci beztroskie wakacje. Nie mam żadnych możliwości, by odpłacić ci za kłopoty, które spowodowałam, a więc proszę, nie chcę na dodatek zaciągać wobec ciebie długu wdzięczności. I tak czuję się wystarczająco źle. - Czy aż tak źle, by odmówić zjedzenia z nami jutro wieczorem kolacji? Zapraszam cię do nas po zakończeniu nurkowania. Pokażemy ci nasze filmy. Być może rozśmieszy cię widok dwóch nowicjuszy nieudolnie raczkujących wśród koralowych raf. A może zechcesz zobaczyć film ze sobą w roli głównej? Była zaskoczona zaproszeniem i jednocześnie bardzo wzruszona. To zaczynało ją przerażać. Instynktownie czuła, że jeśli z tym mężczyzną zacznie spę dzać więcej czasu, będzie coraz bardziej za nim tęsknić. - Naprawdę nie jesteś ciekawa, jak wygląda ostatnia ocalała syrena? - zażartował. - Każdy człowiek powinien ją zobaczyć, nim wróci do morza, by zniknąć na zawsze. Lindsay poczuła się nieswojo. Czyżby gubernator w ten poetycki sposób chciał jej dać do zrozumienia, że ich znajomość ma charakter wakacyjny. Zwykły flirt... i nic więcej. Ta myśl wytrąciła ją z równowagi. - Być może ona zniknie dlatego, że nie jest prawdziwą syreną - powiedziała pół żartem, pół serio. - Wolałbym w to nie wierzyć - odparł z dziwną stanowczością w głosie. - A więc czekamy na ciebie jutro o wpół do ósmej, zgoda? - Będę trenować do siódmej, więc nie mogę obiecać punktualności. wykonanie - Irena - Nieważne kiedy. Przyjdź choćby i o północy. Jake i Fernando znają drogę. I jeszcze jedno... Nie czytaj jutro gazet, jeśli chcesz mieć dobry humor. - Dziękuję za wszystko. Również za zaproszenie na kolację. Dobranoc... Andrew. Gdy odkładała słuchawkę, ręce jej drżały, a nogi miała jak z waty. W drodze do jadalni zatrzymała się, by obejrzeć syreni ogon porzucony na kanapie. Ktoś zszył długie pęknięcie na boku i naprawił suwak... Jak mu się udało tak szybko znaleźć szwaczkę lub krawca? Wydawało się, że nic nie istnieje poza jego zasięgiem i kontrolą. I tego właśnie Lindsay się bała... wykonanie - Irena ROZDZIAŁ PIĄTY - Tato, dzwoni wujek Zack! Zack nie zawracałby mu głowy, gdyby nie wyjątkowa sytuacja. A więc mogło to oznaczać tylko jedno... Adrew z wyrazem niesmaku na twarzy odłożył „Los Angeles Examiner" i podszedł do aparatu stojącego przy łóżku. - Cześć, Zack! Przypuszczam, że właśnie natknąłeś się na moje nazwisko w gazecie. - Trudno by było go nie zauważyć. „Sun" donosi na pierwszej stronie, że gubernator Cordell bohatersko ratuje piękną syrenę. Co więcej, zamieszczono tam zdjęcie, na którym trzymasz w ręce jakiś dziwny eksponat. Chyba ogon rybi, czy tak? Na litość boską, Andrew, martwiłem się, gdy osoba Randy'ego pojawiała się w kolumnie plotek, ale teraz ty sam jesteś bohaterem pierwszej strony! - Zack nie mógł powstrzymać śmiechu. -T o było do przewidzenia - jęknął Andrew. - Wiedziałem, że dla prasy będzie to łakomy kąsek. - Alex przesyła ci pozdrowienia i twierdzi, że na tym zdjęciu wyglądasz na uradowanego. Podejrzewa, że pan gubernator wplącze się w miłosną historię. Andrew siadając na brzegu łóżka spytał: - A co ty byś na to powiedział, Zack? - Od dawna miałem nadzieję i modliłem się w duchu, że znajdziesz wreszcie kogoś, kto zastąpi ci moją siostrę. Jesteś zbyt młody i pełen życia, by długo wykonanie - Irena wytrzymać w samotności. Ale dlaczego akurat syrena? Andrew wybuchnął śmiechem, a Zack mu zawtórował. - Jesteś pewien, że ona jest warta tego całego zamieszania, które być może zniszczy twój polityczny wizerunek? - padło po chwili pytanie. Andrew zacisnął mocniej dłoń na słuchawce. - Wiesz, gdy ujrzałem ją po raz pierwszy, naprawdę zastanawiałem się przez kilka chwil, czy nie jest prawdziwą syreną... - Rzeczywiście jest taka piękna? - Sfilmowałem ją i oglądałem już tę taśmę tyle razy, że chyba niedługo się zedrze. Teraz potrafię zrozumieć twoje szaleństwo na punkcie Alex. Randy powiedział mi, że po kryjomu zachowałeś wszystkie plakaty... - Tato, do licha! - To był zirytowany głos Randy'ego. - No tak, okazuje się, że we własnym domu nie mogę mieć żadnej tajemnicy - westchnął ^ re zygnacją Zack. - Ja też nie. Zauważ, że przy okazji takiego drobnego incydentu zrobiono ze mnie huLake, dewianta, zdeprawowanego urzędnika, który tylko czyha, by zaatakować młode, niewinne syreny. - Zrobiłeś to? Rzeczywiście ją napastowałeś? - A jak myślisz? - No cóż, gdy po raz pierwszy zabrałem Alex na ranczo, powiedziałem jej, że słono jej zapłacę, jeśli będzie pozować nago na koniu dla celów reklamowych. -A sądziłem, że znam cię na wylot, Zackery Quinnie! - Nie znasz mnie nawet w połowie. wykonanie - Irena - Teraz jednak mogę cię łatwiej zrozumieć - powiedział Andrew poważniejszym tonem. - Ona jest ode mnie dziesięć iat młodsza, Zack. - To co z tego? - Ona się mnie boi. -Andrew opowiedział w skrócie całą historię, ukrywając przed szwagrem jedynie swe najbardziej intymne przemyślenia i emocje. - Niedługo zobaczysz ją w telewizji. Będzie reklamować nowe kosmetyki. „Czar natury". Jestem pewny, że dzięki niej producent zrobi furorę. - A poza tym dobrze się bawisz? - spytał Zack na zakończenie rozmowy. -Tak . Obaj z Randym jesteśmy bardzo zadowoleni. - Masz wspaniałego syna, Andrew. -W głosie Zacka dał się słyszeć cień zadumy? - Znacie już płeć dziecka? - zagaił Andrew. - Nie. Zdecydowaliśmy z Alex, że wolimy nie wiedzieć. W ten sposób nasze oczekiwanie jest jeszcze bardziej emocjonujące. - Macie rację. Przekaż Alex moje gorące pozdrowienia. I powiedz jej, żeby poczekała do naszego powrotu! - Termin wypada dopiero pod koniec miesiąca. - No to będziemy już w domu. Cieszę się, Zack, że zadzwoniłeś. Bardzo pomogłeś mi poskładać myśli. Odezwij się jeszcze. Rozmowa z Zackiem wyraźnie poprawiła mu humor. Zaraz po odłożeniu słuchawki wyrzucił do kosza wszystkie gazety, w których aż się roiło od skandalizujących doniesień z Wysp Bahama. - Mam pomysł! - zwrócił się z ożywieniem do syna. - Pojedźmy teraz ponurkować na Skalnej Ścianie! Wystąpił z tą propozycją, ponieważ godziny dzielące go od spotkania z Lindsay Marshall dłużyły się wykonanie - Irena niemiłosiernie. Pomyślał, że oszaleje, jeśli przyjdzie mu cały dzień spędzić w domu. Randy wydawał się zaskoczony tą śmiałą propozycją. Sądził, że pozostaną w domu, by uniknąć spotkań z miejscowymi łowcami sensacji. - Mówisz poważnie? - Chłopakowi oczy pojaśniały z radości. - Ale przecież to miejsce jest przeznaczone dla doświadczonych płetwonurków. - Och, namówimy Pokeya. Sprowadzi nas na bezpieczną głębokość. A w czasie naszej nieobecności kucharz przygotuje wspaniałe przyjęcie! Randy przez chwilę przyglądał się ojcu w skupieniu, a potem skonstatował: - Już dawno nie widziałem cię w tak znakomitym humorze, tato. Myślę, że panna Marshall nie jest na ciebie bardzo zła, skoro zgodziła się do nas przyjść. Postaraj się więcej jej nie wystraszyć. - A to co znowu? - Andrew wybuchnął szczerym śmiechem. - Mój rodzony syn poucza mnie, jak trzeba się obchodzić z kobietą! - Właśnie. - Randy wyszczerzył zęby. - Od trzech lat nie interesowałeś się kobietami, więc teraz, skoro panna Marshall tak bardzo ci się podoba... - Wezmę pod uwagę twe światłe rady, synu - uciął z figlarnym uśmiechem. Dom, który wynajmował gubernator, przywodził Lindsay na myśl greckie wyspy z ich nieskazitelnie białą zabudową. W świetle zapadającego zmierzchu, na tle ciemniejącej zieleni, kolorowe płatki kwitnących, drzew i krzewów jaśniały nierzeczywistym blaskiem. Gdy limuzyna pokonywała ostatni zakręt drogi prowadzącej do frontowego podjazdu, miała szczerą ochotę poprosić kierowcę, by zawrócił. Przez cały wykonanie - Irena dzień przygotowywała się na ponowne spotkanie z gubernatorem Cordellem, a teraz miotana tysiącem sprzecznych uczuć obawiała się, że nie podoła wyzwaniu. Czuła dziwny rodzaj napięcia i lęku, choć nie był to już dławiący strach, którego doznawała wczoraj. Szykując się do wyjścia kilkakrotnie zmieniała ubranie - wiecznie niezadowolona ze swego wyglądu. Po długich rozterkach zdecydowała się na wąską, jedwabną suknię w kolorze zgaszonego różu z niewielkim dekoltem i skromnym rozcięciem z boku. Zarówno koronkowa halka jak i pantofle komponowały się kolorystycznie. Włosy pozostawiła rozpuszczone, przerzuciła je tylko przez prawe ramię, by wyeksponować jeden z kolczyków - mały topaz w kształcie kryształowej kuli, w którym odbijało się światło i kolor sukni. Gdy kierowca okrążył fontannę i zatrzymał się przed frontowym wejściem, Fernando - nieodłączny towarzysz - pierwszy wysiadł z samochodu, by ot worzyć Lindsay drzwiczki. Drzwi willi otworzyły się niemal natychmiast i na progu pojawiła się znajoma, jakże intrygująca sylwetka Andrew Cordella. Przyciągał wzrok jak promień światła. Omiotła spojrzeniem jego twarz, jasne włosy, które teraz wyglądały na bardziej spalone słońcem niż wczoraj, jego świeżo opaloną skórę. Miał na sobie elegancki letni garnitur w kolorze beżu, który uwydatniał mocne linie jego ciała, doskonale skomponowany z ciemniejszą nieco koszulą i kolorem krawata. Z całej sylwetki emanowały witalność, energia i siła, które Lindsay wyczuwała mimo dzielącej ich odległości. Na miękkich nogach weszła po schodach. - Kłamałem, oczywiście, twierdząc, że wszystko mi jedno, o której przyjdziesz. Już po ósmej i gotów wykonanie - Irena byłem udać się po ciebie osobiście. - Wypowiedział te kilka słów bardzo poważnym tonem. - Och, mieliśmy małą awarię - usprawiedliwiła się w nerwowym podnieceniu. - Ken nie mógł uruchomić silnika. - Postaram się mu wybaczyć - zażartował, biorąc ją pod rękę i wprowadzając do środka. Kiedy drzwi zamknęły się za nimi bezszelestnie, Lindsay z nieokreślonego powodu doznała takiego samego wrażenia jak wówczas, gdy schodziła po pionowej ścianie w dół - w przepastny wodny błękit. I tak samo jak wówczas, miała niezachwiane przekonanie, że wypłynie z powrotem na powierzchnię. Podniecająca bliskość Andrew Cordella sprawiała, że ledwie mogła docenić piękny wystrój wnętrza. Co za ironia, myślała. Przecież całe życie obracała się wśród przystojnych, wpływowych mężczyzn. Na urządzanych przez rodziców przyjęciach poznawała producentów, amantów filmowych, dygnitarzy, którzy bez wątpienia byli niezwykle atrakcyjni. Dlaczego więc Andrew Cordell był jedynym, który wzbudził w niej takie emocje? Jedynym, którego spojrzenie czy dotknięcie ręki wywoływało podniecający dreszcz? Poprowadził ją przez kwadratowy hol, ozdobiony różnymi gatunkami egzotycznych roślin, do salonu urządzonego w stylu śródziemnomorskim, którego zakończone łukiem okna wychodziły na morze. Po lewej stronie zauważyła wejście do jadalni. - Mój syn czeka na nas w gabinecie - powiedział Andrew, prowadząc ją następnie do pokoju, którego misternie rzeźbione ściany oraz meble przypominały styl mauretański. Siedzący przed telewizorem opalony, ciemnowłosy chłopak wstał na ich widok. Z czarującym uśmiechem otrzepał spodnie i obciągnął sweter. wykonanie - Irena - Cześć - powiedział do Lindsay, a ona natychmiast odgadła, jak Andrew Cordell wyglądał dwadzieścia lat temu. -Randy, pozwól, że ci przedstawię prawdziwą syrenę. - Mówiąc to Andrew nadal trzymał ramię Lindsay we władczym uścisku. - Wyobraź sobie, że ona przybrała nazwisko Lindsay Marshall. Rozbawiona tymi słowami Lindsay uśmiechnęła się i serdecznie uścisnęła dłoń Randy'ego. - Witaj, Randy. Mam nadzieję, że będziesz mnie nazywać Lindsay. - Cieszymy się, że nas odwiedziłaś, Lindsay. Gdy tata pokazał mi film, myślałem, że jesteś prawdziwą syreną. Musisz go koniecznie zobaczyć. - Nie sądzę, bym mogła dobrze wvjść. Zaczerpnęłam wówczas za dużo powietrza i cały czas unosiło mnie do góry. Musiałam zbyt mocno machać ramionami. -Zapewniam cię, że żaden z nas niczego nie zauważył - wtrącił Andrew. - Czy masz ochotę napić się czegoś przed kolacją? - Nie, dziękuję. Szczerze mówiąc po treningu jestem zawsze głodna jak wilk. - Zatem natychmiast temu zaradzimy. - Gdy to mówił, w jakiś dziwny sposób patrzył na jej usta, co sprawiło, że ciało jej przeszył dreszcz. Nadal czuła na ręce dotyk jego dłoni, mimo że już ją puścił. - Chodź, powiemy kucharzowi, że jesteśmy gotowi. Gdy opuścili gabinet, Lindsay odezwała się: - Masz bardzo przystojnego syna. Podobny do ciebie, tylko ma trochę ciemniejszą karnację. - Dziękuję. Myślę jednak, że najładniejsze rysy odziedziczył po swej matce. - Masz więcej dzieci? wykonanie - Irena - Nie. Mieliśmy szczęście, że Randy w ogóle się urodził. Moja żona chorowała na rzadką chorobę krwi, odziedziczoną po swej matce. Obie zmarły przedwcześnie... - Musiałeś to bardzo przeżyć. - Lindsay uniosła ku niemu oczy pełne bólu. - W dodatku byłeś już wówczas osobą publiczną, musiałeś podołać setkom obowiązków... Zauważyła, że Andrew nerwowo zaciska szczęki. - Tak, to było piekło - wyznał. - Szczególnie dla Randy'ego. Miałem za dużo obowiązków, by mu pomóc. Musiał radzić sobie sam i bywało różnie... Cóż, teraz próbuję mu to wynagrodzić. - Szkoda, że nie wiedziałam tego, zanim... - zająknęła się. - Daj spokój - przerwał gwałtownie. - Za wszelką cenę chciałem cię poznać, choć oczywiście nie w taki sposób, jak to się w rezultacie stało. Wolałbym, by na naszym pierwszym spotkaniu nie było policjantów, strażników i reporterów... Chciałem zrealizować własny scenariusz... - Własny scenariusz? - ożywiła się. - Tego dnia zamierzałem poczekać, aż skończysz nurkowanie. Pokey i reszta załogi dostali instrukcje, by podpłynąć do waszej łódki, a wtedy Pokey miał poprosić Dona, aby nas sobie przedstawił. Chciałem przeprosić za to, że ubiegłego dnia cię wystraszyłem. Miałem zamiar zaprosić cię na kolację i oczywiście oddać kasetę, jeślibyś tego zażądała. - Przerwał i popatrzył jej prosto w oczy. - Czy przyjęłabyś zaproszenie? Lindsay, która słuchała tych wyjaśnień z uczuciem rosnącego zdziwienia, niespodziewane pytanie wystraszyło. Jakiś głos płynący z serca przekonywał ją jednak, że niezależnie od lęku, jaki Andrew Cordell wykonanie - Irena w niej wówczas budził, prawdopodobnie swą osobowością i wdziękiem całkiem by ją zawojował. Dzięki tym cechom pozyskał głosy elektoratu i został wybrany na drugą kadencję. Jeśli ją pamięć nie myliła, odniósł znów przygniatające zwycięstwo. - Kolacja czeka. - To był Randy. Wybawił Lindsay z nie lada kłopotu, ponieważ na zadane pytanie nie potrafiła znaleźć odpowiedzi. -Ju ż idziemy - odparł Andrew, nie spuszczając z Lindsay wzroku. Znów poczuła ciepło przenikające z jego dłoni do jej ciała. Nim doszli do jadalni, wyszeptał prosto do jej ucha: - Skoro tu jesteś dziś wieczorem, wnioskuję, że odpowiedź brzmiałaby: „tak". Z wypiekami na twarzy Lindsay pierwsza weszła na taras, gdzie już nakryto do stołu. Było tu bardzo przytulnie - wokół tarasu rósł żywopłot i kwitnące krzewy. Pośrodku stołu ustawiono kompozycję z orchidei, którą oświetlało teraz światło świec. Ciepłe, upojne nocne powietrze i zbliżający się ku pełni księżyc na aksamitnym niebie, dawały Lindsay uczucie odrealnienia. Nie mogła uwierzyć, że to wszystko dzieje się naprawdę. Przypomniała sobie rozmowę z Beth na lotnisku... Nie dalej jak wczoraj siedziała w biurze pana Herrery i miała nadzieję, że jej prześladowca za chwilę zostanie aresztowany. I potem nagle cała sytuacja uległa diametralnej zmianie. Nadal czuła z tego powodu oszołomienie. - Jak to się mogło stać, że do tej pory nie oglądaliśmy cię w żadnym filmie? - zagaił Randy, gdy podano na przystawkę smakowicie wyglądające nadziewane krewetki. wykonanie - Irena Lindsay upiła łyk białego wina. - Nigdy nie byłam aktorką. - W takim razie musisz być modelką. Jesteś przecież taka piękna... - Miał taki sam jak jego ojciec bezpośredni sposób wyrażania się. Potrząsnęła głową z uśmiechem. - Dzięki za uroczy komplement, ale znów się mylisz. Nagrywam tę reklamówkę wyłącznie po to, aby zarobić pieniądze na dalsze studia. A wybrano mnie do roli syreny tylko dlatego, że dobrze pływam i mam długie włosy. - Och, z pewnością to nie jedyny powód - bąknął Andrew, obrzucając ją wymownym spojrzeniem. - Co zamierzasz studiować? - zapytał poważnym tonem. - Chcę kontynuować studia na wydziale biologii morskiej w La Jolla. - Słyszałem o tym instytucie - powiedział Randy. -W ubiegłym roku dwóch moich przyjaciół odbywało tam praktykę. -Zamierzam się zająć obserwacją rekinów... - wyjaśniła Lindsay. - Żartujesz! To fantastyczny pomysł! A wczoraj widziałaś dużo rekinów? Chcieliśmy z tatą nurkować w tym samym miejscu, ale okazuje się, że jeszcze jesteśmy za słabi. Było oczywiste, że dokładnie znali jej rozkład zajęć, a jednak Randy zupełnie nie wyglądał na zmieszanego. - Było ich chyba osiem - odpowiedziała po chwili. Podano główne danie - udziec jagnięcy, ziemniaki au gratin i lukrowaną marchewkę. Gdy jedli, zerknęła ukradkiem na gospodarza. Był dziwnie upięty. - Ze wszystkich morskich stworzeń rekiny Mit najbardziej niebezpieczne - skonstatował Andrew. wykonanie - Irena - Dlaczego chcesz się poświęcić pracy związanej z takim ryzykiem? Wiele razy sama zadawała sobie to pytanie. Nadal brzmiały jej w uszach kategoryczne protesty rodziców, gdy wtajemniczyła ich w swe plany. Odłożyła widelec na talerz i powiedziała: -Jeśli zna się te zwierzęta i wie, jak z nimi postępować, ryzyko nie jest tak duże. Zastanów się, dlaczego ty sam poświęciłeś się karierze politycznej? Przecież ten zawód wiąże się z o wiele większym ryzykiem. Ryzykujesz szczęściem własnej rodziny, własnym zdrowiem psychicznym... Ich oczy spotkały się na moment. -T o nie jest właściwe porównanie. Jeśli mnie zniszczą jakieś grube ryby, zawsze mogę pracować, powiedzmy, jako prokurator okręgowy. Ty natomiast nie masz żadnego wyboru, jeśli rekin-ludojad postanowi skonsumować cię na podwieczorek. Upiła kolejny łyk wina, nim odpowiedziała. - Owszem, ludojad jest bardzo groźnym rekinem, ale przecież to nie jedyny gatunek występujący w naszych wodach. Na przykład rekiny młotowate dostarczają naukowcom fantastycznego materiału do badań, a ich szczęki wcale nie prezentują się tak groźnie. - Chcesz przez to powiedzieć, że potrafią człowieka tylko nadgryźć, zamiast zjeść go w całości? - Każde żyjące stworzenie potrafi zaatakować, gdy zostanie zapędzone w pułapkę albo gdy jest ranne. Jeśli obserwacja rekinów byłaby tak bardzo niebezpieczna, nikt by się jej nie podjął, i w związku z tym nic byśmy do dziś nie wiedzieli o tych fascynujących rybach. - Właściwie, w jaki sposób prowadzicie obserwacje? - dopytywał się Randy. wykonanie - Irena Lindsay wytarła usta serwetką. - Dam ci taki przykład: rekiny trzeba oznakować, by zbadać zasięg ich migracji, a więc nurek musi podpłynąć tak blisko, by wystrzelony nadajnik pewnie umieścić w ciele rekina pośrodku jego grzbietu. Czasem ból powoduje u rekina chęć odwetu. Oczywiście trzeba być tego świadomym i zastosować wszystkie środki ostrożności, by uniknąć niebezpieczeństwa. - To właśnie masz zamiar robić na jesieni? - spytał zafascynowany Randy. - Nie. Instytut Scrippa oferuje sześcioletni program. Podczas pierwszego roku będą tylko zajęcia teoretyczne. Później ukończę specjalistyczny kurs nurkowania i dopiero potem będę mogła uczestniczyć w niektórych podwodnych badaniach. - Och, sam chciałbym to robić! - entuzjazmował się Randy. - Na szczęście masz jeszcze przed sobą cztery lata studiów, a w tym czasie, mam nadzieję, zdążysz zmienić zdanie - wtrącił ostro Andrew. - Może teraz przejdziemy do salonu, gdzie podadzą nam deser, a Lindsay będzie mogła wreszcie zobaczyć się na wideo. Nagła zmiana tematu zaskoczyła Lindsay. Andrew był prawdopodobnie bardzo opiekuńczy w stosunku do swego jedynaka. Być może śmierć żony spowodowała nawet pewne przewrażliwienie na punkcie jego bezpieczeństwa... Potrafiła to zrozumieć lepiej niż ktokolwiek inny. Czyżby Andrew Cordell przypominał jej nadopiekuńczych rodziców? Jeśli tak, współczuła zarówno jemu, jak i jego synowi. Andrew czule obejmując Lindsay w talii, poprowadził ją do gabinetu. wykonanie - Irena Czy wszystkie kobiety tak traktował? - zastanawiała się. A co na to Randy? Pewnie był przyzwyczajony do widoku kobiet u boku swego ojca... Właściwie dlaczego ją tu zaprosił? Istniała tylko jedna sensowna odpowiedź. Był to z jego strony przepraszający gest. Nie przyjął do wiadomości jej zapewnień, że to ona czuje się winna, gdyż naraziła go naśmieszność. I pewnie nigdy więcej już go nie zobaczy - ani jego, ani Randy'ego... Ta myśl przygnębiła ją bardzo. Powinna przynajmniej wykorzystać te krótkie chwile, które jeszcze jej pozostały i dziś wieczór dobrze się bawić w ich towarzystwie. Wiedziona nagłym impulsem, powiedziała: - Nim ujrzę syrenę, chciałabym zobaczyć najpierw pozostałe filmy, które nakręciliście. - W ten sposób będzie mogła bezkarnie rozkoszować się widokiem Andrew Cordella, nie dając mu poznać, jak bardzo interesuje się nim naprawdę. Przez następną godzinę Lindsay siedziała przed telewizorem, jak zaczarowana. - Jak na dwójkę amatorów, nurkujecie wspaniale! - pochwaliła. - I robicie znakomite filmy. -Mó j przyjaciel, Troy - wtrącił Randy - robi wspaniałe zdjęcia. Myślę, że pewnego dnia zatrudnią go w „National Geographic". To on nauczył nas, jak należy się obchodzić z kamerą. - Jestem zachwycona, Randy. Czy on też nurkuje? - Nie. Dwa lata temu, grając w piłkę, fatalnie złamał nogę i od tamtej pory nie może uprawiać żadnych sportów. -T o niedobrze - powiedziała Lindsay, trochę jakby sama do siebie. - Myślę, że właśnie pływanie byłoby dla niego znakomitą terapią. wykonanie - Irena Randy raptownie odwrócił głowę. - Naprawdę tak myślisz? - Ależ ja to wiem. - Uśmiechnęła się, zdając sobie sprawę, że Andrew przygląda się jej zaintrygowany. - Jestem instruktorką pływania. Uczę pływać również dzieci kalekie i po urazach ortopedycznych. Wiele z nich dzięki pływaniu wraca do zdrowia. - Sądzisz, że Troy mógłby ukończyć kurs nurkowania? - Oczywiście. - Tato, słyszysz? - zawołał podekscytowany Randy. - Oczywiście. Gdy tylko wrócimy do domu, postaramy się go namówić. Jeśli uda mu się skończyć szybko kurs, będzie mógł pojechać z nami w sierpniu na Kajmany. - Och, tam podobno jest cudownie - szepnęła Lindsay, zafascynowana widokiem podwodnego świata na ekranie telewizora. Jednak mimo widoku przepięknych koralowców i tropikalnych ryb, nie potrafiła oderwać wzroku I od sprężystej, wyspor towanej sylwetki Andrew. Jak na człowieka, który prawdopodobnie większość czasu spędzał za biurkiem, prezentował znakomitą kondycję. Chciała go spytać, jak mu się to udaje, ale po krótkim namyśle uznała to pytanie za zbyt osobiste. Randy z wrażenia ukląkł przed telewizorem. - Popatrzcie, za chwilę będzie... Lindsay ożywiła się, widząc zarys charakterystycznej płetwy wśród korali. To wyglądało niesamowicie... A gdy podpłynęła w kierunku kamery, sama się nie poznała. Wyglądała jak prawdziwa syrena! Randy zatrzymał obraz. - Wprost nie mogę uwierzyć - powiedziała zaskoczona. wykonanie - Irena - Też nie wierzyłem własnym oczom - szepnął Andrew. - Może teraz lepiej zrozumiesz moje oczarowanie. - Kosmetyki, które zareklamujesz, dzięki tobie zrobią prawdziwą furorę - dodał Randy. - Dziękuję za słowa otuchy - odparła cicho. Czuła, że z każdą chwilą staje się bardziej związana z Randym i jego ojcem, i wiedziała, że powinna już pójść, jeśli nie chce, by rozstanie stało się zbyt dramatyczne. Dodała więc szybko: - Właśnie przypomniałam sobie, że jutro muszę wcześnie rano wstać. Pozwolicie, że już was opuszczę. W pokoju zapadła dziwna cisza. Po chwili Andrew wstał i zapalił światło. - Jutro jest niedziela. O ile wiem, to twój ostatni dzień wolności przed rozpoczęciem zdjęć. Co powiesz, byśmy wspólnie popływali na wyspie Barmolal? Zabierzemy ze sobą lunch. Spuściła oczy, by nie wyczytał w nich gwałtownego wybuchu radości i podniecenia, jakie wywołała ta propozycja. Nie mogła jednak, nie była w stanie jej przyjąć... Obawiała się konsekwencji, jakie może przynieść jeszcze jeden dzień spędzony w towarzystwie tego mężczyzny. Andrew stał przy drzwiach z nieodgadnionym wyrazem twarzy. - Nie musisz podejmować decyzji teraz. Po prostu umówmy się, że zadzwonisz do mnie jutro o dziesiątej, zgoda? - Nie... Już teraz mogę dać odpowiedź. - Zrobiła rękoma bezradny gest. - Bardzo chciałabym z wami pojechać, ale jutro jestem umówiona z kostiumologiem i charakteryzatorem, nie wiem więc, o której będę wolna... Nie mogę robić żadnych planów... - zająknęła się. wykonanie - Irena - Mówisz zupełnie tak jak ojciec, gdy dzwonię do niego do biura - zauważył Randy, nie kryjąc rozczarowania. Lindsay wstrzymała oddech, czekając aż Andrew coś powie, on jednak milczał jak zaklęty. Musiała przejąć inicjatywę. - Dziękuję wam. To był niezapomniany wieczór. Dziękuję za kolację i miłe towarzystwo. - Cała przyjemność po naszej stronie - padła zdawkowa, grzeczna odpowiedź. Przed frontowymi drzwiami willi, jak spod ziemi wyrósł Fernando i kilku innych ochroniarzy. Fernando poszedł przodem w kierunku samochodu, Randy pozostał z tyłu, Andrew zaś sprowadził Lindsay ze schodów. - Dobranoc, słodka syreno - wyszeptał jej do ucha. Próbowała, udawać, że nie czuje ani delikatnego dotknięcia jego warg na swoich włosach, ani subtelnej pieszczoty palców na skórze. Andrew pożegnał się i zatrzasnął drzwi samochodu. Przez szybę pomachała jeszcze Randy'emu, i limuzyna ruszyła. Zmusiła się, by raz jeszcze nie posłać Andrew tęsknego spojrzenia. Wiedziała, że oto wydarzyło się w jej życiu coś znaczącego - coś nowego i do głębi przejmującego. Gdy teraz myślała o powrocie do Kalifornii, ogarniało ją uczucie dojmującego smutku. Do licha, przecież to zupełnie nie miało sensu! Nie tak szybko. Nie teraz, gdy była zadowolona ze swego życia. Zadowolona - aż do wczoraj. wykonanie - Irena ROZDZIAŁ SZÓSTY - Telefon do pana, gubernatorze. -Jeden z ochroniarzy wsunął głowę do sypialni. - Dzwoni Clint. Andrew, słysząc dzwonek telefonu, przypuszczał, że to Troy dzwoni do Randy'ego. Skoro Clint, jego drugi zastępca, odważył się go niepokoić o tak późnej porze-mogło to oznaczać wyłącznie kłopoty. Zmarszczył brwi podnosząc słuchawkę. Wieści były istotnie niepokojące. Po wydaniu niezbędnych poleceń odłożył słuchawkę i skierował się prosto do sypialni syna. Musiał mu zakomunikować smutną nowinę. Randy mył w łazience zę*by. Uśmiechnął się do ojca znad umywalki. - Ona jest nie tylko piękna, tato - powiedział. - Jest także miła. Naprawdę miła pod każdym względem. Muszę cię pochwalić. Rozegrałeś to znakomicie. - Doprawdy? - Andrew rozpogodził się. Aprobata syna przyniosła mu prawdziwą ulgę, ponieważ miał szczery zamiar nadal widywać się z Lindsay Marshall. Instynktownie wyczuwał, że ona również miała ochotę wyrazić zgodę na jego zaproszenie. - Kto dzwonił? - Clint. - Och! Czyżby nastąpiło jakieś trzęsienie ziemi albo tornado, albo coś w tym rodzaju? - spytał Randy, wycierając twarz ręcznikiem. wykonanie - Irena - Coś w tym rodzaju. Chłopak odłożył ręcznik na toaletkę i poważnie spojrzał ojcu w oczy. - Tylko mi nie mów, że musimy natychmiast wracać do domu. - Obawiam się, że tak. Huragan zatamował Truckee River. Jeśli się szybko nie usunie naniesionego gruzu, w Reno może zabraknąć wody. Muszę natychmiast wracać, by wydać odpowiednie polecenia. Niewykluczone, że trzeba będzie ogłosić stan wyjątkowy. - Do licha! -jęknął przerażony Randy. Andrew wziął głęboki oddech dla odzyskania równowagi. - Myślisz, że ja mam ochotę wyjeżdżać? - wykrztusił. - Czy nie widzisz, jak bardzo chciałbym zobaczyć Lindsay? Randy skinął potakująco głową. Po dłuższej chwili ciszy odezwał się: - Jeśli chcesz pojechać teraz do niej do hotelu, żeby się pożegnać, to ja spakuję rzeczy i spotkamy się dopiero na lotnisku. Andrew był pełen uznania dla domyślności swego syna. - Dziękuję - powiedział. - Czy myślisz, że będzie chciała się ze mną zobaczyć, mimo że odrzuciła nasze zaproszenie? - Mogę ci to zagwarantować - powiedział Randy dobitnie. Pod wpływem nagłego wzruszenia poklepał czule syna po plecach. - Czasami się zastanawiam, czym zasłużyłem sobie na takiego syna jak ty... - powiedział z uśmiechem. - Pomyślę nad tym i dam ci znać. Życzę szczęścia, tato. wykonanie - Irena Andrew czule uściskał syna. W drodze do hotelu, korzystając z telefonu w samochodzie, załatwił kilka najważniejszych spraw, tak by przez najbliższe kilka minut mieć niczym nie zaprzątniętą głowę i całą uwagę poświęcić Lindsay. Lindsay zbyt podekscytowana i niespokojna, by szykować się do łóżka, stała na patio i przyglądała się morskiej toni zalanej światłem księżyca. Wykreślenie Andrew ze swych myśli okazało się trudniejsze, niż przewidywała. - Lindsay? Wzdrygnęła się i zaskoczona odwróciła głowę. Nie minęła jeszcze godzina, nim się pożegnali, a jednak on tu był - był w jej apartamencie. Radość, która ją ogarnęła, wystraszyła ją nieco. Miał na sobie ten sam garnitur co podczas kolacji, ale był bez krawata i miał bardzo poważny wyraz twarzy. - Jake mnie wpuścił - odezwał się. - Przepraszam, że bez uprzedzenia, ale sprawa jest bardzo pilna. Stała zdumiona i niespokojna. Przez głowę przelatywały jej przeróżne okropne myśli. - Coś się stało? - spytała, czując przyspieszone uderzenia swego serca. - Chodzi o Randy'ego? Czy wszystko w porządku? -Tak . Obaj jesteśmy cali i zdrowi. - Głos mu zamarł. - Proszę, nie trzymaj mnie w niepewności. - Zmarszczyła brwi i przygryzła wargę. - Powiedz wreszcie, co się stało? Zrobił krok w jej kierunku. Dłuższą chwilę przyglądał się jej twarzy, jakby chciał zapamiętać każdy rys. wykonanie - Irena - Wyjątkowa sytuacja zmusza mnie do natychmiastowego powrotu do domu - powiedział rzeczowym tonem. - Randy czeka już na mnie na lotnisku. Lindsay jęknęła w duszy i szybko odwróciła wzrok, by nie zauważył w jej oczach niemej rozpaczy. - Biedny Randy... - udało się jej wykrztusić. - Przecież to miały być wasze pierwsze prawdziwe wakacje... - No cóż, ryzyko zawodowe. Zawsze muszę się z tym liczyć. Ale szczerze przyznam, że byłem wyjątkowo zły i rozczarowany, gdy zadzwonił Clint i opowiedział mi o zaistniałej tragedii. - Klęska żywiołowa? - spytała. - Truckee River została zablokowana i w Reno może zabraknąć wody. Muszę dokonać inspekcji, spotkać się ze specjalistami i moimi urzędnikami, i podjąć szybkie decyzje. A jednak poświęcił swój cenny czas, by się ze mną zobaczyć - pomyślała z zadowoleniem. - Mogłeś przecież zostawić wiadomość prze? Jake'a lub Fernanda... - powiedziała ze zrozumieniem. - Zamiast pożegnać się z tobą osobiście? - W jego głosie pobrzmiewała lekka złość. - Niewątpliwie tak byś wolała, ale, w przeciwieństwie do ciebie, ja gram uczciwie. Oblała się rumieńcem. - Co masz na myśli? - spytała lekko urażona. - Nie udawaj, że nie rozumiesz. Z pewnością również zauważyłaś, że reagujemy na siebie w wyjątkowy sposób... Z jakiegoś nie wyjaśnionego powodu boisz się do tego przyznać. Obawiasz się mnie? -To.. . to nieprawda - wyjąkała. - Uratowałeś mi życie, a potem starałeś się uchronić przed wszystkimi konsekwencjami tego całego zamieszania. Po prostu wykonanie - Irena jestem ci wdzięczna za twoją troskę i szlachetność. To wszystko. - A więc przyjęłaś zaproszenie na kolację z wdzięczności? Z żadnego innego powodu, tak? Czy to właśnie chcesz mi powiedzieć? - Tak - powiedziała szybciej, niż zdążyła pomyśleć. Uchwyciła się furtki, którą sam przed nią otworzył. A po chwili dodała: - I również dlatego, by przeprosić cię, przynajmniej w niewielkim stopniu, za sprowokowanie wrogich komentarzy w prasie. Nastąpiła długa, nieskończenie długa cisza. - Życzę udanej pracy i sukcesu filmowego", panno Marshall - odezwał się w końcu. - Jake i Fernando otrzymali już odpowiednie instrukcje i zaopiekują się panią do końca pobytu w Nassau. Proszę mnie nie odprowadzać. - Powodzenia, zuchy! Wiem, że straciliśmy dwa treningi, ale wierzę, że drużynę z Culver City uda nam się pokonać. Trzymam za was kciuki. A teraz zmykajcie do szatni! Dzieci pospiesznie opuściły autokar i pobiegły do szatni klubu pływackiego w Culver City. Tylko mała Cindy Lou naumyślnie została trochę z tyłu. Lindsay z radością zauważyła, że stan jej nogi uległ znacznej poprawie w porównaniu z początkiem terapii. - Cieszę się, że już jesteś, i że nie ugryzł cię żaden rekin - szepnęła Cindy Lou, wsuwając rękę w dłoń Lindsay. Rekin - to słowo nieodmiennie przywodziło Lindsay na myśl ów magiczny wieczór, który spędziła w towarzystwie Andrew Cordella, i który za wszelką cenę starała się usunąć z pamięci. - Nie mogłabym przecież nie wrócić na twój występ - powiedziała szczęśliwa, że mała Cindy Lou wykonanie - Irena uwierzyła w siebie i mogła już występować przed publicznością. -A teraz leć się przebrać, bo się spóźnisz! Lindsay podziękowała kierowcy i wysiadła z autokaru. Nie chciała teraz myśleć o Andrew Cordellu, ale wspomnienia atakowały ją przy każdej okazji, zwłaszcza wspomnienie bolesnej chwili na hotelowym patio, gdy odszedł niemal bez słowa. Z początku myślała, że szybkie zakończenie tej krótkiej znajomości będzie dla obydwojga najlepszym rozwiązaniem. Rozstanie bez zobowiązań, bez emocjonalnego zaangażowania. Ale, do licha, dlaczego tak cierpiała? Od pamiętnego wieczoru minęło szesnaście długich dni wypełnionych pracą nad filmem i szesnaście długich, bezsennych nocy... Mimo że nie potrafiła się do tego przyznać, nieustannie czekała na telefon z Carson City - cze kała bezskutecznie. Właściwie dlaczego liczyła na telefon od gubernatora, skoro zachowała się wobec niego nieuczciwie? Był mężczyzną zbyt poważnym i zajętym swą pracą, by mieć czas i ochotę na jakieś niemądre gry... Oczywiście nie musiał wiedzieć, że Lindsay niczego nie chciała grać. Chciała się z nim zobaczyć i wszystko wyjaśnić, ale z narastającą rozpaczą w sercu czuła, że pora na wyjaśnienia minęła. Mogła jedynie pielęgnować wspomnienia. To wszystko, co jej pozostało, nie licząc wycinków prasowych z tamtych dni. Ilekroć na nie patrzyła, ból jak ostry cierń przeszywał jej serce. Nie mogła jednak powstrzymać się, by od czasu do czasu ich nie przeglądać. Wszystkim artykułom niezmiennie towarzyszyła fotografia przystojnego gubernatora Newady, kroczącego przez hol z ogonem syreny przerzuconym przez ramię. wykonanie - Irena Rodzice Lindsay oczywiście uwierzyli w wersję, zgodnie z którą gubernator najpierw napastował ich córkę, a dopiero potem przybył jej na ratunek. Nie chcieli słuchać żadnych wyjaśnień i rzecz jasna od razu uprzedzili się do Andrew Cordella. Lindsay była bezradna. Zresztą czy mogła im powiedzieć, jak wiele zaczął dla niej znaczyć, mimo że znała go zaledwie trzy krótkie dni? - Lindsay! Czekamy na ciebie! -Kyle przerwał jej rozmyślania. Zażenowana, że dała się złapać na bujaniu w obłokach, pobiegła czym prędzej do wejścia. - Życzę wam powodzenia, Kyle! - zdołała jeszcze zawołać. Zawody rozpoczęły się. Jako pierwsze wystąpiły „żabki" - mali pływacy do lat ośmiu. Cindy Lou dwoiła się i troiła, ale ostatecznie dopłynęła do mety dopiero trzecia od końca. Ze łzami zawodu w oczach podbiegła do Lindsay, by ukryć twarz na jej kolanach, ale Lindsay podniosła jej główkę do góry. - Cindy Lou - powiedziała spokojnie - pamiętaj, że w ubiegłym miesiącu byłaś ostatnia. Dziś natomiast pokonałaś dwóch chłopców z przeciwnej drużyny -i to chłopców, którzy mają obie nogi zdrowe! Jestem z ciebie naprawdę dumna! Powinnaś się cieszyć. Nagły uśmiech rozjaśnił buzię dziewczynki, i w tym samym momencie dał się słyszeć donośny, męski głos: - Czy mogłyby panie tu spojrzeć, proszę! Obydwie jednocześnie odwróciły głowy. Stał przed nimi w odległości kilku kroków i patrzył na nie przez obiektyw kamery wysoki, jasnowłosy mężczyzna ubrany w szorty i podkoszulek. wykonanie - Irena Lindsay rozpoznała go natychmiast. Świat nagle stanął, a potem zawirował jej przed oczami. Niektórzy spośród widzów na trybunach rozpoznali gubernatora Newady. Po widowni przeszedł szmer. Ahdrew Cordell przyglądał się Lindsay badawczo, jakby spragniony jej widoku. - Andrew... -zdołała szepnąć głosem drżącym ze wzruszenia. Radość odebrała jej głos, oślepiła ją. Nie widziała nic, szumiało jej w uszach, nie potrafiła zebrać myśli. Cindy Lou patrzyła na nieznajomego mężczyznę z nie ukrywanym zaciekawieniem. - Dlaczego nas filmujesz? - spytała. Uśmiechnął się rozczulająco - tak słodko, że Lindsay zaparło dech. - Ponieważ pewien chłopiec, przyjaciel mego syna, uważa, że nie może uprawiać żadnych sportów, bo kiedyś grając w piłkę złamał nogę. Gdy mu pokażę, jaką świetną jesteś pływaczką, będzie mu głupio. Jak się nazywasz? - Cindy Lou Markham. A ty? - Andrew Cordell. - Dlaczego usiadłeś obok mojej trenerki? - Ponieważ to moja przyjaciółka. - Andrew spojrzał na Lindsay oczami tryskającymi rozbawieniem. - Nigdy przedtem cię nie widziałam - powiedziała rezolutnie dziewczynka. - To dlatego, że tu nie mieszkam. - A więc, jak możesz być przyjacielem Lindsay? - Poznaliśmy się na Wyspach Bahama - wyjaśnił ogromnie ubawiony. -A więc to ty jesteś tym mężczyzną z gazet! - Cindy Lou miała oczy jak spodki. - Ty wyswobodziłeś ogon syreny... wykonanie - Irena - To prawda. - Zerknął na Lindsay porozumiewawczo. - Ugryzł cię kiedyś rekin? - indagowała dalej Cindy Lou. -Nie. - Uśmiechnął się szeroko. - Ale za to syrena coś mi skradła. - Cindy Lou, rozpoczyna się następna konkurencja - wtrąciła Lindsay. Ostatnie słowa Andrew sprawiły, że serce waliło jej jak oszalałe. - Biegnij do swojej grupy, dobrze? - Dobrze. - Musnęła wargami policzek Lindsay. - Do widzenia, Andrew. - Pomachała ręką i oddaliła się, lekko kulejąc. - Przepraszam, że ci przeszkadzam - wyszeptał. - Nie zwracaj na mnie uwagi do końca zawodów. Lindsay wiedziała, że to nie będzie możliwe. - Jak długo możesz tu zostać? - spytała. - Za dwie godziny mam otworzyć festyn dobroczynny. - W Los Angeles? - Nie. W Carson City. Przymknęła oczy i westchnęła ciężko. Jak mógł jej to zrobić! Jeśli nie mógł zostać dłużej, byłoby lepiej, żeby w ogóle nie przyjeżdżał. - Co robisz po zakończeniu zawodów? - usłyszała jego głos. - Nic ważnego - odparła niemal natychmiast. - Pojedź ze mną na lotnisko. Porozmawiamy po drodze, zgoda? Nerwowo pocierała dłońmi ramiona. - Czy przyjechałeś z Randym? - zmieniła temat. Udawała, że dopinguje swoją drużynę, ale w rzeczywistości straciła orientację, co się dzieje w basenie. - Randy bardzo chciał cię zobaczyć, ale dzisiaj musiał zostać w sklepie. Od czasu naszego powrotu wykonanie - Irena mówi o tobie bez przerwy i pokazuje wszystkim nasz film o syrenie. Masz już w Newadzie pokaźne grono miłośników. - Miło mi to słyszeć. - Uśmiechnęła się, a po chwili dodała zdumionym tonem: - Skąd wiedziałeś, gdzie mnie szukać? - Mam swoje metody. Mój przyjaciel i zarazem prywatny detektyw, Bud Atkins, zna się na swojej robocie. - Czy to oznacza, że wiesz już, jakiej pasty do zębów używam? - zażartowała. - Tego rodzaju informacje wolę zdobywać sam. Lindsay nie sądziła, że jej z pozoru niewinne pytanie zabrzmi prowokacyjnie i teraz wiele by dała, by je cofnąć. Była całkiem zbita z tropu jego bezpardonową odpowiedzią. Zupełnie nie wiedziała, co począć. - Muszę odwieźć dzieci z powrotem do klubu - powiedziała wymijająco. - Pojadę z tobą. Nie mogła wprost uwierzyć, że Andrew Cordell przyleciał z Carson City specjalnie, by z nią porozmawiać. Wiedziała, że przez ostatnie dwa tygodnie ciężko pracował nad rozwiązaniem problemu niedoboru wody w swoim stanie. A jednak najważniejszy człowiek w Newadzie zostawił wszystko, by przyjechać na jej zawody! A ona myślała, że nigdy go już nie zobaczy... , Zawody zdawały się ciągnąć w nieskończoność. Ostatecznie drużyna gości wygrała niemal wszystkie konkurencje. Gdy tylko dzieci opuściły basen i udały się do szatni, Lindsay poderwała się na równe nogi. Tak mało mieli czasu, by wszystko sobie wyjaśnić. Każda minuta była cenna. - Do zobaczenia w Bel Air za kwadrans - powiedziała zduszonym głosem, czując na swoim ciele jego wykonanie - Irena przenikliwy wzrok. Choć miała na sobie szorty i przyzwoity podkoszulek, badawcze spojrzenie tego mężczyzny wprawiło ją w zakłopotanie. - Pospiesz się! - ponaglił. Gdy szła do szatni, zdawała sobie sprawę, że zarówno zawodnicy, jak i widzowie rozprawiają o Andrew Cordellu. Nim dzień dobiegnie końca wszyscy od Culver City po Bel Air będą wiedzieli, że gubernator Newady złożył Lindsay Marshall wizytę. Domysłom i plotkom nie będzie końca. Następne pół godziny minęło jak we śnie. Po drodze podekscytowane sukcesem dzieci rozprawiały z ożywieniem o odniesionym zwycięstwie oraz o nie spodziewanej wizycie gubernatora na zawodach. Gdy dwóch chłopców zauważyło jadące za autokarem limuzyny, Andrew Cordell stał się głównym tematem rozmów i dociekań. Kiedy wreszcie dotarli do klubu i dzieci powsia dały do samochodów swoich rodziców, Lindsay popędziła do łazienki, by przejrzeć się w lustrze. Włosy miała skromnie zaplecione w warkocz. Prezentowały się dobrze. Pociągnęła lekko usta pomadką i wsunęła podkoszulek w szorty. Andrew stał na dworze przy samochodzie i rozmawiał z jednym ze swoich ludzi. Gdy zauważył Lindsay, natychmiast przerwał rozmowę, otworzył drzwiczki i pomógł jej wsiąść. - Nareszcie jesteś - wyszeptał, nim zatrzasnął drzwi i przeszedł na drugą stronę. Usiadł obok niej i przesunął lekko ręką po jej nagim ramieniu. Poczuła, że drży pod jego dotknięciem. Siedziała zelektryzowana i pełna niepokoju. Co teraz będzie? Jak się potoczy ta rozmowa? Wyczuwała na sobie jego wzrok, ale bała się spojrzeć mu w oczy. Jakże pragnęłaby go dotknąć! Musiała wykonanie - Irena kurczowo przyciskać się do drzwi, by nie poddać się impulsowi. Czyż jeszcze rano, wychodząc na zawody, mogła przypuszczać, że będzie jechała na lotnisko z Andrew Cordellem? Sytuacja zdawała się nierealna. Oto mężczyzna, o którym tak intensywnie myślała od dwóch tygodni, siedzi teraz obok niej jak gdyby nigdy nic. Słyszała głośne walenie swego serca. Była pewna, że on również je słyszy. Napięcie w samochodzie stawało się nie do zniesienia. Dotąd nie powiedzieli do siebie ani słowa. Czego on ode mnie chce? - myślała gorączkowo. I w końcu,nie mogąc dłużej wytrzymać.przerwała milczenie: - Dlaczego nie zadzwoniłeś? - Chciałem sprawdzić, jak zareagujesz na moją niespodziewaną wizytę - powiedział z zagadkowym wyrazem twarzy. Lindsay odwróciła głowę. Uświadomiła sobie, że wówczas, w pierwszym odruchu, jej radość była tak widoczna, że trudno by było jej nie dostrzec. Wszyscy musieli to zauważyć. Teraz nie mógł mieć wątpliwości, że darzy go czymś więcej niż przelotną sympatią. - Nie chciałem wyjeżdżać z Nassau - powiedział. - Wiem, że ty również byłaś zawiedziona. Zagryzła wargę, zastanawiając się nad odpowiedzią. Zdecydowała się mówić prawdę. - Masz rację - wyznała szczerze. - Wiem jednak, że twoje życie prywatne podporządkowane jest wymogom twej pracy. Wybrałeś ten szczególny rodzaj pracy z własnej woli... Po prostu lubisz to, co robisz, prawda? Odważyła się odwrócić, spojrzeć mu w oczy. Ich dziwny, twardy wyraz zaskoczył ją. - Tak bardzo nienawidzisz mojej pracy, Lindsay? wykonanie - Irena - Mam dużo szacunku dla twej pracy - odparła ze spuszczoną głową - ale przeraża mnie brak prywatności, który się z tym wiąże. Ustawiczna kontrola i restrykcje, jakim podlega twoja rodzina. Na samą myśl o tym dostaję klaustrofobii. Przez kilka chwil jakby rozważał jej słowa, potem odezwał się cichym, spokojnym głosem: - Owszem, w miejscach publicznych to tak wygląda. - Chcesz powiedzieć, że u ciebie w domu jest inaczej? - wtrąciła, mimo że nie powinna. - Chciałabyś sprawdzić osobiście? - podchwycił natychmiast. Zaskoczona przyjrzała mu się uważnie. - Co masz na myśli? - Zapraszam cię do Carson City na dwa tygodnie w lipcu. Tego nie spodziewała się zupełnie. Musiał dostrzec w jej oczach niemy szok, bo natychmiast dodał tonem usprawiedliwienia: - Będzie tam również gubernator Stevens z żoną i córkami. Będę miał urlop w tym czasie, więc pomyślałem, że dla odmiany spędzę go wraz z synem w domowych pieleszach. Pojeździmy sobie konno na ranczu mego szwagra w Posiadłości Q. A potem urządzimy piknik w moim ulubionym miejscu nad Hidden Lake... Zobaczysz, że ci się spodoba. Och, nie miała wątpliwości. Nagle wszystko zaczęło dziać się tak szybko. Zbyt szybko. - To bardzo miło z twojej strony - powiedziała -ale... ale nie sądzę, by był to dobry pomysł. - Przecież nie jestem ci obojętny! - uniósł się. - Upewniłem się o tym na basenie. Wiem, że w twoim życiu nie ma innego mężczyzny... A więc... a więc przeraża cię wyłącznie to, że jestem gubernatorem? wykonanie - Irena Lindsay, nie zapominaj, że mam swoje życie prywatne, zupełnie oddzielone od publicznego! - Ale przecież zawsze towarzyszą ci ochroniarze. - Co za ironia! - westchnął. - Większość kobiet, które znam, byłaby zachwycona. Cóż, zapomniałem, że jesteś syreną. Poruszyła się niespokojnie na siedzeniu. Być może rzeczywiście była niezwykła,nie chcąc być śledzona, obserwowana, chroniona... Wzmianka o innych kobietach w dziwny sposób ją zaniepokoiła. - Wiedziałem o chorobie Wendie, gdy ją poślubiałem. Przysiągłem sobie, że jeśli zostanę gubernatorem, ona nigdy z tego powodu nie ucierpi. I zapewniam cię, że miała tyle prywatności, ile pragnęła. Nigdy z tego powodu się nie uskarżała. Miała wystarczająco dużo swobody, by zajmować się różnymi sprawami, które były zresztą ważne dla nas obojga. Niestety, choroba pokonała ją. - Andrew... - zająknęła się. - Jestem doprawdy poruszona, że wyznałeś mi coś tak bardzo osobistego i bolesnego zarazem. Ale... ale ty nadal nie rozumiesz istoty sprawy. - A więc pomóż mi to zrozumieć. Biorąc głęboki oddech powiedziała: - Miałeś rację w Nassau twierdząc, że reagujemy na siebie w niezwykły sposób. Przyznaję, że jestem bardzo szczęśliwa, że cię widzę, i... i naprawdę chciałabym przyjąć twoje zaproszenie, ale to nie ma sensu... W przyszłości chcę pracować jako biolog morski, a to koliduje z twoją pracą i twoją pozycją społeczną. Poważny związek między nami po prostu nie jest możliwy. -Znów wzięła głęboki oddech. -Mój pobyt w twoim domu wszystko by jeszcze bardziej skomplikował... Nie chcę dotknąć Randy'ego. Lepiej nie zaczynać czegoś, co się nie może dobrze skończyć. wykonanie - Irena To była prawda. W każdym razie część prawdy. O reszcie wolała nie wspominać. Nastała napięta, trudna do zniesienia cisza. - Nie wierzę, że to są jedyne powody, dla których nie chcesz nawiązać ze mną bliższych stosunków - powiedział chłodnym tonem. - Ale ponieważ nie chcesz czy też nie możesz powiedzieć mi, co naprawdę cię powstrzymuje, co tak bardzo przeraża cię w znajomości ze mną, wydaje mi się, że nie mamy już sobie nic więcej do powiedzenia. Możesz być spokojna. Nie będę cię więcej nie pokoił. - Och, teraz jesteś na mnie zły... - Tego się nie da ukryć - mruknął. Lindsay ogarnęła rozpacz. Wszystko było beznadziejne, pozbawione sensu... Była bliska zakochania się... zakochała się w tym mężczyźnie, ale nie mogłaby żyć u jego boku. Nie potrafiłaby zrezygnować ze swoich marzeń o studiach, które nareszcie miały szansę się urzeczywistnić. Znajomość z And rew Cordellem skończyłaby się na krótkim, burz liwym romansie, a czegoś takiego w ogóle nie brała pod uwagę - ani z nim, ani z kimkolwiek innym. Miłość oznaczała dla Lindsay stałość i całkowite oddanie. Oznaczała wszystko lub nic. A poza tym, Andrew Cordell nie należał do mężczyzn, których można było zapomnieć. To oznaczało cierpienie - pasmo cierpienia i udręki. Była tak rozstrojona, że nawet nie zauważyła, kiedy samochód zatrzymał się przed budynkiem portu lotniczego. Nim zdążyła się zorientować, Andrew wysiadł. Pochylił się jeszcze na moment przy oknie i powiedział: Los spłatał mi figla. Mógłbym przysiąc, że zdarzyło się w mym życiu coś nadzwyczajnego, gdy wykonanie - Irena spotkałem pewną syrenę. Okazało się jednak, że to był tylko wytwór mojej wyobraźni. - Andrew, poczekaj! - krzyknęła, ale on otoczony ochroniarzami, zniknął już w tłumie. Kierowca musiał usłyszeć jej rozpaczliwy krzyk, ponieważ odwrócił się do tyłu i odsunął dzielącą ich szklaną przegrodę. - Czy mam pójść po gubernatora, panno Marshall? - spytał. - Nie, to nic ważnego - powiedziała zażenowana. - Przepraszam. Samochód ruszył, minął zakręt, potem wjechał na zatłoczoną autostradę. Z minuty na minutę coraz bardziej oddalała się od mężczyzny, którego pokochała. Od mężczyzny, który burzył cały jej system obronny szybciej, niż ona go budowała. Lindsay ukryła twarz w _ dłoniach. Co ona najlepszego zrobiła?! - Tato, to ty? Andrew zesztywniał, słysząc głos syna dochodzący z górnego podestu. Miał nadzieję, że uniknie pytań Randy'ego aż do chwili, gdy zdoła dojść do siebie. Godziny, które upłynęły po spotkaniu z Lindsay Marshall, upłynęły jak sen. Nawet nie pamiętał, co mówił, otwierając imprezę dobroczynną. Wszystko zatarło się w pamięci. - Wejdź, proszę -powiedział, zdejmując smoking. Randy wsunął głowę do sypialni, ale pełen wyczekiwania uśmiech zniknął mu z twarzy, gdy ojciec zdawkowo spytał go, jak było w pracy. - Coś się stało, prawda? - nalegał. Andrew uniósł głowę i ich spojrzenia spotkały się. - Można to tak nazwać. - Nie odnalazłeś jej, czy coś takiego? wykonanie - Irena - Coś takiego - powiedział Andrew, przypominając sobie nagle podobny dialog sprzed kilku tygodni. - Nie ucieszyła się na twój widok? - Randy nie dał za wygraną. - Czuła to samo co ja. - Nigdy nie potrafi zapomnieć tego blasku w jej oczach, gdy go rozpoznała. - No więc, co? - Ona się boi. - Myślałem, że to już jej przeszło. - Widzisz, ona nie boi się mnie. Z jakiegoś niewiadomego powodu nie akceptuje mojego stylu życia, ograniczeń związanych z moją pracą... - Chodzi o ochroniarzy i tym podobne sprawy? - Wydaje mi się, że to tylko część prawdy. - Zdjął koszulę i powiesiłją na krześle. - Randy, to już niema znaczenia. Postanowiłem więcej jej się nie narzucać. - Chcesz powiedzieć, że odrzuciła twoje zaproszenie? Czy nie wspomniałeś jej o naszych planach? - Wydaje ci się dziwne, że można odrzucić propozycję udania się na piknik nad Hidden Lake, nieprawdaż? - Andrew uśmiechnął się pod nosem, wieszając smoking w szafie. - Widzisz, wydaje mi się, że nasza syrena woli pływać we własnych wodach. - Przykro mi, tato. - Randy popatrzył na ojca ze współczuciem. -Miałem nadzieję, że... - Ja też. - Andrew sam był zaskoczony ukłuciem, jakie nagle poczuł w sercu. - Cóż, dama nie jest zainteresowana i dała to wyraźnie do zrozumienia. Pozostanie naszym wakacyjnym wspomnieniem. To już naprawdę koniec. - Tato, jeśli cię to może pocieszyć, pamiętaj, że w morzu jest mnóstwo ryb. Tak powiadają. - Roześmiał się z wyraźnym wysiłkiem. - Tak mi powiedziałeś, gdy Allison odrzuciła moje zaproszenie na dyskotekę, pamiętasz? wykonanie - Irena - Teraz wiem, że to mało pocieszające. - Wyciągnął rękę i zmierzwił synowi czuprynę. - Zawsze mi lżej na duszy, gdy z tobą pogadam. A teraz dobranoc, Randy. - Cześć, tato. Andrew obawiał się, że długo tej nocy nie zaśnie. Otworzył teczkę z ważnymi dokumentami, które musiał szybko opracować. Nie mógł się jednak skupić na pracy. Po śmierci Wendie rzucił się w wir zajęć, by ukoić ból. Teraz ta metoda jednak nie poskutkowała. Być może dlatego, że Lindsay Marshall żyła... Wystar czyło podnieść słuchawkę i wykręcić numer, by usłyszeć jej głos. Pokusa była silna, prawie nie do pokonania. Ale Andrew Cordell ostatkiem woli wstał i poszedł wziąć prysznic. wykonanie - Irena ROZDZIAŁ SIÓDMY Lindsay na widok maszerującego w jej kierunku Nate'a z westchnieniem ulgi poderwała się z krzesła, na którym siedziała od czterech godzin, pełniąc obowiązki ratownika. Czuła się fatalnie; ból głowy po nie przespanej nocy nasilił się w ciągu upalnego dnia i teraz stał się wprost nie do zniesienia. Powinna jak najszybciej pojechać do domu i położyć się do łóżka. - Ktoś czeka na ciebie w biurze - powiedział Nate. Nim usiadł, celowo naprężył muskuły, ale Lindsay zupełnie nie zwróciła na tę demonstrację uwagi. Wiedziała, że to nie może być Andrew, ale z bijącym sercem biegła do biura. Czuła ogromne wyrzuty sumienia, że pozwoliła mu wczoraj odejść, nie mówiąc całej prawdy. On z pewnością nigdy jej tego nie wybaczy... - To nie jest twój przyjaciel gubernator! - zawołał za nią Nate. Zignorowała tę zaczepkę. Myślała wyłącznie o Andrew. Nic nie miało znaczenia. Gdy ujrzała Beth, rzuciła się, by ją uściskać. - Cudownie, że jesteś! - Mama usłyszała plotki, że Andrew Cordell pojawił się wczoraj na zawodach - wyjaśniała Beth. - Potem dzwonili twoi rodzice, wstrząśnięci, ponieważ mu nie ufają, a z tobą nie mogli się w ogóle porozumieć. Niepokoją się, co się dzieje, więc mama zadzwoniła do mnie. wykonanie - Irena - Przykro mi, że skrupiło się to na tobie, Beth. Nie chcę niczego rodzicom tłumaczyć, póki sama wszystkiego nie przemyślę. - Domyśliłam się tego. Nie odpowiadałaś na moje telefony, więc wzięłam urlop i przyjechałam, by cię tu złapać. - Uważnie przyjrzała się Lindsay. - Och, kochana, co się dzieje? Wyglądasz okropnie. Sądziłam, że ucieszysz się na widok Andrew Cordella... -Och, Beth... - urwała, czując dławienie w gardle. Z oczu popłynęły jej łzy. - Pojedź ze mną do domu. Lindsay dopiero teraz zdała sobie sprawę, jak bardzo potrzebuje szczerej rozmowy z przyjaciółką. Gdy już dotarły do Santa Monica i siedziały w saloniku, sącząc zimne drinki, Lindsay zwierzyła się Beth ze wszystkiego, co ją dręczyło. - Pewnie mną teraz pogardza - zakończyła. Głos jej drżał, bo musiała przełykać łzy. - Nie co dzień się zdarza, że taki ważny polityk jak Andrew Cordell rzuca wszystko, by okazać kobiecie zainteresowanie - powiedziała Beth po namyśle. -I w dodatku dostaje kosza! On przecież nie wiedział, z jakiego rodzaju kobietą ma do czynienia, prawda? - Nie rozumiem cię, Beth. - Lindsay poruszyła się niespokojnie na kanapie. - Nie ma pojęcia o twoich problemach z rodzicami. Ani o tym, że byłaś leczona... że przechodziłaś terapię. Domyślam się, że o tym również mu nie powiedziałaś. Po dłuższej ciszy Lindsay skinęła głową. - Nie mogłam mu tego powiedzieć - wyznała. - Zbyt krótko się znaliśmy... Nie jestem pewna, czy zrozumiałby to... Lindsay podniosła się i poszła do łazienki po aspirynę. Beth ruszyła w ślad za nią. wykonanie - Irena - Trudno mu się dziwić, że próbował... - podjęła. Lindsay, trzymając się umywalki, oczami pełnymi cierpienia patrzyła na swe odbicie w lustrze. - Czy wiesz, Beth, że nawet gdy korzysta się z toalety, ochroniarz stoi na straży? - Ale co to ma wspólnego z twoimi uczuciami do Andrew Cordella? - zadała rozsądne pytanie. - Czyżby ci się już oświadczył i to przede mną ukrywasz? Lindsay odwróciła się i wycofała do saloniku. Z podniecenia nie mogła usiąść, zaczęła więc nerwowo chodzić po pokoju. - On mnie nawet nie pocałował - wyznała drżącym głosem. - Ale chciałabyś, aby to zrobił. O co ci właściwie chodzi? Czego się boisz? Lindsay uśmiechnęła się przez łzy. - Boję się, że będę chciała, aby nigdy nie przestał. I co teraz powiesz o mojej uczciwości? - To jej początek. - Beth uśmiechnęła się z aprobatą. - Nigdy nie widziałam, żebyś tak się za chowywała w stosunku do mężczyzny. A nie zapominaj, że znamy się od dziecka. Lindsay przestała się uśmiechać. -O niczym nie zapomniałam. Nie zapomniałam również o tym, że dzień i noc byłyście pilnowane przez ochronę... - Lindsay! - Beth przechyliła głowę na lewe ramię. - Porównujesz sytuacje, które są zupełnie odmienne. Mamę prześladował szaleniec. Byłyśmy przerażone i potrzebowałyśmy pomocy. Andrew Cordell natomiast niczego się nie boi, wcale nie żyje w strachu. W przeciwnym razie nie wybrałby kariery polityka. Musi posiadać ochronę jak każda ważna osobistość. To środek zapobiegawczy i oznacza życie w komforcie, w spokoju. Czy masz coś przeciwko Jake'owi i Fernando? wykonanie - Irena - Ależ nie. Oczywiście, że nie. Wiedziałam jednak, że ich obecność przy mnie jest chwilowa. Na stałe tego bym nie zniosła. Stała kontrola, każde posunięcie zaplanowane... Niczego nie można zrobić spontanicznie. - Na przykład nurkować o wschodzie słońca, aby popatrzyć na rekiny, gdy ma się na to nagłą ochotę? - Dlaczego wspomniałaś o rekinach? - Lindsay popatrzyła na przyjaciółkę ze zdziwieniem. - Sama nie wiem. A może ty mi pomożesz? Zastanawiam się, czy wybór zawodu, który jest w pewnym sensie niebezpieczny, nie jest przypadkiem formą buntu przeciwko temu, co zrobili ci rodzice. Być może podświadomie chcesz ukarać Andrew za ich błędy. Nastała chwila kłopotliwego milczenia. - Mówisz jak psychoanalityk. - Nie trzeba być lekarzem, aby się domyślić, co się dzieje w twoim sercu i umyśle, Lindsay. - Beth wstała. - Na twoim miejscu głęboko zastanowiłabym się nad sobą. Lęki i obawy rodziców wypłoszyły wszystkich twoich chłopców. Teraz jednak jesteś dorosła i odpowiadasz sama za swoje życie. Nie powinnaś pozwolić, by przeszłość tak tragicznie zaciążyła na twoim życiu. Nie możesz tak po prostu poddać się i stracić Andrew, nawet nie podejmując walki! Lindsay zacisnęła powieki. - On nigdy nie był mój, więc nie mogę go stracić. - Bez względu na to, co myślisz, jestem przekonana, że jeszcze nie jest za późno, aby wszystko naprawić. On nie przyleciał na kilka godzin do Kalifornii, przerywając swe ważne zajęcia, tylko dlatego, że cię lubi, albo że mu się trochę podobasz. Ten mężczyzna zrobił wszystko, żeby cię poznać, ośmieszył się wykonanie - Irena nawet, i w dodatku przyjechał tu wczoraj -i co? Kolejny raz dostał kosza! -Przestań! -Z oczu Lindsay wyzierał strach. - Każde twoje słowo dobija mnie coraz bardziej! -T o dobrze. - Beth była nieugięta. - Mam nadzieję, że poczujesz się tak źle, że nareszcie coś z tym zrobisz. Obmyśl jakiś efektowny plan, aby go odzyskać. Oczywiście - dodała ciszej - jeśli tego naprawdę chcesz. - Pragnę go. - Lindsay załamała ręce w rozpaczy. - Ale jednocześnie nie chcę nani obojgu komplikować życia, a bez tego się nie obejdzie... To nie jest zwyczajny mężczyzna. Po pewnym czasie zacznie oczekiwać ode mnie tego, czego nie będę mogła albo nie będę chciała mu ofiarować. Dojdzie do walki, do takiej walki, jaką toczyłam z mamą i tatą. - Nareszcie zbliżamy się do prawdy. Uważasz, że Andrew Cordell stawia ci, podobnie jak niegdyś twoi rodzice, nierealne żądania, czy tak? -Tak... To znaczy nie. Niezupełnie. Ale... - Na miłość boską, Lindsay! Daj facetowi jakąś szansę! - krzyknęła w chwili, gdy zadzwonił telefon. Lindsay pobiegła odebrać, wbrew logice i zdrowemu rozsądkowi mając nadzieję, że to Andrew. Był to jednak jej ojciec. - Uciekam już - szepnęła Beth. - Zadzwonię później. Tylko, na litość boską, nie wykreślaj tego faceta ze swego życia! Przynajmniej daj mu szansę. Po rozmowie z Beth, Lindsay z większym spokojem mogła stawić czoło rodzicom. Uspokoiła ich, zapewniła, że wizyta Andrew Cordella była całkiem przypadkowa i zupełnie bez znaczenia. Na koniec obiecała, że ich wkrótce odwiedzi. Rozmawiając z ojcem, cały czas myślała o Andrew i o przestrogach, jakich udzieliła jej Beth. Ale czy wykonanie - Irena Andrew jej wybaczy? Czy kiedykolwiek zrozumie jej lęki i zahamowania? Była niemal gotowa zadzwonić do informacji i poprosić o numer telefonu do posiadłości gubernatora w Carson City. Nie odważyła się jednak. Bała się odrzucenia. Bała się, że on w ogóle nie podejdzie do telefonu. Co prawda mogła napisać list, ale to wydawało jej się zbyt pretensjonalne i oficjalne. Pozostawało tylko jedno wyjście - pojechać do Carson City i osobiście z nim porozmawiać. Ostatecznie on zrobił to samo, przyjeżdżając do Kalifornii, aby sprawdzić, jak ona zareaguje na jego niespodziewany widok. Jutro miała wolny dzień, a pojutrze było święto 4 Lipca. W ciągu dwóch dni zdąży pojechać i wrócić. Ale czy Andrew tam będzie? Wiedziała, że wolny czas często spędza z synem na ranczu swego szwagra. Musi poprosić matkę Beth, by przez swych znajomych dyskretnie ustaliła miejsce pobytu Andrew Cordella... - Tato, gwardia honorowa i orkiestra już maszerują. Kolej na nas! Andrew przerwał rozmowę ze znajomym prawnikiem i usiadł na koźle wozu obok Randy'ego i Troya. Spojrzał na ustawioną po bokach policyjną eskortę, a potem mocniej nasunął kapelusz na oczy, chroniąc je przed ostrymi promieniami słońca. Wystarczyło leciutko musnąć wodzami czwórkę zaprzężonych arabów, by ruszyły kłusem przy aplauzie tysięcy widzów zgromadzonych na głównej ulicy miasta. - Chyba całe Carson City wyległo na dzisiejszą paradę - zauważył Troy. Andrew co chwila słyszał wiwaty na swoją cześć. Machał ręką, uśmiechał się, wymieniał powitania -jak przystało na uradowanego gubernatora. Na ogół tego rodzaju obowiązki wypełniał z przyjemnością, wykonanie - Irena dziś jednak z trudem przychodziło mu ukryć fatalny nastrój. Po powrocie z Los Angeles popadł w głęboką depresję. Stracił chęć do życia i tak charakterystyczny dla siebie entuzjazm. Rozmowa z Lindsay Marshall boleśnie zapadła mu w pamięć; odczuwał bezdenną pustkę, której niczym nie potrafił zapełnić. Randy, który doskonale ojca rozumiał, stał się dla niego w tych trudnych dniach prawdziwą podporą. Również Troy, który często ich teraz odwiedzał, wnosił do smutnego domu gubernatora nieco ożywienia. Andrew bardzo się przywiązał do młodszego brata Alex. Troy mieszkał z nimi od kilku dni, ponieważ Alex przebywała jeszcze w szpitalu ze swym nowo narodzonym dzieckiem - Zackerym Seanem Quinnem IV. - Zanim pojedziemy na piknik na ranczo, wstąpimy jeszcze do szpitala, by odwiedzić małego Seana - powiedział Andrew. - On jest cudowny! - uśmiechnął się Troy. - Zack uważa, że mały jest podobny do dziadka Quinna, Alex natomiast przysięga, że to skóra zdarta z naszego ojca. A ja po prostu twierdzę, że jest nieprawdopodobnie śmieszny. Włosy sterczą mu na wszystkie strony i ma taką pucołowatą buźkę. -Wszystkie dzieci wyglądają po urodzeniu tak samo. Szkoda, że nie widziałeś Randy'ego - zażartował Andrew, z ukosa obserwując reakcję syna. - Tato... - Randy miał dziwnie poważny głos. - Co się stało? - spytał Andrew nagle zaniepokojony. Szybko poszukał wzrokiem ochroniarzy, ale sprawiali wrażenie, jakby wszystko było w najlepszym porządku. -Tato... - Randy zająknął się z emocji. - Spójrz, to chyba Lindsay! Tam, na lewo, obok klowna... wykonanie - Irena - O, do licha! - Troy gwizdnął przeciągle. - To musi być syrena! Żadna kobieta na świecie nie ma takich włosów. Andrew z bijącym sercem wpatrywał się w dziewczynę w kowbojskim kapeluszu, spod którego wypływał welon włosów, jakby kaskada roztopionego złota, i opadał aż do kształtnych, kobiecych bioder. Dziewczyna ubrana była w dżinsy, dżinsową koszulę i kowbojskie buty - strój, który uwydatniał jej długie nogi i zmysłowe kształty. Andrew miał minę, jakby nie wierzył własnym oczom. - A ty myślałeś, że to koniec! - szepnął Randy. - Muszę z nią natychmiast porozmawiać, nim się wystraszy i ucieknie. , Andrew jakby zapomniał o miejscu i czasie. Podał synowi wodze i zwinnym ruchem zeskoczył na ziemię. - Szefie, co się dzieje? - wymamrotał zdezorientowany Skip. Pozostali ochroniarze otoczyli go kołem. Gubernator, na nic nie zważając, maszerował po lśniącym, rozgrzanym chodniku. - Lindsay Marshall. Lindsay... Ona tam stoi -szeptał gorączkowo. - Moglibyśmy ją przecież przyprowadzić - protestował Larry. - To niebezpieczne... Andrew nie myślał o niczym, prawie nie oddychał. Jeszcze trzy, dwa metry... I nagle Lindsay odwróciła twarz. Na długą, wymownie długą chwilę skrzyżowali spojrzenia. Miała oczy lśniące, ciemnoniebieskie z fioletowymi cętkami, jak rozświetlone słońcem wody na Karaibach... Zauważył, że była zdenerwowana, bo na szyi pulsowały jej żyły, i to jej zdenerwowanie wyzwoliło w nim natychmiast instynkt opiekuńczy. - Andrew... - szepnęła, bezwiednie wyjmując ręce z kieszeni jak dobrze wychowana uczennica. -- Nie wykonanie - Irena chciałam tu robić scen. Chciałam tylko... iść za tobą podczas parady, a potem porozmawiać, gdy wszystko się skończy. - Całe szczęście, że Randy tak szybko cię zauważył - powiedział z nie ukrywanym entuzjazmem. - Inaczej stracilibyśmy tylko cenny czas. - Gwałtownie chwycił jej rękę i pociągnął za sobą. - Dokąd mnie porywasz? - Wystąpisz z nami podczas parady - tłumaczył gorączkowo. - A potem, mam nadzieję, znajdziemy dłuższą chwilę, by porozmawiać na osobności. Tylko mi nie mów, że zaraz wyjeżdżasz. Nie teraz! Nie psuj tej cudownej chwili. Szedł trochę wolniej, by mogła za nim nadążyć. Za każdym razem, gdy przypadkowo się dotknęli, wy,czuwał, że cała drży. On zaś ledwie mógł się opamiętać, by nie porwać jej na ręce i nie zabrać, gdzie oczy poniosą. - Lindsay! - Randy ucieszył się na jej widok. - Witaj, Randy! Andrew objął ją mocno w talii, uniósł do góry i posadził z przodu na miejscu Troya, który stanął za siedzeniem. -T o wspaniale, że przyjechałaś! - Randy cały promieniał. - Dlaczego nas nie zawiadomiłaś? Andrew usiadł tuż za Lindsay i ponownie objął ją w talii, nie chcąc .tracić kontaktu z jej ciepłym, miękkim ciałem. - To była nagła decyzja - wyjaśniła krótko. - Zrobiłaś nam cudowną niespodziankę. Pozwól, że przedstawię ci Troya. Jest bratem mojej ciotki, Alex. Och, to bardzo skomplikowane powinowactwo. Alex została moją ciotką, gdy wyszła za mąż za mojego wuja, Zacka. Rozumiesz coś z tego? Troy roześmiał się szczerze. wykonanie - Irena - Bardzo się cieszę - powiedział - że mogę poznać prawdziwą syrenę. Kiedy zobaczymy cię w telewizji? - W sierpniu. Czując uścisk dłoni Andrew, odwróciła głowę i spojrzała nań pytająco. - Wstrzymujemy paradę -powiedział. - Muszę się przesiąść, żeby móc powozić. Zamienił się miejscami z Randym i po chwili siedziała obok niego. Objął ją wpół, chowając rękę pod rozpuszczonymi włosami i przytulił do siebie. Radość znów zagościła mu w sercu. Już nawet nie pamiętał, kiedy po raz ostatni był tak bardzo szczęśliwy. Przejechali zaledwie kilka metrów, gdy do wozu podbiegła reporterka lokalnej telewizji. -Panie.gubernatorze... Może zechce pan powiedzieć naszym widzom kilka słów. Kim jest ta urocza dama u pańskiego boku? Czyżby to była syrena, którą wyłowił pan na Wyspach Bahama? Randy zaklął pod nosem. Na twarzy Lindsay odmalował się strach. Andrew dał ręką znak Skipowi, a potem odpowiedział spokojnym tonem: - To jest przyjaciółka mojej rodziny. Przyjechała, aby wraz z nami obchodzić święto 4 Lipca. Gratuluję komitetowi organizacyjnemu, który przygotowywał tę imprezę. Ten dzień pozostanie długo w naszej pamięci. Błysnęły flesze. Andrew pomachał kapeluszem, a potem znów usiadł i władczo przyciągnął Lindsay do siebie. Bez oporu spoczęła w jego ramionach. Domyślał się, że nie przyjechała tu przypadkowo i wprost nie mógł się doczekać chwili, gdy pozostanie z nią sam na sam. Lindsay nie była zaskoczona, że jej niespodziewane pojawienie się u boku gubernatora wzbudziło wykonanie - Irena zainteresowanie mediów, nie spodziewała się natomiast tej gwałtownej fali pożądania, jaka ogarnęła ją na jego widok. Była przerażona intensywnością własnych uczuć i nie kontrolowanych reakcji. Czyniła nadludzkie wysiłki, by nie zarzucić mu rąk na szyję i nie przytulić się do niego na oczach tłumu. - Jak długo z nami zostaniesz, Lindsay? - dopytywał się Randy. Poczuła na sobie zaniepokojone, wyczekujące spojrzenie Andrew. - Przyjechałam tu samochodem, więc będę musiała ruszyć w drogę powrotną o szóstej po południu. Jutro rano o wpół do dziewiątej prowadzę zajęcia na basenie. - A więc po zakończeniu parady możesz polecieć z nami na ranczo wuja Zacka. Wraz ze swym przyjacielem Miguelem urządza barbecue. Pojeździmy sobie konno... -Może znajdziesz chwilę czasu - wtrącił Troy - żeby zademonstrować mi, jak mam ćwiczyć chorą nogę. Chciałbym skończyć kurs nurkowania, ale z moją nogą nie jest najlepiej... - Och, oczywiście, że ci pomogę - powiedziała Lindsay ze szczerym entuzjazmem. - Chłopcy, uspokójcie się - wtrącił Andrew. - Dajcie Lindsay trochę odsapnąć. - Sam się zastosuj do swojej rady - zażartował Randy. Lindsay spłonęła rumieńcem, lecz Andrew wcale jej nie puścił. Cały czas, świadom, że nikt tego nie widzi, dyskretnie pieścił palcami krągłą linię jej bioder. Nie wzbraniała się, przeciwnie, coraz bardziej tęskniła do chwili, gdy nareszcie pozostaną sam na sam. By choć na chwilę oderwać myśli od Andrew, odwróciła głowę i powiedziała do Randy'ego: wykonanie - Irena - Muszę szczerze wyznać, że nigdy nie jechałam na koniu. - Wielkie nieba! - zawołali chłopcy równocześnie. Kątem oka dostrzegła, że Andrew się uśmiecha. - Zdecydowanie lepiej się czuję w towarzystwie ryb - zażartowała. - Proszę, nie śmiejcie się ze mnie, jeśli od razu spadnę z siodła. Już chciała opowiedzieć, jak uraz kręgosłupa uniemożliwił jej w dzieciństwie uprawianie jakichkolwiek sportów, ale ugryzła się w język. To nie było odpowiednie miejsce ani czas na takie zwierzenia. - Zapewniam cię, że nie spadniesz -podtrzymywał ją na duchu Troy. - Każdy, kto pływa wśród rekinów, musi mieć dobry refleks i koordynację ruchów. Andrew na dźwięk słowa „rekin" zesztywniał. Lindsay od razu pożałowała, że w ogóle zaczęła tę rozmowę. Chcąc szybko zmienić temat, wskazała ręką na szybujący w górze balon, kształtem przypominający czarnego kruka. - Co to jest? - spytała. - To maskotka jednej z naszych lokalnych stacji radiowych - objaśnił Andrew. Lindsay nie pojęła sensu słów, ponieważ jego usta były w odległości zaledwie kilku centymetrów od jej ust. Pragnęła pocałunku tego mężczyzny bardziej niż powietrza. Do końca parady była tak podniecona, że nie potrafiła prowadzić swobodnej konwersacji. Bliskość Andrew, ciepło i podniecający zapach, płynące z jego muskularnego ciaia, otuliły ją niewidzialną, miękką peleryną. Nim dotarli do miejskiego parku, gdzie kończyła się parada, jej pożądanie przeszło niemal w fizyczny ból. Nie odważyła się spojrzeć na Andrew, nawet wówczas, gdy wziął ją na ręce i postawił na ziemi. wykonanie - Irena A później poczuła delikatny dotyk jego ręki na swoim karku, gdy prowadził ją do zaparkowanego nie opodal samochodu. W samochodzie usiedli w bezpiecznej odległości od siebie. Musieli stworzyć pewien dystans, by nie krępując chłopców, spokojnie dojechać na ranczo. W drodze na lotnisko Randy i Troy rozprawiali z ożywieniem o malutkim, nowo narodzonym synku Alex i Zacka, którego zamierzali odwiedzić w szpitalu jeszcze dziś wieczór po zakończeniu pikniku. Przy okazji wytłumaczyli Lindsay skomplikowane powiązania rodzinne. Słuchała z zainteresowaniem. To pozwoliło jej na chwilę oderwać myśli od Andrew. Raz po raz powracała jej w pamięci scena, gdy Andrew szedł ku niej przez rozstępujący się tłum, a jego oczy płonęły dziwnym, hipnotycznym blaskiem. Aż do tamtej niezapomnianej chwili podświadomie obawiała się, że może ją zlekceważyć, że nie zechce z nią rozmawiać. Wystarczyło jednak jedno spojrzenie, jeden błysk w oku, by pojęła, że jej obawy były nieuzasadnione. Zrozumiała, że nic się nie zmieniło. Siedząc obok Andrew w ośmioosobowej awionetce, Lindsay była tak bardzo szczęśliwa, że ledwie zapamiętała krótki lot na ranczo Zackery'ego Quinna ponad nie kończącymi się zielonymi polami lucerny. wykonanie - Irena ROZDZIAŁ ÓSMY - Chyba Pete z resztą chłopców udali się już na szlak - oznajmił Troy, gdy wszyscy czworo wysiedli z furgonetki należącej do Posiadłości Q i weszli do stajni, która znajdowała się nie opodal lądowiska. - Dla ciebie, Lindsay, osiodłam Niteczkę. Zdaniem Zacka to najłagodniejsza klacz na ranczu. W sam raz na twoją pierwszą jazdę. - Lindsay potrzebuje trochę czasu, by oswoić się z koniem - wtrącił niespodziewanie Andrew. - Pro ponuję, byście pojechali przodem, a ja tymczasem poznam ją z Niteczką. Dogonimy was. -W porządku, tato. - Randy spojrzał na ojca porozumiewawczo. - Chodźmy, Troy. Gdy chłopcy wyprowadzili konie, Andrew odwrócił do Lindsay twarz ocienioną szerokim rondem kapelusza i powiedział: - Zaczekaj tu chwilę. Przyniosę siodła. Zgodziła się bez słów, jakby w obawie, że głos ją zdradzi. Jakże pragnęła zostać z nim wreszcie sam na sam... Rozglądała się po stajni, wdychając ciepły a zarazem cierpki zapach koni i siana. Zbliżając się do Posiadłości Q zauważyła - zarówno z lotu ptaka, jak i z okien furgonetki - wiele szczegółów, świadczących o wielkiej dbałości właściciela o swą ziemię. Dowiedziała się, że Randy odziedziczył po matce połowę tego ogromnego rancza i kilka tygodni temu stał się pełnoprawnym wspólnikiem swego wuja. wykonanie - Irena Po powrocie z Karaibów Lindsay pozwoliła sobie zebrać trochę informacji o Andrew i jego rodzinie. Z artykułów prasowych dowiedziała się, że rodzina Cordellów dorobiła się majątku na hodowli owiec. Dokonywane przez wiele lat korzystne inwestycje uczyniły z Andrew bogatego człowieka i niezależnego finansowo polityka. Podziwiała jego zdolności i ambitny charakter. Wcześnie skończył szkołę średnią i wstąpił na wydział' prawa w Yale. Jeszcze przed skończeniem studiów ożenił się z Wendie Quinn i doczekał swego jedynego syna. Po uzys kaniu dyplomu najpierw praktykował w prywatnej firmie prawniczej, potem został prokuratorem okrę gowym, wreszcie wygrał wybory na urząd guber natora stanu, który piastował już drugą kadencję. Lindsay nie byłaby zdziwiona, gdyby jego przeznaczeniem miał się okazać Waszyngton. Andrew był niezwykle pracowitym, oddanym służbie publicznej urzędnikiem, a jednocześnie potrafił być także kochającym i troskliwym ojcem. Zauważyła, że Randy go uwielbiał, że byli sobie bardzo bliscy i traktowali się po przyjacielsku. Lindsay doszła do wniosku, że Andrew Cordell był mężczyzną niezwykłym. To wielkie szczęście, że mogła go poznać. Zaczynała się zastanawiać, dlaczego los okazał się dla niej tak łaskawy. Czuła teraz nawet pewne zażenowanie, że w ogóle ośmieliła się do niego przyjechać. Usłyszała stukot kopyt na podjeździe i podeszła do drzwi, aby popatrzeć na odjeżdżających chłopców. Jakkolwiek nie znała się na koniach, musiała przyznać, że araby hodowane przez Zacka Quinna prezentowały się doprawdy wyśmienicie. Nagle czyjaś ręka szybkim ruchem zamknęła drzwi. Odwróciła się zaskoczona. wykonanie - Irena - Andrew! - krzyknęła zduszonym głosem, bo z wrażenia ledwie mogła zaczerpnąć oddechu. Pochylał się tuż nad nią, wsparty rękami o drzwi. Poczuła twarde mięśnie jego ciała przy swoim ciele i gorąca fala namiętności obezwładniła ją. Znalazła się w pułapce - w pułapce, z której wcale nie zamierzała uciekać. -Ni e masz pojęcia, jak bardzo pragnąłem wziąć cię w ramiona na oczach całego tłumu - szeptał. Jego oddech pieścił jej uszy, a słowa napełniały szczęściem i uniesieniem. - Mam już dość tej udręki. Jeśli więc przyjechałaś do Carson City z jakiegoś innego powodu... Trudno, już jest za późno. Zachłannie przywarł ustami do jej ust, a ona oddała mu pocałunek z żarliwością, o którą się nie podejrzewała. Rozpalona namiętnością wyzbyła się w jednej chwili wszelkich lęków i zahamowań. Jakże mogła kiedykolwiek obawiać się tego mężczyzny! Czuła się jak tonący, który nieoczekiwanie wypłynął na powierzchnię i bierze pierwszy ożywczy łyk powietrza. Andrew prowadził ją w nieznaną krainę, a ona szła za nim ufnie, jak dziecko wiedzione odwiecznym instynktem i pragnieniami, których jeszcze nie poznało. Objęła go rękami w talii i przycisnęła się doń jeszcze mocniej i goręcej. Pragnęła tego od dawna, od chwili gdy się poznali. Miała niejasne wrażenie, że pragnęła tego mężczyzny od zawsze. Pogrążona w nieskończenie długim pocałunku, straciła poczucie czasu i miejsca. Nie liczyło się teraz nic, nic nie istniało - tylko jego usta na jej ustach i jego ręce pieszczotliwie błądzące po jej ciele... - Jesteś taka piękna, Lindsay - szeptał. - Wprost nie potrafię uwierzyć, że nareszcie trzymam cię w ramionach. Tak bardzo cię pragnę... wykonanie - Irena - Ja ciebie też - wyznała w gorączce podniecenia, jakby nie do końca zdając sobie sprawę, co mówi. Usłyszała jego jęk - ni to ulgi, ni bólu. Oderwał od niej usta i odsunął się nagle na odległość ramienia. Oczy miał szeroko otwarte i dziwnie płonące. - Jeśli jeszcze raz cię pocałuję, nie będę mógł już przestać i skończymy tu, na sianie. Lindsay była tak podniecona, że nie mogła wydobyć głosu. Lekko potrząsnęła głową, a włosy zatańczyły wokół jej ramion. Andrew odrzucił głowę do tyłu i patrzył na nią jak urzeczony. -Przy tobie czuję się jak spragniony miłości chłopiec, który przeżywa swe pierwsze uniesienie - wyznał tonem człowieka, który przygląda się sobie w zdumieniu. - Mam trzydzieści siedem lat i już dawno skończyłem szkołę. Co więcej, mam dorosłego syna, którego kocham i obowiązki, od których nie mogę się uchylić. Ale teraz... - zatopił palce w jej włosach - teraz nie potrafię o niczym myśleć, tylko o tobie. O kochaniu się z tobą. - Był spięty, zniecierpliwiony. Wyglądał jak człowiek u kresu wytrzymałości. - Czy mnie rozumiesz? Czy rozumiesz, co czuję? - Tak! - zawołała z głębi serca. - Rozumiesz więc - mówił gorączkowo - z jakim trudem przychodzi mi zachowywanie się przyzwoicie w twoim towarzystwie. Już dawno powinniśmy być na pikniku, ale nic mnie to nie obchodzi. Nie chcę się tobą z nikim dzielić. Lindsay doskonale go rozumiała. Andrew od dawna był najważniejszy w jej życiu i wszystko inne rozpływało się w nicość. - Chyba nie powinnam przyjeżdżać - wykrztusiła. - Wprowadzam tylko zamęt w twoje życie. wykonanie - Irena Usiłowała zebrać chaotyczne myśli i zachowywać się bardziej racjonalnie. Jakimś cudem wyzwoliła się z jego objęć. Próbowała podnieść kapelusz, który poniewierał się na ziemi. Andrew jednak, szybki jak pantera, przyciągnął ją do siebie, przywarł do jej pleców i z jeszcze większym pożądaniem pieścił rękoma jej biodra i brzuch. , - Masz rację - wyznał. - Od momentu, gdy pojawiłaś się w tym morskim tunelu i skierowałaś ku światłu mego reflektora, wstrząsnęłaś moim życiem. - Mówił jednym tchem, jakby brakowało mu powietrza. - Na litość boską, nie wiem, jak przeżyję najbliższe godziny. Nie wiem, jak zdołam sensownie rozmawiać z rodziną i przyjaciółmi, gdy moje ciało płonie i pragnie ciebie. Chciałbym leżeć z tobą w zaciszu mojej sypialni, dotykać cię i pieścić, i mieć przed sobą całą długą noc, całą wieczność. - Andrew - wyznała - czuję to samo co ty, ale nie mogłabym mieć z tobą romansu, nawet jeśli bardzo bym tego pragnęła. Obrócił ją twarzą do siebie i wycedził przez zaciśnięte zęby: - Jeśli miałbym taki zamiar, po prostu zabrałbym cię do motelu, gdy przyjechałem do Culver City. Myślę, że byłbym w stanie cię przekonać. - Prawdopodobnie tak - wyznała z rozbrajającą szczerością. Podniosła na niego oczy pełne udręki i nerwowo przełykając ślinę, dodała: - Gdy jestem w pobliżu ciebie, również nie potrafię kontrolować swych uczuć. Podczas parady... - urwała, by nie powiedzieć za dużo. - Istnieje więc tylko jedno rozsądne wyjście - orzekł poważnym tonem. - Nie możemy się więcej widywać. Śmiertelne przerażenie, jakie wyczytał w jej twarzy, ucieszyło go tak bardzo, że wydał radosny okrzyk, wykonanie - Irena przytulił ją mocno do siebie i zatopiwszy twarz w jej pachnących włosach, usprawiedliwił się szybko: -Powiedziałem tak wyłącznie po to, by upewnić się co do twych uczuć, nim poproszę cię o rękę. Lindsay miała wrażenie, że śni. Uniosła głowę i spojrzała na niego niepewna, czy się nie przesłyszała. - Dlaczego jesteś zaskoczona? Czy sądzisz, że poleciałem do Kalifornii tylko dlatego, że nie miałem nic lepszego do roboty? -Ale my się prawie nie znamy... - wyjąkała kompletnie ogłuszona nowiną. Położył dłonie na jej ramionach i pochylił się, by ucałować jej powieki i nos. -P o prostu kochamy się, a to jest najważniejsze. Bo wiem, że mnie kochasz, w przeciwnym razie nie przyjechałabyś do Newady. Ja zaś kocham cię ponad wszystko, moja zwodnicza syreno. I pragnę jak naj szybciej zostać twoim mężem. Mamy przed sobą długie lata, by wszystkiego się o sobie dowiedzieć. A tymczasem co wieczór chcę się z tobą kochać, chcę mieć z tobą dzieci, chcę żyć, Lindsay, naprawdę żyć! Ale tylko z tobą. - Andrew... - Była tak wzruszona i przejęta, że nie znajdowała odpowiednich słów. - Nie chcę żyć w obawie, że jakiś straszny tryton albo morska wiedźma porwie cię do swej groty - szeptał. - Najbardziej jednak boję się, że jakiś rekin zrobi ci krzywdę. - Ścisnął ją mocniej. -I nie mogę pozwolić, by tak się stało. Za nic w świecie. Zaczynało do niej docierać, że spośród wielu kobiet, które z pewnością rzuciłyby dla niego wszystko, wybrał właśnie ją, jej się oświadczył. - Ale przecież ty jesteś gubernatorem - usiłowała protestować - i potrzebujesz kobiety... wykonanie - Irena - Nie mów nic. - Zamknął jej usta namiętnym, długim pocałunkiem, a potem kołysząc ją w swych objęciach przekonywał: - Pojedziemy teraz na piknik. Spędzimy tam trochę czasu, a później wrócimy do Carson City. Spędzisz noc w moim domu, z Randym i ze mną. Będziesz mogła zobaczyć, jak żyjemy. -Ale... - Wcześnie rano odwiozę cię na lotnisko. Zdążysz na trening. Mój człowiek odprowadzi twój samochód do Kalifornii. Zgoda? - Popatrzył na nią błagalnie. - Proszę, nie odmawiaj. Wolno skinęła głowę. Gdy była w jego objęciach, niczego nie potrafiła mu odmówić. Pragnęła na zawsze być tak blisko niego i móc zapomnieć o całym świecie. - Dzięki Bogu - wyszeptał. Drżały mu wargi, gdy całował ją raz jeszcze - wolno, namiętnie, uwodzicielsko. Gdy wreszcie delikatnie odsunął ją od siebie, zrazu nie mogła pojąć, co się stało. Zachwiała się na nogach i musiała chwycić go za nadgarstki, by utrzymać równowagę. Ręce i nogi miała bezwładne i ciężkie, oddech urywany. - Nie... nie wiedziałam, że może tak być -wyznała całkiem oszołomiona. Gdy powiódł palcami po jej obrzmiałych wargach, ciało jej odpowiedziało mimowolnym dreszczem pożądania. - To, co nam się przydarzyło, Lindsay - powiedział - jest bardzo rzadkie i bardzo cenne. Niewielu ludzi ma takie szczęście. Wiedziała, że Andrew mówi prawdę. Spotykała się przecież na uniwersytecie z kilkoma chłopcami, a w Gregu była nawet zakochana. Ale to nie było to samo co dziś. Nigdy nie pragnęła Grega, tak jak dziś wykonanie - Irena pragnęła Andrew, i nigdy nie chciała iść z nim do łóżka. Tamte pocałunki nie wyzwalały w niej takich namiętności. Z perspektywy czasu, a zwłaszcza dzisiejszych doświadczeń, wiedziała, że jeśli naprawdę kochałaby Grega, jeśli naprawdę by go pragnęła, przeciwstawiłaby się wówczas rodzicom i spędziła z nim wakacje w La Jolla. Uczyniła nadludzki wysiłek, by wyzwolić się z obejmujących ją ramion. Podniosła kapelusz, włożyła go na głowę i zawiązała tasiemki. Unikała wzroku Andrew w obawie, że znów rzuci mu się w objęcia. - Jestem gotowa do jazdy - powiedziała ze sztuczną wesołością. - Tylko, proszę, nie śmiej się ze mnie. Nigdy nie jeździłam konno. - Nie przewiduję żadnych problemów. Chodźmy już, nim znów stracę panowanie nad sobą. Położył rękę pod jej włosami na karku i tak wyszli na dwór, gdzie czekały już osiodłane konie. Nagle Lindsay znieruchomiała. Całe jej szczęście, cała radość prysła. W niewielkiej odległości dostrzegła dwóch mężczyzn na koniach. Ochroniarzy Andrew... Od razu, w jednej chwili, wróciła jej przytomność umysłu. Uświadomiła sobie z dreszczem to, o czym zapomniała na chwilę, że Andrew nie ma prywatnego życia, że jego ludzie w każdej chwili mogli wejść do stajni i zakłócić intymną scenę. Może właśnie dlatego nie zdecydował się posunąć dalej, zastanawiała się przerażona. - Zapomnij o nich. - Czytał w jej myślach jak w otwartej książce. - Nigdy by nie weszli do stajni bez pozwolenia, chyba że nasze życie byłoby zagrożone. Pomógł jej wsiąść na siodło, podał wodze i dopasował strzemiona. Gdy dosiadł swego wierzchowca, nasunął mocniej kapelusz na oczy i odwrócił ku niej głowę. wykonanie - Irena - Zanim twa bujna wyobraźnia podsunie jakieś mylne wnioski, pozwól, że wyjaśnię ci pewne sprawy - powiedział z lekkim uśmiechem. - Nie zamierzałem kochać się z tobą przy pierwszej nadarzającej się sposobności. Nie jestem człowiekiem pozbawionym skrupułów. Najpierw pragnę ożenić się z tobą. Ale nie miej złudzeń - w jego głosie zabrzmiała twarda nuta - gdy już zostaniesz moją żoną, będziemy się kochać zawsze i wszędzie, gdy tylko przyjdzie nam ochota. I obiecuję ci, że nie zamierzam przejmować się resztą świata. Gdy pojęła sens tych słów, na twarz wystąpiły jej rumieńce, a serce zaczęło bić gwałtowniej. - Wystarczy tylko lekko klepnąć ją po zadzie - instruował po chwili. -I trzymaj wodze tak mocno, by wiedziała, kto tu rządzi, ale nie krępuj jej pyska. Lindsay zadowolona ze zmiany tematu zastosowała się do poleceń i po chwili, gdy klacz posłusznie ruszyła z miejsca, wydała okrzyk radości. - Świetnie sobie radzisz - pochwalił ją Andrew. - Teraz spóbuj zrobić okrążenie. Żeby zmienić kierunek , po prostu pociągnij odpowiednią wodzę. To doskonale ujeżdżona klacz. Z łatwością dostosuje się do twoich życzeń. Po zrobieniu kolejnego okrążenia Lindsay poczuła się już dość pewnie w siodle i oznajmiła, że jest gotowa do drogi, co Andrew skwitował pełnym podziwu spojrzeniem. Gdy jechali ścieżką wiodącą poprzez słodko pachnące pola lucerny, opowiadał jej o Walker River i o pierwotnych mieszkańcach tych ziem. Zafascynowana tymi opowieściami całkiem zapomniała o bólu w dolnym odcinku kręgosłupa, który pojawił się w chwili, gdy tylko dosiadła Niteczki. Nigdy nie wykonanie - Irena siedziała na koniu i sądziła, że tak powinno być. Nawet nie wspomniała o tym Andrew. Choć ból narastał i było jej niewygodnie, a żar płynący z bezchmurnego nieba palił jej skórę, czuła się niezmiernie szczęśliwa i pewna, że przeżywa najpiękniejszy dzień w swoim życiu. Przez chwilę udało jej się nawet zapomnieć o jadących z przodu i z tyłu ochroniarzach. Gorączkowo zasypywała Andrew dziesiątkami py tań, pragnąc dowiedzieć się o nim jak najwięcej — poznać te wszystkie lata, te doświadczenia, które uczyniły go takim człowiekiem, jakim był dziś. Z początku pomyślała, że nie zechce rozmawiać o Wendie. Gdy jednak ośmieliła się poruszyć ten temat, zaspokoił jej ciekawość bez najmniejszego skrępowania. Tak jak się spodziewała stanowili szczę śliwe małżeństwo, co prowadziło do wniosku, że Andrew był mężczyzną zdolnym do głębokiej, trwałej miłości. Zapewne, myślała, pragnął raz jeszcze doświadczyć podobnego emocjonalnego spełnienia. Odniosła wrażenie, że Andrew nie trapią już demony przeszłości, że pogodził się z nieuchronnością losu i jedyne, czego naprawdę żałuje i o co ma do siebie pretensję, to zaniedbanie syna po śmierci żony. Teraz w dwójnasób chciał wszystko Randy'emu wynagrodzić. -Już prawie dojeżdżamy do mety - powiedział, gdy pozostawili za sobą pola uprawne i wjechali na rozległy teren dzikiej przyrody z majaczącymi w oddali stokami Sierra Newada, porośniętymi karłowatą sosną. - Mam wrażenie, że moja syrena przemieniła się już w prawdziwą amazonkę i potrafi zagalopować. Chcesz spróbować? - Wyglądał jak podekscytowany chłopiec, więc, choć czuła coraz bardziej dojmujący ból w krzyżu, nie potrafiła sprawić mu zawodu. wykonanie - Irena - Dobrze - zgodziła się. - Co mam zrobić? - Klepnij ją tylko po zadzie i jedź za mną. Popuść trochę wodze, by mogła wyciągnąć szyję, a jeśli zechcesz stanąć, po prostu ściągnij je. Posłucha cię bez szemrania. Lindsay zagryzła wargi, mając nadzieję, że Andrew nie zauważy, z jakim trudem utrzymuje w siodle prostą pozycję. - A więc naprzód! - Cmoknął na konia i ruszył galopem. Lindsay zaciskając zęby klepnęła konia, ale gdy ten wszedł w galop, poczuła gwałtowny, przeszywający ból w nogach. Krzyknęła, a wtedy spłoszony koń poniósł ją przed siebie. Straciła panowanie nad wodzami, wysunęły jej się z ręki i obijały teraz o końską szyję. Robiło jej się słabo z bólu; czuła, że zwymiotuje. Kurczowo przytrzymywała się łęku i usiłowała stanąć w (strzemionach, gdy nagle poczuła, że... nie ma nóg! I raptem powrócił koszmar. Przypomniała sobie z dreszczem przerażenia swój powrót do przytomności po wypadku autobusowym, gdy od pasa w dół nie czuła nic... - Och, nie! - krzyknęła w rozpaczy, a jej krzyk przeszedł w bezgłośny szept: - Nie! - Ledwie zdawała sobie sprawę, że Andrew już ją dogonił, chwycił wodze i zatrzymał Niteczkę. - Lindsay! Co się stało? - Z twarzą pobladłą ze strachu zeskoczył z siodła. -Andrew... - zdołała jeszcze powiedzieć, nim chwycił jej bezwładne ciało w ramiona. Antlrew - powtórzyła jego imię i zapadła w ciemność. wykonanie - Irena ROZDZIAŁ DZIEWIĄTY - Co się stało, tato? Andrew podniósł wzrok i mętnymi oczami popatrzył na syna wchodzącego do szpitalnej poczekalni. Skip stał na zewnątrz, za drzwiami korytarza, by nie dopuścić tu żadnych łowców sensacji. - Przylecieliśmy z Troyem i wujem Zackiem natychmiast, gdy nas powiadomiono. Oni czekają na zewnątrz. Powiedz wreszcie, co się stało Lindsay? Andrew wstał i uściskał syna. - Cieszę się, że tu jesteś. Na razie nic nie wiadomo. Robią jej zdjęcia rentgenowskie. - Wuj Zack powiedział tylko, że ona zemdlała i że polecieliście do szpitala... - Obawiam się, że jest niedobrze. - Opadł bezwładnie na krzesło. - Coś jej się stało podczas jazdy i straciła władzę w nogach. - Czy to bardzo poważna sprawa, tato? - Zmarszczka na czole Randy'ego pogłębiła się. - Mam nadzieję, że nie. - Znów powstał z krzesła, nie mogąc usiedzieć na miejscu. Sposób, w jaki wypowiedziała jego imię, nim zemdlała, będzie prześladował go przez całe życie... - Nie powinienem wsadzać jej na konia - wyznał z rozpaczą. - Gdy powiedziała nam, że nigdy nie jeździła konno, powinienem zorientować się, że musiały być po temu jakieś powody. Och, tato, nie obwiniaj się! Znam przecież ludzi, starszych od Lindsay, którzy nigdy nie siedzieli na koniu. wykonanie - Irena Uwaga była wielce rozsądna i uspokajająca. Andrew obdarzył syna uśmiechem pełnym wdzięczności. - Gdy ją tu przywiozłem, porozumiałem się z Budem Atkinsem. Zdobył zastrzeżony numer telefonu do jej rodziców w Bel Air. Zadzwoniłem i poinformowałem ich, że Lindsay znajduje się w szpitalu. Randy, oni się kompletnie załamali! I... oskarżyli mnie o wszystko... Okazało się, że Lindsay uległa ciężkiemu wypadkowi, gdy miała jedenaście lat. Doznała wówczas urazu kręgosłupa i paraliżu dolnej części ciała. - Lindsay? Wielki Boże! - Randy był wstrząśnięty. - Wiem, że trudno w to uwierzyć, gdy się ją widzi w roli zwinnej syreny, ale naprawdę była ciężko chora, przeszła kilka operacji kręgosłupa i dopiero po upływie wielu lat odzyskała władzę w nogach. Całe dzieciństwo spędziła na wózku. Pływanie okazało się najskuteczniejszą terapią i dzięki niemu wyzdrowiała. - Czy myślisz...? - Tylko nic nie mów! - przerwał mu Andrew. - Tato, na litość boską! - Randy chwycił ojca za ramiona i potrząsnął nim. - To nie twoja wina! Nie obwiniaj się, nie zważaj na to, co opowiadają jej rodzice! - Powinienem zostawić ją w spokoju... - Na twarzy Andrew pojawiły się zmarszczki, które przydały mu lat. - Ale byłem egoistą. Za wszelką cenę pragnąłem ją poznać. Omal się przeze mnie nie utopiła! A teraz z mojego powodu być może do końca życia będzie kaleką! - Przestań! - Randy popatrzył na ojca twardym wzrokiem. - Nikt przecież nie zmuszał Lindsay, by przyjęła zaproszenie na kolację, ani też nikt jej nie zmuszał, by tu przyjeżdżała. To po prostu nieszczęśliwy wypadek. Nikogo nie można winić. Zapadła długa niepokojąca cisza. wykonanie - Irena -Może masz rację - przyznał w końcu Andrew, nerwowo przesuwając dłońmi po włosach. - Ale trudno mi to wszystko ocenić obiektywnie. Ja ją kocham, Randy. Po śmierci twojej mamy nie sądziłem, że to mnie jeszcze spotka. No i stało się. -Wiem. To było widać. I jeśli chcesz wiedzieć, ona też cię kocha. Troy jest tego samego zdania. Zachowujecie się dokładnie tak samo, jak wuj Zack i ciotka Alex. Gdy są razem, nie dostrzegają innych ludzi. - Chcę ci powiedzieć, że poprosiłem Lindsay o rękę. Radosny uśmiech, który pojawił się na twarzy Randy'ego, rozwiał wszelkie wątpliwości Andrew. W oczywisty sposób syn zaakceptował nową kobietę w ich życiu. - Dlaczego tak późno, tato? - spytał Andrew, mimo całej grozy sytuacji, nie potrafił powstrzymać śmiechu. - Musisz jednak wiedzieć, że nie dała mi odpowiedzi - odezwał się po chwili. - I odnoszę wrażenie, że mi odmówi. Zwłaszcza teraz, po tym wypadku. -Ale przecież ona cię kocha! - zaprotestował Randy. - Sam wielu rzeczy nie rozumiem - wyznał stropiony. - Ale mam zamiar dokopać się do prawdy. - Szefie? - Skip wsadził głowę do poczekalni. - Doktor mówi, że może ją pan teraz odwiedzić. - Trzymam kciuki, tato! Andrew zerwał się z krzesła i niemal biegiem popędził do pokoju zabiegowego, gdzie leżała Lindsay. Gdy ją widział po raz ostatni była nieprzytomną, a jej piękną, bladą twarz wykrzywiał grymas bólu. Gdy wszedł do pokoju, serce zabiło mu żywiej na jej widok. Była już przytomna i leżała płasko na łóżku. wykonanie - Irena Twarz miała teraz lekko zaróżowioną, złote włosy niemal przykrywały szpitalny materac. Wyglądała jak księżniczka z bajki. Jak syrena wyrzucona na brzeg. - Andrew... Natychmiast znalazł się u jej boku i z nadzieją w sercu czekał, że wyciągnie rękę, uczyni cokolwiek, by okazać mu, jak bardzo się cieszy na jego widok. Jeśli oczy były zwierciadłem duszy, to jej serce ściśnięte było cierpieniem. Zauważył to od razu i poczuł się znów załamany. - Boli cię nadal? - wyszeptał. -Nie.. . Dostałam jakieś środki. -I nagle łzy wypełniły jej oczy. - Wybacz mi, wybacz, że urządziłam takie przedstawienie. Narażam cię wyłącznie na kłopoty. Oderwałam cię od rodziny i popsułam ci weekend. Wzruszony do głębi pochylił się, odsunął włosy z jej skroni i delikatnie pocałował. - Nie ma tu hic do wybaczania - powiedział pieszczotliwym tonem. - Kocham cię, Lindsay i ponad wszystko na świecie pragnę, byś powróciła do zdrowia. Odwróciła głowę i wbiła wzrok w stojący z boku parawan. - Dziękuję ci za wszystko. Byłeś naprawdę cudowny... A ja popsułam naszą wycieczkę. - Głos jej się załamał. - Biedna Niteczka. Musiałam ją wystraszyć... Andrew wziął głęboki oddech, by uspokoić głos, i zapytał: - Dlaczego nic nie wspomniałaś o urazie kręgosłupa? - Skąd o tym wiesz? - Raptem odwróciła ku niemu twarz. Miała oczy bezradne jak dziecko. - Och, wiem. Twój prywatny detektyw... wykonanie - Irena Była zdenerwowana, tak samo jak wówczas w Nassau, gdy wezwała policję. Nie mógł zrozumieć, co ją tak bardzo dręczyło. - Powiedzieli mi twoi rodzice - wyjaśnił. Z twarzą pobladłą i złą zamarła w szoku. Po chwili napiętego milczenia odezwała się tonem wymówki: - Rozmawiałeś z moimi rodzicami? - Oczywiście. Zadzwoniłem, gdy tylko tu dotarliśmy. - Och, dlaczego? Po co? - Był to głos pełen cierpienia i paniki zarazem. - Przecież to twoja rodzina - usprawiedliwiał się. - Mają prawo wiedzieć, że ich córka jest w szpitalu. Obiecałem, że powiadomię ich o wynikach badań. - Och, nie powinieneś tego robić - jęknęła. - Nie miałeś prawa! Mam dwadzieścia siedem lat i nie życzę sobie, by ktoś kierował moim życiem i podejmował za mnie decyzje. Nie jestem małą dziewczynką! Poczuł się jak człowiek kopnięty znienacka w żo łądek. Nie mógł jednak zakończyć tej rozmowy. Instynktownie wyczuwał, że powoli zbliża się do prawdy. Prawdy, którą musiał poznać, jeśli chciał zrozumieć Lindsay. -Myślisz, że próbuję cię kontrolować? - spytał z niedowierzaniem. - Oczywiście. Najpierw przydzieliłeś mi ochroniarzy, samowolnie zmieniłeś mi pokój... To samo robisz z Ran... - urwała nagle spłoszona. - Och, nie powinnam... To nie moja sprawa. - Zamknęła oczy i odwróciła głowę. - Owszem, to jest twoja sprawa. - Był oszołomiony i zaintrygowany. - Musisz mi powiedzieć, co takiego, twoim zdaniem, robię z Randym? Proszę, Lindsay. To dla mnie bardzo ważne. Chcę poznać twój punkt widzenia. wykonanie - Irena Łzy ciekły spod jej zamkniętych powiek i wsiąkały w poduszkę. - Kiedy Randy dowiedział się, że mam zamiar studiować życie rekinów, bardzo się tym zainteresował i oznajmił, że chciałby robić to samo. Wtedy ty od razu zmieniłeś temat. Walcząc z chaosem myśli, Andrew usiłował zrozumieć, o co jej chodzi. - Owszem - przyznał. - Przecież rekiny są niebezpieczne. - Ale jeśli Randy chciałby studiować biologię morską, nie powinno mieć znaczenia, co ty będziesz o tym sądził, rozumiesz? Przecież to jest jego życie i jego decyzja. -T o prawda. - Nie potrafił ukryć zdziwienia. - Jeśli zechce zostać ekspertem od rekinów, nie będę mu przeszkadzał. Ale na razie Randy nie ma pojęcia, co naprawdę chce robić w życiu. Teraz pasjonuje go nurkowanie, wcześniej entuzjazmował się produkcjią plakatów. A wyobraź sobie, że od powrotu z Wysp Bahama stale rozmawia z Troyem o wspólnym prowadzeniu rancza. Nie będę zdumiony, jeśli po dwóch miesiącach pobytu na uniwersytecie, dojdzie do wniosku, że jego powołaniem jest gra na fagocie w orkiestrze symfonicznej. - Uśmiechnął się myśląc, że ją także trochę rozbawił, ale ona tylko niespokojnie się poruszyła. - Moi rodzice, gdy nie chcieli pogodzić się z prawdą, zawsze twierdzili, że nie rozumieją, o co mi chodzi i że sama nie wiem, czego chcę. Za każdym razem, gdy coś im było nie w smak, reagowali podobnie jak ty. Randy mimowolnie zauważa nagłe zmiany twojego zachowania. - Lindsay! - na wpół roześmiał się, na wpół krzyknął poirytowany. - Przecież ja głównie niepokoiłem wykonanie - Irena się o ciebie. Gdy Pokey mi powiedział, że będziesz ..: nurkować na Boi, drżałem ze strachu. Lindsay, kochałem cię już wówczas i nie mogłem dopuścić myśli, że jesteś w niebezpieczeństwie. A jeśli chodzi o zmianę pokoju... Cóż, chciałem ci zapewnić maksimum bezpieczeństwa i chronić twą prywatność po tym incydencie, o którym dowiedziała się prasa. Nie mogłem zostawić cię na pastwę wścibskich reporterów. Minęła długa chwila, nim się odezwała. - Mówisz zupełnie jak moi rodzice. Oni zawsze uważali, że to, co robią, jest dla mnie najlepsze. Zawsze z góry obawiali się, że coś mi się przytrafi. To się zaczęło dawno temu, po moim wypadku. Zniszczyli wszystkie moje przyjaźnie, aby tylko zatrzymać mnie w domu, gdzie ich zdaniem byłam \ bezpieczna. Tylko Beth wytrzymała ten reżim i wytrwała przy mnie. - Nie porównuj mnie, proszę, z twoimi rodzicami. - Andrew był wyraźnie sfrustrowany. - Przypuszczam, że oni potrzebują pomocy lekarskiej. Teraz jednak ani czas, ani miejsce, by się nad tym zastanawiać. Spróbuj usnąć, dobrze? - Wcale nie chce mi się spać - powiedziała z uporem. - Bez względu na to, jakie motywy tobą kierowały, wyszło na to samo. W Nassau postanowiłeś chronić mnie przed niebezpieczeństwem i podjąłeś samowolnie pewne decyzje. Niczego ze mną nie skonsultowałeś, a gdy się sprzeciwiłam... - Wymagała tego sytuacja - przerwał jej gwałtownie. - Czy chcesz powiedzieć, że ciebie nie obchodziłoby moje bezpieczeństwo? - Och, oczywiście... - wyznała przerażona. - Możliwość... zamachu zawsze istnieje ito mnie dręczy. Ale nigdy bym cię nie prosiła, abyś zrezygnował ze swego stanowiska z tego powodu. Nie próbowałabym konwykonanie - Irena trolować, dokąd jeździsz, co robisz. Nie usiłowałabym myśleć za ciebie, a tym bardziej nie podejmowałabym decyzji. - I uważasz, że ja to robiłem? - Poczuł gwałtowny przypływ złości. - Zadzwoniłeś do moich rodziców, nie pytając mnie o zdanie. - Przypuszczałem, że jeśli konieczna byłaby operacja, potrzebowałabyś ich wsparcia - powiedział, nerwowo zaciskając dłonie w pięści. - Powinieneś najpierw ze mną o tym porozmawiać - odparła zmęczonym głosem. Powieki miała ciężkie, zbyt ciężkie, by na niego patrzeć. - Są ostatnimi ludźmi, których chciałabym o tym powiadomić. Nie dlatego, bym ich nie kochała, ale z powodu ich lęków... - Lindsay - westchnął ciężko - gdy cię tu przywiozłem, bardzo cierpiałaś. Lekarz, który cię badał, nie wykluczał możliwości operacji. Jesteś pod moją opieką, czułem się zobowiązany poinformować twoich rodziców. - Nie jestem pod twoją opieką! -prawie krzyknęła. - Przyjechałam do Carson City, ponieważ były sprawy, które chciałam ci wyjaśnić... - Potrząsnęła głową i zakryła oczy ręką. - Och, ty po prostu instynktownie przejmujesz opiekę. Nad niczym się nie zastanawiasz. To jest dla ciebie tak naturalne, jak oddychanie. Nasze małżeństwo nie miałoby szans. - Mówisz głupstwa! - Poczuł, że krew odpływa mu z twarzy. - Moi rodzice zawsze tak mówią, gdy są źli. Andrew, powiedz uczciwie: czy zgodzisz się, bym zajmowała się biologią morza, gdy będę twoją żoną? Czyż nie zażądasz, bym bezwarunkowo i bez żadnej dyskusji porzuciła swą pracę? Sam powiedziałeś, że nienawidzisz mojego pomysłu... wykonanie - Irena - To prawda - przyznał zaciskając zęby. Nie zdołał jednak powiedzieć nic więcej, do pokoju bowiem wszedł lekarz. - Mam dla państwa dobre wiadomości - powiedział od progu. Z uśmiechem na ustach podszedł do łóżka Lindsay. - Zdjęcia wykazały, że kręgosłup nie jest uszkodzony. Moim zdaniem, po prostu nadwerężyła pani mięśnie, panno Marshall. Ponieważ nigdy nie siedziała pani na koniu, była pani ogromnie spięta i gdy koń wszedł w galop, doznała pani skurczu niektórych partii mięśni. Stąd to uczucie bezwładu w nogach. Teraz je pani czuje, nieprawdaż? - Uniósł brzeg kołdry i dotknął jej stóp. Po twarzy Lindsay przemknął wyraz pewnego zaskoczenia. Uniosła się na poduszkach i z trudnością usiadła. Popatrzyła najpierw na Andrew, a potem znów na lekarza. - Nie mogę uwierzyć. Myślałam... - Zrobiono pani zastrzyk, który przyspieszył rozkurcz mięśni - wyjaśnił doktor. - Cała reszta pani odczuć w czasie wypadku ma podłoże psychiczne. Teraz może pani spokojnie wracać do domu. Jeszcze przez jakiś czas, ale nie dłużej niż dwanaście godzin, będzie pani odczuwać pewne dolegliwości. Ciepła kąpiel i środki uspokajające, które pani przepisałem, powinny pomóc. Dwanaście godzin, myślał Andrew. Dwanaście godzin, by dotrzeć do Lindsay i przekonać ją... Uścisnął dłoń lekarza. - Dziękuję za dobre nowiny, doktorze. - Gdy dojdzie pani w pełni do zdrowia, może pani znów spróbować jazdy konnej. Proszę jednak uczyć się powoli i systematycznie. Trzeba przygotować mięśnie do wysiłku. Życzę powodzenia. wykonanie - Irena Gdy lekarz wyszedł, Andrew w pierwszym odruchu chciał po prostu porwać Lindsay w ramiona. Pohamował się jednak. Kobieta, która zaledwie kilka godzin temu niemal wyznała mu, że go kocha, wydawała mu się teraz całkiem obcą osobą. Potrzebował czasu, by przemyśleć sobie jej ostatnie słowa. - Poproszę pielęgniarkę, by pomogła ci się ubrać. Samochód czeka na nas przed wejściem - dodał i odwrócił się do drzwi. - Dziękuję za wszystko - powiedziała, zaciskając konwulsyjnie dłonie na prześcieradle. - Czuję się jak oszustka. - Ja natomiast czuję ogromną ulgę, że wyjdziesz stąd na własnych, pięknych nogach. - Andrew... - Lindsay, nie teraz - uciął stanowczo i opuścił pokój. Domyślał się, że za wszelką cenę będzie chciała uniknąć gościny w jego domu. Ale potrzebowała pomocy i była zdana na niego. Och, dlaczego mu nie ufała? Był przekonany, że wspólnie uporaliby się z jej problemami. - Tato, umieść Lindsay w pokoju obok mojej sypialni - mówił Randy. - Gdy będzie w nocy potrzebowała pomocy, usłyszę ją. - Obiecuję, że nie będę nikogo niepokoić - szepnęła Lindsay. Andrew z ustami zatopionymi w jej włosach wnosił ją na drugie piętro swego domu. Wiedziony naturalnym instynktem niechybnie zaniósłby ją do swej sypialni. Musiał się jednak opamiętać. I tak już niebawem będzie stale spała w jego łóżku - miał bowiem zamiar, mimo wszystkich jej lęków i uprzedzeń, poślubić ją jak najszybciej. wykonanie - Irena - Posłuchaj, Lindsay - ciągnął podniecony Randy -i tak nie możesz wrócić na trening jutro rano, poproś więc o urlop i zostań z nami cały miesiąc. Mamy tu basen, w którym codziennie możesz pływać. I mogłabyś pomóc Troyowi. Co o tym sądzisz? - To znakomity pomysł - odparła. - Obawiam się jednak, że właściciel klubu, w którym pracuję, nie byłby zachwycony moją miesięczną nieobecnością. Już niedługo właściciel klubu będzie musiał poszukać sobie kogoś innego na twoje miejsce, pomyślał Andrew. Im szybciej, tym lepiej. Nie ośmielił się jednak powiedzieć tego na głos, choć przyklaskiwał synowi. Randy zupełnie oszalał na punkcie Lindsay i robił wszystko, by ją zatrzymać, a tym samym pomóc sprawie. - Ojciec mi mówił, że zaprosił cię do nas na czas pobytu gubernatora Stevensa z rodziną. Jakie ma znaczenie, jeśli pobędziesz z nami tydzień dłużej? Andrew wniósł Lindsay do jednej z gościnnych sypialni i położył ją na łóżku pokrytym pikowaną kapą. Z bijącym sercem czekał na odpowiedź i usiłował przyciągnąć jej spojrzenie. -Mimo że brzmi to cudownie - odpowiedziała wreszcie, unikając nadal jego wzroku - obawiam się, że mam inne zobowiązania w tym czasie. Dziękuję ci jednak bardzo za to miłe zaproszenie. Andrew chciał coś powiedzieć, ale najpierw wymownie spojrzał na syna. Randy postawił walizkę Lindsay na podłodze. - Przyniosę ci coś do picia - zaproponował i opuścił pokój. Gdy Randy wyszedł, Lindsay zaczęła coś mówić, ale Andrew przejął inicjatywę. wykonanie - Irena - Lekarz powiedział, że dobrze ci zrobi gorąca, długa kąpiel - rzekł, biorąc jej torbę i pewnym krokiem kierując się do łazienki. - Odkręcę kurki i przyślę ci zaraz na górę Maud, naszą gospodynię. Pomoże ci się wykąpać. Drugimi drzwiami wyszedł z łazienki na korytarz, aby rozmówić się z gospodynią. - Dopilnuj, aby wzięła dwie tabletki - poinstruował, podając jej lekarstwo, które przywiózł ze szpitalnej apteki. - Będę czekał w gabinecie. Poinformuj mnie, gdy już będzie po kąpieli. Jeśli zechce zjeść kolację, sam jej zaniosę. - O rany, tato, co właściwie masz zamiar zrobić z Lindsay? - zapytał Randy, gdy Maud się oddaliła. - Nie można powiedzieć, by była zachwycona pobytem u nas. - Zauważyłeś? - Andrew zasępił się. - Cóż, mam zamiar zatrzymać ją tak długo, aż uda mi się przekonać ją do siebie. - Ona cię kocha, więc z pewnością znajdziesz jakiś sposób - pokrzepił go syn. - Całe szczęście, że mam ciebie na podorędziu. - Poklepał syna po ramieniu. - A teraz leć już i baw się dobrze na pokazie sztucznych ogni. Tylko nie wracaj zbyt późno. - Nie ma mowy. Muszę być o ósmej rano w pracy. - Rzucił ojcu porozumiewawczy uśmiech i dodał konfidencjonalnie: - Ty też zachowuj się przyzwoicie, tato. Andrew wziął prysznic, przebrał się, a potem zszedł na dół do kuchni. Zrobił sobie kanapki i zaniósł je do gabinetu, skąd zatelefonował jeszcze do Clinta. Coś niespodziewanego mogło się wydarzyć w każdej chwi li. Wolał trzymać rękę na pulsie i załatwić wszystkie pilne sprawy, nim wejdzie na górę zobaczyć, co wykonanie - Irena słychać u Lindsay. Na szczęście dzień minął bez wstrząsów. Andrew, uspokojony, mógł teraz wszystkie myśli poświęcić swej tajemniczej syrenie. Bez względu na to, jakich argumentów użyje, musi zatrzymać ją tu jak najdłużej. Dziś będzie spać w jego domu... Jutro spędzą cały długi dzień ze sobą. Będą mogli godzinami rozmawiać, rozmarzył się. Zapadał półmrok, gdy Maud przyszła zawiadomić, że Lindsay leży już wygodnie w łóżku. Andrew podziękował gospodyni, odsunął na bok papiery, których zresztą wcale nie przejrzał i wyszedł z pokoju. Biegł na górę, przeskakując co drugi stopień. Drzwi do pokoju Lindsay były otwarte. Ukradkiem, jak kot, wszedł do ciemnego wnętrza i zatrzymał się przy łóżku. Leżała odwrócona plecami, z prześcieradłem podciągniętym do pasa. Pomyślał, że śpi. Po tym, co przeszła, było to całkiem naturalne, ale wbrew logice i zdrowemu rozsądkowi pragnął, by nie spała i zareagowała na jego obecność. Rozczarowany odwrócił się, aby wyjść. - Andrew? Serce zabiło mu gwałtownie i natychmiast znalazł się przy jej łóżku. - To ty? - spytała sennym głosem, przewracając się na plecy. -Ni e chciałem cię budzić. Przyszedłem tylko się upewnić, że wszystko w porządku i powiedzieć ci dobranoc. - Czekałam na ciebie - powiedziała pieszczotliwym tonem. - Musimy porozmawiać. - Nie dzisiaj, Lindsay. Zażyłaś proszki na sen. Mamy przed sobą cały dzień. - Nie. Och, nic nie rozumiesz. Nie mogę zostać... - mówiła coraz bardziej niewyraźnie. - Nie odjedziesz, póki nie wyzdrowiejesz. wykonanie - Irena - Och, to nie ma znaczenia... Ja... Nie zdążyła dokończyć zdania, ponieważ nagły przymus, silniejszy od wszystkiego, czego kiedykolwiek doświadczył, kazał mu klęknąć przy jej łóżku. - Czy tu cię boli? - spytał zduszonym głosem, delikatnie masując jej obolałe plecy w okolicach krzyża. - Och, jak mi dobrze... - pod wpływem przyjemności wydała cichy jęk. Nie potrafił przestać. Odsunął jej długie złote włosy z ramion i zaczął pieszczotliwie masować całe plecy. Przy każdym okrężnym ruchu rąk przysuwał się coraz bliżej, aż wreszcie ustami zaczął błądzić po jej karku. A gdy westchnęła zachęcająco, w jednej chwili jego usta odnalazły kącik jej ust. -Lindsay... - Głos miał przepełniony pożądaniem, a gdy odwróciła się do niego z rozchylonymi wargami, zatracił się w porywie szalonej namiętności. Całował ją wolno, leniwie, aż poczuł, że tonie, zalany falą emocji i wzruszeń, jakich dawno już nie doświadczył. Nie chciał przyjąć do wiadomości, że tabletki nasenne mogły osłabić jej zdolność do racjonalnego myślenia, że pożądanie wzięło górę nad świadomymi decyzjami. Wcześniej powiedziała przecież, że nie widzi żadnych szans na ich wspólną przyszłość, a teraz przyjęła go z niepohamowaną namiętnością... Wydawało się, że w ogóle zapomniała o bólu, gdy raz po raz szeptała jego imię, gdy tuliła się do niego z czułością i bezbronnym oddaniem. Marzył o takiej chwili, odkąd ujrzał ją po raz pierwszy. Musiał się jednak opamiętać. Kochanie się z nią teraz - gdy była odurzona lekami, a tak wiele spraw między nimi pozostało nie rozwiązanych - kłóciło się z jego prywatnym kodeksem etycznym. wykonanie - Irena Wysunął się z jej objęć i wstał. Usłyszał jęk protestu i zawodu. Jakże był bliski złamania wszelkich zasad! Zebrał wszystkie siły, by zrobić krok w stronę drzwi. Nasłuchiwał jednak. Czy go zawoła? Czy wypowie raz jeszcze jego imię? Wystarczyłoby jedno jej słowo... Ale panowała niczym nie zmącona cisza. Czekał jeszcze kilka chwil na jakiś znak protestu z jej strony, ale gdy to nie nastąpiło, wyszedł z pokoju i zamknął za sobą drzwi. ' , Siedzący na straży Skip ze współczuciem popatrzył na jego twarz naznaczoną cierpieniem. - Jak ona się czuje? - spytał. - Lekarstwa pomogły jej usnąć. Popływam trochę przed snem. Jeśli się obudzi, wiesz gdzie mnie szukać. - Tak jest, szefie. wykonanie - Irena ROZDZIAŁ DZIESIĄTY Około wpół do piątej nad ranem Lindsay obudziła się z koszmarnego snu. Była zlana potem, a poduszkę miała mokrą od łez. Ciężko usiadła na łóżku i odgarnęła z twarzy wilgotne włosy. Śnił jej się Andrew. Kłócili się o coś okropnie; on postawił jej jakieś ultimatum, i ostatecznie rozeszli się na zawsze... Szczegółów tego koszmaru nie mogła sobie przypomnieć. Od czasu do czasu we śnie pojawiała się groźna postać jej ojca. Słyszała jego gniewny, podniesiony głos... To raczej on, a nie Andrew ją dręczył. Niemniej jednak czuła podświadomie, że sen ów potwierdził jej najgorsze przypuszczenia: małżeństwo z Andrew nie mogło się udać. Musiała od niego uciec. Jak najszybciej i jak najdalej, nim stanie się jakieś nieszczęście. Chociaż nadal bolały ją plecy, ból był znacznie mniej dotkliwy niż wczoraj i mogła dość swobodnie się poruszać. A zatem mogła opuścić ten dom bez problemu... Maud napomknęła wczoraj, że Andrew wyjął kluczyki z jej torebki i wysłał jednego ze swych ludzi po jej samochód do Carson City. Jeśli kluczyki zostały zwrócone... Porwała torebkę z nocnego stolika i nerwowo penetrowała jej wnętrze z obawą w sercu, że kluczyków tam nie znajdzie. Ale natrafiła na charakterystyczny metalowy breloczek i zrobiło jej się wstyd. Zdążyła już bowiem pomyśleć, że Andrew specjalnie wykonanie - Irena zatrzymał kluczyki, by oddać je dopiero, gdy sam uzna to za stosowne. Jej ojciec w podobnej sytuacji postąpiłby tak bez żadnych skrupułów. Lindsay nie miała pojęcia, o której Andrew zaczyna dzień. Przypuszczała jednak, że nawet jeśli już nie śpi, powinien jeszcze być w łóżku. Jego ochroniarze zaś... Cóż, nie powinni jej przeszkodzić. Jedyny problem, by zgodzili się nie mówić nic Andrew aż do jej odjazdu. Szybko posłała łóżko i udała się do łazienki. Po dziesięciu minutach, w czystej bluzeczce i dżinsach, z zaplecionymi starannie włosami była gotowa do wyjścia. Nim opuściła pokój, usiadła przy toaletce i napisała do Andrew list. Pisząc,raz po raz musiała wycierać łzy cieknące jej po policzkach. Podziękowała mu za gościnę i przeprosiła za kłopoty, których stała się przyczyną. Drżącą ręką potwierdziła to, co powiedziała mu w szpitalu, że ich małżeństwo nie ma szans. Lepiej rozstać się teraz, pisała, nim zdarzy się coś, czego obydwoje będą żałować. Poprosiła Andrew, by pożegnał syna w jej imieniu. Tak bardzo żal jej było Randy'ego... Gdy skończyła, złożyła kartkę na pół i napisała na odwrocie jego imię. Bezwiednie pocałowała to miejsce, a potem zatknęła karteczkę za ramę lustra. Być może zachowywała się jak tchórz, nie czuła się jednak na siłach znów spojrzeć Andrew w oczy. Nie ufała sobie, zwłaszcza po tym, jak zareagowała na niego wczorajszej nocy. Pod wpływem jego dotknięcia traciła zdolność myślenia. Na tym właśnie polegał problem. Nie mogli przebywać blisko siebie, nie rzucając się sobie w ramiona. Kiedy wczoraj przyszedł na górę i zaczął masować jej bolące plecy, nie potrafiła się opanować. Jakaś wykonanie - Irena tajemnicza siła kazała jej odpowiedzieć na jego pieszczoty. Choć bardzo by chciała za swą nieposkromioną reakcję obwinie lekarstwa, wiedziała, że nie była to prawda. Pieszczoty i pocałunki tego mężczyzny przywiodły ją na skraj przepaści i jedyne, czego pragnęła naprawdę, to zrobić ten jeden mały krok do przodu... Gdyby nie jego silna wola, z pewnością spędziliby razem resztę nocy. Nie mogła dłużej kusić losu. Nie mogła przedłużać tej żenującej i w gruncie rzeczy niebezpiecznej sytuacji. Biorąc kapelusz i torebkę, omiotła ostatnim spojrzeniem uroczą sypialnię, w której spędziła noc, po czym przeszła na palcach przez ciemny hol ku oświetlonej przyćmionym światłem klatce schodowej. Gdy mijała pokój Randy'ego, zauważyła ochroniarza siedzącego przy balustradzie schodów i pogrążonego w lekturze. Mężczyzna był rosłym blondynem. Przeszła jeszcze dwa kroki i nagle wydała okrzyk przerażenia. To był Andrew! - Moja intuicja mnie nie zawiodła - powiedział lodowatym tonem. Zachwiała się przestraszona jego gwałtowną reakcją. Gdy patrzył na nią tym twardym, nieustępliwym spojrzeniem, niemal go nie poznawała. Wstał teraz i z impetem cisnął książkę na ziemię. Jego oczy pokryła czarna, lodowa powłoka. Lindsay przerażona pomyślała, że już nigdy nie ujrzy w nich miłości ani pożądania. Nagle usłyszała z tyłu czyjeś kroki i odwróciła się na pięcie. - Co się dzieje? - To był Randy. Stał w piżamie i patrzył na Lindsay i ojca szklanym wzrokiem. - Dobrze, że się obudziłeś - powiedział Andrew jadowitym tonem. - Nasza syrena właśnie nas opuszcza! wykonanie - Irena Randy zamrugał zaspanymi oczami. Był kompletnie zaskoczony. - Ale dlaczego, Lindsay? Przecież jest środek nocy... - Musimy jej to wybaczyć - przerwał mu ojciec. - Ona należy do podwodnego świata, więc przywykła do ciemności. Lindsay głośno westchnęła, jakby przeszył ją paroksyzm nagłego bólu. - Przybyłeś w samą porę, by się z nią pożegnać - ciągnął Andrew. - Za chwilę zniknie w swoim świecie wśród szczelin i tunelów, gdzie żyje nie zauważona przez człowieka. Ona woli towarzystwo rekinów lub ryb, które nie potrafią ani kochać, ani nienawidzić, i jeśli nie są akurat bardzo głodne zostawiają syreny w spokoju... Lindsay stała jak skamieniała i słuchała w niemym przerażeniu słów pełnych jadu i goryczy, które płynęły z jego ust. Nie kochał jej już. Zabiła tę miłość i będzie musiała dźwigać to brzemię do końca swych dni... - Przy... przykro mi... - zdołała wykrztusić, pragnąc natychmiast zapaść się pod ziemię. Kręciło jej się w głowie, a w ustach czuła przeraźliwą suchość. - Mnie także jest przykro - wymamrotał Randy. - Myśleliśmy z tatą, że to cudownie jest poznać syrenę... Jak widać nie można zakłócać praw rządzących podwodnym światem. Lepiej pozostawić go w spokoju. Do widzenia, Lindsay. - Głos mu drżał, a w oczach błyszczały łzy. - Zobaczymy cię w telewizji. - Wrócił do swego pokoju i zatrzasnął drzwi z takim hukiem, aż echo rozległo się w sercu Lindsay. - Legenda głosi, że syreny wabią swym śpiewem żeglarzy ku ich zgubie - powiedział Andrew. - Teraz już wiem, że to prawda. wykonanie - Irena - Proszę, posłuchaj mnie... - zaczęła desperacko. - Wielu rzeczy o mnie nie wiesz... To dotyczy moich rodziców, mojego dzieciństwa... Oni trzymali mnie jak w więzieniu, ustawicznie kontrolowali... I w końcu udałam się do psychoterapeuty. On mi pomógł, nauczył mnie dawać sobie z tym radę. - Moje gratulacje dla twojego terapeuty! - powiedział szyderczo, a jego oczy przeszywały ją niczym sztylety. - Jego terapia, rzec można, zakończyła się stuprocentowym sukcesem. Odcięłaś się od wszystkich ludzi i nikomu nie ufasz. - Jego głos był pełen sarkazmu, gdy po chwili milczenia odezwał się znów: - Wszyscy przecież wiedzą, że nie udaje się zmienić syreny w kobietę. A ja, idiota, chciałem się koniecznie przekonać osobiście, no i stoczyłem walkę. Na pamiątkę pozostały mi trwałe blizny. - Gniewnie zacisnął pobladłe wargi. - Chwila minęła, czar prysł! A zatem wracaj do swego podwodnego świata, tam, gdzie nie istnieją ludzkie uczucia, gdzie z pewnością nie spotkasz mężczyzny, który chciałby cię kochać i opiekować się tobą. Nie mamy już sobie nic więcej do powiedzenia. - Andrew! - krzyknęła w rozpaczy. - Przysięgam, że nie chciałam cię zranić! - Ależ wierzę ci - powiedział beznamiętnie. - Od pierwszej chwili robiłaś wszystko, żeby mnie zniechęcić. I ostatecznie ci się udało. Odwrócił się od niej i zawołał do mężczyzny siedzącego u podnóża schodów: - Larry, odprowadź pannę Marshall do samochodu. A później przyprowadź mój wóz. Śpieszę się na spotkanie w Las Vegas. Po raz drugi w życiu Lindsay miała wrażenie, że się topi. Tym razem jednak nie było w pobliżu nurka, wykonanie - Irena który podpłynąłby z pomocą. Była zdana na własne siły... - Beth? Śliczna brunetka, niezwykle podobna do swej matki, sławnej aktorki, okręciła się na swym biurowym krześle. Obrzuciwszy Lindsay badawczym spojrzeniem, powiedziała: - Dobrze, że jesteś. Lepiej późno niż wcale. Wielkie nieba, czyżby to rzeczywiście była owa cudowna syrena, o której mówią całe Stany! Usiądź, bo się przewrócisz. - Wyskoczyła zza biurka. - Przyniosę ci coś do picia. -Och, nie! Nie trzeba. Niczego nie mogłabym przełknąć. Beth znów usiadła i wzrokiem pełnym niepokoju przyglądała się przyjaciółce. - Co się stało, Lindsay? - Chyba nie powinnam tu przychodzić i niepokoić cię w pracy... - Nie bądź głupia! Nie pamiętasz, ile razy sama przybiegałam do twego domu, ponieważ któryś z mężów mojej matki został przyłapany z inną kobietą albo przystawiał się do mnie? Lindsay, wiesz przecież, jak wiele dla mnie znaczysz.... Znam cię dobrze i czuję, że coś się dzieje. Od czasu twego powrotu z Carson City rozmawiałyśmy tylko dwa razy. To niebywałe! A w dodatku w ogóle nie wspomniałaś o Andrew ani o tym, co się wydarzyło. - Nie mogłam. - Z oczu Lindsay popłynęły łzy. - Domyśliłam się tego. Dałam ci więc spokój i poprzestałam na oglądaniu twojej telewizyjnej reklamówki. Jesteś tam naprawdę rewelacyjna. Mama mówiła mi, że podobno zaproponowano ci rolę w nowej wersji „Małej syreny". wykonanie - Irena Lindsay skinęła głową. - To ostatnia rzecz, na którą miałabym ochotę. Niestety, mój agent nie daje mi spokoju. Zwrócił się nawet do moich rodziców, by wywarli na mnie presję. - Szkoda, że nie zwrócił się do mnie. Już ja bym wiedziała, co mu powiedzieć! - Beth, krzyżując ramiona, kręciła się na obrotowym krześle. - Czy już skończyłaś pracę w klubie? - Tak. Wczoraj byłam tam po raz ostatni. - I kiedy wyjeżdżasz do San Diego? Cisza, która zapadła, trwała nieskończenie długo. - Nie mam ochoty jechać do San Diego - wyznała Lindsay cichym głosem. - Nareszcie! - ucieszyła się Beth. - Kiedy w końcu oświeciło cię, że wcale nie chcesz zostać biologiem morskim? Lindsay patrzyła na przyjaciółkę szeroko otwartymi oczami. - W drodze do Carson City. Och, Beth - zająknęła się. - Miałaś absolutną rację. Przez cały ten czas starałam się ukarać Andrew za sprawy, które nie miały z nim nic wspólnego. Oskarżałam go o przewiny, których nie popełnił i nie mógłby popełnić. On w niczym nie przypomina mego ojca, byłam jednak tak zaślepiona swoimi lękami, że wcale nie chciałam go słuchać. A teraz już jest za późno. Straciłam go... Straciłam na zawsze. - Głos załamał się jej z rozpaczy. - Już raz to mówiłaś i wcale nie miałaś racji. - Beth usiłowała ją pocieszyć. - Ale tym razem jest inaczej. - Wstała i niespokojnie zaczęła przemierzać pokój. - Zachowałam się w Carson City o wiele gorzej w stosunku do niego, niż wówczas, gdy on tu przyjechał do mnie... Poprosił mnie o rękę, ale w szpitalu odrzuciłam wykonanie - Irena tę propozycję... - Lindsay opowiedziała ze szczegółami przebieg swej wizyty w Carson City, a potem ukryła twarz w dłoniach i szepnęła przez łzy: - On powiedział mi wówczas takie rzeczy, które nadal przyprawiają mnie o ból. I to zranione spojrzenie Randy'ego... Och, nigdy tego nie zapomnę! - Kochasz go nadal? - spytała Beth, pochylając się do przodu. -Kocham go tak bardzo, że zrobiłabym wszystko, by odzyskać jego miłość. Teraz już wiem, że w moim życiu liczy się tylko on. - Lindsay otarła łzy z policzków i dodała bardziej stanowczym tonem: - I dlatego tu jestem. Mam pewien plan i chcę go z tobą skonsultować. -W oczach Beth dojrzała nagły błysk zainteresowania, i to ośmieliło ją do dalszych zwierzeń: - Plan jest absurdalny i śmieszny, i jeśli się nie powiedzie, naprawdę stracę Andrew Cordella... Nie wspominając już o tym, że stanę się pośmiewiskiem w całej Newadzie... Ale muszę i chcę zaryzykować. Chcę zaryzykować poniżenie, poświęcić wszystko... Musi zrozumieć, jak wiele dla mnie znaczy! Beth uśmiechnęła się zagadkowo. - Czyżbym miała przed sobą tę samą Lindsay, którą tak dobrze znam? - Niezupełnie. Lindsay, którą znałaś, umarła w zeszłym miesiącu w drodze do Kalifornii. Nie wiem dokładnie, kim teraz jestem, ale wiem jedno: chcę zostać żoną Andrew Cordella! - No więc mów wreszcie! Co zamierzasz zrobić? - Po pierwsze muszę porozmawiać z Randym. Jest do ojca bardzo przywiązany. Jeśli on mi nie wybaczy, to znaczy, że nie ma żadnych nadziei... - Do rzeczy! - wtrąciła Beth. - Przypuśćmy, że oszaleje z radości, gdy dowie się, że zamierzasz jednak wykonanie - Irena zostać jego macochą. Umieram z ciekawości, co chcesz robić dalej? Gdy już Lindsay wszystko wyjaśniła, Beth z entuzjastyczną miną podała jej słuchawkę. - Dzwoń do Randy'ego! Zadzwoń do pracy i weź go z zaskoczenia. Pokrzepiona na duchu poparciem przyjaciółki Lindsay zadzwoniła do informacji w Carson City, a potem do sklepu ze sprzętem do nurkowania. - Tu „Podwodny Świat" - odezwał się po chwili kobiecy głos. - Czy mogę poprosić Randy'ego Cordella? - spytała, a Beth dyskretnie wycofała się za drzwi. Lindsay usiadła na krześle, kurczowo trzymając w dłoni słuchawkę, a gdy Randy odebrał telefon, zrobiło jej się sucho w ustach z przejęcia. - Randy...? - szepnęła. - Wielkie nieba! Lindsay? - Tak. Proszę, nie odkładaj słuchawki. - Nie mam najmniejszego zamiaru. - Sądziłam, że musisz pogardzać mną, tak samo jak twój ojciec. - Do licha, pleciesz głupstwa! - Zachowałam się w stosunku do niego okrutnie i zraniłam go, mimo że wcale tego nie chciałam. - Wiem... - Ten cichy komentarz potwierdził jej najgorsze obawy. - Co u niego słychać? - Bardzo ciężko pracuje. Więcej niż zwykle. Ostatnio jednak trochę wypoczywaliśmy. Bawił u nas gubernator Stevens z córkami. Bardzo fajne dziewczyny... - Randy rozgadał się na dobre. - Zajmowaliśmy się nimi z Troyem, a ojciec z Jimem jeździli konno i rozmawiali o sprawach zawodowych. wykonanie - Irena - A więc nie pojechaliście nurkować na Kajmany? -spytała Lindsay. - Nie. Ojciec powiedział, że ma już dość podmorskich przygód, a więc jeździliśmy nad Hidden Lake z wujkiem Zackiem i Troyem. Lindsay zdobyła się na odwagę i spytała: - Czy on czasem o mnie mówi, Randy? - Nigdy. Nie może nawet wysiedzieć przed telewizorem, gdy leci twoja reklamówka. Kilka tygodni temu, gdy oglądaliśmy na ranczu telewizję, w czasie wyświetlania reklam po prostu wstał i wyszedł z domu. Serce Lindsay waliło tak mocno, że sprawiło jej ból. - Czy wiesz, że twój ojciec prosił mnie o rękę? -Wiem. Dlaczego mu odmówiłaś, Lindsay? - W jego głosie słyszała urazę. -Ponieważ... musiałam najpierw pewne sprawy przemyśleć. - Przecież go kochałaś. -Kochałam i kocham nadal. Bardziej niż kogokolwiek na świecie. - Na czym więc polega problem? -Ni e ma już żadnego problemu... - Oczy jej zaszły łzami. Nastała chwila ciszy, a potem nagle usłyszała podniecony głos Randy'ego: - Mówisz poważnie? - Tak. I chciałabym wyjść za niego za mąż, tak szybko jak to tylko możliwe. Chcę, byśmy stanowili rodzinę. Randy wydał z siebie dziecięcy okrzyk radości. To fantastycznie! - zawołał. Jest jednak pewien szkopuł... - wykrztusiła. Twój ojciec powiedział, bym wracała tam, skąd wykonanie - Irena przyszłam, i że nie mamy sobie już nic do powiedzenia. - On zakochał się w tobie w chwili, gdy ujrzał cię po raz pierwszy i po prostu nie mógł pogodzić się z faktem, że go odrzucasz - Randy usprawiedliwiał ojca. - Muszę znaleźć okazję, by poprosić go o wybaczenie i przekonać, że powinniśmy być razem. Na zawsze. Pomożesz mi, Randy? - A jak myślisz? - Myślę, że bardzo cię kocham, Randy Cordellu. -Z wzajemnością. wykonanie - Irena ROZDZIAŁ JEDENASTY Randy wsunął głowę do biura swego ojca w gmachu władz stanowych. Andrew, nie przerywając rozmowy telefonicznej, machnięciem ręki poprosił syna do środka. - To mnie nie obchodzi, Clint - mówił podniesionym głosem do słuchawki. -Jutro z samego rana chcę mieć ten raport na biurku. W przeciwnym razie będę domagał się publicznej kontroli. Możesz się na mnie powołać! - To dobrze, że ciotka Alex zaprosiła nas na obiad. Założę się, że przeoczyłeś dzisiejszy lunch -powiedział żartobliwie Randy, gdy jego ojciec ze zniecierpliwioną miną odłożył słuchawkę. - Masz rację. Nie miałem czasu. - Andrew wstał zza biurka i włożył marynarkę. - Odkryliśmy malwersacje w biurze funduszu ubezpieczeniowego. Mam pełne ręce roboty. - Och! Czy to dlatego przed budynkiem kłębi się taki tłum? - Nie sądzę, choć cała sprawa niewątpliwie przeciekła już do prasy. To pewnie grupa turystów robi sobie zdjęcia przed imponującą siedzibą władz stanowych. - Otworzył teczkę i wrzucił do niej raporty z ostatniej chwili. - Jest tu również ekipa telewizyjna -podjął Randy. Andrew rzucił synowi zdziwione spojrzenie i przywołał swą rzeczniczkę prasową. wykonanie - Irena - Co się dzieje przed budynkiem, Judith? - spytał, gdy ta wpadła jak burza do gabinetu. - Randy widział tam dziennikarzy i ekipę telewizyjną. - Jake dowiedział się, że jedna z gwiazd telewizji ma zamiar złożyć oświadczenie na schodach gmachu. Proszono pana o uczestnictwo, ale tym razem uznałam, że nie powinien pan się pokazywać. Dlatego postanowiłam pana nie niepokoić. - Och, Judith, przecież pani mnie dobrze zna! Prasa czeka na moje wyjaśnienia w związku ze skandalem w ubezpieczeniach. Myślę, że o to tu chodzi. Powinienem uspokoić opinię publiczną. - Tato, wyjdź do nich! - zachęcał Randy. - Nikt nie radzi sobie z nimi lepiej niż ty! Judith nie wyglądała na przekonaną. - Nie podoba mi się ta cała sprawa... - Proszę zawiadomić Jake'a, że wychodzę. Ktokolwiek stoi za tą aferą, musi być naprawdę zdesperowany, jeśli zdecydował się na takie widowisko. Cóż, gotów jestem podjąć wyzwanie! Andrew pragnął rzucić się w wir konfliktu i dotrzeć do sedna sprawy. Choć na chwilę pozwalało mu to zapomnieć o niedawnej osobistej porażce, o kobiecie, która była dla niego stracona... Może pewnego dnia, jeśli bogowie będą dlań łaskawi, ześlą mu dar zapomnienia... Szybko opuścił gabinet. Wraz z Randym przeszli przez okrągły hol i skierowali się do głównego wejścia. Tam Andrew zatrzymał się, zaskoczony liczebnością zgromadzonego tłumu. Ludzie szczelnie wypełniali podjazd i cały teren przed budynkiem. Andrew w otoczeniu ochroniarzy przekroczył próg. I nagle zatrzymał się znów, jakby uderzył w niewidoczną, szklaną ścianę. Na najwyższym stopniu schodów leżała we wdzięcznej pozie... złotowłosa wykonanie - Irena syrena, syrena usmiecnara się i macnaia oo rozentuzjazmowanego tłumu. Andrew mimowolnie chwycił syna za ramię. Oślepiające słońce odbijało się od fali jej złotych włosów i lśniącego ogona i raziło go w oczy. Leżała do niego plecami. Nie mogła widzieć, że za nią stoi. -Witam państwa - powiedziała reporterka do mikrofonu, zwracając twarz do kamery. - Dziś wieczór mamy dla państwa specjalny reportaż ze stopni naszego historycznego gmachu, tu w Carson City. Przypomnę państwu, że w czerwcu gubernator Andrew Cordell, przebywając na Wyspach Bahama, poznał tajemniczą syrenę. I oto ta zapierająca dech w piersiach syrena - od niedawna gwiazda telewizyjnej reklamy - leży tu, na tych stopniach. Poinformowano nas, że tajemnicza syrena protestuje w ten sposób przeciw niesprawiedliwemu traktowaniu. - Pochyliła się nad syreną. - Prosimy o kilka słów. Przeciwko czemu protestujesz i dlaczego? -Tato, złamiesz mi rękę! - zaprotestował cicho Randy. Andrew jednak nie słyszał słów syna ani nie zdawał sobie sprawy z siły własnego uścisku. Z zapartym tchem przyglądał się Lindsay, która usiadła właśnie i zaczęła mówić do mikrofonu. -Kiedyś, dawno dawno temu, pływałam w morzach i oceanach zajęta sobą i sprawami podmorskiego świata. I nagle pojawił się w nim pewien śmiertelnik i nie chciał mi dać spokoju... - Czy był to gubernator Cordell? -Tak. - Stwierdzenie to wywołało szmer wśród publiczności. Niektórzy widzowie zorientowali się już, że Andrew stoi na zewnątrz i przysłuchuje się tym wyznaniom. - Bardzo się bałam - ciągnęła syrena - ponieważ w moim świecie obowiązuje prawo, by wykonanie - Irena trzymać się z daleka od istot ludzkich. Rodzice wychowywali mnie surowo, dbali o to, bym nie zetknęła się z żadnym śmiertelnikiem, który mógłby mnie porwać. - Czyżby gubernator porwał cię wbrew twojej woli? -Och, zrobił coś o wiele gorszego... Gdy znajdowałam się w śmiertelnym niebezpieczeństwie, ocalił mi życie. - To rzeczywiście w stylu naszego gubernatora. On jest jednak wielkim orędownikiem praw kobiet. Co więc tak bardzo cię niepokoi? - Musicie wiedzieć, że syrena, gdy choć raz zetknie się z człowiekiem, traci całą swą siłę oporu. Nie słucha już rodziców i każdą chwilę pragnie spędzić z tym człowiekiem. Aż... aż w końcu jest już za późno. - Za późno? - Syrena bardzo łatwo staje się niewolnicą takiego człowieka. I pozostając nadal w głębinach morskich, jest bardzo nieszczęśliwa. -1 to właśnie przytrafiło się tobie? - Gdy ów śmiertelnik poprosił mnie, bym została z nim na zawsze i nie wracała już do swojego świata, wpadłam w panikę. Przestrogi moich rodziców okazały się prawdą. Ten śmiertelnik chciał mnie porwać i zatrzymać przy sobie na zawsze. - Czy użył wobec ciebie siły? - Ależ skąd! Zrobił coś o wiele bardziej skutecznego... - Co takiego? - Powiedział, że mnie kocha. Przez tłum przeszedł szmer. Andrew nie słyszał jednak nic poza głośnym waleniem własnego serca. - Byłam tak wystraszona - ciągnęła syrena - że postanowiłam uciekać. I wtedy on mnie zranił... wykonanie - Irena - Gubernator cię zranił? Cóż takiego uczynił? - Nie wiedziałam, że potrafi tak się zachować. Zawsze był uprzejmy i delikatny... Andrew poczuł, jak lodowe okowy ściskające jego serce zaczynają pękać. - Powiedział mi, żebym wracała tam, skąd przybyłam, ponieważ nie mamy już sobie nic do powiedzenia. - Czyż nie tego właśnie pragnęłaś? Być wolną? - Och, nie! Myślałam, że chcę być wolna, ponieważ przez całe życie uczono mnie, bym trzymała się z dala od śmiertelników. Gdy jednak wróciłam do morza, poczułam się opuszczona i cały czas płakałam. Odkryłam, że wcale nie pragnę samotności wśród rekinów i innych morskich stworzeń. - Uniosła głowę i popatrzyła prosto do kamery. - Chcę pozbyć się swego ogona i być tak samo śmiertelna jak on. Chcę żyć z tym człowiekiem na zawsze... Chcę jednak również służyć innym ludziom, podobnie jak dotąd służyłam innym syrenom... - Co takiego masz na myśli? -Wszystkie syreny wykonują jakieś zadania. Ja uczyłam pływać małe syrenki. Zajmowałam się głównie chorymi i kalekimi, którym należało udzielać specjalnych lekcji. Pomyślałam, że jeśli zostanę kobietą, mogłabym uczyć pływać małe dzieci. Zawsze marzyłam o własnej małej syrence, którą mogłabym uczyć pływać. Och, boję się jednak, że to się nigdy nie stanie... - Czy uważasz, że gubernator już cię nie zechce? - spytała reporterka. - Tak. Czekałam na niego we wszystkich naszych znajomych miejscach. Miałam nadzieję, że go spotkam. On jednak nigdzie się nie pojawił - powiedziała ze łzami w oczach. - Dlatego jestem tutaj. Chciałam wykonanie - Irena dotrzeć do jego biura, ale siły mnie opuściły i tu upadłam. Jeśli on mnie teraz nie zechce, nigdy już nie zmienię się w prawdziwą kobietę... - To znaczy, że będziesz musiała pozostać syreną? - Tak. Nie będę jednak już mogła powrócić do morza, a jednocześnie nie będę mogła chodzić. To okrutna kara. - Wobec tego masz prawo protestować. Czy zgromadzona tu publiczność mogłaby ci w czymś pomóc? - Słyszałam, że wyborcy mogą przyjść do gubernatora z ważną sprawą. Miałam nadzieję, że jeśli wszyscy usłyszą moją historię, ulitują się nade mną i wystąpią do gubernatora o łaskę dla mnie. Nie miałam dokąd pójść ani do kogo się zwrócić... - Będziemy protestować całą noc! Tu, na schodach! - Okrzyk Randy'ego spotkał się z wyraźną aprobatą tłumu. Chłopiec odstąpił od ojca i stanął u boku syreny. Andrew stał skupiony, z zamkniętymi oczami. Z emocji nie śmiał się nawet poruszyć. Tak, teraz doznał olśnienia. Zrozumiał, że Lindsay go kocha! Kochała go tak bardzo, że udało jej się również pozyskać uczucie jego syna. I jego pomoc! Kochała go tak bardzo, że poniżyła się, upokorzyła w obliczu tysięcy widzów. By go odzyskać, podjęła tak wielkie ryzyko. Otworzył oczy i zdawało mu się, że śni. Troy, Alex, Zack z maleńkim dzieckiem - wszyscy dołączyli do Lindsay i Randy'ego. Wszyscy, których kochał... - Szefie! - To był głos Jake'a. - Czy zamierza pan podnieść ją i wynieść stąd, czy ma to zrobić któryś z nas? Andrew uniósł jeden kącik ust w nieznacznym uśmiechu. wykonanie - Irena - Nie masz prawa jej tknąć! - powiedział stanowczo i pomaszerował w stronę Lindsay. Reporterka zastąpiła mu drogę. - Panie gubernatorze, czy zamierza pan rozwiązać problem siedzącej tu na schodach syreny? Ponad głową dziennikarki popatrzył na Lindsay, która właśnie odwróciła ku niemu twarz. W jej pięknych oczach wyczytał strach, niepokój. A więc naprawdę nie była pewna jego reakcji. Andrew odchrząknął i spojrzał prosto w kamerę. Z trudnością oderwał od Lindsay wzrok i nie śmiał spojrzeć na nią znów aż... aż wreszcie będą sami. Siedem tygodni minęło od czasu, gdy ją dotykał. Siedem ponurych, pustych, długich tygodni, które zdawały się trwać siedem lat. - Ubiegłej jesieni - zaczął - kiedy wybrano mnie na drugą kadencję, nie wiedziałem jeszcze, że pewna syrena pojawi się w mym życiu i zamieni je w chaos. Uwierzcie mi, syreny to zwodnicze stworzenia... - W tłumie dały się słyszeć śmiechy. - Najpierw wabią, a potem nieoczekiwanie się wycofują. Śmiertelnik musi przywdziać pancerz, by jego kruche serce nie roztrzaskało się o skały. -Ależ, panie gubernatorze - wtrąciła reporterka - nasza syrena postanowiła zostać śmiertelną kobietą. W ten sposób znalazła się w okrutnej pułapce między dwoma światami. Jej los leży teraz w pańskich rękach. Zmuszając się, by nie patrzeć na Lindsay, powiedział: - Proponuję, byśmy to przegłosowali, nim moi polityczni przeciwnicy oskarżą mnie o naruszanie integralności środowiska naturalnego i niszczenie zagrożonych gatunków. - Przerwał na chwilę, ponieważ dalsze słowa zagłuszył głośny śmiech publiczności. - Kto zatem chciałby - ciągnął - by eks-syrena została pierwszą damą stanu Newada? wykonanie - Irena W tłumie rozległy się ogłuszające wiwaty. Gdy wreszcie ucichły, reporterka powiedziała: - Wydaje się oczywiste, że dostał pan mandat, gubernatorze. Mówiła coś jeszcze do mikrofonu, ale Andrew już jej nie słyszał. Pochylił się nad Lindsay i wyszeptał: - Zarzuć mi ręce na szyję, kochanie. - A gdy to uczyniła, podniósł ją do góry i przycisnął do serca. - Sama wpadłaś więc w tę pułapkę na lądzie, moja oporna syreno. I nie masz już odwrotu. W odpowiedzi mocniej się do niego przytuliła. - Zabierz mnie stąd, Andrew - szepnęła. - Kocham cię i pragnę zostać z tobą sama. Przyciskając ją czule do siebie, skierował się do swego biura. I jeszcze zanim drzwi się za nimi zamknęły, odgradzając ich od reszty świata, usta Lindsay przywarły do jego ust z władczą, niepohamowaną siłą. Spragnieni siebie całowali się z coraz większą namiętnością, gdy nagle usłyszeli pukanie do drzwi, a potem stanowczy głos Randy'ego: - Tato, z przykrością muszę cię zawiadomić, że musicie już wyjść. Wszyscy czekają w głównej auli, by poznać Lindsay. Sytuacja będzie niezręczna, jeśli wkrótce się nie pokażecie. Daję wam jeszcze minutę! A gdy będę odliczał, pamiętaj, że jesteś winien mnie i Troyowi podróż na Kajmany. Doszliśmy do wniosku, że tam powinniście spędzić miodowy miesiąc... Lindsay już dawno przebrała się ze ślubnej sukni w podróżny kostium i teraz, co najmniej od pół godziny, niecierpliwie wyczekiwała ną pojawienie się swego małżonka. Andrew ciągle jednak nie było. Gdy więc wreszcie usłyszała na korytarzu jego głęboki głos, podbiegła do drzwi i otworzyła je z rozmachem. wykonanie - Irena - Nareszcie! - Wciągnęła go do środka. - Już myślałam, że stało się coś złego. Prócz ojca żaden mężczyzna nigdy nie przekroczył progu jej sypialni w domu rodzinnym. Kiedy matka ją urządzała, Lindsay była małą dziewczynką. Rosła, męska postać Andrew wyglądała dość dziwnie na tle tych słodkich dekoracji. Ujął jej twarz w dłonie i uniósł, by popatrzeć jej w oczy. - Co złego mogłoby się wydarzyć w naszą poślubną noc? - zapytał czule. - Nie... nie wiem - powiedziała nerwowo. - Zobaczyłam, że ojciec wziął cię na bok... i od tej chwili trochę się bałam. Wszyscy goście już wyszli. Zack odwiózł Troya i Randy'ego na lotnisko dobre dwadzieścia minut temu. Czy nie spóźnimy się na samolot? Pochylił głowę i pocałował ją. - Nie denerwuj się, skarbie. Mamy jeszcze mnóstwo czasu. Odbyłem z twoimi rodzicami bardzo poważną rozmowę... Chcieli mi podziękować za to, że namówiłem cię, by ślub odbył się w twoim rodzinnym domu. -Ale przecież... -Posłuchaj, oni byli pewni, że to moja zasługa. Przyznali, że stosunki między wami od dłuższego czasu nie były dobre. Gdy miesiąc temu powiadomiłaś ich, że bierzesz ślub, sądzili, że tracą cię na zawsze. I bardzo się przestraszyli myśląc, że to się stało z ich winy. - Naprawdę? - Lindsay nie mogła uwierzyć. Andrew przytaknął i ucałował jej dłonie. - Gdy im wyjaśniłem, że zorganizowanie ślubu i wesela w ich domu było twoją wyłącznie decyzją, i że zrobiłaś to, ponieważ ich bardzo kochasz... Cóż, naprawdę się wzruszyli... Matka wybuchła płaczem, a ojciec... ojciec po prostu załamał się. Tata? Załamany? W ogóle nie mogę tego pojąć. wykonanie - Irena - Oni cię bardzo kochają, Lindsay. I doszli do wniosku, że jeśli chcą nas często widywać, nas i nasze dzieci, muszą pozwolić ci żyć własnym życiem. Nie mogą stawiać warunków i żądań. Muszą docenić twą miłość, inaczej bowiem cię stracą. Lindsay, to jest milowy krok do przodu w waszych wzajemnych stosunkach! - Och, Andrew! - Zarzuciła mu ręce na szyję i podniosła nań wzrok. - To wszystko dzięki tobie. Ty ich odmieniłeś. Spotkało mnie wielkie szczęście, że poślubiłam takiego mężczyznę jak ty. - Myślę to samo o mojej żonie - powiedział głosem drżącym ze wzruszenia. - Randy jest taki szczęśliwy, że zaproponowałaś jemu i Troyowi podróż z nami na Kajmany. Wspominał co prawda o tym, ale sądził, że potraktujemy to jako żart. Od czasu śmierci Wendie tak bardzo brakowało mu rodziny... I ty sprawiłaś, że ją odzyskał. Gdy spytałaś, czy chce polecieć z nami na Kajmany, przywróciłaś mu wiarę, że naprawdę ma rodzinę. Och, Lindsay, tak bardzo cię kocham... - Nagle uśmiechnął się szeroko i dodał: - Tylko nie myśl sobie, że będziesz razem z chłopcami oddawać się podwodnym sportom! Mimo że sam lubię pływanie, mam tym razem dla nas inne, bardziej interesujące plany... Będziemy tak zajęci, że znajdziemy czas tylko na wspólne posiłki z chłopcami. Lindsay myślami wybiegła już w przyszłość i czule pocałowała swego ukochanego. - Może i na to nie będzie czasu, Andrew. - Pocałowała go po raz drugi. - Może i na to nie będzie czasu... wykonanie - Irena