ROZDZIAŁ PIERWSZY Katrina stała posrodku gwarnego, mieniacego sie kolorami, arabskiego bazaru, kiedy go ujrzała. Własnie targowała sie ze sprzedawca o haftowany jedwab, gdy cos zmusiło ja do odwrócenia głowy. Stal po przeciwnej stronie waskiej alejki, ubrany w tradycyjna biała galabije. Promienie słonca migotały, odbijajac sie od przypietego do pasa ostrego, niebezpiecznie wygladajacego no.a. Straganiarz. widzac, .e przestała zwracac na niego uwage, obszedł ja i pobiegł wzrokiem za jej spojrzeniem. - Pochodzi ze szczepu Tuaregów - poinformował uprzejmie. Katrina nic nie odpowiedziała. Przed przyjazdem do Zuranu przeczytała, .e Tuaregowie byli dzikim, wojowniczym plemieniem, które w ubiegłych wiekach wynajmowano i dobrze opłacano za przeprowadzanie karawan przez pustynie. Do dzis zachowali niezale.nosc, preferujac tradycyjny, nomadzki styl .ycia. W odró.nieniu od wielu odzianych w galabije me.czyzn, jakich dotychczas widywała, ten był czysty i schludnie ogolony. Obrzucił ja wyniosłym spojrzeniem błyszczacych, ciemnych oczu. Przywodził jej na mysl wspaniałe, dzikie, drapie.ne zwierze, którego nie mo.na oswoic ani zamknac w klatce miejskiej cywilizacji. Prawdziwy człowiek pustyni, .yjacy według własnego kodeksu moralnego. W rysach jego twarzy i sposobie bycia była widoczna wywołujaca lek, a jednoczesnie skupiajaca uwage arogancja. Miał niebezpiecznie namietne usta! Przeszył ja niekontrolowany, zmysłowy dreszcz. Nie przyjechała przecie. do pustynnego królestwa Zuranu interesowac sie me.czyznami o namietnych ustach. Przybyła tu z grupa naukowców zajmujacych sie badaniem miejscowej flory i fauny, upomniała sie w duchu. Nadal nie mogła jednak oderwac od niego wzroku. Najwidoczniej nieswiadomy jej zainteresowania, rozgladał sie uwa.nie po ruchliwym bazarze. To była scena jak z arabskiej basni, pomyslała. Gdyby usłyszał to jej szef, Richard Walker, wysmiałby pogardliwie te fantazje. Nie miała ochoty jednak teraz o nim myslec. Pomimo .e w jasny sposób dala mu do zrozumienia, .e nie jest nim zainteresowana, nie dawał jej spokoju. Za ka.dym razem, kiedy odrzucała jego zaloty, stawał sie nieprzyjemny i złosliwy. Poza tym miał przecie. .one. Samo wspomnienie umizgów Richarda wystarczyło, aby sprowadzic ja na ziemie. Skuliła sie w cieniu straganu, gdzie natychmiast odnalazło ja spojrzenie nieznajomego. Jego wzrok spoczał na niej, co spowodowało, .e wycofała sie głebiej, w cien, nie zastanawiajac sie, dlaczego to robi. Grupa idacych główna aleja kobiet, odzianych w czarne hid.aby, na moment zasłoniła nieznajomego. Kiedy oddaliły sie, ujrzała go ponownie, ale ju. stracił zainteresowanie. Odwrócił sie i chwytajac luzny koniec chusty w kolorze indygo, która miał okrecona wokół głowy, naciagnał na twarz, pozostawiajac tylko szpare na oczy. Było to tradycyjne nakrycie głowy me.czyzn z plemienia Tuaregów. Po chwili odwrócił sie do niej plecami i otworzył znajdujace sie przed nim drzwi. Katrina zauwa.yła, .e miał szczupłe, opalone dłonie o smukłych palcach i zadbanych paznokciach. Zmarszczyła w zadumie czoło. Wiele wiedziała o plemionach nomadów zamieszkujacych pustynie. Znała ich historie i zwyczaje. Dlatego tym bardziej uderzył ja fakt, .e me.czyzna z plemienia Tuaregów, wbrew wielowiekowej tradycji, odsłonił publicznie twarz. Zdziwiło ja, .e przedstawiciel dzikiego szczepu, rozpoznawalnego po charakterystycznych strojach w kolorze indygo, okreslanego mianem „błekitnych jezdzców", miał dłonie, których nie powstydziłby sie .aden arystokrata czy europejski biznesmen. Nie była chyba na tyle niemadra i naiwna, .eby wierzyc, .e ka.dy interesujacy nieznajomy ubrany w galabije jest arabskim ksieciem z bajki. Jednoczesnie, w głebi duszy, skrywała fantazje o namietnym seksie z takim własnie me.czyzna. Kiedy zniknał za drzwiami, wypusciła z ulga wstrzymywany od dłu.szego czasu oddech. - Bierze pani? To wspaniały jedwab. Najwy.szej jakosci. I w bardzo dobrej cenie. Posłusznie spojrzała na materiał. Był cieniutki i delikatny, jasnobłekitnym odcieniem idealnie pasował do jej jasnej karnacji i blond włosów. Poniewa. była teraz sama w miejscu publicznym, dla bezpieczenstwa miała włosy dokładnie upiete pod kapeluszem z szerokim rondem. Suknia z tak zwiewnego materiału podkreslałaby kuszaco kragłosci jej ciała. Mogłaby rozpuscic włosy, a wtedy me.czyzna z oczami lwa spojrzałby na nia i... Katrina wypusciła z rak jedwab, jakby nagle zaczał parzyc. Sprzedawca podniósł go ura.ony. W głównej alei bazaru pojawiła sie grupa umundurowanych me.czyzn, na ich widok gwarny tłum zaczał sie rozstepowac. Wojskowi zdzierali ze straganów zasłony, trzaskali otwartymi drzwiami. Najwyrazniej kogos szukali, nic przejmujac sie, .e niszcza kupcom towar i .e moga skrzywdzic kogos z otaczajacego tłumu. Katrina nic bardzo rozumiała, co sie dzieje, ale jej wzrok powedrował w kierunku drzwi, za którymi zniknał nieznajomy. Umundurowani zrównali sie z nia. W budynku, po przeciwnej stronie uliczki, otworzyły sie drzwi i na ulice wyszedł me.czyzna. Wysoki, ciemnowłosy, ubrany po europejsku, w spodniach khaki i lnianej koszuli. Katrina od razu go rozpoznała. Otworzyła szeroko oczy ze zdziwienia. Nieznajomy z plemienia Tuaregów nagle stał sie Europejczykiem. Odwrócił sie i ruszył główna aleja. Własnie mijał stragan, przy którym stała, kiedy jeden z wojskowych zauwa.ył go i przepchnał sie obok niej. wołajac do niego po angielsku i zuransku: - Stój! Zauwa.yła, jak spojrzenie me.czyzny nabiera hardosci. a jego oczy czujnie badaja okolice, jakby czegos szukały. Nagle jego wzrok spoczał na niej. - Tu jestes, kochanie! Ostrzegałem cie, .ebys sie nic oddalała. Chwycił ja mocno za nadgarstek, jego dłon zsuneła sie ni.ej, po czym splótł długie palce z jej palcami, stwarzajac pozory intymnosci, jaka łaczy trzymajacych sie za rece zakochanych. Przez cały czas mocno sciskał, nie pozwalajac jej wyrwac dłoni. Na jego twarzy w miejsce wczesniejszego aroganckiego wyrazu pojawił sie sztuczny usmiech. Zrobił krok w jej kierunku. - Co pan... - wydusiła zaskoczona. - Zacznij isc - wyszeptał, czarujac ja magnetycznym spojrzeniem, które mogłoby zniewolic niejedna kobiete. Jej błekitne, łagodne oczy spochmurniały. Jak to mo.liwe, .e wykonywała bezwolnie polecenia obcego me.czyzny Przysunał sie do niej i poczuła w goracym, przesyconym wonia przypraw i orientalnych perfum powietrzu, subtelny zapach drogiej wody kolonskiej o cytrusowej nucie. Cała główna aleja wypełniła sie wojskowymi przeszukujacymi stoiska i okoliczne budynki. ?ołnierze przewracali stragany, niszczyli bezmyslnie towary, bez skrupułów demolowali wszystko, co stało im na drodze. Zniknał nastrój gwarnej radosci. Wokół rozbrzmiewały ostre, podniesione głosy oraz jeki taranowanych przekupniów i kupujacych. Zapanowała atmosfera leku. Na główna aleje, rozganiajac tłum. wtoczył sie du.y terenowy samochód z przyciemnianymi szybami, po czym zatrzymał sie posrodku. Otworzyły sie drzwi i z auta wysiadł umundurowany me.czyzna z obstawa. Katrina rozpoznała ministra spraw wewnetrznych Zuranu, kuzyna władcy panstwa. Targana sprzecznymi uczuciami, z. niepokojem spojrzała na swego porywacza. Sadzac po zachowaniu, niewatpliwie miał niejedno do ukrycia.. Prawdopodobienstwo, .e uzbrojeni, groznie wygladajacy me.czyzni w głównej alei zainteresuja sie jej osoba, a tym samym i nim, było raczej nikłe. Przestraszyła sie raczej własnych podejrzen. Nieznajomy miał w sobie tajemniczy, kuszacy urok. Zdecydowanym szarpnieciem postanowiła mu sie wyrwac. Wyczuł jej ruch, wzmocnił uscisk i pociagnał ja dalej, w odległy zacieniony koniec alejki, gdzie było tak wasko i tłoczno, .e mimowolnie została przycisnieta do jego ciała. Nie wiem, o co tu chodzi, ale... - zaczeła odwa.nie. - Cicho! - rzucił jej do ucha pozbawionym emocji głosem. Katrina zadr.ała, co wytłumaczyła sobie szokiem i ogarniajacym ja lekiem. Absolutnie nie miało to zwiazku z bliskoscia silnego, doskonale zbudowanego me.czyzny. Usłyszała głosne, przyspieszone bicie jego serca, jakby za chwile miało wyskoczyc mu z piersi. Czuła na skórze ka.de uderzenie, zagłuszajace delikatny rytm jej własnego serca. Saczyła sie w nia jego energia, jak gdyby jego serce pompowało sile .yciowa dla nich obojga. Nagle przeszył ja dobrze znany ból. Wróciły wspomnienia. Taka była miłosc miedzy jej rodzicami, bezgraniczna, niezmierzona, a. do smierci. Wydala z siebie cichy jek, nieartykułowany wyraz osobistego, emocjonalnego leku. Jego reakcja była natychmiastowa i zdecydowana. Chwycił ja za szyje, zasłonił głowa jej twarz, a jego usta uciszyły słowa protestu, zanim zda.yła nabrac powietrza, aby je wykrzyczec. Smakował upałem i pustynia, tysiacem obcych, nieznanych rzeczy. Nieznanych i niepokojaco podniecajacych. Z odraza musiała sama przed soba przyznac, .e jej ciało, wbrew woli, poddało sie władzy instynktów. Rozchyliła usta. Poczuła przyspieszone bicie jego serca, a zaraz potem fale rozkoszy, kiedy rzucił sie na nia jak drapie.nik, wykorzystujac przyzwolenie. Jego wargi przywarły mocno do jej ust, rozniecajac w niej nieopisany .ar. Jego pocałunek stawał sie coraz głebszy, .adał odpowiedzi. Katrina nigdy wczesniej nie pomyslała, .e mogłaby publicznie całowac sie z me.czyzna w tak intymny sposób. A ju. na pewno nie z obcym. Prawie nie słyszała, jak odje.d.a terenowy samochód ministra. Nieznajomy nie przerywał namietnego pocałunku. Kiedy nagle wypuscił ja z objec, o mało sie nie przewróciła. Podtrzymał ja i po chwili bez słowa zniknał w tłumie, pozostawiajac ja zagubiona i zszokowana. - Wasza wysokosc... - dało sie słyszec powitania, którym towarzyszyły niskie, pełne szacunku ukłony, kiedy przechodził przez pałac królewski, zmierzajac na spotkanie ze starszym przyrodnim bratem. Uzbrojeni stra.nicy, stojacy w progu sali audiencyjnej, otworzyli przed nim pozłacane dwuskrzydłowe drzwi, pokłonili sie i wycofali. Xander stanał przed obliczem swego brata, składajac głeboki ukłon. Choc mieli tego samego ojca i choc wszyscy wiedzieli, jak ciepłym uczuciem władca darzył swego młodszego brata, w oficjalnych sytuacjach, takich jak audiencja u króla, zawsze przestrzegali protokołu. Władca, widzac krewnego, natychmiast wstał i dał znak, aby ten równie. powstał i zbli.ył sie do niego. - Ciesze sie, .e wróciłes. Słyszałem o tobie wiele dobrego od przywódców wiekszosci panstw, bracie. Goraco chwala cie te. przedstawiciele ambasad. - Wasza wysokosc jest zbyt łaskawy. Jestem szczerze wdzieczny za zaufanie, jakim zostałem obdarzony, i za powierzenie mi zaszczytnego zadania, jakim było dobranie odpowiedniego, promujacego demokracje personelu w naszych ambasadach. To dla mnie prawdziwy zaszczyt móc słu.yc... Otworzyły sie drzwi i wszedł lokaj, a za nim dwaj słu.acy z taca aromatycznej, swie.o zaparzonej kawy. Obaj me.czyzni odczekali, a. ceremonia dobiegnie konca. - Chodzmy pospacerowac po parku - zaproponował król, kiedy w koncu zostali sami. - Tam bedziemy mogli spokojnie rozmawiac. Na patio, na tyłach sali audiencyjnej, za cie.ka ozdobna kotara znajdował sie porosniety bujna roslinnoscia kameralny ogród, o.ywiany szumem wody pluskajacej w licznych fontannach. Bracia, ubrani w nieskazitelnie białe galabije, ruszyli po wyło.onej kolorowa mozaika scie.ce. - Tak jak podejrzewalismy - powiedział cicho Xander. kiedy zatrzymali sie przy małym stawie z rybami. Przykucnał, ze stojacej na brzegu misy wział garsc pokarmu i wrzucił do wody. - Nazir spiskuje przeciw tobie. - Masz niepodwa.alne dowody? - Jeszcze nie. ~ Xander zaprzeczył ruchem głowy. - Jak wiesz, udało mi sie przeniknac do dowodzonej przez El Khalida bandy rabusiów i renegatów. - Nedzny zdrajca! Zamiast byc tak pobła.liwym, ju. dawno powinienem był wsadzic go do wiezienia na reszte .ycia - parsknał ze złoscia. - El Khalid nigdy nie wybaczył ci. .e odebrałes mu ziemie i majatek, kiedy odkryłes jego oszustwa. Podejrzewam, .e Nazir obiecał mu. .e jesli pomo.e mu cie obalic, zwróci mu jego dobra. Domyslam sie równie., .e Nazirowi chodzi o to, aby to El Khalida wiazano z buntem. On sam nie mo.e sobie pozwolic, aby łaczono go w jakikolwiek sposób z twoim zabójstwem. Musisz byc ostro.ny - dodał, marszczac brwi. Mam doskonala ochrone, nie boje sie, Nazir nienawidzi mnie od czasów, kiedy bylismy dziecmi, ale nie osmieli sie mnie jawnie zaatakowac. - Szkoda, .e nie mo.esz go wygnac na zesłanie. - Nie mamy prawa nic zrobic bez konkretnych dowodów, bracie - odparł władca. - Jestesmy panstwem demokratycznym, po czesci dzieki twojej matce. Musimy przestrzegac prawa. Wspomnienie matki wywołało na twarzy młodego me.czyzny lekki grymas. Została zatrudniona w pałacu jako guwernantka obecnego króla, a jego przyrodniego brata. Była niezwykła kobieta o liberalnych pogladach, które przekazała swemu uczniowi. Zakochała sie w jego ojcu. który odwzajemnił jej miłosc. Xander był owocem tego zwiazku, nigdy nie było mu dane poznac matki. Zmarła w miesiac po jego urodzeniu. Bedac na ło.u smierci, wymogła na jego ojcu obietnice, .e wychowa ich syna w szacunku i w zgodzie z dziedzictwem kulturowym, jakie wniosła od ich rodziny. Słowo zostało dotrzymane. Zanim Xander objał posade ambasadora Zuranu, był kształcony w Europie i w Ameryce. - Nara.asz sie na du.e ryzyko - ostrzegł władca. - Jako twój brat, a zarazem król, otwarcie mówie, .e mi sie to nie podoba. Xander wzruszył lekcewa.aco ramionami. - Przecie. ustalilismy, .e nie mamy nikogo, komu moglibysmy w pełni zaufac. Poza tym niebezpieczenstwo wcale nie jest tak wielkie. El Khalid przyjał mnie, kupujac historyjke o tym, .e jestem odrzuconym przez własne plemie Tuaregiem, skazanym na wieczny ostracyzm. Udowodniłem mu moje umiejetnosci. W zeszłym tygodniu napadlismy na karawane kupiecka i zrabowalismy cały towar. - Kim oni byli? spytał król, marszczac czoło. Musze dopilnowac, aby zrekompensowano im straty choc dziwne, .e nikt nie zwrócił sie do mnie ze skarga, .e został ograbiony. Jestem przekonany, .e tego nie zrobia. Zatrzymalismy ich na pustkowiu, za granica Zuranu, niedaleko bazy El Khahda. Wiezli fałszywe pieniadze! - To wyjasnia wszystko. El Khalid chełpi sie, ze pracuje dla bardzo wa.nej osobistosci. Jednak dotychczas nie zauwa.yłem, aby Nazir lub ktokolwiek z jego ludzi sie z nim kontaktował. Jesli jest tak, jak podejrzewam, i Nazir bedzie chciał zamordowac cie podczas publicznego wystapienia podczas obchodów narodowego swieta, beda musieli sie wkrótce spotkac. El Khalid rozgłasza, .e organizuje wa.ne zebranie, na które wszyscy mamy sie stawic. Nie mówi tylko, kiedy i gdzie ma sie ono odbyc. - Uwa.asz, .e Nazir sie pojawi? - Prawdopodobnie. To on układa plan. Chce miec pewnosc, .e osoby, które beda pomagały Khalidowi w wypełnieniu misji, sa godne zaufania. Nie zaryzykuje wysłania własnych ludzi, wiec jestem przekonany, .e sie pojawi na zgromadzeniu. Oczywiscie i ja tam bede. - Nie obawiasz sie, .e cie rozpozna? - W przebraniu Tuarega? - Xander potrzasnał głowa. - Watpie. Zakrywanie twarzy to w koncu ich obyczaj. Czy jestes usatysfakcjonowany postepami w budowie nowego kompleksu hotelowego? Odwiedzajac nasze ambasady, otrzymałem wiele pochlebnych opinii dotyczacych poziomu naszej infrastruktury turystycznej - zmienił temat Xander. rzucajac bratu ostrzegawcze spojrzenie, gdy dojrzał, .e ktos sie do nich zbli.a cichym krokiem. Rozchyliła sie sciana zieleni i pojawił sie znienacka niewysoki, przysadzisty, .wawy me.czyzna, o którym przed chwila rozmawiali. Na palcach obu dłoni miał liczne złote, bogato inkrustowane pierscienie. Jego jadowite, pełne niecheci oczy spoczeły najpierw na Xandrze, a nastepnie na władcy. Ignorujac młodszego z braci, przybysz pokłonił sie sztywno królowi. - Có. cie tu sprowadza, Nazirze? Tak rzadko zdarza sie, abys mógł sie oderwac od licznych obowiazków ministra i odwiedzic nas tutaj - powiedział król. - To fakt, jestem bardzo zajety, panie - przyznał, puszac sie. - Słyszałem, .e miałes jakies problemy na bazarze - mruknał Xander. Nazir rzucił mu podejrzliwe spojrzenie. - Nic takiego. Drobny złodziejaszek wprowadził troche zamieszania. - Skoro drobny, to po co ty tam przyjechałes? Byłem w okolicy. Zreszta, nie twoja sprawa, jak wypełniam moje obowiazki słu.bowe. Moja, jako reprezentanta swiadomej postawy obywatelskiej - odparł beznamietnie ksia.e. Nazir, zaciskajac usta ze złosci, odwrócił sie do niego plecami i zwrócił sie do króla: - Rozumiem, .e wasza wysokosc zlekcewa.ył moje rady i nie .yczy sobie podczas uroczystosci uzbrojonej eskorty zło.onej z mojej osobistej gwardii. - Jestem ci wdzieczny za troske, kuzynie, ale zawsze na pierwszym miejscu powinnismy stawiac obowiazek wobec ludu. Nasi zagraniczni goscie, w szczególnosci ci wspierajacy rozwój turystyki w naszym kraju, nie uwierza w stabilna sytuacje w Zuranie, jesli zobacza, .e władca nic mo.e poruszac sie swobodnie wsród własnego narodu podczas tak radosnego swieta. Gdyby król sie zgodził, zastanawiam sie, kto zajałby sie pilnowaniem ochrony przerwał napieta cisze Xander. Nazir rzucił mu pełne nienawisci spojrzenie. Jesli sugerujesz, .e... zaczał ostrym tonem. Nic nie sugeruje przerwał mu chłodno. Jedynie stwierdzam fakt. - Fakt? - Udowodniono, .e obecnosc uzbrojonych po zeby ochroniarzy mo.e spowodowac, .e nawet mały incydent wymknie sie spod kontroli. - Jestem przekonany, .e nikt nic miałby ochoty tłumaczyc ambasadorowi obcego panstwa, .e jeden z jego rodaków został zastrzelony przez nadgorliwego ochroniarza. Wrócimy jeszcze do tego tematu na osobnosci, kuzynie. Nazir, z ponura mina, całkowicie ignorujac Xandra. przekazał władcy wszystkie wiadomosci, po czym ukłonił sie i odszedł. Król zmarszczył czoło i wymienił znaczace spojrzenie z. przyrodnim bratem. - Nasz, kuzyn zapomina, co ci jest winien - powiedział ze złoscia. Xander wzruszył ramionami. - Nigdy nie krył niecheci do mnie i do mojej matki. A do ojca? Nasz ojciec był najwiekszym władca w historii tego kraju. Warto, .eby Nazir o tym pamietał. Nazir był dla ciebie okrutny, kiedy byłes dzieckiem, wiem o tym. Ale wtedy ani ja, ani ojciec nie mielismy o niczym pojecia. - Poradziłem sobie z tym i z nim te. sobie poradze. - On i jego ojciec nienawidzili twojej matki. Nie mogli scierpiec. .e miała na króla taki du.y wpływ. A potem kiedy poslubił ja... - Mnie mo.e i nie lubi, ale to ciebie chce pozbawic tronu zauwa.ył sucho Xander, - Musze wracac na pustynie, zanim moja nieobecnosc zwróci czyjas uwage. Obawiałem sie, .e Nazir zacznie mnie podejrzewac po tym, jak jego ludzie przeszukali bazar, ale nagle zdałem sobie sprawe, .e oni szukaja Tuarega. - Oficjalna wersja mówi, .e wróciłes do Zuranu na bardzo krótko i .e dzis w nocy wyje.d.asz na zasłu.ony odpoczynek. Szkoda, .e nie masz czasu kierowac naszymi nowymi spółkami. Twoja hodowa klaczy wcia. powieksza sie o nowe zrebaki, Zbli.a sie do konca pierwszy etap rozbudowy przystani. Xander usmiechnał sie szeroko, pokazujac białe zeby kontrastujace z opalona skóra twarzy. Wracajac do pałacu, władca zatrzymał sie na moment i stanał twarza w twarz z Xandrem. - Mam du.e watpliwosci, czy powinienem ci na to wszystko pozwalac - zwrócił sie do niego powa.nie. - Wiele dla mnie znaczysz. Wiecej, ni. potrafisz to sobie wyobrazic. Twoja matka była mi bliska jak własna. Otworzyła przede mna nowe horyzonty wiedzy. To pod jej wpływem ojciec zaczał myslec o zbudowaniu wielkiej przyszłosci dla naszego kraju. Kiedy umarła, stracił wole .ycia. Naraz straciłem ich oboje. Nie chce teraz stracic i ciebie - Ani ja ciebie - oswiadczył Xander, obejmujac go. Witaj, kotku! Mo.e wyjdziemy gdzies dzis wieczorem? Słyszałem, .e król organizuje wielkie przyjecie na rozpoczecie sezonu wyscigów. Mo.e potem skoczymy do jakiegos klubu? Katrina usmiechneła sie na .artobliwa propozycje kolegi pracujacego w zespole jako fotograf. Tom Hudson był kawalerem, a zarazem bezwstydnym flirciarzem. Nie mo.na było go nie lubic. Pokiwała wesoło głowa. Zanim zda.yła odpowiedziec, wtracił sie ostro Richard: - Jestesmy tu w pracy, a nie na spotkaniu towarzyskim. Lepiej, .ebys o tym pamietał. Poza tym jutro zaczynamy wczesnie rano - przypomniał. Po nagłym wybuchu kierownika zapadła krepujaca cisza. Tom wykrzywił twarz, robiac zabawna mine za plecami szefa. Choc Richard był doskonałym specjalista, nie był lubiany przez pracowników. Najbardziej cierpiała przez niego Katnna. - On jest oblesny - oswiadczyła z niesmakiem Beverly Thomas, przysiadajac wieczorem na brzegu łó.ka przyjaciółki. Była to druga kobieta w zespole badawczym. Naukowcy mieszkali w du.ej, luksusowej, prywatnej willi, zbudowanej w tradycyjnym arabskim stylu Budynek podzielony był na dwie czesci: oddzielnie pokoje dla me.czyzn i osobno te przeznaczone dla kobiet. Dodatkowo dysponował kilkoma pokojami goscinnymi. Z poczatku Katrine peszył fakt. .e były z Beverly zamykane na noc w osobnej czesci domu. Ale pózniej, na skutek niechcianych awansów Richarda, była nawet zadowolona, .e zmuszono je do przyjecia miejscowych zwyczajów. - Naprawde współczuje jego .onie - wyznała Katrina. - Ja równie.. Wiesz, .e stajesz sie jego obsesja? Widzac na twarzy kole.anki wyraz niepokoju, dodała łagodniej: - Z ta obsesja troche przesadziłam, ale pewne jest. .e chce zaciagnac cie do łó.ka. - Mo.e i chce. ale mu sie to nie uda - zapewniła stanowczo. - Poradze sobie z jego zalotami, martwi mnie jednak fakt, .e wykorzystuje swoja pozycje, aby mnie ukarac za odrzucenie. To moja pierwsza praca, jestem dopiero na okresie próbnym. - Unikaj go - poradziła Beverly, ziewajac. - Ide spac. To był długi dzien, a jutro wstajemy o swicie. Katrina rozesmiała sie. Nie mogła doczekac sie wyprawy na pustynie. Mieli zbadac wyschniete koryto rzeki, czyli wadi. Powinna ju. spac. Od ponad godziny le.ała w łó.ku, przewracajac sie z boku na bok. Za ka.dym razem kiedy zamykała oczy, pojawiał sie niepokojacy obraz me.czyzny o ciemnych oczach. Pozostało w pamieci wspomnienie cudownych dreszczy, jakie ogarneły jej ciało, kiedy jej dotknał Jakby czyjes silne palce zagrały na strunach liry. To zupełnie niedorzeczne. Dwudziestoczteroletnia kobieta z doktoratem z biochemii nie powinna ulegac prymitywnym instynktom seksualnym i tak reagowac na zupełnie obcego me.czyzne lub - co gorsza - na przestepce. Koniuszkami palców musneła delikatne kragłosci warg, starajac sie przypomniec sobie dotyk jego ust. Wyobraznia nieomylnie odtworzyła wszystkie uczucia, które ogarneły ja pod wpływem jego namietnego pocałunku. Rodzice Katriny byli para naukowców bezgranicznie sobie oddanych. ?yli tylko dla siebie nawzajem i umarli razem, kiedy zawalił sie na nich strop odkopywanego stanowiska. Katrina miała wtedy siedemnascie lat. Nie była ju. dzieckiem. ale te. jeszcze nie osoba dorosła. Jej rodzice, którzy byli jedynakami, nie mieli .adnych krewnych. Zostawili ja sama. tak bardzo pragnaca, aby ktos ja pokochał, wypełnił jej .ycie. Ból po stracie zrodził w niej głeboki lek przed uczuciami, pewien rodzaj bezbronnosci i nadwra.liwosci. Ukryła je wiec w najgłebszym zakamarku duszy, zbyt niedojrzała i zbyt przera.ona, aby stawic im czoło. Uciekajac przed nimi. skupiła sie na nauce. Uwa.nie dobierała przyjaciół, nie pozwalajac nikomu zbytnio sie zbli.yc. W wieku dwudziestu czterech lat uznała, .e jest dojrzała emocjonalnie i wystarczajaco rozsadna, ale teraz... To. co czuła w stosunku do nieznajomego, całkowicie temu przeczyło. Przeanalizuj to, co sie wydarzyło - pomyslała Z determinacja. Jestes w kraju nale.acym do obcego kregu kulturowego. W panstwie, które zawsze cie fascynowało. Dlatego tak bardzo pragnełas tu przyjechac. Dlatego nauczyłas sie miejscowego jezyka. Nagle znalazłas sie w nietypowej sytuacji. Zadziałała adrenalina. Jak to jednak mo.liwe. ..e jej ciało a. tak mocno zareagowało na obcego me.czyzne? Me.czyzne którego zdecydowanie powinna sie wystrzegac. Ka.dy w koncu ma prawo do błedów, pocieszyła sie w duchu. Poza tym istniało bardzo małe prawdopodobienstwo, .e go jeszcze kiedys spotka. Jednoczesnie bala sie sama przed soba przyznac, jak ja ta mysl przygnebiała. ROZDZIAŁ DRUGI Słonce zaczynało powoli wspinac sie nad horyzont. Spod willi w kierunku pustyni ruszył konwój nowoczesnych, doskonale wyposa.onych terenówek. Richard zmusił Katrine, aby pojechała z nim jednym samochodem, który on bedzie prowadził. - Bedzie ci ze mna o wiele wygodniej, jedziemy jako pierwsi - oswiadczył, usmiechajac sie. - Ci za nami beda dusili sie od kurzu - dodał nieuprzejmie. Faktycznie, przy predkosci, z jaka przemierzał pustynie, wzbijał sie za nimi cie.ki tuman piachu. Mimo wszystko Katrina chetnie zamieniłaby sie z kims, kto jechał za nimi. - Zamknij oczy i odpre. sie - zaproponował przymilnie. - Przespij sie troche. Czeka nas długa droga. Najpierw jednak wypij łyk wody. Pamietasz zasady, trzeba bardzo uwa.ac, .eby sie nie odwodnic. Posłusznie wzieła od niego butelke z woda i napiła sie. Mo.e to dobry pomysł z ta drzemka, pomyslała, ziewajac szeroko po pietnastu minutach monotonnej jazdy. Poczuła nieodparta chec, by zamknac oczy. Jesli w ten sposób uniknie koniecznosci podtrzymania rozmowy z Richardem. Z wolna morzył ja sen. Pewnie dlatego, .e wiekszosc nocy spedziła fantazjujac o nieznajomym. Odpływajac w objecia Morfeusza. czuła, jak samochód nabiera predkosci. Obudziło ja wpadajace przez przednia szybe popołudniowe słonce. Kiedy zdała sobie sprawe z tego ile spała, usiadła gwałtownie, zerkajac z zakłopotaniem na Richarda. - Powinienes był mnie obudzic powiedziała z wyrzutem. - Daleko jeszcze do celu? Mineło dobrych kilka sekund, zanim jej odpowiedział. Kiedy odwrócił głowe i spojrzał na nia, wyraz jego oczu ja zaniepokoił. - Nie jedziemy do wadi. Wybieramy sie w bardziej odosobnione, romantyczne miejsce - odparł z zadowoleniem. - Gdzies, gdzie bede miał cie tylko dla siebie. Gdzie bede mógł ci pokazac... nauczyc cie... Katrina wpatrywała sie w niego z przera.eniem, majac nadzieje, .e zle go zrozumiała Wyraz jego twarzy mówił jednak cos innego. Nie mo.esz sie tak zachowywac! Musimy jechac do wadi. Beda tam na nas czekac niepokoic sie! Wiedza, ze zawrócilismy - odparł spokojnie. - Powiedziałem im, .e sie zle czujesz. Miałem doskonały pomysł z ta woda. Rozpusciłem w niej tabletki nasenne. Katrina poczuła sie jak w filmie grozy. - Nie badz niedorzeczny. Zaraz zadzwonie po kogos i... - Obawiam sie. .e ci sie to nie uda - usmiechnał sie z zadowoleniem. - Mam twoja komórke. Wyjałem ci ja z torby, kiedy zatrzymalismy sie. .eby powiedziec grupie, .e wracamy. Katrina nie mogła uwierzyc, .e to sie naprawde dzieje. - To czyste szalenstwo. Jedzmy stad, dołaczmy do ekspedycji, zapomnijmy... - Nie! - uciszył ja. - Wybieramy sie do oazy. Od dawna planowałem, jak porwac cie tylko dla siebie. Własnie nadarzyła sie doskonała okazja, a oaza to idealne miejsce. Poło.ona jest w rzadko odwiedzanej czesci pustyni, istne odludzie. Takiej wielbicielce historii regionu jak ty na pewno sie spodoba. Dawniej zatrzymywały sie tu karawany wielbładów. Katrina utkwiła w nim pełne paniki spojrzenie. Zaschło jej w gardle, serce zaczeło walic z przera.enia. Nie tyle bała sie, .e ja skrzywdzi, ile po prostu nagle zdała sobie sprawe, .e stała sie jego obsesja, dokładnie tak jak przewidziała Beverly. - Spójrz, przed nami oaza - poinformował Richard, gdy zakurzona droga skreciła pomiedzy skały, skad widac było kepe palm oraz bujnej roslinnosci, zza których przeswitywała błekitna tafla migocacej w słoncu wody. Kiedy samochód zatrzymał sie. Katrina przyznała, .e w innych okolicznosciach miejsce, gdzie sie znalezli, urzekłoby ja i zafascynowało. Roslinnosc porastajaca oaze była wyjatkowo bujna, szczególnie na przeciwległym brzegu jeziora. Kiedys musiała tedy przepływac rzeka, która wyrze.biła głebokie koryto w stromej skalistej skarpie. Byc mo.e był tu nawet kiedys wodospad. Musiało znajdowac sie tu podziemne zródło, mo.e nawet podziemna rzeka. Krajobraz był przepiekny, Katrina nie potrafiła sie nim jednak cieszyc. Była przekonana, .e nie uda jej sie wyperswadowac Richardowi jego planu. Jedynym wyjsciem była ucieczka. Aby mogła sie powiesc, musiałaby na dłu.szy moment odwrócic jego uwage, zabrac niepostrze.enie kluczyki terenówki i odjechac, zanim zda.y ja powstrzymac. - Zabrałem namiot i wszystkie niezbedne rzeczy. Jestes dobrze zorganizowany - odparła, udajac podziw.- Ja tu posiedze, a ty w tym czasie wszystko rozpakujesz, zgoda? - Przykro mi, ale to niemo.liwe powiedział. - Nie po to zadałem sobie tyle trudu, .ebys teraz i to zepsuła, robiac cos głupiego, na przykład uciekajac Richard spróbował zmusic Katrine, aby wysiadła z samochodu. Ani drgneła, oswiadczajac, .e nigdzie sie nie ruszy. Po chwili jednak zdała sobie sprawe. .e zle oceniła jego zamiary i .e zdolny jest posunac sie do wszystkiego. W takim razie nie pozostawiasz mi wyboru, kochanie - oswiadczył, wyciagajac z kieszeni kajdanki. Nie sadziłem, .e to bedzie konieczne, ale skoro odmawiasz współpracy, bede zmuszony przykuc cie do drzwi. Musze zaczerpnac swie.ego powietrza - poprosiła. Mo.e mogłabym posiedziec w cieniu palm. a ty w tym czasie rozpakujesz rzeczy? Oczywiscie, kochanie - odparł z usmiechem. Chodz, znajdziemy ci jakies wygodne miejsce. Nie mo.esz tracic nadziei - starała sie dodac sobie troche otuchy. Richard odprowadził ja nad wode. Przez cały czas zachowywał sie bardziej jak stra.nik wiezienny ni. jak przyszły kochanek. Tu bedzie dobrze - oswiadczył, wskazujac miejsce pod jedna z palm. Katrina ruszyła we wskazanym kierunku. Richard przytrzymał ja. Usłyszała za soba ostrzegawczy szczek metalu. Bez trudu odgadła, .e to kajdanki, które wczesniej jej pokazywał. Niewiele myslac, wyrwała sie i zaczeła biec przed siebie. Wiedziona strachem, pedziła do przodu, kierujac sie w strone przełeczy pomiedzy stromymi skałami, nie zwa.ajac na dochodzace stamtad odgłosy cie.kich samochodów jadacych po nierównym podło.u oraz okrzyki. Kiedy zdała sobie sprawe z dobiegajacych hałasów, była ju. w wawozie, stajac twarza w twarz z banda przestepców. Na ich czele stał El Khalid. Pierwszy dostrzegł Katrine młody kierowca. Aby ja wyminac, skrecił mocno land-roverem, o mało go nie przewracajac. Po chwili za nia pojawił sie Richard. Oceniajac z przera.eniem sytuacje, rzucił sie do odwrotu, zostawiajac Katrine na pastwe losu. Pobiegł do d.ipa i odjechał. Katrina nawet nie zwróciła uwagi, .e ja porzucił i uciekł. Wokół niej wzbił sie duszacy tuman kurzu. Ostatnie promienie słonca odbijały sie od przeje.d.ajacego obok niej samochodu. Przez okno wychylił sie kierowca. Jedna reka trzymał kierownice, druga wyciagnał w jej kierunku, starajac sie ja chwycic. Na jego twarzy pojawił sie lubie.ny usmieszek. Katrina rzuciła sie do ucieczki. Pomyslała, .e łatwiej poradziłaby sobie z niechcianymi zalotami Richarda ni. z tym, co ja tu czekało. Z przera.eniem stwierdziła, ze droge odwrotu odciał jej me.czyzna na koniu. Starała sie go wyminac, ale on na nia natarł, nie wypuszczajac z pułapki. Tetent i odgłosy konskich kopyt wymieszały sie z okrzykami okra.ajacych ja me.czyzn. Jeden z jezdzców podjechał tak blisko, .e poczuła na skórze goracy oddech konia. Serce o mało nie wyskoczyło jej z piersi. Me.czyzna wychylił sie z siodła, zrównał sie z nia, wyciagnał reke, jednym wprawnym ruchem podniósł ja i posadził przed soba na grzbiecie konia. Była jego wiezniem. Bez tchu, z ledwie bijacym sercem i twarza przycisnieta do jego szorstkiej galabiji, poczuła przez materiał delikatny cytrusowy zapach. Nagle zesztywniała. Nieomylnie rozpoznała wode kolonska... Starała sie odwrócic, .eby spojrzec nieznajomemu w twarz. Udało jej sie ujrzec jedynie jego oczy. Kiedy spojrzała w nie, serce podskoczyło jej w piersi. Odwróciła głowe, w oddali dostrzegła znikajaca terenówke Richarda. Do oczu napłyneły jej łzy, jedna spłyneła po policzku, padajac na opalona reke trzymajaca lejce. Me.czyzna zacisnał usta i strzasnał ja. Mruknał cos do konia, który posłusznie obrócił sie i ruszył w kierunku grupy przygladajacych im sie jezdzców. Nagle jakby znikad pojawił sie d.ip jadacy z zawrotna predkoscia prosto na nich. Na miejscu kierowcy siedział Arab. który wczesniej próbował ja schwytac. Pomachał zacisnieta piescia w ich strone, wykrzykujac cos w nieznanym jej dialekcie, po czym odjechał, dołaczajac do ludzi przygladajacych sie scenie z. przodu konwoju. Katrinie cisneły sie na usta tysiace pytan. Zanim jednak zda.yła sie odezwac, porywacz pociagnał za cugle wierzchowca, zatrzymujac sie przed gestykulujacym, mocno zbudowanym me.czyzna. Zadr.ała, widzac przewieszona przez ramie pote.na strzelbe. Na biodrach miał pas z amunicja oraz groznie wygladajacy, tradycyjny zakrzywiony sztylet. U jego boku pojawił sie jej przesladowca z d.ipa. Wskazywał na nia. wymachiwał rekoma, cos wykrzykujac. Z jego przemowy zrozumiała zaledwie pare słów. Porywacz skinał delikatnie głowa w strone Araba. Katrina wywnioskowała, .e me.czyzna ze strzelba był przywódca grupy. - Dlaczego pozwoliłes uciec temu me.czyznie? - za.adał wyjasnien wsciekłym głosem. Zapadła chwila ciszy, zanim jej porywacz udzielił mu odpowiedzi. -To pytanie powinienes skierowac do innych, El Khalidzie. Jak człowiek na koniu, nawet najszybszym, jak ten pochodzacy ze stajni władcy, mógłby dogonic d.ipa z napedem na cztery koła? Suliman mógł puscic sie za nim w poscig, ale wybrał łatwiejszy łup. - Odebrał mi moja nagrode i teraz stara sie mnie skompromitowac. - Słyszysz, Tuaregu. co mówi Suliman? Co mu odpowiesz? Katrina musiała mocno zacisnac usta, aby nie zaczac błagac porywacza, .eby nie pozwolił jej oddac Sulimanowi. Przywódca nazwał go Tuaregiem, u.ywajac jedynie nazwy szczepu, z którego pochodził. Do Sulimana mówił po imieniu. Czy oznaczało to. .e przychyli sie do prosby tego drugiego? Na sama mysl o tym poczuła mdłosci. Dlaczego on nic nie odpowiada? Czuła, .e sie jej przyglada, ale nie smiała odwrócic głowy i odpowiedziec spojrzeniem. Bała sie tego. co mo.e ujrzec w jego oczach. - Odpowiem mu. .e ja mam dziewczyne, a on nie. Kiedy wróce do Zuranu, wezme za nia spory okup. - Nikt nie opusci obozu, dopóki na to nic pozwole - padło ostre stwierdzenie. - Zebrałem was tu do wypełnienia specjalnej misji. Jesli odniesiemy sukces, wszyscy staniemy sie bardzo bogaci. Skoro obaj roscicie sobie prawo do kobiety, walczcie o nia. Arab skinał głowa i dwóch uzbrojonych, dziko wygladajacych me.czyzn sciagneło ja z konia i odprowadziło na bok. Niespokojna, zdołała jeszcze odwrócic głowe i ujrzec, jak El Khalid rzuca jej porywaczowi sztylet. Na moment wstrzymała oddech. Z ulga zauwa.yła, .e złapał bron w locie. Me.czyzni staneli naprzeciw siebie, powoli okra.ajac sie. Suliman trzymał w dłoni podobny sztylet i natychmiast rzucił sie na przeciwnika. Pojedynkujacych sie otoczyła szczelnie grupa ciekawskich. Katrina widziała tylko krótkie fragmenty walki. Tym razem jednak miała powa.ny powód, .eby poznac jak najszybciej zwyciezce. Rywale zrzucili galabije, odsłaniajac nagie torsy. Walczyli boso, ale w nakryciach głowy. Zrobił sie wieczór i zapalono latarnie. Dziewczyna czuła sie, jakby znalazła sie w innym swiecie. Blask lamp odbijał sie od sztyletów, słychac było odgłosy walki. Usłyszała jek bólu. Zebrany tłum me.czyzn zawył z aprobata. Ponad głowami zgromadzonych dojrzała dłon trzymajaca w górze sztylet. W niewyraznym swietle widac było spływajace po nim krople krwi. Poczuła silne mdłosci. Czy me.czyzna o ciemnych oczach został zraniony? W sytuacji, w jakiej sie znalazła, absurdalnie bardziej bala sie o niego ni. o siebie. Gdyby tylko mogła, natychmiast pobiegłaby, aby przy nim byc. Usłyszała kolejny jek i ryk aplauzu. Walka wydawała sie ciagnac w nieskonczonosc. W Katrinie narastała coraz wieksza odraza na mysl o tak prymitywnym okrucienstwie. Nigdy nie potrafiła zaakceptowac .adnej formy fizycznej przemocy. Wczesniejsze pragnienie przygladania sie pojedynkowi ustapiło miejsca uczuciu ulgi, .e oszczedzono jej uczestniczenia w tak haniebnym spektaklu. Chwile pózniej walka zakonczyła sie. Pilnujacy ja Arabowie zaciagneli ja przed oblicze El Khalida Katrine interesował tylko jeden z trzech me.czyzn stojacych obok siebie. ?oładek podchodził jej do gardła. Poczuła silne mdłosci, a zarazem wielka ulge. gdy usłyszała, jak tłum skanduje: Tu-a-reg! Jej porywacz trzymał w podniesionych rekach dwa sztylety. Obok stał pokonany przeciwnik ze zgnebiona mina. Kiedy zwyciezca odwrócił sie, straciła na moment dech w piersi. Na jego ciele widoczne były rany. Jedna znajdowała sie na twarzy, niebezpiecznie blisko oka. druga powy.ej serca, a trzecia na ramieniu, z tej obficie saczyła sie krew. Katrina poczuła zawrót głowy. Ignorujac mdłosci, odwróciła wzrok od błyszczacego od potu. umiesnionego meskiego torsu. Suliman nie miał na ciele .adnych ran, co ja zaskoczyło, gdy. to Tuareg został zwyciezca. - Oto twoja nagroda, wez ja - usłyszała slow a El Khalida. Zwyciezca skina głowa w kierunku przywódcy. W gescie tym Katrina dostrzegła wiecej cynizmu ni. szacunku, a przynajmniej tak jej sie wydawało. Me.czyzna odrzucił sztylet i schylił sie po le.aca na ziemi galabije. Nagle katem oka dostrzegła, jak Suliman niespodziewanie rzuca sie rozjuszam na przeciwnika, zaciskajac sztylet w podniesionej dłoni. Katrina usłyszała mimowolnie wydobywajace sie z jej piersi ostrze.enie. Cos jednak musiało wczesniej zaalarmowac Tuarega. gdy. okrecił sie w mgnieniu oka i błyskawicznym ruchem, za którym jej oczy nie były w stanie nada.yc, silnym kopnieciem wytracił sztylet z reki Sulimana. Natychmiast trzej inni me.czyzni obezwładnili napastnika i odciagneli go na bok. Zwyciezca, zupełnie jakby nic sie nie stało, niezbyt uprzejmym gestem nakazał Katrinie, aby za nim poszła. Miała trudnosci, aby za nim nada.yc. Gdy sie z nim zrównała, zatrzymał sie i odwrócił, aby na nia spojrzec. - Masz isc za mna - oswiadczył zimno. Katrina nie mogła uwierzyc własnym uszom. Chyba pozwala sobie na zbyt wiele Wsciekła z powodu ura.onej dumy. zapomniała o wczesniejszej traumie. - Mowy nie ma - zaprotestowała. - Nie jestem twoja własnoscia. Poza tym w Zuranie kobiety maja prawo chodzic u boku swych partnerów. - Jestesmy na pustyni, a nie w Zuranie. A ty jestes moja zdobycza i moge zrobic z toba, co zechce. Nie pozostawiajac jej czasu na riposte, odwrócił sie i ruszył szybkim krokiem w strone namiotów, które wtapiały sie w skalny krajobraz. Przed niektórymi płoneły niewielkie ogniska, krzatały sie tam kobiety odziane w czadory. mieszały w garnkach strawe. Intensywny zapach gotowanego jedzenia uswiadomił Katrinie, jak dawno nie miała nic w ustach Tak jak sie spodziewała, namiot Tuarega znajdowal sie na uboczu. Obok stał zaparkowany zdezelowany samochód terenowy. Na tyłach przywiazany był kon, z zadowoleniem skubiacy siano i dogladany przez młodego chłopaka. Zanim Katrina zdołała przyjrzec sie lepiej okolicy, poczuła na ramieniu cie.ka dłon, która popchneła ja do namiotu. Widziała ju. podobne namioty na edukacyjnej wystawie w miescie Zuran, nigdy jednak nie przyszło jej do głowy, .e kiedys sama w takim bedzie mieszkac. We wnetrzu płoneło delikatnym swiatłem kilka lamp, oswietlajacych przestrzen mieszkalna z kolorowymi, wzorzystymi dywanami oraz kanapa. Na ziemi le.ało kilka poduszek. Na srodku pomieszczenia znajdował sie niski drewniany stolik, na którym stał dzbanek. Nagle dotarła do niej prawda. Pusciły emocje i wybuchneła głosnym płaczem. - Dlaczego płaczesz? Martwisz sie o swojego kochanka? Oceniajac po szybkosci, z jaka uciekał, nie sadze, .eby uronił po tobie choc jedna łze. - Richard nie jest moim kochankiem! - rzuciła ze złoscia. - Jest .onaty i,.. - To wyjasnia, dlaczego zabrał cie w tak odlegle i odosobnione miejsce przerwał z cynicznym usmiechem. - Nie chciałam tu przyjechac. Zmusił mnie! Oczywiscie - zakpił. Katrina uniosła głowe i spojrzała na niego wyzywajaco. - Dlaczego udajesz Tuarega. skoro na pierwszy rzut oka widac, .e nim nie jestes? - Cicho! - rozkazał ze złoscia. - Nie bede cicho! Pamietam cie z bazaru w Zuranie. Zda.yła jeszcze wydac stłumiony okrzyk, kiedy zakrył jej dłonia usta. W jego oczach migotał gniew. - Badz cicho - powiedział łagodnie, zbli.ajac do niej twarz. Katrina miała dosc. Porwano ja, zastraszono, gro.ono jej i teraz jeszcze to... Z wsciekłoscia ugryzła go w dłon. Przera.ona swym czynem, poczuła na ustach słonawy smak jego krwi. Me.czyzna odepchnał ja od siebie. - Ty .mijo! - syknał, spogladajac na slady po zebach, tu. pod kciukiem. - Nie licz, .e zatrujesz mnie swoim jadem. Oczysc mi rane! Katrina wpatrywała sie w niego z niedowierzaniem. Płoneła jej twarz. Ura.ona i wsciekła dr.ała na całym ciele. Ku własnemu zaskoczeniu ogarneły ja. ukryte dotad gdzies w głebi, odurzajaco niebezpieczne, zmysłowe mysli. Mysli odzwierciedlajace jej pragnienia. Pragnienia, które błagały o spełnienie. Wzieła szmatke, która jej podał, zamoczyła w miseczce z woda i przemyła rane. Niespodziewanie puscił ja i odsunał sie. - Nie dam ci sposobnosci, abys wyrzadziła jeszcze wieksze szkody - oswiadczył szorstkim głosem - Dlaczego tak dziwnie sie zachowujesz? - spytała. - Kim jestes? Na bazarze wygladałes na Europejczyka. - Nie wolno ci mówic takich rzeczy! Nic o mnie nie wiesz! - krzyknał gwałtownie. W jego głosie wyczuwało sie wrogosc. - Wiem. .e nie jestes Tuaregiem - powtórzyła z uporem. - Niby skad? - spytał szyderczo. - Wiem, poniewa. studiowałam historie i kulture Zuranu - odparła smiało. - Prawdziwy Tuareg nigdy nie pokazałby twarzy w miejscu publicznym. - Na twoim miejscu zapomniałbym o tym, co widziałas w Zuranie - powiedział spokojnym, lecz groznym głosem. - Powiesz mi. kim jestes? - Nie ma znaczenia, kim jestem. Wa.ne, co robie. Wszyscy, którzy zło.ylismy przysiege wiernosci El Khalidowi. mamy ku temu powody. ?yjemy poza prawem i lepiej o tym pamietaj. - Jestes przestepca? Zbiegiem? - Zadajesz zbyt wiele pytan. Zapewniam cie, .e wolałabys nie wiedziec, kim jestem i co robie. - Przynajmniej powiedz, jak ci na imie ,jak mam do ciebie mówic? Nie mo.esz chciec, abym nazywała cie Tuaregiem. Ja wolałabym, .ebys nie mówił do mnie: Angielko. Ku jej zaskoczeniu rozesmiał sie. - No dobrze. Mów do mnie... Nie mógł jej podac prawdziwego imienia Alexander. Było zbyt charakterystyczne. W obozie rebeliantów respektowano anonimowosc. Wszyscy znali go tu jako „Tuarega". Nie miał jednak ochoty, .eby ona tak go nazywała. - Mo.esz mówic do mnie Xander. - Było to zdrobnienie od jego pełnego imienia. U.ywali go tylko jego najbli.si. Jego brat przyrodni i bratowa. Było wiec mało prawdopodobne, aby ktos go rozpoznał. - Xander? Bardzo rzadkie imie. Nigdy wczesniej sie z nim nie spotkałam - powiedziała, marszczac czoło. - Wybrała je moja matka - oswiadczył szorstko. - A jak ty masz na imie? - Jestem Katrina Blake - przedstawiła sie. - Kiedy bede mogła wrócic do Zuranu? - spytała z wahaniem w głosie. - Nie wiem. El Khalid wydał rozkaz, .e nikt nie mo.e opuscic oazy. dopóki on nie da pozwolenia. Przez chwile miała ochote zapytac go. po co tu przyjechał, ale z czystej ostro.nosci wolała nie dra.yc tematu. - Bardzo roztropnie - powiedział chłodno, jakby odgadł jej mysli. - Zostan tu. Nie wolno ci opuszczac namiotu. - Dokad idziesz? - spytała z panika w głosie kiedy ruszył do wyjscia. - Ide sie przebrac - odparł spokojnie. Aha... - wyszeptała, rumieniac sie. - A twoje rany? Ktos powinien je opatrzyc - zasugerowała z poczuciem winy. - To tylko zadrapania, same szybko sie zagoja odrzekł, wzruszajac ramionami. - Dlaczego Suliman przegrał walke, skoro ty otrzymałes wiecej ran? - Zwyciezca zostaje nie ten. kto zada wiecej ran, lecz ten, kto rozbroi przeciwnika - odpowiedział obojetnie. Spojrzała w kierunku wyjscia. - Stad do Zuranu dzieli nas ponad trzysta kilometrów pustyni - oznajmił niepytany. Ta beznamietnie wypowiedziana informacja wywołała nieprzyjemny dreszcz leku. Poczuła ogarniajaca ja rozpacz. Pustynia stanowiła swoisty rodzaj wiezienia, była naturalna stra.niczka uniemo.liwiajaca ucieczke. Zdeterminowana, postanowiła stanac z nim twarza w twarz. - Richard zaalarmuje władze i... - Jestesmy na ziemi niczyjej, poza zasiegiem władz i twojego kochanka - odparł. - Richard nie jest moim kochankiem, jest moim szefem - wykrztusiła. - Dlaczego przyjechaliscie sami do oazy? Z drugiej strony nie dziwi mnie. .e wypierasz sie znajomosci z nim po tym, jak cie zostawił. - Widocznie uznał, .e rozsadniej bedzie ruszyc po pomoc, ni. .ebysmy oboje zostali zakładnikami - rzuciła. - Rozsadniej? Oczywiscie, jestes Europejka! - zadrwił. - Tu, na pustyni, uznałbym to raczej za lekkomyslnosc. W stosunkach z płcia przeciwna my kierujemy sie emocjami. Jesli jestesmy zwiazani z kobieta, to bezgranicznie sie jej oddajemy. Oczywiscie w waszej kulturze nic ceni sie takiej postawy. Ja raczej pozwoliłbym sobie wyrwac .ywcem serce z piersi, ni. opuscił kobiete, nara.ajac ja na zniewage lub niebezpieczenstwo. Kartina dostała gesiej skórki. Poczuła nieprzyjemne pieczenie w oczach. Jego słowa przywołały w jej wyobrazni intymne obrazy, które pobudzały fantazje, odbywajac najskrytsze marzenia. Czy. nie pragneła od zawsze takiego własnie me.czyzny, takiej miłosci? Zawsze powtarzała sobie, .e szuka nieistniejacego ideału. Starała sie odrzucic niemadre mrzonki i starac sie przyjac .ycie takim, jakie jest. - Idz. jesli chcesz - powiedział niedbale. - Jesli Suliman cie nie schwyta, zginiesz na pustyni. Katrina nic nie odpowiedziała. Niewatpliwie miał racje. Choc stała do niego tyłem, wyczuła, .e wyszedł do czesci sypialnej namiotu. Opadła adrenalina, która wczesniej dodawała jej odwagi. Poczuła sie słaba i zaczeła dr.ec na całym ciele. Znalazła sie w wiezieniu, które jednoczesnie było jej schronieniem. Nie wolno jej jednak zapominac, kim był ten me.czyzna. Przeczytała kiedys, .e zakładnik mo.e sie uzale.nic emocjonalnie od porywacza. Ona nie mo.e do tego dopuscic. Nawet nie zauwa.yła, kiedy znowu sie pojawił. Miał na sobie czysta, biała galabije, był bosy i nie mial nakrycia głowy. Miał mokre włosy. Kiedy sie do niej zbli.ył, poczuła zapach czystej skóry i subtelna won wody kolonskiej. Jej serce wykonało salto. Czuła sie skrepowana. On był taki czysty i swie.y, a ona zmeczona i brudna. Przyznała w głebi duszy, .e i bez lego czuła sie przy nim nieswojo. Rozpaczliwie starała sie odwrócic spojrzenie od jego ciemnej dłoni zapinajacej guziki galabiji. - Jak długo zamierzasz mnie tu trzymac? - zapytała, starajac sie ukryc uczucia. - Tak długo, jak bede musiał - odparł, rzucajac jej zimne, aroganckie spojrzenie. - Co zamierzasz... zrobic? - wycedziła, obawiajac sie. .e usłyszy w jej głosie niepokój. - Zrobic? - spytał drwiaco, spogladajac na nu badawczo. - No tak. to znaczy... - Urwała, z trudem przełykajac sline. - To znaczy... jak dasz znac ekspedycji...? - Zadajesz zbyt wiele pytan! Macie w Anglii takie powiedzenie na temat ciekawosci, pamietasz? - ?e ciekawosc to pierwszy stopien do piekła? - W obecnej sytuacji powinnas sie zastanowic, ile warta jest twoja wolnosc dla twoich przyjaciół, a dopiero potem martwiłbym sie. jak ich o tym poinformuje. Katrine ogarneła panika, ale postanowiła jej sie nic poddawac. Smierc rodziców zmusiła ja wczesnie do samodzielnosci. Nauczyła sie polegac tylko na sobie. Przyzwyczaiła sie stawac twarza w twarz z rzeczywistoscia i radzic sobie w trudnych sytuacjach .yciowych. Zwil.yła jezykiem zaschniete usta. - A jesli moi... to znaczy firma nic zapłaci .adanego okupu? - spytała zachrypnietym głosem. Zapadła chwila milczenia. W jego oczach dostrzegła błysk, którego nie potrafiła zinterpretowac. - Wtedy wystawie towar na rynek - odparł łagodnie. - Na pewno znajdzie sie ktos, kto dobrze zapłaci za atrakcyjna, młoda kobiete - wyjasnił, kiedy spojrzała na niego w osłupieniu. Otworzyła szeroko oczy i wbiła w niego przera.ony wzrok. Czy.by był do tego zdolny? Bez słowa zawiazał na głowie tuareska chuste, wło.ył sandały, po czym odsunał cie.ka kotare i wyszedł z namiotu. Została sama! Mogłaby po prostu wyjsc, gdyby chciała. Ale dokad by poszła? Była przekonana, .e me.czyzni przebywajacy w obozie prowadzili działalnosc przestepcza, musieli wiec trzymac stra.e Gdyby chciała uciec, na pewno by ja złapali i siła sprowadzili z powrotem. Nawet gdyby jej sie poszczesciło, nie doszłaby pieszo do Zuranu. Nie miała wyjscia, musiała potulnie czekac. On równie. doskonale o tym wiedział. Sadzac po wystroju i urzadzeniu wnetrza, prowadzony przez Xandra proceder przestepczy musiał byc opłacalny, stwierdziła cynicznie. Na podłodze i na scianach znajdowały sie wysokiej jakosci, misternie tkane dywany, jakich jeszcze nigdy nie spotkała w .adnym z odwiedzanych sklepów. Ostro.nie dotkneła jednego z nich, delikatnie gładzac opuszkami palców utkany wzór, przedstawiajacy drzewo .ycia. Jedwabne nici były cieple w dotyku Gdyby zamkneła oczy. mogłaby wyobrazic sobie jak... Poczuła, jak plonie jej twarz, oderwała dłon od dywanu jak oparzona. W centralnej czesci, na podwy.szeniu, stała bogato rzezbiona, pozłacana sofa. na której pietrzyły sie aksamitne poduszki. Przykryta była udrapowana, ciemna narzuta. Migoczace swiatło lamp olejowych rzucało wokół tajemnice cienie, które podkreslały zmysłowe bogactwo materiałów. Przy sofie le.ał porzucony instrument muzyczny przypominajacy lutnie oraz kilka oprawionych W skóre ksia.ek. Podeszła i wzieła do reki jedna z nich. Tytuł wygrawerowano złotymi literami: „Rubayat Omara Khayyam". Tomik poezji. Dziwne, pomyslała. Jakos do tego wszystkiego nie pasuje. Odło.yła ksia.ke i usiadła na jednej z puf. Nadal bolała ja głowa. Czuła sie emocjonalnie i fizycznie wyczerpana. Zmeczona zamkneła oczy. Xandcr w zamysleniu wedrował pomiedzy namiotami, przystajac co chwila, aby sprawdzic, jak czuje sie jego klacz.Gdy zobaczyła go, schyliła łeb i przytuliła nozdrza do jego ramienia, proszac o smakołyk, który zawsze jej przynosił. Katrina, domyslajac sie jego europejskich korzeni, dotkneła czułego punku. Jego matka była kochana i szanowana przez zuranska rodzine, z wyjatkiem Nazira i jego ojca. Zdaniem jego przyrodniego brata, matka odmieniła .ycie władcy, uszczesliwiajac go. Kochała pustynie i zamieszkujacy ja lud. tak jak on. Jednak płyneła w niej obca krew, tak jak w nim. Ojciec zdecydował, .e wykształci syna w Europie. Chciał, aby poznał kulture, z której po czesci sie wywodził. Spełnił dana umierajacej .onie przysiege. Xander nigdy jednak nie zapomniał podsłuchanej rozmowy miedzy ojcem i przedstawicielem brytyjskiego rzadu, który miał eskortowac go do szkoły w Anglii, - Problem sv tym. .e chłopak nie przynale.y ani do jednej kultury, ani do drugiej - oswiadczył krytycznie dyplomata. Tak przynajmniej odczul to wtedy Xander. Dygnitarz miał racje, pomyslał posepnie ksia.e. Choc nale.ał do pustyni, czuł sie spełniony, pracujac w dyplomacji w Londynie, Waszyngtonie i Pary.u. Dorastał i wychowywał sie w otoczeniu miłosci zuranskich krewnych. Jednoczesnie zdawał sobie sprawe, .e sie od nich ró.ni. Nie był Europejczykiem ani Zuranczykiem. Z tego wzgledu nosił głeboko skrywany w sercu sekret, brzemie osobistego poczucia wyobcowania. W pewien sposób Katrina dotkneła ciemnych obszarów jego duszy. Dlatego pragnał wyrzucic ja jak najszybciej ze swego .ycia. Kiedy był dzieckiem, jego pochodzenie było dla niego zródłem zakłopotania i wielu zmartwien. Jako dorosły zaczał postrzegac to w pozytywnym swietle i wykorzystywac dla dobra innych. Przez cały czas zdawał sobie jednak sprawe, .e wielu nim gardziło. Przy wsparciu starszego brata pracował niestrudzenie nad poprawa stosunków pomiedzy Zuranem i wiekszoscia panstw na swiecie. Jego wysiłki zostały docenione przez Rade Panstwa i został mianowany posłem nadzwyczajnym. Stworzył szeroki program odnowy, który miedzy innymi zakładał zaciesnienie wiezów poprzez wymiane miedzy studentami z Bliskiego Wschodu i z Europy. Młodzi ludzie mogli sie w ten sposób lepiej poznac, zrozumiec odmienna kulture. Projekt ksiecia zyskał uznanie wsród wielu dyplomatów i dygnitarzy. Mówiło sie nawet o nominacji Alexandra do Pokojowej Nagrody Nobla. W tej jednak chwili w jego uczuciach panowało zamieszanie. A wszystko przez Katrine Blake. Zakładał wszelkie mo.liwe komplikacje i problemy, które mogłyby zagrozic jego drobiazgowo opracowanym planom. Nieoczekiwane pojawienie sie tej kobiety było, z logicznego punktu widzenia, ostatnia rzecza, której mógł sie spodziewac. I ostatnia, na jaka był przygotowany. Była powa.nym niebezpieczenstwem, dla niego i dla samej siebie. W sytuacji, w jakiej sie znalazła, powinna milczec, umierajac ze strachu, a nie atakowac go setkami pytan. A ju. na pewno nie dzielic sie z całym swiatem swymi obserwacjami na jego temat. Mogła wszystko zepsuc. Nie wolno mu było brac na siebie takiej odpowiedzialnosci. Panna Blake nieswiadomie była w stanie udaremnic jego tajna misje. Problem w tym, .e El Khalid wydal absolutny zakaz opuszczania obozu. Inaczej mógłby ja wywiezc z bazy, wezwac przez radio samochód z kierowca, który odtransportowałby ja do przyjaciół i... tchórzliwego kochanka, po czym wrócic i wykonac zadanie. Powinienem był ja zostawic na pastwe losu lub oddac Sulimanowi. stwierdził surowo. Musiał przyznac jednak, .e miała charakter i była odwa.na. I pachniała ró.ami, a smakowała jak migdały w miodzie. Była szczupła i smukła jak młoda gazela. a jej oczy... Bratowa zapoznała go z wieloma odpowiednimi pannami, jako potencjalnymi, przyszłymi narzeczonymi. ?adna jednak nie przypadła mu do gustu. Wszystkie były zbyt słodkie, zbyt ulegle i nie miały charakteru, jak delikatne gołebice, które jadły z reki ka.dego me.czyzny. Xander marzył o dumnej, niezale.nej, dzikiej kobiecie, która pozwoliłaby sie oswoic tylko jednemu me.czyznie i tylko na własnych warunkach. Snił o kobiecie, która by mu sie oddała ciałem i dusza, .adajac od niego tego samego. Kobiecie, która nie bałaby sie przemierzac z nim, ramie w ramie, piasków pustyni, która by układała głowe na jego kolanach, a on by dla niej grał lub czytał jej najwspanialsze poematy o miłosci. Kobiecie takiej, jak jego matka, jedynej i niepowtarzalnej. Ju. dawno uznał, .e taka kobieta mo.e istniec tylko w jego wyobrazni. Katrina Blake na pewno nia nie była. Zamiast marnowac czas, rozmyslajac o niej, powinien sie skupic na wa.niejszych sprawach. Uwa.ał, przekonany, .e Nazir był ta wa.na osobistoscia, o której mówił El Khalid. Choc starał sie dyskretnie wyciagnac informacje o dacie przybycia goscia, przywódca rebelii utrzymywał, .e termin jeszcze nie został sprecyzowany. Z drugiej stron y ni e chciał zbyt mocno naciskac , .eby nie wzbudzic podejrzen. Nazir nie miał zbyt wiele czasu. Obchody swieta narodowego rozpoczynały sie za piec dni. Obecnosc Katriny w obozie stanowiła dla ministra potencjalne zagro.enie. Gdyby go zobaczyła, mogłaby go zdradzic. Dlatego najprostszym rozwiazaniem byłoby usuniecie jej. Zapach gotowania przypomniał mu, .e nie ma nic do jedzenia. Zawrócił wiec do wspólnego ogniska i nało.ył sobie mise gulaszu oraz spory kawał przasnego chleba. ROZDZIAŁ TRZECI Kiedy Xander wrócił do namiotu, zastał Katrine spiaca na jednej z puf. Miała blada ze zmeczenia twarz. Zmarszczył brwi. Jej włosy, zwiazane z tyłu, były w nieładzie. Spod gumki wyslizgneły sie liczne kosmyki. Taki piekny kolor nie mo.e byc naturalny, pomyslał z niechecia. Na pewno był nieprawdziwy, tak jak wiekszosc dotyczaca jej rzeczy. Wpatrywał sie w nia z coraz wieksza niechecia. Jesli bedzie tak dłu.ej spała, rano obudzi sie z bolacym karkiem i zesztywnialymi miesniami. Odstawił na stół przyniesione jedzenie, podszedł do niej i przykucnał. Jego matka miała bardzo jasna karnacje i naturalne blond włosy. Dlatego odcien jego skóry był bardziej brzoskwiniowy ni. brazowawy. Jego rodzice bardzo sie kochali, tak przynajmniej twierdził jego brat przyrodni, a on nie miał powodów, by w to watpic. Pozycja, w której le.ała Katrina, uwydatniała kształtne kragłosci jej piersi, ukryte pod przylegajacym do ciała podkoszulkiem. Ksia.e poczuł silne ukłucie w .oładku. Przez jego ciało przebiegł rozkoszny dreszcz podniecenia. Xander znał wiele atrakcyjnych, młodych kobiet, znacznie bardziej skapo i prowokacyjnie ubierajacych sie. Nigdy jednak nie zareagował tak na .adna z nich. To nieoczekiwane, silne pobudzenie zezłosciło go, szczególnie .e dotyczyło kobiety, z która nie chciał miec nic wspólnego. W koncu nic był niedoswiadczonym erotycznie nastolatkiem. Mógł miec na zawołanie setki kobiet. Czy równie. te? Była kochanka innego me.czyzny. I to .onatego, przypomniał sobie. Spojrzał w zamysleniu na Katrine. Choc rozum odrzucał wysyłana przez ciało wiadomosc, z trudem powstrzymał sie, aby nie wziac jej w ramiona i nie zaniesc do sypialni. Przekreciła głowe, opadł jej na twarz kosmyk włosów. Zmarszczyła przez sen brwi. Xander automatycznie wyciagnał reke i odgarnał kosmyk . Niespodziewanie Katrina otworzyła oczy. Serce zaczeło walic jej w piersi jak oszalałe, kiedy ujrzała nad soba jego oczy. Le.ała bezradnie, nie bedac w stanie wykonac najmniejszego gestu. Bezbronna i bezwolna. Pogłaskał ja delikatnie koniuszkami palców po policzku. Zalała ja fala rozkoszy, wywołujaca dreszcze na całym ciele. Otworzyła szeroko oczy, dajac znak przyzwolenia. Gwałtownie oderwał dłon od jej twarzy. Zanim odwrócił głowe, dojrzała w jego spojrzeniu cos niebezpiecznego. - Przyniosłem ci cos do jedzenia - oznajmił szorstko. Katrina poczuła smakowity zapach. Zaburczało jej w brzuchu. - Nie jestem głodna - oswiadczyła nieszczerze. - Kłamiesz powiedział stanowczo. - O co chodzi? Czy.by nasze jedzenie nie było dla ciebie wystarczajaco dobre? - Richard... - Masz na mysli swojego kochanka? - Nie jest moim kochankiem. Chciał nim byc, ale... mu sie nie udało. Podstepnie podał mi srodki odurzajace. - I myslisz, .e ja mógłbym zrobic to samo? Ciekawe po co? Katrina milczała. - Naprawde sadzisz, .e musiałbym podac ci narkotyk, .eby ...? Jej twarz spłoneła rumiencem. W jego ustach zabrzmiało to bezsensownie. Wystarczyło na niego spojrzec. Ka.da kobieta oddałaby mu sie bez wahania. - Własnie! Czy nie jest przyjete w zwyczaju wsród plemion .yjacych na pustyni, .e me.czyzni zawsze jedza pierwsi, przed swymi kobietami? - Swymi kobietami, a ty nie jestes moja kobieta - zwrócił uwage. - Nasza kultura uczy te.. .e goscie pierwsi zapraszani sa do stołu. - Ale ja nie jestem twoim gosciem - rzuciła ostro. - Jestem twoim wiezniem! Xander usiadł ze skrzy.owanymi nogami i zaczał jesc, moczac chleb w gulaszu i nabierajac smakowicie pachnace kawałki jagnieciny. Kartina poczuła, .e cieknie jej slina. Omdlewała z głodu. - Opowiedz mi cos wiecej o swoim kochanku -rozkazał. - Richard nie jest moim kochankiem! Ju. ci mówiłam. - Ale zgodziłas sie pojechac z nim sama na pustynie. - Wybralismy sie cała ekspedycja, w kilka osób. Katalogujemy faune i flore charakterystyczna dla tego regionu. Richard u.ył podstepu, .ebym pojechała z nim samochodem i potem... kiedy sie ocknełam, było ju. za pózno. W oazie miałam nadzieje, .e odwróce jego uwage i uciekne. - Jak chciałas to zrobic? Niech zgadne. Jest tylko jeden sposób, w jaki kobieta mo.e rozproszyc me.czyzne. - Jestes taki sam jak on! Nic nie rozumiesz! Mysl sobie, co chcesz, nic mnie to nie obchodzi. - Ani mnie. Interesuje mnie tylko twoja handlowa wartosc. - Wstał i ruszył zdecydowanie w jej kierunku. Przeszył ja dreszcz łeku. Z niepokojem spojrzała na wyjscie. Znajdował sie dokładnie na jej drodze. - Bierz - powiedział ostro, wreczajac jej miske. - Nie jest zatrute. Siadaj i jedz. Poczuła ulge. Przez moment bała sie, .e... Wygladało jednak na to, .e w tym człowieku drzemie .yczliwosc i współczucie. Potrawa była doskonała. Katrina nie zdawała sobie sprawy z tego, jak bardzo była głodna. - Musze omówic kilka spraw z El Khalidem oraz zajac sie koniem. Zanim wyjde, poka.e ci. gdzie bedziesz spała - poinformował chłodno, kiedy skonczyła. Katrina posłusznie powedrowała za Xandrem do znajdujacej sie za gruba kotara czesci sypialnej. Dopiero po dłu.szej chwili jej oczy przyzwyczaiły sie do panujacego tam mroku. W pomieszczeniu znajdowało sie niskie ło.e ozdobione licznymi poduszkami. - Tam jest prysznic - Prysznic! - wykrzykneła głosem pełnym zaskoczenia i jednoczesnie ulgi. Wizja kapieli stanowiła cudowna perspektywe. Zanim zdołała sie odezwac, me.czyzna zniknał, zostawiajac ja w blado oswietlonej, pełnej cieni sypialni. Nieufnie rozejrzała sie wokół. W rogu pomieszczenia stał przenosny prysznic i toaleta. Były nieskazitelnie czyste. Nie wiedzac, jak długo bedzie mogła sie cieszyc prywatnoscia, wzieła szybki prysznic. Z lekkim wahaniem zawineła sie w jeden z pieknych, miesistych reczników starannie uło.onych na wiszacej półeczce. Pewnie były kradzione Ogarneły ja wyrzuty sumienia. Wyprała podkoszulek i bielizne, a potem resztka sił wczołgała sie na lo.e i zasneła. Kiedy przyszedł na plac. wszyscy zgromadzeni ju. na niego czekali, aby rozpoczac codzienne, wieczorne zebranie. Xander znalazł wolne miejsce i usiadł ze skrzy.owanymi nogami. Spózniłes sie, Tuaregu - skomentował jeden z me.czyzn. Pewnie cieszył sie swoja zdobycza! - zawołał inny. Miej sie na bacznosci, Suliman uwa.a, .e dziewczyna prawnie nale.y do niego. Chce ja odzyskac. Xander wzruszył lekcewa.aco ramionami. - Suliman mo.e mi grozic do woli, dziewczyna zostaje ze mna. Czy El Khalid mówił ju.. kim jest ta wa.na osobistosc, która uczyni nas wszystkich bogatymi? - spytał. Paru zebranych potrzasneło głowami. Po chwili pojawił sie El Khalid w towarzystwie kilku rebeliantów. Wsród zgromadzonych zapadła cisza. Spotkanie zakonczyło sie tu. po północy. El Khalid i tym razem nic ujawnił to.samosci wielkiego pana. Ksia.e zniechecony wrócił do namiotu zatrzymujac sie po drodze przy koniu i jego spiacym opiekunie. Chłopiec był sierota. Przyłaczył sie do przestepców, gdy. nic miał sie gdzie podziac. Xander obiecał sobie, .e jak to wszystko sie skonczy, poprosi brata, .eby zapewnił mu dach nad głowa, wysłał do szkoły i dał prace w stajniach. Kiedy znalazł sie w srodku, wyjał z kieszeni telefon komórkowy i właczył go. Celowo nie miał zapisanych .adnych danych, które mogłyby go zdradzic. Wybrał prywatny numer swego brata, obserwujac uwa.nie wejscie na wypadek, gdyby pojawił sie intruz. - Mały braciszek! - usłyszał uradowany głos władcy w słuchawce. Pospiesznie strescił mu ostatnie wydarzenia, posługujac sie specjalnym kodem słownym. - Zapewne poinformowano cie o porwaniu młodej Brytyjki, członkini naukowej ekspedycji - powiedział powoli. - Słyszałem o takim incydencie. Szef wyprawy poinformował nas, .e miało to miejsce na pustyni około piecdziesieciu kilometrów na wschód od miasta. Tam te. prowadzone sa poszukiwania. Xander zmarszczył brwi. Oaza znajdowała sie ponad trzysta kilometrów na północ od Zuranu. Oznaczało to, .e Richard skłamał. - Dziewczyna jest bezpieczna i dopilnuje, aby nic jej sie nie stało - poinformował Xander starszego brata. Richard pragnał Katriny, ale z pewnoscia jej nie kochał - pomyslał ksia.e z pogarda. Jego wrogosc do tego me.czyzny rosła z ka.da chwila. Bynajmniej nie uwierzył w nieprawdopodobna historyjke Angielki. Nie była w koncu naiwna panienka, lecz obyta w swiecie, doswiadczona młoda kobieta. Mimo wszystko nie zasłu.yła na los, jaki czekałby ja w rekach Sulimana. Xander zacisnał usta. Choc Katrina skomplikowała jego plan, stajac sie dla niego niechcianym balastem, nie mógł oddac jej Sulimanowi. Znalazła sie w jego kraju, miał obowiazek ja chronic. Ze słów szejka dowiedział sie, .e Nazir ogłosił, .e wyje.d.a z kraju na kilka tygodni. Obaj doszli do wniosku, .e przygotowuje sobie w ten sposób alibi, które umo.liwi mu nie tylko spotkanie i spiskowanie z El Khalidem, ale równie. kierowanie zamachem stanu bez wzbudzania czyichkolwiek podejrzen. Jesli Nazir pozbedzie sie władcy, którego synowie sa nieletni, bedzie mógł ogłosic sie regentem i przejac faktycznie władze w panstwie. Dlatego postara sie ze wszelkich sił ukryc swój udział w przestepstwie przed Rada Panstwa. Zaczeka do ostatniej chwili z przedstawieniem planu El Khalidowi. aby zminimalizowac ryzyko zdrady, wkrótce jednak bedzie zmuszony zrobic pierwszy krok. Xander wszedł do sypialni i zaczał sie rozbierac. Odło.ył rozwiniety turban i podszedł do łó.ka. Nagle zatrzymał sie. widzac spiaca na nim Katrine. Jej głowa spoczywała na jednej z jedwabnych poduszek. Była zawinieta w recznik, który zdecydowanie wiecej odsłaniał, ni. zakrywał. Miała drobne. delikatne ramiona, długie, smukłe nogi o kremowym odcieniu skóry i szczupłe kostki, które mógłby objac jedna dłonia Wygladała bardziej na dziecko ni. na kobiete. Podszedł bli.ej i dostrzegł kragłe kształty jej nagich piersi o sterczacych sutkach. Eksplodowała w nim fala namietnosci. Zawładneło pragnienie nie do odparcia. Czuł, .e traci nad soba kontrole. Minał łó.ko, zrzucił z siebie ubranie szybkimi, gniewnymi ruchami i w szedł pod chłodny prysznic. Spokój ciemnej nocy na pustyni przeszyło nagle przerazliwe r.enie koni. które przestraszyły sie skradajacych sie drapie.ników. Obce dzwieki zbudziły Katrine ze snu. Otworzyła oczy i rozejrzała sie, przez moment zastanawiajac sie, gdzie jest. Prawie natychmiast przypomniała sobie, skad sie tu wzieła. Noce na pustyni były bardzo chłodne, szczególnie w okresie zimy. Katrina zadr.ała i naciagneła na siebie nadal jeszcze wilgotny recznik, po czym rzuciła lekliwe spojrzenie na ło.e. Le.ała na nim sama. Zmarszczyła czoło i zerkneła na zegarek. Była trzecia nad ranem. Czy.by czuła z tego powodu rozczarowanie? Niemo.liwe. Nie po tak długo pielegnowanych marzeniach o me.czyznie, jej me.czyznie, bratniej duszy, tym jedynym, któremu odda cała siebie, z którym bedzie dzieliła los, pierwszym i ostatnim kochankiem. Ten człowiek, Xander, na pewno nim nie był! Me.czyzna z jej snów był szlachetny w słowach i czynach, honorowy, dobry i ciepły. Tuareg nie posiadał .adnej z tych cech. Nie szanowała go, nie ufała mu. Czy na pewno? Po.adała go, przyznała ze wstydem sama przed soba. Lek walczył z potrzeba, złosc z pragnieniem, ostro.nosc z niecierpliwoscia, a duma z dzika, nienasycona namietnoscia. Nie powinna poddawac sie takim uczuciom. Zeslizgneła sie z łó.ka, nie dbajac o to, .e jest półnaga i .e jest zimno. Co zrobiłaby, gdyby pojawił sie tu teraz? Jak poczułaby sie, gdyby jej dotknał? Jego szczupłe, silne dłonie bładzace po jej skórze, poznajace ja, uczace sie jej, pieszczace jej piersi, posuwajace sie ni.ej i ni.ej, na brzuch i dalej... Przeszył ja niekontrolowany dreszcz rozkoszy. Jak mogła dopuszczac do siebie takie mysli?! Zawsze wierzyła, .e najpierw sie zakocha, a dopiero pózniej przyjdzie po.adanie. Osobowosc Xandra i sposób jego .ycia nie pasowały do jej przekonan i nie miesciły sie w jej wykładni wartosci. Był kłamca i kryminalista, me.czyzna. który ponad wszystko przekładał własne potrzeby. Jak mogła pragnac takiego człowieka? Ludzie, których podziwiała i szanowała, na pierwszym miejscu stawiali innych i dobro ogółu. Potrzebowała zaczerpnac swie.ego powietrza, aby oczyscic umysł. Podniosła recznik, owineła sie nim szczelnie i z wahaniem ruszyła do wyjscia. Aleksander obudził sie dokładnie w chwili, gdy wstawała z łó.ka. Kiedy zobaczył, .e kieruje sie na zewnatrz, pospiesznie ruszył za nia. Katrina własnie unosiła cie.ka kotare, kiedy niespodziewanie poczuła silny uscisk na nagim ramieniu. - Dokad sie wybierasz? - spytał spokojnie. Puszczaj - za.adała, wyrywajac sie. Jej reakcja na jego dotyk podsyciła .ar. Zamiast uwolnic ja. chwycił mocniej, przyciagajac do siebie. Błyskawicznym ruchem drapie.nego, pustynnego sokoła wpił sie w jej usta, zanim zda.yła wykrzyczec słowa protestu . Pokonały ja i zdradziły jej własne potrzeby. Poddała sie oszołomiona jego pieszczotom, rozchyliła spragnione wargi, przyjmujac jego goracy, głeboki pocałunek. Płonac z po.adania, czuła, jak topnieje w niej wszelki opór. Połaczył ich wspólny, niezaspokojony głód rozkoszy. Odchylajac delikatnie do tylu głowe, pozwoliła mu głebic sie w krainie zniewalajacej przyjemnosci. Gdy zeslizgnał sie z niej recznik, przeszył ja dreszcz podniecenia. Poczuła przywierajace do niej spod rozpietej galabiji jego nagie ciało. Płoneła pod jego dotykiem. Czy ja miała zgubic ta namietnosc? Jekneła i odepchneła go. Podniosła z ziemi recznik i uciekła do sypialni. ROZDZIAŁ CZWARTY Katrina zmarszczyła czoło, koncentrujac sie na wykonywanym własnie szkicu rosliny. Skoro utkneła tu bez mo.liwosci ucieczki, to przynajmniej wykorzysta ten czas, robiac cos po.ytecznego. Kiedy poprosiła Xandra o przybory do rysowania, troche krecił nosem, ale w koncu przyniósł jej wszystko, czego potrzebowała, a nawet mały stołeczek, na którym mogła siadac podczas szkicowania. Od porwania mineły trzy dni i trzy noce... Choc starała sie skupic uwage na roslinie, nie potrafiła przestac myslec o Xandrze. Zauwa.yła katem oka jakis ruch, podniosła głowe i ujrzała Sulimana. Przeszył ja lek. Postanowiła jednak nie dac po sobie poznac, jak bardzo jego obecnosc ja przera.ała. Wiedziała, .e on nieustannie ja obserwuje. Sytuacja ta wyprowadzała ja z równowagi, czuła sie całkowicie bezradna. Starała sie dokonczyc szkic, nie zwracajac uwagi na jego bezczelne spojrzenia. Sposób, w jaki na nia patrzył, powodował, .e miała ochote przywdziac tradycyjny czarny czador. jaki nosiły kobiety w obozie. Pragneła sie przed nim ukryc. Tym bardziej .e z ka.da chwila coraz trudniej było go ignorowac. Odwróciła sie do niego plecami i zaczeła spiesznie zbierac rzeczy. Słonce chowało sie własnie za horyzontem, wiec i tak musiałaby konczyc prace. Wracajac do namiotu, zauwa.yła przemykajacego niespostrze.enie wsród cieni Sulimana. W obozie narastało coraz wieksze napiecie. Panowała atmosfera pełnego niepokoju wyczekiwania. Katrina zadr.ała. ?yła wsród kryminalistów. wyrzutków społecznych, majacych niejedno na sumieniu Xander był jednym z. nich, musiała o tym pamietac. Nagle poczuła na ramieniu czyjas dłon. Wydała stłumiony okrzyk. Zbyt pózno zdała sobie sprawe, .e kiedy maszerowała pochłonieta własnymi myslami, dogonił ja Suliman i teraz trzymał ja, wpatrujac sie w nia po.adliwym wzrokiem. Wiedziona strachem wyrwała sie i rzuciła do ucieczki. - Katrina! - usłyszała swe imie, prawie wpadajac na Xandra. który rzucił jej pełne dezaprobaty spojrzenie Był w towarzystwie El Khalida i kilku innych me.czyzn. - Ile chcesz za nia, Tuaregu? - spytał surowo Suliman. Przera.ona Katrine oblał zimny pot. Ten Arab chce ja odkupic'! To nie mo.e dziac sie naprawde! Błagam, niech sie oka.e, .e to tylko zły sen... Wzburzona, wbiła wzrok w pozbawiona wyrazu twarz Xandra. Nie odrywajac od niego niemego. przera.onego spojrzenia, modliła sie w duszy, .eby jej nie sprzedawał. Najwyrazniej nie spieszył sie z odpowiedzia. Pewnie zastanawia! sie, ile mógłby za nia wziac A mo.e rozwa.ał, co bedzie bardziej opłacalne: sprzedac ja Sulimanowi czy .adac za nia okupu, kiedy wróca do Zuranu. Poczuła na sobie jego wzrok. Ich oczy spotkały sie. Wpatrujac sie w niego błagalnie, czuła, jak cierpi jej duma - Nie jest na sprzeda. Stanowczo wypowiedziane słowa odmowy wypełniły jej oczy łzami ulgi. Nie czekajac, podbiegła do niego uradowana. Szybko jednak okazało sie, .e jej radosc była przedwczesna. - I tak bede ja miał - oswiadczył gniewnie Suliman.- Dam ci dwa razy tyle, ile zechcesz. Czy to nie uczciwa oferta? - dodał, zwracajac sie do El Khalida. Katrina obserwowała, jak przywódca rebeliantów spoglada to na Sulimana, to na Xandra. To dobra oferta. Tuaregu. Nie .ycze sobie wasni pomiedzy moimi bracmi .Chce, abys sprzedał ja Sulimanowi. Słyszac to, omal nie zemdlała. Ogarneła ta rozpacz. Suliman zbli.ył sie do nich Katrina cofneła sie, chowajac sie za ramieniem Xandra. Z jej piersi wydobył sie okrzyk przera.enia. Musiał ja chronic. Poczucie honoru i zwykła przyzwoitosc nakazywały mu zrobic wszystko co w ludzkiej mocy, aby ustrzec ja przed podłym losem, jaki ja czekał w rekach tego prymitywnego człowieka. Był tylko jeden sposób, aby ja ocalic. - Przepraszam uni.enie. El Khalidzie, ale nie moge uczynic tego, o co mnie prosisz - oswiadczył. - Co takiego? Przywódca rebeliantów wygladał na rozgniewanego. Jego .ołnierze siegneli po przypiete przy pasach sztylety, które do tej pory wydawały sie Katrinie jedynie ozdoba. Bała sie spojrzec na Xandra. Wiedziała, .e bedzie musiał ja oddac. - Co to ma znaczyc? - spytał wyzywajaco El Khalid, a Suliman podsunał sie jeszcze bli.ej. - Postanowiłem, .e wezme te kobiete za .one - odparł spokojnie Xander. Zapadła cisza. Katrina zaczeła dr.ec na całym ciele. Zdawała sobie sprawe, .e on wcale nie chce sie z nia .enic, .e to tylko wybieg, aby ja chronic. Znała zwyczaje i historie tego regionu i wiedziała, .e kobieta zame.na staje sie nietykalna. - Kłamie! - wrzasnał wsciekły Suliman. - Nie słuchaj go! - Ta sprawa ma sie zakonczyc. Wkrótce czekaja nas wa.ne zadania i nie .ycze sobie .adnych wasni wsród moich ludzi. Tuaregu, powiedziałes, .e chcesz, poslubic te kobiete, niech tak sie stanie Przyjdzcie wieczorem do mnie, dam wam slub. Ty, Sulimanie, pamietaj, .e za zbli.enie sie do cudzej .ony grozi straszna kara. Odchodzac, przywódca zatrzymał sie na moment i spojrzał Xandrowi w oczy. - Macie dwie godziny na przygotowanie uroczystosci. Zostali sami. wsród cieni rzucanych przez namioty w swietle zachodzacego słonca. Zapadał zmierzch, Katrina jednak wyraznie widziała twarz Xandra w blasku wschodzacych na niebie gwiazd, - Co El Khalid miał na mysli, mówiac o mał.enstwie? Dokładnie to, co powiedział - poinformował zimno. - Mamy dwie godziny, .eby przygotowac sie do slubu. - Nie chce! zareagowała spontanicznie. - To niemo.liwe! Myslałam, .e w Zuranie przygotowania do slubu trwaja dwa tygodnie -- zaprotestowała dr.acym głosem. Sama ceremonia trwa kilka dni i... Zazwyczaj tak jest. Ale istnieje te. krótsza wersja, stworzona na takie okolicznosci jak ta. Jeszcze całkiem niedawno wiele szczepów ze soba walczyło. Niejednokrotnie poslubienie siostry lub córki wroga w prosty sposób rozwiazywalo problem. Sa tylko dwa warunki. Musimy razem stanac przed El Khalidem i zgodnie oswiadczyc, .e chcemy wziac slub - Ale jak wezmiemy slub? - spytała - Zwyczajnie, zgodnie z tradycja. Oczywiscie jesli wolisz, .ebym oddał cie Sulimanowi, wystarczy jedno słowo. - Nie! - krzykneła. - Ale przecie. nie chcesz sie ze mna o.enic. Nie - przyznał. - Jednak nawet my, przestepcy, mamy swój kodeks honorowy. O Sulimanie mówi sie wiele złych rzeczy. Nic mógłbym spac z czystym sumieniem, gdyby cie kupił. - Kupił! Jestem człowiekiem...a nie rzecza - zaprotestowała. Xander chwycił ja za ramie, potrzasajac ostrzegawczo - Piekne słowa, ale na pustyni nie maja znaczenia To barbarzynstwo. Jestes barbarzynca! - krzykneła, wyrzucajac z siebie słowa jak pociski. Pusciły tłumione emocje. To nie Europa ani Zuran - odparł. - Pustynia to surowa władczyni, mieszkancy musza przestrzegac jej okrutnych praw. Jesli tego nie robia, gina. Jego starannie dobrane słowa i srogie spojrzenie wywołały w niej nieprzyjemny lek. Nagle zawładneły nia strach i podejrzenia, które starała sie dotychczas ignorowac. - Co ty tu robisz? Co sie tu w ogóle dzieje? - za.adała wyjasnien. - Cos planujecie, wiem o tym, i mysle, .e to jest cos strasznego. - Cisza! - padła ostra komenda. Mocno nia potrzasnał, co wprawiło ja w dygot, tym razem jednak nie ze strachu, lecz z gniewu. Spojrzała na niego ze złoscia. - Jesli szanujesz swoje .ycie, wiecej tego nie powtórzysz! - ostrzegł. Katrina przygryzła warge, aby nie zauwa.ył, jak dr.a jej usta. - Jesli zgodze sie na ten slub, obiecaj mi, .e to nie bedzie prawdziwe mał.enstwo! - Co masz na mysli? Pytasz, o to, czy zamierzam skorzystac z przywileju nocy poslubnej? - Nie o to mi chodziło! - parskneła, czujac, jak rumieniec zalewa jej twarz, cieszac sie równoczesnie, .e w panujacym mroku nic bedzie mógł zauwa.yc jej reakcji. - Chciałam sie tylko upewnic, .e... nasze mał.enstwo nie bedzie miało mocy prawnej. Zapadła krótka chwila milczenia, choc jej wydawało sie, .e upłyneła wiecznosc. - W rozumieniu europejskiego czy miedzynarodowego prawa nie bedzie - odparł. Takiej odpowiedzi oczekiwała. Westchneła z ulga. Nic chciała byc zmuszana do wziecia slubu, czuła sie ura.ona i zniewa.ona, Tuareg swymi cynicznymi uwagami budził w niej odraze. Jednak logicznie oceniajac sytuacje, nieskonczenie bardziej wolała byc z nim, ni. zostac sprzedana Sulimanowi. Od pierwszej chwili, kiedy ujrzała Xandra, w jej sercu działo sie cos niezwykłego, nieprzewidzianego Rzeczywistosc, w jakiej sie znalazła, i wszystko czego sie, od tamtej pory o nim dowiedziała, powinny były zdusic w niej rodzace sie pragnienie. Dlaczego tak sie nie stało? Dlaczego nadal widziała w nim niebezpiecznie zmysłowego me.czyzne, który działał na nia jak magnes? Przecie. był zwykłym przestepca i kłamca, nie potrafiła odnalezc w nim .adnej cechy, która zasługiwałaby na szacunek. Lub miłosc. Jej ciało przeszył spazm bólu. Nie kochała go! Ale pragneła, podszeptywał głos wewnetrzny. Pragniesz go tesknisz za nim... Dosc! Nie bedzie o tym myslec. Ani fantazjowac o intymnych chwilach, kiedy zostanie jego .ona. Marzyc o nocach na pustyni pełnych głebokiej, słodkiej ciszy, jego dłoniach bładzacych po jej rozpalonej skórze. Ani o jego nagim goracym ciele, o rozkoszy, jaka mógłby jej dac. Z odraza odrzuciła uciekajace na zakazane terytorium mysli. Miłosc nie mo.e istniec bez wzajemnego szacunku. Ponury Xander stał w wejsciu do namiotu i wpatrywał sie niewidzacym wzrokiem w ciemnosc. Czekał na Katrine, .eby udac sie przed oblicze El Khalida, przed którym mieli zło.yc przysiege mał.enska . Pozwolił uwierzyc dziewczynie, .e slub nie bedzie miał prawnych konsekwencji. Miał jednak pełna swiadomosc, .e w Zuranie taka tradycyjna forma zawarcia zwiazku była uznawana za wia.aca i nieodwołalna. W ich przypadku, kiedy wszystko sie ju. skonczy, slub bedzie musiał byc formalnie anulowany. Jako członek rodziny królewskiej, przed zawarciem mał.enstwa musi otrzymac akceptacje władcy. Miał wiec pewnosc, .e władca pomo.e przyspieszyc rozwód. Zrozumie, .e nie miał innego wyjscia, aby zapewnic Angielce bezpieczenstwo. Niewa.ne, jakie prowadziła wczesniej .ycie. Nie mógł jej oddac w rece Sulimana. Dla nikogo w obozie nie było tajemnica, .e wsród wielu wystepków był oskar.ony o zgwałcenie i pobicie kilku kobiet. Miał opinie sadysty i rozpustnika. Specjalnie nie powiedział o tym Katrinie. Wczesniej w ciagu dnia udało mu sie zorganizowac spotkanie z agentami specjalnymi, wysianymi przez Rade Narodowa Zuranu w celu infiltrowania armii rebeliantów El Khalida. Podobnie jak on słyszeli o wa.nej osobistosci, z która przywódca miał robic interesy. Xander podejrzewał, .e tajniacy nie byli w pełni przekonani, .e królowi grozi niebezpieczenstwo, podobnie jak sam władca. Usłyszał za soba szelest i odwrócił sie. Tu. przed nim, w mroku, stała Katrina. Jej wielkie oczy były przepełnione lekiem. - Kilka słów ostrze.enia. Kiedy zostaniemy mał.enstwem, nic wolno ci robic nic. co mogłoby przyciagnac uwage innych me.czyzn. Spojrzała na niego ze złoscia. Ostanie pól godziny spedziła, zastanawiajac sie, jak to wszystko przetrwa, i walczac z zalewajacymi ja uczuciami samotnosci i rozpaczy. Nie tak wyobra.ała sobie swój slub. Przez lata bardzo cierpiała pozbawiona rodzicielskiej miłosci i poczucia bezpieczenstwa. Teskniła za bliska osoba. Zawsze była sama. Teraz była na dodatek wiezniem, upokorzona i poni.ona, zmuszona do mał.enstwa, które nie miało nic wspólnego z miłoscia. - Jakim prawem tak do mnie mówisz? - zaprotestowała. - To nie moja wina, .e Suliman... - Nie? - zakpił, rzucajac jej nieprzyjemne spojrzenie. - Gdybym go chciała, nie byłoby mnie teraz tutaj, nie wydaje ci sie? - odparła wyzywajaco. - Nie powiedziałem, .e masz na niego ochote. Mo.e go zacheciłas? Mo.e wczesniej nie zauwa.yłas te. zalotów swojego kochanka? Katrina zacisneła piesci, wbijajac paznokcie w dłonie. Kipiała złoscia. - Nie zachecałam go, a Richard nie był moim kochankiem. Łatwo powiedziec, zwłaszcza .e nie da sie niczego udowodnic. Nie miał racji, ale nie zamierzała wyprowadzac go z błedu. Nigdy jeszcze nie była z me.czyzna. - Czas na nas. Xander podniósł kotare w wejsciu i przepuscił ja. Miał na głowie tuareska chuste tylko z otworem na oczy. Katrina wyczuwała instynktownie, .e był rozdra.niony i miał pogardliwie wykrzywione usta. Choc nie chciała tego sama przed soba przyznac, doskonale zdawała sobie sprawe, .e otaczała go aura władzy, swa postawa budził respekt i cieszył sie autorytetem. Zaczeła zastanawiac sie, skad wział lak strojnie haftowana, droga galabije. Sadzac po bogactwie ozdób, musiał ja ukrasc jakiemus bardzo zamo.nemu dostojnikowi. Z jednej strony starała sie zakpic z zabawnie wygladajacego teatralnego stroju, z drugiej była nim oczarowana, rozpalał jej zmysły i pobudzał wyobraznie. Wygladał teraz na człowieka szlachetnie urodzonego, który ma władze i szanuje tradycje. Był nieprzystepny, a zarazem pociagajacy, tak jak pustynia, z której pochodził. Budził strach i podziw, jego obecnosc wywoływała zmysłowe dreszcze. Inni me.czyzni instynktownie czuli przed nim respekt, a obce kobiety po.adały go. Tak jak ona. Pragneła go tak bardzo, .e bała sie sama przed soba do tego przyznac. Staneła przed nim dumna i wyprostowana, rzucajac mu wyzywajace spojrzenie. - Jesli myslisz, .e bede szła kilka kroków za toba. to grubo sie mylisz. - A twierdziłas, .e studiowałas historie i obyczaje plemion .yjacych na pustyni. - Bo to prawda przyznała. W takim razie powinnas wiedziec, .e w społecznosci Tuaregów panuja stosunki patriarchalne. - Ale ty nie jestes Tuaregiem - odparowała, idac niechetnie u jego boku. Kiedy wedrowali przez obóz, nagle podbiegi do nich chłopiec. Ku zaskoczeniu Katriny Xander pogłaskał go czule po głowie, mówiac cos w niezrozumiałym dla niej dialekcie. - To sierota - poinformował, kiedy chłopak oddalił sie. - Płace mu za pilnowanie konia. Stworzenie przywykło do towarzystwa, a dzieciak potrzebuje ciepłego łó.ka i strawy. Dziewczyna poczuła, jak wzruszenie dławi jej gardło. Pomimo okazywanej surowosci gdzies w srodku ukrywała sie dobra, pełna troski i współczucia osoba. W powietrzu czuło sie chłód. Katrina dostała gesiej skórki, nie majac pewnosci, czy to z zimna, czy ze zdenerwowania. Z obozowych ognisk rozchodził sie zapach pieczonej jagnieciny. Na sama mysl o jedzeniu poczuła lekkie mdłosci. Kiedy dotarli na plac zebran, czekała tam ju. na nich niewielka grupa zainteresowanych, chcacych przyjrzec sie ceremonii. Grała muzyka i słychac było spiewy kobiet. - To swiadkowie. Słyszeli, .e bierzemy slub i zgodnie z obyczajem przybyli swietowac z nami. Ta muzyka to tradycyjna piesn weselna. Nie musisz sie niczego obawiac. Czy.by chciał dodac jej otuchy? Z trudem przełkneła sline, po raz kolejny zalała ja fala niechcianych, ciepłych uczuc. El Khalid siedział na prowizorycznym tronie, w otoczeniu gwardii ochroniarzy. Za nim stała grupa kobiet nale.aca do jego rodziny oraz muzycy. Katrine ogarneła panika, jekneła desperacko, rozgladajac sie rozpaczliwie wokół, szukajac wsród tłumu gapiów drogi ucieczki. Nie mogła tego zrobic. Nie potrafiła. - Pamietaj, to nie jest prawdziwy slub. To nic nie znaczy. Usłyszała łagodne słowa, które podziałały jak kojacy balsam na jej rozpalona skóre. Xander wział ja delikatnie za reke. jakby starał sie ja pocieszyc i uspokoic. Spojrzała na niego szeroko otwartymi oczyma. Muzyka ucichła. El Khalid skinał w ich kierunku. Narzeczeni spletli palce. Dr.ac, Katrina ruszyła do przodu, trzymajac sie u boku przyszłego me.a, a nie jak nakazywał zwyczaj - tu. za nim. Młodzi zatrzymali sie tu. przed obliczeni dowódcy rebeliantów. Xander puscił reke Katriny. Dziewczyna natychmiast jednak chwyciła jego dłon. szukajac pocieszenia i fizycznego kontaktu. Wszystko, co sie teraz działo, było tak nierealne, .e tylko absurdalnosc wydarzen pozwoliła jej przetrwac ten koszmar senny. Instynktownie przysuneła sie bli.ej do Xandra, odnajdujac pokrzepienie w cieple jego ciała. Jak gdyby znalazła sie w magicznym kregu, który ja obejmował i chronił. Podobnie jak miłosc chroni zakochanych. Goraczkowo odrzuciła od siebie osaczajace mysli, koncentrujac sie na prowadzonej przez El Khalida ceremonii. - Podaj mi swoja dłon - powiedział. Z niechecia wyciagneła do niego reke. W przeciwienstwie do Xandra miał brudne paznokcie i zaniedbane dłonie. - Teraz ty - zwrócił sie do Tuarega. Katrina zadr.ała, kiedy Xander poło.ył swa brzoskwiniowa dłon na jej dłoni, a El Khalid scisnał je mocno razem. - Czy oboje pragniecie tego mał.enstwa? - Tak - usłyszała znajomy głos. Przywódca spojrzał na nia wyczekujaco. - Tak - wyszeptała. - Doskonale! Zatem zgodnie z obyczajem i nadanym mi prawem oddaje ci. Tuaregu, te kobiete za .one. Katrina otworzyła szeroko oczy. Słowa El Khalida brzmiały tak powa.nie i dostojnie. - Wez dłon tej kobiety, Tuaregu - rozkazał. Zaschło jej w gardle i serce zaczeło walic w piersi jak oszalałe. Xander siegnał po jej reke, splatajac palce z jej palcami. Intymnosc gestu połaczyła ich emocjonalnie, uswiadamiajac im równoczesnie fizycznosc ich zwiazku. Słowa były niepotrzebne. Dłon połaczona z dłonia, ciało z ciałem. El Khalid wypowiedział kilka słów i stojaca za nim kobieta ubrana w czador, odsłaniajacy jedynie jej ciemne błyszczace oczy. przyniosła zwinieta wstege delikatnego jedwabiu. Wział go od niej i obwiazał nim ich nadgarstki, mamroczac cos po zuransku. Zdenerwowana Katrina zaryzykowała i spojrzała na Xandra Natychmiast jednak tego po.ałowała, widzac jego ponury, srogi wyraz twarzy. Symboliczna wymowa wydarzen przerosła ja. Do oczu napłyneły łzy. Xander powiedział, .e ich slub nie ma znaczenia, mo.e i dla niego nie miał, dla niej stał sie doniosłym aktem połaczenia. El Khalid wypowiedział jeszcze kilka słów po czym zwrócił sie do Xandra: - Wziałes te kobiete za .one. Tuaregu. Odtad zawsze bedzie przy tobie. Niech Allah pobłogosławi was długim i szczesliwym .yciem oraz gromada dzieci. Kobieta zdjeła z ich rak szarfe Xander uwolnił dłon .ony. Katrina czuła, .e słabnie, w .yłach pulsowała jej krew. Muzycy zaczeli grac Bezradnie zajrzała w oczy me.a. Ceremonia wywarta na niej ogromne wra.enie. Nawet gdy beda dzieliły ich setki kilometrów, nic nie wyma.e tego, co tu sie przed chwila stało. Jak on mógł byc tak spokojny w obliczu czegos, co jej wydawało sie wieczne i nieodwracalne. Z logicznego punktu widzenia mo.na by uznac, .e zareagowała zbyt emocjonalnie. W koncu slub nie miał prawnych konsekwencji. W milczeniu Xander poprowadził Katrine w głab obozowiska. Zebrani wiwatowali na ich czesc i spiewali. Jesli zamierzasz zemdlec, poczekaj, az wrócimy do namiotu ostrzegł ja. podtrzymujac delikatnie pod reke. ROZDZIAŁ PIATY - Dlaczego nie powiedziałes mi, co sie wydarzy?- rzuciła gniewnie, kiedy miała pewnosc, .e nikt ich nie podsłucha. - Chodzi ci o zwiazanie nadgarstków? Nie wiedziałem, .e tak sie to odbedzie - odparł wymijajaco. - To bardzo stary zwyczaj i rzadko sie do niego wraca - To dlaczego oni sobie o nim przypomnieli? - Tu rzadzi El Khalid, nie ja - oswiadczył sucho. - Zreszta to nie miało wiekszego znaczenia. Kiedy to mówił, stał odwrócony do niej plecami, nie chcac, aby zauwa.yła, .e równie mocno był poruszony ceremonia. Zgodnie z tradycja jego plemienia byli teraz ze soba połaczeni nierozerwalnym wezłem Skrzywił sie, starajac sie odepchnac od siebie po.adanie, które go opanowało Nie mógł pozwolic sobie na słabosc. - To berberyjski zwyczaj, nie przywiazuj do niego zbyt du.ej wagi Nie wracajmy wiecej do tego tematu. - dodał, udajac obojetnosc. Byc mo.e Nazir odwiedzi dzisiejszej nocy El Khalida, pomyslał. Musze byc czujny. Nie moge sie dekoncentrowac. - Kładz sie spac - rozkazał apodyktycznym tonem. Jej oczy zrobiły sie okragłe. Sa mał.enstwem zaledwie od kilku minut, a on ju. jej rozkazuje. Przeszył ja nagły dreszcz. To była ich noc poslubna i jesli Xander postanowi skorzystac ze swego przywileju, nie oprze mu sie. - Nic jestesmy prawdziwym mał.enstwem - przypomniała mu. - Nie masz prawa mi rozkazywac. - Jako ma., nie. Zapominasz chyba jednak, .e zdobyłem cie. Jestes moja własnoscia i jestes zdana na moja łaske. Moge zrobic z toba, co zechce. Masz isc do sypialni i tam zostac. Koniec dyskusji. Xander stał z zało.onymi rekoma i czekał, a. ona wykona polecenie. Katrina nie była przygotowana do zakonczenia tej rozmowy. Zawsze starała sie dostrzec w innych cos pozytywnego. Pragneła odnalezc to dobro równie. w nim. Czy.by dlatego, .e nie potrafiła przezwycie.yc w sobie po.adania i szukała usprawiedliwienia? Musi zwalczyc te uczucia. Poza tym fascynacja minie, jak wróci do normalnego .ycia. - Dlaczego mnie poslubiłes? spytała, nic mogac powstrzymac ciekawosci. - Liczysz na wysoki okup, który za mnie dostaniesz, czy chciałes mnie ochronic przed Sulimanem? Tuareg posłał jej piorunujace spojrzenie. Jak gdyby chciał poznac jej najtajniejsze sekrety. Jak na złoczynce, był dumny i arogancki, co do niego pasowało, musiała niechetnie przyznac. Jego twarz pociemniała. Przestraszył sie, .e odkryła jego kamufla., przejrzała go i dostrzegła, kim naprawde jest. Czy zorientowała sie. .e ma do niej słabosc? Czy wyczula panujace miedzy nimi napiecie? Jego po.adanie i walke, jaka toczył? Miał nieodparta chec wziac ja w ramiona i urzeczywistnic zło.one sluby. Zrobił w jej kierunku kilka kroków, zanim uswiadomił sobie, w jakiej znajdowali sie sytuacji. Ona była młoda, nowoczesna dziewczyna, która wykorzystywała swe atuty kobiecosci dla osiagniecia obranych celów. - Jakiej oczekujesz odpowiedzi? ?e o.eniłem sie z toba, aby cie ocalic? Masz nadzieje, .e uczynisz mnie wobec siebie bezbronnym i .e pewnego dnia uda ci sie to wykorzystac? Na przykład skusisz mnie. .ebym zwrócił ci wolnosc? - spytał drwiacym tonem. Twarz Katriny spłoneła rumiencem. - Mogłam sie domyslic, .e przyjdzie ci cos takiego do głowy. Jak taki obłudny typ jak ty mógłby pomyslec cos innego. - A nad czym tu sie zastanawiac? odparował. Dla twojej informacji, miałam nadzieje, .e odnajde w tobie cos, za co bede mogła cie szanowac Jakas zalete, to znaczy... - Czyli sposób, dzieki któremu bedziesz mogła mna manipulowac! Swymi słowami Katrina dotarła do ciemnych zakamarków jego duszy, odsłoniła ukrywany przed swiatem czuły punkt. Zwerbalizowała jego własne opinie na temat miłosci i mał.enstwa. Jego starszy brat twierdził, .e rodzice Xandra kochali sie nad .ycie. Tak bardzo, .e nie bali sie wykroczyc poza granice kultur, z których sie wywodzili, i rodzinne tradycje. Tak niezwykłe uczucie pozostawiło w ksieciu pragnienie równie wielkiej miłosci. Duma była jednak silniejsza. Wiedział, .e nie potrafi pokochac kobiety, której nie szanuje. Kultura, w jakiej sie wychował, odrzucała kobiety prowadzace bogato .ycie erotyczne. Osoba pokroju Katriny, podajaca w watpliwosc jego szlachetnosc, za taka obraze powinna zostac ukarana. Nie skusisz mnie tak łatwo, nie jestem kretynem bez charakteru, jak ten twój angielski kochanek. Nie oslepisz mnie sztucznym blaskiem taniego towaru, który masz na sprzeda.. W rzeczywistosci tak bezwartosciowego jak ty sama. Mnie nie tak łatwo zadowolic, a tym bardziej oszukac. Katrinie zaschło w ustach. Czuła sie upokorzona podłymi oskar.eniami. - Nie masz prawa tak do mnie mówic! Wiedział, jak zranic do .ywego. ?adna nie chciałaby usłyszec tylu podłych słów z ust me.czyzny. - Wychodze oswiadczył krótko, rzucajac jej pogardliwe spojrzenie. Idac przez obóz, Xander czynił sobie wyrzuty w zwiazku z tym, co czuł do Angielki. Rozum pytał, jak mógł po.adac tak rozwiazłej kobiety, ciało błagało o spełnienie. Działała na niego jak jeszcze nigdy .adna kobieta. Wszystko w niej go pociagało, na tysiac sposobów. Jednak w jego .yciu nie było na nia miejsca. Duma nie pozwalała mu jej po.adac. Zbli.ajac sie do namiotu El Khalida, zaczał zastanawiac sie, czy nie popełnił powa.nego błedu. Agenci mieli du.e watpliwosci co do udziału Nazira w spisku. Xander był przekonany, .e minister planuje przewrót. Pytanie brzmiało tylko: kiedy i jak? Kryjac sie w mroku w pobli.u siedziby przywódcy rebeliantów, usłyszał niespodziewanie warkot silnika nadje.d.ajacego samochodu. Z ciemnosci pustyni wyłoniła sie elegancka terenówka z napedem na cztery kola. Zatrzymała sie z piskiem opon nieopodal wejscia do obozowiska. Ksia.e nie mógł uwierzyc własnemu szczesciu. Otworzyły sie drzwi i z samochodu wyskoczyli uzbrojeni ochroniarze, a zaraz po nich jego kuzyn. El Khalid wyszedł powitac gosci. Skłonił im sie nisko, po czym zaprosił do namiotu. Wiec jednak Xandcr miał racje! Musi natychmiast powiadomic agentów. ROZDZIAŁ SZÓSTY Katrina nagle przebudziła sie ze snu pełnego erotycznych symboli. Przysniło jej sie, .e przyniesiono jej zawinieta w bogato zdobionym, wielobarwnym dywanie do namiotu pote.nego wojownika, zdumiewajaco podobnego do Xandra .Tak jak Kleopatre do Cezara. Paliła ja twarz. Starała sie odrzucic od siebie zmysłowe fantazje i wizje. Bez rezultatu, przed oczyma staneły senne obrazy, jak pojawia sie przed Xandrem w zwiewnych, przezroczystych szatach w kolorach teczy, przez które widac jej nagie ciało. Zbli.a sie do niego, dostrzegajac w jego oczach ukrywane pragnienie. Zwil.a usta koniuszkiem jezyka Jej skóra płonie słodkim, nienasyconym po.adaniem. Nie pytajac o pozwolenie, przywiera do niego całym ciałem, jej dłonie bładza po jego torsie . Ich usta spotykaja sie w namietnym, zapierajacym dech pocałunku... Wiecej nie chciała pamietac. Le.ała nieruchomo, bojac sie zasnac. Za jakies trzy godziny nadejdzie swit, pomyslał Xander. Agenci specjalni zgodzili sie, .e jak tylko El Khalid ogłosi, jaki jest cel wizyty Nazira. opuszcza obóz. i pojada powiadomic Rade Panstwa. Ksia.e zacisnał usta. Choc ich ponaglał, pozostawali niewzruszeni Nie chcieli podjac .adnych działan przeciw ministrowi, dopóki nie beda mieli niepodwa.alnych dowodów, .e szykuje przewrót przeciw władcy Zuranu. Z czesci sypialnej dobiegało cichutkie posapywanie spiacej Katriny. Jego .ony, ale te. kobiety innego. Mo.e nawet wielu. Zalało go uczucie gniewu i zazdrosci. Zrobił krok w jej kierunku i zastygł. To wszystko nieprawda - powiedział do siebie ostrym tonem. Jesli to zlekcewa.y, wyrzuci z serca i z głowy, problem zniknie. Podobnie jak pragnienie Katrine przebudziło poranne nawoływanie do modlitwy. Po chwili zmeczenie wywołane wydarzeniami poprzedniego dnia wzieło góre i zapadła w sen. Xander tymczasem oczekiwał w napieciu na rozwój akcji. Wiadomosc, .e El Khalid ma wa.nego goscia, rozeszła sie po obozie jak błyskawica. Natychmiast zwołano narade, aby omówic cel wizyty, Razem z innymi ksia.e ruszył na plac zebran. gdzie zasiadł w pobli.u tajnych agentów. Przemowa El Khalida była krótka i konkretna. On i jego ludzie zostali wynajeci, aby w trakcie obchodów uroczystosci Dnia Narodowego w Zuranie przeniknac w tłum swietujacych i wywołac uliczne zamieszki. - Nic nie wspomniał o podjeciu próby zabicia twego brata -jeden z agentów zwrócił uwage ksieciu po zakonczeniu zgromadzenia. - Nazir nikomu nie ufa. sam bedzie chciał go zabic podczas rozruchów. Oficjalnie przebywa poza krajem - wyjasnił Xander ponuro. - Przebierze sie za jednego z łudzi El Khalida i uderzy podczas tradycyjnego przemarszu władcy ulicami wsród tłumu obywateli Zuranu. - Nie mamy na to .adnych dowodów. - Chcesz wziac na siebie ryzyko, .e nie mam racji? - spytał wyzywajaco. - Tu chodzi o .ycie króla. Na moment zapadło kłopotliwe milczenie. - Wyje.d.amy zło.yc meldunek. Jak tylko znajdziemy sie poza zasiegiem radiowym, wezwiemy helikopter. Nasz raport przedstawimy Radzie w ciagu najbli.szych kilku godzin. Wydamy zalecenie. aby natychmiast wysłano do obozu wojska i wzieto wszystkich do aresztu. Jesli faktycznie sie nie mylisz, bedzie wsród nich równie. Nazir. Xander wiedział, .e nie uda mu sie ju. nic wiecej osiagnac. Naciskanie agentów nie miało sensu, podobnie jak proszenie przyrodniego brata, .eby dla własnego bezpieczenstwa odwołał tradycyjny pochód w dzien narodowego swieta Zuranu. Poranne słonce powoli nagrzewało piasek pustyni. Wokół rozchodził sie zapach gotowanego jedzenia. Z głebokiego snu obudził Katrine aromat swie.o parzonej kawy. Bedac w półsnie, przez krótka chwile rozkoszowała sie wybornym zapachem, zanim wróciła do smutnej rzeczywistosci. Usiadła na łó.ku, czuła lekkie zawroty głowy i mdłosci. Zanim wstała i pobiegła do łazienki, przez moment nasłuchiwała, starajac sie zlokalizowac Xandra. Wzieła szybki prysznic, odkrywajac podczas namydlania sie nieznana dotychczas wra.liwosc swej skóry na dotyk. Zmysłowy sen, który przysnił jej sie w nocy, pozostawił na jej ciele fizyczny slad, jak gdyby Xander sie z nia kochał. Z ulga wytarła sie i ubrała. W chwile pózniej znalazła sie na dworze. Tuareg stal o kilka metrów od niej. Obserwujac ja, Xander niechetnie przyznał, .e rumience na jej policzkach i spuszczony wzrok, kiedy na niego patrzyła, były wszystkim, czego ma. mo.e oczekiwac od panny młodej pierwszego ranka po nocy poslubnej. Jej skromnosc i zawstydzenie wywołały w nim rozczulenie. Miał ochote podbiec, chwycic ja w ramiona i zaniesc do łó.ka, aby pokazac jej nowe ogrody rozkoszy. Było to oczywiscie niemo.liwe. Na jego ustach pojawił sie gorzki usmiech. Mo.na by powiedziec o niej wiele rzeczy, ale na pewno nie to, .e była niewinna. Czuł, jak pulsuje w nim krew europejskich przodków. Jak miał znalezc kobiete, która zrozumie i zaakceptuje jego podwójna to.samosc, a on pokocha ja tak mocno, .e nie bedzie potrafił bez niej .yc? Niemo.liwe. Uło.ył ju. sobie .ycie bez kobiety i był całkiem szczesliwy. Poza tym miał wa.niejsze sprawy na głowie. - Przed chwila panował tu spory hałas i poruszenie - powiedziała Katrina, starajac sie zachowywac naturalnie, jak gdyby nic sie nie stało, jakby zeszłego wieczoru nie została jego .ona. - To tu normalne - skłamał gładko. - A co, liczyłas, .e przybedzie po ciebie twój kochanek? - Starałam sie nawiazac rozmowe odparła ze złoscia. - To dla ciebie - powiedział, ignorujac jej uwage i wreczajac jej czarna burke. - Zawsze kiedy wychodzisz z namiotu, masz ja zakładac. Katrina zrobiła wielkie oczy. spogladajac na niego z niedowierzaniem. - Mowy nie ma - odmówiła stanowczo. - Nic opuscisz namiotu bez burki - powtórzył. - Jesli nie posłuchasz, nic pozostawisz mi wyboru i bede musiał posunac sie do bardziej drastycznych srodków, aby zapewnic sobie twoja uległosc. - Ciekawe jak? - spytała buntowniczo. - Zało.ysz mi ja na siłe? - Nie - odpowiedział spokojnie. - Po prostu uniemo.liwie ci wychodzenie z namiotu. Spetam cie tak, jak pasterz niepokorna koze. Katrina nie mogła uwierzyc własnym uszom, z odraza wzdrygneła sie, zbulwersowana prymitywna grozba. Nie była w stanie wydobyc z siebie słowa. Zamachała tylko ze złoscia rekoma i obrzuciła go mro.acym spojrzeniem. - Pora cos zjesc. Podnies burke i załó. ja - rozkazał. - Nie - powtórzyła. - Pachnie perfumami innej kobiety - dodała ze złoscia. Xander nic nie odpowiedział. Burke udało mu sie nabyc, słono przepłacajac, po długich targach z jedna z kobiet El Khalida. Katrina miała słusznosc. materiał przesiakniety był intensywnym zapachem wody toaletowej. Xander musiał miec jednak pewnosc, .e dla własnego bezpieczenstwa dziewczyna usłucha go. Gdyby jego kuzyn wrócił do obozu i spotkał Europejke, mógłby nabrac podejrzen. Gdyby doszedł do wniosku, .e stanowi dla niego najmniejsze nawet ryzyko, zabiłby ja bez wahania. Jako .ona Tuarega. noszaca burke, nie wzbudzi zainteresowania Nazira. - Musisz ja nosic dla własnego bezpieczenstwa - powiedział cicho. Ta nieoczekiwana troska w jego glosie zwróciła jej uwage. Czy.by tliła sie w nim iskierka ciepła i opiekunczosci? - Z powodu Sulimana? - odgadła, kryjac nieumiejetnie lek. - Nie obawiaj sie, nie pozwole mu cie skrzywdzic. Kobiety mieszkajace w obozie oczekuja, .e bedziesz ubierała sie tak jak one, me.czyzni beda chcieli widziec w tobie moja .one. Instynktownie uznała, .e ma racje. Podniosła burke i zało.yła ja, marszczac nos. Xander odwrócił wzrok i zniknał w sypialni, z której po chwili przyniósł przescieradło. Ku jej zaskoczeniu rozło.ył je i zaczał zgniatac rekoma. Nastepnie wyjał sztylet, podciagnał rekaw i zaciał sie w ramie, z którego zaczeła saczyc sie powoli krew. Zwinał srodek przescieradła i przyło.ył do rany. - Co robisz? - spytała zdziwiona. - Kiedy targowałem sie o burke, matka El Khalida przypomniała mi, .e wsród plemion nomadzkich istnieje zwyczaj, .e po nocy poslubnej wywiesza sie zaplamione krwia przescieradło, jako dowód niewinnosci panny młodej. Jesli nie potwierdzimy twego dziewictwa, oboje zostaniemy okryci hanba. Katrina zbladła i zaczeła wpatrywac sie w niego wzrokiem pełnym odrazy. Po tym, co jej powiedział, ostatnia rzecza, na jaka miała ochote, było publiczne pokazywanie sie. - O co chodzi? - spytał Xander, kiedy zaczeła zdejmowac burke. - Straciłam apetyt - oznajmiła. - Naprawde uwa.asz, .e mo.esz robic ze mnie posmiewisko, .eby zaspokoic chora ludzka ciekawosc? Poczuła, jak łzy napływaja jej do oczu. Starała sie je powstrzymac, wciagajac wielkimi haustami powietrze. Nie mogła sie przed nim rozpłakac. - Nie mo.esz oceniac nas w europejskich kategoriach. W tym zwyczaju nie ma nic niewłasciwego. Chroni wasza płec, a nie upokarza jej. - Niby jak? - spytała. - W prosty sposób - odparł. - Nomadzi prowadza dosc niebezpieczne .ycie. Me.czyzni walcza i czesto gina. Jesli me.czyzna umiera, jego rodzina mo.e nie chciec przyjac dziecka jego .ony, jesli nie ma dowodu, .e kobieta była niewinna, wychodzac za ma.. Dowód dziewictwa panny młodej chroni honor jej i jej rodziny. Na twoim miejscu tuareska dziewczyna towarzyszyłaby dumnie me.owi, potwierdzajac publicznie swa niewinnosc. - Byc mo.e, ale ja nia nie jestem. - Nie jestes równie. dziewica. - Nie... to znaczy tak - bakneła. - Jestem głodny, ide cos zjesc - przerwał sucho. Wygladał srogo i budził respekt. Serce Katriny zaczeło mocniej bic, Xander wział przescieradło, rzucił jej złowrogie spojrzenie i wyszedł. Nie mogła za nim pójsc, nie pozwalała jej ura.ona duma. ROZDZIAŁ SIÓDMY Katrinie burczało w brzuchu z głodu, ale wcale nie przejmowała sie, .e on mo.e to usłyszec. - Przyniosłem ci kawe i cos do jedzenia. Dziewczyna odwróciła sie i patrzyła oniemiała. bo oto Xander wkroczył do namiotu z dzbankiem kawy i talerzem, na którym pietrzyły sie owoce i ciasteczka. Pomyslał o czyms do jedzenia? To dopiero! Była przekonana, .e to barbarzynca, zdolny do wszelkiego okrucienstwa, a jednak umiał nie tylko zachowac sie kulturalnie, ale wrecz okazac troske o druga osobe. Bez watpienia pomyliła sie. I to nie po raz pierwszy. To niepokoiło ja i jednoczesnie urzekało. Zupełnie jakby gdzies, głeboko w niej małe zródełko szczescia biło krystaliczna woda. - Masz szczescie, matka El Khalida w koncu uznała, .e skoro odmówiłas przyjscia dzis rano, widocznie jestes skromna dziewczyna. To znaczy, .e on uwa.ała, .e Katrina nie jest skromna dziewczyna? Zródełko szczescia przestało bic, a wesołe rozbawienie zastapiła mieszanka wsciekłosci i .alu. Xander ustawił przyniesione naczynia na ławie, a Katrina. patrzac na smakołyki, mimo targajacych nia sprzecznych uczuc uswiadomiła sobie, jak bardzo jest głodna. - Musze ju. isc. Pamietaj, nie wolno ci wychodzic z namiotu bez burki. Katrina nie tkneła jedzenia, dopóki nie upewniła sie, .e sobie poszedł. Kawa roztaczała niebianski aromat i smakowała jeszcze lepiej. Soczyste, kwaskowe owoce zaostrzały apetyt, a malenkie migdałowe ciasteczka rozpływały sie w ustach. Xander zajał sie dopinaniem uprze.y swojego konia, ale myslami dryfował daleko od cierpliwego zwierzecia, które z czułoscia skubało go w ramie. Jak mógł pozwolic, by obraz Katriny u boku innego me.czyzny tak bardzo go ranił? Jak mógł dopuscic do sytuacji, .e sam jej widok wzbudzał w nim takie po.adanie, .e musiał wyjsc z namiotu, by zachowac bezpieczny dystans? Czy.by wstrzasneła nim wielowiekowa tradycja slubna? Akurat W koncu to była tylko potrzeba chwili, jedyny sposób uchronienia Katriny przed napastliwym Sulimanem. Ju. nawet zdecydował sie poprosic brata przyrodniego o uniewa.nienie mał.enstwa. Xander podrapał klacz za uchem. Była prawdziwa arabska pieknoscia czystej krwi. po jednym z najlepszych ogierów ze stajni brata. W jej madrych, czarnych oczach odbijała sie arystokratyczna duma i szlachetnosc. Dlaczego tak bardzo wzruszyły go ciemne podkówki pod oczami Katriny, gdy wszedł rano do namiotu? Czemu tak trudno było sie oprzec checi, by podejsc i pocałowac ja w dr.ace usta? Wiedział, .e nie wolno mu nawet o tym marzyc, na takie uczucia nie ma w jego .yciu miejsca. Po przygotowaniu klaczy do drogi poszedł spacerkiem w strone oazy, powoli, niedbale, z wesoła mina, jak gdyby nigdy nic. O ile El Khalid mógł zlecic swoim najbardziej zaufanym ludziom by mieli oko na wszystkich. Nazir na pewno ustawił własnych szpiegów tak, by w razie czego pierwszy wiedział o gro.acym mu niebezpieczenstwie Xander z trudem opierał sie pokusie, by zadzwonic do brata. Miał komórke w kieszeni i wystarczyłoby po nia siegnac, jednak zdawał sobie sprawe, .e Nazir mo.e miec ich rozmowy na podsłuchu, mimo .e teoretycznie przebywa poza granicami kraju. Xander usłyszał daleki warkot smigła i zmarszczył brwi. Przesłonił oczy dłonia i spojrzał pod słonce. Nad horyzontem widniał punkt powiekszajacy sie z chwili na chwile. Nisko nad ziemia leciał helikopter. To Nazir! Nikt inny! Jaka mo.e byc lepsza metoda pojawienia sie w Zuranie, a potem opuszczenia miasta natychmiast, gdy tylko władca zginie i cel zostanie osiagniety? Ciekawe, czy Nazir powiedział El Khalidowi o twoich zamiarach. Xander raczej nie przypuszczał. Nie sadził, by przywódca buntowników miał opory przed popełnieniem okrutnego morderstwa. Nie, za du.e pieniadze zrobi to bez wahania. Nazir był zreszta za sprytny, .eby udzielac komukolwiek informacji, które mogłyby kiedykolwiek zostac wykorzystane przeciw niemu. O nie! Smierc władcy zostanie oczywiscie przypisana rebeliantom, o tym Xander był przekonany. Helikopter w maskujacych barwach zbli.ał sie coraz bardziej. Xander odwrócił sie do niego tyłem i udał. ze przyglada sie oazie. Lepiej nie zwracac na siebie uwagi, gapiac sie na tych ludzi zbyt otwarcie Chciał jednak byc na miejscu, gdy maszyna wyladuje. Ruszył wiec z powrotem w strone obozu. Jak mo.na sie było spodziewac, pojawienie sie helikoptera wzbudziło du.a ciekawosc i goraczkowe dyskusje, o czym Xander mógł sie przekonac, gdy dołaczył do grupy me.czyzn zebranych najbli.ej ladowiska. Gdy smigło przestało sie krecic, z helikoptera wysiadł człowiek w tradycyjnym stroju, w którym Xander bez trudu rozpoznał swojego kuzyna, mimo .e ten zwykle przecie. pojawiał sie W eleganckim, włoskim garniturze, teraz zas szczelnie spowity islamska szata A wiec jednak! Potwierdzenie przypuszczen dało mu miłe poczucie satysfakcji, ale zaraz zagłuszyła je wsciekłosc na Nazira. Władca miał dla niego zawsze otwarte serce, pełne miłosci i szczodrosci, tymczasem pazernosc i .adza władzy skłaniały Nazira do odpłacenia mu złem; zamierzał go zgładzic i zajac jego miejsce. Xander w .adnym wypadku nie mógł na to pozwolic! Odkad Xander wyszedł, mineło około godziny i Katrinie całkiem znudziło sie bezczynne siedzenie w namiocie. Ze zbuntowana mina wstała i zdecydowanie ruszyła do wyjscia. Czemu niby to on ma jej mówic, co ma robic! Przecie. tak naprawde w koncu nie jest jego .ona! Mysl o tym, .e mógłby ja traktowac jak równa sobie, szanowac i kochac, wzbudzała w niej dziwna mieszanke uczuc, nad która w tej chwili nie była zdolna zapanowac. Chyba nie byłoby to w sumie takie złe... Poza tym, jak sobie pomyslała, chocia. nie jest jego .ona, to w ka.dym razie na pewno mo.e sie uwa.ac za jego wieznia! Ciekawe, jak wysokiego okupu za.ada za jej powrót? Wydział rzadowy, dla którego pracuje, jest malutki, na pewno nie ma bud.etu na nieprzewidziane wydatki. A mo.e wydaje mu sie, .e trafił na kobiete z bogatej rodziny, gotowej zło.yc sie na okup? Nieraz słyszy sie o takich przypadkach, chocia. nigdy w .yciu nie pomyslałaby, .e taka historia mo.e sie przytrafic jej samej! Chciałaby byc tak dzielna, .eby odwa.yc sie na próbe ucieczki, ale nie widziała takiej mo.liwosci, bo obóz był dobrze strze.ony. Nawet gdyby udało jej sie zmylic czujnosc stra.ników, dobrze wiedziała, na co sie nara.a, oddalajac sie od oazy. Na pustyni czekała ja pewna smierc. Mogłaby jeszcze spróbowac ukrasc samochód, ale z gorycza pomyslała, .e musiałaby to byc maszyna z zainstalowanym systemem nawigacji satelitarnej i pełnym bakiem benzyny. A wiec niestety najrozsadniejsze, co mo.e zrobic, to zostac tam. gdzie jest. Zreszta, co to ma wspólnego z rozsadkiem? Czy gdyby ktos dał jej szanse ucieczki, faktycznie by z niej skorzystała? Czy mo.e miec stuprocentowa pewnosc, .e nie działa pod wpływem niebezpiecznych uczuc, jakie pojawiaja sie na mysl o Xandrze? ?e nie ma ochoty sie im poddac? Jeszcze czego! - zbeształa sie i uswiadomiła sobie, .e pala ja policzki. Poczuła, jak znane ju. i bardzo szczególne napiecie ogarnia jej ciało. Mamy przecie. dwudziesty pierwszy wiek; .adna kobieta nic musi ju. ukrywac, .e tak.e i jej zdarza sie odczuwac po.adanie. Nie musi sobie wmawiac, .e podniecenie mo.e sie brac tylko z miłosci. Ma pełne prawo tak czuc i jesli uzna za stosowne, nie ma przeszkód, by zaanga.owała sie w znajomosc, która da obojgu troche czystej przyjemnosci, bez wielkich konsekwencji. Mówiac wprost, co stoi na przeszkodzie, by z kims spac, a potem sie z nim po.egnac, je.eli oboje akceptuja takie rozwiazanie? Katrina zastanawiała sie, czy ona akceptuje takie rozwiazanie. Czy własnie tego by chciała? Snujac takie rozwa.ania, chodziła tam i z powrotem po dywanie, a. nagle przypadkiem zaczepiła palcem stopy o kant jakiejs skrzynki, której w zamysleniu nie zauwa.yła, a która wystawała spod niskiej kanapy. Zmarszczyła brwi i schyliła sie. by rozmasowac bolacy palce, a przy okazji uklekła i chciała popchnac skrzynke pod kanape, .eby nie przeszkadzała. Po chwili zmieniła jednak zdanie i wyciagneła ja na srodek. Ciekawe, co jest w srodku. Oczywiscie zdawała sobie sprawe, .e nieładnie robi. zagladajac do wnetrza, ale kobieca ciekawosc zwycie.yła i Katrina uniosła pokrywke. W skrzynce były ksia.ki. Nic wiec dziwnego, .e taka cie.ka! Wzieła jedna z nich do reki i ze zdziwienia otworzyła usta. To nie ksia.ki, to dzieła sztuki godne biblioteki konesera - bardzo zreszta zamo.nego, gdy. woluminy oprawione były w skóre, ze złotymi literami na grzbiecie i złoconymi brzegami stronic. Jedna taka ksia.ka warta jest majatek! Z nabo.na czcia Katrina otwarła ksia.ke. Pierwsze wydanie. Ksia.ka o wartosci kolekcjonerskiej, przypuszczalnie niezwykle rzadka. Był to tom poezji, zawierajacy miedzy innymi wiersze Roberta Browninga dedykowane Elizabeth Barret. Na marginesie czyjas reka pieknym, eleganckim pismem skresliła nastepujace słowa: ,.Dla mojej ukochanej Elizabeth". Gorace łzy wzruszenia zacmiły jej wzrok. Tak proste słowa, a dla kogos musiały znaczyc wiecej ni. tysiac pierwszych wydan. Ta ksia.ka była prezentem ofiarowanym z miłosci. Dla ukochanej osoby. Bardzo delikatnie zamkneła ja i odło.yła na miejsce, po czym podniosła druga. Ta była dla odmiany po francusku - dzieło autora o nieznanym jej nazwisku, ale podobnie jak poprzednia nosiła dedykacje „dla Elizabeth". Pod dedykacja widniał zamaszysty, meski podpis, a obok rodowy półksie.yc władcy Zuranu. Serce podskoczyło jej w piersi. To oznacza, .e ksia.ki pochodza z samego pałacu królewskiego! A Elizabeth, kimkolwiek była, musiała byc wielka miłoscia królewskiego syna! Podniosła trzeci wolumin. Tym razem ksia.ka była po arabsku. Nie trzeba byc znawca, by majac w reku takie ksia.ki, ocenic ich wartosc. Białe kruki, niepowtarzalne, warte fortune. Ale o wiele wieksze znaczenie miała dla niej nic ich wartosc materialna, lecz to. .e były swiadectwem czyjegos niezmiernego oddania i głebokiej miłosci. Jak wspaniale byłoby byc kobieta, która ktos a. tak bardzo kocha. Po stanie ksia.ek mo.na bvlo poznac, .e zawsze ktos troskliwie sie z nimi obchodził, szanował je i traktował jak cenny skarb. Teraz jednak znalazły sie w posiadaniu Xandra, a nietrudno zgadnac, jak trafiły do jego namiotu. Pewnie zostały skradzione prawowitemu włascicielowi - pomyslała. Choc nie było jej zimno, przeszył ja dreszcz. Co ja tak zaskoczyło? Przecie. zdawała sobie sprawe, kim jest Xander! To zdarzenie w alejce, jego chłodne kalkulacje w sprawie okupu za jej wolnosc, odkrycie, .e trzyma u siebie skradzione przedmioty... Teraz ju. naprawde zdawała sobie sprawe, w jak smutnym poło.eniu sie znalazła, trafiajac w rece kogos takiego. Powoli zaczeła układac ksia.ki z powrotem w skrzynce, zatrzymała sie jednak nad ostatnia. - Co ty robisz?! Poniewa. nie słyszała, jak Xander wchodzi, podskoczyła, niemal upuszczajac cie.ki tom na ziemie. W jego glosie brzmiała agresja. Ale Katrina nie zamierzała dac sie zastraszyc. Na pewno nie jemu! Wstała i odwróciła sie do niego, on jednak kleczał nad skrzynka, nie zwracajac na nia najmniejszej uwagi. Sprawdził zawartosc, a nastepnie opuscił pokrywe i zamknał skrzynke na kluczyk, który miał przypiety przy pasku. - Jak smiałas grzebac w moich rzeczach?! - powiedział ostro. Twoich! Akurat! - odpowiedziała smiało. - Nie wmówisz mi, .e te ksia.ki sa twoje! Widziałam dedykacje. Ukradłes je! Xander nic wierzył własnym uszom. Nie dosc, .e grzebała w jego prywatnych rzeczach, skarbach, pamiatkach odziedziczonych po rodzicach, to jeszcze miała czelnosc oskar.ac go o kradzie.! W porywie furii Xander zapomniał, .e mogła miec powody, by nie do konca wierzyc w jego uczciwosc; pamietał tylko o tym, ile staran zawsze dokładał, by niezale.nie od okolicznosci chronic cenne ksia.ki, które ojciec dawał matce w dowód miłosci, jeszcze zanim zostali mał.enstwem. Przywiazanie do ksia.ek było w nim tym silniejsze, .e jako dziecko, majac przy sobie te tomy, czuł sie bli.ej matki, której nigdy nie poznał. Potem stały sie jego talizmanem i nigdzie nie ruszał sie bez nich. Gdyby którys z buntowników El Khalida znalazł je, musiałby oczywiscie udawac, .e je ukradł. Szczesliwie, niepisany kodeks moralnosci nawet buntownikom nakazywał zachowac szacunek dla prywatnych rzeczy innych osób, chocby wroga. Tylko Katrina nie stosuje sie do obowiazujacych zasad. Przez nia nie sypia po nocach i nie mo.e pozbierac mysli, a ona jeszcze smie rzucic mu w twarz, .e nie ma prawa do pamiatek po swojej matce! - Te ksia.ki sa moje - mruknał ponuro, a ze złosci oczy pociemniały mu jeszcze bardziej. Katrina jednak nie była skłonna mu uwierzyc. Spojrzała na niego wzrokiem pełnym podejrzliwosci. - To mało prawdopodobne. Te ksia.ki warte sa fortune, to eksponaty muzealne, pierwsze wydania - powiedziała pewnym siebie głosem. Xander stał sztywno, zdecydowanie zbyt blisko. Górował nad nia i emanowała z niego wrogosc. Zbyt pózno zdała sobie sprawe, jaki efekt wywieraja jej słowa i jak go rozdra.niła. Ze strachu próbowała sie cofnac choc o krok. ale za nia stała kanapa i nie było gdzie uciec. - Smiesz mi zarzucac, .e kłamie? - wysyczał i zrobił pól kroku w przód. - Tak, uwa.am, .e kłamiesz - odwa.yła sie rzucic mu gniewnie w twarz. - Jestes kłamca, a do tego złodziejem. Powiedziała to z niekłamana pasja, patrzac na niego z taka pogarda, .e Xander poczuł sie dogłebnie zraniony. Złapal ja za ramiona i scisnał tak mocno, .e zabolało. Próbowała sie wyrwac, ale nie miała dosc siły. - Nie bedziesz mnie oskar.ac! - zagrzmiał. - Własnie .e bede, skoro to prawda! - odparła Katrina coraz bardziej zawziecie. Nie zamierzała sie poddac. - Skoro musisz wiedziec, te ksia.ki dostałem w prezencie od matki. - Xander nie mógł ju. dłu.ej sie powstrzymac i powiedział to. co dotad starał sie utrzymac w najgłebszej tajemnicy. Czuł, jakby te słowa ktos siła wyrwał mu prosto z serca i została tam po nich bolesna rana. Katrina patrzyła na niego ze zdziwieniem, powtarzajac w mysli to, co powiedział. Czy on naprawde przypuszcza, .e da sie nabrac na taki tani chwyt? Z drugiej strony widziała, jak mocno był poruszony tym, co sam mówi - wokół niego unosiła sie aura cierpienia, niemal mogła poczuc w ustach smak goryczy i bólu. Miała te. swiadomosc ciepła bijacego od jego płonacego z gniewu ciała i ku swemu zaskoczeniu zauwa.yła, .e jej własne ciało odpowiada podobnym ogniem, lecz nie majacym wiele wspólnego z gniewem. Jak to mo.liwe? Dlaczego ja a. tak podniecał me.czyzna, dla którego nic mogła miec nawet odrobiny szacunku? Musi walczyc ze soba, by nic dac sie poniesc imaginacji, lecz twardo stac na ziemi. - Niemo.liwe. - Zmusiła sie, by jeszcze raz zaprzeczyc, modlac sie jednoczesnie, by nie zobaczył w jej oczach, jak bardzo chciałaby, .eby sie okazało, .e mówi prawde i wszystko jest w porzadku. Ale có., uparł sie przy swojej wersji, zamiast przyznac, jak jest naprawde, i zranił ja tym o wiele bardziej. Uspokoiła sie na chwile i powiedziała cichym głosem: - Te ksia.ki maja na pierwszej stronie znak władcy Zuranu. Słowa te padły w całkowitej ciszy, niczym kamienie rzucane w czarna przepasc. Nie miała odwagi spojrzec mu w oczy. Nie mogła zniesc widoku tych oczu teraz, gdy musiał pogodzic sie z przywołanym przez nia faktem. Napiecie w namiocie stało sie tak siłne, .e odczuwała je fizycznie, jakby cos zaciskało sie wokół jej ciała i miało ja zaraz zgniesc. Z trudem nabrała powietrza do płuc i rozprostowała plecy. - Nie masz po co dłu.ej kłamac. Xander - ciagneła - bo sam wiesz, .e ci nie uwierze. Jestes zwykłym kłamca i zło... W tym momencie Xander poczuł, .e jego duma nie zniesie takiego upokorzenia. Najbardziej bolało go, .e odkrył sie przed nia, a ona i tak mu nie uwierzyła. Nigdy czegos takiego nie prze.ył - bólu. rozgoryczenia, a jednoczesnie .alu i potrzeby, by mimo wszystko go zrozumiała. - Dosyc tego! - wydusił nieswoim głosem. Przyciagnał ja do siebie i przycisnał usta do jej warg. Był to pocałunek za kare, w gniewie, sposób podkreslenia meskiej dominacji. Jednak gdy tylko Xander poczuł miekkosc jej warg. cos w nim sie zmieniło i stracił zarówno kontrole nad soba, jak i chec pokazania jej, kto tu rzadzi. Jakas alchemia, nad która nie miał władzy, zmieniła gniew w głód, kara zadana jej stała sie kara dla niego, bo jego zmysły rozpaliła tesknota, burzaca wszelkie bariery, które dotad tak pieczołowicie stawiał. Delikatnosc jej ust. lekkie dr.enie ciała, słodki smak. gdy oddała mu pocałunek, sprawiły, .e pragnał jej całym ciałem. Nigdy nikogo tak bardzo nie po.adał. Chciał ja przytulic, objac mocno, zjednoczyc sie z nia. odcisnac na niej swoje pietno tak. by pozostało na niej wiecznie. Uczucia, mysli, pragnienia kra.yły po jego głowie bezładnie i szybko, nie dajac mu szansy na rozsadne zastanowienie sie. co robi. Nie mógł sie obronic przed przemo.na siła. pchajaca go ku niej. Katrina próbowała sie opierac; starała sie wyrwac, bo całował ja tak mocno, .e a. bolało. Zdawała sobie sprawe, .e kieruje nim złosc, i nie chciała sie poddac, ale jednoczesnie jej usta przywarły do jego warg i wcale nie chciały słuchac głosu rozsadku. Tymczasem ten własnie rozsadek, którym zawsze sie w .yciu kierowała, oraz instynkt samozachowawczy podporzadkowały sie tłumionym dotad tesknotom i podnieceniu ogarniajacemu ja od stóp do głów. Pod palcami czuła szorstkosc jego gestych włosów, napiete miesnie karku i ciepło jego skóry. Był bardzo meski, a jednoczesnie tak grozny. Dlaczego wiec go nie odepchnie, tylko zagłebia palce w jego włosy i coraz mocniej sie w niego wtula, dlaczego rozpalone do białosci płomienie po.adania napełniaja ja słodycza? Pod wpływem tak agresywnego pocałunku powinna chciec uciekac od niego, tymczasem wywoływał on zalewajace ja fale rozkoszy. Zauwa.yła, .e ka.dy ruch jej ust wywołuje w nim dreszcze, w koncu popchnał ja delikatnie na miekkie, jedwabne poduszki le.ace na kanapie. Jej instynktowna odpowiedzia było przyciagniecie go do siebie. Ogien wypełniał jej tetnice, rozpalajac namietnosc, której jeszcze próbowała sie oprzec. Nieraz wczesniej sniła o takim me.czyznie, ogarnietym dzika namietnoscia, nieprzewidywalnym i nie do opanowania, o me.czyznie, którego ka.dy dotyk budziłby wszystkie jej zmysły na tysiac sposobów, własnie o takim jak Xander. I w tym niezwykle intymnym snie czuła, podobnie jak teraz, przemo.na chec odwzajemnienia namietnosci. Dłonie trzymajace ja za rece wsuneły sie delikatnie pod jej plecy i czule chroniły ja i podtrzymywały w momencie, gdy opadła na kanape. Xander wiedział, .e nie powinien tego robic. Jak raz zacznie, bedzie zle. Jednak wypowiedziane przez nia niesprawiedliwe oskar.enia tak go zirytowały, .e nie mógł sie powstrzymac. Ale jak to sie stało, .e gniew z powodu ugodzonej dumy przerodził sie w namietnosc? Nie wiadomo. Teraz ju. tylko czuł, .e pociaga go pierwotny instynkt, nakazujacy mu wziac ja tak. jak nigdy .aden me.czyzna nie bral kobiety, by odrzuciła od siebie wspomnienia po jakimkolwiek innym me.czyznie, jakiego dotad kiedykolwiek miała. Wział ja pod brode i podniósł jej twarz tak, by musiała na niego spojrzec. - Popatrz mi w oczy. Na ten rozkaz Katrina podniosła wzrok. Własne odbicie w kobiecej swiadomosci sprawiło mu niezwykła przyjemnosc, ona zas poczuła na sobie jego płonacy wzrok pełen po.adania. Wpatrujac sie w nia czule, podniósł do jej twarzy szczupłe palce i odgarnał splatane włosy. Gdyby nie wczesniejsze agresywne zachowanie i ostre słowa, byłaby przekonana, .e nie ma w nim nic prócz czułosci. W jego pocałunku natomiast czaiła sie namietnosc pełna agresji; jej usta były miekkie, jego nie. Domagał sie, zmuszał, był zaborczy. Powody, dla których znalezli sie w tym miejscu w takiej sytuacji, straciły jakiekolwiek znaczenie. Jego zachowaniem przestała kierowac ura.ona duma i chec ukarania jej za niesprawiedliwe słowa. Xander ze zdziwieniem zauwa.ył, .e zupełnie zapomniał o złosci i poddał sie gwałtownej potrzebie ogarniajacej całe ciało. Katrina czuła jego dłonie na sobie, głaskał ja i stopniowo zdejmował z niej ubranie, zamiast jednak sie opierac, pomagała mu w tym chetnie, aby tym szybciej doczekac sie chwili, gdy te dłonie dotkna jej skóry. Przez gruba materie namiotu przenikała zaledwie odrobina słonecznego swiatła, lecz wystarczyła, by oblac zlotem jej nagie ciało. Xander znieruchomiał i przygladał sie jej z podziwem, a wówczas poczuła lekki dreszcz wstydu. Był w koncu pierwszym me.czyzna, który przygladał sie jej nagiej, pierwszym, któremu chciała pokazac swe ciało. W jego spojrzeniu było cos elektryzujacego, przez co jej piersi stały sie twarde. Nawet jej jeszcze nie dotknał, a ona ju. reagowała. Chciała go, czuła to mocno, pragneła go i teskniła za jego bliskoscia, potrzebowała go, własnie tu i teraz. Mimowolnie wydala z siebie westchnienie i zauwa.yła, .e Xander coraz silniej zaciska szczeki, jakby ostatnimi siłami próbował zwalczyc ogarniajaca go pokuse. Nagle zrzucił z siebie ubranie, nawet nie dajac jej czasu na dokładniejsze przyjrzenie sie jego brzoskwiniowemu ciału. Zauwa.yła tylko, .e ma silne muskuły, ciemne, jedwabiste włoski na piersi waskim paskiem przechodzace w dół brzucha. Wiecej nie zda.yła zobaczyc. Trzymanie nagiej Katriny w ramionach było dla niego czyms niezwykłym. ?adna kobieta nic wywoływała w nim takich emocji, a na pewno nie spodziewał sie czegos takiego po tej zbuntowanej blondynce. Napawał sie dotykiem jej gładziutkiej skóry, jej zapachem i smakiem. Jedwabne poduszki le.ace na kanapie miekko głaskały jej nagie ciało, lecz o wiele milszy był dotyk skóry Xandra. Budził w niej taki zachwyt, .e czuła, .e jeszcze troche, a znajdzie sie w siódmym niebie. Jednoczesnie zaczeła głaskac go po ramionach i plecach, zamkneła oczy i wczuwała sie w ka.da sekunde tej przyjemnosci. Gdyby ju. nigdy wiecej nie miała byc z nim tak blisko, chciała chocia. zapamietac dokładnie to doswiadczenie. Tworzyła sobie w głowie dokładna mape jego ciała, oprócz obrazu zawierajaca wia.ace sie z ka.dym fragmentem jego ciała zmysłowe doznania. Jego własny zapach, zmieszany z chłodnym zapachem wody kolonskiej, który znała ju. przedtem, tworzyły boski bukiet, bardzo meski, jakby połaczenie pi.ma z czyms lekkim. Jego skóra była goraca, gładka, napieta na wypukłosciach twardych muskułów, co przyprawiało ja o dreszcze, gdy zdawała sobie sprawe z jego meskiej potegi, która własnie udało jej sie poskromic. Patrzac, jak wygina sie w jego rekach, z przymknietymi oczami, Xander poczuł, jak bardzo ma ochote stac sie dla niej tym jednym, jedynym me.czyzna, z którym bedzie jej dobrze, tak by nigdy nie pomyslała o nikim innym. Chciał, wrecz musiał, odcisnac na jej ciele swój znak najlepszego, wymarzonego kochanka tak. by nigdy go nie zapomniała. Ona tymczasem w zapamietaniu nie czuła nawet, .e wbija paznokcie w jego ciało. Dla niego jej zachowanie było tak prowokujace, tak zmysłowe, .e mimowolnie odpowiadał na ka.dy jej ruch takim samym ruchem. - Xander. bardzo, bardzo cie pragne - wyszeptała mu do ucha zduszonym szeptem. W tym momencie ostatecznie stracił panowanie nad soba i był gotów zrobic dla niej wszystko, byle zaspokoic palaca go .adze. - Bede twój - odpowiedział - cały twój. A ty bedziesz moja. Moja, ze mna. przy mnie, bedziesz sie czuła tak jak z .adnym innym me.czyzna na swiecie... Tego chcesz? - O tak - jekneła. Wiedziała, .e teraz jest gotowa zgodzic sie na wszystko, co on powie, zrobic wszystko, co tylko rozka.e, tak bardzo go pragneła. Zaczał ja wiec piescic tak, jak tylko mogła sobie wyobra.ac w najsmielszych marzeniach, wsłuchujac sie w dzwieki, jakie wydawała, czujac coraz wieksza przyjemnosc. Jakis ostatni przebłysk rozsadku podpowiadał mu, .e nie powinien sie temu poddawac, ale nie był w stanie sie opanowac i szybko przegonił te mysli. Nigdy tak bardzo nie pragnał .adnej kobiety, nawet nie przypuszczał, .e jest w stanie odczuwac lak silna namietnosc. Ciagneło go do niej. pchało, czul sie zmuszony działac niezale.nie od swej woli. Ona, rozbudzona i chetna, pozwoliłaby mu teraz na wszystko. Gdy zatrzymał sie na chwile nad nia, westchneła, bo własnie nadszedł dla niej ten wielki moment, kiedy pierwszy raz... Tyle razy zastanawiała sie, jak to bedzie. Troche sie tego bała. troche marzyła o tym... a teraz miało sie stac. Podniosła dłon do jego twarzy i pogłaskała go po policzku. - Pocałuj mnie powiedziała cicho. Xander schylił głowe i delikatnie zaczał ja całowac w usta, namietnie i głeboko... Gdy na jego twarzy odmalował sie wyraz spełnienia, wtuliła sie w zagłebienie miedzy jego szyja a ramieniem. - Jak to mo.liwe, .e okazałas sie dziewica? Szorstkie słowa wypowiedziane bez jakichkolwiek emocji wyrwały ja z błogostanu. - Z tego, co wiem, jest tylko jedna mo.liwosc - odpowiedziała po prostu nie straciłam dziewictwa wczesniej. Odkrycie, .e była dziewica, a on jej pierwszym kochankiem, zmieniało wszystko radykalnie. Natychmiast poczuł sie moralnie odpowiedzialny za nia i za to, co sie z nia dalej stanie. - Trzeba było mi powiedziec! W jego głosie wyczula złosc i niechec, i natychmiast przeszła od stanu przepełniajacej ja radosci do poczucia, .e jest niechciana. - Mówiłam ci, .e nic mnie z Richardem nie łaczyło - przypomniała. - Mogłas powiedziec, .ebym przestał - odparł, ale zaraz zrobił taka mine, .e Katrina nie wiedziała. co mo.e miec na mysli. - Bo gdy zorientowałem sie, .e powinienem przestac, było ju. za pózno - dodał szybko. A wiec miał do mej pretensje za to, co sie stało! ?ałował! I jeszcze robił jej wyrzuty! Z drugiej strony, mimo rozgoryczenia i poczucia upokorzenia Katrina zdawała sobie sprawe, .e Xander ma troche racji. Oczywiscie, .e mogła mu o tym powiedziec, ale specjalnie tego nic zrobiła. Bo i po co? Zreszta, co to ma za znaczenie! Dla niego widocznie miało, czuła sie wiec troche głupio i była na niego zła. Jeszcze hardziej jednak czuła sie odrzucona, nieszczesliwa, zrozpaczona i miała wra.enie, .e jej własny wkład w cała te erotyczna sytuacje nie został w .adnym stopniu doceniony. Przeszedł ja dreszcz - Okryj sie. Katrina zesztywniała, bo owinał ja w swoja własna szate. Miał przy tym sciagniete brwi. oficjalna mine i szybkie ruchy i w ogóle zachowywał sie jak urzednik. - Oczywiscie zdajesz sobie sprawe, .e to całkowicie zmienia układy miedzy nami. Gdybym tylko wczesniej wiedział, .e jestes dziewica, nigdy nawet przez mysl by mi nic przeszło... Katrina z trudem powstrzymała łzy napływajace jej do oczu. - A ty oczywiscie zdajesz sobie sprawe, jaki jestes podły - odgryzła sie. Była tak załamana, .e z trudem cedziła słowa. Nabrała głeboko powietrza i ciagneła: - Gdy myslałes, .e byłam z Richardem, uwa.ałes, .e mo.e sie do czegos nadam, prawda? Ale gdy okazało sie. .e jestem dziewica, nagle cos sie zmieniło? Mysl sobie, co chcesz, mo.e to dla ciebie sie zmieniło, bo dla mnie nie - ciagneła. - I dalej uwa.am to samo, nie mam dla ciebie za grosz wiecej szacunku ni. wczesniej! Trudno mi szanowac kogos, kto bardziej ceni moje dziewictwo od mojej osoby! Jestes podły! W jego oczach znów pojawiły sie iskry gniewu i wyraz ura.onej dumy. ale wcale jej to nie poruszyło. Miała takie samo prawo do mówienia, co mysli, jak i on! W srodku by ta jednak chora z .alu. upokorzenia i wsciekłosci, .e wyobraziła sobie go jako kogos wyjatkowego i oddała mu sie jak me.owi. Nabrała sie na swoje własne marzenia, a teraz płaciła cene za złudzenia - nawet nie chodziło o utracone dziewictwo, co o zranione uczucia i złamane serce. Teraz bedzie w stanie zniszczyc te dziwaczna miłosc, tłamsic głupie odruchy i isc za głosem rozsadku. Wystarczy tylko, .e bedzie sobie przypominac dzisiejsza sytuacje i to, jaki on był dla niej okrutny. Bolesne słowa, rzucane przez nia, Xander odczuł jako krzywde zadana znienacka, nie był na to przygotowany, podobnie jak nie był przygotowany, .e ulegnie jej wdziekom. Słowa te dotkneły go do .ywego, ale jednoczesnie rozumiał, .e faktycznie mogło tak wygladac, jak mówiła Katrina. Skłamał. Fakt. Powiedział jej przecie., .e kochał sie z nia tylko dlatego, .e myslał, .e jest doswiadczona. A prawda była laka, .e po prostu nie mógł sie powstrzymac, bo ona niesamowicie na niego działała. Był jednak zbył dumny, by sie do tego przyznac, a co wiecej, teraz było ju. za pózno, by do tego wracac. Tak samo jak było za pózno, by martwic sie o antykoncepcje. Nawet nie ma co robic sobie wyrzutów z tego powodu. Spojrzał na Katrine. Miała blada twarz i wielkie oczy. Chocia. owinieta szata, w dalszym ciagu dr.ała, troche z chłodu, troche ze złosci. Nagle wstał, z ponura mina i bez słowa wział ja na rece razem z szata, która była otulona. - Co ty robisz? Zostaw mnie! - krzykneła, ale na niewiele sie to zdało, bo Xander niósł ja w głab namiotu. Ale zamiast skrecic do swojej sypialni, wniósł ja do małej łazienki. Odsunał drzwi kabiny prysznicowej i wszedł do niej. Postawił ja wreszcie, zdjał z niej szate i rzucił na ziemie. Zamknał kabine. - Co to ma znaczyc? - spytała Katrina, ale chyba nie dosłyszał, bo tymczasem właczył wode i zajał sie jej regulowaniem. Strumienie cudownie ciepłej wody koiły jej nerwy. - Jest ci zimno, a mo.e nawet jestes w szoku - oznajmił chłodno. Rzeczywiscie nie czuła sie zbyt pewnie, ale wiedziała, .e gorzej nastrajaja ja rozkazy Xandra wydawane groznym głosem ni. jego bliskosc. Podjeła ryzyko spojrzenia mu w twarz. Xander namydlał jej ciało z tak obojetna mina, .e nikt nie mógłby go posadzic, .e odczuwa przy tym choc cien przyjemnosci czy ma jakiekolwiek erotyczne skojarzenia. Niestety jej ciało reagowało niezale.nie od jej checi i Katrine ogarneło poczucie winy. Zupełnie nie pomagało jej to, .e była naga. Wcale nieprzypadkowo zerkneła na niego i całkiem milo jej sie zrobiło, .e to, co sie dzieje, najwyrazniej nie było mu a. tak obojetne, jakby wskazywała na to jego mina. Zmarszczyła czoło. - Co? - zapytał. Oblała sie rumiencem. Myslała, .e wcale na nia nie patrzy. - Nic. To znaczy...po prostu pomyslałam...-zaczeła i zrobiła sie jeszcze bardziej czerwona. - Pomyslałas, .e zaraz znowu cie zaciagne do łó.ka, tak? - spytał z gorycza w głosie. - Wcale nie - zaprzeczyła. - Nie? - zdziwił sie. - To co myslałas? Najwyrazniej chciał ja zmusic do powiedzenia prawdy. - Myslałam tylko... popatrzyłam i był wiekszy, ni. sobie wyobra.ałam - dokonczyła zawstydzonym głosem. Dała sie złapac! Teraz on sobie pomysli, .e ona fantazjuje na jego temat i nie wiadomo co jeszcze! Zawstydziła sie i nie była w stanie wykrztusic z siebie ani jednego słowa wiecej. - Widzisz, chocia. wszyscy me.czyzni, zreszta tak.e kobiety, sa mniej wiecej zbudowani podobnie, w ramach tego ogólnego podobienstwa ró.nia sie miedzy soba rozmiarami. Dlatego powinnas mi była powiedziec, .e jestes dziewica. - Zajał sie spłukiwaniem piany, a potem ciagnał dalej: - Dziwi mnie. .e twoi rodzice, mama, a tym bardziej tata, nie powiedzieli ci, .e mo.e ci sie taka sytuacja przytrafic... - Nie mam ani mamy, ani taty - wyjasniła, korzystajac z okazji. Oboje zgineli w wypadku, kiedy byłam nastolatka. - Samochodowym? - Nic, byli naukowcami i pracowali nad jakims rozwiazaniem ekologicznym w Turcji. Zawalił sie na nich dach. Usłyszała, .e westchnał. Nie musisz sie nade mna u.alac. Nie potrzebuje niczyjej litosci. Ciesze sie przynajmniej, .e zgineli razem, i jestem im wdzieczna za to. jak bardzo mnie kochali i jak bardzo kochali sie nawzajem. Mówiła to z taka godnoscia, .e musiał mocno sie postarac, by nie objac jej i nie przytulic. - Zostan tu na chwile - powiedział, zmieniajac temat. Zakrecił kran i wyszedł z kabiny, ale zaraz wrócił z wielkim, miekkim recznikiem, którym ja otulił. - To egipska bawełna, najlepsza na swiecie. - I na pewno najdro.sza - dodała Katrina, sugerujac, .e wcia. nie zapomniała, co powinna myslec na jego temat. Nie miała watpliwosci, .e reczniki pochodziły z podobnego zródła. co cenne woluminy, ale pamietała, jak skonczyła sie poprzednia dyskusja na ten temat, wiec postanowiła nie dra.nic go tym razem. Owinał sobie jeden z reczników wokół bioder i zajał sie wycieraniem Katriny. Musiała przyznac, .e był troskliwy, ale nie było w tym nic z czułosci. Potem owinał ja innym recznikiem, suchym, i znów wział ja na rece. - Ale ja umiem chodzic, wiesz? - zaprotestowała, lecz na niewiele sie to zdało, bo chyba jej nawet nie usłyszał. Bedac tak blisko w waskim korytarzu, czuła zapach jego czystej, umytej skóry. Serce biło jej mocno w piersi. Miała wielka ochote pocałowac go w szyje, a potem drobnymi całuskami pokryc cała jego twarz i zbli.yc sie do ust. Musiała jednak przyznac, .e poczuła niemała ulge. gdy okazało sie, .e zaniósł ja do jej łó.ka i okrył przescieradłem - Odpocznij sobie - powiedział. - Nie jestem zmeczona - odparła odruchowo. Myslisz, .e skoro byłam dziewica, to jestem taka delikatna. Ju. miał sie odwrócic, ale zatrzymał sie na chwile i szczupła dłonia musnał jej kark tak, .e musiała spojrzec mu prosto w twarz. Powinna go nienawidzic, gardzic nim, a ju. na pewno nie kochac. Powinna. Ale czy go kocha? Na pewno nie. Nie mo.e go kochac. Całkiem jej sie pomieszało w głowie. Mogła go pragnac, mogła chciec byc z nim blisko, wariowac dla niego, nawet wszystko to razem i jeszcze wiecej, ale z pewnoscia nic jest to miłosc! Xander, stojac na skraju oazy, posepnie przygladał sie, jak zachodzace słonce chowa sie za horyzontem. Jego wszystkie mysli powinny skupiac sie na przyrodnim bracie, a jedyna jego troska powinno stac sie zapewnienie mu bezpieczenstwa. Jutro narodowe swieto Zuranu, dzien planowanego morderstwa i zamachu stanu. Jednak zamiast skoncentrowac sie na powa.nych sprawach, jego mysli i uczucia wcia. dryfowały do Katriny. Mówił i robił z nia rzeczy, które nie pasowały do jego normalnego zachowania. Gdzie, do licha, podziali sie agenci? Ju. dawno powinni byli wrócic z nakazem aresztowania Nazira. Powoli zaczynał sie obawiac, .e moga nie zda.yc na czas. Wtedy sam bedzie musiał powstrzymac kuzyna. Xander zacisnał usta, pociemniały mu oczy, gdy dostrzegł wyłaniajacego sie sposród rzedu namiotów i kierujacego sie w strone oazy Nazira. Odwrócił sie, ale minister,, jakby wyczuwajac jego lek przed spotkaniem z nim, zawołał: - Ty, podejdz tu! ROZDZIAŁ ÓSMY Udajac, .e go nie słyszał, ruszył przed siebie. - Stój albo bede strzelał. Znajdowali sie w małym palmowym zagajniku. Xander miał pewnosc, .e kuzyn bez wahania zrealizuje swa grozbe. Jego dłon odruchowo spoczeła na sztylecie. Jak wszyscy mescy członkowie królewskiego rodu, ksia.e przeszedł szkolenie wojskowe, nigdy jednak nikogo nie zabił, nie potrafił sobie nawet wyobrazic, .e mógłby kogos skrzywdzic. Teraz los postawił go w sytuacji bez wyjscia. Jesli zignoruje rozkaz Nazira, zginie. Jesli go usłucha, zostanie rozpoznany, a tym samym minister zorientuje sie. .e odkryto jego spisek. Z dłonia na sztylecie, ukrytym w fałdach galabiji, zatrzymał sie i powoli odwrócił. - Za długo to trwało, Tuaregu. Mo.e mimo wszystko powinienem cie zabic - oswiadczył Nazir, mierzac pistoletem prosto w jego serce. Katrina wyszła z namiotu. Chciała odnalezc Xandra i poprosic go, aby ja uwolnił. Przez cale popołudnie analizowała to, co miedzy nimi zaszło, dochodzac do wniosku, .e stała sie przy nim całkowicie bezbronna. Miłosc - to przera.ajace słowo zniewoliło jej mysli i zagniezdziło sie w sercu. Zdawała sobie sprawe, w jakim znalazła sie niebezpieczenstwie. Nienawidziła mysli, .e bedzie musiała sie poni.yc. Nie miała jednak innego wyjscia. Zdecydowała, .e spyta go o wysokosc okupu, jaki chce za nia wziac, i sama spróbuje zebrac pieniadze. Miała w Anglii mały dom odziedziczony po rodzicach. Czekała ju. bardzo długo na jego powrót i w koncu straciła cierpliwosc. Postanowiła, .e wyjdzie i go poszuka. Wkrótce zapadnie zmierzch, a kiedy znajdzie sie z nim sam na sam w kameralnym wnetrzu namiotu, powróci magia wypowiedzianych wczesniej słów. Kierujac sie bardziej instynktem ni. logicznymi przesłankami, ruszyła do oazy. Gdy sie tam znalazła, zastała mro.aca krew w .yłach scene. Jakis me.czyzna celował pistoletem w Xandra. Katrinie przyszło do głowy, .e obcy mógł przybyc po nia. zaalarmowany przez Richarda. - Podejdz bli.ej - usłyszała jego głos. Serce zaczeło jej walic w piersi ze strachu jak oszalałe. Xander był przestepca i porywaczem. Mimo wszystko była mu winna lojalnosc. - Smiesz byc nieposłuszny, Tuaregu? Bardzo dobrze. W jego głosie dawało sie wyczuc złowroga satysfakcje. Me.czyzna odbezpieczył bron. Zaraz strzeli, przeraziła sie. Zabije Xandra! Niewiele myslac, rzuciła sie rozpaczliwie do przodu. - Nie! Obaj me.czyzni odwrócili sie zaskoczeni. - Katrina! - krzyknał Xander, skaczac ku niej z desperacja, ale było ju. za pózno. Kula była szybsza. Katrina poczuła silne uderzenie i ostry ból. Na jej twarzy pojawił sie wyraz zdziwienia i niedowierzania. Zakreciło jej sie w głowie. Widziała, jak Xander na nia patrzy. Jego usta poruszały sie, jakby cos do niej mówił. Ból nie pozwolił jej odpowiedziec. Pociemniało jej w oczach i ogarnał ja przeszywajacy chłód. Najwa.niejsze, .e Xander był bezpieczny. Ostatnia rzecza, jaka zapamietała, zanim zemdlała, był Xander tulacy ja do piersi. Jego gorace ramiona nic potrafiły powstrzymac wypełniajacego jej .yły lodowatego zimna. Opuszczała go. ROZDZIAŁ DZIEWIATY - Katrina? Niechetnie otworzyła oczy i dostrzegła smiejaca sie twarz stojacej nad nia pielegniarki. Zaschło jej w ustach, miała cie.ka głowe i nie była w stanie zmusic sie do jasnego i logicznego myslenia. Przed oczami wirowały jej zamazane, mieszajace sie obrazy. Le.ała w szpitalnym łó.ku, jednak pomieszczenie, w którym sie znajdowała, niczym nie przypominało szpitalnej sali. Wygladało raczej na luksusowy pokój hotelowy. Spróbowała usiasc. Pielegniarka natychmiast zganiła ja ruchem głowy i podała pilota. - Tym mo.e pani zmieniac pozycje łó.ka - poinstruowała. - Zaraz przyjdzie lekarz. Czy cos pania boli? Wczoraj po operacji dostała pani do.ylnie srodek przeciwbólowy. Miała pani kule w ramieniu. Kule? Ogarnał ja niepokój, w głowie zaczeły sie kłebic mysli. Xander... Pustynia, me.czyzna z pistoletem... Xander... - Gdzie ja jestem? Gdzie jest... - Przebywa pani w prywatnym, królewskim oddziale szpitala w Zuranie - odparła pielegniarka z namaszczeniem, bedac pod wra.eniem rangi, z jaka rodzina królewska traktowała jej pacjentke. - Król osobiscie nakazał naczelnemu chirurgowi, .e co godzine chce byc informowany o pani stanie zdrowia. Jej wysokosc zamierza odwiedzic tu pania dzisiejszego ranka. Otrzymała pani w prezencie nowe stroje. Nie mo.e pani przyjac królowej w ubraniu, w którym pani do nas trafiła. To byłaby zniewaga. Co ja tu robie? Jak sie tu dostałam? - Była zdezorientowana. - Prosze pozwolic, naleje wody - zaoferowała sie pielegniarka. - Musi pani jak najwiecej pic, aby umknac odwodnienia. - A ten me.czyzna? - zaczeła z wahaniem. - Został aresztowany. - W jej oczach odbijała sie złosc i pogarda. - Agenci rzadowi dotarli do obozu buntowników El Khalida w ostatniej chwili, byli swiadkami całego zajscia. To dzieki nim tak szybko znalazła sie pani w szpitalu. Rada Panstwa zadecyduje o losie tego podłego zdrajcy. Jedno jest pewne, poniesie zasłu.ona kare. Gdzie on teraz przebywa? spytała zdławionym głosem Katrina, zastanawiajac sie, jak mogłaby pomóc Xandrowi. Gdyby zastawiła swój domek, mo.e wystarczyłoby, .eby kupic mu wolnosc. Rozpracowujac szczegóły planu, nagle zdała sobie sprawe z tego, co do niego czuje. - Bedzie w wiezieniu do momentu procesu. Jego wysokosc wydal dzis rano oficjalne oswiadczenie, informujac o planowanym przez zdrajców przewrocie oraz zasługach dla kraju szejka Alexandra. który wykrył spisek. Młody ksia.e bedzie towarzyszył władcy podczas obchodów swieta. Włacze telewizor, aby mogła pani obejrzec uroczystosci zaproponowała radosnie. Katrina wpadła w rozpacz. Starła sie przemówic sobie do rozsadku. ?ycie i wykładnia wartosci moralnych Xandra były tak inne od jej własnych. Powinna go wyrzucie z mysli, ale wszelki wysiłek był nadaremny. - O co bedzie oskar.ony? - spytała zachrypnietym głosem. - O zdrade stanu. Osmielił sie podniesc reke na naszego umiłowanego władce. Pielegniarka wyszła i wkrótce pojawił sie lekarz. Katrina le.ała sztywno w łó.ku, umierajac z niepokoju o Xandra. podczas gdy konsultant badał jej ramie. Miała pani wiele szczescia, młoda damo - poinformował łagodnym głosem. - Kilka centymetrów dalej i kuła przeszyłaby serce. Jego wysokosc zamartwiał sie o pani zdrowie. Stara sie byc miły, pomyslała, odwzajemniajac usmiech. - Doskonale!- wykrzyknał, konczac badac rane. Jest pani na dobrej drodze do szybkiego odzyskania pełnej sprawnosci. - Kiedy bede mogła opuscic szpital? - spytała niecierpliwie. - Nie wczesniej ni. jutro - odparł po chwili zastanowienia. - Jesli ma pani jakies uwagi co do naszej opieki, prosze powiedziec. Nie chciałbym, aby jego wysokosc pomyslał, .e zle sie tu pania zajmowalismy. - Wszystko jest wspaniale - zapewniła go. - Chodzi o to... -przerwała. Nie mogła mu przecie. powiedziec, dlaczego chciała natychmiast opuscic szpital. Zadzwieczał biper i lekarz odwrócił sie, aby go odebrac. - Jej wysokosc za chwile tu bedzie. Zaraz przysle pielegniarke, aby pomogła pani przygotowac sie do wizyty. Lekarz zniknał, zanim Katrina zda.yła otworzy usta. W chwile po jego wyjsciu pojawiła sie siostra oddziałowa z kilkoma kolorowymi reklamówkami. - Musimy sie spieszyc. Mamy tylko pół godziny. Ju. szykuje kapiel. Trzeba uwa.ac, aby nie zamoczyc rany na ramieniu. W eskorcie dwóch pielegniarek Katrina została zaprowadzona do eleganckiej łazienki, której bogactwo i przepych przyprawiły ja o zawrót głowy. Choc nalegała, .e poradzi sobie sama, kobiety nie odstapiły jej nawet na krok, pomagajac gorliwie we wszystkich ablucjach. Po kapieli rozło.ono przed nia na łó.ku stroje, proszac, aby wybrała ten, który najbardziej przypadł jej do gustu. - Ale. to sa bardzo drogie ubrania - zauwa.yła, widzac metki znanych projektantów mody. - Nie moge sobie na nie pozwolic - zaprotestowała. - To podarunki od królowej - poinformowała pielegniarka, po czym widzac na twarzy Katriny wahanie, dodała z niepokojem: - Jesli pani ich nie przyjmie, zostanie to poczytane jako zniewaga. Bez entuzjazmu wybrała bawełniane, kremowe spodnie, bluzeczke z długimi rekawami oraz komplet eleganckiej, haftowanej bielizny w kolorze ecru. Rzucajac ukradkowe spojrzenie w lustro, stwierdziła, .e wszystko doskonale le.ało, podkreslajac jej zgrabna figure. Tak własnie ubrałaby sie dla Xandra. - Musimy sie spieszyc - ponagliła pielegniarka. - Prosze usiasc, a ja wysusze pani włosy. Dziesiec minut pózniej rozległo sie pukanie do drzwi i inna pielegniarka zawiadomiła, .e królowa ju. przybyła. - Zostanie pani przyjeta w sali audiencyjnej. Pielegniarki poprowadziły Katrine długim korytarzem wysłanym dywanem. Przed wejsciem do sali stał lekarz. - Jej wysokosc czeka - poinformował, otwierajac przed nia wielkie drzwi. Katrina weszła niesmiało do srodka. Siedzaca na podwy.szeniu królowa skineła zapraszajaco w jej kierunku. Niespodziewanie okazało sie, .e jest drobniutka, szczupła kobieta. Katrina ukłoniła sie z atencja. Pamietała z lekcji protokołu, które brała, zanim przyjechała do Zuranu, .e w krajach arabskich tego typu gesty były oznaka szacunku, nie słu.alczosci. Drzwi sali audiencyjnej zamknieto i kobiety zostały w niej same. Jej wysokosc wstała i podeszła do niej, podnoszac hid.ab. Wzieła rece Katriny w swe dłonie i goraco ucałowała dziewczyne w oba policzki. - Tak wiele ci zawdzieczamy... - Nic takiego nie zrobiłam, wasza wysokosc - odparła ze wzruszeniem Katrina. - Twoja skromnosc jest urocza, ale niepotrzebna. Wiem, co dla nas zrobiłas. Mam nadzieje, .e ramie ju. tak nie boli. Chirurg zapewnił, .e odzyskasz wkrótce sprawnosc, a po ranie nie pozostanie .adna blizna. Król zalecił, abym przekazała ci, .e boleje nad rym, .e musiałas tyle wycierpiec z jego powodu. A. sie boje pomyslec, co by było, gdyby temu podłemu zdrajcy udało sie zrealizowac plan. Katrina wzieła głeboki oddech, postanawiajac, .e musi wykorzystac chocby te jedyna szanse, aby pomóc Xandrowi. - Czy mogłabym o cos spytac? To. co zaplanował Xander, było nikczemne i haniebne i zdaje sobie sprawe, .e musi stanac przed sadem. Czy mogłabym jednak błagac, aby okazano mu łaske? Nie wierze, .e jest z gruntu złym człowiekiem, choc... - zadr.ał jej glos, a w oczach staneły łzy. - Xander? - spytała królowa z dziwnym wyrazem twarzy. - Wiec błagasz o litosc dla tego... Tuarega? Katrina bez słowa skineła głowa. - Zostałas porwana, wycierpiałas wiele upokorzen i zamiast prosic o ukaranie winnego, wstawiasz sie za nim? - Nie twierdze, .e nie powinien poniesc kary. Mo.e jednak fakt. .e nie pozwolił mnie skrzywdzic. mógłby zostac potraktowany jako okolicznosc łagodzaca? - Porozmawiam z me.em - odparła królowa, wracajac na tron. - Widze, .e jestes dobra i skromna. To wa.ne cechy u .ony i matki - dodała rozbawionym głosem, budzac w Katrinie konsternacje. -Mam nadzieje, .e Xander wie,jak wspaniałego ma w tobie poplecznika. Mo.na by pomyslec, .e jestes w nim zakochana. Dziesiec minut pózniej audiencja była skonczona. Katrina wróciła do swego pokoju. Telewizor nadal był właczony. Relacjonowano przebieg uroczystosci panstwowych. Ulicami Zuranu maszerował pochód, na czele którego kroczył władca. Katrina wiedziała, .e król cieszy sie ogromnym szacunkiem i zaufaniem poddanych oraz miedzynarodowej opinii publicznej. Powszechnie uwa.any jest za nowoczesnego, postepowego władce. który zrobił wiele dobrego dla poprawienia standardu .ycia wszystkich obywateli. Dzieki jego szerokiej wizji politycznej Zuran stal sie jednym z najbardziej luksusowych miejsc wakacyjnych. Hodowle koni wyscigowych zasłyneły na całym swiecie. Organizowane corocznie zawody jezdzieckie i wyscigi stanowiły wa.ne wydarzenie kulturalno-towarzyskie w kregach europejskich elit. Jak Xander mógł dac sie wciagnac w spisek przeciw tak niezwykłemu, wielkiemu człowiekowi? Niestety znała odpowiedz. Robił to dla pieniedzy. Spojrzała nieobecnym wzrokiem w ekran telewizora. Komentator opowiadał cos o uczestniczacych w pochodzie osobistosciach. Król defiluje w towarzystwie członków rodziny, z których najwa.niejszy jest Alexander ben Ahmeed Sayed. Wszyscy telewidzowie zapewne wiedza, .e miedzy królem i jego młodszym przyrodnim bratem panuje ogromna za.yłosc. Teraz, po smiałej akcji ksiecia, który osobiscie wykrył spisek uknuty przeciw władcy, wiezy rodzinne uległy wzmocnieniu. A oto i szejk Alexander, stojacy po prawicy króla. Katrina ju. miała wyłaczyc telewizor, nie chcac ogladac me.czyzny, który wtracił Xandra do wiezienia, kiedy katem oka dostrzegła na ekranie znajoma twarz. Nie mogła uwierzyc własnym oczom. Xander! - wyszeptała wstrzasnieta. - Brat przyrodni władcy! Zamrugała i ponownie spojrzała w telewizor. Nie było watpliwosci. To był on. Nic dziwnego, .e królowa smiała sie, kiedy Katrina prosiła o łaske dla Xandra. Ksia.e musiał sie niezle ubawic, kiedy powtórzono mu, jak bardzo jej na nim zale.ało. Ze złoscia chwyciła pilota i wyłaczyła telewizor, po czym zadzwoniła po pielegniarke. Kiedy sie zjawiła, za.adała dr.acym głosem: - Prosze oddac mi ubranie, w którym tu przyjechałam, oraz wezwac taksówke. - Nie mo.e pani opuscic szpitala, dopóki nie zostanie pani wypisana - powiedziała zdezorientowana pielegniarka. - Sama sie wypisuje - oswiadczyła, unoszac dumnie podbródek. - Prosze o ubranie. - Pójde poszukac - odparła przestraszona dziewczyna. Mo.e powinnam zadzwonic i uprzedzic Richarda, .e wracam. Mógłby przygotowac wszystkie niezbedne dokumenty wyjazdowe, pomyslała. I zadzwonic na lotnisko, by zarezerwowac bilet do domu. Pielegniarka pojawiła sie dopiero po dłu.szej chwili. - Zaraz bedzie samochód - poinformowała, wreczajac Katrinie ubranie. - Przed wyjsciem powinien jednak zbadac pania lekarz. - Nic mi nie jest. Dziesiec minut pózniej Katrina znajdowała sie w eleganckiej szpitalnej recepcji. Była osłabiona, uginały sie pod nia nogi. ale sama przed soba nie chciała sie do lego przyznac. Zamawiałam taksówke - zwróciła sie do recepcjonistki. Ach, tak. czeka ju. na pania limuzyna - odparła dziewczyna niepewnym głosem. Katrina podziekowała i ruszyła w kierunku wyjscia. Mineła wielkie. szklane automatyczne drzwi. Gdy znalazła sie na dworze, oslepiły ja jaskrawe promienie słonca. Na podjezdzie czekała na nia elegancka limuzyna, z której wyskoczył kierowca i otworzył usłu.nie przed nia drzwi. - Prosze na lotnisko powiedziała. - Po drodze chciałabym zatrzymac sie na chwile przy L39 Ben Ahmed. Kiedy zasiadła wygodnie na tylnym siedzeniu, szofer zaciagnał szybe oddzielajaca ich miejsca oraz zamknał zamki w drzwiach. Pewnie wygladała na kogos, kto mo.e nie zapłacic za kurs. Rozbolało ja ramie. Musiały przestac działac srodki przeciwbólowe. Poczuła dreszcze i lekkie mdłosci. Pewnie dlatego, .e jeszcze nie była zupełnie zdrowa. To nic. Kiedy wróci do domu, odwiedzi swojego lekarza. Nie znała drogi ze szpitala do willi, w której była zakwaterowana grupa naukowców, odniosła jednak wra.enie, .e jada ju. bardzo długo. Posuwali sie własnie szeroka, elegancka aleja wysadzana ozdobnymi roslinami. Po jednej stronie roztaczał sie malowniczy krajobraz pustynny, po drugiej wspaniała morska pla.a. Zaniepokojona zastukała w szybe, kierowca nic zareagował, jak gdyby jej nie usłyszał. Limuzyna zwolniła, gdy. nagle droga skonczyła sie wysokim murem. Katrina wyjrzała przez okno. Tu. przed nia znajdowała sie ogromna, masywna brama. Była złota, bogato ornamentowana wielobarwnymi tradycyjnymi wzorami arabskimi. Poczuła sie. jakby znalazła sie w bajce z tysiaca i jednej nocy. Brama otworzyła sie, mineli ja, po czym zatrzymali sie na rozległym dziedzincu pilnowanym przez liczna stra.. Katrina nerwowo wychyliła sie przez okno. rozgladajac sie po nieznanej okolicy. Niespodziewanie wyrósł przed nia Xander. Jeden ze stra.ników podbiegł, aby otworzyc przed nia drzwi limuzyny, lecz ubiegł go ksia.e. Podał jej reke, oferujac pomoc przy wysiadaniu. Odrzuciła ja, wciskajac sie głebiej w fotel. - Nigdzie z toba nie pójde - oswiadczyła gniew - nie. - Masz dwa wyjscia, albo wysiadziesz po dobroci, albo... powiedział, spogladajac znaczaco na wartowników. Katrina niechetnie wysuneła sie z samochodu, rzucajac Xandrowi wsciekłe spojrzenie. Podtrzymywana pod ramie, została poprowadzona do imponujacego, kipiacego bogactwem pałacu. Mineli ogromne wrota i znalezli sie w wielkiej sali, z której misternie rzezbione schody prowadziły na ciagnaca sie przez całe pomieszczenie wspaniała galerie. - Zle wygladasz. Samowolne wyjscie ze szpitala było nierozsadne. Lekarz był bardzo niezadowolony z twojego nieodpowiedzialnego zachowania i natychmiast mnie poinformował. - Nie miał do tego prawa! Wprost przeciwnie, w koncu jestem twoim me.em. - Nieprawda. - Mój brat sadzi co innego. Szczególnie po tym, czego dowiedział sie od swej .ony. Chodzmy. Nie bedziemy rozmawiac w pałacowym holu. Xander ujał ja za reke i zaprowadził do niewielkiego ogrodu. Nie mamy o czym rozmawiac - odparowała. - Nie? To dlaczego wstawiłas sie za mna u mojej bratowej. - Zrobiłabym to samo dla ka.dego innego. Nie doszukuj sie w tym .adnych podtekstów. Oczywiscie nic byłes o nic oskar.ony. Królowa nic mi nie powiedziała, wszystkiego dowiedziałam sie z telewizji! - Sam chciałem ci wszystko wyjasnic, ale bratowa wyprzedziła mnie i odwiedziła cie jako pierwsza odparł szorstko. Kiedy bylismy na pustyni , nie mogłem powiedziec ci prawdy. Przede wszystkim musiałem zapewnic bezpieczenstwo mojemu bratu. - Przyrodniemu bratu, nawet w tym mnie okłamałes! Myslisz, .e chce byc .ona człowieka, którym gardze? Slub jest niewa.ny, sam tak twierdziłes. Nie jestes moim me.em. - Jego wysokosc szanuje tradycje przodków, a skoro zostalismy połaczeni zgodnie z dawnym rytuałem, uwa.a, .e... - Skad wie? - spytała ostro. -El Khalid wyjawił wszystko podczas przesłuchania. - Nasze mał.enstwo nie ma mocy prawnej! - zaprotestowała. - Własnie dlatego mój brat postanowił, .e natychmiast dyskretnie wezmiemy slub cywilny. - Mowy nie ma. Poza tym co to znaczy: natychmiast? - spytała z niepokojem. Urzednicy ju. na nas czekaja. Królowa była zawiedziona, .e nie mo.e zorganizowac dla nas hucznej uroczystosci, ale król był niewzruszony. - Nie mo.esz zmusic mnie do mał.enstwa! - wykrzykneła, dr.ac na całym ciele. - Jestem obywatelka Wielkiej Brytanii i moge opuscic Zuran, kiedy zechce. Zgodnie z prawem zuranskim jestes moja .ona, a tym samym nale.ysz do rodziny królewskiej. ?aden członek królewskiej rodziny nie ma prawa opuscic panstwa bez zezwolenia mego brata. - Czemu to robisz? - wyszeptała, wpatrujac sie w niego z oburzeniem. - Przecie. nie chcesz tego zwiazku. - Moim obowiazkiem jest słuchac polecen króla. Poza tym odebrałem ci niewinnosc. - I z tego powodu chcesz wziac ze mna slub? To absurd, powrót do sredniowiecza. - Chce dac mojemu dziecku nazwisko. Jestes moja kobieta, a teraz zostaniesz moja .ona. - Jakiemu dziecku? Nie ma .adnego dziecka! W rzeczywistosci nie miała pewnosci, czy po tamtej nocy nie nosiła w łonie jego dziecka. - Chodzmy, czekaja na nas. Katrina nie chciała nigdzie isc. Na dodatek ból ramienia stawał sie coraz silniejszy, musiała zagryzc zeby, .eby nie jeczec. Spojrzała bezradnie na Xandra. Z wyrazu jego twarzy wyczytała, .e opór na nic sie tu nie zda. Pietnascie minut pózniej urzednik sprawnie i szybko udzielił im slubu. Po zakonczonej ceremonii Xander zło.ył na jej ustach zdawkowy pocałunek, który niczym nie przypominał pocałunku zakochanego pana młodego. Katrina próbowała mu sie wyrwac z uscisku, gdy. przeszywał ja coraz silniejszy ból. - Jestes teraz moja .ona i nie pozwole ci uciec - wyszeptał jej Xander do ucha, zle interpretujac jej zachowanie. ROZDZIAŁ DZIESIATY Katrina otworzyła oczy i poruszyła ramieniem. Nie bolało! - Dobrze, .e sie obudziłas, Xander od kilku godzin chodzi w kółko, zamartwiajac sie o ciebie. Lekarz chciał przyjac cie z powrotem do szpitala, ale Xander zadecydował, .e zostaniesz w pałacu. Ból nie powinien ju. wrócic, dostajesz odpowiednie srodki. Gdyby ramie znów zaczeło doskwierac, po prostu powiedz, wezwiemy konsultanta. - Nic nie boli -- powiedziała Katrina sztywno. - Mój ma. jest bardzo szczesliwy, .e Xander nareszcie spotkał własciwa kobiete. Te jedyna, która kocha go i rozumie. - Nastapiła tu chyba jakas pomyłka - zaczeła zdecydowanym głosem, ale królowa przerwała jej. - Mój umiłowany ma. sie nie myli. Potrafi kochac i wie, co jest najlepsze dla jego bliskich. Xander zajmuje szczególne miejsce w jego sercu. Od dawna martwił sie, .e jego młodszy brat nie mo.e sobie znalezc .ony, teraz jest ju. spokojny. - A czy moje uczucia sie nie licza? - Przecie. kochasz ksiecia. - Okłamał mnie. - Nie miał wyjscia. Powinnas byc z niego dumna. Kiedy mój ma. dowiedział sie, co sie wydarzyło w oazie, nakazał zalegalizowac wasz zwiazek. Jestes teraz pod jego opieka. Pragnie chronic twoje dobre imie. Nie mógłby pozwolic, aby Xander zostawił cie po tym, jak .yliscie ze soba jak ma. i .ona. Xander uraduje sie, gdy sie dowie, .e masz sie znacznie lepiej. Chciałby wyruszyc w góry jeszcze dzis wieczorem, .eby podró.owac noca, kiedy jest chłodniej. Poleciłam ju. słu.acej spakowac twoje rzeczy. Mam nadzieje, .e podobały ci sie ubrania, które wystałam do szpitala. Kiedy wrócicie, twój ma. naturalnie zało.y ci konto, .ebys swobodnie mogła kupowac stroje. W Zuranie panuje zwyczaj, .e zaraz po slubie młoda para spedza ze soba cały miesiac, starajac sie lepiej poznac. Licze, .e spodoba ci sie górska willa, która ojciec zostawił Xandrowi w spadku. Wybudował ja dawno temu dla matki ksiecia. Katrina chciała zaprotestowac. Jedyne, czego pragneła, to wrócic do domu, do Anglii. Wiedziała jednak, .e jej sprzeciw na nic sie nie zda. - Czy na pewno na tyle dobrze sie czujesz, .e mo.esz jechac? - spytał z niepokojem Xander. - Lekarz twierdzi, .e tak - odparła. Stali oboje na dziedzincu, czekajac na przyjscie władcy i jego mał.onki. Katrina była zaskoczona i wzruszona troska, jaka okazywał jej król Zuranu, i .e tak ciepło przyjał ja do swej rodziny. - To teraz twoja .ona, mo.esz ja smiało pocałowac zwrócił sie do młodszego brata. - Wrecz ci to nakazuje. Dziewczyna .le wyglada, potrzebuje miłosci i opieki. - Zawstydzasz ja, mój drogi - pouczyła go królowa. - Katrina jest młoda me.atka i publiczne okazywanie czułosci ze strony me.a mo.e ja krepowac. - Mam cie pocałowac? - spytał ksia.e .one. - Jak mo.esz byc tak mało romantyczny - pouczyła go królowa. - Oczywiscie, .e tak, nie oczekuj tylko, .e ci to sama powie. - W takim razie bedzie musiała poczekac na moje pocałunki. Królowa smiała sie radosnie, Katrina tymczasem miała ochote sie rozpłakac. Jej twarz płoneła, była zła i czuła sie upokorzona. Choc nie chciała tego sama przed soba przyznac, pragneła, .eby Xander wział ja czule w ramiona i przytulił. A potem wyszeptał jej do ucha. .e ja kocha. Podejrzewała, .e jedynym powodem, dla którego zdecydował sie spedzic z nia miesiac, była chec odpoczynku od odgrywania publicznie roli kochajacego me.a, Na osobnosci Xander okazywał jej oziebłosc. Zupełnie inaczej zachowywał sie w stosunku do licznej rodziny. Czule po.egnał sie ze wszystkimi bratankami, uscisnał mocno przyrodniego brata i z powa.aniem pokłonił sie bratowej. Katrina poczuła zazdrosc o łaczaca ich rodzinna wiez. Jednak skoro król tak mocno kochał młodszego brata, dlaczego zmuszał go do niechcianego mał.enstwa? - Modle sie za wasz zwiazek, aby był długi i szczesliwy - powiedziała królowa, przytulajac Katrine, której staneły w oczach łzy rozczulenia. Xander ju. na nia czekał. Posłusznie poszła za nim do głównego wyjscia. Stra.nicy otworzyli przed nimi wrota i ku swemu zaskoczeniu ujrzała, .e czekał na nich nie samochód, lecz helikopter. - To nim bedziemy podró.owac? spytała niepewnie. Willa znajduje sie w górach, ponad dwanascie godzin drogi stad. Nie obawiaj sie. mam licencje pilota od ponad dziesieciu lat i nigdy nie miałem wypadku. - Ty bedziesz prowadził helikopter? - nie mogła powstrzymac zdziwienia. Zawsze kiedy to mo.liwe wole sam pilotowac. Katrina wiedziała, .e na północ od miasta ciagnie sie malownicze pasmo gór, nigdy jednak nie spodziewała sie. .e je zobaczy, a ju. na pewno nie w takich okolicznosciach. - Moi koledzy... przypomniało jej sie nagle. - Zostali poinformowani, .e jestes bezpieczna i .e wyszłas za ma.. Zreszta zaraz, po twoim porwaniu wrócili do Anglii. - Zmusiłes ich do tego, zanim zakonczyli badania? - Ja? Byłem z toba na pustyni, pamietasz? Decyzja została podjeta na wyrazna prosbe Richarda, który uznał, .e ekspedycja nie jest bezpieczna. Katrina przetrawiła informacje w milczeniu. Nigdy nie lubiła szefa, jednak wiadomosc, .e wyjechali, nie interesujac sie jej losem, mocno nia wstrzasneła. Lecieli w ciemnosciach, niebo rozswietlały im jedynie gwiazdy i ksie.yc. Niespodziewanie Katrina dostrzegła w oddali cos. co przypominało mauretanska fortece. Z minaretów i okien budowli saczyło sie delikatne swiatło. - Co to? - spytała, nie kryjac zachwytu. - Nasz cel. To jest willa? Ale. to... To stary bastion. Moja matka zakochała sie w zabytkowych ruinach i ojciec je dla niej odbudował. Moi rodzice spedzali tu wiele czasu. To był ich ukochany dom. Helikopter zaczał wytracac wysokosc i po chwili Xander zrecznie wyladował na małym ladowisku, znajdujacym sie w obrebie murów zamku. Przechodzac przez zewnetrzny dziedziniec do wewnetrznego zamku, Katrina przystawała co chwila oniemiała z zachwytu, przytłoczona urokiem i majestatem obiektu. W mury starodawnego bastionu wbudowana była imponujaca willa magicznej pieknosci. Widok zapierał dech w piersi. Na podzamczu zało.ony był bajkowy ogród z tysiacem fontann i strumyków. Nocne powietrze wypełniał odurzajacy zapach kwiatów. - Tu jest przepieknie - wyszeptała zauroczona. - Moi rodzice wspólnie to zaprojektowali. Willa nie jest wykonana w tradycyjnym stylu zuranskim. Nie ma w niej wydzielonych osobnych pomieszczen dla kobiet i me.czyzn - poinformował, kładac jej dłon na ramieniu i delikatnie popychajac ja do przodu. Jego dotyk zelektryzował ja. Tak bardzo pragneła, .eby ja przytulił i pocałował. Jej po.adanie nie miało logicznego uzasadnienia. Ale czy miłosc miała w sobie jakakolwiek logike? Miłosc? Czy.by go kochała? Zadr.ała gwałtownie zaszokowana własnymi przemysleniami. - Co sie stało? Rozbolało cie ramie? - spytał, widzac, jak mocno dr.y. - Nie, jestem po prostu zmeczona. - Poprosze Miriam, która jest tu gospodynia, .eby zaprowadziła cie prosto do twoich pokoi. Lekarz dal mi dla ciebie srodki przeciwbólowe, gdybys potrzebowała. Weszli do głównego holu, urzadzonego i umebowanego z elegancka prostota, w stylu arabskoeuropejskim. W powietrzu unosił sie słodki zapach ró.. - A oto i Miriam - przedstawił niska, korpulentna kobiete, która podekscytowana przybiegła ich powitac. Chwyciła w ramiona AIexandra, serdecznie obejmujac go i wykrzykujac cos po zuransku. - To moja .ona. Katrina. Małe czarne oczka uwa.nie zlustrowały Katrine. - Twoja matka na pewno by ja polubiła. - Prosze zaprowadz pania do jej apartamentu, jest zmeczona, wiec dopiero jutro poka.esz jej wille. - Młoda me.atka jest zmeczona! - wykrzykneła zachwycona gosposia, wywołujac rumieniec na policzkach Katriny. - Jest ranna - wyjasnił Xander. - Zostawiam cie w dobrych rekach - powiedział, zwracajac sie do .ony. - Musze cos załatwic. Gdybys czegos potrzebowała, nie krepuj sie. Powiedz Miriam. Zanim zdołała otworzyc usta, zniknał w korytarzu. - Prosze za mna - zacheciła gosposia. Pokój, do którego ja zaprowadzono, wywołał w niej westchnienie zachwytu. Umeblowany był prostymi eleganckimi meblami, sciany pomalowane przecierana zielonkawa farba działały kojaco na zmysły, drogocenne dywany przykrywały marmurowa, kremowa posadzke. Panowała tu atmosfera spokoju i harmonii. - Czy to pokój matki Xandra? Tak, królowa sama tu wszystko urzadziła. To była jej oaza. gdzie mogła miec me.a tylko dla siebie. Wyczuwa pani ten nastrój? - O tak - przyznała Katrina. - Od razu wiedziałam, gdy tylko pania ujrzałam, .e jest pani odpowiednia kobieta dla ksiecia. Kiedy królowa zaszła w cia.e, pierwsza sie domysliłam. Była taka dumna, .e dała me.owi syna. Tak bardzo kochała swoje dziecko. Niestety wkrótce rozchorowała sie. Choc tak bardzo pragneła .yc, musiała odejsc. Biedaczka. Cieszy sie teraz na pewno, .e została pani .ona jej syna. Płynie w was ta sama krew, i kocha go pani, tak jak ona kochała swego me.a. Katrina nie zaprotestowała. - Ubrania zostały ju. rozpakowane. Poka.e pani jeszcze garderobe i łazienke. Kobiety przeszły do przebieralni, a nastepnie do ogromnego pokoju kapielowego, z okragła wpuszczona w podłoge wanna i wielkimi przeszklonymi oknami wychodzacymi na taras i ogród. - Jesli pani pozwoli, zostawie teraz pania. Czy podac cos do zjedzenia lub picia? Katrina potrzasneła głowa. Jedyne, o czym marzyła, to kapiel i łó.ko. Xander otworzył drzwi sypialni, spojrzał na spiaca .one i przeszedł na palcach do łazienki. Zrzucił ubranie, odkrecił prysznic i wszedł pod strumien ciepłej wody. Nie powinien był zgodzic sie na to mał.enstwo. Mo.e jego bratowa była przekonana, .e Katrina go kocha, ale on w koncu wiedział lepiej. Nie kochała go cała dusza i ciałem, tak jak tego pragnał. Fizyczne oddanie nie było równoznaczne z miłoscia. ROZDZIAŁ JEDENASTY Katrine obudził brzek rozkładanej na stole porcelany i zapach swie.o parzonej kawy. Mru.ac oczy w blasku porannego słonca, dostrzegała Miriam, nakrywajaca na tarasie do sniadania. Siadajac na łó.ku, z przera.eniem zauwa.yła, .e le.aca obok poduszka była wgnieciona. Oznaczało to, .e nie spedziła nocy sama. - Ju. pani nie spi - ucieszyła sie gospodyni. - Poprosiłam kucharke o przygotowanie ulubionego sniadania królowej. Mam nadzieje, .e pani posmakuje. - Z pewnoscia - odparła uprzejmie. Na szczescie spałam w koszuli, która zabrałam ze szpitala, a nie jak zawsze nago - pomyslała z ulga. Nagle otworzyły sie drzwi garderoby i stanał w nich Xander. Musiał dopiero co wyjsc spod prysznica, gdy. miał jeszcze mokre włosy. Pachniał czystoscia i mydłem. Pomyslałam, .e chetnie zjecie sniadanie na dworze, pani na pewno spodoba sie ogród pana matki! - zawołała wesoło Miriam. Podała ksieciu szlafrok Katriny i odwracajac sie plecami do ło.a, dodała: - Jak ju. bedzie pani gotowa, chetnie poka.e pani cała wille. Mam nadzieje, .e pokocha ja pani jak my wszyscy. Gdyby miała pani ochote cos zmienic... - O nie, na pewno nic nie bede zmieniała - zapewniła. Jak tylko gospodyni wyszła, Katrina, ignorujac przyspieszone bicie serca, rzuciła Xandrowi mia.d.ace spojrzenie. - Nie uprzedziłes mnie, .e bedziemy dzielic sypialnie! - Sadziłem, .e to oczywiste. Jestesmy młodym mał.enstwem. Gdybym powiedział Miriam, .e chcemy spac w osobnych pokojach, mogłyby powstac niepotrzebne plotki. - Byc mo.e, ale nie jestesmy normalnym mał.enstwem! - Co masz na mysli? - Zazwyczaj ludzie biora slub, poniewa. sie kochaja i chca ze soba byc. - Nie zapomniałas jeszcze o czyms wa.nym? Mał.onków łaczy równie. zwiazek fizyczny. - To prawda, ale... - I chyba zgodzisz sie, .e wzajemnie siebie po.adamy. - To wtedy... to była pomyłka - wyznała nieszczerze. - Pomyłka? - powtórzył, zbli.ajac sie do łó.ka. - To, .e oddałas mi swa niewinnosc, było pomyłka? - Tak! - wydusiła. - A ja twierdze, .e nie, i ci to zaraz udowodnie. - To, co sie wydarzyło tamtego dnia, nie miało dla mnie znaczenia. - Oszukujesz - powiedział, zbli.ajac sie. - Nie dotykaj mnie! - Ale. bede cie dotykał i piescił. A ty bedziesz błagała mnie o spełnienie wyszeptał jej do ucha z kpiacym usmiechem na twarzy. Chwycił ja za nadgarstki i odciagnał jej rece za głowe. Unieruchomiona, szarpneła sie, starajac sie uwolnic, zacisneła usta. Jego wargi musneły jej szyje. Przeszył ja spazm podniecenia. Poczuła, jak twardnieja jej piersi, skóra łaknie dotyku, pieszczot. Rozchyliła delikatnie usta, w jej oczach zapłoneło po.adanie. Pragneła przytulic go. poczuc jego smak, chciwy dotyk, zatracic sie w nienasyconej rozkoszy. - Nie chcesz tego? Jestes pewna? Zdarł z niej nocna koszule. Jego dłonie zaczeły bładzic po jej spragnionym ciele. Ustami zaczał piescic jej piersi. Ogarneła ja euforia zmysłów. Niespodziewanie pieszczoty ustały. Katrina jekneła. Czego pragniesz? Powiedz! Tego? - wyszeptał, całujac jej szyje, piersi, brzuch. - Tak! - zawołała, tracac kontrole. Oddała mu sie cała soba, chciwie czerpiac rozkosz, a. do spełnienia. - Wiem, to twój syn, ale dłu.ej nie wytrzymam tego, jak mnie traktuje - wyszeptała Katrina, siedzac w chłodnej bibliotece, która była ulubionym pokojem matki ksiecia. Chetnie tu przebywała, gdy. czuła sie tu swobodnie, zwierzajac sie na glos nie.yjacej królowej, która stała sie jej wyrozumiała powierniczka. Mysli, .e mnie upokarza, ale tak naprawde upokarza nas oboje. Nienawidzi tego, .e jestem Angielka. Jednoczesnie czci pamiec po tobie, a tak jak ja byłas cudzoziemka. Wydaje mu sie. .e nie szanuje jego arabskich korzeni, a kiedy zaprzecz mi, nie słucha mnie. Kocham go całym sercem i dusza, takiego, jakim jest, i za to, kim jest .Nie moge jednak z nim zostac. Za bardzo go kocham i ta miłosc mnie niszczy. Siedzac na kanapie i prowadzac wyimaginowana rozmowe z matka Xandra. usłyszała nieoczekiwane skrzypniecie otwieranych drzwi biblioteki. Spodziewała sie ujrzec Miriam, dlatego chwyciła pierwsza z brzegu ksia.ke z półki i otworzyła ja, chcac ukryc przed gosposia zalewajace ja cierpienie. Czekała ja jednak spora niespodzianka, w progu stał Xander. - Co czytasz? - spytał. - Ja... to sa wiersze - wyznała, pokazujac oprawiony w skóre elegancki wolumin. - Te poezje ojciec napisał dla mojej matki - powiedział oskar.ycielskim tonem, wyjmujac ksia.ke z jej reki. Katrina poczuła bolesne ukłucie w sercu. Potraktował ja. jakby profanowała swietosc. - Sa intymnym wyznaniem jego uczuc do kobiety, która kochał. - Chcesz powiedziec, .e nie powinnam ich czytac? Skoro tak, to dlaczego sa w bibliotece z innymi ksia.kami? Nagle poczuła, .e ma dosc. - Tak dalej byc nie mo.e! Chce wrócic do domu. Do Anglii! Nic i nikt mnie nie powstrzyma! - krzykneła, wybiegajac z pokoju. ROZDZIAŁ DWUNASTY - Chcesz wrócic do Anglii, pamietaj jednak, .e jestesmy mał.enstwem oswiadczył Xander, który przyszedł za nia do sypialni - Nic mnie to nie obchodzi - odparła ostro. - Nie? - Nie mo.emy tak dłu.ej .yc. To jest złe. - Co chcesz przez to powiedziec? Co jest złe? - Wiesz, co mam na mysli. W ciagu dnia nie widujemy sie, a jesli sie spotykamy, to mnie ignorujesz, za to w nocy... - Biore cie w ramiona i kochamy sie do utraty zmysłów. - Przestan! Wiem, jak lubisz mnie poni.ac .Jestes zwykłym sadysta! - Nie moge uwierzyc w szczesliwy los, który dał mi za .one kobiete, która oddała mi sie całym sercem i dusza. Nie jestem sadysta i nie moge pozwolic ci odejsc. - Bo myslisz, .e spodziewam sie dziecka? Nie jestem w cia.y! - Nie? Skad wiesz? - Bo wiem... - odparła nieszczerze. W skrytosci ducha dopuszczała jednak mo.liwosc, .e nosi jego dziecko. - W takim razie sam sie dowiem. Jesli jednak oka.e sie. .e spodziewasz sie dziecka, mo.esz byc pewna, .e nie pozwole mu stad wyjechac. Byc mo.e nie bedziesz potrafiła kochac go tak mocno jak ja. - Oczywiscie, .e bede je kochac! - Wiec dlaczego chcesz mnie opuscic? - Nie kochamy sie - wyjakała. - Ty mnie kochasz! - Skad wiesz? - spytała dr.acym głosem. - Słyszałem, jak mówiłas to mojej matce. - To niemo.liwe... - A jednak - zapewnił ja, przytaczajac jej własne słowa i rozkoszujac sie nimi. - Nie myslałam tak. - Nieprawda - wyszeptał, całujac ja czule w usta. - Kochasz mnie. Powiedz to! - Dobrze, kocham cie i nawet nie wiesz jak bardzo -- wyznała zrezygnowana, czujac w oczach palace łzy. - Płaczesz, bo mnie kochasz? - spytał, ocierajac jej łzy. - Miłosc mo.e ranic. Moja miłosc do ciebie daje mi wiecej bólu, ni. moge zniesc. - Przecie. mnie nic kochasz! - W takim razie dlaczego walczyłem o ciebie na no.e, choc nienawidze przemocy? Dlaczego wziałem z toba slub na pustyni? I kochałem sie z toba, choc nie powinienem. I tak bardzo nienawidziłem sie za to, .e cie zle oceniłem. - Dlaczego mi nie powiedziałes? - spytała. - Ty te. ukrywałas miłosc do mnie. Nasz drugi slub miał udowodnic moje uczucia. - A ja myslałam, .e zrobiłes to ze wzgledu na brata - powiedziała z wyrzutem. - Stwierdziłas wtedy, .e to podłosc. - Czułam sie upokorzona. Prosiłam królowa o litosc dla ciebie, a potem odkryłam, kim naprawde jestes. Pomyslałam sobie, .e sie musiałes z tego niezle ubawic. - Powiedziała mi, .e mnie kochasz, ale nie uwierzyłem. - Ja te. nie moge uwierzyc, .e mnie kochasz - zamruczała z zachwytem. - Mam ci pokazac jak bardzo? Mówiłas wczesniej, .e nie nosisz mojego dziecka... - To nie do konca prawda - wyznała zawstydzona. - Istnieje prawdopodobienstwo, .e jestem w cia.y. Nie chciałam ci mówic, gdy. postanowiłam od ciebie uciec. - Jest tylko jedna rzecz, której bardziej pragne, ni. miec z toba dzieci. To twoja miłosc. - Masz ja, tak jak cała mnie, moja dusze i ciało. - Zawsze bedziesz moja i bede cie kochał a. do konca swiata - obiecał, składajac słodki pocałunek na jej ustach. * - To wspaniały pomnik dla twej matki i hojny dar ze strony twego brata. - Masz racje - zgodził sie Xander, stojac w otoczeniu członków rodziny podczas uroczystego otwarcia .enskiego uniwersytetu w Zuranie, wybudowanego, aby uczcic pamiec matki ksiecia. Katrina usmiechneła sie do me.a trzymajacego na rekach ich dziesieciomiesiecznego syna. koniec