Anne McCaffrey Wszystkie Weyry Pern tom 11 All the Weyrs of PernPrzeklad Zuzanna Galinska Data wydania oryginalnego 1991 Data wydania polskiego 1998 Z calym szacunkiem dedykuje te ksiazke doktorom Jackowi i Judy Cohenom, ktorzy tak wzbogacili moje zycie. Prolog Siwsp poczul, ze jego czujniki reaguja na wznowienie doplywu energii z ogniw slonecznych umieszczonych na dachu budynku, w ktorym znajdowalo sie jego pomieszczenie. Widocznie silny wiatr zwial zatykajacy je kurz i popiol wulkaniczny. Podczas ubieglych dwoch tysiecy pieciuset dwudziestu pieciu lat wydarzalo sie to na tyle czesto, ze mogl podtrzymac funkcjonowanie, przynajmniej na podstawowym poziomie. Jak zwykle, sprawdzil wszystkie glowne obwody i nie znalazl zadnej usterki. Zewnetrzne wizjery pozostaly zatkane, ale zdolal stwierdzic, ze w poblizu panuje pewna aktywnosc. Czyzby ludzie powrocili na Ladowisko? Odchodzac stad, ludzie rozkazali mu znalezc sposob na zniszczenie organizmu, okreslanego przez kapitanow mianem "Nici". Jednak nie mogl tego dokonac, gdyz nie otrzymal wystarczajacych informacji. Tym niemniej priorytet nie zostal skasowany. Byc moze teraz, gdy ludzie wrocili, dostarcza mu nowych danych i bedzie mogl wywiazac sie z zadania. W miare jak odkrywalo sie coraz wiecej slonecznych ogniw, energia zaczela wypelniac jego obwody elektryczne. Odslanianie nie bylo przypadkowe, tak jakby przyczyna byl tylko wiatr. Przypominalo to raczej dzialalnosc czlowieka. Energia sloneczna ladowala dlugo nie uzywane kolektory, a Siwsp rozprowadzal ja na wszystkie systemy i wykonywal szybkie testy. Zostal zaprojektowany tak, by przetrwac nawet najbardziej niesprzyjajace warunki. Energia plynela w nim caly czas, wiec byl gotowy do pracy jeszcze zanim odsloniete do konca zewnetrzne czujniki. Ludzie wrocili na Ladowisko! Jeszcze raz rodzaj ludzki zatriumfowal nad ogromnymi przeciwnosciami. Dzieki elementom optycznym Siwsp zauwazyl, ze ludziom nadal towarzysza stworzenia nazwane ognistymi smokami. Przez jego kanaly sluchowe przenikaly takze dzwieki. Byly to takie glosy, jakie wydawal czlowiek, ale mialy dziwne brzmienie. Widocznie w jezyku nastapily zmiany. Tym niemniej Siwsp policzyl, ze od chwili ladowania minelo juz dwa tysiace piecset dwadziescia piec lat, wiec moglo sie zdarzyc absolutnie wszystko. Siwsp sluchal i tlumaczyl, przymierzajac zmienione samogloski i zlane spolgloski do wzorow mowy, ktore zostaly w nim zaprogramowane. Organizowal nowe dzwieki w grupy i sprawdzal je w programie semantycznym. Nagle w zasiegu jego czujnikow pojawilo sie ogromne biale stworzenie. Czyzby to byl potomek pierwszego wytworu bioinzynierow? Siwsp wykonal szybka ekstrapolacje z plikow biolabu i doszedl do wniosku, ze tak zwane smoki ewoluowaly i mialy sie swietnie. Jednak gdy przeszukal wszystkie dane na temat gatunku stworzonego przez ludzi, nie znalazl informacji o bialym zwierzeciu. Zaczal powoli rozumiec, ze ludzkosc nie tylko przetrwala ponad dwadziescia piec wiekow Opadu Nici, lecz jeszcze bardziej rozkwitla. Siwsp wcale sie temu nie dziwil. Wiedzial, ze czlowiek zawsze dazy do przezycia nawet tam, gdzie inni ulegaja. Jesli ludzie mogli wrocic na Poludniowy Kontynent, to moze udalo im sie takze zniszczyc pasozytniczy organizm? Byloby to nie lada osiagnieciem. Czym wiec zajmie sie teraz on, Siwsp, jezeli ten problem zostal juz rozwiazany? Jednak ludzkosc, ze swoja nienasycona ciekawoscia i niepokojem, niewatpliwie znajdzie nowe zadania, ktorych Sztuczna Inteligencja o Werbalnym Systemie Porozumiewania moglaby sie podjac. Siwsp wiedzial ze swoich bankow pamieci, ze ludzie nie sa gatunkiem latwo wpadajacym w samozadowolenie. Wkrotce ci, ktorzy pracuja nad oczyszczeniem zalegajacego od stuleci kurzu, odkryja caly budynek i dotra do niego. Musi, oczywiscie, zareagowac tak, jak polecal mu program. Siwsp czekal. Rozdzial I Obecne (dziewiate) przejscie, 17 obrot Zanim Siwsp skonczyl opowiadac o pierwszych dziewieciu latach kolonizacji Pernu, slonce, ktore osadnicy nazwali Rukbat, zaszlo niezwykle pieknymi kolorami, chociaz chyba zaden z pelnych szacunku sluchaczy historii przedstawionej przez Sztuczna Inteligencje o Werbalnym Systemie Porozumiewania nie zwrocil na to uwagi. W czasie, gdy melodyjny glos Siwspa wypelnial pomieszczenie i przenikal do holu, ludzie naplywali jak przyciagnieci magnesem. Rozpychali sie i przeciskali, by sluchac opowiesci i choc rzucic okiem na niewiarygodne ruchome obrazy, ktorymi ten dziwny stwor ilustrowal swoje slowa. Lordowie Warowni i Mistrzowie Cechow, pospiesznie wezwani przez poslancow - jaszczurki ogniste - bez skargi tloczyli sie w dusznym pomieszczeniu maszyny. Lord Jaxom z Ruathy poprosil swojego bialego smoka, Rutha, by powiadomil o odkryciu Przywodcow Weyru Benden, oni wiec jako pierwsi dolaczyli do Mistrza Harfiarza Robintona i Mistrza Kowala Fandarela. Lessa i F'lar cichutko przysiedli na stolkach, ktore ustapili im Jaxom i Czeladnik Harfiarz Piemur. Piemur groznie zamachal do swojej zony Jancis, gdy ta rowniez chciala ustapic miejsca i gestem nakazal Breidemu, ktory stal z rozdziawionymi ustami w drzwiach, by przyniosl dodatkowe stolki. F'nor, dowodca skrzydla w Benden, znalazl juz skrawek przestrzeni tylko na podlodze, skad musial wyciagac szyje, zeby zobaczyc ekran. Jednak natychmiast historia pochlonela go na tyle, ze przestal zwracac uwage na niewygody. W malym, zatloczonym pomieszczeniu zrobiono jeszcze miejsce dla Lordow Groghe'a z Fortu, Asgenara z Lemos i Larada z Telgaru, ale w zamieszaniu odepchnieto Jaxoma az pod drzwi. Ustawil sie wiec na strazy i grzecznie, lecz stanowczo odmawial nastepnym chetnym prawa do wejscia. Siwsp zwiekszyl sile glosu tak, by mogli go slyszec wszyscy, ktorzy stali na korytarzu. Wydawalo sie, ze nikomu nie przeszkadza zaduch i ciasnota, zwlaszcza ze po jakims czasie ktos pomyslal o podaniu wody, soku z czerwonych owocow i pasztecikow z miesem. Ktos inny otworzyl okna w korytarzu, zapewniajac przeplyw powietrza, chociaz niewiele z niego docieralo do pomieszczenia Siwspa. -Ostatnia wiadomosc, ktora otrzymalem od kapitana Keroona potwierdzala, ze Warownia Fort dziala. Przyjalem te wiadomosc o 17:00, czwartego dnia dziesiatego miesiaca, jedenascie lat po Ladowaniu. Kiedy Siwsp zamilkl, zapadla gleboka i pelna namaszczenia cisza. W koncu oszolomieni ludzie zaczeli sie poruszac. Mistrz Harfiarz Robinton tez doszedl do siebie i, czujac, ze do niego nalezy obowiazek zareagowania na te niespodziewane historyczne objawienia, zabral glos jako pierwszy. -Jestesmy ci niezwykle zobowiazani za przekazanie nam tej zdumiewajacej opowiesci. - Robinton przemawial z wielka pokora i najglebszym szacunkiem. Przez pokoj i korytarz przeszedl zgodny pomruk. - Stracilismy tak duzo z naszej wczesnej historii. Zostala ona wlasciwie zredukowana do mitow i legend. Wyjasniles wiele z tego, co nas intrygowalo. Ale dlaczego twoja opowiesc urywa sie tak nagle? -Autoryzowani operatorzy nie dostarczali dalszych informacji. -Dlaczego? -Nie udzielono mi wyjasnien. Poniewaz nie otrzymalem kolejnych instrukcji, kontynuowalem obserwacje do czasu, gdy ogniwa sloneczne zostaly zasypane, a poziom energii zredukowany do minimum niezbednego dla dzialania czesci centralnej. -Te ogniwa sa zrodlem twojej mocy? - spytal Fandarel, a jego basowy glos az grzmial z entuzjazmu. -Tak. -A obrazy? Jak to zrobiles? - zazwyczaj powsciagliwy Fandarel nie kryl podniecenia. -Nie znacie urzadzen nagrywajacych? -Nie. - Fandarel potrzasnal z rozgoryczeniem glowa. - Tak jak wielu innych cudow, o ktorych wspominales. Czy mozesz nas nauczyc tego, co zapomnielismy? - Jego oczy blyszczaly wyczekujaco. -Banki pamieci zawieraja informacje na temat Inzynierii Planetarnej i Kolonizacji oraz wielokulturowe i historyczne katalogi, ktore Administratorzy Kolonii uwazali za istotne. Zanim Fandarel mogl sformulowac kolejne pytanie, F'lar podniosl reke. -Z calym szacunkiem, Mistrzu Fandarelu, wszyscy mamy pytania do Siwspa. - Odwrocil sie i skinal na Mistrza Esselina i wszedobylskiego Breide'a. - Prosze oproznic korytarz, Mistrzu Esselinie. Nikt nie moze wejsc do tego pokoju bez wyraznego pozwolenia jednej z obecnych tu teraz osob. Czy to jasne? - spogladal surowo na obu mezczyzn. -Tak jest, Przywodco Weyru, zupelnie jasne - odpowiedzial sluzalczo Breide. -Oczywiscie, Przywodco Weyru, z pewnoscia, Przywodco Weyru - potakiwal Mistrz Esselin, klaniajac sie za kazdym razem, kiedy wymawial tytul F'lara. -Breide, nie zapomnij przekazac raportu z dzisiejszego wydarzenia Lordowi Torikowi - dodal F'lar, doskonale zdajac sobie sprawe, ze Breide zrobilby to nawet bez jego pozwolenia. - Esselinie, przynies kosze zarow do oswietlenia sali i przyleglych pokoi, kilka polowek lub materacy, a takze koce i jedzenie. -I wino. Nie zapominaj o winie, F'larze - zawolal Robinton. - Bendenskie wino, jesli mozna, Esselinie, dwa buklaki. Praca, ktora tu czeka, z cala pewnoscia przyprawi nas o pragnienie - dodal lekkim tonem i usmiechnal sie lobuzersko do Lessy. -Och, Robintonie, nie wypijesz dwoch pelnych buklakow - napomniala go surowo Lessa. - Widze, co ci chodzi po glowie. Oszczedzaj sie, bo miales az za duzo wrazen jak na jeden dzien. Ja tez jestem oszolomiona. -Pani Lesso - odezwal sie Siwsp pojednawczo - zapewniam, ze kazde slowo, ktore uslyszalas, jest prawdziwe. Lessa zwrocila sie w strone ekranu pokazujacego te wszystkie cuda: wizerunki ludzi, ktorzy przed wiekami obrocili sie w proch, nieznane przedmioty... -Siwspie, nie watpie w to, co nam opowiedziales, ale watpie w moje zdolnosci zrozumienia chociaz polowy niezwyklosci, ktore nam opisales i pokazales. -Pani, wiedz, ze to, co sami osiagneliscie, graniczy z cudem - odrzekl Siwsp. - Poradziliscie sobie z niebezpieczenstwem, ktore omal nie zabilo osadnikow. Czy te olbrzymie i wspaniale stworzenia spoczywajace na zboczach wzgorz, to potomkowie smokow, ktore stworzyla pani Kitti Ping Yung? -Tak - odpowiedziala Lessa z duma posiadaczki. - Zlota krolowa to Ramoth... -Najwiekszy smok na calym Pernie - podpowiedzial scenicznym szeptem Mistrz Harfiarz Robinton i puscil oczko. Lessa juz zamierzala spiorunowac go wzrokiem, ale zamiast tego rozesmiala sie. -Tak, rzeczywiscie ona jest najwieksza. -Spizowy, ktory na pewno odpoczywa obok niej, to Mnementh, a ja jestem jego jezdzcem - dodal F'lar usmiechajac sie szelmowsko na widok skrepowania swojej towarzyszki zycia. -Skad wiesz, co znajduje sie poza tym pokojem? - wypalil Fandarel. -Moje zewnetrzne czujniki juz dzialaja. -Zewnetrzne czujniki... - Fandarel umilkl zadziwiony. -A to biale? - pytal dalej Siwsp. - To... -On - sprostowal Jaxom stanowczo, ale bez urazy - nazywa sie Ruth, a ja jestem jego jezdzcem. -Nadzwyczajne. Raport bioinzynieryjny wskazywal, ze mialo byc piec odmian, bazujacych na materiale genetycznym jaszczurek ognistych. -Ruth jest w porzadku - odparl Jaxom. Juz dawno przestal odczuwac uraze, gdy ktos podawal w watpliwosc zalety jego smoka. Ruth mial specjalne zdolnosci. -To czesc naszej historii - powiedzial Robinton uspokajajaco. -Ale z jej opowiadaniem zaczekamy, az niektorzy z nas odpoczna - twardo oznajmila Lessa, rzucajac harfiarzowi jeszcze jedno surowe spojrzenie. -Pani, powsciagne swoja ciekawosc - odezwal sie Siwsp. Lessa podejrzliwie popatrzyla na pociemniala powierzchnie ekranu. -Odczuwasz ciekawosc? A co masz na mysli mowiac do mnie "pani"? -Nie tylko ludzie zbieraja informacje. "Pani" to tytul wyrazajacy szacunek. -Siwspie, szacunek wobec Lessy wyraza sie nazywaniem jej Wladczynia Weyru - wyjasnil uprzejmie F'lar. - Albo jezdzczynia Ramoth. -A jak mowic do ciebie, panie? -Jestem Przywodca Weyru lub jezdzcem Mnementha. Poznales juz Mistrza Harfiarza Robintona, Czeladnika Harfiarza Piemura, Mistrza Kowala Jancis i Lorda Jaxoma z Warowni Ruatha, ale pozwol, ze teraz ci przedstawie Mistrza Kowala Fandarela, Lorda Groghe'a z Warowni Fort, o ktorej zawsze wiedzielismy, ze zostala zalozona jako pierwsza... - F'lar ukryl usmiech na widok skromnej miny Groghe'a - chociaz, oczywiscie, nie wiedzielismy dlaczego. A to Larad, Lord Telgaru, i Lord Lemosu, Asgenar. -Lemos? Cos podobnego! - Ale zanim sluchacze zdazyli zareagowac na lekkie zdziwienie w glosie Siwspa, ten mowil dalej. - Dobrze wiedziec, ze imie bohaterskiej Sallah Telgar Andiyvar przetrwalo. -Stracilismy wiedze o znaczeniu imion - mruknal Larad. - Ale radujemy sie, ze poswiecenie Sallah i jej meza, Tarviego nie odeszlo w zapomnienie. -Siwspie - odezwal sie F'lar, stajac na wprost ekranu - mowiles, ze probowales odkryc skad pochodza Nici i jak je zniszczyc. Doszedles do jakichs wnioskow? -Tak. Przez ostatnie tysiaclecie dowiedzialem sie kilku rzeczy. Organizm zwany Nicia jest w jakis sposob polaczony z planetka, ktora, w afelium, przebiega przez oblok Oorta, a gdy dociera do peryhelium, pociaga za soba materie spoza orbity waszej ostatniej planety. Wowczas ten ciagnacy sie oblok wydala czesc swego brzemienia w przestrzen kosmiczna wokol Pernu. Obliczenia przeprowadzone po ladowaniu wskazywaly, ze za kazdym razem bedzie to trwalo okolo piecdziesieciu lat, po czym material sciagniety przez planetke wyczerpie sie. Osadnicy wyliczyli rowniez, ze to zjawisko bedzie nawracac co mniej wiecej dwiescie piecdziesiat lat, z dokladnoscia do dziesieciu. F'lar rozejrzal sie wokol siebie sprawdzajac, czy ktokolwiek zrozumial o czym mowi Siwsp. -Z calym szacunkiem, Siwspie, nie rozumiemy twoich wyjasnien - powiedzial z zalem harfiarz. - Duzo czasu uplynelo odkad admiral Benden i gubernator Boll poprowadzili osadnikow na polnoc. Obecnie mamy siedemnasty Obrot... ty, jak mi sie wydaje, nazywasz to rokiem Dziewiatego Przejscia Czerwonej Gwiazdy. -Zapisalem. -Zawsze uwazalismy - dodal F'lar - ze Nici przychodza z Czerwonej Gwiazdy. -To nie jest gwiazda. Chodzi o zablakana planete, ktora prawdopodobnie z jakiegos powodu wyrwala sie ze swojego rodzinnego systemu i podrozowala przez przestrzen kosmiczna do czasu, az przyciagnela ja sila grawitacji waszego slonca, Rukbatu. A materia, ktora nazywacie Nicia, nie pochodzi z powierzchni planety. Jej zrodlem jest oblok Oorta. -A co to jest ten oblok Oorta? - spytal Mistrz Fandarel. -Holenderski astronom Jan Oort odkryl, ze istnieja obloki sformowane z materii komet okrazajace gwiazde po orbicie bardziej od niej oddalonej niz orbita najdalszej planety. Tego rodzaju obloki otrzymaly nazwe oblokow Oorta, od nazwiska odkrywcy. Materia komet przenika z obloku do wnetrza systemu. W przypadku Rukbatu, czesc tej materii to jajowate ciala o twardych skorupach, ktore zmieniaja sie w szczegolny sposob. Zrzucajac zewnetrzna powloke i slabnac w zetknieciu z gorna warstwa atmosfery, spadaja na powierzchnie Pernu jako to, co zostalo okreslone terminem "Nici". Przypominaja zarloczny organizm pozerajacy materie organiczna zbudowana ze zwiazkow wegla. Fandarel zamrugal usilujac przyswoic sobie te informacje. -Coz, sam pytales Mistrzu Fandarelu - zauwazyl Piemur zlosliwie. - Siwspie, twoje wyjasnienia tylko mieszaja nam w glowach, gdyz nikt z nas nie posiada wystarczajacej wiedzy, aby je zrozumiec - odezwal sie F'lar, unoszac dlon na znak, by mu nie przerywano. - Ale skoro ty, i jak przypuszczam nasi przodkowie, wiedzieliscie, czym sa Nici i skad pochodza, dlaczego nie zniszczyliscie ich zrodla? -Zanim doszedlem do powyzszych wnioskow, Przywodco Weyru, wasi przodkowie przeniesli sie na Polnocny Kontynent i nie powrocili, zeby przyjac raport. Pokoj wypelnila cisza pelna poczucia rozpaczy i przegranej. -Ale my tu jestesmy - powiedzial Robinton, prostujac sie na stolku. - I mozemy wysluchac raportu. -Jesli go zrozumiemy - dodal F'lar zartobliwie. -Mam programy edukacyjne ze wszystkich dziedzin nauki, chociaz nadrzednym rozkazem, wydanym mi przez kapitanow Keroona i Tilleka, jak rowniez admirala Bendena i gubernator Boli, bylo zbieranie informacji i odkrycie sposobu zniszczenia Nici. -Czyli usuniecie zagrozenia jest mozliwe? - zapytal F'lar, zachowujac obojetny wyraz twarzy, by nie zdradzic nadziei, ktora odczuwal. -Taka mozliwosc istnieje, Przywodco Weyru. Wszyscy obecni spojrzeli na maszyne z niedowierzaniem. -Taka mozliwosc istnieje, Przywodco Weyru - powtorzyl Siwsp - ale bedzie wymagac olbrzymiego wysilku zarowno od was, jak i od wszystkich mieszkancow Pernu. Najpierw musicie przyswoic sobie jezyk naukowy i nauczyc sie wykorzystywac nowoczesna technologie. Nastepnie trzeba uzyskac dostep do glownych bankow pamieci "Yokohamy", aby poznac nowe pozycje asteroidow. Dopiero wtedy bedzie mozna przystapic do likwidacji Nici. Najprawdopodobniej zdolamy tego dokonac. -Mowisz o mozliwosci, o prawdopodobnym rezultacie? - F'lar podszedl do maszyny i oparl rece po obu stronach delikatnie jarzacego sie ekranu. - Zrobilbym wszystko, absolutnie wszystko, aby uwolnic Pern od Nici! -Jesli jestescie przygotowani na to, aby odzyskac utracona wiedze i doskonalic ja, bedzie mozna tego dokonac. -A ty nam pomozesz? -Likwidacje Nici na Pernie zaprogramowano mi jako najwyzszy priorytet. -Na pewno nie jest dla ciebie tak wazny, jak dla nas! - wykrzyknal F'lar, a F'nor goraco mu przytaknal. Lordowie Warowni wymienili spojrzenia, wyrazajace nadzieje walczaca ze zdumieniem. Calkowite zniszczenie Nici bylo tym, co F'lar obiecal im dziewietnascie Obrotow temu, zanim zostal Przywodca jedynego Weyru Pernu, jaki wowczas istnial. Tylko eskadry odwaznych smokow i jezdzcow Bendenu bronily ludzkosci na Pernie przed zaglada lub powrotem do prymitywnego myslistwa i zbieractwa, gdy po uplywie czterystu Obrotow od ostatniego bliskiego Przejscia Czerwonej Gwiazdy Nici niespodziewanie znow zaczely opadac. Zrozpaczeni Lordowie Warowni w pierwszej chwili obiecali pomoc i zastosowanie sie do wszystkich wymagan F'lara. Jednak borykajac sie z naglacymi potrzebami wymuszanymi przez Przejscie, szybko o tym zapomnieli i zaczeli sie buntowac. Ale potem jeszcze szybciej pojeli, ze tylko jezdzcy smokow, pelniac swoja odwieczna sluzbe, moga uratowac planete. Jaxom, jako jezdziec smoka i zarazem Lord Warowni, najlepiej rozumial F'lara. Nie mial watpliwosci, ze Przywodca Weyru Benden rzeczywiscie zamierza dokonac tego, co obiecal, i ze zrobi wszystko, aby na zawsze uwolnic Pern od Nici. -Czeka nas duzo pracy - powiedzial zwawym tonem Siwsp. "Zachowuje sie tak", pomyslal Mistrz Robinton "jakby odczuwal ulge majac zajecie po tej dlugiej przerwie." -Wasze Kroniki, Mistrzu Robintonie i Mistrzu Fandarelu, beda mialy niezmierna wartosc przy ocenie zarowno tego, co sie zdarzylo w przeszlosci, jak i obecnego poziomu wiedzy. Gdy poznam historie osadnictwa, bedzie mi latwiej przystosowac programy edukacyjne. -Cech Harfiarzy pilnie prowadzil Kroniki - oznajmil Robinton z zapalem - chociaz najstarsze z nich sa juz nieczytelne. Przeciez minely tysiace Obrotow. Ale uwazam, ze Kroniki z ostatnich dwudziestu Obrotow obecnego Przejscia dostarcza ci wystarczajaco wiele informacji. Jaxom, czy ty i Ruth zechcielibyscie poleciec po nie do siedziby Cechu Harfiarzy? Mlody Lord Warowni Ruatha natychmiast wstal. -Sprowadz tez Sebella i Menolly - dodal Robinton, rzucajac spojrzenie na F'lara, ktory potwierdzil jego prosbe, stanowczym skinieniem glowy. -W Kronikach mojego Cechu - zaczal Fandarel, pochylajac sie do przodu i wykrecajac wielkie dlonie w niezwyklym dla niego gescie napiecia - brakuje tak wielu slow i wyjasnien... Byc moze nawet zapisano w nich cos o tym obloku Oorta, ale nie zrozumielismy tego. Gdybys potrafil nam powiedziec, jakich slow brakuje lub co zostalo przeinaczone, udzielilbys nam olbrzymiej pomocy w doskonaleniu naszej wiedzy. - Chcial mowic dalej, ale Mistrz Robinton polozyl mu dlon na ramieniu nakazujac milczenie, gdyz w korytarzu rozlegl sie glos zaaferowanego Mistrza Esselina. Slyszano, jak poleca slugom, by dostarczyli Jancis i Piemurowi jedzenie, kubki i buklaki, a takze zaniesli materace i koce do mniejszych pokoi. Jednak zobaczywszy, ze F'nor odprawia go skinieniem glowy, pospieszyl z powrotem korytarzem, poza zasieg sluchu. -Chwileczke, drogi przyjacielu - powiedzial Robinton, kiedy Fandarel chcial kontynuowac swa prosbe o pomoc, i zwrocil sie do maszyny: -Siwspie, zapewne posiadasz wszystkie informacje, ktore kolonisci uwazali za istotne, ale naprawde nie sadze, bysmy powinni udostepniac je bez wlasciwej rozwagi. -Chcialem powiedziec to samo - przytaknal F'lar. -Rozwaga jest wbudowana cecha tego modelu Siwspa, Mistrzu Harfiarzu, Przywodco Weyru. Musicie ustalic miedzy soba, komu udostepnic moje banki pamieci, i w jaki sposob moze to byc wam przydatne. Mistrz Harfiarz nagle jeknal i zlapal sie za glowe. Natychmiast podeszli do niego Lessa, Piemur i Jaxom, niespokojni o jego samopoczucie. -Czuje sie dobrze, naprawde - bronil sie Robinton, machajac z rozdraznieniem rekami, by sie cofneli. - Czy zdajecie sobie sprawe z tego, czym bedzie dla nas to zrodlo wiedzy? - Z emocji jego glos brzmial ochryple. - Dopiero teraz zaczelo do mnie docierac, jak bardzo moze ono zmienic nasze zycie. -Caly czas sie nad tym zastanawialem - odparl F'lar z ponurym usmiechem. - Jesli ten Siwsp wie o Niciach i Czerwonej Gwiezdzie cos, co moze nam pomoc... - F'lar urwal, nadzieja byla zbyt cenna, zeby glosno o niej mowic. - Potem usmiechnal sie krzywo i uniosl dlon. - Przede wszystkim trzeba zdecydowac, komu bedzie wolno tu wchodzic. Tak jak zaznaczyles, Robintonie, Siwsp nie moze byc dostepny dla kazdego. -To oczywiste - przytaknal Mistrz Robinton. Nalal sobie wina i pociagnal dlugi lyk. - Koniecznie musimy podjac jakies postanowienie. Jednak, biorac pod uwage ten tlum w pokoju, nie ma mowy, bysmy mogli ocenzurowac odkrycie Siwspa, ani - dodal unoszac dlon, aby uciszyc protesty - nie sadze, ze powinnismy tak postapic. Tym niemniej... - zakonczyl z przebieglym usmiechem - nie mozemy pozwolic, aby kazdy, kto tego zechce, wpadal tu i monopolizowal... to... -Urzadzenie - podpowiedzial Piemur. - Kiedy plotka sie rozejdzie, mnostwo ludzi bedzie chcialo porozmawiac z Siwspem tylko po to, by moc sie chwalic, ze to zrobili, a nie dlatego, ze doceniaja jego znaczenie. -Piemurze, przynajmniej raz sie z toba zgadzam - odezwala sie Lessa i rozejrzala sie po pokoju. - Uwazam, ze juz teraz znajduje sie tu dosc osob, ktore potrzebuja dostepu do Siwspa. - Przerwala i popatrzyla surowo na Mistrza Robintona, ktory spojrzeniem pokazal, ze podtrzymuje jej opinie. - Z pewnoscia my, Przywodcy Weyrow, Mistrzowie Cechow i Lordowie Warowni, jestesmy reprezentantami ludnosci planety. Nikt nie moze wiec powiedziec, ze Siwsp jest zmonopolizowany przez jedna grupe. A moze jest nas zbyt wielu. Siwsp, co o tym myslisz? -Nie. - Slyszac tak latwa akceptacje, Mistrz Harfiarz uradowal sie. A Siwsp mowil dalej: - W razie potrzeby zakres upowaznien moze byc rozszerzony lub ograniczony. A wiec jeszcze raz. Nastepujace osoby - i tu przyjemnym barytonem wymienil imiona wszystkich obecnych w pokoju -... -Oraz Jaxom - szybko dodal Piemur przypomniawszy sobie, ze mlody Lord Warowni Ruatha polecial wypelnic polecenie Robintona, a przeciez ktos musial sie upomniec o prawa jednego z trzech odkrywcow tej niesamowitej maszyny. -... i Lord Jaxom z Warowni Ruatha - uzupelnil Siwsp - sa upowaznieni do wydawania mi rozkazow. Czy to sie zgadza? Bardzo dobrze. Wzory glosow zostaly zarejestrowane, lacznie z glosem Lorda Jaxoma, ktory zarejestrowalem wczesniej. Nie bede reagowal na inne glosy, ani w obecnosci osob nieupowaznionych, chyba ze rozkazy zostana zmienione. -Jako dodatkowe zabezpieczenie - zaproponowal Mistrz Robinton - przy zmianie tej listy musza byc obecni: jeden z Przywodcow Weyru, jeden Mistrz Cechu i jeden Lord Warowni. - Rozejrzal sie, aby sprawdzic, czy taka formula zostanie zaakceptowana. W tym momencie wpadl Esselin, by zapytac o rozkazy na noc. -Esselinie, przydziel najrozsadniejszych i najmniej ciekawskich z twoich ludzi do pilnowania drzwi budynku. Tylko Lord Jaxom i jego towarzysze moga tu wejsc dzis wieczorem. Zanim Esselin zdazyl zapewnic F'lara o pelnej gotowosci do wypelnienia polecen, Fandarel i Larad wdali sie w nerwowa dyskusje o tym, ktory z Cechow bedzie mial pierwszenstwo w nauce u Siwspa. -Musicie wiedziec - odezwal sie Siwsp glosno, zaskakujac ich wszystkich - ze stosunkowo latwo mozna mnie rozbudowac tak, abym wykonywal jednoczesnie wiele prac. - Kiedy cisza sie przedluzala, Siwsp dodal lagodniejszym, prawie przepraszajacym tonem: - Oczywiscie jezeli zawartosc Jaskin Katarzyny jest nadal nienaruszona. -Masz na mysli jaskinie na poludniu? - zapytal Piemur. -Tak. - Na ekranie pojawila sie oszolamiajaca roznorodnosc przedmiotow. - Tego wlasnie potrzebujemy do zbudowania dodatkowych terminali. -Piemurze, twoje koralikowe plytki! - zawolala Jancis, lapiac meza jedna reka za rekaw, a druga w podnieceniu wskazujac ekran. -Masz racje - przyznal Piemur. - Siwspie, co to jest? Zdaje sie, ze sa tam tego cale pudla, kazde innego rodzaju. -To sa karty komputerowe z ukladami scalonymi. - Sluchajacym wydawalo sie, ze wywazony ton Siwspa zdradza lekkie podniecenie. - Czy byly tam takze ktores z tych przedmiotow? - Na ekranie Siwspa pokazaly sie ekrany, ktore wygladaly jak jego mniejsze kopie, oraz prostokatne przedmioty podobne do tego, co Siwsp nazwal klawiatura. -Owszem - powiedzial Mistrz Robinton ze zdumieniem. - Kiedy zobaczylem te rzeczy, owiniete gruba folia, nie mialem pojecia, co to moze byc. -Jesli zostalo ich wystarczajaco duzo, nie bedzie sporow o dostep do moich terminali. To resztki zwyklych procesorow. Wszystkie inne jednostki uruchamiane glosem zostaly zapakowane w celu przetransportowania na polnoc i, jak sie wydaje, zaginely, ale te podstawowe modele doskonale posluza naszym obecnym celom. Jezeli napiecie bedzie odpowiednie, mozna zmontowac do dwunastu stacji, i wszystkie beda w stanie wspolpracowac ze swoimi uzytkownikami tak samo szybko, jak ze mna. Obecni znowu popadli w milczenie. -Czy dobrze cie rozumiem? - zaczal Fandarel, odchrzaknawszy, bo z wrazenia zachrypl. - Mozesz sie podzielic na dwanascie czesci? -Tak. -W jaki sposob? - Fandarel domagal sie wyjasnien, z niedowierzania rozposcierajac szeroko ramiona. -Mistrzu Kowalu, z pewnoscia nie ograniczasz sie do jednego paleniska, albo kowadla, jednej kuzni, jednego ognia? -Oczywiscie, ze nie, ale mam wielu ludzi... -Urzadzenie, ktore masz przed soba rowniez nie musi byc pojedyncze. Mozna je powielic, i potem kazdy nowy element bedzie pracowal samodzielnie. -Bardzo trudno to zrozumiec - przyznal Fandarel, rozcierajac lysiejaca czaszke i potrzasajac glowa. -Mistrzu Kowalu, przed toba znajduje sie maszyna, ktora mozna podzielic, a kazda czesc bedzie dzialala samodzielnie. -Nie potrafie zrozumiec, jak to zrobisz, Siwspie, ale jesli tak jest, z pewnoscia rozwiazaloby to problem priorytetow - powiedzial Mistrz Robinton usmiechajac sie radosnie. - Och, kwestie paradoksow z przeszlosci, ktore teraz uda sie poznac dzieki temu wspanialemu urzadzeniu! - Pociagnal dlugi lyk wina. -Juz samo tworzenie osobnych narzedzi - mowil dalej Siwsp - dostarczy wam sporo wiedzy, ktora bedziecie musieli sobie przyswoic zanim bedziecie gotowi do podjecia glownej pracy, czyli zaplanowania, jak zniszczyc Nici. -W takim razie, zaczynajmy - wykrzyknal F'lar zacierajac rece. Po raz pierwszy w ciagu ostatnich wyczerpujacych Obrotow obecnego Przejscia poczul cien nadziei na lepsza przyszlosc. -To pomieszczenie jest za male, by moglo w nim pracowac dwanascie osob - zauwazyl rozsadnie Lord Larad z Telgaru. -W tym budynku jest wiele pokoi - poinformowal go Siwsp. - W istocie, byloby dobrze, gdyby kazdy mogl pracowac ze mna w osobnym gabinecie, ale warto rowniez przygotowac jedna wieksza sale, poswiecona na wspolna nauke. Bedziemy postepowac systematycznie, zaczynajac od poczatku - dodal, i nagle z otworu z boku glownego ekranu zaczely sie wysuwac karty z rysunkami. - Tego bedziemy potrzebowac do zainstalowania dodatkowych stanowisk, a to sa plany przebudowy budynku, potrzebnej do ich pomieszczenia. Piemur, stojacy najblizej, bral kartki w miare jak wysuwaly sie z maszyny. Jancis przyszla mu z pomoca. -Wkrotce bedziemy rowniez potrzebowali materialu do drukarki - mowil dalej Siwsp. - Rolki powinny znajdowac sie w Jaskiniach Katarzyny z innymi czesciami zamiennymi. Ale na razie mozemy uzyc papieru. -Papieru? - wykrzyknal Larad. - Papieru z miazgi drzewnej? -Jesli nie ma niczego innego, taki papier tez sie nada. -Asgenarze, wydawaloby sie - powiedzial F'lar ze zduszonym smiechem - ze Mistrz Bendarek zdobyl swoje umiejetnosci w sama pore. -Nie potraficie juz uzyskiwac plastiku z silikatow? - zapytal Siwsp. Mistrz Robinton pomyslal, ze uslyszal nute zdziwienia w jego glosie. -Silikaty? - Mistrz Fandarel powtorzyl nieznane slowo. -To tylko jedna z wielu umiejetnosci, jakie utracilismy - rozzalil sie Robinton. - Ale bedziemy sie pilnie uczyc. Wyplyw kart ustal, i sortujac je, Piemur i Jancis zdali sobie sprawe, ze bylo tam szesc kopii kazdego rysunku. Kiedy ulozyli karty, popatrzyli po sobie z wyczekiwaniem. -Juz nie dzisiaj - powiedziala Lessa stanowczo. - Skrecicie karki potykajac sie po ciemku w tych jaskiniach. Czekalismy tysiace Obrotow, wiec mozemy poczekac jeszcze do rana. I mysle, ze wszyscy powinnismy... - obrocila sie na piecie, aby przyszpilic Mistrza Harfiarza surowym wzrokiem - albo udac sie do lozka, albo wracac do domu. -Moja droga Wladczyni Weyru - zaczal Robinton, prostujac sie. - Nic, absolutnie nic, wlaczajac twoje najstraszniejsze grozby, nie zmusi mnie... - I nagle zwiotczal i osunal sie. Piemur zlapal kielich, zanim zdazyl wypasc mu z dloni. Podtrzymujac Mistrza, usmiechal sie z zadowoleniem. -Oprocz, oczywiscie, fellisowego soku, ktory dodalem do jego ostatniego kielicha wina - dokonczyl za Robintona. - Zabierzmy go do lozka. F'lar i Larad natychmiast rzucili sie na pomoc, ale Fandarel zatrzymal ich gestem wielkiej dloni. Uniosl dlugie cialo harfiarza w ramionach i skinal na Jancis, zeby pokazala, gdzie go ulozyc. -Piemurze, nic sie nie zmieniles, prawda? - powiedziala Lessa oskarzycielsko, usilujac spiorunowac go wzrokiem. Jednak nie wytrzymala i rozplynela sie w szerokim usmiechu. Potem, poniewaz zastanawiala sie, co maszyna pomysli o tym, co zobaczyla, dodala: -Siwspie, Mistrz Harfiarz Robinton czesto pozwala entuzjazmowi wziac gore nad troska o swoje zdrowie. -Moge monitorowac stan zdrowia ludzi - powiedzial Siwsp. - Mistrz Harfiarz objawial znaczne podniecenie, ale to nie bylo nic groznego. -Jestes tez uzdrowicielem? - wykrzyknal F'lar. -Nie, Przywodco Weyru, ale jestem wyposazony tak, aby nadzorowac zyciowe funkcje osob obecnych w pokoju. Przed startem do tego systemu gwiezdnego uaktualniono moja wiedze medyczna. Moze wasi specjalisci zechca skorzystac z tych plikow? -Mistrz Oldive musi tu przyjsc gdy tylko bedzie mogl! - zachwycil sie F'lar. -Polowa planety musi tu przyjsc - powiedziala Lessa cierpko i glosno westchnela. - Watpie, czy nawet dwanascie Siwspow wystarczy do wykonania wszystkich prac, ktore nas czekaja. -A wiec zorganizujmy sie - zaproponowal Fandarel, ktory wlasnie wrocil po odniesieniu Robintona do lozka. - Musimy opanowac podniecenie i ukierunkowac energie w najbardziej skuteczny sposob. - Rozlegly sie smiechy, bo uzyl swojego ulubionego zwrotu. - Mozecie sie smiac, ale wiecie, ze skuteczna praca jest rozsadna i oszczedza czas, a dzis wieczorem zajelismy sie zbyt wieloma sprawami naraz. Ten niespodziewany dar naszych przodkow jest bardzo stymulujacy, ale nie powinnismy robic niczego pospiesznie. Wroce teraz do telgarskiej siedziby Cechu, jezeli F'nor i Canth beda tak uprzejmi i mnie zawioza. Poczynie odpowiednie przygotowania, poszukam ludzi, ktorzy najlepiej sie nadadza do badania jaskin i szukania potrzebnych materialow, oraz takich, ktorzy byc moze zrozumieja rysunki, jakie otrzymalismy od Siwspa. Ale na dobre zaczniemy prace dopiero jutro. F'norze, idziemy? - Unoszac pytajaco krzaczaste brwi w kierunku jezdzca brazowego smoka, uprzejmie kiwnal wszystkim glowa, sklonil sie przed ekranem, i wyszedl. -Chwileczke, F'norze - powiedzial Larad. - Ja tez wracam do Telgaru. Asgenarze, przylaczysz sie do nas? Asgenar rozejrzal sie i usmiechnal ze smutkiem. -Tak, lepiej tez odjade. Mam tyle pytan do Siwspa, jednak nie sadze, bym w tej chwili potrafil sformulowac rozsadnie choc jedno. Jutro sprowadze ze soba Bendarka. Lord Groghe, ktory mowil niewiele, ale przez caly czas byl gleboko zamyslony, poprosil N'tona, zeby odwiozl go do Warowni Fort. -Jancis i ja zostaniemy tu na wypadek, gdyby Mistrz Robinton sie obudzil - powiedzial Piemur Lessie i F'larowi. Na jego twarz powrocil lobuzerski usmiech. - Ale nie martwcie sie, nie zamierzam zadac moich osmiu tysiecy pieciuset trzydziestu dwoch nie cierpiacych zwloki pytan za jednym zamachem. -W takim razie zyczymy ci wszyscy dobrej nocy, Siwspie - rzekl F'lar, zwracajac sie do ciemnego ekranu. -Dobranoc. - W pokoju sciemnialo do ledwie widocznej poswiaty, ale w lewym dolnym rogu ekranu pozostalo jedno pulsujace zielone swiatelko. Dwie godziny pozniej Jaxom i Ruth przybyli z obydwoma Mistrzami Harfiarzami, Sebellem i Menolly. Bialy smok byl obwieszony torbami. Dzieki klanowi, ktorego znacznie ubylo z dzbanow dostarczonych przez Esselina, Piemur zdolal nie zasnac, ale Jancis drzemala. -Jedno z nas musi byc jutro przytomne i zorganizowac ludzi - powiedziala do swojego meza, mlodego czeladnika harfiarskiego. - Radze sobie z tym lepiej niz ty, kochany. - Pocalowala go, aby oslodzic te dosc nieprzyjemna uwage. Piemur nie mial nic przeciwko temu: udajac ojcowski pocalunek ulozyl zone na poslaniu w pokoju obok tego, w ktorym odpoczywal Mistrz Robinton, a potem wrocil do pokoju Siwspa. Wprawdzie Piemur obiecywal, ze nie zarzuci Siwspa pytaniami, ale teraz, gdy zostal sam, nie mogl powstrzymac ciekawosci. Jednak w pierwszej chwili nie potrafil sklecic nawet najprostszego zdania. Siedzial wiec niemy w polmroku pomieszczenia, z kubkiem klahu w jednej dloni i dzbankiem obok, na stoliku. -Siwspie? - zaczal w koncu ostroznie. -Slucham, Czeladniku Piemurze? Pokoj pojasnial wystarczajaco, aby Piemur mogl widziec wyraznie. -Jak ty to robisz? - spytal, zaskoczony. -Panele, ktore ty i Mistrz Jancis odsloniliscie wczoraj, sluza do pobierania energii slonecznej. Kiedy wszystkie panele zostana odsloniete, jedna godzina ostrego slonca dostarczy mi mocy na dwanascie godzin. -I od tej chwili twoja praca nie bedzie przypominala niczego, do czego jestes przyzwyczajony - zasmial sie Piemur. -Moge zadac pytanie? Zdaje sie, ze w recznych latarkach uzywacie swiecacego zyjatka. Ale czy nie macie jakiegos rodzaju elektrowni, na przyklad wodnej? -Elektrowni? - czuly sluch Piemura pozwalal mu powtarzac poprawnie nieznane slowa. -Elektrownia wodna to duze urzadzenie przetwarzajace energie ruchomej wody w prad elektryczny. -W telgarskiej siedzibie Cechu Kowali Mistrz Fandarel uzywa kol wodnych do poruszania wielkich mlotow i miechow, ale "elektryczny" jest nie znanym mi slowem. Chyba ze to jest to, co Fandarel robi ze swoimi pojemnikami kwasu. -Pojemniki kwasu? Ma baterie? Piemur wzruszyl ramionami. -Nie wiem jak to nazywa. Jestem harfiarzem. Cokolwiek znaczy termin "elektryczny", Mistrz Fandarel bedzie go uwielbial, jesli tylko tak nazwane narzedzie okaze sie skuteczne. -Czy wyposazenie Mistrza Fandarela jest podobne do tego urzadzenia? Ekran rozjasnil sie nagle ukazujac rysunek kola wodnego. -Jest dokladnie takie samo. Skad wiedziales? -To najprostsze rozwiazanie i dlatego najczesciej sieje stosuje. Czeladniku Piemurze, czy zbadales teren Ladowiska? -Nie musisz mnie tak tytulowac, Siwspie. Prosze, zwracaj sie do mnie po imieniu. -Nie bedzie to odebrane jako brak szacunku? -Nie przeze mnie. Niektorzy Lordowie Warowni sa troche przeczuleni, ale nie dotyczy to Jaxoma, ani Larada, czy Asgenara. Lessa moze byc trudna, ale nie F'lar, czy F'nor, albo N'ton. Tak, zbadalem Ladowisko. Czego jeszcze powinienem szukac? Ekran pokazal skomplikowany mechanizm, umieszczony u stop nadrzecznego wzgorza. -Nie ma tam teraz nic podobnego - powiedzial Piemur. -Skoro Mistrz Kowal Fandarel juz uzywa kol wodnych, mozna zbudowac dalsze instalacje i nie bede musial byc uzalezniony wylacznie od ogniw slonecznych. Nowa instalacja pozwoli mi pobrac tyle mocy, ile bedzie potrzeba do wykonania wszystkich prac, o ktorych wspominalismy. -Nie przechowali twoich paneli w jaskiniach? -Nie. -Skad mozesz o tym wiedziec? - Pewnosc siebie, wykazywana przez maszyne, irytowala Piemura. Przeciez ta... inteligencja nie moze miec zawsze racji. -W mojej pamieci zapisano liste przedmiotow zlozonych w Jaskiniach Katarzyny. Nie ma na niej dodatkowych paneli energetycznych. -Musi byc milo wiedziec wszystko - zachnal sie Piemur. -Przy programowaniu systemu Siwsp jednym z podstawowych wymagan jest dokladnosc. Dysponuje ogromna baza danych. Ty bys to nazwal "wiedza". Ale niech ci sie nie wydaje, ze baza danych moze zawierac "wszystko", chociaz posiadam wystarczajaco duzo informacji, by zrealizowac program. -Harfiarz tez musi byc dokladny - powiedzial Piemur cierpko. Dla Piemura dazenie Mistrza Fandarela do skutecznosci mialo swoja smieszna strone., jednak, tak jak wszyscy, ufal staremu Kowalowi. Nie byl pewien, czy mozna miec podobne zaufanie do rzetelnosci Siwspa. -Harfiarz... to osoba, ktora gra na harfie, instrumencie muzycznym? - spytal Siwsp. -Tym tez sie zajmuje - wyjasnil Piemur. Gdy zdal sobie sprawe, ze Siwsp nie wie zbyt wiele o dzisiejszym Pernie, jego kaprysny humor sie ocknal. - Jednak glownym zadaniem Cechu Harfiarzy jest nauczanie, zapewnienie lacznosci i, jezeli potrzeba, sprawowanie sadow oraz arbitrazu. -A dostarczanie rozrywki? -To tez... Jest to rowniez dobry sposob uczenia. Wielu harfiarzy wylacznie uczy, ale im kto jest bardziej uzdolniony i wyksztalcony, tym wiecej ma obowiazkow. Byloby zarozumialstwem z mojej strony uzurpowac sobie prawo Mistrza Robintona do objasnienia cie w tym wzgledzie. Chociaz, w rzeczywistosci, nie jest on juz najwyzszym Mistrzem Harfiarzem Pernu. Obecnie ten tytul przysluguje Sebellowi, poniewaz Mistrz Robinton przeszedl ciezki atak serca i zostal zmuszony do odejscia z aktywnej sluzby w Cechu Harfiarzy. Oczywiscie nie mozesz przez to rozumiec, ze on sie pogodzil z decyzja uzdrowicieli, chociaz uprzejmie przeniosl sie do Warowni Cove. Jednak bardzo aktywnie uczestniczyl we wszystkim, co sie dzialo, odkad Jaxom odkryl Ladowisko i Lake Statkow, a potem jaskinie. - Piemur urwal, zdajac sobie sprawe, ze bardzo sie rozgadal, bo jak zwykle, jego glownym celem bylo wywarcie wrazenia na rozmowcy. Ale tym razem odczuwal rowniez silna potrzebe udowodnienia sobie, ze pojawienie sie tej wyzszej inteligencji nie umniejsza jego wlasnej wartosci. -Sebell, obecny Mistrz Harfiarz calego Pernu, jest w drodze z Kronikami - mowil dalej, gdy sie juz opanowal. - Przyjedzie tu rowniez Menolly. Moga wydac ci sie bardzo mlodzi, ale sa obecnie najwazniejszymi ludzmi w Cechu Harfiarzy. - Potem dodal z szacunkiem: - Musisz jednak wiedziec, ze Mistrz Robinton jest najbardziej powazanym i szanowanym czlowiekiem na Pernie. Smoki uratowaly go od smierci. Taki jest wazny. -A wiec smoki byly udanym eksperymentem? - zapytal Siwsp. -Eksperymentem? - Piemur poczul sie urazony, a potem uspokoil sie i zasmial cicho, ze smutkiem. - Na twoim miejscu, w obecnosci Przywodcow Weyrow nie nazywalbym smokow "eksperymentem". -Dziekuje za rade. Piemur przygladal sie przez dluga chwile ekranowi. -Mowisz powaznie, prawda? -Tak. Kultura i spoleczenstwo Pernu ewoluowaly i znacznie sie zmienily od wczesnych czasow kolonii. Musze poznac nowa etykiete, by uniknac niepotrzebnych zadraznien. Mowisz wiec, ze smoki staly sie najwazniejsze, wykraczajac poza swoja poczatkowa role w powietrznej obronie planety? -Sa najwazniejszymi stworzeniami na Pernie. Bez nich nie przezylibysmy. - W glosie Piemura zabrzmiala duma i wdziecznosc. -Nie obraz sie prosze, ale czy wolno pozostawiac przy zyciu nietypowe egzemplarze? Piemur prychnal. -Masz na mysli Rutha? On i Jaxom to wyjatki... od wielu regul. Jaxom jest Lordem Warowni i nie powinien byl Naznaczyc smoka. Ale zrobil to, a poniewaz sadzono, ze Ruth nie pozyje dlugo, pozwolono mu go hodowac. -To jest calkowicie sprzeczne z tym, czego juz zdazylem sie dowiedziec. -Owszem, ale Ruth jest naprawde wyjatkowy. Zawsze wie, kiedy jest w czasie. - Milczenie, w jakie zapadla maszyna uslyszawszy te slowa, pomoglo Piemurowi zwalczyc swoje poczucie nizszosci. Udalo mu sie zabic Siwspowi klina. -Twoja uwaga jest niejasna. -Wiedziales, ze smoki moga przenosic sie natychmiast pomiedzy jednym miejscem a drugim? -To byla podstawowa umiejetnosc jaszczurek ognistych, z ktorych materialu genetycznego bioinzynierowie wyewoluowali smoki. Poznalismy podobne zjawiska na zbadanych przez czlowieka planetach. Niektore obce gatunki posiadaja umiejetnosc teleportacji. -Wiec powiem ci, ze smoki moga sie takze poruszac pomiedzy jednym czasem a drugim. Udalo sie to Lessie na jej zlotej krolowej, a takze Jaxomowi na Ruthcie - wyjasnil Piemur usmiechajac sie zlosliwie. Byl jednym z niewielu ludzi, ktorzy wiedzieli, kiedy i dlaczego Jaxom latal pomiedzy czasem. - Ale jest to niezwykle niebezpieczna umiejetnosc i surowo sie odradza z niej korzystac. Ponadto niewiele smokow posiada poczucie czasu i przestrzeni takie, jak Ruth. Wiec jesli jezdziec smoka lata pomiedzy czasem bez wyraznego pozwolenia swojego Przywodcy Weyru, dobrze mu sie za to dostaje, o ile oczywiscie nie wpadl podczas lotu w tarapaty, bo wtedy juz nikt go wiecej nie zobaczy. -Czy bylbys tak dobry i wytlumaczyl mi, w jakich okolicznosciach latanie pomiedzy czasami jest dozwolone? Piemur zdazyl juz zwymyslac sie za wspominanie o malej wycieczce Jaxoma. Powinien byl zatrzymac sie na przygodzie Lessy, ktora wpleciona juz byla w materie niedawnej historii. Zmienil wiec temat na mniej drazliwy i opowiedzial Siwspowi ze szczegolami historie bohaterskiego lotu Lessy i zlotej smoczycy Ramom i o tym, jak sprowadzily piec zaginionych Weyrow Pernu do terazniejszosci, aby ocalic ludzi zyjacych w Obecnym Przejsciu od unicestwienia. We wlasnych uszach opowiadanie brzmialo mu nadzwyczajnie, i chociaz Siwsp przez caly czas nie odezwal sie ani slowem, Piemur wyczul, ze jego niezwykly sluchacz zapamietal kazde slowo. -Wyjatkowo odwazny i smialy wyczyn, godny upamietnienia w piesniach. Lessa ogromnie ryzykowala. Mogla zagubic w czasie zarowno siebie, jak i swoja krolowa Ramoth. Oczywiscie rezultaty usprawiedliwily te podroz - stwierdzil w koncu Siwsp. W tych slowach bylo wiecej pochwaly, niz Piemur spodziewal sie uslyszec. Usmiechnal sie z zadowoleniem. Udalo mu sie wywrzec wrazenie na tej maszynie. -Wspomniales - Siwsp zmienil temat - ze Dlugi Interwal spowodowal upadek autorytetu Weyrow i ich znaczenia w spoleczenstwie. - Czy wiesz, ile razy nastepowaly podobne zaklocenia cyklu? -Cyklu? -Tak. Ile razy zblizenie tego ciala niebieskiego, ktore nazywacie Czerwona Gwiazda, nie sprowadzilo Nici na Pern? -Ach, masz na mysli liczbe Dlugich Przerw? Byly dwie. Niewiele o tym wiemy. Dlatego az do czasu, kiedy nastapil pierwszy Opad w tym Przejsciu, prawie wszyscy byli pewni, ze Nici zniknely na zawsze. Nagle zlota jaszczurka Piemura, owinieta luzno wokol jego szyi, gdzie bylo jej ulubione miejsce, uniosla sie i pisnela ostrzegawczo. -Czujniki rejestruja, ze ta narosl na twojej szyi jest w rzeczywistosci jakims zywym stworzeniem wczepionym w ciebie. -Och, to tylko Farli, moja krolowa, jaszczurka ognista. -Te stworzenia pozostaly z wami w kontakcie? -I tak, i nie. - Piemur nie sadzil, ze bedzie miec czas, aby przekazac Siwspowi wspolczesna historie jaszczurek ognistych. - Wlasnie powiedziala mi, ze Ruth i Jaxom wrocili z Kronikami oraz z Sebellem i Menolly. - Piemur wypil reszte klahu z kubka. - A wiec dowiesz sie wszystkiego, co sie zdarzylo podczas obecnego Przejscia. I chociaz nasze zycie wcale nie bylo nudne, twoja historia na pewno jest o wiele bardziej interesujaca. Piemur uslyszal cicha rozmowe w koncu korytarza i pobiegl do wyjscia na wypadek, gdyby straznicy Esselina okazali sie nadgorliwi. Przeszedl zaledwie pare krokow, kiedy Jaxom, Sebell i Menolly, zgieci pod ciezarem worow, ktore niesli, wkroczyli na korytarz. Menolly, z ciemnymi wlosami ciagle jeszcze potarganymi od skorzanego helmu, natychmiast spytala: -Gdzie jest Mistrz Robinton? - Rozejrzala sie wokol siebie, niespokojna o swego mentora. -Tutaj, Menolly - uspokoil ja Piemur. - Przeciez dbamy o niego. Wepchnela mu w rece ciezki worek i wbiegla do pokoju, gdzie spal Robinton, aby upewnic sie, ze nic mu nie jest. -Zostawili cie samego, abys opiekowal sie Siwspem? - zapytal Jaxom szeptem. - Poznales juz wszystkie sekrety wszechswiata? Piemur prychnal. -W koncu to ja odpowiadalem na jego... na pytania tej rzeczy. Ale, mimo wszystko, bylo to interesujace - wyjasnil Piemur. - I dalem mu... ee... pare dobrych rad. - Usmiechnal sie lobuzersko. - Spelnialem swoj obowiazek harfiarza. Sebell, ktorego cera wydawala sie jeszcze bardziej brazowa w slabo oswietlonym korytarzu, usmiechnal sie lagodnie do Piemura, co dodalo uroku jego przystojnej, inteligentnej twarzy. -Jaxom mowil, ze wasz Siwsp opowiada o tym, czym bylismy i czym mozemy byc takie historie, o jakich nie snilo sie nawet najlepszym harfiarzom. -No coz, podejrzewam, ze Siwsp rownie dobrze moze przysporzyc wiecej problemow niz ich rozwiazac - powiedzial Piemur - ale gwarantuje, ze bedzie to ekscytujace. - Pomogl Jaxomowi, ktory ostroznie wyjmowal Kroniki z workow. - Jest tez bardzo zainteresowany toba i Ruthem. -Co mu naopowiadales? - zapytal Jaxom glosem, ktory Piemur prywatnie nazywal tonem Lorda Warowni. -Ja? Nic takiego, co mogloby wzbudzic twoj gniew, przyjacielu - zapewnil go pospiesznie. Jaxom ciagle jeszcze byl przewrazliwiony na punkcie Rutha. - Wiekszosc czasu recytowalem opowiesc o przejazdzce Lessy, a on powiedzial, ze nalezy o tym ukladac piesni. - Usmiechnal sie szeroko. Podczas gdy Piemur mowil, Sebell rozgladal sie po pokoju, przygladajac sie dziwnemu wystrojowi scian. Sebell, w przeciwienstwie do Piemura, rzadko dzialal pochopnie. -I ten Siwsp przebywa tu od chwili, gdy nasi przodkowie wyladowali na Pernie? - Sebell gwizdnal cicho i przeciagle. Popukal w jeden z pustych paneli i jeszcze raz rozejrzal sie po pokoju. - Gdzie przechowuje swoje kroniki? Jaxom powiedzial, ze pokazal tez zadziwiajace obrazy z naszej przeszlosci. -Siwspie, opowiedz im o tym - rozkazal Piemur zarozumiale, pragnac zobaczyc, jak Sebell lub Menolly, ktora wlasnie weszla, zareaguja na te rzecz. - Siwsp? - ponaglil, gdy maszyna milczala. - To jest Sebell, Mistrz Harfiarz Pernu, nastepca Mistrza Robintona, a to Mistrzyni Menolly, najzdolniejsza kompozytorka Pernu. - Kiedy Siwsp nadal nie odpowiadal, Piemur poczul, ze wzbiera w nim irytacja. - Przyniesli ci Kroniki. Siwsp pozostal niemy. -Moze zuzyl cala energie zawarta w slonecznych panelach - tlumaczyl Piemur usilujac zachowac lekki ton, a jednoczesnie zastanawial sie, jak mozna zmusic Siwspa do odpowiedzi. Spojrzal spode lba na obojetny ekran i zielone swiatelko mrugajace w rogu. To przeklete urzadzenie bylo wlaczone, wiec musialo slyszec. - Nie rozumiem - powiedzial zmieszany. - Ze mna gadal bez przerwy. Tuz przed waszym przybyciem... Och, na Skorupy! - Uderzyl sie dramatycznie dlonia w czolo. - Ani ty, Sebellu, ani Menolly nie zostaliscie jeszcze wpisani na jego liste. -Jaka liste? - zapytal Jaxom, marszczac brwi z irytacja. Piemur westchnal ze zmeczenia i osunal sie na najblizszy stolek. -Chodzi o liste osob upowaznionych do porozumiewania sie z nim. Mistrz Robinton i inni postanowili ograniczyc liczbe tych, ktorzy maja dostep do Siwspa. -Ale ja tu bylem! - wykrzyknal Jaxom. -Och, prawdopodobnie bedzie z toba rozmawial, jak tylko Sebell i Menolly wyjda. Ustalono, ze Siwsp moze dopisac kogos do listy upowaznionych jedynie wtedy, gdy jednoczesnie pozwola na to Przywodca Weyru, Lord i Mistrz Cechu. -Przeciez jestem Lordem Ruathy... - zaczal Jaxom. -Ale Piemur nie jest jeszcze Mistrzem i nie ma tu zadnego Przywodcy Weyru. - Menolly cicho sie rozesmiala. - Siwsp robi dokladnie to, co mu polecono, a to wiecej niz mozna by kiedykolwiek spodziewac sie po tobie. - Usmiechnela sie do Piemura lagodzac przygane. -Tak, ale teraz jest cicho i spokojnie, wiec to najlepsza pora, by Siwsp zaznajomil sie z nasza historia. Potem wroci Fandarel i calkowicie zajmie jego uwage sprawami technicznymi - powiedzial Piemur rozcierajac twarz. Byl juz bardzo zmeczony po tak podniecajacym, pelnym wrazen dniu. -Ale ja jestem na tej liscie, prawda? - zapytal Jaxom nieco opryskliwie. -Tak. Ty, ja, Jancis, Mistrz Robinton, wszyscy, ktorzy tu byli, kiedy Siwsp sie obudzil. -I rozmawial z toba, gdy byles sam w pokoju - upewnil sie Jaxom. - Sebellu, Menolly zechcecie mi wybaczyc? Moze gdybyscie wyszli, Siwsp sie odezwie, a ja przekaze mu Kroniki. -Nie zrani to naszych uczuc - odparla Menolly, spogladajac na Sebella, ktory skinal glowa na znak, ze sie z nia zgadza. Zdrowy rozsadek i zrownowazone usposobienie Sebella byly dwoma z wielu powodow, dla ktorych go kochala i szanowala. - Teraz sie przespimy. Ty, Piemurze, tez powinienes odpoczac, bo wyglada na to, ze masz dosyc na dzis. Ty i Sebell idzcie spac do Mistrza Robintona, a ja dolacze do Jancis. Jesli ten Siwsp czekal... ile to juz Obrotow powiedziales Jaxomie? Dwa i pol tysiaca? - mysl o tak dlugim czasie przyprawila ja o dreszcz - my tez mozemy poczekac do jutra. -Nie powinienem zostawiac tego wszystkiego Jaxomowi - protestowal slabo Piemur, wyraznie skuszony mysla o wyciagnieciu sie na poslaniu. Ten ostatni kubek klahu wcale mu nie pomogl pozbyc sie zmeczenia. Menolly wziela go za reke. -Otule cie tak, jak mojego synka. - Usmiechnela sie slyszac jego zdegustowane prychniecie. - Gdy chodzi o dbanie o siebie, nie jestes lepszy niz Mistrz Robinton. Idz teraz spac. Ty tez, Sebellu. Jutro... chociaz tutaj juz jest jutro, prawda?... wszyscy beda biegac bez sensu jak glupie whery. Przynajmniej my powinnismy zachowac spokoj i opanowanie. Kiedy drzwi zamknely sie cicho za nimi, Jaxom zwrocil sie do Siwspa. -Siwspie, jestem tu sam. -Widze. -Nie odzywajac sie do tej pory, wypelniales rozkaz, prawda? -To moj obowiazek. -W porzadku. A moim obowiazkiem jest pokazanie ci Kronik naszej historii, jak tego chcial Mistrz Robinton. -Prosze, poloz Kroniki drukiem w dol na oswietlonym blacie. Ostroznie, z pelna swiadomoscia, ze Mistrz Arnor, glowny archiwista w Cechu Harfiarzy, wypruje mu wnetrznosci, jesli uszkodzi chocby jedna z cennych stronic, Jaxom otworzyl pierwsza Kronike: Obecne Przejscie, Pierwszy Obrot, i polozyl na jasniejacym zielono panelu. -Nastepna! -Co? Ledwo mialem czas, zeby ja polozyc! - wykrzyknal Jaxom. -Skanowanie jest natychmiastowe, Lordzie Jaxomie. -Zapowiada sie dluga noc - zauwazyl Jaxom i poslusznie otworzyl Kronike na nastepnej stronie. -Czeladnik Piemur powiedzial, ze twoj bialy smok jest wyjatkowym zwierzeciem i wykazuje wiele niezwyklych umiejetnosci - nawiazal rozmowe Siwsp nie przerywajac skanowania. -To prawda. I tym kompensuje fakt, ze jest maly, bialy i nie interesuje sie laczeniem w pary. - Jaxom zastanawial sie, czy Piemur nie powiedzial czegos zlego o Ruthcie, chociaz wiedzial, ze czeladnik darzy wielka sympatia zarowno jego samego, jak i bialego smoka. -Czy to prawda, ze Ruth zawsze wie kiedy jest, i ze podrozowal w czasie? -Wszystkie smoki moga podrozowac w czasie, przynajmniej w przeszlosc - odparl Jaxom nie zastanawiajac sie nad swoimi slowami, gdyz cala jego uwaga skupiona byla na ostroznym i szybkim odwracaniu stron. -Ale podobno loty pomiedzy w czasie sa zabronione. -Przede wszystkim sa niebezpieczne. -Dlaczego? Jaxom wzruszyl ramionami i dalej odwracal strony. -Smok musi wiedziec dokladnie, do kiedy sie udaje, bo inaczej moze wyjsc z pomiedzy w tym samym miejscu, w ktorym sie znajdowal w tym wczesniejszym czasie. Uwaza sie, ze wtedy zarowno smok jak i jezdziec zgina. Poza tym lepiej nie udawac sie w miejsce, w ktorym sie jeszcze nie bylo, czyli nie powinno sie leciec w przyszlosc, poniewaz nie wiadomo czy przypadkiem nie spotka sie tam samego siebie. - Jaxom przerwal, by rozprostowac strony tam, gdzie oprawa trzymala je szczegolnie ciasno. - Lot Lessy byl nadzwyczajnym wyczynem. -To samo powiedzial mi czeladnik Piemur. Odwazny wyczyn, ale obawiam sie, ze mogl miec rowniez negatywne konsekwencje. Teleportacja nigdy nie zostala w pelni wyjasniona, jednak z opowiesci czeladnika wnioskuje, ze nienormalnie dlugi okres spedzony w takiej podrozy powoduje zaklocenia swiadomosci. Czy ty i twoj bialy smok takze lataliscie pomiedzy czasem? -Tak - powiedzial Jaxom obojetnie, majac nadzieje, ze w ten sposob zakonczy dyskusje. Ale zaraz zdal sobie sprawe, ze Siwsp, nie bedac czlowiekiem, nie wyczuje niecheci w jego tonie. - Jednak nie rozpowszechnialismy informacji o tym epizodzie. -Zrozumialem - odrzekl Siwsp, zaskakujac Jaxoma. - Lordzie Jaxomie, czy zechcialbys opowiedziec mi o obowiazkach roznych grup spolecznych, ktore zostaly wspomniane w Kronikach? Na przyklad, jakie sa obowiazki i przywileje Lorda Warowni? Albo Przywodcy Weyru? Mistrza Cechu? Niektore sprawy sa dla skrybow tak oczywiste, ze nie opisywali ich szczegolowo. Musze dobrze poznac te zasady, zeby moc zrozumiec obecne polityczne i spoleczne struktury waszego systemu. Jaxom zasmial sie cicho. -Lepiej bedzie, jesli spytasz o to jednego z bardziej doswiadczonych Lordow Warowni, na przyklad Groghego albo nawet Larada czy Asgenara. -Lordzie Jaxomie, w tej chwili mam sposobnosc rozmawiac z toba. -No, tak. - Zrecznosc Siwspa rozbawila Jaxoma. A skoro rozmowa z pewnoscia zapobiegnie nudzie, jaka napawalo go kladzenie kolejnych stron Kronik, z przyjemnoscia urozmaical sobie czas gawedzac z Siwspem. Dopiero pozniej zdal sobie sprawe, jak sprytnie zostal wypytany, i jak cenne okaza sie jego wyjasnienia. Jaxom zdolal wprowadzic Kroniki pieciu Obrotow Obecnego Przejscia, zanim oslabl ze zmeczenia. Potrzebowal przerwy. Tak wiec, gdy uslyszal, ze ktos sie porusza na korytarzu, ucieszyl sie i cicho spytal: -Kto tam? -Jancis. Wrociles... Och! - Usmiechnela sie wchodzac do pokoju. - Zastapic cie? Jestes wyczerpany. Czy Sebell albo Menolly nie mogli sie tym zajac? -Nie, poniewaz Siwsp nie bedzie z nimi rozmawial dopoki nie zostana wpisani na jego liste. Jancis posmutniala. -Czasem sami sie przechytrzamy. Jaxomie, daj, teraz ja popracuje. Wez sobie klahu. Powinien byc nadal smaczny i goracy. - I biorac Kroniki z jego rak, zaczela rozkladac strony na panelu. - Uwazasz, ze Mistrz Robinton i inni mieli racje, ograniczajac dostep do Siwspa? -Chyba tak, bo nie wiadomo o co ludzie beda go pytac. - Jaxom pomyslal o tym, jak sam sie rozgadal, chociaz to Siwsp zadawal pytania. Wypil klah, ktory nie byl tak goracy jak lubil, ale mimo to poczul sie mniej zmeczony. Pijac zastanawial sie, jak zalatwic dopisanie do listy imienia swojej zony, Sharry. Byla niezwykle podekscytowana, kiedy powiedzial jej, ze Siwsp posiada wiedze medyczna. Miala dwoch pacjentow cierpiacych tak silne bole, ze nawet sok fellisowy nie mogl ich usmierzyc. Mistrz Oldive, proszony o rade, takze nie potrafil im pomoc. Oczywiscie Oldive, jako Mistrz Uzdrowiciel, bedzie mial pierwszenstwo w dostepie do Siwspa. Jaxom rzadko uzywal swoich przywilejow Lorda Warowni, tu jednak chodzilo o sprawe zycia i smierci, wiec nie zawaha sie i uczyni wyjatek dla zony. -To bedzie na razie wszystko, Mistrzu Jancis - odezwal sie Siwsp przytlumionym glosem. - Energia jest prawie wyczerpana. Potrzebuje godziny dobrego slonca, aby odnowic jej zasoby. Gdy odslonicie pozostale ogniwa, bede mogl pracowac dluzej. -Czy zrobilam cos zle? - wystraszyla sie Jancis. -Nie - uspokoil ja Jaxom. - Maszyna pobiera energie sloneczna z tych paneli, ktore ty i Piemur odsloniliscie na dachu, a slonce zaszlo juz dawno temu. - Ziewnal szeroko. - Jest pozno. Oboje powinnismy isc spac. Jancis zastanowila sie nad tym, potem siegnela po prawie pusty dzbanek. -Nie, ja sie rozbudzilam. Ty odpocznij, a ja przygotuje wiecej klahu. Bedziemy go potrzebowali mnostwo, kiedy rano ludzie zaczna sie schodzic. - Mowiac to, wybiegla z pokoju. Jaxom lubil Jancis. Nie tak dawno temu uczyli sie razem w Cechu Kowali. Jancis pracowala o wiele ciezej niz on i wykazywala ogromny talent w dziedzinie projektowania i rysunkow. Zaslugiwala na tytul Mistrza. Byl troche zaskoczony, kiedy ona i Piemur doszli do porozumienia, chociaz Sharra zaaprobowala to z calego serca. Twierdzila, ze samotne wedrowki po Poludniowym Kontynencie zachwialy rownowage psychiczna Piemura i teraz potrzebuje on solidnego zwiazku, ktory skieruje go na wlasciwa droge. Z drugiej strony, Jancis tez to wyjdzie na dobre, bo bezczelny mlody harfiarz pomoze jej nabrac pewnosci siebie i wyzbyc sie czesci kompleksow spowodowanych dorastaniem w cieniu wielkiego dziadka, Fandarela. Jaxom byl zmeczony, lecz wiedzial, ze nie zasnie. Poszedl wiec przewietrzyc sie. Skinal glowa znudzonym wartownikom, wyszedl na chlodne, nocne powietrze, i wspial sie na halde rozkopanej ziemi. Ruth czule do niego mruknal z innego pagorka, a Jaxom poslal swojemu bialemu smokowi pieszczotliwa mysl. Jaxom nawet nie wspomnial o tym Sharrze, ale odczuwal dziwne poczucie wlasnosci w stosunku do tego plaskowyzu, ktory on i Ruth pierwsi odkryli, a w szczegolnosci w stosunku do maszyny, ktora odkopali. Uslyszawszy, jak Siwsp wymienial imiona pierwszych kolonistow, Jaxom zastanawial sie, kim byli jego wlasni przodkowie. Wstydzil sie, ze jest potomkiem Faxa i moze wlasnie dlatego tak rzadko korzystal z tradycyjnych przywilejow Lorda Warowni. Inni Lordowie mieli wieksze powody do chwaly. Larad, Lord Telgaru, chociaz z natury skromny, teraz, gdy dowiedzial sie, ze pochodzi z rodu, ktoremu dali poczatek Sallah Telgar Andiyar i Tarvi Andiyar, musi czuc niezmierna dume. Groghe, Lord Warowni Fort, odznaczajacy sie zdrowym rozsadkiem, tez bedzie sie cieszyl, ze jego przodek byl bohaterem. Ale dlaczego Warownia Fort nie zostala nazwana imieniem walecznego admirala Bendena? Dlaczego Warownia Benden znajduje sie na wschodzie? I dlaczego Siwsp wie tak malo o smokach? Fascynujace. A przeciez to dopiero poczatek rewelacyjnych odkryc. Sluchalem, powiedzial Ruth szybujac ze swojej grzedy na halde, na ktorej stal Jaxom, tego, co mowilo to stworzenie, Siwsp. To prawda, ze powstalismy w wyniku eksperymentu? Ruth zblizyl sie i przytulil do swojego jezdzca. Co to jest eksperyment? Jaxom poslyszal oburzenie w glosie Rutha i stlumil smiech. -Najszczesliwsza rzecz, jaka mogla sie wydarzyc, drogi przyjacielu. I oczywiscie nie ma najmniejszego znaczenia, w jaki sposob ty i inne smoki powstaliscie - odrzekl zdecydowanie. - Poza tym, zawsze wiedzieliscie lepiej niz ktokolwiek inny na Pernie, ze smoki sa kuzynami jaszczurek ognistych. Wiec dlaczego mialoby cie dreczyc to, jak zostales stworzony? Nie wiem, odpowiedzial Ruth dziwnie przyciszonym, niepewnym tonem. Czy ten Siwsp to dobra rzecz? -Mam nadzieje, ze tak. - Jaxom musial sie chwile zastanowic nad odpowiedzia. - Mysle, ze od nas bedzie zalezalo, jak wykorzystamy jego wiedze. Jesli dzieki niemu Pern pozbedzie sie Nici... Wtedy smoki nie bylyby wiecej potrzebne, prawda? -Nonsens! - Jaxom powiedzial to ostrzej niz zamierzal. Zarzucil ramie wokol szyi Rutha, by dodac mu otuchy. Poglaskal go po policzku, a potem przytulil sie do jego barku. - Pern zawsze bedzie potrzebowal smokow. Gdyby Nici zniknely, moglibyscie zajac sie o wiele wazniejszymi i mniej niebezpiecznymi pracami, niz wypalanie ich z nieba. Nie martw sie o przyszlosc, przyjacielu. Jaxom zastanawial sie, czy F'lar, Lessa i F'nor slyszeli juz, ze smoki niepokoja sie o to, co bedzie z nimi dalej. Ale nawet gdyby takie wiadomosci juz do nich dotarly, nie przejeliby sie tym. Jezdzcy smokow byli calkowicie oddani sprawie pozbycia sie Nici z Pernu, a dla F'lara stalo sie to wprost obsesja. -Ruth, prosze, nie warto, bys sie tym zadreczal. Niebo bez Nici to, obawiam sie, daleka przyszlosc. Siwsp moze wiedziec o wiele wiecej od nas o oblokach Oorta, planetach i innych rzeczach, ale jest tylko maszyna, ktora mowi. A mowic jest latwo. Ciagle gladzac policzek Rutha, Jaxom rozgladal sie po osiedlu, ktore niegdys zamieszkiwali jego przodkowie. Tam, gdzie pospiesznie odkopano budynki, powstaly nieforemne pagorki. Tak ciezko pracowali, a wszystkie pomieszczenia okazaly sie puste. Dopiero w ostatnim odkopanym budynku znalezli prawdziwy skarb, ktory ukazal im prawde o ich przeszlosci. Czy bedzie to rowniez klucz do przyszlosci? Jaxom pocieszal swojego smoka, ale w glebi duszy zywil te same watpliwosci, ktore trapily Rutha. Moze F'lar popelnial blad pragnac ostatecznie wytepic Nici. Przeciez mogloby to nieuchronnie oznaczac koniec przydatnosci smokow. A jednak... zobaczyc ostatnia Nic za swojego zycia. Co wazniejsze, dzieki wiedzy Siwspa zycie na Pernie mogloby stac sie o tyle latwiejsze. Kto by tego nie chcial? Rozmyslajac o tym wszystkim, Jaxom zobaczyl, ze w budynkach, ktorych zespoly kopaczy uzywaly jako sypialni, zapalaja sie swiatla. Slonce jeszcze nie wzeszlo, ale najwidoczniej bylo wielu innych, ktorzy, tak jak on sam, spali niewiele tej nocy, podnieceni niesamowitym odkryciem. A co z obietnica pomocy, ktora zlozyl im Siwsp? Zlozyl, czy zlozylo? Mowienie o Siwspie jak o urzadzeniu wydawalo sie niegrzeczne, bo jego niewatpliwie meski glos byl tak gleboki i pelen zycia. Jednak Siwsp sam nazywal... nazywalo sie urzadzeniem, produktem nowoczesnej technologii i, pomimo calej jego wiedzy, byl to tylko nieozywiony przyrzad. Tym niemniej Jaxom stwierdzil, ze woli myslec o Siwspie jako o istocie z krwi i kosci, podobnej do niego samego. Zdal sobie zarazem sprawe, ze bedzie musial zmienic wiele z uprzednio zaakceptowanych pogladow, a to moze okazac sie trudne. Znajome warunki zycia sa takie wygodne! Ale istnienie nowego wyzwania sprawialo Jaxomowi przyjemnosc. Poczul niewiarygodne podniecenie na mysl o przyszlosci, ktorej nie moglby sobie nawet wyobrazic dwa dni wczesniej, kiedy on i Ruth pomagali Piemurowi i Jancis odkopywac ten budynek. Zmeczenie pierzchlo, ustepujac miejsca radosnemu oczekiwaniu na nowe wydarzenia. -To bedzie ekscytujace, Ruth. Pomysl o tym w ten sposob: wlasnie jak o ekscytujacym wyzwaniu. - Potarl palcami wyrostki nad okiem Rutha. - Nam obu przyda sie wyzwanie, cos nowego. Zycie stawalo sie nudne. Lepiej nie mow tego Sharrze - ostrzegl go Ruth. Jaxom usmiechnal sie radosnie. -Jak znam swoja zone, dla niej to tez bedzie wyzwanie. Zblizaja sie Ramoth, Mnementh, Canth, Lioth, Golanth i Moranth, oznajmil Ruth weselszym tonem. -Posilki, co? - Jaxom jeszcze raz mocno potarl wyrostki nad okiem Rutha. - Przynajmniej bedziesz mial towarzystwo. Ramoth jest naburmuszona, stwierdzil Ruth, nagle ostrozny. Canth mowi, ze w weyrze Lessy swiatla palily sie cala noc, a Ramoth rozmawiala dlugo z innymi krolowymi. Jego glos brzmial niespokojnie. -Nie martw sie Ruth, prosze. Wszystko bedzie dobrze. To jest nowy poczatek, taki jak przy Naznaczeniu. Chociaz lepszego dnia niz tamten juz nigdy nie przezyje. Ruth uniosl glowe, jego oczy nie byly juz pociemniale z zalu, lecz mienily sie radosnymi, niebiesko-zielonymi barwami. Nadciagajace smoki krazyly w gorze, ich fasetowe oczy jasnialy zielenia i blekitem na tle szarego swiatla switu. Gdy pochylily sie do ladowania, Jaxom zauwazyl, ze kazdy smok przywiozl dodatkowych pasazerow. Niektore zatrzymywaly sie tylko na tak dlugo, zeby ludzie mogli zsiasc, po czym startowaly znowu znikajac pomiedzy, jak tylko uzyskaly odpowiednia wysokosc. Inne ukladaly sie wygodnie na ziemi, podczas gdy ich jezdzcy i pasazerowie kierowali sie w strone budynku administracyjnego. Jaxom westchnal, serdecznie poklepal Rutha na pozegnanie i zsunal sie po pylistym zboczu, aby powitac nowo przybylych. Kiedy F'lar, Lessa i Mistrz Fandarel spotkali go w drzwiach, poinformowal ich, ze Siwsp odpoczywa. -Odpoczywa? - zachnela sie Lessa, zatrzymujac sie w pol kroku tak nagle, ze F'lar musial uskoczyc, by na nia nie wpasc. -Wyczerpala mu sie energia z ogniw slonecznych - wyjasnil Jaxom. -Ale... przeciez mowil, ze mozna zbudowac dwanascie dodatkowych stanowisk. - Mistrz Fandarel zaniepokoil sie, choc jednoczesnie trudno mu bylo uwierzyc w niewydolnosc Siwspa. -Ciszej, prosze, Mistrzu Fandarelu. Mistrz Robinton wciaz spi. - Jaxom mowil cichym glosem, aby dac przyklad innym. - Sprowadzilem Sebella i Menolly, przywiozlem tez Kroniki, ktore Mistrz Robinton chcial pokazac Siwspowi. Jancis i ja doszlismy do szostego Obrotu, zanim sie wylaczyl. Mowi, ze bedzie w porzadku po paru godzinach slonca. -Wiec gnalismy tu na zlamanie karku, a to cos nie dziala - oburzyla sie Lessa. -Jest mnostwo rzeczy, ktore mozemy zrobic czekajac na jego ozywienie - odrzekl Fandarel lagodzaco. -Na przyklad co? - zapytala Lessa. - Nie chce, zeby ludzie rozbijali sie po ciemku w jaskiniach. A F'lar i ja mamy pytania nie cierpiace zwloki. Obietnica cudu to jedno, a pokazanie go, to cos zupelnie innego. Zgodnie z zasadami uprzejmosci powinnismy pozwolic wszystkim Przywodcom Weyrow zobaczyc i uslyszec tego Siwspa gdyz, zapewniam was - dodala kpiaco - nie wierzyli w to, co sie tutaj stalo. A jesli przyjda, a tu nie bedzie nic do zobaczenia... - Urwala znaczaco. -Ja sam ledwo w to wierze - zauwazyl F'lar, rzucajac Jaxomowi krzywy usmieszek - wiec nie moge winic innych. -Mamy wiecej koszy z zarami niz potrzeba, zeby oswietlic jaskinie - powiedzial Mistrz Fandarel glosem, ktory w jego wlasnym mniemaniu byl tak cichy, ze nikogo by nie obudzil - i swit jest juz blisko. Moi rzemieslnicy moga zaczac montowac instalacje. Macie te rysunki? Fandarel jest zafascynowany opisem drukowanych stron wypadajacych ze sciany. O, wlasnie nadchodzi. - Bylo oczywiste, ze Mistrz Fandarel z zachwytem przyjal oferte Siwspa, ktory obiecal przywrocic Kroniki do stanu czytelnosci. -Gdzie sa Sebell i Menolly? - spytala Lessa, usilujac zobaczyc w ciemnosci korytarza pomieszczenie Siwspa. Jaxom zachichotal. -Odpoczywaja. Siwsp nawet sie nie odezwal przy nich. -Dlaczego? - spytala Lessa, zaskoczona. - Przeciez mowilismy mu, ze przyjda. -Ale nie ma ich na liscie. A chociaz ja jestem Lordem Warowni, a Jancis jest Mistrzem, nie bylo tu zadnego Przywodcy Weyru. Lessa nachmurzyla sie. -Wlasnie tego chcielismy, Lesso - przypomnial F'lar.- Teraz widze, ze moge ufac Siwspowi, skoro skrupulatnie slucha rozkazow, mimo ze jest tak potezny. Nagle zaskoczyl ich wszystkich basowy ryk, i dopiero po chwili zdali sobie sprawe, ze to smiech Fandarela. -Maszyna wykonuje to, do czego ja zaprojektowano. Popieram to. -Ty popierasz wszystko, co jest skuteczne - burknela Lessa. - Nawet, jesli czasami mija sie to ze zdrowym rozsadkiem. -Zbyt dlugo zylismy ze smokami - odparl F'lar, usmiechajac sie do swojej filigranowej towarzyszki - ktore wiedza, o czym myslimy nawet gdy nie wypowiadamy tego na glos. -Hm - mruknela Lessa z rozdraznieniem i rzucila mu cierpkie spojrzenie. -Wszyscy bedziemy musieli uczyc sie nowych rzeczy - powiedzial Fandarel. - I juz najwyzszy czas zaczynac. Jaxomie, bede potrzebowal kartek z rysunkami, ktore zrobil Siwsp, aby przekazac je Bendarkowi. Jaxom zebral kartki z plaskiego blatu, na ktorym zostawili je Piemur i Jancis. -Jancis poszla zrobic swiezy klah - poinformowal jeszcze Lesse. - Wkrotce powinna wrocic. -No, to idzcie sobie wszyscy - nakazala Lessa, odpychajac ich rekami. - Jaxomie, jesli jestes zdecydowany zajac sie jaskiniami, zabierz Fandarela na Ruthcie, dobrze? W ten sposob nie skreci sobie karku potykajac sie w ciemnosciach. Ja tu zaczekam na Jancis i Piemura. Rozdzial 2 Zanim jeszcze wzeszlo slonce, na Ladowisku zaczeli gromadzic sie ludzie pragnacy zobaczyc Siwspa. Wiesc o nim rozeszla sie tak szybko, jak szybko wkreca sie w ziemie Nic. Ciekawosc i niewiara sa potezna sila, wiec przychodzili z kazdego Cechu, Warowni i Weyru. Ku niezadowoleniu niektorych, przyczyna podniecenia wiekszosci nie byl olbrzymi zasob wiedzy Siwspa, lecz mozliwosc ujrzenia niezwyklych ruchomych obrazow, ktore to cudo rzekomo pokazywalo. Fandarel, nadzorujac poszukiwanie materialow z listy Siwspa, byl zajety w Jaskiniach Katarzyny. Breide, majac wiecej pomocnikow, niz potrzebowal, poczynil juz ogromne postepy w ostroznym oczyszczaniu pozostalych paneli slonecznych z popiolu i ziemi. Mistrz Esselin uwaznie studiowal rysunki Siwspa, poganiajac jednoczesnie ludzi Breide'a, ktorzy jego zdaniem nie usuwali piachu wystarczajaco szybko, aby i on wreszcie mogl zaczac swoja prace. Breide odwarkiwal, ze nie rozebral nawet budynkow, ktore mialy dostarczyc materialu pod rozbudowe, wiec o co Esselin sie wscieka? Lessa, slyszac klotnie, kazala im przestac zachowywac sie jak dzieciaki i zajac sie tym, co do nich nalezy. Potem z Menolly i Jancis znalazla wsrod kobiet chetne pomocnice do ciezkiej harowki przy czyszczeniu scian pokoi nie uzywanych od tysiecy Obrotow, i do wynoszenia popiolow, ktore przesypaly sie przez szpary w oknach i drzwiach. Najwiekszy pokoj, ktory wedlug kobiet byl pierwotnie przeznaczony na sale konferencyjna, zostal znow przygotowany w tym samym celu. Pamietajac co przechowywano w magazynach, Lessa poslala po meble: stoly, biurka i tyle krzesel, ile mozna bylo latwo wydobyc bez wchodzenia w droge Fandarelowi. Gdy kobiety wszystko wyszorowaly, ukazaly sie jasne kolory, przydajace sali wesolych akcentow. Najdalej polozone pomieszczenie zostalo zamienione w prywatna kwatere Mistrza Harfiarza Robintona, wyposazona w wygodne lozko, miekko wylozony fotel i stol. -Jedynym problemem bedzie naklonienie go, by z tego korzystal - powiedziala Lessa po raz ostatni przecierajac stol sciereczka. Miala smugi kurzu na policzkach, delikatnym nosie i silnie zarysowanej brodzie. Kosmyki jej dlugich czarnych wlosow wymykaly sie z warkoczy. Menolly i Jancis wymienily spojrzenia, aby zdecydowac, ktora powie Lessie, ze sie pobrudzila. Jancis pomyslala, ze wyglad Wladczyni Weyru, jak rowniez energiczne sprzatanie uczynily ja nagle bardziej przystepna. Mloda Mistrzyni Kowalstwa zawsze bala sie slynnej Lessy. -Jakos nigdy nie myslalam, ze zobacze Wladczynie Weyru Benden harujaca jak sluga - szepnela do Menolly. - Robi to z prawdziwym zacieciem. -Ma praktyke z czasow, kiedy ukrywala sie przed Faxem w Warowni Ruatha, zanim Naznaczyla Ramoth - wyjasnila jej Menolly z ponurym usmiechem. -Ale wyglada tak, jakby dobrze sie przy tym bawila - dziwila sie Jancis. I rzeczywiscie, tak bylo. Przywracajac brudny pokoj do stanu czystosci i porzadku Lessa miala poczucie, ze wykonuje uzyteczna prace. Przyniesiono mapy, ktore Lessa zamowila w archiwum Esselina, wiec razem z dziewczetami przymierzala je do roznych scian, aby zdecydowac, skad bedzie je najlepiej widac. -Czy naprawde powinnismy uzywac tych cennych dziel do takiego... - Jancis trudno bylo znalezc odpowiednie slowa. -Przyziemnego celu? - spytala Menolly z szerokim usmiechem. -Wlasnie. -Tak ich uzywano na poczatku - powiedziala Lessa wzruszajac ramionami. - A wiec dlaczego nie powiesic ich znowu? W miare, jak mijaly godziny ciezkiej pracy, Wladczyni Weyru odzyskiwala rownowage ducha. Odkrycie Siwspa i jego obietnica, ze pomoze F'larowi w ostatecznym wyeliminowaniu Nici, wstrzasnelo nia. Sama rowniez rozpaczliwie tego pragnela, prawie tak samo jak F'lar, ale obawiala sie konsekwencji. Poranny szal szorowania pozwolil jej czesciowo wyladowac niepokoj. Teraz juz czula, ze przez jej umysl i cialo przeplywa ozywczy nurt oczekiwania na niezwykle wydarzenia. -Skoro mapy nie zniszczaly - swoja droga, co za zdumiewajace materialy mieli osadnicy - rownie dobrze my mozemy uzyc ich zgodnie z celem, dla ktorego zostaly sporzadzone - mowila dalej szybko. Zdecydowala, ze "osadnicy" to mniej oniesmielajace slowo niz "przodkowie". Uwaznie przygladala sie mapom. - Poludniowy Kontynent jest naprawde wielki, prawda? - I usmiechnela sie, na wpol do siebie. - Jancis, podnies troche wyzej. Tak. Teraz jest prosto. Wygladzila na scianie mape Poludniowego Kontynentu. Potem, zadowolona, ustawila kolek i zdecydowanie wbila go kamieniem, ktory gdzies znalazla. Esselin tak dlugo sie wahal, czy dac im dwa kosze i lopate, ze nie chcialo jej sie prosic go o mlotek. Kamien byl rownie dobry. Odstapila z dziewczetami od sciany, aby podziwiac swoje dzielo. Nadal potrzebowala dluzszej chwili, zeby odczytac podpisy, wykonane literami o innym ksztalcie, niz przywykla. Zastanawiala sie, jak Siwsp dal sobie rade ze skurczonym, sciesnionym pismem Mistrza Arnora w Kronikach. Biedny Mistrz Arnor. I biedny Robinton, ktory poczul sie taki upokorzony, gdy zrozumial, ze mimo calej ciezkiej pracy, ktora Cech Harfiarzy wlozyl w utrzymywanie czystosci jezyka, zaszly w nim zmiany. A stary Arnor jest calkowicie niepodatny na zmiany. Dostanie spazmow, kiedy o tym uslyszy. Byla to jeszcze jedna strona odkrycia: wiedza i oczywista inteligencja stawialy Siwspa w pozycji Mistrza Mistrzow we wszystkich dyscyplinach. Oprocz, jak sie wydaje, wiedzy o smokach. Byc moze sugerowala sie tonem Siwspa, ale czy nie slyszala nuty podniecenia w tym normalnie zrownowazonym glosie, gdy rozmowa schodzila na smoki? -Tak, mapy tu pasuja, prawda? Nie tylko jako dekoracje. - Lessa usmiechnela sie do Jancis i Menolly. Pracujac z mloda zona Piemura upewnila sie, ze czeladnik harfiarski i wnuczka Fandarela stanowia dobrana pare. W pierwszej chwili wahala sie, czy nalezy wlaczyc Jancis do rejestru Siwspa, ale dzis rano pozbyla sie wszelkich watpliwosci. Jancis zasluguje na miejsce na liscie nie tylko dlatego, ze to dzieki niej znaleziono ten pokoj, a potem ciezko pracowala. Miala tez odpowiedni stosunek do Siwspa i do przyszlosci. Oczy Jancis lsnily, gdy przygladala sie mapie. -Stworzyli tyle cudownych rzeczy. Takich, ktore przetrwaly tysiace Obrotow. Materialy opierajace sie Nici. Przedmioty, ktore wzbogaca tez nasze zycie. -To prawda, ale jak mam to opisac - Menolly machnela reka w strone Siwspa - w balladzie, ktora wyjasni ludziom wydarzenia? -Zmiana w twoich zwyklych tematach, co? - rozesmiala sie Lessa. - Poradzisz sobie, Menolly, kochanie. Zawsze sobie swietnie radzisz. I nie trudz sie wyjasnianiem. Watpie, by nawet Mistrz Robinton mogl wyjasnic fenomen taki jak Siwsp. Przedstaw to jako wyzwanie, ktore wyrwie nas wszystkich z srod-Przejsciowej chandry. - Przysunela krzeslo, odruchowo przetarla je szmatka, i usiadla z glosnym westchnieniem. - Nie wiem jak wam, ale mnie z pewnoscia przydalby sie kubek goracego klahu. Jancis zerwala sie na rowne nogi. -I owoce, a takze paszteciki z miesem. Kucharz wstal przed switem, skarzac sie na tlumy do wykarmienia w tak krotkim czasie. Ale przygotowal wystarczajaca ilosc jedzenia, zupelnie jak na Zgromadzenie. Zaraz wroce. Menolly nadal rozmyslala o swoich sprawach. -Lesso - spytala powaznie - czy ludzie moga potraktowac Siwspa jak wyzwanie? Jaxom opowiedzial nam niewiarygodne rzeczy. Niektorzy po prostu nie zaakceptuja ich, nawet nie sprobuja. - Myslala o swoich ograniczonych rodzicach i innych osobach o rownie ciasnych umyslach, ktore spotkala podczas Obrotow spedzonych jako harfiarka. Lessa machnela z rezygnacja reka. -Ale znalezlismy te maszyne i musimy brnac dalej, nawet jezeli nasze odkrycie oznacza, ze trzeba bedzie dokonac bolesnych korekt w wiedzy o przeszlosci. Sluchanie o tym, jak osadnicy dotarli tutaj, bylo fascynujace. Te obrazy Pernu w kosmosie sa naprawde niesamowite. Nie mialam pojecia, ze to tak wyglada! A potem cala drzalam slyszac, jak odwaznie nasi przodkowie walczyli z Nicmi. My jestesmy przyzwyczajeni do walki z nimi nawet, jesli niektorzy mysleli, ze Przejscie sprzed czterystu Obrotow bylo ostatnie. - Jej usta wykrzywily sie ze zlosci na wspomnienie watpiacych. - Ale dla osadnikow musial to byc okropny szok. - Z przepraszajacym usmiechem lekko dotknela dloni Menolly. - Jestes jedna z tych, ktorzy naprawde zasluguja na uslyszenie tej historii, Menolly, ale gdy poslano po nas, nie mielismy pojecia, o co dokladnie chodzi. Moze Siwsp powtorzy ja dla ciebie i innych Mistrzow Harfiarzy, poniewaz jest to cos, co wasz Cech ma obowiazek rozpowszechniac. Wszystkie dzieci musza sie dowiedziec o naszym prawdziwym pochodzeniu. Bedziemy potrzebowac nowych Ballad Nauczajacych. Ale to Sebell o tym zadecyduje, prawda? - Wyraz twarzy Lessy znowu sie zmienil, najpierw odmalowal sie na niej zachwyt, potem nieufnosc. - Mowie ci, nie wierzylam wlasnym oczom i uszom, kiedy Siwsp powiedzial, ze to osadnicy, dzieki - jak to nazwal - inzynierii genetycznej, stworzyli nasze smoki. - Jej usmiech zabarwiony byl rozgoryczeniem. - Prawie czuje ulge, ze tak niewielu jezdzcow z przeszlosci pozostalo przy zyciu. Im rzeczywiscie byloby bardzo trudno to zaakceptowac. -A tobie ciezko jest pogodzic sie z tym, ze smoki sa przekonstruowanymi genetycznie jaszczurkami ognistymi? - spytala Menolly. Celowo zachowala sie zlosliwie, bo Lessa otwarcie przyznawala, ze nie lubi jaszczurek ognistych. Menolly zawsze musiala trzymac swoje z dala od Wladczyni Weyru. Lessa znow sie skrzywila, bardziej z przyzwyczajenia, niz ze zlosci. -One naprawde sa czasem okropnym uprzykrzeniem, Menolly. Czy dzisiaj zostawilas swoje w Cechu Harfiarzy? -Nie. - Menolly spojrzala wyzywajaco na Lesse. - Ale tylko Piekna, Skalka i Nurek przybyly tu ze mna. Dotrzymuja towarzystwa Ruthowi. Zawsze go uwielbialy. Lessa zamyslila sie. -Siwsp wspominal o Ruthcie, ale zdziwil sie widzac Ramoth, Mnementha i Cantha. Przy okazji zapytam go o to. Przynajmniej jest cos, co my mozemy wyjasnic Siwspowi. - Westchnela gleboko. - Ale jesli moze pomoc wykonczyc Nici na zawsze... Mam tylko nadzieje, ze moze! Wrazliwe harfiarskie ucho Menolly wychwycilo w glosie Lessy ton rozpaczy. Wladczyni Weyru zauwazyla jej spojrzenie i skinela powoli glowa, a jej oczy byly pelne smutku. -W tym okresie Przejscia, Menolly, bardzo potrzebujemy nadziei, ze zdolamy oczyscic niebo z Nici i zyc tak, jak zamierzali osadnicy. -Wedlug Jaxoma Siwsp twierdzi, ze istnieje taka mozliwosc! -Przynajmniej Jaxom powtarza wszystko dokladnie - powiedziala Lessa sucho. - Powinnas byla uslyszec niektore z plotek w Weyrze dzis rano. Harfiarz Weyru dopilnuje, by zostaly stlumione i by rozpowszechniano dokladne informacje. Nadzieja musi opierac sie na prawdziwych przeslankach. -Ale przeciez Siwsp uwaza, ze uda nam sie wytepic Nici! Lessa skinela glowa. -Tak. Bedziemy jednak musieli bardzo ciezko pracowac i wiele sie nauczyc. -Nawet to mogloby poprawic morale. I - Menolly dodala zywiej - jakie to cudowne, ze nasi przodkowie zdolali przezyc kazde Przejscie tracac tak niewiele. -Musieli sobie jakos radzic, tak jak i my musimy. Ale wiemy, ze mimo wszystko utracilismy wiele z naszej kultury. Gdyby Nici zostaly unicestwione... Och, jaka cudowna przyszlosc moglibysmy planowac! Spojrzenie Menolly napotkalo szeroko otwarte, rozgoraczkowane oczy Lessy. -Cudowna takze dla smokow i Weyrow? -Tak! - Gwaltowna odpowiedz Lessy zdziwila Menolly. - Tak, przyszlosc bez Nici bylaby nawet lepsza dla smokow i Weyrow. - Lessa wziela gleboki oddech i postukala palcem w mape. - Znowu mamy nowy swiat do odkrycia. - Pochylila sie i wpatrzyla w oznaczenia. - Ciekawe, co to bylo Honsiu. Wlasnie wtedy wrocila Jancis, niosac koszyk z dzbankiem klahu, kubkami i jedzeniem. Przynosila tez wiadomosci. -Powinnyscie zobaczyc co zrobiono, kiedy sprzatalysmy - powiedziala z radosnym usmiechem. - A takze tlum, ktory chce sie pogapic na Siwspa. - Lessa zerwala sie na rowne nogi, ale Jancis machnela reka, zeby znowu usiadla. - F'lar, Sebell i Mistrz Robinton maja wszystko pod kontrola. Lepiej cos zjedzmy. Prosze, Lesso, swieze owoce i smaczne, cieple paszteciki. Menolly, nalej prosze klah - powiedziala rozdajac owoce i paszteciki. -Jestes tak samo skuteczna jak twoj dziadek - zauwazyla Lessa z aprobata, sadowiac sie z powrotem na krzesle. Zapach cieplego pieczywa i miesa przypomnial jej, ze uplynelo duzo czasu od pospiesznie zjedzonej w Weyrze Benden owsianki. - Menolly, jak tylko zjesz, wpiszemy cie do rejestru Siwspa. Jancis, od kiedy Siwsp jest znow... dostepny? Jancis usmiechnela sie znad swojego kubka. -Wystarczajaco dlugo, zeby zaaprobowac lub odrzucic to, co dziadek sprowadzil z jaskin. Mistrzowie Wansor i Terry usiluja zrozumiec rysunek pokazujacy, jak zlozyc... komponenty. - Zawahala sie przez chwile uzywajac nieznanego slowa. - Poslali po Mistrza Szklarza Norista, gdyz dwa ekrany pekly. Siwsp chce sie dowiedziec, czy mamy umiejetnosc, "technologie", aby powielac material. Zachowuje sie bardzo dyplomatycznie, ale z pewnoscia trzyma wszystkich na najwyzszych obrotach. On... to... - Jancis speszyla sie i niepewnie popatrzyla na Lesse. - Jak mamy nazywac to cos? Siwsp mowi, ze jest maszyna, ale gdy slyszy sie jego piekny glos, wydaje sie, ze to czlowiek. -Piekny glos? - spytala Menolly. Sok z owocow splynal jej na brode, wiec pospiesznie ja wytarla. -Tak - potwierdzila Lessa usmiechajac sie na widok reakcji Menolly. - Siwsp ma naprawde piekny glos. Prawie tak samo dobry, jak glos Mistrza Robintona. -Powaznie? - Menolly, slyszac to porownanie z jej ukochanym Mistrzem, uniosla geste brwi. - Jakie to sprytne ze strony naszych przodkow - dodala, nie zwracajac uwagi na prowokacje Lessy. -Menolly, uczciwie cie ostrzegam - powiedziala Lessa, usmiechajac sie filuternie. - Ta rzecz jest doprawdy zadziwiajaca. Menolly odwzajemnila usmiech. -Dziekuje. Jak sadzisz, czy on moze znac muzyke naszych przodkow? -Spodziewalam sie tego pytania - rozesmiala sie Lessa. -Powiedzial - wtracila Jancis - ze w swoich bankach pamieci ma Programy Inzynieryjne i Kolonialno-Planetarne Zestawy, jak rowniez Kroniki kulturalne i historyczne, ktore kolonisci uznali za wazne. A muzyka jest istotnym elementem kultury, prawda? Lessa ukryla usmiech, zachwycona subtelnym przekomarzaniem sie Jancis. -Tak powinno byc. I o to spytam tego Siwspa w pierwszej kolejnosci. - Menolly nie dala wytracic sie z rownowagi, i spokojnie zabrala sie do jedzenia. -Siwsp jest inteligentnym narzedziem, ale jego glos brzmi zawsze tak samo, chociaz jest wyjatkowo mily - kontynuowala Lessa. - To tylko jeden glos, nawet jesli w tych olbrzymich bankach pamieci zawiera rowniez muzyke przodkow. W drzwiach pojawil sie F'lar. Wyraznie byl zmeczony. Lessa poznala to po tym, ze jak zwykle w chwilach napiecia, bezmyslnym gestem odgarnial z czola wlosy. -A, Lessa, tu jestes. Menolly, Robinton potrzebuje ciebie i Lesse. Musimy tez ustalic, kogo umiescic na liscie osob, ktore moga miec dostep do Siwspa, bo absolutnie wszyscy chca z nim rozmawiac. Jednak Piemur ma racje. Wiekszosc ludzi nie wierzy temu, co slyszy. - Przysiadl na stole i chwycil pasztecik. - Prawdopodobnie nie uwierza nawet wtedy, gdy juz go zobacza. -Nie mozemy ich za to winic - oswiadczyla Lessa. - Ale zadowalanie sceptykow to strata cennego czasu Siwspa. I naszego. Musimy sie naradzic. Jancis poderwala sie z miejsca, bo uwazala, ze nie zasluguje na to, by uczestniczyc w naradzie. -Nie dziecko, nie uciekaj. Narada nie odbedzie sie od razu. - Lessa parsknela smiechem. - Nie teraz, gdy wszyscy biegaja w kolko jakby poszaleli. Ale przynies wiecej naczyn, klah i jakis posilek. F'lar, prosze, zjedz cos. -Nie mam czasu. Jest tyle do zrobienia. - F'lar machnal reka, ale wrzucil do ust jeszcze jeden kawalek pasztecika. -A kiedy zamierzasz zrobic sobie przerwe na sniadanie? - spytala ostro Lessa. Wstala, zepchnela F'lara ze stolu i sila posadzila na najblizszym stolku. Polozyla przed nim reszte pasztecikow, napelnila wlasny kubek i dodala do klahu tyle slodzika, ile lubil. - Nie spales ostatniej nocy, i jesli nie zjesz, nie bedziesz sie nadawal do niczego. A teraz powiedz, kto ci sie naprzykrza? Czy mamy tu wystarczajaca liczbe Lordow Warowni, Mistrzow Cechow i Przywodcow Weyrow, by moc podejmowac decyzje? -Przybyli juz wszyscy Lordowie Warowni i Mistrzowie Rzemieslnicy, ktorych nie zdazylismy wezwac wczoraj - odparl F'lar, wyraznie zniecierpliwiony. -Chyba wyjasniles im... -Wszyscy wyjasnialismy - krzyknal F'lar, coraz bardziej poirytowany. - Wiemy, jak wielu ludzi zajmujacych wazne stanowiska jest przewrazliwionych na punkcie wlasnej godnosci, ale teraz chyba kazdy z nich zostal osobiscie obrazony tym, ze nie wezwano ich juz wczoraj. - Spogladajac spode lba ugryzl pasztecik i popil lykiem klahu. - A najbardziej skarza sie ci, ktorzy, jak dotad, nie zwracali najmniejszej uwagi na to, co sie dzieje na Ladowisku. -W jaki sposob sie dowiedzieli? - spytala zdziwiona Lessa. F'lar usmiechnal sie ironicznie i rzucil niechetne spojrzenie na Menolly. -Zgadnij. Harfiarka jeknela i ukryla twarz w dloniach. -Znowu te przeklete jaszczurki ogniste! - rozzloscila sie Lessa. - I na dodatek przybyli na smokach! F'lar skrzywil sie i znow zaczal odgarniac wlosy z czola. -Nie powinienem byl przydzielac jezdzcow Cechom i Warowniom. Korzystaja z tej uprzejmosci tak, jakby smoki byly biegusami. -Och, no coz, kazda rzecz ma swoje dobre i zle strony, a ta uprzejmosc z pewnoscia poprawila stosunki z Warowniami i Cechami. W tej chwili stanowi to tylko niewielka niewygode. Mimo wszystko, Lordowie i Mistrzowie musza poznac Siwspa. Niektorzy, ci o bardziej zacofanych pogladach, i tak nie uwierza swiadectwu wlasnych oczu. Ale skoro zebralo sie juz tyle gapiow, rownie dobrze mozna pozwolic im na zaznajomienie sie ze Siwspem. -No tak - zzymal sie F'lar, wymachujac drugim pasztecikiem. - Sebell wpuszcza ich po kilku naraz i przerywa spotkania, gdy Siwsp jest potrzebny do kontynuowania biezacej pracy. Wiekszosc z nich odchodzi krecac glowa i probujac ukryc oszolomienie. Bardzo niewielu zrozumialo, ile zyskamy dzieki tej maszynie. - Uderzyl piescia w stol. - Kiedy pomysle, ile kiedys mielismy, kim bylismy! I kim znowu mozemy byc dzieki Siwspowi! Lessa usmiechnela sie widzac jego zaangazowanie. -Zgodnie z tym, co mowi Siwsp, nawet Ladowiska nie zbudowano w jeden dzien. - Zaczela masowac napiete miesnie na karku i barkach meza. - Jedz, kochany. Juz raz poradzilismy sobie z niedowiarkami. Zrobimy to znowu na nasz wlasny, niezrownany sposob. - Pochylila sie i pocalowala go w policzek. -A ty, tak jak zwykle, radzisz sobie ze mna, prawda? - F'lar usmiechnal sie do niej ze smutkiem. Lessa spojrzala na niego z lekka uraza. Wrocila na swoje krzeslo i zabrala sie za przerwane sniadanie. -Dodaje ci otuchy, kochanie moje. - W jej umysle rozleglo sie niedowierzajace parskniecie Mnementha. - Nie psuj efektu - powiedziala spizowemu smokowi. Dobrze, odparl rozespany Mnementh. Na tym Ladowisku slonce jest rozkosznie cieple. Ramoth entuzjastycznie przyznala mu racje. W drzwiach pojawil sie Sebell, uklonil sie Lessie i F'larowi, a potem skinal na Menolly. -Mistrz Robinton chce, zeby Menolly dopisano do listy. N'ton wyrazi zgode w imieniu Przywodcow Weyrow. A Fandarel zlapal Jancis w drodze do kuchni. Jest potrzebna do szkicowania. Ktos inny przyniesie klah i jedzenie. - Sebell poczestowal sie ostatnim pasztecikiem. - Urzadzilyscie tu doskonala sale konferencyjna. - I, obejmujac Menolly przez plecy, wyprowadzil ja z pokoju. Lessa rzucila wymowne spojrzenie na malzonka, on obdarzyl ja serdecznym usmiechem, a potem zarlocznie dokonczyl pasztecik i siegnal po owoc. -A ty jestes na liscie? - spytala Menolly Sebella, gdy juz wyszli na korytarz. Sebell tylko sie usmiechnal i przytulil ja. Szli rownym krokiem. Tak jak juz nie raz, Sebell dziwil sie swemu szczesciu. Udalo mu sie zdobyc Menolly na swoja towarzyszke. Nie mial nic przeciwko temu, ze czesc jej serca nalezala do Mistrza Robintona. On sam tez byl bardzo oddany staremu harfiarzowi, darzyl go szacunkiem i calkowita lojalnoscia. Ale Menolly byla radoscia jego zycia. -Jak dlugo mamy jeszcze czekac? - spytal ostro Oterel, Lord Warowni Tillek, patrzac spode lba, gdy dwoje harfiarzy mijalo go na korytarzu. -Pokoj jest maly, Lordzie Oterelu, a pracy duzo - powiedzial Sebell lagodnie. -Moze i jest maly, ale Fandarel i pierwszy lepszy jego rzemieslnik siedza tam godzinami. A teraz przywlokl jeszcze swoja wnuczke - skarzyl sie zrzedliwie Oterel. -Gdybys umial rysowac tak dobrze jak ona, Lordzie Oterelu - zakpila Menolly - niewatpliwie bylbys w srodku. - Nie lubila skwaszonego starego Lorda Tilleku od chwili, gdy tak gwaltownie sprzeciwil sie, by nadano jej status Mistrza. Oterel spojrzal na nia ze zloscia. Stojacy obok Lord Toronas z Warowni Benden zaslonil dlonia usta, by ukryc usmiech. -Kobieto, jestes bezczelna, zbyt bezczelna! Hanbisz swoj Cech. Sebell spojrzal na niego przeciagle i pociagnal Menolly do malego pokoju Siwspa. Bylo tam goraco i duszno. Stolki ustawiono tak blisko siebie, ze Menolly zastanawiala sie, jak Jancis, Piemur, Terry i inny kowal, ktorego nie rozpoznala, mogli w ogole rysowac. Fandarel krazyl nad nimi, podczas gdy N'ton oparl sie leniwie o sciane. Nagle zobaczyla ekran, ukazujacy nieznane obiekty tak wyraznie, jakby do srodka tego Siwspa dostaly sie w jakis sposob rzeczywiste przedmioty. -A teraz, kiedy uzyskalismy polaczenie z F-322RH... - Bogaty, pieknie modulowany glos sprawil, ze Menolly sapnela ze zdziwienia. Rozejrzala sie wokol szukajac osoby, ktora to mowila, i napotkala wzrok Sebella, rozbawionego jej reakcja. - ...obwod zostanie zamkniety. Dodajcie te tablice do juz zainstalowanych, i wroccie po nastepna instrukcje. Cala czworka wyszla, cicho rozmawiajac. N'ton zblizyl sie do ekranu, a Fandarel odchrzaknal. -My trzej: N'ton, Przywodca Weyru; ja, Fandarel, Mistrz Cechu, i Mistrz Harfiarz Sebell, prosimy, abys dolaczyl Mistrza Menolly z Cechu Harfiarzy do listy osob upowaznionych do rozmow z toba. -Czy Mistrz Menolly zechce przemowic, abym otrzymal wzor jej glosu? -Wzor glosu? - spytala Menolly, nie rozumiejac, o co chodzi. -Tak. Ludzki glos jest bardziej skutecznym srodkiem identyfikacji niz wyglad fizyczny, ktory moze zostac skopiowany. Natomiast wlasciwosci glosu nie mozna skopiowac. Tak wiec musisz przemowic, zebym mogl zarejestrowac twoja tozsamosc. Menolly, slyszac te niezwykla prosbe i wspanialy glos, po raz pierwszy w zyciu oniemiala. Spojrzala bezradnie na Sebella, ktory zachecajaco pstryknal palcami i usmiechnal sie, podczas gdy N'ton bezglosnie formulowal slowa, ktore Menolly miala imitowac. -Jestem Menolly, niegdys z Warowni Morskiego Polkola, i spiewam lepiej niz mowie... - zaczela speszona, lekko sie zajakujac. Potem przestraszyla sie, ze jej jakanie jest rejestrowane. Mistrz Fandarel gestem nakazal jej mowic dalej. -Moja ranga to Mistrz Cechu Harfiarzy. Komponuje muzyke i pisze slowa. Mistrz Sebell - wskazala palcem - jest moim towarzyszem zycia. Mamy troje dzieci. Czy to wystarczy? -Wystarczy, bo twoj glos ma bardzo charakterystyczne brzmienie - orzekl Siwsp. - Powiedz mi, macie kopie muzyki, ktora piszesz? Chcialbym je wlaczyc do glownych katalogow. -Chcesz dolaczyc moje piesni? - wykrzyknela ze zdumieniem Menolly. -Muzyka byla bardzo wazna dla waszych przodkow. -Czy masz ja w swojej pamieci? - Menolly byla tak podniecona, ze z trudnoscia zachowywala zwykla harfiarska dykcje. -Istnieje obszerny katalog, pokrywajacy okres ponad dwoch tysiecy lat. -Ale ty mozesz sie poslugiwac tylko jednym glosem? Zapadla chwila ciszy. -Nie byloby wlasciwe uzywac rozmaitych glosow podczas rozmowy. Moge jednak odtwarzac muzyke w jej roznorodnych formach. -Naprawde? - Menolly zdala sobie sprawe, ze Sebell smieje sie, a N'ton patrzy na nia z rozbawieniem. -Przyjdzie pora i na nas, moja sliczna - powiedzial Sebell cicho. - Obiecuje ci to. Mistrz Robinton jest rownie zainteresowany jak my, ale sa pilniejsze sprawy. Menolly przelknela rozczarowanie i spojrzala bezradnie na Sebella. -Pojde juz - odezwal sie Fandarel. - Siwspie, wybieramy sie nad rzeke. Musimy sie zorientowac, jak mozna zrekonstruowac elektrownie. Jezdzcy smokow polecieli po moje niklowo-kadmowe baterie, jak to nazywasz. -Czy Mistrz Facenden rozumie, jak nalezy je przylaczyc do dodatkowych punktow poboru mocy? - spytal Siwsp. -Tak, wyjasnilem mu to bardzo dokladnie. Zbuduje takze oslony, aby powstrzymac nieostroznych od dotykania cieczy lub kabli. N'ton, badz tak dobry i wyznacz jezdzcow smokow, ktorzy zabiora nas w gore rzeki, do tamy. Fandarel i N'ton wyszli z pokoju. Na korytarzu obaj zignorowali ludzi czekajacych przed drzwiami, chociaz ci rzucili sie na nich z pytaniami. Sebell, chcac, by Menolly uczestniczyla we wszystkich wydarzeniach, a takze dbajac o to, by nikt nie okazal jej lekcewazenia, poprosil, by zajela jeden ze stolkow, i dopiero potem zaprosil do pokoju Lordow Oterela, Sigomala, Toronasa i Warbreta. Oterel wepchnal sie pierwszy z triumfalnym wyrazem twarzy, ktory jednak bladl w miare, jak zaczal sie orientowac, co znajduje sie w pokoju. Kiedy wszyscy czterej juz weszli, Sebell przedstawil ich Siwspowi. -Milo mi was poznac, Lordowie - powital ich uprzejmie Siwsp. Menolly uslyszala w jego glebokim glosie nute szacunku. - Wkrotce moja sala zostanie powiekszona i bedzie mogla pomiescic liczniejsza publicznosc. Sebell napotkal wzrok Menolly i mrugnal do niej. Oboje docenili takt Siwspa. -Widzisz nas? - spytal Oterel, nadal szukajac czegos, co - Menolly gotowa sie byla zalozyc - moglby uznac za oczy. -Czujniki wizualne rejestruja obecnosc kazdego z was. Jesli kiedys znow tu wrocicie, z pewnoscia zostaniecie rozpoznani. Menolly pospiesznie zakryla usta dlonia. Nie byloby dobrze, gdyby Oterel zobaczyl, ze smieje sie z jego zmieszania. Siwsp zachowuje sie tak, jakby byl harfiarzem, pomyslala. Skad wiedzial, jak traktowac tego starego nudziarza? Czy Sebell go ostrzegl? -Nie masz oczu - powiedzial Oterel klotliwie. -Oczami maszyny sa czujniki wizualne, Lordzie Oterelu. -Podobno znales naszych przodkow - odezwal sie Lord Sigomal, podczas gdy Oterel rozmyslal nad ukryta sugestia, ze oczy moga byc czyms gorszym. - Czy mozesz mi powiedziec, kim byli moi? -Lordzie Sigomalu - odpowiedzial Siwsp, a jego glos brzmial przepraszajaco - nie mam az tak dokladnych danych. Lista imion osadnikow, ktorzy przeniesli sie do Warowni Fort jest przygotowywana, i bedzie dostepna dla kazdego, kto jej zazada. Twoje wlasne Kroniki Warowni prawdopodobnie wyszczegolniaja zalozycieli Bitry. Moze ucieszy cie informacja, ze twoja prowincja zostala nazwana imieniem jednej z kobiet pilotow wahadlowcow, Avril Bitry. Menolly zastanowila dziwna, skrocona forma przekazania informacji. Siwsp mial niewiarygodnie gietki glos, zdolny do niezwyklych zmian dynamicznych i wyrazania pogladow barwa tonu. Moze warto byloby sklonic Mistrza Shonagara, ekscentrycznego nauczyciela dykcji i ustawienia glosu w Cechu, aby opuscil swoja siedzibe i uslyszal cos tak cudownego. -Czy lista przodkow to wszystko, co mozesz dostarczyc? Nie na wiele nam sie to przyda! - wykrzyknal Oterel, bardzo niezadowolony. -Jesli chodzi o twoja Warownie, Lordzie Oterelu, mozna przypuszczac, ze zostala zalozona przez Jamesa Tilleka, kapitana "Bahrainu", czlowieka, ktory wykazal sie wielkimi umiejetnosciami i talentem jako zeglarz i odkrywca. Albo nazwano tak te Warownie na jego czesc. Oterel napuszyl sie, pelen poczucia wielkosci. -Lordzie Toronasie i Lordzie Warbrecie, niestety wasze Warownie zalozono dlugo po tym, jak ustal doplyw danych. Czy moglbym dolaczyc wasze Kroniki do zbioru informacji z tego okresu? Byloby to pomocne dla zrozumienia, jak funkcjonuje instytucja Warowni. Trzeba zebrac bardzo wiele danych zanim zdolamy w pelni docenic to, co stworzyliscie tu, na Pernie. W tym momencie wszedl Mistrz Wansor. Czytal jakas kartke i komentowal ja pod nosem. Poniewaz nie odrywal oczu od swojej lektury, wpadl na siedzacego Warbreta. Grzecznie przeprosil, ale i tak narazil sie Oterelowi, ktory oskarzyl go o nieuprzejmosc wobec Lordow Warowni. -Mam tylko jedno male pytanie, ale niezmiernie pilne - tlumaczyl sie Wansor lagodnym, pelnym skruchy glosem. -Mistrzu Wansorze, wystarczy umiescic kartke na panelu. Odczytam ja i udziele odpowiedzi - przypomnial mu Siwsp niezwykle grzecznie. Menolly uniosla brwi. Niewielu ludzi odnosilo sie do Mistrza Wansora tak, jak na to zaslugiwal dzieki swoim umiejetnosciom. -Och, tak, ciagle zapominam - mruknal Mistrz Wansor. Przepraszajac, przesliznal sie miedzy stolkami do panelu kontrolnego. Okragly, maly, bezpretensjonalny starszy czlowiek, musial nisko sie pochylic, aby slabymi oczami zobaczyc, gdzie umiescic kartke. Panel rozjasnil sie jeszcze bardziej. - Ach, tak! - I porzadnie przyklepal kartke. -Lordzie Toronasie, twoja Warownia najprawdopodobniej nosi taka nazwe dla uczczenia pamieci admirala Paula Bendena - informowal dalej Siwsp, podczas gdy kilka szybkich blyskow na panelu poinformowalo Menolly, ze w tym samym czasie urzadzenie zajmuje sie kartka Wansora. Potem, zadziwiajac wszystkich, glowny ekran ukazal obraz przystojnego mezczyzny, z twarza swiadczaca o silnym charakterze. To czlowiek, ktoremu mozna bylo ufac, pomyslala Menolly. Uderzylo ja, ze Siwsp go znal i kiedys mogl z nim bezposrednio rozmawiac. A teraz Paul Benden nie zyl od tysiecy Obrotow. Jednak jego nazwisko nie poszlo w zapomnienie. - Admiral Benden, wspanialy dowodca - mowil dalej Siwsp. - Utrzymywal jednosc wsrod osadnikow, zawsze podnosil ich na duchu, wyratowal ich w czasie kataklizmu. Dzieki niemu zalozyli bezpieczny dom na Polnocnym Kontynencie. -A ja jestem jego krewnym? - spytal Toronas. Menolly wyczula w jego glosie pokore, ktorej nie objawil Oterel. - Niestety, nie mozemy juz odczytac naszych najstarszych Kronik, by sie tego dowiedziec. Lordowie Warowni czekali na odpowiedz Siwspa, a Wansor wyszedl po cichu. -Calkiem mozliwe, ze jestes jego bezposrednim potomkiem - odparl Siwsp. - Z malzenstwa Paula Bendena i Ju Adjai zarejestrowano czworo dzieci. Jesli przyniesiesz swoje Kroniki, moze zdolam je odcyfrowac. Istnieje program, ktory w specjalnym swietle czasami moze przywrocic utracone slowa. Menolly oczarowana sluchala, jak Siwsp madrze i w tak osobisty sposob radzi sobie z Sigomalem i Warbretem, nie urazajac ich godnosci. Juz od jakiegos czasu przy drzwiach krecili sie niezdecydowanie Jancis, Piemur i Benelek. Kazde z nich trzymalo w rekach po kilka kartek. Wreszcie Piemur zaszelescil swoimi, zeby zwrocic uwage Sebella. Mistrz Harfiarz z szacunkiem powiedzial Lordom Warowni, ze Siwsp musi znow przeprowadzic konsultacje, i uprzejmie wskazal gestem, aby wyszli. Oterel mruknal cos gniewnie, ale Sigomal zaraz wstal i ujal starego Lorda Tilleku za ramie. -Duszno tutaj, Oterelu. Zbyt duszno, by zostac dluzej, ale zamierzam poszukac Kronik i wtedy zobaczymy, co ten Siwsp z nich wyczyta. A teraz juz chodzmy. -Manipuluje nimi jak marionetkami - szepnela Menolly, kiedy Sigomal wyprowadzil pozostalych Lordow Warowni z pokoju. -Mistrz Robinton poradzil mi, bym poslugiwal sie pochlebstwami i zachowywal taktownie - wyjasnil jej Siwsp - a juz zwlaszcza wobec tych, ktorzy nie moga uzyskac dluzszej rozmowy. -Jak mogles mnie uslyszec? - spytala Menolly, zmieszana, ze do Siwspa doszedl jej szept. -Mistrzu Menolly, siedzisz obok receptora. Wzrok Menolly napotkal rozbawione spojrzenie Sebella. Dlaczego wczesniej jej nie ostrzegl? -Menolly, nie rozpraszaj Siwspa - zganil ja Piemur, ukladajac swoje papiery na panelu. -Mistrz Menolly mnie nie rozprasza - odrzekl Siwsp lagodnie. - Prosze o nastepna strone, Piemurze. -Czy naprawde mozesz odczytac te zaplesniale Kroniki? - spytala Menolly. -Nalezy przynajmniej sprobowac. Atrament, ktorego uzywano do pisania Kronik sprowadzonych przez was w nocy, jest niezniszczalny i poddaje sie pewnym technikom odczytu. Jednak bedzie potrzebna pomoc czlowieka. Dokumenty do skanowania trzeba przygotowywac recznie. Chwilowo ta praca zostala zawieszona. -Zawieszona? - Menolly byla zachwycona niezwyklym, ale obrazowym wyrazeniem. Uslyszala kroki na korytarzu i zobaczyla grupke ludzi obladowanych kartonami, wchodzacych do pokoju. Byli wsrod nich F'lessan i F'nor. -Zostawie was samych - powiedziala niechetnie. -Zaczekaj - zatrzymal ja Sebell. -Wyglada na to, ze przynosicie tu cala zawartosc jaskin. Czy nie byloby wygodniej przeniesc tam Siwspa? - zapytala. -To niemozliwe - odparl Siwsp tak stanowczym tonem, jakiego Menolly jeszcze nigdy od niego nie slyszala. - Musze pozostac na swoim miejscu, albo nie bede mial dostepu do "Yokohamy". -Och, Siwsp, ja tylko zartowalam - powiedziala Menolly przepraszajaco. Do pokoju wchodzilo coraz wiecej jezdzcow smokow, wiec Menolly przesuwala sie pod sciane, tam, gdzie przedtem siedzial N'ton. Przygladala sie, jak przekazuja Siwspowi karton za kartonem. Maszyna albo je odrzucala, albo odsylala do pokoi, gdzie pomocnicy probowali montowac instalacje, ktora umozliwi wiekszej liczbie ludzi dostep. Zaden jezdziec nie wydawal sie zdziwiony widzac Menolly, a usmiech F'lessana nawet w obecnosci tego niezwyklego urzadzenia nie stracil nic ze swojej zwyklej wyzszosci. Ale tez syn F'lara i Lessy nie traktowal powaznie niczego, procz swojego smoka Golantha. Mirrim podazala tuz za T'gellanem. Ta dwojka ze Wschodniego Weyru nigdy nie rozstawala sie na dlugo odkad oswiadczyli, ze zyja razem. A Mirrim z pewnoscia rozkwitla i uspokoila sie w cieple uczucia T'gellana, zauwazyla Menolly. -Nie widzialam cie tutaj wczesniej - powiedziala Mirrim po cichu do Menolly czekajac, az jej ladunek zostanie oceniony przez Siwspa. -Och, przyjechalam pozno w nocy z Kronikami obecnego Przejscia - odparla Menolly. - Potem dopadla mnie Lessa i wyznaczyla prace. - Wyciagnela swoje silne rece, pokazujac palce pokryte odciskami i nadal pomarszczone od wody. Mirrim wywrocila oczami. -Mam szczescie, ze przydzielono mi znoszenie tych wszystkich rzeczy. Porozmawiajmy pozniej, dobrze? Musze juz isc - dodala usmiechajac sie radosnie. - T'gellan macha na mnie. - Uniosla karton w strone ekranu Siwspa. Kiedy Siwsp ustalil, co z nowego ladunku bedzie mu potrzebne i jezdzcy wrocili do swoich zajec, Sebell skinal na Mistrzow Cechow, zeby weszli i zostali przedstawieni. I znow maszyna zajela sie wszystkimi uprzejmie, choc krotko. Potem Siwsp poprosil o Kroniki rzemiosl. Gdy juz wszyscy obcy wyszli, Menolly podeszla do Sebella. -Jak Siwsp znajdzie czas, aby przeczytac tak wiele Kronik? - spytala szeptem. -Nie musi spac, potrzebuje wylacznie pradu - odpowiedzial Sebell. - Gdybysmy mogli dostarczyc mu energii w nocy, gdy ogniwa sloneczne nie moga dzialac, pracowalby przez cala dobe. - Siwsp, nie potrzebujesz snu, prawda? -Dzialam tak dlugo, jak dlugo otrzymuje dostateczna ilosc energii. Sen to ludzka potrzeba. Sebell puscil oczko do Menolly. -Nie masz zadnych ludzkich potrzeb? - Menolly domagala sie wyjasnien od Siwspa. Stanela na wprost ekranu i wepchnela piesci za pasek. -Jestem zaprogramowany do optymalnego uzytku zgodnie z zyczeniem czlowieka. -Siwspie, czyzbym uslyszala obraze w twoim glosie? -Zaprogramowano mnie tak, abym sie nie obrazal. Menolly musiala sie rozesmiac. Pozniej zdala sobie sprawe, ze to wlasnie wtedy Siwsp stal sie dla niej osobowoscia, i przestala myslec o nim wylacznie jak o wspanialej maszynie wynalezionej przez przodkow. -Menolly? - zawolal Robinton z drugiego konca korytarza, po raz pierwszy oproznionego z naprzykrzajacych sie gosci. - Czy Sebell jest z toba? Sebell przesunal sie tak, by Mistrz Harfiarz go zobaczyl. -Czy moglabys go zastapic przy Siwspie? - poprosil Robinton. - Zebralo sie dosc Osob, bysmy mogli urzadzic narade. Sebell polozyl dlon na ramieniu Menolly, by dodac jej otuchy. - Widzialas, jak prowadzilem spotkania nowych ludzi z maszyna - powiedzial. - Jesli ktos jeszcze sie pojawi, po prostu przedstaw go. -To nie zadzialalo w nocy, kiedy Piemur sprobowal przedstawic mnie - pozalila sie Menolly. Sebell uspokajajaco scisnal jej ranie. -Mistrz Robinton i F'lar wprowadzili zmiany do protokolu. -Co to jest protokol? -Tego slowa uzywa Siwsp, gdy nie chce mowic o ustaleniach czy uprzejmosci. - Pocalowal ja szybko w policzek. - Jezeli na naradzie bedzie mowa o czyms ciekawym, wszystko ci powtorze, przeciez wiesz o tym. -Wiem i jestem zadowolona, ze nie musze wysiadywac na jeszcze jednej - zawolala za nim, gdy je biegl korytarzem do Mistrza Robintona. Sebell rzeczywiscie wiedzial, ze Menolly nienawidzi formalnych ceremonii. A moze teraz to sie bedzie nazywalo "protokoly"? Menolly usmiechnela sie do siebie, a potem zdala sobie sprawe, ze jest sama z Siwspem. -Siwsp, czy moglbys pokazac mi, jak brzmiala muzyka przodkow? -Wokalna, kameralna, symfoniczna? -Wokalna - odpowiedziala Menolly bez wahania, obiecujac sobie, ze uslyszy tez inne formy, gdy tylko bedzie miala okazje. -Klasyczna, antyczna, nowoczesna? Wspolczesny folk, czy popularne piesni? Z instrumentalnym akompaniamentem, a moze a cappella? -Skoro mamy wolna chwile, pozwol mi uslyszec cokolwiek. -Cokolwiek jest nieprecyzyjna kategoria. Sprecyzuj. -Wokalna, popularna, z instrumentami. -Odtworze ci piesn, ktora zostali nagrana podczas Uroczystosci Ladowania. I nagle pokoj wypelnil sie muzyka. Menolly natychmiast rozpoznala kilka instrumentow: gitare, skrzypce i dzwieki jakichs piszczalek, a potem glosy, niewyuczone, lecz entuzjastyczne i muzykalne. Melodia byla przejmujaco znajoma, jednak nie rozumiala slow, choc spiewajacy mieli dobra dykcje. Co za niewiarygodna jakosc dzwieku! Nie zniszczona przez czas, tak jakby muzycy i spiewacy byli obecni w tym pokoju. Kiedy piesn sie skonczyla, Menolly jeszcze dlugo milczala. -Jestes zadowolona, Mistrzu Menolly? Menolly, slyszac normalny glos Siwspa, odzyskala panowanie nad soba. -Och, to bylo cudowne! Ja tez znam te melodie. Jak... osadnicy - tak, pomyslala, Lessa miala racje nazywajac ich tym mniej oniesmielajacym mianem. - Jak nazywa sie ten utwor? -To "Dom na Prerii". Jest zaklasyfikowana jako zachodnioamerykanska muzyka ludowa. Ma wiele wersji, i wszystkie zostaly wlaczone do plikow, gdyz ludzie to uwielbiali. Menolly poprosilaby, zeby Siwsp odegral jej znacznie wiecej melodii, ale niestety do pokoju wszedl Piemur. Niosl dziwaczne urzadzenie, z szeroka wstega cienkich paskow zwisajacych z jednej strony. Przod urzadzenia przypominal czesc blatu Siwspa, z seriami wklesniec w pieciu uporzadkowanych rzedach pod cienka plachta czegos, co wygladalo na plastik. -Piemurze, poloz to laskawie na panelu. Na wysokosci twojej glowy - poprosil Siwsp. - Zapadlo dlugie milczenie, potrzebne na ocene. - Wyglada na to, ze czesci zostaly wlasciwie zlozone. Ostatecznym sprawdzianem bedzie aktywacja, ale z tym musimy poczekac na zrodlo energii. Jak Mistrz Terry radzi sobie z okablowaniem? -Nie wiem. Pracuje w innym pokoju. Zaraz pojde sprawdzic. Menolly, prosze, potrzymaj te tacke. Wolalbym jej nie upuscic. - Usmiechajac sie sowizdrzalsko, Piemur zlozyl swoj ciezar w jej ramionach i wybiegl na korytarz. -Co tu masz? - spytala Jancis, zjawiajac sie z podobnym przedmiotem w dloniach. Menolly wyjasnila, o co chodzi, i obserwowala, jak Jancis powtarza czynnosci Piemura. Zaraz za nia przyszedl Benelek, madry syn Lorda Groghe'a, ktory byl teraz uzdolnionym czeladnikiem kowalskim. Wedlug Fandarela, mial on mnostwo nowych pomyslow. Menolly nie byla wiec wcale zdziwiona widzac, ze Benelek tu pracuje. Gdy tylko Siwsp zaaprobowal ich dzialania, Benelek spytal, o jakiej porze moze sie do niego podlaczyc. -Gdy tylko bedzie prad. Tak wiec, czeladniku Benelku, podczas gdy i tak musisz czekac, byloby dobrze gdybys zabral sie za skladanie terminali - odparl Siwsp. - Z czesciami, ktore juz mamy, mozna zlozyc co najmniej dziesiec. W dwoch trzeba wymienic ekrany. Mam nadzieje, ze Mistrz szklarski bedzie tak dobry i zajmie sie tym. -Naprawde nie rozumiem, Siwspie, jak bedziesz mogl poradzic sobie z dwunastoma osobami jednoczesnie - zastanawiala sie na glos Menolly. -Grasz na wiecej niz jednym instrumencie, prawda? To znaczy, o ile poprawnie zrozumialem sposob nauczania w twoim Cechu. -Tak, ale nie jednoczesnie. -Ja skladam sie z wielu czesci, ktore moga dzialac osobno w tym samym czasie. Menolly rozwazala te informacje, niepewna, co odpowiedziec. Na szczescie, gdy jej przedluzajace sie milczenie mogloby sie wydac niegrzeczne, przybiegl Mistrz Terry, caly oplatany petlami kabli. Rozdzial III W odnowionej sali konferencyjnej na nadzwyczajnej naradzie zebralo sie siedmiu Lordow Warowni, osmiu Mistrzow Rzemiosla oraz osmiu Przywodcow i cztery Wladczynie Weyrow. Protokolowal Czeladnik Harfiarz Tagetarl. F'lar wstal i objal przewodnictwo zebrania, chociaz wszyscy widzieli, ze mial na to ochote Mistrz Robinton. Wielu zdalo sobie rowniez sprawe z tego, ze stary harfiarz od wielu Obrotow nie byl rownie ozywiony i pelen energii. Przyjeli wiec, ze plotki o pogorszeniu jego zdrowia musialy byc znacznie przesadzone. Zauwazono takze, ze Przywodcy Weyru Benden wygladali na mniej zdesperowanych. Byli niemal weseli i pelni optymizmu. -Zdaje sie, ze wszyscy zostaliscie przedstawieni Siwspowi - zaczal F'lar. -Przedstawieni? Gadajacej scianie? - parsknal Lord Corman z Igen. -To cos wiecej, niz tylko gadajaca sciana - stwierdzil Robinton, cierpko spogladajac na Cormana, ktory az sie zaczerwienil, zaskoczony niespodziewana gwaltownoscia starego harfiarza. Szturchnal porozumiewawczo Lorda Bargena z Warowni Dalekich Rubiezy. -Znacznie wiecej, niz tylko sciana - potwierdzil F'lar. - Siwsp jest inteligentna maszyna, skonstruowana przez pierwszych osadnikow na Pernie. Zawiera nieskonczenie wiele informacji, cenna wiedze, ktora moze nas nauczyc, jak polepszyc zycie w Warowniach, Cechach i Weyrach. - Wzial gleboki oddech. - Oraz jak calkowicie zniszczyc Nici. -Uwierze, kiedy to zobacze - rzucil sarkastycznie Corman. -Lordzie Cormanie, na poczatku obecnego Przejscia obiecalem wam, ze Nici zostana zniszczone. Teraz moge dotrzymac tej obietnicy! -Za pomoca gadajacej sciany? -Tak, za pomoca tej sciany - przekrzyczal go Robinton. -Nie okazywalbys takiego sceptycyzmu, gdybys tu byl wczoraj i slyszal Siwspa! - zawolal gniewnie Larad i zerwal sie na rowne nogi. Corman cofnal sie ze zdziwienia. -Z calym naleznym szacunkiem, F'larze, Robintonie, Laradzie - powiedzial Warbret lagodzaco - sprowadzano nas tutaj tak wiele razy, abysmy zobaczyli bezuzyteczne kadluby, puste budynki, czy jaskinie wypelnione jakimis resztkami... Ja, osobiscie, nie sadzilem, ze tym razem moze chodzic o cos pilnego. Przywodco Weyru, dziwi mnie twoja latwowiernosc. Dales sie omamic gadajacym scianom, wypluwajacym archaiczne legendy. Robinton wstal, protestujac tak glosno, ze Warbret spojrzal na niego ze zdumieniem. -Latwowiernosc? Warbrecie, ja, Robinton z Warowni Cove, moge byc stary, ale nie moge byc uznawany za latwowiernego... -Ani ja - potwierdzil Fandarel, takze wstajac i gorujac swa ogromna postacia nad niedowierzajacymi Lordami Warowni. - To nie jest zwykla gadajaca sciana, Lordzie Cormanie. - Ton pogardy u tak zazwyczaj zrownowazonego Mistrza Kowali sprawil, ze wszyscy sie w niego wpatrzyli. - Ta maszyna, ten Siwsp, zostala wykonana przez naszych przodkow tak skutecznie i pieknie, ze przetrwala tysiace Obrotow i nadal dziala. To wiecej, niz potrafi najlepszy z naszych Cechow! - Potrzasnal wielka glowa dla podkreslenia swojego szacunku. - Nie obrazaj wiecej naszej inteligencji, Lordzie Cormanie. Nie musisz wierzyc w Siwspa, ale z pewnoscia, ja - i tu uderzyl masywna piescia w piers - Fandarel, Mistrz Rzemiosla, wierze mu! Corman, oszolomiony, przycichl. -Po co wiec zwolaliscie narade? - zapytal Warbret. -Z uprzejmosci. Zebyscie wszyscy zdali sobie sprawe z wagi tego znaleziska - warknela Lessa. - Nie pozwole, by Weyry zostaly oskarzone o dwulicowosc, czy ukrywanie cennych przedmiotow. -Moja droga Wladczyni Weyru... - zaczal Warbret. -Coz, moze ty nie, Warbrecie - przerwal mu Lord Groghe, ale ja moge wymienic niektorych... - Urwal w pol slowa. - Nie bylo cie tutaj od poczatku, wiec nie slyszales wszystkiego, tak jak ja, a ja nie jestem bardziej latwowierny niz Robinton, F'lar, czy Fandarel. Ale jesli ta rzecz, ten Siwsp, naprawde moze sprawic, ze pozbedziemy sie Nici, jestem za udzieleniem mu wszelkiej pomocy. -Jesli moze to zrobic teraz - powiedzial Corman wyzywajaco - to dlaczego nie uczynil tego dla naszych przodkow? -Tak, dlaczego? - poparl go Toronas z Warowni Benden. -Dlatego, ze dwa wybuchy wulkanow zmienily ich plany - wyjasnil cierpliwie F'lar. - Okazalo sie, ze po tym kataklizmie trzeba bylo ewakuowac Ladowisko - tak nasi przodkowie nazwali to miejsce. A potem nikt juz nie powrocil z Polnocy, by sie dowiedziec, jakie dane zebral Siwsp. -Ach! - Toronas zamilkl. -F'larze, nie zamierzalem cie urazic - tlumaczyl sie Warbret. - Wydaje mi sie tylko, ze wyciagacie wnioski co do mozliwosci tej maszynki na podstawie zbyt niepewnych dowodow. Najprawdopodobniej ona nie moze zrobic nawet polowy tego, czego sie po niej spodziewacie. -Siwsp juz mi dowiodl - powiedzial Fandarel, zagluszajac innych swoim grzmiacym glosem - ze moze odzyskac informacje, ktore moj Cech utracil w ciagu ostatnich tysiaca Obrotow. A sa to informacje, ktore nie tylko usprawnia nasza prace, lecz rowniez polepsza sytuacje na calym Pernie. Wiesz bardzo dobrze, Lordzie Warbrecie, ze wraz z uplywem czasu niszczeje coraz wiecej Kronik. I ze zatracilismy wiele urzadzen, ktore byly dziedzictwem pozostawionym nam przez przodkow. Poza tym, Siwsp dal mi plany znacznie bardziej skutecznego systemu energetycznego. Tak skutecznego - dodal Mistrz Kowal, wymierzajac grubym palcem wskazujacym w Lorda Warowni Igen - ze energia pradu rzecznego utrzyma twoja Warownie w chlodzie, nawet w samo poludnie w srodku lata. -Naprawde? Nie powiem, zebym mial cos przeciwko temu - przyznal Corman, ale pozostal sceptyczny. - A, tylko przypuszczajac - dodal chytrze i spojrzal z ukosa na F'lara - ze Siwsp naprawde pomoze ci pozbyc sie Nici, to czym wowczas beda sie zajmowac jezdzcy smokow? -O to bedziemy sie martwic, kiedy juz zniszczymy Nici. -A wiec ty sam masz co do tego watpliwosci, Przywodco Weyru? - spytal Corman szybko. -Powiedzialem: kiedy, Lordzie Cormanie - zwrocil mu ostro uwage F'lar. - Czyzbys sie nie cieszyl na mysl, ze przestaniemy brac od ciebie danine? - mowiac te slowa, usmiechnal sie sardonicznie. -Oczywiscie, ze to by mnie ucieszylo... to znaczy, z checia placilismy danine podczas tego Przejscia. - Corman zaplatal sie we wlasnych slowach, bo przypomnial sobie, ze kiedys niechetnie popieral Weyr Benden. -A jak wlasciwie ta wasza gadajaca sciana zniszczy Nici, Przywodco Weyru? - domagal sie wyjasnien Mistrz Szklarz Norist. Jego policzki zaczerwienione byly nie tylko od ciaglego stania przy goracym palenisku. - Wysadzajac Czerwona Gwiazde? Larad, ze zwezonymi od gniewu oczami, pochylil sie przez stol w strone Norista. -Niewazne jak to zostanie osiagniete, Mistrzu Noriscie, jezeli tylko skonczy sie raz na zawsze. -Obym dozyl tego dnia - powiedzial Corman zartobliwie. -Ja zamierzam go dozyc - glos i wyraz twarzy F'lara byly pelne stanowczosci. - No dobrze, skoro ustalilismy, dlaczego przynajmniej jezdzcy smokow uwazaja, ze Siwsp jest wazny... -Jezdzcy smokow nie sa jedynymi, Flarze - zapewnil go Fandarel, walac w stol ciezka piescia tak mocno, ze zabrzeczaly wszystkie stojace na nim naczynia. -Oczywiscie, Mistrzu Kowalu - dodal Lord Asgenar zdecydowanie. -Ja tez tak sadze - poparl go Groghe, gdy Corman parsknal ironicznie. - Czasami trudno cie przekonac, Cormanie, ale zmienisz zdanie, kiedy uslyszysz Siwspa. Nie jestes az takim glupcem. -Dosc. - F'lar znow przejal przewodnictwo. - Zwolalismy to zebranie, by powiadomic was o odkryciu Siwspa i jego wielkiej wadze dla calego Pernu. Ci, ktorym chcialo sie przyjechac, zostali poinformowani. Co wiecej, mam nadzieje, ze inni Przywodcy Weyrow... - F'lar spojrzal na siedmiu pozostalych -...dolacza do Bendenu i beda w pelni wspolpracowac z Siwspem. -Sluchaj no, F'lar. Nie mozesz samowolnie decydowac o czyms, co bedzie mialo wplyw na Warownie, Cechy i Weyry zanim wszyscy nie beda mieli okazji tego zobaczyc - zaczal Corman, spogladajac na Warbreta i Bargena, bo od nich spodziewal sie poparcia. - Uwazam, ze cala sprawe nalezy przedstawic podczas kwartalnego spotkania Lordow Warowni, ktorego termin nie jest taki odlegly. -Niech Lordowie Warowni decyduja kazdy sam za siebie - zaproponowal F'lar. -I Mistrzowie Cechow tez - wtracil Norist z posepnym wyrazem twarzy. Jego pelne zlosci spojrzenie zatrzymalo sie na dluzej na Fandarelu. -Nie wolno odwlekac decyzji, kto bedzie korzystal z Siwspa - upieral sie F'lar. -Daj spokoj, F'larze - powiedzial Groghe. - Przeciez nie zmarnowales ani chwili. Biegaliscie po jaskiniach w ciemnosciach, sciagajac uczniow i czeladnikow z calego kontynentu, aby wprawic w ruch to dziwne urzadzenie. I osobiscie sie z toba zgadzam, Przywodco Weyru. Decydowanie o czymkolwiek podczas Kwartalnych Zebran Lordow Warowni moze wyczerpac nawet cierpliwosc smoka. Jednak ja widzialem i slyszalem Siwspa. - Odwrocil sie w strone innych Lordow. - To urzadzenie jest zdumiewajace i jestem przekonany o jego przydatnosci. -Byl taki czas, Cormanie - powiedzial F'lar z lekkim usmiechem, ktory przypomnial Panu Warowni o innej okazji, gdy Przywodca Weyru Benden stanal twarza w twarz z armia Lordow i pokonal ja - kiedy ty i wszyscy inni Lordowie pilnie mnie potrzebowaliscie, zeby walczyc z Opadami Nici. Z pewnoscia chcecie, abym kontynuowal zadanie? -Postapiles dokladnie tak, jak powinienes - powiedzial Groghe, wyzywajac Cormana, aby zaprotestowal. -To prawda, Przywodco Weyru - przyznal Toronas. - Nowy Lord Warowni Benden byl, zdaniem F'lara, o wiele lepszy od swego poprzednika, Lorda Raida. -Jednak - mowil dalej Przywodca Weyru - jest calkiem oczywiste, ze utracilismy wiekszosc umiejetnosci, ktore posiadali nasi przodkowie. Musimy je odzyskac, a Siwsp nam w tym pomoze. Wtedy rzeczywiscie zdolamy na zawsze usunac grozbe Opadu Nici. - F'lar wodzil wzrokiem od Norista do Cormana i Warbreta oraz innych Lordow Warowni, ktorzy nie wzieli udzialu w dyskusji. - Czy nie byloby rozsadnie rozpoczac program jak najszybciej, aby odtworzyc to, co utracilismy? -Spodziewasz sie, ze wszyscy bedziemy sluchali rozkazow Siwspa? - zapytal Norist ironicznie. Odnosil sie do calej sprawy bardzo niechetnie. Gdy Siwsp wypytywal go o jego Cech, ledwo raczyl odpowiadac. -Mistrzu Noriscie - zaczal Fandarel na swoj powolny sposob - jesli istnieja mozliwosci udoskonalenia naszych rzemieslniczych umiejetnosci, z pewnoscia mamy obowiazek z tego skorzystac, prawda? -Zmiany zaproponowane przez Siwspa w moim zawodzie, w ktorym jestem Mistrzem, i to dobrym, od trzydziestu Obrotow, sa sprzeczne ze wszystkimi procedurami Cechu! - Norist nie mial zamiaru sie poddac. -Wlaczajac te obecnie juz nieczytelne z twoich najstarszych Kronik? - spytal lagodnie Mistrz Robinton. - A popatrz: Mistrz Fandarel az sie rwie do odtworzenia elektrowni przodkow i z radoscia dostosuje sie do nowych procedur, jezeli ma to ulatwic wspolprace z Siwspem. Grube, pelne blizn wargi Norista wykrzywily sie w pogardliwym usmiechu. -Wszyscy wiemy, ze Mistrz Fandarel bez konca zabawia sie nowinkami i sztuczkami. -Ktore sa zawsze skuteczne - odparl Mistrz Fandarel, ignorujac obraze. - Widze jasno, ze kazdy Cech moze zyskac dzieki wiedzy przechowanej przez Siwspa. Dzis rano Bendarek otrzymal bezcenna rade dotyczaca polepszenia jakosci papieru, jak to nazwal Siwsp, i przyspieszenia jego produkcji. Bendarek natychmiast docenil te mozliwosci i wrocil do Lemos, aby nadal nad tym pracowac. Dlatego go tu nie ma. -Ty i Bendarek - zakpil Norist, zbywajac pstryknieciem palcow najnowsze osiagniecia obu Mistrzow - mozecie sobie zachwycac sie nowosciami. Ja wole skoncentrowac sie na utrzymywaniu wysokich standardow mojego Cechu bez rozdrabniania wysilkow na ploche zajecia. -Jednak - powiedzial Lord Asgenar z szyderczym usmiechem - nie masz nic przeciw korzystaniu z rezultatow niepowaznych zajec innych Cechow. Takich, jak ryzy kart dostarczonych ci w zeszlym miesiacu. Bendarek spodziewa sie, ze bedzie mogl zwiekszyc produkcje papieru - Asgenar usmiechnal sie jeszcze zlosliwiej - i nikt nie bedzie juz musial czekac na dostawy. -Ale szklo to szklo, robi sie je z piasku, potasu i czerwonego olowiu - upieral sie Norist. - Nie mozna go ulepszyc. -Siwsp wlasnie zaproponowal sposoby udoskonalenia produkcji szkla - poinformowal go Mistrz Robinton swoim najbardziej rozsadnym i pelnym perswazji tonem. -Zmarnowalem tu juz dosc czasu. - Norist wstal i wymaszerowal z sali. -Przeklety glupiec - mruknal Asgenar pod nosem. -F'larze, wrocmy do najwazniejszej sprawy - odezwal sie Warbret, pochylajac sie przez stol w strone Przywodcow Weyrow. - Jak wlasciwie Siwsp zamierza wyeliminowac Nici? F'nor nie mial wiele szczescia, kiedy probowal. Pamietajac, jak bliski smierci byl F'nor gdy usilowal przebyc droge pomiedzy do samej Czerwonej Gwiazdy, F'lar na chwile odbiegl myslami od obecnych wydarzen, ale zaraz sie otrzasnal z zadumy. -Lordzie Warbrecie, dopoki nie uslyszysz i nie zobaczysz, co Siwsp nam przekazal, nie bedziesz mogl ocenic, jak wiele musimy sie nauczyc, zanim zaczniemy rozumiec jego wyjasnienia. -A to, co Siwsp pokazuje i opowiada, przekracza moja uboga wiedze - powiedzial Robinton z niezwykla dla niego pokora. - Dlatego, ze on tam byl! Znal naszych przodkow. Zostal stworzony na ich planecie! Byl swiadkiem i kronikarzem wydarzen, ktore dla nas przerodzily sie juz tylko w mity i legendy. - Jego glos dzwieczal takim uczuciem, ze zapadl moment pelnej szacunku ciszy. -Tak. Ty i Lord Corman powinniscie uslyszec Siwspa zanim odrzucicie dar, jaki nam zaoferowano - dodala Lessa cicho, ale rownie goraco. -Zwazcie, ze nie jestem przeciwny dolaczeniu do was - powiedzial Warbret po chwili - jesli moze to pomoc w pozbyciu sie Nici. Wladczyni Weyru, skoro mowisz, ze powinnismy powstrzymac sie z decyzja, az uslyszymy tego Siwspa, to kiedy bedzie to mozliwe? -Mam nadzieje, ze jeszcze dzis - odparl F'lar. -Chyba juz zaniesiono baterie na miejsce - oznajmil Fandarel - wiec powinienem isc. Siwsp bedzie potrzebowal o wiele wiecej mocy, a ja dopilnuje, zeby ja dostal. - Wstal i przez chwile w milczeniu obserwowal zebranych. - Niektorzy z nas beda musieli zmienic przyzwyczajenia i rutyne calego zycia, co nie jest latwe, ale zyski zrekompensuja ten wysilek. Znieslismy juz dosc od Nici! Teraz mamy szanse pozbycia sie tego nieustannego zagrozenia, wiec wykorzystamy ja. Facendenie - zwrocil sie do swojego czeladnika - ty tu zostaniesz, a potem zdasz mi raport ze wszystkiego, co sie zdarzy do mojego powrotu.- Potem wyszedl, a jego ciezkie kroki odbijaly sie echem w korytarzu. -Ja tez sadze, ze to spotkanie trwalo juz wystarczajaco dlugo - powiedzial Corman. - Rob jak chcesz, Przywodco Weyru. Tak czy inaczej, zazwyczaj postepujesz w ten sposob. - Ale tym razem jego komentarz nie zawieral goryczy. - Dopilnuj tylko, zeby na kwartalne zebranie Lordow Warowni byl gotowy pelny raport z waszych dzialan. On takze wstal, i klepnieciem w ramie zaprosil Bargena, aby przylaczyl sie do niego. Ale Lord Warowni Dalekich Rubiezy tylko spojrzal na niego w zamysleniu. -Nie zostaniesz tu, aby uslyszec opowiesc, Cormanie? - spytal Robinton. -W tym malym, dusznym pokoju? - obruszyl sie Corman. - Naucz jej mojego harfiarza, a ja potem wyslucham wszystkiego w mojej wlasnej Warowni, w spokoju i wtedy, kiedy zechce. - I z tym wyszedl. -Ja zostaje - oznajmil Bargen. - Przebylem taki kawal drogi, chociaz wcale nie jestem pewien, czy madrze jest wspolpracowac z tak przerazajaca rzecza jak Siwsp. -Ale przynajmniej go posluchasz. - Robinton z aprobata pokiwal glowa. - Sebellu, ile osob moze sie wygodnie zmiescic w tym malym, dusznym pokoju? - Powiedzial to ukrywajac rozbawienie, ale kilku Przywodcow Weyrow usmiechnelo sie pod nosem. -Z pewnoscia zmieszcza sie wszyscy, ktorzy tego zechca - odparl Sebell. - Jest tam teraz dosc lawek i stolkow, a jesli nawet ktos bedzie musial stac, to nic sie nie stanie. Wczoraj nikomu to nie przeszkadzalo. Ja tez moge postac. -Nie musimy prosic tego stworzenia o pozwolenie? - spytal Bargen. -Siwsp jest wielce uprzejmy - wyjasnil Robinton, usmiechajac sie radosnie. Poszli wiec do pokoju Siwspa: trzej Lordowie Warowni, Przywodcy i Wladczynie Weyrow, oraz Mistrzowie Cechow. Terry juz tam byl. Wydawal sie bardzo z siebie zadowolony. Wlasnie odpedzal ludzi od zwoju kabli, ktory ciagnal sie od maszyny i szedl dalej wzdluz sciany po lewej stronie na zewnatrz, i do przyleglego pokoju. Wysoko w scianie po prawej stronie wstawiono okno, umozliwiajac doplyw swiezego powietrza. Lawek i stolkow wystarczylo dla prawie wszystkich, nawet dla Lorda Groghe, ktory zdecydowal sie wysluchac opowiesci Siwspa po raz drugi. Menolly stanela obok Sebella. Wziela go za reke i uscisnela, gdy pierwszy obraz Pernu w czarnej przestrzeni kosmicznej rozjasnil ekran. -To jest zdumiewajace! - wykrzyknal Bargen, ale byl jedyna osoba, ktora sie odezwala, zanim Siwsp zakonczyl swoja relacje widokiem pojazdu powietrznego znikajacego w opadzie popiolow na zachodzie. Potem, lekko oszolomiony, zamruczal: - Corman jest skonczonym glupcem. Norist tez. -Dziekujemy ci, Siwspie - powiedzial Lord Groghe z Warowni Fort, wstajac i rozprostowujac zesztywniale konczyny. - Widzialem to juz wczoraj, ale bylo warto zobaczyc te wydarzenia jeszcze raz. Bede tu przychodzil, kiedy tylko mi sie to uda. - Skinal glowa F'larowi. - Wiesz, ze popieram jezdzcow smokow. Wy tez ich poprzecie, Warbrecie, Bargenie, prawda? - spytal, groznie wysuwajac brode do przodu, gotow wymusic na nich potwierdzenie. -Mysle, ze musimy, Warbrecie - powiedzial Bargen. Wstal i uprzejmie uklonil sie F'larowi, a potem Mistrzowi Robintonowi. - Dobrego dnia, panowie. I, powodzenia. Inni Lordowie wyszli wraz z nim. -Nie zamierzam tlumic waszego optymizmu - odezwal sie jeden z jezdzcow, G'dened - ale Siwsp nie powiedzial, jak wlasciwie ma zamiar zlikwidowac Nici. -Nie, nie powiedzial, prawda? - poparl go inny jezdziec R'mart, potrzasajac glowa jakby chcial oczyscic umysl po wszystkim, co uslyszal. - Przodkowie mieli o wiele wiecej narzedzi i maszyn, no i te pojazdy. Jesli oni nie potrafili pozbyc sie Nici, jak my mamy to zrobic? -Wszystko w swoim czasie - odpowiedzial im Siwsp. - Ostatniej nocy uzyskalismy kilka istotnych informacji. Najwazniejsza dla was jest ta, ze za cztery lata, dziesiec miesiecy i dwadziescia siedem dni bedzie mozliwe wytracenie na stale zablakanej planety z jej obecnej orbity. Zblizy sie ona wowczas do orbity waszej piatej planety, daleko od Rukbatu, a gdy zepchniemy ja z dotychczasowej drogi, pociagnie kleby Nici daleko poza Pern. Siwsp przykul uwage wszystkich w pokoju, bo na ekranie rozblysnal model ukladu Rukbatu. Planety poruszaly sie z wolna wokol gwiazdy, a wedrowiec przechodzil pod katem do nich. F'lar rozesmial sie slabo. -Smoki Pernu sa silne i pracowite, ale nie sadze, by mogly przesunac Czerwona Gwiazde. -Nie beda nawet probowaly - wyjasnil Siwsp - gdyz stanowiloby to smiertelne niebezpieczenstwo dla nich samych i dla jezdzcow. Ale moga wykonywac inne niezbedne zadania przygotowawcze, ktore pozwola dokonac stalej zmiany orbity tej planety. Raz jeszcze wszyscy zamilkli. -Chcialbym dozyc tego dnia! - goraczkowal sie G'dened. - Gdybysmy tylko mogli tego dokonac, zgodzilbym sie leciec pomiedzy nastepne czterysta lat w przyszlosc. -Dlaczego nasi przodkowie sobie z tym nie poradzili, skoro jest to mozliwe? - spytal R'mart. -Planeta znajdowala sie wowczas w tak niedogodnym polozeniu wobec Pernu, ze nie moglismy dzialac od razu. - Siwsp znowu zamilkl na chwile, a potem mowil dalej tonem, w ktorym Mistrz Robinton uslyszal ironie. - A zanim dokonalem koniecznych obliczen, wszyscy udali sie na polnoc, pozostawiajac mnie bez lacznosci z operatorami. - Siwsp znow chwila milczal, a potem podjal: - Smoki, ktore wyhodowaliscie, dzieki swoim rozmiarom i sile beda niezbedne dla powodzenia projektu. Jesli tego chcecie. -Jasne, ze chcemy! - wykrzykneli z oburzeniem jezdzcy Tgellan i T'bor, a wszyscy inni jezdzcy smokow zerwali sie na rowne nogi. Mirrim scisnela ramie Tgellana. Na jej twarzy malowala sie determinacja. -Nie tylko F'lar zyje marzeniem o wyeliminowaniu Nici - dodal N'ton. - Rowniez inni zrobia wszystko, by raz na zawsze ich sie pozbyc. Po policzkach D'rama, najstarszego z jezdzcow, plynely lzy. -Wszyscy goraco tego pragniemy, Siwspie. Nawet ja, stary czlowiek, i moj staruszek smok! Z zewnatrz doszedl ich chor ryczacych smokow, gleboki bas spizowych, dzwieczne soprany krolowych, wysoki przenikliwy ton zielonej Path Mirrim. -Nie bedzie to latwe zadanie - kontynuowal Siwsp - a wy musicie sie wiele nauczyc, zeby w wybranym dniu osiagnac sukces. -Dlaczego mowisz o czterech Obrotach, dziesieciu miesiacach i ilus tam dniach? - zapytal K'van, najmlodszy Przywodca Weyru. -Dwadziescia siedem dni - poprawil go Siwsp. - Dlatego, ze dokladnie wtedy otworzy sie okno startowe. -Okno? - K'van spojrzal bezwiednie na to nowe, w scianie. -Jako jezdziec, zawsze zabierasz smoka w dokladnie okreslone miejsce, gdy idziesz w pomiedzy, prawda? - K'van nie byl jedynym jezdzcem, ktory przytaknal. Siwsp mowil dalej. - Jest to jeszcze wazniejsze, kiedy podrozuje sie w przestrzeni kosmicznej. -Bedziemy podrozowac w kosmosie? - spytal F'lar, wskazujac na ekran, na ktorym przez chwile widzieli, czym jest przestrzen kosmiczna. -W pewnym sensie. Za jakis czas zrozumiecie terminy dotyczace waszych nowych zadan. Teraz powiem wam tylko, ze okno w slownictwie podrozy kosmicznych oznacza okres, w ktorym istnieje mozliwosc dotarcia do celu. Jezeli mamy osiagnac sukces... -Jezeli? - krzyknal R'mart. - Przeciez powiedziales, ze to mozliwe! - i spojrzal oskarzycielsko na F'lara. -Plan jest mozliwy do zrealizowania i ma pelne szanse powodzenia, jesli dokona sie calej pracy przygotowawczej - powiedzial Siwsp twardo. - Ale sukces bedzie zalezal od tego, czy przyswoicie sobie nowe umiejetnosci i wiedze. To oczywiste, ze chociaz jezdzcy smokow sa oddani sprawie, maja tez niewiele wolnego czasu. Jednak do wykonania zadania potrzebujemy wszystkich smokow i jezdzcow, a takze poparcia ze strony Cechow oraz Lordow Warowni, ktorzy pozwola swoim ludziom zajac sie pracami pomocniczymi. Bedzie najlepiej, jesli do projektu zostana wlaczeni wszyscy mieszkancy planety tak, jak to bylo za czasow waszych przodkow. -Nadal nie rozumiem, dlaczego oni nie rozwiazali tego problemu, kiedy mieli na to szanse - odezwal sie znowu R'mart. -Wasi przodkowie nie mieli tak ogromnych i madrych smokow, jak wasze. Gatunek ewoluowal i przekroczyl poczatkowe specyfikacje genetyczne. Jesli przejrzycie sie... - Na ekranie pojawily sie dwa smoki. - Spizowy to Carenath, jego jezdzcem jest Sean O'Connell, a ten drugi to Faranth z jezdzczynia Sorka Hanrahan. - Potem Siwsp pokazal dwa inne smoki, trzy razy wieksze od poprzednich. - A oto Ramoth i Mnementh. Skala jest taka sama. -Patrzcie, ten spizowy nie jest nawet tak duzy, jak Ruth - wykrzyknal T'bor, rzucajac przepraszajace spojrzenie na Przywodcow Weyru Benden. -Rzeczywiscie - przyznal F'lar bez gniewu. - Siwspie, zrozumielismy, o co ci chodzi. A wiec, jak mamy zaczac nauke, o ktorej mowisz? -Nie zaczniecie jej od razu dzis - wyjasnil Siwsp. - Najpierw trzeba uzyskac odpowiednio mocne zrodlo energii. Mistrz Fandarel jest tak uprzejmy, ze sie tym juz zajmuje, na swoj wlasny, skuteczny sposob. - Mistrz Robinton obrocil sie gwaltownie i wpatrzyl w ekran. Siwsp mowil dalej. - Drugi priorytet, to instalacja dodatkowych stanowisk. Trzeci, to dostateczna ilosc papieru. Czwarty... F'lar rozesmial sie i zamachal obiema rekami. -Wystarczy, Siwspie. Gdy rzemieslnicy uporaja sie z twoimi zamowieniami, bedziemy gotowi do nauki. Obiecuje ci to. Mistrz Terry wstal i poprawil swoj ciezki pas z narzedziami. -Czy moglibyscie juz wyjsc? - spytal uprzejmie. - Musze zrobic wiecej przylaczen do Siwspa, a wy placzecie mi sie pod nogami. -W sali konferencyjnej na pewno jest teraz dosc jedzenia i picia - powiedziala Lessa dyplomatycznie, zachecajac wszystkich do opuszczenia pokoju. Mistrz Robinton zaczekal, az inni wyjda na korytarz. Spojrzal na Terry'ego, ktory juz ukladal kable i mruczal cos do siebie pod nosem. -Siwspie - odezwal sie szeptem - czy ty masz poczucie humoru? Odpowiedz nadeszla dopiero po dluzszej chwili. -Mistrzu Robintonie, maszyny nie sa zaprogramowane tak, zeby miec uczucia. Ja jestem zaprogramowany do porozumiewania sie z ludzmi. -To nie jest odpowiedz. -Jest to swego rodzaju wyjasnienie. Mistrz Robinton musial sie tym zadowolic. Czterej jezdzcy smokow ze Wschodniego Weyru poszybowali spirala w dol, w strone zbocza wzgorza ponad tama. Z poczatku najwieksze zainteresowanie budzilo Ladowisko, poniewaz, jak dotad, nikt nie mial okazji poszukiwac reliktow rzemiosla osadnikow wokol pobliskich wzgorz. A teraz okazalo sie, ze czeka ich jeszcze jedna niespodzianka, sztuczne jezioro. Swego czasu Fandarel spietrzyl pare strumieni podczas Obrotow spedzonych jako uczen i czeladnik w Siedzibie Cechu Kowali, i teraz rozpoznal ten obiekt. Jezioro rozciagalo sie jak dlugi, lsniacy palec, ograniczony dwiema wysokimi skarpami. Tame wybudowano na zwezeniu w jego poludniowo-wschodnim krancu. Chociaz sciana zostala przerwana i dwie kaskady spadaly wdziecznie do potoku ponizej, byla to nadal najwieksza tama, jaka Fandarel kiedykolwiek widzial. Mistrz Fandarel uswiadomil sobie, ze cudem byl nie tyle sam fakt zbudowania tamy, ile to, ze tak wiele z niej przetrwalo dwa i pol tysiaca Obrotow. Jednak gdy brazowy Pranith D'clana przelatywal nad szczytem, Fandarel mogl dojrzec, ze czas pozostawil swoj slad na tamie. Wygladalo to tak, jakby stworzenie, wieksze nawet niz smok, wycielo na szczycie rowki, tworzac ujscia dla wodospadow, ktore przez nie spadaly. Na pewno powodzie nieustannie przepychaly tu skaly lub osady, i stad te zniszczenia. Pociagnal D'clana za rekaw i goraczkowo wskazywal grubym palcem w dol. D'clan kiwnal glowa, a w nastepnej chwili Pranith zawezil spirale i poszybowal w strone niewielkiego Ladowiska z lewej strony. Ze zrecznoscia, ktorej pozazdrosciloby mu wielu mlodszych i sprawniejszych mezczyzn, Fandarel zesliznal sie z brazowego karku smoka i lekko wyladowal na ziemi. Natychmiast padl na kolana, by grubym nozem zeskrobac bloto i zaschnieta ziemie. Chcial przyjrzec sie blizej materialowi, z ktorego zbudowana zostala tama. -Siwsp powiedzial, ze to plastobeton - mruknal pod nosem, gdy dolaczyla do niego reszta zespolu. Evan, czeladnik, ktory czesto przekladal jego natchnione projekty na solidna rzeczywistosc, byl spokojnym czlowiekiem. Bez zdziwienia przyjmowal instrukcje od "gadajacej sciany". Belterak prawie tak samo posiwialy jak Fandarel, dobrze znal swoje rzemioslo, i mial ustalone zwyczaje przy pracy. Kontrastowal z nim kaprysny, sprawiajacy klopoty, ale silny jak zwierze pociagowe Fosdak. Ostatni byl Silton, pracowity mlody czlowiek, odznaczajacy sie taka sama wytrwaloscia, jak Mistrz Terry. - Zbudowali to z plastobetonu - mowil dalej Fandarel - materialu, ktory przetrwal tysiace Obrotow. Na Skorupe Pierwszego Jaja, musieli byc genialnymi rzemieslnikami! Trzy smoki byly tak samo zainteresowane tama, jak ludzie. Ze skrzydlami zlozonymi na grzbietach chodzily wzdluz szerokiego szczytu, i wszystkiemu sie przygladaly. Nagle V'line zasmial sie i powiedzial glosno, ze jego brazowy Clarinath chce wiedziec, czy ma czas na kapiel. Zachwycil sie woda, bo wyglada na wyjatkowo czysta i przejrzysta. -Pozniej - poprosil Fandarel, nie przerywajac inspekcji budowli. -Zdumiewajaca konstrukcja - mruknal Evan. Spojrzal ponad krawedzia. - Fandarelu, widac, dokad w roznych okresach dochodzila woda. Przez wiele Obrotow chyba nie podnosila sie wysoko, chociaz z pewnoscia od czasu do czasu zdarzaly sie powodzie. - Podszedl do strumienia, i wskazal w dol i na lewo. - Tam, Mistrzu, wlasnie tam nasi przodkowie mieli swoja elektrownie. Fandarel zmruzyl oczy i oslonil je wielka reka, a potem z zadowoleniem skinal glowa, bo dostrzegl pozostalosci elektrowni. Cos musialo na nia spasc z gory. Prawdopodobnie ten sam gruz, ktory z niezwykla sila przerwal tame. -D'clanie, czy moge poprosic ciebie i Pranitha, zebyscie zabrali nas tam na dol? Evan i ja pojdziemy pierwsi, zeby upewnic sie, ze jest to bezpieczne. D'clan i Pranith uprzejmie spelnili te prosbe. Smok znalazl dosc miejsca, aby usiasc kolo ruin. Z calej budowli pozostaly jedynie podtrzymujace dach ciezkie belki, i wewnetrzne sciany, przycementowane do nagiej skaly. Ale podloga, mimo grubej na dlugosc noza warstwy naniesionej przez wiatry ziemi, nie byla zniszczona. -Evanie, mlodzi maja wystarczajaco silne plecy, wiec niech to oczyszcza - powiedzial Fandarel. - D'clanie, mozesz tu zawolac pozostalych? Potem smoki moga isc poplywac. -Spedzaja wiecej czasu w wodzie niz w powietrzu - poskarzyl sie D'clan. - Spiora sobie skore, jesli nie beda uwazac, a smok z uszkodzona skora jest do niczego w pomiedzy. - Ale w jego tonie bylo wiecej serdecznosci niz niezadowolenia. Gdy pomocnicy zaczeli wybierac szuflami bloto, Fandarel i Evan dokonali dokladnych pomiarow calego obszaru, a potem wyliczyli, gdzie zainstalowac nowe kolo wodne. Evan zrecznie wykonal wstepny szkic, a Fandarel zaakceptowal jego projekt. Potem mruzac oczy patrzyl wkolo, na wysoka, gladka powierzchnie tamy i wzgorza. -Gdy ustalimy, co tu trzeba zrobic, wrocimy do Telgaru, aby zebrac wszystkie potrzebne materialy. - Usmiechnal sie do Evana. - Mamy przed soba calkiem nowe zadanie, prawda? I mozemy sie posluzyc prawdziwymi planami. -Dzieki temu praca bedzie bardziej skuteczna - odparl spokojnie Evan. -Moj drogi F'larze - powiedzial Robinton uspokajajaco do Przywodcy Weyru, ktory byl bardzo rozczarowany tym, ze nie zdolal uzyskac pelnego poparcia Lordow Warowni - Siwsp najwyrazniej wywarl wrazenie na Laradzie, Asgenarze, Groghem, Toronasie, Bargenie i Warbrecie, a takze na Jaxomie. Siedmiu z szesnastu to niezle jak na poczatek. Oterel jeszcze sie waha, a Corman zawsze potrzebuje czasu, zeby wszystko przemyslec. Laudey cie poprze. Bedziesz mial dosyc pracownikow do oczyszczenia tej zapuszczonej jaskini. - Robinton polozyl reke na ramieniu F'lara i lekko je uscisnal. - F'larze, tak goraco pragniesz pozbyc sie Nici i, moim zdaniem, jest to twoj najwazniejszy obowiazek. Natomiast zarzadzanie Warowniami jest obowiazkiem Lordow, ale oni czasami nie biora pod uwage caloksztaltu sytuacji. K'vanie, chciales cos powiedziec? - Harfiarz zauwazyl, ze mlody Przywodca Poludniowego Weyru niespokojnie kreci sie pod sciana. - Czyzbym zmonopolizowal F'lara, podczas gdy ty chcesz z nim porozmawiac? -Czy wolno mi wtracic slowko? - spytal grzecznie K'van. -Moj kielich jest pusty. - Z lobuzerskim usmiechem Robinton poszedl z powrotem do przeladowanego jedzeniem stolu w poszukiwaniu buklaka z winem. -Zapraszaliscie dzis Lorda Torika? - spytal niepewnie K'van. -Oczywiscie. - F'lar poprowadzil K'vana w rog pokoju, bo nie chcial, by wciagnieto ich do ozywionej rozmowy, ktora prowadzili pozostali Przywodcy Weyrow. - Polecilem Breidemu, by go powiadomil. K'van zdobyl sie na przelotny usmiech. Obaj wiedzieli, ze glowna funkcja Breidego na Ladowisku bylo skladanie raportow Lordowi Warowni Poludniowej o wszystkim, co moglo go zainteresowac. Jednak z powodu swojej sluzalczosci Breide czesto dostarczal takiej masy banalnych informacji, ze Torikowi nie chcialo sie dokladnie czytac raportow. -Probuje zdobyc wystarczajaca armie, aby usunac Denola i jego ludzi z Wielkiej Wyspy - raportowal K'van. Wszyscy wiedzieli, ze Torik nie pozwoli, by banda rebeliantow przywlaszczyla sobie wyspe, ktora uznawal za czesc swojej Warowni. -Sadzilem, ze juz to osiagnal - powiedzial ze zdziwieniem F'lar. - Torik jest bardzo stanowczym czlowiekiem. -Uwaza rowniez stanowczo, ze moj Weyr powinien mu w tym pomoc. - K'van powiedzial to z cierpkim usmiechem. -K'vanie, tego nie mozesz zrobic! - wykrzyknal ze zloscia F'lar. -To prawda, i probowalem mu wyjasnic, ze Weyr nie istnieje dla jego wygody. -No i jak to przyjal? -Nie uznaje mojej odmowy za ostateczna. - K'van urwal i wzruszyl bezradnie ramionami. - Wiem, ze jak na Przywodce Weyru jestem za mlody... -K'vanie, nie przejmuj sie swoim mlodym wiekiem. Jestes doskonalym Przywodca. Mowili mi o tym wszyscy starsi jezdzcy pozostajacy pod twoja komenda. K'van byl wystarczajaco mlody by, slyszac taka pochwale z ust najwazniejszego Przywodcy Weyru, zaczerwienic sie z radosci. -Torik by sie z tym nie zgodzil - oswiadczyl skromnie, ale z duma wyprostowal plecy. F'lar nie mogl zaprzeczyc, ze po mlodzienczemu szczuply K'van uleglby w fizycznej konfrontacji z wysokim i poteznym Lordem Poludniowej Warowni. W czasie, gdy Heth K'vana odbyl lot godowy z krolowa jezdzczyni Adrei, Torik z zachwytem przyjalby Przywodce. Weyru wyszkolonego w Bendenie. Ale wowczas nie musial sie jeszcze zmagac z bezczelna rebelia w swojej Warowni. -Najpierw - mowil dalej K'van - Torik chcial, zeby Weyr sprowadzil swoich wojownikow na wyspe. Kiedy odmowilem, powiedzial, ze moim obowiazkiem wobec Warowni jest wyjawienie, gdzie rebelianci maja swoj oboz. Argumentowal, ze skoro przelatujemy nad wyspa podczas Opadu, musimy widziec, gdzie sie znajduja, a ta informacja pomoze mu w stlumieniu rebelii. Kiedy odmowilem, zaczal wmawiac starszym jezdzcom brazowych smokow, ze jestem zbyt mlody, aby wiedziec, co sie nalezy Lordowi Warowni. -Jednak mam nadzieje, ze nic nie osiagnal - powiedzial twardo F'lar. K'van pokiwal twierdzaco glowa. -Masz racje. Powiedzieli mu, ze Weyr nie zajmuje sie takimi sprawami. Wtedy... - mlody Przywodca Weyru zawahal sie. -Co sie wowczas stalo? - ponaglil go F'lar. -Probowal przekupic jednego z moich niebieskich jezdzcow obietnica znalezienia mu odpowiedniego przyjaciela. -Nie do wiary! - F'lar spowaznial. Z irytacja odgarnal wlosy z czola. - Lessa! - zawolal swoja partnerke. Kiedy F'lar wyjasnil jej problem K'vana, ona tez byla rozjatrzona. -Wydawaloby sie, ze akurat teraz powinien miec tyle rozumu, by nie dreczyc jezdzcow smokow - powiedziala sucho, bo wiadomosc ja rozzloscila. Widzac pelne leku spojrzenie K'vana, lekko polozyla mu reke na ramieniu, by dodac mu otuchy. -To nie twoja wina, ze Torik jest chciwy jak Bitranin. -Raczej zdesperowany - uscislil K'van z cieniem usmiechu. - Mistrz Idarolan powiedzial mi, ze Torik zaoferowal mu fortune w kamieniach szlachetnych i swietny port, jesli pozegluje z karna ekspedycja na Wielka Wyspe. Ale on tego nie zrobi. Co wiecej, rozkazal wszystkim innym Mistrzom Zeglarzom, by nie pomagali Torikowi w tej sprawie. A oni go posluchaja. -Torik ma wlasne statki - wykrzyknela Lessa z irytacja. K'van juz uspokoil sie na tyle, by wykrzywic usta w szyderczym usmiechu. -Ale zaden z nich nie jest dosc duzy i nie przewiezie dostatecznej liczby wojownikow, by usunac Denola. Na ekspedycje Torika nieustannie napadano i jego ludzie odnosili takie rany, ze stawali sie bezuzyteczni, albo tez rebelianci ich brali w niewole. - K'van usmiechnal sie jeszcze bardziej zlosliwie. - Musze przekazac Denolowi, ze jest... sprytny. Ale chcialem wam powiedziec o tym wszystkim zanim dotra do was klamstwa i plotki... lub inni Lordowie Warowni poskarza sie na nasze postepowanie. -Oczywiscie, K'vanie, wysluchalismy cie z najwyzszym zainteresowaniem - nagrodzil go F'lar pochwala. -Musimy kiedys znalezc czas, by odwiedzic Lorda Torika - powiedziala Lessa. W jej oczach zamigotala stal. Potem paskudnie sie usmiechnela. K'van poczul ulge, ze Lessa nie zwraca sie przeciwko niemu. -Lord Torik potrzebuje pelnego raportu na temat Siwspa i o tym, co sie dzialo tu, na Ladowisku. F'larze, sadze, ze sami powinnismy go poinformowac, prawda? - zasugerowala Lessa. -Nie wiem tylko, kiedy nam sie to uda - powiedzial F'lar z westchnieniem. - Ale jakos znajdziemy na to czas. K'vanie, trzymaj swoj Weyr z dala od wasni Torika. -Oczywiscie. Przywodcy Weyru Benden nie mieli watpliwosci, ze K'van zastosuje sie do ich prosb. Znali K'vana jako zdecydowanego i odpowiedzialnego mlodzienca, a teraz, gdy osiagnal wiek meski, te cechy staly sie jeszcze wyrazniejsze. Bedzie sie przeciwstawial Torikowi chociazby dlatego, ze Torik nie wierzyl w jego umiejetnosci. -Teraz, prosze, wloz te wtyczke - powiedzial Siwsp Piemurowi, ilustrujac to odpowiednim rysunkiem na monitorze - w to gniazdko. - Kiedy Piemur wypelnil polecenie, Siwsp instruowal go dalej. - Na dole monitora powinno sie ukazac zielone swiatlo. -Nic takiego nie ma - odparl Piemur i poteznie westchnal. Mimo wszystko staral sie zachowac cierpliwosc. -W takim razie, mamy gdzies zle polaczenie. Zdejmij oslone i sprawdz karty, plyte glowna, urzadzenia wejscia i wyjscia oraz pamiec - poprosil Siwsp. Piemura wcale nie pocieszyl fakt, ze Siwsp nie przejal sie jeszcze jedna porazka. Dlaczego ta maszyna jest tak cholernie metodyczna i nieczula? - Zeby maszyna mogla normalnie funkcjonowac, musi byc zmontowana zgodnie z projektem konstrukcyjnym. To pierwszy krok. Piemurze, badz cierpliwy. To tylko kwestia odkrycia, ktore polaczenie jest bledne. Piemur zorientowal sie, ze usiluje zgiac srubokret, ktorym sie poslugiwal. Jak Siwsp mogl wyczuc jego zniecierpliwienie? Wzial gleboki oddech i, nie osmielajac sie patrzec na boki, gdzie Benelek i Jancis koncentrowali sie na wlasnej pracy, zdjal po raz kolejny pokrywe urzadzenia. Zajmowali sie tym nudnym i wymagajacym dokladnosci zadaniem odkad Terry ulozyl wszystkie druty i kable zgodnie z zyczeniem Siwspa. Piemura nie pocieszalo, ze Benelek, tak uzdolniony do mechaniki i odznaczajacy sie zrecznymi rekami, wcale nie radzil sobie lepiej. Zreszta Jancis rowniez nie szlo dobrze, chociaz jej niepowodzenia martwily go raczej ze wzgledu na nia sama. Od skurczu Piemura bolaly ramiona, jego palce sztywnialy od wszystkich tych wymagajacych dokladnosci ruchow, i mial juz dosc calego projektu. Z poczatku wydawalo sie, ze sprawa jest prosta. Trzeba bylo tylko znalezc kartony przechowywanych w jaskiniach czesci zamiennych, odkurzyc je i podlaczyc. Niestety, to nie bylo wszystko. Najpierw Siwsp poprosil, zeby nauczyli sie, do czego sluzy kazda czesc: klawiatura, cieklokrystaliczny ekran, pudlo komputera i kody do aktywacji. Na szczescie, gdy przyszlo do naprawiania zepsutych polaczen, Jancis i Benelek umieli sobie z tym poradzic. Raz czy dwa Piemur narobil bledow, ale niebawem dogonil reszte. Jezeli ktos raz nauczy sie grac na instrumentach, ma palce tak wycwiczone, ze szybko przystosuja sie do nowego zadania. Ale poczatkowy entuzjazm, ktory ozywial Piemura od switu, juz dawno sie wyczerpal. Utrzymywala go w ryzach wylacznie swiadomosc, ze ani Jancis, ani Benelek sie nie poddadza. -Zacznijmy jeszcze raz - rozlegl sie niezmienny, spokojny glos Siwspa. - Sprawdzimy kazdy panel, aby upewnic sie, ze nie ma uszkodzen lub pekniec w obwodach i czipach. -Zrobilem to juz dwa razy - zachnal sie Piemur, zaciskajac zeby. -Wiec trzeba to zrobic jeszcze raz. Uzyj szkla powiekszajacego. Moje wykresy byly niewielkie, bo moglismy je powiekszac. Na Ziemi nie potrzebowalismy wiekszych, ale tu musimy postepowac powoli, krok po kroku. Walczac o to, by jakos sie opanowac, Piemur sprawdzal czipy, obwod za obwodem, opornik za opornikiem, kondensator za kondensatorem. Koraliki i srebrzyste linie, ktore jeszcze tak niedawno go fascynowaly, teraz staly sie przeklenstwem, po prostu klopotem. Naprawde zalowal, ze kiedykolwiek zobaczyl te cholerne rzeczy. Szczegolowa obserwacja nie ukazala mu zadnej usterki. Tak wiec, kontrolujac swoje palce jak tylko mogl, odlozyl ostroznie komponenty na wyznaczone miejsce. Wszystkie weszly dokladnie tam, gdzie mialy wejsc. -Upewnij sie, ze kazda karta jest wlasciwie umocowana w rowkach - powiedzial Siwsp jak zwykle spokojnie. -Wlasnie to zrobilem! - Piemur wiedzial, ze zabrzmialo to placzliwie, ale wobec niewzruszenia Siwspa, trudno mu bylo zachowywac sie rozsadnie. Jednak zaraz wrocil mu dobry humor. Maszyny, uswiadomil sobie, robia tylko to, do czego zostaly zaprogramowane. Nie maja uczuc, ktore by przeszkadzaly w bezproblemowym wykonaniu ich obowiazkow. -Piemurze, zanim odlozysz na miejsce pokrywe, dmuchnij lekko na urzadzenie, aby upewnic sie, ze nie ma drobin kurzu zatykajacych polaczenia. Mistrz Esselin radzil sobie dobrze z rekonstrukcja budynku Siwspa, ale ta praca wznosila chmury kurzu, ktorego czesc mimo podjetych ostroznosci przenikala do pomieszczenia. Piemur ostroznie dmuchnal, zalozyl pokrywe i umocnil ja wtyczka. Zabralo mu chwile zanim zorientowal sie, ze zielone swiatlo swieci sie na panelu dokladnie tam, gdzie mialo sie swiecic, i ze na cieklokrystalicznym ekranie pojawila sie litera. Wykrzyknal z radosci, wprawiajac w poploch Jancis i Benelka. -Nie rob tego, Piemurze - skarcil go mlody czeladnik, patrzac spode lba. - Malo brakowalo, a bylbym dokonal zlego polaczenia. -Piemurze, to naprawde dziala? - Jancis uniosla oczy, w ktorych malowala sie nadzieja. -Rusza, gdy zapala sie zielone swiatelko! - wykrztusil Piemur, zacierajac rece i ignorujac kwasne spojrzenie Benelka. - W porzadku, Siwsp, co mam teraz zrobic? -Uzywajac liter na klawiszach przed toba, wystukaj CZYTAJ MNIE. Mozolnie wyszukujac poszczegolne litery, Piemur wystukal polecenie. W tej samej chwili ekran na wprost niego rozkwitl slowami, cyframi i literami. -Hej, wy dwoje, popatrzcie. Slowa! Ekran jest pelen slow! Benelek tylko spojrzal z irytacja, ale Jancis stanela za Piemurem i podziwiala rezultat. Potem z aprobata poklepala go po ramieniu i wrocila do swojego zadania. -Czytaj uwaznie i zapamietaj informacje wyswietlone na ekranie - powiedzial Siwsp. - W ten sposob nauczysz sie wchodzic w programy, ktorych potrzebujesz do odnalezienia kolejnych informacji. Jesli przyswoisz sobie te nazwy, bedziesz zreczniejszym operatorem. Piemur przeczytal wszystko kilka razy, ale wcale nie uwazal, ze jego wiedza sie poszerzyla. Wygladalo na to, ze znane mu slowa znaczyly wiecej niz powinny. Westchnal i znowu zaczal od poczatku strony. Slowa byly zawodem harfiarza, a on nauczy sie tych nowych interpretacji, nawet jesli zabierze mu to pelen Obrot. -Tez to mam! - krzyknela Jancis radosnie. - Tez mam zielone swiatelko! -A wiec wszyscy troje je mamy - powiedzial Benelek z zadowoleniem. - Siwspie, mam teraz wystukac CZYTAJ MNIE? -Poczatkowa lekcja jest dla wszystkich taka sama, Benelku. Gratuluje! Ile osob wyznaczono do zapoznania sie z tym programem? Jest wiele do zrobienia. -Cierpliwosci, Siwsp - powiedzial Piemur, nasladujac ton maszyny i usmiechajac sie zlosliwie do Jancis. - Gdy wiadomosc sie rozejdzie, zleca sie stadami. -A jezdziec bialego smoka, Lord Jaxom? Czy bedzie jednym z nich? -Jaxom? - powtorzyl Piemur lekko zdziwiony. - Zastanawiam sie, gdzie on sie podzial. Rozdzial IV Przez wiekszosc dnia Jaxom byl tak zajety, jak tylko Piemur mogl sobie zyczyc. On i Ruth przetransportowali piec ladunkow kartonow z jaskin do budynku Siwspa, a potem, wlasnie kiedy ostatni zostal rozladowany, Mistrz Fandarel pilnie potrzebowal ich do przeniesienia Mistrza Ciesli Bendarka z powrotem do Lemos i siedziby jego Cechu. Mistrz Ciesla nie mogl sie doczekac, kiedy Siwsp zacznie projektowac nowa maszynerie do wytwarzania papieru i poprawienia jakosci produktu przez dodanie odrobiny szmat do miazgi drzewnej. Kiedy Jaxom i Ruth powrocili na Ladowisko, Mistrz Terry potrzebowal pomocy przy poszukiwaniu kabli i drutow, ktore wreszcie znaleziono w dotad nie badanym zakatku jaskin. Oczywiscie Jaxom i Ruth uprzejmie przewiezli Mistrza Terry'ego i jego kable z powrotem do budynku Siwspa. Jaxom staral sie nie przejmowac tym, ze zleca mu sie tak podrzedne zadania, gdyz rozumial, ze pomaga w wykonywaniu bardzo waznego przedsiewziecia, chociaz jeszcze rano mial nieco inne wyobrazenie o tym, jak on i Ruth spedza dzien. Bialy smok marzyl o wygrzewaniu sie w goracym poludniowym sloncu. Zima na Polnocnym byla chlodna i wilgotna, slonce swiecilo rzadko. A Jaxom bardzo chcial pracowac z Piemurem, Jancis i Benelkiem przy Siwspie. Jednak wszyscy wiedzieli, ze Jaxom z natury jest mily i uczynny. Bylo im znacznie latwiej poprosic o przyslugi jego niz pozostalych jezdzcow. Skoro Ruth nigdy nie mial nic przeciwko temu, Jaxom czul sie zobowiazany do pomocy. Wedlug Sharry postepowal w ten sposob dlatego, ze za wszelka cene chcial byc inny niz jego despotyczny ojciec, Fax. Ale jej zdaniem Jaxom czasami posuwal sie za daleko w tej pokucie. Zazwyczaj interweniowala, jesli czula, ze naduzywano jego uprzejmosci. Tylko ze teraz byla w Ruathcie, a jej interwencja bardzo by sie przydala, gdyz Jaxom uwazal, ze dosc juz zrobil dla innych i wlasna uprzejmosc zaczynala mu stawac kolkiem w gardle. Zanim Terry rozladowal swoje zwoje kabli, Jaxom uswiadomil sobie, ze burczy mu w brzuchu. Nie bylo w tym nic nadzwyczajnego, skoro od rana, kiedy to razem z Menolly i Sebellem zjadl paszteciki z miesem i wypil kubek klahu, nie mial niczego w ustach. Zona zawsze martwila sie, ze nie znajduje czasu na posilki, i Jaxom usilowal pamietac o jej wskazaniach. Zalowal, ze z powodu ciazy Sharra nie moze mu tutaj towarzyszyc, ale w takim stanie nie wolno ryzykowac wejscia w pomiedzy. Poszedl wiec do budynku kuchennego, nieswiadom, ze F'lar zwolal nadzwyczajne zebranie, gdyz inaczej bylby tam, aby go poprzec. W kuchni musial sie sam obsluzyc, bo kucharze byli zajeci uczniem, ktory powaznie poparzyl sobie reke o goracy ruszt. To przypomnialo mu, ze obiecal sprowadzic na Ladowisko Mistrza Oldive'a. Zajmie sie tym, kiedy tylko sie posili, i byc moze potem on i Ruth beda mogli wreszcie robic to, co chca. Jaxom i Ruth wyszli z pomiedzy nad wielkim podworcem polaczonych Cechow Harfiarzy i Uzdrowicieli w Warowni Fort. Rutha natychmiast otoczyly cwierkajace jaszczurki ogniste, wykonujace swoj zwyczajowy powietrzny taniec radosci, ale w ich glosach brzmialo ostrzezenie. -Ruth, o co im chodzi? - spytal Jaxom. Mistrz Oldive nie chce, bysmy ladowali na podworcu, odparl Ruth. Mowi, ze wszyscy harfiarze zaczna cie wypytywac i nigdy sie stad nie wydostaniemy. W tonie Rutha zabrzmialo zdziwienie, ale Jaxom sie rozesmial. -Sam powinienem byl o tym pomyslec. Wiec gdzie Mistrz Oldive chce, bysmy ladowali? Nie wiem. Jaszczurki powiadomia go o naszym przybyciu. Ruth polecial w odlegly zakatek wielkiej siedziby Cechu Harfiarzy, gdzie nie byli az tak widoczni. Idzie, powiedzial po chwili, gdy znow otoczyly ich jaszczurki, tym razem radosnie swiergoczac. Zobaczono nas z Warowni, dodal, bo zaczely sie nad nimi gromadzic kolejne stadka jaszczurek, ktore niecierpliwie popiskiwaly. Nie, mamy wazniejsze rzeczy do zrobienia niz zatrzymywanie sie w Warowni w tej chwili, oznajmil im Ruth, popierajac to ostrzegawczym ryknieciem, ktore odeslalo nowo przybyle z powrotem. Piszczaly, przerazone jego reprymenda. -Lord Groghe jest na Ladowisku - powiedzial Jaxom, probujac nie czuc sie winnym zignorowania prosby. - Gdy wroci, opowie im wszystko co jego zdaniem powinni wiedziec. Jego krolowa jaszczurka ognista bez przerwy latala z wiadomosciami do Warowni, wiec tu juz wiedza wszystko to, co potrzebuja wiedziec o tym Siwspie, mruknal Ruth z delikatnym wyrzutem. Jaxom serdecznie poklepal swojego bialego smoka po karku. -Nie zmiescilbys sie w pokoju, drogi przyjacielu. A poza tym Piemur powiedzial, ze jego Farli zasnela, zupelnie nie zainteresowana Siwspem. Ruth, niezadowolony, jeszcze chwile pomarudzil, ale zaraz wrocil do swoich obowiazkow. Nadchodzi Mistrz Uzdrowiciel. Zakrecil ostro i zanurkowal pod takim katem, ze Jaxom odruchowo chwycil lejce i wygial sie do tylu. -Moglbys mnie ostrzec - skarcil lagodnie smoka. Ruth mial klopotliwy zwyczaj sprawdzania instynktu swojego jezdzca za pomoca nieoczekiwanych manewrow. Bialy smok mruknal z satysfakcja widzac, ze jego podstep sie udal, odchylil skrzydla i wyladowal miekko na dlugosc smoka od Mistrza Oldive'a, ktory powlokl sie do nich zdumiewajaco szybko jak na czlowieka z nogami nierownej dlugosci i garbatymi plecami. Na prostym ramieniu niosl ogromny tornister, ale mimo tych utrudnien pomachal im na powitanie i radosnie sie usmiechnal. -Witaj, Jaxomie! Obawialem sie, ze w calym tym zamieszaniu zapomniales o mnie. - Przez chwile opieral sie o Rutha, by zlapac oddech. - Nie jestem tak sprawny, jak mi sie wydaje. - Obaj uslyszeli okrzyki i zobaczyli ludzi w harfiarskim blekicie wypadajacych z bramy podworca. - Szybko. Jesli nas zlapia, nigdy stad nie wylecimy. Ruth przykucnal na tylnych nogach i ugial lewa przednia lape, tworzac schodek dla Mistrza Uzdrowiciela. Jaxom pochylil sie, chwytajac pomocnym gestem Oldive'a za ramie a ten, chociaz stary, mocno sie przytrzymal, wciagnal na grzbiet Rutha i usadowil za Jaxomem. Ruth natychmiast skoczyl w gore, jego biale skrzydla wykonaly pierwsze, najwazniejsze uderzenie w dol i w gore. Po chwili nie slyszeli juz z dolu okrzykow rozczarowania. -Ruth, lec, gdy tylko bedziesz gotow - rozkazal Jaxom, wyobrazajac sobie budynek Siwspa i bardzo uwaznie wskazujac cienie rzucane przez haldy popiolu, zeby Ruth wyladowal w odpowiednim kiedy. Odkad zaczeto wykopki, odsloniete wystarczajaco duza powierzchnie, zeby moglo tam ladowac kilka smokow. Zimno pomiedzy wyssalo cieplo z ich cial, a potem znalezli sie nagle w jasnym, goracym, popoludniowym sloncu Poludniowego Kontynentu. Na powitanie Rutha podlecialo natychmiast spore stadko jaszczurek ognistych, bo byl ich szczegolnym ulubiencem. Jak zwykle na Poludniowym, bylo tam rownie wiele dzikich, jak i tych z szyjami pomalowanymi barwami ludzi, ktorzy je Naznaczyli. -Na pierwsze Jajo, nie rozpoznalbym tego miejsca - powiedzial Oldive z przejeciem, gdy Ruth szybowal do ladowania. -Nie jestem pewien, czy ja je rozpoznaje. - Jaxom usmiechnal sie przez ramie do Oldive'a. - Mistrz Esselin juz postawil jedna przybudowke. Wskazal grupe mezczyzn pracujacych z zapalem przy wznoszeniu sciany po prawej stronie budynku Siwspa. -Och, uzywacie czesci starego budynku! - wykrzyknal Oldive. -F'lar to zaproponowal. No i dobrze, po co sciagac materialy budowlane, kiedy mamy do dyspozycji te wszystkie puste budynki. -Tak, tak, to prawda. - Jednak Oldive nie w pelni aprobowal takie rozwiazanie. -Bierzemy materialy tylko z mniejszych budynkow, segmentow rodzinnych, jak nazwal je Siwsp. Jest ich pare tysiecy - mowil pocieszajaco Jaxom. Podczas poszukiwania kabli w Jaskini;... Katarzyny, Terry zdal Jaxomowi raport z porannej sesji z Siwspem i opowiedzial o planowanych renowacjach. -Czyzby przylecieli tu wszyscy Przywodcy Weyrow? - dopytywal sie Oldive, bo nagle uswiadomil sobie, ze patrzy na dluga linie smokow wygrzewajacych sie na wzgorzach za budynkami. Jaxom rozesmial sie. -Skoro Siwsp obiecuje pomoc w zlikwidowaniu Nici, czekaja na jego kazde slowo. - Podtrzymal Oldive'a, ktory pospiesznie zsiadal z grzbietu Rutha. -Jak chce to osiagnac? - Stary czlowiek zachwial sie ze zdumienia. Jaxom objal go i zlapal tornister, ktory pod wplywem gwaltownych ruchow Oldive'a kolysal sie tak, ze jego wlasciciel stracil rownowage. -Nie wiem. - Jaxom wzruszyl ramionami, doswiadczajac kolejnego przyplywu niezadowolenia z powodu odsuniecia od wydarzen tego dnia. - Mialem nadzieje, ze dowiem sie czegos wiecej dzis rano, ale bylem ciagle zajety. Oldive ze wspolczuciem polozyl dlon na ramieniu Jaxoma i usmiechnal sie przepraszajaco. -Przenoszac ciekawskich do nowego cudu? -Och, nic nie szkodzi - Jaxom zbyl swoje zmartwienia ruchem reki, bo chcial poprosic Mistrza Uzdrowiciela o przysluge. - Czy zechcialbys zapytac Siwspa, jak leczyc tych dwoch pacjentow, o ktorych Sharra tak bardzo sie martwi? -Zrobie to w pierwszej kolejnosci. Sharra to wspaniala kobieta, zawsze taka energiczna i bezinteresowna, jak ty sam! Jaxom odwrocil wzrok. Byl zaklopotany, bo przeciez wolalby spedzic ranek uczac sie nowych rzeczy. Ale w koncu sie tu znalazl, i z zaciekawieniem oczekiwal reakcji Mistrza Oldive'a na Siwspa. W budynku rzemieslnicy Esselina robili potworny halas. Wszedzie bylo pelno kurzu. Jaxom zdumial sie, ze juz tak wiele osiagnieto. Sciany zostaly umyte i ukazaly sie jasne, wesole barwy. Przez krotka chwile zastanawial sie, w jaki sposob impregnowano kolory, gdyz nie przypominalo to zadnej pomalowanej powierzchni, jaka kiedykolwiek widzial. Z lewej strony slyszal ozywiona rozmowe. Rozpoznal glosy F'lara, T'gellana i R'marta. Poprowadzil Mistrza Oldive'a w przeciwnym kierunku i, gdy staneli na wprost zamknietych drzwi do pomieszczenia Siwspa, jeszcze raz przezyl dreszcz odkrycia z poprzedniego dnia. Jaxom zapukal, grzecznie zapowiadajac swoje nadejscie, i wszedl. Zobaczyl ludzi bez reszty zajetych praca, co jeszcze bardziej wzmocnilo w nim poczucie niecheci. Piemur, Jancis i Benelek siedzacy za stolem zrobionym z kartonowych pudel, pochylali sie nad urzadzeniami, ktore pomogl sprowadzic z Jaskin Katarzyny. I, rozzalil sie Jaxom, te skorupiaste przedmioty juz dzialaly. Trojka jego przyjaciol pracowicie stukala w klawiatury. Jaxom gleboko zaczerpnal powietrza, aby pozbyc sie uczucia zalu; nie powinien reagowac tak niegodnie. Piemur wyciagnal szyje, zeby zobaczyc, kto wszedl. -Dzien dobry, Mistrzu Oldive. Witamy w siedzibie Siwspa. Jaxomie, gdzie sie podziewales przez caly dzien? -Widze, ze wy nie marnowaliscie czasu - odparl Jaxom, probujac bez skutku uwolnic sie od zazdrosci. Napotkal ukosne spojrzenie Oldive'a i zmusil sie do usmiechu. - Ale juz tu jestem, i mozecie mnie wszystkiego nauczyc. -Nie licz na to - odparl Piemur ze swoja zwykla bezczelnoscia. - Musisz zaczac od tego samego, co my. To polecenie Siwspa. -Bardzo chetnie - zgodzil sie Jaxom, usilujac zobaczyc napisy na ekranie Jancis, ktory byl najblizej. Jancis oderwala sie od swojego zajecia, powitala Mistrza Oldive'a, z ktorym od dawna byla zaprzyjazniona, a potem ostro ofuknela Piemura: -Czasami posuwasz sie za daleko. - Zwrocila sie nastepnie do Jaxoma: - Czesci skladowe znajduja sie w pokoju obok, Jaxomie. Pomoge ci, nawet jesli on tego sobie nie zyczy. -Musi sam przez to przebrnac, Jancis, inaczej sie nie nauczy - przypomnial jej twardo Benelek, nie podnoszac glowy znad pracy. Jancis przewrocila oczami. Benelek zawsze byl taki zasadniczy. -Och, oczywiscie, ze bedzie musial uczyc sie wszystkiego od poczatku, ale rownie dobrze moge mu pomoc. Poza tym wolalabym przeniesc sie do innego pokoju. Nie znosze, kiedy Mistrz Oldive wdaje sie w te wszystkie krwawe szczegoly. A to wlasnie ma tu robic ze Siwspem. - Mrugnela do uzdrowiciela. - Przypuszczam, ze kazde rzemioslo ma swoje nieprzyjemne strony. -Och, tak, z pewnoscia powinnismy zapewnic mu troche prywatnosci - zgodzil sie Piemur, wstajac ze stolka. -Ciagle jakies przeszkody - mruczal kwasno Benelek. Ale tez wstal i ostroznie zaczal sie przenosic. -Slyszalem Przywodcow Weyrow w drugim koncu korytarza - odezwal sie Jaxom, chcac przypomniec Siwspowi swoj glos. - Czy mam sprowadzic jednego z nich? -To nie bedzie potrzebne - wyjasnil mu Piemur. - Siwsp juz zarejestrowal specjalne zlagodzenie poczatkowych rygorow. Po prostu przedstaw Mistrza Oldive'a. Jaxom czym predzej to uczynil, niezmiernie wdzieczny, ze nie czekaja go dalsze opoznienia w doganianiu przyjaciol. -Z prawdziwa przyjemnoscia poznaje czlowieka tak bardzo przez wszystkich cenionego - powiedzial Siwsp. Gleboki, pelen ludzkiego wyrazu glos sprawil, ze Mistrz Oldive w milczeniu wpatrywal sie w maszyne, nie mogac wykrztusic slowa. -Siwsp znajduje sie, ze tak powiem, wszedzie w tym pokoju - tlumaczyl Jaxom kiedy zobaczyl, jak zazenowany jest uzdrowiciel. Rzeczywiscie, z poczatku troche trudno sie do niego przyzwyczaic. W pierwszej chwili przerazil nas wszystkich. Piemur, zajety rozbieraniem prowizorycznego stolu, rzucil Mistrzowi Oldive poblazliwy usmiech. -Szybko przywykniesz do tego bezcielesnego glosu. Siwsp wyraza sie tak rozsadnie. -Mlody Piemurze, sam sie naucz przemawiac rozsadnie - powiedzial Siwsp zartobliwym tonem, ktory zaskoczyl wszystkich. -Tak jest, Mistrzu Siwspie, tak jest, panie - dowcipkowal Piemur. Zlozyl kilka pokornych uklonow i wyszedl z pokoju, potykajac sie w progu, gdyz kartonowy stol zaslanial mu widok. Jancis, podazajac za Piemurem i Benelkiem, zamknela za soba drzwi. -Rozgosc sie, prosze, Mistrzu Oldive - zaproponowal Siwsp. - Czy przyniosles ostatnie Kroniki twojego Cechu? Wprowadzilem juz Kroniki Cechu Harfiarzy oraz Mistrza Kowala i Ciesli, ale dla wlasciwej oceny osiagniec waszego spoleczenstwa potrzebowalbym Kronik z kazdego Cechu, Warowni i Weyru. Mistrz Oldive, ciagle jeszcze nie mogac dojsc do siebie, z roztargnieniem usadowil sie na stolku, a jego wypchany notatkami tornister zaczal mu sie zsuwac z ramienia. Zlapal za pasek i, potrzasajac glowa, wreszcie sie opanowal. -Lord Groghe mowil, ze... - Mistrz Oldive zawahal sie przez chwile, nie znajac odpowiedniej formy, w jakiej nalezalo sie zwracac do tej istoty -...ty wiesz, no, wszystko. -Moje banki pamieci zawieraja najbardziej nowoczesne dane dostepne w czasie, gdy statki kolonizatorow wyruszyly w droge do systemu Rukbatu. Wlaczono do nich rowniez informacje medyczne. -Czy moge spytac, jak zorganizowana jest ta informacja? -Anatomia, mikroanatomia, fizjologia, hibernacja, biochemia medyczna, i wiele innych dziedzin, takich jak immunologia i neuropatologia, ktore, mowiac szczerze, moga nie byc ci juz znane. -Niestety masz racje. Utracilismy tak wiele z dawnej nauki, tak wiele umiejetnosci. - Oldive nigdy nie byl bardziej swiadomy istnienia luk w wiedzy swojego Cechu. -Niepotrzebnie sie martwisz, Mistrzu Oldive, gdyz wszyscy ci, ktorych dotychczas spotkalem, ciesza sie doskonalym zdrowiem, a ich wzrost i waga sa wyzsze od tego, co wasi przodkowie uwazali za norme. Okazuje sie, ze nieuprzemyslowiona cywilizacja ma wiele zalet. -Uprzemyslowiona? Nie znam tego terminu, chociaz rozpoznaje jego zrodloslow. -Uprzemyslowic - zaintonowal Siwsp - czasownik przechodni; rozwinac przemysl, uczynic kraj, obszar, przemyslowym; jak rowniez, uprzemyslawiac spolecznosc: wprowadzac ekonomiczny system uprzemyslowienia; a takze, uprzemyslawiac narod. Uprzemyslowione spoleczenstwo, w przeciwienstwie do rolniczego, jak wasze. -Dziekuje... Dlaczego w uprzemyslowionym spoleczenstwie ludnosc jest mniej zdrowa? -Z powodu zanieczyszczenia atmosfery i srodowiska spowodowanego przez odpady, trujace dymy, chemiczne scieki, skazenie produkowanej na polach zywnosci, oraz innych negatywnych zjawisk. Mistrz Oldive oniemial. -Ludzie, ktorzy zasiedlili Pern, chcieli zalozyc spoleczenstwo rolnicze. Przed odlotem z Ziemi zbadali wiele kultur i sposobow zycia nie bazujacych na przemysle, takich jak kultura starozytnych Cyganow, czy rolnicze posiadlosci emerytowanych wojskowych. Wy osiagneliscie ich cel - wyjasnil Siwsp. -Naprawde? - Mistrz Oldive byl zaskoczony, ze Pern osiagnal sukces w czymkolwiek innym niz przezycie dziewieciu Przejsc Nici. -W o wiele wiekszej liczbie spraw niz mozesz sobie wyobrazic, Mistrzu Oldive. Sam zyjesz w tym srodowisku, wiec nie jestes zdolny do obiektywnej oceny. Osiagneliscie bardzo wiele, mimo ze przez dlugie okresy musieliscie walczyc z Nicmi. -Ale widze rowniez, ze bardzo wiele utracilismy. -Byc moze nie az tyle, ile ci sie wydaje, Mistrzu Uzdrowicielu. -Jednak wiem, ze moj Cech stracil zdolnosc przynoszenia ulgi w licznych chorobach, a takze zapobiegania epidemiom, ktore od czasu do czasu nas dziesiatkuja... -Silni przezyli, a wasza populacja stala sie bardziej odporna. -Ale tak wiele wiedzy zostalo bezpowrotnie stracone, zwlaszcza w moim Cechu. -Temu mozna zaradzic. Czy poprawie ci nastroj, jesli powiem, ze nawet najlepsi lekarze sposrod twoich przodkow czasami byli bezradni wobec epidemii? Ze stale poszukiwali nowych metod ulzenia bolowi i uzdrawiania chorych? -Tak, to powinno poprawic mi humor, ale tak nie jest. Przejdzmy jednak do wazniejszych spraw, dobrze, Siwspie? -Oczywiscie, Mistrzu Oldive. -Mamy kilku chorych, ale trzech z nich odczuwa silne, wyniszczajace bole, ktorych nie jestesmy w stanie usmierzyc, i to sa najpilniejsze przypadki. Czy bedziesz mogl postawic diagnoze, jesli przedstawie ci objawy? -Opowiedz mi o nich ze szczegolami. Jezeli bede mogl je porownac z zarejestrowanymi przypadkami, postawie diagnoze i zaproponuje ci odpowiednia terapie. W moich bankach pamieci zapisano trzy miliardy dwiescie milionow przypadkow chorobowych, wiec najprawdopodobniej znajdziemy rowniez choroby, na ktore cierpia twoi pacjenci. Drzacymi z nadziei palcami Mistrz Oldive otworzyl notatnik na stronie z opisem choroby pierwszym dwoch pacjentow Sharry. Winien byl Jaxomowi te grzecznosc. -Co robicie? - spytal Jaxom, zaintrygowany sposobem, w jaki inni patrzyli z napieciem na szare ekrany. Glowny ekran Siwspa juz nie przypominal tych mniejszych. Benelek prychnal ze zniecierpliwieniem i pochylil sie nizej nad klawiatura. Stukal wskazujacymi palcami bez jakiegokolwiek porzadku, ktory Jaxom moglby odkryc. -Zapoznajemy sie z ukladem klawiatury - wyjasnil Piemur, smiejac sie zlosliwie z niewiedzy Jaxoma. - Uczymy sie komend. Ale nie zajmuj sie nami, lecz zabierz sie za skladanie twojego wlasnego terminalu. Jestes juz opozniony o pol dnia. -To wredne, Piemurze - ofuknela go Jancis. Wziela Jaxoma za reke i pociagnela go w strone czesciowo rozpakowanych pudel i kartonow. - Wez klawiature, jedno z tych duzych pudel, postaw to na stole, i przynies jeden z ekranow na cieklych krysztalach. -Co takiego? -Jeden z tych - wskazala reka. - I uwazaj. Siwsp powiedzial, ze sa delikatne, a nie mamy ich wiele. Zdejmij plastik. Posluz sie nozem, bo opakowanie jest niesamowicie mocne. Teraz - mowila dalej, wreczajac mu malutki srubokret i szklo powiekszajace - zdejmij sruby z duzego pudla. Za pomoca szkla powiekszajacego obejrzyj, czy nie widac jakichs uszkodzen. Benelek nagle glosno zaklal i walnal piescia w stol. -Stracilem wszystko! Wszystko! Piemur uniosl wzrok znad swojej roboty, zdumiony niezwyklym wybuchem Benelka. -No to zastartuj ponownie. - Pamiec, wytrenowana w Cechu Harfiarzy, natychmiast podpowiedziala mu to nowe slowo. -Nic nie rozumiesz! - Benelek wymachiwal rekami nad glowa. - Stracilem wszystko, co napisalem. A prawie juz skonczylem! -Zapamietales? - spytala Jancis wspolczujaco. -Tak, az do ostatniego slowa - odpowiedzial Benelek uspokajajac sie. Jaxom patrzyl zafascynowany, jak Benelek uderza w rozne miejsca klawiatury, a potem wydaje dlugie, pelne satysfakcji "ach". -Jaxom, zajmij sie swoja nauka - powiedzial zlosliwie Piemur - bo inaczej nigdy nie dolaczysz do naszej wesolej gromadki, gdzie jeden zle wcisniety klawisz moze zniszczyc pelna godzine ciezkiej pracy. -Siwsp powiedzial, ze musimy nabyc wiele nowych umiejetnosci - odparowala Jancis rozsadnie. - Och, na Skorupy! Teraz ja tez zrobilam cos zle. - Wpatrywala sie w swoj pusty ekran, potem pochylila sie nad klawiatura i zmarszczyla brwi. - Zaraz, ktory klawisz wcisnelam, a nie powinnam byla? Wyciagajac noz, Jaxom zastanawial sie, dlaczego wlasciwie chcial uczestniczyc w czyms, co najwyrazniej przyprawialo wszystkich o irytacje. Nawet nie spostrzegli, kiedy nadszedl szybki, tropikalny zmierzch. Piemur, przeklinajac pod nosem nieunikniona przerwe w pracy, biegal wokol pokoju otwierajac kosze z zarami. Ale zary nie oswietlaly ekranu pod wlasciwym katem, wiec, nadal klnac, ustawil inaczej krzeslo. Benelek poszedl za jego przykladem nie odrywajac jednej reki od klawiatury. Jancis i Jaxom, siedzacy pod wlasciwym katem, kontynuowali lekcje. -Kto tu jest? - dobiegl z korytarza glos Lessy. Otworzyla drzwi i wetknela glowe do srodka. - Ach, tu siedzicie. Jaxomie, Mistrz Oldive znowu potrzebuje ciebie i Rutha, a ja sadze, ze juz najwyzszy czas, abys odpoczal. Twoje oczy wygladaja jak wypalone dziury. Pozostali tez nie wygladaja lepiej. Benelek tylko na chwile oderwal wzrok od ekranu. -To nie jest odpowiednia pora, aby przerwac prace, Wladczyni Weyru. -To jest odpowiednia pora, Benelku - odparla nie znoszacym sprzeciwu tonem. -Alez, Wladczyni Weyru, musze przyswoic sobie te wszystkie nowe terminy i umiec... -Siwsp! - Lessa podniosla glos. - Czy mozesz to wylaczyc? Twoi uczniowie sa zbyt pracowici. Oczywiscie to bardzo chwalebne, ale przyda im sie dobry nocny wypoczynek. -Nie zapamietalem... - krzyknal Benelek, rozposcierajac rece, pelen najwyzszej urazy. Z przerazeniem zobaczyl, ze ekran pociemnial, a maszyna nie reaguje na jego komendy. -Twoj zapis zostal zapamietany - zapewnil go glos Siwspa. - Pracowales przez caly dzien bez chwili przerwy, Czeladniku Benelku. Nawet maszyny musza od czasu do czasu odnawiac zasoby energii. Twoje cialo moze byc uznane za miekka maszyne, ktora czesto potrzebuje nowego paliwa. Zjedzcie i odpocznijcie, a jutro powroccie z nowymi silami. Przez chwile wydawalo sie, ze Benelek zaprotestuje. Potem westchnal i odepchnal sie od stolu, nad ktorym pochylal sie od tak wielu godzin. Usmiechnal sie nieprzytomnie do Lessy. -Zjem i odpoczne. A jutro znowu zaczne... Ale jest tyle do nauczenia sie, o tyle wiecej, niz sobie wyobrazalem. -Rzeczywiscie, to prawda - potwierdzil Mistrz Oldive wylaniajac sie z pokoju Siwspa. W jednej rece sciskal gruby plik papierow, w drugiej niosl tornister. W oszolomieniu powiodl wzrokiem po obecnych. - O tyle wiecej, niz marzylem. - A potem westchnal z wielka satysfakcja, unoszac notatki w gore. - Ale to dobry poczatek. Bardzo dobry poczatek. -Wypij troche klahu zanim Jaxom cie zabierze, Mistrzu Oldive - zaproponowala Lessa. Ujela uzdrowiciela mocno za ramie i kiwnela na Jancis i Jaxoma, zeby odebrali mu bagaz. Oldive z checia pozbyl sie tornistra, ale plik kartek przycisnal do piersi. -Pozwol mi je przynajmniej uporzadkowac, Mistrzu Oldive - poprosila Jancis. - Nie zrobie balaganu. -Nic by sie nie stalo - odparl Oldive machajac ze zmeczeniem dlonia. - Sa ponumerowane i podzielone na kategorie. - Jancis jednak musiala delikatnie odgiac jego dlugie palce. - Nauczylem sie tak wiele, tak wiele - zamruczal usmiechajac sie z zachwytem, gdy Lessa prowadzila go korytarzem. Inni udali sie w ich slady, nagle zdajac sobie sprawe z wlasnego zmeczenia. Jaxomie, spedziles tam szesc godzin, wiec lepiej cos zjedz, bo inaczej Sharra bedzie miala do mnie pretensje, powiedzial Ruth. Jestes bardzo zmeczony. -Och, tak, jestem naprawde zmeczony. - Jaxom zastanawial sie, czy klah wystarczy, aby go pobudzic. -Czy teraz nasza kolej? - zapytal Terry, wychodzac wraz z innymi pelnymi zapalu czeladnikami zza rogu korytarza. Kiedy Lessa skinela glowa, popedzil truchtem za innymi. Ich energia wydala sie Jaxomowi wrecz nieprzyzwoita. Nikt nie ma prawa byc tak zywotny pod koniec dnia. Poznal po ich suplach na ramionach, ze pochodza z Tilleku, daleko na zachodzie. Roznica czasu powodowala, ze dla nich bylo jeszcze wczesnie. Westchnal. Lessa usadowila Mistrza Oldive'a na krzesle przy stole i kazala sluzacym podac klah, polmiski pieczonego miesa i bulwy. Nigdy jeszcze tak prosty posilek nie pachnial Jaxomowi az tak apetycznie. Jadl prawie bez gryzienia, a kiedy zaoferowano mu dokladke, nalozyl sobie drugie tyle. Na policzki Mistrza Oldive'a w miare, jak pochlanial swoja wielka porcje, zaczely powracac kolory. Benelek jadl z zacieciem, oczy utkwil gdzies w oddali, a czasami kiwal glowa, jakby aprobujac swoje rozwazania. Jaxom byl zbyt wyczerpany, by myslec. Zdecydowal, ze pomysli znow jutro rano. Sharra zrozumie. Mial nadzieje, ze Brand tez nie bedzie mial do niego pretensji, bo znowu bedzie musial zostawic swojego Zarzadce samego z problemami kierowania Warownia Ruatha. Ale Brand nigdy nie mial nic przeciwko temu. Jednak Lytol moglby sie obrazic, ale oczywiscie Mistrz Robinton wyjasni staremu wychowawcy Jaxoma znaczenie pracy ze Siwspem. -Musze przeslac wiadomosc do tego mlodego czeladnika u Wansora - powiedzial Oldive Lessie. Na jego dlugiej twarzy malowal sie entuzjazm. - Potrzebuje aparatu podobnego do tego, ktory zostal znaleziony w Weyrze Benden. Powiekszy obraz krwi i tkanki tak, ze bedziemy mogli rozpoznac infekcje powodujaca chorobe. - Siegnal po uporzadkowany stosik, ktory Jancis ulozyla z jego papierow, i zaczal go przegladac. - Siwsp mowi, ze mikroskop jest niezbedny do udoskonalenia diagnozy, a nawet metod leczenia. Poinformowal mnie rowniez, jak przeprowadzac inne konieczne badania. -Mikroskop? - spytala Lessa poblazliwie. Miala dobra opinie o Mistrzu Uzdrowicielu, ktory niedawno przyslal do niej kobiete z cudownym talentem leczenia nawet najbardziej uszkodzonych smoczych skrzydel i bolesnych Pobruzdzen Nicia. -Tak to nazwal. - Oldive polozyl reke na czole. - Siwsp wepchnal dzis tak wiele w moja biedna glowe, ze zastanawiam sie, czy pamietam wlasne imie. -Nazywasz sie Oldive - Piemur pospieszyl mu zlosliwie z pomoca. Przewrocil oczami na widok gniewnego spojrzenia Lessy, ale przycichl, gdy Jancis szturchnela go w bok. Kiedy skonczyli posilek, Jaxom zaoferowal gotowosc przewiezienia Mistrza Oldive'a do domu. -Och, nie, Jaxomie, chcialbym udac sie wprost do Ruathy. Mam informacje dla Sharry. - Twarz uzdrowiciela rozjasnila sie w pelnym zadowolenia usmiechu. -Siwsp zna lekarstwo dla jej chorych? - ucieszyl sie Jaxom. Mistrz Oldive kiwnal w strone swojej torby. -Lekarstwo? Jeszcze nie wiem. Ale poradzil mi, jakie badania przeprowadzic, i jak doraznie ulzyc chorym. - Westchnal. - Ilez to wiedzy medycznej utracilismy! Siwsp oczywiscie zachowuje sie bardzo uprzejmie, ale widzialem jego zdumienie, gdy sie zorientowal, ze nie znamy chirurgii. Jednakze, bardzo chwalil nasze srodki prewencyjne i techniki niechirurgiczne. Och... - Wykonal reka gest pelen zmeczenia. - Moglbym mowic i mowic. - Usmiechnal sie skromnie. - Kogo mam prosic o dodatkowy czas z Siwspem? Wielu mistrzow i czeladnikow mogloby sporo zyskac na takich konsultacjach. Lessa podniosla wzrok na zmeczonego F'lara, ktory stanal w drzwiach. -Nie pomyslalem o przydzielaniu czasu Siwspa - mruknal Przywodca Weyru wzruszajac ramionami. -Gdy tylko zdolamy podlaczyc indywidualne stanowiska - powiedzial Piemur - uzyskamy kolejne cztery polaczenia z Siwspem. -Cech Uzdrowicieli powinien miec pierwszenstwo - dodala Lessa rozcierajac dlonmi zmeczona twarz. -Przeciez to beda konsole do nauki - zachnal sie Benelek, patrzac spode lba. -Owszem - zastanawial sie Piemur na glos. - Ale skoro daja dostep do Siwspa, mozna ich uzywac takze w innych celach. Przynajmniej tak mi sie wydaje. -Jestes harfiarzem, a nie czeladnikiem mechanikiem. -Ja jestem Mistrzem - wtracila Jancis zadziornym tonem - i chcialabym ci przypomniec, ze Piemur zestawil i podlaczyl swoja jednostke wczesniej, niz udalo sie to komukolwiek z nas. -Dosc! - Lessa wladczo uderzyla dlonia w stol. - Wszyscy jestesmy zmeczeni. - Wstala gwaltownie. - Ramoth! - Na zewnatrz, zlota krolowa ryknela w odpowiedzi. - Macie wszyscy opuscic budynek. Natychmiast! - Spojrzala surowo najpierw na Benelka, potem na innych. - My tez juz pojdziemy. - Jej spojrzenie zatrzymalo sie na F'larze, ktory usmiechnal sie i uniosl do gory rece, jak gdyby w obronie. - Te dwa budynki, ktore stoja na lewo stad, zostaly przeznaczone na sypialnie. Idzcie juz! - Machnela na nich rekami, a potem tak dlugo patrzyla na nich ze zloscia, az wreszcie zaczeli sie zbierac. Wychodzac z Jaxomem z budynku, Mistrz Oldive cicho sie rozesmial. -Nie sadze, by w ogole udalo mi sie zasnac. Mam mnostwo do nauczenia sie i przejrzenia. Ale i tak to, czego dowiedzialem sie dzisiaj, to tylko najmniejsza okruszyna wiedzy medycznej przechowywanej przez Siwspa! Wyjasnil mi kilka niepokojacych przypadkow. Przywioze tu Mistrza zielarskiego Amprisa, zeby pokazal mu nasz lekospis. - Zmeczony usmiech rozjasnil twarz Mistrza Oldive'a. - Siwsp powiedzial, ze robimy dobry uzytek z lokalnych roslin, i rozpoznal wiele z tych, ktorzy nasi przodkowie sprowadzili z Ziemi. Ziemia! - Mistrz Oldive, prostujac w miare mozliwosci swoje pokrecone cialo, spojrzal w gore na upstrzone gwiazdami niebo. - Czy wiemy, gdzie znajduje sie Ziemia w stosunku do Pernu? -Nie sadze - odparl ze zdziwieniem Jaxom. - Siwsp chyba nas o tym nie poinformowal. Moze nie chcial. Nasi przodkowie przybyli tu po to, by uniknac wojny, zabojczej walki prowadzonej przeciwko zlu o wiele bardziej niszczycielskiemu niz Nici, wiec moze chcieli zapomniec o Ziemi. -Naprawde? Czy cokolwiek moze byc bardziej niszczace niz Nici? - Uzdrowiciel byl jednoczesnie zdumiony i przerazony. -Mnie tez jest trudno w to uwierzyc - przyznal Jaxom. Ruth zeskoczyl z plamy slonca, na ktorej do tej pory sie wylegiwal, i poszybowal na oczyszczony placyk przed budynkiem Siwspa. Pochylil glowe, aby otrzymac serdeczne klepniecie od swojego jezdzca. -Ale sie spiekles - powiedzial Jaxom, potrzasajac dlonia jakby chcial ja ochlodzic. Tak. Bylo swietnie. Ramoth i Mnementh czekaja, zebysmy pierwsi stad odlecieli, powiedzial Ruth. Tak naprawde jest dosc miejsca, ale znasz Ramoth. Lubi mna rzadzic. Jaxom rozesmial sie wsiadajac na Rutha. Ze zmeczenia nie poszlo mu to zbyt sprawnie. Bialy smok, nie czekajac na polecenie przykucnal, aby pomoc Mistrzowi Oldive. Wciaganie uzdrowiciela na gore jeszcze mocniej uzmyslowilo Jaxomowi, jak bardzo jest zmeczony. No nic, wkrotce beda juz w domu. Ale zaraz z westchnieniem przypomnial sobie, ze beda musieli zrobic jeszcze jedna runde pozniej, aby zabrac Oldive'a z powrotem do jego Cechu. Sharra zmusi go do zatrzymania sie u nas na noc. Bedzie chciala pogadac, wiec nie pozwoli mu odejsc, odezwal sie Ruth uspokajajaco. Gdy smok wzniosl sie w gore, Jaxom i Oldive mogli zobaczyc, jaki ruch panuje na Ladowisku. Sciezki, oswietlone koszami zarow, rozposcieraly sie jak szprychy kola, ktorego srodkiem byl budynek Siwspa. Stolarze i ciesle pracowali w swietle koszy konczac ukladanie dachu nad przybudowka. Sasiednie budynki mieszkalne byly oswietlone, a cieple wieczorne powietrze wypelnial aromat pieczonych miesiw. Na dalszych wzgorzach, ogromne, pelne zycia, zabarwione na niebiesko smocze oczy pstrzyly sie w ciemnosci jak olbrzymie klejnoty na ciemnoniebieskim tle. Dobra, Ruth, lecimy do domu, do Ruathy. Jaxom z radoscia skupil mysli na Warowni, na wielkim podworcu i szerokich schodach, i na dawnych stajniach, w ktorych mieszkal ze swoim smokiem gdy byli mlodsi. Zimno pomiedzy scisnelo ich zmeczone umysly i ciala w zlowrogich objeciach. Nie pomoglo im nawet wychyniecie na slabe popoludniowe slonce zimy. Jaxom czul drzenie siedzacego za nim Oldive'a. Ale Ruth wyszedl tylko o pare uderzen skrzydlami ponad Warownia i lagodnie poszybowal w strona glownego podworca, otoczony radosnym stadkiem ognistych jaszczurek, ktore obraly sobie Warownie za siedzibe. Sharra, w grubej futrzanej pelerynie narzuconej na ramiona, zbiegla do nich po schodach, powitala ich wylewnie, pomogla Mistrzowi Oldive zsiasc ze smoka, zlapala jego tornister, ktory juz mu sie zsuwal z ramienia, i wreszcie usmiechnela sie z radoscia do Jaxoma, wolna reka poklepujac serdecznie Rutha. O nic nie pytala, ale Jaxom znal swoja zone wystarczajaco dobrze, by wiedziec, ze pekala z ciekawosci. Objal ja przez plecy i pocalowal w policzek; jej miekka skora i zapach ozywily go. Poprowadzil Oldive'a po schodach, do cieplej Warowni. Ide do siebie, powiedzial Ruth swojemu jezdzcowi, bo inaczej strace cala korzysc z wygrzewania sie na sloncu Poludniowego. I po szedl do swojego weyru w starej kuchni, gdzie, jak Jaxom wiedzial, czekal na niego ogien na palenisku. Sharra rozkazala sluzbie podac jedzenie i picie. Jednoczesnie popychala obu mezczyzn w strone malego biura, gdzie mogli sie schronic przed ludzmi ciekawymi opowiadania Jaxoma o najnowszych wydarzeniach na Ladowisku. -Pozniej, pozniej - mowila im stanowczo, az wreszcie udalo jej sie zamknac drzwi. Oldive, zanim dolaczyl do Jaxoma i Sharry przy ogniu, starannie polozyl tornister na szerokim biurku, przy ktorym Jaxom, jako Lord Warowni, zarzadzal swoja posiadloscia. Na biurku juz znajdowal sie stosik notek z wiadomosciami. Lezaly tam rowniez Kroniki, ktorymi mial sie zajac. Ktos zapukal do drzwi i zaraz wszedl Zarzadca, wnoszac wyladowana tace. -Och, jak to milo z twojej strony, Brand - zawolal Jaxom. - Sharro, Lessa zmusila nas do zjedzenia czegos zanim wyruszylismy z Ladowiska, ale klah dobrze mi zrobi... z odrobina tego wina, ktore jak widze przyniosles, Brandcie. - Jaxom usmiechnal sie do krzepkiego mezczyzny, ktory byl jego przyjacielem od czasow dziecinstwa, a teraz stal sie cennym pomocnikiem. - Nie, zostan, Brandcie. Masz prawo uslyszec, co odrywa mnie od wypelniania moich obowiazkow w Warowni. Brand zamachal w zaprzeczeniu rekami i pomogl Sharrze rozlewac goracy napoj, w ktorym mocny aromat wina przytlumial nawet zapach klahu. Jaxom wypil spory lyk i poczul, jak cieplo rozchodzi sie po jego ciele. Mistrz Oldive takze wydawal sie ozywiony. Usiadl na krzesle, ktore Brand umiescil dla niego blisko ognia. -Moja droga, twoja pacjentka cierpi na kamienie moczowe - powiedzial Sharrze. - Mezczyzna, tak jak przypuszczalismy, niestety ma raka. Kobiete wyleczymy, gdyz otrzymalem leki na rozpuszczenie kamieni w pecherzu, ale mezczyznie mozemy tylko ulatwic odejscie. - Mistrz Oldive na chwile zamilkl, jego oczy byly szeroko otwarte i blyszczace z podniecenia. -Siwsp posiada niezwykly zasob informacji medycznych i chetnie sie nimi podzieli. Moze nam nawet pomoc odzyskac wiedze na temat chirurgii. Jak wiecie, bardzo chcialem moc operowac chorych, ktorzy tego potrzebowali, a nie ograniczac sie wylacznie do drobnych zabiegow, takich jak wycinanie brodawek. -Och, Mistrzu, to byloby cudowne, ale czy uda nam sie pokonac uprzedzenia Cechu co do zabiegow inwazyjnych? - wykrzyknela Sharra, a w jej oczach zablysla nadzieja. -Moim zdaniem teraz, kiedy mamy nauczyciela o niekwestionowanej uczciwosci, i udowodnimy poprawe stanu pacjentow, ktorzy nie wyzdrowieliby bez operacji, mozemy pokonac te skrupuly. - Oldive oproznil swoj kubek i zdecydowanie wstal. - Moja droga Sharro, potrzebuje kilku minut w twojej infirmerii i bedziemy mieli leki dla pacjentki cierpiacej z powodu kamieni w pecherzu moczowym. Ten drugi biedak, niestety... - Oldive wzruszyl ramionami, a na jego twarzy odmalowalo sie wspolczucie. -No to chodzmy. Przekazesz mi wszystkie medyczne szczegoly, ktore na smierc zanudzilyby Jaxoma i Branda. -Sharro, ty nigdy... - Jaxom przerwal na chwile, by nadac swoim slowom cala moc. - Ty mnie nigdy nie nudzisz. Spojrzenie pelne milosci, ktore poslala mu zona, rozgrzalo go bardziej niz klah. -Jaxomie, musisz byc bardzo zmeczony - powiedzial Brand, kiedy drzwi sie zamknely. -Masz racje, moj drogi. Jestem wprost wyczerpany. Glowa mi peka od tego, co widzialem i slyszalem w ciagu ostatnich dwoch dni. Ale czuje... - Jaxom przez chwile szukal slow mogacych wyrazic jego uczucia. Zacisnal dlon w piesc. - Czuje, ze to jest najwazniejsza rzecz, jaka zdarzyla sie na Pernie odkad... - rozesmial sie -...nasi przodkowie tu wyladowali. Jego smiech nie brzmial teraz beztrosko. - Chociaz na pewno nie wszyscy tak to rozumieja. -Zawsze znajda sie przeciwnicy zmian - powiedzial Brand, i z rezygnacja wzruszyl ramionami. - Czy Siwsp wyjasnil, jak zamierza pozbyc sie Nici? -Brandcie, wobec niego jestesmy jak dzieci, i musimy ciezko pracowac, nauczyc sie wielu nowych rzeczy, zanim poda nam szczegoly. Ale powinienes zobaczyc Fandarela. - Jaxom zaniosl sie wesolym smiechem. - I Benelka. Ganiali jak opetani robiac wszystko naraz. Kiedy Ruth i ja skonczylismy dyzur transportowy, pozwolono mi zlozyc jedna z zabawek Siwspa. - Przyjrzal sie palcom prawej dloni, odciskom i skaleczeniom od srubokreta. - Ucze sie, jak zdobywac wiedze. Byc moze juz jutro uda mi sie przeczytac czesc z przechowywanych przez Siwspa madrosci. Mowie ci, Brand, nastepne tygodnie beda fascynujace. -W ten sposob zawiadamiasz mnie, ze na ogol bedziesz nieobecny w Warowni? - spytal Brand z usmiechem, bo nie mial nic przeciwko temu. -Przeciez w tej chwili, w samym srodku zimy, nie ma tu zbyt wiele pracy, prawda? Trzeba tylko nadzorowac Opady - odparl Jaxom obronnym tonem. Brand zasmial sie i, z poufaloscia wynikajaca z ich dlugiej i bliskiej wspolpracy, klepnal Jaxoma w plecy. -Nie ma, chlopcze, nie ma. Chcialbym wiedziec, czy Siwsp zna jakies sposoby ogrzewania Warowni, w ktorych tak marzniemy w zimie. -Zapytam go - obiecal Jaxom powaznie i pochylil sie do ognia, aby znow ogrzac rece. Rozdzial V Mimo ze Mistrz Robinton wymawial sie, jak tylko mogl, F'lar zabral go z powrotem do Warowni Cove. -Potrzebujesz odpoczynku i spokoju, Robintonie - powiedzial stanowczo. - Tu nie bedziesz mial odpowiednich warunkow, wiec nie mozemy ci pozwolic, bys na noc pozostal na Ladowisku. Jestes wyczerpany. -Ale to cudowne wyczerpanie, F'larze. Co chwile przychodzi mi do glowy nowe pytanie do Siwspa. - Robinton zachichotal. - To tak, jakbys wiedzial, ze masz najlepszy rocznik w kieliszku i bylbys rozdarty miedzy pragnieniem wypicia i podziwiania. F'lar rzucil mu rozbawione spojrzenie. -To dosc trafne porownanie. -Wiec z pewnoscia rozumiesz, dlaczego nie chce wyjezdzac! - poprobowal harfiarz jeszcze raz, przybierajac blagalny wyraz twarzy. -Och, tak, Robintonie. - F'lar usmiechnal sie, pomagajac mu zejsc z wielkiego barku Mnementha. - Ale gdybym pozwolil ci nadwerezac zdrowie, Lessa bylaby na mnie wsciekla. -Ach, F'larze, to wszystko daje mi nowe zycie, nowa nadzieje. Nawet sobie nie wyobrazalem, ze cos takiego moze mi sie jeszcze przydarzyc. -Ani ja - odparl F'lar goraco. - I dlatego musimy jeszcze bardziej uwazac na ciebie, bo to ty bedziesz wszystko interpretowal. -Interpretowal? Przeciez Siwsp uzywa jasnego i prostego jezyka. -Nie chodzi o to, co Siwsp mowi, Robintonie, ale o to, jak nasi ludzie przyjma te nowosc. Ja i wszyscy jezdzcy akceptujemy oferte Siwspa mimo konsekwencji, jakie eliminacja Nici moze miec dla Weyrow i smokow. Ale juz pojawiaja sie ludzie, ktorzy sa albo przestraszeni, albo czuja sie zagrozeni tym, co Siwsp moze nam powiedziec lub dac. -Tak, i mnie podobna mysl przyszla do glowy - przyznal powaznie Robinton, ale zaraz usmiechnal sie lobuzersko. - Jednak szybko sie jej pozbylem. Dobro, jakie Siwsp nam przyniesie bedzie wieksze, niz ewentualne zlo. -Robintonie, odpocznij dobrze dzis w nocy. Jutro Benden wylatuje na Opad, ale jestem pewny, ze D'ram zabierze cie z powrotem na Ladowisko. -On! - jeknal Robinton. - Jest gorszy niz nianka. - I zaczal przedrzezniac D'rama. - "Nie robilbym tego, na twoim miejscu, Robintonie! Czy zjadles juz dosyc, Robintonie? Teraz odpocznijmy na sloneczku". Och, jak on skacze kolo mnie! -Jutro tak nie bedzie. D'ram, tak samo jak ty, chce zobaczyc i uslyszec cos wiecej od Siwspa - pocieszal go F'lar w chwili, gdy Mnementh juz podrywal sie w gore. Powiedzialem Tirothowi, ze jutro moze cie zabrac tylko pod warunkiem, ze odpoczniesz, odezwal sie smok F'lara. Zair otoczyl brazowym ogonem szyje starego harfiarza i lekko wbil pazury w jego prawe ucho, po czym zacwierkal, zgadzajac sie ze spizowym smokiem. -Och, ty! - Robinton byl rozdarty miedzy irytacja z powodu ich nadopiekunczosci a radoscia, ze Mnementh sie do niego odzywal. Nigdy nie zapomnial, jak wiele zawdzieczal smokom, ktore utrzymaly go przy zyciu, gdy jego utrudzone serce zawiodlo tego okropnego dnia w Weyrze Isty, dwa Obroty temu. Robinton musial przyznac, ze istotnie jest zmeczony. Samo przejscie krotkiej odleglosci do schodow jego slicznej rezydencji wyczerpalo go. W glownym holu bylo jasno: D'ram i, niewatpliwie, Lytol czekali na niego. Zair znow zacwierkal, potwierdzajac to przypuszczenie. Coz, nie zabiora mu zbyt wiele czasu, a z pewnoscia obaj zaslugiwali na krotka opowiesc o wydarzeniach dnia. Tylko jak byc zwiezlym, biorac pod uwage wszystko to, co zdarzylo sie odkad obudzil sie dzis rano? To wszystko zdarzylo sie naprawde dopiero rankiem? Robintonowi wydawalo sie, ze od porannych wydarzen uplynely juz cale Obroty. Ale kiedy wszedl do przyjemnego, dobrze oswietlonego pokoju, D'ram, szanowany emerytowany Przywodca Weyru, i Lytol, byly jezdziec smoka i Opiekun Jaxoma az do jego pelnoletnosci, nie prosili Robintona o zadne opowiesci. Wprowadzili go do jego sypialni polecajac, by najpierw odpoczal. -Bez wzgledu na to, jak wazne sprawy wydarzyly sie po moim odejsciu, moge poczekac do rana - powiedzial D'ram. -Wypij wino - poprosil Lytol podajac Robintonowi piekny, zdobiony harfiarskim blekitem kielich. - Tak, dodalem ci czegos na sen, bo wystarczy jedno spojrzenie na twoja twarz, aby bylo jasne, ze przede wszystkim potrzebujesz odpoczynku. Robinton ujal puchar. Norist moze byc Mistrzem Cechu o ciasnym umysle, ale umie wydmuchac eleganckie szklo, jesli tylko chce. Potrafil uzyskac harfiarski blekit. -Aleja mam tak wiele do opowiedzenia - sprzeciwil sie harfiarz lykajac wino. -Opowiesz to lepiej, gdy przespisz noc - zapewnil go Lytol. Pochylil sie, by zdjac Robintonowi buty, ale harfiarz poczul sie urazony i odepchnal go. -Nie jestem az tak zmeczony. Dziekuje Lytolu - powiedzial z godnoscia. D'ram i Lytol wyszli smiejac sie, bo nie czuli obrazy. Robinton ryknal jeszcze troche wina, a potem poluzowal zapiecia butow. Trzeci haust wina towarzyszyl sciaganiu tuniki, a jeszcze jeden odpinaniu paska. To wystarczy, powiedzial sobie Robinton. Wysaczyl puchar do dna i polozyl sie. Mial jeszcze tylko tyle energii, aby naciagnac na siebie cienki koc, ktory go ochroni przed chlodem porannej morskiej bryzy. Poczul, ze Zair uklada sie na poduszce obok... i zapadl w nieswiadomosc. Nastepnego ranka budzil sie powoli. Wiedzial, ze w nocy przysnil mu sie jakis sen, zarazem radosny i zagmatwany, ale mimo usilowan nie mogl go sobie przypomniec we wszystkich szczegolach. Lezal jeszcze przez chwile, gdyz musial sobie uswiadomic, gdzie sie znajduje. Czasami rano mial klopoty z przypomnieniem sobie jaki to dzien, lub co na dzis zaplanowal. Dzis nie przydarzyla mu sie taka dezorientacja. Bardzo jasno pamietal wszystko, co zdarzylo sie poprzedniego dnia. Ach, to bylo dobre. Wyzwanie stymulujace jego podupadly umysl. Corman i jego oskarzenia o latwowiernosc! Cos podobnego! Zair na poduszce obok mruknal, dodajac Robintonowi otuchy i otarl sie glowa o jego policzek. -Czy przekazesz im, ze dobrze wypoczalem? - spytal grzecznie spizowa jaszczurke ognista. Zair przyjrzal mu sie uwaznie, przekrzywiajac glowe na boki, a jego oczy delikatnie wirowaly zielenia zadowolenia. Cwierknal na potwierdzenie, a potem sennie westchnal, przeciagnal sie, wyginajac przezroczyste skrzydla nad glowa, az wreszcie otrzasnal je i ulozyl ciasno wzdluz grzbietu. -Malutki, powiedz, czy Tiroth i D'ram juz sie obudzili i zabiora mnie do Siwspa? Zair zignorowal pytanie i zabral sie do czyszczenia pazurow lewej tylnej lapy. -Rozumiem. Najpierw mam sie wykapac i zjesc sniadanie. - Wstajac z lozka Robinton zorientowal sie, ze spal w spodniach juz druga noc z rzedu. Zrzucil wczorajsze ubranie, zlapal recznik i przez drzwi swojej naroznej sypialni wyszedl na szeroka, ocieniona dachem werande, ktora oslaniala pokoje Warowni Cove przed ostrym sloncem. Zszedl po schodach z wieksza energia niz wspinal sie po nich poprzedniej nocy, i pobiegl piaszczysta drozka nad morze. Zair wirowal ponad jego glowa, wyspiewujac swoja aprobate. Robinton rzucil recznik na bialy piasek i wbiegl do przyjemnie letniej wody. Gdy dobiegl na glebsza wode, gdzie juz pojawialy sie balwany, Zair zanurkowal w fale, a Robinton tez sie zanurzyl, a potem zaczal plynac, posuwajac sie naprzod silnymi uderzeniami ramion. Do Zaira dolaczylo stadko dzikich jaszczurek ognistych. Unosily sie nad sama woda obok niego lub zanurzaly sie tuz przed twarza Robintona, tylko o centymetry unikajac potracania go. Czesto widywaly kapiacych sie ludzi, ale nigdy nie przestalo to ich fascynowac. Robinton, pozwalajac unosic sie falom, zawrocil do brzegu. Tego ranka morze bylo lagodne, ale i tak wysilek plywania dobrze mu zrobil. Wysuszyl sie, zawiazal recznik wokol bioder, i dlugimi krokami wrocil do domu. D'ram i Lytol juz czekali na werandzie. -Zairze, powiedz wszystkim, ze sie odswiezylem i czuje sie doskonale. -Najwyzszy czas. Jest juz dobrze po poludniu. -Po poludniu? - Robinton stanal jak wryty, przerazony, ze stracil tyle czasu na sen. Siwsp mogl od rana tak wiele powiedziec, a on tego nie slyszal. - Powinniscie byli mnie obudzic! - Nawet nie probowal ukryc irytacji w glosie. -Twoje cialo ma wiecej rozsadku niz ty - odpowiedzial Lytol, wstajac z hamaka wiszacego w rogu werandy. - Potrzebowales snu, Robintonie. D'ramie, nalej mu troche klahu. Ja skoncze przygotowywac mu sniadanie... ktore dla nas bedzie juz obiadem. Zapach klahu przypomnial Robintonowi, ze jest tez bardzo glodny. Usiadl wygodnie i zajadajac sie smakolykami, ktore podal mu Lytol, powiadomil przyjaciol o ostatnich wydarzeniach. -I tak wyglada cud - oswiadczyl, konczac sprawozdanie. -Robintonie, nie masz zadnych watpliwosci - spytal Lytol, ktory odznaczal sie wyjatkowym sceptycyzmem - ze ten Siwsp moze zniszczyc Nici? -Na pierwsze Jajo, Lytolu, nikt nie moze w to watpic! Cuda, jakie widzielismy, sam fakt, ze nasi przodkowie dokonali tej niewiarygodnej podrozy z planety, z ktorej pochodzimy, nadaja wiarygodnosci jego obietnicy. Musimy tylko przyswoic sobie ponownie umiejetnosci, ktore utracilismy, a zatriumfujemy nad ta odwieczna grozba. -No tak, tylko dlaczego nasi przodkowie nie pozbyli sie Nici? Przeciez dysponowali wiedza, ktora my utracilismy - drazyl dalej Lytol. -Lytolu, nie jestes jedyny, ktoremu to nie daje spokoju - odparl Robinton. - Ale Siwsp wytlumaczyl, ze wybuchy wulkanow nadeszly w krytycznym czasie, i osadnicy odeszli na Kontynent Polnocny, aby zalozyc tam bezpieczna baze. Nie byli w stanie kontynuowac prac nad likwidacja Nici. -Dlaczego nie wrocili, kiedy Opad Nici ustal? -Tego Siwsp nie wie. - Robinton musial uznac, ze w raporcie Siwspa istnialy luki. - Jednak pomysl... instrument muzyczny albo jedna z maszyn Fandarela moga zrobic tylko to, do czego zostaly skonstruowane. Zatem urzadzenie, nawet tak wyszukane jak Siwsp, moze zrobic tylko to do czego zostalo zaprojektowane. Ono, to... - musze sie wreszcie zdecydowac, za co uwazac te rzecz, pomyslal Robinton - na pewno nie klamie. Chociaz, podejrzewam - Robinton postanowil wyjawic swoje watpliwosci - ze nie odkrywa przed nami calej prawdy. Mielismy dosc klopotow probujac zrozumiec to, co juz nam powiedzial. Lytol prychnal, usmiechajac sie cynicznie. Robinton zauwazyl z ulga, ze D'ram nie odbiera jego slow tak samo. -Chcialbym wierzyc, ze mozemy to zrobic! - dodal Robinton. -Kto by nie chcial? - Lytol nieco zlagodnial. -Ja wierze Siwspowi - oswiadczyl D'ram. - Widac, ze wie, co mowi. Wyjasnil, ze wlasciwy czas nadejdzie za cztery lata, to jest Obroty, dziesiec miesiecy i dwadziescia siedem dni. Dzis juz tylko dwadziescia szesc. Po to, by osiagnac sukces, trzeba wybrac wlasciwy czas. -Jaki sukces? - upieral sie Lytol. -Tego rowniez musimy sie nauczyc - Robinton usmiechnal sie zawstydzony, ze tak malo wie. - Nie spierajac sie o szczegoly, Lytolu, trzeba przyznac, ze jestesmy ignorantami i na razie trudno nam zrozumiec wyjasnienia Siwspa. Mowil cos o oknach i o wylocie w momencie wlasciwym dla przechwycenia Czerwonej Gwiazdy, czy raczej planety, ktora nam sie wydaje czerwona przez wiekszosc czasu, kiedy jej orbita przebiega blisko nas. Pokazal nam rysunek. - Zauwazyl, ze zaczyna sie tlumaczyc, i opanowal sie. - Jesli chcesz zadac mu pytania, na pewno ci odpowie. Lytol rzucil Robintonowi sardoniczne spojrzenie. -Inni maja wazniejsze powody, by konsultowac sie z Siwspem. -Lytolu, musisz uslyszec nasza historie od Siwspa - wtracil D'ram, pochylajac sie ponad stolem. - Zrozumiesz wtedy, dlaczego tak bez zastrzezen wierzymy w jego obietnice. -Naprawde was przekabacil, co? - zakpil Lytol. -Uwierzysz, gdy uslyszysz, co ma do powiedzenia - zapewnil go Robinton wstajac. Recznik zaczal mu sie zeslizgiwac z bioder i musial go szybko zlapac, co odrobine pozbawilo jego wypowiedz godnosci. - Ubiore sie i wracam na Ladowisko. D'ram, czy ty i Tiroth bedziecie tak uprzejmi i mnie zawieziecie? -Skoro naprawde wypoczales, to lecimy - zgodzil sie D'ram, rzucajac swojemu wspolmieszkancowi dlugie, uwazne spojrzenie. - Lytolu, nie przylaczysz sie do nas? -Nie dzisiaj. -Boisz sie, ze mimo swoich zastrzezen zostaniesz przekonany? - spytal Robinton. Lytol wolno potrzasnal glowa. -To niezbyt prawdopodobne, ale wy idzcie. Cieszcie sie swoim marzeniem o niebie bez Nici. -Ostatni prawdziwy sceptyk - mruknal Robinton pod nosem, troche poruszony ciagla niewiara Lytola. Czy Lytol sadzi, ze starosc przytepila umysl Robintona lub jego zdolnosc rozumowania? Czy tez uwaza, jak Corman, ze jest dosc latwowierny, zeby dac sie omamic przez byle prawdopodobna historie? -Nie - zapewnil go D'ram, kiedy zadal pytanie staremu Przywodcy Weyru. Szli juz do spizowego Tirotha, czekajacego na nich nad brzegiem morza. - Jest bardzo pragmatyczny. Powiedzial mi wczoraj, ze za bardzo sie podniecamy, aby moc logicznie sie zastanowic nad wplywem, jaki Siwsp wywrze na nasze zycie zmieniajac podstawowa strukture spoleczenstwa, jego wartosci i rozne takie. - Prychniecie D'rama wskazywalo, ze nie zgadza sie z Lytolem. - Lytol musial stawic czolo zbyt wielu zmianom we wlasnym zyciu i nie zyczy sobie nastepnych. -A ty? Siadajac miedzy wyrostkami rogowymi na karku Tirotha, D'ram usmiechnal sie do Robintona przez ramie. -Jestem jezdzcem, Mistrzu Harfiarzu, i moim glownym zadaniem jest niszczenie Nici. Jesli wiec istnieje nawet najmniejsza nadzieja... - wzruszyl ramionami. - Tiroth, zabierz nas do Ladowiska! -Uwazaj D'ramie - ostrzegl go Robinton. - Tam wiele sie zmienilo od wczorajszego poludnia, kiedy odlecieliscie. Monarth poinformowal mnie o tym. Harfiarz wiedzial, ze Tiroth mowi do D'rama telepatycznie, wiec jego piers nabrzmiala z dumy, ze ma przywilej slyszenia. Pokazal mi zmiany. Czyzby w tonie Tirotha zabrzmialo niezadowolenie? Jednak spizowy smok zabral ich w pomiedzy i wyszedl nad wzgorzem na zachod od budynku Siwspa, unoszac sie w powietrzu ponad smokami wygrzewajacymi sie na cyplu. Robinton spojrzal na nie, ciekaw, kto tu obecnie przebywa. Potem przypomnial sobie, ze Weyr Benden byl dzis zajety walka z Opadem Nici. Szybujac w dol w strone budynku, Robinton i D'ram nie mogli zauwazyc zmian zanim spizowy smok nie skrecil w prawo i nie odchylil skrzydel w tyl, aby wyladowac na szerokim podworcu. -Nie mialem pojecia! - sapnal D'ram, odwracajac sie do harfiarza, ktory byl rownie zdumiony jak on. Robinton ukryl wlasna reakcje pod pelnym otuchy usmiechem. Najwyrazniej, sadzac po rozmachu z jakim pracowano tu w nocy, Lytol nalezal do mniejszosci. Wszystko urzadzono tak, by ulatwic dostep do Siwspa. Oryginalny budynek byl teraz trzy razy wiekszy, a z trzech bokow przylegaly do niego dobudowane oficyny. Zsiadajac ze smoka, Robinton rozpoznal dodatkowe akumulatory Fandarela, umieszczone pod oslona. Przypuszczal, ze zapewnia one energie dopoki nie zostana skonczone potezniejsze turbiny wodne. Na szerokim nowym podworcu kilka grup sprzeczalo sie gwaltownie, a ponad ich glowami jaszczurki ogniste glosno krzyczaly podnieconymi glosami. Wiekszosc ludzi nosila oznaki mistrzow i czeladnikow roznych rzemiosl. Kroj ich tunik wskazywal, ze pochodzili tez z roznych Warowni. -Walcza o dostep do Siwspa? - spytal D'ram zeskakujac obok Robintona. -Na to wyglada. - Robinton nie rozpoznal nikogo z klocacych sie, choc przed zamknietymi drzwiami budynku zauwazyl czterech z najlepszych pracownikow Mistrza Esselina. Zaczerpnal tchu i zdecydowanym krokiem ruszyl naprzod. -O co chodzi? - zapytal glosno. Wystarczyla chwila, by wszyscy zorientowali sie, kto do nich mowi. Natychmiast go otoczyli, a kazda ze stron domagala sie jego uwagi. - Spokoj! - krzyknal. - Spizowe i zlote smoki dolaczyly ze wzgorza swoj wladczy ryk i zapadla cisza. Wtedy Robinton wskazal na jednego z mezczyzn noszacego wezel Mistrza Gorniczego i oznake Cromu. -Mistrz Esselin nie chce mnie wpuscic - powiedzial mezczyzna klotliwie. -A moj Lord Warowni - mezczyzna noszacy wezel glownego zarzadcy Bollu przepchnal sie naprzod - chce poznac fakty o tym tajemniczym stworzeniu. -Deckter powierzyl mi to samo zadanie - uzupelnil zarzadca z Nabolu, najbardziej zatroskany z nich trzech. - Domagamy sie prawdy o tym Siwspie. Mam zobaczyc to cudo, zanim wroce do Nabolu. -Tak, wszyscy zostaliscie niewybaczalnie obrazeni - powiedzial Robinton pojednawczo. - Ci z nas, ktorzy mieli szczescie uslyszec Siwspa wiedza, ze zobaczenie go to pierwszy krok do uwierzenia w to, co moze uczynic dla nas wszystkich, Warowni, Cechow i Weyrow. Coz, nawet mnie dopiero co pozwolono na powrot. - Udal, ze jest gleboko urazony takim niedbalstwem. Fakt, ze tak bardzo szanowany Harfiarz Pernu tez zostal pozbawiony dostepu do Siwspa, chyba ich ulagodzil. - Ale musicie wiedziec, ze Siwsp zainstalowany jest w bardzo niewielkim pokoju chociaz jak widze, poczyniono starania, by go powiekszyc. - Wyciagnal szyje, jak gdyby probowal zobaczyc, o ile powiekszono pomieszczenie. - Hm. Tak, wyglada na to, ze robotnicy pracowali dzien i noc. Jest to godne najwyzszej pochwaly. Jesli zaczekacie tu, zorientuje sie, co mozna zrobic, by spelnic wasze sluszne zadanie. Rzeczywiscie powinniscie zobaczyc Siwspa. -Nie chce tylko go widziec - poskarzyl sie gornik. - Chce, zeby mi powiedzial, jak znalezc glowne zloze bogatej rudy. Przodkowie zlokalizowali kopaliny istniejace na Pernie. Chce, zeby mi powiedzial, gdzie kopac, skoro wie wszystko. -Nie wszystko, moj drogi - odrzekl Robinton, wcale nie zdziwiony faktem, ze Siwsp juz jest uwazany za wszystkowiedzacego. Czy powinien zaznaczyc, ze Siwsp jest tylko... - pomyslal zmieszany - tylko maszyna, urzadzeniem, ktore sluzylo ich przodkom jako przechowalnia informacji? Nie. Chociaz wielu z otaczajacych go ludzi to rzemieslnicy, ich rozumienie maszynerii jest zbyt prymitywne. Nie pojeliby idei tak skomplikowanego urzadzenia, nie mowiac juz o idei sztucznej inteligencji. Westchnal z rezygnacja. - Niezbyt wiele wie o dzisiejszym Pernie, chociaz duzo o tym, co sie tu dzialo dwa i pol tysiaca Obrotow temu. Czy powiadomiono was, ze macie przywiezc ze soba Kroniki? Siwsp chce dowiedziec sie wszystkiego o dzisiejszych Cechach, Warowniach i Weyrach. -Nikt nie wspominal o Kronikach - powiedzial zdumiony gornik. - Slyszelismy, ze wie wszystko. -Siwsp poinformuje was, ze chociaz jego wiedza obejmuje wiele dziedzin, nie jest on, na szczescie, wszystkowiedzacy. Jest... mowiaca Kronika. -Powiedziano nam, ze wie wszystko! - upieral sie gornik. -Nawet ja nie wiem wszystkiego - odparl Robinton lagodnie. - Siwsp tez nigdy nie twierdzil, ze wie wszystko. Jednak wie o wiele wiecej niz my. I wszyscy powinnismy sie od niego uczyc. A teraz pozwolcie, ze w waszym imieniu porozmawiam z Mistrzem Esselinem. Ilu was jest? Zobaczmy. - Szybko policzyl obecnych. - Trzydziestu czterech. Niestety, zbyt wielu, byscie mogli wejsc wszyscy naraz. D'ramie, ty losuj, kto wejdzie pierwszy. Wszyscy wiecie, ze D'ram jest uczciwym czlowiekiem. Potem wejda pozostali. Zobaczycie Siwspa, chociaz moze tylko przez chwile. Mistrz Esselin byl zachwycony widzac harfiarza, ale przerazony rozwiazaniem, ktore ten zaproponowal. -Esselinie, nie mozemy pozwolic, by odeszli stad niezadowoleni. Maja takie samo prawo do zobaczenia Siwspa, jak ktorykolwiek z Lordow Warowni. Wieksze nawet, gdyz to oni beda wykonywac przez nastepnych kilka lat nasze wielkie plany. Kto tam teraz jest? -Mistrz Terry z mistrzami i czeladnikami z kazdego Cechu Kowali na swiecie - Esselin przewrocil niespokojnie oczami. - I Mistrz Hamian z Poludniowej Warowni oraz jego dwoch uczniow. -Ach, Torik wreszcie przyslal emisariusza? - Robinton nie byl pewien, czy ta wiadomosc sprawila mu przyjemnosc, czy tez go zmartwila. Mial nadzieje, ze jeszcze przez jakis czas nie bedzie musial stawic czola klotliwosci i pazernosci Torika. -Nie sadze, by przybyli w imieniu Torika. - Esselin potrzasnal glowa, wyraznie byl przestraszony. - Slyszalem, jak Mistrz Hamian mowil Mistrzowi Terry'emu, ze siostra Torika, Lady Sharra z Ruathy zasugerowala, by rzucil wszystko i przybyl tu natychmiast. -I tak powinien byl zrobic - zgodzil sie uprzejmie Robinton. Hamian doskonale sie tu nada. Byl sprytnym wynalazca, uzywal juz przedmiotow pozostawionych przez przodkow w poludniowej kopalni. - Sprawdze, kiedy bedzie mozna im przerwac na pare mi nut. Wierz mi, Esselinie, rozsadniej jest dac tym chlopcom szanse zobaczenia Siwspa na wlasne oczy. -Ale to tylko zarzadcy i nie liczacy sie gornicy... -Jest ich wiecej niz Lordow Warowni, Mistrzow Cechow i Przywodcow Weyrow, Esselinie. A kazdy z nich ma prawo zobaczyc Siwspa. -Nie dostalem takich polecen. - Mistrz Esselin przyjal znow swoj zwykly nieprzyjemny sposob bycia i wysunal klotliwie brode do przodu. Robinton mierzyl go wzrokiem przez dluga chwile, az wreszcie Esselin mimo swojej gruboskornosci zdal sobie sprawe, ze jego zachowanie jest niewlasciwe w stosunku do Mistrza Harfiarza Pernu. -Zdaje mi sie, ze zanim ten dzien sie skonczy, dostaniesz inne polecenia, Mistrzu Esselinie. A teraz, wybacz... Zblizajac sie do pomieszczenia Siwspa, Robinton slyszal jego dzwieczny glos. Przekonujacy ton swiadczyl, ze maszyna zwraca sie do duzej grupy. Kiedy Robinton cicho otworzyl drzwi zaskoczylo go, jak wielu ludzi znajduje sie w pokoju, a jeszcze wiecej zajmuje nowe przybudowki, do ktorych drzwi byly szeroko otwarte. Mimo iz dwie sciany otaczajace Siwspa pozostaly nietkniete, uzyskano znaczna przestrzen dla licznej publicznosci. Obecnie przebywali tu kowale, z ktorych wiekszosc byla wielkimi, mocno zbudowanymi mezczyznami. Nicat, Glowny Mistrz Gornik, siedzial na pierwszej lawie z Terrym i dwoma ze swych najlepszych Mistrzow, ktorzy pilnie kopiowali rysunki z centralnego ekranu. Byla tam rowniez Jancis, siedziala w kacie, pochylona nad blokiem rysunkowym, ktory trzymala na kolanach. Inni obecni w pokoju starali sie jak mogli, by tez rysowac, niektorzy musieli opierac swoje bloki na plecach innych. Robinton nie rozumial skomplikowanej konstrukcji, ale natezona uwaga, jaka jej poswiecano swiadczyla, ze jest niezmiernie wazna dla rzemieslnikow kowalskich. Siwsp wyjasnial, dodajac ponumerowane specyfikacje, ktore takze nic harfiarzowi nie mowily. Wywazony glos zapraszal sluchaczy, by pytali o kazdy niejasny punkt. -Twoje wyjasnienia sa tak szczegolowe - powiedzial Mistrz Nicat z wyrazem najwyzszego szacunku na twarzy - ze nawet najglupszy uczen by je zrozumial. -Ach, przepraszam, Siwspie... - Mistrz Gornik, ktory, jak wiedzial Robinton, pracowal jako majster w jednej z najwiekszych telgarskich hut, uniosl dlon. - Jesli mozna naprawic zle wykonane kadzie, to czy mozemy naprawic rowniez te, ktore juz dawno wyrzucono? -Tak. Z tego samego sposobu mozna korzystac przy uzywanych metalach. Musicie tez wiedziec, ze dodanie starego metalu czesto polepsza jakosc koncowego produktu. -Nawet metalu zrobionego przez przodkow? - spytal Mistrz Hamian. - W Stalowni Andiyara w Dorado znalezlismy cos, co podobno jest oryginalnym dzielem pierwszych osadnikow. -W tyglu, przy powstawaniu stopu, wypalaja sie wszelkie zanieczyszczenia. - Potem, ku zdumieniu Robintona, Siwsp dodal: - Dzien dobry, Mistrzu Robintonie. Czym moge ci sluzyc? -Nie zamierzalem przeszkadzac... - wyjakal zazenowany Robinton. -Wcale nam nie przeszkadzasz - powiedzial Terry wstajac i przeciagajac sie. - Prawda, Nicacie? - zwrocil sie do Mistrza Gornika, ktory wygladal jak czlowiek majacy nadzieje, ze zrozumial polecenia. Inni rzemieslnicy zaczeli ciche rozmowy z sasiadami, a ci najblizej drzwi zaczeli wychodzic, ostroznie skladajac swoje rysunki i notatki. Idac ku srodkowi pokoju, Robinton poczul silny zapach spoconych cial zmieszany z kwasnym, metalicznym i dziwnym, wilgotnym zapachem glebokich szybow kopalnianych. Gdy wszyscy wyszli, mogl docenic, o ile powiekszono przez noc pomieszczenie Siwspa. -Cos takiego! - mruknal, bo zauwazyl rowniez nowe okna, wykute na przeciwleglych scianach tak, by powietrze moglo swobodnie krazyc. Wszyscy rzemieslnicy wyszli, tylko Jancis pozostala w swoim kacie i cos pospiesznie pisala. Podniosla wzrok i usmiechnela sie do harfiarza. -Osiagnelismy tak wiele, Mistrzu Robintonie. -A czy spalas w ogole zeszlej nocy, mloda kobieto? Lobuzerski usmiech utworzyl doleczki w jej policzkach. -Tak spalismy. - Zaczerwienila sie. - To jest, oboje spalismy. To znaczy, Piemur zasnal pierwszy... O, kurcze! Robinton rozesmial sie z calego serca. -Nie zrozumiem tego opatrznie, Jancis, chociaz zapewne i tak bys sie tym nie przejela. Nie pozwolisz chyba, by cale to zamieszanie opoznilo wasze formalne oswiadczenie, prawda? -Nie - odparla stanowczo. - Nawet chce przyspieszyc date. - Zarozowila sie uroczo, ale nie spuscila wzroku. - To ulatwi sprawy. - Zebrala swoje rzeczy. - Wszyscy inni saw sali komputerowej. Moze ty tez zechcesz sprobowac. -Ja? - Harfiarz zaniemowil. - To dobre dla mlodych, odpornych umyslow, takich jak twoj i Piemura, czy Jaxoma. -Nauka nie jest przeznaczona wylacznie dla najmlodszych, Mistrzu Robintonie - powiedzial Siwsp. -Coz, zobaczymy - szepnal harfiarz, nerwowo wodzac palcami po twarzy. Doskonale zdawal sobie sprawe, ze nie jest juz w stanie zapamietac slow i nut nowych piosenek i ballad. Takie oslabienie pamieci na pewno utrudni mu przyswajanie nowej wiedzy. Nie uwazal sie za proznego lub dumnego czlowieka, ale tez nie chcial wyjawiac wszystkim swoich slabych stron. - Zobaczymy. Na razie mamy drobny klopot... -Z ta gromada na zewnatrz pragnaca zobaczyc Siwspa mimo odmowy Mistrza Esselina? - spytala Jancis. - Upieraja sie tylko po to, zeby potem moc powiedziec swoim panom i Mistrzom, ze to zrobili. -Siwspie, problemem jest ich liczba. Jezeli sie na to zgodzisz, wprowadze ich i wyprowadze. Pozostana tu tylko tyle czasu, by mogli powiedziec, ze naprawde cie widzieli. -Robintonie, czy rzeczywiscie sobie tego zyczysz? Robinton odchrzaknal. -Zyczylbym sobie, zeby wszyscy mieszkancy Pernu mogli czerpac z twojej wiedzy, ale nawet przy maksymalnym powiekszeniu tych sal nie jest to mozliwe, ani zreszta madre. Ludzie o zatwardzialych umyslach zazwyczaj upieraja sie przy glupich kwestiach, natomiast ci, ktorzy maja jakies klopoty beda uwazac, ze ich problemy sa najwazniejsze, albo ze jestes na tyle wszechmocny, by zaradzic wszystkiemu. -Taki juz jest swiat, Mistrzu Robintonie - powiedzial Siwsp, jak zwykle zgodny. - Ludzkosc zawsze pokladala wiare w wyroczniach. -Wyrocznie? - to slowo bylo nieznane harfiarzowi. -Z pelnym wyjasnieniem tego fenomenu zaczekamy, dopoki nie bedziesz mial wielu wolnych godzin, gdyz pliki dotyczace religii sa bardzo dlugie. Wracajac do terazniejszosci, jak zamierzasz zadowolic oczekujacych na zewnatrz? -Przysylajac ich w malych grupach, tak by wszyscy mogli zobaczyc cie i wypytac, chocby przez pare minut. -W takim razie zapros ich wszystkich do srodka. Zewnetrzne czujniki wskazuja, ze jest ich tylu, ilu ten pokoj moze pomiescic. Podczas gdy Mistrz Esselin przygladal sie z niezadowoleniem, cala gromada rzucila sie korytarzem. -Dzien dobry, panowie - przywital ich Siwsp melodyjnym glosem zaskakujac nowo przybylych i sprawiajac, ze zaniemowili. Przed wami znajduje sie Sztuczna Inteligencja o Werbalnym Systemie Porozumiewania, ktora przechowuje informacje i odtwarza je na zyczenie operatora. Zwracajac sie do mnie, poslugujcie sie prosze akronimem Siwsp. Widze, ze sa wsrod was gornicy. Niewatpliwie zauwazyliscie, ze Mistrzowie Gornicy byli obecni na poprzednim wykladzie. Na pewno bedzie dla was z pozytkiem, jezeli skonsultujecie sie z nimi na temat nowych metod wytapiania rudy. Spodziewam sie, ze obaj Zarzadcy, z Gromu i Nabolu, przyniesli Kroniki swoich Warowni. Sa one niezbedne dla oceny obecnej i przyszlej wydajnosci posiadlosci, ktorymi tak zrecznie zarzadzacie w imieniu swoich Lordow Warowni. Wasi Szklarze i czeladnicy z Cechow w Igen i Ista posiadaja w dolach piaskowych i kopalniach olowiu najlepsze silikaty na tej planecie, dzieki czemu wytwarzacie najlepsze, najtrwalsze szklo. Jesli moge byc w czymkolwiek pomocny waszym Cechom, prosze, zwroccie sie do Mistrza Robintona, aby przyznal czas na dluzsza rozmowe. Wiekszosc obecnych po prostu gapila sie na ekran, probujac odnalezc zrodlo tego bezcielesnego glosu. Szklarz z Isty dluga chwile sie wahal, potem wystapil krok do przodu, przelknal z trudnoscia i wyrzucil z siebie: -Mistrzu Siwsp, Mistrz Oldive prosil mnie o zrobienie soczewek mikroskopowych. -Tak, taki instrument jest niezbedny dla Cechu Uzdrowicieli. -Przejrzalem nasze Kroniki, Mistrzu Siwsp. - Wyjal z torby plesniejace kartki, splamione i pelne dziur. - Ale jak widzisz... - Wyciagnal je w strone ekranu. -Uloz je na oswietlonym panelu, Mistrzu Szklarzu. Szklarz rozgladal sie po obecnych, szukajac wsparcia, dopoki harfiarz nie podprowadzil go do maszyny. Inni z podziwem wpatrywali sie w odwaznego rzemieslnika. Czesc jednej z kart ukruszyla sie w chwili, gdy ukladal ja na oswietlonej powierzchni. Jego czeladnik smialo rzucil sie naprzod i poprawil odlamany rog strony. W tej samej chwili ekran rozjasnil sie pokazujac bardzo zniszczony rysunek. Jak za dotknieciem czarodziejskiej rozdzki pojawily sie brakujace linie i, podczas gdy widzowie wzdychali ze zdumienia, rysunek sie scalil. Z otworu drukarki wysunela sie kartka, i oszolomiony czeladnik podniosl ja na prosbe Siwspa. -Patrzcie! Patrzcie! Lepszy, niz gdyby wykonal go najzreczniejszy rysownik - wykrzyknal podekscytowany. -Prosze o nastepna strone - powiedzial Siwsp, i szklarz, troche niezdarnie, wykonal jego polecenie. Wkrotce, ku zachwytowi wszystkich obecnych w pokoju, brakujace notatki i wyjasnienia zostaly odtworzone. -Czy macie jakies pytania odnosnie wykonywania mikroskopu, urzadzen do ustawiania ostrosci, czy soczewek? - spytal Siwsp uprzejmie. Czeladnik zadal kilka pytan, bo jego mistrz byl zbyt oszolomiony, by wykrztusic choc jedno slowo. -Gdyby w czasie produkcji powstaly jakies watpliwosci... - kontynuowal Siwsp. -Podczas czego? - czeladnik nie znal tego slowa. -Podczas wyrabiania. Przekazcie pytania do Mistrza Robintona albo powroccie tu po dodatkowe wyjasnienia lub dalsze demonstracje. Po tym latwo juz bylo Robintonowi wyprowadzic grupe z pokoju i popedzic ja korytarzem. -To zabralo dziesiec minut. - powiedzial Siwsp cichym glosem. - Czas dobrze wykorzystany. -Czy ktos ci doradzil, abys ustanowil mnie swoim pomocnikiem? - spytal rozbawiony Mistrz Harfiarz. -Twoja bezstronnosc jest legendarna, Mistrzu Robintonie, i dopiero co udowodniles swoje skrupulatne poczucie sprawiedliwosci. Mistrz Esselin zawsze przyzna pierwszenstwo osobom o wysokiej randze, podczas gdy szklarz rzeczywiscie pilnie potrzebowal moich informacji. Gdy tylko przybyl tu wczesnym rankiem, powinno sie go bylo od razu uwzglednic w grafiku, a tymczasem Mistrz Esselin zignorowal go. -Tak? - Robinton byl poirytowany. -Jesli dopilnujesz, zeby nie przekraczal granic swoich bardzo zreszta niewielkich kompetencji, na przyszlosc unikniemy niepotrzebnych zadraznien. -Zajme sie tym natychmiast. -Gdybys ty nie mial zbytniej ochoty tym pokierowac, byc moze moglibysmy poprosic o to D'rama, jezdzca spizowego smoka. On takze cieszy sie wielkim szacunkiem zarowno wsrod swoich towarzyszy, jak i w Cechach i Warowniach. Czy to prawda, ze przelecial czterysta Obrotow w przyszlosc, by walczyc z Nicmi? I ze juz przedtem poswiecil znaczna czesc zycia temu niebezpiecznemu zadaniu? -To prawda. -Wspolczesne pokolenie, a takze tamto, sa zdumiewajace, Mistrzu Robintonie. - Chociaz slowa zostaly wypowiedziane lekkim tonem, nie bylo zadnej watpliwosci, ze podziw jest szczery, i Robinton dumnie sie wyprostowal. -Zgadzam sie z toba. - Potem szybko dodal: - Jako twoj pomocnik, Mistrzu Siwspie, wyjasnie Mistrzowi Esselinowi sprawe przydzielania czasu na konsultacje z toba. Mozesz byc pewien, ze bedzie ci tak samo posluszny, jak jest posluszny mnie lub Przywodcom Weyrow. Poszukawszy Esselina, Robinton natychmiast powiedzial mu, jak ma postepowac i ucial wszystkie jego wyjasnienia i przeprosiny. Potem odnalazl D'rama w pokoju, w ktorym Piemur, Jancis, Jaxom i Benelek odrabiali lekcje korzystajac z malych ekranow. Jak zauwazyl, kazde z nich pracowalo nad innym tematem. Jancis odtwarzala jeden z rysunkow, ktory Siwsp pokazal gornikom. -Wejdz, Mistrzu Robintonie - zaprosil go Piemur podnoszac wzrok znad ekranu. - Zlozylem dla ciebie stanowisko, przy ktorym mozesz poeksperymentowac. Robinton uniosl rece i cofnal sie. -Nie, nie, obiecalem, ze na jakis czas zostane pomocnikiem Mistrza Siwspa. Nie uwierzysz, jak glupi jest Esselin. -Ha! Jasne, ze uwierze! - zawolal Piemur ze wspolczuciem. -Jest glupi jak but - mruknal Benelek. - I nie podoba mu sie, ze przychodzimy i wychodzimy nie proszac go o pozwolenie. -Ja nie mam z nim klopotow - powiedziala Jancis, ale w jej oczach zatanczyla wesola iskierka. - Wystarczy, ze dam mu kubek klahu czy czegos do jedzenia z tacy, kiedy ja przynosze. -I to jest jeszcze jeden powod do wyrownania rachunkow ze starym, nadetym Esselinem - zachnal sie Piemur. - Nie jestes sluzaca. Czyzby on nigdy nie zauwazyl wezlow Mistrza na twoim kolnierzu? Czy nie wie, ze jestes wnuczka Fandarela i najlepsza w swoim rzemiosle? -Och, mysle, ze to zauwazy - powiedzial Jaxom nie podnoszac wzroku znad swojej klawiatury, po ktorej niemal fruwal palcami. - Przylapalem go na tym ojcowskim zachowaniu dzis rano i przypomnialem, ze wlasciwa forma zwracania sie do Jancis jest "Mistrzu Kowalu". Wiecie, nie sadze, ze on dostrzegl wezly na jej kolnierzu. -Tym nie moze sie tlumaczyc - odparl Piemur. Mial zamiar zloscic sie do czasu, gdy osobiscie wyrowna rachunki z Esselinem. -Moze Mistrz Esselin powinien wrocic do swoich archiwow... - zaproponowal D'ram. -I to wszystko, do czego sie nadaje - przerwal mu Piemur. -Jednak, skoro ktos musi zajmowac sie tutaj tym, co on do tej pory robil, wyznacze siebie samego na jego miejsce. -Cudowny pomysl, D'ramie - powiedzial Robinton, a inni wykrzykneli na zgode. - Wlasciwie Siwsp juz cie zarekomendowal na to stanowisko. Slyszal, ze cieszysz sie duzym szacunkiem, a takze o twojej uczciwosci. Oczywiscie, nie zna cie tak dobrze jak ja. - Kiedy D'ram spojrzal na niego z przestrachem, Robinton rozesmial sie na znak, ze zartuje. - Sadze, ze powinnismy tu zwabic rowniez Lytola. A moze trzech uczciwych ludzi to za duzo do tej pracy? -Nigdy nie moze byc zbyt wielu uczciwych ludzi - powiedzial Jaxom stanowczo, odrywajac wreszcie wzrok od ekranu. - Uwazam, ze takie wyzwanie dobrze Lytolowi zrobi. - Wyraz jego twarzy odzwierciedlal gleboki niepokoj o starzejacego sie wychowawce. - Wy dwaj juz wygladacie lepiej dzieki temu, ze wasze dlugoletnie doswiadczenie jest wlasciwie wykorzystywane. No i powinien tu pracowac ktos, kto posiada zdrowy rozsadek Lytola. -W pelni sie z tym zgadzam - powiedzial jakis glos od drzwi. Do pokoju wszedl Mistrz Kowal Hamian. - Musialem odepchnac tego starego glupca na bok, zeby tu wejsc z powrotem. Jaxomie, rozumiem, co miala na mysli Sharra, kiedy powiedziala, ze jestescie wszyscy tym pochlonieci - dodal, usmiechajac sie tolerancyjnie. Usmiechnal sie do meza swojej siostry, a potem uprzejmie skinal glowa pozostalym osobom. - Mistrzu Robintonie, nie chcialem wczesniej sprawiac niepotrzebnego zamieszania wsrod moich towarzyszy, ale czy Mistrz Siwsp bedzie w stanie powiedziec nam, w jaki sposob nasi przodkowie wykonywali wiecznotrwale plastiki? Musze koniecznie sam poznac ten sposob. -Hurra! - wykrzykneli razem Piemur i Jancis. Piemur zeskoczyl ze swojego stolka i walnal Hamiana w plecy. Kowal z Poludniowej Warowni nie byl tak wysoki, ani tak mocno zbudowany jak Mistrz Fandarel, ale i tak nie ugial sie pod serdecznym ciosem Piemura. Usmiechnal sie do przyjaciela, ukazujac duze, rowne zeby, ktore na tle opalonej twarzy wydawaly sie jeszcze bielsze. -Ciesze sie, ze ktos aprobuje moj pomysl. A ty? - zwrocil sie do harfiarza. Robinton spojrzal pytajaco na D'rama. -Moze wyprobujemy nasza wladze? -Powiedzialbym, ze Hamian dostarczyl nam najlepszej okazji do wyprobowania czegos tak nowego, nowego przynajmniej dla nas - zgodzil sie D'ram. -No wiec idzmy do tego, ktory wie wszystko - powiedzial Robinton, wskazujac glowa w strone pokoju Siwspa. - Zapytajmy go. Benelek zostal przy ekranie, a reszta popedzila dowiedziec sie co powie Siwsp. Robinton skinal na Hamiana, aby stanal na wprost ekranu, potem musial go szturchnac, gdyz kowal mial trudnosci ze sformulowaniem pytania. -Spytaj go. Nie widzialem, by kogos ugryzl - zazartowal Robinton. -Jeszcze nie - dodal Piemur, udajac zmartwionego. -Yhm, Mistrzu Siwsp... - Hamian zupelnie zaniemowil. -Chcesz sie nauczyc jak robic plastik z takich samych silikatow, jakich twoi przodkowie uzywali w narzedziach budowlanych, Mistrzu Hamianie? Hamian tylko kiwnal glowa i uniosl brwi w komicznym zdziwieniu. -Skad on to wie? - spytal cicho harfiarza. -Ma dlugie uszy - odparl rozbawiony Robinton. -Blad, Mistrzu Robintonie - powiedzial Siwsp. - Moje receptory dzwieku sa o wiele bardziej wrazliwe niz uszy, Mistrzu Hamianie, i skoro drzwi do przyleglego pokoju byly otwarte, slyszalem rozmowe. Wracajac do tematu, twoim zyczeniem, Mistrzu Hamianie, jest nauczyc sie, jak produkowac plastiki, ktorych uzywali przodkowie. Hamian wyprostowal sie i podniosl wysoko glowe. -Tak, Mistrzu Siwsp, takie jest moje zyczenie. Wielu moich towarzyszy pragnie udoskonalic jakosc zelaza, stali, mosiadzu i miedzi, ale ja, widzac dlugowiecznosc plastiku przodkow, chcialbym sie specjalizowac w ich wytwarzaniu. Wierze, ze moze to byc dla nas material tak samo uzyteczny, jak dla naszych przodkow. -W czasach waszych przodkow wytwarzanie plastiku bylo skomplikowana umiejetnoscia. Z polimerow o zroznicowanym skladzie chemicznym otrzymywano bardzo rozmaite produkty koncowe, plastyczne, twarde albo posrednie. Poniewaz jednak w poblizu Jeziora Drake'a odkryto sadzawki ropy naftowej, nie ma powodu, byscie nie mogli znow wytwarzac organicznych plastikow. Ale najpierw musicie przejsc o wiele pelniejszy kurs chemii, niz to, co obecnie wchodzi w zakres programu dla mistrzow. Samo wytwarzanie to ciagly proces rozpuszczania jednych skladnikow w drugich. Joel Lilienkamp zostawil dwa komplety aparatury w Jaskiniach Katarzyny. -Lilienkamp? - wykrzyknal Piemur, a Jancis mu zawtorowala: - Lilcamp? -Kto to byl Joel Liliencamp? - spytal Piemur Siwspa. -Oficer zaopatrzeniowy ekspedycji: osoba, ktora zmagazynowala tak wiele rzeczy w Jaskiniach Katarzyny. -Jayge musi byc jego potomkiem! - goraczkowal sie Piemur, ale zaraz przeprosil za przerywanie rozmowy. -Te dwa duze polimeryzujace urzadzenia nie zostaly oznaczone jako zapakowane w celu dlugiego przechowywania. Dlatego zapewne ulegly zniszczeniu i nie beda dzialac. Ale moga byc uzyte jako wzory. Mistrzu Hamianie, rekonstruujac je, wiele sie nauczysz. Bedziesz tez musial wykonac wiele doswiadczen chemicznych i fizycznych. Hamian radosnie sie usmiechnal. -Z przyjemnoscia, Mistrzu Siwsp, z przyjemnoscia. - Zatarl z zapalem swoje wielkie, pelne stwardnien dlonie. - Kiedy moge zaczac? -Najpierw trzeba odnalezc w jaskini prototypy. - Na ekranie Siwspa ukazaly sie obrazy dwoch grubych szescianow z wieloma dziwnymi wypustkami. - Wlasnie tego musisz szukac, ale uprzedzam cie, ze te urzadzenia sa ciezkie i nieporeczne. -Przenosilem dziwniejsze i ciezsze przedmioty, Mistrzu Siwsp. Z otworu drukarki wysunela sie kartka z rysunkiem niezbednych przedmiotow, i Piemur wreczyl ja kowalowi. -Potrzebny ci bedzie warsztat, w ktorym bedziesz mogl rozlozyc je i sprawdzic, co juz masz, a co musisz zdobyc, by zlozyc nowe urzadzenie. Radze tez, zeby oprocz ciebie wiecej osob przerobilo kurs chemii i fizyki. Wytwarzanie polimerow bedzie wymagalo licznego zespolu pracownikow. Hamian usmiechnal sie zalosnie. -Z pewnoscia musimy sie wiele nauczyc, chocby tylko po to, zeby zrozumiec nieznane slowa, jakich uzywasz. -Chyba mozna powiedziec - wtracil Mistrz Robinton, spogladajac znaczaco na Piemura i Jancis - ze bedziesz mial co najmniej trzech lub czterech dodatkowych uczniow w swojej klasie, Siwspie. Hamianie, a ty na pewno bedziesz chcial, by na kurs uczeszczalo rowniez kilku czlonkow twojego Cechu. -Tak, zaproponuje to paru kolegom - odparl Hamian. Zaczerpnal gleboko powietrza i wypuscil je ze swistem. - Wielkie dzieki, Mistrzu Siwsp. -Nie ma za co, Mistrzu Hamianie. -Jak uciekles Torikowi? - spytal Piemur cicho, zaslaniajac usta dlonia. -Nie musialem uciekac. - Hamian dziwnie sie skrzywil. - Jestem swoim wlasnym panem. Zorganizowalem kopalnie poludniowe tak, aby pracowaly bez cudzego wtracania sie. Teraz bede odkrywal nowe mozliwosci, tak jak to robil Torik w swoim czasie. Jeszcze raz dziekuje, Mistrzu Robintonie, D'ramie. Wiem, gdzie sa jaskinie. Zaczne od razu. - I zdecydowanym krokiem wyszedl z pokoju. Gdy tylko kowal zniknal za rogiem, Mistrz Esselin wyskoczyl z jednego z pokoi sypialnych na korytarzu. Byl bardzo zagniewany. -Mistrzu Robintonie, mowilem temu kowalowi, zeby nie... -Mistrzu Esselinie... - Robinton przyjal swoje najbardziej czarujace maniery, objal tluste ramiona mezczyzny i obrocil go. D'ram stanal po drugiej stronie i poprowadzili Esselina do wyjscia. - Wydaje mi sie, ze zostales ostatnio potraktowany w bezwstydny sposob. -Ja? - Esselin polozyl pulchna dlon na piersi, a jego twarz przyjela wyraz pelen zdziwienia. - Tak, Mistrzu Robintonie, kiedy zboje takie jak ten kowal z Poludniowej Warowni nie zwracaja uwagi na moje rozkazy... -Masz calkowita racje, Mistrzu Esselinie. Co za wstyd. Uwazam, ze w niedopuszczalny sposob naduzyto twojej dobroci, dzieki ktorej oddales nam nieocenione uslugi. Dlatego zadecydowano, ze Przywodca Weyru D'ram, Lord Opiekun Lytol i ja sam odciazymy cie od brzemienia obowiazkow, zebys mogl powrocic do wlasnych zajec. -Och, ale, Mistrzu Robintonie... - Esselin zwolnilby kroku, jednak nie pozwolono mu na to. - Przeciez ja chetnie... -Tak, jestes bardzo ofiarny - przyznal D'ram. -To dobrze o tobie swiadczy, Mistrzu Esselinie, ale badzmy sprawiedliwi, byles niezmiernie uprzejmy pelniac tu dodatkowe funkcje. Teraz myje przejmiemy. Mistrz Esselin protestowal przez cala droge wzdluz korytarza i sciezki wiodacej do kompleksu Archiwow. Przywodca Weyru i harfiarz delikatnie, lecz stanowczo popchneli go po raz ostatni, usmiechajac sie, kiwajac glowami i zupelnie ignorujac jego powtarzajace sie protesty. -Zrobione! - powiedzial D'ram, kiedy znalezli sie z powrotem w budynku. Zadowolony, zatarl rece. - Robintonie, wezme pierwszy dyzur. - Zwrocil sie do jednego ze straznikow. - Ja tu teraz dowodze. Jak sie nazywasz? -Gayton, panie. -Bede ci wdzieczny, Gaytonie, jesli pojdziesz do kuchni po cos zimnego do picia. Przynies tyle, zeby wystarczylo dla nas wszystkich. Nie, Robintonie, na razie nie przyniesie ci wina. Bedziesz potrzebowal trzezwej glowy kiedy przejmiesz dyzur. -Co takiego? Ty stary zrzedo! - wykrzyknal Robinton. - Moja glowa pozostaje trzezwa bez wzgledu na to, ile wina wypije. Cos takiego! -Zabieraj sie, Robintonie - usmiechajac sie, D'ram przegonil go. - Pakuj sie w klopoty gdzie indziej. -Klopoty? - mruknal harfiarz z udawana uraza w glosie, ale wlasnie wtedy obaj uslyszeli tryumfalny okrzyk Piemura, wiec pospieszyl zobaczyc, co sie stalo. -Udalo sie! - Gdy nadszedl harfiarz, Piemur ciagle jeszcze wykrzykiwal w podnieceniu. Jancis i Jaxom wygladali na nieco zazdrosnych. Benelek udawal obojetnosc. -Co ci sie udalo? -Napisalem program! Sam, bez pomocy. Harfiarz przyjrzal sie zagadkowym slowom i literom na ekranie, a potem czeladnikowi. -To... jest program? -Oczywiscie, ze tak. To zupelnie proste, gdy juz wiesz jak sie do tego zabrac! - Radosc Piemura byla zarazliwa. -Piemurze - harfiarz ze zdziwieniem sluchal wlasnych slow. - Mam teraz pare wolnych godzin, bo D'ram objal dyzur. Czy wspomniales, ze jedno z tych urzadzen jest wolne? Piemur wystrzelil ze swego stolka i podszedl do polki, gdzie porzadnie ulozono czesci urzadzenia. -Zdaje sie, ze pozaluje tego - powiedzial Robinton do siebie. -Nalezy miec nadzieje, ze tak sie nie stanie, Mistrzu Robintonie - zabrzmialo ciche zapewnienie Siwspa. Zair wyrwal Robintona z drzemki skubiac go mocno w ucho. Robinton rozpieral sie w krzesle, jego glowa spoczywala na oparciu, nogi ulozyl na biurku. Pierwsza rzecza, z ktorej zdal sobie sprawe budzac sie, byl skurcz w szyi. Gdy opuscil nogi, jego kolana nie chcialy sie zgiac. Kiedy jeknal, Zair uszczypnal go znowu, oczy mial ogniscie czerwonopomaranczowe. Mistrz Harfiarz natychmiast otrzezwial. Z drugiego konca korytarza uslyszal glos Siwspa wyjasniajacy cos, a potem wyzszy glos jednego ze studentow. Chyba wszystko bylo w porzadku. Podniosl wzrok na Zaira, ktory wpatrywal sie poza drzwi, w noc. Wtedy uslyszal slaby odglos czegos pekajacego i jeszcze slabszy dzwiek rozpryskujacej sie cieczy. Wstal przeklinajac po cichu sztywnosc w starzejacych sie stawach, ktore juz nie funkcjonowaly tak, jak kiedys. Starajac sie zachowywac cicho, minal korytarz i wyszedl na dwor. Zauwazyl, ze zbliza sie swit. Dzwieki insektow, ktore go uspily na dyzurze, juz ustaly, a dzienne halasy jeszcze sie nie zaczely. Podkradl sie naprzod, bo znow slyszal cichy odglos pekania. Na lewo, gdzie pod sciana zostaly zainstalowane baterie Fandarela, ujrzal ciemne cienie. Dwoch ludzi. Dwoch mezczyzn zajetych rozbijaniem szklanych pojemnikow, w ktorych trzymano ciecz baterii. -Hej, co wy tu robicie? - spytal rozgniewany. - Zair! Lap ich! Pie... mur! Jancis! Na pomoc! - Pobiegl za uciekajacymi, zdecydowany zapobiec dalszemu uszkodzeniu zrodel energii Siwspa. Pozniej zastanawial sie, jak wlasciwie zamierzal przepedzic wandali. Przeciez byl juz stary i nie mial przy sobie zadnej broni. Ale gdy ci dwaj rzucili sie na niego z uniesionymi kijami czy zelaznymi pretami, czy cokolwiek tam mieli do rozbicia baterii, nie bal sie. Byl po prostu wsciekly. Na szczescie Zair mial bron: dwadziescia ostrych szponow. A kiedy maly spizowy jaszczur zanurkowal by wydrapac oczy pierwszego mezczyzny, Farli Piemura, Trig Jancis i pol tuzina innych jaszczurek ognistych przylaczylo sie do bitwy. Robinton zlapal jednego z napastnikow za tunike i probowal go przewrocic, ale mezczyzna wyrwal sie i uciekl. Slychac bylo tylko pelen bolu krzyk, gdy szpony jaszczurek rozrywaly mu skore na twarzy. Jaszczurki podzielily sie na dwie grupy i podazyly za obcymi, ktorzy pobiegli w roznych kierunkach. Zanim ludzie nadciagneli z pomoca, odglosy ucieczki ucichly. -Nie martw sie, Robintonie - powiedzial Piemur. - Musimy tylko sprawdzic, kto zostal podrapany. Znajdziemy ich! Nic ci sie nie stalo, Mistrzu? Robinton trzymal sie za serce i ciezko oddychal. Chociaz machal na nich rekami, by pobiegli za uciekajacymi, najpierw zatroszczyli sie o niego. -Nic mi nie jest, nic mi nie jest - wolal. - Zlapcie ich! - I zaczal kaslac, bardziej ze zlosci niz wysilku. Zanim przekonal ich o swoim dobrym samopoczuciu, jaszczurki ogniste powrocily. Byly niezmiernie zadowolone z siebie, gdyz przegonily napastnikow. Rozdrazniony ucieczka wandali Robinton schwycil kosz zarow i udal sie na miejsce ataku. -Piec rozbitych, a gdybys nie uslyszal... - zaczal Piemur. -Nie uslyszalem. To Zair mnie zaalarmowal. - Robinton byl wsciekly, ze zasnal. -Na to samo wychodzi - odrzekl Piemur z psotnym usmiechem. - Nie potlukli dosc baterii, by przerwac doplyw energii. Nie martw sie teraz, Mistrzu. W magazynie sa dodatkowe baterie. -Martwie sie, ze cos takiego w ogole moglo sie wydarzyc! - wolal Robinton glosem az piskliwym ze zdenerwowania. -Znajdziemy ich - zapewnil Piemur swojego Mistrza. Zaprowadzil harfiarza z powrotem do jego krzesla i nalal mu kubek wina. -Lepiej, zebysmy ich znalezli - powiedzial Robinton twardo. Wiedzial, ze wsrod ludzi narasta sprzeciw wobec Siwspa, ale nawet przez chwile nie bral pod uwage, ze ktos rzeczywiscie zaatakuje urzadzenie. Kto to mogl byc, zastanawial sie, saczac wino i czujac jego zwykly lagodzacy efekt. Esselin? Watpil, zeby ten tlusty, stary glupiec osmielil sie, bez wzgledu na to, jak niezadowolony byl z powodu utraty swojej synekury. Czy ktorys ze szklarzy Norista byl wczoraj na Ladowisku? -Nie denerwuj sie - powtorzyl Piemur, spogladajac na swego Mistrza z niepokojem. - Widzisz? Zair zranil jednego z nich. Znajdziemy ich, nie obawiaj sie. Nastepnego ranka mezczyzn nie odnaleziono, chociaz Piemur zorganizowal dyskretne przeszukiwania calego Ladowiska. Posunal sie nawet do tego, by obudzic Esselina na dlugo przed pora, ktora ten leniwy czlowiek sklonny byl uznac za stosowna, ale na okraglej, tlustej twarzy nie malowal sie nawet cien niepokoju czy winy. -Musieli biec bez przerwy - zlozyl raport zmartwionemu harfiarzowi, ktory nadzorowal wymiane zbiornikow baterii. -Musimy je ogrodzic - powiedzial Robinton. - Musimy wystawic stale warty. Siwsp nie moze byc narazony na niebezpieczenstwo. -Jak myslisz, kto jest najbardziej prawdopodobnym podejrzanym? - spytal Piemur, obserwujac zmeczona twarz Mistrza. -Podejrzanym? Mamy spory wybor, ale zadnych dowodow. Piemur wzruszyl ramionami. -Wobec tego musimy bardziej uwazac. - Potem cos mu przyszlo do glowy. - Dlaczego Siwsp nie alarmowal? Przeciez widzi w nocy. Gdy go spytali, Siwsp odparl, ze wandale dzialali ponizej poziomu zewnetrznych czujnikow, a jedyne dzwieki zarejestrowane przez czujniki dzwiekowe, nie odbiegaly od tego, co normalnie slychac w nocy. -A w budynku? - spytal Robinton. -Tu jestem bezpieczny. Do srodka wandale nie wejda. Robinton wcale nie poczul sie pewniej, ale nie bylo czasu na rozmowy, gdyz na lekcje zaczeli przybywac studenci. -Na razie nie powiemy o tym nikomu, Piemurze - nakazal Robinton tonem nie dopuszczajacym sprzeciwu. -Nie przeslemy wiadomosci do wszystkich harfiarzy, zeby rozgladali sie za mezczyznami, ktorych twarze sa poznaczone pazurami? Robinton wzruszyl ramionami. -Watpie, aby pokazywali sie publicznie, dopoki rany sie nie zagoja, ale jednak rozeslij wiadomosc. Rozdzial VI W ciagu nastepnych kilku tygodni fakt, ze harfiarz, stary Przywodca Weyru i emerytowany Lord Opiekun ustanowili sie kustoszami czy zarzadcami Siwspa, okazal sie opatrznosciowy. Ich pozycja nie byla zagrozona, poniewaz od dawna cieszyli sie reputacja ludzi prawych i bezstronnych. Poza tym wspolna wiedza Mistrza Harfiarza, Przywodcy Weyru i Lorda Opiekuna byla w najwyzszym stopniu uzyteczna przy odbudowie i zarzadzaniu Ladowiskiem. Niektorzy goscie, zwykli ciekawscy, byli rozczarowani, kiedy odkryli, ze Siwsp ignorowal glupie lub egocentryczne pytania. Ci, ktorzy chcieli sie uczyc i ciezko pracowac, zostawali i zyskiwali nowa wiedze. Do czasu gdy zlozono i podlaczono nastepne terminale, trzej zarzadcy organizowali spotkania z Siwspem, zrecznie umozliwiajac nagle konsultacje bez urazania nikogo. A poniewaz Siwsp nie potrzebowal odpoczynku, wyklady dla Mistrza Oldive'a i innych uzdrowicieli, a takze dla pozostalych Cechow zostaly ustalone na wczesne godziny poranka czasu Ladowiska. Glowne Cechy nie byly jedynymi, ktore przyslaly swoich reprezentantow. Rodzice wysylali tu obiecujacych synow i corki, przyjezdzali tez uczniowie z mniejszych Warowni, gdyz stalo sie to kwestia prestizu Lordow. Poczatkowo przybywaly cale tlumy, przy czym niektorzy nie byli oczywiscie wystarczajaco zdolni, by przyswoic sobie radykalne nowe idee i podjac studia, wiec postanowiono przeprowadzac podstawowy test, test zdolnosci, jak go nazywal Siwsp, dzieki czemu usunieto leniwych i pozbawionych rzeczywistych uzdolnien. Lessa i F'lar nigdy nie osiagneli wprawy w uzywaniu terminali. Wedlug oceny harfiarza, stalo sie tak dlatego, ze mieli zbyt malo czasu na nauke podstaw. Ale zdolali pojac glowne zasady wyszukiwania informacji. F'nor nawet nie probowal sie uczyc, ale jego towarzyszka, Brekke, przylaczyla sie do grupy Mistrza Uzdrowiciela w jej usilowaniach odzyskania utraconych technik medycznych. Mirrim, zdecydowana dotrzymac kroku T'gellanowi, walczyla z przeszkodami i mimo niezmiernie trudnych poczatkow udalo jej sie. A K'van dorownal Jaxomowi i Piemurowi. Zadziwiajac i radujac swoich przyjaciol, malomowny Lytol stal sie zagorzalym uzytkownikiem Siwspa. Wynajdywal katalogi dotyczace najroznorodniejszych tematow. Upieral sie przy nocnych zmianach, gdyz i tak nie potrzebowal wiecej niz czterech godzin snu. -Lytol zawsze mial powazne usposobienie i zadziwiajace zasoby wewnetrzne. Inaczej nie przezylby utraty smoka - mowil Jaxom tym, ktorzy komentowali nowa obsesje Lytola. - Ale ja nie rozumiem jego fascynacji tymi suchymi historycznymi faktami, kiedy mozemy zastosowac tak wiele nowej wiedzy w prawdziwym zyciu. -Nie masz racji, Jaxomie - odpowiadal mu Mistrz Harfiarz. - Poszukiwania Lytola moga okazac sie najwazniejsze. -Nawet wazniejsze niz nowe generatory Fandarela, ktore beda napedzane turbinami wodnymi? Mistrz Kowal z ogromna satysfakcja demonstrowal, jak dziala model elektrowni wodnej. Kuznia pracowala dzien i noc, aby wykonac czesci skladowe maszynerii. -Oczywiscie, ze to jest wazne - odparl harfiarz, uwaznie dobierajac slowa. -Ale powstal nowy klopot: nie wszyscy chca zaakceptowac nowosci. Urzadzono gabinety naukowe, kazdy poswiecony innemu przedmiotowi. Najwieksze przeznaczono na laboratoria do podstawowego nauczania chemii, fizyki i biologii. Wedlug Siwspa te dziedziny wiedzy byly najwazniejsze. Jeden pokoj zarezerwowano na krotkie konsultacje, a inny na nauczanie ogolne. Uzdrowicielom wyznaczono dosc duze pomieszczenie. Jego sciany pokryly roznorodne rysunki, "bardzo obrzydliwe" jak to okreslila Jancis. Siwsp poprosil o wydzielenie pokoju dla wybitnych studentow, ktorzy pobierali intensywne nauki z roznych przedmiotow: Jaxoma, Piemura, Jancis, K'vana, T'gellana, N'tona, Mirrim, Hamiana i jego trzech czeladnikow, czterech innych mlodych jezdzcow spizowych smokow, czterech niebieskich i trzech zielonych. Planowano, ze inni jezdzcy dolacza, kiedy znajdzie sie miejsce w klasach, gdyz Weyry przejawialy najwieksze zainteresowanie wykorzystywaniem Siwspa. Czasami Robinton przechadzal sie korytarzem i sluchal wykladow. Pewnego dnia, kiedy zajrzal na lekcje Jaxoma, Piemura, Jancis i dwoch czeladnikow Cechu Kowali, zobaczyl zdumiewajacy widok. Nad wysokim stolem unosil sie na jakies piec centymetrow pierscien z matowego metalu. Gdy studenci probowali go dotknac, przesunal sie wzdluz lawy tak, jakby sunal na niewidzialnych kolkach. Siwsp niewzruszenie kontynuowal wyjasnienia. -Linie sil wtornego pola magnetycznego powstajacego w pierscieniu przebiegaja w taki sposob, ze sa skierowane przeciwnie do linii sil pola wytwarzanego przez elektromagnesy. Robinton przylgnal do framugi. Nie chcial przeszkadzac zafascynowanym studentom. -Wyglada to o wiele bardziej dramatycznie w niskich temperaturach, gdzie nie ma oporu elektrycznego, pierscienie sa nadprzewodnikami, i nie wystepuje utrata pradu. Nie dysponuje odpowiednimi urzadzeniami, na ktorych moglbym wam to zademonstrowac, ale za trzy lub cztery tygodnie pojmiecie ten wyklad o nadprzewodnictwie. Jaxom zrozumie to nawet wczesniej, ale Piemur musi wiecej popracowac nad nawijaniem cewek elektromagnesow. Czeladniku Manotti, twoje formy nie trzymaja wymiarow. Masz tydzien na poprawe. Robinton odszedl na palcach, by nie wprowadzic studentow w zaklopotanie. Ale wycofujac sie do wyjscia usmiechal sie. Dobry nauczyciel powinien chwalic, zachecac, a takze ganic, kiedy trzeba. W najwiekszych odkopanych budowlach na Ladowisku umieszczono dodatkowe warsztaty dla kowali, szklarzy i ciesli. Wrzala tam nieustajaca praca. Pewnego ranka Lytola i Robintona zaalarmowal glosny wybuch. Popedzili w tamta strone. Okazalo sie, ze wypadek nastapil przy palenisku Mistrza Szklarza Moriltona. Gdy juz dobiegli, zobaczyli, ze Mistrz pomaga Jancis osuszyc krew ze skaleczonej twarzy Caselona, jednego z uczniow Szklarza. Wszedzie bylo mnostwo malenkich kawalkow lustrzanego szkla. -No i widzicie, co sie stalo - mowil spokojnie Mistrz Morilton do reszty uczniow. - Musicie zrozumiec, dlaczego gogle ochronne sa tak wazne. Gdy to szklo termosu wybuchlo, Caselon mogl rownie dobrze stracic wzrok. W tym przypadku... - Morilton spojrzal pytajaco na Jancis. -W tym przypadku - podjela z cierpkim usmiechem Jancis - Caselonowi pozostanie na twarzy wielce interesujacy wzor z blizn. Och, nie martw sie - dodala, gdy mlodzieniec skulil sie ze strachu. Zagoja sie. Nie wykrzywiaj sie. Bedziesz krwawil tylko dopoki nie wysmaruje cie mrocznikiem. Lytol zajal sie grupa ciekawskich, ktorzy nadbiegli do warsztatu, a Robinton z przyjemnoscia rozgladal sie wkolo. Mistrz Morilton zalozyl tu swietna siedzibe rzemiosla. W kacie pompa stukala tuk-tak tuk-tak. Rura aparatu zaopatrzona byla w skorzany kolnierz, na ktorym widoczne byly pozostalosci lustrzanego szkla szyjki od butelki. Reszta szkla rozprysnela po pokoju na miliard malenkich swiecacych kawalkow. -Na Skorupy - mruknal Caselon, probujac zachowac zimna krew podczas zabiegow Jancis. - To byla moja dwudziesta! Robinton zauwazyl wtedy, ze na czesci stolu przyslugujacej Caselonowi juz stalo dziewietnascie prozniowych butelek. Nastepnych dwanascie znajdowalo sie po drugiej stronie, gdzie pracowal inny uczen, Vandentine. Robinton nie mogl zrozumiec, dlaczego rozpryskujace sie po calym pomieszczeniu kawalki szkla nie pokaleczyly ich. -Nie urzadzamy tu wyscigow, Caselonie - napomnial go Mistrz Morilton, kiwajac groznie palcem. - Co sie wlasciwie stalo? Akurat zajmowalem sie pretem Bengela. -To niechcacy - mruknal Caselon wzruszajac ramionami. -Siwsp? - spytal Mistrz Morilton. Warsztat szklarzy mial z nim bezposrednie polaczenie. -Kiedy wytapial szklo, nie zbadal go aparatem ultradzwiekowym, ani nawet nie opukal tak, jak go uczylem, aby wydobyc babelki powietrza z plynnego szkla. Zbytnio sie przejmowal tym, by wyprodukowac wiecej butelek niz jego kolega. Babelki pozostaly w szkle, wiec implodowalo w prozni. Ale teraz mozesz uzyc jego dwoch naczyn do zademonstrowania wlasciwosci cieklych gazow. Widzac, ze mrocznik powstrzymal krwawienie na twarzy Caselona, Mistrz Morilton skinal na niego i Vandentine'a, aby poszli za nim do sasiedniego pokoju. Robinton ruszyl za nimi. W tym pomieszczeniu znajdowala sie inna pompa. Z pokrytej szronem szyjki krople jasnoblekitnej cieczy spadaly co sekunde do grubej, lustrzanej probowki. -Blekitna ciecz to powietrze, takie, jakie jest w tym pokoju - mowil dalej Siwsp. - Kompresujemy je, a potem gwaltownie dekompresujemy tak, ze ochladza sie coraz bardziej, az jego odrobina zmienia sie w ciecz. -Nie dotykajcie plyt chlodzacych - ostrzegl Mistrz Morilton. - Zamroza wam palce. Mistrzu Robintonie - dodal usmiechajac sie do goscia - to jest wielofazowa lodowka, calkiem rozna od tej, ktorej uzywasz w Warowni Cove do ochladzania owocow. Robinton z madra mina skinal glowa. -Ostatnia faza jest najtrudniejsza - powiedzial Siwsp, podczas gdy Mistrz Morilton kazal Caselonowi napelnic flaszke. Pokoj wypelnil sie mgla, gdyz ciekle powietrze kipialo, poki nie ochlodzilo sie we flaszce Caselona. Robinton cofnal sie, bo pare kropel splynelo po podlodze w jego strone. - Teraz, Caselonie - instruowal Siwsp - wracaj na swoje stanowisko i obserwuj dzialanie cieklego powietrza. -Zabawiacie sie powietrzem? - spytal zaskoczony Robinton. Ale zaraz zauwazyl wszystkowiedzacy usmiech Mistrza Moriltona. -Ten ciekly gaz - kontynuowal Siwsp - moze jednoczesnie poruszac sie w przeciwnych kierunkach. Wypelni wysokie naczynie i nie zostawi nic na dnie, a nawet bedzie wypelzac szybciej, duzo szybciej, przez malenkie otworki niz przez duze. Mistrzu Robintonie, czy zechcialbys sam napelnic butelke cieklym powietrzem i sam przeprowadzic doswiadczenie? To jeden z najniebezpieczniejszych, a przez to wiele uczacych eksperymentow, jakie studenci moga wykonac. Jancis, Sharra, sa tu butelki takze dla was. Ten eksperyment jest wazny dla was obydwoch. - Smieszek obu dziewczyn powiedzial Robintonowi, ze nie wiedza, o co chodzi. - Gdy juz oswoicie sie z cieklym powietrzem, mozemy zaczac uczyc sie o specjalnych wlasciwosciach cieklego wodoru, a zwlaszcza cieklego helu. -Czy naprawde powinnismy sie zajmowac tak niebezpiecznymi sprawami? - spytal harfiarz. -Niebezpieczenstwo moze nas wiele nauczyc - odpowiedzial Siwsp. - Na przyklad juz teraz jest malo prawdopodobne, ze Caselon zapomni opukac surowiec na szklo, bez wzgledu na to, ile naczyn wydmuchal do tej pory. Uplynela godzina, zanim Robinton i Lytol, ktorego Mistrz Harfiarz zainteresowal doswiadczeniami z cieklym gazem, powrocili do swoich zwyklych obowiazkow. Na Ladowisku coraz wiecej mieszkan bylo zajetych. Zaczeto uzywac wielu przedmiotow tak dlugo przechowywanych w Jaskiniach Katarzyny, chociaz zarzadcy rozkazali, by probki kazdego zostaly zachowane do wystawienia w budynku Archiwum Mistrza Esselina. Niegdys porzucone Ladowisko znow stalo sie siedziba pracowitej spolecznosci. Kiedy oczyszczono z wulkanicznego pylu drozki i podworka, pojawily sie nawet trawy i ziola. -Czyz nie jestesmy szaleni odtwarzajac te osade? - spytala Lessa pewnego wieczora, kiedy razem z F'larem jedli kolacje w budynku Siwspa z Jaxomem, Robintonem, D'ramem, Lytolem, Piemurem i Jancis. - Te wulkany moga znowu wybuchnac. -Wspomnialem o tym Siwspowi - powiedzial Lytol - a on odrzekl, ze monitoruje aktywnosc sejsmiczna, gdyz niektore z instrumentow zainstalowanych przez osadnikow nadal funkcjonuja. Zapewnil mnie takze, ze aktywnosc wulkaniczna gorskiego lancucha jest niewielka. -I mamy sie z tego cieszyc? - Lessa nadal wykazywala sceptycyzm. -Tak mowi Siwsp - odpowiedzial Lytol. -Nie chcialbym stracic tego wszystkiego, co tu odkrylismy - odezwal sie F'lar. -Na nieszczescie - wyjasnil mu Lytol z ironicznym usmieszkiem - nie mozna przeniesc Siwspa w inne miejsce. -Wobec tego nie martwmy sie czyms, co moze nigdy sie nie zdarzyc - stwierdzil stanowczo Robinton. - Juz teraz mamy dosc klopotow. Na przyklad, co zrobic z Mistrzem Noristem. Jak wiecie, zagrozil wylaczeniem z Cechu Mistrza Moriltona oraz wszystkich czeladnikow i uczniow, ktorzy produkowali szklo, wedlug... hm, falszywych metod Siwspa. -On nazywa Siwspa "obrzydliwoscia"! - powiedzial Piemur chichoczac zlosliwie. - Siwsp powiedzial... -Mam nadzieje, ze nie powtorzyles tego Siwspowi! - Jancis byla zaszokowana brakiem taktu Piemura. -Jemu to nie przeszkadza. Nawet wydaje mi sie, ze go to rozbawilo. Mistrz Robinton z dziwnym wyrazem twarzy spojrzal na Piemura. -Czy... czy komus z was kiedykolwiek wydalo sie, ze bawimy Siwspa? -Jasne - odparl Piemur radosnie. - On moze byc maszyna albo czymkolwiek. Ale chociaz wiem teraz o wiele wiecej o maszynach niz dawniej, Siwsp jest tylko Mistrzem Maszyna, ktora porozumiewa sie z ludzmi, wiec musi miec zaprogramowane kryteria, dzieki ktorym rozpoznaje zarty. Byc moze nie ma mozliwosci, by zasmiewac sie, jak wielu z was, z moich zartow i anegdotek, ale z pewnoscia dobrze sie bawi sluchajac ich. -Hm - mruknal harfiarz, bo nie wiedzial, co na to powiedziec. - Jesli chodzi o Norista... Jako prawie wybrany Mistrz Cechu moze byc pozbawiony stanowiska tylko na zgromadzeniu wszystkich Mistrzow. Niestety, Cech Szklarzy nie jest duzy, a wiekszosc jego Mistrzow jest tak samo dogmatyczna jak Norist. Z drugiej strony, nie bede patrzec obojetnie jak wyklucza sie, zamecza lub upokarza Mistrza Moriltona tylko dlatego, ze nauczyl sie czegos, czego nie nauczyl go sam Norist. A przeciez Morilton okazal sie zdolny do przyswojenia calkiem nowych umiejetnosci. -Norist zbytnio polega na nieszczesnym, starym Wansorze - powiedzial Lytol. - Na szczescie, Wansor wydaje sie nieswiadomy krytyki, jak rowniez faktu, ze moze ucierpiec, gdy poznajemy nowa wiedze. Mimo oswiadczen Norista, Morilton zdolal przyciagnac do siebie sporo czeladnikow i uczniow, ktorzy nie zycza sobie podporzadkowywac sie ograniczeniom, jakie Norist stawia swojemu Cechowi odwolujac sie do zacofanych technik. -Ale skoro Norist polega na Wansorze, dlaczego my mu nie ufamy? - spytal Jaxom. -Ja chetnie mu zaufam - powiedzial Lytol, i na jego ponurej twarzy zajasnial cien usmiechu. - Czlowiek, ktory nie widzi dalej niz czubek swego nosa nie ma prawa byc Mistrzem Cechu! - Lytol znow wykrzywil sie ze zlosci. -Tak jest! Dobrze mowi! - poparl go harfiarz. -Slyszalem takze, ze Norist odmawia Moriltonowi dostepu do najlepszego piasku - mowil dalej Lytol, marszczac brwi. -To w ogole nie stanowi problemu. Tutaj mamy go pelno - odparl Piemur. -Glupek. Piach z plazy nie nadaje sie do wyrobu szkla - powiedzial Jaxom z lekka pogarda. - Kopalnie w Igen i Ista maja swietny piasek. -Wlasnie z tego Norist zabronil korzystac Moriltonowi - wyjasnil Lytol. -Ale nie zabroni Lordowi Jaxomowi z Warowni Ruatha! -Ani D'ramowi - stary jezdziec spizowego smoka oznajmil to rownie stanowczo co mlody pan Warowni. Nawet Lytol usmiechnal sie slyszac, jak ominac zakazy nieprzejednanego Norista. - Jak wiecie, mikroskopy wymagaja szkla niezmiernie wysokiej jakosci. -W kazdym razie nie sadze, aby to byla glowna trudnosc - powiedzial D'ram, spogladajac w strone Jaxoma. -Jestem pewien, ze Ruth i Tiroth nie beda miec nic przeciwko malej wycieczce. - Jaxom skinal glowa. -Ty lec na Iste, a ja wybiore sie do Igen. -Czy na mapach osadnikow nie zaznaczono blizszych zloz? Moglibysmy w ten sposob oszczedzic czas - zastanawial sie F'lar. Robinton uniosl w gore palec. -Zapytamy. - I z wprawa wystukal pytanie na klawiaturze terminala znajdujacego sie w pokoju. Natychmiast z drukarki wysunela sie lista lokalizacji, z zaznaczonym typem piasku, ktory mozna tam bylo znalezc. Zloza, ktorych piasek nadawal sie do wytwarzania szkla do celow medycznych, byly oznaczone gwiazdka, ale Siwsp rekomendowal szczegolnie piaski znajdujace sie kolo Rajskiej Rzeki i wewnatrz kontynentu, w kopalni kolo dawnego Cardiff. D'ram zglosil chec udania sie do Cardiff, gdyz wiedzial, ze Jaxom chcialby skorzystac z okazji i zobaczyc sie z Jaygem i Aramina, ktorzy osiedlili sie nad Rajska Rzeka. -Hm - powiedzial harfiarz, wpatrujac sie uwaznie w ekran. - Siwsp przypomina nam, ze wiecej jezdzcow zielonych i spizowych smokow powinno pobierac nauke. -Przyjmie jednego czy dwa duze brazowe? - spytal F'lar. - Mam paru jezdzcow, ktorzy pragna dolaczyc do programu, a Siwsp chyba woli duze smoki od srednich. -Pytalem go, czym sie kieruje - powiedzial D'ram - gdyz wydawalo mi sie dziwne, ze chce tylko najwieksze i najmniejsze. Mowi, ze operacja wymaga ich udzialu, ale nie chcial podac wiecej szczegolow. Zaznaczyl tylko, ze musi miec dosc kandydatow, aby moc wybrac najlepszych i dysponowac wystarczajaca liczba wyszkolonych pracownikow. - D'ram wzruszyl ramionami nie mogac wyjasnic nic wiecej. -Byloby milo - powiedziala Lessa - gdyby czasem udzielal dokladniejszych informacji. Wtedy wiedzielibysmy, co mowic tym, ktorych musimy rozczarowac. Nie byloby dobrze, gdyby jezdzcy zaczeli odczuwac zniechecenie. Chociaz, ogolnie, morale poprawilo sie we wszystkich Weyrach. I wszystkie Weyry chca w tym uczestniczyc. -Siwsp twierdzi, ze latwiej jest uczyc mlodszych jezdzcow - ciagnal dalej D'ram - poniewaz maja mniej sztywne poglady. Oczywiscie sa wyjatki - dodal, zadowolony, ze do nich nalezy. -Poza tym wszystko w porzadku? - spytal Jaxom. - Chcialbym wrocic do Ruathy. - Usmiechnal sie niesmialo. - Piasek z Rajskiej Rzeki przywioze jutro, ale lepiej, zebym teraz spedzil troche czasu w domu. -Obawiasz sie, ze cie stamtad wyrzuca? - spytal Piemur z bezczelnym usmiechem. Jaxom nie znizyl sie do odpowiedzi, ale Jancis szturchnela meza lokciem w zebra. -No to w droge - powiedzial F'lar zerkajac z boku na Lesse. -Tylko poprosze Siwspa o wydruk z polozeniem kopaln piasku - powiedzial D'ram, wstajac. Gdy D'ram i Jaxom wyszli, Lytol z niechecia zmarszczyl czolo. -Lytolu, nie zlosc sie - lagodzila Lessa. - Sharra ma pelne prawo irytowac sie, ze Jaxom spedza tu tyle czasu. -Zwlaszcza, ze sama oddalaby wszystko za lekcje uzdrawiania - dodala Jancis. - Ale, Piemurze, czy tez zauwazyles, ze kiedykolwiek Jaxom jest nieobecny, Siwsp sie o niego dopytuje? -Hm, tak, zauwazylem - odpowiedzial Piemur, zamyslajac sie na chwile. Potem przyjal niedbala poze. - Ale Siwsp z pewnoscia kaze pracowac Jaxomowi ciezej niz ktoremukolwiek z nas, oprocz Mirrim i S'lena. -S'len? - F'lar niezbyt pamietal, kto to jest. - Czy to nie ten mlody jezdziec z Fortu? -Tak, to ten. I Siwsp uparl sie, ze wyszkoli Mirrim tak, by dorownala poziomem nam wszystkim - dodal Piemur. -Dlaczego zielone smoki sa dla niego takie wazne? - spytala Lessa. -Bo sa male - wyjasnil jej Piemur. -Male? -Przynajmniej tak mi sie wydaje, a Ruth jest najmniejszy z nich wszystkich - ciagnal Piemur. - Nie mam watpliwosci, ze ci dwaj maja do spelnienia specjalna role w Wielkim Planie Siwspa. Lessa i Lytol wydawali sie zaniepokojeni. -Och, nie martwcie sie o Jaxoma - powiedzial Piemur lekko. - Jest najlepszy z nas wszystkich. Naprawde rozumie cala te mechanike nieba, ktorej uczy nas Siwsp. -Czy wspomnial wam o czyms? - spytala Lessa Robintona i Lytola. Obaj mezczyzni zaprzeczyli, a Robinton usmiechnal sie. -Podaje mi cytaty literackie, takie jak: "Wszystko ma swoj czas, i jest wyznaczona godzina na wszystkie sprawy pod niebem."*No wiec teraz, moim zdaniem, jest czas na takie rzeczy, jak nauka podstaw z Siwspem. Podczas gdy czas na wielkie rzeczy jest wciaz odlegly o cztery Obroty, siedem miesiecy i iles tam dni. -Cytaty z literatury? - spytal F'lar, zaskoczony. Jego lekcje z Siwspem byly calkiem praktyczne: taktyka, matematyczne prognozy Opadu Nici, leczenie smokow. Mimo ze tym ostatnim osobiscie sie nie zajmowal, staral sie byc poinformowanym o innowacjach wprowadzanych przez Siwspa. -Och, tak. Chociaz Siwsp przyznaje, ze wybiera to co, jego zdaniem, moze mi sie podobac. Nasi przodkowie mieli fascynujaca i bogata literature pochodzaca z wielu kultur. Czasami az sie wstydze. Niektore z naszych epickich sag zidentyfikowal jako przerobki ziemskich oryginalow. Fascynujace. -Moje studia sa rownie interesujace - powiedzial Lytol. Pochylil sie nas stolem, jego twarz rozjasnila sie od entuzjazmu. - Nie sadze, zeby ktokolwiek z nas zdawal sobie sprawe, ze nasz obecny system polityczny opiera siana Karcie, ktora ustanowili pierwsi osadnicy. A system ten jest niezwykly, jak powiedzial mi Siwsp. -Dlaczego? - spytal F'lar zaskoczony. - Przeciez pozwala sprawnie funkcjonowac Weyrom, Warowniom i Cechom. -Dlatego, ze glownym elementem polityki na Ziemi bylo wtracanie sie w cudze sprawy, walka, interesy regionalne i po prostu chciwosc - odpowiedzial Lytol. Zrecznie przerywajac wyklad Lytola na temat historii, Lessa wstala, kiwajac na Robintona i dwoch czeladnikow. -Musimy juz wracac do Weyru. Siwsp dal mi nastepny uzdrawiajacy specyfik do wyprobowania na skrzydle Lisath, ktore ciagle nie chce sie zagoic. Powiedzialem Araminie, ze przybywamy, oznajmil Ruth, gdy Jaxom go dosiadal. Wiesz, ze lubi wiedziec wczesniej, dodal konfidencjonalnym tonem. Jaxom wolalby, zeby Ruth nie zobowiazywal ich do zlozenia wizyty Araminie i Jaygemu. Naprawde, powinien od razu wracac do Ruathy, a do Rajskiej Rzeki udac sie dopiero rano. -No dobrze, ale nie zatrzymamy sie tam na dlugo - zgodzil sie, dajac Ruthowi lagodnego klapsa. Bialy smok bardzo lubil mloda kobiete, ktora jako dziewczynka slyszala smoki z taka latwoscia i tak nieustannie, ze blagala Jaygego, kupca z rodu Lilcampow, aby zabral ja daleko od smokow, bo inaczej popadnie w szalenstwo. Ich statek rozbil sie w drodze do Poludniowego Kontynentu, zostali ocaleni przez ryby okretowe i wysadzeni przez nie na brzeg. Tam odkryli i odbudowali starodawne budynki, nie zdajac sobie sprawy ze znaczenia tego znaleziska. Odnalezieni przez Piemura podczas jego wedrowki wzdluz wybrzeza, zostali oficjalnie mianowani Lordami Rajskiej Rzeki, ktora rozrosla sie do calkiem sporej Warowni, miala nawet wlasne osiedle Rybakow. Byly kupiec z ogromnym zaskoczeniem uslyszal od Piemura i Jancis, ze jego przodek ze strony ojca, nazwiskiem Lilienkamp, ocalil tak wiele uzytecznych przedmiotow w Jaskiniach Katarzyny. Zgodnie ze wskazowkami danymi im przez Siwspa, Jaxom i Ruth pojawili sie ponad plaska laka. Dopiero po kilkakrotnym przeleceniu nad miejscem, w ktorym mialy znajdowac sie zloza piasku, Jaxom zauwazyl wglebienie calkiem zarosniete trawa i krzewami, z ledwo widocznym bialym lsnieniem przezierajacym przez roslinnosc. Gdy wyladowali, Jaxom z trudem wyrwal zaslaniajaca ziemie zielen i podniosl garsc piasku tak delikatnego, ze wygladal jak pyl. Sapiac i pocac sie napelnil duzy worek, ktory ze soba w tym celu przywiezli. W koncu, zgrzany i zmeczony Jaxom wdrapal sie na smoka, ale zdazyl ochlonac zanim Ruth delikatnie i bezblednie osiadl przed urocza stara rezydencja Warowni Rajskiej Rzeki. -Witajcie, Lordzie Jaxomie i Ruthcie! - zawolal Jayge schodzac po schodach z szerokiej werandy. - Ara zaczela wyciskac swiezy sok jak tylko Ruth powiedzial jej o waszej wizycie. Ciesze sie, ze tu jestescie, gdyz cos sie wydarzylo! Ide poplywac. Jaszczurki ogniste mowia, ze wyszoruja mi grzbiet, powiedzial Ruth Jaxomowi. Jego oczy migotaly na zielono z zachwytu. Gdy Jaxom wyrazil zgode, bialy smok poszybowal na brzeg i wskoczyl w sam srodek rzeki. Stadka jaszczurek ognistych, zarowno dzikich jak i noszacych barwy swoich ludzkich przyjaciol, krazyly nad nim radosnie. -Poszedl sie wyszorowac, co? - spytal Jayge. Byl sredniego wzrostu, ubrany tylko w szorty, klatke piersiowa mial opalona na piekny brazowy kolor, chociaz jego nogi nie byly tak ciemne. Dziwnie nakrapiane zielone oczy wyroznialy sie w opalonej twarzy, ktora odzwierciedlala mocna osobowosc i spokoj, pomimo lekkiej zmarszczki przecinajacej czolo. Poprowadzil Jaxoma na gore, w cien werandy. -Ciesze sie, ze sie u nas zatrzymales, Jaxomie. Jakim cudem zdolales sie tak spocic w pomiedzy? -Kradnac twoj piasek. -Naprawde? - Jayge przygladal mu sie w zamysleniu. - A po co ci piasek Rajskiej Rzeki? Choc jestem pewien, ze i tak mi powiesz. Skinal na Jaxoma by usiadl w hamaku, podczas gdy sam oparl sie o porecz werandy i skrzyzowal rece na piersi. -Osadnicy mieli kopalnie piasku w twoich zaroslach. Cenili piasek Rajskiej Rzeki, uzywali go do wyrobu szkla. -Jest go z pewnoscia dosyc. Czy Piemur i Jancis znalezli te, jak imtam, czit... -Czipy? - podpowiedzial Jaxom z usmiechem. -Czipy. Przydaja sie na cos? -Udalo nam sie ocalic tranzystory i kondensatory, ale nie wszystkie zostaly juz naladowane. Jayge rzucil mu dlugie, twarde i podejrzliwe spojrzenie, po czym usmiechnal sie. -Skoro tak mowisz... Maly Readis, ubrany tylko w przepaske biodrowa, wyszedl na werande i rozcierajac zaspane oczy przygladal sie Jaxomowi troche nieprzytomnie. -Ruth tez tu jest? - spytal w koncu. Jaxom wskazal miejsce, gdzie bialy smok, otoczony pracowitymi jaszczurkami ognistymi, chlapal sie w plytkiej wodzie. -Przy nim moge sie kapac, prawda? - spytal Readis ojca, odchylajac glowe do tylu w sposob, ktory przypominal Jaxomowi Jayge'a. -Teraz mu nie przeszkadzaj. Chcialbym, zebys opowiedzial Jaxomowi co przydarzylo sie tobie i Alemiemu tamtego dnia - powiedzial Jayge. -Czy po to tu przyleciales? - W usmiechu malego Readisa byl lekki odcien dumy. Jaxom zdal sobie nagle sprawe, jak bardzo brakuje mu jego syna, Jarrola, dziarskiego chlopczyka, ktory wlasnie skonczyl dwa Obroty. -Tak to jeden z powodow - odpowiedzial Jaxom dyplomatycznie. - A wiec, co przydarzylo sie tobie i Alemiemu? Aramina wyszla z domu, niosac pod jednym ramieniem poplakujaca corke, a w wolnej rece tace. Jayge poderwal sie by odebrac od niej tace, ale podala mu Aranye, ktora tez konczyla dwa Obroty, a Jaxomowi wreczyla wysoka szklanice z chlodnym napojem i kilka swiezo upieczonych slodkich ciasteczek. Uplynelo jeszcze pare minut zanim Readis zostal usadzony na swoim krzesle z kubeczkiem i dwoma ciastkami. Gdy Aramina sama usiadla, Readis spojrzal na ojca czekajac znaku, by zaczac. -Trzy dni temu wujek Alemi zabral mnie na ryby. Poplynelismy lodka. Widzielismy cale lawice wielkich czerwonych. - Brazowe ramie Readisa wskazalo gdzies na polnoc. - Mielismy urzadzic sobie piknik na plazy, z pieczeniem ryb, bo to byly imieniny Swacky'ego. Ale przy brzegu lawicy znalezlismy tylko male kalamarnice. Potem, zupelnie nagle, wielka ryba zlapala sie na haczyk wujka i pociagnela nas, lodke i wszystko... - Oczy Readisa zalsnily na wspomnienie tamtego podniecenia - prosto w srodek pradu morskiego. Ale wujek Alemi wciagnal rybe na poklad, byla taaaka - rozpostarl ramiona tak szeroko jak tylko mogl. - Nie zmyslam - rzucil spojrzenie na ojca, ktory zakryl dlonia usmiech. - Byla naprawde ogromna. Spytaj wujka! Ale utrzymal ja i pomagalem ulozyc ja na pokladzie. Potem moj kolowrotek zaczal sie obracac, i wujek Alemi i ja musielismy naprawde sie starac, aby wciagnac te druga rybe. Dlatego nie zauwazylismy nadciagajacej burzy. Jaxom spojrzal z niepokojem na Jayge'a i Aramine. Alemi znal swoje rzemioslo i nigdy nie narazilby nikogo na niebezpieczenstwo. -To dopiero byla burza, mowie ci - kontynuowal Readis, wysuwajac brode w przod, by podkreslic szczegoly na sposob dobrego bajarza. - Rzucalo nami i obracalo w kolo, bo poszarpalo zagle. A potem wielka fala wywrocila lodz i wyplynalem na powierzchnie kaszlac i plujac. Wujek Alemi trzymal mnie za ramie, jakby chcial je zlamac. - Z drobnej, brazowej twarzy spogladaly na Jaxoma powazne oczy. - Nie boje sie przyznac, ze bylem przestraszony. Niebo zrobilo sie calkiem czarne, a deszcz padal tak mocno, ze nie widzielismy brzegu. Ale jestem dobrym plywakiem. Rozumiem teraz, dlaczego wujek Alemi zawsze zmuszal mnie bym nosil kapok, nawet gdy bylo goraco i ocieral mi plecy. Widzisz? - Obrocil sie unoszac jedno ramie ponad glowe, aby pokazac Jaxomowi miejsce, gdzie skora zostala obtarta. - Wtedy to sie stalo! -Co sie stalo? - ponaglil go Jaxom. -Wyciagnalem ramiona, starajac sie utrzymac glowe nad powierzchnia, kiedy nagle cos uderzylo wprost w moja reke i zaczelo ciagnac. Wujek Alemi krzyknal, ze wszystko w porzadku i jestesmy bezpieczni. Staralem sie trzymac, tak jak on. -Ryby okretowe? - spytal Jaxom rzucajac niedowierzajace spojrzenie na rodzicow Readisa. Wiedzial, ze Jayge i Aramina zawdzieczali zycie rybom okretowym, nawet Mistrz Idarolan przysiegal, ze smukle wielkie stwory morskie ratuja ludzi podczas burzy. -Cale stado - wykrzyknal Readis z duma. - A za kazdym razem, kiedy zesliznela mi sie reka, nastepna ryba byla tuz za mna i moglem sie jej schwycic. Wujek Alemi mowi, ze musialo ich byc dwadziescia czy trzydziesci. Ciagnely nas tak dlugo, az zobaczylismy plaze i moglismy sami dotrzec do brzegu. I - dodal, zatrzymujac sie, by podkreslic ostatnie slowa - nastepnego ranka lodz zostala znaleziona na plazy kolo osady rybakow, tak jakby wiedzialy, gdzie jest jej miejsce. -To dopiero opowiesc, mlody Readisie. Jestes urodzonym harfiarzem. Cudowne ocalenie. Naprawde zadziwiajace - powiedzial Jaxom z uczuciem. Spojrzal na Jayge'a, ktory kiwnal glowa z aprobata. - A przypadkiem razem z lodzia nie zwrocono wam czerwonej ryby? - spytal. -Nie - Readis dlonia odsunal tak niedorzeczne przypuszczenie. - Utonely, wiec musielismy jesc starego wloknistego whera zamiast dobrego, soczystego steku z czerwonej ryby. I wiesz cos jeszcze? -Co takiego? - spytal Jaxom uprzejmie. -Ryby okretowe mowily przez caly czas, kiedy nas ratowaly. Wuj Alemi tez je slyszal. -Co mowily? Readis zmarszczyl czolo koncentrujac sie. -Nie pamietam dokladnie slow. Wiatr wyl tak glosno. Ale wiem, ze krzyczaly do nas. Jakby dodajac nam otuchy. Dopoki Jaxom nie napotkal spojrzenia Jayge'a myslal, ze bylo to dzieciece upiekszanie opowiesci o wyprawie ratunkowej, ale Jayge kiwnal glowa potwierdzajac slowa syna. -Readis, moglbys pobiec i zobaczyc, czy jaszczurki ogniste porzadnie szoruja Rumowi grzbiet? - poprosil Jayge. Chlopiec zerwal sie na rowne nogi. -Moge? Naprawde? - i usmiechnal sie radosnie do Jaxoma. -Naprawde mozesz - zapewnil go Jaxom, zastanawiajac sie czy za trzy Obroty Jarrol tez bedzie tak samo rozkoszny jak Readis. -Juhu - krzyknal Readis, rzucajac sie po stoku do rzeki, gdzie plywal Ruth. -Opowiedzial dokladnie, co zdarzylo sie jemu i Alemiemu? - spytal Jaxom. -Niczego nie zmyslil - zapewnila go Aramina, dumna z syna. - Alemi mowil, ze Readis nie wpadl w panike i posluchal go natychmiast. Inaczej... - urwala, a jej twarz zbladla pod cieplym tonem opalenizny. Jayge pochylil sie ku Jaxomowi. -Zastanawialem sie, czy moglbys spytac tego Siwspa. Moze on cos wie o rybach okretowych. Alemi takze przysiega, ze wypowiadaly slowa, chociaz poprzez wiatr i halas morza nie mogl ich rozroznic. Sadzi, ze dawaly im wskazowki lub dodawaly otuchy. Piemur wspomnial kiedys o wielkich rybach, delfinach, ktore wedlug Siwspa zostaly sprowadzone tu z Ziemi. Prosilem go, zeby o nie spytal, ale widocznie umknelo to jego pamieci. Od jakiegos czasu Jaxom zawsze nosil notes i olowek w torebce przy pasie. Zrobil notatke. -Nie zapomne - zapewnil ich. Gdy tylko Ruth wysechl na sloncu, Jaxom przywolal go z plazy. Readis piszczal z radosci, gdyz Ruth pozwolil mu wspiac sie na swoj grzbiet i przywiozl go do domu. Aramina dala Jaxomowi pelna siatke swiezych owocow dla Sharry i Jarrola. W powietrzu Jaxom, pelen poczucia winy z powodu dlugiej nieobecnosci w Ruathcie, podjal pewna decyzje. Ruth, cofnijmy sie o trzy godzny w czasie. To dosc bezpieczne, a w ten sposob przylecimy do Ruathy rano. Wiesz, ze Lessa nie lubi kiedy latamy pomiedzy w czasie. Och, Ruth, nie robilismy tego od wielu Obrotow. Sharra bedzie wiedziala. Ale z radosci, ze nas widzi nie nakrzyczy na nas, przynajmniej tym razem. Jaxom pospiesznie pogladzil szyje Rutha. Pozwol, ze sam zajme sie moja malzonka. Ruth nie lubil oszukiwac ani Sharry, ani Lessy. To nie jest oszukiwanie. Tylko wracamy wczesniej do domu. Nie prosze o wiele. No dobrze, niech ci bedzie. Zawsze wiem kiedy jestesmy. Jednak gdy tylko wyszli z pomiedzy ponad Warownia Ruathy, Jaxom mial powod by zalowac, ze w ogole wrocil. Gwaltowna zamiec pedzona wiatrem od gor calkiem zaslonila zabudowania. Dobrze, ze zawsze tez wiem gdzie jestem, zauwazyl Ruth, wyciagajac szyje i mrugajac oczami, by pozbyc sie z nich platkow sniegu. Widzisz ziemie, Ruth? Nie pomyslalem o sprawdzeniu pogody. Jaxom przykryl policzki dlonmi w rekawicach. Mimo grubej kurtki jezdzieckiej chlod przenikal go do szpiku kosci. Nogi, odziane w spodnie odpowiednie do poludniowego lata, powoli zmienialy mu sie w bryly lodu. Ja tez tego nie sprawdzilem, odpowiedzial Ruth okazujac, ze sie nie gniewa. Jeszcze tylko chwilka. Jestem dokladnie nad podworcem. Nagle odgial skrzydla, a Jaxom poczul wstrzas, bo smok wyladowal z impetem. Przepraszam. To przez snieg. Jaxom szybko zsunal sie na ziemie, ale droga do wielkich drzwi, ktore prowadzily do weyru Rutha, byla zablokowana przez wysokie zaspy. Musial odkopac snieg, aby otworzyc jedno skrzydlo drzwi chociaz na tyle, by Ruth mogl wsunac swoje nogi. Potem juz silny smok odsunal ciezkie metalowe drzwi. Wchodz do srodka. Predzej, rozkazal Ruth Jaxomowi, a ten chetnie usluchal. Kiedy znalezli sie w weyrze, ktory byl cieplejszy tylko dlatego, ze nie dochodzil tam porywisty wiatr, z trudem zamkneli drzwi. Rozcierajac energicznie nogi by przywrocic w nich czucie, Jaxom pobiegl po kamiennej podlodze do wielkiego paleniska, gdzie ulozono drwa na ogien. Zgrabialymi palcami niezrecznie usilowal zapalic podpalke i w koncu mu sie to udalo. Plomienie zarlocznie pozeraly suche drewno, a Jaxom mogl sie ogrzac. -Zazwyczaj nie przeszkadza mi zimno - powiedzial Jaxom zdejmujac kurtke i otrzasajac ja ze sniegu. - Ale to przejscie z cudownej pogody Poludniowego do... Meer powiedzial, ze Jarrol jest silnie przeziebiony, a Sharra nie czuje sie najlepiej, gdyz czuwa calymi nocami, przekazal Ruth, a jego oczy zabarwily sie zolcia zmartwienia. -Male dzieci czesto sie przeziebiaja o tej porze roku - uspokajal go Jaxom chociaz wiedzial, ze Jarrol za czesto pociagal tej zimy nosem. A biedna Sharra byla wyczerpana, gdyz nie pozwalala nikomu innemu zajmowac sie ich pierworodnym. -Och, Ruth, jaki ja jestem glupi! - wykrzyknal Jaxom gwaltownie. - Przeciez Sharra moze sie przeniesc na poludnie, cieszyc sie dobra pogoda i studiowac z Siwspem. Jak? Nie moze wejsc w pomiedzy bedac w ciazy. -Moze podrozowac statkiem. Dowiemy sie od Mistrza Idarolana kiedy moze ja zabrac. O tej porze roku nie ma tu nic takiego, czym Brand nie moglyby sie zajac beze mnie. - Nagle Jaxom poczul sie duzo lepiej. Wkrotce potem, kiedy znalazl Sharre kolyszaca przeziebionego syna w cieple ich apartamentu, i opowiedzial jej o swoim planie, natychmiast wzbudzil w niej entuzjazm rowny swojemu. W ogole nie poruszyla sprawy jego niezwyklego przybycia. Gdy tylko uspila Jarrola i ulozyla go w kolysce, udowodnila zachwyconemu Jaxomowi, jak sie cieszy majac go w domu i w lozku. Zdenerwowany czeladnik harfiarz Tagetarl opuscil zespol pomieszczen Siwspa i udal sie do Robintona, ktory siedzial przy swoim biurku w holu. -Siwsp chcialby porozmawiac z toba i Sebellem, gdy bedziecie mieli troche czasu - zaanonsowal. -Tak? Co on znow szykuje? - spytal Robinton, zauwazajac niezwykle poruszenie czeladnika. -Chce, zeby Cech Harfiarzy zbudowal prase drukarska. - Tagetarl ze wzburzeniem obiema rekami odgarnal wlosy z twarzy i prychnal z irytacja. -Prase drukarska? - Robinton westchnal glosno, potem obudzil swoja jaszczurke ognista. -Zairze, prosze, znajdz Sebella i popros go by tu przyszedl. Zair cwierknal zaspany, ale poslusznie odwinal ogon z szyi harfiarza, zszedl wzdluz jego ramienia na stol, przeciagnal sie, a potem podskoczyl i wyfrunal przez otwarte drzwi. -Sebell nie moze byc daleko, jesli Zair nawet nie wchodzi w pomiedzy - zauwazyl Robinton. - Napij sie klahu zanim przyjdzie. Wygladasz jakbys go potrzebowal. Dlaczego Siwsp nagle zdecydowal, ze Cech Harfiarzy potrzebuje prasy drukarskiej? Tagetarl z wdziecznoscia nalal sobie kubek, przysunal krzeslo do biurka Robintona, i jeszcze raz odgarnal swoje dlugie czarne wlosy, tym razem juz spokojniej. -Spytalem uprzejmie, czy moglibysmy dostac kopie kwartetow smyczkowych, ktore gral pewnego wieczoru. Domick chcial miec zapis. Powiedzial, ze jest zmeczony sluchaniem, jak sie zachwycamy muzyka przodkow, a sam, przy takiej liczbie mistrzow i czeladnikow, ktorzy pracuja tu zamiast w siedzibie Cechu, nie jest w stanie przyjsc i posluchac tego na wlasne uszy. Robinton usmiechnal sie, wiedzac, ze Tagetarl prawdopodobnie ocenzurowal kwasne uwagi mistrza kompozycji. -Siwsp powiedzial, ze sa inne pilniejsze potrzeby. Musi oszczedzac papier, ktory mu pozostal i przy tak malym zapasie nie moze go trwonic na nuty. Uzywa juz ostatnich rolek. Uwaza, ze powinnismy miec nasze wlasne maszyny powielajace. - Tagetarl usmiechnal sie wyczekujaco. -Hm. To z pewnoscia rozsadne. - Robinton usilowal nadac entuzjastyczny ton swojemu glosowi, gdyz Tagetarl byl najwyrazniej bardzo zainteresowany pomyslem. Ale o wiele bardziej obchodzilo go, jakie jeszcze beda "niezbedne" potrzeby oprocz tego, co juz sie wdraza. Tak wielu ludzi, tak wiele Cechow pracowalo pelna para nad wieloma projektami. - Niewatpliwie, nalezy rozpowszechniac jak najwiecej informacji. Powinna dotrzec zwlaszcza do odleglych Cechow i Warowni, ktore nie mogly przyslac tu reprezentantow. Zair powrocil, cwierkajac tonem, ktory oznaczal, ze jego zadanie zakonczylo sie sukcesem. Zdazyl tylko usadowic sie na ramieniu Robintona, a Sebell juz wbiegal do holu. Bylo widac, ze ubieral sie w pospiechu, a wlosy mial jeszcze mokre. -Spokojnie, Sebellu. - Robinton uniosl reke, by uspokoic Mistrza Harfiarza. - Mam nadzieje, ze Zair nie naplotl ci glupstw. Lapiac oddech, Sebell pozdrowil swojego mentora i usmiechnal sie krzywo. -Posluszenstwo twoim wezwaniom, Mistrzu, tkwi we mnie zbyt gleboko by to teraz zmienic. -Mimo ze jestes Mistrzem Harfiarzem Pernu? - Robinton usmiechal sie z rozbawieniem. - Zwlaszcza teraz, kiedy jestes Mistrzem Harfiarzem Pernu nie powinno ci sie przeszkadzac w porannych ablucjach. -Klahu? - zaproponowal Tagetarl, a kiedy Sebell skinal glowa, nalal mu kubek. -Wlasnie bralem prysznic - powiedzial Sebell, pijac klah. - No wiec, skoro tu jestem, czym moge wam sluzyc? Robinton wskazal Tagetarla. -To wlasciwie Siwsp chce porozmawiac z toba i Mistrzem Robintonem - wyjasnil czeladnik. - Potrzebuje prasy drukarskiej i mowi, ze zgodnie z jego rozumieniem naszych struktur spolecznych, powinien za nia byc odpowiedzialny Cech Harfiarzy. Sebell przytaknal, przyjmujac informacje. Robinton rozpoznal wlasna maniere, ktora Sebell przejal od niego: on tez spotykal sie z niespodziewanymi prosbami. -Rzeczywiscie, za kazda forme porozumiewania sie odpowiada Cech Harfiarzy. Co to jest prasa drukarska? -Mam szczera nadzieje, ze jest to krok naprzod w stosunku do drobnego pisma Mistrza Arnora - zauwazyl Robinton jak gdyby nigdy nic. - Dwaj mlodsi mezczyzni popatrzyli na siebie z rozbawieniem. - Cos tak samo czytelnego, jak druk, ktorym posluguje sie Siwsp, ogromnie nam pomoze. -Tak, bo Siwsp jest chyba jedynym, ktory z latwoscia odczytuje pismo Arnora - zazartowal Sebell i zwrocil sie do Tagetarla: - O co konkretnie chodzi? -Domick doprasza sie kopii tej wspanialej muzyki, ktora Siwsp dla nas gral. Sebell kiwnal glowa ze zrozumieniem. -To bylo nieuniknione. I z pewnoscia ma do tego prawo, skoro wzial na siebie tyle pracy w siedzibie Cechu, by umozliwic nam pozostanie tutaj! -Nie pozwolcie, by Domick was szantazowal - ostrzegl ich Robinton grozac palcem. - Chociaz bedzie zafascynowany muzyka smyczkowa. -Jak my wszyscy - powiedzial Sebell wstajac. - Musimy sie: zorientowac, jak wykonac te prase. Ale przeciez nie mamy w Cechu zdolnych mechanikow, chociaz wytwarzamy wlasne instrumenty. I wszyscy trzej udali sie na konsultacje z Siwspem. Byc moze harfiarze nie maja uzdolnien do mechaniki - wyjasnil Siwsp, kiedy Sebell wyrazil zaniepokojenie - ale maja zdolnosci i inteligencje, Mistrzu Sebellu. Pisane materialy mozna kopiowac czy powielac roznymi metodami, ale obecnie stosowane u was przepisywanie przez skrybow powoduje najwiecej bledow. Korzystajac z czesci maszyn zmagazynowanych w Jaskiniach Katarzyny, mozna bedzie wypracowac bardziej wydajne metody wielokrotnego kopiowania zapisu slownego i nutowego, o ktory prosili wasi koledzy z Cechu. Podczas gdy Siwsp to mowil, z drukarki w zreczne rece Tagetarla wysypywaly sie kartki. -Rysunki przedstawiaja to, co powinniscie odnalezc w jaskiniach, a takze pare innych czesci skladowych, ktore Fandarel bedzie musial dla was wykonac. On takze skorzysta na wspolpracy z wami. - Nastapila jedna z tych przerw, ktore Robinton interpretowal jako objaw zmiennego humoru Siwspa. Tym razem zapewne chodzilo mu o to, zeby przypomniec im, jak cenna dla Cechu Kowali byla jego pomoc. - Dzieki inteligencji, ktora odznaczaja sie wszyscy harfiarze, z uczniami wlacznie, bedziecie potrafili zlozyc prase zanim Mistrz Fandarel skonczy budowe elektrowni wodnej. Wowczas uzyska sie dosyc mocy takze dla waszej prasy. A Mistrz Bendarek jest juz bardzo zaawansowany w produkcji rolek papieru, rowniez koniecznych przy druku. - Sporzadzenie czytelnych czcionek oznaczajacych litery, cyfry i nuty nie powinno stanowic specjalnej trudnosci dla osob uzdolnionych manualnie. - Z drukarki wysunela sie kolejna strona, ilustrujaca czytelna czcionke. - Czeladnik Tagetarl jest zrecznym rzezbiarzem. - Ta uwaga zdumiala Tagetarla, ktory nie mogl wyobrazic sobie, jak Siwsp dowiedzial sie o jego zamilowaniu do rzezbienia. - Znajda sie takze inni z podobnymi talentami artystycznymi, ktorzy wam pomoga. -A czy w Jaskiniach Katarzyny nie zostala zadna prasa drukarska? - spytal chytrze Sebell. -Niestety, nie. Juz od dawna nie powielano ani nie przechowywano informacji w tak klopotliwy sposob. Jednak wam ta metoda przez jakis czas wystarczy. Sebell wzial od Tagetarla kartke z czcionka. -Bedzie milo nie musiec mrugac lub uzywac szkla powiekszajacego do czytania. - Potrzasnal glowa. - To sie nie spodoba Mistrzowi Amorowi. -Moze to najwyzszy czas - westchnal z zalem Robinton. - Jest juz prawie slepy. A ci przekleci uczniowie strasznie go wykorzystuja. Menolly opowiadala mi o tym, co sie wydarzylo w zeszlym tygodniu. Jeden z bezczelnych mlodzikow wreczyl mu obrazliwy wierszyk zamiast ballady, ktora mial zapisac, a biedny Mistrz Arnor zaaprobowal to. -Tagetarl usmiechnal sie pod nosem. - I to nie pierwszy raz ktos zadrwil sobie z Mistrza Arnora. -Czy drukarnia pomoze ci oszczedzic zapasy papieru, Siwspie? -Tak, ale nie byl to glowny powod, dla ktorego zaproponowalem wam, byscie wyprodukowali lepsze urzadzenie do kopiowania i przechowywania informacji. Niedlugo bedziecie potrzebowac znacznej liczby pras, wiec jest rzecza rozsadna, byscie poznali podstawowe zasady jej dzialania i z czasem je ulepszyli. -Uwazam... - Robinton przerwal i spojrzal na Sebella swiadom, ze swoja sugestia wkracza w zakres wladzy nowego Mistrza Harfiarza - ze pierwsza prasa powinna byc skonstruowana tu, na Ladowisku. Sebell skinal glowa, odgadujac prawdziwy powod sugestii swojego mentora. -To z pewnoscia mniej obrazi Mistrza Arnora. - Przyjrzal sie wydrukowanym stronom. - Dulkan juz tu jest. Wykonywal piekne mosiezne elementy do instrumentow. Jest tez czterech innych starszych uczniow, oczekujacych na swoja kolejke na Podstawowym Kursie Naukowym. Na razie mozemy ich zatrudnic. Robinton rozpromienil sie z radosci, ze jego mlodsi koledzy odnosza sie do nowego projektu z takim entuzjazmem. -Terry jest teraz w Jaskiniach Katarzyny. Jesli sie pospieszymy, mozemy poprosic go o pomoc - powiedzial Tagetarl z zapalem. Pozegnawszy Robintona krotko, lecz jak zwykle z wielka uprzejmoscia, mlodzi mezczyzni wyszli z pokoju, wymieniajac pomysly na temat projektu. Czasami, pomyslal Robinton, siadajac powoli na najblizszym krzesle, taka energia bardziej go wyczerpuje niz odswieza. Jednak pomysl skonstruowania prasy drukarskiej spodobal mu sie. Co za nadzwyczajna rzecz moc wykonac dowolna liczbe kopii! Zadziwialo go, ze istnieje tyle urzadzen, ktorych do tej pory nigdy na Pernie nie potrzebowano. Mialo to ogromny wplyw na wszystkie Cechy, Warownie i Weyry, a przeciez poznali dopiero nieskonczenie maly ulamek nowych mozliwosci. Lytol, ktory zapoznawal sie z historia i polityka przodkow, juz martwil sie tym, co nazywal wypaczeniami wartosci i zastapieniem tradycji przez nowe potrzeby. Obietnica zniszczenia Nici - mozliwosc, Robinton surowo poprawil sam siebie, mobilizowala wszystkich, oprocz nielicznych odstepcow. Nawet najbardziej konserwatywni z zyjacych jeszcze jezdzcow z przeszlosci popierali teraz Wladcow Weyru Benden. Ale czym zajma sie smoki i jezdzcy, gdy Nici przestana byc racja istnienia Weyrow? Robinton wiedzial, chociaz ten poglad nie byl szeroko dyskutowany, ze F'lar i Lessa chcieli zazadac wielkich obszarow tu, na Poludniowym Kontynencie. Tylko czy Lordowie Warowni, ktorzy sami spogladali z chciwoscia w strone otwartych przestrzeni Poludniowego Kontynentu, przyjma z zadowoleniem takie zadania? Od kiedy Torik zdal sobie sprawe, ze zadowolil sie tak niewielka czescia poludniowych ziem, zzerala go ambicja. W ocenie Robintona Weyry, po tysiacach Obrotow sluzby, zaslugiwaly na wszystko czego sobie zyczyly, ale czy Panowie Warowni i Cechy przystana na to? Tym martwil sie najbardziej. A jednak zdawalo sie, ze Przywodcy Weyrow wcale sie tym nie przejmuja. A co bedzie, jezeli za cztery Obroty, dziesiec miesiecy i trzy dni zapowiedziane przez Siwspa, proba nie powiedzie sie? Co wtedy? Byc moze, rozjasnil sie nagle, cala ta nowa technologia pochlonie bez reszty Warownie i Cechy, i nie beda sie interesowac Weyrami. W Przerwach miedzy Przejsciami Warownie i Cechy zawsze ignorowaly Weyry. Czyzby rzeczy takie jak elektrownie czy drukarnie byly cenne z bardziej skomplikowanych powodow niz tylko dlatego, ze ulatwiaja zycie? -Siwsp - powiedzial Robinton na powitanie, zamykajac drzwi za soba. - Chcialbym zamienic slowo. - Odchrzaknal, zastanawiajac sie, dlaczego czasami w obecnosci maszyny jest zdenerwowany jak uczen. - Ta prasa drukarska... -Uwazasz, ze nie jest potrzebna? -Przeciwnie, oczywiscie, ze jest... -Wiec co cie niepokoi? Twoj glos zdradza niepewnosc. -Siwspie, kiedy zdalismy sobie sprawe, jaka wiedze posiadasz, nie mielismy pojecia, jak wiele sami utracilismy. Jednak teraz rzadko zdarza sie dzien, w ktorym jakies nowe urzadzenie nie znajduje sie nagle na liscie tych niezbednych. Nasi zreczni rzemieslnicy maja dosc pracy na cale Przejscie. Powiedz mi szczerze, czy wszystkie te maszyny i urzadzenia sa naprawde niezbedne? -Nie w zyciu jakie wiedliscie do tej pory, Mistrzu Robintonie. Ale aby zniszczyc Nici, a jest to chyba pragnienie wiekszosci ludzi na Pernie, udoskonalenia sa niezbedne. Wasi przodkowie nie poslugiwali sie najbardziej zaawansowana technologia swoich czasow; woleli uzywac tylko tego, co bylo absolutnie konieczne. I ten poziom musimy teraz osiagnac. Sami to powiedzieliscie podczas naszej pierwszej rozmowy. Robinton nie wiedzial, czy naprawde uslyszal lekki wyrzut w glosie Siwspa, czy tez tylko sobie to wyobrazil. -Sila wody... - zaczal. -Juz wczesniej ja znaliscie. -Prasy drukarskie? -Wasze Kroniki byly drukowane, ale w sposob wymagajacy duzych nakladow czasu i pracy, i ktory, niestety, dopuszczal do popelniania i powielania bledow. -Konsole do nauczania? -Harfiarze tez ucza za pomoca pewnego rodzaju wczesniej opracowanych programow. Zdolaliscie nawet odkryc na nowo podstawy techniki wytwarzania papieru, zanim jeszcze mnie znalezliscie. Proste maszyny ulatwiaja prace, a nie sa bardziej wyrafinowane niz to, co przywiezli ze soba wasi przodkowie. To raczej korekta dawnych bledow i pomylek. Duch pierwszych kolonistow nadal was ozywia. Nawet technologia, ktora zastosujemy do wypchniecia z orbity tej wedrownej planety, nie bedzie bardziej skomplikowana niz to, czym chcieli sie posluzyc wasi przodkowie. Byc moze, gdyby nadal istniala lacznosc z Ziemia, poznalibysmy lepsze sposoby. W czasie, gdy statki kolonizatorow opuszczaly Uklad Sloneczny, dokonano wielkich odkryc. Nie wpisano ich jednak do moich bankow pamieci. Kiedy odzyskacie taki poziom wiedzy, jaki mieli osadnicy, bedziecie mogli ja rozwijac, lub nie, wedlug woli. Robinton rozcieral w zamysleniu brode. Nie mogl miec pretensji do Siwspa za to, ze robil to, o co go proszono: uczyl ludzi na Pernie, zeby odzyskali wiedze, ktora niegdys byla ich udzialem. Mial rowniez pewnosc, ze Siwsp zastosuje sie do ich prosby, i nauczy ich tylko tego, co bylo rzeczywiscie niezbedne. Tylko ze utracili tak zdumiewajaco wiele. -Ten swiat przezyl, Mistrzu Robintonie, z wieksza godnoscia, niz mozesz sadzic. Lord Opiekun Lytol juz sie o tym przekonal studiujac historie. -Chyba nie zainteresowalem sie jego studiami tak, jak powinienem byl. -To byla moja prywatna analiza waszych osiagniec, Mistrzu Robintonie. Lord Lytol dojdzie do wlasnych wnioskow. -Ciekaw jestem, czy beda zgodne z twoimi. -Sam powinienes zajac sie historia i dojsc do wlasnych konkluzji, Mistrzu Robintonie. - Nastapila jedna z tych interesujacych przerw w rozmowie z Siwspem. - Drukowane ksiazki znacznie to ulatwia. Robinton wpatrzyl sie w zielone swiatelko urzadzenia i zastanawial sie, po raz kolejny, co skladalo sie na "sztuczna inteligencje". Pare razy zapytal o to wprost, ale w odpowiedzi zawsze wysluchiwal tylko rozwiniecia akronimu. Robinton rozumial teraz, ze pewnych wyjasnien Siwsp nie potrafil udzielic lub byl zaprogramowany tak, by ich nie udzielac. -Tak, drukowane ksiazki bylyby duzym ulatwieniem - zgodzil sie w koncu. - Ale pokazales nam, ze osadnicy mieli inne urzadzenia, duzo mniejsze. -Ta technologia jest zbyt zaawansowana, aby teraz sie nia zajmowac i wymaga procesow, ktore przekraczaja wasze obecne zdolnosci czy potrzeby. -Coz, wobec tego musza mi wystarczyc ksiazki. -To rozwazne z twojej strony. -A czy ty bedziesz rozwazny przedstawiajac naszym rzemieslnikom nowe zadania? -To wynika z pierwotnie zaprogramowanego celu. Robinton zadowolil sie ta odpowiedzia. Ale gdy stal juz z reka na klamce, jeszcze sie odwrocil. -Czy ta prasa bedzie mogla drukowac takze nuty? -Tak. -To ogromnie ulatwi prace calemu Cechowi - powiedzial. Czul sie tak podniesiony na duchu, ze idac korytarzem zaczal pogwizdywac. Rozdzial VII Obecne Przejscie, Obrot 21 Lessa poderwala sie gwaltownie, otwierajac oczy w ciemnosci. Do switu brakowalo jeszcze pare godzin. F'lar lezal przy niej, dotykajac czolem jej ramienia, jedna reke przerzucil przez nia, a noga przygniatal jej nogi. Ich lozko bylo olbrzymie, ale zawsze udalo mu sie zajac jego wieksza czesc. Wlasciwie zepchnal ja na sama krawedz. Ale co ja obudzilo? Jej umysl byl zbyt rozespany, by mogla sobie od razu na to odpowiedziec. Ramoth tez spala gleboko. I Mnementh! Spal caly Weyr Benden, a nawet, jak zorientowala sie z irytacja, smok i jezdziec, ktorzy mieli pelnic warte na Obrzezu. Zwymysla go, gdy tylko dowie sie, dlaczego sie obudzila o tak okropnie wczesnej porze. Wtedy zobaczyla oswietlona tarcze zegara na szafce. Trzecia cholerna godzina! Postep byl mieczem obosiecznym. Dokladny zegar, z tarcza widoczna w ciemnosciach, przypomnial jej, dlaczego musi dzisiaj wstac o tak nieludzkiej porze. Szturchnela F'lara, ktory zawsze budzil sie z trudem, chyba ze wolal go Mnementh. -F'lar, obudz sie! Musimy wstawac. Ramoth, kochanie, obudz sie! Musimy leciec na Ladowisko. Siwsp koniecznie chce nas zobaczyc. Potrzasnela F'larem, z wysilkiem wyciagnela spod niego nogi i niechetnie wstala z wygodnego, cieplego lozka. -Musimy dotrzec na Ladowisko wczesnie rano. Wczesnie ich czasu. Byly chwile, takie jak wlasnie teraz, kiedy entuzjazm Lessy dla Projektu slabl. Jednak dzis Siwsp przedstawi rezultaty dwoch Obrotow nauki i ciezkiej pracy, wiec moze wczesne wstanie nie jest zbyt wielkim poswieceniem. Z weyru krolowej uslyszala, ze Ramoth mruczy i jeczy udajac, tak jak F'lar, ze nie slyszy pobudki. -No coz, jesli ja musze wstac, ty tez to zrobisz - powiedziala i zerwala futrzane przykrycie ze swego towarzysza. -Co do... - F'lar probowal schwycic futro, ale Lessa ze smiechem wyrwala mu je z dloni. -Musisz wstac. -Na Skorupy, jest srodek nocy, Lesso - narzekal. - Nie mamy Opadu przez nastepne poltora dnia. -Siwsp chce nas widziec o piatej rano czasu Ladowiska. -Siwsp! - F'lar usiadl prosto, szeroko otworzyl oczy i odgarnal z twarzy potargane wlosy. Lessie nie spodobala sie reakcja F'lara na to imie. -Gdzie jest moja koszula? - wsciekal sie, dygoczac w chlodzie przedswitu. - Co za kobieta bez serca! Zdjela koszule i spodnie z krzesla i rzucila mu. -Nie jestem tak calkowicie bez serca. Potem otworzyla kosze zarow, aby znalezc czyste ubranie dla siebie. F'lar wszedl na krotko do lazienki, a ona nalala klahu dla nich obojga. Z kubkiem w dloni minela F'lara w drodze do lazienki, szybko umyla sie i zaplotla warkocze. -Jezdziec majacy warte na Obrzezu spi - powiedziala mu po powrocie do weyru, podczas gdy wciagal buty i kurtke jezdziecka. -Wiem. Wyslalem Mnementha, aby przestraszyl ich na smierc. - Przechylil glowe na bok, bo oboje uslyszeli odbijajacy sie echem ryk i przerazone piski jezdzca i smoka. - To ich nauczy. -Ktoregos dnia Mnementh tak wystraszy jedna lub obie pary na warcie, ze spadna ze skal - ostrzegla go. -No ale na razie jeszcze do tego nie doszlo - rozesmial sie. - Prosze! - podal jej kurtke lotnicza i czapke. Gdy uniosla ramiona, lekko pochylil sie i pocalowal ja w kark. F'lar czesto po obudzeniu mial nastroj do kochania sie. -Az mnie dreszcz przeszedl! - Ale nie odepchnela go, wiec pocalowal ja jeszcze raz i czule uscisnal, a potem, nadal ja obejmujac, poprowadzil do weyru Ramoth. Zlota krolowa juz wychodzila na skalna polke. A kiedy F'lar i Lessa przylaczyli sie do niej, Mnementh opuscil glowe z polki powyzej weyru krolowej, i zaswiecil w ciemnosci jasnymi zielononiebieskimi oczami. Kogo tak nastraszyles, Mnementhcie, spytala Lessa. B'fola i zielonego Geretha. Nie beda juz spali na warcie, odparl spizowy smok surowo, ale Lessa zgadzala sie z nim, gdyz B'fol i Gereth byli wystarczajaco dorosli, by nie opuszczac sie w obowiazkach. -Podczas nastepnego Opadu, B'fol i Gereth beda dostarczac worki ze smoczym kamieniem - postanowil F'lar slyszac wymiane zdan. Nie mozemy pozwolic, by Weyr Benden sie zaniedbywal. - Mamy czas na owsianke? - spytal z nadzieja. Biorac pod uwage, ze na Ladowisku zazwyczaj od rana do wieczora ciezko pracowano, Lessa postanowila zjesc dobre sniadanie, nawet jesli byli juz troche spoznieni. -Nadrobimy czas - powiedziala z lekkim wyzwaniem w glosie. -Lesso! - zaczal F'lar, udajac oburzenie. - Jesli nie pozwalamy nikomu innemu latac pomiedzy w czasie... -Ranga daje przywileje, a wole leciec najedzona - odparla. - Tak wiec zjemy, a potem nadrobimy czas. Zwlaszcza ze stracilam go mnostwo na to, zeby cie dobudzic. - Rozesmiala sie cicho, kiedy prychnal w protescie. - Pozwolisz, Ramoth? - krolowa przykucnela, by jej jezdzczyni mogla je dosiasc. - Przeniesiesz tez F'lara, prawda, kochanie? Nie chce, zeby spadl z tej gornej polki, probujac wsiadac w ciemnosci na Mnementha. Ramoth obrocila glowe w strone F'lara i mrugnela. Oczywiscie. Mnementh zaczekal az obaj jezdzcy usadowili sie na karku krolowej, a potem odepchnal sie od polki i poszybowal obok nich na dno Misy. Gdy tylko wyladowali, zauwazyli swiatla w Nizszych Jaskiniach jak rowniez ogien na malym palenisku, gdzie gotowal sie ogromny kociol owsianki. Wielki garniec klahu przesunieto w chlodniejsze miejsce, zeby napoj nie naciagnal zbyt mocno i nie stracil smaku. Lessa napelnila dwie miski parujaca owsianka, zadowolona, ze mieli kuchnie tylko dla siebie. Piekarze chyba dopiero co wyszli, gdyz na wielkim stole obok glownego paleniska staly formy chlebowe, przykryte sciereczkami. F'lar przyniosl dwa kubki klahu, wsypal niesamowita ilosc slodzika do swojego, a potem rownie duzo do owsianki, ktora Lessa przed nim postawila. -To cud, ze nie tyjesz od tej ilosci slodzika - stwierdzila z niezadowoleniem. -Lub nie trace zebow - dopowiedzial druga polowe uwagi, ktora robila mu nieustannie. Usmiechnal sie szeroko i postukal lyzeczka w zeby. - Ale nie tyje i nie trace zebow - i energicznie zabral sie do jedzenia. Lessa najpierw wypila troche klahu, pragnac pozbyc sie resztek snu. -Jak myslisz, czy Siwsp chce rozpoczac Plan juz dzis rano? F'lar wzruszyl ramionami, gdyz mial pelne usta goracej owsianki. Przelknal. -Inaczej chyba nie zwolywalby spotkania o takiej porze. Zgodnie z planem zajec, ktory nam dal, powinnismy byc gotowi, chociaz niektorzy krytycy sa innego zdania - dodal krzywiac sie, co nie mialo nic wspolnego ze zbyt goraca owsianka na lyzce. - On dotrzymuje obietnic. -Jak dotad - powiedziala Lessa twardo. -Ale tak jest. - F'lar spojrzal na swoja towarzyszke. - Nie wierzysz, ze moze dotrzymac obietnicy dotyczacej Nici, prawda? -Po prostu nie wiem, w jaki sposob my mozemy osiagnac cos, czego nie potrafili osiagnac osadnicy! - Spojrzala na niego ze zloscia, a jednoczesnie pelna ulgi, bo wreszcie wyrazila na glos watpliwosci, ktore coraz bardziej ja meczyly. F'lar polozyl reke na jej dloni. -Zrobil wszystko to, co obiecal. A ja mu wierze, nie tylko dlatego, ze jako jezdziec smokow chce w to wierzyc, ale i dlatego, ze jest bardzo pewien siebie. -Ale F'larze, nigdy nie obiecal, ze bedzie w stanie zniszczyc Nici, chociaz tyle razy go o to pytalismy. Powiedzial, ze to jest mozliwe. To nie jest calkiem to samo. -Kochanie, zobaczymy po prostu, co przyniesie dzisiejszy dzien. F'lar spojrzal na nia tym swoim znaczacym spojrzeniem, ktore czasami chcialaby wydrapac z jego twarzy. Wziela gleboki oddech i powstrzymala sie od odpowiedzi. Dzisiejszy dzien byl dniem proby, rowniez proby zaufania, jakim F'lar obdarzal Siwspa. Lessa nade wszystko pragnela, by to zaufanie bylo uzasadnione, jednak musiala przygotowac go na ewentualne rozczarowanie. -Ale jesli dzisiejszy dzien okaze sie katastrofa, to zmniejszy sie nasza wiarygodnosc podczas zebrania, ktore ma sie odbyc w przyszlym tygodniu w Warowni Tillek w celu wybrania nastepcy Oterela. F'lar zmarszczyl czolo. -Tak, to moze byc niebezpieczne. Jestem pewien, ze Siwsp takze zdaje sobie z tego sprawe. Powiedzialbym, ze dlatego zwolal to spotkanie wlasnie dzisiaj. Jego wyczucie chwili, jak dotad, jest fenomenalne. -On i Lytol naprawde interesuja sie polityka, prawda? Niemal zaluje, ze Lytol nie jest juz Lordem Opiekunem w Ruathcie. To daloby Groghemu poparcie, jakiego potrzebuje. Nawet ja slyszalam, jak ludzie narzekaja, ze mlody Lord Warowni Ruatha spedza za wiele czasu na Ladowisku, zamiast zajmowac sie swoja Warownia. -Przynajmniej nikt nie powie, ze Ranrel jest zbyt mlody jak na Lorda Warowni - zauwazyl F'lar. - Jest sporo po trzydziestce i ma piecioro dzieci. A na dodatek to jedyny syn Oterela odznaczajacy sie pewna inicjatywa. Ten jego projekt odnowy portu byl swietny. - F'lar zasmial sie. - Nawet jesli obrazil niektorych, upierajac sie, ze uzyje materialow Hamiana do budowy nowych falochronow i umocnienia nadbrzezy. Lessa tez musiala sie usmiechnac, bo pamietala oburzenie, jakie spowodowaly nowoczesne projekty Ranrela, w ktorych sporzadzeniu pomogla mu "Obrzydliwosc" - jak niektorzy nazywali Siwspa - wsrod tych, ktorzy odrzucali wszelkie obrzydliwe nowosci. F'lar podrapal sie po glowie i ziewnal rozespany. -A kiedy inni bracia probowali zdyskredytowac Ranrela, nadszedl Mistrz Idarolan zachwycajac sie nowymi urzadzeniami portowymi - dodala Lessa. -To nam nie zaszkodzi podczas zebrania Lordow Warowni. Towarzyszka Ranrela jest Mistrzyni tkacka. A ona interesuje sie elektrycznym warsztatem tkackim. Nie wiem, gdzie dowiedziala sie, ze takie rzeczy istnieja. -Wszyscy zwariowali na punkcie elektrycznosci - wykrzyknela Lessa ze zloscia. -Dlatego, ze zwieksza skutecznosc pracy. -Hm. No tak. Jedz szybciej, bo sie spoznimy. F'lar usmiechnal sie zanim oproznil swoj kubek. -Juz sie spoznilismy, wiesz o tym. Dobrze, ze pozwolilas nam leciec pomiedzy w czasie. - Rozesmial sie na widok gniewnego spojrzenia jakie mu rzucila. Wlozywszy talerze i kubki do zlewu, by sie namoczyly, zapieli kurtki i czapki i wyszli z jaskini. -Mielismy byc tam pol godziny temu, Ramoth - powiedziala Lessa swojej krolowej. - Musimy dotrzec na czas. Skoro ci na tym zalezy, odparla Ramoth z dezaprobata. Kiedy przybyli Przywodcy Weyru Benden, reszta zaproszonych juz sie zgromadzila w glownej sali. Robinton jeszcze przecieral oczy, ale Jaxom, Mirrim, Piemur i zlota Farli owinieta wokol jego szyi, oraz trzej jezdzcy zielonych smokow wydawali sie calkiem rozbudzeni. Jaxom wyprostowal sie i obciagnal lekka tunike bez rekawow, ktora mial na sobie, aby oderwac ja od spoconych plecow. Piemur nie mogl sie powstrzymac od smiechu na widok tego dowodu zdenerwowania przyjaciela. Mirrim byla rownie zdenerwowana. Pozostali trzej jezdzcy zielonych smokow, L'zal, G'rannat i S'len, przestepowali z nogi na noge. -Wszyscy obecni i policzeni, wiec zobaczmy czego chce Siwsp od takiej dziwacznej zbieraniny - powiedzial F'lar, kiwajac glowa na Lesse, aby ich poprowadzila, a potem usmiechnal sie, chcac dodac otuchy Jaxomowi i reszcie. Kiedy Siwsp dwa dni temu poprosil o spotkanie przed switem, jego specjalni studenci wprost pekali z podniecenia na mysl, ze byc moze zamierza wreszcie oglosic swoj Plan. Jednak starali sie opanowac, aby zapobiec powstawaniu plotek. Tym razem nawet Piemur nie byl na tyle smialy, aby poprosic Siwspa o potwierdzenie domyslow. Cala ta mlodziez uczyla sie pilnie przez ostatnie dwa Obroty, nawet jesli ich lekcje i cwiczenia wydawaly sie bez sensu lub powtarzaly sie bez konca dopoki, jak powiedzial Jaxom Piemurowi, mogli je wykonac we snie. -Byc moze tego wlasnie chce Siwsp - odparl Piemur wzruszajac ramionami. - Maja mniej wiecej tyle samo sensu, co cwiczenia, jakie daje mi dla Farli - dodal glaszczac jaszczurke. Zapalily sie swiatla i Piemur usmiechnal sie do siebie. "Swietlne baloniki" Mistrza Moriltona dzialaly dokladnie tak samo, jak zarowki wytwarzane jeszcze przez osadnikow. -Nowy triumf Mistrza Szklarza. Sporzadzil je wedlug planow "Obrzydliwosci" - powiedzial uzywajac slowa wymawianego z takim upodobaniem przez Mistrza Norista. Slyszac to okreslenie, wypowiedziane przez Piemura, nasladujacego ton Norista, Jaxom zmarszczyl brwi. A przeciez Mistrz Norist nie byl jedyna osoba, ktora tak nazywala Siwspa. Oczywiscie, jesli dzisiejszy dzien naprawde mial dac poczatek atakowi na Nici, odstepcy zmienia zdanie zanim ich liczba jeszcze bardziej sie zwiekszy. -Dzien dobry - powital ich Siwsp uprzejmie. - Usiadzcie, prosze. Przedstawie dzisiejszy plan. - Zaczekal, az zajeli miejsca, a ich podniecone szepty zastapila pelna szacunku cisza. Na ekranie pojawil sie wyrazny obraz, z ktorym zaznajomili sie juz wczesniej: mostek "Yokohamy". Jednak tym razem bylo tam cos wiecej: postac w skafandrze prozniowym, pochylona nad jednym z paneli kontrolnych. Niemal jednoczesnie zaczerpneli tchu, zdajac sobie sprawe, ze bylo to cialo Sallah Telgar, ktora zginela, tak odwaznie ratujac kolonie. Tak wiec taki byl rzeczywisty mostek "Yokohamy". Podczas nauki Siwsp nie przedstawial im calego widoku. Obraz przesunal sie poprzez konsole poza postac i zatrzymal sie na tablicy oznaczonej SYSTEM PODTRZYMYWANIA ZYCIA. Jaxom zauwazyl, ze Piemur poglaskal Farli, ktora wlepiala oczy w ekran. Zacwierkala, gdyz takze rozpoznala tablice. Od miesiaca cwiczyla przy makiecie, popychajac dwie dzwignie i przyciskajac w okreslonej kolejnosci trzy klawisze. Mogla teraz wykonac te czynnosci w czasie krotszym niz trzydziesci sekund. Podczas poprzednich dwoch Obrotow Siwsp dyskretnie zebral wiele wiadomosci o jaszczurkach ognistych i smokach. Najwazniejszy dla niego byl fakt, ze oba gatunki potrafia zachowac wystarczajacy poziom tlenu w organizmach przez prawie dziesiec minut bez ujemnych skutkow dla ich samopoczucia czy zdrowia. Ten czas mogl zostac przedluzony do pietnastu minut, ale po tak dlugim okresie, zarowno jaszczurki jak i smoki beda potrzebowac kilku godzin, aby pozbyc sie efektow niedotlenienia. Natomiast cwiczenie polegajace na tym, by nauczyly sie przenosic przedmiot z jednego miejsca na drugie, nie zakonczylo sie sukcesem. Cierpliwe wyjasnianie idei telekinezy - jak to nazwal Siwsp - wprowadzalo smoki i jaszczurki w oszolomienie. Potrafily siegnac pomiedzy po dany przedmiot, ale nie mogly go sprowadzic bez fizycznego kontaktu. -Piemurze, prosze bys dzis wyslal Farli na "Yokohame", aby wcisnela klawisze tak, jak sie nauczyla. W tej chwili na mostku nie ma tlenu, ale trzeba wlaczyc system podtrzymywania zycia zanim zrobimy nastepny krok. Innym przyciskiem przesle nam raport o ogolnym stanie "Yokohamy". -Och! - westchnal Piemur. Poglaskal jaszczurke, ktora cwierknela nie odrywajac oczu od ekranu. - Tak jakos myslalem, ze to powiesz. -Byla doskonala uczennica, Piemurze. Nie powinno sie wydarzyc nic zlego, gdyz jest przyzwyczajona do sluchania ciebie. Piemur zaczerpnal tchu. -No dobrze, Farli - powiedzial. Odwinal jej ogon ze swojej szyi i uniosl reke tak jak zawsze, gdy wydawal jej polecenie. Farli, chowajac szpony, ostroznie zeszla wzdluz jego ramienia, doszla do przedramienia i spojrzala mu w twarz, a jej oczy wirowaly w oczekiwaniu. -Uwazaj. Musisz zrobic cos innego niz zwykle. Prosze cie, bys pofrunela w niebo, do miejsca, ktore widzisz w moim umysle. - Zamknal oczy i skupil mysli na mostku, a w szczegolnosci na konsolach, ktore miala wlaczyc. Farli zacwierkala pytajaco, spojrzala przez ramie na obraz na ekranie i zagulgotala ukladajac skrzydla wzdluz grzbietu. -Nie, Farli, nie na ekran. Zobacz w moim umysle "gdzie". Piemur znowu zamknal oczy. Cala sila woli skoncentrowal sie na miejscu, do ktorego chcial ja poslac. Wyobrazil sobie tablice z napisem o systemie podtrzymywania zycia, znajdujaca sie obok pochylonego ciala. Kiedy Farli znowu zacwierkala, tym razem juz niecierpliwie, westchnal i zgnebiony odwrocil sie do pozostalych. -Ona po prostu nie rozumie - powiedzial probujac ukryc rozczarowanie. Ale nie mial do niej pretensji. Przenosila sie do wiekszosci miejsc, do ktorych ja wysylal. Jak mial jej wytlumaczyc roznice miedzy podroza dookola planety, a wyruszeniem w przestrzen kosmiczna? Zwlaszcza ze sam nie byl w stanie tego pojac. Farli swym zachowaniem pokazala, jak rozumie polecenie. Sfrunela z ramienia Piemura, poleciala do pokoju, w ktorym byla uczona, natychmiast wrocila i sprobowala wleciec w obraz na ekranie. Piemur usmiechnal sie slabo. -Znow wykonala cwiczenie. Tyle moze zrozumiec! Rozczarowanie obecnych w pokoju bylo niemal namacalne. Piemur patrzyl prosto przed siebie. Wydawalo sie, ze nieosiagalne miejsce, widoczne na ekranie, szydzi z nich wszystkich. -No i co dalej? - spytal F'lar. - Co teraz zrobimy, Siwspie? Siwsp odezwal sie dopiero po dluzszej chwili. -Umysl jaszczurki ognistej nie funkcjonuje wedlug zapisanych wzorow zachowania zwierzat. -Nic dziwnego. Twoje zapisy obejmuja tylko ziemskie gatunki - zauwazyl Piemur, starajac sie otrzasnac z przygnebienia po klesce swojej malej przyjaciolki. Byla najlepsza z calego stada, lepsza nawet niz Piekna Menolly, tak doskonale wyuczona. Mial taka nadzieje, ze Farli potrafi wykonac ten dziwny lot. - Moze wymagamy od niej zbyt wiele chcac, by udala sie tam, gdzie nikt z nas przedtem nie byl. Znowu zapadla cisza. -Wlasciwie jest tylko jeden smok - odezwal sie F'lar jakby we snie, przerywajac cisze - ktory kiedykolwiek opuscil planete. -Canth! - wykrzyknela Lessa. -Spizowy Canth F'nora jest za duzy - powiedzial Siwsp. -Nie myslalam o jego rozmiarach - mowila Lessa - lecz o jego doswiadczeniu w podrozy poza planete. Raz juz tego dokonal, wiec byc moze bedzie mogl wyjasnic Farli o co nam chodzi tak, by to zrozumiala. - Z nieobecnym wyrazem w oczach, takim, jaki zawsze maja jezdzcy, gdy porozumiewaja sie ze smokami, starala sie nawiazac kontakt z Canthem. Tak, mozemy natychmiast przyleciec, odpowiedzial Canth uslyszawszy prosbe Lessy. Posrod oczekujacych w pokoju Siwspa zapanowalo poruszenie. Piemur nadal gladzil Farli, ktora umoscila sie na swoim ulubionym miejscu na jego ramieniu. Mruczal cicho, ze jest wspaniala jaszczurka ognista, najlepsza na swiecie, ale ze dzwignie, ktore musi pociagnac, i przyciski, ktore musi przycisnac to nie te znajdujace sie w sasiednim pokoju, lecz identyczne, na "Yokohamie", wysoko ponad ich glowami, na ciemnym niebie. Przekrzywiala glowe to w jedna, to w druga strone, a jej gardziolko pulsowalo, bo bardzo starala sie zrozumiec, czego od niej oczekiwano. -Ach, juz sa - zawolala Lessa. F'nor wbiegl do pokoju, widac bylo, ze ubieral sie w pospiechu. -Canth powiedzial, ze to cos waznego. - Rozejrzal sie ze zdziwieniem po pokoju, a potem spojrzal pytajaco na Lesse. -Siwsp chce, by Farli udala sie na mostek "Yokohamy" - wyjasnila - ale Farli nie rozumie wskazowek. Ty i Canth jestescie jedynymi na Pernie, ktorzy opuscili planete. Pomyslelismy, ze Canth moze wytlumaczyc Farli, czego od niej oczekujemy. Sluchajac jej, F'nor zdjal czapke jezdziecka i zrzucil ciezki ubior. Gdy skonczyla, skrzywil sie. -To wcale nie bedzie takie latwe, Lesso. Przede wszystkim do tej pory nie wiem, dzieki czemu Canth i ja zdolalismy poleciec na Czerwona Gwiazde. -Pamietasz, o czym wtedy myslales? - spytal F'lar. F'nor rozesmial sie. -Myslalem, ze musze zrobic cos, co powstrzymaloby ciebie od popelnienia takiego glupstwa. - Zmarszczyl brwi. - Teraz sobie przypominam. Byl tam Meron i usilowal naklonic swoja jaszczurke ognista do lotu. Zniknela w jednej chwili, ale nie wiem czy kiedykolwiek wrocila. -Farli sie nie boi - oznajmil Piemur stanowczo. - Po prostu nie rozumie, gdzie ma zrobic to, czego sie nauczyla. F'nor rozlozyl rece. -Jesli nawet Farli tego nie rozumie, to chyba zadna inna jaszczurka takze nie pojmie, o co wam chodzi. -Ale czy Canth moze wyjasnic jej, ze opuscil planete? Ze byl w przestrzeni kosmicznej? - nalegala Lessa. Canth, mozesz to zrobic? spytal F'nor swojego brazowego smoka. Canth wlasnie wspinal sie na szczyt ponad Ladowiskiem, aby ogrzac sie w promieniach wschodzacego slonca. Pokazales mi, dokad chciales sie udac. Polecialem tam. F'nor powtorzyl odpowiedz Cantha i dodal: -Planeta jest wiekszym celem niz statek kosmiczny, ktorego nie widzimy. Farli nie rozumie, mowil dalej smok. Zrobila to, o co ja proszono tak, jak zawsze to robila. Canth, spytala Lessa smoka wprost, a czy ty rozumiesz, o co prosimy Farli? Tak, chcecie, zeby udala sie na statek i zrobila tam rzeczy, ktorych nauczyla sie tutaj. Nie rozumie, dokad ma pofrunac. Nigdy tam nie byla. Jaxom poruszyl sie niespokojnie na krzesle. Biorac pod uwage, jak ciezko Piemur pracowal z Farli, bylo naprawde okropne, ze to malenkie stworzenie nie rozumialo najwazniejszej sprawy. Ruth, a ty rozumiesz, o co tu chodzi? spytal swojego bialego smoka. Czasami jaszczurki ogniste sluchaly Rutha, chociaz ignorowaly polecenia wszystkich innych. Tak, ale dla jaszczurki, ktora nie byla tam wczesniej, to zimna i dluga podroz. Ona naprawde chce was zrozumiec. Przez glowe Jaxoma w jednej chwili przelecialo wiele mysli, ale przede wszystkim uswiadomil sobie, ze Ruth nie jest zbyt duzy, by zmiescic sie na mostku, jesli zlozy skrzydla na grzbiecie i wyladuje dokladnie na podlodze przed drzwiami windy. Bedzie tez musial pozostac nieruchomy, gdyz Siwsp powiedzial, ze nie ma tam grawitacji. Ruth bedzie w stanie niewazkosci. Siwsp nie sadzil, by stanowilo to trudnosc dla smoka lub jaszczurki ognistej, przyzwyczajonych do unoszenia sie w przestrzeni. Ale niewatpliwie przewidywal nieuniknione klopoty z jaszczurkami, i wlasnie dlatego niestrudzenie wbijal mu do glowy rozklad urzadzen na mostku i wykladal o tym, jak nalezy sie zachowac przy braku grawitacji. Jednak dopoki Farli nie spelni swojej misji na "Yokohamie" i nie wlaczy systemu podtrzymywania zycia, Ruth i Jaxom nie moga sie tam udac. Siwsp juz dawno polecil, by w Jaskiniach Katarzyny poszukano skafandrow kosmicznych. Znaleziono dwa, czy raczej resztki dwoch. Rzemieslnicy wyprodukowali zbiorniki tlenu. Nie bylo to trudne, bo przypominaly inne zbiorniki gazu, na przyklad te do kwasu azotowego, HNO3, jak juz Jaxom potrafil to nazwac, znajac sklad chemiczny mikstury wytwarzajacej plomienie spalajace Nici. Ale bez skafandra delikatne ludzkie cialo nie przetrwaloby w absolutnym zimnie prozni, ktora obecnie panowala na mostku "Yokohamy". Jaxom pomyslal, ze teraz Siwsp bedzie musial wytworzyc odpowiedni ekwipunek. Odbyl juz kilka dlugich narad z Mistrzem Tkaczem Zurgiem. Ale to zajmie duzo czasu, a przeciez pomyslowe zespoly Zurga i Hamiana i tak ciezko pracowaly nad nowymi wynalazkami. Jezeli trzeba by bylo czekac zbyt dlugo, rozczarowani Lordowie Warowni przestana wreszcie popierac Ladowisko. Gdyby tylko Farli zrozumiala, goraczkowal sie Jaxom, szukajac we wlasnym umysle podpowiedzi, ktorych on i Ruth mogliby jej udzielic. Ruth pojmowal roznice miedzy sala cwiczebna a mostkiem "Yokohamy", ale byl duzo inteligentniejszy od Farli. On tyle rozumie, myslal Jaxom z duma. Wie to samo, co ja. Tak, to prawda. Ton Ruth byl niemal oskarzycielski. To nie tylko bardzo daleka droga w pomiedzy, ale jeszcze dalsza w gore. Chociaz Jaxom zerwal sie na rowne nogi krzyczac: "Nie, Ruth, nie!", bylo juz za pozno. Gdyz Ruth juz wszedl w pomiedzy. -Jaxom! - krzyknela Lessa z pobladla twarza. - Wyslales go? -Nie! Sam polecial! - Jaxom byl przerazony. Farli zaczela wykrzykiwac, rozlozyla skrzydla, a jej oczy mienily sie pelna przerazenia i gniewu czerwienia. Na zewnatrz Ramoth i Mnementh zaryczaly ostrzegawczo. Cicho, Ramoth, Mnementh! uspokajala je Lessa. - Obudzimy wszystkich na Ladowisku i dowiedza sie, ze stalo sie cos zlego. - Chwycila F'lara za rece, szalejac ze strachu o Rutha... i Jaxoma. -Jaxom? - udalo sie wykrztusic F'larowi na widok szoku malujacego sie na jego twarzy. Pobladla Mirrim podbiegla do Jaxoma, a zaniepokojeni jezdzcy zielonych smokow podskoczyli z drugiej strony, gotowi go podtrzymac. Robinton i F'nor stali oglupiali, niezdolni do reakcji. Tylko Jancis obserwowala ekran i odliczala. -Wszystko w porzadku - zdolal powiedziec Jaxom, chociaz zupelnie zaschlo mu w ustach. Mocna wiez, jaka zawsze laczyla go z Ruthem, oslabla tak, ze ledwie wyczuwal dotkniecie jego umyslu. - Nadal jest ze mna. -Kazales mu poleciec? - dopytywal sie F'lar, tak rozwscieczony, ze Lessa az sie cofnela. Jaxom spojrzal na Przywodce Weyru Benden nieprzeniknionym wzrokiem. -Na Skorupy! On po prostu odlecial. Ruth ma wlasna wole! Jancis zerwala sie na rowne nogi, gestykulujac w strone ekranu. -Tam! Jest tam! Doliczylam do dziesieciu. Na mostku, ze skrzydlami ciasno zlozonymi i splaszczonym cialem, stal Ruth. Nagle zaczal sie unosic do gory. Rozgladal sie wokol siebie ze zdziwieniem, az wreszcie jego glowa dotknela sufitu. -Ruth! Jaxom! Dobra robota! - tryumfalny glos Siwspa przebil sie ponad okrzyki zdumienia rozbrzmiewajace w pokoju. - Jaxomie, powiedz Ruthowi, zeby nie byl zdziwiony, ze sie unosi do gory. Jest w stanie niewazkosci, nie ma tam sily przyciagania. Ostrzez go, by nie wykonywal gwaltownych ruchow. Czy on to rozumie, Jaxomie? -Powiedzialem mu. On rozumie - odrzekl Jaxom, wpatrujac sie zafascynowanym wzrokiem w ekran. -Widzisz, Farli! - Piemur wskazywal podekscytowany. - Ruth pokazal ci droge. - Ale Farli byla tak oszolomiona naglymi okrzykami radosci i halasem, ze Piemur musial zlapac jej glowe i obrocic ja w strone ekranu i Rutha. - Idz do Rutha! - Mala krolowa zaskrzeczala, wystartowala z ramienia Piemura, i zniknela. -Jaxomie, powiedz Ruthowi, zeby natychmiast wracal! - krzyknela Lessa, otrzasajac sie z szoku. - Wlasna wola, cos takiego. Juz ja mu pokaze, kogo ma sluchac! -Obserwujcie w spokoju! - glos Siwspa jeszcze raz przebil sie przez halas. - Ruthowi nic sie nie stalo. I... Farli odnalazla swoj cel. Piemur pisnal ze zdumienia, a w pokoju nagle zapadla cisza, gdyz Farli rzeczywiscie dotarla na mostek "Yokohamy" i, zaczepiwszy sie mocno jednym pazurem na brzegu konsoli, pracowicie pociagala za dzwignie i przyciskala przyciski. Na pokladzie zapalily sie swiatla. -Misja wykonana - powiedzial Siwsp. - Moga wracac. Farli przybyla i wykonala swoje zadanie, powiedzial Ruth nie zdajac sobie sprawy, ze Jaxom go widzi. Unosze sie nad powierzchnia. Idziemy, Farli. To nie jest jak w pomiedzy. Bardzo niezwykle uczucie. Nie takie, jak plywanie. Byl to takze niezwykly widok dla tych, ktorzy obserwowali Rutha, ktory lagodnie przemieszczal sie poprzez mostek, unosil tuz nad konsolami, pochylal glowe, aby nie zawadzic o sufit. Gdy Farli puscila konsole, tez zaczela sie unosic. Przestraszona, rozpostarla skrzydla i powoli zaczela sie obracac, az zderzyla sie z Ruthem. Probowal ja zatrzymac i oboje przeplyne! i dalej, w strone okien z pleksiglasu na polokraglej scianie mostka. Nagle Jancis zaczela chichotac i napiecie w pokoju zelzalo. Mysle, ze starczy tych wyglupow na dzisiaj, Ruth, powiedzial Jaxom, usilujac nadac glosowi surowy ton. Ale tak samo jak pozostali nie mogl powstrzymac sie od usmiechu na widok tego, co wyprawialy oba stworzenia. Okropnie mnie przestraszyles. A teraz wracaj. Wiedzialem dokladnie, dokad ide. I pokazalem Farli. To nie bylo wcale trudne. Podoba mi sie tu. Z niedbalym machnieciem skrzydla, Ruth obrocil sie w powietrzu i zaczal unosic sie z powrotem w strone windy. Czy przylecimy tu jeszcze? Tylko jesli ty i Farli natychmiast wrocicie na Pern! Och, juz dobrze. Skoro tego chcesz. Smiejac sie, czesciowo z rozbawienia, czesciowo z ulgi i zlosci, Jaxom rzucil sie do wyjscia. Inni podazyli za nim, radujac sie zwyciestwem i odprezeniem po tych denerwujacych przezyciach. Tylko Lessa byla wsciekla, ze Ruth tak ryzykowal, a po zacietym wyrazie twarzy F'lara poznala, ze czuje to samo. W polowie korytarza F'lar zlapal Lesse za ramie. -Mozesz byc wsciekla, Lesso, ale nie wolno nam przeszkadzac. We mnie tez zamarlo serce, tak jak w tobie, kiedy Ruth skoczyl w przestrzen. -Nie moge pozwolic, aby Ruth zachowywal sie tak nieodpowiedzialnie - krzyknela. - Jaxom nie jest taki. Nie rozumiem, dlaczego Ruthowi nieposluszenstwo ma ujsc bezkarnie. Ramoth zrobilabym awanture. -Ruth i Jaxom nie zostali przeszkoleni w Weyrze. Ale nie sadz, ze Ruth tak latwo sie wywinie. - Udalo mu sie usmiechnac. - Sadzac po wyrazie twarzy Jaxoma, przerazil sie tak, ze nigdy tego nie zapomni. To powstrzyma Rutha lepiej niz moje czy twoje grozby. - Potrzasnal nia lekko. - A co wazniejsze, im mniej halasu narobi sie w tej sprawie, tym mniej bedzie plotek. Lessa westchnela gleboko, spojrzala na niego ze zloscia i uwolnila sie z jego uscisku. -Tak, masz racje. Lepiej, zeby o tym nie gadano, przynajmniej nie w tej chwili. Ale, mowie ci, i powiem tez Jaxomowi, nie chce znowu przezyc czegos takiego. Wszystko o czym moglam myslec, to jak wyjasnie to Lytolowi. F'lar usmiechnal sie krzywo. -Ale na szczescie teraz Lytol bedzie mogl potraktowac to w swojej ksiazce jako punkt zwrotny w nowoczesnej historii Pernu. -I zrobi to! Koniecznosc zachowania dyskrecji przytlumila gratulacje dla odwaznych podroznikow, ale wszyscy klepali Rutha i pocierali wypustki nad jego brwiami, az zaczal z rozkoszy obracac oczami. Kiedy Farli w koncu usadowila sie na ramieniu Piemura, takze otrzymala nalezne pieszczoty. Wschodni horyzont dopiero zaczynac sie rozjasniac, wszyscy jeszcze spali, wiec na pewno nikt nie bedzie sie zastanawiac, dlaczego tyle uwagi poswiecano Ruthowi. -Uwazam - zaczal Robinton, kiedy objawy radosci nieco oslably - ze powinnismy wrocic do Siwspa. Ja, na przyklad, chcialbym wiedziec, co bedzie sie dzialo dalej. -To zalezy od tego, czego Siwsp sie dowie po sprawdzeniu urzadzen, ktore Farli wlasnie wlaczyla - odparl Jaxom. - Jesli mostek nie jest uszkodzony i sie nagrzeje, a w zbiornikach pozostala wystarczajaca ilosc tlenu, Ruth i ja mozemy udac sie tam razem. - Usmiechnal sie. - Uruchomimy teleskopy, ktore pokaza nam obecne pozycje planet, a zwlaszcza naszej starej nieprzyjaciolki, Czerwonej Gwiazdy. Jednak nazajutrz, gdy stwierdzono, ze warunki na mostku "Yokohamy" sa odpowiednie dla czlowieka, okazalo sie, ze plany Siwspa nieco sie roznia od tego, co przewidywal Jaxom. -Piemurze, chcialbym, zebys towarzyszyl Jaxomowi - powiedzial, gdy grupa znow sie zebrala. -Przedtem nie mowiles, ze mam leciec razem z nim! - wykrzyknal Piemur. -Rzeczywiscie, poczatkowo sadzilem inaczej. Jednak zmienilem kolejnosc zadan do wykonania. Z szacunku dla Sallah Telgar sprowadzimy jej cialo na Pern i pochowamy je. A do transportu beda potrzebne dwie osoby. Lord Larad z pewnoscia bedzie chcial uczestniczyc w uroczystosciach pogrzebowych. Zapadla gleboka cisza, ktora w koncu przerwal Robinton. -Zgadzam sie. Po tak dlugim czasie pamiec tej odwaznej kobiety zostanie wreszcie uczczona. Natychmiast zawiadomie Lorda Larada. -Czyjej skafander bedzie sie jeszcze nadawal do uzytku? - spytal Piemur zaciekawiony. Kiedy zauwazyl szok na twarzy Jancis, zdal sobie sprawe jak gruboskornie to zabrzmialo i jeczac ukryl twarz na jej ramieniu. Farli, chcac go pocieszyc, otoczyla jego szyje ogonem. -Sadze, ze po drobnych naprawach bedzie go mozna znow uzywac. - Siwsp powiedzial to tak spokojnie, ze Robinton byl pewien, iz od poczatku planowal odzyskanie skafandra. - Musicie sie cieplo ubrac, gdyz temperatura na mostku wynosi obecnie minus dziesiec stopni. Ta informacja nie poruszyla Jaxoma, gdyz byl przyzwyczajony do chlodu pomiedzy, ale Piemur wzdrygnal sie dramatycznie i skulil, jakby juz odczuwal mroz. -Czy Farli tez moze leciec? -Nawet bym to doradzal - odparl Siwsp. - A jezeli polecialaby rowniez jaszczurka Jancis, Trig, bedziemy mieli dwie jaszczurki ogniste, ktore rozumieja ten sposob przemieszczania sie w pomiedzy. Mimo oczywistej niecheci, Jancis poinstruowala mlodego spizowego Triga, by usadowil sie na prawym ramieniu Piemura. Jaxom i Piemur opuscili budynki sami, tak by nikt spoza ich malej grupy nie odgadl, ze w tej podrozy jest cos niezwyklego. Ciezkie pojemniki z tlenem, ktore Siwsp kazal im wziac na wszelki wypadek, byly juz umocowane do grzbietu Rutha, ale zanim dosiedli smoka, Jaxom sprawdzil liny. -Jestes gotow, Piemurze? - spytal spogladajac przez ramie. -Calkiem gotow - odparl Piemur, chwytajac mocno skorzany pas Jaxoma. - Ale bardzo sie ciesze, ze Ruth juz wczesniej tam byl. Powiedz Piemurowi, zeby sie nie martwil. Takie unoszenie sie jest swietne! powiedzial Ruth odlatujac. Jaxom przekazal te wiadomosc i poczul, jak palce Piemura zaciskaja sie na jego pasie. Zdal sobie sprawe, ze harfiarz tez sie denerwuje. Na pewno nie watpil, ze Ruth dowiezie ich na miejsce, tylko ze bylo to tak daleko. Pomiedzy nigdy nie wydawalo sie tak zimne, ani przejscie tak dlugie. Jaxom, liczac po cichu, doszedl do dziesieciu sekund, zanim pojawili sie na pokladzie "Yokohamy". -Jestesmy na miejscu? - spytal Piemur. Jego dlonie byly sztywno zacisniete na pasie Jaxoma. Spogladajac przez ramie, by dodac Piemurowi otuchy, Jaxom zobaczyl, ze chlopak ma zamkniete oczy. Zamiast go wysmiac, odchrzaknal, odwrocil sie i zszedl z karku Rutha. -Na Skorupy! Co sie dzieje? - wykrzyknal Piemur, otwierajac oczy, gdy on i Jaxom nadal sie zsuwali, az wyladowali na zimnej scianie. Nie wykonujcie gwaltownych ruchow, ostrzegl ich Ruth. Jaxom przekazal to Piemurowi, ktory mial wrazenie, ze lodowata sciana przepala jego skorzana czapke i kurtke. -Tu jest naprawde zimno! - zawolal. Jaxom tylko kiwnal glowa. -Wciagne nas z powrotem na Rutha, Piemurze - powiedzial. Chwycil ostroznie smoka za szyje i powoli obaj sie wyprostowali. Farli odwinela ogon i spogladala na Jaxoma cwierkajac zachecajaco. -Tylko tego mi potrzeba - mruknal cierpko Piemur. - Moja jaszczurka ognista mowi mi, jak sie zachowywac w stanie niewazkosci. Farli odepchnela sie od jego ramienia i uniosla. Trig zapiszczal. Gdy Farli odpowiedziala zachecajaco puscil sie i, za jej przykladem, takze odplynal. Oboje zatrzymali sie na suficie, cwierkajac z ozywieniem. -Dosyc, wy dwoje - rozkazal zdegustowany Piemur. -Nic im nie bedzie - uspokoil go Jaxom - a Ruth mowi, ze jesli bedziemy sie ruszac powoli, nic nam sie nie stanie. Mamy duzo do zrobienia. Sluchaj, Piemurze, zejdz ostroznie, a potem odczep butle z tlenem. Ruth mowi, ze sa one ciezkie i nie poruszy sie dopoki ich nie odczepimy. On chce wygladac przez okno! -Wygladac! Jaxom uslyszal lekki wstyd w glosie Piemura i usmiechnal sie. -Mieli juz troche praktyki. Hm! Powietrze dziwnie tu pachnie, jakos martwo. -Pewnie bedzie lepiej, gdy zainstalujemy zbiorniki z tlenem - odrzekl wesolo Piemur. Jaxom ostroznie zsiadl z bialego smoka po jego prawej stronie. Jezeli pozostanie miedzy Ruthem a sciana, chyba nie odplynie. Stoisz w dobrym miejscu, Ruth, powiedzial przyjacielowi z aprobata. Trzymajac sie jego szyi uwaznie sie opuszczal na podloge. Tylko tutaj sie mieszcze, zauwazyl Ruth, powoli obracajac glowe w prawo, by na niego spojrzec. Zaczepie sie ogonem, tak zebym nie odplynal, kiedy bedziesz mnie rozladowywac. Teraz wiem, do czego smokom sa potrzebne ogony, rozesmial sie Jaxom nerwowo. -Nie smiej sie - warknal Piemur. Dopiero co przerzucil noge przez szyje Rutha i zaraz musial zlapac go za skrzydlo, by nie odplynac w gore. -Nie smialem sie z ciebie, Piemurze. Ruth wlasnie wynalazl sposob zakotwiczania sie tutaj. Patrz na jego ogon. I schodz na prawo, nie na lewo. Nie trzymaj go tak mocno za skrzydlo. Jest delikatne. -Wiem. Przepraszam, Ruth. - Ale Jaxom przygladal mu sie z niepokojem. Widzial, ze Piemur musial wlozyc sporo wysilku w rozluznienie swojego chwytu. - Zrobilem pare szalonych rzeczy w zyciu, kradlem jaja jaszczurek ognistych, wchodzilem do workow transportowych, lazilem po skalach nadbrzeznych, ale ta jest niewatpliwie najbardziej szalona - mruczal Piemur pod nosem zsuwajac sie z grzbietu Rutha. W koncu jego stopu dotknely pokladu. - Udalo sie! - wykrzyknal. Zawieszony miedzy sciana a smokiem, Jaxom zaczal odwiazywac liny mocujace pojemniki tlenu do grzbietu Rutha. -Och! - zawolal ze zdziwieniem, gdy delikatne pchniecie poslalo pierwsza butle na duza odleglosc. - Coz, latwiej zdjac niz wlozyc. Tak jak powiedzial Siwsp. - Usmiechnal sie do przyjaciela, ktory gapil sie zadziwiony. - Nic nie waza. - Jednym palcem popchnal drugi pojemnik w slad za pierwszym. -Hej, podoba mi sie miejsce, gdzie praca jest zabawa - powiedzial Piemur z usmiechem i zaczal sie uspokajac. -Ulozmy je przy scianie. Na Pierwsze Jajo! - Jaxom niechcacy uzyl wiecej sily niz bylo konieczne by podniesc pojemnik, i prawie przerzucil go nad Ruthem. Piemur wyciagnal reke, by zatrzymac pojemnik i natychmiast sie wzniosl do gory, ale szybko schwycil skrzydlo Rutha i nie polecial wyzej. -Tak, ten stan niewazkosci ma swoje plusy! Zajme sie pozostalymi pojemnikami. Podczas gdy Jaxom przygladal sie ze zdziwieniem, Piemur mocno chwycil sie barku Rutha i bez wysilku wykonal przeskok przez jego bialy grzbiet. -Hej! - Okrzyk byl czesciowo wyrazem radosci, a czesciowo zaskoczenia, bo jego niezwykly manewr wprowadzil go dokladnie w waska przestrzen miedzy smokiem a porecza biegnaca wokol gornego poziomu mostka. - Doskonala zabawa! -Piemurze, pilnuj pojemnikow. Nie mozemy dopuscic, by sie o cos rozbily. -Wiec je przywiazmy. -Najlepiej przywiazac wszystkie nie przymocowane przedmioty na pokladzie statku - rozlegl sie spokojny glos Siwspa. - Dobrze wam idzie. Temperatura ciagle sie podnosi, a zaden czujnik nie podaje sygnalu alarmowego. -Mowisz o czujnikach na mostku? - spytal Piemur glosem az piskliwym ze zdziwienia. -Tak. Obecnie juz otrzymuje raporty o dzialaniu urzadzen - wyjasnil mu Siwsp. - Biorac pod uwage czas, jaki "Yokohama" pozostawala w przestrzeni kosmicznej bez konserwacji, zniszczenia sa niewielkie. Ogniwa sloneczne nie wykazuja uszkodzen. Jak pamietacie z waszych studiow, dostarcza one mocy do malych silnikow odrzutowych, ktore utrzymuja statek na orbicie synchronicznej. W najdalszych sektorach glownej czesci statku powstaly niewielkie pekniecia, ale zostaly automatycznie uszczelnione. W tej chwili nie potrzebujemy zadnej z tych sekcji. Drzwi ladowni sa nadal otwarte i swieca sie lampy ostrzegajace o usterce. Jednak wasze zadanie ma pierwszenstwo. Wykonujcie je dalej. Poziom tlenu pozostaje w normie, ale wkrotce poczujecie efekty niskiej temperatury. Obnizy sie wasza fizyczna sprawnosc. Pokazy zrecznosci powinny zostac ograniczone do minimum. Jaxom powstrzymal smiech i mial nadzieje, ze tylko on slyszal obrazliwe mrukniecie Piemura na temat pracy i zabawy. Ostroznie zanurkowal pod szyja Rutha i zlapal mocno porecz. Ku swojemu zdziwieniu zobaczyl, ze Piemur wisi nieruchomo na wielkich schodach prowadzacych w dol, na poziom komandorski mostka. Potem spojrzal w gore i tez wpatrzyl sie w widok, ktory tak oszolomil jego przyjaciela. Pod nimi lezal Pern, po lewej burcie lsnily jego niebieskie morza, a po prawej widac bylo linie wybrzeza i zywa zielen, brazy i beze Poludniowego Kontynentu. -Na Jajo, dokladnie jak obrazy, ktore Siwsp nam pokazywal - mruknal Piemur z szacunkiem. - Piekne! - Niespodziewanie lzy zapiekly go w oczy, a Jaxom z trudem zlapal oddech spogladajac na swoj swiat, tak jak to niegdys robili jego przodkowie u kresu swojej podrozy. To musiala byc chwila triumfu, pomyslal. -Jaki wielki! - powiedzial Piemur, przytloczony widokiem. -To nasz swiat - odparl Jaxom cicho, usilujac zorientowac sie w jego niewiarygodnej wielkosci. W miare, jak planeta majestatycznie obracala sie w strone zachodu, scena przed ich oczami stopniowo sie zmieniala. -Jaxom? Piemur? - Siwsp przywolal ich do ich obowiazkow. -Tylko podziwialismy widok z mostku - odrzekl Piemur razno. - Zobaczyc to uwierzyc. - Nadal patrzyl w dol, ale ruszyl, dlon za dlonia, wzdluz poreczy do pobliskich schodow. W koncu dotarl do konsoli, ktora mial zaprogramowac. Odwrocil wzrok od cudownego widoku Pernu i zajal sie swoim zadaniem. -Mam tu troche wiecej czerwonych swiatelek - powiedzial Siwspowi, przypinajac sie pasami do fotela. Jaxom przemiescil sie wokol gornego poziomu do urzadzen naukowych, i tam rowniez zobaczyl czerwone swiatelka na tablicach. Wciagnal sie w fotel i zapial pasy. -Ja tez je mam! - powiedzial. - Ale nie na czujnikach teleskopu. -Jaxom, Piemur, wprowadzcie rozkazy kasujace i przejdzcie na reczne sterowanie. Na tablicy Jaxoma natychmiast zgasla co najmniej polowa czerwonych lampek. Pozostaly trzy czerwone i dwie pomaranczowe. Ale zadna z nich nie dotyczyla programu, ktory mial uruchomic. Szybkie spojrzenie poinformowalo go, ze Piemur juz stuka w swoja klawiature. Rowniez zabral sie do pracy, zatrzymujac sie od czasu do czasu, aby rozluznic palce i popatrzec z zachwytem na fantastyczny widok Pernu. Nic nie moglo go odciagnac od tego spektaklu, nawet nie konczace sie harce dwoch jaszczurek zabawiajacych sie stanem niewazkosci. Dziwne, ale ich podekscytowane piski i cwierkania, gdy Farli wyzywala Triga do wykonywania coraz bardziej udziwnionych ewolucji, pomagaly mu pozbyc sie poczucia nierzeczywistosci w tym obcym otoczeniu. Gdy Jaxom skoncentrowal sie na wprowadzeniu programu dla teleskopow, Ruth odwinal do tej pory zakotwiczony ogon, i uniosl sie z wielka godnoscia w strone szerokiego okna mostku, by napawac sie panorama Pernu i rozgwiezdzonej czerni. Jaszczurki ogniste nadal sie przekrzykiwaly. Ja tez nie wiem co to jest, powiedzial Ruth, ale to jest piekne. Co jest piekne? spytal go Jaxom podnoszac wzrok. Czy widzisz dwa inne statki? Nie. Ale kolo nas przeplywaja rozne rzeczy. Rzeczy? Jaxom wyciagnal sie nad konsola, zeby sprawdzic, co widzi Ruth. Jednak smok i jaszczurki zaslanialy mu okno po prawej stronie mostka. Nagle, wszystkie trzy stworzenia odepchnely sie daleko od okna, co poslalo je w strone Piemura i Jaxoma. -Uwazajcie! - Jaxom gwaltownie pochylil glowe, bo Ruth przelecial tuz nad nim. W tej samej chwili uslyszal jakis grzechoczacy dzwiek. -Cos w nas uderzylo! - krzyknal Piemur. Odpial szybko pasy i odepchnal sie ku oknu. -Co to bylo? - spytal Siwsp. Piemur wpadl na okno i rozejrzal sie na wszystkie strony. -Jaxomie, spytaj Rutha, czy cos widzi, bo ja nie dostrzegam niczego. - Przyciskajac lewy policzek do pleksiglasu usilowal spojrzec poza gruby hak okna. Prosto na nas leca rzeczy podobne do jaj jaszczurek ognistych, odparl Ruth. -Ale teraz nic tam nie ma - powiedzial Piemur. Powrocil na swoje stanowisko. -Siwsp, co to jest? - spytal Jaxom. -Grzechotanie wskazuje, ze ekrany zmienily kierunek malego opadu jakis przedmiotow. Niewatpliwie przestraszyl on Rutha i jaszczurki ogniste. Pospieszcie sie z praca, bo niedlugo bedzie wam za zimno. Jaxom zauwazyl, ze Piemur tez nie jest calkiem uspokojony tym wyjasnieniem. Ale rzeczywiscie, lodowate zimno przenikalo przez warstwy ubrania, wiec gdy Ruth i jaszczurki ostroznie, z popiskiwaniem i cwierkaniem, powrocily do okna, mezczyzni zajeli sie konsolami. Jaxom pracowal tak szybko jak tylko mogl, ale zimno coraz bardziej przenikalo wylozone puchem rekawice, ktorych uzywal podczas Opadu Nici. Byc moze przestrzen kosmiczna naprawde jest zimniejsza od pomiedzy, pomyslal, rozprostowujac palce. -Siwsp, powiedziales, ze na mostku bedzie cieplo - poskarzyl sie. - A tu rece mi dretwieja z zimna. -Wskazania czujnikow informuja, ze ogrzewanie nie dziala tak, jak powinno. Najprawdopodobniej skrystalizowaly sie ceramiczne powloki urzadzen grzewczych. Naprawimy to przy nastepnej okazji. -To dobra wiadomosc - odrzekl Jaxom, powtornie sprawdzajac wprowadzone dane. Potem wyprostowal sie. - Skonczylem, program gotowy. -Wlacz - rozkazal Siwsp. Jaxom pelen niepokoju, przycisnal klawisz, chociaz, na Jajo, chyba nie moglby sie pomylic po tylu cwiczeniach, gdy powtarzal bez konca sekwencje, ekspozycje i polozenie sektorow nieba. Z satysfakcja obserwowal, jak ekran potwierdza wprowadzone dane. -Tutaj komputery sa o wiele szybsze niz te, ktorych uzywalismy - zauwazyl. -Gdy Wyprawa Pernijska zamowila "Yokohame", kazala wyposazyc ja we wszystko, co w tamtym czasie bylo najnowoczesniejsze - odrzekl Siwsp. - Szybkie dokonywanie obliczen jest niezbedne w astronawigacji. -Mowilem, ze uzywamy zabawek dla dzieci - mruknal Piemur. -Zanim dziecko nauczy sie chodzic, musi nauczyc sie raczkowac - powiedzial Siwsp. -Czy wszyscy to slysza? - dopytywal sie harfiarz nieco urazony. -Nie. -Jestes bardzo laskawy. A tak przy okazji, moj program jest gotow i dziala. -Widze. Teraz zacznijcie druga faze. Dodatkowe zasoby tlenu znajduja sie za grodziami B-8802-A, - B i - C - poinstruowal ich Siwsp. Piemur potrzasnal palcami w rekawiczkach. -Jeszcze nigdy nie bylo mi tak zimno w rece! Zaloze sie o skarby Bitry, ze ten mostek jest zimniejszy od pomiedzy. -Prawde mowiac - zauwazyl Siwsp - nie jest. Ale przebywasz w tym chlodzie o wiele dluzej, niz kiedykolwiek spedziles w pomiedzy. -Masz racje - przyznal Jaxom Piemurowi, gdy przesuwali sie do gory wzdluz poreczy schodow. - Ta niewazkosc to niesamowite uczucie - powiedzial usmiechajac sie przyjacielsko do harfiarza. Piemur radosnie sie wykrzywil, bo sie z nim zgadzal. Wlasnie wtedy Farli i Trig przelecialy wirujac nad ich glowami. Musieli sie szybko pochylic, i gwaltowny ruch odepchnal ich od schodow. -Ostroznie! - krzyknal Jaxom, wyciagajac reke w strone poreczy tak powoli jak tylko mogl. -Och, och! - Piemur dalej unosil sie w strone sufitu. Zanim Jaxom, trzymajac sie mocno jedna reka poreczy, zlapal unoszacego sie Piemura za kostke i sciagnal go w dol, zaden z nich nie byl pewien czy smiac sie czy przeklinac swoja niezrecznosc. Jednak ta niewielka przygoda sprawila, ze stali sie ostrozniejsi w ruchach. Znalezli, otworzyli i sprawdzili dodatkowe pomieszczenie z tlenem, potem delikatnie wyjeli jeden pusty pojemnik, przesuneli na jego miejsce cztery pelne, ktore przywiezli ze soba, i podlaczyli je do systemu. -Mozecie rozpoczac trzecia faze - zawiadomil ich Siwsp, kiedy sprawdzili podlaczenie zbiornikow tlenu. Jaxom napotkal spojrzenie Piemura, a mlody harfiarz usmiechnal sie krzywo, wzruszyl ramionami i odwrocil sie w strone postaci w skafandrze, ktora do tej pory obaj omijali wzrokiem. Ruth, potrzebny nam jestes na podescie, powiedzial Jaxom, gdy on i Piemur z powaga zblizyli sie do zwlok Sallah. Przelknal z trudem sline. Gdy podniesli zesztywniale, ubrane w skafander cialo z fotela, na ktorym przelezalo dwa tysiace piecset Obrotow, pozostalo w tej samej pozycji, w jakiej zastyglo na konsoli. Jaxom probowal wzbudzic w sobie szacunek dla osoby, ktora niegdys byla Sallah Telgar. Sallah Telgar oddala zycie, aby powstrzymac zdrajczynie Avril Bitre od oproznienia zbiornikow paliwa "Yokohamy" i ucieczki z ukladu Rukbatu. Sallah nawet zdolala zreperowac konsole, ktora zniszczyla Bitra, wsciekla, ze jej przeszkodzono. Dziwne, ze Warownia zostala nazwana imieniem takiej kobiety, ale tez Bitranie zawsze byli dziwna zbieranina. Jaxom zganil sie za takie mysli. Przeciez, jak w kazdej Warowni, mieszkali tam rowniez ludzie uczciwi i godni szacunku. Lord Sigomal trzymal sie na uboczu, ale to bylo lepsze niz szeroko znane niezdrowe zachcianki zmarlego Lorda Sifera. Linami, ktore przedtem utrzymywaly na miejscu zbiorniki, Jaxom i Piemur przywiazali zgiete cialo miedzy skrzydlami Rutha. Wyczuwajac zmiany w ich nastroju, Farli i Trig zaprzestaly swoich figli, a kiedy Piemur dosiadl smoka, spokojnie usadowily sie na jego ramionach. Jaxom wspinajac sie na Rutha, nie byl juz w stanie opanowac szczekania zebami. Czy Sallah umierajac tez czula to przenikajace zimno? Czy wlasnie to ja zabilo, samotna, tak wysoko ponad planeta? Jego wyziebione palce ledwo wyczuwaly grzbiet smoka. Ruth, wracajmy na Ladowisko zanim takze zamarzniemy na smierc, poprosil. -Czy mozemy wrocic zanim zamarzniemy? - spytal Piemur blagalnie, nieswiadomy, ze powtarza cicha prosbe Jaxoma. Teraz! Jaxom z tesknota przekazal swojemu smokowi widok cieplego, balsamicznego Ladowiska. Kiedy weszli w chlodna ciemnosc pomiedzy, nadal nie byl pewien co bylo zimniejsze. O wiele pozniej wieczorem tego waznego dnia, Lessa spokojnie usiadla, by wszystko przemyslec. Zastanawiala sie, dlaczego wlasciwie Siwsp wymyslil tak niezwykle i odpowiednio wyliczone w czasie wydarzenie jak sprowadzenie ciala Sallah, chociaz przypuszczala, ze pomysl wyszedl od Lytola. To bedzie mialo znaczacy wplyw na wszystkich ludzi, zarowno z Polnocy, jak z Poludnia, watpiacych i wierzacych. Heroizm i poswiecenie Sallah Telgar staly sie w ciagu ostatnich dwoch Obrotow ulubionym tematem ballad harfiarzy, wielokrotnie wykonywanych na wszystkich Zgromadzeniach i innych spotkaniach towarzyskich. Sam fakt sprowadzenia jej ciala na Pern niejako usprawiedliwial w oczach ludzi cala prace wykonywana na Ladowisku. Lord Larad oslupial, kiedy Robinton, przeniesiony przez Mnementha i F'lara do Warowni Telgar, zawiadomil go o sprowadzeniu szczatkow jego przodkini. -Tak, tak, rzeczywiscie, Sallah musi byc uhonorowana. Musi odbyc sie oczywiscie ceremonia odpowiednia na taka okazje. - Larad spogladal bezradnie na Robintona. Ceremonie pogrzebowe byly zazwyczaj krotkie, nawet dla najbardziej zasluzonych zmarlych. Czyny i dobroc niezwyklych osob byly przekazywane w piesniach i opowiesciach harfiarzy, ktore uwazano za najlepsze dowody pamieci. -Odspiewanie Ballady o Sallah Telgar z pewnoscia bedzie stanowilo odpowiednia ceremonie - powiedzial Robinton. - Z pelnym instrumentalnym akompaniamentem dla choru i glosow solowych. Porozmawiam z Sebellem. -Nigdy nie sadzilem, ze bede mial szanse uhonorowac nasza odwazna przodkinie - odrzekl Larad i urwal niezrecznie. Na szczescie podeszla do nich Pani Jissamy, madra i spokojna zona Larada. -Na pomoc od glownego dworu znajduje sie mala jaskinia, odslonieta przez niedawne osuniecie sie skal. Jest dosc duza... - zamyslila sie na chwile, a potem dodala: - Latwo tam dojsc, a potem ja zapieczetowac. Larad poklepal z wdziecznoscia dlon zony. -Tak, to dobre miejsce. Och... kiedy? - spytal niepewnie. -Pojutrze? - zaproponowal Robinton, powstrzymujac usmiech triumfu. Byl to dzien poprzedzajacy zebranie Lordow Warowni, na ktorym mieli zatwierdzic nastepce zmarlego Oterela. Larad rzucil mu szybkie spojrzenie. -Chyba nie zaplanowales tego celowo, Mistrzu Harfiarzu? -Ja? - Dzieki latom praktyki Robinton bez trudu udal calkowitego zaskoczenie. Machnal reka zaprzeczajac. F'lar przyszedl mu z pomoca. -Oczywiscie, ze nie, Laradzie - powiedzial z nieklamana niechecia. - Wiedzielismy, ze tam byla. Ty tez. Siwsp wlaczyl opowiesc o jej poswieceniu do swojej narracji. Dzis po raz pierwszy mielismy szanse, aby ja sprowadzic. I chyba nie byloby wlasciwe zostawic tam jej szczatki. -Trzeba zlozyc ja na spoczynek po tak dlugim czasie w zimnej przestrzeni - powiedziala Jissamy wzdrygajac sie lekko. - Juz najwyzszy czas. Czy powinnismy zrobic z tego wielka uroczystosc? -Uwazam, ze tak. Telgar, oczywiscie, powinien czynic honory, ale wielu bedzie chcialo wyrazic swoj szacunek - odparl Robinton powaznie. Mial nadzieje, ze pogrzeb wywola ogromne zainteresowanie Warowni i Cechow, i przyjda nawet ci, ktorych nie obchodzila Sallah, chocby tylko po to, aby zobaczyc, kto uczestniczy w ceremonii. Kiedy Jaxom, Piemur i Ruth powrocili na Ladowisko, z ulga przekazali swoje brzemie Mistrzowi Oldive i dwom z jego Mistrzow. Smiertelne szczatki Sallah Telgar zlozone zostaly w pieknej trumnie, wykonanej z najlepszych desek przez Mistrza Bendarka. Siwsp obejrzal oczyszczony skafander i zapewnil wszystkich, ze jego stopa i inne drobne rozdarcia moga zostac naprawione. Potem powiedzial Lytolowi, ze dobrze sie sklada, iz Pernenczycy nie sa przesadni, bo przeciez ktos bedzie nosil skafander zmarlej. Lytol nie zgodzil sie z tym, wiec natychmiast rozpoczeli dyskusje na temat prymitywnych religii i wyrafinowanych wierzen. Robinton ucieszyl sie, ze sa zajeci, bo mogl bez przeszkod udac sie z F'larem do Telgaru. Przez chwile kusilo go, by zostac i posluchac fascynujacej debaty, ale poczul o wiele wieksza satysfakcje z przekazania tak niezwyklych wiadomosci. Jeden ze starszych synow Lorda Telgaru przyniosl kielichy i piekna krysztalowa karafke, ktore, jak sie wydawalo Robintonowi, musialy byc nowym wynalazkiem Mistrza Szklarza Moriltona. Inny syn dostarczyl tace goracych ciasteczek i dobrego sera wytwarzanego przez telgarskich gorali. Biale bendenskie wino dopelnilo radosci Robintona. - Powiedziales - zaczal Larad - ze ktos polecial na stary statek? Czy to rozsadne? -To bylo konieczne - odparl F'lar. - Nikomu nie grozilo niebezpieczenstwo. Mala jaszczurka ognista Piemura zrobila dokladnie to, czego nauczyl ja Siwsp. Teraz na mostku jest powietrze i dzialaja urzadzenia grzewcze. Ruth zabierze tam Jaxoma takze jutro. Musimy sie dowiedziec, dlaczego drzwi ladowni pozostaly otwarte. Siwsp twierdzi, ze to drobna usterka. Tak czy inaczej... - F'lar przerwal, by popic wina - to bardzo szczesliwy poczatek. Bardzo szczesliwy. -Ciesze sie, ze to slysze, F'larze, naprawde sie ciesze - powiedzial uroczyscie Larad. -Na pewno nie az tak, jak ja, mogac przekazac takie wiadomosci - odparl Przywodca Weyru Benden. Rozdzial VIII Trzymaj mnie mocno, dobrze, Ruth? poprosil Jaxom, ostroznie przekladajac noge przez szyje bialego smoka. Poruszanie sie w stanie niewazkosci byla latwiejsze poprzedniego dnia, kiedy on i Piemur mogli sie wzajemnie przytrzymywac. Jaxom pamietal juz o tym, by nie wykonywac gwaltownych ruchow, ale dzisiaj niezgrabny skafander byl dodatkowym utrudnieniem, a ciezkie buty o magnetycznych podeszwach sprawialy, ze czul sie okropnie niezrecznie. Nagle jego cialo poplynelo gdzies w bok zamiast w dol, wiec szybko zlapal Rutha za szyje. Smok go przytrzymal za kostke, i zaraz znow znalazl sie we wlasciwej pozycji, a buty przywieraly bezpiecznie do podlogi. Poniewaz obserwowali go pozostali studenci, mial goraca nadzieje, ze nie wyglada rownie smiesznie jak sie czuje. Sharra powtarzala mu, ze poprzedniego dnia wcale nie wygladal glupio radzac sobie z niewazkoscia i powinien byc zadowolony z tego, jak obaj, on i Piemur sobie poradzili. Mowila tez, jak bardzo pragnie zobaczyc z gory Pern, bo spostrzegla na ekranie, ze ten widok ich zafascynowal. -Nigdy przedtem nie widzialam takiego wyrazu twarzy u Piemura. Wywarlo to duze wrazenie na Jancis. -A jak ja wygladalem? -Byles oszolomiony, tak samo, jak Piemur - odpowiedziala, usmiechajac sie figlarnie. - Mniej wiecej tak, jak wtedy, gdy zobaczyles po raz pierwszy Jarrola. Przynajmniej dzisiaj, powiedzial sobie Jaxom, moge kontrolowac swoje ruchy - bo stopy dotykaja pokladu. Zrobil pierwszy krok, z trudem odrywajac ciezki but od podlogi i uderzajac nim ciezko w podloge. Ruth wyladowal w tym samym miejscu co wczoraj, tuz kolo drzwi windy. Jaxom musial tylko schylic glowe pod szyja smoka, aby dotknac panelu kontrolnego, ktory, zgodnie z zapewnieniem Siwspa, dzialal. Usune sie z drogi, oznajmil Ruth uprzejmie. Podniosl przednie nogi, obrocil sie i przywarl glowa do okna. To jest lepsze niz widok z Gwiezdnych Kamieni w Bendenie czy Ognistych Wzgorz w Ruathcie. Zanim Jaxom zdazyl polozyc reke w grubej rekawicy na panelu sterujacym komora cisnieniowa, Ruth juz przylepial nos do szyby i wpatrywal sie w kosmos. Jaxom nadal nie mogl pozbyc sie uczucia, ktorego doznal juz wczoraj, ze chodzac po tej samej podlodze co jego przodkowie, przestawiajac dzwignie, przyciskajac przyciski i klawisze tak jak oni to robili, jest tu intruzem. Tlumaczyl sobie, ze jest to czesciowo spowodowane makabrycznym zadaniem, jakie on i Piemur musieli wykonac sprowadzajac Sallah Telgar. Liczyl, ze teraz, kiedy przybyl tu w innym celu, jego samopoczucie sie polepszy, ale tak sie nie stalo. Chociaz on i Piemur zdolali dostac sie do swoich konsoli i wykonac zadanie, Siwsp nie odkryl, dlaczego drzwi do ladowni pozostaly otwarte. Dzis, po szybkim przeszkoleniu na Pernie, Jaxom mial zejsc na poziom ladowni i uzyc konsoli kontrolnej lub mechanizmu recznego. -Byloby dobrze, gdyby przynajmniej jeden z tych systemow dzialal - powiedzial mu Siwsp. -Dlaczego? -Bo jesli nie, to bedziesz musial wyjsc na zewnatrz i sprawdzic, co sie zablokowalo. -Och! - Jaxom widzial dosc szkoleniowych tasm Siwspa, aby zwatpic, czy odwazy sie wyjsc ze statku. Drzwi windy otworzyly sie i Jaxom wszedl do srodka. Drzwi zamknely sie. Jeszcze raz spojrzal na schemat, ktory trzymal w reku, chociaz znal go na pamiec. Wcisnal guzik oznaczony litera "L": ladownia, a potem zdal sobie sprawe, ile poziomow ta winda obsluguje. Siwsp zapewnil go, ze ogniwa sloneczne "Yokohamy" dostarczaja dosc energii, aby winda dzialala, ale uplynela dluga chwila zanim dlugo nieuzywany mechanizm ruszyl. -Winda dziala - poinformowal Jaxom Siwspa obojetnym tonem, a przynajmniej taka mial nadzieje. - Zjezdzam na dol. - Zgodnie z instrukcja mial komentowac swoje zajecia na biezaco. Jaxom nie byl z natury gadatliwy. Zbedne wydawalo mu sie opowiadanie o prostych czynnosciach, nawet jesli nie dokonywal ich w niezwyklych okolicznosciach. Jednak Siwsp powiedzial mu, ze taka jest normalna procedura dla samotnego czlowieka pracujacego w - jak to nazywano - nieprzyjaznym otoczeniu. -No to do roboty! - zachecil go Siwsp. Zjazd wydawal sie jednoczesnie bardzo powolny, a zarazem szybki. Zadzwieczal alarm, i na drzwiach windy pojawil sie czerwony napis: NIEBEZPIECZENSTWO: PROZNIA! -Siwsp, co teraz mam zrobic? -Nacisnij guzik POMPUJ z prawej strony i czekaj, az zgasnie swiatlo alarmowe. Jaxom postapil zgodnie z instrukcja. Zauwazyl, ze jego skafander nie jest juz tak mocno nadmuchany i wydaje sie mniej nieporeczny. Wlasnie przyzwyczajal sie do zmiany, kiedy zabrzmial melodyjny gong i drzwi sie rozsunely. Przed Jaxomem rozposcierala sie rozlegla czern, ktora otaczala jeszcze czarniejsza przestrzen upstrzona gwiazdami. Nie bylo tam dodajacego otuchy widoku Pernu oswietlonego blaskiem slonca. Stal bez ruchu. Nie denerwuj sie. Zlapie cie, jesli spadniesz, odezwal sie Ruth. -Dotarlem do ladowni - wydobyl z siebie Jaxom po dlugiej chwili. - Tu jest ciemno. - To musi byc, powiedzial sobie w duchu, najglupsza rzecz jaka kiedykolwiek powiedzialem. -Siegnij reka na lewo od drzwi. Znajduje sie tam panel. - Glos Siwspa brzmial spokojnie i dodawal pewnosci siebie. Jaxom wypuscil powietrze, zdajac sobie teraz sprawe, ze wstrzymywal oddech. - Pomachaj reka, a zapali sie swiatlo awaryjne. Mam nadzieje, powiedzial sobie Jaxom. Poruszajac sie niezwykle ostroznie, spelnil polecenie Siwspa i odczul niewymowna ulge widzac linie swiatel oswietlajacych olbrzymia ladownie. Swiatlo sprawilo, ze kosmos wydawal sie jeszcze czarniejszy, ale i tak poczul sie lepiej. -Juz jest jasno. Jest jeszcze wieksza niz Wylegarnia w Forcie, przekazal Ruth, rozgladajac sie z przestrachem. -Wokol wewnetrznej sciany biegnie porecz - mowil Siwsp spokojnym tonem. - Z lewej strony zobaczysz wiele swiatel, pod nimi znajduje sie konsola. -Widze. -Bedzie szybciej jesli przemiescisz sie dlon za dlonia, Jaxomie - ciagnal dalej Siwsp - i calkiem bezpiecznie. Inaczej niepotrzebnie sie zmeczysz. Jaxom zastanawial sie, czy Siwsp zdaje sobie sprawe, jak bardzo jest przestraszony. Ale skad moglby to wiedziec? Zaczerpnal tchu, podniosl lewa stope, wyciagnal reke i uchwycil porecz. Byla okragla i twarda w dotyku i, chociaz taka cienka, bardzo dodala mu otuchy. Trzymajac sie bardzo mocno obiema dlonmi, odepchnal sie prawa stopa, wyhamowal o porecz i zaczal przemieszczac dlon za dlonia, ciagnac za soba swe nic nie wazace cialo. -Jak nasi przodkowie mogli w ten sposob ladowac statki? - zapytal, nie potrafiac wymyslic nic innego, a musial mowic do Siwspa. -Na czas pracy w tym pomieszczeniu wytwarzano grawitacje zmniejszona do polowy, ale reszta statku miala normalna sile ciazenia. -Mogli to zrobic? Niesamowite - odparl Jaxom uprzejmie. Byl prawie w polowie drogi do konsoli. Denerwujacy widok upstrzonej gwiazdami przestrzeni skrzyl sie za zakretem. Jaxom chcial zwiekszyc predkosc poruszania sie, ale surowo sie napomnial i utrzymywal rytm, ktory zapobiegal naglym i niespodziewanym ruchom. Na czole zaperlil mu sie pot, ale natychmiast poczul delikatny powiew pod helmem i pot zniknal. Ta niespodzianka zajela jego mysli, dopoki nie dotarl do oswietlonej konsoli. Wlaczyl ja, i rozblysla rzedem czerwonych i pomaranczowych swiatel. Jaxom odczul lekki szok, ale zaraz zaczal odczytywac wskazniki. Okazalo sie, ze niektore czerwone swiatelka sa niegrozne; po prostu zgodnie ze swoim przeznaczeniem wskazywaly, ze drzwi ladowni sa otwarte. Westchnal z ulga i zabral sie do odcyfrowania reszty. Kiedy byl pewien, ktorej sekwencji ma uzyc, wystukal odpowiedni kod. Pomaranczowe swiatelka zamrugaly. Nad nimi napisane bylo: ZS. Przekazal to Siwspowi. -To tlumaczy, dlaczego drzwi ladowni pozostaly otwarte. Byly ustawione na zdalne sterowanie, a ono sie zepsulo. Teraz najlatwiej bedzie posluzyc sie recznym sterowaniem - powiedzial Siwsp. - Znajduje sie pod komputerem. Otworz szklana pokrywe i pociagnij. Jaxom spelnil polecenie, ale nic sie nie wydarzylo. Pociagnal jeszcze raz, silniej. Na szczescie ciagle trzymal sie dzwigni, gdyz sila jakiej uzyl odepchnela go i zawisl na jednym ramieniu ponad pokladem. W uszach zabrzmial mu dziwny, chroboczacy dzwiek. -Co sie stalo, Jaxomie? - zapytal Siwsp, spokojny jak zawsze. Jego chwilowa panika opadla i, zmieszany, wyjasnil. -Przyciagnij sie w strone pokladu pchajac dzwignie w dol, i bardzo powoli przesun stopy w przod - polecil mu Siwsp. Jaxom usluchal i z ulga poczul, ze podeszwy butow znow opieraja sie o twardy poklad. Pochloniety odzyskaniem pionowej pozycji, z poczatku nie zauwazyl zmiany w oswietleniu ladowni. Jego uwage przyciagnal jakis ruch z prawej strony. Obrociwszy glowe zobaczyl, ze wielkie drzwi powoli sie zamykaja, bezpiecznie odgradzajac go od kosmicznej prozni. Na panelu przed nim swiatla oznaczajace drzwi zamienily sie z czerwonych na zielone, a niepokojace pomaranczowe lampki zgasly. -Operacja zakonczona - zameldowal Jaxom, pragnac krzyczec z poczucia ulgi. -Wystarczy na dzis. Wracaj na mostek, a potem do bazy. Poznym popoludniem, kiedy Robinton, Lytol i D'ram przybyli na prywatne spotkanie, Siwsp mial interesujace nowiny. -Wasza wedrowna planeta porusza sie bez ladu i skladu - oznajmil im. - Przestudiowalem wiekszosc Kronik, odcyfrowalem nawet najbardziej nieczytelne. Czerwona Gwiazda, jak ja niewlasciwie nazywacie, ma zmienny cykl. Nie przecina orbity Pernu dokladnie co 250 lat. Co cztery Przejscia cykl zmienia sie o prawie 10 lat; trzy cykle trwaly 258, a jeden 240 lat. Przejscia Nici trwaja od 46 lat w drugim Przejsciu, do 52 w piatym, i 48 w siodmym. Dwie Dlugie Przerwy, trwajace czterysta lat sugeruja, ze planeta nie oddalala sie wowczas az do obloku Oorta, albo zostala w niewyjasniony sposob wytracona ze swojej zwyklej orbity. Pierwsza teoria wydaje sie sluszniejsza. Trzecia mozliwosc jest taka: - stanowczy ton Siwspa wskazywal, ze raczej nie nalezy jej brac pod uwage - planeta dotyka tylko obloku, w jego najbardziej rozrzedzonym sektorze, i wtedy nie ciagnie za soba materii. Dla nas w tej chwili najwazniejszy jest fakt ustalony na podstawie obliczen wykonanych na mostku "Yokohamy". Obecne Przejscie bedzie krotsze o trzy lata. -To rzeczywiscie swietna wiadomosc - powiedzial D'ram. - Ale nie rozumiem, w jaki sposob takie niedokladnosci mogly zostac opisane w naszych Kronikach. -To nie jest istotne - odparl Siwsp. - Chociaz metody oznaczania czasu uzywane przez was moga prowadzic do bledu. -Teraz juz wiem, dlaczego ustawiono Gwiezdne Kamienie - wtracil Lytol. - Dzieki nim bez wzgledu na to, czy okreslanie daty bylo bledne czy nie, Weyry zawsze wiedzialy, kiedy nadchodzi Przejscie. -Tak, to pomyslowa metoda ustalania pozycji planety, chociaz oczywiscie nie oryginalna - odpowiedzial Siwsp. -Tak, tak - potwierdzil Lytol pospiesznie. - Mowiles mi o Stonehenge i Trojkatach Erydanu. Czy te niescislosci maja jakies znaczenie rowniez z innych powodow? -Nadal analizuje i uaktualniam informacje. Ale to, czego dowiedzialem sie do tej pory, dobrze wrozy naszemu Planowi. -Mozemy to przekazac Warowniom i Cechom? - spytal Robinton glosem pelnym nadziei. -Tak. -Czyli zebralismy sie tu po to, by zdecydowac, jakie informacje nalezy rozpowszechniac. -Tak. -Wiec co mozemy im powiedziec? -Wszystko, co wiecie. Robinton zachichotal. -To znaczy, niewiele. -Ale sa to wazne informacje - odparl Siwsp. - Dwie wyprawy na mostek "Yokohamy" zakonczyly sie pelnym sukcesem. Mozecie tez przekazac, ze nastepne cwiczenia obejma czterech jezdzcow zielonych smokow. Musza nauczyc sie latac na mostek statku i kontynuowac badania rozpoczete przez Piemura i Jaxoma. Kazdemu z nich zostanie przydzielone wlasne zadanie. -Dlaczego Jaxom musial zamknac dzisiaj drzwi ladowni? Przeciez mowiles, ze tej czesci statku nie bedziemy uzywac jeszcze przez jakis czas - zapytal D'ram. -Ktos musial przecwiczyc prace w skafandrze i w stanie niewazkosci. Jaxom jest najbardziej doswiadczonym operatorem komputerow, a Ruth jest najodwazniejszy ze smokow. Robinton zauwazyl, ze Lytol napuszyl sie slyszac taka pochwale swojego wychowanka. -Czy fakt, ze jest jednoczesnie Lordem Warowni i moze zlozyc raport z ekspedycji tez ma znaczenie? - spytal. -To takze wzialem pod uwage, ale jego umiejetnosci i to, ze jest jezdzcem smoka byly wazniejsze. -A kto bedzie nastepny? - chcial wiedziec Robinton. -Teraz, kiedy Ruth przetarl droge, zielone smoki poczuja sie w obowiazku pojsc w slady najmniejszego ze swoich pobratymcow. Zostana wyslane parami: Mirrim i Path, G'rannat i Sulath. Ich usposobienie i umiejetnosci uzupelniaja sie. Robinton zasmial sie. -Ty naprawde umiesz manipulowac ludzmi! -To nie jest manipulacja, Mistrzu Robintonie. Po prostu rozumiem charakter osob, ktore szkolilem. -Ladownia jest wystarczajaco duza dla spizowego smoka - podsunal D'ram. -Nie, D'ramie, nie mozesz poleciec dopoki nie bedzie tam dosc powietrza - zasmucil go Siwsp. - Spizowe odegraja glowna role na dalszych etapach. Teraz nastepnym krokiem bedzie ponowne zalozenie hydroponicznej hodowli alg wytwarzajacych tlen, aby oczyscic powietrze w kilku innych potrzebnych nam obecnie sektorach "Yokohamy". Od czasu do czasu bedzie tez trzeba zmieniac ustawienie teleskopu. Na pokladzie pozostal jeden probnik. Jezeli dziala, to dobrze, ale jezeli nie, to obawiam sie, ze spizowy smok bedzie musial zdobyc probki materialu wyrzucanego z obloku Oorta. -Co takiego? - wykrzykneli chorem zaskoczeni mezczyzni. -Kolonisci nigdy nie uzyskali probek Nici w takim stanie, w jakim znajduja sie przed Opadem, chociaz starali sie o to. Analiza - Siwsp podniosl glos zagluszajac protesty swoich trzech kustoszy - zostanie wykonana w jedynym dzialajacym laboratorium na "Yokohamie", w sektorze hibernacyjnym. Zysk, jaki przyniesie nam naukowa analiza materialu Nici, znacznie przewyzszy ewentualne ryzyko. A wiem, ze dzieki umiejetnosciom i inteligencji spizowych smokow i ich jezdzcow, ryzyko bedzie minimalne. Oczywiscie dostana odpowiednio dokladne wskazowki i ekwipunek ochronny. Wszyscy trzej spogladali na ekran z wyrazem zdumienia na twarzy. -W prozni Nici nie sa grozne - ciagnal Siwsp, jakby nie byl swiadomy efektu swoich slow. - Zmieniaja sie dopiero w przyjaznym srodowisku. Material do analizy mozna bezpiecznie przechowywac w komorach hibernacyjnych. Siedmiu studentow biologii jest juz tak zaawansowanych, ze poradza sobie z badaniami, a pani Sharra jest najlepsza z nich. Na statku nadal znajduje sie wiekszosc przyrzadow do badania zamrozonej tkanki. W laboratorium kriogenicznym pozostawiono takze mikroskop elektroniczny, a jest to najodpowiedniejsze miejsce do przeprowadzenia tego rodzaju prac. Slowa Siwspa brzmialy rozsadnie, jego sugestie byly tak logiczne i jasne jak zwykle, mimo to Robinton instynktownie cofal sie na mysl o takim przedsiewzieciu. Nie osmielil sie spojrzec na D'rama, czy Lytola. -Aby unicestwic niebezpieczenstwo, najpierw trzeba je poznac - dodal Siwsp. -Jak mozemy zniszczyc Nici, jesli to co nam wlasnie powiedziales o tym obloku Oorta jest prawda? - spytal harfiarz. -To co wam powiedzialem jest faktem. -Same fakty nie stanowia jeszcze pelnej prawdy - przypomnial im wszystkim Lytol. -Zaraz, nie odchodzmy od tematu - Robinton spojrzal surowo na Lytola. Byly jezdziec smokow i Siwsp mogli zabawiac sie semantyka i filozofia przy innej okazji. -Czlowiek potrafi zmieniac fakty - kontynuowal Siwsp, jak gdyby Lytol mu nie przerwal. - I na tym polega Plan. -Chcialbym - powiedzial Robinton porywczo - zebys w koncu wyjawil nam ten twoj Plan. -Mistrzu Robintonie, by uzyc analogii, nie spodziewalbys sie, ze nowy uczen przeczyta bezblednie nuty robiac to po raz pierwszy, prawda? - Kiedy Robinton zgodzil sie z nim, Siwsp mowil dalej: - Ani nie spodziewalbys sie, ze ten sam uczen, bez wzgledu na to jaki bylby utalentowany, bedzie mogl dac wystep na wysokim poziomie, grajac skomplikowane fragmenty muzyki na nieznanym mu instrumencie, prawda? -Podoba mi sie ten przyklad - oznajmil Robinton, unoszac obie dlonie i poddajac sie. -A wiec, niech dotychczasowy sukces upewni cie, ze juz wiele nauczyliscie sie i zrozumieliscie, a kazdy dzien przynosi postepy, ale nie chcialbym, by dzielni ludzie zgineli z powodu braku odpowiedniej wiedzy i doswiadczenia. -Masz racje, zupelna racje, Siwsp - zgodzil sie Robinton, potrzasajac glowa nad glupota swoj ego niewczesnego zadania. -Jak wazne dla Pernu i dla naszego projektu jest spotkanie Lordow Warowni, Mistrzu Robintonie? Robinton usmiechnal sie cierpko. -O to mozna sie spierac. Ale przy takich okazjach drobne nieporozumienia na ogol przeradzaja sie w wielkie spory. Sebell, Lytol, D'ram i ja sadzimy, ze pewni niezadowoleni i konserwatywni ludzie beda kwestionowac prace na Ladowisku i nasze projekty. Wiecej dowiemy sie jutro, po pogrzebie Sallah Telgar. -Jak wiele osob wybiera sie na uroczystosc? -Przyjda wszyscy, ktorzy sa kims na Pernie - usmiechnal sie zlosliwie Robinton. - Mistrz Shonagar bez wytchnienia przeprowadzal proby spiewu z czeladnikami i uczniami. Domick nie przespal ani chwili komponujac muzyke, w tym takze wspaniale fanfary. Smoki wzleca na jej czesc w niebo. - Robinton poczul niespodziewanie, ze jego gardlo scisnelo sie na mysl o holdzie przygotowanym dla tej slynnej przodkini. - Preschar i inni beda to wszystko rysowali. -Co za niezwykly dodatek do archiwow obecnego Pernu - zauwazyl Siwsp. -Oczywiscie wszystko otrzymasz - obiecal Robinton z powaga. - Jak rowniez wasze wlasne relacje? -Nasze? - spytal D'ram ze zdumieniem. -Rozne punkty widzenia czesto daja pelniejszy obraz wydarzenia. Nastepnego wieczoru Robinton wcale nie byl pewien, czy kiedykolwiek zdolaja zapisac pelna relacje z pogrzebu Sallah Telgar. Co za dzien! Przynajmniej raz musial przyznac, ze czuje sie wykonczony. Larad i jego malzonka doskonale wszystko zorganizowali. Spiewacy z calego kontynentu i mistrzowie instrumentalisci, pod dyrekcja samego Domicka, wykonali Ballade o Sallah Telgar. Rozstawiono wielkie stragany, zazwyczaj uzywane podczas Zgromadzen, aby nakarmic tych, ktorzy zaczeli przybywac dzien wczesniej. Wiekszosc, na szczescie, przyniosla wlasne zapasy, ale Telgar nikomu niczego nie zalowal. Kazdy wazniejszy gosc znalazl zakwaterowanie w wielkiej Warowni. Robintonowi wydawalo sie, ze do sprzatania wezwano absolutnie wszystkich sluzacych. Pani Jissamy nie zaniedbywala swoich obowiazkow, nawet najodleglejsze zakatki jej wlosci byly sprawdzane kazdego Obrotu, ale dzis cala Warownia lsnila i blyszczala, jak nigdy dotad. Pogrzeb mial sie odbyc wczesnym popoludniem. Smoki przybywaly objuczone tyloma pasazerami, ilu tylko mogly bezpiecznie uniesc. Przyjechal nawet Torik, na Hethcie K'vana, towarzyszyla mu jego rzadko widywana zona, Ramala. Natychmiast zaczal zjednywac sobie innych Lordow Warowni, by dali mu straznikow do pomocy w walce z rebeliantami. Jednak Robinton, widzac jego mine, pomyslal, ze nie odnosil sukcesow. Porownujac potem swoje wrazenia z tym, co zobaczyl Sebell, wywnioskowal, ze Lordowie Warowni nie uznali obecnej okazji za wlasciwa do rozmow o karnej ekspedycji. Oznaczalo to, ze Torik wywlecze swoj problem podczas zebrania wyborczego. Dyskusja nad wyborem nowego Lorda Tilleku z pewnoscia tez bedzie miala gwaltowny przebieg. Robinton nie mogl sie zdecydowac, czy ma wziac udzial w zebraniu. Nie musial juz tego robic, jednak wystosowano do niego zaproszenie, a chociaz ufal Sebellowi, ze przekaze mu wszystko dokladnie, wolal czynic wlasne obserwacje kiedy tylko bylo to mozliwe. Jednak gdy rozpoczela sie ceremonia pogrzebowa, wszystkie drobne nieporozumienia i wielkie kontrowersje poszly w niepamiec. Najpierw zgromadzeni wysluchali wspanialego wykonania Ballady. Potem, na znak Rutha i Jaxoma, na niebie ponad Telgarem pojawily sie zmasowane sily Weyrow. Robinton poczul lzy pod powiekami, spowodowane nie tylko wzruszeniem z powodu honorow oddawanych Sallah Telgar przez wszystkie Weyry, ale i na wspomnienie poprzedniej okazji, prawie dwadziescia Obrotow temu, kiedy to piec zaginionych Weyrow pojawilo sie na niebie Telgaru, aby u boku eskadry z Bendenu zmierzyc sie z Opadem Nici. Dzisiaj Ramoth Lessy i najstarsza krolowa Telgaru, Solth, unosily wspolnie hamak z trumna Sallah. Slonce odbijalo sie od zlotej pokrywy, ozdob i uchwytow, tak jakby sam Rukbat oddawal hold tej nadzwyczajnej kobiecie. Tlum westchnal z zachwytu. Ponad dwiema krolowymi Weyry utworzyly siedem sekcji w szyku bojowym, eskadra przy eskadrze. Wspanialy pokaz smoczej sztuki latania. Wszystkie skrzydla podazyly za krolowymi w dol. Unosily sie nad Ramoth i Solth, ktore delikatnie umiescily swoj ciezar na marach, pozwalajac hamakowi opasc swobodnie po obu stronach. Honorowa eskorta Lordow Warowni poniosla trumne przez ostatnie pare krokow dzielacych ja od miejsca spoczynku. Zmasowane eskadry jezdzcow zatoczyly kolo i wyladowaly na Ogniowych Wzgorzach Telgaru. Wtedy naprzod wystapil Larad, a jego synowie podazyli za nim, gdyz Siwsp potwierdzil, ze rzeczywiscie byli oni bezposrednimi potomkami Sallah Telgar i Tarviego Andiyara. -Radujmy sie, gdyz dzis ta dzielna kobieta powrocila do swiata, w obronie ktorego oddala zycie. Niech spoczywa, wraz z innymi z Rodu, w Warowni, ktora nosi jej imie i oddaje jej czesc. Po tych prostych slowach Larad odszedl na bok, a eskorta poniosla trumne do grobowca. Gdy umieszczono ja wewnatrz, wszystkie smoki uniosly glowy i zaryczaly. Byl to rozdzierajacy serce dzwiek, ale Robintonowi, po ktorego policzkach splywaly lzy, wydawalo sie, ze brzmialy w nim nuty triumfu. Jakby w odpowiedzi, dal sie slyszec szum niezliczonych skrzydel, i wszystkie jaszczurki ogniste z Pomocy i z Poludnia, dzikie i Naznaczone, sfrunely jak welon ponad skrzydlami smokow nad ciagle jeszcze otwarty grob i dolaczyly swoje glosy w kontrapunkcie do glebokich glosow smokow. Potem poderwaly sie i nagle zniknely za telgarskim urwiskiem. Robinton zastanawial sie, gdzie polecial Zair i dopiero teraz zorientowal sie, ze ludzie wokol niego, zazwyczaj otoczeni jaszczurkami ognistymi, stali z pustymi ramionami od chwili, gdy na niebie pojawily sie eskadry smokow. Eskorta, nieco zaskoczona takim zakonczeniem powaznej uroczystosci, wycofala sie, a telgarscy murarze, przyodziani w swoje najlepsze stroje, ktorych uzywali tylko podczas Zgromadzen, zamurowali wejscie do grobowca. W pelnej szacunku ciszy, gdyz nawet najmlodsi byli oszolomieni pokazami smokow i jaszczurek, zebrani czekali, az murarze zakoncza swoja prace i odstapia. Larad, Jissamy i ludzie z eskorty zwrocili siew strone grobowca i gleboko sklonili, a wszyscy obecni powtorzyli ten gest. Nastepnie Larad i jego malzonka wraz z eskorta ruszyli w kierunku ogromnego podworca Warowni. Muzycy Domicka zaczeli grac powazny i majestatyczny utwor na znak zakonczenia ceremonii. Podazyli oni za reszta tlumu, a potem rozeszli sie, aby skorzystac z goscinnosci Warowni Telgar. Robinton nie mogl doczekac sie, kiedy skosztuje pieczonego miesa, ktore jeszcze obracalo sie na wielkich roznach, nie mowiac o swietnych rocznikach bendenskiego wina. Byl pewien, ze Larad dostarczyl go w znacznych ilosciach. Nagle poczul, ze ktos dotyka jego lokcia. -Robintonie! - cicho zawolal Jaxom, a jego oczy blyszczaly gniewnie. - Probowano zaatakowac Siwspa. Chodz! -Co takiego? - zapytal zaszokowany Robinton. Po prostu nie mogl przyjac do wiadomosci tego, co Jaxom wlasnie powiedzial. -Tak, probowali - powtorzyl ponuro Jaxom, prowadzac Robintona za ramie z dala od zmierzajacych w strone domu ludzi. - Farli przyniosla krotka notatke, wiec nie wiem nic wiecej, ale jesli o mnie chodzi, nie moge tak tu stac i czekac. -Ani ja! - Nic nie uspokoi bijacego gwaltownie serca Robintona, poki nie zobaczy na wlasne oczy, ze Siwspowi nic sie nie stalo. Sama mysl o tym, ze mogli byc pozbawieni wiedzy, jaka co dzien od niego uzyskiwali wystarczala, zeby przyprawic go o atak serca. Lepiej nie informowac nikogo, dopoki sam sie nie upewni, ze wszystko jest w porzadku. Na Skorupy! Starzeje sie. Dlaczego nie zorientowal sie, ze dzis bedzie doskonala okazja do zaatakowania Siwspa? Ladowisko bylo niemal puste. Wszyscy, ktorzy mogli przybyc, byli tutaj, w Telgarze. -Polecimy na Ruthcie na Ladowisko i sami zobaczymy, co sie stalo. Nie sadze, bysmy powinni zaklocac uroczystosc - powiedzial Jaxom. -Masz racje, Lordzie Warowni Jaxomie. - Robinton szybko ruszyl w strone Rutha, starajac sie nie zwracac na siebie uwagi. Nikt sie nie zdziwi widzac, ze Jaxom i bialy smok odwoza Robintona, by oszczedzic mu drogi powrotnej na podworzec Warowni. Dosiedli Rutha, a on wzbil sie w gore, ponad skalami Telgaru wszedl w pomiedzy, i wychynal dokladnie ponad otwarta przestrzenia przed budynkiem Siwspa. Gdy Robinton i Jaxom doszli do drzwi, ludzie rozstapili sie, by ich przepuscic. Ich miny zaskoczyly harfiarza. Gniew bylby zrozumialy, rozbawienie - nie. Tego dnia mial dyzur Lytol - ktos musial dopilnowac, zeby studenci przybyli na lekcje - co pozwolilo pozostalym dwom kustoszom, D'ramowi i Robintonowi, wziac udzial w telgarskiej ceremonii. Lytol siedzial na swoim zwyklym miejscu, ale glowe mial owinieta bandazem, a ubranie podarte. Zajmowali sie nim Jancis i uzdrowiciel z Ladowiska. Dziewczyna usmiechnela sie do nadchodzacych. -Nie martwcie sie! Jego czaszka jest zbyt twarda by peknac - powiedziala beztrosko. Machajac reka zwrocila ich uwage na Siwspa. - A on ma w zanadrzu pare sztuczek, o ktorych nigdy nie wspomnial. -Idzcie popatrzec - zawolal Lytol z niezwyklym u niego zlosliwym usmiechem. Robinton pierwszy znalazl sie w korytarzu, zrobil dwa kroki i stanal jak wryty, przez co Jaxom wpadl na niego. Na strazy stal Piemur i szesciu najsilniejszych uczniow, wszyscy uzbrojeni w wielkie palki. Dwaj z nich mieli obandazowane glowy. Na podlodze lezeli nieprzytomni napastnicy. Ciezkie siekiery i metalowe prety, ktorymi zamierzali zniszczyc Siwspa, zlozone zostaly poza ich zasiegiem. -Siwsp sam potrafi sie obronic - powiedzial Piemur z usmiechem, machajac swoja pala na sznurku. W tej chwili do pokoju weszla tez Jancis. -Co sie stalo? - dopytywal sie Robinton. -Mielismy przerwe na posilek - opowiadal Piemur. - Nagle uslyszelismy okropny halas. Popedzilismy z powrotem i znalezlismy Lytola, Kera i Miskina na podlodze, a tych tutaj skaczacych jakby im sie palilo w glowach. I, sadzac po odglosach, ktore wydawali, wlasnie tak musialo byc. -Ale co... -Posiadam zabezpieczenia uniemozliwiajace zniszczenie - powiedzial Siwsp. Chociaz jego glos byl rzeczowy, Robinton wyczul w nim lekka nute satysfakcji. W tych okolicznosciach z pewnoscia jest to usprawiedliwione, pomyslal. -Pewne dzwieki, wyemitowane na okreslonej czestotliwosci sprawiaja, ze ludzie na kilka godzin traca przytomnosc. Gdy napastnicy zaatakowali Lytola, Kera i Miskina, uznalem za stosowne uciec sie do tego sposobu. Niestety, moze to spowodowac lekkie uszkodzenie sluchu, jednak agresorzy na pewno odzyskaja przytomnosc. Uderzenie dzwiekami bylo silniejsze, niz to jest zwykle potrzebne, by unieszkodliwic wroga. -Ja... my... nie mielismy pojecia, ze mozesz sie bronic - powiedzial Robinton odczuwajac jednoczesnie ulge i zaskoczenie. -Wszystkie siwspy sa wyposazone w taki emiter, Mistrzu Robintonie, chociaz rzadko trzeba ich uzywac. W siwspach przechowuje sie bardzo cenne informacje techniczne i polityczne, ktore moglyby byc uzyteczne dla nieprzyjaciol. Trzeba wiec bylo wprowadzic srodki ochrony, by osoby nieupowaznione nie mialy do nich dostepu, ani ich nie zniszczyly. -Coz, musze powiedziec, ze czuje sie lepiej wiedzac o tym. Ale dlaczego nic nam nie powiedziales? -Nie zadano takiego pytania. -Przeciez wiedziales, ze probowano zniszczyc baterie, ktore dostarczaja ci energii - zaczal Jaxom. -Tak niezdarny wandalizm nie stanowil dla mnie zagrozenia. A potem szybko podjeliscie dzialania, ktore zapobiegly powtorce podobnego sabotazu. -Ale dlaczego juz wtedy nie zrobiles tego samego, co dzisiaj? - spytal Jaxom. -Takie srodki stosuje sie wylacznie podczas bezposredniego ataku. -A co wlasciwie zrobiles? - Jaxom wskazal obezwladnione ciala. -Posluzyl sie uderzeniowa fala dzwiekowa - wyjasnil Piemur ze zlosliwym usmiechem. - Czysty dzwiek, ktorego czlowiek nie moze wytrzymac. Musialo mocno bolec. - Wskazal na jednego z mezczyzn, ktory lezal z wykrzywiona twarza. Z pogarda tracil cialo noga. - Nie wiem, skad Norist ich wytrzasnal. -Norist? - wykrzyknal Robinton. Piemur wzruszyl ramionami. -To musial byc Norist. Przeciez on najwiecej gadal o zniszczeniu "Obrzydliwosci". I popatrzcie. - Pochylil sie i podniosl bezwladna dlon jednego z napastnikow. - Wyglada to jak odciski po rurce do wydmuchiwania szkla. Ma tez blizny po oparzeniach. Wprawdzie tylko o nim juz wiemy, ze nalezy do Cechu Szklarzy, ale gdy odzyskaja przytomnosc, zadamy im pare pytan. A oni nam odpowiedza! - W glosie Piemura zabrzmiala zlosc. -Kto o tym wie? - spytal Mistrz Harfiarz. -Wszyscy, ktorzy znajduja sie teraz na Ladowisku - odparl Piemur wzruszajac ramionami, a potem usmiechnal sie. - W sumie niewielu, bo kazdy, kto zalapal sie na jazde smokiem, jest teraz w Telgarze. Jak tam poszlo? -Wspaniale - powiedzial Robinton prawie bez zastanowienia, ogladajac drugiego z wandali. - Smoki i jaszczurki ogniste zlozyly jej wlasny hold. -Ruth nawet mnie nie uprzedzil - dodal Jaxom z krzywym usmiechem. Musielismy tak postapic. Wszystkie smoki sie z tym zgodzily. Jaszczurki ogniste tylko je nasladowaly, ale postapily slusznie, powiedzial Ruth Jaxomowi, a on przekazal to innym. Robinton nie rozpoznal zadnego z napastnikow. Na prozno zastanawial sie, czy to rzeczywiscie Norist zaplanowal i zorganizowal atak. -Z Lytolem wszystko w porzadku? - spytal cicho, spogladajac w strone drzwi. -Nabili mu wielkiego guza - odpowiedziala mu Jancis, a uzdrowiciel mowi, ze rowniez peklo mu zebro, ale najbardziej ucierpiala jego duma. Gdybys tylko uslyszal jak sie zloscil, ze Ker i Miskin zbyt wolno pospieszyli na pomoc! -Sam przeciw zbirom uzbrojonym w topory i metalowe prety? - spytal Robinton przerazony na mysl o tym, co moglo sie stac przyjacielowi oraz Siwspowi. Zachwial sie. Piemur natychmiast go chwycil, krzyczac na Jaxoma, zeby podtrzymal go z drugiej strony i polecajac Jancis, by sprowadzila uzdrowiciela i przyniosla wino. Wprowadzili go do najblizszego pokoju i posadzili na krzesle. -Czas zawiadomic Lesse i F'lara - powiedzial Jaxom - i nie obchodzi mnie, jaka wymowke podadza Laradowi. Ruth! Robinton uniosl dlon, zeby zaprotestowac, ale wyraz twarzy Jaxoma powiedzial mu, ze Ruth otrzymal juz wiadomosc do przekazania. Wrocila Jancis z kubkiem wina, ktore Robinton saczyl z wdziecznoscia, a uzdrowiciel zajmowal sie nim troskliwie. -Mistrz Harfiarz jest zdrowy, jego puls bije we wlasciwym tempie - orzekl Siwsp. - Nie martw sie, Mistrzu Robintonie, nie wyrzadzilem krzywdy ludziom, ani sam nie ucierpialem. -Nie o to chodzi, Siwsp - powiedzial Jaxom. - W ogole nie myslelismy, ze taki atak moze nastapic. -Kazda powazna zmiana powoduje sprzeciwy. Tego nalezalo sie spodziewac. -Oczekiwales tego? - spytal Jaxom, poirytowany niewzruszonym spokojem Siwspa. Dlaczego nie zdali sobie sprawy, ze ten dzien bedzie wprost idealny dla odstepcow takich jak Norist. Bez trudu mogli sie dowiedziec, ze Robinton i D'ram, a takze wszyscy, ktorzy beda mieli taka mozliwosc, udadza sie na pogrzeb Sallah Telgar, i Ladowisko zostanie wlasciwie bezludne. -Ja tez tego oczekiwalem. Opanuj sie, chlopcze - powiedzial Lytol wchodzac do pokoju. - Wiedzialem, ze ktos moze poprobowac ataku i dlatego kazalem Kerowi i Miskinowi pozostac tutaj. Ale nie sadzilem, ze bedzie ich tak wielu. Rzucili sie na nas i nie mielismy zadnej szansy. - Spojrzal uwaznie na Robintona: - Och, Robintonie, wygladasz tak samo zle, jak ja sie czuje. - Usiadl ostroznie na najblizszym krzesle. - Mistrz Esselin byl ze mna w tym czasie, ale zemdlal i napastnicy wdarli sie do srodka. Nie pomyslalem o uzbrojeniu studentow. W poblizu bylo ich co najmniej pietnastu, a to wystarczyloby do powstrzymania ataku. Wlasnie wtedy dwaj uczniowie Esselina przybiegli wzywajac Piemura. -Spokojnie! - ryknal Piemur i usmiechnal sie przepraszajaco. -Harfiarzu, znalezlismy ich biegusy, przywiazane w szopie, tuz powyzej starej nadbrzeznej drogi - raportowal starszy. - Silfar i ja przyjechalismy tu na dwoch, a reszte umiescilismy gdzie indziej na wypadek, gdyby ktos planowal ucieczke. Trestan i Rona zostali tam, bo Rona ma spizowa jaszczurke ognista. - Mlody uczen szeroko otwieral oczy, byl szalenie podniecony i zarumieniony z wysilku. A oczy spizowej jaszczurki ognistej, tulacej sie do jego ramienia, obracaly sie szybko i mienily fioletem i pomarancza. -Dobra robota, Deeganie - osadzil Piemur. - Czy twoje biegusy sa zmeczone? -Nie, Panie Harfiarzu. - Deegan sie obruszyl na sama mysl, ze moglby zajezdzic cenne zwierze. - One sa doskonale. Taki biegus kosztuje sakiewke... lub dwie, panie. -Poslij swoja jaszczurke do Rony z wiadomoscia, ze wszystko w porzadku i sprowadz reszte biegusow. Moze znajdziemy cos interesujacego w jukach. -Mieli tylko zapas zywnosci, panie. Zajrzalem - tlumaczyl sie Deegan - bo myslalem, ze czegos sie dowiemy. Piemur znow skinal glowa z aprobata. -No dobrze, mozesz juz isc. - Gdy uczen wyszedl, zwrocil sie ponuro do przyjaciol. - Jest w tym cos wiecej niz spisek i szalenstwo Norista. Ile kosztuje biegus na Poludniowym? Kto dal marki na zakup osmiu zwierzat i przyslal tu ich wszystkich? -Myslisz, ze jest w to zamieszany rowniez jakis Mistrz Rybak? - spytal Jaxom. -To jeden z Cechow, ktore zyskaly niewiele dzieki informacjom Siwspa - zastanawial sie dalej Piemur, marszczac brwi. Robinton potrzasnal glowa, ale to Lytol sie odezwal. -Chyba nie masz racji, Piemurze. Mistrz Idarolan byl niezmiernie wdzieczny Siwspowi za mapy wybrzezy, glebokosci i pradow, wykonane jeszcze przez kapitana Tilleka. Mapy, kreslone z przestrzeni kosmicznej, sa wyjatkowo dokladne. - Lytol przez chwile milczal z szacunkiem, a Piemur wzruszyl ramionami. - Oczywiscie od tamtej pory nastapily zmiany w zarysie linii brzegowej, ale to juz latwo poprawic. Kazdy Mistrz otrzymal kopie, a drobnym rybakom dano mapy obszarow, na ktorych lowia. To, co zaaprobuje Mistrz Idarolan, jest akceptowane przez kazdego Mistrza jego Cechu. -To prawda - przyznal Piemur. - Chociaz wiem o jednym czy dwoch niezmiernie konserwatywnych i zacofanych Mistrzach Rybakach, ktorzy mogliby poprzec Norista. Pomyslcie, ilu ludzi przenioslo sie na Poludniowy, mimo ze nie mieli zezwolenia. -Pelna sakiewka zamyka wiele ust - dodal Lytol cynicznie. -Nie wysuwajmy zbyt pospiesznych wnioskow - powiedzial Robinton. -Lessa mowi, ze ani ona ani F'lar nie moga tu przyleciec - przekazal Jaxom. - Ale F'nor juz jest w drodze. Oboje Przywodcy Weyru sa wsciekli. Chca wiedziec, jak w ogole moglo dojsc do ataku. Jeden z napastnikow poruszyl sie i jeknal. -Dowiemy sie! - wykrzykneli jednoczesnie Jaxom i Piemur, i wymienili spojrzenia pelne ponurej determinacji. -Czy moge zasugerowac, zebysmy zwiazali tych panow zanim odzyskaja przytomnosc? - spytal Robinton, przygladajac sie lezacym i porownujac ich z drobnymi postaciami uczniow. -Tak. Nawet mamy czym. - Piemur, z okrutnym wyrazem twarzy, siegnal po zwoj grubego kabla. - Dalej, chlopcy - powiedzial, zwracajac sie do studentow. - Zwiazmy tych skorupoglowych idiotow jak trzeba. Po zwiazaniu napastnikow, przeszukali ich ubrania, ale nie znalezli nic ciekawego. Stare blizny i zlamane nosy sugerowaly, ze czesto sie bili. Tylko jeden mial znaki Cechu Szklarzy, ale pozostali tez nie byli lagodnymi barankami. -Swacky moze znac ktoregos z nich - podsunal Piemur. - Przez siedem Obrotow byl w armii, i to w niejednej Warowni. -Chyba nie wybraliby ludzi, ktorych moglibysmy rozpoznac? - powiedzial Robinton. - Ale jesli Swacky zidentyfikuje ktoregos z nich, to moze poddac nam kierunek sledztwa. Siwsp, jak dlugo pozostana nieprzytomni? Siwsp oznajmil, ze to zalezy od osobnika. -Im obiekt jest mniej rozgarniety, tym fala dzwiekowa musi byc silniejsza. Jak widzicie, przezyli, choc malo im brakowalo do smierci. -Wcale mi sie to nie podoba - wybuchnal Robinton. -Na pewno bym ich nie zabil - zapewnil go Siwsp. Robinton wzruszyl ramionami i wypil reszte wina. -Zabierzmy ich stad. Mamy chyba jakis budynek, w ktorym mozemy ich trzymac. To niemal... niemal nieprzyzwoite, ze tak leza w holu. -Nadeszla pomoc - oznajmil Jaxom. Uslyszeli ryk wielu smokow. Przybyli F'nor, T'gellan, Mirrim i prawie pelne skrzydlo ze Wschodniego Weyru. -Od tej chwili zaprowadzimy tu smocza straz - zadecydowal F'nor po uslyszeniu zwiezlego raportu Lytola. -Wschodni Weyr prosi o ten zaszczyt - powiedzial T'gellan. -Szkoda, ze musialo do tego dojsc - rzekl Robinton, potrzasajac glowa ze zmeczenia. -Drogi przyjacielu - Lytol polozyl pocieszajaco reke na ramieniu harfiarza. - Tego rodzaju wydarzenia sa nieuchronne. Powinienes poczytac nieco historii, tak jak ja. Bylbys teraz lepiej przygotowany na zmiany zachodzace w kazdej Warowni, Cechu i Weyrze. -Mialem nadzieje, ze Siwsp zapewni nam swietlana przyszlosc... - zaczal Robinton wznoszac rece szerokim gestem, a potem, zniechecony, opuscil je na kolana. -To dlatego, ze jestes niepoprawnym optymista - odparl Lytol ze smutnym usmiechem. -To nie takie zle - powiedzial Piemur stanowczo, rzucajac Lytolowi spojrzenie nakazujace, by zamilkl. Widok tak przygnebionego Mistrza sprawial mu bol. Lord Opiekun wzruszyl ramionami i odwrocil sie, by ukryc wyraz cynizmu malujacy sie na jego twarzy. T'gellan wyslal jezdzca po Swacky'ego z Warowni Rajskiej Rzeki. Mial nadzieje, ze rozpozna on napastnikow. Jayge, uwazajac, ze on tez moze sie przydac, gdyz dobrze poznal Wschodnie Warownie w czasach, gdy trudnil sie handlem, przybyl ze Swackym. -Tak, rozpoznaje te pare - powiedzial Swacky, obracajac jedna z kiwajacych sie glow z jednej strony na druga. - Bitranie, jesli dobrze pamietam. Bitranie zrobia wszystko, jesli dasz im dosc marek. -Wiesz jak sie nazywaja, Swacky? - spytal F'nor marszczac brwi. Swacky wzruszyl grubymi ramionami. -Nie, Bitranie nie sa przyjacielscy i nie sadze, zebys dowiedzial sie czegokolwiek od tych tutaj. Sa zbyt uparci, zeby sie poddac, i zbyt glupi, zeby dac za wygrana. Gdy juz ktos ich kupi, nie zmieniaja pana - dodal z szacunkiem. Jayge ukleknal obok innego mezczyzny. -Znam go, chociaz nie wiem skad. Ale powiem wam jedno: uzywal sieci do pracy. Patrzcie na te znaki w ksztalcie lez o trzech rogach na jego palcach i wnetrzu dloni. To odciski od sieci. Robinton westchnal gleboko, a Lytol mial jeszcze bardziej ponura mine niz zwykle. Kiedy pierwszy z napastnikow w koncu poznym wieczorem odzyskal przytomnosc, rozejrzal sie wkolo z absolutnym przerazeniem. Wkrotce stalo sie jasne, ze stracil sluch. Na widok wypisanych pytan tylko potrzasal glowa. Siwsp i uzdrowiciel zastanawiali sie, jak przywrocic mu sluch, ale doszli do wniosku, ze jest to niemozliwe. -W wyniku zastosowania srodka potrzebnego do powstrzymania napastnikow nastapilo, niestety, nieodwracalne uszkodzenie sluchu - powiedzial Siwsp. Sprowadzono biegusy napastnikow, ale w ekwipunku nie znaleziono nic, co zdradziloby ich pochodzenie. Siodla byly nowe i nie nosily oznaczen. Biegusy nie mialy znakow wlasciciela, nie byly przerazone ani zdenerwowane, jak swiezo ujezdzone zwierzeta. -Prawdopodobnie skradzione z Keroonu czy Telgaru, przed wiosennymi spedami - wyrazil opinie Mistrz Pasterz Briaret, ktory przybyl nastepnego dnia, zeby pomoc w sledztwie. - Ktokolwiek je wybral, znal sie na biegusach i wzial takie, ktorych nie mozna rozpoznac. Ostro je ujezdzano - dodal, zagladajac w pysk jednego i wskazujac blizny. - Nigdy ich nie podkuto i przywieziono je lodzia - pokazal znaki na klebach, zadach i barkach, powstale, gdy biegusy ocieraly sie o sciany waskich przegrod uzywanych do transportu zwierzat statkiem. - Nie sadze, zebysmy sie dowiedzieli, skad je skradziono, ale przesle slowo do mojego Cechu. Uzdy - mowil dalej - zostaly wykonane przez uczniow - wskazal bledy, ktorych wstydzilby sie ktorykolwiek z renomowanych Cechow garbarskich. -Uczniowie mogli je podkradac w roznych Cechach przez Obrot czy dwa, by je tanio sprzedac. Zawsze potrzebuja marek na Zgromadzenie. Powiem, ze ktos to zaplanowal nie tylko dobrze, ale i realizowal swoj plan od dawna - orzekl Mistrz Pasterz. Mocne, choc znoszone ubrania byly w fasonie i z materialu dostepnego na calym kontynencie, a wyposazenie obozowe - uzywane dosc dlugo. -Mogli przyczaic sie przez jakis czas, wygladajac okazji - zgadywal Briaret. - Takiej, jak ta uroczystosc w Telgarze. W jednej z toreb siodla znaleziono maly skladany teleskop jakiego uzywali rybacy, ale na metalowej obreczy od strony dna znalezli tylko znak telgarskiego kowala. Kiedy zapytano Mistrza Idarolana o opinie, byl wsciekly, ze ktos z jego Cechu mogl brac w tym udzial. Obiecal przeprowadzic dochodzenie, przyznajac, ze byli tacy, ktorzy niestety nie przynosili chluby swemu rzemioslu, gotowi, po marnym sezonie polowowym, znizyc sie do odbycia nielegalnej podrozy za pelna sakiewke. Nie podal zadnych imion, ale zapewnil wszystkich, ze wie kogo obserwowac. Swacky zglosil chec pozostania na Ladowisku jako straznik napastnikow. Mial nadzieje, ze ze wzgledu na stara znajomosc, ktorys z nich mu sie zwierzy. Jayge tez sie ociagal, w koncu wyjawil Piemurowi i Jancis, ze bardzo chcialby porozmawiac z Siwspem, jesli tylko jest to mozliwe. -Nie ma sprawy, Jayge - zapewnil go Piemur. - Myslisz, ze ta nowa technologia ci sie do czegos przyda? Jayge parsknal ponuro. -Chce sie dowiedziec, czy Readis i Alemi zwariowali, czy tez rzeczywiscie widzieli cos niezwyklego. Przysiegaja, ze znowu rozmawiali z rybami okretowymi, delfinami, ktore opowiadaja im, ze przybyly na Pern z osadnikami. - Jayge wysunal brode do przodu oczekujac drwin harfiarza. -Delfiny naprawde przybyly z osadnikami - zapewnil go Piemur. Jancis przytaknela, a harfiarz przybral smutny wyraz twarzy. -Bylismy tak zajeci przestrzenia kosmiczna, ze nie zauwazylismy innych rzeczy. Chodz. W tej chwili wszyscy sa przy napastnikach, wiec Siwsp jest wolny. -Delfiny sa rzeczywiscie zdolne do porozumiewania sie z ludzmi - powiedzial Siwsp Jayge'owi. - Wspomaganie mentasyntem jest przekazywane genetycznie, z pokolenia na pokolenie. Byl to najbardziej udany eksperyment z mentasyntem. Ciesze sie, ze gatunek przezyl. Czy jest ich wiele? Z twojego pytania, Lordzie Jayge, wynika, ze kontakt nie zostal utrzymany. -Tak, to prawda - przyznal Jayge przepraszajaco. - Chociaz moja zona i ja, a takze moj syn i Mistrz Rybak Alemi, zawdzieczamy im zycie. -Ten gatunek zawsze opiekowal sie ludzmi. -I mowia jezykiem, ktorego mozemy sie nauczyc? -Tak, poniewaz to ludzie nauczyli je tego jezyka. Ale byl to jezyk waszych przodkow. Nie ten, ktorego teraz uzywacie. Ja dostosowalem sie do waszego sposobu mowienia, jednak delfiny, mimo swojej wielkiej inteligencji, nie beda do tego zdolne. -Ryby okretowe sa inteligentne? - spytal Piemur zdziwiony. -Ich inteligencja jest rowna, jesli nie wieksza od ludzkiej. -Trudno mi w to uwierzyc - mruknal Piemur. -Jednak to prawda - odparl Siwsp. - Lordzie Jayge, jesli chcesz odnowic lacznosc z delfinami, chetnie ci pomoge. Jayge skrzywil sie. -Ja wcale tego nie chce, Siwspie. Po prostu, skoro juz tu jestem, chcialem sie dowiedziec, czy delfiny rzeczywiscie mowia tak, jak to utrzymuja moj syn Readis i nasz Mistrz Rybak Alemi. -Ten kontakt ma wielkie znaczenie dla rybakow i tych, ktorzy przemierzaja morza. Znajdziemy czas na nauke. -Przekaze to Alemiemu. Bedzie zachwycony. -A twoj syn? -Och, Readis to jeszcze dziecko. -Dziecko latwiej uczy sie nowych jezykow, Lordzie Jayge. Oczy Jayge wyszly z orbit ze zdumienia. -Ale on ma tylko piec lat. -Najchlonniejszy wiek. Uczenie malego Readisa sprawi mi wiele przyjemnosci. -Naprawde myslalem, ze przesadzaliscie w swoich opowiadaniach o tym Siwspie - powiedzial Jayge cicho do rozesmianej pary, ktora wyprowadzala go z pokoju - ale mowiles prawde, jak na harfiarza przystalo. Przynajmniej tym razem. -Siwsp nie potrzebuje przesady - zapewnil go Piemur z zadowolona mina. -Sprowadzisz Readisa, prawda? - spytala Jancis. - Powiedz Arze, ze dobrze sie nim zaopiekuje podczas jego pobytu tutaj. - Zasmiala sie. - To najlepsza rzecz jaka uslyszalam. Ryby okretowe sa inteligentniejsze od ludzi! -Lepiej nikomu o tym nie mowic - poradzil Piemur powaznie. - Mamy juz dosc klopotow. Tego rodzaju pogloski dalyby poczatek prawdziwej walce z nami. Przylaczyliby sie do niej nawet ludzie, ktorzy na ogol maja sporo zdrowego rozsadku. -Jednak to cudowne - powiedziala Jancis usmiechajac sie zlosliwie. - Wspaniale. Alemi bedzie zachwycony. -Ara bedzie jeszcze gorsza! - rozzalil sie nagle Jayge. - Przysiegala na wszystko, ze delfiny rozmawialy z nia, kiedy ocalily nas od utoniecia. -Wiec sprowadz tez Are - poradzil mu Piemur. - Wielu ludzi warto byloby nauczyc mowy delfinow. Wiesz, niech oprocz Readis przybeda tu inne dzieci. Gdyby sie rozglosilo, ze Siwsp uczy glownie dzieci, dorosli nie beda zywic podejrzen. Mowie powaznie. -Zgadzam sie - powiedziala Jancis. Jayge wzruszyl ramionami. -Ja tez. I sprowadze Readisa, Alemiego i kazdego, kogo on zaproponuje. Gadanie z rybami okretowymi! To dopiero cos. - I potrzasnal glowa, nie mogac w to uwierzyc. Przez caly czas, gdy przyjaciele odprowadzali go do V'line'a i spizowego smoka Clarinatha, ktorzy mieli go odwiezc z powrotem do Warowni Rajskiej Rzeki, mamrotal pod nosem swoje zastrzezenia. Na dzien przed Zebraniem Lordow Warowni, Wladcy Weyru Benden zwolali krotkie spotkanie w Warowni Cove, zeby zdecydowac, czy poruszyc sprawe ataku na Siwspa." Do tego czasu wszyscy napastnicy wyszli ze spiaczki. Dwoch napisalo notatki proszac o usmierzenie okropnego bolu glowy, ktore w koncu zelzaly po znacznych dawkach fellisowego soku. Skoro zaden z nich nie zgodzil sie udzielic informacji o swoich zleceniodawcach, straznicy nie mieli innego wyjscia, jak tylko przeniesc ich do kopalni w Cromie, gdzie mieli pracowac razem z innymi przestepcami. -Po co w ogole poruszac ten temat? Pozwolmy plotkom dzialac na nasza korzysc - zaproponowal Mistrz Robinton usmiechajac sie przebiegle. - Niech oni poprosza nas o wyjasnienia, jesli jakichs potrzebuja. -Czyzbys tym razem widzial sprawy tak jak ja? - spytal Lytol sardonicznie. -Plotki kraza i karmia sie pomyslowoscia plotkarzy - dorzucil Jaxom usmiechajac sie do Piemura. -Nie sadze, zeby to bylo madre - Lessa patrzyla spode lba. -Kto kiedykolwiek kontrolowal plotke? - dopytywal sie Robinton. -Ty! - odparla Lessa szybko, a jej zle spojrzenie rozplynelo sie w szerokim usmiechu, bo przeciez Robinton tak czesto umyslnie rozpowszechnial pozadane plotki. -Wcale nie - odpowiedzial Robinton z zadowoleniem. - Ja zawsze rozpowiadalem prawde. -O jakie plotki wam wlasciwie chodzi? - spytal F'lar. -O to, ze Siwsp widzi, jakimi motywami kieruja sie ludzie, ktorzy sie do niego zblizaja, i pozbyl sie tych, ktorzy na to zasluzyli. - Piemur chetnie wyliczal na palcach. - Ze tak okropnie okaleczyl jakichs uczciwych ludzi, ktorzy mieli smialosc zblizyc sie do niego pewnego ranka, gdyz uslyszeli jak spiskuje z Lordem Jaxomem. - Jaxom najwyrazniej juz to slyszal i tylko parsknal. - Ze zainstalowalismy druzyne mistrzow zapasnikow, zeby bronic miejsca i ze pobija kazdego, ktorego wyglad im sie nie podoba; ze pelne skrzydlo smokow bez przerwy pelni warte, i ze sa pod calkowita kontrola Siwspa; ze jaszczurki boja sie zblizyc do Ladowiska; ze Siwsp ma potezna i zabojcza bron, ktora moze sparalizowac kazdego, kto nie popiera bezwzglednie jego planow dla Pernu; ze Siwsp kontroluje wszystkich Przywodcow Weyrow i Lordow Warowni - Piemur musial zaczekac az przycichna pelne urazy glosy obecnych Lordow Warowni - i ze ma zamiar przejac wladze nad planeta; ze wkrotce trzy Siostry Switu zderza sie z Pernem, wyrzadzajac nieodwracalne szkody kazdej Warowni czy Cechowi, ktore nie popieraja Siwspa. I ze jesli Siostry Switu znikna z nieba, wszystkie inne gwiazdy wypadna z orbit, i w ten sposob Siwsp zapobiegnie nastepnemu Opadowi Nici, gdyz Pern zostanie kompletnie zniszczony i nawet Nici nie znajda tu dla siebie pozywienia. - Piemur wzial gleboki oddech, jego oczy lsnily rozbawieniem, gdy spytal: - Uslyszeliscie dosyc? -Owszem - odparla Lessa cierpko. - Co za bzdury! -I sa ludzie, ktorzy w to wierza? - dziwil sie F'lar. Lytol wciagnal powietrze. -Teraz rozumiem niezwykle napiecie delegacji z Neratu, ktora prosila o rade, jak zapobiec snieci. Mistrz Rolnik Losacot musial ich popychac, zeby weszli do pokoju. Wspomnialem o tym w moim codziennym raporcie. -Czy Siwsp zauwazyl ich obawy? - spytala Lessa. -Z cala pewnoscia nie zadam Siwspowi takiego pytania. To i tak niewazne - odparl Lytol zdziwiony i urazony rzucajac Lessie ostre spojrzenie. - Wazne jest to, ze najwyrazniej otrzymali odpowiedz, gdyz wychodzac omawiali sposoby wdrozenia jego porady. Mistrz Losacot zatrzymal sie i podziekowal mi za to, ze tak szybko dostali sie do Siwspa. Uwazalem, ze sprawa byla pilna. -Ciagle twierdze, ze im wiecej ludzi spotyka sie z Siwspem - dodal Robinton - tym wieksze poparcie otrzyma jakikolwiek jego plan. -Nie zawsze - sprzeciwil sie Lytol zgaszonym glosem i usmiechnal sie smutno do harfiarza. - Ale ty i ja roznimy sie w tej sprawie, prawda? -Tak - odparl harfiarz uprzejmie, ale w spojrzeniu jakie rzucil staremu wychowawcy byl cien zalu. -Wiec co robimy jutro na Zebraniu Lordow? - dopytywala sie Lessa. - Zakladajac, ze zostaniemy wpuszczeni do srodka. -Och, wpuszcza was - zapewnil ja Jaxom. - Larad, Groghe, Asgenar, Toronas i Deckter nie pozwola na wylaczenie Przywodcow Weyru Bendenu i Dalekich Rubiezy! - Usmiechnal sie. - Mysle, ze powinnismy zaczekac, az sami porusza ten temat. -Jutrzejszy dzien to powazna okazja, Jaxomie - powiedzial Lytol, spogladajac surowo na bylego wychowanka. -Nie caly, a ja naprawde potrafie zachowac sie powaznie, gdy trzeba, przyjacielu. - Jaxom usmiechnal sie czarujaco do Lytola i zignorowal parskniecie Piemura. -Poniewaz tak wielu z nas wyjedzie, T'gellan i K'van podwoili smocza straz przy Siwspie. -D'ram zostanie i bedzie mial na wszystko oko - dodal Robinton. - Uparl sie, gdyz ja i Lytol powinnismy byc obecni na zebraniu. -Przeciez i tak bys pojechal - zauwazyla Lessa unoszac brwi. -Tak, tego jutrzejszego zebrania za nic bym nie opuscil - przyznal Robinton. Rozdzial IX Na wiosne Warownia Tillek wygladala najpiekniej. Zywy blekit nieba rozjasnial granitowe skaly, a slonce odbijalo sie od ich powierzchni, nadajac im srebrzysty kolor. Z najwyzszego poziomu Warowni rozciagal sie widok na polnoc i poludnie. W sloneczne dni, jak dzisiaj, wzrok siegal az do wybrzeza na poludniu, gdzie wzgorza, na ktorych byla polozona Warownia, opadaly wprost do morza. Dzis w kazdym oknie powiewaly flagi, ich jaskrawe kolory kontrastowaly z szarym kamieniem. Ponizej Warowni znajdowala sie naturalna gleboka zatoka; mniejsze warownie i przysiolki rozmieszczone na tarasach, tworzace wielkie osiedle Tillek, byly takze udekorowane choragwiami, proporczykami i girlandami wiosennych kwiatow. Dzis miano przetestowac najnowsze usprawnienia wprowadzone w porcie przez Ranrela. Na zebranie i swieto zatwierdzenia nowego Lorda Warowni mnostwo ludzi przybywalo droga morska, zeglujac wzdluz zachodniego wybrzeza, ale port byl tak ogromny, ze bez trudu miescil nawet taka mase statkow. Ku zaskoczeniu Jaxoma, Ruth wyszedl z pomiedzy ponad wodami zatoki, dzieki czemu on i Sharra mieli doskonaly widok na to, co dzialo sie pod nimi. Zdawalo sie, ze do dowozenia gosci ze statkow na nabrzeze uzyto wszystkich lodek, nawet tych najstarszych, byle jeszcze utrzymywaly sie na wodzie. Wesolo przystrojone z okazji swieta, ustawialy sie w kolejce przy nabrzezu, czekajac na mozliwosc wyladowania pasazerow. Jaxom rozejrzal sie i zrozumial, dlaczego Ruth wyszedl z pomiedzy juz nad woda. Nad sama Warownia latalo tyle smokow, ze nawet Ruth, slynacy ze zrecznosci, z jaka unikal zderzen, mialby tym razem klopoty. -Jax, powinnismy byli zabrac Jarrola i Shawana na swieto - krzyknela mu Sharra do ucha. - Spodobalyby im sie te kolory i podniecenie ludzi. Jaxom wzruszyl ramionami. Wlasciwie cieszyl sie, ze udalo mu sie odwiesc Sharre od tego pomyslu. Dzien bedzie wystarczajaco pelen zajec bez martwienia sie o to, co wyrabia dwoch pelnych zycia i pomyslow malcow. Poza tym przynajmniej raz chcial miec Sharre tylko dla siebie. -Beda inne inwestytury, kochanie. A wtedy oni dorosna juz na tyle, by zrozumiec je lepiej - odkrzyknal. Ruth obnizyl lot, poruszajac sie ostrozniej niz zwykle, tak aby ciezkie, uroczyste szaty Sharry sie nie rozwiewaly. -Niespodziewane niebezpieczenstwa lotu na smoku - mruknela Sharra, zbierajac poly materialu, podczas gdy Ruth krazyl powoli w poszukiwaniu miejsca do ladowania na zatloczonym podworcu. Potem, powracajac do rozmowy, ktora przerwalo im wejscie w pomiedzy, dodala: - Czy naprawde mam pojutrze udac sie z toba na "Yokohame"? -Tak, naprawde. - Jaxom ucieszyl sie slyszac nute podniecenia w jej glosie. - Siwsp mowi, ze musimy zainstalowac na pokladzie urzadzenia do odzyskiwania tlenu, zeby moc spedzac czas uzytecznie, nawet tylko w tych paru miejscach, w ktorych pracujemy. Po to, by stworzyc nadajaca sie do oddychania atmosfere w ladowni i sali silnikow zuzyjemy mnostwo tlenu, a nie mozemy ciagle wymieniac zbiornikow. Ty i Mirrim sobie z tym poradzicie. Znacie na pamiec programy i instrukcje dotyczace hodowli alg. Slyszalem, jak mruczalas je przez sen. - Usmiechnal sie do zony, cieszac sie, ze bedzie mogl dzielic z nia niewiarygodne doswiadczenie ogladania Pernu z przestrzeni kosmicznej i zadowolony, ze ona tez bierze udzial w programie, ktory absorbowal go tak bardzo - przyznal lekko sie tego wstydzac - ze na nic innego nie mial czasu. - Poza tym Siwsp mowil, ze program jest zupelnie prosty, ale jednak komputer musi kontrolowac wymiane dwutlenku wegla na tlen produkowany przez algi. Gdy hodowla zacznie juz dzialac, trzeba regularnie przeprowadzac badania skladu powietrza. Kiedy ty i Mirrim zrozumiecie dokladnie, o co chodzi, nauczycie tego rowniez jezdzcow zielonych smokow. A dzieki Path i Mirrim oraz tobie i Ruthowi, zapewniony zostanie wlasciwy nadzor. Zielone beda sprowadzaly pojemniki z tlenem do czasu, kiedy system osiagnie pelna wydajnosc. -Ruth zabierze kazdego, jesli go o to poprosisz - przypomniala mu. Ogromnie pragnela dolaczyc do meza na "Yokohamie", ale byla tez swiadoma, ze misja moze byc niebezpieczna. A przeciez miala dwoje dzieci, o ktorych musiala myslec. Nie mogla sobie pozwolic na swobodne zaspokajanie wszystkich swoich pragnien. Ale ja wole latac z toba, Sharro, wtracil Ruth. Maynooth mowi, ze teraz moja kolej na ladowanie. Macie zsiasc tak szybko jak mozecie, dodal. Jezdziec Maynootha jest przerazony na sama mysl, ze podczas jego dyzuru moglaby sie zdarzyc kolizja. Ruth parsknal z pogarda. Jaxom pomogl Sharrze odpiac uprzaz i zsiasc uwazajac, by jej nowiutka suknia nie zaplatala sie lub nie pogniotla. Byla ona niezwyklego zywego koloru, zmieszanego blekitu i zieleni, a material skrojono wedlug wzoru znalezionego przez Mistrza Tkacza Zurga w bankach pamieci Siwspa. Jaxom, ktorego znow, juz po raz nie wiadomo ktory, zachwycila subtelna pieknosc Sharry, byl rozdarty pomiedzy duma ze swojej ukochanej a niepokojem, ze inni moga pragnac z nia tanczyc. Z usmiechem pomogl jej zsunac dopasowany zakiecik ze skory ufarbowanej na nieco ciemniejszy odcien niz suknia, podszyty futrem i zbyt cieply, zeby go nosic przy dzisiejszej pogodzie. Potem podal jej ramie, pozostawiajac Rutha, by znalazl dla siebie miejsce na rozgrzanych przez slonce wzgorzach. Wysoka, przystojna para skierowala sie przez zatloczony podworzec do wejscia Warowni, usmiechajac sie i pozdrawiajac przyjaciol i znajomych. Sharra zachichotala cicho. -Widze, ze wszyscy, ktorzy mogli sobie na to pozwolic, wypelnili markami kufry Mistrza Tkacza. -Mistrz Zurg wydawal sie niezwykle zadowolony, kiedy go widzielismy. -Powinien byc. Wszyscy, nawet ten dandys Blesserel, nosza nowe ubrania, albo uszyte przez dobrego Mistrza Zurga albo zrobione z materialow utkanych przez niego. Oprocz ciebie - zarzucila mu Sharra. - Uszycie nowego stroju nie zabraloby tak wiele czasu. -O co ci chodzi? Przeciez moje ubranie nie jest podarte ani splowiale - odparl Jaxom. Lubil swoj ubior w kolorach rudym i ciemnego brazu, a na dodatek pasowal do niebieskiej sukni Sharry. - I wcale nie jest takie stare. Mialem je na sobie podczas ostatniego Zebrania Lordow. Sharra ponownie prychnela. -Pol Obrotu temu. Ubierasz sie byle jak, zalezy ci tylko na wygodzie. Tylko spojrz na roznorodnosc stylow i odcieni, ktore inni nosza. -Ty wygladasz wspaniale. Jestes elegancka za nas oboje - powiedzial Jaxom, sciskajac jej reke. Sharra rzucila mu spojrzenie z ukosa. -Gdybys kiedys znalazl czas na ubranie sie w to, co ja chcialabym, zebys nosil, przewyzszylibysmy wszystkich, kochanie. - Westchnela z rezygnacja. - Zaluje, ze Mistrzowie Cechow nie moga glosowac w sprawach sukcesji. -A powinni - odparl Jaxom. - Sa tak samo niezbedni dla sprawnego zarzadzania Pernem jak Lordowie Warowni. -Cii... - powiedziala Sharra, a jej oczy zablyszczaly, gdy uslyszala te herezje. - Nawet bez proponowania takich innowacji, bez przerwy denerwujesz Lordow. -To nadejdzie, zobaczysz - oswiadczyl Jaxom. - Trzeba tylko pozbyc sie konserwatywnych elementow. -A jesli Ranrel nie zostanie wybrany? Brand mowil, ze beda protesty, gdyz korzysta z projektow "Obrzydliwosci". Jaxom parsknal. -Prawie wszyscy to robia. Poza tym Ranrel jest jedynym z potomkow Oterela, ktory kiedykolwiek pracowal. I usprawnil urzadzenia Warowni. To dziala na jego korzysc. -Tak, ale jest tez czeladnikiem. Ludzie tacy jak Nessel czy Gorman uznaja to za przyznanie, ze sam zdaje sobie sprawe, iz nie nadaje sie na Lorda. -A Blesserel i Terentel, z ich miekkimi dlonmi i wysokimi dlugami, sa odpowiedni? Wezel Czeladnika Cechu Rybakow przynajmniej swiadczy o tym, ze czlowiek zdobyl umiejetnosci, jest odpowiedzialny i wytrwaly. Ranrel od dawna potrafi kierowac praca ludzi. Natomiast ta nie nadajaca sie do niczego dwojka nigdy sie czyms takim nie zhanbila - odparl Jaxom. -Brand wspomnial, ze Blesserel staral sie o poparcie Cormana z Keroonu, Sangela i Begamona, a nawet odwiedzil Torika. -Coz, jesli obiecal pomoc Torikowi rozprawic sie z rebeliantami Denola na Wielkiej Wyspie, dzialal przeciw wlasnym interesom - odparl Jaxom z pogarda. -Nie bylabym tego taka pewna, Jax - powiedziala Sharra, marszczac brwi. - Moj brat jest bardzo przebiegly, ale czasami postepuje uczciwie. - Usmiechnela sie widzac Toronasa i jego zone zmierzajacych w ich strone. -Cztery glosy i tak nie wystarcza - mruknal Jaxom z pewnoscia, jakiej naprawde nie odczuwal, zanim mloda para lordowska z Warowni Benden dolaczyla do nich. Robinton pragnal przybyc wczesnie do Tilleku, aby przejsc sie wsrod zgromadzonych i ocenic ich nastroj. Jednak Lytol w jakis sposob zdolal opoznic ich wyjazd, tak, ze T'gellan dotarl tu z nimi tuz przed rozpoczeciem zebrania. Lytol znalazl dla niego wielki kielich bendenskiego wina i nalegal, zeby harfiarz usiadl na jednej z nielicznych law na podworcu, i stamtad przygladal sie wszystkiemu. Co prawda przygladal sie, ale wolalby zmieszac sie z tlumem i wyczuc ogolny nastroj. -Za bardzo sie mna zajmujesz, Lytolu! - powiedzial Robinton klotliwie. -Bedziesz mial dosc podniet... -Tam sa ludzie, z ktorymi chce porozmawiac! -Nie mozesz zmienic wyniku zebrania na pol godziny przed jego rozpoczeciem, Robintonie - perswadowal Lytol. -Ale ty mozesz! - Robinton wiedzial, ze zachowuje sie okropnie wobec przyjaciela. -Zrobie to, czego wymaga zdrowy rozsadek, Mistrzu Harfiarzu, i kiedy przyniesie to najwiekszy efekt. - Lytol zauwazyl Blesserela, pierworodnego syna Oterela, odzianego w stroj w niezwyklych jak na niego ciemnych kolorach i o tradycyjnym kroju. - Tak jakby ciuchy mialy pozwolic zapomniec o latach balaganiarskiego zycia! - mruknal pogardliwie. -Nie widze Ranrela - narzekal Robinton. -Na prawo, na drugim podescie, rozmawia z Sigomalem - wskazal Lytol. -Tak, to dobrze. Nie boi sie chwalic swoimi dokonaniami - stwierdzil Robinton po krotkiej obserwacji. Najmlodszy z pretendujacych synow Oterela ubrany byl w kolory Cechu Rybakow i nosil wezel czeladnika przy sznurze Tilleku. - Ista i Dalekie Rubieze docenia ten gest. A takze Mistrz Idarolan. -Jakie to ma znaczenie? -Nie ma zadnego. Ale gdyby rzemieslnicy mogli glosowac... - powiedzial Robinton, czesciowo drazniac sie z Lytolem, czesciowo wypowiadajac zyczenie. Lytol tylko cos mruknal, co bylo dosc niespodziewana reakcja, gdyz uprzednio byl zupelnie przeciwny takim nowinkom. Czyzby to byl wplyw Jaxoma, zastanawial sie Robinton. -Idarolan jest rozsadnym czlowiekiem i na ogol panuje nad swoimi rybakami - rozprawial dalej Lytol. - Ale ludzie z glebi kraju nie popra jego opinii. -O Sangelu z Boli nie mozna powiedziec, ze jest z glebi kraju - zaprotestowal Robinton. -To jeszcze nie znaczy, ze potrafi myslec - zachnal sie Lytol. - A wlasnie niezdecydowanych Lordow trzeba przeciagnac na jedna lub druga strone. Sigomala, Nessela i Decktera. -Deckter doceni przebudowe portu dokonana przez Ranrela. W takich sprawach mysli jak kupiec. A Blesserel i Terentel nie zrobili nic dla Warowni Tillek. -Sigomal poprze Blesserela, chocby po to, zeby odzyskac dlugi, ktore chlopak u niego zaciagnal, gdy brakowalo mu pieniedzy na pokrycie przegranych przy hazardowych grach. Przeciez wiesz, ze glownym przedmiotem zainteresowania B itry sa marki. W wielkich drzwiach Warowni pojawil sie trebacz i zagral sygnal mowiacy, ze do rozpoczecia zebrania pozostalo jeszcze dziesiec minut. Tlum na chwile przycichl, a potem glosy znow sie nasilily, gdy pietnastu Lordow Warowni ruszylo w strone schodow. Lytol rozgladal sie za Jaxomem z Sharra. Gdy wyszli z tlumu, nieznacznie skinal na wychowanka. Widzac Robintona obok swojego dawnego opiekuna, Jaxom radosnie sie usmiechnal. -Moja droga Pani Warowni, twoja pieknosc jest jasniejsza niz slonce - powiedzial Robinton, unoszac sie, by ujac dlon Sharry. - Czyzby wszyscy tu obecni wzbogacili Zurga swoimi markami? Sharra rozesmiala sie slyszac jego komplement. Chociaz byla wysoka, musiala wspiac sie na palce, zeby pocalowac go w policzek. -Nawet Mistrz Norist - wyszeptala mu do ucha i, chichoczac, wskazala glowa Mistrza Szklarza wyraznie odbijajacego od tlumu swa szata we wspanialych kolorach czerwieni i zolci. - Czy ktokolwiek odwazyl sie wyjawic mu, jak bardzo Cech Zurga wzbogacil sie dzieki wiedzy zmagazynowanej w "Obrzydliwosci"? Robinton ryknal smiechem. Juz nie byl az tak wsciekly na Lytola. Sharra z podziwem wziela w palce rabek szerokiego rekawa szaty Robintona, w kolorze glebokiego blekitu. -Widze, ze wytrzymales wszystkie przymiarki. -Udalo mi sie ich uniknac - odrzekl Robinton wyniosle. - Mistrz Zurg mial moja miare i ofiarowal mi te sliczne szmatki jako oznake wdziecznosci jego Cechu za czas spedzony z Siwspem. Sharra udala zgorszona. -O, a ja myslalam, ze jestes najbardziej uczciwym czlowiekiem na Pernie. -Nawet Lytol czasami daje sie przekupic. - Robinton wskazal bylego Lorda Opiekuna Ruathy, ktory wlasnie wchodzil z Jaxomem do Wielkiej Sali Tilleku. - Ale Lytol, jako byly tkacz, zawsze zwracal uwage na ubior. -Szkoda, ze nie nauczyl tego Jaxoma - prychnela Sharra. - Wybralam taki bogaty material, jeden z nowych brokatow przepieknego ciemnego niebiesko-zielonego koloru, a jemu nie udalo sie przyjsc na chocby jedna przymiarke. -Pewnie udaja mu sie inne rzeczy - zazartowal Robinton. -Och, ty zberezniku! - Sharra przewrocila oczami i rozesmiala sie. Pieknie sie smieje, pomyslal Robinton, odpowiadajac usmiechem. Zair, usadowiony na ramieniu harfiarza, przytaknal cwierknieciem. Wlasnie wtedy zarzadca Tilleku zamknal wielkie drzwi Warowni. Dzwiek odbil sie echem na podworcu. Harfiarz i Sharra byli dosc blisko, by uslyszec szczekniecie zamykanego zamka. Rozmowy przycichly na chwile, ale zaraz otworzono drzwi kuchni. Sluzba wynosila dzbany klahu i chlodnych sokow owocowych oraz przekaski, aby ulzyc nudzie oczekiwania. Szczek zamka dal znak Lordom Warowni zebranym w Wielkiej Sali, ze czas zajac miejsca wokol okraglego stolu. Przed nimi staly wybornej roboty kielichy, dzbany z klahem i winem oraz misy soczystych owocow. Poprzedniej nocy Jaxom zostal wezwany na specjalne spotkanie przez Przywodcow Weyru Benden, Lytola, Mistrza Robintona, D'rama i Sebella. Omawiano tam jego wlasne polozenie. Byl najmlodszym Lordem Warowni i chociaz nie ustepowal pod zadnym wzgledem starszym Lordom, a moze nawet ich przewyzszal, wielu nie moglo wybaczyc mu mlodego wieku. -Zwlaszcza - mowil Sebell, spogladajac przepraszajaco na Jaxoma - ze tak blisko wspolpracujesz z Siwspem. -To jasne - powiedzial Jaxom z gleboka pogarda. - A wlasciwie, ilu z tych starszych nazywa Siwspa "Obrzydliwoscia"? Sebell usmiechnal sie slyszac to przezwisko i mrugnal do Jaxoma. -Ci, po ktorych nalezaloby sie tego spodziewac: Corman, Sangel, Nessel, Sigomal i Begamon. -Czyli pieciu - stwierdzil Jaxom. - To znaczy, ze Ranrel w pierwszym glosowaniu nie przejdzie, a ja utkne na caly dzien na Radzie? -I nie pozwola ci mowic - dodal ponuro Lytol. Jaxom zerwal sie z krzesla i zaczal przemierzac pokoj. -Jak dlugo jeszcze mam odgrywac idiote bez wlasnych pogladow, zanim zaczna sie liczyc z moim zdaniem? -Tym razem wazniejsze bedzie to, co przemilczysz - pouczyl go surowo Lytol. -Lytolu! - ostrzegl go Robinton unoszac brwi. - Jego czyny maja wieksza wymowe niz slowa... -Sciagne na siebie jeszcze wieksze klopoty w stosunkach z tymi zatwardzialymi konserwatystami - mowil dalej Jaxom gorzko. - Dobrze, juz dobrze. - Rozlozyl rece, by ich udobruchac, zanim zrobia mu kolejny wyklad. - Rozumiem sytuacje. Zadowole sie glosowaniem wedlug wlasnego uznania. Bede uprzejmy, kiedy beda atakowac Siwspa i to co robimy, ale na Pierwsze Jajo, wiem o zarzadzaniu Warownia i procedurach wiecej niz oni. Chociaz nie wspomnial o tym spotkaniu Sharrze, nie mogl przestac o nim myslec, tym bardziej ze nastroje wobec Siwspa i jego samego ciagle sie zmienialy. Z odpowiednia do okolicznosci pelna godnosci powsciagliwoscia, Jaxom zasiadl pomiedzy Lordem Groghem z Warowni Fort a Asgenarem z Lemos. Obrazanie sie lub obnoszenie z niezadowoleniem nie lezalo w jego charakterze, wiec rozbawilo go, ze ci o ktorych bylo wiadomo, iz popieraja Ranrela, siedza razem. Poplecznicy Blesserela i Terentela takze usiedli razem, chociaz nie byl pewien, ktory popiera ktorego syna Oterela. Skinal uprzejmie glowa siedzacym naprzeciwko: Sangelowi z Boli, Nesselowi z Cromu, Laudey'owi z Igen, Sigomalowi z Bitry i Warbretowi z Isty. Mowilo sie, ze sa za Blesserelem, najstarszym synem Oterela. Begamon z Neratu, Corman z Keroonu i niespodziewanie, Torik z Poludniowej Warowni mieli popierac Terentela. Torik prawdopodobnie robil na zlosc, gdyz nie znal zadnego z synow Oterela na tyle dobrze, zeby wybierac ze znajomoscia rzeczy. Torikowi wystarczylo, ze maz jego siostry, a takze Benden, Nerat, Telgar i Lemos popierali Ranrela, by postapic inaczej. Jaxom nabral gleboko powietrza, zdecydowany okazac najlepsze maniery bez wzgledu na to, jak bardzo korcilo go, zeby wyjasnic sprawy tym starym idiotom. Uniosl dzbanek klahu i uprzejmie zaproponowal Groghemu napelnienie jego kielicha, co Groghe odrzucil potrzasajac glowa. Lord Fortu z wyzszoscia zasznurowal usta i rozgladal sie wokol stolu, choc jego spojrzenie, jak zauwazyl Jaxom, raz po raz wracalo do Torika. Torik, z opalona twarza i rozjasnionymi przez slonce Poludniowego prawie na bialo wlosami, bardzo roznil sie od starszych Lordow siedzacych po obu jego stronach. W porownaniu z nim, Sangel wygladal na jeszcze bardziej wysuszonego niz zwykle, a Nessel na calkiem wyschlego. Laudey z Igen, zajmujacy miejsce obok Nessela, z twarza tak samo mocno opalona jak twarz Torika, wydawal sie najzdrowszy w grupie starszych Lordow. -Jak myslisz, czy Torik poprze Ranrela? - zapytal Groghe Jaxoma oslaniajac usta. Jaxom leciutko zaprzeczyl glowa i odparl rownie dyskretnie. -Torik zlosci sie od chwili, gdy Denol dwa Obroty temu przywlaszczyl sobie Wielka Wyspe. Poza tym Ranrel uzywa materialow Hamiana, a Torik gniewa sie na mnie. Jest takze wsciekly najezdzcow smokow, gdyz nie udzielili mu pomocy przy przegnaniu Denola z Wielkiej Wyspy. Tak wiec, skoro nie ukrywalem, ze wole Ranrela, a na dodatek jestem jezdzcem, Torik bedzie protestowal publicznie. -Robi wielkie halo ze sprawy Denola - prychnal gniewnie Groghe. -Poucz go w tej materii, Lordzie Groghe. Jesli dobrze rozumiem tradycje Warowni, nie straci wyspy niezaleznie od tego, kto ja unowoczesnia. Nadal pozostanie czescia jego Warowni. Nikt nie moze uzurpowac sobie prawa do niej. A juz zwlaszcza nikt taki jak Denol. Groghe gwaltownie sie odwrocil i spojrzal na Jaxoma z zaskoczeniem. -Jestes pewien? To znaczy, jesli chodzi o prawa Warowni? -Oczywiscie, ze tak. - Jaxom usmiechnal sie niesmialo. - Karta osadnikow wymienia ten rodzaj nieodwolalnego nadania. I choc to dziwne, Pern nadal stosuje sie do zasad i ograniczen zawartych w Karcie, nawet jezeli ludzie na ogol nie zdaja sobie z tego sprawy. To, co zostalo raz nadane, nie moze byc odebrane. Nie moze nawet zostac przekazane poza Rod nadajacego. Kiedy umrze ostatni z Rodu, o tym, kto zostanie nowym Lordem Warowni decyduje w zasadzie walka. Groghe usmiechnal sie ponuro na wspomnienie o rym jak F'lar i Fax pojedynkowali sie, aby uczynic Jaxoma dziedzicem Warowni Ruatha. -Torik otrzymal okreslone tereny na Poludniowym jako zadoscuczynienie za to, ze zarzadzal nimi w okresie, gdy panoszyli sie tam jezdzcy z przeszlosci - tlumaczyl Jaxom. - Byc moze pamietasz, ze Wielka Wyspa lezy w granicach nadania, tak wiec zadne dzialania Denola nie moga pozbawic Torika prawa do wyspy. -Nawet jesli Torik nie umiescil tam wlasnych ludzi? Jaxom usmiechnal sie. -Denol, przybywajac na Poludnie, zgodzil sie zarzadzac w imieniu Torika. Nie moze temu zaprzeczyc. Na pewno myslal, ze skoro inni otrzymali prawo zarzadzania we wlasnym imieniu, moze po pro stu przeplynac na wyspe i wziac ja we wladanie. Jednak mylil sie. - Jaxom ucieszyl sie zauwazajac szacunek w oczach Groghe'a, gdy wyjasnial mu te zawilosci. Na szczescie zawsze cieszyl sie dobra opinia Lorda Fortu, ale czul, ze dzis ja umocnil. Cenil aprobate Groghe'a bardziej niz innych, wiec ta rozmowa przywrocila mu poczucie dumy z tego, ze jest Lordem Warowni. - Tymczasem Denol zagospodarowywal wyspe budujac domy i obsiewajac pola. Wlasciwie - uzupelnil Jaxom, usmiechajac sie zlosliwie - jesli Torik zawarl umowe z Idarolanem, towary Denola moga byc sprzedawane na Polnocy, a zysk oddany Torikowi! -To z pewnoscia rozwiazaloby problem. -Tak, ale Torik z cala pewnoscia nie czyta zadnych wiadomosci z Ladowiska - powiedzial Jaxom ze smutkiem. -No tak. - Groghe w zamysleniu stukal sie po pelnej dolnej wardze. - A wiec, na Pierwsze Jajo, bedzie musial posluchac tego, co ja mu mam do powiedzenia! Gdy sie starzejesz, najlepsze jest to, ze masz autorytet i ludzie cie sluchaja. Jaxom nie usmiechnal sie, ani nie dodal, ze starzy ludzie nie zawsze sa na tyle madrzy, by warto bylo ich sluchac. Ale Groghe przyjmowal niektore nowe idee o wiele lepiej, niz wiekszosc jego rowiesnikow, i Jaxom byl mu za to wdzieczny. -Slyszalem, ze wczoraj znow byles na "Yokohamie" - zagail Groghe, zmieniajac temat. - Co robiles tym razem? -Zamykalem drzwi - powiedzial Jaxom i obojetnie wzruszyl ramionami. Spedzil tez duzo czasu z Ruthem, podziwiajac piekno Pernu ogladanego z przestrzeni kosmicznej. Nawet Piemur, mimo calych swoich harfiarskich umiejetnosci, nie byl w stanie opisac tego widoku ani opowiedziec, jak glebokie wrazenie na nim wywiera. Jaxom tez tego nie umial, chociaz staral sie przekazac Sharrze cos ze splendoru, jaki widzial, i swoj zachwyt. Panorama Pernu nie opuszczala jakiejs oszolomionej czesci jego umyslu. Gdyby tylko wiecej Lordow Warowni moglo to zobaczyc, pomyslal, przestaliby sie sprzeczac o glupstwa. -Zamykales drzwi? To wszystko? - zdziwil sie Groghe. -Mamy bardzo wiele do zrobienia na "Yokohamie", a tam jest niebezpiecznie - odparl Jaxom. Bylo w tym nieco przesady, ale Siwsp ciagle powtarzal, ze przestrzen kosmiczna jest nieprzyjaznym srodowiskiem i ludzie musza nauczyc sie ostroznosci, zeby zapobiec wypadkom. - Kiedy przetestujemy wszystkie srodki bezpieczenstwa, ja i Ruth z przyjemnoscia zabierzemy cie na gore. Groghe, zaskoczony, jakal sie nerwowo: -Zobaczymy, chlopcze, zobaczymy. Jaxom tylko skinal glowa i spytal uprzejmie: -Sadzisz, ze to zebranie zabierze caly ranek? -Prawdopodobnie. - Groghe parsknal i przykryl usta tak, ze tylko Jaxom mogl slyszec jego nastepne slowa. - Sigomal chce, by zatwierdzono Blesserela, bo inaczej nigdy nie odzyska swoich pieniedzy. Ten chlopak gral zastawiajac przyszle dziedzictwo, a mial do dyspozycji kufry Warowni wypelnione markami. Jaxom juz od dawna podejrzewal, ze najstarszy syn Oterela jest powaznie zadluzony u Lorda Bitry. -A czy Terentel moze liczyc na czyjes poparcie? - Jaxomowi trudno bylo wierzyc, ze ktos moze glosowac na sredniego syna Oterela. Niektorzy ludzie sa urodzonymi przegrywajacymi, i Terental byl wlasnie takim pechowcem. -Chyba Begamon bedzie na niego glosowal - wyjasnil Groghe, unoszac brwi. - Corman tez, ale chyba tylko dlatego, ze nie cierpi Blesserela i nie podoba mu sie zainteresowanie Ladowiskiem. Ale jeszcze nie jest calkiem zdecydowany. -Nikt z Warowni Keroon nie interesuje sie Ladowiskiem, ale przebywa tam sporo ludzi z mniejszych Warowni, tak ze nikt nie martwi sie zbytnio jego sprzeciwem - odparl Jaxom. - Tak czy owak, Keroon jest rolnicza Warownia. -A Corman jest upartym starym glupcem - dodal Groghe, przygladajac sie Jaxomowi krytycznie. Jaxom zadowolil sie usmiechem. Asgenar dotknal jego ramienia, wiec odwrocil sie do drugiego sasiada przy stole. -Larad mowi, ze po naszej stronie oprocz Toronasa jest rowniez Deckter z Nabolu, ktory pochwala przebudowe portu dokonana przez Ranrela - powiedzial Lord Lemos. - Jak bedzie glosowal Lytol? Jaxom wzruszyl ramionami. -Tak jak kaze mu sumienie. -Wiec za Ranrelem - stwierdzil Asgenar. - Uwazamy, ze Bargen z Dalekich Rubiezy takze jest z nami. -Naprawde? Myslalem, ze bedzie glosowac tak, jak inni, eh... starsi Lordowie. -Siwsp zrobil na nim wrazenie. Jest troche dziwny, ale nie poparlby rozrzutnosci Blesserela ani biernosci Terentela. -To daje Ranrelowi osiem glosow w pierwszym glosowaniu. Niezle. Moze jednak zebranie nie bedzie trwalo zbyt dlugo. -Jak poszlo wczoraj? -Dosc latwo - odparl Jaxom. - Musialem tylko zamknac drzwi ladowni. -Drzwi? - Asgenar pochylil sie blizej i zaczal szeptac. - Jaxomie, jak sie czules sprowadzajac Sallah Telgar z powrotem na Pern? Jaxom zesztywnial z zaskoczenia. Nie spodziewal sie, ze Asgenar moze miec tak makabryczne upodobania. -Nieraz wysylano mnie z dziwnymi zadaniami, Asgenarze, ale to bylo najbardziej niezwykle. -Siwsp powiedzial, ze zamarzla w pozycji, w jakiej umarla. Czy widziales jej twarz? Jak wygladala? -Nic nie widzielismy - sklamal Jaxom. Nawet gdyby to pytanie zadal Larad, potomek Sallah, tez nie chcialby zaspokoic takiej ciekawosci. - Przod helmu byl zbyt oszroniony. -Zastanawialem sie tylko czy wygladala jak my - powiedzial rozczarowany Asgenar. -Oczywiscie, ze tak - zachnal sie Jaxom. - Wszyscy osadnicy byli ludzmi, takimi, jak my. Czego sie spodziewales? -Nie wiem, ale... Jaxom ucieszyl sie, ze wlasnie wtedy Lytol poprosil o spokoj. Jako byly Lord Opiekun Ruathy, Lytol zostal wybrany na arbitra spotkania. Nadal mial prawo glosu na znak szacunku dla jego uczciwosci i prawosci charakteru, ktorymi odznaczyl sie wychowujac dziedzica Ruathy az do jego pelnoletnosci. -Wszyscy wiemy, po co sie tu zebralismy. Trzej prawowici synowie zmarlego Lorda Oterela, najstarszy Blesserel, oraz dwaj mlodsi, Terentel i Ranrel, kandyduja do sukcesji. -Dalej, Lytolu. - Groghe niecierpliwie popedzal Lorda Opiekuna. - Glosujmy! Zobaczymy, jak wyglada sytuacja. Lytol przez chwile mierzyl Groghe'a spojrzeniem. -Istnieja odpowiednie procedury, a my bedziemy ich przestrzegac. -Myslalem, ze przejales nowe obyczaje - powiedzial sarkastycznie Sangel. Lytol spojrzal ostro na Lorda Warowni Boll. Twarz mial pozbawiona wyrazu. Sangel poruszyl sie niespokojnie i spojrzeniem poprosil Nessela o poparcie. Z lekkim usmiechem Nessel zwrocil sie do swego sasiada z prawej strony, Laudeya i mruknal cos pod nosem. Nieporuszony, Lytol mowil dalej. -Zauwazcie, ze sposob w jaki Rada zajmuje sie ta sprawa, nie zmienil sie odkad zostal ustalony dwa i pol tysiaca Obrotow temu. Zatwierdzona wowczas Karta przewiduje wszelkie okolicznosci. Postapimy jak zwykle. Zaskoczony Warbret z Isty pochylil sie w strone Laudeya, aby przekazac mu na ucho swoje zdanie. Na twarzy Laudeya malowala sie dezaprobata. -Jesli nie ma dalszych uwag - kontynuowal Lytol, przeslizgujac sie wzrokiem po twarzach zebranych - glosujemy po raz pierwszy. Chyba nie musze przypominac, ze do zatwierdzenia kandydata potrzeba co najmniej dwanascie glosow. Oznaczcie swoje karty nastepujaco: 1 dla Blesserela, 2 dla Terentela, 3 dla Ranrela. Usiadl, ujal pioro i oslaniajac notatnik dlonia, wpisal swoj wybor, po czym zlozyl kartke i wyrwal ja z notatnika. Jaxom zauwazyl, ze wszyscy przy stole uczynili podobnie i zastanawial sie, czy ktos z nich zdawal sobie sprawe, ze uzywali nowych materialow do dokonywania starozytnej czynnosci. Podano Lytolowi kartki. Pomieszal je, by kolejnosc nie zdradzila tozsamosci glosujacych. Nastepnie odczytal glosy, dzielac je na trzy porzadnie ulozone stosiki. Jeden z nich byl duzo grubszy niz dwa pozostale. Lytol uwaznie policzyl kartki z kazdego stosu i oglosil wynik. -Blesserel: piec glosow; Terentel: trzy glosy; Ranrel: siedem. Nie ma wiekszosci. Jaxom odetchnal gleboko. Glosowanie odbylo sie tak, jak sie tego spodziewal, ale nawet teraz, siedem glosow w pierwszym glosowaniu stanowilo juz drobny triumf dla Ranrela. Lytol zgniotl papierki z glosami, wlozyl do piecyka, i patrzyl jak plonely, po czym znow powstal. -Kto przemowi za Blesserelem, najstarszym synem? - spytal zgodnie z procedura. Jaxom opadl na ciezkie krzeslo, zadowolony, ze poduszki zapewnialy nieco wygody. Nienawidzil tej nudnej czesci. Starsi Lordowie nigdy nie skoncza, jesli tylko da im sie okazje do gadania. Potem przypomnial sobie swoja tajna misje. Ruth, prosze powiedz Mistrzowi Robintonowi, ze Ranrel dostal siedem glosow, Blesserel piec, a Terentel trzy, i jestem prawie pewny, ze Torik glosowal na Terentela. On tego nie traktuje powaznie, ale moze byc uciazliwy, przekazal Jaxom smokowi. Powiedzialem harfiarzowi, spodziewal sie tego. Obaj sie spodziewalismy, ale to bedzie dlugi dzien. Dobrze ci na sloncu? Tak! Mamy piekny dzien. Dla ciebie. Pozniej bedziesz mial czas na zabawe i taniec. Teraz musisz byc Lordem Warowni. Jaxom gwaltownie sie rozkaszlal, zeby ukryc niepowstrzymany smiech. Siegnal po kielich, odpowiadajac niewinnym spojrzeniem, gdy pozostali potepiajaco marszczyli brwi. Kiwnal glowa Sangelowi, przepraszajac go za przerwanie jego wywazonych uwag popierajacych Blesserela. Potem powstal Begamon i seria niepowiazanych ze soba zdan usilowal pozyskac glosy dla Terentela. W glebi duszy Jaxom uwazal, ze ktos inny umialby poprzec Terentela lepiej niz Lord Neratu. Przy drugim glosowaniu Terentel stracil dwa glosy na korzysc Blesserela. Najstarszy syn zdobyl szesc glosow, a Ranrel osiem. Jak przedtem, Lytol spalil kartki. Bardzo niewielka przewaga. Jaxom usilowal powstrzymac nerwowe drgania nogi. Groghe dal znak, ze pragnie mowic. Lytol udzielil mu glosu. -Nie jestem tu najstarszy, ale zarzadzam Fortem dluzej niz ktorykolwiek z was zarzadza swoimi Warowniami, oprocz Sangela. - Groghe uklonil sie i usmiechnal do Lorda Warowni Boli. - Tillek byl trzecia Warownia utworzona... -Cytujesz "Obrzydliwosc"? - spytal Sangel podstepnie. -Siwsp widzial i zarejestrowal Kroniki wszystkich Warowni, co z trudem moglbym nazwac obrzydliwym zajeciem, chociaz moglo byc nudne, jesli twoi przodkowie wypisywali tak wiele bzdur jak moi... -Bez dygresji, Groghe - napomnial go niecierpliwie Lytol. -Chodzi o to, ze James Tillek, ktory zalozyl te Warownie, byl czlowiekiem spogladajacym w przyszlosc. Wykonal mapy wybrzezy i zorganizowal pierwszy Cech Rybakow. Tillek zawsze byl najbezpieczniejszym portem na zachodnim wybrzezu, z najwieksza flota i najwieksza liczba Mistrzow Zeglarzy. Jego Lordowie zawsze pomagali rybakom i popierali ich. Ranrel tak szanuje swoje dziedzictwo, ze zdobyl wezel Mistrza w Cechu Rybakow... -Zrobil to, bo Oterel wyrzucil go z Warowni - odparowal Sangel. -Spokoj! - glos Lytola zagrzmial z niezwykla sila, a Sangel zamilkl. -Jakkolwiek bylo - ciagnal Lord Groghe - jest jedynym synem Oterela, ktory ciezko pracowal! Uwazam, ze zasluguje na Warownie. Fort udziela mu pelnego poparcia jako Lordowi Tilleku. Pomruki "dobrze powiedziane" sprawily, ze Groghe, siadajac, zaczerwienil sie z zadowolenia. Larad poprosil o glos i mowil zwiezle, dodajac, ze podczas ostatnich miesiecy zycia Oterel byl zbyt chory, zeby zajmowac sie sprawami Warowni i jedynym synem, ktory go zastepowal, byl Ranrel. Jesli jednak Blesserel lub Terentel uczynili cos dla Warowni w czasie choroby ojca, chcialby o tym uslyszec. -Sprytnie - mruknal Jaxom do Asgenara. Sigomal poprosil o glos. -Blesserel musial sie opiekowac chorym ojcem - powiedzial - i robil to z poswieceniem. Jest czlowiekiem prawego charakteru... -Splacal hazardowe dlugi - wyszeptal Asgenar do Jaxoma - bo uzyskal dostep do sakiewki Oterela. -...czterech dorodnych synow i piekna kobiete jako Pania Warowni... -Zona Ranrela jest nie tylko Mistrzynia Tkactwa, ale takze jest znacznie latwiejsza we wspolzyciu niz Pani Esrella - uzupelnil spokojnie Asgenar. -Uwaga warta marki, Asgenarze - powiedzial Jaxom. -Dlaczego sam nie przemowisz? -Calkowicie zniszczylbym szanse Ranrela - Jaxom usilowal zachowac obojetnosc. Asgenar kiwnal glowa rozumiejac, co Jaxom mial na mysli: poniewaz byl najmlodszym z Lordow Warowni, inni nie cenili jego zdania. W tym czasie Sigomal zakonczyl swoja prezentacje i usiadl, patrzac zlym wzrokiem na Jaxoma. Z kolei powstal Asgenar, zeby poprzec Ranrela. -Nalezy szanowac mezczyzne, ktory nie oczekuje zaszczytow, lecz pracuje i zdobywa tytul Mistrza Cechu. Takie umiejetnosci sa potrzebne madremu Lordowi. Dzieki nim Tillek rozkwitnie. Nie ma czlowieka z lepszymi kwalifikacjami niz Ranrel. -Slyszalem - zaczal Torik, wstajac bez pozwolenia Lytola - ze Ranrel poklocil sie z Oterelem, ktory rozkazal mu nie pokazywac sie juz nigdy w Tilleku. Czy zyczenie ojca moze byc calkowicie zignorowane przez Rade? Bargen zerwal sie na rowne nogi, za pozno spogladajac na Lytola z prosba o pozwolenie na zabranie glosu. -Oterel cofnal ten zakaz w mojej obecnosci, dwa siedmiodni przed smiercia - oswiadczyl, gdy Lytol skinal mu glowa. - Ranrel jest jedynym prawowitym meskim potomkiem, ktory zdobyl sobie szacunek ludzi dzieki wlasnej inteligencji i pracy. Oterel w koncu byl z niego dumny, dlatego w pelni popieram Ranrela. -Ale nie uczynil go swoim spadkobierca, prawda? - ciagnal Torik z tajemniczym polusmiechem na twarzy. -Watpisz w moje slowo? - zapytal Bargen, patrzac spode lba na Lorda Poludniowej Warowni. -Nie chodzi o watpliwosci, Bargenie. Mowie o faktach. -I dlatego mamy walke o sukcesje - oswiadczyl Lytol. - A prawo pozwala na rywalizacje o sukcesje, kazdemu meskiemu potomkowi, bez wzgledu na to, jak zle byly jego stosunki z ojcem. Groghe pochylil sie przez stol w strone Torika i powiedzial spokojnie: -Lord Torik wie, ze miedzy ojcami i synami czesto zdarzaja sie konflikty. Torik wpatrzyl sie w Lorda Fortu tak twardym wzrokiem, pomyslal Jaxom, ze jego spojrzenie moglo wypalic dziure. Groghe wzruszyl ramionami. Skad Groghe wiedzial, ze Torik opuscil w gniewie rodzinna osade rybacka na Iscie? Ten fakt nie byl powszechnie znany, a Sharra nie bylaby na tyle nielojalna wobec brata, zeby o tym rozpowiadac. -Ale, jak slusznie powiedzial Lord Torik - poparl go Sigomal zacierajac nerwowo rece i udajac zal - Oterel wydziedziczyl Ranrela i powinno to zostac wziete pod uwage. Nalezy wykreslic jego kandydature. -Blesserel musial zaciagnac ogromny dlug u Sigomala - mruknal Asgenar do Jaxoma z beznamietnym wyrazem twarzy. -Czy ktokolwiek popiera Terentela? - spytal Lytol po chwili. Gdy Begamon nie odpowiedzial, dodal: - Wiec glosujmy na dwoch pozostalych kandydatow: Blesserela i Ranrela. Tym razem poparcie dla Ranrela wzroslo do dziesieciu glosow, ale Blesserel uzyskal piec. Znow nie osiagnieto wymaganej wiekszosci. -Oglaszam krotka przerwe na prywatne dyskusje - powiedzial Lytol, po czym wstal i odszedl od stolu. Inni poszli za jego przykladem. -Potrzebujemy jeszcze dwoch glosow - mruknal Groghe do Jaxoma, Asgenara i Larada podchodzac do stolu z jedzeniem. -Torik mial byc jednym z trzech glosujacych na Terentela. Wiem, ze popieraja go rowniez Corman i Begamon - powiedzial Larad. - Czy Torik liczy na to, ze ten szalony Terentel da mu zolnierzy na zbrojny napad, ktory chce przeprowadzic na Wielkiej Wyspie? -Chyba tak, ale mam wiadomosc, przeznaczona tylko dla niego - odrzekl Groghe mrugajac do Jaxoma i usmiechajac sie szeroko. -Chodzmy, Asgenarze - Larad pociagnal go lekko za soba. - Pomozemy ci, Groghe. Jaxom nalozyl na talerz ciasteczka z przyprawami, ktore Lytol szczegolnie lubil, i podal je swemu staremu Opiekunowi, przez caly czas obserwujac po kryjomu trojke konferujaca z Torikiem. Odwrocil szybko wzrok, gdy Torik obrocil sie nagle w jego strone z nieodgadnionym wyrazem na szerokiej, opalonej twarzy. Zastanawial sie, czy Groghe rozpoznal zrodlo swoich informacji. Torik zapytal o cos Larada ostrym glosem. Groghe odpowiedzial, a Larad dodal pare slow, Asgenar kiwnal glowa, a koniuszki jego ust nieco sie uniosly. -Wlasnie zdobylismy jeszcze jeden glos dla Ranrela - mruknal Jaxom do Lytola, utrzymujac obojetna mine. Larad i Asgenar dalej rozmawiali z Torikiem, podczas gdy Groghe powrocil do Lordow Ruathy. -To nie bylo zbyt trudne, Jaxomie. Jestes sprytny. Nie sadze, by ryzykowal napad na Wielka Wyspe, skoro sie dowiedzial, ze nic na tym nie zyska. Kogo jeszcze sprobujemy przekabacic? -Ja nie powinienem nikomu sie narzucac. Jestem zbyt blisko zwiazany z "Obrzydliwoscia" - Jaxom byl zdegustowany. - Nie zamierzam rujnowac szans Ranrela przez niewczesne rozmowy. -Krzywdzisz sam siebie, chlopcze - powiedzial Groghe uprzejmie. -Raczej nie chce skrzywdzic Ranrela, Lordzie Groghe. Gdy Groghe odszedl, Jaxom wykorzystal sposobnosc, by poinformowac Rutha o przebiegu zebrania i poprosil go o przekazanie tego Sharrze. Mistrz Robinton oczekiwal, ze tak sie stanie, odparl Ruth. Pyta, czy powiadomiles Torika. Nie powiedzial, o czym. Groghe go powiadomil, a sekundowali mu Larad i Asgenar, odparl Jaxom. To oczywiscie da Torikowi do myslenia. Tak jest o wiele lepiej, niz gdybym ja z nim rozmawial. Mamy teraz przerwe. Grupa z zachodniego wybrzeza potrzebuje wiecej klahu, zeby obudzic sie i uwaznie sluchac. Bede was dalej informowal. Wkrotce potem Lytol przywolal Lordow Warowni do stolu i spytal, czy ktos chcialby cos jeszcze dodac, lub przekazac Radzie jakies do tej pory nieznane informacje. -Przeprowadz nastepne glosowanie, Lytolu - powiedzial Deckter. - Nie ma nic wiecej do przedyskutowania. Jaxom zauwazyl przedtem, jak Deckter powaznie rozmawial z Warbretem i mial nadzieje, ze osiagnal sukces. Dwa glosy byly wszystkim, czego potrzebowali; chyba ze Torik postanowi sprawiac wiecej trudnosci niz zwykle. Tym razem wszyscy liczyli, gdy Lytol sortowal kartki, wiec juz przed formalnym ogloszeniem wynikow wiedzieli, ze Ranrel wygral. Sigomal byl wsciekly, patrzyl spode lba na Torika i Warbreta, ktorzy porzucili jego sprawe. -Ranrel osiagnal wymagana wiekszosc dwunastu glosow i zostal tym samym wybrany na sukcesora zaszczytnego tytulu swego ojca, Lorda Warowni Tillek. - Lytol spojrzal ostrzegawczo na Jaxoma, ale on i tak wiedzial, ze nie wolno mu przedwczesnie oglaszac wyniku za posrednictwem Rutha. -Mamy jeszcze dwie inne wazne sprawy do przedyskutowania. Wzywam Lorda Jaxoma z Ruathy, aby poinformowal nas o postepach poczynionych w dzialaniach zmierzajacych do zniszczenia Nici. - Lytol sklonil uprzejmie glowe w strone swojego bylego wychowanka i usiadl. Jaxom zerwal sie gwaltownie, przyciagajac uwage wszystkich zebranych. Wypowiedzial cale swoje przemowienie nie przerywajac nawet wtedy, gdy ktos rzucal niecenzuralne wyrazenia o moralnym zepsuciu powodowanym przez "Obrzydliwosc". -Po tym, jak Siwsp nas starannie przeszkolil, Czeladnik Harfiarz Piemur i ja polecielismy na Ruthu pomiedzy i wyladowalismy na mostku "Yokohamy". Zaprogramowalismy teleskop tak, by Siwsp mogl z niego korzystac poslugujac sie urzadzeniami Ladowiska i zaczelismy sporzadzac raport o uszkodzeniach statku kosmicznego. Sprowadzilismy na Pern zwloki Sallah Telgar, ktora zostala pozniej pochowana w Warowni Telgar - sklonil sie nisko Laradowi. - Nastepnego dnia Ruth przeniosl mnie z powrotem na mostek. Stamtad udalem sie do ladowni, zeby zamknac zewnetrzne drzwi, ktore pozostaly otwarte z powodu usterki w programie zdalnego sterowania. Po zamknieciu drzwi ladowni wrocilem na mostek, a stamtad na Ladowisko. Bedzie trzeba odbyc jeszcze wiele lotow na "Yokohame". Musimy udoskonalic podstawowy system przezycia, to znaczy, umiescic w odpowiednich miejscach zbiorniki z algami i dogladac ich hodowli. Trzeba tez przeszkolic dodatkowy personel, by umial sie poruszac w warunkach stanu niewazkosci. Utworzymy takze zespoly zielonych smokow i ich jezdzcow, ktorych zadaniem bedzie takie ustawienie teleskopu, by mozna bylo go lepiej wykorzystywac. -Przetlumacz to na normalny jezyk, bo nic nie rozumiem - zazadal Corman. -"Yokohama" moze zostac uzyta jako baza, z ktorej zaatakujemy Nici w przestrzeni kosmicznej, Lordzie Cormanie. -Wiec wszystkie smoki polecana statek i zaatakuja Nici w pewnej odleglosci od planety? - Ta sarkastyczna uwaga musiala wydac sie zalosna nawet jemu, tak samo jak innym, gdyz zaczerwienil sie i odwrocil wzrok od Jaxoma. -Nie, Lordzie Cormanie, nie zamierzamy tak postapic. Nasz Plan polega na takiej zmianie orbity Czerwonej Gwiazdy, by Nici juz nigdy nie mogly spadac na powierzchnie Pernu. -Ile czasu zajma przygotowania? - spytal Laudey tonem o wiele mniej pogardliwym niz ton Cormana. -Do chwili osiagniecia naszego celu pozostaja dwa Obroty, piec miesiecy i siedem dni, Lordzie Laudeyu. -I przypuszczam, ze chcesz poprosic nas, bysmy ci pozwolili zawlec do ciebie jeszcze wiecej czeladnikow z naszych Cechow i wiecej sluzby z Warowni? -Nie, panie, nie zamierzamy nikogo "przywlekac" - odparl Jaxom. Nie mogl powstrzymac usmiechu, bo problemem bylo odsylanie z Ladowiska ludzi, ktorzy nie nadawali sie do tej pracy, tak, by ich nie obrazac. -Czyzbys byl niezadowolony, ze twoje Nizsze Jaskinie zostaly oproznione z zebrakow i wloczegow? - spytal Groghe znaczaco. -Czy pozostana uzytecznie zatrudnieni przez dwa Obroty, piec miesiecy i iles tam dni? - dopytywal sie Laudey. -Lordzie Laudeyu, Lordzie Cormanie, chcecie sie pozbyc Nici? - zapytal ostro Jaxom. - To prawda, ze za dwiescie piecdziesiat Obrotow nie bedzie was obchodzilo czy nam sie uda czy nie. Ale waszych potomkow bedzie to nadal obchodzilo. -Czy mowisz jako Lord Warowni, czy jezdziec smoka, Jaxomie? - spytal Nessel zlosliwie. -Zarowno jako Lord Warowni, jak i jezdziec smoka, Lordzie Nesselu! -Jezeli wam sie uda, nie bedziemy juz potrzebowali jezdzcow! - ryknal Sigomal. - I co wtedy zrobicie, wy, jezdzcy? Jaxom usmiechnal sie. -Lordzie Sigomalu, na pewno okaze sie, ze zawsze bedziesz chcial miec jezdzcow smokow na Pernie. -A skad ci to przyszlo do glowy? - zapytal Sigomal. -Robia o wiele wiecej dla ciebie i wszystkich tu obecnych, niz tylko bronienie planety przed Nicmi. Pomysl o tym, Lordzie Sigomalu. - Jaxom usmiechnal sie zagadkowo. Niech im sie zagotuja mozgi. - Jestem pewien, ze Lord Torik wie, o co mi chodzi. Zaskoczony Torik zwrocil przeszywajace spojrzenie na meza swojej siostry i zmarszczyl brwi. -Nie rozumiem o czym mowisz, mlodziencze - odezwal sie zdenerwowany Sigomal. -Moj Lordzie Sigomalu, myslalbym, ze to zbyt oczywiste, aby trzeba bylo wyjasniac. Moga mowic, Lordzie Lytolu? Kiedy otrzymal zgode, ciagnal dalej. - Chce tez powiedziec, ze Harfiarz Piemur i ja widzielismy nasz piekny swiat obracajacy sie w przestrzeni kosmicznej, widzielismy, jak noc przechodzi w dzien. Jest to niewiarygodny widok! Wiedzial, ze glos mu nieco drzy, ale nie wstydzil sie. -Kiedy upewnimy sie, ze system podtrzymywania zycia - tlen i ogrzewanie - pozostaja na stalym poziomie, ja i Ruth zobowiazujemy sie do zabrania na "Yokohame" kazdego Lorda Warowni, ktory sobie tego bedzie zyczyl, aby sam zobaczyl, jaki wspanialy swiat zamieszkujemy i jak niezbedne jest pozbycie sie Nici na zawsze. Jaxom czekal, by ktos odpowiedzial na jego oferte. Jednak jedyna reakcja zaskoczonych ludzi bylo nerwowe odchrzakiwanie i szuranie nogami. Wtedy rzucil im wyzywajace spojrzenie. -Ja chcialbym tam sie udac - powiedzial Larad cicho, a Asgenar takze uniosl dlon. -I ja - dodal Lytol. -Z mostka "Yokohamy" nie widac zbyt wiele Pomocnego Kontynentu - przyznal Jaxom - ale Siwsp ma nadzieje, ze uda sie naprawic uszkodzone okna na lewej burcie, co otworzy widok na czesc wschodniego wybrzeza. - Spojrzal znaczaco na Toronasa ktory, po widocznym wahaniu, uniosl dlon. -Ile mozna zobaczyc z Poludniowego Kontynentu? - spytal Torik chrapliwie. -Wiecej, jesli naprawimy okna na prawej burcie - odparl Jaxom zachwycony, ze Torik zareagowal. -Nie rozumiem co dobrego nam to da - zaczal Begamon klotliwie. - Bedziecie ryzykowac zyciem dla szalonych marzen o zniszczeniu Nici. Byly z nami przez setki Obrotow. I powtarzam, jesli starozytni wiedzieli tak duzo, dlaczego sami sie ich nie pozbyli? Dlaczego? -Siwsp odpowiedzial na to pytanie, i jego odpowiedz mnie calkowicie zadowala - wyjasnil stanowczo Lytol. - I nie zapominajcie, ze kazde zadanie, ktorego sie podjelismy od czasu jego odkrycia, bylo korzystne dla wszystkich mieszkancow Pernu. -Doprawdy? Na przyklad, co? - zadrwil Begamon. Lytol uniosl w gore wieczne pioro i notes, kartke z prognoza pogody, ktore Siwsp sporzadzal od dwoch Obrotow ku uldze i radosci Lordow, wielkich i drobnych; potem wskazal ozdobny zegar na scianie, odmierzajacy minuty spotkania i nowe ubrania, w ktore odziany byl Begamon, zrobione z najnowszych delikatnych materialow Mistrza Zurga. - Slyszalem takze, ze masz nowa metode nawadniania pol i przenosne piece do ogrzania sadow podczas mrozow - dodal. - Nie wspominajac faktu, ze twoja najmlodsza wnuczka zawdziecza zycie Mistrzowi Oldive'owi i jego nowym medycznym umiejetnosciom. -Ale to sa rzeczy, ktorych mozemy uzywac tu, na co dzien, Lytolu. - Begamon machnal reka nad glowa. - Nie cos poza naszym zasiegiem i mozliwosciami. -Wiec pozwol, by rzeczy, ktorych uzywasz, widzisz i dotykasz przekonaly cie, ze mozemy sie nauczyc, odkryc i zrozumiec o wiele wiecej, aby polepszyc nasze zycie i uczynic je bezpieczniejszym - powiedzial Jaxom z takim zapalem, ze nawet najstarsi, najbardziej konserwatywni Lordowie sluchali go z czyms podobnym do szacunku. -Dziekuje za raport, Lordzie Jaxomie - powiedziala Lytol, zrecznie przerywajac dluga chwile ciszy. - A teraz zajmijmy sie sprawa... - slyszac pomruki niezadowolenia, uniosl dlon. - Bedziecie mieli mnostwo czasu, zeby porozmawiac z Lordem Jaxomem po Radzie. Nastepna sprawa, ktora musimy sie zajac, jest nota od Mistrzow Cechow Pernu. -Nie wszystkich Mistrzow - sprzeciwil sie Corman, wysuwajac wojowniczo brode do przodu. Lytol spojrzal na niego, a jego spojrzenie sprawilo, ze Corman poczul sie surowo skarcony. -Mistrzowie Cechow Pernu, z jednym wyjatkiem, Mistrza Norista z Cechu Szklarzy, zawiadamiaja Rade o zamiarze utworzenia dwoch dodatkowych Cechow. Pierwszym ma byc Cech Drukarzy, luzno powiazany z Cechem Harfiarzy, ale niezalezny, z trzema glownymi siedzibami: glowna na Ladowisku, i mniejszymi w Ruathcie, ktora obecnie nie ma zadnego Cechu, i w Lemos. Bedzie wspolpracowal z przemyslem papierniczym Mistrza Ciesli Bendarka. Drugi nowy Cech to Cech Technikow, luzno powiazany z Cechem Kowali. Zajmie sie projektowaniem i wytwarzaniem nowych urzadzen... -Sprzeciwiam sie temu ostatniemu - Sigomal zerwal sie na rowne nogi. - To sluzy "Obrzydliwosci"... -Przy tym stole nie bedziemy uzywac wulgarnych epitetow, Lordzie Sigomalu - powiedzial Lytol surowo. - Nie musze tez powtarzac, ze Mistrzowie Cechow nie potrzebuja twojego pozwolenia. Mozesz nie kupowac materialow wytwarzanych przez Cech, ktory ci nie odpowiada. Skoro jednak, jak slysze, niektore z twoich przedsiewziec zyskaly dzieki nowym urzadzeniom, ktorych jedynym zrodlem mogl byc Siwsp, bedzie lepiej, jesli powstrzymasz sie od takiej hipokryzji i nie bedziesz wyglaszal tego rodzaju uwag podczas Rady. Sigomal z otwartymi ustami opadl na krzeslo. Jaxom z trudem zachowal powage widzac zmieszanie Lorda Bitry. Jeden z mezczyzn, ktorzy probowali zaatakowac Siwspa byl Bitraninem, ale to nie bylo wystarczajacym dowodem na to, ze Lord Warowni mial cos wspolnego z atakiem. Bitranie wynajmowali sie kazdemu, kto zaplacil im stosowna cene. Jednak byl to pierwszy raz, kiedy Sigomal publicznie nazwal Siwspa "Obrzydliwoscia". -Zostaniemy poinformowani o wyborze nowych Mistrzow Rzemieslnikow i o zakresie ich obowiazkow. Przypomne takze Lordom, ze takie rozszerzenie Cechow nie wymaga ratyfikowania przez Rade, gdyz Cechy, zwyczajowo, sa autonomiczne. -To tez jest w Karcie, Lytolu? - spytal Sangel zlosliwie. -Nie - odparl Lytol, nieporuszony. - System Cechow zostal zorganizowany na krotko przed koncem Pierwszego Przejscia przez Warownie Fort, Ruathe i Benden, w celu zachowania umiejetnosci i ksztalcenia mlodziezy w roznych uzytecznych rzemioslach. Pierwotnie - dodal Lytol usmiechajac sie lekko i spogladajac w strone Cormana - Ruatha goscila Mistrza Hodowli i Mistrza Rolnika. Potem odkryto rozlegle rowniny Keroonu, ktore zostaly uznane za bardziej odpowiednie do hodowli zwierzat. Larad powstal, by zwrocic sie do Rady: -Warto zauwazyc, ze Mistrz Kowal Fandarel i Mistrz Harfiarz Sebell maja prawo tworzyc dodatkowe, osobne Cechy, nawet bez konsultacji z innymi Mistrzami Cechow. Ale skonsultowali sie z nimi i uzyskali poparcie... -Nie mozna mowic o pelnym poparciu, jesli jeden Mistrz nie wyrazil zgody! - rozzalil sie Nessel. -Mistrz Norist nie przybyl na zebranie, chociaz zostal powiadomiony - powiedzial Larad. - Oba Cechy: Drukarzy i Technikow, beda prowadzily szkolenie niedostepne gdzie indziej. Wszyscy zyskalismy dzieki nowym maszynom, zwlaszcza wyraznie wydrukowanym podrecznikom i Kronikom. Musimy wyuczyc dodatkowych rzemieslnikow, zeby wiecej ludzi moglo korzystac z tych dobrodziejstw. -Dlaczego drukarze nie moga pracowac z mistrzem Sebellem, a technicy z Mistrzem Fandarelem? - dopytywal sie Corman. - Komu jest potrzebne to cale zamieszanie z tworzeniem nowych Cechow? -Mistrz Fandarel juz pracuje dzien i noc, wypelniajac zamowienia na nowe urzadzenia - wyjasnil mu Larad. - Nie ma czasu ani ludzi do nadzorowania nowego Cechu. -Drukowaniem moglby sie zajac twoj Mistrz Ciesla, Asgenarze - zauwazyl Corman. - On sie nie przemecza. Asgenar rozesmial sie. -On uwija sie jak moze, a i tak nie daje rady sprostac zapotrzebowaniu Cechow i Warowni na najrozniejsze rodzaje papieru, ktorego nagle potrzebujecie. - Potrzasnal glowa. - Mistrz Bendarek ma w tej chwili mnostwo uczniow, ale tylko dwoch czeladnikow, i jak dotad, zadnego mistrza. Potrzebuje kazdej pary rak jaka moze zatrudnic, ale nie moze rownoczesnie zajmowac sie drukiem. Wytwarzanie papieru pochlania go calkowicie. -Mistrz Fandarel pragnal, abym wyjasnil, ze wyspecjalizowani technicy beda potrzebni do utrzymania wszystkich nowych maszyn w ruchu - mowil dalej Larad. - Obecnie niewiele osob potrafi jednoczesnie obslugiwac je i naprawiac. W koncu bedziemy mieli ludzi potrafiacych i jedno, i drugie, ale na to trzeba czasu. -Wiec dlaczego nie robicie wszystkiego po kolei? - prychnal Corman. - Wiem z doswiadczenia, ze nie mozna wystawic rocznego biegusa do wyscigow, ani zmuszac zbyt mlodego zwierzecia do dawania potomstwa lub mleka. Jaxom chcial wstac, ale Groghe ostrzegawczo polozyl dlon na jego ramieniu. Musial uzyc calej sily woli, zeby posluchac cichego rozkazu. Pragnal goraco sam przemowic, ale rozumial, ze starsi Lordowie nie potraktuja go powaznie. Czy kiedy naprawde pomoze w zniszczeniu Nici, uznaja go za rownego sobie, czy tez nadal bedzie uwazany za Lorda Warowni z przypadku? -Maszyny sa nieco inne, Cormanie - odparl Groghe, usmiechajac sie poblazliwe do Lorda Keroonu. - Kiedy maszyna jest zbudowana, robi to do czego ja zaprojektowano. Kiedy sie psuje, wymieniasz uszkodzone czesci. W hodowli takie postepowanie nie jest mozliwe. -To prawda. Uszkodzone zwierzeta zabija sie i zjada. A co robisz z zuzytymi czesciami maszyny? Zanim sie obejrzysz, w kazdej Warowni i Cechu bedziemy miec stos rdzewiejacych smieci, i pewnie tez w Weyrach, skoro to wszystko ich wina. -Lordzie Cormanie! - Drzac z gniewu, Jaxom wyswobodzil ramie z uchwytu Groghe'a i z zacisnietymi piesciami zerwal sie na rowne nogi. - Nie bedziesz obrazal Weyrow w mojej obecnosci! Byl ledwo swiadom, ze Lord Groghe stanal obok niego i schwycil go obiema dlonmi za ramie, a Asgenar, takze zerwawszy sie z miejsca, powstrzymywal go z drugiej strony. Glosno protestowali Larad, Toronas, Deckter, Warbret, Bargen i, ku wielkiemu zdumieniu Jaxoma, Torik. -Lordzie Cormanie, w tej chwili przeprosisz Rade za te uwage! - ryknal Lytol. Majac przeciwko sobie dziesieciu Lordow, Corman nie mogl zrobic nic innego jak tylko przeprosic. Kiedy mamrotal cos pod nosem, Lytol lodowatym glosem zazadal, zeby Corman mowil na tyle glosno, by mozna go bylo uslyszec. Potem zmusil spojrzeniem stojacych wciaz Lordow do ponownego zajecia miejsc. -Po to, by pozbyc sie grozby Nici, musimy miec wyposazenie, ktore sami mozemy wykonac, obslugiwac i naprawiac. Unicestwienie Nici bylo najwyzszym celem kazdego Weyru od czasow, kiedy Fort zostal zalozony jako pierwszy. Byl to cel, dla ktorego pracowaly kazda Warownia i kazdy Cech. Jesli zniszczenie Nici sprawi, ze zmieni sie nasza hierarchia wartosci i znikna bezuzyteczne lub przestarzale tradycje, i tak cena, jaka przyjdzie nam zaplacic za niebo wolne od Nici nie bedzie zbyt duza! - Lytol zamilkl na chwile, jak gdyby zaskoczony gwaltownoscia wlasnych slow. - Po zakonczeniu Rady nie bedziemy wiecej wspominac o tym incydencie. -A teraz - ciagnal dalej - okazmy jednomyslnosc i poprzyjmy dwa nowe Cechy. Co na to powiecie, Lordowie? Glosujcie "tak" lub "nie". Corman siedzial skulony patrzac zlowrogo i do niego nalezala, zapewne, jedyna pusta kartka podana Lytolowi. Na dwoch napisano zdecydowana reka "nie", ale "tak" oznaczaly aprobate, o ktorej zostana powiadomieni dwaj zainteresowani Mistrzowie Cechow. -Kto decyduje o wyborze Mistrzow i zaplaci za zalozenie tych Cechow? - spytal Nessel. -Mistrzowie nie zostali jeszcze wybrani, ale sa odpowiedni kandydaci, a na potrzeby nowych Cechow przystosowano juz puste budynki na Ladowisku - wyjasnil Lytol, zagladajac do notatek. - Kandydaci na uczniow wybuduja tez dodatkowe pomieszczenia. Jesli ktos bedzie chcial przeniesc sie do Cechu Drukarzy czy Technikow, bedzie musial uzyskac pozwolenie swojego Mistrza i Mistrza swojej obecnej siedziby. -A co z tymi, ktorzy pracuja bez pozwolenia swojego Mistrza Cechu? - rzucil Sangel pogardliwie. Wszyscy wiedzieli, ze ma na mysli Moriltona. -To jest wewnetrzna sprawa Cechu - powiedzial Lytol - i zostanie rozsadzona przez zainteresowane strony, nie przez nasza Rade. -Ale co sie stanie, jesli nie bedziemy mogli otrzymywac szkla? -Szkla nie brakuje - przerwal Groghe. - Kupujemy wszystko, czego potrzebujemy, i od kogo chcemy. Po prostu! A wielu z nas kupuje w jednej siedzibie Cechu, wolac ja od innych. Zawsze tak bylo i zawsze tak bedzie. Mistrz Robinton chce wiedziec, co opoznia ogloszenie wynikow, przekazal Ruth Jaxomowi. Gadanie. Wybrano juz nowego Lorda, ale Lytol obedrze mnie ze skory, jesli sam powiadomie was o wyniku. - Glos Rutha ukoil Jaxoma, ktory pienil sie slyszac te subtelne i mniej subtelne docinki. Ale przynajmniej wiedzial teraz, ktorych Lordow mial obserwowac: Cormana, Nessela, Sangela i Begamona. Corman byl na tyle smialy, ze mowil wprost, ale inni pielegnowali urazy i niezadowolenia, a to nie prowadzilo do niczego dobrego. Czy ich niechec pochodzila ze strachu przed Siwspem, czy raczej z oporu przeciw zmianom? -Czy sa inne sprawy do omowienia na Radzie? - spytal Lytol zgodnie z procedura. -Mam pytanie - powiedzial Torik wstajac. -Slucham, Lordzie Toriku. -Kto bedzie Lordem Ladowiska? Tym razem nawet Lytol stracil spokoj i w zaskoczeniu wpatrywal sie w Lorda Poludniowej Warowni. Torik usmiechnal sie z satysfakcja. -Miejsce tak wazne jak Ladowisko nie moze byc pozostawione bez nadzoru. - To, co mowil brzmialo rozsadnie, ale Jaxom prawie zakrztusil sie na widok zaszokowanych twarzy niektorych Lordow, gdyz wyraznie bylo widac, ze wyczuwaja znaczenie Ladowiska. Jednak inne twarze pozostaly nie zmienione, potwierdzajac przypuszczenia Jaxoma. Sangel, Nessel, Sigomal, Corman, Begamon i Laudey nie byli zbyt poruszeni, chociaz Lord Igenu wydawal sie raczej oniesmielony niz przeciwny. -Do tej pory nigdy nie zajmowales sie takimi drobiazgami - Jaxom uslyszal sam siebie przeciagajacego zabawnie slowa. - Lord Opiekun Lytol, Mistrz Harfiarz Robinton i D'ram, jezdziec Tirotha, wspolnie zarzadzaja Ladowiskiem i reprezentuja interesy Warowni, Cechow i Weyrow. I takie zespolowe zarzadzenie okazalo sie bardzo dobre. Zawsze byles mile widziany na Ladowisku, Lordzie Toriku. -Kiedy odkrylismy Siwspa - powiedzial Lytol, stanowczo przejmujac prowadzenie zebrania - zwolano tam konferencje. Osmiu Lordow Warowni, osmiu Mistrzow Cechow i siedmiu Przywodcow Weyrow jednoglosnie zadecydowalo, ze ze wzgledu na historyczne znaczenie i role, jaka bedzie spelnialo w ksztalceniu ludzi, obszar Ladowiska pozostaje miejscem nie przypisanym nikomu w szczegolnosci. Corman mruknal cos z irytacja do Nessela, ale kiedy Lytol skinal na niego by przemowil, milczal ponuro. -Jak duzy jest ten obszar? - Torik prawie rzucil sie na Lytola zadajac pytanie. Lytol spogladal na niego przez chwile z subtelna nagana, zanim odpowiedzial: -Taki sam, jak to zaznaczono na mapie osadnikow. Torik skrzywil sie i usiadl. Rzucal zagadkowe spojrzenia na zebranych, jakby chcial wysondowac ich opinie... Jaxom obserwowal go nieznacznie, ale nie potrafil odgadnac, jakie mysli mogly klebic sie w pozadliwym umysle Poludniowca. Z pewnoscia zdawal on sobie sprawe z tego, ze kolejne zdobycze terytorialne spotkaja sie z oporem Cechow, Warowni i Weyrow, a juz zwlaszcza tych ostatnich. Jaxom zaczal zalowac, ze podal Torikowi rozwiazanie problemu Wielkiej Wyspy, bo wlasnie te klopoty przez ponad dwa Obroty powstrzymywaly Torika od spogladania na wschod. Jaxom westchnal. Czasem jeden rozwiazany problem przysparza wielu innych. Poczul wielka ulge, kiedy bez dalszych dyskusji Lytol zamknal obrady. Niektorzy protestowali, ale Lytol zignorowal ich, co bylo jego prawem. Chociaz Jaxom bardzo juz chcial wyjsc z Wielkiej Sali, musial jeszcze zniesc ostatnia ceremonie. Skonczylismy, przekazal Ruthowi. Lytol stanal na czele procesji, Jaxom zrecznie zajal miejsce miedzy Cormanem a Asgenarem, a przed Lordem Fortu, usmiechajac sie do niego przepraszajaco. Lytol, zgodnie z tradycja, trzykrotnie uderzyl piescia w drzwi, ktore natychmiast zostaly otwarte przez glownego Zarzadce Warowni Tillek. W glebi ducha Jaxom byl zdania, ze wszyscy Zarzadcy mieli jakis tajemniczy instynkt, ktory pozwalal im wyczuc zakonczenie spotkania. Lytol schylil glowe, a mezczyzni stojacy po obu stronach obrocili kolo zamka i odciagneli skrzydla wielkich drzwi otwierajac je na osciez. Swiecace jasno slonce bylo niemal tak oslepiajace jak swietne stroje ludzi tloczacych sie na stopniach. Najblizej znajdowali sie trzej kandydaci: Blesserel stojacy w samym srodku i wygladajacy na wielce zadowolonego z siebie, Terentel, nieco z boku z idiotycznym wyrazem twarzy, i Ranrel, stojacy spokojnie dalej na prawo. Za nimi ustawili sie Mistrz Robinton, Sharra, Sebell, Menolly i Przywodcy Weyru Benden. Jaxom uniosl koniuszki ust w ledwo dostrzegalnym usmiechu i dojrzal wyraz ulgi malujacy sie na ich twarzach w chwili, gdy Lytol rozpoczal formalne ogloszenie wynikow. -Podczas trzeciego glosowania osiagnieto wiekszosc dwunastu glosow - oswiadczyl, gdy szmer glosow przycichl na tyle, zeby jego glos byl slyszalny. - Rada wybrala nowego Lorda Warowni. Lordzie Ranrelu, jako pierwszy chcialbym ci pogratulowac tego zaszczytu. Od granitowych scian Tilleku odbily sie echem radosne okrzyki. Ranrel wydawal sie zaszokowany i niezbyt pewny, czy moze uwierzyc wlasnym uszom. Blesserel wygladal tak, jakby gotowal sie do morderstwa, a Terentel tylko wzruszyl ramionami, obrocil sie na piecie i przepchnal przez tlum do najblizszej beczki z winem. Ze szczytow wzgorz smoki ryknely swoje gratulacje, a nad glowami zebranych radosnie fruwaly jaszczurki ogniste, dolaczajac swoje wysokie glosy do ryku smokow. Lord Ranrel zostal natychmiast otoczony przez przyjaciol klepiacych go w plecy, sciskajacych za ramiona i wykrzykujacych gratulacje. Do Blesserela podeszli Sigomal, Sangel, Nessel i Begamon. Jaxom nie trudzil sie obserwowaniem reakcji Blesserela. Twarz Sigomala sciagnela sie z niezadowolenia i malowala sie na niej przebieglosc, ktora nie wrozyla nic dobrego nikomu, kto wyszedlby mu dzis w droge. -Bylo bardzo ciezko? - spytala Sharra obejmujac Jaxoma. - Ruth mowil, ze jestes zly i zdenerwowany, ale nie wiedzial dlaczego. -Bylem i jestem. Daj mi swoj kielich - odrzekl, potrzebujac kojacego trunku. - Chodzmy do Sebella i Mistrza Robintona. Tez powinni uslyszec o niektorych rzeczach. Twoj brat chcial wiedziec, kto zostanie Lordem Ladowiska. Sharra przewrocila oczami ze zdumienia. -Nigdy sie nie nauczy, prawda? Co mu powiedzieliscie? -Prawde - odrzekl Jaxom. - Pamietasz, jak zaprosilismy Breide'a, zeby upewnic sie, ze Torik dowie sie, jak waznym odkryciem jest Siwsp? Sharra zmarszczyla nos. Jaxom uwazal ten jej nawyk za czarujacy. -Byl tak wsciekly na Denola, ktory zajal jego wyspe, ze nie mogl myslec o niczym innym. - Rzucila uwazne spojrzenie na meza. - Powiedziales mu o nieodwolalnosci nadania? -Groghe mu powiedzial. Potrzebowalismy jego glosu dla Ranrela. -Chyba by nie glosowal na Blesserela! - Sharra byla przerazona. -To co dzieje sie podczas Rady, nie powinno byc podane do publicznej wiadomosci - draznil sie z nia Jaxom, usmiechajac sie do niej szczerze. -A odkad to twoja zona jest publicznoscia? Utorowali sobie droge przez tlum w spokojniejsze miejsce, gdzie juz czekali Robinton i inni. -Moi harfiarze takze poinformowali mnie o niecheci tych Lordow - rzekl Sebell, kiedy Jaxom skonczyl streszczac obrady. - Powiedzialem o tym rano Mistrzowi Robintonowi i Lytolowi. I kazalem kazdemu uczniowi z glowa na karku trzymac dzisiaj oczy i uszy otwarte. -Odczuwam niemal ulge, gdy juz wiem, kto jest przeciw nam - stwierdzil Mistrz Robinton. -Naprawde? - spytal Jaxom sceptycznie. - Byl przygnebiony. Mieli tyle nadziei na przyszlosc. I ta nadzieja sie spelni, jesli przezwycieza zasadzki i blahe intrygi terazniejszosci. Wyczuwajac jego nastroj, Sharra przytulila sie do swego wysokiego meza, a on pozwolil jej pocieszac sie. Mimo calej opozycji, udalo im sie przeglosowac wybor Ranrela. Przeciwnicy byli nieliczni i starzy. Rozdzial X Podczas swieta inwestytury Lorda Ranrela Mistrz Rybak Idarolan zwalil sie z nog wczesniej niz inni. Rzadko pil, ale poniewaz mogl stracic najwiecej gdyby Ranrel nie zostal wybrany, byl bardzo zdenerwowany, dopoki nie ogloszono wyniku wyborow. Jednak cieszyl sie ogromnym szacunkiem, wiec wszyscy uprzejmie ignorowali jego niezwykly stan. Kiedy znalazl sie w czesci podworca, gdzie siedzieli Jaxom, Sharra, Robinton, Sebell, Menolly i Tagetarl, jego wesolosc stanowila mila odmiane dla ich ponurych rozmow. -My, rybacy - oznajmil Idarolan z pijacka radoscia - na pewno nie pozostawilibysmy tutaj siedziby naszego Cechu, gdyby Blesserel zostal wybrany. Zaciagnalby dlugi pod wszystko co posiadamy, kazda lodz, zagiel, czy kotwice, jeslibysmy nie uwazali! - Jego wylewnosc byla tak zarazliwa, ze Jaxom nie byl jedynym, ktory zaczal sie usmiechac. - Przenioslbym Cech, kazdego Mistrza, czeladnika i ucznia do tej swietnej zatoki, ktora stare mapy nazywaja Monako! Tak jest, to wlasnie bym zrobil, gdyby nie wybrali Ranrela. -Ale Ranrel zostal Lordem Warowni, wiec nie musisz sie martwic - zapewnil Robinton Mistrza Rybaka. Harfiarz poprosil gestem Sebella i Jaxoma, zeby znalezli stolek dla pijanego, zanim nogi odmowia mu posluszenstwa. Menolly i Sharra podaly mu delikatne kaski, by zjadl, chcac zapobiec dzialaniu wina. -Nie mam zamiaru marnowac czasu na jedzenie, bo i tak zaraz je zwroce - powiedzial Idarolan odsuwajac talerze. Beknal i przeprosil. - Nie zwracajcie na mnie uwagi, drogie panie. Ulzylo mi, i chyba lepiej bedzie, jezeli... Lordzie Jaxomie... - Pochylil sie pod niebezpiecznym katem w strone mlodego Lorda, jego wzrok stracil ostrosc. - Zanim znow zaczne pic, czy bylbys tak dobry i wskazal mi, gdzie mam sie udac? Jaxom skinal na Sebella i podtrzymujac wspolnie Idarolana, skierowali sie w strone najblizszego ustepu za kuchniami. -Strasznie sie balem, tak jest, moi przyjaciele, ze wybrany zostanie ten Blesserel. Bylby to nasz koniec, tak, koniec nas wszystkich, ciezko harujacych rybakow - mruczal dalej Idaloran. - Nie moglem czekac o suchym pysku. Musialem sie pokrzepic raz, albo trzy albo cztery - dodal, swietnie zdajac sobie sprawe ze swego stanu. - Ale znacie mnie chlopcy, nigdy nie pije na pokladzie. Nigdy. Ani zaden z moich Mistrzow. Z tych co sa zarejestrowani w Cechu, znaczy sie. Jaxom wepchnal go do ustepu, a Sebell zrecznie rozluznil jego ubranie, i obaj uprzejmie sie odwrocili. Idarolan zaczal spiewac jakas szante, ale, choc jego mowa byla calkiem wyrazna jak na kogos, kto tyle wypil, mogl tylko mamrotac slowa piesni chrapliwym basem. Folgowal sobie przez tak dlugi czas, ze przyjaciele wymienili spojrzenia dziwiac sie pojemnosci jego pecherza. Usmiech Jaxoma zmienil sie w chichot, a potem Sebell zaczal sie smiac. Nieswiadom niczego, Idarolan dalej sobie podspiewywal. Nagle skonczyl swoje dzielo i zaczal sie osuwac na ziemie. -Och! Trzymaj go - polecil Jaxom pospiesznie Sebellowi i zarzucil sobie bezwladne ramie Idarolana przez plecy. -Odplynal, Jaxomie - odrzekl Sebell, usmiechajac sie szeroko i potrzasnal glowa. - Moze lepiej zostawmy go tutaj, niech sie przespi. -Mistrz Robinton nigdy nam tego nie wybaczy. Wsliznij sie do kuchni, Sebellu, i przynies dzbanek klahu. Otrzezwimy go. Dlaczego ma swietowac tylko przez polowe dnia? Najlepsze dopiero nadchodzi. -Zaraz wracam. - Sebell wysunal sie z ustepu uwaznie zamykajac za soba drzwi. Jaxom ustawil Idarolana w wygodniejszej, a przynajmniej w latwiejszej do utrzymania pozycji, ale mezczyzna byl sliski jak ryba na pokladzie. Staral sie ulozyc mu rece na kolanach, jednoczesnie podtrzymujac go dlonia. Jaxom zauwazyl po raz pierwszy jak niewielkie byly stopy Idarolana, nawet w miekkich paradnych pantoflach ze skorki. Ktos otworzyl i zatrzasnal zewnetrzne drzwi. Odglos stop na kamiennej podlodze oznajmil nadejscie kilku mezczyzn w skorzanym obuwiu, nie w twardych buciorach, zadecydowal Jaxom, zadowolony ze swych zdolnosci obserwacyjnych. Chcac oszczedzic Idarolanowi zaklopotania, szybko pochylil sie do przodu i zamknal drzwi na zasuwe. -Coz, nie jest jedynym spadkobierca. Nie jest nawet bezposrednim dziedzicem - mowil jeden z mezczyzn. -Wiemy o tym - odrzekl drugi chrapliwym glosem. - Jego matka byla tylko kuzynka Rodu w trzeciej linii, a Rod sie jej wyparl. Ale druga kuzynka zyje, wszyscy wiedza, ze nalezy do Rodu, i to jej syna poprzemy na jego miejsce. Chlopakiem bedzie latwo kierowac. Wyobraza sobie, ze naprawde nalezy do Rodu. -I tak jest - powiedzial pierwszy glos. -Nie zapominaj, ze ma synow, ktorzy sa krewnymi w pierwszej linii, nawet jesli z powodu matki zostal pozbawiony prawa do dziedzictwa - powiedzial chrapliwy. Jaxom nie mogl odgadnac o kim mowili, gdyz nie bylo watpliwosci co do pochodzenia Ranrela. Mial jasne oczy ojca i nieregularne rysy dziada ze strony matki. Ale ton rozmowy o tej latwej zamianie synow i prawdziwej krwi Rodow byl niepokojacy. -To nie odbiera mu prawa - powiedzial pierwszy mezczyzna z niechecia. -Wychowal sie w Weyrze, nie w Warowni, i jest jezdzcem, wiec nie moze byc Lordem. -Jego synowie sa zbyt mlodzi, zeby brac ich pod uwage, nawet gdyby wyznaczyc opiekuna. Nie, ten miejscowy chlopak bedzie odpowiedni. Trzeba go tylko zachecic. -A wiec wszystko czego potrzebujemy, to wygodny wypadek. Wtedy na porzadku dziennym stanie sprawa sukcesji Warowni. -Owszem, nic wiecej nie potrzebujemy - przyznal chrapliwy glos. -Ale jak... - spytal nizszy glos. -Lata przeciw Niciom, prawda? I lata do Siostr Switu. To niebezpieczne. Zaczekajmy na odpowiedni moment i... - Nie musial dalej wyjasniac swego haniebnego planu. Nie wierzac wlasnym uszom, Jaxom potrzasnal glowa. Paralizujacy chlod rozszedl mu sie po ciele i przeniknal krew, gdy zdal sobie sprawe, ze mezczyzni mowili o nim, Lessie i F'lessanie. "Miejscowy chlopak" to mogl byc tylko Pell, gdyz jego matka, Barla, pochodzila z Rodu Ruathy. -Nie rusze sie z ziemi, o nie,- wykrzyknal drugi z mezczyzn. Juz odchodzili. -Nie bedziesz musial - powiedzial pierwszy mezczyzna z nieprzyjemnym chichotem. - My... - zamykajace sie drzwi przerwaly zaczete zdanie. Jaxom zdal sobie sprawe, ze przestal oddychac, wiec wciagnal gleboko powietrze. Caly sie trzasl. Brak tlenu, powiedzial sobie, zmuszajac sie do oddychania. Idarolan jeknal i zaczal wysuwac sie z chwytu, ktory Jaxom niechcacy rozluznil. -Sebellu, pospiesz sie! - Gdyby tylko Sebell nadszedl w tej chwili, zobaczylby kto wyszedl z ustepow. Powiem jego jaszczurce ognistej, odezwal sie nagle Ruth niespokojnie. Czym sie martwisz? Czy Mistrz Rybak jest chory? Nie, Ruth, Idarolan jest tylko bardzo pijany. Popros Kimi, by powiedziala Sebellowi, zeby zaraz tu przyszedl. Chociaz jest juz chyba za pozno, dodal. Nie rozpoznal zadnego z glosow i zaden z nich nie zdradzil jakiegos charakterystycznego akcentu, dzieki ktoremu moglby zidentyfikowac Warownie lub Cech, z ktorego pochodzili. Nagle uslyszal otwierajace sie drzwi. -Jaxom? Co sie stalo? -Zauwazyles moze trzech mezczyzn wychodzacych stad? - spytal Jaxom nerwowo. -Co sie stalo? Kimi mowila, ze to pilne. Jakich mezczyzn? Caly Pern jest na podworcu. Sebell probowal otworzyc drzwi, Jaxom odsunal zasuwe. Zaniepokojony Mistrz Harfiarz spojrzal na nieprzytomnego Mistrza Zeglarza, a potem na Jaxoma. W jednej rece trzymal dzbanek, a kubek wetknal pod ramie. -Mniejsza o to, juz jest za pozno - odparl Jaxom czujac sie pokonany. Postanowil nie niepokoic Sebella i nie streszczac mu rozmowy, ktora rownie dobrze mogla byc po prostu gadanina niezadowolonych. Gadanie nie wyrzadza krzywdy, powiedzial sobie, choc podsluchana wymiana zdan brzmiala dosc groznie. Westchnal z rezygnacja. -Co sie stalo? - nalegal Sebell. Harfiarski instynkt Sebella jest bardzo wyostrzony, pomyslal Jaxom ponuro. Ale byl on przeciez szkolony, zeby zauwazac i slyszec nawet to, co nie zostalo wypowiedziane. Jaxomowi udalo sie przybrac obojetny ton. -Przypuszczam, ze nie wszyscy sa zadowoleni z wyboru Ranrela. Sebell spojrzal na niego z ukosa. - To prawda, ale ten tutaj jest. Podnies mu glowe. Moze zapach klahu go obudzi. A pomoc wkrotce nadejdzie. -Nie przeszkadza mi... - zaczal Jaxom. Nie chcial, zeby ludzie mysleli, ze jest przewrazliwiony lub ze nie radzi sobie zbyt dobrze z pijanym przyjacielem. Sebell usmiechnal sie przesuwajac pelen kubek klahu pod nosem Idarolana. Ten poruszyl sie. -Tak, dobrze ci idzie w takich wypadkach, Jax, ale jego rodzina martwi sie o niego, wiec zachowujmy sie dyskretnie. Drzwi ponownie otworzyly sie i weszlo pospiesznie kilka osob. - Mistrzu Sebellu? Sebell odepchnal drzwi wygodki. -Tutaj! Wymiana podtrzymujacych zostala przeprowadzona zrecznie, ale gdy Jaxom i Sebell odsuwali sie, uslyszeli nieomylne dzwieki zapowiedziane przez Idarolana. Usmiechneli sie do siebie. -Zawsze wiedzialem, kiedy nadchodzi wlasciwy moment - powiedzial Sebell. - Nawet Mistrz Shonagar tak uwazal. Ach, zaczeli grac. W drzwiach Jaxom przystanal, bo zorientowal sie, dlaczego Sebell nie zauwazyl mezczyzn wychodzacych z ustepow. Podczas krotkiego czasu, ktory spedzili pomagajac Idarolanowi, podworzec wypelnil sie swietujacymi, wszyscy byli rozweseleni winem i zajadali sie przysmakami z tac roznoszonych przez sluzbe. -Kiedy przyjdzie kolej na ciebie i Menolly? Sebell mrugnal. -Kiedy tylko dobry Lord Ranrel poprosi nas! -Nowa piesn? -Cozby innego przy wyborach Lorda? Jaxom poczul sie lepiej widzac radosc Sebella. Nie warto bylo sie zamartwiac. Ci ludzie pewnie tak tylko gadali. Ale bedzie mial oczy otwarte. Jaxom byl w zdecydowanie lepszym nastroju, kiedy on i Sharra niechetnie opuscili miejsce tancow. Niestety obowiazki wzywaly. Opad Nici mial sie rozpoczac nad morzem, ale przesunie sie ponad poludniowa granica Ruathy. Jaxom, bez wzgledu na to, jak bardzo zajety byl z Siwspem na Ladowisku, nigdy nie opuszczal lotow przeciwko Niciom, i z checia przylaczal sie do skrzydla T'gellana ze Wschodniego Weyru, kiedy Nici tam spadaly. Byl to dla niego nie tylko punkt honoru. Obaj z Ruthem czuli sie ozywieni bliskim niebezpieczenstwem Opadu i uwielbiali stawac sie czescia walczacego Weyru. -Spojrz, Jaxomie - rzekla Sharra, gdy przygotowywali sie do opuszczenia Warowni. Wskazala w gore, na mase smoczych brzuchow ledwo widocznych w swietle niezliczonych pochodni, ktore o zachodzie zajasnialy na kazdym murze, w Warowni, chacie i na lodziach. - Zaloze sie, ze to caly Weyr Fort wyrusza do domu! Jaxom usilowal dostosowac uprzaz tak, zeby nie uszkodzic sukni Sharry i spojrzal nieuwaznie. -Pewnie masz racje. -Nie martw sie o moja suknie, Jax. Juz i tak sie zakurzyla podczas tanca. Jaxom przytaknal i poczul dlon Sharry targajaca mu wlosy. Usmiechnal sie. Martwil sie, ze zmeczyla sie tancem, ale jesli nadal byla tak rozbawiona, na pewno nie jest wyczerpana. Wroca do Ruathy na czas. Ruth? Latam pomiedzy w czasie, gdy jest to konieczne, ale w tej chwili nie ma zadnego powodu. Doprawdy? - Jaxom radosnie wskoczyl na bialego smoka. Sharra usmiechnela sie do niego, obejmujac go mocno ramionami i usilujac wcisnac palce pod jego kurtke, zeby dotknac golej skory. Masz dosc czasu. Ruth oderwal sie lekko od ziemi, wykonujac skrzydlami niezbedny manewr. -Jak cudownie! - wykrzyknela Sharra Jaxomowi do ucha. - Popros Rutha, zeby zawisl w powietrzu. Nigdy wiecej nie zobaczymy Tilleku wygladajacego tak pieknie. Ruth uprzejmie zatoczyl szerokie kolo. Opuscil glowe, bo tez chcial napawac sie widokiem. Jaxom zauwazyl, ze oczy smoka blyszcza blekitem, kazda z ich wielu faset odbijala malenkie punkciki jasnych swiatel Tilleku. Warownia, wszystkie okoliczne chaty i lodzie w zatoce obrysowane byly swiatlem pochodni i zarow. Jaxom poczul westchnienie Rutha. Sila woli zmusil sie, by pod powiekami powstal mu obraz niczym nie udekorowanych wzgorz Ruathy i poprosil smoka, by ich tam zabral. Nastepnego dnia nie bylo mu latwo podniesc sie z lozka, chociaz Sharra juz wstala, zeby ukolysac malego Shawana, ktory rozplakal sie nagle o swicie. Opad mial sie zaczac po poludniu, wiec Jaxom pozwolil sobie na pare chwil poleniuchowania i na wypicie porannego kubka klahu. Sharra przyszla z Shawanem, teraz juz radosnym. Jarrol zjawil sie w chwili, kiedy uslyszal glos ojca i rzucil sie na lozko, domagajac sie laskotek. Policzki mial zarozowione od snu, a krecone wlosy przylizane z jednej strony glowy. Po laskotkach, Jarrol podazyl za ojcem, gdy ten myl sie i ubieral. Potem ruszyli na sniadanie, ktore juz podano w glownym pokoju ich apartamentu. Jaxom poslal Jarrola z prosba, by Brand przylaczyl sie do nich. Teraz byl odpowiedni moment na uporanie sie z pilnymi sprawami, ktore mogly pojawic sie podczas ostatniego siedmiodnia jego nieobecnosci w Ruathcie. A poniewaz jutro Sharra i Jarrol mieli udac sie z nim na Ladowisko, byly tez inne rzeczy, ktorymi nalezalo sie zajac. Kiedy Sharra zabrala chlopcow ze soba, Jaxom przypomnial sobie dziwna rozmowe w ustepie w Tilleku. -Powiedz mi Brand, co porabia maly Pell, syn Barli i Dowella? -Uczy sie rzemiosla od ojca, ale wolalby byc na Ladowisku. -Jak polowa polnocnej mlodziezy - zauwazyl Jaxom, siadajac wygodnie na pieknym drewnianym krzesle, ktore Dowell dla niego wyrzezbil. - Ma zdolnosci ciesielskie? -Radzi sobie dosc dobrze, kiedy robota go wciagnie. - Brand wzruszyl ramionami. - Dlaczego pytasz? -W Tilleku uslyszalem przypadkiem dosc dziwna rozmowe. Byc moze to tylko niezadowoleni z wyboru wyglaszali swoje komentarze. Pell moglby aspirowac do tytulu Lorda Ruathy, prawda? Brand popatrzyl na niego niespokojnie. -Co za glupstwa, Jaxomie! - zbesztal go tonem ktorego uzywal, gdy Jaxom byl malym rozrabiaka. - Jestes zdrowy, masz dwoch wspanialych synow, a wkrotce zapewne bedzie ich wiecej. - Spojrzal spode lba. - Co dokladnie uslyszales, i czy powtorzyles to Lytolowi? -Nie, ty tez mu nic nie mow. Niech to zostanie miedzy nami, zgoda? -Tak, oczywiscie - pospiesznie zapewnil go Brand, a potem pogrozil mu palcem. - Ale tylko jesli powiesz mi, co slyszales. Jaxom z ulga wszystko mu opowiedzial, gdyz calkowicie ufal Brandowi. Mial nadzieje, ze gdy bedzie powtarzal poslyszane slowa, straca one swoj przerazajacy wydzwiek, ale Brand potraktowal je bardzo powaznie. -Czy ktos potrafilby zaplanowac wypadek, w ktorym moglbys zginac ty albo Ruth? - spytal. Jaxom prychnal. -Zapewniam cie, ze od tej chwili zamierzam uwaznie dobierac towarzyszy. Ale nie sadze, by mozna bylo latwo przygotowac cos takiego. -Te dwie podroze, ktore juz odbyles, nie byly calkiem bezpieczne. Jaxom potrzasnal gwaltownie glowa. -Byly bezpieczne, bo Ruth znajdowal sie ze mna, a Siwsp bez przerwy sie z nami komunikowal. Za pierwszym razem byli z nami rowniez Piemur z Farli i Trig. Sharra ma poleciec na gore jutro, wiesz o tym? Mirrim i S'len zostali wyznaczeni na pojutrze. Nikt z nich nie konspirowalby przeciwko mnie. Poza tym Ruth nie pozwoli, zeby cos mi sie przytrafilo. Badz pewien, ze nie! Jaxom usmiechnal sie, a Brand rozpoznajac oznaki rozmowy ze smokiem rozluznil sie, a nawet pozwolil sobie na lekki usmiech. -Nie doceniaja ciebie i Rutha, a teraz, kiedy zostales ostrzezony... - Brand zmarszczyl czolo, a jego oczy sie zwezily. - Porozmawiam z Pellem. Jest mlody, dumny ze swojego dziedzictwa, ale nie na tyle glupi, by chciec obalic ciebie i zostac Lordem. Poza toba i twoimi synami sa takze chlopcy F'lessana. Dzieki Lessie maja tak samo rowne prawo do Ruathy, nawet jesli przekazala je tobie, gdy sie urodziles. Nie wyobrazam sobie, by starsi Lordowie odrzucili ich, tylko dlatego, ze F'lessan jest jezdzcem. Przynaleznosc do Rodu jest waznym kryterium, wiec nie sadze, zeby Pell mial jakas szanse. Przynajmniej nie przy obecnym skladzie Rady. Chociaz nie sadze, by doszlo do takich przetargow. - Pewnosc Branda usmierzyla nieco niepokoj Jaxoma. Brand wyprostowal sie, tak jak zawsze robil, gdy zamierzal zmienic temat rozmowy. -To dopiero byla inauguracja - komentowal. Jako Glowny Zarzadca Ruathy, on takze byl obecny podczas uroczystosci w Warowni Tillek. - Tillek wygladal naprawde wspaniale. Bedziemy swiadkami wielkich zmian, teraz, kiedy Ranrel zostal Lordem. Dobrze, ze mamy drugiego Lorda w twoim wieku. Jaxom skrzywil sie. -Tak, moze teraz bede mogl sie czasem odezwac podczas Rady. -Slyszalem, ze Torik w koncu otrzymal od ciebie wiadomosc - Brand usmiechnal sie zlosliwie. -Tak, chociaz to Groghe go powiadomil. No wiec, co masz tu dla mnie? Po poludniowym posilku lece na Opad. -Same drobiazgi, ale trzeba je omowic, Lordzie Jaxomie. Zobaczmy. - Brand podniosl pierwsza kartke ze stosu, ktory przyniosl ze soba. Gdy Jaxom i Ruth krazyli nad Weyrem Fort, Jaxom po raz kolejny zastanawial sie, jak to bylo, kiedy pierwsi jezdzcy zamieszkali w starym kraterze. Czy ustawiali sie oczekujac rozkazow dowodcow, tak jak czynily to wspolczesne smoki, wzdluz Obrzeza, od Gwiezdnych Kamieni do miejsca, gdzie Misa Fortu pokruszyla sie na skutek dawnego osuniecia ziemi? Ilu jezdzcow liczyl Weyr zanim zdecydowali sie zalozyc drugi, nazwany Benden? Nie bylo sposobu, zeby sie tego dowiedziec, i Jaxom poczul przyplyw gorzkiego smutku, bo chociaz dzieki Siwspowi poznali wiele ze swojej przeszlosci, to przeciez nie mogli odzyskac calej utraconej wiedzy. Jednak, jakkolwiek wielka byla chwala przeszlosci, obecny widok Weyru jak zwykle zaparl mu dech w piersiach. A Fort wystapil w pelnej sile, gdyz w eskadrach latali juz takze mlodzi jezdzcy z obecnego Obrotu. Zielone, niebieskie i brazowe smoki zajmowaly pozycje za spizowymi oficerami skrzydla, ich skory lsnily zdrowo w poludniowym sloncu. Spizowy Lioth N'tona stal niczym posag przed Gwiezdnymi Kamieniami. Ruth odpowiedzial na powitalne rykniecie Liotha i zrecznie zajal swoja zwykla pozycje z prawej strony Przywodcy Fortu. N'ton zasalutowal Jaxomowi i wskazal w dol Misy, gdzie czterech jezdzcow zielonych smokow zaopatrywalo sie w miotacze ognia. Wracajacy ze zwiadu jezdziec blekitnego smoka pojawil sie nagle w powietrzu dajac ramionami starodawny sygnal oznaczajacy, ze Nici sie zblizaja, a wtedy smoki nieomal jednoczesnie odwrocily glowy, aby wziac od swoich jezdzcow skale fosfinowa. Krolowe zaryczaly na znak gotowosci i jedna po drugiej uniosly sie z dna Misy, zajmujac pozycje po lewej stronie N'tona i Liotha. Wielki spizowy smok uwaznie rozgryzl pierwsza porcje skalki, ktora mial polknac tego dnia. Jaxom tez podal Ruthowi smoczy kamien. Jak zwykle zachwycony sluchal odglosu smoczych zebow rozkruszajacych fosfine. Znal juz naukowe wyjasnienie procesu, dzieki ktorym smoki trawily skale w swoich drugich zoladkach i bekaly fosfinowym gazem, ale w niczym nie umniejszylo to jego powazania dla smokow. Jaxom uwaznie obserwowal, kiedy Ruth przezuwal, gdyz zdarzalo sie czasami, ze smok przygryzal jezyk czy policzek, drobny wypadek, ktory mimo wszystko uniemozliwial mu walke z Nicmi do chwili wygojenia sie ranki. Kiedy Lioth przezul swoja skale, zaryczal raz jeszcze, a N'ton dal ramieniem odwieczny sygnal do startu. Z poteznym wymachem skrzydel Lioth opuscil Obrzeze, a Ruth wzlecial tuz za nim. Krolowe z wdziekiem zaczely sie unosic w powietrze. Osiagnawszy odpowiednia wysokosc Lioth skrecil ostro na poludniowy wschod i jedne po drugich, eskadry wzlatywaly, ustawiajac sie w bojowych pozycjach: trzy powyzej, trzy za N'tonem i Ruthem, a trzy jeszcze nizej, tuz nad krolowymi. Ludzkie oczy obserwowaly N'tona, podczas gdy smoki czekaly na znak Liotha. Choc Jaxom czesto widzial loty smokow wchodzacych w powozy, a rowniez jakze czesto sam wchodzil w sklad takiej grupy, zawsze na ten widok odczuwal dreszcz. Gdy lecimy pomiedzy, odczuwam wiekszy chlod niz w kosmosie, powiedzial do Rutha. Zaledwie zdazyli raz odetchnac, a juz byli nad poludniowa granica Ruathy, rzeka pod nimi wila sie niby srebrny waz. A na wschodzie widac bylo srebrny deszcz, ktory mieli zniszczyc. Eskadry zetknely sie z Nicmi ziejac na nie ogniem i obserwujac, jak zwijaja sie i skrecaja w ogniu i opadaja, juz niegrozne, jako popiol na ziemie daleko w dole. Wyzej lecace skrzydla przemierzaly niebo, a na najnizszym poziomie jezdzczynie krolowych posylaly wielkie obloki ognia na te nieliczne Nici, ktore przemknely miedzy smokami znajdujacymi sie wyzej. Raz jeszcze Jaxom i Ruth brali udzial w odwiecznej obronie Pernu, wpadajac w rytm, unikajac niebezpieczenstwa, na mgnienie oka wchodzac w pomiedzy, wypuszczajac ogien na smiertelny deszcz. Dzialali instynktownie dzieki latom praktyki. Nie potrzebowali swiadomego porozumienia ani wskazowek. Przeszli przynajmniej osiem razy przez Opad, przemieszczajac sie coraz bardziej na poludniowy wschod, kiedy niebieski smok tuz przed nimi krzyknal z bolu i zanurkowal w pomiedzy. Jaxom zesztywnial i wstrzymal oddech, oczekujac powrotu niebieskiego. Pojawil sie ponownie duzo nizej. Blona jego lewego skrzydla byla upstrzona Bruzdami od oparzen Nici. Mocno dostal, powiedzial Ruth Jaxomowi, gdy niebieski znow zniknal, niewatpliwie zmierzajac do swojego Weyru, gdzie specjalnie przeszkolone kobiety opatrza jego rane mrocznikiem usmierzajac bol. Jeden z nowych, mlodych jezdzcow. Zawsze zdarza sie jakis, ktory nie uwaza. Jaxom nie byl pewien, czy Ruth mowil o smoku, czy o jezdzcu. Nagle Ruth skrecil ostro, a uprzaz wpila sie w lewe udo Jaxoma. Bialy smok zdolal uniknac gestego zwoju Nici. Zawrocil i mocno ziejac ogniem rzucil sie w dol na opadajace Nici. Potem wyrownal lot, odwrocil glowe w strone jezdzca, a Jaxom natychmiast podal mu wiecej fosfinowej skalki. Ruth rozgryzal ja wznoszac sie, zeby zobaczyc, gdzie jego plomien bedzie najbardziej potrzebny. W pewnym momencie ostro skrecil w prawo, raz jeszcze zarzucajac Jaxoma i sprawiajac, ze uprzaz znow sie napiela. Jaxom poczul, ze przedni pas rozciagnal sie nie opinajac go tak jak nalezalo. Szybko schwycil szyje smoka prawa reka, scisnal nogami siodlo i trzymal mocno uprzaz z lewej strony. Ruth natychmiast zareagowal i zatrzymal sie, aby Jaxom odzyskal rownowage. Pasek pekl? spytal zdumiony tak, ze az z jego pyska wymknela sie odrobina plomienia. Jaxom przeciagnal wzdluz uprzezy palcami w rekawicach. Zniszczone miejsce bylo latwo wyczuwalne, dokladnie pod zapieciem skora rozciagnela sie, lecz jeszcze nie pekla, chociaz niewiele brakowalo. Przy troszke wiekszym nacisku pasek by sie rozerwal i jezdziec wylecialby z siodla. Jaxom od razu przypomnial sobie zlowroga rozmowe, ktora podsluchal. Ale chyba nie udaloby im sie wprowadzic planu w zycie z dnia na dzien? "Wypadek", powiedzieli. Co moglo byc mniej podejrzane niz zniszczona uprzaz jezdzca? Jezdzcy sami dbali o swoja uprzaz i czesto ja wymieniali. Przed kazdym Opadem sprawdzali, czy nie ma sladow zuzycia. Jaxom przeklinal sam siebie. Dzis rano nie sprawdzil uprzezy, tylko zwyczajnie wzial ja z haka w weyrze Rutha, a bylo to miejsce, do ktorego dostep mial kazdy w Ruathcie, zarowno mieszkancy jak i goscie. Istniala rzecz jeszcze zimniejsza niz pomiedzy czy przestrzen kosmiczna. Strach! Nie pekl, Ruth. Ale skora jest rozciagnieta. Wracajmy do Fortu, pobiore zmiane od Mistrza Weyrzatek. Powiedz Liothowi, dlaczego odchodzimy. Zaraz bedziemy z powrotem. Jaxom zniosl zasluzona nagane od H'nalta, Mistrza Weyrzatek, gdyz kiedy przyjrzeli sie paskowi, okazalo sie, ze byl przesuszony i na tyle kruchy, by z latwoscia rozciagnac sie i peknac. Przynajmniej metalowe zapiecie wygladalo wystarczajaco dobrze, zeby zadowolic starego H'nalta. Czujac ulge, ze tym razem problem zostal spowodowany zwyklym zuzyciem ekwipunku, Jaxom i Ruth dolaczyli do Weyru i walczyli az do zakonczenia Opadu. Pierwsza rzecza, do ktorej Jaxom zabral sie po powrocie do Ruathy, bylo wyciecie nowych paskow z grubej, dobrze wyprawionej skory wykonanej w jego wlasnej Warowni. Tego wieczoru z pomoca Jarrola natluscil i przyszyl paski do zapiec. Nie wspomnial o wypadku Sharrze, ktora, na szczescie, byla przyzwyczajona do widoku Jaxoma spedzajacego wieczory na naprawie uprzezy. Gdy Ruth juz ulozyl sie wygodnie w swoim weyrze, powiesil naprawiona uprzaz na haku, ale pozniej ukryl inna, starannie sprawdzona, a takze podwojna, ktorej uzywal gdy latal z Sharra. Ostroznosc jest najlepsza bronia, powiedzial sobie. Obudzili sie na dlugo przed switem. Dzis udawali sie z Ruathy na Ladowisko. Jaxom pomogl Sharrze otulic spiacego Jarrola w cieple ubranie jezdzieckie. Shawan byl zbyt mlody, zeby zniesc chlod pomiedzy i do powrotu matki miala sie nim zajmowac nianka. Ta podroz byla na tyle podniecajaca, ze Sharra przynajmniej raz odlozyla na bok swoje matczyne obowiazki. Zobaczy sie tez z ukochanymi przyjaciolmi. Jancis zgodzila sie zajmowac Jarrolem i wlasnym Pierjanem, kiedy Sharra bedzie na "Yokohamie". Jej dwie jaszczurki ogniste, spizowy Meer i brazowa Talia, byly nawet bardziej niz ona podekscytowane i dostaly bure od Rutha, kiedy startowal z ciemnego podworca Ruathy. Na Ladowisku bylo chlodno, gdyz na Poludniowym Kontynencie panowala teraz zima, ale nigdy nie byla ona tak ponura jak w Ruathcie. Sharra kochala Ruathe, byl to dom Jaxoma, narodzily sie tam jej dzieci, ale to na Poludniu spedzila mlodosc. Gdy tylko weszli do budynku Siwspa, Mirrim, ktora gawedzila z D'ramem, wybiegla im na powitanie. -Jestem gotowa, jesli i wy jestescie - oznajmila. -Spokojnie, dziewczyno! - rozesmial sie Jaxom. Zwiazek z T'gellanem znacznie ja uspokoil, ale nadal bywala nadgorliwa i meczaco entuzjastyczna. -Coz, jestem gotowa, zostaly tylko dwie barylki i pojemniki do przeniesienia na grzbiecie mojej zielonej Path. I wiem juz, co mamy robic - rzucila spojrzenia na Sharre. - To takie proste. Otworzymy paczuszki, dodamy wody i zamieszamy. -Niezupelnie - odparla Sharra z usmiechem. - Ustawienie luster zabierze nam troche czasu, a od ich pozycji zalezy prawidlowa hodowla alg. -Wiem, wiem... - Mirrim niecierpliwie pstryknela palcami. -Czy S'len tez jest gotow? - spytal Jaxom. -Och! - Mirrim jeknela z rozbawieniem. - Studiuje zdjecia mostku, mimo ze Ruth i tak nam powie, gdzie ladowac. -Kto wezmie beczki z woda? - Sharra ujela Mirrim za reke i wyprowadzila, by sprawdzic ostatnie szczegoly zaladunku. -Slyszalem, ze powiedziales Torikowi, co ma robic - odezwal sie D'ram gdy zostali sami z Jaxomem, a jego oczy blyszczaly lobuzersko. -Nie - spokojnie odparl Jaxom. - Lord Groghe to zrobil. Jaki mamy plan na dzisiaj? - spytal, zmieniajac temat. -Siwsp przekaze ci wszystko, co musisz wiedziec. - D'ram poprowadzil go korytarzem. - Czeka na ciebie. I Jaxom musial jeszcze raz wysluchac szczegolowego planu akcji. -W Sektorze Alg jest teraz wystarczajaca ilosc tlenu, ale wykonajcie wasze zadania tak szybko jak to mozliwe. Jaszczurki ogniste maja towarzyszyc pani Sharrze i jezdzcowi zielonej smoczycy, Mirrim, gdyz beda one narazone na nagle zmiany cisnienia lub poziomu tlenu. Poza rym nalezy wycwiczyc jak najwiecej jaszczurek w lotach ma "Yokohame". -Kiedy wreszcie wyjasnisz ten aspekt twojego planu? - spytal Jaxom, bezglosnie wypowiadajac odpowiedz, ktora, jak wiedzial, uslyszy od Siwspa. -We wlasciwym czasie. Jaxomie, po co pytasz, jesli znasz odpowiedz? Jaxom uniosl obie dlonie. Nic nie uchodzilo uwadze tego urzadzenia, nawet cicha kpina. -Tylko sprawdzam - odparl uprzejmie - czy podczas mojej nieobecnosci nie nadszedl wlasciwy czas. -Jest jeszcze bardzo wiele do zrobienia, zanim ten czas nadejdzie. Z pewnoscia, sposrod wszystkich ludzi, ktorzy byli na "Yokohamie", ty powinienes najlepiej zdawac sobie z tego sprawe. -Jeszcze dwa Obroty? -I piec miesiecy i dwanascie dni, biorac pod uwage pozycje wedrownej planety. W tym czasie jaszczurki ogniste naucza sie swojej roli poslancow. Nawet pozostajac tutaj beda mogly przenosic na "Yokohame" potrzebne przedmioty, gdyz sa do tego zdolne. Jaxom ukryl rozczarowanie. Nie mieli innego wyjscia, jak tylko posuwac sie w tempie wyznaczonym przez Siwspa. Ciekawe, co Siwsp kaze jaszczurkom przenosic? Swiadom, ze dalsze wypytywanie Siwspa nic nie da, dolaczyl do innych, by przygotowac sie do dzisiejszej pracy. Bylo mnostwo chetnych do pomocy przy ladowaniu pojemnikow z tlenem i barylek wody na Rutha, Path i Bigatha S'lena, chociaz Mirrim robila duzo szumu wokol rozmieszczenia pojemnikow na jej ukochanej Path. -Marnujesz czas, Mirrim - zdenerwowal sie w koncu Jaxom, kiedy upierala sie, zeby wylozyc miekko wezly na grzbiecie Path. - Ciezar jest dobrze rozmieszczony, a my bedziemy tam w jednej chwili, przeciez o tym wiesz. - W glebi ducha zastanawial sie, czy Mirrim nie pokrywa w ten sposob swojego zdenerwowania. Sharra byla dosc opanowana, S'len rowniez, chociaz jego twarz zarumienila sie z podniecenia. -Po prostu nie chce, zeby sie przesuwaly - odparla nadasana Mirrim. -I tak beda sie przesuwac. Przez cala droge na "Yokohame" - zauwazyl S'len usmiechajac sie do niej. -Juz dosc! Ruszamy! Teraz, Ruth! - zawolal Jaxom, czujac, jak dlonie Sharry zaciskaja sie mocniej na jego pasie. Przekazal Ruthowi wizje mostku i uslyszal, ze bialy smok podaje instrukcje Path i Bigathowi. Istnialo wiele rzeczy, ktorych Jaxom nie rozumial w zwiazku z Siwspem, a z kolei sztuczna inteligencja nie byla w stanie zrozumiec smoczych zdolnosci. Na przyklad, jaki ciezar smok moze przeniesc? Odpowiedz brzmiala: Taki, jaki smok uwaza, ze moze przeniesc. Odpowiedz te Siwsp uwazal za dziwaczna, i z pewnoscia niezbyt pomocna, kiedy potrzebne byly dokladne liczby. Nastepne pytanie: Skad smoki wiedza dokad sie udaja? Stwierdzenie, ze jezdzcy im to mowia nie wyjasnialo Siwspowi niczego. Choc wiedzialy, co to jest teleportacja, nie mogl zrozumiec dlaczego telekineza byla idea niemozliwa do wyjasnienia smokom czy jaszczurkom ognistym. Zwlaszcza, kiedy Ruth zrozumial to, czego nie pojela Farli, czyli koniecznosc udania sie na "Yokohame". Rozmyslajac o tej wspolnej podrozy na statek kosmiczny, Jaxom spytal Rutha, czy moze uniesc dwoch jezdzcow, jak rowniez dwie ciezkie barylki, jedna z czysta woda, a druga z woda gazowana. Ruth potwierdzil, chociaz wedlug Siwspa bylo to wiecej niz drobny smok byl w stanie uniesc. -Jesli Ruth uwaza, ze moze to zrobic, to znaczy ze moze - mogl tylko odrzec Jaxom. - To nie jest daleko. Moze bedzie latwiej, zaproponowal Ruth, gdy juz mial startowac, po prostu wejsc w pomiedzy z ziemi, zamiast najpierw leciec w gore? Czyzby ladunek mimo wszystko byl dla ciebie zbyt ciezki? Jaxom zaczal sie z nim draznic. Oczywiscie, ze nie. Tylko nieporeczny! Wszyscy gotowi. Ruszamy! Piec towarzyszacych im jaszczurek ognistych pisnelo, a w nastepnym momencie pojemniki stuknely o sciany mostka. Rozlegly sie okrzyki zdumienia trzech osob, ktore znalazly sie tu po raz pierwszy. Jaxom uslyszal jak Sharra wciaga gleboko powietrze. Odwrocil sie i zobaczyl wyraz zachwytu na jej slicznej twarzy, kiedy tak patrzyla na niesamowity widok Pernu otoczonego czernia kosmosu, rozciagajacy sie pod nimi. Meerowi i Taili, jej jaszczurkom ognistym, a takze trojce Mirrim: Reppie, Lokowi i Tolly'emu, rowniez udalo sie dotrzec na miejsce i teraz lataly po calym mostku, popiskujac z zachwytu nad stanem niewazkosci. -Och! - wydusila z siebie, a jej oczy blyszczaly. - Teraz rozumiem, kochany, dlaczego to wszystko tak cie pochlonelo. Pern jest taki piekny, wyglada stad tak spokojnie. Gdyby tylko ci klotliwi, skwaszeni starcy mogli zobaczyc stad nasz swiat. To jest niewiarygodne, prawda Mirrim? - Nie bylo odpowiedzi. - Mirrim? Jaxom obrocil sie w strone jezdzczyni zielonej smoczycy, ktora gapila sie z wytrzeszczonymi oczami przez szerokie okno. -To jest Pern? - spytala Mirrim urywanym glosem. - Tam w dole? - Prawie bezwladna dlonia wskazala kierunek. -Tak, to Pern! Czy to nie wspanialy widok! - Jaxom probowal dodac jej otuchy, bo Mirrim byla zupelnie zdruzgotana. -S'len, wszystko w porzadku? -Tak sssadze - zabrzmiala niepewna odpowiedz. Jaxom usmiechnal sie do Sharry. -Jest niesamowity - przyznal z nonszalancja osoby obznajomionej z nowa sytuacja. - Ale ruszcie sie. Pamietacie jak Siwsp przypominal nam, ze nie mozemy marnowac tlenu? -Dlaczego? - zapytala Mirrim, ktora juz odzyskala swoja zwykla pewnosc siebie. - Musimy tylko sprowadzic wiecej pojemnikow. - Szybkim ruchem odpiela jezdziecka uprzaz. -Ostroznie, Mirrim. Jestes w... ach, uwaga! - Jaxom urwal. Mirrim zapomniala, jak powinna poruszac sie w stanie niewazkosci i plynela teraz w strone sufitu. - Wyciagnij reke i bardzo ostroznie odepchnij sie od stropu. Wlasnie tak. Mirrim byla zbyt zaskoczona, zeby krzyczec. Poza tym, nie chciala pokazac sie ze zlej strony. Postapila zgodnie ze wskazowkami i nawet udalo jej sie slabo usmiechnac, gdy schwycila wysuniety na pomoc pysk Path. Na szczescie, zielona smoczyca byla wcisnieta dosc ciasno miedzy porecz a sciane, dzieki czemu uniknela niewygod stanu niewazkosci. -Kiedy zsiadasz, poruszaj sie powoli i plynnie, S'lenie. Trzymaj sie szyi smoka albo czegos innego - radzil Jaxom. Zanim odpial swoja uprzaz skinal na Sharre, zeby tez usluchala jego rady. Zachecajac ich i doradzajac, nadzorowal rozladunek. S'len pokrzykiwal z radosci, kiedy zdal sobie sprawe, ze potrafi przesuwac ciezkie pojemniki jednym pchnieciem palca. -Sa nadal nieporeczne - orzekla Mirrim, popychajac jeden z pojemnikow w strone przechowalni. Potem usmiechnela sie. - T'gellan powinien mnie teraz zobaczyc. Ale rozumiem, dlaczego Siwsp wybral zielone smoki. -Choc raz zielone dostaly najlepsze zadania - dodal S'len z duma. -Zielone smoki sa bardziej wszechstronne, niz to sie ludziom wydaje - stwierdzila Mirrim stanowczo. - Nie moge powiedziec tego samego o zielonych jaszczurkach ognistych - ciagnela kwasno, obserwujac niedorzeczne wyczyny Reppy i Loka, ktorzy przekrecali sie, cwierkajac entuzjastycznie. Meer, Talia i jej brazowy Tolly porzucili takie bzdury i przywarly do okna. Byly tak zafascynowane, ze nawet nie poruszaly skrzydlami. Gdy smoki zostaly rozladowane, Ruth zachecil Path i Bigatha do przylaczenia sie do niego przy oknie. Bialy smok unosil sie spokojnie na wyzszym poziome, ale Path i Bigath mieli troche klopotow, ktore obserwujacych je ludzi niezmiernie smieszyly. -Szybko sie tego naucza - powiedzial Jaxom, obserwujac je z aprobata. - W koncu sa przyzwyczajone do latania. Kiedy pojemniki z tlenem zostaly bezpiecznie rozmieszczone, takze ludzie mogli oddac sie ogladaniu wspanialosci olbrzymiej planety pod nimi. -Czy widok zawsze pozostaje taki sam? - spytala Mirrim. - Nie widze stad Bendenu. -Ani Ruathy - dodala Sharra. -Ledwo moge dojrzec Wschodni Weyr - wtracil S'len - a myslalem, ze jest calkiem spory. -To jest wlasnie orbita synchroniczna, przyjaciele; statek zawsze pozostaje w tej samej pozycji w stosunku do planety - tlumaczyl Jaxom. - Jednak jesli przesuniecie sie do pierwszego okna... powoli! - Zlapal Mirrim zanim odepchnela sie zbyt mocno od okna. - Mozemy zobaczyc wybrzeze Neratu i czesc Bendenu na tylnym ekranie, ale - dodal kiwajac glowa w strone Sharry - Poludniowa Warownia jest za horyzontem. -No to nie wpuszczaj tu Torika, bo jedyne, czego bedzie chcial, to zobaczyc rozciagajaca sie pod nim Poludniowa - odparla z cierpkim usmiechem. Udalo im sie przemiescic do konsoli nawigacyjnej bez wypadku, i Jaxom wlaczyl tylny ekran. -To na nic - powiedziala ostro Mirrim. - Zbyt maly. -Chwileczke. - Jaxom uniosl dlon i powtorzyl w myslach procedure zmieniajaca widok na glownym ekranie. Wystukal ja i z radoscia ujrzal zmieniony obraz. -Na Jajo, to niewiarygodne! - westchnal S'len z oczami zaokraglonymi ze zdumienia. - Jak to zrobiles, Jaxomie? Jaxom wyrecytowal sekwencje, a S'len kiwnal glowa, powtarzajac ja po cichu. -A teraz, pomoge dziewczetom przeniesc barylki do Sektora Regeneracji Srodowiska. Chcialbys, zebysmy z Ruthem towarzyszyli ci na "Bahrain"? -Nie, nie ma takiej potrzeby - odrzekl S'len, obrazony i zaczal zapinac kurtke, a potem dosiadl Bigatha. Ruth, sprawdz czy udaja sie w odpowiednim kierunku, dobrze? poprosil Jaxom swojego smoka. Bigath dobrze wie dokad sie udaje. Badz spokojny, odparl Ruth nie odwracajac glowy od okna. Kiedy Bigath i S'len wyruszyli, Jaxom klasnal w dlonie. -Dobra, dziewczyny, przeniesmy te barylki do Srodowiska - powiedzial kiwajac na nie. - Sekcja, ktorej uzywamy, jest tylko o jeden poziom nizej. Zaopatrzy mostek na wypadek awarii. Wniesli barylke do windy i zjechali. -Myslalam, ze Siwsp ogrzal to miejsce dla nas - wykrzyknela Sharra, rozcierajac gwaltownie ramiona. Jaxom usmiechnal sie. -Jest cieplej niz na poczatku, wierz mi. Mirrim zaczela szczekac zebami, przewrocila oczami i pospiesznie otworzyla drzwi windy. -Hej! To jest wieksze niz myslalam - powiedziala wchodzac do bialego pokoju. Zobaczyla gabloty ustawione wzdluz scian i olbrzymie spirale tac, ktore powoli obracaly sie w miejscu tak, aby kazda sekcja otrzymala wymagana do wzrostu alg ilosc odbitego swiatla. -Wracaj tu, Mirrim - zawolal Jaxom delikatnie wykopujac barylke z windy. Rozmieszczenie zapasow nie zabralo i ni wiele czasu. Jaxom zaoferowal, ze wylozy tace mokrym podkladem, ktory mial dostarczyc algom wilgoci, ale dziewczeta odgonily go. Znalazly wszystko, czego potrzebowaly, paczuszki z algami i odzywki. -Gdzie jest kon... - zaczela Sharra, a potem zauwazyla konsole starannie owinieta przez kogos, kto wieki temu zamknal urzadzenie. - W porzadku, kochanie - powiedziala, usmiechajac sie do swojego zdumionego meza i pstrykajac palcami, zeby sobie poszedl. - Mamy wszystko, czego nam trzeba. Lepiej zajmij sie swoimi sprawami. Jaxom ani drgnal. Mirrim, skulona kolo polek, rzucila mu grozne spojrzenie, wiec wreszcie odszedl. Na mostku Ruth i piec jaszczurek ognistych nadal tkwily przylepione do szyby. Jaxom wlaczyl polaczenie miedzy dwoma statkami i odnalazl S'lena, ktory nasaczal wklady tac, jedna reka zatykajac otwor barylki. Upewniwszy sie, ze inni dobrze sobie radza, Jaxom w koncu zasiadl przy konsoli nawigacyjnej i wlaczyl teleskop, aby zaczac wlasne zadanie. Otworzyl kanal laczacy go z Siwspem i otrzymal nowe sekwencje teleskopu. Mial go zaprogramowac tak, by mozna bylo obserwowac gwiazdy ponad Pernem. Zanim on i Siwsp sprawdzili ponownie instalacje programu, Sharra i Mirrim wrocily na mostek, poruszajac sie ze znacznie wieksza pewnoscia siebie. -S'len juz jest na "Bahrainie"? - spytala Mirrim. - No to na nas czas, bysmy sie zabraly za "Buenos Aires". Zapiela kurtke i skinela na Sharre, by zrobila to samo. - Siwspie, Farli wlaczyla system podtrzymywania zycia, prawda? Sharra wymienila z Jaxomem spojrzenie pelne tolerancji dla tendencji Mirrim do przejmowania kierownictwa. Ruth, zaczal Jaxom, gdyz chociaz ufal Mirrim i Path, to jednak beda one przewozily na "Buenos Aires" Sharre. Jesli Path przylapie mnie na wtracaniu sie, Mirrim nigdy ci nie wybaczy, odparl bialy smok, patrzac z politowaniem na swego jezdzca. Dobrze, dobrze. Musze jej zaufac, wiec powstrzymam sie od uwag. Ja tez! I Ruth opuscil szczeke w smoczym usmiechu. Kiedy dziewczeta dosiadly Path, Mirrim mu zasalutowala. -Nie czekaj na nas. Wrocimy od razu na Ladowisko. Zanim zdazyl zaprotestowac, Path zniknela wraz z jaszczurkami ognistymi. Palce Jaxoma przelecialy po konsoli i zdazyl wlaczyc polaczenie z "Buenos Aires" w chwili gdy Path tam dotarla. Ruth patrzyl na niego z taka pogarda, ze az odpadl od okna. -Dobrze juz, ty podgladaczu - powiedzial Jaxom, wylaczajac konsole. - Skoro skonczylem, mozemy wracac na Ladowisko. Kiedy Sharra i Mirrim powrocily na Ladowisko, Brekke i Mistrz Oldive juz tam byli. Brekke, niesmiala zona F'nora, zgodzila sie na uczyc wiecej o leczeniu ran, gdyz czesto pracowala jako asystentka uzdrowicieli w Weyrze Benden. -Mistrz Morilton dostarczyl dzisiaj szkielka mikroskopowe - powiedziala im. - Siwsp mowi, ze jesli nie jestescie zbyt zmeczone, moze rozszerzy swoj ostatni wyklad o bakteriach i o tym, jak je zwalczac, tymi, jak je nazywa an-ti-bi-jotikami. Sharra i Mirrim wymienily spojrzenia, ale byly bardziej podniecone porannym zadaniem niz zmeczone. Sharra byla zafascynowana idea odseparowania pewnych bakterii i znalezienia sposobow zwalczania infekcji przez wyhodowanie kultur bakteriofagow. A wiec udali sie do laboratorium. Tam rozpromienili sie widzac, ze mikroskopow wystarczy dla kazdego. Nawet Brekke lagodnie sie usmiechnela. -Nie musimy juz uczyc sie po kolei! - wykrzyknela Mirrim. - Ten bedzie dla mnie! - Wsliznela sie na wysoki stolek, spojrzala przez okular. - Hm. Jesli patrzysz na nic, tyle wlasnie zobaczysz. -Zajmijcie prosze stanowiska przy mikroskopach - polecil im Siwsp tonem, ktory oznaczal, ze powinni sluchac uwaznie. - Mistrz Morilton dostarczyl mikroskopy, a takze plytki Petriego, na ktorych kazde z was moze indywidualnie prowadzic kultury bakteryjne, a Mistrz Fandarel wynalazl przyrzad ultradzwiekowy, dzieki ktoremu mozemy spowodowac rozpad bakterii i zbadac ich budowe chemiczna. Mistrz Fandarel dobrze wykorzystal swoje studia nad elektromagnetyzmem. To tylko jedno z jego zastosowan, ale dla was jest wyjatkowo wazne. -Bakterie, ktore dzis poznacie, pochodza z zainfekowanych ran - mowil dalej Siwsp nieswiadomy okropnego grymasu na twarzy Mirrim lub ignorujac go. - Po odizolowaniu bakterii odkryjecie pasozyty, w wiekszosci symbiotyczne, ktore istnieja w bakteriach. Zmieniajac te male symbionty w formy patogenne sprawimy, ze beda sie one zachowywac jak drapiezniki. Czy przypominacie sobie lekcje o tym, jak sie odroznia organizmy drapiezne od pasozytniczych? -Tak, Siwsp - odparla Mirrim usmiechajac sie. - Albo podobaja ci sie, albo sa ohydne. -Zawsze mozna na ciebie liczyc, gdy chodzi o zapamietanie takich spraw, Mirrim. Mam nadzieje, ze ta umiejetnosc znajdzie zastosowanie rowniez w innych dziedzinach twoich studiow. - Mirrim zmarszczyla bezczelnie nos, ale Siwsp ciagnal dalej. - Tak wiec mozna zmienic symbiotycznego pasozyta w drapiezce i otrzymac uzyteczny organizm, ktory zniszczy bakterie. Jak wkrotce zobaczycie, czesto jest to bardziej uzyteczna metoda, niz zastosowanie antybiotykow. -Ile bakterii istnieje? - spytala Brekke. -Wiecej niz ziarenek piasku na wszystkich planetach. -A my mamy je wszystkie poznac? - Mirrim nie byla jedyna, ktora przerazila taka perspektywa. -Jezeli tego zechcesz, bedziesz miala wiele okazji do indywidualnych badan. Jednak poznanie bakterii to pierwszy krok na drugiej drodze wiodacej ku ograniczeniu liczby infekcji bakteryjnych. Teraz zaczniecie od zaprowadzenia kultury bakterii zebranych z ran, a potem odseparujecie jeden rodzaj. Rozdzial XI Obecne Przejscie, 20 Obrot Powinnismy sie cieszyc, ze mimo konkurencji Ladowiska nadal jest tak wielu mlodych ludzi, ktorzy pragna zostac jezdzcami smokow - zauwazyla Lessa przygladajac sie szescdziesieciu dwom kandydatom stojacym w Wylegarni. F'lar spojrzal na swoja filigranowa towarzyszke i usmiechnal sie. -Wszyscy chcieliby jezdzic na smokach, ktore sie Wykluwaja z jaj Ramoth. Groghe niemal puscil sie w tany, gdy podczas Poszukiwania wybrano jego najmlodsza corke. -Bedzie nieznosny, jesli uda jej sie Naznaczyc krolowa - zachichotala Lessa. - Takie ladne dziecko. Ciekawe, po kim odziedziczyla urode. -Lessa! - F'lar udal zaszokowanego. - W koncu Groghe tez ma prawo do pewnych niedociagniec. Przeciez do tej pory wszystko mu sie udaje. Benelek zostal pierwszym Mistrzem Cechu Technikow, a inny syn i corka Groghego swietnie sobie radza jako studenci Siwspa. -Przynajmniej Groghe podchodzi do tego rozsadnie. Wlasnie przyszedl - wskazala Lorda Groghe, ktory prowadzil zaloge Fortu do Wylegarni. Jego stroj wyroznial sie surowoscia posrod jaskrawo odzianych ludzi, jak Lessa stwierdzila z aprobata. - I jest na tyle rozsadny, zeby nosic buty - ciagnela obserwujac wysokiego i dobrze zbudowanego Lorda Warowni kroczacego przez gorace piaski, podczas gdy inni w jego orszaku podskakiwali i unosili wysoko stopy. - "Taniec Goracych Piaskow Wylegarni" - dodala powstrzymujac smiech. -Chodz, lepiej zajmijmy nasze miejsca - powiedzial F'lar, podajac jej ramie. - Zobaczymy czy wkladki z ktorych Mistrz Ligard jest tak dumny, izoluja stopy od goraca rownie dobrze, jak od zimna pomiedzy. Lessa rzucila pelne podziwu spojrzenie na swoje nowe czerwone buty, zanim ujela jego ramie. -Podobno te wlokna roslinne, ktorych uzyl, stanowia izolacje od ekstremalnych temperatur. Miala na sobie zupelnie nowy stroj w kolorze czerwonego wina, uszyty specjalnie na pietnasty Wyleg Ramoth. Zalezalo jej na pieknym ubiorze tym bardziej, ze w tym Wylegu znajdowalo sie krolewskie jajo, pierwsze od dwunastu sezonow. Wielka krolowa rzadko skladala mniej niz dwadziescia jaj, tym razem bylo ich trzydziesci piec. Osmiu Przywodcow istniejacych juz Weyrow juz wczesniej zgodzilo sie, ze konieczne jest zalozenie dziewiatego. Wszystkie byly przeludnione, a niektore dwuletnie smoki, z braku miejsca, nadal musialy mieszkac w pieczarach weyrzatek. Wladcy Weyrow byli dumni z sily swoich eskadr, ale godnosc smokow wymagala osobnych kwater. Uzgodniono, ze nowy Weyr zostanie utworzony na olbrzymim Poludniowym Kontynencie, najlepiej w rownej odleglosci miedzy Poludniowym Weyrem K'vana a Wschodnim Tgellana, gdyz na Polnocy nie bylo juz odpowiednich miejsc, a poza tym na Poludniowym osiedlalo sie coraz wiecej ludzi. Pedraki mogly chronic ziemie i roslinnosc, ale smoki nadal byly potrzebne do niszczenia Nici nad osiedlami i farmami. Wielu starszych jezdzcow chetnie przeniesie sie na Poludnie, gdzie kwatery beda wygodniejsze, a cieply klimat posluzy ich starzejacym sie kosciom i zlagodzi bol dawnych kontuzji. Lessa poczula przyplyw dumy z tego, czego dokonali w ciagu minionych Obrotow: ona, byla sluzaca z Warowni Ruatha i jezdziec spizowego smoka z Benden, ktoremu nikt nie chcial wierzyc. Spojrzala na swojego towarzysza, zauwazajac, ze wsrod jego czarnych wlosow pojawia sie coraz wiecej siwych pasemek, a zmarszczki wokol jego oczu poglebiaja sie, chociaz nie stracil nic ze swojej energii i witalnosci. Moze pozostawia Benden mlodym jezdzcom, a sami, majac mniej obowiazkow, mogliby poswiecic wiecej czasu wszystkim wspanialym projektom. Jednak nie sadzila, by mogla odciagnac F'lara na stale z Bendenu zanim nie uda sie na zawsze usunac Nici z nieba Pernu. F'lessan wyjasnil jej, ze kiedy w ladowni "Yokohamy" bedzie juz normalna atmosfera, nawet tak duza smoczyca jak Ramoth bedzie mogla sie tam udac i ogladac Pern z kosmosu. Lessa nie byla pewna, czy ktores z nich chcialoby odbyc taka daleka podroz, choc byla szczesliwa widzac, ze jej tryskajacy energia syn stal sie odpowiedzialnym i pelnym poswiecenia czlonkiem zespolu Siwspa. Bardzo kochala jedyne dziecko, ktore mogla dac F'larowi, ale nie miala co do niego zludzen. -Bylas myslami w pomiedzy, kochanie? - spytal cichutko F'lar, a w jego bursztynowych oczach zablysly iskierki rozbawienia. - Groghe do nas macha. Rozciagajac usta w swym najpiekniejszym usmiechu, Lessa zeszla z goracych piaskow, odnalazla w tlumie Lorda Fortu i odpowiedziala na jego powitanie. Galerie byly juz pelne ludzi, ktorzy przybyli, zeby zobaczyc syna czy corke Naznaczajacych smoka, a moze tylko po to, by uczestniczyc w tak wspanialym swiecie. -Te nowe wkladki do butow naprawde dzialaja - orzekl F'lar prowadzac ja po schodach. -Hm, prawda? - Na drugiej galerii zauwazyla Larada i Asgenara z zonami i starszymi dziecmi i z radoscia pomachala im reka. Mistrz Bendarek stal w tym samym rzedzie co oni, ale byl pochloniety rozmowa z niedawno wyznaczonym Mistrzem Drukarzem Tagetarlem i nie widzial jej. Obserwowala tlum znajdujacy sie za nia, szukajac wzrokiem Mistrza Robintona i D'rama, dwojki mezczyzn, ktorzy zawsze przybywali na Naznaczenie. Jej oczy z latwoscia ich odnalazly. Wygladali wspaniale w swoich odswietnych strojach. Glebokie zaangazowanie w projekt Siwspa dalo im, jak rowniez Lytolowi, nowy cel w zyciu. Jak to sie stalo, ze ci starzy ludzie z taka radoscia i entuzjazmem podjeli nowe wyzwanie, podczas gdy inni, jak Sangel, Norist, Corman, Nessel i Begamon, odrzucali wszystko, co nowa wiedza oferowala Pernowi. Nie, nie nowa: odzyskana. I to w takim okresie Przejscia, kiedy wszyscy potrzebowali nadziei. Z roztargnieniem odpowiadala na inne powitania zanim zajela swoje miejsce na pierwszej galerii. Juz prawie czas, powiedziala jej Ramoth, krecac glowa nad jajem krolowej. Tylko nie strasz dziewczynek, kochanie. Oczy Ramoth rozblysly tecza kolorow, gdy spojrzala wprost na swoja jezdzczynie. Jesli sie boja, nie sa warte mojej corki. Wczoraj ci sie podobaly. Dzisiaj jest inaczej. Tak, zgodzila sie Lessa, od dawna znajaca kaprysy swojej smoczycy. Dzisiaj Naznacza twoja corka. Dalo sie slyszec mruczenie, gdy wszystkie smoki Bendenu powtarzaly swoje powitanie. Czujac jak dzwiek wibruje przez jej cialo, Lessa zwrocila sie z usmiechem do F'lara, ktory odpowiedzial w ten sam sposob i ujal jej dlon w swoja. Ta wzruszajaca uwertura stanowila dla nich szczegolny moment, potwierdzenie ich milosci i powtorne przyrzeczenie skladane ich smokom. Na galeriach zapadla nagla cisza i publicznosc uslyszala osobliwe dzwieki. Jaszczurki ogniste rzucily sie na swoje miejsca pod sufitem, a chociaz Ramoth sledzila ich ruchy blyszczacymi oczami, nie wydala z siebie ostrzegawczego ryku widzac je na terenie Wylegarni. Siwsp opowiedzial Lessie o powitaniu przez jaszczurki ogniste ich wielkich kuzynow podczas pierwszego Wylegu, ona przekazala to Ramoth, i od tej chwili obie byly dla nich nieco lagodniejsze. Niektore jaja w glownej grupie zaczely sie lekko kolysac i piecdziesieciu siedmiu chlopcow otoczylo je, a na ich twarzach malowaly sie nadzieja i zapal. Piec dziewczat zblizylo sie powoli, lecz rezolutnie do Ramoth, ktorej olbrzymie cialo otaczalo jajo krolowej. Odsun sie kochanie, powiedziala Lessa lagodnie. Ze zduszonym warknieciem Ramoth zrobila jeden krok do tylu i przesunela jezykiem po jaju. Ramoth! -Zwykle sztuczki, co? - rozesmial sie F'lar. -Hm. Jeszcze dwa kroki, prosze cie, kochanie, i staraj sie nie wysuwac jezyka. Takie zachowanie jest nie na miejscu. Lessa wypowiedziala te slowa stanowczo, i chociaz Ramoth z niechecia krecila glowa z boku na bok, odsunela sie o piec krokow, umyslnie o wiecej niz ja proszono, zanim przykucnela. Jej oczy lsnily zlymi, pomaranczowoczerwonymi barwami. Lessa przyjrzala sie uwaznie pieciu mlodym kobietom stojacym naprzeciwko krolewskiego jaja. Corka Groghe'a, w wieku zaledwie pietnastu Obrotow, byla najmniejsza, dopiero wychodzila z dziecinstwa. Naznaczyla juz dwie spizowe jaszczurki i Lessa miala nadzieje, ze beda zachowywaly sie spokojnie do konca Naznaczenia. Ramoth tolerowala te stworzenia w Wylegarni, ale przecie nie moga jej latac wokol glowy. Jednak Nataly zostala wlasciwie wychowana, a jej dwie jaszczurki zachowywaly sie bardzo dobrze. Breda, delikatna blondyneczka, przybyla z Cromu. Dziwne, ze Nessel nie sprzeciwil sie Poszukiwaniu, chociaz byl zdecydowanie przeciwny poparciu udzielanemu Siwspowi przez Weyry. Dwudziestodwuletnia, zrownowazona czeladniczka w Cechu Tkactwa, byla dzis najstarsza kandydatka. Cona pochodzila z Neratu i, jak doniosla Manora, w ciagu siedmiodnia w Weyrze Benden, zdazyla spedzic noc w weyrach trzech jezdzcow spizowych smokow. To nie byla zla cecha u jezdzczyni krolowej, z pewnoscia lepsza niz brak zmyslowosci. Nikt nie rozumial, dlaczego smoki wybraly Silge. Dziewczynke przerazil jej pierwszy lot w pomiedzy, a to nie byl dobry znak. Ostatnia kandydatka, Tumara, byla kuzynka Sharry i tak cieszyla sie z opuszczenia odizolowanej wyspy rybakow na istanskim wybrzezu, ze zameczala Manore starajac sie byc uzyteczna. Uprzejmosc byla dobra cecha, ale posunieta zbyt daleko stawala sie slaboscia, a to nie bylo pozadane. Jezdzczyni krolowej musi byc stanowcza, sprawiedliwa, a takze doskonale porozumiewac sie ze swoja krolewska smoczyca, chociaz nigdy nie bylo pewnosci, ze dana para osiagnie pozycje seniorek w jakims Weyrze. Bylo wiele do zrobienia, poza znalezieniem odpowiedniego miejsca na nowy Weyr. Potem, gdy mloda krolowa z ktoregokolwiek Weyru bedzie gotowa do lotu godowego, oglosi sie lot otwarty dla wszystkich spizowych. Nowa para obejmie tymczasowo wladze w Weyrze, i jesli wykaze sie odpowiednimi zdolnosciami, zostanie zatwierdzona. A jezeli nie, to beda inni kandydaci, poniewaz w ciagu najblizszych miesiecy co najmniej trzy czwarte krolowych Pernu wzniesie sie do lotu godowego. Tak wiec bedzie to sprawiedliwa metoda wyboru Przywodcow nowego Weyru. Mruczenie narastalo i osiagnelo pelen napiecia ton. Pierwsze jajo - Lessa westchnela z ulga - peklo rowno, a smoczatko wyskoczylo szybko. Byl to zdrowy, silny spizowy. Oczywiscie chwial sie troche, ale rozciagnal uwolnione ze skorupy skrzydla i kolysal glowa w przod i w tyl, probujac wyostrzyc wzrok skierowany na rozmazane postacie stojace przed nim. Z triumfalnym wrzaskiem wykonal olbrzymi skok i wyladowal przed mocno zbudowanym mlodziencem z Cechu Kowali Ingenu, jesli dobrze pamietala. Czasami pelne zapalu mlode twarze mylily jej sie z mlodzieza wielu poprzednich Naznaczen, jakie odbywaly sie w Wylegarni przez ponad dwadziescia trzy Obroty, ktore przezyla jako Wladczyni Weyru. Powstrzymujac oddech obserwowala te magiczna chwile, kiedy chlopak zorientowal sie, ze smok go wybral: w ekstatycznym upojeniu przykleknal, zeby poglaskac wladcza postac, ktora na niego napierala. Gdy zarzucil ramiona na wilgotna szyje spizowego smoka, po jego policzkach poplynely lzy radosci. -Och, Braneth, jestes najpiekniejszym spizowym na calym swiecie! Publicznosc wydawala okrzyki radosci i klaskala, a smoki przerwaly mruczenie, aby zaryczec na powitanie nowego towarzysza. Po pierwszym Naznaczeniu, dalsze jaja pekaly, rozpadaly sie lub kruszyly wypuszczajac swoich mieszkancow na cieple piaski. Brazowe, niebieskie i zielone smoki laczyly sie z odpowiednimi osobami. -Niezle, dwanascie spizowych - powiedzial F'lar, sledzacy z uwaga laczenie sie w pary. - Przydaloby sie wiecej brazowych, sa tylko cztery, ale rozklad niebieskich i zielonych jest rownomierny. Lessa nie zwracala uwagi na to, co dzialo sie po pierwszych trzech Wykluciach, gdyz wtedy zakolysalo sie jajo krolowej. Najpierw ostroznie, potem coraz szybciej. Na skorupce nie bylo jeszcze pekniec, i to zaczynalo martwic Lesse. Zazwyczaj krolowe wykluwaly sie z impetem. Wreszcie jajo peklo od gory, pokazaly sie pazury skrzydel i malutka krolowa chyba nabrala wigoru, gdyz skorupa pekla wzdluz. I oto stala, strzasajac resztki skorupy i rozgladajac sie wokolo z wielka godnoscia. -Och, jaka sliczna - szepnal F'lar do Lessy. - Tylko popatrz na nia! Wie, kim jest! Z niezwykla zwinnoscia malenka krolowa odchylila glowe do tylu nieomal dotykajac nia kregoslupa i przez dluga chwile patrzyla na Ramoth, po czym znow sie odwrocila i zaczela sie przygladac pieciu dziewczetom stojacym na wprost niej. Ostroznie odeszla od skorup, i z niewzruszona arogancja przesunela przeszywajace spojrzenie po kandydatkach. Lessa zastanawiala sie, czy ktoras z dziewczat w ogole moze oddychac w tej tak waznej chwili. -Stawiam marke na Cone - powiedzial F'lar. Lessa potrzasnela glowa. -Przegrasz. To bedzie Nataly. Te dwie pasuja do siebie jak ulal. Jednakze mala krolowa okazala sie indywidualistka. Przeszla od jednego do drugiego konca polkola dziewczat przygladajac sie kazdej uwaznie, gdy ja mijala. Nie zwrocila uwagi na Cone ani na Nataly, zatrzymala sie obok Bredy, wyciagnela szyje i delikatnie przytulila glowe do wysokiej dziewczyny. -Ech, nie popisalismy sie - zazartowal F'lar pstrykajac palcami. -Smok zawsze wie lepiej. - Lessa zachichotala, ale zaraz potem westchnela. Kiedy Breda uklekla, zeby przytulic do piersi glowe malej krolowej, jej niezbyt ladna twarz rozjasnila sie i stala sie niemal piekna. Z blyszczacymi oczami Breda spojrzala na Lesse. -Mowi, ze nazywa sie Amaranth! -Dobra robota, Breda. Gratulacje! - zawolala Lessa przekrzykujac aplauz witajacy Naznaczenie krolowej. Potem zwrocila sie do Ramoth: Jestes zadowolona? zapytala swoja krolowa, ktora uwaznie wpatrywala sie w nowa pare. Nie wybrano by dziewczyny podczas Poszukiwania, gdyby nie byla odpowiednia. Zobaczymy, jak sobie poradzi z Amaranth, bo to moja nieodrodna corka! Z wysokiej grzedy Mnementh dodal wspanialy ryk. Ramoth wyciagnela szyje do niego, jej oczy pulsowaly oslepiajacymi kolorami. Udal nam sie ten godowy lot! F'lar usmiechnal sie do Lessy, gdyz oboje to uslyszeli. -Lepiej wracajmy do naszych obowiazkow, kochanie - powiedzial, uzywajac tej wymowki, zeby otoczyc ramieniem smukla talie Lessy i poprowadzic ja po schodach na piaski Wylegarni. Dajac niezwykly pokaz matczynej aprobaty Ramoth podazyla za Lessa i F'larem, gdy Przywodcy Weyru pomagali Bredzic wyprowadzic Amaranth z olbrzymiej pieczary. -Nawet przez chwile nie myslalam, ze zostane wybrana, Wladczyni Lesso - powiedziala Breda. - Nigdy nie bylam poza Gromem, nawet na Zgromadzeniu. -Czy twoja rodzina tu jest? -Nie, pani. Moi rodzice nie zyja. Wychowal mnie Cech. Lessa polozyla reke na ramieniu Bredy, chociaz na ogol nie byla wylewna. -Nazywaj mnie Lessa, kochanie. Obie jestesmy jezdzczyniami krolowych. Oczy Bredy rozszerzyly sie ze zdumienia. -Moja droga, kto wie? - powiedzial F'lar polzartem. - Byc moze pewnego dnia tez zostaniesz Wladczynia Weyru. Zdumiona dziewczyna stanela jak wryta. Ale Amaranth zdecydowanie popchnela ja do przodu, bo byla glodna. Lessa zacisnela dlon na ramieniu Bredy i szybko poprowadzila ja do stolow, gdzie sluzba wnosila wielkie misy pelne miesa. -To jest mozliwe, Bredo. Ale najpierw pokazemy ci, jak nakarmic Amaranth. Nie martw sie jej popiskiwaniem. Po Wykluciu zawsze im sie wydaje, ze umieraja z glodu. Breda nie potrzebowala wielu instrukcji co do karmienia Amaranth. Zabrala sie do tego ze swoboda przywodzaca Lessie na mysl przypuszczenie, ze dziewczyna pewnie musiala karmic dzieciaki w Cechu, ktory ja wychowal. Ale jej zycie w Weyrze bedzie calkiem inne: Breda wlasnie zyskala wielka rodzine. Lessa zajela sie mniej przyjemnymi obowiazkami dnia Naznaczenia: pocieszaniem odrzuconych kandydatek. F'lar juz byl z mlodymi mezczyznami i chlopcami. Kiedy Lessa rozejrzala sie szukajac Nataly i Lorda Groghe'a, odnalazla ich z reszta rodziny przy jednym ze stolow. Manora dotarla tam przed nia, podala wino, klah i soki owocowe. Nataly usilowala ukryc rozczarowanie i udawalo jej sie to calkiem niezle, zauwazyla Lessa, lepiej niz Sildze i Tumarze, ktore plakaly, a ich rodziny nie wiedzialy, jak je pocieszyc. Cony nie bylo nigdzie w poblizu. Lessa zastanawiala sie, z kim mogla pojsc, ale doszla do wniosku, ze rodzaj pociechy wybrany przez dziewczyne moze pomoc jej lepiej niz inne. Zatrzymala sie, zeby porozmawiac krotko z Nataly i Lordem Groghe, a potem ruszyla dalej, by pomoc pocieszac Silge i Tumare. Harfiarze zaczeli grac, i chociaz wielu gosciom z poczatku brakowalo humoru, muzyka wkrotce poprawila ich nastroj. Sluzba rozlewala wino z buklakow i podawala olbrzymie polmiski miesa z rusztu. Jedzenie czesto jest najlepszym lekarstwem, pomyslala Lessa. W koncu, kiedy smoczeta zasnely w kojcach w barakach, Mistrz Weyrzatek pozwolil nowym jezdzcom przylaczyc sie do rodzin. W obecnosci honorowych gosci uroczystosc rozkrecila sie jeszcze bardziej. -Wspaniala mloda krolowa, prawda? - zagail Robinton. Przysiadl obok Lessy i przepil do F'lara, siedzacego naprzeciwko. - Pokazala sie z najlepszej strony. Lessa usmiechnela sie i zaoferowala Robintonowi biale bendenskie wino z buklaka wiszacego na jej krzesle. -Czy to z powodu Amaranth F'lessan interesuje sie tak bardzo wakatami na Poludniu? - Robinton zadal to pytanie bardzo niewinnym tonem, ale Lessa i F'lar zorientowali sie, ze jego zdaniem nowy Weyr jest naprawde potrzebny. -Chce sie przeniesc - parsknal F'lar. -Spedza wiecej czasu na Ladowisku niz tutaj - dodala Lessa. Majac trzech synow, kazdego z inna kobieta, F'lessan staral sie ich unikac. Dobrze dbal o dzieci, ale nie byl gotow na staly zwiazek bardziej niz ktorykolwiek z wolnych, przystojnych i lubianych jezdzcow spizowych smokow. Manora nawet sugerowala, ze nieobecnosc czarujacego mlodzienca moze zaowocowac tym, ze jedna czy dwie kobiety wybiora sobie na partnerow starszych, bardziej statecznych jezdzcow. Robinton uniosl brew, dajac Lessie do zrozumienia, ze juz wie o wszystkim. -F'lessan jest doskonalym eksploratorem. Czy szuka tylko miejsca na nowy Weyr? Ale to F'lar podjal temat. -Dlaczego? Niepokoi cie Torik? Robinton przelknal nieco wina. -Raczej nie. Teraz, kiedy ustalono, ze Denol bedzie dzierzawil Wielka Wyspe, Torik nadrabia u Siwspa stracony czas. -No i? - przynaglil F'lar. -Dobrze ukryl rozczarowanie, kiedy odkryl, ze... hm... nie caly Poludniowy Kontynent nalezy do niego. Na szczescie zdecydowal, ze Poludniowy musi miec siedziby obu nowych Cechow. Zdaje sie, ze on i Hamian odbyli calkiem glosna dyskusje na temat rosliny, ktorej Hamian uzywa jako materialu izolacyjnego. -To ta wloknista materia, o ktorej mowi bez przerwy Bendarek? - spytala Lessa. - Wiesz, on naprawde przejmuje sie, ze do wytwarzania papieru potrzeba tyle drzew. -To prawda. - Robinton skinal stanowczo glowa. - Rozumiem jego stanowisko. Ma racje, mowiac, ze do produkcji papieru powinno sie uzywac chwastow rosnacych w takiej obfitosci na Poludniowym zamiast wycinac cenne lasy. -Myslalam, ze to Sharra odkryla te rosline i sposob jej uzycia - powiedziala Lessa. -Zdaje sie, ze tak twierdzi Torik - odparl Robinton, a jego oczy blysnely szelmowsko. - Ze znalazla to na jego terenie podczas jednej z ekspedycji, ktore dla niego prowadzila. -Czy on kiedykolwiek bedzie mial dosc? - wybuchnela Lessa. -Watpie - rzekl spokojnie Robinton. -Czy tez skonczy sie na tym, ze bedziemy walczyc z nim o tereny na Poludniowym? - ciagnela Lessa, patrzac na niego ze zloscia, bo rozgniewal ja jego spokoj. -Moja droga Lesso, nikt, absolutnie nikt, nie rzuci wyzwania smoczemu jezdzcowi czy jezdzczyni. I miejmy nadzieje, ze nigdy nie zdarzy sie sytuacja, gdy bedzie to mozliwe. -A Poludniowy Weyr? - przypomnial ostro F'lar harfiarzowi. -Tak, tak, ale to nie byla napasc, to bylo porwanie. - Robinton tez nigdy nie zapomni czasu, gdy krolewskie jajo Ramoth zniknelo z Wylegarni i jak o maly wlos nie doszlo do wojny miedzy smokami Bendenu a smokami jezdzcow z przeszlosci, ktorzy w owym okresie mieli juz swoj Weyr na Poludniowym. Jednak nie chcial przypominac Przywodcom Weyru, ze w tamtym czasie odnosili sie do niego wrogo. Uniosl wiec kielich i spojrzal proszaco na buklak wiszacy na krzesle Lessy, a ona nalala mu wina. - To bardzo rozsadne z waszej strony, ze wysylacie F'lessana na eksploracje Poludniowego. Kiedy wyrusza? -Powinien juz tam byc - Lessa usmiechnela sie wymownie. Wielki spizowy Golanth szybowal z F'lessanem na poludniowy zachod, wspomagany przez wynoszace prady. Pod nimi rozciagaly sie rozlegle rowniny. Lekkie poczucie winy troche psulo F'lessanowi przyjemnosc poznawania nowych terytoriow. Powinien byl pracowac nad tymi rownaniami dla Siwspa, na ktorym wielkie wrazenie wywarl fakt, ze mlody spizowy jezdziec musi byc obecny podczas Wylegu w Benden. Poniewaz F'lessan nie pragnal wyjasniac Nerze, Faselly i Brinnie dlaczego nie potrafi wybrac ostatecznie jednej z nich, cieszyl sie mogac spedzic caly dzien poslusznie wypelniajac rozkazy F'lara i Lessy. Golanth tak dobrze sie bawil, ze F'lessan postanowil nie obciazac sie niepotrzebnymi wyrzutami sumienia. Byl niezwykle pilny w swoich studiach, nawet je lubil. Mowiac prawde, od dwoch Obrotow poswiecal wiecej czasu Siwspowi niz Weyrowi, oprocz okresow Opadu Nici. Czesto latal jako drugi zastepca przywodcy skrzydla z T'gellanem i Wschodnim Weyrem lub z K'vanem w Poludniowym. Lubil walke z Nicmi, a on i Golanth niezwykle zrecznie unikali Pobruzdzen. Jednak nie odwazyl sie zapytac Lessy i F'lara, czy gdyby znalazl odpowiednie polozenie dla nowego Weyru, bylby kandydatem na przyszlego Przywodce. Ale nie mial na to zbyt wielkich nadziei. To prawda, ze byl dobrym zastepca przywodcy skrzydla, znal sie na sprawach zwiazanych ze smokami, wiedzial kim byli najlepsi jezdzcy w kazdym Weyrze i co wyrosnie ze smoczat w Bendenie, ale nie sadzil, by ktos chcial mu automatycznie powierzyc przywodztwo Weyru. Dobrze wiedzial, jak uzyskiwano taki zaszczyt: otwarty lot godowy dla wszystkich wolnych spizowych smokow, a Przywodca zostaje ten jezdziec, czyjego smoka wybierze krolowa. Jestem duzy i silny, odezwal sie Golanth z lekka przechwalka. Zlapalbym Lamath tamtego dnia, gdyby Litorth nie wykonal tego manewru "lap i nurkuj". Cwiczyl z zielonymi! dodal placzliwie. F'lessan pocieszal swojego smoka glaszczac go i wydajac lagodne pomruki. Jego samego tez to troche zdumialo. Oczywiscie, Celina byla prawie w wieku Lessy, ale dla Golantha doscigniecie krolowej stawalo sie sprawa honoru, a Celina byla mila. Kazdy moglby byc z nia szczesliwy. Chmura kurzu przyciagnela uwage F'lessana, wiec poprosil Golantha, zeby skrecil w jej strone. Nie jestem teraz glodny, powiedzial Golanth, gdy zblizyli sie na tyle blisko, zeby rozroznic zady uciekajacych zwierzat. Zbliz sie jeszcze troche, dobrze, Golanth? Nigdy takich nie widzialem. Brazowo-biale i czarno-biale. Sa wielkie. Swieze i soczyste, dodal F'lessan zachecajaco. Jesli teraz sa wielkie, beda jeszcze wieksze, kiedy bede glodny. F'lessan zachichotal. Czasami Golanth nie dal sie zbic z tropu. Spojrzal na tarcze przypieta do nadgarstka, sprawdzajac czas i porownujac go ze sloncem. Dosc dokladny. Siwsp mowil, ze to zegarek. Kiedy F'lessan nosil go po raz pierwszy obserwowal, oczarowany, dluga wskazowke sekundowa obchodzaca tarcze dokola. Jancis dala mu go na urodziny. Zaprojektowala i wykonala go sama. F'lessan czul sie jednoczesnie uhonorowany i podniecony, bedac dumnym wlascicielem jednego z niewielu recznych zegarkow na Pernie. Jancis zrobila ich tylko szesc: Piemur, oczywiscie, nosil jeden, a pozostalymi szczesliwcami byli Lord Larad i Pani Jissamy, Mistrz Robinton i Mistrz Fandarel. Lecieli juz od pieciu godzin. Jesli wkrotce nie dojrzy swojego celu, zamierzal poprosic Golantha o wyladowanie, by zjesc obiad i rozprostowac nogi. Szesciogodzinna runda podczas Opadu to jedna sprawa, tam byl aktywny, zbyt zajety, aby odczuwac niewygode. Lot przed siebie do nowego miejsca, to zupelnie co innego. Zaczynal sie nudzic. Ale bylo to konieczne, jesli nie znalo sie celu, chyba ze mialo sie dokladny opis lub tez mozna bylo zdobyc obraz miejsca z umyslu innego smoka lub jego jezdzca. Dzis to bylo niemozliwe. Golanth lecial szybko, wykorzystujac prady powietrzne do zwiekszenia predkosci, ale bylo to meczace. Mimo wszystko F'lessan cieszyl sie, ze jest w czyms pierwszy. Nie byl z natury zazdrosny, ale wydawalo sie, ze Piemur i Jaxom mieli wiecej szczescia w swoich odkryciach. Uradowal sie, gdy Lessa i F'lar powierzyli mu poszukiwania. Mogli przeciez wyslac jednego ze starszych jezdzcow spizowych lub F'nora. Jednakze to F'lessan i Golanth szybowali teraz ponad rozleglymi nizinami w strone wielkiego wewnetrznego morza, ktore osadnicy nazwali Kaspijskim, i ku Warowni zwanej Xanadu. Nagle z prawej strony oslepilo go slonce odbijajac sie od... wody? Na prawo, Golly, zawolal podniecony F'lessan. Wielka woda, oznajmil Golanth. Jak to sie czesto zdarzalo, F'lessan zastanawial sie, czy widzialby wyrazniej, lepiej, dalej, gdyby mial smocze oczy. Zobacze dla ciebie wszystko, co zechcesz, zapewnil go Golanth lagodnie. F'lessan z czuloscia poklepal jego szyje. Wiem, kolego, i zawsze jestem ci wdzieczny za pomoc. Zastanawialem sie tylko, jak by to bylo. Golanth zaczal mocniej uderzac skrzydlami w powietrze. Cieply prad, wyjasnil, a F'lessan pochylil sie nisko nad szyja wielkiego spizowego smoka, zeby nie powstrzymywac jego wznoszenia sie. Lubil zabawe z powietrznymi pradami. Zajodlowal triumfalnie, kiedy Golanth wyprostowal sie i rozlozyl skrzydla szybujac w goracym powietrzu. To jeszcze jedna rzecz, jakiej nie umiem robic, a ty umiesz, powiedzial. Odnajdywac prady powietrza. Skad wiesz, gdzie ich szukac? Moje oczy dostrzegaja zroznicowanie powietrza, nos odroznia jego rozmaite zapachy, a skora wyczuwa zmiany cisnienia. Naprawde? To wyjasnienie wywarlo na F'lessanie odpowiednie wrazenie. - Przysluchiwales sie, gdy Siwsp wykladal mi aerodynamike? Golanth przemyslal to sobie. Tak. Ty go sluchasz, wiec pomyslalem, ze tez powinienem. Ruth tak robi, i Path. Ramoth i Mnementh - nie. Wola spac na sloncu, kiedy Lessa i F'lar sa na Ladowisku. Bigath slucha, i Sulath, i Beerth. Clarinath czasami, ale Pranith i Lioth zawsze. Czasami sluchanie jest bardzo interesujace. Czasami nie jest. Byla to niezwykle dluga wypowiedz jak na Golantha, ale tez dala F'lessanowi duzo do myslenia, co zajelo go do czasu, gdy dolecieli nad brzeg wielkiego srodladowego morza. Jak tam prady powietrzne, Golanth? Lecimy nad woda, czy wzdluz brzegu? Nad woda, natychmiast odpowiedzial pewny siebie smok. Zeby dotrzec do miejsca, gdzie osiedlili sie przodkowie, musimy leciec na polnocny zachod, Golanth. Choc nie sadze, bysmy tam znalezli cos interesujacego. Polecieli wiec nad woda, od czasu do czasu wpadajac w szkwal. Po drodze zauwazyli male wysepki i spiczaste skaly przypominajace kosciste palce czy zacisniete piesci. Na niektorych z nich dziwnie powyginane drzewa zdolaly znalezc wystarczajaca ilosc ziemi w zaglebieniach skalnych, by sie zakorzenic. W dwoch przypadkach nagie korzenie owinely sie wokol skal poszukujac gleby i pozywienia. Drzewa o ciasno ulozonych konarach odchylaly sie pod niebezpiecznym katem od wiatru. Czy tez byly to galezie wyciagajace sie ku sloncu? Sharra bedzie chciala wiedziec wiecej o nich, lubila takie dziwadla. W koncu pojawilo sie zachodnie wybrzeze, otoczone wysoka palisada skal. Wewnetrzne morze musialo utworzyc sie w ogromnym zapadlisku, pomyslal F'lessan rozpoznajac formacje geologiczne z wykladow Siwspa. To takze wyjasnialoby obecnosc skal i wysp: najprawdopodobniej byly to szczyty zatopionych gor. A jesli w tych nadbrzeznych skalach znajdowaly sie takze jaskinie, byloby to znakomite miejsce na Weyr. Cala ta woda! Smoki mialyby gdzie sie kapac. Czekalo go jednak rozczarowanie. Gdy zblizyli sie jeszcze bardziej, przekonal sie, ze skaly sa zbudowane z litego granitu. Smoki nie maja skalnych weyrow w Poludniowym i Wschodnim, a przeciez sie nie skarza, odezwal sie Golanth. Wiem, ale mialem znalezc jeden czy dwa stare kratery. Zachod slonca zaskoczy nas na otwartej przestrzeni, ale na tym kontynencie sa drzewa o slodkim zapachu, ktore dobrze sie pala, powiedzial Golanth. F'lessan poklepal go serdecznie, usmiechajac sie na mysl o wysilkach czynionych przez spizowego smoka, by pocieszyc go w jego rozczarowaniu. To nie jest jedyne miejsce, jakie mialem sprawdzic. Istnialo osiedle zwane Honsiu, u stop poludniowego lancucha gor. Jednak, skoro juz tu jestesmy, rozejrzyjmy sie za tym osiedlem Xanadu. Wyostrzony wzrok Golantha pozwolil mu dostrzec niewyrazne zarysy na lekkim wyniesieniu terenu, na lewo od miejsca, gdzie szeroka rzeka wyzlobila glebokie koryto od otwartego morza do srodladowego. F'lessan nie byl pewien, czy rzeczywiscie sa tam ruiny, ale szerokie stopnie w skale z cala pewnoscia nie byly dzielem natury. Ktos potrzebowal latwego dostepu na brzeg. Golanth zrecznie wyladowal obok rzekomych ruin. Rozgladajac sie, F'lessan z poczatku pomyslal, ze smok pomylil sie twierdzac, ze pod bogata szata roslinna odroznia jakies sztuczne twory. To nie jest naturalne, upieral sie Golanth wskazujac gestwine winorosli i mchu. Wyciagnal skrzydlo, zahaczyl pazurem o skrecona galaz i sciagnal zielen na jedna strone. Miriady stworzen rozbiegly sie na boki uciekajac przed sloncem, a F'lessan znalazl sie przed wysokim kominem wykutym w kamieniu. Reszta ruin musiala byc pozostaloscia scian budowli. F'lessan z politowaniem potrzasnal glowa nad tymi, ktorzy byli na tyle glupi, by budowac w miejscu, gdzie roslinnosc rozwijala sie tak bujnie. Musialo to wystawic dawnych mieszkancow osiedla na wyjatkowo zazarte ataki Nici. Wyciagnal z kieszeni pasztecik, i zjadl go przechadzajac sie wokol scian budynku, zeskrobujac od czasu do czasu rosliny i odslaniajac kamien. Nie byl to wielki budynek. W tym czasie Golanth przedzieral sie przez gesty las, az wreszcie zawolal swego jezdzca, aby zbadal kolejne ruiny. -To Xanadu bylo sporym osiedlem - powiedzial F'lessan, kopiac stopa gruz. - Odwrocil sie tylem do glownego budynku i zerwal dojrzaly czerwony owoc ze zwisajacej galezi. Pogryzajac go spogladal na morze i odlegly brzeg, ktorego widok musial radowac osadnikow. Wspaniale! Gdyby nie Nici, zycie byloby tu wprost cudowne. - Jest jeszcze jedno miejsce do obejrzenia, Golanth! - powiedzial nagle, otrzasajac sie z zalu odczuwanego w imieniu dawno juz zmarlych osadnikow. Poprosil Golantha, zeby okrazyl osiedle, tak by mogl dokladnie je zapamietac na wypadek przyszlych wizyt. Jesli... nie, F'lessan poprawil sie odwaznie, kiedy pernenskie niebo zostanie uwolnione od Nici, bedzie to cudowne miejsce na otwarty Weyr. Golanth znalazl prad wznoszacy, ktory szybko doprowadzil ich w zachodni prad powietrzny. Mieli przed soba dluga droge. Oslaniajac oczy, F'lessan spojrzal na chylace sie ku horyzontowi slonce, ale zaraz zbesztal sie za swoje zapominalstwo i popatrzyl na zegarek. Jeszcze cztery godziny do zmierzchu. Latanie w nocy nie sprawialo Golanthowi trudnosci i nie bylaby to tez pierwsza noc, kiedy F'lessan zwinalby sie do spania miedzy lapami smoka, ale, jesli sie nie pospiesza, F'lessan nie zobaczy tego, po co tu przybyl. Lecieli dalej, skrzydla Golantha unosily ich niezmordowanie, az wreszcie wielki poludniowy lancuch gor, ktory najpierw widzieli zaledwie jako lawendowa smuge, zaczal przybierac ksztalt purpurowo-niebieskiego masywu zaslaniajacego caly horyzont przed nimi. Co za wieelkie gory! - wykrzyknal F'lessan przeciagajac zgloski. Wyzsze niz wszystko, co mamy na polnocy przed Snieznymi Pustkowiami. Powietrze musi byc tu bardzo rozrzedzone, zauwazyl Golanth. Czy musimy przeleciec ponad nimi? Nie sadze. F'lessan szukal w kieszeni kurtki mapy wydrukowanej przez Siwspa. Trzepotala tak bardzo na wietrze, ze mial trudnosci z jej odczytaniem. Nie, ta Warownia Honsiu znajduje sie na przedgorzu przed wlasciwym lancuchem. Nie jestesmy dosc blisko, zeby ja rozpoznac. Juz tylko ostatnie promienie zachodzacego slonca oswietlaly okolice. Jedynie dzieki swojemu bystremu wzrokowi Golanth zauwazyl stado zwierzat pasacych sie za szerokimi wrotami, ktore zapewne otwieraly wejscie do Warowni Honsiu. Jestes pewien, ze zobaczyles, to co mowisz, ze zobaczyles? spytal zaskoczony F'lessan. Chyba odchodzac zabraliby zwierzeta. Moze dzikie znalazly tu schronienie, zasugerowal Golanth. Machajac szybciej skrzydlami, dotarl do urwiska w chwili, gdy resztki swiatla znikaly z zachodniego nieba. Nie mozna bylo nie zauwazyc szerokiego, dobrze utwardzonego szlaku, ktory prowadzil do skaly przez szerokie wejscie, a potem skrecal. F'lessan zajrzal do srodka i rozkaszlal sie wdychajac smrod. Umieszczone wysoko w scianach waskie otwory okienne nie dawaly dosc swiatla, by sie porzadnie rozejrzec, zreszta smrod odstreczal od szczegolowych badan. Gdy wszedl, zwierzeta zaryczaly ze zdumieniem i cofnely sie nieco w miejsce, ktore, jak zgadywal, bylo olbrzymia pieczara. Krztuszac sie, z oczami lzawiacymi od silnego amoniakowego zapachu, F'lessan sie wycofal. -Wyglada na to, ze znalezlismy Honsiu, Golanthcie - powiedzial, przesuwajac dlonia po zagrodzie zwierzat. - To zostalo wyciete tak dokladnie, jakby goracy noz cial ser. Tak jak Warownia Fort i Weyr, kiedy starozytni mieli jeszcze energie w maszynach do ciecia kamienia. To musi byc Honsiu. - Jego palce odnalazly drzwi, zrecznie wcisniete w sciane. - Zostawili drzwi szeroko otwarte. Coz, Golanthcie, znajdzmy miejsce na nocleg. Ogien nas pod trzyma na duchu w te czarna noc. Nie wiem, czy te wielkie koty, o ktorych Sharra i Piemur mowili, zapuszczaja sie tak daleko na poludnie, ale... Zaden kot mnie nie zaatakuje. -Ani nikt, kto chce doczekac jutra - powiedzial F'lessan ze smiechem, szukajac w ciemnosci miejsca na spoczynek. Idz za mna, poradzil mu Golanth i powedrowal na lewo od skaly. -Jestes lepszy niz latarnia - F'lessan podazyl za nim, uwazajac, by nie nastapic na smoczy ogon. Latwo znalezli suche drewno, jak rowniez kamienie do zbudowania paleniska, i wkrotce F'lessan siedzial wygodnie oparty o bark Golantha, pogryzajac swoje racje podrozne i popijajac bendenskie wino, ktore za jego namowa Manora wlala mu do butelki. Potem, poniewaz nie bylo nic wiecej do zrobienia, rozwinal futro, wyscielil nim szyje Golantha, umoscil sie miedzy przednimi lapami smoka i zasnal. Obudzil sie, gdy niebo na wschodzie zaczelo sie rozjasniac. Na palenisku pozostalo dosc zaru, by rozdmuchac ogien na nowo. F'lessan odgrzal klah i paszteciki z miesem, a Golanth podazyl nad rzeke i dlugo pil. Kiedy slonce wzejdzie, bedzie sie tu dobrze plywalo, orzekl z mina eksperta. A potem wygrzeje sie na skale. Sionce ja ociepli, a ona odda cieplo powietrzu. F'lessan usmiechnal sie popijajac goracy klah. Widze, ze czegos sie nauczyles sluchajac Siwspa. Tylko tego, co wydaje mi sie sensowne. F'lessan uslyszal mruczenie i porykiwanie zwierzat znajdujacych sie w Warowni. Zostan tam, Golanth, bo inaczej zwierzeta nie wyjda, a ja chce sie troche rozejrzec. Moge zostac, odparl Golanth uprzejmie, ale nie musza sie bac. Nie jestem jeszcze glodny. Jakos watpie, zeby ci uwierzyly, moj drogi. F'lessan nalal sobie drugi kubek klahu, potem przysypal ziemia i zwirem ogien, zeby zapach palacego sie drewna nie przestraszyl zwierzat. Nie musial dlugo czekac. Kiedy slonce dotarlo do wejscia, zwierzeta, a okazalo sie, ze byl tam wiecej niz jeden gatunek, zaczely wychodzic rzedem, gotowe na dzien wedrowki po pastwisku. Wiekszosci towarzyszyly mlode. F'lessan obserwowal je nie wykonujac najmniejszego ruchu. Dopiero kiedy oddalily sie od skal i rozdzielily na male grupki, sam podszedl do wyjscia. -Och! - Smrod nadal odrzucal F'lessana, w niektorych miejscach gnoj siegal mu do ud. Wstrzymujac oddech zajrzal do srodka. Dzieki pasowi swiatla przenikajacego przez wysokie okna mogl stwierdzic, ze pieczara jest olbrzymia. I wtedy dostrzegl stopnie po prawej stronie. Golanth! Wchodze. Sa tu schody. Naciagajac kolnierz na usta i nos, F'lessan rzucil sie w strone schodow i wbiegl na pierwszy poziom, gdzie sie zatrzymal. Po prawej stronie znajdowaly sie wielkie drzwi, zamkniete na przerdzewialy zamek, ktory rozpadl sie przy pierwszym dotknieciu. F'lessan pchnal drzwi i stanal na innym poziomie, z ktorego stopnie wiodly w dol do ogromnej, wysokiej sali. Wysokie okna wpuszczaly tylko tyle swiatla, zeby mozna bylo dostrzec duzy przedmiot, wielkosci polowy smoka, ktory byl czyms przykryty. Znalazlem jakis wytwor przodkow! powiedzial Golanthowi, i w podnieceniu zbiegl po dwa stopnie na raz. Gdy starl warstwe kurzu, pokrowiec okazal sie sliski w dotyku i jasnozielony. F'lessan podniosl material z jednej strony i zobaczyl cos, co niewatpliwie bylo przodem pojazdu. Rolujac z trudem pokrowiec, przekonal sie, ze ma przed soba duzy pojazd latajacy do przewozenia towarow. Siwsp pokazywal im takie na tasmach. Golanth, poczekaj tylko, az Mistrz Fandarel lub Benelek to zobacza! Oszaleja ze szczescia! F'lessan az zapial z zachwytu, wyobrazajac juz sobie poruszenie, jakie spowoduje to cudo. Odwinal jeszcze troche pokrowca, zauwazajac jak troskliwie wlasciciele przechowywali pojazd i zastanawiajac sie, dlaczego go tu zostawili. Pewnie zabraklo im paliwa. To ciezka i nieporeczna maszyna, zauwazyl Golanth. Nie martw sie, moj kochany, nigdy bym cie nie zamienil na cos takiego! Z tego co widzialem na tasmach Siwspa wnioskuje, ze sprawiaja mnostwo klopotu. Zawsze musza byc obslugiwane, a ich czesci wymieniane. Przy smokach nie trzeba sie o to martwic. F'lessan usmiechnal sie szeroko na mysl o kowalach uwijajacych sie przy wehikule, zupelnie jakby to moglo cos im dac. Jednak cieszyl sie, ze znalazl taka pamiatke po przodkach, bo odkryto bardzo niewiele przedmiotow uzywanych przez osadnikow. Potem zauwazyl polki z pokrytymi kurzem urzadzeniami, stos pustych plastikowych workow, takich jakich osadnicy uzywali do przechowywania roznych rzeczy, i pod warstwami kurzu, plastikowe pojemniki w ulubionych przez nich jaskrawych kolorach. Gdy powiem Siwspowi co znalezlismy, nie bedzie tak zmartwiony, dodal F'lessan. Lepiej zebym sie jeszcze rozejrzal i przedstawil pelen raport. Siwsp ceni pelne raporty. Puscil sie po schodach na gore. Zauwazyl stosy gnoju na niektorych stopniach i blotniste slady kopyt, ktore na szczescie skonczyly sie przed kolejnymi zamknietymi drzwiami. Otworzyl je nie bez pewnego wysilku, i wszedl na kolejny podest ze schodami prowadzacymi do olbrzymiej pieczary. Chyba byl to warsztat, sadzac po roznorodnosci stolow i gablot. Lekko zaskoczony zauwazyl kowadlo i wiele tygli, jak rowniez stoly do pracy. I tam, po raz pierwszy, dostrzegl slady pospiesznego wyjazdu, gdyz niektore szuflady byly na wpol otwarte, a na stolach lezaly nie zapakowane kartony. Nie zszedl na dol, zeby przyjrzec sie temu blizej, gdyz kolejne schody poprowadzily go na wyzszy poziom. Ide wyzej, Golanth, i mam jeszcze wiecej cudownych rzeczy do przekazania Siwspowi. Ho ho, to miejsce to prawdziwy skarbiec. Ludzie odeszli, ale nie zabrali zbyt wiele ze soba. Robinton i Lytol beda zafascynowani! Golanth odpowiedzial glebokim pomrukiem, ktory odbil sie echem w uszach F'lessana; smiejac sie z braku entuzjazmu swojego smoka, jezdziec pobiegl schodami do gory. Ale on sam nie byl rozczarowany. Drzwi na nowym poziomie otworzyly sie na cos, co jego zdaniem musialo byc glownym wejsciem do Warowni. Przez ozdobiony wdziecznym lukiem portal na pierwszy rzut oka rozpoznal Wielka Sale osadnikow. Wchodzac do ogromnego pomieszczenia, po raz pierwszy poczul sie jak intruz. Uslyszal szelest powodowany przez tunelowe weze uciekajace przed czlowiekiem. W ciemnosciach widzial niewiele, ale mogl rozroznic cieniutkie linie swiatla wokol okien. Cofnal sie do holu, otworzyl szeroko podwojne skrzydla drzwi i az zamrugal, gdy w oczy uderzylo go poranne swiatlo. Zgodnie z zasadami architektonicznymi Poludnia, budowla zwrocona byla ku polnocy. Leciutki wietrzyk poruszyl gruba warstwe kurzu na podlodze. Dzieki swiatlu F'lessan znalazl okna, umieszczone dosc wysoko, ponad jego glowa. Znalazl tez pret do otwierania ich, i otworzyl piec z dziesieciu duzych okien. Wtedy zobaczyl, co znajdowalo sie pod nimi. Golanth! Powinienes to zobaczyc! To nadzwyczajne! Co mam zobaczyc? Gdzie jestes? Czy jest tam dosc miejsca dla mnie? -Chyba... chyba tak - odpowiedzial F'lessan na glos i uslyszal, jak jego slowa odbijaja sie echem od sklepionego sufitu, udekorowanego cudownie kolorowymi freskami, ktore przez te wszystkie wieki nie stracily nic ze swojego splendoru. Rzucil pobiezne spojrzenie na sciany, zanim zaczal przygladac sie im z uwaga. Znal czesc historii, ktora przedstawialy. - To powinno uciszyc watpiacych. Mamy tu niezalezne potwierdzenie tego, co Siwsp nam opowiadal - wykrzyczal bardziej do siebie niz do Golantha. Byl tak pochloniety scenami przedstawionymi na freskach, ze zabralo mu chwile, nim zorientowal sie, ze skrobanie, ktore slyszy, to odglos pazurow Golantha idacego po kamiennej posadzce. Te drzwi nie sa dla mnie dosc szerokie, powiedzial Golanth wyraznie poirytowany. F'lessan rozejrzal sie i powstrzymal parskniecie smiechem. Golanth wetknal glowe i szyje do srodka, ale jego szerokie bary juz sie nie zmiescily. -Ale chyba nie utknales? - zatroszczyl sie. Moglyby byc troche wyzsze i szersze, skoro i tak sa ogromne. -Nie sadze, by budowali to z mysla o smokach twojej wielkosci, Golanthcie. Widzisz freski? Na samej gorze sa nawet sceny ze smokami. Och, nie mozesz ich zobaczyc, ale te freski sa niesamowite. Przedstawiaja wszystkie najwazniejsze wydarzenia... - F'lessan wskazywal kolejne panele i objasnial: - Ladowanie wahadlowcow; Laka Statkow i, tak, to sa pojazdy latajace, takie jak te na dole; budowa Warowni, ludzie uprawiajacy pola, no i Nici. To przedstawiono zbyt doslownie. Na sam widok robi mi sie niedobrze. Mieli mnostwo latajacych transportowcow i mniejszych powietrznych pojazdow, i miotaczy ognia, i... ach, wysoko na suficie jest tez Rukbat i wszystkie jego planety. Gdybysmy tylko znalezli to miejsce dawno temu... - F'lessan zamilkl na dluga chwile, jego oczy przesuwaly sie od jednego pieknie namalowanego panelu do drugiego. - Wszyscy beda chcieli to zobaczyc - powiedzial w koncu z niezwykla satysfakcja. - Zrobilismy kawal dobrej roboty, Golanthcie, kochany. I bylismy tu pierwsi! Rozejrzal sie po raz ostatni, postanawiajac nie szukac niczego wiecej, tak, zeby inni mogli sie cieszyc ogladaniem miejsca takim, jakim je pozostawiono. Potem starannie zamknal okna. Golanth, wcisniety w drzwi, probowal zobaczyc co tylko mogl. Gdy F'lessan podszedl do niego, ostroznie cofnal sie na szeroka polke wystajaca z tego poziomu. Flessan zamknal drzwi, oczarowany rzemieslniczym mistrzostwem, ktore sprawilo, ze mimo tysiecy Obrotow, ktore uplynely od czasu, gdy byly ostatnio uzywane, ciezki metal obracal sie z latwoscia. Spojrzal w gore na bezludna Warownie: zobaczyl jeszcze trzy pietra okien. -To nie jest ani Weyr, ani Warownia, ale sie nada - powiedzial, przypominajac sobie cel poszukiwan. - Oczywiscie wtedy, gdy Mistrzowie Cechow juz sie tu rozejrza. To miejsce bedzie sie bardzo podobac smokom, zapewnil go Golanth. Jest rzeka, gleboka, czysta, i ze smaczna woda, a takze wiele polek, na ktore slonce swieci przez caly dzien. Spizowy smok obrocil glowe na lewo i prawo wskazujac te miejsca F'lessanowi. To naprawde bedzie doskonalym Weyrem. -Masz racje. Napiszemy o tym wszystkim w raporcie. Rozdzial XII Odkrycie Honsiu zostalo czesciowo przycmione odkryciem przez S'lena osiemnastu dobrych skafandrow kosmicznych na "Yokohamie". Wedlug Mistrza Robintona, Siwsp byl tym duzo bardziej podekscytowany niz raportem o stanie Honsiu. Siwsp powiedzial, ze skafandry pozwalaja na znacznie swobodniejsze potraktowanie planu zajec i cos tam jeszcze mruczal o niebezpieczenstwach, ktorych sie dzieki temu uniknie. Jednak niektorzy ludzie z Cechu Kowali i wielu z Cechu Harfiarzy uwazalo, ze Honsiu jest wazniejszym, a z pewnoscia bardziej przydatnym odkryciem. Gdy Siwsp zmienial swoj plan, Mistrz Fandarel wyznaczyl Jancis i Hamiana do przeprowadzenia inwentaryzacji znalezisk w Honsiu i ustalenia, do czego mogly sluzyc, jezeli nie bylo tego mozna od razu rozpoznac. Wydrukowanie instrukcji obslugi pojazdu powietrznego zabralo Siwspowi troche czasu, ale zrobil to ze wzgledu na ogolne zainteresowanie. Powiedzial jednak, ze taka ciekawosc jest raczej pozbawiona sensu, gdyz i tak nie maja paliwa. Tym stwierdzeniem narazil sie na niechec tych, ktorzy uwazali, ze nie wolno ograniczac transportu powietrznego do jezdzcow smokow i "nielicznych wybranych", lecz powinien sluzyc ogolowi. Siwsp odrzucil to oskarzenie wyliczajac wszystkie umiejetnosci i techniczne ulepszenia, ktorym ci sami skarzacy sie byli przeciwni w teorii, a ktore bylyby konieczne do produkcji latajacych pojazdow, wlaczajac w to wynalezienie innego paliwa. -Osadnicy uzywali pakietow paliwa - przypomnial im Siwsp. Juz kiedys poruszyli ten temat. - Mozna je bylo ladowac, ale urzadzenia sluzace do tego celu nie przetrwaly. -Nie moglbys nam powiedziec, jak wyprodukowac takie urzadzenie? -Sa dwa rodzaje nauki - zaczal Siwsp na swoj niejasny sposob. - Praktyczna i teoretyczna. Jesli chodzi o praktyczna, inzynierowie korzystaja tylko z tego, co jest znane i udowodnione, ze dziala w codziennym swiecie, i w ten sposob osiagaja pewne przewidywalne rezultaty. Natomiast nauki teoretyczne rozszerzaja granice poznania praw natury, a czasem nawet wykraczaja poza te granice. Jesli chodzi o plany, nad ktorymi pracowaliscie, posiadacie dosc wiedzy, by dzialac zgodnie z moimi instrukcjami. Ale na to, by wytworzyc pewne rzeczy, jak na przyklad pozaziemskie pakiety paliwa, Pern po prostu nie posiada technologii, czy wiedzy, ktora pozwolilaby wam zrozumiec teorie na tyle dobrze, aby zastosowac ja w praktyce. -Innymi slowy, mamy pozostac w naszym swiecie i zadowolic sie tym, co w nim jest? - spytal Jaxom. -Tak. A waszym zadaniem jest uzyskiwac samodzielnie wiedze, ktora posiadaja swiaty zbadane przez czlowieka. Jezeli mi nie wierzycie, skonsultujcie sie z Lytolem. Siwsp nie poswiecil wiecej uwagi Honsiu. Majac do dyspozycji dodatkowe skafandry, rozpoczal nowe projekty, ktore, jak wyjasnil, byly duzo blizsze najwazniejszemu celowi, czyli calkowitemu wyeliminowaniu Nici. Teraz, kiedy systemy podtrzymywania zycia na "Bahrainie" i "Buenos Aires" w pelni dzialaly, Mirrim i S'len zostali wyslani na swoich zielonych smokach, aby podlaczyc ich komputery do komputerow "Yokohamy" i do Siwspa. "Bahrain" i "Buenos Aires" ucierpialy znacznie bardziej niz "Yokohama" od uderzen drobnych czastek kosmicznych, ktorych ich oslony nie byly w stanie odrzucic. Stracily anteny, zewnetrzne czujniki optyczne i duze powierzchnie zewnetrznego pokrycia. Ale te uszkodzenia, jak zapewnil Siwsp, nie mialy wplywu na Plan. Zielone smoki przewiozly Terry'ego, Wansora i trzech najzdolniejszych czeladnikow Cechu Szklarzy, a takze Preschara, rysownika, na dluga sesje przy teleskopie "Yokohamy". Tam odwzorowywali najbardziej szczegolne wlasciwosci Czerwonej Gwiazdy. Wizualne polaczenie z Siwspem nadal bylo niedoskonale. Siwsp nie odkryl, w czym tkwi problem, i musial polegac na obserwacjach ludzi. Wkrotce przekazali Siwspowi, ze tylko jedna strona planety byla zwrocona ku nim. Preschar mial zrobic duze reprodukcje ukazujace geograficzne cechy powierzchni ekscentrycznej planety. Wansora trzeba bylo sila odciagac od konsoli, a potem z powodu wyczerpania praca zasnal podczas podrozy w pomiedzy. Zespoly zielonych i spizowych jezdzcow - a wszystkich przewozily zielone smoki - zbadaly opuszczone poziomy "Yokohamy" na wypadek, gdyby osadnicy cos tam pozostawili. Ale starozytni wywiezli ze statku prawie wszystko. Zostaly tylko kombinezony i kapsuly snu, uznane za nieuzyteczne na powierzchni planety. W nastepnej kolejnosci wyslano na statki, poczynajac od "Yokohamy", zespol Mistrzow Kowali, by wszyscy oni mogli zapoznac sie z ladownia i przedzialem silnikow. Czterej z nich, to znaczy Fandarel, Belterak, Evan i Jancis, byli zafascynowani konstrukcja statku. Pozostali tam dluzej, by obejrzec, w jaki sposob zamocowano do szkieletu statku sciany, sufity i podlogi. Z trudnoscia przyjeli do wiadomosci, ze "Yokohame" zlozono w kosmosie, gdzie stanowila tylko jeden z rozlicznych satelitow Ziemi, i ze najciezsze urzadzenia zostaly na niej umieszczone przez zwyklych pracownikow dzieki maszynom kierowanym przez komputery. Mistrz Fandarel zrobil pelen uzytek z "Yokohamy" jako klasy szkolnej, zmuszajac Siwspa do wyjasnienia projektow i zabezpieczen wprowadzonych do kazdego sektora. Byl naprawde zdumiony widzac, jak racjonalny okazal sie projekt statku kosmicznego i mial wiele pytan do Siwspa dotyczacych domniemanych anomalii. Glowna sekcje "Yokohamy" stanowila olbrzymia kula, zajmujaca wiele poziomow. Kazdy z nich mogl zostac uszczelniony, tak samo, jak poszczegolne sekcje na kazdym poziomie, aby podtrzymac zycie, powiedzial im Siwsp, w wypadku, gdyby kadlub zostal rozhermetyzowany. W ten sposob ogrzewanie i tlen mogly byc przekazywane tam, gdzie bylo to potrzebne, jak teraz, aby oszczedzac ich zasoby. Najlepiej zabezpieczono mostek, sektor regeneracji srodowiska i windy prowadzace do niego oraz infirmerie i sluzy. Wedlug Siwspa kapsuly ratunkowe byly kiedys przymocowane do sluzy A, ale poniewaz "Yokohama" zostala przerobiona na statek kolonizacyjny, pozycje kapsul zostaly zmienione, aby umozliwic dostep do najrozmaitszych zasobow. Wielkie silniki zasilane reakcja materia-antymateria, byly umieszczone w dlugim pomieszczeniu przymocowanym do srodkowej sekcji glownej czesci, ale oddzielone od niej najgrubszymi oslonami, jakie Ludzkosc potrafila wyprodukowac. Dwa wielkie kolowe mechanizmy na kazdym koncu przedzialu silnikow zawieraly paliwo i zapasowe kapsuly. Oczywiscie, zostaly one oproznione podczas podrozy i wyrzucone do morza, w Zatoce Monaco. Pernenczycy juz odzyskali te pojemniki, a metal przetopili i zuzyli do innych celow. Ceramiczne pojemniki na paliwo takze, znalazly swoje zastosowanie. Ze struktury "Yokohamy" i dwoch innych statkow pozostalo juz niewiele. Wezsze kolo sterowe na koncu przedzialu silnikowego nadal zawieralo zestaw sterujacych silnikow odrzutowych zasilanych ogniwami slonecznymi. Razem z silnikami wokol glownej sekcji, utrzymywaly "Yokohame" na stalej orbicie. Jednym z pierwszych testow zamowionych przez Siwspa bylo sprawdzenie, ile paliwa pozostalo w glownym zbiorniku "Yokohamy". Fandarel, myslac o paliwie, zastanawial sie, dlaczego osadnicy pozostawili statki na orbicie, bo przeciez nie mogly utrzymac sie na niej w nieskonczonosc. Siwsp odparl krotko, ze w owym czasie osadnicy mieli wieksze zmartwienia. Jak dotad statki nie zeszly z orbity i planecie nie grozilo, ze na nia spadna. Kiedy Jancis byla zajeta podlaczaniem glownej konsoli silnikow do Siwspa, a inni sprawdzali gotowosc wielkich urzadzen odrzutowych, jeden z zielonych jezdzcow wlaczyl czerwony alarm na mostku. Trig, spizowa jaszczurka ognista Jancis, wpadl w takie podniecenie, ze trudno bylo go uspokoic na tyle, by zrozumiec, o co mu chodzi. Jancis nie mogla tez uzyskac lacznosci radiowej z S'lenem ani z L'zanem. A sygnal czerwonego alarmu dalej mrugal na jej konsoli. -Nici atakuja "Yokohame"? - Tyle udalo sie Jancis wyciagnac z chaotycznych mysli Triga. - To niemozliwe, Trig. Niemozliwe. Jestesmy tu bezpieczni. Nie, nawet nie mysl o zianiu ogniem tutaj. Jancis wykrzykiwala rozkazy na mostek przez interkom, az wreszcie S'len wystukal wlasciwa sekwencje i uzyskal kontakt glosowy. -To Nici, Jancis, jestem tego pewien - powiedzial. - Nie smieci kosmiczne. Cala masa jajowatych ksztaltow roznej wielkosci, zblizajaca sie do nas. Wyglada tak jak to, co Siwsp nam opisywal na wykladzie. Smiecie kosmiczne nie zblizalyby sie tak rownomiernie, prawda? Widac to tak daleko jak okiem siegnac. Tylko ze zadne nie uderzaja w okno, a konsola pilota jest cala oswietlona, a ze stanowiska silnikow rozlega sie alarm - meldowal pospiesznie, coraz bardziej podniecony. - Bigath i Beerth zadaja, zebysmy wyszli na zewnatrz. Mowia, ze to Nici. Niesamowite! - Nagle uslyszala gwaltowne: - Nie, Bigath, nie mozemy leciec przeciw takiemu Opadowi. To nie sa jeszcze prawdziwe Nici. Nie zabralismy ze soba fosfiny, poza tym na zewnatrz nie ma powietrza i nie moglibyscie latac, tylko byscie sie bezwladnie unosili, jak tu, na pokladzie! Na Skorupy, Jancis, ona nie rozumie! S'len nie wpadal latwo w panike, a Bigath nie byla tak nieobliczalna jak niektore z zielonych. Do Jancis dochodzil rowniez glos Siwspa, ktory zapewnial, ze nie ma niebezpieczenstwa. Ale jesli Bigath nie poslucha swojego jezdzca, Siwsp z pewnoscia tez jej nie powstrzyma. Ryczala coraz glosniej. -Powiedz im, ze Ruth zabrania im wyjsc! Posluchaja go! - powiedziala odwolujac sie do autorytetu, ktory zielone szanowaly. Nie znala zielonego smoka, ktory nie posluchalyby bialego. -Bigath chce wiedziec, kiedy Ruth tu bedzie! - krzyknal zdesperowany S'len. Spokojny glos Siwspa dalej apelowal do rozsadku smokow, ale bez skutku. Jancis nabazgrala notatke do Jaxoma wzywajac go do przybycia, kiedy S'len, z okrzykiem ulgi, oznajmil: -Ruth przylecial i wszystko jest w porzadku! Jancis przeczytala swoja notatke, potem spojrzala na Triga, ktory przekrzywil glowe i patrzyl na nia pytajaco. Zastanowila sie przez chwile nim podjela decyzje. Bylo niemozliwe, zeby Ruth i Jaxom wiedzieli, ze sa potrzebni na mostku. Byli dzisiaj w Ruathcie, a Siwsp nie mogl sie z nimi tam porozumiec. Sprawdzila czas na zegarku i zapisala go na notatce. Dodala wielkimi literami: "LEC POMIEDZY W CZASIE!". Potem wyslala Triga do Rutha i Jaxoma. -Po co wysylasz wiadomosc, skoro Jaxom i Ruth juz tu sa? - spytal Fandarel. Jancis usmiechnela sie do dziadka. -Trig potrzebuje treningu, dziadku. Trig powrocil prawie natychmiast i wygladal na niezmiernie zadowolonego z siebie. -Potrzebuje czegos wiecej niz treningu - powiedzial Fandarel, obrazony jej nieposluszenstwem. -Nie wiem jak ty - zmienila temat Jancis, ruszajac w strone windy - ale ja chce zobaczyc ten atak. Nigdy nie pozwalano nam wyjsc z Cechu czy Warowni podczas Opadu, wiec teraz moze to byc moja jedyna szansa. A was to nie interesuje? Reakcja na jej wezwanie byla natychmiastowa i kiedy Jancis wcisnela sie do windy z trzema wielkimi kowalami zalowala, ze je wypowiedziala. Drzwi windy otworzyly sie ukazujac chaos: dwa zielone smoki, ze skrzydlami przyklejonymi do okna, syczaly i pluly tak gwaltownie, ze nic nie bylo widac. Ruth rozciagal sie miedzy nimi i przytrzymywal je pazurami u skrzydel. Wydawal odglosy podobne do spiewu, ledwo slyszalnego poprzez ich gniewne okrzyki. Jancis zdolal zlapac Triga zanim odlecial, zeby przylaczyc sie do smokow i ich popisow. Scisnela go mocno pod ramieniem przytrzymujac sie poreczy, na wypadek, gdyby jego gwaltowne proby uwolnienia sie mialy nia obrocic. Ruth zwrocil nabiegle krwia oczy w ich kierunku i szczeknal ostrzegawczo. Spizowa jaszczurka natychmiast uspokoila sie. Widok, a raczej jego czesc, ktora nie byla zaslonieta cialami zielonych i bialego smoka, byl przerazajacy: przelatujace obiekty przeslanialy wszystko. Jancis musiala uzyc calej sily woli, by nie uciec, gdy dziwne ksztalty zmierzaly wprost na "Yokohame", zmieniajac kierunek w ostatnim momencie przed uderzeniem w korpus statku. Ale stopniowo ona i pozostali kowale przyzwyczaili sie do widoku i mogli przygladac mu sie ze spokojem, chociaz nikt nie bawil sie tak dobrze jak Jaxom. Trzymal sie fotela pilota, by nie odplynac, ale prawie zgial sie w pol ze smiechu. S'len i L'zan, pilnujac sie, by sie nie znalezc w zasiegu smagajacych na wszystkie strony smoczych ogonow, spogladali z niepokojem i zaklopotaniem. Jako najwyzszy, Fandarel mial dosc dobry widok. -Niezwykly pokaz. Siwspie, czy to jeden z tych deszczy meteorow, o ktorych nam mowiles? -To, co widzicie to nie meteory - odparl Siwsp. - Porownujac obecne zjawisko z tym, co w swoich raportach opisywal pilot Kenjo Fusaiyuki po lotach rekonesansowych, a takze z pobranymi probkami, mozna przyjac, ze to Nici, w takiej postaci, w jakiej przemieszczaja sie w przestrzeni. Obecnie sa w drodze na wasza planete. -Ale gdzie spadna? - spytal Jaxom, nie pamietajac, ktory Weyr mial dzis walczyc z Opadem. -Na Nerat, dokladnie za czterdziesci szesc godzin - odpowiedzial Siwsp. Jaxom gwizdnal przeciagle. -Ten roj ma przed soba dluga droge, zanim wejdzie w atmosfere planety - ciagnal Siwsp. -Hm - Fandarel zblizyl sie, zeby wyjrzec przez okno. - Fascynujace! Byc posrod Nici i nie ucierpiec od nich. Naprawde zdumiewajace. Wielka szkoda, ze nie mozemy zrobic czegos, by je oslabic zanim dotra na Pern. -Nawet o tym nie mysl - zawolal nagle S'len, machajac reka w strone chetnych do akcji stworzen, ktore Ruth powstrzymywal przy oknie. -Nici nie wygladaja teraz zbyt niebezpiecznie - powiedziala Jancis w zamysleniu, patrzac na jajowate ksztalty przeplywajace przed oknem. -W stanie zamrozonym najprawdopodobniej nie zagrazaja zyciu - orzekl Siwsp. -Ale nie jestes pewien? -Nabhi Nabol i Bart Lemos usilowali zdobyc takie probki, ale ich statek zostal zniszczony zanim zdolali z nimi powrocic. -Moglibysmy teraz zlapac jedna - zaproponowal Jaxom. - Jest ich tu pelno. Zapadla nagla cisza. Jaxom mrugnal do Jancis. Siwsp nieczesto tracil mowe. -Nie zdajecie sobie sprawy, jak niebezpieczne moze sie okazac takie przedsiewziecie - odezwal sie Siwsp w koncu. -Dlaczego? Moglibysmy to wepchnac na przyklad do sluzy A, gdzie pozostanie zamrozone. Jak ciagle powtarzasz, potrzebne jest tarcie atmosfery, zeby przeksztalcic to w niebezpieczna postac. Jancis bezglosnie mowila cos do Jaxoma, potrzasajac gwaltownie glowa, a Trig znow usilowal sie wyswobodzic z jej uchwytu. -"Yokohama" porusza sie ze srednia predkoscia 38 765 mil morskich na godzine lub okolo dwudziestu tysiecy mil na godzine, w stosunku do tej jajowatej postaci Nici. Nikt, nawet osoba przeszkolona do pracy na zewnatrz, nie zdola schwycic probki. Potrzebne bylyby takze chwytaki nie przewodzace ciepla. Trig pisnal. Polece po jajo Nici dla ciebie, powiedzial Ruth, odwracajac glowe pod dziwacznym katem, zeby spojrzec na swojego jezdzca. Jaxom popatrzyl z przerazeniem na bialego smoka i pozalowal swej spontanicznej sugestii. -Och, nie, nie zrobisz tego. - Widzac zmarkotniale spojrzenie Rutha, dodal: - Nikt procz ciebie nie potrafi kontrolowac zielonych, zeby sobie nie zrobily krzywdy. -Ruth mowil, ze chce zlapac Nic? - spytala Jancis przytrzymujac mocniej wijacego sie Triga. - Pozwol isc Trigowi. -Slyszalas, co Siwsp powiedzial o szybkosciach i nie przewodzacych goraca chwytakach. -Nie wyglada na to, zebysmy podrozowali az tak szybko - odparla. Potem westchnela. - Chociaz wiem, ze tak jest. W kazdym razie szpony jaszczurek nie przewodza ciepla, prawda? Trig uwaza, ze moze to zrobic. -Co takiego?! - krzyknal Belterac z oczami wybaluszonymi od przerazenia. - Sprowadzic jedna z tych... tych rzeczy tutaj, do nas? -Nie tu - odparla Jancis. - Do sluzy, gdzie mozemy przyjrzec sie temu blizej. Zamrozone nie sa niebezpieczne. -Czy naprawde sadzisz, ze Trig sobie poradzi? - spytal Fandarel. Jego nienasycona ciekawosc brala gore nad wrodzona niechecia do Nici. -Tak mowi, a ja mu wierze. - Jancis spojrzala na wyrywajaca sie jaszczurke. - Moze sie uspokoi, jesli pozwolimy mu zrobic cos z Nicia. -Zauwazono - powiedzial Siwsp - ze jaszczurki ogniste sa szczegolnie odwazne w obecnosci Nici. Jak rowniez, ze zarowno u jaszczurek jak i smokow, mysl przeradza sie w czyn w sposob, ktory nie zostal rozpoznany. Jesli Trig mysli, ze mimo oczywistych trudnosci moze sprowadzic probke, bardzo by to nam pomoglo. Jesli probka zostanie w sluzie A, utrzyma sie w stanie zamrozonym, uspionym i nieszkodliwym, a wtedy bedzie mozna ja dokladnie zbadac. Juz wasi przodkowie mieli takie plany, ale niestety nie zrealizowali ich. Jaxom spojrzal pytajaco na Jancis. Mimo wszystko nie byl pewien, czy powinni prosic o to Triga. Czyz nie wiedzieli juz dosyc o Nici? A jednak, gdyby mogli przebadac Nic w jej pierwotnej postaci, sporo by sie dowiedzieli. To nie jest trudne, powiedzial Ruth Jaxomowi. -Ruth! - sprzeciwil sie Jaxom uderzajac mocno dlonia w dlon. - Nie wtracaj sie do pracy tej jaszczurki! Ku jego zaskoczeniu, Jancis rozesmiala sie. -Czy Ruth mysli, ze zmiesci sie w sluzie A? - spytala, odpowiadajac usmiechem na pelne wyrzutu spojrzenie Rutha. - Najpierw zobaczymy, czy Trig jest pewien, ze sobie poradzi. Kochanie... - uniosla Triga na wysokosc swoich oczu, ujela jego trojkatna glowe i zwrocila ja w strone okna. - Chcemy, zebys zlapal jedno z tych wielkich jaj i wsadzil je do sluzy A. Pamietasz, gdzie to jest. To bedzie jak lapanie whera w powietrzu. Ja tez do niego mowie, na wypadek, gdyby nie zrozumial, odezwal sie Ruth zwracajac pelen wyrzutu wzrok na swego jezdzca. Bylbym zupelnie bezpieczny. Jestem duzo wiekszy niz jaja Nici. Nie stracilbym rownowagi, a male jaszczurki moga. W koncu nie chodzi o nic wiecej niz o skok w pomiedzy. Trig zacwierkal, obrocil glowe w strone Rutha i znowu zacwierkal, a jego fasetowe oczy lsnily oczekiwaniem i determinacja. Rozumie. Mowi, ze to latwe. -Ruth dokladnie wyjasnil wszystko Trigowi - powiedzial Jaxom do Jancis. -Trig, jestes naprawde pewien, ze mozesz to zrobic? Nie musisz, wiesz o tym - mowila tymczasem Jancis, ale oczy Triga mienily sie pomaranczowo i czerwono. Byl pewny siebie i gotowy do podjecia wyzwania. Jancis westchnela i rzucila go do przodu. Zniknal. Chwile pozniej wszyscy zobaczyli go przez okno mostku. Lapal jajo prawie tak wielkie jak on sam. Przez chwile sila gwaltownego ruchu odepchnela go, ale zanim uderzyl w okno, znowu zniknal. Sekunde pozniej pojawil sie na mostku, pocwierkujac z zadowolenia. -Jego skora jest taka zimna - powiedziala Jancis glaszczac go. - Ma oblepione tym szpony. Lodowato zimne! Uch! - Ale mimo to nie zdjela go z ramienia. Wszyscy, lacznie z Ruthem, na wyscigi wychwalali Triga, z wyjatkiem dwoch zielonych smokow, ktore z ponurymi minami mruczaly niezadowolone, ze musialy pozostac wewnatrz "Yokohamy". -Wycieczka na zewnatrz zakonczyla sie sukcesem? - spytal Siwsp. Jaxom wlaczyl czujniki optyczne w sluzie A i zobaczyl owoid unoszacy sie nad podloga. Jancis, z oczami rozszerzonymi zdumieniem, wskazala palcem ekran ukazujacy sluze. -Patrzcie! - wykrzyknela. Dopiero po chwili zorientowali sie, ze jajowata forma przemieszcza sie przez sluze. Unosila sie przez chwile przy scianie i powrocila do mniej wiecej tej samej pozycji na srodku pomieszczenia. -Doskonala demonstracja magnetycznej lewitacji - zauwazyl Siwsp. - I gratulacje od Mistrza Robintona i D'rama. Kustosz Lytol juz zbiera zespol, ktory zbada probke. -Doprawdy? - rzucil Jaxom zartobliwie, zastanawiajac sie kogo Lytol obarczy niewdziecznym zadaniem. -Wielkosc i gestosc tego strumienia bedzie wazna informacja - mowil dalej Siwsp. - Jancis, mozesz uzyskac odczyty na konsoli nawigacyjnej. Wlacz zewnetrzne czujniki, uzywajac kodu ZBADAJ ZEW. -Siwspie - zaczal Jaxom mrugajac do Jancis - przyszlo mi na mysl, ze tego nie mielismy dzis w planie. - Byl rozbawiony widzac, ze Fandarel slucha ze zdumieniem tego bezczelnego pytania. Zapadla cisza, a wszyscy na mostku wymieniali rozbawione spojrzenia. Juz drugi raz zabili dzis klina Siwspowi. Fandarel zaczal chichotac, jego niski glos rozniosl sie po mostku. Wreszcie nadeszla odpowiedz. -Niestety, nie przewidzialem tego, choc obliczenia wykonane w tej chwili wskazuja, ze "Yokohama" i pozostale statki znajduja sie na linii przelotow Nici co czwarty Opad. -No, cos podobnego! - zauwazyl Jaxom, a jego oczy lsnily lobuzersko. Nigdy nie spodziewal sie, ze uda mu sie zaskoczyc Siwspa. Zmieniajac temat ze znaczna zrecznoscia, jak to ocenil Jaxom, Siwsp zapytal: -Tarcza ochronna statku niszczy owoidy, czy tez je odrzuca? -Odrzuca - odparl Jaxom. Dopiero wtedy dotarl do niego sens tej uwagi. - Tarcza ma rowniez program niszczacy? Mozemy zlikwidowac to, co na nas spada? Swietny pomysl! Zmniejszymy Opad nad Neratem. I moze w ten sposob stary Begamon przekona sie, ze to wszystko - wskazal gestem mostek - jest warte naszego wysilku. -Jaxomie, program niszczacy moze byc aktywowany z fotela kapitana lub z konsoli pilota. Wywolaj funkcje programu tarczy i zmien ODRZ na NISZCZ. -Natychmiast! - zawolal Jaxom z zapalem. Siadajac w fotelu pilota i wlaczajac konsole oddychal szybciej. - Program zmieniony. - Przez chwile jego palec zamarl nad przyciskiem WPROWADZ. - Wlaczone! W nastepnej chwili owoidy zblizajace sie w strone statku zaczely sie rozpuszczac wydajac wyrazne pufniecia. Przed oczami patrzacych powstawala coraz szersza pusta przestrzen, pozwalajaca na obejrzenie golym okiem szerokosci i glebokosci strumienia Nici. -Jaxomie, jesli wlaczysz tylny ekran - ciagnal dalej Siwsp - zobaczysz, jak skuteczny jest tryb niszczacy. Jaxom wykonal polecenie Siwspa i okazalo sie, ze zniszczono juz szeroki pas Nici. -To jest piekne! Po prostu piekne! Owszem, umiemy wypalac Nici w powietrzu, ale ten sposob jest duzo lepszy, o wiele lepszy - mamrotal Jaxom pod nosem. Przelaczyl na widok z przodu i dalej, z wielka satysfakcja, ogladal niszczenie Nici. Zielone smoki przestaly pluc i mruczaly z zadowoleniem. -Czy mozna rozszerzyc niszczenie na dalsza odleglosc od "Yokohamy"?,- spytal Mistrz Fandarel. -Nie - odparl Siwsp. - Glowna funkcja tarczy jest odrzucanie zwyklych kosmicznych smieci. Biorac pod uwage szerokosc, glebokosc i zasieg strumienia, byloby to jak proba zniszczenia opadu sniegu swieczka. -Wiec jak zamierzasz zniszczyc te grozbe? Przeciez nam to obiecales - dopytywal sie Jaxom. -Przez zmiane kierunku nadejscia Nici. Powinno byc to jasne dla was wszystkich - zbesztal go Siwsp. - Trzeba zmienic orbite zblakanej planety tak, by przebiegala o wiele dalej od Pernu i nie mogla zrzucac na niego materii z obloku Oorta. -Ale jak mamy to zrobic? - pytal dalej Fandarel. -To stanie sie jasne w miare, jak bedziecie wypelniac Plan. Wszystko czego sie dowiedzieliscie, kazde najprostsze nawet cwiczenie tu czy tez na planecie, jest ukierunkowane tak, by przygotowac was do osiagniecia celu. Zadne proby nacisku lub wypytywanie nie mogly zmusic Siwspa do przedstawienia szczegolow. "Najpierw trzeba nauczyc sie chodzic, a dopiero potem biegac" odpowiadal na nieustajace pytania Fandarela, Jaxoma, Jancis i Belteraka. W koncu Jaxom dal spokoj i skierowal rozmowe na biezace sprawy. -Czy "Buenos Aires" i "Bahrain" nie maja podobnych tarcz? -Maja - odparl Siwsp. -No to do dziela - Jaxom zatarl rece w oczekiwaniu na instrukcje. -Zaczekaj, Lordzie Jaxomie - powiedziala Jancis. - Nie tylko ty bedziesz sie dobrze dzisiaj bawil. Ja tez chce niszczyc Nici. -I ja - dodal jej dziadek, a pelen uniesienia usmiech zastapil na jego twarzy zwykly wyraz opanowania. -To niebezpieczne dla mlodej kobiety, mlodej matki - ostrzegl Belterak. Spojrzal znaczaco na Fandarela, spodziewajac sie od niego poparcia. -Nie zrezygnuje z takiej okazji. To nie jest zaden powod - zawolala Jancis tak wojowniczo, ze Belterak az sie cofnal ze zdumienia. - Zreszta skafander pasuje na mnie jak ulal, podczas gdy ty jestes za wielki. -Aleja nie. - Evan odezwal sie po raz pierwszy odkad przybyli na "Yokohama". -Przeciez system podtrzymywania zycia zostal wlaczony na obu mniejszych statkach - powiedzial Fandarel. - Siwspie, mam racje? -Tak, Mistrzu Fandarelu. -Wobec tego skafandry nie sa potrzebne. -Ale potrzebna jest znajomosc sekwencji, dziadku, a ty zawsze zostawiasz prace przy konsoli komus innemu. Fandarel wyprostowal sie na cala swoja wysokosc. -To nie jest trudne. Pare wcisniec, a potem wprowadz! - Spojrzal pytajaco na Jaxoma. -Przestancie! - zawolal Jaxom, wyrzucajac w gore rece i omal nie wylecial z fotela pilota. - Jako Lord Warowni, jestem wyzszy ranga niz wszyscy inni, a wiec podejme decyzje. Mistrz Fandarel zasluguje na szanse z wielu powodow, Jancis tez. Skoro Bigath i Beerth sprowadzili tu wszystkich mistrzow kowalskich, moga rownie dobrze przeniesc was na inne statki. Ty - wskazal Belteraka - przelaczysz tarcze z "odrzuc" na "zniszcz". A ty - wskazal Fandarela - wlaczysz system. Jancis, ty przeprogramujesz tarcze, a Evan wcisnie WPROWADZ. W ten sposob wszyscy wezmiecie udzial w niszczeniu Nici. -Wezcie pod uwage - odezwal sie Siwsp - ze ilosc Nici, ktora zostanie wyeliminowana, nawet przy uzyciu niszczacego trybu na wszystkich statkach, to tylko dziewiec setnych procenta przecietnego Opadu. Czy ta podroz jest konieczna? -Jednak to dziewiec setnych procenta, ktorymi jezdzcy nie beda musieli sie martwic - odparl Jaxom wesolo. -A wiec posluzymy sie skutecznie technologia - oznajmil Fandarel. -Najwidoczniej da to wam tyle satysfakcji, ze bedzie wazniejsze niz ryzyko czy uzyskane efekty - ocenil Siwsp. -Niezmierna satysfakcje - zgodzil sie Jaxom. -Podbuduje morale - wtracila Jancis. - I pomyslec, ze moge wziac w tym udzial! -To znaczy - Jaxom zwrocil sie do jezdzcow zielonych smokow - jesli wy i wasze smoki zgodzicie sie... S'len i L'zan ochoczo sie zgodzili. Jaxom przeszkolil wszystkich, uczac ich komend potrzebnych do przelaczenia tarcz na tryb niszczacy, a Siwsp upieral sie, ze wszyscy maja zabrac zapasowe zbiornik tlenu. Tlumaczyl im, ze na obu mniejszych statkach powietrze ledwo nadawalo sie do oddychania, a nie powinni ryzykowac niedotlenienia. Kiedy zielone smoki objuczone swoimi jezdzcami i pasazerami wyruszyly, Jaxom stwierdzil, ze na mostku zapanowal niezwykly spokoj. -Jaxomie - odezwal sie Siwsp - jaki ciezar moga przeniesc zielone smoki? Ich obciazenie dzisiaj jest wieksze niz ich waga. -Smok moze przeniesc tyle ile mysli, ze moze przeniesc - odparl Jaxom ze wzruszeniem ramion. -Wiec jesli smok mysli, ze moze przeniesc przedmiot, niezaleznie od jego wagi, to moze to zrobic? -Nie sadze, zeby ktos probowal przeladowac smoka. Czy nie mowiles mi, ze pierwszych smokow uzywano do transportu ladunkow z Ladowiska, podczas ewakuacji po wybuchu wulkanu? -To prawda. Ale nigdy nie ladowano na nie zbyt wiele. Wlasciwie, Sean O'Connell, przywodca owczesnych jezdzcow, nie byl zadowolony, ze wykorzystywano smoki do tego celu. -Dlaczego? -Tego nie wyjasnil. Jaxom usmiechnal sie do siebie. -Smoki robia wiele niepojetych rzeczy. -Na przyklad - Siwsp zmienil subtelnie glos - przybywaja dokladnie na czas? Jaxom rozesmial sie. -Tak, na przyklad to. -Jak udalo ci sie dotrzec wlasnie wtedy, gdy najbardziej potrzebowano ciebie i Rutha? -Jancis jest naprawde inteligentna. Zapisala dokladnie czas. Gdy wizualizowalem mostek dla Rutha, dodalem tez tutejszy zegar, wyobrazajac sobie, ze wskazuje minute przed czasem, ktory ona podala. Wiec oczywiscie, przybylismy... - zasmial sie znowu - w czasie! Powiedz Siwspowi, ze zawsze wiem, kiedy jestem, poprosil Ruth, a Jaxom powtorzyl to komputerowi. -Bardzo interesujaca umiejetnosc. -Uwazaj, Siwsp, ta wiadomosc jest przeznaczona tylko dla twoich uszu. -To urzadzenie nie posiada uszu, Jaxomie. Rozmowe przerwal radosny powrot zespolow, a zielone smoki wygladaly na rownie zadowolone jak ich pasazerowie. -Kiedy Nic przejdzie - powiedzial Siwsp - ktos musi wrocic na statki i przestawic tarcze na "odrzuc". Ogniwa sloneczne nie maja nieograniczonej rezerwy mocy i beda musialy sie naladowac. Zanim Siwsp uzyskal wszystkie dane, ktorych potrzebowal, przeplyw Nici zmniejszyl sie, z okna widac juz bylo tylko nieliczne globulki, a zielone smoki polecialy z zespolami, aby zmienic tryb tarcz. -Siwspie - zaczal Fandarel, kiedy znow sie zebrali na mostku "Yokohamy" - czy mamy wspominac innym o naszych wycieczkach na pozostale statki? -Mistrz Robinton byl na dyzurze i zaaprobowal je - odparl Siwsp. Fandarel odchrzaknal. -Studenci niczego nie slyszeli? -Tylko Mistrz Robinton byl w pomieszczeniu w tym czasie. Dlaczego pytasz? -Na jego dyskrecje mozemy liczyc... Dobrze, ze uda nam sie omowic te niespodziewana mozliwosc "Yokohamy" zanim przedostanie sie do publicznej wiadomosci - wyjasnil Fandarel. - Nawet nie wiecie, jak podniosl mnie na duchu fakt, ze juz rozpoczelismy niszczenie Nici w kosmosie. -Czy nie posluzy to do przekonania watpiacych, ze te projekty sa uzyteczne? - spytala Jancis. -To tez musimy omowic - powiedzial jej Fandarel. Jaxom i Ruth pozegnali sie i opuscili mostek. Gdy Jancis i inni kowale powrocili do przedzialu silnikow i przerwanego zadania, Jancis zastanowila sie przelotnie, czy Jaxom w drodze do Ruathy znow lecial pomiedzy w czasie. Jednak Jaxom nie wrocil do Warowni od razu. Czul sie w obowiazku poinformowac Przywodcow Bendenu o wydarzeniach. Ruth tez byl za odwiedzeniem Bendenu, gdyz zawsze cieszyl sie na wizyte w rodzinnym Weyrze. Ramoth i Mnementh witaja mnie z radoscia, powiedzial swojemu jezdzcowi, gdy krazyli aby wyladowac w weyrze krolowej. Lessa i F'lar sa w srodku. Podniosl glowe w gore ku Mnementhowi i obydwa smoki dotknely sie nosami. Mnementh mowi, ze F'lar bardzo sie ucieszy slyszac, co zrobilismy na" Yokohamie". On i Ramoth ciesza sie. Kiedy Jaxom wszedl do weyru krolowej, Ramoth oczekiwala go i zamamrotala na powitanie. Wita cie jako poslanca przynoszacego dobre nowiny, przekazal mu Ruth. -Moze pozwolicie, bym sam oznajmil moja niespodzianke? - wymruczal Jaxom udajac irytacje. -A co to za niespodzianka? - spytala Lessa, odrywajac sie od naprawy paska uprzezy. F'lar naciagal swoja uprzaz na wysoko wbitym gwozdziu i wcieral olej w gruby pas szyjny. To przypomnialo Jaxomowi, ze ledwo uniknal wypadku, gdy przerwal mu sie pasek zniszczony przez zimno. Nie zauwazyl innych dowodow spisku na jego zycie. Ale tez byl ostrozny, i nie stwarzal zamachowcom okazji. -Och - zaczal obojetnie - tylko to, ze Opad nad Neratem nie bedzie pojutrze tak gesty jak zazwyczaj. -Jak to?- F'lar skierowal cala uwage na Jaxoma. Spojrzenie Lessy sugerowalo, ze bedzie lepiej dla mlodego Lorda Warowni jesli szybko wyjasni, co ma na mysli. Jaxom usmiechnal sie, gdyz nieczesto mogl zaskoczyc te pare, i opowiedzial, co sie wydarzylo. Kiedy skonczyl, Przywodcy Weyru wypytywali go o szczegoly. Lessa nie wygladala na szczegolnie zadowolona. -Mielismy szczescie, ze nie stracilismy dwoch zielonych smokow. I, Jaxomie, nie mow mi, ze nie lecieliscie pomiedzy czasem. -Wiec nie powiem - odparl Jaxom. - Co za szczescie, ze Ruth jest taki madry. Lessa otworzyla usta, zeby go zganic, ale F'lar uniosl dlon. -Mozna zredukowac gestosc Opadu dzieki trybowi niszczenia w tarczach statku? - upewnil sie. -Widzielismy to na tylnym ekranie... - Jaxom urwal zmieszany. - Wiecie, nawet gdybym mial przynajmniej tyle rozumu, co jaszczurka ognista, przeprogramowalbym teleskop i przyjrzal sie temu blizej. Ale nie wpadlo mi to do glowy. -Nie od razu mozna sie przyzwyczaic do uzywania nowej technologii. W kazdym razie sprawdzimy to w Neracie - pocieszyl go F'lar usmiechajac sie i odrzucajac wlosy z czola. - To dobra wiadomosc, Jaxomie. Opad jest teraz najgestszy, i o ile Nici nie utworza znow zwartego strumienia przy wejsciu w atmosfere, w co watpie, eskadry beda mialy chwile wytchnienia. I zmniejszy to nasze straty. -Moze je zwiekszyc - zauwazyla Lessa ponuro. - Jesli zdecydujemy sie skorzystac z tej mozliwosci, jezdzcy stana sie nieuwazni, bo beda sie spodziewac latwej roboty. -Och, daj spokoj, kochanie. - F'lar pociagnal lekko za gruby warkocz Lessy. - Czasami jestes taka niewdzieczna. Lessa zamilkla, przez chwile rozmyslala, a potem usmiechnela sie niechetnie. -Przepraszam, zazwyczaj wpadam w zly nastroj przed Opadem. -W takim razie, Lesso, najlepiej nastepnym razem lec na "Yokohame". Zniszczenie takiej ilosci Nici bez narazania na niebezpieczenstwo siebie czy Rutha sprawilo mi niezwykla frajde! - Po chwili Jaxom dodal: - Mamy tez probke Nici w sluzie A. -Co takiego? Jaxom usmiechnal sie na widok jej zaszokowanego, przerazonego spojrzenia. -Och, nikomu nie zagrozi. W sluzie nie ma tlenu i panuje tam taka sama temperatura jak na zewnatrz. Siwsp zapewnial nas, ze w tym stanie Nici sa niegrozne, a nie moga sie zmienic. Przy tym zdolalismy dokonac tego, co nigdy nie udalo sie osadnikom. Zlapalismy Nic w jej uspionej fazie. Lessa wzdrygnela sie z obrzydzeniem. -Wyrzuccie Nici! - wykrzyknela gestykulujac dramatycznie. - Pozbadzcie sie tego paskudztwa! -Lytol zbiera zespol, ktory ma przebadac probke. -Po co? - zloscila sie Lessa. -Chyba z ciekawosci. Chociaz Siwsp byc moze po prostu wykonuje jeden z rozkazow danych mu przez osadnikow, bo absolutnie chce to zrobic. F'lar spojrzal na Jaxoma surowo i skinal, by dolaczyl do niego przy stole. Jaxom z wdziecznoscia przyjal zaproszenie i zajal miejsce na wskazanym krzesle, podczas gdy F'lar nalewal goracy klah. -Nie obchodzi mnie, co wdraza Siwsp - odezwala sie Lessa. - Nie podoba mi sie pomysl trzymania Nici na "Yokohamie". Przypuscmy... -Siwsp nie narazalby nas na niebezpieczenstwo - odrzekl F'lar, usmiechajac sie lagodnie. - Jaxom ma racje co do niego. - Rozsiadl sie wygodniej, otaczajac obiema dlonmi kubek z klahem i pochylil sie nad stolem. - Ciekaw jestem, Jaxomie... chodzi mi o to badanie Nici. Ty przebywasz wiecej w towarzystwie Siwspa niz my. Zastanawiam sie, czy cele Siwspa nie sa sprzeczne z naszymi. -Nie, jesli chodzi o zniszczenie Nici. Chociaz czasami nie pojmowalem, dlaczego przeprowadzamy ten nie konczacy sie trening. A jeszcze bardziej mnie to nurtuje teraz, kiedy okazalo sie, ze Siwsp jednak jest omylny. F'lar usmiechnal sie. -A czy kiedykolwiek twierdzil, ze tak nie jest? -Lubi pozowac na nieomylnego - powiedziala Lessa ostrym tonem. Byla przestraszona. -Jak kazdy dobry nauczyciel, a jest to konieczne, bo musi wtloczyc do naszych prowincjonalnych umyslow te wszystkie radykalne idee - lagodzil Jaxom. -Jak sadzicie, czy fakt, ze czasami sie myli, jest dla nas niebezpieczny? - zastanawial sie F'lar. -Chyba nie. Powiedzialem wam o o tym, gdyz jestesmy tu sami - ciagnal Jaxom - i poniewaz bylem bardzo zaskoczony, ze Siwsp nie wiedzial, iz Nici przechodza tak blisko "Yokohamy". F'lar z wolna acz niechetnie przyswajal sobie informacje, a bruzda na czole Lessy poglebila sie. -Zaskoczony? A moze raczej zaniepokojony? - spytala. -Coz, to nie jego wina. Starozytni tez o tym nie wiedzieli - oznajmil Jaxom ze zlosliwym zadowoleniem. F'lar odpowiedzial mu usmiechem. -Wiem o co ci chodzi, Jaxomie. To sprawia, ze sa bardziej ludzcy. -A Siwsp nie jest taki nieludzko doskonaly. -No coz, mnie to nie cieszy - warknela Lessa. - Wierzylismy we wszystko, co nam mowil. -Lesso, nie przejmuj sie tak. Jak dotad Siwsp nas jeszcze nigdy nie oklamal - uspokajal ja F'lar. -Ale jesli on nie wie wszystkiego, jak mozemy byc pewni, ze prowadzi nas we wlasciwym kierunku, i ze ten jego wielki plan okaze sie skuteczny przy ostatecznym wyeliminowaniu Nici? - irytowala sie Lessa. -Zaczynam sie domyslac, co on planuje - powiedzial Jaxom z taka pewnoscia siebie, ze Lessa rzucila mu dlugie spojrzenie. - Siwsp uczy nas w takim tempie, w jakim wedlug niego mozemy przyswoic sobie te calkiem nowa wiedze, a takze zmusza nas do treningow i cwiczen, bo musimy wszystko umiec wykonywac perfekcyjnie zanim zdolamy osiagnac cel, ktory stawiali sobie zarowno nasi przodkowie, jak i my sami. -Zdradzisz nam, do jakich wnioskow doszedles? - ton Lessy byl tak suchy jak nigdy dotad. -To ma cos wspolnego z Nicia w sluzie i mozliwoscia jej zbadania w sposob tak samo pozbawiony emocji, jak wtedy, gdy Sharra, Oldive i inni badaja bakterie i opracowuja metody zwalczania infekcji. To ma cos wspolnego z przyzwyczajeniem sie do poruszania w stanie niewazkosci lub w prozni kosmicznej, uzywaniem wyszukanego oprzyrzadowania jakby to byla wlasna reka lub dodatkowy mozg. I tym wlasnie jest Siwsp! Dodatkowym umyslem z niesamowita, niezawodna pamiecia. - Gdy Jaxom tak mowil, F'lar spogladal na niego z rosnacym szacunkiem. - I z posiadaniem wiedzy o zaawansowanej technologii, ktorej nie mielismy, wiec nie moglismy robic nic poza utrzymywaniem Nici z daleka. Ale do ostatecznego zniszczenia Nici Siwsp potrzebuje smokow i ich jezdzcow. -To oczywiste, biorac pod uwage pytania, ktore Siwsp ciagle nam zadaje - wtracila Lessa ostro. - Bylabym spokojniejsza, gdybysmy wiedzieli, czego zechce wymagac od smokow. - Ramoth warknela sucho zgadzajac sie ze swoja jezdzczynia. - Chcialabym takze wiedziec, kiedy wpusci wieksze smoki na "Yokohame". - Teraz juz zawtorowaly jej rykiem oba smoki: i Ramoth, i Mnementh. Jaxom usmiechnal sie do Lessy. -No, Lesso, nie zlosc sie. Rzadko sie zdarza, by zielone mialy ciekawsze zadania niz wieksze smoki. Pozwol im przezyc chwile chwaly. A twoja szansa juz nadchodzi. Sharra i Mirrim obserwuja poziom tlenu w ladowni, i gdy tylko atmosfera bedzie miala odpowiedni sklad, bedziesz tam mile widziana. Oczywiscie, zawsze mozesz poprosic zielonego, zeby cie zabral juz teraz. Warczac gniewnie Ramoth przygwozdzila Jaxoma migoczacym czerwienia spojrzeniem. -No i masz odpowiedz Ramoth - odparla Lessa z lekkim rozbawieniem. - Jakbym mogla choc przez chwile brac pod uwage transport na zielonym smoku - dodala, pragnac ulagodzic swoja towarzyszke. -A na bialym? - chytrze podsunal Jaxom. Ramoth warknela znowu, ale juz nie tak gniewnie. Bede niezmiernie ostrozny przenoszac Lesse, Ramoth, powiedzial Ruth. Mieszcze sie na mostku, ktory dosc cieply, i Lessa zobaczy stamtad duzo wiecej niz z tej czarnej pieczary, jaka jest ladownia. -Slyszalam - oznajmila Lessa, kiedy Jaxom otworzyl usta, zeby przekazac wiadomosc. -Wiem, ze Siwsp chce, by spizowe i brazowe smoki przyzwyczaily sie do stanu niewazkosci. Ladownia jest jedyna duza otwarta przestrzenia, w ktorej sie zmieszcza. Algi rozwijaja sie szybko, wiec nie potrwa to dlugo. Lessa dluga chwile patrzyla w zamysleniu na Jaxoma. -Czy Siwsp chce, zeby smoki holowaly statki? -Co takiego? - Jaxom byl zaskoczony jej pomyslem. -Po co? Jak? - dopytywal sie F'lar. -Pamietasz, F'larze, jak Siwsp upieral sie, ze smoki powinny byc w stanie przemieszczac przedmioty za pomoca telekinezy? -Smoki moga przemieszczac tylko siebie, swoich jezdzcow i to co niosa - powiedzial F'lar kategorycznie. - Nie moga poruszac rzeczy, ktorej nie trzymaja. I co by komu przyszlo z przenoszenia statkow? Jesli jego planem jest uzycie statkow, zeby wyrzucic Czerwona Gwiazde z jej orbity, nie wiem, co bysmy przez to osiagneli. Przynajmniej jezeli dobrze rozumiem lekcje mechaniki niebieskiej. -Ja tez - Jaxom przelknal ostatni lyk klahu i wstal. - Coz, zdalem wam raport z dzisiejszej niespodzianki. -Za co jestesmy ci wdzieczni - powiedzial F'lar. -Jesli takie wstepne niszczenie Nici okaze sie pomocne, mozemy ustalic regularne dyzury ludzi, ktorzy beda zmieniac program tarcz - zaproponowal Jaxom. - Mozecie nawet sami to zrobic. -Jestem pewien, ze tak bedzie, Jaxomie. Wszystko, co niszczy Nici, jest pomocne - odparl F'lar wstajac, zeby odprowadzic mlodego jezdzca na polke skalna. -Nie martwi cie zawodnosc Siwspa, prawda F'lar? - spytal Jaxom cichym glosem, kiedy znalezli sie na krotkim korytarzu za weyrem. -Mnie? Niejasne, ze nie - zapewnil go Przywodca Weyru. - Nauczylismy sie juz od niego tak wiele, ze nawet jesli jego Plan zawiedzie, z pewnoscia znajdziemy wlasny sposob na pozbycie sie Nici z Pernu przed nastepnym Przejsciem. Ale, w pewien sposob, Jaxomie - powiedzial F'lar, chwytajac mocno ramie Jaxoma, zeby zaznaczyc swoje niezmienne postanowienie - wiem, ze zdolamy dokonac tego w tym Przejsciu! Osiagniemy to za mojego zycia! Kiedy Mistrzowie Kowalscy powrocili na Ladowisko, zachwyceni swoim pobytem na "Yokohamie", zaczeto sie spierac, kto powinien zapoczatkowac tryb niszczenia, a takze w sprawie o wiele pilniejszej, mianowicie, kto przeprowadzi badanie Nici. -Musicie wybierac uwaznie - ostrzegal Lytol - gdyz zbyt wielu ludzi wierzy, ze sama obecnosc Nici powoduje okropna smierc. Rozeslalem wszedzie prosbe, by zglaszali sie chetni, ale jak dotad nie otrzymalem ani jednej odpowiedzi. -I moze tak sie stac, ze nikt sie nie zglosi - orzekl Piemur. Czekal ze spiacym Pierjanem w nosidelkach na powrot Jancis. - A przeciez wiedza o Nici przyda sie, nawet gdyby miala pozostac tylko akademicka, kiedy skonczy sie Przejscie. Mistrz Robinton uniosl dlon. -Jesli nikt inny nie zechce, ja polece zbadac probke. - Zostal wprost zasypany protestami, wiec musial sie usmiechnac. - Jesli tylko bede mogl sie udac na "Yokohame" w najblizszej przyszlosci. I - rzucil grozne spojrzenie - nie mowcie mi, ze zdrowie mi na to nie pozwoli. W katalogach medycznych znalazlem informacje o tym, ze pacjenci po zawalach byli czesto wysylani do oddzialow szpitalnych znajdujacych sie na statkach kosmicznych, na ktorych specjalnie zachowywano stan niewazkosci. Wizyta na "Yokohamie" wyjdzie mi zatem na zdrowie, a moje serce sie ucieszy, gdy wlasnorecznie bede mogl wpisac na pulpicie sterowniczym sekwencje niszczaca Nici! Lytolu, czy ktorys z twoich poslancow udal sie do Oldive'a lub Sharry? Oboje sa bardzo zajeci, ale na pewno sie zglosza. A jesli ktores z nich poleci na "Yokohame", bede mial uzdrowiciela pod reka. Gdy rozeszla sie pogloska, ze schwytano owoid Nici, wszyscy okazali ogromne zainteresowanie. Siwsp uprzejmie pokazywal scene umieszczania go w sluzie A. Owoid pozostal tam przez pare dni nie zmieniajac postaci, co dowodzilo, ze w obecnym stanie nie jest niebezpieczny. Wazniejsze bylo, ze Lessa i F'lar potwierdzili redukcje gestosci Nici podczas najwiekszego Opadu nad Neratem. Po Opadzie przybyli na Ladowisko, zeby omowic dodanie tego zadania do obowiazkow dyzurnych na statku. Siwsp mial tasme z niszczenia Nici w kosmosie, wiec Przywodcy Weyru Benden mogli ja obejrzec, i zrobili to pare razy. -To niesamowite, ze Nici moga byc niszczone bez pomocy smokow - mruknela Lessa cicho. -Szkoda, ze nie mamy jeszcze kilkunastu statkow wiecej - narzekal Piemur. -Wtedy smoki nie bylyby potrzebne, a to jest nie do pomyslenia - warknela Lessa. -Mowie jako harfiarz, Wladczyni Weyru - odparl Piemur wyjatkowo grzecznie. - Jesli o mnie chodzi, ciesze sie, ze smoki istnieja. -Uwazam, F'larze, ze powinnismy poleciec na "Yokohame" - zauwazyla Lessa. - W ladowni jest dosc tlenu dla Ramoth i Mnementha, prawda, Siwsp? -Tak. To bardzo wazne, by duze smoki tez sie przyzwyczaily do warunkow kosmicznych - odparl Siwsp. Lessa i F'lar wymienili znaczace spojrzenia. - Nastepny strumien powinien przeciac orbite "Yokohamy" za trzy dni, dokladnie o pietnastej dwadziescia dwa czasu statku. -To pozny ranek czasu Bendenu - zastanawial sie F'lar. - Polecimy wiec wprost z Bendenu. -Kto wobec tego zabierze mnie? - spytal Robinton z rozdraznieniem. -Ja - zglosil sie D'ram. - Na pewno jest tam dosc powietrza dla trzech duzych smokow, co, Siwsp? - Ton glosu starego Przywodcy Weyru wskazywal, ze lepiej, by tak bylo. -Oczywiscie - szybko zapewnil go Siwsp. -Wobec tego - powiedzial Robinton, zacierajac rece z zadowoleniem - to rozwiazuje problem. Rozdzial XIII Lessa byla nieco zaskoczona, kiedy Ruth z Jaxomem, Sharra i Oldivem przylaczyli sie do trzech wielkich smokow w dzien ich pierwszej wycieczki na "Yokohame". -Sharra i Oldive zglosili sie do badania owoidow Nici - powiedzial Jaxom nie przepraszajac jej za niespodzianke - a ja mam obslugiwac teleskop i przekazywac Siwspowi widok strumienia Nici przed statkiem i za nim. - Jaxom nie powiedzial jednak, ze Ruth moze byc potrzebny, by podpowiedziec wielkim smokom, jak radzic sobie w stanie niewazkosci. Jak dotad, zaden z zielonych smokow nie doswiadczyl trudnosci w tych niezwyklych warunkach, a jaszczurki nie baly sie i zachowywaly nonszalancko, gdy sie zjawialy na "Yokohamie", zeby zobaczyc co smoki, a zwlaszcza Ruth, tam porabiaja. Mirrim miala tego dnia sprawdzic hodowle alg na dwoch innych statkach, wiec mogla towarzyszyc pozostalym smokom w transferze. Weszli w pomiedzy w jasnym sloncu i lagodnym powietrzu Ladowiska, a wyladowali w wielkiej, slabo oswietlonej ladowni "Yokohamy". Nikt nie mogl sie powstrzymac od lekkiego okrzyku. -Jaxomie, mowiles, ze sa tu swiatla - powiedziala Lessa. -Sa - potwierdzil. Zrecznie zsiadl ze smoka i odepchnal sie w strone glownych wlacznikow na scianie kolo windy. Cieszyl sie, ze przy takiej publicznosci dotarl bez wysilku dokladnie na miejsce. Zdajac sobie sprawe z obciazenia ogniw slonecznych, wlaczyl tylko dolne swiatla, pozostawiajac nie zapalone podsufitowe kule, ktore pozeraly mnostwo energii. -Zdumiewajace! - wykrzyknal Mistrz Robinton, rozgladajac sie po olbrzymim pustym pomieszczeniu. Ramoth, przygladajac sie otoczeniu i obracajac wolno oczami, wydawala dziwne, gardlowe dzwieki. Mnementh z opuszczona glowa obwachal porysowane plyty pokladu, a potem spokojnie obrzucil ladownie spojrzeniem. Tiroth D'rama wyciagal szyje, az dotknal glowa sufitu. Wtedy jego stopy oderwaly sie powoli od podlogi. Z zaskoczenia slabo zaryczal. Jestes w stanie niewazkosci, Tiroth, powiedzial Ruth spokojnie. Kazda akcja powoduje reakcje. Odepchnij sie ostroznie nosem z powrotem na podloge. Widzisz? To bylo latwe. Ramoth zbyt szybko odwrocila glowe, zeby zobaczyc, co sie dzieje z Tirothem, i zaczela dryfowac. Nie probuj sie zatrzymac, Ramoth, doradzal Ruth. Rozluznij sie i pozwol sie unosic. A teraz powoli odchyl z powrotem glowe. Widzisz, to wcale nie jest trudne. Patrz na mnie. -Ruth! - skarcil go Jaxom. - Nie popisuj sie. Nie popisuje sie, lecz pokazuje, co ma robic! Ruth wykonal powoli przewrot w tyl, trzymajac skrzydla ciasno zlozone na grzbiecie, by go nie hamowaly. Tu na gorze nie wazymy wiecej niz jaszczurka! A potem zrobil piruet na ogonie. -Ruth! - krzyknal Jaxom, a jego glos odbil sie echem od scian ladowni. -Dowiodles swego, Lordzie Jaxomie - powiedzial lekko rozbawiony F'lar. - Wszystko powoli, tak? - Zeskoczyl ostroznie ze swego zwyklego miejsca miedzy wypustkami rogowymi na karku Mnementha i zorientowal sie, ze splywa na podloge. - Niesamowite! Sprobuj, Lesso. Wiem, ze nawet w normalnych warunkach niewiele wazysz, ale ja po prostu opadlem! Zdumiewajace uczucie! Robintonie, wcale sie nie zmeczysz. Nie obylo sie bez pomylek, gdy pasazerowie eksperymentowali. Sharra, dyskretnie pomagajac Mistrzowi Oldive, ruszyla w strone windy, by zjechac do sluzy, gdzie mieli zbadac owoidy Nici. Siwsp doradzil, zeby zabrali Nic do sektora medycznego na szczycie pokladu hibernacyjnego. Pozostaly tam urzadzenia laboratoryjne, w tym mikroskop potezniejszy niz te, ktore dotad zbudowali. W tym sektorze beda mieli dosc powietrza, zapewnil ich Siwsp, chociaz uzalal sie nad nimi, bo bedzie im zimno. Jak na pozbawiona emocji maszyne, Siwsp upieral sie dziwacznie przy rzeczach, ktore wedlug Sharry byly stosunkowo malo waznymi elementami calego planu. Kiedy inni przyzwyczaili sie nieco do niespodzianek stanu niewazkosci, Jaxom zaprowadzil ich na mostek. Oczywiscie, nie mogl sie doczekac, kiedy bedzie mogl udowodnic Lessie, F'larowi, Robintonowi i D'ramowi swoje obycie z mostkiem "Yokohamy", a Ruth mial dyskretnie dogladac smokow. Stojacy w otwartej windzie nowicjusze nie rozczarowali Jaxoma: panorama Pernu wywarla na nich takie wrazenie, jakiego sobie zyczyl. Dal im czas na przyswojenie sobie nowego widoku oswietlonego sloncem kontynentu i blekitnego, lsniacego morza, a potem lagodnie poprowadzil do pokoju, tak aby drzwi windy mogly sie zamknac. Trzymali sie mocno poreczy przyzwyczajajac sie do nowych doznan. Odpychajac sie delikatnie, Jaxom usiadl w fotelu kapitanskim, wprowadzil program teleskopu, sprawdzil pokoj przygotowawczy, gdzie Sharra pomagala Oldive'owi wlozyc kombinezon, a potem wlaczyl jeden z sufitowych ekranow ukazujacych laboratorium. F'lar oderwal niechetnie spojrzenie od porywajacego widoku Pernu i zaczal sie przygladac probce. -Nie jest tak wielka, jak myslalem - stwierdzil. -Nie, nie jest. Dlatego bedzie interesujace zobaczyc, jak dluga Nic miesci sie w takiej ograniczonej powloce - odparl Jaxom. Lessa rzucila jedno spojrzenie, po czym odwrocila sie w strone bardziej pociagajacej panoramy. -Mozemy zblizyc sie do okna? - spytala. -Odepchnij sie lekko. Nic sie nie stalo - dodal, kiedy zaczela sie unosic i probowala wyhamowac. - Po prostu plyn. Nie opieraj sie. Przeplynela obok niego obracajac sie, a on wyciagnal dlon i powstrzymal ten obrotowy ruch. Potem lekkim popchnieciem skierowal jaw strone okna. Robinton, widzac bledy Lessy, nie powtorzyl ich, i wkrotce znalazl sie kolo niej, przy oknie, ze stopami kilka centymetrow ponad podloga. D'ram jeknal i przesunal sie dlon za dlonia do najblizszej konsoli, gdzie przypial sie pasami do fotela. -Kiedy Nici zaczna przecinac orbite "Yokohamy"? - zapytal. Jaxom ustawil ekran D'rama na najwieksze powiekszenie i odnalazl odpowiedni sektor nieba. Gdy ekran dostroil sie, stary jezdziec spizowego smoka az sie cofnal w swoim fotelu, a na jego twarzy odmalowal sie prawdziwy szok, bo nagle tuz przed nim pojawilo sie poszarpane czolo strumienia Nici. -Nie jest jeszcze blisko nas, D'ramie. Dalem ci tylko powiekszony obraz. Pokaze ci wlasciwa odleglosc. - Jaxom zmienil powiekszenie tak, ze nadciagajacy strumien byl tylko oswietlona sloncem smuga opadajaca w ich strone z czwartego kwadrantu. -Jak daleko jest teraz? - spytal D'ram suchym, urywanym glosem. -Monitor oceniajacy odleglosc szacuje, ze mamy dobre dziesiec minut zanim nastapi kontakt - odrzekl Jaxom. F'lar ostroznie zblizyl sie do D'rama i zawisl na oparciu fotela. Nogi ustawily mu sie prawie rownolegle do podlogi. Potem opuscil sie na sasiedni fotel i zapial pasy. Na dole wszystko w porzadku? Jaxom spytal o to Rutha bardzo dyskretnie, bo nie chcial, by uslyszala go Ramoth. Jest zbyt zajeta zabawianiem sie niewazkoscia, odparl rozbawiony Ruth. Radzi sobie lepiej niz Mnementh i Tiroth, mimo ze jest wieksza. Odpycha sie delikatniej, i mniej dryfuje. Wyglada na to, ze lepiej sie bawia, gdy ich jezdzcy na nich nie patrza. Ramoth! Uwazaj na skrzydla! Nie mamy tu zbyt wiele miejsca! Jaxom usmiechnal sie, a potem znieruchomial zauwazajac ruch w laboratorium. Sharra i Oldive wchodzili do pomieszczenia. Mimo magnetycznych butow, Sharra poruszala sie calkiem wdziecznie. Dlonia w rekawicy pilotowala Oldive'a, ktoremu przemieszczanie sie wcale nie szlo zbyt dobrze. Jaxom z uwaga obserwowal, jak usiluja otworzyc twarda skorupe Nici. Nagle na mostku pojawila sie Mirrim na swojej zielonej Path. -Kogo mam zabrac na "Bahrain"? - spytala, usmiechajac sie na widok Lessy i Robintona rozciagnietych przy oknie. -Kazdego, kto chce z toba leciec - odparl Jaxom. - Lessa? F'lar? Lessa niechetnie skinela glowa i jeszcze bardziej przycisnela sie do okna. -Ide z toba, Mirrim. Nie, Ramoth, w porzadku. Zapewniam cie, ze nie zmiescisz sie na mostku tutaj, a tym bardziej na Bahrainie". Naucz sie utrzymywac rownowage tam, w ladowni, gdzie masz troche miejsca, zeby sie obrocic. Jaxom poprosil Rutha o zabranie F'lara, i bialy smok wskoczyl pomiedzy na mostek. -Znacie sekwencje? - spytal Jaxom Przywodcow Bendenu. Lessa, przeplywajac w strone Path, spojrzala na Jaxoma twardym wzrokiem, F'lar zachichotal i odpowiedzial poslusznie: -Ciezko nad tym pracowalismy, Jaxomie. Moje podziekowania, Ruth - dodal, sadowiac sie na grzbiecie bialego smoka. -Latwiej go dosiasc okrakiem niz tego twojego olbrzyma, co? - zauwazyl Jaxom, usmiechajac sie na widok wyrazu zaskoczenia na twarzy jezdzca spizowego. - Przyjemnego niszczenia! Macie trzy minuty do kontaktu. -Jaxomie, gdzie mam usiasc? - spytal Robinton z zapalem, odpychajac sie od okna. -Na miejscu F'lara. Choc Jaxoma korcilo, zeby samemu wprowadzic komendy, z rowna przyjemnoscia obserwowal wyraz twarzy harfiarza. Tak jak uprzednio kowale, Robinton i D'ram cofneli sie na widok owoidow pedzacych prosto w okno. D'ram jeknal, gdy pierwsze pufniecie zasygnalizowalo zniszczenie, potem zalozyl rece na piersi i przygladal sie widowisku z prawdziwa satysfakcja. -Wiesz, D'ramie, powinnismy ktoregos dnia sprowadzic tu Lytola - powiedzial Robinton. - Moze poczuje sie lepiej, kiedy zniszczy troche Nici. Nie mial szansy, by to robic jako jezdziec. -Tak, na pewno dobrze mu to zrobi - przyznal D'ram. -Siwsp? - Jaxom otworzyl polaczenie z Ladowiskiem. - Czy obraz, ktory tam dociera, jest wyrazny? -Tak, Jaxomie, a strumien jest co najmniej siedem procent gestszy niz podczas poprzedniego Opadu. -Wobec tego nasza akcja sie przyda. Jaxom skupil teraz uwage na laboratorium, gdzie dwojka uzdrowicieli usilowala przeciac skorupe Nici narzedziami, ktore ze soba sprowadzili. -Uderzalismy, stukalismy, drapalismy, a nawet nie zarysowalismy powierzchni - powiedziala Sharra Jaxomowi. Wymachiwala ze zloscia dlutem. -To tyle jesli chodzi o tych, ktorzy obawiali sie, ze wycieknie i nas pozre - dodal Oldive. Byl bardziej rozbawiony niz zly. - Zdumiewajaca pokrywa, odporna na wszystko. A myslelismy, ze z latwoscia ja przetniemy. -Moze diamentem? - zasugerowal Jaxom. -Wiesz, to moze zadzialac - odrzekl Oldive z zadowoleniem. - Chetnie tu wroce. Jeszcze nigdy nie bylo mi tak latwo sie poruszac. - Chociaz Oldive zazwyczaj nie skarzyl sie, zgarbione plecy i zmiazdzona miednica sprawialy, ze jego nogi byly roznej dlugosci, a sylwetka powykrzywiana. Jednak w stanie niewazkosci nie odczuwal zadnych dolegliwosci. -To jest jedna z sytuacji - wtracil Siwsp - kiedy zdolnosc jaszczurek do telekinezy bylaby niezmiernie przydatna. Moglyby teraz przyniesc wam diament. -Meer i Talia nie wiedzialyby, co to jest diamentowe ostrze, nawet gdyby je pocielo - odpowiedziala Sharra ponuro. Jaxom uslyszal jej westchnienie. - Ale watpie, by nawet takie ostrze odnioslo skutek. Ta skorupa jest odporna na wszystko. -Ale nie na cieplo - przypomnial jej Jaxom. -Lordzie Jaxomie z Ruathy - zachnela sie Sharra opierajac dlonie na biodrach - na pewno nie bedziemy ogrzewali tej rzeczy, zeby zasymulowac tarcie wystepujace podczas przejscia owoidu przez atmosfere! Nie mowiac juz o tym, ze nie wolno uzywac miotacza ognia w takiej ograniczonej przestrzeni jak to laboratorium. -Nie macie technologii koniecznej do wytworzenia waskiej wiazki ciepla. Laser zapewne przecialby pokrywe - dodal Siwsp. - To kolejna dziedzina, w ktorej bedziecie musieli poczynic postepy w czasie nastepnego Obrotu. -Dlaczego? - spytal Jaxom, zauwazajac zainteresowanie Robintona i D'rama. -W tej chwili nie ma sensu zastanawiac sie nad takim przyrzadem lub potrzebami, ktore jeszcze wystapia - odparl Siwsp. - Mistrzowie Kowale juz sie zajmuja laserami, ale ta sprawa nie ma pierwszenstwa przed innymi, bardziej pilnymi pracami. -Ale moze moglbys nam zasugerowac, jak zabrac sie do tej skorupy - Sharra poprosila cierpko Siwspa. -Diamentowe ostrze zadziala. -Wobec tego dlaczego nie powiedziales nam, zeby od razu zabrac je ze soba? - domagala sie wyjasnien. -Nie zadaliscie takiego pytania. -Siwspie, klopot z toba polega na tym - mowila dalej Sharra z rozdraznieniem - ze mowisz nam tylko to, co twoim zdaniem powinnismy wiedziec. Nigdy nie bierzesz pod uwage, ze sami mozemy o tym decydowac. Zapadla cisza, podczas ktorej ona i Oldive opuscili laboratorium, zamykajac za soba drzwi. -Wiecie, Sharra ma racje - odezwal sie w koncu D'ram. -Rzeczywiscie - poparl go Robinton. -Wiec dlaczego sami nie pomyslelismy, ze bedzie nam potrzebne diamentowe ostrze? - spytal Jaxom, chociaz zgadzal sie calkowicie z zona i czul sie dumny, ze mowila wprost. Bylo znaczace, ze Siwsp nie odrzucil oskarzenia. Robinton tylko wzruszyl ramionami, D'ram jednak w zamysleniu zaczal skubac dolna warge. -Diamentowe ostrza sa uzywane do ciecia kamieni szlachetnych i profilowania szkla. W jaki sposob moglo nam przyjsc do glowy, by uzyc go do rozciecia skorupy Nici? - powiedzial w koncu bezradnie. -Mistrz Fandarel pomyslalby o tym - zauwazyl Robinton. Potem westchnal. - Musimy tyle jeszcze zrozumiec, nauczyc sie. Siwspie, czy jest nadzieja, ze dotrzemy do konca tej drogi? -Nie rozumiem. Mistrz Robinton usmiechnal sie zlosliwie do Jaxoma. -Pytanie bylo retoryczne, Siwspie. Siwsp nie odpowiedzial. Po powrocie do Warowni Cove wszyscy zgodzili sie, ze wyprawa na Yokohame zakonczyla sie sukcesem. Smoki przyzwyczaily sie do stanu niewazkosci, ludzie z radoscia doswiadczyli niszczenia Nici wycinajac w niej tunele w ksztalcie statku nie narazajac ani siebie ani smokow. Kiedy jezdzcy zsiedli, smoki udaly sie do cieplych wod laguny Cove, a i sami ludzie nie mieli nic przeciwko poplywaniu. Na szczescie Lytol przewidzial to i kazal podac posilek dopiero wtedy, gdy wszyscy sie odswiezyli. Ramoth tak sie juz przyzwyczaila do jaszczurek, ze nie przeszkadzaly jej nawet dzikie, ktore przylecialy pomoc jezdzcom wyszorowac smoki. Nawet upierala sie, ze poniewaz jest wieksza od innych, potrzebuje ich wiecej do pomocy Lessie, gdyz Wladczyni byla drobniejsza od innych jezdzcow. A Ruth ma Sharre i Jaxoma do kapieli, dodala pelna poczucia wlasnej waznosci. Kiedy rozesmiana Lessa powtorzyla uwagi Ramoth, Robinton oswiadczyl, ze bardzo chetnie wyszoruje krolowa. Wtedy D'ram oznajmil, ze Lessie i tak pomaga zbyt wiele jaszczurek, a Robinton polecial na "Yokohame" dzieki Tirothowi i wobec tego teraz powinien pomoc go szorowac. W koncu uczniowie i czeladnicy pracujacy w Warowni Cove uratowali Lytola przed rozsadzaniem sporu. Weszli do wody i zabrali sie do mycia wszystkich pieciu smokow. Bardzo przyjemny wieczorny posilek zjedzono w zgodnym gronie, a potem Jaxom, Sharra i Oldive niechetnie wyruszyli do Ruathy. Jaxom i Sharra przyzwyczaili sie juz do przedluzonych dni. Dodatkowe godziny pozwalaly mu wypelniac obowiazki w Warowni i pracowac z Siwspem. Kiedy Sharra i Oldive zajmowali sie pacjentami w szpitalu Warowni, on, razem z Brandem, nadzorowal rozbudowe zagrody dla bydla w Riverside, i sprawdzal postepy w unowoczesnianiu obu mniejszych posesji nalezacych do Warowni. Przepracowal bez odpoczynku dwadziescia cztery godziny, wiec nie byl zadowolony, kiedy Ruth obudzil go w srodku nocy, gdyz nadeszla pilna wiadomosc od F'lessana. Golanth mowi, ze dach w Honsiu zapadl sie i cos bardzo ciekawego, i byc moze waznego, zostalo odkryte w odslonietym pokoju, powiedzial Ruth, wiernie powtarzajac to, co mu przekazano. Golanth poinformowal Lesse, F'lara, K'vana i T'gellana. Wiadomosc przeslano tez do Mistrza Fandarela i do Mistrza Robintona, by przekazali ja Siwspowi. Jaxom przez dluga chwile jeszcze lezal nieruchomo, chociaz goraczkowo rozwazal uslyszana wiadomosc. Byl jednak zly, ze wyrwano go z dobrze zasluzonego snu. Dziekuje, powiedzial w koncu niechetnie. Czy Siwsp jakos to skomentowal? Jesli nie jestes kolo Siwspa, nie slysze co on mowi, Ruth zamilkl, podczas gdy Jaxom staral sie zmusic do opuszczenia cieplego lozka i spiacej zony, i udzielenia odpowiedniej odpowiedzi na wezwanie. Tiroth sprowadza cala trojke z Warowni Cove, informowal bialy smok. Mowi, ze zdaniem Lytola to moze byc bardzo wazne. Siwsp upieral sie, ze te worki powinny byc sprawdzone jak najszybciej. Ramoth i Mnementh leca. Wszyscy, ktorych poproszono, beda tam. Powstrzymujac jek, Jaxom wyszedl z lozka uwazajac, by nie obudzic Sharry. Potrzebowala snu tak bardzo jak on. Moze to nie zabierze zbyt wiele czasu i uda mu sie wrocic, zanim odkryje jego nieobecnosc. Ona i Oldive zamierzali leciec dzis na "Yokohame" z diamentowym przecinakiem. Nie chcial ich rozczarowac tylko dlatego, ze wezwano go gdzie indziej. Oczekujac cieplej pogody w Honsiu, pod jezdziecki ekwipunek wlozyl lekka odziez. Cieszyl sie, ze mimo rozespania pamietal o tym. Jednak nie sprawdzil uprzezy, ktora zdjal z haka w weyrze Rutha, gdzie wszyscy mieli dostep. Ze zrecznoscia wynikajaca z dlugiej praktyki, osiodlal smoka i wyprowadzil go na podworzec. Dyzurny smok, wher-stroz i kilka mieszkajacych w Warowni jaszczurek w milczeniu obserwowaly ich odlot jasnymi oczami lsniacymi w ciemnosci blekitem lub zielenia. Co za pora, zeby posylac po ludzi, pomyslal Jaxom, kiedy Ruth uniosl sie w powietrze. Ktora godzina jest teraz w Honsiu? spytal Ruth. Juz pewnie wzeszlo slonce! odpowiedzial Jaxom z rozdraznieniem, wyobrazajac sobie fasade Warowni Honsiu, ktora F'lessan dokladnie mu opisal. W pomiedzy Jaxom drzal mimo wylozonej futrem kurtki. Chwile pozniej wynurzyli sie w przedswit ponad morzem mgly. Wokol nich znajdowaly sie inne smoki, przywierajace do szczytow skal unoszacych sie nad zaslaniajacymi wszystko klebami oparu. Ruth wyladowal na najblizszej pustej skale i powital towarzyszy. -A gdzie jest Honsiu? - spytal Jaxom. Ramoth mowi, ze na prawo. Jest zasloniete przez mgle. Wiedzialem dokad ide. Po prostu nie widac go jeszcze, odparl Ruth. Dzien pieknie sie zaczyna, prawda? dodal niespodziewanie, spogladajac ku wschodowi, gdzie niebo jasnialo blekitem. Niechetnie kontemplujac pejzaz, Jaxom sie z nim zgodzil. Z lewej strony widac bylo oba ksiezyce, wchodzace w faze pelni. Wisialy na bezchmurnym niebie o niezwyklym odcieniu blekitu. Noc cofala sie na zachod, gdzie nadal moglby byc w lozku, pomyslal zalosnie. Zdusil w sobie pragnienie pochylenia sie w przod w siodle, oparcia glowy o szyje Rutha i zapadniecia w sen w oczekiwaniu, az mgla sie podniesie. Ale im dluzej patrzyl na tak piekny poczatek dnia - do tej pory nie wyobrazal sobie, ze Ruth potrafi wpadac w tak liryczny nastroj - tym trudniej mu bylo oderwac wzrok od spektaklu dawanego przez nature. Przybywaly kolejne smoki, chwile kolowaly zdumione odkryciem, ze ich ladowisko jest calkiem zakryte, a potem siadaly gdzie sie dalo. Golanth przeprasza, poinformowal Ruth Jaxoma. Mgla niespodziewanie nadeszla znad rzeki o brzasku. Mowi, ze kiedy slonce wzejdzie, mgla zniknie. Mowi, ze stanie kolo miejsca, gdzie dach sie zapadl. Bialy smok zwrocil glowe w odpowiednim kierunku, a Jaxom zauwazyl spizowy ksztalt Golantha wynurzajacego sie z oparow i osiadajacego na nadal niewidocznej powierzchni. Golanth mowi, ze czeka na was goracy klah i owsianka, i ze skoro tak niewielu z nas widzialo Honsiu, bedziemy mieli mila niespodzianke. Mowi, ze jest tu mnostwo zwierzyny lownej w dolinie, kiedy ja widac. Zastrzezenie zrobione przez Golantha przemowilo do poczucia humoru Jaxoma. Zachichotal zapominajac o irytacji. Slonce wschodzilo, rzucajac jasne, gorace promienie poprzez mgle. Wiatr tez zaczal wiac nieco mocniej i wkrotce mgla rozproszyla sie, ukazujac wreszcie skale, na ktorej polozone bylo Honsiu, i Golantha przykucnietego na wzgorzu. Golanth mowi, zebysmy wyladowali na wyzszym poziomie, obok glownych drzwi Warowni. Powinno byc dosc miejsca dla wszystkich. Moze sie zawalic kolejna czesc dachu, a na nizszym poziomie zagroda dla zwierzat nie zostala jeszcze do konca oczyszczona. F'lessan nie chce, zeby ktokolwiek tamtedy wchodzil. Prawie jednoczesnie oczekujace smoki uniosly sie. Ruch wielkich skrzydel rozwial ostatnie strzepki mgly, i zanim smoki byly gotowe do ladowania, widac juz bylo drugi rzad okien budowli. F'lessan i pracownicy, ktorzy przystosowywali Honsiu do zamieszkania, czekali w szerokich drzwiach, witajac przybywajacych okrzykami radosci. -Dzieki za tak szybkie przybycie - powiedzial F'lessan usmiechajac sie wesolo. - Nie rozczarujecie sie. Przepraszam, ze zerwalem cie z lozka Jaxomie, gdyz wiem, ze miales dlugi dzien, ale znienawidzilbys mnie, gdybym cie nie zawiadomil. - Mlody jezdziec spizowego smoka zarzucil przyjacielskim gestem ramie na barki Jaxoma. Na jego twarzy malowal sie niezwykly dla niego niepokoj, wiec Jaxom poczul sie w obowiazku zapewnic go, ze wszystko w porzadku. -To milo, ze pomyslales o jedzeniu i klahu, F'lessanie - powiedziala Lessa wchodzac do holu - ale wolalabym najpierw zobaczyc twoje znalezisko. F'lessan wskazal plastikowe torby lezace na dlugim stole w glownym pomieszczeniu. -Mozecie tez zobaczyc tajny pokoj, jesli nie macie nic przeciwko wspinaniu sie po kretych schodach. Wszyscy procz Jaxoma pospieszyli do stolu. Jaxom zatrzymal sie na progu i wpatrywal sie w zdumiewajace freski o kolorach tak swiezych, jakby od czasu, gdy je polozono, nie uplynela nawet jedna chwila. Przypomnial sobie, ze Lytol i Robinton mowili cos o dekoracjach w Honsiu, ale nie spodziewal sie niczego tak wspanialego. -Piekne, prawda? - F'lessan zwrocil sie do Jaxoma, z ktorym przyjaznil sie od dziecinstwa. Przez dluga chwile rowniez podziwial freski. - To miejsce nie jest wprawdzie dosc duze, by zainstalowac tu Weyr, chociaz Golanth mowi, ze widzi mnostwo dobrych polek skalnych do lezenia. I dobre jedzenie. -Poludniowy Weyr z poczatku wydawal sie jeszcze gorszy - przypomnial mu Jaxom. -To prawda. Ale zdolano dostosowac go do naszych potrzeb - F'lessan staral sie opanowac, ale nie zdolal. - Po prostu nie chce., zeby panoszyl sie tu jakis Lord - wybuchnal. - Ludzie wiedza, ze nie moga przylazic swobodnie do Weyru. Chodz. Pokaze ci, co znalazlem. Zachowalo sie w zdumiewajaco dobrym stanie. To fascynujace narzedzia. Wszyscy kowale slinia sie nad nimi. -Dostalem pelna liste od Jancis - powiedzial mu Jaxom usmiechajac sie ze znuzeniem. Jednak sam musial przyznac, ze znalezisko F'lessana bylo zupelnie niezwykle: ciecz, starannie przechowywana w plastikowych pojemnikach. Kazdy pojemnik byl zamkniety od gory mocnymi paskami, i oznaczony tabliczkami zapisanymi dziwnymi wzorami, ktorych ani Robinton, ani Lytol nigdy nie widzieli w pamieci Siwspa. -Otworzylem jeden z tych pojemnikow - powiedzial F'lessan, wskazujac ktorys zasobnik otwarty tak starannie, ze nie zostal uszkodzony, ale mozna bylo zajrzec i zorientowac sie, co zawieral. - Najpierw myslalem, ze to woda, ale mylilem sie. Woda pewnie juz dawno by wyparowala. Jakos tak dziwnie lsni i pachnie czyms, czego nie znamy. Nie wiem, co to jest. Nie odwazylem sie sprobowac, jak to smakuje. Lytol i Fandarel prawie stukneli sie glowami, gdy obaj pochylili sie, zeby powachac ciecz. Fandarel zanurzyl palec w cieczy, a potem go powachal. Zapach przyprawil go o grymas. -Z pewnoscia nie jest to woda pitna. -Powinnismy zabrac te pojemniki i dac je Siwspowi do zbadania - zdecydowal Lytol. - Czy to wszystko? -Jasne, ze nie - odparl F'lessan wesolo. - Tu mamy trzydziesci cztery, a szesc tam. Nie zawieraja takiej samej ilosci czegokolwiek to jest. Na strychu bylo pare pustych toreb, musialy przeciec. Albo moze przegryzly je weze tunelowe. Jedza wszystko. -Mowiles cos o schodach? - spytala Lessa. -Tak. Schody nie calkiem zniszczaly. Na samej gorze jest troche miejsca na palce stop. Nie odwazylismy sie sprawdzac tego poziomu, dopoki Benneth tam nie przeleciala. -Nie mowiles, czy odniosla jakies obrazenia - zarzucila mu ostro Lessa. F'lessan usmiechnal sie, bo rzadko przejmowal sie nastrojem swojej matki. -Zadrapala tylna lape, ale I'lono oblozyl ja mrocznikiem. Jest na dole, w warsztacie. -F'lessanie, pokaz mi, gdzie sa schody - poprosil F'lar, a kiedy mlody jezdziec spizowego smoka wskazal droge, Przywodca Bendenu ruszyl przodem, a za nim podazyli Fandarel, Lytol, K'van i T'gellan. -Och, nie, ty nie - Lessa zlapala Robintona za ramie. - Stan niewazkosci dobrze ci robi, ale schody nie. I, jak cie znam, na pewno jeszcze nic nie jadles. Jaxomowi nie usmiechala sie dluga wspinaczka, wiec dolaczyl do perswazji Lessy, a F'lessan upieral sie, ze Robinton obrazi mieszkancow Weyru Honsiu, jesli nie usiadzie i nie zakosztuje ich goscinnosci. -To paliwo - orzekl Siwsp, a Robinton mogl przysiac, ze uslyszal radosc w jego glosie. - Paliwo! -Tak, ale czy po tylu wiekach jest jeszcze dobre? - niepokoil sie Fandarel. Jaxom wyobrazil sobie trzy wahadlowce unoszace sie z Laki Statkow, ale natychmiast uznal, ze jego wizja jest nieprawdopodobna. Te statki juz nigdy nie beda latac. Pern nie posiadal technologii koniecznej do zreperowania ich i puszczenia w powietrze. -Paliwo nie traci swoich wlasciwosci wraz z uplywem czasu, a probka, ktora mi przyniosles, nie wyglada na zanieczyszczona. Skoro znalezliscie to w Honsiu, w posiadlosci Kenjo Fusaiyukiego, wnioskuje, ze to czesc paliwa, ktore ukradl na swoj osobisty uzytek. Kapitan Keroon wzmiankowal o tym wydarzeniu w swoich zapiskach. Osadnicy, wiedzac o tych zapasach paliwa, szukali ich, ale nigdy ich nie znalezli. -Ale pojazd zachowal sie tak dobrze. Czy nie moglibysmy... - zaczal Fandarel glosem az wirujacym z podniecenia. -Pojazd powietrzny byl napedzany pakietami paliwa, a nie czystym paliwem. Czterdziesci pakietow, ktore odnalezliscie, zostanie prawidlowo wykorzystane - powiedzial Siwsp. -Gdzie? Dlaczego? W czym? - Jaxom ostro zadal odpowiedzi. - Myslalem, ze "Yokohama" uzywala silnikow z napedem materia/antymateria. -Tylko do podrozy miedzygwiezdnych - wyjasnil Siwsp. - Paliwo, ktore znajduje sie w znalezionych przez was pojemnikach, stosowano przy poruszaniu sie wewnatrz systemow gwiezdnych. -Czyli w wahadlowcach? - spytal Piemur i az sie zaczerwienil w oczekiwaniu odpowiedzi. A Jaxom zdal sobie sprawe, ze nie byl jedynym, ktory mial cudowne nadzieje. -Nawet gdybyscie byli na bardziej zaawansowanym poziomie technologicznym, nie potrafilibyscie ich naprawic - powiedzial obojetnie Siwsp. - Ale wykorzystamy to znalezisko. Jaxom i Piemur wymienili spojrzenia wyrazajace prawdziwe niezadowolenie. -Siwspie, pozwol, ze zgadne - odezwal sie Jaxom. - Mozemy wlac cale paliwo do zbiornikow "Yokohamy", albo rozdzielic je miedzy wszystkie trzy statki. Wystarczy, zebysmy otrzymali polowiczna sile grawitacji i najslabsza zdolnosc manewrowania - to znaczy na wypadek, gdybysmy chcieli udac sie gdzies na tych statkach... - skonczyl pytajaco. -Nie ma dosc paliwa, by moc dotrzec do obloku Oorta - powiedzial stanowczo Siwsp. - Ani nawet na to, by udac sie w kierunku strumienia Nici i uzyc niszczacego programu ochronnych tarcz statkow do stalego likwidowania owoidow. Jaxom, probowal ukryc rozgoryczenie. -Coz, pomyslal o czyms, co mnie nie przyszlo do glowy. -Kim jestesmy, zeby odgadnac plany Siwspa? - zamyslil sie Piemur, ale Jaxom zauwazyl stlumiony gniew w jego oczach. -Pewnego dnia... - Jaxom powiedzial to dosc glosno, by Piemur go uslyszal, a ten skinal glowa. -Ale Siwspie, skoro mamy te probke - odezwal sie gwaltownie Fandarel - czy nie mozesz przeanalizowac jej skladu? Na pewno mamy dosc paliwa, by zabrac przynajmniej jeden statek do obloku Oorta. -Po co? - rozlegl sie beznamietny glos Siwspa. -Jak to po co! Zeby go wysadzic! I zeby zniszczyc Nici, ktore tam powstaja! Nastapilo kolejne z dziwnych zamilkniec Siwspa, a potem nagle na ekranie pojawil sie uklad Rukbatu. Planety wirowaly wokol centralnej gwiazdy. Potem obraz sie zmienil, jasne slonce zmniejszylo sie do punkciku swiatla, planety prawie zniknely, a na ekranie pojawil sie w calej swojej okazalosci zakrecony oblok Oorta i nieomal pokryl ekran, wymazujac nawet odlegly Rukbat. Podobnie jak przy wielu uprzednich prezentacjach, czerwona linia zaczela wskazywac orbite Czerwonej Gwiazdy. Przechodzila przez oblok Oorta, a potem znow we wnetrze ukladu, od czasu do czasu mieszajac sie z orbita Pernu. -Siwsp wie, jak nam pokazac, gdzie jest nasze miejsce - mruknal Piemur. -Och! - westchnal zrezygnowany Fandarel. - Naprawde, trudno jest pojac roznice miedzy ogromem obloku Oorta a niepozornoscia naszego malenkiego swiata. -Tak wiec co mamy zniszczyc, zeby pozbyc sie Nici? - spytal F'lar. -Najlepszym sposobem na zmniejszenie zagrozenia ze strony Nici jest zmiana orbity Czerwonej Gwiazdy - odpowiedzial Siwsp. -A kiedy powiesz nam jak to osiagnac? -Juz wkrotce skonczycie studia i dokonacie wszystkich potrzebnych analiz. -Wiec odnalezienie paliwa w niczym nam nie pomoze? - F'Lessan zgarbil sie z rozczarowania. Na ogol byl wesoly, ale tym razem wyjatkowo okazal zmartwienie. -Pomoze, ale w innej dziedzinie, F'lessanie. Dobrze jest miec wybor. Wykonales dobra robote. - Byla to najwyzsza pochwala, jaka potrafil wyrazic Siwsp. - Nie popadaj w apatie. -Wiec co mam zrobic z tymi pakietami paliwa? - spytal F'Lessan probujac opanowac emocje. -Trzeba je przeniesc do zabezpieczonych magazynow na Ladowisku. -Czy mamy dodatkowe opakowania? Te pakiety sa stare. -Skoro przetrwaly dwa tysiace piecset dwadziescia osiem lat, przetrwaja jeszcze wiecej - uspokoil go Siwsp. Na jego ekranie pokazala sie mapa. - Oto rozklad zajec dla spizowych i brazowych smokow. Tak beda latac do ladowni wszystkich trzech statkow. Ostatnie odczyty wskazuja, ze jest tam wystarczajaca ilosc tlenu, by kazdy smok i jezdziec mogl doswiadczyc stanu niewazkosci. -A po co maja to robic? - spytal F'lar. -Jest to konieczne dla powodzenia Planu. Rozklady lotow zostaly przekazane Przywodcom kazdego z osmiu Weyrow i byly zrodlem radosci dla wszystkich z wyjatkiem nielicznych, glownie jezdzcow starszych smokow, dla ktorych nawet polowanie stawalo sie trudne. Natomiast weyrzatka wprost tryskaly zachwytem i ich Mistrzom nielatwo bylo utrzymac dyscypline. Kazda grupa byla wysylana z kims majacym juz doswiadczenie w stanie niewazkosci, nawet Jancis, Piemur i Sharra latali jako opiekunowie. Czesto ciagnely za nimi cale stada jaszczurek ognistych i chociaz powodowalo to skargi, Siwsp popieral ich zainteresowanie. Weyry przepelnial nowy entuzjazm, pokonujac apatie srodkowego okresu Przejscia. Trzy dni pozniej ktos podpalil pakiety z paliwem, ale jaszczurki wszczely alarm, wiec obeszlo sie bez szkod. Uslyszawszy o tej niedoszlej katastrofie, Siwsp pozostal nieporuszony i beznamietnym glosem poinformowal wzburzonych Lytola i D'rama, ze paliwo jest niepalne. Ale Fandarel, dowiedziawszy sie o calej sprawie, natychmiast zaczal pytac, jak takie paliwo moze dostarczac energii. Siwsp odpowiedzial wykladem o budowie siedmiu rodzajow silnikow odrzutowych, poczawszy od najprostszych, w ktorych zachodza reakcje, o jakich juz im mowil, a ktore byly malo zrozumiale nawet dla Fandarela, a skonczywszy na najbardziej skomplikowanych, wielofazowych. Tego wieczora Mistrz Morilton wyslal swoja jaszczurke z pilna i przerazajaca wiadomoscia, ze ktos w jego siedzibie zniszczyl wszystkie soczewki, ktore mialy byc zainstalowane w mikroskopach i teleskopach, niweczac efekty miesiaca ciezkiej, wymagajacej cierpliwosci pracy. Nastepnego dnia Mistrz Fandarel zorientowal sie, ze metalowe barylki, ktore wyrabial do przechowywania soczewek, zostaly wrzucone do pieca kowalskiego, gdzie przez noc sie stopily. Na szczescie przynajmniej trening smokow odbywal sie bez zaklocen, bo inaczej morale spadloby bardzo nisko. Na dodatek Oldive i Sharra nareszcie zdolali przeciac skorupe owoidu Nici ostrzem z czarnego diamentu. -Wiele sie nie dowiedzielismy - powiedziala Sharra Jaxomowi gdy wieczorem wrocila do domu. - To skomplikowany organizm i jego analiza zabierze nam duzo czasu. Niestety musimy pracowac powoli. Chyba wlasnie dlatego Siwsp nauczyl nas hodowli bakterii, bo stanowi to dobre przygotowanie do tego rodzaju badan. -Jak to wyglada w srodku? -Zdumiewajacy chaos - odpowiedziala marszczac czolo w zamysleniu. Potem zachichotala kpiaco. - Nie wiem, jak to sobie wyobrazalam. Wlasciwie nigdy o tym nie myslalam. Ale owoid jest owiniety warstwami brudnego, twardego jak skala lodu, w ktorym znajduja sie kamyki, zwir i wszelkiego rodzaju smieci. Owoidy bywaja bialawe, zolte, czarne, szare... Czy hel jest zolty? Byles na tych wykladach o cieklym gazie. Nie, to byl Piemur i Jancis. -W kazdym razie sa tam zwoje, ktore skrecaja sie bez konca. Mozna je oddzielic od reszty materialu. Sa tam tez jakies rurki i kawalki czegos babelkowatego. Siwsp powiedzial, ze to bardzo slabo zorganizowana forma zycia. Jaxom rozesmial sie zaskoczony. -A tak bardzo dezorganizuje nasze zycie! -Ach, Jaxomie, nie to mial na mysli. Ale nie moglismy zrobic dzisiaj wiele, gdyz nie mamy odpowiednich narzedzi do pracy w tak niskiej temperaturze. - Usmiechnela sie na wspomnienie niepowodzen. - Te, ktore przynieslismy, staly sie kruche i rozpadaly sie w zimnie. -Metal stal sie kruchy? -Dobra kowalska stal tez. Siwsp mowi, ze powinnismy uzywac specjalnego szkla. -Szklo, no tak. - Jaxom pomyslal o tych wszystkich godzinach, ktore Siwsp spedzil z Mistrzem Moriltonem i usmiechnal sie. - To dlatego. Ale skad Siwsp mogl wiedziec, ze zlapiemy Nic, kiedy nie wiedzial nawet, ze bedziemy w stanie to zrobic? -Chyba nie rozumiem, o co ci chodzi, Jaxomie. -Ja tez nie jestem pewien, moja sliczna. Zastanawiam sie, kto jest bardziej zaskoczony? Siwsp, czy my? Nastepnego ranka Sharra poprosila Jaxoma, zeby pozwolil Ruthowi zabrac ja do Mistrza Oldive'a. Chciala z nim omowic, kogo jeszcze beda potrzebo wali do pomocy. Ruth zawsze lubil wozic Sharre, wiec Jaxom mogl pozostac w Ruathcie i przewodniczyc wraz z Brandem dlugo odwlekanemu spotkaniu, podczas ktorego trzeba bylo rozsadzic drobne spory w Warowni. Wlasnie zasiadal w Wielkiej Sali, kiedy zauwazyl Rutha odlatujacego z Sharra. Przerazony zerwal sie na rowne nogi. Uprzaz, Ruth! Ktora Sharra wziela? W chwili gdy Ruth odparl: jest bezpieczna, dwie jaszczurki Sharry wrzasnely tak glosno, ze Lamoth, starszy smok spizowy wylegujacy sie na wzgorzu, zaryczal na alarm. Jaxom, sparalizowany szokiem, patrzyl jak Ruth powoli obniza lot, a Sharra kurczowo trzyma go za szyje. Meeri Talia wbily szpony w ramiona jej kurtki jezdzieckiej. Glowny pasek uprzezy zwisal luzno miedzy lapami Rutha. Drzac ze strachu o zycie zony, Jaxom zapomnial o swojej godnosci i obowiazkach i wybiegl z Wielkiej Sali. Nie chcac niepokoic jej opowiadaniem o wypadku, o ktorym zreszta juz niemal zapomnial, narazil ja na utrate zycia. Ruth ostroznie wyladowal. Trzesacymi sie rekami Jaxom pomogl Sharrze zejsc, a potem mocno ja objal. Powinienem byl spytac, ktora uprzaz wziela, powiedzial Ruth, robiac sam sobie wyrzuty, a jego skora zabarwila sie na szaro z niepokoju. I nie pokazalem jej, gdzie schowales uprzaz, ktorej teraz uzywasz. -To nie twoja wina, Ruth. Wszystko dobrze, Sharra? Nie zranilas sie? Kiedy zobaczylem, ze zawislas... - jego glos sie zalamal. Ukryl twarz na jej szyi i poczul, ze zona drzy tak bardzo jak on. Sharra potrzebowala ukojenia, ale wkrotce uswiadomila sobie, ze maja publicznosc, i ze slabym, zawstydzonym smiechem uwolnila sie z jego objec. Rozluznil je, ale nie pozwolil jej odejsc. Gdyby nie byla takim zrecznym jezdzcem... Gdyby Ruth nie byl takim inteligentnym smokiem... -Myslalam, ze naprawiles uprzaz - powiedziala zagladajac niespokojnie w jego oczy. -Naprawilem! - Nie mogl powiedziec jej prawdy, kiedy tak wiele osob ich sluchalo, a pomimo wiezi pomiedzy nimi, najwyrazniej nie zorientowala sie, ze cos ukrywa. -Musze isc, Jaxomie - stwierdzila. Poczucie obowiazku walczylo w niej ze strachem. - Czy Ruth bardzo sie obrazi, jesli polece z G'lanarem na Lamothcie? -Chcesz leciec? - Jaxom byl jednoczesnie zdumiony i dumny z odwagi zony. -Tak bedzie najlepiej, Jax, zeby przezwyciezyc szok. - Pochylila sie przez niego i poglaskala Rutha po nosie. - Wiem, ze to nie twoja wina, kochany. Prosze, nie martw sie! Ten odcien szarosci nie pasuje do ciebie! Skaczac w powietrze poczulem, ze pasek sie przerywa, powiedzial Ruth Jaxomowi. Powinienem byl spytac, ktorej uprzezy uzyla. Powinienem byl. -Juz dobrze, Ruth. Ocaliles Sharre - mowil Jaxom z wdziecznoscia. - Ale teraz musi leciec do Cechu Uzdrowicieli. Poleci na Lamothcie, z G'lanarem. Ruth przygladal sie swojemu jezdzcowi, pomaranczowy kolor paniki zaczal znikac z jego oczu. Jest w porzadku, jak najezdzca z przeszlosci, zgodzil sie Ruth niechetnie. Ale szkoda, ze Dunluth i S'gar jeszcze nie wrocili. -Wiesz, ze ta para nie moze latac przeciwko Niciom. G'lanar slabnie, a Lamoth ledwo przezuwa swoje jedzenie, wiec nie ma co mowic o skale ognistej. - Jaxom nie myslal wiecej o komentarzu Rutha, tylko taktownie poprosil starego smoka i jezdzca, zeby przewiezli Sharre do Siedziby Uzdrowicieli. Zdjal zwisajaca uprzaz i zwinal, zeby sprawdzic ja pozniej. Obserwowal cala trojke dopoki Lamoth nie wszedl w pomiedzy. Meer i Talia podazyli za nimi bez oporow. Wtedy wrocil do Wielkiej Sali, a Brand i zastepca zarzadcy wskazali obecnym, by zajeli miejsca. -Nie powiedziales jej? - Brand spytal szeptem Jaxoma gdy usiedli. -Zrobie to teraz. Malo brakowalo. - Ukladajac papiery rozsypane w panice Jaxom zauwazyl, ze jego palce drza. -Rzeczywiscie. Jak sadzisz, czy ten... oczywisty zamach na twoje zycie ma cos wspolnego z niedawnymi wypadkami? -Sam chcialbym to wiedziec. -Porozmawiasz z Przywodcami Bendenu, prawda? - Spojrzenie Branda bylo surowe i nieublagane. -Tak - zgodzil sie Jaxom ze slabym usmiechem - poniewaz wiem, ze inaczej ty to zrobisz. -To zrozumiale. - Potem glosniej, Brand ciagnal: - Pierwsza sprawa dotyczy naduzycia zapasow Warowni. Tego wieczora Jaxom opowiedzial Sharrze o rozmowie, ktora podsluchal w Warowni Tillek i dochodzeniu przeprowadzonym przez Branda, ktore jednak nie przynioslo zadnych rezultatow, gdyz Pell oswiadczyl, ze jest calkiem zadowolony z pracy w Cechu swojego ojca. Zapewnil, ze nigdy nikt nie wypytywal go o jego pokrewienstwo z Rodem Ruathy, a on i tak w najlepszym razie jest krewnym w drugiej linii. Kiedy Sharra zganila juz Jaxoma za "oszczedzanie" jej niepokoju, przejrzeli wpisy w ksiedze gosci Warowni i nie mogli znalezc nikogo chocby w najmniejszym stopniu podejrzanego. Ruth nie mogl im pomoc, gdyz nie zawsze przebywal w weyrze, kiedy Jaxom byl w domu. Zazwyczaj przylaczal sie do smoka pelniacego warte. Nawet do starego Lamotha, dodal. Ja drapie jego, gdy go swedzi, a on drapie mnie! Nastepnego dnia oboje, Sharra i Jaxom, mieli wrocic na Ladowisko, na zebranie dotyczace sabotazy. -Jaxomie, jesli sam nie opowiesz o tym wypadku, ja to zrobie - zapowiedziala Sharra. -To dotyczylo sukcesji, Sharrie - zaoponowal. - Sabotaze to cos zupelnie innego. -Skad wiesz? - zapytala zaciskajac dlonie na poreczach i rzucajac mu gniewne, pelne wyrzutu spojrzenie. - Zwlaszcza ze pelnisz glowna role we wszystkich zamierzeniach Siwspa. -Ja? Glowna role? - Jaxom popatrzyl na nia ze zdumieniem. -Tak wlasnie jest nawet jesli nie zdajesz sobie z tego sprawy. - Jej surowy wyraz twarzy zlagodnial. - Sam bys tego nigdy nie zauwazyl. - Slodkim usmiechem pokryla zniecierpliwienie. - Ale tak jest. Uwierz mi. I kazdy na planecie o tym wie. -Ale ja... ja... -Och, nie przejmuj sie, Jax. To, ze nie nadymasz sie poczuciem wlasnej waznosci i nie irytujesz tym ludzi jest jedna z twoich najbardziej ujmujacych cech. -A kto taic robi? - Jaxom szybko pomyslal o wszystkich, ktorzy tak pilnie z nim wspolpracowali. -Nikt, ale ty mialbys do tego prawo. - Usiadla mu na kolanach, jedna reka objela go za szyje, a druga wygladzala jego zmarszczone czolo. - Dlatego odstepcy chca cie wyeliminowac! Nie mozesz zaprzeczyc, ze niezadowolenie ze zbyt dlugiego czasu, jaki juz trwa wykonywanie projektu Siwspa, jest coraz powszechniejsze. Jaxom westchnal, gdyz byla to jedna z wielu rzeczy, ktorej znaczenie probowal umniejszyc. -Wiem o tym. Wlasciwie przyjalem z ulga, ze sie to ujawnilo. Sharra zesztywniala w jego ramionach. -Wiesz kim sa? -Sebell podejrzewa, kto moze byc w to wplatany, ale zaden z harfiarzy nie przedstawil dowodow. A nie mozna oskarzyc Lorda Warowni bez znaczacych dowodow. Przyznala mu racje i polozyla glowe na jego ramieniu. -Uwazasz na siebie, prawda, Jax? - spytala cicho. Byla bardzo zaniepokojona. -Bardziej niz ty - odparl przytulajac ja. - Ile razy ci mowilem, zebys sprawdzala uprzaz zanim ja zalozysz? Nazajutrz, na Ladowisku, Siwsp objal przewodnictwo nad zebraniem, ale przede wszystkim zarzadzil, by z budynku wyszli wszyscy oprocz osob zaproszonych na spotkanie. -Mimo ze wszystkie incydenty byly skierowane przeciwko nowej technologii, ktora rozwijacie - powiedzial - zaden z nich, jak dotad, nie zagrozil powodzeniu waszej pracy. -Jeszcze nie - przyznal ponuro Robinton. -Nie zgadzam sie z tym - powiedziala Sharra i twardo spojrzala na meza. Kiedy zawahal sie, oznajmila: - Ktos probuje zabic Jaxoma. Kiedy ucichlo zamieszanie, Jaxom zdal pelen, choc zwiezly raport. -To jest niepokojace - rzekl Siwsp, wznoszac glos, by przekrzyczec pytania zadawane nerwowo przez obecnych. - Czy bialy smok nie stanowi zabezpieczenia przeciwko tego rodzaju probom? Czy nie moze im zapobiec? -Nie denerwujcie sie - odparl Jaxom poirytowany zamieszaniem, chociaz chcial upewnic sie, ze taki atak nie zagrozi wiecej Sharrze. - Ruth zdal sobie sprawe co sie dzieje, kiedy pekl pasek uprzezy i ocalil Sharrze zycie. Zostawilem te uprzaz w otwartym miejscu, a schowalem te ktorej uzywam. Tylko... -Nie chcial, zebym sie martwila - powiedziala Sharra cierpko. - Brand probuje dowiedziec sie, kto mogl pociac pasy. A zrobil to bardzo zrecznie ktos, kto wie, jaki jest nacisk na uprzaz podczas lotu. -Jezdziec? - krzyknela oburzona Lessa, a na zewnatrz smoki ryknely na alarm. - Nie ma takiego jezdzca, ktory wystawilby Rutha czy Jaxoma na niebezpieczenstwo! - Spojrzala ze zloscia na mlodego Lorda Warowni, jakby to byla jego wina. Odpowiedzial jej takim samym spojrzeniem. -Ani tez zaden jezdziec nie moglby tego zrobic bez wiedzy swojego smoka - zauwazyl F'lar. -Nic sie nie zyska... - Lessa urwala - pozbywajac sie Jaxoma. -Czy moglby to byc protest przeciwko mojej pracy nad Nicia? - spytala Sharra. Jaxom potrzasnal gwaltownie glowa. -To niemozliwe. Kto mogl wiedziec, ze bedziesz chciala, by Ruth polecial z toba do Siedziby Uzdrowicieli? -Skoro to Jaxom zazwyczaj lata na Ruthu - odezwal sie Siwsp jak zwykle spokojnie - mozna logicznie przyjac, ze to on byl celem. Nie wolno dopuscic do dalszych zamachow na jego zycie. -Meer i Talia otrzymaly odpowiednie rozkazy - oznajmila Sharra rezolutnie. -A Ruth? - spytala Lessa, ale zaraz zagluszyla ja kakofonia rykow smokow na Ladowisku. Zaskoczona ich wojowniczoscia zamrugala oczami. - I wydaje sie, wszystkie inne smoki na Pernie! - Pochylila sie, zeby polozyc dlon na ramieniu Sharry. - Teraz juz zawsze bedziemy ostrzegani przed niebezpieczenstwem. - Zwrocila spojrzenie na Jaxoma i zbesztala go. - Powinnismy juz dawno sie o tym dowiedziec, mlody czlowieku! -Nic mi nie grozilo - zaprotestowal Jaxom. - Bylem bardzo ostrozny. -Jaxomie, trzeba podwoic czujnosc. Trzeba rowniez natychmiast wprowadzic wlasciwe zabezpieczenia, ktore zapobiegna nowym aktom wandalizmu w Cechach wykonujacych specjalistyczna prace - odpowiedzial surowo Siwsp. - Dokonane ostatnio zniszczenia opozniaja ukonczenie potrzebnego nam wyposazenia, ale na szczescie wandale nie wiedza, jak wazna jest pozostala produkcja: helmow kosmicznych, zbiornikow tlenu i dodatkowych skafandrow, ktore sa konieczne dla sukcesu naszego przedsiewziecia. -Cala ta praca odbywa sie w rozmaitych miejscach - Fandarel westchnal z ulga. Potem jednak surowo potrzasnal glowa. - Trudno mi uwierzyc, ze czlonek mojego Cechu mogl zniszczyc ciezka prace swoich kolegow. -Twoja spolecznosc to ludzie ufni - powiedzial Siwsp - i przykro patrzec, jak to zaufanie jest wykorzystywane. -Tak, rzeczywiscie - przyznal Fandarel ze smutkiem, ale zaraz wyprostowal zgarbione ramiona. - Bedziemy czujni. F'larze, czy sa jacys jezdzcy chetni do dodatkowej sluzby? -Whery-stroze lepiej sie do tego nadaja - powiedzial Lytol, przylaczajac sie do dyskusji po raz pierwszy. Mimo poludniowej opalenizny jego twarz zszarzala, gdy sluchal o zamachach na Jaxoma. - Beda bardzo skuteczne, a moim zdaniem Weyry maja juz zbyt wiele obowiazkow. -Whery i jaszczurki - uzupelnil Fandarel.- Wielu Mistrzow Cechow ma wlasne jaszczurki, a kiedy dowiedza sie, ze maja zachowywac czujnosc, na pewno bedzie mozna na nie liczyc. -Mojemu bratu Torikowi udalo sie z kocimi mlodymi - wtracila Sharra. - Oczywiscie w ciagu dnia trzeba je trzymac w klatce, bo sa dzikie. -Wystawcie tyle strazy, ile potrzeba, i nie pozwolcie, by ucierpiala produkcja - zarzadzil Siwsp. - Jutro smoki przeznaczone do cwiczen na "Yokohamie" przewioza pakiety paliwowe. Mistrzu Fandarelu, dopilnujesz, by je oprozniono do glownego zbiornika. W ten sposob wyeliminujemy przynajmniej jedno zagrozenie. -Moze warto byloby wywiezc wszystkie delikatne materialy na "Yokohame"? - zaproponowal F'lar. -Niestety z wielu powodow nie mozna tam przewiezc wszystkiego - wyjasnil mu Siwsp - ale niektore owszem. Gdy tylko je skompletujemy, beda mogly byc przetransportowane na statek. -Czy jest jakas gwarancja, ze beda tam bezpieczne? - upewnial sie Lytol. Zignorowal tych, ktorzy spogladali na niego z gniewem, zmieszanych jego niewiara w zapewnienia Siwspa. -Moge monitorowac "Yokohame" i pilnowac jej z o wiele wieksza latwoscia, niz wy pilnujecie waszych Warowni, Cechow i Weyrow - odparl Siwsp. -A straznik pilnuje sam siebie - dodal Lytol cicho. -Q.E.D. - podsumowal Siwsp. -Ku e de? Co to znaczy? - spytal Piemur. -To wyrazenie pochodzace ze starego ziemskiego jezyka: Quod erat demonstrandum, czyli "co bylo do dowiedzenia". Rozdzial XIV Nastepnego dnia po poludniu Jaxom i Piemur, przebywajacy obecnie na mostku "Yokohamy", pochylali sie nad pulpitem sterujacym silnikami statku. -Wiem, ze oproznilismy wszystkie pakiety - powiedzial zmartwiony Piemur - ale wskaznik tego nie pokazuje. -To wielki zbiornik - mruknal Jaxom, pukajac w tarcze wskaznikow. - Taka ilosc paliwa jest jak kropla w morzu. -Cala praca na nic - rozpaczal Piemur. Musieli wlozyc skafandry, poniewaz pomieszczenie z dodatkowa miara poboru paliwa, znajdowalo sie w sektorze niskiego cisnienia. Mlodemu harfiarzowi nie podobaly sie ani ograniczenia spowodowane noszeniem skafandra, ani zapach stechlego powietrza. Mimo niewazkosci, pakiety byly nieporeczne, a poza tym za kazdym przejsciem mogli zabierac z ladowni tylko dwa. Przynajmniej dobrze sie skladalo, ze smoki potrafily wniesc to wszystko do ladowni. A jeszcze trudniejsze okazalo sie oproznianie pakietow zgodnie z instrukcjami Siwspa, ktory dokladnie im wyjasnil, jak w stanie niewazkosci postepowac z ciecza. -Wcale nie na nic - zaprzeczyl Siwsp. - Teraz juz paliwo nie jest niebezpieczne dla otoczenia. -A bylo niebezpieczne? - spytal Piemur rzucajac Jaxomowi spojrzenie oznaczajace "a nie mowilem?" -Wprawdzie paliwo jest niepalne, ale ma wlasciwosci toksyczne. Mogloby zatruc ludzi, a oprocz tego grunt, przesiakniety tym paliwem staje sie jalowy. Najlepiej unikac niepotrzebnych klopotow. Jaxom poruszyl ramionami, by rozluznic zesztywniale miesnie. Czasami praca w stanie niewazkosci byla ciezsza niz taka sama, wymagajaca rownego wydatkowania energii, na Pernie. -I bez tego mamy dosc klopotow - orzekl Piemur, a potem zwrocil sie do Jaxoma. - Chcesz klahu? - Podniosl "goraca butelke", jeden z nowych wynalazkow. Byla to duza, gruba, szklana butla, izolowana wloknem z tej samej rosliny, ktorej Bendarek uzywal do wyrobu papieru, i wlozona do oslony z nowego twardego plastiku. Utrzymywala ona ciecz ciepla lub zimna, chociaz niektorzy ludzie nie mogli zrozumiec, skad butelka znala roznice. - A moze pasztecik z miesem? - Piemur laskawie podal kilka zapakowanych porcji. Jaxom usmiechnal sie popijajac z butelki. Musial uwazac, zeby nie wydostaly sie z niej kropelki plynu. -Jak to sie dzieje, ze zawsze masz najnowsze wynalazki? Piemur przewrocil znaczaco oczami. -Harfiarze tradycyjnie wyprobowuja nowe rzeczy! A zreszta mieszkam na Ladowisku, gdzie Hamian ma swoja manufakture, a ty tylko wpadasz na chwile i zawsze przegapiasz najlepsze. Jaxom postanowil zignorowac przytyk. -Dziekuje za poczestunek, Piemurze. Zglodnialem przy tej pracy. Po wejsciu na mostek zdjeli helmy i rekawice, a teraz usadowili sie wygodnie w fotelach przy pulpitach. Kiedy zaspokoili pierwszy glod, Piemur wskazal na Rutha, Farli i Meera. Zarowno bialy smok jak i ogniste jaszczurki tkwily przylepione do okna i wygladaly na zewnatrz. -Widza cos, czego my nie widzimy? -Pytalem o to Rutha - powiedzial Jaxom. - Mowi, ze lubi patrzec na Pern, bo pieknie sie prezentuje. Dzieki chmurom i roznicom w swietle nigdy nie wyglada tak samo. -Skoro spozywacie posilek i macie wolna chwile - rozlegl sie glos Siwspa - wyjasnie wam kolejny wazny krok w procesie szkolenia. -Czy dlatego kazales nam nosic pakiety? - spytal Piemur puszczajac oczko do Jaxoma. -Piemurze, jak zawsze jestes spostrzegawczy. Tu nas nikt nie podslucha. -Zamieniamy sie w sluch - odrzekl Piemur, a potem dodal pospiesznie: - mowiac w przenosni, oczywiscie. -To dobrze. Koniecznie trzeba sie dowiedziec, ile czasu smoki moga spedzic w przestrzeni kosmicznej bez ochrony skafandrow takich jak te, ktore teraz macie na sobie. -Myslalem, ze juz to wyliczyles, Siwspie - zdziwil sie Jaxom. - Ruthowi i Farli nic sie nie stalo podczas tego calego czasu, ktory byli na mostku. Chyba nie odczuwaja zimna, i z pewnoscia nie zabraklo im tlenu. -Byli na mostku przez dokladnie trzy i pol minuty, a trzeba, zeby smoki funkcjonowaly normalnie przez co najmniej dwanascie minut. Pietnascie bedzie gorna granica potrzebnego czasu. -Na co? - spytal Jaxom, pochylajac sie w przod i opierajac lokcie na kolanach. Oczy Piemura lsnily podnieceniem. -Cwiczenie polega na przyzwyczajeniu ich do pobytu w kosmosie... -Gdy juz przyzwyczaja sie do stanu niewazkosci? - uscislil Jaxom. -Tak. -A wiec teraz uczymy sie chodzic? - zazartowal Piemur. -Mozna tak powiedziec. Smoki przystosowuja sie doskonale. Nie stwierdzilem niekorzystnych reakcji na stan niewazkosci. -Dlaczego mialyby zle reagowac? - zdziwil sie Jaxom. - To prawie to samo co unoszenie sie lub pobyt pomiedzy, a to nigdy nie sprawia smokom klopotu. A wiec teraz chcesz, by wyszly na zewnatrz, prawda? -Nie odplyna od statku? - spytal Piemur, rzucajac niespokojne spojrzenie na Jaxoma. - To znaczy, tak jak owoidy Nici? -O ile nie wykonaja gwaltownego ruchu, pozostana w tym samym miejscu - wyjasnil Siwsp. - Poniewaz wyjda z "Yokohamy", beda poruszac sie z ta sama predkoscia co statek, podczas gdy owoidy Nici przeplywaja z inna szybkoscia w stosunku do statku. Jednak, zeby zapobiec panice... -Smoki nie wpadaja w panike - obrazil sie Jaxom, wyprzedzajac Piemura, ktory chcial powiedziec to samo. -Ale ich jezdzcom moze sie to zdarzyc. -Watpie - odrzekl Jaxom. -Lordzie Jaxomie, moze jezdzcy smokow zostali odpowiednio wyszkoleni - powiedzial Siwsp niezmiernie formalnie - ale kroniki wielu pokolen wskazuja, ze niektorzy ludzie pomimo szkolenia moga popasc w agorafobie. Wobec tego, zeby zapobiec panice, zwierze powinno sie zakotwiczyc... -Smok powinien sie zakotwiczyc - automatycznie poprawil Jaxom. -...bezpiecznie do "Yokohamy" - skonczyl Siwsp. -Linami? Mozemy zdobyc line albo ten swietny kabel, ktory wytwarza Fandarel - zaproponowal Piemur. -To nie bedzie konieczne, gdyz mamy tu cos odpowiedniego. -Co takiego? - spytal Jaxom ze skrucha, zdajac sobie sprawe, ze ich przekomarzanie sie opoznialo przekazanie im wyjasnien, ktore od tak dawna chcieli uslyszec. Ekran przed nimi rozjasnil sie, ukazujac przekroj "Yokohamy". Potem obraz zmienil sie i pokazalo sie zblizenie dlugiego walu, do ktorego zamocowane byly silniki, oraz krata z metalowych belek, na ktorej niegdys umieszczano dodatkowe zbiorniki paliwa. -Smoki moga sie tego trzymac! - wykrzyknal Jaxom. - To na pewno stwarza mozliwosc pewnego chwytu. I, o ile nie odczytalem zle wymiarow, te porecze sa tak dlugie, jak Obrzeze Weyru. Piemurze, wyobraz sobie, wszystkie Weyry Pernu, w przestrzeni kosmicznej wzdluz tych szyn! Co to bedzie za widok! -Jedynym minusem - odrzekl rozsadnie Piemur - jest to, ze nie ma dosc skafandrow dla wszystkich jezdzcow Pernu. -Bedzie ich dosc - powiedzial spokojnie Siwsp - choc nie wszystkie Weyry Pernu beda potrzebne. Lordzie Jaxomie, skoro nadal masz na sobie skafander, a juz zjadles, moze ty i Ruth sprobujecie spedzic teraz troche czasu na zewnatrz? Oczy Piemura rozszerzyly sie, gdy pojal niezwykla propozycje Siwspa. -Na pierwsze Jajo, Jaxomie, to nie ludzi musisz sie obawiac. Sam Siwsp probuje cie zabic! -Bzdura! - odparl gniewnie Jaxom. Ale czul skurcz w zoladku i przyspieszone bicie serca na mysl o wyjsciu na zewnatrz. - Ruth? Zobacze duzo wiecej stamtad niz widze przez okno, odpowiedzial smok po chwili namyslu. Ze smiechem tylko odrobine niepewnym Jaxom przekazal Piemurowi wypowiedz Rutha. Harfiarz rzucil mu dlugie pelne niewiary spojrzenie i westchnal. -Nie wiem, ktory z was jest bardziej szalony. Co za para z was! Odwazylibyscie sie na wszystko. - Potem dodal zartobliwie: - A to o mnie sie mowi jako o tym nieodpowiedzialnym. -Ale ty nie jestes jezdzcem smoka - powiedzial lagodnie Jaxom. -Czyli to smok czyni czlowieka? - wypalil Piemur. Jaxom usmiechnal sie i poslal pelne uczucia spojrzenie w strone Rutha, ktory przygladal sie ludziom. -Kiedy smok prowadzi cie i strzeze, czujesz sie bezpiecznie. -Jak dlugo pasy uprzezy nie puszczaja - rozlegla sie natychmiastowa replika Piemura. Potem Piemur pokiwal glowa. - Jednak gdy sie o tym wszystkim pomysli, to rzeczywiscie, z Siwspem jako mentorem nie musisz sie martwic o to, co moga ci zrobic zwykli ludzie. -Lord Jaxom nie znajdzie sie w niebezpieczenstwie, Harfiarzu Piemurze - odrzekl Siwsp ze zwyklym spokojem. -Bo ty tak mowisz? - Piemur przygwozdzil Jaxoma gniewnym spojrzeniem. - A wiec masz zamiar to zrobic? Nie porozumiewajac sie z nikim? Jaxom odpowiedzial podobnym spojrzeniem, czujac jak wzbiera w nim gniew. -Nie potrzebuje nikogo prosic o pozwolenie. Od dawna juz jestem dorosly i sam podejmuje decyzje. I zrobie to nie czekajac, az ktos mi przeszkodzi. Ty, czy F'lar, Lessa czy Robinton. -A Sharra? - Piemur nalegal nie odwracajac oczu. Jaxomie, to, o co prosi nas Siwsp, nie wydaje sie trudne, wtracil Ruth. Nie jest bardziej niebezpieczne niz wejscie w pomiedzy, gdzie nie ma sie czego trzymac. Moje szpony sa mocne. Ich chwyt zapewni nam obu bezpieczenstwo. -Ruth nie widzi zadnego problemu. Gdyby bylo inaczej, na pewno bym go posluchal - tlumaczyl sie Jaxom, zdajac sobie dobrze sprawe, ze Sharra niewatpliwie podzielalaby zastrzezenia Piemura. - Nie wiem dlaczego tak cie to przeraza. Myslalem, ze bedziesz chcial wyjsc pierwszy. Piemur zdolal przywolac cien usmiechu. -Po pierwsze, nie mam smoka, ktory by mnie przekonal. Po drugie, nie lubie byc zawiniety w to tutaj - uderzyl dlonia w skafander. - A po trzecie, jest bardzo prawdopodobne, ze naleze do tych, ktorzy wpadaja w panike, gdy solidna ziemia jest o miliony dlugosci smokow od ich stop. Wiec - zakonczyl, wstajac i siegajac po helm Jaxoma - skoro nie moge cie przekonac, zrob to. Od razu! Zanim umre ze strachu! Jaxom schwycil go za ramie. -Nie zapominaj, ze Siwsp nie moze narazic ludzkiego zycia na niebezpieczenstwo. I przeciez widzielismy tasmy z kosmonautami pracujacymi na zewnatrz. No to chodzmy. Ruth odepchnal sie od okna na tyle mocno, zeby dotrzec do Jaxoma. Spojrzal w dol na chmurna twarz Piemura. Powiedz Piemurowi, ze nie pozwole, by cos ci sie stalo. -Ruth mowi, ze nie pozwoli by cos mi sie stalo - przekazal Jaxom. Z szorstkoscia zrodzona z niepokoju, Piemur przymocowal helm Jaxoma, zabezpieczyl zlacza, sprawdzil doplyw tlenu, a potem wskazal gestem, by wlaczyc sluchawki helmu. -Jaxomie, przekazuj na biezaco, dobrze? - poprosil. -Kiwnij glowa, jesli dobrze mnie slyszysz. - Dzwiek wlasnego glosu odbijajacego sie w helmie nadal brzmial dla Jaxoma niesamowicie. Piemur skinal glowa, jego twarz pozbawiona byla wszelkiego wyrazu. -Siwspie, pokazuj Piemurowi, gdzie jestesmy - rozkazal Jaxom, po czym klepnal przyjaciela w ramie. Potem ostroznie odepchnal sie od podlogi jedna noga, nastepnie druga, i poplynal w strone Rutha. Wciagnal sie na jego grzbiet i przymocowal uprzaz do zapiec zaprojektowanych tak, by przytrzymywaly ekwipunek podczas pracy w prozni. -Masz wlasciwa uprzaz? - spytal Piemur lodowato. -Pytasz mnie o to dzisiaj juz drugi raz. -Bo warto. Widzisz ten ekran na gorze? - ton Piemura byl jeszcze bardziej cierpki. Jaxom wolalby, zeby jego przyjaciel nie niepokoil sie az tak bardzo. Ale to byla jeszcze jedna rzecz, ktora tylko inny jezdziec mogl zrozumiec: niezachwiana wiara w umiejetnosci wlasnego smoka. A Ruth mial ich wiecej niz wszystkie pozostale smoki Pernu. -Widze go - powiedzial, a wlasny glos zabrzmial mu wysoko i chrapliwie w uszach. Ruth, wiesz dokad idziemy? Oczywiscie. Ruszamy? Jaxom byl przyzwyczajony do bardzo krotkich przejsc w pomiedzy, ale to musialo byc najkrotsze ze wszystkich. W jednej chwili znajdowali sie na mostku, a w nastepnej otoczyla ich calkiem odmienna ciemnosc. Przez jedno drgnienie serca Jaxom poczul taki strach, jakiego jeszcze nigdy w zyciu nie doznal. Ale glowa Rutha, wzniesiona i kolyszaca sie wkolo, gdy obserwowal roztaczajaca sie przed nimi scene, byla znakiem dodajacym pewnosci, jakiej potrzebowal. Potem uswiadomil sobie ze, inaczej niz w pomiedzy, gdzie nie odczuwal niczego, tu wyraznie odbieral wrazenia, gdy jego nogi ciskaly szyje Rutha, a pasy uprzezy naciskaly na jego talie. Nie odlece w przestrzen, powiedzial Ruth rownie spokojnie jak zwykle. Moge przytrzymac sie szponami. Metal jest tak zimny, ze wydaje sie goracy. Jaxom spojrzal w dol i zauwazyl, ze Ruth faktycznie schwycil sie belek. Ostroznie wyciagnal szpony przedniej lapy, zlapal gorna krawedz, ustawil tylne lapy jedna przed druga na dolnej, i wygodnie sie wyciagnal. Wstrzymuje oddech, ale czuje sie dobrze, mowil dalej Ruth rozgladajac sie uwaznie wkolo. Jego lewe oko wirowalo powoli blekitem zainteresowania. Ponizej Jaxom widzial wiecej poziomych belek tworzacych krate otaczajaca silniki. Najwiecej ich bylo poza rama, olbrzymia prostokatna struktura w ksztalcie pudla, w ktorej materia/antymateria dostarczala energii silnikom podczas miedzygwiezdnych podrozy. -Wszystko w porzadku, Jaxomie? - spytal Siwsp. -Swietnie - odparl Jaxom. Bardzo niechetnie udzielilby innej odpowiedzi, ale prawde mowiac czul, ze jego miesnie rozluzniaja sie w chwili, kiedy to mowil. W koncu naprawde nie dzialo sie nic zlego. -Ruth nie odczuwa niepokojacych objawow? -Mowi, ze nie. Wstrzymuje oddech. Chce wspiac sie wyzej, zeby zobaczyc wiecej. Tu nie ma na co patrzec, oprocz silnikow. Zanim Jaxom mogl mu zabronic, Ruth siegnal do belki ponad glowa. Cokolwiek robisz, Ruth, nie puszczaj sie, pospiesznie powiedzial Jaxom. Tylko bym sie unosil. Jaxoma zastanawiala nonszalancja smoka w tym nowym, niebezpiecznym otoczeniu. Ale, czyz smoki nie stawialy czola niebezpieczenstwom za kazdym razem, kiedy lataly przeciwko Niciom? Tutaj przynajmniej nie bylo niczego, co mogloby przepalic biala skore lub przebic delikatne skrzydla, czy tez jego wlasny skafander. Widzisz? Ruth zaczal sie unosic, zamiast wspinac do gory. Jaxom byl tak zdumiony inicjatywa smoka, ze nie potrafil wykrztusic slowa. Nic nie szkodzi, ze sie unosze, mowil dalej Ruth, gdyz w kazdej chwili moge wskoczyc w pomiedzy. Czy tu nie jest pieknie? Jaxom musial sie z nim zgodzic. Ruth przysiadl na najwyzszej belce, a przed nimi glob Pernu rozjasnial sie zielenia i blekitem. Jaxom rozpoznal Warownie przy ujsciu Rajskiej Rzeki, a takze Xanadu. Ponad nimi znajdowaly sie gwiazdy a za nimi Rukbat, swiecacy tak jasno, ze trzeba bylo mruzyc oczy. Wydalo mu sie, ze zauwazyl swiatlo sloneczne odbijajace sie od jednego z innych statkow, chyba "Bahrainu". A wysoko, wysoko ponad nimi, w niezmiernej oddali, znajdowaly sie Czerwona Gwiazda i oblok Oorta, w ktory bledna planeta wejdzie znow za nastepne sto Obrotow. Nagle obok Rutha pojawily sie Meer i Farli. Chwile unosily sie w jego poblizu, potem znikly, i zaraz znow wrocily. Zlapaly szponami belke, a ciala trzymaly z dala od absolutnego chlodu metalu. Ich oczy zawirowaly podekscytowana czerwienia. Nie pozostaniemy tu zbyt dlugo. Lepiej idzcie do srodka. Nie mozecie wstrzymac oddechu na tak dlugo jak ja, powiedzial Ruth jaszczurkom. Mowia, ze kosmos jest zbyt wielki, przekazal Jaxomowi. Jest chlodniejszy niz pomiedzy. Chyba teraz wrocimy do srodka. Musze odetchnac. Raz jeszcze, zanim Jaxom mogl pokierowac akcja, Ruth wykonal swoj zamysl. Prawie nie odczuwajac przenosin znalezli sie z powrotem na mostku "Yokohamy". To bylo wspaniale! wykrzyknal Ruth, cwierkajac ze szczescia. Jaxom zauwazyl, ze twarz Piemura jest bardzo blada pod opalenizna, a jego oczy patrza niezwykle ponuro jak na czlowieka, ktory przemierzal wybrzeza Poludniowego calymi miesiacami majac do towarzystwa tylko zlota jaszczurke ognista i dzikiego biegusa i nigdy nie stracil poczucia humoru. -Czy musiales wezwac Farli i Meera? -Same sie zjawily. Ruth powiedzial, ze wedlug nich kosmos jest zbyt wielki. - Jaxom rozesmial sie z tej zanizonej oceny. - Ruthowi bardzo sie to podobalo - mowil dalej, zdajac sobie jednoczesnie sprawe jak nieadekwatne bylo to okreslenie. - I mnie tez - dodal twardo, przywolujac raz jeszcze wizje wielkosci i niezmiennosci kosmosu. - Kiedy juz sie przyzwyczailem. - Odpial helm i usmiechnal sie do Piemura. - Naprawde nie rozni sie to od pomiedzy, i wcale nie jest takie niebezpieczne. Ruth slusznie mowi, ze moze wskoczyc w pomiedzy kiedy tylko chce, a wiec nigdy nie znajdziemy sie w prawdziwym niebezpieczenstwie. -Brzmi to tak, jakbys wbrew temu, co widziales na wlasne oczy, chcial przekonac samego siebie - zauwazyl Piemur przygladajac sie przyjacielowi zwezonymi oczami. -Coz, troche trudno jest sie przyzwyczaic - przyznal Jaxom, przesuwajac palcami po wilgotnych od potu wlosach. Usmiechnal sie z wiekszym przekonaniem, niz odczuwal. Nigdy nie zwierzylby sie Piemurowi ze strachu, jaki przezyl, chociaz czul kwasny zapach potu unoszacy sie z jego skafandra. -Zastanawiam sie - kontynuowal Piemur - co powiedza Sharra, Lytol, Lessa, F'lar i Robinton na te twoja eskapade. -Gdy sami sprobuja, zobacza, ze to wcale nie jest niebezpieczne. To tylko... inny sposob podrozowania na smoku. Piemur westchnal z rozpacza. -A jesli ty i Ruth mozecie to zrobic, kazdy inny smok i jezdziec na Pernie poczuje sie zobowiazany, by pojsc za waszym przykladem. Czy tego wlasnie chciales, Siwspie? -Jest to nieuniknione, biorac pod uwage przyjacielskie wspolzawodnictwo jezdzcow. Piemur uniosl obie rece w gescie rezygnacji. -Jak powiedzialem, majac przyjaciol takich jak Siwsp, kto potrzebuje wrogow! Po powrocie na Ladowisko Jaxom musial stawic czolo lawinie wyrzutow. -Jak ci nie wstyd. Przeciez jako harfiarz powinienes miec wiecej wyczucia! - zauwazyl lodowatym tonem, gdy Piemur wykrzyczal swoje wiadomosci Lytolowi, ktory akurat mial dyzur. Stary wychowawca zbladl, przybral surowy wyraz twarzy, a Jaxom z satysfakcja obserwowal jak Piemur sie wycofuje. - Nie nadawajmy temu zbyt wielkiego znaczenia, dobrze? - dodal, podchodzac do Lytola. - Czuje sie dobrze, naprawde. Ruth nie narazilby mnie na niebezpieczenstwo, podobnie jak Siwsp. Ludzie! - podniosl glos. - Potrzebuje pomocy! Jancis przybiegla z korytarza i stanela jak wryta na widok sceny rozgrywajacej sie przed jej oczami, po czym znow wpadla do pokoju obok. Wrocila po chwili z termosem i nalala Lytolowi kubek klahu. -Piemurze, nie stoj tak! Przynies wino. Najlepiej to wzmocnione - zawolala za nim, gdy juz biegl do kuchni. - Co tu wyprawialiscie? - zazadala wyjasnien od Jaxoma. -Nic tak niebezpiecznego jak zarzucanie niespodziewanymi wiadomosciami... - Jaxom zatrzymal sie zanim powiedzial "starca" ... kogos nie ostrzezonego lub nie przygotowanego. Najwyrazniej Siwsp nie wspomnial, co zaplanowal dla nas na dzisiaj. -W jaki sposob oproznianie pakietow moglo byc niebezpieczne? - zapytala Jancis z oczami rozszerzonymi zdumieniem. -Czuje sie znakomicie - upieral sie Lytol. Potem poslusznie przelknal pare lykow goracego klahu i jego twarz nabrala kolorow. Piemur wpadl z buklakiem wina w jednej rece i paroma szklankami w drugiej. Ustawil wszystko na stole uderzajac mocniej niz to bylo potrzebne, ale widzial, ze Lytol czuje sie juz lepiej. -Ja tez musze sie napic - powiedzial, rozlewajac wino tak niedbale, ze Jancis zaprotestowala i odebrala mu buklak. - Dziekuje. Potrzebowalem tego! - Piemur wychylil szklanke, po czym wyciagnal ja po dolewke. -Zaczekaj na swoja kolej - skarcila go zona. Jaxom skinal na nia, zeby nalala wina do kubka Lytola. -No wiec, co cie sklonilo do tak niebezpiecznego czynu? - dopytywal sie Lytol. Jaxom westchnal. -To nie bylo niebezpieczne. Siwsp poprosil Rutha i mnie, zebysmy wyszli na zewnatrz i zrobilismy to. Nic nam nie grozilo. Ruth zaczepil szpony na tej ramie wokol sekcji silnikow, a ja... ja trzymalem sie jego. - Jaxom usmiechnal sie na widok wyrazu konsternacji na twarzy Jancis. -Jezdzcy smokow! - prychnela potepiajaco. -Lytolu, przeciez wiesz, ze smok nie narazilby swojego jezdzca na niebezpieczenstwo, i ze moze zabrac siebie i swojego jezdzca gdziekolwiek w pomiedzy! - Nagle Jaxom zdal sobie sprawe, ze po raz pierwszy od wielu Obrotow prosi Lytola o potwierdzenie smoczych zdolnosci. Zauwazyl, ze wychowawca zaciska usta i przyszlo mu do glowy, ze byc moze okazal sie nietaktowny. Lytol odetchnal. -Czesto myslalem, ze Ruth dziala pod wplywem impulsu, ale ty, Jaxomie, zawsze byles ostrozny. W ten sposob uzupelnialiscie sie. Zadne z was nie dopusciloby do tego, by partnerowi grozila utrata zycia. Ale wasze wyjscie na zewnatrz powinno bylo zostac przedyskutowane wczesniej. Piemur rzucil Jaxomowi spojrzenie mowiace, ze mial racje, a Jaxom wzruszyl ramionami. -Wyszlismy i dowiedzielismy sie, ze mozna to robic bez szkody dla zdrowia. Ide spac na sloncu, powiedzial mu Ruth. Bedziecie gadac godzinami. Ciesze sie, ze nie omawialiscie tej sprawy wczesniej. Trzeba by bylo czekac wiele dni zanim uzyskalibysmy pozwolenie. Byc moze w ogole nie zrobilibysmy tego. Jaxom nie powtorzyl malo dyplomatycznych uwag Rutha ani jego oceny nadchodzacych rozmow, ktore przerodzily sie w klotnie, gdy poinformowano rowniez Lesse, F'lara, Robintona i D'rama o pierwszym wyjsciu w przestrzen kosmiczna. -Jeszcze jeden przyklad obsesji Siwspa - orzekla Lessa, niezadowolona, ze wezwano ja na pospiesznie zwolane zebranie. -Wolalbym, zebyscie przemysleli, jaki byl cel tego cwiczenia - powiedzial Jaxom zdradzajac wieksza irytacje niz kiedykolwiek przedtem w obecnosci Przywodcow Bendenu. - Najwazniejsze jest to, ze udowodnilismy, iz mozna wyjsc w przestrzen kosmiczna nie narazajac zycia czy zdrowia, poniewaz wedlug Siwspa to, zeby smoki i jezdzcy mogli przebywac w kosmicznej prozni, jest nieodzownym warunkiem powodzenia jego Planu. Nie znajdowali sie w pomieszczeniu Siwspa, lecz w sali konferencyjnej. -Na Skorupy! Po co potrzebne mu sa smoki kurczowo trzymajace sie belek tysiace mil nad Pernem? - dopytywal sie F'lar. -Musza sie przyzwyczaic do pobytu w przestrzeni kosmicznej - wyjasnil Jaxom. -Chodzi mu nie tylko o to - odezwal sie Robinton w zamysleniu. -Oczywiscie, ze nie - D'ram nagle usiadl prosto, bo zaniepokoila go jakas mysl. - Smoki maja przesunac "Yokohame". -Po co? - spytala Lessa. - Co by to dalo? -Zeby zderzyc ja z Czerwona Gwiazda - odrzekl D'ram. Jaxom, Piemur i F'lartylko pokiwali glowami. -Dlaczego nie? - krzyknela Lessa. - Pewnie dlatego chcial, by wlano paliwo do zbiornikow. Jaxom, widzac, jaka ignorantka stala sie Lessa, tylko usmiechnal sie ponuro. -Ta kropla paliwa nie wybuchnie przy zderzeniu, a staranowanie Czerwonej Gwiazdy "Yokohama", choc wydaje sie zmyslne, nie zmieni jej orbity ani o centymetr. Jednak macie racje. Siwsp potrzebuje smokow do przeniesienia czegos. -Zapytajmy go! - zaproponowal Robinton. Wstal i ruszyl do drzwi. Gdy inni pozostali na swoich miejscach, odwrocil sie do nich. - No co, nie chcecie wiedziec? -Nie jestem pewna, czy naprawde tego chce - mruknela Lessa, ale wstala i podazyla za innymi, ktorzy tez skierowali sie do pomieszczenia Siwspa. Jaxom, Jancis i Piemur zamkneli drzwi do pokoi zajmowanych przez studentow, a kiedy wszyscy znalezli sie przed Siwspem, drzwi jego pokoju takze zamknieto. Piemur oparl sie o nie plecami. -Co i gdzie maja przeniesc smoki? - spytal F'lar bez wstepow. -A wiec domysliles sie czesci Planu, Przywodco Weyru. -Chcesz uzyc "Yokohamy" do staranowania Czerwonej Gwiazdy? - spytala Lessa, nadal pewna, ze o to chodzilo. -To nie przyniosloby zadnych efektow, a "Yokohama" jest potrzebna jako punkt obserwacyjny. -Wiec co zamierzasz? - wypytywal F'lar. Na ekranie pojawil sie obraz Czerwonej Gwiazdy. Widac bylo szczegoly krajobrazu na stronie zwroconej ku Pernowi. Zebrani od razu to rozpoznali, bo nie raz wpatrywali sie w powierzchnie intruza dzieki instrumentom skonstruowanym przez Wansora. Zobaczyli, ze ukosnie przez cala polkule biegnie gleboka szczelina. To niezwykle zjawisko zostalo spowodowane przez trzesienie gruntu o niesamowitej sile - jak wyjasnil im Siwsp. -Wszyscy widzicie to pekniecie. Najprawdopodobniej przecielo planete na duza glebokosc. Sadze, ze gdybysmy wywolali w tym miejscu eksplozje o dostatecznej sile, moglibysmy zmienic orbite zwlaszcza, ze juz zostala zaklocona dzieki wplywowi piatej planety waszego ukladu. - Obraz zmienil sie i widzowie zobaczyli znany im juz schemat ukladu Rukbatu. - W zwyklych warunkach trudno byloby spowodowac tak silna eksplozje, i to nie tylko dlatego, ze nie ma jak uzyskac odpowiednich materialow, ale rowniez dlatego, ze wlasciwie nie mozna dokonac obliczen, ktore nam powiedza, jak zachowaja sie po wybuchu odlamki Czerwonej Planety, i jak sam wybuch wplynie na mechanike systemu. -Jednak obserwacje Mistrza Wansora wykazuja, ze piata planeta jest pozbawiona atmosfery i zycia. Jest takze najbardziej oddalona od Pernu. W waszym Ukladzie Slonecznym pojawia sie pewne perturbacje, ale warto je zaryzykowac, gdyz osiagniemy o wiele wiecej. Raz na zawsze zakonczy sie Opad Nici na Pern. Przez dluga chwile nikt sie nie odzywal. -Nie mamy materialow wybuchowych tej mocy - powiedzial wreszcie Jaxom. -Wy nie. Ale na "Yokohamie", "Bahrainie" i "Buenos Aires" jest ich dosyc. -Co takiego? - spytal gniewnie F'lar. -Silniki - wykrzyknal Jaxom. - Te cholerne silniki. Och, Siwsp, jestes taki sprytny! -Ale silniki nie dzialaja! Nie ma dosc paliwa! Jak je przeniesiemy? - Wszyscy na wyprzodki zglaszali watpliwosci. -To prawda - powiedzial Siwsp zagluszajac gwar. - Ale jednak resztki paliwa pozostalego w silnikach nadadza wybuchowi odpowiednia sile. Gdy antymateria zetknie sie w sposob niekontrolowany z materia, osiagniecie pozadany rezultat. -Zaczekaj chwile... - Jaxom przekrzyczal zebranych, ktorzy zadawali dziesiatki pytan, i poprosil ich o spokoj. - Podczas wykladow, ktore prowadziles dla Fandarela i kowali zaznaczyles, ze antymaterie utrzymuje sie z dala od kontaktu z materia w najtrwalszych metalach, jakie ludzkosc kiedykolwiek wytopila. Nie mamy urzadzen do przeciecia tych oslon. Czy Fandarel pracuje nad czyms, o czym nie wiemy? Zapadla chwila ciszy i Jaxom ze zdumieniem zauwazyl, ze zgadza sie z Mistrzem Robintonem, ktory utrzymywal, ze Siwsp czasem wykazuje poczucie humoru. -To prawda, ze zabezpieczenia wbudowane w silniki byly niezmiernie wyszukane, i ze schematow ich projektow nie ma w danych inzynieryjnych - powiedzial w koncu Siwsp. - Ale zawsze tak jest, ze skomplikowane rzeczy moga byc zaatakowane prostymi metodami. Ja musze takze byc posluszny rozkazom, ktore mi wydano. Nie wolno mi wyksztalcic was tak, by wasza wiedza przekraczala technologiczny poziom dostepny waszym przodkom. Na szczescie, jestescie juz w posiadaniu sposobu, ktory umozliwi wam otwarcie oslon antymaterii. Uzywaliscie go przez cale stulecia, podczas wszystkich Opadow. -HNO3! - Piemur wyrzekl te formule z zapartym tchem. -Zgadza sie. Metalowe oslony silnikow na materie/antymaterie nie sa odporne na erozje. - Na ekranie znow pojawily sie silniki "Yokohamy", ale teraz widac tam bylo rowniez duze zewnetrzne zbiorniki. - To zabierze troche czasu, dlatego pozostawiamy szerokie okno dwoch tygodni dla tej czesci Planu. Jednak kwas przeniknie przez oslony, a kiedy magnetyczne oslony zostana przerwane, materia i antymateria zetkna sie i spowoduja olbrzymia eksplozje, potrzebna do zmiany orbity Czerwonej Gwiazdy. Czy macie jeszcze jakies pytania? Tym razem Jaxom przerwal cisze. -Czyli wszystkie Weyry Pernu beda potrzebne do przeniesienia pomiedzy do Czerwonej Gwiazdy silnikow, a nie statkow? Zeby umiescic je w rozpadlinie? -Podczas przemieszczania statkow moglibyscie niewlasciwie ulokowac zbiorniki HNO3. -Ile waza silniki? - spytal F'lar. -Ich masa jest slabym punktem Planu. Jednak ciagle powtarzaliscie, ze smoki moga przenosic to co mysla, ze moga. -To prawda, ale jak do tej pory nikt jeszcze nie kazal im przenosic silnikow - zachnal sie F'lar, przerazony wymaganiami, ktore nalezalo teraz stawiac smokom. Jaxom zaczal chichotac, wiec zebrani rzucali mu niezadowolone spojrzenia. -Dlatego spizowe smoki cwiczyly w stanie niewazkosci, prawda? Musialy sie przyzwyczaic do tego, ze przedmioty sa duzo lzejsze w kosmosie. Tak, Siwsp? -Tak. -Wiec jesli nie powiemy im, ile te cholerne rzeczy waza... -Alez, Jaxomie... - zaczal F'lar. -Zadne alez, F'larze - odparl Jaxom. - Siwsp uzywa dobrej taktyki psychologicznej. Mysle, ze to zadziala. Zwlaszcza, jesli my bedziemy uwazac, ze to dziala. Rozumiesz? - rzucil F'larowi wyzywajace spojrzenie. - Jesli wiele smokow bedzie wspolnie je przenosic... mozna to zrobic. -Jaxom ma racje - powiedzial Lytol. Siedzacy obok niego D'ram skinal glowa. - Smoki beda niosly tylko tyle, ile uwazaja, ze moga uniesc. Taki plan jest logiczny. -Poradza sobie rowniez z zimnem przestrzeni - dodal Siwsp. -I przeniosa ten caly ciezar w pomiedzy! - spytala sceptycznie Lessa. -Wiesz, Lesso - odezwal sie F'lar, gladzac w zamysleniu brode - na pewno potrafia to zrobic, jezeli beda pewne, ze to potrafia. Jaxomie, powiedz mi, jak Ruth zachowywal sie w prozni. -Zaczekaj - zawolala Lessa unoszac reke i marszczac w koncentracji czolo. - Jak dlugo trwalby taki manewr? Smoki moga przeniesc w pomiedzy kazdy ciezar, ale czy znacie odleglosc, na jaka maja go przeniesc? -Przeciez ty i twoja krolowa Ramoth juz lecialyscie pomiedzy czasem... -I niemal umarly - wykrzyknal F'lar, rzucajac swojej partnerce rozpaczliwe spojrzenie, bo przypomnial sobie, co wowczas czul. -Jezdzcy nie beda pozbawieni tlenu, a tobie wtedy na pewno go brakowalo, Wladczyni Weyru. A takze beda mieli skafandry. -Nie mamy ich zbyt wiele - wtracil D'ram. -Na razie rzeczywiscie nie ma ich duzo - powiedzial Piemur, a jego oczy blyszczaly nadzieja nowych przygod. - Ale Hamian produkuje plastik szybciej, niz Mistrz Nicat potrafi dac gotowy produkt. -Przepytywalem wielu jezdzcow, i z ich wypowiedzi mozna wywnioskowac, ze najdluzsza podroz tu, na Pernie, trwa najwyzej osiem sekund - powiedzial Siwsp. - A z tych osmiu sekund smoki potrzebuja zaledwie pieciu, by rozpoznac miejsce, do ktorego sie udaja. Reszte czasu zuzywaja na sama podroz. Majac to na wzgledzie, a takze poslugujac sie arytmetyka logarytmiczna, mozemy uznac, ze na przebycie 1.600 kilometrow potrzebuja jednej sekundy; dwoch sekund na dziesiec tysiecy; 3,6 sekundy na 100 tysiecy kilometrow; 4,8 na milion kilometrow oraz siedem do dziesieciu sekund na dziesiec milionow kilometrow. Mimo ze nadal nie rozumiem, w jaki sposob one podrozuja, taki sposob jednak dziala. Tak wiec, znajac przyblizona odleglosc Czerwonej Gwiazdy od Pernu, latwo obliczyc dlugosc miedzyplanetarnego skoku. Ustalono rowniez, ze smoki moga przebywac w prozni pietnascie minut zanim ich organizmy ucierpia z braku tlenu. To wystarczy az nadto, zeby wykonac skok, ustawic silniki w rozpadlinie i wrocic. Smoki sa bardzo precyzyjnymi nawigatorami. -Chce przecwiczyc te podroz - oznajmil F'lar. Lessa juz zamierzala go ofuknac, ale F'lar nie dal jej dojsc do slowa. - Kochanie, jesli wierzymy w nasze smoki, mozemy wierzyc tez w nasze wlasne umiejetnosci. Zanim poprosze Weyry, by przedsiewziely te ekspedycje, musze byc pewien, ze to mozliwe i nie naraze nikogo na ryzyko. Nie tym razem! - Wszyscy wiedzieli, ze pomyslal o tym, jak F'nor probowal dotrzec do Czerwonej Gwiazdy tyle Obrotow temu, co niemal nie zakonczylo sie jego smiercia. - Czy na Czerwonej Gwiezdzie jest powietrze? -Nie - odparl Siwsp. - Z pewnoscia nie ma atmosfery nadajacej sie do oddychania, ale istnieja tam szlachetne gazy i azot. Jesli nawet planeta miala kiedys gesta atmosfere, utracila ja po opuszczeniu swojego pierwotnego ukladu. Nie ma tam rowniez wody, gdyz wielokrotne przejscia obok Rukbatu odparowaly wiekszosc gazow lotnych. F'nor widzial, jak to sie odbywa. Sila ciazenia na powierzchni wynosi mniej wiecej jedna dziesiata ciazenia na Pernie, wiec atmosfera jest duzo rzadsza niz to, do czego jestescie przyzwyczajeni. -F'larze, nie podejmiesz sie takiej niebezpiecznej eskapady sam - powiedzial D'ram stanowczo. -D'ramie... - Robinton dotknal ramienia starego jezdzca, a Lytol spojrzal na niego z aprobata, lecz jednoczesnie i wspolczuciem. -To nalezy do obowiazkow mlodych mezczyzn - powiedzial ze smutkiem. - Ty juz dawno wywiazales sie ze wszystkich swoich obowiazkow. -F'larze? - twarz Lessy byla wykrzywiona niepokojem. Rozpaczliwie chciala powstrzymac meza, ale wiedziala, ze nie moze tego zrobic. Jej szare oczy rozszerzyly sie z leku. -Pojde - powtorzyl Przywodca Weyru. -Ale nie sam - odezwal sie Jaxom. - Ja pojde z toba. - Uniosl dlon, zeby uciszyc innych, ale nie dalo to efektu. Podniosl glos pokonujac halas. - Ruth zawsze wie, gdzie i kiedy sie znajduje. Zaden inny smok nie posiada tej umiejetnosci i wszyscy o tym wiecie. Jesli nie wyrazicie zgody, i tak to zrobie! - Pozwolil by jego gniew uzewnetrznil sie i spojrzal ze zloscia na Lytola, Robintona i D'rama. Lessa odpowiedziala rownie zlym spojrzeniem, ale nie przylaczyla sie do sprzeciwow. -Jaxomie, nie wolno ci leciec ze mna - oswiadczyl F'lar. - Masz obowiazki... -Polece, i na tym konczymy dyskusje. Ufam Ruthowi tak, jak ty ufasz Mnementhowi. Ograniczmy te wyprawe do tak niewielu osob jak to mozliwe. Dobrze? -Co sie jednak stanie - odezwal sie Robinton, odzyskujac spokoj - jesli jedyny czlowiek - wskazal F'lara - ktory moze utrzymac nasza planete w jednosci, i mlody Lord Warowni, ktory zyskal szacunek Cechow, Warowni i Weyrow, zgina w tej najwazniejszej dla Pernu chwili? F'lar usmiechnal sie smutno. -Nie zamierzam zginac, ale jesli osobiscie nie udam sie tam, gdzie chce, by Weyry za mna podazyly, to jak moge je o to prosic? - Ujal Lesse za ramiona i zwrocil sie do niej: - Lesso, musze leciec. Przeciez to rozumiesz. -Tak - warknela. - Ale nie musi mi sie to podobac. Co wiecej, polece z wami, wy glupcy! - Zasmiala sie na widok ich zaskoczenia. - Czemu nie? Jest mnostwo krolowych, smoki nie wygina. Ramoth jest nadal najwieksza i najodwazniejsza krolowa i leci tam, gdzie nikt inny sie nie osmieli. Mysle, ze my troje zaslugujemy na to! - Uniosla wyniosle brode, nie zwracajac uwagi na perswazje obecnych. - Kiedy lecimy? Piemur parsknal nerwowym smiechem. -Tak po prostu? -Dlaczego nie? Przez nastepne dwa dni nie bedzie Opadu. Jaxomie? Trzy smoki zaryczaly z hald za budynkiem. Lessa, F'lar i Jaxom usmiechneli sie. -Nie powiem Sharrze. - Przerwal, a Jancis wymruczala ze zloscia cos, co mialo znaczyc, ze Sharra i tak nie pozwoli mu wyruszyc. -Nie bylbym tego taki pewny, Jancis - odparl rzucajac jej uspokajajace spojrzenie. - Ale jest pare spraw, ktore musze najpierw zalatwic. I, mowiac szczerze, chcialbym dobrze przespac noc. To byl ciezki dzien! -A wiec jutro? - spytala Lessa przygwazdzajac go wscieklym spojrzeniem. -Tak. Posle Meera do Ruathy z wiadomoscia, ze zostaje na noc w Warowni Cove. -Dobry pomysl - zgodzil sie F'lar, unoszac z rozbawieniem jedna brew. - Mnementh jest podniecony... -Ramoth tez - powiedziala Lessa i zmarszczyla czolo. - Nie mozemy ryzykowac, ze jakis inny smok wyczuje, co planujemy. Na szczescie nie ma tu teraz innych smokow. Trzej jezdzcy omowili z Siwspem i przyjaciolmi wszystkie aspekty ich bezprecedensowego skoku w pomiedzy. Widzac, jak staja sie coraz pewniejsi sukcesu, pozostali przestali oponowac i stopniowo pograzali sie w ponurym milczeniu, a jezdzcy badali miejsce ladowania na mapie o najmniejszej skali, jaka udalo sie Siwspowi sporzadzic. -Jesli wkrotce nie wyjdziemy z tego pokoju - powiedzial Robinton przerywajac dyskusje - niektorzy z naszych bardziej spostrzegawczych studentow zaczna sie zastanawiac, dlaczego to zebranie trwa tak dlugo. -Masz racje - przyznal ochoczo F'lar. - Siwspie, moglbys zrobic kopie tych powiekszen dla kazdego z nas? Mozemy sie temu przyjrzec rowniez w Warowni Cove. -A myslalem, ze znacie to juz na pamiec - zauwazyl cierpko Lytol. -Prawie - odrzekl wesolo Jaxom. Pewnosc siebie Lessy i F'lara podniosla go na duchu, ale nie widzial, ze jego stary wychowawca spoglada na niego z niemym wyrzutem. -Nie rekomendowalbym takiej wyprawy, gdybym przewidywal jakies niebezpieczenstwo - powiedzial Siwsp drukujac trzy kopie mapy. -No wlasnie. Nie wiadomo nic na pewno. Mozna tylko przewidywac - i z tymi slowy Lytol wyszedl z pokoju. Rozdzial XV -Nigdy nie widzialam tylu jaszczurek! - wykrzyknela Jancis pomagajac Piemurowi i Jaxomowi myc Rutha w lagunie Warowni Cove. Lessa, F'lar i D'ram oddawali sie takim samym zajeciom, a pomagali im ludzie nalezacy do personelu badawczego Warowni. Lytol i Robinton nadzorowali przygotowania do wieczornego posilku. Atmosfera byla pelna oczekiwania, ale Jaxom mial nadzieje, ze mieszkancy Cove nie wyczuja tego napiecia. Na szczescie, nie bylo niczym niezwyklym, ze Przywodcy Weyru Benden i Lord Ruathy przebywali tu z wizyta. Ruth, czy jaszczurki domyslaja sie czegos o jutrzejszej podrozy? spytal. Nie chcial myslec o tym jako o niebezpiecznym wyczynie. Sa podekscytowane, bo ja jestem. Ramoth i Mnementh tez. Spojrz na ich oczy! Ale te maluchy nie wiedza, o co chodzi. Jaxom w zapamietaniu szorowal lewe skrzydlo Rutha. Na mysl cisnely mu sie tysiace pytan, ale nie mogl skoncentrowac sie na zadnym z nich i nie znajdowal odpowiedzi. Przygoda, ktora przezyl, gdy on i Ruth wyruszyli na poszukiwanie krolewskiego jaja Ramoth byla czyms zupelnie innym. Wtedy byl chlopcem, ktory za wszelka cene chcial juz stac sie mezczyzna, Lordem Warowni i jezdzcem smoka, i zapobiec konfrontacji miedzy poludniowymi jezdzcami z przeszlosci a Weyrem Benden. Zadanie, ktore jutro podejmie, roznilo sie rowniez od spontanicznego wyjscia w kosmos, ktorego dokonal dzis rano. Jutro dokona zaplanowanej ekspedycji, i odbedzie ja w towarzystwie dwoch najwazniejszych osob na Pernie. I trzech najlepszych smokow, dodal Ruth. Napomniawszy sie, ze przewijajace sie przez jego umysl mysli moga przeniknac do swiadomosci jaszczurek, Jaxom z zapalem przywolal przyjemne obrazy. Wlasnie wtedy z pomiedzy wyskoczyla z delikatnym pyknieciem jakas jaszczurka ognista. Byl to Meer. W calym tym zamieszaniu Jaxom nawet nie zauwazyl, ze przedtem zniknal. Nie zdziwil sie wiec specjalnie, kiedy zobaczyl Sharre wkraczajaca do Warowni. Wlasnie konczyli kolacje. Jednak nie mial pojecia, co Meer jej przekazal, postanowil wiec udawac niewiniatko. -Kochanie, co za niespodzianka - powiedzial i wstal, by ja usciskac. - Nic sie nie stalo w Ruathcie, prawda? - dodal udajac niepokoj. Zignorowal Piemura, ktory przewracal oczami. -Nie, nic sie nie stalo w Ruathcie - odrzekla Sharra tonem, ktory zawsze sprawial, ze Jaxom stawal sie ostrozny. Ale usmiechnela sie bardzo cieplo do innych. - Zespol biologiczny zaczyna jutro sekcje owoidow. Mirrim powiedziala, ze zabierze mnie na gore. G'lanar zdecydowanie odmowil. Mam nadzieje, ze nie przeszkadzam... Lessa szybko poczestowala ja klahem, Piemur pospiesznie przysunal jeszcze jedno krzeslo do stolu. -G'lanar cie tu przywiozl? - spytal D'ram. Gdy potwierdzila, Jaxom pozostawil Piemura, zeby zajal sie jego zona, a sam wyszedl na zewnatrz, bo chcial zaprosic jezdzca z przeszlosci do srodka. Ale Lamoth i jego jezdziec juz unosili sie w powietrzu. Natychmiast skrecili ponad laguna na wschod i wkrotce znikneli Jaxomowi z oczu. -Nie zlapalem go - powiedzial wracajac do sali. - Powinien byl przynajmniej przylaczyc sie do nas na kielicha. D'ram zbyl obojetnym ruchem niezadowolenie Jaxoma. -G'lanar byl zawsze szorstki. Dlaczego mieszka teraz w Ruathcie? -Weyrzatko, ktorego mielismy jako poslanca, zostalo dopuszczone do walki i poslane do eskadry K'vana, ktory poprosil nas, zebysmy zamiast niego przyjeli G'lanara i Lamotha. Stary spizowy smok spi juz prawie caly dzien, tak samo jak G'lanar - wyjasnil z usmiechem Jaxom. -Dobrze, ze czuja sie potrzebni - powiedziala Sharra, a jej oczy rzucily ostre spojrzenie Jaxomowi, choc mowila uprzejmym tonem. Jaxom zastanawial sie co, na Skorupy, Meer mogl jej przekazac, ze az zdecydowala sie przybyc do Warowni Cove. Przeciez kazal tylko powiedziec, ze spedzi tu noc. Na Jajo, nie bylo nic nadzwyczajnego w przebywaniu w tej Warowni. Ale ucieszyl sie, ze ja widzi. Wiedzial, ze w obecnosci innych zona nic mu nie powie. Zaczal jednak sie martwic, jak ma sie zachowac kiedy zostana sami w sypialni. Gdy wszyscy odpoczywali po kolacji, nie padla zadna aluzja co do ich planow na jutrzejszy poranek, czesciowo z powodu obecnosci mlodych ludzi z Archiwum, ale glownie ze wzgledu na Sharre. -Mam nowa piosenke od Menolly - powiedzial Mistrz Robinton, kiwajac na Piemura, zeby przyniosl jego i swoja gitare. Rozwinal nuty i podal Jancis druga rolke, ktora ustawila na stojaku dla Piemura. - Dziwna melodia, niezwykla jak na naszego Mistrza Harfiarza Menolly. Mowi, ze slowa zostaly napisane przez mloda harfiarke Elimone - dodal uderzajac w struny, aby nastroic instrument. Piemur rowniez nastroil swoja gitare i teraz, czytajac bezglosnie nuty, przebieral palcami po strunach. - To piekna i przejmujaca melodia, a slowa raduja serce w tym okresie Przejscia. Skinal na Piemura i zaczeli grac. Wystepowali razem juz tyle razy, ze rowniez teraz od razu sie dopasowali tak, jakby wykonywali te zupelnie nowa piosenke co najmniej po raz setny. Serce harfiarza, prawdziwe, lojalne tworzy ballade z wlasnego zaru, a choc zdradzone, nie boi sie: w niebezpieczenstwie wznosi sie wyzej. Jaxom ukryl zaskoczenie i nie osmielil sie spojrzec ani na Lesse, ani na F'lara. Swiat nie jest wolny od minstrelow, ani halasu, gniewu czy smutku. Harfiarz musi sam ufac Zanim poprosi o zaufanie. Moj Cech Harfiarski wita wszystkich, ktorzy sluza piesnia i graniem. Lecz ty, ktory ukrywasz swoja piesn, Niestety bladzisz. Slyszac te slowa, Jaxom zastanawial sie, jakie ukryte przeslanie i komu przekazywaly Menolly i Elimona. Nastepne wiersze stanowily jeszcze bardziej wyrazista aluzje do tych, ktorzy uznali Siwspa za "Obrzydliwosc". Czy nie wykroczysz poza prawo, i spoczniesz bezczynnie w swym snie, Gdy niebezpieczenstwa burza twoj swiat a smierc zbiera swe zniwo? Gdy harfiarz zdradzi bliskich sobie Wysmaga go cos wiecej niz moj glos. Jesli chcesz zasluzyc na swoje miejsce, Naucz sie wiecej o piesni, niz do teraz spiewales. Gdyz, jesli zginiesz w bezczynnym swym snie. Zrodzonym z twego egoizmu, Nie uczci cie piesn ni beben harfiarza I spoczniesz samotnie na dlugo. Obserwujac twarz spiewajacego Robintona, Jaxom zastanawial sie, czy slowa mogly byc zainspirowane przez niego samego lub Sebella, ktorzy tak czesto sugerowali tematy swoim harfiarzom. Ale Menolly miala tak niezwykly dar wyczuwania nastroju chwili, ze moglo to byc po prostu przypadkowe. Dwaj harfiarze zagrali przygrywke, a potem ich glosy, lekkie i prawie przekomarzajace sie, obnizyly sie w ostatnich wierszach. Wstawaj, odwagi - ruszaj, naprzod, Wyspiewaj prawde, po ktora przybyles. A kiedy umrzesz, twe serce uleci do miejsc jeszcze nie nazwanych. Gdy ostatnie dzwieki ucichly, zapadla pelna szacunku cisza zanim publicznosc w koncu wybuchnela aplauzem. Robinton i Piemur skromnie wzbraniali sie przed pochwalami. Robinton powiedzial, ze taka muzyke kazdy harfiarz zagralby swietnie. -Kto nastepny? - spytal Piemur, wygrywajac skomplikowana sekwencje molowych i durowych akordow. Kolejna godzina uplynela dosc wesolo, i Jaxom uspokoil sie. Trzymal reke zony, bawil sie jej dlugimi palcami i probowal ignorowac dystans, jaki wyczuwal pomiedzy nimi. Talia zwinela sie na ramieniu Sharry, ale nie widzial nigdzie Meera. Ruth, czy Meer sie wygadal? spytal, kiedy Sharra zajeta byla spiewaniem jednej ze swoich ulubionych piesni. Zwinal sie w klebek na plazy i udaje, ze spi. Co sensownego moglby po wiedziec? Sharra jest bystra, Ruth! Wie, ze ze mna jestes zawsze bezpieczny. Ale nie chce, zebym narazal sie na wieksze niebezpieczenstwo... niz do tej pory. Nie zabroni ci, uspokajal go Ruth, chociaz w jego tonie brzmial cien watpliwosci. W koncu Lessa zakonczyla wieczorne rozrywki, mruczac cos o tym, ze nigdy nie potrafila sie przyzwyczaic do tak dlugich dni poludniowego kontynentu. Robinton w roli gospodarza doskonalego, z pomoca Jancis upewnil sie, ze wszyscy goscie maja wygodne kwatery. Zachowywal sie tak swobodnie i zwyczajnie, ze kiedy Jaxom z zona znalezli sie sami w naroznym pokoju, ktory na ogol im przydzielano, Sharra zmarszczyla brwi w zamysleniu. -Jaxomie, dlaczego Meer byl taki podniecony? -Podniecony? Nie wiem. Dzis nie wydarzylo sie nic specjalnego. - Zaczal sciagac koszule, co pomoglo stlumic jego glos i zakrylo twarz, na wypadek, gdyby jej wyraz mial go zdradzic. Sharra stala sie zreczna w odczytywaniu jego mysli. Umiejetnosc ta zazwyczaj pomagala im sie pogodzic, ale tym razem nie chcial ryzykowac, ze zmartwi ja niepotrzebnie. Napisal listy do Branda i do niej i przekazal je Piemurowi. Byl pewny, ze Piemur nie bedzie musial ich przekazac, ale jednak na wszelki wypadek wolal to zrobic. - Ktos w Ruathcie ma zielona lub zlota jaszczurke w porze rui? - mowil dalej tak nonszalancko jak tylko mogl. Widzial, ze zastanawiala sie nad tym. -Nie sadze - odparla w koncu. - Lecicie jutro wszyscy na "Yokohame"? -Tak - Jaxom usmiechnal sie i ziewnal wskazujac gestem, zeby weszla pierwsza do lozka. Kiedy sie ulozyla, rowniez sie polozyl i objal ja, ukladajac jej glowe na swoim ramieniu, tak jak to czesto robil, tylko ze tym razem postapil tak swiadomie, a nie z przyzwyczajenia nabytego przez piec Obrotow. -Co macie w planie? - spytala. -Ciagle to samo. Przyzwyczajanie sie do stanu niewazkosci. -Dlaczego? -Siwsp zdradzil nam dzisiaj czesc swojego pomyslu - powiedzial Jaxom dobierajac ostroznie slowa. - Wyglada na to, ze wszystkie Weyry Pernu beda potrzebne, zeby przeniesc silniki ze statkow do tej wielkiej szczeliny na Czerwonej Gwiezdzie. -Co takiego? Pchnal ja na lozko usmiechajac sie na widok jej zdumionego wyrazu twarzy, dobrze widocznego w swietle ksiezyca, zalewajacego pokoj. -To co powiedzialem. Chce sprawdzic ile prawdy jest w tym, co mowimy, ze smoki moga uniesc wszystko to co mysla, ze moga uniesc. -Ale... ale... w jakim celu? -Te silniki zostana wysadzone, a sila eksplozji wytraci Czerwona Gwiazde na nowa orbite. -Cos takiego! Jaxom usmiechnal sie. Dopiero cos tak fantastycznego sprawilo, ze jego ukochana nie byla w stanie zrobic nic wiecej, jak tylko w zdziwieniu wyszeptac pytanie. Przyciagnal ja do siebie i pocalowal w czolo, by dodac jej pewnosci. Ale gdy jego usta do tknely jej jedwabistej skory, a nozdrza wchlonely korzenne perfumy, jakich zawsze uzywala, poczul wzbierajace pozadanie. I chociaz z poczatku oddawala mu pieszczoty obojetnie, gdyz nadal zastanawiala sie nad najnowszymi wiadomosciami, chwile pozniej juz nie mial klopotu z przyciagnieciem jej calkowitej uwagi. W srodku nocy obudzilo go skrobanie szponu jaszczurki o policzek. To Meer, powiedzial mu zmysl wechu, a byl to Meer zmartwiony i zaskoczony. Jaxomie! Niespokojny glos Rutha wzmocnil ostrzezenia Meera. Ktos jest w holu przy twoich drzwiach. Meer wyczuwa niebezpieczenstwo. Ide! Na Jajo, z ktorego sie wyklules, uspokoj go, powiedzial Jaxom do Rutha. I zachowuj sie najciszej, jak mozesz. Wiesz jak cicho moge sie poruszac, zachnal sie Ruth. Chce go zywego i w takim stanie, zeby go mozna bylo zidentyfikowac! Ostroznie, zeby nie obudzic Sharry, ani nie zaalarmowac intruza, Jaxom wytoczyl sie z lozka i siegnal po swoj pas, w ktorym ukrywal noz. W ciemnosci widac bylo pomaranczowoczerwone oczy Meera, obracajace sie coraz szybciej, ale mala spizowa jaszczurka tkwila nieruchomo na miejscu. Poruszenie cieni w pokoju powiedzialo Jaxomowi, ze drzwi zostaly otwarte. Pozostal przykucniety, z rozluznionymi miesniami, ale kazdym nerwem byl gotowy do akcji. Cien przy drzwiach ruszyl do przodu i Jaxom mogl dostrzec, ze to mezczyzna z uniesionym nozem. Intruz skradal sie w strone lozka, a potem stanal. Jaxom uswiadomil sobie, ze mezczyzna widzi Sharre. Skoczyl do przodu i otoczyl napastnika ramionami. -Nie zrobisz tego! - krzyknal chrapliwym szeptem, nadal nie chcac obudzic zony. Ale oczywiscie, obudzila sie. Meer spadl z rykiem na twarz mezczyzny, nie majac wzgledow dla spiacych ludzi. Na zewnatrz zaryczal Ruth, a polowa jaszczurek zamieszkujacych Cove probowala wfrunac przez otwarte okno. Napastnik usilowal sie wyrwac, oddychajac chrapliwie, ale Jaxom zwyciezyl w zbyt wielu zapasach, by teraz pozwolic wrogowi umknac. Jednak nie udalo mu sie do konca uniknac ostrza, ktore przeszylo jego nagi bark. Przeklinajac, zlapal reke przeciwnika trzymajaca noz, wykrecil ja ruchem, ktorego nauczyl go F'lessan, i zlamal napastnikowi nadgarstek. Ten zwinal sie z bolu, i glosno krzyknal. W tej samej chwili F'lar, Piemur, Lessa i D'ram wpadli do pokoju. Ktos za nimi niosl otwarte kosze zarow. Swiatlo ukazalo twarz mezczyzny, ktorego powalil Jaxom. -G'lanar! - Jaxom cofnal sie ze zdumienia i szoku. Stary jezdziec spizowego smoka warknal cos do niego, jednoczesnie z calej sily odpychajac wrzeszczace jaszczurki, ktore nadal atakowaly go z wystawionymi szponami. -G'lanar? - D'ram chwycil mezczyzne za ramie i z pomoca F'lara pociagnal go na nogi. Jaxom polecil Ruthowi, zeby odwolal jaszczurki i krzyczace stado wylecialo przez okno. Sharra patrzyla na to wszystko siedzac nieruchomo w lozku. Chwile pozniej do pokoju wpadly Jancis i Lessa, kazda z jasnym koszem zarow. -Co chciales zrobic, G'lanarze? - spytal F'lar zimnym, nieublaganym glosem. -To jego wina... - krzyknal G'lanar, plujac z furia i przyciagajac zlamany nadgarstek do piersi. Jaxom wpatrywal sie w starego jezdzca. -Wina? -Ty! Wiem teraz, kto to byl! To ty... i ten bialy bekart, ktory powinien byl zdechnac zanim sie Wyklul! - Na zewnatrz Ruth zaryczal protestujac przeciwko zniewagom, a potem wepchnal glowe przez okno. - Gdyby nie ty, mielibysmy nasza plodna krolowa. Mielismy szanse! Jaxom potrzasnal wolno glowa probujac zrozumiec oskarzenie. Tak niewielu wiedzialo o tym, ze on i Ruth odzyskali porwane z Weyru Benden krolewskie jajo. W jaki sposob G'lanar mogl to odgadnac? -Wiec to ty pociales uprzaz? - spytal Jaxom. -Tak, tak. Ja to zrobilem i w koncu bym cie dopadl. Probowalbym az do skutku. Nie plakalbym, gdyby twoja kobieta zginela tamtego ranka. Ocalilbym Pern od takich jak ty i ten wyrodek! -Ty, jezdziec smoka, chciales smierci innego jezdzca? Pogarda i przerazenie D'rama przyprawily G'lanara o drzenie, ale tylko przez chwile. -Tak, tak, tak! - Jego glos wyrazal furie i rozpacz. - Tak! Nienormalny jezdziec, nienormalny smok! Takie same obrzydliwosci jak Siwsp, ktorego czcicie. - Oczy G'lanara zalsnily, jego twarz wykrzywila sie w pogardliwym grymasie. -Dosc tego! - powiedzial F'lar wystepujac do przodu. -Tak! Dosc! - Ani Jaxom, ktory sie cofnal, ani F"nor, ktory zblizal sie do niego, nie zdazyli zareagowac, kiedy G'lanar zatopil sztylet we wlasnej piersi. Jego czyn zaskoczyl wszystkich. Znieruchomieli. -Och, nie! - krzyknal Jaxom. Skoczyl do przodu, przykucnal i dotknal szyi G'lanara. Wyczul puls. Jesli jezdziec umrze, jego smok popelni samobojstwo. Czy G'lanar zadal sobie smiertelny cios? Z drzeniem serca czekal na krzyk, ktorego obawiali sie wszyscy jezdzcy. Ruth wysunal glowe z okna i Jaxom widzial jak wspina sie na tylne lapy i wyciaga na cala dlugosc, rozposcierajac skrzydla, zeby zachowac rownowage. Dzwiek, ktory wydal byl stlumiony, dziwnie zduszony. Zabrzmialy inne podobne dzwieki, a potem Ramoth i Mnementh wyladowali przed oknem, zaciemniajac je jeszcze bardziej. Lamoth umiera. Ze wstydu. Ruth opadl na ziemie, ze skrzydlami zsunietymi na grzbiet i opuszczona glowa. Zrobili zle kradnac jajo Ramoth. My tylko to naprawilismy. Nie jestem obrzydliwoscia, ani wyrodkiem. A ty jestes normalnym mezczyzna. Jak mozna twierdzic, ze Siwsp sie myli, skoro robi wszystko, by nam pomoc? Lessa podeszla do Jaxoma, ktory kleczal nad martwym G'lanarem, i podniosla go. Miala oczy pelne lez, a na jej twarzy malowala sie rozpacz, ale dotykala Jaxoma lagodnie. Sharra, ktora w koncu otrzasnela sie z szoku, zarzucila na siebie przescieradlo, podbiegla do meza i objela go, oslaniajac jego nagosc. -Nie rozumiem - powiedzial D'ram przesuwajac drzace palce przez geste, siwiejace wlosy. - Jak mogl tak wypaczyc prawde? Jak mogl nastawac na zycie innego jezdzca? -Byly chwile - powiedziala Lessa cicho - kiedy zastanawialam sie, czy zrobilam dobrze przenoszac piec zaginionych Weyrow do naszego czasu. -Mialas wtedy slusznosc, Lesso. - D'ram powoli odzyskiwal rownowage. Dotknal jej ramienia. - Zrobilas to, co bylo konieczne. Tak jak Jaxom. Chociaz nigdy nie odgadlem, kto wowczas zwrocil wam krolewskie jajo Ramoth. - Rzucil pelne aprobaty spojrzenie na mlodego Lorda Warowni. -Dlaczego nikt nie zdawal sobie sprawy, ze G'lanar tak nas nienawidzil? - zastanawial sie F'lar. -Mam zamiar to wszystko wyjasnic - powiedziala stanowczo Lessa. - Myslalam, ze Weyry zjednoczyly sie dla wykonania Planu. Wydawalo mi sie, ze nawet jezdzcy z przeszlosci sa z nami. A teraz przez nich stracilismy dwa istnienia, i to nie w walce z Nicmi... D'ram przygarbil sie od ciezaru zdrady popelnionej przez jednego z jego towarzyszy. -Kazdy jezdziec z przeszlosci, z ktorym rozmawialem - a jest nas juz tak niewielu - i wszyscy mlodzi zdecydowanie popieraja Benden. Wszyscy rozumieja, jakie znaczenie maja dla nas pomoc i szkolenie, a takze obietnica, ktora Siwsp nam zlozyl, ze wypelnimy zadanie, jakie przed soba postawilismy, gdy Wykluwalo sie pierwsze jajo. Plan dal nam wszystkim nadzieje w krytycznym okresie Przejscia - rozpaczal. -Ramoth rozmawia z innymi krolowymi - powiedziala Lessa w napieciu. - Rano bedziemy wiedzieli, czy w Weyrach sa jeszcze inni niezadowoleni jezdzcy. -Zajme sie G'lanarem - odezwal sie F'lar wskazujac gestem Piemurowi i Jaxomowi, zeby pomogli mu usunac cialo. -Nie, to moj obowiazek - stwierdzil D'ram i przerzucil sobie zwloki przez ramie. Jego twarz byla pozbawiona wyrazu, ale policzki mial mokre od lez. - Byl dobrym jezdzcem zanim udal sie na Poludnie z Mardra i T'tonem. Inni odstapili, zeby mogl przejsc ze swoim ciezarem. Sharra wreczyla Jaxomowi jego dluga koszule, a gdy pospiesznie ja nakladal, sama tez sie ubrala, bo nocna bryza byla chlodna. Przeszla obok Jaxoma do drzwi. -Dobrze nam zrobi kubek goracego wina - oswiadczyla, a Jancis podazyla za nia do kuchni. Sharra dodala czegos do wina, pomyslal Jaxom, kiedy obudzil sie i zorientowal, ze jest juz jasny dzien. Nadal spala obok niego, wiec przypuszczal, ze i ona tez cos wypila. Dobrze dla niego, gdyz nie zamierzal opozniac dzisiejszego planu. Wysunal sie z lozka, zebral ubranie i udal sie do lazienki. Kiedy wszedl do glownej sali, zastal tam Lesse z kubkiem klahu, i F'lara, ktory z zacieta mina jadl owsianke. Bez slowa, Wladczyni Weyru wstala i napelnila dla Jaxoma kubek i miske. -Czy wszyscy inni spia? Lessa potrzasnela glowa. -Piemur i Jancis polecieli z D'ramem i Lytolem na Ladowisko. Robinton ma sie wyspac. - Popila nieco klahu. - Ramoth mowi, ze krolowe nie wiedza nic o innych zdrajcach wsrod nas. - Jej ton byl tak samo ponury jak wyraz oczu. - Mowi, ze krolowa Poludniowego Weyru jest niedoswiadczona, a Adrea zbyt mloda, zeby zdac sobie sprawe z nienawisci, jaka czul G'lanar. Jednak, najwyrazniej stary G'lanar stal sie calkiem zgorzknialy i spedzal duzo czasu w samotnosci po tym, co sie stalo w Tilleku. Kiedy S'ronad mial dolaczyc do eskadry Poludniowego Weyru, G'lanar blagal o sluzbe w Ruathcie. To powinno bylo wzbudzic we mnie podejrzenia. -Dlaczego? - spytal F'lar. - Ruatha to miejsce, gdzie wszyscy chca pracowac. - Usmiechnal sie do Jaxoma chcac dodac mu otuchy i dosypal sobie jeszcze wiecej slodzika do resztek owsianki. Widzac to, Lessa juz otwierala usta, zeby go zganic, ale w koncu tylko odwrocila sie z niezadowoleniem. F'lar mrugnal do Jaxoma udajac, ze poczul ulge. -Jezdzcy z przeszlosci, ktorzy zdecydowali sie pojsc na poludnie z Mardra i T'tonem, juz wtedy byli przeciwni ideom Bendenu - powiedzial - zreszta glownie dlatego, ze to Benden je przedstawil. G'lanar myslal o tym tak dlugo, ze gotow byl na wszystko, aby tylko odplacic za swoje rzekome krzywdy. I wiemy, ze oprocz niego sporo osob rowniez uwaza Siwspa za cos obrzydliwego. -Po dzisiejszym dniu bedzie ich jeszcze wiecej - mruknela Lessa. F'lar upuscil z halasem lyzeczke. -Nikt sie nie dowie o dzisiejszym dniu. Potrzasnela glowa, zaskoczona jego uwaga. -Nie mowilam o tym, co chcemy zrobic - wyjasniala niecierpliwie. - Mowilam o smierci G'lanara. Przeciez Weyry juz wiedza, ze umarl, ale nie wiedza dlaczego. Mozemy przynajmniej nie zawiadamiac nikogo o tym, ze zaatakowal Jaxoma. F'lar spojrzal niespokojnie na Jaxoma, ktory tylko wzruszyl ramionami, bo zgadzal sie z Lessa. Nie chcial, zeby ta historia przedostala sie do wiadomosci publicznej. -Dlatego D'ram zawiadomi wszystkich, ze G'lanar mial wylew. -Nie wiem, czy to sie uda. Smoki przeciez wiedza... -Ramoth mowi, ze nie. Lamoth zasnal na polanie nieswiadomy, co G'lanar robi. Oczywiscie, wiedzial kiedy umarl G'lanar i jakos zginal w pomiedzy. Aby sie podwojnie zabezpieczyc, D'ram chce pogadac z pozostalymi jezdzcami z przeszlosci. Tiroth wprawdzie nie jest krolowa, ale zaden smok nie moze ukryc niczego przed tym spizowym. -Skad G'lanar wiedzial, ze to ja i Ruth odzyskalismy jajo Ramoth? - zastanawial sie Jaxom. -Czyzbys ostatnio za duzo latal pomiedzy czasem? - spytala Lessa wprost. Jaxom usilowal zlekcewazyc pytanie. -Raczej nie. Lessa, zrezygnowana, uniosla brwi. -Ciagle ci powtarzam, ze to jest niebezpieczne. Lamoth wiedzial o tym i powiedzial G'lanarowi. G'lanar zestarzal sie, ale nie byl glupi. Wiem, ze wszyscy jezdzcy z przeszlosci w Poludniowym Weyrze zastanawiali sie, kto odzyskal jajo. Mimo naszej ostroznosci znaja mozliwosci Rutha, wiec mogli miec podejrzenia. -G'lanar byl jedynym jezdzcem spizowego pozostalym z tej grupy... - rozmyslal Jaxom na glos. -Czeka nas dzis wazniejsze zadanie, wiec przestanmy zamartwiac sie tym wypadkiem - przerwal im F'lar - oczywiscie, jezeli czujesz sie dosc dobrze, Jaxomie. Jaxom spojrzal na F'lara ze zloscia. -Czekalem tylko na was. Zrobmy to wreszcie. -Stad, czy z "Yokohamy"? - spytala Lessa. -Z "Yokohamy" - zdecydowal Jaxom, zabierajac swoj jezdziecki ekwipunek. - Tu nie mamy skafandrow. -Jestes pewien, ze znajdzie sie jakis dla mnie? - zmartwila sie Lessa, ale juz naciagala skorzana kurtke. Jaxom usmiechnal sie. -Sa dwa male. Jeden z nich powinien pasowac, nawet gdybysmy mieli go na tobie obwiazac. - Wyszedl na prog, a wtedy Meer zacwierkal mu z wsciekloscia nad glowa. - Lesso, chcialbym zachowac dobra opinie w oczach zony. Czy moglabys poprosic Ramoth, by zabronila Meerowi leciec dzis za mna? Niech mu powie, ze z wami dwojgiem jestem calkowicie bezpieczny. Lessa rozesmiala sie. -Jestes tego pewny? Ku rozbawieniu F'lara i Jaxoma najmniejszy skafander i tak trzeba bylo podwinac przy nogawkach, rekawach i w talii, ale Lessa wcale nie uwazala tego za zabawne. Gdy juz byli gotowi do drogi, skontaktowali sie z Siwspem. Na ogromnym ekranie ladowni ukazal im cel: olbrzymia, dluga blizne na powierzchni Czerwonej Gwiazdy. F'lar zmarszczyl czolo, nie tyle usilujac ja zapamietac, ile uswiadomic sobie, co dokladnie widzi. -Kiedy F'nor polecial na Czerwona Gwiazde, mowil potem, ze byly tam klebiace sie chmury... -I zapewne rzeczywiscie je widzial - odparl Siwsp obojetnie. - Gdy planeta przechodzi tak blisko Rukbatu, jej powierzchnia rozgrzewa sie do tego stopnia, ze topia sie skaly, a takze powstaje para z topniejacych zamrozonych owoidow otaczajacych Nici. Prawdopodobnie nawet sama planete otaczaja pozostalosci obloku Oorta. Mozliwe, ze czesto wystepuja tam geste chmury pary albo kurzu. Niewatpliwie to wlasnie zobaczyl F'nor, a nie wlasciwa powierzchnie. Jego wspomnienia o tym zdarzeniu, pomimo ran jakich doznali on i Canth, potwierdzaja te hipoteze. Jednak teraz Czerwona Gwiazda znajduje sie na innym odcinku swojej orbity, powierzchnia stygnie i ten fenomen zaniknal, a wy widzicie jalowa planete, ktora znow powoli zamarza. -A wiec do dziela! - F'lar siegnal do barku Mnementha i chwycil uprzaz, zeby przerzucic sie na zwykla pozycje na szyi smoka. Pomimo stanu niewazkosci, Lessa poruszala sie niezdarnie. -Jak mozna cos robic w takim ubraniu - mruczala, ale w koncu usadowila sie na miejscu. Miala troche klopotow z przypieciem uprzezy do kolek skafandra. - Nic nie widze. Jestem zwiazana jak wher na ruszcie, a ten helm wszystko mi zaslania... - narzekala. Jaxom usmiechnal sie do niej pocieszajaco, a potem spojrzal na F'lara. -Poprowadzisz ekspedycje? Przez sluchawki dotarlo do Jaxoma jakies warkniecie, wiec zachichotal. -Czy nasze smoki wiedza, dokad ida? - spytala Lessa. Uniosla dlon wysoko ponad glowe, spogladajac najpierw na lewo na F'lara a potem na prawo na Jaxoma. Wszyscy troje koncentrowali sie na wizji tej wielkiej rozpadliny. - Bardzo dobrze. Ruszamy! - I opuscila ramie. Gdy Ruth przeniosl go w pomiedzy, Jaxom caly czas odliczal. Napominal sie takze, ze ma oddychac, bo czesto przy takich okazjach zapominal o tym. Nie myslal o ciemnosci czy przerazajacym zimnie, lecz o tym, dokad sie przenosili, starajac sie przez caly czas miec w umysle obraz rozpadliny. Wiem dokad idziemy, zapewnial go cierpliwie Ruth. ... i ile czasu nam to zajmie. Jaxom odliczyl dwadziescia siedem ciagnacych sie w nieskonczonosc sekund. Zastanawial sie, czy Lessa takze odliczala czas wtedy, gdy cofala sie o czterysta Obrotow w czasie... I nagle smoki jednoczesnie wylonily sie ponad rozpadlina. Ruth rozciagnal skrzydla usilujac bez powodzenia wyhamowac wejscie w te rozrzedzona atmosfere i slaba sile przyciagania. -Siwsp! - krzyknal Jaxom, a w nastepnej sekundzie zorientowal sie, ze byli zbyt daleko, zeby utrzymac z nim kontakt. -Na Skorupy! Jaxom, zrobimy to bez jego nadzoru! - ryknal F'lar, ale natychmiast kontynuowal, juz o wiele spokojniej: - Czasem mysle, ze zbyt sie uzaleznilismy od Siwspa. Zwolnij, Jaxomie! Musimy wyladowac na krawedzi, a nie w tej przekletej rozpadlinie. Tuz przed Rumem szczelina rozszerzala sie tworzac krater duzo wiekszy niz Jezioro Lodowe. Cialem Jaxoma wstrzasnal dreszcz, ale jednoczesnie mial niesamowite uczucie, ze spodziewal sie zobaczyc krater, chociaz nie bylo go widac na ekranie. Skoncentrowal sie na krawedzi pod soba, i wkrotce Ruth, z rozlozonymi skrzydlami, poslusznie poszybowal nad twarda powierzchnia planety. Mnementh i Ramoth wdziecznie wyladowali obok niego wyciagajac szyje i obracajac oczami, ktore mienily sie cala tecza kolorow wyrazajacych najwyzsza konsternacje. -Szybko zaznaczmy te skaly... - F'lar wskazal wielkie kamienie otaczajace krawedz. Wygladaly jak polamane zeby w olbrzymiej paszczy. -Ten krater to swietny punkt odniesienia - stwierdzil Jaxom. To miejsce wydaje mi sie dziwnie znajome, odezwal sie Ruth zblizajac sie do krawedzi. Uwazaj! Jaxom wykrzyknal to ostrzezenie, bo stopy Rutha zatopily sie w masie owalnych ksztaltow. - F'larze, to owoidy Nici! F'lar spojrzal ponad barkiem Mnementha, ktory opuscil glowe i obojetnie przygladal sie powierzchni pod nogami. Nie wygladal na zainteresowanego. -Wcale mi sie tu nie podoba - oznajmila Lessa. Ramoth chyba podzielala jej zdanie. Stawiala nogi z niezwykla ostroznoscia, jakby przechodzila przez cuchnace bloto. -Jaxomie, uwazaj na krawedz - uzupelnil jej ostrzezenie F'lar. Ramoth spogladala prosto przed siebie, usilujac dojrzec druga strone rozpadliny. Jaxom tez jej nie widzial w tej ciemnej poswiacie. Gdy spojrzal przez ramie w strone Rukbatu, zobaczyl, jak bardzo przycmione jest ich slonce. Mogl w nie patrzec bez mruzenia oczu. Dostarczalo jednak dosc swiatla, zeby dostrzegl szczegoly krajobrazu poza kanionem, chociaz wlasciwie nie bylo na co patrzec. Powierzchnia Czerwonej Gwiazdy, skladajaca sie raczej z nagiej skaly niz piachu, byla pocieta szczelinami i pelna drobnych zaglebien i pekniec odchodzacych od glownej rozpadliny. Czarna rozpadlina rozciagala sie w obu kierunkach i ginela na horyzoncie. Jaxom widzial skalne wystepy, poczawszy od niewielkich tarasow, a skonczywszy na olbrzymich plaskowyzach prawie tak duzych jak Misa Bendenu. Okropny, jalowy krajobraz. Jaxomowi prawie bylo zal zniszczonej planety. Ciagnie sie daleko, prawda? odezwal sie Ruth. Widzisz drugi brzeg? spytal Jaxom mruzac oczy w ponurym swietle, by siegnac wzrokiem do odleglej, ocienionej krawedzi. Nie ma tam nic do zobaczenia, wszedzie to samo. -Widzicie te tarasy?- powiedzial F'lar, spogladajac w dol. - Moglibysmy umiescic silniki wzdluz nich. -Nie wiem, czy sa dosc mocne, by utrzymac ich ciezar? - zastanawiala sie Lessa. F'lar wzruszyl ramionami. -Chyba tak. Nie czujesz o ile lzejsi tu jestesmy? Silniki tez beda wazyly mniej. I spojrz na rozmiary tych plyt. Sa gigantyczne. -Wygladaja jak zeby. Mam wrazenie, ze jakas sila rozerwala powierzchnie planety, tak jak ty czyja otwieramy czerwony owoc - powiedziala Lessa, a w jej glosie wyczuwalo sie przerazenie. Ruth, mozesz zeskoczyc na pierwszy taras skaly? Powoli. Chcemy zobaczyc, jaki ciezar wytrzyma. -Ostroznie, Jaxomie! - ostrzegal F'lar unoszac dlon jakby chcial odwolac eksperyment. Jednak bylo tam mnostwo miejsca i Ruth ostroznie opuscil sie w rozrzedzonej atmosferze poza krawedz kanionu i w dol na pierwszy taras. Niechcacy obluzowal niewielki kamien, ktory dlugo spadal. Jaxom nasluchiwal. Ruth, stoisz tam calym swoim ciezarem? spytal. Poczul, jak Ruth sapie, gdy zginal kolana i przyciskal sie z calej sily do gruntu. Nie rusza sie. A ja nie waze tutaj duzo. To prawda. - Powinnismy przyniesc jakies swiatla - zaproponowal Jaxom spogladajac wzdluz wystajacej skaly. - Ale ta polka wyglada na dosc dluga nawet dla silnikow "Yokohamy". Czy chcecie, bym sprawdzil z Ruthem jak gleboko siega ta rozpadlina? -Na Skorupy! Nie rob tego! - krzyknal F'lar. - I tak grozi nam wielkie niebezpieczenstwo. -Jak dlugo tu jestesmy? - spytala Lessa. - Smoki maja ograniczona ilosc powietrza w swoich cialach. -Tylko siedem minut - odpowiedzial Jaxom po sprawdzeniu czasu na zegarze wbudowanym w skafander. Mial na sobie oryginalny skafander kolonizatorow, a nie jeden z tych zmyslnie wykonanych przez Hamiana. -Jaxomie, wyjdz stamtad - poprosil F'lar. - Gdyby szczeki tego kanionu mialy sie zamknac... Jaxom, ktory sam juz o tym pomyslal, chetnie zastosowal sie do prosby F'lara. Uderzajac skrzydlami o wiele szybciej niz na Pernie, Ruth poderwal sie z czarnej rozpadliny i stanal obok swoich dwojga smoczych towarzyszy. -To bedzie pierwsze miejsce, gdzie zostawimy silnik - oznajmil F'lar. - Ja lece w gore, a ty, Jaxomie, polecisz w dol. Lesso, zorientuj sie, jak wyglada drugi brzeg. Ile mamy jeszcze czasu, Jaxomie? -Piec minut. Ani chwili wiecej! Jaxom czul sie dosc niepewnie lecac nad rozpadlina, bo wiedzial, ze moze ona sie rozciagac az do jadra planety. Rozgladal sie za niezwyklymi skalami, ktore moglyby posluzyc za drogowskaz, ale przez prawie cztery minuty lotu skala byla calkiem gladka. Potem na dlugosc smoka pod krawedzia zauwazyl kolejna dluga plyte jasnej skaly. Poprosil Rutha, zeby ja zapamietal. Ramoth mowi, ze musimy wracac. Znalezli trzecie miejsce, powiedzial Ruth Jaxomowi. A wiec konczymy misje. Przylaczmy sie do nich i wracajmy. Ramoth mowi, zebysmy skoczyli stad, gdzie jestesmy. Ruth, wszystko w porzadku? dopytywal sie Jaxom. Dobrze sie czujesz? Tak, dobrze. Oni tez dobrze sie czuja. Ale chce juz wrocic na "Yokohame" i wreszcie moc oddychac. Ruszajmy wiec. I Jaxom tesknie pomyslal o bezpiecznej ladowni. Chwile po powrocie Rutha i Jaxoma w ladowni pojawily sie rowniez wielkie bendenskie smoki. Nawet w przycmionym swietle Jaxom zauwazyl, ze poszarzaly. Ze strachem spojrzal na Rutha, ale w nim nie zauwazyl zmiany. Potem dopiero zorientowal sie, ze ich podroz trwala dwanascie minut i trzydziesci i pol sekundy. Dobrze sie czujesz? spytal pochylajac sie w przod na szyje Rutha. Pysk bialego smoka byl szeroko otwarty. Oddychal czerpiac wielkie, glebokie hausty powietrza. Jaxom czul jego drzenie. -Jaxom? Lessa? F'lar? - glos Siwspa brzmial glosno w helmie. -Jestesmy tutaj - odparl Jaxom. - Wszystko w porzadku. Znalezlismy trzy miejsca na silniki. W dole rozpadliny sa skalne polki. Doskonale sie nadadza. - Spojrzal na chronometr. - Dwanascie minut, Siwsp. Dwanascie. Co za dzikie miejsce - dodal, przypominajac sobie pozbawiona zycia powierzchnie i popekany, zniszczony krajobraz, z olbrzymim kanionem jak otwarta rana, ktora zabila planete. Czy ktos kiedys zyl na niej? Pic mi sie chce i chce sie wykapac, powiedzial Ruth tak blagalnie, ze Jaxom az sie zasmial. Ramoth i Mnementh tez. -Chyba najpierw musisz zlapac oddech, kochana Ramoth - poradzila Lessa odpinajac uprzaz. - Nie ma tu odrobiny klahu, Jaxom? - jej glos byl prawie tak samo blagalny jak glos Rutha. - Chce mi sie pic, jest mi zimno, i czuje sie jak bym odleciala z Pernu sto lat temu. -Mamy tylko wode, ale klah jest blisko. - Sam chetnie by sie napil. Byl przemarzniety do szpiku kosci. Jednak okazalo sie, ze zbiornik z woda jest pusty i Jaxom zaklal pod nosem. Nagada do sluchu temu idiocie, ktory nie pomyslal o jego napelnieniu. Lessa tez byla wsciekla, ale tym szybciej zrzucili skafandry i ostroznie odlozyli je na miejsce. Wszystkie trzy smoki czuly sie juz lepiej i tylko marzyly o wodzie do picia i kapieli. -Cos wam powiem - odezwala sie Lessa wsiadajac na Ramoth. - Odbylismy bardzo dluga podroz, ale wcale nie zabrala tyle czasu ile mi sie wydawalo, ze zabierze. Zastanawiam sie... -Wszyscy mamy nad czym sie zastanawiac - odrzekl jej stanowczo F'lar - i chce spisac szczegoly jak najszybciej, zanim niektore rzeczy uleca mi z pamieci. -Mam wrazenie, ze te jalowe miejsca nigdy nie wyleca nam z pamieci - odparla Lessa. - Prawie mi bylo szkoda tej zniszczonej planety. -Umarla znacznie wczesniej, niz Pern stal sie zdolny do stworzenia zycia - powiedzial jej Siwsp. -To mnie wcale nie pociesza - zakonczyla rozmowe Lessa. Meer czekal w Warowni Cove i urzadzil przed Jaxomem i Ruthem taki pokaz powitalnych nurkowan i cwierkniec, ze Lessa i F'lar zginali sie ze smiechu. Ruth spokojnie go zapewnil, ze wszystko bylo w porzadku, a potem polecial na plaze i poprosil go, by mu pomogl sie umyc. A ty nie idziesz? spytal zalosnie kiedy zobaczyl, ze Jaxom kieruje sie w strone Warowni. -Nie moge, kochany. Musze napisac raport, poki jeszcze mam na swiezo wszystkie szczegoly w pamieci. Potem do ciebie przyjde - zawolal Jaxom. Stada jaszczurek wystrzelily w powietrze i polecialy do smokow. - Macie dosc pomocnikow. Nie potrzebujecie nas! Obszerny salon Warowni byl pusty, a gdy Jaxom zawolal Sharre i Robintona, nikt nie odpowiedzial. -Ciekawe, gdzie jest Sharra - powiedzial Jaxom pamietajac, ze zostawil ja spiaca. Bedzie sie martwic, nawet gniewac! I bedzie miala powod, pomyslal. Lessa usmiechnela sie do niego ze zrozumieniem. -Byles z nami. -To zadna wymowka - odrzekl Jaxom ponuro, zastanawiajac sie, jak udobruchac Sharre. Potem otrzasnal sie z zamyslenia i powrocil do spraw biezacych. Podczas gdy Przywodcy Bendenu zaopatrywali sie w materialy do rysowania, Jaxom znalazl w chlodni dzbanek zimnego soku owocowego, ktory natychmiast oproznili. Potem kazde z nich narysowalo zapamietane widoki, ale kiedy porownali obrazy, zauwazyli pewne roznice. -Gotowe! - oznajmila Lessa z westchnieniem ulgi. -Wiecie - powiedzial Jaxom, opierajac glowe na dloni i usmiechajac sie do pozostalej dwojki - nadal nie moge uwierzyc, ze tam bylismy i udalo nam sie wrocic. -Nie wiem, czego wlasciwie sie tam spodziewalem, zwlaszcza po wyprawie F'nora - dodal F'lar - ale az trudno uwierzyc, ze ta martwa rzecz przez tysiace Obrotow stanowila dla nas smiertelne niebezpieczenstwo. -Coz, jednak tak wlasnie bylo - odrzekla Lessa, kladac rece na stole i wstajac. Zebrala szkice i podala je Jaxomowi. -Przechowaj to w bezpiecznym miejscu do czasu, az bedziesz mogl przekazac je Siwspowi. Teraz ide poplywac. Jaxom, mimo ze tez nade wszystko pragnal kapieli, poszedl jednak do pokoju, ktory dzielil z Sharra. Mial nadzieje, ze zostawila dla niego wiadomosc. Nie znalazl niczego i poczul sie jeszcze bardziej samotny niz zwykle. Rozebral sie, wzial zapasowa zmiane ubrania, ktora przechowywal w Warowni Cove, i udal sie nad lagune. Meer i Talia oddzielily sie od innych szorujacych Rutha i krazyly nad jego glowa, cwierkajac ze szczescia. Niezbyt rozweselony ich zachowaniem, ruszyl przez plytka wode do Rutha. Sharra jest na gorze. Nie pozwolila Meerowi i Taili isc ze soba. Przeszkadzalyby, powiedzial mu smok. Jaxom uderzyl sie reka w czolo, bo przypomnial sobie, jak mu mowila, ze rano leci na "Yokohame", ale byl tak pochloniety swoimi sprawami, ze zapomnial o tym. Zasmial sie czujac pretensje do samego siebie. Juz nie raz przychodzilo mu do glowy, ze nie zasluguje na kobiete taka jak Sharra. I teraz tez o tym pomyslal. Jakiz byl zarozumialy! Tesknil za nia. Chociaz nie mogl opowiedziec zonie o tej cudownej podrozy, bardzo mu jej brakowalo. Ja tu jestem, powiedzial Ruth z wyrzutem. Tak, moj przyjacielu, jak zawsze! I Jaxom wszedl do cieplej wody, zeby pomoc jaszczurkom ognistym szorowac ich wspolnego przyjaciela. Rozdzial XVI Kiedy Mirrim przyszla po Sharre przed podroza na "Yokohame", gdzie mialy rozpoczac wlasna prace, Sharra jeszcze spala. -Sharra? Dzis zaczynamy badanie Nici. Pamietasz? - Mocno potrzasnela przyjaciolka. Sharra w pierwszej chwili niezbyt sie orientowala, gdzie jest, az wreszcie niechetnie wstala. -Slyszalas o Lamothcie i G'lanarze? Mirrim zmarszczyla nos. -Szkoda mi smoka. Nie wiedzialam, ze moga umrzec ze wstydu. Ubieraj sie. Przyniose ci klahu. Ubierajac sie pospiesznie, Sharra miala nadzieje, ze inni beda mysleli tak samo jak Mirrim, ktora niekoniecznie bylaby po stronie Jaxoma, gdyby uwazala, ze postapil zle. Nie miala wiec wyrzutow sumienia, ze nie wyjasnia jej calej prawdy. -Lepiej cos zjedz - powiedziala Mirrim, wracajac z klahem - chociaz zabierzemy jedzenie, owoce i sok. Myslalam, ze zemdleje z glodu podczas tej ostatniej sesji z Siwspem. Byc moze on jest inteligentny, ale moj zoladek nie jest. To prymitywny organ i lubi byc napelniany regularnie. Sharra usmiechnela sie. Taka byla Mirrim, zagadujaca swoje prawdziwe uczucia. Smierc smoka, obojetnie z jakiego powodu, zawsze poruszala wszystkich jezdzcow. Sharra pozwolila przyjaciolce paplac. Potem, pobudzona przez klah, pomogla pakowac prowiant. -Tylko nie paszteciki z miesem! - jeknela Mirrim wzdragajac sie dramatycznie, gdy Sharra siegnela po me do szafki. - Zwymiotuje jesli bede musiala zjesc choc jeden wiecej. Na szczescie Robinton lubi normalny chleb z plastrami miesa i surowymi warzywami. - Umiescily swieze owoce w specjalnych izolacyjnych woreczkach, ktore byly produktem ubocznym uzyskanym przez Hamiana, gdy pracowal nad izolacja skafandrow, i napelnily termosy chlodnymi napojami. - Dobra, na gore. -Brekke nie leci z nami? - zdziwila sie Sharra. -Nie. F'nor ma dzis cos do zrobienia na "Yokohamie". - Mirrim usmiechnela sie. - Pewnie to samo co robi Jaxom i T'gellan, tylko nie wolno mi pytac. -Czy to niebezpieczne? - Sharra pytala jak gdyby nigdy nic, ale znala Jaxoma na tyle dobrze, by wiedziec, ze nie powiedzial jej czegos poprzedniej nocy, i ze to cos zaniepokoilo Meera na tyle, by przerazony przylecial do Ruathy. -Watpie! Jezdzcy dobrze opiekuja sie smokami i odwrotnie. Smoki sa bardzo zadowolone. Nie martwilabym sie dzisiejszym dniem, Sharro - dodala Mirrim wspolczujaco. Bardziej podbudowana niefrasobliwym tonem Mirrim niz jej slowami, Sharra podazyla za przyjaciolka w strone Path. Przez zielona skore smoczycy przeblyskiwal gleboki blekit, a jej oczy lsnily zielenia w idealnie takim samym odcieniu co skora. -Czy ona czesto to robi? - spytala Sharra. Mirrim zaczerwienila sie i przesunela dlonia po krotkich loczkach wymykajacych sie spod helmu. -Czasami. - Chociaz usmiechnela sie lekko, nie patrzyla Sharze w oczy. T'gellan jest bardzo dobry dla Mirrim, pomyslala Sharra. Kiedy obie kobiety przybyly na "Yokohame", Mirrim zostawila Path, zeby obserwowala widoki przez wielkie okno mostka. To zajecie jak zwykle calkiem ja pochlonelo. Jedzac swoj prowiant, udaly sie na pierwszy poziom hibernacyjny, gdzie one i inni, ktorych Mistrz Oldive sklonil do pomocy, usilowali zrozumiec budowe Nici. Badania trwaly o wiele dluzej, niz sie spodziewali. Przez nastepne tygodnie zastanawiali sie czasem, po co w ogole sie do tego zabierali. Sharra, gdy tylko mogla, wracala do Ruathy, zeby spedzic pare godzin z synami, do ktorych okropnie tesknila. Cieszyla sie, ze Jaxom jest wystarczajaco pochloniety swoimi wlasnymi zajeciami, by nie zwracac uwagi na to co ona robi i nie miec do niej pretensji, ze nie poswieca mu czasu. Gdy pracowali do pozna, zdarzalo im sie zostac na noc na "Yokohamie". Mirrim, oczywiscie, musiala latac podczas Opadow, ale innych zwolniono z pozostalych obowiazkow, by mogli bez przeszkod badac wlasciwosci Nici. Czasami, kiedy zespol wykonywal bez konca nudne zadania, wszyscy narzekali, ze Siwsp ma obsesje na punkcie biologii organizmu Nici, co uwazali za zbedne teraz, gdy zblizalo sie juz przesuniecie Czerwonej Gwiazdy na inna orbite, i Nici mialy stac sie mitem, ktorym bedzie sie grozic nieposlusznym dzieciom. Ale Siwsp ciagle upieral sie, ze badania sa konieczne i ze absolutnie trzeba zrozumiec, czym naprawde jest ten organizm. Wszyscy, nawet Oldive, byli tak przyzwyczajeni do sluchania Siwspa, ze posluchali i tym razem. Caselon, ktory nosil juz wezly czeladnika, jak rowniez jedyny w swoim rodzaju wzor z malenkich bialych blizn na opalonej twarzy, napomykal o ironii losu, kiedy przesypiali pare godzin w kapsulach przodkow. Zrecznie prowadzeni przez Siwspa osiagali wystarczajace sukcesy, zeby ich entuzjazm i zainteresowanie sie nie wyczerpaly, i zeby stac ich bylo na ignorowanie niewygod. Jak Siwsp czesto przypominal, techniki, ktorych nauczyli sie dokonujac sekcji bardzo zlozonego organizmu, ktory zagrazal ich swiatu przez tysiaclecia, mogly byc zastosowane rowniez do badania innych organizmow. Tak wiec celem ich pracy bylo takze nabywanie doswiadczenia. Siwsp poprosil, by podgrzali jeden owoid do "normalnej" temperatury. Zrobili to w najbardziej oddalonej sluzie statku, z dala od sektora, w ktorym pracowali. Bez tarcia, ktore mogloby zniszczyc twarda zewnetrzna pokrywe, owoid pozostal niezmieniony. -A wiec - zauwazyl Siwsp - do uwolnienia organizmu niezbedne jest tarcie atmosfery. -Och, lepiej go nie uwalniajmy - komicznie sprzeciwil sie Caselon. -Dobrze wiedziec - powiedzial w zamysleniu Mistrz Oldive - ze w takich warunkach to jest bezradne. -Na naszej lasce - dodala Sharra usmiechajac sie. -Obserwacje beda kontynuowane - oznajmil Siwsp. -Powiadom nas, jesli jego stan ulegnie zmianie - poprosila Sharra. Oprocz Caselona, Sharry, Mirrim i Oldive'a, zglosila sie takze Brekke. Sprowadzila do pomocy Tumare, kandydatke do Naznaczenia krolewskiego jaja, ktora nie odniosla sukcesu, gdyz wykonywanie monotonnych czynnosci nie nuzylo jej tak bardzo jak innych. Reszte zespolu badawczego stanowili dwaj uzdrowiciele, Sefal i Durack, oraz Manotti, czeladnik kowalski. Czasami przydaloby im sie drugie tyle pomocnikow, ale wszyscy byli wyszkoleni przez Siwspa i wkrotce zgrali sie, pracowali sprawnie i skutecznie, a humory im dopisywaly. Laboratorium skladalo sie z dwoch pomieszczen. Poczatkowo mieli tylko najpotrzebniejsze narzedzia. Stoly robocze oswietlone byly lampami w ksztalcie tarcz, dajacymi takie swiatlo, na jakie pracownicy je nastawiali. Sefal, czlowiek ponury lecz pracowity, byl zafascynowany efektami swietlnymi, ktore uzyskiwali, gdy zaczeli sie tym zabawiac. Jednak najwazniejszy byl dwuokularowy stereoskopowy mikroskop. Wszyscy musieli nauczyc sie nim poslugiwac. Zrozumienie znaczenia wspolrzednych X i Y nie stanowilo problemu, natomiast wspolrzedna Z z poczatku sprawiala im sporo klopotu. Aby im to zademonstrowac, Siwsp poprosil Sharre, zeby wyrwala sobie wlos, wlozyla go pod okular i sprobowala zawiazac na nim wezelki. Nie bylo to takie latwe jak sie wydawalo, i wszyscy sie o tym przekonali po kolei, gdy sami probowali to wykonac. Po jednej stronie mikroskopu umieszczona byla szuflada z przesuwna pokrywa, w ktorej znalezli dziwaczne szklane przyrzady z ostrymi krawedziami. Siwsp powiedzial im, ze musza nauczyc sie je produkowac, gdyz jeden komplet to za malo, a bedzie im to potrzebne do badania Nici. Znalezli jeszcze dwa stoly robocze oraz stolki i przeciagneli je do obu pomieszczen, chociaz bylo tam niewiele przestrzeni. Gdy Sharra wiazala pod mikroskopem supelki na wlosach, Sefal i Manotti na prosbe Siwspa rozkladali na czesci zamrazarke, zeby uzyskac z niej czesci do naprawy drugiej, w ktorej trzeba bylo uzyskac temperature minus 150 stopni Celsjusza, niezbedna do badania Nici. Byc moze okaze sie potrzebne, by obnizyli temperature az do poziomu panujacego w obloku Oorta, skad Nic pochodzila, to jest do minus 270 stopni Celsjusza, czyli trzech stopni w skali bezwzglednej, ale na razie mogli sie zadowolic temperatura panujaca na orbicie Pernu. -Nie wiem, po co to robie - poskarzyl sie Manotti, gdy rozbierali zbedna zamrazarke. -Nie szkodzi - zapewnil go Siwsp. - Musisz tylko wykonac instrukcje, gdyz nie ma czasu, by nauczyc was kriogeniki czy inzynierii zamrazania. Robcie to, o co was prosze. -Dobrze, dobrze - mruknal Manotti, i wykrzywiajac sie z napiecia ostroznie wyjal cewke z plecow pierwszej zamrazarki. - Gdzie to wlozyc? Siwsp wyjasnil. Kiedy zamiana zostala ukonczona i wlaczono mechanizm, Manotti wydal okrzyk triumfu. Nastepnie przystosowano kilka kapsul hibemacyjnych do przechowywania probek w temperaturze trzech stopni Kelvina. Do tej pory mieli tylko jeden owoid, ten, ktory zlapala Farli, ale beda ich potrzebowac o wiele wiecej. Jak sie wkrotce dowiedzieli, owoidy roznily sie miedzy soba rozmiarem i ksztaltem, a takze, ku ich zdumieniu, temperatura. -A wydawaloby sie, ze jeden owoid wystarczy - mruknela Mirrim do Sharry. -Ludzie tez nie sa kopiami innych - odezwal sie Siwsp. Zalowala, ze ja uslyszal. Przewrocila oczami do Sharry. - Wyglada na to, ze Nici rowniez wykazuja anomalie: zwykle roznice osobnicze i mutacje. Sa taka sama forma zycia jak ludzie, a przebywajac tak blisko Rukbatu znajduja sie w bardzo nieprzyjaznym srodowisku. -To ustawia nas na wlasciwym miejscu - powiedzial Oldive z usmiechem. Przez nastepnych pare dni kazdy czlonek zespolu musial nauczyc sie radzic sobie z mikroskopem. Wiazanie wezelkow na wlosach ustapilo miejsca wycinaniu wzorow w niemal niewidocznych golym okiem drzazgach i skladaniu kwiatow z papieru o srednicy milimetra. Sharra okazala sie najzreczniejsza, a zaraz po niej szly Brekke i Mirrim. Caselon i Manotti z pomoca Sefala i Duracka sporzadzili mikro-kowadlo z plomieniem o dlugosci dwoch milimetrow, w ktorym rozgrzewali specjalne szklo wytwarzane przez Mistrza Moriltona. Mialo tak duza zawartosc olowiu, ze nawet spokojny Morilton zaprotestowal, kiedy Siwsp podal mu wzor mieszanki. Ale gdy Siwsp wyjasnil mu, ze dzieki temu uzyska szklo na tyle twarde, by wytwarzac z niego noze zdolne do krojenia metalu, Morilton wykazal zainteresowanie i zaczal eksperymentowac. W ten sposob Siwsp i Caselon otrzymali niezwykly material. Pracujac ostroznie, Caselon wydmuchiwal malenkim plomykiem szklane rurki, a potem ochladzal je do trzech stopni Kelvina, w ktorej to temperaturze narzedzie mialo byc uzywane. Kiedy pierwszy egzemplarz pekl, odruchowo odskoczyl, chociaz mial na sobie maske i stroj ochronny. Ze strachem rozejrzal sie wokolo. -To dobry zwyczaj, Caselonie - zauwazyl Siwsp z aprobata. - Sprobuj jeszcze raz. Kiedy pekl czwarty egzemplarz, Caselon byl rozgoryczony. -Skladniki mogly byc nie dosc dobrze wymieszane, Caselonie. Mistrz Morilton dostarczyl ci rozne mieszanki. Uzyj tej z najwyzsza zawartoscia olowiu. Narzedzia musza byc gietkie, ale nie pekac - pouczal go Siwsp tak pewien koncowego sukcesu, ze Caselon nabral odwagi. Piata proba: rurka troszke sie zgiela w najnizszej temperaturze, ale nie rozprysla sie, ani nie popekala. -A teraz, uzywajac tej mieszanki, wydmuchaj wiecej rurek, z ktorych pozniej wykonasz trzonki, gwozdzie i ostrza. Kazdy musi miec wlasne narzedzia, a ty, Caselonie, bedziesz instruktorem. Do dalszego badania Nici bedziecie potrzebowac najzwyklejszych narzedzi: pily do metali, dlut, przecinakow, mlotkow, pobijakow, tyle ze miniaturowych. Bedzie sie je ostrzylo na kamieniu z weglika krzemu. Wszyscy podziwiali komplet narzedzi Caselona, chociaz Mirrim uznala je za nieeleganckie. Wiec kiedy przyszla jej kolej, zrobila dluzsze narzedzia, ale odkryla, ze sa zbyt gietkie, by moc ich uzywac skutecznie. -Jest tyle do zrobienia, zanim w ogole powaznie zabierzemy sie do glownej pracy - poskarzyla sie. - Tylko na to zmarnowalismy cale tygodnie! -I spedzicie kolejne tygodnie na kolejnych przygotowaniach, Mirrim. - Siwsp zganil ja za niecierpliwosc. - Pracowaliscie bardzo pilnie i uzyskaliscie umiejetnosci, o ktorych dwa Obroty temu nawet nie moglibyscie marzyc. Nie martwcie sie. Wkrotce rozpoczniecie niezmiernie interesujacy etap badan. -To znaczy? - spytala Mirrim wprost. -Sekcje Nici. -Ale przeciez juz zaczelismy to robic! - wykrzyknela Sharra, wskazujac kapsuly hibernacyjne, w ktorych przechowywali pociete Nici. -Pocieliscie owoidy na czesci, ale nie zbadaliscie ich dokladnie. Wkrotce to zrobicie. A teraz sprawdzimy, czy komora niskich temperatur nadal dziala. Caselon byl zafascynowany urzadzeniami, ktore pozwola im pracowac w niezmiernie niskich temperaturach, w jakich przechowywano probki Nici. Zglosil sie jako pierwszy na ochotnika, ale Siwsp wybral Sharre, gdyz miala wieksze doswiadczenie w pracy z mikroskopem. Umieszczono probki i szklane narzedzia oraz mikroskop w komorze i wlaczono ja. Zdecydowanym ruchem Sharra wlozyla rece w rekawice manipulatorow i poczula lekki dreszcz. -Zimno! - zawolala i sprobowala poruszyc palcami. - Mowiles, ze manipulatory podaza za moimi ruchami, a tu nic sie nie dzieje. -Wskazniki pokazuja, ze mechanizm pobiera prad - powiedzial Caselon patrzac na tarcze. - Pozwol, ja sprobuje. Sharra cofnela rece, ale Caselon tez nie odniosl sukcesu. -No wiec, Siwspie, co teraz? - spytala. Zapadla jedna z tych chwil ciszy, ktore juz poznali, gdy Siwsp przeprowadzal wewnetrzne poszukiwania. -Mechanizm nie byl uzywany przez dwa i pol tysiaca lat. Byc moze bedzie konieczna naprawa. Przypuszczam, ze nasmarowanie stawow palcowych manipulatora smarem silikonowym przywroci im ruchomosc. -Smar silikonowy? - spytal Caselon. Manotti uniosl dlon. -Wiem, o czym on mowi. Siwspie, czy jest tam wolny czeladnik lub mistrz? -Moge wyslac po to Tolly'ego - podsunela Mirrim. Manotti rzucil jej sardoniczne spojrzenie. -Bedzie musial czekac przez caly dzien. -No to ja polece na dol - powiedziala. - Potrzebuje kapieli, swiezego jedzenia, i chce spedzic troche czasu z moim partnerem. -Jesli naprawde nie mozemy nic zrobic dopoki nie przygotuja tego smaru, ja tez wezme wolny dzien - oznajmila Sharra myslac o tym, ze cala wiecznosc uplynela odkad widziala ostatnio synow i Jaxoma. Caselon usmiechnal sie. -Ja tu zostane i wyprodukuje jeszcze troche narzedzi. Jesli udam sie na dol, zaraz ktos znajdzie mi cos do roboty. Siwsp uprzejmie pozwolil im na wyjazd ale tym, ktorzy zostali, natychmiast przydzielil inne zadania. Jaxom byl pochloniety swoimi zadaniami tak samo jak Sharra, ale ostatnio udawalo mu sie spedzac wiecej czasu w Ruathcie, z chlopcami, niz jej. Kiedy byla w domu, sluchal opowiesci o jej pracy, o bledach i malych sukcesach, i zachecal ja do wytrwania. -Siwsp wie co robi, nawet jesli nie poswieca wiele czasu na wyjasnienia - powiedzial podczas ktorejs rozmowy. - Zrobil dla nas tak wiele, ze po prostu musimy wierzyc w niego i wypelniac jego instrukcje. - Jaxom pomyslal, ze sam rowniez powinien stosowac sie do wlasnej rady. Ku niezadowoleniu Lessy i F'lara, Siwsp chcial, by Jaxom i Ruth uczestniczyli w kazdym etapie szkolenia smokow i jezdzcow dotyczacym przebywania poza statkiem. Wedlug Siwspa, Jaxom i Ruth mieli byc takze tymi, ktorzy poprowadza wszystkie przyszle ekspedycje na powierzchnie Czerwonej Gwiazdy. -Ruth jest mlodym smokiem - powiedzial Siwsp dyplomatycznie - i nie ucierpial zbyt wiele na skutek napiec powodowanych walka podczas Opadow Nici... -Walcze z Opadem za kazdym razem - zaprotestowal Jaxom, czesciowo zeby uspokoic Lesse i przypomniec jej, ze on i Ruth nigdy nie zaniedbali swoich glownych obowiazkow. -Nie zamierzalem nikogo obrazic - w tonie Siwspa zabrzmial szacunek. - Zreszta i tak nie bede nikogo wysylal w tak dluga podroz bez waznego powodu. -A miejsce z pewnoscia nie nadaje sie na zgromadzenia - zachnela sie Lessa. -Proponuje jeszcze jedna wyprawe badawcza - wtracil F'lar - na ktora zabierzemy obserwatora, ktory zarejestruje wyglad rozpadliny. Kazdy smok i jezdziec, ktory ma pomoc w przeniesieniu silnikow, musi miec w umysle doskonaly obraz miejsca, w ktore sie udaje. -To przedsiewziecie winno zostac zarejestrowane rowniez z innych powodow - kontynuowal Siwsp gladko. - Na zadnym ze znanych swiatow nie dokonano jeszcze niczego, co mozna by chociaz przyrownac do waszego wyczynu. -Czyzby inne swiaty interesowaly sie naszymi wyczynami? - zamruczal zartobliwie Robinton. -Ludzkosc potrzebuje bohaterow - odrzekl Siwsp. - A wasz projekt nosi znamiona heroizmu. F'lar zaprzeczyl gestem. -Nie mozna nazywac heroizmem tego, co i tak musi byc zrobione. Mistrz Robinton rzucil Przywodcy Weyru dlugie, zamyslone spojrzenie. -Mamy do rozmieszczenia trzy silniki - mowil dalej F'lar, ignorujac spojrzenie harfiarza - a dowodcy kazdej grupy powinni zobaczyc te miejsca. Ja prowadze jedna grupe... -Jaxom druga - dodal Siwsp sucho. -Dobrze - przyzwolil F'lar. -A ja trzecia - powiedziala Lessa. F'lar natychmiast sie sprzeciwil. -Juz dosyc narazalas siebie i Ramoth. -Jesli ty idziesz, to ja tez - oswiadczyla stanowczo Lessa. Ramoth nie jest jedyna krolowa na Pernie. Nagle opor F'lara zniknal, co zdumialo Jaxoma, ale nie Rutha. Co sie stalo? spytal Jaxom bardzo dyskretnie swojego smoka. Lessa nie zaryzykuje takiego lotu gdyby Ramoth miala zlozyc jaja, prawda? Jaxom pospiesznie zakryl dlonia usta zmieniajac parskniecie smiechem w kaszlniecie. Nic dziwnego, ze F'lar nie upiera sie wiecej przy wylaczeniu Lessy z ekspedycji. Mnementh mu pomoze. F'lar nauczyl sie juz, jak subtelnie kierowac swoja towarzyszka. -Uwazam - powiedzial Jaxom glosno - ze powinnismy zaprosic rowniez F'nora do udzialu w wyprawie. F'lar rzucil Jaxomowi przyjazne spojrzenie. -Chcialem wlasnie wam przypomniec, ze F'nor i Canth zasluguja, na to, by poleciec na Czerwona Gwiazde. -Tak bedzie sprawiedliwie - przyznal Robinton kiwajac madrze glowa. - A Canth nie bedzie mial nic przeciwko zabraniu Perschara, ktory jest najlepszy jesli chodzi o zauwazanie szczegolow. D'ram tez powinien poleciec. A Tiroth moze z latwoscia przeniesc mnie - dodal wywolujac natychmiast protesty. -Nie pozwole ci narazac sie na takie ryzyko - rozzloscila sie Lessa. -Nie bedzie w tym zadnego ryzyka, prawda Siwsp? - Robinton bezwstydnie odwolal sie do autorytetu, z ktorego opinia Lessa jednak zawsze sie liczyla. -Mistrz Harfiarz nie zostanie narazony na niebezpieczenstwo. -Tiroth jest zbyt stary! - narzekala Lessa, rzucajac wsciekle spojrzenia Robintonowi. -Tiroth jest mocniejszy niz wiekszosc zwierzat w jego wieku, a doswiadczenia jego jezdzca i Mistrza Robintona moga okazac sie bardzo cenne - tlumaczyl Siwsp. Uplynelo troche czasu zanim irytacja Lessy nieco opadla, ale wkrotce wszystko zostalo ustalone. Dokona sie jeszcze jednej ekspedycji na powierzchnie Czerwonej Gwiazdy. W grupie badawczej znajda sie D'ram, F'nor, N'ton i Jaxom ze swoimi smokami. Jako obserwatorow zabiora Mistrza Robintona, Fandarela, Perschara i Sebella. Wszyscy odznaczaja sie wyjatkowa dyskrecja, wiec nie bedzie ryzyka, ze sie wygadaja i zacznie krazyc jeszcze wiecej plotek niz do tej pory. Lord Larad z Telgaru i Lord Asgenar z Lemos poprosili Mistrza Harfiarza Sebella, zeby spotkal sie z nimi w Warowni Telgar w odpowiednim dla niego terminie. Poniewaz Sebell rozumial jezyk dyplomacji, wyslal swoja jaszczurke Kimi z wiadomoscia, ze spotka sie z nimi godzine po wieczornym posilku w Telgarze. -Jak myslisz, co ich niepokoi? - spytala Menolly, kiedy Sebell powiedzial jej o spotkaniu. -Ostatnio namnozylo sie plotek, kochanie - odrzekl Sebell z westchnieniem. Menolly odchylila sie do tylu od pulpitu, przy ktorym komponowala wiekszosc swojej muzyki, usmiechnela sie przebiegle i przekrzywila glowe spogladajac na meza. -Masz na mysli te o Sharrze i Jaxomie, te o G'lanarze i Lamothcie, o ostatnich wybrykach "Obrzydliwosci", czy tez spekulacje, dlaczego spizowe smoki wydaja sie tak zadowolone z siebie? -Wolalbym nie miec tak wielkiego wyboru. - Ostroznie wsunal zablakany kosmyk jej wlosow z powrotem pod wiazanie, a potem pochylil sie, zeby pocalowac ja w szyje. - Nie slyszalem, zeby Telgar czy Lemos mialy jakiekolwiek klopoty z sabotazystami, wiec na pewno nie o to chodzi. -Ci, ktorzy nas popieraja, robia to z calego serca, a ci, ktorzy sie obawiaja lub sa sceptyczni, kryja sie i niszcza to, czego nie potrafia zrozumiec. -Naszym obowiazkiem jest pomoc im zrozumiec - powiedzial Sebell, delikatnie ja ganiac. -Ale niektorzy nie chca - odparla buntowniczo. Wyciagnela rece do gory, by rozluznic miesnie karku. - Znam ten rodzaj. Och, jak ja ich znam i szkoda, ze nie mozemy zostawic ich samym sobie, ale stoja nam na drodze. -Zmieniamy ich cale zycie. To przeraza ludzi. Zawsze tak bylo i zawsze bedzie. Lytol przyslal mi fascynujace wyjatki z historycznych danych Siwspa. Niesamowite. Ludzie nic sie nie zmienili od tamtych czasow, kochanie. Najpierw reaguja, a potem dopiero mysla. - Pocalowal ja w policzek. - Mam czas, zeby opowiedziec Robsowi i Olosowi bajke zanim wyjde. Menolly przytulila sie do niego. -Jestes taki dobry - powiedziala i pocalowala go namietnie. Kiedy zatrzymal sie w progu, zeby jeszcze raz poslac jej czule spojrzenie, juz znowu pochylala sie nad swoja kompozycja. Usmiechnal sie widzac po jej postawie, jak bardzo jest skoncentrowana na swoim zajeciu. Kochala go, chociaz musial zaakceptowac fakt, ze zawsze bedzie mial dwoch rywali - muzyke i Mistrza Robintona. Ale te dwie milosci wypelnialy takze jego serce. Z ta mysla udal sie do dzieci, zeby zaspiewac synom i podziwiac corke, Lemise, ktora na razie byla jeszcze tak mala, ze mozna ja bylo tylko adorowac. Laradian, najstarszy syn Lorda Larada, czekal na Sebella na dobrze oswietlonym podworcu, kiedy uprzejmy smok przydzielony Warowni Fort przywiozl harfiarza do Telgaru. -Ojciec i Lord Asgenar sa w malym gabinecie, Mistrzu Harfiarzu - oznajmil formalnie, ale zaraz rozluznil sie i powital Sebella usmiechem. Na palenisku w rogu przyjemnego pokoju palil sie ogien, na scianach wisialy piekne gobeliny i oprawione rysunki, chyba Perschara, o ile Sebell sie nie mylil. Kilka ciezkich starych foteli pokrytych skora whera, na ktorych odpoczywaly liczne, pokolenia zmeczonych telgarskich Lordow, olbrzymie biurko i stol przy ktorych Lordowie Warowni od wiekow prowadzili rachunki, meblowalo pokoj dostatecznie. Sebell natychmiast dostrzegl ostatni dodatek: dobra kopie, choc w zmniejszeniu, freskow z Honsiu. -Hm, tak - powiedzial Larad zauwazajac jego spojrzenie. - Moja corka Bonna udala sie tam z grupa Perschara i przywiozla to do domu. Oczywiscie Mistrz Perschar caly czas ja nadzorowal, ale wedlug niego jest to calkiem udana reprodukcja. -Zapraszam do obejrzenia oryginalu - odrzekl Sebell, witajac skinieniem glowy Asgenara, ktory siedzial na jednym z foteli. -Och, nie! - wykrzyknal Larad, a na jego milej twarzy odmalowalo sie udawane przerazenie. - I rozpuscic plotke, ze chce przejac to miejsce dla jednego z moich synow? - Poprosil Sebella, by usiadl, i uniosl butelke wina. - To Benden. - Usmiechnal sie, bo znal upodobanie swojego goscia do bendenskich win, ale napomknienie o plotkach swiadczylo o tym, ze naprawde jest zmartwiony. -Podtrzymuje wiele tradycji ustanowionych przez Mistrza Robintona - przyznal Sebell przyjmujac pelen puchar. Chwile delektowal sie winem, uniosl brwi, oceniajac smak. - Szesnasty? -Tak. To Mistrz Robinton doradzil mi zakup tylu buklakow tego rocznika, ile tylko sie uda. -A wiec? - Sebell zwrocil sie uprzejmie do obu Lordow Warowni. - Plotka doskwiera? -Chcialbym, zeby to byla tylko plotka, Sebellu - powiedzial Larad. Wyjal z mankietu rekawa maly zwoj do przesylania wiadomosci i wreczyl go harfiarzowi. - Niestety, sprawa jest o wiele powazniejsza, i wymaga twojej szybkiej decyzji. Znam nadawce na tyle dobrze, zeby wziac jego slowa na serio. Spojrzawszy na wiadomosc, Sebell zerwal sie na rowne nogi z wygodnego fotela, kipiac gniewem i przeklinajac. -"Dowiedzialem sie, ze powstal plan porwania Mistrza Robintona, co zmusi mieszkancow Ladowiska do zniszczenia tego, co autorzy planu nazywaja Obrzydliwoscia" - przeczytal Sebell na glos. - Chca narazic Mistrza Harfiarza? Zadac za niego okupu w postaci zniszczenia Siwspa? - Gniew ustapil miejsca przerazeniu. - Kim jest ten Brestolli, ktory podpisal notatke? -Jest woznica. Obaj go znamy. - Larad skinal w strone Asgenara, ktory przytaknal. -Nie wywolywalby falszywego alarmu. Wyslal swoja jaszczurke z ta notatka do kupca Nurevina, u ktorego pracuje, a Nurevin natychmiast przyjechal z nia do mnie, zostawiajac swoje furgony o dzien drogi stad. Powiedzial, ze musial zostawic Brestollego w Bitrze, bo w wypadku zlamal noge i zebra. -Nurevin jest na zewnatrz. Poprosze go - wtracil Asgenar i wyszedl z pokoju. -Myslal, ze uwazniej posluchasz ostrzezenia, jesli to my ci je przekazemy - usmiechnal sie cierpko Larad. -Nie bylo potrzeby, by ktos mi o nim zaswiadczyl - powiedzial Sebell, powtornie czytajac wiadomosc. - To wyglada na prawde. Zreszta nic, co zaczyna sie w Bitrze juz mnie nie zdziwi. -A wiec wiesz takze, ze twoi harfiarze w Warowni Bitra zostali objeci kwarantanna, na wypadek gdyby przenosili zarazliwa chorobe? -Bitranski eufemizm na przekazywanie prawdy? - zapytal Sebell. Przeciagnal palcami przez wlosy gestem bezradnosci. - Rzeczywiscie ostatnio nie mielismy wiadomosci od nich. Powinienem byl wyslac przynajmniej jednego z jaszczurka ognista. -Jesli chcesz, nasz Mistrz Celewis moze zorganizowac ekspedycje ratunkowa - zaproponowal Larad. -Tak, poprosze, oczywiscie jesli mozna to zrobic bez narazania Brestollego - odparl Sebell. Larad uniosl brwi i usmiechnal sie szelmowsko. -Przeciez znasz umiejetnosci Celewisa... -Rzeczywiscie, znam - rozesmial sie Sebell. -A wiec mozesz byc pewien, ze przeprowadzi to zrecznie. W tej chwili do pokoju wszedl Nurevin, poprzedzajac Asgenara. -Nie mialem okazji poznac cie blizej, Kupcze Nurevinie - powiedzial Sebell z usmiechem. Podal Nurevinowi reke, ktora tamten mocno uscisnal. - Ale zapewniam cie, ze Cech Harfiarzy jest ci niezmiernie wdzieczny za wiadomosc. -Brestolli nie wdaje sie w awantury, Mistrzu Harfiarzu - odrzekl Nurevin, przekrzywiajac glowe, zeby podkreslic swoja opinie. Byl to spalony sloncem mezczyzna sredniego wzrostu, siwiejace wlosy mial starannie splecione w warkocz. Jego ubranie bylo doskonalej jakosci, ale zniszczone. - Pomyslalem, ze najlepiej przekazac to komus, kto dopilnuje, by sie tym nalezycie zajeto. Nie chcialem zostawic Brestollego w Bitrze, ale zlamal noge w trzech miejscach, zmiazdzyl ramie i ma popekane zebra. Kolo peklo na kamieniach i jego woz sie wywrocil. Uzdrowiciel nie pozwolil go przenosic, wiec oplacilem pewnego piwowara dobrymi markami i towarami, zeby sie nim zaopiekowal. Brestolli ma oczy i uszy otwarte, chociaz gada tyle, ze nie pomyslalbys, by mogl uslyszec cokolwiek poza wlasnym glosem. Ale skoro przyslal mi taka wiadomosc to znaczy, ze naprawde cos slyszal. Nie miej co do tego watpliwosci. Nie chcialbym, zeby mowiono, ze nie ostrzegalismy, jesli cos sie zdarzy dobremu Mistrzowi Robintonowi. Co to, to nie. Larad poczestowal go kielichem bendenskiego wina, a oczy Nurevina zajasnialy po pierwszym lyku, bo rozpoznal smak. -Czynisz mi zaszczyt, Lordzie Laradzie. -Telgar jest twoim dluznikiem, Kupcze Nurevinie. -Nie tylko Telgar - dodal Sebell powaznie. Podniosl swoj kielich i uroczyscie przepil do Nurevina, ktory az sie zaczerwienil doswiadczajac takiego uhonorowania. -Przesle wiadomosc Lytolowi, a on juz podejmie odpowiednie srodki - powiedzial Sebell i szybko skreslil pare linijek. Kimi wyciagnela lapke, zeby mogl przymocowac kapsulke, bo dokladnie wiedziala, czego po niej oczekiwano. -Kimi, zabierz to do Lytola w Warowni Cove, gdzie mieszka nasz Mistrz! Gdzie mieszka Zair. Rozumiesz? Kimi sluchala uwaznie, przechylajac glowe to w jedna to w druga strone i obracajac oczami znacznie szybciej niz zazwyczaj. Wydala jedno cwierkniecie i zniknela. -Ostrzezony to zabezpieczony, Kupcze Nurevinie. Czy jaszczurka Brestollego powrocila do niego? -Tak. To tylko niebieska, ale porzadnie ja wyuczyl. Moge wyslac moja krolowa, jesli potrzebujesz dalszych informacji. Utrzymuje kontakt z Brestollim by miec pewnosc, ze dobrze sie nim opiekuja. - Nurevin mrugnal i usmiechnal sie. - Bitranie potrzebuja mnie bardziej niz ja ich, gdyz tak ciezko sie z nimi targowac. Jestem jedynym kupcem, ktory dociera do nich w tych niebezpiecznych czasach. Wiec, ze tak powiem, mam przewage. - Urwal, przybierajac powazny wyraz twarzy. - Czy Lord Larad powiedzial ci o twoich harfiarzach? - Kiedy Sebell potwierdzil skinieniem glowy, mowil dalej. - To bylo zrobione celowo, albo niech Nic mnie spali! -Kiedy ucisza sie harfiarza, wszyscy inni powinni sluchac uwazniej - powiedzial Sebell. Nurevin skinal powaznie glowa. -Slyszalem tez inne rzeczy, kiedy bylem w Bitrze... - Zawahal sie. -Spokojnie, czlowieku - zachecal go Larad. - Harfiarz i tak na ogol wczesniej czy pozniej sie wszystkiego dowiaduje. Ale jesli to cos takiego jak wiadomosc od Brestollego, moze byloby lepiej, gdyby Mistrz Sebell to uslyszal juz teraz. -No coz, to tylko plotki. - Nurevin znowu urwal, najwyrazniej nie chcac ich powtarzac, ale gestami i wyrazem twarzy trzej mezczyzni zachecili go do mowienia. - Mowi sie, ze Lord Jaxom i bialy smok zabili umyslnie G'lanara i Lamotha. -Na Skorupy! Jak ktos moze powtarzac takie glupstwa? - wykrzyknal Asgenar ze zloscia. -Och, mowiono jeszcze gorsze rzeczy - powiedzial Sebell, ale zwrocil sie do Nurevina: - Mistrz Robinton byl przy tym i zapewnil mnie, ze to na Jaxoma napadnieto. A Lamoth umarl ze wstydu, ze jego jezdziec nastawal na zycie innego jezdzca. Cos jeszcze? -No, to jest jeszcze glupsze - mowil dalej Nurevin, pewniejszy siebie i zachecany przez obecnych. - Ze smoki zabiora trzy statki kolonistow i znikna z Pernu, zostawiajac nas tylko z miotaczami ognia przeciw Niciom! -A slyszales moze inna plotke, ze jezdzcy zabiora stare wahadlowce, zrzuca je na Czerwona Gwiazde i zniszcza ja? - Kiedy Nurevin potrzasnal przeczaco glowa, Sebell ciagnal dalej z powaznym wyrazem twarzy. -A te, ze Mistrz Uzdrowiciel otrzymal od Siwspa lekarstwo, ktore sparalizuje ludzi, tak zeby mozna bylo wyciac ich organy i uzyc do uzdrowienia niektorych chorych? Nurevin parsknal. -Slyszalem to w Bitrze. Nie uwierzylem w to wtedy i nie wierze teraz. Ten Siwsp jest przerazajacy, ale nie widzialem, zeby cos, co wy produkowal, nie pomoglo nam w jakis sposob. Najlepsze smary do osi jakie mialem to te, ktore Siwsp dal Kowalom. I ten nowy metal do sworzni i srub, ktory nie zgina sie ani nie peka, kiedy kola sa przeciazone. Wrocila Kimi. Zacwierkala o wykonaniu zadania, potarla zlota glowka policzek Sebella, az wreszcie wyciagnela obciazona cylindrem lapke. Sebell odczytal wiadomosc. -Chociaz jest pozno, prosza mnie do Warowni Cove. Jesli mi wybaczycie... Obaj Lordowie odprowadzili go do wyjscia. -Asgenarze, czasami zastanawiam sie - powiedzial Larad ze smutkiem, gdy wrocili do cieplego, wygodnego pokoju - dlaczego ludzie sa tacy podli. -Zdaje sie, ze ma to cos wspolnego z oporem w stosunku do tych, ktorzy chca im pomoc. -Nie wtedy, gdy nastaja na zycie Mistrza Robintona - odparl Larad, ciagle jeszcze przerazony ta mozliwoscia. - Przez cale zycie nikogo nigdy nie skrzywdzil. Caly nasz swiat, nawet najmniejsze dzieci, powstalby przeciw takiej zbrodni. -Co, niestety, czyni go uzytecznym zakladnikiem - orzekl Asgenar z westchnieniem zalu. Kiedy Sebell dotarl do Warowni Cove, byl tam wczesny ranek. On i brazowy smok, ktory go przywiozl, zostali natychmiast powitani przez stada cwierkajacych jaszczurek, tak liczne na niebie, jak Nici podczas Opadu. Tiroth osiadl na trawniku przed Warownia i mrugal pomaranczowymi oczami, az on i brazowy Folrath sie rozpoznaly. Sebell ucieszyl sie widzac tak liczna warte. Oczywiscie porywacze nie mogli jeszcze tu dotrzec, bo droga z Bitry, czy nawet z najblizszego portu byla dluga. Wszystkie kosze zarow w salonie byly otwarte, oswietlajac Robintona, D'rama, Lytola i T'gellana, ktorzy siedzieli wokol stolu. -O, Sebell! - zawolal Robinton i wyciagnal na powitanie rece z radosna mina. Sebell pomyslal, ze stary harfiarz perwersyjnie cieszy sie niebezpieczenstwem. - Masz dalsze nowiny o tym ohydnym spisku? Sebell potrzasnal glowa. Odwzajemnil serdeczne powitanie, ale zauwazyl rowniez, ze inni nie podzielaja radosci Robintona. -Wiesz tyle co wszyscy. Nurevin obiecal, ze za posrednictwem jaszczurki pozostanie w kontakcie z Brestollim na wypadek, gdyby tamten dowiedzial sie jeszcze czegos. -Poslalem Zaira z wiadomoscia do Mistrza Idarolana - powiedzial Robinton. - Mam nadzieje, ze uda mu sie zatrzymac spiskowcow. -Mielismy dosc bezmyslnego wandalizmu i sabotazy - wykrzyknal gniewnie Lytol. - Tym razem musimy zlapac zloczyncow i odnalezc tych, ktorzy pomagaja im sie ukrywac. Ktokolwiek zamysla skrzywdzenie Mistrza Harfiarza, ktoremu caly Pern zawdziecza tak wiele... -Alez Lytolu - powiedzial Robinton, otaczajac plecy przyjaciela ramieniem. - Przestan tak mowic. Zawstydzasz mnie. A ten caly plan pokazuje tylko, jak glupi sa nasi przeciwnicy. Jak moga sadzic, ze przedostana sie do mojego domu strzezonego przez tak lojalnych przyjaciol? - Harfiarz wskazal na roje jaszczurek ognistych za oknem. -Wiem, ze nie moga do ciebie dotrzec, Robintonie - krzyknal Lytol walac piescia w stol. - Ale sam fakt, ze osmielaja sie... Robinton usmiechnal sie zlosliwie. -Moze powinienem pozwolic im sie schwytac? Pozwolic im, zeby mnie zabrali - zaczal, a Lytol wpatrywal sie w niego z przerazeniem - tam, gdzie planuja mnie uwiezic, a potem... - podniosl dlon i zacisnal ja nagle w piesc -...niech eskadry mscicieli opadna na te podla zgraje, wezma ja w powietrze i zrzuca do najglebszych kopaln Larada, gdzie beda skazani na poswiecenie swojej zle uzytej energii na potrzebna prace. Na twarzy Lytola odmalowala sie rezygnacja i rozgoryczenie. -Powinienes traktowac to powaznie, przyjacielu. -Tak tez robie. Naprawde. - Wyrazista twarz Robintona potwierdzala jego slowa. - Jestem gleboko zasmucony, ze ja, czy ktos inny na Pernie moze byc przesladowany w tak okropny sposob. Ale - dodal unoszac palec - to bardziej wymyslne niz proba zniszczenia paliwa do silnikow statkow kosmicznych czy sabotaz na Siwspie. Wiecie co? Powinnismy poprosic go o rade. -To wszystko przez Siwspa... - zaczal Lytol w podnieceniu, a potem urwal, gdy zdal sobie sprawe, co powiedzial. T'gellan i Sebell z calej sily probowali zachowac obojetnosc. Lytol szybko wstal i wyszedl z pokoju. Sebell chcial ruszyc za starym wychowawca, ale Robinton uniosl dlon i mlody harfiarz z powrotem usiadl. -Ma prawo byc rozgoryczony - powiedzial D'ram powoli, smutnym glosem. - To okropne myslec, ze sa ludzie, ktorzy wystepuja przeciw calemu temu dobru, ktore Siwsp dla nas uczynil i robia wszystko, zeby zniszczyc zarowno jego jak i tych z nas, ktorzy doceniaja korzysci, jakie plyna dla nas z jego wiedzy. -Sluchajcie, nie ma realnej szansy, zeby ktokolwiek dotarl do Mistrza Robintona - powiedzial T'gellan, opierajac lokcie na stole. - Nie przemysleli tego do konca. Nic nie wiedza o Warowni Cove, ani jak wielu ludzi przyjezdza tu kazdego dnia - usmiechnal sie ponuro do Sebella. -Zapomniales o najezdzie na Ladowisko? - spytal Sebell. - Konie, ekwipunek, doswiadczeni najemnicy. Gdyby Siwsp nie mial wlasnych sposobow obrony, mogloby sie im udac. Nie mozemy sobie pozwolic na lekkomyslnosc. -Dobrze powiedziane, Sebellu - poparl go D'ram. - Jednak to, co Robinton tak radosnie zasugerowal, ma swoje zalety. Jesli chcemy odnalezc tych, ktorzy stoja za tymi atakami, postapilibysmy sprytnie gdybysmy nie wystawiali widocznej warty. -Masz racje. -I caly czas bedzie mnie pilnowac, zebym ani na chwile nie zostal sam - wtracil Robinton udajac gniew. -Z gory przepraszam - powiedzial Sebell - ze to proponuje. Ale, skoro nawet G'lanar spiskowal... D'ram uniosl dlon na znak, ze zrozumial, ale T'gellan rozzalil sie. -Ramoth osobiscie rozmawiala z pozostalymi smokami jezdzcow z przeszlosci, ktorzy jako jedyni moga jeszcze zywic pretensje i stwarzac klopoty. Ale kazdy z nich byl przerazony czynem G'lanara. Sebell odczul ogromna ulge. -A wiec mozemy wykluczyc te mozliwosc. -Jakos nie jestem co do tego przekonany - oswiadczyl D'ram ponuro. - Nie mamy do czynienia z glupcami. -Z glupcami nie, ale na pewno z przerazonymi mezczyznami, a oni sa bardziej niebezpieczni. Smar silikonowy, starannie wtarty w zlacza manipulatorow, przywrocil je do stanu funkcjonowania, z wyjatkiem trzeciego palca lewej reki, ale bez niego mozna sobie bylo poradzic. -Co zrobilibysmy, gdyby smar silikonowy nie zadzialal? - zapytal Manotti, mrugajac do kolegow na znak, ze tylko sie przekomarza z ich mentorem. -Zawsze jest jakis alternatywny sposob postepowania, chociaz moze on byc mniej skuteczny - odparl Siwsp. - A teraz Sharro, badz tak dobra i umiesc Nic w komorze. Uzywajac ostrza pokroj probke na ukosne plastry ukazujace wszystkie warstwy. No i co widzisz? -Pierscienie, spirale i ksztalty, ktore nazywasz torusami - odparla Sharra. - Dziwna maz, zoltawa ciecz, jakies dziwne pasty w dziwnych odcieniach zolci, szarosci i bieli, oraz inne substancje, ktore chyba zmieniaja kolor. Tumara wydala taki dzwiek, jakby zaraz miala zwymiotowac, i odwrocila sie. -Musisz zdac sobie sprawe - zaczal Siwsp surowo - ze najwazniejszym narzedziem w laboratorium jest twoj umysl. Tak samo, jak sporzadzilas mikronarzedzia, zeby moc dokonac sekcji Nici, musisz naostrzyc swoj umysl, zeby ich uzywac. Nawet twoja reakcja, Tumaro, ma jakas wartosc. Teraz zapomnij o obrzydzeniu i obserwuj. Co jeszcze widzisz, Sharro? Sharra zastukala malenkim ostrzem w jeden z pierscieni. -Jest twardy jak metal. -Wyjmij pierscienie i przeslij je Mistrzowi Fandarelowi do analizy. Co jeszcze? -Duzo czastek zanurzonych w tej mazi i... to jest puste w srodku. Czy to zolte moze byc plynnym helem? - ciagnela Sharra. - Wyglada tak, jak to, co nam pokazales podczas eksperymentow z cieklym gazem, a wrze w temperaturze minus 150 stopni. Nie badalismy tego przy trzech stopniach Kelvina. -Najprawdopodobniej masz racje. W temperaturze, w jakiej istnieje Nic, hel utrzymuje sie w stanie plynnym. Odizoluj probke, zeby mozna bylo wykonac analize. -To wszystko przypomina mikrorysunki, ktore nam pokazywales, Siwspie - powiedziala Mirrim. -Masz racje, Mirrim. Chociaz tu wykonujecie prawdziwe doswiadczenie, a nie tylko ogladacie slajdy. Kontynuuj, Sharro. -Jak? -Zajmij sie nastepnym pierscieniem. Rozetnij go tak, zebys otworzyla torus przynajmniej do polowy. W ten sposob lepiej poznamy jego budowe. -To dziwne - powiedziala Brekke. - Porownaj ten pierscien z poprzednim. Pierwszy ma jakies sprezynowate warstwy, a drugi jest caly powykrecany... Och, na Skorupy! Sharra popchnela jeden z pierscieni, a on niespodziewanie odpadl od narzedzia i przylepil sie do sciany komory. -To moze byc ich metoda reprodukcji - powiedzial Siwsp - lub jest to pasozyt opuszczajacy umierajacy organizm. Interesujace. Zrob to samo z nastepnym, zeby zobaczyc, czy reakcja bedzie taka sama. Choc drugie szturchniecie Sharry bylo bardziej ostrozne, nastapila podobna reakcja. -A teraz przyloz ostrze do zwojow w pierwszym torusie - polecil Siwsp. - Nic sie nie dzieje. Widzieliscie dwie bardzo odmienne wlasciwosci tego organizmu. Badacie absolutnie nieznany nam twor, wiec musimy dowiedziec sie o nim wszystkiego. -Po co? - spytala Mirrim. -Dlatego, ze musicie wiedziec jak postepowac z tym organizmem, by uniemozliwic mu rozmnazanie sie gdzies w waszym ukladzie. -Jesli nie spadnie na Pern, to wystarczy, prawda? - zauwazyla Brekke. -Dla was byc moze tak, ale lepiej zniszczyc to u zrodla. Caselon opanowal sie jako pierwszy. -Ale jesli Czerwona Gwiazda zostanie przesunieta... -To nie zniszczy Nici, zmieni tylko kierunek ich opadania. Waszym zadaniem jest odkryc, jak zniszczyc sama Nic! -Czy nie jest to dla nas zbyt ambitne zadanie? - zmartwila sie Sharra. -Macie ku temu wszelkie srodki. Dzis dopiero zaczeliscie badania, a juz wiele sie dowiedzieliscie o tym organizmie. Z kazdym dniem dowiecie sie wiecej. Mozliwe, ze niektore z tych czastek to pasozyty, mniejsze organizmy zbudowane wedlug tego samego wzoru. Pasozyty lub potomstwo. Albo drapiezcy. -Jak te pijawki na wezach tunelowych? - spytal Oldive. - Te, ktore przyczepiaja sie do wezy i jedza ich tkanke miesniowa, a potem zostawiaja je, gdy juz sie nasyca? -Dobry przyklad. W koncu okazalo sie, ze to drapiezniki czy pasozyty? -Nie udalo nam sie tego ustalic - odparl Oldive. - Zgodnie z twoja definicja, pasozyt nie zawsze powoduje smierc swojego gospodarza i zazwyczaj jest niezdolny do przezycia bez niego, podczas gdy drapiezca zabija swoja ofiare i idzie dalej. Poniewaz pijawka zostawia swojego gospodarza/ofiare zywa i pozwala zagoic sie jej ranom, jest raczej pasozytem niz drapieznikiem. -Musicie odkryc pasozyty i zmienic je w drapiezniki, ktore zabija swojego gospodarza. Tak postepowaliscie, gdy izolowaliscie bakterie i tworzyliscie z nich bakteriofagi, ktore zwalczaja infekcje. -Nadal nie rozumiem celu tego wszystkiego - mruknela Mirrim. -Cel istnieje - powiedzial Siwsp tak stanowczo, ze Mirrim skrzywila sie w zmieszaniu i dla niepoznaki udawala, ze sie przestraszyla. -Sharro, czy odizolowalas te czastki, ktore maja byc poddane innym testom? -Mam pelno roznych kawalkow, zwojow, i rozne inne, jesli o to ci wlasnie chodzi. -Dobrze. Przenies je na szkielka podstawowe i mozemy przejsc do dalszej czesci badan. Musisz teraz przyjrzec sie im pod wysokim cisnieniem, w obecnosci obojetnego gazu, ksenonu, ktory jest w tym cylindrze, zeby odkryc, czy te rurki sa wypelnione helem. Teraz, kiedy otworzylas te rurkowate naczynia, tracisz bardzo szybko hel, jezeli rzeczywiscie on tam byl. Kiedy Lessa i F'lar uslyszeli o niebezpieczenstwie porwania Mistrza Robintona, chcieli go zmusic, by sie przeniosl na "Yokohame", albo do Honsiu, lub tez do siedziby Cechu Harfiarzy. -Nie jestem dzieckiem - powiedzial rozdrazniony taka troska. - Jestem mezczyzna i potrafie stawic czolo wszystkim niebezpieczenstwom, ktore moga mi zagrazac. Nie odbieraj mi tego prawa. Poza tym, jesli ci konspiratorzy dowiedza sie, ze cel im sie wymknal, po prostu wymysla cos innego, o czym mozemy sie nie dowiedziec na czas. Zostane tutaj, z polowa jaszczurek Pernu jako straza i jakimi tam jeszcze - uniosl ostrzegawczo dlon - dyskretnymi straznikami wybierzecie. Ale nie uciekne jak tchorz. - Z uniesiona glowa, blyszczacymi oczami i przyspieszonym oddechem odpieral wszystkie protesty. Jesli nawet w nastepnych tygodniach dostrzegal ludzi stojacych na warcie, nie dal tego po sobie znac. Mistrz Idarolan, tak samo rozwscieczony jak wszyscy, rozeslal wiadomosci do pozostalych Mistrzow Portow, konsultowal sie z zaufanymi kapitanami i wyslal najszybszy statek kurierski do Zatoki Monako. Menolly wyslala Skalke, Nurka i Przedrzezniacza do pomocy Zairowi Robintona, a Swacky i dwaj inni zolnierze zaciezni zostali zakwaterowani w Warowni Cove. Mistrz Robinton nadal pelnil swoje obowiazki na Ladowisku i na "Yokohamie" udajac, ze intryguje go wymagajaca ogromnej dokladnosci praca zespolu biologicznego. Skad Siwsp dowiedzial sie o grozbie, nie wiedzial nikt, lub nikt sie nie przyznal do tego, ze go powiadomil, ale dal on Fandarelowi schemat niewielkiego urzadzenia, ktore Mistrz Robinton mial nosic przez caly czas. -To nadajnik - wytlumaczyl. - Gdy bedziesz mial to na sobie, zawsze bedzie wiadomo, gdzie jestes, czy to na planecie, czy na statkach kosmicznych. Ten srodek ostroznosci spowodowal, ze wszyscy przyjaciele Robintona odetchneli z ulga. Majac za obronce Siwspa, Mistrz Robinton bedzie bezpieczny. Rozdzial XVII Lato dobiegalo konca, a porywacze nadal nie dawali znaku o sobie. Nurevin zabral Brestollego z domu piwowara w Bitrze. Brestolli pozostal kulawy, lecz byl calkowicie pewny tego, co uslyszal. Wizyta Przywodcow Bendenu u Lorda Sigomala doprowadzila do zwolnienia "zarazliwych" harfiarzy, a Mistrz Sebell powiedzial Lordowi Warowni Bitry, ze niestety nie ma do dyspozycji innych harfiarzy, odpowiednich dla Warowni o takim znaczeniu, ktorych moglby przyslac na zastepstwo. Kilka innych Cechow wycofalo z Bitry swoich mistrzow, pozostawiajac tam jedynie lokalnych czeladnikow i uczniow. Podobna sytuacja zapanowala w Neracie, ale w Keroon Lord Corman, mimo wyrazanej glosno niecheci do wszystkiego, co pochodzilo od "Obrzydliwosci", nie przeszkadzal swoim Cechom, ani nie mieszal sie do tego, jak wypelniaja swoje tradycyjne obowiazki wobec jego Warowni. Dal tez jasno do zrozumienia, ze nie ma nic wspolnego z Sigomalem i Begamonem. Wladczynie Weyrow nieustannie przepytywaly swoje krolowe, czy nie szykuje sie jakis spisek jezdzcow, a kazdy harfiarz sledzil z uwaga nawet najcichszy szept o sekretnych dzialaniach. Glowne siedziby Cechow dyskretnie podwoily srodki ostroznosci, a smoki i ich jezdzcy kontynuowali trening na zewnatrz "Yokohamy", "Bahrainu" i "Buenos Aires". Hamian ze swoim zespolem pracowal w pocie czola sporzadzajac ubiory ochronne dla jezdzcow, a takze okrycia, ktore mialy pasowac jak rekawiczki na szpony smokow, zeby uchronic je od poparzenia lodowato zimnym metalem. Oldive, Sharra, Mirrim, Brekke i inni pod kierunkiem Siwspa analizowali i opisywali ten szczegolny organizm, ktory byl Nicia, czy raczej, ktory stawal sie Nicia, kiedy wchodzil w atmosfere Pernu na spotkanie swego ognistego, szalonego przeznaczenia. Sharra usilowala wyjasnic Jaxomowi zadanie, jakie Siwsp postawil przed badaczami. -Mielismy jeden cudowny dzien, kiedy Mirrim odkryla pod mikroskopem ziarna. Siwsp tez byl podekscytowany, gdyz jest pewien, ze te ziarna stanowia genetyczna informacje organizmu Nici. - Usmiechnela sie przypominajac sobie chwile triumfu. - Mikroskop byl ustawiony na maksymalne powiekszenie, wiec moglismy wszyscy zobaczyc te malenkie, maciupenkie ziarenka nanizane wzdluz jednego z tych dlugich, spiralnych drutow, o ktorych ci opowiadalam. Nie zwoje, lecz spirale, ktore sa bardzo ciasno zwiniete na odcinku nie wiekszym niz koniec mojego palca. Siwsp mowi, ze te ziarna uzywaja materialu z owoidu Nici, zeby sie reprodukowac. - Skrzywila sie na mysl o swojej niewiedzy co do sposobu, w jaki to sie odbywa. - Chce, zebysmy znalezli bakteriofag, ktorym zainfekujemy ziarenka, a potem zebysmy odkryli wlasciwy, ktory powieli sie szybko, zanim zuzyje caly material Nici. Robilismy cos podobnego kiedy szukalismy bakterii w ranach i uczylismy sie, jak zmienic ich symbiotyczne bakteriofagi tak, zeby zabijaly swoich gospodarzy. Nasi przodkowie umieli robic cudowne rzeczy leczace ludzi. Mam nadzieje, ze bedziemy rownie zdolni jak oni. Dzieki temu moze uzdrowimy nasza planete. -Wiec dlaczego oni tego nie zrobili? - spytal Jaxom. - Dlaczego zwalili to na nas? Sharra usmiechnela sie z zadowoleniem. -Dlatego, ze mamy smoki, ktore zastapia wahadlowce; jaszczurki ogniste, ktore moga chwytac owoidy Nici w kosmosie, i Siwspa, ktory mowi nam, co mamy robic. Nawet jesli nie zawsze pojmuje co robimy lub po co. -Myslalem, ze pracujecie nad przetworzeniem symbiontow Nici. Chociaz nie rozumiem, co wspolnego moze z tym miec zadanie postawione przed jezdzcami smokow. Sharra umilkla na chwile, by sie zastanowic. -Siwsp nienawidzi Nici tak bardzo, jak tylko maszyna moze nienawidzic! Nienawidzi tego, co zrobily kapitanom i admiralowi Bendenowi. Nienawidzi tego, co zrobily z nami. Chce byc pewien, ze nigdy wiecej nam nie zagroza. Chce zabic je w samym obloku Oorta. Nadal swojemu projektowi nazwe "Masakra". Jaxom spojrzal na nia z zaskoczeniem. -Jest bardziej msciwy niz F'lar! -Nie jestem pewna, czy mozemy zrobic to, czego chce. - Sharra westchnela. - To takie skomplikowane, a my wiemy tak niewiele. Chociaz maszyna jest Siwsp, to ja czuje sie jak maszyna, gdy robie to wszystko nie wiedzac, co z tego wyniknie. Sharra byla w lepszym nastroju trzy dni pozniej, kiedy powiedziala Jaxomowi, ze Siwsp odnalazl odpowiedni rodzaj pasozyta. -Mowi, ze podobne formy zycia znajdowano w warunkach minimalnej grawitacji w pasach asteroidow. Jest bardzo podobny do tego, ktory znaleziono w parze asteroidow Pluto-Charon w Ukladzie Slonecznym Ziemi. - Sharra zmieszala sie i zmarszczyla brwi. - Coz, tak mowi. Nazwal te rzeczy "mutantami". I to ich wlasnie uzyjemy do stworzenia naszych pasozytow, ktore jak wirusy, przeskocza z jednego owoidu Nici do nastepnego... kiedy pasozyty zmienia sie w zabojcow. Jednak najpierw musimy je wyhodowac. Jaxomowi udalo sie usmiechnac, bo nie chcial niszczyc jej entuzjazmu. -Kim jestesmy, zeby kwestionowac wypowiedzi Siwspa? A co bedziecie robic pozniej? -Kazal wszystkim jaszczurkom szukac tego organizmu w strumieniu owoidow. Czasami wystepuja nawet na zewnetrznej skorupie. Mamy przygotowac dziewiec kapsul hibernacyjnych. Tam je umiescimy i zarazimy je tym, co tworzy mutanty. -Mutanty, pchly Nici! - rozesmial sie Jaxom, by troche sie z nia podraznic. -Coz, nie zaprzeczysz, ze pchly sa pasozytami i trzeba sie ich jakos pozbyc. - Z obrzydzeniem znalazla niedawno pchly na Jarrolu, ktory uwielbial sie bawic z jednym z podworzowych psow. - Pchly! - Potrzasnela glowa. - To bedzie moje najwazniejsze zadanie, kiedy skonczymy prace dla Siwspa. A chcialabym, zeby nasza praca trwala jak najkrocej, bo czasu jest coraz mniej. -To prawda - zgodzil sie Jaxom. Bylo tak wiele przedsiewziec nakazanych przez Siwspa i znajdujacych sie w najrozmaitszych stadiach zaawansowania, ze zastanawial sie, czy ktorekolwiek z nich zostana ukonczone na czas, a termin zblizal sie szybko. -Czy ty i Ruth znajdziecie czas, zeby zabrac mnie na "Yokohame" jutro przed Opadem? - zapytala Sharra. -Myslalem, ze zostaniesz przez pare dni - rozzloscil sie Jaxom. -Omowilam wszystko z Brandem i innymi zarzadcami - tlumaczyla sie Sharra - i wszystko jest gotowe dla naszych gosci. Ale to jest bardzo wazne, Jaxomie... - jej oczy blagaly go o zrozumienie. -Bedziesz tak wyczerpana, ze nie zdolasz sie dobrze bawic na Zgromadzeniu... - powiedzial, ale zaraz sie rozpogodzil. Przyciagnal zone do siebie, cieszac sie bliskoscia jej ciala i mocnym zapachem jej wlosow. Zgromadzenia zawsze byly dla nich radosnym i wyjatkowym wydarzeniem. -Jaxomie, prosze... - Jej usta otarly sie o jego szyje. -Tylko sie przekomarzam, kochana. Przeciez nigdy nie postepuje wbrew twojej woli. -Czy nie bedzie cudowne, kiedy to wszystko sie skonczy, znow wrocic do normalnego trybu zycia? - rozmarzyla sie. - Wiesz, ze chce miec tez corke. To szczere wyznanie spowodowalo odpowiedz, ktorej byl rad udzielic. Opad Nici odbyl sie bez zadnych wypadkow, chociaz tym razem nie mozna bylo skorzystac z niszczacych tarcz statkow kosmicznych. Potem Hamian przyslal wiadomosc, ze ma dla Rutha nowe rekawice, ktore trzeba przetestowac w kosmosie. Ruth je wyprobowal, stwierdzil, ze sa wygodne i stanowia dobra ochrone, a zapiecie na klamerke jest latwe w obsludze. Jaxom zlozyl Siwspowi raport, w ktorym ocenil je pozytywnie, co mialo zostac przekazane Hamianowi. Tym razem Jaxom i Ruth byli sami na mostku i Ruth jak zwykle rozciagnal sie przy oknie, pozerajac wzrokiem swoj ulubiony widok. -Siwsp, wlasciwie dlaczego masz te obsesje na temat projektu dotyczacego mutantow? - zapytal Jaxom po przekazaniu wiadomosci dla Hamiana. - Sharra mowi, ze nazywasz to "Masakra". Dlaczego wysadzenie Czerwonej Gwiazdy z jej orbity nie wystarczy? -Jestes sam? - upewnil sie Siwsp. To bylo niezwykle pytanie, gdyz Siwsp zazwyczaj wyczuwal obecnosc innych. -Tak, jestem sam. Masz zamiar wyznac mi wszystko? - Jaxom na wpol zartowal. -Rownie dobrze moge to zrobic teraz - odparl Siwsp, zaskakujac mlodego Lorda. -To nie brzmi zbyt zachecajaco. -Wprost przeciwnie. Musisz wiedziec, czego po tobie oczekuje odkad dowiedzialem sie o niezwyklych umiejetnosciach Rutha. -O tym, ze wie dokladnie gdzie i kiedy jest? - dopowiedzial zlosliwie Jaxom. -Tak. Potrzebujecie blizszych wyjasnien. -To nic nowego, jesli chodzi o prace z toba. -Niefrasobliwosc pokrywa obawe. Potrzebna jest szczerosc. Po to, by wytracic Czerwona Gwiazde z orbity niebezpiecznej dla Pernu, trzeba doprowadzic do eksplozji trzech silnikow. Dwie z tych eksplozji juz nastapily. -Co takiego? - Jaxom usiadl prosto w wygodnym krzesle i wpatrzyl sie w ekran przed soba. -Jak wiesz, zapoznalem sie z kronikami kazdego Weyru, Cechu i Warowni i przeanalizowalem je. Dwa niewielkie zapisy wskazuja na anomalie. -Znajac pozycje Czerwonej Gwiazdy w czasie, kiedy ludzie wyladowali na Pernie, wnioskuje, ze planeta nie znajduje sie w punkcie, w ktorym powinna. Podczas pierwszego Opadu kapitanowie Keroon i Tillek przeprowadzili wielokrotne obliczenia jej orbity i drogi, po ktorej sie bedzie poruszac. Choc to dziwne, obecna pozycja rozni sie od ekstrapolacji z tych oryginalnych wyliczen. Stwierdzam, ze jej przebieg odchylil sie o 9,3 stopnia od swojej pierwotnej eliptycznej orbity. To nie jest zgodne z wyliczona trasa. Czyli cos juz musialo zmienic orbite. Dowod na to znajduje sie w dwoch niewielkich zapisach znalezionych w kronikach Isty i Keroonu, z Czwartego i Osmego Przejscia, ktore poprzedzily Dlugie Przerwy. Podczas kazdego z tych Przejsc zaobserwowano jasne blyski. To zdarzalo sie wowczas, gdy Czerwona Gwiazda znajdowala sie w apogeum w stosunku do Pernu. Te blyski byly na tyle jasne, ze zauwazono je i zapisano. Jaxom odczul prawdziwy szok. Zamrugal, tak jakby zamkniecie i otworzenie oczu moglo mu pomoc w skoncentrowaniu mysli na tym, co mowil Siwsp. -Te dwa kratery? -Masz bardzo wyostrzona spostrzegawczosc. -Och, Siwspie, strach tez. -Strach jest bardzo dobra reakcja czlowieka, gdyz poteguje jego instynkt samozachowawczy. -Ale to, co czulem, gdy po raz pierwszy ujrzalem krater, to nie byl strach. To bylo... to musialo byc... tak jakbym wiedzial, ze juz tam bylem! Wtedy odrzucilem tak dziwaczny pomysl. A ty, Siwspie, nie chciales bym wierzyl, ze juz tam bylem? -Paradoks czasu oszolamia ludzi. Twoje przeczucie, ze miales cos wspolnego z kraterem nie jest niezwykle, ale wiele podobnych zdarzen zostalo juz uwiecznionych w zapisach psychicznych fenomenow. -Naprawde? - spytal zartobliwie Jaxom. - Nie jestem pewien, ze podoba mi sie to, co sugerujesz, jezeli oczywiscie dobrze cie rozumiem. -Jak rozumiesz to, co zostalo powiedziane? -Ze w jakis sposob ja, na Ruthcie, z wystarczajaca do wykonania tej pracy liczba jezdzcow, zabralem silnik do tylu w czasie i pozostawilem go w rozpadlinie. Tam silnik wybuchl i uformowal krater, ktory odnalazlem podczas mojej pierwszej podrozy na Czerwona Gwiazde jakies tysiac osiemset Obrotow pozniej. O to ci chodzi? -Zrobiles to dwa razy. Drugi raz byl szescset Obrotow temu. To jedyne wyjasnienie. Co wiecej, wiesz, ze to zrobiles. -Nie chce tego robic - zaprotestowal Jaxom, myslac o tym, ze bedzie musial prosic Rutha, by zabral jego i innych tak daleko w przeszlosc. Jednak Siwsp mial tak dokladne informacje o tylu niezwyklych sprawach. - A jesli cos pojdzie zle? -Zgodnie z paradoksem czasu, gdyby tak bylo, nie byloby cie tutaj, a na dodatek w obecnym czasie brakowaloby trzydziestu lub czterdziestu smokow. -Nie, to nie tak - powiedzial Jaxom, usilujac zrozumiec. - Jeszcze sie tam nie udalismy. Wiec nadal tu jestesmy. Nie byloby nas tu, gdybysmy poniesli kleske podczas tej podrozy w przeszlosc. Nie, nie! - Zamachal w irytacji reka. Te petle czasowe sa takie niezrozumiale. -Jednak poleciales i odniosles sukces, a kazda z tych wczesniejszych eksplozji spowodowala Dlugie Przerwy, ktorych w zaden inny sposob nie mozna wyjasnic. Przygotowales planete do ostatecznej zmiany orbity. -Zaraz, zaczekaj - powiedzial Jaxom. Pokiwal palcem w strone ekranu, a na twarzy malowala mu sie niezwykla powaga. - Siwspie, razem dokonalismy juz wielu niezwyklych rzeczy, a dokonalismy ich dlatego, ze dowiodles swoich racji. -Lordzie Jaxomie, komputer zwany Siwspem odnalazl prawdziwe informacje i wyciagnal z nich prawdziwe wnioski. -Nie probuj zachowywac sie wobec mnie tak dyplomatycznie, przyjacielu. Nie o to mi chodzi. Nawet jezeli ja ci wierze, jezdzcy smokow na to nie pojda. Loty pomiedzy w czasie sa bardzo niebezpieczne. Wiesz, ze Lessa nieomal zginela udajac sie czterysta Obrotow w przeszlosc. -Bedziecie mieli aparaty tlenowe, wiec nie ucierpicie od braku powietrza, tak jak ona. Jestescie przyzwyczajeni do tego, ze w pomiedzy nie doswiadczacie zadnych wrazen zmyslowych i to was nie zdezorientuje. Jaxom nadal nie byl przekonany. -Nie mozesz poprosic spizowych, zeby to zrobily, nawet jesli moga. Nie sadze, by kiedykolwiek F'lar lecial pomiedzy w czasie. W ogole nie wiem, by ktos procz Lessy to robil. -I twoj Ruth. Co wiecej, jestes dumny, ze twoj bialy smok zawsze wie dokad i kiedy sie udaje. -Tak, ale... -Jesli Ruth wie dokad i do kiedy leci, a dokladne wskazowki istnieja, moze dostarczyc niezbednych wizualnych wspolrzednych. -Ale ja wiem, ze inni jezdzcy nie zgodza sie na takie... -Nie beda wiedzieli. Jaxom znowu wpatrzyl sie w ekran. -Jak - zapytal w koncu bardzo cierpliwie, niemal slodkim glosem - sprawisz, ze nie beda wiedzieli? -To proste. Nie powiesz im. A skoro teraz juz wiesz, ze byles kilka razy na Czerwonej Gwiezdzie, i skoro odleglosc wedlug kryteriow pomiedzy nie bedzie dluzsza niz to, czego sie spodziewaja, nie beda wiedzieli, ze polecieli w czas i miejsce na Czerwonej Gwiezdzie, zgodne z obliczeniami dotyczacymi dwoch roznych eksplozji. Jaxom dlugo sie nad tym zastanawial. W pewnej chwili zabraklo mu powietrza i zdal sobie sprawe, ze z powodu szoku nie byl w stanie oddychac. Mysle, ze mozemy to zrobic, zauwazyl Ruth z wieksza pewnoscia siebie, niz sam Jaxom w tej chwili odczuwal. Popatrzyl na swojego drogiego przyjaciela. -Ty mozesz myslec, ze to mozliwe, ale ja musze byc absolutnie pewny. Siwspie, omowmy to jeszcze raz. Inni jezdzcy nie moga nic wiedziec o docelowym czasie naszej podrozy. Twierdzisz, ze poleca trzy zespoly jezdzcow, z trzema silnikami... -Hamian nie bedzie mial wystarczajacej liczby skafandrow dla trzystu zwierzat potrzebnych do przeniesienia wszystkich trzech silnikow w tym samym czasie. Poprowadzisz tylko dwie grupy. F'lar, jak zaplanowano, poprowadzi trzecia. Bedzie jedynym, ktory umiesci silnik w obecnym czasie. Jak wiesz - mowil dalej Siwsp, nie zwracajac uwagi na protesty Jaxoma - wybrane miejsca nie znajduja sie w takim polozeniu, by jezdzcy mogli sie nawzajem widziec. Skoro F'lar bedzie myslal, ze jestes przy jednym koncu rozpadliny, a N'ton przy drugim, nie bedzie wiedzial, co ty robisz. -Siwspie, loty pomiedzy w czasie na nic sie nie zdadza. Nie moge byc jednoczesnie w dwoch miejscach. Nie mozna tez tego robic bez odpoczynku. Ruth nie ma dodatkowego tlenu. -Zapomniales co powiedzialem o niewystarczajacej liczbie skafandrow. Twoj zespol bedzie musial zdjac skafandry i oddac je czlonkom nastepnego zespolu. To powinno umozliwic Ruthowi odzyskanie sil. Oczywiscie dopilnujesz, by zjadl przed wylotem i zaraz po powrocie. Moge zrobic to, co proponuje Siwsp, powiedzial uprzejmie Ruth. -Nie naraze nas na ryzyko! - ryknal Jaxom uderzajac piesciami w konsole z taka sila, ze zabolaly go dlonie. Rozcierajac je, jeszcze cos do siebie mruczal. -Juz to zrobiles, bo inaczej w rozpadlinie nie byloby dwoch kraterow, i nie byloby zapisow o jasnych blyskach. -Siwsp, chcesz mnie do tego zmusic, aleja ci na to nie pozwole. -Juz to zrobiles, Lordzie Jaxomie. Jestes jedynym czlowiekiem, ktory moze tego dokonac. Przemysl te propozycje uwazniej, a zrozumiesz, ze ten plan jest w zasiegu mozliwosci zarowno twoich, jak i Rutha. I trzeba to zrobic! W obecnym czasie trzy eksplozje nie przynioslyby pozadanego efektu. Nie wytracilyby Czerwonej Gwiazdy z jej orbity. Jaxom westchnal gleboko, prawie tak, jakby juz czul potrzebe napelnienia pluc na skok o tysiac osiemset Obrotow w przeszlosc. Jego umysl odmawial logicznego zbadania tej sprawy. -Skoro jest to chwila szczerosci, powiedz mi, dlaczego tak obsesyjnie podchodzisz do projektu, w ktory wlaczona jest Sharra? Dziwi mnie to tym bardziej ze, jak twierdzisz - dodal z ironicznym smieszkiem - juz teraz wiesz, ze odnioslem sukces, zanim jeszcze cokolwiek przedsiewzialem. -Udalo ci sie, i latwo ci tego dowiode - odparl Siwsp z mniejsza uprzejmoscia niz zwykle. -Nie. Najpierw wyjasnij mi, o co chodzi z tymi mutantami. -Z badan owoidow Nici wynika, ze istnieje zycie, nie takie jakie znamy, ani nawet nie takie, jakie zostalo tu sprowadzone przez Czerwona Gwiazde. Chodzi o zlozony system ekologiczny istniejacy w obloku Oorta. Sadzac po skomplikowanej budowie ukladow nerwowych tych organizmow, niektore z nich sa najprawdopodobniej calkiem inteligentne. Ale zanim tu przybeda, traca wiekszosc swojego plynnego helu i staja sie czyms, co mozna nazwac zaledwie prostym mechanizmem. I wlasnie te zdegenerowane, odporne na cieplo formy, docieraja na Pern. Nie zyja wystarczajaco dlugo, zeby sie rozmnazac w drodze ani na Czerwonej Gwiezdzie. Tylko te "mechaniczne" twory moga sie reprodukowac bez helu na orbicie Pernu. Ale jesli potrafilibysmy je zanieczyscic, zainfekowac przeksztalconym pasozytem, poniosa go ze soba, i zniszcza wszystkie podobne formy zycia w obloku Oorta, rowniez te najinteligentniejsze. A wtedy, bez wzgledu na to, czy uda nam sie zmienic orbite Czerwonej Gwiazdy, Pern bedzie od nich wolny na zawsze. Dlatego wlasnie dawno temu zdarzyly sie Dlugie Przerwy. Zmutowane organizmy, ktore przeksztalcisz - przeksztalciles - na powierzchni Czerwonej Gwiazdy juz dwa razy w przeszlosci i jeszcze raz przeksztalcisz w przyszlosci, zainfekuja oblok Oorta za kazdym razem, gdy orbita Czerwonej Gwiazdy go przetnie. -Mam takze przenosic chorobe? - Jaxom nie byl pewien co odczuwa bardziej: uraze, zlosc, czy niewiare w ten smialy zamysl Siwspa. -Zrobisz to trzy razy. Dlatego jest tak wazne, zeby wyhodowac mutanty. Potem dokonasz potrojnego zrzutu w dwoch roznych miejscach. -Ale jesli mam spowodowac wybuch... -Przemieszczenia beda nieznaczne. Mozesz posiac mutanty w takiej odleglosci od rozpadliny, zeby zapewnic im bezpieczenstwo. Na powierzchni planety, jak rowniez na jej orbicie, bedzie mnostwo owoidow. -Widzielismy je na powierzchni, lecz nie na orbicie. -Szukaliscie ich? -W kosmosie nie. A teraz powiedz, jak mozesz mi dowiesc, ze wszystkie te twoje niewiarygodne pomysly sie sprawdza - sprawdzily sie! -To proste. Wejdz w katalogi, ktore podaja obecna orbite Czerwonej Gwiazdy. To bylo latwe. Jaxom zobaczyl, ze na ekranie pokazuje sie znany mu obraz. -Zatrzymaj obraz na monitorze - poinstruowal go Siwsp. Jaxom wprowadzil odpowiednia komende. -Teraz dosiadz Rutha i przenies sie naprzod w czasie o piecdziesiat lat... Obrotow, uzywajac zegara jako punktu odniesienia. -Nikt nie udaje sie w czasie do przodu. To zbyt niebezpieczne! -Tylko gdyby nastapily zmiany - odparl Siwsp. - Na mostku "Yokohamy" nic takiego sie nie zdarzy, a odpowiedzialny za to bedziesz ty. Dzis udasz sie w przyszlosc. Rozpoznasz te nowa orbite i zarejestrujesz ja. Potem, po bezpiecznej przerwie, wrocisz tu i porownasz oba rysunki. Zamknalem drzwi. Nikt sie tu nie pojawi poki nie wrocisz. W mozgu Jaxoma wszystkie sektory odpowiedzialne za podejmowanie rozsadnych decyzji sprzeciwialy sie lotowi pomiedzy w przyszlosc. A jednak... dokonanie tego byloby czyms, na co nikt inny by sie nie osmielil. Gdyz on mial Rutha. -Ruth, slyszales co powiedzial Siwsp? Tak. Z jego zapewnien, a ja wiem, ze nie narazilby twojego zycia, Jaxomie... -Lub twojego - wtracil Jaxom. Chcialbym zobaczyc jaki bedzie Pern w przyszlosci. Chcialbym sie przekonac, ze ta przyszlosc bedzie dobra. Ja tez, pomyslal Jaxom. Potem, zanim mogl przywolac zbyt wiele argumentow przeciwko temu pospiesznemu, glupiemu, nierozsadnemu przedsiewzieciu, dal sygnal Ruthowi, zeby podplynal do niego. -Oczywiscie upewnisz sie - dodal zartobliwie Siwsp - ze masz zbiorniki tlenu napelnione na nastepne piecdziesiat Obrotow. Jaxom usmiechnal sie ponuro. -Siwspie, nie zamierzam ryzykowac. Wloze skafander. - Radzil sobie z tym coraz lepiej. Dosiadl Rutha i zapial uprzaz. Chcial miec pewnosc na wypadek, gdyby wynurzyli sie w nicosci. Tylko czy naprawde musial sie az tak zabezpieczac? Przeciez wiedzial, ze Ruth nie bedzie mial zadnych klopotow z odnalezieniem powrotnej drogi do Warowni Ruathy gdziekolwiek czy kiedykolwiek sie znajdzie. Odczytal date na cyfrowym zegarze: 2577'i dodal piecdziesiat lat. Majac te dane w pamieci, polecil Ruthowi, by sie przeniosl do nowego czasu. Wiem do kiedy ide, powiedzial mu Ruth radosnie, i nagle weszli w pomiedzy. Jaxom odliczal oddechy i byl zadowolony, ze sa normalne i rownomierne. Przy pietnastym znalezli sie znow na mostku, ktory chyba sie nie zmienil. Wszystko wyglada tak samo, powiedzial strapiony Ruth. -Rzeczywiscie - przyswiadczyl Jaxom widzac, ze na ekranie nadal widnieje ten sam obraz. Jednak zegar wskazywal Obrot o piecdziesiat lat pozniejszy. Jaxom odczepil uprzaz i odplynal z grzbietu Rutha do ekranu. -Moze przestawilem zegar przygotowujac sie na swoje przyjscie - powiedzial sobie. - Mam nadzieje, ze bede to pamietal. Ruth, jest tu powietrze? Tak, ale niezbyt swieze. Jaxom zdjal rekawice i polozyl je na konsoli. Jednak pozostal w skafandrze, bo nie zamierzal przebywac tu dluzej niz wymagalo tego zadanie. Wystukal odpowiedni kod i zobaczyl, ze kursor rysuje druga orbite, rozniaca sie o kilka stopni od pierwszej i z powrotna droga przecinajaca orbite piatej planety i zakrecajaca do jej wnetrza! Drzacymi rekami przycisnal komende drukowania i natychmiast z drukarki wylonila sie kartka. W dotyku byla nieco inna niz papier, do ktorego sie przyzwyczail. Duzo bielsza, mieksza; Bendarek naprawde poprawil jakosc papieru, pomyslal Jaxom. Potem porownal swoj rysunek orbity z tym, co zobaczyl na ekranie. -Na Skorupy! Siwspie, droga Czerwonej Gwiazdy zmienila sie. Siwspie? - Jaxom poczul, ze ze strachu ogarnia go lodowate zimno. - Siwspie! Jaxomie, przeciez nie moze cie slyszec piecdziesiat Obrotow w przyszlosci, zwrocil mu uwage Ruth niezbyt przejmujac sie zdenerwowaniem swojego jezdzca. -Och, tak... chyba masz racje. Ale wiedzial, do kiedy idziemy... - Jaxom nadal czul sie nieswojo wobec milczenia Siwspa. - Zdaje sie, ze za bardzo na nim polegam. Ale mial racje. A wiec jestesmy skazani na jego nowe szalenstwo, prawda, Ruth? Nie sadze, by szalenstwem bylo zagwarantowanie, ze juz nigdy nie bedziemy mieli do czynienia z Nicmi. -Obecne Przejscie jeszcze sie nie skonczylo, nawet jesli jest mozliwe, ze jest ono ostatnie - powiedzial Jaxom, odpychajac sie od pokladu, zeby zlapac szyje Rutha i przelozyc noge przez siodlo. - Nasz kochany mostek wcale sie nie zmienil, a jednak wydaje sie opuszczony! Myslalem, ze po takim czasie widok z okna bedzie inny, powiedzial Ruth, wyraznie rozczarowany. Jaxom pomyslal intensywnie o tarczy zegara w swoim czasie, dodal 90 sekund, zeby zapobiec przeklamaniom, i Ruth zabral ich w pomiedzy. Pietnascie oddechow pozniej wpatrywal sie we wskazowki, ktore przesunely sie tylko o trzydziesci sekund. Byl jednak nieprawdopodobnie zmeczony, a na skorze Rutha, zazwyczaj lsniacej zdrowiem, dostrzegl szare zabarwienie wskazujace na ostateczne wyczerpanie. -No i jak? - odezwal sie Siwsp. Jaxom powoli zdejmowal kask, bo chcial, zeby maszyna z niecierpliwoscia czekala na opis jego wyczynu. -Musialem pamietac o tym, by miec w pamieci rysunek, bo wlasnie tam Ruth mial mnie zabrac. -I? Jaxom zdjal juz kask. -Nastepnie musialem pamietac, zeby zamknac zbiorniki tlenu, bo nawet Ruth stwierdzil, ze powietrze nie jest zbyt swieze. - Na Skorupy! - spojrzal na swoje gole dlonie. - Zostawilem tam rekawice. -Wtedy. Zostawiles rekawice wtedy. - Siwsp umial grac w te gre. Jaxom usmiechnal sie. - Chyba zaczekam i je odzyskam... pozniej. To znaczy, w przyszlosci. Czy ta zamiana jest dla ciebie wystarczajaca, mistrzu i panie? - Powiesil rysunek pochodzacy z piecdziesieciu lat w przyszlosci przed czujnikiem, zeby Siwsp mogl go widziec i porownac. -Tak - powiedzial Siwsp, nieporuszony. - To wystarczy. Eksplozje spowodowaly takie przesuniecie orbity, jakiego potrzebowalismy. Jaxomie, zbadalem cie. Jestes oslabiony. Powinienes jesc weglowodany. -Ruth jest szarawy. Przede wszystkim on musi sie najesc. Powinienes mi byl powiedziec, ze bedziemy to dzisiaj robic, Jaxomie. Latalismy przeciw Niciom, a ja nie jadlem nic od czasu tych wherow w zeszlym siedmiodniu. -Gdy tylko bedziesz mial na to sile, sloneczko, dostaniesz tyle tlustych byczkow i wherow, ile tylko zdolasz pochlonac. Wiec chodzmy. Naprawde jestem glodny. -Jaxomie? - odezwal sie Siwsp, kiedy jezdziec zaczal zdejmowac skafander. -Tak? -Zgodzisz sie? -Na twoj zwariowany pomysl? Wyglada na to, ze musze, poniewaz juz to zrobilem. Warownia Ruatha wygladala niezwykle radosnie w jesiennym, ostrym sloncu, przystrojona flagami i proporczykami. Ludzie schodzili sie ze wszystkich stron na ogromne obozowisko obok toru wyscigowego. Jednym z pierwszych zadan, ktorego podjal sie Jaxom po zatwierdzeniu go na Lorda Warowni, bylo odzyskanie famy najlepszej stadniny biegusow. Zwierzeta, ktore wyhodowal od tamtej pory, juz nie raz wygraly wazne wyscigi na innych Zgromadzeniach. Jaxom mial nadzieje, ze dzis, scigajac sie na znanym im torze, pobiegna jeszcze lepiej. Razem z Ruthem przelecieli w mgnieniu oka z "Yokohamy" wprost na gorna lake, gdzie bialy smok odnowil swoje zasoby energii pozerajac trzy byczki i dwie jalowki. Potem Ruth poszybowal do domu, bekajac od czasu do czasu z zadowoleniem. Smok chcial, by Jaxom mogl zjesc cos bardziej pozywnego niz garstka jagod, ktora znalazl w krzakach otaczajacych pastwisko. A Jaxom dopilnowal, zeby jego smok ulozyl sie wygodnie w weyrze, a potem nakazal pierwszemu zarzadcy, ktorego zobaczyl, by mu nie przeszkadzano nawet gdyby nagle opadly Nici. Nastepnie chwycil troche chleba i sera z kuchni, i zjadl to w drodze do swojego apartamentu. Gdy juz znalazl sie u siebie i nieco podjadl, zdjal buty i pas jezdziecki, i wreszcie ulozyl sie pod futrami do snu. Kiedys, podczas gdy spal, Sharra musiala do niego dolaczyc, bo kiedy sie obudzil w chwili, gdy niebo sie rozjasnilo porannym swiatlem, byla w lozu i przez sen przytulala sie do niego. Obudzily go glosne, zwyczajowe powitania ludzi, ktorzy po nocnej podrozy przybywali na Zgromadzenie. Zapachy roznoszace sie po calej Warowni powiedzialy mu, ze rozny juz sie obracaja nad ogniskami, a jego zoladek zazadal napelnienia. Widocznie przespal caly dzien. -Mhm, Jax? - mruknela Sharra, obejmujac go przez sen. -Tak, kochanie, to ja. Czy spodziewalas sie kogos innego? - Jaxom pochylil sie nad zona i pocalowal ja. - Pozwolilas mi spac? -Mhm. Ruth powiedzial, ze jestes bardzo zmeczony. Meer nie wpuscil do pokoju nikogo procz mnie. Jaxom powoli podniosl sie z poslania i palcami przeczesal potargane wlosy. Przesunal jezykiem po zebach majac nadzieje, ze jego oddech nie jest nieswiezy. Nagle w sypialni pojawil sie Meer, a tuz za nim Talia, i obie jaszczurki cicho zacwierkaly. -Wstajemy, juz wstajemy - zapewnil je Jaxom, chociaz Sharra zdecydowanym ruchem podlozyla poduszke pod glowe i z uporem zamykala oczy. Jaszczurki zniknely, ale wkrotce uslyszeli delikatne skrobniecie o drzwi pokoju. -Prosze! - Gdy tylko drzwi sie otworzyly, Jaxom poczul zapach klahu. Czysciutka sluzaca weszla z zastawiona taca. Kiedy napil sie klahu i namowil Sharre, by przylaczyla sie do niego, poczul sie na tyle rozbudzony, zeby sie wykapac i ubrac w nowy stroj, ktory przygotowano mu na Zgromadzenie. -Co takiego robiles, ze az tak bardzo wyczerpales wlasne sily, a takze Rutha? - spytala Sharra pozwalajac mu zapiac swoja nowa suknie, wspaniala kreacje w kolorach zlota i rdzy, w ktorych tak jej bylo do twarzy. -No wiec, najpierw byl Opad, a potem Ruth i ja musielismy sprawdzic te nowe rekawice Hamiana... - Jaxom machnal reka. - Chyba to wszystko sie nalozylo. Dobrze wypoczelas? - spytal troskliwie i szybko pocalowal ja w karczek, zapinajac naszyjnik z topazow, ktory dal jej na urodziny. -Coz... - zaczela tonem, ktorego uzywala, gdy chciala, by poczul sie winny, ale potem obrocila sie w jego ramionach, a jej twarz rozjasnila sie miloscia i szczesciem. - Powitalam naszych gosci z Warowni Cove i Lorda Groghe, a takze tych z Warowni Fort i... - usmiechnela sie - poradzili mi, zebym sie polozyla wczesnie, a oni juz sie sami soba zajma. Mistrz Robinton wypil caly buklak, ale byl tak szczesliwy, ze jeszcze zostalo ci troche wina z szesnastego rocznika. Glosne pozdrowienia dochodzace z drogi oswietlonej juz slabymi promieniami przedswitu przyciagnely ich do okna. Zobaczyli wielka grupe jezdzcow pod sztandarami Tilleku. -Chodz, musimy przywitac Ranrela - powiedziala Sharra, chwytajac go za reke. - Juz najwyzszy czas, zeby Lord Warowni Ruatha pokazal sie ze swym pracowitym zarzadca i personelem. Na Zgromadzenie przybyly tlumy ze wszystkich Warowni, Cechow i ze wszystkich Weyrow. Byl to jeden z niewielu dni bez Opadu i mialo to byc ostatnie z pomocnych swiat zanim zimowa pogoda sprawi, ze drogi stana sie nieprzejezdne. Jaxom i Sharra wraz z Jarrolem i Shawanem, obecnie dziarskim dwulatkiem, przechadzali sie wzdluz linii straganow tak dlugo, az mlodszego syna trzeba bylo wziac na rece, a Jarrola podtrzymywaly na silach jedynie gorace piankowe ciasteczka. Radosny nastroj udzielil sie wszystkim i odzwierciedlal sie w nowych ubraniach o wesolych kolorach. Harfiarze chodzili po calym terenie jarmarku grajac i spiewajac, dzieci zbieraly sie w grupach i bawily w ulubione gry. Dorosli zbierali sie przy stolach wokol wielkiego placu do tanca, a piwowarzy i sprzedawcy wina robili doskonale interesy. Potem Jaxom i Sharra zaprosili na poludniowy posilek do Wielkiej Sali Lordow Warowni, Przywodcow Weyrow i Mistrzow Cechow. Robinton, Menolly i Sebell przedstawili swoje najnowsze ballady i utwory z pelnym orkiestrowym akompaniamentem, pod dyrekcja Mistrza Domicka. Byl to dlugi posilek i Jaxom dobrze sie bawil, choc zauwazyl, ze Lordowie Sigomal, Begamon i Croman nie stawili sie, co przypomnialo mu o spisku przeciw Robintonowi. Wyscigi poszly dobrze, jeden z biegusow z Ruathy wygral pierwszy bieg, a inne zdobyly niezle miejsca w prawie kazdym z osmiu startow. Posrod zwierzat na sprzedaz Jaxom i Sharra znalezli dobrze wyszkolonego malego biegusa dla Jarrola, gdyz nie mieli zadnego odpowiedniego dla poczatkujacego jezdzca. Potem trzeba bylo zamowic siodlo w Cechu Garbarzy. Po zalatwieniu tych spraw Lord i Pani Warowni krazyli wsrod gosci, i przy okazji porozmawiali ze wszystkimi gospodarzami majatkow podleglych Ruathcie. Po poludniu mlody Pell przyprowadzil swoja narzeczona, zeby poznala jego Lorda i Pania. Sharra powitala z radoscia ciemna, ladna dziewczyne, corke Lorda ze wzgorza w Forcie. Nic w zachowaniu Pella nie wskazywalo na to, ze nie byl calkowicie pochloniety swoja przyszloscia jako ciesla, zwlaszcza gdy narzeczona pokazala maly kuferek, ktory dla niej wykonal. Ruth, z biala skora az lsniaca po dlugim wypoczynku, pojawil sie rano i polecial na Ogniowe Wzgorza, gdzie sie wygrzewal razem z innymi smokami. Setki stadek jaszczurek unosily sie nad Warownia, ich wesole glosy dolaczaly do muzyki wygrywanej przez harfiarzy. Byc moze dzieki temu, ze wreszcie sie wyspal, albo z powodu podniecenia swietem, Jaxom byl w doskonalym nastroju. On i Sharra poprowadzili kilka zywych tancow, a potem Jaxom pozwolil Sharrze tanczyc z N'tonem, Robintonem, D'ramem i Lytolem i upewnil sie, ze Mistrz Harfiarz ma dosc wina. Ciemnowlosa mloda sluzka, ktorej Jaxom nie znal, bo na czas Zgromadzenia zatrudniano wiele dodatkowych osob, donosila harfiarzowi jedzenie, a nawet przynosila smakowite resztki Zairowi. Nic dziwnego, ze Robinton zapragnal sie zdrzemnac. Jaxom, ktory dopelnial obowiazkow gospodarza tanczac z Paniami Warowni, zauwazyl, ze Robinton spi sam przy stole, a towarzyszy mu tylko Zair, ktory zwinal sie obok i tez zasnal. To Piemur odkryl, ze osoba spiaca przy stole nie jest Robinton lecz niezywy mezczyzna, ubrany w taki sam stroj, jaki nosil dzis harfiarz. Zair lezal obok, prawie martwy, jego oddech pachnial dziwnie, a skora miala niebezpiecznie blady odcien. Piemur mial na tyle rozsadku, by nie podnosic alarmu. Wyslal tylko Farli po Jaxoma i Sharre, a potem po D'rama, Lytola i Przywodcow Bendenu. -Ten mezczyzna nie zyje od dawna - powiedziala Sharra, przykladajac dlon do zimnego policzka i sprawdzajac sztywnosc miesni. Wzdrygnela sie. - To straszne. -Czy Robinton zle sie czuje? - spytala Lessa chrapliwym szeptem, gdy razem z F'larem dolaczyla do innych. - Och, to nie jest Robinton! - Na jej twarzy odmalowala sie ulga, ale zaraz potem wybuchnela z furia: - Porwali go! Wprost ze Zgromadzenia! Ona, Jaxom, F'lar i D'ram zaalarmowali smoki. -Nie panikujcie - przestrzegal ich Lytol, gdy wielkie smoki ladowaly spokojnie w cieniu poza placem do tanca. - Zastanowmy sie, co robic, i kto i gdzie bedzie go szukal. Mamy dosc smokow, zeby wszystko przetrzasnac. Dlaczego musialo sie to zdarzyc wlasnie tutaj, gdzie sygnaly z nadajnika, ktory dal mu Siwsp, nie dochodza do Ladowiska? Sharra pochylala sie nad bezwladnym Zairem. -Znajdzie Robintona, gdziekolwiek by byl. No, Zair, oprzytomnij. -Potrzebujesz apteczke? - spytal Jaxom. -Juz po nia poslalam. - Ale jej twarz, gdy sie odwrocila do Jaxoma byla sciagnieta niepokojem. - Lesso, czy twoja uzdrowicielka jest tutaj? Ona lepiej sie zna na leczeniu smokow i jaszczurek niz ja. Zair zostal otruty, ale nie wiem czym. Jaxom podniosl ze stolu na wpol przezuty kawalek miesa, powachal go ostroznie i natychmiast poteznie kichnal. Sharra odebrala mu mieso i obwachala je o wiele ostrozniej. -To sok fellisowy - oznajmila - ale zmieszany z czyms jeszcze, zeby ukryc jego smak i zapach. Biedny Zair. Nie wyglada zbyt dobrze. Jakie to okrutne! F'lar podniosl kielich wina, z ktorego pil Robinton i ostroznie wzial do ust jeden lyk. Natychmiast go wyplul. -Fellis jest rowniez w winie. Powinienem byl wiedziec, ze Robinton nie zasnie od samego wina. -Widzialem, jak spi przy stole - rozpaczal Jaxom - a przeciez wiem, ze nigdy nie zasypia podczas Zgromadzen. -Zazwyczaj wytrzymywal nawet dluzej niz inni - powiedziala Lessa. - Jaka przewage maja nad nami ci lotrzy? Dokad sie udaja? Jaxom strzelil palcami. -Szeryfowie patroluja wszystkie drogi. Widzieli, kto stad wyruszyl, i w jakim kierunku. -Kazde z nas zajmie sie inna droga - zarzadzil F'lar dajac znak jezdzcom, zeby dosiedli smokow i porozmawiali z szeryfami. - Zostancie tutaj, jakby nic sienie stalo - powiedzial Lytolowi, Piemurowi i Sharrze. Wszyscy jezdzcy wkrotce powrocili. Szeryfowie zapewnili ich, ze nikt nie opuscil Zgromadzenia. Nie widzieli ani jezdzcow na biegusach, ani wozow. Kaz jaszczurkom, zeby szukaly, powiedzial Jaxom Ruthowi. -Ruth mowi, ze wszystkie jaszczurki szukaja Robintona - powiedzial zaraz na glos, wysluchawszy odpowiedzi smoka. -To samo powiedziala tez Ramoth - dodala Lessa. Przez zywa, taneczna muzyke, zachecajaca tancerzy do jeszcze wiekszego wysilku, przebil sie gwaltowny trzepot skrzydel jaszczurek, ktore hurmem opuszczaly dziedziniec. -Jesli to oglosimy - zaproponowal Lytol - bedzie dosc ludzi do przeszukania calej Warowni. -Nie - sprzeciwil sie Jaxom. - Zapanuje panika! Wiecie, jak bardzo wszyscy kochaja Robintona. To sie stalo nie dawniej niz godzine temu. Porywacze mieli za malo czasu, by dotrzec do wybrzeza... -Moze uciekli na wzgorza? - poddal Lytol. - Jest tam tyle jaskin, ze nigdy nie bedziemy mogli ich przeszukac. -Ale jaszczurki moga to zrobic - powiedzial Piemur. -Jest tylko pare szlakow prowadzacych na wzgorza - zastanawial sie Jaxom na glos. - Ruth i ja lecimy na poszukiwania. Lytolu... - Jaxom zawahal sie. Lytol chwycil go za ramie. -D'ram i Tiroth mnie zabiora. Znam Ruathe tak dobrze jak ty, chlopcze. -Ja tez - powiedziala Lessa ostro. -Ja polece na polnocny wschod, na Przelecz Nabol - oznajmil F'lar. -Potrzebujemy pomocy jezdzcow z Fortu - rzekla Lessa. -I kogos, kto uda sie wzdluz rzeki az do morza - dodal Lytol. -My z Sharra zostaniemy tu i zaczekamy na jaszczurki - zglosil sie Piemur. Po jego policzkach plynely lzy. - Tylko go znajdzcie! - Potem nagle usiadl, a jego cien padl na zmarlego mezczyzne, ubranego w harfiarski blekit. Nadchodzil swit, kiedy jezdzcy, wzmocnieni posilkami z Weyru Fort, musieli uznac sie za pokonanych i powrocili do Ruathy. O tej porze tylko niewielu gosci Zgromadzenia juz nie spalo przygotowujac sie do powrotu do domu. Wiekszosc odsypiala harce ostatniej nocy. -Ani jeden woz nie wyjechal bez przeszukania - powiedziala Sharra Jaxomowi, kiedy wrocil. - To byl pomysl Piemura. -Bardzo dobrze - przyznal Jaxom, z wdziecznoscia biorac z jej rak kubek klahu. - Na drogach nic nie zauwazylismy, chociaz udalem sie az do Lodowego Jeziora, a Ruth obserwowal uwaznie lasy. Zobaczyl, ze ktos narzucil koc na ramiona zmarlego. Piemur i Jancis siedzieli obok, jak gdyby strzegac snu swojego mistrza. -Naszym zdaniem lepiej udawac, ze to Mistrz Robinton - mruknela Sharra. - Sebell i Menolly wiedza, oczywiscie, i jej dziesiec jaszczurek szukalo przez cala noc. Sebell wrocil do Cechu Harfiarzy, zeby zaalarmowac wszystkich. Slyszales bebny? -Trudno ich nie slyszec - skrzywila sie. - Asgenar i Larad znaja kody harfiarzy i juz rozmawiali o ataku na Bitre. -Porywacze nie sa az tak glupi, zeby wlasnie tam przetrzymywac Robintona. Sigomal ma swoj rozum. Wie, ze to bedzie pierwsze miejsce, o ktorym pomyslimy. -To samo powiedzial im Lytol, ale oni czuja sie parszywie, gdyz pierwsi uslyszeli pogloski o zamiarze porwania Robintona. Larad mowi, ze powinien byl od razu skonfrontowac sie z Sigomalem i zazadac, zeby zarzucil tak wstretny plan. -To by nic nie dalo - powiedzial Jaxom ze zmeczeniem. -A mielismy takie piekne Zgromadzenie - westchnela Sharra. Polozyla mu glowe na ramieniu i cicho sie rozplakala. Jaxom objal zone, odgarnal jej z czola potargane wlosy. Sam pragnal dac ulge oczom, palacym od powstrzymywanych lez. -Co z Zairem? - spytal, przypominajac sobie o malym stworzonku. -Och! - Sharra wyswobodzila sie z objec Jaxoma ocierajac oczy i pociagajac nosem. - Wyzdrowieje, tak mowi Campila. Dala mu na przeczyszczenie i - udalo jej sie usmiechnac - byl straszliwie zawstydzony. Nigdy nie widzialam takiego odcienia w oczach jaszczurki. -Kiedy bedzie mogl nam pomoc w szukaniu Mistrza Robintona? Sharra przygryzla dolna warge. -Jest bardzo oslabiony i oszolomiony. Pomyslalam, ze nie warto pytac o to Campili, gdyz jesli porywacze uspili Mistrza, nawet Zair go nie znajdzie. Nagle powietrze wypelnilo sie podnieconymi jaszczurkami wrzeszczacymi wnieboglosy. Znalazly go! wykrzyknal Ruth. Trzema wielkimi susami wyladowal obok Jaxoma. Jaxom dosiadl go zanim zorientowal sie, co robi, a Ruth uniosl sie tak szybko, ze jezdziec ledwie zdazyl sie przytrzymac. Inne smoki tez natychmiast wystartowaly. Jak strzala zlozona z wielu cial lecacych tak blisko siebie, ze wiele musialo zaczepiac sie skrzydlami, jaszczurki wskazaly poludniowo-wschodni kierunek. Rozumiesz, co pokazuja? spytal Jaxom Rutha. To niedaleko. Przekazuja obraz wozu. Widac slady. I Jaxom tez je dojrzal, wyraznie sie odznaczaly na swiezo zaoranych polach. Porywacze okazali spryt jadac polami zamiast droga, a woz musial byc maly, bo inaczej nie mogliby poprowadzic go przez blotniste pola i skalny teren poza uprawami. Chwile pozniej jezdzcy zobaczyli z grzbietow smokow pierwszego biegusa. Stal w blocie z rozstawionymi nogami i ciezko dyszal. Kopyta mial owiniete szmatami, zeby wyciszyc jego chod. O dziesiec minut lotu dalej, nastepne wyczerpane zwierze, z bokami calymi w skaleczeniach wskazujacych, jak je popedzano, lezalo na ziemi wydajac ostatnie tchnienie. Ruth, powiedz innym, zeby kierowali sie na wybrzeze. Niech kilku jezdzcow szybko leci do przodu. Ale smocze skrzydla sa szybsze niz najbardziej raczy biegus, nawet taki, ktory ma przewage szesciu godzin. Wkrotce Jaxom zobaczyl woz podskakujacy na ostatnim zboczu prowadzacym do morza, a przy brzegu maly statek, czekajacy na swoj sekretny ladunek. Smoki otoczyly statek i ze swego punktu obserwacyjnego Jaxom widzial mezczyzn nurkujacych do wody w proznej probie ucieczki. Potem Ruth i smoki Bendenu opadly w dol, zeby zatrzymac woz. Przez chwile trzej woznice starali sie wygladac jak niewiniatka. Dwoch siedzialo na kozle, a trzeci lezal w wozie na grubym materacu i udawal chorego. Jednak jaszczurki byly o wiele bardziej zainteresowane jego poslaniem. Otoczyly je popiskujac i cwierkajac triumfalnie. "Chory" czlowiek zostal bezceremonialnie wywleczony z wozu, materac zerwany, a deski podwojnego dna usuniete. I tam odkryto Mistrza Harfiarza, poszarzalego na twarzy i niemal uduszonego. Ostroznie go podniesli i polozyli na grubym materacu. -Moze potrzebuje tylko powietrza - powiedzial F'lar. - W tym dusznym pudle, potrzasany jak paczka... - Rzucil wsciekle spojrzenie trojce porywaczy usilujacych wyrwac sie z twardego chwytu rozgniewanych jezdzcow. Jaszczurki krazyly nad ich glowami, wysuwaly szpony i dzioby, gotowe do ataku. -Potrzebujemy Sharry - oswiadczyla Lessa Jaxomowi. - Chyba ze Oldive jest nadal na Zgromadzeniu... Jaxom wskoczyl na grzbiet Rutha. -Uwazaj, by nie spotkac siebie samego w Ruathcie - krzyknela Lessa za nim. Pomimo niepokoju i wscieklosci, Jaxom uznal slusznosc ostrzezenia. Jednak i tak wrocil w mgnieniu oka z Sharra i jej podreczna apteczka. -Dali mu za duza dawke - stwierdzila z twarza bledsza nawet niz twarz Robintona. - Musimy wrocic z nim do Ruathy, gdzie bede mogla go odpowiednio leczyc. Podano bezwladna postac Jaxomowi na Rutha, Sharra trzymala go podczas lotu. Kiedy powrocili do Ruathy, N'ton czekal juz na podworcu z Oldivem, wiec Jaxom wiedzial, ze Przywodca Weyru Fort zaryzykowal lot pomiedzy w czasie. -Trzymaj sie, Sharro - powiedzial jej. - Ruth zabierze nas od razu do naszego apartamentu. -Czy sie zmies... - Sharra urwala, bo juz byli w salonie. Ruth zwinal skrzydla i skulil sie tak, ze zawadzil tylko o pare mebli. Zanim przybyli N'ton i Oldive, Jaxom i Sharra ulozyli Robintona w lozku i rozebrali go. Sharra podtrzymywala glowe chorego, a Mistrz Oldive szybko wlal mu do gardla zawartosc jakiejs fiolki, a potem zbadal mu oczy i posluchal serca. -Musimy go ogrzac - powiedzial Mistrz Uzdrowiciel, ale Sharra juz otulala cialo Robintona futrami. - Doznal szoku. Kto to zrobil? -Dowiemy sie. Porywacze dotarli prawie do morza - powiedzial Jaxom. - Statek oczekiwal, zeby ich zabrac, ale nie wiadomo dokad. -Tego tez sie dowiemy - oswiadczyl N'ton chrapliwym glosem. - Mistrz Robinton wyzdrowieje, prawda, Oldive? -Musi - krzyknela Sharra goraco, klekajac przy lozku. - Musi! Rozdzial XVIII Konspiratorzy mieli szczescie, ze Mistrz Robinton wyzdrowial po tak wielkiej dawce fellisowego soku i obrazeniach odniesionych podczas jazdy na dnie wozu. Dopoki nie upewnil sie, ze Zair takze wyzdrowieje, nie byl nastawiony zbyt milosiernie, ale potem zaczal pomrukiwac, ze nic zlego sie nie stalo. -Po prostu... sprowadzono ich na zla droge - mowil. -Na zla droge! - Lytol, D'ram, F'lar, Jaxom, Piemur, Menolly i Sebell chorem wyrazili swoje oburzenie. -Na sama mysl, ze chcieli cie porwac... - na twarzy Lessy malowala sie taka wscieklosc, ze Robinton spojrzal na nia oczami rozszerzonymi ze zdziwienia i az otworzyl usta -... zeby zmusic nas do zniszczenia Siwspa... Niemal cie zabili. I Zaira! A ty mowisz, ze sprowadzono ich na zla droge! -Ja nazywam to zupelnie inaczej - powiedzial Lord Groghe, a policzki palaly mu z gniewu. - Jestem pewien, ze wiekszosc Lordow Warowni pomysli to samo po uslyszeniu zeznan, ktore i my slyszelismy. Norist nigdy nie ukrywal swojej niecheci, ale zeby Sigomal mu pomogl! Norist nazywa Siwspa obrzydliwoscia, ale to on i Sigomal dzialali w obrzydliwy sposob! Co za hanba! -Mistrzowie sami policza sie z Noristem - powiedzial Sebell nieublaganie. - Mistrz Oldive tez sie na to zgadza. Na nastepny wieczor zwolano specjalne zebranie Lordow Warowni i Mistrzow Cechow. Obie grupy mialy jednoczesnie zapoznac sie z dowodami zbrodni, chociaz nad wyrokiem beda obradowac osobno, wymierzajac sprawiedliwosc zgodnie z wlasnymi zasadami. -Kroniki Pernu rzadko wspominajac takich sadach - powiedzial Lytol probujac znalezc precedensy w czytelnych teraz Kronikach Ruathy. -Rzadko byly potrzebne - zauwazyl Groghe parskajac. - Na ogol Warownie, Cechy i Weyry same radzily sobie z trzymaniem w ryzach swoich ludzi. Wszyscy wiedza, czego sie po nich oczekuje, i znaja swoje prawa, przywileje i obowiazki. -Jaka szkoda - odezwal sie Robinton glosem, w ktorym wyczuwalo sie wyczerpanie - ze obrali tak haniebny sposob postepowania. -Zwlaszcza ze nie mieli skrupulow, gdy poslugiwali sie przedmiotami ulatwiajacymi zycie, ktore Siwsp pomagal wytworzyc - dodal rozgniewany Lytol. -Moze jest cos, co ich usprawiedliwia - zaczal znowu Robinton. -Nie da sie z nim rozmawiac - orzekla zdegustowana Menolly. - Musi byc nadal bardzo zmeczony skoro wygaduje takie bzdury! - I skinela na gosci Robintona, zeby wyszli. -To nie bzdury, Menolly - powiedzial Robinton z rozdraznieniem. Niespokojnie przewracal sie w lozku, gdzie Oldive kazal mu pozostac. Zair, zwiniety wygodnie w futrach u stop harfiarza, cwierknal w protescie. Wygladal juz znacznie lepiej, z powrotem zaczal przybierac spizowy kolor, zamiast brazowego, ktory swiadczyl o chorobie. -My, harfiarze, popelnilismy gdzies blad... -Nic podobnego! - krzyknela ze zloscia Menolly. - Ci pomyleni idioci prawie zabili ciebie... i Zaira... - Robinton odpowiedzial spojrzeniem spode lba. - Ha! Przynajmniej on cie obchodzi, nawet jesli o siebie wcale nie dbasz. Idzcie stad wszyscy. Robinton musi odpoczac, jesli ma sie jako tako czuc podczas procesu. W Ruathcie panowalo takie podniecenie, ze niewielu ludzi wyjechalo po Zgromadzeniu gdy jezdzcy powrocili z Robintonem i jego porywaczami, ktorych zlapano dziewieciu. Porywaczy trzeba bylo chronic, gdyz rozwscieczony tlum rozszarpalby ich na strzepy. Jaxom uwiezil ich w jednym z malych, ciemnych wewnetrznych pokoi Warowni, zaopatrujac tylko w wode i prawie zuzyte kosze zarow. Mala sluzka, ktora karmila Robintona zatrutym jedzeniem, zostala odnaleziona i, chociaz bylo jasne, ze nie jest zdrowa na umysle, zostala takze zatrzymana. Okazalo sie, ze kapitan statku jest synem Sigomala, co potwierdzalo udzial Lorda Bitry w spisku. Dziwne, zauwazyl N'ton, jak chetnie zaczal mowic, gdy powieszono go na chwile na lapie smoka. Kiedy eskadra Bendenu zjawila sie w Warowni Bitry, Sigomal glosno i z uraza zaprzeczyl podejrzeniom, ze moglby byc wmieszany w tak okropny, godny pogardy spisek. Gorzko oskarzal swojego syna, ktory sprowadzil hanbe na niego i jego Warownie. F'lar przyznal pozniej, ze niewiele brakowalo, a uderzylby Sigomala w klamliwe usta, ale Mnementh w ostatniej chwili uratowal Lorda od pobicia. Wielki spizowy smok byl tak pobudzony przez gniew swojego jezdzca, ze z jego pyska wydostal sie ogien, co natychmiast uciszylo Sigomala. G'narish z Weyru Igen i jego spizowi jezdzcy uwiezili Mistrza Norista, pieciu jego mistrzow i dziewieciu czeladnikow, wszystkich, ktorzy byli podejrzani. Sprowadzono do Ruathy woz i biegusy. Dwa trzeba bylo uspic. Jakby dla przepelnienia miary, zostaly one skradzione z pastwisk Ruathy. Kiedy Mistrz Hodowca Ruathy zajmowal sie nieszczesnymi zwierzetami, ciesla i Mistrz Fandarel obejrzeli pojazd, ktorym przewozono Robintona. Bendarek odnalazl imie wytworcy: Tosikin, czeladnik ciesielski w Bitrze. -Zrobiony na zamowienie - mruknal Fandarel. -To jasne - odrzekl Bendarek. - Lozko schowane w podwojnym dnie, miekko wylozone i dosc dlugie dla tak wysokiego mezczyzny jak Mistrz Robinton. Spojrz na zamykana gore, te dodatkowe sprezyny, nowe osie, wieksze, wzmocnione kola. Przeznaczono go do szybkiej, ostrej jazdy. - Potem Bendarek skrzywil sie, bo zobaczyl marnie wygladzone krawedzie i gwozdzie wbite tak, ze z desek wystawaly glowki. - Do jednorazowego uzytku. Ze tez nie wstydzil sie oznaczyc tego bubla swoim imieniem. -Wezwiemy go tutaj, zeby zeznawal? - spytal Fandarel, a jego oczy blyszczaly, kiedy zacieral rece. -Moze i warto. Sigomal na pewno bedzie probowal sie wysliznac, wiec kazdy dowod sie przyda. -Watpie, by mu sie udalo tym razem - powiedzial Fandarel powaznie. Poczatkowo postanowiono, ze zebranie Lordow i Mistrzow odbedzie sie w Wielkiej Sali Ruathy. Jednak do Warowni przybyly takie tlumy, ktore dolaczyly do rownego mnostwa ludzi zdecydowanych pozostac po Zgromadzeniu, ze Jaxom, po naradzie z Groghem, Lytolem, D'ramem i F'larem, przeniosl proces na zewnetrzny podworzec. Mimo jesiennego chlodu niebo bylo czyste, pogoda pozostawala bezchmurna, a gdyby sprawa przeciagnela sie do wieczora, mozna bylo uzyc oswietlenia, ktorego jeszcze nie sprzatnieto z tanecznego placu. Smoki zebraly sie na Wzgorzach Ogniowych, ich oczy wirowaly i lsnily jaskrawymi kolorami, a stada niespokojnie latajacych jaszczurek potegowaly jeszcze dziwna atmosfere. Kiedy Lord Begamon zawiadomil, ze nie moze byc obecny, F'lar wyslal F'nora i dwie eskadry, by dopilnowaly jego przybycia, gdyz Lord Neratu tez byl w to zamieszany. Sluzke zwolniono. Sharra, Lessa i Menolly rozmawialy z nia, i zorientowaly sie, ze naprawde jest slaba na umysle. Mezczyzna w "pieknych nowych ubraniach" powiedzial jej, zeby dobrze nakarmila Mistrza Harfiarza specjalnymi smakolykami, ktore sprowadzono z daleka, tylko dla niego. Pokazal jej buklaki tylko dla Mistrza i poinformowal, ze ma karmic jaszczurke miesem ze specjalnej miski. -To jasne, ze nie wiedziala, co robi - stwierdzila Lessa po rozmowie. Potem jej rysy stwardnialy. - Jak mogli uzyc tego biednego dziecka do swoich niecnych celow? -Ale postapili sprytnie - powiedziala Menolly, a jej usta zadrzaly. - Zair wyczulyby, ze Robintonowi cos grozi, wiec musieli uzyc niewinnego pionka. -Ale nie dosc sprytnie, Menolly - orzekl Jaxom. - Skad ona pochodzi? -Z Warowni w gorach - wyjasnila Sharra wzdychajac. - Byla tak podekscytowana, ze pozwolono jej przyjsc na Zgromadzenie i uslugiwac komus tak milemu jak ten mezczyzna w blekicie. Zatrzymalam ja tutaj. W Ruathcie bedzie bezpieczna. Kucharz mowi, ze dojrze sobie radzi z roznem. Lord Corman przybyl wieczorem i od razu podszedl do Jaxoma, ktory stal z Groghem, Ranrelem, Asgenarem i Laradem. -Nie zgadzam sie z tym, co robicie z Pernem. Nie podoba mi sie, ze tak wiele tradycji i wartosci zanika z powodu tego, czego... ta maszyna was uczy, ale to co robicie to wasza sprawa. Ja bede postepowal po swojemu. Larad powaznie skinal glowa. -To twoje prawo. -I macie sie do tego stosowac - oswiadczyl Corman, a jego brwi zlaczyly siew ponurym grymasie. -Nikt nie watpi w prawosc twojego charakteru, Lordzie Cormanie - zapewnil go Jaxom. Gorman uniosl brwi, juz mial sie obrazic z powodu slow najmlodszego z Lordow Warowni, ale potem zmienil zdanie i, rzucajac jeszcze jedno spojrzenie spode lba, pozwolil Brandowi zaprowadzic sie na miejsce. Wczesniej tego dnia napredce zbudowano podium w ksztalcie zaokraglonego V: jedna strona przeznaczona byl dla Lordow Warowni, druga dla Mistrzow Cechow. W centrum mial siedziec Jaxom jako lokalny Lord z Lytolem po jednej i D'ramem po drugiej stronie. Robinton mial usiasc obok nich, na wprost oskarzonych, ktorych miano posadzic na lawach pomiedzy skrzydlami. Lytol usilowal znalezc bezstronnego rzecznika oskarzonych, bo w historycznych katalogach Siwspa wyczytal, ze jest to normalna praktyka podczas procesow sadowych. Zazwyczaj te role pelnili harfiarze, ale w tej sprawie zaden harfiarz nie mogl byc bezstronny. Jednak poniewaz nie znaleziono nikogo innego, kto chcialby sie podjac tej funkcji, zadecydowano, ze oskarzeni beda musieli mowic sami za siebie, jesli, jak zauwazyl Piemur, znajda sie okolicznosci lagodzace, skoro wina juz zostala udowodniona. Punktualnie o ustalonej godzinie oskarzeni zostali sprowadzeni przed sad, a zgromadzony tlum powital ich wyzwiskami. Potrzeba bylo dluzszej chwili, by przywrocic spokoj, ale w koncu ludzie troche sie uspokoili, a Lordowie i Mistrzowie zajeli swoje miejsca. Jaxom wstal i uniosl rece proszac o cisze. Potem przemowil. -Wczoraj wieczorem Mistrz Robinton zostal odurzony narkotykami i zabrany ze Zgromadzenia bez swojej zgody i wiedzy. Na jego miejscu pozostawiono ubranego w podobny stroj martwego mezczyzne, ktorego do tej pory nie zidentyfikowano. Dokonano wiec dwoch przestepstw, ktore dzisiaj trzeba ukarac: porwania i morderstwa. -Ci trzej mezczyzni - Jaxom wskazal trzech pierwszych oskarzonych, unoszac dlon, by uciszyc grozne pomruki tlumu - powozili wozem, ktory wiozl Mistrza Robintona bez jego wiedzy i zgody. Tych szesciu mezczyzn - Jaxom rowniez ich wskazal - czekalo na nich na statku, ktorym mieli zabrac Mistrza Robintona do ukrytego miejsca bez jego wiedzy i zgody. Odczytam teraz zeznania, spisane w obecnosci harfiarza, mnie jako Lorda Warowni, i Mistrza Fandarela, reprezentujacego Cechy. Kazde zeznanie rozpoczynalo sie od podania imienia i miejsca pochodzenia zeznajacego. Potem przedstawialo zadanie, do ktorego zostal wynajety. Lord Sigomal i Mistrz Norist zostali wymienieni jako ci, ktorzy wydali rozkazy i dostarczyli marek oraz wyposazenia. Z zeznan wynikalo, ze Mistrzowie i czeladnicy szklarscy przekazywali najemnikom wiadomosci i zaplate. Natomiast Mistrz Idarolan dostarczyl dowodu nielegalnej sprzedazy statku, podpisanego przez niejakiego Federena, Mistrza szklarskiego, teraz siedzacego wsrod oskarzonych. Okazalo sie, ze to on poprowadzil atak na baterie dostarczajace mocy Siwspowi, i byl starszym bratem jednego z mezczyzn, ktorych napad Siwsp udaremnil ultradzwiekami. Byl bardzo rozgoryczony faktem, ze brat poniosl za to kare, a na dodatek ogluchl. Lord Begamon tez byl w to wmieszany: oskarzono go o dostarczenie marek, koni uzytych przy ataku na Siwspa, oraz bezpiecznego schronienia dla statku porywaczy. Czeladnik Tosikin, lagodny i tepy chlopak, najwyrazniej przerazony tym, co sie wydarzylo, wskazal na Gomalsiego, syna Lorda Sigomala oraz na kapitana statku jako tych, ktorzy zamowili dziwny woz. Czeladnik nie mial pojecia, jakiemu celowi woz mial sluzyc i probowal zaproponowac im inny rodzaj pojazdu do przewozenia "delikatnego ladunku". Nie, nie wiedzial, ze tym ladunkiem mial byc czlowiek. Brestolli poprosil o pozwolenie opowiedzenia o tym, co slyszal. Poza tym zidentyfikowal trzech Bitran ze statku jako tych, ktorych podsluchal, gdy spiskowali, co wywolalo wsrod sadzonych konsternacje i wzajemne oskarzenia. -Kazdy z was ma prawo zabrac glos w swojej obronie i bedzie mogl poinformowac sad o okolicznosciach lagodzacych - powiedzial Jaxom, wskazujac najpierw trzech mezczyzn, ktorzy porwali Robintona. Ale zanim ktorys z nich mogl przemowic, Lord Sigomal zerwal sie na rowne nogi, nagle przezwyciezajac apatie. -Jestem niewinny, niewinny, mowie wam! Moj syn wpadl w zle towarzystwo i zostal sprowadzony na bledna droge, a blagalem go, zeby zrezygnowal z ich towarzystwa, chociaz nie wiedzialem, w co go mieszaja... -Tak nie bylo! - wykrzyknal Gomalsi. Rowniez zerwal sie na nogi i rzucal ojcu wsciekle spojrzenia. - Ty mi mowiles, co robic, zeby zdyskredytowac maszyne. Ty kazales mi zniszczyc baterie... i powiedziales, gdzie ich szukac. -Ty glupcze! Idioto! - krzyknal Sigomal. Wyskoczyl do przodu i uderzyl Gomalsiego w twarz tak mocno, ze mlodzieniec przewrocil sie na lawe. Jaxom natychmiast dal znak, zeby straznicy posadzili Sigomala na jego miejscu i pomogli Gomalsiemu. -Jeszcze raz tak sie zachowasz, a mimo swojej godnosci Lorda zostaniesz zwiazany - zapowiedzial surowo Sigomalowi, i kazal straznikom stanac miedzy oboma Bitranami. Potem wskazal na pierwszego z trzech porywaczy. -Mozesz przemowic w swojej obronie. Najpierw podaj imie i range. Po cichej naradzie z kompanami najstarszy z mezczyzn powstal. -Nazywam sie Halefor. Nie posiadam rangi, ani Warowni, ani rzemiosla. Wynajmuje sie tym, co mi placa dobrymi markami. Tym razem byl to Lord Sigomal. Trzech z nas umowilo cene i dostalismy polowe jako zaliczke za zabranie harfiarza wozem na statek. Po to nas wynajeto. Nie zeby mordowac. To byl przypadek. Biswy mial wypic to wino. Ale nie umrzec od niego. Nie chcielismy tez skrzywdzic Mistrza Robintona. Nie podobalo mi sie to, ale Lord Sigomal powiedzial, ze to musi byc on, bo wszyscy go kochaja. Rozwala maszyne, zeby dostac Mistrza z powrotem. - Rozejrzal sie, spogladajac wpierw na Lordow, a potem na Mistrzow, skinal gwaltownie glowa i usiadl. Od zalogi Gomalsiego uslyszano te sama historie: wynajeto ich do obslugi statku na czas rejsu do wyspy na wschodnim wybrzezu Neratu. Lord Begamon jeknal slyszac to i ukryl glowe w dloniach. Pojekiwal przez reszte przesluchania. Kiedy Mistrz Idarolan zapytal ich ostrym tonem czy byli uczniami lub czeladnikami, dwoch odparlo, ze zeglowali przez pare sezonow we flotach rybackich, ale nie podobala im sie praca zajmujaca tyle godzin. Mistrz Idarolan odczul widoczna ulge, ze zaden z jego rzemieslnikow nie bral udzialu w spisku. Jaxom rozumial Mistrza Idarolana, ktory chcial ustalic fakty w obecnosci rownych jemu samemu Mistrzow, a takze Lordow. W wielu nadbrzeznych Warowniach mlodziez szybko uczyla sie plywac niewielkimi lodziami. Nie bylo nic zlego w takiej wiedzy. Jednak Idalorana obrazal fakt, ze Gomalsi, ktory nie byl wyuczonym zeglarzem, mial smialosc sadzic, iz potrafi bezpiecznie poplynac malym statkiem do wschodniego wybrzeza Neratu, przez Prady i najtrudniejsze wody planety, a przeciez z kazdym uderzeniem fali ryzykowal zyciem Robintona. W przeciwienstwie do pozostalych oskarzonych, Mistrz Norist przybral dumna i wyzywajaca postawe. -Postapilem zgodnie z wlasnym sumieniem, zeby uwolnic nasz swiat od tej "Obrzydliwosci" i jej zla. Zacheca ona mlodych do niechlujstwa i lenistwa, odciagajac ich od tradycyjnych obowiazkow. Obrzydliwosc niszczy cala strukture naszych Cechow i Warowni. Zanieczyszcza nasz Pern podlymi wyrobami, ktore pozbawiaja uczciwych ludzi pracy i dumy z rzemiosla. Powoduje, ze cale rodziny odchodza od tego, co bylo dobre i zdrowe przez dwa i pol tysiaca Obrotow. Zrobilbym to jeszcze raz. I zrobie wszystko, by zniszczyc urok, ktory ta "Obrzydliwosc" na was rzucila! - wyciagnal rece i wskazal Mistrzow, ktorzy go sadzili. - Zostaliscie oszukani. Bedziecie cierpiec. I caly Pern bedzie cierpial z powodu waszej slepoty, waszego odejscia od czystosci naszej kultury i wiedzy. Dwoch z jego Mistrzow i pieciu czeladnikow poparlo go okrzykami. Jaxom widzial zaszokowane miny innych Mistrzow. Wszyscy Lordowie mieli powazne twarze. Torik z pogarda patrzyl na Sigomala i Begamona. Corman byl zdegustowany i nie silil sie na ukrywanie tego tak samo, jak nie ukrywal swojej nieufnosci wobec Siwspa. Lord Neratu nie powiedzial nic w swojej obronie. Kiedy Jaxom poprosil go o to ponownie, potrzasnal tylko glowa i jeczal odmawiajac odpowiedzi. -Lordzie Jaxomie - odezwal sie Mistrz Oldive wstajac - moi koledzy wlasnie wreczyli mi swoja opinie dotyczaca przyczyny zgonu mezczyzny, ktory zajmowal miejsce Mistrza Robintona. -I? -Jest dosc dowodow sugerujacych, ze jego smierc spowodowana byla atakiem serca. Nie znaleziono ran czy uszkodzen czaszki. Jego usta i paznokcie zsinialy, ale to jest zwykle nastepstwo ataku serca. - Oldive odchrzaknal. - W jego zoladku znaleziono ogromna ilosc soku fellisowego, ktory mogl spowodowac atak serca. -W tych okolicznosciach wydaje sie, ze byl to nieszczesliwy wypadek, wiec zarzut morderstwa z premedytacja zostaje oddalony. - Jaxom zauwazyl widoczna ulge na twarzy Robintona. - Pytam as teraz, czy zostala udowodniona zbrodnia umyslnego porwania Mistrza Harfiarza Robintona? Zignorowal gwaltowne obelgi wykrzykiwane przez publicznosc. Wszyscy Lordowie uniesli zgodnie dlonie, nawet Corman. Brand zapisal ich liczbe. Potem Jaxom powtorzyl pytanie zwracajac sie do Mistrzow. Oni tez jednomyslnie podniesli rece, Idaloran uniosl swoja tak wysoko jak mogl, zacisnieta w piesc. -A wiec udajcie sie do Wielkiej Sali i zastanowcie sie nad wyrokiem. Mistrz Robinton nagle podniosl reke. Zaskoczony Jaxom pozwolil mu mowic. Jako ofiara przestepstwa, harfiarz mial prawo zadac, by go wysluchano. Jaxom martwil sie, ze Robinton moze prosic o lagodny wyrok, co jego zdaniem tylko zwiekszyloby klopoty, zwlaszcza z ludzmi tak ograniczonymi i msciwymi jak Norist. -Wy, ktorzy jestescie swiadkami tych wydarzen... - zaczal Robinton, zwracajac sie nie do Lordow czy Mistrzow Cechow, lecz do ludzi poza terenem sadu, opierajacych sie o sciany, rampe i dachy pobliskich szop. Jego glos byl slaby, lecz szczery. Odchrzaknal i zaczal od nowa. - Wy, ktorzy jestescie tu obecni, pozwolcie mi powiedziec, ze Siwsp nie nauczyl nas niczego, czego nie wiedzieli juz nasi przodkowie. Nie dal nam maszyn i narzedzi lub udogodnien, ktorych oni nie mieli czy nie uzywali, kiedy zjawili sie na Pernie. Jedynie przywrocil Cechom wiedze, ktora tracilismy wraz z uplywem czasu, z powodu zapomnienia albo niemoznosci odczytania starych Kronik. Tak wiec, jesli ta wiedza jest zla, to my wszyscy tez jestesmy zli. Aleja nie sadze, by ktos z nas wierzyl, ze jestesmy zli lub ze to, co robimy w Cechach, jest zle. Gdy chodzi o Warownie, Siwsp wypelnil luki w ich historii i teraz wszyscy mieszkancy Warowni znaja swoja przeszlosc, a takze poznali dzieje osadnikow, ktorzy przylecieli na Pern, by zbudowac tu Warownie i rozpoczac nowe zycie. I nie ma powodu, by mieszkancy Warowni uwazali sie za zlych lub zrodzonych przez zlych mezczyzn i kobiety. - Mistrz Robinton wpatrzyl sie w Norista, ktory nie odpowiedzial mu spojrzeniem. -Naszym Weyrom dal obietnice uwolnienia od odwiecznej walki. Osiagniemy to dzieki umiejetnosciom smokow, ktore zostaly stworzone przez naszych przodkow, a takze dzieki odwadze ich jezdzcow. Jezdzcy nie sa zli, bo inaczej uzyliby mocy smokow przeciw nam i uczynili z nas niewolnikow. Ale nie zrobili tego. -Zlo, ktore wyrzadzili mi ci mezczyzni, wydarzylo sie z najgorszego powodu. Ich zleceniodawcy chcieli zmusic innych ludzi, by zniszczyli nasz zwiazek z przeszloscia, nasza szanse na uczynienie tego swiata takim, jakim nasi przodkowie mieli nadzieje, ze sie stanie: pokojowym, zasobnym, przyjaznym. Nie wyrzadzilem krzywdy zadnemu z tych mezczyzn - mowil dalej Robinton machnieciem dloni wskazujac Sigomala, Begamona i Norista - nie zyczylem im niczego zlego, ani tez nie chce teraz ich skrzywdzic. Zal mi ich, gdyz boja sie nieznanego, niezwyklego, sa gwaltowni i bezmyslni. Maja ciasne umysly i sa malego ducha. Mistrz Robinton spojrzal teraz na trzech porywaczy: -Ja wybaczam wam, ale wzieliscie marki, zeby uczynic zlo, co samo w sobie jest wielkim zlem. I byliscie gotowi uciszyc harfiarza, a to jest jeszcze wiekszym zlem, gdyz kiedy mowa zostanie powstrzymana, cierpia wszyscy ludzie, nie tylko ja. Usiadl, i wygladal tak, jakby nie mogl ustac dluzej, ale kiedy Menolly podeszla do niego, potrzasnal glowa. Groghe pochylil sie poprzez Warberta i szeptal cos do niego i Asgenara. Torik, ktory stal za daleko, by slyszec, podszedl do nich. Ranrel, Deckter i Laudey poszli za jego przykladem. Nessel czul sie bardzo niepewnie majac Asgenara z jednej i Larada z drugiej strony, a Sangel i Toronas dyskutowali. Mistrzowie Cechow takze zebrali sie razem. Fandarel, stojacy w srodku, sciszyl glos do chrapliwego pomruku. Morilton przemowil tylko raz, a potem siedzial cicho, chociaz sluchal uwaznie innych. Reprezentowal w sadzie Rzemioslo Szklarskie, gdyz zaden inny szklarz nie chcial wziac na siebie tego obowiazku. -Lordowie i Mistrzowie, mozecie odejsc jesli chcecie - powtorzyl Jaxom. -Tu nam jest calkiem wygodnie - odpowiedzial mu glosno Groghe. Jaxom pomyslal, ze Robinton lepiej sie poczuje, gdy wypije troche wina. Nalal kielich, ale sam troche upil, zanim podal go Robintonowi. Mistrz Robinton dal male przedstawienie nieufnosci, ktore wzbudzilo smiech tlumu i nieco zmniejszylo napiecie, ale potem uniosl kielich w strone Jaxoma i wypil, usmiechajac sie z aprobata. -Najbardziej mnie zasmuca - powiedzial cicho do Jaxoma - ze ludzie moga pomyslec, iz przestalem dobrze znosic wino. Przeciez widzieli, jak wczesnie zasnalem podczas Zgromadzenia. -Lordzie Jaxomie, podjelismy decyzje - oznajmil Groghe. Lordowie zajeli swoje miejsca. -My takze - dodal Mistrz Idarolan. -Jaka jest wasza decyzja, Lordzie Groghe? - zapytal Jaxom. -Nasza Rada odzegnuje sie od Lordow Sigomala i Begamona. Nie beda dluzej rzadzic swoimi Warowniami. Sa zhanbieni. Po pierwsze, spiskowali i dokonali karnej ekspedycji na inna Warownie lub wspolna wlasnosc, bo tak mozna nazwac Ladowisko. Po drugie, porwali czlowieka w celu wymuszenia dzialan sprzecznych z najlepszymi interesami planety i nas wszystkich. Sigomal przyjal wyrok z pewna godnoscia, ale Begamon zaczal szlochac, osuwajac sie z lawy na kolana. -Trzeci syn Sigomala, Sousmal, jest znany wiekszosci z nas i zadecydowalismy, ze to on powinien zarzadzac Warownia Bitry do czasu, gdy Rada Lordow Warowni podejmie w tej sprawie decyzje. Poniewaz Begamon nie ma dzieci dostatecznie doroslych, by przejely Warownie, mianujemy jego brata, Ciparisa na stanowisko tymczasowego Lorda Warowni, takze do chwili podjecia decyzji. Gomalsi ma zostac wygnany wraz z ojcem. To jest kara za jego role w pierwszym ataku na Siwspa i w porwaniu, a takze za to, ze wyznaczajac siebie samego jako kapitana statku mimo braku odpowiednich kwalifikacji, obrazil wszystkich czlonkow Cechow Zeglarzy. Proponujemy, by jedna z wysp we Wschodnim Pierscieniu zostala wyznaczona jako miejsce zeslania. Sigomal jeknal, ale Gomalsi powstrzymal sie od protestow. -Mistrz Norist takze zostaje pozbawiony swojej rangi, podobnie jak inni czlonkowie jego Cechu, ktorzy brali udzial w spisku - oswiadczyl Idarolan. - Wszyscy maja zostac wygnani w to samo miejsce, gdzie bez watpienia beda sie nawzajem cieszyc swoim towarzystwem. - Popatrzyl w strone, gdzie w tlumie kryli sie pozostali Mistrzowie Szklarscy. - Postanowilismy, ze Mistrz Morilton bedzie waszym najwyzszym Mistrzem do czasu, az my, rowni wam, zadecydujemy, ze mozecie wybrac, bez uprzedzen, czlowieka bardziej otwartego i patrzacego w przyszlosc niz Norist. Lytol skinal na Jaxoma, ktory mial przedlozyc wyrok na najemnikow. Jaxom nigdy jeszcze nie musial decydowac o losie czlowieka na reszte jego zycia, ale ciagle mial w pamieci niepokoj, ktory odczuwal podczas tej szalonej jazdy na ratunek Mistrzowi Robintonowi. -Wygnanie! - oznajmil. Wiekszosc najemnikow zaakceptowala to, chociaz dwoch najmlodszych wygladalo na tak zrozpaczonych, ze Jaxom dodal: - Wasze rodziny moga sie do was przylaczyc, jesli zechca. Zauwazyl lekki usmiech Sharry i aprobujace skinienie Lessy. -Skazanych odprowadzi sie do kwater i jutro wysle do miejsca wygnania. Od teraz nie posiadaja ziemi, rzemiosla i nie podlegaja opiece Weyrow. - Jaxom wzniosl glos ponad przerazone pomruki Begamona. - Posiedzenie skonczone. Straznicy otoczyli skazancow, a sedziowie i lawa przysieglych udali sie do Warowni. Sluzba jakos zdolala przygotowac jedzenie dla tylu niespodziewanych gosci, ktorzy oblegali Ruathe. Sharra dopadla Jaxoma i powiedziala mu, ze wszyscy: Warownie, Cechy i Weyry, okazali ogromna pomoc dostarczajac dosc zywnosci, by nikt nie odszedl glodny. -I, moj kochany, byles wspanialy - dodala. - Wiem, jak ci bylo trudno, ale przy posiadanych dowodach i zeznaniach nikt nie moze nic zarzucic twojej decyzji. Wyrok byl lagodniejszy niz zaslugiwali. - Jej twarz przybrala gniewny wyraz. Zacisnela dlon w piesc. - Kiedy zobaczylam skaleczenia Mistrza Robintona... -Dojdzie do siebie? - Jaxom pomyslal, ze moze byl zbyt lagodny, chociaz nie potrafilby skazac nikogo na smierc. Gdyby Mistrz Robinton umarl lub gdyby Biswy nie umarl na serce, byc moze musialby podjac inna decyzje. Lord Groghe szukal go tak dlugo, az wreszcie go znalazl i zapewnil, ze gdyby przestepstwa te zdarzyly sie w jego Warowni, postapilby dokladnie tak samo. Ku zaskoczeniu Jaxoma i raczej smutnej satysfakcji, Lord Corman takze podszedl do niego pozniej tego wieczora. -Dobrze sobie poradziles, Jaxomie. Jedynie tak mogles postapic w tych okolicznosciach. Lord Keroonu nie zatrzymal sie na wieczorny posilek, ani nie odwiedzil wiecej Ladowiska. Ale od tej pory ani nie powstrzymywal swoich ludzi od uzywania nowych produktow, ani nie sprzeciwial sie, gdy mlodziez prosila go o pozwolenie studiowania na Poludniu. Z przedmiotow wytwarzanych dzieki Siwspowi, Lord Corman kupowal tylko papier. Powiedzial kiedys swojemu harfiarzowi, ze Bendarek sam odkryl papier zanim "maszyna" sie obudzila. Nastepnego ranka trzy skrzydla Weyru Fort przybyly do Ruathy, zeby zabrac skazancow na miejsce wygnania. Obiecano, ze listy, ktore napisali do rodzin, zostana adresatom dostarczone. Ci, ktorzy pragneli dolaczyc do wygnanych mezczyzn, mieli byc przewiezieni na wyspe, kiedy tylko beda gotowi. To Mistrz Idarolan wybral miejsce wygnania. -Niezbyt duze, nie za male, duzo ryb, troche zwierzyny, choc whery nie smakuja za dobrze - oswiadczyl. - Mnostwo owocow i warzyw korzennych. Beda musieli pracowac, zeby przezyc, ale my tez musimy to robic. -A co z Opadami Nici? - spytal Jaxom. Mistrz Idarolan wzruszyl ramionami. -Jest pare jaskin, a przeciez ty juz o nich zadbasz. Moga to zniesc lub nie, jak chca. Jest tam tez stary wulkan i swiadectwa, ze wyspa byla niegdys zamieszkana. Jest o wiele bardziej goscinna niz Daleki Zachod, gdzie istnieja tylko piaski i weze. Kiedy skazancy wsiedli na smoki, wreczono im worki z podstawowymi narzedziami i zapasami. Potem skrzydla ruszyly w pomiedzy. Jaxom byl zdenerwowany jak nigdy przedtem. Ale jako Lord Ruathy musial rozmawiac z ludzmi uprzejmie i grzecznie, nawet jezeli nie zgadzali sie z jego decyzja i glosno wyrazali swoje pretensje do skazancow. Najbardziej podziwial Lordow, ktorzy zachowywali milczenie. Asgenar i Toronas odjechali, zeby pomoc mlodemu Sousmalowi w Bitrze. W drodze powrotnej do Cove, D'ram i Robinton zostawili Lytola w Neracie. Mial powiadomic Ciparisa, ktory przedtem pracowal jako zarzadca Begamona, o jego nowej randze. Brand i podlegli mu zarzadcy zajeci byli organizowaniem powrotnej podrozy gosci i sprzataniem Warowni po Zgromadzeniu i sadzie. Upewniali sie, ze wszyscy maja dosc zapasow na droge, a takze zlecali pilnowanie sluzby podczas sprzatania i naprawiania szkod wyrzadzonych przez wielkie tlumy. Jaxom z prawdziwa radoscia przyjal wiadomosc o tym, ze Sharra ma propozycje pracy, chociaz, rozdarta miedzy roznorodnymi obowiazkami, jednak zaproponowala, ze z nim zostanie. -Chca, zebys wrocila do laboratorium na "Yokohamie"? - zapytal. -Tak. Potrzebuja tam i Oldive'a i mnie. Uscisnal ja i pocalowal, a potem skinal glowa. Do pewnego stopnia byloby mu latwiej ulozyc swoje mysli, gdyby przez jakis czas nie musial troszczyc sie rowniez o jej samopoczucie. -Spedze jakis czas z chlopcami - powiedzial. - Nie jestem w tej chwili potrzebny na "Yokohamie" czy Ladowisku. - Nie mowil calej prawdy, i Sharra wiedziala o tym. Spojrzala na niego uwaznie, ale potem usmiechnela sie smutno, pocalowala go w policzek i zostawila go samego w ich pokoju. Ze swojego okna patrzyl, jak ona i Oldive dosiadaja mlodego niebieskiego smoka, ktory pelnil teraz warte w Ruathcie, a to, na nieszczescie przypomnialo mu o G'lanarze. Jestem tutaj, odezwal sie cicho Ruth ze swojego weyru. Zawsze jestes, kiedy cie potrzebuje, drogi przyjacielu, powiedzial Jaxom, straszliwie znuzony. Zrobiles to, co musiales, to, co powinienes byl zrobic. Nie jestes niczemu winien. Ale musze sobie poradzic z wynikiem moich decyzji. Postapiles jak czlowiek honoru. Inni nie. Czy mozna zrobic wiecej? Dobre pytanie, Ruth, bardzo dobre pytanie. Jaxom ulozyl sie na lozku i zalozyl rece pod glowa. Czy moglem uniknac takich konsekwencji? Jak? Nie pomagajac wtedy Piemurowi i Jancis przy odkopywaniu Siwspa? Kto inny znalazlby maszyne. Praca wykonana tamtego dnia przyniosla najwiecej dobrego, oprocz, oczywiscie - Jaxom, slyszac dziwny, zadowolony ton w glosie Rutha, slabo sie usmiechnal - pracy wykonanej w dniu, kiedy oddalismy Ramoth jej krolewskie jajo. No i wczorajszego dnia, gdy polecielismy i zapewnilismy powodzenie... Mimo parszywego nastroju Jaxom musial sie szczerze usmiechnac, bo przed oczami stanely mu jak zywe oczy Rutha, wirujace szelmowskim blekitem. Ludzie mysla inaczej niz smoki, mowil dalej Ruth w zamysleniu. Przez wiekszosc czasu smoki rozumieja swoich partnerow. Ale czasem, tak jak teraz, nie moge w pelni zrozumiec, co cie niepokoi. Pozwalasz ludziom myslec co chca, poki nie narzucaja ci swoich mysli. Umiesz wysluchac obu stron. Slyszalem cie. Pozwalasz ludziom robic co chca, dopoki nikogo nie krzywdza, a juz zwlaszcza tych, ktorych kochasz i podziwiasz. No tak. Jednak skoro wiedzielismy, ze Sigomal spiskuje przeciw Robintonowi, powinnismy byli go powstrzymac, powiedzial Jaxom. Znaliscie jego plany? Nie, nie wiedzielismy o wszystkim. Ale podjeliscie srodki, zeby chronic harfiarza. Tylko ze nie zadzialaly, prawda? To nie twoja wina. Kto by pomyslal, ze sprobuja zrobic to na Zgromadzeniu, w obecnosci takiego tlumu? Musisz przestac myslec o takich bezuzytecznych rzeczach, Jaxomie. Tylko sie unieszczesliwiasz. Mamy przed soba cudowna przyszlosc... Masz racje! Jaxom przekrecil sie na brzuch, ukryl twarz w poduszce, wiedzac, ze po prostu unika wyzwania. Zaczal myslec o tym, co go gnebilo najbardziej. Czy on i Ruth poradza sobie z problemem, ktory Siwsp postawil przed nimi? To nie jest zaden problem, Jaxomie. Gdyz zostal on rozwiazany. Siwsp ci to powiedzial i pokazal. A ty sie z nim zgadzasz? Zaryzykujesz? Polecielismy naprzod w czasie, zeby sprawdzic, czy sie udalo. Udalo sie. Zatem zrobimy to, bo to zrobilismy. To dopiero bedzie wyczyn! Glos Rutha brzmial radosnie. Zaskoczony Jaxom oparl sie na lokciach. To bedzie jeszcze lepsze niz ocalenie jaja Ramoth, mowil dalej Ruth. I bedzie mialo ogromne znaczenie dla przyszlosci naszego swiata. O tym musisz myslec, a nie o tej smutnej, bezuzytecznej przeszlosci. To, co zostalo zrobione, jest zrobione, nie mozna tego zmienic. Czy Sharra rozmawiala z toba przed wyjazdem? Jaxom wcale by sie nie zdziwil, gdyby jego zona zwrocila sie o pomoc do smoka. Nie musiala. Czyz nie jestem zawsze blisko twojego serca i umyslu? Tak, moj drogi. Zawsze jestes ze mna. Jaxom przerzucil nogi przez krawedz lozka. Mial duzo do zrobienia w Ruathcie, zanim bedzie mogl z czystym sumieniem powrocic do Siwspa na Ladowisko. Rozdzial XIX Siwsp wyjasnil Fandarelowi i Bendarkowi, jak przerobic i wzmocnic zbiorniki HNO3, ktory mial spowodowac powolne niszczenie metalowego pokrycia silnikow antymaterii. Fandarel postepowal zgodnie z instrukcjami chociaz uwazal, ze stop, z ktorego wykonane sa miotacze kwasu, jest wystarczajaco wytrzymaly i nie trzeba ich pokrywac dodatkowym metalem. Cieszyl sie konstruujac zawory i krany, ktore pozwola kwasowi azotowemu spasc na pokrywy silnika. -Jest to powolny proces, ale szybkosc, z jaka traktuje sie metal kwasem azotowym moze byc mierzona, a wyniki monitorowane - informowal Mistrza Siwsp. - Zabezpieczenia wbudowane w wielkie silniki do podrozy miedzygwiezdnych byly niezmiernie nowoczesne. Dane konstrukcyjne nie sa dostepne, wiec nie mozemy wymyslic innego sposobu niszczenia pokrywy, czyli ten prymitywny srodek jest jedynym, jaki mamy do dyspozycji. Czasem proste rozwiazania sa najlepsze. Dlatego, dla bezpieczenstwa, nalezy przewidziec szerokie okno startowe. Obliczylem je na dwa tygodnie. Zanim jezdzcy przetransportuja silniki na miejsce, korozja powinna dotrzec prawie do kapsuly antymaterii. -Sluchaj, Siwsp - oburzyl sie Fandarel. - Przeciez wiem, z jaka predkoscia kwas azotowy niszczy metal... -Ale nie taki metal, jakiego uzyli budowniczowie tych statkow, Mistrzu Fandarelu. -No, tak. - Fandarel przeczesal palcami krotko ostrzyzone wlosy. - To, co mnie dziwi, to ilosc kwasu azotowego potrzebna do przezarcia metalu i odsloniecia antymaterii. -Jak zostalo wyjasnione - na monitorze w przedziale silnikow pojawil sie rysunek: olbrzymi blok otaczal smiesznie maly szescian w nieco wiekszej otoczce - antymateria nie ma wielkiej masy, zaledwie dwiescie gramow. -Szczerze mowiac, Siwspie, to wlasnie mnie martwi. Jak dwiescie gramow czegos moze napedzac statek wielkosci "Yokohamy"? -Nie doceniasz skutecznosci, Mistrzu Fandarelu - odparl Siwsp tonem, ktory mozna bylo uznac za rozbawiony. Fandarel czesto czul, ze maszyna naprawde jest rozbawiona. -Silniki na materie/antymaterie to kwintesencja skutecznosci. Potrzeba bardzo niewiele materialu pednego. -Dwiescie gramow czarnego proszku, czy nawet nitrogliceryny, nie moze spowodowac zbyt wielkiego wybuchu - wyrzekal Fandarel. -Nie porownuj tego, lub czegokolwiek uzywanego w gornictwie, z antymateria. Wybuch antymaterii wyzwala niewyobrazalna energie. Gdy antymateria wybuchnie na Czerwonej Gwiezdzie, pomimo odleglosci zobaczysz blysk przez zwykly teleskop. Nie zobaczylbys ani sladu eksplozji gdybys uzyl czarnego proszku lub nitrogliceryny. Ale zapewniam cie, ze ja rozumiem, jaka moc zostanie uwolniona, wiec nie masz sie czego obawiac. Fandarel, nadal zdziwiony, drapal sie po glowie i probowal zaakceptowac to, co powiedzial Siwsp. -Jestes swietnym rzemieslnikiem, Mistrzu Fandarelu, poczyniles zdumiewajace postepy w ciagu ostatnich czterech lat i dziewieciu miesiecy. Skoro antymateria, inaczej niz atom, ktory niedawno badales, nie moze byc analizowana w laboratoriach, musisz zastosowac sie do moich instrukcji. Antymateria nie moze zetknac sie z materia, taka jaka znasz: woda, ziemia, gazem. Ale antymaterie mozna zamknac, tak jak w silniku statku, i kontrolowac. Wowczas staje sie najbardziej skutecznym zrodlem mocy, jakim dysponuje ludzkosc. W studiach nad fizyka nie posunales sie jeszcze dosc daleko, by zrozumiec, jak to dziala. Ale pod moim przewodnictwem mozesz posluzyc sie tymi technikami. O zabezpieczeniach juz ci mowilem. W miare studiowania zrozumiesz, czym jest antymateria. Ale nie teraz. Czas stal sie najwazniejszym czynnikiem. Czerwona Gwiazda musi zostac wyrwana ze swojej obecnej orbity tam, gdzie pozniej zblizy sie do piatej planety waszego Ukladu Slonecznego. Czy masz zlacza potrzebne, by dolaczyc zbiorniki HNO3 do blokow silnikow? -Tak - westchnal Fandarel i wskazal metalowe klamry i lacznik w ksztalcie litery T, ktore wykonal razem ze swoimi najlepszymi kowalami tak, by utrzymywaly zbiorniki blisko silnikow w sposob, ktory pozwoli kwasowi azotowemu wyciec na metal regulowanym strumieniem. -Wobec tego powinienes zainstalowac zbiorniki zgodnie z instrukcjami. - Ekran zmienil sie pokazujac nowy rysunek. -Moglbym to zrobic z zamknietymi oczami - burknal Bendarek. -Nie byloby zbyt madrze zamykac oczy w przestrzeni kosmicznej, Czeladniku Bendarku - natychmiast odparl Siwsp. Bendarek sklonil sie i rzucil Fandarelowi przepraszajace spojrzenie. -Pamietajcie, zeby zawsze przywiazywac sie linami, kiedy jestescie na zewnatrz - mowil dalej Siwsp. - Na wszelki wypadek F'Lessan i jego spizowy smok znajduja sie w ladowni. Fandarel i Bendarek zebrali swoje rzeczy i udali sie do sluzy E-7, najblizszej przedzialu silnikow. Nieporeczne zbiorniki kwasu azotowego, najwieksze jakie Fandarel kiedykolwiek wyprodukowal, uderzaly o sciany sluzy. Reszta zespolu juz na nich czekala, w skafandrach, ale bez helmow. Kiedy Fandarel i Bendarek byli gotowi, wszyscy zalozyli helmy i zamocowali je, sprawdzajac sobie nawzajem zaciski, zapiecia i liny zabezpieczajace. Na znak Fandarela Bendarek zamknal sluze, a potem otworzyl zewnetrzne drzwi. Evan i Belterak chwycili jeden zbiornik, a Silton i Fosdak drugi. Bendarek wydal zlacza czeladnikowi i sprawdzil, czy kazdy ma potrzebne narzedzia. Fandarel wyszedl na korytarz prowadzacy do przedzialu silnikow. Choc Mistrz Kowal byl ogromnym mezczyzna, wygladal jak karzelek na tle wielkiej metalowej masy zawierajacej tak skuteczne dwiescie gramow antymaterii. Po raz pierwszy w zyciu Fandarel czul sie malenki, jak ziarenko w porownaniu z tymi gigantycznymi konstrukcjami. Jednak trzeba bylo wykonac zadanie, a on potrafil to zrobic, wiec powstrzymal sie od porownan i skinal na Evana i Belteraka, zeby podazyli za nim. Pod nimi rozciagal sie Pern, i z przyzwyczajenia odszukal te dziwne wypryski, ktore byly wulkanami w poblizu Ladowiska. Pocieszalo go, ze w ogromie kosmosu mogl odnalezc cos, co zna. Szedl naprzod, czujac wibracje krokow w korytarzu, gdy inni podazyli za nim. Wszyscy juz nie raz wychodzili na zewnatrz, byli przyzwyczajeni do stanu niewazkosci, i swiadomi a zarazem zafascynowani niebezpieczenstwami nowego srodowiska. Ku zaskoczeniu Fandarela, Terry, ktory byl jego pomocnikiem przez tyle Obrotow, nie potrafil poradzic sobie z ogromem przestrzeni kosmicznej, czy brakiem grawitacji, choc nie mial problemow z podroza na smokach. Jednak, pomyslal Fandarel, kosmos jest zupelnie inny niz pomiedzy i tak nieprzyjazny, jak mowil im Siwsp. Zdarzyly sie jeden czy dwa, a wlasciwie piec wypadkow, musial przyznac Fandarel. Na szczescie smoki czuwaly i mezczyzni, ktorzy niechcacy rozwiazali swoje liny zabezpieczajace zostali przyciagnieci z powrotem do "Yokohamy". Belterak byl jedynym, ktory pokonal strach przed powtorzeniem sie zdarzenia i pracowal dalej. Ale Belterak byl flegmatyczny z natury. W koncu Fandarel dotknal dlonia w rekawicy stopni wycietych w metalu z boku pomieszczenia silnikow. Poza zasiegiem jego wzroku, w polowie drogi, znajdowaly sie dlugie zaokraglone belki, do ktorych przywiazano ladunki podczas dlugiej podrozy "Yokohamy" z Ziemi na Pern. Kiedy nadejdzie czas, zeby przeniesc silniki na Czerwona Gwiazde, smoki, w specjalnych rekawicach chroniacych je od poparzenia skory zimnem metalu, zlapia je i przeniosa silniki w pomiedzy. Siwsp, jak wiedzial Fandarel, nadal watpil czy smoki, nawet razem, moga przeniesc taki ciezar. Jednak skoro wszyscy wierza, ze to, co mowi Siwsp jest prawda, on powinien sie im odwzajemnic. Przerwal swoje rozmyslania, bo zauwazyl, ze Evan i Belterak sa juz zaraz za nim. Przymocowal line do zabezpieczajacych poreczy, umiescil dlonie na stopniach i sie podciagnal. Byla to dluga droga. Kiedy osiagnal szczyt bloku silnika, okazal sie on szeroki na piec dlugosci smokow. Byl cztery razy dluzszy niz szerszy. Fandarel ciagle jeszcze nie mogl sie przyzwyczaic do tak wielkich wymiarow. Majac w pamieci rysunek Siwspa, przeszedl do miejsca, gdzie mialy byc umieszczone zbiorniki kwasu azotowego z kranikami, przez ktore material zracy bedzie splywal kropla po kropli. Fandarel martwil sie, ze tyle doskonalego metalu sie zmarnuje, zwlaszcza ze Siwsp twierdzil, iz na Pernie nie maja odpowiednich surowcow, by go wytwarzac. Zadowolil sie swiadomoscia, ze widzial go, dotykal i, tak, nawet go zniszczyl. W kowalstwie bylo prawie tyle samo niszczenia co tworzenia. Bendarek i Fosdak pozostali nizej, zeby przylaczyc kable do zbiornikow. Kiedy ci na gorze przypieli swoje liny, byli wystarczajaco zabezpieczeni, by moc wciagnac zbiorniki na gore i nie odplynac w przestrzen. Zespol byl dobrze wycwiczony i wkrotce zbiorniki znalazly sie na swoich miejscach, przycisniete do silnikow sprytnymi przyssawkami, ktore utrzymaja je na miejscu do czasu, az zastygnie specjalny klej. Przymocowano rowniez zlacza, a potem czarne sloneczne ogniwa izolujace, by kwas azotowy nie zamarzl lub sie nie zagotowal podczas operacji. Potem Bendarek uroczyscie wreczyl Mistrzowi Fandarelowi klucz otwierajacy plastikowe krany wypuszczajace korodujacy kwas. -Jeden gotowy, pozostaly dwa - powiedzial Fosdak, jak zwykle bezczelny. -Schodzcie ostroznie po stopniach - napomnial ich Fandarel, czujac ulge, ze obylo sie bez wypadku. Skutecznosc jest warunkiem bezpieczenstwa. Skinal na pozostalych, by ruszyli przed nim, a potem sprawdzil wskazniki zaworow, ktore pokazywaly ilosc kwasu azotowego w kazdym zbiorniku. Oczywiscie, na razie wskazniki jeszcze nawet nie drgnely, ale sprawdzanie bylo druga natura Fandarela. -Wiem, wiem - powiedzial Hamian poirytowany, obiema rekami odgarniajac z twarzy mokre od potu wlosy. Spojrzal ze zloscia na F'lara. Hamian mial na sobie tylko spodnie, bo w warsztacie bylo niesamowicie goraco. Wlasnie ten upal stanowil jeden z powodow jego zlosci. Drugim byl plastik, nad ktorym pracowal z Zurgiem, Jancis i piecdziesiecioma innymi czeladnikami i Mistrzami z roznych Cechow. Probowali wyprodukowac go w odpowiednich ilosciach i jakosci, zeby chronic jezdzcow i smoki podczas ich wielkiej wyprawy. Chociaz plastik, ktory produkowal uzywajac formuly dostarczonej przez Siwspa, byl podatny i mocny jako zewnetrzna powloka, wypelnienie i bawelniane wylozenie sprawialo, ze trudno bylo go skladac. Zewnetrzna, plastikowa powierzchnia skafandrow miala nie przepuszczac powietrza i nie mogla zostac zszyta. Hamian eksperymentowal z roznego rodzaju klejami, usilujac znalezc taki, ktory nie kruszylby sie w przestrzeni kosmicznej, a jednoczesnie polaczyl wszystkie trzy warstwy. Sam juz nawet nie pamietal, ile kombinezonow poslal na "Yokohame" na testy. W porownaniu z nimi, smocze rekawice byly dosc latwe do przygotowania, mimo ze smocze stopy roznily sie dlugoscia i szerokoscia tak jak ludzkie stopy. A i tak wykonanie ponad trzystu par zabralo jego pracownikom kilka miesiecy. -Tak, wiem, ze czas nagli, F'larze, ale pracujemy bez przerwy. Mamy sto siedemdziesiat dwa skonczone i przetestowane. - Wyciagnal rece w gescie rezygnacji. -Nikt cie nie wini za to, ze ciagle probujesz znalezc cos jeszcze lepszego - powiedzial F'lar. -Sluchaj - dodal Jaxom lagodzaco - w najgorszym wypadku wyslemy trzy wyprawy z silnikami. Powinno byc dosc roznych rozmiarow, aby mozna bylo wymienic skafandry. F'lar zmarszczyl czolo, gdyz nie podobalo mu sie to rozwiazanie. -Coz, to tylko sugestia - wyjasnil Jaxom. - Zmniejszy presje, pod jaka znajduje sie Hamian. -Ale to miala byc wspolna wyprawa... -F'larze, wiesz rownie dobrze jak ja, ze mamy szerokie okno startowe - przypomnial mu Jaxom, przekonujac tak subtelnie jak mogl, zeby F'lar nie zorientowal sie, iz Siwsp potrzebowal tylko dwustu skafandrow. Jaxomowi nie podobalo sie, ze musi manipulowac swoimi najlepszymi przyjaciolmi, ale bylo to konieczne, jesli mial wypelnic plan Siwspa. Nie podobalo mu sie to bardziej niz F'larowi, ale zdawal sobie sprawe, ze Siwsp nie byl taki znowu pewny smoczych zdolnosci. Mutanty byly powolniejszym sposobem niszczenia Nici, ale istnienie Planu B wydawalo sie rozwazne. - Silniki nie musza przeciez byc rozmieszczone w tym samym momencie. -To prawda - odparl F'lar, z roztargnieniem ocierajac pot z czola. -Ile zabierze nam przeniesienie skafandrow? Najwyzej pol godziny, przy uzyciu dwoch wind. Hamian musi zrobic jeszcze tylko dwadziescia. Oczywiscie, Hamianie, cieszylibysmy sie, gdybys mogl wykonac wiecej, ale juz teraz prawie ich wystarczy. -A czas ucieka - powiedzial Hamian, ale widac bylo, jak opuszcza go napiecie. Nie chcial, by Plan sie nie powiodl z jego winy, ale tyle czasu spedzal nad drobnymi szczegolami, ktorych nikt nie bral pod uwage, kiedy radosnie zaczeli prace. - Wszystko zabiera wiecej czasu i kosztuje wiecej, niz ktokolwiek mogl sie spodziewac. Na Skorupy! Nie chcialbym was zawiesc. -Przeciez nas nie zawiodles - uspokajal go Jaxom. - Juz teraz mamy dosc skafandrow. F'lar przygladal sie Jaxomowi z lekkim zaskoczeniem. Jaxom wiedzial, ze wlasnie przejal czesc uprawnien F'lara, wiec usmiechnal sie tak przymilnie jak tylko mogl, i lekko wzruszyl ramionami. -Masz racje, Jaxomie. Jest dosc skafandrow, zeby wypelnic zadanie natychmiast, jesli jezdzcy sie wymienia - przyznal F'lar. -No coz, wobec tego - powiedzial Hamian, odczuwajac widoczna ulge - zrobie przerwe na posilek. Przylaczycie sie.? - Skinal w strone stolika ustawionego pod markiza. Niektorzy z jego pracownikow juz sie czestowali, gdyz jadali kiedy kto mogl. - Dla jezdzcow zawsze znajdzie sie cos w garnku. Jaxom wiedzial, ze F'lar przygladal mu sie uwaznie podczas posilku i udawal, ze nie zwraca na to uwagi. Zamierzal zamienic na osobnosci pare slow z Siwspem, zeby przestal naciskac na Hamiana. W koncu i tak Mistrz Kowal pracowal ponad sily, a nie mogl wiedziec, ze Siwsp umyslnie odrzuca skafandry, ktore prawdopodobnie byly calkiem odpowiednie. Dwiescie skonczonych, dobrych zestawow, i nie wiecej, rozwiaze problemy z podroza Jaxoma. Chociaz Ladowisko wzielo na siebie glowna czesc przygotowan do ostatecznego ataku na Nici, cala planeta byla podekscytowana, gdy wykreslano dni ostatniego miesiaca. Oldive i Sharra zatrudnili tylu uzdrowicieli ilu mogli, a potem, zgodnie z sugestia Mistrza Nicata, zaprosili do wspolpracy rowniez szlifierzy kamieni szlachetnych, ktorzy byli przyzwyczajeni do uzywania szkiel powiekszajacych i niewielkich narzedzi. Pracowano coraz intensywniej nad znalezieniem najbardziej skutecznego mutanta dla zarodka Nici. Odkryto wiele pasozytow owoidow Nici, i zainfekowano je roznymi "wirusami". Niektore ze zmienionych form wywieraly negatywny wplyw na Nici, ale zadna nie wytworzyla gwaltownej reakcji, ktora zadowolilaby Siwspa. Potrzebna byla reprodukcja na masowa skale, z wybranym wirusem zmienionym do bardziej pasozytniczej formy, zdolnym do powielenia sie przy uzyciu materialu zawartego w owoidzie. Wszyscy w laboratorium "Yokohamy" oraz w klasach na Ladowisku ciezko pracowali, przez dlugie i wyczerpujace godziny meczyli oczy wytezaniem wzroku, cierpiac na bole glowy i kregoslupa. Siwsp pocieszal ich. -Nic jest bardzo slabo zorganizowana forma zycia, nawet mniej zorganizowana niz bakterie, ktore odizolowywaliscie podczas waszych studiow biologicznych. Nie mozna sie spodziewac, ze zrozumiecie procesy reprodukcji takiego organizmu. -Nie mamy czasu - wysyczala Mirrim przez zacisniete zeby. Siwsp wlasnie odrzucil jej probke. Potem jej twarz sie rozjasnila. - Oczywiscie, mozemy zatrzymac czesc z nich i uzyc przy dalszych studiach, prawda? - Zobaczyla wyraz przerazenia i niesmaku na twarzach niektorych kolegow. - Nie, chyba jednak nie. No coz, wracam do pracy. To moja dziewiecdziesiata osma proba dzisiaj. Moze przy setnej dopisze nam szczescie! -Jeszcze dwadziescia dwa dni - powiedzial Oldive wzdychajac gleboko i takze powrocil do badan. Potem, kiedy Lytol spisal historie lat z Siwspem, pamietal rezultaty, ale nie napiecie, ktore im towarzyszylo, chociaz wymienil wszystkich ludzi pracujacych przy najrozmaitszych zadaniach. W koncu przygotowania zostaly zakonczone, na cale dwa dni przed data wyznaczona przez Siwspa. Dwustu odzianych w skafandry kosmiczne jezdzcow, na dwustu ubranych w rekawice smokach, oczekiwalo sygnalu w swoich Weyrach. Kolejnych dziewiecdziesieciu jezdzcow bylo gotowych do wykonania zadania w wielkim przedsiewzieciu, rozrzucajac zmutowane zarodki. Trzej dowodcy: F'lar, N'ton i Jaxom, znajdowali siew ladowni "Yokohamy". Przybyla tam rowniez Lessa z ciezarna Ramoth, ale Jaxom nie osmielil sie zapytac, jak F'lar i Mnementh dobrali czas tak dokladnie. Lessa pogodzila sie z tym, ze nie wezmie udzialu w przedsiewzieciu, ale wcale jej sie to nie podobalo. Mistrz Fandarel i Belterak mieli wlasnie rozpoczac oddzielanie silnika "Yokohamy" od podloza. Bendarek znajdowal sie na pokladzie "Bahrainu", a Evan na "Buenos Aires", gdzie mieli wykonac te same operacje. Kiedy to zostanie zrobione, smoki zostana przy wolane, by zajely pozycje do startu. Siwsp wyznaczyl F'lara do przeniesienia silnika "Yokohamy" i pozostawienia go w przyblizonym centrum wielkiej rozpadliny na Czerwonej Planecie. Jaxom mial zabrac swoja grupe do jednego, a N'ton do drugiego konca rozpadliny, mniej wiecej w poblizu olbrzymich kraterow. Tylko Jaxom wiedzial, co spowodowalo powstanie tych kraterow, i kiedy to sie stalo. Teraz trzeba bylo tylko uwazac, by N'ton tego nie odgadl. Kazdej grupie beda towarzyszyc po trzy brazowe, niebieskie i zielone smoki, w tym Path, smoczyca Mirrim, ktore mialy rozrzucic worki ze zmutowanymi zarodkami lecac nisko nad ponura powierzchnia Czerwonej Planety i poprzez plaskie pierscienie owoidow, krazace na orbicie planety. Oldive i Sharra ledwo skonczyli swoja czesc zadania. Setna proba Mirrim rzeczywiscie okazala sie udana. Niezmiernie ostroznie, marszczac brwi w koncentracji, Mistrz Fandarel wcisnal kod, ktory mial uruchomic odpowiednia sekwencje uwalniajaca silniki. Dosc dlugo trwalo zanim Siwsp odnalazl tajne szyfry w prywatnych archiwach kapitana statku. -Gotowe! - powiedzial Mistrz Kowal z triumfalna mina. Na monitorze pojawily sie swiatla, a potem wiadomosc, ale nie ta, ktorej Fandarel sie spodziewal. -Mamy problem - oznajmil. - Komputer nie chce sie wlaczyc. -Odpowiednie haslo zostalo podane, a sekwencja dostarczona. Zaraz powinno rozpoczac sie oddzielanie silnika - odparl Siwsp sucho. -Na ekranie jest napis: "Aktywacja niemozliwa". -Aktywacja niemozliwa? - W glosie Siwspa slychac bylo rzeczywiste zaskoczenie. -Aktywacja niemozliwa - powtorzyl Fandarel, zastanawiajac sie, na czym polega klopot. Maszyneria "Yokohamy", pomimo ze nie byla uzywana od tysiacleci, zawsze wypelniala poslusznie kazdy rozkaz. - Sprobuje jeszcze raz. -Przeprowadzam przeglad, zeby sprawdzic czy w komputerze jest jakas usterka - zawiadomil Siwsp. -Mistrzu Fandarelu - dopytywal sie Bendarek z "Bahrainu" - czy mam rozpoczac operacje? -Nie odlaczylismy jeszcze silnikow - odparl Fandarel mocno odczuwajac gorycz porazki i majac nadzieje, ze jest ona chwilowa. -Moze moglbym sprawdzic, czy na "Bahrainie" pojdzie nam lepiej? - Bendarek nie mogl powstrzymac zapalu. -Siwsp? - Fandarel byl szlachetnym czlowiekiem. Jesli Bendarek moze rozpoczac operacje, to niech dziala. -Nie znalazlem usterki w programie komputerowym - oznajmil Siwsp. - Niech "Bahrain" rozpoczyna oddzielanie. Bendarek mial nieco wiecej szczescia niz Fandarel. -Moj ekran pokazuje: "Usterka znaleziona". Usterka czego? Evan, na "Buenos Aires", wlaczyl program i otrzymal przekaz: "Usterka mechaniczna". -Ktora informacja jest prawdziwa? - spytal Fandarel, czujac sie lepiej, gdyz nie tylko jemu sie nie powiodlo. -Wszystkie moga byc prawdziwe - odrzekl Siwsp. - Sprawdzam. Fandarel pomyslal, ze to dobry pomysl i przecwiczyl bez przyciskania klawiszy sekwencje, ktora wprowadzil. -To mechaniczna usterka - zadecydowal Siwsp. -Jasne - ryknal Fandarel, bo nagle zrozumial, co sie stalo. - Te statki byly w kosmosie przez dwa i pol tysiaca lat, i przez ten caly czas nikt nie konserwowal ich elementow mechanicznych. -Masz racje, Mistrzu Fandarelu - potwierdzil Siwsp. -Co was opoznia tam na gorze? - dopytywal sie F'lar z ladowni. -Drobna usterka - powiadomil go Fandarel. Zamilkl. - Gdzie? - zapytal Siwspa. -Klamry sie zaciely z braku okresowych przegladow. -Ale nie zamarzly? - zaniepokoil sie Fandarel. -Wiele sie nauczyles, Mistrzu Fandarelu. Na szczescie klamry moga byc smarowane od wewnatrz, przez ten waski otwor. - Na ekranie pojawil sie schemat przestrzeni miedzy pancerzami "Yokohamy". - Jednakze bedzie konieczne uzycie specjalnego smaru, gdyz jest tam bardzo zimno i oleje, ktorych zwykle uzywacie, nie odniosa skutku. Potrzebna jest mieszanka plynnego neonu, wodoru i helu z dodatkiem niewielkiej ilosci smaru silikonowego. To bedzie dobry rownowaznik smaru penetracyjnego, uzywanego w bardzo niskich temperaturach. Niski ciezar czasteczkowy tych gazow spowoduje, ze beda wyparowywac w pierwszej kolejnosci, ale ich lepkosc jest bardzo niska i pary tych gazow beda transportowac ciezszy smar silikonowy az do najmniejszych szczelin. To powinno rozwiazac ten niewielki problem. -Niewielki problem? - Tym razem Fandarel stracil cierpliwosc. - Nie mamy tych cieczy. -Macie srodki do ich produkcji, jesli pamietasz eksperymenty z cieklym helem. Fandarel pamietal. -To zabierze troche czasu. -Mamy czas - zapewnil go Siwsp. - Przewidzialem szerokie okno startowe dla tego transportu. Mamy czas. Jezdzcy smokow nie byli zadowoleni z opoznienia. Przygotowali siebie i smoki do tego niezwyklego lotu i niecierpliwili sie. -Jesli nie jedno, to cos innego - wsciekal sie N'ton. -Jutro? - spytal Jaxom usmiechajac sie, zeby usmierzyc irytacje F'lara. - O tej samej porze, na tych samych stanowiskach? F'lar odgarnal z czola wlosy i ze zloscia pstryknal palcami. -Siwspie, musimy porozmawiac z jezdzcami. Pomimo lekkiego tonu, Jaxom byl bardzo rozczarowany opoznieniem ekspedycji. Od niego i od Rutha Siwsp wymagal specjalnego wysilku. Dzien nie sprawi mi roznicy, Jaxomie, powiedzial Ruth spokojnie. Posilek, ktory zjadlem wczoraj, wystarczy na dluzej niz do jutra. To dobrze, odparl Jaxom bardziej ponuro niz wymagaly tego okolicznosci, ale przeciez przygotowal sie na wylot juz dzisiaj. Coz, wracajmy do Wschodniego i przekazmy eskadrom, zeby odpoczely. Uplynelo jednakze kilka dni, zanim wyprodukowano smar. Jaxom dopilnowal, zeby Ruth jadl przynajmniej jednego malego whera kazdego wieczora, a Ruth skarzyl sie, ze z przejedzenia nie bedzie w stanie wykonac nawet jednego skoku, a co dopiero dwoch. -To lepsze niz zebys mi padl, kiedy znajdziemy sie pomiedzy czasem - odparl Jaxom. Przeczekiwal opoznienie w Warowni Cove z Sharra, ktora dochodzila do siebie po intensywnych godzinach pracy w laboratorium. Stracila na wadze i miala podkrazone oczy. Przynajmniej mogl dopilnowac, zeby miala wszystko, czego potrzebowala do odzyskania sil. I on sam. I Robinton. Jaxoma niepokoila zmiana, jaka zaszla w Mistrzu Harfiarzu, choc byla subtelna. Lytol i D'ram tez zdawali sobie z niej sprawe. Robinton chyba nie doszedl do siebie po psychicznym szoku. W towarzystwie zachowywal sie jak dawniej, ale zbyt czesto Jaxom przylapywal go na glebokim zamysleniu, poruszonego i nieszczesliwego, sadzac po smutku w jego oczach. A takze, jak sie wydawalo, pil mniej i z mniejsza radoscia. Zycie juz go nie cieszylo. Zair tez sie martwi, powiedzial Ruth Jaxomowi. -Byc moze Robinton potrzebuje wiecej czasu, by calkowicie wyzdrowiec - odparl Jaxom, probujac dodac sobie otuchy. - Nie jest juz taki mlody, ani tak odporny. A to bylo okropne przezycie. Kiedy skonczymy prace, wymyslimy cos, co go wyrwie z apatii. Sharra tez to zauwazyla. Naradzi sie z Oldivem. Wiesz, jak Robintona drazni, ze za bardzo sie nim przejmujemy. Zrobimy cos. Powiedz to Zairowi. A teraz raz jeszcze, sprawdzmy uklad gwiazd, ktorym bedziemy sie kierowac podczas pierwszego lotu pomiedzy czasem. Obaj znamy te gwiazdy lepiej niz te, ktore teraz sa ponad nami, powiedzial Ruth, ale poslusznie zrobil to, o co prosil Jaxom. Wezwanie nadeszlo poznym popoludniem. Fosdak, najszczuplejszy z czeladnikow kowalskich, wcisnal sie w skafander i wpompowal smar i olej w malenkie szczeliny kazdej wielkiej klamry, ktore mocowaly silniki do podlogi. Zanim skonczyl na "Buenos Aires" i wrocil na "Yokohame", zeby sprawdzic czy ciecz wlala sie na miejsce, byl dosc pewien sukcesu. Jeszcze raz Fandarel uzyl kodu i sekwencji, wcisnal WPROWADZ i czekal. Tym razem komputer rozpoznal komende i odpowiedzial: GOTOW DO WYKONANIA. -Jestem gotow - oznajmil Fandarel. -Wiec zrob to, czlowieku, zrob! - krzyknal F'lar. Fandarel wlaczyl program. Nie wiedzial, czy ktos jeszcze uslyszal metaliczne popiskiwanie i stukania, i wreszcie koncowe szczekniecie, gdy zaciski puscily. W przedziale silnikow halas byl dosc glosny. -Oddzielily sie - powiadomil, a potem przypomnial sobie, zeby wlaczyc zewnetrzne czujniki, by obejrzec wynik operacji. -Weyr, uwaga! - zawolal F'lar, i Fandarel zobaczyl, jak pojawia sie masa smokow, a kazdy opada na wczesniej ustalona pozycje na gornych belkach. - Doskonale! -Na "Bahrainie" oddzielone! - krzyknal Bendarek. Fandarel nie widzial "Bahrainu". Natomiast Jaxom go widzial, gdyz to on nadzorowal tamten statek. Kiedy F'lar wezwal swoje eskadry, z Bendenu, Igen i Telgaru, Jaxom wezwal swoje, ze Wschodniego, Poludniowego i Isty. Grupa, ktora odpowiedziala na jego wezwanie, byla najwieksza jaka widzial przez wszystkie Obroty swojego zycia. Smoki przybyly na miejsce w tym samym momencie, tak jak to cwiczyly. Ich szpony uchwycily dlugie belki, a wszyscy jezdzcy zwrocili sie twarza w strone miejsca na koncu, gdzie znajdowal sie on z Ruthem. Ruth, przekaz smokom droge do Czerwonej Gwiazdy. Pamietaj, ze nie bedzie krateru na tamtym krancu rozpadliny. Pamietam, bo przeciez my go zrobimy! Ruth az kipial z entuzjazmu. Ruth dobrze znal swoje zadanie, a smoki spodziewaly sie, ze otrzymaja od niego wskazowki co do celu podrozy. Zaden z nich nie byl na Czerwonej Gwiezdzie. Jezdzcow uprzedzono, ze bedzie to dluzszy skok niz te, do ktorych byli przyzwyczajeni, i ze powinni pamietac o regularnym oddychaniu. Rozumieja i sa gotowi, przekazal Ruth chwile pozniej. Jaxom wzial gleboki oddech. Na sekunde polozyl dlon w rekawicy na barku Rutha, a potem uniosl ja wysoko, dajac sygnal do skoku. A wiec ruszajmy, powiedzial, zanim strace odwage. I opuscil dlon. To byl dlugi skok, tak jak sie tego spodziewali. Jaxom doliczyl sie trzydziestu ostroznych oddechow. Szkoda, ze Lessa nie pamieta, jak dlugo trwal lot o czterysta Obrotow w przeszlosc, bo taka wiedza dodalaby mu pewnosci. Przy trzydziestym drugim oddechu Jaxoma opanowal niepokoj. Jestesmy! oznajmil Ruth, a jego krzyk odbil sie echem w umysle jezdzca. Unosili sie nad powierzchnia na krancu wielkiej rozpadliny. Gwiazdy znajdowaly sie na niebie na odpowiednich pozycjach, wiec Jaxom wiedzial, ze przybyli we wlasciwe kiedy. Powrocil mysla do zadania. Mieli dziesiec minut, zeby opuscic olbrzymi silnik na dno rozpadliny. Ci, ktorzy rozsiewaja owoidy, juz wykonuja swoje zadanie, powiadomil go Ruth. Jaxom przekazal dla smokow rozkaz opuszczenia silnikow, a potem usmiechnal sie szeroko. Smokom udalo sie dokonac tej niewiarygodnej podrozy! Ciezar silnika byl minimalny, gdyz smoki nie myslaly o nim jako o czyms rzeczywistym. Poryw uniesienia niezmiernie poprawil jego samopoczucie. Zrobilismy to, Ruth! Udalo sie! Oczywiscie, ze tak. Spokojnie, utrzymujcie to na rownym poziomie, dodal Ruth, a Jaxom skinal na smoki z tylu, ktore obnizaly sie szybciej niz te z przodu. T'gellan pyta, jak nisko mamy sie opuscic? Powiedz mu, ze tak nisko jak mozemy, bez ocierania smoczych skrzydel. Powinny tu byc jakies wystajace skaly, ktore utrzymaja silnik na miejscu tak dlugo jak trzeba. Powoli, opuszczajcie sie rowno. Znajdowali sie ponizej krawedzi rozpadliny, kiedy Jaxom poczul, ze cos jest nie tak. Czy mozemy opuscic go w dol, Ruth i zobaczyc czy to wystarczy? Oczy Rutha lsnily oceniajac warstwy skaly, granitu i ciemnoszarego kamienia. Potem smok znalazl sie ponizej silnika. Przekrzywi sie, jesli go puscimy, powiedzial. Mial lepszy wzrok niz Jaxom. Kto jest na koncu? spytal Jaxom. Heth, Clarinath, Silvrath i Jarlath. Popros ich, zeby opuscili silnik tak nisko, jak tylko moga. Juz to zrobili. Popros ich zeby rozluznili chwyt, ale byli gotowi, by natychmiast znowu go zlapac. Nie mozemy pozwolic, zeby silnik obsunal sie w przepasc. Heth mowi, ze jesli prawa strona przesunie sie nieco w przod, bedzie tam dobra polka dla podparcia drugiej strony. Przekaz wiadomosc Monarthowi. Zrobilem to. Jaxom zauwazyl lekki ruch, gdy silnik osiadal. Dobrze. Jaxom skinal na jezdzcow naprzeciwko, zeby puscili silnik. Zrobili to, ale napiecie pozostalo, gdyz smocze szpony zawisly centymetry ponad belkami. Wydawalo sie, ze silnik znalazl sie w bezpiecznym polozeniu. Jaxom spojrzal na zegarek przypiety na nadgarstku. Uplynelo osiem minut. Skonczyli. Dal eskadrom sygnal opuszczenia rozpadliny i poprosil Rutha, by przekazal smokom, zeby wyladowaly na krawedzi. Czy rozsiewacie zakonczyli zadanie, Ruth? Tak, odparl Ruth. Mirrim wyladowala na Path, zeby przyjrzec sie owoidom na powierzchni. Jest ich o wiele wiecej, niz myslala. Powiedz Path, ze nie wolno sprowadzac probek. Mamy ich dosyc, rozkazal Jaxom stanowczo. Path mowi, ze wiele z nich zgnilo. Tym bardziej powinnismy pozostawic je tam, gdzie sa! Path nie sprowadzi zadnej. Jaxom spojrzal na zegarek. Uplynela kolejna minuta. Smoki i jezdzcy rozgladali sie ciekawie wkolo. Mirrim mowi, ze T'gellan powiedzial, iz Nici moga sobie zostac na tej planecie, zameldowal Ruth. Silnik nie wybuchnie od razu, prawda? Nie. Wedlug tego, co Bendarek zobaczyl na wskaznikach, tak nie powinno sie zdarzyc. Ciekawe, jak F'lar daje sobie rade. Mala wskazowka zegarka wykonala nastepne okrazenie. Przywolaj wszystkich, Ruth. Musimy wracac. W ciagu paru sekund zielone, niebieskie i brazowe smoki dolaczyly do innych. Teraz nadeszla kolej na skok, o ktory Jaxom martwil sie odkad Siwsp powiadomil go o tym manewrze: zabranie wszystkich smokow i jezdzcow bezpiecznie z powrotem do ich wlasnego czasu. Ruth, przekaz kazdemu smokowi, ze ma wrocic do wlasnego weyru. Uplynelo juz czternascie minut, wiec nie ma obawy, ze wpadna na siebie samych, prawda? Jaxomie, mowilem ci wiele razy, ze nie sadze, by sie zgubily. Kazdy smok zna droge do domu. Niech wszystkie smoki stanowczo przekaza swojemu jezdzcowi, ze nie moze byc wyjatkow od tego rozkazu, upieral sie Jaxom. Powiem im, ze sa zbyt daleko od Pernu, aby nie posluchac. Nie sprzeciwia sie. Z pewnoscia nie smoki. Ruth umilkl na chwile. Powiedzialem im. Moze i nie jestem krolowa, ale smoki mi ufaja. Wciaz pelen obaw, Jaxom poprosil Rutha, zeby uniosl sie nad powierzchnia tak, by wszystkie smoki ich widzialy. Kiedy wroca do weyrow, maja natychmiast zdjac skafandry. Brazowi zawioza je do Weyru Fort. Na nasza nastepna podroz. Jaxom ze zdumieniem uslyszal radosc w tonie Rutha. A tak sie zamartwial, ze ta podroz w czasie zniszczy odpornosc jego bialego smoka. Zobaczyl, ze jezdzcy patrza na niego, wiec podniosl reke wykonujac gest wchodzenia w pomiedzy. Sekunde potem poprosil Rutha, zeby zabral go na "Yokohame". Dziwne, ale w drodze powrotnej wydawalo mu sie, ze czas plynie wolniej. Jednak doszedl zaledwie do trzydziestego oddechu, i juz byli w ladowni "Yokohamy". Pierwszym smokiem, ktorego zobaczyl byla Ramoth, obok niej stala Lessa, z boku pojawil sie F'lar. Jaxom spojrzal na zegar. Podroz F'lara trwala pelne pietnascie minut, co do sekundy tyle, ile smoki mogly wytrzymac bez tlenu. Ladownia byla zbyt slabo oswietlona, zeby Jaxom mogl stwierdzic, czy Mnementh stracil kolor. Spojrzal na Rutha, i nie zauwazyl zadnej zmiany na jego lsniacej skorze. Udalo nam sie, powiedzial. Wszyscy wrocili bez klopotow? Tak mowi Monarth. Heth... Ruth zawahal sie, a Jaxom poczul, ze dretwieje ze strachu. Heth mowi, ze wszystkie smoki wrocily, ale niektore maja slabszy kolor. Dobry posilek temu zaradzi. A jak ty sie czujesz? Czuje sie dobrze. Wszystko w porzadku. Jak dotad. Teraz musze wymyslic jakis pretekst, by sie dostac na "Buenos Aires", powiedzial Jaxom zdejmujac helm. Cos wymyslisz. -Heeej! Jaxom byl tak zaskoczony radosnym okrzykiem F'lara, ze niemal odfrunal z grzbietu Rutha. Bialy smok, z oczami wirujacymi zdumieniem, takze odwrocil glowe. Zobaczyli, jak F'lar zeskakuje z Mnementha i rzuca sie w kierunku niezmiernie zdziwionej Lessy. Kiedy ja schwycil, sila bezwladnosci zaczela ich powoli obracac, az wpadli na Ramoth. Wielka zlota smoczyca przegiela szyje, by spojrzec w dol na niezwykle zachowanie Przywodcow Weyru Benden. -Udalo sie! Smoki z Pernu tego dokonaly! Siwsp bedzie musial polknac swoje slowa! Nigdy nie sadzil, ze nam sie uda! - F'lar wykrzykiwal na caly glos i smial sie, a echo odbijalo sie od scian. -Naprawde, F'larze... - Lessa usilowala odzyskac rownowage, ale Jaxom widzial, ze sie usmiecha. - Tak, to cudowna chwila dla Weyrow! Wspaniala! Dotrzymales obietnicy. Tak jest. To pokaze Warowniom i Cechom, do czego jestesmy zdolni! Nadal usmiechajac sie radosnie, F'lar oparl sie o Ramoth i odgarnal wlosy z czola. -Tak naprawde, Lesso - powiedzial z szelmowska mina - nie zrobilismy tego do konca. Eskadra N'tona ma przeniesc trzeci silnik, a potem musimy czekac. Na pierwsza eksplozje, a nastepnie zeby zobaczyc, czy odniosla skutek. Jaxom zaslonil usta reka. Znajomosc przyszlosci to cudowna rzecz i latwo sie wygadac. -Wszyscy z twoich eskadr wrocili bezpiecznie? - zapytal go F'lar, gdy Jaxom splynal na poklad. -Pare smokow stracilo kolor. -Ale nie Ruth - powiedziala Lessa przygladajac sie uwaznie bialemu smokowi i usmiechajac z aprobata do Jaxoma. -Mowi, ze go przekarmialem. Kto zawiadomi Siwspa? - Jaxom usmiechnal sie radosnie. -My dwaj - zdecydowal F'lar. Objal Jaxoma i razem skoczyli przez poklad do terminalu ladowni. - Wiesz, nie widzialem twojej eskadry. -Ani ja twojej - odparl Jaxom chichoczac. - My biedni, przywiazani do gruntu Pernenczycy, nie mamy pojecia o prawdziwych odleglosciach... - Rozpostarl szeroko ramiona. - Ta rozpadlina jest gigantyczna. Umiescilismy silnik gleboko, na szerokiej skalnej polce. -Siwsp juz wie - oznajmila Lessa. - Powiedzialam mu, ze odlecieliscie, a Ramoth utrzymywala kontakt z Mnementhem. To dziwne - dodala spogladajac uwaznie na Jaxoma - ale nie slyszala Rutha. -To rzeczywiscie dziwne - odrzekl Jaxom udajac zdumionego. - Na ogol calkiem dobrze go slyszy. Ale oboje zapominacie jak dluga jest ta rozpadlina, a my bylismy na najdalszym polnocnym koncu. Dotarli do konsoli. -Siwsp? - powiedzial F'lar. -Odniesliscie sukces. Wszyscy wrocili bezpiecznie? -Tak. Czy nadal watpisz w smocze zdolnosci? - drwil F'lar, a w jego glosie slychac bylo zarowno msciwosc jak i triumf. Przyciagnal Jaxoma blizej. - Nie chciales wierzyc, ze smok moze zrobic to, co mowi, ze moze. -Wszystko odbylo sie zgodnie z planem - odezwal sie Jaxom, chichoczac z ulgi. - Moj zespol umiescil silnik dokladnie tam, gdzie chciales. -Gratuluje wam obu odwagi i smialosci. -Nie przypochlebiaj sie - parsknal F'lar. -Zaslugujecie na ogromne uznanie za ten wspanialy wyczyn. Dokonaliscie czegos niezwyklego, Przywodco Weyru. Co do tego nie ma watpliwosci. Ani tez co do tego, ze osiagniesz swoj osobisty cel: ostateczna likwidacje Opadu Nici. Jaxom usmiechnal sie do F'lara, cieszac sie z niezwyklej pochwaly Siwspa. -Wasze osiagniecie jest rowne pierwszemu lotowi jezdzcow przeciw Niciom. Wasze imiona beda wiecznie zywe w pamieci ludzi, tak jak imiona Seana O'Connella, Sorki Hanrahan... -To naprawde jest pochlebstwo - rozesmial sie Jaxom. - Jestes jedynym, ktory pamieta, kto pierwszy walczyl na smokach przeciw Niciom. -Wlasciwie Jaxomie - powiedzial F'lar, usmiechajac sie szeroko - Sebell pokazal mi poprawione Kroniki Cechu Harfiarzy. Teraz juz wiemy, ze pierwszych osiemnastu jezdzcow, ktorzy wylecieli przeciw Niciom, zostalo uhonorowanych przez swoich wspolczesnych. Nikt nie wpadl w te niebezpieczenstwa o ktorych nas ostrzegales - dodal F'lar, cieszac sie szczesliwa chwila. -Dobrze byc przygotowanym na niespodzianki - odrzekl Siwsp. -Udalo nam sie - powtorzyl F'lar po raz juz chyba setny. -I zaslugujecie na to - powiedziala Lessa przylaczajac sie do nich z buklakiem wina w dloniach. - Najlepsze bendenskie. -Szesnasty rocznik? - upewnil sie Jaxom wyciagajac szyje, zeby dojrzec nalepke. -Oczywiscie - odparla Lessa z kokieteryjnym usmiechem. Jaxom zamrugal. Najwyzszy czas, by zaczela traktowac go jak doroslego. Potem spowaznial przyjmujac od niej buklak i uniosl go w toascie w strone Przywodcow Bendenu. - Za wszystkie Weyry Pernu! I za nas w ten dzien triumfu! Jaxom pociagnal dlugi lyk, potem przekazal buklak F'larowi, ktory wypil i oddal go Lessie. Gdy pila, F'lar zwrocil sie do Jaxoma. -Powiedziales im, zeby oddali skafandry nastepnej grupie? -Zgodnie z planem, jezdzcy brazowych przekaza je N'tonowi w Weyrze Fort. -Czy twoj zespol rozrzucil te zarazone owoidy, jak chcial Siwsp? Jaxom mrugnal do Lessy. -Mirrim zamierzala sprowadzic probki, ktore tam znalazla. - Lessa juz miala sie rozgniewac, ale uspokoil ja: - Powiedzialem jej, zeby tego nie robila. -Ile czasu do eksplozji, Siwsp? - spytal F'lar. -Odczyt z HNO3 wskazuje, ze nie ma przerw w wyplywie. Przezeranie metalu trwa dalej. -To nie jest odpowiedz - zachnal sie F'lar. Jaxom usmiechnal sie. -Innej na razie nie dostaniesz. A my nadal mamy trzeci silnik do umieszczenia. I to go straszliwie niepokoilo. Bardzo potrzebowal zamienic prywatnie pare slow z Siwspem i dowiedziec sie, czy Siwsp ma pomysl, jak on sam ma sie wkrecic do grupy N'tona i sklonic smoki, zeby odebraly wskazowki od Rutha na drugi skok, tym razem o marne piecset Obrotow w przeszlosc. Przeciez jakos mu sie to udalo, gdyz drugi krater naprawde tam byl, na poludniowym krancu rozpadliny. Jaxom wysilal umysl, i kiedy tylko mogl rozmawiac bez swiadkow ze Siwspem podczas tych ostatnich kilku dni, probowal wymyslec cos, co nie wymagaloby wyjasniania N'tonowi. Nawet nie chodzilo o to, ze N'ton nie uwierzylby, albo nie byl dyskretny, ale im mniej osob wiedzialo o podrozowaniu w czasie, tym lepiej. Lessa bylaby wsciekla, slyszac o ryzyku. Wiec teraz rozejrzal sie. -Czy tylko wy jestescie na gorze, Lesso? -Och, nie. - Usmiechnela sie. - Wszyscy pozostali sa na mostku. Patrza przez teleskop z nadzieja, ze zobacza eksplozje. Mowilam im, ze na to trzeba poczekac. Byli pewni, ze zobacza eskadry. - Jaxom wstrzymal oddech, kiedy to powiedziala. Nieswiadoma niczego, kontynuowala. - Oczywiscie, nie zobaczyli. Czasami nawet Fandarel nie rozumie ogromu odleglosci. Ale wszyscy sa dzisiaj tacy podnieceni. -Ile czasu uplynelo od naszego powrotu? - zapytal F'lar Jaxoma. -Okolo dwudziestu minut - odparl Jaxom. - Eskadry N'tona nie beda jeszcze gotowe. Czy ktos potrzebuje twojego skafandra? -Nie sadze, ale na wszelki wypadek zdejme go. Mozesz zawiezc go na "Buenos Aires" jesli okaze sie potrzebny? - F'lar wreczyl Jaxomowi helm i, z pomoca Lessy, zaczal zdejmowac skafander. Ukladajac go na ramieniu Jaxoma, powiedzial: - Chyba dolaczymy do tych na mostku przy teleskopie, i popatrzymy, jak sprawuje sie N'ton. Gdy tylko drzwi windy zamknely sie za nimi, Jaxom powrocil do konsoli. -Siwspie, co mam zrobic, zeby poleciec z N'tonem? -Zalatwiam to - odparl Siwsp, zaskakujac go. -W jaki sposob? - spytal Jaxom. -Jestes szybki i bystry. Juz masz powod, zeby znalezc sie na "Buenos Aires". Bedziesz wiedzial co robic, kiedy nadejdzie czas. Przenies sie tam teraz. -Bede wiedzial, kiedy nadejdzie czas, tak? - Jaxom mruczal do siebie przerzucajac dodatkowy skafander przez ramie. Niosac dwa helmy i skafander, zblizyl sie do Rutha. - Potrzymaj mi ten, dobrze? - poprosil, dajac bialemu smokowi jeden z helmow, zeby miec wolna reke przy wsiadaniu. - Jak radzi sobie N'ton? Ma juz wszystkie skafandry? Ukladajac skafander F'lara przed soba poczul zapach potu. Coz, on sam tez nie pachnial slodko po takiej pracy. N'ton mowi, ze trzeba umyc niektore skafandry i dopasowac helmy. Umyc? Jezdzcy zazwyczaj byli drobiazgowi w swoich obyczajach higienicznych, i uzywanie zapoconego skafandra moglo im sie wydawac odrazajace. Och, tak, byc moze. Nie rozumiem o co chodzi z helmami. Zapadla cisza, kiedy Ruth wypytywal Monartha, spizowego smoka N'tona. Zapomnieli dopilnowac, by skafandry i helmy zostaly przekazane w kompletach. Ruth najwyrazniej powtarzal cos, czego nie rozumial. I helmy sie pomieszaly. Ile czasu to zabierze? I nagle Jaxomowi przyszlo cos co glowy. Dopasowanie prawie stu skafandrow moglo zabrac pare godzin. Mial nadzieje, ze potrwa to dlugo. Monarth nie wie. N'ton nie jest zadowolony. Powiedz im, ze nic zlego sie nie dzieje, dobrze, Ruth? To dziala na nasza korzysc. Mysle, ze teraz mozemy sie pojawic na"Buenos Aires". Czekaly na nich trzy niebieskie i dwa zielone smoki, wszystkie ze Wschodniego Weyru, i powitaly Rutha z szacunkiem. Wiedzac, ze bialy smok z radoscia przyjmuje objawy powazania, Jaxom go zostawil i pojechal winda na mostek "Buenos Aires", ktory byl o wiele mniejszy niz mostek "Yokohamy". -Co powstrzymuje eskadry N'tona?- spytal Fandarel z ulga, widzac Jaxoma. - To byl wspanialy widok, obserwowanie tych wszystkich smokow podnoszacych silniki, jak to byly tylko worki smoczego kamienia. Siwsp poinformowal nas, ze wszystko poszlo dobrze. - Fandarel wydawal sie zaniepokojony. - Dlaczego N'ton jeszcze tu nie przylecial? -Dlatego, ze nikt nie pomyslal o zatrzymaniu skafandra i helmu razem - odrzekal Jaxom. Potem zdal sobie sprawe, ze on tez powinien byc zaniepokojony i zdolal zmarszczyc brwi. - Ale nie sadze, by mialo to przyczynic jakichs szkod - dodal w zamysleniu zblizajac sie do najblizszej konsoli. - Siwsp, mamy opoznienie. Helmow nie trzymano z wlasciwymi skafandrami, teraz musza je dopasowywac. -Bedzie zle, jesli opoznienie sie przeciagnie - odparl Siwsp. -Uplynely trzy kwadranse odkad wylecielismy. Ile mamy czasu zanim N'ton bedzie musial otrzymac nowe uklady gwiazd? Jezeli zjawi sie w zlym czasie i silnik wybuchnie zbyt wczesnie lub zbyt pozno, wszystko moze sie skonczyc katastrofa. - Siwsp zapewne spodziewal sie, ze Jaxom ruszy glowa, ale on sam tez mial nadzieje, ze urzadzenie zrozumie, o co mu chodzilo. -Trzeba to wziac pod uwage. Przeprogramowuje. - Na ekranie nowy uklad gwiazd zastapil poprzedni. - Przy dlugim opoznieniu obraz gwiazd bedzie nieco inny. -Czy mamy jakies klopoty? - spytal Fandarel. Jaxom usmiechnal sie dodajac otuchy Mistrzowi Kowalskiemu i innym na mostku: Mistrzowi Gornikowi Nicatowi, Mistrzowi Idarolanowi, Jancis i Piemurowi. Jaxom wolalby, zeby Piemura tu nie bylo, bo znali sie zbyt dobrze. - Nie sadze, by to bylo cos powaznego. Jak slyszeliscie, Siwsp juz przygotowuje zapasowy plan. Lepiej poinformuje Lesse i F'lara o opoznieniu. Kiedy to zrobil otrzymal wezwanie z przedzialu silnikow od Evana, ktory cierpliwie czekal na zakonczenie odlaczenia. Jaxom byl zadowolony, ze to on, a nie Fosdak jest za to odpowiedzialny. Fosdak nie odznaczal sie cierpliwoscia. Na wszystkich trzech mostkach Jaxom byl jedyna osoba, ktora cieszyla sie, ze N'ton i jego eskadry potrzebowaly prawie czterech godzin na skompletowanie skafandrow. N'ton byl niezwykle spokojnym Przywodca Weyru, ale nawet jego cierpliwosc zostala wystawiona na ciezka probe przez to opoznienie. Monarth mowi, ze sa gotowi. Ramoth mowi, ze musza otrzymac od ciebie nowe konfiguracje. Siwsp przesle ci nowe uklady gwiazd do zapamietania i przekazania Monarthowi. Ruth przekazywal roznorodne wiadomosci wlasnie wtedy, gdy nowe uklady pojawialy sie na monitorze. Jaxom wiedzial, ze tak wygladalo niebo piecset Obrotow temu, podczas Osmego Przejscia. Wtedy Czerwona Gwiazda znajdowala sie w takiej pozycji w stosunku do Rukbatu. Siwsp dokonal niewielkiej zmiany czasu w stosunku do oryginalnych wspolrzednych, biorac jako podstawe pozycje gwiazdozbiorow Kola i Pluga na horyzoncie. Jaxom polaczyl sie z Lessa, ktora byla na "Yokohamie". -Mam obraz tutaj. Przekaze go N'tonowi. Czy Ramoth moze im polecic, zeby zjawili sie tu za piec minut? Musze zabrac Rutha z ladowni. -Po prostu przekaz wspolrzedne N'tonowi, Jaxomie - odpowiedziala Lessa. -To wlasnie zamierzam zrobic - odparl Jaxom sluzbiscie. - Fandarelu, daj pieciominutowe ostrzezenie Evanowi. Kowal kiwnal z entuzjazmem glowa, gdyz oczekiwanie wszystkim doskwieralo. Czekanie wedlug kowala bylo nieskuteczne. Wsiadajac do windy, Jaxom zastanawial sie czy Fandarel kiedykolwiek odpoczywa. Wlasnie zakonczyl najbardziej skomplikowana i wyczerpujaca prace swojego zycia i nadal martwil sie brakiem dzialania. Ruszamy? spytal Ruth, a jego oczy wirowaly podnieceniem. Wiesz co, Ruth? Wcale nie musimy tego robic, odrzekl Jaxom. Lessa powiedziala, ze mamy tylko przekazac N'tonowi nowe wspolrzedne... Jaxom zachichotal na widok rozczarowania w oczach Rutha. Dosiadl smoka, wlozyl helm i przykrecil go. Dotra tam bezpiecznie, ale... Mysle, ze sie pomylisz i tez polecisz. Nie przeszkadza ci to? Wypoczalem, a to jest krotsza podroz, prawda? Mam nadzieje. Pierwszy skok, niepokoj, w jaki sposob przylaczyc sie do eskadr N'tona i dlugie oczekiwanie sprawily, ze Jaxom czul sie lekko podenerwowany. Jednak byl na tyle ostrozny, ze nie pozwolil Ruthowi tego wyczuc. Nadchodzi Monarth. Glos Ruth zabarwilo lekkie podniecenie. -Fandarelu, widzisz ich? - spytal Jaxom przez polaczenie helmu. -Tak, to wspaniale. Dalem Evanowi rozkaz odlaczenia silnika. Ruszajmy na prawa burte, Ruth. Jaxom wzial gleboki oddech, ale wskoczyli w pomiedzy tak szybko, ze nie zdazyl skonczyc nabierac powietrza, a Ruth juz wychynal, chwytajac prawa burte. Monarth i N'ton byli obok nich, a ponizej spizowe smoki z Fortu, Dalekich Rubiezy, Telgaru i Isty, uczepione gornych belek. Jaxom utrzymywal w umysle zywy obraz miejsca, do ktorego sie udawali. Przekaz Monarthowi i N'tonowi pozdrowienia i popros Monartha, zeby wzial od ciebie cel podrozy. N'ton pozdrowil Jaxoma, ale Jaxom nie widzial wyrazu twarzy Przywodcy Weyru Fort, ktora przeslonieta byla szyba helmu. Odsalutowal N'tonowi z szacunkiem. Monarth mowi: idziemy! Ruszyli. Zimno pomiedzy przenikalo przez skafander Jaxoma. Slyszal swoj przyspieszony oddech. Zmusil sie, zeby go spowolnic. Jestem tu. Ruth dodawal mu otuchy. Jak zawsze, odparl Jaxom, i dalej liczyl wdechy. Osiemnascie, dziewietnascie, dwadziescia, dwadziescia jeden, dwadziescia dwa. I nagle unosili sie tuz nad poludniowym koncem rozpadliny. Monarth pyta, gdzie jest ten krater? Powiedz mu, ze to Siwsp wybral miejsce, wiec lepiej zostawmy silnik tutaj. Nie mamy czasu na szukanie cholernego krateru! Jaxom zwrocil sie w strone N'tona, ktory patrzyl na niego z ramionami uniesionymi pytajacym gestem. Monarth mowi: N'ton rozumie. N'ton dawal znaki pozostalym smokom, zeby rozpoczely rozsiewanie mutantow. Potem cala jego uwaga skupila sie na opuszczaniu wielkiego silnika w dol rozpadliny. Manewr odbyl sie bez zaklocen, nawet lepiej, niz zrobil to Jaxom. N'tonowi zabralo to tylko dziesiec minut. N'ton odczekal chwile, pozwalajac smokom odpoczac. Potem przywolal je wszystkie. Powiedzialem Monarthowi, ze wszyscy musza wrocic do wlasnych Weyrow, i ze tym razem przy rozbieraniu sie maja kompletowac helmy z odpowiednimi skafandrami, zawiadomil Jaxoma Ruth. Raczej nie bedziemy potrzebowali znowu dwustu uzywanych skafandrow, wyjasnil mu Jaxom, probujac powstrzymac uniesienie do czasu bezpiecznego powrotu. Musimy wrocic na "Yokohame". Powiedzialem Monarthowi. N'ton mowi, ze jest wdzieczny i przeprasza za opoznienie. Powiedz mu, ze wszystko dobrze poszlo. Tak, prawda? ucieszyl sie Ruth. Wracamy teraz? Tak, prosze! I znow powrot wydawal sie dluzszy, niz podroz na Czerwona Gwiazde, ale to bylo tylko zludzenie. W koncu otoczyla ich przytulna ciemnosc ladowni "Yokohamy". Natychmiast zostali zbesztani przez Ramoth i Mnementha. Gdzie bylem? wykrzyknal Ruth, cofajac sie przed wsciekloscia Ramoth i unikajac wielkich skrzydel Mnementha. Czuje sie swietnie! Naprawde. Jaxom tez. Nie zabronil mi leciec! -Jaxom! - krzyknal F'lar wychodzac z windy. Lessa podazala tuz za nim. Jaxom odkrecil helm. -Wiec tez polecielismy - odkrzyknal tak samo gniewnie. - Ruth nawet nie stracil koloru. To nie jego wina. Zapomnialem mu powiedziec, zeby nie podazal za Monarthem. Ale teraz cale zadanie jest wypelnione! - Spojrzal ze zloscia na F'lara i Lesse i zsunal sie z Rutha, klepiac jego przednia lape. - Lyk tego wina dobrze by mi zrobil Lesso, jesli mozna... Mowil bez sladu zalu czy przeprosin w glosie. Byl zbyt zmeczony, zeby zachowywac sie z szacunkiem wobec Przywodcow Weyru Zaczal rozpinac skafander nic sobie nie robiac z tego, ze wprawil ich w taka irytacje. -Chwileczke, pomoge ci - powiedzial F'lar niespodziewanie. - Lesso, ten Lord Warowni zasluguje na jeszcze jeden lyk z szesnastego! Jaxom rzucil na F'lara ostre spojrzenie, ale zaraz sie usmiechnal. Na Pierwsze Jajo, a wiec w koncu zaczeli uznawac jego pozycje, a stalo sie to w ladowni "Yokohamy". Rozdzial XX Paru jezdzcow z trzeciej grupy przez jakis czas po wyprawie nie czulo sie najlepiej. M'rand jeden ze starszych jezdzcow spizowych smokow z Dalekich Rubiezy, powrocil dlugo po reszcie Weyru i stan jego okazal sie ciezki. Dreczyly go koszmary, w ktorych powracal do swojego Weyru, ale to nie byl jego Weyr. Tileth byl przerazony, nie rozpoznawal zadnego z innych smokow i oburzal sie, gdy obcy spizowy spal na jego polce w Weyrze. M'rand nie mogl tez poczatkowo zrozumiec, ale slyszal kiedys, ze spizowe smoki potrafia przeslizgiwac sie przez czas. Staral sie zachowac spokoj i probowal znow wrocic do domu, podajac Tilethowi jak najwyrazniejsze obrazy ich ulubionych widokow w Dalekich Rubiezach i niebieskiego smoka, ktory byl na warcie tego dnia. Wreszcie wylonili sie z pomiedzy we wlasciwym miejscu i czasie. -Niedopracowana wizualizacja - orzekla Lessa, kiedy ona i F'lar porozmawiali z M'randem i innymi: dwojgiem w Weyrze Fort i jednym w Igen. - Ale wszyscy sa starymi jezdzcami, ktorzy pozostawiaja smokom wiecej do zrobienia niz powinni. Jaxom zauwazyl, ze N'ton przyglada mu sie z pytajacym wyrazem twarzy i przybral zdziwiona mine. On sam czul sie niesamowicie zmeczony po wysilku tego pamietnego dnia. Zatrzymal sie w Bendenie tylko na chwile, zeby Ruth mogl sie nasycic soczystym, mlodym byczkiem, a zaraz potem wrocil do domu i, co nie zdziwilo nikogo, spal przez caly dzien. Sharra byla rownie wyczerpana ostatnimi dniami spedzonymi w laboratorium przy masowej produkcji mutantow. Chociaz Siwsp wielokrotnie powtarzal, ze eksplozja nastapi dopiero za pare dni, a i wowczas bedzie widoczna po pewnym czasie, co bylo zwiazane z predkoscia swiatla, a musial ponownie wyjasnic niektorym te sprawy, na "Yokohamie" utrzymywano calodobowa warte. We wszystkich sekcjach statku, gdzie istniala atmosfera, przystosowano ekrany do odbioru obrazu z glownego ekranu i wielkiego teleskopu wymierzonego w Czerwona Gwiazde. -Jaxom, nie polecisz popatrzec? - spytala Sharra. - Masz do tego najwieksze prawo! - Jego obojetnosc ja zadziwiala. -Szczerze mowiac - odrzekl - doprowadzenie Ruathy do porzadku po tak dlugiej nieobecnosci jest wazniejsze niz unoszenie sie wokol mostku w oczekiwaniu na wybuch. Chyba ze - dodal uprzejmie - ty chcialabys to zobaczyc. -Coz... - Sharra urwala i usmiechnela sie do meza. - Mam te kultury, ktore hoduje i... Jaxom odpowiedzial usmiechem. -Jesli uslyszymy o tym wystarczajaco wczesnie, Ruth zabierze nas na gore na czas. Sharra spojrzala na niego z ukosa. -Wszystko dla dobra sprawy - Jaxom usilowal byc nonszalancki - a minuta, czy dwie nie zakloca porzadku w kosmosie. Jesli chcesz, poprosze Rutha, zeby nasluchiwal. Na "Yokohamie" zawsze sa teraz jakies jaszczurki ogniste lub smoki. Ruth bez trudu nas uprzedzi. -Musialby w ogole nie spac i tylko sluchac - odarla Sharra, bo zauwazyla, ze Ruth sypia wyjatkowo dlugo. -Spi, ale jednym uchem nasluchuje - powiedzial Jaxom i oboje udali sie do swoich zajec. Brand takze zauwazyl sennosc Rutha i wspomnial o tym, gdy przeprowadzal z Jaxomem inspekcje klaczy hodowlanych. -Nie sadze, by to bylo czyms niezwyklym, Brand - odrzekl Jaxom swobodnie. - N'ton mowil, ze wszystkie spizowe, ktore udaly sie z nami, takze spia bardzo dlugo. Podejrzewam, ze zaden ze smokow nie chcial przyznac, iz przeniesienie tych silnikow bylo dla nich ogromnym wysilkiem. - Jaxom dostrzegl wahanie Zarzadcy. - Dlaczego sie niepokoisz? Co sie dzieje? -Bylo pare skarg na Weyr Fort. -O czym mowisz, Brand? - Jaxom i Ruth nie latali podczas ostatniego Opadu z jednostkami Fortu. - Czy jest cos o czym powinienem wiedziec? Brand wzruszyl ramionami. -Mowi sie, ze spizowe smoki sa zbyt zmeczone i nie pracuja dosc pilnie przy spalaniu Nici w powietrzu. Zalogi na ziemi sa niezadowolone. A to kolejny problem. -Opowiedz mi o tym. -Z jakiegos powodu... - Brand zastanawial sie, jak to najlepiej sformulowac - wielu ludzi myslalo, ze teraz nie bedzie juz Nici. Ze kiedy jezdzcy spowodowali eksplozje na Czerwonej Gwiezdzie, Nici nie beda Opadac. -Och! - Jaxom skrzywil sie. - Na Skorupy, Brand! Czy oni nigdy nie sluchaja? Przez ostatnie cztery Obroty harfiarze wyjasniali, ze nie mozemy powstrzymac tego Przejscia, ale nastepnych juz nie bedzie! -Obawiam sie, ze nikt tego nie zrozumial. A Lord Grevil nie jest glupcem, jak wiesz, ale i on nie zrozumial i jest wsciekly, tym bardziej ze zwoj Nici spadl na jego najlepsze pole. -Nie dziwie sie, ze jest wsciekly. Czy udalo ci sie go uspokoic? -Tak, ale z pewnoscia przy najblizszym spotkaniu bedzie cie prosil, bys mu wyjasnil cala sytuacje. Pomyslalem, ze cie ostrzege. Powinienes wiedziec, ze wini za to Siwspa. Jaxom zacisnal usta powstrzymujac gniewne slowa. Wiadomosc go zaniepokoila, zwlaszcza ze Grevil byl rozsadnym czlowiekiem. -Myslalem, ze wyjasnilismy wszystko podczas procesu. Brand wzruszyl ramionami, unoszac rece w gescie bezradnosci. -Ludzie slysza to, co chca slyszec, i wierza w to, w co chca wierzyc. Jednak jest to dla ciebie korzystne. Obwinianie Siwspa zwalnia z winy ciebie, a nawet do pewnego stopnia uwalnia od winy Weyry. -Nie moge tego uwazac za sytuacje korzystna - odrzekl Jaxom. - Dlaczego obwiniaja Siwspa po tym wszystkim co zrobil, zeby pomoc Pernowi? -Och, dla niektorych ta pomoc wcale nie jest taka oczywista - odparl Brand. - Wszystko sie ulozy, Jaxomie. Jednak uwazalem, ze powinienes wiedziec o czym sie mowi. -Hm, tak, powinien. Ile klaczy pokryl ten nowy ogier? - zapytal, z przyjemnoscia powracajac do mniej skomplikowanych spraw. Im wiecej o tym myslal, tym bardziej czul sie w obowiazku zawiadomic Cech Harfiarzy i ludzi w Warowni Cove, chociaz przykro byloby mu zaklocac nastroj euforii i triumfu. Wyslal Meera, ktory krecil sie kolo niego gdy Ruth spal, z prosba do Lytola, by wspomnial o tym w odpowiednim momencie. -Naprawde to dziwne - powiedziala Sharra, kiedy opowiedzial jej o wszystkim podczas obiadu. - Dlaczego, mimo dokladnych wyjasnien, ludzie nie rozumieja tego co ty i Weyry zrobiliscie, i jakie beda wyniki waszych dzialan. Jaxom usmiechnal sie. -Prawdopodobnie przestali sluchac po slowach: Nici zostana zniszczone. - W zamysleniu popijal klah. F'lar i Lessu sa na "Yokohamie", powiedzial Ruth rozespanym glosem. Ramoth mowi, ze Siwsp uwaza, ze eksplozja nastapi wkrotce. Sharra uprzejmie zwrocila sie w strone Jaxoma, wiedzac, ze Ruth sie do niego odezwal. -Co go obudzilo? -To juz za chwile. Wybuch. Chcesz leciec? -A ty? -Och, nie bawmy sie teraz w takie grzecznosci. Chcesz tam byc? Sharra zamrugala szybko zastanawiajac sie. Wygladala w tej chwili tak samo dziecinnie jak Jarrol. Jaxom musial sie usmiechnac. -Nie - zdecydowala z westchnieniem. - Mam dosc "Yokohamy" na cale zycie. I wszyscy beda sie tam tloczyc. Ale jesli ty chcesz... Jaxom zasmial sie siegajac po jej dlon i unoszac ja do ust. -Chyba raczej nie. Ta chwila nalezy do F'lara. Sharra przygladala mu sie przez dluga chwile w zamysleniu, jej oczy zablysly. -Jestes dobrym czlowiekiem, ale nie zgadzam sie, ze caly splendor nalezy sie F'larowi. -Nie badz niemadra - odparl. - Wszystkie Weyry Pernu braly w tym udzial. -I bialy smok! Gdy wrocila do swojej zupy, Jaxom zastanawial sie, co dokladnie miala na mysli. Czyzby Sharra odgadla, jak niezwykla rola przypadla Ruthowi? Po tak wielu dniach ciaglej obserwacji Czerwonej Gwiazdy, eksplozja, kiedy juz stala sie widzialna, rozczarowala wszystkich. Po prostu, na powierzchni wedrownej planety rozkwitla pomaranczowo-czerwona kula ognia. -Tylko jedna? - wykrzyknal F'lar z zalem, ze co najmniej polowa planety nie wybuchla mimo tego, co Siwsp mowil o potedze antymaterii. -Tak to wyglada z duzej odleglosci - odparl Siwsp. -Mimo wszystko jest to dosc spektakularne - mruknal Robinton. -Wiec wszystkie trzy silniki wybuchly w tym samym czasie? - spytal Fandarel. -Na to wyglada - powiedzial Siwsp. -Dobra robota, Siwsp, dobra robota. - Fandarel rozpogodzil sie, najwyrazniej juz pogodzony z odrobina rozczarowania. - Dobrze przylaczylismy zbiorniki kwasu azotowego do pokryw silnikow. -I skutecznie - dorzucil D'ram, nie mogac powstrzymac sie od podraznienia sie z Fandarelem. -Wiecie, to dziwne - odezwal sie Piemur, zwracajac sie bardziej do Jancis niz do innych. - Urabiasz sobie rece po lokcie, zeby osiagnac cel, i nagle, udalo sie! I juz po podnieceniu, niepokojach, bezsennych nocach i poswieceniu! Ot, tak: skonczone! - pstryknal palcami. - Dzieki jednej, wielkiej, wspanialej kuli ognia! No i dysponujemy nadmiarem czasu. Co bedziemy robic? -Ty - powiedzial Robinton wskazujac surowo palcem na czeladnika, masz teraz przed soba zadanie nie do pozazdroszczenia. Bedziesz wyjasnial znaczenie tego, co osiagnelismy tym, ktorzy nie rozumieja, ze nasz wysilek nie powstrzyma Nici przez cala reszte Przejscia. - Ku zdumieniu Lytola, raport Jaxoma nie zaniepokoil Robintona. Wydawalo sie nawet, ze stary harfiarz spodziewal sie takich reakcji. - Menolly juz komponuje ballade - mowil dalej Robinton - ktora wbije ludziom do glow, ze jest to ostatnie Przejscie Nici, a gdy ono dobiegnie konca, Pern juz zawsze bedzie od nich wolny. -Czy to pewne, Siwspie? - spytal Piemur. -Gwarantuje ci to, Piemurze. Oczywiscie musicie zdac sobie sprawe z tego, ze nie od razu zauwazycie zmiane orbity Czerwonej Gwiazdy - dorzucil Siwsp. - Potrwa to kilka dziesiecioleci. -Dziesiecioleci? - wykrzyknal F'lar ze zdumieniem. -Naturalnie. Jesli wezmiesz pod uwage rozmiar obiektu, ktory probowaliscie poruszyc - powiedzial Fandarel - i rozmiar systemu slonecznego, zrozumiesz, ze nie moze zajsc nagla zmiana. Nawet na powstanie chaosu potrzeba troche czasu. Ale za pare dziesiatek lat bedzie juz mozna mierzyc zmiany. -Tak wlasnie sie stanie, Przywodco Weyru - oznajmil Siwsp z taka pewnoscia, ze F'lar mu uwierzyl. -Szkoda, ze nie ma Jaxoma i Sharry - odezwala sie Lessa, lekko poirytowana ich nieobecnoscia. - Wiedzialam, ze Ruth wzial na siebie zbyt wiele, lecac z drugim transportem. -Moja droga, Jaxom potrafi juz sam decydowac o swoich sprawach - odparl F'lar, rozbawiony jej pelnym poczucia wlasnosci niepokojem o Lorda Ruathy. -Jest jeszcze jedna drobna rzecz do zrobienia - przerwal Siwsp. - Mozna to zlecic mniejszym smokom. -Naprawde?- Lessa i F'lara zdawali sobie dobrze sprawe, ze jezdzcy brazowych, niebieskich i zielonych smokow byli rozczarowani wylaczeniem z planu, chociaz rozumieli, ze na belkach brakowalo miejsca dla wszystkich smokow, ktore chcialyby wziac udzial w wyprawie, a takze nie wyprodukowano dostatecznej liczby skafandrow, by wszyscy jezdzcy tez mogli uczestniczyc w locie na Czerwona Gwiazde. "Wszystkie Weyry Pernu" zostaly ograniczone glownie do spizowych i tylko paru w innych kolorach. -To dotyczy "Buenos Aires" i "Bahrainu". -O co ci chodzi? - spytal F'lar, gdy Fandarel wydal pelne zrozumienia "Ach". -Odczyty z dwoch mniejszych statkow pokazuja, ze coraz czesciej komputery musza dokonywac drobnych poprawek kursu, by utrzymac je na wlasciwej orbicie. Te poprawki kursu zabieraja coraz wiecej energii, a przewiduje, ze ich kurs bedzie coraz bardziej odbiegal od ustalonej, synchronicznej orbity, i w ciagu kilku nastepnych dziesiecioleci osiagna punkt krytyczny. "Yokohama" oczywiscie ma paliwo, ktore pozwoli jej pozostac na stalej orbicie i musi byc utrzymana na niej tak dlugo jak to mozliwe, gdyz teleskopy beda potrzebne do obserwacji Czerwonej Gwiazdy. Ale inne statki powinny byc usuniete. -Usuniete? - powtorzyl F'lar. -Dokad? -Niewielka zamiana w ich szybkosci i wysokosci wytraci je z orbity i wysle w przestrzen kosmiczna. -A w koncu dostana sie w zasieg przyciagania Rukbatu i spadna na nasza gwiazde - wyjasnil Fandarel. -Spala sie? - spytal Lytol. -Bohaterski koniec dla takich statkow - mruknal Robinton. -Do tej pory nic o tym nie mowiles - powiedzial F'lar. -Byly wazniejsze sprawy - odparl Siwsp. - Ale z cala pewnoscia trzeba sie za to zabrac, raczej wczesniej niz pozniej, bo orbity beda sie coraz bardziej odksztalcac. A teraz wasze smoki maja jeszcze w pamieci wszystkie nowe umiejetnosci. -To z pewnoscia zmniejszy napiecie w Weyrach - ucieszyla sie Lessa. - Nie przewidzielismy, ze zapanuja tak zle nastroje. -Siwspie, co dokladnie musimy zrobic, by odepchnac mniejsze statki? - spytal F'lar. -Jak powiedzialem, smoki maja zmienic kierunek obu statkow i popchnac je, to znaczy, przetransportowac je w pomiedzy w tym samym kierunku i chwili. Smoki znajda wiele wystepow, ktorych beda mogly sie chwycic na zewnatrz obu statkow. Sadzac po tym, co osiagneliscie przenoszac silniki, taki manewr moze byc wykonany przez mniejsze smoki. F'lar usmiechnal sie. -A wiec wreszcie uwierzyles w ich mozliwosci? -Oczywiscie, Przywodco Weyru. -W jakim przedziale czasu nalezy to wykonac? - spytal Fandarel. -Najlepiej w ciagu kilku nastepnych tygodni. Nie ma natychmiastowego niebezpieczenstwa, ale nie chce, by smoki i jezdzcy wyszli z wprawy. -Uwazam, ze to dobra nowina - orzekl F'lar. -Wiec wyznaczysz czas na ten manewr? -Gdy tylko omowie to z innymi Przywodcami. Dziwne, ale F'lar poczul sie lepiej na mysl o kolejnym zadaniu. Od czasu transportu silnikow na Czerwona Gwiazde oblatywanie Opadu Nici bylo jakos o wiele mniej podniecajace. -Wydaje sie niewdziecznoscia z naszej strony wysylanie tych statkow na zaglade - mruknela Lessa. -To zbrodnia marnowac materialy - dodal Fandarel. -Te statki nie byly zaprojektowane do ladowania na planecie, Mistrzu Fandarelu - powiedzial Siwsp. -To znaczy, w jednym kawalku - sprecyzowal Piemur. -Tak, Piemurze. Gdyby statek rozlecial sie w atmosferze, a jego fragmenty nie spalilyby sie calkowicie, mogloby to spowodowac dla was smiertelne skutki. -Zawiadomie was, co postanowiono - powiedzial F'lar. - Lesso, idziemy? Obserwowanie ognistej kuli wkrotce znudzilo wielu z tych, ktorzy w tym celu przylecieli na mostek "Yokohamy". Jakis czas pozniej, kiedy D'ram i jezdziec ze Wschodniego Weyru zabrali ostatniego z obserwujacych na Ladowisko, Fandarel i Piemur ustawili system podtrzymywania zycia na minimalny poziom. -Ciesze sie, ze mozemy zatrzymac "Yokohame" - powiedzial Piemur. - Polubilem ja. - Przesunal palcami wzdluz konsoli. -Sluzyla nam dlugo i dobrze - Robinton westchnal gleboko. -Napisz o niej ballade, Piemurze - zaproponowala Jancis. -Wiesz, chyba tak zrobie! Jako ostatni wchodzacy do windy, Piemur zgasil swiatlo. Jaxom uslyszal o drugiej wyprawie od N'tona, ktory wpadl do Warowni Ruatha dwa dni po wybuchu na Czerwonej Gwiezdzie. N'ton byl kiedys na "Buenos Aires" z paroma ze swych zastepcow dowodcow skrzydel. -Czuje sie zwiazany z tym malym statkiem - powiedzial N'ton ze smutkiem. - Przykro mi, ze trzeba go zniszczyc. -Zastanawiam sie, dlaczego tak ma byc - rozmyslal Jaxom na glos. - Przeciez ogniwa sloneczne... -Siwsp mowi, ze trzeba by bylo dokonywac zbyt wielu poprawek kursu, i ze ogniwa nie dostarczaja wystarczajaco duzo energii. -Hm, calkiem mozliwe. -Proponuje tez, zebysmy to zrobili teraz, kiedy jeszcze jestesmy przyzwyczajeni od pracy w stanie niewazkosci. Jesli moglbym cos dodac - mowil dalej N'ton z szerokim usmiechem - posrod jezdzcow brazowych, niebieskich i zielonych smokow zapanowala wielka radosc. Wiedza, ze mamy tylko dwiescie skafandrow, wiec beda musieli ciagnac losy. Ale tak bedzie sprawiedliwie. -Miejmy nadzieje, ze tym razem zestawiono odpowiednio helmy ze skafandrami. -Och, zadbalismy o to - rozesmial sie N'ton. - Co to byl za balagan! Probowalem dwudziestu helmow zanim znalazlem jakis, ktory pasowal do kolnierza. Potem kazalem skrzydlowym sprawdzic kazdego jezdzca, aby upewnic sie, ze te cholerne rzeczy pasuja do siebie. Niektorzy jezdzcy wcisneli helmy byle jak, zeby tylko poleciec. -Ale w koncu wszyscy zostali wyszykowani i dotarlismy tam, gdzie mielismy dotrzec. Tylko to sie liczy. N'ton przygladal mu sie przez tak dluga chwile, ze Jaxom zastanawial sie, czy Przywodca Weyru Fort odgadl w jakis sposob, co sie wowczas stalo. Biorac pod uwage zdezorientowanie jego jezdzcow spizowych smokow, czlowiek tak inteligentny jak N'ton mogl dojsc do slusznych wnioskow. Jednak jesli tylko Jaxom sie nie przyzna, N'ton bedzie skazany na domysly. -Byc moze zachorowali tylko zdezorientowani jezdzcy - mowil dalej Jaxom, jak gdyby dopiero teraz przyszlo mu to do glowy. - Moze mieli zle dopasowane helmy i tracili powietrze. -Nie pomyslalem o tym - odparl N'ton. - Wiesz, to by z pewnoscia wiele wyjasnialo. Jaxom w milczeniu skinal glowa, bo wolal nic wiecej nie mowic. -F'lar nie jest zadowolony, ze musi czekac abysmy mieli pewnosc, ze wybuchy spelnily swoja role - ciagnal dalej N'ton. -Siwsp byl zadowolony. -Tak, ale on zawsze jest pewny swego. -Wszystko, czego byl pewien, zadzialalo tak, jak przewidzial. Nigdy nie przesadzil. Nie sadze, by komputery wyposazone w sztuczna inteligencje byly do tego zdolne. -Znasz sie na tym lepiej niz ja. - N'ton usmiechnal sie do Jaxoma znad kielicha wina. - Oczywiscie nie mozemy winic Warowni czy Cechu za niewiedze, jesli Przywodcy Weyru Benden nadal okazuja sceptycyzm. -Powtarzam raz jeszcze: Siwsp mial racje tak czesto, ze musimy zaufac mu i tym razem. - Jaxom czul nieodparte pragnienie, by zwierzyc sie N'tonowi, ze wie, iz wielki Plan Siwspa sie powiodl, przynajmniej w kwestii wytracenia Czerwonej Gwiazdy z jej orbity. Chcial mu powiedziec, ze widzial to na wlasne oczy - piecdziesiat Obrotow w przyszlosci. -A on wreszcie ufa naszym smokom? -W koncu okazalo sie, ze tak, prawda? - odparl Jaxom. - Nie, N'tonie, nie obawiaj sie. Stanie sie tak, jak przepowiedzial to Siwsp. Poczekaj, a zobaczysz. -Tylko ze F'lar moze juz tego nie doczekac. A przeciez to glownie on musi byc pewny, ze wypelnil swoje zobowiazanie, albo bedzie tak, jakby nie dotrzymal obietnicy! Moze, pomyslal Jaxom, moglbym zapewnic o tym F'lara. Nie robilbym tego, powiedzial Ruth. Bedziesz musial mu wszystko wyjasnic. Niekoniecznie, odrzekl Jaxom. Milczenie Rutha wskazywalo, ze sie nie zgadza ze swoim jezdzcem. -Wiec - mowil dalej N'ton - teraz, kiedy rozwiazalismy problemy naszego swiata, co zamierzasz robic z calym tym wolnym czasem, jaki masz? -Jakim wolnym czasem, N'tonie? Zaledwie poskrobalem powierzchnie wiedzy, jaka dysponuje Siwsp. Zadbam o wszystko w Warowni, a potem zaraz powroce do studiow, i bede sie uczyl kazdej rzeczy po kolei, bo juz nie bede musial sie spieszyc. -Za dwa dni mamy Opad. Czy ty i Ruth odpoczeliscie wystarczajaco, zeby sie do nas przylaczyc? -Tak. Jestesmy wypoczeci. Ale nawet gdyby tak nie bylo, przylaczylbym sie do was, by sprzeciwic sie tym wszystkim blednym teoriom o koncu Nici. -Dobrze! - Z tego krotkiego, ale pelnego uczucia komentarza Jaxom zrozumial, jak ostro krytykowano N'tona za to, ze smocze skrzydla Weyru Fort przepuscily zbyt wiele Nici. -Bede tam! - obiecal. -Mistrzu Robintonie, milo cie widziec - powital Siwsp harfiarza. -Przez caly zeszly tydzien zbieralem sie do odwiedzenia ciebie - powiedzial Robinton usmiechajac sie zalosnie. Nawet ten krotki spacer korytarzem zmeczyl go. -Dobrze sie czujesz? Robinton zasmial sie cicho i usadowil na krzesle, na ktorym spedzil tak wiele godzin. -Nie dasz sie oszukac, prawda? -Nie. Robinton westchnal i poglaskal Zaira, zwinietego na jego ramieniu. -Wiesz, ze wtedy, podczas procesu, wybaczylem im - zaczal powoli, bo brakowalo mu tchu. - Ale nie wiem, czy zrobilbym to teraz, gdy juz tyle wiemy. -Podano ci zbyt wiele fellisowego soku? -Tak, chyba tak. -Czy rozmawiales z Mistrzem Oldive? - spytal ostro Siwsp. Robinton machnal reka. -Ma wystarczajaco duzo pracy przekazujac uzdrowicielom nowe sposoby leczenia, ktorych nauczyl sie od ciebie. Zabierze mu to reszte zycia. -Musisz sie go poradzic. -Po co? Nie mozesz odmlodzic zuzytego ciala, prawda, Siwsp? - Po chwili ciszy, Robinton mowil dalej, glaszczac miekkie cialko Zaira. - Ani Zair, ani ja nie odzyskamy zdrowia po tym porwaniu. Czasem mysle, ze on zyje dluzej, niz powinien. -Albo z milosci do ciebie, Mistrzu Robintonie? Harfiarz nigdy nie slyszal takiego tonu w glosie Siwspa. -Byc moze, gdyz jaszczurki ogniste sa nieprawdopodobnie lojalne. Robinton oddychal troche lzej, a przebywanie w tym pokoju przypomnialo mu o pierwszych chwilach po odkryciu Siwspa. Tu czul sie o wiele swobodniej niz w Warowni Cove, zwlaszcza ze Lytol i D'ram traktowali go jak inwalide. Ale musial przyznac, ze obaj maja racje. Z korytarza dochodzily glosy studentow, przechodzacych do innych klas. -Lekcje nadal trwaja? - zapytal z radoscia. -Tak, lekcje trwaja nadal - odpowiedzial Siwsp, uzywajac cichego, smutnego glosu, ktory zastanowil harfiarza juz przedtem. - Ludzie moga uzyskac ode mnie cala informacje, ktora bedzie potrzebna temu swiatu do zbudowania lepszej przyszlosci. -Przyszlosci, ktora ty nam dales. -Moj program zostal juz wypelniony. -To prawda - odrzekl Robinton z usmiechem. -Wszystkie rozkazy, ktore mi pozostawiono, sa spelnione, a nikt nie dal mi nastepnych. -Nie badz smieszny, Siwsp - rzucil Robinton ostrym tonem. - Dopiero doprowadziles swoich studentow do punktu, w ktorym moga z toba dyskutowac. -I w ktorym nie podoba im sie wyzszosc mojej wiedzy. Nie, Mistrzu Robintonie, zadanie zostalo wypelnione. Teraz nalezy im pozwolic szukac wlasnej drogi. Sa inteligentni i odwazni. Ich przodkowie mogliby byc z nich dumni. -A ty? -Pracowali ciezko i dobrze. To samo w sobie jest nagroda. -Wiesz, chyba masz racje. -"Wszystko ma swoj czas i jest wyznaczona godzina", Mistrzu Robintonie. -Siwspie, to czysta poezja. Nastala jedna z tych przerw, ktore Robinton zawsze uwazal za ekwiwalent usmiechu u Siwspa. -Z najwspanialszej Ksiegi napisanej przez ludzkosc, Mistrzu Robintonie. Znajdziesz pelen cytat w archiwum. Czas sie wypelnil. Spelnilem swoje zadanie. Zegnaj, Mistrzu Harfiarzu z Pernu. Amen. Robinton siedzial wyprostowany na swoim krzesle i trzymal palce na przyciskach, choc nie mial pojecia, jak moglby uniemozliwic Siwspowi to, co zamierzal zrobic. Zaczal wolac o pomoc, ale w poblizu nie bylo nikogo, kto mialby wystarczajaca wiedze, by utrzymac komputer przy zyciu. Nie bylo tu Jaxoma, Piemura, Jancis, Fandarela, D'rama, Lytola. Ekran, ktory przekazal tyle informacji i dostarczyl tak wielu rozkazow, rysunkow i planow, nagle opustoszal. Tylko w prawym rogu blyskala linijka tekstu. -"Na kazdy czyn jest czas wyznaczony" - przeczytal szeptem Robinton, a jego gardlo bylo tak scisniete, ze ledwo mogl mowic. Czul sie niezmiernie zmeczony, spiacy. - Tak, jakie to prawdziwe. Cudownie prawdziwe. Ach, to byl cudowny czas. Niezdolny oprzec sie ogarniajacemu go letargowi, zlozyl glowe na zmartwialej klawiaturze. Przytulil Zaira i zamknal oczy, bo jego czas sie dopelnil, gdyz dopelnil sie cel jego zycia. Pierwszy znalazl ich D'ram. Zair tez przestal oddychac, podazajac za harfiarzem tak jak smok podaza za swoim jezdzcem az do smierci. Tiroth podniosl glowe, a jego wycie zaalarmowalo wszystkich na Ladowisku i kazdy Weyr, kazdego smoka i kazdego jezdzca Pernu. Rozbrzmiewalo poprzez Cechy i Warownie, od gor do nizin, i od morza do morza na obu kontynentach. D'rama oslepily lzy, wiec nie zauwazyl, ze ekran Siwspa jest pusty. W Warowni Ruatha, Ruth zaryczal z bolu. Ludzie znajdujacy sie w Wielkiej Sali pobiegli do drzwi. Harfiarz! Harfiarz! Jaxom bez zastanowienia chwycil Sharre za reke i pchnal ja w dol schodow, gdzie Ruth juz unosil sie na tylnych lapach, z glowa odrzucona do tylu i rozlozonymi skrzydlami. -Jaxom! - krzyknela Sharra. -Robinton! Cos mu sie stalo! Nie musial jej popedzac. Wdrapali sie na bialego smoka. -Ruth, potrzebny nam bedzie Oldive - powiedzial Jaxom. - Zabierz nas najpierw do Cechu Uzdrowicieli. Wynurzyli sie prawie natychmiast na glownym podworcu Cechu, a Ruth ledwo uniknal ladowania na glowie Oldive'a. Z powiewajaca w jednej dloni kurtka i swoja torba z lekami w drugiej, Mistrz juz zsuwal sie po schodach. Powiedzialem mu! przekazal Ruth. W tej wlasnie chwili smok z Warowni Fort zaczal wyc, a polatujace nad podworcem stada jaszczurek ognistych popiskiwaly dziwacznym dyszkantem. -Co sie stalo Robintonowi? - dopytywal sie Oldive, wreczajac Sharrze tobolek z lekami i wciagajac na siebie jezdziecka kurtke. - Zadne z nas nie ubralo sie na lot? -Nie martw sie o nas - krzyknal Jaxom pochylajac sie, by podac reke Oldivemu i wciagnac go na grzbiet smoka. Na Ladowisko, czy do Warowni Cove? spytal Rutha. Na Ladowisko. -Zabierz nas tam! Musimy byc na czas! Ani Jaxom, ani Sharra nie zauwazyli chlodu pomiedzy podczas tego pelnego niepokoju lotu. Smoki przybywaly ze wszystkich stron, wiec Ruth, nurkujac, otarl sie o dachy domow i wyladowal przed budynkiem Siwspa, jeszcze raz unikajac zderzenia z tymi na ziemi, ktore juz zdazyly przyleciec na nagle wezwanie. Za pozno! krzyknal Ruth, ukladajac skrzydla nad glowa. -Nie moze byc za pozno! Rozstapcie sie, przepuscie nas. Przepuscie Oldive'a! - Jaxom przepychal sie ciagnac za reke Mistrza Uzdrowiciela, ktory utykajac jakos dotrzymywal mu kroku. - Rozstapcie sie! Przepuscie nas! W drzwiach stanal jak wryty. Piemur, Jancis, D'ram i Lytol stali kolem nad krzeslem. Znad oparcia widac bylo tyl glowy harfiarza. Powstrzymujac wzbierajacy szloch, Jaxom przesunal sie w bok, zeby lepiej widziec. Harfiarz wygladal jakby spal. Zair, poszarzaly, zwinal sie przy jego szyi. -Po prostu... zasnal... - mowil urywanie Piemur. - Juz ostygl. -Gdy zajrzalem tu ostatnim razem myslalem, ze zasnal - powiedzial D'ram. - Nie wiedzialem... - Kryjac twarz w dloniach, odwrocil sie. -Siwsp! - ryknal Jaxom. - Siwsp, dlaczego nikogo nie wezwales? Przeciez widziales... -Spojrz. - Sharra dotknela jego ramienia i wskazala na ekran i mrugajace przeslanie. -Na kazdy czyn jest czas wyznaczony? Co to ma znaczyc? Siwsp? Siwsp! Dopiero wtedy Jaxom zauwazyl, ze ekran wyglada inaczej, ze jest tak samo pozbawiony zycia, jak za pierwszym razem, kiedy wszedl do pokoju. -Siwsp? Wprowadzil sekwencje "Przywroc". Potem, przeklinajac niezreczne palce, probowal innych kodow, ale nie otrzymal zadnej odpowiedzi. -Piemur? Jancis? Co robic? Sharra chwycila go za drzace dlonie i przytrzymala je w mocnym uscisku, a jej pelne lez oczy jasnialy wiedza, ktorej nie chcial zaakceptowac. -Siwsp takze odszedl - powiedziala chrapliwym glosem. - Widzisz usmiech na twarzy Mistrza Robintona? Oboje tyle razy widzielismy, jak sie tak usmiecha. Te wiadomosc Siwsp przekazal jemu, ale teraz my ja dziedziczymy. -Wrocmy... wrocmy do kiedy jeszcze zyl... - zaczal Jaxom, zwracajac sie w strone Mistrza Oldive i idac do drzwi. Skoro on i Ruth potrafili latac pomiedzy w czasie... F'nor i Lessa stali w drzwiach. Nie obchodzilo go, czy wiedza, co chce zrobic. Oldive chwycil go za ramie. Oczy mial rozmyte lzami. -Jaxomie, na kazdy czyn jest czas wyznaczony. Juz nic nie mozemy dla niego zrobic. Czas Robintona sie dopelnil. -Nie pozwolil nikomu sie domyslac, jak bardzo jest chory - mowila Sharra Jaxomowi. -To byla tylko kwestia czasu - szeptal Oldive, a jego dluga twarz byla zalana lzami. - Porwanie wyczerpalo jego serce. To byla dobra smierc, Jaxomie, chociaz tak nagla i niespodziewana. -Wiedzialem, ze Robinton nie czul sie dobrze - mowil Jaxom potrzasajac glowa, a lzy splywaly mu po policzkach. - Ale nie rozumiem, dlaczego Siwsp tez... -Wyjasnie to - odezwal sie D'ram, ktory juz troche sie uspokoil. Wskazal napis na ekranie. - Mial swoje rozkazy, wiec musial pomoc nam zniszczyc Nici. Z czasem zrozumiesz, jakie to bylo madre ze strony Siwspa. Zaczynalismy za bardzo na nim polegac. -Maszyny nie moga umrzec! - rozpaczal Jaxom. -Wiedza, ktora nam ofiarowal, nie zginie - pocieszal go F'lar. Potem odsunal sie, przepuszczajac Menolly i Sebella. - A teraz pozwol im uhonorowac Mistrza Harfiarza Robintona. Pogrzeb odbyl sie w cudownie piekny dzien. Mistrz Robinton, otulony calunem w barwach harfiarskiego blekitu, zostal zlozony na wieczny spoczynek w spokojnych, niebiesko-zielonych wodach swojej ukochanej Warowni Cove. Mistrz Idarolan wyslal swoj najszybszy statek, a sam przybyl na smoku, aby wyplynac z cialem Mistrza Harfiarza. Mistrz Rybak Alemi przyplynal lodzia z Rajskiej Rzeki, wiodac za soba lodki polawiaczy z zatoki Monako, by zabrac ludzi, ktorzy chcieli towarzyszyc Mistrzowi Robintonowi na miejsce spoczynku. Gdy statek wyplynal z Warowni Cove, wszystkie Weyry Pernu unosily sie na niebie, a jaszczurki ogniste krazyly nad smokami. Lordowie Warowni i Mistrzowie Cechow ustawili sie na pokladzie posrod harfiarzy wszystkich stopni. Sebell i Menolly zaspiewali wszystkie piesni, ktore uczynily Harfiarza tak kochanym przez wszystkich. Menolly przypominala sobie dzien, w ktorym spiewala na pozegnanie swojemu ojcu, Petironowi, dzien ktory rozpoczal wielka zmiane w jej zyciu. Gdy statek, nurkujac i kolyszac sie na falach wplynal w morski prad, prowadzily go flotylle lodzi rybackich. Zlozono cialo w morzu, a wtedy smoki po raz ostatni zaryczaly w holdzie dla Mistrza Harfiarza Pernu. Jaxom, unoszac sie w gorze na Ruthcie, przygladal sie zalobnej uroczystosci. Po nocy rozpaczy pogodzil sie z zalem. Nie mogl jednak pogodzic sie z ciosem, jakim byla utrata Siwspa. Siwsp opuscil go wlasnie wtedy, gdy najbardziej potrzebowal jego madrosci i poparcia. Czy nie zrobil wszystkiego, czego od niego zadal? Czyz on i Ruth nie narazali sie na niebezpieczenstwa, zeby wypelnic cholerne zamowienia niewdziecznej maszyny? Rozumiem twoj smutek, Jaxomie, powiedzial Ruth lagodnie, ogladajac tak samo jak smoki scene ponizej, podczas gdy lodzie zawracaly do Warowni Cove. Ale dlaczego przepelnia cie gniew i niechec? -Zostawil nas, a skoro Mistrz Robinton odszedl, potrzebujemy go bardziej niz przedtem. Nie my, lecz wy. Ale nie powinienes tak myslec. Siwsp pozostawil cala wiedze, jakiej potrzebujesz. Musisz tylko do niej dotrzec, a wtedy uporasz sie z kolejnymi klopotami. Po raz pierwszy w ich dlugim zwiazku, Jaxom odniosl sie z niechecia do slow Rutha. Wiesz, ze mam racje, pocieszal go Ruth. Siwsp byl tak samo zmeczony jak Mistrz Harftarz. Tysiace Obrotow czekal na mozliwosc wypelnienia swojego zadania i dotrzymania wiary swoim tworcom. Choc Jaxom opieral sie tej mysli, slowa ostatniego przeslania rozbrzmiewaly w jego glowie. Robinton tak bardzo radowal sie ze wspolpracy z Siwspem. Czy Siwsp zakonczyl swoje istnienie przed, czy po tym jak Mistrz Robinton zapadl w swoj ostatni sen? Gdyby Siwsp zdawal sobie sprawe ze stanu zdrowia Mistrza Robintona, na pewno wezwalby kogos na pomoc. Wczoraj wszyscy sie nad tym zastanawiali. Ale w koncu zgodzili sie z D'ramem, ze Siwsp wypelnil swoje rozkazy. Wiec oddaj Siwspowi czesc, jaka mu sie nalezy, Jaxomie Gniew i niechec zaciemnily twoj umysl i serce. Jaxom westchnal. Pomysl o tym co razem zrobilismy, ty i ja, zeby pokazac Siwspowi, ze moglismy to zrobic. Dokonywalismy niemozliwego, poniewaz wiedzialem kiedy i gdzie to zrobic. Dobrze, ze stlukles moja skorupe w ten Dzien Wylegu, Jaxomie, bo inaczej co by sie stalo z Pernem? Jaxom rozesmial sie, sprowokowany sprytnymi slowami swojego smoka. Ze zdumieniem zorientowal sie, ze rozumowanie Rutha poprawilo mu humor. -I na wszystko jest czas! - wykrzyknal glosno. To, co powiedzial Ruth bylo prawda. Tylko oni: Jaxom, Lord Warowni Ruathy, i Ruth, bialy smok, mogli dokonac tego, czego trzeba bylo dokonac aby na zawsze uwolnic Pern od Nici. Sluzyli swojemu swiatu tak, jak tylko smok i jego jezdziec moga sluzyc, zjednoczeni mysla i sercem dla osiagniecia celu. Jaxom i Ruth, juz pogodzeni, zawrocili w strone Warowni Cove, gotowi przejac dziedzictwo wiedzy pozostawione im przez Siwspa. Podziekowania Autorka raz jeszcze dziekuje doktorowi Jackowi Cohenowi za to, ze nadal rzeczywisty wymiar jej wyobrazni i dopilnowal, by nie ulegala jej kaprysom. Autorka chcialaby podziekowac takze Elizabeth Moon za uprzejme zezwolenie na posluzenie sie jej wierszem, ktorego autorstwo w ksiazce przypisane jest Elimonie, Czeladniczce w Cechu Harfiarzy (rozdzial 15). Autorka i doktor Jack Cohen sa w pelni swiadomi, ze wypracowanie niektorych technik produkcyjnych i rozwoju technologicznego zabralyby o wiele wiecej czasu niz tu opisano, najprawdopodobniej cale miesiace, czy nawet lata. Jednak pisarz i jego doradca maja prawo do pewnej swobody przy tworzeniu powiesci. A poza tym, Pernenczycy maja Siwspa, prawda? * Ksiega Koheleta, 3,1; Pismo Swiete Starego i Nowego Testamentu, Wydawnictwo Pallotinum, Poznan-Warszawa, 1990 (przyp. red.). This file was created with BookDesigner program bookdesigner@the-ebook.org 2010-01-20 LRS to LRF parser v.0.9; Mikhail Sharonov, 2006; msh-tools.com/ebook/