BRADLEY MARIONZIMMER Trillium #4 Pani Trillium MARION ZIMMER BRADLEY Tytul oryginalu Lady of the Trilium Przeklad Wieslawa Cieplucha Pawel Czajczynski Ksiazka ta dedykuja wszystkim mieszkancom Lodowego Zamku,bez ktorych wsparcia i zachety nigdy nie powstalaby ta opowiesc Rozdzial pierwszy Wieza Noth stala opustoszala w otoczeniu umierajacych chwastow. Biale burzyny zalegly grubym kozuchem na warstewke wody, ktora niegdys wypelniala po brzegi gleboka fose, a w powietrzu unosil sie zapach smierci. Dziewczyna w zwiewnych szatach przebiegla przez zwodzony most, kamienny dziedziniec i ogrod, i wpadlszy do komnaty Arcymagini ujrzala, jak stara kobieta wydaje z siebie ostatnie tchnienie, a jej cialo rozpada sie w proch. Kiedy stala tam oszolomiona nagloscia tego wydarzenia, Wieza, dziedziniec i kamienne mury dokola zamienily sie w pyl i ulecialy porwane w objecia rozgniewanego wiatru. Pozostala jedynie biala peleryna Arcymagini... Haramis, Biala Dama, Arcymagini Ruwendy, wyzwoliwszy sie z objec snu, poczula na sobie ciezar minionych wiekow, ciezar starosci, wyjatkowo bolesny, jako ze obraz mlodej dziewczyny, ktora widziala w sennych marzeniach, nadal jawil sie przed jej oczyma. Nie bylo w tym nic szczegolnie zaskakujacego; przyszlam na swiat juz tak dawno i pamietam czasy, ktorych nie pamietaja pradziadowie najstarszych ludzi, pomyslala posepnie. Jako Arcymagini, dusza zwiazana z ta ziemia, zyla znacznie dluzej niz jej dwie siostry. Mimo iz ujrzaly swiatlo zycia jednego dnia, ich drogi przeznaczenia rozeszly sie w rozne strony juz dawno temu, a teraz pozostala tylko ona, najstarsza z trzech ksiezniczek. Kadiya odeszla pierwsza. Po wielkiej bitwie z najezdzcami z Labornoku i zlym czarodziejem Orogastusem zniknela na ukochanych moczarach wraz ze swym przyjacielem Odmiencem i talizmanem, Potrojnym Plonacym Okiem, stanowiacym czesc wielkiego, magicznego berla, ktorego siostry uzywaly w zmaganiach z Orogastusem. Przez pewien czas utrzymywala z Haramis sporadyczny kontakt poprzez czarodziejska mise, lecz od znikniecia Kadiyi uplynelo juz wiele dekad. Na pewno dawno nie zyje, myslala Haramis. Anigel, najmlodsza z siostr, poslubila ksiecia Labornoku, Antara, doprowadzajac do zjednoczenia obu ich krolestw. Umarla w spokoju, dozywajac starosci, otoczona dziecmi i wnukami. Tron polaczonych krolestw przeszedl w rece jej potomkow. Czy zasiada na nim teraz jej wnuk czy tez prawnuk? Haramis nie mogla sobie przypomniec; lata mijaly zbyt szybko. Moze juz praprawnuk. Haramis, najstarsza z siostr, zostala Strazniczka Ziemi, zajmujac tym samym miejsce Arcymagini Binah. Przez te wszystkie lata mieszkancy Ruwendy wiedli spokojny i dostatni zywot; Haramis kochala te ziemie niczym wlasne dziecko. W pewnym sensie istotnie Byla jej matka. Teraz jednak Haramis zaczela miewac przedziwne sny. Juz trzecia noc z kolei przezywala smierc Binah i rankiem budzila sie zbyt zmeczona, aby wstac z lozka. Czy bylo to ostrzezenie przed zblizajaca sie smiercia? Byc moze nadchodzil czas, kiedy nowa strazniczka miala przejac jej obowiazki. Gdyby stosunkowo szybko wybrano nastepczynie, Haramis zdazylaby jeszcze przekazac jej choc czesc swojej wiedzy. Zalowala, ze sama nie miala takiej mozliwosci, kiedy dostapila zaszczytu sprawowania funkcji Strazniczki. Binah po prostu przekazala Haramis swa peleryne i zamknela na zawsze oczy, a Wieza, w ktorej zyla i pracowala, rozsypala sie w proch wraz z jej cialem. Haramis miala odziedziczyc tron i od dziecinstwa przygotowywano ja do roli krolowej, a nie Arcymagini, totez nagla zmiana obowiazkow wydala sie jej co najmniej niepokojaca. Nie taka spuscizne pragnela przekazac swej nastepczyni. Nie zwazajac na bole w stawach i ogolne zle samopoczucie, zwlokla sie z lozka. Gdyby nadal zyla w Cytadeli w Ruwendzie, w miejscu, gdzie dorastala, niewatpliwie czulaby sie duzo gorzej. Jak w kazdym kamiennym zamczysku, panowaly tam chlod i wilgoc. Przejmujac obowiazki Arcymagini, Haramis przeprowadzila sie jednak do Wiezy usytuowanej na szczycie Gory Brom, w poblizu granicy Labornoku i Ruwendy. Pomimo trzaskajacych mrozow i hulajacych dokola polnocnych wiatrow, wewnatrz kamiennego schronienia panowalo przyjemne cieplo. Wczesniej Wieze zamieszkiwal Orogastus, ktory kochajac luksus, sciagal tu wszystko, co tylko udalo mu sie wyszukac, ukrasc, badz kupic. Gromadzil glownie machiny i urzadzenia Zaginionego Ludu; wiekszosc z tych dziwnych przedmiotow stanowila niebezpieczna bron, lecz niektore byly calkiem praktyczne i ulatwialy codzienne zycie. Orogastus, na swoje nieszczescie, nigdy, nie pojal roznicy miedzy technologiczna spuscizna Zaginionych a prawdziwa magia. Zbyt silne uzaleznienie czarnoksieznika od tajemniczych urzadzen umozliwilo trzem siostrom zniszczenie go ta druga bronia. Dla Haramis roznica miedzy magia a starozytna technologia byla oczywista, choc moze trudna do zdefiniowania. Nadal nie potrafila wiec zrozumiec, jak Orogastus mogl okazac sie tak bezgranicznie glupi, szczegolnie, ze posiadl pewne magiczne umiejetnosci. Haramis wzdragala sie przypominajac sobie krotki okres, kiedy znajdowala sie pod urokiem, ktory na nia rzucil. Przez kilka tygodni zyla nawet w radosnym przeswiadczeniu, ze darzy go uczuciem. Najwyrazniej obrocilo sie to przeciw niemu. Nie wykorzystal kilku sposobnosci, aby mnie skrzywdzic, pomyslala, nawet kiedy juz otwarcie mu wyznalam, ze go nie kocham. Zachowywal sie, jakby byl przekonany o swojej do mnie milosci. Wierzyl, ze nie potrafilby wyrzadzic mi krzywdy, a ja z koniecznosci odwzajemnie jego uczucie i wespre go w jego planach. Przeszedlszy przez komnate zblizyla sie do wykwintnie zdobionej, drewnianej komody i z jednej z szuflad wyjela srebrna czare. Postawila ja na stole, zajmujacym srodek pokoju, i do polowy napelnila czysta woda z dzbana stojacego przy lozku. Potem pochylila sie nad nia. Wrozenie z wody bylo praktykowane wsrod kilku szczepow Odmiencow, ktorzy zamieszkiwali bagna otaczajace Cytadele. Odmiency nie wywodzili sie z ludzkiej rasy; w ich zylach plynela krew rdzennych mieszkancow tej ziemi. Niektore plemiona przypominaly ludzi, a inne wygladaly jak urzeczywistnienie nocnego koszmaru, lecz na ogol stworzenia te zyly w zgodzie z ludzmi. Nyssomowie stanowili odlam czlekopodobnych Odmiencow, a kilku z nich sluzylo na ruwendianskim dworze w okresie dziecinstwa Haramis. Jej najlepszy przyjaciel, Nyssom Uzun, ktory piastowal funkcje nadwornego barda, poza muzycznym talentem posiadal znaczne zdolnosci magiczne. To on nauczyl Haramis magii wody. Owa wielce zawodna metoda wrozenia okazywala sie niewiele lepsza jako sposob komunikowania sie. Haramis dostrzegla jednak, ze wsparta moca Arcymagini, stawala sie nawet calkiem dokladna. Warunkiem powodzenia i wiarygodnosci byl jednak pusty zoladek. Teraz postarala sie oczyscic swoj umysl, chociaz zauwazyla, ze nie potrafi calkowicie pozbyc sie resztek nocnych snow. Spojrzala w krystaliczna wode. Prawie natychmiast splynelo na nia uczucie, ze szybuje w powietrzu, niczym na grzbiecie jednego z ogromnych lammergeierow, ktore w razie potrzeby przenosily ja z miejsca na miejsce, i ze zbliza sie ku wiezy. Rozpoznala najwyzsza wieze Cytadeli. W przeciwienstwie do glownego budynku, stanowiacego pozostalosc z czasow Zaginionego Ludu, zostala wzniesiona stosunkowo niedawno" (w ciagu ostatnich pieciuset lat) przez ludzi. Haramis wyladowala lekko na dachu i pozwolila swojej duchowej postaci przeniknac przez podnoszone drzwi do najwyzej polozonej komnaty. Pomieszczenie swiecilo teraz pustka. Ostatnim razem, kiedy Haramis w rzeczywistosci tu przebywala, pelne bylo labornockich zolnierzy. Probowali pojmac ja i Uzuna i jedynie przybycie dwoch lammergeierow, ktore zabraly ich ze szczytu Wiezy, ocalilo jej zycie. Wspomnienia tego dawno minionego dnia powrocily, kiedy Haramis stanela na dawnym szlaku swej ucieczki. Na nizszej kondygnacji miescila sie sypialnia zolnierzy z Cytadeli. O ile Haramis mogla sobie przypomniec, ten szalony pomysl zrodzil sie w glowie jej dziadka; zolnierze spali siedemnascie pieter ponad ziemia. Jej ojciec, bardziej uczony niz wojownik, nie zadal sobie trudu zmiany tego osobliwego ukladu. Najwidoczniej jednak znalazl sie ktos dosc rozumny, aby polozyc kres temu zwyczajowi, zanim zmieniono go w uswiecona tradycje. Chociaz w pomieszczeniu wciaz stalo kilka pokrytych kurzem lozek i skrzyn na ubrania, w bylej kwaterze znajdowalo sie teraz tylko dwoje ludzi, dzieci, chlopiec i dziewczynka, oboje w wieku mniej wiecej dwunastu lat. Siedzieli na podlodze zwroceni twarzami do siebie w samym srodku kaluzy swiatla, wpadajacego przez otwarte okno. -Mysle, ze dziala pod wplywem swiatla - mowil chlopiec. Byl szczuply, a jego ciemne wlosy nadawaly sie juz do podciecia. Splynely mu kaskada na twarz, gdy nachylil sie nad obiektem swego zainteresowania. Bezwiednie odrzucil je do tylu, lecz opadly ponownie, gdy tylko zdazyl odsunac reke. Tym razem dal za wygrana. -Niemozliwe, ze tylko w ten sposob - sprzeciwila sie dziewczynka. Niedbale splecione warkocze jasnorudych kedziorow zwieszaly sie jej do pasa. Haramis nie widziala takich wlosow od ostatniego spotkania z Kadiya. Wygladalo rowniez na to, ze dziewczynka tyle samo co Kadiya przykladala wagi do wygladu zewnetrznego. Dzieci mialy na sobie ubrania najwyrazniej odziedziczone po starszym rodzenstwie i zadne nie zdradzalo najmniejszej potrzeby utrzymywania ich w czystosci. Drewniana podloga wygladala, jakby nie zamiatano jej od miesiecy, a moze nawet od lat. Widnialy jednak na niej slady sugerujace, ze tych dwoje, a moze ktos inny, mialo zwyczaj wyciagac sie na ciemnych deskach, nie zwracajac uwagi na kurz i drzazgi. Dziewczynka wydawala sie chudsza od chlopca. Czy nikt nie karmi tych dzieci? - zastanawiala sie Haramis. -Nie dziala po ciemku. - Chlopiec uparcie obstawal przy swoim. -Och, zgadzam sie, ze nie dziala bez swiatla, lecz gdyby tylko ono budzilo je do zycia, to wszystkie melodie, z wyjatkiem dolnej, zagralyby od razu. Niewidzialny gosc przeszedl przez pokoj, zeby zobaczyc, co dziewczynka trzyma w dloniach. Wystarczylo jedno spojrzenie; byla to jedna z ulubionych zabawek Haramis z okresu dziecinstwa, pozytywka pamietajaca czasy Zaginionego Ludu. Szesciokatna figura wygrywala rozne melodie w zaleznosci od tego, na ktorym boku ja postawiono. -Spojrz, Fiolonie - zauwazyla dziewczynka, trzymajac szescian tak, ze jedna jego krawedz dotknela podlogi. - Gdyby chodzilo tylko o swiatlo, powinnismy teraz uslyszec przynajmniej jedna melodie - padaja na to promienie slonca. - Odwrocila pozytywke i polozyla ja na podlodze, a z niewielkiego przedmiotu natychmiast wydobyl sie dzwiek. - Widzisz? Musi lezec jedna strona plasko na podlodze albo... - uniosla do gory grajaca nieprzerwanie zabawke... - rownolegle do podlogi. -Chcialas powiedziec poziomo nad podloga - poprawil chlopiec. -To jedno i to samo, jesli podloga jest plaska. A teraz spojrz. - Powoli i ostroznie obrocila pozytywke na jedna strone. - Kostka przestaje grac, gdy przechylam ja wiecej niz na dwa palce. Kiedy drugi bok ulozy sie poziomo, nastepuje przerwa, po ktorej znow odzywa sie melodia. A w czasie tej przerwy - zakonczyla triumfalnie - czuje wyraznie, ze cos przesuwa sie w srodku. Nie zacznie grac, zanim to, co jest wewnatrz, nie dotrze do dna. - Przylozyla przedmiot do ucha i potrzasnela nim lekko. - Jest tam jakis plyn. Strasznie bym chciala ja otworzyc i zobaczyc, jak dziala. Fiolon wyciagnal reke i wyrwal jej z dloni zabawke. -Ani sie waz, Mikayla! To jedyna kostka, jaka mamy, i bardzo ja lubie. Jesli ja rozbijesz, nie ozenie sie z toba, gdy dorosniemy. -Zlozylabym ja z powrotem - protestowala Mikayla. -Skad wiesz, czy potrafilabys ja potem poskladac - zauwazyl Fiolon. - Nie wiesz, co to za plyn. Jest za ciezki jak na wode i na pewno przynajmniej polowe rozlalabys przy otwieraniu. Procz niej nie mamy nic, co pozwoliloby nam poznac muzyke Zaginionego Ludu. -Ty nie zaryzykujesz zniszczenia zadnego zrodla muzyki. Mysle, ze twoj tata musial byc muzykiem. - Rozesmiala sie Mikayla. -Nigdy sie tego nie dowiemy. Fiolon wzruszyl ramionami. Mikayla wziela od niego pozytywke i zwazyla ja w dloni. - Mysle, ze masz racje w sprawie tego plynu. Rzeczywiscie jest za ciezki jak na wode, a to, co siedzi tam w srodku, porusza sie duzo wolniej niz cos, co plywa w wodzie. - Westchnela. - Zebysmy tak znalezli ich wiecej. -Ja tez bym tego chcial - zgodzil sie Fiolon. - Moze wowczas poznalibysmy wiecej melodii. -Gdybysmy znalezli duplikat, moglabym go rozlozyc na czesci i zobaczyc, co jest w srodku. -Dlaczego zawsze chcesz wiedziec, jak wszystko dziala? Mikayla wzruszyla ramionami. - Po prostu chce. Dlaczego ty zawsze chcesz o wszystkim pisac piosenki? Fiolon odwzajemnil wzruszenie ramion. -Po prostu chce. Haramis zakrztusila sie i nagle stwierdzila, ze znow znajduje sie w swej Wiezy, spogladajac w czare z woda. Jej oddech zaklocil nieruchoma powierzchnie, lamiac obraz. No coz, pomyslala, niewatpliwie wyglada dosc inteligentnie, lecz trudno mi zobaczyc w niej Arcymaginie. Musze dowiedziec sie o niej wiecej, a takze o nim. Z uwagi, jaka poczynil na temat malzenstwa, mozna by wnioskowac, ze sa zareczeni, lecz dziwne, ze nie wie, kim jest jego ojciec. Ubrania wyraznie po kims odziedziczyly, ale kiedys byly bardzo porzadnymi strojami. Co wiecej, dzieci nie wyslawiaja sie jak sluzacy. Haramis ubrala sie szybko i poszla do jadalni, by zjesc sniadanie. Miala napisac kilka listow i przeslac pare wiadomosci. Haramis bez trudu wyczuwala ziemie. O wiele gorzej przedstawiala sie sytuacja, gdy trzeba bylo dowiedziec sie czegokolwiek o ludziach. Minelo kilka tygodni, zanim Aya, nyssomijska sluzaca z palacu, otrzymala od Arcymagini wiadomosc, dostala pozwolenie na odwiedzenie swej siostry, a nastepnie oddalila sie od Cytadeli na dostateczna odleglosc, zeby lammergeier mogl ja niepostrzezenie zabrac. Nikt w krolewskim palacu nie wiedzial, ze siostra Ayi pracuje dla Arcymagini, a Haramis chciala, aby nadal pozostalo to tajemnica. Pewnego dnia u stop Wiezy wyladowal lammergeier, niosac na swym grzbiecie cieplo okryta Nyssomijke. Haramis wyszla im na spotkanie i zaprosila drobna kobiete do srodka. Glowna wada miejsca, w ktorym mieszkala, bylo to, ze jej nyssomijscy sluzacy nie mogli bezpiecznie wychodzic na zewnatrz. Nawet po dwustu latach Haramis nadal pamietala dokladnie dzien, w ktorym jej towarzysz i przyjaciel, Uzun, niemalze zamarzl na smierc podczas poszukiwan Talizmanu. Stracila prawie caly dzien wracajac po sladach. Otoczyla Uzuna troskliwa opieka i dopiero gdy spokojnie odtajal, odeslala go z powrotem na niziny. Potem podazyla samotnie w dalsza wedrowke. Ze wszystkich plemion Odmiencow jedynie Vispi potrafili przetrwac w gorach, lecz nawet oni woleli mieszkac w odosobnionych, malych dolinach, ogrzewanych goracymi zrodlami. Haramis zaprowadzila szczelnie opatulona Aye do Wiezy i przekazala jej siostrze, Enyi. Sluzaca zaprowadzila goscia do komnaty, gdzie mogla zaspokoic pierwszy glod po meczacej podrozy. Haramis dlugo czekala na wiadomosci z Cytadeli, wiec kilka dodatkowych godzin nie mialo dla niej znaczenia. Kiedy wszystkie trzy zebraly sie w komnacie, popijajac z kubkow goracy sok z ladu, Haramis zapytala Aye o dzieci, ktore ujrzala w swej wizji. -Ksiezniczka Mikayla i panicz Fiolon? - spytala zdziwiona Aya. Niewatpliwie zastanawiala sie, dlaczego Haramis interesuje sie tymi dziecmi. Arcymagini zdecydowala sie jednak zachowac powod dla siebie, przynajmniej jeszcze przez jakis czas. W milczeniu oczekiwala, az kobieta znow zacznie mowic. -Mika, ksiezniczka Mikayia, jest szostym z siedmiorga potomstwa. Krol koncentruje sie na ksztalceniu swego nastepcy; krolowa zasypuje czulosciami swoje "malenstwo", ktore skonczylo juz dziesiec lat, a pozostala czworka bawi sie razem. - Oddlingijka pokrecila glowa. - Nikt nie interesuje sie tym, co robi Mika, a rodzice Fiolona nie zyja, przynajmniej jego matka. Gdyby nie mieli siebie nawzajem, ksiezniczka bylaby bardzo samotnym dzieckiem i podejrzewam, ze chlopiec takze. Haramis rozwazyla slowa kobiety. -Uzun zawsze byl moim najlepszym przyjacielem - rzekla usmiechajac sie i z czuloscia spojrzala na drewniana harfe z fragmentem kosci u szczytu kolumny. Pogladzila ja dlonia, jakby glaskala ulubione zwierzatko. - Mimo to nie moge sobie wyobrazic, jak wygladaloby moje dziecinstwo bez siostr. Zawsze znajdowaly sie w poblizu czy tego chcialam, czy nie. - Wrocila myslami do terazniejszosci. - Jakie zatem miejsce zajmuje tu Fiolon? Kim on dokladnie jest? Aya kontynuowala swa opowiesc. -Lord Varu Fiolon. Jego matka byla najmlodsza siostra krola Varu - nasza krolowa jest srednim dzieckiem. Matka Fiolona umarla po jego narodzinach, lecz dopiero jakies szesc lat temu krolowa ublagala krola, by zezwolil jej roztoczyc matczyna opieke nad dzieckiem siostry. -A ojciec Fiolona? - Mysl ta nurtowala Haramis od chwili, gdy uslyszala rozmowe dwojki dzieci. Aya wzruszyla ramionami. -Nikt nie wie. Jego matka nie wyszla za maz. Haramis uniosla brwi. -Siostra krola Varu urodzila dziecko, a nikt nie ma pojecia, kim jest ojciec. Biorac pod uwage brak intymnosci we wszystkich palacach i zamkach, jakie widzialam w swym zyciu, wydaje mi sie to niewiarygodne. Bez watpienia musza istniec przynajmniej jakies podejrzenia na temat osoby jej kochanka. -Wedle krazacych na ten temat poglosek, umierajac twierdzila, ze ojcem dziecka jest jeden z Wladcow Powietrza. Haramis ponownie uniosla brwi. -Nigdy nie slyszalam, zeby Wladcy Powietrza przybierali cielesna postac, nie mowiac juz o plodzeniu dzieci. Aya westchnela. -Ona umierala, pani, i prawdopodobnie majaczyla w agonii. Zgadzam sie jednak, to dziwne, iz nikt nie wie, kto jest ojcem chlopca. Bardzo dziwne. Haramis wzruszyla ramionami. -Watpie, by mialo to jakiekolwiek znaczenie. Kazda duza rodzina ma pewna nadwyzke dzieci. Czy ten mlodzieniec i Mikayla sa zareczeni? Aya pokrecila przeczaco glowa. -Slyszalam jedynie jakies plotki, lecz nigdy nie podpisano oficjalnego kontraktu. Mikayla rowniez miesci sie w kategorii, ktora okreslilas, pani, "nadwyzka", podobnie zreszta jak kazda ksiezniczka. Osobiscie nie mialabym nic przeciw tym zareczynom. Sa tak bardzo sobie bliscy. -Szkoda - odezwala sie Haramis. - Mikayla ma zostac nastepna Arcymaginia, wiec bedzie musiala zapomniec o malzenstwie. Aya otworzyla usta ze zdziwienia. -Mika? Arcymaginia? - Zawahala sie przez dluzsza chwile, po czym przemowila ponownie. - Biala Damo, naprawde nie sadze, by spodobal jej sie ten pomysl. -Niewazne, czy jej sie podoba, czy nie - odrzekla spokojnie Haramis. - Tego zycia sie nie wybiera. To jej przeznaczenie. Ze mna bylo dokladnie tak samo. Rozdzial drugi Haramis czula, ze nie moze dluzej zwlekac. Nie potrafila zniesc mysli, ze jej nastepczynie spotkalby taki sam los jak niegdys ja - zostalaby Arcymaginia Ruwendy, nie zdajac sobie sprawy, co to za soba niesie. Tak wiec, chociaz moglo to wydawac sie okrutne i przedwczesne, szczegolnie w oczach Ayi, musi zaczac przygotowywac Mikayle do funkcji, ktora ksiezniczka obejmie pewnego dnia.Aya przez kilka dni pozostala w Wiezy, a Enya dotrzymywala jej towarzystwa, podczas gdy Haramis czynila przygotowania do podrozy, z ktorej miala powrocic wraz ze swa nastepczynia. Oczywiscie mogla wezwac olbrzymie lammergeiery i na ich grzbietach dotrzec do Cytadeli, a nastepnie powrocic z Mikayla do Wiezy. Chciala jednak, by dziewczynka dokladnie przyjrzala sie ziemi, ktorej bedzie strzec w przyszlosci. Gdy nadszedl wyznaczony dzien, Haramis odeslala Aye na grzbiecie lammergeiera. Sama dosiadla froniala i zaladowawszy zapasy zywnosci i sprzet obozowy na drugiego, wyruszyla na poludnie w kierunku Cytadeli, w ktorej mieszkala niegdys i umarla jej siostra Anigel. Przez pierwsze kilka dni podrozowala wsrod gor. Dotkliwy chlod wdzieral sie pod grube i cieple futra, mimo iz aura, jak na zime, wydawala sie stosunkowo przyjazna, a gorskie bezdroza pokrywal zeszlotygodniowy snieg. (Haramis wystarczajaco cierpiala, jadac przez snieg i nie pozwalala, zeby napadalo go wiecej). Rankiem po przebudzeniu, chociaz spala w cieplym worku, bolaly ja wszystkie stawy. Pod koniec piatego dnia opuscila kraine sniegow i ujrzala, jak ogromna, czerwona kula slonca zatapia sie na zachodzie ponad bagnami. Przez wieksza czesc drogi korzystala z zapomnianych, tajemnych sciezek, wrzynajacych sie w mroczne bagna Ruwendy. Kiedys znala tu kazda piedz ziemi rownie dobrze jak zawartosc wszystkich polek swej biblioteki. Szarpiacy miesnie bol swiadczyl wedlug niej niezbicie, ze istotnie zbyt dlugo prowadzila spokojne zycie, nie wychodzac poza mury przytulnej Wiezy. To prawda, ze kiedy ziemi nie zagrazalo niebezpieczenstwo, nie bylo potrzeby opuszczac Wiezy. Pomyslala jednak, ze mimo wszystko powinna robic to czesciej. Ile to juz lat uplynelo od czasu, gdy po raz ostatni widziala swa ziemie inaczej niz w wizjach? Choc cialo miala obolale, odczuwala radosc, cieszyla sie kazdym ruchem, kazdym oddechem. Przybrala postac zwyklej kobiety, juz nie mlodej, lecz jeszcze krzepkiej i zwawej, mimo snieznobialych wlosow opadajacych kaskada na plecy. Taki wlasnie wyglad miala zwyczaj przybierac, kiedy podrozowala po ziemi, nawet w czasach mlodosci. Zapewnial pewien szacunek ze strony napotkanych ludzi i chronil przed przesadna trwoga, jaka budzila obecnosc Arcymagini. Jednak kazdego dnia, gdy nadchodzil zmierzch, zastanawiala sie, czy te pozory dobrej formy nie byly taka sama uluda jak wszystko, co dowodzilo tkwiacych w niej magicznych mocy - lub jak jej prawdziwy wiek. Przypomniala sobie, ze z powodzeniem mogla wezwac jednego z lammergeierow i czesto, szczegolnie poznymi popoludniami, nachodzila ja pokusa, by w ten sposob zaznaczyc pilny charakter swej misji. Sadzila jednak, ze wyladowanie na dziedzincu domostwa swej iles razy "pra" siostrzenicy postawiloby cala Ruwende na nogi. Daloby tez owej dziewczynce oraz jej rodzicom mylne pojecie o obowiazkach i trudach bycia Arcymaginia, a takze kompletnie wypaczony obraz wlasciwego wykorzystywania magicznych sil. Froniale nie mialy najmniejszego zwiazku z magia; Orogastus trzymal je kiedys w stajni (nie potrafil wzywac lammergeierow, wiec froniale stanowily jego jedyny srodek transportu), a Haramis po prostu zaopiekowala sie stadem. Orogastus, zawsze dbajacy o splendor, niewatpliwie wyruszylby z podobna misja na grzbiecie lammergeiera, jesli tylko by mogl. Haramis miala inna nature. Kontynuowala podroz sama, bez niczyjej pomocy, czesto prowadzac froniale, kiedy nisko zwisajaca sie roslinnosc uniemozliwiala jazde. W wygladzie zewnetrznym i sposobie zachowania sie kobiety nie bylo nic magicznego, z wyjatkiem bialej peleryny i laski. Jej Talizman, Trojskrzydly Krag, ktory nosila na lancuszku na szyi, skrywaly zgrzebne szaty. Na nogach miala wysokie, ocieplane buty; odpowiednie zaklecie chronilo je przed deszczem i mglami, pozwalajac wlascicielce nieomylnie poruszac sie w labiryncie niewidocznych sciezek. Arcymagini nie bylo to potrzebne, lecz parala sie zaklinaniem od wczesnego dziecinstwa i nie chciala wyjsc z wprawy. Podroz sprzyjala odswiezeniu wspomnien o drogach i sciezkach Ruwendy, jako ze ostatni raz wedrowala po nich wiele lat temu. Mogla wybrac sobie towarzystwo, jakie tylko chciala, mogla posluzyc sie magia i blyskawicznie dotrzec do celu. Poruszala sie jednak na wlasnych nogach albo na fronialu. Miala nadzieje, ze mimo to jej krewna wyczuje magie. Gdyby okazalo sie, ze dziewczynka posiada naturalne zdolnosci magiczne, stanowiloby to dobry poczatek nauki. Podczas krotkich chwil, kiedy Haramis ja widziala, zrozumiala, ze Mikayla raczej bedzie probowala dociekac przyczyn dzialania zaklecia, niz nauczy sie je czuc. Bez watpienia jednak to wlasnie ona pojawila sie w wizji jako nastepczyni Haramis, a wiec takie bylo przeznaczenie. Arcymagini nawet nie brala pod uwage mozliwosci, ze Fiolon, bedac chlopcem i pochodzac z Varu, mialby zostac jej nastepca. Spokojna podroz przez bagna zabrala jej kolejne cztery dni i noce. Przypominala sobie znajome niegdys obszary Ruwendy, w wiekszosci blota porosniete gesta roslinnoscia. Tak dlugo zamieszkiwala wsrod zasniezonych gor, ze wspomnienie moczarow zatarlo sie w jej pamieci. Snieg mogla zawsze strzepnac z ubrania, a bardziej natretne platki topnialy, kiedy weszla do wnetrza budowli. Bloto przyklejalo sie, wysychalo, powodowalo swedzenie skory. Odczula ulge, gdy sciezka doprowadzila ja wreszcie do Wielkiej Grobli i blotniste szlaki zamienily sie w brukowana droge. Teraz nie musiala uwazac na kazdy krok i mogla spokojnie rozgladac sie dokola. Chociaz w okolicach Cytadeli zima zawsze kojarzyla sie z deszczem i plucha, tym razem trafil sie jeden z rzadkich, slonecznych dni. Chlod przestal dawac sie we znaki, co stanowilo przyjemna odmiane w tej ponurej porze roku. Ptaki szczebiotaly w wierzcholkach drzew wyrastajacych po obu stronach Grobli. Kiedy dotarla do laki jasniejacej na Wzgorzu Cytadeli, zauwazyla, ze nawet w srodku zimy kwitly wszedzie czarne kwiaty trillium. Zakaszlala glosno. W czasach jej dziecinstwa Czarne Trillium nalezalo do rzadkich, przesyconych magia zjawisk; w rzeczywistosci istniala tylko jedna taka roslina i opieke nad nia roztaczala Arcymagini. Po zwyciestwie nad Orogastusem kwiaty rozkwitly, pokrywajac ciemnym kobiercem niemalze caly pagorek. Z czasem staly sie rownie powszechne jak chwasty i prawdopodobnie, pomyslala Haramis usmiechajac sie kwasno, traktowano je na rowni z nimi. Poznym rankiem stanela u wrot Cytadeli, gdzie krol powital ja w stanie graniczacym wrecz z oslupieniem. -Arcymagini, wielki to dla nas zaszczyt - rzekl, sprawiajac wrazenie podenerwowanego. - Coz mozemy dla ciebie uczynic? Krolowa, z drugiej strony, chyba potraktowala nie zapowiedziana wizyte Haramis jako przejaw ekscentryzmu starej kobiety. -Musisz byc niezmiernie wyczerpana, Pani! - Jedna ze sluzebnych przybiegla natychmiast w odpowiedzi na spojrzenie krolowej. - Sluzacy zaniosa twe rzeczy do komnaty goscinnej i zadbaja o twoje zwierzeta, podczas gdy bedziesz odpoczywala po podrozy. Dziesiec dni zmagan z zimowa pogoda i wybrykami nieco kaprysnych froniali (zachowywaly sie spokojnie w gorach, lecz najwyrazniej nie cierpialy moczarow) sprawily, ze Haramis nie tylko ogarnialo ogromne zmeczenie, lecz rowniez czula sie porzadnie rozdrazniona. -Mozecie sobie darowac cala te ceremonie - uciela krotko. - Nie przybylam tu, by spotkac sie z wami, lecz z Mikayla. -Mikayla? - powtorzyl zdumiony krol. -Twoja corka, Mikayla - wycedzila Haramis przez zacisniete zeby. Nigdy nie przepadala za glupcami, a lata spedzone w odosobnieniu zatarly pamiec o dworskich manierach. Co wiecej, jako Arcymagini nie musiala przejmowac sie tym, co ludzie o niej mysla. -Szosta z siedmiorga twych dzieci. Pamietasz ja chyba, co? Krol odkaszlnal nerwowo. -Tak, oczywiscie, ze pamietam, lecz to jeszcze dziecko. Czego od niej chcesz? Na szczescie dla resztek nerwow, ktore udalo sie Haramis utrzymac na wodzy, krolowa okazala sie bardziej praktyczna. Przed oczami Haramis przemknelo wspomnienie rodzicow: uczony i nieslychanie roztargniony krol Krain i zdolna, delikatna krolowa Kalanthe. Tymczasem sluzaca pobiegla upewnic sie, czy przygotowano juz komnate goscinna, rozpalono ogien w kominku oraz czy wniesiono bagaze Haramis i zaopiekowano sie dwoma fronialami. Krolowa wyslala Aye z zadaniem odnalezienia ksiezniczki Mikayli i natychmiastowego sprowadzenia jej do niewielkiej komnaty. Nastepnie poprowadzila tam Haramis, wskazala najwygodniejsze krzeslo i poslala po przekaski. -Wkrotce bedzie obiad - wyjasnila - lecz na razie, moze troche suszonych owocow i sera? Haramis usiadla wyprostowana na krzesle zwazajac, aby nie dac po sobie poznac trudow podrozy. Na zewnatrz, obmywana kojacymi promieniami slonca, czula sie dobrze, lecz posrod kamiennych, ponurych murow, mimo wesolo trzaskajacych plomieni w kominku, panowala koszmarna wilgoc, jakze niewskazana dla umeczonego ciala. Spojrzala na podazajacego za nimi krola, ktory zatrzymal sie niepewnie przy drzwiach. Niewatpliwie zalowal, ze nie ma wiecej czasu, aby przygotowac Mikayle na spotkanie ze starsza krewna. Krotka obserwacja dziewczynki podsunela Haramis mysl, iz krolowej towarzyszyly teraz te same odczucia, lecz skrywala je o niebo lepiej od swego meza. A moze, pomyslala Arcymagini, krol rzeczywiscie staral sie odtworzyc w pamieci obraz Mikayli? Skoro sadzil, ze jest jeszcze dzieckiem, najwyrazniej nie zwracal ostatnio na nia zbytniej uwagi. Haramis odnosila wrazenie, ze dzisiejszy dzien przyniesie mu spora niespodzianke. Wniesiono potrawy i Haramis zjadla spokojnie posilek, powstrzymujac swa niecierpliwosc. Aya wkrotce odnajdzie Mikayle i okazywanie zniecierpliwienia wydawalo sie w tej sytuacji co najmniej nierozsadne. Aya wrocila sama. -Gdzie moja corka? - spytala krolowa. Aya patrzyla smutno. -Nie ma jej w Cytadeli, wasza wysokosc. Obawiam sie, ze znow wybrali sie z paniczem Fiolonem na jedna z tych swoich wypraw krajoznawczych. Krolowa opadla gleboko w krzesle i schwycila sie za nasade nosa, jakby pod wplywem naglego bolu glowy. Chociaz matka przyjela wiesc z wyraznym zmartwieniem, Haramis odniosla niejasne wrazenie, ze krolowa nie jest bardzo zdziwiona. Istotnie, jedynym slyszalnym komentarzem byly slowa: -Dlaczego akurat dzisiaj? Krol natomiast zdawal sie absolutnie nie pojmowac sytuacji, ktora nawet nowo przybyla Haramis zrozumiala w lot. Nic dziwnego, siostra Haramis, Kadiya miala zwyczaj znikac na moczarach na cale tygodnie w towarzystwie swego ulubionego kompana, mysliwego Nyssomu, Jaguna, Arcymagini nie bylo wiec obce tego typu zachowanie. Ksiezniczka Kadiya spedzila wiele czasu posrod Nyssomow, ktorzy nadali jej przydomek Przewidujaca i uznali za honorowa czlonkinie plemienia. -Wyprawy krajoznawcze? - parsknal. - Wytlumacz sie, kobieto! Czy chcesz przez to powiedziec, ze moja corka wloczy sie samotnie po moczarach? -Nie, wasza milosc - odezwala sie pospiesznie Aya. - Jestem pewna, ze nie jest sama. Wraz z paniczem Fiolonem maja wielu przyjaciol w nyssomijskiej wiosce na zachod od Wzgorza, wiec na pewno wyruszyli w towarzystwie przewodnika. Zdawalo sie, ze krol wybuchnie; mezczyzni, pomyslala Haramis, zawsze pytaja o malo wazne sprawy. Wlasnie ten moment wybrala, aby przejac kontrole na sytuacja. -Dokad mogli pojsc? - spytala spokojnym glosem. -W zeszlym miesiacu slyszalam, jak rozmawiali o jakichs starozytnych ruinach nad brzegiem Golobar - odparla Aya - lecz zgodnie uznali, ze poziom wody w rzece nie byl jeszcze dosc wysoki, by tak daleko dotrzec lodka. -Oczywiscie - dodala niesmialo - od tamtego czasu sporo padalo. Haramis znala te ruiny, chociaz sama nigdy tam nie byla. Wznosily sie na granicy Czarnych i Zielonych Blot, mniej wiecej w polowie odleglosci miedzy zrodlami rzeki Golobar a miejscem, gdzie wplywala do Dolnego Mutaru, okolo dnia podrozy na zachod od Cytadeli. Trzeba jeszcze dodac dzien, aby dostac sie do rzeki Golobar, i prawdopodobnie przynajmniej tydzien w idealnych warunkach, by dotrzec do ruin, oczywiscie zakladajac... -Skritekowie! - przypomniala sobie Haramis. - Chyba wie, ze na tym terenie znajduje sie duze skupisko Skritekow, prawda? -Co takiego? - krzyknal krol, zagluszajac jek przerazenia, jaki wydobyl sie z ust krolowej. -Czy ty nic nie wiesz o swoim krolestwie? - warknela Haramis. - Bo nie mam najmniejszej watpliwosci, ze prawie nic nie wiesz o wlasnej rodzinie. -Nie martw sie, mamo; Skritekowie nie skrzywdza Miki - od drzwi dolecial ich pelen ufnosci dzieciecy glos. - Porozmawia z nimi i dadza jej spokoj. Haramis watpila w prawdziwosc tego stwierdzenia. Ona oczywiscie potrafila powstrzymac zarlocznych Skritekow, wydajac rozkaz, lecz byla Arcymaginia. Skritekowie, powszechnie nazywani Topicielami, mieli w zwyczaju ukrywanie sie pod powierzchnia wody w oczekiwaniu na zdobycz, przede wszystkim Odmiencow oraz duze zwierzeta. Nastepnie wciagali swoje ofiary w glab, aby je utopic, po czym przystepowali do upiornej uczty. Ich lowieckie metody na ladzie byly jeszcze gorsze; polowali calymi stadami. Haramis widziala, jak atakowali ludzi; sfora Skritekow unicestwila czesc armii krola Voltrika. Haramis zdolala powstrzymac sie od placzu, jako ze krol Labornoku, Voltrik, najechal niegdys Ruwende, usmiercil jej rodzicow i probowal zabic ja i jej siostry. Tak zachowywaly sie dorosle osobniki. Mlode, pod pewnymi wzgledami, byly jeszcze gorsze. Skritekowie skladali jaja i przestawali sie nimi interesowac. Sposrod Odmiencow jedynie oni przechodzili stadium przepoczwarzania sie. Larwa przedla kokon, przeobrazala sie i powstawal maly, niezwykle zarloczny dorosly osobnik. Haramis towarzyszylo niepokojace uczucie, ze na obranym przez dzieci szlaku znajdowal sie jeden z gajow obumarlych drzew, w ktorym Skritekowie przepoczwarzali sie w drapiezne bestie. Postanowila sprawdzic slusznosc swoich obaw. Niestety, wlasnie w tej chwili krolowa, z nieukrywana duma, przedstawiala swoje "malenstwo" - dziesiecioletniego ksiecia Egona. Sklonil sie nad reka Haramis ku jej skrzetnie tlumionemu rozbawieniu. Maly czarodziej. Geste, zlote loki splywaly mu na ramiona, a duze, blekitne oczy patrzyly niewinnie; w istocie bardzo przypominal Anigel. Historia lubi sie powtarzac, pomyslala Haramis. Mam nadzieje, ze ma troche rozumu, chociaz z takim wygladem prawdopodobnie moze przetrwac i bez niego. -Wiec twoja siostra rozmawia ze Skritekami, tak? - zapytala Haramis. - Co im mowi? -Mowi, ze nie wolno im wypowiadac wojny ludziom. Haramis byla zaskoczona. Malec powiedzial prawde, a domaganie sie przestrzegania tego zakazu nalezalo do obowiazkow Arcymagini. Skad jednak Mikayla mogla o tym wiedziec i w jakich okolicznosciach dyskutowala na ten temat ze Skritekami? Nie sadzila, zeby Skritekowie stosowali sie do tego zakazu, lecz jesli Mikayla myslala inaczej... Haramis chciala jak najszybciej spotkac sie z ksiezniczka, jako ze poznanie dziewczynki stalo sie dla niej niezmiernie wazne. Rozdzial trzeci Rzeka okazala sie wystarczajaco gleboka, by plaskodenne lodzie Nyssomow z powodzeniem mogly dotrzec do ruin. Mikayla i Fiolon wraz ze swymi nyssomijskimi przewodnikami, Quasim i Traneo, od kilku juz dni podrozowali lodziami, czesto przeciagajac je przez plycizny i wioslujac, gdy glebokosc wody pozwalala na uzycie wiosel. Dzien za dniem, od switu do zachodu slonca, uparcie wykonywali mozolna prace.Kiedy ciemnosci nie pozwalaly dostrzec nurtu, wyciagali lodzie na brzeg. Zjadali dokladnie odmierzone porcje suszonego miesa, glownego pozywienia, jakie zabrali ze soba w podroz, po czym ukladali sie do snu w jednej z lodzi, stawiajac na niej druga, odwrocona do gory dnem. W miare stabilna konstrukcja pozwalala uniknac meczacych nocnych wart. Skritekowie, jedyni drapiezcy, jacy potrafili sforsowac drewniane schronienie, nie bedac prowokowani, pozostawiali ludzi w spokoju. Zapach Quasiego i Traneo, jesli spali pomiedzy Mikayla a Fiolonem, nie mogl draznic czulych nozdrzy przechodzacego nie opodal Skriteka. W rzeczywistosci, zanim znalezli sie na obszarze zamieszkiwanym przez te bestie, zdazyli juz przesiaknac zapachem moczarow. Po dwoch dniach podrozy po terytorium drapiezcow na brzegu rzeki ujrzeli w koncu slady ruin, ktorych poszukiwali. Fiolon wskazal na nie podekscytowany. -Spojrzcie, tam byla kiedys wioska. Moze w tych ruinach znajdziemy wiecej pozytywek albo czegos rownie ciekawego. -Nie wierze, ze moze byc cos rownie ciekawego - dokuczala mu Mikayla. - A juz na pewno nie dla ciebie. -Ksiezniczko - wtracil niewielkiego wzrostu Quasi - nie warto zaglebiac sie w te ruiny, tamte polozone dalej, wzdluz rzeki, sa o niebo ciekawsze. Mikayla popatrzyla na niego podejrzliwie. -Chcesz, zebysmy plyneli dalej rzeka przez terytorium Skritekow, narazajac sie na jeszcze wieksze ryzyko spotkania z nimi? Co ci sie nie podoba w tych ruinach? -Mnie sie podobaja - zaprotestowal Fiolon - i chce sie dowiedziec czegos wiecej o Zaginionych. -A ja naprawde chce znalezc wiecej pozytywek - dodala Mikayla - i zobaczyc, jak dzialaja. Traneo, najwyrazniej czyms przerazony, wtracil nagle: -Krol rozgniewalby sie, gdyby cos ci sie przytrafilo, paniczu. Jestem odpowiedzialny za wasze bezpieczenstwo. -To nonsens - powiedzial Fiolon. - Krol nie dba o to, co robie. Nie sadze, by w ogole mial pojecie, ze tu jestesmy. Mikayle wprawila w trwoge pewnosc, z jaka przemawial Fiolon, oraz prawdziwosc jego slow. Przez chwile nie wiedziala, co odpowiedziec. Nastepnie ponownie zwrocila sie do Quasiego: -Wciaz jeszcze mi nie powiedziales, dlaczego te ruiny moga byc niebezpieczne. -No coz - zamruczal podenerwowany przewodnik, przewracajac oczyma - one wciaz zyja. -Zyja? - spytal Fiolon. - Ruiny? Chcesz nam powiedziec, ze te budowle zyly i wciaz sa zywe? Nigdy nie slyszalem, zeby nawet Zaginieni potrafili ozywiac budowle. -Gdy sie do nich wejdzie - odpowiedzial Quasi drzacym tonem - glosy dobywaja sie spod ziemi i przemawiaja w nieznanym jezyku. -A moze tam nadal dzialaja urzadzenia Zaginionego Ludu? - odezwala sie podekscytowana Mikayla. - Musimy wejsc do srodka! -Nie teraz! - rzekl stanowczo Traneo. - Zaczyna zmierzchac. Prosze, ksiezniczko, nie rob niczego zbyt pospiesznie. Sen przywroci jasnosc naszym umyslom, a jesli naprawde musisz tam wejsc, zaczekaj do rana. -No dobrze. Znajdzmy zatem jakies bezpieczne miejsce na oboz - zaproponowala Mikayla. - I... nie wiem jak wam, ale mnie zaczyna burczec w brzuchu. Fiolon odpowiedzial akcentujac kazde slowo. -Burczy mi w brzuchu juz od trzech dni. To ty nalegalas, zebysmy porcjowali zapasy jedzenia. -I wciaz mysle, ze to dobry pomysl - odparla Mikayla - bo jesli skonczy nam sie zywnosc, bedziemy musieli wrocic do domu, a tego nie chce. Przynajmniej jeszcze nie teraz. -Co zatem, wedlug ciebie, powinnismy zrobic? - zapytal Fiolon. -Mysle, ze Quasi i Traneo powinni znalezc odpowiednie miejsce na obozowisko. Fiolon spojrzal pytajaco na Quasiego, ktory natychmiast ustosunkowal sie do tej propozycji: -Do zmroku pozostalo nam niewiele czasu, paniczu, lecz zrobie co w mojej mocy. Poplyneli jeszcze kawalek w gore rzeki, po czym Traneo dal sygnal, by skierowac lodzie do brzegu, na niewielki cypel pokryty okraglymi, wygladzonymi przez wode kamieniami. -Mozemy sprobowac tam, paniczu Fiolonie. Przynajmniej w tym miejscu Skritekowie nie moga czyhac w wysokiej trawie. -Oczywiscie, ze nie - zgodzila sie Mikayla. - W tej trawie nie moglby skryc sie nawet polny flint. - Dziewczynka zgrabnie wyskoczyla z lodzi, aby poszukac wyschnietej trawy na podpalke do ogniska. W chwili gdy postawila stope na ziemi, zamarla. -Mika? - spojrzal pytajaco Fiolon. - Co sie dzieje? -Cos - odpowiedziala Mikayla - lecz nie wiem co dokladnie. Czuje cos, cos w ziemi. Traneo zdazyl juz wyjsc na brzeg i szukal odpowiedniego miejsca na ognisko. Mikayla wolnym krokiem podazyla za nim, probujac okreslic zrodlo swego niepokoju. Podeszla do sterty gladkich kamieni i stopa odwrocila jeden. Ku swemu zdziwieniu poczula, ze byl miekki i szorstki niczym skora. Po chwili kamien zaczal powoli kolysac sie w przod i w tyl. Przeciez nie kopnela go zbyt mocno, prawda? Podczas gdy patrzyla na niego w zdumieniu, rozszczepil sie przy wtorze dziwnego odglosu, przypominajacego rozdzieranie sie materialu. Z powiekszajacej sie szczeliny wychynal brzydki zielony ryjek z dwoma wylupiastymi oczkami. Mikayla nigdy przedtem nie widziala Skriteka w stadium larwalnym, lecz od razu zrozumiala, ze ma go wlasnie przed soba. Brzydki pysk rozwarl sie szeroko, ukazujac dwa rzedy ostrych i zaskakujaco dlugich zebow. Byl siedmiokrotnie mniejszy od doroslego Skriteka i brakowalo mu przerazajacych klow. Zaskoczyla ja szybkosc ruchow malego brzydactwa. Nie mialo wiecej niz stope wysokosci, lecz wydawalo sie, ze rosnie w oczach. Blyskawicznie podpelzl do Traneo, schwycil nieszczesnika pazurami i zaczal ciagnac w kierunku wody. Ku przerazeniu dziewczynki, drapiezca zaczal pozerac Odmienca zywcem. Traneo wydal z siebie przerazliwy krzyk. Mikayla nie mogla uwierzyc, ze stworzenie widzi poprzez biala, skorzana mgielke pokrywajaca wylupiaste oczy. Stala oslupiala ze strachu, kiedy Skritek konczyl odgryzac glowe biednego Odmienca. Krzyk Traneo ucial sie nagle, gdy ciemna ton zamknela sie ponad ofiara i krwiozercza bestia. Mikayla odskoczyla do tylu, potknela sie o kamien i runela na piasek. Poczula obezwladniajacy strach; podczas lowow stawala juz twarza w twarz ze smiercia, lecz nigdy w tak odrazajacej formie. Probowala podniesc sie z ziemi, lecz kolejne jajo poruszylo sie pod jej stopa i ponownie stracila rownowage, zanim jeszcze pojawila sie kolejna larwa Skriteka. Upadek pozbawil ja tchu i przez chwile lezala nieruchomo. Maly Skritek zdazyl otworzyc pysk, kiedy nadlatujacy kamien uderzyl go w wyciagnieta glowe. Stworzenie zachwialo sie i leglo na boku. Szlochajac z ulgi, Mikayla wstala i wpadla na Fiolona, ktory raczej szorstko niz z galanteria wciagnal ja do lodzi i pospiesznie odplynal na srodek rzeki. Mikayla powoli przychodzila do siebie. Nie przestawala oplakiwac Traneo; nikt nie powinien umierac w taki sposob, pozerany zywcem. Po chwili jednak minela jej histeria i rozluznila palce wpijajace sie w ramie Fiolona, co znacznie ulatwilo mu sterowanie lodzia. -Tym "czyms" byl Skritek, a te okragle przedmioty przypominajace kamienie, to jaja tych stworow, prawda? - odezwal sie Fiolon. Z tylu, z drugiej lodzi, uslyszeli ponure potwierdzenie Quasiego, ktory przytrzymywal rufe ich lodki. Mikayla wzdrygnela sie i spojrzala na brzeg. -Potrafie sobie radzic z doroslymi Skritekami, lecz nie z takimi. Teraz, kiedy zobaczylam je z bliska, wydaja mi sie jeszcze bardziej odrazajace - zauwazyla. - Nie mam zamiaru podchodzic do nich blizej. Dzieki, jesli to ty rzuciles kamieniem, Fiolonie. Chyba uratowales mi zycie. Co teraz zrobimy? Fiolon odezwal sie drzacym glosem: - Powinnismy chyba wrocic do ruin. Wole slyszec dziwne glosy niz spotykac sie z larwami Skritekow. -Zgadzam sie - odrzekla Mikayla. - Popatrz na te jaja! - Na brzegu pozostale jaja kolysaly sie i rozszczepialy, wydajac przedziwne odglosy. Larwy pozeraly sie nawzajem w okrutnej walce o przetrwanie. Wkrotce caly brzeg pokryl sie masa walczacych ze soba poczwar, obryzganych zielonkawoczarna posoka. Obserwujacy to odwrocili z obrzydzeniem wzrok, a lodzie bystro pomknely w dol rzeki. Przez chwile panowala cisza; Fiolon sciskal w dloniach ster, spogladajac na ciemniejace brzegi rzeki, a Quasi zelaznym chwytem przez caly czas trzymal lodzie razem. Mikayla, nadal nie mogac opanowac drzenia, podeszla, zeby pomoc Odmiencowi. Widziala juz wczesniej slynnych Topicieli. Z tymi, z ktorymi sie spotykala, zawsze udawalo jej sie porozumiec. Stworzenia, z ktorymi nie potrafila ani komunikowac sie, ani wplywac na ich rozsadek, napawaly ja obawa! Mikayla i Fiolon zbudzili sie o swicie gotowi zbadac ruiny. Quasi nie odniosl sie do tego pomyslu entuzjastycznie. Skoro jednak mial do wyboru samotne oczekiwanie lub wyruszenie z dziecmi, wybral drugie rozwiazanie, narzekajac po drodze. Poruszali sie ostroznie zarosnieta sciezka prowadzaca do ruin, wypatrujac jaj podobnych do kamieni, lecz tym razem niczego podobnego nie zauwazyli. -Ich wylegarnia znajdowala sie chyba tylko przy rzece, nie tutaj - skomentowal leniwie Fiolon. -Miejmy nadzieje - burknal ponuro Quasi. -Nie wyczuwam zadnego niebezpieczenstwa - zauwazyla Mikayla. - Quasi, mowiles, ze ci, ktorzy tu przychodzili, slyszeli jakies glosy. Czy slyszales jednak, by komus przytrafilo sie cos zlego? -Wiekszosc ludzi, ksiezniczko, ma tyle rozumu, ze ucieka slyszac dziwne glosy - odrzekl cierpko Quasi. -Inaczej mowiac - przetlumaczyla Mikayla - nie. Nikomu nigdy nie stala sie tu krzywda. -O ktorej bysmy wiedzieli. - Quasi nie robil wrazenia uszczesliwionego. -A zatem bedziemy mieli oko na szkielety - powiedziala Mikayla, coraz bardziej rozbawiona posepnymi ostrzezeniami Odmienca. -Patrzcie! - krzyknal Fiolon tak gwaltownie, ze przez chwile Mikayla sadzila, ze rzeczywiscie nastapila na szkielet. - Ta budowla przed nami - wydaje sie nie naruszona! - Dzieci popedzily przed siebie, a niezadowolony Quasi podreptal za nimi. Budowla rzeczywiscie sprawiala wrazenie nie naruszonej. Gdy weszli do wnetrza, rozbrzmialy glosy, o ktorych mowil Quasi. -Wcale nie sa przerazajace - stwierdzila Mikayla, zatrzymujac sie, aby posluchac. Fiolon przysluchiwal sie z uwaga. - Mysle, ze wypowiadaja te same slowa w roznych jezykach, jakies powitanie albo oswiadczenie. Wsluchajcie sie w miarowosc ich mowy. Zauwazyliscie podobne brzmienie? Glosy umilkly i Mikayla potrzasnela przeczaco glowa. -Obawiam sie, ze nie mam twojego sluchu, Fiolonie, lecz jestem pewna, ze masz racje. Chodz, panie muzyku, zobaczmy, czy uda nam sie znalezc dla ciebie kolejna pozytywke. - Wziela go pod reke i zaciagnela glebiej do srodka. Nieznani budowniczowie kamiennej budowli podzielili ja na obszerne komnaty. Intensywne promienie slonca wpadaly przez duze, witrazowe okna w ksztalcie rombu. Nawet teraz, gdy niezwykle zywotne pnacza roslin wdarly sie przez witraze do wewnatrz, silne swiatlo pozwalalo nie zapalac pochodni. -Zastanawiam sie, czy byla tu kiedys szkola - odezwala sie Mikayla, kiedy przechodzili przez sale pelna lawek i stolikow. -Moze teatr - zasugerowal Fiolon, gdy znalezli sie w kolejnym pomieszczeniu. - Popatrz, jak lawki wznosza sie dokola sceny. -Tak - przyznala Mikayla - to rzeczywiscie wyglada jak teatr z obrazka, ktory widzialam w ksiazce, lecz czy szkola nie mogla miec swojego teatru? -Musialaby to byc niezwykle zamozna szkola - zauwazyl Fiolon. -Moze w porownaniu z nami Zaginieni byli bogaci - powiedziala Mikayla. - To, co dla nich bylo zwyklymi swiecidelkami, dla nas jest bezcennymi przedmiotami. - Wsadzila glowe do malego pomieszczenia za scena. - Mysle, ze to jakis magazynek, ale jest zbyt ciemno. Masz pochodnie? Quasi niechetnie podal pochodnie i hubke z krzesiwem, pomrukujac, ze pewne rzeczy nie powinny ujrzec swiatla. Mikayla zlekcewazyla narzekania przewodnika, lecz podziekowala mu odbierajac pochodnie. Wraz z Fiolonem weszli do pomieszczenia i w tym samym momencie wydali z siebie westchnienie zdumienia. Pokoj pelen byl stojakow, polek i szafek. Fiolon wrocil do "sali teatralnej" po druga pochodnie, podczas gdy Mikayla ogladala rzeczy stojace na polkach. Pierwsza zapelnialy stylizowane maski, ksztaltem i kolorem przypominajace ludzkie twarze. W miejscu oczu widnialy wydrazone dziury, zeby ten, co nosil maski, mogl widziec, posiadaly tez mniejsza szczeline na usta, pozwalajaca oddychac i mowic. Obok znajdowal sie stojak obwieszony kostiumami, lecz kiedy Mikayla sprobowala sciagnac jeden z nich, material rozpadl sie jej w rekach. Z przestrachu niemal sie zakrztusila. -Co ja narobilam? Fiolon przystawil swoja glownie do jej pochodni i w pomieszczeniu zrobilo sie calkiem jasno. Dotknal palcami lezacych na podlodze strzepow kostiumu. Rozsypaly sie ostatecznie. -Nic nie zrobilas, Mika - zapewnil. - To pewien rodzaj jedwabiu, a jedwab starzeje sie z wiekiem. Rozpada sie w proch pod lada dotykiem. -Och, to dobrze - odetchnela Mikayla. - Nie chcialabym myslec, ze bestialsko zniszczylam cenny zabytek. Fiolon wzruszyl ramionami. -Dotykajac tych rzeczy na pewno sie je zniszczy. Sprawdze szafki. Jesli w tym pomieszczeniu sa pozytywki, to tylko tam. -Dobrze - zgodzila sie Mikayla. - Ja szybko przejrze inne stojaki, a potem zajrze do szafek od drugiego konca i spotkamy sie w srodku. Fiolon chrzaknal na znak aprobaty, zdazywszy juz ostroznie otworzyc jedna z drewnianych skrytek. Mikayla przejrzala pozostale kostiumy uwazajac, by nie dotknac zadnego i zatrzymala sie zaintrygowana przed stojakiem pelnym srebrnych kul srednicy jej kciuka. Kazda kulka miala na gorze petelke i zwieszala sie z roznokolorowych wstazek zrobionych z materialu, jakiego Mikayla nigdy wczesniej nie widziala. Sadzac po dlugosci wstazek ulozonych parami, wydawalo sie, ze sluzyly jako rodzaj wiszacych ozdob. Mikayla delikatnie dotknela jednej i przedmiot zadzwonil cichutko, kolyszac sie w przod i w tyl. Niezwykle cichy dzwiek zwrocil uwage Fiolona. -Co tam masz? - spytal podchodzac do niej. -Nie wiem - odparla Mikayla - ale sa ladne, prawda? Fiolon sprawdzal wysokosc dzwieku z jednej i z drugiej strony szeregu wiszacych kuleczek. -Kazdy kolor wydaje inne tony - ocenil. -Ta mi sie podoba. - Mikayla wziela jedna czesc z pary z zielonymi wstazkami i zalozyla ja sobie na szyje. - O, prosze - odezwala sie, wkladajac na Fiolona druga czesc - przynajmniej znalezlismy cos muzycznego. - Przebiegla palcem po wstazce na szyi. - Z czegokolwiek zostala zrobiona, jest mocniejsza niz jedwab. - Podeszla do ostatniej szafki. - Teraz zaczne od mojej strony, tak jak mowilam. Fiolon potrzasnal dzwieczaca kulka raz przy lewym, raz przy prawym uchu, po czym schowal ja pod tunike i wrocil do szafek. Kiedy otworzyl ktoras z kolei, pomieszczenie wypelnilo sie kakofonia dzwiekow. -Mika, zobacz! - zawolal. Mikayla rozesmiala sie. -Nie musze patrzec, slysze. Kiedy graja wszystkie razem, brzmi to troche dziwnie, prawda? Ile ich jest? -Siedem - odparl Fiolon, wpychajac kilka pozytywek do sakwy zawieszonej przy pasku. Mikayla, idac za jego przykladem, wlozyla pozostale do swojej sakwy. Kiedy wszystkie zostaly odciete od swiatla, zalegla cisza. -Mozemy teraz isc? - dolecial ich z zewnatrz glos Quasiego. - Prosze. Mikayla i Fiolon wymienili grymasy cierpietnikow. -No coz - odezwal sie Fiolon - chyba tak. Nie jestem pewien, Mika, lecz wydaje mi sie, ze mamy tu nawet duplikat. -Nie wiemy, ile tych straszliwych poczwar Skritekow przezylo i czy nie rusza w dol rzeki - stwierdzila Mikayla. - Zawsze mozemy wrocic kiedy minie pora ich wylegu. -W takim razie - powiedzial ochoczo Quasi - zabierajmy sie stad. Chcialbym wrocic do domu w calosci! Mikayla wcisnela mala kulke pod tunike, by nie zgubic jej gdzies po drodze do lodzi. Zgasili pochodnie i ruszyli w strone rzeki. Quasi ocenil lodzie smutnym wzrokiem. -Lepiej zostawic tu jedna - zauwazyl. - Jakos sie pomiescimy i szybciej dotrzemy do domu, jesli nie bedziemy probowali w trojke sterowac dwiema lodziami. - Dzieci ze zrozumieniem pokiwaly glowami, po czym we troje sprawnie przeniesli zapasy do jednej lodzi, a druga wciagneli na brzeg i odwrocili do gory dnem. -Mozemy ja zabrac nastepnym razem - odezwala sie Mikayla. Quasi zachnal sie i odepchnal lodz od brzegu. Wartki nurt porwal ich blyskawicznie w swe objecia i wkrotce zblizyli sie do miejsca, gdzie Golobar wplywala do Dolnego Mutaru. Mikayla zamrugala, probujac przyjrzec sie masie wod przed soba. - Nurt wydaje sie teraz bardziej rwacy niz gdy plynelismy w tamta strone - zauwazyla z zaciekawieniem. Quasi podniosl glowe i westchnal. -Usiadzcie na dnie lodzi i pochylcie sie nisko - polecil, lecz kiedy dzieci pospiesznie wypelnily polecenie, lodka wplynela juz na wody Dolnego Mutaru i wywrocila sie niczym dziecieca dlubanka porwana na skrzydla porywistego wichru. Rozdzial czwarty Na szczescie lodz znajdowala sie tuz przy brzegu i prad zniosl troje podroznikow w jego kierunku. Fiolon dosc szybko wyczul grunt pod nogami, schwycil Quasiego i wyciagnal na lad. Mikayla znalazla sie pod jednym z kocow unoszacych sie na powierzchni. Probujac odetchnac, poczula w ustach nieprzyjemny smak tkaniny, szybko wiec zanurkowala i stanawszy na dnie wyciagnela rece do gory, przytrzymujac koc nad woda. Cofajac sie ostroznie z uniesionymi w gore rekoma, wydostala sie spod namoczonego materialu i ujrzala zdziwione oczy Fiolona.-Wygladalo to niesamowicie - odezwal sie. - Przez chwile obawialem sie, ze utoniesz. -Nie - odpowiedziala Mikayla - lecz zdawalo mi sie, ze wciagne w pluca ten koc. - Wspolnie wyciagneli go z wody i rozwiesili na galezi, zeby wysechl, zdajac sobie sprawe, ze moze okazac sie niezbedny, kiedy zapadnie noc. -Pomyslcie o dobrych stronach tej sytuacji - pocieszyla towarzyszy Mikayla, wyciskajac wode z ociekajacych warkoczy. - Przynajmniej wydostalismy sie poza terytorium Skritekow. -I nie jestesmy juz tak daleko od domu - dodal Fiolon. - Quasi, czy moglbys skontaktowac sie ze swoja wioska? - Niektorzy Odmiency potrafili porozumiewac sie telepatycznie na krotkie odleglosci, a Quasi mial do tego szczegolny talent. Przewodnik jednak wpatrywal sie z oslupieniem w niebo. Dzieci podazyly za jego wzrokiem i ujrzaly, jak dwa olbrzymie ptaki znizaja lot, zataczajac nad nimi coraz mniejsze kola. Wielkoscia przynajmniej trzykrotnie przewyzszaly wszystkie ptaki, jakie Mikayla dotychczas widziala, a kiedy podlecialy blizej, uswiadomila sobie, ze sa jeszcze wieksze niz sadzila na poczatku. Ich bialo opierzone ciala dorownywaly wielkoscia fronialom, a bialo-czarne skrzydla zaslanialy niebo ponad glowami zaciekawionych obserwatorow. Nieopierzone szyje i glowy barwa przypominaly skore Mikayli. Czarne oczy patrzyly z inteligencja, jakiej dziewczynka nigdy wczesniej nie widziala u ptaka. Mialy ciemnobrazowe dzioby z dwoma nozdrzami u nasady. Wkrotce ptaki wyladowaly obok przemoczonych podroznych. Na grzbiecie jednego z gigantow siedziala jakas dziwna kobieta. Dzieci spojrzaly zdumione. -Nie wiedzialam, ze ptaki moga przenosic ludzi - odezwala sie Mikayla do Fiolona. Fiolon nie odpowiedzial; usiadl i tylko patrzyl bez slowa. Kobieta sprawiala wrazenie zniecierpliwionej. -Mikayla - odezwala sie wyciagajac reke, aby zlapac dziewczynke - siadaj tu przede mna. - Pociagnela ja mocno. - Fiolonie - dodala wskazujac na drugiego ptaka - wsiadaj. - Fiolon wstal powoli, spogladajac z powatpiewaniem na olbrzymie ptaszysko i ciagnac za soba Quasiego. Odmieniec wahal sie, az kobieta skinela na niego, po czym zajal miejsce tuz przy nagiej szyi ptaka. Kobieta powiedziala cos lammergeierom i uniesli sie w przestworza. Mikayla sadzilaby, ze sni, lecz bol w lewym ramieniu oraz nieslychanie nieprzyjemne wrazenie, ze zamarza mokre ubranie przekonywalo ja, ze nie jest to sen, i ze, przynajmniej na razie, zyje. Dolecieli do Wiezy, w okamgnieniu pokonujac te sama odleglosc, ktora Haramis mozolnie przebyla na fronialach. Mikayla poczula, kiedy ptak, na ktorym lecialy, zaczal obnizac lot; powietrze od razu stalo sie gestsze i cieplejsze, chociaz "cieplejsze" w tym wypadku bylo pojeciem wzglednym. Uniosla lekko glowe znad miejsca, gdzie wcisnela twarz w piora ptaka, aby uchronic sie przed klujacym wiatrem, i spojrzala przed siebie. Zmierzali ku bialej Wiezy osadzonej na krawedzi skalistej gory. Lezacy wokol snieg sprawial, iz budowla bylaby praktycznie niezauwazalna, gdyby nie czarne okiennice oraz takiez blanki dokola najwyzszego poziomu. Lammergeiery wyladowaly na obszernym balkonie, najwyrazniej skonstruowanym do tego celu. Ptaki zlozyly skrzydla, a Mikayla, uwolniona z objec kobiety, zeslizgnela sie na kamienne podloze. Ubranie zdazylo juz kompletnie na niej zamarznac i trzeszczalo przy kazdym ruchu. Odwrocila sie, by sprawdzic, co z Fiolonem. Chlopiec, ktory rowniez zdazyl juz zejsc na ziemie, podtrzymywal nieprzytomnego Quasiego, zupelnie ignorujac zbierajace sie do odlotu ptaki. -Quasi! - powiedzial stanowczym glosem, potrzasajac przewodnikiem. - Zbudz sie! Nieznajoma podeszla do nich sztywnym krokiem, wyciagnela niezrecznym ruchem reke i dotknela czola Quasiego. -Nie slyszy cie - rzekla szybko. - Zabierz go i chodz za mna. - Odwrociwszy sie, weszla do Wiezy, nie ogladajac sie za siebie. Mikayla pomogla Fiolonowi podniesc cialo Quasiego. Byla przerazona trzymajac zimne i bez czucia cialo Odmienca. Wraz z Fiolonem, zesztywniali z zimna, w zamarznietych ubraniach krepujacych ruchy, z wysilkiem manewrowali przez waskie wejscie. Quasi nawet nie drgnal, gdy nieopatrznie grzmotneli nim o framuge. Kiedy weszli do srodka, zauwazyli, ze kobieta stoi przy schodach na koncu hallu. Uslyszeli odglosy lekkich krokow, spieszacych w gore w jej kierunku, po czym pojawilo sie pieciu sluzacych: trzech Nyssomow i dwoch Vispi. Mikayla nigdy przedtem nie widziala Vispi, lecz rozpoznala ich natychmiast z opisow w ksiazkach, ktore czytali z Fiolonem. Vispi wygladem bardziej przypominali ludzi niz Nyssomowie. Byli wyzsi, o wezszych twarzach i czyms, co Mikayli przypominalo ludzkie nosy i usta, skrywajace niewielkie, rowne zeby. Podobnie jak Nyssomowie, mieli wieksze oczy niz ludzie, lecz w odroznieniu od swych krewniakow zielone, a nie zlote. Srebrnobiale wlosy i spiczaste uszy nadawaly ich twarzom niesamowity wyglad, a trojpalczaste dlonie z paznokciami przypominajacymi pazury, sprawialy wrazenie bardzo silnych. -Witaj w domu, pani Haramis - odezwala sie z szacunkiem nyssomijska kobieta. -Dziekuje - odparla krotko Arcymagini. Wskazala na bezwladna postac Quasiego i skinela na dwoch Nyssomow. - Wy dwaj, zabierzcie go i sprawcie, by odtajal. - Ty - powiedziala kobiecie Vispi, wskazujac na Mikayle - zabierz dziewczynke, umyj ja i ubierz. - Nastepnie zwrocila sie do mezczyzny: - Ty zajmij sie chlopcem. -Kiedy odebrano od nich Quasiego i poprowadzono w gore schodami, Mikayla uslyszala, jak Haramis dodaje: -Przygotuj mi kapiel, Enyo, i upewnij sie, ze pali sie ogien na kominku. Kiedy dzieci sie przebiora, zjemy tam posilek. Dopiero gdy zanurzyla swe skostniale cialo w cieplej wodzie, Haramis zastanowila sie, co pomysla rodzice Mikayli o naglym zniknieciu dwojga dzieci. Przeslala mysli jednemu z blizej znajdujacych sie lammergeierow, proszac, aby zawiozl sluzacego z wiadomoscia do krola i krolowej. Kiedy ptak wyrazil zgode, powiedziala Enyi, zeby wybrala sluzacego, ktory mial wyruszyc w podroz, i zadbala, aby ubral sie cieplo. Enya skinela glowa i opuscila komnate. -Zbytnio sie zestarzalam, zeby sobie tak latac - mruknela do siebie Haramis rozkoszujac sie ciepla kapiela i czekajac, az wychlodzone czlonki rozgrzeja sie i zaczna reagowac na wysylane przez umysl polecenia. Dlaczego tutaj przywiozla cala trojke zamiast poleciec najpierw do Cytadeli? Zadne nie bylo odpowiednio ubrane do podrozy w tym klimacie, a ten Odmieniec mogl zamarznac na smierc. Przypomniala sobie ubranie, w ktorym pozwolila Uzunowi wyruszyc wraz z soba w gory, kiedy szukala Talizmanu. Dotknela palcami Trojskrzydlego Kregu, ktory wciaz wisial na zlotym lancuchu miedzy piersiami. Stracila wowczas dwa dni zabierajac Uzuna na dol i przywracajac go do zycia. Powinna byla o tym pamietac, zanim pozwolila Quasiemu dosiasc lammergeiera. Bylby bezpieczniejszy na tamtych moczarach. Poza tym nie potrzebowala tu ani jego, ani chlopca. Potrzebowala jedynie Mikayli. Czy robie sie zgrzybiala? - pomyslala. Zmarszczyla brwi, zastanawiajac sie nad tym pytaniem. Juz dawno odkryla, ze czasami zachowuje sie w sposob dziwny dla siebie samej. Zawsze jednak istniala rozsadna przyczyna takiego dzialania, mimo ze Arcymagini nie od razu zdawala sobie z tego sprawe. Czula, ze wlasnie teraz zaistniala podobna sytuacja, lecz jaka mogla byc przyczyna? Przychodzilo jej do glowy tylko jedno wytlumaczenie: rodzice Mikayli mogli sprzeciwic sie zabraniu corki; lecz, o ile zdazyla sie zorientowac, bylo to malo prawdopodobne. Nawet gdyby sprobowali ja powstrzymac i tak zabralaby dziewczynke i nie mogliby nic na to poradzic. Wzruszyla ramionami, wyszla z wanny i wlozyla na siebie grube ubranie, mimo ze w pomieszczeniach panowalo przyjemne cieplo. Nastepnie udala sie do swoich gosci. Sluzacy wyszukali najbardziej odpowiednie ubiory, choc zaden z nich nie pasowal zbyt dobrze na dzieci. Wkrotce Mikayla i Fiolon, suchutcy i rozgrzani, zasiedli przy kominku w komnacie Haramis. Oczy blysnely im pozadliwie, gdy wniesiono obfity i smakowicie wygladajacy posilek, przygotowany przez gospodynie. Enya usmiechala sie promiennie, jako ze juz czesto skarzyla sie, ze Haramis nie odzywia sie odpowiednio. Z drugiej strony, gospodyni, dla ktorej gotowanie bylo nieskrywana namietnoscia, radowala sie ze zdrowego apetytu dzieci i odbierala to jako wyzwanie dla jej niedocenionego talentu kulinarnego. Quasi przyszedl juz do siebie i mogl do nich dolaczyc, lecz nadal wygladal mizernie i zjadl niewiele. Dzieci wyraznie martwily sie stanem przewodnika i nieprzerwanie pytaly, jak sie czuje, az Haramis stracila cierpliwosc i powiedziala, zeby byly cicho i zajely sie jedzeniem. Kiedy wreszcie ostatnie puste naczynia na skrzydlach magii ulecialy do kuchni, Arcymagini utkwila wzrok w malych gosciach i Quasim, ktory w ciszy i z szacunkiem siedzial z zalozonymi na piersiach rekami. -Meczace male bestie - odezwala sie gniewnie - ciekawa jestem, czy ktorekolwiek z waszej trojki okaze sie godne trudu, jaki ja i moje lammergeiery sobie zadalismy. Quasi, ktory z kazda chwila czul sie coraz lepiej, moze w wyniku zjedzenia goracej strawy, a moze czujac przyjemne cieplo rozchodzace sie leniwie od kominka, odparl dosc zuchwale: -Wybacz, o pani, bardzo milo z twej strony, ze przybylas po nas i zaprawde wszyscy jestesmy ci bardzo wdzieczni, lecz zadne z nas nie prosilo o goscine w tych zacnych progach. Nie wiem tez, co pomysla krol i krolowa, kiedy nie znajda nawet sladu ksiezniczki ani mlodego panicza. -Zgadza sie - podchwycila Mikayla - mama i tata beda sie straszliwie martwic, kiedy nie dostana od nas zadnej wiadomosci. -Tylko bez impertynencji - warknela Arcymagini. - Poslalam wiesci do krola i krolowej. Wkrotce dowiedza sie, ze jestescie bezpieczni u mnie. Zdazylam jednak wywnioskowac z zachowania waszych rodzicow... i waszego zachowania - dodala cierpko - ze mineloby wiele dni, zanim w ich sercach zagoscilby niepokoj. - Mikayla zagryzla warge i spuscila oczy. Haramis pomyslala, ze kilkudniowy niepokoj rodzicow Mikayli i opiekunow Fiolona wyszedlby im na dobre; bylaby to rekompensata za ich niedbala opieke nad dziecmi, a takze za to, ze ci tutaj niespodziewani goscie wywrocili do gory nogami zwyczajowy spokoj i regularnosc zycia w Wiezy. -Musisz jednak zrozumiec - odezwala sie szczerze Mikayla - ze naprawde nie potrzebowalismy niczyjej pomocy. Mimo wszystko, o pani... - Nie wiedziala, kim jest Arcymagini, ale czula, ze nawet z uwagi na ilosc siwych wlosow stara kobieta zaslugiwala na szacunek - sami ucieklismy przed Skritekami i udalo nam sie bezpiecznie dotrzec do brzegu. Poza tym bylismy juz niedaleko wioski Quasiego. Naprawde dobrze sobie radzilismy i skoro nas, o pani, uratowalas, musialas to uczynic z jakiegos osobistego powodu, prawda? To nie jest nasza wina, ze tu jestesmy, zgadza sie? Fiolon odezwal sie zaskoczony: -Och, Mika, nie powinnas okazywac takiej niewdziecznosci. Jestem pewien, ze kimkolwiek jest ta pani, na pewno miala wazne powody, by to uczynic. Az do tego momentu Arcymagini nie przyszlo do glowy, ze zadne z tych mlodych ludzi nie mialo najmniejszego pojecia, kim ona jest. Podniosla glowe i rzekla poirytowanym tonem: -Czy naprawde nie wiecie, kim jestem? -Nie mamy najmniejszego pojecia, o pani - odparl grzecznie Fiolon. - Sadzac po twoich ptakach, musisz byc przynajmniej mocarna czarodziejka. Slyszalem o jednej tylko kobiecie, ktora potrafi rozkazywac lammergeierom, lecz sadzilem, ze umarla wiele lat temu. Niemozliwe chyba, zebys byla stara Arcymaginia Ruwendy? - Zawahal sie. - A moze nia jestes? Haramis zdala sobie sprawe, ze powinna byla przygotowac sie na takie pytania. Ze sposobu, w jaki wychowywano te dzieci, mogla sie domyslac, ze zaniedbano zupelnie ich wyksztalcenie. -Nie jestem stara Arcymaginia, nie - oswiadczyla. - Ona nazywala sie Binah i zmarla wiele lat temu, zanim jeszcze przyszliscie na swiat. Jestem nowa Arcymaginia, chociaz trudno powiedziec, iz jestem mloda, a nazywam sie Haramis. Fiolonowi zabraklo powietrza w plucach. Najwyrazniej jej imie mowilo mu wiele, lecz Mikayla sprawiala wrazenie nieporuszonej. Haramis spochmurniala patrzac na nia. -Jestem twoja krewna. Nie wyobrazaj sobie jednak, ze odczuwam dume z tytulu tego pokrewienstwa - dodala zgryzliwie. - Wcale tak nie jest. Mikayla wstala i dygnela. Miala wspaniale maniery, jesli zdecydowala sieje wykorzystac. Haramis pomyslala, ze krolowa niewatpliwie zapoznala corke z dworska etykieta. Zdawalo sie jednak, ze dziewczynka rzadko sie do niej stosowala. -Czy wolno mi zapytac, dlaczego sie tu znalezlismy, jasnie pani Arcymagini? Haramis westchnela. Zdazyla juz stracic prawie caly entuzjazm, jakim sie kierowala przy wyborze tej impertynenckiej dziewczynki na swoja nastepczynie. Czy miala jednak inne wyjscie? Ona miala przekazac malej cala swoja wiedze. Pocieszala sie jednak mysla, ze Mikayla byla prawnuczka Anigel, a moze praprawnuczka? Musiala posiadac choc troche talentu swej przodkini, a Haramis powinna teraz wykorzystac te zdolnosci. Uzbroila sie w resztki cierpliwosci i odezwala sie: -Tak jak wszystkie stworzenia zamieszkujace ziemie, jestem smiertelna. Zanim umre, musze wyksztalcic nastepczynie. Czy zgodzisz sie, Mikaylo, zostac Arcymaginia, gdy tak jak wszystkie istoty, wkrocze w kolejny etap egzystencji, jakikolwiek by on byl? Mikayla wpatrywala sie w nia z otwarta buzia. Haramis miala nadzieje, ze w spojrzeniu dziewczynki odczytala tylko zaskoczenie, lecz z kazda chwila coraz wyrazniej dostrzegala straszliwe przerazenie. Minelo sporo czasu, zanim Mikayla zdolala przemowic. -Cos podobnego nigdy nie przyszlo mi do glowy, o pani. Co robi Arcymagini? -Mika! - Karcacy szept Fiolona okazal sie glosniejszy, niz chlopiec sie spodziewal. Haramis spojrzala na niego. -Czy chciales cos powiedziec, mlody czlowieku? - zapytala kwasno. Grzecznosc dosc szybko ustapila pod naporem ciekawosci. - Czy jestes owa Arcymaginia Haramis? Jedna z trojki ksiezniczek? - zapytal. - Ta, ktora stoczyla walke ze zlym czarodziejem Orogastusem i pokonala go... - Glos uwiazl mu w krtani i podekscytowany chlopiec rozejrzal sie dokola. - To w tej Wiezy niegdys mieszkal, prawda? - zapytal z entuzjazmem. Haramis uniosla brwi. -Tak - odparla. - Skad znasz te stare historie? -Lubie muzyke - odparl na wpol swiadomie Fiolon. Spojrzal w dol i palcem u nogi zakreslil polkole na dywanie - i nauczylem sie na pamiec kazdej ballady, jaka udalo mi sie znalezc, lacznie z tymi, ktore wyszly spod piora Mistrza Uzuna. - Struny harfy przycupnietej w rogu komnaty zadrzaly delikatnie, jakby instrument uslyszal cos niezwykle radosnego. Fiolon spojrzal uwaznie. Mikayla najwyrazniej niczego nie uslyszala. -To znacznie wiecej niz tylko "lubienie muzyki" - odezwala sie z duma Mikayla. - Potrafi grac na kazdym instrumencie i ma piekny glos. Krol kaze mu grac na dworze, kiedy mamy gosci. Haramis usmiechnela sie do chlopca. -Moze zatem zagrasz dla mnie, zanim odjedziesz. Fiolon sklonil sie najnizej, jak pozwalala mu siedzaca pozycja. - Bedzie to dla mnie zaszczyt, Biala Damo. -Kiedy odjezdzamy? - spytala Mikayla. Haramis zwrocila sie do niej tlumiac westchnienie. Mam nadzieje, ze nigdy nie robilam tak malo obiecujacego wrazenia na Binah, pomyslala. -Ty nie odjezdzasz, Mikaylo - odpowiedziala. - Zostaniesz tutaj, abym mogla przekazywac ci wiedze. -Ale ja zamierzam poslubic Fiolona - zaprotestowala Mikayla wyciagajac do niego reke. Wzial jej dlon i mocno scisnal spogladajac ponuro. Najwyrazniej lepiej od niej rozumial, co sie mialo wydarzyc. - To jedyna zaleta bycia najmlodsza ksiezniczka; moi rodzice maja juz dosc corek, wiec powiedzieli, ze Fiolon i ja mozemy sie pobrac. Zamierzamy zamieszkac w malej osadzie nieopodal Zielonych Blot. Zbadac tamtejsze ruiny i nauczac nasze dzieci o Zaginionym Ludzie... - Umilkla pod spojrzeniem Haramis. -Nasze zareczyny maja byc ogloszone na wiosne - zaprotestowala Mikayla. - Rodzice mi obiecali. Jestem dodatkowa ksiezniczka i nikomu na nic sie nie zdam. -Dla mnie sie nadasz - rzekla stanowczo Haramis. - Tej ziemi sie nadasz. - Spogladala na Fiolona, az z wyrazna niechecia puscil reke Mikayli. -Fio? - Dziewczynka probowala sie do niego przytulic. Poglaskal ja po plecach i odepchnal lekko. Spojrzala na niego, potem na Haramis. - Czy nie mam zadnego wyboru? -Nie - odparla krotko Haramis. - Jest to zbyt wazna sprawa, by mogla zostac uzalezniona od kaprysu dziecka. Mikayla patrzyla na nia dlugo i Haramis prawie dostrzegala mysli wirujace w dziewczecej glowce. -Skoro nie mam zadnego wyboru, przypuszczam, ze nie jest wazne, co o tym mysle. - Dygnela przed Arcymaginia uprzejmiej, niz Haramis sie spodziewala, i rzekla: - Jestem tu, aby wypelnic twa wole, jasnie pani Haramis. Haramis zdawalo sie, ze odbiera ulamki mysli Mikayli i ze jezyk ciala dziewczynki stal sie zupelnie wyrazny. Mozliwe ze Mikayla bedzie wypelniac jej wole, lecz uplynie duzo czasu, zanim stanie sie to rowniez wola Mikayli. Bardzo duzo czasu. Moze powinnam byla poczekac, az znajde sie na krawedzi smierci, i wtedy obarczyc ja tym zadaniem, pomyslala zmeczona Haramis. Ksztalcenie Mikayli nie bedzie latwe. Rozdzial piaty W komnacie Arcymagini panowala absolutna cisza, przerywana jedynie trzaskiem drewna plonacego w palenisku.Fiolon wstal i podszedl do wysokiej jak on sam, pieknie inkrustowanej harfy o srebrnych strunach i ramie z czerwonego, gladkiego jak atlas drewna. Na szczycie kolumny widnial fragment bialej kosci. -Coz za piekna harfa - powiedzial zachwycony. - Czy moge na niej zagrac? Jestem pewien, ze wydaje tony rownie cudowne jak harfy, ktore dotychczas slyszalem. Haramis odezwala sie zdumiona: -Potrafisz grac na harfie, mlody Fiolonie? -Tak, chociaz nie jestem mistrzem. Pobieralem lekcje gry na roznych instrumentach, lecz mysle, ze harfa jest mi najblizsza ze wszystkich. Kazdy dzwiek, jaki tylko moze wydac, brzmi cudownie. -Zaiste masz racje - odparla Haramis wstajac. - Nie jest to jednak zwyczajna harfa; nie gra sie na niej jak na zwyklym instrumencie. To Uzun, najmedrszy z moich doradcow. -Mistrz Uzun? - zapytal z rosnaca ciekawoscia Fiolon. - Sadzilem, ze umarl dawno temu. -Kiedy dotarl do kranca naturalnego zycia - wytlumaczyla Haramis - dokonalam swego pierwszego aktu wielkiej magii. Przemienilam go w te oto harfe, tak bym zawsze mogla korzystac z jego madrych rad. Przedstawie ci go, a jesli wyrazi chec, moze nawet porozmawia z toba, albo zaspiewa. Mikayla mruknela: -Nigdy w zyciu nie slyszalam takich nonsensow. Bez wzgledu na to kim byl za zycia, jak taka harfa moze udzielac madrych rad? -Nie wiem - odparl miekko Fiolon. - Przynajmniej na razie, jestem gotow uwierzyc we wszystko, co mowi pani Haramis. Uwazaj, Mika. Arcymagini rzucila Mikayli ostre spojrzenie, lecz nie odezwala sie ani slowem. Podeszla do harfy i rzekla: -Badz pozdrowiony, Uzunie. -Witaj, pani. - Silnemu i grzmiacemu glosowi towarzyszylo slodkie, melodyjne brzmienie, przy czym dzwiek rzeczywiscie zdawal sie pochodzic z plyty rezonansowej wysokiej harfy. Haramis katem oka zerknela na Mikayle. Dziewczynka sprawiala wrazenie niezbyt gotowej uwierzyc wlasnym uszom. Najwyrazniej wmawiala sobie, ze musi to byc jakas sprytna sztuczka. -Kimze sa owi mlodzi ludzie? - spytal glos. - Chyba nie spotkalem ich wczesniej. Haramis westchnela: -Mistrzu Uzunie, pragne przedstawic ci moich mlodych krewnych: ksiezniczke Ruwendy Mikayle i lorda Varu, Fiolona, syna ostatniej siostry krola. -Ciesze sie, ze moge poznac twych krewnych, o pani - odparl glos szarpiac ciensze i grubsze struny. - Przyda ci sie ktos, kto pomoze ci dzwigac ciezary, ktorymi jestes obarczona. Czy to ja wybralas, aby przejela twe brzemie, kiedy juz nie bedziesz mogla dluzej go niesc? -Jakze dobrze mnie znasz, Uzunie - odpowiedziala Haramis. Spojrzala na Mikayle i zdawalo jej sie, ze slyszy mysli przebiegajace przez niedojrzaly, niezdyscyplinowany umysl dziewczynki. Harfa nie miala oczu, przynajmniej tak sie wydawalo, wiec w jaki sposob ich widziala? Niewatpliwie dzialo sie tu cos dziwnego i Mikayla starala sie na drodze czystego rozumowania dociec jak to wszystko dziala. Haramis odezwala sie ostro: -A teraz, czy wierzysz mi, glupawa dziewczyno? Mikayla popatrzyla na nia z powatpiewaniem. -Pani, czy naprawde chcesz, abym uwierzyla, ze zamienilas osobe, martwa osobe, w harfe? -No dobrze, przynajmniej jestes uczciwa - odparla szybko Haramis. - Jesli watpisz we mnie, zawsze mow mi o tym szczerze, a sprobuje ci wszystko wyjasniac; lepiej wyrazic uczciwe watpliwosci, niz udawac, ze sie rozumie. Zawsze lepiej mowic prawde, nawet jesli ta prawda moze mnie rozzloscic. A skoro mowimy juz o zlosci... - Zloscisz sie teraz na mnie, prawda, Mikaylo? Mikayla popatrzyla jej prosto w oczy. -Tak, to prawda. - Odwrocila sie i spojrzala rowniez na Fiolona. - Nie patrz tak na mnie, Fiolonie. Spytala mnie. A ze w rzeczywistosci porwala nas, oswiadczyla wyraznie, ze zamierza mnie tu trzymac wbrew mojej woli, a potem powiedziala, ze potrafi zamieniac zywe istoty w harfy, chyba nie wyobrazasz sobie, ze nie jestem na nia rozgniewana. Fiolon podniosl wzrok i z trudem przelknal sline. -Alez, Miko, czy uwazasz, ze to dobry pomysl gniewac sie na kogos, kto moze cie w jednej chwili zmienic w cos innego? To znaczy, nawet jesli sie zloscisz, nie musisz klamac i po prostu trzymaj jezyk za zebami. Glos Uzuna zaspiewal na harfie. -Ksiezniczko Mikaylo, niesprawiedliwie postepujesz wobec pani Haramis. Ona nie zmienila mnie w harfe wbrew mej woli i bardzo ciezko pracowala, aby tego dokonac. Mikayla podeszla do Uzuna, wyciagnela reke i dotknela palcem inkrustacji z kosci. -Jak ona to zrobila? - spytala. - Czy ta kosc byla czescia twego ciala? Czy zabila cie, zeby wypelnic zaklecie, czy tez umarles naturalnie i po prostu posiekala cie na kawalki? Poza tym, najwyrazniej slyszysz, ale czy widzisz? Czy mozesz poruszac sie sila wlasnej woli? -Twoja niezdrowa zadza poznania wszelkich szczegolow moze zaczekac, az zdobedziesz dosc wiedzy, by zrozumiec, o czym mowisz - odparla harfa. - A w przyszlosci, wole, by nie dotykano mnie bez mej zgody. - Dzwieczny glos Uzuna brzmial gniewnie, po czym umilkl. Haramis usmiechnela sie. Fiolon zapytal: -Dokad on poszedl? Powiedz mu, zeby wrocil... to znaczy, czy mozesz go poprosic? Haramis popatrzyla ponuro. -Nawet ja nie wydaje rozkazow Uzunowi, moj chlopcze. Obawiam sie, ze naprawde udalo sie wam go obrazic i moze uplynac duzo czasu, zanim nastepnym razem zechce z wami rozmawiac - albo ze mna, poniewaz pozwolilam na takie niegrzeczne pytania. Mikayla przewrocila oczami. -Dlaczego mialby ciebie obwiniac za nasze zachowanie? Dopiero dzisiaj nas spotkalas; nie masz nic wspolnego z naszym wychowaniem czy wyksztalceniem. Dlaczego mialby myslec, ze masz wplyw na to, jak postapilismy? Fiolon odezwal sie spokojnie: -Powinnas byc wobec niego uprzejma, Mikaylo. Pamietasz, kiedys opowiadalem ci o nim. Nadworny muzyk krola Kraina, ktory probowal swych sil w magii i towarzyszyl ksiezniczce Haramis na poczatku jej Poszukiwania. Mikayla popatrzyla na niego i pokrecila przeczaco glowa. -Wprost nie moge uwierzyc, Fio, czy rzeczywiscie pamietasz wszystko z kazdej piosenki, ktora slyszales? Fiolon zastanowil sie przez chwile. -Tak, mysle, ze pamietam - odparl. Mikayla westchnela. -No coz, w takim razie postaraj sie zapamietac, ze ja tego nie potrafie. "Mnostwo twoich ulubionych piosenek ma prawie dwiescie lat i wszystkie, wedlug mnie, brzmia bardzo podobnie. Poza tym kim byl krol Krain? -Byl moim ojcem - odezwala sie Haramis - i zostal bestialsko zamordowany, kiedy armia labornocka najechala nasz kraj. Bedzie lepiej, jesli zaoszczedze ci okrutnych szczegolow. Czas spac, a chyba nie chcecie, by snily sie wam koszmary. - Gwaltownie szarpnela za tasme dzwonka i usiadla w milczeniu, ktorego zadne z dzieci nie osmielalo sie przerwac. Ujrzawszy Enye, polecila jej dopilnowac, by dzieci i Quasi znalezli sie szybko w lozkach, po czym wyszla z gabinetu, nie czekajac nawet na slowo potwierdzenia ze strony sluzacej. Kiedy sie oddalila, Fiolon szepnal do Mikayli: -Sadze, ze nie powinnas wspominac jej ojca. Szczerze mowiac, na twoim miejscu, w ogole nie wspominalbym zadnego czlonka jej rodziny. W chwile pozniej dzieci lezaly na dwoch waskich lozkach w komnacie goscinnej. Haramis poszla do siebie i ustawila na stole magiczna mise. -Zobaczmy, co robi tych dwoje, kiedy sie ich zostawi samym sobie - wymamrotala do siebie. Z poczatku nie dzialo sie nic interesujacego. Mikayla, ktora miala za soba dlugi i meczacy dzien, zasnela, gdy tylko przylozyla glowe do poduszki. Fiolon byl niespokojny i najwyrazniej nie mogl zasnac. Ciagle przewracal sie w lozku, co chwile siadal, po czym znow sie kladl, bezskutecznie probujac sie uspokoic. Haramis podejrzewala, ze przypominal sobie scene z Uzunem przy kominku i pragnal zejsc na dol, aby jeszcze przed snem zawrzec pokoj z Mistrzem. Chlopiec widocznie mial dosc rozumu, zeby zdawac sobie jasno sprawe, iz Mikayla niepotrzebnie zrobila sobie wroga z Mistrza Uzuna. I ma racje, pomyslala Haramis, Mikayla powinna za wszelka cene pozostawac w dobrych stosunkach z Uzunem; nawet w obecnej postaci jest moim jedynym zyjacym doradca. Z wyjatkiem kilku sluzacych Odmiencow, glownie Vispich, w Wiezy nie ma juz nikogo poza mna i Uzunem. Haramis postanowila nie powstrzymywac Fiolona, kiedy wyszedl z lozka i zaczal schodzic po schodach. Siedziala spokojnie i obserwowala, przygotowana na wysmienita zabawe. Uzun zawsze byl niezwykle uparty i zapowiadalo sie ciekawe widowisko. W pustej komnacie panowala ciemnosc, a jedynie w kominku, tuz przy wielkiej harfie, migotaly zywo ogniki zarzacego sie wegla. Drewno instrumentu polyskiwalo czerwonawobrazowo w poswiacie ognia. Fiolon uklakl na dywaniku przed harfa i szepnal: -Mistrzu Uzunie, blagam, bys wybaczyl mej kuzynce, Mice; ona naprawde nie chciala cie urazic. Ona po prostu taka jest; nigdy niczemu nie wierzy dopoty, dopoki nie przekona sie na wlasne oczy, nie zmierzy i nie sprawdzi. Nalezy do osob, ktore lubia rozkladac rzeczy na czesci i patrzec, jak dzialaja; nie wychodzi jej akceptowanie rzeczy na wiare czy wiara w magie, dla ktorej nie potrafi wymyslic rozsadnych regul. Mistrz Uzun milczal uparcie. Haramis czekala i obserwowala. Nagle Fiolonowi przyszlo na mysl, bez wzgledu na to, czy byla to jego wlasna mysl, czy tez podszepnal mu ja milczacy magik, ze jesli Mistrz Uzun mial wybaczyc Mikayli, dziewczynka musi sama przyjsc i blagac, by darowal jej bezmyslne slowa. Wstal i skierowal sie ku schodom. Haramis podazyla jego sladem, wpatrujac sie w magiczna czare. Fiolon nie tracil czasu. Po cichu wspial sie na gore i otworzyl drzwi komnaty, w ktorej spala Mika. Ujrzal rudy lok na poduszce. Pociagnal za niego i Mikayla wylonila sie spod koldry, otwierajac oczy. -Fio? Dlaczego nie spisz? Jeszcze nie ranek, prawda? Jest jeszcze ciemno! Co sie stalo? -Mikaylo, musisz zejsc na dol do gabinetu i poprosic Mistrza Uzuna o wybaczenie. -Czys ty zwariowal, Fio? Jest srodek nocy! Najprawdopodobniej spi, zakladajac, ze w ogole sypia. - Spojrzala na niego, marszczac brwi. - Dziwnie jakos mowisz. Nie jestes chory? Wszyscy strasznie przemarzlismy podczas podrozy, a ty chyba jeszcze bardziej niz ja. Ja przynajmniej siedzialam za Haramis, wiec bylam troche oslonieta, lecz ty przyjmowales na siebie cala sile wiatru. - Wyciagnela dlon i dotknela jego czola. - Fiolonie, ty ploniesz od goraczki. Wracaj natychmiast do lozka! Fiolon obdarzyl ja gniewnym spojrzeniem i odezwal sie: -Dopiero gdy przeprosisz Mistrza Uzuna. Mikayla westchnela. -No, dobrze. Zebys tylko w koncu przestal zachowywac sie jak idiota. Jestes chory, Fiolonie, i powinienes lezec pod koldra. - Wyskoczyla z lozka, predko zalozyla kapcie na gole stopy i podazyla za nim po schodach. Czerwony zar w palenisku przygasal z kazda chwila, wysylajac w ciemnosc ponura lune. Kiedy Fiolon dokladal drew do ognia, czekajac az pojawi sie maly plomien, Mikayla uklekla przed jasniejaca harfa. -Mistrzu Uzunie - rzekla ze skrucha i wstajac zlozyla gleboki uklon na znak szacunku. -Przychodze do ciebie prosic o wybaczenie, Mistrzu Uzunie - wyszeptala ceremonialnie. - Jesli jest wola Arcymagini wybrac mnie na swa nastepczynie, bede tu potrzebowala przyjaciol, nie wrogow. Najpokorniej blagam cie o wybaczenie i zapewniam, ze nie mialam zamiaru cie urazic, ani nie okazywalam zwatpienia w ciebie. - Przez moment milczala. - Prosze, wybacz mi, panie - szepnela po chwili. W komnacie zalegla cisza, po czym, z przeciaglym dzwiekiem przypominajacym westchnienie, struny Uzuna rozbrzmialy muzyka i mistrz wyszeptal: -Zaprawde wybaczam ci z calego serca, mala ksiezniczko. Od tej chwili, mam nadzieje, zostaniemy przyjaciolmi. Teraz mistrz zwrocil sie do chlopca: -Mlody paniczu Fiolonie. Wielce uprzejmie z twej strony, ze pragnales naprawic to nieporozumienie. - Obserwujac zdarzenie ze swojej komnaty Haramis zrozumiala, chociaz Uzun nie wyrazil swego zyczenia na glos, ze bardzo by chcial poglebic znajomosc z Fiolonem. Mistrz zdawal sobie jednak sprawe, ze mlody chlopiec nie mial pozostac zbyt dlugo w Wiezy. -Nie wolno ci myslec, ze jestes tu wieziona, ksiezniczko - odezwal sie Uzun w odpowiedzi na mysli Mikayli. - To wielki zaszczyt zostac wybrana na Arcymaginie i jestem pewien, ze podejmiesz sie pelnienia tej funkcji, kiedy nadejdzie odpowiedni czas. Bedziesz mogla pobierac nauki - luksus, jakiego nie miala pani Haramis. -Dlaczego wybrala wlasnie mnie? - zapytala Mikayla. - Nie jestem typem czarodziejki. - Uslyszala za plecami, jak Fiolon parsknal smiechem. Najwyrazniej zgadzal sie z ta krytyczna ocena jej charakteru. -To nie Arcymagini wybiera swa nastepczynie - wytlumaczyl Uzun. - W istocie sadze, ze to sama ziemia dokonuje wyboru. Arcymagini czuje, kiedy zbliza sie wyznaczony czas, jak rowniez to, ze moze przekazac swa funkcje okreslonej osobie. -W jaki sposob zostala wybrana pani Haramis? - spytal z zaciekawieniem Fiolon. - Twoje ballady nigdy o tym nie mowily. -Przez ma slabosc, niestety - westchnal Uzun. - Nie bylem wtedy przy niej. Musialem ja opuscic, kiedy wyruszyla w gory na poszukiwanie Talizmanu. -Zamarzlbys probujac podazyc wraz z nia - zauwazyla delikatnie Mikayla. Haramis z radoscia dostrzegla, ze dziewczynka wykazuje przynajmniej troche zrozumienia dla uczuc innych ludzi. - Quasi zamarzl dzisiaj i nie obylo sie bez pomocy; pamietasz, jaki byl zmarnowany przy kolacji? -Quasi? - zapytala harfa. - Czy jest z wami Nyssom? Nikt mi go nie przedstawil. Przez dluzsza chwile Mikayla patrzyla z zainteresowaniem na harfe. -Jestes slepy - stwierdzila zdecydowanym glosem. - I nie mozesz sie poruszac, prawda? Jestes osoba zamknieta w harfie, ktora potrafi slyszec i mowic, lecz nic poza tym. Jak ona mogla ci cos takiego zrobic? -Chciala utrzymac mnie przy zyciu - odrzekl spokojnie Uzun. -Uczyles ja magii, kiedy byla dzieckiem - wtracil Fiolon, pospiesznie zmieniajac temat. - Mowi o tym jedna z Kronik. Czy to dlatego zostala wybrana, ze juz znala sie na magii? -To niemozliwe - sprzeciwila sie Mikayla, zanim Uzun zdazyl odpowiedziec. Haramis stlumila westchnienie. Najwyrazniej, Mikayla tylko sporadycznie odwolywala sie do dobrych manier. - Poniewaz w takim razie ja nie zostalabym wybrana. Nie znam sie na magii, Fio - to ty potrafisz jej uzywac. Rumieniec na twarzy Fiolona byl widoczny nawet w migotliwym swietle ognia w kominku. -Tylko kilka sztuczek, nic, co potrafi Mistrz Uzun czy Arcymagini. Wszystkie trzy siostry potrafily korzystac z magii, Miko, wiec zaloze sie, ze ty rowniez mozesz sie nauczyc. Nigdy nie probowalas zadnych mocniejszych zaklec, wiec nie mozesz stwierdzic z cala pewnoscia czy masz jakies magiczne zdolnosci, czy nie. -Pomyslal chwile, po czym dodal: - Jestem pewien, ze posiadasz pewna magiczna umiejetnosc. Pamietasz jak powiedzialas, ze cos cie niepokoi tuz zanim Skritekowie zaczeli sie wykluwac? -Magia mnie nie ciekawi - mruknela Mikayla. - Szkoda, ze Haramis to nie ciebie wybrala. Uzun odezwal sie lagodnie: - Mniemam, iz zaskocza cie me slowa, moje dziecko, lecz "szkoda" zamieni sie w "cale szczescie." Zobaczysz sama. Mikayla westchnela. -Zawsze marzylam o tym, aby poslubic Fiolona i zbadac tajniki Labiryntowych Blot. -Masz wiec wiecej wspolnego z pania Haramis, niz sobie zdajesz sprawe - powiedzial Uzun. - Byla zareczona z ksieciem Varu Fiomaki. Piecdziesiat dni przed slubem armia krola Voltrika najechala Ruwende. Haramis byla pretendentka do tronu. Wierzcie mi, ksiezniczka miala mnostwo planow, a zaden z nich nie dotyczyl objecia funkcji Arcymagini. - Przez struny przebiegl dzwiek przypominajacy kaszlniecie. - Nie musialem tam byc, by wyobrazac sobie jak sprzeczala sie z Arcymaginia Binah. Oczywiscie, ze probowalam, pomyslala Haramis, lecz jej nagla smierc uciela wszelkie mozliwosci dyskusji. -Teraz musicie wracac do lozek, moi mlodzi - odezwal sie Uzun. - Zycze wam dobrej nocy i przyjemnych snow. - Ton glosu nie pozostawial cienia watpliwosci, ze rozmowca postanowil zakonczyc rozmowe. Dzieci uklonily sie i poszly na gore do swojej komnaty. Gdy tylko sen otulil szczelnie ich umysly, Haramis oproznila magiczna czare i sztywnym krokiem podeszla do wlasnego loza. Pochylanie sie nad naczyniem nie zrobilo jej najlepiej. Zasypiajac pomyslala, ze Uzun moze okazac sie wielce pomocny w ksztalceniu Mikayli. Wladcy Powietrza wiedzieli, ze bedzie potrzebowala wszelkiej mozliwej pomocy. Rozdzial szosty Haramis zamierzala wyslac Fiolona do domu nastepnego dnia. Nie chciala tracic czasu na dlugie rozstania. Dziewczynka szybciej przyswoi sobie niezbedna wiedze, jesli nie bedzie jej rozpraszac obecnosc towarzysza zabaw. Nadszedl czas, zeby Mikayla dorosla i wziela na swe barki obowiazki zwiazane z doroslym zyciem.Niestety Mikayla nie mylila sie, stwierdzajac ubieglej nocy, ze Fiolon jest chory. Kiedy dzieci obudzily sie dosc poznym rankiem, chlopiec mial trudnosci z oddychaniem i slabym glosem skarzyl sie na bole w klatce piersiowej. Haramis przybiegla czym predzej, by zbadac go osobiscie. Mikayla wpatrywala sie w nia szeroko otwartymi oczyma. -Ma zapalenie pluc, o pani - wyrzucila z siebie - czego sie mozna bylo spodziewac po wczorajszej podrozy w lodowatym wietrze w przemoknietym ubraniu. Czy nie zauwazylas, ze zanim tu dotarlismy, ubranie zamarzlo na nim calkowicie? Szczerze mowiac, Haramis sama byla zbyt przemarznieta i wyczerpana, by zauwazyc cos podobnego, lecz nie wypadalo sie do tego przyznac. -Nie rob takiego rabanu, dziewczyno - rzekla dosc ostro. - Przykro mi, ze jest chory, ale moja gospodyni dobrze sie nim zajmie i wkrotce twoj przyjaciel wyzdrowieje. - Lepiej, zeby stalo sie to jak najszybciej, pomyslala, bo juz czas, zeby opuscil to miejsce. - Jesli chodzi o ciebie - zmarszczyla surowo brwi, patrzac na Mikayle - jego choroba nie stanowi wymowki, abys o tej porze chodzila w koszuli nocnej. Odziej sie natychmiast i przyjdz do mnie do pracowni. - Wyszla z komnaty, szurajac glosno kapciami. Minelo sporo czasu, zanim Mikayla, wedle polecenia, pojawila sie w pracowni. Do tego czasu sniadanie, ktore tam przyniesiono, zdazylo calkowicie wystygnac. Arcymagini jadla tuz po pierwszym brzasku. -Musisz wybrac, Mikaylo - odezwala sie do dziewczynki. - Albo bedziesz przychodzic na posilki na czas, albo bedziesz jesc je na zimno. Dzisiaj wybralas zimne sniadanie. Posil sie szybko, mamy duzo do zrobienia. Mikayla, z pelna lyzka owsianki w buzi, podniosla wzrok znad talerza i spytala: -Na przyklad co? -Nie mow z pelna buzia - zareagowala Haramis. - Musisz nauczyc sie magii, zaczynajac, oczywiscie, od samego poczatku. Mam nadzieje, ze umiesz przynajmniej czytac. Mikayla skinela glowa i ponownie zaczela pochlaniac owsianke. Zdawala sie nie dostrzegac ani smaku, ani temperatury jedzenia. Wydawala sie nieswiadoma, ze w ogole je. Haramis spochmurniala. Najwyrazniej dziewczynka nie nalezala do ludzi, dla ktorych jedzenie stanowilo silna motywacje. Co zatem przedstawialo dla niej wartosc, oprocz Fiolona? W jaki sposob Haramis mogla do niej dotrzec? Mikayla skonczyla posilek i z brzekiem opuscila lyzke do pustej miski. Haramis skinieniem reki odeslala naczynie do kuchni, co nie wywarlo na Mikayli prawie zadnego wrazenia. Oczywiscie widziala juz wczoraj wieczorem, jak Arcymagini odsyla brudne naczynia. Ale jesli ta mala zamierzala brac magie za cos oczywistego... No coz, moze okazac sie to pomocne w nauce; przynajmniej nie bedzie spedzac calych dni na dziwowaniu sie kazdej malej rzeczy, lecz niewatpliwie choc krztyna zdumienia wydawala sie tu na miejscu. Haramis zabrala Mikayle do biblioteki, gdzie zaczela od prostego wyjasnienia podstaw magii i wytlumaczenia zasad jej dzialania. -To jasne, ze masz ulotne pojecie o magii, Mikaylo. Potraktuj to jako pierwsza lekcje tej osobliwej sztuki. Magowi nigdy nie wolno robic czegokolwiek bez potrzeby, bez wzgledu na prostote danej sztuczki. Dzis rano wyslalam Quasiego do domu na grzbiecie lammergeiera, w przeciwnym razie zamarzlby na smierc. Pierwej wezwalam lammergeiery tylko po to, by uchronic was przed niebezpieczenstwem, jakie czyha na podroznikow w niespokojnych nurtach rzeki. Straciliscie lodz, a nie mieliscie pojecia, jak porozumiec sie ze Skritekami. Musialam zatem uratowac was przed niebezpieczenstwem, do ktorego poprowadzila was bezmyslna fantazja, zanim jeszcze zostaliscie nauczeni, jak samemu radzic sobie w trudnym polozeniu. Rozumiesz? -Nie - odparla Mikayla. - Nie rozumiem. Po pierwsze, nie grozilo nam jakies szczegolne niebezpieczenstwo. Najblizszy Skritek znajdowal sie pol dnia drogi w gore rzeki! -Spotkanie ze Skritekami to ryzyko, jakiego rozsadna osoba nie podejmuje z uwagi na szacunek dla wlasnego zycia. Z kolei odpowiedzialna osoba nie podejmuje go z uwagi na bezpieczenstwo swych towarzyszy podrozy. Mikayla wzdrygnela sie instynktownie, przypominajac sobie los Traneo. Pamietala jednak o kilku innych rzeczach. -Bylismy niedaleko wioski Quasiego. Kiedy wywleklas nas stamtad i przywiozlas tutaj, Quasi prawie zamarzl na smierc, a Fiolon dostal zapalenia pluc. Czy wiec rzeczywiscie zle jest uzywac lammergeierow? -Nie jest zle - odparla ostroznie Arcymagini, ignorujac sarkazm dziewczynki. - Chyba ze robi sie to niemadrze i bez potrzeby. Nigdy nie wiadomo, kiedy nam, albo ziemi, zagrozi powazne niebezpieczenstwo, a lammergeiery beda akurat wtedy przemeczone. Ufam, ze nadejdzie dzien, w ktorym zrozumiesz, co jest, a co nie jest konieczne, i nie bedziesz szukala odpowiedzi w ksiegach, ani w zadnym z urzadzen Zaginionego Ludu. Jesli nie odnajdziesz owej wiedzy w swym sercu, Mikaylo, poczujesz jej brak wowczas, kiedy bedziesz jej najbardziej potrzebowala. To jedyna rzecz, ktorej moge cie nauczyc, i posiadziesz tym samym wystarczajaca wiedze. Wszystkiego innego, zaklec i tym podobnych spraw, mozesz nauczyc sie od zielarki Odmiencow. Tego wlasnie Orogastus nie wiedzial, chociaz sa tacy, ktorzy nie chcieliby uslyszec, tych slow. Mikayla skupila sie na slowach Arcymagini. -Powiedzialas, ze nie wiedzielismy zbyt duzo o tym, jak porozumiewac sie ze Skritekami. Nauczysz mnie zatem jezyka ich larw? Arcymagini skinela glowa. -Dokladniej powiem, ze nauczysz sie komunikowac z nimi przez swe serce. Ta wiedza nie lezy w obrebie slow, nawet nie wiem, czy komunikuja sie ze soba za pomoca czegos, co mozna by nazwac jezykiem, lecz bedziesz potrafila ich zrozumiec. -Zrozumiec larwe Skriteka? Chyba wolalabym nauczyc sie je zabijac! - Mikayla nie mogla uwolnic sie od wspomnienia pozeranego zywcem Tranea. -To bardzo okrutny i krotkowzroczny punkt widzenia. Nawet Skritekowie maja jakies zadanie na tym swiecie, chociaz przyznam sama, ze jest mi ono, jak dotad, nieznane. - Poczula wewnetrzne rozbawienie, widzac zaskoczenie na twarzy Mikayli. - Och, tak, dla mnie rowniez wiele spraw pozostaje okrytych tajemnica. - Zdumienie Mikayli roslo. Dziewczynce nie miescilo sie w glowie, ze stara czarodziejka czegos nie wie. -Twoje odczucia wobec Skritekow wynikaja z tego, iz sama nie potrafisz przyporzadkowac im zadnej roli, prawda? - kontynuowala lekcje Haramis. -Nie wyobrazam sobie, co dobrego moga komus zrobic Skritekowie. -Czy to z winy Skritekow, czy tez niedoskonalosci twej wyobrazni? - spytala Arcymagini. - Odmiency zywia sie ich jajami. Mamy wiec pierwszy pozytek. Mikayla zaczela sie zastanawiac, dlaczego Odmiency nie hodowali jakiegos udomowionego ptactwa; lecz po chwili uswiadomila sobie, ze na moczarach nie istnialo odpowiednie miejsce do hodowli zwierzat. Pomyslala, ze gdyby Odmiency nie byli narazeni na ustawiczne ataki Skritekow, wowczas przynajmniej zaczeliby szukac innego pozywienia. Nie chciala jednak okazac sie klotliwa, wiec nie odezwala sie ani slowem. Haramis kontynuowala wyklad przez reszte ranka. Nastepnie zdjela z polki ksiege czarow i wreczyla ja Mikayli. -Po obiedzie zacznij ja czytac. I pamietaj, ze pozniej zadam ci wiele pytan dotyczacych zawartej w niej tresci, wiec zwracaj uwage na kazde slowo. Zawsze pamietaj o jednym: na calym swiecie nie ma nic wazniejszego od nauki. Nigdy nie wiesz, kiedy jakis pozornie niewazny szczegol okaze sie nadzwyczaj istotny. Zwykle to nie wielkie rzeczy zabijaja lub ratuja, lecz, wydawaloby sie, niewiele znaczace szczegoliki. Ucz sie zatem dokladnie i dobrze. Mikayla skinela glowa, lecz sprawiala wrazenie znudzonej i nastawionej raczej buntowniczo. No, dobrze, pomyslala Haramis, nie obchodzi mnie, co ona sobie o mnie mysli, byle tylko sie uczyla. Nie rozumiem jej jednak. Ja oddalabym wszystko, co posiadam, za wiedze, jaka jej przekazuja. Dlaczego nie dostrzega wartosci tej wiedzy? Po obiedzie Mikayla ulotnila sie niepostrzezenie, podczas gdy Haramis rozmawiala z Uzunem. Arcymagini sadzila, ze mala znajduje sie w bibliotece, i wkrotce skierowala swe kroki wlasnie tam, by poprosic dziewczynke na obiad. W bibliotece, a nastepnie w sypialni, ktora kazala przygotowac dla dziewczynki, nie zastala zywego ducha. Zaciekawilo ja, czy ktokolwiek powiedzial malej, ze to teraz jej pokoj? Haramis przewrocila oczami, robiac kwasna mine, i podazyla korytarzem w kierunku komnaty Fiolona, przeczuwajac, ze tam wlasnie znajdzie Mikayle. Na potwierdzenie swych podejrzen, podchodzac do drzwi, uslyszala piskliwy glos. Zatrzymala sie przy wejsciu, zeby posluchac, co dziewczynka mowila. Po kilku chwilach uswiadomila sobie, ze Mikayla nie prowadzi rozmowy, lecz czyta na glos z Ksiegi Czarow. Haramis wsunela glowe przez drzwi. Mikayla siedziala na drewnianym zydelku przy lozku spiacego przyjaciela. Lewa reka trzymala jego dlon, a druga przytrzymywala lezaca na kolanach ksiazke i czytala na glos. -Nie sadze, zeby dalo mu to zbyt wiele - zauwazyla Haramis. - Czas na obiad. Mikayla zaznaczyla palcem stronice, na ktorej skonczyla czytac, po czym odwrocila sie i spojrzala na Haramis. -Jesli chodzi ci o to, ze nie pochlania kazdego slowa, ktore czytam - rzekla chlodno - bez watpienia, masz racje. Majaczyl w delirium, zanim zasnal, lecz dzwiek mego glosu zdaje sie go uspokajac. Poza tym - dodala, zanim Haramis zdazyla skrytykowac jej wybor miejsca do lektury - kiedy czytam mu glosno, zapamietuje wiecej, niz gdybym czytala dla siebie. Haramis stwierdzila, ze nie bylo sensu sie sprzeczac. Czula glod i zmeczenie i miala wrazenie, ze odwykla od obecnosci dzieci. -Chodz zjesc obiad - rzekla - i spodziewam sie, ze po posilku udasz sie do swojej komnaty. -Mam swoja komnate? - spytala Mikayla. -Tak - odparla Haramis - masz swoja komnate. Po obiedzie kaze Enyi pokazac ci ja. Mikayla rozejrzala sie po pokoju, do ktorego wprowadzila ja Enya. Na tym samym pietrze znajdowala sie komnata Fiolona, co bardzo ucieszylo dziewczynke. W miare mozliwosci, nie zamierzala rozstawac sie z przyjacielem. Jedna ze scian polyskiwala wygladzonymi kamieniami i niewatpliwie stanowila zewnetrzna sciane Wiezy. Dwa male okienka przypominaly ciemne otwory wsrod zwieszajacych sie dokola arrasow. Jak na zewnetrzne pomieszczenie kamiennej budowli, komnata byla zaskakujaco ciepla i przytulna; moze z powodu drewna otulajacego pozostale sciany i kominka otoczonego kolorowymi plytkami. Po chwili Mikayla znalazla mala krate w scianie przy lozku, mniej wiecej na poziomie kolan. Cieple powietrze wlatujace przez kratke, w polaczeniu z zarem rozchodzacym sie z paleniska, tlumaczylo niezwykla temperature panujaca w pomieszczeniu. Mikayla, przypominajac sobie pozostale komnaty, byla przekonana, ze we wszystkich widziala podobne kraty. To wyjasnialo, dlaczego klimat panujacy w Wiezy pozwalal zyc w niej sluzacym z plemienia Nyssomow. Byla to takze prawdopodobnie przyczyna, dla ktorej Vispi w Wiezy odziewali sie jedynie w przewiewne niczym mgielka szaty, zamiast w swoje tradycyjne stroje. Mikayla nigdy nie spala w bardziej wykwintnym lozku niz to, ktore ujrzala w swym pokoju. Przepiekne brokaty zwieszaly sie z baldachimu rzezbionego z drzewa gondowego. Materac znajdowal sie na poziomie jej ramion. Na widok miekkich przescieradel, obszernych watowanych przykryc na nogi oraz trzech puchowych poduch Mikayla stwierdzila, ze nie grozi jej przeziebienie, nie byla jednak pewna, czy przypadkiem sie nie udusi. Koszula nocna lezala na lawie przy lozku, tuz obok szafy. Ksiege Czarow, ktora na szczescie nie okazala sie tak nudna, jak sie obawiala, polozyla na stoliku przy kominku, przy ktorym staly dwa krzesla obite czerwona skora. Rozebrala sie i wlozyla koszule nocna, po czym wspiela sie po trzech miniaturowych, drewnianych schodkach, ustawionych przy lozku, i zaglebila sie pod delikatne przykrycie. Bylo jej odrobine duszno, lecz pograzyla sie w snie szybciej, niz zdazyla o tym pomyslec. W ciagu nastepnych kilku dni nauczyla sie wielu interesujacych rzeczy, choc troche odczuwala tesknote za rodzinnym domem. Gdy skonczyla czytac Ksiege Czarow, Haramis nauczyla ja kierowac magie na Zielone Blota, ktore stanowily poludniowa czesc Labiryntowych Blot. Haramis nakazala jej przyjrzec sie tej ziemi szczegolowo, poznac najmniejszego owada. Mikayla ucieszyla sie, kiedy zdala sobie sprawe, ze oglada je przebywajac w Wiezy, a nie na moczarach, gdzie bylaby narazona na ukaszenia miniaturowych lowcow. -Przypuszczam, ze nie widzisz celu ich istnienia? - Pytanie Haramis brzmialo jak wyzwanie. Mikayla, patrzac na male brzydactwa, odpowiedziala markotnym glosem, ze osobiscie nie przychodzi jej na mysl zaden szczegolny powod istnienia tych stworzen. Orientujac sie w sposobie myslenia Haramis, byla jednakze przekonana, ze taki powod musi istniec, nawet jesli nie byl on znany Arcymagini. W kazdym razie wyrazila nadzieje, ze owady stanowia pozywienie ryb na moczarach, ktore mialy wielka radosc z ich lapania. -Dobrze - pochwalila Arcymagini - zaczynasz rozumiec pewne sprawy zwiazane z ziemia. - Mikayla nie potrafila sobie uzmyslowic korzysci, jakie mogla czerpac z tej wiedzy, lecz przypuszczala, ze pewnego dnia Arcymagini uchyli jej rabka tajemnicy, oczywiscie jesli wiedza ta mialaby okazac sie niezbedna. Jesli nie, pomyslala, nie ma powodu, by sobie tym zaprzatac umysl. Popoludnia spedzala w pokoju Fiolona, czytajac na glos wybrane przez swoja nauczycielke ksiegi i opowiadajac mu o lekcjach. Zauwazyla jednak, ze Haramis stara sie, zeby nie przebywali ze soba zbyt dlugo sam na sam. Po pierwszym dniu, nawet wtedy, gdy chlopiec lezal w goraczce zmozony choroba, towarzyszyl im sluzacy. W miare uplywu dni i tygodni Fiolon powracal do zdrowia i jego umysl rozjasnial sie coraz bardziej. Mikayla odczula ulge, mogac prowadzic rozmowy z przyjacielem. Mimo ze chory czul sie juz znacznie lepiej, jeden ze sluzacych nie odstepowal ich na krok, wiec Mikayla nabrala przekonania, ze zdrowie Fiolona nie jest jedynym zrodlem niepokoju Haramis. W rzeczywistosci, Haramis zywo interesowala sie stanem zdrowia Fiolona; pragnela, aby poczul sie na tyle dobrze, aby wreszcie moc odjechac. Choroba nie zamierzala jednak opuscic malego ciala, choc umysl zdrowial niezwykle szybko. Mikayla wraz z sluzacym za kazdym razem przenosili bladego i wymizerowanego chlopca z lozka na krzeslo. Gdy pierwsze promienie letniego slonca ogrzaly kamienna Wieze, Haramis, w obawie, ze zapalenie pluc nie jest jedyna choroba, na jaka cierpi Fiolon, postanowila wyslac lammergeira po uzdrawiaczke Vispi z wioski Movis na Gorze Rotolo. Gora Rotolo, najbardziej na zachod wysuniety szczyt, znajdowala sie na przeciwleglym krancu pasma, ktorego wschodnia granice stanowila, zwienczona Wieza, Gora Brom. Posrodku tej naturalnej bariery wzgorz wznosila sie ku niebu Swieta Gora Gidris, otoczona dziewicza przyroda. Haramis byla tam sama tylko raz, podczas Poszukiwania Talizmanu, ktory znajdowal sie w lodowej jaskini na poludniowym zboczu. Gdy zabrala Talizman, sciany pieczary drgnely, po czym zawalily sie, chcac pogrzebac na wieki tajemnice swiata. Haramis umknela na grzbiecie lammergeiera i od tego czasu nie powrocila juz na Gore Gidris. Nie miala nawet takiego zamiaru. Uzdrowicielka uwaznie zbadala Fiolona, odbyla z nim dluga rozmowe, zamienila kilka slow z Mikayla, a Haramis polecila uzbroic sie w cierpliwosc. -Czuje, ze bedzie musial pozostac z wami jeszcze przez kilka miesiecy - odezwala sie do Arcymagini - lecz nadejdzie czas, gdy calkowicie powroci do zdrowia. Tego jestem pewna. Haramis prowadzila wiec dalej poranne lekcje z Mikayla, przestala pytac, jak mala spedza popoludnia, lecz dbala, by w pokoju Fiolona znajdowal sie sluzacy, gdy dzieci byly razem. Przynajmniej dziewczynka czynila postepy. Z kazdym miesiacem coraz lepiej pojmowala sztuke wrozenia z czary z woda oraz prostej teleportacji, jakiej uzywala Haramis do sprzatania ze stolu, albo przynoszenia ksiazki z biblioteki. Kazala jednak Mikayli osobiscie przynosic ksiegi, zeby dziewczynka poznala miejsce kazdego woluminu i potrafila go na nie odlozyc. -Zapamietaj sobie raz na zawsze, ze ksiega odlozona na niewlasciwa polke jest jak stracona wiedza. - Mikayla westchnela, skinela glowa i starala sie zapamietac polozenie kazdego tomu na polkach biblioteki. Poznala rowniez trudna sztuke komunikowania sie z lammergeierami, chociaz Haramis zabronila jej podniebnych lotow. Miala teraz ubranie odpowiednie do warunkow klimatycznych wewnatrz Wiezy, lecz w jej szafie nigdy nie pojawil sie stroj dosc cieply, aby mogla wyjsc na zewnatrz. Mikayla zamierzala pewnego dnia jakos temu zaradzic. Zdazyla sie juz nauczyc, kiedy i jak przeciwstawiac sie Haramis oraz bystro orientowala sie w tym, co moglo jej ujsc na sucho. Jak dlugo wolno jej bylo widywac sie codziennie z Fiolonem, starala sie zbytnio nie denerwowac Haramis. Pewnego popoludnia Haramis weszla do komnaty chlopca i zastala ich grajacych w "teleportke". Sami opracowali te gre; uzywalo sie malego, i najlepiej nie tlukacego sie, przedmiotu. Dzisiaj wybrali owoc ladu. Zabawa polegala na tym, aby teleportowac dany przedmiot do jakiegos miejsca w zasiegu reki drugiej osoby. Ta z kolei musiala zlapac go w dlon, nie dopuszczajac, by upadl na podloge, albo na lozko, a nastepnie odteleportowac go z powrotem. Jako ze przedmiot mogl sie zmaterializowac wszedzie w obrebie polkola przed i po obu stronach towarzysza zabawy, najtrudniejsze bylo dostrzezenie go na czas - chyba ze sie troche oszukiwalo, uzywajac telepatii pozwalajacej przewidziec, gdzie druga osoba wysle przedmiot. To jednak nie sprawdzalo sie, jesli przeciwnik uzywal bariery ochraniajacej przed telepatia... Opracowali kilka wariantow gry, ktore zaostrzyly wspolzawodnictwo i uczynily zabawe jeszcze ciekawsza. Tego dnia obydwoje uzywali tarcz do zaslaniania umyslu, co wymagalo znacznej koncentracji. Haramis przez jakis czas obserwowala ich stojac w wejsciu, zanim zorientowali sie, ze nie sa sami. Arcymagini zdazyla dostrzec, ze choc Mikayli szlo calkiem niezle, Fiolon wydawal sie znacznie lepszy. Nastepnego dnia Haramis ponownie przywolala uzdrowicielke i Fiolon rozpoczal intensywna terapie fizyczna. Po tygodniu mogl juz chodzic o wlasnych silach, chociaz czynil to dosc niechetnie. W dwa tygodnie pozniej Haramis ocenila, ze wyzdrowial na tyle, by z powodzeniem wrocic do domu, do Cytadeli. Zignorowala protesty Mikayli, utrzymujacej, iz Fiolon jeszcze jest chory, tak chory, ze nie powinien podrozowac w taki mroz. -Zima i lato w tym miejscu nie roznia sie zbytnio - dodala. -Wkrotce naucze cie wyczuwania pogody i ziemi - poinformowala ja Haramis. - Zapewniam cie, ze niebawem zaczniesz dostrzegac roznice miedzy porami roku. Nawet tutaj. Rozdzial siodmy Arcymagini kazala przygotowac dla Fiolona ubranie na dluga podroz i odpowiedni ekwipunek. W Wiezy trudno bylo znalezc jakies stroje dla ludzi, lecz na szczescie niewielki Fiolon mogl w razie potrzeby przywdziac ubranie Vispi. Gdy tylko sluzacy zapakowali zapasy na droge i ubrali go cieplo Haramis, sprowadzila dzieci po dlugich schodach, ktore otwieraly sie na wielki plac przed Wieza. Mikayla nie zauwazyla wczesniej tego placu; poprzednio wyladowali na szczycie, z drugiej strony budynku, a od tego czasu nie wychodzila z Wiezy. Gdy przebywala z Fiolonem, raczej nie przychodzily jej do glowy szczegolne szalenstwa, lecz obawiala sie, ze obecnie sytuacja moze sie zmienic. Zanim tu przybyla, wiekszosc czasu spedzala na wolnym powietrzu i przyzwyczaila sie do chodzenia wlasnymi sciezkami. Zblizajace sie rozstanie z Fiolonem wplywalo na Mikayle bardzo niepokojaco; poczula sie teraz jak wiezien.Haramis nie dala jej cieplejszych ubran i Mikayla domyslala sie, ze stara kobieta zrobila to umyslnie. Dziewczynka miala teraz na sobie jedna z jej peleryn. Byla co prawda na nia za dluga, lecz przynajmniej chronila przed zmarznieciem podczas pozegnania z Fiolonem. Jednak stopy Mikayli, odziane jedynie w miekkie kapcie, zmarzly i przemokly. Snieg siegajacy do kostek zascielal bialym calunem duzy dziedziniec. Tuz za tym swoistym tarasem widniala olbrzymia przepasc, wydawaloby sie, nie do przebycia. Mikayla spodziewala sie, ze Arcymagini wezwie lammergeiery. Po lewej stronie otworzyly sie ogromne drzwi i po drewnianej platformie Vispi wyprowadzil dwa froniale. Mikayla otworzyla usta ze zdziwienia. -Jak oni przez to przejda? - spytala wskazujac na przepasc. - Magia? Arcymagini spojrzala ponad przepascia. -Ani odrobiny - odparla. - Orogastus, budujac te Wieze, zaopatrzyl ja w kazdy cud technologii Zaginionego Ludu, jaki tylko udalo mu sie wyblagac, albo skrasc. Oczywiscie - dodala z niesmakiem - on sadzil, ze ma do czynienia z czarami. Mysle, ze nawet po wielu latach nie dostrzegal roznicy, lecz ty, Mikaylo, powinnas zrozumiec, na czym ona polega. Wzywanie lammeigeierow, kiedy moga zadzialac metody nie majace nic wspolnego z magia, nie jest zbyt rozsadnym uczynkiem. Bedzie to dla ciebie jedna z najwazniejszych lekcji: kiedy nalezy uzywac magii, a kiedy nie. -I mam sie tego nauczyc od kogos, kto uzywa czarow do sprzatniecia ze stolu - mruknela bunczucznie Mikayla. Haramis zignorowala jej uwage. Kiedy mala nabedzie praktyki, latwiej zrozumie, a Wladcy Powietrza wiedzieli, ze czeka ja wiele cwiczen. Froniale byly wspaniale i Fiolon patrzyl ze zdumieniem jak spokojnie stoja, podczas gdy giermek Vispi objuczal jednego z nich bagazami. Spojrzal przez krawedz wielkiej przepasci i ujrzal w dole waska nitke wzburzonej rzeki. -Wszystko byloby wspaniale, o pani, gdyby tylko froniale, albo ja, albo moje bagaze, potrafili latac - powiedzial grzecznie. - Zamierzasz nauczyc mnie tej wspanialej sztuki? A moze one potrafia szybowac w powietrzu? -Oczywiscie, ze nie - odparla Haramis. - Chociaz Orogastus prawdopodobnie sadzil, ze to rzeczywiscie magia. - Ze swej przepastnej togi wyjela mala, srebrna fujarke i dmuchnela w nia lekko. Z instrumentu wydobyl sie wysoki, cienki dzwiek i, ku zdumieniu dzieci, z krawedzi przepasci wyrosla waska, stalowa kladka. Po chwili oba brzegi urwiska zostaly polaczone solidnie wygladajacym mostem. Mikayla jeknela ze zdumienia. Podejrzewala, ze nauka o niezwyklej technologii moze odkryc przed nia cos ciekawego, przynajmniej tak ciekawego jak pozytywki, ktorymi skrupulatnie dzielila sie z Fiolonem. Zatrzymala trzy, w tym dwa duplikaty tych, ktore znalezli ostatnio. Reszte ostroznie zapakowala z ubraniem i jedzeniem, ktore Arcymagini przygotowala chlopcu na droge. Przez caly czas pobytu w Wiezy bedzie mogla czerpac tyle wiedzy, ile tylko potrafi wchlonac; moglaby nauczyc sie tego, co interesuje ja sama, a nie tego, co wedlug pani Haramis mloda, przyszla Arcymagini powinna wiedziec. Niestety wydawalo sie, ze Haramis kompletnie nie jest zainteresowana technologia i najwyrazniej zupelnie jej nie rozumiala. Moze uskarzac sie, ile chce, na to, ze nie czuje magii, pomyslala Mikayla, ja przynajmniej czuje technologie. Ona tylko potrafi jej uzywac, jesli uda jej sie wykoncypowac, jak cos dziala, lub jesli Orogastus objasnil to jej, zanim go zabila. Lekcewazac pelne dezaprobaty spojrzenie Arcymagini i przemoczone od sniegu kapcie, Mikayla podeszla do Fiolona, ktory wlasnie przygotowywal sie, by dosiasc froniala. -Uwazaj na siebie, dobrze? - powiedziala. - Nie wiem, dlaczego wysyla cie na fronialu w samym srodku zimy... - Urwala zdanie w polowie. Fiolon objal ja ramieniem i przytulil po przyjacielsku. -Bede na siebie uwazal, Mika. Rozbijalem juz obozy zima... pamietasz, robilismy to kilka lat temu. -Tak, lecz nie byles wtedy sam. Bylam z toba i wzielismy ze soba dwoch straznikow, jako ze tylko w ten sposob moi rodzice zgodzili sie nas puscic. Powiedzieli, ze w przeciwnym razie byloby zbyt niebezpiecznie. - Mikayla przygryzla wargi. - Nie sadze, zeby Haramis uronila lze, gdyby spotkalo cie cos zlego. - Spojrzala mu prosto w oczy. - Ostrzegam cie, Fio, jesli pojedziesz i dasz sie zabic, nigdy sie do ciebie nie odezwe! Obydwoje zachichotali nad absurdalnoscia tej grozby. -Nie dam sie zabic - rzekl Fiolon. - Obiecuje. - Popatrzyl na Haramis i westchnal. - Znow sie w nas wpatruje, a poza tym naprawde musze wyjechac, zanim sie sciemni. -Tak - zgodzila sie Mikayla - wiem. -Wiec moze puscisz moj kubrak - odezwal sie Fiolon. Mikayla spojrzala na swe rece. Tak mocno sciskala rekawy krotkiego kozuszka Fiolona, ze kostki dloni pobielaly jej calkowicie. Zmusila sztywne palce do zwolnienia uscisku, po czym dzielnie pochylila sie i pocalowala Fiolona w policzek. - Trzymaj sie - powiedziala stanowczo. - I do zobaczenia. -Badz zdrowa, Miko - odpowiedzial Fiolon, poklepujac ja po ramieniu i odwracajac sie, aby dosiasc froniala. Spojrzal na nia z gory. - I badz grzeczna. -Czy naprawde sadzisz, ze przy Haramis mogloby byc inaczej? - Mikayla z trudem zdobyla sie na usmiech. Nie chcia zeby Fiolon zachowal wspomnienie jej zaplakanej twarzy. Podtrzymywala ten usmiech czystym wysilkiem woli, az Fiolon odwrocil sie do niej plecami i przebyl polowe drogi przez most. Uslyszala z tylu zblizajace sie kroki i po chwili poczula reke starej kobiety na swoim ramieniu. Uchylila sie gniewnie. Spogladaly za oddalajacym sie Fiolonem, az w koncu zniknal z pola widzenia. Zjechal z grobli i w dol po zasniezonych zboczach, prowadzac drugiego froniala na sznurze. Mikayla spytala: -Dlaczego wyslalas go w tak dluga podroz samego, zlymi drogami, przeleczami, przez wysoki snieg, kiedy moglas wezwac lammergeiery i wieczorem spalby juz bezpiecznie w swym lozku? Haramis westchnela. -Ile razy mam ci powtarzac, Mikaylo, ze nie jest madrze uzywac lammergeierow, jesli nie jest to absolutnie konieczne? Mikayla wzruszyla ramionami. Fiolon zniknal juz posrod wzgorz a dziewczynka wrocila do Wiezy i ruszyla w gore po schodach ze spuszczona glowa, ze wzrokiem utkwionym we wlasne stopy. Haramis wolno podazyla za nia, od czasu do czasu zatrzymujac sie dla zlapania tchu, lecz Mikayla utrzymywala rowny krok przez cala droge az do komnat posrodku kamiennej budowli. Przez reszte dnia nie odezwala sie do Haramis ani slowem. Wieczorem po kolacji Haramis wreczyla jej male, pokryte tkanina pudelko. Kiedy Mikayla otworzyla zatrzask, ujrzala wewnatrz dwie srebrne kule. Podniosla jedna, a ona zadzwieczala tak samo jak male kulki, ktore wraz z Fiolonem znalezli w ruinach. Ton byl jednak glosniejszy i nizszy, prawdopodobnie ze wzgledu na srednice kulki, dwukrotnie wiekszej od tej, ktora wciaz nosila na szyi. Nie pokazala jej Haramis, a poniewaz nosila ja pod ubraniem, dzwonienie bylo znacznie stlumione i sadzila, ze czarodziejka nic nie wie o wisiorku. Mikayla postanowila nie rozstawac sie z talizmanem przypominajacym jej o Fiolonie i szczesciu, jakie dzielili tamtego dnia w ruinach. Haramis czesto mowila o zblizajacej sie smierci, wiec Mikayla miala nadzieje, ze za kilka lat odzyska upragniona wolnosc. Przeciez po smierci nie mogla ich juz rozdzielac. Jesli nawet Haramis wiedziala o malym wisiorku z kulka, nie wspominala o tym. Poprosila jednak, by Mikayla wziela druga z wiekszych kulek. Dzwonila nieco nizszym tonem, mimo ze rozmiarem wydawaly sie sobie rowne. -Dlaczego one roznie dzwiecza, o pani? - spytala Mikayla. -Naprawde? - spytala zdumiona Haramis. - Nigdy nie zwracalam zbytniej uwagi na brzmienie. Chce natomiast, zebys z nimi zrobila nastepujaca rzecz... - Wziela obie kule w jedna reke i obracala nimi bezglosnie najpierw w jedna, pozniej w druga strone. - Sprobuj. Wreczyla kulki Mikayli. Lezac na dloni, jedna obok drugiej, wydawaly sie identyczne. Kiedy zaczela nimi poruszac, uderzaly o siebie, wydajac klekoczace dzwieki. Sprobowala obracac kulami w druga strone i od razu wypuscila jedna z nich. Stoczyla sie dziewczynce po kolanach i spadla na podloge, wydajac przy tym glosny brzek. Mikayla wzdrygnela sie i pospiesznie wczolgala sie pod stol po nia. Kiedy Mikayla wstala, Haramis patrzyla na nia ze zbolalym wyrazem twarzy. -Wez je ze soba do pokoju i cwicz codziennie przed pojsciem do lozka i rankiem, kiedy sie zbudzisz. Przynajmniej jesli upuscisz je na lozko, nie narobia takiego halasu. - Wstala, najwyrazniej przygotowujac sie do snu. - Musisz tak dlugo cwiczyc, az bedziesz potrafila obracac je w obu kierunkach, w kazdej dloni i... bezglosnie. Perspektywa opanowania tej sztuki wydawala sie Mikayli tak malo prawdopodobna, ze nie spytala nawet o sens nauki. Po wyjsciu Haramis dziewczynka, westchnawszy, odlozyla kulki do pudelka i wspiela sie po schodach do swojej sypialni. Rozebrala sie, wlozyla koszule nocna i, poniewaz nie miala wlasciwie nic do roboty, postanowila udac sie na spoczynek. Pomyslala, ze zanim Fiolon pojawil sie w Cytadeli, byla bardzo samotna, lecz mimo wszystko miala rodzine, nawet jesli przez wiekszosc czasu rodzice nie pamietali o jej istnieniu. Wspomniala przyjazna sluzbe w Cytadeli. Tutaj tylko Enya, gospodyni, nawiazywala z nia jakakolwiek rozmowe; kiedy mijala innych sluzacych na korytarzu, udawali, ze jej nie widza. Uzun chetnie wdawal sie z nia w pogawedki i czasami, wieczorami, dotrzymywala mu towarzystwa, kiedy Haramis byla czyms zajeta. Uzun, zaklety w harfe, nie mogl sie poruszac. Co wiecej, Mikayla, zrecznie wplatajac pytania w ogolna rozmowe, utwierdzila sie w przekonaniu o jego slepocie. Zachorowal nagle i Haramis zmienila go w harfe, poniewaz bylo to pierwsze znalezione przez nia zaklecie, ktore moglo zapewnic mu ciaglosc swiadomosci. Mikayla slyszala o niewidomych harfiarzach; oczywiscie harfy nie mialy oczu, wiekszosc z nich nie posiadala takze zdolnosci odczuwania. Uzun mial doskonaly sluch, nawet lepszy niz Mikayla, ktory rekompensowal mu brak wzroku i mozliwosci ruchu. Mimo to wiedza Uzuna ograniczala sie do tego, co dzialo sie w obrebie jego sluchu, - w pracowni Arcymagini i na zewnatrz, na korytarzu. Mikayla i czesto zastanawiala sie, czy go to nie martwi. Byla przekonana, ze w pewnym stopniu tak; nawet gdy jego glos tryskal radoscia, j wyczuwala w nim swoisty smutek, a kiedy gral dla siebie, czarujaca muzyke wypelniala gleboka melancholia. Siedzac teraz ze skrzyzowanymi nogami na podlodze, wyjela kule. Potrzasnela kazda przy uchu, wsluchujac sie w roznice brzmienia i zastanawiajac sie, jak dzialaja. Zapragnela towarzystwa Fiolona, chciala mu pokazac kule i porozmawiac o nich. Strasznie by mu sie podobaly, pomyslala z zaduma. Szkoda, ze go tu nie ma. Ciekawa jestem, jak sobie radzi w drodze do domu. Trzymajac kule w prawej dloni, lewa siegnela do zielonej wstazki na szyi i wyciagnela mala kulke. Zaczela sie zabawiac uderzajac nia lekko o dwie wieksze i wsluchujac sie w dzwiek, jaki przy tym wydawaly. Dostrzegla, ze z jakiejs przyczyny, kiedy opuszczala mala kulke na pozostale, pojawialo sie trzykrotne odbicie malej w kazdej kuli, a kiedy trzymala ja obok, pomiedzy nimi pojawial sie zarys trojkata. Z poczatku przez trojkat widziala wlasna dlon, w koncu nie moglo byc inaczej. Po dluzszej chwili obraz rozmazal sie, a gdy znow stal sie przejrzysty, ujrzala Fiolona, zwinietego w spiworze obok malego ogniska. W bezgranicznym zdumieniu upuscila kule na lozko. Ponowna proba stworzenia obrazu juz sie jej nie powiodla. Mimo to, tej nocy dziewczynka usnela z usmiechem na twarzy, myslac, ze kule posiadaly wlasciwosci, jakich Haramis nie podejrzewala. Mikayla obudzila sie bardzo wczesnie i szybko podniosla dwie kule. Pozerala ja ciekawosc, czy uda jej sie ponownie przywolac obraz Fiolona, jaki ujrzala zeszlego wieczoru. Zaczela obracac kule w dloni, dostrzegajac, ze przychodzi jej to coraz latwiej, przynajmniej gdy przesuwa je w jednym kierunku. Powtarzala te czynnosc, az poczula, rodzace sie w swiadomosci, slabe oznaki transu. Kule rozgrzaly sie tak mocno, ze trzymanie ich stalo sie uciazliwe. Dotknela kulka zwieszajaca sie z zielonej wstazki dwoch wiekszych i zastygla w oczekiwaniu na reakcje. Nie mozna bylo miec watpliwosci, ujrzala Fiolona spiacego nieopodal przywiazanych froniali. Co za spioch, pomyslala rozbawiona, ciekawa jestem, czy potrafie go obudzic. Delikatnie potrzasnela ukladem kul, powodujac delikatne dzwonienie. Fiolon otworzyl oczy i usiadl prosto, chwytajac sie za piersi. Czyzby jego kulka rowniez dzwonila? Mikayla zalowala, ze nie moze slyszec tego, co widziala. No, coz, moze istnieje taka mozliwosc. Przynajmniej mogla sprobowac. Poczula, ze w jakis sposob siega umyslem, tak jakby cos rozciagnelo sie w jej glowie. Uslyszala parskanie zaniepokojonych froniali, szelest galazek drzew, a nawet oddech Fiolona, dosc nierowny, tak jakby chlopiec zostal gwaltownie wyrwany ze snu. -Fiolonie? - odezwala sie lagodnie, nie majac pewnosci czy mowi glosno, czy nie. - Slyszysz mnie? Fiolon rozejrzal sie dokola. - Mika? Gdzie jestes? To wspaniale! pomyslala Mikayla. Moze Arcymagini, mimo wszystko, nie moze nas rozdzielic. -Tkwie w tej wstretnej Wiezy, Fio... tam, gdzie mnie zostawiles! - dodala oskarzycielsko. - Ale chyba odkrylam cos ciekawego. Popatrz na kulke, ktora masz na szyi. Fiolon rozejrzal sie jeszcze raz dokola, po czym wzruszyl ramionami i wyjal kulke spod tuniki. Zadzwonila, gdy nia poruszyl, a ta w dloni Mikayli zawtorowala niesmialo, mimo ze dziewczynka trzymala ja nieruchomo. Wieksze kule, stykajace sie z mala, rowniez rozbrzmialy delikatnym dzwiekiem. Fiolon przyblizyl swoja kulke do oczu, a jego twarz pojawila sie w malej kulce Mikayli, wypelniajac caly obraz. -Widze twoja twarz, Miko! - zawolal zdumiony. - Co to jest, jakas magia? Czy Arcymagini cie tego nauczyla? -Nie - przerwala mu szorstko Mikayla. - Sama mam rozum, Fio; nie zostawilam go w rzece, kiedy zaciagnela nas na lammergeiery. A co do magii - dodala zamyslajac sie - mysle, ze Haramis bylaby bardzo zagniewana, gdybys nazwal to magia. Pamietasz, gdzie je znalezlismy. Prawdopodobnie sa jakims narzedziem Zaginionych, sluzacym im niegdys do komunikowania sie. Moze wykorzystywali je w teatrze, zeby podpowiadac aktorom, ktorzy zapomnieli swojej roli. -Moze i masz racje - przyznal Fiolon. - Bylo ich tam wiele, lecz te dwie, ktore wzielismy, idealnie do siebie pasowaly. Moze sa ze soba polaczone. Skoro jednak zostaly zrobione na uzytek teatru, w jaki sposob mozemy komunikowac sie na taka odleglosc? -Mam pewna teorie - wyjasnila Mikayla. - Haramis dala mi pudelko z dwiema podobnymi kulami, lecz nieco wiekszymi od naszych. Szkoda, ze cie tu nie ma i nie mozesz ich zobaczyc. Sa dokladnie tej samej wielkosci, lecz brzmia inaczej. Kiedy spytalam Haramis, dlaczego tak sie dzieje, wydawalo sie, ze nie wie, albo jej to nie obchodzi. Nie sadze, zeby kiedykolwiek dostrzegla te roznice. Czy myslisz, ze ona moze nie slyszec roznic w wysokosci dzwiekow? -Podobno zdarzaja sie tacy ludzie - odparl Fiolon. - Chyba nazywaja ich "gluchymi na barwe dzwieku". Ciezko by jej jednak bylo zmienic Mistrza Uzuna w harfe, gdyby zupelnie nie miala sluchu, albo gdyby nie lubila muzyki. Poza tym wszystkie stare piesni glosza, ze byla niezwykle muzykalna. -Moze umiejetnosc rozrozniania wysokosci tonow zanika wraz z wiekiem - powiedziala Mikayla. - Ona jest bardzo stara, prawda? -Ma troche ponad dwiescie lat - odrzekl Fiolon. - Miala wyjsc za maz, kiedy nastapilo ostatnie Wielkie Potrojne Polaczenie, a nastepne ma sie wydarzyc mniej wiecej za cztery lata. W kazdy razie ma teraz jakies dwiescie dziesiec, dwiescie pietnascie lat. -Ludzie nie zyja tak dlugo! - zaprotestowala Mikayla. - Jestes pewien? -Nie jest zwyczajna osoba - pouczyl ja Fiolon. - Jest Arcymaginia. To pewne, ze jesli jest ta Haramis, jedna z trojki ksiezniczek, ktore pokonaly zlego czarodzieja Orogastusa, musi miec ponad dwiescie lat. -Chyba nie chcialabym zyc tak dlugo - stwierdzila Mikayla, wzdrygajac sie. Kule wtulone w jej dlon zadzwieczaly delikatnie. -Dlaczego dala ci te kule? - spytal z zaciekawieniem Fiolon. -Kazala mi obracac nimi w reku, ale nie mam pojecia, czemu. -Przypuszczam, ze po to, aby nadac gietkosc twoim palcom - powiedzial Fiolon. - Widzialas magiczne gesty, jakie czynia Odmiency, na przyklad przeciwko zlemu oku. Prawdopodobnie bedzie uczyc cie magii, ktora wymaga bardzo sprawnego uzywania rak i palcow. Takie wyjasnienie wydalo sie Mikayli calkiem sensowne. -Moze masz racje. To, co mowisz, wydaje sie rozsadne. Arcymagini nie raczy laskawie niczego wyjasniac, ani podawac powodu czegokolwiek, co kaze mi robic. -Westchnela. - Szkoda, ze nie wybrala ciebie; twoje dlonie sa sprawniejsze od moich i nigdy ci w tym nie dorownam. Nawet nie potrafie grac na malej harfie. -Wybrala ciebie, Mikaylo, i najwidoczniej wiedziala, co robi. Mimo wszystko, jest Arcymaginia. Mikayla wzruszyla ramionami. -Robi to, na co ma ochote. Popatrz, co uczynila temu biednemu Uzunowi. Ciesze sie jednak, ze moge z toba porozmawiac, nawet jesli nie pozwolono nam ze soba przebywac. - Zagryzla dolna warge. - Naprawde za toba tesknie. Dlaczego musiala nas rozdzielac? Zaloze sie, ze nauczylabym sie wszystkiego duzo szybciej, gdybysmy ksztalcili sie razem. Fiolon spojrzal ponuro. -Czy ona wie, ze to robisz? Ze rozmawiasz ze mna za pomoca tych kulek? Mikayla wzruszyla ramionami. -Nie mam pojecia. To zalezy od tego, jak dalece jest wszechwiedzaca. Jesli nie wie, nie mam zamiaru jej teraz wtajemniczac, wiec lepiej bedzie, jesli wstane i ubiore sie, zanim ktos przyjdzie mnie szukac. Porozmawiamy pozniej, dobrze? Mam cwiczyc z tymi kulami po obudzeniu sie i przed snem, wiec pewnie wtedy bedzie okazja znowu sie spotkac. -Jesli jestes pewna, ze Arcymagini nie mialaby nic przeciwko... - zaczal niepewnie Fiolon. -Jestem pewna, ze jesli ma cos przeciwko, to da mi znac - odparla Mikayla. - Fiolonie, potrzebuje pomocy. Nigdy bym sie nie domyslila, dlaczego chce, zebym cwiczyla z tymi kulami. Naprawde mozesz mi wiele pomoc. -Oczywiscie, ze bede ci pomagal, Miko. Dokad bede mogl. Mikayla istotnie dolozyla pewnych staran, zeby poznac tajniki tego, czego pragnela nauczyc ja Haramis, lecz okazalo sie to niezwykle trudne. W przyplywie lepszego humoru wmawiala sobie, ze stara kobieta nigdy wczesniej nikogo nie uczyla, nie wspominajac juz o tym, ze sama nie otrzymala odpowiedniego wyksztalcenia. Moglo to byc przyczyna niesystematycznosci i zlego organizowania zajec. Mikayla jednak dawala sobie rade, dyskutujac o wszystkim z Fiolonem, ktory zdawal sie posiadac lepsza niz ona intuicje w dziedzinie magii i zwiazanych z nia problemach. Kiedy zadne z nich nie potrafilo niczego wymyslic, czekala, az Haramis oddali sie do swojej sypialni, i wslizgiwala sie do gabinetu, aby spytac o zdanie Mistrza Uzuna. Prawie zawsze znal odpowiedz, albo mowil jej, w jakiej ksiedze moze ja znalezc. Bardzo polubila Odmienca-harfe. Czesto w nocy schodzila na dol, by najzwyczajniej z nim porozmawiac, nawet kiedy nie miala konkretnych pytan. Czula sie samotna i podejrzewala, ze Uzuna dreczy uczucie podobne, lecz o wiele silniejsze. Mistrz sporo jej opowiadal o dziecinstwie Haramis, chociaz w obecnej sytuacji te informacje nie wydawaly sie przydatne. -Oczywiscie zmienila sie, odkad zostala Arcymaginia - rzekla Mikayla pewnej nocy, kiedy usiadla przy palenisku, blisko Uzuna. - Ta dziewczyna, o ktorej mowisz, nie bardzo przypomina stara kobiete, z ktora musze miec do czynienia. -Na jakis czas - odparl w zamysleniu Uzun - istotnie ulegla metamorfozie. Stala sie delikatniejsza, mniej pewna siebie, nie wiedziala, czy to, co robi, jest sluszne. Z biegiem czasu, kiedy wszyscy znajomi i przyjaciele zaczeli odchodzic z tego swiata, nastapila w niej kolejna zmiana. -No tak - westchnela Mikayla. - Przez te wszystkie lata zdazyla sie przekonac, ze jedynie ona postepuje slusznie. Licza sie tylko jej zasady, przy czym nawet nie sa one konsekwentne. - Podciagnawszy kolana pod brode, utkwila wzrok w wesolych ognikach tanczacych w palenisku. - Mowi, ze nie powinnismy korzystac z narzedzi Zaginionego Ludu i ze magii nalezy uzywac tylko z istotnych powodow, a potem sama za pomoca jakiegos zaklecia wysyla brudne naczynia do kuchni. A gdy przylapala mnie z Fiolonem, kiedy uzywalismy tej samej magii do gry w "lapanke" i doskonalilismy w ten sposob swoje umiejetnosci, wpadla w szal i wyslala go na grzbiecie froniala przez sniegi w samym srodku zimy. Nie sadze, zeby sie przejela, gdyby ponownie zlapal zapalenie pluc. Wolalaby tylko, aby nie zdarzylo sie to tutaj i nie sprawilo jej zbytniego klopotu. Struny harfy odezwaly sie opadajacym glissando, odzwierciedlajacym westchnienie Uzuna. -Wiem, ze jest ci ciezko, ksiezniczko - powiedzial delikatnie - ale sprobuj uzbroic sie w cierpliwosc. Fiolon dotarl bezpiecznie do Cytadeli, wiesz o tym. -Tak, dzieki Wladcom Powietrza - odparla Mikayla. - Ale tak bardzo za nim tesknie! Skoro Haramis nie musiala zostac od ciebie oddzielona, dlaczego Fiolon musial odjechac? -Chyba lepiej, bys udala sie na spoczynek - stwierdzil Uzun. -Zrobilo sie bardzo pozno, i naprawde potrzebujesz odrobiny snu. -Inaczej mowiac, nie odpowiesz mi na to pytanie. - Mikayla wstala. Nie zadala sobie nawet trudu, aby poszukac swieczki; zdazyla poznac kazdy cal korytarza miedzy swym pokojem a komnata Uzuna i potrafila przebywac te droge bezszelestnie w najwiekszej ciemnosci. - Dobranoc, Uzunie. -Dobranoc, ksiezniczko. Proby Mikayli, zeby uzbroic sie w cierpliwosc w obcowaniu z Haramis, nie byly jednak zadowalajace. Szczegolnie jedna, wyjatkowo frustrujaca lekcja, ktora odbyla sie kilka dni pozniej, zawiodla ja na skraj wytrzymalosci. Poprzedniej nocy nie spala zbyt dobrze, a w czasie snu nekaly ja potworne koszmary. Bolala ja glowa, obiad smakowal dosc dziwnie i podejrzewala, ze doswiadcza pierwszych oznak przeziebienia. Ogolnie czula sie paskudnie, a przebieg nauki wyraznie odzwierciedlal jej markotny nastroj. Upuscila kulki przynajmniej piec razy, zanim Haramis, westchnawszy gleboko, kazala jej je odlozyc. Potem przypadkowo zrzucila ze stolu czare do wrozenia. Na szczescie, tym razem zawierala tylko wode, a nie mieszanine wody i atramentu, jakiej czasem uzywaly. Mimo to Haramis okazala swoje niezadowolenie i kazala jej dokladnie wytrzec podloge. Arcymagini posiadala wyjatkowa zdolnosc przekazywania bez slow swej opinii, ze uwaza Mikayle za zle wychowana, glupia, leniwa, pozbawiona jakiejkolwiek motywacji i calkowicie nie zaslugujaca na miano Arcymagini. Mimo ze takie sady ranily dziewczynke, moglaby je tolerowac, gdyby oznaczaly, ze Haramis ma ochote dac za wygrana i wyslac ja z powrotem do domu. Niestety. Haramis, po raz kolejny, rozpoczela wyklad na temat szczescia, jakiego zaznaje Mikayla pobierajac takie nauki i nie muszac bez uprzedniego przygotowania pelnic obowiazkow Arcymagini. Dziwila sie, dlaczego Mikayla nie moze wlozyc nieco wysilku w nauke i dlaczego jest takim nadasanym, niewdziecznym dziewuszyskiem... Mikayla potrafila wyglosic cala jej przemowe z pamieci. Przykladala sie do pracy ze wszystkich sil, nawet jesli nie szlo jej najlepiej, i czula teraz taka wscieklosc, ze otaczajace ja przedmioty i Haramis znalazly sie w duzym niebezpieczenstwie. Jednakze, majac na uwadze doswiadczenie i znajomosc magii swojej nauczycielki, postanowila walczyc jedynie slowami. -Zanim mnie porwalas - wrzeszczala na Arcymaginie - mialam zycie, rodzine, mimo ze nie zwracali na mnie zbytniej uwagi. Mialam przyjaciela, a ty przywiozlas mnie tutaj, a jego odeslalas. Nigdy mnie nie spytalas, czy chce zostac Arcymaginia. Po prostu powiedzialas, ze nia bede. Przywloklas mnie do tej ohydnej Wiezy, zaczelas meczyc tymi glupimi lekcjami, nie zwazajac na to, czy chce sie tego uczyc, czy nie! -Zanim mnie porwalas, bylam wolna. Moglam wychodzic, jesli chcialam, uczyc sie czego chcialam. Nie wiem, w jaki sposob spodziewasz sie wzbudzic we mnie poczucie ziemi, trzymajac mnie tutaj. Jestem tak odcieta od jakiegokolwiek kontaktu z ziemia, jak to tylko mozliwe. Nie pozwalasz mi wychodzic na zewnatrz, nie mowiac juz o Blotach czy krainie Dyleks, czy jakimkolwiek innym miejscu! -Moze w domu nikt o mnie zbytnio nie dbal, lecz przynajmniej nie nekali mnie. Nie krecili mi sie nieustannie nad glowa mowiac "musisz robic to" czy "Arcymagini nie wolno tego robic." Zanim tu przyjechalam, bylam Mikayla; teraz jestem "Nastepczynia Haramis." Oddaj mi moje zycie! Oddaj mi moje,ja"! Nienawidze takiego zycia! Nienawidze tego miejsca! Wolalabym umrzec! -Za kazdym razem, kiedy znajduje jakies interesujace narzedzie Zaginionego Ludu, cos, co pomogloby mi sie czegos nauczyc, ty to zabierasz. Mowisz, ze mnie rozprasza w nauce czystej magii, do jakiej powinna zdazac prawdziwa Arcymagini. To niewiarygodna hipokryzja, biorac pod uwage, ze od wiekow mieszkasz w Wiezy, ktora Orogastus stworzyl, uzywajac wszystkich narzedzi Zaginionego Ludu, jakie tylko zdolal zgromadzic! Ale Arcymagini nie wolno uzywac niczego praktycznego; Arcymagini musi byc zwiazana z ziemia. No coz, ja nie chce byc zwiazana z ziemia! Chce byc zwiazana z soba! Oddaj mi moje "ja"! Nie chce stac sie taka jak ty! Haramis patrzyla na nia z otwartymi ustami, najwyrazniej nie potrafiac znalezc wlasciwych slow, aby cokolwiek odpowiedziec. Mikayla uciekla do swojej komnaty i zamknela sie w niej, zanim Arcymagini zdazyla podjac jakakolwiek decyzje. Dziewczynka pozostala za zaryglowanymi drzwiami przez reszte dnia. Nikt nie poprosil jej na wieczerze. Kiedy nazajutrz, wyglodniala, zeszla na sniadanie, Haramis zachowywala sie, jakby nic sie nie wydarzylo. Najzwyczajniej zapoznala Mikayle z planem zajec, tak jakby nigdy nie slyszala protestow dziewczynki przeciwko zostaniu Arcymaginia. Mikayla ujrzala nagle wizje wielu lat podobnego zycia, siedzenia naprzeciw Haramis podczas wspolnych posilkow, wysluchiwania jej nie konczacych sie wykladow... Poczula pochlaniajaca ja wiecznosc. Pragnela skulic sie, zaszyc w najciemniejszym kacie i umrzec. Byla jednak mloda i zdrowa. Poza tym, tak naprawde, nie miala zamiaru umierac, po prostu nie chciala zyc w ten sposob. Rozdzial osmy Haramis spojrzala na Mikayle, ktora siedziala naprzeciwko apatycznie mieszajac owsianke. Stlumila westchnienie. Uplynal prawie rok od odjazdu Fiolona, a Mikayla nadal wykazywala pewne magiczne uzdolnienia, lecz jej moce nie wzrastaly. Arcymagini spodziewala sie, ze to nastapi, gdy obecnosc Fiolona przestanie absorbowac czas i energie dziewczynki. Haramis odczuwala niepokoj. Miala nadzieje, ze Mikayla poczyni wyrazne postepy pod nieobecnosc Fiolona, lecz ta, z dnia na dzien, konsekwentnie posepniala. Zdawalo sie nawet, ze ta cecha wniknela na stale do jej osobowosci. Czy ta ponura osobka naprawde miala zostac Arcymaginia?Haramis pomyslala, ze mala przestala byc niegrzeczna i opryskliwa. Od czasu wyjazdu Fiolona jej zachowanie znacznie sie poprawilo. Byla spokojna, mowila tylko wtedy, kiedy ja o cos pytano; posluszna, dokladnie wypelniala polecenia. Gdy jednak konczyla wyznaczone zadanie, siadala na najblizszym krzesle czy lawie i nieustannie wpatrywala sie w swoje kolana. Odnosilo sie wrazenie, ze magia nie interesuje jej nawet w najmniejszym stopniu, pomimo niewatpliwych zdolnosci, jakie posiadala. Co gorsza, zdawalo sie, ze stracila zainteresowanie zyciem. Oczywiscie Haramis zdawala sobie sprawe, ze ona sama nie interesowala sie niczym oprocz magii, lecz z pewnoscia az tak bardzo jej to nie przygnebialo. Nawet Uzun wydawal sie bardziej zywotny niz Mikayla. W kazdym razie jadl niewiele mniej niz ona... -Mikaylo. - Dziewczynka uniosla zobojetniala twarz znad miski i napotkala wzrok Haramis. Arcymagini chciala powiedziec cos, co moglo pobudzic mala do zycia. Niestety nic nie przychodzilo jej do glowy. - Czy cwiczylas dzis rano z kulkami? -Tak, o pani. - Ton glosu przerazal bezbarwnoscia, a na twarzy dziecka nie odmalowal sie nawet najmniejszy cien emocji. -Jak sobie radzisz? -Bardzo dobrze, pani. Ta rozmowa prowadzi donikad, pomyslala ze smutkiem Haramis. Kiedys tez bylam mloda, wiec powinnam umiec sie z nia porozumiec. -Bedziesz musiala mi pozniej pokazac, jakie poczynilas postepy - powiedziala starajac sie, by jej slowa zabrzmialy przyjemnie i zachecajaco. -Jak sobie zyczysz, o pani. Haramis dala za wygrana. -Zjedz sniadanie, moje dziecko - rozkazala. Podejrzewala, ze bez wyraznego polecenia Mikayla bedzie wciaz siedziec, mieszajac papke i wpatrujac sie w nia przez reszte poranka. Pomyslala, ze musi poprosic Enye, zeby dowiedziala sie, jakie sa ulubione potrawy Mikayli; nie chciala, by dziewczynka wychudla jeszcze bardziej. Czym mozna ja zainteresowac? Haramis powrocila pamiecia do pierwszej wizji, w ktorej Mikayla bawila sie z Fiolonem, ogladajac pozytywki. Chciala wtedy rozebrac jedna na czesci, aby zobaczyc, jak dziala. Skoro lubi pozytywki, zastanowila sie Haramis, prawdopodobnie zaciekawiaja inne narzedzia Zaginionego Ludu. A, wielkie nieba, Orogastus zostawil ich tu cale mnostwo! Kiedy przybylam do tego miejsca, wszystkie wepchnelam do pomieszczenia na najnizszym poziomie. Zapewne nie wszystkie przestaly dzialac. Bede musiala najpierw sama im sie przyjrzec, poniewaz niektore moga okazac sie niebezpieczne. Haramis nie przepadala za technika i nie cierpiala wszelkich zasad pojmowanych rozumem, a nie dusza i sercem, wiec na mysl o oczekujacym zajeciu przechodzil ja nieprzyjemny dreszcz. Chyba najbardziej spodobaloby sie jej "magiczne lustro" Orogastusa, pomyslala Haramis, lecz poczekam, az lepiej pozna tajniki czarow. Nie chce, by sadzila, iz narzedzia Zaginionego Ludu moga stanowic mozliwy do zaakceptowania substytut naszych wlasnych umiejetnosci. Zostawiwszy Mikayle sam na sam z wystyglym sniadaniem, skierowala sie do swego gabinetu. Usiadla na wygodnym krzesle i oparla sobie Uzuna o ramie; jak prawdziwa harfe. Otarla policzek o delikatne drzewo. Uzun nie zaprotestowal, domyslajac sie, ze cos trapi jego najstarsza przyjaciolke. -Wyznam ci szczerze, Uzunie, iz sama nie wiem, co czynic z ta dziewczyna. -Wykonuje twe rozkazy - zauwazyl Uzun. -Zaiste - westchnela Haramis. - Tak wlasnie czyni. Gdyby nie absurdalnosc tego przypuszczenia, sadzilabym, ze odnalazlam niewlasciwe dziecko, lecz bez watpienia wlasnie ona ukazala sie w mej wizji. -Jestes pewna, ze powinnas przekazywac jej swa wiedze? - zapytal Uzun. - Nie pobieralas zadnych nauk od Arcymagini Binah, a poradzilas sobie calkiem niezle. -Ty mnie nauczales, Uzunie - zauwazyla Haramis. - Nie rozpoczelam swej misji zupelnie niedoswiadczona. Mikayla, przed przybyciem do Wiezy, nie otrzymala zadnego wyksztalcenia w zakresie magii. -Najwyrazniej jest obdarzona magicznymi zdolnosciami - pocieszyl ja Uzun. - Poza tym wiele sie nauczyla przez ostatnie dwa lata. Przychodzila tu do mnie wieczorami i opowiadala o poczynionych postepach, a przed odjazdem Fiolona zjawiali sie razem co noc, od kiedy stanal na nogi o wlasnych silach. -Naprawde? - wyszeptala zdumiona Haramis. -Przypuszczam, ze musieli czekac, az udasz sie na spoczynek i nie bedziesz ich obserwowac - stwierdzil Uzun. - Zastanawialem sie, dlaczego odwiedzaja mnie tak pozno. -Ona naprawde ma talent, ale wydaje sie, iz nie chce go wykorzystac - zaprotestowala Haramis. - Ja nigdy taka nie bylam, dreptalam za toba zadna najmniejszego okrucha wiedzy, zanim jeszcze nauczylam sie dobrze chodzic! Opadla na krzeslo nagle i niespodziewanie, wypuszczajac z dloni Uzuna. Zakolysal sie z lekka, po czym stanal na szerokiej podstawie. Struny harfy zadrgaly, wydajac dzwiek do zludzenia przypominajacy ludzki jek. -Haramis? - odezwal sie Uzun wyraznie zaniepokojony, a nastepnie krzyknal gwaltownie: - Haramis! Cos ci jest? Nie byla w stanie wydobyc z siebie glosu. Czula sie bardzo dziwnie. Silne mrowienie, niczym uklucia tysiecy szpilek, ogarnelo cala lewa czesc ciala, jakby podczas snu zdretwial jej bok. Sprobowala sie poruszyc, lecz zauwazyla, ze nie moze. Miala wrazenie, ze nawet polowa twarzy zastygla, niczym wystudzona lawa. Ogarnal ja niepokoj. Wiedziala, ze cos zaczelo szwankowac, lecz nie miala pojecia, co. Czy jakies nieszczescie przytrafilo sie ziemi, nieszczescie, ktore uszlo jej uwagi? Czy ja umieram? zastanowila sie. Nie moge jeszcze umrzec; Mikayla jeszcze nie jest przygotowana. Uzun zaczal wydawac z siebie niespokojne dzwieki. Wydawalo sie, ze nieznosny bezwlad Haramis trwa juz cale wieki. W rzeczywistosci osobliwa niemoc zawladnela cialem kobiety na krotko. Wkrotce, cokolwiek to bylo, zaklecie czy cos innego, ustapilo i odzyskala swobode ruchow. Kto by chcial nakladac na nia zaklecie? Przeciez nie miala wrogow. Nie chciala teraz o tym rozmawiac. Probowala uspokoic Uzuna i umniejszyc wage zdarzenia. -Jestem pewna, ze to nic takiego, Uzunie; prawdopodobnie nie ulozylam sie zbyt wygodnie do snu zeszlej nocy. Przypomina mi to jednak o pracy, ktora mnie jeszcze czeka. - Podniosla sie z krzesla probujac ukryc wysilek, jaki musiala wlozyc w ten prosty ruch. -Poszukam Mikayli. Mysle, ze nadszedl czas na nauke magii pogodowej; to niezwykle wazna czesc pracy Arcymagini. -Uwazam, ze jest na to jeszcze troche za wczesnie, pani. Haramis zignorowala formalny protest Uzuna. -Sama o tym zadecyduje, stary przyjacielu. - Usmiechnela sie do niego, na chwile zapominajac, ze jej nie widzi. Zrobila to czesciowo po to, aby zlagodzic cierpkosc swych slow, a czesciowo, aby ukryc przerazenie, jakie nagle odczula. Mozliwe, ze nie mam juz tyle czasu, co myslalam. -Zawsze bylas uparta. - Glos Uzuna rozbrzmial delikatnym glissando wzdluz strun. - Postapisz, jak zechcesz. I tak zawsze robisz po swojemu. Haramis znalazla Mikayle w sypialni. Dziewczynka siedziala ze skrzyzowanymi nogami na nie poslanym lozku, odwrocona tylem do drzwi. Pochylala sie nad czyms trzymanym w dloniach. -Co robisz? - zapytala Arcymagini. Mikayla podskoczyla, upuszczajac na lozko dwie srebrne kule. Haramis podeszla i podniosla je. Katem oka dostrzegla, ze Mikayla wsunela jakis niewielki przedmiot za dekolt tuniki, lecz nie byla pewna, czy jej sie to nie przywidzialo. Poza tym miala wazniejsze sprawy na glowie. Wreczyla dziewczynce kule, ktore wydaly jej sie niezwykle cieple, bez watpienia ogrzane dlonmi Mikayli, i powiedziala: -Odloz je teraz i chodz do pracowni. Czas rozpoczac kolejny etap nauki. Odwrocila sie na piecie i wyszla z pokoju, nie zwazajac na niewyrazny jek protestu za plecami. Mikayla przyczlapala do pracowni akurat w chwili, gdy cierpliwosc Haramis zaczela sie wyczerpywac. Arcymagini wlasnie zamierzala wyslac Enye, aby sprowadzila dziewczynke. Zdawala sobie sprawe, ze zbesztanie malej przyniesie odwrotny skutek, wiec zmusila sie do usmiechu. -Podejdz tu do mnie, moje dziecko. Rozpoznajesz? Mikayla podeszla do solidnego stolu i spojrzala w dol. Na blacie lezala piaskowa tablica uzywana do planowania bitwy, lecz zamiast kompletu figurek, znajdowal sie tam piasek w kilku roznych kolorach, kilka kamieni, sporo zmiazdzonego bialego piaskowca oraz woda. Ku zdziwieniu Arcymagini, widok ten przelamal obojetnosc Mikayli. Pierwszy raz od dlugiego czasu ujrzala blysk zainteresowania na twarzy dziewczynki i cien inteligencji w przygaszonych oczach. -To krolestwo - powiedziala szybko Mikayla. - Tutaj sa Zielone Blota - wskazala na zielony piasek - a tutaj rzeka Golobar laczy sie z Dolnym Mutarem, gdzie... - zawahala sie - znalazlas mnie i Fiolona. Haramis zastanowila sie, czy Mikayla umyslnie nie uzyla slowa "porwalas". Zauwazyla tez, ze dziewczynka nie wspomniala ich przewodnika Odmienca, mimo ze towarzyszyl im on podczas pamietnej wyprawy. -Tutaj sa Czarne Blota - kontynuowala Mikayla - i Zlote Blota, a Cytadela znajduje sie tu, na tej skale. A my jestesmy tutaj. - Wskazala bezblednie na kupke zmiazdzonego bialego piaskowca, ktora reprezentowala Gore Brom. - A Fiolon jest tutaj - dodala bunczucznie, wskazujac Skale Cytadeli. Haramis postanowila zignorowac ostatnia uwage. -Masz racje, Mikaylo. Ta tablica przedstawia ziemie. Nie jest to jednak zabawka, ani jedynie mapa. Ma swoj uzytek. Czy zgadujesz, jaki? Mikayla zaczela przewracac oczyma, po czym spojrzala na stol. -Nie, pani - odparla, popadajac znowu w stan "bezmyslnej uleglosci". Haramis miala ochote potrzasnac nia z calej sily. -A zatem zostan tu i przestudiuj ja, az domyslisz sie, jaki moze byc z niej uzytek - rzekla cierpko. - Spotkamy sie na obiedzie. - Odwrociwszy sie na piecie, wyszla z pokoju. Chwile pozniej przemierzala swoj gabinet w te i z powrotem, wyladowujac rozgoryczenie na Uzana. -To dziecko doprowadzi mnie do szalenstwa! - poskarzyla sie relacjonujac zajscie w pracowni. Struny Mistrza drgnely niespokojnie. -Moze juz jej sie to udalo. Chcesz powiedziec, ze zostawilas ja sama, bez nadzoru, i pozwolilas bawic sie piaskowa tablica? -Oczywiscie, ze nie - odparla niecierpliwie Haramis. - Powiedzialam jej, zeby przestudiowala ja, a nie dotykala. -Czy zakazalas jej dotykac? - zapytal Uzun. -Nie. Przypuszczam, ze specjalnie wszystko by pomieszala, byle tylko mnie rozgniewac. Dlaczego sie tak martwisz, Uzunie? -Poniewaz owa tablica jest jednym z najpotezniejszych magicznych przedmiotow w tej Wiezy - odparl krotko Uzun - a bez wzgledu na to, jak bys ja okreslila, ksiezniczka Mikayla posiada bystry umysl i duzy talent w dziedzinie magii. -Ktorego nie chce rozwijac - zauwazyla Haramis. -W kazdej chwili sytuacja moze ulec zmianie - ostrzegl Uzun. - Sadze, ze jej nie doceniasz, a nie trzeba specjalnej inteligencji, aby pojac, iz tablica moze sluzyc do magii pogodowej. Szczegolnie kiedy pod reka znajduja sie misy z woda i skruszona na proszek skala, ktorych uzywasz do przywolywania deszczu i sniegu. -Sa w szafce przy koncu stolu, tam gdzie powinny byc - wyjasnila Haramis. - Gdzie indziej moglabym je schowac? Bez zaklecia aktywizujacego sa to tylko pyly skalne i krople wody. -Mozna stworzyc nowe zaklecia, aby wykonac te sama rzecz - upieral sie Uzun. - Magia to sprawa skupienia i intencji, a Mikayla jest dobra w jednym i w drugim. -Zbytnio sie martwisz, moj stary przyjacielu - usmiechnela sie czule Haramis, podchodzac blizej, by pogladzic gladkie drewno jego ramy. -Czyzby? - zapytal Uzun, delikatnie pobrzekujac w rozbawieniu. - Czy zamierzylas, aby dzisiaj padal deszcz? Haramis obrocila sie i popedzila do okna. Uzun sie nie mylil; rzadki strumien deszczu padal dokladnie na srodek dziedzinca, roztapiajac zalegajacy w tym miejscu snieg. Uslyszala za plecami chichot harfy, zaklela szpetnie pod nosem i pobiegla do pracowni. Z kolka w boku, oddychajac ciezko i nierowno, otworzyla ciezkie drzwi. -Przestan! - wysapala. Mikayla podniosla wzrok znad stolu, gdzie skapywala wode z koniuszka malego palca na wyobrazenie Gory Brom. - Chyba juz wiem, do czego sluzy ten stol, pani - powiedziala spokojnie. - Okazuje sie, ze dziala calkiem dobrze, jesli chodzi o czary pogodowe. Haramis poczula ostry, klujacy bol w glowie i calym wysilkiem woli zmusila sie, aby sie za nia nie chwycic. Wystarczylo, ze ledwo lapala powietrze, i nie mogla pozwolic sobie na pokazanie dalszych oznak slabosci. -Powiedzialam ci, zebys obejrzala te tablice, a nie bawila sie nia, albo jej dotykala! - warknela. - Mowilam ci, ze to nie zabawka. Mikayla sprawiala wrazenie zaskoczonej. -Przeciez gdyby to bylo niebezpieczne, o pani, z pewnoscia nie zostawialabys mnie tu samej. Poza tym jak moglam przestudiowac tablice, nie dotykajac jej? Uczymy sie na drodze doswiadczen, tworzac teorie, sprawdzajac ja i kreujac nowa teorie, jesli pierwsza sie nie sprawdzila. W koncu otrzymujemy model, ktory dokladnie przedstawia rzeczywistosc, albo przynajmniej jej czesci, ktorymi mamy sie pozniej zajmowac. Potrzebujesz wiekszej piaskowej tablicy - dodala. - Tu nie ma miejsca na Labornok, czy Var, a za Labornok na pewno jestes odpowiedzialna; krolestwa sa polaczone od prawie dwustu lat. Haramis miala wrazenie, ze glowa rozpada jej sie na kawalki. Czy to dziewczynisko aby na pewno jest dzieckiem? Nie miala ochoty dyskutowac na temat odpowiedzialnosci za istoty, ktore najechaly jej ojczyzne, mordujac bestialsko rodzicow i wszystkich, ktorych udalo im sie dopasc. Jej rowniez probowali wyrzadzic krzywde. Nawet jesli te wydarzenia dzialy sie dawno temu, w pamieci Haramis byly tak wyrazne, jakby zdarzyly sie przed tygodniem. Chyba sie starzeje, pomyslala, skoro pamietam dawne zdarzenia lepiej niz ostatnie. Na glos zas powiedziala: -Idz umyc rece przed wieczerza, Mikaylo. Zobaczymy sie przy stole. Kiedy wyszla z komnaty, zeby zaparzyc herbate z kory wierzby, kojaca wszelkie bole glowy, uslyszala, jak Mikayla odparla: -Przeciez dopiero jest pora obiadu. Po posilku Haramis wreczyla Mikayli stara kronike Ruwendy, majac nadzieje, ze przynajmniej to zaoszczedzi klopotow z dziewczynka na reszte dnia. Czula sie zbyt zmeczona, aby sie z nia przekomarzac. Zaszyla sie w swojej komnacie, pragnac przez jakis czas cieszyc sie samotnoscia. Ze wszystkich sil starala sie powstrzymac wspomnienie dziwnego epizodu z dzisiejszego ranka. Polozyla sie na lozku zamierzajac odpoczac przez chwile, lecz zmeczenie owladnelo nia calkowicie i nie ruszyla sie do chwili, gdy Enya przyszla zapytac, dlaczego nie pojawila sie na wieczerzy. -Kolacja? - Haramis usiadla, odsuwajac krnabrne wlosy opadajace na twarz. - Czy jest juz tak pozno? - Wyjrzala oknem i zdumiona zauwazyla, ze swiat pograzyl sie w mrokach poznego wieczoru. - Musialam zasnac. -Z pewnoscia - odparla Enya. - Zdazylam podac posilek ksiezniczce Mikayli. Teraz rozmawia z Mistrzem Uzunem, wiec nie musisz sie, pani, o nia niepokoic. Moze przyniose ci tace? Wygladasz, jakby przydaloby ci sie jeszcze troche odpoczynku. -Dziekuje, Enyo - odpowiedziala Haramis. - Jestem nieco zmeczona i ten pomysl z taca jest bardzo dobry. Kiedy tylko gospodyni zniknela za drzwiami, Haramis zwlokla sie z lozka i podeszla do lustra. Enya miala racje. Najwyrazniej przemeczyla sie ostatnio. Zaklecie, dzieki ktoremu ludzie patrzac na nia widzieli to, co chciala - pryslo. W lustrzanym odbiciu ujrzala swoja prawdziwa twarz: blada, wymizerowana, stara. -Lepiej pozostane w komnacie, poki nie odzyskam sil - wymamrotala do siebie. - Uzun mnie nie widzi, a Enya zna moj naturalny wyglad. Jest jednak za wczesnie, by wyjasniac to Mikayli. Haramis zapomniala, ze dziewczynka widziala ja wczesniej tego dnia. W rzeczywistosci Mikayla wpatrywala sie w Haramis podczas obiadu, lecz Arcymagini nawet tego nie dostrzegla. Teraz Mikayla odbywala dluga rozmowe z Uzunem. -Czy Haramis jest chora, Uzunie? - spytala. - Nie wygladala dobrze podczas obiadu, a na kolacje wcale nie zeszla. - Enya twierdzi, ze Haramis po prostu jest zmeczona, lecz dzisiaj wygladala na wiecej niz przemeczona. -Co rozumiesz przez "wiecej niz przemeczona"? - zapytal Uzun. Mikayla westchnela. - Szkoda, ze nie widziales - powiedziala. - Zwykle wyglada jakby byla "bez wieku", to znaczy ma siwe wlosy, lecz tak naprawde nie wyglada staro. Uzun westchnal, lekko tracajac struny harfy. -Kiedy byla mloda dziewczyna, miala czarne wlosy, lecz kiedy zostala Arcymaginia, zmienila kolor na bialy. Nie miala wtedy wiecej niz dwie dekady. Wowczas probowala sie postarzec tak, by wygladac na mniej wiecej cztery dekady. Potem utrzymywala ten wyglad tak dlugo, jak ja widzialem. Nie wiem, czy po tym, jak zostalem harfa, cos uleglo zmianie... -Raczej nie - przyznala Mikayla. - Wygladala wlasnie tak az do dzisiaj. Dzis jej wlosy mialy zoltawoszara barwe i robila wrazenie naprawde starej. Miala tez wychudla twarz i zapadniete policzki. Czy przez te wszystkie lata uzywala zaklecia, aby zmienic swoj wyglad? -Bardzo slabego zaklecia - stwierdzil Uzun. - W rzeczywistosci nazywa sie to czarem, nie zakleciem. -Och, wiem! - krzyknela Mikayla. - Kiedy bylam mala, uzywalam pewnej odmiany czaru. Stosujesz go, gdy pragniesz, by ludzie cie nie dostrzegali i nie wiedzieli, co robisz, na przyklad gdy masz ochote pobawic sie na zewnatrz i nie chcesz, zeby cie ktos zatrzymal przy wyjsciu z zamku. Albo gdy nie chcesz, aby zobaczyl cie ktos, kto wszedl do pokoju, po prostu siedzisz wtedy nieruchomo i myslisz "nie ma mnie tutaj", a oni cie nie dostrzegaja. -Rzeczywiscie wydaje sie to opierac na tych samych, podstawowych zasadach - zgodzil sie Uzun. -Chcesz powiedziec, ze moglam stworzyc iluzje, ze jestem ladnie odziana, kiedy moje ubranie ociekalo blotem i warkocze mi sie rozplataly? - spytala Mikayla. - Powinnam byla nauczyc sie rowniez tej wersji. Zaoszczedziloby mi to wielu klopotow. Uzun zachichotal. -W istocie, czaru mozna do tego uzyc. Podejrzewam jednak, ze w twoim przypadku, ksiezniczko, te klopoty byly jedynie niewielka przykroscia, a nie powaznym problemem, wiec nie zadalas sobie trudu, aby nauczyc sie uzywac czaru w ten sposob. Mikayla rozesmiala sie. -Masz racje. To, ze powinnam wygladac czysto i pieknie, zawsze wydawalo mi sie takie glupie. Gdy idziesz na moczary, zawsze sie ublocisz i koniec. A nikt tak naprawde nie przejmowal sie tym, jak wygladam, chyba ze chodzilo o jakas specjalna okazje. Wtedy pozwalalam, zeby sluzace ubieraly mnie odpowiednio i tak dlugo bylam czysto i schludnie ubrana, az ceremonia dobiegla konca. Spochmurniala zastanawiajac sie, jak to jest w przypadku Haramis. -A wiec Haramis od wielu lat utrzymywala czar, aby wygladac tak samo, a teraz nagle czar prysl. Oznacza to, ze albo nagle przestalo jej zalezec, albo jest chora i nie ma dosc energii, aby go podtrzymywac. -Obawiam sie, ze masz racje - rzekl Uzun. - Rano, gdy siedziala tutaj ze mna, jej cialo ogarnela jakas niemoc. Przez chwile nie mogla sie ruszac ani mowic. Gdy przyszla do siebie, powiedziala, ze to nic takiego. Wtedy zwrocilem jej uwage, ze pada deszcz, i wybiegla pospiesznie. -Kazala mi odgadnac, do czego uzywa sie tablicy - odezwala sie Mikayla z udawana niewinnoscia - tak jakbym tego nie wiedziala juz po pierwszym spojrzeniu. Lecz o dziwo - kontynuowala - nie jest to zwykle narzedzie, ktorego mozna uzywac do tworzenia pogody, chociaz oczywiscie latwo mozna to robic. Kiedy jej dotykam, wydaje mi sie, ze czuje przez nia ziemie, chociaz jest tylko niewielkim modelem prawdziwej ziemi. -Czujesz ziemie? - zapytal zachecajaco Uzun. - Co chcesz przez to powiedziec? -Nie wiesz? - spytala zaskoczona Mikayla. - Ziemia zyje, Uzunie, i wszystkie czesci pasuja do siebie nawzajem; za kazdym razem gdy jedna sie zmienia, wszystko dokola rowniez sie zmienia. -A ty to czujesz - odezwal sie Uzun. - Od kiedy potrafisz wyczuwac ziemie? Mikayla wzruszyla ramionami. -Przypuszczam, ze od samego poczatku. W kazdym razie tak dlugo, jak siegam pamiecia, zawsze to gdzies we mnie tkwilo. Kiedy dotknelam stolu, to wrazenie znacznie sie wzmocnilo, to wszystko. Czy Haramis uzywa tablicy, zeby dowiedziec sie, co dzieje sie na ziemi? Czy to dlatego moze tu caly czas przebywac i nie musi wedrowac po swiecie? -Byc moze - odparl Uzun. - Nigdy o tym nie mowila. -Dzis rano nie zauwazyla jednak, ze pada deszcz, zanim jej o tym nie powiedziales? - zapytala Mikayla. - To nie wyglada zbyt dobrze. -Miala rozproszona uwage - powiedzial Uzun i dodal zadowolony z siebie: - A poza tym ja posiadam doskonaly sluch. Nie martw sie, moje dziecko; do jutra wyzdrowieje. Rozdzial dziewiaty Mikayla skorzystala z okazji, ze Haramis spedzala caly dzien w lozku. Poszla do swego pokoju i wziawszy pudelko z kulami, udala sie do pracowni.Chociaz nie byla w stanie kontaktowac sie z Fiolonem codziennie, w ciagu ostatniego roku robila to tak czesto, ze przychodzilo jej to z coraz wieksza latwoscia. Z duza wprawa obracala kulami w dloni, tak jak pokazywala jej Haramis. Tego wieczoru jednak dziewczynka poruszala nimi tylko dopoty, dopoki nie wzbudzila w sobie dosc sily na uzyskanie lacznosci z przyjacielem. -Fio - szepnela podekscytowana, ujrzawszy jego twarz. - Mam ci cos niesamowitego do pokazania. Jestes sam? Fiolon skinal glowa. - Jestem w naszym starym pokoju zabaw - powiedzial. - Nikt mnie tu nie bedzie szukal. - Na chwile zmarszczyl brwi. - Prawde mowiac, odkad ciebie tu nie ma, wszyscy mnie ignoruja. Czuje sie samotny. -Przykro mi - rzekla szczerze Mikayla. - Ja tez za toba tesknie. Tak bym chciala, zebys tu byl i zebym mogla podzielic sie tym z toba bezposrednio, a nie poprzez kule. -Czym podzielic? - Fiolon wyciagnal szyje, zaciekawiony. -Popatrz. - Mikayla trzymala kule ponad stolem i przesuwala je dokola tak, zeby mial lepszy widok. -To Ruwenda! - zawolal natychmiast Fiolon. - To lepsze niz jakakolwiek mapa, jaka dotychczas widzialem. Czy mozesz potrzymac kule tak dlugo, zebym zdazyl ja przerysowac? Musze tylko przyniesc atrament i pergamin. -Nie powinnam miec wiekszych problemow - odparla Mikayla. - Haramis i sluzacy poszli spac, a Uzun raczej nie moze wedrowac. Przynies, co potrzeba, i skontaktuj sie ze mna, jak bedziesz gotowy. -Czy moge dotrzec do ciebie uzywajac mojej jednej kulki? - zapytal Fiolon. - Nigdy tego nie probowalismy. -Nie dowiemy sie, jesli nie sprobujemy - zauwazyla Mikayla. -Jesli nie odezwiesz sie, zanim wypali sie jedna swieca, sama cie przywolam. Jestem pewna, ze potrafisz tego dokonac; duzo lepszy z ciebie magik niz ze mnie. Fiolon usmiechnal sie, przerywajac kontakt bez slowa komentarza. Mikayla usiadla przy oknie, manipulujac kulami i spogladajac na dol na dziedziniec. Na widok skutkow deszczu zmarszczyla brwi. Snieg stopnial, odslaniajac spory obszar dziedzinca. Po zapadnieciu zmroku, kiedy mrozny wiatr zaczal hulac posrod murow samotnej budowli, miejsce to pokrylo sie szklista tafla lodu, lsniaca w swietle ksiezyca. -Lepiej bedzie, jesli cos na to zaradze - powiedziala do siebie - w przeciwnym razie rankiem wszyscy pospadaja stamtad albo polamia sobie kosci. - Westchnela. -Prawde mowiac, nie powinnam byla przywolywac tego deszczu; glupio z mojej strony, ze zmienilam pogode tylko na zlosc Haramis. Wrocila do piaskowej tablicy i przyjrzala sie dokladnie misom ustawionym przy jej koncu. Leniwie przycisnela piescia pokruszony bialy piaskowiec. Zachrzescil pod drobnymi klykciami dloni, niczym kroki w sniegu. Oczywiscie! uswiadomila sobie. Woda jest deszczem, a to jest snieg! Powinnam byla sie tego domyslic dzis rano; przeciez to wlasnie z tego zrobione sa te gory. Poczula w glowie cieplo i dolecial ja glos Fiolona. -Mikaylo, czy mnie slyszysz? -Tak, oczywiscie - odparla podnoszac kule do twarzy, zeby go widziec. - O, prosze, bede tak trzymala kule, zebys widzial cala tablice. Mozesz rysowac, a ja wezme sie do dziela. -Do dziela? - powtorzyl Fiolon. -Czary pogodowe - wyjasnila krotko, ignorujac "och, oczywiscie" Fiolona. Wyszczerzyla zeby w usmiechu. -Haramis zostawila mnie dzisiaj w tej komnacie, zebym sie domyslila, do czego sluzy tablica na stole. Niewatpliwie sadzila, ze odgadniecie zajmie mi caly dzien, jesli w ogole znajde odpowiedz. Przybiegla tu pedem, kiedy sprawilam, ze na dziedzincu zaczal padac deszcz! -Jestes pewna, ze nie byl to czysty przypadek? - spytal Fiolon, rozpoczynajac jedna z ich rozmow typu "argument-kontrargument." - Czyz nie pada tam zwykle wiosna? -Haramis wygladala na pewna swoich racji, kiedy wrzeszczala na mnie. Po raz pierwszy widzialam, jak zabraklo jej tchu. Dobrze jej tak; nie powinna traktowac mnie jak przyglupiej dziewuchy. Fiolon otworzyl usta, a potem je zamknal. Mikayla stwierdzila, ze postanowil nie wypowiadac sie na temat jej inteligencji. -Poza tym - dodala - tu nigdy nie pada deszcz, nawet latem. Zawsze snieg. -Co zatem teraz masz zamiar robic? -Pomniejsze naprawy. Kiedy dzis rano przywolalam deszcz, roztopil on mnostwo sniegu i teraz dziedziniec jest istnym lodowiskiem. -Zamierzasz stopic lod? -Zapadl juz zmrok, Fiolonie, i ochlodzilo sie znacznie. Lod topnialby wbrew naturze. -Masz racje - odparl Fiolon. - Powinienem byl o tym pomyslec. Poza tym jesli sprawisz, by ocieplilo sie na tyle, aby stopic lod w srodku nocy, prawdopodobnie w innym miejscu spowodujesz powodz. -Albo lawiny - zgodzila sie Mikayla. - Sadze, ze najlepiej bedzie, jesli zakryje lod gruba warstwa sniegu. To nie pozwoli nikomu sie poslizgnac. Potem, kiedy nadejdzie naturalne ocieplenie, za dzien lub dwa, moge poprosic Haramis, zeby mi pokazala, jak stopic lod i osuszyc dziedziniec. - Popatrzyla na przerozne misy umieszczone dokola tablicy. - Poza tym nie jestem pewna, czego uzywa sie do wytworzenia ciepla w danym miejscu... -Pochodni? - zaproponowal Fiolon. -Byc moze. Lecz daje glowe, ze ten zmiazdzony marmurowy proszek sluzy do robienia sniegu, a jesli tak nie jest, wkrotce sie o tym przekonam. -Zatem sprobuj - zachecil Fiolon - ale badz ostrozna. Czy moge sie poprzygladac? Chcialbym zobaczyc, jak to dziala. -Oczywiscie. - Mikayla wziela mala garsc ziarenek bialego piasku i posypala nimi delikatnie makiete Wiezy na tablicy, koncentrujac sie na sniegu. Wyobrazila sobie, ze na Wieze i okolice opada bialy puch, pokrywajac lod na dziedzincu, oszraniajac dach i balkony. Zdawalo jej sie, ze unosi sie w powietrzu poza samotna budowla, obserwujac dryfujace dokola siebie platki sniegu. Jeszcze nigdy w zyciu nie doswiadczyla tak osobliwego uczucia. W miare jak koncentrowala sie coraz bardziej, czula, jak maleje, kurczac sie do rozmiarow snieznego platka. Stala sie jednym z wielu krysztalkow spadajacych wolno w gestym mroku nocy, pobierajacym wilgoc i zamieniajacym ja w koronkowe wzorki bialych puszkow... Zbudzil ja blady swit. Lezala na podlodze obok stolu, a kazdy jej miesien byl zesztywnialy i bolesny. Czemu spie na podlodze, skoro mam tak wygodne lozko? pomyslala. Wtedy powrocily wspomnienia zeszlej nocy. Zerwala sie na rowne nogi, krzywiac sie z bolu i czujac jak jej cialo protestuje. Pospieszyla do okna i wyjrzala na swiat. -Udalo sie! - wykrzyknela radosnie. Dziedziniec pokrywala gruba warstwa bialego puchu, a gdy spojrzala na balustradki najblizszego balkonu, zorientowala sie, ze sniegu spadlo akurat tyle, ile sobie zaplanowala. Byla ciekawa, czy pokrywa sniezna uzyskala odpowiednia grubosc, kiedy zasnela, a wowczas zaklecie przestalo dzialac. Mozliwe tez, ze padalo przez cala noc, az zebrala sie zamierzona ilosc sniegu. Moze Haramis potrafi udzielic jej odpowiedzi na to pytanie? Jesli oczywiscie bedzie dzis rano w dobrym humorze. A samopoczucie Haramis zapewne sie poprawi, jesli zastanie Mikayle w sypialni, cwiczaca z kulkami przed sniadaniem. Mikayla poszla na palcach do swego pokoju, wlozyla koszule nocna i weszla do lozka. Wzburzyla nieco posciel, zeby wygladalo, ze w niej spala, i siegnela po pudelko z kulami. Kiedy jednak wyciagnela reke, uzmyslowila sobie, jak potworne zmeczenie zawladnelo jej cialem i umyslem. -Nic sie nie stanie, jesli sie jeszcze chwile zdrzemne - powiedziala do siebie. - Jest jeszcze wczesnie. I zimno. - Reka opadla jej bezwladnie na bok, lecz ostatnim wysilkiem woli wsunela ja pod koldre i prawie w tym samym momencie zasnela. Uniosla powieki, lecz natychmiast z powrotem zamknela oczy, porazone jasnymi promieniami slonca wslizgujacymi sie przez okno; zapomniala zaciagnac kotary. -Och, nie - westchnela gramolac sie z lozka i naciagajac na siebie lezace nieopodal ubrania. - Spoznilam sie na sniadanie! - Przeczesala wlosy rogowym grzebieniem i popedzila do jadalni, zatrzymujac sie tuz przed drzwiami. Mama zawsze mowila, ze ksiezniczki nie biegaja. Powtarzala to tak czesto, ze Mikayli weszlo w nawyk wchodzenie do komnaty dostojnym krokiem damy, bez wzgledu na to, z jaka predkoscia tam zmierzala. Przygotowane sniadanie stalo na kredensie, lecz byl tylko jeden talerz. Haramis pewnie zjadla juz wczesniej, pomyslala Mikayla. Mam tylko nadzieje, ze nie gniewa sie na mnie za bardzo, ze zaspalam. Mikayla zjadla pospiesznie posilek skladajacy sie z kromki chleba i napoju z owocu ladu. Nastepnie udala sie na poszukiwanie Haramis. Najpierw zajrzala do gabinetu, lecz kiedy uchylila drzwi i wsunela glowe przez szpare, dostrzegla tylko Uzuna stojacego samotnie na swym miejscu nieopodal kominka. -Kto tam? - zadzwieczaly delikatnie struny harfy. -Mikayla - odparla. - Dzien dobry, Uzunie. - Bardzo polubila Odmienca-harfe, szczegolnie od czasu wyjazdu Fiolona. Wczesniej Mistrz wydawal jej sie bardziej przyjacielem Fiolona niz jej, tak jakby tolerowal Mikayle tylko przez wzglad na to, ze Fiolon darzyl ja nieskrywana sympatia. Po wyjezdzie chlopca Mikayla lubila spedzac czas z Uzunem, ktory okazywal jej duzo wspolczucia i z ktorym latwiej sie rozmawialo niz z Haramis. Mikayla uwazala, ze Haramis postapila okrutnie zamykajac Uzuna w postaci harfy. Musi strasznie przezywac swa slepote. Nawet jesli wyrazil zgode na te transformacje, nadal sadzila, ze Haramis postepuje samolubnie, nie zdejmujac zaklecia. -Dzien dobry, ksiezniczko Mikaylo - odrzekl grzecznie Uzun. - Dobrze spalas? Mikayla wciaz slyszala czesto powtarzane upomnienie swej matki: -To pozdrowienie, corko, nie pytanie. - Zanim tu przybyla, nie zdawala sobie sprawy, jak wiele przyswoila sobie owych matczynych nauk. Kiedy mieszkala w Cytadeli, ona i kazdy, kto ja znal, moglby przysiac, ze slowa matki mialy na nia wplyw nie wiekszy niz zeszloroczny snieg. Uslyszala swoja prawie bezwiedna odpowiedz. -Tak, dziekuje, Uzunie, a ty? - Wyrwala sie z otepienia. - Przepraszam, nie wiem, czy w ogole sypiasz, czy nie. Lecz jesli tak, mam nadzieje, ze dobrze spales. -Nie jestem pewien, czy sypiam, czy nie, ksiezniczko - odparla harfa. - Jesli kiedys wejdziesz tu i bedziesz musiala mnie obudzic, wowczas dowiemy sie tego obydwoje. Pewien jednak jestem, ze nie miewam snow. -Brak ci ich? - zapytala z zaciekawieniem Mikayla. -Tak. - Struny harfy zadrzaly najbardziej ponurym brzmieniem. Mikayla zagryzla warge. Bardzo mi przykro, ze tak czesto ranie twe uczucia, pomyslala. Chcialabym byc bardziej podobna do mych siostr. Chcialabym byc w domu blisko mamy. - Przepraszam - powiedziala na glos. Przeciez nie mogla dodac nic wiecej. Zdawala sobie sprawe, ze posiada wyjatkowa zdolnosc pogarszania sytuacji, jesli zaglebia sie w jakiekolwiek wyjasnienia. Najwyzszy czas zmienic temat. -Wiesz gdzie moze byc pani, Uzunie? -Nie. - Harfa westchnela. - Nawet nie przyszla przywitac sie ze mna. -Dziwne - stwierdzila Mikayla. - Wyglada na to, ze zjadla sniadanie. -Wez dzwonek, moje dziecko, i zadzwon - powiedzial szybko Uzun. - Zapytaj Enye, co sie stalo. Enya zjawila sie po kilku chwilach i zanim jeszcze zdazyla przekroczyc prog, Uzun juz pytal, gdzie jest Haramis. Moze i jest slepy, ale sluch ma doskonaly, pomyslala Mikayla. Na dlugo przede mna uslyszal, ze sie zbliza. -Wyjechala - wytlumaczyla Enya. - W jednej chwili siedziala i jadla sniadanie wpatrujac sie w przestrzen, tak jak to ona potrafi, ksiezniczko. W nastepnej zostawila jedzenie, poszla po peleryne i odleciala na jednym z tych wielkich ptakow. -Dokad? - zapytal Uzun. - Nie mowila? -No coz, Mistrzu Uzunie - odparla niespokojnie Enya - nie moja jest rzecza wypytywac o to, gdzie wychodzi, skad przychodzi, i naprawde nie powinnam tego mowic... Struny harfy zabrzeczaly gniewnie i Enya zaczela mietosic nerwowo fartuch. -Poleciala na poludnie, moze w kierunku Cytadeli. Nie wiem na pewno. Mikayla jeknela z przerazenia, przeczuwajac nieszczescie. - Fiolon? - krzyknela biegnac do swojej komnaty. Nie zatrzymala sie, zanim nie dobiegla do sypialni i zamknela sie wewnatrz. Schwycila pudelko i wziela kule do reki. Zdawalo sie, ze same zaczely sie obracac, a gdy zblizyla do nich kulke wiszaca na wstazce, poczula nagly przyplyw mocy. Tym razem najpierw zarejestrowala dzwiek, a nie, jak zwykle, obraz. Niewatpliwie kulka Fiolona znajdowala sie gdzies bezpiecznie pod koszula, lecz Mikayla slyszala wyraznie rozmowe, jaka sie toczyla. -Musisz byc w bledzie, Arcymagini - mowila krolowa z chlodnym przekonaniem. - Moze moja corka to troche rozpuszczone dziewczynisko, lecz nie jest niemoralna. Syn mojej siostry tez nie. -Jest w bledzie - wtracil ze zloscia Fiolon. - Nigdy nie dotknalem w ten sposob Mikayli. W zeszlym roku mielismy sie zareczyc, a nastepnie wziac slub. Nie mialem powodu, aby zhanbic moja przyszla zone. -Ona nie jest twoja przyszla zona! - warknela gniewnie Haramis. -Zapewniam cie, o pani, ze w okresie, o ktorym mowisz - odparl Fiolon - za taka ja uwazalem. Kocham Mikayle, zawsze bede ja kochal, bez wzgledu na to, co jej robisz, i nigdy nie uczynilbym niczego, co mogloby ja skrzywdzic. -To niedorzeczne - zaprotestowal slabo krol. - Spojrz na niego - ledwo przestali byc dziecmi. I - dodal juz bardziej stanowczo - przez ostatnie dwa lata Mikayla mieszkala z toba. Niemozliwe, zeby sypiali ze soba, chyba ze zapomnialas zostawic z nimi przyzwoitki. -Co takiego? - wrzasnela Mikayla. Fiolon najwyrazniej uslyszal jej krzyk, lecz na szczescie jego "cicho!" zagubilo sie posrod donosnych glosow doroslych. Jestem jeszcze zbyt mloda, zeby z kimkolwiek sypiac, pomyslala Mikayla. Pamietam, kiedy moje starsze siostry osiagnely wiek do zamazpojscia; ja jeszcze nie dojrzalam, co jest dosc dziwne; mialy mniej wiecej tyle lat co ja, kiedy to sie im przytrafilo. Czy Haramis zabiega, abym na zawsze pozostala dzieckiem? Nie, to niemozliwe; gdyby tak bylo, zdawalaby sobie sprawe, ze to, co mowi o mnie i Fiolonie, to kompletny nonsens. Moze to efekt uboczny studiowania magii... -Jesli nie doszlo do intymnego kontaktu - warknela Haramis -to jak wytlumaczysz fakt, ze sa ze soba w taki sposob polaczeni? -Co rozumiesz przez "polaczeni"? - spytala krolowa. -Powiazani, polaczeni, w trwalym kontakcie ze soba - rzucila niecierpliwie Haramis. - Jak myslisz, dlaczego dokola Wzgorza Cytadeli lezy snieg? -Och, nie! - szepnela Mikayla. -Co ma z tym wspolnego snieg? - Krol sprawial wrazenie nieco zdezorientowanego. -Spytaj chlopca - rzekla zimno Haramis. -To przez przypadek - odpowiedzial spokojnie Fiolon. - Nie zamierzalem przywolywac tu sniegu. Obserwowalem, jak Mikayla przywoluje snieg przy Wiezy, i obydwoje zasnelismy. W jakis niezrozumialy sposob zaklecie pogodowe niepotrzebnie powtorzylo sie tutaj. -Jak to "Mikayla przywolywala snieg"? - spytala ostro Haramis. - Ona nie wie, jak sprawiac, zeby padal snieg. -Pani - odezwal sie grzecznie Fiolon - gdy spojrzec na tablice, naprawde wydaje sie oczywiste, jak robi sie snieg. Uczynila to, poniewaz deszcz, ktory sprowadzila poprzedniego dnia na dziedziniec, zamarzl w nocy, pokrywajac go lodowa tafla. Nie chciala, zeby sluzacy poprzewracali sie i zrobili sobie krzywde, zaczynajac swoje poranne prace. -Czy nie prosciej byloby stopic lod? - spytal krol. - W jaki sposob pomoze polozenie na lod warstwy sniegu? -Stopienie lodu w gorach, i do tego w nocy, zabraloby mnostwo energii - wytlumaczyl Fiolon. - Panujacy wtedy chlod i ciemnosc nie pozwalaja skorzystac z pomocy slonca, a ksiezyc nie swieci wystarczajaco silnie. Gdyby jednak rzeczywiscie wytworzyc dosc energii na stopienie lodu na zimnym, kamiennym dziedzincu blisko wierzcholka gory, mozna by spowodowac topnienie sniegu w okolicy. Jednak konsekwencja tego bylyby lawiny, jesli nie powodz. A co do polozenia warstwy sniegu na lod; kiedy wchodzisz w snieg, trzyma on nogi tam, gdzie je stawiasz; jesli upadniesz, wyladujesz w czyms znacznie bardziej miekkim niz lod. -Hmmm - powiedziala w zadumie Haramis. - Czy Mikayla wszystko to obmyslila sama, czy tez uzyczyles jej pomocy? -Rozmawialismy na ten temat, wybierajac najlepsze rozwiazanie - rzekl Fiolon. - Przyzwyczailismy sie do wspolnej pracy. Wiekszosc pomyslow nalezala jednak do Mikayli; to ona zwykle wymysla oryginalne rozwiazania. Ja musze sie tylko upewnic, czy nie wpakuje sie z rozpedu w jakies klopoty, nie przemyslawszy dobrze decyzji. Wiemy, jak zachowuje sie zalegajacy na lodzie snieg, odkad trzy lata temu obozowalismy w gorach. -Nie sadzilam, ze kiedykolwiek wczesniej widziales snieg - zauwazyla Haramis. Sprawiala wrazenie spokojniejszej. Fiolon zapalal gniewem. -Czy chcesz powiedziec, pani - wycedzil przez zacisniete zeby - ze kiedy wreczylas mi dwa froniale i sakwe z zapasami i wyslalas mnie w droge, ktora co najmniej przez cztery dni wiedzie przez zasniezone gory, sadzilas, ze nie bede nic wiedzial o sniegu? -Prawde mowiac w ogole o tym nie myslalam - przyznala Haramis. - Dlaczego pytasz? -Wladcy Przestworzy! - wykrzyknal ze zloscia Fiolon. - Ty naprawde nie masz nawet krztyny poszanowania dla zycia, czy ludzi, czy czegokolwiek - poza wlasna wygoda! Gdybym nie wiedzial jak rozbic obozowisko na sniegu, umarlbym. Czy to nigdy nie przyszlo ci do glowy? A moze tego chcialas - nabrac pewnosci, ze Mikayla i ja zostaniemy na zawsze rozlaczeni! Ostrzegam cie, pani; jesli mnie zabijesz, powroce i bede cie straszyl. Bede trwal przy boku Mikayli az po kres jej zycia... i jeszcze pozniej! Z glosu Haramis przebijalo cierpienie, kiedy odezwala sie do krola i krolowej. -Zdaje sobie sprawe, ze wszyscy traktowali te dzieci jako, ze tak powiem, nadwyzke, lecz uczynilibyscie o niebo rozwazniej poswiecajac troche czasu na ich ucywilizowanie. Nigdy w zyciu nie spotkalam sie z przejawem tak zlych manier. -Nie win ich - warknal Fiolon. - Oni nauczyli nas dobrych manier. Traktowanie ludzi jak rzeczy wydobywa z nas jednak to, co najgorsze. A ty, pani, zdecydowanie traktujesz ludzi jak rzeczy. Popatrz, co zrobilas Uzunowi! -To nie Uzun jest przedmiotem tej dyskusji, lecz ty i Mikayla. - Mikayla uslyszala kroki Haramis i domyslila sie, ze Arcymagini podaza w kierunku okna. Dziewczynka siegnela glebiej umyslem. Fiolon obserwowal Haramis, ktora wygladala przez okno na snieg. Czar, zauwazyla Mikayla, powrocil; Haramis wygladala tak samo, jak zawsze, lecz teraz Ksiezniczka wiedziala, ze byla to tylko iluzja. Po kilku minutach wypatrywania przez okno Haramis zwrocila sie do Fiolona: -Zajelam sie twoja mala burza sniezna - poinformowala go. - Wszystko stopnieje w ciagu kilku godzin. Jesli chodzi o twa wiez z Mikayla... - rozejrzala sie po pokoju, po czym podeszla do mieczy zawieszonych na scianie i zdjela jeden - zamierzam ja przeciac. Proponuje, zebyscie sie z tym pogodzili. -A jesli tak nie zrobimy? - spytal Fiolon. Mikayla pragnela ponad wszystko, by nie przerywano ich krotkich spotkan. Nie byla pewna, jak wiele z jej wlasnej determinacji pochodzilo od niej, a ile od Fiolona, lecz slyszala ja wyraznie w jego glosie. Usta Haramis zwezily sie w gniewnym grymasie. -I tak przerwe te wiez. Bede ja przerywac tak dlugo, jak dlugo wy bedziecie ja odnawiac. Kaze cie wyslac do Varu, kaze ci zaciagnac sie do Krolewskiej Floty i wyplynac daleko w morze. Nikt nie potrafi utrzymac kontaktu na taka odleglosc, szczegolnie przez wode. - Ostrze miecza przecielo ze swistem powietrze, zatrzymujac sie tuz przed znieruchomialym Fiolonem. Mikayla i Fiolon krzykneli z bolu. Polaczenie zostalo przerwane. Rozdzial dziesiaty Kiedy Mikayli powrocila swiadomosc, stwierdzila, ze lezy zwinieta w klebek na lozku trzymajac sie za brzuch, ktory bolal, jakby ktos podpalil przod jej tuniki. W glowie rowniez niewidzialne jezyki plomieni piekly bolesnie, rozpoczynajac swoj przerazliwy taniec od srodka czola az po czubek czaszki. Uslyszala jeczenie i dopiero po jakims czasie zdala sobie sprawe, ze to ona wydaje z siebie te dzwieki. Zagryzla wargi i zmusila sie, by byc cicho. Sprobowala rozprostowac nogi, lecz bol tylko przybral na sile, wiec lezala skulona na boku i czekala az przejdzie. Stracila przytomnosc.Zbudzilo ja silne walenie do drzwi. Odejdz, pomyslala. Chce spac. Probowala ignorowac lomotanie i z powrotem pograzyc sie w kojacym snie. -Ksiezniczko Mikaylo. - Glos Enyi zdradzal duzy niepokoj. - Nic ci nie jest? -Czuje sie dobrze - zawolala Mikayla, chociaz jej ochryply glos bardziej przypominal skrzeczenie. -Czas na obiad. Nie chcesz jesc? Mysl o jedzeniu przyprawiala ja o mdlosci; w rzeczywistosci Mikayla nie sadzila, by kiedykolwiek w zyciu jeszcze zachcialo jej sie jesc. -Dziekuje, Enyo, ale nie jestem glodna. Powiedz pani, ze sie ucze i nie chce robic przerwy na obiad. -Ona jeszcze nie wrocila - odparla Enya. - Wiesz, gdzie jest Arcymagini? -Prawdopodobnie w Cytadeli - odparla Mikayla zastanawiajac sie, ile minelo czasu. Obserwowala Haramis poznym rankiem, a teraz Enya powiedziala, ze pora na obiad... Nie stracila wiec przytomnosci na zbyt dlugo. -Jesli nie wroci do obiadu, nie klopocz sie gotowaniem, przyjde do kuchni, kiedy zrobie sobie przerwe - odezwala sie majac nadzieje, ze glos jej brzmial tak, jakby byla pochlonieta nauka, a nie zwijala sie z bolu. Najwyrazniej Enya nie wyczula niczego zlego, jako ze odpowiedziala po prostu: -Jak sobie zyczysz, ksiezniczko. Och, i Mistrz Uzun chcialby sie z toba zobaczyc. -Dziekuje ci, Enyo. Niebawem go odwiedze. - Kiedy opanuje tak skomplikowane czynnosci jak wstawanie i chodzenie. Uslyszala oddalajace sie kroki gospodyni, po czym zamknela powieki, pograzajac sie w odmetach snu. Kiedy ponownie otworzyla oczy, na zewnatrz panowal mrok i jedynie przymglony blask zarzacych sie w kominku wegli rozpraszal kryjace sypialnie ciemnosci. W komnacie bylo zimno, mimo ze cieple powietrze wlatywalo przez krate przy lozku. Mikayla czula sie przemarznieta; wczesniej nie miala nawet dosc energii, zeby naciagnac na siebie koc. Ostroznie wyprostowala cialo. Zesztywnialo po bez mala calym dniu lezenia w tej samej pozycji, lecz najgorszy bol minal. Teraz sciskalo ja jedynie w brzuchu i towarzyszylo temu uczucie wewnetrznej pustki. - Musze wstac - powiedziala do siebie, jakby te slowa, wypowiedziane na glos, mialy sie urzeczywistnic. - Pojde do biblioteki i znajde opis zaklecia, ktorego uzyla Haramis. Dowiem sie, jak je skierowac w przeciwnym kierunku. - Ostroznie spuscila nogi za brzeg lozka, po czym wstala opierajac sie o materace. Po chwili, kiedy upewnila sie, ze nogi nie zawioda, wziela swiece ze stolu i zapalila ja. Wypowiadajac magiczne slowo, skierowala sie ku drzwiom. Nadal czula sie slaba, a swiat wirowal jej przed oczyma, wiec otworzenie zasuwy zabralo jej sporo czasu. Wreszcie poradzila sobie. Powoli podazyla do biblioteki. Przechodzac kolo gabinetu, uslyszala rozkazujacy brzek strun harfy: -Mikaylo! Och, tak. Uzun chcial sie ze mna widziec. Wsunela glowe do ciemnego pokoju, oswietlonego jedynie plomieniami na kominku. Zdawalo sie, ze wiecznie igraja w kamiennym palenisku ogrzewajacy nieruchomego Uzuna. Harfy, wrazliwe czy nie, zle reagowaly na zmiany temperatury. Uzun wyjasnil to Mikayli z najdrobniejszymi technicznymi szczegolami podczas jednej z ostatnich, wieczornych rozmow. -Wejdz i usiadz, moje dziecko... albo przewroc sie, co przyjdzie ci o wiele latwiej - odezwal sie wspolczujacym tonem Uzun. - Powiedz mi, co sie tu, w imie Wladcow Powietrza, w ogole dzieje! Haramis jeszcze nie wrocila; ty wygladasz jak wrak - co sie stalo? Mikayla ostroznie postawila swiece na stole i sama, znacznie mniej uwaznie, opadla na stojace obok krzeslo. Jednakze zle wymierzyla odleglosc i wyladowala na podlodze przed nim. Oparla sie o siedzenie krzesla i zamknela oczy. Najmniejszy ruch kosztowalby ja zbyt duzo wysilku. -Sama nie jestem do konca pewna, co sie stalo, Uzunie - rzekla - lecz, Wladcy Powietrza, jak to bolalo! -Wiem o wczorajszym deszczu - ponaglil Uzun. - Czy ten snieg ostatniej nocy to tez twoja sprawka? -Tak - odparla beznamietnie Mikayla. - Nie chcialam, zeby sluzacy poslizgneli sie na lodzie i zrobili sobie krzywde. Nikt sobie nic nie zrobil, prawda? -O ile mi wiadomo, nie - odparl Uzun. - Mow dalej. -Kiedy sprawialam, ze padal snieg, bylam polaczona z Fiolonem. - Mikayla zaczela plakac. - Szkicowal piaskowa tablice, poniewaz jest lepsza od wszystkich map, jakie mamy. Nawet jesli ja jestem tu zamknieta, on powinien wyruszac na wyprawy, nie uwazasz? -Nie widze powodu, dla ktorego mialby tego nie czynic - odparl Uzun - o ile tylko nie pojdzie sam na Labiryntowe Blota, czy zrobi cos rownie niebezpiecznego. -On nie ugania sie za niebezpieczenstwem - odparla Mikayla pociagajac nosem. - To ja jestem nieuwazna, to ja robie glupstwa. On zawsze wydobywa nas z klopotow, w ktore zwykle ja nas wpedzam. -To niezwykle cenna cecha u przyjaciela - odparl ponuro Uzun. -Tak. - Mikayla ponownie zalala sie lzami, tym razem bardziej ze zlosci. - Ale Haramis tego nie rozumie. Czy uwierzysz, ze ona pojechala do moich rodzicow i oskarzyla mnie i Fiolona o niemoralne zachowanie? -Dlaczego mialaby tak myslec? -Tylko dlatego, ze padal snieg nad Cytadela, kiedy ja wzniecilam burze sniezna tutaj. Powiedziala, ze jestem polaczona z Fiolonem i zamierza przerwac te wiez, a potem zdjela miecz ze sciany i... - Mikayla umilkla. - Nie wiem dokladnie, co pozniej zrobila; zabolalo i stracilam przytomnosc. Nie wiem tez, co zrobila Fiolonowi, i strasznie sie o niego martwie. -Zaklecie, o ktorym mowisz, jest calkiem proste - stwierdzil Uzun. - Przeciecie mieczem przestrzeni miedzy dwojgiem ludzi okresowo przerywa kontakt. Mozna wtedy wyobrazic sobie plomien, ktory spala sznur lub sznury, ktore ich laczyly. -To wyjasnialoby moje odczucia - stwierdzila Mikayla. - Czulam bol od czubka glowy do zoladka. -Nie boli cie nic ponizej pasa? - spytal zaniepokojony Uzun. -Nie. Dlaczego mialoby bolec? - zapytala zaskoczona Mikayla. - To, co boli, i tak wystarcza. -Sznury powiazane sa z roznymi czesciami ciala w zaleznosci od rodzaju wiezi - wytlumaczyl Uzun. - Gdybyscie, na przyklad, byli malzenstwem, bol zachodzilby nawet do nog. Skoro konczy sie na talii, Haramis jest najwyrazniej w bledzie. -Fiolon powiedzial jej o tym, zanim zaczela machac mieczem - rzekla Mikayla. - Czy myslisz, ze go posluchala? Nie. Ona nigdy nie slucha! -To nie jest jej najlepsza strona - zgodzil sie Uzun. - Lecz martwie sie o nia. -Poniewaz jeszcze nie wrocila? -Czesciowo dlatego - przyznal Uzun. - Lecz przeciez nie zawsze spowiada mi sie z tego, gdzie idzie i kiedy wraca. Nie, czuje, ze cos jest z nia nie tak. Wczoraj wieczorem, tuz przed lekcja, miala jakis atak, a potem, kiedy powinna dochodzic do siebie przynajmniej przez cztery dni, wezwala lammergeiera i odleciala do Cytadeli. -Poza tym, na pewno nie wyruszyla tam po to, aby zrobic cos ze sniegiem w Cytadeli - zauwazyla Mikayla. - Nawet w srodku zimy stopilby sie w poludnie, a jest tam teraz pozna wiosna. -Ona ma silny temperament - przyznal Uzun - i przywykla robic wszystko po swojemu. - Westchnal. - Ksiezniczko, czy czujesz sie na tyle dobrze, by odprawic czary i sprawdzic, czy nic jej sie nie stalo? -Nie wiem - odpowiedziala wolno Mikayla. - Moge sprobowac. Naprawde czuje sie chora, jakbym byla pusta w srodku. -Prosze, sprobuj - poprosil Uzun - jesli nie dla niej, zrob to dla mnie. Gdybym wciaz mogl poslugiwac sie magia, sam bym to uczynil. -Sprobuje, Uzunie, dla ciebie. - Mikayla wyjela mala kulke zza tuniki. Nie mam dosc energii, zeby szukac teraz odpowiedniej czary do wrozenia, a jesli w ogole potrafie wrozyc, bede mogla to zrobic za pomoca tej kulki, pomyslala. - Nadal uwazam, ze podle postapila, czyniac z ciebie slepca. Uzun po raz pierwszy nie stanal w obronie Haramis. Siedzial zatopiony w ciszy, a Mikayla utkwila wzrok w kuli, starajac sie skupic z dala od swiatla z kominka. Stala w pokoju zabaw w starej wiezy Cytadeli, wygladajac oknem w kierunku Gory Brom. Jedyne swiatlo w pomieszczeniu pochodzilo od leniwego plomyczka swieczki na podlodze za nia, a odglosy deszczu spadajacego strugami z ciemnego nieba tlumaczyly, dlaczego swiat znikl przykryty calunem szarosci. W pokoju zabaw mogla znajdowac sie tylko jedna osoba. -Fiolonie? - wyszeptala. -Mikaylo? - odszepnal glos Fiolona. - Nic ci nie jest? Nagle wrocily jej sily. Glowa przestala bolec, bol zoladka ucichl, odeszlo tez wewnetrzne uczucie pustki; poczula glod i bardzo zalowala, ze od sniadania nie miala nic w ustach. -Nie, juz wszystko dobrze - odparla. - A tobie? -Wlasnie przestalo bolec - powiedzial. - Czy to oznacza, ze odnowilismy nasza wiez? -Mysle, ze tak - odparla odwracajac sie do harfy. - Uzunie, Fiolon i ja nagle przestalismy odczuwac bol. Czy to znaczy, ze znow jestesmy polaczeni? -Tak - odpowiedzial Uzun. -Hej! Slysze go! - wykrzyknal Fiolon. -To dobrze - rzekl Uzun. - Posluchaj zatem uwaznie. Po pierwsze, powstala miedzy wami wiez dzieki temu, ze spedzaliscie wspolnie wiele czasu, prawda? -Przez siedem lat prawie kazda chwile, kiedy nie spalismy - potwierdzil Fiolon. -Nawet kiedy Haramis was rozdzielila, obydwoje probowaliscie pozostac razem; czesto o sobie mysleliscie i staraliscie sie rozmawiac ze soba na odleglosc. To wam sie udalo, mam racje? -Tak, masz - przyznala Mikayla. -A wiec przerwanie takiej wiezi musi zabrac mnostwo energii. Nawet gdyby nie byla silna, nawet gdybyscie oboje posiadali tylko odrobine magii... -A posiadamy? - wyjakala Mikayla. - To znaczy, wiem, ze Fiolon ma ten talent, ale ja? -Tak, wy oboje. Lecz nawet gdybyscie nie posiadali takich umiejetnosci, przerwanie polaczenia mogloby okazac sie niezwykle trudne, jako ze istnieje ono od wielu lat. Gdybyscie obydwoje chcieli je zakonczyc i obydwoje nad tym pracowali, prawdopodobnie moglibyscie pozbyc sie wiekszosci laczacych was wiezi w ciagu miesiaca lub dwoch. Chociaz i tak reaktywowalyby sie w naglych wypadkach. Gdyby tylko jedno z was zapragnelo przerwac wiez, stracilibyscie na to przynajmniej jedna lub dwie pory roku. Trwaloby to tym dluzej, im bardziej druga osoba zwalczalaby wysilki pierwszej. -Czy oznacza to, ze Haramis nie moze przerwac kontaktu miedzy nami? - spytala z nadzieja w glosie Mikayla. -Majac przeciwko sobie wasza dwojke? - rzekl sucho Uzun. - Bardzo w to watpie. -Na pewno w obecnej chwili nie moze wiele zrobic - powiedzial Fiolon. -Zapewne nawet nie wie, ze juz odzyskalismy nasze polaczenie. -Co sie z nia stalo? - zapytal niespokojnie Uzun. - Wiedzialem, ze zaszlo cos zlego! -Przykro mi, Uzunie - powiedzial Fiolon. - Wiem, ze bardzo ja lubisz, lecz uzdrowiciele mowia, ze dopiero za jakis czas dojdzie do siebie - dodal pospiesznie. - Pojawily sie u niej dzis rano gwaltowne objawy choroby umyslowej. Nie widzialem calego zdarzenia; w tym czasie zwijalem sie z bolu na podlodze. Haramis upadla i nie moze poruszac lewa strona ciala, a co za tym idzie, nie moze wezwac lammergeierow. Chciala ci przeslac wiadomosc, Uzunie, lecz strasznie trudno ja zrozumiec, bo kiedy probuje mowic, porusza tylko jedna strona ust. - Umilkl, po czym dodal: - Moglem wezwac lammergeiery, lecz obawialem sie, ze to tylko jeszcze mocniej ja rozgniewa, a i tak jest juz na mnie bardzo zla. -Kto sie nia opiekuje? - zapytal niespokojnie Uzun. -Glownie Ayi oraz kilku uzdrowicieli z Zielonych Blot. Podaja jej jad robaka blotnego, aby rozrzedzic krew i zapobiec blokadzie umyslu. Chyba uwazaja, ze wiekszosc chorobowych zmian mozna odwrocic i ze bedzie mogla poruszac lewa strona ciala i chodzic. -A jej magiczne zdolnosci? - zapytala Mikayla. Fiolon wzruszyl ramionami. -W tej chwili nie ma zadnych. Nikt tez nie wie czy powroca. Uzunie, czy znaczy to, ze Mikayla juz teraz jest Arcymaginia? -Och, nie! - krzyknela Mikayla. - Nie jestem gotowa, zeby zostac Arcymaginia! Uzun zastanowil sie nad pytaniem chlopca. -Prawdopodobnie nie - odpowiedzial w koncu. - Gdyby ta moc zostala przekazana Mikayli, wiedzialbym o tym. Bedziemy musieli po prostu zaczekac na rozwoj sytuacji. -Co rozumiesz przez "gdyby ta moc zostala przekazana Mikayli"? - spytal Fiolon. - Czy Mikayla zostalaby Arcymaginia, gdyby Haramis umarla? -Tak - odparl Uzun - zakladajac, oczywiscie, ze Haramis nie pomylila sie, wybierajac wlasnie Mikayle na swa wlasciwa nastepczynie. Jesli popelnila blad, moc zostanie przekazana prawowitemu piastunowi owej funkcji. -Chcesz powiedziec, ze inna osoba moglaby stac sie Arcymaginia, a my nawet nie wiedzielibysmy o tym? - zapytala Mikayla. -Jest to mozliwe, lecz malo prawdopodobne - rzekl stanowczo Uzun. - Jestem pewien, ze wlasnie ty masz piastowac te godnosc, Mikaylo. -Uzunie? Co stanie sie z toba po smierci Haramis? - spytala Mikayla. - Zmienila cie w harfe poprzez zaklecie i tym samym, wysilkiem swojej woli, przedluzyla twe zycie. Czy zatem umrzesz wraz z nia? - Mikayla, czujac sie nagle bardzo bezbronna, przysunela sie do Uzuna i otoczyla ramieniem kolumne harfy. - Czy wiesz cokolwiek o zakleciu, jakie nalozyla na ciebie? -Jest ono w ksiedze w bibliotece - powiedzial Uzun. - Mozesz go jutro poszukac. A teraz, mloda damo, zjedz cos i przespij sie nieco. Maly z ciebie pozytek w tym stanie. A co do ciebie, lordzie Fiolonie - dodal - czy jadles cos dzisiaj? -Tylko sniadanie - odrzekl Fiolon. - Najpierw za bardzo mnie bolalo, a potem wszyscy mowili o Haramis, wiec po prostu chcialem zostac sam i przyszedlem tutaj... -Co to znaczy "tutaj"? - wtracil Uzun. -Tutaj? - powtorzyl Fiolon niczym echo. - Aha, rozumiem, nie widzisz. Wybacz. U szczytu wiezy sa kwatery starej gwardii. Przechodziliscie tedy wraz z Haramis, kiedy uciekaliscie przed najezdzcami; znajduje sie w pokoju polozonym dwa pietra nizej od miejsca, z ktorego zabraly was lammergeiery. -Pamietam - powiedzial Uzun. - Czy straznicy nie uzywaja juz tego pomieszczenia? -Nie, stoi puste. Zostalo tylko kilka starych mebli. Mikayla i ja od lat bawilismy sie tutaj. -Rozumiem - stwierdzil Uzun. - Mniemam, iz nikt was tam nie szuka, kiedy znikacie. -Nie, sluzacy tu nie zagladaja, w koncu jest to siedemnaste pietro. Poza tym raczej nikt nas nie poszukuje, o ile pojawiamy sie na posilki. -No, tak - odrzekl Uzun. - Chce, abys zrobil, co nastepuje. Zjedz cos i przespij sie; potrzebujesz sil, podobnie jak Mikayla. Rankiem udaj sie do Haramis. Poinformuj Arcymaginie, ze miales sen, w ktorym powiedzialem ci, ze wiem o jej chorobie i obiecalem, ze roztocze opieke nad Mikayla i bede ja nauczal az do powrotu Haramis. -Dobrze - zgodzil sie Fiolon. - To powinno ja przekonac. Stwierdzi, ze uzywajac swoich mocy przeslales jej w ten sposob wiadomosc. Nie bedzie pytac, czy odnowilismy wiez z Mikayla. -Ale jesli w ogole o tym mysli - zaprotestowala Mikayla - zda sobie sprawe, ze na pewno tak sie stalo. Uzunie, sam powiedziales, ze nie potrafilaby jej przerwac bez naszej pomocy. Uzun westchnal slabym brzekiem strun. -Mozliwe, iz wyjdzie z zalozenia, ze bedziecie z nia wspolpracowac, poniewaz wam kazala. A jesli rzeczywiscie cierpi na chorobe umyslu, mozliwe, ze w ogole sie nad tym nie zastanawia. W rzeczywistosci moze teraz o niczym nie myslec. Rozdzial jedenasty Haramis zbudzila sie. Promienie slonca wpadaly zlocistymi strumieniami do komnaty, co zdumialo ja szczerze, poniewaz w pomieszczeniu wczesniej nie dostrzegla okna. Teraz juz bylo. Wszystko sie zgadza, slonce zawsze wchodzilo w ten sposob, pamietam, jak bedac mala dziewczynka bawilam sie pylkami kurzu. Jej cialo czulo sie dziwnie; jakby spala w zlej pozycji; lewe ramie i noga nadal spaly i nie mogla ich dobudzic. Co wiecej, nie mogla nimi poruszac. Z wysilkiem, poniewaz wiele miesni nie chcialo pracowac, odwrocila twarz od slonca i ujrzala stojacego przy lozku chlopca. Skads go znam, pomyslala, ale w tej chwili nie potrafila sobie przypomniec, skad.-Gdzie moja mama? - spytala. - Gdzie Iramu? Gdzie moje siostry? - Zdawala sie nie zauwazac, ze slowa wychodzily z jej ust znieksztalcone. Chlopiec najwyrazniej rozumial, co mowila, lecz pobladl nagle na twarzy i wyjakal: -Wiesz, gdzie jestes, o pani? -Powinienes zwracac sie do mnie "ksiezniczko", a nie "pani". Czy wiesz, z kim rozmawiasz? -E... - Chlopiec zawahal sie na chwile, po czym baknal: - A myslisz, ze kim jestes? -Ja wiem, ze jestem ksiezniczka Ruwendy Haramis, nastepczynia tronu - warknela. - Kim jestes i co tu robisz, skoro tego nie wiesz? - Rozejrzala sie po pokoju. Dlaczego byla sama z tym bezmyslnym chlopcem? - Kto pozmienial uklad draperii w mojej komnacie? Poza tym, gdzie sa wszyscy? Gdzie Uzun? -Uzun jest w Wiezy - odparl szybko chlopiec. - Nawiedzil mnie we snie ubieglej nocy i powiedzial, ze wie o twej chorobie. Mam ci od niego przekazac, ze zajmie sie ksiezniczka Mikayla, az wyzdrowiejesz na tyle, bys mogla sama sie nia zajac. -Kto to jest Mikayla, kim ty jestes? -Mikayla to... hmm, Mikayla to twoja daleka krewna. Uczylas jej magii, zanim zachorowalas. Ja jestem Fiolon, lord Varu. -Czy lacza cie wiezi krwi z moim narzeczonym? - spytala Haramis. - Czy przybyles tu wraz z nim? -Ksieciem Fiomaki? - Chlopiec popatrzyl nieswojo. - Jestesmy dalekimi krewnymi, ale jego teraz tu nie ma. -Kiedy wreszcie przyjedzie? Wkrotce maja sie odbyc nasze zareczyny. -Nie wiem - baknal Fiolon. - Nie powinienem tu zostawac zbyt dlugo. Mialem tylko przekazac ci wiadomosc od Mistrza Uzuna. Postaraj sie odpoczac, pani... to znaczy, ksiezniczko. Powiem gospodyni, ze sie zbudzilas. Haramis zrobila dziwna mine. -Immu prawdopodobnie bedzie nalegac, zeby faszerowac mnie tymi obrzydliwymi medykamentami. Jak dlugo juz choruje? Co mi w ogole jest? Chlopiec wyszedl, pozostawiajac pytanie bez odpowiedzi; w rzeczywistosci prawie wybiegl z komnaty. Haramis westchnela. Dzialo sie tu cos dziwnego. Czula ogromne zmeczenie, zbyt wielkie, zeby martwic sie o cokolwiek innego. Po chwili ponownie zasnela, co z pewnoscia wydaloby sie jej dziwne, gdyby tylko byla w stanie sie dziwic. Mikayla guzdrala sie przy sniadaniu, ktore postanowila zjesc w gabinecie, zeby dotrzymac towarzystwa Uzunowi. Wciaz czula sie mizernie, lecz pocieszala ja mysl, ze wydarzenia ostatnich nocy zmeczylyby kazdego. Mimo ze okropny bol, spowodowany przerwaniem wiezi z Fiolonem, minal, kiedy kontakt powrocil, jej cialo nadal pamietalo osobliwe przezycie. Poczula, ze kulka zawieszona na szyi zaczela rozgrzewac sie stopniowo. W tej samej chwili Uzun odezwal sie ostro: -Coz to za halas? Mikayla wylowila kulke zza tuniki. Niewielki przedmiot wibrowal silnie, wydajac przy tym dzwoniacy odglos. -Na pewno Fiolon probuje sie ze mna skontaktowac - wyjasnila. - Znalezlismy te male kulki w pewnych ruinach, ktore zwiedzalismy, bedac na Czarnych Blotach. Sa wielkosci paznokcia u kciuka - dodala pamietajac, ze Uzun nie widzi. - Haramis powinna byla przynajmniej obdarzyc cie wzrokiem - poskarzyla sie gniewnie w imieniu Uzuna. Harfa milczala. Mikayla westchnela i kontynuowala opis. - Te, ktore wzielismy z Fiolonem, sa od pary i wygladaja na narzedzie, ktorego Zaginieni uzywali do komunikowania sie miedzy soba na dalekie odleglosci. Chociaz mysle, ze Fiolon i ja wykorzystujemy je na dalsza odleglosc, niz to pierwotnie zamierzono. - Kulka zadrzala mocniej, kolyszac sie w przod i w tyl na nieruchomej dloni. -Lepiej bedzie, jesli zobacze, czego chce Fiolon. Wydaje sie zdenerwowany. - Utkwila wzrok w kulce i ujrzala twarz Fiolona. -Wreszcie jestes, Mika - wysapal. - Troche potrwalo, zanim sie odezwalas! -Jadlam sniadanie - rzekla spokojnie Mikayla. - Cos nie tak? -Czy jest przy tobie Uzun? -Jestem tutaj - odparl Uzun. - Czy chodzi o Haramis? Gorzej sie czuje? -No, coz, zdaje sie, ze nie pamieta ani mnie, ani Miki, co mozna okreslic jako poprawe - odparl Fiolon. - Kiedy powiedzialem jej, ze pochodze z Varu, spytala, czy towarzysze jej narzeczonemu. Chciala tez dowiedziec sie, gdzie on jest, gdzie podziewaja sie jej mama, siostry oraz Immu; Immu pelnila obowiazki gospodyni, kiedy Haramis byla mloda dziewczyna, prawda? Ta sama Immu, ktora udala sie z ksiezniczka Anigel na Poszukiwanie? -Tak - rzekl Uzun. - Czy chcesz powiedziec, ze Haramis wydaje sie, iz wciaz jest mloda dziewczyna? -Najwyrazniej tak to wyglada - potwierdzil nerwowo Fiolon. - Spytala, kto pozmienial draperie w jej komnacie, wiec domyslam sie, ze polozyli ja do lozka w pokoju z jej dziecinstwa. Sadze, ze wlasnie z tej przyczyny uwaza sie za mloda dziewczyne. Kiedy nazwalem ja "pani", powiedziala, ze powinienem zwracac sie do niej "ksiezniczko" i ze jest nastepczynia tronu Ruwendy. - Westchnal. - Przekazalem jej wiadomosc od ciebie, Mistrzu Uzunie, a potem ucieklem stamtad, zanim bylbym zmuszony wyjasniac, ze wiekszosc ludzi, o ktorych pytala, nie zyje od przeszlo dwustu lat. -Cos takiego! - westchnela Mikayla. - To niezwykle. Ona nie zdaje sobie sprawy, ze jest Arcymaginia? - zastanowila sie przez chwile. Moze to pozwoli mi wyrwac sie stad. Moze nie musze... - Skoro ona mnie nie pamieta, czy nadal musze uczyc sie byc Arcymaginia? -Tak - rzekli jednoczesnie Uzun i Fiolon. -Ale skoro zapomniala o mnie, to moze wybierze kogos innego - odezwala sie z nadzieja w glosie. -Nie licz na to - powiedzial Fiolon. - W tej chwili ledwo pamieta wlasne imie. -A dzisiaj planowalas znalezc zaklecie, ktorego uzyla, by zmienic mnie w harfe - przypomnial jej Uzun. -Tak, zgadza sie - przyznala Mikayla. Nawet jesli Haramis o mnie zapomniala, nie zostawie tu Uzuna samego. Nie zasluguje na to. - Pamietam, rozmawialismy o tym wczoraj wieczorem - odparla teleportujac brudne talerze do kuchni. - Czy chcesz, zebym cos zrobila, Fiolonie? -Kiedy bedziesz w bibliotece, postaraj sie znalezc cos o gwaltownych objawach choroby umyslu i utracie pamieci - powiedzial Fiolon. -Rozejrze sie - obiecala Mikayla - lecz zdaje sie, ze Haramis nie interesowala sie lecznictwem. Zobacze, co uda mi sie znalezc. Jestem pewna, ze nie pokazala mi wielu rzeczy. -A ja sprawdze, co pozostalo z tutejszej biblioteki - odezwal sie Fiolon. - To powinno nam zaoszczedzic klopotow przynajmniej na dzisiaj. -Fio - rzekla powoli Mikayla - ona naprawde jest chora? -Tak, ale nie przejmuj sie, Miko; uzdrowiciele mowia, ze za jakis czas dojdzie calkowicie do zdrowia. -Kiedy? -Mysle, ze musisz sie liczyc przynajmniej z kilkoma miesiacami - odparl Fiolon. - Uzdrowiciele nie okreslili tego dokladnie, lecz takie mam odczucie. -Kilka miesiecy - powtorzyla Mikayla, starajac sie zachowac ponury wyraz twarzy. Wewnatrz jej serce spiewalo radosnie. Miesiecy! Czas, kiedy Haramis nie bedzie nad nia stala, podgladala, wpatrywala sie w nia z drugiej strony stolu w trakcie posilkow, chcac za wszelka cene widziec kogos innego... - No coz, kiedy przypomni sobie o moim istnieniu, pozdrow ja ode mnie. -I przekaz moje gorace ucalowania - dorzucil szybko Uzun. -Dobrze - obiecal Fiolon. - Przynajmniej ciebie pamieta, Mistrzu Uzunie. To dobry znak, prawda? - Westchnal. - No to ide wzniecic kurz w starej bibliotece. Miko, jesli uslyszysz kaszel dochodzacy z twej kulki, zignoruj go. -Oczywiscie. - Miklaya zachichotala. Zycze szczescia w poszukiwaniach. Dam ci znac, gdy ja cos znajde. -Zgoda - odparl Fiolon. - Tobie rowniez zycze szczescia. - Jego twarz skurczyla sie znacznie, kiedy odsunal kulke, a w chwile pozniej Mikayla widziala juz tylko znajome pomieszczenie. -Ide do biblioteki, Uzunie, lecz wroce na obiad. Poprosze Enye, aby dopoty, dopoki jestesmy we dwoje, podawala posilki tutaj, chyba ze wolalbys czesciej byc sam? -Zdecydowanie nie! - zaprotestowal dobitnie Uzun. - Zbyt duzo czasu spedzilem w samotnosci. -Moge to sobie wyobrazic - zgodzila sie Mikayla. Nadal nie potrafie zrozumiec, jak Haramis mogla zrobic to komus, kogo, jak twierdzi, kocha. A sama mowi o egoistycznym zachowaniu. - Po pierwsze postaram sie znalezc zaklecie, ktore na ciebie nalozyla. Poszukiwanie odpowiedniej, jak mniemala, ksiegi zabralo jej kilka dni. Polozyla na stole opasly wolumin, lecz wstrzymala sie z jego otwarciem do chwili, gdy Enya wyszla z komnaty. Obiad byl wyjatkowo skapy, tylko chleb i ser, a na deser pokrojony w plasterki owoc ladu; najwyrazniej na wiesc o chorobie Haramis nieliczni mieszkancy Wiezy zaczeli zapominac o swoich obowiazkach. Mikayla pozwolila, zeby to Uzun wyrazil przed Enya swoje zaniepokojenie, poniewaz sadzila, ze prawdopodobniej zrobi to lepiej niz ona. Uzun jednak przezywal wlasnie przyplyw okresowego depresji... Jesli jedzenie sie nie poprawi w ciagu nastepnych kilku dni, pomyslala Mikayla, zejde do kuchni i sama porozmawiam z kucharzem. Tymczasem dieta o chlebie i serze mi nie zaszkodzi. -Uzunie - powiedziala podchodzac blizej, zeby lepiej mu sie przyjrzec. - Czy ta kosc na gorze kolumny pochodzi z czubka czaszki? -Tak sadze, ksiezniczko - odparla harfa - lecz bylem wowczas nieprzytomny. -Nie bedziesz mial nic przeciwko temu, ze przechyle cie nieco w swoja strone, zeby sie lepiej przyjrzec? - spytala Mikayla. - Jestes prawie tego samego wzrostu co ja, wiec nie potrafie tego dojrzec, nie nachylajac cie. Moglabym tez stanac na krzesle i pochylic sie nad toba, ale na tych krzeslach nie stoi sie dobrze. Sa zbyt miekkie. -Mozesz mnie przechylic - odrzekl Uzun - lecz zrob to uwaznie. Nie upusc mnie! -Bede uwazac - obiecala Mikayla. Chwycila harfe mocno, jedna reke zaciskajac na kolumnie, a druga z tylu ramy i przyciagnela instrument do klatki piersiowej. Jesli Uzun upadnie, wyladuje na mnie. Wykrecajac glowe przyjrzala sie dokladnie fragmentowi kosci, porownujac ja z rysunkiem w ksiazce lezacej obok na stole. Nastepnie delikatnie popchnela Uzuna z powrotem do normalnej pozycji i potrzymala go jeszcze chwile, aby miec pewnosc, ze sie nie rusza. - Wyglada na gorna czesc czaszki; linie na kosci pokrywaja sie z liniami na rysunku w ksiazce. Wedlug tego, co tu zostalo napisane, potrzebna byla czyjas krew, prawdopodobnie krew Haramis, aby wypelnic waski kanalik w srodku kolumny. -Zgadza sie - rzekl Uzun. - To pamietam. Umieralem, a Haramis stala nad rzemieslnikiem, ktory robil harfe, i popedzala go. Kiedy skonczyl, w instrumencie, na szczycie kolumny widnial niewielki otwor. Pamietam, ze Haramis naciela sobie przedramie tak, by krew polala sie do tej dziury... w rzeczywistosci to ostatnia rzecz, jaka pamietam. Wtedy harfa nie miala jeszcze strun. -Prawdopodobnie nastroila ja, oczekujac az robaki ogryza z miesa twoje kosci - powiedziala Mikayla chrupiac owoc ladu. -Robaki? - Uzun sprawial wrazenie oburzonego. -Tak, one robia to szybko i dokladnie. Lepiej niz jakikolwiek czlowiek czy Odmieniec, ktorego poprosiloby sie, zeby usunal mieso, nie uszkadzajac przy tym kosci. Po prostu zakopuje sie cialo w glebie z odpowiednimi robakami i po kilku dniach pozostaje ladny, czysty szkielet. -Haramis zawsze byla praktyczna - odezwal sie Uzun slabym glosem. - A jesli ta rozmowa nie przeszkadza ci w jedzeniu, przypuszczam, ze podzielasz jej brak wrazliwosci w tych sprawach. -No wiesz, wlasciwie byles wtedy nieprzytomny - zauwazyla Mikayla. - Nawet nie byles zywy. -Dzieki wam, Wladcy Powietrza! - krzyknal zapalczywie Uzun. Mikayla zmarszczyla brwi, wpatrujac sie w ksiege. -No dobrze, juz wiem, jak zamienila cie w harfe. A przy okazji, kiedy to sie wydarzylo? O ile sobie przypominam, mowila, ze byl to jej pierwszy akt prawdziwej magii. Uzun zastanowil sie przez chwile. -Wowczas juz od ponad dwudziestu lat byla Arcymaginia, wiec nie nazwalbym tego jej pierwszym wielkim zakleciem. Jestem jednak w stanie przyznac, iz po raz pierwszy uzyla magii dla celow osobistych - powiedzial powoli. - Ksiezniczko, jesli nie potrafisz sprawic mi nowego ciala, czy mozesz choc uwolnic mnie z obecnego jeszcze przed smiercia Haramis? -Bez trudu - odparla Mikayla. - Aby uwolnic cie, bys przeszedl w drugi etap egzystencji, jakikolwiek on jest, musze wziac fragment kosci z harfy, zemlec go na proszek i rozrzucic na wietrze. - I jeszcze jedno - dodala stanowczo. - Nie jestem Haramis. Wypuszcze cie, kiedy tylko bedziesz chcial, bez wzgledu na to, jak bardzo brakowac mi bedzie twego towarzystwa! - Ku swemu zdziwieniu, zaplakala gorzko i w zaden sposob nie potrafila powstrzymac potoku lez cisnacych jej sie do oczu. -Przepraszam, Uzunie - zalkala - nie wiem, co mi sie stalo. -Podejrzewam, ze bardziej martwisz sie o Haramis, niz sama to wobec siebie przyznajesz - powiedzial lagodnie Uzun. -Nawet nie moge powiedziec, ze ja lubie - wyznala Mikayla - a ona mnie nienawidzi! Zawsze mnie krytykuje. Nigdy nic nie robie dostatecznie dobrze, a kiedy wyjdzie mi cos lepiej, niz sie spodziewala, wpada w szal. Zabrala mnie od rodziny, z mego domu, trzyma mnie tu od ponad dwoch lat. Nie moge nawet wyjsc, poniewaz nie mam zadnych cieplych ubran, tylko lekkie tuniki i kilka koszul nocnych! Odeslala stad mego najblizszego przyjaciela; sprobowala przerwac istniejaca miedzy nami wiez, zranila nas oboje. A wiesz, co jest w tym wszystkim najgorsze? Ona spodziewa sie, ze okaze jej wdziecznosc! Tego absolutnie nie potrafie zrozumiec! Jak ktokolwiek moglby byc wdzieczny za cos takiego? -Daje ci wszystko, czego brakowalo jej, kiedy byla w twoim wieku; dlatego oczekuje wdziecznosci. - Uzun westchnal. Mikayla przez jakis czas siedziala w milczeniu, zastanawiajac sie nad slowami harfy. -Wiesz, Uzunie, chyba masz racje. Ona to nawet sama przyznala, jak teraz sobie przypominam: mowila, ze zabilaby w zamian za mozliwosci, z jakich dzieki niej korzystam. Prawdopodobnie dotrzymalaby slowa. Sprawia wrazenie najbardziej zimnej osoby, jaka spotkalam w zyciu. - Wziela ostatni plasterek owocu ladu i wsunela go sobie do buzi. - Czy ona sadzi, ze ty rowniez powinienes byc jej wdzieczny za to, ze przemienila cie w harfe? -Mysle, ze czuje sie troche winna z tego powodu, szczegolnie od czasu, kiedy przybyliscie tu z Fiolonem i jasno wyraziliscie swa opinie. Sadze, ze zaluje, ze uczynila mnie slepym. Mikayla zachnela sie. - Mysle, ze bardziej zaluje, ze nie mozesz sie poruszac i nie jestes w stanie podrozowac. Oczywiscie pamieta cie, lecz z opisu Fiolona wynika, ze zapomniala, iz jestes harfa. Domyslasz sie, kiedy zacznie sie domagac twej obecnosci? -Skoro nie pamieta, ze jestem harfa, mysle, ze poprosi, bym sie u niej pojawil, gdy tylko sie obudzi. -A jesli pamieta, ze jestes harfa - dodala Mikayla - zacznie zastanawiac sie, jak przewiezc cie do Cytadeli. Uzun wydal z siebie dzwiek ludzaco podobny do wzdrygniecia sie. -Podroz na grzbiecie lammergeiera napawala mnie przerazeniem nawet kiedy mialem rece, aby sie nimi trzymac. Poza tym nie sadze, by moja rama wytrzymala chlod i wilgoc. -Nikt cie nigdzie nie wysle dopoty, dopoki ja bede miala cos do powiedzenia - obiecala Mikayla. Ale czy ja w ogole mam cos do powiedzenia? - Uzunie, kto zarzadza Wieza pod nieobecnosc Haramis? -Nie wiem - przyznal Uzun. - Takie pytanie nigdy wczesniej sie nie pojawilo. -Powinnismy zatem przekonac sluzacych, ze ja sprawuje kontrole nad wszystkim - powiedziala Mikayla. - Oczywiscie slucham chetnie twoich rad, jako ze teraz ty jestes mym nauczycielem. - Moze uda mi sie znalezc cieple ubranie, zebym, od czasu do czasu, mogla wyjsc na zewnatrz, przyszlo jej na mysl. -To brzmi rozsadnie - przyznal Uzun. - Mimo wszystko, Haramis wyznaczyla cie na swa nastepczynie. -No dobrze - odezwala sie stanowczo Mikayla. - Postaram sie zachowywac, jakbym to ja sprawowala piecze nad wszystkim. Ty mnie poprzesz, a przy odrobinie szczescia nikt nie zakwestionuje tego ukladu. - Co do twej transformacji - kontynuowala, jako ze najwyrazniej jakas mysl zaswitala jej w glowie - mowiles, ze Haramis byla Arcymaginia od dwoch dekad, kiedy zmienila cie w harfe. -Zaiste - przyznal Uzun. - Czy to istotne? -Czy Haramis zawsze tak entuzjastycznie odnosila sie do ksiazek? -Tak, od dnia, kiedy nauczyla sie czytac, bez przerwy studiowala ksiegi. Zanim ukonczyla czternascie lat, przeczytala przynajmniej raz kazdy tom znajdujacy sie w Cytadeli. A ja przeczytalam moze czwarta czesc tych wszystkich ksiag, pomyslala Mikayla. Nic dziwnego, ze Haramis sadzi, ze jestem leniwa i glupia. Ale za to mam inne zainteresowania, ktore znacza wiecej niz ona moze sobie wyobrazic. -Czy gdy zostala Arcymaginia, mieszkala przez caly czas w Wiezy? -Przeprowadzila sie tutaj tuz po koronacji Anigel, czyli juz od miesiaca byla Arcymaginia, o ile dobrze pamietam. Spedzila tu jakis czas z Orogastusem, podczas Poszukiwania Talizmanu. -A wiec - rzekla Mikayla, dochodzac do sedna - zanim zamienila cie w harfe, zdazyla przeczytac wszystkie ksiazki z tutejszej biblioteki, prawda? Po kilku chwilach oslupienia, brzek, ktory wydobyl sie ze strun Uzuna, byl najbardziej rozpaczliwym dzwiekiem, jaki Mikayla uslyszala w zyciu. Zimny dreszcz przebiegl jej przez plecy. -Tak - wyszeptala harfa. - Przeczytala je wszystkie. A wiec nie ma tu innego zaklecia. -Niekoniecznie - odezwala sie Mikayla, nadajac swemu glosowi tyle pewnosci, ile tylko potrafila w sobie znalezc. - Prawdopodobnie nie znajdziemy go w bibliotece. Dzis po poludniu zamierzam zaczac przeszukiwac cala Wieze. Jest tu mnostwo rzeczy, ktore zupelnie nie interesuja Haramis i tam bez watpienia nalezy szukac odpowiedzi. Uzun znowu westchnal. -To prawda. Haramis zignoruje wszystko, co nie jest ksiazka lub muzycznym instrumentem. Mikaylo, zachowaj wielka ostroznosc, kiedy zaczniesz tu szperac. Orogastus zgromadzil mnostwo rzeczy, a niektore z nich moga przyniesc smierc. Rozdzial dwunasty Mikayla postanowila rozpoczac poszukiwania od szczytu Wiezy i konsekwentnie zmierzac w dol. Podejrzewala, ze wlasnie w obszernych piwnicach moga znajdowac sie najciekawsze rzeczy, lecz nie mogla wykluczyc, ze cos interesujacego zostalo ukryte na gorze. Chciala miec pewnosc, ze nie pominie najdrobniejszego szczegolu. Podczas dwuletniego pobytu w tym odosobnionym miejscu zdazyla sie zorientowac, ze Haramis nigdy nie zapuszczala sie zbyt daleko od srodka Wiezy.Wyzsze pietra zapelnione byly przeroznymi smieciami, zakurzonymi kuframi pelnymi starych ubran (Mikayla spedzila cale popoludnie przebierajac sie w obszerne stroje, mimo ze powtarzala sobie, ze traci niepotrzebnie czas i ze jest za duza na takie zabawy) oraz skrzyniami ze starymi naczyniami. W jednej z nich znalazla dosc osobliwe srebrzyste szaty, rekawiczki i dwie srebrne maski. Najwyrazniej stanowily pare, jedna przeznaczona byla dla kobiety, druga dla mezczyzny. Sprawialy dziwne wrazenie w dotyku i przyprawily Mikayle o gesia skorke. Zapakowala je z powrotem, nie myslac nawet o tym, aby je przymierzyc. Czy nalezaly do Orogastusa? Bardzo mozliwe, ze tak, lecz dla kogo byl ten kobiecy stroj? Czy Haramis go kiedykolwiek nosila? Po kilku tygodniach przeszukiwan glownej Wiezy, oprocz sypialni Haramis - Mikayla zdawala sobie sprawe, ze Arcymagini wpadlaby w straszny gniew, gdyby szperano tam bez jej zgody - dziewczynka byla wreszcie gotowa, aby zajac sie najnizszym poziomem budowli. Miala ogromna nadzieje, ze znajdzie tam cos uzytecznego. Na razie nie udalo jej sie natrafic na zadne narzedzia Zaginionego Ludu, a przeciez Uzun powiedzial jej, ze Orogastus zgromadzil ich tutaj calkiem sporo. Jesli do tej pory nie odnalazla tej kolekcji, musi ona sie znajdowac na najnizszym poziomie, a moze jeszcze nizej. Nie wiedziala, czego sie tam spodziewac, lecz za wszelka cene pragnela to odkryc. Mikayla schodzila po kreconych schodach z poziomu mieszkalnego, minela kuchnie i szla dalej w dol. Zdumiala sie widzac, ze schody prowadza ponizej poziomu stajni, ktore, jak sadzila, znajdowaly sie na samym dole Wiezy. Schody rozwidlaly sie w tym miejscu, jedna odnoga wiodla na dziedziniec, a druga skrecala pod rampe, ktora laczyla stajnie z placem. Pod stajniami znajdowala sie duza spizarnia. Mikayla wypowiedziala zaklecie, ktore rozjasnilo mroczne wnetrze kamiennej budowli. Rowniez pojedynczy kaganek, umieszczony na scianie, zaplonal niesmialym swiatelkiem, lecz po chwili plomien zamigotal upiornie; najwyrazniej knot wymagal podciecia. Z mroku wylonily sie przedmioty wypelniajace pomieszczenie: skrzynie i beczki rozmieszczone w roznych miejscach, tak by mozna bylo poruszac sie miedzy nimi. Na wszystkich widnialy napisy - duze litery widoczne byly nawet w przymglonym swietle - lecz zaden nie byl w jezyku znanym Mikayli. Nie wygladaja na zwykle zapasy zywnosci, pomyslala rozgladajac sie z westchnieniem. Prawdopodobnie bede musiala otworzyc wszystkie skrzynie, zeby zobaczyc, co jest w srodku. Posadzka zostala wylozona dziwnym, srebrno-czarnym materialem, ktory Mikayla juz kiedys widziala. Patrzac na osobliwa podloge, wiedziala, ze jest cos, cos waznego, o czym powinna pamietac. Nie potrafila sobie teraz przypomniec, co dokladnie. Samo przyjdzie, pomyslala. Przeszla w drugi koniec pomieszczenia. Najlepiej zaczac od konca i wracac powoli... Wladcy Powietrza! Coz to takiego? Na koncu komnaty ujrzala tunel prowadzacy poza Wieze. Sadzac po kierunku i skalnych scianach biegl prosto w glab gory. Z wbitych w sciane w regularnych odstepach szpikulcow zwieszaly sie uspione lampy oliwne. Mikayla wyszeptala slowo i mroczne wnetrze rozblyslo migotliwym swiatlem. Z radoscia zauwazyla, ze zaklecie zadzialalo rowniez tutaj. Lampy zaplonely ogniem, ktory rozpoczal wedrowke od wiszacych najblizej, stopniowo ozywiajac dalsze lampy wzdluz tunelu, tak jakby plomien byl przekazywany z jednej na druga. Wszelkie ostrzezenia Uzuna zniknely z pamieci Mikayli, kiedy podekscytowana pospieszyla tunelem, niepomna na zimne skaly pod kapciami oraz fakt, ze jej szybki i cieply oddech malowal biala mgla chlodne, wilgotne powietrze. Zatrzymala sie przed duzymi, dwukrotnie wiekszymi od siebie drzwiami. Pokryte byly szronem. Mikayla, zbyt przejeta, aby przejmowac sie tak przyziemnymi sprawami jak odmrozenia, chwycila duzy pierscien przy drzwiach i sprobowala otworzyc wielkie wrota. Zawiasy skrzypnely niechetnie, jakby wyrzadzala im duza krzywde, lecz Mikayla prawie nie zwrocila na to uwagi. Gdy tylko przyciagnela drzwi na tyle, zeby sie zmiescic w powstalym przeswicie, wslizgnela sie do srodka. Znalazla sie w obszernej komnacie o szerokim sklepieniu. Otaczaly ja sciany z szorstkiego kamienia, z nieregularnie rozrzuconymi plamami czarnego lodu. Podloge tworzyly gladkie, czarne, kamienne plyty. Z podobnych kamieni wykonano polki przytwierdzone do scian oraz cos, co wygladalo na drzwi do innych pomieszczen. Sprobowala otworzyc jedne z nich. Naparla z calych sil, lecz kamienne wrota nawet nie drgnely; rownie dobrze mogla oprzec sie o sciane. Nie dostrzegla zadnego uchwytu, za ktory mozna by bylo pociagnac, z wyjatkiem malego wyzlobienia z jednej strony. Nagle uswiadomila sobie, ze nalezy je przesuwac, a nie popychac czy ciagnac. Wczepila palce w wyzlobienie. Wrota otworzyly sie z zaskakujaca latwoscia. Komnata znajdujaca sie za nimi miala okolo szesciu krokow glebokosci. Z wnetrza powialo przerazliwym chlodem. Zdecydowanie musze znalezc jakies cieple ubranie, pomyslala Mikayla, wciskajac dlonie pod pachy i przestepujac z nogi na noge. Zdawala sobie sprawe, ze nie bedzie w stanie pozostac tu dluzej, nie narazajac sie przy tym na powazne odmrozenia. W tej samej chwili ujrzala jedna z najciekawszych rzeczy, jakie widziala w zyciu. Czy Haramis o tym wie? Wieksza czesc sciany, na ktora patrzyla, pokrywal szron, lecz w samym srodku ujrzala ciemnoszare, gladkie miejsce. Na ciemnej, polyskujacej powierzchni Mikayla zobaczyla swoje zamglone odbicie. -Co to jest? - wysapala z trwoga. Kiedy stala wytrzeszczajac w zdumieniu oczy, lustro pojasnialo delikatnie, a do jej uszu dolecial tak slaby szept, ze Mikayla pomyslala, ze sobie to wszystko wyobraza. -Jaka jest twa prosba? Chyba snie, pomyslala Mikayla. Albo zbyt duzo czasu przebywalam z mowiaca harfa. Lustra przeciez nie mowia. Oczywiscie, wiekszosc harf tez nie. Moze to jakas dziwna odmiana narzedzia do czarow. Szkoda, ze nie ma tu Uzuna. Gdyby tu byl... chcialby sie zobaczyc z Haramis. -Chce zobaczyc sie z Haramis - wypowiedziala glosno zyczenie. -Ujrzec ksiezniczke Ruwendy Haramis? - wyszeptalo zwierciadlo. Mikayla zadrzala. Nie przypominalo to brzmienia ludzkiego glosu. -Tak - rzekla najbardziej stanowczo, jak potrafila. -Przegladanie. - W lustrze pojawil sie obraz, tak jakby Haramis znajdowala sie po jego drugiej stronie. Nieco przymglone kolory nie przeszkadzaly w rozpoznawaniu szczegolow i Mikayla ujrzala komnate goscinna w Cytadeli. Haramis spala. Aya siedziala przy lozku, czuwajac przy starej kobiecie. Mikayla dostrzegla, ze czar, jakiego Haramis uzywala w obecnosci innych ludzi, prysl, lecz przynajmniej oddech wydawal sie silny i regularny. Obraz zniknal nagle, a najslabszy z mozliwych szept powiedzial: -Wyczerpane zapasy mocy. Do dalszej operacji konieczne doladowanie baterii slonecznych. To nie jedyna rzecz, ktora potrzebuje slonca, uzmyslowila sobie nagle Mikayla. Zamarzam tu! Zmusila sie, aby zamknac wrota do komnaty lustrzanej. Pospiesznie wrocila przez grote i oparla sie ramieniem o jej drzwi z zewnetrznej strony; nie chciala dotykac ich gola skora przy zamykaniu, lecz obawiala sie, ze przyrzady moga ulec uszkodzeniu, jesli zostawi wrota otwarte. Oliwne lampy w tunelu tlily sie zaledwie. To i tak cud, ze w ogole swieca, pomyslala Mikayla, szybkim krokiem przemierzajac tunel. Zaloze sie, ze sluzacy nigdy tu nie przychodza. Bede musiala zapytac Uzuna o to miejsce. Moze on cos wie. Najpierw jednak potrzebna mi goraca kapiel i zanim tu powroce nastepnym razem, musze znalezc cieple ubrania, zimowe buty i rekawice! Zanim zdolala odtajac, wykorzystujac do tego celu wanne w lazience Haramis, minela pora wieczerzy. Nalozyla na siebie dwie tuniki i poszla porozmawiac z Uzunem. Po drodze zatrzymala sie przy kuchni, aby odebrac tace zjedzeniem i dzban goracego soku z owocu ladu, ktora zabrala do gabinetu. -Uzunie - spytala, kiedy zaspokoila glod, wypila polowe soku z dzbanka i poczula sie duzo lepiej - czy slyszales kiedykolwiek o jaskini w gorze, pod Wieza? -Tak - odparl powoli Uzun. - Haramis mowila mi, ze Orogastus czcil Czarne Moce w jaskiniach z czarnego lodu. Posiadal tez magiczne lustro, ktore pozwalalo mu zobaczyc kazdego, kogo chcial tylko przez wypowiedzenie jego imienia. Uzywal tego zwierciadla, aby pokazywac jej siostry. -W takim razie lustro pokazuje prawdziwy obraz? - zapytala Mikayla. -O ile wiem, tak - odrzekl Uzun. - Rozumiem, ze je znalazlas? Sadzilem, ze juz dawno temu przestalo dzialac. Co widzialas? -Haramis spiaca w pokoju w Cytadeli oraz Aye siedzaca przy jej lozku. To jedna ze sluzacych. -Znam Aye - powiedzial Uzun. - Jest siostra Enyi. -Naprawde? - Mikayla zdumiala sie i zamyslila na chwile. Moze Arcymagini nie jest tak wszystkowiedzaca jak chce, zebysmy wierzyli, tylko po prostu ma donosicieli myszkujacych po calym krolestwie. -Jak wygladala Haramis? - spytal niecierpliwie Uzun. -Byla pozbawiona czaru - odrzekla Mikayla - wiec wygladala na stara i zmeczona, lecz jej oddech wydawal sie silny i regularny. Spala raczej spokojnie. Chyba dobrze sie nia opiekuja - dodala. - A przy okazji, czy mowila, ze lustro Orogastusa jest magiczne, czy on sam tak uwazal? -Powiedziala, ze on nazywal je magicznym lustrem. -To wyjasnialoby wszystko. Ono wcale nie jest magiczne, Uzunie; to jeden ze starych przyrzadow Zaginionego Ludu. I wcale dobrze nie dziala. Szybko pokazalo mi to, co chcialam, a potem powiedzialo, ze potrzebuje wiecej energii. - Spochmurniala probujac przypomniec sobie dokladnie slowa lustra. - Mowilo cos o doladowaniu baterii slonecznych. -Bateria sloneczna? Coz to takiego? - spytal Uzun. -"Sloneczna" oznacza, ze ma zwiazek ze sloncem... - Mikayla urwala nagle zdajac sobie sprawe, dlaczego srebrnawoczarna podloga wydawala jej sie znajoma. Zerwala sie na nogi. - Zaraz wracam - powiedziala Uzunowi i pomknela do swego pokoju po pozytywki, ktore tam przechowywala. Powrocila po chwili i postawila pozytywke miedzy swiecami na stole, wysylajac uprzednio naczynia do kuchni, aby jej nie przeszkadzaly. Oswietlana plomieniem swiecy pozytywka zaczela cichutko grac. -To stara pozytywka Haramis - rzekl Uzun. - W dziecinstwie byla to jej ulubiona zabawka. Nie wiedzialem, ze ja zachowala. Chyba sie jednak zestarzala, bo muzyka rozbrzmiewala niegdys glosniej. -Nie zachowala jej - odparla Mikayla. - Sadze, ze ta, ktora z Fiolonem znalezlismy w pokoju zabaw w Cytadeli, nalezala kiedys do niej. Nadal tam jest. To jedna z tych, ktore znalezlismy w ruinach nieopodal rzeki Golobar, tuz przed tym, jak przybyla po nas Haramis. -Jedna z tych? - zapytal Uzun podekscytowanym glosem. - Znalezliscie rowniez inne? Czy ktores graly inaczej? Mikayla rozesmiala sie. -Jestes taki jak Fiolon. Znalezlismy szesc czy siedem. Fiolon wzial wiekszosc do domu, kiedy Haramis go odeslala, lecz ja mam jeszcze dwie u siebie. Chcialbys ich posluchac? Jestem pewna, ze to glupie pytanie. -Oczywiscie, ze bym chcial - odparl Uzun - lecz pozniej. Ciebie jednak zaciekawilo cos innego niz muzyka... Mowilas o bateriach slonecznych, a potem nagle pobieglas, zeby przyniesc pozytywke. -Tak - przyznala Mikayla. - Zauwazyles delikatnosc tej muzyki. Posluchaj uwaznie. - Zapalila wiecej swiec dokola pozytywki i muzyka rozbrzmiala glosniej. -Gra glosniej - odezwal sie Uzun - lecz nadal nie tak glosno, jak powinna. -Kiedy ja poprzednio slyszales, czy padaly na nia promienie sloneczne? - zapytala Mikayla. -Tak - odparl szybko Uzun. - Haramis stawiala ja na stole przy oknie, kiedy zapragnela jej posluchac. Jesli odlozyla ja w ciemne miejsce, natychmiast pozytywka milkla. -No wlasnie! - krzyknela zadowolona Mikayla. - Pobiera moc ze swiatla, najlepiej slonecznego, poniewaz jest najsilniejsze i, przypuszczalnie, dostarcza najwiecej energii. - Zgasila dodatkowe swiece i wkrotce muzyka ponownie oslabla. - Pamietasz, jak wygladala ta pozytywka? - spytala. -Obawiam sie, ze niedokladnie - odparl Uzun. -Po obu stronach - odezwala sie Mikayla - znajduja sie male kawalki, wpasowane w cala kompozycje, zrobione ze srebrnawoczarnej masy. Posluchaj, co sie dzieje, kiedy je zakrywam. - Ostroznie polozyla koniuszek palca nad kazdym kawalkiem i muzyka umilkla. - Reszta pozytywki nadal wystawiona jest na dzialanie swiatla - wyjasnila Uzunowi. - Zakrylam tylko to srebrno-czarne cos. Mysle, ze musza to wlasnie byc te baterie sloneczne, bardzo niewielkie, bo pozytywka nie potrzebuje duzo energii. Ale tak zwane magiczne lustro Orogastusa potrzebuje jej cale mnostwo. On zbudowal te Wieze, prawda? -Tak glosi legenda - przyznal Uzun. - Na pewno nie bylo jej tutaj za czasow mego ojca. -Podloga pokoju pod stajniami wykonana jest z czegos, co przypomina te "baterie sloneczne." Znajduje sie na tym samym poziomie co dziedziniec - wiesz jak wyglada dziedziniec, gdy nie jest pokryty sniegiem? -Nie - odparl Uzun. - Nigdy go takim nie widzialem. -Ja widzialam - powiedziala Mikayla - tej nocy, kiedy sprowadzilam deszcz, zanim wzniecilam snieg, aby przykryl lod. Bylo tam pelno lodu, wiec nie mam co do tego pewnosci, lecz sadze, ze dziedziniec moze byc wielka bateria sloneczna. Uwazam, ze cala Wieza jest zbudowana na wierzcholku czegos, co mialo sluzyc jako dostarczyciel energii dla narzedzi zgromadzonych w lodowych jaskiniach. Z tej przyczyny Orogastus sadzil, ze one wszystkie byly magiczne. - Wypowiedziala to slowo z nie ukrywanym sarkazmem, przypominajac sobie to, co Haramis mowila o Orogastusie i o prawdziwej magii. - Nigdy by mu nie przyszlo do glowy, aby szukac fizycznego zrodla sily i przypuszczam, ze nawet gdyby doslownie potknal sie o takowe, tez by go nie rozpoznal. -Mysle, ze w twych slowach jest wiele racji - przyznal Uzun. - Czy mozesz wszelako tego dowiesc? I czy mozesz sprawic, by lustro zaczelo dzialac i dzieki temu sprawdzic, co sie dzieje z Haramis? -Moglibysmy zainstalowac pochodnie w spizarni pod stajniami, lecz wiekszosc podlogi jest przykryta skrzyniami i beczkami, a pochodnie moga nie dawac wystarczajacej ilosci swiatla... Mysle, ze bede musiala uzyc magii pogodowej. Uzunie, powiedziales Fiolonowi, zeby przekazal Haramis, ze bedziesz mnie uczyl. Zakladam wiec, ze naprawde potrafisz przekazywac mi wiedze? - Mikayla zmarszczyla brwi. -Oczywiscie, ze potrafie, ksiezniczko - odparl Uzun wydajac sie lekko obrazony. -Czy mozesz nauczyc mnie magii pogodowej? Bedac w swojej obecnej postaci? - spytala Mikayla. - Nie watpie ani troche, ze potrafisz uzywac magii, lub potrafiles. Teraz jednak bedziesz musial wszystko mi powiedziec i polegac na moich oczach i umiejetnosci opisywania skutkow. To nie sa wymarzone warunki do nauki. -Poradzimy sobie - odrzekl szybko Uzun. - Nie mamy wyboru. - Czego chcialabys sie nauczyc na poczatek? -No, coz - odezwala sie Mikayla, probujac przewidziec wszelkie konieczne posuniecia - najpierw upewnie sie, a zrobie to z samego rana, ze moja teoria, wedlug ktorej dziedziniec jest ta sloneczna bateria, jest sluszna. Oczyszcze jego czesc, na skraju przepasci, abysmy mogli w nia zrzucic snieg. Moze by wziac kilku Vispi do pomocy, jak myslisz? Potrafia dobrze znosic chlod. Jeszcze cos - kontynuowala - jutro musze poszperac w szafie Haramis. Nie mam nic cieplego. Kaze sluzacym sprawic mi cieple ubrania. Poprosze o to Enye przy sniadaniu, ale moge potrzebowac twego poparcia. Podejrzewam, ze Haramis mogla zabronic wydania mi cieplych strojow, zeby uniemozliwic mi ucieczke. -To niemozliwe! - zachnal sie Uzun. - Haramis nie zrobilaby czegos podobnego. -A zatem musi to byc czysty zbieg okolicznosci, jako ze posiadam wylacznie lekkie tuniki oraz kapcie zdatne jedynie do noszenia wewnatrz. Ta para, ktora mialam na nogach podczas odjazdu Fiolona, rozpadla sie, kiedy wyszlam z Wiezy. Zreszta moglam wyjsc tylko dlatego, ze Haramis uzyczyla mi jednej ze swych peleryn. Potrzebuje cieplych ubran, nawet gdybym miala nie wychodzic na zewnatrz; nie wyobrazasz sobie, jak zimne sa lodowe jaskinie! -A zatem trzeba ci sprawic cieple szaty - powiedzial Uzun. - Zapomnialem juz jak jest zimno poza tym pokojem i komnatami w srodkowej czesci Wiezy. Tak dawno nie ruszalem sie z miejsca... Ech, niedobrze, pomyslala ze smutkiem Mikayla, znow sprawilam mu przykrosc. Natychmiast wrocila do pierwotnego tematu. -Jesli plac jest bateria sloneczna, wrzuce do przepasci tyle sniegu, ile sie da, a nastepnie uzyje deszczu, aby oczyscic reszte. Plac lekko pochyla sie w kierunku przepasci, wiec powinno sie udac. Czy dobrze znasz okolice? Czy deszcz i snieg w przepasci moze czemus zaszkodzic? -O ile sobie przypominam - odparl Uzun - to nie. Pamietaj jednak, iz moja wiedza o tych terenach pochodzi z czarow i obserwacji tablicy piaskowej. Jest tu zbyt zimno, aby Nyssom mogl wyjsc na zewnatrz; jesli Haramis potrzebuje wyslac jakiegos na niziny z wiadomoscia, zamyka go w ocieplonym worku i przywiazuje do lammergeiera. Ptak leci do wioski na nizinach, blisko kranca Wielkiej Grobli, gdzie wiesniacy rozpakowuja poslanca, i dalej przemieszcza sie on piechota badz na fronialu. -W jaki sposob oddycha? - spytala zaciekawiona Mikayla. - Ten worek nie moze przepuszczac powietrza, skoro utrzymuje stala cieplote ciala Nyssoma. -W srodku robi sie dosc duszno - przyznal Uzun - lecz wioska jest naprawde niedaleko i powietrza jakos wystarcza. -Nie byloby prosciej wyslac jakiegos Vispi? - spytala Mikayla. -Vispi zdecydowanie nie zgadzaja sie opuszczac gor. Bardzo sa w tym wzgledzie uparci. - Uzun rozesmial sie. -Dlaczego? - spytala Mikayla. -Nie jestem pewien - odparl Uzun. - Byc moze po czesci powodem jest zachowanie ich legendarnego statusu "Oczu w Trabie Powietrznej"; nikt jednak nie widzial tej Traby w prawdziwej postaci. -O poranku - zdecydowala Mikayla - beda zatem mogli "zawirowac" troche sniegu z placu do przepasci. - Przypomniala sobie kolejne czynnosci: dowiedziec sie, czy tam rzeczywiscie jest bateria sloneczna, odkryc ja, jesli to bedzie konieczne, pozwolic sloncu doladowac baterie... - Juz wiem, Uzunie, wkrotce bede chciala dowiedziec sie, w jaki sposob utrzymywac przejrzyste niebo. Mozesz mnie tego nauczyc? -Z latwoscia - zapewnil Uzun. -Dziekuje - rzekla Mikayla. - Jutro czeka mnie pracowity dzien, wiec ide do lozka. Dobranoc, Uzunie. -Dobrej nocy, Mikaylo - odparla harfa, a jej struny bezwiednie zaczely grac kolysanke. Mikayla, idac korytarzem, usmiechala sie slyszac delikatne tony melodii. Rozdzial trzynasty Nazajutrz, wczesnym rankiem Mikayla zeszla do gabinetu niosac ze soba kulki, ktore otrzymala od Haramis.-Kiedy lezalam wczoraj w lozku, przyszlo mi cos do glowy, Uzunie - odezwala sie. - Moze nie bede potrzebowala sluzacych, aby sprawic sobie cieple ubranie. Moge poprosic Fiolona, zeby przywiozl mi je z domu. Nawet jesli wyroslam juz z wlasnych strojow, sa zawsze ubrania po moim starszym rodzenstwie. Gosposia ma kilka skrzyn wypelnionych takimi rzeczami. -Nie spodoba sie to pani - ostrzegl Uzun. -Co sie nie spodoba? -To, ze Fiolon tu przyjedzie. -A wiec mogla tu zostac, na tyle zdrowa, zeby miec sile sie sprzeciwic - warknela Mikayla. - Nie moze zbyt dobrze wyszkolic mnie na swoja nastepczynie, skoro nawet nie pamieta o moim istnieniu! -Moze sobie przypomniala - powiedzial z nadzieja w glosie Uzun. -Dlatego tez przynioslam ze soba kulki - rzekla Mikayla. - Mozemy skontaktowac sie z Fiolonem i zorientowac sie, jak ona sie czuje. -Dobrze. - Uzun westchnal. - Chyba i tak nie potrafie cie powstrzymac. -Mowisz, jakbym zaproponowala, zebysmy uprawiali czarna magie! Co Haramis moze miec przeciwko Fiolonowi? - Mikayla zastanawiala sie nad tym od dlugiego czasu, wlasciwie od samego poczatku, gdy tylko zorientowala sie, ze stara kobieta nie darzy Fiolona szczegolna sympatia. -Jest mezczyzna. -I co z tego? To kiepski argument. Ona na pewno ma jakis powod, aby go nie lubic, chociaz nie moge pojac, coz to moze byc. W przeciwienstwie do mnie, byl wobec niej grzeczny, pelen szacunku. -Mysle, ze nic poza tym - przyznala harfa. - Jedynym czarodziejem-mezczyzna, jakiego spotkala, byl Orogastus, a nie polecalbym poznania go. -Ale to zdarzylo sie prawie dwiescie lat temu! - zaprotestowala Mikayla. - Tak dawno, ze nie moze byc powodem, aby nie ufac wszystkim przedstawicielom tej plci! -Haramis to osoba o wyjatkowo zdecydowanych pogladach - rzekl lagodnie Uzun. -Silnych, niezmiennych pogladach - zgodzila sie ponuro Mikayla. - Gdyby nie twoja wrodzona uprzejmosc, nazwalbys ja bezmyslnie uparta. - Westchnela. - Zobaczmy, czy Fiolon powie nam, co ona teraz robi. Skontaktowanie sie z Fiolonem okazalo sie tym razem trudniejsze, jako ze Mikayla musiala go jeszcze dobudzic. Wreszcie zaspana twarz chlopca wypelnila kule. -Czego chcesz? - mruknal. -Dzien dobry - odparla Mikayla. - Najpierw Uzun chcialby sie dowiedziec, jak sie czuje Haramis. -Uzdrowiciele sa raczej dobrej mysli - rzekl Fiolon - lecz wczoraj, kiedy u niej bylem, nazwala mnie labornockim szpiegiem. Chyba jej sie wydaje, ze zyje teraz w okresie inwazji. Ciagle pyta, dlaczego Uzuna nie ma przy niej, wiec najwyrazniej nie pamieta, ze zmienila go w harfe. -Och, jak ogromnie zaluje, ze nie moge tam byc! - zawolal z uczuciem Uzun. - Jak myslicie, gdyby mnie dokladnie zapakowac... -Obawiam sie, ze to wykluczone - odparla Mikayla. - Nie pasowalbys do spiworow, ktorych uzywa sie do transportu Nyssomow, a twoj ksztalt uniemozliwilby bezpieczne przymocowanie cie do grzbietu lammergeiera. Haramis byloby niezwykle przykro, gdyby cos ci sie stalo. Poza tym, w obecnej sytuacji doznalaby wielkiego szoku, gdyby dowiedziala sie, ze zamienila cie w harfe. -Chyba masz racje - westchnal Uzun. -A wiec, Fiolonie - kontynuowala z nadzieja w glosie Mikayla - ona nie pamieta zadnego z nas i prawdopodobnie jeszcze przez jakis czas ten stan nie ulegnie zmianie, prawda? -Na to wyglada. -Dobrze - odparla z satysfakcja Mikayla. - I chyba nikt nie bedzie kwestionowal twojej nieobecnosci, jesli powiesz, ze udajesz sie na wyprawe badawcza. -Co takiego mam zbadac? - zapytal zaciekawiony Fiolon. -To ci sie spodoba - obiecala Mikayla. - Orogastus wzniosl te budowle na wierzcholku labiryntu jaskin lodowych wypelnionych narzedziami Zaginionego Ludu. Nastepnie zgromadzil wszystkie nalezace do nich przedmioty, jakie tylko wpadly mu w reke. Te skarby znajduja sie w skrzyniach i pudlach w piwnicach pod stajniami. To bezgraniczna skarbnica wiedzy! -Ktora moze sie okazac nieslychanie niebezpieczna - przestrzegl Uzun. -Jesli zamierzasz szperac posrod narzedzi, ktore zebral Orogastus, lepiej, jesli bede mial cie na oku - rzekl Fiolon z entuzjazmem, jakiego Mikayla nie slyszala w jego glosie od czasu, kiedy Haramis wyslala go do domu. -Absolutnie sie z toba zgadzam - podchwycila zwawo. - Kto wie, w jakie klopoty moglabym sie wpakowac bez ciebie. Przeciez to ty zwykle powstrzymywales moj entuzjazm wobec dziwnych i nieznanych rzeczy? -Mam sprowadzic froniale, na ktorych przyslala mnie tu Arcymagini? - spytal Fiolon. -Nie, zostaw je - rzekla Mikayla. - Moze ich potrzebowac, kiedy wyzdrowieje na tyle, ze bedzie mogla wrocic do domu. Rozmawialam z lammergeierami i okazalo sie, ze nie maja z nia kontaktu od czasu, gdy zachorowala. Uzun wydal z siebie jek niezadowolenia i Mikayla dodala pospiesznie: - Oczywiscie to sie zmieni, kiedy tylko jej sie polepszy. Obecnie chyba nawet nie pamieta, ze powinna z nimi rozmawiac i stad sie bierze caly problem. -W kazdym razie - kontynuowala - zapakuj wszystkie cieple ubrania, jakie znajdziesz, dla siebie i dla mnie. Otworz skrzynie z ubraniami, jesli bedziesz musial; mysle, ze troche uroslam od czasu, kiedy bylam ostatni raz w Cytadeli, lecz to, co pasuje na ciebie, powinno byc dobre rowniez na mnie. Koniecznie przywiez cieple rekawiczki i zimowe buty. W jaskiniach jest straszliwie zimno, a pewnie spedzimy tam sporo czasu. Nastepnie podaj sluzacym jakis przekonujacy powod swojego wyjazdu. Nie wspominaj jednak, ze wybierasz sie tutaj. To wykluczone po tej bezsensownej scenie, jaka urzadzila Haramis przed swoja choroba. Skieruj sie na wschod do miejsca, gdzie Wielka Grobla przecina rzeke. Potem jedz na polnoc jakies pol mili wzdluz zachodniego brzegu. Tam spotkasz lammergeiera. Zrozumiales? -Tak - odparl ochoczo Fiolon, ktory calkiem sie juz rozbudzil. - Powinienem byc na miejscu okolo poludnia lub nieco pozniej. -Cudownie - zawolala Mikayla. - Kaze Enyi przygotowac ci pokoj, lecz nie powiem, jak dlugo zostaniesz. -To calkiem niezly pomysl - zgodzil sie Fiolon - poniewaz tak naprawde nie wiemy, jak dlugo tam zabawie. Mikayla zalozyla najcieplejsze ubrania, jakie udalo jej sie znalezc w komnacie Haramis. Kiedy Enya protestowala przeciwko temu, ze dziewczynka pozycza sobie bez pozwolenia stroje Arcymagini, Mikayla skorzystala z okazji i poinformowala ja o rychlym przyjezdzie Fiolona, ktory przywiezie jej wlasne ubrania. Poprosila tez o przygotowanie dla niego pokoju. -Jesli chodzi o Haramis, to jest pod dobra opieka. Oczekuja, ze niebawem powroci do zdrowia, lecz obawiam sie, ze obecnie nie jest w stanie wydawac na nic pozwolen. Dopoki nie wyzdrowieje, dopoty bede kontynuowala nauke pod okiem Mistrza Uzuna. Enya nie wydawala sie najszczesliwsza, slyszac te slowa, lecz nie miala wiele do powiedzenia. Na prosbe Mikayli wyznaczyla jednego Vispi do odgarniecia sniegu z placu przed Wieza. Co chwila wyrazala swoja dezaprobate, lecz Mikayla pozostala na to absolutnie obojetna. Po wyjsciu na dziedziniec Mikayla odetchnela pelna piersia. Na powrot wstapilo w nia zycie i czula, ze istnieje naprawde. Zamknieta razem z Haramis, chodzila przygaszona i zobojetniala na wszystko, ale teraz, na powietrzu, kapiac sie w slonecznych promieniach poczula sie wspaniale. Miala wrazenie, ze jest wieksza niz w rzeczywistosci, zwiazana z calym swiatem, a nie, jak poprzednio, odcieta od niego. Niebawem spotka sie z Fiolonem. Byla szczesliwsza niz kiedykolwiek w zyciu. Nawet utyskiwania Vispi, ktorego Enya wyznaczyla do pomocy, nie potrafily popsuc jej radosnego nastroju. Przez caly ranek we dwojke odgarniali snieg z malego fragmentu placu tuz przy krawedzi przepasci. Okolo poludnia Mikayla wrocila do swojej komnaty, gdzie wziela goraca kapiel, starajac sie rozgrzac zziebniete czlonki. Kazala przyniesc do gabinetu obfity obiad, a nastepnie podzielila sie z Uzunem dobrymi nowinami. -To naprawde bateria sloneczna - rzekla. - Dzieki wam, Wladcy Powietrza. Gdyby to zrodlo energii nie znajdowalo sie na placu, chyba musielibysmy zburzyc cala budowle, aby doladowac baterie. - Pokazala zeby w usmiechu. - A to juz na pewno nie spodobaloby sie Haramis. -A zatem co teraz zamierzasz? - spytal Uzun. -Poprosilam Vispi, aby oczyscil ze sniegu jak najwieksza czesc placu na skraju przepasci. Dzieki temu mniej go bede miala do stopienia, kiedy jutro przywolam deszcz. Dzis po poludniu mozesz mi wyjasnic, jak utrzymywac taka cieplote, by deszcz nie zamienil sie w snieg. Powiedz mi tez, jak sprawic, zeby niebo bylo czyste i przejrzyste, kiedy juz dziedziniec zostanie odsniezony. To dobrze, ze znajduje sie on od poludniowej strony Wiezy. Mimo wszystko doladowanie baterii zajmie kilka dni, lecz kiedy lustro zacznie dzialac, bede mogla go uzywac do sprawdzania stanu zdrowia Haramis. Mozliwe rowniez, ze ono, badz cos innego znajdujacego sie tam na dole, dostarczy mi wskazowki, w jaki sposob stworzyc ci nowe cialo. -Nowe cialo? - dolecial ich glos od strony drzwi. - Czy cos nie tak z harfa? -Fiolon! - Mikayla rzucila sie w objecia przyjaciela. Bylo cudownie; nawet nie zdawala sobie sprawy, jak laknela bliskiego kontaktu z czlowiekiem i jak bardzo stesknila sie za Fiolonem. W czasie ich rozlaki urosl bardziej niz ona; ostatnim razem byli tego samego wzrostu, a teraz przewyzszal ja co najmniej o pol glowy. Mimo uplywu czasu pozostal tym samym solidnym, dajacym poczucie bezpieczenstwa, najlepszym przyjacielem, jej druga polowa. Cieszyla sie z kontaktu, jaki udalo jej sie z Fiolonem nawiazac, lecz przebywanie z nim nie dalo sie z niczym porownac. -Tak sie ciesze, ze cie widze! - Pociagnela go do stolu, usadowila naprzeciwko siebie i przyjrzala mu sie dokladnie. Dlugie wlosy, potargane podczas podrozy, opadaly mu kaskada na plecy i czolo. Mimo to Mikayli wydawal sie piekny, szczegolnie kiedy podniosl wzrok i usmiechnal sie do niej. Poczula, jak ogarniaja blogie cieplo. - Jestes glodny? - spytala. - Zamowilam tyle jedzenia, ze starczy dla nas obojga. -To swietnie - rzekl Fiolon siegajac w kierunku talerza. - Umieram z glodu. Przywiozlem wszystko, o co prosilas. Zabralem tez z soba wszystkie pozytywki. Przyszlo mi do glowy, ze Mistrz Uzun mogl nie slyszec wielu melodii wygrywanych przez te, ktore znalezlismy w ruinach. -Bardzo milo, ze pamietales, paniczu Fiolonie - odezwal sie Uzun, wydajac przy tym najbardziej radosne dzwieki, jakie Mikayla slyszala z jego strony. - Oczekuje z niecierpliwoscia tych melodii. Fiolon umilkl, przelykajac spory kes, po czym zwrocil sie do Uzuna. -Czy cos nie tak z harfa? - spytal niespokojnie. -Nie, wszystko w porzadku - uspokoil go Uzun. - Chodzi o to, ze kiedy Mikayla jest tutaj, a Haramis lezy powalona choroba w Cytadeli, zamkniecie w harfie stalo sie dla mnie dosc trudne do zniesienia. -Kochanie muzyki, a bycie muzyka to spora roznica - zgodzil sie Fiolon. - A nadazyc za Mikayla, kiedy tkwisz w jednym miejscu, to juz zupelnie niemozliwe. Zrobie wszystko, zeby ci pomoc. -Mozesz zaczac od nauki magii pogodowej z ksiezniczka - rzekl cierpko Uzun. - Nie potrzeba nam tu wiecej przypadkowych burz snieznych. Cala trojka spedzila reszte popoludnia dyskutujac na temat wszelkich aspektow zjawisk pogodowych i sposobow ich kontrolowania. Po obfitej wieczerzy Uzun polecil im udac sie na spoczynek. -Macie przed soba pracowity dzien i bedziecie potrzebowali sporo sily. Nie probowali kwestionowac tego polecenia i udali sie do swoich sypialni. Prawde mowiac, wlasnie zakonczyli pracowity dzien. O brzasku zerwali sie z poslan, zjedli wczesne sniadanie i ponownie przedyskutowali z Uzunem caly proces, po czym skierowali sie do pracowni. Przywolywanie deszczu nie sprawilo im wiele klopotu, jako ze oboje zdazyli juz poznac odpowiednie tajniki magii. Kiedy wypowiedzieli podstawowe zaklecie, podeszli do okna oczekujac na skutek. Z poczatku zaczal mzyc deszczyk bardziej przypominajacy silna mgle, lecz niebawem z nieba polaly sie prawdziwe strumienie wody. W pracowni, w ktorej nie bylo kratek wdmuchujacych cieple powietrze, powialo chlodem i wilgocia. -Taka pogoda naprawde jest przygnebiajaca - zauwazyl Fiolon. -Ale pomaga oczyscic plac - odparla Mikayla. -Skad mozesz wiedziec? Mikayla usmiechnela sie, slyszac zrzedliwy ton Fiolona. Z nich dwojga to ona byla optymistka. Mimo to mial wiele racji. Miedzy deszczem, wiatrem oraz sniegiem na szczycie gory, wisiala olbrzymia chmura wilgotnej, mrocznej mgly. Otulala ona cala Wieze i znacznie ograniczala widocznosc. Mikayla przyznala w duchu, ze nie spodziewala sie tego zjawiska. Szara chmura wygladala niczym duch ogromnego Vispi. -Ciesz sie, ze nie ma tu Haramis - powiedziala. - Pamietasz jak bylo, kiedy zaczynala mnie uczyc? Wymieniala wtedy najokropniejsze, pozornie bezuzyteczne rzeczy, i zadala, bym powiedziala jej, w jakim celu zostaly stworzone? Fiolon przytaknal. -A wiec jaki pozytek mamy z mgly? -Jesli przyjrzysz jej sie dokladnie, mozesz stwierdzic, w ktora strone wieje wiatr. Deszcz i snieg sa zbyt ciezkie; mgla jest tak lekka i widoczna, ze latwo mozna dostrzec, jak dryfuje. -Hmm. - Fiolon patrzyl na wilgotna kurtyne zaslaniajaca czesc nieba. - Zdaje sie, ze wieje od zachodu, od Gory Gidris. Wiesz, ze tam Haramis znalazla Talizman. -Naprawde? - spytala Mikayla. - Nie wiedzialam. Co jest na Gorze Gidris? -Skupisko jaskin lodowych. Sa dosc niestale. Nie chodz tam na wyprawy badawcze, dobrze, Miko? -Nie zamierzam... O, nie, chyba mamy klopoty. - Mikayla wskazala na niebo. Poznym popoludniem krople deszczu zaczely zmieniac sie w kulki gradu. -Powstrzymaj to! - rzucil Fiolon, pedzac do tablicy. - Szybko! Mikayla ruszyla za nim i wspolnie skierowali burze w dol zbocza, z dala od Wiezy. Kiedy nawalnica przetoczyla sie po okolicznych gorach, pierwsze przymglone blyski slonca rozjasnily horyzont od zachodu. -Dziedziniec jest nadal mokry - westchnela Mikayla - i prawdopodobnie zamarznie w nocy. Mam nadzieje, ze kiedy bateria sloneczna zostanie, jak to powiedzialo lustro, doladowana, znajdziemy sposob, aby nie dopuszczac tam sniegu. -Ja rowniez mam taka nadzieje - rzekl Fiolon. - Nie chcialbym powtarzac tego co kilka dni. -No, coz, przynajmniej na dzisiaj wystarczy - zauwazyla Mikayla. - Sprobujemy skonczyc jutro. Zejdzmy do kuchni. Chetnie wypije cos goracego i powiem sluzacym, zeby trzymali sie z dala od placu. Nie chce, zeby ktos zrobil sobie krzywde. Enya podsunela im dwa male stolki i szybko podala gorace napoje. Na piecu stal duzy garniec pelen soku z owocu ladu. Przy kominku siedzialo kilkoro Vispi. Wygladali na wyjatkowo nieszczesliwych. -Co zrobilas z pogoda? - spytal jeden z nich zdesperowanym glosem. - Tu nie moze byc mokro! Wilgoc rani mi pluca. - Zakaszlal przerazliwie. Reszta Vispi przysunela sie jeszcze bardziej do ognia z zalosnymi wyrazami twarzy. Ma racje, uswiadomila sobie Mikayla. Kiedy padal snieg, bylo sucho, a powietrze na tej wysokosci jest bardzo rozrzedzone. Przypomniala sobie smiech Uzuna, kiedy spytala, dlaczego Haramis nie uzywala Vispi do przenoszenia wiadomosci na niziny. - To dlatego nie opuszczacie gor, prawda? - spytala. - Jestescie przyzwyczajeni do rozrzedzonego, suchego powietrza. Nie goraco was martwi, lecz wilgoc. -Niegdys jeden z naszych przodkow probowal zejsc na dol - odezwal sie mlodszy Vispi. - Nie zaszedl daleko, a kiedy wrocil, powiedzial, ze bylo tam tak, jakby probowac wdychac zupe adop! -Mial racje - zgodzil sie Fiolon. - Skoro zyjecie tu juz od jakiegos czasu, przystosowaliscie sie do takiego powietrza. Kiedy zas schodzicie, zdaje sie wam, ze oddychacie czyms gestym i cieplym. - Wzruszyl ramionami. - Ja ponownie sie przestawilem po dniu, albo dwoch, lecz nie jestem przekonany, ze Vispi moze sie to udac. Nigdy przynajmniej o tym nie slyszalem. -Nie bede zatem zadnego z was prosic, aby schodzil na dol - powiedziala Mikayla. - Jesli chodzi o deszcz i mgle, powinny przejsc za dzien lub dwa, a jesli dopisze nam szczescie, pogoda zmieni sie juz jutro. Aha, przypomnialo mi sie, wszyscy powinni trzymac sie z dala od placu. Obawiam sie, ze dzis w nocy zamieni sie w tafle lodu. Vispi jekneli glucho i nawet Nyssomowie, ktorzy w ogole nie wychodzili na zewnatrz, sprawiali wrazenie przygnebionych. Enya westchnela. -Ksiezniczko, czy nie bedziesz miala nic przeciwko temu, ze rozloze tu sienniki dla Vispi i pozwole im spac przy kominku? -Oczywiscie, ze nie - odparla Mikayla. - To twoja kuchnia. Oni nie beda mi tu w zaden sposob przeszkadzali, wiec nie widze przeciwwskazan. - Wstala. - Dziekujemy za goracy napoj, Enyo. Pojdziemy juz. Czy moglabys przygotowac obiad? Nie musisz gotowac nic szczegolnego, wystarczy cos cieplego, nawet zupa adop. Enya o malo sie nie zakrztusila. -Obiad podam w gabinecie, ksiezniczko. I chyba moge zrobic cos znacznie smaczniejszego niz zupa adop. Osuszanie placu okazalo sie duzo trudniejsze, niz Mikayla sie spodziewala. Promienie poludniowego slonca operowaly zbyt slabo, by stopic lod i osuszyc baterie sloneczna. Co wiecej, ciezkie chmury nadciagajace od Gory Gidris zakrywaly slonce. W pewnym momencie zaczelo nawet lekko proszyc i oboje musieli popedzic do tablicy i powstrzymac snieg. W koncu Mikayla i Fiolon ubrali sie cieplo, wzieli dwie pochodnie i zaczeli topic lod tradycyjnymi metodami. Rozpoczeli od drzwi wejsciowych jako ze plac opadal lekko w dol zbocza, od wrot Wiezy ku przepasci. Kiedy juz stopili skrawek zimnego krysztalu, ciepla woda pomagala topic dalsze fragmenty. Kawalek po kawalku przesuwali sie dalej i dalej. Przed zachodem slonca zdolali osuszyc jedna trzecia powierzchni. -Mysle, ze starczy na dzisiaj - odezwala sie Mikayla, prostujac sie z westchnieniem. Od ciaglego schylania sie i trzymania pochodni przy ziemi bolaly ja plecy. Cale szczescie, pomyslala, ze przynajmniej cieplo mi w nogi. - Mysle, ze jutro uda nam sie skonczyc. -Jesli dopisze nam szczescie - mruknal Fiolon. - I miesnie wytrzymaja. -Moze juz doladowalismy czesc baterii - zastanowila sie radosnie Mikayla. - Pochodnie, oprocz ciepla, dostarczaja rowniez swiatla. - Spojrzala na Fiolona. - Chcesz zobaczyc jaskinie lodowe? W odpowiedzi jeknal glucho. -Jutro, dobrze? Teraz marze jedynie o goracej kapieli i cieplym obiedzie - dodal. -Ja rowniez - rzekla Mikayla. - Mozemy pojsc do jaskin jutro w poludnie. I tak wowczas zrobimy sobie przerwe. -Bez watpienia - westchnal Fiolon. - Miko, jestes pewna, ze to sie uda? -Nie jestem pewna - przyznala Mikayla - lecz sadze, ze mamy duze szanse powodzenia. Lustro mowilo, ze bateria sloneczna potrzebuje doladowania. Ten plac wyglada tak samo jak czesci pozytywek, ktore musza byc wystawione na swiatlo, aby rozbrzmiala muzyka. Powinno sie udac. -Rzeczywiscie tak sie wydaje - zgodzil sie Fiolon - i mam nadzieje, ze tak bedzie. Czulbym sie strasznie, gdyby caly nasz wysilek poszedl na marne. Rozdzial czternasty Mikayla polozyla sie od razu po obiedzie i natychmiast zapadla w sen czujac sie kompletnie wyczerpana. Kiedy nazajutrz uniosla ciezkie powieki, z przerazeniem zobaczyla, ze slonce stoi juz wysoko na niebie; przespala pol ranka. Wygramolila sie z lozka i naciagnela na siebie ubranie ignorujac desperackie protesty obolalych miesni.Podazyla korytarzem i wsunela glowe do komnaty Fiolona. Sterta poscieli na lozku swiadczyla niezbicie, ze on rowniez zaspal. -Fiolonie! - zawolala. Dopiero po jakims czasie koldra drgnela nieznacznie i rozlegla sie odpowiedz, o ile oczywiscie przeciagle "mhm" mozna uznac za odpowiedz. -Wychodze do roboty - poinformowala przyjaciela Mikayla. - Przyjdz, kiedy bedziesz gotowy. Po drodze zatrzymala sie na chwilke w gabinecie, zeby przywitac sie z Uzunem i powiedziec mu, co zamierza zrobic. Harfa pozdrowila ja serdecznie, lecz nie wyglosila zadnych komentarzy. Mikayla wpadla do kuchni, skad wziela sobie pajde chleba i kilka pochodni. Jedna z nich podpalila od drwa tlacego sie w kominku. Zauwazyla nieobecnosc nieszczesliwych Vispi, ktorzy kulili sie wczoraj przy ogniu, i pospieszyla w dol po schodach. Zatrzymala sie tuz za drzwiami i patrzyla zdumiona i zachwycona. Ponad jej glowa rozciagal sie niezmierzony i nieskalany chmurami blekit nieba. Slonce ogrzewalo caly plac, a powietrze wydawalo sie cieple! W rzeczywistosci, odetchnawszy gleboko, poczula wnikajacy w pluca chlod, lecz mroz najwidoczniej ustapil, jako ze na dziedzincu pozostaly tylko gdzieniegdzie mokre plamy. Czesc, ktora oczyscili wczoraj z Fiolonem, oraz obszary do niej przylegajace byly nadal suche, a fragment placu najblizej krawedzi pokrywala woda splywajaca do przepasci. Mikayla, zajadajac chleb, przyjrzala sie dokladnie poszczegolnym partiom dziedzinca, po czym zapalila druga pochodnie i zabrala sie do osuszania resztek wody. Ku swej radosci zauwazyla, ze praca idzie zwawo i zanim Fiolon dolaczyl do niej, zdazyla juz sporo zrobic. Razem szybko ukonczyli osuszanie. Jeszcze przed obiadem obejrzeli dokladnie czysty, suchy plac - baterie sloneczna, ktora skutecznie pochlaniala teraz promienie sloneczne. Mikayla, z czystej ciekawosci, zdjela rekawice i przykucnela, chcac dotknac ziemi. Odsunela gwaltownie dlon od nagrzanego podloza, lecz silne podekscytowanie sprawilo, iz nie zwrocila najmniejszej uwagi na oparzenie. -No, chyba wystarczy, Fiolonie - zadecydowala. - Lustro powinno teraz dzialac. Chodzmy zobaczyc! -Jadlas sniadanie? - spytal Fiolon. -Jak mozesz w takim momencie myslec o jedzeniu? Mikayla zgromila go spojrzeniem. -Poniewaz wlasnie jest pora na jedzenie, a poza tym znam cie dobrze, Miko. Kiedy juz raz wejdziesz do jaskini, bedziesz chciala tam spedzic reszte dnia. Zjedzmy najpierw obiad, dobrze? -Obiad. - Mikayla popatrzyla na niego z niesmakiem. - Czekaja na nas cuda Zaginionego Ludu, a ty chcesz jesc obiad. -Cuda Zaginionego Ludu nigdzie nie uciekna - zauwazyl Fiolon. - Leza tu od kilkuset lat, wiec moga jeszcze troche zaczekac. Poza tym - dodal szczerzac zeby w usmiechu - burczy ci w brzuchu. Nie mylil sie. Zoladek Mikayli najwyrazniej nie podzielal jej zapalu do pracy badawczej. -No, dobrze - westchnela z cierpietnicza mina - skoro nalegasz. -Zdecydowanie nalegam - odparl Fiolon, lapiac ja za reke i razem pobiegli do kuchni. Po posilku, zamiast w pochodnie, zaopatrzyli sie w niewielka latarenke. Fiolon nalegal na to, twierdzac, ze niektore materialy znajdujace sie na nizszym poziomie, moga okazac sie latwopalne, wybuchowe, moga reagowac na wysoka temperature, lub tez posiadac wszystkie te wlasciwosci. Gdy dotarli do poziomu, na ktorym znajdowala sie spizarnia, Fiolon z zainteresowaniem przyjrzal sie napisom na skrzyniach. -Szkoda, ze nie rozumiem tego jezyka - odezwal sie. -Zeby chociaz udalo sie odczytac ich alfabet - dodala Mikayla. - Moze znajdziemy sposob, aby sie go nauczyc. -To byloby niezwykle interesujace - przyznal Fiolon, idac za nia do tunelu. Stwierdziwszy, ze swiatlo latarenki w zupelnosci wystarczy, Mikayla nie zadala sobie trudu, zeby zapalac pochodnie rozmieszczone wzdluz tunelu. Po prostu pobiegli czym predzej, zatrzymujac sie przed drzwiami do jaskini. Wspolnymi silami otworzyli je na tyle, by moc przeslizgnac sie do srodka. Mikayla poprowadzila przyjaciela do komnaty z "magicznym lustrem." -Och! - wysapal Fiolon, najwyrazniej ujety widokiem. -Jaka jest twoja prosba - odezwal sie glos. Brzmial teraz duzo glosniej niz kilka dni temu i Mikayla dostrzegla, ze mur dokola lustra pokrywalo teraz znacznie mniej szronu. -Zobaczyc ksiezniczke Ruwendy Haramis - odrzekla bez namyslu. -Przegladanie. - Podobnie jak poprzednio, na lustrze pojawil sie obraz. Kolory tryskaly intensywnie, a dzieki wyrazistym szczegolom Mikayli i Fiolonowi zdawalo sie, ze moga wyciagnac rece i dotknac spiacej Haramis i czuwajacej przy lozku Ayi. Haramis nadal wygladala na chora, stara kobiete, lecz silny i regularny oddech, ktory wyraznie slyszeli, napawal nadzieja. Mikayla slyszala nawet delikatne trzeszczenie krzesla, kiedy Aya zmienila pozycje. -Na Czarny Kwiat - szepnal Fiolon. - Ciekaw jestem, co jeszcze potrafi robic. -Ja tez jestem ciekawa - mruknela Mikayla. -Jaka jest twoja prosba - odezwal sie ponownie glos, chociaz obraz sie nie zmienil. -Zobaczyc Quasiego - rzekla Mikayla, ciekawa, jak radzi sobie ich stary towarzysz i przewodnik. -W pliku nie znaleziono przedmiotu - odparlo lustro. Nie wie, kim jest Quasi, uswiadomila sobie Mikayla, lecz moze w inny sposob uda sie osiagnac ten sam rezultat. - Zobaczyc Wzgorze Cytadeli - powiedziala. Lustro poslusznie ukazalo obraz Cytadeli i wzgorza. Zdawalo sie, ze wisza w powietrzu ponad budowla i obserwuja ja z lotu ptaka. Mikayla zagryzla wargi, zastanawiajac sie, w jaki sposob wypowiedziec kolejna prosbe. -Zobaczyc ziemie na zachod od Wzgorza Cytadeli - odezwala sie majac nadzieje, ze lustro zrozumie polecenie tak, jak tego chciala. -Widok statyczny czy przegladanie? - zapytal glos. Mikayla nie byla pewna, co oznaczaja te zwroty, wiec wybrala pierwszy lepszy. -Przegladanie. Obraz zaczal sie poruszac, jakby lecieli na zachod od Cytadeli. Mikayla zrozumiala, ze wlasnie to mialo lustro na mysli, mowiac "przegladanie" i wodzila wzrokiem, szukajac wioski Quasiego. -Stop! - krzyknela ujrzawszy znajome miejsce. Spochmurniala. Obraz nie wygladal tak, jak powinien. Kolory nie pasowaly do obecnej pory roku. -Szkoda, ze nie mozemy przyjrzec sie dokladniej - mruknal za jej plecami Fiolon. -Czy dokonac zblizenia na obiekty? - zapytalo lustro. Mikayla i Fiolon spojrzeli po sobie i jednoczesnie wzruszyli ramionami. -Tak - odparla Mikayla. Obraz wioski powiekszyl sie, jakby obnizali sie w jej kierunku. Teraz Mikayla zrozumiala, dlaczego kolory nie pasowaly do pory roku. Wies otaczaly obumarle rosliny. Zblizenie powiekszylo sie na tyle, ze mogli ujrzec kilku Nyssomow siedzacych na lawie przed jedna z chatek. Miedzy nimi zobaczyla Quasiego. -Tam jest Quasi! - krzyknal podekscytowany Fiolon. - Wieki cale! Nie widzialem go od czasu, kiedy Haramis przywiozla nas tutaj. - Zmarszczyl brwi. - Wyglada znacznie starzej, prawda, Miko? Czy naprawde minelo az tyle czasu? Mikayla policzyla na palcach, a lustro rzeklo: -Zidentyfikuj obiekt Quasi. -To ten posrodku - rzekla bezwiednie i zwrocila sie do Fiolona: - Nie, minely tylko dwa lata, a moze trzy. Zdaje sie, ze zaczynam tracic poczucie czasu, ale to nie bylo tak dawno. Na obrazie postac Quasiego zarysowala sie nagle na jaskrawoczerwonym tle. -Obiekt Quasi? - zapytal glos. -Tak - odparla Mikayla. - To Quasi. -Obiekt Quasi zachowany w pamieci. Bez wzgledu na to, co to znaczy, dodala w mysli Mikayla. Lustro dodalo glos do obrazu. -Deszcze nie pasuja do tej pory roku - mowil jeden z Odmiencow. -I ziemia sie trzesie - dodal drugi, podchodzac do grupki na lawie. - To zle znaki. -Dlaczego Arcymagini nie naprawi ziemi? - zapytal ktorys ze zgromadzonych. - Quasi, ty ja spotkales. Czyz nie jest potezna czarodziejka? Dlaczego pozwala, aby to sie dzialo? Quasi wygladal na przygnebionego. -Jest chora - odparl. - Jedna z mych siostr jest uzdrowicielka... -Wiemy o tym - przerwal mu pierwszy Odmieniec. -...i wezwano ja kilka tygodni temu do Cytadeli, aby leczyla Arcymaginie - kontynuowal Quasi. - Jadem z robaka blotnego - zakonczyl zlowrozbnie. Sadzac po identycznie zatrwozonych spojrzeniach, najwyrazniej wszyscy wiedzieli, co to oznacza. -Czy wyzdrowieje? - spytal jeden z nich. -Siostra mysli, ze tak - odparl Quasi. Rozejrzal sie dokola, patrzac na umierajace rosliny. - Modlmy sie do Wladcow Powietrza, zeby wkrotce wyzdrowiala. Ziemia choruje wraz z Arcymaginia. Mikayla spochmurniala i dostrzegla, ze Fiolon tez jest zatrwozony. Kiedy Quasi wymawial te slowa, pojela, co mial na mysli. Niejasno wyczuwala zlo zalewajace cala Ruwende. Bylo to tak, jakby sama ziemia chorowala. Mikayla rowniez poczula sie chora. Ziemia wymknela sie spod kontroli; dziewczynka wiedziala, ze powinna naprawic zlo, lecz nie miala najmniejszego pojecia, w jaki sposob. Niewatpliwie musiala teraz znacznie pilniej uczyc sie magii, niz wowczas, kiedy Haramis byla zdrowa i miala piecze nad wszystkim. Oznaczalo to, ze Mikayla powinna natychmiast znalezc cialo dla Uzuna, aby mogl lepiej i skuteczniej przekazywac jej niezbedna wiedze. Czy lustro moglo jej pomoc? Mikayla zastanowila sie jak ubrac w slowa kolejne pytanie. -Przejrzec magikow - powiedziala niepewnie. -Okreslic: wszystkich czy konkretna rase. Mikayla pomyslala chwile. -Ludzi - powiedziala wreszcie. Lustro pokazalo serie obrazow przedstawiajacych ludzi uzywajacych magii, przeskakujac kolejno od jednego do nastepnego. Mikayla rozpoznala jednego z nich. Przychodzil od czasu do czasu do Cytadeli i stworzyl prawdziwie spektakularne iluzje podczas jednego z przyjec urodzinowych ksiecia Egona. Nagle jeknela i zawolala: -Stop! -Zatrzymac ten obraz i zachowac w pamieci? -Tak - odparla Mikayla, wpatrujac sie zafascynowana. Niewielka grupka ludzi stala dokola stolu, na ktorym lezala drewniana figura kobiety. Jeden z nich smarowal ja jakims mazidlem, a drugi stal w glowach kolyszac kadzielnica, ktora rozsiewala dokola geste kleby dymu. Jeszcze inny trzymal jakis przedmiot przy ustach figury. Drewniana postac miala namalowane otwarte oczy i wygladala zaskakujaco naturalnie. Jakis mezczyzna stal z boku czytajac na glos. -Otwarcie ust - mowil, najwyrazniej rozpoczynajac instrukcje. Mikayla nie rozumiala kolejnych wyrazen, lecz przygladala sie dalej ceremonii. Mezczyzni ubrali figure w swieze szaty i podniesli ja do pozycji stojacej. Przy stole lezal stroj, ktory najwidoczniej zostal z niej uprzednio zdjety. Mikayla przygladala sie otoczeniu, szukajac wskazowek, ktore pomoglyby jej okreslic miejsce tej ceremonii. Male pomieszczenie z nisko zawieszonym stropem, zatloczone ludzmi. Komnata zostala wykuta w skale, lecz na scianach dziewczynka nie dostrzegla najmniejszego sladu lodu czy nawet szronu. Mikayla podejrzewala, ze musi to dziac sie gdzies w gorach, lecz gdzie? -Gdzie oni sa? - wypowiedziala na glos swe mysli. -Czy zlokalizowac Swiatynie Meret? - zapytal glos. -Czy to widok Swiatyni Meret? - zapytala Mikayla. -Tak. -Zlokalizowac Swiatynie Meret - powtorzyla Mikayla. Obraz zmienil sie w mape polwyspu. Mikayla dostrzegla czarna kropke, ktora, jak sie domyslila, oznaczala miejsce jej pobytu. Czerwona kropka pojawila sie na polnocnym zboczu Gory Gidris, blisko wierzcholka, lecz zdecydowanie po labornockiej czesci szczytu. Obok obydwu plamek ukazaly sie jakies litery, lecz podobnie jak napisy na skrzyniach, byly niezrozumiale dla dwojki obserwatorow. -To okropne, ze nie potrafie tego odczytac! - odezwal sie Fiolon z frustracja w glosie. Mikayla doskonale go rozumiala. Zachowywal spokoj i cierpliwosc, podczas gdy ona obserwowala magiczne lustro, zdajac sobie sprawe, ze kazde jej slowo moze zostac odczytane jako prosba. Niewatpliwie tak tez zrozumialo wybuch Fiolona. -Rozpoczac czytanie pod okiem nauczyciela? - zapytalo. Mikayla i Fiolon spojrzeli na siebie szeroko otwartymi ze zdziwienia oczami. Co to oznacza? pomyslala Mikayla. Mam nadzieje, ze lustro wytlumaczy nam to pewnego dnia. Tymczasem... Skinela do Fiolona na znak, ze powinien odpowiedziec. -Tak - powiedzial Fiolon, a glos zalamywal mu sie, przepelniony mieszanina podekscytowania i nerwowosci. -Imie ucznia? -Fiolon z Varu - odparl i o malo sie nie zakrztusil. -Imie drugiego ucznia? Mikayla wymienila spojrzenie z przyjacielem, wzruszyla ramionami i odparla prosto: -Mikayla. Obraz na lustrze zniknal, po czym pokazal sie pojedynczy znak obok widoku malego domku. -Alef - powiedzial glos. -Alef - powtorzyl Fiolon. Lustro powtorzylo to samo z czterema innymi znakami, a nastepnie pokazalo rzadek pieciu z nich, tym razem bez towarzyszacych im obrazkow. Jeden zostal podswietlony. Fiolon milczal, a Mikayla zastanawiala sie, czego lustro moze chciec. Nie smiala jednak pytac, ani w ogole sie odzywac. Po jakims czasie zwierciadlo rzeklo: -Alef. -Ach, rozumiem! - krzyknal Fiolon - sprawdza, czy rozpoznaje znaki. -Alef - powtorzylo lustro. -Alef - odparl Fiolon. Litera rozblysla ponownie i Fiolon zareagowal natychmiast: -Alef. Najwyrazniej lustro zaaprobowalo odpowiedz, poniewaz podswietlilo nastepne znaki. Fiolon identyfikowal je bez wahania. Zwierciadlo powtorzylo cwiczenie. Fiolon wykonal je bezblednie i na szklistym ekranie zaczely ukazywac sie nowe znaki. Procedura zostala powtorzona jeszcze cztery razy, az wreszcie ukazal sie ostatni obraz przedstawiajacy dwadziescia piec liter, w pieciu rzedach po piec. Najwidoczniej byl to caly alfabet, poniewaz kiedy Fiolon nazwal je poprawnie, lustro rzeklo: -Lekcja pierwsza dla ucznia Fiolona z Varu zakonczona. Alfabet ukazal sie ponownie. -Uczen, Mikayla. - Za pierwszym razem dziewczynka popelnila kilka bledow, lecz druga proba wypadla dobrze i lustro powiedzialo: -Lekcja pierwsza dla ucznia Mikayli zakonczona. - Nastepnie dodalo: - Niski poziom mocy. Przerwa na doladowanie. - Obraz znikl. Mikayla i Fiolon cicho wyszli z pomieszczenia, zamykajac za soba drzwi. Podczas drogi powrotnej tunelem Mikayla ze zdziwieniem stwierdzila, ze bola ja stopy. -Jak dlugo tam stalismy? - zapytala. -Nie wiem - odparl Fiolon, patrzac na niesiona przez siebie lampe. - Lecz na pewno dosc dlugo, poniewaz wypalilo sie duzo oliwy. Zatrzymali sie przed kuchnia, aby oddac lampe. Enya powitala ich z wyrazna ulga. -Jestescie nareszcie! Gdziescie sie podziewali? Obiad juz dawno wystygl, a Mistrz Uzun bardzo sie o was martwi. -Czy to oznacza, ze nie dostaniemy nic do jedzenia? - zapytal niespokojnie Fiolon. - Nie chcielismy sie spoznic; prowadzilismy prace badawcze i stracilismy poczucie czasu. -Ach ci chlopcy! - Enya pokrecila glowa. - Bez wzgledu na rase, wszyscy tacy sami. Oczywiscie, ze dam wam jesc. Idzcie do gabinetu i powiedzcie Mistrzowi, ze jestescie cali i zdrowi. Zaniose wam tam obiad. -Dziekujemy, Enyo. - Na twarzy Mikayli rozkwitl uroczy usmiech. - Postaramy sie wiecej nie spozniac na posilki. Uzun wyraznie mial zamiar poutyskiwac na temat ich dlugiej nieobecnosci. -Nie gniewaj sie, Uzunie - rzekla Mikayla. - Przynosimy dobre wiesci. Mysle, ze zlokalizowalismy ludzi, ktorzy moga pomoc sprawic ci nowe cialo. -Naprawde? - zawolal zdumiony Uzun. - Tak szybko? Gdzie? Kim oni sa? -Na Gorze Gidris jest miejsce nazywane Swiatynia Meret - odrzekla Mikayla. -Zgadza sie - powiedzial Fiolon, pochmurniejac - to bylo na Gorze Gidris. Nie jestem pewien, czy powinnas tam chodzic, Miko. -Pamietam, jak mowiles, ze gora po tej stronie jest niestala - zaczela Mikayla. -Bardzo niestala - wtracil Uzun. -Lecz Swiatynia znajduje sie po drugiej stronie i wcale nie sprawiala wrazenia, jakby miala sie zaraz zawalic. Nie byla to jaskinia lodowa, a raczej zwykla pieczara wykuta w skale. Poza tym gdyby grozila zawaleniem, nie byloby tam tych ludzi. -Prawda jest - powiedzial powoli Uzun - ze Talizman ksiezniczki Haramis znajdowal sie w jaskini lodowej po tej stronie Gory Gidris. Skalne bloki runely jednak, kiedy wziela Talizman i jedynie wierny lammergeier Hiluru uratowal ja od niechybnej smierci. Gdyby zginela, pozostawilaby wtedy nie ukonczona prace. -Chyba nie dostane sie do Swiatyni Meret inaczej niz na grzbiecie lammergeiera - zauwazyla Mikayla - wiec zawsze moge odleciec widzac pierwsze oznaki drgan polnocnej sciany. -To prawda - odezwal sie Fiolon. - Nadal jednak mam zle przeczucia. Mikayla dotknela palcem zielonej wstazki przewieszonej dokola szyi. -Bede z toba rozmawiac co wieczor - powiedziala. - Obiecuje. W ten sposob bedziesz wiedzial, jak sobie radze i przekazesz wiesci Uzunowi. Fiolon popatrzyl zdumiony. -Spodziewasz sie, ze zostane tu bez ciebie? - zapytal. - A jesli wroci Haramis? -Jesli powroci, wowczas ty wyjedziesz - rzekla Mikayla. -Bede musial - zauwazyl. - W przeciwnym razie sama mnie wyrzuci. -Nie zanosi sie jednak na to, by miala rychlo wrocic - uspokoila go Mikayla. - Poza tym codziennie mozesz zagladac w lodowe zwierciadlo. Ostrzeze cie przed jej ewentualnym powrotem i bedziesz mogl przekazac te wiadomosc mnie, abym wrocila na czas. -Chce, bys tu zostal glownie z uwagi na Mistrza Uzuna - kontynuowala. - On nie moze zejsc na dol do lodowego lustra i sprawdzic, w jakim stanie jest Haramis; jesli ciebie zabraknie, on bedzie zamartwial sie w samotnosci. To zas nie byloby w porzadku! Fiolon przytaknal. -Masz racje, Miko. Powinienem byl o tym pomyslec. -Zapraszam cie, abys pozostal tu jako moj gosc, paniczu Fiolonie. Uzun odezwal sie oficjalnym tonem. Z radoscia bede dzielil z toba moja muzyke. Przy okazji, wydaje mi sie, ze wspominales o pozytywkach z ruin pozostalych po Zaginionym Ludzie. Twarz Fiolona rozpromienila sie. -Bylbym zachwycony, mogac nauczyc sie czegos od ciebie na temat muzyki, Mistrzu Uzunie. Z radoscia tez pokaze ci pozytywki. -Dobrze - rzekla Mikayla. - A zatem postanowione. - Zwrocila sie do Fiolona: - Kiedy sprawdzisz w lustrze, co sie dzieje z Haramis, mozesz kontynuowac nauke czytania. -Nauke czytania? - zdziwil sie Uzun. - Czy nie potrafisz jeszcze czytac? -Nie w jezyku Zaginionego Ludu - odparl Fiolon. - Zdaje sie, ze lustro, oprocz umiejetnosci pokazywania danej osoby czy osob tam, gdzie sie w danym momencie znajduja, posiada pewnego rodzaju program nauczania. Pomysl, Miko, bede mogl zobaczyc cie w zwierciadle. Dzieki temu, ze uczylas sie czytania, powinno cie pamietac. -A nawet jesli nie pamieta - zauwazyla Mikayla - wie, gdzie znajduje sie Swiatynia Meret. - Zastanowila sie, skad brala sie w tym dziwnym lustrze zdolnosc lokalizowania ludzi. Jesli moglo pokazywac tylko te osoby, ktore znalo... - Skad wiedzialo, o kogo mi chodzi, kiedy po raz pierwszy wyrazilam zyczenie ujrzenia Haramis? - zapytala glosno. Tym razem Uzun udzielil odpowiedzi. -Juz wczesniej wyrazano podobna prosbe - wytlumaczyl. - Orogastus uzywal tego lustra, zeby podazac sladem Haramis i jej siostr. Wspominala mi o tym. -Ciekawa jestem, jak po raz pierwszy je opisal - zamyslila sie Mikayla. Harfa milczala. Nazajutrz Mikayla wraz z Fiolonem zeszli do lustrzanej komnaty. Haramis nie spala, lecz nadal tkwila umyslem w przeszlosci. Nieustannie pytala o Immu i Uzuna, zastanawiala sie, co sie dzieje, czy armia labornocka jest niedaleko i dlaczego nikt jej nic nie mowi. -Sprawia wrazenie rozgniewanej - stwierdzila Mikayla. - Widac to mimo belkotliwej mowy. - Westchnela. - Wiem, ze to niecne z mojej strony, lecz ciesze sie, ze jej tu nie ma. W Cytadeli jest wielu ludzi, ktorzy moga opiekowac sie nia na zmiane. -To prawda - odezwal sie Fiolon, zamyslajac sie nad slowami przyjaciolki. - Tu nie ma wielu sluzacych i wydaje sie, ze wszyscy maja pelne rece roboty. Chyba byloby to klopotliwe, gdyby rozchorowala sie tutaj. -Bardzo klopotliwe - zgodzila sie Mikayla. - Przypuszczam, ze wszyscy spodziewaliby sie, ze ja roztocze nad nia opieke, a nie bylaby ze mnie dobra pielegniarka. Poza tym, Haramis mnie nie lubi! -Powiedzialbym, ze nadal cie nie pamieta. Moze kiedy wyzdrowieje, bedziesz miala szanse nawiazac z nia stosunki zupelnie od nowa. Fiolon popatrzyl na obraz. -Moze - odparla posepnie Mikayla. - Lecz nie sadze, zeby to cos ulatwilo. Nie sadze, ze kiedykolwiek moglaby mnie polubic. Fiolon w milczeniu poklepal ja po ramieniu, a potem rozpoczeli druga lekcje nauki jezyka Zaginionego Ludu. Podczas obiadu Mikayla pozegnala sie z Uzunem zaskoczona, ze tak ciezko jej sie z nim rozstawac. Zapewne dlatego, iz jedynie on zaakceptowal mnie taka, jaka jestem, nie wywierajac nacisku, bym zmienila sie w kopie Haramis. -Dbajcie o siebie z Fiolonem - powiedziala, probujac powstrzymac drzenie glosu. - Wroce, gdy tylko uda mi sie znalezc dla ciebie nowe cialo. -Badz zdrowa, ksiezniczko - rzekl Uzun. - I uwazaj na siebie. -Bede uwazala - odparla Mikayla - ale naprawde nie sadze, zeby tamta strona szczytu byla niebezpieczna. -Moze szczyt nie - mruknal Fiolon - lecz tylko Wladcy Powietrza wiedza, jacy sa tamtejsi ludzie. Rozdzial pietnasty Rozstala sie z lammergeierem na sciezce wijacej sie posrod skal przeslaniajacych Swiatynie. Wziawszy gleboki oddech, podazyla w kierunku glownego wejscia do tajemniczej budowli. Ziemia po tej stronie gory wydawala jej sie zupelnie inna; dzika, opuszczona, tak jakby nie miala nigdy swej Arcymagini. Przeciez Haramis jest Arcymaginia nie tylko Ruwendy, ale rowniez Labornoku, pomyslala Mikayla.Bez trudu odnalazla cel swej wedrowki; zdawalo sie, ze ze Swiatyni emanuje czysta energia, chociaz Mikayla nigdy wczesniej nie spotkala sie z czyms takim. Energia, ktora wyczuwala zmyslami, nie brala sie ze skal czy z powietrza. Sama takze zdawala sie nie oddzialywac na ziemie. Unosila sie w powietrzu, jak mgla, ktora otulala Wieze, gdy Mikayla uprawiala magie pogodowa. Dziewczynka uswiadomila sobie, co jej ta energia przypomina; wydawala sie pewna nadwyzka, ktora niepostrzezenie uwolnila sie z tego, z czego tworzona byla pierwotna magia. Wypowiedziawszy zaklecie czyniace ja niezauwazalna, jak nauczyl ja Uzun, Mikayla cicho pograzyla sie w mrocznym korytarzu i podazyla za glosami, ktore slyszala. Ogromna komnata, w ktorej sie nagle znalazla, stanowila najbardziej zewnetrzne pomieszczenie Swiatyni. Polkoliste sklepienie znajdowalo sie tak wysoko, ze Mikayla ledwo je dostrzegla. Chociaz wnetrze pomieszczenia wypelnialy filary o przeroznych, czesto zadziwiajacych ksztaltach, dorosly lammergeier mogl z powodzeniem szybowac pomiedzy nimi z rozpostartymi skrzydlami. Poruszajac sie ostroznie, Mikayla badawczo przygladala sie kamiennym filarom. Te najblizej wejscia, o lodowej, blekitnobialej barwie, przypominaly stalaktyty i stalagmity stykajace sie najwezszymi koncami. Mrok rozjasnialo jedynie swiatlo dnia przeciskajace sie z trudem do niesamowitego wnetrza przez glowne wejscie. Im bardziej dziewczynka zaglebiala sie w jaskinie, tym wieksze otaczaly ja ciemnosci. Mogla jednak stwierdzic, ze w miare oddalania sie od wejscia, zmienialy sie formy filarow. Kolumny polozone glebiej, o ksztalcie drzew, chociaz Mikayla rozpoznala wsrod nich kilka gatunkow kwiatow, mienily sie roznymi kolorami. Wielu jednak nie potrafila rozpoznac i zalowala, ze nie oglada ich teraz w magicznym lustrze i nie moze poprosic o ich zidentyfikowanie. Nastepne pomieszczenie, o wyzszej podlodze, oswietlaly dwie lampy oliwne zwieszajace sie tuz u wejscia ze zdecydowanie nizszego sklepienia. Promien migocacego swiatla wylanial z mroku kotare, za ktora znajdowalo sie podwyzszenie; po obu stronach glownej nawy ciagnely sie rzedy drewnianych law udekorowanych misternymi rzezbieniami. Niemalze wszystkie lawy byly zajete, lecz Mikayla znalazla miejsce na samym koncu. Nikt nie zwracal na nia uwagi; ludzie rozmawiali ze soba, wyraznie na cos oczekujac. Nagle dwie postacie w dlugich, czarnych szatach i zlotych maskach zakrywajacych twarze wkroczyly dostojnie do komnaty i zajely miejsce na podwyzszeniu. Jedna z nich rzucila krotkie polecenie, ktorego Mikayla nie doslyszala i zgromadzeni ludzie usiedli. W sali zapanowala cisza. Zlociste maski zaintonowaly monotonna piesn i po chwili zgromadzeni ludzie dolaczyli swe glosy do choru. Po jakims czasie Mikayla zdala sobie sprawe, ze spiewa wraz z innymi, chociaz nigdy wczesniej nie slyszala tych slow ani melodii. Nigdy nie spotkala sie z tego rodzaju oddawaniem czci. Monotonny spiew zdawal sie wypelniac cala sale i kazdy z obecnych, nawet ten skryty w najciemniejszym kacie, odziany w ciemna peleryne, stawal sie czescia tej piesni; a moze to piesn stawala sie czescia spiewaka. -Meret, Pani Poludniowego Szczytu, miej litosc nad nami. -Meret, Ty, co stworzylas Rzeke Zycia Noku, aby wyrosla ze Swiata Podziemnego i ozywila Ziemie, miej litosc nad nami. -Meret, Ty, co ratujesz nas od jadu Robaka, zmiluj sie nad nami. -Meret, Ty, co... Nieskomplikowane slowa powtarzaly sie; kazdy, nawet najprostszy czlowiek, nie znajacy tego jezyka, mogl je po chwili zrozumiec. Mikayla zastanowila sie, czy monotonne psalmy zostaly umyslnie w ten sposob ulozone. Tak czy owak, dobitnie akcentowane slowa sprawialy, ze Mikayla poczula sie dziwnie. Miala wrazenie, ze otulaja senna zaslona, a powieki staja sie ciezkie jak olow, mimo to nie przestawala spiewac. Oczy jednak zamykaly sie wbrew jej woli i w koncu opuscila glowe opierajac brode o piersi. To magia, uzmyslowila sobie. Nie taka, jaka znam, lecz niewatpliwie magia. Skoncentrowala sie na tak dlugo, aby stworzyc wokol siebie i swych mysli ochronna tarcze. Bezpieczna, odprezyla sie i powrocila do monotonnego spiewu. Gdy spiew ustal, przemowil mezczyzna w zlotej masce. Mikayla rozumiala niektore slowa; przypomniala sobie fragmenty kilku ksiag z biblioteki Haramis, lecz w miare sluchania, zdala sobie sprawe, ze relacja zamaskowanego mowcy rozni sie od tego, co kiedys czytala. W pewnym momencie nieswiadomie otworzyla usta i odezwala sie: -To nieprawda! Na szczescie powiedziala to dosc cicho, a jej glos zagubil sie w chorze pozostalych wyrazajacych swa aprobate dla slow mezczyzny. Mikayla ocknela sie i uwolnila od czaru monotonnego spiewu. Musiala przyznac, ze stoi przed przekonywajacym mowca i znakomitym erudyta. Sprawial wrazenie calkowicie szczerego i bardzo mozliwe, ze tak istotnie bylo. Jednak doktryny, ktorych byl oredownikiem, a mianowicie potrzeba ofiary, skutecznosc krwi (niezbyt jasno okreslil, czyjej) w likwidowaniu problemow, ktore drecza ludzi, wydawaly sie nieslychanie przestarzale. Mikayla byla absolutnie pewna jednego, a mianowicie, ze ksiegi, z ktorych dowiedziala sie o tej zapomnianej religii, rozlatywaly sie w dloniach ze starosci. Haramis wspominala, ze w Ruwendzie zaprzestano ofiary krwi na dlugo przed narodzinami Arcymagini Binah. Dlaczego wiec tu wyznawano wciaz dawna wiare? No coz, to Labornok, a nie Ruwenda, pomyslala. Lecz Labornok i Ruwenda zjednoczyly sie prawie dwiescie lat temu, kiedy ksiaze Antar poslubil ksiezniczke Anigel. A ksiaze Antar byl jedynym zyjacym potomkiem krolewskiej rodziny Labornokow. Tak przynajmniej sadze. Prawde mowiac, jako najmlodsza ksiezniczka nigdy, tak naprawde, nie zglebialam historii czy spraw dotyczacych panowania, lecz z pewnoscia Cytadela wlada takze calym Labornokiem. W jaki sposob ta religia tu przetrwala? Jesli jednak dzieki temu Uzun otrzyma odpowiednie cialo, chyba powinnam sie cieszyc, ze przetrwala. A skoro Haramis uzyla wlasnej krwi, aby zmienic Uzuna w harfe, oznacza to, ze magia krwi nie moze byc zupelnie zakazana lub na wskros zla. Poza tym, magia na wskros wypelniala pomieszczenie; Mikayla czula wyraznie wzrastajaca moc, a na razie nie dostrzegla nawet kropli krwi. Moc nie byla jej obca; juz jako dziecko uzywala jej czasem, by nawiazac kontakt umyslowy z Fiolonem. Chociaz nigdy przedtem, zanim nie zamieszkala w Wiezy, nie zdawala sobie sprawy, ze posluguje sie magia. Moc, ktora znala, byla moca jednej osoby, nierzadko czerpana z zewnatrz. Jej sile mozna bylo zwiekszyc, na przyklad dzieki energii plynacej ze slonca. Podczas zmudnych lekcji z Haramis Mikayla zrozumiala, w jaki sposob mozna korzystac z innych zrodel sily dla celow magicznych. Jednak to, czego nauczyla sie od Haramis, bylo odosobniona magia, zwiazana z ziemia, a nie z jej mieszkancami. Tutaj spotkala grupe ludzi uformowanych w zbiorowe, oddzielne zrodlo mocy i pomimo posiadanej wiedzy i ochronnej tarczy czula, ze porywa ja silny nurt. Kto kontrolowal te moc i do czego ja wykorzystywano? Mezczyzna umilkl i w sali ponownie rozbrzmial monotonny spiew. Tym razem naprzeciw monotonnym glosom mezczyzn wyfrunela piesn kobieca, spiewana w innym jezyku i stanowiaca niejako przeciwwage wobec tubalnego, meskiego barytonu. Mikayla nie dostrzegla zadnej kobiety, lecz po jednej stronie podwyzszenia zwieszala sie kotara, za ktora mogl skrywac sie tajemniczy chor. Mimo ze sie mu sprzeciwiala, monotonny spiew ponownie owladnal jej umyslem. Niebawem miala wrazenie, ze towarzyszy jej od zawsze i tak juz pozostanie; mgliste wspomnienia z zycia poza mroczna sala zaczely zatracac sie w nicosci. Nie zauwazyla, kiedy pograzyla sie w otchlani snu... -No, no, coz my tu mamy? Prezent od bogini? Mikayla usiadla prosto, mrugajac oczami. Po chwili zdolala skupic wzrok na mlodym mezczyznie stojacym nad nia. Nie od razu udalo jej sie zorientowac w sytuacji: ze znajduje sie w Swiatyni Meret i ze zasnela na lawie, na ktorej siedziala. Mezczyzna, starszy od niej o jakies trzy, moze cztery lata trzymal w jednej rece miotle. Chyba zamiatal komnate, pomyslala Mikayla. Przypuszczam, ze moje zaklecie odeszlo wraz ze snem i znalazl mnie, kiedy doszedl do tego kata. -Szukasz jakiegos miejsca do spania? - spytal mlodzieniec, pozadliwie lypiac na nia okiem. - Mozesz spac ze mna, dziewczynko - na pewno zostaniemy przyjaciolmi. - Oparl miotle o lawe, pochylil sie, przyparl Mikayle do sciany i pocalowal ja w usta. Zaskoczenie unieruchomilo ja zupelnie, lecz kiedy probowal wsunac jezyk miedzy jej zacisniete wargi, wpadla w szal. Zacisnawszy dlon w piesc, walnela go z calej sily prosto w zoladek. Puscil ja i zachwial sie, probujac odzyskac oddech. -Jak smiesz? - wrzasnela, cofajac sie w kierunku srodka sali i uniemozliwiajac mu powtorne przyparcie jej do sciany. - Czys postradal zmysly? Nie wolno ci w ten sposob mnie traktowac! -Na Robaka, co z toba, dziewczyno? - warknal, podchodzac do niej teraz troche uwazniej. - Obnosisz sie, jakbys byla krolewska dziewica! -Bo nia jestem! - odburknela Mikayla. -Oczywiscie, ze jestes - parsknal z sarkazmem - a ja jestem Mezem Bogini Meret! -Naprawde? - wtracil suchy glos dobiegajacy od wejscia. - To dziwne, sadzilem, ze to ja pelnie te funkcje. - Mikayla poznala glos mezczyzny intonujacego spiew. Mial na sobie dluga, czarna toge, lecz twarzy nie zakrywala mu juz maska. Spodobala jej sie ta twarz. Szare wlosy i regularne rysy harmonizowaly ze zmarszczkami w kacikach ust i oczu, zdradzajacymi poczucie humoru. -W czym problem, Timonie? -Ona... - Timon wskazal pogardliwym gestem Mikayle - powiada, ze jest krolewska dziewica. Maz Bogini popatrzyl na Mikayle w zadumie. Nagle wykonal gest wykrecajac palce w niezrozumialy dla niej sposob i otoczylo dziewczynke blekitne swiatlo. Jeknela cicho. -Nie musisz sie obawiac, moje dziecko - zwrocil sie do niej Maz - o ile tylko mowisz prawde. Czy jestes dziewica? -Tak - odparla Mikayla. Blekitna luna plonela niezmiennie. -Jak widzisz, Timonie - rzekl Maz - ona istotnie jest dziewica. A dziewice sa tu taka rzadkoscia, ze nie chcielibysmy jej stracic. - Zgromil surowym wzrokiem mlodego mezczyzne. - A wiec zapomnij o zamiarach, jakie wobec niej zywiles. Na przyszlosc zostaw ja w spokoju. - Timon rzucil mu grozne spojrzenie, lecz schylil glowe na znak posluszenstwa. Maz Bogini zwrocil sie do Mikayli. - Chodz ze mna, moje dziecko. Mikayla przez chwile miala ochote pobiec w kierunku wyjscia i wezwac lammergeiera, lecz wnet przypomniala sobie, ze znalazla sie tutaj, aby znalezc nowe cialo dla Uzuna. Nie ma sensu teraz uciekac, powiedziala do siebie. Nie sadze, zeby Maz Bogini zamierzal mnie skrzywdzic. Prawde mowiac, wydaje sie mily. Moze okaze sie chetny i mi pomoze. Kaplan poprowadzil ja przez ciemny korytarz, prowadzacy do pomieszczenia, ktore okazalo sie biblioteka Swiatyni. Mikayle nadal otaczala blekitna poswiata, lecz dziewczynka zapomniala o niej, gdy ujrzala imponujacy zbior ksiag i zwojow pergaminu. Maja wiekszy ksiegozbior niz ten w Cytadeli i biblioteka Arcymagini razem wziete, pomyslala z trwoga. Niewatpliwie beda mieli odpowiedzi, ktorych potrzebuje, aby pomoc Uzunowi. Mezczyzna dwukrotnie klasnal w rece i do pokoju wbiegl mlody chlopiec odziany w krotka, czarna tunike zawiazana sznurem w pasie. -Tak, ojcze? - odezwal sie, najwyrazniej oczekujac rozkazow. -Skladam poklon przed Najstarsza Corka Bogini Meret. Bylbym wdzieczny, gdyby mogla tu jak najszybciej przyjsc. Chlopiec nie odpowiedzial; po prostu skinal glowa i wybiegl z pokoju. Po niedlugim czasie na kamiennej posadzce korytarza rozlegl sie odglos stop odzianych w sandaly i do komnaty weszla wysoka kobieta w czarnych szatach. -Czego sobie zyczysz, ojcze? - spytala z szacunkiem. Wtedy ujrzala Mikayle. - Kto to jest? Maz Bogini usiadl na misternie rzezbionym krzesle i wskazal na lawe za Mikayla. Kobieta usiadla na prostym krzesle przy jednym ze stolow do czytania. Mikayla domyslila sie, ze ma usiasc na lawie. Mezczyzna usmiechnal sie do niej zachecajaco. -Chcialbym, zebys odpowiedziala mi na kilka pytan. Powiedzialas, ze jestes dziewica, prawda? -Tak - odrzekla, probujac nie okazywac znudzenia. Zaczelo ja meczyc ciagle powtarzanie. Co w tym dziwnego, ze jestem dziewica? zastanowila sie. Przy narodzinach kazda z nas nia jest. -I pochodzisz z krolewskiej rodziny? - Oczy kobiety rozszerzyly sie znacznie, lecz nadal milczala. -Tak - odparla ponownie Mikayla. -Kim sa twoi rodzice? Mikayla, nie wiedzac dlaczego, odczula pewna niechec przed wyjawieniem imion rodzicow. Moze podswiadomie przypomniala sobie slowa Uzuna. Imiona posiadaja moc - powiedzial jej kiedys. Znajomosc imienia okreslonej osoby oznacza posiadanie wladzy nad ta osoba. -Moj ojciec jest krolem Ruwendy i Labornoku - rzekla prosto - a moja matka jest krolowa. -Czy ona pochodzi z rodziny krolewskiej? - zapytal kaplan. -To ksiezniczka Varu - odparla krotko Mikayla. -Wybacz, ojcze - odezwala sie cicho kobieta - lecz czy moge cos wtracic? - Pochylil glowe na znak zgody, a ona zwrocila sie do Mikayli. - Czy oznacza to, ze jestes w prostej linii potomkinia ksiecia Labornoku Antara? -Tego, ktory poslubil ksiezniczke Anigel? - Od czasu, gdy zamieszkala z Arcymaginia, Mikayla, pomimo poczatkowego braku zainteresowania, dowiedziala sie wiecej na temat trzech ksiezniczek i ich Poszukiwania niz kiedykolwiek chciala wiedziec. Ponadto Fiolon i Uzun spedzili tak wiele czasu na wymianie ballad, ze bylo wprost niemozliwe, aby Mikayla nie zapamietala historii, ktore opowiadaly. -Tak - odparla kobieta. -A zatem zgadza sie - rzekla Mikayla. - On i Anigel byli moimi "nie-wiem-ile-razy-pra-pradziadkami." -Ksiezniczka z krolewskiej rodziny Labornoku - powiedziala miekko kobieta. - Trudno mi w to uwierzyc. Meret czyni nam prawdziwe zaszczyty. -W rzeczy samej - mruknal mezczyzna. - Czy twoi rodzice wiedza, ze tu jestes? - dodal, wracajac do bardziej praktycznych spraw. -Nie - odparla szczerze Mikayla. - Jesli w ogole o mnie mysla, sadza, ze jestem zamknieta w Wiezy Arcymagini. - Dwie pary brwi podniosly sie rownoczesnie i dwie pary oczu popatrzyly na nia w zadumie. -Zamknieta? Dlaczego? -Arcymagini jest przekonana, ze mam zostac jej nastepczynia - wytlumaczyla Mikayla. - Zabrala mnie, kiedy mialam dwanascie lat, i od tamtej pory nie widzialam mej rodziny, ani tez nie opuscilam Wiezy. -Brzmi to ponuro - zauwazyla wspolczujacym glosem kobieta. - A czy Arcymagini wie, gdzie teraz jestes? Dlaczego pozwolila ci odejsc? Mikayla wzruszyla ramionami. -Nie pozwolila mi odejsc. Nie wie, gdzie jestem. Ostatnio w ogole nie pamietala, ze istnieje - odpowiedziala, a widzac zdziwienie na ich twarzach kontynuowala. - Zaniemogla podczas pobytu w Cytadeli na jakis rodzaj choroby umyslowej. Nie pamieta wielu spraw, szczegolnie tego, co dzialo sie ostatnio, a przeciez jestem u niej dopiero od dwoch lat. Maz Bogini i Najstarsza Corka wymienili spojrzenia. -Dwa lata - powiedzial maz jakby do siebie. Najwyrazniej fakt ten mial dla niego jakies znaczenie. -Ksztalcila cie na swa nastepczynie - rzekla Corka. Nie bylo to pytanie, lecz Mikayla skinela glowa. - To wiele wyjasnia - zauwazyla Corka. Czyzby rowniez dostrzegli dziwne zmiany na ziemi? zastanawiala sie Mikayla. Haramis powinna byc Arcymaginia Labornoku na rowni z Ruwenda; czyzby jej choroba zaklocila rownowage takze i tu? Nie odczula tego specjalnie, lecz nie zna Labornoku tak dobrze, jak Ruwendy. -Tak - zgodzil sie Maz zwracajac sie ponownie do Mikayli. - A zatem dlaczego tu przybylas? Mikayla postanowila nie wyjasniac zdarzenia z "magicznym zwierciadlem". Zauwazyla wczesniej, ze na samo wspomnienie o narzedziach Zaginionego Ludu, Haramis ogarnial gniew, a nie chciala wzbudzac podobnych uczuc w tych ludziach. -Mam przyjaciela - powiedziala - ktory potrzebuje nowego ciala. W wizji ujrzalam te Swiatynie i ludzi pracujacych nad jakas sztuczna postacia. - Zmarszczyla brwi, probujac sobie dokladnie przypomniec to, co widziala. - Odprawiali pewnego rodzaju rytual, cos zwiazanego z otwieraniem ust. Pomyslalam wiec, ze tutejsi ludzie mogliby mi pomoc w sprawieniu nowego ciala memu przyjacielowi. -Co zlego dzieje sie z jego obecnym cialem? - spytal Maz. -To harfa. -Harfa? - Mezczyzna popatrzyl z niedowierzaniem. - Jestes pewna? -Oczywiscie, ze jestem pewna - odparla Mikayla. - Mieszkam z nim w tej samej Wiezy. Jest harfa, jest slepy i nie moze sie poruszac. Bardzo cierpi od czasu, gdy Arcymagini zachorowala, poniewaz nie moze czarowac i widziec jej tak, jak ja. Ona ciagle o niego pyta; najwidoczniej zapomniala, ze zmienila go w harfe jakies sto osiemdziesiat lat temu, a on chce do niej pojechac. Niestety, nie moze tego zrobic. -Czyli jest harfa od prawie dwustu lat? - zapytal Maz Bogini. Mikayla skinela glowa. -W jaki sposob do tego doszlo? -Ktos wykonal harfe - wyjasnila Mikayla - a Arcymagini wlala troche wlasnej krwi do tunelika posrodku kolumny. Co wiecej, na szczycie tej kolumny znajduje sie kawalek czaszki mego przyjaciela. On sam nie pamieta, jak to sie stalo, jako ze nie zyl w trakcie procesu tworzenia instrumentu. -A wiec masz dostep do kawalka jego pierwotnego ciala, to znaczy fragmentu czaszki - rzekl w zadumie kaplan - a jego duch zamieszkuje w harfie. Tak, sadze, ze w takich okolicznosciach mozemy sprawic mu nowe cialo. - Spojrzal na mloda dziewczyne. - Jak ci na imie? Blekitna poswiata otaczala ja nieprzerwanie i Mikayla byla pewna, ze jest to pewnego rodzaju zaklecie prawdy. Skoro potrzebowala ich pomocy, uchylanie sie od odpowiedzi nie wydawalo sie zbyt dobrym pomyslem. -Mikayla. -Ksiezniczko Mikaylo. - Maz sklonil przed nia lekko glowe. - Mysle, ze mozemy dac ci to, czego oczekujesz. Czy jestes gotowa dac nam cos w zamian? -Jesli jest to w mej mocy - odparla ostroznie Mikayla. Coz takiego mam, czego mogliby chciec? -Chcemy, bys poswiecila nam miesiac w kazdym roku przez kolejne siedem lat - powiedzial Maz. - Kazda wiosna, kiedy rzeka powstaje i trzy ksiezyce schodza sie razem, spedzisz z nami miesiac, jako Corka Bogini, mieszkajac z pozostalymi Corkami i biorac udzial w rytualach? -Ktos musialby mnie nauczyc tych rytualow - rzekla Mikayla. Nie moge zrozumiec, dlaczego potrzebna jest im jeszcze jedna Corka do rytualow, lecz jesli to wszystko, czego chca, powinnam spelnic ich prosbe. Poza tym, przynajmniej bedzie to jakas zmiana w zyciu wypelnionym wysluchiwaniem upomnien Haramis czy biadoleniem Uzuna nad jej choroba. -Nauczymy cie wszystkiego - odezwala sie Najstarsza Corka. - Lecz zdajesz sobie sprawe, ze bedziesz musiala pozostac dziewica przez nastepne siedem lat? -To nie sprawi mi klopotu - odparla Mikayla. - Haramis chce, abym pozostala dziewica do konca zycia. -Haramis jest Arcymaginia? - zapytal Maz. O, jej! pomyslala Mikayla. Nie zamierzala wyjawiac im imienia. Z drugiej strony, wystepuje ono w tak wielu balladach, ze to zadna tajemnica. Skinela glowa. -Czy zlozylas jej jakies sluby? - spytal Maz. - Albo komus innemu? -Nie - rzekla Mikayla. - Zawsze byla zbyt zajeta wyjasnianiem mi roznych spraw, zeby prosic mnie, bym cokolwiek obiecala. -My prosimy - powiedzial Maz z usmiechem. - Czy w zamian za nowe cialo dla twego przyjaciela spedzisz z nami kazdego roku jeden miesiac przez nastepne siedem lat? -Tak - powiedziala Mikayla. -Swietnie - odezwal sie Maz Bogini. - Porozmawiam z Tym Ktory Daje Zycie na temat ciala dla twego przyjaciela. Stworzenie nowego ciala zajmie mu siedemdziesiat dni; czy przez ten czas mozesz z nami pozostac? Przed oczami Mikayli pojawilo sie ostatnie wyobrazenie Haramis. Nie wyglada na to, zeby przed uplywem siedemdziesieciu dni wyzdrowiala na tyle, aby za mna zatesknic, pomyslala. Siedemdziesiat dni to niedlugo. Nawet jesli wroci wczesniej, jest to warte zachodu. Nie dbam o to, czy bedzie na mnie zla za opuszczenie Wiezy. Uzun jest moim przyjacielem; byl dla mnie dobry i chce mu pomoc. Na glos zas powiedziala: -Tak, moge tu zostac. -Wspaniale - odrzekl mezczyzna i zwrocil sie do Corki. - Powierzam ja twej pieczy, Najstarsza Corko. Kobieta wstala i Mikayla pospiesznie zrobila to samo. -Tak, ojcze - powiedziala kobieta pochylajac z szacunkiem glowe. Spojrzala na Mikayle. - Chodz ze mna, Mala Siostro. Mikayla sklonila sie szybko przed kaplanem. -Dziekuje ci, ojcze - rzekla. Usmiechnal sie i skinal glowa, najwyrazniej oczekujac odejscia kobiet. Najstarsza Corka ujela dlon Mikayli i pociagnela ja, szybkim krokiem przemierzajac korytarz. -Zamieszkasz z Corkami Bogini - wyjasnila. - Nie uzywamy tutaj wlasnych imion. Zakladam, ze wiesz, iz prawdziwe imiona posiadaja moc; zauwazylam, ze nie podalas imion swych rodzicow. Jako jedna z Corek Bogini bedziesz zwracac sie do Jej Meza "ojcze." Mnie nazywaja "Najstarsza Corka", a o pozostalych Corkach mowi sie "Siostry." Czy wszystko jasne? -Tak, Najstarsza Corko - odparla Mikayla, zwracajac uwage na slowa kobiety. Odnosila wrazenie, ze oczekiwano od niej, aby uczyla sie szybko i poprawnie. Po raz pierwszy od ponad roku skupila sie na tym, czego ja uczono. Znalazla sie tu z wlasnej woli i z wlasnych powodow. Dala slowo i zaakceptowala warunki; ta sytuacja roznila sie znacznie od sytuacji w Wiezy Haramis. Nie byla dokladnie pewna, czego od niej oczekiwano, ani czego sie miala nauczyc, lecz postanowila podporzadkowac sie w kazdym wzgledzie. Dla Uzuna. Poza tym, pomyslala, pytali mnie, czy chce to zrobic; nie powiedzieli po prostu, ze mam to robic, oczekujac, ze bede posluszna jak bezmyslna marionetka. Weszly do mniejszego, zaciemnionego korytarza, potem przeszly przez zasloniete kotara wejscie na dalekim jego koncu. Po drugiej stronie zaslony znajdowala sie obszerna, wykuta w skale komnata. Byla jasno oswietlona plomieniami pochodni, umieszczonych na scianie w bliskich odleglosciach od siebie. Znajdowalo sie tu wiele drzwi, przeslonietych roznokolorowymi kotarami. -Corki mieszkaja w tych komnatach - wyjasnila Najstarsza Corka. - Nie wolno ci bez pozwolenia przechodzic przez kotare, ktora wlasnie minelysmy i nie mozesz opuszczac tych pomieszczen, jesli nie ma przy tobie jednej z pozostalych Corek. -Tak, Najstarsza Corko. -No, dobrze. - Kaplanka ostro klasnela w dlonie; dzwiek rozbrzmial echem we wszystkich komnatach. Cztery kotary uniosly sie lekko i do centralnej komnaty weszly cztery mlode kobiety. Wygladaly na starsze od Mikayli o cztery do szesciu lat. Spogladaly na nia z zaciekawieniem, lecz sprawialy mile wrazenie. Mialy na sobie ciezkie, biale szaty o dlugich rekawach i wysokich kolnierzach, przewiazane w talii bialym sznurem. - Oto nasza nowa Siostra - obwiescila Najstarsza Corka wskazujac na Mikayle. -Witaj, Siostro - rozlegl sie chor niezwykle podobnych do siebie glosow.. -Dziekuje wam za powitanie, Siostry - odparla. Miala nadzieje, ze bedzie tu pasowac. Przynajmniej usmiechaly sie do niej. W przeciwienstwie do Haramis, zadna nie poczula do niej niecheci od pierwszego wejrzenia. Byc moze zostana przyjaciolkami. -Pokoj z zielona kotara bedzie twoj - poinformowala Najstarsza Corka. - Jest tam skrzynia z ubraniami, ktore powinny na ciebie pasowac. Prosze, wloz je na siebie i dolacz do nas. Czeka cie sporo nauki. -Tak, Najstarsza Corko. - Mikayla niezwlocznie spelnila prosbe. Rozdzial szesnasty Mikayla rozejrzala sie szybko po pokoju. Male pomieszczenie mialo tak niski sufit, ze mogla dosiegnac go i polozyc na nim rozpostarte dlonie, nie prostujac przy tym calkowicie ramion. Pod jedna ze scian znajdowalo sie proste lozko, przykryte futrem, ktore sluzylo jako koc. W glowach lozka ustawiono niewielki stolik z dzbanem wody, miednica i szorstkim recznikiem. Skrzynia z ubraniami, o ktorej wspomniala Najstarsza Corka, przycupnela z drugiej strony.Mikayla przebrala sie w biale szaty, takie same, jakie nosily Corki. W skrzyni znalazla kilka jasnych i kolorowych strojow. Z radoscia zauwazyla, ze wysoki kolnierzyk skrywal wstazke z kulka, ktora nosila na szyi, i ze gruby material z powodzeniem tlumil wszelkie dzwieki, jakie kulka z siebie wydawala. W przeciwienstwie do Wiezy Arcymagini, pomieszczenia w Swiatyni wialy chlodem, co tlumaczylo noszenie przez jej mieszkancow cieplych strojow. W skrzyni znajdowaly sie jednak sandaly. Mikayla wlozyla je pamietajac, ze zarowno Maz Bogini, jak i Najstarsza Corka nosili podobne obuwie. Byc moze wszyscy tu nosili takie buty, szczegolnie jesli nie musieli opuszczac Swiatyni. Mikayla starala sie przypomniec sobie, co widziala zblizajac sie do Swiatyni. Z lotu ptaka byla ona prawie niewidoczna. Gdy zas patrzylo sie prosto na nia, czego nie mozna bylo zrobic z gory, wygladala na zwyczajna jaskinie. Byc moze jej mieszkancy nie wychodzili na zewnatrz, lecz, w takim razie, skad brali pozywienie i inne niezbedne przedmioty? Przestan, powiedziala do siebie Mikayla. Nie ma czasu analizowac wszystkich szczegolowych zasad rzadzacych zyciem tego spoleczenstwa. I tak bede miala sporo roboty, probujac nadazac za tym, czego beda mnie chcieli nauczyc. Powrocila do glownej komnaty. Pod przeciwlegla sciana przed kominkiem stala dluga lawa. Corki siedzialy tam w oczekiwaniu na jej przybycie. Jedna z nich, siedzaca na koncu lawy, poklepala dlonia miejsce obok siebie. Mikayla szybko podeszla i usiadla. Najstarsza Corka stala zwrocona twarza do nich. -Jako ze nasza Siostra nie zna jeszcze panujacych tu zwyczajow, rozpoczniemy od psalmu o switaniu. - Utkwila oczy w Mikayli. - Zaspiewam wers, a ty powtorzysz za mna. - Mikayla skinela glowa. -Witaj, o Meret... -Witaj, o Meret - powtorzyla poslusznie Mikayla. Odprezyla sie, slyszac, jak Corki powtarzaja wraz z nia, pomagajac tuszowac ewentualne bledy. Towarzyszylo jej jednak niejasne uczucie, ze Najstarsza Corka i tak dostrzega wszystkie jej pomylki, lecz przynajmniej nie czula sie osamotniona, tak jak podczas lekcji z Haramis. -Pani Wiecznosci, Krolowo Bogow... -Pani Wiecznosci, Krolowo Bogow... -Pani o wielu Imionach, Swietosci Postaci... -Pani o wielu Imionach, Swietosci Postaci... -Pani Tajemnych Rytualow w Swiatyni Twej... -Pani Tajemnych Rytualow w Swiatyni Twej... Zanim podano skromna wieczerze, skladajaca sie z razowego chleba, owocow i wody, zdazyly zaintonowac juz psalmy na Switanie, Pierwszy Czas Po Switaniu, Trzeci Czas, Czas Slonca w Zenicie, Dziewiaty Czas, Czas Kiedy Slonce Obejmuje Swiety Szczyt oraz na Czas po Zmroku. Niezmienny chor Corek przestal juz dziwic Mikayle, bardziej zaskoczyloby ja, gdyby nie spiewaly. Kiedy mlode niewiasty posilaly sie w milczeniu, Najstarsza Corka czytala im dluga opowiesc o prostym wiesniaku skrzywdzonym przez nieuczciwego rzadce. Kiedy rolnik przybyl ze swa sprawa do sedziego, ten, zachwycony elokwencja i subtelnoscia jego wypowiedzi oraz niezwykle celnie przedstawianymi argumentami, przeciagal sprawe do ponad dziewieciu posiedzen sadu. Wszystko zas po to, by moc wsluchiwac sie w slowa rolnika. W koncu sedzia zdecydowal, ze slusznosc jest po stronie wiesniaka i sprawiedliwosci stalo sie zadosc. Mikayla zauwazyla, ze koniec i poczatek sprawy dzieli zbyt dlugi czas. Moj ojciec zalatwilby to za pierwszym posiedzeniem, pomyslala. Kazda rozsadna osoba tak by postapila. -Powiedz mi, Najmlodsza Siostro, czego uczy owa opowiesc? Przez jedna straszna chwile Mikayla pomyslala, ze Najstarsza Corka zwrocila sie do niej. Wtem jednak odezwala sie jedna z Corek i Mikayla zdala sobie sprawe, ze "Najmlodsza Siostra" jest honorowym tytulem, jako ze dziewczyna, ktora odpowiedziala, na pewno nie byla najmlodsza z nich. -Uczymy sie wartosci ciszy i prostej mowy, kiedy mowa w ogole jest konieczna - odparla dziewczyna. - Gdyby wiesniak nie byl tak elokwentny, jego sprawa zostalaby rozwiazana po pierwszym posiedzeniu. Wykwintnosc jego slow wiele go kosztowala. Przynajmniej rok zycia, pomyslala Mikayla, a moze i wiecej, w zaleznosci od tego, jak czesto sad zbieral sie na posiedzenia. Gdzies w glownej czesci Swiatyni rozlegl sie dzwiek gongu. Corki wstaly jednoczesnie; Mikayla wygramolila sie niezrecznie zza stolu chwile pozniej, lecz udalo jej sie wstawic stolek pod stol rownoczesnie z pozostalymi dziewczetami. Najstarsza Corka usmiechnela sie do niej milo. -Teraz nastapi rytual Czasu po Zmroku, Mlodsza Siostro - powiedziala - lecz nie musisz w nim dzisiaj uczestniczyc. Powinnas wszelako zaznajomic sie z rytualami, zanim zaczniesz brac w nich udzial. Teraz mozesz udac sie na spoczynek. -Dziekuje ci, Najstarsza Siostro - rzekla Mikayla ze szczera wdziecznoscia. Corki podazyly sladem Najstarszej Corki i przeszly za kotare przy wtorze monotonnego spiewu. Mikayla wrocila do swojej nowej komnaty i przebrala sie w koszule nocna, ktora znalazla w skrzyni. Gruby material prawie nie roznil sie od ciezkiej tkaniny, z ktorej uszyto dzienne stroje, lecz biorac pod uwage panujacy tu chlod, Mikayla cieszyla sie z tego. Zanurzywszy sie w cieplej poscieli, wyjela kulke spod koszuli. Prawie natychmiast pojawila sie w niej twarz Fiolona. -Mika, nic ci nie jest? -Wszystko w porzadku - zapewnila go. - Podobaloby ci sie tutaj; ucza mnie spiewu. Do tej pory zdazylam juz przecwiczyc siedem muzycznych obrzedow, a sa to tylko obrzedy codzienne. Z pewnoscia maja mnostwo rytualow zwiazanych ze swietami. -Obserwowalem, jak ten Timon probowal sie z toba calowac - rzekl ponuro Fiolon - lecz kiedy kaplan zabral cie stamtad, nic juz nie widzialem. -A zatem nie widziales ksiegozbioru? - zapytala Mikayla. - Jaka szkoda; maja tu wiecej ksiag i pergaminow niz w Cytadeli i u Arcymagini razem wzietych. Nie musisz sie przejmowac Timonem; juz sie wiecej do mnie nie zblizy. Mieszkam z Corkami Bogini, wiec bede miala takie przyzwoitki, ze nawet Haramis nie moglaby narzekac. A jak ona sie czuje? -Mniej wiecej bez zmian. Fiolon wzruszyl ramionami i rozlozyl bezradnie rece. -Kiedy wracasz? -Za siedemdziesiat dni. Wtedy bedzie gotowe nowe cialo. -Moga to zrobic? Zgodzili sie? Fiolon popatrzyl na nia ze zdumieniem i z radoscia. -Tak - odparla z usmiechem. - W koncu robie cos pozytecznego. To wspaniale uczucie, szczegolnie po dwoch latach spedzonych z Haramis! -Czego chca w zamian za cialo? -Tego, co teraz robie - wyjasnila Mikayla. - Po prostu chca, abym byla przez ten czas jedna z Corek Bogini. -Nie brzmi to zbyt niebezpieczne - przyznal Fiolon. - Lecz jesli cos sie nie powiedzie, wezwij lammergeiera i zabieraj sie stamtad, dobrze? -Dobrze - odparla uspokajajaco Mikayla. - Lecz nie sadze, zeby cokolwiek mialo sie nie powiesc. Wszyscy ludzie wydaja sie bardzo mili, z wyjatkiem Timona, a jemu kazano zostawic mnie w spokoju. -Myslisz, ze poslucha rozkazu? - zapytal niespokojnie Fiolon. -Nie martw sie o to - rzekla Mikayla. - Jestem pewna, ze sie zastosuje. Maz Bogini jest milym czlowiekiem, lecz nie nalezy do ludzi, ktorych sie nie slucha. -Badz ostrozna, Miko. -Obiecuje, nie martw sie. - Mikayla ziewnela przeciagle. - Ide spac. To byl taki dlugi dzien. Przekaz pozdrowienia Uzunowi. Dobranoc, Fio. -Dobranoc, Miko. Spij dobrze. Mikayla wsadzila kulke pod koszule. -Chyba bede spiewac przez sen - mruknela do siebie i naciagnela na glowe futrzane okrycie. Swit nie zdazyl jeszcze pomalowac swym blaskiem nocnego nieba, kiedy zbudzil ja przenikliwy dzwiek dzwonka w glownej komnacie. Wstala pospiesznie, umyla sie, odziala w jedna z ciezkich, bialych szat. Upewniwszy sie, ze kulka i wstazka sa niewidoczne, popatrzyla na ciezka kotare zaslaniajaca wyjscie. Pozostale Corki, jak Mikayla z radoscia zauwazyla, rowniez mialy na sobie grube szaty, ludzaco podobne do stroju, jaki zalozyla. Domyslam sie, ze wybralam odpowiedni ubior, pomyslala z pewna satysfakcja. Jak dotad, idzie mi dobrze. Najstarsza Corka podeszla do niej i szepnela jej do ucha: -Mowimy dopiero po zakonczeniu rytualu Pierwszego Czasu. Pojdz za nami do kaplicy i zajmij miejsce, lecz nie spiewaj, zanim ci nie zezwole. Mikayla w milczeniu skinela glowa i ustawila sie na koncu szeregu, ktory niczym milczaca biala wstega zniknal za kotara, przeslaniajaca mroczny korytarz. W kaplicy okazalo sie, ze zajmuja miejsce na lawie po jednej stronie podwyzszenia, gdzie po raz pierwszy ujrzala Meza Bogini. Miedzy ich siedziskiem a pozostala czescia pomieszczenia zwieszala sie ciezka kotara, zaslaniajaca corki przed wzrokiem kongregacji. Pamietajac pozadliwy wzrok Timona, Mikayla odczula zadowolenie. Maz Bogini, odziany w czarne szaty, ze zlota maska na twarzy, pojawil sie po drugiej stronie sali. Najstarsza Corka wziela maske z polki pod lawa, zalozyla ja i dolaczyla do niego. Zaintonowali wspolna piesn wzmocniona po chwili glosami Corek Bogini i zgromadzonych ludzi. Mikayla mocno zaciskala szczeki, powstrzymujac ze wszystkich sil cisnaca sie na usta melodie. Witaj, o Meret, Pani Wiecznosci, Krolowo Bogow, Pani Wielu Imion, Swietosci Postaci, Pani Tajnych Rytualow w Twej Swiatyni. Zacnegos jest Ducha, Przewodniczko w Derorguili, Tys bogata w ziarno w Labornoku. Pani pamieci w Sadzie Sprawiedliwym, Ukryty duchu pieczar, Swieta w jaskiniach z lodu Swiety Szczyt jest twym cialem, A krwia twa Rzeka Noku... Spiewy trwaly juz jakis czas i Mikayla wkrotce zdala sobie sprawe, ze nie zapamietala nawet polowy slow. Kiedy zaczeto powtarzac psalm i Corki zmienily melodie i poczely spiewac dyszkantem w jakims innym jezyku, Mikayla kompletnie sie zagubila. Nawet nie zdazyly jej nauczyc tej czesci. Na Czarny Kwiat, pomyslala, czeka mnie mnostwo nauki, zanim naprawde stane sie jedna z Corek. Mam tylko nadzieje, ze potrafie temu podolac. Stracila jednak pewnosc siebie, gdy tym razem nie wpadla w swoisty trans, kiedy melodia otulila ja swym czarem. Nie miala pojecia, czy to dobrze, czy zle. Nie czula sie jednak najlepiej, siedzac tam i probujac uslyszec i zapamietac wszystkie slowa oraz towarzyszace im tony. W transie zapomnialaby o swoim zdenerwowaniu, lecz wowczas moglaby nieswiadomie zaczac spiewac, czym niewatpliwie narazilaby sie na gniew swych towarzyszek w bieli. Zdecydowanie tego nie chciala. Wreszcie Mikayla rozpoznala zakonczenie rytualu o Swicie. Spiela sie, gotowa w kazdej chwili wstac wraz z innymi corkami, lecz tylko Najstarsza Corka wrocila za kotare i usiadla po drugiej stronie lawy. Dziewczynka spojrzala na nia wzdluz rzedu bialych postaci i zauwazyla, ze kobieta nie zdjela maski. Corki nadal siedzialy nieruchomo ze wzrokiem utkwionym w kolanach, na ktorych spoczywaly ich splecione dlonie. Mikayla przybrala podobna pozycje i czekala na rozwoj wydarzen. Po okresie ciszy, ktory wydawal sie Mikayli nieskonczonoscia, Najstarsza Corka ponownie wstala i dolaczyla do Meza Bogini zasiadajacego na podwyzszeniu. Rozpoczeto kolejne spiewy, ktore Mikayla rozpoznala jako rytual Pierwszego Czasu Po Wschodzie Slonca. Och, pomiedzy dwoma rytualami jest tak niewiele czasu - uzmyslowila sobie - ze wszyscy pozostaja na miejscach, czekajac na nastepny. Starala sie przypomniec sobie, jak dlugo trwa rytual Pierwszego Czasu. Chyba jest troche krotszy niz rytual o Swicie, lecz moze sie to okazac tylko zboznym zyczeniem. Mam nadzieje, ze dostaniemy sniadanie, gdy to sie skonczy. Umieram z glodu. Wreszcie rytual zblizyl sie ku koncowi, Najstarsza Corka zajela swoje miejsce na lawie, zdjela maske, a nastepnie poprowadzila Corki z powrotem do komnaty z kotarami. Mikayla zauwazyla z wyrazna ulga, ze na stole stoi sniadanie, skladajace sie z chleba, owocow oraz wody. Jedzenia bylo pod dostatkiem, a nowe siostry podawaly jej ze stolu wszystko, czego zapragnela, wiec Mikayla najadla sie do syta. Gdy na stole pozostaly jedynie resztki po posilku, zaczeto omawiac plan dnia. -Ten, Ktory Sprawia Zycie pragnie porozmawiac z nasza nowa Siostra, dzis rano - odezwala sie Najstarsza Corka. - Wy - wskazala na dwie niewiasty siedzace obok Mikayli - odprowadzicie ja do jego pracowni po Trzecim Czasie. - Skinely glowami, a Mikayla poszla ich sladem. Uwazala, ze przez "Trzeci Czas" kaplanka rozumiala odpowiedni rytual. Musze tylko trzymac buzie na klodke i robic to, co moje Siostry, a unikne wszelkich klopotow, chyba po raz pierwszy w zyciu. Mysle, ze moge temu podolac. To niezwykle dziwne uczucie, ze nikt mnie nie strofuje ani nie okazuje swej dezaprobaty. Chyba mi sie to podoba. -Do Trzeciego Czasu popracujecie nad Psalmem o Swicie - oglosila Najstarsza Corka, a dziewczeta natychmiast zajely miejsca na lawie przy kominku i rozpoczely monotonna piesn. Tym razem spiewaly wszystkie razem, fragment po fragmencie i Mikayla czula, jak slowa zapadaja jej gleboko w umysl. Jeszcze sie tego wszystkiego naucze, pomyslala z zadowoleniem. Mimo wszystko nie jestem glupia i beznadziejna. Pracownia Tego Ktory Sprawia Zycie okazala sie jednym z najbardziej fascynujacych miejsc, jakie Mikayla kiedykolwiek widziala. Jedna ze scian zajmowaly pietrzace sie po sufit polki z koszami zawierajacymi przerozne, czesto nieznane odmiany drewna. Na drugiej scianie wisiala olbrzymia tablica z mnostwem narzedzi wiszacych na hakach. Mikayla na chwile pozalowala, ze calymi dniami musi przebywac w towarzystwie Corek Bogini; pomyslala, ze nauka u takiego czlowieka moglaby okazac sie nadzwyczaj ciekawa. W porownaniu z Mezem Bogini, Ten Ktory Sprawia Zycie byl stosunkowo mlodym czlowiekiem. Wydawalo sie, ze dopiero wszedl we wczesny wiek sredni. Kiedy uprzejmie podsunal jej stolek, Mikayla zauwazyla jego niezwykle spracowane dlonie. Dwie Corki usiadly obok siebie na lawie przy drzwiach pracowni. Mogly stad obserwowac Mikayle, lecz nie slyszaly konwersacji toczacej sie pomiedzy dziewczynka a Tym Ktory Sprawia Zycie, jesli pograzeni w rozmowie nie podnosili glosu. -Rozumiem, ze mam zrobic nowe cialo dla istniejacej duszy - zaczal mezczyzna. - Jak sprawne ma ono byc? Mikayla skoncentrowala sie, zeby o niczym nie zapomniec, szczegolnie o czyms waznym. -Potrzebuje wzroku, sluchu, mowy, umiejetnosci poruszania sie, wlaczajac w to zdolnosc wchodzenia i schodzenia po schodach. Musi byc odporny na mrozy, takie, jakie panuja w jaskini lodowej, lub na grzbiecie lammergeiera lecacego w gorach. Powinien tez posiadac zdolnosc mowienia, by bylo wiadomo, czego sie obawia. -Brzmi to, jakby chodzilo o czlowieka - zauwazyl mezczyzna robiac notatki na kawalku pergaminu. - A umiejetnosc jedzenia i picia? -Jesli jest to konieczne, oczywiscie, ze tak, lecz od prawie dwustu lat nic nie jadl ani nie pil. - Mikayla usmiechnela sie na moment. - I nie uskarzal sie na brak jedzenia. -Slyszalem, ze jest harfa - odezwal sie z niedowierzaniem mezczyzna. -Tak, to prawda - odparla spokojnie Mikayla. -Niewiarygodne - mruknal Ten Ktory Sprawia Zycie. - A sprawy plci? -Jest mezczyzna. -Chodzi mi o to, czy chcialby odczuwac mhm... pewne potrzeby. Mikayla patrzyla na swego rozmowce w oslupieniu, wyobrazajac sobie jednoczesnie reakcje Haramis. -Nie sadze, aby byl to najlepszy pomysl - wykrztusila z siebie. - Pani by sie to nie podobalo, a poza tym wszyscy, ktorych kiedys znal, nie zyja juz od wielu lat. -Swietnie. - Ten Ktory Sprawia Zycie uzupelnil swoje notatki. - Jak ma wygladac cialo? -Boze drogi! - Mikayla zagryzla dolna warge. - Nie wiem, jak kiedys wygladal; zostal zmieniony w harfe na dlugo przed moimi narodzinami. Byl Nyssomem, jesli to moze pomoc. -Na poczatek wystarczy - ocenil mezczyzna. - Posiadam juz wystarczajaca ilosc informacji, by rozpoczac prace. - Wreczyl jej kawalek pergaminu i spalony patyk. - Byloby jednak lepiej, gdybys w ciagu paru dni naszkicowala mi, jak powinien wygladac, szczegolnie jesli chodzi o glowe i twarz. Twarze sa niezwykle wazne. -Postaram sie - odparla Mikayla. - Moze Fiolonowi uda sie uzyskac jakis opis od Uzuna -Potrzebuje jeszcze jednej informacji - powiedzial Ten Ktory Sprawia Zycie, znizajac glos. - Potrzebne mi jest jego prawdziwe imie. -Uzun - wyszeptala Mikayla. Mezczyzna wstal, a Mikayla podazyla za jego przykladem. -Dziekuje ci, Corko Bogini - rzekl oficjalnie. - Natychmiast zabieram sie do pracy. -Dziekuje ci - odparla Mikayla, usmiechajac sie niesmialo, po czym odwrocila sie i wraz z dwiema Corkami podazyla do wyjscia. Reszte dnia spedzily uczestniczac w rytualach oraz uczac sie psalmow. Niezwykle prosty, aczkolwiek solidny obiad podano po rytuale Czasu Slonca w Zenicie, a wieczerze po Czasie Gdy Slonce Obejmuje Szczyt. Najwidoczniej kiedy Corki braly udzial w obrzedach, sluzacy posprzatali komnaty. Brudne naczynia zniknely ze stolu, podlogi lsnily czystoscia, ogien w kominku palil sie zywo, miednica w jej pokoju zostala oprozniona, a w dzbanie polyskiwala swieza woda. Po rytuale Dziewiatego Czasu Corki Bogini udaly sie do komnaty kapielowej, pokoju o podlogach pokrytych grubymi, tkanymi dywanami, posrodku ktorego tryskalo wesolo w gore male, gorace zrodelko. Podczas kapieli przyjemna pieszczota cieplych strumieni koila zmeczenie, pobudzajac do zycia wychlodzone ciala. Mikayla uwaznie ukryla kulke w czystych szatach, ktore przyniosla ze soba. Dlugi dzien dal sie jej porzadnie we znaki i gdy wieczerza dobiegala konca, Mikayla z trudem mogla usiedziec prosto. Zazdroscila pozostalym Corkom ich, wydawaloby sie, idealnej postawy, nie zdradzajacej najmniejszego zmeczenia. Kiedy Najstarsza Corka pozwolila Mikayli nie uczestniczyc w rytuale Drugiego Czasu Po Zmroku, dziewczyna miala ochote zaplakac z ulgi. Skinela jednak glowa ponuro i czym predzej wrocila do pokoju. Nie pragnela niczego wiecej jak tylko zagrzebac sie w poscieli i zasnac. Ujrzala jednak lezacy przy miednicy pergamin, ktory otrzymala od Tego Ktory Sprawia Zycie. Wciagnela na siebie koszule nocna, wyjela kulke i przywolala Fiolona. -Wygladasz strasznie! - krzyknal. -Nic mi nie jest - odezwala sie znuzonym glosem - tylko czuje sie zmeczona. Fio, musze dowiedziec sie, jak ma wygladac cialo Uzuna; czlowiek, ktory je wykona, chce rysunek, szczegolnie twarzy. Czy mozesz poprosic Uzuna o taki opis? -Zrobie cos znacznie lepszego - odrzekl entuzjastycznie Fiolon. - Znalazlem dzisiaj cos interesujacego w lustrze. Czy wiesz, ze zachowuje ono obrazy, ktore juz pokazalo? -Nie, nie wiedzialam - przyznala Mikayla. - To nam moze pomoc? -Orogastus uzywal zwierciadla szpiegujac ksiezniczki, pamietasz? A Uzun towarzyszyl Haramis przez czesc jej podrozy. Fiolon zaczal wkladac cieple ubranie i buty z wysokimi cholewami. -Och! - krzyknela Mikayla. - Czy chcesz przez to powiedziec, ze lustro ma obraz Uzuna? -I to kilka - zapewnil ja Fiolon. -To powinno nam pomoc - odezwala sie Mikayla, obserwujac, jak migaja sciany, gdy Fiolon zbiegal ze schodow. - Szkoda, ze cie tu nie ma. Rysujesz duzo lepiej ode mnie. Fiolon przebiegl przez spizarnie i dostal sie do jaskin lodowych, po czym wszedl do komnaty z lustrem. Po chwili przywolal obraz, ktorego potrzebowal. Ujrzala Uzuna stojacego przed Haramis. Niski wzrost sprawial, ze jego broda znajdowala sie na wysokosci talii Arcymagini. W owalnej twarzy, niczym dwa zaklete bursztyny, swiecily ciemnozolte oczy. Mial szerokie usta skrywajace dwa rzedy malych, lecz niezwykle ostrych zabkow. Jego nos byl niezwykle krotki, co znakomicie rekompensowaly dlugie, stojace uszy, wynurzajace sie z gestwiny bladych, jedwabistych wlosow. Mikayla widziala, jak uszy Uzuna poruszaja sie do przodu i w tyl, najwyrazniej probujac zlokalizowac jakis dzwiek, slyszalny tylko dla niego. Mikayla zachichotala. -Ale przystojniak - rzekla, siegajac po pergamin i kawalek zweglonego patyka. - A teraz, gdyby tylko udalo mi sie odzwierciedlic to na pergaminie... -Polacz sie ze mna - rzekl Fiolon - a narysuje ci go. -Mozesz to zrobic? - spytala Mikayla. -Mysle, ze tak - odparl Fiolon - i chyba warto sprobowac. Usiadz tylem do sciany, trzymaj patyk i pergamin, zamknij oczy i odprez sie. Mikayla wykonala polecenie. Byla tak zmeczona, ze jej umysl poddal sie z latwoscia. Ciemna woalka snu otulila jej wewnetrzny swiat. Nagle drgnela gwaltownie, czujac jak jej dlon slizga sie po pergaminie. -Przestan ze mna walczyc - odezwal sie Fiolon. - Twoja dlon bedzie sie poruszac; to jedyny sposob, zeby cos narysowac. Odprez sie i pozwol mi nia kierowac. -Wybacz - baknela Mikayla. - Po prostu sie przestraszylam. Sprobuj ponownie. - Oparla sie o sciane, zamknela oczy i przestala zwazac na ruchy swego ciala. Z poldrzemki wyrwal ja glos Fiolona. -Miko, zbudz sie! - Zamrugala i spojrzala na lezacy na kolanach pergamin. Widniala na nim bardzo wierna podobizna Mistrza Uzuna, prawie identyczna z ta, ktora widziala w magicznym zwierciadle. - Jak wyglada? -Doskonale. - Mikayla stlumila ziewniecie. - Dziekuje ci, Fio; nigdy bym tego tak dobrze nie zrobila. -Prosze bardzo, Miko. A teraz odloz to gdzies i idz spac. Dobranoc. -Dobranoc - wymamrotala sennie. Wsunela kulke pod koszule, wlozyla pergamin do skrzyni i z ulga spoczela na waskim lozku. Gdy tylko przylozyla glowe do poduszki, swiadomosc poszybowala w otwierajacy sie mrok. Rozdzial siedemnasty Siedemdziesiat dni przeminelo o wiele szybciej niz Mikayla mogla przypuszczac. Nauka pochlonela ja bez granic i nawet nie dostrzegla, kiedy minely jej pietnaste urodziny. Zanim nowe cialo Uzuna ujrzalo swiatlo dnia, poznala juz wszystkie codzienne psalmy w obu jezykach i wiekszosc swiatecznych rytualow. Przez ostatnie trzydziesci dni pozwolono jej uczestniczyc w codziennych obrzedach, wlaczajac Drugi Czas Po Zmroku. Oznaczalo to, ze nie mogla przywolywac Fiolona, jako ze teraz nigdy nie byla sama. Uspokajala ja jednak mysl, ze w kazdej chwili mogl zobaczyc w lustrze, co sie z nia dzieje.Wreszcie prace nad cialem zostaly ukonczone i Maz Bogini Meret wezwal Mikayle do biblioteki. -Uczylas sie duzo i wiernie sluzylas Bogini - oznajmil. - Bardzo jestesmy radzi z twych postepow. - Najstarsza Corka Bogini Meret, ktora towarzyszyla dziewczynce, skinela glowa na potwierdzenie. -Dziekuje ci, ojcze - rzekla z szacunkiem Mikayla. Wreczyl jej zwoj pergaminu. -Zawiera instrukcje potrzebne do ozywienia ciala i wlania wen zyjacej duszy. Cialo zostalo zapakowane. - Wskazal na pakunek lezacy na lawie. - Czy masz mozliwosc przetransportowania go? Mikayla siegnela umyslem, szybko lokalizujac najblizszego lammergeiera. -Tak, ojcze. -Jestes gotowa do drogi? -Tak, moj ojcze. Dziekuje ci za wszystko, co dla mnie zrobiles. Tobie rowniez dziekuje, Najstarsza Siostro. -Pamietaj, by powrocic wiosna - przypomniala jej kaplanka. -Pamietam - zapewnila Mikayla. - Ja dotrzymuje obietnic. -To dobrze - zauwazyl kaplan. - Tego oczekujemy po naszych Corkach. Wszyscy troje wyszli z Glownej Swiatyni do korytarza z kolumnami. Mikayla niosla stosunkowo lekki pakunek z cialem Uzuna, lecz jego spore rozmiary utrudnialy trzymanie go. -Swieta Meret! - wyjakala Corka, widzac olbrzymi ksztalt siedzacy przy zewnetrznych filarach swiatyni. - Skad to sie wzielo? -Lammergeier? - zapytala Mikayla. - Przywolalam go, Najstarsza Corko. Przybyl, aby zabrac mnie do domu. -Blogoslawimy cie na droge - odezwal sie kaplan, kladac dlon na glowie Mikayli - lecz pamietaj, ze to rowniez jest twoj dom. -Nie zapomne - odparla Mikayla. - Wroce za kilka miesiecy. - Usmiechnela sie do niego. - Nie zdazycie za mna zatesknic. - Delikatnie polozyla cialo na grzbiecie ptaka, na ktorego wspiela sie, przytrzymujac pakunek wlasnym cialem. W jednej rece trzymala zwoj pergaminu. - Badzcie zdrowi - powiedziala. -Do zobaczenie - odparli rownoczesnie Maz i Corka. - Wroc do nas w wyznaczonym czasie. Lammergeier zakolowal kilkakrotnie i wyladowal miekko na szczycie Wiezy. Mikayla ostroznie zeszla na kamienna posadzke i podziekowala mu. Gdy wciagala cialo Uzuna do srodka, ptak wzbil sie wysoko ku niebu. -Fiolonie? - zawolala. - Gdzie jestes? - Nie uslyszala odpowiedzi, wiec zawlokla pakunek po schodach w dol do gabinetu, majac nadzieje, ze Ten Ktory Sprawia Zycie starannie go zabezpieczyl. Na pewno dobrze to zrobil, sprawial wrazenie czlowieka, ktory szczyci sie swoja praca, pomyslala. -Kto tam? - zapytala ostro harfa, kiedy Mikayla wciagnela pakunek do gabinetu. -To ja, Mikayla, Uzunie - odparla - przywiozlam ci nowe cialo. - Polozyla pakunek na podlodze i ostroznie schowala zwoj pergaminu na polce za sterta ksiag, zeby czasami sie nie rozwinal. -Dzieki wam, Wladcy Powietrza, ze jestes cala i zdrowa! - wykrzyknal Uzun. -Dlaczego mialoby byc inaczej? - zapytala Mikayla. - Spedzilam siedemdziesiat dni zamknieta z dziewicami Swiatyni, a najbardziej wyczerpujace zajecie, jakiemu sie oddawalam, to spiewanie. - Przeciagnela sie dostrzegajac, ze wiele partii miesni zesztywnialo jej w czasie podrozy, a od zmarznietych stop ma poczatek kataru. Spojrzala na siebie i zobaczyla, ze wciaz ma na sobie sandaly i szaty Corki Bogini Meret. -Prosze, wybacz mi Uzunie - powiedziala. - Musze wziac goraca kapiel i ubrac sie cieplej. Zapomnialam juz, jak zimno jest w gorze, na grzbiecie lammergeiera. -Oczywiscie, ksiezniczko - odparl Uzun. - Idz i odtajaj. Tak milo, ze wrocilas. -Swietnie, ze jestes z powrotem. - Od drzwi wejsciowych dolecial ja glos Fiolona. - Lepiej szybko dojdz do siebie i przebierz sie. Haramis wraca do domu. -Na lammergeierze? Mikayla spojrzala na niego z przerazeniem. -Nie, na fronialu, lecz dotrze tu, zanim slonce zniknie za wzgorzami. Mikayla wybiegla z pokoju. Za plecami uslyszala, jak Fiolon wyjasnia Uzunowi, dlaczego tak duzo czasu zabralo mu dostrzezenie powrotu Haramis. Wiedziala, ze musi teraz szybko zmienic stroj, gdyz Arcymagini nie powinna domyslic sie, ze jej nastepczyni kiedykolwiek opuszczala Wieze. Obmyla pospiesznie zziebniete cialo, ukryla szaty ze Swiatyni pod materacem i przywdziala lekka tunike, ktora kazala dla niej sprawic Haramis. Byla wyraznie za krotka; najwidoczniej Mikayla troche urosla podczas pobytu w Swiatyni. Miala nadzieje, ze Haramis bedzie zbyt zmeczona, zeby dostrzec takie szczegoly. Kiedy wrocila do gabinetu, Uzun i Fiolon nadal dyskutowali na temat powrotu Arcymagini. -Tak - zgodzil sie Fiolon - powinienem byl dokladniej ja obserwowac. Lecz tak szybko wyzdrowiala, a ja, jakies dwa tygodnie temu, odkrylem system oznaczen muzycznych Zaginionego Ludu. Byles tym zachwycony na rowni ze mna, Uzunie - zauwazyl - wiec mozesz chyba zrozumiec, ze przegapilem wyjazd Haramis. -Ja rozumiem to doskonale - odezwala sie. Mikayla bezskutecznie probujac powstrzymac chichot. -Zawiedlismy ja - stwierdzil zalosnie Uzun. - Nigdy nie powinnismy byli pozwolic sobie, by cokolwiek odciagnelo nasza uwage od jej zdrowia. -Czy nie czuje sie dobrze? - zapytala Mikayla. -Mika, jej umysl ulegl zmaceniu! - zganil ja Fiolon. -Wiem o tym - odparla Mikayla. - Stalo sie to jeszcze przed moim wyjazdem, pamietasz? Skoro jednak moi rodzice pozwolili jej na podroz, musi czuc sie znacznie lepiej. Watpie, aby wyslali ja bez eskorty. Jesli wiec nie ujrzales jej przygniecionej przez jakis glaz, czy w podobnej sytuacji, nie widze powodu do zmartwienia. -Powinnismy byli wiedziec o jej powrocie - powtorzyl uparcie Uzun. -Ile osob jej towarzyszy, Fiolonie? Mikayla zignorowala utyskiwanie przyjaciela. -Dwie - odparl Fiolon. - Jedzie w lektyce przewieszonej miedzy fronialami. Sa z nia dwie kobiety - rodzaju ludzkiego - dodal. -Lepiej zniosa mroz - rzekla bezwiednie Mikayla. - Kaze Enyi przygotowac pokoje. - Szarpnela za wielobarwny sznurek polaczony z dzwonkiem, aby wezwac gospodynie. -Jest jeden problem - odezwal sie Fiolon. - W jaki sposob pokonaja przepasc? -Moj Boze - westchnela Mikayla. - Masz racje. Wyruszyla stad na grzbiecie lammergeiera, wiec srebrna fujarka, ktorej uzywa do rozciagania mostu, powinna znajdowac sie gdzies w jej komnacie, a nie jest to odpowiedni moment na przeszukiwanie jej rzeczy. Moze istnieje jakis inny sposob rozpiecia mostu nad przepascia. Moze Enya cos wie. Enya, ktora wlasnie weszla do gabinetu, rzeczywiscie znala pewien sposob. -W strozowce lezy takie narzedzie. Popros jakiegos Vispi, to ci pokaze. - Policzyla na palcach. - Pani, ty, panicz Fiolon oraz dwoje ludzi - to razem piec osob na wieczerze. - Popatrzyla krytycznie na obszerny pakunek lezacy na podlodze. - Nie wiem, co to takiego, lecz proponuje usunac to z drogi przed posilkiem. A wlasnie, ksiezniczko - utkwila surowy wzrok w Mikayli - gdzie podziewalas sie przez kilka ostatnich miesiecy? Jestem pewna, ze Pani bedzie chciala wiedziec. -Bylam w Swiatyni Meret, na dalekim koncu... -Cisza! - uciela szorstko Enya, czyniac palcami gest, jakiego Nyssomowie uzywaja do odpedzenia zlego. - Nie wymawiaj wiecej tej nazwy; to mroczne miejsce. -W wiekszosci jaskin wykutych w skale panuja ciemnosci - rzekla spokojnie Mikayla. - Ale oczywiscie nie oczekuje, bys ukrywala cokolwiek przed swa pania. Powiedz jej o wszystkim, co, jak sadzisz, powinna wiedziec starsza kobieta, zbyt chora, aby usiedziec na fronialu. Enya zmarszczyla brwi i Mikayla zrozumiala, ze Haramis nie uslyszy od zadnego ze sluzacych o nieobecnosci dziewczynki. - Jestem pewna, ze przygotowalas komnate dla Pani, na wypadek gdyby wrocila niespodziewanie - kontynuowala. - Bedziemy potrzebowac jeszcze pokoi dla dwoch kobiet, ktore jej towarzysza. -Skad wiesz, ze tylko dwie? - spytala podejrzliwie Enya. -Potrafie czarowac - odparla Mikayla. -Hm - Kobieta Odmiencow wyszla, by wypelnic swe obowiazki. Mikayla spojrzala na Fiolona. - Nie zamierzalam umniejszyc znaczenia twojej pracy, Fio... - Westchnela. Fiolon pokrecil glowa. -Nic sie nie stalo. Im mniej zostanie powiedziane na temat ostatnich wydarzen, tym lepiej. Zobaczymy, w jakim stanie jest Haramis. -To najrozsadniejsze slowa, jakie wyplynely z twych ust przez caly wieczor - odezwal sie ostro Uzun. - A jesli ta rzecz, o ktorej wspomniala Enya, to moje cialo, proponuje, zeby zastosowac sie do jej zalecenia. Obecnosc Fiolona wystarczajaco zaskoczy Haramis, wiec nalezy zaoszczedzic jej wiecej niespodzianek. Mikayla pokazala zeby w usmiechu. -Wyobrazam sobie, jak zareagowalaby zastajac nas w trakcie rytualu, ktory pozwolilby ci wejsc w nowe cialo. Poza tym, nie mialam jeszcze czasu przeczytac opisu obrzedu, a mniemam, iz jest dlugi i skomplikowany. -Co z tym zrobimy? - Fiolon mierzyl pakunek pelnym watpliwosci wzrokiem. - Jest strasznie wielki. -Nie jest jednak ciezki - zapewnila go Mikayla. - Glownie to material majacy ochronic cialo przed ewentualnym uszkodzeniem. Ten Ktory Sprawia Zycie tworzyl cialo przez siedemdziesiat dni, wiec rozumiecie chyba, ze zapakowal je starannie, zanim mi je wreczyl. Przypuszczam, ze nawet gdyby wypadlo przez balkon, nic by mu sie nie stalo. -Chyba lepiej nie probowac - rzekl Fiolon. -Wiem - zgodzila sie Mikayla - lecz jesli zlapiesz jeden koniec, a ja drugi, bez trudu zniesiemy je na dol do strozowki. - Pochylila sie i chwycila pewnie pakunek. Fiolon ujal go z drugiej strony. Manewrujac ostroznie wyszli na korytarz, po czym ruszyli w dol po schodach. -Gdzie to polozymy? - zapytal mlodzieniec. -Mysle, ze najlepiej bedzie, gdy umiescimy cialo przy narzedziach Zaginionego Ludu, a jakby udalo sie nam ukryc je za jakimis skrzyniami, to jeszcze lepiej. - Mikayla zmarszczyla brwi. - Nie jestem pewna, jak Haramis przyjmie pomysl sprawienia Uzunowi nowego ciala, wiec lepiej, by nie znalazla pakunku. -Z pewnoscia nie bedzie taka egoistka, by kazac mu tkwic w tej harfie na wieki! - zaprotestowal Fiolon. -Czy slyszales kiedykolwiek, by Haramis nie byla egoistyczna? -W starych balladach... -Nie, nie wtedy, kiedy byla dziewczynka. Teraz, od czasu gdy ja poznales. Fiolon milczal przez reszte drogi po schodach, a kiedy dotarli do spizarni, poprowadzil w najciemniejszy kat. Ustawili mnostwo pudel i skrzyn przed pakunkiem, aby ukryc go przed niepozadanym wzrokiem. -Swietnie - przyznala Mikayla, podziwiajac prace, ktora wykonali. - Nawet zostawiles kurz na tych klamotach. -Chodzmy znalezc narzedzie, ktore rozposciera most nad przepascia - zaproponowal Fiolon. - Haramis moze zjawic sie w kazdej chwili. Mikayla podazyla za nim w milczeniu. Wydawalo sie, ze Fiolon wzbrania sie przed przyznaniem, ze Haramis, koronowana ksiezniczka i Arcymagini, bohaterka tak wielu jego ulubionych ballad, jest w jakims stopniu niedoskonala. Skoro jednak Fiolon nie zachowuje sie tak, jakby Haramis byla doskonala, pomyslala, nie bede go naklaniac, zeby przyznal, iz nia nie jest. Rozdzial osiemnasty Wystarczylo jedno spojrzenie, by stwierdzic, ze przedmiot umieszczony na scianie, mniej wiecej na wysokosci ramion Mikayli, sluzyl do uruchamiania mostu. Dziewczynka nacisnela przycisk. Nie nastapilo nic nadzwyczajnego, zadne wstrzasy czy halasy, lecz dwoje mlodych ludzi mialo niejasne wrazenie, ze droga do Wiezy stanela otworem. Wyszli na plac, aby tam oczekiwac przybycia Haramis. Slonce chylilo sie ku zachodowi, wieczorny, mrozny wiatr przybieral na sile, lecz bateria sloneczna pod ich stopami wydzielala przyjemne cieplo. Mikayla zdala sobie sprawe, ze nie odczuwa zimna, nawet bedac w lekkiej tunice i domowych lapciach. Fiolon, ktory, wychodzac ze spizarni, zabral z soba krotka peleryne, patrzyl na nia zdumiony.-Nie jest ci zimno? - zapytal. -Nie. - Mikayla pokrecila przeczaco glowa. - Wlasnie uswiadomilam sobie, ze podczas pobytu w Swiatyni przyzwyczailam sie do chlodu. Zimno mi bylo, kiedy zsiadlam z lammergeiera, lecz znajdowalismy sie o wiele wyzej niz teraz. Tu jest mi cieplo. Byc moze energia emanujaca z baterii slonecznej w zupelnosci mi wystarcza. Fiolon przeslonil reka oczy i spojrzal w kierunku wejscia na most. -Oto i sa - powiedzial. Mikayla patrzyla, jak froniale zblizaja sie do mostu i wchodza na niego bez wahania. - To froniale Arcymagini - zauwazyla. - Zwyczajnego froniala nie zmusilbys do wejscia na taki most nie zakrywajac mu uprzednio oczu i nie popedzajac na kazdym kroku - zachichotala lekko. - Ta strazniczka na pierwszym fronialu sprawia wrazenie bardziej przerazonej niz samo zwierze. -O, prosze - odezwal sie Fiolon z satysfakcja w glosie. - Przeszly bezpiecznie. Pojde wciagnac most. Mikayla usmiechnela sie, doskonale rozumiejac jego niechec, do witania sie z Arcymaginia. - Powitam ja - rzekla, przechodzac przez plac w kierunku nadciagajacej karawany. Strazniczka jadaca na przedzie zgrabnie zeskoczyla na ziemie, podobnie jak wczesniej zrobila to kobieta zamykajaca pochod. -Ksiezniczko Mikaylo - pozdrowila ja strazniczka. Mikayla szybko przebiegla wspomnienia w poszukiwaniu wlasciwego imienia. -Strazniczka Nella - odezwala sie. - Witaj w Wiezy Arcymagini. Sluzacy zaraz zajma sie fronialami. - Skinela glowa w kierunku drugiej kobiety, w ktorej rozpoznala jedna z dam dworu krolowej, obdarzona pewnymi umiejetnosciami zielarskimi. - Witaj, Bevis. Jak sie miewa Pani? - Spojrzala niespokojnie na pograzona we snie Haramis. -Calkiem niezle - zapewnila ja zielarka - lecz mamy za soba dluga podroz. Powinna jak najszybciej znalezc sie w lozku. Gdzie jest jej komnata? -Mniej wiecej dwie trzecie drogi w gore. - Mikayla wskazala na Wieze. Nella i Bevis spojrzaly zdumione. Haramis otworzyla oczy i rozejrzala sie dokola, marszczac brwi. Ze wszystkich sil probowala ustalic, gdzie sie znajduje. Miala za soba meczaca podroz. Byla zdezorientowana i pragnela jedynie znalezc sie w domu w swym lozku. Podniosla wzrok i spojrzala na Wieze. -No, dobrze - rzekla. - Jestesmy w domu. - Rozejrzala sie dokladniej i ponownie zmarszczyla brwi. Cos sie tu nie zgadzalo. - Co stalo sie z placem? Powinien byc bialy. -Snieg stopnial, o pani - odpowiedziala z szacunkiem Mikayla. -Och. - Haramis czula sie zdezorientowana. Od czasu, kiedy tu zamieszkala, nigdy snieg nie stopnial na placu. Prawdopodobnie to dziecko cos z nim zrobilo. Utkwila wzrok w Mikayli. - Zamierzasz trzymac nas tu na stojaco przez cala noc? - warknela. Z odmetow pamieci wydobyla obraz rozbisurmanionej dziewczyny. -Nie, pani - odparla dziewczynka. - Probowalismy wymyslic najlepszy sposob przeniesienia cie do twej komnaty. Takie mnostwo schodow musialabys pokonac - dodala skruszonym glosem. Zdaje sie, ze nauczyla sie pewnych manier, pomyslala Haramis z satysfakcja. Musze pamietac, zeby podziekowac Uzunowi. -Przywolaj zatem moich sluzacych! - warknela. Mikayla usmiechnela sie slabo. -Tak, pani - mruknela, pochylajac glowe. Na ciemniejacym niebie ukazaly sie sylwetki trzech lammergeierow. Jeden wyladowal, lecz dwa pozostale szybowaly w powietrzu. Mikayla, odczepiwszy lektyke przymocowana do froniali, przekazala rzemienie jednemu z wielkich ptakow. Nella opornie uczynila to samo z przednia czescia lektyki, rzucajac niespokojne spojrzenia na olbrzymie stworzenie. Najwyrazniej nigdy nie znajdowala sie tak blisko podobnego zwierzecia. Niewzruszone froniale staly nieruchomo, jakby byl to dla nich zwyczajny widok. Haramis zastanowila sie przez chwile. Oczywiscie wlozyla wiele wysilku i czasu w wyszkolenie kolejnych generacji froniali, lecz nie zdawala sobie sprawy, ze wycwiczyla je az tak dobrze. Ptaki zatrzepotaly jednoczesnie skrzydlami, unoszac delikatnie lektyke. Po kilku chwilach trzeci ptak z Mikayla na grzbiecie minal Haramis, osadzajac dziewczynke na balkonie. Zanim dwa olbrzymy opuscily lektyke, jeden z Vispi, sluzacy Arcymagini, podszedl i chwycil koniec nosidla. Mikayla schwycila drugi koniec i zaniesli Haramis do sypialni, gdzie oczekiwala Enya. Znalazlszy sie bezpiecznie w lozku, Arcymagini wydala z siebie westchnienie ulgi. Wreszcie jestem w domu. Nie musze sie nigdzie stad ruszac. Nie musze juz spedzac wiecej czasu na stromych gorskich sciezkach, wdychajac zapach froniali. Jestem w domu. -Gdzie Uzun? - zapytala. - Dlaczego nie przyszedl mnie powitac? Mikayla, ktora asystowala Enyi, popatrzyla niepewnie. -Jest w gabinecie, o pani - odparla. Haramis dostrzegla wyrazne strapienie na twarzy dziewczyny. -Czy nie wie, ze powrocilam? -Alez wie, o pani - zapewnila ja Mikayla - i jestem pewna, ze oczekuje z niecierpliwoscia chwili, kiedy bedziesz mogla zejsc na dol i spotkac sie z nim. -A dlaczego on nie zawlecze swego leniwego ciala na gore? - zapytala Haramis groznie. - Czyzby nie zdawal sobie sprawy, jaka bylam chora? Enya baknela cos na temat obiadu i czym predzej ulotnila sie z kuchni, rzucajac niespokojne spojrzenie w kierunku Haramis. Co sie z nia dzieje? pomyslala Arcymagini. Dlaczego wszyscy tak dziwnie sie zachowuja? -Pani - rzekla po chwili wahania Mikayla - czy zapomnialas, ze zmienilas Mistrza Uzuna w harfe? Nie moze wchodzic po schodach; sam nie potrafi wykonac najmniejszego ruchu. Na Czarny Kwiat, pomyslala Haramis, zupelnie o tym zapomnialam. Nie przyznam sie jednak do tego i nie pozwole, by traktowali mnie jak idiotke. -A zatem kaz sluzacym go przyniesc! - warknela. -Teraz? -Tak, teraz! -Jak sobie zyczysz, pani. - Mikayla dygnela i wyszla z pokoju. Czy moje polecenia nie moga byc wykonane bez sprzeczki? zastanowila sie Haramis wyraznie poirytowana. Odpowiedz na swoje pytanie uzyskala nieco pozniej, kiedy uslyszala glosy w korytarzu. Enya przyniosla lekka kolacje. Bevis towarzyszyla Arcymagini przy jedzeniu. Drzwi do sypialni staly otworem, wiec dochodzace z korytarza komentarze byly wyraznie slyszalne. -Nadal uwazam, ze to nie jest dobry pomysl. - Ten glos nalezal do mlodego mezczyzny. Haramis nie rozpoznawala go. -To wyjatkowy rozkaz Arcymagini - mowila Mikayla tonem, ktory sugerowal, ze podziela zdanie swego rozmowcy. -Wnieslismy go po schodach i o nic sie nie uderzyl. - To strazniczka, ktora krol wyslal z Haramis - jak miala na imie? Ach, tak, Nella, czy cos podobnego. - W czym wiec problem? -Harfy to niezwykle delikatne instrumenty - powiedzial mlody mezczyzna. - Mistrza Uzuna od wielu lat nie ruszano z miejsca. Obawiam sie, ze wystawianie go na zmiany temperatury i wilgotnosci, zwiazane z przenoszeniem go, moze powaznie mu zaszkodzic. -Wszystko mi jedno. - To musial byc glos Uzuna, uswiadomila sobie Haramis; uslyszala bowiem brzmienie strun harfy, po ktorym nastapil jakis gluchy odglos. -Ostroznie! - warknely jednoczesnie trzy glosy; dwa ludzkie i jeden harfy. -Przepraszam - odpowiedziala Nella - nikt nie ostrzegal mnie, ze on mowi. -Juz jestes rozstrojony, Uzunie - zauwazyl mlody mezczyzna. - Mowilem ci, ze na korytarzach panuje chlod. -Mozesz mnie ponownie nastroic, kiedy dotrzemy do komnaty Pani - rzekl spokojnie Uzun. Teraz nawet Haramis zdala sobie sprawe, ze instrument ulegl rozstrojeniu. Ta nieporadna strazniczka musiala go upuscic. -Moje miejsce jest przy Arcymagini - kontynuowal Uzun - bez wzgledu na to, co sie wydarzy. - Wspomnienia w umysle Haramis zaczely budzic sie ze snu i zza ciemnej kurtyny wylonil sie obraz malego Nyssoma. Przypomniala sobie, jak podczas wedrowki w gorach niemalze zamarzl na smierc. Trojka zmeczonych ludzi wniosla harfe do komnaty. -Oto jest - powiedziala Mikayla. - Gdzie mamy go postawic? -W glowach lozka - odparla Haramis. -Ale tuz obok jest krata grzewcza - zaprotestowal mlody mezczyzna. - Zbyt wysoka temperatura moze doprowadzic do popekania ramy. -Od lat stal przy kominku! - skontrowala Mikayla. -Blisko kominka, a nie bezposrednio przed nim! -Dosc tego! - warknela Haramis. - Jestem zmeczona wysluchiwaniem waszego przekomarzania sie. Postawcie go tam, nastrojcie i zostawcie nas samych! -Tak, pani. - Mikayla westchnela. Ostroznie ustawili harfe we wskazanym miejscu. Mlodzieniec wyciagnal zza pasa klucz do strojenia i ostroznie zaczal dostrajac struny. Haramis zmarszczyla brwi, starajac sie przywolac jego obraz z mrokow pamieci. Wygladal znajomo, lecz nie pamietala, by byl jednym z jej sluzacych; w rzeczywistosci nikt z jej sluzacych nie nalezal do rasy ludzkiej. Mikayla jednak wydawala mu polecenia, jakby pelnil wlasnie taka funkcje. Czyzby podczas jej nieobecnosci dziewczyna przyjela wiecej sluzacych? Jak dlugo mnie nie bylo? Zapytam Uzuna, kiedy zostaniemy sami. Zdawalo jej sie, ze strojenie trwalo cala wiecznosc, lecz wreszcie w komnacie rozlegl sie czysty dzwiek naprezonych strun. -Zostawcie nas, wszyscy - rozkazala Haramis. Nella sklonila glowe i szybko wyszla z pokoju; przez caly czas czaila sie przy drzwiach, sprawiajac wrazenie, jakby chciala byc zupelnie gdzie indziej. Bevis wziela pusta tace Haramis, dygnela i wycofala sie z szacunkiem. Mikayla poklepala lekko rame harfy, po czym ruszyla sladem zielarki, lecz zatrzymala sie w drzwiach, najwidoczniej czekajac na mlodego mezczyzne. Przejechal dlonia po kolumnie harfy, zmarszczyl brwi ze zmartwieniem i wyszeptal: -Wybacz, Uzunie. - Nastepnie dolaczyl do Mikayli i wyszli razem. -Kim on jest? - zapytala rozdraznionym glosem Haramis. - Czy ta dziewczyna wynajela wiecej sluzacych? Jak dlugo mnie nie bylo? Czy w ogole poczynila jakies postepy w nauce? -Serce me raduje sie, ze wrocilas cala i zdrowa, o pani - odparl Mistrz Uzun. - Obawialem sie, ze juz cie wiecej nie ujrze. Oczywiscie w obecnej postaci i tak cie nie widze, lecz balem sie, ze wiecej nie uslysze twego glosu. -Ja rowniez sie ciesze, ze cie widze, moj najstarszy przyjacielu - odparla Haramis, na chwile ulegajac wzruszeniu. - Powiedz mi jednak, co sie dzialo w czasie mej nieobecnosci? -Niewiele - rzekl Uzun. - Ksztalcilem ksiezniczke Mikayle w magii i przyznaje, iz poczynila spore postepy. Przeczytala juz wszystkie ksiegi z twej biblioteki i bardzo dobrze radzi sobie z czarami. Cwiczyla sprawdzajac co kilka dni stan twego zdrowia. -A wiec dlatego rozpostarla most - rzekla w zadumie Haramis. - Czy potrafi wzywac lammergeiery? -Tak, jestem pewien, ze potrafi. -Zdaje sie, ze opuscil ja tamten nastroj przygnebienia, po wyjezdzie Fiolona... - Glos Haramis zalamal sie nagle, jako ze zdala sobie sprawe, kim jest mlody mezczyzna. - To byl Fiolon, prawda? - zapytala. - Co on tu znow robi? -Moze przypominasz sobie - odezwal sie z wahaniem Uzun - ze tuz przed twoja choroba panicz Fiolon wywolal wielki opad sniegu nad Cytadela. -Zaiste, pamietam dobrze. - Umyslem Haramis targnela eksplozja swiatla. - Laczylo ich uczucie, Mikayla bawila sie magia pogodowa, a teraz, jak sie domyslam, sa juz polaczeni na stale! Jak mogles do tego dopuscic? - zapytala rozwscieczona. -Mikayla nadal jest dziewica - rzekl stanowczo Uzun - i jestem pewien, ze Fiolon tez jest... hm... Laczy ich wiez wylacznie natury emocjonalnej, nie fizycznej, i w chwili gdy nikczemnie probowalas ja przerwac, istniala juz od pieciu lat. Haramis zabraklo powietrza w plucach. Od dwoch wiekow nikt nie osmielil sie mowic do niej w ten sposob. -Wiez zostala ponownie przywrocona w pol dnia - kontynuowal Uzun - lecz z opisu bolu odczuwanego przez nich oboje wynikalo, ze kontakt ten nie obejmowal nizszych czesci ciala. Nie sadze, bys mogla wowczas trwale uciac te wiez bez ich pomocy. Jestem rowniez przekonany, ze teraz absolutnie nie mozesz tego zrobic. Nie bylo cie przez ponad poltora roku, a ja ksztalcilem ich oboje. -Uczyles tego chlopaka? - wrzasnela z przerazeniem Haramis. - Czys postradal zmysly? Czy chcesz stworzyc kolejnego Orogasrusa? -Panicz Fiolon w niczym nie przypomina Orogastusa - rzekl stanowczo Uzun. - A dziecko, jakim byl wtedy, gdy odeslalas go, posiadajace pewne pojecie o magii pogodowej, lecz bez zadnej kontroli nad nia, bylo niezwykle niebezpieczne. Potrzebowal tej nauki, dla bezpieczenstwa wszystkich dokola i dla dobra ziemi. -A ty, w moim domu, bez mojej zgody, wziales na swoje barki ten ciezar? -Czyz nie jest to rowniez moj dom? - zapytal lagodnie Uzun. - Poza tym nie bylas w stanie dac mi pozwolenia; z poczatku nawet nie pamietalas, ze Fiolon i Mikayla w ogole istnieja. Zrobilem, co uwazalem za sluszne, dla nich oraz dla ziemi. Otrzymal wiedze i teraz nic juz nie mozna na to poradzic. -Byc moze masz racje - przyznala z ociaganiem Haramis. - Nie moze jednak tu zostac. To niewlasciwe. Nie powinien byl tu mieszkac z ksiezniczka Mikayla bez przyzwoitki. -Nie sadze, aby byla to sprawa powszechnie znana - zauwazyl Uzun. - Zaloze sie, ze w Cytadeli nikt nawet za nim nie zatesknil. A teraz, kiedy raczylas powrocic, maja juz przyzwoitke. -On rozprasza ja w nauce - rzekla stanowczo Haramis. - Wyjezdza jutro i tym razem odprawie go do Varu, na grzbiecie lammergeiera! -Mozesz wzywac lammergeiery? - spytal Uzun. - To dobre wiesci. Kiedy zachorowalas, absolutnie nie mogly sie z toba porozumiewac i bardzo sie tym martwilismy. -Martwilismy? - spytala Haramis. Nie byla pewna, czy potrafi wezwac lammergeiery, lecz nie chciala sie do tego przyznac. -Fiolon, Mikayla i ja - odparl Uzun. - Nie widzielismy potrzeby mowic sluzacym, jak ciezko chorujesz. Haramis sama nie pamietala dokladnie przebiegu choroby, wiec cieszyla sie, ze przynajmniej sluzacy nie plotkowali na temat stanu jej zdrowia. Nagle uzmyslowila sobie jak bardzo jest zmeczona. -Ide spac, Uzunie. Dobranoc. -Dobranoc, pani. - Zapadajac w sen uslyszala odpowiedz Mistrza. - Przyjemnych snow. Nazajutrz Haramis wezwala Mikayle i Fiolona, aby powiadomic ich o zamiarze odeslania chlopca. -Alez, pani - zaprotestowala Mikayla. - Potrzebuje jego pomocy podczas przenoszenia Mistrza Uzuna do nowego ciala. Zaklecia sa zbyt skomplikowane dla jednej osoby, a caly proces dlugi i zawily. -Nowe cialo? - Haramis uniosla brwi. -Nie mowiles? Mikayla spojrzala na Uzuna. -Ksztalt mego ciala jest bez znaczenia, kiedy jestem przy niej - odparl lagodnie Uzun. -W tej postaci, pozostajac w tej komnacie, nie przetrwasz dluzej niz rok - ocenil tonem znawcy. Fiolon pogladzil dlonmi ramie harfy. -Niebawem bede mogla chodzic - powiedziala Haramis - i przeniesiemy go z powrotem do gabinetu. -To niewatpliwie przedluzy mu troche zycie - rzekl Fiolon. -A bardzo cierpi, poniewaz jest slepy i nie moze sie ruszac - dodala Mikayla. - Szczegolnie przygnebiony byl w trakcie twojej choroby w Cytadeli, kiedy nie mogl nawet uzywac czarow, by zobaczyc, jak sie czujesz. Musial calkowicie polegac na nas, a i tak nie widzial tego, co my widzielismy; mogl jedynie liczyc na nasze opisy. Byl bardzo nieszczesliwy. -Nie bylo az tak zle - rzekl Uzun. -Przestan oszczedzac jej uczucia - warknela Mikayla. - W zeszlym roku byles zupelnie innego zdania. Uzun zawsze probowal oszczedzac me uczucia, przypomniala sobie Haramis. Zawsze powtarzal, ze najwazniejszym celem jego zycia jest umrzec sluzac mi. -Skad wzieliscie nowe cialo? - zapytala. - Jak ono wyglada? -Ma postac Nyssoma, wykonane jest z pomalowanego drewna, polaczonego za pomoca stawow - odparla Mikayla. - Stworzyl je Ten Ktory Sprawia Zycie w Swiatyni Meret. Staralismy sie, zeby jak najbardziej przypominalo dawne cialo Uzuna. -Nigdy nie slyszalam o Swiatyni Meret. Coz to za miejsce? Haramis poczula bol glowy. -Lezy na polnocnym zboczu Gory Gidris, naprzeciwko miejsca, gdzie znalazlas Talizman - wytlumaczyl Fiolon. -Meret to labornocka bogini ziemi - dodala Mikayla. - Gore Gidris uwaza sie za czesc jej ciala, a rzeke Noku za jej krew, ktora uzyznia ziemie. -Uzywaja magii krwi? - spytala ostro Haramis. -Tylko symbolicznie - zapewnila ja Mikayla. -Mimo wszystko nie podoba mi sie to - powiedziala Arcymagini. - Zakazuje ci cokolwiek robic w tej sprawie, zanim nie wyzdrowieje na tyle, aby przestudiowac glebiej ten problem. Poza tym nie potrzebujesz Fiolona; jesli stwierdze, ze to dobry pomysl, sama odprawie rytual. Mlodzi spojrzeli z oslupieniem. -Przeciez nie znasz tego rytualu! - zaprotestowala Mikayla. - Nauka nawet tych najprostszych, codziennych rytualow Bogini Meret zajela mi kilka miesiecy. -Naprawde martwie sie, czy struktura harty nie zostala naruszona - dodal Fiolon. -To przestan sie martwic - poradzila mu chlodno Haramis. - Jedziesz do Varu, i to dzisiaj. Idz i spakuj wszystko, co uda ci sie zaladowac na lammergeiera. - Fiolon nie ruszyl sie z miejsca; oboje z Mikayla patrzyli w zdumieniu na Haramis. - No idz! - powtorzyla Haramis. Chlopiec spojrzal na Mikayle. Wzruszyl ramionami i wyszedl z pokoju. -Nie mozesz wyslac go do Varu! - zaprotestowala Mikayla. -Nie byl tam od dziecinstwa. Jego dom jest tu, w Ruwendzie. -Gdzie weszy dokola ciebie, jakbys sie grzala! - warknela Haramis. - Zamierzam wyslac go jak najdalej; nie pozwole, zeby dalej rozpraszal cie w nauce. -Nauka idzie mi o wiele lepiej, kiedy jestesmy razem - zauwazyla Mikayla. - I wcale nie zachowujemy sie nieskromnie, a twoje oskarzenia sa idiotyczne! Czy Uzun ci tego nie wyjasnil, czy tez moze nie potrafilas go zrozumiec? - Najwyrazniej ta dziewczyna stracila panowanie nad soba, lecz Haramis nie mogla pojac, dlaczego. -Bez watpienia wywiera na ciebie zly wplyw - rzekla oschle. - Kiedy tylko zaczyna sie rozmowa o nim, nabierasz skandalicznych manier. -Tak sie sklada, ze zalezy mi na Fiolonie - powiedziala Mikayla. - Od dziecinstwa jestesmy najlepszymi przyjaciolmi. Zamierzalismy sie pobrac, lecz pojawilas sie ty i zepsulas wszystko. Nie oczekuj, ze zmienie uczucia swoje tylko dlatego, ze ty zakazujesz mi wyjsc za niego. -Spodziewam sie, ze twoje uczucia wzgledem niego ulegna zmianie, kiedy bedzie daleko stad - poinformowala ja Haramis. - Dlatego wlasnie wysylam go do Varu. Niewatpliwie Cytadela jest zbyt blisko. -W jaki sposob wyslesz go do Varu? - spytala Mikayla. -Moze wezwac lammergeiera - odezwal sie Uzun. - Powiedziala mi wczoraj wieczorem. -Mylila sie, Uzunie - rzekla lagodnie Mikayla. - Nadal nie moga porozumiec sie z nia; pytalam je dzis rano. -A wiec ty wezwiesz - rzucila Haramis. - Skoro ty potrafisz z nimi rozmawiac. -Potrafie z nimi rozmawiac - przyznala Mikayla. - Jak myslisz, kto wczoraj kazal im zabrac cie tu na gore? Skad jednak przyszlo ci do glowy, ze pomoge ci odeslac Fiolona? -Zdaje sie, ze zapominasz, dziewczyno, ze to moj dom - zauwazyla Haramis. -Czy nie jest to rowniez dom Uzuna? - zapytala Mikayla. - To on zaprosil Fiolona. -Tak, powiedzial mi, ze chcial przez jakis czas ksztalcic tego chlopaka - odezwala sie Haramis - lecz mysle, ze nauka dobiegla konca, prawda, Uzunie? -Nie przedstawia bezposredniego zagrozenia dla samego siebie ani dla innych - przyznal dosc opornie Uzun. Do komnaty wszedl Fiolon odziany w cieply stroj. W reku trzymal maly worek. -Jestem gotow wyruszyc do Varu - odezwal sie. -Ona nie moze cie wyslac - rzekla przebiegle Mikayla. Haramis zalowala, ze nie ma dosc sily, aby trzasnac dziewczyne w twarz. - Wciaz nie potrafi rozmawiac z lammergeierami. -Ale ty potrafisz - zauwazyl Fiolon. -Dlaczego mialabym to zrobic? -Poniewaz cie prosze - powiedzial lagodnie. - Nie martw sie, Miko, wszystko bedzie dobrze. Nadal jestem siostrzencem krola. - Pociagnal ja na bok, objal ramionami i szeptal cos do ucha przez dlugi czas. Haramis bezskutecznie probowala uslyszec jego slowa i nie widziala reakcji dziewczyny, ktora stala do niej odwrocona tylem. Twarz Fiolona nie zdradzala zadnych emocji. Dopiero po chwili, najwyrazniej slyszac zgode Mikayli na wezwanie lammergeiera, usmiechnal sie do dziewczyny. Haramis poczula uklucie zazdrosci; nie przypominala sobie, zeby ktokolwiek na nia tak patrzyl. Zaskoczyla ja milosc i akceptacja, ktore ujrzala w oczach mlodzienca. Jak moze tak bardzo zalezec mu na tym upartym dziewczynisku? Fiolon schylil sie i zlozyl czuly pocalunek na czole Mikayli. - Nie stracisz mnie, wiesz o tym - powiedzial. - Nadal bedziesz mnie widziala w swym lustrze. Co on mial na mysli? zastanowila sie Haramis. Mikayla przylgnela do niego, drzac na calym ciele i skryla twarz w jego ramionach. Fiolon objal ja jeszcze mocniej i przytrzymal, az doszla do siebie. Wtedy zwolnil uscisk i skinal glowa w kierunku Haramis. -Dziekuje za goscine, pani - rzekl grzecznie. -Zycze ci bezpiecznej podrozy - odparla bez zastanowienia Haramis. Mikayla nie odwrocila sie, ani nie odezwala do Arcymagini. Wyszla z Fiolonem. Wkrotce Haramis uslyszala trzepot wielkich skrzydel, kiedy lammergeier wyladowal na balkonie, by po chwili wzbic sie ponownie w powietrze. Mikayla nie powrocila do komnaty Haramis. Kiedy stara kobieta zapytala Enye, gdzie podziewa sie dziewczyna, gosposia poinformowala ja, ze Mikayla zamknela sie w sypialni i nie odpowiada nikomu, kto zblizy sie do drzwi. Haramis westchnela. -Prawdopodobnie znowu wpadla w nastroj przygnebienia. Zostaw ja, az sama sie pokaze. Bez watpienia wyjdzie, gdy zglodnieje. - Przysiegam na Czarny Kwiat, ze latwiej jest szkolic froniale. Rozdzial dziewietnasty Mikayla obserwowala, jak ogromny ptak zabiera Fiolona na poludnie. Rozumiala, ze chlopiec nie chcial zostac w Wiezy teraz, kiedy wrocila Haramis. Mikayla rowniez najchetniej opuscilaby to ponure miejsce, zwazywszy nastroj, jaki wytwarzala wokolo siebie Arcymagini. Tylko z tego powodu zgodzila sie wezwac lammergeiera. Nie uczynila tego dla Haramis.Wolnym krokiem podazyla do sypialni. Zamknela za soba drzwi, po czym usiadla na lozku i spod tuniki wyjela kulke. Przywolala obraz Fiolona, lecz nie probowala z nim rozmawiac. Nie chciala go rozpraszac podczas lotu. Obserwowala, jak ptak szybuje ponad Ciernistym Pieklem, Czarnymi Blotami i Zielonymi Blotami, przecina zachodnia czesc Lasu Tassaleyo i dalej kieruje sie szlakiem Wielkiej Rzeki Mutar, ktora przeplywa przez Var i wpada do Morza Poludniowego. Fiolon pokierowal ptakiem w strone zachodniego brzegu rzeki, na poludnie od granicy miedzy Ruwenda i Varem. Nie potrzebowal mojej pomocy, aby wezwac lammergeiera, uswiadomila sobie Mikayla. Moze z nimi rozmawiac rownie dobrze jak ja. Byla to ostatnia spojna mysl. Kiedy Fiolon zsunal sie z grzbietu ptaka, a jego stopy dotknely varskiej ziemi, otaczajacy go swiat zmienil sie, a poprzez ich wzajemna wiez swiat Mikayli rowniez ulegl zmianie. W chwili, gdy Fiolon stanal na ziemi, ona upadla na lozko niczym szmaciana lalka. Obydwoje byli zupelnie bezradni w obliczu uczuc przepelniajacych Fiolona, a poprzez niego rowniez Mikayle. Caly obszar Varu schwycil Fiolona, jakby ziemia probowala przejac kontrole nad jego cialem. Rzeki, w szczegolnosci Wielki Mutar, wymienialy wode na jego krew, a wiatry wiejace od Morza Poludniowego stawaly sie jego oddechem, napelniajac mu pluca i rozchodzac sie po calym ciele. Dzien, w ktorym ich lodz przewrocila sie do gory dnem przy ujsciu rzeki Golobar do Dolnego Mutaru, wydawal sie blahostka w porownaniu z tym, co dzialo sie obecnie. Pomimo wczesnej zimy roslinnosc dokola wydawala sie tryskac zyciem; nie byly to dzikie porosty wielkich moczarow Ruwendy, lecz uporzadkowane, zadbane zimowe uprawy, lezace nie tylko w pasie otaczajacym Wielki Mutar, lecz rozciagajace sie na calym terytorium. Pola uprawne obejmowaly wiekszosc obszaru poczawszy od Lasu Tassaleyo, ktory porastal granice miedzy Varem a Ruwenda, az do morza. Fiolon otworzyl usta ze zdziwienia. Wybrzeza Varu otaczal bezmiar wody, przerastajacy jego najsmielsze wyobrazenia. Poczul sie jakby czastka jego ciala spoczywala na zoltym piasku plazy, obmywana nieustepliwymi falami, a jednoczesnie ten sam fragment ciala zawieral w sobie Wielka Rzeke Mutar. Inna czastka byly pola uprawne. Jeszcze inna czesc obejmowala miasta, male osady podobne do tych, ktore powstaly ongis w Ruwendzie, oraz stolice i glowny port Mutavari. Przyszlo mu na mysl mgliste wspomnienie z dziecinstwa, kiedy mieszkal w Mutavarze. Nie pamietal, zeby miasto bylo az tak duze i tak gesto zaludnione. Przy wybrzezu, wzdluz obu brzegow rzeki staly przycumowane statki, a ludzie z calego swiata krzatali sie niestrudzenie biegajac to tu, to tam, ladujac i rozladowujac, zalatwiajac interesy... Na szczescie nie czul sie z nimi zwiazany; wiez z ziemia byla dla niego wystarczajaco uciazliwa. Mimo to nieprzerwanie odczuwal kontakt umyslowy z innymi jazniami, nawet jesli nie byli to ludzie, ktorych akurat teraz obserwowal... -Miko? - Myslenie przychodzilo mu z trudem, lecz Mikayla natychmiast odebrala jego slowa. To, co sie z nim dzialo, nie bylo w stanie zniszczyc ich wiezi, choc oboje czuli sie tak, jakby ich glowy mialy zaraz peknac, a ciala byly zbyt male. -Jestem tutaj, Fio. -Czy slyszysz je? -Glosy? Tak. - Mikayla odbierala fale za fala czegos pomiedzy glosem a myslami. - Nie sa ludzkie... Oboje jednoczesnie zdali sobie sprawe:...to wiesniacy! To, co zwykle stanowilo dialog miedzy nimi, teraz plynelo jak pojedyncze, nieprzerwane pasmo mysli, a zadne z nich nie wiedzialo, do kogo naleza poszczegolne czastki. Nie mialo to jednak zadnego znaczenia; wlasciwie nigdy nie bylo wazne, w umysle ktorego z nich powstala konkretna mysl. -Nie Nyssomowie... ani Vispi... na pewno nie Skritekowie... ale jeden z nich jest dosc dziki... jeden z nich? Tak, zgadza sie; to dwie rozne grupy... w Varze, co oznacza, ze to Glismakowie dziki narod...oraz Wyvilowie. -Ale dlaczego ich slyszymy? - Ta mysl nalezala do Fiolona. -Ja je slysze dlatego, ze ty je slyszysz - nadeszla odpowiedz Mikayli. - A jesli chodzi o to, dlaczego tyje slyszysz... Fio, czy Var mial kiedykolwiek swoja Arcymaginie? -Nic mi o tym nie wiadomo. - Fiolonowi krecilo sie w glowie, a rzeka i morze nadal zdawaly sie przeplywac przezen w regularnych odstepach czasu, lecz umysl zaczal mu sie rozjasniac. - Od dziecinstwa nie bylem w Varze i nie znam jego historii tak dobrze jak historii Ruwendy, lecz nigdy nie slyszalem, zeby Var mialo Arcymaginie. -Mysle, ze teraz ma. -Co takiego? -Ciebie. Fio, ty jestes Arcymagiem. Pomysl, albo przynajmniej postaraj sie myslec. Haramis i Uzun spedzili ostatnie trzy lata, probujac nauczyc mnie, jak byc Arcymaginia. Ty rowniez nauczyles sie tego wszystkiego. Wiesz, jak byc Arcymagiem. A skoro Var oczekiwal kogos z odpowiednia wiedza i umiejetnosciami... -Czekal, aby wyciagnac macki i schwycic pierwszego odpowiedniego kandydata... - Fiolon czul ziemie kazda czescia ciala. - Niewatpliwie schwycil mnie, pomyslal, ale jak moge przejac nad nim kontrole? Leze tu juz od nie wiem jak dlugiego czasu i wyczuwam ziemie, lecz nie potrafie poruszyc cialem, a nawet nie czuje go tak jak zawsze. -Sprobuj muzyki. - Zabawna mysl Mikayli dotknela jego umyslu. - Zawsze byl to twoj ulubiony sposob porzadkowania chaosu. -Muzyka. - Fiolon wciagnal gleboko powietrze w pluca i wypuscil powoli, ze wszystkich sil probujac zapanowac nad rozedrganym umyslem. Wichry, niczym chor fletow o roznych rozmiarach i wysokosciach dzwieku, rozbrzmialy jednoczesnie harmonijna piesnia tesknoty. Rozbijajace sie o brzeg fale i niespokojny nurt rzeki wybijaly rytm; puls ziemi zaczal bic rownym tempem. Fiolon czul, jak jego serce zatapia sie w tym rytmie, a krew w zylach plynie gladko niczym rzeka zmierzajaca ku morzu. Glosy Glismakow i Wyvilow pojawily sie w tle, tworzac kontrapunkt przypominajacy o koniecznosci zajecia sie takze i ta sprawa. Fiolon otworzyl oczy i usiadl ostroznie. Tepy bol przenikal jego zesztywniale cialo; lezal tu od jakiegos czasu, a lammergeier nadal stal nad nim czuwajac. -Bialy Panie? - dotknely go mysli ptaka, rownie wyrazne jak Mikayli. - Czy zyczysz sobie kontynuowac podroz? -Czy mozesz zabrac mnie do Mutavari? Fiolon zamrugal, patrzac na olbrzyma. -Oczywiscie, Bialy Panie. Ptak rozpostarl skrzydlo i pomogl Fiolonowi wejsc na swoj grzbiet, po czym polecieli dalej, na poludnie, az na dwor w Varze. Mikayla otworzyla oczy i sprobowala usiasc. Po nieudanej probie przekrecila sie na bok ku krawedzi lozka i spadla, ladujac na czworakach na podlodze. Ciekawa jestem, czy to wlasnie miala na mysli Haramis mowiac o "wyczuciu ziemi." Bede musiala ja zapytac. Mikayla z trudem wstala, zachwiala sie, wspierajac o meble, az wreszcie nogi wyrazily chec utrzymania jej ciala. Jak dlugo tu lezalam? zastanowila sie. Moze powinnam cos zjesc; jestem straszliwie glodna. Ciekawosc tego, co przydarzylo sie Fiolonowi, przewyzszyla glod. Przypatrzyla sie swemu odbiciu w lustrze myslac, ze nie ma sensu denerwowac Haramis swym wygladem. Nie mogla nic poradzic na bladosc, zmeczenie i worki pod oczyma, lecz przyczesala wlosy i wygladzila tunike, a nastepnie ruszyla ku komnacie Arcymagini. Drzwi do sypialni staly w polowie otworem. Haramis spala, a Bevis drzemala na krzesle przy lozku. Mikayla powiodla wzrokiem w poszukiwaniu Uzuna, lecz miejsce, gdzie go ostatnio widziala, swiecilo pustka. O, nie! pomyslala przerazona. Przeciez Fiolon mowil jej, ze tam jest mu za goraco! Mikayla odwrocila sie na piecie i pobiegla do salonu. Uzun stal na swoim miejscu w rogu przy kominku, lecz ogien prawie dogasal. -Uzunie! - jeknela przypadajac do kominka i probujac dmuchaniem pobudzic plomienie do zycia. - Odezwij sie! - krzyknela blagalnym glosem. - Co sie z toba stalo? -Fiolon mial racje. - Mikayla poczula, jak na te dzwieki lzy naplywaja jej do oczu. Struny harfy byly strasznie rozstrojone, a dzwiek wydobywajacy sie z instrumentu przypominal ochryply, slaby glos czlowieka. Pod wplywem wypowiedzianego zaklecia zaplonely lampy w komnacie, ale wysilek sprawil, ze Mikayla osunela sie bezwladnie przy kominku. Lezac patrzyla na uszkodzenia harfy, co gorsza, dostrzegla rowniez kilka pekniec w drewnie oprawy. - W sypialni Haramis bylo zbyt goraco - kontynuowal Uzun - w korytarzach panowal chlod, a warunki w tym pokoju tez nie sa odpowiednie... - Struny odmowily posluszenstwa i umilkl. Wscieklosc dala Mikayli sile, aby wstac i szarpac za dzwonek. Oczekiwanie wydawalo sie wiecznoscia. Enya, odziana jedynie w nocna koszule, stanela w progu ziewajac szeroko. -A wiec rzeczywiscie poddalas sie nastrojowi przygnebienia, co? - Obrzucila Mikayle nieprzychylnym spojrzeniem. - Pani powiedziala, ze mozesz jesc, kiedy zdecydujesz sie wyjsc z pokoju, lecz czy ty w ogole masz pojecie, ze jest srodek nocy? -Nie dbam o to! - warknela Mikayla wskazujac na harfe. - Popatrz tylko na kominek! Czy swiadomie probujesz zniszczyc Mistrza Uzuna? Niewatpliwie po tak wielu latach wiesz, jak silny powinnas utrzymywac ogien. -Na Czarny Kwiat! - Enya z trwoga spogladala to na harfe, to na wygasajace palenisko, po czym szybko zamknela oczy, aby przywolac pozostalych sluzacych. - Za chwile bedzie tu wiecej drzewa, ksiezniczko - rzucila. - Strasznie mi przykro. Ogien przygasl, kiedy Mistrz Uzun przebywal na gorze, a nikt nie uzywal tego pokoju... a ona kazala dopiero dzis wieczor przeniesc Mistrza z powrotem... - Glos uwiazl jej w gardle. Zapomnieliscie, dopowiedziala sobie w glebi ducha Mikayla. Nie bylo sensu dalej wymyslac gosposi. Wszystko stalo sie jasne. Mikayla postanowila w regularnych odstepach czasu sprawdzac jak sie czuje Uzun. -Mistrz Uzun wrocil do swojej komnaty i ja pozostane przy nim - powiedziala spokojnie - wiec bylabym bardzo wdzieczna, gdyby cieplota utrzymywala sie na stalym, odpowiednim poziomie. -Tak, ksiezniczko - odrzekla szybko Enya. - Zadbam o to. Przyniose ci tace. Na pewno jestes glodna; nic nie jadlas od paru dni. -Dziekuje, Enyo. - Mimo ogarniajacego ja gniewu, Mikayla zmusila sie do usmiechu. - To bardzo mile z twojej strony. Pracowalam i stracilam poczucie czasu. Gdy tylko kroki Enyi ucichly w oddali, Uzun zapytal: -Pracowalas? Zamknieta w komnacie przez dwa dni? Co robilas? -Przez dwa dni? - zapytala Mikayla. - Nic dziwnego, ze jestem taka glodna. Mam nadzieje, ze Fiolonowi dadza jesc, gdy dotrze do Mutavaru. -Znowu polaczylas sie z Fiolonem. - Nie bylo to pytanie, wiec nie zwrocil uwagi na skinienie glowy Mikayli. - Co sie z nim stalo? -Cos naprawde dziwnego, Uzunie - zaczela Mikayla, po czym przerwala, kiedy jeden z Vispi wniosl narecze drewna i zaczal rozpalac ogien. Po jakims czasie powrocila Enya z taca, na ktorej znajdowala sie miska zupy adop i pol bochenka chleba. Poradzila Mikayli, by jadla powoli, w przeciwnym razie moglaby sie rozchorowac. Mikayla zaczela skubac koniec bochenka, czekajac az wyjda sluzacy i bedzie mogla swobodnie rozmawiac z Uzunem. Kiedy znow znalezli sie sami, opowiedziala mu co sie wydarzylo. -Czy sadzisz, ze Fiolon naprawde jest Arcymagiem Varu? - zakonczyla. -Najwyrazniej na to wyglada - odparla harfa. - Lecz nie wspominalbym o tym Haramis. -Nie zamierzalam jej mowic - zapewnila go Mikayla. - Nie sadze jednak, zebym wzbudzila w niej zbytnie podejrzenia, pytajac o dni, kiedy zostala Arcymaginia, jak myslisz? -Na pewno nie skojarzy sobie tego z Fiolonem, w zadnym razie - odparl sucho Uzun. Westchnal z zadowoleniem. - Naprawde czuje sie znacznie lepiej, gdy plomienie wesolo igraja w kominku, ksiezniczko. Dziekuje. -Powinni byli o tym pamietac - stwierdzila Mikayla, zaciskajac usta ze zlosci. - Jesli rzeczywiscie zapomnieli, ze jestes wrazliwa istota, ktora wymaga stalej opieki, dopilnuje, zeby to sie wiecej nie powtorzylo! Bede tu zagladac jak najczesciej, Uzunie. -Jesli znowu nie "odjedziesz" na kilka dni - zauwazyla harfa. -Nie - odparla wesolo Mikayla. - Tak silne doswiadczenie moze byc zjawiskiem wyjatkowym i jedynym w zyciu. Nazajutrz poszla porozmawiac z Haramis. Zachecenie jej do opowiadania o latach mlodosci nie okazalo sie wcale trudne, a opisy sprawily, ze Mikayla jeszcze bardziej utwierdzila sie w przekonaniu o slusznosci swej teorii na temat tego, co przydarzylo sie Fiolonowi. Kiedy jednak zadala pytanie o odczuwanie ziemi, Haramis utkwila w niej swidrujacy wzrok. -Czyzbys rozwinela w sobie wyczucie ruwendyjskiej ziemi? - zapytala ostro. -Nie, pani! - jeknela przerazona Mikayla, potrzasajac zapalczywie glowa. Na Czarny Kwiat, uswiadomila sobie z nagla trwoga, ona stracila wyczucie ziemi! Lecz ja na pewno go nie mam, i Fiolon tez nie, przynajmniej jesli chodzi o Ruwende. Ktoz wiec je ma? Czy jest ktos taki? Siegnela umyslem probujac wyczuc ziemie. Powrocily slabe obrazy; ziemia nadal chorowala, a Mikayla wciaz nie mogla temu zaradzic. - Tylko sie zastanawialam, to wszystko. Kiedys cos o tym wspominalas. Haramis popatrzyla na nia wzgardliwie. -Jeszcze za wczesnie, bys sie tym przejmowala. Idz do biblioteki i poucz sie troche. -Tak, pani. - Mikayla dygnela i wyszla z komnaty. Juz dawno przeczytala wszystkie woluminy z biblioteki Haramis. Wiedziala jednak, ze sluzacy niezwlocznie poinformuja Arcymaginie, jesli nie zastosuje sie do jej polecenia, wiec poslusznie podazyla do biblioteki i reszte popoludnia spedzila na rozmyslaniach, siedzac nad otwarta wielka ksiega. Nie miala zbyt radosnych mysli. Rozdzial dwudziesty Na Wladcow Powietrza, Uzunie, przestan wciaz powtarzac mi, zebym tylko nie rozgniewala Haramis! - Mikayla utkwila wzrok w harfie. Przyszla do Mistrza pozalic sie po kolejnej sprzeczce z Haramis, ale Uzun wcale nie mial zamiaru jej pocieszac. Haramis ostro wziela sie do ksztalcenia Mikayli, lecz nauka w wiekszosci polegala na tym, ze Mikayla siedziala przez dlugie godziny przy lozku Arcymagini, a w tym czasie Haramis opowiadala jej ciagle te same historie. Mikayla walczyla ze soba, zeby nie zaczac wrzeszczec z irytacji.-Nie rozumiem, dlaczego ty sie na nia nie zloscisz. - Spojrzala z wyrzutem na Uzuna. - Popatrz, co z toba zrobila! Najpierw zmienia cie w harfe. Potem, kiedy mozesz miec nowe cialo - a nie zdajesz sobie nawet sprawy, jakie obietnice musialam zlozyc, zeby je dostac! - zakazuje nam przeniesc cie do tego ciala. Na dodatek kaze cie wlec do swojej komnaty, w ktorej jest tak goraco, ze zostajesz trwale uszkodzony - mimo ze Fiolon wczesniej ostrzegl ja o skutkach takiego postepowania! Na twoim miejscu bylabym na nia co najmniej wsciekla! -Ja nie musze sie na nia zloscic, Mikaylo; twoj gniew wystarcza za nas oboje. Uzun westchnal. Postaraj sie pamietac, ze przeszla ciezka chorobe. Nie zamierzala mnie zranic i ciebie tez nie zamierza skrzywdzic. -Bylby to calkiem przekonujacy argument, gdyby przed choroba okazala wiecej dobroci nam obojgu - zauwazyla Mikayla. -Ale, prosze, nie krzycz na nia. - Uzun ponownie westchnal. - To rani jej uczucia i nie wplywa dobrze na rekonwalescencje. -Dlaczego mialabym myslec o jej uczuciach? - zapytala z wsciekloscia Mikayla. - Ona nie zwaza na moje! - Haramis wyzdrowiala wystarczajaco, by byc nieprzyjemna dla wszystkich dookola, a Mikayla nie potrafila tego dluzej wytrzymac. -Nikt nie dba o moje uczucia; jestem tu marnym ludzikiem. Nie traktuje sie mnie jak osobe; jestem rzecza: "Arcymaginia w trakcie ksztalcenia." Wybierz sobie w miare odpowiednie dziecko, niewazne, ze to okragly kolek, obetniemy wystajace czesci i wepchniemy ja w kwadratowa dziure! Niewazne, czego ta dziewczynka chce, niewazne, jak dotkliwie ja ranisz, niewazne razy, jakie zadajesz. Nie ma znaczenia, kim by byla, gdybys nie zmienila biegu wypadkow. Haramis o to nie dba. Nikt o to nie dba! Natomiast wszyscy bardzo sie martwia o to, czego chce Haramis! - Mikayla przerwala, aby wydmuchac nos. -A cokolwiek sie stanie Arcymagini, wszyscy obwiniaja mnie! Jesli zaboli ja glowa, moja wina. Jesli zaslabnie, czy zapomni o obiedzie, moja wina. Gdyby spadla ze schodow, a ja bylabym na drugim koncu Wiezy, obwiniono by mnie! Nie jestem czarodziejka; jestem kozlem ofiarnym! -Mowi, ze mnie ksztalci, mowi, ze probuje mnie nauczyc, jak zostac najlepsza z mozliwych Arcymaginia, lecz, wierz mi, w dniu, w ktorym uswiadomi sobie, ze w czymkolwiek jestem lepsza od niej, wyjdzie przez dach Wiezy! Ona nie chce innej Arcymagini; ona pragnie niewolnicy, ktora nauczy sie tylko tego, czego ona chce ja nauczyc, i tylko w takim stopniu, w jakim ona zechce. -Jedyne, czego nigdy, przenigdy nie moge zrobic, to przewyzszyc ja. Mysle, ze gdybym tego dokonala, zabilaby mnie. To dobrze, ze zaraz po wyjezdzie Fiolona w jakis sposob zapomniala, ze potrafie rozmawiac z lammergeierami! -Powinnas sie wstydzic swych slow - powiedzial surowo Uzun. -Dlaczego mialabym sie wstydzic? Nigdy nie chcialam tu przyjechac. Staram sie, jak moge, ale okazuje sie, ze nigdy niczego nie robie dobrze. Wszyscy mnie nienawidza i oskarzaja o kazde niepowodzenie. Chcialabym umrzec! - Wybuchnela placzem, lecz wciaz mowila lkajac. - A za kazdym... razem... gdy poczuje sie... szczesliwa, wszyscy mowia: "Och, nie zlosc Haramis." Jesli Haramis nie chce sie... ciagle... gniewac, moze powinna... byla wybrac kogos innego na... nastepczynie! -Wiem, ze... w...wnym sensie, nalezy... do mo...jej...dziny, i powinnam ja kochac; wiem, ze jest moja... pania i winnam jej po...sluszen...wo... - Mikayla tak mocno zanosila sie placzem, ze wyrzucala z siebie na wpol zrozumiale slowa -...ale ja nawet... nie moge po... dziec, ze ja...ubie... nie lubie sa...mej sie...bie... nie lubie swego zycia. Nie cierpie tego miej... sca; wolalabym zyc z banda Skritekow. Z trudem wstala i skierowala sie do drzwi. -Ide na spacer. -Czy to nie niebezpieczne? - zaprotestowal Uzun. - Gdzie idziesz i kiedy wrocisz? Niebawem sie sciemni. -Ide, gdzie mi sie zachce, a wroce, kiedy bede cholernie dobra i gotowa, aby wrocic. Prawdopodobnie kiedy trzy ksiezyce wzejda razem na zachodzie! Przypuszczam, ze nie potrwa to tak dlugo, pomyslala z niepokojem Mikayla po jakims czasie. Przenikliwy ziab przenikal do szpiku kosci, a otaczajace ja ciemnosci sprawily, ze poczula sie zagubiona. Moglaby tu umrzec i nikt by jej nie znalazl. Ucieczka z Wiezy bez zapasow zywnosci, bez lampy i cieplych ubran, ktore moglyby ochronic przez chlodem, jaki nastaje po zapadnieciu zmroku, nie nalezala do najinteligentniejszych decyzji. Chyba powinnam bardziej panowac nad soba. Jesli przezyje, postaram sie dac z siebie wiecej... Posuwala sie dalej rownym krokiem, nie wiedzac dokad zmierza, rownoczesnie zdajac sobie sprawe, ze najmniejszy postoj oznaczalby smierc. Teraz, kiedy smierc zajrzala mi prosto w oczy, pomyslala kwasno, wcale nie jestem taka pewna, ze chce umrzec. Nie wiem rowniez, czy chce wracac do Wiezy i byc dobra, mala dziewczynka Haramis. Szkoda, ze nie mam gdzie pojsc. Poza tym dobrze byloby wiedziec, dokad ide. Wlasnie wtedy dotarlo do niej, ze absolutnie nie widzi, gdzie stawia stopy. Nie byla pewna, na co nastapila; cos wyslizgnelo jej sie spod nog, a moze to ona sie poslizgnela. Uswiadomila sobie, ze stacza sie z jakiejs krawedzi. Uderzyla o ziemie, a dokladniej o wode. Rwaca kipiel. To zabawne, nie sadzilam, ze gdzies w okolicy istnieje jakas nie zamarznieta woda. Ciekawe, gdzie jestem. Wlasciwie nie ma to dla mnie znaczenia; za chwile strace przytomnosc, a w chwile pozniej umre. Mimo wszystko walczyla z bystrym nurtem, probujac utrzymac glowe nad powierzchnia. Nagle cos poderwalo ja do gory za tyl tuniki (zgubila peleryne w czasie upadku) i wzbilo sie wraz z nia w powietrze. Poczula rozdzierajacy bol. Przemoczone do suchej nitki ubranie natychmiast zamarzlo, poniewaz nieznany wybawca lecial szybko. Lodowato zimny wicher klul w twarz i cale cialo. Mokre wlosy chlostaly niczym bicze; kiedy grubszy kosmyk wpadl jej prosto do ust, zorientowala sie, ze woda na wlosach zmienila sie w sopel lodu. Ostre szpony przebily tunike i drapaly plecy. Nadal nic nie widziala w ciemnosciach nocy. Czula sie jednak zbyt wyczerpana, zeby zastanawiac sie nad tym, czy to, co ja nioslo w powietrzu, widzialo, gdzie leci oraz czy probowalo ja ratowac, czy tez raczej upolowalo przekaske. Wzbili sie jeszcze wyzej i mroz stal sie nie do wytrzymania. Mikayli zdawalo sie, ze leca przez wiecznosc. Nagle, najwidoczniej ominawszy gorski grzbiet, stworzenie obnizylo lot. Powietrze zrobilo sie znacznie cieplejsze i Mikayla przypomniala sobie, ze Vispi zyli w zgodzie z lammergeierami w dolinach ogrzewanych goracymi zrodlami. Ptaki te prowadzily zdecydowanie dzienny tryb zycia; normalny lammergeier powinien o tej porze spac, a juz na pewno jego wzrok nie moglby przebic ciemnosci. Cokolwiek to bylo, najwyrazniej dobrze widzialo w nocy. Mikayla poczula zmiane cisnienia powietrza, kiedy skrzydla ponad nia zatrzepotaly szybciej. Wlecieli do tunelu albo waskiej jaskini. Szpony zwolnily uscisk i dziewczyna ponownie zanurzyla sie w wodzie. Tym razem woda wydawala sie bliska wrzenia. Nie tylko chce przekaske, lecz gotowana przekaske! pomyslala wrzeszczac z bolu. Chwycila sie kamiennej sciany, probujac wyciagnac udreczone cialo ponad wode, lecz miesnie odmawialy jej posluszenstwa. Trzymala wiec glowe ponad powierzchnia, jeczac bolesnie przy kazdym oddechu. Lzy plynely jej po policzkach; nigdy w zyciu nie doswiadczyla czegos bardziej bolesnego. Wydawalo jej sie, ze minela wiecznosc, zanim uzmyslowila sobie, iz woda wcale nie byla wrzatkiem; na tyle tylko ciepla, by dac ukojenie wyziebionym czlonkom, co oczywiscie bylo konieczne, a przy tym niestety bolesne. Bol zaczal ustawac, a ona powoli odprezala sie. Wtedy uslyszala ponad soba glos. -...i to mnie nazywaja ptasim mozgiem! - mowilo stworzenie. - A wlasciwie, to co robilas sama w nocy? -Uciekalam - odparla gniewnie Mikayla. - A teraz oczekuje, ze zaniesiesz mnie z powrotem. - Zerknawszy w lewo, dojrzala przymglone swiatelko dochodzace z tunelu; zobaczyla tez blady ksztalt stworzenia, ktore uratowalo jej zycie. - Jestes lammergeierem, prawda? -W pewnym sensie tak - odparl, pochylajac sie, aby lepiej sie jej przyjrzec. Stwierdzila, ze pomylila sie sadzac, iz to odbijajace sie od sniegu swiatlo wplywalo na specyficzna barwe ptaka. On naprawde byl bialy. Calkowicie bialy. A jego oczy... - Mow do mnie Czerwone Oko - powiedzial z westchnieniem. - Wszyscy tak mnie nazywaja. -To niezwykly kolor upierzenia - rzekla Mikayla najuprzejmiej jak potrafila. - Ty mozesz do mnie mowic Mika. - Nigdy nie zdradzac nieznajomym prawdziwego imienia, ale ten jest wyjatkowo dziwnym osobnikiem, pomyslala. -Moze zabiore cie tam, skad uciekalas, a moze nie - kontynuowal ptak. - Jako ze sam ucieklem od tych, ktorzy mnie stworzyli, odczuwam pewna sympatie dla wszelakich uciekinierow. -Stworzyli? - zapytala Mikayla. - Chcesz powiedziec, ze nie urodziles sie taki? -Czy widzialas kiedykolwiek stworzenie, ktore urodzilo sie pozbawione naturalnej barwy upierzenia? -Czytalam o tym - przyznala Mikayla. - Czasami zdarza sie to u ludzi i zwierzat. Nazywaja sie wowczas albinosami. -No, coz, w moim przypadku nie bylo to naturalne - warknal Czerwone Oko. - Uczynili mnie takim i probowali zapanowac nade mna. Chcieli, abym robil to, co mi kaza, abym dla nich szpiegowal, wylatywal i przynosil im rozne rzeczy w nocy. Dlatego wlasnie tak wygladam; chcieli lammergeiera, ktory prowadzilby nocny tryb zycia. -Kim sa ci "oni"? - zapytala z zaciekawieniem Mikayla. Nigdy wczesniej nie spotkala sie z magia, dzieki ktorej mozna zmieniac wyglad zyjacej istoty, zanim jeszcze przyjdzie na swiat. -Kaplani Czasu Ciemnosci - odparl Czerwone Oko. - Mieszkaja na jednym z gorskich szczytow. -Na ktorym? Gdzie teraz jestesmy? Zgubilam sie po zapadnieciu zmroku. Ptak przez caly czas przechylal glowe na jedna strone, wsluchujac sie w jej mowe. -Pochodzisz z Ruwendy, prawda? -Tak - odparla Mikayla. - Skad wiesz? -Po sposobie, w jaki sie wyslawiasz - odrzekl. - Znalazlem cie na szczycie, ktory nazywacie Gora Brom, a teraz jestesmy na wierzcholku Gory Rotolo. A jesli chodzi o to, gdzie zyja Kaplani Ciemnosci, przy odrobinie szczescia nigdy sie tego nie dowiesz. - Ponury ton jego glosu powstrzymal Mikayle od wypowiedzenia podejrzenia, ze mieszkaja oni na Gorze Gidris. Byl to jedyny szczyt, z trzech glownych, ktorego nazwy ptak nie wymienil. Enye rowniez przerazalo cos zwiazanego z Gora Gidris. Mikayla wygramolila sie niechetnie z basenu. Woda wydawala sie przyjemna, lecz rece dziewczyny pokryly sie gesia skorka, co oznaczalo, ze przebywala w basenie zbyt dlugo. -Tam znajdziesz sterte futer - odezwal sie Czerwone Oko, trzepoczac koniuszkiem skrzydla w kierunku swiatla w tunelu. - Powies swoje ubranie, zeby wyschlo, a potem zawin sie w futra i przespij troche. Ja wyruszam na polowanie. Wroce o swicie, lecz prosze, nie zapominaj o tym, ze spie w dzien. Jutro wieczorem postanowimy, co z toba poczac. Mikayla nie widziala powodu, aby sie przeciwstawiac; nigdy w zyciu nie czula sie tak zmeczona. -Dziekuje - odpowiedziala - pomyslnych lowow. Wkrotce zycie z Czerwonym Okiem ulozylo sie wedlug pewnych, calkiem zreszta wygodnych, zasad. Mikayla wyczuwala, ze jej obecnosc raduje serce samotnego ptaka. Przez kilka dni dziewczynka z zadowoleniem odpoczywala w jaskini, jedzac to, co udalo mu sie upolowac w czasie nocnych wypadow. Podejrzewala, ze musi pokonywac olbrzymie przestrzenie, zeby przynosic takie przysmaki jak tusze togara, ptaka, ktory, jak sie doskonale orientowala, zamieszkiwal niedostepne moczary. Czerwone Oko zywil sie glownie roznymi odmianami vartow, a Mikayla rowniez nie gardzila tymi malymi gryzoniami, jako ze nigdy nie wybrzydzala, jesli chodzilo o jedzenie. Czerwone Oko, stwierdziwszy wczesniej, ze ubranie, jakie miala na sobie, absolutnie nie chronilo jej przed zimnem, nauczyl ja magicznego sposobu kontrolowania temperatury ciala. Znal magie, z jaka Mikayla nigdy wczesniej sie nie zetknela. Byla ciekawa, gdzie mogl sie tego nauczyc, lecz pamietala, z jaka gorycza wspominal o swoich stworcach, i starannie unikala tego tematu. Kiedy nauczyla sie kontrolowac temperature ciala, Czerwone Oko zaczal zabierac ja na nocne wyprawy. Z biegiem dni potrafila wyczuwac, w jaki sposob wiatr wil sie i krazyl po gorach, czy okrecal wokol pograzonych w chmurach szczytow. Nauczyla sie okreslac grubosc warstwy chmury, od gory, albo od dolu, nie przelatujac przez nia. Chociaz w nocy widziala niezle, tak jak wszyscy ludzie, teraz wzrok jej sie znacznie wyostrzyl. Oczywiscie, pomyslala, lepiej, ze nie jestem aktywna za dnia. Podobnie jak Czerwone Oko stala sie stworzeniem nocnym; lezala na skorach pograzona we snie, dopoki czerwona tarcza slonca nie znikala za ostatnimi wierzcholkami, ustepujac miejsca nieprzeniknionym ciemnosciom. Pewnego wieczoru ze snu wyrwalo ja dawno nie slyszane pobrzekiwanie kulki, wciaz spoczywajacej na piersiach. Usiadla ziewajac i ujela w dlonie okragly przedmiot, podnoszac go na wysokosc oczu. Ujrzala twarz Fiolona; zdawalo sie, ze kulka swieci wlasnym swiatlem, lecz wiedziala, ze to tylko lampki w pokoju Fiolona dostarczaly tej osobliwej iluminacji. -Co sie stalo, Fio? - zapytala zaspanym glosem. -Co sie stalo? - powtorzyl poirytowany Fiolon. - Wypadasz z Wiezy o zmierzchu i nie wracasz, strazniczka Nella wraz z dwiema grupami poszukiwawczymi Vispi spedzaja caly tydzien szukajac twego ciala, a ty nawet nie raczysz sie ze mna skontaktowac. A kiedy juz cie widze, ziewasz i pytasz, czy cos nie tak? -Przepraszam, Fio - odezwala sie zaspanym glosem Mikayla. - Wlasnie sie dobudzam. Zapomnialam, ze nie mozesz juz prosic zwierciadla, zeby mnie odnalazlo. -Och, Uzun juz probowal - warknal Fiolon. -Naprawde? - spytala Mikayla. - W jaki sposob? Czy Haramis zmiekla, jesli chodzi o jego nowe cialo? -Nie, z Haramis ciagle tak samo. -A zatem nie martwi sie o mnie? - zasmiala sie Mikayla. - Tak myslalam. -Nie rozmawiajmy o Haramis, dobrze? Fiolon westchnal. -Doskonale - zgodzila sie Mikayla. - Przykro mi, jesli zaniepokoilam Uzuna; nigdy nie chcialam mu tego zrobic. Ja po prostu nie moglam juz dluzej tam wytrzymac! Czy nic mu nie jest? Uszkodzil sie, kiedy go tak przeciagali to tu, to tam; dokladnie jak przepowiedziales. -Moge zrozumiec twoje pragnienie opuszczenia tamtego miejsca - przyznal Fiolon. - Lecz on straszliwie sie o ciebie martwil; bal sie, ze nie zyjesz. Jesli chodzi o jego stan, rozwoj uszkodzen udalo sie zahamowac. Wysylam do Wiezy wykonawce harf ze strazniczka Nella, zeby zorientowal sie, jak mozna pomoc Mistrzowi. -Nella jest z toba? - zapytala Mikayla. - Gdzie? -W Let. -Let? - Mikayle ogarnelo zdumienie. - Ostatnim razem zmierzales do Mutavaru. -To prawda - odparl Fiolon. - Kiedy moj wuj, krol, dowiedzial sie, ze moglbym zajac sie Wyvilami, wyslal mnie do Let, abym z nimi handlowal. Otrzymuje drewno, ktore z kolei bardzo mu sie przydaje do budowy statkow. Jest mna zachwycony. Nawet wspomina o jakims ksiestwie dla mnie. -Brzmi to zdecydowanie lepiej niz wizja pobytu w Wiezy posrodku Nigdzie - skomentowala Mikayla. -Niektore aspekty tej pracy sa dosc skomplikowane - zauwazyl Fiolon. - Nie moglbym poradzic sobie w wielu sytuacjach, gdyby nie wyczucie ziemi. Drzewa nalezy scinac selektywnie; nie mozesz po prostu wyrabac wszystkiego na calym terenie, bo nastapi erozja, ktora niszczy ziemie i wode. To zajecie dostarcza mi jednak duzo radosci - stwierdzil. - Przyznaje sie, ze posiadam pewne magiczne umiejetnosci, ale nie wyjawiam, jak duze. Nie chce zostac okrzykniety Arcymagiem, bo wowczas podchodzono by do mnie z przesadna trwoga. Wyczucie i umiejetnosci maja byc wykorzystane dla dobra ziemi i istot na niej zyjacych, lecz uwazam, ze nie musze odcinac sie od ludzi. Dlaczego zatem Arcymagini postepuje inaczej i oczekuje ode mnie, zebym poszla jej sladem? zastanowila sie Mikayla. Skoro bycie Arcymaginia oznacza posiadanie wyczucia ziemi i wykorzystywanie go dla dobra ziemi i jej mieszkancow, to nie takie zle... -W kazdym razie - mowil dalej Fiolon - Uzun kazal Nelli przysiac, ze dochowa tajemnicy i wyjawil, jak uzyc magicznego lustra. Poprosila je, zeby cie zlokalizowalo, lecz pokazywalo jedynie ciemnosc. Tak przy okazji, ja rowniez nie widze nic wiecej w mojej kuli. Slysze cie dobrze, lecz widze tylko ciemnosc. -Tu jest ciemno, Fiolonie - powiedziala spokojnie Mikayla. - Nawet gdybys przy mnie siedzial, nie moglbys mnie dojrzec. -Wiec moze na tym polegal problem - rzekl bezwiednie Fiolon. - Kiedy powiedzial jej, zeby zlokalizowala mnie, zadzialalo bez zarzutu. Wyslal wiec ja, aby mnie odnalazla i poprosila, abym z kolei ja znalazl ciebie. -Biedny Uzun. - Mikayla westchnela. - Gdyby mial nowe cialo, moglby sam czarowac, a juz z cala pewnoscia moglby uzywac lustra. -Czy jego nowe cialo mogloby wytrzymac takie zimno? - zapytal Fiolon. - Nyssomowie nie sa odporni na chlod. -Ukrylismy je na dole, pamietasz, Fio? - przypomniala mu Mikayla. - A kiedy okreslalam, jakie ma byc cialo, zaznaczylam, ze musi wytrzymywac wyjatkowe mrozy. -Tego nie wiedzialem - przyznal Fiolon. - Sadzilem, ze mozemy je tam przechowywac tylko dlatego, ze jest tak dobrze zapakowane. -Nie. - Mikayla potrzasnela przeczaco glowa. - Nawet gdyby bylo rozpakowane, nic nie powinno sie z nim stac. Tymczasem mam nadzieje, ze wykonawca harf jest mistrzem w swoim fachu; nie widziales uszkodzen, prawda? -Nella mi je opisala. -Mowila ci, ze wierzchnia warstwa jest wypaczona, a rama popekana w trzech miejscach? -Wspomniala o dwoch miejscach i stwierdzila, ze wierzchnia warstwa wyglada smiesznie. -No, coz, przypuszczam, ze to stosowne slowa, szczegolnie w ustach strazniczki. Dla niej "wypaczony" oznacza kogos, kto ma nie po kolei w glowie, a nie uszkodzenia zewnetrznej warstwy drewna. W kazdym razie, przepros ja ode mnie i podziekuj w moim imieniu za wysilki, a raczej w imieniu Uzuna. -Nadal nie powiedzialas mi, gdzie jestes, Miko. -W jaskini, gdzies na Gorze Rotolo. -To nie wyjasnia zbyt wiele - stwierdzil Fiolon. -Przekaz Uzunowi, ze jestem cala i zdrowa - rzekla Mikayla. - Wierz mi, Fiolonie, Haramis naprawde mnie tam nie chce. Ta kobieta mnie nienawidzi, przysiegam. Od samego poczatku nie darzyla mnie sympatia, a teraz jest stara, chora i nie moze uzywac magii. Ja zas jestem mloda, zdrowa i umiem sie nia poslugiwac, chociaz ona ciagle o tym zapomina. Ona nawet nie pamieta, ze potrafie rozmawiac z lammergeierami. Mam siedziec przy lozku i sluchac jej opowiesci jak male dziecko - oto jak wyobraza sobie "ksztalcenie." -Nie brzmi to najgorzej - odrzekl Fiolon. - Moze wydawac sie bezuzyteczne, ale nie jest nie do wytrzymania. -Codziennie powtarza te same opowiesci, Fio. Dzien po dniu, dzien po dniu... -Przyznaje, ze nie do wytrzymania. -Wiedzialam, ze zrozumiesz. - Mikayla westchnela. - Powoli zamienialam sie w potwora; po prostu musialam stamtad uciec. Nie tylko jej nienawidzilam; nie cierpialam rowniez samej siebie. Teraz jestem gdzies, gdzie zaczelam siebie akceptowac, i zamierzam tu jakis czas zostac, moze nawet do dnia, w ktorym bede musiala powrocic do Swiatyni. -Swiatyni? -Pamietasz Swiatynie, Fio. Mam pozostac dziewica i musze pojawiac sie tam co roku przez kolejnych siedem lat. Taka cene zaplacilam za cialo Uzuna. -Uzun nie zmienil ciala - zaprotestowal Fiolon. -To nie ich wina - zauwazyla Mikayla. - Oni dotrzymali slowa i ja tez dotrzymam swego. To, co robi Haramis - dodala z gorycza - jest calkowicie poza nasza kontrola. -To prawda - zgodzil sie Fiolon. - Jutro odesle z powrotem Nelle i tworce harf na grzbiecie lammergeiera z wiadomoscia dla Uzuna, ze masz sie dobrze. Sam zdecyduje, co powiedziec Haramis. -Dziekuje ci, Fio. Przekaz Uzunowi pozdrowienia i powiedz mu, ze przykro mi, iz moje zachowanie przysporzylo mu tylu zmartwien. -Dobrze. Dbaj o siebie, Miko, i przywoluj mnie od czasu do czasu. -Na pewno. Nie martw sie o mnie. Fiolon wymamrotal cos niezrozumiale i kulka pociemniala. -Co to bylo? - szepnely jej w glowie mysli Czerwonego Oka. -Moj kuzyn - wyjasnila Mikayla. - Martwil sie o mnie. Mial racje, powinnam byla sie z nim skontaktowac. -Komunikujesz sie za pomoca tej malej kulki? - Ptak przechylil glowe na jedna strone, przygladajac sie przedmiotowi w dloniach dziewczynki. -Tak - odparla Mikayla, chowajac kulke pod tunike. - Znalezlismy je kilka lat temu, on ma dokladnie taka sama, w ruinach nad rzeka Golobar. Podejrzewam, ze moglibysmy sie porozumiewac bez nich, lecz przy ich pomocy latwiej sie skoncentrowac. -On potrafi przywolywac lammergeiery? - zapytal Czerwone Oko. - Slyszalem, ze tak powiedzial. W jaki sposob to robi? -Po prostu to robi. Mikayla wzruszyla ramionami. - To nic trudnego; ja slysze ciebie i zaloze sie, ze wiekszosc Vispi rowniez uslyszy, jezeli sie do nich zwrocisz. W tym przypadku, mysle, ze spore znaczenie ma fakt, iz jest on Arcymagiem Varu. -A wiec Var ma swego Arcymaga - zdziwil sie Czerwone Oko. - Interesujace. Wielka szkoda, ze Labornok nie ma. -Naprawde nie ma? - zapytala Mikayla. - Sadzilam, ze Arcymagini Ruwendy jest rowniez Arcymaginia Labornoku. Przeciez te dwa krolestwa sa zjednoczone od czasu, kiedy zostala Arcymaginia. Ptak zmruzyl oczy i znizyl glowe tak, by jego oko znalazlo sie na wprost jej twarzy. Mikayla spedzila z nim wystarczajaco duzo czasu, aby zdawac sobie sprawe, ze te zmarszczone brwi oznaczaly wyjatkowe niezadowolenie. -Arcymagini nigdy nie zwazala na swe obowiazki wzgledem Labornoku - stwierdzil stanowczo - a ostatnio zaniedbuje rowniez Ruwende. To bardzo zle, zarowno dla ziemi, jak i dla jej mieszkancow. -Haramis od dluzszego czasu choruje - odrzekla Mikayla. - To nie do konca jej wina, to znaczy... chodzi mi o Ruwende. A co do Labornoku, to prawdopodobnie nigdy nie potrafila im przebaczyc, ze zamordowali jej rodzicow. -Dobro ziemi jest wazniejsze niz osobiste uczucia Arcymagini - obstawal przy swoim Czerwone Oko. Mikayla zrozumiala, ze nie jest to odpowiednia chwila, zeby oznajmic mu, ze ma przed soba kolejna Arcymaginie. Poza tym, pomyslala, moze Haramis myli sie co do mnie. Skoro nie otrzymalam wyczucia ziemi, kiedy ona je stracila, moze ktos inny je dostal. Moze ziemia sama juz sobie wybrala nowa Arcymaginie. Rozdzial dwudziesty pierwszy Czas spedzany z Czerwonym Okiem uplywal w monotonii przerywanej jedynie okazjonalnymi rozmowami z Fiolonem. W drugiej polowie zimy, kiedy zbyt obfite deszcze uniemozliwily dalszy wyrab lasu, Fiolon powrocil na krolewski dwor w Mutavarze. Mikayla pewnego ranka polozyla sie spac pozno i zdolala ujrzec czesc miasta oczami Fiolona.Jednego z wiosennych wieczorow zbudzila sie przed Czerwonym Okiem, ktory poprzedniej nocy zabmal znacznie dalej niz zazwyczaj. Noce stawaly sie coraz krotsze, a na zewnatrz ostatnie przeblyski dnia walczyly z nadciagajacym zmierzchem, lecz kiedy Mikayla wyjela kulke i leniwie zabrala sie do przywolywania obrazu Mutavaru, zorientowala sie, ze tam zapadl juz zmrok. Nic dziwnego, pomyslala, Mutavar lezy dalej na wschodzie, wiec szybciej sie tam sciemnia. Skoncentrowala sie na palacu, przygotowujac sie do przywolania Fiolona. Odnalazla go w jego komnacie, lecz zanim do niego przemowila, chciala sie upewnic, ze jest sam. Dzieki kulce ujrzala mlodzienca i otoczenie, w ktorym przebywal. Nie byl sam. W jego lozku lezala jakas kobieta, mloda, zaledwie kilka lat starsza od Mikayli, i o wiele od niej ladniejsza. Miala figure, jaka Mikayla miala szanse uzyskac dopiero za kilka lat. Kaskada dlugich ciemnych wlosow rozlala sie na jasnej poscieli, a szafirowoblekitne oczy wpatrywaly sie z oczekiwaniem. Mikayla znienawidzila ja od pierwszego wejrzenia. Fakt, ze na skrzyni z ubraniami, w nogach lozka, lezala, rzucona bezladnie suknia, nie pozwolil Mikayli zaakceptowac tego, co ujrzala. Zachowujac niezwykla ostroznosc, Mikayla polaczyla sie z Fiolonem. Uczynila to tak delikatnie, ze z poczatku nie byl w ogole swiadom jej obecnosci. Oczywiscie najwiecej uwagi skupial na kobiecie w lozku. Okazalo sie jednak, ze dopiero co wszedl do komnaty; byl kompletnie ubrany i Mikayla wyczula, ze jego zdumienie dorownuje jej wlasnemu zaskoczeniu. -Co ty tu robisz? - pytal wlasnie kobiete. -Przyszlam, aby ci pogratulowac, ksiaze - odparla rozneglizowana niewiasta uwodzicielskim glosem. -Z powodzeniem moglas to uczynic w Wielkiej Sali, kiedy krol obwiescil te nowine. - Fiolon silil sie na spokoj. Mikayla wyczuwala jego emocje, lecz nigdy wczesniej nie spotkala sie z podobnymi: mieszanina nerwowosci i podekscytowania. Z ich dwojki to Fiolon zawsze uchodzil za spokojnego. -W Wielkiej Sali? - Kobieta rozesmiala sie. - Twoja nominacje powinno sie uczcic, a tam trudno byloby nam to uczynic. Wyplynela z lozka i przemknela przez komnate. Niczym moczarowy robak, pomyslala gniewnie Mikayla. Kobieta zarzucila rece na szyje Fiolona i zlozyla goracy pocalunek na jego ustach. Mikayla poczula palacy promien blyskawicy i zdala sobie sprawe, ze polaczenie z Fiolonem pozwalalo jej w pelni odczuwac jego doznania. A on czul sie nadzwyczaj dziwnie. W niczym nie przypominalo to wrazen Mikayli w chwili, gdy probowal pocalowac ja Timon; tym razem ogarnelo ja cos cieplego i omdlewajacego, prawie magicznego, gdy energia przeplynela miedzy dwoma cialami. W umysle Mikayli pojawilo sie wspomnienie monotonnego spiewu pierwszego dnia w Swiatyni Meret, ktory calkowicie zawladnal jej zmyslami. Mysli Fiolona poddawaly sie tej sile, dokladnie tak, jak wowczas jej mysli; tarcze obronne zniknely, a kobieta czerpala z niego energie, niczym Skritek wysysajacy krew ze swojej ofiary. -Fiolonie! - przywolala go porywczo Mikayla. - Zbudz sie! Zwalcz to w sobie! -Mika? - Fiolon podniosl glowe i rozejrzal sie po komnacie zamglonym wzrokiem. -Pomysl, Fiolonie! Co ty robisz? -Mika? - odezwala sie pytajaco kobieta, owijajac sie wokol Fiolona i probujac przylgnac do niego jeszcze bardziej, co, Mikayla moglaby przysiac, bylo fizycznie niemozliwe. Fiolona przenikalo cieplo, a Mikayla rowniez czula sie dziwnie. Kiedy z calej sily odepchnal od siebie kobiete, Mikayla odczula bol. -Moja narzeczona - warknal Fiolon, chwytajac peleryne z wieszaka przy drzwiach. - Wychodze i proponuje, zebys ubrala sie i zrobila to samo, co ja. Jesli jeszcze raz cie tu znajde, pozalujesz tego. - Ton jego glosu wyrazal taka stanowczosc, ze na twarzy kobiety odmalowala sie trwoga. -Nie zdawalam sobie sprawy, ze jestes zareczony - powiedziala nerwowo. - Dlaczego nigdy o niej nie mowisz? -Chyba dlatego, ze bezsensowne plotki nie nalezaly nigdy to mych ulubionych form spedzania wolnego czasu - odparl z miazdzaca stanowczoscia Fiolon, odwracajac sie na piecie i opuszczajac komnate. Wyszedl z palacu i skierowal sie na opustoszale o tej porze piaszczyste wybrzeze. Rybacy, ktorych lodzie staly wciagniete daleko na piach, najwidoczniej rozeszli sie do domow, by zjesc ciezko zapracowana wieczerze, pomyslala Mikayla. Fiolon wyjal kulke. Jego twarz sprawiala wrazenie strapionej. -Mika? - zapytal. - Nic ci nie jest? -Mysle, ze nie - odparla drzacym glosem Mikayla. - Co to bylo? Kto to byl? -Nikt wazny - odparl Fiolon. - Po prostu jedna z dam dworu obdarzona rozumem mniejszym niz jej wlasne morale. -Wydawalo mi sie, ze probowala uzyc magii - baknela niepewnie Mikayla. -Nie. To nie byla magia. Fiolon zaprzeczyl ruchem glowy. To potega plci. W przypadku wiekszosci kobiet na dworze stanowi ona glowny atut. -Czy to dlatego powiedziales, ze jestesmy zareczeni? Zeby cie zostawila w spokoju? -Istnieje pewna szansa, ze to pomoze; w palacu wkrotce zawrze od plotek. Oczywiscie moje zareczyny nie powstrzymaja wszystkich niewiast. Sa tez takie, ktore nie zawahalyby sie nawet, gdybym byl zaslubiony. -A co sie stanie, jesli dowiedza sie, ze tak naprawde nie jestesmy zareczeni? -Porozmawiam z krolem, zeby w zadnym razie tego nie dementowal - rzekl Fiolon. - Zbyt malo sie tu podrozuje, zeby komukolwiek chcialo sie wybierac do Cytadeli i pytac twych rodzicow. Poza tym oni i tak nie bardzo zdaja sobie sprawe z tego, co robisz. -Wiedza jednak, ze mam zostac Arcymaginia... - Nagle Mikayla cos sobie uswiadomila. - Ty jestes Arcymagiem, a nikt nie oczekuje od ciebie, zebys zyl w celibacie. Czy oznacza to, ze ze mna jest tak samo? - Przez chwile poczula promien nadziei; moze mimo wszystko beda mogli sie pobrac... - Aha, juz rozumiem; nikt nie wie, ze jestes Arcymagiem, prawda? -Nie - odparl Fiolon - lecz nie sadze, zeby to mialo jakies znaczenie. Uwazaja mnie za poteznego maga. Obserwowalem innych magow na dworze, kilkoro z nich zdaje sie nie odczuwac nawet najmniejszej potrzeby zycia w celibacie. - Zmarszczyl brwi. - Bede musial to zbadac - powiedzial w koncu. -Gdy juz sie do tego zabierzesz - odezwala sie Mikayla - zorientuj sie, dlaczego nie dojrzalam jeszcze fizycznie. Wszystkie moje siostry, bedac w moim wieku, byly juz kobietami. Ulecialo mi z pamieci, ze to powinno nastapic, i dopiero dzisiejsze wydarzenie przypomnialo mi o tym. -Zobacze, czego uda mi sie dowiedziec - obiecal Fiolon. - Wydaje mi sie, ze ja rowniez dorastam duzo wolniej niz powinienem, wiec moze jest to zwiazane z naszymi magicznymi zdolnosciami. -Jesli nie jestes jeszcze w pelni dojrzaly - zapytala Mikayla - dlaczego probowala cie uwiesc? -Och, to proste - zaczal Fiolon. - Moj wuj, krol, wlasnie obwolal mnie ksieciem Let. Oglosil to dzis na posiedzeniu dworu. -Ach tak. - Mikayla doskonale zrozumiala. Bedac dzieckiem nie zwracala zbytniej uwagi na polityke. Musialaby jednak byc slepa i glucha, zeby nawet w wieku dziewieciu czy dziesieciu lat, nie mowiac juz o dwunastu, nie zorientowac sie, na jakiej zasadzie funkcjonowal dwor. Fiolon stanowil teraz dobra partie; bedzie glownym celem dla kazdej ambitnej panny w krolestwie. Nic dziwnego, ze chcial udawac zareczonego! No, coz, to jej odpowiadalo. Gdyby nie obietnica zlozona w Swiatyni Meret oraz fakt, ze Haramis padlaby trupem na miejscu albo wyrzadzilaby im krzywde, Mikayla z checia natychmiast udalaby sie do Varu, zeby poslubic Fiolona. Uslyszala szmer pior; Czerwone Oko wlasnie sie budzil. - Musze konczyc, Fiolonie - powiedziala. - Czas na polowanie. Poradzisz sobie? Fiolon wykrzywil twarz w grymasie niezadowolenia. -Musze wracac do palacu i przebrac sie na oficjalna uczte z okazji mego wyniesienia. Mam nadzieje, ze uda mi sie ustrzec przed niepozadanymi goscmi. -A moze sprobowac iluzji? - zaproponowala Mikayla. - Olbrzymie lingaty tkajace lepkie sieci dokola lozka, albo nocne karolery, nadlatujace, aby wplatac swe skrzydla we wlosy kazdego; kto osmieli sie cie niepokoic? -Niezly pomysl! - Twarz Fiolona rozpromienila sie w usmiechu. -Och, moj ksiaze - dodala Mikayla uwodzicielskim tonem - nie obraz sie, ze to mowie, ale... moje gratulacje! Fiolon odrzucil glowe do tylu i wybuchnal gromkim smiechem. Kilka przestraszonych mew poderwalo sie z krzykiem. -Dziekuje ci, ksiezniczko - powiedzial skladajac zamaszysty uklon. - Pomyslnych lowow. -Zycze szczescia w unikaniu lowczyn - odparla Mikayla. - Badz zdrow, Fio. -Badz zdrowa, Miko. Mikayla jak co noc szybowala na grzbiecie swego olbrzymiego przyjaciela, a Fiolon, gdy tylko nadarzyla sie sposobnosc, powrocil do Let. Zdarzenie w Varze przypomnialo jednak Mikayli o obietnicy powrotu do Swiatyni Meret w wyznaczonym czasie. Tak wiec obserwowala ksiezyce i oczekiwala na wlasciwy moment. -Czerwone Oko - powiedziala, kiedy pewnej wiosennej nocy przygotowywali sie do odlotu - bardziej niz potrafie to wyrazic radowalo mnie przebywanie z toba, lecz jutro musze znalezc sie gdzie indziej. Czy mozesz o swicie zabrac mnie na Gore Gidris? -Gore Gidris? Zabawne, pomyslala, wydaje sie zmartwiony, a nawet przerazony. Ach tak, to tam mieszkaja jego stworcy? -Nie bedziesz musial spedzic tam zbyt wiele czasu - odezwala sie pocieszajacym tonem. - Tylko podlecisz przed switem i wysadzisz mnie w poblizu Swiatyni Meret. Znajduje sie po polnocnej stronie... -Wiem, gdzie to jest - rzekl ponuro ptak. - Co cie tam wiedzie? -Obietnica - odparla. -Powiedz mi - poprosil. - Coz to za tajemnica? -Abym pozostala dziewica i spedzala tam jeden miesiac przez siedem kolejnych lat jako jedna z Corek Bogini Meret. -A co dostaniesz w zamian? Czerwone Oko znizyl glowe i popatrzyl gniewnie w jej oczy. -Wykonali cialo dla jednego z moich przyjaciol, ktorego duch jest zamkniety w harfie. Oni dotrzymali obietnicy, wiec ja musze dotrzymac swojej. -Czy twoj kuzyn o tym wie? - zapytal Czerwone Oko. Za kazdym razem, kiedy rozmawiala z Fiolonem, budzil sie i przysluchiwal ich rozmowie. Arcymag mezczyzna zdawal sie go fascynowac. - Czy on to aprobuje? -Nie jestem jego wlasnoscia - zauwazyla Mikayla. - Poza tym, tak, wie o tym. -A czy on wie cokolwiek o tej Swiatyni? Ptak wydal z siebie odglos wyrazajacy oburzenie. -Niewiele - rzekla Mikayla. - Podczas pierwszych nauk rozmawialam z nim co noc, kiedy pozostale Corki uczestniczyly w rytuale Drugiego Czasu Ciemnosci. Lecz kiedy posiadlam wiedze, bralam udzial we wszystkich rytualach i nie mialam czasu, aby go przywolywac. -Jako ze mowisz do niego na glos - rzekl Czerwone Oko. -Niewatpliwie tak jest latwiej. A w Swiatyni trudno o odrobine samotnosci - przyznala Mikayla. - Musialam bardzo uwazac, zeby nie spostrzegli mojej kulki. -Jesli pojawisz sie tam w tym stroju, natychmiast ja spostrzega. - Czerwone Oko przyjrzal jej sie uwaznie. Mikayla popatrzyla na siebie skonsternowana. Od kiedy nauczyla sie kontrolowac temperature swego ciala, nie zwracala uwagi na ubior. Od czasu do czasu prala tunike, lecz material zdazyl wyblaknac, a co gorsza, albo sie skurczyl, albo to ona urosla. Na szyi wyraznie bylo widac wstazke, ktora nadal blyszczala jasnozielona barwa, dokladnie tak samo, jak pierwszego dnia, kiedy Mikayla ja znalazla. -Masz racje - rzekla. Spojrzala prosto we wpatrujace sie w nia czerwonawe oko ptaka. - Czy moglbys ja przechowac? - poprosila. - Tylko przez miesiac. Czerwone Oko ponownie spuscil glowe. On naprawde jest zaniepokojony, pomyslala Mikayla. Dlaczego? -Zaopiekuje sie twoja kulka - powiedzial - i poniose cie do Swiatyni przed switem, a zabiore stamtad, kiedy minie miesiac. Lecz w zamian za to chce, zebys mi cos obiecala. -Co takiego? - spytala Mikayla. - Co moge dla ciebie zrobic, czego ty nie mozesz? -Co noc, kiedy legniesz juz w swym lozu po rytuale Drugiego Czasu Ciemnosci, masz mnie przywolac. Bez wzgledu na to, co sie stanie; bez wzgledu na to, jaka bedziesz zmeczona. Dokladnie co noc. Mozesz to robic po cichu; w ten sposob nikt sie nie zorientuje. Czy moge na ciebie liczyc? -Oczywiscie. -Co noc? -Co noc. -To dobrze. A jesli twoj kuzyn, ktory slyszy lammergeiery, uzyje kulki, aby z toba porozmawiac, ja przekaze mu wiadomosc, gdzie jestes i jak sie czujesz. Mikayla, wiedziona impulsem, wyciagnela rece i ze wszystkich sil przytulila olbrzymiego ptaka. -Dziekuje ci, Czerwone Oko. Jestes ksieciem wsrod lammergeierow. -A zatem ruszajmy. - Czerwone Oko rozpostarl skrzydla. - Lecmy. Tuz przed switem Mikayla stanela na sciezce w poblizu Swiatyni na Gorze Gidris. Wzrokiem odprowadzila odlatujacego Czerwone Oko z kulka zawiazana bezpiecznie u nogi. Pomyslnego lotu, Czerwone Oko - szepnela. Podazyla waska sciezka ku Swiatyni roztaczajac wokol siebie czar, dzieki ktoremu przeszla niepostrzezenie i dostala sie do swej komnaty. Umyla sie i przebrala w odpowiednie szaty do rytualu na switanie. Najstarsza Corka popatrzyla z zadowoleniem, kiedy Mikayla dolaczyla do siostr zdazajacych ku kaplicy, lecz, jak zwykle, nikt nie przemowil nawet slowem, poki nie zjedzono sniadania. Mikayla na nowo pograzyla sie w rytmie rytualow i wkrotce zaczela sie czuc tak, jakby nigdy nie opuscila tego miejsca. -Pamietalas o swej obietnicy, Siostro - odezwala sie Najstarsza Corka. - Bogini wielce sie raduje. -Dziekuje, Najstarsza Siostro - odparla Mikayla. Milo znow tu byc, pomyslala dziewczynka. Milo byc akceptowanym, poza tym towarzystwo istot ludzkich tez bywa przyjemne, w zaleznosci od tego, z kim sie ma do czynienia oczywiscie. Zgodnie z obietnica, kazdej nocy przywolywala Czerwone Oko, mimo ze wlasciwie nie miala mu nic do powiedzenia. W Swiatyni dni nie roznily sie od siebie uplywajac w monotonii rytualow i wkrotce miala wrazenie, ze jest tu od zawsze. Jedyna odmiana w leniwym przemijaniu okazalo sie Swieto Wiosny, urzadzane w podziece za coroczne podnoszenie sie poziomu wody w rzece Noku, a bedace skutkiem roztopow. Najmlodsza Corka reprezentowala w procesji Boginie i przez wieksza czesc dnia mlodzi mezczyzni nosili ja na bogato inkrustowanym, drewnianym tronie o wysokim oparciu. Pozostale Corki, odziane w zielone szaty, szly po obu stronach tronu, niosac wachlarze zaslaniajace zasiadajaca na tronie przed wzrokiem wiekszosci zgromadzonych. Oczywiscie z okazji Swieta musialy nauczyc sie wielu nowych psalmow, lecz na razie Mikayla nie miala problemow z przyswajaniem sobie nowych piesni. Gdy zmrok gasil zachodzace slonce, wiernie opisywala wszelkie zdarzenia Czerwonemu Oku, dodajac, ze Swieto wydalo jej sie nudne. Lammergeier byl wyraznie rozbawiony. Pewnego popoludnia Maz Bogini Meret zjawil sie w pokoju Corek. Niespodziewana wizyta zaskoczyla Mikayle, lecz na pozostalych kobietach nie wywarl zadnego wrazenia. Wyczula tylko pewna ich nerwowosc oraz tlumione podekscytowanie, lecz z pewnoscia nie zaskoczenie. -Dlaczego tu przyszedl? - szepnela Mikayla do stojacej obok dziewczyny. -To dzien Wyboru - mloda kobieta odszepnela ze zdumieniem... - Wybierze Najmlodsza Corke na nastepny rok. -Aha. - Mikayla stala w ciszy, biorac przyklad z pozostalych niewiast. Przypomniala sobie pierwsza noc spedzona w tym miejscu zeszlej jesieni, kiedy zdala sobie sprawe, ze jedna z Corek, bez wzgledu na wiek, nazywana byla "Najmlodsza". Nie miala jednak pojecia, w jaki sposob dokonywano wyboru. Przypuszczala, ze zaraz sie dowie. Kaplan, jak zwykle odziany w czarne szaty, mial na twarzy zlota maske. Najstarsza Corka z czcia nalozyla podobna; najwyrazniej z tej przyczyny zabrala ja ze soba z kaplicy. Zniknela za zaslona zwieszajaca sie u wejscia do komnaty, by po chwili wrocic z osobliwa skrzynka, ktora postawila na niewielkim oltarzu. Mikayla widziala ten oltarzyk pierwszego dnia swego pobytu w Swiatyni, lecz nie pamietala, by kiedykolwiek z niego korzystano. Najstarsza Corka uchylila ozdobione kolorowymi metalami wieko skrzyni i z wnetrza wydobyla zloty diadem. Mikayla wytrzeszczyla oczy ze strachu. Nigdy wczesniej nie widziala czegos bardziej niewiarygodnego. Sadzac po wysilku, jaki wlozyla Najstarsza Corka w wyjecie przedmiotu ze szkatuly, osobliwa korona przedstawiajaca postac lammergeiera zostala wykonana z czystego zlota. Wygieta w luk szyja ptaka spoczywala na czole tego, kto ow diadem nosil, glowa zas wysunieta byla do przodu. Grzbiet ptaka, niczym helm, oslanial potylice, a rzezbiony ogon splywal potokiem zlota na kark. Skrzydla, na ktorych reka mistrza wyryla najmniejsze piorko, zwieszaly sie po bokach zaslaniajac uszy osoby, ktora dostapila zaszczytu noszenia tego arcydziela. Musi byc ciezki, pomyslala Mikayla obserwujac, jak Najstarsza Corka i Maz Bogini trzymaja diadem w rekach miedzy soba, stojac przed oltarzem. Corki zajely miejsca na drugiej lawie przed kominkiem, a Mikayla dolaczyla do nich niezwlocznie. Jesli nawet ktos spostrzegl jej zdumienie, zostalo ono zignorowane, lecz Mikayla po raz pierwszy od czasu, kiedy skonczyla nauke psalmow, poczula sie niezrecznie i niepewnie. Kaplan rozpoczal nowy psalm, ktorego Mikayla nigdy wczesniej nie slyszala. -Oddajcie chwale Szczytowi Poludnia - zaintonowal. -Calujcie ziemie przed jej hemsut - odparla Najstarsza Corka. -Chwala Poteznej Meret. -Chwala Skrytej Meret. -Chwala Wznioslej Meret. -Chwala Meret, Matce Ziemi. -Chwala Meret, Zrodlu Rzeki. -Chwala Meret, Zrodlu Morza. -Badz pochwalona Meret w Niezmierzonosci Swojej. -Badz pochwalona Meret w Skrytosci Swojej. -Badz pochwalona Meret w Ciemnosci Swojej. -Badz pochwalona Meret w Wyborze Swoim. Maz i Najstarsza Corka przeszli wzdluz milczacego rzedu siedzacych na lawie panien. Nad glowa kazdej z nich przytrzymali zlota korone. Mikayla obserwowala te scene katem oka, zastanawiajac sie nad celem ceremonii. Odniosla wrazenie, ze nic sie nie dzialo. Kiedy staneli przed nia, zdawalo sie, ze zloty lammergeier wyslizgnal sie im z rak. Chociaz znajdowal sie jedynie kilka cali nad jej glowa, Mikayla poczula, jakby zostal zrzucony z duzej wysokosci. Szyja ugiela jej sie pod ciezarem i dziewczynka scisnela mocno dlonie spoczywajace na kolanach. Przez chwile towarzyszylo jej osobliwe uczucie, ze stroj glowy niczym ptak, ktorego przedstawia, sadowi sie w najwygodniejszej dla siebie pozycji. Mikayli wcale nie bylo wygodnie. -Badz pochwalona Meret w Wyborze Swoim. - Pozostale kobiety dolaczyly do Najstarszej Corki i Meza Bogini, powtarzajac psalm. Jednoczesnie pomogly Mikayli wstac i podejsc do oltarza. Stanela tam spokojnie, zastanawiajac sie, co nastapi dalej. Najwidoczniej nie oczekiwano od niej niczego szczegolnego, poniewaz nie zauwazyla najmniejszej wskazowki, jakiegokolwiek znaku, doslownie niczego. Corki zaczely ustawiac sie w kolejnosci, w jakiej zwykle podazaly do kaplicy, a Mikayla uswiadomila sobie, ze nadeszla pora na rytual Czasu, Kiedy Slonce Obejmuje Swiety Szczyt. Zanim jednak zdazyla usiasc na koncu rzedu, Maz i Najstarsza Corka pociagneli ja miedzy siebie. Odziane w biale szaty kobiety usiadly na lawie, a kazda z nich zajela jedno miejsce dalej niz zwykle, zostawiajac w ten sposob dwa miejsca wolne na koncu, gdzie zasiadala Najstarsza Corka. Najstarsza Corka i Maz Bogini, ktorzy wciaz trzymali Mikayle miedzy soba, wprowadzili ja na podwyzszenie. Mikayla poczula sie sparalizowana i na wpol przytomna. Nigdy, od czasu uroczystego obiadu, kiedy miala dziesiec lat i upuscila noz, nie wpatrywalo sie w nia tyle par oczu. Nie martw sie, powiedziala sobie stanowczo w glebi ducha. Maz i Najstarsza Corka nie chca, zebys popelniala bledy, i postaraja sie, zeby do tego nie doszlo. Na szczescie nikt nie oczekiwal, ze przemowi. To szczegolnie radowalo Mikayle, poniewaz nie byla pewna, czy ciezar na glowie pozwolilby jej wydusic z siebie jakiekolwiek slowo. Maz i Najstarsza Corka Bogini mowili, a raczej spiewali, przedstawiajac Mikayle calej kongregacji jako Wybrana, Ukochana, Najmlodsza Corke Bogini. Nastepnie Najstarsza Corka poprowadzila dziewczynke z powrotem za zaslone i wskazala miejsce obok siebie. Dziewczyna po lewej stronie, ktora przez caly ubiegly rok byla Najmlodsza Corka, trzymala na kolanach szkatule na zloty diadem. Najstarsza Corka zdjela go z glowy Mikayli i ostroznie umiescila w skrzynce, ktora nastepnie siedzaca z drugiej strony kobieta wsunela pod lawe. Mikayla stlumila westchnienie ulgi, gdy uwolniono ja od ciezaru. Najstarsza Corka powrocila na podwyzszenie i rytual potoczyl sie zwyklym trybem. Kiedy Corki powrocily do glownej komnaty, na wieczerze, otoczyly Mikayle gratulujac jej dostapienia zaszczytu. Mikayla zasiadla miedzy Najstarsza Corka i dziewczyna, ktora do tej pory pelnila funkcje Najmlodszej. Zrozumiala, ze nastapila kolejna zmiana w hierarchii, przynajmniej do przyszlego roku, kiedy wybiora kogos innego, przeszlo jej przez mysl. Rytual Drugiego Czasu Ciemnosci przebiegal normalnym rytmem, z tym wyjatkiem, ze Mikayla miala teraz nowe miejsce. A jednak gdy sie skonczyl, poczula sie niezwykle zmeczona i z ulga zlozyla swe zmeczone cialo w czystej poscieli na swym waskim lozku. Wyczerpanie sprawilo, ze niemal od razu zasnela, nie porozumiawszy sie z Czerwonym Okiem. Wielkim wysilkiem woli zwalczyla sen i wyslala mysli w kierunku Gory Rotolo. -Czerwone Oko... -Miko. - Ptak odpowiedzial natychmiast. Mikayla podejrzewala, ze zna jej plan dnia rownie dobrze, jak ona sama. - Mniemam, ze to kolejny spokojny dzien. -Nie do konca - odeslala mysl Mikayla. - Zostalam wybrana. -Najmlodsza Corka na nastepny rok? - W umysle ptaka wyczuwalo sie slad niepokoju. -Tak - pomyslala Mikayla. - A ten stroj na glowe jest prawie tak ciezki, jak ty. Dlatego jestem niezmieeernie zmeczona... -Miko! - Tym razem mysl ciela jak ostrze. - Czy ktokolwiek mowil cos o jubileuszu? -Nie - pomyslala sennie Mika. - Co to jest jubileusz? -Jestes pewna? - Czerwone Oko nie dawal za wygrana. -Tak, calkowicie pewna. Nigdy w zyciu nie slyszalam tego slowa. - Mimo sennosci, ktora ja ogarniala, w myslach Mikayli powstalo pewne zamieszanie. - Padlo w trakcie obrzedu jedno slowo, ktorego nigdy wczesniej nie slyszalam. -Jakie to slowo? - zapytal ptak. -Wlasnie usiluje sobie przypomniec. - Mikayla powedrowala w glab umyslu, przegladajac zdarzenia dnia. - Calujcie ziemie przed jej hemsut... tak powiedziala Najstarsza Corka. Co to jest hemsut? -Ach, to. - Czerwone Oko odetchnal z ulga. - Nie musisz sie tym martwic, to szczegolne slowo oznaczajace dusze kobiety. Mowila o Bogini, prawda? -Tak - pomyslala sennie Mikayla. - Byla to czesc dlugiego psalmu pochwalnego ku czci Bogini. -A zatem nie ma podstaw do niepokoju. Spij dobrze, Miko. Mikayla z przyjemnoscia zastosowala sie do jego slow. Nazajutrz po rytuale Pierwszego Czasu Najstarsza Corka ponownie wlozyla przystrojenie na glowe Mikayli i poprowadzila ja na tyly Swiatyni. W miare jak szly, podloga wznosila sie, a sufit obnizal. -Dokad idziemy? - szepnela cichutko Mikayla, tak niespokojna, ze zdecydowala sie zlekcewazyc zwyczaj milczenia przed sniadaniem. -Staniesz przed obliczem Bogini - odszepnela Najstarsza Corka. - Nic nie mow. Kiedy dotarly na miejsce, Mikayla z trudem powstrzymala okrzyk zdumienia. Jakas czesc jej umyslu zdala sobie sprawe, ze znajduja sie w Swietym Swietych, w Sanktuarium Bogini, do ktorego wchodzili tylko najstarsi kaplani. Inna czastka jej jazni, ktora zwiedzala wraz z Fiolonem wieze Orogastusa, rozpoznala teraz pomieszczenie, ktore widziala w magicznym zwierciadle. Dostrzegla Meza Bogini i jeszcze jednego mezczyzne, obydwu w czarnych szatach i z zawoalowanymi twarzami. Mikayla byla przekonana, ze nigdy nie widziala tego drugiego. Mezczyzni otworzyli relikwiarz, szafke stojaca pod skalna sciana, i z czcia wyjeli z niej drewniana postac Bogini. Mikayla bacznie obserwowala Najstarsza Corke, aby domyslic sie, jak sie zachowac w razie potrzeby. Mezczyzni rozebrali figure i ulozyli ja na stole, a ten nieznajomy namascil ja olejkiem. Dziwny zapach wdarl sie w nozdrza Mikayli; nie przypominal zadnego z zapachow, jakie znala. Podczas gdy drugi mezczyzna zajmowal sie namaszczaniem, Maz Bogini stal u wezglowia i rytmicznie poruszal kadzielnica, wzniecajac gesta chmure wonnego dymu. Kiedy namaszczanie dobieglo konca, przystroili drewniana statue kobiety w swieze szaty, wyjete uprzednio ze skrzyni stojacej w kacie pomieszczenia. Potem podeszli do drugiej skrzyni, z ktorej wydobyli jedzenie i wino, i polozyli wszystko na malym stoliku obok relikwiarza. Nastepnie podniesli figure i ustawili ja przed relikwiarzem w pozycji stojacej, a Najstarsza Corka delikatnie popchnela Mikayle, wskazujac, ze powinna ukleknac przed drewniana postacia. Mikayla uklekla i spojrzala w nieruchome oblicze. Chociaz zdawala sobie sprawe, ze ma przed soba tylko pomalowane drewno, moglaby przysiac, ze wpatrujace sie w nia oczy naprawde ja widza i oceniaja. Maz i Najstarsza Corka prosili Boginie, aby poblogoslawila Wybrana Najmlodsza Corke. Mikayla odetchnela z ulga, kiedy rytual dobiegl konca, a Najstarsza Corka poprowadzila ja z powrotem do kaplicy, gdzie zdjeto jej zloty diadem. Czas spedzony w Swiatyni mijal Mikayli na monotonnym spiewaniu podczas codziennych rytualow i uczeniu sie roli Najmlodszej Corki w przyszlorocznym Swiecie Wiosny. Bylo to przyjemne, spokojne zycie i prawie z przykroscia powitala koniec miesiaca, kiedy to zblizyla sie chwila powrotu do zewnetrznego swiata. Od pewnego czasu dreczylo ja jednak przeczucie, ze powinna powrocic do Wiezy i zobaczyc, jak czuja sie Haramis i Uzun. W koncu nadeszla pora odjazdu. Tuz po rytuale Czasu, Kiedy Slonce Obejmuje Swiety Szczyt, nad gorska sciezka zalopotaly skrzydla Czerwonego Oka, ktory zaniosl ja prosto do Wiezy Haramis. -Czy to Fiolon kazal ci, zebys mnie tu przyniosl? - zapytala Mikayla. -Tak - odparl ptak. - Wedlug jego slow jestes tu potrzebna. -O, Boze. - Mikayla westchnela zeslizgujac sie z grzbietu ptaka na balkon. Czerwone Oko wyciagnal szpony, aby mogla odwiazac swa kulke. Zawiesila ja ponownie na szyi i przytulila sie do olbrzyma. - Pomyslnych lotow, Czerwone Oko, i dobrych lowow. -Badz zdrowa, Miko - odparl ptak i wzbil sie w noc. Mikayla cichutko wslizgnela sie do srodka i podazyla do swojej komnaty. Nie zjadla wieczerzy w Swiatyni, lecz nie chciala teraz robic halasu, poszukujac czegos do jedzenia. Wolala polozyc sie z pustym zoladkiem, niz natknac sie na ktoregos z mieszkancow Wiezy. Rozdzial dwudziesty drugi Mikayla otworzyla nagle oczy. Natychmiast zorientowala sie, ze do switu jeszcze daleko. Pomimo ze ogrzewano cala Wieze, w jej komnacie panowal jesienny chlod. W najglebszych zakamarkach umyslu zagniezdzil sie niepokoj. Starala sie okreslic, co go wywolalo, uwolnic sie od ogolnego podenerwowania, graniczacego z przerazeniem.Nagle jej lozko zatrzeslo sie gwaltownie, przechylajac sie z jednej strony na druga. Komnate nadal spowijaly ciemnosci. Zawolala "kto tam?", ale nikt nie odpowiedzial i poczula sie glupio. Gdyby ktos znajdowal sie w pokoju, z pewnoscia by o tym wiedziala. Po chwili, ktora zdawala sie wiecznoscia, wstrzasy ustaly. Mikayla usiadla na lozku, wypowiedziala zaklecie i plomienie swiec poslusznie rozjasnily panujacy dokola mrok. Rozejrzala sie ciekawie. Poduszka, ktora wlasnie odrzucila na bok, spadla na podloge, lecz poza tym pomieszczenie nie ucierpialo w zadnym stopniu od tajemniczego wstrzasu. Trzesienie ziemi, pomyslala Mikayla. Wiedziala juz, co ja zbudzilo; przeczucie nadchodzacego niebezpieczenstwa. Zdawala sobie sprawe, ze trzesienie ziemi na tym obszarze bylo czyms wyjatkowym, a raczej niemozliwym. Musi istniec jakies wyjasnienie. Czyzby to magia, magia Haramis? Czyzby wyzdrowiala na tyle, aby poslugiwac sie czarami? Od czasu, gdy Mikayla opuscila Swiatynie Meret i powrocila do Wiezy, minelo pol roku. Nie uplynal miesiac od jej przybycia, gdy strazniczki Nella i Bevis stwierdziwszy, ze Haramis ozdrowiala i ich obecnosc jest zbedna, wyruszyly w powrotna droge do Cytadeli. Mikayla nadal jednak nie zauwazyla najmniejszego znaku, ze Arcymagini odzyskala magiczne zdolnosci. Haramis potrafila sama sie ubierac i jesc, choc czynila to jeszcze troche niezdarnie; zaczela tez poruszac sie wystarczajaco, by swobodnie pokonywac droge do gabinetu i calymi dniami gawedzic z Uzunem. Mistrz wciaz byl harfa, chociaz Fiolon dotrzymal obietnicy i kazal naprawic instrument, w czasie gdy Haramis nie opuszczala jeszcze loza. Mikayla miala nieodparta ochote polozyc sie i zasnac, lecz podejrzewala, ze wkrotce bedzie potrzebna. Wstala wiec, narzucila predko ubranie, wsunela stopy w cieple kapcie i poszla zorientowac sie, co sie stalo. Haramis nie bylo w pracowni ani w gabinecie, gdzie Mikayla zastala opartego o sciane Uzuna. Pospieszyla, aby postawic go w normalnej pozycji. -Co Sie stalo, Uzunie? -To trzesienie ziemi, ksiezniczko, lecz obawiam sie, ze rowniez zly omen. - Harfa wydawala z siebie niskie tony, niczym zwiastun nadchodzacego nieszczescia. - Ciesze sie, ze tu jestes. -Trzesienie ziemi? - odezwala sie z niedowierzaniem Mikayla. - Znajdujemy sie na wierzcholku twardej skaly o wysokosci mniej wiecej mili! Jak to mozliwe, zeby nastapilo tu trzesienie ziemi? -Nie powinno sie to zdarzyc - odparl Uzun. - Gdzie jest Pani? -Nie wiem - rzekla Mikayla. - Szukalam jej, zanim tu przyszlam. Pomyslalam, ze czyni jakies zaklecie, lecz nie zastalam jej w pracowni. A nie wydaje mi sie mozliwe, zeby przespala wstrzas. On obudzilby kazdego! Jakby na potwierdzenie tych slow, drzwi otworzyly sie gwaltownie, odslaniajac przestraszone oblicze Enyi. -Ach, tu jestes, ksiezniczko - wysapala. - Nic ci nie jest? A Mistrz Uzun? Mikayla skinela glowa na znak, ze wszystko w porzadku. - Wstawanie na dlugo przed switem nie nalezy do moich ulubionych zajec, ale poza tym czuje sie niezle. Widzialas sie z pania? -Nie, a to ona zwykle pierwsza wstaje, gdy dzieje sie cos dziwnego. -Moze powinnismy jej poszukac - zaproponowala po chwili wahania Mikayla. - Nie jestem pewna, czy chce jej przeszkadzac, jesli jeszcze spi, ale... -Nigdy, przenigdy by czegos podobnego nie przespala. - Enya potrzasnela zdecydowanie glowa. - Lepiej chodzmy sprawdzic, czy nic jej nie jest. Enya ostroznie uchylila drzwi do sypialni Haramis, po czym zakryla dlonia usta, z ktorych wydobyl sie okrzyk przerazenia. Mikayla spojrzala przez ramie gosposi. Haramis lezala na podlodze przy lozku. Blask swiec w korytarzu wpelzl do ciemnego pokoju, ukazujac nieruchome cialo. Podbiegly do Arcymagini. Miala otwarte oczy i jakby obie rozpoznala, lecz kiedy sprobowala cos powiedziec, belkot okazal sie zupelnie niezrozumialy. Enya ostro wciagnela powietrze w pluca i wykonala znak odpedzajacy zle moce. Mikayla ze wszystkich sil starala sie stlumic w sobie rosnace uczucie przerazenia i paniki. To kolejne objawy choroby umyslu, zdala sobie sprawe. Nie moze to byc nic innego. Z jakiego jeszcze powodu cala ziemia mialaby sie trzasc? Co ja mam teraz zrobic? Nie wiem, jak sie nia opiekowac! Co gorsza jestem pewna, ze nikt z mieszkancow Wiezy rowniez tego nie wie. A jezeli ona umrze? Czy to bedzie moja wina? Przeciez od wielu miesiecy nie uczynilam nic, co mogloby ja zdenerwowac! Nawet jesli czasem zycze jej smierci, nie mysle tego powaznie! Mikayla przeniosla wzrok z Enyi na Haramis i postanowila zaczac dzialac. Sluzaca najwyrazniej nie byla chetna do pomocy; to, co sie stalo, wciaz pojmowala jako skutek zlego zaklecia. -Zaniesmy ja z powrotem do lozka - zaproponowala Mikayla. - Na podlodze z pewnoscia nie jest jej zbyt wygodnie. Na szczescie Haramis byla osoba raczej skromnej postury i, jak sie okazalo, nieslychanie lekka, wiec bez problemu podniosly ja i zaciagnely na lozko. Zdawalo sie, ze stracila czucie w lewej stronie ciala. To jeszcze bardziej utwierdzilo Mikayle w przekonaniu, ze Arcymagini przezyla ten sam atak, co uprzednio w Cytadeli. Szkoda, ze nie jest tam teraz, pomyslala. Na dworze ojca przynajmniej wiedzieli, jak sie nia zajac. Kiedy Haramis znalazla sie w lozku, Enyi wrocil zdrowy rozsadek. -Jest pewna stara uzdrowicielka, ktora zajmuje sie sluzacymi - powiedziala. - Byc moze powinnismy ja wezwac. Nasza pani ma bardzo zimne dlonie i stopy; zaparze jej wywaru z ziol i poloze cieple cegly przy nogach. To na pewno nie zaszkodzi. Wkrotce przyniesiono kubek z parujacym wywarem, lecz Haramis nie mogla usiasc. Enya, wsunawszy jedna reke pod plecy chorej, uniosla ja lekko i lyzeczka wlewala goracy napoj do ust. Mikayla z pewna niechecia myslala o opiece nad bezradna kobieta. Z radoscia przyjela wiec propozycje Enyi, ktora miala zajac sie karmieniem Haramis, aby udala sie do pomieszczenia dla sluzby i poprosila o sprowadzenie starej kobiety Odmiencow, opiekujacej sie zwykle chorymi badz rannymi sluzacymi. -Zowia ja Kimbri - powiedziala Enya Mikayli. - Arcymagini zawsze cieszyla sie tak dobrym zdrowiem, ze nie potrzebowala uzdrowicielki, w kazdym razie nie tutaj, wiec nie ma tu zadnych ludzi - uzdrowicieli. Mikayla zbiegla do kuchni wdzieczna, ze ma wymowke, aby w koncu opuscic komnate. Jedna z kobiet piekacych chleb poinformowala ja, ze Kimbri poszla do domu zony ogrodnika, ktora niebawem miala rodzic. Pozostali sluzacy przycupneli przy kuchennym piecu, rozprawiajac o trzesieniu ziemi. Mikayla wyslala po uzdrowicielke jednego z Vispi, ktory pracowal w stajni. Zdumiony wzrok, jaki w nia wlepil, sprawil, ze uswiadomila sobie, iz jest nie ubrana. Czym predzej zawrocila i popedzila do sypialni, gdzie narzucila na siebie pierwsze lepsze okrycie. Dopiero potem wrocila szukac uzdrowicielki. Niebawem pojawila sie mala kobieta Odmiencow. Na pierwszy rzut oka sprawiala wrazenie slabowitej Vispijki o siwiejacych wlosach, uczesanych w zakrecony nad czolem obwarzanek. Mikayla poinformowala ja o tym, co sie wydarzylo, probujac ukryc niepokoj, ktory nie przestawal jej dreczyc. Kobieta powiedziala spokojnie: -Zaprawde, nie jest mlodka. Nie dziwota, ze zaczyna cierpiec na choroby wieku starczego. Moja babcia rozchorowala sie, kiedy miala na karku dziewiecdziesiat lat. Nie przerazaj sie, mloda pani. Niechybnie nasza pani nie wyzionie ducha, skoro jeszcze dycha. Dotknieci ona choroba zwykle mra od razu, a jesli tak sie nie stanie, moga zyc jeszcze dlugie lata. Zaprawde powiadam, ze przed nasza pania jeszcze wiele, wiele wiosen. -Mam taka nadzieje - odezwala sie Mikayla. - Gdyby cos jej sie stalo, ja zostalabym Arcymaginia. A nie jestem jeszcze gotowa. - Podazyla za Kimbri na gore do komnaty Haramis. Uzdrowicielka pochylila sie nad watlym, bezwladnym cialem starej kobiety i chwyciwszy zylasta dlonia jej chlodny nadgarstek, zbadala tetno. -Zaiste nic tu po nas - zakomunikowala Mikayli. - Albo wyzyje, albo nie; nikt nic wiecej tu nie zaradzi. -Ale co sie stalo? -Nikt tego wiedziec nie moze. Wiedza umknela wraz z odejsciem Starozytnych i w naszych glowach nie pozostalo zbyt wiele z ich madrosci. -Ale... czy nie ma nic, co moglibysmy uczynic? - spytala Mikayla. - Miala podobny atak w Cytadeli, gdzie leczono ja jadem z robaka moczarowego. -Czy wiesz, jak duze byly dawki, jak czesto je podawano i gdzie mozna cos takiego zdobyc? - zapytala powoli Kimbri. Mikayla potrzasnela przeczaco glowa. -A zatem pozostaje nam jedynie cierpliwosc - stwierdzila uzdrowicielka dodajac wspolczujaco: - Choc, zaiste, czasem o to najtrudniej. Postarajcie sie, by miala mozliwie najpogodniejszy humor. Mikayla pomyslala, ze z tym moze byc najtrudniej. Doskonale zdawala sobie sprawe, ze Haramis nie cierpiala ani widoku glupcow, ani slabosci. Niepokoilo ja przeczucie, ze nadchodzace dni zostana wypelnione uciazliwa praca, szczegolnie kiedy stan Haramis poprawi sie na tyle, aby mogla uskarzac sie na swe zdrowie. Mikayla wierzyla swiecie, ze Arcymagini dojdzie do siebie. Nigdy nie przyszlo jej na mysl, ze wraz ze smiercia Haramis ona sama moze odzyskac wolnosc; teraz zrozumiala, ze nigdy do tego nie dojdzie. Zrezygnowana, pogodzila sie z przeznaczeniem. Lecz prosze, jeszcze nie teraz, pomyslala. Jeszcze dlugo, dlugo nie. Westchnela i ruszyla w dol po schodach, zbierajac sily przed nastepnym, trudnym zadaniem: musiala przekazac zle wiesci Uzunowi. Harfa lkala jak dziecko, pobrzekujac strunami, ktore wydawaly dzwiek do zludzenia przypominajacy szlochanie. -Tak wielka jest moja milosc do niej - powiedzial w koncu Uzun. - Gdyby nie ona i jej magia, juz dawno temu dolaczylbym do grona mych przodkow w jakims tam swiecie. Pragnalem tu pozostac tylko dla niej. Jesli odejdzie, cale me zycie stanie sie nie do zniesienia. Mikayla, mimo ze sama byla pelna obaw, probowala pocieszac starego muzyka. -Nie martw sie, Uzunie. Wkrotce jej sie polepszy. -Tak myslisz? Jest duzo starsza ode mnie; cala moja rodzina, moi przyjaciele odeszli wiele lat temu. Jesli cos sie z nia stanie, sam jeden zostane na swiecie. Mikayla miala ochote powiedziec: Nie, Uzunie; ja nadal zyje i jesli cos sie z nia stanie, bede potrzebowala twych rad bardziej niz kiedykolwiek potrzebowala ich ona. Zdawala sobie jednak sprawe, ze przyjazn, jaka laczyla ja z Uzunem, roznila sie od zazylosci istniejacej miedzy zakletym w harfe Odmiencem a Haramis, zmilczala zatem. Przez umysl Mikayli jak blyskawica przemknelo wspomnienie opowiadania Haramis o poprzedniej Arcymagini. Wraz ze smiercia Binah Wieza natychmiast zamienila sie w pyl, dlatego wlasnie Haramis zamieszkala w tej, wzniesionej przez Orogastusa. Mikayla miala jednak nadzieje, ze historia nie lubi sie powtarzac. Odczuwala brak doswiadczenia bardziej niz kiedykolwiek. Byla o krok od placzu i zalamania sie, lecz cierpienie Uzuna, nie pozwalalo jej oczekiwac pomocy od niego. Czule poklepala dlonia kolumne harfy, cieszac sie, ze Fiolon dotrzymal obietnicy i kazal ja naprawic, po czym baknela niezrecznie: -Nie placz, Uzunie. Niektorzy z tego wychodza, tak mowi Kimbri. Haramis poprzednio wyzdrowiala. Wiem, ze ogarnalby ja wielki smutek, gdyby zobaczyla cie w takim stanie; musisz byc silny, dla niej, kiedy bedzie cie potrzebowala. - Czasami - dodala przebiegle, przypominajac sobie slowa Uzdrowicielki - radosne towarzystwo moze wplynac na zdrowie chorego. Musisz wiec byc silny i nie wolno ci plakac, gdy cie wezwie do siebie. Jej umysl musi odpoczywac, a twoj smutek wprawilby ja w przygnebienie. Struny Uzuna zalkaly ponownie. -Masz racje, postaram sie byc przy niej radosny. -To dobrze - rzekla Mikayla. Co by sie stalo z Uzunem, gdyby Haramis umarla, a on wciaz bylby zamkniety w harfie, zaczarowany jej krwia? Czy zamienilby sie w pyl, jak Wieza starej Arcymagini i wszystko, co posiadala? Mikayla wiedziala jednak, ze nie powinna zadawac Uzunowi takiego pytania, a juz na pewno nie moglaby spytac o to Haramis. Przez kilka dni zdawalo sie, ze stan zdrowia Haramis nie ulegl zmianie. Opiekowali sie nia Odmiency i Mikayli pozostawalo jedynie pocieszanie Uzuna, ktory zdolal sie uspokoic, lecz najwyrazniej mial nikle nadzieje na ozdrowienie Arcymagini. W rzeczywistosci Mikayla rowniez nie miala zbyt pomyslnych przeczuc, choc uzdrowicielka wciaz powtarzala, ze kiedy osoba dotknieta taka choroba nie umiera od razu, szanse na wyzdrowienie rosna z dnia na dzien. Obecnie Mikayla przez caly czas czula ziemie. Niewatpliwie nie bylo to wyczucie ziemi, jakie posiada Arcymagini; wiedziala, co przydarzylo sie Fiolonowi w Varze, a jej odczucie nie bylo az tak silne. Wydawalo jej sie, ze slyszy glosy zawodzace na wietrze, lecz nie potrafila odroznic slow. Miala wrazenie, ze w kazdym kacie czaja sie cienie, ktore znikaly, kiedy probowala im sie przyjrzec. Ziemia nie byla szczesliwa. Mikayla rowniez. Dziesiec dni pozniej Mikayla zajela miejsce Kimbri przy lozku Haramis. Tego ranka uzdrowicielka poczula, ze musi odwiedzic wlasna rodzine, ktora ostatnio zaniedbala oraz zobaczyc innych chorych podopiecznych. Mikayla byla zdenerwowana i czula sie bardzo samotna. Siedzac na krzesle i nudzac sie niemilosiernie, powoli zaczela zapadac w sen, kiedy nagle zdala sobie sprawe, ze Haramis bacznie ja obserwuje. Mikayla poderwala sie nieco, po czym rzekla miekko: -Pani, nie spisz? Niewyrazne, belkotliwe slowa niosly w sobie gniew. -Oczywiscie, ze nie spie; co sie z toba dzieje? Gdzie Enya? Co ty tu robisz? Mikayla goraco zapragnela, zeby Kimbri, albo Enya, albo ktokolwiek, znalazl sie tutaj, tylko nie ona sama. Ton glosu Haramis nie pozostawial jej zadnego wyboru, goraczkowo szukala odpowiedzi. Nie byla pewna, czy Arcymagini ja pamieta, czy wie kim jest, bo przeciez ostatnim razem nie przypominala sobie tego. Mikayla postanowila wiec unikac zaglebiania sie w szczegoly. -Bardzo chorowalas, pani. Moze pojde zawolac Enye? -Nie. Jeszcze nie - odparla Haramis. - Jak dlugo tu leze? Dlaczego nie ma przy mnie Uzuna? Mikayla nie miala pojecia, czy powinna powiedziec jej, jak dlugo nie odzyskiwala przytomnosci. Haramis patrzyla na nia wyczekujaco. -Mysle, ze okolo dziesieciu dni, pani. Wszyscy bardzo sie o ciebie martwimy. -A gdzie jest Uzun? Dlaczego nie ma go u mego boku? Skoro tak sie mna przejmuje, dlaczego nie zawlecze swego starego, bezuzytecznego cielska na gore, zeby sie ze mna zobaczyc? A moze to za daleko na mozliwosci staruszka? Mikayla umilkla nie wiedzac, co odpowiedziec, lecz po chwili umysl starej Arcymagini zaczal sie rozjasniac. -Ach, tak - powiedziala. - Wylecialo mi z pamieci; Uzun nie moze chodzic. Moze pozniej, jesli nie bede mogla zejsc po schodach, ktos go tu przyniesie, ale nie tymi kretymi schodami. Nawet w czasach, gdy jeszcze mogl chodzic, mial klopoty z pokonaniem tych schodow. Nie wiem, dlaczego Orogastus kazal cos takiego wybudowac. Zawsze przedkladal styl ponad uzytecznosc. Zamknela oczy i zdawalo sie, ze na chwila zapadla w sen. Nagle odezwala sie: -Oczywiscie ty nie mozesz go przyniesc. No, coz, przypuszczam, ze jego rady potrzebuje bardziej niz wypoczynku. - Usilowala usiasc, lecz po kilku probach ciezki oddech zdradzil ogromne zmeczenie, a czolo zaperlilo sie zimnym potem. - Pomoz mi. - Zdawala sie zdumiona. - Widze, ze nie moge nawet usiasc o wlasnych silach. Mikayla objela stara kobiete i uniosla do pozycji siedzacej. -Moze zbiegne na dol i powiem Uzunowi, ze go prosisz? Bedzie bardzo uradowany, ze sie zbudzilas. Ogromnie sie o ciebie martwil; oczywiscie wszyscy sie martwilismy. -Jaki bedzie z tego pozytek, skoro nie moze sam przyjsc do mnie? - zapytala Haramis. - Po co niepokoic staruszka bez powodu? Czy Kimbri tu jest? -Poszla zobaczyc, czy zona ogrodnika jest gotowa do porodu. Gdy tylko wroci, kaze jej tu przyjsc. -Nie klopocz sie - powiedziala Haramis. - Nie na prozno zostalam Arcymaginia. - Nie podnoszac glosu odezwala sie, jakby mowila do kogos innego w tym pokoju: - Kimbri, przybadz tutaj; potrzebuje cie. Wkrotce na schodach rozbrzmialy odglosy krokow. Mikayla spotkala sie z uzdrowicielka w drzwiach i rzekla cicho: -Czy uslyszalas wezwanie Haramis? -Nie - odszepnela Kimbri. - Sprawdzilam, jak sie czuje zona ogrodnika i postanowilam zajrzec do pani. Czy wzywala mnie? - Mikayla skinela glowa. Kimbri powiedziala cicho: - Zaprawde cos mi mowi, ze naturalne umiejetnosci odzyskala przed magicznymi. Postaraj sie tym nie przejmowac. - Weszla dalej do sypialni. Kiedy zobaczyla, ze Arcymagini siedzi wyprostowana rzekla do niej: - Zaiste mily to widok dla mych oczu, pani. - Kiedy zaczela badac Haramis, Mikayla skorzystala ze sposobnosci i wymknela sie z pokoju, by obwiescic Uzunowi dobre nowiny. Zbiegla po schodach do gabinetu. Harfa drzemala. Nigdy nie stwierdzili z pewnoscia, czy Uzun potrafil pograzyc sie w snie, lecz od czasu choroby Haramis Mikayli kilkakrotnie wydawalo sie, ze Uzun spi. -Zbudz sie, Mistrzu! - zawolala. - Arcymagini pyta o ciebie. Jesli harfa moze wygladac na zadowolona, to Uzun wlasnie tak wygladal. -Powiadasz, ze pytala o mnie? Domyslalem sie, ze zrobi to po przebudzeniu - wyznal. - Czy mozesz mnie do niej zabrac? -Nie. - Mikayla westchnela. - Haramis sadzi, ze nie powinnismy cie nosic po tych schodach. A nawet jesli ulecialo jej z pamieci, co sie z toba stalo, kiedy ostatnim razem taszczylismy cie na gore, ja pamietam doskonale! Moge jednak biegac po schodach i przenosic wiesci. -Niechybnie na razie to bedzie musialo wystarczyc. - Uzun westchnal. -Jesli nie zamierzasz stac sie kupka drewna na opal, to rzeczywiscie powinno wystarczyc - rzekla stanowczo Mikayla. Rozdzial dwudziesty trzeci Mikayla nie byla zbytnio zdumiona, ze Haramis nagle zapomniala, z jakim zapalem przeciwstawiala sie sprawieniu Uzunowi nowego ciala. Pierwsze oznaki zmiany nastawienia ujawnily sie w nastepnym tygodniu, kiedy Kimbri przyszla sprawdzic stan jej zdrowia.-Jak sie dzis czujesz, pani? - zapytala z szacunkiem. -Niezbyt dobrze - odrzekla Haramis, glosem osoby zmeczonej i starej. - Na pewno nie na tyle dobrze, aby uczyc Mikayle rzeczy, ktore musi pojac, zanim zostanie Arcymaginia. Czuje jednak, ze nie powinna czekac ani chwili dluzej. - Odchylila sie do tylu i zamknela oczy; a raczej, pomyslala Mikayla, pozwolila powiekom opasc swobodnie. Po chwili odezwala sie nie otwierajac oczu: - Mysle, ze najpierw powinnas sie nauczyc, Mikaylo, utrzymywac staly kontakt z krolestwem za pomoca swego wzroku. Wykorzystaj umiejetnosc wrozenia z czary. Przynies ja zatem. Mikayla niezwlocznie wykonala polecenie i napelnila srebrna mise po brzegi czysta woda - tak, jak zostala nauczona. Czula, ze nie jest to odpowiedni moment na przypominanie Haramis, ze uczyla ja widziec krolestwo juz kilka lat temu. Podejrzewala mocno, ze Haramis nie pamieta nawet, od kiedy Mikayla mieszka w Wiezy. Dobry to znak, ze w ogole mnie pamieta, pomyslala. Nie chcialabym, aby sie zdenerwowala. Mimo wszystko Kimbri powiedziala, ze powinnismy zapewnic jej spokoj, a to niewatpliwie najtrudniejsze z zadan. Kiedy wrocila do sypialni, Haramis zapytala: -Co najbardziej, z calego krolestwa, chcialabys zobaczyc? Mikayla zastanowila sie przez chwile. Po raz pierwszy Haramis pozwalala jej wyrazic swoja wole. A wiec co? Skritekow? Zdecydowanie odpada. Ruiny miasta, w kierunku ktorych zmierzali wraz z Fiolonem owego dnia, kiedy spotkali Arcymaginie? -Chcialabym zobaczyc, jak sie miewa moj kuzyn Fiolon. Po chwili rzekla ostroznie. -A wiec, spojrz w wode. - Haramis poruszyla slabo prawa reka. Mikayla utkwila wzrok w polyskujacej tafli, przypominajac sobie wczesniejsze nauki. Pamietala, w jaki sposob poslugiwac sie czara, mimo ze podczas wrozenia zwykle uzywala kulki zawieszonej na szyi. Po chwili odbicia okien w komnacie Haramis zawirowaly na powierzchni wody i uformowaly sie w malenki obraz Fiolona, ubranego w peleryne i buty z dlugimi cholewami. Dosiadal szarego froniala, za ktorym dreptal nieco mniejszy, obladowany ciezkimi jukami. Mikayla rozpoznala otoczenie; Fiolon znajdowal sie niedaleko i wyraznie zmierzal ku Wiezy. Dlaczego tu jedzie? zastanowila sie. Haramis odsyla go za kazdym razem. -No i co, moje dziecko, coz tam widzisz? - Z duzego loza dolecial oschly glos. Mikayla zagryzla wargi. Najwyrazniej niezbyt z nia dobrze, skoro patrzy na mnie i widzi dziecko, pomyslala, a gdy powiem jej, ze Fiolon niedlugo tu bedzie, z pewnoscia wpadnie w zlosc. Z drugiej strony, niewatpliwie sama dowie sie, ze on tu jest; sluzacy nie maja przed nia tajemnic. -Jedzie tu Fiolon, pani - powiedziala - z dwoma fronialami. Znajduje sie mniej wiecej pol mili od przepasci na skraju placu. -Musza to byc froniale i bagaze, ktore zostawilam u jego rodzicow w dniu, kiedy wezwalam lammergeiery, aby wyswobodzic was przed Skritekami - rzekla szybko Haramis. - Bez watpienia Fiolon zmierza tu, aby mi je zwrocic. Mikayla otworzyla usta ze zdziwienia, lecz zmusila sie, zeby je zamknac. Najwyrazniej umysl Haramis nie potrafil ogarnac terazniejszosci, lecz teraz Mikayla przynajmniej miala jakies pojecie, w ktorym momencie z przeszlosci Haramis wedlug siebie przebywa. Przynajmniej nie wpada w gniew z powodu przybycia Fiolona. Poza tym powiedziala "jego rodzice", moze uwaza, ze jest jednym z mych braci. -Zajrzyj do gornej szuflady w stoliku przy lozku, Mikaylo - poinstruowala ja Haramis. - Znajdziesz w niej mala, srebrna fujarke, ktorej uzywam do przerzucania mostu. On dotrze na skraj przepasci, zanim zdolasz zejsc na dol, wiec pospiesz sie. Mikayla miala pewne watpliwosci, czy Fiolon pojawi sie tam az tak szybko, lecz z radoscia wykonala polecenie Arcymagini. Wziela mala fujarke i popedzila schodami do wyjscia, a nastepnie do krawedzi placu po poludniowej stronie Wiezy. Ucieszyla sie, ze bateria sloneczna nadal byla w dobrym stanie; podejrzewala, ze "magiczne zwierciadlo" Orogastusa moze wkrotce sie przydac. Fiolon nie przyjezdzalby tutaj bez waznego powodu. Z rozwianymi wlosami, zapatrzona w dal w oczekiwaniu na przybycie Fiolona, myslala o stanie umyslu Haramis. Czasami, dowiedziala sie tego od starej Uzdrowicielki, starzy ludzie, ktorzy cierpieli na podobna dolegliwosc, tracili wieksza czesc pamieci, mowe czy nawet zdrowy rozsadek. Gdyby Haramis zdawala sobie sprawe, ze w jej umysle zachodza takie procesy, z pewnoscia wpadlaby w zlosc. Mikayla zadrzala na mysl o sytuacji Haramis. Arcymagini najwidoczniej stracila czesc zdrowego rozsadku, lecz zdawala sie tego nie zauwazac. Wciaz myslala, ze Mikayla jest niewyksztalconym dzieckiem; tylko Wladcy Powietrza wiedzieli, co sadzila o Fiolonie... Ziemia zostala pozbawiona matki i przewodniczki. No coz... Mikayla stala na placu, nekana niespokojnymi myslami, az w koncu ujrzala Fiolona. Przylozyla usta do fujarki i dmuchnela delikatnie, pamietajac, jak to uczynila Haramis, kiedy po raz pierwszy wysylala chlopca do domu... tak wiele lat temu, lat, ktore istnialy w pamieci Haramis jako nie zapisana karta. Most rozpostarl sie gladko ponad wielka przepascia, niemalze w tym samym momencie, w ktorym Fiolon i froniale zatrzymali sie przed nia. Mikayla z trudem zdolala sie opanowac, by nie wybiec przyjacielowi naprzeciwko i gdy tylko znalazl sie na dziedzincu rzucila mu sie w ramiona, sciagajac go przy tym z grzbietu froniala. -Och, Fiolonie, tak sie ciesze! Nie wierzylam wlasnym oczom, kiedy zobaczylam jak tu jedziesz! -Wiedzialas? - odezwal sie Fiolon przytulajac ja mocno. - Teraz juz wiem, dlaczego tu na mnie czekalas. Czy jestes gotowa, aby stac sie Arcymaginia? Odnosze wrazenie, ze z Haramis nie jest najlepiej, prawda? -Tak - przyznala Mikayla - masz racje. Zobaczysz, jak bardzo sie zmienila, i obawiam sie, ze nie na lepsze. Przez kilka miesiecy nie mogla dojsc do siebie. Myslelismy, ze umrze. Fiolon westchnal. - Kolejny nawrot choroby umyslu? - zapytal. - Mikayla skinela glowa. - A, jak przypuszczam, ty nie jestes jeszcze gotowa, zeby zajac jej miejsce. To wyjasnialoby caly balagan. Chociaz juz od jakiegos czasu Mikayla zdawala sobie z tego sprawe, nie schlebialo jej bynajmniej, ze Fiolon rowniez to zauwazyl. Odezwala sie wiec cokolwiek zgryzliwie: -Doskonale wiem, ze nie jestem jeszcze gotowa; od kilku dni Haramis o niczym innym nie mowi, zreszta podobnie jak Uzun. Wszystkim wydaje sie, ze mam szesc latek. A moze pojdziesz na gore, porozmawiasz z nia i wowczas wszyscy razem bedziecie mogli stwierdzic, ze jestem beznadziejna! Odwrocila sie na piecie i pobiegla do stajni, gdzie znajdowalo sie urzadzenie wycofujace most. Natknawszy sie na stajennych, wydala im krotkie polecenie, by zajeli sie fronialami. Gdy z opuszczona glowa ponownie pojawila sie na zewnatrz, Fiolon podszedl do niej szybkim krokiem. -Wybacz, Miko - powiedzial otaczajac ja ramieniem. - Musisz czuc sie fatalnie, kiedy ona jest w takim stanie. -Poczekaj, az ja zobaczysz - odparla Mikayla z pewna satysfakcja. -Nie mialem na mysli tego, ze nie moglabys przejac obowiazkow Arcymagini - kontynuowal Fiolon. - W rzeczywistosci nawet powinnas to uczynic. Mikayla popatrzyla na niego z przerazeniem. -Przeciez to by ja zabilo! -Byc moze wolalaby umrzec niz meczyc sie ze swiadomoscia tego, co dzieje sie z ziemia - rzekl Fiolon powoli. - Zniszczenie rozlewa sie juz na Var. Czuje to dokladnie i wlasnie dlatego tu przybylem. -Wiedzialam, ze musi istniec wazny powod twego przyjazdu - wykrzyknela Mikayla. - Pamietam, jak Haramis odsylala cie za kazdym razem, gdy cie tu zobaczyla. Obecnie jednak moze nie pamietac, kim wlasciwie jestes. Zdaje sie, ze sadzi, iz jestes jednym z moich braci. -A zatem nie bede jej wyprowadzal z bledu - rzekl Fiolon - i obiecuje, ze nie zdradze jej, iz jestem Arcymagiem Varu, w przeciwnym razie dostalaby ataku. Zakladam, ze nigdy jej o tym nie mowilas. -Oczywiscie, ze nie - odpowiedziala Mikayla. - Uzun wie, lecz on jej na pewno nie powie. -Zatem dobrze - odezwal sie Fiolon. - Zobaczmy, w jakim znajduje sie stanie. - Poklepal ja delikatnie po plecach i wskazal na wysoka wieze. Mlodzi pokonali krete schody i weszli do komnaty starej kobiety. -Fiolon przybyl zapytac cie o zdrowie, pani - odezwala sie oficjalnym tonem Mikayla. -Wejdz, moje dziecko - powiedziala slabym glosem Haramis, wyciagajac prawa reke w kierunku Fiolona. To samo co ostatnio, pomyslala Mikayla. Ma wladna jedynie prawa strone ciala. Ciekawe, dlaczego tak sie dzieje. Fiolon pochylil sie i pocalowal z szacunkiem dlon Haramis. -Pani - powital ja. Najwyrazniej nabral oglady i dworskich manier, pomyslala z niechecia Mikayla. Nic dziwnego, przeciez wiekszosc czasu spedza na dworze; tylko ja tkwie cale zycie w tych gorach niczym w potrzasku. Stojac w wejsciu, przysluchiwala sie, jak Fiolon prowadzi towarzyska konwersacje odpowiednia dla starszej pani, po ktorej nie oczekiwalo sie zbyt glebokiej znajomosci wydarzen na swiecie, o ile w ogole jakakolwiek miala. Jesli nie brzmialo to absurdalnie, to na pewno patetycznie, pomyslala Mikayla, slyszac, jak Fiolon zapewnia Arcymaginie, ze jego rodzice ciesza sie znakomitym zdrowiem. Najwidoczniej Haramis miala bardzo mgliste pojecie, kim byl ten mlodzieniec, w przeciwnym razie pamietalaby, ze jego matka zmarla przy porodzie i ze nikt nigdy nie dowiedzial sie, kto byl jego ojcem. No coz, moze jego ojciec rzeczywiscie cieszy sie wspanialym zdrowiem; trudno udowodnic, ze tak nie jest. Haramis zmeczyla sie szybko. Powiedziawszy Mikayli, zeby kazala gosposi przygotowac komnate dla Fiolona, jej brata, oznajmila, ze musi teraz odpoczac. Mikayla, ktora zdazyla juz o to poprosic Enye, zaciagnela Fiolona do swojej komnaty na rozmowe. Usiedli na prostych, drewnianych krzeslach po dwoch stronach malego stolika stojacego obok kominka i popatrzyli na siebie skonsternowani. Mikayla jeknela i opuscila glowe na rece polozone na stole. -Tak naprawde jej tutaj nie ma. - Westchnela. -Obawiam sie, ze masz racje - zgodzil sie Fiolon. - Kiedy zostalem twoim bratem? -Bez watpienia w chwili, w ktorej Haramis stwierdzila, ze tego wlasnie by chciala. - Mikayla wyprostowala sie z jekiem. - Sa dni, kiedy jej nienawidze. Sama decyduje, jak postrzegac rzeczywistosc, a potem oczekuje od wszystkich, zeby sie z nia zgadzali. I wszyscy sie zgadzaja! Gdyby powiedziala, ze niebo jest zielone, Uzun i sluzacy zapewnialiby ja, ze istotnie nigdy nie mialo innego koloru. Nieustannie powtarza dlugie opowiesci z czasow swego dziecinstwa. Pierwsze trzy czy cztery razy wydawaly mi sie nawet interesujace, lecz po dwudziestu razach, juz nie! -Zapomina, o czym wczesniej mowila? - zapytal Fiolon. -Jest, jak nasza pierwsza pozytywka, ktora bawilismy sie w Cytadeli, bedac dziecmi, pamietasz? Grala wciaz te sama melodie, za kazdym razem, kiedy polozyles ja na jednym boku. Ona z kolei wyglasza te same przemowy w pewnych odstepach czasu. Nie doszlam jeszcze do tego, co odpowiada okreslonym stronom pozytywki, lecz wydaje sie to analogicznym zjawiskiem. Po uslyszeniu pierwszych wyrazow potrafie wyrecytowac reszte opowiesci, slowo po slowie, literka po literce, i tak mnie to zlosci, ze chce mi sie krzyczec! Pamietasz wieze w Cytadeli, w ktorej zwyklismy sie bawic? Spedzalismy tam dlugie godziny i nikt nam nie przeszkadzal. Tutaj, jesli nie ma mnie przy niej dluzej niz kilka chwil, potrzebnych mi na zalatwienie wlasnych spraw, wysyla na poszukiwania Enye. Nie chce, zebym miala czas dla siebie, zawsze musi wiedziec, gdzie jestem, a najlepiej byloby, gdybym nie myslala samodzielnie... To naprawde straszne. To tak, jakby probowala zniszczyc moja osobowosc i zastapic ja swoja wlasna, prawie jak gdyby probowala mna zawladnac, jakby chciala rozciagnac swa dusze na dwa ciala, swoje i moje, nie dbajac zupelnie o druga istote. - Wzdrygnela sie i spojrzala na chlopca niespokojnie. - Ja przeciez mam wlasna dusze, prawda, Fio? -Oczywiscie, ze masz - zapewnil Fiolon. - Mysle, ze irytuje cie jej choroba. Czy dobrze sypiasz? A jak z odzywianiem? Moze wszyscy dokola sa tak wytraceni z rownowagi, ze znow nie dostajesz odpowiednich posilkow? -Kiedy jestem glodna, zjadam jakies owoce czy cos w tym rodzaju - odpowiedziala Mikayla. - A jesli chodzi o sen... Czasami chcialabym w ogole nie spac; co noc nawiedzaja mnie koszmary, a gdy sie budze, mam wrazenie, ze jestem w potrzasku! -Nawet tak nie mysl - przerwal jej Fiolon. - Nigdy nie obiecywalas, ze pozostaniesz tu na zawsze. Mikayla popatrzyla na niego z niedowierzaniem. -Przeciez siedze tu jak w wieziennej baszcie juz od wielu lat. To nie byl moj wybor. Ja nie chcialam zostac Arcymaginia. To ona porwala mnie z domu, przywiozla tutaj i od lat faszeruje wiedza, nie zaprzatajac sobie glowy moimi prawdziwymi pragnieniami. -Tak - zgodzil sie Fiolon - przywiozla cie tu bez twojej zgody, lecz wydarzylo sie to wiele lat temu. Jednakze od dnia, w ktorym nauczylas sie rozmawiac z lammergeierami, moglas w kazdej chwili wrocic do domu. Jeszcze wczesniej moglas na grzbiecie froniala wyruszyc w droge przez sniegi. Twoja obecnosc w Wiezy jest twoim wyborem, nawet jesli nie dokonalas go w pelni swiadomie. Pomysl o tym i zdecyduj, co zamierzasz zrobic. -Och, oczywiscie, ze mam wybor - odrzekla sie z sarkazmem Mikayla. - Na Wladcow Powietrza, Fio, teraz ty nie zaczynaj. Podobno jestes moim przyjacielem. Ja naprawde potrzebuje przyjaciela, a ty jestes istota najblizsza memu sercu. Nie stawaj po jej stronie, prosze, nie rob tego. Nie moge tego wytrzymac. Po prostu nie potrafie tak dluzej zyc. Nie tego chcialam. -A czego chcialas? - Uslyszala cieply szept. -Sama juz nie wiem - zatkala Mikayla. - Wszystko mi sie pomieszalo. Gdyby moje zycie potoczylo sie inaczej, na pewno nie bylabym tak nieszczesliwa. - Postarala sie zebrac mysli. - Chcialam chyba tego, co kazdy: kochanego meza, najlepiej ciebie, kilkoro dzieci, wygodnego domu, ogrodu, przyjaciol... -Masz Uzuna - zauwazyl Fiolon. -Wole bardziej ruchliwych przyjaciol - Mikayla westchnela. - To znaczy, Uzun jest bardzo mily, lecz trzeba naprawde kochac muzyke, zeby docenic go w taki sposob, na jaki zasluguje... Ty zawsze byles moim najlepszym przyjacielem, a wiesz dobrze, ze pierwszym zyczeniem Haramis, kiedy nas tu przywiozla, bylo jak najszybciej pozbyc sie stad ciebie. Ona chce, zebym zyla w samotnosci i calkowitym uzaleznieniu od niej, to niesprawiedliwe! -Alez, Miko, mozesz wezwac lammergeiera, zgadza sie? Nawet w nocy Czerwone Oko przylecialby na twoje pierwsze zawolanie. -To prawda. -A zatem nie powinnas twierdzic, ze nie masz wyboru - zauwazyl Fio. - Mozesz wezwac lammergeiera, poleciec tam, gdzie zechcesz, i nigdy juz nie wrocic. Wiec jesli po tak dlugim czasie nadal tu jestes, powiedzialbym, ze dokonalas wyboru. Ubolewam nad tym, ze nie jestes szczesliwa, lecz cos musi cie tu trzymac. Mikayla spochmurniala. -Zabrzmi to chyba dziwnie, lecz mysle, ze ziemia mnie potrzebuje. -To wcale nie brzmi dziwnie - odrzekl szybko Fiolon. - Ja rowniez uwazam, ze ziemia cie potrzebuje. Mikayla zrobila zbolala mine. -Od czasu jej choroby slysze nieustanny placz ziemi, albo wiatrow, albo czegos innego. Naprawde czuje sie okropnie, lecz wydaje mi sie, ze nic nie moge na to zaradzic. Nie posiadam wyczucia ziemi, a przynajmniej nie takie, jak twoje. Problem w tym, ze wedlug mnie Haramis tez go nie ma. Fio wzruszyl ramionami. -Nie wiem. Tego nie mozna zauwazyc u innych osob. - Dotknal koniuszkami palcow tuniki w miejscu, gdzie spoczywala kulka. - W twoim przypadku oczywiscie moglbym to stwierdzic, lecz w jej, nie. Palce Mikayli powedrowaly do wybrzuszenia na piersiach; do ukrytej pod dwiema warstwami ubran blizniaczej kulki. Zawsze przylegala do ciala; byla to jedyna rzecz, jaka zachowala sprzed czasu, kiedy zamieszkala z Haramis; spiewajace kulki, ktore ona i Fiolon znalezli podczas ostatniej wycieczki na Moczary. - Czy lacza nas az tak trwale wiezy? - zapytala. - Ciagle czuje twa obecnosc i slysze twoj glos w dzwiecznym odglosie, jaki wydaje moja kulka, lecz sadzilam, ze to wytwor wyobrazni. -Miko, jedyna rzecza, ktorej nigdy nie mialas w nadmiarze, jest wyobraznia. - Fiolon usmiechnal sie do niej i potrzasnal delikatnie swoja kulka. W powietrzu rozkwitl delikatny dzwiek. Po chwili rozbrzmiala druga kulka, ta zawieszona na szyi Mikayli. - Mowia, ze wrozenie czesto zawodzi, szczegolnie w przypadku istot ludzkich, lecz kiedy uzywamy tych kulek jako polaczenia, mozemy bez problemu wyczarowywac nasze obrazy. Od lat uczylem sie wraz z toba, a nawet probowalem przyswajac sobie niektore z psalmow w Swiatyni Meret. Mikayla wydala z siebie pomruk niezadowolenia, przypominajac sobie poszczegolne lekcje. -Tobie idzie to wszystko duzo lepiej niz mnie. Kiedy wyladowales w Varze i doswiadczyles wyczucia ziemi, potrafiles sobie z tym poradzic. Ja spedzilam w lozku dwa dni, powalona niemoca tylko dlatego, ze bylismy polaczeni. -Mysle, ze poradzilabys sobie o wiele lepiej, gdybys odprezyla sie i zaprzestala prob przeciwstawiania sie calej sytuacji. -Bez watpienia. -Zastanawiam sie, czy w ktorejs z licznych ksiag z tutejszej biblioteki nie znalezlibysmy opisu skutkow wspolnego dzialania Arcymagini i wyszkolonej nastepczyni. -Wyszkolonej? - odezwala sie Mikayla. - Ja? Wszyscy zgodnie twierdza, ze daleko mi do tego. -Twoj umysl zdazyl przyswoic sobie wieksza wiedze niz moj, kiedy zostalem Arcymagiem Varu - zauwazyl Fiolon. -Masz racje - przytaknela Mikayla. - Czy sadzisz, ze moze to oznaczac, ze po pierwsze nie mialam byc w ogole szkolona? Czy moze to byc przyczyna choroby Haramis? Czy dzieje sie tak dlatego, ze jestesmy dwie? -Poszperaj w ksiegozbiorze - zaproponowal Fiolon. -W glownej bibliotece nic nie ma - zauwazyla Mikayla. - Kazda ksiege przeczytalam przynajmniej raz. Jesli jednak poszperamy troche w lodowych jaskiniach, istnieje szansa, ze odnajdziemy jakies rzeczy Orogastusa; cos, co pominelismy podczas wczesniejszych poszukiwan. -To dobry pomysl - rzekl Fiolon. - Wedlug starych przypowiesci, interesowal sie roznorakimi sposobami spozytkowania mocy duzo bardziej niz Haramis. -Temu moge dac wiare - przyznala Mikayla. - Powinnam chyba przejrzec ksiegi i papirusy w Swiatyni Meret, chociaz nie przychodzi mi do glowy wymowka, jakiej moglabym uzyc, by dotrzec do takiej wiadomosci! -Wlasciwie to jak ci, tak naprawde, sie powodzi? Czy wciaz miewasz klopoty z krolewskimi dworkami? - Popatrzyla niepewnie na Fiolona. -Nie zwracam na nie uwagi. - Fiolon zmarszczyl brwi. Zadna z dziewczat w Varze nie jest mna szczerze zainteresowana, nawet pomimo mych rozleglych posiadlosci i niewatpliwie kuszacego tytulu. W krolestwie kraza przerozne pogloski o tym, ze moj ojciec jest demonem czy czyms podobnym, i oczywiscie nikt nie ma watpliwosci, ze jestem bekartem. -Chcesz powiedziec, ze nie spotkales dziewczyny, ktora uwazalaby to za czarujace i romantyczne? - dokuczala Mikayla. Fiolon jeknal. -Nie przecze, ze sa na dworze az tak glupie dziewczyny, Miko, lecz doskonale zdajesz sobie sprawe, ze glupota nigdy specjalnie mnie nie pociagala. Ty przynajmniej masz rozum, nawet jesli wydaje sie, ze zbytnio z niego nie korzystasz. Kasliwa uwaga na nieszczescie przypomniala Mikayli o jej zgryzotach. -Alez ja nie mam rozumu, Fio - jej glosik byl przesycony kwasna slodkoscia. - Haramis posiada dwa: swoj i moj. Wedlug niej, jestem czyms posrednim miedzy jej wlasnoscia a czescia jej ciala. -Zobacz, jak traktuje Uzuna. Niegdys byl istota; jej przyjacielem i nauczycielem... a czym jest teraz? Harfa. Nie moze sie poruszac o wlasnych silach, a ona moze go wziac i zaniesc tam, gdzie sobie zazyczy; pomijajac oczywiscie problem przenoszenia tak duzego instrumentu. -On jest rzecza, ja jestem rzecza, sluzacy to rzeczy, a ty wystepujesz jako klopot, to znaczy tylko wtedy, kiedy przypomina sobie, ktos ty zacz. Ja mysle o tobie jak o istocie zywej; tak jakbys byl tutaj jedyna prawdziwa osoba. Nie jestem pewna, czy sama jestem osoba, czy w ogole kiedykolwiek stane sie osoba. Wiesz dobrze, ze gdy tylko sobie przypomni, kim jestes i w jakim celu tu przybyles, wygna cie. -Nie wiesz, co sie dzieje w Varze - rzekl Fiolon. - Tym razem nie odjade tylko dlatego, ze ona tak zechce. Nie mam juz dwunastu lat. Rozdzial dwudziesty czwarty To prawda, ze w obecnej sytuacji ciezko by jej bylo cie po prostu wyrzucic - zgodzila sie Mikayla, - Wspomniales jednak, ze cos dzieje sie w Varze?-Cos splywa w dol Wielkiej Rzeki Mutar i zabija wszystkie ryby - zaczal niezwlocznie Fiolon. - To jedyna rzecz, ktora mozna bezposrednio dostrzec. Przebywalem w Let, kiedy sie to zaczelo, nadzorowalem zaladunek drewna. Woda ulegla jakiejs przemianie. Wyslalem wiadomosc do mego wuja, krola, ze zamierzam zbadac to zjawisko, a nastepnie pospieszylem do Cytadeli. Gdy po drodze mijalem Jezioro Wum, ujrzalem tysiace martwych ryb unoszace sie na powierzchni; podobny los spotkal wszystkie istoty, ktore mialy jakakolwiek stycznosc z woda z jeziora. -Wyvilow? - spytala Mikayla. -W wiekszosci Wyvilow, lecz zmarlo rowniez kilkoro ludzi, a mnostwo zapadlo na nieznana chorobe. -Jak to mozliwe? Mikayla jeknela z przerazenia. -Nie mam pojecia. Ruwenda nie jest moja ziemia, wiec pomimo niepokoju, jaki mna zawladnal, nie wiem, co dokladnie dolega tej ziemi i jak zaradzic zlu. -A nie czules tego bedac w Varze? Fiolon pokrecil przeczaco glowa. -Problem nie tkwi w Varze, a raczej powinienem powiedziec, ze Var nie jest czescia problemu. Tam czulem jedynie cos obrzydliwego, niczym przegnile macki oplatajace umysl, cos bioracego poczatek w Ruwendzie, splywajacego z nurtem rzeki. Powiem ci jedno - dodal - byloby duzo gorzej, gdyby wiatry wialy od Ruwendy w kierunku Varu, a nie odwrotnie. Dopiero po przekroczeniu granic tej krainy wyczulem, ze cos wisi w powietrzu. Z Cytadeli wyruszylem na grzbiecie froniala, zeby miec mozliwosc zaglebienia sie w Labiryntowe Blota i zorientowania sie, jak tam sie sprawy maja. - Popatrzyl jej prosto w oczy. - Mikaylo, twoja ziemia jest bardzo chora. -Ziemia Haramis - poprawila go. - Nie moja. -Na Czarny Kwiat, Miko, to twoja ojczyzna! - Fiolon sprawial wrazenie oslupialego. - Czy w ogole ci na niej nie zalezy? -Coz z tego, gdyby mi nawet zalezalo? - Mikayla wzruszyla ramionami, probujac ukryc zranione uczucia. - Czy ty naprawde sadzisz, ze Haramis pozwolilaby mi cokolwiek zrobic, by temu zaradzic? Czy wiesz, dlaczego wyszlam ci na spotkanie? - Nie czekala na odpowiedz; wygladal na kompletnie zdezorientowanego. - Oczekiwalam cie na placu, poniewaz Haramis, nawet zlozona niemoca, postanowila przyspieszyc moja nauke. Uczy mnie wrozenia z wody. -Jak to? - zapytal Fiolon. - Uczyla cie tego, kiedy przyjechalas tu za pierwszym razem, cztery i pol roku temu! -Wiem o tym - zauwazyla Mikayla - ty rowniez to wiesz, ale ona nie. -Och, nie... - Nie potrafil znalezc odpowiednich slow. -Jestem calkowicie przekonana, ze ona nie ma juz wyczucia ziemi - dodala Mikayla - i nie sadze, zeby jeszcze kiedykolwiek je odzyskala. Kiedy ty otrzymales wyczucie ziemi Varu, a ja spytalam Haramis, jak to jest posiadac wyczucie ziemi, zapytala mnie ostrym tonem, czy ja odczuwam cos podobnego w stosunku do Ruwendy. -Skoro jednak nie ona - zastanowil sie Fiolon - to kto je ma? -Nie wiem - Mikayla westchnela. - Uzun rowniez nie wie; pytalam go. Sadzimy, ze wiedzielibysmy, gdyby ktos inny zostal nim obdarzony. Niewatpliwie nastapil stan zawieszenia, bo ja jestem pewna, ze nie posiadam podobnej umiejetnosci. -No coz, nawet jesli nie masz wyczucia ziemi, musimy cos zrobic z tym balaganem! -Mozemy sprobowac. - Mikayla westchnela. - Czy mozesz spisac to, co nalezy naprawic? -Moje spostrzezenia z Ruwendy nie sa az tak szczegolowe. Fiolon skrzywil sie i pokrecil glowa. -Szczegolowe! - Mikayla pstryknela palcami zrywajac sie na rowne nogi. - Chodz! - rzucila niecierpliwie, wybiegajac z pokoju. -Dokad idziemy? - spytal Fiolon. -Lustro. Jesli potrzeba szczegolow, to z pewnoscia mozna je otrzymac wlasnie tam. -Zarzuc na siebie cieple ubranie, skoro schodzimy na dol - zauwazyl Fiolon. -Nie, nie potrzebuje - rzekla pogodnie Mikayla. - W zeszlym roku Czerwone Oko nauczyl mnie kontrolowac temperature ciala. Ty sam mozesz zalozyc cos cieplego, a ja pojde po pergamin i atrament. Spotkamy sie na dole. Kiedy Fiolon przybyl do lustrzanej jaskini, Mikayla siedziala ze skrzyzowanymi nogami na lodowej podlodze bezposrednio przed lustrem, gryzmolac cos z zapalem. -Juz wiem, co zabija twoje ryby, Fiolonie - obwiescila tryumfalnie. - Pewna odmiana niewielkiej rosliny, ktora w sprzyjajacych warunkach wytwarza bardzo silna trucizne. Na szczescie takie warunki zdarzaja sie niezwykle rzadko. Kiedy Haramis legla powalona niemoca, bylo tu trzesienie ziemi... Urwala i zwrocila sie do zwierciadla. - Lustro, pokaz wszystkie trzesienia ziemi, jakie nastapily w ciagu ostatnich dwoch miesiecy. -Analiza - odparlo lustro i po chwili nie dluzszej niz mgnienie oka ekran wypelnila mapa Ruwendy, poprzecinana bladoniebieskimi liniami. Patrzyli zdumieni, jak kolejno zaczely wykwitac jasnoblekitne plamki. Niczym porwane sieci pajecze, w roznych kierunkach odchodzily od nich postrzepione linie, zbiegajace sie w najsilniejsze strumienie wzdluz jasnoniebieskich linii. -O, tutaj - rzekla Mikayla, wskazujac koniuszkiem palca punkt oznaczajacy polnocno - zachodni kraniec Ciernistego Piekla - nastapilo pierwsze. Mialo miejsce przed switem, wtedy, kiedy znalezlismy Haramis na podlodze w sypialni. Potem rozprzestrzenily sie na wiekszosc pomocnej czesci Zlotych Blot. - Odwrocila sie, by spojrzec na Fiolona. - Czy wlasnie tym szlakiem tu przybyles? Fiolon skinal glowa w milczeniu, patrzac zmeczonym wzrokiem na lustro. -Czy wystepowaly tam wstrzasy? - spytala Mikayla. Skinal ponownie. -Jak czesto i jak silne? Fiolon znow spojrzal w zwierciadlo, a Mikayla doznala naglego olsnienia. -Wszystko w porzadku, Fiolonie, mozna mowic nie zmieniajac obrazow. Odpowiada tylko na prosby, ktore rozpoczynaja sie od jego imienia. -Imienia? - spytal Fiolon. -Nazwy. Nie wiem, czy ma w ogole prawdziwe imie - wytlumaczyla Mikayla. - Lustro, pokaz odbiegajace od normy poziomy wod na Labiryntowych Blotach. -Analiza. - Obraz zmienil sie w bialo-czarna mape Labiryntowych Blot: przerozne i dziwne, w wiekszosci brazowe i niebieskie cienie pokrywaly duza czesc bialych pol. -Niebieski oznacza wode powyzej normalnego poziomu - wyjasnila Mikayla. - Im ciemniejszy odcien, tym glebsza woda. Brazowe pola ukazuja ziemie znajdujaca sie wyzej niz byc powinna, i staja sie coraz ciemniejsze w miare jak wysokosc wzrasta. Fiolon zadrzal. Wygladal jak chory. -Nic dziwnego, ze ziemia zle sie czula. -To prawda - zgodzila sie Mikayla. - Chyba miales sporo szczescia, ze nie zgubiles drogi i dotarles do Wiezy. -Zgubilem - przyznal Fiolon. - Kilkakrotnie. Kiedy nie moglem rozpoznac otoczenia, uzywalem kulki, ktora ciagnela w kierunku twojej. W ten sposob wiedzialem, ze odnajde cie, gdziekolwiek bys byla. Bo przeciez czasami cie tu nie bylo - zauwazyl. - Wezmy chociazby te niewinna polroczna wycieczke do jaskini Czerwonego Oka na Gorze Rotolo, nie wspominajac juz o czasie spedzonym w Swiatyni Meret. -To jeden miesiac kazdej wiosny, co latwo mozna przewidziec - odparowala Mikayla. - Mysle jednak, ze bedziemy musieli wyruszyc w droge, aby wszystko naprawic. Samemu tylko Jezioru Wum trzeba poswiecic duzo czasu. -Zjedzmy najpierw obiad, dobrze? Fiolon jeknal. Mikayla o malo sie nie zakrztusila. -Oczywiscie. Przeciez ty musisz umierac z glodu. - Wstala, zebrala zapisany pergamin i przemowila do szklistego ekranu. - Lustro, dziekuje ci. Doladowanie. -Przerwa na doladowanie - odparlo lustro i obraz pociemnial. Ruszyli polyskujacym swietlnymi refleksami korytarzem, wijacym sie pod przysadzista Wieza. Mikayla szeptem wypowiadala zaklecia ozywiajace oliwne lampy, ktore zwisaly sie z oszronionych scian. -Czy ty rozmawiasz ze wszystkim wkolo? - zapytal Fiolon. -Tak, z wiekszoscia rzeczy - odparla Mikayla. - Z istotami zyjacymi raczej nie. Enya jest zwykle zajeta, pozostali sluzacy mnie ignoruja, a jesli chodzi o Haramis... - Westchnela urywajac w pol zdania. Kiedy przechodzili obok kuchni, w wejsciu pojawila sie Enya. -Ach, jestes, ksiezniczko - powiedziala. - Masz natychmiast isc do komnaty pani; od dluzszego czasu nic nie robi, tylko ciagle sie o ciebie dopytuje. Mikayla popatrzyla na Fiolona wzrokiem, ktory jasno wyrazal niewypowiedziana mysl: "A nie mowilam?", po czym zapewnila Enye, ze natychmiast uda sie do sypialni Haramis. -Kazala podac obiad w swojej komnacie - dodala Enya. Mikayla skinela glowa i ponownie rozpoczela mozolna wspinaczke po schodach, a kiedy znalazla sie tak daleko, ze Enya nie mogla uslyszec jej slow, mruknela z sarkazmem: -Coz za radosc. -Miko, okaz choc odrobine szacunku - zganil ja Fiolon. - Na pewno nie jest az taka zla. -Gdyby nie to, ze oboje musimy zajac sie naprawianiem ziemi - rzucila ostro - z checia zostawilabym cie tu, zebys przekonal sie o tym na wlasnej skorze. Na razie lepiej bedzie, jesli przeniesiemy Uzuna do nowego ciala i jemu pozwolimy wysluchiwac tych nie konczacych sie opowiesci. -Czy Haramis zezwoli nam na to? - spytal z niedowierzaniem mlodzieniec. - Ostatnim razem sprzeciwila sie raczej stanowczo. -Tym razem - rzekla z zapalem Mikayla - nie zamierzam prosic o jej pozwolenie. Jesli Uzun zgodzi sie na przemiane, dokonam jej, nawet gdyby nikt mi nie chcial pomoc. - Popatrzyla pytajaco na Fiolona. -Jesli zaczniesz - usmiechnal sie - mozesz liczyc na moja pomoc. Kazdy rytual ze Swiatyni Meret wymaga duzej, a raczej jak najwiekszej, liczby uczestnikow. -Dziekuje. - Mikayla obdarzyla go promiennym usmiechem, po czym, wchodzac do komnaty Haramis, przyjela obojetny wyraz twarzy. -Gdzie bylas, dziewczyno? - zapytala Arcymagini. -Na dole - odparla cicho Mikayla. -Nie przyszlo ci do glowy, ze moge cie potrzebowac? -Wybacz, jesli potrzebowalas mnie, a nie bylo mnie w poblizu - odrzekla uprzejmie dziewczyna, unikajac odpowiedzi na zadane pytanie. Na szczescie w wejsciu pojawila sie Enya, niosac przed soba tace z parujacymi polmiskami, i Mikayla, przynajmniej na razie, zdolala uniknac dalszej czesci reprymendy. Haramis przez wieksza czesc obiadu narzekala, ze teskni za Uzunem i nie moze zrozumiec, dlaczego nie zniosa jej na dol do gabinetu, skoro Mistrz nie jest w stanie jej odwiedzic. Mikayla odetchnela nieco widzac, ze Haramis przypomina sobie, ze lepiej nie przynosic Uzuna. Dzieki wam, Wladcy Powietrza. Nie wytrzymalabym, gdyby znow zostal uszkodzony. -Moze za kilka dni, pani - odezwala sie delikatnie - uda nam sie temu zaradzic i spotkasz sie z nim. Tymczasem potrzebujesz odpoczynku i musisz odzyskac sily, a wiec pozegnamy cie teraz, zyczac dobrej nocy. - Wstala mamroczac pod nosem odpowiednie zaklecie i machnieciem reki wyslala brudne naczynia do kuchni. Fiolon z szacunkiem pochylil glowe przed Haramis i podazyl za Mikayla. -Czy masz ochote teraz przyniesc cialo - szepnela, kiedy znalezli sie sami w korytarzu - czy jestes zbyt zmeczony? -Moge ci pomoc wniesc je na gore - odparl Fiolon - lecz z rozpoczeciem rytualu powinnismy chyba zaczekac do rana. -Zgoda - odparla Mikayla. - Sadze, ze przy transferze wazne jest, aby cialo i harfa mialy podobne temperatury, wiec jesli zostawimy je na noc przy Uzunie, jutro rano bedzie akurat. -Brzmi to rozsadnie - zgodzil sie Fiolon. - Chodzmy zatem. -Najpierw jednak musimy zrobic cos innego - odezwala sie Mikayla, ciagnac Fiolona do gabinetu. - Uzunie - rzekla - to my, Mikayla i Fiolon. -Panicz Fiolon - rzekla harfa. - Coz za mila niespodzianka! Jakiez to wiatry cie tu przygnaly? -Ziemia choruje - odparl mlodzieniec. -Obawialem sie tego, kiedy zaniemogla Haramis. - Uzun westchnal. - Z calego serca pragne ja odwiedzic; jestem pewny, ze teskni za mna. -Przynajmniej tym razem pamieta, ze jestes harfa - pocieszyla go Mikayla - wiec stan jej zdrowia poprawil sie nieco. Chyba zdaje sobie sprawe, ze zaciaganie cie na gore do komnaty nie jest zbyt dla ciebie bezpieczne. Masz jednak racje; podczas obiadu zalila sie, ze bardzo za toba teskni. -Gdybym tylko mogl cos na to poradzic. - Struny Uzuna zabrzeczaly z niepokojem. -Moze istnieje cos takiego - powiedziala Mikayla. - Pamietasz to cialo, ktore sprowadzilam dla ciebie ze Swiatyni Meret? -Sadzilem, ze Haramis je zniszczyla - odparl Uzun. -Jest tam, gdzie je zostawilismy - powiedzial Fiolon. - Sprawdzalem po drodze; opakowanie wydaje sie nietkniete. Mikayla podeszla do polek z ksiazkami i wysunela kilka tomow. Zwoj pergaminu ze Swiatyni wciaz lezal na swoim miejscu, ukryty za opaslymi woluminami, dokladnie tam, gdzie go polozyla. -Przyniesiemy tu cialo i rozpakujemy je, Uzunie - zadecydowala - zeby zobaczyc, czy nie zostalo uszkodzone. Jesli nie, czy chcesz podjac ryzyko transformacji? -W jaki sposob dokonuje sie owej transformacji? - zapytal Uzun. Mikayla rozwinela czesc pergaminu i szybko przebiegla oczami po rzedach hieroglifow. -Mam tutaj spisany caly rytual - rzekla. - Przypomina zabiegi, jakie poczynila Haramis, zmieniajac cie w harfe. -A zatem chce sprobowac - zgodzil sie Uzun. - Pamietaj wszakze, co mi obiecalas, jesliby nie wszystko poszlo po naszej mysli. -Jesli cokolwiek sie nie powiedzie, uwolnie twa dusze - powiedziala Mikayla ze scisnietym gardlem. - Obiecuje. - Umiescila zwoj pergaminu w schowku za ksiazkami. - Chodz, Fiolonie, przyniesmy cialo. Wniesienie ciala na gore i rozpakowanie go zajelo im sporo czasu. Na szczescie sluzacy juz spali, wiec nikt nie przeszkodzil tajemniczej dwojce przemykajacej chylkiem po kretych schodach zagubionej w oblokach Wiezy. -To prawdziwe dzielo sztuki - cmokal z podziwem Fiolon, patrzac na pomalowane cialo i sprawdzajac, czy poszczegolne zlaczenia stawow funkcjonuja nalezycie. - Wyglada dokladnie jak ty, Mistrzu Uzunie, kiedy wyruszyles w wedrowke z Haramis. - Spojrzal na Mikayle. - Chyba jest w zupelnie dobrym stanie. - Ziewnal szeroko i przeprosil. -Moze pojdziesz spac, Fio? - zaproponowala Mikayla. - Ja przespie sie dzisiaj tutaj, dogladajac naszego skarbu. Zreszta chce jeszcze przed snem zapoznac sie z rytualem. -Dobrze - powiedzial Fiolon. - Dobrej nocy. -Spij dobrze - odparla Mikayla. - Zamkne drzwi na klucz, wiec rano, zanim tu zejdziesz, przywolaj mnie za pomoca kulki. -Zgoda. - Fiolon podazyl do wyznaczonej dla niego komnaty, a Mikayla zamknela drzwi na klucz. Dorzucila okragly pniak do ognia, wyjela zwoj pergaminu i usiadlszy wygodnie, zaglebila sie w mrocznym swiecie magii. Psalmy odczytywala po cichu, a wskazania na glos, zeby Uzun wiedzial, czego sie spodziewac. Kiedy skonczyla, zwrocila sie do harfy. -Czy nadal tego chcesz? - zapytala oficjalnym tonem. - Pamietaj, ze mozesz zrezygnowac. -Od lat o tym marzylem - odparl Uzun - i nie zamierzam sie teraz wycofac. -Zdajesz sobie sprawe, ze nie bedziesz swiadom wiekszej czesci rytualu, prawda? - zapytala Mikayla. - Kiedy uczynimy pierwszy krok, to znaczy usuniemy kosc z harfy, nie bedziesz nic wiedzial do chwili, gdy skonczymy z powodzeniem. -Czy mroki nocy pokryly juz swiat? - zapytal Uzun. Mikayla podeszla do okna i sprawdzila pozycje gwiazd na nocnym niebie. -Zostalo troche czasu do polnocy - odparla. -A zatem, skoro pierwszy krok wymaga plukania fragmentu czaszki w misie lez od polnocy do switu, rownie dobrze mozesz zaczac teraz - zaproponowal Uzun. - W przeciwnym razie bedziecie musieli czekac do jutrzejszej nocy i stracicie caly dzien. Co wiecej - dodal cierpko - kazdy dzien jest dla was na wage zlota. Wiem, ze wraz z Fiolonem zaczniecie leczyc ziemie, gdy tylko bede mogl roztoczyc opieke nad Haramis. -Twoja madrosc wydaje mi sie niezglebiona, Uzunie - powiedziala Mikayla. - Zaczne zatem przygotowania. Czy myslisz, ze czara do wrozb Haramis, ta z pracowni, bedzie odpowiednia dla lez? -Mysle, ze trudno o cos bardziej odpowiedniego - odparl Uzun. Mikayla wyobrazila sobie mise z pracowni i miejsce, w ktorym ostatnio ja zostawila, po czym w jej umysle narodzil sie obraz tego naczynia, trzymanego w dloniach. Z gluchym odglosem przemieszczanego powietrza czara wyladowala w jej wyciagnietych rekach. Mikayla ponownie spojrzala w pergamin, aby po raz wtory sprawdzic pierwsze polecenie. -Plucz fragment czaszki w srebrnej czarze od polnocy az po swit, kosc nurzajac calkowicie we lzach dziewicy, oplakujacej smierc bliskiej osoby. Mikayla nachylila twarz nad misa i pomyslala o Uzunie; o wszystkich milych rzeczach, ktore ja od niego spotkaly, o trwalej przyjazni i lojalnosci, o odwadze w obliczu zniszczen i choroby Haramis. Pomyslala o tym, jak by sie czula, gdyby rytual sie nie powiodl, a on zniknalby na zawsze z jej zycia. Lzy polaly sie strumieniami, niczym dwa rwace potoki, napelniajac czare. Stracila rachube czasu; miala wrazenie, ze przeplywa przez nia caly bol ziemi, wzmacniajac cierpienie, jakiego doznala w swym zyciu, oraz gorycz, jaka wiazala sie z mozliwoscia utraty Uzuna. Plakala dlugo, az w koncu poczula, ze jej cialo wyschlo na wior, tak jakby nie pozostala w niej ani jedna lza. Musiala kilkakrotnie zamrugac, zeby moc skupic wzrok. Popatrzyla na trzymana w dloniach czare. Byla pelna. Odstawiwszy ja na bok, spojrzala na rozgwiezdzone niebo. Dochodzila polnoc. -Misa lez jest gotowa, Uzunie - rzekla. - A ty? -Ja rowniez. - Struny harfy drzaly lekko, lecz Mikayla nie winila za to Uzuna. Wiedziala, ze gdyby sama miala struny, drzalyby duzo silniej. Weszla na krzeslo, aby bez przeszkod dosiegnac wierzcholka kolumny harfy. Ostroznie wyjela fragment kosci, ostatniej pozostalosci po oryginalnym ciele Uzuna. Zaniosla go do misy i ponownie zerknela w nocne niebo. O pomocy natychmiast zanurzyla fragment czaszki w swych lzach, a misa wypelnila sie po same brzegi. Rozdzial dwudziesty piaty Mikayla drzemala niespokojnie na sofie przy kominku. Na krotko przed switem otworzyla oczy. Niezwlocznie, za pomoca kulki, obudzila Fiolona.-Mika, jeszcze nawet nie swita - poskarzyl sie - a ja wedrowalem przez wiele tygodni. Czy nie mozemy jeszcze troche poczekac z rozpoczeciem rytualu? -Przykro mi, Fio - rzekla wspolczujaco Mikayla - lecz Uzun nalegal, aby zaczac tej nocy. Wkrotce bedziesz mi potrzebny. Schodzac tutaj - dodala - powiedz Enyi, ze bedziemy zajeci z Uzunem w gabinecie przez caly dzien i nie chce, zeby mi przeszkadzano, pod zadnym pozorem, chyba zeby chodzilo o Haramis. -A jedzenie? - zaprotestowal Fiolon. -Przynies tace z taka iloscia jedzenia, ktora wystarczy do wieczora - polecila Mikayla. - Nie moga nam przeszkadzac pytajac, czy jestesmy gotowi do obiadu, akurat w chwili, gdy zaczniemy wchodzic w decydujaca faze rytualu. -Dobrze. - Fiolon westchnal. - Zaraz tam przyjde. Mikayla podeszla do okna, wypatrujac oznak switu. Kiedy tylko pierwszy promien slonca liznal delikatnie wierzcholki szczytow, wyjela fragment czaszki z misy i delikatnie polozyla go na suknie obok ciala. Nastepnie wziela male pudelko, ktore znajdowalo sie w paczce wraz z cialem, i zaczela rozkladac umieszczone w nim przybory: naczynie wypelnione mascia i biala szate z wyhaftowanymi symbolami (Mikayla rozpoznala te, ktore widziala juz wczesniej w Swiatyni), czarne dluto wykonane z niezwykle ostrego kamienia oraz dlugi, cienki noz z tego samego tworzywa. Kiedy Fiolon wszedl do komnaty, wszystko bylo juz przygotowane. Mikayla kazala mu postawic tace zjedzeniem na stole. Emocje nie pozwalaly jej zaspokoic glodu. Co dziwniejsze, Fiolon, ktory slynal z olbrzymiego apetytu, jakby podzielal jej uczucia. Odezwal sie napietym glosem, ignorujac lezace w zasiegu wzroku potrawy: -Co teraz zrobimy? -Odczytaj pierwsze zaklecie, a ja namaszcze cialo. - Mikayla wreczyla mu zwoj pergaminu. -Obmyj czaszke we lzach dziewicy? - rzekl ze zdumieniem Fiolon wpatrujac sie w pergamin. -To mamy juz za soba - powiedziala Mikayla. - Zacznij od momentu "Zaoralem niebo..." Nabrala w dlon nieco masci i zaczela wcierac ja dokladnie w kazda czesc drewnianego ciala, podczas gdy Fiolon czytal nieprzerwanie. Rece jej drzaly, lecz nie potrafila stwierdzic, czy dzialo sie tak w zwiazku z przeplywajaca przez nie moca, czy powodowala to masc. W kazdym razie bylo to bardzo osobliwe doznanie. Fiolon odczytywal zaklecie nieswoim glosem, tak jakby moc przemawiala przez jego usta. -Zaoralem niebo, zebralem plony az po horyzont, przemierzylem Ziemie az po najdalsze jej krance, zawladnalem ma dusza, jako ze jestem tym, ktory przechowuje swa magie. Widze swymi oczami, slysze swymi uszami, mowie ustami swoimi, siegam mymi rekami, chwytam mymi dlonmi i biegam na wlasnych nogach. Mikayla skonczyla namaszczanie ciala, odziala je w biale szaty i posadzila na krzesle. Powoli zaczynala odnosic wrazenie, ze to prawdziwe cialo, a nie drewniana figura. Ujela w dlon fragment czaszki i dokladnie pokryla obie jego strony mazidlem, dajac Fiolonowi znak, aby przeczytal nastepny fragment tekstu. -Zachowalem w swym ciele wszystko to, co mialem w przeszlosci; teraz uzywam tego, aby pokazalo sie w chwale, w calym swym majestacie. Mikayla polozyla delikatnie fragment czaszki z powrotem na suknie, wziela w dlonie ostry noz, weszla na krzeslo i ostrzem zaczela wiercic w otworze na szczycie kolumny harfy. Wydlubala mieszanine drewnianych wiorow i zasuszonej krwi Haramis, wlozyla to wszystko do misy ze lzami i zamieszala. Nastepnie koncem noza uklula sie w opuszek palca. Trzymajac dlon nad misa, wycisnela dokladnie siedem kropli krwi do magicznego roztworu, po czym nakazala, aby palec przestal krwawic. Rana zasklepila sie natychmiast. Przypomniala sobie, jak Uzun uczyl ja i Fiolona prostych zaklec uzdrawiajacych podczas jednej z nocnych lekcji, w pierwszym roku jej pobytu w Wiezy; z radoscia skorzystala teraz z posiadanej wiedzy, aby pomoc Uzunowi. Przekazala noz Fiolonowi i chlopiec poszedl jej sladem, a nastepnie ponownie wzial do reki pergamin. Mikayla zmieszala plyn tak, by jej lzy i wspolna krew zlaly sie w jedno. Podnioslszy ostroznie czare, wlala jej zawartosc w otwor pozostawiony u gory drewnianej glowy. Wiedziala, ze od wyzlobienia biegl kanalik przez szyje az do miejsca, gdzie powinno tetnic serce. Plyn robil dziwne wrazenie. Tak chyba wygladalby ogien, gdyby byl ciecza, pomyslala. Zdawalo sie, ze promieniuje z niego cieplo i Mikayla spodziewala sie, ze za chwile zacznie parowac, niczym woda gotujaca sie nad ogniem. Fiolon odczytywal kolejne zaklecie. -Chwala Tobie, ktora trwasz w mocy, Pani wszelkich ukrytych rzeczy. Spojrz, wszelakie zlo jest zmyte z mego serca i rodzi sie ono na nowo, rodzi z krwi tych, co mnie miluja. Czy moge zyc z niej, tak jak Ty zyjesz z krwi swojej; badz mi laskawa i obdarz mnie zyciem. Mikayla podniosla fragment czaszki, trzymajac go uwaznie, gdyz stal sie sliski od masci, a jej dlonie nadal drzaly. Dotarli do najwazniejszej czesci rytualu; polaczenia starego ciala z nowym. W tym momencie przestaly istniec jakiekolwiek slowa; wszystko musiala odczuwac w swym sercu. Kosc rozgrzala sie w dloniach, sprawiajac jej nieznosny bol, jakby trzymala rozgrzany kamien, lecz dziewczyna ze wszystkich sil starala sie nie zwracac uwagi na cierpienie. Moc zdawala sie przebiegac przez cale jej cialo; czula jednoczesnie goraco i chlod. Delikatnie umiescila kawalek czaszki w odpowiednim miejscu, modlac sie w glebi ducha, zeby magia zadzialala, dajac Uzunowi nowe zycie. Kosc jakby sie rozciagala pod jej palcami, a moze to drewno zamknelo sie na niej, i dwie czesci zlaly sie w jedno. Wstrzymujac oddech, Mikayla podniosla wzrok. Napotkala spojrzenie madrych oczu Uzuna. Z ulga odetchnela i odwrocila sie, aby wziac ostre, kamienne dluto. Przeciagnela delikatnie ostrzem miedzy drewnianymi wargami, podczas gdy Fiolon odczytywal zaklecie na otwarcie ust. -Powstalem z jaja, ktore jest ukryte, dano mi usta, abym mogl przemowic w obecnosci Bogini. Me usta otwieraja sie za sprawa Meret. Me usta sa otwarte, me usta rozwiera opuszek palca Ziemi. Zespalam sie z porywistymi wichrami nieba i mowie swym prawdziwym glosem. Mikayla drzacymi dlonmi odlozyla dluto, Fiolon rozwinal pergamin, koncentrujac sie na nim, jakby zabraklo mu smialosci, by spojrzec na nastepne wersy. -Czy to wszystko? - zapytal Mistrz Uzun. - Juz skonczyliscie? Obydwoje spojrzeli na niego i osuneli sie na podloge obezwladnieni zaskoczeniem i uczuciem ulgi. -Udalo sie - szepnal Fiolon glosem balansujacym na pograniczu trwogi i skrajnego wyczerpania. Uzun wstal i zaczal przechadzac sie po pokoju, sprawdzajac nowe cialo. Z poczatku poruszal sie niezbyt plynnie, jego ruchy nie byly w pelni skoordynowane, lecz wnet wyrownaly sie, jakby pokonywal zwykla po przebudzeniu sztywnosc ciala. Przenosil wzrok z Mikayli na Fiolona, po czym wzial w dlonie tace zjedzeniem i postawil ja na podlodze tuz przed nimi. -Jedzcie! - rozkazal. - Oboje wygladacie, jakbyscie zaraz mieli stracic przytomnosc, a Ziemia czeka na wasza pomoc. Kiedy Mikayla i Fiolon zapelnili puste zoladki, poczuli sie znacznie lepiej. -A teraz - rzekl Uzun - pojdziemy porozmawiac z Haramis. Ziemia czeka i nie ma czasu do stracenia. -Zapowiada sie interesujaco - mruknela cicho Mikayla, kiedy podazali za Uzunem po schodach ku komnacie Haramis. Fiolon nadal nie mogl wyjsc z podziwu, spogladajac na nowe cialo przyjaciela i obserwujac jego ruchy. -To najbardziej niewiarygodne rekodzielo, jakie dotychczas widzialem - rzekl z uznaniem. - Dali ci je tak po prostu? -W zamian za to, ze pozostane dziewica i kazdego roku bede spedzac jeden miesiac w ich Swiatyni przez nastepne siedem lat - przypomniala mu Mikayla. - A tym razem mam reprezentowac Boginie podczas Swieta Wiosny. -W jaki sposob cie wybrano? -Jest pewien rytual, podczas ktorego Bogini wybiera jedna z Corek - odparla krotko Mikayla, lecz w tym momencie dotarli do komnaty Haramis i musieli zakonczyc rozmowe. Haramis byla calkowicie skonsternowana. Nic dziwnego, pomyslala Mikayla. Fiolona za bardzo nie pamieta, a kiedy ostatnim razem widziala Uzuna, byl harfa. -Uzun? - odezwala sie kompletnie zaskoczona Haramis. - Musialam snic... Sadzilam, ze zamienilam cie w harfe... Uzun ujal jej dlon w swoje twarde rece. Mikayli prawie zrobilo sie zal Haramis; z pewnoscia przezyla szok, kiedy odkryla, ze jego rece sa drewniane. -Bo tez uczynilas to, pani - wyjasnil - ale bylo to dawno temu. Teraz mam nowe cialo i znow moge patrzec i poruszac sie. - Przyciagnal stolek i usiadl u wezglowia loza, trzymajac ja za reke. -Obawiam sie, ze przynosze zle wiesci, pani - rzekl cicho. - Ziemie zalewa straszliwa choroba. -Czulam trzesienia ziemi - odparla. - Co jeszcze? - Haramis spochmurniala i bezskutecznie probowala usiasc. -Ksztalt ziemi i wody w Zlotych Blotach ulegly zmianie - odezwala sie Mikayla - a w Jeziorze Wum znajduje sie jakas trucizna, ktora zabija ryby i tamtejszych mieszkancow, nawet ludzi. -Wielkie nieszczescie - westchnela Haramis - ze do tego doszlo. Stracilam moc pozwalajaca mi ochraniac i uzdrawiac ziemie. -A zatem musisz pozwolic im to robic - ozwal sie stanowczo Uzun. -Uzunie, przeciez to dzieci! - Haramis popatrzyla na niego, jak na kogos, kto postradal zmysly. -Sa niecale dwa lata mlodsi od Haramis, kiedy zostala Arcymaginia - zauwazyl Uzun - a nie zapominaj, ze pobierali u nas calkiem solidne nauki. Byc moze osobno nie sa w stanie podolac temu zadaniu, ale sadze, ze wspolnymi silami moga naprawic przynajmniej najpowazniejsze uszkodzenia. Za twoim przyzwoleniem, pani, bede im sluzyc rada. - Mowiac to Uzun najwyrazniej nie prosil o pozwolenie. Haramis czula sie zbyt slaba i zmeczona, aby wyrazic chocby najslabszy protest. - Dobrze, Uzunie, rob, jak uwazasz. Zawsze to czyniles - dodala utyskujac. -Dziekuje, o pani. - Uzun schylil sie, aby ucalowac jej dlon, po czym wyprowadzil Mikayle i Fiolona z komnaty. Pedzili razem do gabinetu, gdzie Mistrz szarpnal dzwonek, a gdy w progu stanela zdumiona Enya, kazal jej przyniesc obiad dla Mikayli i Fiolona. Gospodyni popatrzyla na niego zaskoczona, po czym zwrocila sie do Mikayli. -Ktoz to jest, ksiezniczko? Kolejny z twoich dziwacznych przyjaciol? Nic dziwnego, ze go nie rozpoznaje, uswiadomila sobie Mikayla. Zaden ze sluzacych nie widzial go w naturalnej postaci! -To Mistrz Uzun, Enyo - rzekla stanowczo - i jest wola naszej pani, abys go sluchala. -Mistrzu Uzunie. - Enya patrzyla z powatpiewaniem, lecz gotowa pogodzic sie z ta mysla. - Czy ty tez chcialbys cos zjesc, Mistrzu? Uzun spojrzal na Mikayle, ktora lekko potrzasnela glowa. -Nie - odparl. - Temu cialu nie potrzeba jedzenia. Enya opuscila komnate, krecac z niedowierzaniem glowa. -To miejsce z dnia na dzien robi sie coraz dziwniejsze - mruknela. -A teraz - rzekl szybko Uzun - co nalezy zrobic z ziemia? -Zlote Blota bardzo sie zmienily. - Mikayla zmarszczyla brwi - Lecz sa to obszary glownie nie zamieszkane. Dokonalo sie tam wiele zla i nie mozna juz tego odwrocic. Nie mozemy przywrocic zycia umarlym, a ci, ktorzy ocaleli, powoli adaptuja sie do nowych warunkow. -Zgadzam sie - rzekl Fiolon. - Przejezdzalem tamtedy w drodze tutaj i nie sadze, zeby jakies zmiany byly tam konieczne. Rzeczywisty problem stanowi Jezioro Wum. -Zwierciadlo mowi, ze wraz ze smiercia wszystkich ryb zginie rowniez rybia smierc - oznajmila Mikayla. -Rybia smierc? - zdziwil sie Uzun. -Pewien rodzaj niewielkiej rosliny wytwarzajacej trujace soki - wyjasnil Fiolon. -A wiec trzeba na powrot zarybic Jezioro Wum - powiedziala Mikayla. - Mistrzu Uzunie, czy orientujesz sie, skad mozna wziac wiecej ryb? -Czy zaraza dotknela takze koryta rzeki Bonorar? - zapytal Uzun. -Nie. - Mikayla potrzasnela przeczaco glowa. - Obszar Dyleksu znajduje sie tak daleko na wschod od nas, ze uniknal wiekszosci zawirowan spowodowanych choroba Arcymagini. -A Bonorar i tak wplywa do Jeziora Wum - powiedzial tryumfalnie Fiolon. - A wiec, jesli ryby sa w gorze rzeki i sprowadzimy je do jeziora, odbudujemy zycie w jeziorze. W wejsciu stanela Enya, niosac tace z obiadem. Umilkli i z apetytem zaczeli palaszowac gorace potrawy. Nawet Uzun milczal zatopiony w myslach. -Mozemy tam poleciec - mowil Fiolon wysylajac puste naczynia do kuchni - i sprawdzic, czy woda w jeziorze jest znow czysta, a potem pociagnac kilka sieci w gore rzeki i w ten sposob przerzucic troche ryb do jeziora. -To chyba lepszy pomysl niz teleportowanie zyjacych istot - zgodzila sie Mikayla, gestem reki tez wysylajac swoje naczynia do kuchni. -Istnieje jeden problem, ktorego zdajecie sie nie zauwazac - rzekl nieszczesliwym glosem Uzun. - Co pomysla mieszkancy tej krainy, w szczegolnosci Skritekowie i Glismakowie, kiedy ujrza jak latacie na lammergeierach, wykonujac prace, ktora zawsze nalezala do Arcymagini? Co sobie pomysla o naszej Pani? -Chyba prawde - odparla Mikayla z rozbrajajaca szczeroscia. -Poradze sobie z Glismakami - odezwal sie rownoczesnie Fiolon. -Czy naprawde chcemy, aby mieszkancy ziemi dowiedzieli sie, jak bardzo Arcymagini choruje? - spytal cicho Uzun. -Chyba lepiej byloby, gdyby sie tego nie domyslili - przyznala Mikayla po dluzszym namysle. - Wiara bywa nadzwyczaj potezna sila, bez wzgledu na to, jaka jest rzeczywistosc. -Szczegolnie jesli uchroni nas to przed powstaniem Skritekow - dodal kwasno Fiolon. Mikayla wzdrygnela sie. -Masz w tym wzgledzie absolutna racje - zgodzila sie. - A wiec zrobimy to pod oslona nocy i postaramy sie, aby nas nie zauwazono. -Ale przeciez lammergeiery nie potrafia latac noca - zaprotestowal Fiolon - a podroz fronialem zajelaby wiele miesiecy, zwlaszcza, gdybysmy starali sie pozostawac w ukryciu. -Czerwone Oko potrafi latac noca - zauwazyla Mikayla. -Racja - odezwal sie Fiolon. - I niewatpliwie jest wystarczajaco duzy, by wziac na swoj grzbiet nas oboje. Czy jednak wyrazi zgode na to przedsiewziecie? -Po prostu go zapytam - odparla Mikayla. - Jakkolwiek by bylo, nasz czas jest ograniczony; przed uplywem dwoch miesiecy musze wrocic do Swiatyni Meret. Czerwone Oko bez wahania przystal na propozycje Mikayli. Co wiecej, schlebialo mu, ze potrafi zrobic cos, czego nie potrafil dokonac zwykly lammergeier. Nastepnej nocy, tuz po zapadnieciu zmroku, olbrzymie skrzydla zalopotaly nad Wieza, a na dlugo przed switem wyladowali w miescie Tass, na poludniowym krancu Jeziora Wum. W ciagu dnia ptak udal sie na zasluzony odpoczynek, zasypiajac na drzewie, w najciemniejszym zakatku Zielonych Blot. Tymczasem Mikayla i Fiolon przywdziali nieprzemakalne, wysokie buty, luzne spodnie, ktorych nogawice niknely w wysokich cholewach i natarte oliwa skorzane kurtki z kapturami, wprost wysmienite do przedzierania sie przez moczary. Tak ubrani chodzili skrajem jeziora, sprawdzajac stan wody oraz badajac zycie, jakie przetrwalo w okolicy. Okazalo sie, ze lustro mialo racje; w jeziorze nie znalezli najmniejszego sladu rybiej smierci, a ponad powierzchnie wyrastalo wystarczajaco duzo niewielkich, swiezych roslinek, aby podtrzymac zycie ryb. Tej nocy, pozyczywszy kilka sieci od rybakow z portu w Tass, polecieli wzdluz Bonoraru, zaglebiajac sie w dzikie obszary Dyleksu i przyciagneli kilka sieci pelnych przeroznych gatunkow ryb. Mikayla wiedziala, ze Czerwone Oko jest wspanialym szybownikiem, lecz jego umiejetnosci przeszly ich najsmielsze wyobrazenia. Potrafil ciagnac sieci z rybami pod woda przez cala dlugosc rzeki, nie zaczepiajac nimi ani o skaly, ani wystajace korzenie drzew, i nie robiac niczego, co przyniosloby szkode rybom. Jeszcze przed switem dotarli do Jeziora Wum i wypuscili srebrzystoluskie stworzenia posrodku olbrzymiego akwenu, liczac na to, ze zdaza sie rozmnozyc, zanim odkryja je tutejsi rybacy. Czerwone Oko wysadzil Mikayle i Fiolona na przedmiesciach Tass, zeby mogli oddac sieci, i powrocil do swej tymczasowej "sypialni" w Zielonych Blotach. Dni i tygodnie mijaly im na nie konczacych sie lotach nad ziemia i ocenianiu powstalych szkod. Wkrotce jednak zorientowali sie, ze ziemia uzdrawia sie sama. -Ciekawa jestem, czy zdrowie ziemi jest scisle powiazane ze zdrowiem Haramis - rzekla pewnego wieczoru Mikayla do Fiolona, kiedy czekali, az Czerwone Oko zbudzi sie i po nich przyleci. Fiolon, ktory kazdego ranka uzywal swej kulki do porozumiewania sie z Uzunem, skinal w zamysleniu glowa. -Mysle, ze to mozliwe - powiedzial. - Mistrz Uzun mowi, ze Haramis zdrowieje. -Cieszy mnie to - odezwala sie Mikayla. - Kiedy powroce ze Swiatyni, moze bedzie dla mnie laskawsza. -Czy musisz tam wracac? - Mikayla podniosla glowe i zauwazyla, ze wyladowal bezszelestnie Czerwone Oko tuz za jej plecami. -Wiesz, ze musze, Czerwone Oko - odpowiedziala. - Obiecalam. A w tym roku bede reprezentowac Boginie podczas Swieta Wiosny. -Pamietaj jednak, ze obiecalas kontaktowac sie ze mna co noc. - Czerwone Oko westchnal i przekrzywil smiesznie glowe. - Kiedy chcesz wyruszyc? -Dzis wieczorem - rzekla Mikayla. - Musze tam byc przed switem. -Zatrzymam sie w Wiezy i przekaze wszystko Mistrzowi Uzunowi, jesli oczywiscie Czerwone Oko nie bedzie mial nic przeciwko temu, aby mnie tam zabrac - Fiolon spojrzal proszaco na olbrzymiego ptaka. - Uzun sam zadecyduje, ile powiedziec Haramis. Nastepnie powroce do Mutavaru i zloze raport krolowi. Potem lato i jesien zamierzam spedzic w Let. -Zatem w droge - rzekl Czerwone Oko, rozposcierajac skrzydla. Rozdzial dwudziesty szosty Po ekscytujacych wydarzeniach i kryzysach ostatnich miesiecy Mikayla z przyjemnoscia powrocila do Swiatyni Meret. Zgodnie z obietnica, kazdej nocy rozmawiala z Czerwonym Okiem, mimo ze wlasciwie nie miala zbyt wiele do powiedzenia. Ten pobyt pod zadnym wzgledem nie roznil sie od poprzedniego.Podczas uroczystosci Swieta Wiosny pelnila role Najmlodszej Corki, w trakcie obrzedow reprezentujac Boginie. Wieksza czesc dnia spedzila na bogato rzezbionym, drewnianym tronie o wysokim oparciu, niesionym przez mlodych mezczyzn. Pozostale Corki, odziane w zielone szaty, szly po obu stronach tronu, dzierzac w dloniach wielkie wachlarze, ktore zakrywaly jej postac przed wzrokiem zgromadzonych wiernych. Nie musiala spiewac psalmow z okazji Swieta, ktorych nauczyla sie w zeszlym roku. Rzetelnie przekazywala wszystkie wiadomosci Czerwonemu Oku, dodajac wlasne opinie; odniosla wrazenie, ze obrzedy byly najbardziej nudne wlasnie dla Najmlodszej Corki. -Gdyby zamiast mnie umieszczono tam wachlarz, nikt nie zauwazylby roznicy. -Ciesze sie, ze to slysze - powiedzial Czerwone Oko. - Moze to zniecheci cie do podejmowania podobnych decyzji. -To nie ja zadecydowalam - przypomniala mu Mikayla. - To Bogini dokonuje wyboru, ale rzeczywiscie ciesze sie, ze mam to juz za soba. Kiedy Maz Bogini Meret pojawil sie w komnacie Corek i wybrano kolejna Najmlodsza Corke na nastepny rok, Mikayla z radoscia przesunela sie o jedno miejsce w hierarchii. Pozostale dni spedzila rozkoszujac sie blogim spokojem i zyciem uporzadkowanym przez rytualy. Pod koniec miesiaca Czerwone Oko przylecial po nia i zabral ja do Wiezy. W towarzystwie Uzuna samopoczucie Haramis uleglo znacznej poprawie. Harfa, ktora poprzednio stanowila jego cialo, teraz doskonale funkcjonowala jako instrument, a Haramis wydobrzala i mogla co rano schodzic po schodach do gabinetu. Calymi dniami przesiadywala na wygodnej sofie sluchajac, jak Uzun gra i spiewa stare ballady. Gdy pierwsze gwiazdy zaczynaly zagladac niesmialo przez uchylone okiennice, wracala do swej komnaty, gdzie krzepila sie snem. Sprawiala wrazenie zadowolonej z takiego zycia i wydawalo sie, ze wszystko przestalo ja obchodzic. Powitala Mikayle milym usmiechem, nie pytajac nawet, gdzie sie przez ten czas podziewala, i nie wspomniala ani slowem o dalszej nauce. Teraz, gdy obecnosc starego przyjaciela cieszyla jej stare oczy, zdawalo sie, ze to, co robi i gdzie przebywa Mikayla, jest jej zupelnie obojetne. Mikayla korzystala z braku zainteresowania swoja osoba i spedzala popoludnia w jaskiniach lodowych, zajmujac sie zwierciadlem i kilkoma innymi rzeczami, ktore tam znalazla. Z kazdym dniem coraz lepiej rozumiala lustro. Teraz, kiedy nauczyla sie odczytywac i rozpoznawac ostrzegawcze napisy na starych kontenerach, mogla do woli myszkowac po calej spizarni, bez obawy, ze cos podpali, albo wysadzi w powietrze Wieze. Wieczorami rozmawiala z Fiolonem uzywajac kulki, ktora zwrocil jej Czerwone Oko, kiedy przywiozl ja ze Swiatyni. Informowala swego przyjaciela o wszystkim, co odkrywala. Fiolon, ze swej strony, opowiadal jej o zyciu w palacu w Varze oraz o wyrebie drzew, ktory nadzorowal, kiedy nie przebywal na dworze. Odnosilo sie wrazenie, ze raczej nudzilo go dworskie zycie w Mutavarze, najczesciej bowiem spotkac go mozna bylo w Let, w jego wlasnym ksiestwie. -To dziwne - rzekl, smiejac sie glosno - ze wyznaczaja ci kawalek ziemi, czyniac cie za niego odpowiedzialnym. Krol nie zdaje sobie sprawy, ze opiekuje sie calym jego krolestwem. -To chyba dobrze - zamyslila sie Mikayla. - W krolestwie nie posiadajacym tradycji Arcymagow, moglby cie uwazac za konkurenta do korony. -Och, Mika - Fiolon rozesmial sie ponownie - nie wyglupiaj sie. Mamy zaledwie po siedemnascie lat. -Dawno juz nie bylam tak powazna - odparla Mikayla. - Czytam wlasnie historie Labornoku i, jak sie okazuje, wykonuja tam od bardzo dawna egzekucje na dzieciach oskarzonych o najwyzsza zdrade. My nie jestesmy juz dziecmi, mimo ze nawet dorastamy nieco wolniej, niz to sie zazwyczaj dzieje. -Dobrze, ze w ogole dorastamy - stwierdzil Fiolon. - Nigdy nie mialem okazji ci tego powiedziec, lecz odkrylem przyczyne powolnego dorastania i starzenia sie magow. My, po prostu, zyjemy o wiele dluzej niz przecietni ludzie, to wszystko. To nie znaczy, ze na zawsze pozostaniemy dziecmi. Zaczelismy tak wczesnie, ze powinnismy dojrzec w wieku okolo trzydziestu lat. -Co za ulga - przyznala Mikayla. - Mysl o tym, ze przez nastepne dwiescie lat bede wygladac jak dwunastoletnie dziecko, nie krzepi mnie zbytnio. Mikayla czesto wymykala sie nocami, aby na grzbiecie Czerwonego Oka przemierzac podniebne przestworza, az pewnego dnia stwierdzila, ze lepiej zna ziemie noca niz za dnia. Duzo radosci sprawialo jej obcowanie z olbrzymim ptakiem, a lammergeier najwyrazniej rowniez lubil ich wspolne wycieczki. Tego roku zycie toczylo sie leniwie niczym kreta rzeka wrzynajaca sie w rowniny pokryte zlotymi lanami, az pewnego ranka, wczesna wiosna, Mikayla zbudzila sie przed switem, czujac zblizajace sie trzesienie ziemi. -Och, nie, znowu to samo! - jeknela gramolac sie z lozka. Po chwili oprzytomniala i pomknela jak strzala do komnaty Haramis. Uzun zjawil sie tuz za nia, a w chwile pozniej do sypialni wpadla zdyszana Enya. Mikayla kazala im polozyc Haramis z powrotem do lozka i poslac po Kimbri, chociaz nie sadzila, by Uzdrowicielka mogla tu wiele zdzialac. Zostawiwszy Arcymaginie pod troskliwa opieka, sama udala sie do jaskin lodowych i wydala odpowiednie polecenie. Zwierciadlo natychmiast pokazalo obszary ziemi, ktore ulegly uszkodzeniu. Mikayla wiedziala, ze Haramis uzylaby do tego celu piaskowej tablicy, lecz nie podzielala uprzedzen starej kobiety do techniki. Zwierciadlo moglo pokazac, co sie dzieje na ziemi, nie narazajac Mikayli na utrate energii, z czym bylo zwiazane odczytywanie danych z piaskowej tablicy. Aby naprawic uszkodzenia, potrzebowala, oprocz wlasnej energii, wyraznego obrazu wszystkiego, co robila; a latwiej bylo uzyskac okreslony efekt uzywajac lustra. Czekajaca praca oznaczala dla Mikayli utrate niemalze wszystkich sil. Reszte dnia spedzila na tlumieniu trzesien ziemi i wstrzasow, odwracaniu wzbierajacych rzek od zamieszkanych obszarow, majac nadzieje, ze tym razem rybia smierc nie znajdzie dla siebie odpowiednich warunkow. Zmrok dawno juz otulil gorskie grzbiety, kiedy poczula sie zmeczona i zziebnieta. Zuzywajac cala energie podczas walki z zywiolami, przestala kontrolowac temperature ciala. Uslyszala szelest delikatniejszy od podmuchu wiatru. Podniosla wzrok i ze zdumieniem ujrzala przed soba Fiolona otulonego w cieple ubrania i trzymajacego w zziebnietej dloni kubek goracego soku z ladu. -Przyniosl mnie Czerwone Oko - wyjasnil. - Wypij to, zjedz cos i idz spac. Teraz ja przejmuje czuwanie. -Dziekuje ci - odezwala sie Mikayla, pocierajac dlonie, az odzyskala w nich tyle przynajmniej czucia, ze mogla utrzymac kubek. - Obserwuj ujscie Rzeki Nothar w miejscu, gdzie wpada do Gornego Mutaru - od dluzszego czasu utrzymuje sie tam ciagla grozba powodzi. Poza tym wszedzie odczuwalne sa wstrzasy, niczym echa trzesienia ziemi. -Zajme sie tym - obiecal Fiolon. - Zjedz cos i przespij sie. Mikayla, skinawszy glowa, chwiejnym krokiem podeszla do drzwi i opuscila komnate. Tuz po swicie odciazyla Fiolona. Przez kilka kolejnych dni na zmiane obejmowali warte, tak ze zawsze jedno z nich prowadzilo obserwacje i pozostawalo w pelnej gotowosci, aby naprawiac powstale szkody. Wkrotce najgorsze mieli za soba. Drgania nastepujace po trzesieniu ziemi oslably i byly odczuwalne jedynie przez tych, ktorzy posiadali wyczucie ziemi. Uzun zaproponowal, ze teraz on bedzie obserwowal lustro, a oni oboje udadza sie na zasluzony odpoczynek. -Tak sie ciesze, ze jego nowe cialo jest odporne na mrozy - odezwala sie Mikayla do Fiolona, kiedy wracali tunelem do Wiezy. - W swej naturalnej postaci zamarzlby tam na smierc. -To niewatpliwie olbrzymia zaleta - zgodzil sie Fiolon. - Przez ile jeszcze lat musisz wracac do Swiatyni i splacac swoj dlug? Mikayla policzyla na palcach. -Odrobilam dwa, wiec pozostalo jeszcze piec. Za ostatnim razem bede miala dwadziescia jeden lat. -A kiedy musisz tam pojechac? -Za dwa tygodnie. Naprawde powinnam teraz troche odpoczac. - Mikayla jeknela. -Zostane tu podczas twej nieobecnosci - zaofiarowal sie Fiolon. - Uzun moze potrzebowac pomocy. Niezly z niego czarodziej, lecz magia ziemi to troche inna sprawa. Mikayla po raz trzeci udala sie do Swiatyni Meret. Panowal tam niezmienny spokoj. Korzystala z tego jakze potrzebnego wytchnienia, nie muszac zajmowac sie trzymaniem w ryzach Ruwendy, ani obserwowaniem, jak Haramis jeszcze wolniej niz poprzednio powraca do zdrowia. Kiedy jednak nadszedl Dzien Wyboru, Mikayla z konsternacja dowiedziala sie, ze ponownie zostala wybrana. -To drugi raz w ciagu trzech lat - poskarzyla sie Czerwonemu Oku. - Przeciez Bogini moglaby jakos inaczej rozlozyc te obowiazki. W koncu, jest nas piec. -Czy mowili cos o jubileuszu? - zapytal niespokojnie ptak. -Tak - przyznala Mikayla. - Podczas prezentacji przed kongregacja uslyszalam na ten temat krotka wzmianke. Nie uwierzylbys, jak ciezki jest ten diadem. Straszliwie rozbolala mnie glowa. Co to jest jubileusz? -Powiem ci, kiedy sie spotkamy - odparl Czerwone Oko. -Dobrze - rzekla Mikayla. - Przynajmniej po prezentacji przed Boginia, ktora odbedzie sie jutro rano, nie bede musiala juz zakladac tego stroju na glowe, a rytual odbedzie sie dopiero za rok. Czerwone Oko przybyl pod koniec miesiaca, lecz zamiast do Wiezy zabral ja do swej jaskini w Gorze Rotolo. Kiedy jednak probowal wyjasnic jej koncepcje jubileuszu Bogini, nie wierzyla jego slowom. -Oszalales, Czerwone Oko - krzyknela. - Na pewno nie zamierzaja mnie zabic; przeciez winna im jestem trzy lata. -Na tym polega jubileusz - nalegal Czerwone Oko. - Co dwiescie lat Bogini potrzebuje nowego serca, aby odnowic swe zycie i rzadzic przez kolejne dwiescie. A ofiara jest zawsze Najmlodsza Corka. -Skoro nie robili tego przez dwiescie lat - zauwazyla Mikayla - skad mozesz o tym wiedziec? -Wiem - upieral sie. - Kaplani Czasu Ciemnosci, ci, ktorzy mnie stworzyli, poswiecaja ofiare. Stanowia czesc kaplanstwa Bogini Meret. -Jak to mozliwe, ze spedzilam w jej Swiatyni trzy lata i nigdy ich nie spotkalam? - zapytala sceptycznie Mikayla. -Spedzilas tam zaledwie trzy miesiace - odparl ptak - a nie trzy lata, i przez caly czas bylas zamknieta z dziewicami Swiatyni, co nie dalo ci zbyt szerokiego obrazu tego, co naprawde sie tam dzieje. Kaplani Czasu Ciemnosci dzialaja w nocy. Wasze rytualy przebiegaly od Switu do Drugiego Czasu Ciemnosci. Pozostala czesc nocy nalezy do nich. Jedynie podczas obrzedu ofiarowania ogladaja swiatlo dnia. Haramis wciaz czula sie zle i nawet nie byla w stanie wstac z lozka. Uzun siedzial przy niej calymi dniami. Fiolon wyjechal do Varu wkrotce po powrocie Mikayli mowiac, ze musi dopilnowac pewnych spraw w Let. Mikayla przez wieksza czesc roku nudzila sie niemilosiernie, czujac sie bezuzyteczna i kiedy nadszedl dzien wyjazdu do Swiatyni, nie wahala sie ani chwili. Ku jej zdumieniu Czerwone Oko stanowczo odmowil swojej pomocy; za nic w swiecie nie chcial jej tam zabrac. -Mowilem, ze cie zabija, jesli sie tam pojawisz - odezwal sie niemalze histerycznym glosem. - Nie mozesz tam jechac! -Obiecalam, ze sie stawie - odezwala sie Mikayla. - Jesli mnie nie zabierzesz, poczekam do rana i poprosze ktoregos z lammergeierow. -Powiem twemu kuzynowi - oswiadczyl Czerwone Oko. - On cie powstrzyma. -Jest w Varze - zauwazyla Mikayla. - Poza tym zdaje sobie sprawe, ile dla mnie znaczy dotrzymanie obietnicy. Nawet nie bedzie probowal mi przeszkadzac. Rozdzial dwudziesty siodmy Haramis usiadla prosto na lozku i utkwila przerazony wzrok w Uzunie.-Mikayla bedzie co? -Bedzie zlozona w ofierze Bogini Meret - powtorzyl nieszczesliwym glosem Uzun. - Oto cena, jaka musi zaplacic za moje nowe cialo. Nie wiedziala, na co sie zgadza - dodal porywczo. - Musimy ja powstrzymac! -Kiedy i gdzie to ma sie wydarzyc? - zapytala Haramis, czujac sie co najmniej nieprzyjemnie. Wiedzialam, ze ta dziewczynka byla tu nieszczesliwa, wiedzialam, ze mnie nie lubi, lecz nie mialam pojecia... -Pojutrze o swicie - odparl posepnie Uzun. - W Swiatyni Meret na Gorze Gidris. -Dlaczego akurat Mikayla? - spytala Haramis. Uzun westchnal tylko, a ona dodala pospiesznie: - Wiem, ze robila to w zamian za twoje cialo, lecz dlaczego chca zlozyc w ofierze Mikayle, a nie kogos innego? Dlaczego jest tak szczegolna? -Jest dziewica z krolewskiego rodu - rzekl gorzko Uzun. - Zaloze sie, ze poczuli sie wyjatkowo podekscytowani, kiedy wpadla im w rece. Nigdy nie powinienem byl sie uskarzac na to, ze jestem harfa - dodal z niezmierna zaloscia. -Nie jest jedyna krolewska dziewica - zauwazyla Haramis. - Jej najmlodszy brat prawdopodobnie tez zachowal czystosc... ilez to on ma lat, szesnascie? Fiolon rowniez jest krolewskiej krwi i tez nie... hm... -To mezczyzni - powiedzial Uzun. - Mikayla jest dziewica i corka krola. -I co z tego? - zapytala bez zastanowienia Haramis. - Ja tez jestem. - Uzmyslowiwszy sobie, co powiedziala, powtorzyla to stwierdzenie, inaczej kladac nacisk. - Ja tez jestem. Skoro zalezy im na dziewicy i corce krola... - Glos jej zadrzal, gdy pomyslala, co moze sie wydarzyc. -Nie, ty nie mozesz zajac jej miejsca - warknal Uzun. - Nie przypominasz jej z wygladu. -Prosty czar - rzekla Haramis. - Jestesmy prawie tego samego wzrostu; musialybysmy tylko zamienic sie ubraniami. -Haramis - wycedzil Uzun przez zacisniete zeby. - Ty nie potrafisz nalozyc nawet prostego czaru. Nie mozesz juz nawet rozmawiac z lammergeierami. Nie umiesz wrozyc z wodnej czary! Bardzo chorowalas i nie odzyskalas jeszcze mocy. Haramis popatrzyla na niego, czujac jak fragmenty jej zycia zaczynaja ukladac sie w pewien wzor. -Przykro mi, stary przyjacielu - rzekla cicho. - Moge zajac jej miejsce i, co wiecej, musze. Jestem jej to winna, jak rowniez ziemi. W ciagu ostatnich pieciu lat - kontynuowala beznamietnie - doswiadczylam przynajmniej dwoch silnych atakow choroby umyslu i tylko Czarny Kwiat wie - palce Haramis powedrowaly do Trillium tkwiacego w bursztynie Talizmanu wiszacego na jej szyi - ile bylo mniejszych atakow. Od pierwszego ataku nie potrafie rozmawiac z lammergeierami, a z kazdym kolejnym nawrotem choroby trace coraz wiecej umiejetnosci. Prawie nic nie pozostalo z mych magicznych zdolnosci, cialo zas zawodzi mnie coraz bardziej. Co zreszta nie powinno nikogo dziwic, jako ze mam juz bez mala dwiescie lat. Za kazdym razem, kiedy zaczynam chorowac, ziemie dotykaja nieszczescia. Popatrz, co stalo sie ostatnim razem, uszkodzenia przybraly tak ogromne rozmiary, ze Fiolon przywedrowal tu az z Varu! Jesli nawet mieszkancy Varu dostrzegaja nasze klopoty, oznacza to, ze nie wywiazuje sie ze swych obowiazkow. -Tylko Fiolon zauwazyl te zmiany - sprostowal Uzun - i wraz z Mikayla naprawili je. Poza tym to stalo sie wczesniej. Ostatnim razem nic straszliwego sie nie wydarzylo. -Mikayla ponownie uciekla. - Haramis zgromila Uzuna ostrym spojrzeniem. - Co masz na mysli mowiac "tylko Fiolon zauwazyl te zmiany"? Dlaczego tylko akurat on mialby je dostrzec? -Fiolon jest Arcymagiem Varu. -Co takiego?! - Haramis otworzyla usta ze zdziwienia. Spodziewala sie wszystkiego, ale nie czegos takiego. - Chcesz powiedziec, ze on jest nadal zlaczony z Mikayla i... -Nie. - Odpowiedz byla krotka i stanowcza. - Och, prawdopodobnie wciaz pozostaje w kontakcie z Mikayla, dzieki ci za to Kwiecie, poniewaz ta droga otrzymujemy najwiecej informacji; nadal rozmawiaja ze soba co wieczor. -W jaki sposob? - zapytala Haramis. -Znalezli pare kulek w starych ruinach nad Golobarem tuz przed tym, jak sprowadzilas ich tutaj. Kiedy po raz pierwszy odeslalas Fiolona, odkryli, ze moga sie dzieki nim porozumiewac; prawde mowiac, Mikayla uzywa swojej do obserwacji swiata, chyba ze akurat masz ja na oku. Kiedy ksiezniczka przebywa w Swiatyni i nie moze ukryc kulki przed kaplanami, prosi swego ulubionego lammergeiera, aby ja przechowywal, i wtedy komunikuje sie z Fiolonem za posrednictwem ptaka. -A wiec przez ostatnie piec lat pozostawali ze soba w stalym kontakcie? - zapytala Haramis. - Nawet wtedy, gdy odeslalam Fiolona do Varu? -Dokladnie tak - przyznal Uzun. - Moze przypominasz sobie, ze Mikayla troche sie o to boczyla... -Zamknela sie w swojej komnacie na dwa dni - przypominala sobie Haramis. - A kiedy wyszla, byla nieslychanie spokojna przez dosc dlugi czas. -Zamknela sie wowczas w komnacie i polaczyla z Fiolonem - rzekl Uzun. - Powiedziala mi o tym pozniej. Zdaje sie, ze dzielila sie z nim cala swoja wiedza, a do tego czasu nauczylas ja juz sporo, mysle, ze nawet wiecej niz zdawalas sobie z tego sprawe. Nadal czulas moc i mialas wyczucie ziemi, jesli chodzi o Ruwende, lecz Var bylo osamotnione pod tym wzgledem i w chwili, kiedy Fiolon postawil tam stope, otrzymal wyczucie ziemi. -A Mikayla niewatpliwie doswiadczyla zwrotnego uderzenia. -Tego nikt Haramis nie musial tlumaczyc. - Nic dziwnego, ze nagle zainteresowala sie, co oznacza miec wyczucie ziemi i byc Arcymaginia. Sadzilam, ze wreszcie pogodzila sie ze swoim przeznaczeniem, lecz ona po prostu zbierala informacje dla Fiolona, prawda? -Wedlug siebie tak - powiedzial Uzun. - Lecz nie jest glupia i nie mogla mu przekazac tego, czego sama wczesniej sie nie nauczyla. -Mezczyzna Arcymag. - Haramis pokrecila niedowierzajaco glowa. - Jestes calkowicie pewny, Uzunie? -Tak - odparl. - Jesli watpisz w me spostrzezenia, sama go zapytaj. - Podszedl do sznurka polaczonego z dzwonkiem i szarpnal nim gwaltownie. -A zatem on tu jest? - zapytala Haramis. - Nie zdawalam sobie sprawy, ze mamy gosci. -Jest tutaj jako moj gosc - odrzekl Uzun. - Nie wiem, co masz przeciwko niemu, Haramis, poza tym oczywiscie, ze jest mezczyzna, ale ja naprawde lubie tego chlopca. Podczas gdy Haramis zastanawiala sie usilnie nad odpowiedzia, do komnaty weszla Enya. Uzun poprosil ja, zeby znalazla Fiolona i przyslala go do sypialni Haramis. Arcymagini nie protestowala, lecz Enya tak. -Alez, Mistrzu Uzunie, on prawdopodobnie znow siedzi w tej jaskini; tam wlasnie zmierzal... -A wiec wyslij po niego jednego z Vispi - warknal Uzun. - Pani pragnie sie z nim widziec, a chyba nie oczekujesz, ze sama po niego tam zejdzie! -Nie, Mistrzu Uzunie. - Enya dygnela i wyszla z pokoju. - Kaze go natychmiast przyslac, pani. Oczywiscie "natychmiast" znacznie sie wydluzylo, jako ze wiazalo sie z wyslaniem kogos do podziemi Wiezy i dalej tunelem do jaskini lodowej. Nastepnie trzeba bylo zmusic osobe, o ktora chodzilo, zeby wrocila z tego miejsca na gore. Uzun przez caly ten czas przekonywal Haramis, ze nie powinna zastepowac Mikayli, lecz nie zdazyl poczynic w tym wzgledzie zadnych postepow, kiedy w otwartych drzwiach stanal Fiolon. -Biala Pani. - Mlodzieniec zlozyl oficjalny uklon przed Haramis, po czym usmiechnal sie do Uzuna. - Mistrzu Uzunie. Czym moge sluzyc? Haramis badawczo przyjrzala sie Fiolonowi. Nie przypominal mlodych mezczyzn, ktorych pamietala z dziecinstwa. Otaczala go aura ponadwiekowosci i pogodnego spokoju, charakteryzujaca wielkiego Adepta albo Arcymaga. Sprobowala przypomniec sobie, ile teraz moze miec lat. Pomyslmy, jest w tym samym wieku co Mikayla, a to oznaczaloby, ze ma... osiemnascie lat? Tak, osiemnascie. Przynajmniej po czesci Uzun musi miec racje, uswiadomila sobie. Nie wyglada na osiemnastolatka. -Mozesz mi pomoc w przemowieniu naszej pani do rozsadku - odparl wyraznie poirytowany Uzun. - Opetala ja szalona mysl, ze powinna zajac miejsce Mikayli! Fiolon dlugo wpatrywal sie w oczy Haramis, po czym spojrzal ze smutkiem na Odmienca. -Przykro mi, Uzunie - rzekl trzezwo - lecz ona ma racje. Jest to mozliwe, i sadze, ze byloby to najlepsze wyjscie... dla ziemi. -Ziemi! - Uzun prawie wykrzyknal. - Czy to tylko obchodzi was, Arcymagow? -Ziemia i jej mieszkancy - rzekl lagodnie Fiolon. - Przykro mi, Uzunie; wiem, ze nie chcesz jej stracic. Ja tez nie, lecz rowniez nie chce utracic Mikayli. -Ja tez nie chce utracic Mikayli! - zaprotestowal Uzun. - Ale to moja wina, ze znalazla sie w takich opalach, i to mnie powinni zlozyc w ofierze. Haramis ledwo trzyma sie na nogach, a juz na pewno nie potrafi nalozyc czaru, ktory sprawi, ze zamiast niej ujrza Mikayle. Poza tym Mikayla wywodzi sie z krolewskiej rodziny Labornoku; Haramis nie. -Te ziemie sa zjednoczone od czasu slubu ksiezniczki Anigel i ksiecia Antara - przypomnial mu Fiolon. - Powinienes pamietac; polowa twoich ballad o tym mowi. -Czy twierdzisz, ze jestem Arcymaginia zarowno Ruwendy, jak i Labornoku? - zapytala z zaciekawieniem Haramis. -A nie jest tak? - Fiolon utkwil w niej wzrok. -Nigdy sie nad tym nie zastanawialam. - Haramis wzruszyla ramionami. Fiolon zmarszczyl brwi w skupieniu i zaczal przechadzac sie po komnacie. -To mogloby wyjasniac, dlaczego w Labornoku nadal kwitnie kult Meret - powiedzial w zamysleniu. - Jesli nie masz wyczucia ziemi Labornoku, moze ma je ktos inny, albo nikt nie ma. -Zatrzymal sie przed szerokim lozem. - Pani, czy kiedykolwiek bylas w Labornoku? -Nie. - Haramis zaprzeczyla ruchem glowy. - Ta Wieza stanowi najdalszy zakatek tej krainy. Movis lezy w polowie drogi w dol zboczem Gory Rotolo i nawet jaskinia lodowa, w ktorej znalazlam swoj Talizman, byla po tej stronie Gory Gidris. A wiec nie, nigdy moja noga nie postala w Labornoku. Nigdy tez nie przelatywalam na tymi terenami. -A zatem mozliwe, ze odkrylismy przyczyne - powiedzial Fiolon. - Lecz w tej chwili nie jest to dla nas sprawa najwazniejsza. Czy Uzun wspominal o obrzedzie skladania ofiary? -Tylko ze ma sie odbyc pojutrze o swicie. Fiolon skinal glowa. -Rozmawialem ze zwierciadlem. To nieslychanie uzyteczny przyrzad; udalo mi sie dzieki niemu obejrzec cala Swiatynie. - Usmiechnal sie. - Chyba jestem jedynym zywym mezczyzna, oczywiscie oprocz kaplana nazywanego Mezem Bogini Meret, ktory widzial komnaty dziewic Swiatyni. Lustro pokaze mi kazdy zakamarek Swiatyni, jaki sobie zazycze ujrzec. Moge zatem uzyc go do poszukiwania Mikayli, zamiast wyczarowywac jej obraz, albo przywolywac jej lammergeiera. - Westchnal gleboko. - Wiesci nie sa jednak najlepsze. Kazano jej poscic przez caly jutrzejszy dzien, a nastepnej nocy ma rozpoczac samotne czuwanie w zewnetrznej jaskini. Podejrzewam, ze te wszystkie zabiegi maja na celu oslabienie jej tak, by nie miala sily przeciwstawic sie, kiedy odkryje, co maja zamiar jej uczynic. Kiedy zostanie sama, mozemy sie tam dostac z Czerwonym Okiem, pochwycic ja i umknac niepostrzezenie. -Czerwone Oko? - zapytala Haramis. -To lammergeier - wyjasnil Fiolon. -Lammergeiery prowadza dzienny tryb zycia - zauwazyla Haramis. - W nocy spia i niezbyt dobrze widza w ciemnosci. -Czerwone Oko jest wyjatkiem - odparl Fiolon. - To albinos, zupelnie bialy, z czerwonymi oczami. -Albinosy maja rozowe oczy - zauwazyla Haramis. -Czerwone Oko tez takie ma - odpowiedzial cierpliwie Fiolon - tylko nie chce sie do tego przyznawac. Mowi, ze "Rozowe Oko" brzmi absurdalnie. Od dawna przyjazni sie z Mikayla, wiec czesto zartujemy sobie z nim na ten temat. Ma nieslychanie ostry wzrok w nocy, a na tle sniegu prawie go nie widac. -A wiec lec tam na tym Czerwonym Oku - rzekla Haramis - przechwyc Mikayle, co nie powinno byc zbyt trudne... -Mylisz sie - przerwal Fiolon. - Nie bedzie to latwe zadanie. Ona nie wroci z wlasnej woli. Twierdzi, ze dala slowo, ze wezmie udzial w tym rytuale, a ona zawsze dotrzymuje slowa. -A jej obietnica, ze zostanie Arcymaginia? - zapytala gniewnie Haramis. -Kiedy cos podobnego obiecywala? - Fiolon usmiechnal sie krzywo. -Kiedy tu przybyla - odparla Haramis, po czym zastanowila sie nad swymi slowami. - Chyba rzeczywiscie nigdy nie skladala podobnej obietnicy. -Nie prosilas o to - zauwazyl Fiolon. - Bylem wtedy tutaj, pamietasz? Powiedzialas, ze ma zostac twoja nastepczynia, a kiedy zapytala, czy ma jakis wybor, odrzeklas, ze nie. Stwierdzilas, ze jest to zbyt wazna sprawa, aby uzalezniac ja od kaprysow dziecka. -Masz racje, to wlasnie powiedzialam. - Haramis westchnela. Powinnam byla wiecej czasu poswiecic na sluchanie, a mniej na mowienie. Osmielam sie stwierdzic, ze Uzun znaja lepiej ode mnie. No coz, teraz to nie ma wiekszego znaczenia. Czy Czerwone Oko moze zabrac mnie do Swiatyni? -Tak - odparl Fiolon. - Ale nie jest konieczne, zebys zajela jej miejsce. Moge ja stamtad wyciagnac. -I sprawic, ze Labornok zaatakuje Ruwende po raz drugi w ciagu dwustu lat - powiedziala Haramis - i to magia, a tym razem w Ruwendzie nie znajdzie sie nikt dosc silny, by odeprzec atak. -Mysle, ze masz sporo racji - odezwal sie smutno Fiolon. - Kaplani Meret sa bezwzgledni, bardziej, niz sobie to wyobraza Mikayla. Widzialem wiecej niz ona, i w nieco innych okolicznosciach. Trzymaja Corki Bogini w zamknieciu, wiec nie moze zobaczyc zbyt duzo, a nie sadze, zeby kiedykolwiek obserwowala ich w magicznym zwierciadle. -Wiedza, ze Mikayla mieszka tu, w Wiezy - kontynuowal. - Wiedza, ze ma zostac Arcymaginia, a wiec wlasnie od tego miejsca rozpoczeliby poszukiwania. Ona natomiast nie bedzie chciala z nimi walczyc; szczerze mowiac, musialbym ja zamknac i pilnowac, zeby nie wezwala lammergeiera i nie wrocila do nich. -Lecz nie bedzie mogla do nich wrocic, jesli ich tam nie bedzie - rzekla Haramis. -Co chcesz przez to powiedziec? - zapytal Fiolon. -Mikayla nie wie, ze ma zostac zlozona w ofierze, mam racje? - spytala Haramis. -Czerwone Oko probowal jej to wyjasnic, ja tez probowalem - odezwal sie ze smutkiem Fiolon - lecz ona nie daje wiary naszym slowom. Twierdzi, ze dwa lata temu rowniez wybrano ja Najmlodsza Corka Bogini i przezyla te obrzedy. Poza tym jest im winna jeszcze trzy lata, wiec dlaczego mieliby ja teraz zabijac? Nie rozumie, ze Swieto Jubileuszu to co innego. Wytna jej serce, aby dac je Bogini, a wraz z nim kolejne dwiescie lat zycia. -Czy to wlasnie wtedy robia? - zapytala Haramis. - Klada ofiare na oltarzu i wycinaja serce? -Czynia to rytualnym nozem z obsydianu. Nastepnie przekazuja zwloki rzece, ktora jest krwia Bogini - odpowiedzial Fiolon. - Obserwowalem jak kaplani omawiali rytual, wybierajac spomiedzy siebie tego, ktory bedzie odprawial nabozenstwo i tak dalej. Dowiedzialem sie wtedy mnostwa szczegolow. Potem kazalem, zeby lustro pokazalo mi pomieszczenie, w ktorym dokonuja poswiecenia. Ofiarny oltarz znajduje sie po zachodniej stronie Swiatyni, dokladnie nad miejscem, gdzie rzeka wyplywa ze skaly. -A zatem to widziales - zamyslila sie Haramis. - Z czego wykonany jest oltarz? -Z zywej skaly - odparl Fiolon. - Ta cala kaplica jest wyrzezbiona z... och, teraz rozumiem. Tak, to zdecydowanie czesc ziemi. Nie ma w tym nic sztucznego. Skoro mozesz uzywac ziemi po labornockiej stronie gor, mozesz rowniez uzywac kaplicy, oltarza i wszystkiego innego. -Uzywac? - zapytal Uzun. -Arcymagini czerpie moc poprzez kontakt ze swoja ziemia - wytlumaczyl Fiolon. On naprawde to rozumie, pomyslala Haramis. Uzun musi miec racje, lecz mimo wszystko mezczyzna - Arcymag jakos mi nie pasuje. -Prawde mowiac - kontynuowal Fiolon - Arcymag moze uzyc kazdej ziemi; kiedy pracowalem z Mikayla, zauwazylem, ze potrafie w pewnej mierze wplywac na Ruwende. - Spojrzal ukosem na Haramis. - Oczywiscie prosilbym o twoje pozwolenie, pani, lecz bylas wtedy tak chora... - Glos uwiazl mu w krtani. -Najwazniejsze, zeby ziemia byla w dobrym stanie - blada twarz Haramis rozjasnil delikatny usmiech. - Kto ja uzdrowi, nie jest glowna kwestia. - Powinnam byla sobie to uswiadomic juz wiele lat temu, pomyslala. - A zatem wrocmy do naszego planu - kontynuowala. - Jutro wieczorem, Fiolonie, razem polecimy do miejsca, gdzie Mikayla ma czuwac. Skoro nie zamierzamy spedzic calej nocy na przekomarzaniu sie z nia, proponuje, abysmy zabrali ze soba pewne narzedzia, ktore pozwola na szybkie i nieswiadome przeniesienie jej stamtad. Fiolon skinal glowa. -W piwnicy stoi butla pelna czegos, co powinno nam pomoc - powiedzial. - To jedna z rzeczy zgromadzonych przez Orogastusa. Mam jednak nad nim pewna wyrazna przewage - dodal usmiechajac sie szelmowsko, nagle wygladajac na swoje lata. - Potrafie przeczytac to, co tam napisano. -Potrafisz? - Bezgraniczne zdumienie odmalowalo sie w oczach Haramis. - Jak... w jaki sposob poznales jezyk Zaginionego Ludu? -Lustro - odparl Fiolon. - "Magiczne zwierciadlo" Orogastusa stanowi, oprocz swoich innych przymiotow, przyrzad do nauki. -Wiedzialam, ze to jakas maszyna - Haramis pokiwala glowa, zastanawiajac sie, ile jeszcze niespodzianek ja czeka. - Zdalam sobie z tego sprawe od razu, gdy je zobaczylam. Orogastus stal nad nim, przywolujac najprzerozniejsze, nie istniejace juz Ciemne Moce, ale ta stara maszyna prawie nie dzialala. Fiolon rozesmial sie. -Szkoda, ze Orogastus nie zdawal sobie sprawy, ze wzniosl wieze dokladnie na szczycie czegos, co dostarcza tej maszynie mocy. - Zauwazyl nie rozumiejace spojrzenie Haramis i wyjasnil: -Mocy dodaje mu swiatlo sloneczne. Na gorze zostala zbudowana tak zwana bateria sloneczna, ktora pochlania swiatlo i gromadzi je w swoich wnetrznosciach. - Haramis zastanawiala sie, co tez moze oznaczac "bateria sloneczna", lecz nie przerywala chlopcu. Sadzac z kontekstu, musialo byc to jakies skupisko energii, przyrzad do jej przechowywania. Fiolon kontynuowal. - Orogastus nie mial pojecia, do czego sluzy ta czarna, plaska powierzchnia. Poniewaz jednak wysmienicie sie do tego nadawala, zbudowal na niej Wieze. Nastepnie pozwolil, aby snieg pokryl to, czego nie zaslonila budowla, i maszyna nie mogla skutecznie doladowywac swych baterii, a co za tym idzie, nie mogl wykorzystac jej pelnych mozliwosci. Mikayla odkryla zastosowanie zwierciadla, kiedy lezalas chora w Cytadeli, i domyslila sie, gdzie znajduje sie bateria sloneczna, co swiadczy o niewatpliwej inteligencji twej nastepczyni. Jesli mam byc szczery, to zawsze dobrze sobie radzila z mechanicznymi przyrzadami. Wracajac do sprawy, oczyscilismy plac, dzieki czemu promienie sloneczne naladowaly baterie, i od tej pory lustro dziala bez zarzutu. Poprzez nie obserwowalismy, jak sobie radzisz, przy okazji uczac sie jezyka Zaginionego Ludu. W taki oto sposob Mikayla znalazla Swiatynie Meret. -W istocie, lustro posiada takie mozliwosci - przypomniala sobie Haramis. - Kiedy Orogastus mi je pokazal, ujawnilo, gdzie znajdowaly sie moje siostry. -Tak - rzekl Fiolon. - Kazala, zeby pokazywalo jej ludzkich magow, az znalazla takiego, ktory potrafil sprawic Uzunowi nowe cialo. Potem zostawila mnie tutaj, abym dotrzymal towarzystwa Mistrzowi, a sama udala sie do Swiatyni, by nauczyc sie rytualu zwiazanego z przenoszeniem ducha do nowego ciala. -Nigdy nie powinienem byl pozwolic jej tam jechac! - wybuchnal Uzun. -Nie mogles jej zatrzymac - przypomnial mu lagodnie Fiolon. - Nie sadze, zebym nawet ja mogl to zrobic. Byla tak rozgoryczona zyciem, ze podswiadomie szukala czegos, z czym by mogla samodzielnie walczyc. Znalezienie ci odpowiedniego ciala bylo dla niej wlasnie takim wyzwaniem, jej sposobem na odparowanie ciosu przeznaczenia, ktore tak odmienilo jej zycie. -Powiadasz zatem, ze mozesz sprawic, ze straci przytomnosc - odezwala sie Haramis, sciagajac dyskusje ponownie na konkretne tory. - Wtedy zamienie sie z nia na ubrania, a ty przywieziesz ja tu z powrotem. Bedziesz musial przetrzymac ja tu przez czas tego ohydnego rytualu. Mikayla przypuszczalnie poscila i spedzila cala noc w zimnym pomieszczeniu, co powinno usprawiedliwic slabosc i trudnosci z chodzeniem, jakie bede niewatpliwie miala. Fiolonie, zgodnie z tym, co przypomnial Uzun, nie potrafie rzucic nawet najprostszego czaru. Czy mozesz mnie w tym wyreczyc? -Tak. Rzuce czar, ktory sprawi, ze bedziesz wygladala jak ona, pod warunkiem, ze bedziesz zywa i twe cialo bedzie nienaruszone. Kiedy jednak wyjma ci serce, czar prysnie. -Dobrze. - Haramis usmiechnela sie posepnie. - Mam nadzieje, ze na tym etapie bede jeszcze w stanie widziec ich twarze. Chca podniesc reke na wybrana przeze mnie nastepczynie, co? Niedoczekanie ich. -Naloze tez na ciebie zaklecie powstrzymujace bol - powiedzial Fiolon. - Sprobuje polaczyc je z tamtejsza ziemia, wiec powinno trwac, chyba ze zaczniesz kwitowac w powietrzu, albo uczynisz cos rownie nieprawdopodobnego. -A zatem ustalilismy wiekszosc spraw - rzekla Haramis. - Odpoczne troche przed podroza. Mysle, ze wyruszymy jutro okolo polnocy. Nieco wczesniej posile sie goraca zupa i chlebem; nie ma powodu, zebym ja rowniez poscila. To doda mi sil do zrobienia tego, co musze. -Alez Haramis... - zaprotestowal Uzun. -Przykro mi, Uzunie - odezwala sie stanowczo - lecz musze to uczynic. Fiolonie, czy wraz z Mikayla zaopiekujecie sie Uzunem, kiedy mnie zabraknie? -Tak, pani, mozesz na nas liczyc - Fiolon zdobyl sie na slaby usmiech - chyba, ze to on bedzie sie nami opiekowal. -Dobrze. - Haramis zaglebila sie w poduszkach, czujac niezmierne znuzenie. - Teraz pragne odpoczac. -Oczywiscie, pani. - Fiolon uklonil sie i opuscil pokoj, ciagnac Uzuna za soba. -Czy ona sadzi, ze bede chcial zyc, kiedy jej zabraknie? - Do uszu Haramis dolecial oddalajacy sie glos Odmienca. Moj biedny przyjacielu, pomyslala sennie Haramis, co ja ci zrobilam?'Co ja wam wszystkim zrobilam? Rozdzial dwudziesty osmy Nastepny dzien Haramis spedzila odpoczywajac i jedzac. Na krotko przed jej wyruszeniem w podniebna wedrowke, do komnaty weszla Enya niosac dluga, biala suknie z wysokim kolnierzem i dlugimi rekawami.-Panicz Fiolon powiedzial, zebym ci to przyniosla, pani - rzekla pochylajac glowe. - Mowi, ze Mikayla zostawila to w swojej komnacie. Haramis nigdy wczesniej nie widziala tego stroju. Domyslala sie, ze sa to szaty, ktore Mikayla przywiozla ze Swiatyni Meret. Przy odrobinie szczescia okaza sie identyczne z tymi, ktore dziewczyna ma na sobie i nie trzeba bedzie sie przebierac na zimnym gorskim zboczu. -Dziekuje ci, Enyo - powiedziala. - Pomoz mi ja zalozyc, prosze. Kiedy gospodyni poslusznie zabrala sie do spelnienia tej prosby, Haramis przyjrzala sie badawczo niewielkiej Nyssomijce. Arcymagini wydawalo sie, ze po tak wielu latach jej wiernej sluzby nie postapilaby wobec Enyi uczciwie, gdyby zniknela bez wyjasnienia. -Enyo - odezwala sie. - Dzis w nocy odchodze. Gospodyni pociagnela nosem. -Powiedz mi to, czego nie wiem. Mistrz Uzun przez caly dzien poplakuje mowiac, ze wybierasz sie na pewna smierc. -Caly Uzun, lecz obawiam sie, ze w duzej mierze ma racje. Prawdopodobnie juz tu nie wroce. - Haramis usmiechnela sie slabo. -Och, pani - wyjakala Enya. - A ja myslalam, ze on jak zwykle przesadza. -Fiolon wyrusza wraz ze mna i powinno mu sie udac przywiezc tu Mikayle - powiedziala Haramis. - Kiedy umre, jedno z nich, a moze nawet oboje, powinni zostac Arcymagami Ruwendy. - Umilkla. - Tak sadze. Wiesz, Enyo, nagle czuje, ze nie jestem juz tak pewna spraw, ktore dotychczas wydawaly mi sie oczywiste. -Nie martw sie tym, pani - rzekla szybko Enya. - Ziemia zajmie sie wszystkim. Zawsze sie tak dzieje, jesli jej na to pozwolisz. -Tak - przyznala Haramis. - Wreszcie postanowilam przestac z tym walczyc. Wlasciwie narobilam sporo balaganu, lecz uwazam, ze nie jest jeszcze za pozno, aby na powrot zaprowadzic porzadek. Przynajmniej mam taka nadzieje. - Wziela gleboki oddech. - Chce ci podziekowac, Enyo, za to, ze tak wspaniale mi sluzylas. Bylas wierna sluga i... wiernym przyjacielem. - Zawahala sie. - Nie wiem, czy zostaniesz z Mikayla, czy nie. Jednakze jakiegokolwiek dokonasz wyboru, masz moje blogoslawienstwo. - Polozyla dlon na glowie Enyi i poczula strumienie ciepla wytryskujace z palcow. Chyba nie stracilam calej mocy, pomyslala, cieszy mnie to. Zalozyla buty z wysokimi cholewami, grube rekawice i ciepla peleryne. Rozejrzala sie po komnacie, zatrzymujac wzrok na wiekowych meblach, po czym, westchnawszy gleboko, ruszyla na poszukiwanie Uzuna. Odnalazla go szlochajacego przed kominkiem w gabinecie, gdzie pod postacia harfy spedzil tak wiele lat. -Stary przyjacielu - zaczela, lecz nagle glos zalamal jej sie w krtani. - Och, Uzunie - zatkala, a lzy bezwiednie poplynely jej po policzkach - bedzie mi ciebie brakowalo. Najpokorniej prosze cie, abys wybaczyl mi krzywdy, ktore ci wyrzadzilam. -Nigdy mnie nie skrzywdzilas, ksiezniczko - odparl szybko Uzun. Haramis wiedziala, ze klamal, poniewaz dobrze pamietala liczne przyklady swego bezmyslnego lub egoistycznego zachowania. W przeszlosci czesto krzywdzila Uzuna i nie tylko jego. Mistrz jednak predzej by umarl niz przyznal, ze nie jest doskonala. - Nie martw sie o mnie. - Drewniany Odmieniec pociagnal nosem. Haramis dostrzegla, ze rzeczywiscie plakal. Jego nowe cialo bylo niewiarygodnym arcydzielem. -Pozostane tu dopoty, dopoki nie skomponuje ballady o twym bohaterstwie i poswieceniu, a potem pojde za toba. Mikayla obiecala juz dawno, ze mnie uwolni, kiedy ciebie nie bedzie - wyszlochal. -Zrob to, co uwazasz za sluszne - powiedziala Haramis i przytulila go. - Zegnaj, najstarszy i najdrozszy z mych przyjaciol. -Zegnaj, ksiezniczko. - Uzun odwrocil sie w kierunku ognia i skryl twarz w dloniach. Haramis wspiela sie wolno po schodach na balkon, na ktorym zwykle ladowaly lammergeiery. Fiolon juz tam czekal, trzymajac jeden ze specjalnych workow do spania, w ktore Haramis zaopatrywala nyssomijskich poslancow, wysylajac ich na niziny. -Pomyslalem, ze najlepiej bedzie, gdy wloze Mikayle do srodka w czasie podrozy do domu - wyjasnil. -Dobry pomysl - zgodzila sie Haramis. -Taaak - dolecial ich glos z ciemnosci. Haramis spojrzala w gore zdumiona. Uswiadomila sobie, ze Fiolon mial racje. Wielki ptak byl zupelnie niewidoczny na bialym tle, takim jak snieg lub jej Wieza. W ciemnosci blyszczaly dwa niesamowite paciorki czerwonych oczu. -Tys jest Czerwone Oko - stwierdzila. Ptak lekko pochylil glowe na znak potwierdzenia. - Jestem ci wdzieczna za pomoc. -Tym razem Haramis sklonila glowe. Nie uslyszala odpowiedzi, lecz Fiolon natychmiast przekazal jej slowa lammergeiera. -Ciesze sie, ze moge pomoc - rzekl ptak. - Mikayla jest przyjacielem. - Zeskoczyl na podloge balkonu i rozpostarl skrzydla. Gest ten jasno wyrazal to, co oznaczaloby slowo "ruszajmy." Fiolon pomogl Haramis wspiac sie na grzbiet ptaka, po czym usiadl tuz za nia. Lammergeier zatrzepotal skrzydlami i wzbil sie lekko w nocne powietrze. Haramis zdawalo sie, ze lot nie trwal dluzej niz chwile. Poczula, jak zblizaja sie do ziemi. W pewnym momencie olbrzymi ptak przechylil sie w lewo i poszybowal ku ogromnej jaskini. Kolumny przy wejsciu, ktore wydaly sie Haramis gigantycznymi slupami lodu, znajdowaly sie w takiej odleglosci od siebie, ze Czerwone Oko z powodzeniem mogl miedzy nimi przelatywac. W ciemnosci Haramis dojrzala niewielka postac siedzaca ze skrzyzowanymi nogami na futrzanym dywaniku. Mikayla spojrzala na nich. -Czerwone Oko, co ty tu robisz? Mam tu czuwac w samotnosci! Haramis nie slyszala odpowiedzi Czerwonego Oka, lecz moglaby przysiac, ze stanowczo zakazal jej tego robic. -Juz to przerabialismy - rzekla Mikayla z cierpliwoscia i znuzeniem kogos, kto wiele razy powtarzal to samo. - Dalam slowo. -Ale nie wiedzialas, co obiecujesz. - Fiolon zeslizgnal sie z grzbietu ptaka i wyciagnal reke, aby pomoc Haramis. -Nikt tak naprawde nie wie, co obiecuje w waznych momentach swego zycia - odparowala niecierpliwie Mikayla. - Moi rodzice pobrali sie w tydzien po tym, jak sie poznali. Czy sadzisz, ze wiedzieli, co obiecuja, wypowiadajac formule zaslubin? -Jestem pewien, ze wiedzieli wiecej na temat tego, co przyrzekali, niz ty - odezwala sie Haramis stajac na futrzanym dywaniku. Nogi natychmiast jej sie ugiely i opadla na kolana. Twarze obu kobiet znalazly sie na tym samym poziomie. Arcymagini popatrzyla w oczy dziewczynie, ktora probowala wyksztalcic na swoja nastepczynie. Fiolon przesunal sie w najglebszy cien i powoli zaczal zachodzic Mikayle od tylu. -Pani - wyjakala Mikayla w zdumieniu. - Nie powinnas wychodzic z lozka. Czyzby Fiolon ciagnal cie tu ten szmat drogi w srodku nocy, abys pomogla mu mnie przekonac? -Nie - odparla spokojnie Haramis. - Przybylam, aby zajac twe miejsce. -Nie mozesz! - Mikayla popatrzyla na nia z niedowierzaniem. - To nie twoja sprawa. Ty niczego nie obiecywalas. -Moze nie slowami - odpowiedziala Haramis. - Kiedy jednak zabralam Uzuna od jego przyjaciol i odizolowalam go w Wiezy, wzielam na siebie odpowiedzialnosc za wszelkie konsekwencje tego czynu. Kiedy zabralam ciebie i Fiolona z waszego domu, od rodziny, rowniez wzielam odpowiedzialnosc za was oboje. Nie moge ci pozwolic, abys oddala zycie, szczegolnie w tak mlodym wieku, naprawiajac moje bledy. - Mikayla patrzyla na nia zbyt zdumiona, aby silic sie na jakakolwiek odpowiedz. Haramis kontynuowala: - Nie wiem, czy po mojej smierci otrzymasz wyczucie ziemi, wyczucie Ruwendy. Sadzilam, ze masz zostac moja nastepczynia, lecz - usmiechnela sie smutno - ostatnio odkrylam, ze mylilam sie w wielu sprawach. Jesli ty masz zostac Arcymaginia, wyczucie ziemi samo do ciebie przyjdzie. Jesli nie - wzruszyla ramionami - nie wiem, co sie stanie. Mam jedynie nadzieje, bez wzgledu na to, co sie wydarzy, ze twoje dni wypelni szczescie. Fiolon, ktory zdazyl juz zajsc Mikayle od tylu, nagle pochylil sie i przytknal jej do ust i nosa material nasaczony osobliwie pachnaca ciecza. Dziewczyna szarpala sie przez chwile, po czym osunela sie bezwladnie w jego ramiona. Polozyl ja delikatnie na ziemi i pospiesznie zdjal z niej wierzchnie odzienie, pozostawiajac jedynie biala szate. Przypuszczenia Haramis sprawdzily sie w pelni; miala na sobie identyczna suknie. Nastepnie Fiolon pomogl Haramis zamienic peleryne, bury i rekawice na te, w ktore odziana byla Mikayla. Kiedy pochylil sie, aby podniesc nieprzytomna przyjaciolke, Haramis odezwala sie: -Zaczekaj! Fiolon spojrzal na nia pytajaco. Zdjela z szyi Talizman, ktory nosila od niemalze dwoch wiekow. Przelozywszy lancuch przez glowe uspionej dziewczyny, rzekla z powaga: - Daje moj Talizman, Trojskrzydly Krag, mej krewnej, Mikayli. - Usiadla. - Fiolonie, teraz mozesz zabrac ja do domu. Opiekuj sie nia. Fiolon podniosl Mikayle, wlozyl ja ostroznie do worka, po czym przywiazal osobliwy pakunek do grzbietu Czerwonego Oka. Nastepnie odwrocil sie do Haramis. -Teraz naloze zaklecia - powiedzial. - Najpierw czar. Haramis nic nie poczula, lecz ptak przechylil na bok glowe i pokiwal nia z uznaniem. -Dziekuje - rzekl krotko Fiolon. Haramis zastanawiala sie, czy lammergeier skomentowal poczynania mlodzienca. - Teraz powstrzymanie bolu - kontynuowal Fiolon. Zdjal rekawice, wymamrotal kilka slow, zbyt cicho, aby Haramis mogla je uslyszec, na chwile zlaczyl swe dlonie nad jej glowa, po czym przesunal nimi po obu stronach jej ciala. Skonczyl na kleczkach, kladac nagie dlonie plasko z dwoch stron dywanika. - Mysle, ze udalo mi sie zakotwiczyc zaklecie w ziemi - powiedzial. - Jak sie czujesz? -Zupelnie dobrze - odparla Haramis. Nie klamala. Bol i wszelkie dolegliwosci zniknely, niczym zdmuchniety plomien swiecy. Od stu lat nie czula sie tak wysmienicie. - Dziekuje, Fiolonie. Teraz odejdz z mym blogoslawienstwem. - Polozyla dlon na jego pochylonej glowie. -Dziekuje, pani - odrzekl Fiolon. - Mam tylko nadzieje, ze kiedy nadejdzie moj czas, bede rownie dzielny i madry jak ty. Haramis nie wiedziala, co odpowiedziec. Nie uwazala sie za specjalnie dzielna, a juz na pewno nie czula sie madra. -Zegnaj, Fiolonie - odezwala sie w koncu. - A teraz odejdz, zanim ktos cie zauwazy. Fiolon usadowil sie na grzbiecie lammergeiera, tuz za przytroczonym workiem. Ptak w milczeniu pochylil lekko glowe ku Haramis, po czym wzbil sie w powietrze, zrecznie omijajac lodowe filary. Wkrotce zniknal w mroku nocy jakby nigdy go tu nie bylo. Haramis zajela miejsce Mikayli. Siedziala w ciemnosci, wspominajac wydarzenia ze swego dlugiego zycia. Przed oczami pojawialy jej sie obrazy rodzicow i siostr, nauczycieli i przyjaciol, a w szczegolnosci Uzuna; wspominala dzien, w ktorym zostala Arcymaginia i probowala domyslic sie, do czego ja to zobowiazuje; znalezienie Talizmanu... Znalazlam swoj Talizman na tej samej gorze, pomyslala, tyle ze na przeciwleglym zboczu. Pamietala niebezpieczne jaskinie lodowe, ktore w kazdej chwili grozily zawaleniem. Ciekawa jestem, czy ziemia po tej stronie jest rowniez taka niestabilna. Siegnela umyslem, probujac dotknac otaczajacych skal. Wyczuwala ziemie, jednak bardzo slabo. Przyszlo jej do glowy, ze chyba czuje jakas szczeline, gdzies powyzej. Mysle, ze znajduje sie nad Swiatynia, uswiadomila sobie. To dobrze. Przyszly po nia tuz przed pierwszym brzaskiem; cztery mlode panny w jasnoblekitnych szatach, spiewajace monotonna piesn. Musialy pomoc Haramis wstac, gdyz zesztywniala bardzo od dlugiego siedzenia w tej samej pozycji. Za niewiastami kroczylo kilku mlodych mezczyzn, niosacych drewniane bale, podtrzymujace zdobione krzeslo. Przypomina tron, pomyslala Haramis. Jeden z mezczyzn rzucil jej najohydniejszy usmiech, jaki kiedykolwiek widziala na ludzkiej twarzy. Szczerze mowiac, przyszlo jej na mysl, Skritekowie maja przyjemniejsze spojrzenia. Ciekawa jestem, coz takiego zrobila mu Mikayla. Chyba nic tak potwornego, zeby do tego stopnia rozkoszowal sie perspektywa jej smierci. Zignorowala go; ignorowala wszystkich. Uwazala, ze to najbezpieczniejsze rozwiazanie, poniewaz nie znala nikogo z otaczajacych ja ludzi. Nie chciala, by zbyt szybko odkryli, ze nie jest Mikayla. Na szczescie nikt nie oczekiwal, ze przemowi. Nie przerywajac zlowrozbnego spiewu, ponury korowod zaglebil sie w mrocznej Swiatyni. Przy ciezkiej kotarze zwieszajacej sie nad lukowatym wejsciem mezczyzni niosacy krzeslo zatrzymali sie. Kobiety poprowadzily Haramis przez pokryta dywanem posadzke ku komnacie, w ktorej znajdowaly sie przybory do kapieli. Obloki pary unosily sie ponad wypelnionym po brzegi basenikiem. Niewiasty wykapaly ja, zaplotly wlosy w zawily uklad warkoczy, po czym cala namascily wonnym olejkiem. Haramis zauwazyla, ze pozniej wszystkie kobiety staraly sie dokladnie zmyc tluszcz ze swych dloni. Czyzby to jakas odurzajaca substancja? pomyslala. Cos, co uczyni mnie bardziej ulegla? A moze cos, co zwiekszy bol; w tego rodzaju obrzedach znaczna czesc mocy czerpie sie z bolu i strachu ofiary. Spodziewam sie, ze sprawie im rozczarowanie. Kobiety przebraly ja w czyste szaty. Na ramiona nalozyly zdobne, zlote bransolety i dopiero wtedy wyprowadzily ja z komnaty. Na zewnatrz oczekiwali juz mezczyzni i zaniesli ja do komnaty z ofiarnym oltarzem. Haramis rozejrzala sie z zainteresowaniem, nie zwracajac uwagi na dwoch kaplanow, odzianych w czarne szaty, ktorzy szli jej na powitanie. Ich twarze zakrywaly zlote maski. Zgodnie z tym, co powiedzial Fiolon, komnata zostala wykuta w zywej skale. Prosta figura Bogini zdawala sie wyrastac z przeciwleglej sciany; mniej wiecej do wysokosci jej talii siegal kamienny oltarz, niegdys zbroczony krwia. Strumien, ktory, jak wiedziala Haramis, stanowil poczatek rzeki Noku, wyplywal spod oltarza, mknac wartkim nurtem przez srodek komnaty. W poblizu wejscia do komnaty kilka bali ciemnego drewna jako swoisty pomost zakrywalo spieniony potok, lecz bezposrednio przed oltarzem plasajaca woda nie byla niczym zaslonieta. Haramis przyszlo na mysl, ze w tym miejscu pochlonie nurt cialo ofiary. Woda musiala byc nieslychanie zimna. Kaplani przemowili w nieznanym jezyku, wiec Haramis nie zadala sobie trudu, zeby w jakikolwiek sposob im odpowiedziec. Wymienili miedzy soba szybkie spojrzenia, po czym wyciagneli rece, by pomoc jej zejsc z rzezbionego krzesla, uwazajac, by nie dotknac przy tym golej skory. Haramis zastanawiala sie, czy starali sie po prostu uniknac kontaktu z olejkiem, czy tez istnial zakaz bezposredniego dotykania ofiary. A moze jedno i drugie, pomyslala. Nagie stopy Haramis dotknely ziemi, jeknela i kolana sie pod nia ugiely. Prawie nie czula, jak jeden z kaplanow schwycil ja w pasie i podniosl. Na Czarny Kwiat, Fiolon mial racje, uzmyslowila sobie, gdy wyczucie ziemi Labornoku wplynelo w nia z cala moca. Juz dawno temu powinnam byla tu przybyc. Czyzby az tak dlugo ta ziemia na mnie czekala? -Ksiezniczko - przemowil kaplan stanowczym, lecz sciszonym glosem, tlumionym przez maske przeslaniajaca twarz. - Wez sie w garsc! Czy chcesz wszystko popsuc, zaprzepascic swoja szanse, zaszczyt, jaki cie spotyka? Haramis przez chwile patrzyla pytajacym wzrokiem, az pojela znaczenie jego slow. Wziawszy gleboki oddech, usztywnila nogi w kolanach. -Juz dobrze - rzekla miekko. - Mozesz mnie puscic. Kaplan ostroznie zwolnil uscisk dokola jej talii, lecz obydwaj trzymali ja mocno za bransolety, zblizajac sie do oltarza. Gdy dotarli na miejsce, odwrocili Haramis twarza do zgromadzonych. Zdawalo sie, ze przybyli wszyscy mieszkancy Swiatyni, lecz tylko niewielu z nich patrzylo na nia ze wspolczuciem. Wiekszosc spogladala jak Skritek na polowaniu. Sadze, ze nie bede ich zalowala, pomyslala Haramis. -Ujrzyjcie Wybrana - zaintonowal kaplan. -Chwala! - odparl tlum. -Ukochana Najmlodsza Corke Bogini - wyskandowal drugi kaplan. -Chwala! -Te, Ktora Oddaje Serce Swej Matce. -Chwala! -Te, Ktora Oddaje Zycie Za Swa Matke. -Chwala! -Te, Ktora Umiera, Azeby Jej Matka Mogla Zyc. -Chwala! Kaplani pomogli Haramis wspiac sie na oltarz i polozyc sie tak, zeby jej stopy znalazly sie u wezglowia kamiennego loza. Patrzyla Bogini prosto w twarz. Rzezba istotnie byla prymitywna, a w twarzy mozna bylo dostrzec zaledwie slady rysow. Zdawalo sie, ze glownym zadaniem Bogini jest podtrzymywanie stropu komnaty. Haramis wyczuwala, ze punkt ciezkosci znajdowal sie w tej czesci skalnej sciany. Zgromadzeni ludzie znajdowali sie teraz za Arcymaginia, wiec nie mogla ich obserwowac. Sprawilo jej to duza ulge. Jeden z kaplanow odszedl na bok, podczas gdy drugi nieprzerwanie sciskal bransolete na jej rece. Po chwili pierwszy kaplan pojawil sie z prawej strony oltarza, dzierzac w dloni sztylet z obsydianu, o ktorym mowil Fiolon. Musial wrocic do wejscia i przejsc przez most, pomyslala Haramis. To zadziwiajace, jakimi trywialnymi sprawami zajmuje sie umysl w obliczu nadchodzacej smierci. Najwyrazniej cos niepokoilo kaplanow. Ten po lewej stronie wciaz nie zwalnial uscisku na ramieniu Haramis, jakby oczekiwal, ze ofiara bedzie sie szarpac lub uciekac. Kaplan po prawej stronie jedna reka chwycil ja za bransolete, a w drugiej podniosl sztylet. Nagle znieruchomial w tej pozycji, i obaj mezczyzni wymienili spojrzenia, ktore Haramis okreslilaby jako zaniepokojone. Cale ich szczescie, ze maja na sobie maski, pomyslala prawie rozbawiona. W przeciwnym razie kongregacja zaczelaby podejrzewac, ze nie wszystko jest w porzadku. -Co sie z toba dzieje? - syknal kaplan ze sztyletem. - Nie zdajesz sobie sprawy, ze zaraz umrzesz? -Oczywiscie, ze sobie zdaje sprawe. - Haramis zamrugala gwaltownie. -Dlaczego zatem sie nie boisz? - zapytal drugi mezczyzna. -A dlaczegoz mialabym sie bac? - skontrowala Haramis. Nadszedl czas na moja smierc i umieram dla ziemi. Wszystko jest jak byc powinno, dlaczego mialabym sie obawiac? Oczywiscie, pomyslala lekko rozbawiona, jestem duzo starsza niz sadza; mysla, ze maja przed soba przerazone dziecko. Wyobrazila sobie Mikayle na swoim miejscu i powstrzymala zimny dreszcz. Ciesze sie, ze to nie ona tutaj lezy. -Co robimy? - szepnal mezczyzna z prawej strony. -Rozpocznij obrzed ofiarowania - odparl kaplan z lewej. - Coz innego mozemy zrobic? Gdzie jest napisane, ze ofiara musi byc przerazona? -Lecz energia nie jest odpowiednia! -Wiem, ale trudno byloby nam to wytlumaczyc oczekujacym ludziom - wymamrotal mezczyzna przez maske. Wyciagnal reke i z piersi drewnianej figury wyjal okragly, plaski kamien wielkosci piesci. Polozyl go na oltarzu obok Haramis. W posagu Bogini widnial teraz otwor, a w nim cos malego, wyschnietego i pomarszczonego, przypuszczalnie serce poprzedniej ofiary. - No, dalej - szepnal kaplan do swego towarzysza ze sztyletem. - Bol powinien zrekompensowac brak strachu. - Dodal ostrzegawczo cichym glosem: - I lepiej, zeby tak sie stalo. To ty tak sadzisz, pomyslala Haramis. Blogoslawie cie, Fiolonie, chyba uda nam sie dokonac sabotazu. Kaplan cial sztyletem rozrywajac jej szaty az do pasa. Kiedy uniosl narzedzie mordu, Haramis ujrzala na ostrzu swa krew; nie czula jednak bolu. Gdy kaplani wpatrywali sie w jej spokojna twarz, odniosla wrazenie, ze poprzez maski widzi ich zdumione i skonsternowane spojrzenia. Usmiechnela sie pogodnie. Teraz obydwaj czuli przerazenie, jakiego oczekiwala zadna zemsty Bogini. Mezczyzna ze sztyletem z wyraznym trudem przelknal sline, kiedy otworzyl jej klatke piersiowa, lamiac przy tym kilka zeber (Haramis slyszala trzask pekajacych kosci) i wycial serce. Nie odczula najmniejszego bolu, lecz wraz z uplywem krwi zaczela powoli tracic przytomnosc. Zgodnie z przewidywaniem Fiolona, w chwili gdy cialo zostalo naruszone, czar prysl, lecz zaklecie powstrzymujace bol, podtrzymywane przez zywa skale pod plecami Haramis, trwalo. Kaplan po lewej stronie, ktory odwrocil sie, aby usunac stare serce z posagu, jeknal przerazony widzac, jak twarz Mikayli przeistacza sie w oblicze starej kobiety. Kaplan, ktory trzymal jej serce w gorze, tak by zgromadzeni ujrzeli, iz obrzed ofiarowania wypelnil sie, spojrzal na Haramis i prawie wypuscil serce z dloni. -Swieta Meret! - wyszeptal. - Kim jestes? -Jak sie nazywasz? - zapytal gwaltownie drugi kaplan. Czy on naprawde sadzi, ze jestem na tyle glupia, by mu powiedziec? zastanowila sie Arcymagini z ironicznym rozbawieniem. Nie znajac mego imienia, nie maja szans na uratowanie rytualu. Czyzby mysleli, ze o tym nie wiem? -Wasza bogini jest falszywa. - Spokojny glos Haramis przecial pelna trwogi cisze niczym sztylet. - Ja jestem ziemia, jestem wieczna. - Siegnela umyslem w strone dostrzezonego wczesniej pekniecia w skale. Poczula, jak szczelina poddaje sie naporowi jej woli i wiedziala juz, ze dzielo zostalo skonczone. Z latwoscia wyslizgnela sie ze swego ciala. Z wysokosci spogladala na serce, ktore obrocilo sie w proch przesypujac sie miedzy palcami przerazonego kaplana. Po chwili jej cialo wraz z drewnianym posagiem Bogini bylo juz tylko ulotnym pylem. Haramis ujrzala ponad soba jasne swiatlo i skierowala sie ku niemu, przenikajac przez kamienny strop, w ktorym pojawila sie pierwsza rysa i ktory wkrotce runal na przerazonych ludzi. W towarzystwie Wladcow Powietrza, ktorzy przybrali postac lammergeierow, mknela w przestworzach zdazajac ku blademu punkcikowi swiatla. Jej zycie dobieglo kresu, a obowiazek, ktory niegdys na nia nalozono, zostal wypelniony. Rozdzial dwudziesty dziewiaty Mikayla zaczela odzyskiwac przytomnosc, kiedy na balkonie wyjmowano ja z cieplego worka. Czerwone Oko popatrzyl na nia z gory, po czym odwrocil wielka glowe w strone Fiolona.-Pozwole ci zajac sie wyjasnieniami - rzekl szybko i zatrzepotawszy kilkakrotnie skrzydlami, wzbil sie w mrozne, nocne powietrze. -Tchorz. - Fiolon usmiechnal sie pod nosem. - Niewatpliwie posiada pewne doswiadczenie, jesli chodzi o temperament Miki. - Schylil sie i podniosl bezwladne cialo, po czym zszedl na dol do gabinetu, gdzie polozyl dziewczyne na kanapie w poblizu kominka. -Nic jej nie jest? - Uzun stanal nad nia zaniepokojony. -Dojdzie do siebie - odpowiedzial Fiolon. - Wkrotce bedzie rzeska jak zwykle i wtedy posypia sie wiory. - Spojrzal szelmowsko na drewnianego przyjaciela. -A Haramis? -Kiedy odlatywalismy, wszystko szlo zgodnie z planem. Uzun spuscil glowe w milczeniu. Mikayla otworzyla oczy, lecz dopiero po kilku chwilach zorientowala sie, gdzie sie znajduje. -Fiolonie, ty idioto! Zabierz mnie z powrotem, zanim dostrzega moja nieobecnosc! -Nie dostrzega - odparl Fiolon. - Haramis zajela twoje miejsce, pamietasz? -Rzeczywiscie. - Mikayla obrzucila go wzrokiem pelnym obrzydzenia. - Haramis na pewno wystrychnie ich na dudka i przekona, ze jest Najmlodsza Corka Bogini. Nawet nie zna rytualow. Co wiecej, od ostatniego ataku choroby nie potrafi uzywac magii; a moze od poprzedniego? -Jeszcze wczesniej - pomogl jej Fiolon. - Ale ja nalozylem na nia czar oraz zaklecie blokujace bol. Nic nie poczuje, przywiazalem je do ziemi, a rzezbiony oltarz to zywa skala. Czar prawdopodobnie prysnie, kiedy wytna jej serce... -Kiedy co zrobia!? - wrzasnela Mikayla. - Och, na Czarny Kwiat, Fiolonie; to tylko symboliczne okreslenie ceremonii! Uczestniczylam w tym rytuale dwa lata temu, jak widzisz, jestem cala i zdrowa. -To rok jubileuszowy - powiedzial Fiolon. - Podczas jubileuszu wszelkie symbole przestaja byc symbolami. Mikayla zerwala sie raptownie, siadajac prosto. -Pojdziemy do lustra i zobaczymy - warknela - a wtedy sami sie przekonacie! - Na jej twarzy odmalowalo sie zdumienie i przycisnela dlon do tuniki, po czym zaczela wyciagac lancuch wiszacy na szyi. - Co to takiego? - Przelozyla go sobie przez glowe i spojrzala na srebrne berlo zwienczone kolem i trzema skrzydlami. - Nigdy wczesniej tego nie widzialam. -To Trojskrzydly Krag - rzekl Uzun zalobnym glosem. - Talizman Haramis, czesc Wielkiego Berla Mocy. -Nie wiedziec czemu przypomina mi korone krolowej. - Mikayla zmarszczyla brwi. -Trojglowego Potwora - odezwal sie Uzun. - Ta czesc nalezala do Anigel. -A co stalo sie z czescia Kadiyi? - zapytala zaciekawiona Mikayla, obracajac Talizman znajdujacy sie na koncu lancucha. -Zabrala go ze soba na moczary i od tej pory nikt nie widzial ani jej, ani berla. -A wiec nie mozemy go uzyc jako Berla Mocy. - Nowy nabytek zaprzatnal uwage Mikayli. - Do czego moze sluzyc i w jaki sposob znalazl sie w moich rekach? -Podarunek od Haramis. - Fiolon jeknal. - Tkwi w nim prawdziwa magia. Nie przypomina pod zadnym wzgledem zabawek Zaginionego Ludu, a wiec uwazaj z nim. Uzunie, czy mozesz nauczyc Mikayle poslugiwania sie Talizmanem? Odmieniec pokrecil przeczaco glowa. -Nie. Nie wiem, jak to sie robi. Poslugiwala sie nim wylacznie Haramis, a mnie nigdy przy tym nie bylo. Mikayla popatrzyla na nich z rozdraznieniem. -Czy chcecie powiedziec, ze po tych wszystkich latach nauki, kiedy to Haramis mowila mi glownie o oczywistych rzeczach, nagle przekazala mi cos takiego bez slowa ostrzezenia, nie pouczajac uprzednio, jak sie tym poslugiwac? - Spochmurniala. - Jaka moc posiada Talizman? -Mozesz nim unicestwiac ludzi. - Fiolon i Uzun odezwali sie jednoczesnie. -Brrr - Mikayla ostroznie odsunela Talizman na odleglosc reki. - W takim razie zamierzam go odlozyc. Nie jestem az tak glupia, zeby eksperymentowac z czyms, co moze sluzyc do zabijania. - Wstala. - Wracam za chwile - rzekla - a wtedy pojdziemy zobaczyc, jak przebiega rytual w Swiatyni. Opuszczajac pokoj uslyszala, jak Fiolon mowi do Uzuna: -Nie powinienes tego ogladac. -Jesli tego nie ujrze, w jaki sposob napisze ballade o jej heroicznym czynie? Nie. Umknelo mi zbyt duzo z jej Poszukiwania. Zamierzam na to patrzec az do samego konca. - Odpowiedz Uzuna odbila sie echem od kamiennych scian pustego korytarza. Mikayla prowadzila niewielki orszak, pewnie kroczac podziemnym tunelem biegnacym do jaskini z magicznym zwierciadlem. -Lustro, ukaz Haramis, ksiezniczke Ruwendy - rozkazala. -Przegladanie - odparl metaliczny glos. Ich oczom ukazalo sie wnetrze Swiatyni; dwoch kaplanow pomagalo Haramis zejsc z krzesla, kolana odmowily jej posluszenstwa i dwie odziane w czarne szaty postacie podtrzymaly slaniajaca sie kobiete. -Co jej sie stalo? - wyjakal Uzun. Fiolon w skupieniu przygladal sie obrazowi. -Ma gole stopy - zauwazyl. - Mikaylo, czy moze byc to moment, kiedy stanelabys na ziemi po raz pierwszy od czasu, gdy cie tam opuscilismy? -Nie. Zniesliby mnie na krzesle z gory, potem do pokoju kapielowego, a nastepnie do glownej Swiatyni. Nie wiem, dlaczego zeszla z krzesla w tej komnacie; zwykle Najmlodsza Corka nie opuszczala krzesla przez caly dzien. -Z czego wykonana jest podloga lazni? Czy to naga skala? -Oczywiscie, ze nie - rzekla oburzona Mikayla. - To, ze Swiatynia ukryta jest w jaskini, nie oznacza, ze wszedzie sa skaly. Podloge lazni pokrywaja puszyste dywany. -A zatem wlasnie tam, po raz pierwszy, mogla dotknac ziemi Labornoku - kontynuowal Fiolon. -Czy nie byla tam nigdy wczesniej? - spytala Mikayla. - Jest Arcymaginia od prawie dwustu lat! -Mikaylo, czy odpowiesz mi wreszcie na moje pytanie? -Chodzi ci o to, czy wlasnie tam po raz pierwszy mogla postawic gola stope na golej ziemi? Tak. Dlaczego pytasz? -Nic jej nie jest, Uzunie - powiedzial uspokajajaco Fiolon. - Haramis po prostu wyczuwa ziemie Labornoku, co moze okazac sie niezwykle pomocne. -Wlasnie wyczuwa? - powtorzyla Mikayla. - Dopiero teraz? Jaka Arcymagini lekcewazy polowe swej ziemi? I dlaczego wyczuwa ziemie Labornoku, skoro od kilku lat nie wyczuwa Ruwendy? -Mikaylo, czy mozesz sie uspokoic!? - warknal Fiolon. Dziewczyna umilkla. Fiolon nigdy nie zwracal sie do niej w podobny sposob. O co mu chodzi? Dlaczego jest taki rozzloszczony? -O, stanela na nogach - skomentowal Uzun - dzielnie zmierza ku przeznaczeniu. Mowi, jakby tworzyl ballade, przeszlo przez mysl Mikayli, a to "dzielnie zmierza ku przeznaczeniu" wydaje sie absurdem. Nie wypowiedziala jednak swych mysli na glos. Wciaz nie rozumiala, dlaczego zmieniono rytual; zwykle mieszkancy Swiatyni nie spedzali duzo czasu w tej komnacie. Moze nie powinnam sie odzywac. Jesli mam racje, sami sie wkrotce o tym przekonaja i beda mogli wyruszyc po Haramis, a ja oddam jej wowczas Talizman. Jesli sie myle... Wzdrygnela sie. Mam nadzieje, ze sie nie myle. W miare trwania obrzedu stalo sie jasne, ze Mikayla mylila sie straszliwie, a wszyscy, ktorzy probowali ja ostrzec, mieli slusznosc. Dziewczyna obserwowala z przerazeniem i niedowierzaniem, jak kaplan wycina serce Haramis. Jak to mozliwe, ze ona zachowuje taki spokoj? Patrzyla z szeroko otwartymi oczyma, jak serce zmienia sie w garsc prochu, przesypujac sie miedzy palcami kaplana, jak cialo obraca sie w pyl, a w kamiennych scianach pomieszczenia powstaje coraz wiecej pekniec. Dach runal z hukiem, ktory rozniosl sie echem wsrod gor. Zanim obraz w lustrze calkowicie pociemnial, ujrzeli, jak ogromna lawina sniegu pochlania szczatki Swiatyni. Mikayla osunela sie na podloge, kryjac twarz w dloniach. Uslyszala jakby przez mgle: -Obiekt nie istnieje. Nie zanotowano zadnych sladow zycia na wskazanym obszarze. Wtedy splynelo na nia to uczucie. Poczatkowo odniosla wrazenie, ze zapada sie pod ziemie, stajac sie integralna czescia Gory Brom, potem Gora Gidris przeniknela jej jazn. Poczula schodzaca polnocnym stokiem lawine i rozdzielila pedzace zwaly sniegu na mniejsze strumienie, zeby zapobiec niesionemu przez nie spustoszeniu. Po chwili umysl i cialo Mikayli ponownie zjednoczyly sie z Gora Rotolo wraz z jej goracymi zrodlami i ukrytymi dolinami. Przez chwile, krotsza nizli mgnienie, uswiadomila sobie, ze Czerwone Oko spi wlasnie w swej jaskini. Z grzbietu gorskiego lancucha swiadomosc Mikayli pomknela w obu kierunkach, na polnoc wzdluz rzeki Noku i dalej przez Labornok az do Morza Polnocnego oraz na poludnie wzdluz rzeki Nothar, poprzez Cierniste Pieklo, Dylex, Zlote Blota, Cytadele i Wielka Groble, Czarne Blota i Zielone Blota, Jezioro Wum i Wodospad Tass, ogarnela Wielki Mutar az do granicy z Varem, gdzie ujrzala sylwetke Fiolona stojacego na strazy. -Fio? - rzekla na glos. -Tu jestem, Miko. - Silne ramiona uniosly ja do gory i wyniosly z jaskini. Za soba uslyszala zgrzyt zamykajacych sie drzwi i stukanie drewnianych stop Uzuna. W glowie szemraly jej rzeki spieszace ku swoim morzom i owady buczace w roslinnosci porastajacej moczary. Fiolon postawil Mikayle na ziemi u wejscia do jaskini i obaj z Uzunem naparli na wielkie wrota. Ponownie wzial ja na rece. Dziewczyna chciala zaprotestowac, lecz gmatwanina obrazow, w jej umysle przeslonila otaczajacy ja swiat. Jesli Haramis odczuwala cos takiego, nic dziwnego, ze kaplani musieli ja podtrzymac, uzmyslowila sobie. To duzo gorsze uczucie od tego, ktorego doswiadczyl Fiolon, kiedy otrzymywal wyczucie ziemi Varu. Oczywiscie, w tym przypadku obszar jest dwukrotnie wiekszy... -Fio? Czy wyczuwasz ziemie? Odpowiedz przyjaciela utorowala sobie prosta droge wsrod plataniny jej wlasnych mysli. -Tylko Var. A ty odbierasz Ruwende? -Tak, i Labornok. -Nie trac sil na mowienie - poradzil jej. - Po prostu odprez sie, a sprawy same sie wyklaruja. Same sie wyklaruja? Och, mam nadzieje, ze sie nie myli! Lezala bezwladnie w jego ramionach, kiedy niosl ja do kuchni, posadzil na stolku przy kominku i poprosil Uzuna, aby ja podtrzymal. Prawie umknal uwagi Mikayli fakt, ze Fiolon i Uzun zamienili sie miejscami, az nagle ujrzala przed soba wyciagnieta reke trzymajaca kubek wypelniony parujacym plynem. Fiolon pomogl jej go przytrzymac. Goraca zupa adop pomogla jej poczuc sie jak Mikayla, a nie jak wcielenie ziemi obu krolestw. -Lepiej? - zapytal Fiolon. Skinela ostroznie glowa. Nadal odnosila wrazenie, ze jej cialo nie nalezy do niej. -To dobrze. A teraz zjedz to. - Podal jej pasek suszonego miesa. Drzaca dlonia wepchnela go sobie do ust i zula z wyraznym wysilkiem. Zanim skonczyla jesc, stala sie na powrot soba. Zniknal zgielk macacy umysl i kiedy ostroznie sprobowala ponownie go zglebic, znalazla jedynie uporzadkowane mysli. -Fio - odezwala sie przerazona. - Stracilam wyczucie ziemi. -Nie, nie stracilas - zapewnil ja szybko. - Po prostu wyciszylo sie na chwile. Goracy posilek i mieso przynosza taki skutek. Dar wyczucia ziemi dwoch krolestw jednoczesnie bylby dla kazdego trudny do wytrzymania. Szczegolnie dla kogos, kto poscil caly dzien i wlasnie byl swiadkiem smierci swej krewnej. -Haramis. - Mikayla pokrecila przeczaco glowa, pragnac pozbyc sie straszliwych wspomnien. - Uzunie. - Odwrocila glowe i spojrzala na Odmienca. - Tak mi przykro. -Nie, pani - odezwal sie Uzun. - To moja wina. Nigdy nie powinienem byl prosic o nowe cialo. -Majac na uwadze, ze potrzebowales nowego ciala, aby opiekowac sie Haramis, ktora zmienila cie w harfe - zauwazyl Fiolon - sadze, ze trudno tu szukac winnych. Poza tym to bez sensu. Co sie stalo, to sie nie odstanie i nie ma tu niczyjej winy. -Haramis stracila swa moc - zauwazyla Mikayla. - I nie odzyskala jej, prawda? -Mysle, ze nie; mysle, ze rowniez z tego wlasnie powodu nalegala... - Uzun westchnal. -Czy zamierzala zniszczyc Swiatynie? - zapytala Mikayla. -Sadze, ze tak - odpowiedzial Fiolon. - Kiedy ukladalismy plan dzialania, stwierdzila, ze nie wrocisz tam, jezeli nie bedziesz miala do czego. Zapytalem ja, co ma na mysli, lecz nie udzielila mi odpowiedzi. - Umilkl. - Mysle, ze rzeczywiscie zamierzala ja zniszczyc; wiecie, co sadzila o skladaniu krwawych ofiar. Wlasnie to sprawilo, ze rytual sie nie powiodl - rzekl w zadumie. - Chcieli ofiary niechetnej, mlodej, przerazonej i odczuwajacej bol dziewczyny, a otrzymali Adepta chetnego oddac swe zycie. -Tak, to zmienilo energie - przyznala Mikayla. -Pamietacie tych kaplanow? - odezwal sie Uzun. - Bardziej sie bali niz ona! To wspaniala opowiesc na ballade. - Nagle glowa zadrzala mu i wybuchnal placzem. - Wybaczcie! - Lkajac wybiegl z pokoju, a w chwile pozniej uslyszeli stukot drewna na schodach. Mikayla z trudem stanela na nogach i przeciagnela sie. -Chyba pojde do siebie, Fiolonie. Mam zamiar przespac caly tydzien. Czuje sie tak otepiala i pusta, ze nawet gdybym sprobowala, nie potrafilabym nic zrobic. -Sen to dla ciebie najlepsze lekarstwo - potwierdzil mlodzieniec. - O wiele latwiej zniesc wyczucie ziemi, jesli rownoczesnie nie robi sie innych rzeczy. -Masz racje - odparla i nagle przypomniala sobie o czyms. - Fiolonie, a jesli Haramis nie zniszczyla Swiatyni swiadomie? Mysle, ze kiedy ktores z nas bedzie umieralo, powinno robic to na zewnatrz. Zarowno Binah, jak i Haramis dosc bezwzglednie obchodzily sie z budowlami. -Chyba masz racje - zachichotal Filon. Musial zaniesc ja do sypialni; usnela, zanim dotarl do drzwi. Kilka tygodni pozniej Uzun zaspiewal im nowa ballade, wzruszajaca opowiesc wychwalajaca madrosc i mestwo Haramis, bystrosc Fiolona, lojalnosc i przyjazn Mikayli oraz niespotykane umiejetnosci Czerwonego Oka. Kiedy w komnacie wypelnionej blaskiem plomieni tanczacych na kominku zapadla cisza, popatrzyl na nich niepewnie. -Co o tym myslicie? -To piekne, Uzunie. Haramis bardzo by sie podobalo - rzekla Mikayla mrugajac zalzawionymi oczami. -Bedziesz musial mnie nauczyc - odezwal sie Fiolon. - Niektore akordy brzmia naprawde oryginalnie. Uzun zawahal sie. -Zaspiewam ja dla magicznego zwierciadla - obiecal - a ono cie nauczy. -To swietny pomysl - przyznala Mikayla. - W ten sposob lustro zachowa ja na zawsze w oryginalnej formie, nawet setki lat po tym, jak ciebie zabraknie. -Jezeli juz mowimy o odejsciach - wtracil Uzun - pamietasz, co mi obiecalas, Mikaylo, w dniu, w ktorym znalazlas zaklecie, jakim posluzyla sie Haramis, aby zamienic mnie w harfe? - Spojrzal na stojacy nieopodal instrument. Nie! - zaprotestowal jakis glos w glowie Mikayli. Nie chce go stracic! Z cala bezwzglednoscia odgonila od siebie te nagla mysl, postanowila bowiem nie byc egoistka, jak Haramis w stosunku do otaczajacych ja osob. -Tak - odparla spokojnym glosem. - Pamietam. Obiecalam cie uwolnic, kiedy o to poprosisz. - Z trudem przelknela sline. - Czy teraz wlasnie nadeszla ta chwila? Uzun skinal glowa. -Mysle, ze jutro przed switem bedzie najbardziej odpowiedni moment. W ten sposob wystarczy mi czasu, aby nauczyc lustro mojej ballady. -A zatem jutro. - Mikayla spuscila glowe, aby ukryc cisnace sie do oczu lzy. -Dziekuje ci - wyszeptal Uzun. - Spijcie dobrze. -Czy poprosil cie, abys go zabila? - Fiolon zwrocil sie do Mikayli. -Tak, w pewnym sensie tak - przyznala Mikayla. - W rzeczywistosci, jak przypuszczam, jego zycie skonczylo sie w chwili, gdy Haramis zmienila go w harfe. Poprosil mnie jednak, bym obiecala, iz uwolnie go, kiedy jej zabraknie. A ja, jak wiesz, dotrzymuje slowa. -Czy nie mozesz zrobic wyjatku? - zaprotestowal Fiolon. - Bedzie mi go brak. Oczy Mikayli ponownie wypelnily sie lzami. -Mnie rowniez - odrzekla - lecz musze to uczynic. Obiecalam. Dalam mu slowo. -W takim razie, pomoge ci. Co trzeba zrobic? - Fiolon westchnal ciezko. Gdy blady swit rozjasnil zasniezone wzgorza, Mikayla i Fiolon staneli na kamiennym dachu wiezy. Ze spokojem patrzyli na dogasajacy ogien, ktory strawil drewniane cialo Uzuna. Stali obok siebie, zwroceni twarzami w strone wschodzacego slonca. Gdy pierwszy, niesmialy promien musnal ich twarze, niespokojny wiatr porwal w ramiona popiol z ogniska, rozrzucajac go na cztery strony swiata. Mikayla przyciskala do piersi mala urne z prochami kosci, ostatniej pozostalosci z pierwotnej czaszki Uzuna. Nasypala w garsc polowe zawartosci szkatulki, po czym wreczyla ja Fiolonowi, ktory do konca oproznil urne nad swoja dlonia. Wzniesli rece do gory i dmuchneli lekko, wysylajac proch w objecia porannego wiatru, ktory porwal je i uniosl ku sloncu. -Teraz polaczyl sie z Wladcami Powietrza - wyszeptala Mikayla. Schodzili w milczeniu, zmierzajac do gabinetu. Fiolon ujal ostroznie harfe i w dziwnie pustej komnacie rozbrzmialy przejmujace smutkiem tony starej piesni, pierwszej kompozycji Mistrza Uzuna, jakiej sie nauczyl. -To dziwne uczucie, wiedziec, ze teraz to juz tylko harfa - powiedzial. - Przypuszczam, ze zawsze bedzie mi sie wydawala czescia Uzuna. -A zatem zawsze bedziemy mieli go w pewnym sensie przy sobie - pocieszyla go Mikayla. Zakladajac, ze moge mowic o "nas." Zmusila sie, aby zadac pytanie, na ktore bala sie uslyszec odpowiedz. - Co teraz zamierzasz, Fiolonie? Czy powrocisz do Varu? -Bede musial pojawiac sie tam od czasu do czasu - odparl - podobnie jak ty bedziesz musiala podrozowac po swoich ziemiach. Pomyslalem sobie jednak, ze, oczywiscie jesli sie zgodzisz, moglibysmy zamienic to miejsce w nasz wspolny dom. Niewatpliwie powinnismy powiekszyc tutejszy ksiegozbior - dodal drazniac sie z nia - przeczytalem juz wszystko z tej biblioteki. Mikayla rozesmiala sie z wyrazna ulga. Nie zamierzal jej opuszczac; nie bedzie musiala mieszkac sama, jak Haramis. -Ja rowniez wszystko przeczytalam - odparla. - 1 to juz wiele lat temu. A zatem sprowadzimy wiecej ksiazek. Czego jeszcze potrzebujemy? -Dzieci - odparl Fiolon. - Wiem, ze jeszcze zbyt wczesnie, aby o tym myslec, ale za piec czy dziesiec lat powinnas osiagnac dojrzalosc. Wtedy z powodzeniem wydasz na swiat potomka. Mysle, ze podoba ci sie ten pomysl? Mikayla patrzyla mu w oczy uradowana. -Mysle, ze, w swoim czasie, bardzo bym chciala miec dzieci. To znaczy, nasze dzieci - dodala pospiesznie. -Mozemy wychowywac dzieci, uczac je magii i szacunku do ziemi, i miec ich tyle, by ziemia nie miala problemow z wyborem naszych nastepcow. -Czy oznacza to, ze Haramis mylila sie myslac, ze magowie musza zyc w celibacie? - zapytala Mikayla. -Tylko jesli zajmuja sie magia przez cale zycie, jesli szukaja Najwyzszej Mocy - rzekl powaznie Fiolon. - Jesli magia stanowi jedynie narzedzie, ktorym poslugujemy sie w naszej pracy, musimy dbac jedynie o to, aby utrzymywac swoje ciala w zdrowiu. - Wyszczerzyl zeby w usmiechu. - A skoro jest nas dwoje, mozemy sobie wzajemnie pomagac. Zawsze stanowilismy zgrana pare. - Spowaznial ponownie. - Mikaylo, kochalem cie juz, gdy mielismy po siedem lat. Teraz jestesmy dorosli i nie potrzebujemy niczyjej zgody. Czy chcesz mnie? Zarzucila mu rece na szyje i przytulila mocno do siebie. -Pragne cie z calego serca - odparla czule. This file was created with BookDesigner program bookdesigner@the-ebook.org 2010-11-29 LRS to LRF parser v.0.9; Mikhail Sharonov, 2006; msh-tools.com/ebook/