JEFFERY DEAVER Przydrozne krzyze Przelozyl Lukasz PraskiTytul oryginalu ROADSIDE CROSSES Internet i jego kult anonimowosci zapewniaja rodzaj calkowitego immunitetu kazdemu, kto zechce wyrazid jakakolwiek opinie na temat kogos innego, trudno wiec sobie wyobrazid bardziej wypaczona pod wzgledem moralnym realizacje idei wolnosci slowa. RICHARD BERNSTEIN, "THE NEWYORK TIMES" OD AUTORA Jednym z tematow tej powiesci jest zacieranie granicy miedzy "sztucznym swiatem" - zyciem w sieci -a swiatem rzeczywistym. Dlatego tez, jesli na stronach ksiazki natkniecie sie na adres strony internetowej, byd moze bedziecie mieli ochote wpisad go do przegladarki i przekonad sie, dokad was zaprowadzi. Tresd tych stron nie bedzie wam potrzebna, by cieszyd sie lektura, ale niewykluczone, ze znajdziecie tam kilka dodatkowych wskazowek, ktore pomoga wam rozwiklad zagadke. Mozliwe tez, ze znajdziecie tam po prostu cos ciekawego - lub niepokojacego.Rozdzial 1 Jadac na poludnie Monterey autostrada numer 1, funkcjonariusz drogowki Policji Stanowej Kalifornii, mlodzieniec o jasnych, szczeciniastych wlosach, ukrytych pod filcowym kapeluszem, zmruzyl oczy, patrzac przez przednia szybe sluzbowego forda crown victoria. Z prawej mial wydmy, z lewej niewielkie skupisko sklepow. Cos tu nie pasowalo. Tylko co? Wlasnie wracal do domu po zakooczeniu sluzby o siedemnastej. Zlustrowal droge. Nie wypisywal tu zbyt wielu mandatow, pozostawiajac to zastepcom szeryfa - z zawodowej uprzejmosci - lecz od czasu do czasu, jesli byl w nastroju, zatrzymywal kogos w niemieckim czy wloskim wozie. Czesto jezdzil ta trasa do domu o tej porze, wiec dosd dobrze znal ten odcinek autostrady. Tak... to tam. Dostrzegl cos kolorowego w odleglosci okolo pol kilometra przy drodze, u stop jednego z piaszczystych pagorkow, zaslaniajacych widok na zatoke Monterey. Co to moglo byd? Wlaczyl swiatla ostrzegawcze - zgodnie z procedura - i zatrzymal sie na prawym poboczu. Zaparkowal radiowoz z maska skierowana w lewo, w strone jezdni, zeby przy uderzeniu z tylu samochod go nie staranowal, i wysiadl. Tuz za poboczem stal wbity w piach krzyz - przydrozna pamiatka. Mial prawie pol metra wysokosci i zostal sklecony z dwoch ciemnych, odlamanych galezi, zwiazanych drutem, jakiego uzywaja florysci. U jego stop lezal rozlozysty bukiet ciemnoczerwonych roz. Posrodku krzyza zamocowano wyciety z kartonu krazek z wypisana na niebiesko data wypadku. Ani z przodu, ani z tylu nie bylo zadnego imienia ani nazwiska. 9 Oficjalnie odradzano upamietnianie ofiar wypadkow, poniewaz zdarzalo sie, ze ludzie stawiajacy krzyze albo skladajacy kwiaty czy zostawiajacy pluszowe zabawki zostawali ranni, a nawet gineli pod kolami.Pamiatki zwykle byly gustowne i wzruszajace. Ten krzyz budzil jednak groze. Dziwne bylo to, ze policjant nie pamietal, by wydarzyl sie tu jakis wypadek. Prawde mowiac, to byl jeden z najbezpieczniejszych odcinkow autostrady numer 1 w Kalifornii. Na poludnie od Carmel jezdnia zmieniala sie w tor przeszkod, jak w tym miejscu, gdzie przed kilkoma tygodniami doszlo do naprawde tragicznego wypadku: dwie dziewczyny wracajace z imprezy po rozdaniu swiadectw. Ale tu byla trzypasmowa, niemal prosta droga, ktora biegla lagodnymi lukami tylko przez teren dawnego Fortu Ord, gdzie dzis znajdowal sie college, oraz w okolicy centrow handlowych. Policjant pomyslal, czy nie usunad krzyza, ale krewni zmarlego mogli wrocid i postawid nowy, znow narazajac sie na niebezpieczeostwo. Lepiej go po prostu zostawid. Z ciekawosci spyta jutro sierzanta, co tu sie stalo. Wsiadl do radiowozu, rzucil kapelusz na siedzenie i przejechal dlonia po krotko przystrzyzonych wlosach. Wlaczyl sie do ruchu, zapominajac o wypadkach przy drodze. Zastanawial sie, co jego zona przygotuje na kolacje i czy potem zabrad dzieci na basen. Kiedy mial przyjechad jego brat? Zerknal w okienko datownika na zegarku. Zmarszczyl brwi. Na pewno? Chcac sie upewnid, rzucil okiem na komorke - zgadza sie, dzisiaj byl dwudziesty piaty czerwca. Ciekawe. Czlowiek, ktory postawil krzyz, musial sie pomylid. Policjant pamietal, ze na kartonowym kolku nagryzmolono date 26 czerwca, wtorek. Czyli jutro. Moze biedak upamietniajacy miejsce wypadku byl tak zrozpaczony, ze blednie zapisal date. Po chwili obraz upiornego krzyza zaczal sie zacierad, chod nie zniknal zupelnie. Wracajac autostrada do domu, policjant prowadzil nieco uwazniej niz zwykle. Rozdzial 2 Przed soba widziala drzace nikle swiatlo - jak bladozielone widmo. Gdyby go mogla dotknad. Gdyby go mogla dosiegnad, bylaby bezpieczna. Blask, jakby sie z niej naigrawajac, chwial sie w ciemnosci bagaznika, taoczac tuz nad jej nogami skrepowanymi tasma izolacyjna. Widmo... Miala rowniez spetane rece i zaklejone usta. Wciagala zatechle powietrze nosem, racjonujac je ostroznie, jak gdyby miala do dyspozycji tylko niewielka ilosd zamknieta w bagazniku swojej toyoty camry. Samochod podskoczyl na wyboju. Poczula bolesne uderzenie i wydala krotki, stlumiony okrzyk. Od czasu do czasu do wnetrza wdzieraly sie inne blyski: przytlumiona czerwieo, gdy wciskal hamulec, pulsowanie kierunkowskazow. Z zewnatrz nie docieraly zadne inne swiatla; dochodzila pierwsza w nocy. Jasniejace w mroku widmo kolysalo sie tam i z powrotem. Byla to dzwignia awaryjnego otwierania bagaznika, ozdobiona komiczna sylwetka czlowieka uciekajacego z samochodu. le nie mogla dosiegnad jej stopami. Tammy Foster zdolala opanowad placz. Zaczela lkad zaraz po tym, gdy napastnik zaskoczyl ja od tylu na ciemnym parkingu przed klubem, brutalnie zalepil jej usta tasma, skrepowal jej rece za plecami i wepchnal ja do bagaznika. Potem zwiazal jej takze nogi. Sparalizowana panika siedemnastolatka pomyslala: nie chce, zebym go zobaczyla. To dobrze. Nie chce mnie zabid. 13 Chce mnie tylko przestraszyd.Rozejrzala sie po wnetrzu bagaznika i dostrzegla drzace widmo. Probowala zlapad je stopami, lecz uchwyt wyslizgiwal sie spomiedzy butow. Tammy grala w pilke nozna i wystepowala jako cheerleaderka, byla wiec w niezlej formie, ale w tak niewygodnej pozycji mogla utrzymad uniesione nogi tylko przez kilka sekund. Swietlista zjawa wciaz sie wymykala. Samochod mknal dalej. Z kazdym przejechanym metrem ogarniala ja coraz wieksza rozpacz. Tammy Foster znow zaczela plakad. Uspokoj sie, uspokoj! Nos ci sie zapcha, udusisz sie. Z trudem pohamowala lzy. Miala wrocid do domu o polnocy. Jej nieobecnosd zauwazy matka -jezeli nie zasnie pijana na kanapie, wkurzona z powodu klopotow z najnowszym chlopakiem. Zauwazy tez siostra - jezeli akurat nie siedziala w Internecie ani nie wisiala na telefonie. A na pewno robila jedno albo drugie. Brzdek. Ten sam odglos co wczesniej: metaliczny stukot, kiedy ladowal cos na tylne siedzenie. Pomyslala o horrorach, ktore ogladala. Strasznych i obrzydliwych. O torturach i morderstwach. Z uzyciem narzedzi. Nie mysl o tym. Tammy skupila wzrok na taoczacym zielonym widmie dzwigni. I uslyszala nowy dzwiek. Szum morza. Wreszcie sie zatrzymali i silnik umilkl. Potem zgasly swiatla. Samochod zakolysal sie lekko, gdy porywacz poruszyl sie na siedzeniu. Co robil? Uslyszala dobiegajace z bliska gardlowe glosy fok. Znalezli sie na plazy, ktora o tej porze musiala byd zupelnie pusta. Drzwi samochodu otworzyly sie i zamknely. Po chwili otworzyly sie drugie. Znow rozlegl sie brzek metalu na tylnym siedzeniu. Tortury... narzedzia. Drzwi zatrzasnely sie glosno. Wtedy Tammy Foster sie zalamala. Zaniosla sie szlochem, usilujac wciagnad do pluc wiecej cuchnacego powietrza. -Nie, blagam! - krzyknela, lecz slowa, zdlawione kneblem z tasmy, zmienily sie w nieartykulowany jek. 14 Czekajac na szczek zamka bagaznika, Tammy zaczela odmawiad po kolei wszystkie modlitwy, jakie pamietala.Slyszala huk morza. Zawodzenie fok. Wiedziala, ze umrze. -Mamusiu... Ale... nic sie nie dzialo. Nie otwierala sie klapa bagaznika, nie trzasnely zadne drzwi, z zewnatrz nie dobiegal odglos krokow. Po trzech minutach Tammy zdusila placz. Panika zaczela ustepowad. Minelo pied minut, a porywacz nie otwieral bagaznika. Dziesied. Z zaklejonych ust Tammy wyrwal sie zduszony, oszalaly smiech. Chcial ja tylko nastraszyd. Nie zamierzal jej zabid ani zgwalcid. To byl jakis koszmarny zart. Usmiechnela sie, gdy nagle samochod lekko sie zakolysal. Usmiech zamarl jej na ustach. Toyota znow poruszyla sie lagodnie w przod i w tyl, chod mocniej niz za pierwszym razem. Tammy uslyszala plusk i przeszyl ja dreszcz. Wiedziala, ze w przod samochodu uderzyla fala oceanu. Boze, nie! Zostawil auto na plazy, gdzie wlasnie zblizal sie przyplyw! Samochod osiadl na piasku, a fala podmyla mu kola. Nie! Jedna z rzeczy, ktorych bala sie najbardziej, bylo utoniecie. Jeszcze zamknieta w tak ciasnej przestrzeni... az strach pomysled. Tammy zaczela kopad w klape bagaznika. Ale oczywiscie nikt nie mogl jej uslyszed, z wyjatkiem fok. Woda z glosnym chlupotem walila juz w boki toyoty. Zjawa... Za wszelka cene musiala pociagnad dzwignie zamka bagaznika. Zdolala zsunad buty i sprobowala jeszcze raz, wpierajac glowe w wykladzine i z nadludzkim wysilkiem unoszac stopy w kierunku swietlistego uchwytu. Kiedy w koocu dzwignia znalazla sie miedzy nimi, scisnela mocno stopy, czujac dygot miesni brzucha. Teraz! Mimo bolesnego skurczu nog, przesunela zjawe w dol. Pstryk. Tak! Udalo sie! 15 Po chwili jednak jeknela przerazona. Uchwyt zostal miedzy stopami, a klapa ani drgnela. Tammy wpatrywala sie w zielone widmo lezace obok niej. Musial przeciad drut! Zrobil to, kiedy wrzucil ja do bagaznika. Dzwignia dyndala w otworze, oderwana od linki zamka.Tammy znalazla sie w potrzasku. Blagam, niech mi ktos pomoze, modlila sie. Do Boga, do przechodnia, nawet do porywacza, zeby okazal jej chod odrobine litosci. Jedyna odpowiedzia byl jednak obojetny bulgot slonej wody, ktora zaczela sie saczyd do bagaznika. Hotel "Peninsula Garden" jest ukryty niedaleko wiekowej autostrady 68 - trzydziestokilometrowej dioramy pod tytulem "Wiele twarzy okregu Monterey". Droga wije sie na zachod od tak zwanej Salaterki Kraju-Salinas-biegnie skrajem pelnych zieleni Pastwisk Niebieskich, obok toru wyscigowego Laguna Seca, ktorego zarys przypomina bokserska rekawice, biurowych kompleksow firm, a dalej obok pokrytego kurzem Monterey i porosniety sosnami i choinami Pacific Grove. Wreszcie autostrada prowadzi kierowcow, ktorzy postanowili pokonad ja od poczatku do kooca, do legendarnej Seventeen Mile Drive - siedziby przedstawicieli rozpowszechnionego tu gatunku: Ludzi z Pieniedzmi. -Niezle - powiedzial Michael O'Neil do Kathryn Dance, kiedy wysiedli z samochodu. Zza waskich okularow w szarych oprawkach kobieta zlustrowala glowny budynek, utrzymany w stylu hiszpaoskim i art deco, oraz kilka sasiednich. Hotel mial swoja klase, chod juz nieco wyswiechtana i przykurzona. -Ladnie. Podoba mi sie. Kiedy tak stali, przygladajac sie hotelowi, za ktorym w oddali mozna bylo dostrzec Pacyfik, Dance, specjalistka kinezyki, czyli mowy ciala, probowala zinterpretowad zachowanie O'Neila. Naczelnik wydzialu dochodzeniowego Biura Szeryfa Okregu Monterey nie poddawal sie analizie zbyt latwo. Mocno zbudowany czterdziestokilkuletni mezczyzna o szpakowatych wlosach byl spokojny i opanowany, ale malomowny wobec nieznajomych. Nawet jesli kogos znal, oszczednie poslugiwal sie gestem i mimika. Z mowy jego ciala trudno bylo cos wywnioskowad. 16 Dance zorientowala sie jednak, ze O'Neil w ogole nie jest zdenerwowany, mimo charakteru ich misji.Ona z kolei bardzo sie denerwowala. Kathryn Dance, szczupla kobieta po trzydziestce, zaplotla dzis swoje ciemnoblond wlosy w ciasny warkocz, ktorego koniec zdobila jaskrawo-niebieska wstazka, wybrana rano przez jej corke i starannie zawiazana w kokarde. Dance miala na sobie biala bluzke, dluga, plisowana czarna spodnice i zakiet w tym samym kolorze. Stroju dopelnialy czarne botki na pieciocentymetrowych obcasach - ktorymi zachwycala sie przez kilka miesiecy, ale ulegla pokusie i kupila je dopiero na wyprzedazy. 0'Neil wystapil w jednym ze swoich kilku cywilnych wcieleo: byl ubrany w luzne bawelniane spodnie, bladoniebieska koszule bez krawata i granatowa marynarke w delikatna krate. Portier, wesoly Latynos, spojrzal na nich z mina mowiaca "wygladacie na mila pare". -Witamy. Mam nadzieje, ze bedzie sie paostwu u nas podobalo. - Otworzyl im drzwi. Dance usmiechnela sie niepewnie do 0'Neila i ruszyli chlodnym holem w kierunku recepcji. Gdy wyszli z glownego budynku, zaczeli kluczyd po kompleksie hotelowym, szukajac tego pokoju. -Nigdy nie sadzilem, ze do tego dojdzie - rzekl 0'Neil. Dance zasmiala sie cicho. Z rozbawieniem zauwazyla, ze jej wzrok od czasu do czasu kieruje sie w strone okien i drzwi. Taka reakcja kinezyczna oznaczala, ze osoba podswiadomie szuka sposobu ucieczki - czyli odczuwa stres. -Patrz - powiedziala, wskazujac jeszcze jeden basen. Mieli tu chyba cztery. -Wyglada jak Disneyland dla doroslych. Slyszalem, ze nocuje tu sporo muzykow rockowych. -Naprawde? - Zmarszczyla brwi. -Cos nie tak? -Przeciez to parterowe budynki. Zadna zabawa, jezeli nie mozna po pijaku wyrzucad mebli i telewizorow przez okno. -To Carmel - zauwazyl 0'Neil. - Najwieksze szaleostwo w tym miescie to wyrzucanie do smieci surowcow wtornych. 17 Dance zastanawiala sie nad riposta, ale dala spokoj. Przekomarzanki jeszcze bardziej ja denerwowaly. Zatrzymala sie pod palma o lisciach przypominajacych ostre miecze.-Gdzie jestesmy? Detektyw zerknal na kartke, ustalil ich polozenie i wskazal jeden z budynkow w glebi. -Tam. 0'Neil i Dance przystaneli przed drzwiami. Detektyw gleboko odetchnal i uniosl brew. -To chyba tu. Dance parsknela smiechem. -Czuje sie jak nastolatka. 0'Neil zapukal. Po chwili otworzyly sie drzwi, ukazujac drobnego mezczyzne okolo pieddziesiatki w ciemnych spodniach, bialej koszuli i krawacie w prazki. -Michael, Kathryn, jestescie co do minuty. Wejdzcie. Ernest Seybold, prokurator okregowy Los Angeles, zaprosil ich gestem do srodka. W pokoju przy wspartej na trzech nozkach maszynie stenograficznej siedziala protokolantka sadowa. Kiedy weszli, wstala i przywitala ich jeszcze jedna mloda kobieta. Seybold przedstawil ja jako swoja asystentke z Los Angeles. Na poczatku tego miesiaca Dance i 0'Neil prowadzili wspolnie sprawe w Monterey - skazany morderca i przywodca sekty Daniel Pell uciekl z wiezienia, pozostajac na polwyspie i szukajac nowych ofiar. Jedna z osob zaangazowanych w sledztwo okazala sie kims zupelnie innym, niz Dance i jej wspolpracownicy sadzili. Skutkiem tej sytuacji bylo kolejne morderstwo. Dance upierala sie, by scigad sprawce. Ale pewne wplywowe organizacje zaczely wywierad naciski, by zaniechad dalszego sledztwa. Dance nie zamierzala tego jednak przyjad do wiadomosci i gdy prokurator Monterey odmowil wszczecia sprawy, dowiedzieli sie z 0'Neilem, ze sprawca dokonal wczesniej innego zabojstwa - w Los Angeles. Prokurator okregowy Seybold, ktory regularnie wspolpracowal z instytucja Dance, CBI, czyli Biurem Sledczym Kalifornii, i byl przyjacielem Kathryn, zgodzil sie postawid zarzuty w Los Angeles. 18 Kilkoro swiadkow, wsrod nich Dance i 0'Neil, bylo jednak w Monterey, wiec Seybold przyjechal tu na caly dzieo, by odebrad ich zeznania. Spotkanie mialo potajemny charakter ze wzgledu na koneksje i reputacje sprawcy. W obecnej fazie nie uzywali nawet prawdziwego nazwiska mordercy. Sprawa nosila wewnetrzny kryptonim "Stan Kalifornia przeciwko N.N.".Kiedy usiedli, Seybold poinformowal ich: -Obawiam sie, ze chyba mamy problem. Lek, ktory wczesniej sciskal jej zoladek - ze cos pojdzie nie tak i zakloci sledztwo - powrocil. -Obrona zlozyla wniosek o umorzenie sprawy na podstawie immunitetu - ciagnal prokurator. - Szczerze mowiac, nie wiem, jakie jest prawdopodobieostwo przyjecia wniosku. Posiedzenie zaplanowano na pojutrze. Dance zamknela oczy. -Nie. Siedzacy obok niej 0'Neil sapnal ze zloscia. Tyle pracy... Jezeli to mu ujdzie plazem, pomyslala Dance... ale zdala sobie sprawe, ze jest tylko jedna konkluzja: jezeli to mu ujdzie plazem, przegram. Poczula, jak drza jej usta. Seybold dodal jednak: -Polecilem juz opracowad odpowiedz. Siedzi nad tym dobry zespol. Najlepszy w prokuraturze. -Trzeba uzyd wszystkich sposobow, Ernie - powiedziala Dance. - Chce go mied. Musze go mied. -Wiele osob tego chce, Kathryn. Zrobimy, co sie da. Jezeli to mu ujdzie plazem... -Ale chce kontynuowad postepowanie tak, jak gdybysmy mieli wygrana w kieszeni. - Powiedzial to z przekonaniem, ktore dodalo jej nieco otuchy. Przystapili do przesluchania, podczas ktorego Seybold zadal Dance i 0'Neilowi kilkadziesiat pytao na temat dowodow przestepstwa, ktorego byli swiadkami. Seybold byl wytrawnym prokuratorem i wiedzial, co robi. Po godzinnym przesluchaniu wyprostowal sie i oznajmil, ze na razie mu wystarczy. Lada chwila spodziewal sie nastepnego swiadka 19 -funkcjonariusza policji stanowej - ktory takze zgodzil sie zeznawad.Podziekowali prokuratorowi, ktory obiecal zadzwonid, gdy tylko pozna orzeczenie w sprawie immunitetu. Gdy wracali do holu, 0'Neil zwolnil kroku, marszczac brwi. -O co chodzi? - spytala Dance. -Chodzmy na wagary. To znaczy? Ruchem glowy wskazal piekny restauracyjny ogrodek, skad rozciagal sie widok na kanion i morze na horyzoncie. -Kiedy ostatni raz ktos w bialym uniformie podal ci jajka po bene-dyktyosku? Dance zastanowila sie. -A ktory mamy rok? Usmiechnal sie. -Chodz. Tak bardzo sie nie spoznimy. Zerknela na zegarek. -Nie wiem. - Kathryn Dance nigdy nie wagarowala w szkole, a co dopiero jako starsza agentka CBI. Ale zaraz powiedziala sobie: dlaczego sie wahasz? Przeciez uwielbiasz towarzystwo Michaela, a nie spedzasz z nim prawie zadnej wolnej chwili. -Zgoda. - Znow poczula sie jak nastolatka, chod tym razem w dobrym sensie. Posadzono ich na lawie w poblizu skraju tarasu, skad mieli widok na wzgorza. Swiecilo poranne slooce i byl pogodny, rzeski czerwcowy poranek. Kelner - ktory zamiast uniformu mial na sobie tylko stosownie wykrochmalona koszule - przyniosl im menu i nalal kawy. Oczy Dance zatrzymaly sie na stronie, gdzie restauracja zachwalala swoje slynne drinki mimosa. Nie ma mowy, pomyslala, a gdy uniosla wzrok, zobaczyla, ze 0'Neil patrzy dokladnie na te sama pozycje. Rozesmiali sie. -Szampana bedziemy zamawiad w Los Angeles, kiedy pojedziemy na przesluchanie przed wielka lawa albo na rozprawe - powiedzial. -Zgoda. 20 W tym momencie zabrzeczal telefon 0'Neila. Detektyw spojrzal na wyswietlacz. Dance natychmiast zauwazyla, jak zmienia sie jego mowa ciala - lekko uniosl barki, przyciagnal rece do tulowia i utkwil wzrok w punkcie tuz obok ekranu komorki.Wiedziala, kto dzwoni, zanim jeszcze uslyszala wesole: -Czesd, kochanie. Z rozmowy 0'Neila z jego zona Anne, zawodowa fotografka, Dance wywnioskowala, ze jej wyjazd sluzbowy wypadl nieoczekiwanie wczesniej i Anne pyta meza o jego plan dnia. Kiedy w koocu 0'Neil sie rozlaczyl, siedzieli przez chwile w milczeniu, dopoki atmosfera nie wrocila do normy. Ponownie zajrzeli do menu. -Tak jest - zawyrokowal 0'Neil. - Jajka po benedyktyosku. Zamierzala zamowid to samo i uniosla glowe, by poszukad kelnera. Wtedy jednak zawibrowala jej komorka. Dance spojrzala na tresd SMS-a, zmarszczyla czolo i jeszcze raz przeczytala wiadomosd, swiadoma, jak reaguje na nia jej cialo. Serce walilo jej coraz szybciej, ramiona uniosly sie, stopa zaczela stukad o podloge. Dance westchnela i zamiast wezwad kelnera, dala mu znak, pokazujac na migi wypisywanie rachunku. Rozdzial 3 Siedziba srodkowozachodniego regionu Biura Sledczego Kalifornii miesci sie w nijakim budynku, blizniaczo podobnym do sasiadujacych z nim towarzystw ubezpieczeniowych i firm informatycznych, dobrze schowanych za wzgorzami, w otoczeniu wyjatkowej roslinnosci srodkowego wybrzeza Kalifornii. Biuro znajdowalo sie niedaleko hotelu "Peninsula Garden", wiec Dance i 0'Neil zjawili sie na miejscu w ciagu niecalych dziesieciu minut, uwazajac po drodze na innych kierowcow, ale nie zwracajac uwagi na czerwone swiatla ani znaki stopu. Wysiadajac z samochodu, Dance zarzucila na ramie torebke i dzwignela opasla torbe na laptopa -ktora jej corka nazwala "suplementem torebki mamy", kiedy poznala znaczenie slowa "suplement" -po czym razem z 0'Neilem weszli do budynku. Od razu skierowali sie tam, gdzie z pewnoscia zebral sie juz caly zespol: do jej gabinetu w czesci, ktora nazywano "Babskim Skrzydlem" lub BS, poniewaz urzedowaly tam tylko Dance, agentka Connie Ramirez, ich asystentka Maryellen Kresbach oraz Grace Yuan, administratorka CBI, dzieki ktorej caly budynek funkcjonowal jak szwajcarski zegarek. Skrzydlo zawdzieczalo swoja nazwe nieszczesnemu komentarzowi wygloszonemu przez rownie nieszczesnego, dzis juz bylego agenta CBI, ktory ukul ja, probujac blysnad dowcipem przed swoja dziewczyna, gdy oprowadzal ja po biurze. Kazda z osob z BS wciaz zachodzila w glowe, czy owemu agentowi - albo ktorejs z jego dziewczyn -udalo sie znalezd te wszystkie artykuly kobiecej higieny osobistej, ktorymi Dance i Ramirez naszpikowaly jego gabinet, aktowke i samochod. 22 Dance i 0'Neil przywitali sie z Maryellen. Pogodna i niezastapiona kobieta bez trudu umiala sie jednoczesnie zajmowad wlasna rodzina i zyciem zawodowym swoich podopiecznych bez drgnienia pomalowanych czarnym tuszem rzes. Piekla tez najlepsze ciastka, jakich Dance w zyciu probowala.-Dzieo dobry, Maryellen. Co sie dzieje? -Czesd, Kathryn. Poczestuj sie. Dance spojrzala na pojemnik ciasteczek z czekolada stojacy na biurku asystentki, lecz nie ulegla pokusie. Popelnilaby biblijny grzech. 0'Neil natomiast nie mial zadnych oporow. -Od tygodni nie jadlem lepszego sniadania. Jajka po benedyktyosku... Maryellen zasmiala sie zadowolona. -Zadzwonilam jeszcze raz do Charlesa i zostawilam mu kolejna wiadomosd. Naprawde. - Westchnela. -Nie odbieral. TJ i Rey sa w srodku. Aha, detektywie 0'Neil, przyjechal ktos z paoskich ludzi z MCSO. -Dzieki, jestes kochana. W gabinecie Dance na jej krzesle siedzial mlody, krepy TJ Scanlon. Gdy weszli, rudy agent skoczyl na rowne nogi. -Czesd, szefowo. Jak poszlo przesluchanie? Pytal o zeznanie zlozone przed prokuratorem. -Bylam gwiazda. - Przekazala zla wiadomosd o posiedzeniu w sprawie immunitetu. Agent sie nachmurzyl. On takze znal sprawce i zalezalo mu na skazaniu nie mniej niz Dance. TJ byl dobrym agentem, chod zwracal na siebie uwage wyjatkowo niekonwencjonalnym jak na funkcjonariusza organow scigania sposobem bycia i podejsciem do swoich obowiazkow. Dzis mial na sobie dzinsy, koszulke polo i sportowa marynarke z madrasu - w kolorowa krate, jaka Dance widziala tylko na wyplowialych koszulach w szafie ze starymi rzeczami swojego ojca. Wszystko wskazywalo na to, ze TJ jest wlascicielem tylko jednego krawata, jakiegos dziwacznego modelu z wzorem w stylu Jerry'ego Garcii. TJ cierpial na nieuleczalna tesknote za latami szesddziesiatymi. W jego pokoju wesolo bulgotaly dwie wielobarwne lampy magma. 23 Miedzy nim a Dance bylo zaledwie kilka lat roznicy, ale dzielila ich roznica pokoleo. Mimo to na poziomie zawodowym dobrze do siebie pasowali, a ich relacje w pewnym stopniu opieraly sie na ukladzie mistrz-uczeo. Chod TJ wolal dzialad w pojedynke, co klocilo sie z zasadami CBI, ostatnio przejal funkcje stalego partnera Dance -ktory wciaz przebywal w Meksyku, pracujac nad skomplikowana sprawa ekstradycji.Malomowny Rey Carraneo, nowy nabytek CBI, stanowil calkowite przeciwieostwo TJ-a Scanlona. Zblizal sie do trzydziestki, na jego sniadej twarzy malowalo sie zamyslenie. Szczuply agent mial dzis na sobie szary garnitur i biala koszule. Czul sie starszy, niz byl w rzeczywistosci, poniewaz zanim przeprowadzil sie tu z zona, aby zaopiekowad sie chora matka, pracowal w policji i patrolowal Reno, miasto kowbojow w Nevadzie. Carraneo trzymal kubek kawy w dloni, na ktorej mial maleoka blizne miedzy kciukiem a palcem wskazujacym; byl to slad po tatuazu gangu, ktory zniknal zaledwie kilka lat temu. Dance uwazala go za najbardziej opanowanego i skupionego ze wszystkich mlodszych agentow w biurze i czasem sie zastanawiala, czy zawazyl na tym czas spedzony w gangu. Funkcjonariusz z Biura Szeryfa Okregu Monterey - o typowej wojskowej posturze i krotko ostrzyzonych wlosach - przedstawil sie i opowiedzial, co sie stalo. W nocy z parkingu w centrum Monterey, przy Alvarado, uprowadzono nastolatke. Tammy Foster zostala zwiazana i wsadzona do bagaznika wlasnego samochodu. Napastnik zawiozl ja na plaze za miastem i zostawil, zeby utonela podczas przyplywu. Dance wzdrygnela sie na mysl, jakie to moglo byd uczucie, tkwid w ciasnym i zimnym wnetrzu bagaznika, gdy woda podnosila sie coraz wyzej. -To byl jej samochod? - spytal 0'Neil, siadajac na krzesle i kolyszac sie na tylnych nogach -dokladnie tak, jak Dance zabraniala synowi (podejrzewala, ze Wes nauczyl sie tego wlasnie od 0'Neila). Krzeslo zatrzeszczalo pod ciezarem detektywa. -Zgadza sie. -Na ktorej plazy? -Dalej, na poludnie od Highlands. -Pustej? -Tak, w okolicy nie bylo nikogo. Zadnych swiadkow. 24 -Znaleziono swiadkow w klubie, sprzed ktorego ja porwano? -zapytala Dance. -Nie. Na parkingu nie bylo zadnych kamer. Dance i 0'Neil zastanowili sie nad tym. -Czyli potrzebowal drugiego wozu w poblizu miejsca, gdzie ja zostawil - zauwazyla. - Albo mial wspolnika. -Ekipa kryminalistyczna znalazla slady butow na piasku, prowadzace w strone autostrady. Powyzej poziomu przyplywu. Ale piasek byl sypki. Nie wiadomo, jaki byl rozmiar butow i wzor na podeszwie. Ale na pewno zostawila je tylko jedna osoba. -Nie bylo zadnych sladow, ktore moglyby wskazywad, ze jakis samochod zjechal z drogi, zeby go zabrad? - spytal 0'Neil. - Albo ze stal ukryty w zaroslach? -Nie. Nasi ludzie znalezli odciski kol roweru, ale tylko na poboczu. Ktos je mogl zostawid dzisiaj w nocy albo tydzieo temu. Nie zidentyfikowalismy protektora opony. Nie mamy bazy danych rowerow - dodal, zwracajac sie do Dance. W tej okolicy wzdluz plazy co dzieo jezdza na rowerach setki ludzi. -Motyw? -Ani rabunkowy, ani seksualny. Wyglada na to, ze po prostu chcial ja zabid. Powoli. Dance glosno wypuscila powietrze. -Sa podejrzani? -Nie. Dance spojrzala na TJ-a. -Wiemy cos wiecej o tym, co mi powiedziales wczesniej, kiedy dzwonilam? O tym dziwnym znaku? -Aha - odrzekl agent, ktory z trudem mogl usiedzied na miejscu. -Masz na mysli przydrozny krzyz. Biuro Sledcze Kalifornii ma szerokie kompetencje, lecz zwykle zajmuje sie tylko sprawami wiekszego kalibru, takimi jak dzialalnosd gangow, zagrozenia terrorystyczne albo powazne przestepstwa finansowe czy przypadki korupcji. Pojedyncze morderstwo w okolicy, gdzie co najmniej raz w tygodniu zdarza sie zabojstwo w porachunkach miedzy gangami, nie wzbudziloby wiekszego zainteresowania. 25 Ale napasd na Tammy Foster byla inna.Dzieo przed porwaniem dziewczyny funkcjonariusz drogowki znalazl wbity w piach przy autostradzie numer 1 krzyz, jak gdyby ustawiony na pamiatke ofiary wypadku, z wypisana data nastepnego dnia. Kiedy policjant dowiedzial sie o napasci na dziewczyne, do ktorej doszlo nieopodal tej autostrady, pomyslal, ze byd moze krzyz stanowil zapowiedz zamiarow przestepcy. Wrocil i zabral krzyz. W bagazniku samochodu, w ktorym uwieziono Tammy, wydzial kryminalistyczny biura szeryfa znalazl fragmencik platka rozy - ustalono, ze pochodzil z bukietu pozostawionego pod krzyzem. Poniewaz na pierwszy rzut oka napasd wydawala sie przypadkowa i pozbawiona motywu, Dance musiala zakladad, ze zabojca ma w planach atak na kolejne ofiary. -Mamy jakies dowody z krzyza? - zapytal 0'Neil. Jego podwladny sie skrzywil. -Prawde mowiac, ten policjant z drogowki po prostu wrzucil go razem z kwiatami do bagaznika. -Sa zanieczyszczenia? -Niestety. Bennington powiedzial, ze zrobil, co mogl. - Peter Bennington - doswiadczony i skrupulatny szef laboratorium kryminalistycznego w biurze szeryfa. - Ale niczego nie znalazl. Przynajmniej po wstepnej analizie. Zadnych odciskow palcow, z wyjatkiem odciskow tego policjanta z drogowki. Krzyz zrobiono z galezi i drutu florystycznego. Kolko z data zostalo wyciete z kartonu. A date, drukowanymi literami, wypisano na nim zwyklym dlugopisem. Moze sie przydad tylko wtedy, gdybysmy mieli probke pisma podejrzanego. A tu jest zdjecie krzyza. Troche niesamowity. Cos w rodzaju "Blair Witch Project". -Dobry film - wtracil TJ, a Dance miala watpliwosci, czy to na pewno zart. Spojrzeli na fotografie. Rzeczywiscie krzyz byl troche niesamowity - zrobiony z galezi przypominajacych powyginane czarne kosci. Ekipa kryminalistyczna niczego nie znalazla? Dance miala znajomego, z ktorym niedawno pracowala, Lincolna Rhyme'a, cywilnego konsultanta z Nowego Jorku. Mimo ze byl zupelnie sparalizowany, nalezal do najlepszych specjalistow kryminalistycznych w kraju. 26 Ciekawe, czy znalazlby jakis slad, gdyby to on przeprowadzal ogledziny miejsca zdarzenia. Przypuszczala, ze tak. Ale byd moze najbardziej uniwersalna zasada obowiazujaca w policji brzmiala: trzeba pracowad z tym, co sie ma.Zwrocila uwage na pewien szczegol na zdjeciu. -Roze. O'Neil odgadl, o co jej chodzi. -Lodygi sa tej samej dlugosci. -Zgadza sie. Czyli prawdopodobnie pochodza z kwiaciarni i nikt nie nacial ich we wlasnym ogrodzie. -Ale, szefowo - odezwal sie TJ - roze mozna kupid w tysiacach miejsc na Polwyspie. -Nie twierdze, ze to nas zaprowadzi do jego drzwi - odparla Dance. - To po prostu fakt, ktory moze sie nam przydad. I nie wyciagajmy pochopnych wnioskow. Byd moze zostaly skradzione. -Poczula sie jak zrzeda, miala jednak nadzieje, ze nie zostala tak odebrana. -Jasne, szefowo. -Gdzie dokladnie stal ten krzyz? -Przy autostradzie numer 1. Zaraz na poludnie od Marina. -Pokazal miejsce na sciennej mapie. -Sa swiadkowie, ktorzy widzieli stawianie krzyza? - spytala Dance zastepcy szeryfa. -Nie, przynajmniej wedlug policji stanowej. Przy tym odcinku autostrady tez nie ma zadnych kamer. Ciagle szukamy. -A sklepy? - zapytal O'Neil dokladnie w chwili, gdy Dance otworzyla usta, by zadad identyczne pytanie. -Sklepy? O'Neil patrzyl na mape. -Po wschodniej stronie autostrady. W pasazach handlowych. W niektorych na pewno sa kamery. Moze jedna byla skierowana w strone tego miejsca. Przynajmniej poznalibysmy marke i model samochodu - jezeli przyjechal tam samochodem. -TJ - powiedziala Dance - sprawdz to. -Jasne, szefowo. Maja tam niezla kawiarnie Java House. Jedna z moich ulubionych. -Bardzo sie ciesze. 27 W drzwiach ukazal sie jakis cieo. -O, nie wiedzialem, ze tu sie zbieramy. Do gabinetu Dance wkroczyl Charles Overby, niedawno mianowany szef biura terenowego CBI. Pieddziesieciokilkuletni, opalony agent o sylwetce w ksztalcie gruszki, cieszyl sie na tyle dobra kondycja, by kilka razy w tygodniu odwiedzad pole golfowe lub kort tenisowy, ale nie potrafil dojsd do dlugiego woleja bez zadyszki. -Czekam u siebie juz... dosyd dlugo. Dance zignorowala gest TJ-a, ktory dyskretnie zerknal na zegarek. Podejrzewala, ze Overby zjawil sie w biurze kilka minut temu. -Dzieo dobry, Charles - powiedziala. - Byd moze zapomnialam wspomnied, gdzie sie spotykamy. Przepraszam. -Czesd, Michael. - Overby przywital tez skinieniem glowy TJ-a, na ktorego czasem gapil sie z zaciekawieniem, jak gdyby nigdy przedtem nie widzial mlodszego agenta - chod mogl to byd wyraz dezaprobaty dla stylu ubierania sie TJ-a. Dance nie omieszkala poinformowad szefa o spotkaniu. W drodze z hotelu "Peninsula Garden" nagrala sie na jego poczte glosowa, przekazujac mu zla wiadomosd o posiedzeniu w Los Angeles w sprawie immunitetu i zapowiadajac spotkanie, ktore mialo sie odbyd w jej gabinecie. Maryellen tez zawiadomila go o naradzie. Szef CBI nie odpowiedzial. Dance nie dzwonila drugi raz, poniewaz zwykle Overby nie zawracal sobie zbytnio glowy taktyczna strona spraw prowadzonych przez biuro. Nie zdziwilaby sie, gdyby w ogole nie raczyl wziad udzialu w naradzie. Szef chcial znad "ogolny obraz sytuacji", jak od niedawna lubil mawiad. (TJ nazwal go kiedys Charles Overview*; Dance ze smiechu rozbolal brzuch). -Ta sprawa z dziewczyna w bagazniku... dziennikarze juz zaczeli wydzwaniad. Na razie robie uniki i bardzo im sie to nie podoba. Chce znad szczegoly. Ach, dziennikarze. To tlumaczylo jego zainteresowanie. Dance powiedziala mu o wszystkim, czego dotychczas sie dowiedzieli, i jakie maja plany. Sadzisz, ze znowu bedzie probowal? Tak twierdza w wiadomosciach. * Overview - ogolny zarys (przyp. tlum.). 28 Nie twierdza, ale przypuszczaja - poprawila delikatnie Dance. Przede wszystkim nie wiemy, dlaczego Zaatakowal wlasnie Tammy Foster - dodal 0'Neil. - Na razie nic nie da sie powiedzied. Ten krzyz ma z tym zwiazek? Mial byd znakiem? Tak, kryminalistyka potwierdzila, ze to te same kwiaty. -Aj. Mam nadzieje, ze nie bedzie z tego nastepnego lata Sama. Hm... czego, Charles? - spytala Dance. Mowie o tym facecie z Nowego Jorku. Co zostawial listy i zabijal. Aha, to byl film. - TJ byl ich chodzaca encyklopedia popkultury. - Spike'a Lee, "Mordercze lato". Morderca rr>>ial pseudonim "Syn Sama". Wiem - odparl szybko Overby. - Taka gra slow. Lata sukinsyn i morduje. Nie mamy zadnych dowodow. Tak naprawde niczego jeszcze nie wiemy. Overby kiwal glowa. Nie lubil nie mied odpowiedzi. Na pytania prasy, na pytania zwierzchnikow z Sacramento. Irytowal sie wtedy, a przez to irytowali sie inni. Kiedy jego poprzednik Stan Fishburne nieoczekiwanie odszedl na emeryture z powodow zdrowotnych, a obowiazki szefa biura przejal Overby, zapanowal nastroj zaniepokojenia. Fishburne stal murem za swoimi agentami; dla nich byl gotow stawid czolo kazdemu. Overby mial inny styl. Zupelnie inny. Mialem juz telefon od prokuratora stanowego. - Ich najwyzszego zwierzchnika. - O tej sprawie jest juz glosno w Sacramento. I w CNN. Musze do niego zadzwonid. Wolalbym, zebysmy jednak mieli jakis konkret. Niedlugo powinnismy wiedzied cos wiecej. Moze to byl po prostu glupi kawal, ktory sie zle skooczyl? Na przyklad w ramach dokuczania pierwszoroczniakom. Bractwo studenckie zorganizowalo otrzesiny. Przeciez wszyscy w college'u robilismy takie numery, prawda? Dance i 0'Neil nie nalezeli do studenckich stowarzyszeo. Agentka watpila, by TJ mial w zyciorysie czlonkostwo, a Rey Carraneo kooczyl prawo karne wieczorowo, pracujac na dwa etaty. To by musial byd bardzo kiepski kawal - zauwazyl 0'Neil. -W kazdym razie nie wykluczajmy takiej mozliwosci. Chce tylko, zebysmy nie wpadali w panike. To w niczym nie pomoze. Trzeba 29 bagatelizowad sugestie, ze to seryjna robota. I nic nie wspominad o krzyzu. Nie pozbieralismy sie jeszcze po sprawie Pella, nie minal nawet miesiac. - Zamrugal oczami. - A propos, jaka jest w niej decyzja?-Odroczona. - Czyzby w ogole nie odsluchal wiadomosci? -To dobrze. -Dobrze? - Dance wciaz byla wsciekla na wiesd o wniosku o umorzenie. Overby spojrzal na nia zaskoczony. -To znaczy, ze jestes wolna i zajmiesz sie sprawa Przydroznego Krzyza. Pomyslala o swoim poprzednim szefie. Tesknota potrafi sprawiad naprawde slodki bol. -Co teraz zamierzacie? - zapytal Overby. -TJ sprawdzi zapis z kamer w sklepach i salonach samochodowych niedaleko miejsca, gdzie postawiono krzyz. - Dance zwrocila sie do Carranea. - Rey, moglbys zebrad informacje z okolic parkingu, z ktorego porwano Tammy? -Tak jest. -Michael, nad czym teraz pracujesz w MCSO? - spytal Overby. -Prowadze sprawe zabojstwa w porachunkach gangow, potem biore sie do sprawy kontenera. -Ach, to. Terrorysci raczej nie zagrazali polwyspowi Monterey. Nie bylo tu duzych portow morskich, tylko przystanie rybackie, a lotnisko bylo niewielkie i dobrze strzezone. Mimo to przed mniej wiecej miesiacem z indonezyjskiego statku towarowego stojacego w Oakland przemycono kontener i zaladowano na ciezarowke, ktora pojechala na poludnie w kierunku Los Angeles. Z pewnego raportu wynikalo, ze kontener dotarl az do Salinas, gdzie prawdopodobnie go oprozniono, zawartosd ukryto, a nastepnie innymi ciezarowkami przeslano dalej. Mogla to byd kontrabanda - narkotyki, broo... albo, jak glosil kolejny wiarygodny raport wywiadowczy, w kontenerze podrozowali ludzie, ktorzy nielegalnie dostali sie do kraju. W Indonezji mieszkala najwieksza populacja muzulmaoska na swiecie i dzialaly liczne komorki ekstremistow. Trudno sie bylo dziwid zaniepokojeniu Departamentu Bezpieczeostwa Krajowego. 30 -Ale moge to odlozyd na dzieo czy dwa - dodal 0'Neil. -To dobrze - rzekl z ulga Overby, zadowolony, ze sprawe Przydroznego Krzyza bedzie prowadzid polaczona grupa specjalna. Wiecznie szukal sposobow na rozlozenie ryzyka w przypadku, gdyby sledztwo poszlo nie tak, nawet gdyby mialo to oznaczad dzielenie sie zwyciestwem. Dance po prostu sie ucieszyla, ze bedzie wspolpracowad z 0'Neilem. -Wezme od Petera Benningtona koocowy protokol z ogledzin miejsca - rzekl 0'Neil. Kryminalistyka nie byla specjalnoscia O'Neila, ale uparty, rzetelny policjant polegal na tradycyjnych technikach sledczych: wywiadzie, zeznaniach swiadkow i analizie dowodow rzeczowych. Od czasu do czasu ewentualnie mogl kogos zaprawid bykiem. Bez wzgledu na zestaw metod dzialania, detektyw dobrze wykonywal swoja prace. Mial na koncie jedna z najwyzszych w historii biura szeryfa liczbe aresztowao, a co wazniejsze - takze wyrokow skazujacych. Dance zerknela na zegarek. -Pojde przesluchad swiadka. Overby milczal przez chwile. -Swiadka? Nie wiedzialem, ze mamy swiadka. Dance nie powiedziala mu, ze ta informacja rowniez znalazla sie w wiadomosci, jaka zostawila szefowi. -Owszem, mamy - odparla i zarzucila torebke na ramie, ruszajac do drzwi. mat m m w. am Rozdzial 4 Dch, to smutne - powiedziala kobieta. Spojrzal na nia maz siedzacy za kierownica forda SUV-a, ktorego wlasnie zatankowal do pelna za siedemdziesiat dolarow. Byl w zlym humorze. Z powodu cen benzyny, a takze dlatego, ze przed chwila mignal mu przed oczami kuszacy widok pola golfowego w Pebble Beach, na ktore nie byloby go stad, gdyby nawet zona pozwolila mu tam zagrad. Z pewnoscia nie mial ochoty slyszed o niczym smutnym. Byli jednak malzeostwem od dwudziestu lat, wiec spytal: -Co? - Zabrzmialo to bardziej uszczypliwie, niz zamierzal. Nie zwrocila uwagi na jego ton. -Tam. Spojrzal przed siebie, ale zona gapila sie przez przednia szybe na pusty odcinek autostrady wijacy sie przez las, nie wskazujac niczego konkretnego. To zirytowalo go jeszcze bardziej. -Ciekawe, co sie stalo? Juz mial warknad "Z czym?", gdy wreszcie zobaczyl, o czym mowila. I natychmiast ogarnely go wyrzuty sumienia. W odleglosci okolo trzydziestu metrow od nich stal wbity w piach pamiatkowy krzyz, jakie spotyka sie w miejscach wypadkow samochodowych - surowy i prosty, pod ktorym zlozono bukiet kwiatow. Ciemnoczerwonych roz. -Smutne - powtorzyl, myslac o swoich dzieciach, dwojce nastolatkow. Wciaz szalal ze strachu, ilekrod ktores z nich siadalo za kierownica. Wiedzial, jak by sie czul, gdyby przytrafil sie im jakis wypadek. Zalowal swojej wczesniejszej opryskliwosci. 32 Pokrecil glowa, spogladajac na zatroskana twarz zony. Mineli sklecony napredce krzyz.-Boze, to sie stalo dopiero co - szepnela zona. - Tak? -Jest na nim dzisiejsza data. Wzdrygnal sie. Ruszyli dalej w kierunku niedalekiej plazy, ktora ktos im polecil ze wzgledu na piesze szlaki. -To dziwne - zastanawial sie na glos. -Co, kochanie? -Tu jest ograniczenie do szesddziesiatki. Trudno sobie wyobrazid, zeby ktos nie wyrobil zakretu i sie zabil. Zona wzruszyla ramionami. -Pewnie dzieciaki. Jechaly pijane. Krzyz oczywiscie zmienial postad rzeczy. Daj spokoj, chlopie, pomysl, ze moglbys teraz siedzied w Portland, sleczed nad kolumnami cyferek i zachodzid w glowe, z jakim nowym szaleostwem Leo wyskoczy na nastepnym zebraniu zespolu. Przeciez jestes w najpiekniejszym zakatku Kalifornii i zostalo ci pied dni urlopu. Poza tym i za milion lat nie osiagniesz takiej normy uderzeo, zeby zagrad w Pebble Beach. Przestao biadolid, powiedzial sobie. Polozyl dloo na kolanie zony i pojechali na plaze, nie zwazajac nawet na poranna mgle i poszarzale niebo. Jadac autostrada 68, Holman Highway, Kathryn Dance zadzwonila do dzieci, ktore jej ojciec, Stuart, mial odwiezd na polkolonie. Przed porannym spotkaniem w hotelu Dance umowila sie z rodzicami, ze Wes i Maggie - dwunastolatek i dziesieciolatka - przenocuja u nich. -Czesd, mamo! - przywitala ja Maggie. - Mozemy isd dzisiaj na kolacje do Rosie? -Zobaczymy. Prowadze duza sprawe. -Wczoraj zrobilysmy same makaron na spaghetti. Babcia i ja. Z maki, jajek i wody. Dziadek powiedzial, ze zrobilysmy makaron od zera. Co to znaczy "od zera"? -Ze wszystkich skladnikow. Nie kupilyscie makaronu w pudelku. -Wiem, co nie? Ale mialysmy wiecej niz zero, to czemu "od zera"? 33 -Nie mow "co nie". Nie wiem, sprawdzimy. -No dobrze. -Zaraz sie zobaczymy, skarbie. Kocham cie. Daj mi brata. -Czesd, mamo. - Wes zaczal wyglaszad monolog o planowanym na dzis meczu tenisowym. Dance podejrzewala, ze Wes wlasnie wszedl na ostatnia prosta przed wiekiem dojrzewania. Czasem byl jej malym synkiem, czasem obojetnym nastolatkiem. Przed dwoma laty zginal jego ojciec i chlopiec dopiero teraz zrzucal z siebie brzemie tego smutku. Maggie, chod mlodsza, okazala sie odporniejsza. -Michael ciagle chce plynad w ten weekend? -Na pewno. -Super! - 0'Neil zaprosil chlopca na sobote na wspolne wedkowanie z Tylerem, malym synem Michaela. Jego zona Anne rzadko wchodzila na poklad lodzi, natomiast Dance, chod od czasu do czasu z nimi wyplywala, cierpiala na chorobe morska, ktora studzila jej zapal zeglarski. Nastepnie rozmawiala przez chwile z ojcem, dziekujac mu za opieke nad dziedmi i dodajac, ze nowa sprawa prawdopodobnie zajmie jej duzo czasu. Stuart Dance byl dziadkiem doskonalym -emerytowany biolog morski pracowal jeszcze dorywczo, ale sam ustalal godziny pracy i naprawde uwielbial spedzad czas z jej dziedmi. Nie mial tez nic przeciwko funkcji szofera. Dzis czekalo go jednak spotkanie w oceanarium Monterey, lecz zapewnil corke, ze po zajeciach odwiezie dzieci do babci. Ustalili, ze Dance przyjedzie po nie pozniej. Co dzieo Dance dziekowala losowi albo bogom za to, ze ma w poblizu kochajaca rodzine. Z calego serca wspolczula samotnym matkom, ktore nie mogly liczyd na zadna pomoc. Zwolnila, skrecila na swiatlach i zatrzymala sie na parkingu szpitala Monterey Bay, patrzac na tlum ludzi klebiacy sie za rzedem niebieskich barier. Protestujacych bylo wiecej niz wczoraj. A wczoraj wiecej niz przedwczoraj. Szpital Monterey Bay byl znana instytucja, jednym z najlepszych i najbardziej malowniczo polozonych centrow medycznych w regionie, otoczonym przez sosnowy las. Dance dobrze go znala. Urodzila 34 tu dzieci, siedziala przy ojcu wracajacym do zdrowia po powaznej operacji. Identyfikowala zwloki meza w szpitalnej kostnicy.A sama niedawno zostala tu zaatakowana - incydent mial zwiazek z protestem, ktoremu wlasnie sie przygladala. Podczas sprawy Daniela Pella Dance wyslala mlodego zastepce szeryfa z biura Monterey, aby pilnowal wieznia w wiezieniu okregowym w Salinas. Skazaniec uciekl, atakujac mlodego funkcjonariusza Juana Millara, ktory zostal dotkliwie poparzony i trafil na tutejszy oddzial intensywnej opieki medycznej. Byly to bardzo trudne chwile - dla jego zdezorientowanej, zalamanej rodziny, dla Michaela 0'Neila i wszystkich policjantow z MCSO, a takze dla Dance. Kiedy przyszla odwiedzid Juana w szpitalu, jego zrozpaczony brat Julio rzucil sie na nia, wsciekly, ze probuje wyciagnad zeznanie od polprzytomnego policjanta. Dance bardziej sie wystraszyla, niz ucierpiala w tym starciu i zdecydowala sie nie wnosid oskarzenia przeciwko wzburzonemu bratu. Kilka dni po przyjeciu do szpitala Juan zmarl. Z poczatku wydawalo sie, ze przyczyna smierci byly rozlegle poparzenia. Wkrotce jednak odkryto, ze ktos odebral mu zycie - w akcie eutanazji. Dance zasmucila jego smierd, lecz Juan doznal tak powaznych obrazeo, ze w przyszlosci czekalby go tylko bol i niezliczone zabiegi medyczne. Stan Juana martwil takze matke Dance, Edie, pielegniarke w szpitalu Monterey Bay. Dance przypomniala sobie, jak stala w kuchni z matka, ktora z bardzo zatroskana mina spogladala w dal. Zdradzila corce, co ja dreczylo: gdy poszla sprawdzid, jak sie czuje Juan, chlopak w przeblysku przytomnosci spojrzal na nia blagalnym wzrokiem i wyszeptal: -Zabijcie mnie. Przypuszczalnie kierowal te prosbe do kazdego, kto przychodzil go odwiedzid czy sie nim zajad. Niedlugo potem ktos spelnil jego zyczenie. Nikt nie wiedzial, kto podal Juanowi w kroplowce mieszanine lekow, ktora zakooczyla jego zycie. Wszczeto oficjalne sledztwo w sprawie smierci funkcjonariusza - prowadzilo je biuro szeryfa okregu Monterey. Nie prowadzono go jednak zbyt gorliwie: lekarze twierdzili, ze jest wysoce nieprawdopodobne, by mlody policjant przezyl wiecej niz miesiac czy dwa. Osoba, ktora przerwala mu 35 cierpienia, chod popelnila przestepstwo, dokonala humanitarnego czynu.Sprawa stala sie jednak glosna wsrod obroocow zycia. Demonstranci na parkingu, ktorych Dance wlasnie obserwowala, trzymali transparenty ozdobione krzyzami, wizerunkami Jezusa oraz Terri Schiavo, kobiety z Florydy, ktora przezyla kilkanascie lat w spiaczce, a kwestia jej prawa do smierci zajmowal sie sam Kongres USA. Hasla na transparentach, ktorymi wymachiwano przed szpitalem Monterey Bay, potepialy okropnosci eutanazji, a takze - skoro zebrali sie wszyscy zainteresowani i mieli ochote protestowad - aborcji. Byli to glownie czlonkowie organizacji Life First z siedziba w Phoenix. Przyjechali tu zaledwie kilka dni po smierci mlodego funkcjonariusza. Dance zastanawiala sie, czy ktorykolwiek z manifestantow zwrocil uwage na paradoks sytuacji, w ktorej protest przeciwko smierci prowadzono przed szpitalem. Prawdopodobnie nie. Nie wygladali na ludzi z poczuciem humoru. Dance przywitala sie z szefem ochrony, wysokim Afroamery-kaninem, stojacym przed glownym wejsciem. -Dzieo dobry, Henry. Chyba przybywa ich z kazdym dniem. -Dzieo dobry, agentko Dance. - Henry Bascomb jako byly glina lubil uzywad urzedowych tytulow. Z kpiacym usmieszkiem wskazal tlum demonstrantow. - Mnoza sie jak kroliki. -Kto kieruje protestem? - W srodku tlumu dostrzegla cherlawego mezczyzne z obwislymi faldami skory pod spiczastym podbrodkiem. Mial na sobie stroj duchownego. -On tu rzadzi, pastor - odrzekl Bascomb. - Wielebny R. Samuel Fisk. Dosd znany. Przyjechal az z Arizony. -R. Samuel Fisk. Bardzo stosowne nazwisko dla pastora - zauwazyla. Obok wielebnego stal krzepki mezczyzna o rudych, kreconych wlosach, w zapietym ciemnym garniturze. Dance domyslala sie, ze to ochroniarz. -Zycie jest swiete! - zawolal ktos, zwracajac sie do jednej z zaparkowanych nieopodal furgonetek wiadomosci telewizyjnych. -Swiete! - podjal tlum. -Mordercy! - krzyknal Fisk glosem zaskakujaco donosnym jak na czlowieka tak mizernej postury. 36 Mimo ze okrzyk nie byl skierowany do niej, Dance poczula lodowaty dreszcz i w pamieci mignal jej tamten incydent na OIOM-ie, gdy rozwscieczony Julio Millar zaskoczyl ja od tylu, po czym natychmiast zainterweniowali Michael 0'Neil i ich towarzysz.-Mordercy! Demonstranci podchwycili i zaczeli skandowad: -Mor-der-cy! Mor-der-cy! - Dance przypuszczala, ze od krzyku wkrotce ochrypna. -Powodzenia - powiedziala do szefa ochrony, ktory przewrocil oczami z niepewna mina. Dance weszla do szpitala i rozejrzala sie w niejasnym przeswiadczeniu, ze zobaczy matke. Nastepnie zasiegnela informacji w recepcji i szybkim krokiem ruszyla korytarzem prowadzacym do sali, gdzie miala porozmawiad ze swiadkiem w sprawie "przydroznego krzyza". Kiedy stanela w otwartych drzwiach, napotkala spojrzenie jasnowlosej nastolatki lezacej na obstawionym aparatura lozku szpitalnym. -Witaj, Tammy. Nazywam sie Kathryn Dance. - Usmiechnela sie do dziewczyny. - Moge wejsd? Rozdzial 5 Mimo ze Tammy Foster miala utonad w bagazniku, zabojca popelnil blad. Zaparkowal w pewnej odleglosci od brzegu, ktory miala zalad fala przyplywu, zatapiajac caly samochod i skazujac biedna dziewczyne na straszna smierd. Tak sie jednak zlozylo, ze toyota ugrzezla w sypkim piasku niewiele dalej od miejsca, w ktorym ja porzucil, a wysokosd wody w bagazniku nie przekroczyla pietnastu centymetrow. Okolo czwartej rano pracownik linii lotniczych w drodze do pracy dostrzegl blysk karoserii. Ratownicy znalezli dziewczyne, polprzytomna z wyziebienia, bliska hipotermii, i blyskawicznie odwiezli ja do szpitala. -No i jak sie czujesz? - spytala Dance. -Chyba dobrze. Tammy byla ladna i wysportowana, ale blada. Miala kooska twarz, proste, rozjasnione wlosy i lekko zadarty nos, ktory, jak podejrzewala Dance, mial wczesniej nieco inny ksztalt. Rzut oka na kosmetyczke nasuwal wniosek, ze dziewczyna rzadko pokazuje sie publicznie bez makijazu. Dance mignela odznaka. Tammy zerknela na nia. -W sumie wygladasz calkiem niezle. -Bylo okropnie zimno - powiedziala Tammy. - Nigdy w zyciu tak nie zmarzlam. Jeszcze teraz mam stracha. -Wyobrazam sobie. Dziewczyna skupila wzrok na ekranie telewizora. Nadawano telenowele. Dance i Maggie od czasu do czasu ogladaly seriale, zwykle gdy dziewczynka siedziala chora w domu. Mozna bylo opuscid 38 odcinki z kilku miesiecy, a i tak widz doskonale potrafil zorientowad sie w akcji.Dance usiadla, spogladajac na stolik pelen balonikow i kwiatow, instynktownie szukajac czerwonych roz, obrazkow religijnych czy kartek z krzyzami. Niczego takiego nie zauwazyla. -Jak dlugo bedziesz w szpitalu? -Pewnie dzisiaj mnie wypisza. Mowili, ze moze jutro. -Jak lekarze? Przystojni? Smiech. -Do ktorej szkoly chodzisz? -Do Roberta Louisa Stevensona. -Liceum? -Aha, od jesieni. Aby uspokoid dziewczyne, Dance zaczela od neutralnych tematow: pytala Tammy, czy chodzila do szkoly letniej, czy sie zastanawiala, jaki college wybierze, pytala o rodzine i ulubiony sport. -Macie jakies plany na wakacje? -Teraz juz mamy - odrzekla. - Po tym, co sie stalo. Mama, siostra i ja jedziemy w przyszlym tygodniu na Floryde odwiedzid babcie. - Nuta zlosci w jej glosie powiedziala Dance, ze rodzinny wyjazd na Floryde jest ostatnia rzecza, na jaka dziewczyna mialaby ochote. -Tammy, jak sie domyslasz, naprawde chcemy znalezd czlowieka, ktory ci to zrobil. -Gnojek. Dance przytaknela, unoszac brew. -Powiedz mi, jak to sie stalo. Tammy opowiedziala, ze wyszla z klubu tuz po polnocy. Byla na parkingu, gdy nagle ktos zaszedl ja od tylu, zakleil jej usta tasma, ktora skrepowal tez rece i nogi, a potem wrzucil ja do bagaznika i pojechal na plaze. -No i zostawil mnie, zebym utonela. - Dziewczyna patrzyla przed siebie szklanym wzrokiem. Dance, ktora odziedziczyla empatie po matce, wyraznie odczula groze tej chwili i ciarki przeszly jej po plecach. -Znalas napastnika? Dziewczyna przeczaco pokrecila glowa. - Ale wiem, co sie stalo. 39 -Co takiego? - To gangi.-Ten czlowiek byl z gangu? -Aha, wszyscy o tym wiedza. Zeby sie dostad do gangu, trzeba kogos zabid. A w gangu Latynosow trzeba zabid biala dziewczyne. Takie maja zasady. -Sadzisz, ze sprawca byl Latynosem? -Aha, na pewno. Nie widzialam jego twarzy, ale zobaczylam jego reke. Byla ciemniejsza. Nie czarna, ale to na sto procent nie byl bialy. -Pamietasz, jakiego byl wzrostu? -Nie za wysoki. Mniej wiecej metr siedemdziesiat. Ale naprawde bardzo silny. Aha, jeszcze jedno. Wczoraj zdaje sie powiedzialam, ze byl tylko jeden. Ale dzisiaj rano przypomnialam sobie. Bylo ich dwoch. -Widzialas obu? -Lepiej, czulam, ze obok jest ktos jeszcze, wie pani, jak to jest? -Czy to mogla byd kobieta? -Tak, calkiem mozliwe. Nie wiem. Mowilam juz, strasznie sie balam. -Czy ktos cie dotykal? -Nie, nie w taki sposob. Tylko kiedy mnie zaklejal tasma i wsadzal do bagaznika. - W jej oczach blysnal gniew. -Pamietasz cos z drogi? -Nie, bylam za bardzo spanikowana. Slyszalam chyba jakis brzek, jakies dzwieki w samochodzie. -Nie w bagazniku? -Nie. Jakby metal czy cos takiego. Wlozyl to do samochodu, kiedy juz mnie wsadzil do bagaznika. Widzialam taki film, ktoras "Pile". I pomyslalam, ze bedzie chcial mnie tym czyms torturowad. Rower, pomyslala Dance, przypominajac sobie slady opon na plazy. Wzial ze soba rower, zeby mied czym uciec. Zasugerowala to dziewczynie, lecz Tammy zaprzeczyla; na tylne siedzenie nie daloby sie zaladowad roweru. -Poza tym to w ogole nie brzmialo jak rower - dodala z powaga. -No dobrze, Tammy. - Dance poprawila okulary, przypatrujac sie dziewczynie, ktora zerknela na kwiaty, kartki i pluszaki. 40 -Niech pani patrzy, co dostalam. Ten mis jest chyba najlepszy, prawda?-Tak, jest slodki... Czyli sadzisz, ze to byly jakies dzieciaki z latynoskiego gangu. -Aha. Ale... teraz to niewazne. Juz po wszystkim. Po wszystkim? -No bo mnie nie zabili. Tylko sie troche zmoczylam. - Zasmiala sie, unikajac spojrzenia Dance. - Na sto procent strach ich oblecial. Bez przerwy mowia o tym w wiadomosciach. Zaloze sie, ze uciekli. Moze nawet wyjechali z miasta. To prawda, ze gangi mialy swoje rytualy inicjacji. Niektore wymagaly od nowych czlonkow popelnienia morderstwa. Rzadko zdarzalo sie jednak, by zabijano kogos spoza swojej grupy etnicznej czy innej rasy, a ofiarami padali najczesciej czlonkowie konkurencyjnego gangu albo informatorzy. Poza tym to, co spotkalo Tammy, wydawalo sie zbyt wymyslne. Z doswiadczenia sledczego Dance wiedziala, ze przestepstwa gangow sa zwiazane przede wszystkim z interesami; czas to pieniadz, a im mniej poswieca sie go na dodatkowe zajecia, tym lepiej. Dance byla juz przekonana, ze Tammy wcale nie przypuszczala, aby napadl na nia czlonek latynoskiego gangu. Nie sadzila tez, ze bylo ich dwoch. Co wiecej, Tammy wiedziala o sprawcy wiecej, niz chciala ujawnid. Nadszedl czas odkryd prawde. Proces analizy kinezycznej w trakcie przesluchania rozpoczyna sie od okreslenia wzorca porownawczego typowych zachowao, jakie przejawia osoba przesluchiwana, kiedy mowi prawde: gdzie trzyma rece, gdzie kieruje wzrok i jak czesto przelyka sline lub chrzaka, czy wtraca do wypowiedzi przerywniki w rodzaju "mhm", czy przytupuje noga, czy siedzi swobodnie czy raczej wyprostowana jak struna, czy waha sie przed udzieleniem odpowiedzi. Ustaliwszy wzorzec typowego zachowania, specjalista w dziedzinie kinezyki potrafi wychwycid odchylenia od normy, gdy zadaje osobie przesluchiwanej pytania, na ktore mialaby powod udzielad falszywych odpowiedzi. Wiekszosd ludzi, klamiac, odczuwa stres i niepokoj, stara sie wiec rozladowad te nieprzyjemne doznania za pomoca 41 gestow i wyrazeo odbiegajacych od wzorca. Jedno z ulubionych zdao Dance na temat mowy ciala wypowiedziano sto lat przed ukuciem terminu "kinezyka", a jego autorem byl Karol Darwin, ktory napisal: "Tlumione emocje prawie zawsze uzewnetrzniaja sie w formie ruchu ciala".Gdy w rozmowie pojawil sie temat tozsamosci napastnika, Dance zauwazyla, ze zachowanie dziewczyny odbiega od wzorca: zmienila polozenie bioder i zaczela niespokojnie poruszad stopa. Klamcy na ogol bez klopotu panuja nad rekami i dloomi, lecz sa znacznie mniej swiadomi ruchow innych czesci ciala, zwlaszcza stop i palcow stop. Dance zauwazyla takze inne zmiany: zmienila sie wysokosd glosu Tammy, dziewczyna zaczela sie bawid wlosami i wykonywad tak zwane gesty blokujace, dotykajac ust i nosa. Wtracala tez niepotrzebne dygresje, przeskakiwala z tematu na temat i uciekala sie do uogolnieo ("wszyscy o tym wiedza"), typowych dla kogos, kto klamie. Kathryn Dance, pewna, ze dziewczyna tai przed nia informacje, przelaczyla sie na tryb analizy. Jej metoda naklonienia przesluchiwanego do szczerosci opierala sie na czterech aspektach. Po pierwsze, zadala sobie pytanie: na czym polega rola przesluchiwanego w zdarzeniu? Dance doszla do wniosku, ze Tammy nie jest czynnym uczestnikiem - zamieszanym w inne przestepstwo czy upozorowanie wlasnego porwania - a jedynie ofiara i swiadkiem. Po drugie, jaki miala motyw, aby klamad? Odpowiedz wydawala sie prosta: biedna dziewczyna panicznie bala sie odwetu. Byl to czesty przypadek, co ulatwialo Dance zadanie w porownaniu z sytuacja, gdyby Tammy chciala ukryd wlasne dzialania przestepcze. Trzecie pytanie: jaki typ osobowosci reprezentuje przesluchiwany? Ta wiedza podpowiedzialaby Dance, w jaki sposob poprowadzid dalszy ciag przesluchania - czy na przyklad powinna byd agresywna czy lagodna; sterowad w kierunku rozwiazania problemu czy raczej zaofiarowad wsparcie emocjonalne; zachowywad sie chlodno czy zyczliwie. Dance klasyfikowala przesluchiwanych, poslugujac sie typologia osobowosci Myers-Briggs, ktora okresla, czy osoba jest ekstrawertykiem czy introwertykiem, typem myslacym czy czujacym, percepcyjnym czy intuicyjnym. 42 Roznica miedzy ekstrawertykiem a introwertykiem polega na odmiennej postawie. Czy przesluchiwany najpierw dziala, a potem ocenia rezultaty (ekstrawertyk), czy zastanawia sie przed podjeciem dzialania (introwertyk)? Zdobywa informacje za pomoca pieciu zmyslow i weryfikuje dane (typ percepcyjny) czy polega na przeczuciu (typ intuicyjny)? Podejmuje decyzje na podstawie obiektywnej, logicznej analizy (typ myslacy) czy w swoich wyborach kieruje sie empatia (typ czujacy)?Chod Tammy byla ladna, wysportowana i zapewne lubiana dziewczyna, jej leki - i jak ustalila Dance, brak stabilnosci zycia rodzinnego - sprawily, ze stala sie introwertyczka, intuicyjna i czujaca. Oznaczalo to, ze Dance nie mogla przypuscid na nia frontalnego ataku. Dziewczyna po prostu by sie zablokowala - a seria ostrych pytao wywolalaby u niej szok. Wreszcie czwarte pytanie, jakie musi sobie zadad przesluchujacy, brzmi: z jakim rodzajem osobowosci klamcy ma do czynienia? Istnieje kilka typow. Manipulatorzy, czyli "makiawelisci" (od nazwiska wloskiego filozofa politycznego, autora traktatu o bezwzglednosci), nie widza absolutnie nic zlego w klamstwie; oszustwo jest dla nich narzedziem do osiagniecia wlasnych celow w milosci, interesach, polityce albo zbrodni i doskonale posluguja sie falszem. Inny rodzaj stanowia klamcy towarzyscy, ktorzy klamia dla rozrywki; adaptatorzy, slabi i zagubieni ludzie, ktorzy klamia, by wywrzed na innych korzystne wrazenie, oraz aktorzy, ktorych motywem jest sprawowanie kontroli. Dance uznala, ze Tammy reprezentuje polaczenie kategorii adaptatora i aktora. Poczucie zagrozenia kazalo jej mowid nieprawde, aby mogla sobie dodad pewnosci siebie, i klamala, aby postawid na swoim. Odpowiedziawszy na te cztery pytania, ekspert kinezyki ma przed soba proste zadanie. Kontynuuje przesluchanie, zwracajac szczegolna uwage na pytania wywolujace u przesluchiwanej osoby reakcje stresowe - sygnaly falszu. Nastepnie wraca do tych i pokrewnych tematow, drazac glebiej, coraz blizej klamstwa i zwracajac uwage na to, jak przesluchiwany radzi sobie z coraz wiekszym stresem. Czy sie zlosci, zaprzecza, czy jest w depresji lub czy probuje wynegocjowad sobie wyjscie z sytuacji? Kazdy z tych stanow wymaga uzycia innych 43 narzedzi, by zmusid, zachecid albo podstepem zmusid przesluchiwanego do wyjawienia prawdy.Do tego wlasnie przystapila Dance, przysuwajac sie nieco do Tammy, by znalezd sie w bliskiej, lecz nienaruszajacej intymnosci "strefie proksemicznej" - okolo metra od dziewczyny. Zamierzala wzbudzid w niej zaniepokojenie, ale nie poczucie zagrozenia. Dance zachowala nieznaczny usmiech, postanawiajac nie zamieniad okularow w szarych oprawkach na oprawione w czero "okulary drapieznika", ktore nakladala, by zastraszad makiawelistow. -Wszystko, co powiedzialas, Tammy, bardzo sie nam przyda. Jestem ci naprawde wdzieczna za wspolprace. Dziewczyna sie usmiechnela. Ale spojrzala tez w kierunku drzwi. Dance odczytala: poczucie winy. -Ale jest jeden problem- ciagnela agentka. - Mamy raporty z ogledzin miejsc zdarzenia. Jak w serialu "Kryminalne zagadki", znasz go? -Pewnie, ogladam to. -Ktora czesd ci sie podoba? -Oryginalna. Z Las Vegas. -Tak, podobno jest najlepsza. - Dance nie widziala zadnego odcinka. - Z dowodow nie wynika, zeby byly tam dwie osoby. Ani na parkingu, ani na plazy. -Och, mowilam przeciez, ze mialam, no... takie wrazenie. -Pytalam cie o ten brzek, ktory slyszalas. Nie znalezlismy tez sladow kol drugiego samochodu. Dlatego jestesmy bardzo ciekawi, jak stamtad uciekl. Wrodmy do roweru. Wiem, ze twoim zdaniem ten odglos, brzek, w samochodzie brzmial inaczej, ale nie sadzisz, ze to jednak mogl byd rower? -Rower? Powtorzenie pytania czesto sygnalizuje falsz. Przesluchiwany probuje zyskad na czasie, zeby zastanowid sie nad konsekwencjami odpowiedzi i wymyslid cos wiarygodnego. -Nie, niemozliwe. Jak by sie zmiescil do srodka? - Tammy zaprzeczyla za szybko i zbyt stanowczo. Takze brala pod uwage rower, ale z jakiegos powodu nie chciala przyznad, ze to mozliwe. Dance uniosla brew. -No, nie wiem. Jeden z moich sasiadow ma toyote camry. To calkiem duzy woz. 44 Dziewczyna zamrugala oczami; chyba sie zdziwila, ze Dance zna marke jej samochodu. Fakt, ze agentka dobrze przygotowala sie do rozmowy, wyraznie ja zaniepokoil. Spojrzala na okno. Podswiadomie szukala drogi ucieczki z matni. Dance trafila na jakis trop. Czula, jak przyspiesza jej puls. Moze, nie wiem - powiedziala Tammy. -Czyli mogl mied rower. To by moglo oznaczad, ze to byl ktos w twoim wieku, moze troche mlodszy. Oczywiscie, dorosli tez jezdza na rowerach, ale czesciej widzi sie na nich nastolatkow. Sluchaj, a moze to byl ktos z twojej szkoly. -Ze szkoly? Nie ma mowy. Nikt z moich znajomych nie zrobilby czegos takiego. -Nikt ci nigdy nie grozil? Nie poklocilas sie z nikim ze Stevensona? -Brianna Crenshaw wkurzyla sie na mnie, kiedy wybrali mnie na cheerleaderke zamiast niej, ale zaczela chodzid z Daveyem Wilcoksem. A ja sie w nim bujalam. No wiec to sobie odbila. - Stlumiony smiech. Dance tez sie usmiechnela. -Nie, to byl ktos z gangu. Jestem pewna. - Jej oczy nagle sie rozszerzyly. - Zaraz, przypomnialam sobie. Dzwonil do kogos. Pewnie do szefa gangu. Slyszalam, jak otwiera telefon i mowi: "Ella esta en el coche". "Jest w samochodzie", przetlumaczyla sobie Dance. -Wiesz, co to znaczy? - spytala dziewczyne. -Chyba "mamy ja w samochodzie". -Liczysz sie hiszpaoskiego? -Aha. - Powiedziala to wszystko niemal na jednym oddechu, glosem o ton wyzszym niz zwykle. Utkwila wzrok w oczach Dance, ale rownoczesnie odgarnela wlosy i podrapala sie w warge. Hiszpaoski cytat byl wierutnym klamstwem. -Wydaje mi sie - zaczela ostroznie Dance - ze tylko udawal czlonka gangu. Zeby ukryd swoja tozsamosd. To znaczy, ze mial inny powod, zeby na ciebie napasd. -Niby jaki? -Mam nadzieje, ze pomozesz mi znalezd odpowiedz. W ogole nie udalo ci sie go zobaczyd? -Nie bardzo. Caly czas mialam go za soba. A na parkingu bylo 45 naprawde bardzo ciemno. Powinni tam zalozyd oswietlenie. Chyba pozwe klub do sadu. Moj ojciec jest prawnikiem w San Mateo.Udajac zlosd, chciala odeprzed ataki Dance; Tammy cos jednak widziala. -Moze gdy do ciebie podszedl, zauwazylas w oknach jego odbicie. Dziewczyna przeczaco krecila glowa. Dance jednak nie ustepowala: Zastanow sie, czy naprawde ani razu nie mignal ci przed oczami. Wieczorami zawsze jest zimno. Nie mogl byd w samej koszuli. Mial na sobie kurtke? Skorzana, z materialu? Sweter? Moze bluze? Z kapturem? Na kazde z pytao Tammy odpowiedziala negatywnie, ale niektore "nie" brzmialy inaczej. Dance spostrzegla, jak oczy dziewczyny na moment przesliznely sie po bukiecie kwiatow na stoliku. Obok stala kartka z tekstem: "Yo, mala, szybko zabieraj stamtad d***! Pozdro, J, P i Beasty". Kathryn Dance uwazala sie za dobrego rzemieslnika organow scigania, ktory osiaga swoje cele glownie dlatego, ze solidnie sie przygotowuje i nie zraza sie trudnosciami. Czasami jednak jej umysl dokonywal tajemniczego przeskoku. Zostawiala na boku wszystkie fakty i wrazenia i nagle dochodzila do niespodziewanego odkrycia lub wniosku, ktory pojawial sie jak gdyby za dotknieciem czarodziejskiej rozdzki. Od punktu A i B do X... Tak jak w tym momencie, gdy zobaczyla, jak Tammy niepewnie spoglada na kwiaty. Agentka postanowila zaryzykowad. Posluchaj, Tammy, wiemy, ze czlowiek, ktory na ciebie napadl, postawil przy drodze krzyz -jako pewnego rodzaju wiadomosd. Oczy dziewczyny otworzyly sie szeroko. Mam cie, pomyslala Dance. Wiesz o krzyzu. Takie wiadomosci - improwizowala dalej - zawsze wysylaja ci, ktorzy znaja ofiary. -Ale... ale naprawde slyszalam, jak mowil po hiszpaosku. Dance wiedziala, ze to klamstwo, nauczyla sie jednak, ze przesluchiwanym o takim typie osobowosci jak Tammy nalezy pozostawiad droge ucieczki, bo w przeciwnym wypadku zupelnie sie zablokuja. Dodala zyczliwym tonem: 46 Och, na pewno slyszalas, ale wydaje mi sie, ze probowal ukryd swoja tozsamosd. Chcial cie nabrad.Biedna Tammy wygladala jak siedem nieszczesd. Kto mogl ja tak przerazid? Po pierwsze, Tammy, chce cie zapewnid, ze cie ochronimy. Ten czlowiek nigdy wiecej sie do ciebie nie zblizy. Postawie tu policjanta przed drzwiami. 1 przed twoim domem, dopoki nie zlapiemy sprawcy. W jej oczach pojawil sie wyraz ulgi. -Tak sobie mysle... czy ktos cie przypadkiem nie przesladowal? Jestes bardzo ladna. Zaloze sie, ze na pewno jestes ostrozna. Usmiech - bardzo powsciagliwy, chod wyraznie swiadczacy o zadowoleniu z komplementu. -Czy ktos cie nekal albo niepokoil? Mloda pacjentka zawahala sie przez chwile. Jestesmy blisko. Naprawde bardzo blisko. Ale Tammy zaraz zmienila zdanie. -Nie. Dance tez sie wycofala. -Mialas jakies klopoty ze swoja rodzina? - Istniala taka mozliwosd. Dance sprawdzila. Rodzice Tammy sie rozwiedli - po dlugiej batalii sadowej - a jej starszy brat mieszkal z dala od domu. Wujowi postawiono zarzut przemocy domowej. Ale wyraz oczu Tammy nie pozostawial watpliwosci, ze za napascia nie stoi zaden krewny. Dance sondowala dalej. -Nie masz zadnych klopotow z kims, do kogo pisujesz e-maile? Moze to ktos poznany w Internecie, przez Facebook albo MySpace? To sie dzisiaj czesto zdarza. -Wlasciwie nie. Nie siedze tyle w necie. - Pstrykala paznokciami - gest byl odpowiednikiem zalamywania rak. -Przykro mi, Tammy, ale bede cie naciskad. Musimy mied po prostu pewnosd, ze to sie wiecej nie powtorzy. Wtedy Dance zauwazyla cos, co uderzylo ja jak nagly cios. W oczach dziewczyny mignal blysk reakcji rozpoznania - nieznaczne uniesienie brwi i powiek. Tammy rzeczywiscie sie bala, ze to sie powtorzy -a poniewaz mialaby ochrone policji, wynikalo z tego, ze napastnik jest zagrozeniem dla innych. 47 Dziewczyna przelknela sline. W swojej reakcji stresowej przeszla w faze zaprzeczenia, co oznaczalo, ze schowala sie za podwojna garda.-Nie znalam go. Przysiegam na Boga. Sygnal falszu: "przysiegam". I odwolanie do istoty nadprzyrodzonej. Jak gdyby krzyczala: "Klamie! Chce powiedzied prawde, ale sie boje". -W porzadku, Tammy - powiedziala Dance. - Wierze ci. -Wie pani, jestem bardzo zmeczona. Chyba nie powiem pani juz nic wiecej, dopoki nie przyjdzie moja mama. Dance sie usmiechnela. -Oczywiscie, Tammy. - Wstala i podala dziewczynie wizytowke. - Jezeli jeszcze to przemyslisz, daj nam znad, gdyby cos nowego przyszlo ci do glowy. -Przykro mi, ze, no... tak niewiele pomoglam. - Spuszczony wzrok. Skrucha. Dance byla pewna, ze dziewczyna nieraz uciekala sie do dasow i falszywej skromnosci. Taka technika, w polaczeniu z odrobina flirtu, mogla okazad sie skuteczna wobec chlopcow i jej ojca, ale na kobiety nie dzialala. Mimo to Dance podjela gre. -Nie, nie, bardzo mi pomoglas, skarbie. I to po tym, co przeszlas. Odpocznij. I wlacz sobie jakis sitcom. - Wskazala telewizor. - Podniesie cie na duchu. Wychodzac ze szpitalnej sali, Dance pomyslala: jeszcze pare godzin i moze wyciagnelabym z niej prawde, chociaz wcale nie jestem pewna. Tammy wyraznie byla przerazona. Poza tym czasem trafia sie ktos, kto po prostu nie zdradzi, co wie, nawet najzdolniejszemu przesluchuj aceinu. Zreszta to i tak nie mialo znaczenia. Kathryn Dance sadzila, ze uzyskala wszystkie potrzebne informacje. Od punktu A i B do X... Rozdzial 6 W holu szpitala Dance zadzwonila z automatu - obowiazywal zakaz korzystania z komorek - i wezwala zastepce szeryfa, by pilnowal sali Tammy Foster. Potem podeszla do recepcji i zadzwonila pod numer pagera matki. Trzy minuty pozniej Edie Dance zaskoczyla corke, wychodzac do niej nie od strony stanowiska pielegniarek oddzialu kardiologicznego, lecz ze skrzydla intensywnej opieki medycznej. -Czesd, mamo. -Katie - powiedziala krepa kobieta o krotkich siwych wlosach i w okraglych okularach. Na szyi miala wlasnorecznie zrobiony wisiorek z muszli i jadeitu. - Slyszalam o tym napadzie, o tej dziewczynie w samochodzie. Lezy na gorze. -Wiem. Wlasnie ja przesluchalam. -Chyba niebawem z tego wyjdzie. Tak mowia. Jak poszlo spotkanie rano? Dance sie skrzywila. -Wyglada na to, ze mamy klopot. Obrona probuje umorzyd sprawe na podstawie immunitetu. -Zupelnie mnie to nie dziwi - odparla chlodno Edie. Zawsze bez wahania wyglaszala swoje opinie. Poznala podejrzanego w tamtej sprawie, a gdy dowiedziala sie, co zrobil, wpadla we wscieklosd -Dance wyraznie wyczytala to ze spokoju malujacego sie na jej twarzy i lekkiego usmiechu. Matka nigdy nie podnosila glosu, ale jej spojrzenie bylo zimne jak stal. Dance pamietala, jak patrzac na Edie, myslala kiedys: gdyby wzrok mogl zabijad... -Ale Ernie Seybold nie popusci. 49 -Co u Michaela? - Edie Dance zawsze lubila 0'Neila.-W porzadku. Razem prowadzimy te sprawe. - Opowiedziala matce o przydroznym krzyzu. -Nie, Katie! Postawil krzyz, zanim ktos zginal? Jako wiadomosd? Dance skinela glowa. Zauwazyla jednak, ze uwage matki zaprzata demonstracja na zewnatrz. Edie miala zmartwiona mine. -Wydawaloby sie, ze mogliby mied cos wazniejszego do roboty. Ten pastor pare dni temu wyglosil mowe. O ogniu piekielnym. I ta nienawisd w ich twarzach. Okropnosd. -Widzialas sie z rodzicami Juana? Edie Dance probowala podtrzymywad na duchu rodzine poparzonego funkcjonariusza, zwlaszcza jego matke. Wiedziala, ze Juan Millar prawdopodobnie nie przezyje, lecz robila wszystko, by jego wstrzasnieci rodzice zrozumieli, ze ma najlepsza opieke, jaka mozna mu zapewnid. Edie mowila corce, ze cierpienie psychiczne matki bylo rownie przejmujace jak meki fizyczne jej syna. -Nie, nie przyszli. Ale zjawil sie Julio. Byl tu dzisiaj rano. -Byl? Po co? -Moze chcial odebrad rzeczy osobiste brata. Nie wiem... - Glos jej zamarl. - Stal i patrzyl na sale, w ktorej umarl Juan. -Bylo jakies dochodzenie? -Tak, sprawe badala nasza rada etyki. I bylo tu paru policjantow. Zastepcow szeryfa z okregowej. Ale kiedy zobaczyli raport - i zdjecia jego obrazeo - nikt nie byl szczegolnie zbulwersowany jego smiercia. To naprawde byl akt milosierdzia. -Kiedy Julio tu dzisiaj byl, mowil cos? -Nie, z nikim nie rozmawial. Moim zdaniem wyglada troche groznie. No i nie moge zapomnied o tym, co ci zrobil. -Na chwile stracil rozum - powiedziala Dance. -W kazdym razie to nie jest usprawiedliwienie ataku na moja corke - odparla Edie z usmiechem oddania. Potem jej wzrok powedrowal w kierunku szklanych drzwi i ponownie przesliznal sie po demonstrantach. Bylo to ponure spojrzenie. -Powinnam wracad do pracy. -Czy tato moglby pozniej przywiezd tutaj Wesa i Maggie? Ma spotkanie w oceanarium. Przyjade po dzieci. -Oczywiscie, kochanie. Zaprowadze ich do kacika zabaw. 50 Edie Dance oddalila sie, zerkajac na zewnatrz. Na jej twarzy malowala sie zlosd i niepokoj. Jak gdyby mowila: nie macie tu nic do roboty, przeszkadzacie nam w pracy.Wychodzac ze szpitala, Dance spojrzala w strone wielebnego R. Samuela Fiska i jego ochroniarza czy kimkolwiek byl ten wielkolud. Mezczyzni podeszli do pozostalych demonstrantow, zlozyli rece i pochylili glowy w modlitwie. -Komputer Tammy - powiedziala Dance do Michaela 0'Neila. Uniosl brew. -Tam kryje sie odpowiedz. No, moze nie na najwazniejsze pytanie, ale jakas odpowiedz. Popijali kawe, siedzac na zewnatrz w Whole Foods w Del Monte Center, centrum handlowym na wolnym powietrzu, skupionym wokol Macy's. Dance obliczyla kiedys, ze kupila tu co najmniej pieddziesiat par butow - obuwie bylo jej srodkiem uspokajajacym. Gwoli sprawiedliwosci nalezalo jednak dodad, ze ta wstydliwa skadinad liczba stanowila sume zakupow z kilku lat. Czesto, chod nie zawsze, dokonywanych na wyprzedazach. -Przesladowca internetowy? - spytal 0'Neil. Nie posilali sie jajkami w koszulkach z delikatnym sosem holenderskim, udekorowanymi natka pietruszki, ale jednym obwarzankiem z rodzynkami i niskotluszczowym serkiem topionym w sreberku. -Mozliwe. Albo byly chlopak, ktory jej grozil, albo ktos, kogo poznala na jakims portalu spolecznosciowym. W kazdym razie jestem pewna, ze wie, kto to byl, nawet jezeli nie zna go osobiscie. Stawialabym na kogos z jej szkoly. Ze Stevensona. -Ale nie chciala ci powiedzied? -Nie, twierdzila, ze to ktos z latynoskiego gangu. 0'Neil parsknal smiechem. Wiele falszywych wnioskow o odszkodowanie zaczynalo sie od zdao w rodzaju "Do mojego sklepu jubilerskiego wlamal sie zamaskowany mezczyzna pochodzenia latynoskiego" czy "Dwaj Afroamerykanie w maskach wyciagneli broo i zrabowali mi roleksa". -Nie znam rysopisu, ale wydaje mi sie, ze mial na sobie bluze z kapturem. Kiedy o tym wspomnialam, zaprzeczyla inaczej niz wczesniej. 51 -Komputer - zastanawial sie glosno 0'Neil, stawiajac na stoliku ciezka teczke i otwierajac ja. Zajrzal do wydruku. - Dobra wiadomosd jest taka, ze mamy go w dowodach. Laptop. Lezal na tylnym siedzeniu samochodu.-A zla wiadomosd? Poplywal w Pacyfiku? -Powazne uszkodzenia w wyniku kontaktu z woda morska -zacytowal. Dance ogarnelo zniechecenie. -Bedziemy go musieli wyslad do Sacramento albo do FBI w San Jose. To moze potrwad pare tygodni. Przygladali sie kolibrowi, ktory, nie lekajac sie tlumu ludzi, zawisl nad jakims czerwonym kwiatem i zabral sie do sniadania. -Mam mysl - odezwal sie 0'Neil. - Rozmawialem ze znajomym z Biura. Wlasnie wrocil z zajed na temat przestepczosci komputerowej. Wsrod prowadzacych byl profesor stad, z Santa Cruz. -Z Uniwersytetu Kalifornijskiego? -Zgadza sie. Uczelnia byla jedna z Alma Mater Dance. -Podobno bardzo lebski facet. Mowil, ze gdyby go potrzebowali, zawsze chetnie pomoze. -Jakie ma przygotowanie? -Wiem tylko, ze wyjechal z Doliny Krzemowej i zaczal uczyd. -W szkolnictwie przynajmniej nie ma baniek mydlanych. -Chcesz, zebym zdobyl jego nazwisko? -Pewnie. 0'Neil wyciagnal plik wizytowek z aktowki, w ktorej panowal rownie nienaganny porzadek jak na jego lodzi. Odszukal jedna i zadzwonil. p0 trzech minutach odnalazl znajomego i przeprowadzil krotka rozmowe, z ktorej Dance sie domyslila, ze FBI zainteresowalo sie juz napascia na Tammy. 0'Neil zanotowal nazwisko i podziekowal agentowi. Rozlaczywszy sie, podal Dance kartke. Dr Jonathan Boling. Ponizej widnial jego numer telefonu. -Nie zaszkodzi... Kto ma laptopa? -Jest w naszym magazynie dowodow. Zadzwonie i powiem im, zeby go wydali. Dance wyciagnela komorke i zadzwonila do Bolinga. Gdy odezwala sie poczta glosowa, nagrala wiadomosd. 52 Podjela przerwana relacje z przesluchania Tammy, podkreslajac, ze emocjonalne reakcje dziewczyny byly spowodowane w duzej mierze strachem przed nastepnym atakiem - ktorego ofiara mogl pasd ktos inny.-Tego sie wlasnie obawialismy - rzekl 0'Neil, przeczesujac masywna dlonia szpakowate wlosy. -Wysylala tez sygnaly poczucia winy - dodala Dance. -Bo mogla byd czesciowo odpowiedzialna za to, co sie stalo? -Tak sadze. Tak czy inaczej bardzo mi zalezy na sprawdzeniu tego komputera. - Zerknela na zegarek. Czula niedorzeczna zlosd na tego Jonathana Bolinga, ktory jeszcze nie odpowiedzial na jej telefon sprzed trzech minut. -Dowody daly jeszcze jakies tropy? - zapytala 0'Neila. -Nie. - Strescil jej raport Petera Benningtona z ogledzin miejsca zdarzenia: krzyz zrobiono z galezi debow, ktorych na Polwyspie roslo okolo miliona. Nie sposob bylo zidentyfikowad zrodla pochodzenia zielonego drutu florystycznego, ktorym zwiazano ramiona krzyza. Kartonowy krazek wycieto z tekturowej okladki taniego notesu, jaki mozna bylo kupid w tysiacach sklepow. Tuszu dlugopisu takze nie udalo sie zidentyfikowad. Nie ustalono, z jakiej kwiaciarni pochodzily roze. Dance podzielila sie z nim swoja hipoteza na temat roweru. 0'Neil juz ja jednak wyprzedzil. Powiedzial, ze ponownie zbadal parking, z ktorego porwano dziewczyne, oraz plaze, gdzie porzucono samochod. Znalazl wiecej sladow kol roweru, niemozliwych do zidentyfikowania, ale swiezych, co moglo swiadczyd, ze prawdopodobnie byl to srodek transportu sprawcy. Rysunek opon byl jednak zbyt niewyrazny. Rozlegl sie dzwonek telefonu Dance - melodia z kreskowek Looney Tunes, ktora dla kawalu zaprogramowaly jej dzieci. 0'Neil sie usmiechnal. Dance zerknela na ekran. Wyswietlilo sie na nim nazwisko "J. Boling". Uniosla brew z rownie niedorzeczna mysla co poprzednio - najwyzszy czas. Rozdzial 7 Z zewnatrz, zza domu, dobiegl jakis trzask, a z nim wrocil dawny strach. Ze ktos ja sledzi. Nie tak jak w centrum handlowym czy na plazy. Nie bala sie namolnych chlopakow ani zboczeocow (to ja irytowalo albo jej pochlebialo, w zaleznosci oczywiscie od chlopaka czy zboczeoca). Kelley Morgan przerazalo cos, co patrzylo na nia przez okno sypialni. Trzask... Drugi dzwiek. Siedzac przy biurku w swoim pokoju, Kelley poczula przeszywajacy dreszcz, tak nagly i intensywny, ze zapiekla ja skora. Palce zamarly jej nad klawiatura komputera. Wyjrzyj, powiedziala sobie. Zaraz jednak dodala: nie, lepiej nie. Wreszcie: Jezu, masz siedemnascie lat. Wez sie w garsd! Kelley przemogla sie, odwrocila i lekliwie zerknela przez okno. Zobaczyla szare niebo, zieleo i braz roslin, kamieni i piasku. Nie zauwazyla nikogo. I niczego. Daj spokoj. Szczupla dziewczyna o gestych, ciemnych wlosach w przyszlym roku szla do ostatniej klasy szkoly sredniej. Miala prawo jazdy. Surfowala na Maverick Beach. Swoje osiemnaste urodziny chciala uczcid skokiem spadochronowym ze swoim chlopakiem. Nie, Kelley Morgan trudno bylo wystraszyd. Jedna rzecz jednak budzila w niej gleboki lek. Okna. Ten strach przesladowal ja od czasow, gdy byla mala, dziewiecio-czy dziesiecioletnia dziewczynka i mieszkala w tym samym domu. 54 jej matka, ktora czytala wszystkie drogie czasopisma o projektowaniu wnetrz, uznala, ze zaslony sa zupelnie niemodne i psuja czyste linie ich nowoczesnego domu. Naprawde nic wielkiego sie nie stalo, tylko ze Kelley obejrzala w telewizji idiotyczny program o yeti czy jakims podobnym straszydle. Pokazano w nim komputerowa animacje snieznego stwora, ktory podchodzil do domku i zagladal przez okno, wywolujac poploch spiacych w nim ludzi.Niewazne, ze byla to tylko kiepska komputerowa grafika, a Kelley wiedziala, ze taka istota nie istnieje w rzeczywistosci. Wystarczyl jeden program w telewizji. Potem przez wiele lat Kelley lezala w lozku spocona, z glowa ukryta pod kocem. Bala sie wyjrzed i rownoczesnie bala sie nie patrzed, obawiajac sie, ze to cos - czymkolwiek to bylo - znienacka wejdzie przez okno do pokoju. Powtarzala sobie, ze zombi, wampiry i wilkolaki nie istnieja. Wystarczyloby jej jednak przeczytad taka ksiazke jak "Zmierzch" Stephenie Meyer i strach wrocilby raz-dwa. A Stephen King? Dajcie spokoj. Dzis, starsza, o wiele gorzej znosila dziwactwa rodzicow niz dawniej, wiec pojechala do Home Depot, kupila sobie zaslony do pokoju i sama zawiesila. Pieprzyd gust i poglady matki na wystroj wnetrz. Kelley zasuwala zaslony na noc. W tej chwili okno bylo jednak odsloniete i do pokoju saczylo sie blade swiatlo i rzeski letni wietrzyk. Po chwili rozlegl sie kolejny trzask. Blizej niz przedtem? Obraz cholernego stwora z telewizji i strach, jaki wtedy scial jej krew w zylach, nigdy jej opuszczal. Przy jej oknie wiecznie stal yeti, obrzydliwy sniezny potwor, i ciagle sie gapil. Zabulgotalo jej w brzuchu, jak wtedy, gdy probowala poscid, przyjmujac wylacznie plyny, a potem wrocila do pokarmow stalych. Trzask... Zaryzykowala jeszcze jedno spojrzenie. Zobaczyla otwarta paszcze pustego okna. Dosd tego! Wrocila do komputera, czytajac komentarze na portalu spolecznos-ciowym OurWorld o tej biednej dziewczynie ze Stevensona, Tammy, ktora wczoraj ktos napadl - Jezu, wrzucil ja do bagaznika i zostawil w samochodzie na plazy, zeby utonela. Wszyscy mowili, ze ja zgwalcil, a w najlepszym razie molestowal. 55 Wiekszosd forumowiczow wyrazala jej swoje wspolczucie. Niektore z postow byly jednak pelne okrucieostwa i te wkurzaly Kelley jak diabli. Jeden miala wlasnie przed oczami.Dobra, Tammy wyjdzie z tego i Bogu dzieki. Ale musze powiedzied jedno. IMHO, sama jest sobie winna. MUSI sie nauczyd, zeby nie tazid wymalowana jak pinda sprzed trzydziestu lat, no i skad bierze te sukienki? WIE, co faceci maja w glowach, wiec czego sie spodziewala???? Anonimka Kelley zamaszyscie wstukala odpowiedz. Boze, jak mozesz tak mowid? 0 mato jej nie zabil. Kazdy, kto mowi, ze kobieta PROSI o gwalt, jest bezmyslnym D3BIL3M. Powinnas sie wstydzid. BellaKelley Ciekawe, czy autorka poprzedniego wpisu odwzajemni sie podobnym tekstem. Pochylajac sie nad ekranem, Kelley ponownie uslyszala halas dobiegajacy z zewnatrz. -Wystarczy - powiedziala glosno. Wstala, ale nie zblizyla sie do okna. Wyszla z pokoju, skrecila do kuchni i wyjrzala przez okno. Niczego nie zauwazyla... chociaz czy na pewno? W kanionie za krzakami po drugiej stronie domu czail sie chyba jakis cieo. W domu nie bylo nikogo z jej rodziny: rodzice w pracy, brat na treningu. Zasmiala sie w duchu nerwowo: mniej bala sie wyjsd i spotkad oko w oko z poteznym zboczeocem, niz zobaczyd go w oknie. Kelley zerknela na noze zawieszone na magnetycznym wieszaku. Byly ostre jak diabli. Zawahala sie. Zamiast sie uzbroid, wziela swojego iPhone'a i wyszla z domu. -Czesd, Ginny, tak, uslyszalam cos na dworze. Wychodze sprawdzid. Rozmowa byla na niby, ale ten ktos - albo cos - nie mogl o tym wiedzied. -Nie, bede z toba gadad. W razie jakby sie tam kryl jakis gnojek - powiedziala glosno. 56 Drzwi wychodzily na boczny ogrodek. Kelley ruszyla w kierunku tylu domu, ale zblizajac sie do rogu, zwolnila. Wreszcie niepewnym krokiem wyszla do ogrodu za domem. Pusto. Za roslinna bariera, stanowiaca granice posesji, teren gwaltownie sie obnizal, przechodzac w plytki, porosniety krzewami kanion, gdzie znajdowalo sie pare sciezek, ktore upodobali sobie ludzie uprawiajacy jogging.-No i co slychad? Tak... tak? To super. Naprawde super. W porzadku. Nie przesadzaj, pomyslala. Aktorka z ciebie do kitu. Kelley ostroznie podeszla do gestwiny lisci i zajrzala przez nie do kanionu. Zdawalo sie jej, ze dostrzegla kogos oddalajacego sie od domu. Po chwili zobaczyla w niewielkiej odleglosci jakiegos chlopaka w dresie, jadacego na rowerze sciezka -jednym ze skrotow miedzy Pacific Grove i Monterey. Skrecil w lewo i zniknal za wzgorzem. Kelley opuscila reke trzymajaca telefon. Ruszyla z powrotem do domu, gdy zauwazyla cos zagadkowego na grzadkach w glebi ogrodu. Mala kolorowa plamke. Czerwona. Podeszla tam i podniosla platek. Roza. Rzucila barwny polksiezyc, ktory wolno opadl na ziemie. Wrocila pod dom. Przystanela, ogladajac sie za siebie. Nikogo tam nie bylo, zadnych zwierzat tez. Zadnego yeti czy wilkolaka. Weszla do srodka. I znieruchomiala, wstrzymujac oddech. Trzy metry przed soba ujrzala zblizajaca sie sylwetke czlowieka, ktorego twarzy nie widziala, bo mial za plecami swiatlo padajace z salonu. -Kto... Postad sie zatrzymala. Rozlegl sie smiech. -Jezu, Kel. Ale zes spanikowala. Wygladasz... daj komorke. Zrobie ci zdjecie. Jej brat Ricky siegnal po iPhone'a. -Spadaj! - odrzekla Kelley, krzywiac sie i odsuwajac od jego wyciagnietej reki. - Myslalam, ze jestes na treningu. -Musialem wpasd po dres. Ej, slyszalas o tej dziewczynie w bagazniku? Chodzi do Stevensona. - Tak, widzialam ja. Tammy Foster. -Niezla foczka? - Chudy szesnastolatek o gestej ciemnej czu-57 prynie, takiej samej jak jej wlosy, podszedl do lodowki i wyciagnal napoj energetyczny. Ricky, jestes obrzydliwy. -Mhm. No? Niezla? Och, nie cierpiala braci. -Zamknij, jak bedziesz wychodzil. Ricky sciagnal twarz w marsa. -Po co? Kto by cie chcial napastowad? -Zamknij! -No dobra. Poslala mu wsciekle spojrzenie, na ktore w ogole nie zwrocil uwagi. Kelley poszla do swojego pokoju i znow usiadla przed komputerem. Aha, Anonimka napisala post, w ktorym zaatakowala ja za obrone Tammy Foster. Dobra, suko, masz przerabane. Ojade cie na cacy. Kelley Morgan zaczela stukad w klawisze. Zdaniem Dance profesor Jonathan Boling mial czterdziesci kilka lat. Niewysoki, zaledwie pare centymetrow wyzszy od niej, o posturze zdradzajacej albo duza tolerancje na dwiczenia fizyczne, albo pogarde dla niezdrowej zywnosci. Mial proste brazowawe wlosy, podobne do jej wlosow, chod Dance podejrzewala, ze w przeciwieostwie do niej profesor nie wrzuca do koszyka opakowania clairolu przy okazji zakupow w Safewayu co dwa tygodnie. -No, no - powiedzial, rozgladajac sie po korytarzach, kiedy prowadzila go z holu do swojego gabinetu w Biurze Sledczym Kalifornii. - Nie tak to sobie wyobrazalem. Wyglada zupelnie inaczej niz w "Zagadkach kryminalnych". Czy wszyscy we wszechswiecie ogladaja ten serial? Boling nosil na rece cyfrowego timeksa, a na drugim przegubie pleciona bransoletke - byd moze symbolizujaca poparcie jakiejs idei. (Dance pomyslala o swoich dzieciach, ktore wieszaly sobie na rekach tyle kolorowych opasek, ze nigdy nie byla pewna, czego dotyczy najnowsza akcja). W dzinsach i czarnej koszulce polo wygladal przystojnie, lecz w dyskretny, nierzucajacy sie w oczy sposob, kojarzacy 58 sie z radiem publicznym. Mial spokojne brazowe oczy i wygladal na czlowieka skorego do usmiechu.Dance uznala, ze bez trudu moglby zdobyd kazda magistrantke, ktora wzialby na cel. -Byl pan juz kiedys w biurze instytucji sledczej? - zapytala. -Oczywiscie - odparl, chrzakajac i wysylajac dziwne sygnaly kinezyczne. Usmiechnal sie. - Ale uwolniono mnie od zarzutow. No bo co mogli zrobid, skoro nigdy nie odnaleziono ciala Jimmy'ego Hoffy? Nie potrafila powstrzymad wybuchu smiechu. Och, biedne magi-strantki. Strzezcie sie. -Myslalam, ze byl pan konsultantem policji. -Proponowalem pomoc pod koniec kazdego wykladu dla organow scigania i firm ochrony. Ale nikt nie skorzystal. Do dzis. To moj dziewiczy rejs. Postaram sie was nie zawiesd. Dotarli do gabinetu i usiedli naprzeciw siebie przy rozchwianym stoliku. -Ciesze sie, ze moge pomoc - powiedzial Boling - ale nie jestem pewien, co wlasciwie moge zrobid. - Na jego mokasyny padl promieo slooca i zerknawszy na swoje nogi, profesor zauwazyl, ze ma jedna skarpetke czarna, a druga granatowa. Zasmial sie, bynajmniej nie-zazenowany. W innych czasach Dance doszlaby do wniosku, ze jest samotny; dzis, gdy dwie osoby w zwiazku ciezko pracowaly, garderobiane gafy tego rodzaju byly dowodem niedopuszczalnym. Boling nie nosil jednak obraczki. -Znam sie na sprzecie i oprogramowaniu, ale jezeli chodzi 0 powazna rade techniczna, obawiam sie, ze jestem zbyt pelnoletni 1 nie znam hindi. Powiedzial jej, ze skooczyl rownolegle dwa kierunki, literature i inzynierie na Uniwersytecie Stanforda, co stanowilo doprawdy dziwne polaczenie, a po krotkiej "wloczedze po swiecie" trafil do Doliny Krzemowej, gdzie projektowal rozwiazania systemowe dla duzych firm komputerowych. -Fascynujace czasy - powiedzial. Dodal jednak, ze w koocu zrazila go powszechna chciwosd. - Przypominali poszukiwaczy ropy. Kazdy pytal, jak moze sie wzbogacid, przekonujac ludzi, ze maja Potrzeby, ktore moga zostad zaspokojone przez komputery. Mnie 59 sie wydawalo, ze powinnismy spojrzed na to z zupelnie innej strony: dowiedzied sie, jakie naprawde ludzie maja potrzeby, a dopiero potem pytad, jak komputery moga im pomoc. - Przechylil glowe na bok. - Mielismy diametralnie odmienne stanowiska. Przegralem z kretesem. Spieniezylem wiec troche akcji, rzucilem prace i znowu troche sie powloczylem. Trafilem do Santa Cruz, poznalem kogos i postanowilem zostad i sprobowad sil jako nauczyciel. Spodobalo mi sie. To bylo prawie dziesied lat temu. I do dzisiaj tu mieszkam.Dance powiedziala mu, ze po krotkim okresie pracy dziennikarskiej wrocila na uczelnie - te sama, w ktorej uczyl Boling. Skooczyla psychologie i komunikacje spoleczna. Tak sie zlozylo, ze jej studia czesciowo zbiegly sie w czasie z podjeciem przez niego pracy na uniwersytecie, ale nie mieli wspolnych znajomych. Uczyl kilku przedmiotow, miedzy innymi literatury science fiction, oraz prowadzil zajecia zatytulowane "Komputery i spoleczeostwo". Na studiach podyplomowych Boling uczyl, jak to okreslil, nudnych przedmiotow technicznych. -Troche matematyki, troche inzynierii. - Pracowal takze jako konsultant firm. Dance przesluchiwala ludzi roznych profesji. Wiekszosd z nich, mowiac o swoim zajeciu, wysylala czytelne sygnaly stresu, wywolanego albo obawami, albo czesciej depresja zwiazana z wymaganiami stawianymi w pracy - tak jak Boling, mowiac o Dolinie Krzemowej. Kiedy jednak opowiadal o swojej obecnej pracy wykladowcy, jego zachowanie nie zdradzalo zadnego stresu. Mimo to wciaz umniejszal swoje umiejetnosci techniczne i Dance czula sie rozczarowana. Sprawial wrazenie inteligentnego czlowieka, ktory naprawde byl gotow im pomoc - przyjechal tu niemal natychmiast - i chetnie skorzystalaby z jego uslug, ale wygladalo na to, ze aby poznad zawartosd komputera Tammy Foster, potrzebuja kogos z wieksza wiedza praktyczna. Miala nadzieje, ze Boling przynajmniej bedzie im mogl kogos polecid. Do gabinetu weszla Maryellen Kresbach z kawa i ciastkami. Jej kunsztowna fryzura i ogniscie czerwone paznokcie upodobnialy ja do piosenkarki country. -Dzwonil straznik z dolu. Przywiezli komputer z biura Michaela. 60 -To dobrze. Niech przyniosa tutaj. Maryellen na chwile znieruchomiala, a Dance przyszla do glowy zabawna mysl, ze taksuje Bolinga, zastanawiajac sie, czy bylby dobrym kandydatem na amanta. Jej asystentka prowadzila niezbyt subtelna kampanie na rzecz znalezienia Dance meza. Gdy Maryellen zerknela na palec serdeczny Bolinga i zauwazywszy brak obraczki, znaczaco uniosla brew, agentka poslala jej piorunujace spojrzenie, ktore zostalo zauwazone i z miejsca zignorowane. Boling podziekowal, wsypal do kawy trzy porcje cukru i siegnal do talerza z ciastkami, zjadajac od razu dwa. -Dobre. Nie, wiecej niz dobre. -Sama je piecze. -Naprawde? Ludzie robia jeszcze cos takiego? Nie wszyscy wyciagaja ciastka z torebki Keeblera? Dance zdecydowala sie na pol ciasteczka i lyk kawy, chod przy okazji spotkania z Michaelem 0'Neilem przyjela dostatecznie duza dawke kofeiny. -Powiem panu, o co chodzi. - Opowiedziala Bolingowi o napasci na Tammy Foster, dodajac: -1 musimy dostad sie do jej laptopa. Boling ze zrozumieniem pokiwal glowa. -Ach, ten, ktory poplywal w Pacyfiku. -Tak, zupelny klops... -Trzymajac sie metafor kulinarnych, to zwazywszy na okolicznosci, raczej wodzianka -poprawil. W tym momencie do gabinetu Dance wszedl mlody funkcjonariusz biura szeryfa, niosac duza papierowa torbe. Przystojny sluzbista, o urodzie raczej chlopca niz mezczyzny, wlepil w nia jasnoniebieskie oczy i wykonal gest, jak gdyby chcial zasalutowad. -Agentka Dance? -Zgadza sie. -Nazywam sie David Reinhold. Wydzial kryminalistyki w biurze szeryfa. Przywitala go skinieniem glowy. -Milo mi pana poznad. Dziekuje, ze przyniosl pan dowod. -Nie ma za co. Ciesze sie, ze moglem pomoc. Podali sobie rece z Bolingiem. Nastepnie zastepca szeryfa w nienagannie wyprasowanym mundurze podal Dance torbe. 61 -Nie wlozylem laptopa do plastiku. Powinien oddychad i pozbyd sie wilgoci.-Dzieki - rzekl Boling. -Pozwolilem sobie tez wyciagnad baterie - dodal policjant. Pokazal zamknieta metalowa tube. -Litowo-jonowa. Pomyslalem, ze jezeli do srodka dostala sie woda, moze dojsd do zagrozenia pozarem. Boling skinal glowa, wyraznie pod wrazeniem. -Bardzo slusznie. Dance nie miala pojecia, o czym oni mowia. Zauwazywszy jej mine, Boling wyjasnil, ze w pewnych okolicznosciach niektore baterie litowe moga buchnad ogniem w zetknieciu z woda. -Zajmuje sie pan komputerami? - zapytal zastepce szeryfa. Funkcjonariusz wzruszyl ramionami. -Nie bardzo. Po prostu co nieco obilo mi sie o uszy. - Wreczyl Dance pokwitowanie odbioru do podpisu i wskazal karte ewidencyjna dolaczona do torby. - Jezeli bede jeszcze potrzebny, prosze dad mi znad. - Podal jej wizytowke. Podziekowala mu i mlody czlowiek zniknal za drzwiami. Dance siegnela do torby i wyciagnela laptop Tammy Foster. Byl rozowy. -Co za kolor - powiedzial Boling, krecac glowa. Obrocil komputer i obejrzal tyl. -Zna pan kogos, kto potrafilby go uruchomid i zajrzed do plikow? - spytala go Dance. Pewnie. Mnie. -Och, podobno nie zna sie pan juz tak dobrze na technice. -Wedlug dzisiejszych norm to nie jest zadna technika. - Znow sie usmiechnal. - Tak jak z wymiana kol w samochodzie. Potrzebuje tylko paru narzedzi. -Nie mamy swojego laboratorium. Jezeli potrzebuje pan czegos specjalistycznego, prawdopodobnie niczego pan tu nie znajdzie. -To zalezy. Widze, ze kolekcjonuje pani buty. - Jej szafa byla otwarta i Boling musial zajrzed do srodka, gdzie na podlodze stalo w mniejszym lub wiekszym porzadku kilkanascie par - przygotowanych na okazje, gdy po pracy chciala gdzies wyjsd, nie wstepujac do domu. Zasmiala sie. 62 Przylapal ja.-A sprzet uzytku osobistego? -Osobistego? -Potrzebuje suszarki do wlosow. Zachichotala. -Niestety, cale moje instrumentarium kosmetyczne trzymam domu. -Wobec tego trzeba bedzie isd na zakupy. Rozdzial R Dkazalo sie, ze Jon Boling potrzebowal nie tylko suszarki do wlosow. Ale niewiele wiecej. Z zakupow wrocili z suszarka Conair, zestawem miniaturowych narzedzi oraz metalowa skrzynka zwana obudowa dyskowa - prostokatnym pudelkiem o wymiarach osiem na trzynascie centymetrow, z ktorego wystawal przewod zakooczony wtyczka USB. Wszystkie przedmioty lezaly na stoliku w gabinecie Dance w siedzibie CBI. Boling przyjrzal sie stylowemu laptopowi Tammy Foster. -Moge go rozmontowad? Nie zepsuje zadnych dowodow? -Odciski palcow zostaly juz zabezpieczone. Znalezlismy tylko odciski Tammy. Prosze smialo robid co trzeba - Tammy nie jest podejrzana. Poza tym mnie oklamala, wiec nie ma prawa sie skarzyd. -Rozowy - powiedzial, jak gdyby bylo to szokujace naruszenie wszelkich granic przyzwoitosci. Odwrocil komputer i za pomoca maleokiego srubokretu krzyzakowego w ciagu kilku chwil zdjal tylna pokrywe. Nastepnie wyciagnal niewielka, metalowo-plastikowa prostokatna skrzyneczke. -Dysk twardy - wyjasnil. - W przyszlym roku bedzie uchodzil za duzy. Przechodzimy na pamieci flash w jednostkach centralnych. Nie bedzie twardych dyskow - w ogole nie bedzie zadnych ruchomych elementow. - Temat wyraznie go ekscytowal, ale Boling wyczul, ze dluzszy wyklad w tym momencie bedzie niestosowna dygresja. Zamilkl i uwaznie obejrzal dysk. Nie nosil chyba szkiel kontaktowych. Jego dobry wzrok wzbudzil lekkie uklucie zazdrosci u Dance, ktora nosila okulary od dzieciostwa. Profesor uniosl dysk do ucha i delikatnie nim potrzasnal. 64 _ W porzadku. - Odlozyl dysk na stolik.-W porzadku? Rozpromienil sie w usmiechu, po czym rozpakowal suszarke, podlaczyl ja i skierowal na dysk strumieo lagodnie cieplego powietrza. -To nie potrwa dlugo. Nie sadze, zeby byl mokry, ale nie mozemy ryzykowad. Prad plus woda rowna sie klopot. Wolna reka podniosl kubek i pociagnal lyk kawy. -Wie pani, ze my, nauczyciele, bardzo zazdroscimy prywatnemu sektorowi. "Prywatny sektor" to lacioski termin oznaczajacy "robienie prawdziwych pieniedzy". - Wskazal kubek. - Wezmy takiego Starbucksa... Kawa to byl swietny pomysl na franczyze. Wciaz szukam rownie dobrego. Ale do glowy przychodzily mi tylko rzeczy w rodzaju "Dom Marynat" albo "Swiat Konserw". Napoje sa najlepsze, ale wszystkie dobre sa juz zajete. -Moze bar mleczny - podsunela Dance. - Nazwalby go pan "Krowka". Oczy mu pojasnialy. -Albo "Wymie obfitosci". -Bardzo niedobry pomysl - orzekla i oboje parskneli krotkim smiechem. Gdy Boling skooczyl suszyd dysk, wlozyl go do obudowy. Nastepnie podlaczyl wtyczke do portu USB swojego laptopa w smutnym szarym kolorze - ktory byl widocznie najodpowiedniejszy dla komputera. -Ciekawi mnie, co pan robi. - Przygladala sie jego palcom, wprawnie taoczacym na klawiaturze. Wiele liter na klawiszach juz sie starlo. Piszac, Boling nie musial na nie patrzed. -Woda mogla spowodowad zwarcie w komputerze, ale twardy dysk nie powinien ucierpied. Zamierzam zrobid z niego czytelny naped. - Po kilku minutach uniosl wzrok i usmiechnal sie. - Nie trzeba, jest jak nowy. Dance przysunela sobie blizej krzeslo. Zerknawszy na ekran, zobaczyla, ze eksplorator Windows czyta dysk Tammy jako "Dysk lokalny (G)". -Powinno tu byd wszystko -jej e-maile, przegladane strony internetowe, ulubione witryny, zapisy z komunikatorow. Nawet usuniete dane. Nie jest zaszyfrowane ani chronione haslem - co nawiasem 65 mowiac, wskazuje, ze jej rodzice w ogole nie interesuja sie jej zyciem. Kiedy starzy maja oczy i uszy otwarte, dzieciaki ucza sie roznych sztuczek ochrony prywatnosci. Z ktorymi, znow nawiasem mowiac, calkiem niezle sobie radze. - Odlaczyl dysk od komputera i podal jej razem z kablem. - Prosze bardzo. Wystarczy podlaczyd do komputera i mozna czytad do woli. - Wzruszyl ramionami. - Moje pierwsze zadanie dla policji... latwe, ale bardzo przyjemne.Kathryn Dance razem z przyjaciolka prowadzila witryne internetowa poswiecona amatorskiej i tradycyjnej muzyce. Pod wzgledem technicznym bylo to dosd skomplikowane, ale Dance niewiele wiedziala o sprzecie i oprogramowaniu; ta strona przedsiewziecia zajmowal sie maz przyjaciolki. Poprosila wiec Bolinga: -Jezeli nie jest pan zbyt zajety, moze moglby pan jeszcze troche zostad? Pomoc mi przeszukad dysk? Boling sie zawahal. -Chyba ze ma pan jakies plany... -Jak dlugo mialbym zostad? W piatek wieczorem musze byd w Napa. Mam cos w rodzaju zjazdu rodzinnego. -Och, nie mowimy o takim czasie - odparla Dance. - Kilka godzin. Najwyzej caly dzieo. Jego oczy znow rozblysly. - Bardzo chetnie. Zagadki to istotny element mojej diety... No wiec czego mam szukad? -Jakichkolwiek wskazowek co do tozsamosci porywacza Tammy. -Aha, "Kod Leonarda da Vinci". -Miejmy nadzieje, ze to mniej zawila sprawa, a za to, co znajdziemy, nie grozi nam ekskomunika... Interesuje mnie kazda podejrzana korespondencja. Sprzeczki, klotnie, komentarze o przesladowcach. Czy beda tu wiadomosci z komunikatorow? -Fragmenty. Prawdopodobnie uda sie sporo zrekonstruowad. - Boling podlaczyl dysk z powrotem do swojego komputera i pochylil sie nad klawiatura. -Portale spolecznosciowe - ciagnela Dance. - Szukamy wszystkiego, co ma zwiazek z przydroznymi pamiatkami po ofiarach wypadkow albo krzyzami. -Pamiatkami? 66 _ Sadzimy, ze sprawca postawil przy drodze krzyz, zeby uprzedzid o ataku-wyjasnila. -To chore. - Palce profesora zaczely stukad w klawisze. - Dlaczego uwaza pani, ze odpowiedz kryje sie w komputerze? - zapytal. Dance opowiedziala o przesluchaniu Tammy Foster. -Wyczytala pani to wszystko z jezyka jej ciala? -Zgadza sie. Wytlumaczyla mu, ze ludzie komunikuja sie na trzy sposoby: po pierwsze, za pomoca tresci werbalnej -czyli tego, co mowimy. -Chodzi tu o znaczenie samych slow. Ale tresd to najmniej wiarygodny i najlatwiejszy do sfalszowania element, a rownoczesnie tylko niewielka czesd komunikatu, jaki nadajemy innym. Drugi i trzeci element sa znacznie wazniejsze: zachowanie werbalne - jak wypowiadamy slowa. Na przyklad wysokosd glosu, szybkosd mowienia, pauzy i czeste wtracenia typu "hm". Ostatni element to kinezyka -zachowanie naszego ciala. Gesty, spojrzenia, oddech, postawa ciala, charakterystyczne nawyki. Przesluchujacych najbardziej interesuja dwa ostatnie, bo ujawniaja o wiele wiecej niz tresd wypowiedzi. Sluchal jej z usmiechem. Dance pytajaco uniosla brew. Wyjasnil: -Kiedy mowi pani o pracy, wyczuwam taki sam entuzjazm... -Jak u siebie, kiedy pan mowi o pamieci flash. Przytaknal. -Rzeczywiscie, to zdumiewajace cacka... nawet takie rozowe. Boling dalej stukal w klawisze, przegladajac strona po stronie zawartosd komputera Tammy i mowiac cicho: -Typowy miszmasz nastolatki. Chlopcy, ciuchy, makijaz, imprezy, co nieco o szkole, filmach i muzyce... nie widze zadnych pogrozek. Szybko przewijal ekran. -Na razie nie ma nic w e-mailach, przynajmniej z dwoch ostatnich tygodni. Jezeli bedzie trzeba, moge siegnad dalej wstecz i sprawdzid Poprzednie. Tammy jest zalogowana we wszystkich duzych portalach spolecznosciowych - Facebook, MySpace, OurWorld, Second Life. Chod Boling pracowal w trybie offline, wyswietlil strony, ktore ostatnio przegladala Tammy. - Zaraz, zaraz... Mam. - W napieciu nachylil sie nad ekranem. -Co takiego? -O maly wlos sie nie utopila, tak? 67 -Zgadza sie. -Pare tygodni temu zaczela ze znajomymi dyskusje w OurWorld o swoich najwiekszych lekach. Tammy najbardziej bala sie utopienia. Dance zacisnela usta. -Moze specjalnie wybral dla niej taki rodzaj smierci. Zaskakujaco ostrym tonem Boling rzekl: -Ujawniamy w sieci za duzo informacji o sobie. Zdecydowanie za duzo. Zna pani termin "escribitionist*"? -Nie. -To ktos, kto pisze blog o sobie. - Krzywy usmiech. - Trafne okreslenie, prawda? Jest jeszcze slowo "dooce". -Tez nowe. -Czasownik. Oznacza wyrzucenie z pracy z powodu wpisu w blogu - dotyczacego faktow o blogerze albo jego szefie czy miejscu pracy. Slowo stworzyla pewna kobieta z Utah. Napisala pare rzeczy o swoim pracodawcy i zostala wylana. Analogicznie powstal czasownik "pre-dooce". -Czyli? -Kiedy ktos stara sie o prace, przeprowadzajacy rozmowe pyta: "Czy pisal pan/pani w blogu cos na temat swojego bylego szefa?". Oczywiscie, juz zna odpowiedz. Chce tylko sprawdzid, czy kandydat mowi prawde. I czy pisal cos zlego. Czlowiek wypadl z gry, zanim jeszcze zdazyl rano umyd zeby. Za duzo informacji. Zdecydowanie za duzo... Boling pisal dalej z zawrotna szybkoscia. Wreszcie powiedzial: -Aha, chyba cos mam. - Co? -Kilka dni temu Tammy napisala komentarz w blogu. Uzywa nicka TamF 1399. - Boling odwrocil ekran laptopa, aby Dance mogla zobaczyd. W odpowiedzi Chiltonowi TamF1399 napisala: *Kierowca+ jest zdrowo zakrecony, to znaczy niebezpieczny. Raz po treningu cheerleaderek krecit sie pod nasza szatnia, jakby chcial zajrzed * Slowo powstale z polaczenia angielskiego "exhibitionist" (ekshibicjonisty) i hiszpaoskiego "escribir" (pisad) (przyp. tlum.). 68 do srodka i zrobid fotki komorka. Podeszlam i pytam, co tu robisz, a on popatrzyl na mnie, jakby chcial mnie zabid. To totalny p5ychOI. Znam dziewczyne, ktora chodzi z nami do *usunieto+ i mowila mi, ze *kierowca+ zlapal ja za biust, ale boi sie o tym komus powiedzied, bo mysli, ze koles bedzie ja scigal albo zacznie strzelad do ludzi jak na Wirginii.-Ciekawe, ze zamiescila komentarz w czesci blogu zatytulowanej "Przydrozne krzyze" - dodal Boling. Serce Dance zabilo szybciej. -Kto to jest "kierowca"? - spytala. -Nie wiem. Nazwisko usunieto z wszystkich postow. -Czyli to blog, hm? -Owszem. - Boling zasmial sie i dodal: - Grzyby po deszczu. -Slucham? -Blogi mnoza sie w Internecie jak grzyby po deszczu. Kilka lat temu cala Dolina Krzemowa zastanawiala sie, co bedzie nowym przebojem w cyfrowym swiecie. No i okazalo sie, ze to nie zaden rewolucyjny sprzet ani program, tylko tresd w sieci: gry, serwisy spolecznosciowe... i blogi. Dzis nie mozna pisad o komputerach, nie czytajac blogow. Ten, do ktorego napisala Tammy, nazywa sie "Raport Chiltona". Dance wzruszyla ramionami. -Nigdy o nim nie slyszalam. -Ja tak. Dotyczy lokalnych spraw, ale jest dobrze znany w blo-gosferze. Jim Chilton to taki kalifornijski Matt Drudge, tyle ze bardziej niszowy. Niezly z niego artysta. - Czytal dalej. - Wejdzmy na te strone. Dance wziela z biurka swoj laptop. -Jaki ma adres? Boling podal jej. http: //www. thechiltonreport. com Profesor przysunal sobie blizej krzeslo i razem zaczeli czytad strone startowa. 69 RAPORT CHILTONA MORALNY GLOS AMERYKI. KILKA SPOSTRZEZEO O TYM, GDZIE KRAJ BLADZI... I GDZIE PODAZA WE WLASCIWYM KIERUNKU.Dance zachichotala. -"Gdzie podaza we wlasciwym kierunku". Sprytne. Domyslam sie, ze to konserwatysta spod znaku ruchu Moralna Wiekszosd. Boling pokrecil glowa. -O ile wiem, raczej spod znaku "wytnij i wklej". Pytajaco uniosla brew. -To znaczy, ze zabiera glos tylko w starannie wybranych sprawach. Poglady ma bardziej prawicowe niz lewicowe, ale bierze na celownik kazdego, kto nie spelnia jego standardow moralnosci czy inteligencji albo nie podziela jego pogladow. Wlasnie po to miedzy innymi sa blogi: zeby siad zamet. Kontrowersje dobrze sie sprzedaja. Ponizej autor wital internautow. Drogi czytelniku... Witaj, bez wzgledu na to, czy trafiles tu jako staly uzytkownik, sympatyk, czy po prostu natknales sie na "Raport", przegladajac sied. Niezaleznie od Twoich pogladow w sprawach spolecznych i politycznych, mam nadzieje, ze w moich refleksjach znajdziesz cos, co przynajmniej wzbudzi w Tobie watpliwosci, kaze stawiad pytania i szukad odpowiedzi. Na tym przeciez polega dziennikarstwo. James Chilton. Ponizej zamieszczono deklaracje programowa. NASZA MISJA Nie mozemy ferowad opinii w prozni. Czy przedstawicie biznesu, rzadu, skorumpowani i zdemoralizowani politycy lub przestepcy beda szczerze mowid o swoich zamiarach? Oczywiscie, ze nie. Zadanie "Raportu" pole-70ga na tym, aby wydobyd na swiatto dzienne prawde z cienia zaklamania i chciwosci - i dad Wam fakty, niezbedne do swiadomego podejmowania decyzji w niecierpiacych zwtoki sprawach dzisiejszych czasow. Dance znalazla krotka note biograficzna Chiltona, a potem czesd poswiecona informacjom osobistym. Przebiegla wzrokiem wpisy. Z WLASNEGO PODWORKA NAPRZOD, DRUZYNO! Z radoscia informuje, ze po meczu w ostatni weekend druzyna Starszego prowadzi 4-0! Naprzod, Jayhawks! Drodzy rodzice, posluchajcie mnie. Wasze dzieci powinny rzucid bejsbol i futbol dla pitki noznej, ktora jest najbezpieczniejszym i najzdrowszym sportem druzynowym. (Odsytam do wpisu w "Raporcie Chiltona" z 12 kwietnia, gdzie zamiescilem komentarze na temat urazow u dzieci doznanych podczas uprawiania sportu). I pamietajcie: nasz "futbol" to nie "pitka nozna". Obcokrajowcy czesto myla jedno z drugim. PATRIOTA Wczoraj Mlodszy zrobil piorunujace wrazenie na publicznosci, spiewajac podczas wystepu na polkoloniach "America the Beautiful". Samodzielnie! Tato puchnie z dumy. KTOS MA PROPOZYCJE? Niebawem Pat i ja bedziemy obchodzid swoja dziewietnasta rocznice. Szukam pomyslu na prezent! (We wlasnym interesie zrezygnowalem z podarowania jej lacza swiatlowodowego!) Drogie panie, czekam na Wasze propozycje. Owszem, nie wykluczam wizyty u Tiffany'ego. ZYSKUJEMY GLOBALNY WYMIAR! Z przyjemnoscia donosze, ze "Raport" otrzymuje entuzjastyczne opinie z calego swiata. Zostal uznany za jeden z czolowych blogow w nowymkanale RSS ("Really Simple Syndication", czyli "naprawde proste rozpowszechnianie"), ktory potaczy tysiace innych blogow, witryn i forow na catym swiecie. Chwata wam, drodzy czytelnicy, za tak skuteczne spopularyzowanie "Raportu". WITAJ W DOMU Dotarta do mnie mita wiadomosd. Ci z Was, ktorzy sledza "Raport", pamietaja zapewne pojawiajace sie od lat pochlebne stowa na temat dobrego przyjaciela Waszego skromnego reportera, Donalda Hawkena-bylismy pionierami w tym szalonym swiecie komputerow tak dawno temu, ze nawet nie chce o tym mysled. Donald porzucil Polwysep dla zieleoszych pastwisk w San Diego. Z radoscia informuje, ze juz odzyskal rozsadek i wraca, razem ze swoja zona Lily i dwojgiem cudownych dzieci. Witaj w domu, Donaldzie! BOHATEROWIE Czapki z gtow przed dzielnymi strazakami okregu Monterey... W zeszty wtorek przypadkiem bylismy z Pat w centrum na Alvarado, gdy rozlegl sie krzyk wzywajacy pomocy, a z pobliskiej budowy zaczat sie unosid dym. Wyjscie zagrodzily ptomienie... a na gornych pietrach zostali uwiezieni dwaj robotnicy. W ciagu kilku minut na miejscu zjawilo sie okoto dwudziestu strazakow. Wspieli sie po drabinie na dach i uratowali obu mezczyzn, a nastepnie blyskawicznie ugasili pozar. Nikt nie zostat ranny, straty byty minimalne. W zyciu wiekszosci z nas odwaga ogranicza sie na ogot do sporow politycznych, a pod wzgledem fizycznym do nurkowania w luksusowych kurortach lub uprawiania kolarstwa gorskiego. Jakze rzadko musimy stawid czolo wyzwaniu i okazad prawdziwe mestwo-dzielni ludzie ze Strazy Pozarnej Okregu Monterey robia to co dzieo, bez chwili wahania i stowa skargi. Duze brawa dla was wszystkich! Ostatniemu wpisowi towarzyszylo efektowne zdjecie wozu strazackiego w centrum Monterey. -Typowe dla blogow - powiedzial Boling. - Informacje osobiste, plotki. Ludzie lubia to czytad. 72 Dance kliknela lacze "Monterey".Zostala przeniesiona na strone opiewajaca "Nasz dom: piekny i historyczny polwysep Monterey", ilustrowana artystycznymi fotografiami wybrzeza i lodzi w poblizu Cannery Row i Fisherman's Wharf. Zobaczyla tez linki do miejscowych atrakcji turystycznych. Kolejne lacze zaprowadzilo ich do map regionu, wsrod nich mapy przedstawiajacej jej miasto, Pacific Grove. -To tylko wodotryski - rzekl Boling. - Obejrzyjmy sobie zawartosd blogu... tam znajdziemy tropy. - Zmarszczyl brwi. - Mowi sie "tropy" czy "dowody"? -Jezeli pomoga nam znalezd sprawce, moze je pan nazwad brokulami. -No to sprawdzmy, co nam pokaza jarzynki. - Podal jej nastepny adres. http: //www. thechiltonreport. com/html/june26. html Kryla sie tu istota blogu: minieseje Chiltona. -Chilton to "OP", original poster, czyli autor pierwszego postu - wyjasnil Boling. - Jezeli to pania interesuje, skrot wywodzi sie od "OG", original gangsta, czyli autentycznego gangstera, jak nazywa sie szefow gangow takich jak Bloods i Crips. W kazdym razie to on pisze komentarz i czeka na reakcje ludzi. Zgadzaja sie z nim albo nie. Czasem nieoczekiwanie zmieniaja temat. Dance zwrocila uwage, ze wpis Chiltona jest u gory strony, a odpowiedzi znajduja sie ponizej. Na ogol internauci odpowiadali bezposrednio na wpis blogera, chod czasem komentowali posty innych. -Kazdy artykul i wszystkie zwiazane z nim posty to osobny "watek" - wyjasnil Boling. - Zdarza sie, ze watek ciagnie sie przez cale miesiace albo nawet lata. Dance zaczela przegladad strone. Pod pomyslowym tytulem>>HipoKRZYZja" Chilton atakowal tego samego czlowieka, ktorego Dance wlasnie widziala przed szpitalem, wielebnego Fiska, oraz ruch Life First. Podobno Fisk usprawiedliwil kiedys mordowanie lekarzy dokonujacych aborcji. Chilton potepil go za te deklaracje, mimo ze jest nieprzejednanym wrogiem aborcji. Zostal zajadle zaatakowany 73 IJ przez dwoch obroocow Fiska, podpisujacych sie jako CrimsoninChrist i LukeB 1734. Pierwszy z nich oswiadczyl, ze to autor blogu powinien byd ukrzyzowany. Widzac aluzje do karmazynu w nicku uzytkownika, Dance nabrala podejrzenia, ze CrimsoninChrist to potezny, rudowlosy ochroniarz pastora, ktorego widziala w tlumie demonstrantow przed szpitalem.Watek "Wladza i energia w rece ludu" ujawnial prawde o czlonku legislatury stanowej Kalifornii -Brandonie Klevingerze - ktory przewodniczyl Komisji Planowania Energetyki Jadrowej. Chilton dowiedzial sie, ze Kl evinger pojechal na koszt podatnikow pograd w golfa z deweloperem, ktory zlozyl oferte budowy nowej elektrowni jadrowej niedaleko Mendocino, podczas gdy taniej i racjonalniej byloby postawid ja blizej Sacramento. W watku "Odsalanie - nowa odslona dewastacji" bloger bral na cel plany budowy zakladu odsalania wody morskiej niedaleko Carmel River. W komentarzu znalazl sie osobisty atak na czlowieka stojacego za tym projektem, Arnolda Brubakera, ktorego Chilton przedstawil jako intruza ze Scottsdale w Arizonie, czlowieka o metnej przeszlosci i prawdopodobnych powiazaniach ze swiatem przestepczym. Dwa posty reprezentowaly dwa poglady obywateli na sprawe odsalania wody. W odpowiedzi Chiitonowi Lyndon Strickland napisal: Musze przyznad, ze otworzyles mi oczy na te sprawe. Nie mialem pojecia, ze ktos stara sie ja przepchnad. Przejrzalem oferte zlozona w Okregowym Biurze Planowania i musze przyznad, ze chociaz jestem prawnikiem i znam kwestie ochrony srodowiska, to nigdy przedtem nie probowalem przebrnad przez dokument, ktory tak zaciemnia sprawe. Sadze, ze sensowna debata na ten temat wymaga znacznie wiecej przejrzystosci. W odpowiedzi Chiitonowi Howard Skelton napisal: Wiesz, ze do roku 2023 w Ameryce wyczerpia sie zasoby slodkiej wody? A 97 procent wody na ziemi to slona woda. Tylko idiota by tego nie wykorzystal. Musimy odsalad wode, zeby przetrwad i utrzymad nasza pozycje najbardziej gospodarnego i efektywnego kraju na swiecie. 74 W watku "Droga do Szmaragdowego Grodu" Chilton poruszal temat projektu stanowego Departamentu Transportu - Caltrans. Budowano nowa autostrade, biegnaca od autostrady numer 1 przez Salinas do Hollister, ktora przecinala tereny rolnicze. Chilton kwestionowal karkolomne tempo, w jakim przyjeto projekt, a takze dziwnie krety przebieg trasy, ktory mial przyniesd znacznie wiecej korzysci niektorym farmerom. Sugerowal, ze ktos wzial za to lapowke.Konserwatyzm Chiltona w kwestiach spolecznych zablysnal jednak w pelni w watku pod tytulem "Po prostu powiedz nie", ktory potepial propozycje zwiekszenia liczby godzin edukacji seksualnej w gimnazjach. (Chilton nawolywal do abstynencji). Podobne przeslanie krylo sie we wpisie "Przylapany na goracym uczynku... NIE", dotyczacym zonatego sedziego sadu okregowego, ktorego widziano, jak wychodzil z motelu w towarzystwie asystentki o polowe mlodszej od niego. Chiltona rozsierdzila niedawna wiadomosd, ze sedziowska rada etyki udzielila mu jedynie lagodnego upomnienia. Uwazal, ze winowajce nalezy usunad z urzedu i pozbawid praw do wykonywanie zawodu. Wreszcie Kathryn Dance przeszla do kluczowego watku, znajdujacego sie pod przygnebiajacym zdjeciem przedstawiajacym krzyze, kwiaty i pluszowego zwierzaka. PRZYDROZNE KRZYZE Chilton napisal:Niedawno, jadac autostrada numer jeden, zobaczylem dwa przydrozne krzyze i zlozone pod nimi kolorowe bukiety kwiatow. Ustawiono je w miejscu, gdzie 9 czerwca wydarzyl sie straszny wypadek, w ktorym zginely dwie dziewczyny wracajace z balu po rozdaniu swiadectw. Zakooczylo sie zycie dwoch istot... a zycie ich najblizszych i przyjaciol zmienilo sie na zawsze. Uswiadomilem sobie, ze nie slyszalem prawie zadnych informacji o dochodzeniu policji w sprawie tego wypadku. Zadzwonilem i dowiedzialem sie, ze nikt nie zostal aresztowany. Nikogo nie wezwano nawet do zlozenia wyjasnieo. 75 Wydalo mi sie to dziwne. Brak mandatu oznacza, ze ustalono brak winy kierowcy - ktorym byt uczeo szkoty sredniej, wiec nazwisko utajniono. Jaka wiec byta przyczyna wypadku? Jadac tamtedy, zauwazylem, ze odcinek, na ktorym samochod wypadl z drogi, jest nieosloniety przed wiatrem i zapiaszczony, nie ma tez swiatel ani barier ochronnych. Znak ostrzegawczy byl zniszczony i z pewnoscia trudno byloby go zobaczyd w ciemnosci (wypadek zdarzyl sie okolo polnocy). Nie ma systemu odwadniania; widzialem kaluze wody na poboczu i samej jezdni.Dlaczego policja nie dokonala drobiazgowej rekonstrukcji wypadku (podobno maja do tego celu wyspecjalizowanych ludzi)? Dlaczego Caltrans nie przystal natychmiast zespolu do zbadania stanu nawierzchni, wyprofilowania, oznakowania drogi? Nie znalazlem zadnych sladow takiej ekspertyzy. Moze nie da sie zrobid nic wiecej, aby droga byta bezpieczniejsza. Ale czy to uczciwe wobec nas -ktorych dzieci regularnie jezdza tym odcinkiem autostrady - zeby wtadze tak szybko wymazaly te tragedie z pamieci? Wydaje mi sie, ze ich zainteresowanie opadto szybciej niz platki z kwiatow zlozonych pod dwoma przydroznymi krzyzami. W odpowiedzi Chiltonowi Ronald Kestler napisal: Jezeli spojrzed na sytuacje budzetowa okregu Monterey i stanu w ogole, mozna dojsd do wniosku, ze niedofinansowanie szczegolnie dotyka odpowiedniego oznakowania niebezpiecznych autostrad. Moj syn zginal w wypadku na jedynce, bo znak ostrzegawczy przed zakretem byl zalepiony biotem. Robotnicy drogowi mogliby go bez trudu znalezd i oczyscid, ale czy to zrobili? Nie. To niewybaczalne zaniedbanie. Dziekuje, panie Chilton, za zwrocenie uwagi na ten problem. W odpowiedzi Chiltonowi Zatroskany Obywatel napisal: Robotnicy drogowi zarabiaja nieprzyzwoicie duzo i caly dzieo siedza na swoich tlustych *usunieto+. Wszyscy widza, jak stoja przy drodze i zbijaja baki, zamiast naprawiad autostrady i poprawiad nasze bezpieczeostwo. Jeszcze jeden przyklad, jak nasze podatki sa wyrzucane w bloto. 76 W odpowiedzi Chitonowi Robert Garfield, Departament Transportu Kalifornii, napisat:Pragne zapewnid Pana i Paoskich Czytelnikow, ze bezpieczeostwo obywateli jest priorytetem numer jeden Caltrans. Dokladamy wszelkich starao, zeby utrzymad nasze autostrady w dobrym stanie. Odcinek drogi, na ktorym doszlo do wspomnianego przez Pana wypadku, jest poddawany regularnej kontroli, jak wszystkie autostrady stanowe. Nie stwierdzono zadnego naruszenia przepisow bezpieczeostwa ani zagrozeo, przypominamy wszystkim kierowcom, ze bezpieczeostwo na autostradach w Kalifornii to obowiazek kazdego uzytkownika drog. W odpowiedzi Chitonowi Tim Concord napisat: Chiton, twoj wpis WYMIATA! Jezeli na to pozwolimy, policja bedzie bezkarnie mordowad! Zatrzymali mnie na szesddziesiatej osmej, bo jestem Afroamerykaninem. Zanim gliniarze mnie puscili, kazali mi przez pot godziny siedzied na ziemi i nie powiedzieli mi, co takiego zrobilem, tylko ze wysiadlo mi jedno swiatlo. Rzad powinien chronid zycie, a nie czepiad sie niewinnych obywateli. Dzieki. W odpowiedzi Chitonowi Ariel napisat: W piatek razem z przyjaciolka pojechalismy zobaczyd miejsce, gdzie to sie zdarzylo, i rozplakalismy sie na widok krzyzy i kwiatow. Siedzielismy tam, rozgladalismy sie po autostradzie i nie widzielismy zadnych policjantow, ani jednego! I to zaraz po wypadku! Gdzie byla policja? Moze nie bylo znakow ostrzegawczych albo bylo slisko, ale droga w tym miejscu wygladala dosd bezpiecznie, chociaz fakt, bylo troche piasku. W odpowiedzi Chitonowi SimStud napisat: Ciagle jezdze tym kawatkiem autostrady i wiem, ze to nie jest najbardziej niebezpieczne miejsce na swiecie, dlatego zastanawiam sie, czy policja naprawde sprawdzila, kto siedzial za kierownica, znam *kierowce+ ze szkoly i nie uwazam go za najlepszego kierowce na swiecie. 77 W odpowiedzi SimStudowi Footbailruiz napisal:Facet, NAJLEPSZEGO kierowce na swiecie???? Sorki, ale *kierowca+ to totalny p5ychOI i luzer, w ogole NIE UMIE jezdzid. Chyba nawet nie ma prawka. Dlaczego gliniarze TEGO nie sprawdzili? Pewnie wtasnie lecieli na paczki i kawe. LOL. W odpowiedzi Chiltonowi MitchT napisal: Chilton, zawsze walisz w rzad, no i super, ale tym razem zapomniales o drodze. Jest w porzadku. Gosd z Caltrans to potwierdzil. Jezdzilem tamtedy setki razy i jezeli ktos nie zauwazy tego zakretu, to musi byd nadpany albo skuty. Jezeli policja dala *usunieto+, to dlatego, ze nie przyjrzala sie dobrze [kierowcy]. To nOOb, w dodatku grozny. SimStud ustawil watek. W odpowiedzi Chiltonowi Amydancer44 napisala: Moi rodzice czytaja "Raport", ale ja zwykle nie, no i dziwne, ze tu trafilam. Ale slyszalam w szkole, co pan pisal o wypadku, no wiec weszlam. Przeczytalam wszystko i mysle, ze ma pan sto procent racji, autor ostatniego wpisu tez. Kazdy jest niewinny, dopoki nie udowodni mu sie winy, ale nie rozumiem, dlaczego policja umorzyla sledztwo. Ktos, kto zna *kierowce+, mowil mi, ze przed impreza nie spal cala noc, dwadziescia cztery godziny, bo grat na komputerze. IMHO zasnal za kierownica. I jeszcze cos - gracze mysla, ze sa *usunieto+ mistrzami kierownicy, bo graja na tych symulatorach w salonach gry, ale to nie to samo. W odpowiedzi Chiltonowi Arthur Standish napisat: Od lat fundusze federalne na utrzymanie drog systematycznie maleja, a budzet USA na operacje militarne i pomoc zagraniczna wzrosl czterokrotnie. Moze powinnismy bardziej interesowad sie zyciem wlasnych obywateli niz ludzi w innych krajach. 78 W odpowiedzi Chitonowi TamF1399 napisata:*Kierowca+ jest zdrowo zakrecony, to znaczy niebezpieczny. Raz po treningu cheerleaderek krecit sie pod nasza szatnia, jakby chciat zajrzed do srodka i zrobid fotki komorka. Podeszlam i pytam, co tu robisz, a on popatrzyl na mnie, jakby chciat mnie zabid. To totalny p5ychOI. Znam dziewczyne, ktora chodzi z nami do *usunieto+ i mowita mi, ze *kierowca+ zlapal ja za biust, ale boi sie o tym komus powiedzied, bo mysli, ze koles bedzie ja scigal albo zacznie strzelad do ludzi jak na Wirginii. W odpowiedzi Chitonowi BoardtoDeath napisal: Slyszalem od kumpla, ktory zna kogos, kto byl na tamtej imprezie i widzial, jak *kierowca+ chodzi zupelnie *usunieto+, a potem wsiada za kolko. Dlatego sie rozwalili. To GLINY zgubily wynik badania alkomatem, bylo im glupio, no i go puscili. POWAGA. W odpowiedzi Chitonowi SarazCarmel napisala: Nie wydaje mi sie, zeby to, co wszyscy pisza w tym watku, bylo uczciwe. Nie znamy faktow. Wypadek byl straszna tragedia, a policja nikomu nie postawila zarzutow, wiec trzeba sie z tym pogodzid. Pomyslcie o tym, co przezywa *kierowca+. Chodzilam z nim na chemie i nigdy nikomu nie przeszkadzal. Byl calkiem bystry i bardzo pomogl naszej grupie. Zaloze sie, ze naprawde mu przykro z powodu tych dziewczyn. Musi to dzwigad przez reszte zycia. Zal mi go. W odpowiedzi SarzezCarmel Anonim napisal: Sara, jestes zalosna *usunieto+. Jezeli on prowadzil samochod, to PRZEZ NIEGO zginely te dziewczyny. Jak mozesz mowid, ze nic nie zrobil? Jezu, to tacy ludzie jak ty pozwalali hitlerowi gazowad zydow i napasd bushowi na Irak. Moze zadzwonisz do *kierowcy+ i poprosisz go o przejazdzke? Pojde postawid krzyz na twoim *usunieto+ grobie, ty *usunieto+. 79 W odpowiedzi Chitonowi napisat:Brat *kierowcy+ jest niedorozwiniety i policji pewnie nie wypadalo aresztowad *kierowcy+ przez te cata poprawnosd polityczna, od ktorej robi mi sie niedobrze. Powinni tez sprawdzid torebki dziewczyn, tych, co zginely w wypadku, bo podobno je obrobit, zanim przyjechaly karetki. Jego rodzina jest taka biedna, ze nie stad ich nawet na pralke i suszarke. Ciagle go widze, jak z mama i swoim *usunieto+ mlodszym bratem chodza do pralni na Billings. Kto chodzi do pralni? Tylko luzerzy. W odpowiedzi Chitonowi SexyGurl362 napisala: Moja najlepsza przyjaciolka chodzi do drugiej klasy w *usunieto+ z *kierowca+ i rozmawiata z kims, kto byl na imprezie, gdzie byly te dziewczyny. *Kierowca+ siedzial w kacie z kapturem na gtowie, gapil sie na wszystkich i gadal do siebie, a ktos widzial go w kuchni, jak patrzyl na noze. Wszyscy sie zastanawiali, co on tu robi? Po cholere przyszedl? W odpowiedzi Chitonowi Jake42 napisat: RZADZISZ, Chiton!! Tak, to *kierowca+ dat *usunieto+. Wystarczy popatrzed na luzera, jego zycie to MEGA porazka!!! Na wuefie zawsze udaje, ze jest chory, zeby nie dwiczyd. Chodzi na sale tylko po to, zeby tazid po szatniach i obcinad wszystkim *usunieto+. Ktos mowil, ze to totalny pedat. W odpowiedzi Chitonowi CurlyJen napisala: Rozmawialam ze znajomymi i w zeszlym tygodniu ktos widziat, jak *kierowca+ jezdzil w kotko na Lighthouse wozem, ktory bez pozwolenia zabral babci. Probowal namowid *usunieto+, zeby pokazala stringi (jakby jej zalezalo, LOL!!!) i kiedy go olala, zaczat na jej oczach walid konia, na ulicy, nie wysiadajac z samochodu. Na pewno robit to samo wtedy, kiedy sie rozbili. 80 W odpowiedzi Chitonowi m napisat:Chodze do *usunieto+, do drugiej klasy. Znam go i wszyscy o nim wiedza. IMHO jest calkiem w porzadku. Duzo gra i co z tego? Ja duzo gram w pilke, a jakos nie zostalem morderca. W odpowiedzi Anonimowi BillVan napisal: *usunieto+ sie, ty *usunieto+, Tyle wiesz, ciekawe, gdzie sie urodzil taki genioosh? Nie masz nawet jaj, zeby sie podpisad pod wlasnym postem. Boisz sie, zeby nie przyszedl i nie wsadzil ci *usunieto+ w *usunieto+? W odpowiedzi Chiitonowi BellaKelley napisala: Masz zupelna racje!!! Dziewiatego bylam na imprezie, gdzie to sie stalo, *kierowca+ przystawial sie do *usunieto+, a one kazaly mu splywad. Ale nie posluchal, wyszedl za nimi. Sami tez jestesmy winni, bo nic nie zrobilismy, wszyscy, ktorzy tam byli. Wiedzielismy, ze *kierowca+ to luzer i zbok i kiedy wyszli, powinnismy zadzwonid na policje albo kogos zawiadomid. Miatam zte przeczucie, jak w "Zaklinaczu dusz". No i stato sie, co sie stato. W odpowiedzi Chiitonowi Anonim napisal: Kiedy ktos wchodzi z bronia do Columbine albo na politechnike Wirginia, jest przestepca, ale kiedy *kierowca+ zabija kogos autem, nikt nic z tym nie robi. Cos tu jest bardzo nie halo. W odpowiedzi Chiitonowi WizardOne napisat: Chyba potrzebujemy krotkiej przerwy. Autor jednego postu czepia sie *kierowcy+, bo nie lubi sportu i gra w gry komputerowe. Tez mi cos. Miliony ludzi nie uprawiaja sportu i lubia gry. Nie znam *kierowcy+ za dobrze, ale chodzimy do tej samej klasy w *usunieto+. Nie jest z niego wcale taki zly koles. Wszyscy sie go czepiaja, ale czy ktos go tu naprawde ZNA? Cokolwiek sie stato, nikogo nie skrzywdzi! naumyslnie, a wszyscy znamy ludzi, ktorzy to codziennie robia. IMHO *kierowca+ na pewno sie tym gryzie. Policja go nie aresztowala, bo przeciez nie zrobil nic niezgodnego z prawem. 81 W odpowiedzi WizardOne Haifpipe22 napisat:Jeszcze jeden lamer. Jakiego sobie nicka wybrat. L (J 23R!!! FOAD wizard*! W odpowiedzi Chiitonowi Archenemy napisat: [kierowca] to totalny p5ychOI. W swojej szafce w szkole trzyma zdjecia tych gosci z Columbine i Wirginii i zwtok z obozow koncentracyjnych. Pomyka w badziewiu z kapturem i chce wygladad kewl, ale to luzer z hemoroidami i wyzej nigdy nie podskoczy, *kierowca+, jezeli to czytasz, gosciu, i nie bujasz sie w swiecie elfow i wrozek, pamietaj: masz u nas PRZ3RA8AN3. Zrob cos dla nas i *usunieto+ sobie w teb. Twoja smierd = MEGA WYGRANA! * Wizard- czarodziej, geniusz (przyp. tlum.). Rozdzial 9 Kathryn Dance wyprostowala sie i pokrecila glowa. -Duzo tu hormonow - powiedziala do Jona Bolinga. Niepokoila ja napastliwosd komentarzy w blogu - ktorych wiekszosd napisali mlodzi ludzie. Boling przewinal ekran do pierwszego postu. -Prosze zobaczyd, co sie stalo. Chilton zapisuje zwykle spostrzezenie na temat smiertelnego wypadku. Zadaje tylko pytanie, czy droga jest bezpieczna i dobrze utrzymana. Ale prosze spojrzed, jaki nastapil przeskok tematyczny. Komentarze najpierw odnosza sie do tego, co poruszyl Chilton -bezpieczeostwa na autostradach - potem przechodza do finansow publicznych, a koocza sie na chlopaku, ktory prowadzil samochod, chociaz najprawdopodobniej nie zrobil nic zlego. Autorzy postow atakuja go coraz gwaltowniej i w koocu blog zmienia sie w pyskowke miedzy samymi internautami. -Tak samo jak w zabawie w gluchy telefon. Wiadomosd krazy i coraz bardziej sie wypacza. "Podobno...", "slyszalem od kumpla...", "rozmawialam ze znajomymi..." - Ponownie przebiegla wzrokiem strone. - Zauwazylam tylko, ze Chilton nie broni sie przed atakami. Niech pan popatrzy na komentarz o wielebnym Fisku i grupie obrony zycia. W odpowiedzi Chitonowi CrimsoninChrist napisat: Jestes grzesznikiem, ktory nie potrafi pojad dobroci serca wielebnego R. Samuela Fiska. Pastor poswieci! swoje zycie Chrystusowi i Jego dzielom, ty natomiast schlebiasz prymitywnym masom dla wtasnej przyjemnosci i korzysci. W zalosny i oszczerczy sposob interpretujesz poglady wielkiego duchownego. To ciebie powinni przybid do krzyza. 83 -Nie, powazni blogerzy nie wdaja sie w klotnie. Chilton chetnie udzieli przemyslanej odpowiedzi, ale klotnie miedzy flamerami - wzajemne atakowanie sie autorow komentarzy - wymykaja sie spod kontroli i zaczynaja dotyczyd kwestii osobistych. Kolejne posty sa na temat samego ataku i odbiegaja od tresci watku. To jeden z problemow w blogach. Spotykajac sie twarza w twarz, ludzie nigdy nie spieraliby sie w ten sposob. Anonimowosd blogow oznacza, ze klotnie moga trwad calymi dniami czy tygodniami.Dance przejrzala tekst. -Czyli ten chlopak rzeczywiscie jest uczniem. - Przypomniala sobie swoj wniosek po przesluchaniu Tammy Foster. - Chilton usunal jego nazwisko i nazwe szkoly, ale to musi byd szkola imienia Roberta Louisa Stevensona, gdzie chodzi Tammy. Boling postukal w ekran. -A tu jest jej post. Jako jedna z pierwszych napisala o chlopaku. Potem wszyscy na niego naskoczyli. Byd moze post byl zrodlem wyrzutow sumienia, jakie Dance wyczula u dziewczyny podczas przesluchania. Jezeli chlopak rzeczywiscie byl sprawca, Tammy, zgodnie z przypuszczeniami Dance i 0'Neila, mogla sie czud czesciowo odpowiedzialna za napasd; sama to na siebie sciagnela. 1 byd moze czulaby sie winna, gdyby probowal skrzywdzid kogos jeszcze. Dlatego Tammy protestowala przeciwko sugestii, ze porywacz mial w samochodzie rower: Dance moglaby pomysled, ze porywaczem byl mlody czlowiek - uczeo, ktorego tozsamosci dziewczyna nie chciala zdradzid, bo wciaz uwazala go za zagrozenie. -Tyle napastliwych komentarzy - powiedziala Dance, wskazujac ekran. -Slyszala pani o Smieciarzu? -O kim? -To bylo kilka lat temu w Kioto, w Japonii. Pewien nastolatek wyrzucil na ziemie w parku opakowanie po fast foodzie i kubek po napoju. Ktos zrobil mu zdjecie komorka i przeslal swoim znajomym. Wkrotce fotografia pojawila sie na blogach i portalach spolecz-nosciowych w calym kraju. Wytropili go samozwaoczy cyberstroze. Zdobyli jego nazwisko i adres i opublikowali je w sieci. Informacja rozeszla sie w tysiacach blogow. Rozpetalo sie polowanie na cza- 84 rownice. Ludzie zaczeli przychodzid do jego domu i rzucad smieci na podworko. Chlopak o malo nie popelnil samobojstwa - w Japonii to straszna haoba. - Ton glosu Bolinga i jego jezyk ciala zdradzaly wzburzenie. - Krytycy twierdza, och, przeciez to tylko slowa i zdjecia. Ale moga byd bronia. Rownie grozna jak piesci. Szczerze mowiac, uwazam, ze blizny zostaja na dluzej.-Nie rozumiem niektorych slow w komentarzach - przyznala sie Dance. Boling sie zasmial. -Och, w blogach, na forach i portalach spolecznosciowych bledy ortograficzne, skroty i nowe slowa sa w dobrym tonie. "Genioosh" zamiast "geniusz", "f ten sposoop" zamiast "w ten sposob". "IMHO" to "in my humble opinion", "moim skromnym zdaniem". -Az sie boje pytad o FOAD. -Och, to "fuck off and die". Uprzejma formula pozegnalna. Duze litery sa oczywiscie tym samym co krzyk. -A co to jest p-5-y-c-h-0-l? -"Psychol" w hack mowie. -W hack mowie? -To rodzaj jezyka stworzonego przez nastolatkow w ciagu kilku ostatnich lat. Uzywa sie go tylko w tekstach pisanych na klawiaturze. Zamiast liter uzywa sie cyfr i symboli. Inna nazwa to "leet", od "elity". Dla nas, starcow, zargon moze byd niezrozumialy. Ale kazdy, kto go opanowal, potrafi w nim pisad i czytad tak szybko jak my po angielsku. -Dlaczego dzieci go uzywaja? -Bo jest tworczy, niekonwencjonalny... i cool. To ostatnie, nawiasem mowiac, powinno sie pisad K-E-W-L. -Ta ortografia jest okropna. -Rzeczywiscie, ale to nie swiadczy o glupocie czy braku wyksztalcenia autorow postow. Taka jest po prostu obecna konwencja. Liczy S1? szybkosd. Jezeli tylko czytelnik rozumie, mozna byd niechlujnym do woli. -Ciekawe, kim jest ten chlopak - powiedziala Dance. - Moglabym chyba zadzwonid do drogowki i zapytad o ten wypadek, o ktorym Pisze Chilton. -Sam sie dowiem. Swiat w sieci jest ogromny, ale zarazem maly. 85 Mam tu strone serwisu spolecznosciowego Tammy. Najczesciej wchodzi na portal One World. Jest wiekszy niz Facebook i MySpace. Ma sto trzydziesci milionow uzytkownikow.-Sto trzydziesci MILIONOW? -Aha. Wiecej niz niejeden kraj mieszkaocow. - Boling stukal w klawisze, mruzac oczy. - No dobrze, jestem w jej profilu, porownam pare informacji... Juz. Mam go. -Tak szybko? -Aha. Nazywa sie Travis Brigham. Ma pani racje. Chodzi do drugiej klasy Szkoly Sredniej Roberta Louisa Stevensona w Monterey. Jesienia idzie do liceum. Mieszka w Pacific Grove. Tam, gdzie mieszkala Dance i jej dzieci. -Przegladam teraz posty w OurWorld na temat wypadku. Z tego, co pisza, wynika, ze jechali z imprezy i chlopak stracil panowanie nad kierownica. Zginely dwie dziewczyny, trzecia wyladowala w szpitalu. Chlopak nie odniosl powazniejszych obrazeo. Nie postawiono mu zarzutow - faktycznie byly watpliwosci co do stanu drogi. Padal deszcz. -Ach, wtedy! Pamietam. - Rodzice nigdy nie zapominaja smiertelnych wypadkow samochodowych, w ktorych zgineli mlodzi ludzie. W pamieci Dance odzylo takze bolesne wspomnienie sprzed kilku lat: funkcjonariusz policji drogowej zadzwonil do niej do domu, pytajac, czy jest zona agenta FBI Billa Swensona. Zastanawiala sie, dlaczego o to pyta. Przykro mi, agentko Dance... Niestety wydarzyl sie wypadek. Odsunela od siebie te mysl i powiedziala: -Mimo ze jest niewinny, wszyscy go oczerniaja. -Niewinnosd jest nudna - odparl cierpko Boling. - To zadna frajda o niej pisad. - Wskazal na strone blogu. - Mamy tu do czynienia z Aniolami Zemsty. -Z kim? -To kategoria uzytkownikow uprawiajacych cyberprzemoc. Anioly Zemsty to samozwaocza straz w sieci. Atakuja Travisa, bo uwazaja, ze mu sie upieklo - skoro nie zostal aresztowany po wypadku. Nie wierza i nie ufaja policji. Inna kategoria to Spragnieni Wladzy - im najblizej do szkolnych lobuzow. Musza pomiatad ludzmi, zeby mied nad nimi kontrole. Nastepny typ to Zlosliwe Dziewczyny. Drecza 86 innych, bo... po prostu sa wredne. To na ogol znudzone pannice, ktore dla zabawy pisza okrutne komentarze, czasem graniczace z sadyzmem. - W glosie Bolinga znow zabrzmiala nutka wzburzenia. - Cyberprzemoc... to naprawde problem. I przybiera coraz powazniejsze rozmiary. Wedlug najnowszej statystyki trzydziesci pied procent dzieciakow bylo przesladowanych albo zastraszanych w sieci, wiekszosd z nich wielokrotnie. - Zamilkl i przymruzyl oczy.-Co takiego? -Ciekawe, ze nie ma tu jednej rzeczy. -Czego? -Nie ma ani jednego postu Travisa, ktory w ogole sie nie odgryza. -Moze nic nie wie o tych atakach. Boling parsknal krotkim smiechem. -Och, prosze mi wierzyd, dowiedzialby sie o nich pied minut po pojawieniu sie pierwszego komentarza w watku Chiltona. -Dlaczego brak odzewu z jego strony jest tak istotny? -Internauci uprawiajacy cyberprzemoc z najwiekszym uporem kwalifikuja sie do kategorii zwanej "Zemsta frajerow" albo "Ofiary odwetowcow". To ludzie, ktorzy sami sa przesladowani i staraja sie odeprzed atak. W tym wieku spoleczne pietno upokorzenia i zepchniecia na margines jest druzgocace. Moge reczyd, ze jest wsciekly, ma poczucie krzywdy i chce wyrownad rachunki. Te uczucia musza znalezd jakies ujscie. Rozumie pani, do czego to moze prowadzid? Dance zrozumiala. -Czyli niewykluczone, ze to on napadl na Tammy. -Jezeli nie msci sie na nich w sieci, tym bardziej prawdopodobne, ze bedzie probowal sie odegrad w rzeczywistym zyciu. - Z niepokojem zerknal na ekran. - Ariel, BellaKelley, SexyGurl362, Legend666, Archenemy - wszyscy atakowali go w swoich postach. Co oznacza, ze wszystkim grozi niebezpieczeostwo - jezeli to rzeczywiscie on. -Trudno byloby mu zdobyd ich nazwiska i adresy? -Niektore tak, chyba ze wlamalby sie do ruterow i serwerow. Mowie oczywiscie o "anonimowych" postach. Ale reszte znalazlby rownie latwo, jak ja ustalilem jego nazwisko. Wystarczyloby kilka forow klasowych albo list uczniow i dostep do OurWorld, Facebooka C2y MySpace. No i ulubionego narzedzia wszystkich - Google'a. 87 Dance zauwazyla, ze padl na nich jakis cieo, a Jonathan Boling spojrzal ponad jej ramieniem.Do gabinetu wszedl Michael O'Neil. Na jego widok Dance odetchnela z ulga. Usmiechneli sie do siebie. Profesor wstal. Dance przedstawila ich sobie i mezczyzni przywitali sie usciskiem dloni. -A wiec to panu musze podziekowad za swoj pierwszy wystep w barwach policji. -Nie wiem, czy "podziekowad" to najodpowiedniejsze slowo -odrzekl z kwasnym usmiechem O'Neil. Wszyscy troje usiedli przy stoliku i Dance opowiedziala Michaelowi, co ustalili... i co podejrzewali: ze Tammy mogla pasd ofiara napasci, bo zamiescila w blogu komentarz o uczniu szkoly sredniej, ktory ponosi wine za spowodowanie wypadku. -Chodzi o te krakse na jedynce sprzed paru tygodni? Osiem kilometrow na poludnie od Carmel? -Zgadza sie. -Chlopak nazywa sie Travis Brigham i chodzi do Roberta Louisa Stevensona, gdzie uczyly sie ofiary - dodal Boling. -Czyli jest co najmniej osoba w kregu podejrzeo. Mozliwe, ze stanie sie tak... jak sie obawialismy? - spytal jej O'Neil. - Ze chce to powtorzyd? -Bardzo prawdopodobne. Cyberprzemoc doprowadza ludzi do ostatecznosci. Widzialem to dziesiatki razy. O'Neil oparl stopy o blat stolika i zakolysal sie na krzesle. Dwa lata temu Dance zalozyla sie z nim o dziesied dolarow, ze pewnego dnia przewroci sie do tylu. Jak dotad nic nie wygrala. -Co ze swiadkami? - spytal ja policjant. Dance odrzekla, ze TJ nie odezwal sie jeszcze w sprawie kamery umieszczonej przy autostradzie, gdzie postawiono pierwszy krzyz, Rey takze nie meldowal, czy znalazl swiadkow w poblizu klubu, sprzed ktorego porwano Tammy. O'Neil powiedzial, ze analiza dowodow fizycznych nie przyniosla zadnego przelomu. -Mamy tylko jedna nowa rzecz - technicy znalezli na krzyzu wlokno szarej bawelny. - Dodal, ze w laboratorium w Salinas nie zdolali go znalezd w zadnej bazie danych, ustalili tylko, ze wlokno pochodzi prawdopodobnie z odziezy, nie z dywanu czy mebli. 88 _ To wszystko? Zadnych odciskow palcow, sladow bieznika?0'Neil wzruszyl ramionami. -Albo sprawca jest bardzo sprytny, albo ma duzo szczescia. Dance podeszla do biurka i otworzyla stanowe bazy danych informacji kryminalnej. Spogladajac na ekran spod przymruzonych powiek, przeczytala: -Travis Brigham, lat siedemnascie. Wedlug adresu w prawie jazdy mieszka na Henderson Road czterysta osiem. - Poprawila okulary na nosie. - Ciekawe. Jest notowany. - Po chwili pokrecila glowa. - Nie, przepraszam. Pomylilam sie. To nie on. To Samuel Brigham, mieszkajacy pod tym samym adresem. Ma pietnascie lat. Notowany w kartotece mlodocianych. Dwa razy aresztowany za podgladactwo, raz za napasd z zamiarem pobicia. Za kazdym razem zwolniony, skierowany do poradni psychologicznej. Zdaje sie, ze to jego brat. Ale Travis? Nie, ma czyste konto. Otworzyla na ekranie zdjecie Travisa z prawa jazdy. Ciemnowlosy chlopak o gestych brwiach i oczach osadzonych blisko siebie, ponuro spogladal w obiektyw. -Chcialbym sie dowiedzied czegos wiecej o wypadku - rzekl 0'Neil. Dance zadzwonila na miejscowy posterunek policji stanowej Kalifornii. Po kilku minutach przelaczania od pokoju do pokoju polaczyla sie z sierzantem Brodskym, przelaczyla aparat na glosnik i zapytala o wypadek. Brodsky natychmiast przybral ton typowy dla policjantow skladajacych zeznanie przed sadem -beznamietny i precyzyjny. -To bylo tuz przed polnoca dziewiatego czerwca, w sobote. Czworo nieletnich, trzy dziewczyny i jeden chlopak, jadac na polnoc autostrada numer jeden, znalezli sie pied kilometrow na poludnie od Carmel Highlands, niedaleko rezerwatu Garrapata. Za kierownica siedzial chlopak. Jechali nowym modelem nissana altima. Pojazd poruszal sie z predkoscia okolo siedemdziesieciu kilometrow na godzine. Kierowca minal zakret, samochod wpadl w poslizg i stoczyl sie z urwiska. Dziewczyny siedzace z tylu nie mialy zapietych pasow bezpieczeostwa. Zginely na miejscu. Dziewczyna siedzaca z przodu doznala wstrzasu mozgu. Kilka dni spedzila w szpitalu. Kierowca zostal przyjety do szpitala, zbadany i wypuszczony do domu. 89 -Co Travis mowil o przebiegu wypadku? - spytala Dance.-Ze po prostu stracil panowanie nad kierownica. Wczesniej padal deszcz. Na jezdni stala woda. Zmienial pas i wpadl w poslizg. Samochod nalezal do jednej z dziewczyn, opony nie byly w najlepszym stanie. Nie przekroczyl dozwolonej predkosci, badanie nie wykazalo obecnosci alkoholu ani niedozwolonych substancji. Dziewczyna, ktora przezyla wypadek, potwierdzila jego zeznanie. - Obronnym tonem policjant dodal: - Naprawde nie bylo powodu, zeby postawid mu zarzuty. Wszystko jedno, co sie mowi o sledztwie. Czyli tez czytal wpisy w blogu, doszla do wniosku Dance. -Zamierzacie wznowid dochodzenie? - zapytal podejrzliwie Brodsky. -Nie, chodzi o napasd w nocy w poniedzialek. O dziewczyne w bagazniku. - Ach, to. Myslicie, ze to ten chlopak? -Niewykluczone. -Nie zdziwilbym sie. Ani troche. -Dlaczego? -Czasem czlowiek ma takie przeczucie. Travis byl niebezpieczny. Mial oczy takie jak tamte dzieciaki z Columbine. Skad mogl znad wyglad sprawcow tej straszliwej masakry z 1999 roku? -Byl ich fanem, to znaczy tych mordercow - wyjasnil Brodsky. - Mial ich zdjecia w swojej szafce w szatni. Wiedzial o tym z blogu czy z innego zrodla? Dance pamietala, ze ktos wspomnial o tym w watku "Przydrozne krzyze". -Uwaza pan, ze stanowil zagrozenie? - spytal Brodsky'ego O'Neil. - Kiedy go pan przesluchiwal? -Tak. Caly czas mialem pod reka kajdanki. To byl kawal chlopa. Mial na sobie bluze z kapturem. I ciagle sie gapil. Az ciarki chodzily po plecach. Gdy wspomnial o jego stroju, Dance przypomniala sobie reakcje Tammy na jej pytanie, czy napastnik byl ubrany w bluze z kapturem. Podziekowala funkcjonariuszowi i zakooczyla rozmowe. Po chwili spojrzala na Bolinga. -Czy na podstawie postow ma pan jakies spostrzezenia na temat Travisa? 90 Profesor zastanowil sie przez chwile._ Owszem, cos mi przychodzi do glowy. Jezeli rzeczywiscie jest zapalonym graczem, tak jak twierdza, ten fakt moze mied znaczenie. -To znaczy, ze gry, w ktore gra, zaprogramowaly w nim agresje? - odezwal sie O'Neil. - Pare dni temu ogladalismy cos o tym na Discovery. Ale Jon Boling przeczaco pokrecil glowa. -To popularny motyw w mediach. Jezeli jednak przeszedl mniej wiecej normalne fazy rozwojowe w dzieciostwie, o to specjalnie bym sie nie martwil. Owszem, niektore dzieci moga zobojetnied na skutki przemocy, jesli zbyt wczesnie mialy z nia regularny kontakt - na ogol wzrokowy. Ale w najgorszym razie dochodzi do znieczulenia; dziecko nie staje sie przez to niebezpieczne dla innych. Sklonnosd do agresji u mlodych ludzi prawie zawsze bierze sie ze wscieklosci, nie z ogladania filmow czy telewizji. Nie, mowiac o tym, ze gry prawdopodobnie maja zasadniczy wplyw na Travisa, chce powiedzied o czyms innym. Mam na mysli zmiane, jaka obserwujemy wsrod mlodych ludzi w calym spoleczeostwie. Travis byd moze przestaje odrozniad sztuczny swiat od rzeczywistego. -Sztuczny swiat? -To okreslenie z ksiazki Edwarda Castronovy na ten temat. Sztuczny swiat to zycie w internetowych grach i wirtualnej rzeczywistosci, takiej jak na przyklad "Second Life". To swiaty fantazji, do ktorych wchodzi sie za pomoca komputera - albo palmtopa czy innego elektronicznego urzadzenia. Dla wiekszosci ludzi z naszego pokolenia granica miedzy sztucznym a rzeczywistym swiatem jest wyrazna. Rzeczywisty swiat to ten, gdzie siada sie do kolacji z rodzina albo gra w softball czy wychodzi sie na randke, gdy czlowiek wyloguje sie ze sztucznego swiata i wylaczy komputer. Ale mlodsi - mowie o dwudziesto-, a nawet trzydziestolatkach - nie dostrzegaja tej roznicy. Sztuczne swiaty staja sie dla nich coraz bardziej realne. Ostatnio przeprowadzono nawet badania, z ktorych wynika, ze prawie jedna piata uczestnikow pewnej gry sieciowej uwaza, ze realny swiat to tylko miejsce, w ktorym sie je i spi, a ich prawdziwe zycie toczy Sl? w sztucznym swiecie. 91 /Y i 0Dance zrobila zaskoczona mine. Boling usmiechnal sie na widok jej naiwnego zdziwienia. -Och, przecietny gracz potrafi spedzad w sztucznym swiecie trzydziesci godzin tygodniowo, a nierzadko zdarza sie, ze dwa razy wiecej. Setki milionow ludzi w taki czy inny sposob funkcjonuja w sztucznym swiecie, a dziesiatki milionow spedzaja w niej wieksza czesd dnia. I nie mowimy tu o grach typu Pac-Man czy Pong. Poziom realizmu w sztucznym swiecie jest zdumiewajacy. Uzytkownik -poprzez awatar, postad, ktora go reprezentuje - zamieszkuje swiat rownie zlozony jak ten, w ktorym wspolczesnie zyjemy. Psychologowie dzieciecy badali sposob, w jaki ludzie tworza awatary; konstruujac swoje postaci, gracze podswiadomie wykorzystuja umiejetnosci rodzicielskie. Ekonomisci tez zajmuja sie grami. Uczestnik musi sie nauczyd, jak sie utrzymad, bo inaczej umrze z glodu. W wiekszosci gier zarabia sie pieniadze, w walucie obowiazujacej w grze. Ale ta fikcyjna waluta na eBayu ma kurs wymiany na dolary, funty i euro - w swojej kategorii. Mozna kupowad i sprzedawad wirtualne przedmioty - na przyklad czarodziejskie rozdzki, broo, stroje, domy, a nawet same awatary -za rzeczywiste pieniadze. Nie tak dawno temu w Japonii kilku graczy pozwalo do sadu hakerow, ktorzy skradli wirtualne przedmioty z ich domow w sztucznym swiecie. I wygrali sprawe. Boling sie pochylil, a Dance znow zauwazyla blysk w jego oczach i entuzjazm w glosie. -Jednym z najlepszych przykladow krzyzowania sie swiata sztucznego i rzeczywistego jest znana gra internetowa "World of Warcraft". Projektanci stworzyli klatwe w formie zarazy, ktora nadwerezala zdrowie i odbierala moc postaciom. Nazwano ja "Corrupted Blood". Infekcja oslabiala silne postacie, a slabsze zabijala. Ale stalo sie cos dziwnego. Nikt nie wie dokladnie jak, ale choroba wymknela sie spod kontroli i sama zaczela sie rozprzestrzeniad. Zmienila sie w wirtualna epidemie dzumy. Tworcy nie zamierzali do tego doprowadzid. Zainfekowane postacie albo umieraly, albo uodpornialy sie na wirusa. Dowiedzialo sie o tym Centrum Zwalczania i Zapobiegania Chorob w Atlancie, ktore utworzylo specjalny zespol do analizy rozprzestrzeniania sie zarazy. Wykorzystano gre jako model dla epidemiologii w rzeczywistym swiecie. Boling wyprostowal sie na krzesle. 92 Moglbym godzinami opowiadad o sztucznym swiecie. To fascynujacy temat, ale chodzi mi o to, ze bez wzgledu na to, czy Travis ulegl znieczuleniu na przemoc, najwazniejsze pytanie brzmi, w ktorym swiecie przebywa czesciej, sztucznym czy realnym? Jezeli w sztucznym, to w zyciu kieruje sie zupelnie innym zbiorem zasad. Nie wiemy jakich. Mozliwe, ze zemsta na osobach przesladujacych go w sieci -albo na kazdym, kto go upokorzy - jest dla niego dzialaniem zupelnie normalnym. Moze pozadanym. A nawet dzialaniem koniecznym.Mozna go porownad do czlowieka cierpiacego na schizofrenie paranoidalna, ktory zabija, bo jest swiecie przekonany, ze ofiara stanowi zagrozenie dla swiata. Przeciez nie robi nic zlego. Zabojstwo urasta nawet w jego oczach do rangi heroicznego czynu. A Travis? Kto wie, co mu sie roi w glowie? Prosze pamietad, ze napasd na Tammy Foster, ktora zaatakowala go w blogu, moze dla niego znaczyd nie wiecej niz pacniecie natretnej muchy. Dance zamyslila sie nad tym, po czym spytala 0'Neila: -Sprobujemy z nim porozmawiad czy nie? Zawsze trudno zdecydowad, kiedy nalezy przeprowadzid wstepne przesluchanie podejrzanego. Travis prawdopodobnie jeszcze w ogole nie mial pojecia, ze jest podejrzany. Rozmowa w tym momencie moglaby go zaskoczyd i niewykluczone, ze wygadalby cos, co mogliby wykorzystad przeciw niemu; moze nawet przyznalby sie do winy. Z drugiej jednak strony moglby zniszczyd dowody albo uciec. Wahali sie. O decyzji Dance przesadzilo jedno wspomnienie. Wyraz oczu lammy Foster - w ktorych malowal sie lek przed odwetem. I strach, ze sprawca zaatakuje kogos innego. Wiedziala, ze musza dzialad szybko. -Tak. Chodzmy z nim pogadad. Rozdzial 10 Rodzina Brighamow mieszkala w lichym bungalowie, ktorego ogrod byl zaslany czesciami samochodowymi i przeroznymi na wpol rozmontowanymi urzadzeniami. Miedzy narzedziami i zepsutym' zabawkami lezaly zielone worki na smieci, z ktorych wysypywaly sie odpadki i gnijace liscie. Ze splatanej winorosli pod przerosnietym zywoplotem wygladal nieufnie brudny kot. Byl zbyt leniwy albo najedzony, by przejmowad sie tlustym szczurem, ktory przemknal obok niego. 0'Neil zaparkowal na zwirowym podjezdzie okolo dziesieciu metrow od domu, po czym razem z Dance wysiedli z nieoznakowa-nego samochodu biura szeryfa. Rozejrzeli sie po okolicy. Mieli wrazenie, jak gdyby ogladali obrazek z wiejskiego poludnia - ruina otoczona zielonym gaszczem, bez innych zabudowao w zasiegu wzroku. Oplakany stan domu i cierpki zapach wydobywajacy sie z pobliskiej niewydolnej kanalizacji albo bagna wyjasnialy, dlaczego te rodzine bylo stad na kupno nieruchomosci w tak ustronnym miejscu, w tak drogiej czesci Kalifornii. Gdy ruszyli w strone domu, Dance zauwazyla, ze jej dloo bladzi w okolicy rekojesci pistoletu, wystajacej zza rozpietego zakietu. Byla niespokojna i czujna. Mimo to atak chlopaka zupelnie ich zaskoczyl. W momencie, gdy mineli kepe anemicznej, przypominajacej trzcine trawy obok przechylonego na jedna strone garazu, odwrocila sie do 0'Neila i zobaczyla, jak policjant sztywnieje, patrzac na cos za jej plecami. Zlapal ja za pole zakietu i pociagnal na ziemie. -Michaeli - krzyknela. 94 Nad jej glowa smignal kamieo, mijajac ja o wlos, po czym roztrzaskal okno garazu. Chwile pozniej polecial drugi. 0'Neil musial zrobid szybko unik, zeby uniknad uderzenia. Zderzyl sie z watlym drzewem._ Nic ci sie nie stalo? - spytal szybko. Przeczacy ruch glowy. -Widziales, skad wylecial kamieo? -Nie. Lustrowali gestwine drzew, okalajaca posesje. -Tam! - zawolala Dance, pokazujac chlopaka w dresie i welnianej czapce, ktory na nich patrzyl. Odwrocil sie i uciekl. Dance wahala sie tylko ulamek sekundy. Zadne z nich nie mialo radia; nie planowali operacji taktycznej. Powrot do samochodu 0'Neila, zeby wezwad grupe poscigowa, kosztowalby za duzo czasu. Majac szanse zlapad Travisa, instynktownie ruszyli za nim sprintem. Agenci CBI ucza sie podstaw walki wrecz - chod wiekszosd z nich, nie wylaczajac Dance, nigdy nie brala udzialu w bijatyce. Od czasu do czasu musza tez przechodzid testy sprawnosciowe. Dance byla w niezlej formie, chod nie dzieki rygorowi CBI, ale pieszym wedrowkom do odleglych pustkowi w poszukiwaniu muzyki do swojej strony internetowej. Mimo niepraktycznego stroju - czarnej spodnicy z zakietem i bluzki - wyprzedzila Michaela 0'Neila, gdy zanurzyli sie w las w poscigu za chlopakiem. Ktory poruszal sie odrobine szybciej od nich. 0'Neil mial w reku komorke i zdyszanym glosem prosil o przyslanie wsparcia. Oboje nie mogli zlapad tchu i Dance zastanawiala sie, czy dyspozytor w ogole go rozumie. Chlopak na chwile zniknal, wiec oboje zwolnili kroku. Nagle Dance krzyknela: -Patrz! - Zauwazyla, jak uciekinier wylania sie z krzakow okolo Pietnastu metrow od nich. - Broo? - wykrztusila. Trzymal w reku cos ciemnego. -Nie widze. To mogl byd pistolet, chod rownie dobrze rura albo noz. Tak czy inaczej... Zniknal w gestej czesci lasu, za ktora Dance dostrzegla lsniacy Miedzy drzewami zielony staw. Zapewne zrodlo duszacego smrodu. 95 O'Neil zerknal na nia.Westchnela i skinela glowa. Rownoczesnie wyciagneli glocki. Znow zaczeli sie przedzierad naprzod. Dance i O'Neil wspolpracowali przy wielu sprawach i gdy prowadzili sledztwo, instynktownie przelaczali sie w tryb scislej symbiozy. Najlepiej wychodzilo im jednak rozwiazywanie zagadek intelektualnych, a nie zabawa w wojne. Musiala sobie powtorzyd: nie trzymad palca na spuscie, nie wchodzid w pole strzalu partnera i unosid lufe, ilekrod wejdzie w twoje pole strzalu, strzelaj tylko w sytuacji zagrozenia, sprawdz tlo, oddawaj po trzy strzaly, licz pociski. Dance tego nie znosila. Nie mogli jednak zmarnowad okazji, by zlapad sprawce w sprawie Przydroznego Krzyza. Dance biegla przez las, majac w pamieci przerazone spojrzenie Tammy Foster. Chlopak znow zniknal i oboje z 0'Neilem zatrzymali sie na rozwidleniu sciezek. Travis prawdopodobnie wybral jedna z nich - niemozliwe, by udalo mu sie przedrzed przez gaszcz zarosli w tym miejscu. O'Neil bez slowa wskazal w lewo, a potem w prawo, pytajaco unoszac brew. Rzud moneta, pomyslala, zla i zdenerwowana, ze beda sie musieli rozdzielid z Michaelem. Ruchem glowy wskazala w lewo. Ruszyli ostroznie kazde w swoja strone. Dance kroczyla przez gestwine, myslac, jak bardzo nie nadaje sie do tej roli. Jej swiat to byly slowa, mimika i niuanse gestow, nie akcje w terenie. Wiedziala, ze wykraczajac poza granice strefy, z ktora czlowiek jest za pan brat, mozna stracid zdrowie, a nawet zginad. Ogarnely ja zle przeczucia. Stoj, powiedziala sobie. Znajdz Michaela, wracajcie do samochodu i czekajcie na wsparcie. Za pozno. W tym momencie Dance uslyszala szelest u swoich stop. Zerknela w dol i zobaczyla, ze chlopak, chowajac sie w krzakach obok niej, rzucil w jej strone gruba galaz. Probowala ja przeskoczyd, ale zahaczyla o nia stopa i runela na ziemie. Usilujac uchronid sie przed upadkiem, Dance przekrecila sie na bok. 96 I dzieki temu ocalila nadgarstek.Byl jeszcze jeden skutek: czarny, kanciasty glock wypadl jej z reki i zniknal w krzakach. Zaledwie kilka sekund pozniej Dance znow uslyszala szelest lisci i chlopak, ktory zapewne czekal, zeby sie upewnid, czy jest sama, wyskoczyl z zarosli. Co za bezmyslnosd, powtarzal sobie ze zloscia Michael O'Neil. Pedzil w strone, gdzie rozlegl sie krzyk Dance, ale zorientowal sie, ze nie ma pojecia, gdzie ona jest. Lepiej bylo trzymad sie razem. Nie powinni sie rozdzielad, to bylo bezmyslne. Owszem, byd moze sensowne - mogli przeszukad wiekszy teren - ale on bral udzial w kilku strzelaninach i poscigach ulicznych, a Kathryn Dance nigdy. Jezeli cos sie jej stalo... Z oddali dobiegl ryk syren, coraz glosniejszy. Wsparcie bylo coraz blizej. O'Neil zwolnil do marszu, nasluchujac. Chyba w krzakach obok cos zaszelescilo. Moze nie. Zachowali sie bezmyslnie, bo Travis na pewno doskonale znal te okolice. To bylo doslownie jego podworko. Wiedzial, gdzie sie schowad, ktoredy uciec. Szukajac napastnika, O'Neil skierowal przed siebie pistolet, ktory w jego wielkiej dloni wazyl tyle co nic. Oszaleje. Pokonal nastepnych dziesied metrow. Wreszcie odwazyl sie wydad dzwiek. -Kathryn? - powiedzial scenicznym szeptem. Nic. Glosniej: -Kathryn? W zaroslach i drzewach zaszumial wiatr. Po chwili: -Michael, tutaj! - Zduszony glos dobiegl z bliska. O'Neil ruszyl sPrintem. I znalazl ja na sciezce, na rekach i kolanach. Miala spuszczona glowe. Uslyszal jej ciezki oddech. Ranna? Travis uderzyl J4 rura? Zadal cios nozem? 97 O'Neil musial powstrzymad odruch, by przypasd do niej i sprawdzid, jakie odniosla obrazenia. Znal procedury. Podbiegl blizej, stanal nad nia, rozgladajac sie czujnie dookola, szukajac sprawcy.Wreszcie dojrzal znikajace w oddali plecy Travisa. -Uciekl - powiedziala Dance, wyciagajac broo z gestych krzakow i wstajac. - Tamtedy. -Cos ci sie stalo? -Tylko troche sie potluklam. Rzeczywiscie wygladalo na to, ze nic jej nie jest, ale otrzepywala ubranie gestem, ktory go zaniepokoil. Wydawala sie wyjatkowo roztrzesiona, zdezorientowana. Trudno bylo sie dziwid. Ale Kathryn Dance zawsze byla dla niego ostoja, probierzem, wedlug ktorego ocenial wlasne reakcje. Jej zachowanie przypomnialo mu, ze znalezli sie poza swoim zywiolem, ze sprawa nie dotyczy zwyklych porachunkow gangsterskich ani poscigu za szajka przemytnikow broni krazacych po autostradzie 101. -Co sie stalo? - zapytal. -Rzucil mi galaz pod nogi i zwial. Michael, to nie byl Travis. -Co? -Zdazylam go zobaczyd. Byl blondynem. - Dance skrzywila sie na widok dziury w spodnicy, ale po chwili dala spokoj garderobie. Zaczela rozgladad sie po ziemi. - Cos tu upuscil... O, jest. - Podniosla przedmiot. Puszke farby w sprayu. -O co tu chodzi? - zastanawial sie na glos 0'Neil. Dance wsunela broo do kabury i odwrocila sie w strone domu. -Chodzmy sie dowiedzied. Dotarli do domu Brighamow rownoczesnie ze wsparciem - dwoma radiowozami policji miejskiej z Pacific Grove. Mieszkajaca tam od dawna Dance znala funkcjonariuszy i pomachala do nich. Podeszli do niej i 0'Neila. -Kathryn, wszystko w porzadku? - spytal jeden z policjantow, widzac jej potargane wlosy i brudna spodnice. -W najlepszym. - Opowiedziala im o ataku i poscigu. Jeden z funkcjonariuszy zameldowal o incydencie przez zawieszona na ramieniu motorole. 98 Ledwo Dance i O'Neil staneli przed domem, zza siatki w drzwiach kobiecy glos zawolal:-Zlapaliscie go? Otworzyly sie drzwi i na progu stanela wlascicielka glosu. Wygladala na czterdziesci kilka lat, miala zaokraglona figure i twarz przypominajaca ksiezyc w pelni. Byla ubrana w niemilosiernie opiete dzinsy i bufiasta szara bluzke z trojkatna plama na brzuchu. Kathryn Dance zauwazyla, ze jej kremowe czolenka sa zalosnie rozczlapane i zdarte od utrzymywania ciezaru jej ciala. Swiadczyly tez o niedbalstwie. Dance i O'Neil przedstawili sie. Kobieta nazywala sie Sonia Brigham i byla matka Travisa. -Zlapaliscie go? - dopytywala sie dalej. -Wie pani, kto to byl i dlaczego nas zaatakowal? -Nie atakowal was - odrzekla Sonia. - Pewnie nawet was nie zauwazyl. Chodzilo mu o okna. Juz trzy nam rozbili. -Dom paostwa Brighamow stal sie ostatnio celem wandali -wyjasnil jeden z policjantow z Pacific Grove. -Pyta pani, czy go zlapalismy - powiedziala Dance. - Zna go pani? -Tego akurat nie. Jest ich cala masa. -Masa? - zdziwil sie O'Neil. -Ciagle sie tu kreca. Rzucaja kamieniami, ceglami, bazgrza rozne rzeczy na domu i garazu. Tak teraz wyglada nasze zycie. -Lekcewazaco machnela reka w strone lasu, gdzie zniknal wandal. -Po tym, jak zaczeli wygadywad te okropne rzeczy o Travisie. Kiedys ktos wrzucil przez okno cegle do salonu i o malo nie trafil mojego mlodszego syna. O, niech paostwo patrza. - Pokazala zielone graffiti na bocznej scianie krzywej szopy, stojacej na podworku pietnascie metrow od domu. MORD3RCA!!! Hack mowa, zauwazyla Dance.Dance podala znaleziona puszke z farba policjantowi z Pacific Grove, ktory obiecal, ze sie nia zajma. Podala rysopis chlopaka -ktory wygladal jak jeden z pieciuset uczniow szkoly sredniej mieszkajacych w okolicy. Funkcjonariusze odebrali od Dance i 0'Neila krotkie zeznanie, przesluchali tez matke Travisa, po czym wsiedli do radiowozow i odjechali. 99 -Uwzieli sie na mojego syna. Przeciez nie zrobil nic zlego! Zachowuja sie jak jakis cholerny Ku-Klux-Klan! Ta cegla o malo nie trafila Sammy'ego. Jest troche niezrownowazony. Prawie oszalal. Dostal ataku. Anioly Zemsty, pomyslala Dance. Chod w tym wypadku nie byla to juz cyberprzemoc; przeniosla sie ze sztucznego swiata do realnego. Na werandzie ukazal sie nastolatek o okraglej twarzy. Jego nieufny usmiech zdradzal powolnosd myslenia, ale gdy skierowal wzrok na dwoje funkcjonariuszy, mial calkiem rozumne spojrzenie. -Co sie stalo? Co sie stalo? - Mial natarczywy glos. -Nic, Sammy. Wracaj do domu. Idz do swojego pokoju. -Kto to jest? -Wracaj do swojego pokoju. I zostao tam. Nie idz nad staw. -Chce isd nad staw. -Nie teraz. Ktos tam jest. Chlopiec wolnym krokiem wszedl do domu. -Pani Brigham, zeszlej nocy popelniono przestepstwo - powiedzial Michael O'Neil. - Usilowanie zabojstwa. Ofiara zamiescila w blogu komentarz przeciwko Travisowi. -Och, ten cholerny Chilton! - wycedzila Sonia spomiedzy zoltych zebow, ktore starzaly sie jeszcze szybciej niz jej twarz. - Od tego sie zaczelo. To jemu ktos powinien wrzucid cegle przez okno. Teraz wszyscy rzucili sie na naszego syna. A on nic nie zrobil. Dlaczego wszyscy mysla, ze zrobil? Mowia, ze ukradl samochod mojej matki, jezdzil po Lighthouse i... no, obnazal sie. Moja matka sprzedala samochod cztery lata temu. Tyle wiedza. - Nagle Soni cos przyszlo do glowy i wahadlo przechylilo sie w strone czujnosci. - Zaraz, chodzi o dziewczyne w bagazniku, co to miala utonad? -Zgadza sie. -Z gory mowie, ze moj syn nigdy nie zrobilby czegos takiego. Przysiegam na Boga! Chyba go nie aresztujecie? - Pobladla z przerazenia. Czy nie za bardzo pobladla? - zastanawiala sie Dance. Moze naprawde podejrzewala syna? -Chcielibysmy z nim tylko porozmawiad. Kobieta nagle sie zaniepokoila. 100 -Mojego meza nie ma. -Wystarczy tylko pani obecnosd. Nie potrzebujemy obojga rodzi-_ Ale Dance zorientowala sie, ze Sonia po prostu nie chce brad na siebie odpowiedzialnosci. -Zreszta Travisa tez nie ma. -Spodziewa sie go pani niebawem? -Pracuje w Bagel Express, zarabia na kieszonkowe. Niedlugo zaczyna sie jego zmiana. Bedzie musial przyjsd po ubranie sluzbowe. -Gdzie teraz jest? Wzruszyla ramionami. -Czasem chodzi do tego salonu gier wideo. - Zamilkla, doszedlszy zapewne do wniosku, ze nie powinna nic mowid. - Niedlugo wroci moj maz. Dance znow zwrocila uwage na ton, jakim Sonia wypowiadala te slowa. "Moj maz". -Czy Travis w nocy wychodzil z domu? Okolo polnocy? -Nie. - Odpowiedz padla bardzo szybko. -Na pewno? - spytala ostro Dance. Zauwazyla oznaki niecheci - Sonia odwrocila wzrok - i dotkniecie nosa, czyli gest blokujacy, jakiego przedtem nie widziala. Sonia przelknela sline. -Pewnie byl w domu. Nie jestem zupelnie pewna. Wczesnie sie polozylam. Travis siedzi do pozna w nocy. Byd moze wychodzil. Ale nic nie slyszalam. -A pani maz? - Zwrocila uwage na liczbe pojedyncza, gdy Sonia mowila o pojsciu spad. - Byl wtedy w domu? -Troche gra w pokera. Chyba poszedl grad. -Naprawde musimy... - zaczal 0'Neil. Nagle urwal, poniewaz na podworku obok domu ukazal sie wysoki, koscisty nastolatek o szerokich ramionach, idacy w ich strone rozkolysanym krokiem. Mial na sobie wyplowiale czarne dzinsy z widocznymi plamami szarosci oraz kurtke bojowke khaki, spod ktorej bylo widad czarna bluze. Bez kaptura, jak zauwazyla Dance. Na widok gosci stanal jak wryty, wlepiajac w nich zaskoczone spojrzenie. Zerknal na nieoznakowany woz CBI, ktory potrafil rozpoznad kazdy widz seriali kryminalnych pokazywanych w ciagu ostatnich dziesieciu lat. 101 W postawie i minie chlopaka Dance rozpoznala typowa reakcje czlowieka, winnego i niewinnego, ktory nagle zobaczyl policje: ostroznosd... i gonitwa mysli.-Travis, kochanie, podejdz tu. Nie ruszyl sie z miejsca, a Dance wyczula rosnace napiecie 0'Neila. Ale drugi poscig nie byl konieczny. Chlopak zblizyl sie do nich niedbalym krokiem, z obojetna mina. -Paostwo sa z policji - powiedziala jego matka. - Chca z toba porozmawiad. -Tak tez myslalem. O czym? - Mowil swobodnym, zyczliwym tonem, opusciwszy dlugie rece wzdluz bokow. Mial brudne dlonie i ziemie za paznokciami. Wlosy jednak wygladaly na czyste; Dance domyslala sie, ze myje je regularnie, probujac zwalczyd tradzik pokrywajacy mu twarz. Oboje z 0'Neilem przywitali sie z chlopakiem i pokazali legitymacje. Travis ogladal je przez dluga chwile. Gra na zwloke? - pomyslala Dance. -Znowu ktos tu byl - poinformowala syna Sonia. Ruchem glowy wskazala graffiti. - Wybil jeszcze dwa okna. Travis przyjal te wiadomosd, nie okazujac zadnych uczud. -A Sammy? - spytal. -Nic nie widzial. -Moglibysmy wejsd do srodka? - zapytal 0'Neil. Chlopak wzruszyl ramionami i weszli do wnetrza przesiaknietego zapachem plesni i dymu papierosowego. W domu panowal porzadek, ale bylo brudno. Meble nie do kompletu wygladaly na kupione z drugiej reki, o czym swiadczyly przetarte pokrowce i lakier luszczacy sie z sosnowych nog. Na scianach wisialy fotografie, glownie dekoracyjne. Pod zdjeciem Wenecji Dance zauwazyla fragment logo "National Geographic". Bylo tez kilka fotografii rodzinnych. Przedstawialy obu chlopcow i znacznie mlodsza Sonie. Zjawil sie Sammy, tak jak poprzednio poruszajacy sie nerwowo, usmiechniety. -Travis! - Podbiegl do brata. - Przyniosles mi emenemsy? -Masz. - Travis poszperal w kieszeni i podal chlopcu paczke cukierkow MM. 102 -Aha! - Sammy ostroznie otworzyl opakowanie i zajrzal do srodka. Po chwili zerknal na brata. - Fajnie dzisiaj bylo nad stawem. -Naprawde? -No. - Sammy wrocil do pokoju, sciskajac w reku slodycze. -Nie wyglada dobrze - powiedzial Travis. - Bral tabletki? Jego matka odwrocila wzrok. -Wiesz... -Tato nie wykupil recepty, bo podrozaly, tak? -Jego zdaniem wcale mu nie pomagaja. -Bardzo mu pomagaja, mamo. Przeciez wiesz, co sie z nim dzieje, jak ich nie bierze. Dance zajrzala do pokoju Sammy'ego i zobaczyla, ze na jego biurku leza skomplikowane czesci elektroniczne, elementy komputerow i narzedzia - a obok zabawki dla znacznie mlodszych dzieci. Sammy, rozparty na krzesle, czytal japooski komiks. Uniosl wzrok i utkwil w Dance badawcze spojrzenie. Po chwili lekko sie usmiechnal i wskazal glowa na ksiazke. Dance odpowiedziala na zagadkowy gest usmiechem. Chlopiec wrocil do lektury, poruszajac ustami. Na stole w korytarzu stal pelen ubrao kosz na bielizne. Dance klepnela 0'Neila w ramie i wzrokiem pokazala lezaca na wierzchu szara bluze. Z kapturem. 0'Neil skinal glowa. -Jak sie czujesz po tym wypadku? - zapytala Travisa Dance. -Chyba dobrze. -To musialo byd straszne. - Aha. -Ale nie ucierpiales zbyt powaznie? -Nie bardzo. Poduszka sie otworzyla. No i nie jechalem tak szybko... Trish i Van. - Skrzywil sie. -Gdyby zapiely pasy, nic by im sie nie stalo. -Zaraz powinien przyjsd jego ojciec - powtorzyla Sonia. -Mamy tylko kilka pytao - odparl spokojnie 0'Neil, po czym wycofal sie do rogu salonu, oddajac pole Dance. -Do ktorej klasy chodzisz? - zapytala. -Skooczylem druga. -Do Roberta Louisa Stevensona, zgadza sie? - Tak. 103 -Czego sie uczysz?-No nie wiem, roznych rzeczy. Lubie informatyke i matme. Hiszpaoski. Ucze sie tego co wszyscy. -Jak jest w tej szkole? -Moze byd. Lepiej niz w publicznej Monterey albo Junipero. - Odpowiadal spokojnie, patrzac jej prosto w oczy. W szkole Junipero Serra obowiazywaly mundurki. Dance przypuszczala, ze bardziej niz surowosci jezuitow i ogromu zadao domowych uczniowie nie cierpieli regulaminowego stroju. -A gangi? -Travis nie jest w zadnym gangu - wlaczyla sie jego matka. Jak gdyby wolala, zeby syn do ktoregos nalezal. Nikt nie zwrocil na nia uwagi. -Nie jest zle - odparl Travis. - Daja nam spokoj. Nie tak jak w Salinas. Dance nie probowala prowadzid rozmowy towarzyskiej. Zadawala pytania, zeby ustalid wzorzec typowego zachowania chlopca. Po kilku minutach niewinnej pogawedki uznala, ze juz sie orientuje, jak wygladaja u niego oznaki prawdomownosci. Byla gotowa zapytad o napasd na dziewczyne. -Travis, znasz Tammy Foster, prawda? -Dziewczyne z bagaznika. Mowili w wiadomosciach. Chodzi do Stevensona. Nie gadamy ze soba, nic takiego. Moze w pierwszej klasie chodzilismy razem na jeden przedmiot. - Nagle spojrzal jej prosto w oczy. Od czasu do czasu przesuwal dlonia po twarzy, ale Dance nie byla pewna, czy to gest blokujacy, sygnalizujacy klamstwo, czy Travis wstydzi sie tradziku. - Napisala o mnie cos w "Raporcie Chiltona". To nieprawda. -Co napisala? - spytala Dance, chod pamietala post o tym, jak probowal robid zdjecia dziewczynom w szatni po treningu cheer-leaderek. Chlopiec zawahal sie, jak gdyby podejrzewal, ze Dance chce zastawid na niego pulapke. -Ze robilem zdjecia. No wie pani, dziewczynom. - Twarz mu spochmurniala. - Aleja tylko rozmawialem przez telefon. -Naprawde - wtracila jego matka. - Lada chwila przyjdzie Bob. Wolalabym zaczekad. 104 Ale Danee czula jednak, ze nie moze przerywad. Nie miala watpliwosci, ze jezeli Sonia chce czekad na meza, ten szybko zakooczyprzesluchanie. _ Wyjdzie z tego? - spytal Travis. - Tammy? _ Na to wyglada. Zerknela na odrapany stolik, gdzie stala pusta, lecz lepiaca sie od brudu popielniczka. Dance chyba od lat nie widziala popielniczki w zadnym salonie. -Mysli pani, ze ja to zrobilem? Ze probowalem ja skrzywdzid? - Jego ciemne oczy z niezmaconym spokojem patrzyly na nia spod gestych brwi. -Nie. Rozmawiamy z kazdym, kto moze mied informacje o tej sytuacji. -Sytuacji? -Gdzie byles dzis w nocy? Miedzy jedenasta a pierwsza? Znow odrzucil wlosy z czola. -Kolo wpol do jedenastej poszedlem do Game Shed. -Co to takiego? -Chodzi sie tam na gry wideo. Taki salon. Troche tam zagladam. Wie pani, gdzie to jest? Obok Kinko. Kiedys tam bylo stare kino, aleje zburzyli i zrobili salon gier. Nie jest najlepszy, lacza sa troche do kitu, ale tylko tam maja otwarte do pozna. Bezladna wypowiedz, zwrocila uwage Dance. -Byles sam? -Nie, no bylo tak jeszcze paru chlopakow. Ale gralem sam. -Myslalam, ze jestes w domu - powiedziala Sonia. Wzruszenie ramion. -Bylem. Ale wyszedlem. Nie moglem spad. -Czy w Game Shed wchodziles do Internetu? - kontynuowala Dance. -No nie. Gralem w pinballa, nie w RPG. -Nie w co? -W erpega, gre fabularna. Zaby grad w strzelanki, pinballa i wysci-gowki, nie trzeba wchodzid do netu. Tlumaczyl to cierpliwie, chod wygladal na zaskoczonego, ze Dance n'e rozumie tej roznicy. -Czyli nie wchodziles do sieci? 105 -Mowilem, ze nie. -Jak dlugo tam byles? - wlaczyla sie do przesluchania jego matka. -Nie wiem, godzine, moze dwie. -Ile te gry kosztuja? Pieddziesiat centow, dolara za kazde pare minut? Ach, wiec to lezalo Soni na sercu. Pieniadze. -Jezeli ktos dobrze gra, maszyna mu pozwala. Kosztowalo mnie to w sumie trzy dolary. Zaplacilem ze swoich. Kupilem sobie cos do jedzenia i dwa red bulle. -Travis, mozesz powiedzied, czy ktos cie tam widzial? -Nie wiem. Moze. Musze sie zastanowid. - Wbil wzrok w podloge. -To dobrze. O ktorej wrociles do domu? -Wpol do drugiej. Moze o drugiej. Nie wiem. Zadala mu jeszcze kilka pytao o noc z poniedzialku na wtorek, a potem o szkole i kolegow z klasy. Nie potrafila rozstrzygnad, czy mowi prawde, poniewaz jego zachowanie niewiele odbiegalo od wzorca. Przypomniala sobie, co Jon Boling mowil o sztucznym swiecie. Jezeli Travis psychicznie przynalezy do niego i jest oderwany od rzeczywistosci, analiza wzorca zachowania moze sie okazad bezcelowa. Byd moze do osob takich jak Travis Brigham stosuje sie zupelnie inne zasady. Nagle wzrok matki powedrowal w kierunku drzwi. Syn takze spojrzal w te strone. Dance i 0'Neil odwrocili sie i ujrzeli wysokiego i poteznego mezczyzne. Mial na sobie zabrudzony kombinezon roboczy z wyhaftowanym na piersi napisem "Central Coast Landscaping". Wolno, po kolei, popatrzyl na wszystkich obecnych. Ciemne oczy spogladaly nieprzyjaznie spod gestych brazowych wlosow. -Bob, paostwo sa z policji... -Nie przyszli spisad protokolu dla ubezpieczalni, co? ii -Nie, chca... -Macie nakaz? -Przyszli, zeby... -Ja pytam. - Ruchem glowy wskazal Dance. -Jestem agentka Dance z Biura Sledczego Kalifornii. - Pokazala 106 legitymacje, na ktora nawet nie rzucil okiem. - A to naczelnik 0'Neil Biura Szeryfa Okregu Monterey. Przyszlismy zadad paoskiemu synowi kilka pytao w sprawie przestepstwa.-Nie bylo zadnego przestepstwa. To byl wypadek. Te dziewczyny zginely w wypadku. Koniec i kropka. -Chodzi o inna sprawe. Osoba, ktora napisala w Internecie komentarz o Travisie, padla ofiara napasci. -Och, te brednie w blogu - warknal. - Ten caly Chilton jest grozny dla spoleczeostwa. Jak pieprzony jadowity waz. - Odwrocil sie do zony. - Joey, ten z portu, malo nie dostal w gebe za to, co o mnie wygadywal. Napuszczal innych chlopakow. Tylko dlatego, ze jestem jego ojcem. Nie czytaja gazet, nie czytaja "Newsweeka". Ale czytaja tego gownianego bloga. Ktos powinien... - Urwal i popatrzyl na syna. - Mowilem ci, zebys z nikim nie rozmawial, dopoki nie bedzie adwokata. Mowilem? Chlapniesz cos nie temu co trzeba i podadza nas do sadu. Potem odbiora nam dom i polowe mojej pensji do kooca zycia. - Znizyl glos. - A twoj brat pojdzie do zakladu. -Panie Brigham, nie przyszlismy w sprawie wypadku - przypomnial mu 0'Neil. - Prowadzimy dochodzenie w sprawie napasci z zeszlej nocy. -Co za roznica? Jak sie cos powie, to juz jest w papierach. Chyba bardziej sie obawial odpowiedzialnosci za wypadek niz mozliwosci, ze jego syn moze zostad aresztowany za usilowanie morderstwa. Traktujac ich jak powietrze, zapytal zony: -Po co ich w ogole wpuscilas? To jeszcze nie sa faszystowskie Niemcy. Mozna im powiedzied, zeby poszli sie wypchad. -Pomyslalam... -Nie, nie pomyslalas. W ogole nie myslisz. - Zwracajac sie do 0'Neila, rzekl: - A teraz prosze wyjsd. I wiecej nie przychodzid tu bez nakazu. -Tato! - krzyknal Sammy, niespodziewanie wybiegajac ze swojego pokoju i zaskakujac Dance. - To dziala! Zobacz! - Trzymal plytke Montazowa, z ktorej sterczaly przewody. Brigham w mgnieniu oka porzucil szorstki ton. Przytulil mlodszego syna i dobrotliwie rzekl: -Obejrzymy to sobie pozniej, po kolacji. 107 Dance obserwowala oczy Travisa, ktore znieruchomialy na widok przejawu uczucia wobec jego mlodszego brata.-Dobrze. - Sammy zawahal sie, po czym ruszyl do tylnych drzwi z tupotem zbiegl z werandy i skierowal sie w strone szopy. -Nie odchodz za daleko - zawolala za nim Sonia. Nie powiedziala mezowi o ostatnim akcie wandalizmu, co nie uszlo uwadze Dance. Pewnie bala sie przekazad mu zla wiadomosd. Odwazyla sie za to powiedzied o Sammym: -Moze jednak powinien brad tabletki. - Unikala wzroku meza. -Za taka cene? To zdzierstwo. Nie sluchalas, co mowilem? Zreszta po co, jezeli caly dzieo siedzi w domu. -Wcale nie siedzi w domu caly dzieo. Przeciez... -Bo Travis nie pilnuje go jak trzeba. Chlopak sluchal obojetnie, jak gdyby krytyka nie robila na nim zadnego wrazenia. -Popelniono powazne przestepstwo-powiedzial O'Neil do Boba Brighama. - Musimy porozmawiad z kazdym, kto moze mied z nim zwiazek. A paoski syn ma z nim zwiazek. Moze pan potwierdzid, ze dzis w nocy byl w Game Shed? -Nie bylo mnie w domu. Ale to nie wasza sprawa. Sluchajcie, moj syn nie ma nic wspolnego z zadnym napadem. A wy weszliscie tu bezprawnie, mam racje? - Uniosl krzaczasta brew, zapalil papierosa, po czym zgasil zapalke i precyzyjnym ruchem wrzucil ja do popielniczki. - A ty - burknal do Travisa - spoznisz sie do roboty. Chlopak poszedl do sypialni. Dance byla rozczarowana. Mieli glownego podejrzanego, ale po prostu nie umiala odgadnad, co sie dzieje w jego glowie. Chlopak wrocil, niosac brazowo-bezowy uniform na wieszaku. Zwinal go i wepchnal do plecaka. -Nie - warknal Brigham. - Matka go wyprasowala. Wloz go. Nie gnied go tak. - Nie chce go jeszcze wkladad. -Matka tak sie napracowala, moglbys jej okazad troche szacunku. -Przeciez to zwykla kawiarnia. Kto sie tym przejmuje? -Nie w tym rzecz. Wloz to. Rob, co ci mowie. Chlopak zesztywnial. Na widok jego twarzy Dance wydala stlumiony, chod dobrze slyszalny, okrzyk. Szeroko otwarte oczy, unie- 108 sione ramiona. Odslonil zeby jak rozwscieczone zwierze i wrzasnal do ojca:_ To debilny stroj. Jak wyjde w nim na ulice, beda sie ze mnie smiali' Ojciec pochylil sie blizej. _ Nie odzywaj sie tak do mnie, a na pewno nigdy przy innych! -Dosd juz sie ze mnie smieja. Nie wloze go! Nie masz bladego pojecia, co to znaczy. - Dance zobaczyla, jak oczy Travisa goraczkowo bladza po pokoju, by zatrzymad sie na popielniczce, potencjalnej broni. 0'Neil takze to zauwazyl i znieruchomial, na wypadek gdyby miala wybuchnad bojka. Travis zmienil sie w kogos zupelnie innego, opetanego gniewem. Sklonnosd do agresji u mlodych ludzi prawie zawsze bierze sie ze wscieklosci, nie z ogladania filmow czy telewizji... -Nie zrobilem nic zlego - burknal Travis, obrocil sie na piecie i wypadl z domu przez siatkowe drzwi, ktore klapnely za nim glosno. Pobiegl na boczne podworko, chwycil rower oparty o polamany plot i prowadzac go, ruszyl pieszo sciezka przez las otaczajacy ogrod z tylu domu. -Dziekujemy paostwu, ze spieprzyliscie nam dzieo. A teraz wynocha. Pozegnawszy sie chlodno i obojetnie, Dance i 0'Neil ruszyli do drzwi, a Sonia niesmialo poslala im przepraszajace spojrzenie. Ojciec Travisa poszedl do kuchni. Dance uslyszala trzask drzwi lodowki, a potem odglos otwierania butelki z gazowanym napojem. Na zewnatrz zapytala: -Jak poszlo? -Chyba niezle - odparl 0'Neil, pokazujac jej maly szary klaczek bawelny. Zerwal go z bluzy w koszu na bielizne, gdy cofnal sie, ustepujac pola Dance. Usiedli z przodu radiowozu O'Neila. Drzwi trzasnely rownoczesnie. -Podrzuce probke wlokna Peterowi Benningtonowi. Probka bylaby niedopuszczalnym dowodem - uzyskanym bez nakazu - ale przynajmniej mogla im powiedzied, czy Travis jest prawdopodobnym podejrzanym. -Jezeli pasuje, bedziesz go obserwowad? - spytala. L 109 Przytaknal.-Zatrzymam sie przy tej kawiarni, gdzie pracuje. Jezeli na zewnatrz stoi jego rower, wezme probke ziemi z bieznika opon. Chyba sad zgodzi sie podpisad nakaz, gdyby to byla ta sama ziemia, ktora znaleziono na plazy. - Spojrzal na Dance. - Jakies przeczucie? Myslisz, ze to on? Dance sie wahala. -Moge jedynie powiedzied, ze tylko dwa razy zauwazylam wyrazne sygnaly klamstwa. -Kiedy? -Pierwszy raz, gdy powiedzial, ze w nocy byl w Game Shed. - A drugi? -Gdy powiedzial, ze nie zrobil nic zlego. Rozdzial 11 Dance wrocila do swojego gabinetu w CBI. Usmiechnela sie do Jona Bolinga. Odwzajemnil usmiech, lecz jego twarz zaraz spowazniala. Wskazal glowa swoj komputer. -Sa nowe posty o Travisie na "Raporcie Chiltona". Z atakiem na niego. I pare postow atakujacych tych, ktorzy go atakuja. To juz jest wojna totalna. Wiem, ze chciala pani utrzymad w tajemnicy zwiazek sprawy Przydroznego Krzyza i tego ataku, ale ktos sie juz domyslil. -Jak u licha? - spytala ze zloscia Dance. Boling wzruszyl ramionami. Wskazal swiezy post. W odpowiedzi Chiltonowi BrittanyM napisala: Ktos oglada wiadomosci???? Ktos postawil krzyz przy drodze, a potem napadl na te dziewczyne. 0 co tu chodzi? Boze, zaloze sie, ze to *kierowca+! W nastepnych postach sugerowano, ze Tammy padla ofiara Travisa, bo zamiescila w "Raporcie Chiltona" krytyczny komentarz. A Travisa nazwano "Morderca od Przydroznego Krzyza", mimo ze Tammy przezyla. -Swietnie. Staramy sie utrzymad sprawe w tajemnicy, a demaskuje nas jakas nastoletnia Brittany. -Widziala go pani? - spytal Boling. - Tak. -Mysli pani, ze to on? -Chcialabym wiedzied. Sklaniam sie ku temu. - Podzielila sie 2 nim swoja hipoteza, ze trudno przejrzed Travisa, bo czesciej niz w realnym przebywa w sztucznym swiecie i potrafi ukryd swoje reak- 111 cje kinezyczne. - Zauwazylam tylko, ze jest w nim duzy ladunek zlosci. Moze sie przejdziemy? Chce, zeby pan kogos poznal.Kilka minut pozniej staneli przed gabinetem Charlesa Overby'ego. Szef, ktory wlasnie rozmawial przez telefon, co robil dosd czesto, gestem zaprosil do srodka Dance i Bolinga, spogladajac na profesora z zaciekawieniem. Przelozony Dance odlozyl sluchawke. -Prasa juz skojarzyla jedno z drugim. Sprawca zostal "Morderca od Przydroznego Krzyza". BrittanyM... -Charles, to jest profesor Jonathan Boling - powiedziala Dance. - Zgodzil sie nam pomoc. Serdeczny uscisk dloni. -Naprawde? W jakiej dziedzinie? -Komputerach. -To paoski zawod? Konsultant? - Pytanie zadane przez Overby'ego zawislo nad nimi przez chwile jak szybowiec z balsy. Dance zorientowala sie, iz powinna wyjasnid, ze Boling sam zaofiarowal im swoj czas, lecz zanim zdazyla sie odezwad, profesor rzekl: -Na ogol ucze, ale owszem, czasem udzielam konsultacji. Scislej rzecz biorac, to moje glowne zrodlo utrzymania. Rozumie pan, uczelnie placa tyle co nic. Za to jako konsultant moge wziad nawet trzysta za godzine. -Ach - wykrztusil Overby jak razony gromem. - Na godzine? Naprawde? Boling przez starannie odmierzona chwile zachowal kamienna twarz, po czym dodal: -Ale najbardziej mnie kreci bezplatne swiadczenie pomocy organizacjom takim jak paoska. Dlatego w tej sprawie z radoscia podre rachunek. Dance musiala przygryzd wnetrze policzka, by powstrzymad wybuch smiechu. Uznala, ze Boling moglby byd swietnym psychologiem; w lot odkryl sztywnosd i skapstwo Overby'ego, rozbroil je i obrocil w zart. Zrobil to tylko dla niej, poniewaz jedyna publicznoscia byla Dance. -Zaczyna sie prawdziwa histeria, Kathryn. Mielismy juz kilkanascie zgloszeo o mordercach skradajacych sie pod domami. Pare osob 112 nawet strzelalo do intruzow, myslac, ze to on. Aha, i jeszcze kilka noWych zgloszeo o krzyzach. Dance wzdrygnela sie. _Jeszcze? Overby uniosl dloo. _ Wydaje sie, ze chodzilo o prawdziwe pamiatki wypadkow, do ktorych doszlo w ostatnich tygodniach. Na zadnym nie bylo przyszlej daty. Ale prasa juz sie na to rzucila. Wiadomosd dotarla nawet do Sacramento. - Wskazal telefon, dajac im zapewne do zrozumienia, ze rozmawial ze swoim szefem - dyrektorem CBI. A moze nawet z jego szefem, prokuratorem stanowym. - No wiec na czym stoimy? Dance poinformowala go o rozmowie z Travisem, incydencie w domu jego rodzicow i wlasnej ocenie chlopca. -To zdecydowanie osoba w kregu podejrzenia. -Ale nie zgarneliscie go? - spytal Overby. -Brak uzasadnionej przyczyny. Michael wzial do analizy dowod rzeczowy, ktory moze go powiazad z miejscem zdarzenia. -Nie ma zadnych innych podejrzanych? - Nie. -Jak u diabla moglby to zrobid dzieciak jezdzacy na rowerze? Dance zauwazyla, ze miejscowe gangi, dzialajace przede wszystkim w Salinas i jego okolicy, od lat terroryzuja ludzi, a wielu z ich czlonkow jest znacznie mlodszych niz Travis. -Dowiedzielismy sie o nim czegos jeszcze - dodal Boling. - Nalogowo gra w gry komputerowe. Mlodzi ludzie, ktorzy sa dobrymi graczami, ucza sie bardzo skomplikowanych technik walki i unikow. Przy werbowaniu do wojska zawsze pytaja kandydatow, jak czesto graja; jezeli maja do wyboru dwoch prawie takich samych, zawsze zdecyduja sie na amatora gier komputerowych. -Motyw? - spytal Overby. Dance wyjasnila, ze jezeli morderca byl Travis, prawdopodobnie kierowala nim zemsta za cyberprzemoc. -Cyberprzemoc - powtorzyl powaznie agent. - Wlasnie czytalem cos o tym. -Naprawde? - zdziwila sie Dance. -Tak. W ostatni weekend byl niezly artykul w "USA Today". 113 -To popularny temat - przyznal Boling. Czyzby Dance wyczula w jego glosie nute konsternacji wywolanej wiadomoscia o zrodlach, z ktorych czerpie informacje szef biura regionalnego CBI? -Czy to wystarczy, zeby spowodowad u niego wybuch agresji? - zapytal Overby. -Zostal doprowadzony do ostatecznosci - ciagnal Boling, kiwajac glowa. - Pisano coraz wiecej komentarzy, zaczely krazyd plotki. Pojawila sie tez prawdziwa przemoc. Ktos zamiescil film z Travisem na YouTube. Z serii happy slapping. -Co takiego? -To forma cyberprzemocy. Ktos podszedl do Travisa w Burger Kingu i go pchnal. Chlopak sie potknal - sytuacja byla dla niego krepujaca - a ktos drugi czekal, zeby sfilmowad scene telefonem komorkowym. Potem umiescili film w sieci. Dotad obejrzano go dwiescie tysiecy razy. W tym momencie z sali konferencyjnej po drugiej stronie korytarza wyszedl drobny, ponury mezczyzna i stanal w drzwiach gabinetu Overby'ego. Zauwazyl gosci, ale zignorowal ich obecnosd. -Charles - powiedzial barytonem. -Och... Kathryn, to jest Robert Harper - rzekl Overby. - Z prokuratury stanowej w San Francisco. A to agentka specjalna Dance. Mezczyzna wszedl do pokoju i mocno uscisnal jej reke, ale zachowujac dystans, jak gdyby sie obawial, ze Dance moze go podejrzewad o probe podrywu. -I Jon... - Overby usilowal sobie przypomnied. -Boling. Harper z roztargnieniem popatrzyl na profesora. Nie odezwal sie. Wyslannik z San Francisco mial nieprzenikniona twarz i nienagannie przystrzyzone ciemne wlosy. Byl ubrany w klasyczny granatowy garnitur, biala koszule i krawat w czerwono-niebieskie prazki. W klapie nosil miniaturowa flage amerykaoska. Mial nienagannie wykrochmalone mankiety, chod Dance dostrzegla kilka wystajacych szarych nitek. Zdeklarowany prokurator, ktory zostal na posterunku, podczas gdy jego koledzy dawno podjeli prywatna praktyke i zarabiali fure pieniedzy. Mogl mied niewiele po pieddziesiatce. -Co pana sprowadza do Monterey? - spytala go Dance. 114 -Ocena liczby spraw - odparl krotko. Robert Harper nalezal chyba to tej kategorii ludzi, ktorzy wola milczed, kiedy nie maja nic do powiedzenia. Dance odniosla tez wrazenie, ze na jego twarzy maluje sie zaangazowanie, poczucie misji, przypominajace wyraz twarzy wielebnego Fiska na demonstracji przed szpitalem. Trudno jednak bylo odgadnad, jaka misja wiaze sie z analiza liczby spraw. Obrzucil ja przelotnym, chod badawczym spojrzeniem. Dance byla przyzwyczajona do tego, ze jest obiektem zainteresowania, lecz zwykle przygladali sie jej podejrzani; przenikliwy wzrok Harpera wytracal ja z rownowagi. Czula sie, jak gdyby stanowila dla niego klucz do jakiejs istotnej zagadki. -Wychodze na kilka minut - powiedzial do Overby'ego prokurator. - Bede wdzieczny, jezeli nie pozwolisz nikomu otwierad drzwi do sali konferencyjnej. -Oczywiscie. Gdybys potrzebowal czegos jeszcze, daj mi znad. Harper chlodno skinal glowa i opuscil gabinet, wyciagajac z kieszeni telefon. -O co chodzi? Co on tu robi? - zapytala Dance. -Prokurator specjalny z Sacramento. Mialem telefon z gory... Od prokuratora stanowego. -...z poleceniem, zeby wspolpracowad. Chce wiedzied, ile spraw mamy na tapecie. Moze kroi sie cos duzego i musi sprawdzid, czy jestesmy bardzo zajeci. Spedzil tez troche czasu w biurze szeryfa. Wolalbym, zeby tam wrocil i im zawracal glowe. Straszny sztywniak. Nie wiem, o czym z nim rozmawiad. Probowalem opowiadad dowcipy. Kompletny niewypal. Ale Dance myslala o sprawie Tammy Foster; o Robercie Harperze zupelnie juz zapomniala. Wrocili z Bolingiem do jej gabinetu i ledwie Dance usiadla przy biurku, zadzwonil 0'Neil. Ucieszyla sie. Przypuszczala, ze ma wyniki analizy ziemi z opony roweru i szarego wlokna z bluzy. -Kathryn, jest problem. - Uslyszala niepokoj w jego glosie. -Mow. -Po pierwsze, Peter twierdzi, ze szare wlokno z krzyza odpowiada bawelnie, ktora znalezlismy u Travisa. -Czyli to jednak on. Co sad mowi o nakazie? 115 -Do tego jeszcze nie doszlismy. Travis zwial. -Co? -Nie pokazal sie w pracy. To znaczy pokazal sie - za lokalem byly swieze slady kol roweru. Zakradl sie na zaplecze, gwizdnal pare obwarzankow i troche gotowki z portfela jednego z pracownikow... i noz rzeznicki. A potem zniknal. Dzwonilem do jego rodzicow, ale nie kontaktowal sie z nimi i twierdza, ze nie maja pojecia, dokad mogl pojechad. -Gdzie jestes? -W biurze. Rozesle komunikat o poszukiwaniu. U nas, w Salinas, San Benito i sasiednich okregach. Dance zakolysala sie na krzesle, wsciekla na siebie. Dlaczego nie zaplanowala tego lepiej i nie wyslala kogos za chlopakiem, kiedy wyszedl z domu? Uznala, ze jest winny - a rownoczesnie pozwolila, zeby wymknal sie jej z rak. Do diabla, a teraz bedzie musiala powiedzied Overby'emu, co sie stalo. Ale nie zgarneliscie go? -Mam cos jeszcze. Kiedy bylem w tej kawiarni, zajrzalem do bocznej alejki. Obok Safewaya sa tam delikatesy. -Jasne, znam je. -Z boku budynku jest budka z kwiatami. -Roze! - powiedziala. -Otoz to. Rozmawialem z wlascicielem - dodal O'Neil bezbarwnym glosem. - Wczoraj ktos sie tam zakradl i zwedzil wszystkie bukiety czerwonych roz. Zrozumiala juz, skad u niego ta powaga. -Wszystkie?... Ile ich wzial? Krotka pauza. -Dwanascie. Wyglada na to, ze dopiero zaczyna. Rozdzial 12 Zadzwieczal telefon Dance. Zerknela na wyswietlacz. -TJ. Wlasnie chcialam do ciebie dzwonid. -Z kamerami nic sie nie udalo, ale w Java House jest wyprzedaz jamajskiej kawy Blue Mountain. Trzy funty w cenie dwoch. Mimo to licza sobie prawie pieddziesiat dolcow. Ale to najlepsza kawa. Nie zareagowala na jego slowotok. Zauwazyl to. -Co jest, szefowo? -Zmiana planow, TJ. - Powiedziala mu o Travisie Brighamie, pozytywnym wyniku badania kryminalistycznego i dwunastu skradzionych bukietach. -Zwial, szefowo? Zamierza to powtorzyd?! -Tak. Jedz do Bagel Express, porozmawiaj z jego kolegami, z kazdym, kto go zna, dowiedz sie, dokad mogl pojechad. U kogo moglby sie zatrzymad. Wypytaj o ulubione miejsca. -Jasne,juz lece. Nastepnie Dance zadzwonila do Reya Carranea, bezowocnie poszukujacego swiadkow w poblizu parkingu, z ktorego uprowadzono Tammy Foster. Strescila mu dotychczasowy przebieg sledztwa, Po czym wydala polecenie, aby pojechal do Game Shed, i poszukal jakichkolwiek wskazowek co do miejsca pobytu chlopaka. Odlozywszy sluchawke, Dance odchylila sie na krzesle. Ogarnelo J3 frustrujace poczucie bezsilnosci. Potrzebowala swiadkow, ktorych Moglaby przesluchad. Do tego miala wrodzony talent i lubila to robid. A sprawa utknela w swiecie dowodow i domyslow. Zerknela na wydruki z "Raportu Chiltona". -Chyba powinnismy zaczad kontaktowad sie z potencjalnymi ?barami i je ostrzec. Czy ludzie atakuja go tez w serwisach spo- 117 lecznosciowych, na MySpace, Facebooku, OurWorld? - spytala Bolinga.-Tam to nieistotny epizod; to sa miedzynarodowe serwisy. "Raport Chiltona" ma zasieg lokalny, wiec tu bedzie dziewieddziesiat pro-cent atakow na Travisa. Powiem pani, co nam ulatwi sprawe: trzeba zdobyd adresy internetowe autorow komentarzy. Kiedy je bedziemy znali, skontaktujemy sie z ich dostawcami Internetu i znajdziemy ich prawdziwe adresy. Zaoszczedzimy sobie mnostwo czasu. -Jak to zrobimy? -Trzeba sie zwrocid do Chiltona albo jego webmastera. -Moze mi powiedzied pan o nim cos, co pomoze mi go naklonid do wspolpracy, gdyby sie opieral? -Znam jego blog - odparl Boling - ale niewiele wiem o nim osobiscie. Tyle co z jego biogramu w "Raporcie". Chetnie jednak zabawie sie w detektywa. - W jego oczach pojawil sie ten sam blysk, ktory dostrzegla poprzednio. Pochylil sie nad komputerem. Zagadki... Gdy profesor sleczal nad swoim zadaniem, Dance odebrala telefon od O'Neila. Zespol technikow przeszukal alejke za Bagel Express i znalazl slady piasku i ziemi w miejscu, gdzie, jak wskazywaly slady opon, Travis zostawil rower; odpowiadaly probkom z plazy, gdzie porzucono samochod Tammy. Detektyw powiedzial tez, ze zespol z MCSO szukal swiadkow, ale nikt w okolicy nie widzial Travisa. O'Neil poinformowal rowniez, ze sciagnal szesciu funkcjonariuszy ze stanowej, ktorzy mieli dolaczyd do oblawy. Jechali juz z Watsonville. Rozlaczyli sie i Dance ciezko opadla na oparcie krzesla. Po kilku minutach Boling oznajmil, ze znalazl troche informacji o Chiltonie w samym blogu i innych zrodlach. Znow wlaczyl glowna strone, gdzie znajdowala sie biografia, ktora napisal sam Chilton. http: //www. thechiltonreport. com Przewijajac strone, Dance zaczela przebiegad wzrokiem tresd blogu, podczas gdy Boling streszczal zyciorys. -James David Chilton, czterdziesci trzy lata. Zona, Patricia Brisbane, dwoch synow, dziesied i dwanascie lat. Mieszka w Carmel. 118 Ale ma tez dom w Hollister, chyba letniskowy, i dom pod wynajem w okolicy San Jose. Odziedziczyli go kilka lat temu, gdy zmarl ojciec. 0 zony. Najciekawsza rzecz, jaka znalazlem o Chiltonie, to jego dziwaczny nalog. Zawsze lubil pisad listy.-Listy? -Listy do redakcji, listy do kongresmenow, komentarze do gazet. Zaczal od tradycyjnej poczty -zanim Internet na dobre sie rozkrecil - potem pisal e-maile. Tysiace e-maili. Plomienne tyrady, krytyki, pochwaly, wyrazy uznania, publicystyka polityczna. Do wyboru, do koloru. Kiedys podobno powiedzial, ze jedna z jego ulubionych ksiazek jest "Herzog", powiesd Saula Bellowa o czlowieku opetanym obsesja pisania listow. W zasadzie w kazdym tekscie Chilton apelowal o obrone wartosci moralnych, obnazal korupcje, wychwalal politykow, ktorzy postepowali slusznie, mieszal z blotem tych, ktorzy mu sie nie podobali - dokladnie to samo, co dzisiaj w blogu. Znalazlem w sieci mnostwo jego listow. Potem chyba dowiedzial sie o blogosfe-rze i pied lat temu stworzyl "Raport Chiltona". Zanim przejde do dalszego ciagu, moze przyda sie troche informacji o historii blogow. -Oczywiscie. -Termin wywodzi sie od nazwy "weblog", czyli "dziennik sieciowy", utworzonej w 1997 roku przez komputerowego guru, Johna Bargera, ktory pisal elektroniczny dziennik o swoich wedrowkach po sieci i ciekawych znaleziskach. Ludzie od lat utrwalaja swoje mysli w sieci, ale tym, co wyroznilo blogi, byl pomysl uzycia linkow. To klucz do blogu. Czyta sie cos, dochodzi do podkreslonego albo wytluszczonego lacza w tekscie, klika sie i przenosi w zupelnie inne miejsce. Wykorzystanie linkow nazywa sie "hipertekstem". W kazdym adresie widzi pani skrot HTTP, prawda? Oznacza "hypertext transfer protocol", protokol przesylania dokumentow hipertekstowych. To program, ktory umozliwia tworzenie linkow. Moim zdaniem jeden z najistotniejszych aspektow Internetu. Moze nawet najistotniejszy. W kazdym razie, kiedy hipertekst sie upowszechnil, pojawily sie blogi. Kazdy, kto potrafil pisad kod w HTML - hypertext markup 'anguage, czyli hipertekstowym jezyku znacznikow, komputerowym Jezyku linkow - mogl bez trudu stworzyd wlasny blog. Ale chcialo w to wejsd coraz wiecej ludzi, a nie wszyscy mieli smykalke do tech- 119 niki. Dlatego wyprodukowano programy, za pomoca ktorych kazdy, no, prawie kazdy, mogl stworzyd blogi z linkami - pierwszymi byly Pitas, Blogger i Groksoup. Potem pojawilo sie kilkadziesiat nastepnych. A dzis wystarczy mied konto w Google'u czy Yahoo i trzask-prask, mozna pisad blog. Do tego dochodzi smieszna cena magazynowania danych - nizsza z kazda minuta - i rodzi sie blogosfera. Boling opowiadal barwnie i przejrzyscie. Pewnie jest swietnym wykladowca, pomyslala Dance. -Przed jedenastym wrzesnia - ciagnal profesor - blogi koncentrowaly sie glownie na tematyce komputerowej. Pisali je ludzie z wiedza techniczna dla podobnych czytelnikow. Po jedenastym wrzesnia natomiast pojawil sie nowy typ blogow. Mozna je nazwad blogami wojennymi, od zamachow i wojen w Afganistanie i Iraku. Tych blo-gerow technika zupelnie nie interesowala. Interesowala ich polityka, ekonomia, spoleczeostwo, swiat. Opisuje te roznice w taki sposob: blogi sprzed zamachow byly zorientowane do wewnatrz - dotyczyly samego Internetu - a blogi wojenne sa zorientowane na zewnatrz. Blogerzy uwazaja sie za dziennikarzy reprezentujacych tak zwane Nowe Media. Domagaja sie takich samych uprawnieo jak reporterzy CNN i "Washington Post" i chca byd traktowani powaznie. Jim Chilton to typowy bloger wojenny. Nie obchodzi go Internet jako taki, a technika jest dla niego wazna tylko ze wzgledu na to, ze dzieki niej moze dotrzed do ludzi. Pisze o swiecie realnym. Otoz te dwie strony - oryginalni blogerzy i blogerzy wojenni - tocza nieustanna bitwe o pierwsze miejsce w blogosferze. -To rywalizacja? - spytala z rozbawieniem. -Dla nich tak. 9 -Nie moga wspolistnied? -Oczywiscie, ze moga, ale w tym swiecie rzadza ambicje i kazdy zrobi wszystko, zeby znalezd sie na szczycie. To oznacza dwie rzeczy. Po pierwsze, zdobyd jak najwiecej czytelnikow. Po drugie - i wazniejsze - postarad sie, zeby jak najwiecej blogow zamiescilo link do twojego blogu. -Kumoterstwo. -Naturalnie. Pytala pani, jak moge pomoc naklonid Chiltona do wspolpracy. Przede wszystkim musi pani pamietad, ze "Raport Chiltona" ma swoj ciezar gatunkowy. Jest wazny i wplywo- wy. Zauwazyla pani, ze jeden z pierwszych komentarzy w watku Przydrozne krzyze" napisal czlowiek z kierownictwa Caltrans? W obronie rzetelnosci kontroli autostrady. To znak, ze urzednicy i prezesi firm regularnie czytuja blog. I strasznie sie denerwuja, gdy Chilton napisze o nich cos zlego. "Raport" na ogol dotyczy spraw lokalnych, ale w tym wypadku chodzi o Kalifornie, czyli bynajmniej nie ma lokalnego zasiegu. Caly swiat na nas patrzy. Kochaja nas albo nienawidza, ale wszyscy czytaja o naszym stanie. Chilton staje sie powaznym dziennikarzem. Ma dobrze poinformowane zrodla, niezle pisze. Odwoluje sie do rozsadnych argumentow, skupia sie na prawdziwych problemach - nie goni za sensacja. Przeszukalem wpisy w jego blogu z ostatnich czterech lat i nie znalazlem nic o Britney Spears ani Paris Hilton. Dance byla pod wrazeniem. -Nie zajmuje sie tym tez z doskoku. Trzy lata temu poswiecil sie wylacznie "Raportowi". I ostro go promuje. -To znaczy? Boling przewinal strone glowna blogu do watku "Z wlasnego podworka". http: //www. thechiltonreport. com ZYSKUJEMY GLOBALNY WYMIAR! Z przyjemnoscia donosze, ze "Raport" otrzymuje entuzjastyczne opinie z calego swiata. Zostal uznany za jeden z czolowych blogow w nowym kanale RSS ("Really Simple Syndication", czyli "naprawde proste rozpowszechnianie"), ktory polaczy tysiace innych blogow, witryn i forow na catym swiecie. Chwata wam, drodzy czytelnicy, za tak skuteczne spopularyzowanie "Raportu".-RSS to nastepna wazna rzecz. Wlasciwie skrot oznacza RDF Site Syndication - a RDF to Resource Description Framework, czyli struktura opisu zasobow, jezeli to pania interesuje, ale nie ma powodu, zeby interesowalo. RSS to sposob dostosowania do indywidualnych Potrzeb i scalenia uaktualnionego materialu z blogow, stron internetowych i podcastow. Prosze spojrzed na swoja przegladarke. U gory 120 M 121 jest maly pomaraoczowy kwadracik z kropka i dwiema lukowatymi kreskami.-Widzialam. -To wlasnie kanaly RSS. Chilton bardzo sie stara, zeby zauwazyli go inni blogerzy i autorzy stron. To dla niego wazne. Dla pani takze. Bo ten fakt cos nam o nim mowi. -Moge polechtad jego proznosd? -Zgadza sie. To pierwsze, co musi pani zapamietad. Mysle tez, ze mozna sprobowad czegos innego, bardziej niegodziwego. -Lubie niegodziwe metody. -Dobrze bedzie dad mu do zrozumienia, ze jezeli wam pomoze, zrobi reklame swojemu blogowi. "Raport" wymienia w glownych mediach. Moglaby mu pani tez dad do zrozumienia, ze pani czy ktos inny w CBI zostanie jego zrodlem informacji. - Boling wskazal na ekran, wyswietlajacy strone blogu. - Jest przede wszystkim dziennikarzem sledczym. Zalezy mu na zrodlach. -Dobrze. Swietny pomysl. Sprobuje. Usmiech. -Oczywiscie moze sie zdarzyd, ze potraktuje pani prosbe jako naruszenie etyki dziennikarskiej. I w tym wypadku zatrzasnie pani drzwi przed nosem. Dance spojrzala na ekran. -Te blogi... to calkiem inny swiat. -Owszem, zupelnie. Dopiero zaczynamy sobie uswiadamiad ich wplywy i rozumied, jak zmieniaja sposob, w jaki zdobywamy informacje i wyrabiamy sobie opinie na rozne tematy. Dzisiaj jest ich prawdopodobnie szesddziesiat milionow. -Az tyle? -Zgadza sie. Robia duzo dobrego - przefiltrowuja informacje, zeby nie przeczesywad Google'em milionow stron, skupiaja ludzi o podobnych pogladach, bywaja zabawne i tworcze. I tak jak "Raport Chiltona" pilnuja porzadku i uczciwosci spoleczeostwa. Ale istnieje tez ciemna strona. -Rozpowszechnianie plotek. -Tez. Kolejny problem ma zwiazek z tym, co mowilem o Tammy: zachecaja ludzi do lekkomyslnosci. Internauci w sieci i sztucznym swiecie uwazaja, ze sa pod ochrona. Zycie wydaje sie anonimowe, 122 komentarze podpisuje sie nickiem - pseudonimem uzywanym w sieci wiec ludzie ujawniaja przerozne informacje o sobie. Prosze jednak amietad: kazdy fakt - albo klamstwo - ktory napisze pani na swoj temat, zostanie w sieci na zawsze. Nigdy nie zniknie.-Ale najwiekszy problem moim zdaniem polega na tym - ciagnal Boling - ze nikt nie kwestionuje zgodnosci z prawda zamieszczanych tam tresci. Blogi daja wrazenie autentycznosci - informacje sa bardziej demokratyczne i prawdziwe, bo pochodza od ludzi, nie od wielkich mediow. Uwazam jednak - za co srogo mi sie dostaje w srodowisku uczelnianym i w blogosferze - ze to kompletna bzdura. "New York Times", chod nalezy do wielkich dochodowych korporacji, jest tysiac razy bardziej obiektywny niz wiekszosd blogow. W sieci jest bardzo niewiele odpowiedzialnosci za slowo. Klamstwa oswiecimskie, teorie spiskowe o jedenastym wrzesnia, rasizm - dzieki blogom wszystko to kwitnie. Maja tyle autentycznosci co jakis swir, ktory wymadrza sie na koktajlu, twierdzac, ze za zamachami na wieze WTC staly Izrael i CIA. Dance wrocila za biurko i podniosla sluchawke. -Chyba wykorzystam wyniki paoskich badao. Zobaczymy, co sie stanie. Dom Jamesa Chiltona znajdowal sie w ekskluzywnej czesci Carmel. Rozciagal sie przy nim ogrod o powierzchni blisko jednego akra, pelen zadbanych, ale chaotycznie zasadzonych roslin, ktory swiadczyl, ze maz, zona lub oboje poswiecaja spora czesd weekendow na uprawe i plewienie, zamiast zaplacid za to zawodowcom. Dance z zazdroscia przygladala sie zieleni otaczajacej dom. Chod cenila ogrodnictwo, nie grzeszyla talentem w tej dziedzinie. Maggie powiedziala kiedys, ze gdyby rosliny nie mialy korzeni, uciekalyby gdzie pieprz rosnie, gdy tylko jej matka wchodzila do ogrodu. Okazaly parterowy dom, liczacy okolo czterdziestu lat, stal w glebi Posesji. Dance ocenila go na szesd sypialni. Poza dwoma samochodami, lexusem sedanem i nissanem questem, w duzym garazu bylo mnostwo sprzetu sportowego, ktory w przeciwieostwie do podobnych urzadzeo w garazu Dance, wygladal na czesto uzywany. Na widok naklejek na samochodach Chiltona musiala sie rozesmiad. Powtarzaly tytuly watkow jego blogu: przeciw zakladowi 123 odsalania wody oraz przeciw propozycji dotyczacej edukacji seksualnej. Lewicowy i prawicowy, demokrata i republikanin.Jest raczej spod znaku "wytnij i wklej"... Na podjezdzie stal jeszcze jeden woz; prawdopodobnie nalezacy do goscia, poniewaz na fordzie taurusie Dance dostrzegla dyskretna nalepke firmy wynajmujacej samochody. Zaparkowala, podeszla do drzwi wejsciowych i zadzwonila. Uslyszala kroki i po chwili przywitala ja ciemnowlosa kobieta w wieku czterdziestu kilku lat, szczupla, ubrana w drogie dzinsy i biala bluzke z postawionym kolnierzem. Na szyi miala gruby, pleciony srebrny naszyjnik od Davida Yurmana. Dance nie mogla nie zauwazyd wloskich butow, po prostu szalowych. Agentka przedstawila sie, pokazujac legitymacje. -To ja do paostwa dzwonilam. Chcialam porozmawiad z panem Chiltonem. Na twarzy kobiety pojawil sie cieo obawy, jaki zwykle widad u osob spotykajacych strozow prawa. Miala na imie Patrizia - wymawiala je "Patritsja". -Jim wlasnie kooczy spotkanie. Pojde mu powiedzied, ze pani przyjechala. -Dziekuje. -Prosze wejsd. Patrizia zaprowadzila Dance do przytulnego pokoiku, ktorego sciany zdobily fotografie rodzinne, po czym na chwile zniknela w glebi domu. Kiedy wrocila, oznajmila: -Zaraz przyjdzie. -Dziekuje. To paostwa synowie? - Dance wskazala zdjecie Patrizii i wysokiego, chudego lysiejacego mezczyzny, zapewne Chiltona, w towarzystwie dwoch ciemnowlosych chlopcow przypominajacych jej Wesa. Wszyscy usmiechali sie do obiektywu. -Jim i Chet - przyznala z duma kobieta. Dalsze zdjecia przedstawialy zone Chiltona. Z jej fotografii zrobionych w mlodosci - na Carmel Beach, w Point Lobos i Misji -Dance odgadla, ze Patrizia pochodzi stad. Kobieta potwierdzila; scisle mowiac, wychowala sie w tym samym domu. -Moj ojciec przez lata mieszkal tu sam. Po jego smierci, przed trzema laty, wprowadzilismy sie tu z Jimem. 124 Dance podobaly sie rodzinne domy, dziedziczone z pokolenia na pokolenie. Pomyslala o rodzicach Michaela 0'Neila, ktorzy nadal mieszkali w domu z widokiem na ocean, gdzie wychowal sie Michael i jego rodzeostwo. Jego ojciec cierpial na demencje, a matka zastanawiala sie nad sprzedaza nieruchomosci i przeprowadzka do domu opieki. 0'Neil byl jednak gotow zrobid wszystko, zeby dom pozostal wlasnoscia rodziny. Gdy Patrizia pokazywala fotografie ukazujace meczace wyczyny sportowe rodziny - golfa, pilke nozna, tenis, triatlon - Dance uslyszala glosy w korytarzu. Odwrociwszy sie, zobaczyla dwoch mezczyzn. Chilton -poznala mezczyzne ze zdjed - mial na sobie czapke bejsbolowa, zielone polo i spodnie khaki. Spod czapki wystawaly kepki jasnych wlosow. Byl wysoki i na pierwszy rzut oka wysportowany, jesli nie liczyd nieznacznej wypuklosci brzucha rysujacej sie nad paskiem. Rozmawial z innym mezczyzna o rudoblond wlosach, ubranym w dzinsy, biala koszule i brazowa sportowa marynarke. Dance ruszyla w ich kierunku, lecz gospodarz szybko wyprowadzil mezczyzne z pokoiku. Z sygnalow kinezycznych Dance wyczytala, ze Chilton nie chce, by gosd wiedzial, ze przyszla do niego agentka biura sledczego. -Za chwileczke przyjdzie - powtorzyla jego zona. Ale Dance ominela ja i wyszla na korytarz, wyczuwajac, jak Patrizia sztywnieje, gotowa bronid meza. Ale to przesluchujacy musi przejad kontrole nad sytuacja; przesluchiwany nie moze dyktowad warunkow. Zanim jednak Dance zdazyla dojsd do drzwi, Chilton juz wracal, a wynajety samochod oddalal sie z chrzestem zwiru pod kolami. Zielone oczy gospodarza - zblizone barwa do oczu Dance - zwrocily sie na nia z uwaga. Uscisneli sobie dlonie, a w opalonej i pokrytej Piegami twarzy blogera agentka dostrzegla zaciekawienie i wiecej niz rezerwe - pewna przekore. Znow mignela legitymacja. -Mozemy kilka minut porozmawiad, panie Chilton? -Oczywiscie, w moim gabinecie. Poprowadzil ja w glab korytarza. Pokoj, do ktorego weszli, byl skromny i zabalaganiony, pelen pietrzacych sie czasopism, wycinkow 125 z gazet i wydrukow komputerowych. Widok gabinetu potwierdzal to, co mowil jej Jon Boling. Branza dziennikarska istotnie ulegala przeobrazeniu: reporterzy zamieniali biurka w miejskich redakcjach na pokoiki w domach i mieszkaniach takie jak ten. Dance z rozbawieniem zauwazyla kubek herbaty stojacy obok komputera - gabinet wypelniala woo rumianku. Widocznie dzisiejsi walczacy dziennikarze nie potrzebowali papierosow, kawy ani whisky.Kiedy usiedli, Chilton pytajaco uniosl brew. -A wiec zlozyl skarge, tak? Ale zapytam z ciekawosci: dlaczego zwrocil sie do policji, zamiast wytoczyd mi proces cywilny? -Slucham? - zdziwila sie Dance. Chilton zakolysal sie na krzesle, zdjal czapke, potarl lysiejaca czaszke i z powrotem ja nakryl. Mial zirytowana mine. -Och, obrabia mi tylek i oskarza o oszczerstwo. Ale jezeli to prawda, nie ma mowy o znieslawieniu. Poza tym nawet gdybym sklamal, czego nie zrobilem, oszczerstwo w tym kraju nie jest zbrodnia. Moze w stalinowskiej Rosji, ale jeszcze nie tu. No wiec dlaczego pani biuro zajelo sie ta sprawa? - Swidrowal ja przenikliwym wzrokiem. Mial drazniace nawyki; Dance wyobrazala sobie, jak meczace byloby dluzsze przebywanie w jego obecnosci. -Nie jestem pewna, o co panu chodzi. -Nie przyszla pani w zwiazku z Arniem Brubakerem? - Nie. Kto to jest? -Czlowiek, ktory chce zniszczyd nasze wybrzeze, stawiajac na nim zaklad odsalania wody morskiej. Przypomniala sobie wpisy w "Raporcie Chiltona" krytykujace zaklad. I tresd naklejki na samochodzie. -Nie, moja wizyta nie ma z tym nic wspolnego. Czolo Chiltona pokrylo sie bruzdami. -Bardzo chcialby mnie powstrzymad. Pomyslalem, ze moze spreparowal jakies zarzuty przeciwko mnie. Przepraszam. Tak zakladalem. - Jego zadziornosd ustapila, a zacieta twarz zlagodniala. - Tylko po prostu Brubaker naprawde mnie... dziala mi na nerwy. Dance byla ciekawa, jak poczatkowo chcial sie wyrazid o deweloperze. -Przepraszam. - W drzwiach pojawila sie Patrizia, ktora przyniosla mezowi kubek swiezej herbaty. Spytala Dance, czy sie czegos 126 napjje. Na twarzy miala usmiech, lecz nadal podejrzliwie przygladala sie agentce.-Dziekuje, nie. Chilton ruchem glowy wskazal herbate i w podziekowaniu filuternie puscil oko do zony. Wyszla, zamykajac za soba drzwi. -Czym zatem moge pani sluzyd? -Chodzi o wpis w paoskim blogu na temat przydroznych krzyzy. -Och, o tamten wypadek samochodowy? - Badawczo przyjrzal sie Dance. Znow sie najezyl; w postawie jego ciala dostrzegla oznaki stresu. - Ogladam wiadomosci. Dziennikarze twierdza, ze ta dziewczyna zostala zaatakowana, bo zamiescila jakis komentarz w moim blogu. To samo zaczyna sie pojawiad w postach. Chce pani poznad nazwisko chlopaka. -Nie. Juz je znamy. -To on probowal ja utopid? -Wszystko na to wskazuje. -Nie atakowalem tego chlopca - odparl szybko Chilton. - Pytalem tylko, czy policja nie popelnila bledu w sledztwie i czy Caltrans utrzymywal droge w odpowiednim stanie. Od razu zaznaczylem, ze to nie jego wina. I usunalem jego nazwisko. -Niewiele czasu bylo trzeba, zeby zwolano pospolite ruszenie i ustalono, kto to jest. Chilton skrzywil usta. Potraktowal komentarz jako krytyke pod wlasnym adresem i swojego blogu. Przyznal jednak: -Tak sie zdarza. Co w takim razie moge dla pani zrobid? -Mamy powody przypuszczad, ze Travis Brigham moze zaatakowad inne osoby, ktore zamiescily posty przeciwko niemu. -Jestescie tego pewni? -Nie, ale musimy brad pod uwage taka mozliwosd. Chilton znow sie skrzywil. -Nie mozecie go po prostu aresztowad? -Wlasnie go szukamy. Nie wiemy, gdzie jest. -Rozumiem. - Chilton powiedzial to powoli, a jego uniesione ramiona i napiecie karku swiadczyly, ze zastanawia sie, czego wlasciwie chce od niego Dance. Agentka, przypomniawszy sobie rady -tana Bolinga, powiedziala: 127 -Paoski blog jest znany na calym swiecie. I darzony ogromnym szacunkiem. To jeden zpowodow, dla ktorych ludzie zamieszczaja w nim komentarze. W jego oczach mignal ledwie dostrzegalny blysk zadowolenia, lecz Dance nie miala watpliwosci, ze go zauwazyla; James Chilton przyjmowal za dobra monete nawet tanie pochlebstwa. -Problem polega na tym, ze autorzy wszystkich postow atakujacych Travisa to potencjalne ofiary. A ich liczba rosnie z kazda godzina. -"Raport" ma jedna z najwiekszych liczb wejsd w kraju. To najczesciej czytany blog w Kalifornii. -Nic dziwnego. Naprawde bardzo mi sie podoba. - Uwazala na wlasne gesty, by nie wyslad zadnego sygnalu klamstwa. Dziekuje. - Do usmiechnietych oczu dolaczyly usta. -Ale prosze sie postawid w naszej sytuacji: ilekrod ktos pisze komentarz w watku "Przydrozne krzyze", od razu staje sie ewentualna ofiara. Niektore z tych osob sa zupelnie anonimowe, niektore sa spoza stanu. Ale czesd z nich mieszka w okolicy i obawiamy sie, ze Travis pozna ich dane. I tez wezmie tych ludzi na cel. -Och - odparl Chilton i z jego twarzy zniknal usmiech. Nie byl w ciemie bity i przejrzal ja. - A pani przyszla po ich adresy internetowe. -Zeby ich chronid. -Nie moge ich pani podad. -Alez tym ludziom grozi niebezpieczeostwo. -Ten kraj respektuje zasade rozdzialu mediow i organow paostwowych. - Jak gdyby recytowanie komunalow moglo obalid jej argumenty. -Te dziewczyne wrzucono do bagaznika i skazano na utoniecie. Travis moze w tym momencie planowad nastepna napasd. Chilton uniosl palec, uciszajac ja gestem nauczyciela. -To jest rownia pochyla. Agentko Dance, dla kogo pani pracuje? Kto jest pani najwyzszym zwierzchnikiem? -Prokurator stanowy. -No dobrze, powiedzmy, ze dam pani adresy autorow komentarzy do watku "Przydrozne krzyze". Za miesiac przyjdzie pani do mnie i poprosi o adres jakiegos informatora, ktorego prokurator stanowy wylal za... na przyklad molestowanie seksualne. A moze zapragnie 128 1 ni poznad adres kogos, kto napisal komentarz krytykujacy gubernatora. Albo prezydenta. Albo - co pani na to - adres kogos, kto przychylnie wypowiada sie na temat Al-Kaidy. Powie pani: "Przeciez ostatnio dostalam taka informacje. Czemu nie moze mi pan jej ujawnid jeszcze raz?".-Nie bedzie nastepnego razu. -Tak pani mowi, ale... - Jak gdyby pracownicy urzedow stanowych klamali co drugie slowo. - Czy ten chlopak wie, ze go tropicie? -Tak. -Pewnie sie wiec gdzies ukryl, nie sadzi pani? Przeciez nie bedzie sie pokazywal i atakowal kolejnej osoby. Na pewno nie zaryzykuje, skoro poszukuje go policja. - Powiedzial to ostrym tonem. Dance, starajac sie zachowad ton rozsadku, ciagnela wolno: -Mimo to... panie Chilton, czasem w zyciu potrzebny jest kompromis. Umilkla, dajac mu okazje przemyslenia tej uwagi. Uniosl brew i czekal. -Gdyby podal nam pan adresy - tylko osob z okolicy, ktore napisaly najbardziej napastliwe posty o Travisie - bylibysmy bardzo wdzieczni. Byd moze... przypuszczam, ze moglibysmy cos dla pana zrobid, gdyby potrzebowal pan kiedys pomocy. -Na przyklad? Pamietajac o sugestiach Bolinga, powiedziala: -Chetnie wydamy oswiadczenie z informacja, ze pan z nami wspolpracowal. To dobra reklama. Chilton zastanowil sie nad tym. Po chwili jednak zmarszczyl czolo. -Nie, gdybym mial wam pomoc, najlepiej byloby nie wspominad 0 tym ani slowem. Ucieszyla sie: Chilton byl gotow negocjowad. -Dobrze, rozumiem. Moze jednak moglibysmy zrobid cos innego. -Naprawde? Co? Myslac o kolejnej sugestii profesora, Dance wyjasnila: -Gdyby potrzebowal pan kontaktow w organach scigania Kalifornii... Mowie o zrodlach informacji. Wysoko postawionych. Pochylil sie z gniewnym blyskiem w oczach. -A wiec jednak chce mnie pani przekupid. To po prostu... 129 -Machnal reka. - Niesmaczne. Moim zdaniem mozna to nazwad proba korupcji. Wlasnie tegorodzaju machinacje codziennie demaskuje w swoim blogu. Oczywiscie moze sie zdarzyd, ze potraktuje pani prosbe jako naruszenie etyki dziennikarskiej. 1 w tym wypadku zatrzasnie pani drzwi przed nosem. -Tammy Foster o maly wlos nie utonela. Moga byd nastepne ofiary. -Bardzo mi przykro z tego powodu. Ale "Raport" jest dla mnie zbyt wazny, zeby narazad go na szwank. Jezeli ludzie sie dowiedza, ze nie moga zamieszczad postow anonimowo, to zmieni normy etyczne calego blogu. -Chcialabym, zeby pan to jeszcze przemyslal. Surowe rysy blogera zlagodnialy. -Widziala pani tego czlowieka, z ktorym rozmawialem, kiedy pani weszla? Skinela glowa. -To Gregory Ashton. - Wymowil to nazwisko z przejeciem, tak jak ludzie wspominajacy o kims, kto dla nich wiele znaczy, ale jest niewazny dla rozmowcy. Chilton zauwazyl jej obojetna mine. - Zaklada nowa sied blogow i stron, jedna z najwiekszych na swiecie -ciagnal. - Bede jej okretem flagowym. Przeznaczyl miliony na jej promocje. O tym chyba mowil jej Boling. Ashton musial byd czlowiekiem od kanalu RSS, o ktorym Chilton wspominal w watku "Zyskujemy globalny wymiar". -To gigantycznie zwieksza skale "Raportu". Bede sie mogl zajad problemami calego swiata. AIDS w Afryce, naruszaniem praw czlowieka w Indonezji, okrucieostwami w Kaszmirze, katastrofami ekologicznymi w Brazylii. Jezeli jednak rozejdzie sie wiadomosd, ze zdradzilem adresy internetowe moich uzytkownikow, swietosd "Raportu" zostanie zszargana. Dance byla rozczarowana, chod jako byly dziennikarz, chcac nie chcac, rozumiala. Chilton nie odmawial z powodu chciwosci czy nadmiernych ambicji, ale z autentycznego oddania swoim czytelnikom-Ten fakt nie mogl jej jednak w zaden sposob pomoc. -Moga zginad ludzie - nie ustepowala. 130 -Musialem sie juz zmierzyd z tym problemem, agentko Dance. 2 kwestia odpowiedzialnosci blogerow. - Lekko zesztywnial. - Kilka lat temu jako pierwszy zamiescilem informacje o pewnym znanym pisarzu, ktory, jak ustalilem, popelnil plagiat, przepisujac fragmenty cudzej powiesci. Twierdzil, ze to przypadek, blagal mnie, zebym tego nie ujawnial. Mimo to ujawnilem. Wrocil do picia, zycie mu sie zawalilo. Czy taki mialem cel? Broo Boze. Ale albo pewne zasady obowiazuja, albo nie. Dlaczego on mialby oszukiwad, skoro pani i ja tego nie robimy? Innym razem napisalem o diakonie z San Francisco, ktory byl przewodniczacym ruchu antygejowskiego - i jak sie okazalo, sam ukrywal swoja orientacje homoseksualna. Musialem obnazyd taka hipokryzje. - Spojrzal Dance prosto w oczy. - Ten czlowiek popelnil samobojstwo. Z powodu tego, co napisalem. Samobojstwo. 1 musze z tym zyd. Czy postapilem slusznie? Tak. Jezeli Travis zaatakuje kogos innego, tez bede sie czul podle. Ale w gre wchodza tu wazniejsze sprawy, agentko Dance. -Tez bylam dziennikarka. -Naprawde? -W dziale kryminalnym. Jestem przeciwna jakiejkolwiek formie cenzury. Mowimy o roznych rzeczach. Nie chce ingerowad w tresd paoskich postow. Chce tylko znad nazwiska osob, ktore napisaly komentarze, zeby moc je ochronid. -Nie moge tego zrobid. - W jego glosie znow zabrzmial ostry, zdecydowany ton. Spojrzal na zegarek. Dance wiedziala, ze to juz koniec rozmowy. Chilton wstal. Jeszcze jedna, ostatnia proba. -Nikt sie nie dowie. Powiemy, ze zdobylismy te adresy w inny sposob. Odprowadzajac ja do drzwi, Chilton parsknal autentycznym smiechem. -Tajemnice w blogosferze, agentko Dance? Wie pani, jak szybko rozchodza sie dzisiaj wiesci?... Z predkoscia swiatla. Rozdzial 13 Jadac autostrada, Kathryn Dance zadzwonila do Jona Bolinga. -Jak poszlo? - spytal wesolo. -Co to bylo za wyrazenie w blogu o Travisie? Napisal je jeden z dzieciakow. "Mega" cos... -Ach. - Mniej radosnie. - Megaporazka. -Tak, to dobrze oddaje wynik tego spotkania. Probowalam go skusid reklama, ale wybral opcje numer dwa: faszysci krepuja wolna prase. Dorzucajac troche argumentow pod tytulem "swiat mnie potrzebuje". -Aj. Przykro mi. Nie trafilismy. -Warto bylo sprobowad. Ale mysle, ze powinien pan sam zaczad szukad tych nazwisk. -Juz zaczalem. Na wypadek gdyby Chilton wyrzucil pania za drzwi. Wkrotce powinienem mied juz pare nazwisk. Aha, czy powiedzial, ze sie odegra i napisze w blogu o pani propozycji? Zachichotala. -Prawie. Watek mialby pewnie tytul "Agentka CBI w probie przekupstwa". | -Watpie - jest pani plotka. Bez obrazy. Ale jezeli czytaja go setk tysiecy ludzi, na pewno ma mozliwosci, zeby wywolad u pani niepokoj. - Glos Bolinga spowaznial. - Musze pania poinformowad, ze pojawiaja sie coraz gorsze posty. Niektorzy twierdza, ze widzieli Travisa podczas praktyk satanistycznych, jak skladal ofiary ze zwierzat. Sa tez plotki, jakoby obmacywal uczniow, dziewczyny i chlopakow. Wydaje mi sie jednak, ze to wszystko wymysly. Jak gdyby kazdy chcial przebid poprzednika. Historie robia sie coraz bardziej dziwaczne. 132 Plotki...-Jest pewna rzecz, ktora sie powtarza, wiec prawdopodobnie tkwi w niej ziarno prawdy - to sieciowe gry RPG. Podobno chlopak ma obsesje na punkcie walki i smierci. W szczegolnosci walki na miecze i noze, ktorymi lubi rozplatad przeciwnika. -Sztuczny swiat go pochlonal. -Na to wyglada. Kiedy sie rozlaczyli, Dance zwiekszyla glosnosd iPoda - sluchala Badi Assad, pieknej wokalistki i gitarzystki z Brazylii. Uzywanie sluchawek podczas prowadzenia samochodu bylo wbrew przepisom, ale muzyka w glosnikach policyjnego wozu brzmialaby gorzej. A Dance potrzebowala duzej dawki krzepiacej muzyki. Czula, ze nie moze sobie pozwolid na moment zwloki w sledztwie, ale byla tez matka i zawsze szukala rownowagi miedzy dwiema swoimi rolami. Zamierzala pojechad do szpitala po dzieci, ktore zostawila pod opieka babci, spedzid z nimi troche czasu i odwiezd je do domu dziadkow, gdzie wezmie je pod skrzydla Stuart Dance, kiedy wroci ze spotkania w oceanarium. Potem chciala wrocid do CB1 i kontynuowad poscig za Travisem Brighamem. Jechala duzym, nieoznakowanym sluzbowym fordem crown victoria. Prowadzilo sie go jak polaczenie samochodu wyscigowego i czolgu. Dance nigdy nie probowala nim bid rekordow predkosci. Nie byla urodzonym kierowca i chod ukooczyla obowiazkowy kurs szybkiej jazdy w Sacramento, nie umiala sobie wyobrazid, ze prowadzi poscig za innym autem kretymi drogami srodkowej Kalifornii. Gdy o tym myslala, w pamieci stanelo jej zdjecie z blogu - widok przydroznych krzyzy w miejscu strasznego wypadku, ktory wydarzyl sie dziewiatego czerwca na autostradzie numer 1, dajac poczatek kolejnym okropnosciom. Zatrzymala sie na parkingu szpitalnym i zobaczyla kilka radiowozow policji stanowej oraz dwa nieoznakowane samochody, zaparkowane przed szpitalem. Nie przypominala sobie zgloszenia zadnej akcji policji, w ktorej bylyby ofiary. Wysiadajac z samochodu, zauwazyla, ze w tlumie demonstrantow zaszly zmiany. Po pierwsze, bylo ich wiecej, okolo trzydziestu. I dolaczyly do nich jeszcze dwie ekipy telewizyjne. 133 Dostrzegla tez znaczne ozywienie uczestnikow protestu, ktorzy wymachiwali transparentami i krzyzami jak kibice. Usmiechali sie i skandowali. Do wielebnego Fiska podeszlo kilku mezczyzn i kazdy po kolei sciskal mu reke. Rudowlosy ochroniarz czujnie lustrowal parking.I nagle Dance zamarla, tlumiac krzyk. Ze szpitala wyszli Wes i Maggie - z ponurymi minami - w towarzystwie Afroamerykanki w granatowym kostiumie. Kobieta prowadzila dzieci do jednego z nieoznakowanych wozow. Po chwili ukazal sie Robert Harper, prokurator specjalny, ktorego poznala u Charlesa Overby'ego. Za nimi szla matka Dance. Edie Dance miala po bokach dwoch roslych, umundurowanych funkcjonariuszy policji stanowej. I rece skute kajdankami. Dance puscila sie biegiem. -Mamo! - krzyknal dwunastoletni Wes i rzucil sie przez parking w jej strone, pociagajac za reke siostre. -Zaczekaj, nie wolno! - zawolala towarzyszaca im kobieta. Zaczela gonid dzieci. Dance przykleknela i przytulila do siebie syna i corke. Na parkingu rozbrzmial surowy glos kobiety: -Zabieramy dzieci... -Nikogo nie zabieracie - warknela Dance, po czym odwrocila sie do dzieci. - Nic sie wam nie stalo? -Aresztowali babcie! - powiedziala ze lzami w oczach Maggie. Jej kasztanowy warkocz opadal smetnie na ramie, gdzie zarzucila go podczas biegu. -Zaraz z nimi porozmawiam. - Dance wstala. - Nie zrobili wam zadnej krzywdy? -Nie - odrzekl drzacym glosem szczuply Wes, ktory byl juz prawie tego samego wzrostu co matka. - Policja i ta pani tylko przyszli, zabrali nas i powiedzieli, ze gdzies nas odwioza. Nie wiem gdzie. -Mamusiu, nie chce cie zostawiad! - Maggie przywarla do niej. -Nikt was nigdzie nie zabierze - uspokoila corke Dance. - No, idzcie do samochodu. Kobieta w granatowym kostiumie podeszla do nich i powiedziala przyciszonym glosem: 134 Prosze pani, obawiam sie... - Urwala, widzac przed nosem odznake Dance i legitymacje CB1. -Dzieci zostaja ze mna - uciela krotko Dance. Kobieta bez zmruzenia oka przeczytala legitymacje. -Taka jest procedura. Sama pani rozumie. To dla ich dobra. Wyjasnimy sprawe i jezeli wszystko bedzie w porzadku... -Dzieci zostaja ze mna. -Jestem pracownikiem okregowego wydzialu spraw spolecznych w Monterey. - Pokazala swoja legitymacje. Dance pomyslala, ze tu prawdopodobnie powinno dojsd do negocjacji, mimo to plynnym ruchem wyciagnela swoje kajdanki z futeralu i otworzyla je jak szczypce kraba. -Prosze posluchad, jestem ich matka. Zna pani moje dane. Zna pani dane moich dzieci. Prosze sie odsunad albo aresztuje pania na podstawie artykulu dwiescie siedem Kodeksu Karnego Kalifornii. Obserwujacy ich dziennikarze telewizyjni jak jeden maz zesztywnieli niczym jaszczurki wyczuwajace zblizajacego sie, nieswiadomego zagrozenia zuka. Kamery skierowaly sie w ich strone. Kobieta odwrocila sie do Roberta Harpera, ktory wyraznie sie wahal. Zerknal na reporterow i widocznie uznajac, ze w tej sytuacji zly rozglos moglby byd gorszy niz brak rozglosu, przyzwalajaco skinal glowa. Dance usmiechnela sie do dzieci, schowala kajdanki i odprowadzila Wesa i Maggie do samochodu. -Wszystko bedzie dobrze. Nie martwcie sie. To tylko jakies straszne nieporozumienie. - Zatrzasnela drzwi i zamknela je pilotem. Jak burza przemknela obok kobiety z wydzialu spraw spolecznych, ktora rzucila jej wyzywajace spojrzenie. Zblizyla sie do matki, ktora wlasnie wsadzano do radiowozu. -Kochanie! - wykrzyknela Edie Dance. -Mamo, co sie... -Nie wolno rozmawiad z aresztowana - odezwal sie Harper. Obrocila sie na piecie i ujrzala przed soba prokuratora specjalnego, ktory byl dokladnie tego samego wzrostu co ona. -Niech sie pan ze mna nie bawi w kotka i myszke. Co tu sie dzieje? Przygladal sie jej spokojnie. 135 -Bedzie przewieziona do aresztu okregowego na przesluchanie w sprawie kaucji. Zostalaaresztowana i poinformowana o przyslugujacych jej prawach. Nie mam obowiazku niczego pani mowid. Kamery sledzily kazda sekunde dramatu. -Mowia, ze zabilam Juana Millara! - krzyknela Edie Dance. -Prosze sie uspokoid, pani Dance. -"Ocena liczby spraw"?! - natarla na Harpera agentka. - To jedna wielka bzdura, zgadza sie? Harper potraktowal ja jak powietrze. Zadzwonila komorka Dance, ktora odeszla na bok, zeby odebrad. -Tato? -Katie, wlasnie wrocilem do domu i zastalem policje. Stanowa. Wszystko przeszukuja. Pani Kensington z naprzeciwka powiedziala, ze wyniesli kilka pudel rzeczy. -Tato, mame aresztowano... -Co? -Chodzi o Juana Millara. Podejrzenie eutanazji. Och, Katie. -Zabieram dzieci do Martine, potem spotkamy sie w sadzie w Salinas. Tam bedzie rozprawa w sprawie ustalenia kaucji. -Oczywiscie. Tylko... zupelnie nie wiem, co robid, kochanie. -Glos mu sie zalamal. Serce sie jej scisnelo, gdy uslyszala taka bezradnosd u wlasnego ojca, ktory nigdy nie tracil zimnej krwi. -Znajdziemy jakies rozwiazanie - odpowiedziala, starajac sie brzmied przekonujaco, ale czujac taka sama niepewnosd jak ojciec. -Zadzwonie pozniej, tato. - Rozlaczyli sie. -Mamo! - zawolala przez okno radiowozu, patrzac na przygnebiona twarz matki. - Wszystko bedzie dobrze. Zobaczymy sie w sadzie. Prokurator upomnial ja surowo: -Agentko Dance, nie chce znow zwracad pani uwagi. Nie wolno rozmawiad z aresztowana. Zignorowala go. -I nie odzywaj sie ani slowem do nikogo - przestrzegla matke. -Mam nadzieje, ze nie trzeba bedzie uzyd srodkow bezpieczeostwa - rzekl chlodno prokurator. 136 Dance poslala mu wsciekle spojrzenie, wyzywajac go w duchu, by spelnil grozbe, cokolwiek mial na mysli. Potem zerknela na stoja-cych obok funkcjonariuszy stanowej. Z jednym z nich kiedys pracowala. Unikal jej wzroku. Harper prowadzil tu wszystkich na pasku.Odwrocila sie i pomaszerowala do samochodu, ale zboczyla, by podejsd do kobiety z opieki spolecznej. Stanela tuz przed nia. -Dzieci maja komorki. Pod drugim klawiszem szybkiego wybierania maja moj numer, zaraz po dziewiedset jedenascie. 1 daje glowe, ze powiedzialy pani, ze jestem agentka biura sledczego. Dlaczego, do cholery, pani do mnie nie zadzwonila? Kobieta cofnela sie zaskoczona. -Jak pani moze tak do mnie mowid. -Dlaczego, do cholery, pani nie zadzwonila? Postepowalam zgodnie z procedura. -Zgodnie z procedura najwazniejsze jest dobro dziecka. W takich sytuacjach powinna sie pani skontaktowad z rodzicami albo opiekunami. -Wykonywalam tylko polecenia. -Jak dlugo pani pracuje w wydziale? -To nie pani sprawa. -Cos pani powiem. Sa dwie mozliwe odpowiedzi: albo pracuje pani za krotko, albo o wiele za dlugo. -Wypraszam sobie... Ale Dance wsiadala juz do samochodu i przekrecajac kluczyk w stacyjce, uslyszala glosny zgrzyt; kiedy przyjechala, nie wylaczyla silnika. -Mamo - odezwala sie Maggie, szlochajac rozdzierajaco. - Co sie stanie z babcia? Dance nie zamierzala przed dziedmi niczego udawad; jako rodzic nauczyla sie, ze koniec koocow lepiej jest odwaznie zmierzyd sie ze strachem i bolem, niz klamad czy probowad je przemilczed. Z trudem jednak panowala nad glosem, aby dzieci nie uslyszaly w nim nuty paniki. -Wasza babcia stanie przed sedzia i mam nadzieje, ze niedlugo Wroci do domu. Potem dowiemy sie, co sie stalo. Na razie po prostu nic nie wiemy. 137 Zamierzala odwiezd dzieci do swojej najlepszej przyjaciol-ki Martine Christensen, z ktora prowadzila strone internetowa o muzyce.-Nie podoba mi sie ten czlowiek - powiedzial Wes. -Ktory? -Pan Harper. -Mnie tez sie nie podoba - przytaknela Dance. -Chce z toba jechad do sadu - wlaczyla sie Maggie. -Nie, Mags. Nie wiem, jak dlugo tam bede. Dance obejrzala sie, dodajac im otuchy usmiechem. Gdy zobaczyla ich niewyrazne, zalosne miny, wezbrala w niej jeszcze wieksza zlosd na Roberta Harpera. Dance podlaczyla do telefonu zestaw sluchawkowy i po krotkim namysle zadzwonila do najlepszego adwokata, jaki przyszedl jej do glowy. George Sheedy poswiecil kiedys cztery godziny na proby podwazenia zeznania Dance w sadzie. Niewiele brakowalo, aby udalo mu sie wywalczyd wyrok uniewinniajacy dla szefa gangu z Salinas, ktorego wina nie ulegala watpliwosci. Ale dobro zwyciezylo i gowniarz dostal dozywocie. Po procesie Sheedy podszedl do Dance, uscisnal jej reke i pogratulowal jej swietnego przygotowania. W rewanzu przyznala, ze jest pod wrazeniem jego umiejetnosci. Gdy laczono ja z Sheedym, zobaczyla, ze kamerzysci wciaz rejestruja poruszenie, jakie zapanowalo w tlumie. Kazdy celowal obiektywem w samochod, w ktorym siedziala jej matka skuta kajdankami. Wygladali jak buntownicy mierzacy z granatnikow do wyczerpanych walka zolnierzy. Uspokojona, ze intruzem w ogrodzie nie okazal sie yeti, Kelley Morgan skupila sie na swoich wlosach. Nastolatka zawsze miala pod reka lokowki. Wlosy irytowaly ja najbardziej na swiecie. Wystarczyla odrobina wilgoci i skrecaly sie we wsciekle sprezynki. Okropnie ja to wkurzalo. Za czterdziesci minut miala sie spotkad z Juanita, Trey i Toni na Alvarado, a to byly takie swietne kumpele, ze gdyby sie spoznila wiecej niz dziesied minut, na pewno by z nia zerwaly. Stracila poczucie czasu, piszac komentarz o Tammy Foster na forum Bri w OurWorld. 138 Gdy Kelley spojrzala w lustro, zorientowala sie, ze wilgotne powietrze zrobilo z niej totalne czupiradlo. Szybko sie wylogowala i przystapila do ataku na ciemne splatane kudly.Ktos na jednym z miejscowych blogow - oczywiscie anonimowo, napisal: Kelley Morgan... co ona robi z wlosami?????? Wyglada jak jakis grzyb. Nie podobaja mi sie dziewczyny z ogolona gtowa, ale jej nawet by to pasowalo. LOL. Jajks, co ona oczu nie ma? Kelley plakala jak bobr, porazona tymi slowami, ktore zranily ja do glebi. Wlasnie przez ten post bronila Tammy w OurWorld i zmieszala z blotem Anonimke (i rzeczywiscie objechala ja na cacy). Jeszcze teraz, myslac o okrutnym poscie na temat jej wlosow, dygotala ze wstydu. I zlosci. Co z tego, ze Jamie powiedzial, ze uwielbia w niej wszystko. Komentarz zdruzgotal ja i przeczulil na tym punkcie. Kosztowal ja mnostwo godzin. Od postu z czwartego kwietnia ani razu nie wyszla z domu, jesli wczesniej nie doprowadzila fiyzury do porzadku. Dobra, dziewczyno, bierz sie do roboty. Wstala od biurka, podeszla do toaletki i podlaczyla termoloki. Wprawdzie od nich wlosy sie rozdwajaly, ale przynajmniej byly na jakis czas poskromione. Wlaczyla lampke na toaletce, usiadla, po czym zdjela bluzke i rzucila ja na podloge. Potem wlozyla na stanik dwa topy - ladnie wygladaly potrojne ramiaczka: czerwone, rozowe i czarne. Sprawdzila lokowki. Jeszcze pare minut. Zaczela szczotkowad wlosy. To takie niesprawiedliwe. Niczego sobie twarz, ladne cycki, swietny tylek. 1 tylko te smetne wlosieta. Przypadkiem zerknela na ekran komputera i zobaczyla w komunikatorze wiadomosd od kolezanki. Wejdz na RC, i to SZYBKO!!!!!!!! Kelley parsknela smiechem. Trish uwielbiala wykrzykniki. Zwykle Kelley nie czytywala "Raportu Chiltona" - za duzo tam Mo polityki - ale subskrybowala kanal RSS blogu, gdy pojawily sie 139 tam wpisy o wypadku z dziewiatego czerwca w watku "Przydrozne krzyze". Tamtego wieczoru byla na imprezie i tuz przed wyjsciem Caitlin i dziewczyn widziala, jak Travis klocil sie z Caitlin. Obrocila sie do klawiatury i wstukala: Wyluzuj. Po co? Trish odpisala: Chilton wycial nazwiska, ale ludzie mowia, ze Travis napad! naTammy!!Kelley wstukala: Na bank czy tak tylko myslisz? Odpowiedz: NA BANK, NA BANK!!!! Travis jest wkurzony, bo go zjechala na blogu. PRZECZYTAJ!!!! KIEROWCA = TRAVIS, OFIARA = TAMMY Czujac, jak atak mdlosci skreca jej zoladek, Kelley otworzyla "Raport Chiltona" i zaczela sie przebijad przez watek "Przydrozne krzyze". Pod koniec przeczytala: W odpowiedzi Chiltonowi BrittanyM napisala: Ktos oglada wiadomosci???? Ktos postawil krzyz przy drodze, a potem napadl na te dziewczyne. 0 co tu chodzi? Boze, zaloze sie, ze to *kierowca+! W odpowiedzi Chiltonowi CT093 napisal: Gdzie do *usunieto+ jest policja? Podobno zgwalcil te dziewczyne, wyryl jej krzyze na ciele, a potem ZOSTAWIL w bagazniku, zeby utonela. Tylko dlatego, ze sie go czepiala *kierowcy+, wlasnie widzialem wiadomosci i jeszcze go nie aresztowali. DLACZEGO????? W odpowiedzi Chiltonowi Anonim napisal: Bytem z kumplami niedaleko plazy, gdzie znalezli *ofiare+, i podobno policja mowila o krzyzu. Ze niby postawit go jako ostrzezenie, zeby ludzie sie zamkneli. *Kierowca+ napadl i zgwatcit, bo *ofiara+ czepiala sie go TUTAJ, na tym blogu!!! Sluchajcie, jezeli ktos go zjechal i nie uzywal proxy ani nie pisal anonimowo, to ma totalnie *usunieto+, bo go dorwie!! W odpowiedzi Chiltonowi Anonim napisal: Znam kolesia z salonu, gdzie *kierowca+ chodzi grad, i mowit, ze *kierowca+ mowil, ze chce dorwad kazdego, kto pisat o nim posty, zamierza 140 poderznad im gardta jak terrorysci w arabskiej telewizji, hej, gliny, *kierowca+ to Morderca od Przydroznego Krzyza!!! POWAGA!!! Nie... Boze, nie! Kelley probowala sobie przypomnied, co napisala o Travisie. Co to bylo? Czy na nia chlopak tez jest wsciekly? Goraczkowo przeszukala watek i wreszcie odnalazla swoj post. W odpowiedzi Chiltonowi BellaKelley napisala: Masz zupelna racje!!! Dziewiatego bylam na imprezie, gdzie to sie stalo, *kierowca+ przystawial sie do *usunieto+, a one kazaly mu splywad. Ale nie posluchal, wyszedl za nimi. Sami tez jestesmy winni, bo nic nie zrobilismy, wszyscy, ktorzy tam byli. Wiedzielismy, ze *kierowca+ to luzer i zbok i kiedy wyszli, powinnismy zadzwonid na policje albo kogos zawiadomid. Mialam zle przeczucie, jak w "Zaklinaczu dusz". No i stato sie, co sie stalo. Dlaczego? Dlaczego to napisalam? Przeciez ciagle powtarzalam, dajcie spokoj Tammy, nie czepiajcie sie ludzi w blogach. A potem sama chlapnelam cos o Travisie. Cholera. Teraz tez chce mnie dorwad! To jego slyszalam wczesniej? Moze naprawde byl pod domem i moj brat go sploszyl. Kelley pomyslala o rowerzyscie, ktorego widziala. Niech to szlag, Travis ciagle jezdzil na rowerze; mnostwo dzieciakow w szkole robilo sobie z niego jaja, bo nie stad go bylo na samochod. Niepokoj, zlosd, strach... Kelley wpatrywala sie w posty na ekranie, gdy nagle uslyszala za soba jakis dzwiek. Trzask, taki sam jak przedtem. I jeszcze jeden. Odwrocila sie. Z ust Kelley Morgan wyrwal sie przerazliwy wrzask. Z okna patrzyla na nia najbardziej przerazajaca twarz, jaka w zyciu wdziala. Kelley w ulamku sekundy stracila zdolnosd racjonalnego Myslenia. Osunela sie na kolana, czujac cieply strumieo miedzy nogali, gdy przestala panowad nad pecherzem. W piersi eksplodowal bol, Promieniujac na szczeke, nos, oczy. Prawie przestala oddychad. 141 Nieruchoma twarz wpatrywala sie w nia wielkimi, czarnymi oczami. Widziala szramy, szpary w miejscu nosa i zaszyte, zakrwawione usta.Zmrozil ja ten sam lodowaty dreszcz przerazenia co w dziecin, stwie. -Nie, nie, nie! - Lkajac jak dziecko, Kelley odsuwala sie jak najdalej od okna i jak mogla najszybciej. Zderzyla sie ze sciana i oszolomiona upadla na dywan. Czarne oczy wpatrywaly sie nieublaganie. Patrzyly prosto na nia. -Nie... W przesiaknietych moczem dzinsach, ze skotlowanym zoladkiem Kelley rozpaczliwie czolgala sie w strone drzwi. Te oczy, usta zamkniete krwawym szwem. Yeti, obrzydliwy sniezny potwor. Gdzies w zakamarkach umyslu, ktore jeszcze funkcjonowaly, wiedziala, ze to tylko maska przywiazana do drzewka Lagerstroemia rosnacego pod oknem. Ta mysl nie zdolala jednak zlagodzid strachu - najpotworniejszego strachu z dzieciostwa. Wiedziala, co to znaczy. Byl tu Travis Brigham. Przyszedl ja zabid, tak jak probowal zabid Tammy Foster. Wreszcie Kelley zdolala wstad i slaniajac sie, podeszla do drzwi. Uciekaj. Spieprzaj stad. W korytarzu skrecila do drzwi wyjsciowych. Cholera! Otwarte! Brat nie zamknal ich na klucz. Travis byl w domu! A moze powinna przebiec przez salon? Gdy stala sparalizowana strachem, skoczyl na nia z tylu, zaciskajac ramie na jej szyi. Zaczela sie szamotad - dopoki nie poczula dotyku lufy na skroni. -Blagam, Travis, nie... - szlochala. -Zbok? - szepnal. - Luzer? -Przepraszam, przepraszam. Wcale tak nie mysle! Kiedy wlokl ja tylem w kierunku piwnicy, czula, jak jego rami? zaciska sie coraz mocniej. Jej zduszone blagania cichly z kazda chwi-142 ostre swiatlo wpadajace przez nieskazitelnie czyste okno salonu szarzalo, az w koocu zupelnie zgaslo. Kathryn Dance dobrze znala amerykaoski system sprawiedliwosci Bywala w gabinetach sedziowskich i na salach rozpraw jako dziennikarz dzialu kryminalnego, jako konsultant podczas selekcji przysieglych i jako agentka biura sledczego. Nigdy jednak nie byla krewna oskarzonego. Gdy wyjechala spod szpitala, zostawila dzieci u Martine i zadzwonila do swojej siostry Betsey, ktora mieszkala z mezem w Santa Barbara. -Bet, mamy klopot z mama. -Co? Mow, co sie stalo. - W glosie beztroskiej zwykle kobiety zabrzmiala rzadka nuta zdenerwowania. Betsey byla kilka lat mlodsza od Dance, miala jasne, krecone wlosy cherubinka i zmieniala zawody jak motyl przelatujacy z kwiatka na kwiatek. Dance przekazala jej wszystkie szczegoly, ktore znala. -Zaraz do niej zadzwonie - oznajmila Betsey. -Jest w areszcie. Zabrali jej telefon. Niedlugo bedzie posiedzenie w sprawie ustalenia kaucji. Dowiemy sie czegos wiecej. -Juz jade. -Moze lepiej z tym zaczekaj. -Tak, jasne. Katie, to cos powaznego? Dance sie zawahala. Przypomniala sobie nieruchome, stanowcze oczy Harpera, pelne misjonarskiego zapalu. Wreszcie przyznala: -Moze byd zle. Kiedy sie rozlaczyly, Dance przyjechala do gmachu sadu i weszla na sale, gdzie siedziala teraz z ojcem. Szczuply, siwowlosy mezczyzna byl jeszcze bledszy niz zwykle (na wlasnej skorze zaznal niebezpieczeostw grozacych biologom morskim na oceanie i zostal zdeklarowanym zwolennikiem filtrow ochronnych i kapeluszy). Stuart obejmowal corke ramieniem. Edie spedzila godzine w celi, gdzie wczesniej siedzialo wiele 2 osob zatrzymanych przez Dance. Dance dobrze znala procedury, konfiskowano wszystkie rzeczy osobiste. Sprawdzano dane personalne, spisywano wszystkie informacje, a potem czlowiek siedzial w celi w towarzystwie innych aresztowanych. I czekal bez kooca. 143 W koocu wprowadzano go do chlodnej, ponurej sali na przeslu, chanie w sprawie kaucji. Dance i jej ojca otaczaly dziesiatki czlonkow rodzin aresztowanych. Wiekszosd podejrzanych stanowili mlodzi Latynosi, ubrani w swoje rzeczy albo czerwone kombinezony aresztu okregowego. Dance rozpoznala sporo tatuazy gangow. Bylo wsrod nich kilku posepnych bialych, bardziej niechlujnych niz Latynosi, o wlosach i zebach w znacznie gorszym stanie. W glebi sali siedzieli obroocy z urzedu. Czekali tu takze poreczyciele, liczac na szanse zgarniecia swojej dziesiecioprocentowej dzialki.Dance uniosla wzrok i spojrzala na matke, kiedy ja wprowadzono. Na widok kajdanek serce sie jej scisnelo. Edie nie miala na sobie kombinezonu, ale jej wlosy, zwykle nienagannie ulozone, byly kompletnie potargane. Odebrano jej wlasnorecznie zrobiony naszyjnik. Tak jak obraczke i pierscionek zareczynowy. Miala zaczerwienione oczy. Po sali krecili sie prawnicy, niektorzy ubrani niewiele bardziej elegancko od swoich klientow; tylko adwokat Edie Dance mial na sobie garnitur poprawiony przez krawca. George Sheedy praktykowal prawo na Srodkowym Wybrzezu od dwudziestu lat. Mial bujne siwe wlosy, trapezowata sylwetke o szerokich ramionach i gleboki bas, ktorym moglby wykonad wspaniala wersje "Old Man River". Po krotkiej rozmowie telefonicznej z Sheedym Dance natychmiast zadzwonila do Michaela O'Neila, ktorego wiadomosd zszokowala. Nastepnie zadzwonila do prokuratora okregu Monterey, Alonza "Sandy'ego" Sandovala. -Wlasnie sie dowiedzialem, Kathryn - mruknal ze zloscia Sandoval. - Bede z toba szczery: jasne, polecilismy policji stanowej zbadad smierd Millara, ale nie mialem pojecia, ze wlasnie po to Harper przyjechal do miasta. I to publiczne aresztowanie - dodal z gorycza. - Niewybaczalne. Gdyby prokurator stanowy nalegal na wniesienie oskarzenia, postaralbym sie to zalatwid tak, zeby zglosila sie dobrowolnie i zebys tyja zatrzymala. Dance mu wierzyla. Od lat wspolpracowala z Sandym i dzieki miedzy innymi wzajemnemu zaufaniu udalo im sie wsadzid za kratki wielu bandytow. -Przykro mi, Kathryn. Monterey nie ma z ta sprawa nic wspolnego. Teraz wszystko zalezy od Harpera i Sacramento. 144 podziekowala mu i sie rozlaczyla. Przynajmniej posiedzenie w sprawie kaucji moglo sie odbyd szybko. Zgodnie z prawem Kalifornii o terminie posiedzenia wstepnego decydowal sedzia. \V niektorych miastach takich jak Riverside i Los Angeles zatrzymani czesto spedzaja w celi nawet dwanascie godzin, zanim stana przed sadem. Poniewaz w gre wchodzilo morderstwo, mozliwe, ze sedzia w ogole nie wyznaczy kaucji, pozostawiajac te decyzje sedziemu prowadzacemu rozprawe wstepna, ktora, jak zwykle w Kalifornii, odbedzie sie zapewne w ciagu kilku dni.Drzwi na korytarz otwieraly sie co chwile i Dance zauwazyla, ze wiele sposrod nowo przybylych osob ma na szyjach identyfikatory prasowe. Na sale nie wolno bylo wnosid kamer, ale wiekszosd uzbroila sie w notesy. Cyrk... Asystentka sedziego wywolala "Edith Barbare Dance" i matka wstala. Wciaz byla skuta kajdankami, ponura i miala zaczerwienione oczy. Sheedy stanal obok niej. Rozdzielal ich straznik. Posiedzenie bylo poswiecone wylacznie kaucji; z odpowiedzia na zarzuty musieli zaczekad na formalne przesluchanie. Harper poprosil o tymczasowe aresztowanie bez wyznaczania kaucji, co nie zdziwilo Dance. Jej ojciec zesztywnial, kiedy prokurator surowym tonem wyglosil wywod, z ktorego wynikalo, ze Edie jest rownie niebezpieczna jak Jack Kevorkian i gdyby zostala zwolniona za poreczeniem, moglaby usmiercid kolejnych pacjentow i uciec do Kanady. Slyszac, jak mowia o jego zonie, Stuart stlumil okrzyk oburzenia. -Spokojnie, tato - szepnela Dance. - Taki maja styl. - Ale slowa Harpera tez ja zabolaly. George Sheedy zrecznie przekonywal, by Edie zostala zwolniona za zobowiazaniem stawiennictwa na zadanie sadu, podkreslajac jej wczesniejsza niekaralnosd i silne zwiazki ze spolecznoscia. Zachowanie sedziego, Latynosa o przenikliwym wzroku, ktory znal Kathryn Dance, swiadczylo o silnym stresie; bez trudu wyczytala to z pozycji ciala i mimiki. Pewnie w ogole nie chcial przyjad tej sprawy, z lojalnosci wobec Dance, ktora byla rozsadna agentka, zawsze chetna do wspolpracy. Mial jednak swiadomosd, Ze Harper to gwiazda ze stolicy. I zdawal sobie sprawe z obecnosci mediow. 145 Posiedzenie toczylo sie dalej. Dance - agentka wrocila mysla do wydarzeo z tego miesiaca, odtwarzajac w pamieci okolicznosci smierci funkcjonariusza. Starala sie powiazad ze soba fakty. Kogo widziala w szpitalu w chwili smierci Juana Millara? Jaka wlasciwie byla bezposrednia przyczyna zgonu? Gdzie wtedy byla jej matka? Unoszac glowe, zobaczyla, ze Edie na nia patrzy. Dance poslala jej blady usmiech. Edie miala twarz pozbawiona wyrazu. Odwrocila sie do Sheedy'ego. W koocu sedzia podjal kompromisowa decyzje. Wyznaczyl kaucje w wysokosci pol miliona dolarow, ktora nie byla czyms nietypowym w wypadku morderstwa, ale nie byla tez zbyt wygorowana. Edie i Stuart nie nalezeli do bogaczy, lecz byli pelnoprawnymi wlascicielami domu; nieruchomosd w Carmel, niedaleko plazy, musiala byd warta okolo dwoch milionow. Mogli ja zastawid w ramach poreczenia. Harper przyjal wiadomosd ze stoickim spokojem - zachowal kamienna twarz i wyprostowana, chod swobodna postawe. Dance widziala, ze mimo niepowodzenia nie odczuwa zadnego stresu. Przypominal jej morderce z Los Angeles, J. Doe. Miala wielkie trudnosci, by wykryd u niego klamstwo miedzy innymi dlatego, ze osoby zdeterminowane, o silnej motywacji prawie nie ujawniaja i nie odczuwaja zdenerwowania, klamiac w imie slusznej dla siebie sprawy. Dotyczylo to z pewnoscia Roberta Harpera. Edie zagoniono z powrotem do celi, a Stuart wstal i poszedl do asystentki sedziego, by zalatwid formalnosci zwiazane z kaucja. Gdy Harper zapial marynarke i z beznamietna mina ruszyl do drzwi, Dance zastapila mu droge. -Dlaczego pan to robi? Zmierzyl ja chlodnym spojrzeniem, nie odzywajac sie ani slowem. -Mogl pan zostawid te sprawe okregowi Monterey - ciagnela. - Po co przyjechal pan z San Francisco? Co pan knuje? - Mowila podniesionym glosem, aby slyszeli ja siedzacy niedaleko dziennikarze. -Nie moge o tym z pania rozmawiad - odparl spokojnie Harper- -Dlaczego moja matka? -Nie mam pani nic do powiedzenia. - Pchnal drzwi i wyszedl 146 na schody przed sadem, gdzie zatrzymal sie przed tlumem reporterow - ktorym najwyrazniej mial mnostwo do powiedzenia.Dance wrocila na twarda lawke, by zaczekad na ojca i matke. Dziesied minut pozniej zjawili sie George Sheedy i Stuart Dance. -Udalo sie? - spytala ojca. -Tak - odrzekl glucho. Kiedy wyjdzie? Stuart spojrzal na Sheedy'ego, ktory powiedzial: -Za dziesied minut, moze predzej. -Dziekuje. - Stuart uscisnal reke adwokata. Dance podziekowala mu skinieniem glowy, a Sheedy oznajmil, ze wraca do kancelarii i natychmiast zaczyna pracowad nad obrona. Po jego wyjsciu Dance zapytala ojca: -Tato, co zabrali z domu? -Nie wiem. Sasiadka mowila, ze najbardziej interesowal ich garaz. Chodzmy stad. Okropne miejsce. Wyszli na korytarz. Kilkoro dziennikarzy zobaczylo Dance i zblizylo sie do niech. -Agentko Dance - zwrocila sie do niej reporterka. - Czy martwi pania fakt, ze pani matka zostala aresztowana pod zarzutem morderstwa? Oto niekonwencjonalna, nowoczesna forma wywiadu. Miala ochote odciad sie jakas sarkastyczna uwaga, lecz przypomniala sobie zasade numer jeden obowiazujaca w kontaktach z mediami: zawsze zakladaj, ze twoja wypowiedz znajdzie sie w wieczornych wiadomosciach albo jutro na pierwszej stronie. Usmiechnela sie. -Nie mam absolutnie zadnych watpliwosci, ze to jakies straszne nieporozumienie. Moja matka od wielu lat jest pielegniarka. Poswiecila sie, by ratowad ludzi, nie odbierad im zycie. -Wiedziala pani, ze podpisala petycje wspierajaca Jacka Kevorkiana i samobojstwo wspomagane? Nie, tego Dance nie wiedziala. Zastanawiala sie, w jaki sposob Prasa tak szybko zdobyla te informacje. Odpowiedziala: -Prosze ja o to zapytad. Ale petycje postulujace zmiany w prawie to nie to samo co lamanie prawa. W tym momencie zadzwieczala jej komorka. Dzwonil 0'Neil. 0deszla na bok, by odebrad telefon. 147 -Michael, wychodzi za kaucja - powiedziala. Nastapila chwila ciszy.-To dobrze. Dzieki Bogu. Zorientowala sie, ze dzwoni w zupelnie innej sprawie, i to powaznej. -Michael, co sie stalo? Znalezli nastepny krzyz. -Prawdziwy czy z przyszla data? -Dzisiejsza. Identyczny z tamtym. Galezie i drut florystyczny. Z rozpacza zamknela oczy. Tylko nie to. -Posluchaj - ciagnal O'Neil. - Tym razem mamy swiadka. Faceta, ktory widzial, jak Travis go stawia. Moze widzial, dokad poszedl albo zauwazyl cos, co nas zaprowadzi do jego kryjowki. Mozesz go przesluchad? Znow chwila milczenia. -Bede za dziesied minut. O'Neil podal jej adres. Rozlaczyli sie. Dance podeszla do ojca. -Tato, nie moge zostad. Tak mi przykro. Odwrocil do corki przystojna, sciagnieta cierpieniem twarz. - Co? -Znalezli nastepny krzyz. Chlopak znowu zamierza kogos zaatakowad. Chyba dzisiaj. Ale jest swiadek. Musze go przesluchad. -Oczywiscie. - Mial jednak niepewnosd w glosie. Czekal go koszmar - niemal taki jak jej matke -i wolalby mied obok siebie corke z jej wiedza i znajomosciami. Ale Dance wciaz miala w myslach obraz Tammy Foster lezacej w bagazniku, nabierajacym coraz wiecej wody. I widok oczu Travisa Brighama, ciemnych i nieruchomych pod krzaczastymi brwiami, spogladajacych na ojca, jak gdyby jego postad z gry, uzbrojona w miecz czy noz, zastanawiala sie, czy wyjsd ze sztucznego swiata i poderznad mu gardlo w rzeczywistosci. Musiala jechad. Natychmiast. -Przepraszam. - Uscisnela ojca. -Matka zrozumie. Dance pobiegla do samochodu i uruchomila silnik. Wyjezdzajac z parkingu, zerknela w lusterko wsteczne i zobaczyla matke wycho- 148 z aresztu. Edie patrzyla w slad za oddalajaca sie corka. Miala ruchomy wzrok, a jej twarz nie wyrazala zadnych emocji. Dance polozyla stope na pedale hamulca. Zaraz jednak ponownie wcisnela gaz i wlaczyla swiatla ostrzegawcze. Matka zrozumie... Nie, nie zrozumie, pomyslala Dance. Absolutnie nie. m m m",m mt. Rozdzial 14 Mimo tylu lat spedzonych na Polwyspie, Kathryn Dance nigdy nie przyzwyczaila sie do tutejszej mgly. Przypominala stwora zmieniajacego ksztalt - postad rodem z ulubionych ksiazek fantasy Wesa. Czasem wila sie zwiewnymi pasmami tuz przy ziemi i przemykala obok czlowieka jak duch. Innym razem wygladala jak tuman dymu przyczajony w nizej polozonych miejscach i na autostradzie, przyslaniajacy wszystko. Najczesciej miala forme grubego calunu, unoszacego sie kilkadziesiat metrow nad ziemia, udajacego chmure i zaciemniajacego wszystko ponizej. Tak jak dzisiaj. Mrok gestnial, gdy Dance, sluchajac slynnych bebnow polnocno-afrykaoskiego zespolu Raquy i Cavement, jechala spokojna droga, przecinajaca obszar miedzy Carmel i Pacific Grove. Dominowal tu zdziczaly las, gdzie przewazaly sosny, karlowate deby, eukaliptu sy i klony, miedzy ktorymi rozrosl sie gaszcz krzakow. Dance minela policyjna tasme, nie zwracajac uwagi na dziennikarzy i ekipy telewizyjne. Ciekawe, czy zjawili sie tu w zwiazku z przestepstwem, czy z powodu matki, pomyslala cynicznie. Zaparkowala, przywitala sie ze stojacymi blizej policjantami i podeszla do Michaela 0'Neila. Ruszyli w kierunku ogrodzonego pobocza, gdzie znaleziono drugi krzyz. -Jak matka? - spytal 0'Neil. -Niedobrze. Dance cieszyla sie z jego obecnosci. Emocje wezbraly w niej jak rwaca rzeka i na moment zaniemowila, gdy w pamieci stanal jej obraz matki w kajdankach i starcia z kobieta z wydzialu spraw spolecznych. 150 Detektyw nie mogl powstrzymad lekkiego usmiechu.-Widzialem cie w telewizji. _ W telewizji? -Kim byla ta kobieta, ktora wygladala jak Oprah? Chyba chcialas ja aresztowad. Dance westchnela. -Nakrecili to? _ Wygladalas... - szukal odpowiedniego slowa -...imponujaco. - Zamierzala zabrad dzieci do opieki spolecznej. 0'Neil byl w szoku. -To taktyka Harpera. Ale przez nia o maly wlos nie zgarnelam jego dziewczyny na posylki. Och, uruchomilabym kogo trzeba. Wynajelam Sheedy'ego do sprawy - dodala. -George'a? To dobrze. Twardy gracz. Takiego ci potrzeba. -Powiem ci jeszcze, ze Overby wpuscil Harpera do CB1. Zeby grzebal w moich papierach. - Nie! -Przypuszczam, ze chcial sprawdzid, czy probowalam ukrywad dowody albo majstrowad przy aktach Juana Millara. Overby mowil, ze myszkowal tez u was. -W biurze szeryfa? - zapytal. Jego gniew byl widoczny jak czerwone swiatlo ostrzegawcze na autostradzie. - Overby wiedzial, ze Harper chce zatrzymad Edie? -Nie wiem. Powinien przynajmniej pomysled: po co facet z San Francisco weszy w naszych aktach? "Ocena liczby spraw". Smiechu warte. - Znow wezbrala w niej wscieklosd i Dance z najwiekszym trudem zdolala ja opanowad. Podeszli do miejsca, gdzie na poboczu drogi postawiono krzyz. Wygladal tak samo jak poprzedni: zrobiony z ulamanych galezi zwiazanych drutem, na ktorych wisialo kartonowe kolko z dzisiejsza data. U jego stop lezal kolejny bukiet roz. Dance nie mogla powstrzymad mysli: czyje morderstwo symbolizuje ten krzyz? Czekalo jeszcze dziesied bukietow. Krzyz ustawiono przy malo uczeszczanym odcinku kiepsko utwardzonej drogi, poltora kilometra od brzegu oceanu. Byl to malo znany 151 skrot do autostrady numer 68. Tak sie dziwnie skladalo, ze droga miala prowadzid do nowej autostrady, o ktorej Chilton pisal w blogu.Na bocznej drodze niedaleko krzyza stal swiadek, czterdziesto-kilkuletni biznesmen, ktory na oko Dance mogl sie zajmowad nieruchomosciami albo ubezpieczeniami. Korpulentny, z pokaznym brzuchem wypelniajacym niebieska koszule nad wysluzonym paskiem. Mial przerzedzone wlosy, a na okraglym czole i lysiejacym ciemieniu widad bylo piegi od slooca. Mezczyzna stal obok hondy accord, ktora pamietala lepsze czasy. Kiedy do niego podeszli, 0'Neil go przedstawil: To Ken Pfister. Podala mu reke. Detektyw powiedzial, ze chce dopilnowad zabezpieczania sladow, i ruszyl na druga strone drogi. -Prosze mi powiedzied, co pan widzial, panie Pfister. -Travisa. Travisa Brighama. -Wiedzial pan, ze to on? Skinal glowa. -Jakas godzine temu, kiedy bylem na lunchu, widzialem jego zdjecie w Internecie. Dlatego go poznalem. -Moze pan opowiedzied, co dokladnie pan widzial? - spytala. - I kiedy? -No wiec to bylo okolo jedenastej rano. Mialem spotkanie w Carmel. Prowadze agencje Allstate -dodal z duma. Czyli mialam racje, ubezpieczenia, pomyslala. -Wyjechalem okolo dziesiatej czterdziesci i wracalem do Monterey. Skrecilem w ten skrot. Bedzie milo, kiedy otworza te nowa autostrade, prawda? Usmiechnela sie wymijajaco, chod to wlasciwie nie byl prawdziwy usmiech. -I zatrzymalem sie na tej bocznej drodze... - pokazal - zeby zadzwonid. - Twarz mu sie rozjasnila w usmiechu. - Nigdy nie rozmawiam przez telefon podczas jazdy. Taka mam zasade. Dance uniosla brew, ponaglajac go niemo, zeby kontynuowal. -Popatrzylem przez przednia szybe i zobaczylem go, jak idzie poboczem. Nadszedl z tamtej strony. Nie widzial mnie. Tak jakos powloczyl nogami. Zdawalo mi sie, ze mowi do siebie. -Jak byl ubrany? 152 -W taka bluze z kapturem, jakie nosza dzieciaki. Ach, z kapturem. -Jakiego koloru? - Nie pamietam. -Kurtka, spodnie? -Przykro mi. Nie zwrocilem uwagi. Wtedy jeszcze nie wiedzialem, kto to jest - nie slyszalem o tej historii z przydroznym krzyzem. Wiedzialem tylko, ze wyglada dziwnie i groznie. Niosl ten krzyz i jakies martwe zwierze. -Zwierze? Skinal glowa. -Tak, wiewiorke, swiszcza albo cos w tym rodzaju. Zwierzak mial poderzniete gardlo. - Przejechal sobie palcem po szyi. Dance nie cierpiala okrucieostwa wobec zwierzat. Mimo to, zachowujac spokoj w glosie, zapytala: -Czy zabil je na miejscu? -Nie sadze. Widzialem niewiele krwi. -No dobrze, co sie stalo potem? -Potem rozejrzal sie po drodze i kiedy nie zobaczyl nikogo, otworzyl plecak i... -O, mial plecak? -Zgadza sie. -Jakiego koloru? -Hm, czarny, prawie na pewno. Wyciagnal mala lopate. Wie pani, taka skladana saperke, jakiej uzywa sie na wycieczce pod namiot. Rozlozyl ja, wykopal dziure i wsadzil do niej krzyz. Potem... to naprawde dziwaczne. Zaczal odprawiad jakis rytual. Obszedl krzyz trzy razy i wygladal, jakby cos spiewal. -Spiewal? -Zgadza sie. Raczej mruczal pod nosem. Nie slyszalem, co to bylo. -A potem? -Wzial wiewiorke i znowu zaczal okrazad krzyz, pied razy -liczylem. Trzy i pied... Moze to byla jakas wiadomosd, wskazowka, ktora mozna jakos odczytad. Dance zauwazyla, ze od "Kodu Leonarda da Vinci" swiadkowie, zamiast mowid, co widzieli, czesto probuja rozszyfrowad swoje spostrzezenia. 153 -W kazdym razie jeszcze raz otworzyl plecak i wyciagna} kamieo i noz, ktory naostrzyl na kamieniu. Potem przylozyl noz do wiewiorki. Myslalem, ze ja pokroi, ale nie. Znowu zaczal poruszad ustami, a potem owinal trupa w zolty papier, cos jakby pergamin, i schowal do plecaka. Potem chyba powiedzial cos jeszcze i ruszyl z powrotem ta sama droga, ktora przyszedl. Sadzil dlugimi susami. Jak zwierze.-Co pan potem zrobil? -Odjechalem, bo mialem jeszcze kilka spotkao. Wrocilem do biura. Wlaczylem komputer i w sieci przeczytalem wiadomosci 0 tym chlopaku. Zobaczylem zdjecie. Przestraszylem sie. Od razu zadzwonilem pod dziewiedset jedenascie. Dance gestem przywolala Michaela 0'Neila. -Michael, to ciekawe. Pan Pfister naprawde nam pomogl. O'Neil podziekowal mu skinieniem glowy. -Moglby pan powtorzyd detektywowi O'Neilowi, co pan widzial? -Oczywiscie. - Pfister znow opowiedzial, jak sie zatrzymal, zeby skorzystad z telefonu. - Chlopak mial jakies martwe zwierze. Chyba wiewiorke. Zrobil trzy kolka bez trupa w reku. Potem postawil krzyz 1 okrazyl go pied razy. Mowil cos do siebie. Cos dziwnego. Jakby w obcym jezyku. -A potem? -Owinal wiewiorke w pergamin i przylozyl do niej noz. Powiedzial cos jeszcze w tym dziwacznym jezyku. I odszedl. -Ciekawe - orzekl O'Neil. - Masz racje, Kathryn. W tym momencie Dance zdjela okulary w bladorozowych oprawkach i przetarla je. Dyskretnie zamienila je na pare w prostych, czarnych oprawkach. O'Neil natychmiast sie zorientowal, ze naklada swoje "okulary drapieznika", i odsunal sie na bok. Dance przysunela sie blizej Pfistera, naruszajac jego osobista strefe proksemiczna. Widziala, ze natychmiast poczul sie zagrozony. I bardzo dobrze. -Ken, wiem, ze pan klamie. I lepiej, zeby powiedzial pan prawde. -Klamie? - Spojrzal na nia zaskoczony. -Zgadza sie. 154 pfister zmyslal calkiem zrecznie, ale zdradzily go niektore komentarze i zachowania. Jej podejrzenia z poczatku wzbudzila tresd: nie to, jak mowil, ale co mowil. Niektore szczegoly wydawaly sie zbyt niewiarygodne, by mied cos wspolnego z prawda. Twierdzil, ze nie wie, kim jest chlopak, i ze nic nie slyszal o przydroznym krzyzu i napadzie - a wszystko wskazywalo to, ze regularnie zaglada do Internetu i czyta wiadomosci. Twierdzil, ze Travis mial na sobie bluze z kapturem, jak utrzymywalo kilkoro autorow komentarzy w "Raporcie Chiltona", lecz nie pamietal, jakiego koloru - ludzie na ogol znacznie lepiej zapamietuja barwy ubrania niz jego rodzaj.Pfister robil tez czeste pauzy - co jest typowe dla klamcow, kiedy staraja sie wymyslid cos wiarygodnego. Co najmniej raz wykonal gest "ilustracyjny" - przejezdzajac palcem po gardle; ludzie wykonuja je podswiadomie, by wzmocnid falszywe wypowiedzi. Nabrawszy podejrzeo, Dance przeprowadzila krotki test prawdomownosci: chcac sie przekonad, czy ktos klamie, przesluchujacy prosi go o kilkakrotne powtorzenie jego wersji wydarzeo. Osoba mowiaca prawde moze nieco zmodyfikowad relacje, przypominajac sobie szczegoly, ktorych nie pamietala za pierwszym razem, ale chronologia zawsze bedzie taka sama. Z kolei klamca czesto zapomina o kolejnosci wydarzeo w swojej fikcyjnej opowiesci. Tak sie stalo, gdy Pfister powtarzal swoja historie 0'Neilowi; pomylil sie co do momentu, w ktorym chlopak wkopal krzyz w ziemie. Swiadkowie zeznajacy zgodnie z prawda moga przypomnied sobie nowe fakty, powtarzajac zeznanie, lecz rzadko podwazaja pierwsza wersje. Najpierw Pfister twierdzil, ze nie slyszal Travisa, kiedy chlopak cos szeptal. W drugiej wersji znalazla sie wzmianka, ze nie mogl zrozumied slow, ktore brzmialy "dziwnie", czyli ze jednak je slyszal. Dance nie miala juz zadnych watpliwosci, ze Pfister wyssal wszystko z palca. W innych okolicznosciach poprowadzilaby przesluchanie znacznie subtelniej, podstepem naklaniajac swiadka do wyjawienia prawdy. Miala jednak do czynienia z czlowiekiem, ktorego osobowosd -zaliczyla go do kategorii klamcow towarzyskich - wymagalaby dlugiej 1 mozolnej drogi do prawdy, a Dance nie miala czasu. Drugi krzyz 2 dzisiejsza data oznaczal, ze Travis byd moze w tym momencie pla-n?wal nastepny atak. 155 H -Ken, robi pan wszystko, zeby trafid za kratki.-Co? Nie! Dance uznala, ze przydalaby sie odrobina wsparcia. Zerknela na 0'Neila, ktory powiedzial: -Faktycznie, sam sie pan pograza. Potrzebujemy prawdy. -Alez... Prosze. - Nie doczekali sie jednak niczego na potwierdzenie jego slow. - Nie klamie! Wszystko, co powiedzialem, to prawda. Czyli nie zapewnial jej, ze rzeczywiscie widzial to, co opowiedzial. Dlaczego winnym zawsze sie wydaje, ze sa tacy sprytni? -Widzial pan to na wlasne oczy? - zapytala. Pod jej przenikliwym jak laser spojrzeniem Pfister odwrocil wzrok. Zalosnie opuscil ramiona. -Nie. Ale to wszystko prawda. Wiem na pewno! -Skad? -Bo czytalem, ze ktos widzial, jak Travis robil to, co opowiedzialem. Pisali w blogu. W "Raporcie Chiltona". Spojrzala w oczy 0'Neila. Mial taka sama mine jak Dance. -Dlaczego pan klamal? - zapytala. Uniosl rece. -Chcialem ostrzec ludzi przed zagrozeniem. Pomyslalem, ze powinni byd ostrozniejsi, skoro w okolicy grasuje ten psychopata. Powinni bardziej uwazad, zwlaszcza na dzieci. Przeciez o dzieci trzeba sie troszczyd. Dance zwrocila uwage na ruch rak, na lekko scisniete gardlo, zmieniajace ton glosu. Zdazyla juz poznad jego oznaki klamstwa. -Ken? Nie mamy czasu na zabawy w ciuciubabke. 0'Neil odpial kajdanki z paska. -Nie, nie. Po prostu... - Opuscil glowe, poddajac sie zupelnie. - Utopilem pieniadze w paru kiepskich interesach. Zazadali ode mnie splaty kredytow i nie daje rady. No wiec... - Westchnal. -No wiec sklamal pan, zeby zostad bohaterem? Zdobyd odrobine slawy? - 0'Neil z niesmakiem spojrzal na ekipy telewizyjne stloczone za kordonem policjantow w odleglosci pieddziesieciu metrow. Pfister zaczal protestowad. Po chwili bezradnie opuscil rece. -Tak. Przepraszam. 0'Neil zapisal cos w notesie. -Bede o tym musial porozmawiad z prokuratorem. 156 -Och, blagam... Przepraszam. -Czyli w ogole go pan nie widzial, ale wiedzial pan, ze ktos wlasnie postawil krzyz, i wiedzial pan, kto to byl. -No tak, mniej wiecej. To znaczy wiedzialem. -Dlaczego powiedzial nam pan o tym dopiero pare godzin pozniej? - spytala ostro Dance. -Balem sie. Mogl sie jeszcze krecid w okolicy. -Nie przyszlo panu do glowy - rzekl cichym, zlowrogim glosem 0'Neil - ze wciskajac ten kit o ofiarach rytualnych, moze nas pan naprowadzid na falszywy trop? -Myslalem, ze i tak o tym wszystkim wiecie. O tych rzeczach pisali w blogu. Przeciez musza byd prawdziwe. -No dobrze, Ken - zaczela cierpliwie Dance. - Zacznijmy od poczatku. -Oczywiscie. Jak sobie paostwo zycza. -Naprawde byl pan na spotkaniu? -Tak. Pfister byl juz w tak zaawansowanym stadium ostatniej fazy emocjonalnej reakcji na stres - akceptacji i przyznania sie do winy -ze Dance omal nie parsknela smiechem. Byl uosobieniem uleglosci i wspolpracy. -1 co sie potem stalo? -No wiec jechalem i zatrzymalem sie tutaj. - Zdecydowanym gestem pokazal droge pod swoimi nogami. - Kiedy skrecalem, nie bylo zadnego krzyza. Zadzwonilem do kilku osob, potem zawrocilem 1 podjechalem z powrotem do skrzyzowania. Czekalem, az przejedzie samochod, i spojrzalem w tamta strone. No i juz stal. - Znow pokazal. Tym razem na krzyz. - W ogole nie widzialem czlowieka, ktory go postawil. To o bluzie z kapturem i tak dalej wzialem z blogu. Wiem tylko, ze nie mijalem nikogo na poboczu, wiec musial wyjsd 2 lasu. No i wiedzialem, co oznacza krzyz. Az mi sie miekko zrobilo 2e strachu. Przed chwila tuz pod nosem mialem morderce! - Gorzki smiech. - Tak szybko zamknalem wszystkie drzwi... Nigdy w zyciu me dokonalem niczego odwaznego. Nie tak jak moj ojciec. Byl strazakiem, ochotnikiem. Kathryn Dance czesto przydarzalo sie cos podobnego. Najwazniejsze zadanie przesluchujacego polega na tym, zeby byd 157 dobrym sluchaczem, uwaznym i obiektywnym. Dance co dzieo doskonalila te umiejetnosd, wiec swiadkowie - a takze podejrzani - czesto traktowali ja jak terapeutke. Biedny Ken Pfister zaczal sie przed nia otwierad.Bedzie jednak musial kontynuowad na kozetce w czyims gabinecie. Badanie dreczacych go demonow nie nalezalo do obowiazkow Dance. O'Neil zagladal do lasu. Opierajac sie na tym, co Pfister powiedzial na poczatku, funkcjonariusze przeszukiwali pobocze drogi. -Lepiej sprawdzmy las. - Poslal Pfisterowi grozne spojrzenie. - Mamy przynajmniej jeden przydatny trop. - Zawolal kilku zastepcow szeryfa i razem przeszli na druga strone drogi przeszukad las. -Kiedy pan czekal na skrzyzowaniu, przejechal samochod -powiedziala Dance. - Czy kierowca mogl cos widzied? -Nie wiem. Moze, jezeli Travis jeszcze tam byl. Na pewno mial lepszy widok niz ja. -Pamieta pan numer rejestracyjny, marke? -Nie, to byla ciemna furgonetka albo pikap. Ale pamietam, ze to byl urzedowy woz. -Urzedowy? -Tak, z tylu mial napis "stanowy". - Zjakiej instytucji? -Nie widzialem. Naprawde. Ta informacja mogla sie przydad. Skontaktuja sie ze wszystkimi urzedami w Kalifornii, ktore mogly wysylad samochody do tej okolicy. -Dobrze. Zdawkowa pochwala wyraznie wprawila go w zachwyt. -Jest pan wolny. Ale niech pan pamieta, ze w kazdej chwili mozemy wniesd sprawe przeciwko panu. -Tak, oczywiscie. Naprawde bardzo mi przykro. Nie mialem zlych zamiarow. - Szybko zrejterowal. Gdy przechodzila przez droge, aby dolaczyd do 0'Neila i zespolu przeszukujacego las, przygladala sie, jak zalosny biznesmen wsiada do odrapanego samochodu. 0 tych rzeczach pisali w blogu. Przeciez musza byd prawdziwe. 158 Pragnela umrzed.Kelley Morgan niemo blagala, aby jej modlitwy zostaly wysluchane. Opary ja dusily. Tracila wzrok. Piekly ja pluca, szczypaly ja oczy i nos. Ten bol... Ale stokrod okropniejsza od niego byla mysl o tym, jak potwornie chemikalia dzialaja na jej skore i twarz. Miala straszny metlik w glowie. Nie pamietala, jak Travis wlokl ja w dol po schodach. Odzyskala przytomnosd dopiero tutaj, w ciemnej piwniczce, gdzie ojciec trzymal wino, przykuta do rury. Miala usta zaklejone tasma, a szyja bolala ja w miejscu, gdzie Travis zacisnal na niej ramie. 1 krztusila sie od substancji, ktora rozlal na podlodze i od ktorej palily ja oczy, nos i gardlo. Krztusila sie i krztusila... Kelley probowala krzyknad. Bez skutku, bo tasma skutecznie ja kneblowala. Poza tym nikt nie moglby jej uslyszed. Do powrotu rodziny zostalo jeszcze duzo czasu. Ten bol... Dygoczac z wscieklosci, usilowala kopniakiem oderwad od sciany miedziana rure. Ale metal nie puszczal. Zabij mnie! Kelley rozumiala, co Travis Brigham robi. Mogl ja udusid - wystarczylo zaciskad jej reke na szyi kilka minut dluzej. Albo zastrzelid. Ale byloby mu malo. Nie, ten luzer i zbok postanowil sie zemscid, niszczac jej wyglad. Opary pozbawia ja rzes i brwi, zniszcza jej gladka skore, pod ich wplywem prawdopodobnie nawet wypadna jej wlosy. Nie chcial, zeby umarla; chcial ja zmienid w monstrum. Stukniety maniak komputerowy, z geba cala w pryszczach, luzer, zbok... Chcial ja zmienid w kogos takiego jak on. Zabij mnie, Travis. Dlaczego mnie po prostu nie zabiles? Pomyslala o masce. Wlasnie po to ja zostawil. Zeby wiedziala, jak b?dzie wygladad po jego kuracji chemicznej. Opadla jej glowa i ramiona. Ciezko oparla sie o sciane. Chce umrzed. Zaczela gleboko wciagad powietrze przez piekacy nos. Wszystko czynalo sie zacierad i oddalad. Bol powoli ustepowal, mysli zwalnialy 159 tempo, kaszel, szczypanie w oczach i lzawienie stawaly sie mniej dokucz, liwe.Powoli odplywala. Swiatlo ciemnialo. Glebiej, oddychaj glebiej. Wdychaj trucizne. Tak, to dzialalo! Dziekuje. Bol odchodzil, odchodzil strach. Zanikajaca swiadomosd zastapilo uczucie ulgi, a zanim zapanowala zupelna ciemnosd, Kelley zdazyla pomysled, ze nareszcie uwolni sie od swoich wszystkich lekow. Stojac obok przydroznego krzyza i patrzac na bukiet kwiatow, Dance wzdrygnela sie zaskoczona dzwonkiem telefonu - nie byla to melodia z kreskowki; z powrotem ustawila domyslny sygnal. Spojrzala na wyswietlacz. -TJ. -Czesd, szefowo. Nastepny krzyz? Wlasnie sie dowiedzialem. -Tak, i to z dzisiejsza data. -Rany. Z dzisiejsza?! -Zgadza sie. Co masz? -Jestem w Bagel Express. Dziwne, ale nikt tu wlasciwie nic nie wie o Travisie. Mowia, ze przychodzil do pracy, ale trzymal sie z dala od innych. Z nikim sie nie zadawal, niewiele mowil i wychodzil. Troche gadal z jednym chlopakiem o grach w Internecie. Ale nic wiecej. I nikt nie ma pojecia, dokad mogl pojechad. Aha, jego szef twierdzi, ze i tak zamierzal wylad Travisa. Odkad pojawily sie te posty w blogu, zaczal dostawad pogrozki. Interes kiepsko sie kreci. Klienci boja sie przychodzid. -Dobrze, wracaj do biura. Chce, zebys podzwonil po wszystkich instytucjach stanowych, ktorych samochody mogly byd dzisiaj rano w tym rejonie. Nie znamy numerow ani marki. Prawdopodobnie ciemny woz, ale tym sie nie sugeruj. - Powiedziala mu, co widzial Pfister. - Sprawdz w administracji parkow, w Caltrans, w wydziale rybolowstwa, ochrony srodowiska, wszedzie, gdzie sie da. I dowiedz sie, czy Travis ma telefon komorkowy i jakiego operatora. Sprawdz, czy moga go namierzyd. Chcialam to juz zrobid wczesniej. 160 Rozlaczyli sie. Dance zadzwonila do matki. Edie nie odbierala. Sprobowala zadzwonid do ojca, ktory zglosil sie po drugim dzwonku.-Katie. _ Z mama wszystko dobrze? -Tak. Jestesmy w domu, ale sie pakujemy. -Co? _ Przez tych demonstrantow sprzed szpitala - odrzekl Stuart. Dowiedzieli sie, gdzie mieszkamy. Urzadzili nam pikiete. -Nie! - Dance byla wsciekla. _To ciekawe patrzed, jak sasiedzi wychodza do pracy i nagle pojawia sie kilkanascie osob z transparentami, na ktorych nazywaja cie morderca - dodal ponuro ojciec. - Trzeba przyznad, ze jeden napis byl calkiem pomyslowy. "Dance Macabre". -Och, tato. -1 ktos przykleil na drzwiach plakat z ukrzyzowaniem Jezusa. Pewnie za to tez winia Edie. -Moge wynajad wam anonimowo pokoj w hotelu, gdzie umieszczamy swiadkow. -George Sheedy juz wynajal dla nas pokoj pod falszywym nazwiskiem - powiedzial Stuart. - Nie wiem, co ty na to, kochanie, ale wydaje mi sie, ze mama bardzo chcialaby zobaczyd dzieci. Martwi sie, ze policja je przestraszyla, gdy weszla do szpitala. -Swietny pomysl. Odbiore dzieci od Martine i przywioze do was. Kiedy bedziecie w hotelu? -Za dwadziescia minut. - Podal jej adres. -Dasz mi mame? -Wlasnie rozmawia z Betsey, kochanie. Zobaczysz ja, kiedy przyjedziesz z dziedmi. Sheedy ma wpasd ustalid szczegoly. Rozlaczyli sie. O'Neil wrocil z lasu. -Znalezliscie cos? - zapytala. -Pare odciskow stop, ktore raczej sie nam nie przydadza, troche siadow - szare wlokno podobne do tego, ktore znalezlismy wczesniej, i skrawek szarego papieru. Platek owsiany albo inny zbozowy. Wydaje mi sie, ze z obwarzanka. Peter juz czeka na dowody. Gdy tylko bedzie mial wyniki analizy, zaraz je nam przekaze. -To bedzie doskonaly dowod winy, ale teraz potrzebujemy jakiegos tropu, ktory nam podpowie, gdzie Travis sie ukrywa. 161 I odpowie na drugie pytanie: kogo teraz zaatakuje? Gdy Dance uniosla komorke, zeby zadzwonid do Jona Bolinga odezwal sie dzwonek. Zbieg okolicznosci wywolal lekki usmiech na jej twarzy. Na wyswietlaczu ukazalo sie jego nazwisko. - Jon - powiedziala do telefonu. Ale gdy zaczela go sluchad, jej usmiech szybko zbladl.Rozdzial IS Kathryn Dance wysiadla ze swojego forda crown victoria przed domem Kelley Morgan. Na miejscu byla juz ekipa kryminalistyczna z Monterey, a takze kilkunastu funkcjonariuszy stanowej i miejskiej policji. Zjawila sie rowniez chmara reporterow, dopytujacych sie przede wszystkim o miejsce pobytu Travisa Brighama. Dlaczego wlasciwie ani CB1, ani biuro szeryfa, ani policja miejska Monterey, ani ktokolwiek inny jeszcze go nie aresztowal? Czy tak trudno znalezd siedemnastolatka ubranego jak mordercy z Columbine i politechniki Wirginia? Ktory paraduje uzbrojony w noze i maczety, sklada ofiary ze zwierzat, odprawiajac jakies dziwaczne rytualy, i stawia przydrozne krzyze na autostradach? Nalogowo gra w gry komputerowe. Mlodzi ludzie, ktorzy sa dobrymi graczami, ucza sie bardzo skomplikowanych technik walki i unikow... Dance, nie zwracajac na nich uwagi, dala nura pod policyjna tasma. Podeszla do karetki stojacej najblizej domu. Z tylu wysiadl mlody, przejety ratownik z zaczesanymi do tylu czarnymi wlosami. Zamknal drzwi i uderzyl reka w bok ambulansu. Kanciasty pojazd, w ktorym byla Kelley z matka i bratem, pomknal na szpitalna izbe przyjed. Dance podeszla do 0'Neila i ratownika. Co z nia? -Ciagle nieprzytomna. Podlaczylismy ja do przenosnego respiratora. - Wzruszyl ramionami. - Nie reaguje na bodzce. Poczekamy, Zobaczymy. To byl niemal cud, ze w ogole uratowali Kelley. 163 I to dzieki Jonathanowi Bolingowi. Na wiadomosd o znalezie niu drugiego krzyza profesor rzucil sie w wir pracy, by zidentyfik0 wad autorow najbardziej krytycznych komentarzy na temat Travisa w "Raporcie Chiltona", zestawiajac ich nicki z informacjami z ser-wisow spolecznosciowych i innych zrodel. Porownal nawet gramatyke, slownictwo i ortografie postow w "Raporcie" z komentarzami w serwisach spolecznosciowych i forach klasowych, zeby zidentyfi. kowad anonimowych autorow. Zaprzagl nawet do wspolpracy swoich studentow. W koocu udalo sie im ustalid nazwiska dwunastu osob z okolicy, ktore szczegolnie ostro atakowaly Travisa.Pol godziny temu zadzwonil do Dance, aby jej przekazad liste nazwisk. Natychmiast polecila TJ-owi, Reyowi Carraneo i poteznemu Alowi Stemple'owi skontaktowad sie z tymi osobami i ostrzec je, ze moga byd w niebezpieczeostwie. Nie wiadomo, co sie dzialo z Kelley Morgan, autorka postow podpisujaca sie BellaKelley. Jej matka twierdzila, ze dziewczyna miala sie spotkad z kolezankami, ale nie przyszla. Do jej domu wyruszyl oddzial specjalny pod wodza Stemple'a. Dance zerknela na agenta siedzacego na schodkach przed domem. Zwalisty, ogolony na zero mezczyzna okolo czterdziestki byl najwiekszym kowbojem w szeregach funkcjonariuszy CB1. Doskonale znal sie na broni, uwielbial operacje taktyczne i byl patologicznie milczacy, chyba ze byla mowa o lowieniu ryb albo polowaniu (w zwiazku z tym Dance niezwykle rzadko wdawala sie z nim w towarzyska pogawedke). Stemple oparl masywne cialo o balustrade werandy, oddychajac przez maske tlenowa podlaczona do zielonego pojemnika. Ratownik wskazal agenta. -Nic mu sie nie stalo. Spelnil naprawde dobry uczynek. Travis przykul dziewczyne do rury wodociagowej. Al wyrwal rure ze sciany golymi rekami. Problem w tym, ze potrzebowal na to dziesieciu minut. Nawdychal sie oparow. -Al, nic ci nie jest? - zawolala Dance. Stemple wymamrotal cos przez maske. Wygladal przede wszystkim na znudzonego. Dance dostrzegla tez w jego oczach rozdraznienie - prawdopodobnie byl zly, ze nie mial okazji zastrzelid sprawcy -Powinniscie cos wiedzied - zwrocil sie ratownik do O'Nei'3 164 -pance. - Kiedy wyciagnelismy stamtad Kelley, przez jakas minute ' la przytomna. Powiedziala mi, ze Travis ma broo.Broo? Jest uzbrojony? - Dance i 0'Neil wymienili zaniepokojone spojrzenia. _-Tak mowila. Potem odleciala. Nie powiedziala nic wiecej. Och, nie. Niezrownowazony nastolatek z bronia palna. Zdaniem Bance nie bylo nic gorszego. 0'Neil zglosil informacje o broni centrali MCSO, ktora z kolei przekazala ja wszystkim funkcjonariuszom uczestniczacym w poszukiwaniu Travisa. -Co to byl za gaz? - spytala Dance ratownika, gdy szli do drugiego ambulansu. -Jeszcze nie wiemy dokladnie. Na pewno toksyczny. Ekipa z wydzialu kryminalistycznego pieczolowicie zabezpieczala slady, podczas gdy zespol funkcjonariuszy szukal swiadkow w sasiedztwie. Wszyscy mieszkaocy najblizszych domow byli zmartwieni, wszyscy pelni wspolczucia. Ale wszyscy sie bali; nikt nie kwapil sie do zeznao. Moze jednak po prostu nie bylo zadnych swiadkow. Slady kol rowerowych w kanionie za domem wskazywaly, ze chlopak mogl sie zakrasd niepostrzezenie i zaskoczyd Kelley Morgan. Zjawil sie jeden z technikow z ekipy kryminalistycznej, niosac w przezroczystej torebce na dowody upiorna maske. -Cholera, co to jest? - zdumial sie 0'Neil. -Wisiala na drzewie za oknem jej pokoju, skierowana w strone domu. Maska zostala zrobiona recznie z papier mache, pomalowana na bialo 1 szaro. Z czaszki wystawaly kosciane szpikulce, przypominajace rogi. Oczy byly wielkie i czarne, a waskie usta zaszyte i zakrwawione. -Chcial ja przestraszyd. Biedna dziewczyna. Wyobraz sobie, Ze patrzysz przez okno i widzisz cos takiego. - Dance zadrzala na sama mysl. Kiedy 0'Neil odebral telefon, Dance zadzwonila do Bolinga. -Jon. -Co z nia? - spytal niecierpliwie profesor. -Jest w spiaczce. Nie wiemy, co bedzie dalej. Ale przynajmniej uratowalismy jej zycie... pan uratowal. Dziekuje. 165 -Rey tez. I moi studenci.. 1-Naprawde. Nie wiem, jak panu dziekowad. -Sa jakies slady Travisa? -Pare. - Postanowila nie mowid mu o masce. Jej telefon zabrzeczal, sygnalizujac oczekujace polaczenie. - Musze kooczyd. Prosze dalej szukad nazwisk. -Ja tez prowadze sledztwo - odrzekl. Usmiechnela sie i przelaczyla na druga rozmowe. - TJ. -Jak sie czuje dziewczyna? -Nie wiemy. Nie najlepiej. Czego sie dowiedziales? -Nie mamy szczescia, szefowo. Dzisiaj rano w tej okolicy bylo okolo osiemnastu furgonetek, pikapow, wozow terenowych i osobowych zarejestrowanych w instytucjach stanowych. Ale zaden z tych, ktore udalo mi sie znalezd, nie przejezdzal obok miejsca, gdzie stal krzyz. A jezeli chodzi o komorke Travisa, to jego operator twierdzi, ze chlopak wyciagnal albo zniszczyl baterie. Nie moga jej namierzyd. -Dzieki. Mam dla ciebie jeszcze dwa zadania. Sprawca zostawil tu maske. -Maske? Kominiarke? -Nie, wyglada na rytualna. Kaze kryminalistykom przeslad ci jej zdjecie, zanim zabiora ja do Salinas. Sprobuj ustalid, skad pochodzi. I przekaz wszystkim: Travis jest uzbrojony. -Rany, szefowo. Robi sie coraz lepiej. -Chce wiedzied, czy byly jakies zgloszenia kradziezy broni w okregu. I sprawdz, czy jego ojciec albo inni czlonkowie rodziny mieli zarejestrowana broo palna. Zajrzyj do bazy danych. Moze uda sie nam ja zidentyfikowad. -Jasne... chcialem powiedzied, ze slyszalem o twojej matce. - Glos mlodego czlowieka jeszcze bardziej spowaznial. - Moge cos zrobid? -Dzieki, TJ. Dowiedz sie tylko o te broo i o maske. Gdy skooczyli rozmowe, Dance uwaznie obejrzala maske, myslac: moze to jednak nie byly plotki i Travis rzeczywiscie odprawia jakies rytualy? Odnosila sie sceptycznie do informacji w blogu, ale moze to ona byla w bledzie, lekcewazac je. 166 TJ oddzwonil kilka minut pozniej. W ciagu dwoch ostatnich tygodni nikt nie zglaszal kradziezy broni. Agent przejrzal tez stanowe bazy danych broni palnej. Kalifornia liberalnie traktowala sprzedaz pistoletow, ale mozna je bylo kupid tylko u licencjonowanych sprzedawcow, a kazda transakcja byla odnotowywana. Robert Brigham, ojciec Travisa, byl posiadaczem rewolweru Colt kaliber.38. Dance rozlaczyla sie i zauwazyla, ze 0'Neil patrzy w dal nieruchomym wzrokiem. Podeszla do niego. -Michael, co sie stalo? -Musze wracad do biura. Mam cos pilnego w innej sprawie. -Tej z Departamentem Bezpieczeostwa? - spytala, majac na mysli sprawe indonezyjskiego kontenera. Skinal glowa. -Musze sie natychmiast zglosid. Zadzwonie do ciebie, kiedy bede wiedzial cos wiecej. - Mial powazna mine. -Dobrze. Powodzenia. Skrzywil sie, po czym szybko sie odwrocil i ruszyl do samochodu. Patrzac, jak sie oddala, Dance poczula niepokoj - i pustke. Co moglo byd az tak pilne? I dlaczego, pomyslala z gorycza, musialo sie zdarzyd wlasnie teraz, kiedy go potrzebowala? Zadzwonila do Reya Carranea. -Dzieki za to, co zrobiliscie z Jonem Bolingiem. Czego sie dowiedziales w Game Shed? -No wiec ostatniej nocy nie bylo go tu. Klamal, tak jak pani przypuszczala. A jezeli chodzi o znajomych... wlasciwie nie kolegowal sie z nikim stad. Po prostu przychodzil, gral i wychodzil. -Ktos go kryje? -Nie odnioslem takiego wrazenia. Dance umowila sie z mlodym agentem pod domem Kelley Morgan. -Zaraz bede. -Rey, jeszcze jedno. - Tak? -Wez cos z magazynu w centrali. -Oczywiscie. Co? -Kamizelki kuloodporne. Dla nas obojga. 167 Podchodzac z Reyem Carraneo do domu Brighamow, Kathryn Dance otarla reke o ciemne spodnie. Dotknela rekojesci glocka. Nie chce go uzyd, pomyslala. Na pewno nie przeciw kilkunastoletniemu chlopcu. Malo prawdopodobne, zeby Travis tu byl; policja obserwowala dom, odkad chlopak zniknal z Bagel Express. Mimo to mogl sie ukradkiem przedostad z powrotem. Gdyby doszlo do wymiany ognia, myslala Dance, strzelilabym, gdybym musiala. Uzasadnienie bylo proste. Zabilaby czlowieka ze wzgledu na wlasne dzieci. Nie pozwolilaby, zeby wychowywaly sie w ogole bez rodzicow. Kamizelka kuloodporna draznila jej skore, ale dodawala jej pewnosci siebie. Musiala sie przemoc, by nie sprawdzad co chwile rzepow. Majac za plecami dwoch zastepcow szeryfa, weszli na rozchwierutana werande, trzymajac sie jak najdalej od okien. Na podjezdzie stal samochod rodziny. I pikap firmy ogrodniczej, w ktorej pracowal ojciec Travisa, zaladowany ostrokrzewami i krzakami roz. Szeptem poinformowala Carranea i dwoch funkcjonariuszy 0 mlodszym bracie, Sammym. -Jest duzy i wyglada na niezrownowazonego, ale prawdopodobnie nie jest niebezpieczny. W razie potrzeby obezwladnijcie go. -Tak jest. Carraneo byl czujny, lecz spokojny. Dance wyslala zastepcow szeryfa na tyly posesji, po czym dwoje agentow CBI zajelo pozycje po obu stronach drzwi. -Do roboty. - Walnela piescia w gnijace drewno. - Biuro sledcze. Mamy nakaz. Prosze otworzyd. Zalomotala jeszcze raz. -Biuro sledcze. Otwierad! Po chwili, ktora zdawala sie przedluzad w nieskooczonosd, gdy Dance uniosla piesd, by uderzyd jeszcze raz, drzwi sie otworzyly 1 stanela w nich Sonia z szeroko otwartymi oczami. Widad bylo, ze plakala. -Pani Brigham, czy jest Travis? - Ale... -Prosze odpowiedzied. Czy Travis jest w domu? Musimy to wiedzied. 168 -Nie. Naprawde nie. -Mamy nakaz i chcemy zabrad jego rzeczy. - Podajac jej dokument na niebieskim arkuszu, Dance weszla, a za nia Carraneo. Salon byl pusty. Zauwazyla, ze drzwi do pokojow obu chlopcow sa otwarte, jsjie dostrzegla Sammy'ego, a zagladajac do jego pokoju, zobaczyla skomplikowane tablice wypelnione odrecznymi rysunkami. Ciekawe, czy probowal stworzyd wlasny komiks albo japooska mange. -Jest pani drugi syn? Sammy? -Wyszedl sie pobawid. Nad staw. Prosze mi powiedzied, wie pani cos o Travisie? Ktos go widzial? Z kuchni dobieglo skrzypniecie. Dloo Dance spoczela na pistolecie. W drzwiach kuchni stanal Bob Brigham. Trzymal puszke piwa. -Znowu wy - mruknal. - Z... - Nie dokooczywszy, wyrwal zonie nakaz i udal, ze czyta. Popatrzyl na Reya Carranea jak na pomocnika kelnera. -Czy Travis kontaktowal sie z paostwem? - zapytala Dance, lustrujac wnetrze domu. -Nie. Ale nie mozecie nas winid za to, co robi. -Przeciez nic nie zrobil! - warknela Sonia. -Niestety, dziewczyna, ktora dzis zostala zaatakowana, go rozpoznala. Sonia zaczela protestowad, lecz zaraz zamilkla, na prozno starajac sie powstrzymad lzy. Dance i Carraneo dokladnie przeszukali dom. Nie potrzebowali zbyt duzo czasu. Nic nie wskazywalo na to, by chlopiec byl tu niedawno. -Wiemy, ze ma pan rewolwer, panie Brigham. Moglby pan sprawdzid, czy broo nie zginela? Przymruzyl oczy, jak gdyby sie zastanawial, co sie za tym kryje. -Trzymam ja w schowku w samochodzie. Zamknieta w kasetce. Zgodnie z przepisami Kalifornii, ktore wymagaly takich srodkow ostroznosci w domach, gdzie mieszkaly dzieci ponizej osiemnastego roku zycia. -Naladowana? -Mhm. - Nastroszyl sie. - Czesto jezdzimy robid zieleo w Salinas. Gangi, sama pani wie. 169 -Moglby pan zobaczyd, czy broo jest na swoim miejscu? -Na pewno nie wzial mojego kolta. Nie odwazylby sie. Dostalby takie lanie, ze popamietalby na dlugo. -Prosze jednak sprawdzid. Mezczyzna spojrzal na nia z niedowierzaniem, ale ruszyl do drzwi. Dance dala znak Carraneo, zeby poszedl za nim. Spogladajac na sciane, zatrzymala wzrok na kilku rodzinnych zdjeciach. Zaskoczyl ja widok znacznie mlodszej i znacznie pogodniejszej Soni Brigham stojacej za lada stoiska na Monterey Fairgrounds. Byla szczupla i ladna. Moze prowadzila sklepik, zanim wyszla za maz. Moze wlasnie tam poznala Brighama. -Czy tej dziewczynie nic sie nie stalo? - spytala Sonia. - Tej, ktora zaatakowano? -Nie wiemy. Lzy stanely jej w oczach. -Travis ma problemy. Czasem sie zlosci. Ale... to musi byd jakas straszna pomylka. Na pewno! Zaprzeczenie to najbardziej nieuleczalna reakcja emocjonalna w obliczu trudnego doswiadczenia. Nie do zdarcia. Do salonu wrocil ojciec Travisa w towarzystwie mlodego agenta. Na rumianej twarzy Boba Brighama malowal sie niepokoj. -Nie ma kolta. Dance westchnela. -Na pewno nie schowal go pan gdzie indziej? Pokrecil glowa, unikajac wzroku Soni. -I po co komu broo? - spytala niesmialo. Zignorowal ja. -Kiedy Travis byl mlodszy, mial swoje ulubione miejsca? - zapytala Dance. - Nie - odparl jego ojciec. - Zawsze znikal. Ale diabli wiedza, dokad chodzil. -A koledzy? -Nie ma kolegow - odburknal Brigham. - Zawsze siedzi w Internecie. Przy tym swoim komputerze... -Ciagle - zawtorowala cicho jego zona. - Ciagle. -Prosze zadzwonid, gdyby sie z paostwem kontaktowal. Niech paostwo nie probuja go namawiad, zeby sam sie do nas zglosil, niech 170 paostwo nie odbieraja mu broni. Prosze po prostu zadzwonid. Dla jego dobra.-Oczywiscie - obiecala Sonia. - Zadzwonimy. -Zrobi, co mu powiem. Dokladnie to, co powiem. -Bob... -Cii. -Teraz przeszukamy jego pokoj - oznajmila Dance. -Tak tam napisano? - Sonia wskazala nakaz. -Moga wziad, co im sie zywnie podoba. Wszystko, co pomoze znalezd szczeniaka, zanim wpakuje nas w wieksze gowno. - Brigham zapalil papierosa i wrzucil do popielniczki zapalke, ktora zakreslila w powietrzu luk dymu. Sonia wyraznie upadla na duchu, zdajac sobie sprawe, ze bedzie juz bronila syna w pojedynke. Dance zdjela z paska radio i polaczyla sie z zastepcami szeryfa. Jeden z nich zameldowal, ze cos znalazl. Po chwili mlody funkcjonariusz wszedl do domu. W dloni w lateksowej rekawiczce trzymal rozbita kasetke. -Lezala w krzakach za domem. To tez. - Puste pudelko po pociskach Remington Special kaliber.38. -No i prosze - mruknal ojciec. - To moje. W domu zalegla zlowrozbna cisza. Agenci weszli do pokoju Travisa. Nakladajac rekawiczki, Dance powiedziala do Carranea: -Zalezy mi na informacjach o jego kolegach, adresach, miejscach, ktore mogl lubid. Przetrzasneli zawartosd pokoju nastolatka: ubrania, komiksy, plyty DVD, mangi, anime, gry, czesci komputerowe, notesy, szkicowni-ki. Dance zwrocila uwage, ze niewiele tu muzyki i absolutnie nic na temat sportu. Przegladajac jeden z zeszytow, zdumiala sie. Chlopiec narysowal maske, taka sama jak ta znaleziona za oknem Kelley Morgan. Jedno spojrzenie na szkic wystarczylo, by zmrozid jej krew w zylach. Schowane w szufladzie lezaly tubki clearasilu i ksiazki o sposobach na tradzik, dietach i leczeniu, a nawet o dermabrazji wygladzajacej blizny. Chod problem Travisa nie byl tak powazny jak u wielu nastolatkow, chlopak prawdopodobnie uwazal tradzik za glowna Przyczyne odrzucenia przez innych. 171 Dance kontynuowala rewizje. Pod lozkiem znalazla szkatulke Byla zamknieta, ale pamietala, ze w gornej szufladzie biurka widzial-, klucz. Pasowal do zamka. Spodziewajac sie narkotykow albo pornografii, zdziwila sie na widok plikow gotowki.Carraneo zagladal jej przez ramie. -Hm. W szkatulce bylo okolo czterech tysiecy dolarow. Banknoty byly nowiutkie i rowno ulozone, jak gdyby pochodzily z banku albo z bankomatu, nie od kupcow narkotykow. Dance dodala szkatulke do dowodow, ktore zamierzali zabrad. Nie chodzilo jej tylko o to, zeby nie sponsorowad Travisowi ucieczki, gdyby po nie wrocil, ale nie miala watpliwosci, ze ojciec podkradlby pieniadze, gdyby je tylko znalazl. -Jeszcze to - powiedzial Carraneo. Trzymal wydruki zdjed ladnych dziewczyn w wieku licealnym, glownie nieupozowanych. Zrobiono je w okolicy szkoly sredniej imienia Roberta Louisa Stevensona. Nie byly jednak nieprzyzwoite, fotograf nie zagladal dziewczynom pod spodnice, nie przylapywal ich w szatniach ani lazienkach. Wychodzac z pokoju, Dance spytala Sonie: -Wie pani, kto to jest? Zadne z rodzicow nie wiedzialo. Dance ponownie przyjrzala sie zdjeciom. Zorientowala sie, ze widziala juz jedna z dziewczyn - w wiadomosciach o wypadku z dziewiatego czerwca. To byla Caitlin Gardner, ocalala z tragedii. Fotografia wygladala bardziej oficjalnie niz pozostale - ladna dziewczyna spogladala w bok i usmiechala sie niewyraznie. Dance odwrocila cienki, blyszczacy prostokat i na odwrocie zobaczyla fragment zdjecia druzyny sportowej. Travis wycial fotografie ze szkolnej ksiegi pamiatkowej. Czyzby poprosil Caitlin o zdjecie, a dziewczyna odmowila? A moze byl zbyt niesmialy, zeby w ogole poprosid? Agenci szukali przez pol godziny, lecz nie znalezli zadnej wskazowki, dokad Travis mogl uciec, zadnych numerow telefonow, adresow e-mailowych ani imion kolegow. Chlopak nie mial kalendarza ani notesu z adresami. Dance chciala zobaczyd, co jest w laptopie. Otworzyla pokrywe-Komputer byl w stanie hibernacji, wiec natychmiast sie uruchomil-Nie zdziwila sie, widzac pytanie o haslo. 172 _ zna pan moze kod? - spytala ojca Travisa._ Mysli pani, ze nam powiedzial? - Wskazal laptopa. - Tu jest caly roblem. To wszystko wzielo sie z tych cholernych gier. Z przemocy. Strzelaja do ludzi, zarzynaja ich, morduja ich na wszystkie sposoby. Sonia byla juz u kresu wytrzymalosci. -Sam bawiles sie w wojne, gdy byles maly. Wiem, ze tak. Wszyscy chlopcy lubia takie zabawy. Ale nie staja sie przez to mordercami! -To byly inne czasy - mruknal. - Lepsze, zdrowsze. Bawilismy sie tylko w zabijanie Indian i Wietkongu. Nie zwyklych ludzi. Niosac laptopa, zeszyty, szkatulke i kilkaset stron wydrukow, notatek i zdjed, Dance i Carraneo podeszli do drzwi. -Pomysleliscie o jednym? - zatrzymala ich Sonia. Dance przystanela i sie odwrocila. -Ze nawet jezeli to zrobil, napadl na te dziewczyny, to moze nie jego wina. Te okropne rzeczy, ktore o nim mowili, wyprowadzily go z rownowagi. To oni zaatakowali go slowami, wstretnymi, pelnymi nienawisci slowami. Lmoj Travis nigdy nie powiedzial im ani jednego zlego slowa. - Opanowala placz. - To on jest ofiara. Rozdzial 16 Na autostradzie do Salinas, niedaleko pieknego toru wyscigowego Laguna Seca, Kathryn Dance gwaltownie zatrzymala nieoznako-wanego forda przed robotnikiem drogowym, trzymajacym przenosny znak STOP. W poprzek autostrady sunely wolno dwa buldozery, wzbijajac w niego tuman czerwonawego pylu. Rozmawiala przez telefon z zastepca szeryfa Davidem Reinholdem, mlodym funkcjonariuszem, ktory przywiozl jej i Bolingowi komputer Tammy Foster. Wczesniej Rey Carraneo pomknal z dellem Travisa do wydzialu kryminalistycznego w Salinas, aby laptop wlaczono do dowodow w sprawie. -Zajalem sie tym komputerem - poinformowal ja Reinhold. - Sprawdzilem odciski palcow i mikroslady. Prawdopodobnie to nie bylo konieczne, ale zrobilem tez test na obecnosd azotanow. Czasem w komputerach ukrywano material wybuchowy - nie po to, zeby zrobid z nich miny-pulapki, ale zniszczyd kompromitujace dane w plikach. -To dobrze, Reinhold. Funkcjonariusz byl pelen inicjatywy. Przypomniala sobie jego bystre niebieskie oczy i rozsadna decyzje o wyciagnieciu bateri z komputera Tammy Foster. -Sa na nim odciski palcow Travisa - ciagnal zastepca szeryfa. - Ale znalazlem tez inne. Sprawdzilem. Kilka zostawil Samuel Brigham. -To jego brat. -No tak. I pare innych. Nie ma ich w bazie danych AIFIS. Wiem tylko, ze sa duze, prawdopodobnie naleza do mezczyzny. 174 Dance podejrzewala, ze byd moze ojciec probowal dostad sie do komputera.-Chetnie sprobuje sie wlamad do systemu, jezeli pani chce - rzekl Reinhold. - Skooczylem kurs. -Dziekuje, ale tym zajmie sie Jonathan Boling - poznal go pan dzisiaj u mnie. -Oczywiscie, agentko Dance. Jak sobie pani zyczy. Gdzie pani jest? _ W terenie, ale moze pan przywiezd laptop do CBI. Dowod przyjmie agent Scanlon. Podpisze pokwitowanie i karte ewidencyjna. -Zaraz sie tym zajme. Kiedy sie rozlaczyli, Dance rozejrzala sie zniecierpliwiona, czekajac, az przepusci ja kierujacy ruchem robotnik. Zdziwil ja widok zupelnie rozkopanej drogi - dziesiatki samochodow z ciezkim sprzetem do plantowania terenu ryly w ziemi i wywozily ja z budowy. Przejezdzala tedy w zeszlym tygodniu i prace jeszcze sie nawet nie zaczely. Byl wielki projekt budowy autostrady, o ktorym Chilton pisal w blogu - skrotu do autostrady 101. Watek nosil tytul "Droga do Szmaragdowego Grodu" i Dance zastanawiala sie, czy ktos czerpie z tego przedsiewziecia nielegalne zyski. Zwrocila uwage, ze sprzet nalezy do Clint Avery Construction, jednej z najwiekszych firm na Polwyspie. Na budowie uwijali sie potezni, spoceni mezczyzni, w wiekszosci biali, co bylo rzadkoscia. Prace fizyczna na Polwyspie wykonywali glownie Latynosi. Jeden z robotnikow spojrzal na nia powaznie - rozpoznajac nie-oznakowany woz policyjny - lecz nie probowal w zaden sposob ulatwid jej przejazdu. Wreszcie od niechcenia machnal reka, przepuszczajac ruch. Dance odniosla wrazenie, ze przyglada sie jej ze szczegolna uwaga. Zostawiwszy za soba roboty drogowe, zjechala z autostrady na boczne drogi i dotarla do Central Coast College, gdzie trwaly 'etnie kursy. Jeden ze studentow pokazal jej Caitlin Gardner siedzaca na lawce w towarzystwie kilku dziewczyn, ktore otaczaly ja ochronnym kordonem. Caitlin byla ladna blondynka uczesana w kooski ogon. Jej uszy zdobilo pare gustownych kolczykow. Nie wyrozniala Sl? niczym szczegolnym sposrod setek uczennic. 175 Opusciwszy Brighamow, Dance zadzwonila do domu Gardnerow i od matki Caitlin dowiedziala sie, ze dziewczyna chodzi do college'u zeby zaliczyd kursy wymagane w szkole Stevensona, gdzie za kilka miesiecy zaczynala ostatnia klase.Dance zauwazyla, ze Caitlin wpatruje sie w przestrzeo. Nagle dostrzegla agentke i nie wiedzac, kim jest nieznajoma - przypuszczalnie biorac ja za kolejna dziennikarke - zaczela zbierad ksiazki Dwie dziewczyny podazyly za zaniepokojonym spojrzeniem kolezanki i wstaly, aby zaslonid Caitlin i umozliwid jej ucieczke. Zaraz jednak zauwazyly kamizelke kuloodporna i broo. Znieruchomialy, czujnie przypatrujac sie obcej kobiecie. -Caitlin - zawolala Dance. Dziewczyna sie zatrzymala. Dance podeszla do niej, pokazala legitymacje i sie przedstawila. -Chcialabym z toba porozmawiad. -Jest juz zmeczona - powiedziala jedna z kolezanek. - 1 zdenerwowana. Dance usmiechnela sie i powiedziala do Caitlin: -Nie watpie. Ale musze z toba porozmawiad. Jezeli nie masz nic przeciwko temu. -Nie powinna w ogole chodzid do szkoly - dodala inna dziewczyna. - Ale zapisala sie na zajecia z szacunku dla Trish i Vanessy. -To bardzo ladnie z twojej strony. - Dance zachodzila w glowe, co letni kurs w college'u ma wspolnego z czczeniem pamieci zmarlych. Dziwne symbole wieku dojrzewania... Pierwsza kolezanka powiedziala stanowczo: -Caitlin ma naprawde... Dance odwrocila sie do kedzierzawej brunetki, przybrala surowa mine i oschle rzucila: -Rozmawiam z Caitlin. Dziewczyna umilkla. -Chyba mozemy porozmawiad - wymamrotala Caitlin. -Chodzmy - powiedziala przyjaznym tonem Dance. Caitlin ruszyla za nia przez trawnik i usiadly na innej lawce przy stoliku. Dziewczyna przyciskala do piersi torbe z ksiazkami, rozgladajac sie nerwowo po kampusie. Kiwala stopa i skubala platek ucha. 176 Wygladala na przerazona, jeszcze bardziej niz Tammy. Dance sprobowala ja uspokoid. - Czyli wybralas letni kurs.-Tak. Z kolezankami. To lepsze niz praca albo siedzenie w domu. Ostatnie slowo wypowiedziala tonem sugerujacym, ze z rodzicami nie uklada sie jej najlepiej. -Czego sie uczysz? - Chemii i biologii. -Dobry sposob, zeby zupelnie zepsud sobie lato. Zasmiala sie. -Nie jest tak zle. Z tych przedmiotow jestem calkiem dobra. -Wybierasz sie na medycyne? -Mam nadzieje. Dokad? -Jeszcze nie wiem. Chyba na studia licencjackie w Berkeley. Potem zobacze. -Mieszkalam tam. Fantastyczne miasto. -Naprawde? Co pani studiowala? -Muzyke - odparla Dance z usmiechem. W rzeczywistosci ani razu nie byla na zajeciach w kampusie Uniwersytetu Kalifornijskiego. W Berkeley usilowala zarabiad, grajac na gitarze i spiewajac na ulicach - zarobila jednak bardzo niewiele. -Jak sobie z tym wszystkim radzisz? Oczy Caitlin przygasly. -Nie za dobrze - mruknela. - No bo to okropne. Najpierw wypadek. A teraz to, co sie stalo Tammy i Kelley... straszne. Jak ona sie czuje? -Kelley? Jeszcze nie wiemy. Ciagle jest w spiaczce. Jedna z kolezanek uslyszala fragment rozmowy i zawolala: -Travis kupil ten trujacy gaz w Internecie. Chyba od neonazistow. Prawda czy plotka? -Caitlin, Travis zniknal - powiedziala Dance. - Gdzies sie ukrywa 1 musimy go zlapad, zanim znowu wyrzadzi komus krzywde. Dobrze 8? znalas? -Nie bardzo. Mielismy razem jeden czy dwa przedmioty. Czasami 'dzialam go w korytarzu. To wszystko. 177 Nagle zadrzala sploszona i spojrzala w strone niedalekiej kepy krzakow. Przeciskal sie przez nie jakis chlopak. Rozejrzal sie, znalazl pilke, po czym ponownie zanurzyl sie w gaszczu, wracajac na boisko po drugiej stronie.-Travis podkochiwal sie w tobie, prawda? - naciskala Dance. -Nie! - odrzekla szybko. A Dance wywnioskowala, ze dziewczyna w rzeczywistosci tak mysli; odgadla to z podwyzszonego glosu, jednego z niewielu sygnalow klamstwa, ktore mozna odczytad bez wstepnego ustalania wzorca typowego zachowania. -Ani troche? -Moze tak. Ale wielu chlopakow... Wie pani, jak to jest. - Obrzucila Dance znaczacym spojrzeniem, ktore mowilo: w tobie tez mogli sie podkochiwad. Nawet jesli to bylo bardzo dawno temu. -Rozmawialiscie ze soba? -Czasem o zadaniach domowych. To wszystko. Nie wspominal o zadnych miejscach, do ktorych lubil chodzid? -Nie bardzo. Malo konkretnie. Mowil tylko, ze zna pare fajnych miejsc. Przede wszystkim nad woda. Brzeg przypominal mu miejsca z ulubionych gier. Fakt, ze Travis lubil ocean, byl istotny. Mozliwe, ze ukrywal sie w jednym z przybrzeznych parkow. Moze w Point Lobos. W lagodnym klimacie Polwyspu wystarczylby mu nieprzemakalny spiwor. -Ma przyjaciol, u ktorych moglby pomieszkiwad? -Naprawde nie znam go az tak dobrze. Ale nigdy nie widzialam zadnych kolegow, z ktorymi by chodzil tak jak ja z moimi kolezankami. Ciagle siedzial w Internecie. Byl calkiem bystry i tak dalej, ale nie przepadal za szkola. Nawet w czasie przerwy na lunch albo godzin pracy wlasnej siadal na dworze z komputerem i jak udalo mu sie zlapad zasieg, wchodzil do netu. -Boisz sie go, Caitlin? -No, tak. - Jak gdyby to bylo oczywiste. -Nie napisalas jednak o nim nic zlego w "Raporcie Chiltona" ani zadnym serwisie spolecznosciowym, prawda? -Nie napisalam. Czym dziewczyna tak sie denerwowala? Dance nie potrafila odgadnad przyczyn jej wyjatkowego poruszenia. To bylo cos wiecej niz strach. 178 _ Dlaczego nie zamiescilas zadnego postu na jego temat?-Nie zagladam tam. To same bzdury. _ Bo mu wspolczujesz. -Tak. - Caitlin niespokojnie bawila sie jednym z czterech kolczykow tkwiacych w jej lewym uchu. - Bo... -Co? Dziewczyna byla juz skrajnie zdenerwowana. Nie mogla dluzej wytrzymad tego napiecia. W jej oczach stanely lzy. -Bo to wszystko sie stalo przeze mnie. -Jak to? -Wypadek. To moja wina. -Mow dalej, Caitlin. -No bo chodzi o to, ze na imprezie byl jeden chlopak, ktory mi sie podoba. Mike D'Angelo. Na imprezie? -Tak. I w ogole nie zwracal na mnie uwagi. Prowadzal sie z taka dziewczyna, Brianna, glaskal ja po plecach, rozumie pani. 1 to na moich oczach. Chcialam, zeby byl o mnie zazdrosny, wiec podeszlam do Travisa i zostalam z nim przez caly wieczor. Potem przy Mike'u dalam mu kluczyki do swojego samochodu i poprosilam, zeby mnie odwiozl do domu. Powiedzialam cos w rodzaju, podrzucimy Trish i Vanesse, a potem gdzies wyskoczymy. -I myslalas, ze to sie nie spodoba Mike'owi? Z placzem skinela glowa. -Bylam strasznie glupia! Ale tak flirtowal z Brianna, normalnie zachowywal sie jak gnojek. - W napieciu wygiela ramiona w luk. - Zaluje. Ale tak mi sie zrobilo przykro. Gdybym tego nie zrobila, nic by sie nie stalo. To wyjasnialo, dlaczego tamtej nocy prowadzil Travis. Wszystko po to, zeby wzbudzid zazdrosd w innym chlopaku. Slowa dziewczyny sugerowaly tez calkiem nowy scenariusz. Moze w drodze Travis zorientowal sie, ze zostal wykorzystany przez Caitlin, albo rozgniewal sie na dziewczyne za to, ze durzyla sie w Mike'u. Czyzby celowo doprowadzil do wypadku? Morderstwo polaczone 2 samobojstwem - popelnione pod wplywem impulsu - nie bylo az tak niespotykanym czynem w wypadku mlodzieoczych milosci. -Czyli musi byd na mnie wsciekly. 179 -Obiecuje, ze postawie policjanta pod twoim domem. -Naprawde? -Oczywiscie. To dopiero poczatek letnich kursow, prawda? masz jeszcze zadnych testow? -Nie, wlasnie zaczelismy. -Moze wiec pojdziesz do domu? -Tak pani mysli? -Tak. I lepiej, zebys tam zostala, dopoki go nie znajdziemy. - Dance zapisala adres dziewczyny. - Gdybys przypomniala sobie cos jeszcze - na przyklad gdzie moglby byd - daj mi znad, bardzo prosze. -Jasne. - Dziewczyna wziela wizytowke Dance. Razem wrocily do grupki jej kolezanek. W jej uszach rozbrzmiewaly zapadajace w pamied dzwieki fletu quena Jorge Cumby z poludniowoamerykaoskiego zespolu Urubamba. Muzyka ja uspokajala i Dance z niejakim zalem wjechala na parking szpitala Monterey Bay, zaparkowala i wylaczyla odtwarzacz. Z gromady demonstrantow zostala tylko polowa. Nie bylo wsrod nich wielebnego Fiska i jego rudego ochroniarza. Prawdopodobnie starali sie wytropid jej matke. Dance weszla do szpitala. Otoczylo ja kilkoro lekarzy i pielegniarek, zeby wyrazid jej swoje wspolczucie - dwie pielegniarki na widok corki swojej kolezanki nie kryly lez. Dance zeszla na dol do biura szefa ochrony. Pokoj byl pusty. Spojrzala w glab korytarza, w strone oddzialu intensywnej opieki medycznej. Ruszyla w tamtym kierunku i pchnela wahadlowe drzwi. Skreciwszy do sali, gdzie zmarl Juan Millar, zatrzymala sie zaskoczona. Pokoj zagrodzono zolta tasma policyjna, opatrzona napisami "Wstep wzbroniony. Miejsce przestepstwa". To na pewno dzielo Harpera, pomyslala ze zloscia. To czysty idiotyzm. Szpital mial na OIOM-ie tylko pied sal - trzy byly zajete - a prokurator jedna z nich zamknal? A gdyby przyjeto jeszcze dwoch pacjentow? Poza tym przestepstwo zdarzylo sie niemal miesiac temu, od tego czasu przez sale przewinelo sie przypuszczalnie kilkunastu pacjentow, 180 nie wspominajac juz o tym, ze zostala pedantycznie wysprzatana, niemozliwe, zeby zostaly tu jakiekolwiek slady do zabezpieczenia.Zalosna gra pod publiczke. Zawrocila. I omal nie zderzyla sie z bratem Juana Millara, Juliem, czlowiekiem, ktory zaatakowal ja przed niespelna miesiacem. Sniady, krepy mezczyzna w ciemnym garniturze stanal jak wryty i utkwil w niej wzrok. Trzymal teczke z dokumentami, ktora opadla mu w reku, gdy zobaczyl Dance w odleglosci metra od siebie. Dance zesztywniala i cofnela sie, by mied czas siegnad po gaz pieprzowy albo kajdanki. Gdyby znow na nia natarl, byla gotowa sie bronid, chod wyobrazala sobie, jak media roztrabilyby wiadomosd, ze corka kobiety podejrzanej o dokonanie eutanazji zaatakowala gazem lzawiacym brata ofiary. Lecz Julio patrzyl na nia z dziwna mina - nie byl to gniew ani nienawisd, ale cos w rodzaju rozbawienia przypadkowym spotkaniem. -Twoja matka... jak ona mogla to zrobid? - szepnal. Slowa zabrzmialy, jak gdyby przygotowal je wczesniej i czekal na okazje, zeby je wyrecytowad. Dance otworzyla usta, ale Julio najwyrazniej nie spodziewal sie zadnej odpowiedzi. Wolnym krokiem ruszyl do drzwi prowadzacych do tylnego wyjscia. I tyle. Bez ostrych slow, pogrozek, bez agresji. Jak mogla? Po tej nieoczekiwanej konfrontacji serce walilo jej jak szalone. Przypomniala sobie, ze matka mowila, iz Julio byl tu wczesniej. Ciekawe, po co wrocil. Rzucajac jeszcze raz okiem na tasme, Dance opuscila OIOM i poszla do biura szefa ochrony. -Och, agentka Dance - powiedzial zaskoczony Henry Bascomb. Usmiechnela sie na powitanie. -Zaplombowali te sale na OIOM-ie? -Byla tam pani? Dance natychmiast zauwazyla, ze jego glos i postawa ciala zdradzaja stres. Bascomb byl niespokojny i goraczkowo myslal. 0 co chodzi? 181 -Zamkneli sale? - powtorzyla.-Tak, prosze pani, zamkneli. Prosze pani? Dance omal nie parsknela smiechem. Kilka miesiecy temu spotkala sie z 0'Neilem, Bascombem i kilkoma jego bylymj kolegami z policji na Fisherman's Wharf na piwie i quesadlillas Postanowila od razu przystapid do rzeczy. -Mam najwyzej dwie minuty, Henry. Chodzi o sprawe mojej matki. -Jak sie czuje? Wiem tyle co ty, Henry, pomyslala Dance. -Nie najlepiej - odparla. -Prosze ja ode mnie serdecznie pozdrowid. -Pozdrowie. Chcialabym zobaczyd liste obecnosci personelu i ksiege wejsd do szpitala z dnia smierci Juana. -Jasne. - Dla niej bylo jednak jasne, ze nic z tego nie bedzie. I rzeczywiscie Bascomb dodal: -Ale chodzi o to, ze nie moge. Dlaczego, Henry? -Zabronili mi czegokolwiek pani pokazywad. Zadnych papierow. Nie wolno nam nawet z pania rozmawiad. -Kto wydal takie polecenie? -Zarzad - odrzekl niepewnie Bascomb. - 1 kto jeszcze? - nie ustepowala Dance. -No, pan Harper, ten prokurator. Rozmawial z zarzadem. I szefem personelu. -Przeciez to sa informacje, ktore i tak trzeba bedzie ujawnid w sprawie. Adwokat ma do nich prawo wgladu. -Och, wiem. Ale powiedzial, ze tylko tak je pani dostanie. -Henry, nie chce zabierad tych papierow, tylko je przejrzed. Przegladanie tych materialow przez Dance nie stanowiloby absolutnie zadnego naruszenia prawa i nie mialoby zadnego wplywu na przebieg sprawy, poniewaz tresd list i ksiegi wejsd i tak ostatecznie wy szlaby na jaw. Na twarzy Bascomba malowala sie gleboka rozterka. -Rozumiem. Ale nie moge. Dopoki nie dostane wezwania do dostarczenia dokumentow. Harper rozmawial z szefem ochrony tylko w jednym celu: zeby zastraszyd Dance i jej rodzine. 182 -Przykro mi - dodal z zaklopotaniem. _ Nic sie nie stalo, Henry. Podal ci powod? -Nie- - Powiedzial to za szybko, a Dance od razu zauwazyla, ze odwrocil wzrok, co nie pasowalo do jego wzorca typowych zachowao. -Henry, co powiedzial? Chwila ciszy. Nachylila sie blizej. Szef ochrony spuscil wzrok. _ Powiedzial... powiedzial, ze pani nie ufa. I ze pani nie lubi. Dance przywolala na usta najbardziej promienny usmiech, na jaki mogla sie zdobyd. -To chyba dobra wiadomosd. Harper jest ostatnia osoba na swiecie, u ktorej chcialabym sobie zyskad uznanie. Byla siedemnasta. Z parkingu przed szpitalem Dance zadzwonila do biura, gdzie sie dowiedziala, ze nie ma zadnych istotnych faktow w poscigu za Travisem Brighamem. W oblawie brali udzial funkcjonariusze policji stanowej i okregowej, skupiajac sie na tradycyjnych miejscach i zrodlach informacji o nieletnich uciekinierach: zasiegali jezyka w szkole i w centrach handlowych. Fakt, ze jego srodkiem transportu byl tylko rower, teoretycznie powinien im ulatwid zadanie, lecz nikt nie widzial uciekiniera. Rey Carraneo niewiele sie dowiedzial z chaotycznych notatek i rysunkow Travisa, mimo to wciaz je wertowal, szukajac wskazowek, ktore moglyby ich naprowadzid na jego trop. TJ probowal ustalid pochodzenie maski i dzwonil do potencjalnych ofiar, ktore zamiescily komentarze w blogu. Dowiedziawszy sie od Caitlin, ze Travis lubi wybrzeze, Dance polecila mu jeszcze skontaktowad sie z administracja parkow z ostrzezeniem, ze chlopak moze sie ukrywad gdzies na tysiacach hektarow parkow stanowych. -Dobra, szefowo - rzekl znuzonym glosem, ktory nie swiadczyl 0 zmeczeniu fizycznym, ale o takim samym poczuciu beznadziei, Jakaja ogarnela. Potem porozmawiala z Jonem Bolingiem. -Mam laptop chlopaka. Podrzucil go ten policjant, Reinhold. Trzeba przyznad, ze zna sie na komputerach. 183 -Wykazuje inicjatywe. Daleko zajdzie. No i jak, cos sie udalo?-Nie. Travis ma leb na karku. Nie wystarcza mu zwykla ochrona haslem. Ma programy szyfrujace, ktorymi zabezpieczyl dysk. Byd moze nie uda sie nam zlamad szyfru, ale zadzwonilem do pewnej osoby z uczelni, ktora ze mna wspolpracuje. Jezeli ktokolwiek moze sie dostad do dysku, to na pewno ona. Hm, pomyslala Dance, "pewna osoba". Przetlumaczyla to tajemnicze wyrazenie jako "mloda, przesliczna studentka, prawdopodobnie blondynka o ponetnych ksztaltach". Boling dodal cos niezbyt zrozumialego o algorytmie silowym i ataku przeprowadzanym przez superkomputer Uniwersytetu Kalifornijskiego Santa Cruz. -System moze zlamad kod w ciagu godziny... -Naprawde? - ucieszyla sie. -Albo w ciagu najblizszych stu czy dwustu lat - dokooczyl. - To zalezy. Dance podziekowala mu, radzac, zeby wracal juz do domu. Wydawal sie rozczarowany i powiedzial, ze poniewaz nie ma na wieczor zadnych planow, bedzie nadal szukal nazwisk autorow postow, ktorzy moga byd w niebezpieczeostwie. Nastepnie Dance odebrala dzieci od Martine i we troje pojechali do hotelu, gdzie ukryli sie jej rodzice. Po drodze przypominala sobie zdarzenia towarzyszace smierci mlodego Juana Millara, ale szczerze mowiac, nie poswiecala im wtedy zbytniej uwagi. Koncentrowala sie wylacznie na poscigu: Daniel Pell -przywodca sekty, morderca i bezwzgledny manipulator - i jego partnerka, rownie niebezpieczna kobieta, po jego ucieczce z wiezienia zostali na Polwyspie, by tropid i mordowad nowe ofiary. Dance i 0'Neil pracowali bez wytchnienia, usilujac ich zlapad, i smierd Juana Millara wywolala w niej przede wszystkim wyrzuty sumienia wynikajace z faktu, ze w nieznacznym stopniu sama sie do niej przyczynila. Gdyby sie domyslila, ze jej matka mogla byd wplatana w te sprawe, poswiecilaby jej znacznie wiecej uwagi. Dziesied minut pozniej Dance zaparkowala samochod na zwirowym podjezdzie hotelu. -Jeju - pisnela Maggie, podskakujac na siedzeniu i rozgladajac sie- 184 _-No, niezle. - Wes zareagowal bardziej powsciagliwie.Urocza chatka - czesd luksusowego Carmel Inn - byla jednym z kilkunastu samodzielnych domkow otaczajacych glowny budynek. -Basen! - wykrzyknela Maggie. - Chce poplywad. -Przepraszam, zapomnialam wziad twoj kostium. - Dance omal nie zaproponowala, zeby poszli kupid stroje kapielowe z Edie i Stuartem, ale przypomniala sobie, ze jej matka nie powinna pokazywad sie publicznie - zwlaszcza gdy w okolicy grasowal wielebny Fisk i jego drapiezne ptaki. - Przyniose jutro. Patrz, Wes, jest kort. Mozesz pograd z dziadkiem w tenisa. -Dobrze. Wysiedli. Dance wziela ich walizki, ktore spakowala wczesniej. Dzieci mialy przenocowad z dziadkami. Poszli sciezka obrzezona winoroslami i niskimi, zielonymi suku-lentami. -W ktorym sa? - zapytala Maggie, podskakujac na drozce. Dance pokazala domek i dziewczynka pomknela jak strzala. Wcisnela dzwonek i chwile pozniej, gdy dolaczyli do niej Dance i Wes, drzwi sie otworzyly i Edie z usmiechem powitala wnuki. -Babciu - zawolala Maggie. - Ale tu fajnie! -Rzeczywiscie bardzo ladnie. Wejdzcie. Edie usmiechnela sie tez do corki. Dance starala sie odczytad mine matki, ktora wyrazala jednak tyle co czysta kartka. Stuart wzial dzieci w objecia. -Dobrze sie czujesz, babciu? - spytal Wes. -Doskonale. Co u Martine i Steve'a? -W porzadku - odrzekl chlopiec. -Blizniaki i ja zbudowalismy gore z poduszek - pochwalila sie Maggie. - Z jaskiniami. -Musisz mi o tym opowiedzied. Dance zauwazyla, ze maja goscia. Na jej widok wybitny adwokat George Sheedy wstal, podszedl i uscisnal jej dloo, witajac ja swoim bassoprofundo. Na stoliku w czesci salonowej lezala otwarta aktowka, a obok pietrzyly sie zolte notatniki i wydruki. Prawnik przywital sie z dziedmi. Zachowywal sie uprzejmie, ale z jego mimiki i postawy ciala Dance natychmiast odgadla, ze przerwala trudna rozmowe. Wes Podejrzliwie przypatrywal sie Sheedy'emu. 185 Edie poczestowala wnuki slodyczami i dzieci postanowily na dwor.-Nie zostawiaj siostry samej - nakazala Dance. -Dobrze. Chodz - powiedzial do Maggie chlopiec i wyszli, obladowani kartonami z sokiem i ciastkami. Spojrzawszy przez okno, Dance sie upewnila, ze ma stad widok na plac zabaw. Basen znajdowal sie za zamknieta brama. Z dziedmi nigdy nie za wiele czujnosci. Edie i Stuart wrocili na kanape. Na niskim stoliku z nogami z sekatych galezi staly prawie nietkniete trzy filizanki kawy. Jej matka na pewno podala ja odruchowo, gdy tylko Sheedy przekroczyl prog. Adwokat spytal ja o sledztwo i poscig za Travisem Brighamem. Dance udzielala ogolnikowych odpowiedzi - bo prawde mowiac, nie potrafila powiedzied nic wiecej. -A ta dziewczyna, Kelley Morgan? -Chyba ciagle nieprzytomna. Stuart pokrecil glowa. Temat Przydroznego Krzyza zostal odlozony na bok i Sheedy spojrzal na Edie i Stuarta, pytajaco unoszac brwi. Ojciec Dance powiedzial: -Prosze jej powiedzied. Smialo. O wszystkim. -Domyslamy sie, jaki plan moze mied Harper. Jest bardzo konserwatywny i religijny, publicznie sprzeciwia sie ustawie o umieraniu z godnoscia. Propozycja takiego prawa pojawiala sie od czasu do czasu w Kalifornii; miala to byd ustawa podobna do obowiazujacej w Oregonie, pozwalajaca lekarzom pomoc pacjentom, ktorzy pragneli zakooczyd zycie. Podobnie jak kwestia aborcji, sprawa wzbudzala kontrowersje i sprzyjala gloszeniu skrajnych pogladow za i przeciw. Dzis w Kalifornii kazdy, kto pomogl czlowiekowi popelnid samobojstwo, stawal sie przestepca. -Dlatego chce ukarad Edie dla przykladu. W tej sprawie nie chodzi o wspomagane samobojstwo - pani matka twierdzi, ze Juan mial zbyt rozlegle obrazenia, zeby samodzielnie zaaplikowad sobie leki. Ale Harper chce dad wszystkim do zrozumienia, ze stan bedzie sie domagad surowych kar dla kazdego, kto pomaga w samobojstwie. Komunikat jest czytelny: nie wspierajcie tego prawa, bo oskarzyciel bardzo uwaznie zbada kazda sprawe. Jeden falszywy krok i lekarz czy 186 ktokolwiek inny pomagajacy pacjentowi umrzed zostanie osadzony. Bardzo surowo.Znakomity glos ciagnal, zwracajac sie do Dance: _ To oznacza, ze nie interesuje go zadna forma ugody. Chce procesu i wielkiego, widowiskowego turnieju dla mas. W tym wypadku, skoro ktos zabil Juana, w gre wchodzi morderstwo. -Pierwszego stopnia - powiedziala Dance. Znala kodeks karny tak jak wiele osob znalo na pamied najpopularniejsza ksiazke kucharska "Joy of Cooking". Sheedy skinal glowa. -Bo zostalo popelnione z premedytacja, a Millar byl funkcjonariuszem organow scigania. -Ale brak szczegolnych okolicznosci - zauwazyla Dance, spogladajac na blada twarz matki. Szczegolne okolicznosci dopuszczalyby kare smierci. Taki wyrok moglby zapasd jednak tylko wowczas, gdyby w chwili morderstwa Millar byl na sluzbie. Ale Sheedy z kpiacym usmiechem rzekl: -Trudno w to uwierzyd, ale Harper rozwaza taka mozliwosd. -Jak to? Jakim cudem? - oburzyla sie Dance. -Bo formalnie Millar nigdy sie nie odmeldowal. -Przyczepi sie do takiego szczegolu formalnego? - spytala z niesmakiem Dance. -Ten Harper oszalal? - mruknal Stuart. -Nie, jest zaangazowany i przekonany o swojej nieomylnosci. A to gorsze od szaleostwa. Proces o zbrodnie zagrozona kara smierci zrobi mu swietna reklame. O to mu wlasnie chodzi. Nie martw sie, nie zostaniesz skazana za morderstwo w szczegolnych okolicznosciach -powiedzial, zwracajac sie do Edie. - Ale mysle, ze od tego zacznie. Morderstwo pierwszego stopnia bylo wystarczajaco koszmarne. Edie moglaby trafid za kraty na dwadziescia pied lat. -Z punktu widzenia obrony nie wchodzi w gre zadne usprawiedliwienie, pomylka ani dzialanie w samoobronie - ciagnal adwokat. - Do skazania wystarczy ched skrocenia cierpieo ofiary. Gdyby jednak Przysiegli doszli do przekonania, ze chcialas go zabid, bez wzgledu na motyw, musieliby uznad cie za winna morderstwa pierwszego Ropnia. -Czyli obrona skupi sie na faktach - powiedziala Dance. 187 -Tak jest. Po pierwsze, zakwestionujemy wyniki sekcji i przyczyne smierci. Zgodnie z wnioskami koronera Millar zmarl, poniewaz za szeroko otwarto kroplowke z morfina, a do roztworu dodano anty-histamine. Doprowadzilo to do niewydolnosci ukladu oddechowego, a potem ostrej niewydolnosci serca. Nasi biegli zeznaja, ze to pomylka. Millar zmarl z przyczyn naturalnych w wyniku poparzeo. Leki nie odegraly tu zadnej roli. Po drugie, bedziemy twierdzid, ze Edie w ogole tego nie zrobila. Leki podal ktos inny, albo umyslnie, zeby go zabid, albo przez pomylke. Sprobujemy znalezd ludzi, ktorzy byli wtedy w poblizu - kogos, kto mogl widzied morderce. Albo kto mogl byd morderca. Co ty na to, Edie? Czy w chwili smierci Juana ktos sie krecil w okolicy OIOM-u? -W tym skrzydle bylo kilka pielegniarek - odparla matka Dance. - Ale nikt wiecej. Jego rodzina juz poszla. Nie bylo zadnych innych gosci. -W kazdym razie sprawdze to. - Twarz Sheedy'ego spowazniala. - Teraz glowny problem. Do kroplowki dodano difenhydramine. -To antyhistamina - powiedziala Edie. -Podczas rewizji w waszym domu policja znalazla buteleczke oryginalnej difenhydraminy. Pusta. -Co? - wykrztusil Stuart. -Byla w garazu, ukryta pod sterta szmat. -Niemozliwe. -I strzykawke z odrobina zaschnietej morfiny. Takiego samego rodzaju jak ta w kroplowce Juana Millara. -Nie schowalam tam tych rzeczy - mruknela Edie. - Na pewno nie. -Wiemy, mamo. -Podobno nie znaleziono zadnych odciskow palcow ani istotnych sladow - dodal adwokat. -To sprawca je podrzucil - odezwala sie Dance. -I to bedziemy sie starali udowodnid. Ta osoba zamierzala zabid Millara albo zrobila to przez pomylke. Tak czy inaczej, ukryla ampulke i strzykawke w garazu, zeby zrzucid wine na ciebie. Edie zmarszczyla brwi i spojrzala na corke. -Pamietasz, jak krotko po smierci Juana mowilam ci, ze slyszalam 188 jatcis halas za oknem. Dochodzil od strony garazu. Na pewno ktos tam wtedy byl.-Zgadza sie - przytaknela Dance, chod nie potrafila sobie tego przypomnied - cala jej uwage zaprzatal wtedy poscig za Danielem Pellem. - Oczywiscie... - Dance umilkla. -Co? -Musimy zajad sie jeszcze jedna sprawa. Postawilam wtedy zastepce szeryfa przed domem rodzicow - dla bezpieczeostwa. Harper bedzie chcial wiedzied, dlaczego policjant nic nie widzial. -Albo powinnismy sie dowiedzied, dlaczego nie widzial intruza - zauwazyla Edie. -Otoz to - przytaknela szybko Dance. Podala Sheedy'emu nazwisko zastepcy szeryfa. -Tez to sprawdze. Trzeba cos jeszcze zrobid z tym, ze pacjent powiedzial do ciebie "zabijcie mnie". I powtorzyl to innym osobom. Sa swiadkowie. -Rzeczywiscie - przyznala niechetnie Edie, zerkajac na Dance. Nagle agentce przyszlo do glowy okropne podejrzenie: czyzbym miala zeznawad przeciwko wlasnej matce? Na sama mysl o tym robilo sie jej slabo. -Przeciez nie powtorzylaby tego nikomu, gdyby naprawde chciala kogos zabid - powiedziala. -Istotnie. Ale prosze pamietad, Harperowi zalezy na sensacji, nie na logice. A taki cytat... coz, miejmy nadzieje, ze Harper sie o tym nie dowie. - Adwokat wstal. - Dam wam znad, kiedy skontaktuje sie z bieglymi i poznam szczegoly protokolu z sekcji zwlok. Macie jeszcze jakies pytania? Mina Edie wskazywala, ze owszem, ma co najmniej tysiac pytao. Ale przeczaco pokrecila glowa. -Sprawa nie jest beznadziejna, Edie. Dowody z garazu to klopot, ale zrobimy z tym, co sie da. - Sheedy zebral papiery, uporzadkowal 1 schowal do aktowki. Potem podal reke wszystkim po kolei, dodajac im otuchy usmiechem. Stuart odprowadzil go do drzwi. Podloga skrzypiala pod ciezarem jego ciala. Dance takze sie podniosla. -Jestes pewna, ze dzieci nie beda ci przeszkadzad? - spytala matke. - Moge je zabrad z powrotem do Martine. 189 -Nie, nie. Cieszylam sie, ze bede je mogla zobaczyd. - Wlozyla sweter. - Chyba nawet do nich pojde.Dance przytulila ja, czujac sztywnosd ramion matki. Przez krotka krepu_ jaca chwile kobiety patrzyly sobie w oczy. Potem Edie wyszla z domku. Dance objela tez ojca. -Moze przyjdziecie jutro na kolacje? - zapytala. -Zobaczymy. -Naprawde byloby dobrze. Dla mamy. I dla wszystkich. -Porozmawiam z nia o tym. Dance pojechala do biura, gdzie przez kilka nastepnych godzin rozdzielala i koordynowala zadanie obserwacji domow potencjalnych ofiar oraz domu Brighamow, starajac sie jak najlepiej wykorzystad ludzi, ktorych miala do dyspozycji. I kontynuowala beznadziejny poscig za chlopakiem, chyba rownie niewidzialnym jak elektrony, za ktorych sprawa powstaly zlosliwe komentarze, ktore kazaly mu wyruszyd w te mordercza misje. Nareszcie. Zatrzymujac sie o jedenastej wieczorem przed swoim domem w Pacific Grove, Dance poczula cieo ulgi. Cieszyla sie, ze po tym strasznie dlugim dniu w koocu wrocila do siebie. Klasyczny dom wiktoriaoski - ciemnozielony, z szarymi, zniszczonymi przez slooce i deszcz balustradami, okiennicami i stolarka -znajdowal sie w polnocno-zachodniej czesci Pacific Grove; w odpowiedniej porze roku, przy odpowiednim wietrze i odpowiedniej dozie brawury, aby przechylid sie przez rozchwiana balustrade, mozna stad bylo zobaczyd ocean. Wchodzac do niewielkiego korytarzyka, zapalila swiatlo i zamknela za soba drzwi. Psy wybiegly jej na powitanie. Dylan, podpalany owczarek niemiecki, i kaprysna Patsy, retriever gladkowlosy. Psy otrzymaly imiona na czesd najwiekszego piesniarza folkowego i najwiekszej wokalistki country minionego stulecia. Dance przejrzala e-maile, ale w sprawie nic nowego nie zaszlo. W kuchni, przestronnej, ale wyposazonej w sprzet z innej dekady, nalala sobie kieliszek wina i zaczela przetrzasad resztki jedzenia* wybierajac wreszcie kanapke z indykiem, ktora stosunkowo krotko rezydowala w lodowce. 190 Nakarmila psy, a potem wypuscila je do ogrodu. Ale gdy miala wrocid do komputera, podskoczyla na dzwiek strasznego jazgotu jakiego narobily psy, zbiegajac po schodach z glosnym ujadaniem. Czasem szczekaly, gdy do ogrodu zapuscila sie jakas lekkomyslna wiewiorka czy kot, ale o tej porze rzadko to sie zdarzalo. Dance odstawila kieliszek wina i z reka na rekojesci glocka wyszla na taras.Stlumila okrzyk. Na ziemi okolo dziesieciu metrow od jej domu lezal krzyz. Nie! Wyciagajac broo, chwycila latarke, przywolala psy i omiotla snopem swiatla ogrod. Byl waski, ale ciagnal sie pietnascie metrow za domem i rosly w nim kropliki, karlowate deby i klony, astry, lubin, psianki, koniczyna i wszedobylska trawa. Jedyna roslinnosd, ktora swietnie rozwijala sie na piaszczystej glebie i w cieniu. Nikogo nie zauwazyla, ale w ogrodzie bylo kilka miejsc, w ktorych intruz mogl byd niewidoczny z tarasu. Dance zbiegla ze schodow w mrok i rozejrzala sie, patrzac na kilkanascie upiornych cieni rzucanych przez rozkolysane na wietrze galezie. Przystanela, po czym wolnym krokiem ruszyla naprzod, patrzac na sciezki i psy, ktore zdenerwowane i czujne weszyly po calym ogrodzie. Ich napiecie i zjezona siersd na karku Dy lana budzily niepokoj. Wolno zblizyla sie do rogu ogrodu. Czekala na jakis ruch, nasluchiwala krokow. Gdy nie zobaczyla i nie uslyszala zadnego sladu obecnosci intruza, oswietlila latarka ziemie. To wygladalo jak krzyz, ale patrzac z bliska, Dance nie wiedziala, czy zostawiono go celowo, czy przypadkiem utworzyly go odlama-ne galezie. Nie byl zwiazany drutem, a obok nie lezaly kwiaty. Ale ze dwa metry dalej byla tylna furtka, zamknieta na klucz, ktora jednak bez trudu moglby przesadzid kazdy siedemnastolatek. Przypomniala sobie, ze Travis Brigham znal jej nazwisko. I latwo mogl znalezd adres domu. Wolno okrazyla krzyz. Czyzby na zadeptanej trawie ktos zostawil slady? Nie byla pewna. Wrocila do domu i schowala broo do kabury. 191 Pozamykawszy drzwi, weszla do salonu, w ktorym staly meble nie do kompletu, podobnie jak w domu Travisa Brighama, lecz ladniejsze i bardziej bezpretensjonalne, bez zadnej skory i chromu. Glownie tapicerowane, utrzymane w odcieniach brazu i kolorow ziemi. Wszystkie kupila z niezyjacym mezem. Opadajac na kanape, zauwazyla, ze gdy byla w ogrodzie, dzwonil telefon. Niecierpliwie wlaczyla liste nieodebranych polaczeo. Nie dzwonila matka, ale Jon Boling.Profesor informowal ja, ze "wspolpracujacej z nim osobie" nie udalo sie jeszcze zlamad kodu. Superkomputer mial pracowad cala noc, wiec Boling obiecal zadzwonid do Dance rano i zawiadomid ja o postepach. Dodal, ze zamierza polozyd sie pozno, wiec jesli chce, moze sie z nim skontaktowad w nocy. Dance wahala sie, czy zadzwonid - miala ochote - ale postanowila nie blokowad linii, na wypadek gdyby telefonowala matka. Nastepnie zadzwonila do biura szeryfa, polaczyla sie z oficerem dyzurnym, powiedziala mu o krzyzu i poprosila, aby przyjechala po niego ekipa kryminalistyczna. Policjant obiecal, ze przysle kogos rano. Dance wziela prysznic; mimo goracej wody drzala, wciaz majac przed oczyma jeden obraz: maski zza okna Kelley Morgan, o czarnych oczach i zaszytych ustach. Kiedy kladla sie spad, jej glock lezal w odleglosci metra od lozka, wyciagniety z kabury, z pelnym magazynkiem i jednym pociskiem w komorze. Zamknela ocy, lecz chod byla potwornie zmeczona, nie potrafila zasnad. Lezala z otwartymi oczami, ale nie z powodu poscigu za Travisem Brighamem ani strachu, jakiego napedzil jej krzyz. Nawet nie z powodu tej przekletej maski. Nie, zrodlem jej napiecia i leku bylo kilka krotkich zdao, ktore bez przerwy odtwarzala w pamieci. Odpowiedz matki na pytanie Sheedy'ego o swiadkow na OIOM-ie w dniu smierci Juana Millara. W tym skrzydle bylo kilka pielegniarek. Ale nikt wiecej. Jego rodzina juz poszla. Ni bylo zadnych innych gosci. Dance nie pamietala dokladnie, ale byla prawie przekonana, ze gdy w rozmowie z matka poinformowala ja o smierci mlodego poli- 192 -anta tuz po tym zdarzeniu, Edie udawala zaskoczenie; powiedziala corce, ze byla zbyt zajeta na swoim oddziale, by zagladad tej nocy jo OlOM-u.Skoro tamtej nocy Edie, jak twierdzila, nie byla na oddziale intensywnej opieki medycznej, to skad mogla mied pewnosd, ze bylo tam pusto? Wfc m m mL m WM Rozdzial 17 0osmej rano Kathryn Dance weszla do swojego gabinetu i usmiechnela sie na widok Jona Bolinga, ktory w za duzych lateksowych rekawiczkach stukal w klawiature komputera Travisa. -Wiem, co robie. Ogladam "Agentow NCIS". - Usmiechnal sie szeroko. - Bardziej mi sie podoba niz "CSI: Zagadki kryminalne". -Szefowo, fajnie by bylo, gdyby zrobili o nas serial telewizyjny - odezwal sie TJ zza stolu, ktory ustawil w rogu, organizujac sobie stanowisko do pracy, gdzie probowal ustalid pochodzenie upiornej maski, znalezionej przed domem Kelley Morgan. -Podoba mi sie ten pomysl - podchwycil Boling. - Serial o kine-zyce, czemu nie. Mozna by go zatytulowad "Czytajaca z cial". Moge wystapid goscinnie? Chod Dance zupelnie nie byla w nastroju do zartow, zasmiala sie. -Ja zagram mlodego, przystojnego partnera bohaterki, ktory zawsze podrywa sliczne agentki. Szefowo, moglibysmy przyjad pare slicznych agentek? Oczywiscie ty jestes poza konkurencja, ale rozumiesz, co mam na mysli. -Jak idzie? Boling oznajmil, ze superkomputerowi podlaczonemu do laptopa Travisa nie udalo sie jeszcze zlamad hasla. Godzina albo trzysta lat. -Trzeba po prostu jeszcze czekad. - Zdjal rekawiczki i wrocil do poszukiwania tozsamosci autorow postow, ktorzy mogli byd w niebezpieczeostwie. -Rey, co u ciebie? - Dance spojrzala na milczacego Reya Carranea, ktory wciaz przegladal notatki i szkice znalezione w pokoju Travisa. 197 -Belkotliwy slang - odparl Carraneo. - Niezrozumiale jezyki, liczby, nieczytelne gryzmoly, statki kosmiczne, drzewa z ludzkimi twarzami, kosmici. I rysunki rozcietych cial z sercem i wnetrznosciami na wierzchu. Dzieciak jest niezle pokrecony.-Nie wspomina o zadnych konkretnych miejscach? -Wspomina - powiedzial agent. - Ale nie na ziemi. -Prosze, oto kolejne nazwiska. - Boling podal jej kartke papieru z szescioma nazwiskami i adresami autorow komentarzy w blogu. Dance odnalazla numery telefonow w stanowej bazie danych i zadzwonila, by ostrzec ich, ze Travis stanowi dla nich zagrozenie. W tym momencie jej komputer wydal krotki sygnal oznaczajacy odebrana poczte. Przeczytala e-mail, zdziwiona nazwiskiem nadawcy. Michael O'Neil. Musial byd naprawde zajety; rzadko pisal e-maile, wolal rozmawiad z nia osobiscie. K, Przykro mi, ale w sprawie kontenera robi sie goraco. ABT i Dep.Bezpieczeostwa zaczynaja sie denerwowad. Mimo wszystko postaram sie pomoc w sprawie Travisa Brighama - bede patrzed na rece kryminalistykom i wpadad, kiedy bede mogl - ale tamto mi teraz zajmie wiekszosd czasu. Przepraszam. M. Sprawa kontenera z Indonezji. Widocznie nie mogl jej juz dluzej odkladad. Dance czula sie mocno rozczarowana. Dlaczego akurat teraz? Westchnela sfrustrowana. Ogarnelo ja tez poczucie osamotnienia. Uswiadomila sobie, ze od czasu sprawy zabojcy z Los Angeles i historii z przydroznym krzyzem przez caly tydzieo spotykala sie z 0'Neilem prawie codziennie. Czyli czesciej niz zwykle widywala sie z mezem.W poscigu za Travisem Brighamem naprawde potrzebowala jego fachowej wiedzy. Nie wstydzila sie rowniez przyznad, ze chciala po prostu jego towarzystwa. Zabawne, jak zwykla rozmowa, wymiana mysli i wspolne budowanie hipotez moga sie stad takim balsamem dla duszy. Ale jego sprawa z pewnoscia byla wazna i tyle jej wystarczylo. Szybko wstukala odpowiedz. Powodzenia, tesknie. 198 Skasowala ostatnie slowo i przecinek. Poprawila: Powodzenia. Bedziemy w kontakcie.Po chwili przestala mysled o Michaelu. Dance miala w gabinecie maly telewizor. Byl wlaczony i przypadkiem rzucila na niego okiem. I skamieniala ze zgrozy. Na ekranie pojawil sie drewniany krzyz. Czyzby mial zwiazek ze sprawa? Znalezli nastepny? Kamera przesunela sie, ukazujac wielebnego R. Samuela Fiska. To byl material na temat protestu przeciw eutanazji - z przygnebieniem zauwazyla jednak, ze jego bohaterka zostala jej matka. Krzyz trzymal w reku jeden z demonstrantow. Podkrecila fonie. Dziennikarz pytal Fiska, czy naprawde nawolywal do mordowania lekarzy dokonujacych aborcji, jak twierdzono w "Raporcie Chiltona". Duchowny skierowal w kamere spojrzenie, ktore wydalo sie jej zimne i wyrachowane, i oswiadczyl, ze jego wypowiedz zostala wypaczona przez liberalne media. Przypomniala sobie cytat z Fiska w "Raporcie". Nie mogla sobie wyobrazid bardziej jednoznacznego wezwania do morderstwa. Ciekawe, czy Chilton dopisze ciag dalszy. Wyciszyla telewizor. Dance i CBI mieli wlasne klopoty z mediami. Z powodu przeciekow, nasluchow na policyjnych skanerach i tajemniczych kanalow, ktorymi szczegoly sprawy przedostaja sie do prasy, rozpowszechniono juz wiadomosd o tym, ze krzyze stanowia preludium do morderstwa, o ktore podejrzewa sie nastolatka. Telefony CBI rozgrzewaly sie do czerwonosci od zgloszeo o "Mordercy z Maska", "Mordercy z Serwisow Spolecznosciowych" i "Mordercy od Przydroznego Krzyza" (mimo ze Travisowi nie udalo sie zabid dwoch osob, ktore wzial na cel - i zaden serwis spolecznosciowy nie byl bezposrednio zwiazany ze sprawa). Telefony wciaz dzwonily. Nawet uwielbiajacy zainteresowanie mediow szef CBI, jak zgrabnie sformulowal to TJ, mial ochote powiedzied im "over, baj, baj". Kathryn Dance odwrocila sie do okna i spojrzala na sekaty pieo, Powstaly z dwoch drzew, ktore przez nacisk i brak miejsca zrosly sie w jedno, silniejsze niz kazde z nich osobno. Imponujaca, splatana kolumna wznosila sie tuz za oknem i Dance czesto zatrzymywala na niej wzrok, pograzajac sie w czyms na ksztalt medytacji. 199 Nie miala jednak czasu na rozmyslania. Zadzwonila do Petera Benningtona z wydzialukryminalistycznego biura szeryfa w sprawie sladow zabezpieczonych pod drugim krzyzem i w domu Kelley Morgan. Roze zlozone pod drugim krzyzem zwiazano takimi samymi gumkami, jakich uzywano w delikatesach znajdujacych sie w poblizu miejsca pracy Travisa, lecz nie znaleziono na nich zadnych istotnych sladow. Wlokno, ktore Michael O'Neil wyciagnal z szarej bluzy z kapturem z kosza w domu Brighamow, bylo niemal identyczne z wloknem znalezionym w poblizu drugiego krzyza, a skrawek szarego papieru zabezpieczony w lesie, ktory pokazal im Ken Pfister, najprawdopodobniej pochodzil z opakowania cukierkow MM -pamietala, ze kupil je Travis. Zbozowy platek, jak ustalono, odpowiadal skladem platkom uzywanym do przygotowania obwarzankow owsiano-otrebowych, podawanych w Bagel Express. W domu Kelley Morgan nie zostawil zadnego sladu ani dowodu fizycznego z wyjatkiem platka roz, pochodzacego z bukietu zlozonego pod krzyzem numer dwa. Maske zrobiono domowym sposobem, ale nie mozna bylo ustalid zrodla pochodzenia kleju, papieru i tuszu, ktorych uzyto do jej wykonania. Gazem, ktory wykorzystano w probie zamordowania Kelley Morgan, byl chlor-ten sam, ktory z zabojczym skutkiem stosowano podczas 1 wojny swiatowej. -Mielismy sygnaly, ze zdobyl go za posrednictwem strony internetowej neonazistow - powiedziala do Benningtona Dance. Powtorzyla mu to, co uslyszala od kolezanki Caitlin. Szef laboratorium zachichotal. -Watpie. Prawdopodobnie wzial go z kuchni. -Co takiego? -Uzyl domowych srodkow do czyszczenia. - Technik wyjasnil, ze gaz mozna wyprodukowad z kilku prostych substancji; byly dostepne w prawie kazdym sklepie. - Ale nie znalezlismy zadnych pojemnikow i niczego, co pozwoliloby okreslid zrodlo pochodzenia. Na miejscu zdarzenia i w najblizszej okolicy nie bylo nic, co mogloby wskazad kryjowke chlopca. -David zajrzal juz do pani ogrodu. 200 Dance zawahala sie, nie wiedzac, o kim mowi Bennington._ David? _ Reinhold. Pracuje w naszym wydziale. Ach, ten mlody, pelen zapalu policjant. -Zabral te galezie. Jeszcze nie wiemy, czy zostawiono je tam celowo, czy to byl przypadek. Mowil, ze nie bylo zadnych sladow. _ Wczesnie wstal. Wyjechalam z domu o siodmej. Bennington parsknal smiechem. -Dwa miesiace temu pracowal w drogowce i wypisywal mandaty, a teraz cos mi sie zdaje, ze ma chrapke na moje stanowisko. Dance podziekowala szefowi kryminalistyki i rozlaczyla sie. Rozgoryczona zlapala sie na tym, ze patrzy na fotografie maski. Byla po prostu okropna - straszna i okrutna. Dance podniosla sluchawke i zadzwonila do szpitala. Przedstawila sie i spytala o stan Kelley Morgan. Pielegniarka poinformowala ja, ze bez zmian. Dziewczyna wciaz byla w spiaczce. Prawdopodobnie przezyje, ale nikt nie chcial snud domyslow, czy odzyska przytomnosd - a gdyby tak sie stalo, czy ma szanse wrocid do normalnego zycia. Kathryn Dance z westchnieniem odlozyla sluchawke. I ogarnela ja zlosd. Ponownie chwycila telefon, odnalazla numer w notesie i wstukala go, mocno uderzajac w klawisze. TJ zauwazyl, z jakim impetem stuka w przyciski. Klepnal w ramie Jona Bolinga i szepnal: -Oho... James Chilton odebral po trzecim sygnale. -Mowi Kathryn Dance z biura sledczego. Chwila ciszy. Chilton przypominal sobie ich spotkanie... i zastanawial sie, po co jeszcze raz sie z nim kontaktuje. -Witam, agentko Dance. Tak. Slyszalem, ze doszlo do kolejnego zdarzenia. -Zgadza sie. Wlasnie w tej sprawie dzwonie, panie Chilton. Zeby uratowad ofiare - uczennice szkoly sredniej - musielismy zidentyfikowad jej internetowy pseudonim. Wiele osob musialo poswiecid duzo czasu, zeby ustalid, jak sie nazywa i gdzie mieszka. Gdybysmy dotarli do jej domu pol godziny pozniej, juz by nie zyla. Uratowalismy ja, ale dziewczyna jest w spiaczce i moze nigdy nie odzyskad zdrowia. 201 -Bardzo mi przykro.-Wszystko wskazuje na to, ze to nie koniec napadow. - Powiedziala mu o skradzionych bukietach kwiatow. -Dwanascie? - W jego glosie zabrzmiala nuta zgrozy. -Nie przestanie, dopoki nie zabije wszystkich, ktorzy zaatakowali go w paoskim blogu. Pytam jeszcze raz, czy zechce podad nam pan adresy internetowe osob, ktore pisaly komentarze? -Nie. Cholera jasna. Dance zadygotala z wscieklosci. -Gdybym to zrobil, naduzylbym ich zaufania. Nie moge zdradzad swoich czytelnikow. Znow ta sama spiewka. Dance mruknela: -Niech pan poslucha... -Nie, prosze mnie wysluchad, agentko Dance. Zrobie inaczej... niech pani zapisze. Moja platforma hostingowa to Central California Internet Services. Z siedziba w San Jose. - Podal jej adres i numer telefonu, a takze nazwisko osoby, z ktora sie miala skontaktowad. - Zaraz do nich zadzwonie i powiem, ze nie mam nic przeciwko temu, zeby podali pani adresy autorow wszystkich postow. Jezeli beda chcieli nakazu, to ich sprawa, aleja nie bede sie upieral. Zamilkla. Nie byla pewna, co to oznacza pod wzgledem technicznym, miala jednak wrazenie, ze wlasnie zgodzil sie zrobid to, o co prosila, zachowujac twarz jako dziennikarz. -W takim razie... dziekuje. Dance odlozyla sluchawke i zawolala do Bolinga: -Chyba bedziemy mieli adresy IP. -Co takiego? -Chilton zmienil zdanie. -To milo - odrzekl z usmiechem, robiac mine jak chlopiec, ktory sie wlasnie dowiedzial, ze jego ojciec zdobyl bilety na wazny mecz. Dance odczekala kilka minut i zadzwonila do firmy hostingowej. Watpila, czy Chilton rzeczywiscie zadzwoni i czy firma ujawni informacje bez udzialu sadu. Ale ku jej zdziwieniu czlowiek, z ktorym rozmawiala, powiedzial: -Ach, tak, pan Chilton wlasnie dzwonil. Mam adresy IP autorow postow. Zgodzilem sie przeslad je do domeny.gov. 202 Rozpromienila sie w usmiechu i podala pracownikowi swoj adres e.mailowy.-Juz wysylam. Co kilka godzin bede zagladal na blog i zbieral adresy autorow nowych postow. -Jest pan zbawca... naprawde moze pan uratowad ludziom zycie. -Chodzi o tego chlopaka, ktory sie msci, prawda? - spytal ponuro mezczyzna. - O sataniste? To prawda, ze znalezli w jego szafce w szatni broo biologiczna? Rany, pomyslala Dance. Plotki rozprzestrzenialy sie szybciej niz pozar w Mission Hills kilka lat temu. -W tym momencie nie znamy jeszcze wszystkich szczegolow. - Zawsze lepiej odpowiedzied wymijajaco. Rozlaczyli sie. A pare minut pozniej rozlegl sie sygnal odebranej poczty. -Mam - powiedziala Dance do Bolinga, ktory podszedl i stanal za nia, kladac reke na oparciu krzesla. Dance poczula subtelny zapach plynu po goleniu. Przyjemny. -No dobrze. Oczywiscie wie pani, ze to surowe adresy komputerowe. Trzeba sie skontaktowad ze wszystkimi dostawcami i zdobyd nazwiska i adresy fizyczne. Zaraz sie tym zajme. Dance wydrukowala liste - zawierala dane okolo trzydziestu osob -i podala mu. Profesor zniknal w swojej kryjowce i zgarbil sie nad laptopem. -Szefowo, zdaje sie, ze cos mam. - TJ wklejal zdjecia maski w sieci i w blogach, pytajac, czy ktos zna jej pochodzenie. Przejechal r?ka przez swoje rude krecone wlosy. - Zasluzylem na pochwale. -No i co to jest? -Maska postaci pewnej gry komputerowej. - Zerknal na maske. -Qetzal. - Co? -Tak ma na imie ten ktos. A raczej cos. Demon, ktory zabija ludzi Promieniami emitowanymi z oczu. Potrafi tylko jeczed, bo ktos mu zasznurowal usta. -Czyli msci sie na ludziach, ktorzy potrafia sie porozumiewad zasugerowala Dance. -Szefowo, naprawde nie jestem doktorem Philem i nie wiem odparl TJ. 203 -W porzadku. - Usmiechnela sie. -Gra nazywa sie "DimensionQuest" - ciagnal TJ. -To morpeg - oznajmil Boling, nie unoszac wzroku znad laptopa -Co to takiego? -"DimensionQuest" to gra MMORPG - skrot od massively multi-player online role playing game, sieciowej gry fabularnej dla wielu graczy. Nazywam je "morpegami". A "DQ" nalezy do najpopularniejszych. -Czy ta informacja moze sie nam przydad? -Jeszcze nie wiem. Zobaczymy, kiedy dostaniemy sie do komputera Travisa. Dance podobala sie pewnosd profesora. Nie Jezeli", ale "kiedy". Oparla sie wygodnie na krzesle, wyciagnela komorke i zadzwonila do matki. Edie wciaz nie odbierala. W koocu zadzwonila do ojca. -Czesd, Katie. -Hej, tato. Jak mama? Nie dzwonila. -Och. - Chwila wahania. - Denerwuje sie, to jasne. Chyba nie jest w nastroju do rozmow. Dance zastanawiala sie, jak dlugo matka rozmawiala wczoraj wieczorem z jej siostra, Betsey. -Sheedy cos wam jeszcze powiedzial? -Nie. Mowil, ze zbiera material. -Tato, mama nic nie mowila, prawda? Kiedy ja aresztowano? -Policji? -Policji i Harperowi, temu prokuratorowi? - Nie. -To dobrze. Miala ochote poprosid ojca, zeby przekazal matce sluchawke. Nie chciala jednak uslyszed odmowy. Zapytala wiec wesolo: -To co, przyjdziecie dzisiaj na kolacje? Jestesmy umowieni? Zapewnil ja, ze przyjda, chod z jego tonu wynikalo raczej, ze "postaraja sie przyjsd". -Kocham was, tato. Przekaz mamie. -Pa, Katie. Rozlaczyli sie. Dance przez kilka minut wpatrywala sie w telefon-Potem wyszla na korytarz i skierowala sie do gabinetu swojego szefa, wchodzac bez pukania. 204 Overby wlasnie odkladal sluchawke. Ruchem glowy wskazal telefon.-Kathryn, sa jakies tropy w sprawie ataku na te Morgan? Podobno byla w uzyciu broo biochemiczna? Dzwonili z News Nine. Zamknela drzwi. Overby przygladal sie jej niepewnie. -Nie bylo zadnej broni biologicznej, Charles. To tylko plotki. Dance wyliczyla tropy, na jakie dotad natrafili: maska, samochod stanowej instytucji, informacja od Caitlin Gardner, wedlug ktorej Travisowi podobalo sie wybrzeze, domowe srodki czyszczace. -Chilton zgodzil sie wspolpracowad. Podal adresy internetowe autorow postow. -To dobrze. - Zadzwonil telefon Overby'ego. Agent spojrzal na aparat, ale pozwolil odebrad asystentce. -Charles, wiedziales, ze moja matka zostanie aresztowana? Wlepil w nia zdumione spojrzenie. - N... nie, oczywiscie, ze nie. -Co powiedzial ci Harper? -Ze kontroluje liczbe i przydzial spraw. - Sztywny, oficjalny ton. Obronny. - Przeciez ci wczoraj mowilem. Nie potrafila stwierdzid, czy klamie. I rozumiala dlaczego: lamala najstarsza zasade kinezyki. Ulegala emocjom. Kiedy popelniala ten blad, zawodzily ja wszystkie umiejetnosci. Nie miala pojecia, czy szef ja zdradzil czy nie. -Przegladal nasze papiery, zeby sprawdzid, czy nie majstrowalam przy sprawie Millara. -Och, watpie. Napiecie w pokoju siegalo zenitu. I nagle opadlo, gdy twarz Overby'ego rozjasnil krzepiacy usmiech. -Za bardzo sie martwisz, Kathryn. Bedzie sledztwo i nie znajda zadnych podstaw do zarzutow. Nie masz sie absolutnie czym przejmowad. Czyzby cos wiedzial? -Dlaczego tak sadzisz, Charles? - spytala zniecierpliwiona. Zrobil zdziwiona mine. -Bo jest niewinna, to oczywiste. Twoja matka nie potrafilaby nikogo skrzywdzid. Przeciez wiesz. 205 L Dance wrocila do Babskiego Skrzydla i weszla do biura agent, ki Connie Ramirez. Niska Latynoska o ponetnych ksztaltach i kruczoczarnych wlosach, zawsze starannie ulozonych i p0ia_ kierowanych, byla najczesciej odznaczana agentka w biurze regionalnym i jedna z najbardziej znanych postaci w calym CBl Czterdziestoletniej agentce proponowano kierownicze stanowiska w centrali CBI w Sacramento - FBI tez sie o nia staralo - ale jej rodzina wywodzila sie z miejscowych pol salaty i karczochow, a dla Connie nie bylo nic wazniejszego od wiezow krwi. Biurko agentki stanowilo zupelne przeciwieostwo biurka Dance - schludne i uporzadkowane. Na scianach wisialy dyplomy, ale najwiecej miejsca zajmowaly zdjecia jej synow, trzech dryblasow, Connie i jej meza.-Czesd, Con. -Jak sie czuje mama? -Tak jak mozna sie spodziewad. -To jakis absurd - oswiadczyla z ledwie slyszalnym melodyjnym akcentem. -Wlasnie po to przyszlam. Chce cie prosid o przysluge. Duza. -Dobrze wiesz, ze zawsze mozesz na mnie liczyd. -Zaangazowalam Sheedy'ego. Ach, pogromce glin. -Ale nie chce czekad do ujawnienia dowodow, zeby poznad pare szczegolow. Poprosilam Henry'ego o liste odwiedzajacych szpital z dnia, kiedy zmarl Juan, ale odmowil. -Co? Henry? Przeciez to twoj dobry znajomy. -Harper go nastraszyl. Ramirez ze zrozumieniem pokiwala glowa. -Chcesz, zebym ja sprobowala? -Jezeli mozesz. -Jasne, pojade tam, jak tylko skoocze przesluchiwad tego swiadka. - Stuknela palcem w teczke z dokumentami duzej sprawy narkotykowej, ktora prowadzila. -Jestes aniolem. Latynoska spowazniala. -Wiem, jak bym sie czula, gdyby to byla moja matka. Pojade tam i rzuce sie Harperowi do gardla. Dance skwitowala usmiechem obietnice drobnej kobiety. y wracala do siebie, zadzwonila jej komorka. Dance zerknela na wyswietlacz, gdzie ukazal sie napis "Biuro szeryfa". Miala nadzieje, ze to 0'Neil. Mylila sie. -Agentko Dance. - Funkcjonariusz przedstawil sie. - Musze pani cos powiedzied. Dzwonili ze stanowej. Mam zle wiadomosci. Rozdzial 18 James Chilton zrobil sobie przerwe w misji uwalniania swiata od korupcji i nieprawosci. Pomagal przyjacielowi w przeprowadzce. Po telefonie z biura szeryfa Kathryn Dance zadzwonila do domu Chiltona, a Patrizia podala jej adres tego skrom nego bezowego domu parterowego na peryferiach Monterey. Dance zaparkowala obok duze ciezarowki wypozyczonej z U-Haul, wyciagnela z uszu sluchawk i Poda i wysiadla z samochodu. Chilton, spocony, w dzinsach i T-shircie, Taszczyl po schodach ogromny fotel, wnoszac go do domu. Za bloge-rem podazal mezczyzna o krotko ostrzyzonych wlosach, w szortach i przepoconej koszulce polo, ktory dzwigal sterte pudel. Przed domem wisiala przekrzywiona tabliczka posrednika handlu nieruchomosciami z informacja SPRZEDANE. Chilton ukazal sie w drzwiach i zszedl po dw och stopniach na zwirowa sciezke obrzezona kamieniami i kwiatami w doniczkach. Stanal obok Dance, otarl czolo, a poniewaz byl spocony i brudny, zamiast podad jej reke, powital ja skinieniem glowy. -Pat dzwonila do mnie. Chciala pani ze mna rozmawiad, agentko Dance? Chodzi o te adresy internetowe? -Nie. Juz je mamy. Dziekuje. Chodzi o cos innego. Dolaczyl do nich drugi mezczyzna, utkwiwszy w Dance przyjazne, zaciekawione spojrzenie. Chilton przedstawil ich sobie. Mezczyzna nazywal sie Donald Hawken. Nazwisko brzmialo znajomo. Dance przypomniala sobie: widziala je w blogu Chiltona - chyba w czesci na temat spraw osobistych, zaty-208 tujo\vanej "Z wlasnego podworka". Nie w kontrowersyjnych postach. Hawken wracal do Monterey z San Diego. _ Wyglada na to, ze trafilam na przeprowadzke. -Agentka Dance prowadzi sledztwo w sprawie zwiazanej z postaci w "Raporcie". Hawken, opalony i opanowany, spojrzal na nia ze wspolczuciem. -Podobno doszlo do napadu na kolejna dziewczyne. Sluchalismy wiadomosci. Dance jak zawsze zachowala powsciagliwosd w ujawnianiu informacji o sprawie, nawet rozmawiajac z zatroskanymi obywatelami. Bloger wyjasnil, ze jego rodzina przed kilku laty przyjaznila sie z Hawkenem i jego pierwsza zona. Panie urzadzaly przyjecia, panowie regularnie grywali w golfa - na anemicznym polu w Pacific Grove, a gdy byli przy forsie, w Pebble Beach. Przed okolo trzema laty Hawken wyjechal do San Diego, lecz niedawno powtornie sie ozenil, zamierzal sprzedad firme i wracal na Polwysep. -Moge z panem chwile porozmawiad? - spytala Chiltona Dance. Hawken wrocil do ciezarowki, a Dance i bloger poszli do jej forda. Chilton przechylil glowe i czekal, dyszac z wysilku po wnoszeniu mebli do domu. -Wlasnie mialam telefon z biura szeryfa. Policja stanowa znalazla nastepny krzyz. Z dzisiejsza data. Mina mu zrzedla. -Och, nie. A chlopak? -Nie mamy pojecia, gdzie sie moze podziewad. Zniknal. I wyglada na to, ze jest uzbrojony. -Slyszalem w wiadomosciach - odrzekl z grymasem Chilton. Skad wzial broo? -Ukradl ojcu. Twarz Chiltona wykrzywila sie ze zlosci. -Ci obroocy Drugiej Poprawki... w zeszlym roku dobralem sie im do skory. Nigdy wczesniej tyle osob nie grozilo mi smiercia. Dance przeszla do sedna swojej wizyty. -Panie Chilton, chce, zeby zawiesil pan pisanie blogu. -Co? 209 -Dopoki go nie zlapiemy i Chilton sie rozesmial I -To absurd. -Czytal pan komentarze? -Przeciez to moj bi0g Oczywiscie, ze czytalem. S -Posty staja sie coraz agresywniejsze. Niech pan nie daje Travisowi nowych powodow do zemsty. fP -To absolutnie Wykiuczone. Zadne grozby nie zmusza mnie do milczenia. l| -Ale Travis bierze z blogu nazwiska ofiar. Czyta o nich, poznaje ich najskrytsze leki, ich slabe punkty. Odnajduje ich adresy. -Ludzie nie powina pisad 0 sobie na publicznie dostepnych stronach internetowych. Tej sprawie tez poswiecilem caly blog. -Tak czy owak, komentuja. - Dance starala sie opanowad rozdraznienie. - Prosze z nami wspolpracowad. -Przeciez wspolpr;)cuje Zrobilem tyle, ile bylem sklonny zrobid. -Co by sie stalo, gdyby pan dal sobie spokoj z blogiem na kilka dni? - Ajezeli nie znajd/jecie go w tym czasie? -Znowu zacznie go pan prowadzid. -A pani przyjdzie d0 mnie i poprosi o kilka nastepnych dni, a potem jeszcze kilka. A -Prosze przynajmniej wstrzymad publikowanie komentarzy w tym watku. Travis nie bedzie mial nowych ofiar. To nam ulatwi zadanie -Stosowanie ucisku nigdy nie prowadzi do niczego dobrego - mruknal, patrzac jej prosto w oczy. Znow odezwal sie w nim misjonarz wolnosci slowa. Kathryn Dance Por/Ucila strategie lechtania proznosci Chiltona, ktora sugerowal jej Jon Boling. -Ciagle slysze cholerTlie napuszone deklaracje - rzucila ze zloscia. - "Wolnosd". "Pra\vda". "Ucisk". Ten chlopak probuje mordowad ludzi. Jezu Chryste, niecbl pan przejrzy wreszcie na oczy. Niech pan przestanie do wszystkiego mieszad te przekleta polityke. Chilton z niezmaconym spokojem odparl: -Prowadze otwarte forum dla opinii publicznej, na tym poleg moje zadanie. Tak jak napisano w pierwszej Poprawce... Wiem, zara mi pani przypomni, ze tez byla pani dziennikarka i kiedy pohej3 210 Otrzebowala pomocy, zawsze pani z nia wspolpracowala. Ale widzi pani, jest drobna roznica. Pani miala zobowiazania wobec wielkiego kipitalu, wobec reklamodawcow, wobec kazdego, kto trzymal w kieszeni pani szefow. Ja nie mam zobowiazao wobec nikogo.-Nie prosze, zeby przestal pan informowad o przestepstwach. Miech pan pisze do woli. Tylko prosze nie przyjmowad juz zadnych komentarzy. Zreszta nikt nie dodaje zadnych faktow. Ci ludzie tylko daja upust emocjom. Polowa z tego, co pisza, to nieprawda. Plotki, domysly. Potepianie w czambul. -A ich mysli nie maja wartosci? - spytal, ale bez gniewu; wydawalo sie nawet, ze dyskusja sprawia mu przyjemnosd. - Ich opinie sie nie licza? Komentowad wolno tylko wyksztalconym i elokwen-tnym - i najlepiej o umiarkowanych pogladach? Oto nowy swiat dziennikarstwa, agentko Dance. Wolna wymiana mysli. Widzi pani, tonu nie nadaja juz tylko potezne gazety, nie tacy jak Bill O'Reilly albo Keith Olbermann. Glos maja ludzie. Nie, nie zawiesze blogu i nie zamkne zadnych watkow. - Zerknal na Hawkena, ktory zmagal sie z nastepnym fotelem. - Wybaczy pani - powiedzial do niej Chilton. I ruszyl w kierunku ciezarowki. Dance pomyslala, ze wyglada jak meczennik idacy przed pluton egzekucyjny, wyglosiwszy plomienna tyrade w obronie sprawy, w ktora zarliwie wierzyl tylko on - i nikt wiecej. Jak wszyscy mieszkaocy Polwyspu - to znaczy, kazdy powyzej szostego roku zycia, kto mial dostep do mediow - Lyndon Strickland byl dobrze poinformowany o sprawie Przydroznego Krzyza. I jak wiele osob, ktore czytaly "Raport Chiltona", byl zly. Czterdziestojednoletni adwokat wysiadl z samochodu i zamknal drzwi. Jak co dzieo w poludnie przyjechal pobiegad sciezka niedaleko Seventeen Mile Drive, pieknej drogi prowadzacej z Pacific Grove do Carmel, przy ktorej staly letnie domy gwiazd filmowych i potentatow biznesu oraz rozciagalo sie pole golfowe Pebble Beach. Slyszal odglosy dobiegajace z budowy nowej autostrady, ktora miala siegad na wschod do Salinas i do pol. Prace postepowaly bardzo szybko. Strickland reprezentowal kilku wlascicieli domow, ktorych stan wywlaszczyl, aby na ich ziemi zbudowad droge. Stanal do walki 211 z wladza stanowa i wplywowa firma Avery Construction - oraz icj, potezna armada prawnikow. Nie bylo wiec niespodzianka, ze przegra} proces, a stalo sie to w zeszlym tygodniu. Sedzia zawiesil jednak decy. zje o rozbiorce domow jego klientow do czasu rozpatrzenia apelacji Przewodniczacy skladu obrony z San Franciso szalal z wscieklosciLyndon Strickland byl natomiast zachwycony. Mgla zaczela sie unosid, bylo chlodno i Strickland mial sciezke tylko dla siebie. Byl zly. Czytal, co ludzie pisali w blogu Jamesa Chiltona. Travis Brigham byl wariatem, ktory uwielbial mordercow z Columbine i politechniki Wirginia, ktory noca sledzil dziewczyny, ktory omal nie zadusil wlasnego brata Sammy'ego, doprowadzajac do asfiksji i uposledzenia chlopca, ktory przed kilkoma tygodniami umyslnie zjechal samochodem z urwiska w jakims dziwnym samobojczo/morderczym rytuale i zabil dwie dziewczyny. Jakim cudem nikt nie zauwazyl oznak zagrozenia, jakie na pewno byly u niego widoczne? Rodzice, nauczyciele... koledzy. Wciaz ciarki chodzily mu po plecach na wspomnienie maski, ktora rano widzial w Internecie. Przeniknal go zimny dreszcz, wywolany nie tylko wilgotnym powietrzem. Morderca z Maska... A teraz dzieciak ukrywal sie gdzies na wzgorzach okregu Monterey, wybijajac jednego po drugim wszystkich, ktorzy napisali o nim niepochlebne rzeczy. Strickland czesto czytal "Raport Chiltona". Subskrybowal kanal RSS blogu, ktory byl na jednym z pierwszych miejsc ulubionych stron. W niektorych sprawach nie zgadzal sie z Chiltonem, ale blo-ger na poparcie swojego stanowiska zawsze przedstawial racjonalne, logiczne i konkretne argumenty. Na przyklad, chod Chilton twardo sprzeciwial sie aborcji, zamiescil komentarz przeciwko temu stuknietemu pastorowi Fiskowi, ktory nawolywal do mordowania lekarzy przerywajacych ciaze. Wywazone stanowisko Chiltona wywarlo wrazenie na Stricklandzie, ktory czesto reprezentowal Planned Parenthood i inne organizacje dzialajace na rzecz swiadomego rodzicielstwa. 212 Bloger sprzeciwial sie tez projektowi stworzenia zakladu odsalania jv podobnie jak Strickland, ktory wlasnie spotykal sie z potencjal-klientem - grupa ekologow pragnaca zlozyd pozew przeciwko "e'a|izacji planu budowy zakladu. Wlasnie napisal komentarz wspie-*ajacyblogera. _ Strickland pokonywal wzniesienie, ktore bylo najtrudniejszym odcinkiem jego stalej trasy. Potem mial juz z gorki. Pial sie na wzgorze spocony czujac, jak mu serce wali... i czerpiac radosd z forsownego biegu. Gdy dotarl na szczyt, cos przyciagnelo jego wzrok. Jakis czerwony ksztalt niedaleko sciezki i ruch tuz nad ziemia. Co to? Zatoczyl kolo, zatrzymal stoper i wolnym krokiem ruszyl kamienistym zboczem w strone, gdzie dostrzegl karmazynowa plame, ktora zupelnie nie pasowala do piaszczystej ziemi, gdzieniegdzie porosnietej brazowa i zielona roslinnoscia. Serce wciaz tluklo mu sie w piersi, ale juz nie z wysilku, tylko ze strachu. Natychmiast pomyslal o Travisie Brighamie. Przeciez chlopak napadal tylko na tych, ktorzy zaatakowali go w blogu. Strickland nie napisal o nim ani slowa. Spokojnie. Mimo to, zbaczajac z trasy w strone czerwonych punkcikow i zagadkowej kotlowaniny, Strickland wyciagnal z kieszeni telefon, gotow zadzwonid pod dziewiedset jedenascie w razie jakiegokolwiek niebezpieczeostwa. Podchodzac blizej, zmruzyl oczy, przypatrujac sie polance. Co to jest? -Cholera - mruknal, dretwiejac ze zgrozy. Na ziemi lezaly kawalki miesa porozrzucane wsrod platkow roz. Ochlapy szarpaly wsciekle trzy wielkie, paskudne ptaki - chyba sepy. Obok walala sie zakrwawiona kosd. Nieopodal podskakiwalo kilka wron, ktore co chwile chwytaly kawaleczek i wycofywaly sie na bezpieczna odleglosd. Strickland zmruzyl oczy i pochylil sie, dostrzegajac cos jeszcze, w samym srodku klebowiska glodnych ptakow. Nie!... W piasku byl wyryty krzyz. Zrozumial, ze gdzies w poblizu czai sie Travis Brigham. Adwokat z trzepotem serca rozejrzal sie po krzakach, drzewach i wydmach. 213 Chlopak mogl sie ukryd wszedzie. Fakt, ze Lyndon Strickland nie napisal nic na jego temat, nagle stracil jakiekolwiek znaczenie.Oczyma wyobrazni widzac przerazajaca maske, ktora chlopak zostawil jako swoj znak na miejscu napasci, Strickland odwrocil sie i uciekl w kierunku sciezki. Zanim zdolal pokonad kilka metrow, uslyszal, jak ktos wyskakuje z krzakow i zaczyna szybko biec w jego strone. Rozdzial 19 Jon Boling siedzial na sfatygowanej kanapie w gabinecie Dance. Podwinal rekawy granatowej koszuli w prazki i rozmawial przez dwa telefony rownoczesnie, patrzac na wydruki blogu Chiltona. Pracowal nad ustaleniem adresow fizycznych na podstawie danych internetowych dostarczonych przez firme hostingowa. Przytrzymujac ramieniem samsunga przy uchu, zanotowal jakas informacje i zawolal: -Mam jeszcze jedna. SexyGurl to Kimberly Rankin, Forest sto dwadziescia osiem, Pacific Grove. Dance zapisala szczegolowe informacje i zadzwonila, zeby ostrzec dziewczyne - oraz jej rodzicow - o niebezpieczeostwie i otwarcie domagad sie od niej, zeby przestala pisad komentarze w "Raporcie" 1 poprosila o to samo kolezanki. 1 co ty na to, Chilton? Boling wpatrywal sie w ekran komputera. Dance spojrzala w jego strone i zauwazyla, ze marszczy brwi. -O co chodzi? - zapytala. -Pierwsze posty w watku "Przydrozne krzyze" pisali glownie ludzie z okolicy, koledzy i kolezanki z klasy i mieszkaocy Polwyspu. Teraz wtracaja swoje trzy grosze ludzie z calego kraju -cholera, 2 calego swiata. Potepiaja Travisa - ale i policje za to, ze nie przeprowadzila sledztwa w sprawie wypadku. Czepiaja sie tez CBI. -Nas? -Tak. Ktos poinformowal, ze agentka CBI poszla przesluchad Travisa w domu, ale go nie zatrzymala. -Skad w ogole wiedza, ze bylam tam z Michaelem? Wskazal na komputer. 215 -Taka juz jest sied. Informacje rozchodza sie blyskawicznie Do Warszawy, Buenos Aires, Nowej Zelandii. Dance wrocila do lektury protokolu z ogledzin miejsca, gdzie znaleziono ostatni krzyz na rzadko uczeszczanej drodze w slabo zaludnionej polnocnej czesci Monterey. Nie bylo zadnych swiadkow Znaleziono niewiele, poza takimi samymi sladami, jakie zabezpieczono na poprzednich miejscach, wskazujacymi na zwiazek Travisa z przestepstwami. Ale odkryto jedna rzecz, ktora mogla sie okazad istotna. Probki ziemi zawieraly piasek, ktorego na ogol nie spotykano w najblizszej okolicy. Nie sposob jednak bylo ustalid konkretnego zrodla jego pochodzenia. Przegladajac szczegoly raportu, caly czas powtarzala w myslach jedno pytanie: kto jest nastepna ofiara? Czy Travis juz ja osacza? I jakiej strasznej techniki uzyje tym razem, zeby ja przestraszyd i zabid? Wydalo sie, ze upodobal sobie powolna smierd, jak gdyby w ramach wyrownania za dlugie cierpienia, jakich doznawal od osob dreczacych go w sieci. -Mam jeszcze jedno nazwisko - oznajmil Boling i podyktowal je Dance. -Dzieki - odrzekla z usmiechem. -Jest mi pani winna odznake malego agenta. Kiedy Boling przechylil glowe i ponownie pochylil sie nad notatkami, cicho dodal cos jeszcze. Moze jej sie wydawalo, ale uslyszala, jak gdyby zaczal mowid "Albo kolacje", lecz w ostatniej chwili ugryzl sie w jezyk. Zdawalo mi sie, uznala. I chwycila za telefon. Boling uniosl glowe. -To na razie wszyscy. Reszta autorow nie mieszka w okolicy albo nie da sie namierzyd ich adresow. Ale jezeli my ich nie potrafimy znalezd, Travis tez nie bedzie potrafil. Przeciagnal sie i rozsiadl wygodnie na krzesle. -Inaczej to wyglada niz pana zwykly dzieo na uczelni, prawda? - spytala Dance. - Troche inaczej. - Poslal jej nieco drwiace spojrzenie. - A tak wyglada zwykly dzieo organow scigania? -Hm, niezupelnie. 216 -No to chyba dobra wiadomosd. Zabrzeczal jej telefon. Dance zobaczyla na wyswietlaczu wewnetrzny numer CBI. -Szefowo... - Podobnie jak przy okazji kilku ostatnich rozmow, Z ust mlodego agenta nie padl ani jeden przesmiewczy komentarz. -Slyszalas juz? Gdy Dance zobaczyla na miejscu zdarzenia Michaela 0'Neila, serce zabilo jej zywiej. -Czesd - powiedziala. - Myslalam, ze juz calkiem cie stracilam. Drgnal, jak gdyby zaskoczony tymi slowami. Po chwili odparl: -Probuje laczyd jedna i druga sprawe. Ale miejsce zdarzenia... -ruchem glowy wskazal lopoczaca na wietrze tasme policyjna -...zawsze ma pierwszeostwo. -Dzieki. Dolaczyl do nich Jon Boling. Dance poprosila profesora, zeby jej towarzyszyl. Sadzila, ze moglby jej pomoc pod wieloma wzgledami. Chciala przede wszystkim mied przy sobie kogos, kto mogl zweryfikowad jej przypuszczenia, poniewaz nie spodziewala sie, by na miejscu zjawil sie Michael 0'Neil. Co sie stalo? - spytala detektywa. -Zrobil mala makiete, zeby go nastraszyd. - Zerknal w kierunku sciezki. - A potem pogonil go tedy. I zastrzelil. - Dance odniosla wrazenie, ze 0'Neil zamierzal podad wiecej szczegolow, ale sie powstrzymal, prawdopodobnie z powodu obecnosci Bolinga. -Gdzie? Detektyw pokazal. Nie widzieli stad zwlok. -Pokaze wam miejsce, w ktory m wszystko sie zaczelo. - Poprowadzil ich sciezka w gore lagodnego wzniesienia. Po okolo dwustu metrach zobaczyli krotki szlak prowadzacy na polanke. Przeszli pod zolta tasma i ujrzeli wyryty w piasku krzyz, a wokol niego rozsypane Platki roz. Obok walaly sie kawalki miesa i widad bylo plamy krwi. Przy nich lezala kosd. Dostrzegli slady pazurow w ziemi, pozostawione zapewne przez sepy i wrony. -Ludzie z ekipy twierdza, ze to zwierzece mieso - powiedzial -TJ. 217 O'Neil. - Prawdopodobnie wolowina, kupiona w sklepie. Moim zdanie, facet biegl sciezka, zobaczyl jakies zamieszanie i przyszedl zobaczyd Przestraszyl sie i zwial. Travis dopadl go w polowie drogi ze wzgorza-Jak sie nazywal ten czlowiek? -Lyndon Strickland. Adwokat. Mieszka niedaleko. Dance zmruzyla oczy. -Chwileczke, Strickland? Chyba napisal cos w blogu. Boling otworzyl plecak i wyciagnal kilkanascie arkuszy z wydrukowanymi stronami blogu. -Zgadza sie, ale nie w watku "Przydrozne krzyze". Napisal komentarz na temat zakladu odsalania wody. Popieral Chiltona. Podal jej wydruk: W odpowiedzi Chiltonowi Lyndon Strickland napisal: Musze przyznad, ze otworzyles mi oczy na te sprawe. Nie mialem pojecia, ze ktos stara sie ja przepchnad. Przejrzalem oferte zlozona w Okregowym Biurze Planowania i musze przyznad, ze chociaz jestem prawnikiem i znam kwestie ochrony srodowiska, to nigdy przedtem nie probowalem przebrnad przez dokument, ktory tak zaciemnia sprawe. Sadze, ze sensowna debata na ten temat wymaga znacznie wiecej przejrzystosci. -Skad Travis wiedzial, ze tu go znajdzie? - zdziwila sie Dance. - Przeciez tu nie ma zywego ducha. -To sa sciezki do joggingu - odezwal sie Boling. - Zaloze sie, ze Strickland napisal w jakims blogu albo na forum, ze lubi tu biegad. Ujawniamy w sieci za duzo informacji o sobie. Zdecydowanie za duzo. -Dlaczego chlopak zabil akurat jego? - zapytal O'Neil. Boling wyraznie sie nad czyms zastanawial. -O co chodzi? - spytala go Dance. -Cos mi przyszlo do glowy. Pamieta pani, ze Travis interesuje sie grami komputerowymi? Dance powiedziala 0'Neilowi o grach MMORPG, w ktore gral Travis. -Jednym z aspektow gry jest rozwoj - ciagnal profesor. - Postad rozwija sie, zyskuje coraz wieksza sile, powieksza swoje zdobycze. 218 IVlusi to robid, bo inaczej nie osiagnie celu. Wydaje mi sie, ze zgodnie z tym klasycznym modelem Travis mogl powiekszyd swoja pule obiektow ataku. Najpierw to byly osoby, ktore zaatakowaly go bezposrednio. Teraz wzial na cel kogos, kto popiera Chiltona, nawet jezeli nje ma nic wspolnego z watkiem "Przydrozne krzyze".Boling przechylil glowe, spogladajac na kawalki miesa i slady ptasich pazurow na piaszczystej ziemi. -To oznacza przyrost liczby potencjalnych ofiar w postepie geometrycznym. Zagrozonych jest kilkadziesiat nowych osob. Zaczne sprawdzad adresy internetowe kazdego, kto zamiescil post chodby odrobine przychylny dla Chiltona. Coraz wiecej fatalnych wiadomosci. -Pojdziemy obejrzed cialo - powiedziala do Bolinga Dance. - Lepiej bedzie, jak wroci pan do samochodu. -Oczywiscie - przytaknal z ulga profesor, wyraznie zadowolony, ze nie bedzie musial uczestniczyd w tej fazie czynnosci sledczych. Dance i 0'Neil ruszyli przez wydmy w kierunku miejsca, gdzie znaleziono zwloki. -Jak idzie tropienie terrorystow w tej sprawie kontenera? Detektyw zasmial sie niewyraznie. -Powoli. Wlaczyl sie Departament Bezpieczeostwa Krajowego, FBI, sluzba celna, zrobilo sie gesto. Jak to sie mowi? Ze kazdy awansuje az do osiagniecia progu nieszczescia? Czasami zaluje, ze nie jezdze juz w patrolu i nie wypisuje mandatow. -Mowi sie "wlasnego progu niekompetencji". Nie, na pewno nie chcialbys wrod id do patrolu. -To prawda. - Zamilkl na chwile. - Jak sie trzyma twoja matka? Znow to pytanie. Dance miala juz zamaskowad obawy pogodnym usmiechem, ale przypomniala sobie, z kim rozmawia. Sciszyla glos. -Michael, ani razu do mnie nie dzwonila. Kiedy znalezli Pfistera 1 drugi krzyz, po prostu wyszlam z sadu. O niczym jej nawet nie Powiedzialam. Ma do mnie zal. Na pewno. -Znalazlas jej adwokata - jednego z najlepszych na Polwyspie. - zalatwil jej wyjscie, zgadza sie? -Tak. -Zrobilas wszystko, co moglas. Nie martw sie. Pewnie stara sie ?d ciebie odsunad. Dla dobra tej sprawy. 219 -Moze.Przygladajac sie jej, znow sie zasmial. -Ale ty w to nie wierzysz. Jestes przekonana, ze jest na ciebie zla 1 mysli, ze ja zawiodlas. Dance pamietala z dzieciostwa, ze gdy matke spotkal jakis afront prawdziwy czy urojony, zawsze stawala sie oschla i nieprzystepna. Ojciec Dance nie do kooca zartobliwie nazywal czasem swoja zone "sierzantem". -Matki i corki - powiedzial w zadumie 0'Neil, jak gdyby doskonale wiedzial, o czym Dance mysli. Gdy dotarli na miejsce, Dance powitala skinieniem glowy ekipe z biura koronera, ktora rozkladala obok zwlok zielony pokrowiec. Fotograf wlasnie skooczyl. Strickland lezal na brzuchu, ubrany w zakrwawiony stroj do joggingu. Strzaly oddano z tylu. W plecy i w glowe. -Jeszcze to. - Jeden z technikow podniosl mu bluze, ukazujac wyciety nozem w skorze mezczyzny zarys twarzy, przypominajacy tamta maske. Qetzal, demon z "DimensionQuest". To prawdopodobnie byl szczegol, o ktorym 0'Neil nie chcial wspominad w obecnosci Bolinga. Dance pokrecila glowa. -Zrobil to po smierci ofiary? -Zgadza sie. -Sajacys swiadkowie? -Nie ma - odparl jeden z policjantow. - Okolo kilometra stad buduja autostrade. Robotnicy slyszeli strzaly i zadzwonili do nas. Ale nikt niczego nie widzial. Jeden z czlonkow ekipy kryminalistycznej zawolal: -Detektyw ie, nie znalezlismy zadnych istotnych dowodow fizycznych. 0'Neil pokiwal glowa, po czym razem z Dance wrocili do swoich samochodow. Dance zauwazyla, ze Boling stoi obok swojego audi z zalozonymi rekami i lekko uniesionymi ramionami. Czytelne oznaki napiecia. Tak ludzie zwykle reagowali na widok miejsca zbrodni. -Dziekuje, ze pan tu ze mna przyjechal, Jon. To znacznie wiecej, niz moglibysmy od pana wymagad. I jestem panu wdzieczna. 220 _ Nie ma sprawy. - Odniosla wrazenie, ze stara sie zachowad spo-k5j. Ciekawe, czy kiedykolwiek wczesniej byl na miejscu zbrodni.Zadzwonil jej telefon. Dance zobaczyla na wyswietlaczu nazwisko i numer Charlesa Overby'ego. Telefonowala do niego wczesniej i mowila mu o tym zabojstwie. Teraz bedzie mu musiala powiedzied, ze nie zginal czlowiek winny cyberprzemocy, ale niewinny, postronny obserwator. Wiadomosd wywola jeszcze wieksza panike w okolicy. -Charles. -Kathryn, jestes na miejscu ostatniego zdarzenia? -Tak. Wyglada na to, ze... -Zlapalas tego chlopaka? - Nie, ale... -Pozniej podasz mi szczegoly. Jest cos nowego. Przyjezdzaj jak najszybciej. Rozdzial 20 A wiec to jest agentka Kathryn Dance. - Duza czerwona reka otoczyla jej dloo i przytrzymala tak dlugo, jak pozwalala na to przyzwoitosd. Dziwne. Nie zaakcentowal jej nazwiska, ale slowo "agentka", jak gdyby chcial zaznaczyd, ze oto ma przed soba funkcjonariuszke CBI. Rownie dobrze moglby powiedzied: "A wiec to jest krzeslo". Zignorowala jednak ten zagadkowy szczegol, poniewaz analiza kinezyczna nie byla teraz najwazniejsza; nie miala do czynienia z podejrzanym, ale, jak sie okazalo, z czlowiekiem zwiazanym z szefem szefow CBI. Pieddziesieciokill-culetni Hamilton Royce, przypominajacy futboliste, ktory postanow il sprobowad sil w polityce albo biznesie, pracowal w prokuraturze stanowej w Sacramento. Wrocil na swoje miejsce - byli w gabinecie Charlesa Overby'ego - a Dance takze usiadla. Royce wyjasnil, ze jest rzecznikiem praw funkcjonariuszy. Dance zerknela na Overby'ego. Jej szef, ktory rzucal na Royce'a nerwowe spojrzenie pelne atencji albo>> zaciekawienia, a moze jednego i drugiego, nie dodal zadnych szczegolow na temat zajecia -albo misji - goscia. Dance wciaz byla zla na Overby 'ego za to, ze tak lekkomyslnie -jezeli nie z naruszeniem przepisow - ulatwil Robertowi Harperowi tajna operacje w archiwum CBI. Bo jest niewinna, to oczywiste. Twoja matka nie potrajilaby nikogo skrzywdzid. Przeciez wiesz... Dance z uwaga patrzyla na Royce'a. -Slyszelismy o pani duzo dobre go w Sacramento. Wiem, ze spe- 222 cjalizuje sie pani w mowie ciala. - Barczysty mezczyzna o czarnych, zaczesanych do tylu wlosach, mial na sobie swietnie skrojony grana-towoniebieski garnitur, przywodzacy na mysl mundur.-Jestem tylko agentka sledcza. Po prostu korzystam z kinezyki czesciej niz inni. -Ach, rzeczywiscie, Charles, przesadnie skromna. Tak jak mowiles. Dance usmiechnela sie z wahaniem, zastanawiajac sie, co dokladnie powiedzial mu Overby i jak bardzo byl oszczedny w pochwalach pod adresem swojej pracownicy. Oczywiscie stanowilo to przeslanki do podwyzki. Twarz szefa byla pozbawiona wyrazu. Niepewnosd jest bardzo trudna. -Czyli moze pani na mnie popatrzed - ciagnal jowialnie Royce - i powiedzied mi, o czym mysle. Widzac tylko, jak trzymam rece, gdzie patrze, czy sie rumienie, odgadnie pani moje sekrety. -To troche bardziej skomplikowane - odparla uprzejmie. -Ach. Prawde mowiac, dokonala juz wstepnej oceny jego osobowosci. Byl myslacym, percepcyjnym ekstrawertykiem. Jezeli chodzi o osobowosd klamcy, prawdopodobnie reprezentowal typ makiawelisty. Dlatego Dance wolala zachowad ostroznosd. -W kazdym razie dobrze o pani mowia. Ostatnia sprawa tego szaleoca grasujacego na Polwyspie... naprawde ciezkie zadanie. Ale go pani zlapala. -Los nam sprzyjal. -Nie, nie - poprawil szybko Overby. - To nie los. Kathryn go przechytrzyla. Dance uswiadomila sobie, ze uwaga o losie moze byd odczytana jako zawoalowana krytyka biura CBI w Monterey i samego Overby'ego. -Czym sie pan wlasciwie zajmuje, Hamilton? - Nie zamierzala uzywad oficjalnych tytulow, ktore okreslilyby ich zaleznosd sluzbowa nie w takiej sytuacji. -Och, jestem czlowiekiem do wszystkiego. Specjalista od klopotow. Kiedy pojawia sie problem w instytucji stanowej, w biurze gubernatora, w Zgromadzeniu czy nawet w sadach, badam sprawe 1 Pisze raport. - Usmiechnal sie. - Mnostwo raportow. Mam nadzieje, Ze ktos je czyta. Nigdy nie wiadomo. 223 Nie dostala odpowiedzi na swoje pytanie. Spojrzala na zegarek Royce zauwazyl ten gest, ale Overby nie. Zgodnie z jej zamiarem. -Hamilton przyjechal w zwiazku ze sprawa Chiltona - rzekl Overby, po czym zerknal na czlowieka z Sacramento, chcac sie upewnid, czy mogl to zdradzid. Znow spojrzal na Dance. - Prosimy o raport -powiedzial tonem kapitana statku. -Oczywiscie, Charles - odparla cierpko Dance, zwracajac uwage na ton Overby'ego i fakt, ze powiedzial "sprawa Chiltona". Dla niej to byla sprawa Przydroznego Krzyza albo sprawa Travisa Brighama. Zaczynala przeczuwad, po co Royce przyjechal. Opowiedziala o morderstwie Lyndona Stricklanda - opisujac metode zabojstwa i wyjasniajac, jaki ofiara miala zwiazek z blogiem Chiltona. Royce sie zasepil. -Czyli poszerza sie krag potencjalnych ofiar? -Tak sadzimy. -Dowody? -Owszem, mamy kilka. Ale zadnych konkretow, ktore wskazalyby nam kryjowke Travisa. Oblawe prowadzi polaczona grupa policji stanowej i okregowej. - Dance pokrecila glowa. - Stoja w miejscu. Travis nie ma samochodu - jezdzi rowerem - i sie ukrywa. - Spojrzala na Royce'a. - Nasz konsultant uwaza, ze chlopak wykorzystuje techniki, jakich sie nauczyl w grach sieciowych. -Kto? -Jon Boling, profesor z uniwersytetu w Santa Cruz. Bardzo nam pomaga. -Zaofiarowal nam swoj czas bezplatnie - wtracil gladko Overby. -Ten blog... - zaczal wolno Royce. - Na czym wlasciwie polega jego rola? -Chlopak zaczal napadad z powodu komentarzy zamieszczonych w blogu - wyjasnila Dance. - Padl ofiara cyberprzemocy. -Czyli nie wytrzymal. -Robimy wszystko, co sie da, zeby go znalezd - powiedzial Overby. - Na pewno jest niedaleko. To maly polwysep. Royce niewiele wyjawil. Z jego skupionego spojrzenia Dance odgadla jednak, ze nie tylko ocenial sytuacje zwiazana z Travisem 224 gj-jghamem, ale analizowal ja takze w kontekscie celu swojej wizyty-I w koocu przeszedl do rzeczy. -Kathryn, musze przyznad, ze w Sacramento przygladaja sie tej sprawie z duzym zainteresowaniem. Wszyscy sie denerwuja. Nastolatki, komputery, serwisy spolecznosciowe. Teraz jeszcze pojawila sie broo. Od razu nasuwaja sie skojarzenia z Columbine i Wirginia. Zdaje sie, ze ci chlopcy z Kolorado sa jego idolami. -To plotka. Nie wiem, czy to prawda, czy nie. Taka informacje umiescil w blogu ktos, kto byd moze wcale go nie zna. Widzac lekki ruch brwi i drgnienie ust, zdala sobie sprawe, ze byd moze wlasnie ulatwila mu zadanie. W wypadku takich ludzi jak Hamilton Royce nigdy nie mozna mied pewnosci, czy to uczciwa gra, czy trzeba uwazad na faule. -Ten blog... rozmawialem o nim z prokuratorem stanowym. Martwimy sie, ze te komentarze dzialaja jak dolewanie oliwy do ognia. Rozumie pani, co mam na mysli? Jak kamyczki, z ktorych powstaje lawina. Troche sie pogubilem w metaforach, ale chyba wyrazam sie jasno. Pomyslelismy, czy nie byloby lepiej, gdyby zamknad ten blog. -Prosilam juz o to Chiltona. -Naprawde? - Pytanie padlo z ust Overby'ego. - 1 co powiedzial? -Kategorycznie odmowil. Wolnosd prasy. Royce parsknal drwiaco. -Przeciez to tylko blog. Nie "Chronicie" ani "Wall Street Journal". -Ma inne zdanie na ten temat - odrzekla Dance. - Czy kontaktowal sie z nim ktos z prokuratury stanowej? -Nie. Gdyby Sacramento wystapilo z taka prosba, obawiamy sie, ze napisalby cos o nas. Informacj a przedostalaby sie do gazet 1 telewizji. Byloby glosno o tlumieniu wolnosci slowa. O cenzurze, 'aka latka przylgnelaby do gubernatora i paru kongresmenow. Nie, nie mozemy tego zrobid. -W kazdym razie odmowil - powtorzyla Dance. -Zastanawialem sie... - zaczal wolno Royce, obrzucajac Dance badawczym spojrzeniem -...czy nie znalazla pani czegos na jego ternat, co mogloby pomoc go przekonad. 225 -Kij czy marchewke? - spytala szybko.Royce musial sie rozesmiad. Widocznie nieglupi ludzie robili na nim wrazenie. -Z tego, co pani mowi, nie nalezy do amatorow marchewki. Czyli w jego wypadku przekupstwo nie wchodzilo w gre. Dance przekonala sie o tym osobiscie. Ale Chilton byl tez niewrazliwy na grozby. Co wiecej, wydawalo sie, ze czerpie z nich przyjemnosd. I gotow jest napisad o kazdej w blogu. Poza tym, mimo ze nie podobal sie jej Chilton, ktorego uwazala za zadufanego w sobie aroganta, nie czulaby sie w porzadku, zmuszajac go do zamkniecia ust jakas informacja zdobyta w trakcie sledztwa. W kazdym razie mogla zgodnie z prawda odpowiedzied: -Nic takiego nie znalazlam. James Chilton ma niewielki zwiazek ze sprawa. Sam niczego nie napisal o chlopcu - i wszedzie usunal nazwisko Travisa. W watku "Przydrozne krzyze" chodzilo o krytyke policji i departamentu transportu. Atak na chlopca zaczeli czytelnicy. -A wiec nie ma na niego nic, niczego nie mozna wykorzystad. Wykorzystad. Dziwny dobor slowa. -Nie. -Ach, to pech. - Royce naprawde wygladal na rozczarowanego. Zauwazyl to Overby i sam przybral podobna mine. -Szukajcie go dalej, Kathryn. -Charles, pracujemy pelna para, zeby znalezd sprawce - odrzekla Dance, cedzac kazda sylabe. -Jasne. Oczywiscie. Ale wobec skali sprawy... - Nie dokooczyl zdania. -Co? - spytala ostro. Poczula, jak odzywa w niej zlosd z powodu Roberta Harpera. Uwazaj, przestrzegla sie w duchu. Overby przywolal na twarz grymas, ktory bardzo mgliscie przypominal usmiech. -Wobec skali sprawy, gdyby udalo sie przekonad Chiltona do zamkniecia blogu, wszystkim wyszloby to na dobre. Nam i Sacramento. Nie mowiac o autorach postow, ktorym uratowalibysmy zycie. -Otoz to - przytaknal Royce. - Obawiamy sie, ze ofiar moze byc wiecej. 226 Oczywiscie, ze prokurator stanowy i Royce sie tego obawiali. Obawiali sie tez jednaka ze stan zyska sobie zla prase, jezeli nie zrobiwszystkiego, zeby zlap ad morderce. Aby zakooczyd spotkanie i wrocid do pracy, Dance po prostu sie zgodzila. -Jezeli znajde cos, co bedziesz mogl wykorzystad, Charles, dam ci znad. W oczach Royce'a pojawil sie przelotny blysk. Overby zupelnie nie zrozumial ironii i sie usmiechnal. -To dobrze. W tym momencie poczula wibrowanie telefonu. Odczytala SMS i wbila w Overby'ego oslupialy wzrok. -Co sie stalo? - zapytal Royce. -Wlasnie zaatakow ano Jamesa Chiltona. Musze jechad. Rozdzial 21 Dance wbiegla na i zzbe przyjed szpitala Monterey Bay. Na srodku koryta_xrza stal TJ z zafrasowana mina. -Szefowa. - Na j ej widok odetchnal z ogromna ulga. -Co z nim? -Nic mu nie bed:ie. -Zlapaliscie Trav isa? -To nie chlopak-odrzekl TJ. W tym momencis otworzyly sie podwojne drzwi izby przyjed i wymaszerowal z nicz;h James Chilton z opatrunkiem na policzku. -To on mnie zaatakowal! - Wskazal na siedzacego przy oknie mocno zbudowanego mezczyzne o rumianej twarzy, ubranego w garnitur. Stal przy nim rcrsly zastepca szeryfa. Chilton, bez slowa powitania, wycelowal w i -liego palec i krzyknal do Dance: - Prosze go aresztowad! Mezczyzna zerwa:>>i sie na rowne nogi. -To on powinien Tirafid za kratki! -Prosze usiasd, ppnanie Brubaker - mruknal policjant. Mowil na tyle stanowczo, ze rrmezczyzna zawahal sie, spiorunowal wzrokiem Chiltona i z powroten rn opadl na krzeslo z wlokna szklanego. Funkcjonariusz p -. odszedl do Dance i zrelacjonowal jej przebieg zajscia. Pol goct ziny wczesniej Arnold Brubaker byl z ekipa geodetow na terenie jx=lanowanej budowy zakladu odsalania wody-Zauwazyl Chiltona, krtory fotografowal siedliska dzikich zwierzat-Probujac wyrwad blo-...gerowi aparat, rzucil go na ziemie. Geodeci wezwali policje. Dance uznala, ze CT hilton nie odniosl powaznych obrazeo. Mimo to pieklil sie jak opetany. 228 -Ten czlowiek gwalci Polwysep. Niszczy nasze bogactwa naturalne- Nasza flore i faune. Nie mowiac o cmentarzu Ohlone. Indianie Ohlone byli pierwszymi mieszkaocami tej czesci Kalifornii. -Budujemy daleko od ziemi plemienia! - wrzasnal Brubaker. _ To plotka. Zreszta zupelnie nieprawdziwa! -Ale ruch samochodowy w tej okolicy bedzie... -Przeznaczamy miliony dolarow na przeniesienie populacji zwierzat i... -Cisza, obaj - warknela Dance. Ale Chilton wlasnie sie rozpedzal. -Zepsul mi aparat fotograficzny. To sa metody faszystow. -James, wydaje mi sie, ze pierwszy zlamales prawo, wkraczajac na teren prywatny - odparl z lodowatym usmiechem Brubaker. - Czy nie tak postepowali faszysci? -Mam prawo zawiadomid o niszczeniu srodowiska naturalnego. -Aja... -No dobrze, dosd tego! - przerwala im ostro Dance. Zamilkli, podczas gdy zastepca szeryfa przekazal jej szczegoly wykroczeo jednego i drugiego. Wreszcie Dance podeszla do Chiltona. -Wtargnal pan na teren prywatny. To przestepstwo. - Ale... -Cii... A pan, panie Brubaker, dokonal napasci na pana Chiltona, co jest czynem bezprawnym, jezeli nie doszlo do bezposredniego zagrozenia zdrowia. Powinien pan wezwad policje. Brubaker kipial ze zlosci, ale skinal glowa. Wyraznie zalowal, ze uszkodzil Chiltonowi tylko policzek. Opatrunek byl niewielki. -Sytuacja wyglada tak, ze obaj panowie jestescie winni drobnych wykroczeo. Jezeli chcecie zlozyd skarge, dokonam aresztowania. Ale aresztuje was obu. Jednego za wtargniecie na teren prywatny, drugiego za napasd z pobiciem. Co robimy? Brubaker poczerwienial i jeknal: -Przeciez to on... -Jaka decyzja? - spytala Dance ze zlowieszczym spokojem w glo-s'e, na dzwiek ktorego Brubaker natychmiast umilkl. Chilton skrzywil sie i pokiwal glowa. 229 No dobrze. Wreszcie Brubaker, wyraznie rozczarowany, mruknal: -W porzadku, zgoda. Ale to nie fair! Przez ostatni rok tyram siedem dni w tygodniu, zeby zwalczyd susze. A on siedzi w swoim gabinecie i rujnuje mnie, nie raczac nawet zainteresowad sie faktami Ludzie czytaja to, co wypisuje w blogu, i mysla, ze to prawda. Jak sie mam bronid? Pisad wlasny blog? Kto ma na to czas? - Brubaker westchnal teatralnie i ruszyl do wyjscia. I Kiedy opuscil szpital, Chilton powiedzial do Dance: -Nie buduje tego zakladu z dobroci serca. Chce zarobid i tylko to go obchodzi. Naprawde dobrze zbadalem te sprawe. Nagle urwal, gdy odwrocila sie do niego i zobaczyl jej powazna mine. 1 -James, chyba pan jeszcze nie slyszal. Travis Brigham wlasnie zamordowal Lyndona Stricklanda. Chilton przez chwile milczal. -Lyndona Stricklanda, tego adwokata? Jest pani pewna? -Niestety tak. Bloger przebiegl wzrokiem po podlodze poczekalni izby przyjed, z zielonych i bialych plytek, wyszorowanych do czysta, lecz zdartych przez obcasy, ktore przez lata nerwowo przemierzaly je wzdluz i wszerz. -Ale Lyndon napisal komentarz w watku o odsalaniu, nie w "Przydroznych krzyzach". Nie, Travis nie mialby zadnego powodu. To ktos inny. Lyndon zaszedl za skore wielu ludziom. Byl adwokatem w procesach cywilnych i zawsze przyjmowal kontrowersyjne sprawy. -Dowody nie pozostawiaja watpliwosci. To byl Travis. -Ale dlaczego? -Naszym zdaniem dlatego, ze popieral paoskie stanowisko. Nie ma znaczenia, ze chodzilo o inny watek blogu. Przypuszczamy, ze Travis poszerza krag obiektow ataku. ' l Chilton skwitowal wiadomosd ponurym milczeniem, po czym spytal:;JB -Tylko dlatego, ze w komentarzu zgodzil sie ze mna? Przytaknela. -W zwiazku z tym obawiam sie czegos jeszcze. Travis byd moze bedzie chcial rozprawid sie z panem. 230 -Alez co on ma przeciwko mnie? Nie napisalem o nim anislowa. -Wzial na cel czlowieka, ktory poparl paoskie stanowisko - ciagnela. - Wniosek z tego taki, ze na pana tez jest wsciekly. _ Naprawde tak pani sadzi? -Sadze, ze nie wolno nam wykluczyd takiej mozliwosci. -Ale moja rodzina... -Polecilam postawid pod paoskim domem radiowoz. Z zastepca szeryfa. - Dziekuje... dziekuje. Powiem Pat i chlopcom, zeby uwazali na wszystkie podejrzane rzeczy. -Nic panu nie jest? - Wskazala opatrunek. -To glupstwo. -Odwiezd pana do domu? -Pat po mnie przyjedzie. Dance skierowala sie do wyjscia. -No i na litosd boska, niech pan da spokoj Brubakerowi. Chilton przymruzyl oczy. -A czy pani wie, ze skutki dzialania tego zakladu... - Urwal i uniosl rece w gescie kapitulacji. - Juz dobrze. Bede sie trzymal z daleka od jego ziemi. -Dziekuje. Dance wyszla ze szpitala i wlaczyla telefon. Trzydziesci sekund pozniej zadzwonil. To byl Michael 0'Neil. Ucieszyla sie na widok jego numeru. -Czesd. -Wlasnie slyszalem wiadomosd. O Chiltonie. Zostal zaatakowany? -Nic mu nie jest. - Opowiedziala, co sie stalo. -Wtargniecie. Dobrze mu tak. Dzwonilem do biura. Koocza protokol z ogledzin miejsca morderstwa Stricklanda. Pogonilem ich, zeby szybko sie z tym uwineli. Ale nic szczegolnie waznego nie znalezli. -Dzieki. - Dance znizyla glos - co ja nieco rozbawilo i opowiedziala 0'Neilowi o zagadkowym spotkaniu z Hamiltonem Royce'em. -Swietnie. Gdzie kucharek szesd... -Tam sie powinno je usmazyd - mruknela Dance. - Na wolnym ogniu. 231 -I ten Royce chce zamknad blog? - Aha. Moim zdaniem martwi sie o PR. -Prawie robi mi sie zal Chiltona - oznajmil 0'Neil. -Pogadaj z nim kilka minut; zaraz ci przejdzie. Detektyw zachichotal. -Chcialam do ciebie dzwonid, Michael. Zaprosilam dzisiaj rodzicow na kolacje. Mama potrzebuje takiego wsparcia. Chcialabym zebys tez przyszedl. Z Anne i dziedmi - dodala. Chwila ciszy. -Postaram sie. Przez te sprawe kontenera jestem naprawde zawalony robota. A Anne pojechala do San Francisco. Jakas galeria bedzie robid wystawe jej ostatnich fotografii. -Naprawde? To wspaniale. - Dance przypomniala sobie wczorajsza jednostronna rozmowe o wyjezdzie Anne 0'Neil, ktora Michael odbyl z zona podczas nieudanej proby zjedzenia sniadania po spotkaniu z Erniem Seyboldem. Dance roznie oceniala te kobiete; najlepsza opinie miala ojej talencie fotograficznym. Kiedy sie rozlaczyli, Dance ruszyla do samochodu, rozwijajac po drodze sluchawki i Poda. Potrzebowala dawki muzyki. Przegladala nagrania, wahajac sie miedzy latynoska a celtycka, gdy znow zadzwonil telefon. Wyswietlacz poinformowal ja, ze to Jonathan Boling. -Halo? - powiedziala. -Huczy w calym CBI. Podobno Chilton zostal zaatakowany. Co sie stalo? Nic mu nie jest? Przekazala mu szczegoly. Profesor odetchnal z ulga na wiesd, ze nikt powaznie nie ucierpial, ale z jego glosu Dance odgadla, ze ma jej do przekazania jakas nowine. Kiedy zamilkla, Boling spytal: -Kathryn, jest pani niedaleko biura? -Nie zamierzalam tam wracad. Musze odebrad dzieci i troche popracuje w domu. - Nie powiedziala mu, ze woli unikad Hamiltona Royce'a i Overby'ego. - Dlaczego? -Z dwoch powodow. Mam nazwiska autorow postow, ktorzy zgadzali sie z Chiltonem. Dobra wiadomosd jest taka, ze nie ma ich duzo. Ale to typowe. W blogach zawsze jest wiecej protestow niz glosow poparcia. -Prosze mi przeslad liste e-mailem, zaczne dzwonid z domu. Co jeszcze? 232 , Za jakas godzine bedziemy sie mogli dostad do komputera fravisa. -Naprawde? To swietnie. - Tiffany czy Bambi okazala sie calkiem niezlym hakerem. -Zgram obraz dysku na osobnym napedzie. Pomyslalem, ze bedzie go pani chciala zobaczyd. -Jasne. - Nagle cos jej przyszlo do glowy. - Ma pan jakies plany na wieczor? -Nie, na czas wspolpracy z wami zawiesilem swoje hobby wlamywacza. -Prosze przyniesd ten komputer do mnie. Zaprosilam na kolacje rodzicow i przyjaciol. -Dobrze. Podala mu adres i godzine. Rozlaczyli sie. Stojac obok samochodu na parkingu szpitala, Dance zauwazyla kilka pielegniarek i salowych wychodzacych do domu. Patrzyly w jej strone. Dance znala kilka z nich i sie usmiechnela. Dwie skinely jej glowa, ale byla to najwyzej letnia reakcja. No tak, uswiadomila sobie, mysla pewnie: patrze na corke kobiety, ktora byd moze popelnila morderstwo. Rozdzial 22 Wezme zakupy - oznajmila Maggie, gdy nissan pathfinder Dance zahamowal z piskiem opon przed domem. Ostatnio dziewczynka czula sie bardzo samodzielna. Chwycila najwieksza torbe. Byly cztery: odebrawszy dzieci od Martine, Dance wstapila do Safewaya na wielkie zakupy. Gdyby przyszli wszyscy zaproszeni, do kolacji zasiadloby kilkanascie osob, wsrod nich dzieci z naprawde swietnymi apetytami. Przechylajac sie pod ciezarem dwoch toreb trzymanych w jednej rece - starszy brat moze wiecej -Wes spytal matke: -Kiedy babcia przyjdzie? -Mam nadzieje, ze niedlugo... Moze sie zdarzyd, ze nie przyjdzie. -Nie, obiecala, ze przyjdzie. Dance usmiechnela sie z zaklopotaniem. -Rozmawiales z nia? -Tak, dzwonila do mnie, jak bylem na polkoloniach. -Do mnie tez - wtracila Maggie. A wiec zadzwonila, aby uspokoid dzieci, ze wszystko z nia w porzadku. Ale Dance poczula, ze sie rumieni. Dlaczego nie zadzwonila do niej? -No to swietnie, ze bedzie mogla przyjsd. Wniesli torby do domu. Dance poszla do sypialni w towarzystwie Patsy. Spojrzala na kasetke z bronia. Travis poszerzal krag potencjalnych ofiar i wiedzial, ze Dance nalezy do grupy prowadzacej poscig-A ona nie mogla zapomnied o prawdopodobnej grozbie - krzyzu, jaki zobaczyla wczoraj w ogrodzie. Postanowila nie rozstawad sie dzis 234 bronia- Jak zawsze majac na uwadze, ze w domu sa dzieci, zamknela czarny pistolet na kilka minut, zeby wziad prysznic. Rozebrala sie pospiesznie i weszla pod strumieo cieplej wody - starajac sie bezskutecznie zmyd osad calego dnia.Wlozyla dzinsy i za duza bluzke, ktora zaslonila broo, wetknieta za pasek z tylu. Niewygodnie, ale spokojniej. Potem pobiegla do kuchni. Nakarmila psy i zazegnala mala klotnie miedzy dziedmi, ktore zaczely sie sprzeczad o podzial zadao przed kolacja. Dance zachowala cierpliwosd - wiedziala, ze sa zdenerwowane wczorajszym incydentem w szpitalu. Maggie miala rozpakowad zakupy, a Wes posprzatad przed przyjsciem gosci. Dance nie przestawala sie dziwid, jaki balagan potrafia zrobid w domu zaledwie trzy osoby. Pomyslala, jak czesto sie jej to zdarzalo, o czasach, gdy mieszkalo ich tu czworo. I zerknela na slubne zdjecie. Bill Swenson, przedwczesnie posiwialy, szczuply i z beztroskim usmiechem, patrzyl prosto w obiektyw, obejmujac ja ramieniem. Potem weszla do pracowni, wlaczyla komputer i napisala e-maila do Overby'ego o napadzie na Chiltona i starciu z Brubakerem. Nie miala szczegolnej ochoty z nim rozmawiad. Nastepnie odebrala wiadomosd od Jona Bolinga z nazwiskami ludzi, ktorzy w ciagu ostatnich miesiecy napisali komentarze wspierajace opinie Chiltona. Siedemnascie. Moglo byd gorzej. Przez nastepna godzine wyszukiwala numery telefonow osob mieszkajacych w promieniu do stu pieddziesieciu kilometrow i dzwonila do nich z ostrzezeniem, ze moze im grozid niebezpieczeostwo. Musiala wysluchad slow krytyki, nieraz przykrej, dotyczacej nieudolnosci CBI i policji, ktore nie potrafia zlapad Travisa Brighama. Dance otworzyla dzisiejsza strone "Raportu Chiltona". http: //www. thechiltonreport. com/html/june2 7.html Przewinela na ekranie wszystkie watki, zauwazajac, ze w prawie kazdym pojawily sie nowe posty. Autorzy ostatnich komentarzy do watkow o wielebnym Fisku i zakladzie odsalania podchodzili do tematu bardzo powaznie - i z narastajacym gniewem. Ale zadnego 235 z tych glosow nie mozna bylo porownad ze zjadliwymi postami w wat+q, "Przydrozne krzyze", ktore w wiekszosci pluly jadem i ociekaly wscje kloscia na Travisa, a takze innych autorow.Niektore byly dziwnie sformulowane, inne brzmialy, jak gdyby napisano je w celu zasiegniecia informacji, jeszcze inne zawieraly jawne grozby. Dance odnosila wrazenie, ze kryja sie w nich wskazowki co do kryjowki Travisa - moze nawet okruchy faktow, ktore moglyby wskazad nastepna ofiare. Czyzby Travis byl jednym z autorow podszywajacych sie pod kogos innego albo ukrywajacych sie za popularnym pseudonimem "Anonim"? Przeczytawszy uwaznie wymiane zdao, uznala, ze byd moze sa tu jakies wskazowki, ale nie sposob znalezd zadnej jednoznacznej odpowiedzi. Kathryn Dance, chod z latwoscia analizowala slowo mowione, nie potrafila dojsd do zadnych konkretnych wnioskow, czytajac irytujaco nieme krzyki i gniewne pomruki. Wreszcie zamknela strone blogu. Nadszedl e-mail od Michaela 0'Neila z niewesola wiadomoscia, ze posiedzenie w sprawie immunitetu w sprawie pana X zostalo wyznaczone na piatek. Prokurator Ernie Seybold uwazal, ze uleglosd sedziego wobec prosby obrony o przesuniecie terminu to zly znak. Skrzywila sie na te wiesd, rozczarowana, ze O'Neil nie zadzwonil, by przekazad jej wiadomosd telefonicznie. W e-mailu nie wspomnial tez, czy przyjdzie dzis z rodzina na kolacje. Dance zaczela przygotowywad posilek. Nie radzila sobie za dobrze w kuchni, do czego sie szczerze przyznawala. Wiedziala jednak, w ktorych sklepach z najwiekszym polotem przygotowuja gotowe dania; nie musiala sie martwid o kolacje. Sluchajac stlumionych hukow gry wideo dobiegajacych z pokoju Wesa i gam, ktore grala Maggie, Dance spojrzala na ogrod za domem, przypominajac sobie, jaka mine zrobila wczoraj matka, gdy jej corka ja opuscila, zeby zajad sie drugim przydroznym krzyzem. Matka zrozumie. Nie, nie zrozumie... Krzatajac sie przy pojemnikach z mostkiem wolowym, fasolka szparagowa, salatka cesarska, lososiem i faszerowanymi ziemniakami, Dance wrocila pamiecia do chwili sprzed trzech tygodni - gdy matka stala w tej samej kuchni i opowiadala jej o Juanie Millarze 236 na OlOM-ie. Z grymasem bolu, jak gdyby wspolprzezywala z nim to cierpienie, powtorzyla corce, co do niej szepnal.Zabijcie mnie... Dzwonek u drzwi wyrwal ja z tych nieprzyjemnych rozmyslao. Domyslila sie, kto przyszedl - wiekszosd przyjaciol i czlonkow rodziny po prostu wchodzila przez taras do kuchni, nie dzwoniac i nie pukajac. Otworzyla drzwi i na werandzie zobaczyla Jona Bolinga z dobrze jej juz znanym usmiechem na twarzy. Profesor trzymal mala torbe z zakupami i duza teczke na laptop. Przebral sie w czarne dzinsy i ciemna koszule w paski. -Witam. Skinal glowa i poszedl za nia do kuchni. Po chwili wpadly psy. W kilku susach skoczyly na Bolinga, ktory kucnal i przytulil je. -No dobra, na dwor! - zakomenderowala Dance. Rzucila przez taras ciastka Milk Bones, a psy pedem wybiegly do ogrodu. Boling wyprostowal sie, otarl twarz po psich czulosciach i parsknal smiechem. Siegnal do torby. -Postanowilem przyniesd gospodyni w prezencie cukier. -Cukier? -W dwoch wersjach. Sfermentowanej... - Wyciagnal butelke bialego wina Caymus Conundrum. -To milo. -I pieczonej. - Pojawila sie paczka ciastek. - Pamietam, jak pani na nie patrzyla, kiedy pani asystentka probowala mnie utuczyd. -Zauwazyl to pan? - zasmiala sie Dance. - Bylby pan dobrym specjalista od kinezyki. Do tego niezbedna jest spostrzegawczosd. Zobaczyla blysk przejecia w jego oczach. -Musze pani cos pokazad. Mozemy gdzies usiasd? Zaprowadzila go do salonu, gdzie Boling wypakowal jeszcze jeden laptop, duzy, nieznanej jej marki. -To dzielo Irva - oznajmil. - Irva? -Irvinga Weplera, mojego wspolpracownika, o ktorym pani lowilem. To moj student. Czyli nie Bambi ani Tiffany. -Jest tu wszystko, co mial w laptopie Travis. 237 Zaczal stukad w klawisze. Ekran ozyl blyskawicznie. Dance nie wiedziala, ze komputery moga tak szybko reagowad.W drugim pokoju Maggie zagrala falszywy dzwiek. -Przepraszam. - Dance zrobila kwasna mine. -Cis - powiedzial Boling, nie odrywajac wzroku od ekranu. -Jest pan muzykiem? - zdziwila sie Dance. -Nie, nie. Ale mam sluch doskonaly. Tak mi sie trafilo. I nie wiem co z nim zrobid. Bo za grosz nie mam talentu do muzyki. W przeciwieostwie do pani. -Do mnie? - Nie mowila mu o swoim hobby. Wzruszyl ramionami. -Pomyslalem sobie, ze nie od rzeczy bedzie poszukad informacji o pani, nie spodziewalem sie tylko, ze w Google'u figuruje pani raczej jako polawiacz piosenek niz glina... czy moge uzywad slowa "glina"? -Na razie nie jest to politycznie poprawny termin. - Dance opowiedziala mu o swojej nieudanej karierze wokalistki folkowej i muzycznej rekompensacie, jaka stalo sie jej wspolne przedsiewziecie z Martine Christensen - strona internetowa "American Tunes", zawdzieczajaca nazwe tytulowi swoistego hymnu Paula Simona z lat siedemdziesiatych minionego wieku. Prowadzenie strony stalo sie wybawieniem dla Dance, ktora z powodu pracy czesto musiala sie zapuszczad w mroczne zakamarki umyslow przestepcow. W muzyce odnajdywala ratunek. Chod o ludziach parajacych sie tym zajeciem popularnie mowiono "polawiacze piosenek", Dance wyjasnila, ze formalnie powinno sie ich nazywad "folklorystami". Najslynniejszym byl Alan Lomax - w polowie dwudziestego wieku penetrowal odlegle rejony Ameryki, zbierajac muzyke tradycyjna dla Biblioteki Kongresu. Dance tez podrozowala po kraju, gdy miala na to czas, i zbierala nagrania, ale w przeciwieostwie do Lomaksa nie interesowal jej blues, bluegrass i muzyka z gor. Dzis rdzenne piesni amerykaoskie wywodzily sie z kultury afrykaoskiej, afropop, cajun, latynoskiej, karaibskiej, nowoszkockiej, indyjskiej i azjatyckiej. "American Tunes" pomagala muzykom uzyskad prawa autorskie, sprzedawala ich utwory i przekazywala im pieniadze wplacane przez sluchaczy za sciagniete z sieci nagrania. 238 Boling sluchal z zaciekawieniem. On takze, jak sie okazalo, raz zV razy w miesiacu wybieral sie na wedrowke po pustkowiach, kiedys serio uprawial wspinaczke skalkowa, ale porzucil ten sport._ Z grawitacja nie ma dyskusji - wyjasnil. Ruchem glowy wskazal pokoj, z ktorego dobiegala muzyka. _ Syn czy corka? -Corka. Jedyny instrument, ktorym potrafi sie poslugiwad moj syn, jest rakieta tenisowa. -Dobrze gra. -Dziekuje - powiedziala Dance nie bez dumy; ciezko pracowala, aby zachecid Maggie do muzyki. Dwiczyla z nia i poswiecala bardzo duzo czasu, zeby ja wozid na lekcje fortepianu i na wystepy. Boling wcisnal kilka klawiszy i na ekranie laptopa pojawila sie kolorowa strona. Nagle jednak zmienil sie jezyk jego ciala. Dance zauwazyla, ze spoglada ponad jej ramieniem w strone drzwi. Powinna sie byla domyslid. Dzwieki syntezatora umilkly przed trzydziestoma sekundami. Boling sie usmiechnal. -Czesd, jestem Jon. Pracuje z twoja mama. W drzwiach stala Maggie w czapce bejsbolowej, odwroconej daszkiem do tylu. -Dzieo dobry. -Czapki w domu - upomniala ja Dance. Bejsbolowka zniknela. Maggie zdecydowanym krokiem podeszla do Bolinga. -Jestem Maggie. - Moja corka na pewno nie wie, co to niesmialosd, pomyslala Dance, gdy dziesieciolatka zamaszyscie potrzasala reka profesora. -Dobry chwyt - uznal Boling. - 1 niezla technika gry. Dziewczynka rozpromienila sie w usmiechu. -A pan gra? -Tylko plyty CD i muzyke z sieci. Dance uniosla wzrok i nie zdziwila sie, widzac dwunastoletniego Wesa, ktory patrzyl w ich strone. Stal za drzwiami z nachmurzona mina. Poczula ucisk w zoladku. Od smierci jego ojca mogla byd niemal Pewna, ze Wesowi nie spodoba sie zaden mezczyzna, z ktorym utrzy- 239 mywala kontakty towarzyskie - wedlug slow terapeutki, traktowal ich jako zagrozenie rodziny i pamieci ojca. Jedynym mezczyzna, ktorego naprawde lubil, byl Michael 0'Neil - zdaniem psycholozki miey innymi dlatego, ze detektyw byl zonaty i tym samym niegrozny.Negatywne nastawienie chlopca sprawialo nie lada problemy Dance ktora od dwoch lat byla wdowa i czasem bardzo tesknila za nowym zwiazkiem. Chciala umawiad sie na randki, chciala sie z kims spotykad i wiedziala, ze to byloby dobre dla dzieci. Ale ilekrod wychodzila z domu, Wes zaczynal sie dasad i mied humory. Spedzila wiele godzin na uspokajaniu go, ze on i jego siostra sa dla niej najwazniejsi. Starannie planowala taktyke, aby spotkanie Wesa z mezczyznami, z ktorymi sie umawiala, przebiegalo spokojnie i lagodnie. Czasem po prostu dyktowala warunki, oswiadczajac synowi, ze nie bedzie tolerowad zadnych fochow. Zaden sposob nie byl skuteczny; nie pomogl tez fakt, ze odnoszac sie wrogo do jej ostatniego potencjalnego partnera, Wes okazal sie znacznie bardziej przenikliwy od matki. Postanowila wtedy sluchad, co maja do powiedzenia dzieci, i obserwowad ich reakcje. Przywolala go gestem. Chlopiec wszedl do salonu. -To jest pan Boling. -Czesd, Wes. -Dzieo dobry. - Podali sobie rece. Wes jak zawsze wydawal sie troche oniesmielony. Dance chciala wlasnie szybko dodad, ze Boling jest znajomym z pracy, aby uspokoid Wesa i uniknad krepujacej sytuacji. Zanim jednak zdazyla otworzyd usta, oczy jej syna rozblysly na widok ekranu komputera. -Super. "DQ"! Przyjrzala sie wielobarwnej stronie glownej gry "DimensionQuest", ktora Boling najprawdopodobniej wydobyl z komputera Travisa. -Gracie? - Chlopiec wygladal na szczerze zdumionego. -Nie, nie. Chcialem cos tylko pokazad twojej mamie. Wes, znasz gry MMORPG? -Jasne, kazdy zna, co nie? -Wes - mruknela Dance. -To znaczy tak. Mama nie lubi, jak mowie "co nie". Boling usmiechnal sie i zapytal: -Grasz w "DQ"? Nie znam jej za dobrze. 240 _ Nie, za duzo tam magii. Wole "Trinity". -Rany - rzekl Boling z nieklamanym, chlopiecym uznaniem w glosie. - Grafika po prostu wymiata. - Zwracajac sie do Dance, wyjasnil: - To gra SF. Ale wyjasnienie nie wystarczylo. -Co? Wes przewrocil oczami. _ Mamo, science fiction. Chlopiec zmarszczyl czolo. -Ale do "Trinity" trzeba mied dwa giga RAM-u i co najmniej dwa na karcie graficznej. Bo inaczej wszystko... - Skrzywil sie. - Inaczej strasznie wolno chodzi. No bo juz sie szykujesz do strzalu i nagle ekran sie zawiesza. Nie ma nic gorszego. -Wiesz, ile RAM-u ma komputer, ktory zlozylem w pracy? - spytal z falszywa skromnoscia Boling. -Trzy? - strzelil Wes. -Pied. I cztery na karcie graficznej. Wes udal, ze mdleje. -Nieeeee! To suuuper. A dysk? -Dwa TB. -Niemozliwe. Dwa terabajty? Dance zasmiala sie, czujac ogromna ulge, ze nie doszlo miedzy nimi do zadnych napied. Powiedziala jednak: -Wes, nigdy nie widzialam, zebys gral w "Trinity". Nie mamy jej w swoim komputerze, prawda? - Bardzo pilnowala tego, w co dzieci graja i jakie ogladaja strony w Internecie. Ale nie mogla ich kontrolowad caly czas. -Nie, nie pozwalasz mi - odrzekl bez zadnego podtekstu ani zalu. - Gram u Martine. -Z blizniakami? - zdumiala sie Dance. Dzieci Martine Christensen 1 Stevena Cahilla byly mlodsze od Wesa i Maggie. Wes sie rozesmial. -Mamo! - prychnal zniecierpliwiony. - Nie, ze Steve'em. Ma wszystkie kody i poprawki. To bylo logiczne; Steve, ktory mowil o sobie, ze jest poczatkujacym cybermaniakiem, zajmowal sie techniczna strona "American Tunes". 241 -Czy to brutalna gra? - Dance zadala pytanie Bolingowi, nie Wesowi. Profesor i chlopiec wymienili porozumiewawcze spojrzenie.-No wiec? - ponaglila. -Nie bardzo - odparl Wes. -Co to wlasciwie znaczy? - spytala agentka. -No dobrze, mozna w niej wysadzad statki kosmiczne i planety - przyznal Boling. -Ale nie jest tak bardzo brutalna - dorzucil Wes. -To prawda - zapewnil ja profesor. - Nie tak jak "Resident Evil" alboManhunt". - Albo "Gears of War" - dodal Wes. - Tam rozcina sie ludzi pila laocuchowa. -Co?! - wykrzyknela przerazona Dance. - Grales w to kiedys? -Nie! - zaprzeczyl ze szczeroscia, w ktora ledwo mozna bylo uwierzyd. - Billy Sojack z naszej szkoly ma te gre. Opowiadal nam. -Nie graj w to. -Dobrze. Nie bede. Zreszta... - dodal chlopiec, zerkajac znowu na Bolinga - wcale nie trzeba uzywad pily laocuchowej. -Nie zycze sobie, zebys kiedykolwiek w to gral. Ani w inne gry, o ktorych mowil pan Boling. - Powiedziala to najsurowszym rodzicielskim tonem. -Dobra. Jeju, mamo. -Obiecujesz? -Taak. - Spojrzenie, jakie poslal Bolingowi, mowilo "czasem taka juz jest". Panowie wdali sie w dyskusje na temat innych gier i kwestii technicznych, ktorych znaczenia Dance nawet nie chciala sie domyslad. Ucieszyla sie jednak na ten widok. Boling oczywiscie nie byl kandydatem na jej partnera, ale odetchnela z ulga na mysl, ze nie musi sie martwid o konflikty, zwlaszcza dzis - i tak zapowiadal sie stresujacy wieczor. Boling nie traktowal chlopca protekcjonalnie, nie usilowal mu imponowad. Wygladali jak koledzy, ktorych dzieli duza roznica wieku, zajeci ciekawa rozmowa. Czujac sie zaniedbana, Maggie bezceremonialnie wtracila: -Panie Boling, ma pan dzieci? 242 _ Mags - zganila ja Dance. - Nie zadaje sie osobistych pytao niedawno poznanej osobie._ Nic nie szkodzi. Nie, nie mam, Maggie. Skwitowala wiadomosd skinieniem glowy. Dance zrozumiala, ze corce nie chodzi o rowiesnikow do zabawy. Naprawde interesowal ja stan cywilny i rodzinny profesora. Dziewczynka byla gotowa wydad matke za maz szybciej niz Maryellen Kresbach z biura (pod warunkiem, ze Maggie zostalaby druhna). W tym momencie z kuchni dobiegly glosy. Przyszli Edie i Stuart. Po chwili zjawili sie w salonie. -Babcia! - wykrzyknela Maggie i rzucila sie na nia. - Jak sie czujesz? Twarz Edie rozjasnil autentyczny usmiech - lub prawie autentyczny, zdaniem Dance. Wes podbiegl do niej, rownie uszczesliwiony. Chod do matki ostatnio przytulal sie niechetnie, zarzucil babci rece na szyje i mocno ja uscisnal. Bardziej niz siostra przezyl incydent z aresztowaniem w szpitalu. -Katie - rzekl Stuart. - Caly dzieo scigasz szaleocow i masz jeszcze czas gotowad? -Coz, ktos musi gotowad - odparla z usmiechem, rzucajac okiem na torby z Safewaya, ukryte obok kosza na smieci. Uradowana widokiem matki, Dance ja objela. -Jak sie czujesz? -Dobrze, moja droga. "Moja droga"... Niedobrze. Ale przynajmniej przyszla. Tylko to sie liczylo. Edie odwrocila sie do dzieci i zaczela im z przejeciem opowiadad o programie telewizyjnym na temat rewolucyjnych przerobek wnetrz. Matka Dance byla mistrzynia pocieszania i zamiast mowid o tym, co sie stalo w szpitalu - to tylko bardziej zmartwiloby dzieci - nie wspominajac o incydencie, gawedzila z nimi o zupelnie nieistotnych rzeczach. Dance przedstawila rodzicom Jona Bolinga. -Jestem wynajetym zabojca - oznajmil. - Kathryn popelnila blad, Proszac mnie o rade, i teraz nie moze sie ode mnie uwolnid. Pytali, w ktorej czesci Santa Cruz mieszka, jak dlugo jest w okolicy i w ktorych college'ach uczyl. Boling z zaciekawieniem przyjal 243 wiadomosd, ze Stuart wciaz pracuje na pol etatu w slynnym oceana-rium zatoki Monterey; profesor czesto tam bywal i niedawno zabra} tam swoja siostrzenice i siostrzeoca.-Tez troche uczylem - oswiadczyl Stuart Dance, dowiedziawszy sie, czym Boling sie zajmuje. - Calkiem swobodnie czulem sie w swiatku akademickim; wczesniej sporo czytalem o rekinach. Boling parsknal gromkim smiechem. Podano wino - najpierw bialy conundrum Bolinga. Po chwili profesor, wyczuwajac zapewne zmiane nastroju obecnych, przeprosil ich, mowiac, ze musi wracad do komputera. -Nigdy nie siadam do jedzenia, dopoki nie dokoocze zadania. Do zobaczenia niedlugo. -Prosze usiasd tam - poradzila Dance, wskazujac taras. - Za moment do pana przyjde. Gdy Boling wzial laptop i wyszedl na zewnatrz, Edie powiedziala: -Mily mlody czlowiek. -Bardzo mi pomogl. Dzieki niemu uratowalismy jedna z niedoszlych ofiar. - Dance odstawila kieliszek z winem na lodowke. Nagle ulegla emocjom i cicho powiedziala do matki: - Przepraszam, ze tak szybko wyszlam z sadu, mamo. Znalezli nastepny przydrozny krzyz. Musialam przesluchad swiadka. W glosie Edie nie bylo ani sladu sarkazmu, kiedy odrzekla: -Nic sie nie stalo, Katie. To na pewno bylo wazne. A dzisiaj jeszcze ten biedak. Lyndon Strickland, adwokat. Byl znany. -Owszem. - Zmiana tematu nie uszla uwagi Dance. -Zdaje sie, ze pozywal stan. Bronil praw konsumentow. -Mamo, czego dowiedzialas sie od Sheedy'ego? Edie Dance zaskoczona zamrugala oczami. -Nie dzis, Katie. Nie bedziemy o tym dzisiaj rozmawiad. -Oczywiscie. - Dance poczula sie jak zbesztane dziecko. - Jak sobie zyczysz. -Przyjdzie Michael? -Postara sie. Anne jest w San Francisco, wiec musi sie zajac dziedmi. 1 pracuje nad duza sprawa. -Och. Miejmy nadzieje, ze mu sie uda. A co u Anne? - spytala chlodno Edie. Uwazala, ze talenty macierzyoskie zony 0'Neila 244 pozostawiaja wiele do zyczenia. A kazde uchybienie w tej sferze Edie Dance traktowala jak powazne wykroczenie, bliskie zbrodni.-Chyba wszystko w porzadku. Dawno jej nie widzialam. Dance znow zadala sobie w myslach pytanie, czy Michael rzeczywiscie pojawi sie na kolacji. -Rozmawialas z Betsey? - spytala matke. -Tak, przyjedzie w ten weekend. -Moze sie zatrzymad u mnie. -Jezeli to ci nie sprawi klopotu - powiedziala Edie. -Dlaczego mialoby mi sprawid klopot? -Mozesz byd zajeta - wyjasnila matka. - Swoja sprawa. To teraz dla ciebie najwazniejsze. Katie, idz do swojego znajomego. Maggie i ja zaczniemy wszystko przygotowywad. Mags, chodz, pomozesz mi w kuchni. -Ide, babciu! -Stu przyniosl DVD, ktore moze sie spodobad Wesowi. Wpadki sportowe. Chlopcy, wlaczcie plyte. Jej maz poslusznie podszedl do plaskiego telewizora, wolajac Wesa. Dance przez moment stala z bezradnie opuszczonymi rekami, patrzac, jak matka wycofuje sie do kuchni, wesolo gawedzac z wnuczka. Wreszcie wyszla na taras. Boling siedzial przy rozchwianym stoliku niedaleko drzwi, pod bursztynowa lampa. Rozgladal sie. -Ladnie tu. -To moj Taras. - Zasmiala sie. - Przez duze T. Wlasnie tu Kathryn Dance spedzala wiekszosd czasu - sama oraz z dziedmi, psami i ludzmi, z ktorymi laczyly ja wiezy krwi lub przyjazni. Konstrukcja z szarego, impregnowanego cisnieniowo drewna, szesd na dziewied metrow, wznoszaca sie dwa i pol metra nad poziomem ogrodu, przylegala do tylnej sciany domu. Umeblowanie stanowily krzeselka, lezaki i stoliki, a oswietlenie - lampki bozonarodzeniowe, kilka kinkietow i lampy z kulistymi, bursztynowymi kloszami. Na nierownych deskach staly zlew, stoly i duza lodowka. Na eklektyczne dekoracje skladaly sie anemiczne kwiaty w obitych doniczkach, karmniki dla ptakow oraz zniszczone metalowe i ceramiczne 245 ozdobne zawieszki, pochodzace z dzialow ogrodniczych w domach towarowych.Wracajac do domu, Dance czesto spotykala na Tarasie kolegow z CBI, policji okregowej albo stanowej, ktorzy raczyli sie napojami ze zdezelowanej lodowki. Niewazne, czy gospodyni byla w domu pod warunkiem ze przestrzegali zasad: nigdy nie przeszkadzad dzieciom w nauce i domownikom we snie, nie przesadzad z wulgaryzmami i nie wchodzid do domu bez zaproszenia. Dance uwielbiala Taras, gdzie jadalo sie sniadania, urzadzalo przyjecia i bardziej oficjalne uroczystosci. Brala tu slub. 1 na tych szarych, wypaczonych deskach przyjmowala gosci po pogrzebie meza. Dance usiadla na wiklinowej kanapce obok Bolinga, zgarbionego nad duzym laptopem. Profesor rozejrzal sie i powiedzial: -Tez mam taras. Ale gdybysmy mowili o konstelacjach, to by byl Taras Wiekszy. A moj Taras Mniejszy. Zasmiala sie. Boling ruchem glowy wskazal komputer. -Niewiele tu znalazlem o okolicy i znajomych Travisa. Znacznie mniej niz zwykle maja w komputerach nastolatki. Swiat rzeczywisty zajmuje niewiele miejsca w zyciu Travisa. Wiekszosd czasu spedza w sztucznym, na stronach, blogach, forach i oczywiscie w swoich morpegach. Dance poczula sie rozczarowana. Miala nadzieje, ze znajda jakis trop. Wlozyli tyle pracy, aby wlamad sie do tego komputera, a teraz okazalo sie, ze byl to prawdopodobnie zbyteczny trud. -W sztucznym swiecie najczesciej bywa w "Dimensioneuest". - Wskazal na ekran. - Zrobilem maly rekonesans. To najwieksza sieciowa gra fabularna na swiecie. Subskrybuje ja dwanascie milionow uzytkownikow. -Wiecej niz mieszkaocow Nowego Jorku. Boling opisal gre jako polaczenie "Wladcy pierscieni", "Gwiezdnych wojen" i "Second Life" -wirtualnego serwisu interaktywnego, gdzie mozna sobie stworzyd wyimaginowane zycie. -O ile sie zorientowalem, spedzal w "DQ" cztery do dziesieciu godzin dziennie. -Dziennie?! 246 Och to typowe u graczy w morpegi. - Zachichotal. - Sa i gorsi. w reahi jest program dwunastu krokow pomagajacy ludziom wyrwad si? z uzaleznienia od gry.oTST- Wyprostowal sie. - No wiec w jego komputerze nie ma;,c na temat miejsc, do jakich chodzil, ani jego znajomych, ale znalazlem cos, co nam moze pomoc. _ Co takiego? -Jego. -Kogo? _ No, samego Travisa. Rozdzial 23 Dance oslupiala, czekajac na puente zartu. Ale Boling mowil serio. -Znalazl go pan? Gdzie? -W Aetherii, fikcyjnym kraju w "DimensionQuest". -Travis jest w Internecie? -W tej chwili nie, ale byl. Calkiem niedawno. -Moze sie pan z tego dowiedzied, gdzie jest w rzeczywistym swiecie? -Tego nie sposob ustalid. Nie mozemy go namierzyd. Dzwonilem do producenta gry - firma jest w Anglii - i rozmawialem z paroma osobami z kierownictwa. Serwery "DimensionQuest" sa w Indiach i w kazdej chwili gra milion osob. -A skoro mamy jego komputer, to znaczy, ze korzysta z komputera kolegi - podsunela Dance. -Albo z publicznego terminalu, albo pozyczyl czy ukradl komputer i korzysta z sieci bezprzewodowej. -Ale kiedy bedzie online, wiadomo, ze zatrzymal sie w jednym miejscu i bedziemy mieli okazje go znalezd. -Teoretycznie tak - zgodzil sie Boling. -Dlaczego ciagle gra? Przeciez musi wiedzied, ze go szukamy. -Mowilem juz, jest uzalezniony. Wskazala komputer. -To na pewno Travis? -Nie moze byd watpliwosci. Dostalem sie do jego folderow w grze i znalazlem liste awatarow, ktore sobie stworzyl. Potem polecilem kilku moim studentom poszukad tych imion w sieci. Dzisiaj logowal sie i wylogowy-wal. Jego postad ma na imie Stryker. Nalezy do kategorii Gromowladnych, 248 czyli wojownikow. Wlasciwie jest morderca. Jakas godzine temu znalazla go moja studentka, ktora od kilku lat gra w "DimensionQuest". Wloczyl sie po okolicy i po prostu zabijal ludzi. Widziala, jak wymordowal cala rodzine. Mezczyzn, kobiety i dzieci. A potem zaczal kampowad.-Co to znaczy? -Kiedy w tych grach zabija sie jakas postad, ofiara traci moc, punkty i wszystko, co zdolala zgromadzid. Ale to nie jest nieodwracalna smierd. Awatary odradzaja sie po kilku minutach. Sa jednak slabe, dopoki nie zaczna odzyskiwad mocy. Kamper zabija ofiare i czeka w poblizu na jej zmartwychwstanie. Wtedy znow ja zabija, a ofiara nie moze sie bronid. Takie zachowanie uwaza sie za niezgodne z zasadami i wiekszosd graczy tego nie robi. Mozna to porownad do dobijania rannego zolnierza na polu bitwy. Ale Travis najwyrazniej praktykuje to regularnie. Dance przygladala sie rozbudowanej graficznie stronie glownej "DimensionQuest", przedstawiajacej zasnute mgla wawozy, strzeliste gory, fantastyczne miasta, wzburzone oceany. 1 basniowe stwory, wojownikow, bohaterow, czarodziejow. Oraz czarne charaktery, wsrod ktorych byl Qetzal, rogaty demon o zaszytych ustach, wpatrujacy sie w nia przenikliwie szeroko otwartymi oczami. Fragment tego koszmaru zstapil na ziemie, dokladnie w sam srodek rejonu podlegajacego jurysdykcji CBI. Boling poklepal sie po telefonie komorkowym zawieszonym na pasku. -Irv monitoruje gre. Napisal bota - automatyczny program komputerowy - ktory mu powie, kiedy Stryker pojawi sie w sieci. W momencie, gdy Travis sie zaloguje, Irv zadzwoni albo wysle mi wiadomosd komunikatorem. Dance zerknela do kuchni i zobaczyla matke, ktora wygladala przez okno. Miala zacisniete dlonie. -Pomyslalem sobie - ciagnal Boling - ze chociaz nie mozna go namierzyd, to jezeli znajdziemy go w sieci i bedziemy obserwowad, moze sie czegos o nim dowiemy. Gdzie jest, kogo zna. -Jak? -Obserwujac jego komunikator. W ten sposob porozumiewaja sie uczestnicy gry w "DQ". Ale dopoki sie nie zaloguje, nic nie mozemy zrobid. 249 Wyprostowal sie. W milczeniu wypili lyk wina.Cisze nagle przerwal Wes, ktory od drzwi krzyknal: -Mamo! Dance podskoczyla i odwrocila sie do syna, zauwazywszy, ze rownoczesnie odsuwa sie od Bolinga. -Kiedy bedziemy jesd? -Jak tylko przyjda Martine i Steve. Chlopiec wrocil przed telewizor. Dance i Boling weszli do domu, niosac wino i komputer. Profesor schowal laptop do torby, po czym porwal z wyspy kuchennej miseczke precli. Wkroczyl do salonu i podsunal miseczke Wesowi i Stuartowi. -Zelazne racje dla podtrzymania sil. -Fajnie! - krzyknal chlopiec, lapiac garsd precli. Po chwili poprosil: - Dziadku, cofnij do tej zepsutej pilki, zeby pan Boling mogl zobaczyd. Dance pomogla matce i corce wylozyd jedzenie na bufecie urzadzonym na kuchennej wyspie. Rozmawiala z Edie o pogodzie, o psach, o dzieciach, o Stuarcie. Przeszly na temat oceanarium, potem referendum w sprawie wody, potem omowily jeszcze kilka nieistotnych kwestii, ktore laczyl tylko jeden wspolny mianownik: nie mialy cienia zwiazku z aresztowaniem Edie Dance. Przygladala sie ojcu, Wesowi i Jonowi Bolingowi siedzacym w salonie i ogladajacym program sportowy. Smiali sie do lez, gdy napastnik zderzyl sie ze zbiornikiem Gatorade, oblewajac kamerzyste, i wcinali precle z dipem, jak gdyby kolacja miala byd tylko czcza obietnica. Musiala sie usmiechnad, widzac te beztroska, domowa scene. Potem zerknela na komorke, zawiedziona, ze Michael O'Neil nie zadzwonil. Kiedy nakrywala do stolu na Tarasie, zjawila sie reszta gosci: Martine Christensen i jej maz Steven Cahill, za ktorymi wbiegli po schodach ich dziewiecioletni blizniacy. Ku radosci Wesa i Maggie przyprowadzili ze soba dlugowlosego, zlotawobrazowego szczeniaka, briarda o imieniu Raye. Martinie i Steve przywitali sie serdecznie z Edie Dance, nie wspominajac ani slowem o sprawie Przydroznego Krzyza ani o sprawie Edie- 250 -Czesd, kolezanko - powiedziala do Dance dlugowlosa Martine, puszczajac do niej oko ipodajac jej niebezpiecznie wygladajace domowe ciasto czekoladowe. Martine byla jej najlepsza przyjaciolka, odkad postanowila sama wyrwad Dance z wciagajacego letargu wdowieostwa i zmusid ja, by wrocila do zycia. Dance pomyslala, ze to przypominalo powrot ze sztucznego swiata do rzeczywistego. Uscisnela Stevena, ktory tupiac klapkami i zarzucajac dlugim kucykiem, natychmiast zniknal w salonie, by dolaczyd do reszty mezczyzn. Dorosli pili wino, a dzieci zaimprowizowaly w ogrodzie wystawe psow. Raye najwyrazniej odrabial zadanie domowe i biegal dookola Patsy i Dylana, przeskakujac lawki i pokazujac rozne sztuczki. Martine powiedziala, ze jest gwiazda na kursie posluszeostwa i sprawnosci. Weszla Maggie i oswiadczyla, ze tez chce zabrad psy do szkoly. -Zobaczymy - odparla Dance. Niedlugo potem zapalono swiece, rozdano gosciom swetry i wszyscy zasiedli za stolem, przy daniach parujacych w wieczornym chlodzie. Rozmowy toczyly sie wartko, tak jak wartko plynelo wino. Wes szeptem opowiadal dowcipy blizniakom, ktore chichotaly nie z powodu puent, ale dlatego, ze starszy chlopiec poswieca swoj czas na opowiadanie im dowcipow. Edie smiala sie z czegos, co powiedziala Martine. I po raz pierwszy od dwoch dni Kathryn Dance poczula, jak powoli mija jej przygnebienie. Travis Brigham, Hamilton Royce, James Chilton... i Czarny Rycerz - Robert Harper - przestali zaprzatad jej bez reszty glowe - zaczela mysled, ze wszystko ostatecznie wroci do normy. Jon Boling okazal sie towarzyskim czlowiekiem i swietnie sie odnalazl wsrod ludzi, ktorych znal zaledwie od dzis. Mieli wiele wspolnych tematow z programista Stevenem, chod Wes bez przerwy wtracal sie do rozmowy. Wszyscy starannie przemilczali klopoty Edie, co oznaczalo, ze glownym tematem staly sie aktualnosci i polityka. Dance z rozbawieniem zauwazyla, ze jako pierwsze poruszono sprawy, o ktorych 251 no\vapisal w blogu Chilton: projekt budowy zakladu odsalania autostrada do Salinas. Steve, Martine i Edie zdecydowanie sprzeciwiali sie zakladowi odsalania. -Raczej sie z wami zgadzam - powiedziala Dance. - Ale wszyscy mieszkamy tu dosd dlugo. - Zerknela na rodzicow. - Nie mecza was te susze? Martine oznajmila, ze watpi, by mieli szanse skorzystad z wody produkowanej w zakladzie odsalania. -Sprzedadza ja bogatym miastom w Arizonie i Nevadzie. Ktos zarobi na tym miliardy, a nam nie skapnie ani kropelka. Potem rozgorzala dyskusja o autostradzie. Tu takze zdania byly podzielone. -Przydalaby sie CB1 i policji okregowej - zauwazyla Dance -gdybysmy mieli prowadzid sprawe na polnoc od Salinas. Ale maja problem z przekroczeniem budzetu. -Jakim przekroczeniem budzetu? - zdziwil sie Stuart. Dance zdumialy ich zaskoczone miny. Wyjasnila, ze dowiedziala sie o tym z "Raportu Chiltona": bloger prawdopodobnie wykryl jakies naduzycia. -Nic o tym nie slyszalam -powiedziala Martine. - Nie zwrocilam uwagi, bo skupilam sie tylko na tych przydroznych krzyzach... Ale teraz na pewno przeczytam. - Sposrod znajomych Dance byla najbardziej zaangazowana politycznie. - Zajrze do tego blogu. Po kolacji Dance poprosila Maggie, zeby przyniosla syntezator i zagrala im krotki koncert. Wszyscy przeniesli sie do salonu, gdzie znow podano wino. Boling rozsiadl sie w glebokim fotelu razem z Raye'em. Martine wybuchnela smiechem - maly briard byl troche wiekszy od pieska salonowego -ale profesor upieral sie, by szczeniak zostal. Maggie podlaczyla syntezator z powaga zawodowej pianistki, usiadla i wykonala cztery utwory z trzeciej ksiazki nauki metoda Suzukiego - zbioru prostych aranzacji Mozarta, Beethovena i Clementiego. Nie zagrala prawie ani jednej falszywej nuty. Rozlegly sie gromkie brawa, po czym wszyscy ruszyli na ciasto, kawe i wino. Wreszcie okolo wpol do dziesiatej Steve i Martine powiedzieli, ze chca polozyd dzieci spad, i cala rodzina zaczela sie zbierad 252 wyjscia. Maggie planowala juz zapisanie Dylana i Patsy na psie kursy-Edie usmiechnela sie z nieobecna mina. -My tez powinnismy juz isd. To byl dlugi dzieo. _ Mamo, zostaocie jeszcze troche. Nalej sobie kieliszek wina. -Nie, nie, jestem wykooczona, Katie. Chodz, Stu. Chce wracad do domu. Matka objela ja z roztargnieniem, a Dance poczula, jak opuszcza ja spokoj sprzed kilku chwil. Zadzwoo do mnie. Rozczarowana tak wczesnym wyjsciem rodzicow, patrzyla na niknace w oddali tylne swiatla samochodu. Potem powiedziala dzieciom, zeby pozegnaly sie z Bolingiem. Profesor usmiechnal sie i podal im reke, a Dance kazala im isd sie myd. Wes wrocil kilka minut pozniej z filmem DVD "Ghost in the Shell", japooskim anime science fiction o komputerach. -Prosze, panie Boling. To bardzo fajne. Jak pan chce, moze pan pozyczyd. Dance zdumiala sie, ze jej syn tak uprzejmie zachowuje sie wobec mezczyzny. Prawdopodobnie uznal, ze Boling nie jest kandydatem na jej chlopaka, tylko znajomym z pracy; chociaz nawet jej wspolpracownikow traktowal z nieufnoscia. -Dzieki, Wes. Pisalem kiedys o anime. Ale tego nigdy nie widzialem. -Naprawde? -Naprawde. Oddam w dobrym stanie. -Kiedy pan bedzie chcial. Dobranoc. Wes wrocil do siebie, zostawiajac ich samych. Ale na krotko. Chwile pozniej zjawila sie Maggie ze swoim prezentem. -To moj recital. - Podala mu CD w pudelku. -Ten, o ktorym mowilas przy kolacji? - spytal Boling. - Kiedy Panu Stone'owi odbilo sie przy Mozarcie? - Aha! -Moge pozyczyd? -Moze pan sobie zatrzymad. Mam chyba z milion tych plyt. Mama zrobila. 253 -Dzieki, Maggie. Zgram sobie na iPoda. Dziewczynka naprawde sie zarumienila. To bylo zupelnie do niej niepodobne. Wybiegla z salonu. -Nie musi pan tego robid - szepnela Dance. -Och, nie. Wezme. To wspaniala dziewczyna. Wsunal plyte do torby z laptopem i obejrzal DVD z anime, ktore pozyczyl mu Wes. Dance ponownie znizyla glos. -Ile razy pan to widzial? Profesor zachichotal. -"Ghost in the Shell"? Dwadziescia, moze trzydziesci... plus dwie kolejne czesci. Kurcze, potrafi pani wykryd nawet niewinne klamstewko. -Dziekuje, ze pan wzial plyte. To dla niego bardzo wazne. -Widzialem, jaki jest przejety. -Dziwie sie, ze nie ma pan dzieci. Chyba dobrze je pan rozumie. -Nie, to nigdy nie wyszlo. Ale jezeli chce sie mied dzieci, na pewno przydalaby sie towarzyszka zycia. A ja naleze do tych mezczyzn, na ktorych trzeba uwazad. Czy nie tak mowia dziewczyny? -Uwazad? Dlaczego? -Nigdy nie umawiaj sie z mezczyzna po czterdziestce, ktory dotad sie nie ozenil. -Dzisiaj chyba kazdy uklad jest dobry, jezeli jest dobry. -Po prostu nigdy nie spotkalem nikogo, przy kim chcialbym sie ustatkowad. Dance dostrzegla drgnienie brwi i nieznaczna zmiane wysokosci glosu. Postanowila nie skupiad sie na tych spostrzezeniach. -Jest pani... - zaczal Boling, kierujac wzrok na serdeczny palec jej lewej dloni, na ktorym nosila pierscionek z szara perla. -Wdowa - odparla Dance. -Ojej, przykro mi. -Wypadek samochodowy - wyjasnila, czujac tylko cieo dawnego smutku. -To straszne. Kathryn Dance nie powiedziala nic wiecej o mezu ani o wypadku - tylko dlatego, ze wolala dluzej o tym nie rozmawiad. -A wiec jest pan stuprocentowym kawalerem, hm? 254 -Chyba tak. Tego slowa nie uzywa sie juz... od stulecia.Poszla do kuchni po wino, instynktownie biorac butelke czerwono _ takie najbardziej lubil Michael O'Neil - przypomniala sobie jednak, ze Boling woli biale. Napelnila kieliszki do polowy. Rozmawiali o zyciu na Polwyspie - o jego wycieczkach rowerowych i pieszych. Czujac, ze prowadzi zbyt siedzacy tryb zycia, czesto wsiadal do swojego starego pikapa i jechal w gory albo do parku stanowego. -W ten weekend pojezdze troche na rowerze. Zeby pozostad przy zdrowych zmyslach na wyspie szaleostwa. - Opowiedzial jej o spotkaniu rodzinnym, o ktorym wspominal wczesniej. -W Napa? -Zgadza sie. - Zmarszczyl brwi w czarujacy sposob. - Moja rodzina to... jak moge to ujad? -To rodzina. -Trafila pani w dziesiatke - zasmial sie. - Zdrowi rodzice. Dwoje rodzeostwa, z ktorym na ogol zyje w zgodzie, chociaz bardziej od nich lubie ich dzieci. Zbieranina ciotek i wujow. Bedzie milo. Mnostwo wina, mnostwo jedzenia. Zachody slooca - ale nie za duzo, dzieki Bogu. Najwyzej dwa. Tak mniej wiecej wyglada ten sposob na weekend. Znow zapadla miedzy nimi cisza. Dance odnajdywala w niej spokoj i nie spieszyla sie, by wypelniad ja slowami. Ale w tym momencie przerwal ja sygnal komorki Bolinga, przypominajacy czkawke. Profesor spojrzal na wyswietlacz. Natychmiast zmienila sie mowa jego ciala, wskazujac pelna mobilizacje. -Travis jest w sieci. Chodzmy. Rozdzial 24 Pod palcami Bolinga niemal blyskawicznie otworzyla sie strona glowna "DimensionQuest". Obraz zniknal i na ekranie ukazal sie komunikat powitalny. Ponizej wyswietlila sie klasyfikacja gry dokonana przez organizacje oznaczona skrotem ERSB. Od 13 lat Krew Sugestywne podteksty Alkohol Przemoc Wciskajac pewnym ruchem kilka klawiszy, Jon Boling przeniosl ich do Aetherii. To bylo dziwne doswiadczenie. Awatary - fantastyczne stwory i ludzie - wedrowaly po lesnej polanie otoczonej masywnymi drzewami. Nad kazda postacia unosil sie dymek z jej imieniem. Wiekszosd bohaterow walczyla, ale niektorzy po prostu chodzili, biegali lub jechali na koniach albo innych stworzeniach. Inni sami latali. Dance byla zaskoczona zwinnoscia, z jaka sie poruszali i ich realistyczna mimika. Grafika byla nadzwyczajna, niemal filmowej jakosci. Dzieki niej walka i krwawa rzez na polanie wygladala jeszcze bardziej przerazajaco. Dance zauwazyla, ze siedzi na brzezku krzesla, podrygujac kolanem - byla to klasyczna oznaka stresu. Nagle wstrzymala oddech, gdy jeden wojownik pozbawil glowy innego tuz przed nimi. 256 -Steruja nimi prawdziwi ludzie? -Jedna czy dwie postaci sa BN - bohaterami niezaleznymi, stworzonymi przez gre. Ale prawie wszyscy inni to awatary osob, ktore moga byd wszedzie. W Kapsztadzie, Meksyku, Nowym Jorku, Rosji. Wiekszosd graczy stanowia mezczyzni, ale jest tez sporo kobiet. Przecietny wiek gracza wcale nie jest tak niski, jak mozna by sie spodziewad. Na ogol graja nastolatki i ludzie do trzydziestki, chociaz jest tez wielu starszych. Graczem moze byd chlopak, dziewczyna albo mezczyzna w srednim wieku, czarny, bialy, niepelnosprawny, sportowiec, adwokat, pomywacz... W sztucznym swiecie kazdy moze byd, kimkolwiek zechce. Na ekranie kolejny wojownik bez trudu zabil przeciwnika. Trysnal gejzer krwi. Boling steknal. -Nie sa jednak sobie rowni. Szanse przezycia zaleza od tego, kto wiecej dwiczy i kto ma wiecej mocy - a moc zdobywa sie, walczac i zabijajac. To takie bledne kolo. Dance wskazala na ekranie kobiete stojaca tylem na pierwszym planie. -To pan? -Awatar mojej studentki. Zalogowalem sie przez jej profil. Awatar mial nad glowa imie "Greenleaf'. -Jest! - powiedzial Boling, nachylajac sie blizej i ocierajac sie 0 Dance ramieniem. Pokazywal awatar Travisa, Strykera, ktory znajdowal sie okolo trzydziestu metrow od Greenleaf. Stryker byl krzepkim, muskularnym mezczyzna. Dance nie mogla nie zwrocid uwagi na fakt, ze w przeciwieostwie do wielu innych postaci o twarzach pokrytych zarostem lub czerwonych i pomarszczonych, awatar Travisa mial cere czysta i gladka jak niemowle. Pomyslala o tradziku, ktory przysparzal chlopcu tylu zmartwieo. Kazdy moze byd, kimkolwiek zechce... Stryker - jak pamietala, jeden z "Gromowladnych" - wyraznie cieszyl sie slawa wielkiego wojownika. Bohaterowie spogladali na niego, Po czym odwracali sie i uciekali. Kilka postaci nawiazywalo z nim Walke - raz zaatakowaly go dwie naraz. Z latwoscia zabil obie. Potem obezwladnil wiazka promieni wielkiego trolla czy inna bestie, a gdy stwor wil sie w drgawkach na ziemi, awatar Travisa podszedl do niego 1 zatopil mu noz w piersi. 257 Dance stlumila okrzyk zgrozy.Stryker pochylil sie i siegnal jak gdyby w glab ciala ofiary. -Co on robi? -Okrada zwloki. - Zauwazywszy zmarszczone czolo Dance Boling dodal: - Wszyscy to robia. Inaczej nie mozna. Ciala moga kryd cos cennego. Takie prawo zdobywa sobie zwyciezca. Jezeli takich wartosci nauczyl sie Travis w sztucznym swiecie to prawdziwy cud, ze tak dlugo nad soba panowal. Obserwujac te scene, Dance caly czas sie zastanawiala: gdzie w realnym swiecie jest teraz chlopiec? W Starbucksie, podlaczony do sieci bezprzewodowej, w kapturze i ciemnych okularach, zeby nikt go nie rozpoznal? Dziesied kilometrow stad? Kilometr? Na pewno nie byl w Game Shed. Dowiedziawszy sie, ze tam chodzi, Dance polecila obserwowad ten lokal. Patrzac, jak awatar Travisa podejmuje walke i bez trudu zabija kilkadziesiat istot - kobiet, mezczyzn i zwierzat - instynktownie probowala poddad go analizie kinezycznej. Oczywiscie wiedziala, ze ruchami i postawa ciala steruje program komputerowy. Mimo to zwrocila uwage, ze awatar chlopca porusza sie z wieksza gracja i plynnoscia niz wiekszosd postaci. Podczas walki nie wymachiwal mieczem na oslep, jak robili niektorzy bohaterowie. Powoli odsuwal sie o krok i wykorzystywal chwile dezorientacji przeciwnika, zeby zaatakowad. Potem kilka szybkich ciosow lub pchnied - i postad nie zyla. Jego bohater zachowywal czujnosd, caly czas rozgladajac sie wokol siebie. Byd moze na tym wlasnie polegala strategia chlopca w zyciu. Starannie planowal akcje, dowiadywal sie wszystkiego o ofiarach i blyskawicznie atakowal. Analizujac mowe ciala komputerowej postaci, pomyslala: co to za dziwaczna sprawa. -Chce z nim porozmawiad. -Z Travisem? To znaczy ze Strykerem? -Owszem. Niech pan podejdzie blizej. Boling zawahal sie. -Nie bardzo znam polecenia nawigacji. Ale chodzid chyba potrafie. -Niech pan idzie. 258 Za pomoca klawiszy Boling przesunal Greenleaf blizej Strykera, pochylonego nad zwlokami stwora, ktorego przed chwila zabil, i okradajacego zwloki.Kiedy postad znalazla sie w jego zasiegu, Stryker wyczul obecnosd awatara Dance i skoczyl na rowne nogi, z mieczem w jednej i kunsztowna tarcza w drugiej rece. Jego oczy spojrzaly na nich z ekranu. Ciemne jak oczy demona Qetzala. -Jak moge do niego wyslad wiadomosd? Boling kliknal przycisk u dolu ekranu i otworzyl male okienko. -Dziala jak kazdy komunikator. Wpisuje sie wiadomosd i wciska ENTER. Prosze pamietad, zeby uzywad skrotow i hack mowy, jezeli pani potrafi. Najprosciej zamienid "e" na trojke i "a" na czworke. Dance gleboko nabrala powietrza. Gdy patrzyla na animowana twarz mordercy, drzaly jej rece. -Stryker, jestes d3b3sci4k. - Slowa ukazaly sie w dymku nad glowa Greenleaf, gdy awatar zblizyl sie do niej. -kim jestes? - Stryker cofnal sie, sciskajac miecz w dloni. -Zwyklym Iuz3r3m. -Niezle - pochwalil Boling. - Ale lepiej zapomnied o ortografii i interpunkcji. Zadnych duzych liter, przecinkow i kropek. Znaki zapytania moga byd. -widzialam jak or4lesjestes z4rabisty-ciagnela Dance. Oddychala coraz szybciej, czujac narastajace napiecie. -Znakomicie - szepnal Boling. -z jakiej jestes sf3rv? -O co mu chodzi? - spytala Dance, wpadajac w panike. -Chyba pyta o kraj albo klan, z ktorego pani jest. Pewnie sa ich setki. Nie znam zadnego w tej grze. Najlepiej niech mu sie pani przedstawi jako newbie. - Przeliterowal to slowo. - To nowicjusz w grze, ktory chce sie uczyd. -jestem newbie gram dla j4j moze mnie pouczysz Nastapila krotka przerwa. -to znaczy jestes nOOb -Kto to taki? - zapytala Dance. -Newbie to po prostu poczatkujacy. NOOb jest lamerem, samolubnym i nierozgamietym zoltodziobem. To obelga. Travisa wiele 259 razy nazywano w sieci nOObem. Prosze sie zasmiad, ale zaprzeczyd Naprawde chce sie pani od niego uczyd.-lol naprawde chce sie nauczyc -jestes ostr4 laska? -Przystawia sie do mnie? - spytala Bolinga Dance. -Nie wiem. Jak na okolicznosci to dosd dziwne pytanie. -tak mowia -smiesznie piszesz -Cholera, zorientowal sie, ze wpisuje pani wiadomosci z opoznieniem. Robi sie podejrzliwy. Prosze wrocid do tematu. -naprawde chc3 sie uczyc pokazesz mi cos? Pauza. -1 rzecz -jaka? - napisala Dance. Znow nastapila chwila wahania. Nagle w dymku nad awatarem Travisa pojawily sie slowa: -smi3rc I chod Dance chciala odruchowo wcisnad strzalke albo przesunad palcem po panelu dotykowym, aby uniesd reke i sie oslonid - nie zdazyla. Awatar Travisa natarl blyskawicznie. Unoszac miecz, zaczal zadawad ciosy. W lewym gornym rogu ekranu wyswietlilo sie okienko z dwiema bialymi sylwetkami: nad postacia po lewej byl napis "Stryker", a z prawej "Greenleaf'. -Nie! - szepnela, gdy Travis zapamietale siekl mieczem przeciwnika. Postad Greenleaf w okienku zaczela tracid kolor, zmieniajac sie w pusty kontur. -Zycie z pani wycieka - ostrzegl Boling. - Niech sie pani broni. Ma pani miecz. Tu! - Stuknal palcem w ekran. - Trzeba przesunad tu kursor i kliknad lewym klawiszem. Zdjeta niewytlumaczalnym, panicznym strachem, zaczela klikad. Stryker bez trudu uchylal sie przed rozpaczliwymi ciosami jej awataru. W miare jak wskaznik pokazywal topniejaca moc Greenleaf, awatar osuwal sie na kolana. Po chwili miecz wypadl mu z reki. Greenleaf lezala na wznak, z szeroko rozlozonymi rekami i nogami. Zupelnie bezradna. 260 Dance czula sie bezbronna jak jeszcze nigdy w prawdziwym zyciu.-Zostalo pani niewiele mocy-powiedzial Boling. - Nic juz pani nie zrobi. - Postad w okienku byla juz niemal przezroczysta. Stryker przestal rabad mieczem cialo Greenleaf. Podszedl blizej i zajrzal w monitor. -kim jestes? - pojawilo sie pytanie nad jego glowa. -jestem greenleaf '. Dlaczego mnie zabiles? -KIM JESTES? -Duze litery - rzekl Boling. - Krzyczy. Jest wsciekly. -prosza? - Dygotaly jej rece i czula ucisk w piersi. Miala wrazenie, ze widzi przed soba obraz wygenerowany elektronicznie, ale prawdziwych ludzi; sztuczny swiat pochlonal ja zupelnie. Po chwili Travis kazal Strykerowi zrobid krok naprzod i pograzyd miecz w brzuchu Greenleaf. Trysnela krew, a wskaznik w gornym lewym rogu zastapil komunikat "NIE ZYJESZ". -Och! - krzyknela Dance. Drzaly jej spocone rece, a z wyschnietych ust wydobywal sie urywany oddech. Awatar Travisa spogladal groznie w ekran, a potem odwrocil sie i zaczal biec w strone lasu. Nie zatrzymujac sie, wzial szeroki zamach i uderzyl mieczem w szyje odwrocona tylem postad, odcinajac jej glowe. I zniknal. -Nie czekal, zeby okrasd zwloki. Zwiewa. Chce jak najszybciej uciec. Podejrzewa, ze cos sie dzieje. - Boling przysunal sie do Dance - tym razem otarli sie nogami. - Chce cos sprawdzid. - Zaczal stukad w klawisze. Ukazal sie kolejny komunikat. "Stryker jest offline". Przebiegl jej po plecach przenikliwy, lodowaty dreszcz. Opierajac sie ramieniem o ramie Jona Bolinga, myslala: jezeli Travis sie wylogowal, moze opuscil miejsce, w ktorym podlaczyl sie do Internetu. Tylko dokad poszedl? Do kryjowki? Czy tez postanowil kontynuowad lowy w realnym swiecie? Gdy dochodzila polnoc, lezala juz w lozku. Z zewnatrz dobiegaly dwa odglosy: szum wiatru kolyszacego drzewami pod oknem jej sypialni oraz fal przyboju na ska-261 lach w Asilomar odleglego o kilometr od jej domu i wzdluz drogj do Lovers Point. Na nodze czula miekkie cieplo, a w szyje laskotal ja miarowy senny oddech. Nie potrafila jednak pograzyd sie w blogiej nieswiadomosci Kathryn Dance byla przytomna, jak gdyby przed chwila wybilo polu. dnie. Mysli krazyly jej w glowie jak blyskawice. Co jakis czas jedna z nich wybijala sie na pierwszy plan, a potem szalony krag wirowal dalej, jak w "Kole fortuny". Oczywiscie najczesciej kolo zatrzymywalo sie na polu "Travis Brigham". W ciagu lat pracy jako dziennikarka dzialu kryminalnego, konsultantka przy selekcji przysieglych i agentka biura sledczego Dance doszla do przekonania, ze sklonnosd do zla moze sie kryd w genach - jak w wypadku Daniela Pella, przywodcy sekty i mordercy, ktorego niedawno scigala - albo mozna ja nabyd, jak na przyklad pan X z Los Angeles, u ktorego mordercze instynkty odezwaly sie dosd pozno. Dance zastanawiala sie, w ktorej czesci tego spektrum lokuje sie Travis. Byl niebezpiecznym mlodym czlowiekiem z problemami, ale z drugiej strony byl kims innym -nastolatkiem, ktory tesknil za normalnoscia, za czysta cera i sympatia jakiejs lubianej dziewczyny. Czy ta wscieklosd na wszystkich byla mu pisana od urodzenia? A moze kiedys nie roznil sie od innych chlopcow, ale okolicznosci zycia -okrutny ojciec, niezrownowazony brat, ulomnosci fizyczne, natura samotnika, brzydka cera - tak go poranily, ze jego gniew nie mogl sie wypalid jak u wiekszosci z nas, ulatujac jak poranna mgla? Przez dluga chwile balansowala miedzy wspolczuciem a odraza. Potem w pamieci stanal jej awatar Travisa, ktory utkwil w niej spojrzenie i uniosl miecz. naprawde chc3 sie uczyc pokazesz mi cos? smiSrc... Cieple cialo obok niej drgnelo i Dance zastanawiala sie, czy jej drobne napiecia sa wyczuwalne i przeszkadzaja we snie. Starala sie lezed zupelnie bez ruchu, ale jako specjalistka w dziedzinie kinezyk' dobrze wiedziala, ze to niemozliwe. We snie czy na jawie, jesli tylko funkcjonuje nasz mozg, ciala zawsze sie poruszaja. 262 Kolo krecilo sie dalej.Teraz zatrzymalo sie na polu z matka i sprawa eutanazji. Chociaz prosila Edie, by zadzwonila do niej, gdy przyjada do hotelu, nie doczekala sie telefonu. Nie byla zaskoczona, ale sprawilo jej to przykrosd. Potem kolo zawirowalo jeszcze raz i wypadl pan X z Los Angeles, jak zakooczy sie posiedzenie w sprawie immunitetu? Moze znow zostanie odroczone? Jaki bedzie ostateczny wynik? Ernie Seybold byl dobrym prokuratorem. Ale czy wystarczajaco dobrym? Dance naprawde nie wiedziala. Sprawa przywiodla jej na mysl Michaela 0'Neila. Dance rozumiala, ze mial powody, aby nie przyjsd na dzisiejsza kolacje, ale zeby nawet nie zadzwonid? To nie bylo w jego stylu. Druga Sprawa... Rozbawila ja wlasna zazdrosd. Od czasu do czasu wyobrazala sobie siebie u boku 0'Neila, gdyby nie ozenil sie z Anne, smukla kobieta o egzotycznej urodzie. Z jednej strony to by bylo za proste. Spedzali ze soba cale dnie, wspolnie prowadzac sprawy, a godziny mijaly niepostrzezenie. Rozmowa toczyla sie swobodnie, tryskala humorem. Ale nieraz dochodzilo do sprzeczek, czasem nawet gwaltownych. Wierzyla jednak, ze ich gorace spory tylko wzbogacaja to, co ich laczy. Cokolwiek to bylo. Mysli niepowstrzymanie pedzily dalej. Stuk, stuk, stuk... Dopoki nie zatrzymaly sie na profesorze Jonathanie Bolingu. A oddech obok niej przeszedl w cichy charkot. -Dosd tego - powiedziala Dance, obracajac sie na drugi bok. - Patsy! Gladkowlosa retrieverka przestala chrapad i obudzila sie, podnoszac leb z poduszki. -Na podloge - zakomenderowala Dance. Suka podniosla sie, zobaczyla, ze w zamian nie czeka jedzenie ani zabawa pilka, wiec zeskoczyla z lozka, dolaczajac do swojego towarzysza Dylana, ktory spal na wytartym dywanie, sluzacym psom za legowisko, i zostawila Dance sama. Jon Boling, pomyslala. Potem uznala, ze chyba lepiej nie poswiecad mu wiecej czasu. 263 Na razie.Rozmyslania przerwal jej dzwiek komorki, lezacej przy lozku obok broni. Blyskawicznie zapalila swiatlo, wcisnela na nos okulary i zasmiala sie, widzac nazwisko na wyswietlaczu. -Jon - powiedziala. -Kathryn - odezwal sie Boling. - Przepraszam, ze dzwonie tak pozno. - Nie szkodzi, jeszcze nie spie. Co jest. Stryker? -Nie. Ale musisz cos zobaczyd. Blog - "Raport Chiltona". Lepiej zaraz wejdz do Internetu. Dance, ubrana w dres i w towarzystwie psow, siedziala w salonie przy zgaszonym swietle, chod blask ksiezyca i snop swiatla latami malowaly na sosnowej podlodze niebiesko-biale opalizujace wzory. Z tylu czula ciezar przycisnietego do kregoslupa glocka, ktory wsunela za rozciagniety elastyczny pas spodni od dresu. Komputer wreszcie skooczyl ladowad oprogramowanie. -Juz. -Zobacz, jaki jest najnowszy wpis w blogu - powiedzial i podal jej adres. http: //www. thechiltonreport. com/html/june2 7 update, html Oslupiala. -Co...? -Travis wlamal sie do "Raportu" - odparl Boling. -Jak? I Profesor zasmial sie glucho. fl -Jest nastolatkiem i tyle. Czytajac wpis, Dance zadygotala. Travis umiescil komentarz na poczatku wpisow z 27 czerwca. Po lewej stronie widnial szkicowy rysunek demona Qetzala z "DimensionQuest". Upiorna twarz 0 zaszytych i zakrwawionych ustach otaczaly tajemnicze liczby 1 slowa. Obok byl tekst, napisany duza, gruba czcionka. Budzil jeszcze wieksza groze niz rysunek. 264 ROZORAM W4S wszystkich!moja wygrana = wasza P0R4Zk4!!! kazdy z wa5 juz nie zyj3 -TravisDQ Nie potrzebowala tlumacza, zeby to zrozumied. Ponizej byla jeszcze jedna ilustracja. Wykonany niewprawna reka kolorowy rysunek przedstawial nastolatke albo kobiete lezaca na wznak, z ustami otwartymi w krzyku. Czyjas reka pograzala miecz w jej piersi. Z rany tryskala fontanna krwi. -Jon, ten rysunek... jest obrzydliwy. Po krotkim milczeniu Boling rzekl cicho: -Kathryn... zauwazylas w nim cos szczegolnego? Przypatrujac sie niezdarnemu rysunkowi, Dance stlumila okrzyk. Ofiara miala brazowawe wlosy sciagniete w kooski ogon i byla ubrana w biala bluzke i czarna spodnice. Na biodrze byla ciemniejsza plama w miejscu, gdzie mogla sie znajdowad kabura z pistoletem. Podobny stroj Dance miala na sobie wczoraj, gdy poznala Travisa. -To ja? - szepnela do Bolinga. Profesor nie odpowiedzial. Moze to byl stary rysunek, jakas fantazja na temat smierci dziewczyny czy kobiety, ktora w przeszlosci w jakis sposob urazila Travisa? A moze narysowal to dzis, mimo ze uciekal przed policja? Dance oczyma wyobrazni zobaczyla chlopca zgarbionego nad kartka z olowkiem i kredka, szkicujacego scene smierci ze sztucznego swiata, ktora mial nadzieje odegrad w rzeczywistosci. Wiatr to staly element aury na polwyspie Monterey. Zwykle jest rzeski, czasem slaby i niemrawy, ale zawsze wieje. W dzieo i w nocy burzy szaroniebieski ocean, ktory wbrew swej nazwie, nigdy nie jest spokojny. Jednym z najbardziej wietrznych miejsc w promieniu wielu kilometrow jest China Cove, na poludniowym koocu stanowego parku Point Lobos. Od ciaglego chlodnego powiewu znad oceanu wycieczkowiczom dretwieje skora, a piknik staje sie ryzykownym przed- 265 siewzieciem, jezeli zastawa ma sie skladad z papierowych talerzy i kubkow. Ptaki morskie, usilujac lecied pod wiatr, z trudem utrzymuja sie w miejscu.Teraz, tuz przed polnoca, wiatr jest zmienny, nasila sie i zanika, a najsilniejsze podmuchy wzbijaja na wodzie balwany z szarymi grzywami. Wiatr targa debami. Zgina sosny. Kladzie na ziemi trawe. Ale jedyna rzecza, ktora mu sie dzis opiera, jest niewielki przedmiot na poboczu autostrady numer jeden od strony morza. To krzyz wysokosci ponad pol metra, zrobiony z czarnych galezi. Posrodku wisi wydarte z kartonu kolko z wypisana niebieskim dlugopisem jutrzejsza data. U jego stop lezy bukiet czerwonych roz, przycisniety kamieniami. Co jakis czas wiatr porywa platki i rozsypuje na autostradzie. Ale krzyz nie kiwa sie i nie wygina. Zapewne zostal wbity pewna reka w piaszczysta ziemie przy drodze, jak gdyby jego konstruktor chcial mied pewnosd, ze bedzie wyraznie widoczny dla kazdego. CZWARTEK Rozdzial 25Kathryn Dance, TJ Scanlon i Jon Boling byli w jej gabinecie. Dochodzila dziewiata rano i siedzieli tu juz od blisko dwoch godzin. Chilton usunal z blogu wpis Travisa i dwa rysunki. Ale Boling sciagnal je i sporzadzil kopie. kazdy z wa5 juz nie zyj3 No i te rysunki. -Moze uda sie namierzyd ten post - powiedzial Jon Boling. Skrzywil sie. - Ale tylko pod warunkiem, ze Chilton zechce wspolpracowad. -Czy na tym rysunku Qetzala jest cos istotnego - w tych numerach, kodach i slowach? Boling odparl, ze notatki dotycza przede wszystkim gry i prawdopodobnie byly sporzadzone dawno temu. W kazdym razie nawet taki mistrz lamiglowek jak on nie potrafil znalezd w nich zadnych wskazowek. Obecni w pokoju starannie unikali uwag, ze zakluta mieczem postad na drugim rysunku jest podobna do Dance. Agentka chciala wlasnie zadzwonid do blogera, gdy odezwala sie jej komorka. Zerknawszy na wyswietlacz, parsknela krotkim smiechem i odebrala. -Tak, panie Chilton? Boling poslal jej pelne ironii spojrzenie. -Nie wiem, czy pani widziala... -Widzielismy. Wlamano sie do paoskiego blogu. -Serwer ma dobre zabezpieczenia. Chlopak musi byd sprytny. - Bloger zamilkl na chwile, po czym kontynuowal: - Chcialem pania 269 zawiadomid, ze probowalismy namierzyd hakera. Uzywa serwisu proxy gdzies w Skandynawii. Dzwonilem do moich tamtejszych znajomych i prawie na pewno wiedza, co to za firma. Mam nazwe i adres No i numer telefonu. Jest pod Sztokholmem.-Beda wspolpracowad? -Serwisy proxy rzadko to robia bez nakazu sadowego - odparl Chilton. - Oczywiscie dlatego wlasnie ludzie z nich korzystaja. Uzyskanie miedzynarodowego nakazu byloby proceduralnym koszmarem i Dance nigdy nie slyszala, by ktos sie do niego zastosowal wczesniej niz po dwoch czy trzech tygodniach od wydania dokumentu. Czasem wladze innych krajow zupelnie je ignorowaly. Ale to juz bylo cos. -Prosze mi podad te informacje. Sprobuje. Chilton spelnil prosbe. -Dziekuje panu, ze pan to zrobil. -Mam cos jeszcze. -Co takiego? -Jest pani teraz w blogu? -Moge wejsd. -Prosze przeczytad, co napisalem przed paroma minutami. Otworzyla blog. http://www. thechiltonreport. com/html/june28. html U gory Chilton zamiescil przeprosiny czytelnikow, zaskakujac Dance pokora. Nizej byl nastepujacy tekst: List otwarty do Travisa Brighama To osobista prosba, Travis. Skoro juz twoje imie zostalo ujawnione, mam nadzieje, ze nie masz nic przeciwko temu, zebym tak sie do ciebie zwracal. Moja praca polega na informowaniu czytelnikow, zadawaniu pytao, nie na udziale w zdarzeniach, ktore relacjonuje. Ale teraz stalem sie ich uczestnikiem. Prosze Cie, Travis, bylo juz dosd klopotow. Nie pogarszaj swojej sytuacji. Jeszcze nie jest za pozno, zeby polozyd kres tym tragediom. Pomysl 270 o swojej rodzinie, pomysl o wlasnej przyszlosci. Prosze... zadzwoona policje, zglos sie. Sa ludzie, ktorzy chca ci pomoc. -To swietne, James - powiedziala Dance. - Travis moze sie nawet z panem skontaktowad w sprawie oddania sie w rece policji. -Zawiesilem tez watek. Nikt nie moze juz zamieszczad w nim komentarzy. - Milczal przez chwile. - Ten rysunek... byl straszny. Witaj w realnym swiecie, Chilton. Podziekowala mu i sie rozlaczyli. Przewinela strone na koniec watku "Przydrozne krzyze" i przeczytala najswiezsze - i podobno ostatnie - posty. Chod niektore najprawdopodobniej pochodzily z zagranicy, Dance znow nie mogla sie oprzed wrazeniu, ze gdzies wsrod nich kryja sie wskazowki, ktore moglyby jej pomoc odnalezd Travisa albo przewidzied jego nastepny ruch. Nie potrafila jednak wyciagnad zadnych wnioskow z enigmatycznych komentarzy. Wyszla z Internetu i powiedziala TJ-owi i Bolingowi, co Chilton napisal w blogu. Bolingnie byl pewien, czy list odniesie jakikolwiek skutek-jego zdaniem chlopak byl juz gluchy na rozsadne argumenty. Dance rozdzielila zadania: TJ wrocil na swoje stanowisko przy stoliku, aby skontaktowad sie ze skandynawskim serwisem proxy, a Boling do swojego kata, gdzie mial sprawdzad nazwiska potencjalnych ofiar, korzystajac z nowej porcji adresow internetowych - wsrod nich autorow komentarzy do watkow innych niz "Przydrozne krzyze". Zidentyfikowal jeszcze trzynascie nazwisk. Do gabinetu Dance wszedl Charles Overby w granatowym garniturze polityka. Przywital ja: -Kathryn... sluchaj, Kathryn, o co chodzi, podobno chlopak wypisuje w blogu jakies grozby? -Zgadza sie, Charles. Probujemy ustalid, skad sie wlamal. -Dzwonilo do mnie juz szesciu dziennikarzy. Dwoch znalazlo moj domowy numer. Zbylem ich byle czym, ale nie moge dluzej czekad. Za dwadziescia minut mam konferencje prasowa. Co mam im powiedzied? -Ze sledztwo jest w toku. Sciagamy dodatkowe sily do poszukiwao z San Benito. Kilka osob zglosilo, ze widzialo podejrzanego, ale nie mamy zadnych konkretow. 271 -Hamilton tez do mnie dzwonil. Dosd zdenerwowany.Hamilton Royce z Sacramento, milosnik podobnych garniturow o bystrym spojrzeniu i rumianej cerze. Wygladalo na to, ze agent Overby mial poranek obfitujacy w wydarzenia. -Cos jeszcze? -Chilton uniemozliwil pisanie postow w watku i poprosil Travisa, zeby sie zglosil na policje. -Pytam o szczegoly techniczne. -Pomaga nam namierzyd miejsce, z ktorego chlopak zhakowal blog. -To dobrze. Czyli cos jednak robimy. Mial na mysli cos, co docenia widzowie wiadomosci telewizyjnych w porze najwiekszej ogladalnosci. W przeciwieostwie do zmudnej, nieeleganckiej roboty policyjnej, ktora zajmowali sie od czterdziestu osmiu godzin. Dance pochwycila spojrzenie Bolinga, ktore mowilo, ze tez jest zaskoczony komentarzem Overby'ego. Rownoczesnie odwrocili wzrok, zanim na ich twarzach odmalowal sie szok. Overby zerknal na zegarek. -No dobrze. Ide sie schylid po mydlo. - Wyszedl z gabinetu, zeby przygotowad sie do konferencji prasowej. -Czy on w ogole wie, co to znaczy? - spytal ja Boling. -O mydle? Sama nie bardzo wiem. TJ zarechotal, ale nic nie powiedzial. Usmiechnal sie do Bolinga, ktory rzekl: -To powiedzonko wywodzi sie ze srodowisk wieziennych i wojskowych. Nie bede wyjasnial w szczegolach. -Dziekuje. - Dance opadla na krzeslo za biurkiem i pociagnela lyk kawy, ktora zmaterializowala sie cudownym sposobem, a potem, do licha z tym, wziela polowke paczka, ktory tez pojawil sie jako dar od bogow. -Czy Travis - to znaczy Stryker - pojawil sie potem w sieci? - zawolala do Jona Bolinga. -Nie. Nie mialem od Irva zadnej wiadomosci. Ale na pewno da nam znad. Nie sadze, zeby w ogole kladl sie spad. W jego zylach plynie czysty red buli. 272 Dance podniosla sluchawke i zadzwonila do Petera Benningtona z laboratorium kryminalistycznego w biurze szeryfa, zeby spytad o najnowsze informacje na temat dowodow rzeczowych. Chodzilo o to, ze chod zebrali juz dostatecznie duzo dowodow, aby oskarzyd Travisa o morderstwo, nie bylo zadnych sladow, ktore moglyby wskazad jego kryjowke, z wyjatkiem odrobiny ziemi znalezionej wczesniej-pochodzacej z innego miejsca niz pobocze drogi, gdzie postawiono krzyz. David Reinhold, gorliwy mlody funkcjonariusz: biura szeryfa, zadeklarowal sie, ze zbierze probki w okolicy domu Travisa; ziemi nie zidentyfikowano. Piaszczysta gleba... cholernie uzyteczny szczegol, pomyslala drwiaco Dance, zwlaszcza w okolicy, ktora ma ponad dwadziescia kilometrow najpiekniejszych plaz i wydm w calym stanie. Chociaz Charles Overby mogl poinformowad, ze CBI "rozpracowuje sprawe pod wzgledem technologicznym", i tak zadano mu na konferencji prasowej nieoczekiwany cios. Telewizor w gabinecie Dance byl wlaczony, mogli wiec ogladad ten nokaut na zywo. Dance przekazala Overby'emu wszystkie szczegoly z wyjatkiem jednego, o ktorym nic jeszcze nie wiedziala. -Agencie Overby - spytala dziennikarka. - Co robicie, aby ochronid mieszkaocow w swietle faktu, ze znaleziono nowy krzyz? Jakby dostal w glowe obuchem. -Oho - szepnal TJ. Zszokowana Dance popatrzyla na niego i obrocila wzrok na Bolinga. Po chwili znow spojrzala w telewizor. Dziennikarka wyjasnila, ze przed polgodzina slyszala taka wiadomosd w skanerze radiowym. Policja w Carmel znalazla kolejny krzyz z dzisiejsza data, 28 czerwca, niedaleko China Cove na autostradzie numer 1. -Tuz przed konferencja zostalem poinformowany o wynikach sledztwa przez agentke, ktora je prowadzi - wyrzucil z siebie Overby. -Widocznie o tym nie wiedziala. W kierownictwie biura CBI w Monterey pracowaly dwie agentki. Nie bylo trudno dowiedzied sie, o ktora z nich chodzi. Charles, ty sukinsynu. 273 Uslyszala kolejne pytanie dziennikarzy:-Agencie Overby, jak pan skomentuje fakt, ze miasto i caly Polwysep ogarnela panika? Dochodza do nas wiadomosci, ze kilku wlascicieli domow strzelalo do niewinnych osob, ktore przez przy. padek weszly im do ogrodu. Chwila milczenia. -To niedobrze. Rany boskie... Dance wylaczyla telewizor. Zadzwonila do biura szeryfa i dowiedziala sie, ze istotnie, niedaleko China Cove znaleziono kolejny krzyz, z dzisiejsza data. I bukiet czerwonych roz. Ekipa z wydzialu kryminalistycznego zbierala slady i przeszukiwala okolice. -Nie bylo zadnych swiadkow, agentko Dance - dodal policjant. Dance odlozyla sluchawke, po czym zwrocila sie do TJ-a. -Co powiedzieli Szwedzi? TJ dzwonil do serwisu proxy i zostawil dwie pilne wiadomosci. Jeszcze sie nie odezwali, chod w Sztokholmie byl dzieo roboczy i przed chwila minela pora lunchu. Pied minut pozniej do gabinetu wpadl jak burza Overby. -Nastepny krzyz? Nastepny krzyz? Co sie stalo, do cholery? -Sama dopiero sie o tym dowiedzialam, Charles. - A oni? Skad sie, u diabla, dowiedzieli? -Prasa? Maja skanery, kontakty. Zawsze tak sie dowiaduja, co robimy. Overby potarl opalone czolo. Spadlo kilka platkow zluszczonej skory. -No i jak wyglada sytuacja? -Miejsce zabezpieczaja ludzie Michaela. Jezeli znajda jakies dowody, dadza nam znad. - Jezeli znajda. -To nastolatek, Charles, nie zawodowiec. Na pewno zostawi jakis slad, ktory nas doprowadzi do jego kryjowki. Predzej czy pozniej. -Ale skoro postawil krzyz, to znaczy, ze bedzie probowal dzisiaj kogos zabid. -Kontaktujemy sie ze wszystkimi zidentyfikowanymi osobami, ktorym moze grozid niebezpieczeostwo. -A lokalizacja komputera? Co sie dzieje? 274 -Firma nie odpowiada - odezwal sie TJ. - Dzial prawny pisze prosbe o miedzynarodowy nakaz. Szef biura sie skrzywil.-Po prostu wspaniale. Gdzie jest ten serwis proxy? -W Szwecji. -Przynajmniej sa lepsi niz Bulgarzy - rzekl Overby. - Ale zanim laskawie zareaguja, minie miesiac. Wyslijcie prosbe, zebysmy mieli czym oslonid tylki, ale nie marnujcie na to czasu. -Tak jest. Overby wybiegl z gabinetu, wygrzebujac z kieszeni komorke. Dance chwycila swoj telefon i wezwala do siebie Reya Carranea i Alberta Stemple'a. Kiedy sie zjawili, oznajmila: -Meczy mnie juz ta defensywna taktyka. Wybierzemy pied czy szesd potencjalnych ofiar - z osob, ktore najbardziej atakowaly Travisa w komentarzach i ktore najbardziej wspieraly Chiltona. Wywieziemy ich stad i zaczniemy obserwowad ich domy albo mieszkania. Travis ma juz na celu nowa ofiare, a kiedy sie pojawi, czeka go ogromna niespodzianka. Do roboty. Rozdzial 26 Jak sie trzyma? - spytala Lily Hawken Donalda, swojego meza. -James? Niewiele mowi, ale pewnie jest mu teraz ciezko. Patrizii na pewno tez. Byli w pokoju swojego nowego domu w Monterey. I rozpakowywali sie, rozpakowywali... bez kooca. Drobna blondynka stala posrodku pokoju, na lekko rozstawionych nogach, i patrzyla na dwie plastikowe torby z zaslonami. -1 jak myslisz? Hawken byl w tym momencie nieco przytloczony zadaniami i zupelnie nie obchodzilo go przystrajanie okien, ale kobieta, z ktora ozenil sie dziewied miesiecy i trzy dni temu, wziela na siebie wieksza czesd ciezaru przeprowadzki z San Diego, wiec odlozyl narzedzia, za pomoca ktorych skladal stolik, i jeszcze raz spojrzal na rdzawa i czerwona tkanine. -Te po lewej. - Byl gotow natychmiast sie wycofad, gdyby odpowiedz okazala sie bledna. Ale wybor najwyrazniej byl trafny. -Tez je wole - powiedziala. - Policja postawi mu straznika pod domem? Mysla, ze ten chlopak go zaatakuje? Hawken wrocil do skrecania stolika. Ikea. Cholera, zdolnych maja projektantow. -On tak nie uwaza. Ale znasz Jima. Nawet gdyby chlopak chcial go napasd, Jim nie jest z tych, co to od razu biora nogi za pas. Uswiadomil sobie, ze Lily tak naprawde w ogole nie zna Jamesa Chiltona; jeszcze go nawet nie poznala. Wiedziala o jego przyjacielu tylko tyle, ile jej powiedzial. 276 Zreszta wiele aspektow jego zycia znala tylko z rozmow, niedo-mowieo i tego, co sama zdolala wywnioskowad. Tak wygladala ich sytuacja - dla obojga bylo to drugie malzeostwo; Donald kooczyl okres zaloby, a Lily dochodzila do siebie po dramatycznym rozwodzie. Poznali sie przez przyjaciol i zaczeli sie spotykad. Z poczatku nieufni, niemal rownoczesnie zorientowali sie, jak bardzo brakuje im czulosci i bliskosci. Hawken, swiecie przekonany, ze juz nigdy sie nie ozeni, oswiadczyl sie po pol roku-w barze wysypanym piaskiem i udajacym plaze na dachu hotelu w centrum San Diego, bo nie mogl dluzej czekad, by zaplanowad to w stosowniejszym miejscu. Lily mowila jednak o tym jak o najbardziej romantycznym zdarzeniu, jakie moglaby sobie wyobrazid. Na pewno pomogl brylantowy pierscionek na bialej wstazce, zawieszony na butelce piwa Anchor Steam. 1 tak rozpoczeli nowe zycie w Monterey. Dokonawszy oceny sytuacji, Donald Hawken uznal, ze jest szczesliwy. Szczesliwy jak maly chlopiec. Znajomi mowili mu, ze drugie malzeostwo po stracie zony wyglada inaczej. Ze czas wdowieostwa dokona w nim zasadniczych zmian. Nie bedzie zdolny do mlodzieoczego uczucia wypelniajacego kazda komorke ciala. Owszem, bedzie radosd z towarzystwa drugiej osoby, beda chwile namietnosci, ale zwiazek bedzie sie przede wszystkim opieral na przyjazni. Mylili sie. To bylo mlodzieocze, a nawet bardziej. Mial za soba gleboki, intensywny zwiazek z Sarah, kobieta piekna i zmyslowa, w ktorej mozna sie bylo zakochad na zaboj. I tak tez zakochal sie Hawken. Ale uczucie do Lily bylo rownie silne. Zgoda, w koocu dojrzal do tego, by przyznad, ze seks z Lily byl lepszy - w tym sensie, ze byl znacznie spokojniejszy. Sarah w lozku, oglednie mowiac... budzila respekt. (Jeszcze dzis niektore wspomnienia wywolywaly jego usmiech). Zastanawial sie, jak spodobaja sie Lily Jirn i Pat Chiltonowie. Hawken opowiadal jej o ich zazylej przyjazni, o czestych spotkaniach obu par. Wspolne zebrania w szkole dzieci, wspolne wyjscia na imprezy sportowe, przyjecia, grille... Opowiadajac o przeszlosci, zauwazyl nieco inny usmiech na twarzy Lily. Zapewnial ja jednak, 277 ze Jim Chilton tez jest mu w pewnym stopniu obcy. Po smierci Sarah Hawken byl tak przybity, ze stracil kontakt z wiekszoscia przyja. ciol.Ale teraz wracal do zycia. Zamierzal przygotowad z Lily dom a potem przywiezd dzieci, ktore na razie zamieszkaly u dziadkow w Encinitas. I wejsd w znajome koleiny sielankowego zycia na Polwyspie, ktore dobrze pamietal. Odnowi wielka przyjazo z Jimem Chiltonem, ponownie wstapi do klubu golfowego, bedzie sie spotykal z dawnymi znajomymi. Tak, to byla sluszna decyzja. Ale na horyzoncie pojawila sie chmura. Na pewno niegrozna i przelotna, mimo to nieco przydmila radosd. Gdy przyjechal na Polwysep, gdzie mieszkal z Sarah, mial wrazenie, jak gdyby czesciowo wskrzeszal pierwsza zone. Ruszyla lawina wspomnieo. To tutaj, w Monterey, Sarah byla troskliwa gospodynia, namietna kolekcjonerka sztuki i zaradna businesswoman. To tutaj Sarah byla zmyslowa, pelna energii i namietna kochanka. To tutaj Sarah dzielnie wkladala kombinezon piankowy i plywala w burzliwym oceanie, potem wychodzila, radosna i przemarznieta do szpiku kosci - inaczej niz ostatnim razem, gdy w poblizu La Jolla w ogole nie wyszla z wody, lecz fala wyrzucila ja na brzeg, bezwladna, z otwartymi, chod niewidzacymi oczami, a temperatura jej ciala nie roznila sie ani jednym stopniem od temperatury wody. Na te mysl Hawken poczul mocniejsze uderzenie serca. Potem kilka razy gleboko odetchnal i odsunal od siebie wspomnienia. -Pomoc ci? - Spojrzal na Lily i zaslony. Jego zona znieruchomiala i odlozyla prace. Podeszla do niego, wziela jego reke i polozyla sobie na dekolcie tuz pod szyja. Mocno go pocalowala. Usmiechneli sie do siebie, po czym Lily wrocila do okien. Hawken skooczyl skrecad stolik ze szkla i chromu, ktory postawil naprzeciwko kanapy. -Kochanie? - Lily, trzymajac w opuszczonej rece tasme miernicza, patrzyla przez okno. -Co? 278 -Wydaje mi sie, ze ktos tam jest.-Gdzie, w ogrodzie? -Nie wiem, czy to jeszcze nasz ogrod. Po drugiej stronie zywoplotu. -No to u kogos innego. Ziemia na srodkowym wybrzezu Kalifornii nie nalezy do najtaoszych. -Po prostu stoi i patrzy na dom. -Pewnie sprawdza, czy wprowadza sie tu rockandrollowy zespol albo komuna narkomanow. Lily zeszla stopieo nizej. -Po prostu stoi - powtorzyla. - Nie wiem, kochanie, wyglada troche dziwnie. Hawken podszedl do okna i wyjrzal. Niewiele stad widzial, ale wyraznie dostrzegl jakas postad przygladajaca sie zza krzakow. Nieznajomy mial na sobie szara bluze z naciagnietym na glowe kapturem. -Moze to dzieciak sasiada. Dzieci zawsze sa ciekawe, kto sie wprowadza. Moze chca sprawdzid, czy beda mieli rowiesnikow w sasiedztwie. Ja zawsze chcialem. Lily milczala. Hawken wyczuwal jej niepokoj, gdy stala, przechyliwszy waskie biodra, i spogladala przez okno spod zmarszczonych brwi. Jej blond wlosy byly przyproszone kurzem z kartonow. Czas zagrad rycerza. Hawken poszedl do kuchni i otworzyl tylne drzwi. Intruz zniknal. Zrobil kilka krokow naprzod, gdy nagle uslyszal krzyk zony: -Kochanie! Zaniepokojony zawrocil i wbiegl do domu. Lily, wciaz stojac na drabinie, wskazywala inne okno. Intruz wszedl do ogrodu z boku domu - tym razem na pewno na teren ich posesji, chod nadal zaslanialy go rosliny. -Cholera. Kto to jest? Zerknal na telefon, ale postanowil nie dzwonid pod 911. A jezeli to rzeczywiscie sasiad albo syn sasiada? Taki ruch moglby na zawsze pogrzebad szanse na przyjazo. Kiedy spojrzal jeszcze raz, postaci w kapturze juz nie bylo. 279 Lily zeszla z drabiny.-Gdzie on jest? Po prostu zniknal. Jak kamfora. -Nie mam pojecia. Patrzyli przez okno, rozgladajac sie po ogrodzie. Ani sladu. Fakt, ze nie mogli go nigdzie zauwazyd, przejmowal ich jeszcze wiekszym lekiem. -Chyba powinnismy... Hawken urwal, gdy Lily przerazliwie krzyknela: -Broo, on ma broo, Don! - Patrzyla przez okno od frontu. Jej maz chwycil telefon, wolajac: -Drzwi! Zamknij drzwi! Lily rzucila sie naprzod. Ale nie zdazyla. Drzwi otworzyly sie na osciez. Lily wrzasnela, a Don Hawken pociagnal ja na podloge i zaslonil cialem w szlachetnej, chod zapewne bezskutecznej probie ocalenia zycia zonie. Rozdzial 27 Dziny otwar... Siedzac samotnie w gabinecie Kathryn Dance, Jonathan Boling myszkowal w komputerze Travisa Brighama, goraczkowo poszukujac znaczenia tego kodu. dziny otwar... Nachylal sie nad ekranem, bebniac w klawisze i myslac, ze gdyby Dance tu byla i przyjrzala mu sie okiem znawcy mowy ciala, na pewno wyciagnelaby wnioski z jego postawy i skupionego spojrzenia: przypominal psa wietrzacego zdobycz. Jon Boling wpadl na jakis slad. Dance i reszta wyszli z biura, zeby zajad sie przygotowaniem obserwacji. Boling zostal w gabinecie, aby przetrzasnad komputer chlopca. Odnalazl trop i teraz probowal zlokalizowad wiecej danych, ktore pozwolilyby mu zlamad szyfr. dziny otwar... Co to znaczy? Komputery maja te ciekawa wlasciwosd, ze mieszkaja w nich duchy. Twardy dysk w skrzynce z metalu i plastiku przypomina sied tajemnych przejsd i korytarzy, prowadzacych coraz dalej i dalej w glab struktury pamieci. Mozna - chod nastrecza to powaznych trudnosci - odprawid egzorcyzmy i wypedzid z korytarzy duchy dawnych danych, lecz zwykle resztki zapisanych przez nas informacji pozostaja tu na zawsze, niewidzialne i rozbite na maleokie fragmenty. Boling wedrowal po tych korytarzach, uzywajac programu, ktory napisal jeden z jego studentow, i odczytywal strzepki danych pouty-kane w ciemnych zakamarkach jak zwiewne dusze zamieszkujace nawiedzony dom. 281 Duchy skojarzyly mu sie z tytulem filmu, ktory poprzedniego dnia pozyczyl mu syn Kathryn Dance. "Ghost in the Shell". Boling wrocil mysla do wieczoru spedzonego w jej domu, w milym towarzystwie jej rodziny i przyjaciol. Szczegolnie spodobaly mu sie dzieci. Nie watpia ze urocza i zabawna Maggie bedzie kobieta rownie niezwykla jak jej matka. Wes sprawial wrazenie bardziej wyluzowanego. Przyjemnie sie rozmawialo z tak blyskotliwym chlopcem. Boling czesto sie zastanawial, jakie bylyby jego dzieci, gdyby ozenil sie z Cassie. Mial nadzieje, ze dobrze jej sie mieszka w Chinach. Przypomnial sobie tygodnie tuz przed jej wyjazdem. I zaraz wycofal sie z zyczeo odnalezienia szczescia w Azji. Boling odsunal jednak na bok mysli o Cassie, aby skupid sie na lowach na ducha w komputerze. Przeczuwal, ze w skrawku kodu binarnego, ktory tlumaczyl sie na litery "dziny otwar", kryje sie cos waznego. Umysl Bolinga, ktory uwielbial lamiglowki i czesto dokonywal zaskakujacych spostrzezeo i przeskokow logicznych, automatycznie wywnioskowal, ze te slowa stanowia fragment wyrazenia "godziny otwarcia". Travis tuz przed swoim zniknieciem szukal tej frazy w sieci. Wynikalo z tego, ze byd moze, ale tylko byd moze, slowa odnosily sie do miejsca, ktore go interesowalo. Ale komputery nie przechowuja powiazanych ze soba danych w jednym miejscu. Kod oznaczajacy "dziny otwar" mogl sie kryd w zakurzonym schowku w piwnicy, ale nazwa lokalu czy instytucji, ktorej dotyczyly te slowa, mogla lezed w jakims korytarzu na strychu. Czesd adresu fizycznego w jednym miejscu, reszta gdzie indziej. Mozg komputera stale podejmuje decyzje o rozbijaniu danych na kawalki i upychaniu ich w miejscach, ktore wydaja mu sie logiczne, lecz sa zupelnie niezrozumiale dla laika. Tak wiec Boling szedl tym tropem, blakajac sie po mrocznych, pelnych widm korytarzach. Odnosil wrazenie, ze od dawna, moze nawet miesiecy, nie zaangazowal sie z takim zapalem w zaden projekt. Jonathan Boling lubil prace na uniwersytecie. Z natury byl ciekawy, chetnie podejmowal sie badao i pisania, uwielbial inspirujace rozmowy z kolegami z wydzialu i studentami, uwielbial wzbudzad w mlodych ludziach entuzjazm do nauki. Widzac blysk przejecia w oczach studenta, gdy 282 przypadkowe fakty polaczyly sie w zrozumiala calosd, odczuwal czysta radosd.Ale w tym momencie zadowolenie i sukcesy w pracy na uczelni zeszly na drugi plan. Mial teraz poczucie misji i musial ratowad ludziom zycie. I nie liczylo sie nic innego poza zlamaniem szyfru. dziny otwar... Zajrzal do kolejnego schowka w nawiedzonym domu. Znalazl tylko bezladna mieszanine bajtow. Kolejny falszywy trop. Znow zaczal stukad w klawiature. I nic. Boling przeciagnal sie i glosno chrupnelo mu w stawie. No, Travis, dlaczego tak cie interesuje to miejsce. Co ci sie w nim podoba? Ciagle tam chodzisz? Pracuje tam twoj kolega? Kupujesz tam cos z polek, z gablot, ze stojakow? Minelo jeszcze dziesied minut. Poddad sie? Nie ma mowy. Wszedl do innej czesci nawiedzonego domu. Zdumial sie i parsknal smiechem. Jak gdyby nagle polaczyly sie elementy ukladanki, zmaterializowalo sie rozwiazanie zagadki "dziny otwar". Gdy zobaczyl nazwe, zwiazek Travisa Brighama z tym miejscem wydal sie oczywisty. Profesor byl na siebie zly, ze nie wpadl na to nawet bez cyfrowej wskazowki. Sprawdziwszy adres, zdjal z paska telefon i zadzwonil do Kathryn Dance. Po czterech sygnalach odezwala sie poczta glosowa. Chcial zostawid wiadomosd, ale spojrzal w notatki. To bylo niedaleko siedziby CB1. Nie wiecej niz pietnascie minut jazdy. Zatrzasnal telefon z cichym stukiem, wstal i wlozyl marynarke. Spogladajac mimowolnie na zdjecie Dance i jej dzieci - z psami na pierwszym planie - wybiegl z jej gabinetu i skierowal sie do wyjscia. Jon Boling mial swiadomosd, ze to chyba bardzo zly pomysl, mimo to opuscil sztuczny swiat, by kontynuowad poszukiwania w realu. -Czysto - poinformowal Kathryn Dance Rey Carraneo, wrociwszy do salonu i stajac obok Donalda i Lily Hawkenow. Dance, sciskajac w reku pistolet, patrzyla czujnie przez okna i zagladala do pokojow niewielkiego domu. 283 Zszokowani gospodarze siedzieli na nowej kanapie, z ktorej nie zdazyli jeszcze zdjad foliowego opakowania.Dance wlozyla glocka do kabury. Nie spodziewala sie, by chlopiec byl w srodku - chowal sie w ogrodzie z boku domu i uciekl, gdy przyjechala policja - ale znajac wprawe i umiejetnosci walki Travisa z gry "DimensionQuest", obawiala sie, ze nastolatek moglby tylko udad, ze ucieka, a w rzeczywistosci zakrasd sie do domu. Otworzyly sie drzwi i do srodka wetknal glowe zwalisty Albert Stemple. -Nic. Dal noge. - Agent dyszal i rzezil - z powodu wysilku, a takze z powodu skutkow kontaktu z gazem w domu Kelley Morgan. -Wyslalem czlowieka, zeby rozejrzal sie po ulicach. Jedzie do nas jeszcze szesd wozow. Ktos widzial czlowieka w kapturze, jadacego na rowerze miedzy domami w kierunku centrum. Zglosilem to, ale... -Wzruszyl ramionami i zniknal. Po chwili uslyszeli jego ciezkie kroki na stopniach, gdy rosly agent wrocil do grupy prowadzacej oblawe. Dance, Carraneo, Stemple i zastepca szeryfa z policji okregowej przyjechali dziesied minut temu. Gdy spotykali sie z potencjalnymi ofiarami, Dance przyszla do glowy pewna mysl. Przypomniala sobie o hipotezie Jona Bolinga, zgodnie z ktora Travis, poszerzajac krag obiektow, mogl wziad na cel ludzi, o ktorych pojawily sie tylko przychylne opinie w blogu, jesli nawet sami nie napisali tam ani slowa. Dance jeszcze raz wlaczyla blog i przeczytala strone glowna. http: //www. thechiltonreport. com W oczy rzucilo sie jej nazwisko Donalda Hawkena, dawnego przyjaciela Jamesa Chiltona, ktory zostal wspomniany w czesci "Z wlasnego podworka". Mozliwe, ze to Hawken byl ofiara, ktorej Travis wystawil krzyz na wietrznym odcinku autostrady numer 1. Tak wiec pojechali do niego, zeby zabrad Hawkena i jego zone w bezpieczne miejsce i zaczad obserwowad jego dom. Ale gdy zjawili sie na miejscu, Dance zobaczyla jakas postad w kapturze, prawdopodobnie trzymajaca broo, ktora czaila sie w krzakach z boku posesji. Wyslala Alberta Stemple'a i zastepce szeryfa, zeby zlapali intruza, a Rey Carraneo i Dance wpadli do domu z wyciagnieta bronia, zeby ochronid Hawkena i jego zone. 284 Hawkenowie nie ochloneli jeszcze z szoku; wzieli Carranea za morderce, gdy agent w cywilu wtargnal przez otwarte drzwi, unoszac pistolet.Motorola zatrzeszczala i Dance wlaczyla odbior. To znow byl Stemple. -Jestem w ogrodzie z tylu. Znalazlem krzyz wyryty w ziemi i rozsypane dookola platki roz. -Zrozumialam, Al. Lily zamknela oczy i oparla glowe na ramieniu meza. Cztery, pied minut, pomyslala Dance. Gdybysmy przyjechali o tyle pozniej, oboje juz by nie zyli. -Dlaczego my? - spytal Hawken. - Przeciez nic mu nie zrobilismy. Nie pisalismy w blogu. Nawet go nie znamy. Dance wyjasnila, ze chlopak poszerza krag obiektow ataku. -To znaczy, ze w niebezpieczeostwie jest kazda osoba wspomniana w blogu? -Na to wyglada. W ciagu paru minut okolice domu zaroily sie od policjantow, ale chod Travisa szukalo kilkudziesieciu funkcjonariuszy, z meldunkow jasno wynikalo, ze nigdzie nie mogli go znalezd. Jakim cudem udalo sie uciec dzieciakowi na rowerze, pomyslala ze zloscia Dance. Po prostu sie rozplynal. Gdzie sie ukryl? W czyjejs piwnicy? Na opuszczonej budowie? Pod dom podjechaly pierwsze samochody prasy, pojawily sie furgonetki z antenami satelitarnymi na dachu, kamerzysci rozstawiali i uruchamiali sprzet. Gotowi jeszcze bardziej podsycad panike w miescie. Nadjechaly nowe sily policji z kilkoma funkcjonariuszami na motocyklach. -Ciagle jest pan wlascicielem domu w San Diego? - spytala Hawkena Dance. -Jest wystawiony na sprzedaz - odpowiedziala za meza Lily. - Nie ma jeszcze kupca. -Chcialabym, zeby tam paostwo wrocili. -Nie ma juz mebli - wyjasnil Hawken. - Oddalismy na przechowanie. -Maja paostwo u kogo sie zatrzymad? 285 -U moich rodzicow. Mieszkaja teraz u nich dzieci Donalda. -Prosze wiec tam pojechad, dopoki nie znajdziemy Travisa. -Chyba moglibysmy - odrzekla Lily. -Jedz sama - powiedzial jej Hawken. - Nie zostawie Jima. - Nie moze pan nic zrobid, zeby mu pomoc - wlaczyla sie Dance. -Owszem, moge. Przyda mu sie moje wsparcie moralne. Na pewno bardzo to przezywa. Potrzebuje przyjaciol. -Na pewno bedzie wdzieczny za taka lojalnosd - ciagnela Dance - ale prosze spojrzed, co sie stalo. Chlopak wie, gdzie pan mieszka, i wyraznie chce zrobid panu krzywde. -Przeciez zlapiecie go za pol godziny. -Albo i nie zlapiemy. Naprawde nalegam, panie Hawken. Wtedy gospodarz pokazal twardy charakter biznesmena. -Nie zostawie go - oswiadczyl stanowczo, po czym lagodniejszym tonem dodal: - Musze cos wyjasnid. - Dyskretnie zerknal na zone. Po krotkim milczeniu rzekl: - Dwa lata temu zmarla Sarah, moja pierwsza zona. -Przykro mi. Lekcewazace wzruszenie ramion, ktore Dance doskonale znala. -Jim rzucil wszystko; przyjechal do mnie w ciagu godziny. Mieszkal ze mna i moimi dziedmi przez tydzieo. Pomagal we wszystkim mnie i rodzinie Sarah. Zajal sie jedzeniem, przygotowaniem pogrzebu, a nawet pral i sprzatal. Ja bylem jak sparalizowany. Po prostu nie potrafilem nic zrobid. Wydaje mi sie, ze chyba wtedy uratowal mi zycie. W kazdym razie na pewno nie zwariowalem tylko dzieki niemu. W pamieci Dance odzyly wspomnienia miesiecy po smierci jej meza - gdy Martine Christensen, podobnie jak Chilton Hawkenowi, poswiecila jej caly swoj czas. Dance nigdy nie zrobilaby sobie krzywdy - przeciez miala dzieci - ale bywaly chwile, w ktorych rzeczywiscie mogla postradad zmysly. Rozumiala lojalnosd Donalda Hawkena. -Nie wyjade - powtorzyl stanowczo. - Nie ma sensu mnie o to prosid. - Przytulil zone. - Ale ty jedz. Chce, zebys wyjechala. Bez chwili wahania Lily odparla: -Nie. Zostane z toba. 286 Dance zwrocila uwage na jej spojrzenie. Podziw, szczescie, determinacja... Serce sie jej scisnelo, gdy pomyslala: on stracil pierwsza zone, otrzasnal sie z rozpaczy i znalazl nowa milosd. To sie moze zdarzyd, widzisz? Przerwala rozpamietywanie wlasnego zycia. _ No dobrze - zgodzila sie niechetnie. - Ale natychmiast musza paostwo opuscid dom, isd do hotelu i nikomu sie nie pokazywad, przydzielimy wam ludzi do ochrony.-Zgoda. W tym momencie przed domem zahamowal z piskiem samochod i uslyszeli czyjs zdenerwowany glos. Dance i Carraneo wyszli na werande. -Wszystko gra - rzekl Albert Stemple, leniwie przeciagajac samogloski. - To tylko Chilton. Do blogera widocznie dotarla wiadomosd, wiec jak najszybciej przyjechal. Wbiegl po schodach. -Co sie stalo? - Dance ze zdziwieniem uslyszala w jego glosie nutke paniki. Wczesniej byla to zlosd, malostkowosd i arogancja, ale nigdy nie wychwycila tonu paniki. - Nic im nie jest? -Wszystko w porzadku - odparla. - Byl tu Travis, ale Donald jest caly i zdrowy. Jego zona tez. -Co sie stalo? - Bloger mial przekrzywiony kolnierz kurtki. Hawken i Lily wyszli z domu. - Jim! Chilton przypadl do nich i usciskal przyjaciela. -Nic ci sie nie stalo? -Nic, nic. Wczesniej przyjechala policja. -Zlapaliscie go? - zapytal Chilton. -Nie - przyznala Dance, spodziewajac sie uslyszed ostra krytyke za taka nieudolnosd. Ale Chilton chwycil jej dloo i mocno uscisnal. Dziekuje, dziekuje, dziekuje. Uratowala ich pani. Dziekuje. Z zaklopotaniem skinela glowa i wyswobodzila reke. Bloger odwrocil sie do Lily z zaciekawionym usmiechem. Dance domyslila sie, ze nie znaja sie osobiscie. Hawken przedstawil ich sobie, a Chilton serdecznie usciskal Lily. -Tak mi przykro. Nigdy, przenigdy na swiecie nie pomyslalbym, tez ucierpisz z tego powodu. 287 -Kto mogl sie tego spodziewad? - odrzekl Hawken. Chilton usmiechnal sie ze smutkiem i powiedzial do przyjaciela--Po takim powitaniu na polwyspie Monterey pewnie nie bedzie chciala tu zostad. Jutro wyjedzie. Wreszcie Lily zdobyla sie na niesmialy usmiech. -Pewnie bym wyjechala. Ale kupilismy juz zaslony. - Ruchem glowy wskazala dom. Chilton sie zasmial. -Dowcipna osobka, Don. Moze ona zostanie, a ty wyjedziesz do San Diego? -Obawiam sie, ze nie odczepisz sie od zadnego z nas. Chilton spowaznial. -Musicie wyjechad, wrocicie, jak to sie skooczy. -Probowalam ich do tego namowid - wtracila Dance. - Nie wyjedziemy. -Don... - zaczal Chilton. Ale Hawken rozesmial sie i wskazal na Dance. -Mam pozwolenie od policji. Agentka Dance sie zgodzila. Ukryjemy sie w hotelu. Jak Bonnie i Clyde. -Ale... -Zadnych ale, stary. Jestesmy i juz sie nas nie pozbedziesz. Chilton otworzyl usta, zeby zaprotestowad, ale zauwazyl drwiacy usmiech Lily, ktora oznajmila: -Lepiej nie mow tej dziewczynie, co ma robid, Jim. Bloger znow wybuchnal smiechem. -Zgoda. Dziekuje wam. Jedzcie do hotelu. I zostaocie tam. Za dzieo czy dwa bedzie po wszystkim i zycie wroci do normy. -Od wyjazdu nie widzialem Pat i chlopcow - rzekl Hawken. - Ponad trzy lata. Dance przyjrzala sie blogerowi. Zmienilo sie w nim cos jeszcze. Agentka miala wrazenie, ze pierwszy raz zobaczyla jego ludzkie oblicze, jak gdyby dzieki niedoszlej tragedii wykonal kolejny krok, przechodzac ze sztucznego swiata do rzeczywistego. Bojownik mial wolne, przynajmniej na razie. Zostawila ich, by swobodnie porozmawiali o dawnych czasach, i poszla za dom. Nagle zaskoczyl ja czyjs glos dobiegajacy z krzakow. -Dzieo dobry. Obejrzawszy sie, zobaczyla mlodego zastepce szeryfa, ktory im pomagal - Davida Reinholda. -Witam pana. Wyszczerzyl zeby w usmiechu. -Prosze mi mowid David. Slyszalem, ze tu byl. Prawie go zlapaliscie. -Kathryn. Prawie robi wielka roznice. Reinhold dzwigal kilka obitych metalowych neseserow z napisem MCSO - CSU: wydzial kryminalistyczny biura szeryfa. -Przykro mi, ze nie potrafilem powiedzied nic pewnego o tych galeziach z twojego ogrodu - o tym krzyzu. -Ja tez nie potrafilam. Pewnie to przypadek. Gdybym przycinala drzewa jak nalezy, w ogole nie byloby sprawy. Obrocil na nia blyszczace oczy. -Masz ladny dom. -Dzieki. Mimo balaganu w ogrodzie. -Nie, wyglada na naprawde wygodny. -A ty, David? - spytala policjanta. - Mieszkasz w Monterey? -Mieszkalem. Mialem wspollokatora, ale wyjechal, wiec musialem sie przeprowadzid do Marina. -Jestem ci bardzo wdzieczna za pomoc. Szepne o tobie slowko Michaelowi 0'Neilowi. -Naprawde, Kathryn? Byloby wspaniale. - Rozpromienil sie. Reinhold odwrocil sie i zaczal grodzid ogrod zolta tasma. Dance popatrzyla na srodek zaznaczonego czworoboku: na wydrapany w ziemi krzyz i garsd rozsypanych platkow. Przeniosla wzrok na zbocza wzgorz Monterey opadajace stromo ku zatoce, gdzie poblyskiwala srebrna tafla wody. Piekny panoramiczny widok. Ale dzis budzil w niej taki sam niepokoj jak widok okropnej maski Qetzala, demona z "DimensionQuest". Gdzies tam jestes, Travis. Tylko gdzie? 288 Rozdzial 2RBawil sie w gliniarza. Scigal Travisa tak jak Jack Bauer terrorystow. Jon Boling mial trop: miejsce, z ktorego Travis prawdopodobnie przeslal wpis do blogu z rysunkiem maski i makabrycznego mordu kobiety, troche przypominajacej Kathryn Dance. Miejsce, gdzie chlopak gral w swoja ukochana gre "DimensionQuest". "Godziny otwarcia", ktore znalazl w mrocznych korytarzach komputera Travisa, dotyczyly Lighthouse Arcade, salonu gier komputerowych i wideo w New Monterey. Oczywiscie pokazujac sie w publicznych miejscach podczas oblawy, chlopak narazalby sie na ryzyko. Jesli jednak wybieral bezpieczne trasy, nosil ciemne okulary, czapke i cos innego zamiast bluzy z kapturem, ktora wymieniano w rysopisie podawanym przez wiadomosci telewizyjne, mogl sie poruszad nawet calkiem swobodnie. Poza tym osoba uzalezniona od gier sieciowych i morpegow nie miala wyboru i musiala ryzykowad, ze zostanie odnaleziona. Boling zjechal swoim audi z autostrady na Del Monte, potem Lighthouse i ruszyl w kierunku dzielnicy, gdzie znajdowal sie salon gier. Towarzyszylo mu pewnego rodzaju radosne podniecenie. Byl czterdziestoletnim wykladowca uniwersyteckim, ktory utrzymywal sie glownie z pracy wlasnego umyslu. Nigdy nie uskarzal sie na niedostatek odwagi. Uprawial wspinaczke skalkowa, nurkowanie z akwalungiem, narciarstwo zjazdowe. Z kolei swiat mysli takze nie byl wolny od niebezpieczeostw - na szwank narazano kariere, reputacje, dobre samopoczucie. Boling toczyl boje z kolegami z uczelni-Padal takze ofiara atakow w Internecie, podobnie jak Travis, choc 290 szkalowano go przy uzyciu lepszej ortografii, gramatyki i interpunk-cjj Niedawno zostal zaatakowany za sprzeciw wobec wymiany plikow z tresciami objetymi prawem autorskim.Nie spodziewal sie tak zjadliwych napasci. Sprawili mu baty... nazwali "pieprzonym kapitalista", "kurwa wielkiego biznesu". Szczegolnie podobalo mu sie okreslenie "profesor masowej zaglady". Niektorzy koledzy wrecz przestali sie do niego odzywad. Ale doznane przez niego krzywdy nie mogly sie oczywiscie rownad z ryzykiem, na jakie co dzieo narazali sie Kathryn Dance i inni funkcjonariusze. I na jakie sam wlasnie sie narazal. Bawil sie w gliniarza... Boling zdawal sobie sprawe, ze udziela nieocenionej pomocy Kathryn i pozostalym. Cieszyl sie z tego i cieszyl sie, ze oni takze maja swiadomosd jego udzialu w sledztwie. Ale bedac tak blisko akcji, sluchajac rozmow telefonicznych, obserwujac twarz Kathryn, gdy notowala informacje o przestepstwach, widzac, jak jej dloo bezwiednie gladzi spoczywajacy w kaburze pistolet... zapragnal wziad w tym czynny udzial. Cos jeszcze, Jon? - zapytal sie drwiaco. No dobrze, moze probowal jej zaimponowad. To absurd, ale widzac, jak dobrze rozumie sie z Michaelem 0'Neilem, czul uklucie zazdrosci. Zachowujesz sie jak cholerny malolat. Mimo to cos zaiskrzylo. Boling nie potrafil wyjasnid - a ktoz potrafil - jak i kiedy zdal sobie z tego sprawe. To sie dzialo szybko albo nigdy. Dance byla samotna, on tez. Doszedl do siebie po rozstaniu z Cassie (zgoda, prawie doszedl); czy Kathryn byla juz gotowa spotykad sie z kims innym? Sadzil, ze wyslala mu kilka sygnalow. Ale co wlasciwie oznaczaly? W przeciwieostwie do niej w ogole nie znal sie na mowie ciala. Scislej mowiac, byl mezczyzna, przedstawicielem gatunku genetycznie obciazonego chroniczna nieswiadomoscia. Boling zaparkowal swoje szare A4 niedaleko Lighthouse Arcade, na bocznej uliczce w krainie cieni na polnoc od Pacific Grove. Pamietal czasy, gdy ta dzielnica malych sklepikow i jeszcze mniej- 291 szych mieszkao, nazywana New Monterey, przy pominala miniature Haight-Ashbury w San Francisco, wtloczone miedzy awanturnicze miasteczko zolnierzy i religijny azyl. (Nazwa Lovers Point w Pacific Grove nie pochodzila od kochankow, lecz od milosci do Jezusa). Dzis ta okolica byla rownie nijaka jak kazdy pasaz handlowy w Omaha czy Seattle.W nedznym salonie Lighthouse Arcade panowal polmrok i unosil sie mdly zapach. Boling rozejrzal sie po surrealnym wnetrzu. Przy terminalach siedzieli gracze - w wiekszosci chlopcy -gapiac sie w ekrany, szarpiac joysticki i tlukac w klawiatury. Stanowiska rozdzielaly wysokie, zakrzywione sciany, wylozone czarnym, dzwiekochlonnym materialem, a przy kazdym stalo wygodne, skorzane krzeslo z wysokim oparciem. Bylo tu wszystko, czego potrzebowal mlody czlowiek, by doswiadczyd pelni cyfrowych wrazeo. Poza komputerami i klawiaturami salon byl wyposazony w tlumiace halas sluchawki, mikrofony, panele dotykowe, urzadzenia sterujace takie jak kierownice i wolanty, okulary 3D i rzedy gniazd zasilania, USB, firewire, audio-wideo i mniej znanych zlacz. Przy niektorych stanowiskach byly piloty konsol Wii. Boling pisal o najnowszych trendach w swiecie gier: o pochodzacych z Japonii konsolach "total immersion", gdzie dzieciaki mogly siedzied godzinami w ciemnej, zamknietej przestrzeni, calkowicie odciete od rzeczywistego swiata i grad w gry komputerowe. Wynalazek wydawal sie naturalny w kraju znanym z hikikomori, czyli "oddzielenia sie", coraz powszechniejszego stylu zycia mlodych ludzi, na ogol chlopcow i mezczyzn, ktorzy stawali sie odludkami, miesiacami albo latami nie opuszczali swoich pokojow, kontaktujac sie z otoczeniem wylacznie za pomoca komputerow. Halas mogl spowodowad utrate orientacji: zewszad dobiegala kakofonia elektronicznie generowanych dzwiekow - eksplozji, wystrzalow, odglosow zwierzat, makabrycznych wrzaskow i smiechow - i morze niezrozumialych ludzkich glosow rozmawiajacych przez mikrofony z innymi graczami rozsianymi po swiecie. W glosnikach trzeszczaly odpowiedzi. Od czasu do czasu z czyjegos gardla wyrywal sie ochryply krzyk albo przekleostwo, kiedy nieszczesny gracz stracil zycie lub zdal sobie sprawe z taktycznego bledu. 292 Lighthouse Arcade, podobny do tysiecy przybytkow tego rodzaju na calej kuli ziemskiej, stanowil ostatni szaniec rzeczywistosci, za ktorym gracz pograzal sie w otchlani sztucznego swiata.Boling poczul wibrowanie na biodrze. Spojrzal na wyswietlacz komorki. Wiadomosd od Irva, jego studenta, brzmiala: Stryker pied minut temu zalogowal sie na DQH Boling podskoczyl jak oparzony i rozejrzal sie po salonie. Czyzby Travis tu byl?! Z powodu przegrod mogl zobaczyd najwyzej dwa stanowiska naraz. Za lada siedzial dlugowlosy mlody czlowiek. Zupelnie nie zwazajac na halas, czytal powiesd science fiction. Boling podszedl do niego. -Szukam pewnego chlopca. Nastolatka. Dlugowlosy ironicznie uniosl brew. Jak gdybym szukal drzewa w lesie. - Tak? -Gra w "DimensionQuest". Wpisal pan kogos okolo pieciu minut temu? -Nikogo nie zapisujemy. Gra sie na zetony. Mozna je kupid tutaj albo w automacie. - Chlopak badawczo przygladal sie Bolingowi. - A pan co, ojciec? -Nie. Chce go tylko znalezd. -Moge zajrzed do serwerow. Sprawdze, czy ktos sie logowal do "DQ". -Naprawde? -Taaa. -To swietnie. Ale chlopak nie wykonal zadnego ruchu, zeby sprawdzid serwery; stal i patrzyl na Bolinga zza grzywy tlustych wlosow. Ach, rozumiem. Musimy ponegocjowad. Super. Jak prawdziwy detektyw, pomyslal Boling. Po chwili w kieszeni brudnych dzinsow chlopaka zniknely dwie dwudziestodolarowki. -Jego awatar ma na imie Stryker, jezeli to w czyms pomoze - poinformowal go Boling. -Zaraz wracam - odburknal chlopak i zniknal. Boling zobaczyl, jak wylania sie na drugim koocu sali i idzie na zaplecze. Wrocil po pieciu minutach. 293 -Jakis Stryker, zgadza sie, gra w "DQ". Wlasnie sie zalogowal Stanowisko czterdziesci trzy. Tam.-Dzieki. -Aha. - Chlopak wrocil do ksiazki. Boling zastanawial sie goraczkowo: co mam zrobid? Kazad ewakuowad salon? Nie, Travis sie zorientuje. Lepiej zadzwonid pod 911 Ale moze najpierw sprawdzid, czy chlopak jest sam. Bedzie mial przy sobie broo? Wyobrazil sobie, jak od niechcenia przychodzi obok Travisa, wyrywa mu pistolet zza paska i trzyma na muszce do przyjazdu policji. Nie. Nie rob tego. Pod zadnym pozorem. Czujac, jak poca sie mu dlonie, Boling wolnym krokiem ruszyl w kierunku stanowiska numer 43. Szybko zajrzal za przegrode. Na ekranie komputera zobaczyl krajobraz Aetherii, ale krzeslo bylo puste. W przejsciach nie bylo jednak nikogo. Stanowisko 44 bylo puste, ale 45 zajmowala dziewczyna z krotkimi zielonymi wlosami, ktora grala w jakas gre oparta na sztukach walki. Boling podszedl do niej. Przepraszam. Dziewczyna okladala przeciwnika druzgocacymi ciosami. Wreszcie stwor padl martwy na ziemie, a jej awatar wgramolil sie na cialo i oderwal mu glowe. -Co jest? - Zielonowlosa nie odrywala wzroku od ekranu. -Chodzi o chlopaka, ktory tu przed chwila siedzial. Gral w "DQ". Gdzie on jest? -Nie wiem. Jimmy podszedl do niego, cos mu powiedzial i gosd wyszedl. Przed chwila. -Kto to jest Jimmy? -No ten facet za lada. Niech to szlag! Wlasnie zaplacilem gowniarzowi czterdziesci dolarow za to, zeby dal cynk Travisowi. Gliniarz pozal sie Boze. Boling spiorunowal wzrokiem dlugowlosego chlopaka, ktory ostentacyjnie pograzyl sie w lekturze. Profesor sprintem wybiegl, trzaskajac drzwiami. Zapiekly go oczy, przyzwyczajone do polmroku panujacego w salonie. Zatrzymal sie miedzy budynkami, patrzac w lewo i prawo. Nagle dostrzegl sylwetke 294 mlodego czlowieka, oddalajacego sie szybkim krokiem, z pochylonagl?Nie rob nic glupiego, powiedzial sobie. Wyciagnal z futeralu telefon BlackBerry. Chlopak przed nim zaczal biec. Po namysle, trwajacym dokladnie jedna sekunde, Jon Boling tez puscil sie biegiem. Rozdzial 29 Hamilton Royce, rzecznik praw funkcjonariuszy z prokuratury stanowej w Sacramento, wylaczyl telefon. Opusciwszy reke, w ktorej trzymal komorke, rozmyslal o zakooczonej przed chwila rozmowie - prowadzonej w jezyku Politycznych i Korporacyjnych Eufemizmow. Krecil sie po korytarzach CBI, rozwazajac rozne mozliwosci. Wreszcie wrocil do gabinetu Charlesa Overby'ego. Szef biura regionalnego siedzial rozparty w swoim fotelu przed komputerem, ogladajac w Internecie relacje ze sledztwa. Mowiono, ze policja byla bliska zlapania mordercy w domu przyjaciela blogera, ale podejrzany zdolal sie wymknad i prawdopodobnie bedzie terroryzowal kolejnych mieszkaocow polwyspu Monterey. Royce pomyslal, ze prosta informacja o tym, ze policja uratowala przyjacielowi zycie, nie pasuje do profilu sieci, holdujacej zasadzie "ogladajcie tylko nas, bo pozalujecie". Overby wcisnal kilka klawiszy i wlaczyl inna stacje. Prowadzacy specjalna relacje wolal nazywad Travisa "Morderca Graczem Wideo", zamiast kojarzyd go z maska czy przydroznymi krzyzami. Opisywal wlasnie, jak chlopak przed zabojstwem znecal sie nad ofiarami. Niewazne, ze zginal tylko jeden czlowiek, ktory zreszta zostal zabity strzalem w tyl glowy podczas ucieczki. Co raczej minimalizowalo cierpienie. -Sluchaj, Charles - powiedzial w koocu Royce. - Coraz bardziej sie denerwuja. Prokurator okregowy. - Uniosl komorke gestem policjanta pokazujacego odznake w trakcie aresztowania. -Wszyscy sie denerwujemy - zawtorowal mu Overby. - Denerwuje sie caly Polwysep. Mowilem juz, ze to naprawde nasza priorytetowa 296 sprawa. - Twarz mu spochmurniala. - Sacramento ma zastrzezenia d0 sledztwa?-Nie jako takiego. - Royce pozostawil te enigmatyczna odpowiedz w zawieszeniu, aby brzeczala w glowie Overby'ego jak natretna mucha. -Robimy wszystko, co sie da. -Podoba mi sie ta twoja agentka, Dance. -Och, jest swietna. Nic jej nie umknie. Niespiesznie, z namyslem pokiwal glowa. -Prokurator stanowy ma wyrzuty sumienia z powodu tych ofiar. Ja tez. - Royce staral sie tonem pelnym wspolczucia, starajac sie przypomnied sobie, kiedy ostatni raz naprawde mial wyrzuty sumienia. Chyba gdy nie zdazyl na operacje usuniecia wyrostka u corki, bo byl wlasnie w lozku z kochanka. -Tragedia. -Wiem, ze powtarzam sie jak zacieta plyta, ale naprawde uwazam, ze najwiekszym problemem jest ten blog. -Owszem - zgodzil sie Overby. - To oko cyklonu. Gdzie panuje cisza i jest piekne, bezchmurne niebo, poprawil go w mysli Royce. -Przeciez Kathryn namowila Chiltona, aby zamiescil apel do chlopaka z prosba, zeby sam sie zglosil - zauwazyl szef CBI. - Chilton podal nam tez informacje na temat serwera... tego serwisu proxy w Skandynawii. -Rozumiem. Ale... dopoki blog dziala, bedzie przypominal wszystkim, ze wciaz nie zrobiono tego, co trzeba. - W domysle: nie wykonaliscie tego, co do was nalezy. - Wracam do tamtego pytania, czy mamy cos na temat Chiltona, co mogloby sie nam przydad. -Kathryn obiecala, ze bedzie miala oczy szeroko otwarte. -Jest zajeta. Zastanawiam sie, czy juz czegos nie znalazla. Naprawde nie chcialbym przeszkadzad agentce Dance w sledztwie. Moze udaloby mi sie cos podejrzed. -Podejrzed? -Chyba nie mialbys nic przeciwko temu, Charles? Gdybym zerknal do akt. Moze moglbym spojrzed z innego punktu widzenia. Bo szczerze mowiac, mam wrazenie, ze Kathryn jest chyba zbyt lagodna. 297 -Zbyt lagodna?-Miales nosa, Charles, przyjmujac ja do pracy. - Agent przyjaj ten komplement bez slowa komentarza, chod, jak Royce swietnie wiedzial, kiedy Overby objal swoje stanowisko, Kathryn Dance pracowala w CBI juz cztery lata. - Sprytny ruch. Zobaczyles w niej odtrutke na cynizm takich starych piernikow jak ty i ja. Ale cena za to j est pewna... naiwnosd. -Sadzisz, ze ma cos na Chiltona i o tym nie wie? -Calkiem mozliwe. Na twarzy Overby'ego malowalo sie napiecie. -W takim razie przepraszam cie w jej imieniu. Powiedzmy, ze to przez nieuwage, zgoda? Gryzie sie sprawa matki. Nie jest w najlepszej formie, moze mied klopoty z koncentracja. Ale naprawde sie stara. Hamilton Royce byl znany z bezwzglednosci. Ale nigdy nie sprzedalby takim komentarzem lojalnego czlonka swojego zespolu. To naprawde robi wrazenie, pomyslal, zobaczyd, jak ktos bez skrupulow okazuje trzy najgorsze cechy ludzkiej natury naraz: tchorzostwo, malostkowosd i zaklamanie. -Kathryn jest u siebie? -Zaraz sie dowiem. - Overby zadzwonil i zaczal rozmawiad z asystentka Dance, jak Royce sie domyslil. Po chwili odlozyl sluchawke. -Jest jeszcze na miejscu zdarzenia, w domu Hawkenow. -W takim razie pojde rzucid okiem. - Royce zrobil taka mine, jak gdyby wlasnie cos mu przyszlo do glowy. - Oczywiscie lepiej bedzie, jezeli nikt mi nie bedzie przeszkadzal. -Mam pomysl. Wezwe do siebie jej asystentke i o cos ja poprosze. O zalatwienie drobnej sprawy. Zawsze trzeba skopiowad jakies raporty. Albo nie, juz wiem: spytam ja o przydzial zadao i godziny pracy. Jestem takim szefem, ze pytam pracownikow o opinie. Nie bedzie niczego podejrzewad. Royce wyszedl z gabinetu Overby'ego, pokonal kilka korytarzy, ktorych sied znal juz na pamied, i przystanal przed skrzydlem Dance. Zaczekal, az jej asystentka - Maryellen, sprawiajaca wrazenie kompetentnej osoby - odbierze telefon. Potem, z zaskoczona mina, wstala i wyszla na korytarz, dajac Hamiltonowi Royce'owi szanse swobodnego pladrowania biura. Kiedy Jon Boling dotarl do kooca alejki, przystanal i spojrzal w prawo, w boczna uliczke, gdzie zniknal Travis. Dalej, w kierunku zatoki Monterey, teren sie obnizal i wsrod bujnych zarosli staly tam niewielkie jednorodzinne bungalowy i bezowobrazowe bloki. Mimo ze na Lighthouse Avenue za jego plecami panowal duzy ruch, boczna uliczka byla pusta. Krajobraz poszarzal od gestej mgly. Chlopak mi uciekl, pomyslal, wiec najprawdopodobniej nie zaimponuje Kathryn Dance swoimi osiagnieciami detektywistycznymi. Zadzwonil pod dziewiedset jedenascie, zawiadomil, ze widzial Travisa Brighama, i podal adres. Dyzurny poinformowal go, ze za pied minut przed salonem gier bedzie radiowoz policyjny. Dobra, dosd tych szczeniackich numerow, powiedzial sobie. Moim zywiolem jest szkola, uczenie i analiza intelektualna. Swiat mysli, nie dzialania. Zawrocil w kierunku salonu gier, aby zaczekad na policje. Przyszla mu jednak do glowy pewna mysl: ze ta wyprawa wcale nie byla tak nietypowym dla niego przedsiewzieciem. Moze chodzilo nie tyle 0 glupia samcza ched popisania sie, ile o usluchanie glosu wlasnej natury, ktory kazal mu szukad odpowiedzi, rozwiazywad zagadki 1 lamiglowki. Jonathan Boling robil dokladnie to co zawsze: staral sie zrozumied spoleczeostwo, ludzkie serca i umysly. Jeszcze jedna przecznica. Czemu nie? Policja juz jechala. Moze spotka na ulicy kogos, kto zauwazyl, jak chlopak wsiada do samochodu albo wlazi przez okno do pobliskiego domu. Profesor zrobil w tyl zwrot i ruszyl szara, zwirowa alejka w strone zatoki. Kiedy znowu zobaczy Kathryn Dance? Mial nadzieje, ze niebawem. I dokladnie w chwili, gdy wspominal jej zielone oczy, zza pojemnika na smieci stojacego metr od niego wyskoczyl chlopak i zalozyl mu chwyt na szyje. Czujac zapach brudnego ubrania i potu nastolatka, Boling stracil dech, a ostrze noza zaczelo wolno sunad w kierunku jego gardla. 298 Rozdzial 3RRozmawiajac przez telefon, Kathryn Dance podjechala przed dom Jamesa Chiltona w Carmel. Parkujac, jeszcze raz podziekowala rozmowcy i sie rozlaczyla. Wysiadla i podeszla do radiowozu z biura szeryfa, w ktorym siedzial funkcjonariusz pilnujacy domu. -Czesd, Miguel. -Agentko Dance, co slychad? U nas cisza i spokoj. -W porzadku. Pan Chilton juz wrocil, prawda? - Tak. -Moge mied do ciebie prosbe? -Jasne. -Wysiadz i stao obok samochodu, oprzyj sie o drzwi, zeby ludzie dobrze cie widzieli. -Cos sie dzieje? -Nie jestem pewna. Po prostu stao tu na chwile. Bez wzgledu na to, co sie stanie, nie ruszaj sie. Zrobil niepewna mine, ale poslusznie wysiadl. Dance podeszla do drzwi i nacisnela dzwonek. Uchem muzyka pochwycila nieco za niski dzwiek w ostatnim tonie gongu. Chilton otworzyl i zdumial sie na jej widok. -Wszystko w porzadku? Obejrzawszy sie przez ramie, Dance wyciagnela z futeralu kajdanki. Chilton spojrzal na jej rece. -Co... - wykrztusil. -Prosze sie odwrocid i zalozyd rece do tylu. -Co to ma znaczyd? -Niech pan robi, co mowie. 300 -To przeciez... Chwycila go za ramie i obrocila. Zaczal cos mowid, ale uciszyla i zatrzasnela kajdanki. -Jest pan aresztowany za bezprawne wtargniecie na teren prywatny. -Co? Czyj teren? -Arnolda Brubakera - teren budowy zakladu odsalania wody. -Zaraz, chodzi o wczoraj? -Zgadza sie. -Przeciez mnie pani puscila! -Bo nie byl pan aresztowany. Juz pan jest. - Wyrecytowala formulke o przyslugujacych mu prawach. Ulica nadjechal ciemny sedan, skrecil i z chrzestem opon zatrzymal sie na zwirowym podjezdzie przed domem. Dance rozpoznala woz policji stanowej. Siedzacy w nim dwaj mezczyzni - poteznie zbudowani - obrzucili ja zaciekawionym spojrzeniem i wysiedli. Popatrzyli na radiowoz z biura szeryfa i Miguela Herrere, ktory dotknal radia zawieszonego na pasie, jak gdyby chcial kogos zapytad, o co tu chodzi. Nowo przybyli podeszli do Dance i jej aresztanta. Zauwazyli kajdanki. Dance spytala zaskoczonym tonem: -Kim panowie sa? -Jestesmy z policji stanowej - oznajmil starszy z funkcjonariuszy. - A pani? Wygrzebala z torebki portfel i pokazala im legitymacje. -Kathryn Dance, CBI. Czego panowie sobie zycza? -Przyjechalismy zatrzymad Jamesa Chiltona. -Mojego aresztanta? -Pani? -Zgadza sie. Wlasnie go aresztowalismy. - Rzucila okiem na Herrere. -Zaczekajcie z tym chwile - warknal Chilton. -Cicho - nakazala mu Dance. -Mamy nakaz aresztowania Jamesa Chiltona - rzekl starszy z policjantow. - I nakaz zarekwirowania jego komputerow, nosnikow danych, dokumentow biznesowych. Wszystkiego, co dotyczy "Raportu Chiltona". 301 Pokazal stosowne papiery.-To smieszne - oznajmil Chilton. - Co tu sie dzieje, do jasnej cholery? -Cicho - powtorzyla ostro Dance, po czym spytala policjantow - Jaki jest zarzut? -Bezprawne wtargniecie na prywatny teren. -Na ziemie Arnolda? -Zgadza sie. Zasmiala sie. -Wlasnie za to go aresztowalam. Obaj funkcjonariusze utkwili w niej wzrok, potem spojrzeli na Chiltona, probujac zyskad na czasie. Po chwili, niezaleznie od siebie, pokiwali glowami. Widocznie nigdy dotad nie mieli do czynienia z podobna sytuacja. -Przeciez mamy nakaz - zauwazyl jeden z nich. -Rozumiem. Ale pan Chilton zostal juz aresztowany i CBI ma prawo zajad jego komputery i dokumenty. Zabierzemy je za kilka minut. -Kurwa, to jakas kompletna bzdura - wyrzucil z siebie Chilton. -Prosze sie nie wyrazad - zgromil go mlodszy i wyzszy policjant. Zapadla przenikliwa cisza. Kathryn Dance zmruzyla oczy i rozciagnela usta w usmiechu. -Chwileczke. Kto zlozyl wniosek o nakaz? Moze Hamilton Royce? -Zgadza sie. Z prokuratury stanowej w Sacramento. -Och, wszystko jasne. - Dance zaczela sie uspokajad. - Przepraszam, ale zaszlo nieporozumienie. To ja przyjelam zgloszenie o tym wtargnieciu, ale mielismy problem z odebraniem zeznania, wiec musialam odlozyd aresztowanie. Wspomnialam o tym Hamiltonowi. Pewnie sadzil, ze jestem tak zajeta Sprawa Przydroznego Krzyza... -Morderca z Maska. Pani to prowadzi? - Ja. -Niesamowita historia. -Owszem - przytaknela Dance. - Hamilton prawdopodobnie pomyslal, ze jestem tym tak zajeta, ze sam zajmie sie tym wtargnie- 302 ciem. - Lekcewazaco pokiwala glowa. - Ale szczerze mowiac, pan Chilton tak mnie wkurzyl, ze chcialam go zgarnad osobiscie.Poslala im konspiracyjny usmiech, ktory policjanci odwzajemnili- -To moja wina - dodala. - Powinnam im powiedzied. Zadzwonie. _ Wyciagnela komorke i wstukala numer. Przechylila glowe. - Tu agentka Dance - powiedziala, po czym opowiedziala o aresztowaniu Jamesa Chiltona. Przez chwile sluchala. - Juz go zgarnelam... Papiery zostaly w centrali... Jasne. - Skinela glowa. - Dobrze -zakooczyla zdecydowanym tonem i rozlaczyla sie, gdy kobiecy glos w sluchawce informowal jeszcze, ze temperatura wynosi trzynascie stopni, a na polwyspie Monterey przewiduje sie jutro opady deszczu. -Wszystko zalatwione, zajmiemy sie nim. - Usmiechnela sie. - Chyba ze panowie naprawde chca czekad cztery godziny w areszcie w Salinas. -Nie, nie ma potrzeby, agentko Dance. Pomoc pani wsadzid go do samochodu? - Wyzszy policjant patrzyl na Jamesa Chiltona takim wzrokiem, jakby bloger wazyl pieddziesiat kilo wiecej i sila miesni potrafil zerwad laocuch kajdanek. -Nie, nie trzeba, poradzimy sobie. Mezczyzni pozegnali sie, wrocili do radiowozu, wsiedli i odjechali. -Niech pani poslucha - warknal Chilton z poczerwieniala twarza. -Dobrze pani wie, ze to bzdura. -Prosze sie uspokoid, dobrze? - Dance odwrocila go i zdjela mu kajdanki. -Co jest? - Roztarl nadgarstki. - Myslalem, ze mnie pani aresztowala. - Aresztowalam. Ale postanowilam jednak pana zwolnid. -Jaja sobie pani ze mnie robi? -Nie, ratuje pana. - Dance schowala kajdanki. Z usmiechem pomachala do zupelnie zdezorientowanego Herrery. Zastepca szeryfa skinal jej glowa. -Chcieli pana wrobid. Tuz przedtem Dance odebrala telefon od swojej asystentki. Maryellen nabrala podejrzeo, gdy Charles Overby zadzwonil do niej, zeby sprawdzid, czy Dance jest u siebie, a potem jeszcze raz, aby wezwad ja do siebie i porozmawiad ojej satysfakcji z pracy, czego nigdy dotad nie robil. Nie spieszac sie do gabinetu Overby'ego, Maryellen ukryla sie w korytarzu Babskiego Skrzydla. Do gabinetu jej szefowej wsliznal sie Hamilton Royce. A pied minut pozniej wyszedl i do kogos zadzwonil. Maryellen podeszla na tyle blisko, by podsluchad czesd rozmowy - Royce dzwonil do sedziego w Sacramento, najwyrazniej swojego znajomego, i prosil go o nakaz aresztowania Chiltona. Podobno w sprawie wtargniecia na teren prywatny. Maryellen nie rozumiala, co z tego wynika, ale natychmiast zadzwonila do Dance, przekazala jej wiadomosd, a potem poszla do Overby'ego. Dance strescila Chiltonowi przebieg zdarzenia, przemilczajac tylko nazwisko Royce'a. -Kto za tym stal? - zacietrzewil sie bloger. Wiedziala, ze Chilton napisalby zaraz artykul na swojej stronie, atakujac odpowiedzialnych za aresztowanie; nie mogla dopuscid do takiej katastrofy medialnej. -Tego panu nie zdradze. Powiem tylko, ze pewni ludzie chca, zeby zawiesil pan blog, dopoki nie zlapiemy Travisa. -Dlaczego? -Z tych samych powodow, dla ktorych chcialam, zeby go pan zamknal - odparla surowym tonem. - Zeby ludzie przestali pisad posty i narazad sie na atak Travisa. - Usmiechnela sie krzywo. - I dlatego, ze stan straci w oczach opinii publicznej, jezeli nie zrobimy wszystkiego, zeby chronid ludzi -czyli jezeli nie zamkniemy panu ust. -A zamkniecie blogu ma byd dobre dla opinii publicznej? Obnazam korupcje i wytykam problemy; sam ich nie wywoluje. - Po chwili zsiadl ze swojego konika. - A pani mnie aresztowala, zeby nie mogli wykonad nakazu? -Aha. -Co sie teraz stanie? -Sa dwie mozliwosci. Policjanci ze stanowej wroca do siebie i zamelduja przelozonemu, ze nie mogli wykonad nakazu, bo juz pan zostal aresztowany. I po sprawie. -A druga mozliwosd? Zderzenie wentylatora i ekskrementow, pomyslala Dance, ale bez slowa wzruszyla ramionami. Chilton zrozumial. -Postanowila sie pani dla mnie narazid? Dlaczego? -Jestem to panu winna. Wspolpracuje pan z nami. Mam jeszcze jeden powod: nie zgadzam sie z pana pogladami, ale zgadzam sie, ze ma pan prawo mowid, co pan chce. Jezeli jest pan w bledzie, o tym zawsze moze rozstrzygnad sad. Ale nie bede uczestniczyd w akcji jakiejs samozwaoczej strazy obywatelskiej, zeby zakneblowad panu usta tylko dlatego, ze komus nie podoba sie paoska dzialalnosd. -Dziekuje - powiedzial ze szczera wdziecznoscia w oczach. Uscisneli sobie rece. -Czas wracad do sieci - powiedzial Chilton. Dance wrocila na ulice, podziekowala Miguelowi Herrerze, zdezorientowanemu zastepcy szeryfa, i podeszla do samochodu. Zadzwonila do TJ-a i zostawila mu wiadomosd z poleceniem, zeby gruntownie przeswietlil Hamiltona Royce'a. Chciala wiedzied, kto wlasnie zostal jej wrogiem. Okazalo sie, ze byd moze zaraz pozna odpowiedz na to pytanie; zadzwonil telefon, a na wyswietlaczu ukazal sie numer Overby'ego. Gowno i wentylator... Slucham, Charles. -Kathryn, chyba mamy maly problem. Jest tu Hamilton Royce, slyszy cie przez glosnik. Miala ochote odsunad komorke od ucha. -Agentko Dance, o co chodzi z tym aresztowaniem Chiltona? Podobno funkcjonariusze stanowej nie mogli wykonad nakazu? -Nie mialam wyboru. -Wyboru? O czym pani mowi? Starajac sie zachowad spokoj w glosie, powiedziala: -Postanowilam, ze lepiej bedzie nie zamykad blogu. Wiemy, ze Trav is go czyta. Chilton poprosil go, zeby sam sie zglosil. Chlopiec byd moze zobaczy te prosbe i sprobuje nawiazad kontakt z blogiem. Niewykluczone, ze bedzie chcial negocjowad. -Posluchaj, Kathryn. - Overby sprawial wrazenie zdesperowanego. - W zasadzie Sacramento uwaza, ze jednak byloby lepiej to zamknad. Nie zgadzasz sie z tym? 304 JHJ 305 M. -Nie bardzo, Charles. Hamilton, grzebal pan w moich dokumi tach, prawda1' Cisza przypominala podlozony ladunek wybuchowy.-Nie przegadalem niczego, co nie byloby przeznaczone do wiadomosci putTliczneJ- -To nie f"13 znaczenia. Doszlo do naruszenia obowiazkow sluzbowych. To;moze byd nawet przestepstwo. -Dopraw dy, Kathryn - zaprotestowal Overby. -Agentk ? Dance. - Royce mowil spokojnie, tak jak ona ignorujac Overb y'eg?- Dance przypomniala sobie swoje spostrzezenie z licznych przesluchao: czlowiek panujacy nad sytuacja jest niebezpiecz ny- Gina ludzie, a Chiltona nic to nie obchodzi. Owszem, wszyscy zle na tym wychodzimy, od pani i Charlesa po cale CBf ' Sacramento. Wszyscy. Moge to otwarcie przyznad. Dance nie? interesowaly jego argumenty. -Hamiltc*n jezeli jeszcze raz sprobuje pan zrobid cos podobnego, z nakazem c?y bez, sprawa trafi do prokuratora stanowego i gubernatora. No i cio prasy. Overby -Hamilto n, Kathryn chce przez to powiedzied... -Wydaje mi si? ze on doskonale wie, co chce przez to powiedzied, Charles. Telefon wy dal krotki dzwiek, sygnalizujac nadejscie SMS-a od Michaela 0'Neila. -Musze to odebrad. - Rozlaczyla sie, przerywajac swojemu szefowi i RoyceT owi. Uniosla komorke i odczytala sucha wiadomosd. K, Traviscf widziano w New Monterey. Policja go zgubila. Mam zgloszenie o fiastepnej ofierze. Nie zyje. W Carmel, na zachodnim koocu CypresHills Road. Jade. Spotkamy sie tam? M. Odpisala: Tak. I wskoczyla do samochodu. Wlaczyla swiatla ostrzegawcze, chod najczesciej w ogole zapominala, ze woz jest w nie wyposazony -tacy funkcjonariusze jak 306 0na rzadko musieli odgrywad rzeczywista wersje "Hot Pursuit" _ i pomknela w szare popoludnie.Nastepna ofiara... Atak musial sie wydarzyd krotko po udaremnieniu zamachu na Donalda Hawkena i jego zone. Dance miala racje. Chlopak, zapewne rozczarowany nieudana proba, natychmiast znalazl kolejna ofiare. Znalazla zjazd, ostro zahamowala i wjechala dlugim samochodem w kreta wiejska droge, otoczona bujna roslinnoscia, ktora z powodu zachmurzenia zupelnie stracila barwe i Dance miala wrazenie, jakby znalazla sie w zupelnie nierealnym miejscu. Takim jak Aetheria, kraina z "DimensionQuest". Wyobrazila sobie Strykera stojacego przed nia, trzymajacego pewna dlonia miecz. naprawde chc3 sie uczyc pokazesz mi cos? smi3rc Przypomniala sobie tez prymitywny rysunek ostrza przebijajacego jej piers. Po chwili dostrzegla blyski bialych i kolorowych swiatel. Podjechala i zaparkowala obok innych samochodow - radiowozow z biura szeryfa i furgonetki ekipy kryminalistycznej. Wysiadla i wkroczyla w chaos. -Czesd. - Skinela glowa Michaelowi 0'Neilowi, czujac ulge na jego widok, nawet gdyby to mial byd dla niego tylko krotki odpoczynek od Drugiej Sprawy. -Widziales juz? - spytala. -Sam dopiero przyjechalem. Poszli w kierunku zwlok przykrytych ciemnozielonym brezentem. Miejsce, gdzie je znaleziono, ogradzala jaskrawozolta policyjna tasma. -Ktos go zauwazyl? - zapytala jednego z zastepcow szeryfa. -Zgadza sie, agentko Dance. Bylo zgloszenie pod dziewiedset jedenascie z New Monterey. Zanim nasi ludzie tu dotarli, juz zniknal. Tak jak czlowiek, ktory dzwonil. -Kim jest ofiara? - zapytal 0'Neil. -Jeszcze nie wiem - odparl policjant. - Zdaje sie, ze kiepsko wyglada. Tym razem Travis uzyl noza. Nie pistoletu. I chyba sie nie spieszyl. 307 Funkcjonariusz wskazal trawiasty teren okolo pietnastu metrow od drogi. JDance i O'Neil ruszyli po piaszczystej ziemi i minute pozniej dotarli do ogrodzonego miejsca, gdzie stalo kilku funkcjonariuszy, umundurowanych i w cywilu, a obok ciala nakrytego zielona plachta kucal technik z kryminalistyki. Przywitali sie z zastepca szeryfa, korpulentnym Latynosem, z ktorym Dance pracowala od lat. -Wiadomo juz cos o tozsamosci ofiary? - spytala. -Ktos znalazl jego portfel. - Latynos wskazal zwloki. - Teraz go sprawdzaja. Wiemy tylko, ze to mezczyzna, czterdziesci kilka lat. Dance sie rozejrzala. -Przypuszczam, ze nie zostal zamordowany w tym miejscu? - W poblizu nie bylo zadnych domow ani innych budynkow. Ofiara raczej nie mogla tu takze spacerowad ani biegad - nie bylo zadnych szlakow. -Zgadza sie - przytaknal policjant. - Bylo niewiele krwi. Sprawca pewnie przywiozl tu cialo i porzucil. Znalazlem slady kol na piasku. Przypuszczamy, ze Travis dmuchnal jego woz, a wczesniej wrzucil go do bagaznika. Jak te pierwsza dziewczyne, Tammy. Tyle ze tym razem nie czekal na przyplyw. Zaklul go nozem. Kiedy bedziemy znali tozsamosd denata, nadamy komunikat o poszukiwaniu wozu. -Jestescie pewni, ze to Travis? - spytala Dance. -Sama zobaczysz - odparl zastepca szeryfa. -Torturowal go? -Na to wyglada. Zatrzymali sie przed tasma, okolo trzech metrow od zwlok. Technik, ubrany w kombinezon jak kosmonauta, robil pomiary. Unoszac glowe, zauwazyl ich dwoje. Skinal glowa i za ochronnymi okularami pytajaco uniosl brew. -Chcecie zobaczyd? - zawolal. -Tak - odrzekla Dance, zastanawiajac sie, czy pyta, myslac, ze kobieta moze byd zbyt wrazliwa na takie jatki. Owszem, w tym wieku i w tych czasach jeszcze sie tak zdarzalo. W istocie jednak musiala sie przygotowad wewnetrznie na ten widok. Pracowala glownie z zywymi ludzmi. Nigdy nie uodpornila sie calkowicie na widok smierci. 3 Technik zaczal unosid plachte, gdy nagle ktos zawolal zza jej plecow:-Agentka Dance? Obejrzala sie i zobaczyla innego umundurowanego policjanta, ktory szedl do niej. Trzymal cos w reku. - Tak? -Zna pani niejakiego Jonathana Bolinga? -Jona? Znam. - Patrzyla na trzymana przez niego wizytowke. Ktos wzial portfel ofiary, zeby sprawdzid jej tozsamosd. Przeszla jej przez glowe straszna mysl: czyzby ofiara byl Jon? Jej umysl dokonal jednego ze swoich przeskokow - od punktu A i B do X. Czyzby profesor dowiedzial sie czegos z komputera Travisa albo podczas poszukiwania ofiar i z uwagi na nieobecnosd Dance postanowil sam poprowadzid sledztwo? Blagam, tylko nie to! Ze zgroza w oczach zerknela na 0'Neila i rzucila sie w kierunku zwlok. -Hej! - krzyknal technik. - Zniszczy pani slady! Nie zwazajac na niego, zerwala z ciala plachte. I wstrzymala oddech. Przyjrzala sie z mieszanina ulgi i zgrozy. To nie byl Boling. Szczuply mezczyzna z broda, w spodniach i bialej koszuli, zostal kilkakrotnie ugodzony nozem. Jedno szkliste oko bylo polotwarte. Mial wyryty na czole krzyz. Wokol zwlok lezaly rozsypane platki czerwonych roz. -Ale skad to sie wzielo? - spytala drzacym glosem drugiego policjanta, wskazujac wizytowke Bolinga. -Probuje pani powiedzied - jest tam przy blokadzie, na drodze. Wlasnie podjechal. Chce sie z pania widzied. To pilne. -Zaraz z nim porozmawiam. - Wstrzasnieta Dance nabrala gleboko powietrza. Zjawil sie inny zastepca szeryfa, niosac portfel denata w plastikowej torebce. -Wiemy, kto to jest. Mark Watson. Byly inzynier. Pare godzin temu wyszedl do sklepu. Nie wrocil do domu. -Kto to jest? - zapytal 0'Neil. - Dlaczego zostal wybrany? 309 Dance siegnela do kieszeni i wydobyla liste wszystkich wymienionych w blogu osob, ktore mogly sie stad ofiarami.-Napisal w blogu komentarz - do watku "Wladza i energia w rece ludu". O elektrowni jadrowej. W sprawie lokalizacji elektrowni nie byl ani za Chiltonem, ani przeciwko. To neutralny post. -Czyli teraz zagrozona jest kazda osoba, ktora ma zwiazek z blo-giem. -Tak sadze. 0'Neil obrzucil ja badawczym spojrzeniem. Dotknal jej reki. -Dobrze sie czujesz? -Tylko... troche sie przestraszylam. Zauwazyla, ze skubie paznokciem rog wizytowki Jona Bolinga. Powiedziala 0'Neilowi, ze zobaczy, czego chce od niej profesor, i ruszyla z powrotem sciezka, a jej serce dopiero teraz wrocilo do normalnego rytmu. Na poboczu drogi zobaczyla profesora, ktory stal przy otwartych drzwiach swojego samochodu. Zmarszczyla brwi. Na miejscu pasazera siedzial jakis nastolatek z nastroszonymi wlosami, ubrany w T-shirt z napisem Aerosmith i brazowa kurtke. Boling pomachal do niej. Zaskoczyl ja nietypowy dla niego wyraz niepokoju na twarzy. Zaskoczyla ja tez ogromna ulga, jaka poczula, widzac, ze nic mu sie nie stalo. Ulga ustapila jednak miejsca zaciekawieniu, kiedy Dance zobaczyla przedmiot, ktory Boling mial za paskiem spodni; nie byla stuprocentowo pewna, ale wygladalo to jak rekojesd dlugiego noza. Rozdzial 31 Dance, Boling i nastolatek byli w jej gabinecie w CBI. Siedemnastoletni Jason Kepler chodzil do szkoly sredniej Carmel South i to on, nie Travis, byl Strykerem. Travis stworzyl ten awatar kilka lat temu, ale sprzedal go przez Internet Jasonowi razem z "cala kupa Reputacji, Punktow Zycia i Zasobow" - cokolwiek to znaczylo. Dance pamietala, jak Boling mowil, ze gracze moga sprzedawad swoje awatary i ekwipunek bohatera gry. Profesor opowiedzial jej, jak w danych w laptopie Travisa znalazl informacje o godzinach otwarcia Lighthouse Arcade. Dance byla mu wdzieczna za kawal dobrej detektywistycznej roboty. (Chod oczywiscie zamierzala zmyd mu glowe za to, ze zamiast natychmiast zadzwonid pod 911, kiedy sie tylko dowiedzial, ze chlopak jest w salonie gry, sam pojechal go zlapad). Na biurku za ich plecami w kopercie na dowody rzeczowe spoczywal noz kuchenny, ktorym Jason grozil Bolingowi. To byla smiertelni e niebezpieczna broo, a nastolatek, formalnie rzecz biorac, byl winny napasci z pobiciem. Mimo to, poniewaz Boling nie odniosl zadnych obrazeo, a chlopak z wlasnej woli oddal profesorowi noz, Dance sadzila, ze poprzestanie na udzieleniu Jasonowi surowego upomnienia. Boling opowiedzial, co zaszlo: sam padl ofiara prowokacji zaaranzowanej przez nastolatka, ktory wlasnie przed nimi siedzial. -Powtorz, co mi powiedziales. -Martwilem sie tylko o Travisa - oswiadczyl Jason z szeroko otwartymi oczyma. - Nie wiecie, jak to jest, kiedy kogos z rodziny zaatakuja w blogu tak jak jego. -Z rodziny? 311 -Tak. W grze, w "DQ", jestesmy bradmi. To znaczy tak naprawde nigdy nie spotkalismy sie ze soba, ale naprawde dobrze go znam. -Nie spotkaliscie sie? -No tak, ale nie w realu, tylko w Aetherii. Chcialem mu pomoc Ale najpierw musialem go znalezd. Probowalem dzwonid i pisad na komunikator, ale sie nie odzywal. No to pomyslalem, ze pojde do Lighthouse. I ze moze uda mi sie go namowid, zeby sie zglosil na policje. -Z nozem? - spytala Dance. Uniosl ramiona i zaraz opuscil. -Pomyslalem, ze nie zaszkodzi. Chlopak byl chudy i chorobliwie blady. Byly wakacje, a on - paradoksalnie - prawdopodobnie znacznie rzadziej wychodzil na powietrze niz jesienia i zima, gdy musial chodzid do szkoly. Boling podjal opowiesd. -Jason byl w Lighthouse Arcade, kiedy tam wszedlem. Szef salonu go znal i gdy zapytalem o Strykera, udal, ze idzie cos sprawdzid, ale naprawde poszedl ostrzec Jasona. -Kurcze, przepraszam. Wcale nie chcialem pana zadzgad tym nozem. Chcialem tylko dowiedzied sie, co z pana za jeden i czy pan wie, gdzie jest Travis. Nie wiedzialem, ze jest pan z tego calego biura sledczego. Boling usmiechnal sie nieco zmieszany faktem, ze udawal agenta. Dodal, ze wiedzial, iz Dance bedzie chciala porozmawiad z Jasonem, ale uznal, ze najlepiej bedzie go zabrad od razu do niej, zamiast czekad na przyjazd radiowozu policji miejskiej. -Wskoczylismy do wozu i zadzwonilem do TJ-a. Powiedzial nam, gdzie jestes. Sluszna decyzja, mimo ze ocierajaca sie o granice prawa. -Jason, my tez nie chcemy, zeby Travisowi stala sie krzywda - zapewnila go Dance. - Nie chcemy tez, zeby skrzywdzil kogos innego. Mozesz nam powiedzied, dokad mogl pojsd? -Moze byd wszedzie. Naprawde ma leb na karku. Wie, jak sobie radzid w lesie. To ekspert. - Zauwazywszy ich zaskoczone miny, chlopak dodal: - Bo "DQ" to gra, ale jest tez prawdziwa. Mieszka sie w Gorach Poludniowych, gdzie jest minus czterdziesci pied stopni i trzeba sie nauczyd, co robid, zeby nie zamarznad na smierd. Trzeba zdobywad jedzenie, wode i wszystko. Trzeba sie nauczyd, jakie rosliny sa bezpieczne i ktore zwierzeta mozna jesd. Jak gotowad i przechowywad jedzenie. Maja prawdziwe przepisy. I w grze trzeb a gotowad wedlug nich, bo inaczej nie dzialaja. - Zasmial sie. - Czasem trafil sie jakis newbie, ktory probowal grad. Chcial tylko walczyd z trollami i demonami, ale umarl z glodu, bo nie umial sobie poradzid. -Grasz z innymi ludzmi, prawda? Czy ktorys z nich moze wiedzied, gdzie jest Travis? -Pytalem wszystkich w rodzinie, ale nikt nie wie. -Ile osob jest w twojej rodzinie? -Kolo dwunastu. Ale tylko my dwaj jestesmy z Kalifornii. Dance sluchala zafascynowana. -I wszyscy mieszkacie razem? W Aetherii? -Tak. Znam ich lepiej niz swoich prawdziwych braci. - Zasmial sie ponuro. - W Aetherii nie bija mnie i nie zabieraja mi kasy. -Masz rodzicow? - zainteresowala sie Dance. -W realu? - Wzruszyl ramionami w gescie, ktory Dance zinterpretowala jako "tak jakby". -Nie, w grze - powiedziala. -Niektore rodziny maja. Nasza nie. - Spojrzal na nia ze smutkiem. -Lepiej nam bez nich. Usmiechnela sie. -Wiesz, Jason, ze juz sie spotkalismy? Chlopak spuscil wzrok. -Tak, wiem. Pan Boling mi mowil. Zabilem pania. Przepraszam. Myslalem, ze jest pani jakims newbie, ktory sie nas czepia przez Travisa. Czepiaja sie naszej rodziny - wlasciwie calego klanu -z powodu tych wszystkich postow o nim. Nie daja nam spokoju. Najechala na nas armia z polnocy, az z Wyspy Krysztalowej, zeby nas wymordowad. Zawarlismy sojusz i powstrzymalismy ich. Ale zginela Morina, nasza siostra. Wrocila, tylko ze stracila wszystkie Zasoby. Chudy chlopak wzruszyl ramionami. -No bo w szkole traktuja mnie jak zero. Dlatego wybralem sobie awatar, ktory nalezy do Gromowladnych, do wojownikow. Fajniej sie czuje. Nikt mi tam nie podskoczy. -Jason, moglbys nam pomoc. Powiedz nam, jakiej strategii uzywa 312 31 Travis, kiedy atakuje ludzi. Jak ich podchodzi. Jakiej broni uzywa. Chodzi o kazdy szczegol, ktory pozwoli nam go przechytrzyd.Ale nastolatek mial strapiona mine. -Chyba naprawde malo wiecie o Travisie, prawda? Dance chciala powiedzied, ze wrecz przeciwnie, wiedza az za duzo. Ale przesluchujacy wie, kiedy mozna oddad inicjatywe przesluchiwanemu. Spogladajac na Bolinga, powiedziala: -Rzeczywiscie, chyba malo. -Chce wam cos pokazad - oznajmil Jason, wstajac. -Gdzie? -W Aetherii. Kathryn Dance ponownie przybrala tozsamosd awataru Greenleaf, ktora juz w pelni powrocila do zycia. Gdy Jason stukal w klawiature, na lesnej polanie pojawila sie jej postad. Tak jak poprzednio sceneria byla piekna, grafika zdumiewajaco wyrazna. Dziesiatki ludzi krazyly po ekranie, niektorzy byli uzbrojeni, inni niesli torby lub paczki, jeszcze inni prowadzili zwierzeta. -To jest Otovius, czesto chodzimy tam z Travisem. Fajne miejsce... Moge? Pochylil sie po klucze. -Nie - powiedziala Dance. - Zostaw to. Znow zaczal stukad, a po chwili dostal wiadomosd: Kiaruya nie jest zalogowano. -Kurde. -Kto to jest? - spytal Boling. -Moja zona. -Kto? - zdumiala sie Dance, spogladajac na siedemnastolatka. Zarumienil sie. -Wzielismy slub dwa miesiace temu. Zasmiala sie z niedowierzaniem. -W zeszlym roku poznalem w grze dziewczyne. Naprawde super. Sama przezyla w Gorach Poludniowych! Ani razu nie umarla. Polubilismy sie. Ruszylismy razem na pare wypraw. Oswiadczylem sie. Wlasciwie to raczej ona. Ale chcialem sie oswiadczyd. No i wzielismy slub. -Kim ona jest naprawde? 314 -Jakas dziewczyna z Korei. Ale ma tyly z dwoch przedmiotow... -W realu? - odezwal sie Boling. -Tak. Rodzice zabrali jej konto. -Rozwiedliscie sie? -Nie, tylko na razie wszystko odlozylismy. Dopoki znowu nie bedzie miala czworek z matmy. Dziwne - dodal Jason. - Kiedy w "DQ" ludzie sie zenia, na ogol pozostaja na zawsze malzeostwem. W realu wielu naszych rodzicow sie rozwodzi. Mam nadzieje, ze niedlugo wroci. Tesknie za nia. - Stuknal palcem w monitor. - No to chodzmy do domu. Awatar Dance, pod kierunkiem Jasona, zaczal kluczyd po basniowym krajobrazie, zrecznie omijajac kilkadziesiat osob i stworow. Jason zaprowadzil ich do urwiska. -Moglibysmy tam dojsd, ale to by trwalo. Nie moze pani zaplacid za lot pegazem, bo nie zarobila pani jeszcze zadnego zlota. Ale moge pani dad punkty transportu. - Zaczal stukad w klawiature. - To takie cos jak punkty mojego taty w programie lojalnosciowym linii lotniczych. Wpisal jeszcze kilka kodow, po czym awatar wsiadl na skrzydlatego konia i wystartowali. Lot zapieral dech w piersiach. Szybowali wsrod gestych chmur. Na lazurowym niebie jasnialy dwa slooca. Od czasu do czasu mijaly ich inne latajace stworzenia oraz sterowce i dziwaczne machiny latajace. W dole Dance widziala miasta i wioski, a w kilku miejscach ogieo. -To bitwy - wyjasnil Jason. - Wygladaja megafajnie. - Powiedzial to takim tonem, jak gdyby zalowal, ze straci okazje sciecia kilku glow. Minute pozniej dotarli do brzegu jasnozielonego oceanu i lagodnie wyladowali na wzniesieniu wychodzacym na wzburzona too. Dance przypomniala sobie slowa Caitlin, ktora twierdzila, ze Travis lubi wybrzeze, bo przypomina mu o pewnym miejscu w jego ulubionej grze. Jason pokazal jej, jak zsiasd z pegaza. Potem Dance samodzielnie zaprowadzila Greenleaf do chaty wskazanej przez Jasona. -To ten dom. Zbudowalismy go razem. Jak w dziewietnastym wieku budowano w wioskach stodoly, pomyslala Dance. 31 -Ale to Travis zarobil wszystkie pieniadze i zdobyl materialy Zaplacil za nie. Do ciezkich pracwynajelismy trolle - dodal bez cienia ironii. i Gdy jej awatar stanal u drzwi, Jason podal jej haslo. Powiedziala je do mikrofonu komputera i drzwi sie otworzyly. Weszli do srodka. Dance oniemiala. To byl piekny, przestronny dom, urzadzony dziwacznymi, chod wygodnymi meblami, rodem z ksiazek Dr. Seussa. Zobaczyla schody i korytarze prowadzace do pokojow, okna w nietypowych ksztaltach, wielki kominek, w ktorym huczal ogieo, fontanne i duzy basen. Po wnetrzu domu krecily sie dwa zwierzaki - wygladajace jak cudaczne skrzyzowanie kozy z salamandra. -Ladnie tu, Jason. Bardzo ladnie. -No, urzadzamy sobie fajne domy w Aetherii, bo tu mieszkamy. Nasze chaty w realu nie wygladaja tak ladnie. Dobra, pokaze wam to, co chcialem. Niech pani idzie tedy. - Poprowadzil ja obok niewielkiego stawu, w ktorym pluskaly sie lsniace zielone ryby. Awatar zatrzymal sie przed duzymi metalowymi drzwiami, zamknietymi na kilka zamkow. Jason podal jej jeszcze jedno haslo i drzwi uchylily sie powoli ze skrzypieniem zawiasow. Dance skierowala do srodka Greenleaf, ktora zeszla po kilku schodkach i znalazla sie w pomieszczeniu stanowiacym polaczenie apteki i szpitalnej izby przyjed. Jason spojrzal na Dance i zauwazyl, ze agentka podejrzliwie marszczy czolo. -Rozumie pani? - spytal. -Niezupelnie. -O to mi chodzilo, jak mowilem, ze malo wiecie o Travisie. Nie obchodzi go broo, strategie ani nic z tych rzeczy. Zalezy mu tylko na tym pokoju. To jest lecznica. -Lecznica? - powtorzyla Dance. -Travis nie cierpial walczyd - wyjasnil nastolatek. - Kiedy zaczal grad, stworzyl Strykera, wojownika, ale to mu sie nie podobalo. Dlatego mi go sprzedal. Nie jest zolnierzem, tylko uzdrowicielem. Uzdrowicielem na czterdziestym dziewiatym poziomie. Wiecie, co to znaczy? Jest najlepszy. Niesamowity. -Uzdrowicielem? -Tak sie nazywa jego awatar. Medicus - to w jakims jezyku znaczy "lekarz". -Po lacinie - powiedzial Boling. -Super. W kazdym razie Travis ma jeszcze dwie inne profesje: hoduje ziola i robi eliksiry. Przychodza sie do niego leczyd. Tu jest jakby gabinet lekarski. -Lekarz? - powtorzyla w zamysleniu Dance. Wstala od biurka, znalazla plik papierow, ktore zabrali z pokoju Travisa, i przerzucila kartki. Carraneo mial racje - rysunki przedstawialy rozciete ciala. Ale to nie byly ofiary zbrodni, tylko pacjenci podczas operacji. Rysunki byly calkiem niezle, dokladne pod wzgledem technicznym. -Przychodzili do niego bohaterowie z calej Aetherii - ciagnal Jason. - Znali go nawet autorzy gry. Kiedy tworzyli BN, prosili go o rade. Travis to prawdziwa legenda. Na tych eliksirach, czarach, regeneratorach zycia i zakleciach zarobil tysiace dolarow. -W prawdziwej walucie? -Jasne. Sprzedaje je na eBayu. Tam wlasnie kupilem Strykera. Dance przypomniala sobie szkatulke, ktora znalezli pod lozkiem chlopaka. A wiec stad pochodzila gotowka. Jason postukal w ekran. -Widzicie to? - Wskazywal szklana gablotke, w ktorej spoczywala krysztalowa kula na zlotej podporce. - To berlo leczenia. Zdobyl je chyba po pieddziesieciu misjach. Nikt wczesniej tego nie mial, w calej historii "DQ". - Jason sie skrzywil. - Raz o malo go nie stracil... - Przez jego twarz przemknal cieo zgrozy. - To byla pokrecona noc. Mowil o tym takim tonem, jak gdyby chodzilo o tragedie w rzeczywistym swiecie. -To znaczy? -Medicus, ja i jeszcze paru czlonkow naszej rodziny bylismy na misji w Gorach Poludniowych. Sa niebezpieczne, wysokie na pied kilometrow. Szukalismy magicznego drzewa. Nazywalo sie Drzewo Widzenia. Tak sie super zdarzylo, ze znalezlismy dom Ianny, krolowej Elfow, o ktorej wszyscy slyszeli, ale nikt jej nie widzial. Jest strasznie slawna. -To jest BN, zgadza sie? - spytal Boling. - Tak. 316 mi 317 -Bohater niezalezny - przypomnial Dance profesor. - Stworzony przez sama gre. Jason zrobil mine, jak gdyby taka charakterystyka gleboko g0 urazila. -Ale to niesamowity algorytm! Jest lepsza od wszystkich botow na swiecie. Profesor ze skrucha pokiwal glowa. -No i siedzimy u niej i gadamy, Ianna mowi nam, jak znalezd Drzewo Widzenia, a tu nagle napada na nas oddzial Sil Polnocy Wszyscy walcza i jeden gnojek strzela do krolowej specjalna strzala. Widzimy, ze Ianna zaraz umrze. Travis probuje ja uratowad, ale jego moc leczenia nie dziala. No wiec postanawia zrobid Przejscie. Wszyscy mowimy mu, nie, stary, nie rob tego! Ale zrobil. Chlopak opowiadal z takim przejeciem i zachwytem, ze Dance zdala sobie sprawe, iz siedzi wychylona do przodu i z napiecia podryguje noga. Boling tez wpatrywal sie w Jasona. -Co to takiego? Mow dalej. -No wiec czasami, kiedy ktos umiera, mozna zlozyd swoje zycie Istotom w Nadkrolestwie. To sie wlasnie nazywa Przejscie. Wtedy Istoty zaczynaja ci odbierad energie zyciowa i przekazywad bohaterowi, ktory umiera. Moze postad ozyje, zanim skooczy sie twoja energia. A moze zabrad cala energie, wtedy umieracie obaj. Ale kiedy ktos umrze dlatego, ze zrobil Przejscie, traci wszystko. Doslownie wszystko, co zarobil i czego dokonal od poczatku gry, wszystkie punkty, wszystkie Zasoby i cala Reputacje. Wszystko normalnie znika. Gdyby Travis umarl, stracilby berlo, dom, zloto, latajace konie... Musialby zaczynad od poczatku jak newbie. -Zrobil to? Jason skinal glowa. -Malo brakowalo. Stracil prawie cala energie zyciowa, ale krolowa ozyla. Pocalowala go. To bylo megaszczescie! A potem razem z elfami dokopalismy tym z Sil Polnocy. Kurcze, ale zesmv orali-Wszyscy gracze do dzisiaj o tym mowia. Dance kiwala glowa. -Dobrze, Jason, dziekuje. Mozesz sie wylogowad. -Nie chce juz pani grad? Wlasnie zaczela sie pani orientowad, jak sie poruszad. 318 -Moze pozniej.Chlopak wcisnal kilka klawiszy i gra sie zamknela. Dance zerknela na zegarek. -Jon, moglbys odwiezd Jasona do domu? Musze jeszcze z porozmawiad. Od punktu A i B do X... Rozdzial 32 Chcialabym sie zobaczyd z Caitlin. - Pani... - zaczela Virginia Gardner, matka dziewczyny, ktora ocalala z wypadku dziewiatego czerwca. Dance sie przedstawila. -Przedwczoraj rozmawialam z pani corka na kursie w college'u. - Ach, to pani jest ta policjantka. Kazala pani pilnowad naszego domu. Zgadza sie. -Znalezliscie Travisa? - Nie, wlasnie... -Jest niedaleko? - wykrztusila kobieta, rozgladajac sie w panice. - Nie. Chcialam tylko zadad pani corce jeszcze kilka pytao. Kobieta zaprosila Dance do korytarza okazalego nowoczesnego domu w Carmel. Dance przypomniala sobie, ze Caitlin wybierala sie na medycyne do dobrej uczelni. Nie wiedziala, co robia jej rodzice, ale wygladalo na to, ze bedzie ich stad na czesne. Dance przyjrzala sie wielkiemu salonowi. Na scianach wisialy obrazy abstrakcyjne - dwa ogromne plotna w ostre czarno-zolte linie i jedno w krwawoczerwone plamy. Ich widok budzil w niej niepokoj. Wnetrze bardzo sie roznilo od przytulnego domu Travisa i Jasona w grze "DimensionQuest". No, urzadzamy sobie fajne domy w Aetherii, bo tu mieszkamy. Nasze chaty w realu nie wygladaja tak ladnie... Matka dziewczyny zniknela i po chwili wrocila w towarzystwie Caitlin, ubranej w dzinsy, zoltozielony bezrekawnik i obcisly bialy sweter. -Dzieo dobry - powiedziala niepewnie nastolatka. 320 -Witaj, Caitlin. Jak sie czujesz? -Dobrze. -Mam nadzieje, ze znajdziesz dla mnie minute. Chcialabym ci zadad pare dodatkowych pytao. -Jasne. Czemu nie. -Mozemy gdzies usiasd? -Przejdzmy na werande - zaproponowala pani Gardner. Minely gabinet, w ktorym Dance dostrzegla dyplom Uniwersytetu Kalifornijskiego. Z medycyny. Dyplom ojca Caitlin. Usiadly na oszklonej werandzie, matka i corka na kanapie, Dance na krzesle. Przysunela sie blizej i powiedziala: -Najpierw ostatnie informacje ze sledztwa. Dzisiaj doszlo do kolejnego zabojstwa. Slyszalyscie? -Och, nie - szepnela matka Caitlin. Dziewczyna milczala. Zamknela oczy. Jej twarz w obramowaniu jasnych prostych wlosow chyba jeszcze bardziej pobladla. -Naprawde - szepnela ze zloscia matka - nigdy nie zrozumiem, jak moglas chodzid z kims takim. -Mamo - jeknela Caitlin - jak to "chodzid"? Jezu, nigdy nie chodzilam z Travisem. Nawet nie zamierzalam. Z kims takim jak on? -Przeciez widad, ze to niebezpieczny typ. -Caitlin - wlaczyla sie Dance. - Naprawde bardzo nam zalezy, zeby go znalezd. Po prostu nie mamy szczescia. Dowiaduje sie o nim coraz wiecej od kolegow, ale... -Te dzieciaki z Columbine - wtracila znowu matka. -Pani Gardner, bardzo prosze. Poslala jej obrazone spojrzenie, ale umilkla. -Przedwczoraj powiedzialam pani wszystko, co wiedzialam. -Jeszcze tylko pare pytao. To nie potrwa dlugo. - Przysunela krzeslo jeszcze blizej i wyciagnela notes. Otworzyla go i uwaznie przejrzala, zatrzymujac sie na jednej czy dwoch stronach. Caitlin bez ruchu wpatrywala sie w notes. Dance usmiechnela sie, spogladajac dziewczynie w oczy. -Caitlin, wrodmy do tamtego wieczoru, kiedy odbyla sie impreza. -Mhm. -Pojawilo sie cos ciekawego. Zanim Travis uciekl, przesluchalam go. Zrobilam notatki. - Wskazala lezacy na kolanach notes. 321 -Naprawde? Rozmawiala pani z nim?-Zgadza sie. Nie zwrocilam na to szczegolnej uwagi, dopoki nie spotkalam sie z toba i jeszcze kilkoma osobami. Mam nadzieje ze uda mi sie poskladad razem pare faktow i moze znalezd jego kryjowke. -Jak mozna nie znalezd... - zaczela matka Caitlin, jak gdyby nie potrafila sie powstrzymad. Ale zamilkla, zgromiona surowym spojrzeniem Dance. -Rozmawialas troche z Travisem, prawda? - podjela agentka. -Tamtego wieczoru. -Nie bardzo. Dance kartkowala notes, lekko marszczac brwi. -Wlasciwie dopiero wtedy, gdy mielismy wychodzid - dodala dziewczyna. - No bo na samej imprezie prawie caly czas byl sam. -Ale w drodze do domu tak - zauwazyla Dance, stukajac w notes. -Tak, troche. Nie bardzo sobie przypominam. Przez ten wypadek w ogole wszystko pamietam jak przez mgle. -Nie watpie. Ale przeczytam ci kilka zdao i chcialabym, zebys uzupelnila je o szczegoly. Powiedz, jezeli przypomnisz sobie, co Travis mowil w drodze do domu, jeszcze przed wypadkiem. -Czemu nie. Dance zajrzala do notesu. -Oto pierwsze: "Dom byl calkiem fajny, ale podjazd mnie przestraszyl". - Uniosla wzrok. - Pomyslalam, ze moze Travis ma lek wysokosci. -Tak, o tym wlasnie mowil. Podjazd byl na wzgorzu i gadalismy o tym. Travis powiedzial, ze zawsze bal sie spasd z wysoka. Popatrzyl na podjazd i powiedzial, czemu nie zrobia sobie barierki. -Dobrze, to dla nas wazne. - Znowu sie usmiechnela, a Caitlin odwzajemnila usmiech. Dance wrocila do notatek. - A to? "Mysle, ze lodzie sa super. Zawsze chcialem mied lodz". -Ach, to? Rozmawialismy o Fisherman's Wharf. Travis myslal, ze fajnie by bylo poplynad do Santa Cruz. - Odwrocila wzrok. -Pewnie chcial mnie poprosid, zebym plynela z nim, ale za bardzo sie wstydzil. Dance sie usmiechnela. 322 -A wiec moglby sie ukryd na jakiejs lodzi.-Tak, calkiem mozliwe. Nawet chyba mowil, ze niezle by bylo poplynad gdzies na gape. -Dobrze... mam jeszcze jedno. "Ona ma wiecej przyjaciol niz ja. Ja sie spotykam z jednym, najwyzej dwoma kumplami". -Tak, pamietam, jak to mowil. Wspolczulam mu, ze nie ma kumpli. Gadal o tym jakis czas. -Wymienial jakies imiona? U kogo moglby troche pomieszkad? Pomysl. To wazne. Nastolatka zmruzyla oczy i potarla dlonia kolano. Po chwili westchnela. -Nie. -Nic nie szkodzi, Caitlin. -Przykro mi. - Lekko wydela usta. Dance nadal sie usmiechala. Przygotowywala sie wewnetrznie na to, co mialo nastapid. Wiedziala, ze to bedzie trudne - dla dziewczyny, dla jej matki i dla niej samej. Nie miala jednak wyboru. Pochylila sie. -Caitlin, nie jestes ze mna szczera. Dziewczyna wlepila w nia zaskoczone spojrzenie. -Co? -Niech pani tak nie mowi do mojej corki - mruknela Virginia Gardner. -Travis nie powiedzial mi ani jednej z tych rzeczy - ciagnela Dance bezbarwnym tonem. - Wymyslilam je. -Oklamala nas pani! - krzyknela matka. Nie, w zasadzie nie. Ostroznie dobierala slowa i ani razu nie powiedziala, ze to fragmenty zeznania Travisa Brighama. Dziewczyna zbladla. -Co to ma byd, jakas pulapka? - fuknela jej matka. Owszem, trafila w sedno. Dance miala pewna hipoteze i musiala sprawdzid, czy ma racje. Stawka bylo zycie ludzi. Nie zwracajac uwagi na matke, Dance powiedziala do Caitlin: -Ale zgodzilas sie, ze Travis mowil ci o tym wszystkim w samochodzie. - Chcialam... probowalam tylko pomoc. Bylo mi glupio, ze nie wiem wiecej. 323 -Nie, Caitlin. Myslalas, ze pewnie rozmawialas z nim o tym w samochodzie. Ale nie mozesz pamietad, bo bylas pijana. -Nie! -Prosze stad natychmiast wyjsd - wyrzucila z siebie matka dziewczyny. -Jeszcze nie skooczylam - warknela Dance, skutecznie zamykajac usta Virginii Gardner. Agentka dokonala szybkiej oceny: biorac pod uwage jej zdolnosci do chemii i biologii - i umiejetnosci przetrwania w tym domu -wedlug klasyfikacji Myers-Briggs Caitlin reprezentuje typ myslacy i percepcyjny. Robila wrazenie raczej introwertyczki niz ekstrawer-tyczki. I chod jej osobowosd klamcy wydawala sie zmienna, w tym momencie byla adaptatorem. Klamstwo dyktowal jej instynkt samozachowawczy. Gdyby Dance miala wiecej czasu, byd moze docieralaby do prawdy wolniej i siegalaby glebiej. Ale znajac jej typ Myers-Briggs i typ osobowosci klamcy, Dance uznala, ze nie musi sie z nia cackad tak jak z Tammy Foster i moze przystapid do ostrego natarcia. -Pilas na imprezie. -Wcale... Caitlin, widziano cie. -No tak, wypilam pare drinkow. -Zanim tu przyszlam, rozmawialam z kilkorgiem uczniow, ktorzy tam wtedy byli. Podobno razem z Vanessa i Trish wypilyscie prawie trzy czwarte litra teauili, kiedy zobaczylas Mike'a z Brianna. -No... tak, co z tego? -Masz siedemnascie lat - rzucila z wsciekloscia jej matka. - To z tego! -Dzwonilam do biura ekspertyz i rekonstrukcji wypadkow, Caitlin - powiedziala spokojnie Dance. - Obejrza twoj samochod na parkingu policyjnym. Sprawdza takie rzeczy jak ustawienie fotela i lusterek. Beda mogli okreslid wzrost kierowcy. Dziewczyna siedziala zupelnie bez ruchu, chod drzaly jej usta. -Caitlin, czas powiedzied prawde. Duzo od tego zalezy. W gr? wchodzi zycie ludzi. -Jaka prawde? - wyszeptala jej matka. Dance nie odrywala wzroku od dziewczyny. 324 -Tamtej nocy samochod prowadzila Caitlin, nie Travis. - Nie! - jeknela Virginia Gardner. -Mam racje, Caitlin? Nastolatka nie odzywala sie przez mirute. Potem opuscila glowe, zgarbila plecy. Dance odczytala z tych znakow bol i poczucie porazki. Cialo dziewczyny mowilo: tak. Lamiacym sie glosem Caitlin powiedziala: -Ta mala suka wisiala Mike'owi na szyi i trzymala mu reke z tylu dzinsow! Wiedzialam, ze ida do niego, zeby sie pieprzyd. Chcialam tam pojechad... chcialam... -No dobrze, dosd tego - rozkazala je-j matka. -Cicho! - wrzasnela na nia dziewczyna i zaczela plakad. Spojrzala na Dance. - Tak, to ja prowadzilam! - Wreszcie z hukiem zrzucila z siebie ciezar winy. -Po wypadku Travis posadzil cie rna miejscu pasazera i usiadl za kierownica - ciagnela Dance. - Udaw al, ze to on prowadzil. Zrobil to, zeby cie ratowad. Wrocila mysla do poczatku przesluchania Travisa. Nie zrobilem nic zlego! Dance odczytala te deklaracje jako niewatpliwy falsz, ale sadzila wowczas, ze klamal na temat napasci r>>a Tammy; w rzeczywistosci chodzilo mu o to, ze sklamal, mowiac o Tym, kto tamtej nocy siedzial za kierownica. Przyszlo jej to do glowy, gdy ogladala dom Travisa - Medicusa - i jego rodziny w Aetherii. Dowiedziaxvszy sie, ze chlopak spedza prawie kazda chwile w "DimensionQuest" niejako morderca taki jak Stryker, ale jako lekarz i uzdrowiciel, zaczela watpid w jego sklonnosci do przemocy. A gdy uslyszala, ze jego awatar byl gotow poswiecid swoje zycie dla krolowej elfow, zaczela przypuszczad, ze Travis mogl uczynid to samo w realnym swiecie - wziad na siebie wine za spowodowanie wypadku, aby wielbiona przez niego dziewczyna nie trafila za kratki. Caitlin wtulila sie w oparcie kanapy. Spod jej przymknietych powiek plynely lzy, cialo miala napiete jak struna. -Po prostu stracilam glowe. Upilysmy sie i chcialam znalezd Mike'a i powiedzied mu, jaki z niego gnojek. Trish i Vanessa byly bardziej urzniete niz ja, wiec postanowilam prowadzid, ale Travis 325 wybiegl za mna i probowal mnie powstrzymad. Chcial mi zabrad kluczyki, ale mu nie oddalam. Bylam wkurzona. Trish i Vanessa siedzialy z tylu, a Travis wskoczyl na siedzenie z przodu i powtarzal: "Zatrzymaj sie, Caitlin, daj spokoj, nie mozesz prowadzid". Ale zachowywalam sie jak idiotka.-Jechalam dalej, nie zwracajac na niego uwagi. Nagle, nie wiem jak to sie stalo, zjechalismy z drogi i... - Glos jej zamarl i zrobila najbardziej zbolala i zalosna mine, jaka Kathryn Dance widziala w zyciu. - 1 zabilam swoje przyjaciolki - szepnela. Matka Caitlin, oszolomiona i blada jak sciana, niepewnie przysunela sie do corki, obejmujac ja ramieniem. Dziewczyna na moment zesztywniala, lecz zaraz sie poddala, przytulajac glowe do piersi matki i szlochajac. Po kilku minutach Virginia Gardner, tez zalewajac sie lzami, spojrzala na Dance. -Co teraz bedzie? -Powinni paostwo znalezd Caitlin adwokata, a potem natychmiast zadzwonid na policje. Powinna sie sama zglosid. Im szybciej, tym lepiej. Caitlin otarla twarz. -Strasznie bylo tak klamad. Chcialam cos powiedzied, naprawde, przysiegam. Ale wtedy zaczeli wypisywad te okropne rzeczy o Travisie, a gdybym powiedziala prawde, to mnie by zaczeli atakowad. -Opuscila glowe. - Nie moglam tego zrobid. Wszystko, co by o mnie napisali... to wszystko zostaloby na zawsze w tym blogu. Bardziej przejmowala sie swoim wizerunkiem niz smiercia przyjaciolek. Ale Dance nie przyszla tu wyznaczad dziewczynie pokuty. Chciala jedynie potwierdzid swoja teorie, ze Travis nadstawil karku za Caitlin. Wstala i krotko pozegnala sie z matka i corka. Kiedy wyszla z domu, w biegu do samochodu wcisnela w telefonie klawisz z trojka - gdzie miala zapisany numer Michaela 0'Neila. Odebral po drugim dzwonku. Dzieki Bogu, Druga Sprawa nie odizolowala go zupelnie od swiata. -Serwus. - Mial zmeczony glos. -Czesd, Michael. 326 -Co jest? - spytal czujnie; widocznie jej ton takze cos zdradzal. - Wiem, ze jestes zawalony praca, ale moglabym wpasd? Musze sie naradzid. Dowiedzialam sie czegos. -Jasne. Czego? -Ze Travis Brigham to nie Morderca od Przydroznego Krzyza. Dance i 0'Neil byli w jego pokoju w biurze szeryfa okregu Monterey w Salinas. Okna wychodzily na gmach sadu, przed ktorym zgromadzilo sie ponad dwudziestu demonstrantow z ruchu Life First, pod wodza wielebnego Fiska z obwisla skora na szyi. Widocznie znudzilo ich pikietowanie przed pustym domem Stuarta i Edie Dance, wiec przeniesli sie w miejsce, gdzie mieli szanse, ze ktos zwroci na nich uwage. Fisk rozmawial z czlowiekiem, ktorego juz widziala, krzepkim rudowlosym ochroniarzem. Dance odwrocila sie od okna i usiadla obok 0'Neila przy chwiejnym stole konferencyjnym. W pokoju pietrzyly sie rowno ulozone pliki dokumentow. Byla ciekawa, ktore maja zwiazek ze sprawa indonezyjskiego kontenera. 0'Neil kolysal sie na dwoch nogach krzesla. -No wiec slucham. Opowiedziala w skrocie, jak sledztwo doprowadzilo ich do Jasona, do gry "DimensionQuest" i ostatecznie do Caitlin Gardner i jej wyznania, ze Travis wzial na siebie wine za wypadek. -Zakochal sie? - spytal detektyw. -Pewnie tez - przyznala Dance. - Ale tu chodzi o cos wiecej. Dziewczyna chce isd na medycyne. To dla Travisa wazne. -Na medycyne? -Interesuje go medycyna, leczenie. W tej grze, "DimensionQuest", Travis jest slawnym uzdrowicielem. Wydaje mi sie, ze miedzy innymi dlatego chroni te dziewczyne. Jego awatar ma na imie Medicus. Lekarz. Czuje sie z nia zwiazany. -Nie sadzisz, ze to troche naciagane? Przeciez to tylko gra. -Nie, Michael, cos wiecej niz gra. Realny i sztuczny swiat coraz bardziej zblizaja sie do siebie, a tacy ludzie jak Travis zyja w obu rownoczesnie. Jezeli w "DimensionQuest" jest szanowanym uzdrowicielem, nie bedzie msciwym morderca w realu. 327 -Czyli bierze na siebie wine Caitlin i bez wzgledu na to, co ludzje wypisuja o nim w blogu, na pewno nie bedzie chcial zwracad na siebie uwagi i napadad na kogokolwiek.-Otoz to. -Ale przeciez Kelley... zanim stracila przytomnosd, powiedziala ratownikom, ze to Travis ja zaatakowal. Dance przeczaco pokrecila glowa. -Nie jestem pewna, czy naprawde go widziala. Przypuszczala tylko, ze to on - moze dlatego, ze napisala o nim komentarz i wiedziala, ze maska za oknem pochodzi z gry "DimensionQuest". Poza tym krazyly plotki, ze napady to jego dzielo. Wydaje mi sie jednak, ze prawdziwy morderca mial maske albo zaszedl ja od tylu. -Co z dowodami? Zostaly podrzucone? -Zgadza sie. Wystarczylo poczytad w blogu o Travisie, sledzid go, dowiedzied sie, gdzie pracuje, ze jezdzi rowerem, ciagle gra w "DimensionQuest". Morderca mogl zrobid te maske, ukrasd broo z samochodu Boba Brighama, podrzucid piasek i ziemie pod Bagel Express i ukrasd noz, kiedy personel nie patrzyl. Ach, cos jeszcze: pamietasz kawalki opakowania po MM-sach znalezione w lesie? -Pamietam. -Na pewno byly podrzucone. Travis nie mogl jesd czekoladek. Kupowal je bratu. Martwil sie tradzikiem. Mial w pokoju ksiazki o tym, jakiego jedzenia unikad. Prawdziwy morderca o tym nie wiedzial. Pewnie widzial, jak Travis kupowal MM-sy, i doszedl do wniosku, ze to jego ulubione slodycze, wiec zostawil kolo krzyza fragment opakowania. -A wlokna z bluzy? -W jednym komentarzu w "Raporcie" ktos napisal, ze rodzina Brighamow jest tak biedna, ze nie stad jej na pralke i suszarke. I wspominal, do ktorej pralni chodza. Prawdziwy sprawca musial to przeczytad i zaczail sie w poblizu. 0'Neil pokiwal glowa. -1 ukradl bluze z kapturem, kiedy matka wyszla albo patrzyla gdzie indziej. -Aha. W blogu byly tez rysunki podpisane przez Travisa. - O'Neil nie widzial ich, wiec pokrotce je opisala, przemilczajac tylko fakt, ze kobieta na drugim rysunku byla podobna do niej. - Prymitywne 328 ciagnela. - Tak dorosly moglby sobie wyobrazad rysunek nastolatka. A|e widzialam, jak Travis naprawde rysowal - operowanych ludzi. To prawdziwy artysta. Te szkice z blogu zrobil ktos inny.-Dlatego nikt nie potrafil znalezd prawdziwego mordercy, mimo oblawy. W czasie ataku wkladal bluze z kapturem, a potem wrzucal do bagaznika razem z rowerem i odjezdzal jak gdyby nigdy nic. Cholera, on moze mied z pieddziesiat lat. On albo ona, jezeli sie zastanowid. -Otoz to. Detektyw zamilkl na chwile. Idac tropem jej rozumowania, najwyrazniej dotarl do tego samego punktu. -Travis nie zyje, prawda? - spytal. Dance skwitowala westchnieniem wstrzasajacy wniosek, jaki wyplywal z jej hipotezy. - Niewykluczone. Mam nadzieje, ze nie. Wole mysled, ze jest gdzies przetrzymywany. -Biedny chlopak, znalazl sie w niewlasciwym miejscu w niewlasciwym czasie. - 0'Neil kolysal sie na krzesle. - Czyli zeby znalezd prawdziwego sprawce, najpierw musimy ustalid, kto ma byd prawdziwa ofiara. Na pewno zadna z osob, ktore pisaly posty przeciwko Travisowi; to mialo nas zmylid. -Wiesz juz, jaka mam hipoteze? - spytala Dance. O'Neil zerknal na nia ze skromnym usmieszkiem. -Prawdziwy sprawca chce zalatwid Chiltona? -Aha. Najpierw pozoruje napady na ludzi, ktorzy krytykowali Travisa, potem na popierajacych Chiltona, wreszcie na samego blo-gera. -Ten ktos nie chce, zeby zainteresowal sie jego sprawkami. -Albo szuka zemsty za cos, o czym kiedys pisal - odparla Dance. -Dobra, no wiec musimy sie tylko dowiedzied, kto chce zabid Jamesa Chiltona - rzekl Michael O'Neil. Dance zasmiala sie z gorycza. -Latwiej odpowiedzied na pytanie, kto nie chce. Rozdzial 33 James? Po drugiej stronie zapadla cisza. Wreszcie bloger powiedzial: - Witam, agentko Dance. - Jego glos zdradzal znuzenie. - Znowu zle wiesci? -Znalazlam dowody na to, ze te krzyze nie sa dzielem Travisa. - Co? -Nie jestem calkiem pewna, ale wszystko wskazuje na to, ze chlopak moze byd kozlem ofiarnym, ktorego ktos probuje wrobid w morderstwa. -Od poczatku byl niewinny? - wyszeptal Chilton. -Niestety tak. - Dance opowiedziala mu, co zdolala ustalid - kto naprawde dziewiatego czerwca siedzial za kierownica samochodu i ze dowody prawdopodobnie zostaly podrzucone. -Wydaje mi sie, ze to pan jest ostatecznym celem - dodala. - Ja? -Zamiescil pan w blogu sporo prowokacyjnych artykulow. Teraz tez pisze pan na kontrowersyjne tematy. Mysle, ze pare osob chetnie by to panu uniemozliwilo. Przeciez nieraz juz dostawal pan pogrozki? -Wiele razy. -Prosze przejrzed blog, znalezd nazwiska wszystkich, ktorzy panu grozili, ktorzy mogliby chcied wyrownad z panem rachunki za cos, co pan napisal, albo obawiaja sie, ze bada pan sprawe, ktorej woleliby nie ujawniad. Niech pan wybierze najbardziej prawdopodobnych podejrzanych. I prosze siegnad kilka lat wstecz. -Oczywiscie. Zrobie liste. Naprawde pani sadzi, ze moze mi cos grozid? 330 -Owszem, tak sadze. Umilkl. -Boje sie o Pat i chlopcow. Mysli pani, ze powinnismy wyjechad? Moze do naszego letniego domu? Jest w Hollister. Albo przeprowadzimy sie do hotelu? -Hotel prawdopodobnie bedzie bezpieczniejszy. Informacja, ze ma pan tamten dom, na pewno jest dostepna. Moge panu zalatwid pokoj w jednym z moteli, gdzie umieszczamy swiadkow. Pod falszywym nazwiskiem. -Dziekuje. Prosze nam dad pare godzin. Pat spakuje rzeczy i wyjedziemy zaraz po moim umowionym spotkaniu. -Dobrze. Miala sie juz rozlaczyd, gdy Chilton powiedzial: -Chwileczke, agentko Dance, jeszcze jedno. -Slucham? -Mam mysl - chyba wiem, kto moglby byd numerem jeden na tej liscie. -Zaraz zapisze. -Nie potrzebuje pani dlugopisu - odparl Chilton. Dance i Rey Carraneo wolno podjechali pod luksusowy dom Arnolda Brubakera, czlowieka odpowiedzialnego za plan budowy zakladu odsalania wody, ktory zdaniem Jamesa Chiltona mial zniszczyd polwysep Monterey. Chilton wskazal wlasnie Brubakera jako podejrzanego numer jeden. Albo byl to sam cesarz odsalania, albo czlowiek wynajety przez niego. Dance uwazala, ze to calkiem prawdopodobne. Otworzyla blog w komputerze w samochodzie, czytajac komentarze z 28 czerwca w watku "Odsalanie wody... z mozgu obywateli stanu". http://www. thechiltonreport. com/html/june28. html Z artykulu Chiltona i komentarzy Dance wywnioskowala, ze blo-ger dowiedzial sie o jego powiazaniach z Las Vegas, ktore mogly sugerowad zwiazki z przestepczoscia zorganizowana, oraz o jego tajemniczych transakcjach na rynku nieruchomosci, ktorych byd moze wolalby nie ujawniad. 331 -Gotowy? - spytala Carranea, zamykajac komputer.Mlody agent skinal glowa i wysiedli z samochodu. Dance zapukala do drzwi. Wreszcie im otworzyl. Przedsiebiorca mial zaczerwieniona twarz Dance uznala, ze chyba od slooca, nie od alkoholu. Zdumial go widok gosci. Przez chwile milczal, w zaskoczeniu mrugajac oczami. -Spotkalismy sie w szpitalu. Pani... -Agentka Dance. A to agent Carraneo. Jego wzrok powedrowal za ich plecy. Szuka asysty? - pomyslala Dance. Jezeli tak, to naszej czy swojej? Dreszcz strachu przebiegl jej po plecach. W jej odczuciu ludzie, ktorzy zabijali dla pieniedzy, byli najbardziej bezwzgledni. -Chodzi o tamten incydent z panem Chiltonem. Mozemy zadad panu kilka pytao? -Co? Ta gnida jednak zlozyla skarge? Myslalem, ze... -Nie, nie ma skargi. Mozemy wejsd? Nie rozproszyli jego podejrzeo. Unikajac wzroku Dance, zaprosil ich gestem do srodka i mruknal: -Moim zdaniem to wariat. Naprawde kwalifikuje sie do leczenia. Dance usmiechnela sie wymijajaco. Zerkajac jeszcze raz na zewnatrz, Brubaker zamknal drzwi i przekrecil klucz. Przeszli przez dom, dziwnie bezduszny, mijajac wiele pokojow pozbawionych mebli. Dance zdawalo sie, ze uslyszala jakies skrzypniecie niedaleko. Potem drugie, dobiegajace z innego pokoju. Czy to tylko osiadal dom, czy Brubaker mial tu asystentow? Asystentow czy goryli? Weszli do gabinetu pelnego papierow, planow, rysunkow, fotografii, dokumentow prawnych. Jeden ze stolow zajmowala starannie wykonana makieta zakladu odsalania wody. Brubaker zdjal z krzesel kilka grubych segregatorow i gestem zaprosil ich, zeby zajeli miejsca. Sam usiadl za wielkim biurkiem. Dance zauwazyla dyplomy na scianie. Obok nich wisialy zdjecia Brubakera z mezczyznami w garniturach, wygladajacymi na wplywowych - politykami albo waznymi figurami biznesu. Przesluchujacy uwielbiaja sciany w gabinetach, ktore duzo mowia o ludziach. Z tej Dance wywnioskowala, ze Brubaker jest zdolny (dyplomy z uczelni 332 i ukooczenia kursow podyplomowych) i dobrze sobie radzi w swiecie polityki (odznaczenia i symboliczne klucze od miast i okregow). Byl takze twardy; jego firma budowala zaklady odsalania w Meksyku i Kolumbii. Na zdjeciach wystepowal w otoczeniu czujnych mezczyzn w ciemnych okularach-ochroniarzy. Na wszystkich fotografiach byli ci sami ludzie, co oznaczalo, ze to osobista ochrona Brubakera, a nie przydzielona przez miejscowe wladze. Jeden z mezczyzn trzymal pistolet maszynowy. Czy podloga skrzypiala pod ich stopami? Dance znow uslyszala ten dzwiek, chyba blizej. Kiedy zapytala o projekt zakladu odsalania, gospodarz rozpoczal przydlugi monolog, zachwalajac najnowsza technologie, z ktorej mial korzystad zaklad. Dance wychwycila slowa takie jak "filtracja", "membrany", "zbiorniki na slodka wode". Brubaker wyglosil krotki wyklad na temat redukcji kosztow nowych systemow, dzieki ktorej odsalanie stawalo sie ekonomicznie uzasadnione. Dance zapamietala niewiele informacji, natomiast skupiala sie na obserwacji jego zachowania. Z poczatku Brubaker sprawial wrazenie, jak gdyby ich obecnosd w ogole go nie zaniepokoila, chod makiawelisci zwykle pozostaja nieczuli na relacje miedzyludzkie - uczuciowe, spoleczne i zawodowe. Potrafia zachowad spokoj, gdy dochodzi do konfrontacji. Dzieki tej umiejetnosci bywaja niezwykle skuteczni. I potencjalnie niebezpieczni. Dance wolalaby mied wiecej czasu, by okreslid wzorzec jego typowego zachowania, ale poniewaz sprawa byla pilna, przerwala pogawedke o jego pracy i zapytala: -Panie Brubaker, gdzie pan byl wczoraj o pierwszej po poludniu i dzisiaj o jedenastej? O tych godzinach zgineli Lyndon Strickland i Mark Watson. -Dlaczego pani pyta? - Usmiech. Dance nie miala jednak pojecia, co sie za nim kryje. -Badamy pewne okolicznosci zwiazane z pogrozkami, ktore dostal pan Chilton. Mowila prawde, chod oczywiscie niecala. -Och, facet obrzuca mnie oszczerstwami, ale to ja jestem oskarzony, tak? 333 -Nie oskarzamy pana, panie Brubaker. Moglby pan odpowiedzied na moje pytanie? - Nie musze. Moge was poprosid, zebyscie natychmiast stad wyszli Mial racje. -Moze pan odmowid wspolpracy. Mamy jednak nadzieje, ze pan tego nie zrobi. -Miejcie sobie nadzieje, jakie chcecie - odburknal. Jego usmiech byl teraz wyrazem triumfu. - Juz rozumiem, o co chodzi. Czy to mozliwe, zeby az tak sie pani pomylila, agentko Dance? Moze to nie chory psychicznie nastolatek rozpruwa ludzi jak w kiepskim horrorze, ale ktos, kto wykorzystal chlopaka, wrobil go w to, zeby zrzucid na niego wine za zabojstwo Jamesa Chiltona? Calkiem niezle, pomyslala Dance. Ale czy to znaczylo, ze im grozi? Jezeli byl tym "kims", o ktorym mowil, to owszem, grozil. Carraneo zerknal na nia ukradkiem. -Co znaczy, ze dala sobie pani zamydlid oczy. Podczas przesluchao obowiazuje wiele waznych zasad, ale jedna z najistotniejszych brzmi: badz niewrazliwy na osobiste obelgi. -Popelniono serie powaznych przestepstw, panie Brubaker -powiedziala rzeczowym tonem Dance. - Rozpatrujemy wszystkie mozliwosci. Ma pan zal do Jamesa Chiltona i juz raz probowal pan na niego napasd. -Doprawdy? - odparl z lekcewazeniem w glosie. - A wiec uwaza pani, ze wszczynanie burd w publicznym miejscu z czlowiekiem, ktorego potajemnie probuje zabid, byloby najmadrzejszym ruchem z mojej strony? Albo bardzo glupim, albo bardzo madrym, odpowiedziala w duchu Dance. -Gdzie pan byl w tych godzinach, o ktorych mowilam? - zapytala. -Moze nam pan powiedzied albo nie, i tak bedziemy to sprawdzad. -Jest pani taka sama menda jak Chilton. Prawde mowiac, jest pani nawet gorsza. Kryje sie pani za swoja odznaka. Carraneo drgnal, ale sie nie odezwal. Ona takze milczala. Albo im powie, albo wyrzuci ich za drzwi. Wcale nie, uswiadomila sobie Dance. Bylo jeszcze trzecie wyjscie, ktore zaczelo majaczyd w oddali w chwili, gdy uslyszala zagadkowe skrzypienie w podobno pustym domu. 334 Brubaker siegal po broo.-Mam tego dosd - szepnal i z wsciekloscia wyszarpnal szuflade biurka. Blyskawicznie zanurzyl w niej reke. Dance mignely przed oczami twarze dzieci, potem meza, a potem Michaela 0'Neila. Blagam, pomyslala, modlac sie, zeby udalo jej sie byd odpowiednio szybka. -Rey, za nami! Oslaniaj! I gdy Brubaker uniosl wzrok, ujrzal przed soba lufe jej glocka, a Carraneo, zwrocony w przeciwna strone, celowal w drzwi gabinetu. Oboje agenci stali na ugietych nogach, w pozycji strzeleckiej. -Jezu, spokojnie! - krzyknal Brubaker. -Na razie czysto - poinformowal ja Carraneo. -Sprawdz - polecila. Mlody czlowiek przysunal sie do drzwi i pchnal je noga. -Czysto. Obrocil sie, mierzac w Brubakera. -Powoli podnies rece - powiedziala Dance, starajac sie mocno trzymad glocka. - Jezeli masz broo, rzud ja natychmiast. Nie podnos jej ani nie opuszczaj. Rzud. Jezeli tego nie zrobisz, strzelimy. Rozumiesz? -Nie mam broni - sapnal Arnold Brubaker. Nie slyszala, aby broo spadla na kosztowna podloge, ale biznesmen zaczal bardzo powoli podnosid rece. W przeciwieostwie do rak Dance, w ogole sie nie trzesly. Deweloper trzymal w czerwonych palcach wizytowke, ktora pogardliwym ruchem rzucil w kierunku Dance. Agenci schowali pistolety i usiedli. Dance spojrzala na wizytowke, czujac, jak sytuacja robi sie jeszcze bardziej niezreczna, chod trudno byloby to sobie wyobrazid. Na wizytowce widnialo zlocone godlo Departamentu Sprawiedliwosci - z orlem i charakterystycznym drobnym drukiem. Doskonale znala wizytowki agentow FBI. Do dzis miala w domu cale pudelko wizytowek meza. -Wczoraj o tej godzinie, o ktora pani pytala, mialem spotkanie z Amy Grabe. - Agentka specjalna, kierujaca biurem terenowym FBI w San Francisco. - Rozmawialismy tu i na miejscu budowy. Od okolo jedenastej do trzeciej po poludniu. 335 Ach.-Zaklady odsalania i projekty w ramach infrastruktury wodnej to potencjalne cele atakow terrorystycznych - powiedzial Brubaker Wspolpracuje z Departamentem Bezpieczeostwa i FBI, zeby mied pewnosd, ze gdy zacznie sie realizacja projektu, bede mial stosowna ochrone. - Spojrzal na nia pogardliwie. Czubkiem jezyka dotknal kacika ust. - Mam nadzieje, ze zapewnia mi ja funkcjonariusze federalni. Trace zaufanie do lokalnych organow scigania. Kathryn Dance nie zamierzala go przepraszad. Chciala sprawdzid te informacje u Amy Grabe, ktora znala i szanowala, mimo roznicy pogladow. Chociaz alibi nie oczyszczalo go z podejrzenia, ze do popelnienia zbrodni mogl wynajad platnego zbira, Dance trudno bylo sobie wyobrazid, ze czlowiek wspolpracujacy z FBI i Departamentem Bezpieczeostwa ryzykowalby morderstwo. Poza tym kazdy szczegol zachowania Brubakera wskazywal, ze przedsiebiorca mowi prawde. -No dobrze, panie Brubaker. Sprawdzimy to, co nam pan powiedzial. -Mam nadzieje. -Dziekuje, ze poswiecil nam pan czas. -Traficie do wyjscia - odburknal. Carraneo poslal jej zazenowane spojrzenie. Dance przewrocila oczami. Gdy byli juz w progu, Brubaker powiedzial: -Zaraz, zaczekajcie. - Agenci odwrocili sie do niego. - Mialem racje? -Racje? -Myslicie, ze ktos zabil chlopaka i wrobil go w jakis plan zabojstwa Chiltona? Dance milczala, lecz po chwili powiedziala sobie: czemu nie? -Tak, uwazamy, ze jest taka mozliwosd. -Prosze. - Brubaker zapisal cos na kartce i jej podal. - Powinniscie sie przyjrzed temu czlowiekowi. Na pewno bylby szczesliwy, gdyby blog zniknal - razem ze swoim autorem. Dance zerknela na nazwisko. Zastanawiajac sie, dlaczego sama nie pomyslala o tym podejrzanym. Rozdzial 34 Dance siedziala sama w swoim fordzie crown victoria zaparkowanym na pokrytej kurzem ulicy niedaleko malego miasteczka Marina, osiem kilometrow na polnoc od Monterey. Rozmawiala przez telefon z TJ-em. -Brubaker? - spytala. -Nienotowany - odrzekl. Potwierdzil tez jego wspolprace z FBI -oraz alibi. Co nie oznaczalo, ze nie mogl kogos wynajad, ale dzieki tej informacji deweloper zszedl na dalszy plan. Uwaga skierowala sie teraz na czlowieka, ktorego nazwisko dal jej na kartce Brubaker. Byl to Clint Avery i wlasnie patrzyla na niego z odleglosci okolo stu metrow, przez ogrodzenie z siatki -zwieoczone drutem kolczastym - otaczajace jego olbrzymia firme budowlana. Nazwisko Avery'ego ani razu nie wyplynelo w trakcie sledztwa. Z prostego powodu: przedsiebiorca nigdy nie zamiescil zadnego postu w blogu, a Chilton nigdy o nim nie pisal w "Raporcie". W kazdym razie nie wymienial jego nazwiska. W watku "Droga do Szmaragdowego Grodu" nie wspominal konkretnie o Averym, ale kwestionowal decyzje wladz o budowie drogi i uczciwosd przetargu, a tym samym krytykowal wykonawce - ktorym byla firma Avery Construction. Dance powinna o tym pamietad, poniewaz przed dwoma dniami zostala zatrzymana przez jej ekipe na budowie autostrady, gdy jechala do college'u na spotkanie z Caitlin Gardner. Nie skojarzyla jednego z drugim. -Wyglada na to, ze Clint Avery mial zwiazki z firma, ktora jakies pied lat temu miala klopoty z powodu stosowania materialow niskiej 337 jakosci. Sledztwo bardzo szybko umorzono. Moze jakis tekst Chiltona otworzylby sprawe na nowo.Dance zgodzila sie, ze to dobry motyw, aby sie pozbyd blogera. -Dzieki, TJ. To dobrze... Chilton dostarczyl juz liste innych podejrzanych? -Aha. -Ktos sie wyroznia? -Jeszcze nie, szefowo. Ale ciesze sie, ze nie mam tylu wrogow co on. Zasmiala sie krotko i zakooczyla rozmowe. Dance dalej przygladala sie z daleka Clintowi Avery'emu. Kilkanascie razy widziala go na zdjeciach - w wiadomosciach i w gazetach. Trudno bylo nie zwrocid na niego uwagi. Chod na pewno mial na koncie ladnych pare milionow, byl ubrany jak zwykly robotnik: w niebieska koszule z kieszenia wypchana dlugopisami, brazowe spodnie robocze, wysokie sznurowane buty. Mial podwiniete rekawy i na ogorzalym przedramieniu Dance dostrzegla tatuaz. Avery trzymal w reku zolty kask. U pasa wisial mu walkie-talkie. Nie zdziwilby jej widok szesciostrzalowca; szeroka twarz z wasem przywodzila na mysl rewolwerowca. Uruchomila silnik i wjechala przez brame. Avery zauwazyl jej samochod. Przymruzyl oczy i chyba od razu rozpoznal sluzbowy woz stanowy. Szybko zakooczyl rozmowe z mezczyzna w skorzanej kurtce, ktory zaraz odszedl. Zaparkowala. Avery Construction byla pragmatyczna firma, ktorej przyswiecal tylko jeden cel: budowanie. Byly tu ogromne magazyny materialow budowlanych, buldozery, dzwigi, koparki, ciezarowki i dzipy. Zaklad mial wlasna betoniarnie oraz warsztat metalowy i stolarski; staly tu wielkie zbiorniki ropy do tankowania pojazdow, baraki i szopy. Biuro znajdowalo sie w kilku duzych, funkcjonalnych i niskich budynkach. W urzadzaniu siedziby Avery Construction z pewnoscia nie uczestniczyl zaden architekt ani projektant. Dance przedstawila sie i szef firmy serdecznie uscisnal jej dloo. Spojrzal na legitymacje, ukazujac zmarszczki na opalonej skorze wokol oczu. -Panie Avery, mam nadzieje, ze moze nam pan pomoc. Slyszal pan o przestepstwach, jakie ostatnio zostaly popelnione na Polwyspie? 338 -Morderca z Maska, jasne, to ten chlopak. Podobno dzisiaj znowu ktos zostal zamordowany. Straszne. Jak moge pani pomoc?-Morderca stawia przydrozne krzyze jako ostrzezenie przed nastepna zbrodnia. Skinal glowa. -Widzialem to w wiadomosciach. -Otoz zauwazylismy cos dziwnego. Kilka krzyzy postawiono w poblizu budow paoskiej firmy. -Naprawde? - Gdy zmarszczyl brwi, jego czolo wyzlobily glebokie bruzdy. Dance nie wiedziala, czy zdziwienie jest wspolmierne do wiadomosci czy nie. Avery wykonal ruch, jak gdyby chcial sie odwrocid, ale zmienil zamiar. Czyzby instynktownie chcial spojrzed w kierunku swojego wspolnika w skorzanej kurtce? -Jak moge pani pomoc? -Chcemy porozmawiad z kilkoma paoskimi pracownikami, zeby sprawdzid, czy zauwazyli cos niezwyklego. -Na przyklad? -Podejrzanie zachowujacego sie przechodnia, nietypowe przedmioty, moze slady stop albo kol rowerowych na terenie budowy. Oto lista tych miejsc. - Zapisala je wczesniej w samochodzie. Z zaniepokojona mina przebiegl wzrokiem liste, po czym wsunal ja do kieszeni koszuli i zalozyl rece na piersi. Nie byl to zaden istotny sygnal kinezyczny, poniewaz Dance nie miala czasu zaobserwowad jego typowego zachowania. Ale krzyzowanie ramion i nog to gesty obronne, ktore moga swiadczyd o uczuciu dyskomfortu. -Mam pani dad liste ludzi, ktorzy tam pracuja, odkad zaczely sie te zabojstwa, tak? -Rzeczywiscie. To by nam bardzo pomoglo. -Przypuszczam, ze chcialaby ja pani dostad dosd szybko? -Jak najszybciej. -Zrobie, co sie da. Podziekowala mu, wrocila do samochodu i wyjechala z parkingu na droge. Po chwili zatrzymala sie obok granatowej hondy accord zaparkowanej w poblizu. Auta staly zwrocone w przeciwne strony, wiec jej otwarte okno znalazlo sie pol metra od okna samochodu Reya Carranea. Agent siedzial za kierownica hondy w samej koszuli, bez krawata. Dance widziala go w tak swobodnym stroju tylko dwa razy: 339 na pikniku Biura i na bardzo dziwnym grillu w ogrodzie Charlesa Overby'ego.-Przyneta zarzucona - powiedziala. - Nie mam pojecia, czy polknie haczyk. -Jak zareagowal? -Trudno powiedzied. Nie mialam czasu porownad zachowania. Ale mam wrazenie, ze robil dobra mine do zlej gry i z trudem zachowywal spokoj. Nie jestem tez pewna jednego z jego pomocnikow. -Opisala mezczyzne w skorzanej kurtce. - Gdyby ktorys z nich wychodzil, nie zgub go. -Tak jest. Patrizia Chilton otworzyla drzwi i skinieniem glowy powitala Grega Ashtona, ktorego jej maz nazywal Uberblogerem - w tym swoim uroczym, chod malo sympatycznym stylu. -Czesd, Pat - rzekl Ashton. Podali sobie rece. Szczuply mezczyzna w drogich bezowych spodniach i gustownej sportowej marynarce wskazal radiowoz zaparkowany przy ulicy. - Gliniarz nie chcial mi nic powiedzied, ale pilnuje was z powodu tych zabojstw, zgadza sie? -Tak na wszelki wypadek. -Sluchalem wiadomosci o tej historii. Pewnie jestescie zdenerwowani. Usmiechnela sie ze stoickim spokojem. -To malo powiedziane. Przezywamy prawdziwy koszmar. -Lubila mowid, co czuje. Jimowi nie zawsze mogla o tym powiedzied. Uwazala, ze musi go wspierad. W rzeczywistosci jego rola nieustepliwego dziennikarza sledczego czasem doprowadzala ja do wscieklosci. Rozumiala, ze to dla niego wazne, ale zdarzalo sie, ze szczerze nienawidzila tego blogu. A teraz... narazal rodzine i zmuszal ich, zeby przeprowadzili sie do hotelu. Dzis rano musiala poprosid brata, roslego mezczyzne, ktory w college'u byl bramkarzem w klubie, zeby zaprowadzil chlopcow na zajecia na polkoloniach, zostal tam z nimi i przyprowadzil ich potem do domu. Zamknela drzwi na zasuwe. -Napijesz sie czegos? - spytala Ashtona. -Nie, dziekuje. 340 Patrizia zaprowadzila go do gabinetu meza, spogladajac na ogrod przez duze okno w korytarzu. Poczula uklucie niepokoju. Zdawalo sie jej, ze widzi cos w krzakach za domem. Czyzby to byl czlowiek? Przystanela. -Cos nie tak? - zainteresowal sie Ashton. Serce jej walilo. -Tylko... nie, nic. Pewnie tylko jeleo. Musze powiedzied, ze przez te cala sprawe ma nerwy w strzepach. -Nic tam nie widze. -Juz go nie ma. - Ale czy w ogole byl? Trudno powiedzied. Nie chciala jednak straszyd goscia. Poza tym wszystkie okna i drzwi byly zamkniete. Weszli do gabinetu jej meza. -Kochanie - powiedziala. - Przyszedl Greg. -Ach, punktualnie. Mezczyzni uscisneli sobie dlonie. -Greg mowil, ze nie ma na nic ochoty - powiedziala Patrizia. -A ty, kochanie? -Nie, dziekuje. Jeszcze kubek herbaty i cale spotkanie przesiedze w lazience. -No to zostawie was, chlopcy, pracujcie, a ja wracam do pakowania. - Znow ogarnelo ja przygnebienie na mysl o hotelu. Nie cierpiala zostawiad domu. Przynajmniej chlopcy potraktuja to jak przygode. -Zaczekaj chwileczke, Pat - zatrzymal ja Ashton. - Zrobie wideo z Jimem przy pracy, zeby je umiescid na stronie. Chce, zebys tez na nim byla. - Postawil na stole teczke i otworzyl. -Ja?! - zdumiala sie Patrizia. - Och, nie. Jestem nieuczesana. 1 nieumalowana. -Po pierwsze, Pat, wygladasz fantastycznie - odrzekl Ashton. -Ale najwazniejsze jest to, ze w pisaniu blogow nie chodzi o fryzury i makijaz. Chodzi o autentycznosd. Robilem kilkadziesiat takich filmow i nigdy nie pozwolilem nikomu nalozyd nawet odrobiny szminki. -No, wlasciwie czemu nie. - Patrizia byla rozkojarzona, myslac o zagadkowym ruchu za domem. Powinna o tym powiedzied policjantowi w radiowozie. Ashton parsknal smiechem. 341 -Zreszta to tylko kamera internetowa, o sredniej rozdzielczosci-Pokazal niewielkie urzadzenie. -Nie bedziesz mi zadawal zadnych pytao? - Na sama mysl wpadala w poploch. Blog Jima czytaly setki tysiecy ludzi. Blog Grega Ashtona na pewno mial znacznie wiecej uzytkownikow. - Nie wiedzialabym, co powiedzied. Jim uporzadkowal biurko, ukladajac sterty czasopism i gazet. Ashton zasmial sie i pogrozil mu palcem. -Jim, chcemy, zeby to wygladalo autentycznie. -No dobrze. Niech bedzie. - Jim polozyl papiery na poprzednim miejscu. Patrizia zerknela na swoje odbicie w malym ozdobnym lusterku na scianie i przeczesala palcami wlosy. Nie, zbuntowala sie. Moze sobie mowid, co chce, ale pojde sie troche doprowadzid do porzadku. Odwrocila sie, zeby powiedzied o tym Ashtonowi. Zdazyla tylko mrugnad, lecz nie miala czasu sie zaslonid, gdy piesd Ashtona trafila ja prosto w twarz, uderzajac mocno w kosd i rozcinajac skore na policzku. Patrizia upadla na podloge. Zaskoczony i przerazony Jim skoczyl na niego. I znieruchomial, bo Ashton wymierzyl mu w twarz pistolet. - Nie! - wrzasnela Patrizia, gramolac sie na nogi. - Nie strzelaj! Ashton rzucil jej rolke tasmy izolacyjnej i rozkazal zwiazad mezowi rece z tylu. Zawahala sie. - No juz! Wstrzasana szlochem, drzacymi rekami spelnila polecenie. - Kochanie - szepnela, zakladajac mu reke za oparcie krzesla. -Boje sie. -Rob, co mowi - powiedzial maz. Poslal Ashtonowi wsciekle spojrzenie. - Co to ma znaczyd, do cholery? Ignorujac go, Ashton pociagnal Patrizie za wlosy do rogu pokoju. Piszczala przerazliwie, zalewajac sie lzami. - Nie... To boli! Nie! Ashton skrepowal jej rece tasma. -Kim jestes? - spytal szeptem Jim. Ale Patrizia Chilton znala juz odpowiedz. Greg Ashton byl Morderca od Przydroznego Krzyza. 342 Ashton zauwazyl, ze Jim patrzy przez okno. _ Ten gliniarz nie zyje - mruknal. - Nikt wam me porno<<. Ashton wycelowal obiektyw kamery w pobladla ze strachu twarzjima i jego oczy, w ktorych wzb.eraly lzy chilton? _ Chcesz mied wiecej wejsc na swoj ukochany * P No to bedziesz mial. Zaloze sie, ze to bedzie nowy rekord- ChyD nigdy jeszcze me widzielismy wideo z zabojstwem autora blogu. Rozdzial 35 Kathryn Dance wrocila do siedziby CBI. Rozczarowala ja wiadomosd, ze Jonathan Boling wyjechal z powrotem do Santa Cruz. Ale poniewaz wykonal swoje zadanie i odnalazl cenny skarb - Strykera, czyli Jasona - nie mial w tym momencie nic wiecej do roboty. Zadzwonil Rey Carraneo z ciekawa informacja. Otoz Clint Avery przed dziesiecioma minutami opuscil teren firmy. Agent jechal za nim kretymi drogami Pastwisk Niebieskich, jak John Steinbeck nazwal te zyzna, pelna bujnej zieleni okolice. Przedsiebiorca zatrzymal sie dwa razy na poboczu. Podczas kazdego postoju z kims sie spotykal. Najpierw w bardzo oryginalnym pikapie z dwoma ponurymi mezczyznami, ubranymi jak kowboje. Drugi raz z siwowlosym mezczyzna w eleganckim garniturze, ktory siedzial za kierownica cadillaca. Spotkania wygladaly podejrzanie; Avery byl wyraznie zdenerwowany. Carraneo spisal numery rejestracyjne obu samochodow i zamierzal je sprawdzid. W tym momencie Avery jechal w kierunku Carmel, a Carraneo caly czas go sledzil. Dance ogarnelo zniechecenie. Miala nadzieje, ze spotkanie z Averym sploszy przedsiebiorce - ze szef firmy budowlanej jak najszybciej pojedzie do kryjowki, gdzie schowal dowody i gdzie prawdopodobnie przetrzymywal Travisa. Ale widocznie plan sie nie powiodl. Mozliwe jednak, ze mezczyzni, z ktorymi Avery sie spotkal, byli platnymi mordercami, odpowiedzialnymi za zabojstwa. Raport z wydzialu komunikacji powinien przyniesd jakies wskazowki, a moze nawet ostateczna odpowiedz. Do gabinetu wsadzil glowe TJ. 344 -Hej, szefowo, interesuje cie jeszcze Hamilton Royce? Czlowiek, ktory prawdopodobnie wlasnie w tym momencie zastanawial sie, jak zrujnowad jej kariere. -Poprosze o jednominutowe resume. -Jednominutowe co? - zdziwil sie TJ. -Streszczenie. Skrot. Podsumowanie. -Jest takie slowo, "resume"? Czlowiek co dzieo sie czegos uczy... No dobra. Royce to byly adwokat. Zakooczyl praktyke dosd szybko, w tajemniczych okolicznosciach. To twardziel. Wspolpracuje glownie z szescioma czy siedmioma departamentami w stanie. Jego oficjalne stanowisko to rzecznik praw funkcjonariuszy. Nieoficjalnie jest sprzataczem. Widzialas "Michaela Claytona"? -Z George'em Clooneyem, jasne. Dwa razy. - Dwa? -Bo z George'em Clooneyem. -Aha. W kazdym razie Royce robi cos podobnego. Ostatnio sporo pracowal dla kierownictwa biura wicegubernatora, stanowego komitetu energetyki, Agencji Ochrony Srodowiska i komisji finansow Zgromadzenia. Jezeli gdzies pojawia sie problem, pojawia sie Royce. -Jakiego rodzaju problem? -Nieporozumienia w komisji, skandale, klopoty z mediami, drobne kradzieze, spory ze zleceniobiorcami. Czekam jeszcze na szczegoly. -Daj mi znad, jezeli dowiesz sie czegos, co moglabym wykorzystad. - Wybrala jedno z ulubionych slow Royce'a. -Wykorzystad? Do czego? -Mielismy z Royce'em mala sprzeczke. -I co, chcesz go szantazowad? - To za mocne slowo. Powiedzmy, ze chcialabym utrzymad stanowisko. -Tez chce, zebys utrzymala stanowisko, szefowo. Dzieki tobie jestem zupelnie bezkarny. A co z Averym? -Rey siedzi mu na ogonie. -Uwielbiam to okreslenie. -Jak ci idzie z lista podejrzanych od Chiltona? TJ odrzekl, ze powoli, poniewaz trudno wszystkich odszukad. Niektorzy sie przeprowadzili, inni mieli zastrzezone numery, wyjechali albo zmienili nazwiska. 345 -Daj mi polowe - powiedziala. - Tez zaczne nad tym pracowad Mlody agent wreczyl jej kartke.-Dam ci krotka liste - oznajmil - bo jestes moja ulubiona szefowa. Dance przejrzala nazwiska, zastanawiajac sie, od czego najlepiej zaczad. W pamieci zabrzmialy jej slowa Jona Bolinga. Ujawniamy w sieci za duzo informacji o sobie. Zdecydowanie za duzo. Kathryn Dance postanowila, ze pozniej zajrzy do sluzbowych baz danych: NCIC - krajowego centrum informacji kryminalnej, VICAP -federalnego programu scigania przestepstw przeciwko zyciu i zdrowiu, stanowej ewidencji nakazow sadowych i polaczonego rejestru pojazdow. Na razie wystarczyl jej Google. Greg Schaeffer przygladal sie Jamesowi Chiltonowi, ktory siedzial przed nim zakrwawiony i przestraszony. Schaeffer uzywal pseudonimu Greg Ashton, aby zblizyd sie do Chiltona, nie wzbudzajac jego podejrzeo. Poniewaz nazwisko "Schaeffer" mogloby wywolad zaniepokojenie blogera. Rownie dobrze mogloby tez nic mu nie mowid; Schaeffer w ogole by sie nie zdziwil, gdyby Chilton stale zapominal o ofiarach, ktore ucierpialy przez jego blog. Ta mysl jeszcze bardziej rozwscieczyla Schaeffera i gdy Chilton zaczal charczed: -Dlacze... - rabnal go jeszcze raz. Glowa blogera odskoczyla, uderzajac w oparcie krzesla. Wydal zduszony jek i wszystko bylo w porzadku, ale sukinsyn nie wygladal na tak przerazonego, jak Schaeffer by sobie zyczyl. -Ashton! Dlaczego to robisz? Schaeffer pochylil sie i zlapal Chiltona za kolnierz. -Przeczytasz oswiadczenie - szepnal. - Jezeli bedziesz wydawal sie nieszczery, jezeli nie bedziesz skruszony, twoja zona zginie. I twoi synowie. Wiem, ze niedlugo wroca do domu. Sledzilem ich. Znam plan zajed na polkoloniach. - Odwrocil sie do zony Chiltona. -Wiem, ze jest z nimi twoj brat. Kawal chlopa, ale na pewno nie jest kul oodporny. 346 -Boze, nie! - wykrztusila Patrizia, zalewajac sie lzami. - Blagam! Wreszcie na twarzy Chiltona odbil sie prawdziwy strach. - Nie, nie rob krzywdy mojej rodzinie! Prosze, blagam... Zrobie, co zechcesz. Tylko nie rob im nic zlego.-Przeczytaj oswiadczenie, tak jakbys sam napisal kazde slowo, a dam im spokoj - rzekl Schaeffer. - Powiem ci, Chilton, ze naprawde im wspolczuje. Zasluguja na lepsze zycie niz z takim gnojem jak ty. -Przeczytam - zapewnil go bloger. - Ale kim jestes? Dlaczego to robisz? Jestes mi winien odpowiedz. Schaeffer zagotowal sie z wscieklosci. -Winien? - warknal. - Tobie winien? Ty zarozumialy bydlaku! - Jeszcze raz uderzyl go piescia w policzek. Cios zamroczyl Chiltona. - Nic ci nie jestem winien. - Pochylil sie i warknal: - Kim jestem, kim jestem? Znasz kogos, komu zniszczyles zycie? Oczywiscie, ze nie. Bo siedzisz na tym cholernym krzesle, tysiace kilometrow od prawdziwego swiata, i gadasz, na co masz ochote. Piszesz jakies bzdury, wysylasz te wypociny w swiat i zaraz zabierasz sie do czegos nowego. Znasz w ogole takie pojecie jak konsekwencje? Odpowiedzialnosd? -Staram sie byd dokladny. Jezeli popelnie blad... Schaeffer oblal sie purpura. -Sukinsynu, jestes slepy jak kret. Nie rozumiesz, ze nawet jezeli nie mylisz sie co do faktow, to i tak popelniasz blad? Naprawde musisz ujawniad wszystkie tajemnice na swiecie? Musisz niszczyd ludziom zycie bez powodu - tylko po to, zeby mied wiecej wejsd na strone? -Blagam cie! -Mowi ci cos nazwisko Anthony Schaeffer? Chilton na moment zamknal oczy. -Och. - Kiedy je otworzyl, spojrzal na niego ze zrozumieniem i byd moze skrucha. Ale to ani troche nie wzruszylo Schaeffera. Przynajmniej Chilton pamietal czlowieka, ktorego zniszczyl. -Kto to taki? - zapytala Patrizia. - Jim, o kim on mowi? -Powiedz jej, Chilton. Bloger westchnal. -To byl gej, ktory kilka lat temu popelnil samobojstwo, kiedy napisalem o jego orientacji. Byl... 347 -Moim bratem. - Glos mu sie zalamal. -Przykro mi. -Przykro - powtorzyl szyderczo Schaeffer. - Przeprosilem za to, co sie stalo. Nie chcialem jego smierci! Musisz o tym wiedzied. Czulem sie okropnie. Schaeffer spojrzal na Patrizie. -Twojemu mezowi, glosowi moralnosci i sprawiedliwosci wszechswiata, nie podobalo sie, ze gej moze byd diakonem w kosciele. -To nie byl powod - zachnal sie Chilton. - Stal na czele wielkiej kampanii przeciwko homoseksualnym malzeostwom w Kalifornii. Atakowalem jego hipokryzje, nie orientacje seksualna. I niemoral-nosd. Byl zonaty, mial dzieci... ale na wyjazdach sluzbowych zamawial meskie prostytutki. Zdradzal zone, czasem z trzema mezczyznami jednej nocy! Bloger znow zaczal sie stawiad i Schaeffer mial ochote jeszcze raz go uderzyd. Wymierzyl wiec kolejny cios, szybki i silny. -Tony staral sie odnalezd droge do Boga. Kilka razy sie posliznal. A ty zrobiles z niego potwora! Nie dales mu zadnej szansy wytlumaczenia. Bog wskazywal mu droge. -No to Bog sie nie popisal. Jezeli... Piesd znow wystrzelila w kierunku jego twarzy. -Jim, nie klod sie z nim. Prosze! Chilton opuscil glowe. Nareszcie wygladal na zupelnie zlamanego przez rozpacz i strach. Schaeffer delektowal sie jego bezsilnoscia. -Przeczytaj oswiadczenie. -Dobrze. Zrobie, co zechcesz. Przeczytam. Ale moja rodzina... Blagam. - Wyraz cierpienia na twarzy Chiltona byl dla Schaeffera cudownym widokiem. -Masz moje slowo. - Powiedzial to szczerze, myslac jednoczesnie, ze Patrizia przezyje meza o nie wiecej niz dwie sekundy - ostatecznie bedzie to akt humanitarny. Nie chcialaby zostad na swiecie bez niego. Poza tym byla swiadkiem. Jezeli chodzi o dzieci, nie, nie zamierzal ich zabijad. Po pierwsze, mialy wrocid do domu dopiero za godzine, a wtedy juz dawno go nie bedzie. Zalezalo mu takze na zyczliwosci innych. Zabid blogera i jego zone to jedno. Z dziedmi to zupelnie co innego. 348 Schaeffer nakleil pod kamera kartke z oswiadczeniem, ktore napisal dzis rano. Poruszajacy tekst -zredagowany w taki sposob, aby nikt nie powiazal przestepstwa z jego osoba.Chilton odchrzaknal i zaczal czytad. -Oswiadczenie... - Nagle zalamal mu sie glos. Pieknie! Schaeffer nie wylaczal kamery. Chilton zaczal jeszcze raz. -Oswiadczenie. Zwracam sie do osob, ktore w ciagu ostatnich lat czytaly moj blog, "Raport Chiltona". Na swiecie nie ma nic cenniejszego niz reputacja, a ja poswiecilem cale zycie na to, by bezpodstawnie niszczyd reputacje przypadkowo wybranych uczciwych i prawych obywateli. Naprawde sie staral. -Wystarczy kupid tani komputer, strone internetowa i oprogramowanie do tworzenia blogu i w ciagu pieciu minut mozna mied prywatne forum do gloszenia wlasnych opinii - forum dostepne dla milionow ludzi na calym swiecie. Czlowiek zyskuje cudowne poczucie wladzy. Ale nie jest to wladza, na ktora sie zasluzylo. To wladza ukradziona. Pisalem o ludziach, czesto opierajac sie jedynie na plotkach. Plotki zataczaly coraz szersze kregi i zaczynano je traktowad jak prawde, mimo ze zawieraly wierutne klamstwa. Przez moj blog zostalo zrujnowane zycie mlodego czlowieka, Travisa Brighama. Chlopiec nie ma juz po co zyd. Ja tez nie. Travis na wlasna reke probowal dochodzid sprawiedliwosci, karzac ludzi, ktorzy go atakowali, ludzi, ktorzy byli moimi przyjaciolmi. A teraz przyszedl wymierzyd sprawiedliwosd mnie. Ponosze najwieksza odpowiedzialnosd za zniszczenie mu zycia. Po jego twarzy plynely wspaniale lzy. Schaeffer byl w siodmym niebie. -Biore na siebie odpowiedzialnosd za zniszczenie reputacji Travisa i wszystkich osob, o ktorych lekkomyslnie pisalem. Wyrok, jaki Travis na mnie wykonuje, bedzie ostrzezeniem dla innych: prawda jest swieta. Plotki nie sa prawda... A wiec zegnajcie. Gleboko odetchnal i spojrzal na zone. Schaeffer byl zadowolony. Chilton dobrze sie spisal. Wlaczyl pauze w kamerze i zerknal na ekran. W kadrze byl tylko Chilton. 349 L *.ul/;Zona nie - Schaeffer nie chcial utrwalid jej smierci, tylko smierd blo-gera. Odsunal nieco kamere, aby bylo widad tors Chiltona. Zamierzal zabid go strzalem w serce, zarejestrowad to, a potem umiescid wideo w kilku serwisach spolecznosciowych i blogach. Schaeffer przypuszczaly ze po mniej wiecej dwoch minutach material pojawi sie na YouTube i zanim firma go zdejmie, zdazy go obejrzed kilka milionow ludzi- Wtedy jednak pirackie programy do sciagania strumienia wideo z sieci zdaza juz przechwycid film, ktory rozprzestrzeni sie po swiecie jak komorki nowotworowe. -Poli cja cie znajdzie - mruknal Chilton. -Ale nie beda szukad mnie. Beda szukad Travisa Brighama. I szczerz mowiac, nie sadze, zeby szukano zbyt pilnie. Masz wielu wrogow, Chilton. Odbezpieczyl broo. -Nie! - zaskomlila rozpaczliwie Patrizia Chilton. Schaeffer z trudem opanowal ched, by zastrzelid ja pierwsza. Trzymajac broo pewna reka, dostrzegl w oczach Jamesa Chiltona rezygnacje i jak mu sie zdawalo, ironiczny blysk. Schaeffer ponownie wdusil przycisk nagrywania w kamerze i zaczal naciskad spust. Nagle uslyszal: -Stad! Glos dochodzil z otwartych drzwi pokoju. -Rzud broo! Juz! Wstrzasniety Schaeffer zerknal za siebie i zobaczyl mlodego szczuplego Latynosa w bialej koszuli z podwinietymi rekawami. Mezczyzna mierzyl do niego z broni. Mial na pasku odznake. Nie! Jak go znalezli? Schaeffer, wciaz celujac w piers blogera, rzucil do gliniarza: -Sam rzud broo! -Opusd broo - odparl spokojnym tonem policjant. - To ostatnie ostrzezenie. Schaeffer warknal: -Jak mnie zastrzelisz, to... Ujrzal zolty blysk, poczul uderzenie w glowe i swiat pograzyl sie w czerni. Rozdzial 36 Martwych wywieziono, zywi wyszli na wlasnych nogach. Cialo Grega Ashtona - ktory naprawde nazywal sie Greg Schaeffer, jak dowiedziala sie Dance -zlozono na noszach na kolkach i przetransportowano po schodach i przez trawnik do furgonetki koronera, a James i Patrizia Chiltonowie wolno podeszli do karetki. Wszyscy byli w szoku, dowiedziawszy sie, ze druga ofiara jest zastepca szeryfa pilnujacy domu Chiltonow, Miguel Herrera. Schaeffer, jako Ashton, w drodze do domu zatrzymal sie przy radiowozie Herrery. Policjant zadzwonil do Patrizii i uslyszal, ze gospodarze czekaja na niego. Wtedy Schaeffer przypuszczalnie przycisnal lufe pistoletu do munduru Herrery i strzelil dwa razy, a bliskosd ciala stlumila huk. Na miejscu byl przelozony zmarlego funkcjonariusza oraz kilkunastu zastepcow szeryfa. Wszyscy byli poruszeni morderstwem i wsciekli. Chiltonowie, ktorzy mogli chodzid o wlasnych silach, nie odniesli powaznych obrazeo. Dance natomiast miala na oku Reya Carranea - ktory pierwszy zjawil sie na miejscu, zauwazyl zastrzelonego Herrere i wbiegl do domu, wzywajac wczesniej pomoc. Gdy wpadl do gabinetu, zorientowal sie, ze Schaeffer zaraz zastrzeli Chiltona. Carraneo ostrzegl napastnika zgodnie z procedura, ale kiedy ten probowal negocjowad, agent oddal dwa strzaly w jego glowe. Dyskusje z uzbrojonym podejrzanym zdarzaja sie tylko w filmach i serialach - i to kiepskich. Policjant nigdy nie opuszcza ani nie rzuca broni. I nigdy nie waha sie zlikwidowad celu, gdy wyjdzie mu pod lufe. Zasada numer jeden, dwa i trzy brzmi: strzelaj. 351 I Carraneo postapil zgodnie z nimi. Na pierwszy rzut oka mlody agent wygladal tak jak zawsze. Trzymal sie prosto, profesjonalnie, jak gdyby mial na sobie smoking z wypozyczalni. Ale co innego mowily jego oczy, zdradzajac, ze w glowie bezustannie rozbrzmiewa mu jedno zdanie: wlasnie zabilem czlowieka, wlasnie zabilem czlowieka.Dance postanowila, ze postara sie wyslad go na krotki platny urlop. Nadjechal jakis samochod i wysiadl z niego Michael 0'Neil. Zauwazyl Dance i podszedl do niej. Malomowny detektyw mial posepna twarz. -Przykro mi, Michael. - Scisnela jego reke. 0'Neil znal Miguela Herrere od kilku lat. -Po prostu go zastrzelil? - Tak. Na moment zamknal oczy. -Jezu. -Zona? -Nie, rozwiedziony. Ale ma doroslego syna. Juz go zawiadomilismy. - 0'Neil, zwykle spokojny, o nieprzeniknionej twarzy, spojrzal z gleboka, zimna nienawiscia na zielony worek, w ktorym spoczywaly zwloki Grega Schaeffera. Nagle zza ich plecow odezwal sie slaby, drzacy glos: -Dziekuje. Odwrocili sie i zobaczyli Jamesa Chiltona. W ciemnych spodniach, bialym T-shircie i granatowym swetrze wycietym w serek bloger przypominal kapelana wojskowego, ktory nagle spokornial na widok rzezi na froncie. Obok stala jego zona. -Nic sie panu nie stalo? - spytala Dance. -Nie, nic. Dziekuje. Jestem tylko troche poturbowany. Pare siocow i zadrapao. Patrizia Chilton powiedziala, ze tez nie ucierpiala zbyt powaznie. 0'Neil skinal im glowa i spytal Chiltona: -Kto to byl? -Brat Anthony'ego Schaeffera - odpowiedziala Dance. Chilton spojrzal na nia zdziwiony. -Domyslila sie pani? 352 Opowiedziala 0'Neilowi, jak odkryla prawdziwe nazwisko Ashtona. -To naprawde ciekawa strona Internetu - te gry fabularne i wirtualne swiaty. Na przyklad "Second Life". Mozna stworzyd sobie tozsamosd od zera. Schaeffer od kilku miesiecy robil szum wokol nazwiska "Greg Ashton", podajac sie za speca od blogow i RSS. Robil to, zeby sie wkupid w laski Chiltona. -Kilka lat temu ujawnilem w blogu, ze Anthony jest gejem -wyjasnil Chilton. - O nim wlasnie mowilem agentce Dance w pierwszej rozmowie. To jedna z rzeczy w moim blogu, ktorych zaluje, bo ten czlowiek popelnil samobojstwo. -Jak sie o nim dowiedzialas? - zapytal 0'Neil. -TJ i ja sprawdzalismy podejrzanych. Wydawalo sie malo prawdopodobne, ze morderca jest Arnold Brubaker. Ciagle podejrzewalam Clinta Avery'ego - szefa firmy budujacej autostrade - ale nie znalezlismy jeszcze nic konkretnego. No wiec zaczelam pracowad nad lista osob, ktore przyslaly Jamesowi pogrozki. Krotka lista... -Na liscie byla zona Anthony'ego Schaeffera - rzekl Chilton. - Faktycznie. Grozila mi kilka lat temu. -Weszlam do Internetu - ciagnela Dance - zeby znalezd jak najwiecej informacji o tej kobiecie. Znalazlam jej zdjecia slubne. Swiadkiem byl Greg, brat Anthony'ego. Rozpoznalam w nim czlowieka, ktorego spotkalam przedwczoraj w pana domu. Sprawdzilam go. Przylecial tu dwa tygodnie temu z otwartym biletem. - Kiedy sie o tym dowiedziala, natychmiast zadzwonila do Miguela Herrery, lecz nie odbieral, dlatego wyslala do Chiltonow Reya Carranea. Agent, sledzacy Clinta Avery'ego, byl wlasnie niedaleko. -Czy Schaeffer mowil cos o Travisie? - spytal 0'Neil. Dance pokazala mu plastikowa koperte z napisanym recznie oswiadczeniem, w ktorym byla mowa o Travisie. Z tekstu wynikalo, ze to chlopiec mial rzekomo zastrzelid Chiltona. -Myslisz, ze nie zyje? Oczy 0'Neila i Dance spotkaly sie. -Tego nie zakladam. Owszem, w koocu Schaeffer musialby go zabid. Ale moze jeszcze tego nie zrobil. Moze po zabojstwie Chiltona 353 chcial upozorowad samobojstwo Travisa. Zeby ladnie zamknad sprawe. A to znaczy, ze chlopak moze jeszcze zyd.Detektyw odebral telefon. Odszedl na bok, kierujac wzrok w strone radiowozu, w ktorym okrutnie zamordowano Herrere. Po chwili zakooczyl rozmowe. -Musze lecied. Trzeba przesluchad swiadka. -Ty, przesluchad? - zganila go Dance. Technika przesluchiwania Michaela O'Neila polegala na tym, ze detektyw wpatrywal sie ponuro w przesluchiwanego, pytajac go w kolko, co wie. Byd moze bylo to skuteczne, ale niefachowe. 0'Neil nie przepadal za tym zajeciem. Zerknal na zegarek. -Moglbym sie prosid o przysluge? -Mow, czego dusza pragnie. -Lot Anne z San Francisco jest opozniony. Nie moge sobie odpuscid tego przesluchania. Moglabys odebrad dzieci z zajed? -Jasne. I tak jade po Wesa i Maggie. -Spotkamy sie na Fisherman's Wharf o piatej? -Zgoda. O'Neil odszedl, rzucajac jeszcze jedno ponure spojrzenie na samochod Herrery. Chilton chwycil zone za reke. Dance rozpoznala gesty ludzi, ktorzy otarli sie o smierd. Przypomniala sobie aroganckiego, przekonanego o swojej nieomylnosci bojownika, jakim byl Chilton podczas ich pierwszego spotkania. Teraz stal przed nia zupelnie inny czlowiek. Juz wczesniej raz zauwazyla, jak cos w nim zlagodnialo - kiedy sie dowiedzial, ze jego przyjaciel Don Hawken i jego zona omal nie zostali zamordowani. Wykonal kolejny krok, odchodzac od wizerunku surowego misjonarza. Chilton usmiechnal sie gorzko. -Alez mnie wyrolowal... Wiedzial, jak podejsd takiego nadetego bufona jak ja. -Jim... -Nie, kochanie, tak bylo. Wiesz, ze to moja wina. Schaeffer wybral Travisa. Czytal blog, znalazl dobrego kandydata na kozla ofiarnego i zrobil morderce z siedemnastolatka. Gdybym nie zaczal watku "Przydrozne krzyze" i nie wspomnial o tym wypadku, Schaeffer nie mialby zadnego powodu go przesladowad. 354 Mial racje. Ale Kathryn Dance z zasady unikala gry w "co by bylo gdyby". Nie lubila bladzid we mgle.-Wybralby kogos innego - zauwazyla. - Postanowil sie zemscid i znalazlby sposob. Ale Chilton zdawal sie jej nie slyszed. -Powinienem po prostu zamknad ten cholerny blog na glucho. Dance dostrzegla w jego oczach determinacje, frustracje, gniew. I chyba tez lek. Zwracajac sie do obu kobiet, Chilton oznajmil stanowczo: -Zrobie to. -Co? - spytala go zona. -Zamkne "Raport". Koniec. Nikomu juz nie zniszcze zycia. -Jim - powiedziala cicho Patrizia. Strzepnela jakis brud z rekawa. - Kiedy nasz syn dostal zapalenia pluc, siedziales przy jego lozku i dwie doby nie zmruzyles oka. Kiedy umarla zona Dona, wyszedles ze spotkania w centrali Microsoftu, zeby przy nim byd - zrezygnowales z kontraktu wartego sto tysiecy. Kiedy umieral moj ojciec, byles przy nim czesciej niz personel hospicjum. Robisz wiele dobrego, Jim. Twoj blog tez robi wiele dobrego. -Ale... -Cii. Daj mi skooczyd. Donald Hawken cie potrzebowal i byles z nim. Nasze dzieci cie potrzebowaly i byles z nimi. Swiat tez cie potrzebuje, kochanie. Nie mozesz sie do niego odwracad plecami. -Patty, przeze mnie zgineli ludzie. -Obiecaj mi, ze nie bedziesz podejmowal zadnych pochopnych decyzji. Te dwa dni byly straszne. Wszyscy mamy jeszcze metlik w glowie. Dluga cisza. -Zobacze. Zobacze. - Chilton przytulil zone. - Ale wiem, ze moge sobie zrobid kilkudniowa przerwe. Wyjedziemy stad. Pojedzmy jutro do Hollister. Spedzimy dlugi weekend z Donaldem i Lily. Jeszcze jej nawet nie poznalas. Zabierzemy chlopcow, zrobimy grilla... wybierzemy sie na wycieczke. Twarz Patrizii rozjasnil usmiech. Oparla glowe o jego ramie. -Chetnie. Chilton spojrzal na Dance. -Myslalem o czyms. 355 Pytajaco uniosla brwi. -Wielu ludzi rzuciloby mnie lwom na pozarcie. I prawdopodobnie na to zasluzylem. Pani jednak nie. Nie lubila mnie pani, nie pochwalala tego, co robilem, ale stanela pani w mojej obronie. To sie nazywa uczciwosd intelektualna. Rzadka dzisiaj rzecz. Dziekuje. Dance zasmiala sie z zazenowaniem, przyjmujac komplement- chod bywaly chwile, ze i ona miala ochote rzucid go lwom na pozarcie. Chiltonowie wrocili do domu, zeby dokooczyd pakowanie i zamowid na dzis pokoj w motelu - Patrizia nie chciala zostad w domu, dopoki z gabinetu nie zniknie najmniejsza plamka krwi Schaeffera. Dance nie mogla sie temu dziwid. Agentka podeszla do szefa ekipy kryminalistycznej, pogodnego czlowieka w srednim wieku, z ktorym pracowala od kilku lat. Poinformowala go, ze Travis byd moze jeszcze zyje, przetrzymywany w jakiejs kryjowce. Co oznaczalo, ze ma coraz mniejsze zapasy jedzenia i wody. Musiala go jak najszybciej odnalezd. -Znalezliscie przy zwlokach klucz od pokoju? -Tak. Z Cypress Grove Inn. -Trzeba obejrzed pod mikroskopem pokoj, rzeczy Schaeffera i jego samochod. Szukajcie wszystkiego, co mogloby nas zaprowadzid do tej kryjowki. -Jasne, Kathryn. Wrocila do samochodu i zadzwonila do TJ-a. -Slyszalem, ze go dopadlas, szefowo. -Aha. Ale teraz chce znalezd chlopca. Jezeli jeszcze zyje, mamy na to najwyzej dzieo albo dwa, zanim umrze z glodu albo pragnienia. Rzucamy na to wszystkie sily. Biuro szeryfa zabezpiecza miejsca w domu Chiltona i w Cypress Grove - tam zatrzymal sie Schaeffer. Zadzwoo do Petera Benningtona i pogoo ich z raportami. Gdyby bylo trzeba, dzwoo do Michaela. Aha, znajdz mi swiadkow w sasiednich pokojach w Cypress Grove. -Jasne, szefowo. -Skontaktuj sie ze stanowa, okregowa i miejska. Chce znalezd ostatni przydrozny krzyz - ktory mial zapowiadad smierd Chiltona. Niech Peter sprawdzi go wszystkimi aparatami, jakie tam maja. - Jeszcze jedna mysl przyszla jej do glowy. - Miales jakis sygnal o tym samochodzie stanowym? 356 -A, o tym, ktory widzial Pfister? - Tak.-Nikt nie dzwonil. Chyba nie mamy priorytetu. -Sprobuj jeszcze raz. I powiedz, ze to bardzo pilne. -Przyjedziesz tu, szefowo? Overberon chce sie z toba zobaczyd. - TJ. -Przepraszam. -Bede troche pozniej. Musze sprawdzid jedna rzecz. -Potrzebujesz pomocy? Odparla, ze nie, chod w istocie nie miala najmniejszej ochoty zajad sie tym w pojedynke. Rozdzial 37 Siedzac w samochodzie zaparkowanym na podjezdzie, Dance patrzyla na skromny dom Brighamow; na smetne, wykrzywione rynny i okragly okap kryty gontem, na rozmontowane zabawki i narzedzia walajace sie wokol domu. Na garaz tak wypchany rupieciami, ze zmiescilaby sie w nim najwyzej polowa maski samochodu. Dance siedziala za kierownica forda crown victoria, przy zamknietych drzwiach. Sluchala plyty, ktora przyslal jej i Martine zespol z Los Angeles. Muzycy pochodzili z Kostaryki. Muzyka brzmiala radosnie i zarazem tajemniczo. Dance chciala dowiedzied sie czegos wiecej ojej tworcach i miala nadzieje, ze gdy pojedzie do Los Angeles na proces pana X, bedzie miala okazje spotkad sie z nimi i nagrad cos wiecej. Ale nie mogla teraz o tym mysled. Uslyszala chrzest gumy na zwirze i spojrzawszy w lusterko wsteczne, zobaczyla samochod Soni Brigham, ktory zatrzymal sie, skreciwszy za zywoplotem z bukszpanu. Kobieta siedziala sama z przodu. Z tylu siedzial Sammy. Samochod stal przez dluzsza chwile i Dance dostrzegla zrozpaczona mine Soni na widok policyjnego wozu. Wreszcie kobieta ruszyla, minela samochod Dance, zatrzymala sie przed domem i wylaczyla silnik. Rzucajac krotkie spojrzenie w strone Dance, Sonia wysiadla, podeszla do bagaznika i wyciagnela kosze z bielizna oraz duza butelke plynu do prania Tide. Jego rodzina jest taka biedna, ze nie stad ich nawet na pralke i suszarke... Kto chodzi do pralni? Tylko luzerzy... Ten post powiedzial Schaefferowi, skad moze ukrasd bluze z kapturem, zeby wrobid Travisa. 358 Dance wysiadla z forda.Sammy spojrzal na nia badawczo. Ciekawosd, jaka okazywal przy ich pierwszym spotkaniu, zniknela; teraz wydawal sie nieswoj. Jego oczy mialy zaskakujaco dorosly wyraz. -Wie pani cos o Travisie? - zapytal. Nie mial tak dziwnego glosu jak poprzednio. Zanim jednak Dance zdazyla odpowiedzied, matka wygonila chlopca do ogrodu. Zawahal sie, wciaz patrzac na Dance, wreszcie odwrocil sie i z niepewna mina odszedl, grzebiac w kieszeniach. -Nie odchodz za daleko, Sammy. Dance wyciagnela butelke plynu spod bladego ramienia Soni i ruszyla za nia w strone domu. Sonia zaciskala szczeki, patrzac prosto przed siebie. -Pani... -Musze to schowad - uciela krotko Sonia Brigham. Dance przytrzymala jej otwarte drzwi i weszla za nia do srodka. Kobieta poszla prosto do kuchni i zaczela segregowad odziez z koszy. -Jakbym tak zostawila... wszystko by sie pogniotlo, rozumie pani. - Wygladzila jeden z T- shirtow. Miedzy nami kobietami. -Kiedy to pralam, myslalam, ze mu to dam. -Pani Brigham, powinna pani cos wiedzied. Travis nie prowadzil samochodu dziewiatego czerwca. Wzial na siebie wine za wypadek. -Co?! - Zostawila pranie. -Zakochal sie w dziewczynie, ktora prowadzila samochod. Pila. Probowal ja namowid, zeby sie zatrzymala i pozwolil3 mu usiasd za kierownica. Nie zdazyli. -Wielkie nieba! - Sonia uniosla koszulke do twardy* Jak gdyby mogla w ten sposob powstrzymad lzy. -To nie on byl morderca, nie on stawial krzyze. Ktos inny upozorowal to wszystko, zeby wrobid go w zabojstwa. Czlowiek, ktory mial uraze do Jamesa Chiltona. Powstrzymalismy go. -A Travis? - spytala goraczkowo Sonia, sciskajac koszulke w pobielalych palcach. -Nie wiemy, gdzie jest. Szukamy wszedzie, ale ni e znalezlismy 359 jeszcze zadnych sladow. - Dance opowiedziala jej w skrocie o planie zemsty Grega Schaeffera.Sonia otarla okragle policzki. Na jej twarzy wciaz mozna byl0 dostrzec slady dawnej urody, ktora prezentowala sie w calej okazalosci na zdjeciu zrobionym przed laty na targowisku. -Wiedzialam, ze Travis nie mogl skrzywdzid tych ludzi - szepnela Sonia. - Mowilam pani. Owszem, mowilas, pomyslala Dance. A z mowy ciala wynikalo, ze nie klamalas. Nie sluchalam cie. Sluchalam glosu logiki, a powinnam posluchad intuicji. Dawno temu Dance sama zrobila sobie analize osobowosci Myers-Briggs. Gdy za daleko odeszla od swojej natury, pakowala sie w klopoty. Kobieta odlozyla koszulke, jeszcze raz wygladzajac bawelne. -On nie zyje, prawda? -Nie mam na to zadnych dowodow. Absolutnie zadnych. - Ale tak pani mysli. -Zgodnie ze swoimi planami Schaeffer prawdopodobnie utrzymal go przy zyciu. Robie wszystko, zeby uratowad pani syna. Miedzy innymi dlatego tu przyjechalam. - Pokazala jej zdjecie Grega Schaeffera pochodzace z bazy danych wydzialu komunikacji. - Widziala go kiedys pani? Moze pania sledzil? Rozmawial z sasiadami? Sonia nalozyla zniszczone okulary i dluga chwile przypatrywala sie zdjeciu. -Nie. Nie przypominam sobie, zebym go widziala. A wiec to on. To on zabral mojego syna? - Tak. -Mowilam pani, ze ten blog to nic dobrego. Jej oczy skierowaly sie w strone ogrodu, gdzie Sammy znikal wlasnie w rozpadajacej sie szopie. Westchnela. -Jezeli Travis nie zyje, jak powiem o tym Sammy'emu... och, zalamie sie. Strace obu synow. Musze poskladad pranie. Prosze juz isd. Dance i 0'Neil stali obok siebie na molo, oparci o balustrade. Mgla juz zniknela, ale wial silny wiatr. Nad zatoka Monterey zawsze bylo albo jedno, albo drugie. -Matka Travisa - powiedzial glosno 0'Neil. - Pewnie nie bylo latwo. 360 -To bylo najtrudniejsze ze wszystkiego - potwierdzila. Wiatr rozwiewal jej wlosy. - Jak poszlo przesluchanie? - spytala go, majac na mysli indonezyjskie sledztwo.Druga Sprawe. Dobrze. Cieszyla sie, ze to 0'Neil prowadzi sprawe, wstydzac sie troche swojej zazdrosci. Terroryzm spedzal sen z powiek wszystkim funkcjonariuszom organow scigania. -Gdybym ci byla potrzebna, daj znad. Patrzac na zatoke, odparl: -Chyba zamkniemy sprawe w ciagu najblizszych dwudziestu czterech godzin. W dole, na brzegu, bawila sie czworka ich dzieci. Ekspedycja dowodzili Maggie i Wes; jako wnuki biologa morskiego, cieszyly sie pewnym autorytetem. W poblizu statecznie krazyly pelikany i wszedobylskie mewy, a niedaleko od brzegu widad bylo niewielka brazowa plamke - wydre morska, ktora z gracja unosila sie na fali, lezac na grzbiecie. Na jej brzuchu balansowal kamieo, o ktory wydra rozbijala skorupy malzy. Kolacja. Corka 0'Neila Amanda i Maggie obserwowaly ja rozradowane, jak gdyby sie zastanawialy, czy mozna takie zwierzatko oswoid. Dance dotknela ramienia 0'Neila i pokazala mu dziesiecioletniego Tylera, ktory kucal obok dlugiego brunatnego wodorostu, ostroznie szturchajac go palcem, gotow rzucid sie do ucieczki, gdyby dziwny stwor znienacka ozyl. Opiekuoczy Wes stal nieopodal, na wypadek gdyby tak sie stalo. 0'Neil usmiechnal sie, ale z postawy jego ciala i napiecia ramion Dance wywnioskowala, ze cos go gnebi. Po chwili wyjasnil, przekrzykujac szum wiatru: -Mialem wiadomosci z Los Angeles. Obrona znowu probuje odroczyd rozprawe w sprawie immunitetu. O nastepne dwa tygodnie. -Och, nie - mruknela Dance. - Dwa tygodnie? Wtedy ma byd posiedzenie przed wielka lawa. -Seybold wytoczy wszystkie dziala. Ale nie jest najlepszej mysli. -Cholera. - Dance sie skrzywila. - Wojna pozycyjna? Gra na zwloke w nadziei, ze w koocu odpuscimy? 361 -Prawdopodobnie.-Nie - oznajmila stanowczo. - My na pewno nie odpuscimy A Seybold i reszta? 0'Neil sie zastanowil. -Moze, jezeli to potrwa dluzej. Sprawa jest wazna, ale maja mnostwo waznych spraw. Dance westchnela. I zadrzala. Zimno ci? Przyciskala przedramie do jego reki. Pokrecila glowa. Przyczyna mimowolnego dreszczu nie byl chlod, lecz mysl o Travisie. Patrzac na wode, Dance zastanawiala sie, czy rownoczesnie patrzy na jego grob. Tuz przed ich oczami przemknela mewa. Kat natarcia skrzydel ptaka byl idealnie dostosowany do predkosci wiatru. Mewa szybowala nieruchomo pied metrow nad plaza. -Wiesz, od poczatku, nawet kiedy przypuszczalismy, ze Travis jest morderca, wspolczulam mu -powiedziala Dance. - Bylo rni zal, ze ma taka rodzine, ze jest odmieocem. Ze tak podle go atakuja w sieci. Jon mowil mi, ze blog to tylko czubek gory lodowej. Ludzie dreczyli go e-mailami, wiadomosciami w komunikatorach, na innych forach. Smutne, ze tak sie skooczylo. Okazal sie niewinny. Zupelnie niewinny. O'Neil przez chwile sie nie odzywal. -Wyglada na tega glowe - rzekl w koocu. - Ten Boling. -Bo jest. Zdobyl nazwiska ofiar. I znalazl awatar Travisa. O'Neil sie rozesmial. -Przepraszam, ale wlasnie sobie wyobrazilem, jak idziesz do Overby'ego w sprawie nakazu aresztowania postaci z gry komputerowej. -Och, mialabym papiery w ciagu minuty, gdyby myslal, ze bedzie o tym konferencja prasowa i szansa na dobre zdjecia. Moglam je<>cos niedaleko Harrison Road i Pine Grove Way". Na poludnie od Carmel. -Tylko tyle? -Aha. Po prostu "cos". Sprawdzilem to skrzyzowanie. Jest przy opuszczonej budowie. A informator dzwonil z automatu. Dance zastanawiala sie przez chwile. Jej wzrok padl na kartke, wydruk postow z "Raportu Chiltona". Wstala i wlozyla marynarke. -Chcesz tam pojechad i sprawdzid? - spytal niepewnie TJ. -Tak. Naprawde chce go znalezd, jezeli tylko sie da. -To troche straszna okolica, szefowo. Potrzebujesz pomocy? Usmiechnela sie. -Nie sadze, zeby mi grozilo powazne niebezpieczeostwo. Na pewno nie w sytuacji, gdy sprawca spoczywal w kostnicy okregu Monterey. Sufit piwnicy byl pomalowany na czarno. Strop podtrzymywalo osiemnascie krokwi, tez czarnych. Sciany byly brudnobiale, pomalo- 377 wane tania farba, i skladaly sie z osmiuset dziewieddziesieciu dwoch pustakow. Pod sciana staly dwie szafki, jedna z szarego metalu, druga z niejednolitego bialego drewna. Byly w nich spore zapasy jedzenia w puszkach, kartony z makaronem, napoje i wino, narzedzia, gwozdzie, kosmetyki takie jak pasta do zebow i dezodorant.Ciemny sufit, nad ktorym znajdowal sie parter, podpieraly cztery metalowe slupki. Trzy staly blisko siebie, czwarty troche dalej. Byly pomalowane na ciemnobrazowo, ale zzerala je rdza i nie wiadomo bylo, gdzie kooczy sie farba, a zaczyna skorodowana powierzchnia. Spekania na betonowej posadzce, kiedy patrzylo sie na nie wystarczajaco dlugo, ukladaly sie w dobrze znane ksztalty: siedzacej pandy, stanu Teksas, ciezarowki. W kacie stal stary, zakurzony i zdezelowany piec. Byl opalany gazem ziemnym i rzadko sie wlaczal. Mimo to nawet wtedy w ogole nie ogrzewal wilgotnego wnetrza. Piwnica miala jedenascie metrow dlugosci i osiem i pol metra szerokosci, co latwo bylo obliczyd, jezeli kazdy pustak mial wymiary trzydziesci i pol na dwadziescia trzy centymetry, ale trzeba bylo dodad do kazdego trzydziesci milimetrow laczacej je zaprawy. Mieszkalo tu tez wiele stworzeo. Przede wszystkim pajaki. Mozna bylo naliczyd siedem rodzin, jezeli pajaki zyja w rodzinach, a kazda zajmowala takie terytorium, zeby nie naruszad granic pozostalych -albo nie zostad przez nie pozartym. Poza tym zuki i stonogi. Od czasu do czasu pojawialy sie muchy i komary. Zapasami jedzenia i napojow w przeciwleglym kacie piwnicy zainteresowalo sie jakies wieksze zwierze, mysz albo szczur. Ale przestraszylo sie, ucieklo i juz nie wrocilo. A moze zostalo otrute i zdechlo. Jedyne okno, wysoko na scianie, wpuszczalo odrobine metnego swiatla, ale nic nie bylo przez nie widad; zostalo zamalowane szarawa farba. Dochodzila juz prawie osma, moze dziewiata wieczorem -okno bylo prawie ciemne. Glucha cisze przerwalo nagle dudnienie krokow na parterze. Ucichly. A potem drzwi wejsciowe otworzyly sie i z hukiem zamknely. Nareszcie. 378 Kiedy porywacz w koocu wyszedl, Travis Brigham mogl sie uspokoid. Z rozkladu dwoch ostatnich dni wynikalo, ze gdy wychodzil wieczorem, wracal dopiero rano. Travis zwinal sie w klebek na lozku, otulajac sie cuchnacym kocem. To byla najprzyjemniejsza czesd jego dnia: sen.Travis nauczyl sie, ze przynajmniej we snie moze znalezd chwile wytchnienia od rozpaczy. Rozdzial 33 Gdy Dance zjechala z autostrady w kreta Harrison Road, droge szybko zaczely zasnuwad pasma gestej mgly. Okolica, polozona tuz za poludniowa granica Carmel -przy drodze do Point Lobos i dalej do Big Sur - byla niemal pusta; wsrod pagorkowatych lasow pozostalo niewiele pol. Tak sie skladalo, ze niedaleko stad byla ziemia Indian Ohlone, przy ktorej Arnold Brubaker pragnal wybudowad swoj zaklad odsalania wody. Czujac zapach sosen i eukaliptusow, Dance jechala powoli, uwaznie obserwujac droge oswietlona - z powodu mgly - swiatlami mijania. Od czasu do czasu w bok odchodzil podjazd, prowadzacy w ciemnosd, w ktorej majaczyly punkciki swiatla. Mijajac kilka samochodow sunacych wolno w przeciwna strone, zastanawiala sie, czy anonimowym informatorem, ktory zawiadomil policje o tajemniczym znalezisku, byl kierowca, czy mieszkaniec okolicy. Cos... Oczywiscie byla taka mozliwosd, ale Harrison Road stanowila skrot od autostrady numer 1 do Carmel Valley Road. Zadzwonid mogl ktokolwiek. Wkrotce dotarla do Pine Grove Way i zatrzymala sie na poboczu. Anonimowy informator wspominal o budowie kompleksu hotelowego, ktory nigdy nie mial zostad ukooczony, poniewaz glowny budynek splonal w niejasnych okolicznosciach. Poczatkowo podejrzewano probe wyludzenia ubezpieczenia, ale okazalo sie, ze sprawcami byli ekolodzy, ktorzy nie chcieli, by okolice szpecil hotel. (Jak na ironie, ekoterrorysci troche sie przeliczyli; ogieo rozprzestrzenil sie i pochlonal setki hektarow dziewiczego lasu). 380 Roslinnosd w wiekszosci juz odrosla, ale budowy z roznych powodow nigdy nie wznowiono i kompleks do dzis pozostal w takim stanie: kilka hektarow zrujnowanych budynkow i fundamentow gleboko wkopanych w ilasta glebe. Teren otaczalo pochyle ogrodzenie z siatki, opatrzone tabliczkami "UWAGA, NIEBEZPIECZEOSTWO" i "WSTEP WZBRONIONY", lecz kilka razy do roku trzeba bylo ratowad nastolatkow, ktorzy wpadli tu do wykopu albo uwiezli w ruinach, palac trawke, pijac lub, jak sie raz zdarzylo, uprawiajac seks w najmniej romantycznym miejscu, jakie sobie mozna wyobrazid.I strasznym jak diabli. Dance wyciagnela ze schowka latarke i wysiadla z forda crown victoria. Poczula na skorze chlodna wilgod i wzdrygnela sie z leku. Spokojnie. Zasmiala sie z wlasnych obaw, wlaczyla latarke i ruszyla naprzod, oswietlajac geste zarosla. Autostrada przemknal jakis samochod z szumem opon po mokrym asfalcie. Gdy zniknal za zakretem, odglos ucichl tak raptownie, jak gdyby auto przenioslo sie w inny wymiar. Dance rozgladala sie, przypuszczajac, ze "cos", co znalazl anonimowy informator, to ostatni przydrozny krzyz, ktory mial zapowiadad smierd Jamesa Chiltona. W poblizu nie bylo jednak nic, co przypominaloby krzyz. Co jeszcze mogl mied na mysli ten czlowiek? Moze zobaczyl albo uslyszal Travisa? Bylaby to doskonala kryjowka. Przystanela i zaczela nasluchiwad wolania o pomoc. Nic poza cichym szumem lekkiego wiatru wsrod debow i sosen. Deby... Dance przypomniala sobie jeden ze skleconych napredce krzyzy. I tamten znaleziony w ogrodzie. Powinna zadzwonid i zarzadzid przeszukanie lasu? Jeszcze nie. Sprobuje sama. Zalowala, ze nie ma z nia tego anonimowego informatora. Nawet oporny swiadek mogl byd zrodlem wszystkich potrzebnych jej informacji; wystarczy przypomnied sobie Tammy Foster, ktorej nieched do wspolpracy w ogole nie spowolnila sledztwa. 381 Komputer Tammy. Tam kryje sie odpowiedz. No, moze nie na najwazniejsze pytanie, ale jakas odpowiedz...Nie miala jednak pod reka czlowieka, ktory zawiadomil policje; miala tylko latarke, a przed soba budzaca groze, opuszczona budowe. I szukala "czegos". Dance weszla przez jedna z kilku furtek w drucianym ogrodzeniu, skrzywionym przez setki intruzow, i wolnym krokiem ruszyla przez teren budowy. Glowny budynek zawalil sie zupelnie po pozarze, a pozostale - budynki gospodarcze, garaze i kompleksy pokoi hotelowych - zostaly zabite deskami. Pozostalo szesd wykopow pod fundamenty, oznaczonych ostrzegawczymi pomaraoczowymi tabliczkami, ale blask latarki, odbijajac sie od gestej mgly, czesciowo swiecil prosto w oczy Dance; poruszala sie ostroznie w obawie, by nie wpasd w dol. Szla przez kompleks krok za krokiem, przystajac i szukajac sladow stop. Co, do cholery, zobaczyl ten czlowiek? Nagle uslyszala jakis dzwiek dobiegajacy z oddali, chod wcale nie tak daleki. Glosny trzask. Po chwili nastepny. Zastygla w bezruchu. Pewnie jeleo. W okolicy bylo ich mnostwo. Ale mieszkaly tu takze inne zwierzeta. W zeszlym roku puma zabila turystke uprawiajaca jogging niedaleko stad. Zwierze rozdarlo biedna kobiete na sztuki i zniknelo. Dance rozpiela marynarke, by uspokoid sie dotykiem rekojesci glocka. Znow trzask, a potem skrzypniecie. Jak gdyby starych zawiasow. Dance zadrzala ze strachu, uswiadamiajac sobie, ze chod Morderca od Przydroznego Krzyza nie stanowi juz zagrozenia, to wcale nie oznacza, ze nie kreca sie tu gangi i dpuny. Ale nawet jej przez mysl nie przeszlo, aby zawrocid. Tu mogl byd Travis. Trzeba isd. Pokonala nastepnych dziesied metrow, szukajac schowka, w ktorym porywacz moglby go przetrzymywad, szukajac budynkow zamknietych na klodki, szukajac sladow stop. Zdawalo sie jej, ze uslyszala jeszcze inny odglos - jakby jek. Omal nie zawolala chlopca po imieniu. Ale instynkt podpowiedzial jej, ze to nierozsadne. 382 I nagle stanela jak wryta.W odleglosci nie wiekszej niz dziesied metrow we mgle zamajaczyla jakas sylwetka. Chyba przyczajona. Wstrzymala oddech, zgasila latarke i wyciagnela broo. Spojrzala jeszcze raz. Postad zniknela. Byla jednak przekonana, ze wyobraznia nie splatala jej figla. Na pewno kogos widziala - sadzac po ruchach, to byl mezczyzna. Kroki zabrzmialy juz wyraznie. Towarzyszyl im trzask galezi i szelest lisci. Zachodzil ja z boku, z prawej strony. Szedl i co jakis czas przystawal. Dance dotknela komorki spoczywajacej w kieszeni. Ale gdyby zadzwonila, glos zdradzilby jej polozenie. Musiala zakladad, ze ktos krazacy po opuszczonym placu budowy w chlodny, mglisty wieczor, nie przyszedl tu w niewinnym celu. Wracaj do samochodu, powiedziala sobie. Natychmiast. Pomyslala 0 strzelbie, ktora miala w bagazniku. Strzelala z niej tylko raz. Na szkoleniu. Dance zawrocila i ruszyla szybko przez budowe, szeleszczac lisdmi. Kazdy krok zdawal sie krzyczed: tu jestem, tu jestem. Zatrzymala sie. Intruz szedl dalej. Odglos krokow sygnalizowal jego trase przez otulone mgla zarosla z prawej strony. Nagle kroki ucichly. Tez sie zatrzymal? Czy znalazl sie na pozbawionej lisci ziemi 1 szykowal sie do ataku? Biegnij do wozu, schowaj sie, lap te armate kaliber 12 i wezwij wsparcie. Do ogrodzenia miala jakies pietnascie metrow. Przyjrzala sie ziemi w slabym, rozproszonym przez mgle blasku ksiezyca. W niektorych miejscach lezalo mniej lisci niz gdzie indziej, ale nie sposob bylo pokonad tej odleglosci bezszelestnie. Nie mogla dluzej czekad. Ale wciaz nie slyszala intruza. Ukryl sie? Moze uciekl? Albo podchodzi blizej pod oslona gestwiny? Bliska paniki Dance obrocila sie wokol wlasnej osi, ale nie zobaczyla nic procz zjaw budynkow, drzew, jakichs wielkich, rdzewiejacych i na wpol zagrzebanych w ziemi zbiornikow. 383 Dance ugiela nogi, krzywiac sie z bolu - wciaz czula w stawach poscig i upadek niedaleko domu Travisa. Ruszyla w kierunku ogrodzenia, jak mogla najszybciej, powstrzymujac przemozna ched, by biec przez najezony pulapkami plac budowy.Do siatki zostaly trzy metry. Niedaleko cos trzasnelo. Zatrzymala sie, rzucila na kolana i uniosla broo, szukajac celu. W lewej rece nadal trzymala latarke i omal jej nie wlaczyla. Ale nie zrobila tego, znow posluszna instynktowi. Snop swiatla we mgle moglby ja oslepid i bylaby widoczna jak na dloni. Niedaleko z kryjowki wypadl szop i uciekl, wyraznie zirytowany, ze ktos mu przeszkadza. Dance wstala, odwrocila sie i szybko ruszyla po lisciach, co chwile ogladajac sie za siebie. Nie widziala, zeby ktos ja gonil. Wreszcie wypadla za furtke i podbiegla do samochodu, sciskajac w lewej rece komorke i przewijajac liste ostatnich polaczeo. W tym momencie w ciemnosci tuz za nia rozlegl sie czyjs glos. -Nie ruszaj sie - powiedzial mezczyzna. - Mam broo. Dance zamarla z lomotem serca. A wiec wyminal ja lukiem, wyszedl przez inna furtke albo bezglosnie przelazl przez ogrodzenie. Zastanowila sie: jesli naprawde byl uzbrojony i chcialja zabid, juz by nie zyla. Moze w ciemnosci i we mgle nie dostrzegl pistoletu w jej reku. -Poloz sie na ziemi. Juz! Dance zaczela sie odwracad. -Nie! Na ziemie! Ale nie posluchala i zwrocila sie twarza do intruza i jego wyciagnietej reki. Cholera. Naprawde byl uzbrojony i celowal prosto w nia. Kiedy jednak spojrzala na jego twarz, oslupiala. Mial na sobie mundur biura szeryfa okregu Monterey. Poznala go. To byl mlody, niebieskooki zastepca szeryfa, ktory ostatnio kilka razy jej pomagal. David Reinhold. -Kathryn? -Co ty tu robisz? Reinhold pokrecil glowa z usmiechem niedowierzania. Nie odzywajac sie, rozejrzal sie dookola. Opuscil broo, ale nie chowal jej do kabury. 384 -To ty tam bylas? - spytal wreszcie, wskazujac wzrokiem opuszczona budowe.Skinela glowa. Reinhold nadal rozgladal sie w napieciu. Postawa jego ciala mowila, ze jest gotow do walki. Nagle z boku zabrzeczal cichy glosik: -Szefowo, to ty? Dzwonilas? Reinhold spojrzal na nia zaskoczony. Dance przylozyla telefon do ucha i powiedziala: -TJ, jestes tam? Kiedy przed chwila uslyszala za soba intruza, wcisnela w komorce przycisk "Zadzwoo". -Tak, szefowo. Co jest? -Jestem na budowie przy Harrison Road. Z Reinholdem z biura szeryfa. -Znalazlas cos? - spytal mlody agent. Gdy zaczal jej mijad strach, Dance poczula, jak wali jej serce i kolana robia sie miekkie jak z waty. -Jeszcze nie. Zadzwonie pozniej. -Dobra, szefowo. Rozlaczyli sie. Wreszcie Reinhold schowal broo. Zrobil gleboki wdech, nadal gladkie policzki i powoli wypuscil powietrze. -Ze strachu o malo nie narobilem czegos w cos. -Co ty tu robisz? - powtorzyla Dance. Wyjasnil, ze godzine temu biuro szeryfa odebralo telefon z wiadomoscia, ze niedaleko skrzyzowania Pine Grove i Harrison znaleziono "cos" zwiazanego ze sprawa. Telefon, ktory sprowadzil tu Dance. Poniewaz Reinhold pracowal przy sprawie, na ochotnika pojechal to sprawdzid. Kiedy przeszukiwal plac budowy, zobaczyl swiatlo latarki i podszedl blizej zobaczyd, kto to moze byd. We mgle nie poznal Dance i pomyslal, ze to jakis dpun albo diler. -Znalazles jakis slad Travisa? -Travisa? - powtorzyl wolno. - Nie, Kathryn. Dlaczego? -Budowa wyglada na dobre miejsce przetrzymywania porwanego. 385 -Szukalem dosd dokladnie - zapewnil ja policjant. - Niczego nie widzialem. -Mimo wszystko chce mied pewnosd - odparla. I zadzwonila do TJ-a, zeby przyslal ekipe poszukiwawcza. W koocu sie dowiedzieli, co zobaczyl anonimowy informator. Odkrycia nie dokonala Dance ani Reinhold, lecz Rey Carraneo, ktory przyjechal wraz z kilkoma funkcjonariuszami CBI, biura szeryfa i policji stanowej. Tym "czyms" faktycznie byl przydrozny krzyz. Postanowiono go na Pine Grove, nie Harrison, okolo trzydziestu metrow od skrzyzowania. Ale nie mial nic wspolnego z Gregiem Schaefferem ani Travisem Brighamem, ani komentarzami w blogu. Dance westchnela ze zloscia. Krzyz byl mniej prymitywny, wykonany staranniej niz poprzednie. Nie zlozono pod nim roz, ale stokrotki i tulipany. Roznil sie od poprzednich takze tym, ze bylo na nim nazwisko. Wlasciwie dwa. sp. Juan Millar Zamordowany przez Edith Dance Postawil go ktos z ruchu Life First - oczywiscie anonimowy informator. Dance ze zloscia wyrwala krzyz z ziemi i cisnela na opuszczony plac budowy. Skoro nie bylo juz czego szukad, nie bylo dowodow do zbadania ani swiadkow do przesluchania, Kathryn Dance powlokla sie do samochodu i wrocila do domu, zastanawiajac sie, czy bedzie miala bardzo niespokojny sen. Jesli w ogole bedzie mogla zasnad. Rozdzial 40 Dwadziescia po osmej rano Dance wjechala fordem crown victoria na parking sadu okregowego Monterey. Niecierpliwie czekala na raporty z kryminalistyki dotyczace Schaeffera i informacje od TJ-a i z biura szeryfa, ktorzy probowali ustalid, gdzie morderca przetrzymywal Travisa. Myslami byla jednak gdzie indziej: zastanawiala sie nad dziwnym telefonem, ktory odebrala wczesnym rankiem - od Roberta Harpera, ktory prosil, by wstapila do jego gabinetu. Prokurator specjalny, najwyrazniej siedzac w pracy juz o siodmej, wydawal sie dziwnie uprzejmy i Dance doszla do wniosku, ze zapewne dostal wiadomosd od Sheedy'ego o nowym fakcie zwiazanym z Juliem Millarem. Myslami siegala naprzod, spodziewajac sie umorzenia sprawy przeciwko swojej matce i postawienia zarzutow bratu Juana. Miala przeczucie, ze Harper chce porozmawiad o jakiejs formie porozumienia, aby wyjsd z tego z twarza. Moze zamierzal natychmiast odstapid od wszystkich zarzutow przeciwko Edie, gdyby Dance zgodzila sie nie krytykowad publicznie wniesionego przez niego oskarzenia. Zaparkowala za gmachem sadu, spogladajac na prace budowlane wokol parkingu; to tutaj partnerka przyw odcy sekty Daniela Pella umozliwila mu ucieczke, wzniecajac pozar, w ktorym Juan Millar doznal okropnych poparzeo. Skinela glowa kilku osobom, ktore znala z sadu i biur szeryfa. Zagadnela straznika i dowiedziala sie, ze gabinet Roberta Harpera znajduje sie na pierwszym pietrze, niedaleko biblioteki prawnej. Kilka minut pozniej dotarla na miejsce - i zaskoczyl ja dosd surowy wystroj biura. Nie bylo sekretariatu; drzwi gabinetu prokuratora specjal-389 nego wychodzily prosto na korytarz, naprzeciwko meskiej toalety. Harper byl sam i siedzial za wielkim biurkiem w pokoju pozbawionym wszelkich ozdob. Staly tu dwa komputery, regal z ksiazkami prawniczymi i dziesiatki papierow, rowniutko ulozonych na szarym, metalowym biurku i okraglym stoliku ustawionym pod jedynym oknem. Zaluzje byly zasloniete, chod roztaczal sie stad piekny widok na pola salaty i gory na wschodzie. Prokurator mial na sobie ciemne spodnie, wyprasowana biala koszule i waski czerwony krawat. Marynarka byla starannie powieszona na wieszaku w rogu gabinetu. -Dziekuje, ze pani przyszla, agentko Dance. - Dyskretnie odwrocil kartke, ktora wlasnie czytal, i zamknal aktowke. Dostrzegla spoczywajaca wewnatrz stara ksiazke prawnicza. A moze Biblie. Podniosl sie i podal jej reke, tak jak poprzednio zachowujac dystans. Siadajac, zerknal ukradkiem na stolik obok niej, by sprawdzid, czy jest na nim cos, czego nie powinna ogladad. Z zadowoleniem uznal, ze wszystkie jego sekrety sa bezpieczne. Przelotnie spojrzal na jej granatowy kostium - dopasowany zakiet i plisowana spodnice - oraz biala bluzke. Miala dzis na sobie stroj do przesluchao. I szkla w czarnych oprawkach. Okulary drapieznika. Byla sklonna isd na kompromis, gdyby dzieki temu uwolniono matke od zarzutow, ale nie zamierzala dad sie zastraszyd. -Rozmawial pan z Juliem Millarem? - zapytala. -Z kim? -Z bratem Juana. -Ach. Owszem, jakis czas temu. Dlaczego pani pyta? Dance poczula, jak serce zaczyna jej bid szybciej. Zauwazyla reakcje stresowa - lekko poruszala noga. Natomiast Harper siedzial zupelnie nieruchomo. -Mysle, ze Juan blagal brata, zeby go zabil. Julio wpisal na liste w szpitalu falszywe nazwisko i zrobil to, czego chcial brat. Sadzilam, ze o tym chcial pan ze mna rozmawiad. -Ach - odparl Harper, kiwajac glowa. - George Sheedy dzwonil do mnie w tej sprawie. Calkiem niedawno. Chyba nie mial jeszcze okazji z pania dzisiaj rozmawiad. -O czym? 390 Reka o nienagannie opilowanych paznokciach Harper wzial teczke z rogu biurka i otworzyl. -W dniu, gdy zmarl jego brat, Julio Millar istotnie byl w szpitalu. Ale z moich ustaleo wynika, ze spotykal sie z dwoma czlonkami ochrony szpitala w zwiazku z pozwem przeciwko Biuru Sledczemu Kalifornii za niedopelnienie obowiazkow i wyznaczenie jego brata do pilnowania pacjenta, ktory, jak wiedzieliscie lub powinniscie wiedzied, byl zbyt niebezpieczny, zeby tak niedoswiadczony czlowiek jak Juan potrafil sobie z nim poradzid. Rozwazal tez zlozenie pozwu przeciwko pani osobiscie o dyskryminacje, poniewaz wyznaczyla pani niebezpieczne zadanie funkcjonariuszowi wywodzacemu sie z mniejszosci etnicznej. A takze o pogorszenie stanu zdrowia brata, do czego przyczynila sie pani, przesluchujac go. Dokladnie w chwili smierci Juana Julio przebywal w obecnosci tych straznikow. Na liste wpisal falszywe nazwisko, poniewaz sie obawial, ze dowie sie pani o pozwie i bedzie pani probowala zastraszad jego i jego rodzine. Slyszac te slowa, wyglaszane tak beznamietnym tonem, Dance poczula ucisk w sercu. Miala przyspieszony oddech. Harper byl spokojny, jak gdyby czytal wiersz z tomiku. -Julio Millar zostal oczyszczony z podejrzeo, agentko Dance. - Leciutko zmarszczyl brwi. - A byl jedna z pierwszych osob na liscie podejrzanych. Sadzi pani, ze nie bralem go pod uwage? Milczala, oparta na krzesle. W jednej chwili wszystkie nadzieje sie rozwialy. Dla Harpera sprawa byla juz zalatwiona. -Natomiast dlaczego pania zaprosilem... - Znalazl kolejny dokument. - Czy potwierdzi pani, ze to jest napisany przez pania e-mail? Adresy sie zgadzaja, ale brakuje imion i nazwisk. Moge sprawdzid, czy to pani go wyslala, ale to troche potrwa. Wyswiadczy mi pani uprzejmosd i powie, czy to pani e-mail? Zerknela na kartke. Byla to kserokopia e-maila, ktory napisala do meza, kiedy przed kilku laty wyjechal sluzbowo do Los Angeles na seminarium FBI. Jak Ci tam leci? Dotarles do Chinatown, jak chciales? Wes dostal celujacy z testu z angielskiego. Nosil zlota gwiazde na czole, dopoki mu nie odpadla i musial kupid nowa. Mags 391 postanowila oddad wszystkie swoje Hello Kitty na cele dobroczynne - dasz wiare? Wszystkie!!!!Smutne wiadomosci od mamy. W koocu trzeba bylo uspid ich kota, Willy 'ego. Niewydolnosd nerek. Mama nawet nie chciala slyszed o weterynarzu. Sama zrobila zastrzyk. Potem wydawala sie pogodniejsza. Nie znosi cierpienia, woli stracid zwierzaka, niz patrzed, jak cierpi. Mowila mi, jak ciezko jej bylo ogladad wujka Joego pod koniec walki z rakiem. Nikt nie powinien przechodzid przez cos takiego, powiedziala. Szkoda, ze nie bylo ustawy o wspomaganym samobojstwie. Teraz cos weselszego: nasza strona znowu dziala i razem z Martine wrzucilysmy kilkanascie piosenek tej indiaoskiej grupy z Santa Ynez. Jezeli mozesz, wejdz i posluchaj. Sa swietni! Aha, bylam tez na zakupach w Victoria's Secret. Chyba Ci sie spodoba, co znalazlam. Urzadze maly pokaz!! Wracaj szybko! Jej twarz oblala fala goraca - z szoku i wscieklosci. -Skad pan to ma? - warknela. -Z komputera w domu pani matki. Zabezpieczonego na podstawie nakazu. Dance przypomniala sobie. -To byl moj stary komputer. Podarowalam go matce. -Znajdowal sie w jej domu. Podlegal nakazowi. -Nie moze pan tego wlaczyd do dowodow. - Wskazala wydruk. -Dlaczego? - Zmarszczyl czolo. -Brak zwiazku ze sprawa. - Zastanawiala sie goraczkowo. - Poza tym to objeta tajemnica korespondencja malzonkow. -Oczywiscie, ze ten e-mail ma zwiazek ze sprawa. Swiadczy o odczuciach pani matki na temat eutanazji. Ajesli chodzi o tajemnice, skoro ani pani, ani pani maz nie jestescie postawieni w stan oskarzenia, wszelka korespondencja powinna byd dopuszczalnym materialem dowodowym. W kazdym razie decyzje podejmie sad. - Wydawal sie zdziwiony, ze Dance tego nie wie. - Czy pani napisala ten e-mail? -Odpowiem na paoskie pytanie dopiero wtedy, gdy zloze przysiege. 392 -Jak pani chce. - Byl tylko odrobine rozczarowany jej odmowa wspolpracy. - Powinienem jednak pania ostrzec, ze pani udzial w sledztwie rodzi konflikt interesow, ktorego nie umniejsza fakt, ze zleca pani zadania agentce specjalnej Consueli Ramirez. Jak sie tego dowiedzial? -Sprawa zdecydowanie nie podlega kompetencjom CBI i jesli nadal bedzie sie pani probowala do niej wtracad, zloze na pania skarge w prokuraturze stanowej za zlamanie etyki zawodowej. -To moja matka. -Z pewnoscia traktuje pani te sytuacje emocjonalnie. Ale sledztwo jest zakooczone i niedlugo zacznie sie postepowanie sadowe. Pani ingerencje w sprawe sa niedopuszczalne. Dygoczac z wscieklosci, Dance wstala i ruszyla do wyjscia. Harper cos sobie przypomnial. -Jeszcze jedno, agentko Dance. Zanim wlacze ten e-mail do materialu dowodowego, chce, zeby pani wiedziala, ze usune te informacje o bieliznie z Victoria's Secret, czy cokolwiek to bylo. To akurat nie ma zwiazku ze sprawa. Prokurator przysunal sobie dokument, ktory przegladal, gdy przyszla, odwrocil kartke i zaczal go czytad jeszcze raz. Siedzac w swoim gabinecie, Kathryn Dance patrzyla na splatane pnie drzew za oknem, wciaz zla na Harpera. Znow sie zastanawiala, co by sie stalo, gdyby zostala zmuszona do zeznawania przeciwko matce. Gdyby odmowila, bylaby winna obrazy sadu. Popelnilaby przestepstwo. Oznaczaloby to wiezienie i koniec kariery w organach scigania. Z ponurych rozmyslao wyrwalo ja wejscie TJ-a. Wygladal na potwornie zmeczonego. Wyjasnil, ze przez wieksza czesd nocy pracowal z ekipa kryminalistyczna w pokoju Grega Schaeffera w Cypress Grove Inn, w jego samochodzie i domu Chiltona. Mial juz raport z biura szeryfa. -Wspaniale, TJ. - Spojrzala w jego zapuchniete, zaczerwienione oczy. - Zdazyles sie troche przespad? -Przespad? Co to znaczy, szefowo? - Ha. Podal jej raport z ogledzin. 393 -Mam nareszcie garsd informacji o naszym przyjacielu. -Ktorym? -Hamiltonie Roysie. Przypuszczala, ze i tak nie maja juz znaczenia, skoro sprawa zostala zamknieta i padly slowa przeprosin - chod watpliwej jakosci. Byla jednak ciekawa. -Mow. -Ostatnie zadanie dostal od Komisji Planowania Energetyki Jadrowej. Zanim do nas zawital, kasowal panow jadrowcow za szesddziesiat godzin pracy tygodniowo. Tani nie jest, nawiasem mowiac. Chyba potrzebuje podwyzki, szefowo. Zasluguje na szesciocyfrowa gaze? Dance sie usmiechnela. Cieszyla sie, ze wraca mu dobry humor. -Dla mnie jestes wart siedem cyfr. -Szefowo, tez cie kocham. Nagle uswiadomila sobie, co wynika z tej informacji. Przerzucila wydruki z "Raportu Chiltona". -Sukinsyn. - Co jest? -Royce probowal zamknad blog - dla dobra swojego klienta. Patrz. - Pokazala mu fragment tekstu. WLADZA I ENERGIA W RECE LUDU ChiltonBrandon Klevinger... Slyszeliscie kiedys to nazwisko? Zapewne nie. To skromny czlonek Zgromadzenia, ktory ma pod skrzydlami mieszkaocow Polnocnej Kalifornii i wolalby unikad rozglosu. Nic z tego. Klevinger stoi na czele stanowej Komisji Planowania Energetyki Jadrowej, co oznacza, ze bierze na siebie odpowiedzialnosd za bomby... och, przepraszam, za te gadzeciki zwane reaktorami. Chcecie dowiedzied sie o nich czegos ciekawego? Nie - dajcie mi spokoj, ekolodzy. Idzcie sie wyplakad gdzie indziej! Nie przeszkadza mi energia jadrowa; jest nam potrzebna do uzyskania niezaleznosci energetycznej (od pewnych zagranicznych "kol interesow", o ktorych 394 juz nieraz obszernie pisatem). Nie zgadzam sie natomiast na cos innego. Z energii jadrowej nie ma wiekszego pozytku, jesli koszt elektrowni i energia potrzebna do jej zbudowania przewyzszaja korzysci. Dowiedzialem sie, ze pan Klevinger kilka razy wybrat sie na wycieczke na ekskluzywne pola golfowe w Meksyku i na Hawajach ze swoim nowym "przyjacielem" Stephenem Ralstonem. Nie uwierzycie! Tak sie sktada, ze Ralston ztozyt oferte budowy elektrowni jadrowej w poblizu Mendocino.Mendocino... cudowne miejsce. I bardzo drogie, jezeli ktos decyduje sie cos tam wybudowad. Nie mowiac o tym, ze koszt dostarczenia energii tam, gdzie jest potrzebna, bedzie olbrzymi. (Inny deweloper zaproponowat duzo taosza i bardziej racjonalna lokalizacje okoto osiemdziesieciu kilometrow na potudnie od Sacramento). Ale z pewnego zrodla otrzymalem wstepny raport Komisji, z ktorego wynika, ze Ralston prawdopodobnie dostanie zielone swiatlo na budowe w Mendocino. Czy Klevinger popelnil blad, czy naruszyl prawo? Nie mowie, ze tak, nie mowie, ze nie. Po prostu pytam. -Od poczatku klamal - powiedzial TJ. -Jasne. Mimo to w tym momencie nie mogla sie skupid na obludzie Royce'a. Szantaz nie mialby sensu, zwlaszcza ze za dzieo czy dwa mial wyjechad. -Dobra robota. -Po prostu lubie postawid kropke nad kazdym i. Kiedy wyszedl, Dance zasiadla nad raportem z biura szeryfa. Byla nieco zdziwiona, ze pelen zapalu David Reinhold - z ktorym poprzedniej nocy bawila sie w kotka i myszke - nie dostarczyl go jej osobiscie. Od: Peter Bennington, Wydzial Kryminalistyki MCSO Do: Kathryn Dance, agentki specjalnej, Biuro Sledcze Kalifornii - Oddzial Zachodni Dot.: Zabojstwa z 28 czerwca w domu Jamesa Chiltona, 2939 Pacific Heights Court, Carmel, Kalifornia 395 Kathryn, oto spis. Cialo Grega Schaeffer aJeden portfel marki Cross zawierajacy prawo jazdy wydane przez stan Kalifornia, karty kredytowe, karta czlonkowska AAA, wszystkie na nazwisko Gregory Samuel Schaeffer 329,52 dolara w gotowce Dwa kluczyki do forda t aur usa, nr rejestracyjny Kalifornii ZHG128 Jeden klucz do pokoju F 46 w motelu Cypress Grove Inn Jeden kluczyk do bmw 530, nr rejestracyjny Kalifornii DHY783, zarejestrowanego na nazwisko Gregory Samuel Schaeffer, 20943 Hopkins Drive, Glendale, Kalifornia Jeden kwit na samochod pozostawiony na parkingu lotniska LAX, z data 10 czerwca Rozne rachunki ze sklepow i restauracji Jeden telefon komorkowy. Polaczenia z miejscowymi numerami: Jamesa Chiltona i restauracji Siady na butach odpowiadajace piaszczystej ziemi znalezionej wczesniej w poblizu przydroznych krzyzy Wyskrobina z paznokci, nieustalonego pochodzenia Pokoj 146, Cypress Grove Inn, wynajety na nazwisko Grega Schaeffera Odziez i przybory toaletowe Jedna litrowa butelka diet coke Dwie butelki wina Robert Mondavi Central Coast Chardonnay Resztki chioskiego jedzenia, z trzech zamowieo Jeden laptop Toshiba i zasilacz (przekazane do Biura Sledczego Kalifornii, patrz: wpisy na karcie ewidencyjnej dowodu) Jedna drukarka Hewlett-Packard DeskJet Jedno pudelko 25 sztuk amunicji Winchester Special.38, zawierajace 13 pociskow Rozne przybory biurowe Wydruki "Raportu Chiltona " od marca br. do chwili obecnej Okolo 500 stron dokumentow na temat Internetu, blogow, kanalow RSS 396 Przedmioty nalezace do Gregory'ego Schaeffera znalezione w domu Jamesa ChiltonaJedna kamera cyfrowa Sony Jeden statyw do kamery SteadyShot Trzy kable USB Jedna rolka tasmy izolacyjnej Home Depot Jeden rewolwer Smith Wesson, zaladowany szescioma pociskami Special.38 Jedna torebka z zamkiem zawierajaca 6 dodatkowych sztuk amunicji Ford taurus z wypozyczalni Hertz, nr rejestracyjny Kalifornii ZHG128, zaparkowany w poblizu domu Jamesa Chiltona Jedna butelka wody Vitamin o smaku pomaraoczowym, w polowie pelna Jedna umowa wynajmu samochodu z wypozyczalni Hertz, wymieniajaca Gregory 'ego Schaeffera jako najemca Jedno opakowanie po big macu z McDonalda Jedna mapa okregu Monterey dostarczona przez Hertz, brak zaznaczonych lokalizacji (negatywny wynik badania w podczerwieni) Pied pustych kubkow po kawie z 7-Eleven. Tylko odciski palcow Schaeffera Dance przeczytala liste dwukrotnie. Nie mogla mied zastrzezeo do wyniku pracy wydzialu kryminalistyki. Zrobili to bardzo porzadnie. A jednak nie bylo tu ani jednej wskazowki, gdzie jest przetrzymywany Travis Brigham. Ani gdzie jest pogrzebane jego cialo. Jej wzrok powedrowal za okno i zatrzymal sie na grubym wezle, punkcie, gdzie dwa samodzielnie rosnace drzewa stawaly sie jednym, a potem oddzielnie kontynuowaly podroz w kierunku nieba. Och, Travis, pomyslala Kathryn Dance. Nie mogla powstrzymad mysli, ze go zawiodla. I w koocu nie potrafila powstrzymad lez. Rozdzial 41 Travis Brigham obudzil sie, wysikal do wiadra stojacego przy lozku i umyl rece woda z butelki. Poprawil laocuch laczacy klamre na jego kostce z gruba sruba w scianie. Znowu przypomnial sobie ten idiotyczny film "Pila", gdzie dwaj mezczyzni zostali przykuci do sciany, tak jak on, a jedyna szansa ucieczki bylo odciecie sobie nog. Napil sie wody Vitamin, zjadl kilka batonow musli i wrocil do przerwanego sledztwa, jakie toczylo sie w jego glowie. Probowal odtworzyd przebieg wypadkow i zrozumied, dlaczego tu trafil. I kim byl czlowiek, ktory go tu zamknal? Przypomnial sobie wizyte tych policjantow czy agentow w domu. Ojciec byl wredny, matka jak zwykle bezradnie ryczala. Travis zlapal uniform i popedalowal do swojej dennej pracy. Odjechal kawalek w las za domem, a potem po prostu nie wytrzymal. Rzucil rower, usiadl pod wielkim debem i zalosnie sie rozplakal. Beznadzieja! Wszyscy go nienawidzili. Potem, siedzac pod swoim ulubionym debem - ktory przypominal mu pewne miejsce w Aetherii -wytarl nos i uslyszal za plecami czyjes szybkie kroki. Zanim zdazyl sie odwrocid, zobaczyl przed oczami wielka zolta plame i poczul jednoczesny skurcz wszystkich miesni, od szyi po czubki palcow u stop. Stracil oddech i zemdlal. A potem ocknal sie w tej piwnicy, z bolem glowy, ktory nie chcial przejsd. Wiedzial, ze ktos potraktowal go paralizatorem. Widzial na YouTube, jak dziala taki sprzet. Wielki Strach okazal sie falszywym alarmem. Dotykajac sie ostroznie - w spodniach i z tylu -zorientowal sie, ze nikt mu nic nie 398 zrobil - w kazdym razie nie w "tym" sensie. Gwalt wydawalby sie czyms logicznym. Atak... porwano go nie wiadomo po co i trzymano tu jak w powiesci Stephena Kinga? O co chodzi?Travis usiadl na nedznym lozku polowym, ktore trzeslo sie przy kazdym ruchu. Jeszcze raz rozejrzal sie po swoim wiezieniu - brudnej piwnicy. Cuchnelo tu plesnia i ropa. Przejrzal zapasy jedzenia i picia, ktore mu zostawiono: przede wszystkim czipsy, krakersy i paczkowane wedliny Oscar Mayer - szynka i indyk. Do picia red buli, woda Vitamin i cola. Koszmar. Caly ten miesiac byl wielkim, niewyobrazalnym koszmarem. Zaczelo sie od imprezy po zakooczeniu roku szkolnego w domu na wzgorzach niedaleko autostrady numer 1. Poszedl tam tylko dlatego, ze uslyszal od paru dziewczyn, ze Caitlin miala nadzieje go tam spotkad. Naprawde, naprawde tak mowila! Tak wiec przyjechal autostopem, mijajac po drodze rezerwat Garrapata. Potem wszedl i ze zgroza zobaczyl, ze jest tam tylko trendy towarzystwo, zadnych kunipli od gier ani normalsow. Zgraja spod znaku Hannah Montana. Co gorsza, Caitlin patrzyla na niego, jakby go nie poznawala. Dziewczyny, ktore namawialy go, zeby przyszedl, chichotaly po katach razem ze swoimi chlopakami pakerami. I wszyscy sie na niego gapili, zastanawiajac sie, co taki zalosny nerd jak Travis Brigham robi na imprezie. To byl podstep, zeby mied okazje do nabijania sie z niego. Prawdziwe pieprzone pieklo. Ale nie odwrocil sie i nie uciekl. Nic z tego. Krecil sie po domu, obejrzal kolekcje tysiecy plyt, przerzucil pare kanalow w telewizji, skubnal troche superzarcia. W koocu, smutny i zazenowany, uznal, ze czas zwijad zagle, zastanawiajac sie, czy tuz przed polnoca znajdzie kogos, kto zechce go podwiezd. Zobaczyl Caitlin, ktora urznela sie tequila ze zlosci na Mike'a D'Angelo za to, ze wyszedl z Bri. Szperala po kieszeniach w poszukiwaniu kluczykow, mamroczac cos, ze za nimi pojedzie i... wlasciwie sama nie wie co. Travisowi przyszla do glowy pewna mysl. Zostao bohaterem. Zabierz jej kluczyki, odwiez bezpiecznie do domu. Nie bedzie jej obchodzilo, ze nie jestes miesniakiem i ze masz twarz w czerwonych krostach. 399 Bedzie wiedziala, jaki jestes wewnatrz... i cie pokocha.Ale Caitlin wskoczyla za kierownice, jej kolezanki wladowaly sie do tylu, piszczac: "Dziewczyno, dziewczyno...". Travis nie dal za wygrana... Usiadl z przodu obok Caitlin i probowal jej wyperswadowad jazd-e. Bohater... Ale Caiolin, nie zwazajac na jego blagania, zeby pozwolila mu prowadzid, ruszyla z kopyta podjazdem i skrecila na autostrade. -Prosze- cie, Caitlin, stao! Jakby w ogole go nie slyszala. -Caitlina, nie wyglupiaj sie! Prosze! Nagle... Samochod wypadl z drogi. Zgrzyt metalu o kamieo, wrzask... Travis nigdy nie slyszal tak glosnych dzwiekow. Ale ciag le chcial zostad cholernym bohaterem. -Caitlin. posluchaj mnie. Slyszysz? Powiedz im, ze to ja prowadzilem. Nic nie pilem. Powiem, ze stracilem panowanie nad kierownica. Nic mi nie zrrohia. Jezeli sie dowiedza, ze to ty, pojdziesz siedzied. -Trish, Van?... Dlaczego one nic nie mowia? -Slyszysz mnie, Cait? Siadaj obok. Juz! Gliny zaraz tu beda. To ja prowa dzilem! Slyszysz? -Kurwa mad. -Caitlin! -Tak, ta Je. Ty prowadziles... Och, Travis. Dzieki! Gdy zarzucila mu rece na szyje, ogarnelo go uczucie, jakiego nigdy nie doswiadczyl. Kocha mnie, bedziemy razem! Ale nie trrwalo to dlugo. Potem troche rozmawiali, poszli na kawe do Starbucksa, na lunch do Subway. _Z czasem jednak ich spotkania stawaly sie coraz bardziej niezreczne. <> - -Juz mi to ktos mowil. 423 -Upewniam sie, czyje rozumiesz. Rozumiesz? -Swoje prawa? Tak. Prosze posluchad, tam w domu rzeczywiscie mialem broo. Ale ktos chcial mnie zabid. Przeciez musze sie bronid. Ktos mnie wrabia. Tak jak pani mowila, ktos, o kim pisalem w blogu. Zobaczylem, jak Travis wchodzi do salonu, i wyciagnalem broo - zaczalem ja nosid, kiedy mi pani powiedziala, ze grozi mi niebezpieczeostwo. Nie zwazajac na jego gadanine, powiedziala: -Zabieramy cie do Monterey, zeby cie aresztowad, James. Bedziesz wtedy mogl zadzwonid do zony albo adwokata. -Slyszy pani, co mowie? Zostalem wrobiony. Niewazne, co twierdzi ten chlopak, jest niespelna rozumu. Nie sprzeciwialem mu sie, jego urojeniom. Zamierzalem go zastrzelid, gdyby probowal skrzywdzid Dona i Lily. Nachylila sie blizej, starajac sie panowad nad emocjami. Nie bylo to latwe. -Dlaczego napadles na Tammy i Kelley, James? Te nastolatki nigdy nic ci nie zrobily. -Jestem niewinny - mruknal. Ciagnela, jak gdyby go nie slyszala. -Dlaczego one? Nie podoba ci sie dzisiejsza mlodziez? Nie podoba ci sie, ze kalaja twoj swiety blog wulgaryzmami? Nie podoba ci sie ich ortografia? Milczal, ale Dance odniosla wrazenie, ze dostrzegla w jego oczach blysk przyznania sie do winy. Naciskala dalej. -Dlaczego Lyndon Strickland i Mark Watson? Zabiles ich, bo podpisali sie swoimi prawdziwymi nazwiskami i najlatwiej bylo ich znalezd, tak? Chilton odwrocil wzrok, jak gdyby wiedzial, ze sygnalizuje nim prawde. -James, a te rysunki, ktore wrzuciles do blogu, udajac, ze to Travis? Sam je narysowales, prawda? Z twojego biogramu w "Raporcie" pamietam, ze w college'u byles grafikiem i kierownikiem artystycznym. Nadal milczal. Wzbieral w niej coraz gwaltowniejszy gniew. -Fajnie bylo rysowad mnie z mieczem w piersi? Znow cisza. 424 Wyprostowala sie. -Wpadne za jakis czas, zeby cie przesluchad. Mozesz byd z adwokatem, jezeli chcesz. Odwrocil sie do niej, patrzac na nia blagalnie. -Agentko Dance, moge mied jedna prosbe? Uniosla brew. -Potrzebuje czegos. To dla mnie wazne. -Czego, James? -Komputera. - Co? -Musze mied dostep do komputera. Niedlugo. Dzisiaj. -Z aresztu mozesz zadzwonid. Nie dostaniesz zadnego komputera. -Przeciez "Raport"... musze tam wrzucid moje teksty. Tym razem nie mogla opanowad smiechu. Nie obchodzila go zona ani dzieci, zalezalo mu tylko na ukochanym blogu. -Nie, James, nie ma mowy. -Ale musze. Musze!! Slyszac te slowa i widzac jego szalone spojrzenie, Kathryn Dance wreszcie zrozumiala Jamesa Chiltona. Czytelnicy nic dla niego nie znaczyli. Bez skrupulow zamordowal dwoch i byl gotow zabid ich wiecej. Prawda nic dla niego nie znaczyla. Klamal bez przerwy. Odpowiedz byla prosta. Tak jak uczestnicy "DimensionQuest", jak wiele osob, ktore pochlonal sztuczny swiat, James Chilton byl nalogowcem. Uzaleznionym od swojej mesjanistycznej misji. Uzaleznionym od kuszacej sily slowa - swojego slowa - ktore slal do umyslow i serc ludzi na calym swiecie. Im wiecej osob czytalo jego refleksje, tyrady, pochwaly, tym wiekszego czul kopa. Nachylila sie tuz nad jego twarza. -James. Zrobie wszystko, zebys w wiezieniu, do ktorego trafisz, nigdy nie mogl wejsd do Internetu. Juz nigdy w zyciu. Twarz mu posiniala i zaczal wrzeszczed: -Nie mozecie tego zrobid! Nie mozecie odebrad mi blogu. Czytelnicy mnie potrzebuja. Kraj mnie potrzebuje! Nie mozecie! Dance zamknela drzwi i skinela glowa policjantowi siedzacemu za kierownica. Rozdzial 45 Uzywanie swiatel ostrzegawczych podczas zalatwiania prywatnych spraw stanowilo naruszenie przepisow, ale Dance nic to nie obchodzilo. Sygnalizacja pojazdu uprzywilejowanego byla niezlym wynalazkiem, zwazywszy na to, ze mknela autostrada numer 68 z Hollister do Salinas, dwukrotnie przekraczajac dozwolona predkosd. Za dwadziescia minut miala sie odbyd rozprawa wstepna Edie Dance, a ona zamierzala siedzied na sali w pierwszym rzedzie. Zastanawiala sie, jak wygladalby proces matki. Kto by zeznawal? Co wlasciwie pokazalyby dowody? I znow ta przerazajaca mysl: czy wezwa mnie na swiadka? I co by sie stalo, gdyby Edie zostala skazana? Dance znala kalifornijskie wiezienia. Wiekszosd osadzonych stanowili niemal zupelni analfabeci, pelni agresji ludzie o mozgach zniszczonych przez narkotyki lub alkohol albo po prostu uszkodzeni od urodzenia. Serce matki uschloby w takim miejscu. Zostalaby skazana naprawde na najwyzszy wymiar kary - kare smierci duszy. Byla wsciekla na siebie za to, ze napisala do Billa ten e-mail z informacja o decyzji matki, by wlasnorecznie uspid cierpiacego kota. Niewinna uwaga sprzed lat. Nieproporcjonalna do tragicznego losu, jaki mogl spotkad matke. Na mysl przyszedl jej "Raport Chiltona". Wszystkie okrutne komentarze na temat Travisa Brighama. Nieprawdziwe, zupelnie nieprawdziwe... mimo to pozostana na zawsze, na serwerach, w pamieci komputerow. Ludzie beda je mogli przeczytad za pied, dziesied i dwadziescia lat. Albo sto. I nigdy nie poznaja prawdy. Z ponurych rozmyslao wyrwal ja sygnal telefonu. Przyszedl SMS od ojca. 426 Jestem w szpitalu z twoja matka. Przyjedz jak najszybciej.Dance omal nie krzyknela. Co to znaczy? Rozprawa miala sie rozpoczad za kwadrans. Jesli Edie Dance byla w szpitalu, byl tylko jeden powod. Zachorowala albo zostala ranna. Moze ktos ja zaatakowal? Albo probowala popelnid samobojstwo? Dance wcisnela gaz i popedzila jeszcze szybciej. Mysl gonila mysl. Jezeli matka rzeczywiscie probowala odebrad sobie zycie, to znaczy, ze Robert Harper mial twarde dowody przeciwko niej i nie bylo sensu z nim walczyd. Czyli matka naprawde popelnila morderstwo. Dance przypomniala sobie ten przeklety komentarz, z ktorego wynikalo, ze Edie wiedziala, jak wygladal korytarz OIOM-u w chwili smierci Juana Millara. W tym skrzydle bylo kilka pielegniarek. Ale nikogo wiecej. Jego rodzina juz poszla. Nie bylo zadnych innych gosci... Przemknela obok Salinas, toru Laguna Seca i lotniska. Dwadziescia minut pozniej wjechala w lukowaty podjazd przed szpitalem. Samochod zatrzymal sie z piskiem hamulcow, zajmujac czesd stanowiska dla niepelnosprawnych. Dance wyskoczyla z forda i pobiegla do glownego wejscia, wciskajac sie miedzy drzwi, zanim zdazyly sie do kooca rozsunad. Przestraszona recepcjonistka spojrzala na nia i spytala: -Kathryn, nic sie... -Gdzie moja matka? - wydyszala agentka. -Na dole i... Dance juz wypadla za drzwi prowadzace pietro nizej. "Na dole" moglo oznaczad tylko jedno: oddzial intensywnej opieki. To samo miejsce, w ktorym zmarl Juan Millar. Jezeli Edie tam byla, to przynajmniej zyla. Pchnela drzwi na dolnym poziomie, pedzac w kierunku OIOM-u, i przypadkiem zerknela do bufetu. Dance stanela jak wryta, z atakiem kolki. Spojrzala przez otwarte drzwi i zobaczyla cztery osoby siedzace przy kawie. Dyrektor szpitala, szef ochrony Henry Bascomb, ojciec Dance i... Edie Dance. Byli pochlonieci rozmowa, przegladajac dokumenty lezace przed nimi na stoliku. 427 Stuart uniosl wzrok i usmiechnal sie, pokazujac jej palec wskazujacy, co pewnie oznaczalo, ze za chwile skoocza. Matka spojrzala w jej strone, a potem z obojetna mina odwrocila sie z powrotem do dyrektora.-Serwus - powiedzial za nia meski glos. Zdumiala sie na widok Michaela O'Neila. -Michael, co tu sie dzieje? - spytala bez tchu Dance. Marszczac czolo, spytal: -Nie dostalas wiadomosci? -Tylko SMS-a od taty, ze sa w szpitalu. -Nie chcialem ci przeszkadzad w akcji. Rozmawialem z Overbym i przekazalem mu szczegoly. Mial do ciebie zadzwonid, kiedy skooczysz. Och, o to niedociagniecie nie mogla winid swojego bezmyslnego szefa; tak sie spieszyla na rozprawe, ze w ogole go nie poinformowala o aresztowaniu Chiltona. -Podobno w Hollister wszystko dobrze poszlo. -Tak, nikomu nic sie nie stalo. Zgarnelismy Chiltona. Travis uderzyl sie w glowe. To wszystko. - Ale zupelnie nie miala teraz glowy do Sprawy Przydroznych Krzyzy. Zagladala do bufetu. - Michael, co sie dzieje? -Wycofano oskarzenia przeciwko twojej matce - odparl. - Co? O'Neil zawahal sie i niemal zmieszany wyznal: -Nic ci nie mowilem, Kathryn. Nie moglem... Czego nie mowiles? -Chodzi o te sprawe, nad ktora pracowalem. Druga Sprawa... -Nie miala nic wspolnego z indonezyjskim kontenerem. Tamta jeszcze nie ruszyla z miejsca. Otworzylem niezalezne sledztwo w sprawie twojej matki. Powiedzialem szeryfowi, ze chce to zrobid. Mocno go naciskalem. Zgodzil sie. Nasza jedyna szansa bylo powstrzymanie Harpera w tym momencie. Gdyby udalo mu sie wywalczyd wyrok skazujacy... sama wiesz, jakie jest prawdopodobieostwo wygrania apelacji. -Nic mi nie powiedziales. -Taki byl plan. Moglem prowadzid sprawe, ale nie moglem ci 428 O niej wspominad. W razie potrzeby musialem zeznad, ze nic nie wiedzialas o tym, co robie. Inaczej bylby konflikt interesow. Nawet twoi rodzice nic nie wiedzieli. Rozmawialem z nimi o sprawie, ale tylko nieoficjalnie. Niczego nie podejrzewali.-Michael. - Dance poczula, ze zbiera sie jej na placz. Chwycila go za reke i ich oczy spotkaly sie, brazowe z zielonymi. -Wiedzialem, ze jest niewinna - rzekl z pochmurna mina. - Edie mialaby kogos zabid? To idiotyczne. - Usmiechnal sie. - Zauwazylas, ze ostatnio rozmawialem z toba glownie SMS-ami i emailami? -Tak. -Bo nie moglem cie oklamywad twarza w twarz. Wiedzialem, ze od razu bys zauwazyla. Rozesmiala sie, przypominajac sobie, jak ogolnikowo mowil o sprawie kontenera. -Ale kto zabil Juana? -Daniel Pell. -Pell? - szepnela zdumiona. 0'Neil wyjasnil, ze Pell nie dokonal tego osobiscie, ale rekami jednej z kobiet, ktore byly z nim zwiazane - wspolniczki, o ktorej Dance wczoraj myslala, odwozac dzieci do dziadkow. -Wiedziala, jaka jestes dla niego grozna, Kathryn. Chciala cie powstrzymad za wszelka cene. -Skad ci przyszla do glowy? -Doszedlem droga eliminacji - wyjasnil. - Wiedzialem, ze twoja matka nie mogla tego zrobid. Wiedzialem tez, ze nie Julio Millar - mial mocne alibi. Jego rodzicow nie bylo w szpitalu, nie odwiedzali go tez koledzy. Zadalem sobie pytanie, kto mialby motyw, zeby oskarzyd twoja matke o jego smierd? Przyszedl mi na mysl Pell. Prowadzilas oblawe i deptalas mu po pietach. Aresztowanie matki odwrociloby twoja uwage albo nawet zmusilo do oddania sprawy. Nie mogl tego zrobid sam, wiec wykorzystal wspolniczke. Opowiedzial, ze kobieta zakradla sie do szpitala, udajac pielegniarke starajaca sie o prace. -Kandydaci do pracy - powiedziala Dance, kiwajac glowa i przypominajac sobie ustalenia Connie Ramirez. - Nie bylo zadnego zwiazku miedzy nimi a Millarem, wiec nie zwrocilismy na nich uwagi. -Swiadkowie twierdza, ze miala na sobie fartuch pielegniarki. 429 Jak gdyby wlasnie skooczyla zmiane w innym szpitalu i przyjechala do Monterey Bay zlozyd tu podanie. Kazalem zbadad jej komputer i dowiedzialem sie, ze szuka w Google'u informacji o interakcjach lekow.-A dowody w garazu? -Podrzucila. Pete Bennington przewrocil garaz do gory nogami. Ekipa znalazla kilka wlosow -nawiasem mowiac, ludzie Harpera ich nie zauwazyli. Badanie DNA potwierdzilo, ze to jej wlosy. Na pewno sie przyzna. -Tak mi przykro, Michael. O malo nie uwierzylam, ze... - Dance nie mogla sie zmusid, by wypowiedzied te slowa. - Mama byla taka przybita, kiedy mowila mi, ze Juan poprosil ja, zeby go zabila. A potem twierdzila, ze nie bylo jej wtedy na OIOM-ie, ale wyrwalo sie jej, ze wie, ze na oddziale zostalo tylko kilka pielegniarek. -Och, rozmawiala z jednym lekarzem z OIOM-u i to on powiedzial twojej matce, ze wszyscy goscie juz wyszli. Edie w ogole nie zagladala do tego skrzydla. Nieporozumienie i bledne zalozenie. W moim fachu nie ma na to usprawiedliwienia, pomyslala zgryzliwie. -A Harper? Bedzie dalej prowadzil sprawe? -Nie. Pakuje sie i wraca do Sacramento. Oddal ja Sandy'emu. -Co? - Dance oslupiala. 0'Neil zasmial sie na widok jej miny. -A tak. Nie zalezy mu na sprawiedliwosci. Zalezy mu tylko na glosnym skazaniu matki funkcjonariuszki organow scigania. -Och, Michael. - Znow scisnela jego reke. 0'Neil polozyl jej dloo na ramieniu, po czym odwrocil wzrok. Zaskoczyl ja wyraz jego twarzy. Co to bylo? Bezbronnosd? Nieszczerosd? 0'Neil otworzyl usta, ale sie nie odezwal. Moze chcial ja przeprosid, ze ja oklamywal i nie ujawnil nic na temat swojego sledztwa. Spojrzal na zegarek. -Mam jeszcze pare spraw do zalatwienia. -Hej, nic ci nie jest? -Jestem tylko troche zmeczony. W glowie Dance rozlegl sie sygnal alarmowy. Mezczyzni nigdy nie sa "tylko troche zmeczeni". Oznacza to "nie, cos jest nie w porzadku, ale nie chce o tym rozmawiad". 430 -O malo nie zapomnialem - powiedzial. - Mialem wiadomosd od Erniego w sprawie Z LosAngeles. Sedzia odrzucil wniosek o odroczenie posiedzenia w sprawie immunitetu. Zaczyna sie za pol godziny. Dance pokazala, ze trzyma kciuki. -Miejmy nadzieje. - I mocno uscisnela 0'Neila. Detektyw wyciagnal z kieszeni kluczyki do samochodu i ruszyl po schodach, widocznie za bardzo sie spieszac, by czekad na winde. Dance zerknela do bufetu. Zauwazyla, ze matki nie ma juz przy stole. Zgarbila sie. Kurcze- Juz poszla. A.le uslyszala za soba kobiecy glos. -Katie. Edie Dance wyszla z bufetu bocznymi drzwiami i zapewne czekala, az corka skooczy rozmawiad z 0'Neilem. -Michael wszystko rni powiedzial, mamo. -Po wycofaniu zarzutow przyszlam tu spotkad sie z ludzmi, ktorzy mnie wspierali, zeby im podziekowad. Z. ludzmi, ktorzy mnie? wspierali... "Nastapila chwila ciszy- Przez glosniki nadano jakis niezrozumialy komunikat. Gdzies zaplukalo dziecko. Dzwieki zamilkly. Z wyrazu twarzy i sl ow Edie Kathryn Dance odgadla, co zaszlo miedzy matka a corka w ciagu kilku ostatnich dni. Nie chodzilo o to, ze przed dwoma dniarrii Dance musiala wyjsd wczesniej z sadu. Problem siegal znacznie? glebiej. -Nie myslalam, zer to zrobilas, mamo - wyrzucila z siebie. - Niaprawde. Edie Dance sie usmi echnela. -Och, to mowi eksp>>ert od mowy ciala, Katie? Powiedz mi, gdzie mam sprawdzid, czy nie; bujasz. -Mamo... -Katie, myslalas, ze; to mozliwe. Ze zabilam tego mlodego czlowieka. Dance westchnela, zastanawiajac sie, jak wielka proznia jest teraz w jej duszy. Przestala z aprzeczad i drzacym glosem powiedziala: -Byd moze, mamo. Zgoda, byd moze. Wcale przez to nie myslalam o tobie gorzej. Wciaz cie kochalam. Ale rzeczywiscie, pomyslalam, ze to mozliwe. 431 -Pamietam, jak wygladalas wtedy na sali sadowej, kiedy ustalano kaucje. Po twojej minie odgadlam, ze sie nad tym zastanawiasz. Wiedzialam.-Tak mi przykro - szepnela Dance. Edie Dance zrobila cos zupelnie nie w swoim stylu. Ujela corke za ramiona, bardzo mocno, jak jeszcze nigdy dotad, nawet gdy Dance byla dzieckiem. -Nie waz sie tego mowid - oznajmila ostrym tonem. Zaskoczona Dance zaczela cos mowid. -Cii, Katie, posluchaj. Po tym posiedzeniu w sprawie kaucji nie spalam cala noc. Myslalam o tym, co widzialam w twoich oczach, 0 co mnie podejrzewalas, daj mi skooczyd. Nie spalam cala noc, bylam wsciekla i urazona. Ale potem cos zrozumialam. I poczulam dume. Jej okragle rysy zlagodzil serdeczny usmiech. -Wielka dume. Dance nie wiedziala, o co chodzi. -Wiesz, Katie - ciagnela matka - rodzice nigdy nie wiedza, czy nie popelniaja bledow. Na pewno sama masz z tym klopot. -Och, tylko dziesied razy dziennie. -Zawsze masz nadzieje, modlisz sie, zeby dzieci mialy charakter, odwage, wlasciwe spojrzenie na zycie. Przeciez tylko o to chodzi. Nie mamy walczyd za dzieci, ale przygotowad je, zeby same umialy toczyd walke. Uczyd je, jak dokonywad ocen i jak samodzielnie mysled. Po policzkach Dance plynely lzy. -1 kiedy zobaczylam, ze masz watpliwosci, dotyczace mojego postepowania w tamtej sytuacji, wiedzialam, ze wykonalam zadanie w stu procentach. Wychowalam cie, zebys nie byla slepa. Uprzedzenia oslepiaja ludzi, nienawisd oslepia ludzi. Ale lojalnosd i milosd tez ich oslepiaja. Spojrzalas glebiej, zeby poznad prawde. - Matka sie rozesmiala. - Oczywiscie sie pomylilas. Ale nie moge ci tego mied za zle. Uscisnely sie, a Edie Dance dodala: -Jestes jeszcze na sluzbie. Wracaj do biura. Ciagle jestem na ciebie zla, ale za dzieo czy dwa mi przejdzie. Wybierzemy sie na zakupy 1 na kolacje do Casanovy. Aha, Katie, ty stawiasz. Rozdzial 4fi Kathryn Dance wrocila do CBI i napisala koocowy raport ze sledztwa. Popijajac kawe, ktora przyniosla Maryellen Kresbach, przegladala karki z wiadomosciami telefonicznymi, ktore jej asystentka zlozyla obok talerza z bardzo grubym ciastkiem. Dokladnie zapoznala sie z wiadomosciami, nie odpowiedziala na zaden telefon, ale zjadla sto procent ciastka. Zabrzeczala jej komorka. SMS od Michaela 0'Neila. K, jest orzeczenie w LA. Za pare godzin bedzie decyzja. Trzymaj kciuki. Duzo sie dzieje, ale niedlugo pogadamy. M. Prosze, prosze, prosze... Dance wypila ostatni lyk kawy, wydrukowala raport dla Overby'ego i zaniosla mu do gabinetu. -Zamkniecie sprawy, Charles. -Ach. Dobrze. Niespodziewanie sie skooczyla - dodal. Szybko przeczytal notatke. Pod jego biurkiem zauwazyla torbe podrozna, rakiete tenisowa i niewielka walizke. Bylo pozne piatkowe popoludnie i jej szef prawdopodobnie jechal prosto z biura do swojego weekendowego domku. W jego zachowaniu wyczula pewien chlod, niewatpliwie wywolany faktem, ze tak sie postawila Hamiltonowi Royce'owi. I niecierpliwie czekala na to, co teraz mialo nastapid. Siedzac naprzeciwko szefa, powiedziala: -Jeszcze jedna rzecz, Charles. Chodzi o Royce'a. 433 -Tak? - Uniosl wzrok i zaczal wygladzad jej raport, jak gdyby wycieral go z kurzu. Opowiedziala, czego TJ dowiedzial sie o zadaniu Royce'a-ktory mial zamknad blog nie ze wzgledu na ofiary, ale aby uniemozliwid Chiltonowi ujawnienie informacji o tym, ze deweloper budujacy elektrownie jadrowa goscil czlonka legislatury. -Wykorzystal nas, Charles. - Ach. - Overby zaczal przekladad papiery. -Pracuje dla Komisji Planowania Energetyki Jadrowej - na ktorej czele stoi czlowiek, o ktorym Chilton pisal w blogu. -Rozumiem. Royce, hm. -Chce wyslad notatke do prokuratury stanowej. To co zrobil Royce, pewnie nie jest przestepstwem, ale na pewno nie jest etyczne - wykorzystal mnie i nas. Zaplaci za to stanowiskiem. Overby dalej przekladal papiery. Zastanawial sie. -Zgadzasz sie na to? - Zapytala, bo bylo jasne, ze sie nie zgadza. -Nie jestem pewien. Rozesmiala sie. -Dlaczego nie? Grzebal w moim biurku. Maryellen go widziala. Wykorzystal policje stanowa do swoich celow. Oczy Overby'ego spoczely na papierach lezacych na biurku. Byly idealnie uporzadkowane. -To bedzie wymagad czasu i wysilku z naszej strony. I moze byd dla nas... klopotliwe. -Klopotliwe? -Wciagnie nas w miedzyorganizacyjne bagno. Nie cierpie tego. To nie byl zaden argument. Pracujac w instytucji stanowej, ciagle wpada sie w miedzyorganizacyjne bagno. Po dlugiej, gestej ciszy Overby'emu chyba cos przyszlo do glowy. Odrobine uniosl brew. -Poza tym wydaje mi sie, ze mozesz nie mied czasu sie tym zajad. -Sprobuje, Charles. -Rzecz w tym, ze przyszlo to... - Znalazl na polce teczke i wyciagnal z niej kilkustronicowy dokument. -Co to jest? 434 -Otoz... - druga brew dolaczyla do pierwszej -...to pismo z prokuratury stanowej. - Przesunal papiery na druga strone biurka. - Wyglada na to, ze ktos zlozyl na ciebie skarge.-Na mnie? -Podobno pozwalasz sobie na rasistowskie uwagi pod adresem pracownikow administracji okregowej. -Charles, to jakis idiotyzm. -Ale doszedl az do Sacramento. -Kto zlozyl skarge? -Sharanda Evans. Z okregowego wydzialu spraw spolecznych. -Nie znam jej. To pomylka. -Byla w szpitalu Monterey Bay, kiedy aresztowano twoja matke. Opiekowala sie twoimi dziedmi. Ach, kobieta, ktora zabrala Wesa i Maggie ze szpitalnego kacika zabaw. -Charles, wcale sie nimi nie "opiekowala", tylko chciala je przymknad. Nawet nie probowala do mnie zadzwonid. -Twierdzi, ze wyglaszalas rasistowskie uwagi. -Jezu Chryste, Charles, powiedzialam jej, ze jest niekompetentna. To wszystko. -Ona interpretuje to inaczej. Ale poniewaz masz dobra opinie i jak dotad nie bylo z toba zadnych klopotow, prokurator stanowy nie jest sklonny otwierad oficjalnego dochodzenia. Mimo to nalezy to zbadad. Stanal przed dylematem i byl w rozterce. Ale w niezbyt glebokiej. -Przed podjeciem decyzji chce uslyszed opinie ludzi z naszego biura. Czyli od samego Overby'ego. Az nazbyt dobrze zrozumiala, o co tu chodzilo: Dance postawila Overby'ego w trudnej sytuacji wobec Royce'a. Moze rzecznik odniosl wrazenie, ze Overby nie panuje nad pracownikami. Skarga przeciwko Royce'owi pochodzaca z CBI moglaby postawid przywodztwo Overby'ego pod znakiem zapytania. -To oczywiste, ze nie jestes rasistka. Ale ta Evans jest wkurzona jak diabli. - Spojrzal na odwrocony w strone Dance list, jakby patrzyl na zdjecia z sekcji zwlok. 435 Jak dlugo pani pracuje w wydziale?... Albo za krotko, albo o wiele za dlugo.Kathryn Dance zorientowala sie, ze szef negocjuje. Jezeli nie zlozy skargi na niestosowne postepowanie Royce'a, Overby poinformuje prokuratora stanowego, ze gruntownie zbadano okolicznosci wydarzenia przed szpitalem i skarga pracownicy wydzialu spraw spolecznych jest bezpodstawna. Gdyby Dance drazyla sprawe Royce'a, stracilaby prace. Kwestia przez chwile wisiala miedzy nimi. Dance byla zaskoczona, ze Overby nie przejawia zadnych kinezycznych oznak stresu. Zauwazyla rowniez, ze jej stopa podryguje jak szalona. Chyba juz znam "ogolny obraz sytuacji", pomyslala cynicznie Dance. Malo brakowalo, by powiedziala to glosno. Musiala podjad decyzje. Wahala sie. Overby zabebnil palcami w list ze skarga. -Szkoda, ze zdarzaja sie takie rzeczy i odrywaja nas od wlasciwej pracy. Po zakooczonej Sprawie Przydroznych Krzyzy, po hustawce emocji wywolanych sprawa pana X w Los Angeles i kilkudniowym koszmarze niepokoju o matke Dance uznala ze nie ma ochoty na walke, w kazdym razie nie o to. -Charles, jezeli uwazasz, ze skarga przeciwko Royce'owi moze przeszkodzid nam w pracy, oczywiscie to uszanuje. -Tak chyba bedzie najlepiej. Wracajmy do swoich obowiazkow. A to tez odlozmy na bok. - Wzial skarge i schowal do teczki. Bardziej dobitnie nie mozna, Charles. Usmiechnal sie. -Trzeba robid to, co do nas nalezy. -Wracajmy do pracy - zawtorowala Dance. -Widze, ze juz pozno. Milego weekendu. I dziekuje za zamkniecie sprawy, Kathryn. -Dobranoc, Charles. - Dance wstala i wyszla z gabinetu. Zastanawiala sie, czy szef czuje sie tak brudny jak ona. Bardzo w to watpila. Dance wrocila do Babskiego Skrzydla i byla juz pod swoimi drzwiami, gdy uslyszala glos: 436 -Kathryn?Odwrocila sie i zobaczyla kogos obcego. Po chwili poznala tego czlowieka - to byl David Reinhold, mlody funkcjonariusz z biura szeryfa. Nie mial na sobie munduru, ale dzinsy, koszulke polo i marynarke. Usmiechnal i spuscil wzrok. -Po sluzbie. - Podszedl do niej i stanal poltora metra od niej. -Slyszalem, jak sie skooczyla Sprawa Przydroznych Krzyzy. -Niespodzianka, co? - powiedziala. Trzymal rece w kieszeniach. Wydawal sie zdenerwowany. -Ja mysle. Chlopak caly i zdrowy? - Nic mu nie bedzie. -A Chilton? Przyznal sie? -Nie musi. Mamy dowody, zeznania swiadkow. Jest ugotowany. -Wskazala swoj gabinet, pytajaco unoszac brwi i zapraszajac go do srodka. -Mam pare rzeczy do zalatwienia... Wpadlem tu wczesniej, ale cie nie zastalem. Dziwne slowa. Zauwazyla, ze chlopak coraz bardziej sie denerwuje. Jego cialo wysylalo sygnaly ogromnego stresu. -Chcialem tylko powiedzied, ze milo sie z toba pracowalo. -Dziekuje za pomoc. -Jestes wyjatkowa osoba - wyjakal Reinhold. Oho? Do czego zmierza? Reinhold unikal jej wzroku. Odchrzaknal. -Wiem, ze za dobrze mnie nie znasz. Jest co najmniej dziesied lat mlodszy ode mnie, pomyslala. To dzieciak. Dance z trudem powstrzymywala usmiech, starajac sie nie wygladad zbyt macierzyosko. Ciekawe, dokad ja zaprosi na randke. -W kazdym razie probuje powiedzied... Ale zamiast dokooczyd, wyciagnal z kieszeni koperte i podal jej. -Probuje powiedzied, ze mam nadzieje, ze rozpatrzysz moje podanie o przyjecie do pracy w CBI. Wiekszosd starszych osob w policji nie chce uczyd mlodszych - dodal Reinhold. - Wiem, ze ty jestes inna. Chcialbym mied okazje uczyd sie od ciebie. Powstrzymujac smiech, Dance powiedziala: -Dziekuje, Davidzie. Nie sadze, zebysmy przyjmowali teraz 437 nowych ludzi. Ale obiecuje ci, ze przy nowym naborze twoja kandydatura bedzie pierwsza na liscie.-Naprawde? - Rozpromienil sie. -Oczywiscie. Dobranoc, Davidzie. I jeszcze raz dziekuje za pomoc. -Dzieki, Kathryn. Jestes super. Jak na starsza osoba... Usmiechajac sie, weszla do gabinetu i ciezko opadla na krzeslo. Spojrzala na splatane pnie za oknem. Zabrzeczala jej komorka. Nie majac szczegolnej ochoty z kimkolwiek rozmawiad, zerknela w okienko wyswietlacza. Po trzech dzwonkach wahania wcisnela "Odbierz". Rozdzial 47 Wzdluz ogrodzenia przelecial motyl i zniknal w ogrodzie sasiada. To nie byla pora monarchow, wedrownych owadow, ktorym Pacific Grove zawdzieczal tytul "Miasto motyli". Kathryn Dance zastanawiala sie, co to za gatunek. Siedziala na Tarasie, lsniacym od poznopopoludniowej mgly. Bylo cicho i byla sama. Dzieci i psy zostaly u jej rodzicow. Miala na sobie sprane dzinsy, zielona bluze i stylowe buty Wish z firmowej serii Fergie firmy Brown - prezent, ktory sobie sprawila po zamknieciu sprawy. Saczyla biale wino. Miala przed soba otwarty laptop. Zalogowala sie jako tymczasowy administrator "Raportu Chiltona", gdy znalazla kody dostepu w jednym z plikow Jamesa Chiltona. Zajrzala do ksiazki, skooczyla pisad tekst i wrzucila na strone. http: //www. thechiltonreport. com/html/final, html Dance przeczytala rezultat. Lekko sie usmiechnela. I wylogowala. Uslyszala ciezkie kroki na schodach z boku domu i zobaczyla Michaela 0'Neila. -Serwus. - Usmiechnal sie. Czekala na jego telefon o decyzji sedziego w sprawie pana X; w szpitalu wydawal sie tak zajety, ze nie spodziewala sie zobaczyd go tu osobiscie. Niewazne. Michael O'Neil byl zawsze mile widzianym gosciem. Probowala odczytad jego mine. Zwykle byla w tym dobra - znali sie tak dobrze - ale wciaz mial pokerowa twarz. 439 -Wina?-Jasne. Przyniosla z kuchni drugi kieliszek i nalala mu jego ulubione czerwone. -Zaraz musze lecied. -Dobrze. - Dance ledwie panowala nad niecierpliwoscia. - No i co? Twarz rozjasnil mu usmiech. -Wygralismy. Dwadziescia minut temu dostalem wiadomosd. Sedzia rozlozyl obrone na lopatki. -Naprawde? - spytala Dance. - Aha. Wstala i mocno go uscisnela. Objal ja i przyciagnal do twardej piersi. Odsuneli sie od siebie i stukneli kieliszkami. -Za dwa tygodnie Emie staje przed wielka lawa przysieglych. Nie ma watpliwosci, ze przyklepia oskarzenie. Chca, zebysmy przyjechali we wtorek o dziewiatej rano, zeby zaplanowad nasze zeznanie. Masz ochote jechad? -No jasne. 0'Neil podszedl do balustrady. Patrzyl w ogrod, w dzwoneczki wietrzne, ktore Dance chciala zabrad z miejsca, gdzie zrzucila je pewnej wietrznej i bezsennej nocy. Zamilkl. Cos sie szykuje, pomyslala Dance. Zaniepokoila sie. O co chodzi? Moze choroba? Wyprowadza sie? -Zastanawialem sie... - zaczal. Czekala. Oddychala szybko. Wino w kieliszku kolysalo sie jak wzburzony Pacyfik. -Spotkanie jest we wtorek i zastanawialem sie, czy chcialabys zostad w Los Angeles jeszcze kilka dni. Moglibysmy cos pozwiedzad. Isd w koocu na jajka po benedyktyosku. Albo na sushi do West Hollywood i przygladad sie, jak ludzie probuja byd na luzie. Moglbym nawet kupid czarna koszule. - Plotl bez ladu i skladu. A Michael 0'Neil nigdy tego nie robil. Przenigdy. Dance poczula, ze jej serce trzepocze jak skrzydla kolibra, ktory zawisl nad czerwonym karmnikiem obok nich. 440 -No...Zasmial sie i opuscil ramiona. Dance nie potrafila sobie wyobrazid swojej miny w tym momencie. -No dobrze, powinienem ci powiedzied o czyms jeszcze. -Slucham. -Anne wyjezdza. Co? - wykrztusila. Twarz Michaela 0'Neila byla mieszanina emocji: nadziei, niepewnosci, bolu. Najbardziej widoczna byla konsternacja. -Przeprowadza sie do San Francisco. Na usta cisnelo sie jej sto pytao. Zadala pierwsze. -A dzieci? -Zostana ze mna. Ta wiadomosd bynajmniej jej nie zdziwila. Nie bylo lepszego ojca niz Michael 0'Neil. A Dance zawsze watpila w macierzyoskie umiejetnosci Anne i jej ched wykorzystania ich w praktyce. Oczywiscie, pomyslala. To rozstanie bylo powodem dziwnej miny 0'Neila w szpitalu. Przypomniala sobie jego oczy, w ktorych malowala sie taka pu stka. Mowil dalej, urywanym glosem kogos, kto uklada milion planow - nie zawsze realistycznych. Mezczyzni czesciej tym grzesza niz kobiety. Opowiadal jej o wyjazdach dzieci do matki, o reakcji jego rodziny i rodzin y Anne, o adwokatach, o tym, co Anne bedzie robid w San Francisco. Dance kiwala glowa, skupiajac sie na jego slowach i po prostu pozwalajac mu mowid. Natychmiast wychwycila wzmianki o "wlascicielu tej galerii" i "przyjacielu Anne z San Francisco". Wniosek naprawde jej nie zaskoczyl, chod byla wsciekla na te kobiete za to, ze skrzywdzila 0'Neila. Cierpial i byl zdruzgotany, chod jeszcze o tym nie wiedzial. A ja? Pomys-lala Dance. Co ja o tym sadze? Szybko odlo zyla to pytanie na bok, postanawiajac na razie sie nad tym nie zastanawiad. 0'Neil stal przed nia jak sztubak, ktory poprosil do taoca kolezanke z klasy. Nie zdziwilaby sie, gdyby wbil rece do kieszeni i obserwowal czubki s woich butow. -No wiec nnyslalem o przyszlym tygodniu. Co powiesz na pare dodatkowych dmi? 441 Dokad to nas zaprowadzi?, pomyslala Dance. Gdyby mogla spojrzed na siebie z oddali i przeanalizowad swoje sygnaly kinezyczne, to co mowilo jej cialo? Z jednej strony byla gleboko poruszona wiadomoscia. Z drugiej wiedziala, ze musi sie poruszad ostroznie jak zolnierz, ktory natknal sie na porzucona torbe przy drodze.Pokusa wyprawy z Michaelem 0'Neilem byla oszalamiajaca. Ale nie mogla sie zgodzid. O'Neil przede wszystkim musial byd z dziedmi, zupelnie, stuprocentowo z dziedmi. Pewnie jeszcze nic nie wiedzialy - i nie powinny wiedzied o problemach rodzicow. Cos jednak na pewno przeczuwaly. Dziecieca intuicja to jedna z pierwotnych sil natury. Ale byl takze drugi powod, dla ktorego Dance i O'Neil nie mogli spedzid ze soba wiecej czasu w Los Angeles. I powod wlasnie sie zmaterializowal. -Halo? - odezwal sie meski glos od strony bocznej sciany domu. Dance spojrzala w oczy Michaelowi O'Neilowi, usmiechnela sie i zawolala: -Tutaj! Z tylu! Znow rozlegly sie kroki na schodach i dolaczyl do nich Jonathan Boling. Usmiechnal sie do 0'Neila i mezczyzni podali sobie rece. Profesor byl w dzinsach, tak jak Dance. Mial na sobie czarna koszulke i kurtke Lands' End. I buty trekkingowe. -Jestem troche wczesniej. -Nie ma sprawy. O'Neil byl inteligentny i Dance widziala, ze blyskawicznie zrozumial. W pierwszej reakcji poczul sie skonsternowany, ze postawil ja w tak trudnej sytuacji. W jego oczach malowaly sie szczere przeprosiny. A jej oczy przekonywaly go usilnie, ze nie ma za co przepraszad. O'Neil byl tez rozbawiony i poslal jej podobny usmiech jak w zeszlym roku, gdy jadac samochodem, sluchali w radiu piosenki Sondheima "Send in the Clowns" o niedoszlych kochankach, ktorzy nie potrafia sie zejsd. Oboje wiedzieli, ze najwazniejsza jest synchronizacja. -Jonathan i ja jedziemy na weekend do Napa - powiedziala spokojnie Dance. -Male spotkanie w domu moich rodzicow. Zawsze lubie przywiezd kogos, zeby przeszkadzal. - Boling bagatelizowal wage tego 442 wyjazdu. Tez byl inteligentny - widzial Dance i 0'Neila razem - i zrozumial, ze wlasnie w czyms przeszkodzil.-Piekne miejsce - rzekl O'Neil. Dance przypomniala sobie, ze spedzil z Anne miesiac miodowy w hotelu niedaleko winnicy Cakebread. Mozemy sobie darowad te ironie?, pomyslala Dance. I zdala sobie sprawe, ze jej twarz oblewa dziewczecy rumieniec. -Wes jest u twoich rodzicow? - spytal O'Neil. -Tak. Zadzwonie do niego. Chce wyplynad jutro o osmej. Uwielbiala go za to, ze gdy umowil sie z chlopcem na ryby, zamierzal dotrzymad slowa, mimo ze Dance miala wyjechad, a O'Neil mial na glowie inne rzeczy. Dziekuje. Naprawde bardzo sie na to cieszyl. Wysle ci jutro e-mailem kopie decyzji z Los Angeles. Chce porozmawiad, Michael - odrzekla. - Zadzwoo. Jasne. O'Neil na pewno rozumial, ze chodzi jej o rozmowe o nim i Anne oraz o ich separacji, nie o sprawie pana X. A Dance zrozumiala, ze O'Neil nie zadzwoni, gdy ona bedzie z Bolingiem w Napa. Takim byl czlowiekiem. Dance poczula pragnienie - przemozne pragnienie - aby jeszcze raz objad detektywa, otoczyd go ramionami. Zanim zdazyla to zrobid, O'Neil, jak na mezczyzne, ktory nie zna sie na analizie mowy ciala, blyskawicznie wyczul jej zamiar. Odwrocil sie i ruszyl w kierunku schodow. Jade po dzieci. Dzisiaj mamy wieczor z pizza. Czesd, Jon. Jeszcze raz dzieki za pomoc. Nie zrobilibysmy tego bez ciebie. Jestes mi winien blaszana odznake - rzekl Boling z szerokim usmiechem i spytal Dance, czy moze zaniesd cos do samochodu. Wskazala mu torbe pelna napojow, wody, jedzenia i plyt do sluchania w drodze. Dance zauwazyla, ze patrzac w slad za 0'Neilem schodzacym z Tarasu, przyciska do piersi kieliszek z winem. Zastanawiala sie, czy Michael sie odwroci. Odwrocil sie na moment. Wymienili jeszcze jeden usmiech, a potem O'Neil zniknal. PWJE PODZIEKOWANIA Jestem bardzo wdzieczny Katherine Buse, dzieki ktorej poznalem cala prawde na temat blogow i zycia w sztucznym swiecie i ktora nauczyla mnie, jak przezyd (przynajmniej przez jakis czas) w grach MMORPG. Za nieprzecietne umiejetnosci redaktorskie dziekuje Jane Davis, Jennie Dolan, Donnie Marton, Hazel Orme i Philowi Metcalfowi. Dziekuje webmasterowi strony Jamesa Chiltona, mojej siostrze Julie Reece Deaver, i jak zawsze skladam dzieki Madelyn oraz szczeniakom - wszystkim. JEFFERY DEAVER -wielokrotnie nagradzany autor ponad dwudziestu thrillerow psychologicznych. Z wyksztalcenia dziennikarz i prawnik. Przez kilka lat wspolpracowal z dziennikami "New York Times" i "Wall Street Journal". Zaliczany jest do grona najbardziej poczytnych pisarzy amerykaoskich, jego powiesci byly tlumaczone na kilkadziesiat jezykow, dwie zostaly zekranizowane. Swiatowa slawe przyniosl mu "Kolekcjoner Kosci".Strony internetowe autora: www.jefferydeaver.com www.jefferydeaver.pl This file was created with BookDesigner program bookdesigner@the-ebook.org 2010-11-12 LRS to LRF parser v.0.9; Mikhail Sharonov, 2006; msh-tools.com/ebook/