Od autora Punk Rock Later W drugiej polowie lat 70. zeszlego stulecia na zachodzie Europy dorasta pierwszy po wojnie demograficzny wyz. W tym czasie Wielka Brytanie dotknal kryzys naftowy i recesja, a co za tym idzie -duze bezrobocie. W robotniczych dzielnicach Londynu, rodzi sie punk rock - najbardziej zbuntowana muzyka w historii. Nieformalnym hymnem angielskich punkowcow jest utwor zespolu Sex Pistols "God Save The Queen" z fraza: "Boze chron krolowa, faszystowski rezim" i refrenem mowiacym o braku przyszlosci.W Polsce punkowa kontestacja wybucha z niewielkim opoznieniem, za to z niezwykla wrecz sila. Ta nowa kontrkultura cala swa ekspresje i kontestacje kieruje przeciw "systemowi" rozumianemu zarowno jako komunistyczny rezim, jak i szerzej, jako cala rzeczywistosc spoleczna, polityczna, konformizm rowiesnikow, opresyjnych rodzicow, szkola itp. Polskie wydanie rewolty punkowej ma charakter bardzo polityczny. Stanowi tzw. "trzeci obieg" -dziala poza cenzura i bez jakichkolwiek zwiazkow z podziemna demokratyczna opozycja. Ta ksiazka, na ktora zlozyly sie teksty opublikowane w "Gazecie Wyborczej" w latach 1998-2003, jest owocem spotkania z tworcami polskiego punk rocka po niemal cwiercwieczu ich dzialalnosci. Zbuntowane dzieci-smieci sa dzis na ogol mezami i ojcami po czterdziestce. Wszyscy nadal zajmuja sie muzyka. Niektorzy z nich stali sie ikonami masowej kultury w Polsce, inni idolami mlodziezy i symbolami niezaleznosci. Pozostali wytworzyli wlasne nisze tworcze, lub nie odnalezli sie w ogole w nowej rzeczywistosci. Nie jest to ksiazka o muzyce, choc jej bohaterami sa muzycy. To opowiesc o generacji, jej buncie, doswiadczeniach z komunizmem, z wielkim przelomem '89, z demokracja i wolnym rynkiem. To rozmowy o granicach kompromisu, jaki ze wspolczesnym swiatem sa w stanie zawrzec dawni kontestatorzy. Wreszcie jest to spojrzenie na 25 lat najnowszej historii Polski oczami kilku ludzi, ktorzy na swoje pokolenie wywarli wiekszy wplyw, niz ktokolwiek inny. "Punk Rock Later" nie jest niestety historia kompletna, czego mam pelna swiadomosc i za co przepraszam Czytelnikow oraz tych tworcow polskiej sceny niezaleznej, ktorych w niej zabraklo. Mam na mysli chocby tak wazne zespoly, jak: Deadlock, TZN Xenna, Moskwa i wiele innych. Wyszedlem jednak z zalozenia, ze na ten zbior winny zlozyc sie opowiesci muzykow, ktorzy wciaz graja, a ich zespoly przetrwaly. W czasie pracy nad ta ksiazka staralem sie, by nie byla to publicystyka hermetyczna, adresowana wylacznie do tych, ktorzy wychowali sie na punkowej kontestacji. Mam jednak goraca nadzieje, ze z zyczliwoscia przyjma ja przede wszystkim Ci, dla ktorych -jak i dla mnie -punk rock byl wazna skladowa dojrzewania i mlodosci. Punx not dead! Mikolaj Lizut 1 Jestem niezaleznym gadzetem Rozmowa z Kazikiem Staszewskim, liderem zespolu Kult-Zajmujesz sie muzyka rockowa juz prawie cwierc wieku. Jak przez ten czas zmienili sie Twoi sluchacze? Moja publicznosc wciaz mlodnieje. Moglbym byc ojcem wiekszosci moich sluchaczy. To ludzie w wieku moich synow. Kult dlugo byl grupa, ktorej sluchali przede wszystkim studenci, mimo ze wyroslismy z estetyki punkrockowej. To nie byla jednak ta sama publicznosc, ktora sluchala takich punkowych zespolow jak Dezerter czy TZN Xenna. Zawsze mielismy czesc widowni, ktora przychodzila posluchac slow, a nie tylko tanczyc pogo. Z tego chyba powodu zaczeto mnie przede wszystkim uwazac za autora tekstow, choc dla mnie teksty byly zawsze nierozerwalnie zwiazane z muzyka. Z czasem nasza publicznosc stawala sie coraz mlodsza. Zaczelismy grac wiecej koncertow, na ktorych pojawiali sie licealisci. Gdy nagralem pierwsza solowa plyte "Spalam sie", ta poprzeczka wiekowa obnizyla sie dramatycznie. Pamietam, jak synek mojej sasiadki, ktory wtedy zaliczal ostatnia grupe w przedszkolu, wyrecytowal mi dwa moje teksty z pamieci. Nie bylem z tego specjalnie zadowolony, bo nie sa to piosenki dla malych dzieci. Z drugiej strony te nozyce wiekowe rozwarly sie tez w gore, gdy powstala plyta "Tata Kazika" z tekstami mojego ojca. Ta plyta trafila rowniez do ludzi sporo starszych ode mnie. - Jak sadzisz, dlaczego Twoje plyty kupuja ludzie, ktorych moglbys byc ojcem? Nie wiem. Byc moze wynika to z mojej konsekwencji w zyciu tworczym. Gdy zdecydowalem, ze chce zyc wlasnie z muzyki i to jest moja najwieksza zyciowa pasja, mialem juz za soba lata grania amatorskiego. Troche znalem tez prawa rzadzace tym swiatem, wiec bylem odporny na pewne pokusy. Mielismy tez juz swoja publicznosc. Wiem, ze ona bedzie mi juz zawsze wierna, pod warunkiem ze ja nie bede sie wobec niej nieladnie zachowywal. Gdy obchodzono 80-lecie warszawskiego liceum im. Stefana Batorego, komitet rodzicielski zapytal uczniow, jakiego wykonawce zycza sobie na te rocznice. Ogromna wiekszoscia glosow zwyciezyl Kult i zagralismy na dziedzincu szkoly. Gdy patrzylem na tych ludzi, to odnioslem wrazenie, ze bije od nich cos pozytywnego. Chcialbym, zeby moje dzieci byly takie. Nosne kiedys haslo "No future" ich nie dotyczy. Sa nadzieja na przyszlosc. Mialem kiedys bardzo mile spotkanie po koncercie w Krakowie z grupa ludzi, z ktorymi rozmawiam przez Internet. To, co mnie uderzylo na tym spotkaniu (widzialem ich po raz pierwszy) -w tym towarzystwie nie bylo zadnego glaba. Sa oczywiscie bardzo rozni, ale kazdy z nich daje ci jakas forme energii. Moja publicznosc jest madra. -Przyznasz jednak, ze to tylko czesc mlodziezy. To jest elita, pewnie przyszli biznesmeni i dyrektorzy. Ich mniej zdolni rowiesnicy nie maja takich perspektyw, choc marzenia podobne - pieniadze. Moze cos w tym jest. Model zycia, ktory serwuje sie mlodziezy poprzez filmy i reklamy, jest bardzo konsumpcyjny. Jestem jednak przeciwnikiem wszelkich generalizacji, choc studiowalem socjologie. Kazdy ma swoja bajke. Ludzie, z ktorymi spotykam sie po koncertach, nie robia na mnie wrazenia lykajacych kazda reklame bez zachlysniecia sie. W tym zmaterializowanym swiecie znajduja sobie margines, gdzie nie ma wyscigu po sukces materialny. Moi fani w jakis sposob rekompensuja mi te momenty w zyciu, kiedy zaczynam sie zastanawiac, czy nie jestem juz smieszny. Na koncertach musi to wygladac zalosnie: grubawy, podstarzaly rockman rozdaje autografy piszczacym dzieciom. Moje internetowe forum i ludzie tam obecni sprawiaja, ze czuje sie potrzebny, widze, ze to, co robie, ma sens. - Ale w piosence "Forum internetowe" zdrowo im przylozyles. Ta piosenka jest wlasciwie streszczeniem najczestszych watkow z internetowych dyskusji. Nie ma przeciez w tym nic zlego, ze ludzi ciekawi, czy mam np. normalny dom, w ktorym jem obiady, bo to jakos nie pasuje do powszechnego wizerunku rockmana, albo czy zarabiam duzo kasy. Mnie nieco irytuje powtarzalnosc tych rozmow. Jedna z glownych powtarzajacych sie co jakis czas dyskusji, ktora prowadze z internautami, jest to, czy sie sprzedalem, czy jestem komercyjny, czy niezalezny. Ja ciagle twierdze, ze i taki, i taki. Obie te sprawy nie stoja ze soba w sprzecznosci. Jestem towarem, gadzetem, ktory wsrod roznych innych rzeczy stoi na polce mlodego czlowieka. Ale jednoczesnie ten gadzet jest niezalezny. -Generacja dorastajacych w Polsce iv latach 90. nie przemowila wlasnym glosem. Wyroslo pokolenie zachlysniete konsumpcja, o bardzo materialisty czarnych marzeniach. Nie masz wrazenia, ze Twoja tworczosc trafia w proznie? Moze tak, ale nie do konca zgadzam sie z teza, ze po przelomie 1989 r. mlodzi ludzie nie przemowili. Dowodem jest hip hop. Swego czasu pokladalem w tym nurcie ogromne nadzieje. Teraz mam wrazenie, ze zarowno ten etos, jak i sama muzyka sa bardzo hermetyczne. Z jednej strony powszechnosc i latwosc srodkow wyrazu tego gatunku sprawiaja, ze hip hop moze robic kazdy - to jeszcze latwiejsze od punk rocka. Z drugiej wlasnie chyba to sprawia, ze ten nurt nie miesza sie z innymi muzycznymi krwiobiegami, jest zamkniety. To z kolei powoduje totalna uniformizacje hip -hopu. Dotyczy ona zarowno tego, jak sie trzeba ubierac, zachowywac, jak i tego, o czym wolno mowic. Dlatego teraz nie mam zbyt dobrego zdania o tej scenie w Polsce. Niemniej jednak momentami to, o czym mowia hiphopowcy, mnie przeraza, tak jak film "Czesc, Tereska". Wiem po prostu, ze to nie jest fikcja. Byc moze w latach 90 nie wystapil klasyczny konflikt pokolen. Dla mnie jednak wazniejsze jest to, ze po przelomie nastapila gwaltowna erozja instytucji rodziny. Doroslych i dzieci pochlonelo dazenie do realizacji marzen lub po prostu koniecznosc zwiazania konca z koncem. Dlatego pozrywaly sie wiezi, ktore w rodzinie sa niezwykle wazne. W wielu domach umarla milosc. I chyba dlatego nikt sie nie buntowal. Nie bylo po prostu mozliwosci konfrontowania postaw, bo rodzice i dzieci nie spedzali ze soba czasu, byli zbyt zajeci. Nawet nie bylo sie z kim skonfliktowac. -Chyba ostatnio zaczelo sie cos zmieniac. Swiadczy o tym chocby pojawienie sie takiego zbuntowanego zespolu jak Cool Kids of Death. Podoba mi sie ten zespol. Maja fajne teksty. Moze troche niedomagaja brzmieniowo, ale ogolnie to ciekawe zjawisko. Tylko ze ja nie wierze za bardzo w rebelie sprzedawana za pomoca wielkich koncernow plytowych. To wszystko pachnie mi podobnym falszem jak zespol Rage Against The Machine. Pierwsza ich plyta byla super, ale jesli chodzi o gloszona przez ten zespol rewolucyjna ideologie, byly to straszne kocopaly, w dodatku nieszczere i sprzedawane w opakowaniu wielkiej, swiatowej wytworni. Bawia mnie np. wypowiedzi czlonkow grupy Chumbawumba [angielski zespol popowo-anarchistyczny - red.], ktorzy po podpisaniu lukratywnego kontraktu mowili, ze robia to po to, by upowszechniac idee anarchistyczne wsrod wiekszej rzeszy ludzi. Nie wierze im jak psom. To albo marketingowa scierna, albo totalna glupota. Nie mam rowniez zbytniego zaufania do chlopcow, ktorzy spiewaja o kamieniach i butelkach z benzyna wymierzonych w szeroko pojety establishment ["Butelki z benzyna i kamienie" to tytul piosenki zespolu Cool Kids of Death], gdy sami pracuja dla ktorejs z wielkich firm plytowych. -Twoje teksty tez sa ostre i zbuntowane: "Nieustanna opresja zycia czlowieka wolnego prowadzi do stworzenia niewolnika poslusznego, nagroda dla ktorego jest chleb i igrzyska. Aparat systemu humorem tryska". Jest jakas roznica? Kolosalna. Ja nagrywam w SP Records - to mala firma Slawka Pietrzaka. Gdybym sie z niej wycofal, przestalaby istniec. Dlatego moje relacje z nim sa zupelnie inne niz wiekszosci muzykow z firma fonograficzna, ktora w swoim katalogu ma kilka tysiecy tytulow. - Muzycy Cool Kids of Death twierdza, ze kontrakt gwarantuje im niezaleznosc. Nie rozsmieszaj mnie. Wiem, jak wyglada standardowa umowa z firma plytowa. Oczywiscie nie ma tam mowy o tym, co muzycy maja mowic w wywiadach czy jak sie ubierac. Umowa jednak obliguje ich do scisle okreslonej dzialalnosci artystycznej - czy im sie to podoba, czy nie. Nawet, jesli zespol nie ma materialu na plyte, to i tak musi ja nagrac w danym terminie. Po rozmowach z Kasia Nosowska uswiadomilem sobie, na czym to wszystko polega. Mlody czlowiek, ktoremu proponuja nagranie plyty, lyka pewne rzeczy z dobrodziejstwem inwentarza, nie zdajac sobie sprawy z wielu prawnych niuansow zawartych w kontraktach. Za swoja pierwsza umowe z firma fonograficzna Kasia placi do dzisiaj. Nieraz tez spotykalem sie z sytuacja, ze zespol chcial wziac kogos na wokal i nie mogl tego zrobic, bo dana dziewczyna jest ubezwlasnowolniona przez swoja umowe. Zespoly sa zobligowane na przyklad ponosic calosc kosztow nagrania oraz promocji i dopiero po splaceniu tego dlugu zaczynaja zarabiac. Efekt jest taki, ze ktos sprzedaje kilkadziesiat tysiecy plyt i jest na minusie. Aby splacic dlug, musi nagrac kolejna plyte, czy chce, czy nie chce, i tak dookola Wojtek. A zwiazany jest takim gownem na dziesiec albo i wiecej lat. - Z tego, co mowisz, wynika, ze w Polsce malo jest artystow wolnych. To prawda. Jesli chodzi o muzyke, to nie tylko w Polsce. Na Zachodzie jest tak samo. To okropne, ale z drugiej strony warto zawsze pytac o motywacje artysty. Dla jednych wartoscia nadrzedna jest tworzenie w nieskrepowanej wolnosci, inni po prostu chca byc popularni i gotowi sa nawet wystapic w programie "Idol". Nie twierdze wcale, ze to cos gorszego. To cos innego. -Basista Cool Kids of Death Kuba Wandachowicz opublikowal niedawno w "Gazecie" tekst "Generacja Nic", ktory wywolal ogromna dyskusje. Opisal w nim lata 90. jako dekade, ktora pogrzebala kulture, zepchnela mlodych, zdolnych ludzi na margines, czyniac z nich niewolnikow "wszechwladnego klienta". Zgadzasz sie z ta diagnoza? Mnie tez denerwuje fakt, ze polski rynek pracy zmusza tworcow do schlebiania niskim gustom, bo sama praca juz jest blogoslawienstwem. Tej sytuacji nie wykreowal jednak wolny rynek, tylko jego zanik. Gdyby koszty pracy nie byly tak wielkie, gdyby byly nizsze podatki, wybor tego, jakim gustom sluzysz, bylby wiekszy. Ten kraj jest toczony przez nowotwor administracyjno-urzedniczy i dlatego musisz sie plaszczyc przed klientem kretynem. Jest jednak duzo wartosciowych rzeczy. Bardzo fajne sa przedstawienia Grzegorza Jarzyny (co prawda, do "Szczatkow..." wzial sobie, nie pytajac, nasza z Mazzollem muzyke, ale poinformowal mnie potem o tym w tak mily sposob, zem nie mial sumienia sie czepiac), ciekawie sie aktywizuje Arkadiusz Jakubik. W ogole Rozmaitosci staly sie bardzo fajnym teatrem. Stasiuk jest wiecznie wielki, ciekawy Tomasz Piatek, ksiazka Maksa Cegielskiego o Indiach, felietonistyka Rafala Ziemkiewicza wspaniala i bardzo bliska moim przemysleniom. Na Maslowskiej ugrzezlem na jakiejs 20. stronie, nie dalo sie tego czytac. W muzyce TPN25, Ztvoerki, Spec, wczesniej Zacier (ktoren swoj czas bezapelacyjnie wyprzedzil), Kobas Laxa, Kaliber 44, ostatnio Peja czujnie zaczal i buja-jaco rymowac, Radoskor, ciagle Hey i Kasia Nosow-ska solo, Malenczuk we wszystkich odslonach. W kinematografii syf byl dlugo, lecz teraz jest "Tereska", "Tam i z powrotem" i przede wszystkim "Edi" i "Dzien swira" - wydaje mi sie, ze ku lepszemu idzie. Gdy rozmawiam z mlodymi ludzmi przez internet, jestem pelen podziwu dla ich optymizmu. W sumie nie maja sie z czego cieszyc, bo nie ma dla nich roboty i nie maja tak dobrych perspektyw jak na poczatku lat 90. Jest w nich wciaz duzo radosci i pozytywnej energii. Nie dostrzegam jakichs znamion buntu. - Jednak na Zachodzie mlodziez sie buntuje. Chocby antyglobalisci. Slusznie zauwazyles, ze na Zachodzie. Na te wszystkie antyszczyty nie zjezdzaja raczej antyglobalisci z panstw biednych. Przyznaje, ze nie za bardzo wiem, o co dokladnie im chodzi. W mediach ten ruch jest przedstawiany dosc karykaturalnie. Jakby dla "systemu korporacji", ktoremu -tak na marginesie -jeszcze daleko do "ostatecznego krachu", nie bylo alternatywy poza debilami demolujacymi ulice. W centrach kongresowych sa mezowie stanu z jakimis ideami, a z drugiej strony rozpasana holota, ktorej sie poprzewracalo we lbach od marihuany i diety bezmiesnej. W takiej antynomii nie da sie sensownie rozmawiac o globalizacji i zagrozeniach z nia zwiazanych. Podkreslam, ze mowie teraz o obrazie tego ruchu w mediach. - Przeciez PRL-owska prasa tak samo pisala o festiwau w Jarocinie w latach 80.! Ale jaka to byla prasa? Poza tym mechanizm byl podobny. Powstalo tam wiele wartosciowych rzeczy, dla nas bylo to swieto, ludzie czuli sie tam jak w oazie wolnosci. Wladza sprytnie kanalizowala ten zbiorowy entuzjazm, a oficjalne media pokazywaly chuliganstwo. Nie chce wartosciowac ruchu antyglobalistycznego, bo za malo o nim wiem. W kazdym razie tworzenie ponadnarodowych koncernow, przynajmniej na poczatku, nie musi byc zle. Pozniej, kiedy jednak prowadzi do monopolizacji, nie jest to korzystne zjawisko. - Mowisz niemal jak mlody lewak. Jesli chodzi o diagnozowanie pewnych rzeczy, to trudno mi sie wyprzec sklonnosci lewicowych. Natomiast nie jestem entuzjasta wielu lewicowych rozwiazan. Co oni wlasciwie proponuja w zamian? To lewacki belkot. Latwo jest negowac. Kazdy glupi potrafi sporzadzic katalog rzeczy, ktore mu sie nie podobaja, i wzywac do ich zburzenia. Warto jednak pytac o pozytywne rozwiazania, bo to wymaga intelektualnego wysilku. -A Ty znasz pozytywne recepty? Wydaje mi sie, ze wiem mniej wiecej, jak powinno byc poukladane panstwo, w ktorym chcialbym zyc. Ale wprowadzanie tego w zycie mnie nie interesuje, bo szkoda mi czasu. Poza tym to chyba nie jest przyjemne. Polityka czesto oznacza obracanie sie w srodowisku kretynow i zlodziei. A zycie nasze krotkim jest, totez chce je spedzic przyjemnie i w wartosciowym towarzystwie. - Miales kiedys taka pokuse? Szczerze mowiac, przemknelo mi to kiedys przez mysl. Szybko ja jednak porzucilem. - Bylaby to niebezpieczna kolaboracja z Babilonem. Wiesz, juz chyba wyroslem z opisywania swiata za pomoca tego slowa. Babilon tworza ludzie, to nie jest zaden samodzielny byt. Choc z Babilonu nie da sie uciec, bo wszyscy w nim zyjemy, da sie zyc w miare porzadnie. Idea "palenia Babilonu" nie jest dla mnie na tyle atrakcyjna, zebym chcial poswiecic dla niej zycie. -W Twojej piosence "Ostateczny krach systemu korporacji" widac ogromna intuicje. Niedlugo po ukazaniu sie tej plyty Europa wstrzasnela fala antyglobalistycznych zadym. Ten tytul to wlasciwie zart, a nie intuicja. Wokol tego numeru naroslo sporo nieporozumien. Kiedys przeczytalem wywiad z Jello Biafra, dawnym liderem punkowego zespolu Dead Kennedys. W swoich wypowiedziach mial bardzo starannie opracowana dialektyke negatywna, mowil, co jest zle, co trzeba obalic, zniszczyc i podpalic. Na koncu zapytano go: "Co lubisz robic w wolnym czasie?". A on: "Najbardziej lubie wizualizowac sobie ostateczny krach systemu korporacji". Byla to dla mnie tak zabawnie egzaltowana wypowiedz, ze powstala z tego piosenka i tytul plyty. Mozna powiedziec, ze to jest utwor o tym, jak powinni relaksowac sie artysci zaangazowani. (smiech) -11 wrzesnia to jakby koszmarna realizacja tego typu wizualizacji. Gdy plonely wieze WTC, bylem w domu, ale tydzien wczesniej stalem z rodzina na dachu jednej z nich. Nawet sobie nie wyobrazasz, jak to przezylem. - Jestes zafascynowany Ameryka? Roznie. Bylem tam kilkanascie razy. Na poczatku podobalo mi sie, ze jest to kraj, w ktorym wszystko, co nie jest zabronione, jest dozwolone. A jesli cos juz jest zakazane, to nie wolno tego naprawde. Pozniej zaczalem zauwazac rozne dziwactwa. Np. kiedys bedac w Virginia Beach, przeczytalem w przewodni-ku, ze miejscowe prawo zakazuje poruszania sie samochodem po danej ulicy czesciej niz raz na trzy godziny - chodzi o to, by zmniejszyc nasilenie ruchu. Pytalem wiec znajomych, jak niby jest to egzekwowane. No wiec w ogole nie jest. Po prostu jest takie prawo, wiec ludzie nie jezdza czesciej niz raz na trzy godziny. To budujace, bo prawo jest tam po to, zeby go przestrzegac, a nie zeby je lamac, jak w Polsce. Jednak po 11 wrzesnia w imie pojecia-wytrychu, jakim jest bezpieczenstwo panstwa, ludzie daja sobie odbierac coraz to szersze obszary swojej indywidualnej wolnosci. We wszystkich gmachach uzytecznosci publicznej jest tam stan wojenny. Roznica miedzy Stanami w 2002 r. a polskim rokiem 1981 jest taka, ze ludnosc w pelni ten stan popiera. 74 proc. respondentow w USA popiera mozliwosc podsluchiwania prywatnych rozmow telefonicznych, bo "uczciwi ludzie nie maja nic do ukrycia". Przez to wszystko Ameryka w tej chwili nie jest dla mnie krajem wolnym. Ktos moze twierdzic, ze na tym polega roznica w definiowaniu wolnosci miedzy Europa a Ameryka. Ja jestem z Europy. Nie mam jednak antyamerykanskich fobii, ktore sa dosc powszechne w wielu miejscach swiata. Bierze sie to, jak sadze, z ogromnych przepasci w podziale dobr na swiecie oraz z dostepnosci informacji o tym, jak zyja bogaci. To musi frustrowac, a synonimem bogatego, swiatowego zandarma jest wujek Sam. -Powiedziales, ze punkowe haslo "No future" nie dotyczy obecnej mlodziezy. W jaki sposob dotyczylo ono Ciebie? To bylo sztandarowe haslo ruchu punkowego, na ktory zalapalem sie w wieku 15 lat. Teraz mlodziez szybciej dorasta, mnie to zajelo wiecej czasu. Wtedy po prostu mi sie to podobalo. Podobala mi sie muzy-ka, sposob ubierania sie punkowcow. Polecialem na mode. Taka forma ekspresji byla dla mnie zyciowym odkryciem. - Przeciw czemu sie wtedy buntowales? To nie byla bardzo powazna kontestacja. Buntowalem sie przeciw temu, ze nie ma dokad pojsc po poludniu. Przeciw temu, ze ze Starowki przeganiala nas milicja. Nie bylem bardzo zbuntowany. Kilka razy poszedlem w punkowym rynsztunku do szkoly i zawieszono mnie w czynnosciach ucznia. Szybko dotarlo do mnie, ze do szkoly sie tak nie chodzi, wiec przebieralem sie po lekcjach. - Szkola, dom, panstwo... nie byly dla Ciebie instytucjami opresyjnymi? W czasach liceum raczej nie. Pierwszym buntowniczym przezyciem byl strajk studencki w 1981 r. To bylo fantastyczne doswiadczenie wspolnotowe. Studenci z piatego roku, ktorzy wydawali mi sie bardzo dorosli, wykladowcy - stali sie naszymi kumplami. Juz ludzie o rok od nas mlodsi tego nie doswiadczyli. Mnie mniej interesowalo wtedy to, o co wlasciwie jest ten strajk i co sie w Polsce dzieje. Bardziej bylem zafascynowany tym poczuciem wspolnoty. Po raz pierwszy poczulem opresyjnosc systemu w stanie wojennym. Wtedy to poczucie wspolnoty dogonila tresc. Pojalem, ze uczestniczylismy w ruchu, ktory usilowal to panstwo jakos zmienic. To wszystko sprawnie spacyfikowal general Jaruzelski. Gdy to wszystko runelo, pojawili sie swiadkowie Jehowy. Oni sprzedali mi obraz swiata, ktory byl dla mnie swiatlem w tej calej beznadziei. - Jak sie z nimi zetknales? Przyszli do mnie do domu. Moja mama i babcia nigdy ich nie wpuszczaly, ale wtedy akurat ich nie bylo w domu. Ja ich wpuscilem i zaczalem z nimi rozmawiac. Powiedzieli, ze nie ma sie co martwic, bo te wszystkie rzeczy, ktore sie tu dzieja - "Solidarnosc", stan wojenny - za chwile beda nalezaly do przeszlosci. Chodzi o to, zeby przezyc te chwile i wejsc do Krolestwa Jezusa, ktore nadchodzi. Dali mi nadzieje, w ktora bardzo mocno uwierzylem: to, co sie dookola dzieje, jest jakby poza mna. Musze jesc, pic i spac, zeby przezyc, ale nic ponadto. Zadnej wspolpracy z szeroko pojetym "Babilonem". Chodzilem regularnie do swiadkow Jehowy na studium biblijne. Nie zdecydowalem sie jednak na chrzest, bo musialbym przestac grac. -Dlaczego akurat swiadkowie Jehowy byli dla Ciebie takim odbyciem? Przeciez wczesniej zetknales sie z katolicyzmem. Tak. Przyjalem wszystkie sakramenty, jakie do 18. roku zycia mozna przyjac. Chodzilem do kosciola i na religie. Natomiast tam nigdy nie odczulem obecnosci absolutu. W kosciele najbardziej czekalem na zdanie: "Idzcie, ofiara spelniona". Bylem nieuswiadomionym ateista. - Na czym wiec polegala teologiczna wyzszosc swiadkow Jehowy? Urzeklo mnie w nich to, ze przyniesli mi Pismo Swiete. Przedtem byla to dla mnie taka ksiega, ktorej normalny czlowiek nie jest w stanie przeczytac i pojac. W kosciele ksiadz czyta tylko Ewangelie i urywki ze Starego Testamentu. Oni pokazali mi, ze Biblie mozna samemu przeczytac i zrozumiec. Zobaczylem, jak bardzo powolujacy sie na Pismo Swiete katolicyzm rozni sie od tego, co tam jest napisane. W religii katolickiej czczona jest Matka Boska i wizerunki Boga, choc zakazuje tego Biblia. Katolicy wierza tez w niesmiertelna dusze. Niczego takiego nie ma w Biblii. Dusza czlowieka to krew, dlatego swiadkowie Jehowy odmawiaja transfuzji. - / uwierzyles w to, ze dusza to krew? Tak. - A czyja dusza jest krew syntetyczna? Pytalem ich o to - niczyja. Traktuja ja jak lekarstwo. Mozna ja przyjmowac. - A jesli ktos przyjmuje krew od innego czlowieka? Jesli robi to swiadomie, to ciezki grzech... - Ale co sie dzieje z dusza? Tak daleko w to nie wnikalem. Wtedy wszystkie odpowiedzi swiadkow Jehowy byly jasne i logiczne. Nie interesowalo mnie, co sie stanie, gdy zmieszamy dwie dusze. -Nie obraz sie, ale to troche naiwne. Co bys zrobil, gdyby ktos z Twojej rodziny potrzebowal transfuzji? Ja na pewno nie odmowilbym transfuzji dla swojego dziecka. Moj obraz swiata nie jest czarno-bialy, ma tez wiele odcieni szarosci. Jednak dla swiadkow Jehowy nasze obecne zycie jest tylko proba przed wiekszym koncertem. Oni czekaja na raj, ktory nastapi kiedys na Ziemi. Jesli wiec nie godza sie na transfuzje krwi dziecka, to zeby uratowac mu przyszle zycie w raju, choc kosztem tego doczesnego. - Wiec nie jestes dobrym swiadkiem Jehowy? Slabym tez nie. Przeciez wyraznie powiedzialem, ze sie nie ochrzcilem. - Ale wierzysz w Boga? Dzisiaj zakladam, ze Bog jest. Zrobilem sie agnostykiem. Nie jestem pewien, czy potrafie dotrzec do sedna sprawy. Wiem tez, ze moj swiat nie jest jedyny. Sa rozne, prawomocne sposoby dochodzenia do Boga i odchodzenia od Niego. Z czasem stalem sie czlowiekiem bardziej tolerancyjnym. -W swoich piosenkach na ogol wypowiadasz bardzo kategoryczne sady. Spiewales: "Wszyscy artysci to prostytutki", "Moj wydawca jest zlodziejem", "Lysy jedzie do Moskwy"... A teraz jakby odzywa sie w Tobie glos relatywisty. Moze troche, ale mysle, ze kategoryczne sady beda w moich piosenkach pojawiac sie zawsze. Niektore rzeczy po prostu daja sie konkretnie opisac. A piosenka "Wszyscy artysci to prostytutki" opowiada o pokrewienstwie tych zawodow. Ja nie stawiam sie ponad reszta, skoro uwazam sie za artyste. Oba te zawody mozna jeszcze podzielic na dwie podkategorie: na tych, ktorzy schlebiaja klientom, i na tych, ktorzy ucza klientow nowych doznan, pokazuja im swiat, w ktorym jeszcze nie byli. Ja chcialbym byc taka drozsza prostytutka. Natomiast piosenka "Lysy jedzie do Moskwy" byla reakcja na wyjazd premiera Oleksego na defilade zwyciestwa do Rosji. Informacja o tym znalazla sie na tej samej stronie w gazecie co korespondencja z wkroczenia rosyjskich wojsk do Groznego. Wizyta Oleksego w Moskwie byla dla mnie ewidentnym skandalem. -Twoje teksty dotycza czesto konkretnych wydarzen politycznych. Sa bardzo dorazne i czasem trudno je zrozumiec, nie znajac ich historycznego kontekstu. Myslisz, ze siedemnastolatki wiedza, o co chodzi w piosence "Lewy czerwcowy"? Z pewnoscia nie wiedza, dlatego na koncertach wyglaszam krotka prelekcje o tajnej naradzie u Walesy, ktora wylonila kamiennolicego strazaka z PSL na premiera. To prawda - niektore moje piosenki szybko sie starzeja. Nic na to nie poradze. -Chocby "Cztery pokoje". W tej piosence opisales polska scene polityczna, gdzie jedynym kryterium podzialu jest stosunek do PRL i Kosciola. Po ostatnich wyborach parlamentarnych wszystko sie zmienilo. Scena polityczna w Polsce, ale i w calej Europie, jest dla mnie niemalze nierozpoznawalna, jak serek homogenizowany. Nie bardzo wiem, na czym obecnie polega roznica miedzy np. socjaldemokracja a chadecja. W naszym kraju roznica jest tylko taka, ze jedni maja przeszlosc w aparacie PZPR, a drudzy - w opozycji. Jesli chodzi o pomysl na panstwo, zarowno w sferze ekonomicznej, jak i spolecznej, jest podobny - socjalistyczny. Niepokoi mnie brak prawicy w Polsce. Nie ma zadnego ugrupowania, ktore w pelni szanuje wlasnosc i traktuje obywatela jako osobe zdolna do samodzielnego myslenia i dzialania. Nie podoba mi sie pomysl na panstwo, w ktorym wciaz tak wiele - kluczowych czasem - przedsiebiorstw pozostaje w jego rekach. Przy tym nowotwor administracyjno-urzedniczy rozrasta sie w sposob przerazajacy. Parlament tworzy ustawy ingerujace w coraz wiecej aspektow zycia osobistego - chociazby te nieszczesne deklaracje majatkowe czy -wczesniej - uzywanie telefonow komorkowych w aucie albo bardzo restrykcyjna polityka wobec nielegalnych uzywek. Z drugiej strony nie mysli nawet, w jaki sposob takie prawo mialoby byc egzekwowane. Klasyczne prace pozorowane. Dochodza do tego grabiezcze wobec ogolu obywateli, a bardzo korzystne dla wlasnego elektoratu manewry najbardziej chyba szkodliwej opcji w parlamencie, jaka jest PSL, czyli te nieszczesne biopaliwa czy projekt ustawy o posiadaniu ziemi. To wszystko napawa mnie lekiem. Prawda jest taka, ze jakosc rzadow poprzedniej ekipy nie roznila sie zbytnio od tego, co robi teraz rzad Millera. Na pewno AWS gorzej sie sprzedawala w mediach. Jeszcze do niedawna przewaga SLD polegala na tym, ze jego dzialacze nie prali publicznie swych brudow. Teraz widze, ze i to sie konczy. Opis sceny politycznej z "Czterech pokojow" jest w pewnym sensie wciaz aktualny dla ludzi w moim wieku. To, kim byl dany czlowiek za komuny, jest dla mnie wciaz istotna o nim informacja. Ale zdaje sobie sprawe, ze mlodsi ode mnie maja w dupie, ze ktos o cos walczyl albo ze dzialal w SZSP Dla nich ten podzial jest coraz mniej wazny. Dla mnie komuna byla wiezieniem, moze o nieco zlagodzonym rygorze, ale jednak. Teraz, choc wiele spraw wyglada paskudnie, zyjemy w wolnym kraju. Tej rzeczy nie sposob przecenic, a mimo to tak wielu ludzi sobie z tym nie radzi. Denerwuja mnie coraz czestsze sentymenty do PRL, choc potrafie je zrozumiec. Wszyscy bylismy wtedy mlodsi... - Jednak w Tobie tez sie musialo cos zmienic, skoro w 2001 r. udzieliles wywiadu "Trybunie". Pewnie tak, to dla mnie jakas cezura. Bylo to w czasie rzadow AWS, ktore bardzo mnie rozczarowaly. Dostrzeglem, ze po latach obie strony sa siebie warte, a roznice sentymentalno-historyczne schodza na dalszy plan. Bo zarowno ekskomunisci, jak i dawna zaloga solidarnosciowa przystepuja do wladzy z nadrzedna idea zabezpieczenia swych interesow. Oni wszystko robia przy pomocy swoich ludzi niezaleznie od ich kompetencji, w mysl zasady: "Niech sie Staszek sprawdzi w tym biznesie, bo jest swoj chlop". Zadzwonil do mnie dziennikarz "Trybuny" z prosba o wywiad. Odnioslem wrazenie, ze duzo o mnie wie i raczej nie bedzie pytal, czy "Tata Kazika" to moja pierwsza plyta, bo i tacy sie zdarzaja. Pomyslalem, ze skoro udzielam wywiadow "Zyciu" Wolka, to dlaczego mam nie udzielic "Trybunie"? Nie byla to dla mnie oczywista decyzja. Teraz pewnie bym sie nie zdecydowal rozmawiac z gazeta ktorej naczelnym jest Marek Baranski. Gdy udzielalem wywiadu "Trybunie", jej szefem byl Janusz Rolicki, ktory pomimo pogladow zahaczajacych o groteske i tragedie jest moim zdaniem czlowiekiem przyzwoitym. -W tym wywiadzie powiedziales m. in., ze nie podoba Ci sie, iz prezydent Kwasniewski w Twoim imieniu przeprasza za Jedwabne. On tymczasem przeprosil w imieniu wlasnym i "tych Polakow, ktorych sumienia sa poruszone tamta zbrodnia". Musze sie przyznac, ze nie przeczytalem, co w Jedwabnem powiedzial prezydent. Moja wiedza na ten temat byla jeno zaslyszana. Mialem jednak do ciebie zal za twoja reakcje w "Gazecie Wyborczej", choc wlasciwie powinienem sie jej spodziewac. Zabolalo mnie, ze twoj komentarz zabrzmial tak, jakbym byl stalym felietonista "Trybuny". O Jedwabnem chcialem powiedziec tyle, ze nie neguje, iz ta zbrodnia zostala dokonana takze rekami Polakow. Publiczna dyskusja na ten temat byla bardzo wazna. Nie neguje tez powagi i dramatu tamtych wydarzen. Ale nie mam poczucia jakiejkolwiek wspolnoty ze zbrodniarzami z Jedwabnego. Nie zrobilem tego ani ja, ani moj tato, ani wujek Jurek, a czasy zbiorowej odpowiedzialnosci odeszly w ponura przeszlosc wraz ze smiercia Wielkiego Jezykoznawcy. Taka przynajmniej mam nadzieje. - Wrocmy do "Czterech pokojow". Nie uwzgledniles w nich Leppera i LPR. Spodziewalem sie, ze Lepper wejdzie do Sejmu. Sprytnie wykorzystuje tesknoty za czasami komuny. Poza tym mowi nie tylko do biednych chlopow, ktorym na przednowku nie styka, ale tez do rzeszy malych przedsiebiorcow, ktorzy przez ostatnia dekade byli petani przez absurdalne przepisy, obciazenia fiskalne i urzednicza wszechwladze. Ale bardziej antyrynkowej retoryki niz u Leppera nie sposob znalezc! Przeciez on wszedl do Sejmu, protestujac przeciw "grabiezy majatku narodowego", domagajac sie wstrzymania prywatyzacji, zwiekszenia podatkow dla bogatych itp. Lepper przeciez nie ma zadnego programu. Odniosl sukces, bo mowi ludziom to, co chca uslyszec. Czesto przygladalem mu sie, jak rozmawia z dziennikarzami i politykami w telewizji. Niektore jego zagrywki sa naprawde dobre. Np. zaczyna swoj wywod od slow: "Jak sam pan wie, deficyt budzetowy w panstwie moze byc znacznie wiekszy". W ten sposob zmusza rozmowce do udowadniania, ze czarne nie jest biale. To cyniczny populista. Niby taki radykalny polityczny chuligan, a jedzie i przemawia w Strasburgu. LPR jest znacznie bardziej konsekwentna i szczerze antyrynkowa. Jak Roman Giertych nawija, to odnosze wrazenie, ze swoje teorie ma poukladane. To bez dwoch zdan inteligentny i madry czlowiek. Odstaje od standardowego poziomu tej rozpasanej chamowy, dlatego jest jednym z nielicznych powaznych interlokutorow. Jego negacja integracji europejskiej nie jest tylko odgrywaniem Rejtana, ale jest tez podbudowana argumentami, z ktorymi trzeba normalnie dyskutowac. -Nie masz czasem wrazenia, ze polski sentymentalny podzial na postkomune i postopozycje stal sie nieaktualny w perspektywie integracji z Unia? To prawda. To w tej chwili jedyne kryterium, ktore pozwala te nasza polityczna magme jakos rozroznic. Nie sa to jednak podzbiory rowne, bo zdecydowanie przeciw Unii jest tylko Radio Maryja, LPR i czasem Lepper, choc on nie artykuluje tego az tak dobitnie. To sa sily skrajne. - A Ty jestes za integracja? Generalnie z dwojga zlego to chyba jednak tak. Ale uwazam, ze nie jest to krok, ktory rozwiaze wszystkie problemy. Na poczatku nie bedzie za fajnie. Po prostu nie ma innego wyjscia. Jezdze troche po swiecie i budujacy jest dla mnie przyklad Hiszpani. Kiedys byl to kraj biedniejszy od Polski. Opowiadal mi moj wujek z Anglii, ze gdy jezdzil tam w latach 60., ulice pelne byly zebrzacych dzieci. Teraz jest to wspaniale miejsce. W referendum powiem z ciezkim sercem, ale i z braku realnej alternatywy "tak" i bede namawial bliskich, zeby zrobili to samo. Wejscie do Unii niesie ze soba tez pewne rzeczy negatywne, jak chocby biurokracja, ale pozostanie poza Unia spycha nas w cywilizacyjna zapasc. Akcja, zeby budowac w Polsce Tajwan, czyli poswiecic trzy pokolenia, by nasi potomkowie mieli szczesliwe zycie, po prostu nie przejdzie. Jedyne wyjscie to wstapic do Europy. -Czesto krytykujesz politykow. Roznica miedzy Wami jest taka, ze polityk - przynajmniej teoretycznie - ponosi odpowiedzialnosc za to, co robi. Ryzykuje stanowisko, a Ciebie nie mozna odwolac. Slucha Cie mnostwo ludzi i mozesz im mowic, co Ci sie podoba. Najwyzej pozniej zaspiewasz: "Maciek, ja tylko zartowalem ". Mam poczucie odpowiedzialnosci za swojego sluchacza, choc jednoczesnie wiem, jak wazna jest wolnosc w sztuce. To, o czym mowie w piosenkach, jest szczere. Jest tam moje subiektywne poczucie slusznosci. Natomiast sa tematy, do ktorych w ogole sie nie zabieram. Mam dosc specyficzne poglady w sprawie narkotykow. Uwazam, ze duzo gorsze jest penalizowanie tego procederu, bo nie likwiduje zjawiska, ale sprawia, ze zajmuja sie tym bandyci. Poza tym rozroznienie, co jest narkotykiem, a co nie, jest nieuzasadnione. Z pewnoscia narkotykami sa legalne w tym kraju alkohol i nikotyna. Nie podoba mi sie koncepcja, wedle ktorej urzednik jest madrzejszy od obywatela i mowi mu, czym moze sie legalnie truc, a czym nie. Jednak juz nigdy nie napisze o tym piosenki, bo ktos moglby ja odczytac jako zachete do brania narkotykow. W swoich tekstach nie tykam juz papieza. Za mlodu, w okresie silnej indoktrynacji przez swiadkow Jehowy, popelnilem utwory na ten temat. Teraz wiem, jak wielki jest to w Polsce autorytet, i nie mam zamiaru obrazac niczyich uczuc. -Twoje piosenki sa czesto bardzo oceniajace, duzo w nich kategorycznych sadow. Chyba przez to Twoi fani maja wobec Ciebie bardzo wysokie wymagania moralne? Pewnie tak, choc mysle, ze inne osoby publiczne tez sie z tym stykaja. Czasem to ciezkie brzemie. Mam kumpla lekarza, ktory przez wiele lat pracowal w Insku - malym, slicznym miasteczku na Pojezierzu Szczecinskim. Jego zona jest dentystka wiec oboje szefowali miejskiemu osrodkowi zdrowia. Bylo tam pieknie: bajkowe, idylliczne zacisze, ale postanowili wrocic na rodzinny Slask. Pytalem dlaczego. "To jest dla mnie za trudne zycie - on na to - wszyscy mnie tam znali, musialem byc do dyspozycji 24 godziny na dobe. Nie moglem nawet upic sie w barze i troche narozrabiac, bo ludzie straciliby do mnie szacunek". Ze mna troche tez jest tak. Jestem lekarzem nie tylko w Insku, ale w calej Polsce. Kiedys bylo to dla mnie bardziej uciazliwe. Teraz staram sie tlumaczyc sobie i wszystkim wkolo, ze jestem ulomny, grzeszny, jak kazdy czlowiek. Chyba z siedem lat temu napisalem list otwarty w sprawie piractwa. Reakcje sa do dzis. Ostatnio dostalem list sugerujacy, iz jestem zlodziejem, bo na kasecie "Melasa" znalazly sie dwie inne piosenki niz na plycie, wiec zmuszam mojego odbiorce do kupowania jednego i drugiego. Prawda jest jednak taka, ze szkoda bylo mi je wyrzucic, a wszystko nie chcialo sie pomiescic. Ludzie zapominaja po prostu, ze sztuka jest jednak rozrywka choc czasem wysublimowana, i traktuja to wszystko zbyt serio. - Dla wielu mlodych ludzi jestes jednak autorytetem. Czy Kazik - autorytet czasem bladzi? Zrobilem w zyciu kilka rzeczy, ktorych mogloby nie byc. Na pewno niepotrzebne byly oba moje wystepy w Sopocie. To miejsce nie dla mnie, ale namowiono mnie, ze dobrze bedzie tam sie pokazac z komercyjnego punktu widzenia. Troche tego zaluje. Drugi wystep mozna by juz jakos przebolec, bo sprowokowalem prezydenta piosenka "Walesa, dawaj moje sto milionow". Mimo to mam pewien niesmak po tym Sopocie. Zaluje tez kilku swoich wypowiedzi w mediach... Jednak generalnie nie ma nic takiego, co by nie pozwalalo mi spojrzec rano w lustro. Muniek Staszczyk powiedzial w rozmowie z toba, ze wstydzi sie wystepu przed Messnerem w Spodku w 1987 r. A dla mnie to byla dobra, sponsorowana siedmiodniowa zabawa w Katowicach na festiwalu kultury studenckiej. Nikt pewnie nie uwierzy, ale dopiero po koncercie dowiedzialem sie, ze Messner byl na widowni. Nie mialem jednak kaca. - A nie glupio Ci z powodu wizyt w cenzurze? To byly bardzo smieszne, choc meczace wizyty. Przyjalem taka zasade, ze nie bede pozwalal na zadne ingerencje w teksty - tzn. jesli jakiejs piosenki nie dalo sie przewalczyc bez zmian, to z niej rezygnowalem w ogole. W sekcji zajmujacej sie muzyka rockowa bylo dwoch facetow. Jeden mlody, ktory udawal kumpla. Klepal po ramieniu i mowil: "Wiesz, musimy tak zamieszac w tym tekscie, zeby ci na gorze nie skumali, o co naprawde chodzi". A starego glownie interesowaly sprawy gramatyki i ortografii, gdyz byl autorem ksiazek dla dzieci "Gramatyka na wesolo" i "Ortografia na wesolo". Mialem na nich taki sposob, ze przed wizyta w cenzurze pisalem kilka takich superostrych tekstow typu: "Niszczy nas beton partyjny..." czy cos takiego. Glownie wiec skupiali sie na tych tekstach, dzieki czemu udalo mi sie wiele innych przewalczyc. To, ze nie pozwalalem zmieniac tekstow, oczywiscie w znacznym stopniu okaleczalo nasz repertuar. Pierwsza plyta Kultu zupelnie nie byla tym, co gralismy na koncertach. Ale nasze pierwsze szesc plyt jest dowodem liberalizowania sie cenzury w latach 80.: na czwarta plyte puscili utwor "Polska", na piata "Wolnosc", a przy szostej juz praktycznie nie bylo cenzury, skoro przeszedl taki utwor jak "Totalna militaryzacja"... - Dlaczego swego wydawce juz w wolnej Polsce nazwales zlodziejem? Mialem do czynienia z kilkoma wytworniami plytowymi i czesto czulem sie oszukiwany, wrecz okradany. Bylo to dla mnie dosc frustrujace. Nigdy nie mialem pewnosci, ile moich plyt tak naprawde sprzedano. Upokarzalo mnie proszenie o kase. Dlatego teraz wydaje plyty u mojego kumpla Slawka Pie-trzaka, ktoremu ufam. - Duzo zarabiasz? Nie chce rozmawiac na temat pieniedzy. - A na co je wydajesz? Glownie na plyty, filmy na DVD. - Kiedy wpadles na pomysl nagrania piosenek ojca? To sie rodzilo kilka lat. W domu byly jakies piosenki taty na kasecie. Skasowalem je, by nagrac Iggy Popa. Pozniej tata zainteresowal sie Jurek Zalewski, autor filmu "Tata Kazika". Historia z filmem trwala cztery lata i przez ten czas dojrzalem do nagrania samemu tych piosenek. - Miales pretensje do ojca, ze zostawil Ciebie i mame? Kiedys tak. Nigdy wlasciwie nie wiedzialem, co to znaczy wychowywac sie z ojcem. Gdy tata wyjechal z Polski w 1967 roku, mialem cztery lata. Pozniej bylem u niego w Paryzu w 1971 przez trzy tygodnie. To byla ponoc proba ratowania malzenstwa moich rodzicow. W nastepne wakacje mielismy pojechac na dluzej, ale nie dali nam paszportu, a dwa lata pozniej moj tata juz nie zyl. Moje pretensje braly sie troche stad, ze malo o nim wiedzialem. Tak naprawde dowiedzialem sie o swoim ojcu czegos przy realizacji filmu. Teraz nie moge go oceniac, bo znajdowal sie w sytuacjach ekstremalnych. Mialem zawsze cieplarniane warunki, a ten czlowiek w wieku 19 lat wyladowal w obozie koncentracyjnym. Z takim bagazem doswiadczen inaczej sie patrzy na swiat. -Czesto podkreslasz swoje przywiazanie do tradycyjnych wartosci, takich jak dom, rodzina... Nie jest Ci trudno godzic etos rockmana z rola ojca i meza? Etos rockmana wcale nie musi wykluczac przywiazania do tradycyjnych wartosci. Ujmijmy to w ten sposob: wykonuje wolny zawod i mam nienormowany czas pracy. Nie stoi to w sprzecznosci z przywiazaniem do rodziny i wartosci, jakie ta instytucja ze soba niesie. To, ze mam rodzine, ze mam swoje gniazdo i tam osoby, ktorym jestem potrzebny i ktore sa mi potrzebne, pozwolilo mi tak dlugo funkcjonowac w tym, co robie. Bo jesli czlowiek jest dlugo poza domem, caly czas z kolegami i jezdzi z miejsca na miejsce, to czyha na niego duzo roznych pokus. - Jak sobie radzisz z tymi pokusami? Rodzina jest wartoscia na tyle cenna, ze te pokusy nie moga sie z nia rownac. Gdybym nie mial rodziny, pewnie bym ulegl - nie mialbym nic do stracenia. Byc moze stoje tu w opozycji do mojego ojca, dla ktorego rodzina nie byla najwazniejsza rzecza w zyciu. To, ze mam duzo do stracenia, sprawia, ze zachowuje sie przyzwoicie. 2 Wciaz nie wierze politykom Rozmowa z Tomaszem Lipinskim i Robertem Brylewskim, tworcami Brygady Kryzys-Minely 22 lata, a Wy znalezliscie sie w tym samym miejscu - zakladacie Brygade Kryzys. Nie czujecie sie dziwnie? Robert Brylewswki: (Smiech) - Wychodzimy ze stanu hibernacji. Nawet "reaktywacja" bylaby tu zlym slowem. Tomasz Lipinski: - Nie planowalismy tego, choc takie bylo zamowienie publicznosci. Od lat przychodzili do nas ludzie z tym pomyslem. Dotad dawalismy odpor, bo ten zespol ma swoja racje bytu tylko w pewnych, specyficznych momentach historii. Mozna powiedziec, ze nie jest to zespol na czas stabilizacji. Poczatek lat 80., gdy powstala Brygada, byl czasem wielkiego przelomu. Podobnie bylo na poczatku lat 90., gdy przez moment gralismy znowu i upadl w Polsce komunizm. Poczatek nowego stulecia to rowniez niezwykly czas. Mozna go nazwac drugim rozdaniem nowej, polskiej rzeczywistosci. Mam wrazenie, ze najciekawsze rzeczy, ktore pojawiaja sie obecnie w muzyce, wychodza z tzw. "off-u", poza wielkimi, sieciowymi wytworniami plytowymi. Podobnie bylo w naszych dawnych czasach. Tych produkcji prawie nie widac w wielkich mediach. Pomyslelismy wiec, ze dobrze byloby zaistniec wlasnie w tym kontekscie, jako zespol juz z pewna marka dla niektorych legendarny. Dobrze sie nam teraz ulozylo do tego zycie, bo obaj wrocilismy do Warszawy - ja z Krakowa, a Robert z Poznania. Zaczelismy sie czesto widywac i musialo sie to zakonczyc Brygada Kryzys. RB.: - Nasza poprzednia przygoda z Brygada Kryzys rozpoczela sie w Berlinie, na dwa dni przed upadkiem muru. To byl dla nas niezwykly czas. Wlasnie w takich momentach jest o czym mowic, wowczas ma to sens. W czasach stabilizacji malej, lub duzej nikt tego nie chce sluchac. Jestesmy jak "ghost busters" - gramy, gdy pojawiaja sie duchy. -Tomku, jeszcze nie tak dawno, w 1996 r. wznowiles dzialalnosc swojego pierwszego zespolu Tilt. Dlaczego nie wyszlo? T.L.: - Tilt dzialal z przerwami. W tym czasie pracowalem w Radiostacji, robilem duzo innych rzeczy i ciezko harowalem. To byl bardzo trudny okres, oglaszano koniec muzyki rockowej... R.B.: -...w latach 90. wszyscy byli bardzo zapracowani... T.L.: - Ciezko bylo robic w tym czasie taka muzyke. To, co w tym czasie odnosilo sukcesy, zupelnie mnie nie interesowalo. Bardzo dlugo probowalismy wydac plyte. Udalo sie dopiero w 2002 r. Moi koledzy z zespolu sa teraz bardzo zaangazowani w prace z Pudelsami, ktorzy robia swietny rockowy kabaret. Postanowilem wiec rozwiazac Tilt. Na zawsze. R.B.: - Najwazniejsze sa owoce. Nagraliscie dojrzala dobra plyte. T.L.: - Tez jestem z niej zadowolony i uwazam, ze nie ma sie czego wstydzic. To, ze sie nie sprzedala w 100 tysiacach egzemplarzy i nie stalem sie super-gwiazda... Nic na to nie poradze. Moze nie bylo na tej plycie radiowych przebojow. Ale nie zrobilem jej tez z mysla o wejsciu w dupe radiowym szefom muzycznym, ktorzy ukladaja play-listy. - Jakie duchy wywolaly Brygade Kryzys? RB.: - Ten duch to kryzys (smiech). T.L.: - Lata 90. skonczyly sie pod kazdym wzgledem. A byl to czas niezwykly. Wszyscy w tym kraju zachlysneli sie zdobyczami polskiej przemiany: wolnoscia rynkiem, konsumpcja. Pojawila sie szansa na realizacje zupelnie nowych marzen, ktore za komuny nawet nikomu nie przychodzily do glowy, bo byly nieprzyzwoicie abstrakcyjne. Po 1989 r. ludzie chcieli zarabiac pieniadze, bo wreszcie pojawila sie na to szansa. Zbieglo sie to z boomem postindustrialnej muzyki klubowej - techno, transu, acid. Te dwa zjawiska musialy sie zazebic. Po ciezkiej pracy kazdy chcial sie po prostu zabawic, wyszalec, nawalic i odpoczac od dziennych stresow. Nie w glowie bylo komukolwiek sluchac czegos o rzeczach chocby troche klopotliwych. Wiekszosc artystow naszego nurtu, ktorzy wyrosli z punk-rocka i Nowej Fali odnajdywala sie z trudem w tych czasach. Wlasciwie poradzili sobie tylko Muniek Staszczyk i Kazik Staszewski. Ciesze sie, ze im sie powiodlo, bo w jakims sensie wygrali z jarmarkiem, ktory sie pojawil w Polsce. Ale mysmy tez przetrwali, choc nie gramy tylu koncertow, co oni. Teraz stoimy chyba na progu kolejnego przelomu. Od dwoch lat toniemy w dekoniunkturze gospodarczej, ludzie traca prace, bezrobocie bije kolejne rekordy, a na rynek pracy wkracza kolejny demograficzny wyz. W warunkach kryzysu ludzie nastawiaja ucha. To jest mlodziez w wieku naszych dzieci. To jest pokolenie, ktore ma ochote na fajna muzyke i robi duzo fajnej muzyki. - Jestescie rozczarowani Polska rewolucja 1989 r.? T.L.: - W Polsce nie bylo zadnej rewolucji. Mozna dyskutowac, czy to dobrze, czy zle. Przejscie z jednego systemu w drugi odbylo sie na mocy ukladu zawartego przy stole. Dobrym tego skutkiem bylo z pewnoscia to, ze winnych nie sadzila ulica, bo rownie dobrze kilka lat pozniej mogloby dojsc do przewrotu jak w Rumunii. Z drugiej strony naszym nieszczesciem jest korupcja, ktora wbudowano w nowy system juz od poczatku jego tworzenia. Dopiero teraz potrzebna jest nowa rewolucja, wymiana politycznego establishmentu, ktory jest zgnily do spodu. RB.: - Teraz widac, jak gleboko siedzi ten nowotwor. Polityka przypomina wielki, nadety pecherz. Gdy ktos zrobi w nim malenka dziurke, wycieka z niego smierdzaca, obrzydliwa substancja. Wszyscy zatykaja nosy i uciekaja. Nie ma co sie dziwic, ze Polacy odwracaja sie plecami od zycia publicznego. To normalna reakcja. Tragedia Polski jest to, ze w zyciu politycznym nikt swiatly i uczciwy juz wlasciwie nie chce uczestniczyc. Lata 90. wytworzyly nowa samo-wybieralna oligarchie, ktora w gruncie rzeczy jest poza kontrola spoleczna. Sa odizolowani ciemnymi szybami samochodow, a na temat zakresu ich wladzy mozna jedynie spekulowac. "Nie wierze politykom" piosenka, ktora napisalismy ponad 20 lat temu, jest nadal aktualna. - Chodzicie na wybory? T.L.: - Tak, choc z roku na rok mam coraz wiekszy problem. Nie ma na kogo glosowac. Mam jednak poczucie, ze mimo tego calego syfu, nie mozna zostawiac polityki samej sobie. Dlatego staram sie wrzucac ten moj wdowi grosz. R.B.: - Jeszcze niedawno glosowalem na Unie Wolnosci, ale teraz nie wiem, co zrobie, bo Unia praktycznie przestala istniec. Meczy mnie juz troche to ciagle wybieranie mniejszego zla -miedzy rakiem a cholera. Ludnosc chyba czuje to samo, jesli spojrzec na frekwencje. Trzeba jednak glosowac, bo jak tak dalej pojdzie, to przyszly Sejm opanuja ludzie pokroju Leppera, Giertycha czy Wrzodaka. - Jak zaglosujecie w unijnym referendum? R.B.: - Oczywiscie za integracja, choc po wojnie z Irakiem powstaje obawa, czy jeszcze bedzie do czego przystapic. Podzial Europy w sprawie interwencji jest bardzo niepokojacy. Nie podoba mi sie samolubna polityka Francji i Niemiec. Zapomnieli chyba, ze gdyby nie pomoc Ameryki w odbudowie Europy, nie mieliby dzis tak slodko. Denerwuje mnie coraz powszechniejszy antyamerykanizm na zachodzie kontynentu. T.L.: - Po rozszerzeniu Unii o 10 krajow ta struktura juz nie bedzie tym, czym byla dotad. Nikt nie wie, czy nadal bedzie funkcjonowac. Nie ma jednak zadnej alternatywy. Trzeba glosowac za integracja, bo niewejscie do Unii skazuje nas na cywilizacyjna przepasc. We wspolnocie europejskiej jest tez pewna szansa poprawy jakosci zycia politycznego w Polsce. To nasze rozpasane buractwo kradnie i w dodatku nie umie rzadzic. Pewna zewnetrzna kontrola moze sprawic, ze cokolwiek w tym panstwie zacznie wreszcie funkcjonowac normalnie. - Byliscie zwolennikami interwencji w Iraku? R.B.: - Wojna nigdy nie jest czyms dobrym. Ale wielkim bledem bylo odpuszczenie Saddamowi w 1991 r. To jest jak z bolem zebow. Jesli to zaniedbasz, leczenie bedzie bardziej bolesne i kosztowne. T.L.: - Dyktatorzy nie stoja w miejscu. Gdyby wolny swiat w latach 30 prewencyjnie uderzyl na Niemcy, byc moze nie doszloby do tragedii II wojny swiatowej. A nikt tak naprawde nie wie, jakim zagrozeniem moglby sie okazac Husajn. Oczywiscie trzeba tez zdawac sobie sprawe, na czym polega interes Amerykanow na Bliskim Wschodzie. Nie jest to interwencja wylacznie w imie wolnosci Iraku i ochrony wolnego swiata. Mimo to mysle, ze byla sluszna. - To, co mowicie, nie jest chyba popularne w Waszym srodowisku. R.B.: - Nie tylko w naszym. Przeciez wiekszosc Polakow byla bezwarunkowo przeciwko wojnie. Wynika to czesto z nieswiadomosci politycznej. T.L.: - Historia nie jest dobra ciotka, ktora nagradza grzeczne dzieci i trudno ja mierzyc kategoriami dobra i zla. Ale trzeba z niej umiec wyciagac wnioski. Sojusz z Anglia i USA byl najrozsadniejszym z mozliwych rozwiazan. Przeciez sprzeciw Francji i Niemiec wobec wojny wcale nie wynika z umilowania pokoju, tylko rowniez z interesow tych krajow prowadzonych na Bliskim Wschodzie. -Kontestacja lat 80., ktorej jestescie wspoltworcami, poslugiwala sie jezykowymi wytrychami: "system" i "Babilon". Za pomoca tych slow mozna bylo opisac cala zlowroga rzeczywistosc. Czy te pojecia wciaz dla Was cos znacza? R.B.: - Tak, choc za komuny znaczyly troche co innego. "System" byl czyms namacalnym, widocznym na kazdym kroku i mocno opresyjnym. To byl system komunistyczny. Teraz mamy inny "system", czy "Babilon". Dziala moze troche dyskretniej, jest mniej opresyjny, ale rowniez wiezi czlowieka. T.L.: - "Babilonem" sa chocby pewne procesy globalizacyjne dotyczace swiata. To jest termin mocno naduzywany. Mam na mysli opanowanie swiatowej gospodarki przez bardzo waska grupe ponadnarodowych korporacji. Rozwoj nowych technologii teleinformatycznych doprowadzil do powstania wirtualnego kapitalu, ktory moze sie blyskawicznie przemieszczac. Jest wszedzie i nigdzie, w dodatku nikt nie wie, jakie moga byc tego konsekwencje. Bo to wszystko prowadzi do sytuacji, w ktorej dystrybucja dobr jest skrajnie niesprawiedliwa. Przepasci pomiedzy bogata mniejszoscia i wiekszoscia w skrajnej nedzy sa wrecz niewyobrazalne. Miliony ludzi w roznych czesciach swiata umieraja z glodu, podczas gdy mieszkancy najbogatszych krajow umieraja z przejedzenia. To sie poglebia, zarowno w skali globalnej, jak i w skali poszczegolnych panstw. RB.: - Szlag mnie trafia, gdy czytam, ze 70 proc. pieniedzy na pomoc dla Afryki idzie na koszty obslugi tego przedsiewziecia. Oznacza to, ze jedzenie dla glodujacych jest konsumowane w Europie i Ameryce. Nie wystarczy dac wolnosc mieszkancom Afryki, gdy wyssalo sie z tego kontynentu cala esencje. T.L.: - Nowy "Babilon", ktory robi bogatych jeszcze bardziej chciwymi, a biedakow jeszcze bardziej dzikimi, pojawil sie w Polsce w latach 90. Nie bylo jednak chetnych do kontestacji, bo wlasciwie kazdy chcial sie stac jego czescia. Jak niby polska mlodziez miala protestowac przeciw miedzynarodowym koncernom, skoro gremialnie chciala w nich pracowac? - A Wy, Panowie, po 1989 r. nie chcieliscie dolaczyc do "ludzi Babilonu"? R.B.: - Za komuny nauczylismy sie zyc po swojemu. Wiele lat zajelo nam znalezienie sobie w miare bezpiecznej niszy, w ktorej moglibysmy zachowac twarz, a jednoczesnie funkcjonowac pod wzgledem artystycznym. Przetarlismy wlasne sciezki jakby obok systemu. Umielismy sobie nawet zorganizowac zagraniczna trase. Po przemianie musielismy wszystko zaczac od nowa. T.L.: W 1989 r. mialem 34 lata, a Robert 28. Bylismy dorosli i z dnia na dzien znalezlismy sie na innej planecie. Probowalem to jakos nadrobic, kupowalem ksiazki, by zrozumiec, co to jest rynek, marketing i te wszystkie rzeczy, o ktorych dotad nie mialem pojecia. RB.: - Ja sie nie uczylem i padla mi firma, (smiech) Zalozylem wytwornie plytowa. T.L.: - Robert probowal zostac kapitalista, a ja przez rok pracowalem w BMG. Bardzo mi sie tam nie podobalo. Liczylem, ze wejscie do Polski majorsow bedzie oznaczalo poczatek jakiegos standardu w fonografii, cywilizowanych warunkow i jasnych kryteriow gry. Bo dotad zarowno firmy panstwowe, jak i male firemki prywatne byly przewaznie oparte na przewale. Nagminnie robiono w chuj artystow, tloczono plyty w Czechoslowacji i przemycano je do Polski, a po sprzedaniu ich nie rozliczano sie z nikim. Wielkie firmy plytowe na ogol wchodzily do nas, przejmujac ktoras z istniejacych wytworni, wiec mialem nadzieje, ze to ukroca. Mam watpliwosci, czy tak sie stalo. - Uwierzyliscie w kapitalizm i zawiedliscie sie? T.L.: - Ja nadal wierze w kapitalizm w tym sensie, ze lepiej miec wybor niz go nie miec. Przy wielu wadach i ograniczeniach nowy system daje wolnosc slowa, wolny wybor, pozwala samemu decydowac o wlasnym losie i brac na siebie zwiazane z tym ryzyko. To/ jest wolnosc, ktora dla ludzi w moim wieku nie jest czyms, co zawsze mielismy dane. Dlatego potrafimy to docenic. R.B.: - To wszystko prawda, tylko ze dzis wiem, ze duzo latwiej bylo mi zyc pod koniec komuny. Pewnie gdybym handlowal warzywami lub robil w branzy tekstylnej, myslalbym inaczej. Ale jestem muzykiem. Pod koniec PRL mozna bylo wiecej zrobic, osiagnac, bo byl bajzel. Czerwony mial wlasne powazne problemy, wiec przestal go interesowac jakis Brylewski. No i, powiedzmy to sobie szczerze, ludzie chcieli nas sluchac. Oczywiscie nie chce przez to powiedziec, ze chcialbym powrotu do tamtych czasow. Na poczatku lat 90. zalozylem Zlota Skale - wlasne studio nagraniowe. Przez niecale dwa lata nagralismy okolo 200 kapel. Jedna trzecia tych nagran zakonczyla sie plyta. To wszystko nie wyszlo z dwoch przyczyn. Po pierwsze zginal w wypadku moj partner Marek Grzesik, ktory zajmowal sie strona biznesowa. To byla dla mnie prawdziwa tragedia, nie potrafilem sie z tym pogodzic. Sam nie umialem znalezc nikogo, kto by zainwestowal w ten biznes. Jakis czas probowalem to jeszcze ciagnac. Studio miescilo sie w klubie studenckim Proxima. Gdy zmienily sie wladze uniwersytetu, dostalem wymowienie lokalu. Taki byl czas. "Lepiej, Brylewski, otworz jakas hurtownie rajstop, to bedziesz mial jakies pieniadze" - uslyszalem. - Jak sie wlasciwie poznaliscie? T.L.: - Tak dokladnie nie pamietam... Pod koniec lat 70. wszyscy z punkowej zalogi sie znali. Tak bardzo roznilismy sie od otoczenia, ze bez trudu trafialismy na siebie, choc jestem od Roberta troche starszy. R.B.: - Wiedzielismy o sobie, bo ja bylem z Kryzysu, a Tomek z Tiku. Ale chyba do pelnej integracji doszlo w Czestochowie, gdy nie odbyl sie jakis wspolny koncert. Wszyscy spotkali sie w hotelu ha jamo-waniu i tak sie zaczelo. Bylismy nastawieni integra-cyjnie, bo to byla jedna punkowa ekipa. - Kiedy zalozyliscie Wasze pierwsze zespoly? T.L.: - W 1978 r. Czas poznego Gierka. Bylo juz wiadomo, ze wszelkie proby ucywilizowania komunizmu spelzly na niczym. Od 1976 byly kartki na cukier, robotnicy burzyli sie w Radomiu i Ursusie. W tym czasie doroslo pierwsze powojenne pokolenie wyzu demograficznego -urodzeni w polowie lat 50. Poczatek doroslego zycia mojej generacji przypadl na okres swiatowej recesji, ktora i na Polsce odcisnela swoje pietno. Bylismy pokoleniem bez perspektyw, bo zycie w tym kraju bylo wlasciwie uwarunkowane postawa polityczna. Wszelka kariera wiazala sie z przynaleznoscia do partii albo ktorejs z rezimowych organizacji mlodziezowych. Zeby sie do tego podlaczyc, nie trzeba bylo byc komunista, tylko totalnym oportunista, dupoda-jem. Ja sie na to nie pisalem. Mozna bylo wyemigrowac albo zyc poza spoleczenstwem. Jedynym obszarem umiarkowanej wolnosci byla dzialalnosc artystyczna. Zaczalem wiec studiowac na ASP, ale szybko rzucilem studia i postanowilem zajac sie muzyka. Mialem 24 lata. Po calych dniach siedzialem z Jackiem "Lutrem" Lenartowiczem na moim strychu na Muranowie i pisalismy piosenki z angielskimi tekstami. "Luter" znal swietnie angielski i wychodzily mu bardzo dziwne, dadaistyczne teksty. Ja robilem muzyke. Znalezlismy basiste - Tomka Szczecinskiego, ktory pracowal w klubie Remont. Zaczelismy tam proby. W tym czasie Heniek Gajewski prowadzil w Remoncie nowoczesna galerie sztuki. Sprowadzal performerow, jakichs magikow z Holandii, ktorzy robili rodzaca sie wlasnie sztuke wideo. Gdy Heniek zobaczyl, jak wielki entuzjazm wywoluje muzyka punkowa, przeksztalcil galerie w Post Remont -takie dziwne miejsce spotkan, w ktorym glownie odbywaly sie koncerty. Z tym miejscem byly zwiazane wlasciwie wszystkie pierwsze polskie zespoly punkowe: Tilt, Kryzys, Brygada Kryzys, Poland Kazika Staszewskiego. -Skad sie wziety nazwy Tilt i Kryzys? T.L.: - Powstala przez przypadek. Pozniej dorobilismy do niej ideologie. Wtedy byly bardzo modne flipery - automaty do gry. Mlodziez z nudow spedzala przy nich cale godziny. Gdy sie takim fliperem za mocno szarpnelo, to pojawial sie napis "tilt" i wszystko przestawalo dzialac. Traciles wszystkie punkty. Chcielismy tak dzialac na spoleczenstwo - "tiltowac" je. RB.: - Nazwe Kryzys wymyslilem siedzac pod Palacem Kultury i do dzis sadze, ze byla trafiona w dziesiatke. To wowczas bylo slowo nowe w odniesieniu do Polski. Dotad kryzys dotykal wylacznie Zachod. Bylem w liceum i juz troche gralem na gitarze. Dolaczyl do mnie Majonez i Twardowski, ktory mial grac na perkusji. Sciemnial mi przez pol roku, ze ma swoje bebny i ze potrafi grac. Okazalo sie, ze to bzdury. Znalezlismy innego perkusiste i zalatwilismy proby w jednym z warszawskich domow kultury. Niewiele potrafilismy. W koncu dolaczyl do nas Mrowa i trafilismy do domu kultury w Aninie, gdzie pracowala jego mama. Tam przygotowalismy pierwszy koncert. Odbyl sie w kwietniu 1979 r. Niedlugo pozniej zagralem jedna z najwiekszych tras z zycia 11 koncertow z Exodusem, Turbo i Fantomem. Ten wielki sukces zawdzieczalismy w duzej czesci nazwie zespolu. Wiele osob traktowalo nas nie tylko jako zjawisko muzyczne, ale takze jako pewna akcje o wymiarze szerszym, spolecznym. Glos mlodego pokolenia kryzysu, ktore nazywa to po imieniu. - Co Was inspirowalo? T.L.: - W tym czasie w Anglii mlodziez znalazla sie, paradoksalnie, w podobnej sytuacji. Nie bylo pracy dla powojennego wyzu demograficznego, a na swiecie panowala recesja. W angielskich dzielnicach robotniczych narodzil sie punk rock - muzyka ludzi bez przyszlosci. Sluchalem tego angielskiego wynalazku i to mnie osmielilo. Dotad w powszechnym mniemaniu dobrym muzykiem byl ten, kto potrafil z instrumentu wydobywac kaskady dzwiekow. Tymczasem punk rock byl zaprzeczeniem dotychczasowego grania. Mial bardzo prosta, prymitywna wrecz forme i niezwykle nosna tresc. Dotyczyl nas. Sluchalismy tez duzo reggae. Ta muzyka fascynowala nas pod wzgledem rytmicznym. Pierwszym punkowym zespolem w Polsce byla gdanska grupa Deadlock. To byla iskra rzucona na latwopalna materie. Z Gdanska punkowa fala blyskawicznie rozeszla sie po kraju. Znalismy sie wszyscy, bo nie bylo nas duzo i dziwnie wygladalismy. RB.: - Ten ruch zaczynal sie w Polsce troche po omacku. Pamietam, ze wpadl mi w rece artykul \ w "Zyciu Warszawy". Wypisywali wtedy jakies koszmarne bzdury na temat punk rocka na Zachodzie. Znalazlo sie tam jednak kilka prawdziwych informacji, ktore mnie zaciekawily. Pisali, ze utwory punkowe sa bardzo krotkie, rytmiczne, a teksty agresywne. To mi sie spodobalo. Bardzo chcialem grac, a jednoczesnie razily mnie zespoly typu Yes zlozone z kolesi w powloczystych szatach z cekinami, stojacy w strumieniach swiatel i spiewajacy o purpurowych kaloryferach na karmazynowych niebach. Chcialem wiec bardzo poznac te nowa muzyke, ktora jest wprost, bez egzaltowanych metafor. Bylem w drugiej klasie liceum i w koncu trafilem na jakies plyty. Ktoregos dnia razem z kolega z klasy ubralismy sie tak, zeby nie bylo watpliwosci, ze jestesmy punkami. Wlozylismy stare marynarki, do ktorych poprzypinalismy mnostwo agrafek i zyletek. Wymalowalismy sobie oczy na czarno az do brwi i bezczelnie stanelismy pod Rotunda zeby zlapac kontakt z innymi. Po chwili obok nas zaczal sie krecic koles w skorkowej kurtce zapietej pod szyje jak cinkciarze. "To na pewno ubek" - pomyslalem. Nagle on podchodzi do nas, rozpina te frajerska kurteczke, a pod spodem ma krawat -"sledz" caly w agrafkach. "Panowie, ja tez" - mowi. - "Spotykamy sie w Bolku". Tak sie to zaczelo. Nie bylo jeszcze punkowego mundurka typu "ramoneska i irokez", tylko totalna dowolnosc. T.L.: - To byla akcja parateatralna. Pamietam, jak do Remontu przyjechal Raincoats -pierwsza punkowa kapela z Zachodu. Jeden z tych gosci chodzil ubrany w dlugi prochowiec, wiec wszyscy mysleli, ze to jakis ubek. On po prostu stylizowal sie na tajniaka ze Wschodu, bo w Londynie nikt tak nie chodzil. My kupowalismy przedwojenne blyszczace garnitury, chodzilismy w pomaranczowych kombinezonach sluzb miejskich, farbowalismy wlosy na rozne kolory. Ludziom na ulicy nie miescilo sie to w glowach, nie wiedzieli, co to jest. Wszystko bylo szare, bezbarwne, a my bylismy kolorowi. To musialo rodzic agresje. Powszechna w PRL zasada brzmiala: "mierny, bierny, ale wierny". Mysmy sie z tego wylamywali. R.B.: - Na przyklad milicja w Trojmiescie wyplacala ci tyle pal w dupe, ile miales przy sobie agrafek. W Warszawie nie bylo lepiej. Jedynym patentem na to, zeby cie przypadkiem nie zatlukli, bylo udawanie swira. Oni sie troche krepowali wariatow, nie wiedzieli, jak z nimi postepowac. - Czy polski punk rock mial charakter polityczny? T.L.: - Prawie wszystko w tym kraju mialo charakter polityczny. Ale to bardziej skomplikowane. Codziennie dokonywales wyboru: skurwic sie w imie swietego spokoju, wygody, stabilizacji, czy cierpiec rozne niewygody. Tych, ktorzy programowo nie chcieli sie kurwic, bolalo to, ze inni daja dupy. Bolalo ich i musieli to wykrzyczec. Na tym glownie polegala ta cala polityka. Moja mama pracowala w magazynach ilustrowanych nalezacych do RSW, czyli Robotniczej Spoldzielni Wydawniczej kontrolujacej prawie caly rynek prasowy, bedacej zrodlem finansowania PZPR. Pamietam, jak w 1980 r. wreczali jakies okolicznosciowe nagrody pracownikom. Mama byla wytypowana do nagrody, bo cale zycie przepracowala w tej firmie. Jednak w ostatniej chwili cofneli jej te premie. Poinformowano ja nieoficjalnie, ze bonusu nie bedzie, bo syn gra w zespole rockowym. - Z czego wtedy zyliscie? T.L.: - Z niczego. Wowczas bylo to mozliwe. Nie bylo wlasciwie zadnych dobr, ktore mozna bylo dostac za pieniadze, a jedzenie i zycie byly bardzo tanie. Od czasu do czasu gralismy koncert, wykonywalem jakies drobne prace dorywcze. Wlasciwie roboty nie bylo, ale trzeba bylo miec stempel w dowodzie. Skombinowalem wiec jakies papiery artysty. RB.: - Gralismy i to zupelnie wystarczalo. Byc moze te nawyki z zycia muzyka rockowego w komunie sprawily, ze nie bardzo potrafilem odnalezc sie w nowym swiecie rzadzonym przez kase. - Jak wtedy wygladaly koncerty? R.B.:- Bylo bardzo ostro. Pod scena szalalo bezlitosne pogo - wszyscy skakali. Do dobrego tonu nalezalo obrzucanie sie inwektywami. Widownia bluzga-la na zespol, a zespol na widownie. Byla tez taka konwencja polegajaca na pluciu na zespol. Nie lubilem tego. Ale bylo bardzo wesolo. Nie bylo w tym agresji, tylko energia. T.L.: - Symbolicznym wystepem byl dla mnie koncert Tiltu w zimie 1979/80 w klubie Pyrlik w Bytomiu. To byl macierzysty klub grupy SBB Jozefa Skrzeka - holubionych przez media krolow, ktorzy w ciagu sekundy wydawali z siebie tysiace dzwiekow. W porownaniu z nimi bylismy antyteza wszelkiej muzyki. Gdy wyszlismy na scene, cala widownia siedziala grzecznie na krzeslach. Mysleli, ze zaraz wyjdzie mistrz, ktorego beda mogli podziwiac. Dalismy czadu i przy trzecim utworze wszystkie krzesla byly rozpierdolone, a sala dostala wariacji. Po koncercie przyszlo do mnie dwoch bezkompromisowych braci i kazali sobie wbijac agrafki w uszy. Na zywca. I zrobilem to. Podobnie bylo w innych klubach, gdzie gralismy. - Buntowaliscie sie przeciw rodzicom, szkole? R.B.: - W moim domu nie bylo specjalnie problemu, bo rodzice jezdzili duzo po swiecie. Oboje wystepowali w zespole piesni i tanca Slask. Mysle, ze dzieki temu nie byli zasciankowi, nie zwracali uwagi na moj dziwny wyglad. W szkole wlasciwie tez nie mialem problemow. Warszawskie liceum im. Mikolaja Reja bylo specyficzne. Do rownoleglej klasy chodzil Kazik Staszewski. Mielismy dosc duzy luz. Kiedys w jakims programie pokazali kilka sekund wystepu Kryzysu. Pozniej dyrektor powiedzial mi, ze "skoro juz wystepuje w telewizji, to moze powinienem pomyslec o zmianie liceum". Ograniczylo sie jednak do straszenia. Wlasciwie na kazdej przerwie katowalismy przez radiowezel Sex Pistols. To byl wlasciwie terror, bo nie pozwalalismy innym uczniom puszczac ich muzyki, jakiegos Genesis czy Pink Floyd. T.L.: - Moj dom byl dziwny. Wychowywalem sie tylko z mama. Mieszkalismy w bardzo malym mieszkaniu, ja spalem w kuchni. Mama pracowala, a ja cale dnie spedzalem na podworku. Bylem dzieckiem z kluczem na szyi. Rano wychodzilem do szkoly i wracalem do domu, w ktorym nie bylo nikogo. Odgrzewalem sobie obiad i wychodzilem. Od dziecka bylem nieprzystosowany. Mialem problemy w szkole, nie potrafilem podporzadkowac sie jej regulom. W liceum to przybralo na sile. Wyrzucali mnie ze szkoly, po czym przyjmowali znowu. Szkola byla elementem opresyjnego systemu. Chodzilo o to, zeby jak najbardziej udupic jednostke. Tak zreszta bylo wszedzie - w urzedzie, w pracy. - Jakie miales relacje z ojcem? T.L.: - Eryk Lipinski byl znanym rysownikiem, ale ja poznalem go, gdy mialem osiem lat. Przedtem oczywiscie wiedzialem, ze jest ktos taki, znalem go z ilustracji w ksiazkach dla dzieci. Nie byla to normalna relacja ojca z synem, bo nigdy naprawde razem nie mieszkalismy. Ojciec byl bardzo ciekawa postacia. Przed wojna stworzyl pismo satyryczne "Szpilki". Jak kazdy uczciwy czlowiek w tym czasie, mocno lewicowal. Na poczatku okupacji trafil z lapanki do Oswiecimia. Mial numer 2022. Na szczescie jeszcze udalo sie go stamtad wyciagnac. Po wojnie wiele lat poswiecil na tworzenie Muzeum Karykatury, pomnikowego dziela jego zycia. Kiedy mialem chyba 16 lat, to on uswiadomil mi istote zaleznosci Polski od ZSRR. Powiedzial mi, ze nasz kraj jest faktycznie okupowany gospodarczo, politycznie i militarnie przez sowietow, a orzel bialy i Mazurek Dabrowskiego to tylko sztafaz, maskowanie. To bylo zaskakujace, bo przeciez dobrze zyl z owczesna wladza. Kiedys, pod koniec lat 80., przyszedlem do niego do domu. Siedzial tam premier Mieczyslaw Rakowski. Pili wodke. Gdy mnie zobaczyl, zaczal sie szybko zegnac. "Nie chcesz posluchac, Mieciu, co mlodzi o was sadza?" - spytal go ojciec. "Ja tam juz wiem, co oni sadza" -odpowiedzial Rakowski i wyszedl. -W 1981 r. stworzyliscie Brygade Kryzys. Byl to czas karnawalu pierwszej "Solidarnosci". Nie kusilo Was, zeby sie w to zaangazowac? T.L.: - Nie. To byla dla nas za bardzo polityka. Jesli sie angazujesz politycznie, to tak naprawde nigdy nie wiesz, czego stajesz sie czescia. Ale mielismy romans z "Solidarnoscia". W 1981 r. nie bylo festiwalu w Sopocie, a zamiast tego Komisja Krajowa urzadzila w hali Olivii taki zastepczy festiwal wolnosci. Zaprosili tam Brygade Kryzys. Przygotowalismy specjalny show. Zaczynal sie wyciem syren w kompletnych ciemnosciach. Nagle w strugach swiatla miala pojawic sie blond dziewczyna trzymajaca za reke dziecko. W drugiej dloni miala trzymac karabin. I wyobraz sobie, ze organizatorzy wymiekli. Doszli do wniosku, ze to przegiecie, ze czerwony dostanie szalu, i wykluczyli nas z tego festiwalu. Zagralo wtedy wielu mistrzow, ktorzy w rezimie dawali sobie rade lepiej od nas. Wtedy napisalismy piosenke "Nie wierze politykom". Bylem z nimi calym sercem, ale mialem swiadomosc, ze oni rozgrywaja jakas wlasna gre. R.B.: - Mialem poczucie, ze nie jestesmy tam na swoim miejscu. Razily mnie wielkie karykatury radzieckich i polskich przywodcow wywieszone na scianach. To nie byl nasz styl. Zdziwilo mnie tez, ze najwazniejszy na tej imprezie okazal sie akustyk, ktory tlumaczyl nam, ze nie mozemy grac glosno, bo bedzie tu wielu starszych ludzi. Zaprosili nas wlasciwie niewiele wiedzac, czym sie zajmujemy. Wiedzieli tylko, ze jestesmy przeciw systemowi. To bylo nieporozumienie. Z poczatku bylo nam przykro, choc za chwile po-' czulismy sie dowartosciowani, ze jestesmy tak wywrotowi, ze nawet na festiwalu wolnosci mamy zakaz grania (smiech). - Wierzyliscie w sukces "Solidarnosci"? R.B.: - Na pewno nie godzilismy sie z jej przegrana i terrorem. Dlatego chodzilem na demonstracje. 20 grudnia 1981 r. dostalem taki wpierdol na komisariacie przy ul. Jezuickiej, ze ledwo uszedlem z zyciem. Na tym samym posterunku zabito Grzegorza Przemyka. Najpierw wyrwali mi kolczyk z ucha. "Bedziemy cie pala w dupe ruchac, bo ty pedal jestes!" krzyczal ktorys z tych bandziorow. Trzymali mnie za rece na stole i lali. Trwalo to bardzo dlugo. Uratowalo mnie udawanie padaczki. Toczylem piane z ust. T.L.: - Wiedzialem, ze sa dwie mozliwosci: albo ten system sie rozpierdoli, albo bede musial wyemigrowac. Moja przyrodnia siostra zrobila to wczesniej, a ja powaznie myslalem o wyjezdzie. Na piec dni przed stanem wojennym gralismy koncerty w Jugoslawii. Gdybysmy zostali tam kilka dni dluzej, to wyladowalibysmy w obozie przejsciowym dla emigrantow w Austrii, a stamtad pojechalbym do siostry do Londynu. Roberta rodzice byli wtedy we Wloszech na wystepach... RB.: - Pojechalem do nich, ale wrocilismy. - Zalowaliscie? T.L.: - Trudno powiedziec. Tu rozwoj wypadkow byl fascynujacy. Nagralismy historyczna plyte w stanie wojennym. Mielismy duzo fajnych przygod. Jednego tylko mozemy zalowac. Polska w tym czasie byla dla Zachodu krajem niezwykle ciekawym. Nie bylo dnia, zeby w gazecie nie pojawil sie jakis artykul. To zainteresowanie przekladalo sie z polityki na inne dziedziny zycia, m.in. na rock. Gdybysmy wyemigrowali, to zespol moglby zaistniec miedzynarodowo. - Jak umarla Brygada Kryzys w latach 80.? T.L.: - Po wprowadzeniu stanu wojennego i wielkiej zadymie ulicznej, gdzie pobito Roberta, w miesiac pozniej komunisci chcieli za wszelka cene jakos skanalizowac wielkie zbiorowe emocje mlodziezy. 13 lutego zorganizowano wiec wielki rockowy koncert w milicyjnej hali Gwardii. Mieli tam zagrac popularni wykonawcy: Kombi, Oddzial Zamkniety, Tadeusz Nalepa. Na afiszach pojawil sie tez nasz zespol, ale pod nazwa Brygada K. Dostalismy szalu i powiedzielismy organizatorom, ze pod nazwa Brygada K. nie wystapimy. A oni na to, ze w takim razie juz w ogole nie bedziemy wystepowac. A my na to: "Chuj wam w dupe". RB.: - Siedzielismy u mnie w domu na Panskiej, bardzo niedaleko hali. Wlasciwie przez ten caly wieczor rozwazalismy, czy jednak tam nie skoczyc i nie zagrac. T.L.: - Wlasnie od tego koncertu rozpoczal sie wielki rockowy boom lat 80. Rozkwitly kariery Perfectu, Republiki, w Jarocinie powstal ogolnopolski festiwal rockowy, ktory kanalizowal cala buntownicza scene. Tam komunisci mieli wszystko w jednym miejscu, mogli sie temu przyjrzec, ocenic, co jest bezpieczne, a co nie. Nie wiem, kto to wymyslil, i pewnie juz sie nie dowiem, ale jestem przekonany ze mala, lokalna impreza nie przeksztalcilaby sie w ogolnopolski festiwal bez pelnego blogoslawienstwa wydzialu kultury i towarzysza Waldemara Swirgonia. Autor tego pomyslu zrobil dobra robote dla obu stron - dla wladzy i dla zbuntowanej mlodziezy. -Jaki byl Wasz stosunek do zespolow z tego boomu lat 80.? Czy przyzwolenie na ich dzialalnosc bylo wentylem bezpieczenstwa? R.B.: - Bylismy bardzo daleko od tego. Przyjaznilismy sie troche z Maanamem. Ale te wszystkie zespoly nie byly w ogole z naszego srodowiska. Pamietam, jak do naszej sali prob przyszedl menedzer Lady Pank i chcial, zeby Tomek zrobil im logo. Wybuchlismy takim smiechem, ze w koncu gosc wyszedl. Nie mielismy z nimi towarzyskich kontaktow. Dla mnie to nie byl zaden wentyl, tylko profesjonalni pracownicy estrady. Zespoly stadionowe, ktore idealnie trafialy w gusta polskiego sluchacza. T.L.: - Sprawa wentyla jest bardzo niejednoznaczna. Mozna oczywiscie powiedziec, ze wszystkie te kapele dawaly d..., bo dzialaly w ramach panstwowego monopolu rozrywkowego. Ale z drugiej strony, gdyby tego nie robili, to ludzie na koncertach Perfectu nie spiewaliby zamiast "Chcemy byc soba" - "Chcemy bic ZOMO". - A jednak Wy po stanie wojennym nie poszliscie na zadne kompromisy T.L.: - To byl wlasciwie przypadek. Byc moze, gdyby nie zrobili nam tego numeru ze zmiana nazwy, zagralibysmy w hali Gwardii i nasze losy potoczylyby sie inaczej. Przez ten incydent odeszla nam ochota do negocjowania czegokolwiek z wladza. Bylismy mlodzi i nagrzani. Teraz, patrzac na to z wieloletniego dystansu, jestem jak najdalszy od potepiania badz pochwalania roznych postaw w tamtym czasie. Cale zycie jest pelne pogmatwanych uwarunkowan, ktore trzeba brac pod uwage. Kompromisy z wladza to zreszta rzecz wzgledna. Miesiac po wydaniu zakazu naszych wystepow firma plytowa Ton-press otworzyla nowe studio nagraniowe. Pojawila sie mozliwosc wejscia do niego jako grupa muzykow testujaca sprzet. Po roznych bojach, od okladki po repertuar, ukazala sie nasza plyta. Dlatego tez w jakims sensie jednak kolaborowalismy z czerwonym. Jak wszyscy - przeciez nawet na pieniadzach bylo napisane "Polska Rzeczpospolita Ludowa", a orzel byl bez korony. - Co robiliscie po wprowadzeniu stanu wojennego? T.L.: - Po nagraniu plyty zespol wlasciwie przestal istniec. Spotykalismy sie w domach, rozmawialismy. Czesto te spotkania przeciagaly sie do pozna w nocy, ludzie u siebie nocowali. Kwitlo zycie towarzyskie i erotyczne. Udalo sie nam wygenerowac kolejny wyz demograficzny, ktory teraz wchodzi w dorosle zycie. R.B.: - Mnie od dawna fascynowalo reggae. To byl nurt jakos dziwnie pokrewny punk rockowi. Sex Pistols bylo sluchane na Jamajce, bo rastafarianski bunt byl bardzo podobny. Jedni mowili o "systemie", drudzy o "Babilonie". Podczas tych nocnych spotkan po domach i eksperymentow z rytmem i bebnami powstal nowy zespol. Rzucilem biblijna nazwe Izrael i ktos z obecnych ucial nerwowo, ze nie mozemy sie tak nazywac, bo to sie zle kojarzy. Pomyslalem, ze wlasnie dlatego powinnismy tak sie nazwac. Dotarlo do mnie, ze w PRL, a nawet w naszych domach wszystko, co bylo zwiazane z narodem zydowskim, jego historia, religia i nowym panstwem, okrywala dziwna mgla wrogosci, niedomowien, zartow polgebkiem, ze "Zydzi cos tam na kiju wyniesli". Na ulicach mozna sie bylo zetknac tez z przejawami otwartego antysemityzmu. Wkurzalo mnie to, ze w kraju, przez ktory przetoczyla sie zaglada Zydow, ludzie zycza im nadal jak najgorzej. Dla nas nazwa Izrael miala tez pewien kontekst mistyczny - Narod Wybrany wyzwolil sie przeciez z babilonskiej niewoli. - Czy muzyka tego zespolu miala tez charakter religijny? R.B.: - Raczej nie. Jesli pojawialy sie w tekstach takie nawiazania, to nie mialy charakteru konfesyjnego. Ale w ten sposob bajerowalismy wydawce i cenzure. Gdy probowano sie przyczepic do czegos w tekstach, tlumaczylismy, ze nie chodzi o krytyke komunistycznego systemu, tylko o mistyke. Natomiast przez reggae kazdy jakos przechodzil okres fascynacji Biblia. Dzieki temu moge teraz spokojnie pogadac ze swiadkami Jehowy. Dzis moge powiedziec o sobie, ze jestem osoba wierzaca dotknalem jakiejs tajemnicy, choc nie czuje sie zwiazany z zadnym systemem religijnym. - Ty, Tomku, jestes buddysta. Jak sie zetknales z buddyzmem? T.L.: -Rok po pierwszej komunii wzialem rozbrat z kosciolem katolickim. Nie satysfakcjonowala mnie odpowiedz na kazde moje pytanie, ze to jest "tajemnica wiary". Zaczalem szukac i trafilem na buddyzm. Spodobalo mi sie to, ze w buddyzmie jest malo wiary i jej tajemnic. Pod koniec lat 70. zaczeli przyjezdzac do Polski lama Ole Nydhal. Zostalem jego uczniem. -Za komuny zycie bylo przesycone mniej lub bardziej uciazliwa opresja, szaroscia i beznadzieja. Dlatego niektorzy szukali schronienia w zyciu duchowym. R.B.: -Albo na wsi... Ja wyjechalem na dwa lata na Mazury. - Co tam robiles? R.B.: - Zylem, gralem. Moj kolega Marcin Miller, ktory mieszkal w Londynie, kupil gospodarstwo, w ktorym zamieszkalismy. Zainwestowal tez w sprzet do nagran. Tuz przed wyjazdem zalozylismy z Tomkiem Budzynskim kolejny zespol - Armie. Izrael zszedl troche na dalszy plan. Tam powstala najlepsza plyta Armii - "Legenda". Na Mazurach, przynajmniej przez pewien czas, udalo sie nam stworzyc alternatywna spolecznosc. Zylismy swoim zyciem i od wszystkiego zlego bylismy z dala. Przestalo to wychodzic, gdy powoli wszyscy wrocili do Warszawy i w koncu zostalem tam sam. W koncu tez wrocilem. Ale wspominam to bardzo dobrze. -Wasze zespoly mialy proby w warszawskich Hybrydach, klubie prowadzonym przez ludzi z rezimowego SZSP. Nit mieliscie z tym problemu? T.L.: - Na tym wlasnie polega niejednoznacznosc polskiej historii. Dzis ci goscie sa w stowarzyszeniu "Ordynacka", ktore kojarzy sie chyba nawet gorzej niz "zsyp". Ale gdyby nie oni, naszych zespolow w ogole by nie bylo, albo nikt by o nich nawet nie uslyszal. Byc moze byli oportunistami, karierowiczami i dlatego trzymali z czerwonymi, ale to oni nam dali szanse zrobienia czegokolwiek. Nigdy nie napuszczali na nas cenzury, a nawet chyba cieszylo ich, ze robimy cos, co podkopuje ten system. Drukowali plakaty, organizowali koncerty, dawali lewe zaswiadczenia o zatrudnieniu, zeby nie dreczyla nas milicja. R.B.: - "Gasior" - Slawek Rogowski, ktory kierowal Hybrydami, byl chyba najwiekszym opiekunem rockowej kultury niezaleznej w tym kraju. Zawdzieczamy mu naprawde wiele. To dzieki niemu powstal festiwal Robreggae - oaza wolnosci, bez cenzury i ubekow. Nie dosc, ze nam pomagal, to jeszcze nas bronil. Na sam zespol Izrael 27 osob - roznych kumpli zupelnie niezwiazanych z muzyka - mialo zaswiadczenia o zatrudnieniu, choc naprawde w zespole gralo w szczycie tylko szesc osob. Pamietam, jak za Darkiem Malejonkiem przyszla do Hybryd milicja. Chcieli go zgarnac na dolek. "Gasior" w ogole z nimi nie pertraktowal, tylko kazal im wypierdalac. Nigdy tez nie wmanewrowal nas w zadna polityczna afere. Nie dopuszczal do nas swoich czerwonych kumpli. W jakis sposob chronil nas przed systemem. I za to jestem mu wdzieczny. - Po powstaniu Izraela Ty, Tomku, po raz pierwszy wznowiles dzialalnosc Tiltu. T.L.: - Zostalem bez przydzialu. Doszedlem do wniosku, ze nic madrego nie wymysle, wznowilem, wiec pierwszy zespol. Z czasem sytuacja na rynku fonograficznym zaczela sie klarowac. Tonpress wydawal single, a my nagrywalismy piosenki. W polowie lat 80 zaczelismy dzialalnosc bardziej komercyjna. -Wielu fanow mialo do Was o to pretensje. Z legendarnej postaci polskiej sceny alternatywnej stales sie piosenkarzem. Dlaczego? T.L.: - Ta zmiana to byl swiadomy wybor, z tym ze nie stalem sie piosenkarzem. Gdzies w latach 1984-85 na koncertach punkrockowych pojawila sie nowa publicznosc. Narabane, bezmyslne prymitywy. Nie chcialem dla nich grac. Postanowilem robic muzyke dla nieco szerszego odbiorcy. -To byli prawdziwi punkowcy! T.L.: - Gowno mnie obchodzi, kto to byl. Ja bylem inny i nie chcialem dla nich grac. Olewam stylistyczna wiernosc punk rockowi. Gdybym ja wybral, stalbym sie skansenem jak np. UK Subs. Nie mozna sztuki traktowac w kategoriach wiernosci lub zdrady. Zreszta jak slysze "prawdziwi punkowcy", to zaraz czekam, az ktos powie np. "prawdziwi Polacy" albo cos takiego. To znaczy, ze sa tez nieprawdziwi, ktorych ci "prawdziwi" beda chcieli wyeliminowac. -Niektorzy twierdza, ze Wasze drogi sie rozeszly, bo Tomek chcial zrobic kariere i lepiej zarabiac. R.B.: - Ja tez chcialem zarabiac. Nie mam alergii na pieniadze. Nie ma w tym nic zlego. Nasze drogi nie rozeszly sie z jakichs przyczyn doktrynalnych. Dowodem na to jest chocby to, ze na wiekszosc spraw mamy podobny poglad. Kazdy z nas probowal robic swoje. Tez chcialem pisac piosenki, ktore beda grane w radiach i zdobeda popularnosc. Nie potrafie jednak robic tego z premedytacja. Muzyka wynika z wnetrza, musi byc szczera. Moze moje wnetrze nie jest nitowa? Moja niezaleznosc polegala wylacznie na tym, ze nie dalem sobie mowic, jak powinienem grac. T.L.: - Ja nie zaczalem pisac piosenek z mysla o kasie. Chcialem zbadac nowe terytoria. Czy to jest lepsze, czy gorsze - to sprawa indywidualna. Nigdy nie chcialem grac muzyki takiej jak De Mono. - Napisales piosenke "Runal juz ostatni mur", ktora w 1989 r. okazala sie prorocza. T.L.: - To byl przypadek. Piosenka byla o relacjach miedzyludzkich. Po 1989 r. nie odnalazlem sie. W zasadzie przestalo mi sie chciec. Nie chcialem zadawac sie z powszechnym w show-biznesie typem buraka-cwaniaka. W 1993 r. zycie w Warszawie zbrzydlo mi do tego stopnia, ze przenioslem sie do Trojmiasta. Po pewnym czasie to sie zaczelo zmieniac. Znowu podjalem jakies muzyczne proby Jednak pomalu doszedlem do wniosku, ze nie mam adresata. Zajalem sie muzyka po to, zeby sie dzielic z ludzmi swoimi przemysleniami, nastrojem. Chcialem to robic nadal, ale w latach 90. nikt nie chcial tego sluchac. Ludzie zachlysneli sie materializmem. Runal mur i na jego miejscu pojawil sie jarmark. - A moze chciales robic komercyjna muzyke i Ci nie wyszlo? T.L.: - Gdybym chcial robic komercje, to by mi wyszlo. Wszystko, co w zyciu robilem, bylo szczere. Gdybym chcial robic muzyke z wyrachowania, dla kasy, to mysle, ze odnioslbym sukces. Ale musialbym stac sie kukielka jak inni. Tymczasem w latach 90. nagralismy plyte "Cosmopolis" Brygady Kryzys, nagralem tez album autorski, tak daleki od komercji, jak tylko mogl byc. -Jak to sie stalo, ze prekursor punk rocka w Polsce wlozyl garnitur i stal sie dyrektorem w firmie fonograficznej? T.L.: - Trzeba bylo jakos zyc. Zreszta te wszystkie zarzuty o zdrade idealow traktuje jako totalne bzdury. Ktos zdobyl slawe, malujac kola, ale to wcale nie znaczy, ze musi to robic do konca zycia. Jesli pozniej wielbiciele kol sie na niego obrazaja to po prostu dziecinada. Praca w BMG bardzo mi sie nie podobala. Mialem tam wyszukiwac mlode talenty, ktore moglyby sie sprzedac na polskim rynku. W 1993 r. znalazlem zespol, ktorego potencjal rynkowy ocenialem wysoko, niezaleznie od mojego prywatnego gustu. Mielismy juz wynegocjowany kontrakt, ale kierownictwo BMG go storpedowalo. Ten zespol nazywal sie Varius Manx. Jego lider Robert Janson poszedl wiec dwie ulice dalej i podpisal kontrakt z firma Zic-Zac (ktora, zeby bylo smieszniej, dzis jest czescia BMG). Denerwowalo mnie butne przekonanie moich szefow, ze miedzy rynkiem polskim a niemieckim nie ma zadnej roznicy. -Robert, dlaczego odszedles z Armii? R.B.: - W pewnym momencie przestalismy sie dogadywac. Chodzilo glownie o styl. Nie bylo moim Darzeniem, zeby grac jak Metallica, czy Bad Brains... - Czesc zespolu twierdzi, ze wpadles w narkotyki. R.B.: - Zawsze palilem duzo marihuany, wszyscy o tym wiedza. Twierdze jednak, ze nigdy nie mialo to zlego wplywu na moja prace jako muzyka. Slyszalam oczywiscie to, co mowili o mnie za plecami, ze jestem coraz slabszy, ze nie szanuje zespolu. Zrobilismy wiec zaklad: podczas koncertu kazdy mial policzyc swoje bledy Program Armii byl bardzo trudny, a mimo to koledzy nie mogli wytknac mi zadnej pomylki, choc sam wiedzialem o kilku swoich minimalnych potknieciach. W pewnym momencie przestalem sie czuc w Armii jak w klubie przyjaciol. Bolalo mnie, ze pewne rzeczy nie byly mowione w oczy. Nie podobalo mi sie tez to, ze mojej firmie Zlota Skala bardzo znany zespol Armia nie placil wlasciwie za nic, nawet za tasmy. Liczylem, ze Armia pomoze innym zespolom, a wychodzilo na to, ze to ja musze dokladac do Armii. Niedlugo pozniej Budzynski dostal religijnego swira i zaczal wszystkich nawracac. Nie chcialem uczestniczyc w czyms, czego tak naprawde nie czulem. Przez lata 90 uczestniczylem w bardzo wielu projektach muzycznych. Wlasne studio bardzo to ulatwialo. Wydaje mi sie, ze powstalo w tym czasie wiele fajnych rzeczy. - Historia zatoczyla kolo i znowu jestescie w Brygadzie Kryzys. Nie czujecie sie za starzy? R.B.: - Boje sie, ze moge kojfnac w czasie koncertu (smiech). T.L.: - Nie czuje sie stary i nie mam zadnych kompleksow, choc na koncerty przychodza ludzie w wieku moich dzieci. Wydaje mi sie, ze ludzie instynktownie wyczuwaja prawde w tych przedsiewzieciach artystycznych, w ktorych ma ona jakikolwiek sens. W tym sensie wiek nie ma znaczenia. Nie mamy zamiaru sie mizdrzyc, udawac. Byc moze nie bedziemy sprzedawac 100 tys. egzemplarzy plyt i grac na stadionach, choc byloby to przyjemne. Mam jednak nadzieje, ze nie czeka nas rozczarowanie. - Macie o czym spiewac? R.B.: - No jasne. Na przyklad o zjawisku VIP-ow. Wytworzyla sie nowa kasta ludzi uprzywilejowanych wlasciwie w kazdym aspekcie zycia spolecznego. Politycy, biznesmeni, biskupi, aktorzy, muzycy, rozne telewizyjne slawy... Gdzie sie podzial egalita-ryzm, jedna z najwazniejszych zdobyczy demokracji? Podjezdzam samochodem na lotnisko i nie moge zaparkowac, bo nie ma miejsc. Tuz obok wejscia jest wielki, pusty i bezplatny parking dla VIP-ow. Skoro sa VIP-y (very important person), to musza byc tez NlP-y (not important person). Wiekszosc z nas to NIP. 3 Taki byl duch czasu Rozmowa z Tomaszem Budzynskim, liderem Siekiery, Armii i 2Tm2,3-Pochodzimy z tych samych stron -Ty z Pulaw, ja z Kazimierza Dolnego. Jak wspominasz te miejsca z dziecinstwa? Nie mieszkam juz w Pulawach od wielu lat, a bylo mi tam bardzo dobrze. Moje miasto, Kazimierz, Naleczow to miejsca magiczne. Ich pejzaze mnie ksztaltowaly. Zawsze odbieralem swiat przez obraz, dlatego po podstawowce poszedlem do liceum plastycznego w Naleczowie. Bylem chuliganem i czesto wagarowalem, ale zamiast pic zury w knajpach, wloczylem sie po wzgorzach, wawozach i polach. Tesknie za tym. Mieszkam teraz w Poznaniu i ciagle mam poczucie, ze jestem tu tylko przejazdem. Pulawy to male miasto, czulem sie bezpiecznie, bo wszystkich znalem, od miejscowej inteligencji po najwiekszych zakapiorow. Nigdy wiec nie bylem jakos przesladowany za ekscentryczny wyglad czy alternatywny sposob zycia. Obracalem sie glownie w srodowisku uczniow szkol artystycznych. Imponowali mi ci wszyscy malarze, ekscentrycy, wariaci, ktorzy zjezdzali do Kazimierza. Choc bylem biednym chlopcem z malego miasta, chcialem byc jednym z nich. Chcialem malowac. - Buntowales sie przeciwko rodzicom? Pochodze z przecietnej rodziny. Nie chcialem tak jak moi rodzice wstawac rano i przez cale zycie pracowac w biurze. Rodzice nie byli kims, kogo chcialem nasladowac. Oni ze stoickim spokojem przyjmowali najpierw moje dlugie wlosy, a pozniej irokeza na glowie. Bali sie jedynie narkotykow, bo Pulawy byly nimi skazone. Nie wiem, skad sie to bralo. Jeszcze zanim pojawil sie "kompot", jezdzilismy na pola i nacinalismy makowki. Potem wszyscy grzali te substancje jedna brudna strzykawka. Nieraz uczestniczylem w takich wyprawach, bo wszyscy pulawscy hipisi byli moimi kolegami. Mialem szczescie, bo brzydzilem sie brudnych strzykawek. Opowiesci kolegow tez nie byly zbytnio zachecajace. Ja chcialem innych narkotykow, wizji, halucynacji jak Witkacy, a nie wymiotowania w pozycji embrionalnej. Wszyscy ci ludzie juz nie zyja. Pan Bog mnie strzegl. -Zadawales sie z chuliganami? -Tak. W Pulawach kazdy mlody chlopak byl hipisem albo gitowcem, ale mnie imponowali artysci. Dlatego np. polityka interesowala mnie znacznie mniej, choc mialem z nia do czynienia na kazdym kroku. - W jaki sposob? Nigdy nie bylem w to zaangazowany. Gdy wybuchly strajki na Wybrzezu i zaczela sie "Solidarnosc", bylem w liceum. Wspominam to jak rozblysk, maksymalny czad. Sledzilem wydarzenia i podejrzewalem, ze to nie potrwa dlugo. W 1981 r. mialem dziewczyne w Warszawie. Jezdzilem do niej co niedziela. I nagle bum, stan wojenny. Przerazilem sie, powialo groza. Nie moglem do niej pojechac, na dworcu wojsko. Wtedy przed polityka nie mozna bylo uciec, ona dotykala cie bezposrednio. Nie mozna bylo byc obojetnym, bo wladza byla bardzo opresyjna. Nie bylem zadnym patriota ktory konspirowal i chcial obalic dyktature. Bylem przeciw, bo nie moglem spotkac sie z dziewczyna. - Jak sie zetknales z punk rockiem? Po prostu ich zobaczylem. Spodobal mi sie ich wyglad. Pozniej przyszla muzyka. Ktoregos lata pojechalem na zlot hipisow w Czestochowie. Walesalem sie z kolegami po polu namiotowym, ludzie cpali, grali na gitarach. Nagle z daleka uslyszelismy muzyke. To byl prawdziwy czad. Podeszlismy do miejsca, z ktorego dochodzila. Koles niewygladajacy na hipisa siedzial przy jakims zachodnim magnetofonie. Pytam sie: "Co to jest?". Gosc spojrzal na mnie groznie i mowi: "Ramones". Mial oryginalna kasete. Stalismy przy nim kilka godzin. "Czego wy wlasciwie sluchacie?" - zapytal nas z drwina. "Judas Priest" - odpowiedzielismy niesmialo, myslac, ze to bedzie cos z jego klimatow. On spojrzal na nas z pogarda i wytlumaczyl, ze to jest punk rock. Pozniej pojechalem na festiwal muzyki rockowej w Lubaniu. Tam bylo juz duzo punkow. Po powrocie do domu tez juz bylem punkiem. Bylismy biednymi chlopcami z prowincji. W pieciu czy w szesciu skladalismy sie na jedna plyte The Stranglers czy Sex Pi-stols. Ja jechalem kupic ja do Warszawy, a pozniej sluchalismy jej na okraglo przez cala noc. - To byla kontestacja czy raczej moda? Wiesz, teraz latwo do tego dorabiac ideologie. To byl po prostu duch czasu, taki wial wiatr. Chcialem w tym uczestniczyc. Mysle, ze niewielu ludzi zastanawialo sie, dlaczego sa hipisami, punkami. To dzieje sie raczej spontanicznie, na podworku. Ci, ktorzy sobie takie rzeczy kalkuluja zostaja raczej politykami. Chodzilo przeciez tylko o to, zeby byc razem, ideologie przychodza pozniej, bo my tak naprawde kontestowalismy wszystko i czulismy nienawisc do wszystkiego. I bylo to slychac w zespole Siekiera. - Jak powstala Siekiera? Na podworku. Przesiadywalismy tam godzinami, gadajac i palac papierosy. Zawsze ktos mial gitare i gral. Mistrzostwem swiata byly "Schody do nieba" Led Zeppelin. Niewielu to potrafilo. Ale zagrac Sex Pistols potrafil prawie kazdy, nawet ja. Zalozylismy, wiec zespol, bo okazalo sie, ze w Empiku w piwnicy jest wolna kanciapa. W 1983 r. pulawski klub Mozaika zorganizowal przeglad kapel mlodziezowych i wystapilismy jako Siekiera, grajac piosenki The Exploited, Discharge i UK Subs. Chyba miesiac pozniej kumpel, ktory studiowal w Lublinie, zorganizowal nam koncert. Okazalo sie, ze oprocz nas maja zagrac inne zespoly: Dezerter, Abaddon i Kult - wielkie juz gwiazdy. W garderobie narobilismy takiego syfu po pijanemu, ze wszyscy sie bali do nas podejsc, tylko pytali: "Kto to jest?". Szczegolnie zainteresowal sie nami chlopak z Warszawy Grzegorz Brzozowicz, wtedy menedzer Kultu. Mielismy zagrac na poczatku, ale okazalo sie, ze nasz perkusista jest nieprzytomny. Probowalismy wiec szybko przeszkolic palkera z zespolu Abaddon. Chlopak troche sie bal, wiec w koncu nie wystapilismy. Brzozie chyba sie spodobaly nasze "wystepy" w garderobie i zaproponowal nam koncert w Warszawie w klubie Remont. Juz po otrzezwieniu bylismy tym bardzo podekscytowani. Doszlismy do wniosku, ze lepiej, jak zrobimy szybko wlasny repertuar. Tomek Adamski napisal genialne teksty. Sztuka wyszla niesamowita. W Warszawie doszlo do konfrontacji z tamtejsza zaloga, byla bijatyka i to wtedy rzucony zostal przez Adamskiego po raz pierwszy slynny tekst: "Swiry do przodu, prochno za drzwi". - Dobrze wygladaliscie? Ja mialem irokeza, a Adamski byl lysy i nosil brode. To publicznosc doprowadzalo do szalu, bo punk nie mogl nosic brody. Ten ruch robil sie powoli zuniformizowany. My lamalismy wszelkie konwenanse. Siekiera uznawana jest za najbardziej brutalny 1 agresywny zespol w historii polskiego rocka. Ciagle ktos przychodzil i pytal sie, czy jestesmy punkami, czy skinami, ale Siekiera to bylo cos wiecej. Byl to na Polskiej scenie zespol absolutnie oryginalny. Juz wtedy gralismy na mocno obnizonym strojeniu, a Adamski mial zalozone w gitarze tylko trzy struny. - W 1984 r. pojechaliscie do Jarocina. To byl total. Wywolalismy najwieksze pogo w historii tego festiwalu. Razem z Prowokacja i Moskwa bylismy jednymi z laureatow, dostalismy w nagrode wzmacniacz jako najbiedniejszy zespol. Bylem w siodmym niebie. Poznalem kolesi, ktorzy dla mnie - chlopaka z malego miasta -byli dotad legendami, np. Roberta Brylewskiego czy Slawka Golaszewskiego, ktorzy podeszli wyrazic dla nas swoje uznanie. Ktoregos dnia rano ide na sniadanie, a naprzeciwko mnie staje Zbigniew Holdys. Znalem go z telewizji, ale takie zespoly jak Perfect my, punkowcy mielismy w glebokiej pogardzie. On chyba o tym wiedzial, bo w Jarocinie nie czul sie dobrze. Bez slowa przybil mi piatke. Nigdy pozniej go nie spotkalem. Z ludzmi grajacymi w 1984 roku laczy mnie niewidzialna, sentymentalna wiez, ciagle jestem fanem Variete, Made in Poland czy Fortu BS. - Wlasciwie dlaczego gardziliscie takimi zespolami, jak Perfect, Lady Pank czy Maanam? Bo puszczali ich w telewizji, a telewizja - jak wiadomo - klamie. Jednak festiwal w Jarocinie tez byl takim wentylem bezpieczenstwa. Nic przeciez w tym kraju nie moglo sie odbyc bez zgody jakiegos czerwonego pajaka. Co roku, tuz po przyjezdzie do Jarocina, na probie dostawalem od smutnego pana karteczke: "Biuro Sluzby Bezpieczenstwa, prosze stawic sie o godzinie 17". Zadawali tam jakies kretynskie pytania typu: "Jak wam sie, obywatelu, tu podoba?". Ale chodzilo naprawde o to, by pokazac nam, ze jestesmy pod scisla kontrola, ze nie ma co fikac. Czesto tez urzadzali rozne prowokacje. Kiedys milicja weszla do naszego pokoju o 5 rano i wyprowadzila mnie w kajdankach. "Teraz zobaczymy, czy bedziesz taki madry!" - krzyczeli. - "Obrabowales sklep!". Pobrali moje odciski palcow i przesluchiwali. Nie wiedzialem, czy w ogole jeszcze zagram. Po kilku godzinach wypuscili mnie bez slowa. Jarocin byl w jakims sensie wygenerowany przez wladze, choc szybko sie okazalo, ze system nie jest w stanie do konca go kontrolowac. - Dlaczego odszedles z Siekiery? Ciagle klocilem sie z Adamskim. Chcialem miec jakis wplyw na zespol, a on byl bardzo autorytarny. Ten kryzys wynikal z naszego egoizmu. Moze to i dobrze. Do dzis uwazam go za geniusza. Pisal doskonale teksty. Zaluje, ze rzucil muzyke. Kiedys czytalem jego wiersze w "bruLionie". Siekiera juz beze mnie nagrala plyte, ktora ukazala sie 1986 r., pt. "Nowa Aleksandria". To byla juz zupelnie inna muzyka, bardziej nowofalowa. Pozniej - z tego, co wiem - wszystko sie rozsypalo. Tomek zrezygnowal z grania, Maliniak - basista - zamieszkal z rodzina na wsi, tam, gdzie Sloma i Kleyff, i chyba cos gra. Krzyska Grele, ktory gral na perkusji, przez pomylke zabili ruscy W pulawskiej restauracji Pod debami. Mieli kropnac jego brata. Gdy odszedlem z Siekiery, Brylewski z Golaszewskim od razu zaproponowali mi, zeby zrobic cos razem. Dla mnie to byl ogromny komplement. Robert mial duze cisnienie na ostra muzyke, a Izrael gral reggae. W 1985 r. powstal zespol Armia. Nie marzylem o tym w najsmielszych snach. I okazalo sie, ze stoje na scenie, a przede mna 20 tys. ludzi i setki kaseciakow, ktore nagrywaja nasza muzyke. - Nie grozilo Ci wojsko? Gralem w Armii, a armia ludowa o mnie zapomniala. Przez rok studiowalem na KUL-u. Z katolickiej uczelni nie brali. Szybko mnie jednak wyrzucili ze studiow. Balem sie jak cholera, bo wszyscy koledzy dostawali bilety. Udawali wariatow, robili lewe operacje. Do mnie nic nie przychodzilo. Minelo piec lat i WKU przyslalo mi pismo, zeby dostarczyc dyplom ukonczenia studiow. Oczywiscie nie mialem zadnego dyplomu, wiec mialem problem. Tak sie zaczela moja wielka ucieczka na Mazury, ktora trwala dwa lata. - Co tam robiles? Nad jeziora przeniosly sie zespoly Armia i Izrael. Znajomy Roberta, ktory mieszkal w Anglii, kupil na Mazurach 50 hektarow ziemi, na ktorej staly cztery domy. Powiedzial, ze jak chcemy, to mozemy tam mieszkac. Tam, w Stanclewie, powstala plyta "Legenda". To byl piekny czas. Lasy, pola, jeziora... Niektorzy kompletnie od tego odlatywali. Rodzily sie w glowach niesamowite projekty, glownie po jointach i grzybach halucynogennych. Robert caly czas mial wlaczone radio na Wolna Europe, byl 1988 rok i znowu zaczynaly sie strajki. - Z czego zyliscie? Do dzis nie wiem. Pamietam, ze sprzedawalismy butelki. Zylismy swiezym powietrzem. Zawsze jakos starczalo na fasole, chleb i fajki. Od czasu do czasu ktos przywozil z miasta pare groszy. Czasem gralo sie koncerty, ale rzadko. Gdy bylo juz naprawde zle i bylismy glodni, chodzilismy do Tomasa i Klaudii, zaprzyjaznionych ludzi w sasiedztwie. Klaudia byla bogata z domu i zawsze miala kase. Siadalismy przy stole i czekalismy, az nas poczestuja. - Miales do czynienia z cenzura? Nigdy nie bylem na ulicy Mysiej. Przed koncertami na festiwalach oddawalismy do cenzury teksty nieistniejace. Nigdy nie bylo wpadki. Raz tylko bylem swiadkiem cenzorskiej ingerencji w Jarocinie. Mrowa z zespolem Immanuel na probie zaspiewal piosenke: "Niepotrzebne nam CIA / niepotrzebne nam PZPR". I zespol nie mogl wystapic. Cenzura zreszta byla bezsilna, bo kazdy wiedzial, o co chodzi. Nigdy nie pisalem tekstow politycznych. A rozni interpretatorzy doszukiwali sie tam tresci, na ktore sam bym nie wpadl. Gdzies uslyszalem, ze moj utwor "Aguirre" jest o emigracji. Coz, ja - jako autor - zawsze myslalem, ze ta piosenka jest po prostu o filmie Herzoga "Aguirre, gniew Bozy", o szalenstwie i zaslepieniu, o ludzkiej chciwosci. Dziwne rzeczy wymyslali na temat mojej blazenskiej czapki, w ktorej wystepowalem: "Polski etos, Stanczyk, sumienie narodu..." (smiech). A mnie po prostu sie ta czapka podobala i tylko dlatego ja nosilem. Uszyla ja moja kumpela z ASP. Mam ja do dzis. - Polska rzeczywistosc Cie nie inspirowala? Nie bardzo. Inspirowal mnie Tolkien. Pierwsze Piosenki Armii: "Jezeli" czy "Jestem drzewo, jestem Ptak, to teksty pisane pod wielkim wplywem autora "Wladcy pierscieni". Slawek Golaszewski twierdzil, ze jest to "gleboka ekologia". O polityce spiewaly takie kapele jak Dezerter czy Izrael. To byly swietne zespoly, ale Armia poruszala sie raczej w sferach duchowych, a na samym poczatku byla to duchowosc tolkienowska. To dzialanie mialo duzo glebszy kontekst, ale nie byla to juz tylko nasza zasluga. -Zawsze byles czlowiekiem religijnym? Tak. W dziecinstwie chodzilem do kosciola i zawsze gdzies gleboko to we mnie siedzialo. Tak jak wielu mlodych ludzi w Polsce w pewnym momencie przestalem praktykowac. To normalne, bo w naszym kraju nie ma wlasciwie wychowania chrzescijanskiego, choc kazdy czlowiek ma w sobie pewna religijnosc naturalna. Nie ma prawdziwej, glebokiej katechezy chrzescijanskiej, ktora powinna odbywac sie w rodzinie. W pewnym momencie rozdzwiek miedzy sacrum a profanum staje sie nie do zniesienia. Bo aby samemu zostac chrzescijaninem, najpierw trzeba chrzescijanina spotkac. Jak wielu innych ludzi zyjacych w podobno katolickim kraju mialem wokol siebie - w rodzinie, w szkole, na podworku - raczej antychrzescijanskie wzorce. To jest sprawa kluczowa, bo chrzescijanstwo - Dobra Nowina dla kazdego - nie moze objawic sie w swiecie, nie moze, bo nigdzie nie widac chrzescijan. To jest dramat. Nigdy jednak nie przestalem wierzyc w Boga. Pod koniec lat 80. mialem juz inna swoja religie - gnoze. Gdy wyszla plyta "Legenda", Golaszewski zaniosl moje teksty Jerzemu Prokopiukowi. On do kazdego utworu napisal interpretacje. Cala "Legende" nazwal "perla poezji gnostyckiej", pisal o odrodzeniu sie gnozy na marginesie kultury. Czego mi jeszcze bylo trzeba? - Kosciol w latach 80 byl oaza dla srodowisk opozycyjnych. Nie ciagnelo Cie tam? Nie. Chociaz to normalne, ze gdy ludzie sa w opresji, szukaja schronienia w swiatyniach. Tam przynajmniej wszyscy byli razem, mieli poczucie wspolnoty. Ale ja uwazam, ze Kosciol nie powinien zajmowac sie polityka, stawac po jakiejs stronie politycznych rozgrywek. Polska specyfika polega na tym, ze Kosciol utozsamiany jest z narodem, z ojczyzna z prawica. To kompletne nieporozumienie, bo katolicki znaczy powszechny. Chrzescijanstwo nie jest z prawicy ani z lewicy, chrzescijanstwo jest z nieba. - Jak wspominasz rok 1989? Jeszcze mieszkalem na Mazurach. To byla wielka ulga. Moze nie odczuwalem takiej euforii jak w 1980 r., ale bylo fajnie. Skonczyla sie komuna. Po raz pierwszy poszedlem glosowac. Poza tym to byl dziwny czas, bo stalem sie "gwiazda rocka". Bylo przyjemnie, choc niebezpiecznie. Dotad "gwiazda rocka" bylo dla mnie okresleniem pejoratywnym. Tak mowilem o muzykach Lady Pank czy Lombardu. Niepostrzezenie zblizalem sie do tego typu zycia, choc tego nie chcialem. Pamietam, jak w klubie Fugazi przed naszym koncertem przyszla do mnie niezla laska i mowi: "Patrz, mam dla ciebie najlepszy stuff na swiecie, <>" (smiech). Czy chcesz, czy nie, ludzie traktuja cie niekoniecznie tak, jak bys chcial, bo ludzie potrzebuja mitow. - W jaki sposob trafiles do Kosciola? Ta moja pseudoduchowosc, ta pseudomistyka, image maga prowadzily do paranoi. Przychodzily do mnie po koncertach dziewczyny, zebym je uzdrowil. A ja jak kretyn nakladalem rece na glowy i "napromieniowywalem moja energia". Interesowalem sie okultyzmem, niby wszystko mialem, a bylem bliski obledu. Nikogo tak naprawde nie kochalem i nie bylem kochany. Bez tego czlowiek powoli umiera. Szukalem tego w roznych rzeczach - w muzyce, w kobietach, w sztuce... Ale to sa namiastki, ktore nie daja czlowiekowi szczescia. Bo w koncu kazdy staje wobec podstawowego pytania: Po co zyje? Jaki sens ma moje zycie? Sztuka i inne rzeczy nie sa w stanie udzielic na to odpowiedzi. A to jest fundamentalna sprawa psychicznej egzystencji. Moja dziewczyna, a obecnie zona, Natalia byla w jeszcze gorszym dole - depresja i proby samobojcze. Balem sie wyjsc z domu. Ani ja, ani ona nie moglismy nic na to poradzic, bo na to nie ma lekarstwa, kto sie z tym zetknal, wie o tym dobrze. Lecielismy w dol, w przepasc. Zadna ludzka sila nie mogla tego zatrzymac. I zdarzyl sie cud. Ktoregos dnia na Starym Miescie spotkalem starego kumpla ze szkoly plastycznej w Naleczowie. Byl kiedys strasznym chuliganem, wiec go wywalili. Ostry gosc. Lapy w sznytach... Lubilem go. "Co ty tu robisz, Piotr?" - pytam. "Nazywam sie teraz Augustyn i mieszkam sobie" - on na to i pokazuje na klasztor paulinow. Nie moglem uwierzyc. Zaczelismy sie odwiedzac, bo ja i Natalia mieszkalismy dwie ulice dalej. Ktoregos dnia przyszedl i zapytal Natalie, czy nie chce sie wyspowiadac - ni z gruchy, ni z pietruchy. Moja obecna zona byla wowczas bardzo anarchistycznie-fe-ministyczno-antyklerykalna, a u spowiedzi nie byla z dziesiec lat. Uwazala, ze Kosciol to Babilon. Wyobraz sobie, ze ona sie wyspowiadala i wszystko przeszlo bez sladu w ciagu jednej chwili. Nigdy wiecej nie powtorzyly sie samobojcze proby. To byl prawdziwy, bezsprzeczny cud, ktorego bylem swiadkiem. Ja w to wierze, bo dla mojej zony nie bylo juz ratunku. A Chrystus obecny w tym sakramencie uzdrowil moja zone. Wskrzesil ja. Nie moge teraz zyc, tak jakby tego nie bylo! - / stales sie glosicielem Dobrej Nowiny... Jestem narwany, wiec od razu zaczalem pisac teksty o tym, ze jest Bog, ktory nas kocha. Cieszylem sie, skakalem z radosci. Moi koledzy patrzyli na mnie i stukali sie w glowe: "Budzy zwariowal". A ja bylem szczesliwy, bo jesli cudem odzyskasz nogi, to wszedzie chcesz biegac. - Dlatego Brylewski opuscil Armie? Byc moze byla to jedna z przyczyn. Moze uznal, ze ja mam juz absolutny odlot, spiewam o Bogu, mowie ludziom o Chrystusie, wiec on tu troche nie pasuje. To chyba bylo jednak bardziej zlozone. Mysle, ze w pewnym momencie Robert juz nie dawal sobie rady ze soba. Serce mi peka z zalu, bo bardzo go kocham i wiele mu zawdzieczam. Jest to jeden z najfajniejszych ludzi, jakich spotkalem w zyciu. Szkoda, ze dzis juz nie mam z nim takiego kontaktu. - Jak zareagowali Twoi fani na nowe oblicze Armii? Wielu negatywnie. Nagle okazalo sie, ze mam bardzo wielu wrogow. - Czules sie jak przesladowany, swiety? Przesladowany tak, ale nie swiety. Jestem grzesznikiem. Dlugi czas bylem w uniesieniu, egzaltacji. To czesto rowniez rodzaj zaslepienia. Czasem nawet moze to byc niebezpieczne, ale na szczescie po pewnym czasie mija. - U Ciebie troche to trwalo. Owszem, kilka lat. W tym okresie nagralem dwie plyty - "Triodante" i "Duch". Uwazam je za udane, ale sa tacy, ktorzy okreslaja je mianem religijnego odjazdu. Niektorzy w swojej nadgorliwosci wymyslili dla nas nowy rodzaj muzyki - rock katolicki - co juz zakrawa na kompletny idiotyzm. Cale szczescie nie wszystkim sie udzielil ten "rewolucyjny" zapal! Ja, w kazdym razie, rocka katolickiego nie gram. Ale ta historia przydarzyla sie nie tylko mnie. Podobne doswiadczenia maja Litza, Malejonek, Stopa, Marcin Pospieszalski. Zalozylismy wtedy wspolnie kapele 2Tm2,3, z ktora nagralismy trzy plyty. Wszystkie teksty pochodza z Biblii, wiekszosc z nich to psalmy stworzone wlasnie do spiewania. Czegos na taka skale nikt jeszcze w Polsce nie zrobil, Izrael spiewal wczesniej Psalm 125, zespol Miki Mausoleum tez podobno kiedys spiewal psalmy. Nie wiem wlasciwie, skad sie bralo to wielkie oburzenie na nas. Moze zlamalismy jakis stereotyp srodowiska alternatywnego. - Czy sa jakies elementy nauczania Kosciola, z ktorymi sie nie zgadzasz? To sa glebokie tajemnice. Jestesmy razem z Natalia i dziecmi we wspolnocie Drogi Neokatechumenalnej i powoli odkrywamy ukryte skarby, jakie ma dla nas Bog w Kosciele katolickim. Ta wspolnota wielokrotnie uratowala mi zycie i niby dlaczego mam nie zgadzac sie z czyms, co uczynilo moje zycie pelniejszym i szczesliwym? Powtarzam, to sa skarby! -W latach 90. byles juz czlowiekiem Kosciola. Czesto wtedy padaly zarzuty, ze kler za bardzo miesza sie do polityki. Mnie sie nie podoba, jak ktos mowi mi, jak i na kogo mam glosowac, poza tym ja jestem bardzo anty-klerykalny. Bo mnie nie interesuje Kosciol jako potega i instytucja. Ja wierze w Kosciol jako wspolnote braci, ktora daje znaki wiary - milosci i jednosci. Milosci, ktora jest silniejsza od smierci i w ktorej objawia sie duch Jezusa Chrystusa. Taki Kosciol istnieje we wspolczesnych katakumbach. - Glosowales na ZChN? Nie. Dla mnie to byla scierna. Osobiscie uwazam, ze potwornie ciezko byc dobrym chrzescijaninem i politykiem jednoczesnie. Bo dla mnie polityka oznacza walke z drugim czlowiekiem, z jego pogladami, wolnoscia itp. A chrzescijanin powinien kochac blizniego jak siebie samego, takze swoich wrogow. Niestety, mam zawsze klopot w czasie wyborow, bo nigdzie nie widze kandydata, na ktorego moglbym uczciwie zaglosowac. - Ale zetknales sie ze srodowiskiem "pampersow". Tak. Za ich kadencji telewizja publiczna nadawala sie jeszcze do ogladania, teraz juz, niestety, nie. - A jaki jest Twoj stosunek do Radia Maryja? Nie slucham tej stacji. Kiedys z Litza wystapilismy w audycji Radia Maryja transmitowanej z jednego z wroclawskich kosciolow. Gralismy na gitarach i spiewalismy psalmy, a pozniej rozmawialismy ze sluchaczami. Bylem w szoku, bo natychmiast zadzwonila jakas pani, krzyczac, ze oto przez nasz wystep nastapila profanacja Najswietszego Sakramentu. Ta rozglosnia dzieli swiat na zlych i dobrych, a ja zaliczam sie raczej do zlych. Dla takich jak ja fanatyzm nie ma litosci, bo fanatyk musi miec jakiegos wroga, ktorego moglby nienawidzic. To jest postawa sprzeczna z tym, czego Chrystus naucza w Ewangelii, w Kazaniu na Gorze. Chrystus kocha kazdego czlowieka, a grzesznikow w szczegolnosci. -Od kilku lat mieszkasz iv Poznaniu. Jak zareagowales, gdy prasa ujawnila skandal z poznanskim arcybiskupem Juliuszem Paetzem? Przezylem to bardzo ciezko. Kazdy czlowiek ma sklonnosc do grzechu, wiec wlasciwie kazdego moze to spotkac. Dlatego nie chce go potepiac, bo wcale nie uwazam sie za kogos lepszego od Paetza. Mimo ogromnego zgorszenia, ktorym zawsze jest publiczne wywalanie czyichs grzechow, dobrze chyba, ze ta sprawa wyszla [na jaw]. To jest wielkie cierpienie Kosciola w Poznaniu i ja wierze, ze to musi miec jakis sens. - Z czego teraz zyjesz? Z muzyki i z malarstwa. Zyjemy skromnie i czasem ledwo nam starcza. W dobie powszechnego schamienia mediow wielkie polskie firmy plytowe kazdej glebszej propozycji kulturalnej boja sie jak ognia. Te firmy nastawily sie na lansowanie i wydawanie szmiry. Takie kapele jak my nie maja tam czego szukac. Armia znowu jest w undergroundzie, ale nie moge narzekac. Wlasnie ukazala sie moja plyta solowa "Taniec szkieletow", z ktorej jestem bardzo zadowolony. Jest to zupelnie inna muzyka niz ta, ktora gralem dotychczas. Niektorzy nazywaja to apokaliptycznym folkiem, a inni muzyka dla kobiet. Ostatnio wiele satysfakcji daje mi granie takiej spokojnej, akustycznej muzyki. Poza tym ciagle nachodza mnie ludzie z propozycjami, aby nagrac material Siekiery z 1984 roku. Jest to mozliwe, tylko boje sie, aby powracajaca historia nie powrocila farsa. 4 Nie spiewam dla maklerow Rozmowa z Munkiem Staszczykiem, liderem T.Love-Twoj zespol T.Love istnieje juz dwie dekady - siedem lat w komunie, 13 w wolnej Polsce. Ktory okres byl dla Ciebie lepszy? Po 1989 r. zaczalem zarabiac pieniadze. Pod wzgledem artystycznym chyba tez lepiej wspominam lata 90. Za komuny mielismy pecha. Jak wiekszosc Zespolow wyroslych z tzw. alternatywnej sceny muzycznej, za pozno zaczelismy nagrywac. Plyt z lat 80 nie uwazam za dobre. Jak to w ogole mialo brzmiec, skoro w calej Warszawie znalem raptem trzy osoby, ktore mialy porzadne zachodnie wzmacniacze do gitar? Pierwsza studyjna plyta "Wychowanie" brzmi nie najlepiej. Nie mielismy pojecia, jak sie to robi. Przynioslem do studia plyte The Clash i powiedzialem producentowi, ze chcemy tak brzmiec. "Tu nic nie stroi, to jakas amatorka" - on na to. - "Zrobie z was profesjonalny zespol". I wyszlo, tak jak wyszlo. Choc lata 80 to byl piekny czas. Mam wielki szacunek do tamtej publicznosci koncertowej. Poza tym kazdy ma przeciez sentyment do wlasnej mlodosci. - Czujesz sie przedstawicielem pokolenia stanu wojennego? Tak. Chociaz wlasciwie to rok 1980, a nie grudzien 1981 zdeterminowal moje zycie. W pamietnym sierpniu bylem na pierwszych samodzielnych wakacjach. Objezdzilismy z przyjaciolmi wszystkie festiwale rockowe: Muzyczny Camping w Lubaniu, Pop-Session w Sopocie... Gdy bylismy w Trojmiescie, wybuchly strajki. Chodzilismy pod stocznie, robilismy zdjecia... i bylismy przekonani, ze lada chwila rozpieprza to wszystko ruskie czolgi. Fascynowala mnie rewolucja. To byl prawdziwy impuls do zalozenia punkowej kapeli. Stan wojenny byl dla mnie waznym przezyciem pokoleniowym. -Zaczales studiowac polonistyke na Uniwersytecie Warszawskim w 1982 r. Jak wspominasz tamte czasy? Moj rocznik byl troche uposledzony. Juz rok wyzej byli ludzie zlaczeni poczuciem wspolnoty przez etos strajku studenckiego. Trzymali sie razem - to bylo dla nich przezycie prawie takie jak Powstanie Warszawskie. Ja tez nie lubilem czerwonych, ale dla mnie tamci kolesie byli troche groteskowi. Bylem wtedy pod wrazeniem Gombrowicza, a etosowcy mnie smieszyli. Mieszkalem w akademiku. W moim pokoju bylo czterech gosci. Jeden znacznie od nas starszy -takie chlopskie dziecie z Bialostocczyzny. Jakby zywcem wyjety z "Konopielki". Klimaty czerwone. Byl w SZSP - tak go zycie pchnelo. Drugi byl mocno zaangazowany w opozycje, znal Marka Nowakowskiego, autora "Raportu o stanie wojennym". Trzeci byl przekonanym marksista. Czwarty bylem ja - punkowiec z Czestochowy, grajacy w zespole, o ktorym jeszcze nikt nie slyszal. - Co podobalo Ci sie w Gombrowiczu? To, ze mial dystans do stereotypowej wizji "prawdziwego Polaka". Potrafil wyjsc z pompatycznej polskiej skory, z tego piekielka martyrologii. A wlasnie ci ludzie wowczas na Uniwersytecie do zludzenia przypominali mi groteskowe postacie z "Ferdydurke" czy "Trans-Atlantyku". Gombrowicz mial poczucie humoru. Potrafil sie smiac z tych postaw. - W latach 80. byla moda raczej na Marka Hlaske... Czytalem Hlaske jeszcze w szkole sredniej. Podobalo mi sie jego westernowe chuliganstwo. Pozniej, gdy zaczela sie moda, zdenerwowala mnie ta egzaltacja. Podobnie bylo ze Stachura. W czasie moich studiow pojawilo sie duzo kolesiow w rozciagnietych swetrach z gitarami, spiewajacych "dla kazdego starczy miejsca pod tym wielkim dachem" (smiech). To byl glownie bajer na panny - Stachura, Hlasko... U Hlaski podobala mi sie fascynacja Ameryka ale dla mnie byl troche powierzchowny, bez miecha. Chyba bardziej krecil mnie Milosz. Ogromne wrazenie zrobila na mnie "Rodzinna Europa". Wychowalem sie jednak na Gombrowiczu, Schulzu i Witkacym. Dlatego troche nie pasowalem do etosowcow na polonistyce, smiertelnie powaznych facetow z brodami, do tych panien - niemalze laczniczek AK. Czasy nie byly wesole, czerwony trzymal sie na czolgach, w kopalni Wujek zgineli ludzie. Ale ten caly polski dramatyzm byl troche nie dla mnie. - Jak powstal T.Love? Zaczalem pisac teksty. Na poczatku naiwne kawalki o swiecie, ktory mnie wtedy otaczal. Znalazlem chlopakow w innej klasie, ktorzy grali na gitarze, i zalozylismy zespol Opozycja. To byla kompletna pomylka, bo oni chcieli grac hard rocka, a ja nie umialem spiewac. To tak, jakby Zbigniew Wodecki spiewal z Sex Pistols. W kazdym razie zespol Opozycja zdobyl popularnosc w Czestochowie. Zagralismy tez w 1981 w Jarocinie, po czym kapela sie rozpadla. Namowilem potem innych kolegow i powstal T.Love Alternative. Jeden z naszych kumpli mial duzo kasy, jego ojciec byl wlascicielem wesolego miasteczka i kupil nam pierwsze instrumenty. Nikt z nas nie umial na niczym grac. To byl piekny czas. - Jak udalo sie Warn zaistniec? Puszczano T.Love w radiu? W 1983 wystapilismy w Jarocinie. Ale trudno mowic, ze zaistnielismy. Wtedy istniala w Polsce "oficjalna scena rockowa" - takie zespoly, jak Maanam, Lady Pank, Republika... Puszczali ich w radiu, mieli dostep do studiow nagraniowych. My mielismy status sceny alternatywnej (stad wczesniejsza nazwa naszego zespolu T.Love Alternative), czegos troche poza panstwowym monopolem. Nie bylo szans wydac plyty. Co prawda zaproponowalo nam wydanie kasety podziemne wydawnictwo Nowa, ale nie chcielismy. Nie cierpielismy komuny chronicznie, ale troche za bardzo to nam pachnialo Kosciolem. Od tego tez trzymalismy sie z daleka. - O T.Love pisal w drugie] polowie lat 80. "bruLion". Znales to srodowisko? To bylo chyba najbardziej tworcze pismo w tym czasie. Srodowisko "bruLionu" bardziej znal moj kumpel Pawel Dunin-Wasowicz. Kojarzylem tez dzialalnosc trojmiejskiej grupy happenerskiej Tot-Art. Teraz kazdy z tych ludzi robi cos innego. Robert Tekie-li jest uduchowiony, Pawel "Konjo" Konnak i Krzysiek Skiba poszli w anarchistyczny kabaret, zajmuja sie punkowa rozrywka i konferansjerka (jak kiedys "Lalamido"), Tymon Tymanski robi swietna muzyke. Swietlicki, Stasiuk, Gretkowska, ktorzy publikowali w "bruLionie", poszli swoja droga. - A gdzie podziewal sie w latach 80 T.Love? - Jedynym azylem byly kluby studenckie. - Obstawione przez dzialaczy SZSP? W tym caly paradoks. Wszystkie grupy owczesnego off-u - Kult, Izrael, Dezerter, Armia, T.Love -siedzialy wtedy w Hybrydach. Szefem Hybryd byl "Gasior" Slawek Rogowski, ktory zrobil kilka dobrych rzeczy Robert Brylewski wymyslil festiwal Robreggae i "Gasior" pomogl go zorganizowac. Nie wpuszczal tam zadnej cenzury, ubecji, nie dawal sie wtracac swoim czerwonym kolegom. I tak w srodku Warszawy odbywal sie festiwal bez milicji, na ktorym wszyscy palili marihuane i graly zespoly spoza oficjalnego obiegu. - Moze to byl wentyl bezpieczenstwa stworzony przez wladze? Nie wiem, na ile bylo to celowe dzialanie, a na ile nas wykorzystali. Wentylem na moje oko bylo radio i lista przebojow "Trojki". Tam na poczatku lat 80. pojawilo sie duzo muzyki mlodziezowej, ktorej przedtem nie bylo. W 1985 ruszyla lista przebojow w Rozglosni Harcerskiej Pawla Sity, gdzie puszczano muzyke jakby opozycyjna do tego, co proponowal w "Trojce" Marek Niedzwiecki. Chociaz moze to tez byl wentyl? W kazdym razie pojawila sie wtedy mozliwosc nagrania plyty, bo firma Tonpress potrzebowala swiezej krwi. - I tak skonczyl sie T.Love Alternative? Zostal T.Love. Stalismy sie normalna rock'n'rollowa kapela. Poza tym pod koniec lat 80 slowo "alternatywa" bylo juz mocno nadwerezone. Glupie panny pisaly w anonsach matrymonialnych, ze z muzyki to lubia Michaela Jacksona i polska "alternatywe". - Nosiles swoje piosenki do cenzury? Tak. To byla jedyna szansa, zeby nagrac plyte. - Dales kastrowac sobie piosenki, zeby Ci wydali plyte? Przeciez byliscie punkowcami! Jak nie nagrywasz, to nikt cie nie slucha. Czy myslisz, ze dowiedzialbys sie o istnieniu Sex Pistols czy The Clash, gdyby nie nagrali plyt dla wielkich koncernow? Stary, to po prostu kompromis. - Jak wygladaly te wizyty w cenzurze? Moje teksty cenzurowal pewien starszy facet. To byl teatr. Milo zagajal, mowil o mlodej tworczosci, o poezji. Po czym przechodzil do rzeczy, ale nie w sposob chamski, raczej staral sie grac nauczyciela, ktory daje rady poczatkujacemu tworcy. Mowil na przyklad, ze ta piosenka jest slaba, nie wiadomo, o co w niej chodzi. A ja rznalem glupa. Przyczepil sie do piosenki "Ida zolnierze", ktora byla o bezsensie wojska, o marnowaniu zycia przez dwa lata sluzby. Tlumaczylem, ze jestem pacyfista. A on - ze nie ma tego w piosence. "Nie napisal pan, co sie panu konkretnie nie podoba" - mowil, lekko sugerujac, ze powinno mi sie nie podobac raczej wojsko Reagana. Zmienilem refren z "ida zolnierze" na "ida kolnierze". Doszedlem do wniosku, ze to nawet lepiej, bo tekst wyrazniej pokazywal wojskowa magme. Uwazam, ze ta potyczka zakonczyla sie jeden zero dla mnie. Z wiekszosci tych atakow sie wybronilem. Cenzor przyczepil sie tez do tekstu "Wolny jak taczanka w stepie", dopatrujac sie aluzji do wracajacych wtedy z Afganistanu zolnierzy radzieckich. Komuna cierpiala na paranoje doraznosci. Wytlumaczylem mu, ze to piosenka o Czapajewie i ze to tekst artystyczny a nie polityczny. - Zdarzalo Ci sie przegrac z cenzorem? Przegralem piosenke "Liceum". Nie chodzilo o zaden polityczny kontekst. Po prostu byl w niej wers: "lecz my mozemy to zrobic w szalecie nie lamiac zasad savoir-vivre'u". Chodzilo o to, ze mozna uprawiac seks w szkolnej toalecie. Cenzor wycial slowo "szalet", tlumaczac to wzgledami obyczajowymi. Zmienilem ten wers na "lecz my mozemy to zrobic gdzie indziej". To "gdzie indziej" przestalo miec sens. Dalem ciala. - Nie masz niesmaku, wspominajcie cenzure? Nie wstydze sie tego. Cenzora mozna bylo zrobic w konia i czlowiek mial satysfakcje. Wstydze sie natomiast jednego naszego wystepu w Katowicach. W 1987 wszystkie zbuntowane zespoly z Hybryd: Kult, Armia, Dezerter, T.Love wystapily na Festiwalu Kultury Studentow PRL w Spodku. Na widowni siedzieli Messner i Rakowski. - Wiedzieliscie, ze tak bedzie? Nie. Wmontowano nas w jebana akademie. Zrobili nas jak dzieci. Kazik spiewal tam piosenke "Po co nam wolnosc". Czulem sie, jakbym czekal na tej scenie z wypieta dupa. - Jednak uwazasz, ze zawsze byliscie zespoleni niezaleznym? Tak. Oczywiscie mozna sie z tym nie zgodzic, wychodzac z zalozenia, ze wizyta w cenzurze oznaczala koniec niezaleznosci. -A teraz, gdy nagrywacie dla wielkiej wytworni plytowej? Nie stawiaja Warn zadnych warunkow? Nie. To my stawiamy warunki. Nie wszystkie zespoly maja taka wolnosc. Nam nikt nie moze powiedziec, jak sie mamy ubierac, czy mamy schudnac, czy przytyc, ani jaka muzyke mamy robic. -Czy Twoje teksty z lat 80 niebyly za bardzo zachowawcze? Za to w latach 90 przylozyles postkomunistom w kilku piosenkach. -l teraz, i za komuny pisalem to, co czulem. Masz prawo odbierac moje piosenki z lat 80. jako zbyt zachowawcze. Ale to, ze nie bylo w nich otwartego potepienia systemu, nie wynikalo ze strachu. Taka mialem wtedy swiadomosc - moze chlopieca licealna. A poza tym zawsze draznila mnie nachalna publicystyka w rock'n'rollu. - T.Love sie skomercjalizowal? Pawel Dunin-Wasowicz napisal kiedys w "Machinie", ze T.Love gladko przeszedl od alternatywy do komercji. A wedlug mnie komercja istnieje naprawde w twojej glowie - jesli zastanawiasz sie, jak zrobic muzyke czy film tak, by zarobic kase. My nigdy tak nie myslelismy. Krytycy sa przekonani, ze nasze lzejsze plyty, takie jak "M Capone" czy "Chlopaki nie placza", to posuniecia komercyjne. Kazdy artysta chce sprzedawac plyty i byc zauwazonym. Jesli ktos sprzedaje ich duzo, to jest komercyjny. Ja sie nie porownuje, ale czy The Rolling Stones albo U2 to tez komercja? T.Love po prostu robi swoje. Piszac piosenke, nie mysle o kasie, ale ludzie oczy-wiscie mi nie wierza. Koles cos tam przezyl na wakacjach w 1987 przy piosence "Garaz" i teraz pyta: "Dlaczego nie gracie takich kawalkow jak kiedys?". On nie slucha muzyki, tylko wspomina. Zycie to nie film, ktory mozna cofnac, dlatego nie mam zamiaru udawac nastolatka z IV liceum w Czestochowie. Jestem juz innym czlowiekiem. Z nikim sie nie umawialem, ze do konca zycia bede gral punk rocka. -Spotykasz sie czasem z zarzutem, ze nie jestes juz artysta waznym, zaangazowanym w zycie publiczne? Mam to gdzies. Zycie publiczne nie jest juz ciekawe. Nasz kraj cierpi na chroniczny brak elit. Te, ktore zostaly, sa waskie i slabe. Nie mamy polityka na miare Havla, ktory bylby pomnikiem, a jednoczesnie przyjaznil sie na przyklad z Lou Reedem. O czym mam niby pisac? O polityce? Nie jestem publicysta. W polowie lat 90. na plycie "Al Capone" znalazlo sie kilka nawiazan do wyborow prezydenckich wygranych przez Aleksandra Kwasniewskiego. To byly moje ostatnie teksty na ten temat. Nie lubilem wtedy Kwasniewskiego. Kojarzyl mi sie z cynicznym oportunizmem starych dzialaczy SZSP, ktorzy jeszcze niedawno chodzili na czerwonym pasku, a w III RP sta- j li sie nagle budowniczymi demokracji. Teraz wszystko wyglada troche inaczej. Kwasniewski obecnie jest facetem przewidywalnym. To jest teraz cywilizowany czlowiek, ktory odcial sie troche od swoich partyjnych kolegow, nie reprezentuje partyjnych interesow SLD i choc to smieszne, w jakims sensie rzeczywiscie stal sie prezydentem wszystkich Polakow. Ale czy to znaczy, ze mam go przepraszac w piosence za to, ze kiedys ocenialem go inaczej? Stary, na polskie zycie publiczne po prostu szkoda czasu. Polska to dziwny kraj, prowincja Europy. Jest tyle rzeczy fajniejszych, ciekawszych i wazniejszych. Prawda jest taka, ze ten caly upolityczniony rock szybko sie starzeje. Chocby sp. Joe Strummer i jego The Clash. Kochalem ten zespol i kocham do dzis wiele ich kawalkow, ale tych mniej zaangazowanych. Jednak spojrzmy prawdzie w oczy. Rewolucyjne hasla, ktore glosili, wydaja sie obecnie nieco groteskowe. To taki Che Guevara w krotkich spodenkach. Choc pewnie anarchisci i antyglobalisci sa innego zdania. Juz wolalbym napisac piosenke na przyklad o tobie, niz sprzedawac jakas ideologie albo pisac piosenki-felietony komentujace biezace wydarzenia polityczne. W polityce nic sie nie dzieje. Po co chamom robic reklame? Co nie znaczy, ze uciekam od realiow. Zdaje sobie sprawe, ze polscy odbiorcy sa troche masochistami, chca slyszec, jaki swiat jest do dupy, musza dostawac swoj bol i frustracje na talerzu i przezywac je w nieskonczonosc. Ale czy teksty wazne musza byc polityczne? -Pewnie nie. Ale Ty wyrosles z punk rocka - muzyki bardzo zaangazowanej. A teraz spiewasz: "Tylko nie mow tego ze nienawidzisz mnie" - utwor z przesianiem, ze wojna jest zla, a pokoj dobry. Nie obraz sie, ale ta piosenka jest wyrazem mentalnosci przedszkolaka. (smiech) Masz racje, to sie mocno ociera o banal. Bo to piosenka napisana z pozycji dziecka. Taka ogolnie sluszna, trywialna i niezbyt skomplikowana intelektualnie. Ale ludzie chyba potrzebuja takich prostych komunikatow. Zaskoczylo mnie jej wielkie powodzenie w radiu i to, ze ludzie naprawde identyfikuja sie z jej przeslaniem. Bedziesz sie smial, ale impulsem do jej napisania wcale nie byl atak na World Trade Center, jak myslalo wiele osob, ale Jedwabne. Ta piosenka jest dziecinna, bo to byl wyraz mojej bezgranicznej bezsilnosci. Dyskusja o zbrodni w Jedwabnem byla dla mnie chyba najwazniejszym wydarzeniem publicznym ostatnich lat. My, Polacy, dowiedzielismy sie duzo o sobie. Po pierwsze, ze jak chyba kazdy narod, takze jestesmy zdolni do bestialstwa. A po drugie, tego, jak ciezko uniesc taki ciezar na wlasnym sumieniu. Cala ta dyskusja to dla nas katharsis, zbiorowa spowiedz. Oczywiscie w polsko-zydowskim rachunku sumienia jest duzo przegiec po obu stronach. Wkurza mnie polskie samouwielbienie i przypadki antysemityzmu. Ale nie podoba mi sie tez to, co mowia niektore srodowiska zydowskie, ze jestesmy narodem antysemitow i z jednego napisu na murze wykaligrafowanego przez debila robi sie antypolski artykul w "The New York Times". To po prostu nieprawda. Wiem, co mowie, bo co roku objezdzam Polske i znam ja jak wlasna kieszen. W tej piosence chcialem powiedziec jak dziecko, ze fanatyzm, nienawisc to obledna spirala nieszczesc i okrucienstwa. Nie byl to zaden moj cyniczny ruch po 11 wrzesnia, choc w wytworni klepali mnie po plecach i mowili: "Ale sie wpasowales po tych wiezach" Piosenka powstala duzo wczesniej, pod wplywem szczerych, dzieciecych emocji, ale moi koledzy jak ty czy Pawel Dunin-Wasowicz mowia: "Ale pierdoli, zgred, kocopaly...". Pawel powiedzial nawet, ze nie moze sluchac tej plyty, bo to dla niego socrealizm. "Siadl Muniek na gorce i pomyslal, ze swiat jest zly". A ja chcialem zrobic promocje dobra (smiech). Moze lepiej zrobilem to kiedys w piosence "I Love You". Byla bardziej wyrafinowana. Wiedzialem, ze dostana ciegi od ludzi, ktorzy szukaja bardziej skomplikowanych tresci w sztuce. -Gdy slucham np. plyty "Al Capone", to czuje klimat, zapach polowy lat 90. To plyta o tamtym czasie. Tymczasem "Model 01" jest troche o niczym. Jestem zadowolony z tej ostatniej plyty i nie zgadzam sie z toba. "Model 01" to plyta o bezmyslnej konsumpcji wzorcow medialnych, o oglupiajacym wplywie TV na sposob myslenia mlodych ludzi. Jest to absurdalne, bo choc byla promowana wieloma teledyskami, jej teksty sa bardzo antymedialne. Poza tym to zabawa muzycznymi konwencjami. Znajdziesz tam pop, folk, reggae czy brzmienie elektro w stylu Depeche Mode. -Mam czasem wrazenie, ze wielu Twoich dawnych fanow zaczelo postrzegac T.Love jako zespol klezmerski, ktory grywa na festynach. Pewnie nie jestem dla ludzi kims takim jak Kazik. Nigdy zreszta nie bylem. Jestem bardziej "lajtowy", taka mam nature. Gdybym sie spial, to pewnie potrafilbym pisac teksty pelne kategorycznych twierdzen. Ale byloby to nieszczere, smieszne. Mimo szacunku czasem wspolczuje takim kapelom jak Dezerter czy Rage Against the Machine. Sa poniekad niewolnikami swojego wizerunku. Nie moga zagrac np. polki czy tanga. Glupio by ich odebrali. A my mozemy... Ciesze sie, ze moja biografia otarla sie o kontestacje punkowa. Mialem farta, bo w 1980 r., gdy pojawil sie polski punk rock, a na Wybrzezu wybuchly strajki, mialem 17 lat. To jest wiek, w ktorym jest w tobie najwiecej emocji, najbardziej ci staje fiut i wszystko jest maksymalnie rozedrgane. Szanuje owczesna punkowa publicznosc, ktora nas zaakceptowala i sluchala naszych piosenek. Ale juz wtedy nie bylem apostolem tego ruchu. Tym bardziej teraz. Pieprzone punkowe kombatanctwo! Ja juz nie jestem zadnym kontestatorem. Mam 40 lat. Stalem sie obserwatorem. Masz prawo nazywac mnie klezmerem, choc ja sie nim nie czuje. Nie jest to dla mnie komplement, bo nie uwazam, zeby nasza muzyka byla rozrywka nadajaca sie wylacznie na dancingi. Zapelniamy sale na koncertach. Mysle, ze publicznosc nas szanuje. - To jaka jest roznica miedzy Wami a np. Budka Suflera? Mysle, ze spora. Przede wszystkim mamy za soba zupelnie inny bagaz doswiadczen. Jestesmy z innej bajki, choc dzialamy na tym samym rynku. T.Love nie jest zespolem az tak masowym. Nie scigamy sie na festiwalach. Nie zalezy mi, czy wygram Opole. Pojechalismy tam w zeszlym roku, bo glosowala na nas publicznosc. Roznica jest tez taka, ze oni sprzedali milion sztuk jednej ze swoich plyt, a my kazdej po kilkadziesiat tysiecy. Poza tym ja nie korzystam z uslug zawodowego teksciarza. Piosenki T.Love to zawsze teksty autorskie, nawet jesli czasem ocieraja sie o kicz czy romansuja z popem. Nie ma w nich jakiejs premedytacji, nie pisze ich wylacznie z mysla o sprzedazy. Chce w nich przekazac jakas mysl. Jestem osluchany z muzyka i podobaja mi sie bardzo rozne rzeczy, do ktorych czasem nawiazujemy. Jestem, niestety, teksciarzem klasycznym, wychowanym na rytmie wiersza ska-mandrytow i Broniewskiego. Moze nawet zbyt klasycznym. Pisze po prostu piosenki, nic wiecej. Nie-ktore z tych dawnych staly sie jakimis manifestami. Teraz juz sie tak nie dzieje. Nic na to nie poradze. Szczerze mowiac, nie chcialbym byc dzis na miejscu Budki Suflera czy Ich Troje. Nie twierdze wcale, ze nam to nie grozi. Najwiekszym niebezpieczenstwem sa pieniadze. Na razie jeszcze jestem czujny. - Ale stales sie profesjonalnym uczestnikiem polskiego show-biznesu. Tak do konca to nie. Gdyby mnie postawiono przed jury programu "Idol", to pewnie przepadlbym w przedbiegach. Nie wygladam zbyt atrakcyjnie, spiewam srednio. Mimo to zawodowo gramy koncerty, ale takimi samymi zawodowcami sa np. czlonkowie legendarnego punkowego zespolu UK Sus, ktorzy graja od 25 lat. Zyje z muzyki i w tym sensie jestem zawodowcem. - Grasz duzo chaltur? Wszystko zalezy od tego, jak zdefiniowac pojecie "chaltura". Co roku w maju gramy na darmowych imprezach, jakichs juwenaliach, festynach, dniach miasta. Nie przepadam za tym. Przychodzi na to 5 tys. ludzi, z czego moze 500 slucha. Reszte interesuje wata cukrowa. Choc dostajemy za to niezle pieniadze, to nie zawsze da sie uratowac twarz. Przez te wszystkie lata grania rock and rolla bylem w roznych miejscach. Gralem chaltury w drogich hotelach, na roznych imprezach firmowych, jak chocby bal "Gazety Wyborczej. Nie twierdze, ze to jakis kompletny obciach, ale nie ma co sie oszukiwac, ze jest to wciaz granie w Jarocinie. Wszyscy w zespole z tego zyjemy i zdarza sie nam zrobic cos wylacznie dla pieniedzy. Mimo to nie uwazamy sie za klezmerow. Nie wszedzie jestesmy gotowi zagrac. Sa propozycje, ktore odrzucamy. - Nie nudzi Cie to? Troche tak. Dlatego pod koniec 2004 roku chce na jakis czas zawiesic koncertowa dzialalnosc zespolu. Nie jest to jakis nowy promocyjny bajer. To moja inicjatywa. Po prostu mam juz dosyc powtarzalnosci, grania w kolko tego samego. Nie jest to dla mnie juz kreatywne. Nadal podoba mi sie pisanie tekstow, nagrywanie plyt, dlatego nie chce na razie rozwiazywac TLove. Ale cala reszta jestem znudzony. Rock and roll nie jest przeciez calym swiatem, jest jeszcze duzo fajnych rzeczy, ktore warto zobaczyc, poczuc. Nagralem 15 plyt. Nie chce byc jakims pieprzonym dinozaurem i odcinac kupony od mlodzienczych piosenek. TLove bedzie istnial dalej, tyle, ze na innych zasadach. - Z czego bedziesz zyl? Przez jakis czas moge zyc z tantiem. Moze troche skromniej niz teraz. Jestem na to przygotowany. - Nie masz juz dobrych pomyslow na piosenki? Mam! Niedawno krecilismy teledysk w wielkim domu handlowym Galeria Mokotow. Spedzilem tam kilka godzin i zauwazylem intrygujaca rzecz. Ludzie odwiedzaja supermarkety jak kiedys parki i ogrody. Zakupy wcale nie sa jedynym celem. Umawiaja sie tam na randki, spaceruja odpoczywaja... Dziewczeta sa wystrojone jak na koktajle, przychodza sie pokazac. Byc moze ludzie lgna do tych miejsc, bo jest ladniej i cieplej niz w ich domach. O tym teraz pisze. - Kto teraz przychodzi na koncerty T.Love? Licealisci i studenci. Czasem widuje starszych. -Nie czujesz sie dziwnie? To przeciez zupelnie inni ludzie niz Ty. Jestes przedstawicielem pokolenia buntu, subkultur mlodziezowych. Natomiast obecna mlodziez, jesli wierzyc socjologom, to ludzie nastawieni na sukces, kariere i konkurencje. Swiat nie jest dla nich opresyjny, niczego nie kontestuja. A jednak ci licealisci przychodza na koncerty T.Love czy Kultu... Takich kolesi nie rozumiem. Ani ja, ani Kazik nie spiewamy o tym, jak fajnie byc maklerem gieldowym czy pracowac na wysokim stanowisku w banku i miec piec dup-sekretarek. A oni zakladaja te swoje koncertowe ciuchy, skacza pod scena, a pozniej przebieraja sie w garnitury, dmuchaja amfetamine i ida sie uczyc na maklerow. Ja sie z nich smieje. Piosenki na dwoch ostatnich plytach sa gorzkim smiechem z pokolenia sukcesu, z tego sztucznego optymizmu, z modlenia sie do blyskotek, takich jak samochod, szmal, kariera. To sie juz konczy wielka frustracja. Wszyscy nie moga zostac dyrektorami i maklerami. -Mlodziez juz zbuntowala sie na Zachodzie. Jaki jest Twoj stosunek do antyglobalistycznej kontestacji w Europie Zachodniej i Ameryce? Wkurza mnie to cale zachodnie lewactwo. Chodzenie w koszulkach z sierpem i mlotem jest "trendy", ale gdyby kolesie, ktorzy je nosza, pomieszkali choc troche w komunie, to by wymiekli. Nie szanuje tego ruchu. Oni niczego rozsadnego nie proponuja. Slowo "Babilon", ktorym opisuje sie cale zlo tego swiata, smieszy mnie. Ja juz z tego wyroslem. Swiat jest bardziej zlozony. - Co wlasciwie widza w Tobie ci licealisci? Ich sie spytaj. Ja naprawde nie pisze pod licealistow. To zadziwiajace, ze idolami 17-latkow sa kolesie w moim wieku, po czterdziestce. Nie maja kogos, kto mowi glosem ich pokolenia, a jednoczesnie sa zachlysnieci konsumpcja, ktorej tu przez 40 lat nie bylo. To jest potworne uproszczenie, ale jest grupa, ktora nic nie rozumie z tego, co robimy. Bezmyslnie zalapuja sie na pastisze, takie jak "Chlopaki nie placza", nie rozumiejac przekazu. - Smiejesz sie z nich w swoich tekstach, a oni mimo to przychodza na Twoje koncerty. To tak jak z glupia panna, ktora facet ciagle leje w pysk, a ona i tak przychodzi. Perwersyjna sytuacja. Chociaz pewnie to generalizowanie krzywdzi wielu fajnych ludzi w wieku licealnym. - Znasz ich choc troche? To moze za duzo powiedziane. Kiedys zadzwonil do mnie Wojciech Jedrzejewski, dominikanin. Mam dystans do ksiezy, jestem z Czestochowy, swietego miasta. Tam dopiero czujesz sile tej instytucji, a wladza przeciez nie jest rzecza Kosciola. Ten przez telefon sprawial dobre wrazenie. Zaprosil mnie na spotkanie z mlodzieza do kosciola. Bylem zaskoczony, bo okazali sie bardzo sensownymi ludzmi. Zobaczylem, ze czegos chca, czegos szukaja. Nie przyjmowali gotowych odpowiedzi, byli krytyczni. Dobrze sie poczulem. Pomyslalem sobie, ze chocby dla takich kolesi warto grac. - Jestes wierzacy? Tak. O tym jest piosenka "Bog". Rozglosnie katolickie byly nia troche zbulwersowane przez jej refren: "Tak bardzo chcialbym zostac kumplem Twym". Jak moze tak mowic stworzenie do Stworcy? Chodzilo mi o pewien typ relacji z Bogiem. -Ale nie czujesz sie katolikiem? Jeszcze tego nie wiem. Po prostu wierze w Boga. - Uwazasz sie za czlowieka szczerego? Autentycznosc byla dla mnie zawsze najwazniejsza. Nie twierdze, ze sie nigdy nie zagubilem. Czesto zadaje sobie takie pytanie. Znam ludzi, ktorzy uwazaja, ze to, co teraz robie, nie jest juz takie autentyczne, jak w latach 80. Flekuja mnie za wyglupy i pastisze. Moze mam specyficzne poczucie humoru. Niestety, Polacy maja dwa sposoby bycia: dowcipy w stylu kabaretu Marcina Danca, czyli bekanie i pierdzenie kapusta, albo smiertelna powaga - robimy rewolucje, wszystkim stoja paly i sluchamy piesni narodowych. Ja chce byc posrodku. - Co jest tak naprawde dla Ciebie wazne w zyciu? Chce byc uczciwym czlowiekiem. Nie chce sie czuc jak chuj i nie chce, zeby tak o mnie myslano. Wazne jest moc spojrzec ludziom w oczy, by nie widzieli we mnie ukrytego zjadacza kotletow ani udawacza ascezy. Mam w sobie wiele kolorow: swietego, grzesznika, narkomana, pijaka, poety, antypoety To wszystko sklada sie na Munka Staszczyka. - Zdarza sie, ze Twoi mlodzi fani zadaja Ci pytania fundamentalne, pytaja, jak zyc? Tak. Ale nie wiem, co im odpowiedziec. Zyc trzeba uczciwie. Ja nie jestem od tego, zeby nauczac zycia. Przeciez to zalosne. Jedyne, co moge zrobic, jesli jeszcze mam jakis autorytet, to moge powiedziec: glosujcie za wstapieniem Polski do Unii Europejskiej. Niedawno zaproszono mnie do szkoly w Inowroclawiu, zeby porozmawiac o integracji. Pojade tam i powiem im, dlaczego warto, dlaczego to jest najwazniejsza rzecz, ktora zdarzy sie w tym kraju od 14 lat. To nie znaczy wcale, ze sypnie sie nagle manna z nieba. Po prostu przed Polska nie ma innej rozsadnej drogi. Kazdy, kto mowi inaczej, jest idiota albo hochsztaplerem, ktory chce zbic jakis kapital na ludzkiej naiwnosci. -Zadna z plyt T.Love nie sprzedala sie tak rewelacyjnie, jak zawierajacy piosenki Grzesiuka "Luksus" Szwagierkolaski, zespolu zalozonego przez Ciebie i Andrzeja Zenczewskiego. Zaskoczylo Cie to? W zasadzie nie powinienem byc zaskoczony, bo promocje tej plyty zrobil za nas Polmos. W Polsce pije sie wodke, a to jest wlasnie muzyka do wody. Bawia sie przy tym wszyscy: licealisci, studenci, a nawet ludzie w wieku mojej mamy. Najbardziej ciesze sie z tego, ze nie jest to material pod publike, a mimo to trafil do szerokiej publicznosci. -Jeszcze nie tak dawno mowiles, ze zawiesiliscie z Zenczewskim zespol Szwagierkolaska, bo grozilo Wam przeksztalcenie sie w zespol do kotleta. Obie plyty Szwagierkolaski, poza tym, ze odniosly sukces, byly dla mnie bardzo wazne. Po pierwsze, odgrzebalismy Stanislawa Grzesiuka, ktory spiewal niezwykle teksty pisane pieknym jezykiem. Po drugie, nauczylem sie poslugiwac nie swoim repertuarem. Choc na te plyty zalapala sie znacznie szersza publicznosc niz fani T.Love, to nie uwazam, ze byla to chaltura rodem z piosenki biesiadnej. To byly swietne plyty. Sprzedalismy na nich kawalek historii. Ale dzialalnosc Szwagierkolaski trzeba bylo kiedys przerwac, by go nie zarznac. Teraz gramy bardzo sporadycznie. Chociaz w tym roku mija 40. rocznica smierci mistrza Grzesiuka i chcemy to uczcic, wiec moze cos nagramy. - Jestes w Warszawie przyjezdny. Czy podoba Ci sie "warszawka"? Myslisz o ludziach z branzy, roznych artystach i krolach zycia? -Tak. Nalezysz do nich? Jestem rozpoznawalny. Gdy gdzies przychodze, slysze: czesc, Muniek. Ale nie lubie tego klepania po jajach, plastikowych rozmow o niczym. Te branzowe Pytania: sie masz, jak tam plytka, ile poszlo... Gdybym nie byl Munkiem, ktory sprzedaje 80 tys. plyt, to bylbym nikim na tych bankietach. Spotykasz tam ludzi, ktorzy zyja z ocieractwa. Nic sami nie robia, sa pasozytami czyjejs popularnosci. Nie czuja swojego obciachu. - Czy utrzymujesz towarzyskie kontakty z ludzmi z branzy muzycznej? Znam to srodowisko, ale nie pije z nimi wody, mam swoich przyjaciol. Troche mi sie ono nie podoba. Zenujace sa te wytwory koncernow plytowych, boys-bandy, sztucznie tworzeni "artysci", ulepieni przez menedzerow chloptasie. Na szczescie coraz mniejsze naklady ich plyt wskazuja, ze to sie konczy. Dlatego jestem dobrej mysli. Branza muzyczna przypomina mi troche Estrade z czasow Gierka. W latach 80. bylo inaczej, bo istnial podzial na scene oficjalna i alternatywna. Teraz wszyscy pracuja na jednej scenie. Rywalizuja firmy plytowe, ale artysci to klub wzajemnej adoracji. - Wiec Ty i np. Michal Wisniewski pracujecie w tym samym zawodzie? Nie, nie czuje sie pracownikiem Estrady. Nie bedziemy nigdy grali na Miss Polonia. Kiedys powiedzialem przewrotnie, ze i tak wszyscy robimy w rozrywce, nawet ci, ktorzy twierdza ze nie. Ale nie pracuje na tym samym podworku co np. Natalia Kukulska. -A jednak piosenka "Chlopaki nie pl acza" nie schodzila z list przebojow. Notowano ja obok Piaska i Kukulskiej. Masz racje. Na te piosenke zalapali sie fani muzyki tanecznej, nie kumajac, o co chodzi. - Czy w kulturze po 1989 r. cos Cie szczegolnie poruszylo? Jesli chodzi o literature, to przygniatajaco dobre sa dwa ostatnie tomiki Milosza. Poza tym bardzo podobala mi sie "Wiernosc w stereo" Nicka Hornby'ego. Film na podstawie ksiazki byl juz slabszy [znany pod tytulem "Przeboje i podboje"]. Niesamowity jest Jurij Andruchowycz i jego "Moskoviada". Nie onanizuje sie przy Maslowskiej, choc doceniam u niej umiejetnosc sluchania i wladania jezykiem. Dla mnie sama jej opowiesc to nie jest zaden odjazd, ale ja mam 40 lat, a ona 19. Z pewnoscia ma talent. W podobny sposob zwrocilem uwage na Cool Kids of Death. Ich plyta to nie jest oczywiscie zaden The Clash i takie porownania pojawiajace sie na lamach "Gazety Wyborczej" troche mnie smiesza. Niemniej to ciekawe zjawisko. Tak jak i hip hop. Symptomatyczne w Polsce jest to, ze niemal wszystkie rzeczy godne uwagi ukazuja sie z off-u. Np. film "Edi". - / nie zadajesz sobie pytania: Co ja wlasciwie robie w mainstreamie? Ja przeciez wyroslem z mainstreamu! Trudno, zebym po 20 latach grania wrocil do garazu. Musial powstac zespol Pink Floyd czy Genesis, zeby na ich gruzach pojawil sie punk rock. Byc moze wiec w opozycji do zespolu T.Love rozpocznie sie w polskiej muzyce nowa jakosc? Sadze, ze konczy sie okres totalnego zaniku kontestacji. Przez cale lata 90 mlodziez byla bardzo zadowolona z siebie i otaczajacego ja swiata. Wszyscy zyli mitem wielkich szans zyciowych w wolnej Polsce. I fajnie bylo! Pilismy zimne, odkrecane piwko, pudrowalismy nochale i wszedzie sie spieszylismy. To byl czas wielkiej konsumpcji. Nie bylo w tym nic zlego. To byla reakcja na upokorzenia z komuny. Ja tego tez doswiadczylem. Jako czlowiek po studiach, gdy pojechalem na Zachod, nie potrafilem obslugiwac kibla z fotokomorka bo byl tak nowoczesny. Przy moich rowiesnikach w Anglii czulem sie jak malpa i debil, bo mieszkalem w Polsce - kraju poldzikim. Gdy w Polsce mozna bylo wreszcie normalnie zyc i zarabiac szmal, niektorzy zwariowali. To normalne. Po 13 latach okazalo sie, ze slodkie zycie nie jest dla wszystkich, nie ma tylu wolnych miejsc w pociagu z napisem "Jest super!". Dlatego mysle, ze mamy przed soba renesans buntu. Historia sie toczy sinusoida. Moze wiec potrzebny jest zespol T.Love, zeby nowi muzycy mogli tworzyc w opozycji do niego. - A moze Ciebie zepsuly pieniadze? Nie jestem ani biedny, ani obrzydliwie bogaty. Mieszkam w bloku, mam 90-metrowe mieszkanie, dwa samochody, wyjezdzam na wakacje. Czy to duzo? Zarobilem na to ciezka praca i mysle, ze mi sie nalezalo. W jakims sensie zmienila sie moja perspektywa, bo od 12 lat jezdze bryczka, a swiat zza szyby samochodu wyglada inaczej. Ale nie zwariowalem od tego, choc moglem. Mialem bardzo duzo intratnych propozycji. Moglem w to wejsc i byc McDonald'sem, Coca-Cola, Pepsi, RMF-em, Radiem Zet, zupka Knorra, piwem Krolewskim i czym jeszcze chcesz. Nie zrobilem tego, bo czuje swoj obciach. Nie mowie nawet o pokazywaniu ryja, bo to juz jest dla mnie totalna zenada, ale nawet o daniu piosenki do reklamy. Nie wystepuje tez na wiecach politycznych. Moge brac pieniadze za teksty, ktore pisze, i za to, co spiewam na scenie. Moze moja granice powinienem miec gdzies blizej i nie wystepowac za czesto w kolorowych magazynach? Sam nie wiem. - Kiedys przeciez dales piosenke do reklamy? Tak, w 1993 r. Zrobilismy kawalek muzyki do radiowej reklamy czekoladowych batonow. To byl straszny blad, kompletny obciach (smiech). Nie wiem, po co to zrobilismy. Pieniadze zadne. Pozniej juz zadnej propozycji nie przyjalem. - Dlaczego? Stary, napisalem jakies piosenki w zyciu. Sa granice, do ktorych mozna sie kompromitowac. Takie rzeczy robi sie tylko dla kasy i niech nikt mi nie pieprzy, ze robi to z innych powodow. Ja wole brac pieniadze za spiewanie w T.Love. Nie jestem do wynajecia, czuje, gdzie zaczyna sie obciach. -Czy sadzisz, ze podzial polskiej sceny polityczne] na postkomune i postsolidarnosc jest jeszcze aktualny? Zdecydowanie nie. Najsmieszniejsze jest to, ze SLD - spadkobiercy PZPR, partia, ktorej do niedawna nie cierpialem - jawi sie teraz jako ugrupowanie najbardziej europejskie, w miare przewidywalne i odpowiedzialne. Na tym polega caly zart historii. Z dwojga zlego wole Leszka Millera niz Andrzeja Leppera bazujacego na najnizszych instynktach niebezpiecznego watazki, ktorego jedynym celem jest dorwanie sie do wladzy. To, co sie dzieje w tym kraju, jest tragifarsa. Ostatnie wybory byly dla mnie szokiem. Najbardziej zawiodlem sie na Unii Wolnosci. To byli moi faworyci i na wlasne zyczenie sie wyautowali. Nie szkoda mi natomiast AWS, bo generalnie rzecz biorac, kompletnie nie wyszlo im rzadzenie. Dawny, etosowy podzial jest juz zupelnie nieczytelny Z jednej strony sa partie proeuropejskie, a z drugiej niebezpieczni egzotyczni populisci. O ile inne polityczne spory nie obchodza mnie, o tyle sprawa referendum jest dla mnie bardzo wazna. Mysle o moich dzieciach, ktorych ten wybor bardziej dotyczy niz mnie. Nie mozna wiecznie patrzec z perspektywy swojej pelnej michy. To jest typowo polskie, folwarczne myslenie, zero obywatelskiego spojrzenia. Ale to nie jest moim zdaniem wylacznie wina homo sovieticus. To szerszy historyczny problem siegajacy glebiej wstecz. - A co myslisz o Okraglym Stole? Mnie to wlasciwie ominelo, bo gdy sie walil komunizm, bylem w Londynie. Uwazam, ze warto bylo zasiasc do tego stolu. Wrocilem w 1990 i wtedy nie podobala mi sie polityka Mazowieckiego. Tak jak ty zarzucasz moim piosenkom z lat 80., ze byly zachowawcze, to ja zarzucalem to Mazowieckiemu. Z komuna trzeba sie bylo jakos rozprawic. Dzis mysle o tym troche inaczej. Ten caly syf, ktory mamy w Polsce, nie wynika z ukladu przy Okraglym Stole, braku dekomunizacji i skompromitowanej lustracji. To po prostu efekt totalnej nieudolnosci, prywaty, nieuczciwosci i schamienia polskiej klasy politycznej wszelskiej proweniencji, - Chcialbys zobaczyc swoja teczke z archiwum MSW? Chcialbym, bo ciekaw jestem, czy odnotowano pewien fakt. W 1978 razem z kolega z osiedla Radkiem Wicinskim zalozylismy Tajna Antyczlowiecza Organizacje - TAO. Bylem w pierwszej klasie liceum i to byl poczatek jakiejs kontestacji. Chcielismy roz-kleic na osiedlu i w szkole ulotki apelujace, zeby ludzie pozbyli sie mieszczanskich przyzwyczajen i zaczeli byc soba. Taki chlopiecy idealizm. Rozwieszalismy odezwe w nocy i zlapala nas milicja. Mysleli, ze chcemy obrobic samochod. Gdy zaczelismy tlumaczyc, ze chcielismy tylko rozkleic te karteczki, zaczelo sie pieklo. Dostalismy po pysku. Przesluchiwali nas, kazdego osobno, wrzeszczeli. Mowili, ze mozemy sie juz pozegnac ze szkola. Bylismy zalamani. W koncu przewiezli nas do komendy w Czestochowie. Tam byl juz spokoj, mili faceci w garniturach, proponowali kawke, herbatke. Pytali o KOR, wymieniali jakies nazwiska. Nie wiedzielismy, o co chodzi. Wypuscili nas nad ranem. Jestem pewny, ze przesluchiwalo nas SB. Wtedy po raz pierwszy poczulem opresyjnosc komuny. Teraz uwazam ten okres za zamkniety, politycznie i estetycznie. Widze oczywiscie kolesiow z tamtych czasow, pozaszywanych w nowej Polsce. W polityce, w biznesie i na scenie muzycznej. Serdecznie ich olewam. 5 Ortodoksi Rozmowa z Krzysztofem Grabowskim, perkusista i autorem tekstow zespolu Dezerter - Masz 40 lat. To duzo, jak na rockmana?Nigdy nie uwazalem sie za rockmana, wiec nie wiem. Jak dla mnie - spoko. Dezerter jest dosc specyficznym zespolem. Nigdy nie mialem poczucia, ze juz dosyc. Nie czuje sie wyeksploatowany ani fizycznie, ani psychicznie. Wciaz mam przeswiadczenie, ze nasza dzialalnosc ma sens. - Jesli nie jestes rockmanem, to kim? Romantycznym buntownikiem przeciwko systemom? (smiech) Zawsze jest jakis system, ktory mozna kontestowac. Upada jeden, a w jego miejsce pojawia sie nastepny. - Jakie byly Twoje pierwsze doswiadczenia z pierwszym systemem? Wychowalem sie w drewnianym domu pod Warszawa w ktorym mieszkam do dzis. Wybudowal go w 1926 r. moj dziadek. Rodzice byli i sa zwyklymi obywatelami tego kraju. Nie byli zaangazowani w zadna polityke. Nasz dom jest duzy, wiec chyba pierwsze moje doswiadczenia z komuna to ciagla obawa rodzicow, ze dokwateruja nam jakichs meneli. Wedlug prawa PRL, jedna rodzina nie mogla mieszkac na zbyt duzym metrazu. Przez wiele lat pol domu bylo wylaczone, by urzad kwaterunkowy uznal, ze nie nadaje sie do mieszkania. Od zawsze interesowalem sie polityka czy moze raczej zyciem spolecznym, w przeciwienstwie do moich rodzicow. Oni przede wszystkim cenili spokoj, nigdzie sie nie pchali. Oczywiscie normalny czlowiek w tamtych czasach zawsze byl niezadowolony. Problemy byly na kazdym kroku, poczawszy od tego, ze nie bylo co wlozyc do garnka, nie mozna bylo kupic papieru toaletowego. Ale przecietny zjadacz chleba, ktory nie mial na co dzien do czynienia z policja czy SB, mial wzglednie dobrze. Prawie o niczym nie trzeba bylo myslec. Panstwo zapewnialo kolonie, wczasy, stolowki... To bylo wszystko byle jakie, ale bylo. Dzieki temu ta klatka, ktora byla PRL, nie doskwierala tak bardzo. Mnie jednak zaczela doskwierac. Widzialem w szkole nauczycieli, ktorzy byli malymi trybami systemu. Nie dosc, ze byli nieciekawymi ludzmi, to w dodatku spelniali scisle okreslona role. Wbijali do glow propagande. Oczywiscie byli tez przyzwoici ludzie. Moj historyk na godzinach wychowawczych prowadzil lekcje prawdziwej historii dla tych, ktorzy chcieli. Opowiadal o Pilsudskim, Katyniu, Jalcie, co na normalnych lekcjach bylo nie do pomyslenia. - Gdy byles w szkole sredniej, powstala pierwsza Solidarnosc. Jak to odbierales? To byla niesamowita nadzieja, powiew wolnosci. Mialem jednak przeczucie, ze to sie zle skonczy. Juz po pol roku dotarlo do mnie, ze to jest jednak gra miedzy dwoma stronami. Jedna jest lepsza a druga gorsza, ale w obu sa politycy, wiec trzeba brac na nich poprawke. Pewnie gdyby trzeba bylo, opowiedzialbym sie po stronie Solidarnosci. Nic mnie jednak do tego nie zmuszalo, wiec uznalem, ze trzeba robic swoje. W tym czasie czesc opozycji robila w nasza strone jakies niesmiale gesty. Zaproszono nas na jakies zebranie. Juz nie pamietam, co to bylo za gremium. Byl tam tylko Robal i Skandal (Robert Matera - gitarzysta i wokalista, Darek Hajn - wokalista). Od razu doszlismy do wniosku, ze to nie jest dla nas towarzystwo. Oni zyli innym zyciem, mieli jakas swoja wizje, ktora nie pokrywala sie z nasza. Teraz, po latach mysle, ze nasz instynkt zadzialal prawidlowo. -W tym czasie ogromna role w zyciu publicznym odgrywal Kosciol. Wielu mlodych ludzi do niego lgnelo, bo byla to pewna oaza... Wlasnie wtedy moje zwiazki z Kosciolem gwaltownie oslably. Nie podobalo mi sie owczesne zaangazowanie polityczne tej instytucji. Bylem czlowiekiem poszukujacym, a w Kosciele nie bylo za wiele tego, czego szukalem. Odbieralem go jako strone w sporze politycznym, a to nie mialo zadnego zwiazku z duchowoscia. Razila mnie ta stylistyka: Kosciol, narod... Dla mnie bylo to jakos sprzeczne z pojeciem chrzescijanstwa, ktore jest przeciez uniwersalne. Wtedy tez zaczalem zastanawiac sie nad istota tej instytucji. - Jak zetknales sie z punk rockiem? Chodzilem do technikum elektronicznego w Warszawie. Tak jak wiekszosc moich kolegow, w tym czasie sluchalem Led Zeppelin, Black Sabbath, Pink Floyd. Ta muzyka byla wowczas bardzo popularna i najlatwiej dostepna. Pod Huta Warszawa byl tzw. Wolumen, gdzie m.in. handlowano plytami. Od czasu do czasu cos tam kupowalem, ale nie duzo, bo plyty byly bardzo drogie. Kwitl tez handel wymienny. Dzis mysle, ze przez te trudnosc w dostepie do muzyki moglem jej poznac znacznie wiecej. To nas uczylo szukac, wybierac fajne rzeczy. Teraz jest wszystko, wiec czesto mlodzi ludzie nie wybieraja niczego. Chyba w 1980 r. na Wolumenie zobaczylem bardzo dziwnie wygladajacych ludzi, ktorzy mieli plyty z zespolami, o ktorych w zyciu nie slyszalem. Z ciekawosci kupilem od jednego z tych dziwakow plyte zespolu Vibrators. Gdy wrocilem do domu i ja puscilem, po prostu wbilo mnie w fotel. To bylo olsnienie. Wiedzialem juz, jakiej muzyki bede sluchal przez najblizsze lata. To bylo czyste, proste, z taka sila razenia pancerfaustu. Od razu przyszla do mnie mysl, ze trzeba taka muzyke robic samemu. Zawierala w sobie wszystko, co akurat wtedy mialem w glowie. - Jak powstal Twoj zespol? Nie umialem na niczym grac, ani nie znalem nikogo, kto by umial. Robal - moj kumpel z klasy tez byl mocno zakrecony punk rockiem. Nie przyjaznilismy sie specjalnie, ale laczyly nas zainteresowania. W klasie mielismy jeszcze Darka Stepnowskiego, ktory kiedys ponoc trzymal w reku gitare basowa. Mielismy juz wiec basiste. Ustalilismy tez, ze ja bede gral na perkusji, a Robert Matera - Robal na gitarze. Na poczatku Robert rowniez probowal spiewac, czy drzec ryja scisle rzecz ujmujac. Nie wychodzilo mu to za bardzo. Dwie klasy nizej byl koles, ktory wygladal jak rasowy punkowiec. To byl Skandal - Darek Hajn. Tak powstal zespol SS-20. Nazwa wziela sie od radzieckich rakiet przenoszacych glowice nuklearne. Nie bylo latwo, bo wlasciwie wszystko, co jest potrzebne do grania, bylo koncesjonowane przez panstwo. Nie bylo klubow, swietlic, piwnic, w ktorych ktos chcial miec punkowy zespol. Pierwsza proba odbyla sie u mnie w domu. Nie mialem perkusji, wiec gralem na kartonowych pudlach. Robert sam lutowal plytki, tranzystory, oporniki, zeby sobie zrobic efekt do gitary fuzz-distorsion. Zamykal to w blaszanym pudelku od herbaty. Mielismy czeska, beznadziejna gitare i polski bas wazacy 20 kilogramow. Mielismy jednak tak duzy zapal, ze nie przejmowalismy sie tym, ze nic nie slychac, wszystko trzeszczy i nic nie umiemy. Zaczelismy na poczatku 1981 r., a nasz pierwszy publiczny wystep odbyl sie pod koniec roku, na Mokotowskiej Jesieni Muzycznej. W tym czasie w Polsce krolowal zespol SBB, jazz-rock i do tego byla przyzwyczajona publicznosc. Organizatorzy powiedzieli, ze kazdy moze zagrac trzy numery. Jednak wiekszosc artyststow grala bardzo dlugie, artystyczne suity. Nasze piosenki trwaly po minucie, wiec teoretycznie nasz wystep powinien trwac trzy minuty. Nie moglismy sie na to zgodzic. Umowilismy sie wiec miedzy soba, ze gramy, dopoki nas nie wygonia. Wyrzucili nas dopiero po szesciu. Wsrod publicznosci pojawili sie juz punkowcy. Nas przyjeli bardzo dobrze. Ta muzyka robila wrazenie. Przede wszystkim od poczatku byla to muzyka bardzo polityczna. Nikt nie wyobrazal sobie, ze mozna spiewac "Polen uber alles" i jeszcze wymieniac w piosence towarzysza Kanie - I sekretarza PZPR. Malo brakowalo, a nasza dzialalnosc zakonczylaby sie kilka dni pozniej, 13 grudnia. Wlasnie tego dnia mielismy odebrac nagrode za nasz debiut. Przyszlismy, a tu klodki na drzwiach i obwieszczenia o stanie wojennym. Nie wiedzielismy, co bedzie dalej. Myslelismy, ze to juz koniec naszej kariery. Zgaslismy, zanim zdazylismy rozblysnac (smiech). -W tym czasie w Polsce byla juz bardzo duza punkowa ekipa. Najpierw Tilt, pozniej Brygada Kryzys, w Gdansku Deadlock. Znaliscie tych ludzi? Poznalismy ich pozniej. Nasza koncepcja byla zupelnie inna niz ich. To byly zespoly bazujace glownie na muzyce angielskiej - wczesnym punk rocku, nowej fali, troche reggae, ska. Nam wydawalo sie to zbyt miekkie. Bylismy druga fala polskiego punk rocka. Od poczatku mielismy jazde na hard core amerykanski i angielskie zespoly typu The Exploited, czy Discharge. Chcielismy czadowac, ile sie da. Chcielismy grac najszybciej, najglosniej i najgrozniej. Nie umielismy za bardzo, wiec gralismy tak, jak nam wyszlo. - Jak wygladaliscie? Na poczatku normalnie. Z czasem zaczelismy funkcjonowac w punkowym swiatku, wiec przejelismy punkowy sposob ubierania sie. Nosilismy skory, cwieki, pieszczochy. Bylismy na biezaco (smiech). Szybko jednak zaczelismy interesowac sie wegetarianizmem, ochrona srodowiska, wiec porzucilismy swinskie skory. Szkola tepila nas potwornie. Mielismy kumpla z klasy, ktory zawsze jezdzil z nami na koncerty i byl czlonkiem zalogi. Po wakacjach wrocil do szkoly z bialym paskiem ufarbowanych wlosow przez srodek glowy. Nazwalismy go wtedy Pizmak. Na rozpoczeciu roku wywolal niemalze zamieszki. Wszyscy uczniowie, oprocz nas, byli w bialych koszulach i granatowych spodniach, a nasza piatka czy szostka wygladala, jakbysmy przyszli prosto z cyrku. Najwieksze wrazenie robil Pizmak. Szybko dostal do wyboru: albo goli leb, albo wylatuje ze szkoly. Tak naprawde to nie byl zaden wybor, bo wyrzucenie ze szkoly oznaczalo natychmiastowe wcielenie do armii. Pizmak wybral strzyzenie, ale zeby nie dac dupy do konca, ogolil sie sam i na drugi dzien wygladal jak wiezien. Wojsko bylo dla nas straszliwa grozba. Zwariowac - bylo jedyna metoda. W naszym wypadku bylo to o tyle latwiejsze, ze wygladalismy inaczej niz wszyscy dookola. Dzieki swirowaniu i punkowemu wygladowi prawie wszystkim sie udalo. -Punk w latach 80 byl czyms wiecej niz muzyka. To bylo srodowisko. Wy jednak byliscie troche z boku. Bylo tak chyba dlatego, ze nie bylo wowczas klubow, miejsc, gdzie mozna by sie spotykac, integrowac. Funkcjonowaly male, slabo przenikajace sie grupy. Troche szkoda... Gdyby to srodowisko bylo bardziej zwarte, mozna by budowac np. jakies niezalezne oficyny wydawnicze. Nasz sila razenia bylaby duzo wieksza. Probowalismy to robic przy pomocy dwukasetowego magnetofonu czy chalupniczej gazetki, ale byly to dzialania partyzanckie, docierajace do bardzo zawezonego kregu. Wydawalismy pismo - zina o nazwie "Azotox", ale moglismy robic jedynie po sto egzemplarzy, bo do takiego nakladu nie ingerowala cenzura. Pisalismy tam proste, banalne artykuliki, bedace efektem naszych naiwnych przemyslen na temat rzeczywistosci. Jednak glowna czesc stanowily tlumaczenia tekstow i wywiadow zagranicznych zespolow punkowych. Byly to rzeczy w ogole niedostepne w Polsce. Nawiazalismy kontakt z amerykanskim zinem "Maximum Rock'n'roll". Tlumaczylismy np. wywiad z angielskim zespolem Poison Girl. Z czasem publikowalismy wywiady z polskimi zespolami, jakies kawalki artystyczno-offowe, np. manifest gdanskiego Tot-Artu. Nasz zin szybko upadl, ale w jego miejsce pojawily sie nastepne np. "QQryQ" Piotra "Pietii" Wierz-bickiego. Paradoksalne bylo to, ze mlodzi ludzie z tego nurtu na Zachodzie mysleli podobnie do kolesi za zelazna kurtyna. Upraszczajac: nasz system byl duzo gorszy, ale to nie znaczy, ze tam nie bylo Babilonu. U nas byly policyjne palki, a tam terror ekonomii. Przecietny mlody czlowiek po obu stronach mial mniej wiecej te same problemy. Chcial zyc po swojemu, byc wolny. Trzeba pamietac, ze w tym czasie nastala druga fala zimnej wojny. Z jednej strony perszingi, z drugiej SS-20. Silna propaganda dzialala po obu stronach. Rowniez w obydwu obozach byly rzesze ludzi, ktorym sie to nie podobalo. - Jednak miedzy totalitaryzmem komunistycznym a demokracja jest spora roznica. To prawda. Tylko dla nas, osiemnastolatkow, ktorzy nie bardzo rozumieli, co to znaczy cenzura, i nie zdawali sobie sprawy, ze moga nas wsadzic do wiezienia, podobienstwa sie same nasuwaly. Niedawno ogladalem film dokumentalny o Sex Pistols. W Anglii nie mogli wieszac plakatow i przeganialy ich wszystkie wytwornie, bo spiewali "Boze chron krolowa faszystowski rezim". My nie moglismy sie nazywac SS-20, bo polska prasa komunistyczna udawala, ze takich rakiet nie ma. Oczywiscie wchodzac w to glebiej, widzielismy wiecej szczegolow i roznic. W koncu do mojego domu zapukala SB. Wtedy zrozumialem, ze w tym kraju jest jednak policja polityczna i ze ona rowniez nas dotyczy. - Po co przyszli? Do dzis do konca nie wiem. Nie bylo mnie wtedy w domu. Podjechal duzy fiat. Wysiadlo z niego dwoch smutnych panow w garniturach i przesluchali moich rodzicow. Bylo to tuz po stanie wojennym. Wypytywali o jakies nazwiska, ksywki. Moim rodzicom oczywiscie nic to nie mowilo. Gdy wrocilem do domu, byli sini ze zdenerwowania. Nastepnego dnia zostalem wezwany do dyrektora szkoly. W sumie to ladnie z ich strony, ze nie wezwali mnie gdzies do swojego ubeckiego urzedu, tylko przyszli do mnie. Dyrektor zostal wyproszony, a na jego miejscu za biurkiem zasiadl kapitan bezpieki. Wyjal teczke jak w filmie "Matrix" i zaczal mnie wypytywac o jakichs ludzi. Nikogo nie znalem. Pozniej powiedzial, ze jest to przesluchanie w sprawie zaginiecia corki jakiegos generala, ktora uciekajac z domu napisala, ze jedzie na nasz koncert. "I gdzie ona teraz jest?" pyta kapitan. Ja na to, ze nie wiem. Pozniej jeszcze ci panowie odwiedzili naszego basiste. W sumie troche sie balismy. Jakis czas pozniej ktorys z zachodnich dziennikarzy zapytal Urbana, czy to prawda, ze zespol Dezerter namawia do bojkotu wyborow. Bardzo madry byl ten pan (smiech). Bylo to po naszym koncercie w klubie Remont. Zaczelismy go piosenka "Nowe wiadomosci". Na scenie stal ekran z gazet, ktory publicznosc rozszarpala. Grajac, rzucalismy w publicznosc gazetami, tak ze bylo ich po kolana. Jakis dziennikarz widzial, ze publicznosc drze "Trybune Ludu", a ze wlasnie zblizaly sie wybory, wysnul wniosek, ze to bojkot wyborow. Dostalismy wezwanie do Ministerstwa Kultury. Nie chcielismy isc, wiec tego zadania podjal sie nasz menedzer Tomek Wisniewski. Urzednik z papierami na stole wypytywal, czy to prawda, ze zespol rwal gazety i wzywal do bojkotu wyborow. "To nieprawda" - powiedzial Tomek, wiec urzednik kazal mu napisac takie oswiadczenie. W nastepnym tygodniu Urban odczytal je na konferencji. Bylismy strasznie wkurwieni. Akcja byla bardzo chamska, zwlaszcza ze nie bylismy az tak wazni. Wladza wtedy ganiala za Michnikiem i Kuroniem, a przez glupie pytanie dziennikarza zaczeli sie nami interesowac. Mogl nam narobic niezlego gnoju. - Nie byliscie z siebie dumni? Nie. Bylismy wtedy prawdziwymi ortodoksami. Nie chcielismy miec nic wspolnego z zadnymi politycznymi rozgrywkami. Z naszego koncertu wyrzucilismy nawet kiedys amerykanska telewizje. Oni sie troche czuli, ze sa krolami i wszyscy powinni im robic dobrze. Kazalismy im spadac. Nie interesowalo nas to, bo wszystkie media byly dla nas wtedy siebie warte. I znowu wykorzystal to Urban na konferencji prasowej. "Dezerter nie chce rozmawiac z amerykanska telewizja". Nie widzialem tego, ale i tak bylem wsciekly. - Dlaczego zmieniliscie nazwe zespolu? Za komuny funkcjonowaly pewne niepisane zakazy. Nie wiem, kto je wydawal, czy byla to akcja ubecka, czy autocenzura. W pewnym momencie okazalo sie, ze mamy zakaz publicznych wystapien. To chyba byla plotka, ale znali ja wszyscy dyrektorzy klubow, w ktorych mielismy grac koncerty. Bylo to na jesieni 1982 r. Tomek Wisniewski dzwonil w rozne miejsca i nikt nie chcial w ogole z nim rozmawiac. Po wielu bezowocnych probach zorganizowania jakiegokolwiek grania w Polsce, doszlismy do wniosku, ze cos z tym trzeba zrobic. Ludzie mowili nam, ze chodzi przede wszystkim o nazwe. Postanowilismy ja zmienic. Pojawila sie propozycja Dezerter. Balismy sie, ze to tez nie przejdzie. Byl przeciez jeszcze stan wojenny. Jakos jednak przeszlo. - W 1982 r. zrobiliscie furore w Jarocinie jeszcze jako SS-20. Jak wspominasz ten festiwal? Byly tam rzeczy cudowne i takie, ktore nam sie bardzo nie podobaly. Byla to oaza wolnosci. Kilka tysiecy ludzi, wszyscy usmiechnieci, zero agresji. Wszyscy sie bratali i to bylo super. Zle wrazenie robily natomiast ogromne sily milicyjne. Wlasnie w otoczonym przez milicje Jarocinie widac bylo, ze zyjemy w panstwie totalnym. Przed festiwalem zrobilem serie znaczkow wpinanych w klape "SS-20", ktore rozdawalismy znajomym. Okazalo sie to kiepskim pomyslem, bo te znaczki dzialaly bardzo prowokacyjnie. Milicja nie rozumiala, co to jest. Kojarzylo sie im z faszyzmem, wiec kazdy, kto mial znaczek, dostawal wpierdol. Pol roku pozniej ukazal sie w "Dzienniku Telewizyjnym" fragment naszego koncertu z Jarocina jako ilustracja do materialu o demoralizacji mlodziezy. -Czy, Twoim zdaniem, Jarocin byl "wentylem bezpieczenstwa", ktory mial sluzyc wladzy do skanalizowania zbiorowych emocji mlodych ludzi? Pewnie tak. W 1984 r. mielismy tam dziwna przygode. Bylo cholernie goraco, susza, 30 stopni. Duza scena byla na stadionie. Murawa zmienila sie w klepisko, z ktorego unosily sie kleby kurzu. Przy 20 tysiacach ludzi nie dalo sie oddychac. Przed wyjsciem na scene powiedzialem Skandalowi, zeby poprosil przez mikrofon strazakow, by polali plyte woda, bo nie damy rady zaspiewac. Organizatorzy odpowiedzieli nam zza konsolety, zebysmy spierdalali. "Albo gracie, albo won ze sceny!". Skandal na to: "Jak wy traktujecie ludzi?". Caly stadion zawrzal. Organizatorzy wylaczyli nam mikrofony. Publicznosc dostala szalu. Zaczeli rzucac ziemia w konsolete. Wystarczylaby iskra, by caly ten Jarocin poszedl z dymem. Przylecial glowny organizator festiwalu Walter Chelstowski. Nie widzial calej akcji, bo byl w hotelu. Wkurwilismy sie strasznie. W koncu w odsluchu uslyszalem: "Jesli zaraz, gnoje, nie zaczniecie grac, to wjedzie tu kilka tysiecy zomowcow, ktorzy stoja w lesie". Nie wiem, kto to do nas powiedzial. Nie chce zgadywac. Napiecie trwalo z pol godziny. W koncu zdecydowalismy sie zagrac. Nie wiem, co by sie stalo, gdybysmy nie zaczeli. Po koncercie przyszedl do nas roztrzesiony Chelstowski z jakims gorylem. Mowi: "Koncert byl zajebisty, ale, kurwa, nie chce was znac". Na to Skandal: "Spierdalaj zgredzie, to wszystko wasza wina!". Zrobila sie awantura. "Pobijesz mnie ze swoim gorylem, palancie?" - krzyczal Skandal. To byl ostatni raz, kiedy wystapilismy w Jarocinie organizowanym przez Waltera. Historia tego festiwalu jest dla mnie niejednoznaczna. Z jednej strony nic w tym kraju nie dzialo sie bez akceptacji wladz, wiec pewnie byla w tym jakas intryga. Jednak momentami wymykalo sie to spod czerwonej kontroli. Przed koncertami teksty czytal Walter. "Dobrze, mozecie to zaspiewac, ale do cenzury dajcie cos innego" - mowil czesto. -W tym czasie w polskim radiu i telewizji pojawilo sie duzo mlodziezowe muzyki. Graly zespoly Maanam, Lady Pank, Kombi, Perfect. Jak wtedy oceniales to zjawisko? Jak najgorzej. Uwazalismy to za zenade. Obecnie patrze na to troche lagodniej. W latach 80 mielismy poczucie, ze stoimy na pierwszej linii frontu, a lizusy czerpia zyski z koncesjonowanego przez wladze show-biznesu. Zespoly tzw. trzeciego obiegu nie mialy dostepu do niczego. Nie grano nas w radiu, nie moglismy nagrywac. Nie mam specjalnego zalu, bo sami wybralismy te droge. Show-biznes w Polsce istnial zawsze, tylko byl sterowany. Mlodziez potrzebowala muzyki, wiec komuna ja dawala. Dzis nikogo nie chce potepiac. Bawia mnie jednak opowiesci, ze zespoly z oficjalnej sceny rockowej pracujace w Estradzie walczyly z komuna. - Nosiles swoje teksty do cenzury? Osobiscie nie. Nosil Tomek Wisniewski, a pozniej Maciek Chmiel. Ktos to musial robic. Gdy nagrywalismy pierwszego singla w 1983 r., znalazly sie tam utwory wprowadzajace cenzorow w konsternacje, np. "Ku przyszlosci": "Polaczmy nasz wysilek/ Zjednoczmy wszystkie sily/ Ojczyzna, Ojczyzna czeka na ciebie, towarzyszu mily", albo "Spytaj milicjanta/ on ci prawde powie/ spytaj milicjanta/ on ci wskaze droge". Nie wiedzieli, o co chodzi, bo to byl pastisz socrealu. Pani cenzor zaczela weszyc podstep, wiec kazala sobie przyniesc interpretacje tekstow. Nie dostala jej, wiec po ukazaniu sie singla czesc nakladu zostala przemielona. Na koncertach robilismy cenzure w konia. Dawalismy zupelnie inne teksty. Czasem byly z tego jakies awantury, ale nic powaznego. Najgorzej bylo przy plycie "Kolaboracja", ktora wyszla w 1987 r. Cenzura bardzo w nia zaingerowala. Postanowilismy wiec pojsc sladem "Tygodnika Powszechnego", ktory w cenzurowanych artykulach zaznaczal ingerencje cenzorskie, w nawiasach przypominajac ustawe. Wstawialismy pikniecie i nie zgodzilismy sie na zadna zmiane. Pikniec bylo kilka na plycie. Cenzura nie zgodzila sie wiec, by plyta byla sprzedawana w sklepach. Pozwolili wyprodukowac jedynie piec tysiecy egzemplarzy dostepnych w Klubie Plytowym za okazaniem karnetu z tygodnika "Razem". - Czy wlasnie dlatego plyte "Underground out of Poland" wydaliscie w USA? To byla wlasciwie nasza pierwsza plyta. Jej produkcja rozpoczela sie w 1985 r. Bylo to dla nas niezwykle wydarzenie. W Polsce goscil zespol DOA. Jego wokalista Joe Kiley spotkal sie z nami po ich koncercie w Remoncie. Nastepnego dnia zaprosilismy ich do Hybryd, gdzie wtedy mielismy proby. Uslyszeli nas i zaproponowali pomoc w wydaniu albumu w niezaleznym wydawnictwie w Stanach. Dalismy Joe wszystko, co mielismy z naszych nagran. Nie bylo tego duzo, bo przeciez nikt nie wpuszczal nas do studia. Po dwoch latach ukazala sie plyta w USA i w zachodniej Europie. Oczywiscie w Polsce byla niedostepna. Mielismy jedynie piec egzemplarzy autorskich. Dopiero w polowie lat 90. wznowilo ja QQryQ. -Jak w latach 80. wygladalo zycie punkrockowcow z kultowego zespolu? My bylismy troche inni. Moze nie bylismy abstynentami, ale daleko nam bylo do rock'n'rollowego sznytu. Kojarzylo sie nam to z obciachem, z kowbojskimi zabawami gwiazd polskiego radia i telewizji. Nie demolowalismy hoteli, nie gralismy po pijanemu. Mielismy poczucie, ze mamy do powiedzenia zbyt wazne rzeczy, zeby je wypowiadac na bani. W latach 80. musielismy wszyscy pracowac, bo byl obowiazek pracy. Zeby byc muzykiem, trzeba bylo miec ministerialna weryfikacje. Nam oczywiscie nikt by jej nie dal. Ja pracowalem w firmie produkujacej elektroniczny sprzet medyczny, reszta kombinowala cos ze spoldzielniami studenckimi, zamiatali przystanki, ulice. Rzucilismy wszystko w diably dopiero w 1989 r. i zajelismy sie tylko muzyka. Udalo sie nam z tego utrzymac przez cale lata 90. -Dezerter jest zespolem pelnym sprzecznosci. Gracie bardzo ostra muzyke, a wasza zyciowa postawa troche przypomina asceze. Kojarzy mi sie to z amerykanskim punk-rockowcem Henry Rolisem - groznie wygladajacym facetem z pokojowym przesianiem. Tylko Rolins jest strasznie napakowany, a my jestesmy chudzielcami (smiech). Moze w Stanach sa lepsze marchewki. Z nasza muzyka jest troche tak, jak z homeopatia. Podobne leczy sie podobnym. Swiat jest brutalny, zly i halasliwy. My aplikujemy ludziom male dawki tego samego. To uodparnia odbiorcow na wszelkie brudy tego swiata. - Jak odbierales przelom 1989 r.? Pracowalem wtedy w malej prywatnej firmie. Wszyscy jej pracownicy z napieciem sledzili wydarzenia. Byli zdecydowanymi antykomunistami. Przysluchiwalem sie ich rozmowom. Pewnego dnia pojawila sie w prasie zapowiedz okraglego stolu, do ktorego miala zasiasc wladza z podziemna opozycja. Powiedzialem im wtedy, ze to pewnie kolejny szwindel, chyba ze do rozmow zaprosza wszystkich lacznie z Bujakiem. On kojarzyl mi sie z najbardziej poszukiwanym przez SB opozycjonista. Okazalo sie, ze go zaprosili. W czerwcu 1989 r. po raz pierwszy w zyciu poszedlem na wybory. To byl czas wielkiej nadziei. Dzis mysle, ze przy Okraglym Stole komuna przekrecila opozycje. Oddali Solidarnosci wladze nad panstwem w ruinie. Patrzac z dzisiejszej perspektywy, wladza odbila sie czkawka owczesnej opozycji. Sami zas uwlaszczyli sie, ukradli pieniadze. Po dziesieciu latach demokracji wyszli na swoje. Polityka to brutalna walka o wladze i w zasadzie nie ma mozliwosci, zeby wyjsc z tego blota z czystymi rekami. - Glosujesz w wyborach? Od 1989 r. bylem tylko raz. Glosowalem w drugiej turze wyborow prezydenckich w 1995 r. na Lecha Walese. Zrobilem to z bolem, ale wtedy mialem poczucie, ze ludzie pokroju Kwasniewskiego zmarnowali mi 10 lat zycia. Z dzisiejszej perspektywy wyglada to troche inaczej. Nie przeszkadza mi. Niedawno, rowniez z bolem, poszedlem zaglosowac w referendum unijnym. To chyba najwazniejsze glosowanie po 1989 r. Nie twierdze, ze Unia Europejska przyniesie nam zbawienie, ale to chyba jedyne rozsadne wyjscie. -W Twoich tekstach na przestrzeni 20 lat wciaz slychac silne nuty mlodzienczego idealizmu. Ktos' moze powiedziec: naiwniak. Moze. Wciaz uwazam i to sie nie zmienilo, ze wladza to mniej lub bardziej dotkliwa forma gwaltu na ludziach. Ludzie ida do polityki po to, by innymi rzadzic, wiec na dzien dobry maja u mnie przechlapane. Rozumiem oczywiscie, ze potrzebni sa zarzadcy pewnego dobra wspolnego, z ktorego wszyscy korzystaja. Zdaje tez sobie sprawe, ze potrzebne jest prawo, ktore pilnuje, by wolnosc jednego czlowieka nie naruszala wolnosci innego. Ale wladza sie tym zajmuje moze w 20 procentach. Pozostale dzialania to wykorzystywanie wladzy. To jest cholernie niebezpieczne narzedzie, ktore czesto trafia w rece ludzi zlych badz nieudolnych. Zdaje sobie jednak sprawe, ze nie ma lepszego systemu poza demokracja. Ale to wciaz system. - Wciaz jeszcze poslugujesz sie tym pojeciem wygenerowanym przez punkowa rewolte? Moze to niedojrzale i naiwne, ale ja nadal tak opisuje swiat. Jest to pojecie wieloznaczne, czasem wrecz mistyczne. Ludzie po prostu maja sklonnosc do budowania Babilonu. On moze wygladac bardzo roznie, co innego moze byc palka, a co innego marchewka. Z Babilonu nie mozna sie w zasadzie wyzwolic, ale mozna probowac miec z nim jak najmniej do czynienia. Place podatki i staram sie byc jak najbardziej niezalezny. -Losy zespolow wyroslych z punk rocka potoczyly sie bardzo roznie w III RP. Niektore znalazly sobie dobre miejsca w nowym show-biznesie, inne przepadly. Dezerter jest wciaz grupa offowa. Nie zalujesz? Nie marzylismy nigdy o slawie rock'n'rollowcow. Interesowalo nas tylko granie naszej muzyki. Mam poczucie, ze wciaz mamy cos do powiedzenia. Na poczatku dziwila mnie droga obrana na przyklad przez T.Love. Cenilem ich w latach 80. Pozniej moje zwiazki z ich tworczoscia skonczyly sie, gdy swiadomie wybrali srodek muzycznego rynku. Wyroslismy z tego samego klimatu, ale teraz jestesmy w zupelnie innych miejscach. Takich przykladow jest wiecej. - Nie chcialbys, zeby Twoje piosenki puszczali w radiu? Nie mam nic przeciwko temu, ale tez nie bede o to specjalnie zabiegal. -Wydawaliscie plyty w Warner Musie. Czy nie byla to dla Ciebie grozna kolaboracja z Babilonem? -Nie mozna popadac w obled. Wytwornia plytowa nie ma dla mnie zadnego znaczenia. Gdybym chcial byc tak na maksa koszerny, to nie moglbym tez jezdzic samochodem, bo tez go produkuje jakis babilonski koncern. Przeciez to idiotyzm. Teraz wydajemy plyty w malej, niezaleznej wytworni i komfort jest taki sam jak w Warnerze. Niczego nam nigdy nie narzucano. - Kto teraz slucha Dezertera? Glownie malolaty, ale ostatnio zaczalem znowu zauwazac ludzi w moim wieku. To mnie cieszy. Nie mamy moze bardzo licznej publicznosci. Ale za to sa to ludzie podobni do nas. Dla nich warto grac. - Z czego zyjesz? -Na szczescie mam druga mila pasje. Jestem grafikiem komputerowym. W 1999 r. bylo nam tak ciezko, ze musialem zaczac pracowac. Chcialbym zyc tylko z muzyki, ale przy obecnej koniunkturze jest to niemozliwe. 6 Pogo w Bieszczadach Opowiesc o KSU, punkowej legendzie z Ustrzyk DolnychJezyk i gorna warge przebil sobie agrafkami. Jedna z nich jest przypieta do lancucha zawinietego wokol szyi. Ciezar stali rozciaga jego usta w dziwny grymas. Caly jest obwieszony lancuchami, klodkami i karabinczykami. Pozostali chlopcy tez. Nosza wycwiekowane skory lub stare, moze przedwojenne jeszcze marynarki. Sa chyba kompletnie pijani. Jeden wulgarnie wywala jezyk. W rekach gitary. Zdjecie jest czarno-biale. Jego autor tez musial zdrowo sie nawalic. Postacie ledwo mieszcza sie w kadrze i sa nieostre. Zdjecie wyblaklo, bo czas robi swoje. Zrobiono je 25 lat temu w Ustrzykach Dolnych. Dzis kolorowe wlosy, piercing, czyli poprzebijane kolczykami brwi, policzki, jezyki, nosy czy sutki, nie robia wrazenia. Ale wtedy, w czasach poznego Gierka, w malym miasteczku na koncu Polski taki widok mogl przyprawiac o palpitacje serca. Trzymam zdjecie w kieszeni. Jest szary, zimnawy zmierzch; autobusowy Dworzec Zachodni w Warszawie. W takim swietle to miejsce wyglada jeszcze brzydziej niz zwykle. Bezdomni, ukrainscy podrozni z kraciastymi, plastikowymi tobolami, to wszystko w bukiecie smrodu autobusowych spalin, wietnamskiego zarcia i pasty BHP z publicznego kibla. Juz pol godziny czekam na autobus z Ustrzyk Dolnych. Przyjezdza tylko raz w ciagu dnia i prawie nigdy o czasie. Jedzie niemal 12 godzin. Ma nim przyjechac Siczka, jeden z chlopcow ze zdjecia, lider legendarnego punkowego zespolu KSU. Nie jestem pewien, czy go poznam. Ich koncert widzialem tylko raz, w klubie Stodola, chyba pod koniec lat 80. Zastanawiam sie, jak moze wygladac punkowiec po czterdziestce. Wreszcie jest. Z brudnego autobusu wysiada szczuply facet. Glebokie zmarszczki na twarzy przypominaja blizny. Skorzany czarny plaszcz prawie do ziemi, czarne spodnie, szeroki, wycwiekowany pas i koszulka z bialym orlem ulozonym z piszczeli. Wlosy tez ma czarne, wrecz granatowe, wytapirowane i sterczace. Zero sladow siwizny. Pewnie je farbuje... Uscisk dloni mocny, glos lekko zachrypniety. -Meczaca podroz, co? - zagaduje. Lubie spedzac czas ze soba. Tylko bez palenia trudno wytrzymac - mowi, wyjmujac papierosy i rozgladajac sie wkolo. - Fajnie tu. Dawno nie bylem w Warszawie. Jedziemy do jakiejs knajpy pogadac. Mijamy rzad akademikow i studencki klub Proxima przy alei Zwirki i Wigury. Siczka przylepia nos do szyby. Spalismy tu z zespolem w latach 80. Bylo pieknie. Dalismy taka banie, ze moglem stracic zycie. Zasnalem w pokoju na dziesiatym pietrze, lezac na parapecie otwartego okna. Gdy sie obudzilem, zakrecilo mi sie w glowie z przerazenia. W Ustrzykach na szczescie nie ma zadnych wiezowcow. Siadamy przy piwie w Zielonej Gesi. Siczka prosi o pusty kufel i kilkakrotnie przelewa swoje piwo ze szklanki do szklanki. - Piwo z gazem jest do dupy -tlumaczy. - Jak sie je odgazuje, jest duzo zdrowsze, a tryka tak samo. Widzisz, ja juz coraz mniej pamietam. Mam we lbie dziury od wody. Zdrowie mi siada. Tuz nad rynsztokiem Znali sie prawie od dziecka. Mirek i Plaster mieszkali obok Siczki. Ptysia znali od zawsze, a Bohun byl jego kumplem. W Ustrzykach znaja sie przeciez wszyscy. Siczka nie lubil siedziec w domu. Mial niewesole dziecinstwo. Ojciec strasznie chlal. Pamieta glownie awantury i bijatyki w domu. Matka wziela z ojcem rozwod, gdy Siczka mial siedem lat. Wolal wiec szwendac sie z kolegami po miasteczku. Byli malymi wandalami. Tlukli szyby w oknach i lali sie na piesci z przyjezdnymi. Milicja znala ich doskonale. Gdy Siczka poszedl do zawodowki, potrafil juz na libacji wypic litr wodki i popic go jabolem. Tracil przytomnosc, rzygal jak kot, ale mial charakter. Po rowni pochylej szedl w slady ojca. Bylo jednak cos, co trzymalo go tuz nad rynsztokiem, wiezieniem czy alkoholowa smiercia. Muzyka. Gdy gralo radio, udawal rockowego gitarzyste. Starszy brat, rasowy juz ustrzycki chuligan, mial kilka plyt Breakoutow, Niemena, Niebiesko-Czarnych, Omegi i Locomotiv. Siczka sluchal tego jak zaklety. Oltarzem Siczki i jego kolezkow bylo radio, gdzie w polowie lat 70. z rzadka mozna bylo uslyszec zachodniego rocka - Black Sabbath, Pink Floyd, Led Zeppelin, Budgie... Plyty kosztowaly majatek i nie mozna ich bylo kupic w sklepach. Przegrywali wiec muzyke na magnetofony szpulowe. Rock and roll szybko stawal sie indentyfikacyjnym kodem, czyms spajajacym jeszcze lepiej i trwalej niz woda czy chuliganerka. Czynil ich innymi, wtajemniczonymi, lepszymi od rowiesnikow. Chlopcy z Ustrzyk tez chcieli grac. Zalozyli zespol KSU. Problem polegal jednak na tym, ze rock pierwszej polowy lat 70 byl muzyka misterna wirtuozerska i egzaltowana. Zeby podrabiac Zeppelinow czy Deep Purple, trzeba bylo cos juz potrafic. A oni nie umieli nic. Pewnie wiec szybko zarzuciliby granie w miejskim domu kultury na rzecz chlania i awantur, gdyby nie pewien wieczor przy skrzeczacym odbiorniku radiowym. W Wolnej Europie uslyszeli punk rocka. Bylo to mniej wiecej rok po tym, jak punkowa rewolta ogarnela angielskie dzielnice robotnicze. Brytyjska mlodziez konca lat 70, pierwszego powojennego wyzu demograficznego, dorastala w czasie kryzysu paliwowego, recesji, robotniczych protestow i rosnacego bezrobocia. To juz nie byla hipisowska rewolucja dzieci kwiatow. Mlodziez zbuntowala sie gwaltownie, z wrzaskiem i agresja. I to doslownie przeciwko wszystkiemu. "System" - slowo wytrych - stal sie zlowrogim synonimem calej rzeczywistosci politycznej, spolecznej, religijnej, calego swiata doroslych. Prawdziwa rewolucja byla muzyka prosta, rytmiczna i glosna. Teksty piosenek nie mialy w sobie nic z egzaltowanej poezji artrockowych wirtuozow. Na poczatku mi sie to nie podobalo, bo bylo za proste - przyznaje Siczka. - Ale kolegom z zespolu kompletnie odwalilo. Uslyszeli jeden numer Sex Pistols i juz chcieli grac taka muzyke. Cale dnie spedzali przy odbiorniku. Sluchali Luksemburga i Wolnej Europy. Nagrywali i spisywali nazwy zespolow. Ale punk rock nie pojawial sie czesto. Droga Redakcjo Wolnej Europy... Chlopcy wpadli na szalenczy pomysl. Napisali list do Wolnej Europy. Jego tresc sie nie zachowala, ale mogl brzmiec tak: "Droga Redakcjo! Jestesmy mlodymi ludzmi z malego miasta w Polsce. Wasze audycje na falach krotkich sa dla nas jedynym kontaktem z wolnym swiatem i jego muzyka. Dzieki Warn zetknelismy sie z punk rockiem, muzyka ktora kochamy. Prosimy o wiecej! W Bieszczadach, w komunistycznej Polsce siedza przy odbiornikach jej fani, ktorych jestescie jedyna nadzieja". Nikt wlasciwie nie wierzyl, ze ta prosba przejmie sie ktokolwiek w zachodniej rozglosni. Bylo tez niemal pewne, ze gdyby chlopcy wyslali go poczta nigdy by nie doszedl. List zabrala wiec ciotka Plastra do Kanady i stamtad wyslala do Wolnej Europy. Siczka: - Po kilku miesiacach w Wolnej Europie pojawil sie cotygodniowy cykl audycji z muzyka punkowa i nowofalowa. Pierwsza audycje zadedykowali fanom punk rocka z Bieszczad i powiedzieli o naszym liscie. Bylismy w szoku. Nikt nie zdawal sobie sprawy z konsekwencji tej calej akcji. Ubecja dostala szalu. Oczywiscie wiedzieli, kto napisal ten list. Przetrzepali nam chalupy i zaczeli sprawdzac cala nasza korespondencje. Klopoty z wladzami PRL towarzyszyly bieszczadzkiemu punk rockowi niemal od poczatku. Bo Bieszczady zawsze byly miejscem specyficznym. Pielgrzymowali do nich hipisi, rozne swiry chcace mieszkac na lonie natury, dezerterzy z wojska, uciekinierzy z wiezien, outsiderzy... Chlopcy z Ustrzyk stykali sie z nimi. To byla taka szkola kontestacji. W dzikie Bieszczady przyjezdzali tez harcerze. Punkowa ekipa szczerze ich nie cierpiala. Pewnie troche przesadzali, ale ZHP byl dla nich organizacja rezimowa, czescia zlowrogiego komunistycznego systemu, propagandowa pralnia mozgow. Wolna Republika Bieszczadzka Pod koniec lat 70. Bohun i jego brat Broda zalozyli organizacje WRB - Wolna Republike Bieszczadzka. Bylo ich 15 do 20 osob. Caly zespol i wszyscy znajomi. Siczka: - W tych latach odbywala sie harcerska operacja "Bieszczady 40". Harcerze mieli niby budowac infrastrukture w naszej dzikiej krainie. Jednak glownie smiecili i zostawiali po sobie syf. Nie chcielismy ich w Bieszczadach. Niszczylismy im propagandowe tablice, oznaczenia szlakow itp. Czasem sie jakiegos harcerza lancuchem po grzbiecie pociagnelo, jak szedl po trawniku. Bali sie nas, bo punki wygladaly groznie. Bylismy dla nich symbolem degeneracji. A dla nas harcerze po prostu chodzili na smyczy komuny. Pierdolilismy ich pseudoidealy, wojskowe stopnie, mundurki, krotkie spodenki, musztry, system podleglosci... Zabawa w WRB sciagnela na chlopcow klopoty. Dotad PRLowskie organy wladzy specjalnie nie mialy w Bieszczadach nic do roboty. Mogly sie najwyzej uganiac za dezerterami z armii. Teraz mogly sie wykazac. Wykryly tajna i wroga socjalizmowi organizacje, a wlasciwie "ukrainski ruch separatystyczny" dazacy do oderwania Ukrainy od ojczystego Zwiazku Radzieckiego. Czlonkowie organizacji to w dodatku degeneraci, wzorujacy sie na zachodniej modzie chuligani i bumelanci. Siczka: - Nosilismy niebieskie opaski z literami WRB w ksztalcie ukrainskiego tryzuba. Calosc ukladala sie w sino-zolte barwy ukrainskie. Chodzilismy w tym z poltora roku i nikt sie nie interesowal. Gdy cala ta impreza juz sie nam znudzila, SB zalapalo i zaczeli nas trzepac. Rewizje, przesluchania. Nie dawali nam spokoju, a my nie wiedzielismy, o co wlasciwie chodzi. -A o co chodzi z tym waszym ukrainskim nacjonalizmem? - pytam prowokacyjnie. Oczy Siczki blysnely znad kufla piwa. -To nie jest zaden nacjonalizm - mowi dobitnie. - Jestesmy z krainy Lemkow. Ustrzyki to miejsce polsko-ukrainskich zaszlosci. Polacy i Ukraincy mieszkaja tam kolo siebie. Oczywiscie wszyscy wiedza, kto jest kto. Jedni chodza do kosciola, a drudzy do cerkwi. A przeciez wszyscy dostawalismy rowno po dupie od czerwonego. Nigdy tez nie dawalismy sie wrabiac w szczucie jednych na drugich. Nas bardziej interesowalo to, jakiej kto muzyki slucha. W pokoleniu naszych rodzicow jeszcze to jakos siedzi. Moja matka miala z dziecinstwa nie najlepsze wspomnienia o Ukraincach. Ale to wszystko jest przeszlosc. Teraz duzo ludzi z Ukrainy przyjezdza na handel. Matka lubi sobie z nimi pogadac, pobajdurzyc, pozartowac. W tych kontaktach ludzi spod granicy jest w sumie duzo serdecznosci. Male miasto/ mali ludzie/ male sprawy! maly swiat Glupie miasto/ glupi ludzie/ glupie sprawy/ glupi swiat Ustrzyki! To stolica Bieszczad jest Ustrzyki! Niech nam zyje WRB! W KSU ukrainskie korzenie mialo dwoch pierwszych perkusistow: Burek i Mirek Wesolkin. Pierwszy uchodzil za najsilniejszego czlowieka w Ustrzykach. W 1978 r. rygorystycznie podchodzil do zakazu stania przez obcych na ustrzyckim moscie -smieje sie Siczka. - Jak ktos nie znal tego zakazu, to sie dowiadywal od Burka. Mirek byl z nas najlepszy muzycznie. Potrafil poslugiwac sie bebnami, klawiszami, gitarami... Duzo nas nauczyl. Po 30 probach Mirek zniknal. Nikt nie wiedzial, co sie z nim stalo. Wyjechal z Ustrzyk. Mial jakies problemy z dziewucha i postanowil sie zmyc. Odnalazlem go po 22 latach. Opowiadal mi, jak tulal sie po Polsce, pozniej mieszkal w Niemczech. Wrocil do kraju i chcial rozkrecic jakis biznes, ale mu nie wyszlo. W koncu dotarl w nasze strony i wzial w ajencje schronisko w Komanczy. Tam go spotkalem. Zaproponowal, zebysmy u niego zagrali. Zrobilismy koncert w gorach, ze czacha dymi, razem z Wanka Wstanka z Rzeszowa. Pozniej jeszcze rozmawialismy przez telefon. Ktoregos dnia zadzwonilem do niego i juz go tam nie bylo. Zniknal. Pewnie znowu sie znajdzie za 20 lat. - Co to wlasciwie za skrot - KSU? - pytam. Siczka drapie sie w glowe, jakby probowal sobie cos przypomniec. - Nazwe zespolu wymyslilismy razem z Mirkiem - mowi w koncu. - Wziela sie od rejestracji samochodow w Bieszczadach. Wracalismy nawaleni pozno w nocy i zobaczylem auto z rejestracja KSU. Tak zostalo. Nie pamietalem tego zdarzenia przez 22 lata i przez caly ten czas nie wiedzialem, skad jest ta nazwa. Dorabialismy rozne teorie: Komitet Samostijnej Ukrainy, Kurwa Samostijnej Ukrainy, Kurwa Sami Ukraincy, ewentualnie Kazdy Sie Upija. Siczka do dzisiaj nie bardzo potrafi grac na gitarze. - Mam swoje patenty - twierdzi. - Stroje gitare tak, ze mi sie latwiej gra. Nigdy nie porywalem sie na trudniejsze rzeczy. Najlatwiej wchodzil mi Black Sabbath, bo byly tam proste riffy. Pierwszy koncert KSU zagralo w Ustrzykach, w swietlicy przedsiebiorstwa budowlano-komunalnego. Ich kumpel opiekowal sie wiezniami, ktorzy pracowali na budowie. Dzieki temu sala byla wypelniona. Jedna polowe zajeli wiezniowie z kryminalu, a druga miejscowi z Ustrzyk. - Zabawa byla nie z tej ziemi - wspomina Siczka. - Poczatkowo sluchacze nie bardzo wiedzieli, o co chodzi. Ale juz po drugim numerze porwala ich nieprawdopodobna energia. Sala trzesla sie w posadach. I wlasnie o to chodzi w tej muzyce! Metoda na zycie i sposob na glod na kryzys na gnicie na chaos na bol gdy nie wiesz dokad isc krzyk zmeczy l cie za szyjke mocno chwyc i napij sie! Jabol punk! Kazik przywozil pocztowki Pod koniec lat 70. punk rock w Polsce dopiero kielkowal - na poczatku w Gdansku i w Warszawie. Ptys i Plaster wybrali sie do stolicy, zeby sie spotkac z jakas punkowa ekipa. Trafili na "targ perski", gdzie handlowano min. plytami. Tam poznali Kazika Staszewskiego, wowczas lidera punkrockowego zespolu Poland. Kazik: - W ktoras niedziele pojawilo sie na "perskim" trzech kolesiow wygladajacych bardzo ortodoksyjnie. My ubieralismy sie wtedy inaczej. Skory, cwieki i irokezy pojawily sie pozniej. Chodzilismy w podartych, starych garniturach, malowalismy wlosy plakatowkami i wpinalismy we wszystko duzo agrafek. Ci goscie wygladali juz bardzo punkowo. Mieli skory, czapki pocztowe, lancuchy. Zaintrygowal mnie ich wyglad. Zaczelismy gadac. Tak poznalem Bohuna, Ptysia i Tomkowa. Po pewnym czasie znowu przyjechali Ptys i Tomkow. Zaprosilem ich do domu i zaprzyjaznilismy sie. Bylismy blisko. Jezdzilem do nich do Ustrzyk, a oni do mnie. Siczka: - To byl czas pocztowek dzwiekowych. Troche ich mialem. Ale pierwsze zachodnie pocztowki dzwiekowe przywiozl nam Kazik. Byly cieniutenkie, dwustronne i stereofoniczne. Z naszymi nie bylo porownania. Kazik: - Mialem rodzine w Anglii i dostep do plyt. Sprowadzalem im rozne kapele. Pamietam, ze u nich wielkim kultem cieszyl sie Subway Sect. Gdy ten zespol wydal pierwszy i zreszta ostatni longplay, sprowadzilem im go. Moja mama kupila im tez pierwszy Dead Kennedys. Bardzo lubila Ptysia. Chlopcy opowiadali mi o swoim zespole, ale przez dlugi czas go nie slyszalem. Nawet podejrzewalem, ze to troche wytwor ich fantazji. W koncu pojechalem do Ustrzyk wiosna 1980 r. i wtedy puscili mi swoja tasme. Brzmialo to bardzo profesjonalnie. W porownaniu z poziomem polskich kapel to bylo zawodowstwo. Trzeba przyznac, ze z muzyka byli na biezaco, bo sluchali zachodnich stacji. Poza Warszawa i Trojmiastem, Ustrzyki okazaly sie jednym z pierwszych ognisk punk rocka w Polsce. Kazik postanowil odkryc KSU dla reszty kraju. Byl w koncu czlowiekiem ze stolicy, obracal sie w srodowisku i znal wielu ludzi. Kazik: - Moj kolega Amok - Andrzej Turczynowicz - wpadl na pomysl zorganizowania Pierwszego Ogolnopolskiego Przegladu Zespolow Rockowych Nowej Fali w Kolobrzegu. Impreza odbyla sie latem 1980 r. Dalem mu namiary na KSU. Amok pojechal do Ustrzyk, obejrzal ich probe i sciagnal do Kolobrzegu. Niestety, moj zespol tam nie pojechal. Na tym festiwalu zakasowali wszystkich, przynajmniej tak mi mowiono. Swiadczy tez o tym podziemna kaseta, ktora ukazala sie po przegladzie. Jedna cala strona to KSU, a druga - pozostale zespoly. Siczka: - Najpierw bylismy w szoku. Impreza w wielkim kinie, gra Tilt, a na ekranie jakies wykrecone teledyski. Zadna polska kapela nie robila jeszcze takich rzeczy. Dla nas to byl wielki swiat. Bylismy wyploszonymi kolesiami z malej dziury, gdzie diabel mowi dobranoc. Juz na samym poczatku doszlo do spiecia miedzy KSU a punkami z Warszawy. Kazdy zespol dostal plansze, na ktorej mogl namalowac swoje logo. Siczka: - Zrobilismy znak KSU w ksztalcie ukrainskiego tryzuba. Postawilismy te tablice, zeby wyschla, i poszlismy do garderoby spozyc wino owocowe. Za chwile przylatuja goscie z publiki i krzycza, ze ekipa z zespolu Tilt niszczy nam tablice. Patrzymy - rzeczywiscie, do tryzuba ktos dorysowal jaja, ze wygladalo to jak penis. Wkurwilismy sie i bluzgalismy Tomkowi Lipinskiemu i jego kolezkom przy kazdej okazji. Teraz mysle, ze to byl w sumie fajny, punkowy zart. Z innymi bandami bardzo sie zaprzyjaznilismy. Kolobrzeska publicznosc z poczatku nie przyjela ich dobrze. Zaczeli gwizdac. Ale po kilku numerach okazalo sie, ze odnosza spektakularny sukces. Totalna energia i pogo. To byla ich pierwsza impreza poza Ustrzykami. Zaczelo sie robic glosno o KSU, dzikich punkowcach z Bieszczad, polskim Sex Pistols. Po koncercie jacys Niemcy zaproponowali im nawet wydanie plyty na Zachodzie. Siczka: - Niewiele pamietam, bo strasznie wtedy chlalismy. Kombinacja miala byc taka, ze z jednej strony KSU, z drugiej Tilt. Rozmawiali chyba z Bohunem. On to kompletnie olal, bo wlasnie wybieral sie na studia, a nam bylo wszystko jedno. Bylismy szczesliwi bez plyty. Niczego nam nie brakowalo. Kazik: - Na fali kolobrzeskiego sukcesu tego samego lata zrobilismy jednodniowy festiwal w Ustrzykach. Zagralo KSU, Kanal i moj Poland. Gdy ich wtedy widzialem, byl to dla mnie zespol posagowy. Chcialem tak grac i wygladac tak jak oni. Do Warszawy wracal caly pociag punkowcow, a w Warsie byla transmisja z podpisania porozumien sierpniowych. Nasi chlopcy, tylko wariuja Rozpoczal sie kolorowy karnawal pierwszej "Solidarnosci". W ustrzyckim kombinacie drzewnym trwal strajk. Siczka: - Nam sie to podobalo. Ludzie mieli racje i bylismy z nimi calym sercem. Ja nawet chodzilem ze znaczkiem "Solidarnosci". Gdy dzisiaj patrze na to, co z tego ruchu wyszlo, chce mi sie rzygac. Pracowalem wtedy w domu kultury. Gdy odbywaly sie jakies manifestacje, okupowano urzad miejski, ja organizowalem naglosnienie. Pamietam, ze gdy Walesa przyjechal do Ustrzyk i przemawial, ja podstawialem mu sprzet. Oczywiscie mialem przez to klopoty z milicja, chociaz wlasciwie nie sluchalem, o czym on nawija. Kazik: - To byla zaloga potwornie tepiona przez milicje. Gdy tam przyjezdzalem zarowno przed stanem wojennym, jak i po nim, ciagle trzeba bylo uciekac. Gdy bylem tam po raz pierwszy, wylegitymowano mnie wiecej razy niz dotad w zyciu. Z drugiej strony w pewnym sensie byli tolerowani. Mieli miejsce na proby w domu kultury, choc towarzyszyl im dyzurny ubek, ktory skladal o nich meldunki. Pozniej nawet, gdy o KSU zrobilo sie glosno, ludzie byli zadowoleni, ze cos z tymi Ustrzykami jest utozsamiane. Byli represjonowani, ale to byla opresja z malego miasteczka, inna niz warszawska. Nie wiem, jak bylo na poczatku, ale z czasem oni sie po prostu opatrzyli z tym swoim groznym wygladem. Ludzie o nich mowili: "To nasi chlopcy, tylko troche wariuja". Zeby za bardzo nie poczuli luzu, milicja im troche dawala w kosc. Ale w sumie byli do siebie przyzwyczajeni. Siczka: - Wygladalismy ostro. Agrafki w wargach, policzkach, obwieszeni lancuchami. Ludzie pokazywali nas sobie palcami. Chodzilismy na zabawy w Ustrzykach. Wodzirej dostawal kasete Sex Pistols i kilkadziesiat punkow szlo w pogo. Reszta stala pod scianami z rozdziawiona geba. Czesto lala sie krew, bo wielu z nas nosilo na rekach pieszczochy z zyletek. Do dzisiaj nie wiem, jak sie laczy ze soba te zyletki. KSU nigdy nie bylo zwiazane z polityczna opozycja. Ale Broda, brat Bohuna, pisal zbuntowane teksty. To wystarczylo, by wladze PRL uznaly chlopcow z Bieszczad za wrogow socjalizmu. Siczka: - Czesto przychodzily do nas listy na adres: KSU, Ustrzyki. Listonosz do nas trafial bez problemu. Oczywiscie przez posterunek milicji. A fani kumali, o co chodzi, wiec w listach glownie pisali bluzgi na komune. Bohun z Plastrem musieli sie meldowac na SB w Krosnie raz na dwa tygodnie. Rozmowy byly dosc kretynskie. SB namawiala ich do wspolpracy, a oni mowili, ze nie ma mowy, bo wszyscy jestesmy wariatami. Juz po zniesieniu stanu wojennego nie moglismy sie opedzic od esbecji. Probowali nas nawet wrobic w jakies faszystowskie sympatie. Kiedys Ptysiu szedl podpity po ulicy. Zwineli go na komisariat i podrzucili mu chuste ze swastyka. Bylo to szczegolne skurwysynstwo, bo zawsze bylismy przeciw wszelkim przejawom faszyzmu. Wrabiali nas tez w handel narkotykami. Na szczescie nawet w milicji byli goscie, ktorzy mysleli od czasu do czasu. Wiedzieli, ze my zajmujemy sie muzyka, a nie polityka, i ze sciganie nas nie ma specjalnie sensu. Kiedys Plaster z Bohunem pojechali w gory wypic kilka jaboli i w lesie znalezli pocisk od mozdzierza. Plaster przytargal go do domu, wypolerowal i postawil na telewizorze. Ktos doniosl na milicje, ze Plaster ma w domu bron. Dostal wezwanie, wiec wzial ten pocisk i zaniosl na posterunek. Jak to zobaczyli, to pospadali z krzesel i naprawde zaczeli nas traktowac jak wariatow. Cala kompania spiewa Choc koncerty odbywaly sie rzadko, KSU uroslo do rangi kapeli kanonicznej i kultowej. - Nie potrafie tego wyjasnic - mowi Siczka, juz lekko chwiejac sie nad stolikiem w Zielonej Gesi. - Nie puszczali nas w radiu w latach 80. Nie mielismy zadnych profesjonalnych nagran. Ludzie przegrywali na kaseciakach jakies tragiczne dzwieki z koncertow, nagrania z prob, demowki... Czasem, jak w radiu sie znalazl jakis kozak, to puszczal te wynalazki. Ale to sporadycznie. W latach 80. komuna nie miala juz na tyle sily, zeby panowac nad zbiorowymi emocjami mlodziezy. Mimo monopolu medialnego i cenzury rockowa scena niezalezna miala sie dobrze. Pojawilo sie wiele zespolow, ktore wbrew systemowi trafialy do mlodych ludzi. Wsrod nich KSU. Ale na chlopcow z malego miasteczka wladza znalazla sposob - wojsko. Kazik: - Ten problem dotyczyl oczywiscie wszystkich. Ale chlopakow dotknal szczegolnie, bo wcielali ich do armii jednego po drugim. Kiedys dadza ci karabin, kaza rowno stac kiedys kaza zaladowac, potem oddac strzal sila wpedza do okopow, bloto wbija w twarz pozniej padnie rozkaz umrzyj i skonczy sie czas rozkaz, rozkaz idziemy ze spiewem rozkaz, rozkaz, a sztandar powiewa nasz! Siczka: - Po stanie wojennym wszystko sie zaczelo sypac. Bohun, nasz pierwszy lider, poszedl na studia. On jedyny przejmowal sie tym, co bedzie jutro. My raczej to olewalismy. W 1980 r. Tutak poszedl do wojska. Wyszedl w 1982. Po nim ja w 1983 r. Sprzedalem caly sprzet, zeby zalatwic to wojsko. Ale bylem w stanie oplacac lapowki tylko za odroczenia na miesiac. Szybko sie okazalo, ze mnie nie stac na kolejne odroczki. A SB w Ustrzykach zalezalo, zebym poszedl w kamasze. No i dostalem bilet. Kazik: - Gdy Siczka szedl do wojska, przyjechal do Warszawy. Do akademika przyprowadzilismy jakiegos silnego studenta, ktory mial mu zlamac obojczyk. Nap... go z godzine i nie mogl. I na drugi dzien Siczka musial jechac. Siczka: - Sluzylem w l. Warszawskim Pulku Czolgow im. Bohaterow Westerplatte, tam gdzie "Czterej pancerni i pies". Rudy 102 stal jako pomnik przed moja kompania. Czulem sie tam, jakbym siedzial w kryminale. Gdy pierwszego dnia zobaczylo mnie stare wojsko, od razu uslyszalem: "Ty kocie zaje..., ulizemy ci te wloski". Oficer polityczny zrobil mi regularna rewizje. Zabrali mi wszystko lacznie z notesem. Cenzurowali cala moja korespondencje. Zaprzyjaznilem sie z jednym gosciem z Lodzi. Zaufalem mu i poradzilem, co ma zrobic, zeby wyskoczyc z tego piekla. On mial swirowac na nerki - codziennie przed badaniem dodawac sobie do moczu kilka kropel krwi. Przyuwazyl go jakis sanitariusz. Ja popelnialem samobojstwa. Podcinalem sobie zyly. O, zobacz, widac jeszcze troche -Siczka pokazuje mi nadgarstek. - Nie bylo to przyjemne. Nie cialem sie gleboko. Prawdziwy samobojca od razu przecialby sobie sciegna. Ja nacinalem tylko tetniczki. Ktoregos dnia zamknalem sie w kiblu i udaje nieprzytomnego. Wylamali drzwi. Niesli mnie, a krew walila przez opatrunki. Trafilem do psychiatry. Ten powiedzial, ze jestem kompletnie pierdolniety, a to oznaczalo wolnosc. Zabrali mnie do szycia. Szyl mnie chirurg na zywca, zebym poczul, co to znaczy byc w wojsku ludowym. Do pelnej wolnosci zostal mi jeszcze tydzien w izbie chorych. Niestety, kolega z Lodzi zdradzil, ze jestem symulantem. W ten sposob odjeb... dwa lata jako Gustlik w czolgu, i to na specjalnych prawach, bo dowodca pulku mial mnie juz na oku. Nie dostawalem przepustek. Tam powstal m.in. numer "Skazany na 716 dni". Cala kompania spiewala to po pijanemu. Nie probuj nigdy isc pod prad nie probuj nigdy szukac przyczyn z szeregu nie wylamuj sie bo jestes niczym, niczym Po wojsku Siczka chcial dalej grac. Ale jego koledzy zaczeli wyrastac z punk rocka. Bohun byl na studiach i mial juz awangardowy zespol Hieny Cmentarne z kolesiami z Lancuta. Grali muzyke bardzo wspolczesna, w stylu Cabaret Voltaire. Siczka musial wiec przejac role lidera KSU. Niedlugo pozniej z zespolu odeszli Ptys i Plaster. Siczka dokooptowal wiec nowego basiste -Dzordza. Dopiero w 1988 r. ukazala sie pierwsza plyta KSU "Idz pod prad" zarejestrowana w studiu RSC w Rzeszowie. Teksty piosenek, ktore sie na nia zlozyly, byly ostre, ale cenzura juz wtedy jakby stracila zeby. Siczka: - Najwiecej klopotow mielismy chyba z piosenka "Martwy rock": "Ludzie jakby z kamienia, twarze skute granitem, rece jak automaty, mysli gniewne i skryte...". Cos w tym czuli. Cenzor puscil to po ciezkich bojach. Plyta odniosla wielki sukces. W Polsce konczyl sie komunizm i wszystko wskazywalo, ze media stanely otworem przed zespolami z niezaleznej sceny. Piosenki KSU grala radiowa "Trojka" i inne programy. Zespol trafil pod skrzydla Warszawskiej Agencji Impresaryjnej Aktorow, ktora przez pewien czas dbala o jego interesy. Wystapili na festiwalu Opole '89. Siczka: - W Jarocinie zagralismy dopiero w 1989 r. Nie uznawalismy takich spedow, gdzie grasz i ocenia cie jakies jury. Moze to byl blad? Ale niby wedlug jakiej skali nas maja oceniac? W 1989 r. zagralismy juz jako gwiazdy. Pozniej jeszcze w 1992 r. Dobrze to wspominam. Publika pakowala trociny, ktorymi bylo wylozone podloze, i rzucala na scene. Niezle obsko-czylo wtedy De Mono. W nas nie rzucali. Mieszkamy na koncu swiata Jest pozna noc. Kelnerzy zbieraja szklanki w pubie Zielona Ges. Siczka mowi smutno: -Minelo 25 lat, a ja wciaz mieszkam w Ustrzykach w rozwalajacej sie kamienicy. Choc nagralem siedem plyt, do niedawna zylem z renty matki. Chcialem jej to kiedys wynagrodzic, ale zmarla w grudniu. Czasem zagramy jakis koncert, ale niewiele z tego jest pieniedzy. Siczka dopija piwo: - Nigdy nie myslalem o tym, co bede robil w zyciu. Mam 42 lata i, szczerze mowiac, do dzisiaj nie wiem. Na razie gram punk rocka i reszte olewam. Nie wiem, co sie bedzie dzialo, a slodko nie jest. Siedze w pustej knajpie, wszyscy juz odeszli w ciemna noc kelner zbiera szklanki, zaraz mnie wypedza znowu stad pora sie wynosic, ale nie ma wcale dokad isc kiedy tutaj szedlem, zatrzasnalem mocno twoje drzwi Kazik: - Nie wyobrazalem sobie, ze sam Siczka moze ten zespol pociagnac. Tyle razy go juz oszukali na kase rozni menedzerowie i wydawcy w tak ordynarny sposob, ze wlosy staja deba. To jest koles bardzo imprezowy, dlatego nie sadzilem, ze mu sie uda. W pewnym czasie byla to grupa ludzi, z ktora najprzyjemniej mi sie przebywalo. Ptys, ktory najczesciej do mnie przyjezdzal, byl takim zulikiem. Wesoly chuligan. Jak sie go nie znalo, to w morde mozna bylo dostac. Teraz pracuje w Warszawie w branzy budowlanej. Plaster - Leszek Tomkow - byl mozgiem operacyjnym zespolu. Organizowal sprowadzanie plyt, znal sie swietnie na muzyce. Jego tata byl dyrektorem mleczarni. Teraz Plaster zaklada kablowke w Ustrzykach. Bohun i jego brat Broda to bylo zaplecze intelektualne KSU. Obaj sa po studiach i razem pisali teksty. Teraz Bohun jest kierownikiem ustrzyckiego domu kultury. Wiem, ze robi dobra robote dla Bieszczad. Tutak pracuje jako konserwator w oczyszczalni sciekow. Przestal grac, bo z czegos musi utrzymywac rodzine. - Dlaczego KSU nie poradzilo sobie? - pytam Kazika. Nie uwazam, ze chlopcy zmarnowali jakas swoja szanse. Stworzyli jeden z najwazniejszych zespolow polskiego punk rocka. KSU istnieje nadal, co w Polsce jest ewenementem, wiec mozna powiedziec, ze zrobili kariere. Sa wierni swojej stylistyce, a za to placi sie pewna cene. Lubie to miasto, bo tu sie urodzilem Lubie to miasto, bo tu mlodosc spedzilem Lubie to miasto, bo tutaj szalejemy Lubie to miasto, bo tutaj umrzemy Dwa miesiace pozniej umowilem sie z Siczka w Ustrzykach. Obiecal, ze beda wszyscy. Krazymy od rana po miasteczku. Najpierw poszlismy do domu Bohuna i Brody. Ich mama powiedziala, ze sa we Wloszech. Musza troche dorobic. Ptys przyjechal z Warszawy odwiedzic rodzine, ale spi nawalony w domu. Chodzimy wiec od knajpy do knajpy, pytajac o pozostalych. Albo jeszcze ich nie bylo, albo byli i juz ich wsciekle zony zaprowadzily pijanych do domow. Nastepnego dnia siedzimy z Plastrem i Tutakiem przy piwie w jednej z knajp. Patrze na zdjecie KSU sprzed 25 lat. To nie moga byc ci sami ludzie. Przede mna wasaty przedsiebiorca od telewizji kablowej i stary pracownik wodociagow, ojciec doroslych corek. Sa w materialowych spodniach od garniturow i zwyklych koszulach, ktore w malych miasteczkach mezczyzni nosza w niedziele. Wiesz... - odzywa sie Tutak. - Moze by nam sie udalo i teraz zylibysmy z muzyki, gdyby nie to, ze mieszkamy na koncu swiata. Nigdy nie moglismy zagrac koncertu i tego samego dnia wrocic do domu. Dlatego gralismy rzadko. Gdybysmy chcieli traktowac muzyke powaznie, musielibysmy przeniesc sie do wielkiego swiata, na przyklad do Warszawy. Gapimy sie tepo przez okno. Na przystanek PKS podjezdza autobus ze stolicy. Kursuje tylko raz dziennie. Wszyscy w knajpie patrza, kto wysiada. Widzisz tego goscia w niebieskiej kurtce? - pyta ubawiony Siczka. - To miejscowy swir. Co jakis czas jedzie rano do Sanoka, by po poludniu wrocic do Ustrzyk warszawskim autobusem. Chce, by o nim gadali: "O, patrzcie, Kryszuk z Warszawy wrocil, swiatowiec jeden!". I tak tu zyjemy... 7 Bylismy leszczami Rozmowa z Krzysztofem "Grabazem" Grabowskim, liderem Pidzamy Porno - Nadal czujesz sie punkowcem?Czuje sie soba. Jesli ktos mnie tak nazywa, to raczej sie nie obrazam. Ale nie ma we mnie chyba nic z punkowego sznytu, mundurka. Mysle, ze malo jest osob w moim wieku, ktore moga o sobie powiedziec, ze sa freakami, wariatami z wyboru. Ja czuje sie freakiem. Wynika to pewnie z poznego dojrzewania. W czasach gdy beztroskie szalenstwo bylo przypisane calej mojej generacji, nie korzystalem z tego, bo bylem leszczem. Urodzilem sie tak naprawde po trzydziestce. Teraz nadrabiam zaleglosci. -Piosenki, ktore pisales w latach 80., byly niezwykle wyraziste politycznie. Sam to nawet skomentowales pozniej w utworze "Styropian": "kiedys pisalem teksty ostre...". Otrzepales sie ze "styropianu"? Ta piosenka jest miedzy innymi o dorastaniu. Rowniez o tym, ze czlowiek z wiekiem staje sie konformista. To taki naturalny proces, przeciwko ktoremu sie buntuje. To moja kontestacja. Przed 1989 r. rzeczywistosc byla prosta, bo wszyscy bylismy w "systemie". Dzis cala rzeczywistosc polityczna odbieram jako wroga ale nie chce mi sie o tym spiewac. Zwiewam przed tym daleko, bo nie mam aspiracji do bycia rockowym publicysta. To, podejrzewam, byloby nieslychanie nudne. Z drugiej strony, gdy slucham tego, co puszczaja w supermarketach, mysle, ze i tak jestem wystarczajaco zaangazowany. Ludzie nie chca juz sluchac o "Babilonie". "Babilon" - chodzi mi o cala klase polityczna wraz z biznesowymi przyleglosciami. Obecny Babilon przeraza mnie jeszcze bardziej, bo za komuny mniej go znalem. Byl ukryty za propaganda i policyjnymi palkami. Dzis biografie nie sa az tak wazne, bo wszyscy sa unurzani mniej lub bardziej w gownie. Trudno znalezc mi kogokolwiek, do kogo mialbym zaufanie. Nikt wlasciwie nie mysli kategoriami wspolnego dobra, rynek idei jest zupelnie pusty, a jedyne kolo zamachowe polityki to kasa, wladza i jej pochodne. Wiem, ze mowie jak Lepper. Tylko ze on, gloszac poglad o powszechnym zlodziejstwie i zepsuciu wladzy, az przebiera nozkami, zeby sie dopchac do glownego koryta. Zdaje sobie sprawe, ze jego rzady sa coraz bardziej realne. To bedzie czas Wielkiej Smuty, ktory niewyobrazalnie ciezko bedzie przeczekac. Jestem przekonany, ze Lepper rozpieprzy wszystko, co jeszcze w tym kraju trzyma sie na gume do zucia. Wtedy stanie sie tak, jak to zapowiada - lud chwyci za widly. Tylko ze to jego glowa spadnie jako pierwsza. - Udaje Ci sie zyc z dala od Babilonu? Pracuje teraz w fundacji powolanej przez wladze Poznania, ktora przygotowuje swieto miasta. Bylbym hipokryta twierdzac, ze jest to twor oderwany od politycznych ukladow. Mimo to, nie mam poczucia, ze zaprzedalem dusze diablu i daje dupa-la. Pracuje tam i tyle. W zaden sposob nie narusza to mojego osobistego poczucia niezaleznosci. Jesli tak sie stanie, odejde. - "Walka z Babilonem" to haslo, ktore adoptowali antyglobalisci. Czy ten ruch jest Ci bliski? I tak, i nie. Chyba raczej nie zapakuje do plecaka kamieni i nie pojade na anty szczyt do ktoregos z zabytkowych miast Europy. Mysle jednak, ze ten ruch odgrywa wazna role we wspolczesnym swiecie. Jest sumieniem dla wielkich tego swiata, by nie mysleli, ze maja pelnie wladzy na swiecie i wszystko im wolno. Zgadzam sie z wieloma diagnozami antygloba-listow. Dystrybucja dobr na swiecie bezczelnie stoi na glowie. Z drugiej strony - nie za bardzo juz wierze w ich metody zbawienia ludzkosci, w jakies cudowne rewolucje nowego typu. Jedyna dla mnie rozsadna droga jest budowanie spoleczenstw obywatelskich, ktore nie odrzucaja slabszych, w ktorych dla kazdego kat sie znajdzie. Do tego jednak trzeba dorosnac - a to nie takie proste. Wiec - o zgrozo - znow zaczyna pachniec utopia. - Masz lewicowe poglady? Nie wiem. Na pewno nie prawicowe. Wychowalem sie w systemie, ktory sam siebie definiowal jako "socjalizm realny" i skutecznie zniechecil cala moja generacje do lewicowych odchylek. Ten system byl gigantycznym oszustwem utrzymywanym za pomoca pal, miedzynarodowych brygad pancernych i cenzury. Ja w tym czasie bylem pod ogromnym wplywem zespolu The Clash. Na ich przykladzie zrozumialem, ze ostrym socjalista mozna byc tez w swiecie szanujacym takie wartosci, jak demokracja, wolnosc slowa czy prawo do wlasnosci. Bo Clashowcy byli lewakami - tyle ze na Wescie. To bylo moje epokowe odkrycie. Moja wielka pokusa, ze moze by u nas tak tez... W Polsce "lewica" znaczyla wtedy zupelnie co innego. Chociaz i tu pojawil sie ktos taki jak Jacek Ku-ron, ktory zaczynal od komunizmu. Kiedy jednak doszedl do wniosku, ze systemu nie da sie naprawic, stal sie jego wrogiem. To bylo dla mnie bardzo inspirujace. Dzis, przeczytawszy jego ksiazki, mysle, ze to czlowiek, ktory przez cale zycie zachowal godnosc. -Niemal cala lewica na zachodzie Europy protestowala przeciw interwencji w Iraku. Jaki byl Twoj poglad w tej sprawie? Niejednoznaczny. Kazda wojna jest tragedia. Wkurzala mnie hipokryzja koalicji amerykanskiej. Dlaczego akurat Irak? Bo Saddam mial bron, ktorej nie znalezli? Mamy przeciez irakopodobny przyklad tuz pod swoim nosem - Bialorus. Tam tez nie przestrzega sie praw czlowieka, nie ma wolnosci slowa, a krajem rzadzi dresiarz satrapa. Tylko ze Bialorusinow trudno wyzwalac, bo nie ma tam ropy, a zamiast ropy blisko sa Rosjanie. Z drugiej strony ciesze sie, ze jest o jednego Saddama mniej. Mowi sie, ze ustanowienie polskiej strefy stabilizacyjnej to sukces. Boje sie, by nie skonczylo sie to podobnie, jak ze slynna kupa, ktora przyczepiwszy sie do okretu, gromko zagrzmiala: plyniemy. Zdecydowanie najbardziej podobal mi sie w tym wszystkim pomysl, by zaproponowac Niemcom, najwiekszym pacyfistom, jakich swiat widzial, by pojechali pod naszym dowodztwem pookupowac sobie Irak. Uwielbiam polityke prowadzona na poziomie Pomaranczowej Alternatywy. Rock'n'roll zyje! Szmajdzinski tym wodewilowym manewrem zapunktowal u mnie maksymalnie (smiech). - O czym ludzie chca sluchac piosenek? Umyslami zaczely rzadzic media. Znow jestesmy swiadkami szalonej ekranowej iluzji, zadziwiajaco podobnej do tej, ktora stworzyli komunisci. Ludziom rzucono na zer rzeczywistosc, ktorej nie ma. To jest swiat, za ktorym sie teskni, ktorego sie pozada, bo jest tam wszystko to, czego nie mamy w normalnym zyciu, w domu czy na podworku. Dlatego Pidzama Porno, choc zapelnia sale koncertowe, nie jest zespolem masowym. Miedzy nami a masowa czescia show-biznesu roznica jest taka, jak miedzy fast foodem a rodzinna restauracja. Niby jedzenie jest tu i tu, ale rozni sie sposobem podania, smakiem, a przede wszystkim iloscia konsumentow. Lubie myslec o tym, co robie, raczej jak o gotowaniu w restauracji. - Jaka jest Twoja publicznosc? Mloda. To ludzie, ktorych czas nastal po 1989 r. Nie uwazam jednak, ze mozna wyodrebnic taka jednorodna generacje jak "mlodziez polska po komunizmie". Dekada po upadku systemu byla bardzo specyficzna. Poczatek wolnego rynku, nowych kapitalistycznych profesji i wielkiej konsumpcji. Tuz po przelomie pojawili sie tacy jak ty czy moj brat - ludzie, ktorzy swietnie poradzili sobie w nowej rzeczywistosci. Ale rynek szybko sie nasycil. Koniunktura sie z czasem popsula i okazalo sie, ze najwieksze bezrobocie dotknelo malolatow. Znam rzesze takich ludzi. Ci, ktorzy byli na naszych koncertach na poczatku lat 90., juz dawno odeszli. Robia kariery w szklanych wiezowcach, chodza do lepszych klubow, albo w ogole nie maja na nic czasu. Ci, ktorzy teraz sluchaja Pidzamy, to ludzie, dla ktorych nie ma fajnych ofert. Paradoksalnie te grupy jednak cos laczy - brak jakichkolwiek nastrojow kontestacyjnych, buntowniczych. Ci pierwsi musieliby sie zbuntowac przeciw sobie, ci drudzy - apatyczni i bierni, probuja gdzies sie zaczepic, sa sfrustrowani, ale nie na tyle, by zaczac drzec morde. Oczywiscie nie znam zadnych madrych badan, mowie ci tylko to, co widze, grajac w rockowej kapeli. -Na ostatniej plycie spiewasz: "Jak ja nienawidze twojej generacji/ Twoja generacja chora od przemocy/ Twoja generacja - przeklenstwo fryzjerow/ Spidy i tluste oczy". Oceniasz ich dosc surowo... Opisalem to, co widze na ulicach. W latach 90., poza hermetycznym hip-hopem, dwudziestolatkowi nie przemowili wlasnym glosem. Wytworzyla sie potezna luka. Blad w procesie. Blad polegajacy na tym, ze to w nas, ludziach lat 80, pokolenie dekady nastepnej szukalo swego glosu. Na szczescie sie to zmienia. Mysle, ze takim kamieniem wywolujacym lawine byla ksiazka Doroty Maslowskiej "Wojna polsko-ruska pod flaga bialo-czerwona". Sztuka jest po prostu funkcja czasu dekoniunktury. Najfajniejsze rzeczy pojawiaja sie wtedy, gdy ludzie dostaja po dupie. Jakby powiedzieli bohaterowie Rejsu: "Artysta nasycony popada w formalizm" (smiech). - W tym samym utworze stwierdzasz, ze "rock'n'roll umarl". To fraza o tobie? Ja tez popadam w formalizm. To dla mnie wyzwanie. -Moze jest Ci za dobrze? Nie narzekam zbytnio... Historia mlodych gniewnych wyglada na ogol tak, ze najpierw sikaja na pomniki, a pozniej buduja cos nowego. Dla mnie najciekawsza zawsze byla i jest ta pierwsza faza. Ale gdybym ja mial teraz sikac na pomniki, bylbym groteskowy. Ani ja, ani zaden z twoich bohaterow (tej ksiazki), nie jestesmy juz zadnym glosem mlodego pokolenia. Jestesmy zgredami, czy to sie komus podoba, czy nie. Wyroslismy z jednego punkowego korzenia, ale dzis kazdy jest w innym miejscu. -Gdy chodze na Wasze koncerty, mam wrazenie, ze macie bardzo wierna publicznosc. To sa ludzie, ktorzy swiadomie wybieraja Pidzame. Nie czujesz sie przez to troche takim doktorem od ich dusz? Moze i czasem chcialbym, zeby tak bylo. To, co spiewam, ludzie odbieraja raczej powierzchownie. To taka pianka z piwa, ktora nikt sie nie upije. Jestem raczej dostarczycielem rozrywki. Podaje rytm, przy ktorym mozna sie wyszalec, zapomniec o szkole, pracy, rodzicach. Taki artystyczny, oczyszczajacy wu-ef. Z drugiej strony wiem, w jakich realiach oni zyja i jak wielki maja wybor. Dlatego fakt, ze wydaja kase na nasz koncert albo plyte, jest dla mnie niezwykle wazny. Staram sie nie zawiesc tych wszystkich ludzi, ktorzy przez tydzien kolowali pieniadz, zeby nas posluchac. W tym sensie czuje sie odpowiedzialny. Nigdy jednak nie robilem czegos tylko dlatego, ze takie jest zapotrzebowanie. Nie jestem niewolnikiem czyichs gustow. Nie jestem tez niewolnikiem wlasnego etosu. -Czasem jednak bywasz kaznodzieja. Na plycie "Marchew w butonierce" spiewasz: "Nie chce cie czestowac smiercia/ Zycie piekniejsze jest niz smierc/ Kazda swoja zywa czescia wybieram zycie..." Jakos to ze mnie wyszlo, nie mialem zamiaru wyglaszac kazan. Bylem kiedys na rodzinnych wczasach w Ustroniu Morskim, caly czas lal deszcz, snulem sie po deptaku. Zobaczylem kilka pietnastoletnich dziewczat, wszystkie w koszulkach z Kurtem Cobainem. Pomyslalem wtedy z przekasem: "Nawet ci do twarzy z trupem". Nirvana z zespolu niszowego stala sie totalnie masowa, wtedy gdy Cobain strzelil sobie w leb. Akurat ta zwrotka jest o tym. W rock'n'rollu bylo juz takich kilku i taka smierc zawsze robila wrazenie na malolatach. Kto inny zas zawsze robil na tym dobry interes. Dla mnie Cobain-trup to zaden heros. Nie chcialbym, zeby moje teksty wyrzadzaly komus krzywde. Ale nie zawsze masz nad tym kontrole. Moj syn ma l0 lat. Nie tak dawno jemu i jego kumplom najbardziej podobala sie piosenka Pidzamy "Zabilem go" z wersem: "Po prostu leszcza skasowalem". Nawet chcialem z nim o tym porozmawiac, ale nie zdazylem, bo szybko uznal, ze Pidzama to syf i teraz slucha Marylin Manson i Peji (smiech). - Na czym polegala specyfika Twojego dorastania? Mam mlodszego o dziewiec lat brata. Urodzil sie, gdy Polacy zdobywali trzecie miejsce na mistrzostwach swiata w pilce noznej (1974 r.), w atmosferze wielkiego entuzjazmu. Ta atmosfera juz w nim zostala. Jest typowym przedstawicielem swojej generacji. Skonczyl organizacje i zarzadzanie. Nie jestesmy do siebie podobni. Ani fizycznie, ani mentalnie. To taki solidny koles, ma sprecyzowane cele, jest konsekwentny. Chyba jest juz dojrzalym czlowiekiem, czego wciaz nie moge powiedziec o sobie. Gdy mialem tyle lat, co on, bylem swiecie przekonany, ze juz do konca zycia bede zamiatal ulice. To byla swietna praca i nie wymagala wchodzenia w zadne uklady. To byla nisza dla mnie. Nalezalem do spoldzielni studenckiej. Placilismy dozorcom, zeby szli na "chorobowe", bo pieniadze, ktore dostawalismy za sprzatanie, byly dziesieciokrotnie wieksze od ich pensji. W pewnym momencie zostalismy krolami zamiataczy Starego Rynku w Poznaniu. Bardzo mi sie ta praca podobala. Moj brat poszedl na studia z innych powodow niz ja. Te studia wyznaczyly jego przyszlosc. Chcial je skonczyc jak najszybciej, zeby dostac dobra prace. My zas studiowalismy po to, zeby jak najdluzej nie isc do pracy. Moze to zabrzmi glupio, ale ja poszedlem na historie w Poznaniu, bo chcialem grac w kapeli rockowej. W Pile, gdzie mieszkalem, nie mialbym juz zadnych perspektyw. Poza tym grozilo mi wojsko. A historii nie musialem sie uczyc. Szybko mi to wchodzilo do glowy. - Dobrze sie uczyles w liceum? Tak sobie. Szkola byla dla mnie straszna trauma. Chodzilem do jedynego wowczas w Pile ogolniaka. Trafialy tam dzieci pilskiej "smietanki": wojskowych, oficerow milicji, dzialaczy partyjnych, nauczycieli. Mocno czerwone klimaty. Czulem sie tam obco. Wlasnie dlatego zostalem punkiem. - ]ak sie z tym zetknales? Bylem maniakiem radia. Znalem ramowke wszystkich programow. Siedzialem przy magnetofonie i nagrywalem wszystko, jak lecialo. To byla koncowka lat 70. Puszczano koncerty zyczen - Boney M, Smokie... Pozniej zwiewalem z lekcji, by sluchac Kaczkowskiego w "Trojce". W 1980 r. w jakiejs audycji uslyszalem relacje z festiwalu Pop-session w Sopocie. Puscili zespol Kryzys, kapele, ktora wczesniej funkcjonowala w mojej glowie jedynie jako fakt prasowy. Ta muzyka nie byla podobna do niczego, co dotad slyszalem. W wakacje 1982 r. wsrod moich kumpli powstal pomysl, zeby pojechac na festiwal w Jarocinie. Chcielismy przezyc wakacyjna milosc, a przy okazji posluchac TSA, pierwszej heavymetalowej kapeli w Polsce. Ale nie TSA zrobilo na mnie wrazenie, tylko punkowy zespol SS-20. Na perkusji gral w nim koles, ktory sie nazywa tak jak ja - Krzysztof Grabowski, obecnie lider legendarnego Dezertera. Ten koncert zmienil moje zycie. Oni spiewali wlasnie o tym, co chodzilo po mojej glowie. Zwariowalem. Rzucila mnie dziewczyna, a po koncercie spalowala mnie milicja. Ale juz wiedzialem, kim chce byc. Radio przestalo mi wystarczac. Nie bylo w nim takiej muzyki. Jezdzilismy po Polsce z magnetofonami i nagrywalismy punkowe koncerty. - Czy byla to muzyka polityczna? Trwal stan wojenny. Dla mnie ta muzyka byla wowczas protestem wymierzonym w komune. Wiesz, ja z domu nie wynioslem solidarnosciowych klimatow. Moja mama zapisala sie do "Solidarnosci", ale mysle, ze stan wojenny przyjela z ulga. Moi rodzice mieli dostep jedynie do komunistycznej propagandy, a ta glosila, ze solidarnosciowa opozycja chce sie krwawo rozprawic z wladza. General wreszcie zrobil z tym porzadek. W Pile wszyscy to lykali. To specyficzne miasto. Nie bylo tam konspiracji, bo byla zabroniona. Buntowalem sie, ale nie bardzo wiedzialem przeciw czemu. Dopiero gdy zdalem na studia w Poznaniu, poznalem srodowiska, ktore knuly w ogolniakach. Ja bylem punkiem z Pily, od ktorego na kilometr czuc bylo wiesniactwem. Ale sie szybko uczylem. - Jak trafiles do Jarocina jako muzyk? Po prostu pojechalismy wystapic. Dwa tygodnie wczesniej zalozylismy zespol Rece Do Gory. Przygotowalismy dwa utwory. Nasz wystep skonczyl sie kompromitacja. Rok pozniej przygotowalismy juz taki program, ktory ludzi wgniatal w ziemie. Zaczynal sie piosenka "Moskwa nie bedzie nasza stolica". Nasze numery nie zostawialy zadnych watpliwosci, po ktorej jestesmy stronie. Zespoly z malej sceny nie musialy nosic tekstow do cenzury. Ludzie oszaleli. Gdy zaspiewalismy "waleczni i mezni Polacy z palami biegna na Polske", publika nas pokochala. Byl tam tez fragment o Katyniu. Dzisiaj juz nikt tego nie rozumie, smieja sie z tego. Hiphopowcy z zespolu Nagly Atak Spawacza spiewaja: "P... Katyn i inne miejsca pamiatkowe, gdzie leza nasze oddzialy bojowe". Ale wtedy takie tematy mialy ogromna sile razenia. Gdy nasze kawalki uslyszal Marek Niedzwiecki, w pospiechu opuscil amfiteatr. W 1986 r. zagralismy koncert w Chodziezy kolo Pily. Praktyka byla taka, ze dawalismy grzeczne teksty do cenzury, a na koncercie gralismy swoje. Na wystep na ogol nie przychodzila cenzura. Tam jednak przyszli. Pilska bezpieka nie mogla uwierzyc, ze na ich terenie jest taka "potezna sila antysocjalistyczna". Pare dni pozniej zaczal sie Jarocin. Rece Do Gory od razu dostaly sie na duza scene. Przed wystepem przyszedl do nas organizator festiwalu Walter Chel-stowski. "Sa z wami klopoty -powiedzial. - Ubecja za wami chodzi". Schronienie dal nam ksiadz na jaro-cinskiej plebanii. Organizatorzy wymusili na nas zmiane nazwy kapeli. Dla niepoznaki zmienilismy Rece Do Gory na Krolowa Nie Zyje. Walter kazal nam oddac prawdziwe teksty do cenzury. Z 13 piosenek ocalala jedna. Cenzor zatrzymal nawet wiersz Broniewskiego "Bagnet na bron". Nie mielismy co zagrac. Chelstowski kazal mi pogadac z tym cenzorem. "Bardzo chcialem cie poznac - powiedzial koles mniej wiecej z pokolenia Kwasniewskiego. - Od pieciu lat tu pracuje i jeszcze nigdy nie widzialem tak swietnych tekstow. Ale zrozum mnie! Gdybym puscil z tego cokolwiek, byloby tak, jakby tu przemowil do tlumu Zbigniew Bujak". Wytargowalem Broniewskiego i piosenke "Poza dobrem i zlem": "Zobacz Boze, co sie stalo, cos sie w Twoich sprawach delikatnie po...". Ten wystep pod zmieniona nazwa i z okrojonym repertuarem utkwil we mnie jak zadra. Czulem sie zmanipulowany i ponizony. - A reszta zespolu? Po tym wystepie powstal konflikt. Moi kumple chcieli po prostu grac rock'n'rolla. Nie interesowalo ich robienie politycznej rewolucji. Byli "normalsami". Przestalismy razem grac. Kazdy zalozyl swoja kapele. Ja zalozylem Pidzame Porno, a oni kilka kapel, ktore polaczyly sie w zespol Krew. Po tym Jarocinie mialem wielki ideologiczny spor z moim ojcem. "Synu, czy wiesz, kim sa ci ludzie, za ktorych nadstawiasz dupe? W imie jakiej ideologii to robisz?" - pytal stary wsciekly jak cholera. "Tato, o ideologii to mozesz porozmawiac z zegarynka" odpowiedzialem mu wtedy. Bardzo bylem z tego dumny. Dopiero po latach sie okazalo, ze w 90 procentach mial racje, bo slowo Solidarnosc po ich rzadach w latach 90. budzi jedynie usmiech politowania. Przed wyborami prezydenckimi w 2000 r. rozwazalem nawet, zeby zaglosowac na Kalinowskiego na pohybel Krzakowi. Zeby byl czwarty. W koncu zaglosowalem na Olechowskiego. Nie pytaj dlaczego. Nie potrafie tego wytlumaczyc. - Przeciez w latach 80. Brygada Kryzys spiewala "Nie wierze politykom ". Jej przesianie jest dla mnie tak oczywiste, ze nie warto o tym mowic. To stwierdzenie, ktorym mozna scharakteryzowac moja generacje, nurt, z ktorego sie wywodze. - To po co glosujesz? Na pewno nie dlatego, ze uwierzylem politykom. Po prostu mam do tego prawo, tak jak mam prawo nie glosowac. Korzystam z obu opcji. Teraz postanowilem wrzucic swoj glos, bo wybor polityczny to nie wybory Miss Polonii, ale wybor mniejszego zla. - Zyjemy w wolnym kraju. Ja tego nie neguje. To, co sie stalo w 1989 r., bylo cudem. Tak pokochalem ten kraj, ze zaczalem kasowac bilety w tramwajach i placic podatki. Poczulem sie obywatelem. Ale polityka mnie frustruje. Moj ojciec mial racje w tym sensie, ze czesc z tych ludzi, ktorym wtedy tak mocno kibicowalem, okazala sie zwyklymi kanaliami, ktore nie widza niczego poza swoim partykularnym interesem, kasa, wladza i wplywami. - Kiedy zaczales to dostrzegac? Chyba juz podczas strajkow studenckich w 1988 r. Niby wszyscy bylismy razem, ale jak trzeba bylo podjac jakies decyzje, ktory budynek zajac, jakie postawic zadania, o co walczyc, okazywalo sie, ze masz wielu ludzi, ktorzy chca pozalatwiac jakies swoje dziwne interesy, ktorych ty nie rozumiesz. Dzisiaj to oni zajmuja lukratywne stanowiska. Moj romans z polityka ostatecznie zamknalem piosenka "Bal u senatora '93": "Juz nawet sam pan prezes wlazl na stol; Nie milkna brawa i toasty; Ostro pochlali sobie kumple z podziemia; Sciagaja bohaterow maski...". - Myslales kiedys o emigracji? Tak. Po raz pierwszy wyjechalem na "lest" z Kozakiem, gitarzysta Pidzamy pod koniec lat 80. Pracowalismy w Niemczech u podnoza Alp w ekologicznym gospodarstwie rolnym. Myslelismy, ze facet, ktory prowadzi takie przedsiewziecie, musi byc jakims fajnym gosciem. Ten rolnik nawet nie pozwolil nam u siebie mieszkac. Pienilismy konski szczaw. Nie wiedzielismy, ze jesli sie zetnie zielsko, nie wyrywajac korzeni, to wszystko blyskawicznie odrosnie. Po dwoch tygodniach tak sie stalo i Niemiec nie zaplacil nam ani grosza. Pozniej mieszkalismy w obozie dla uchodzcow. Wymyslalismy tym wszystkim biedakom, ktorzy wyjechali z Polski za chlebem, jakie kity musza wciskac, zeby dostac azyl polityczny. Wytrzymalismy tam trzy tygodnie. Gdybysmy przecierpieli jeszcze troche, dostalibysmy azyl. Ale postanowilismy wrocic. W Polsce mielismy kapele, chcielismy grac. - W Jarocinie wlasciwie nigdy nikt Cie nie docenil. Jak wspominasz ten festiwal? Jarocin jest bardzo waznym dla mnie miejscem. Byly tam momenty, z ktorych jestem dumny i takie, o ktorych chcialbym zapomniec. Zaliczylem tam kilka lekcji pokory, ale gdyby nie Jarocin, nie rozmawialibysmy dzisiaj. Tylko tam kolesie z malych miast mogli powiedziec ludziom, co w nich siedzi, zagrac swoja muzyke i zaspiewac swoje piosenki. Niestety, to, czy cos z tego wynikalo pozniej, czy nie, nie zalezalo tylko od ciebie. Ja w Jarocinie mialem pecha. W 1990 r. Pidzama Porno przegrala konkurs jednym glosem. - Czy, Twoim zdaniem, Jarocinem sterowala wladza? To sa rozwazania kolesiow, ktorzy poznali Jarocin jako muzycy. Ja poznalem te impreze rowniez jako widz. Przyjezdzalem tam jako fan Kazika, Brylewskiego, Munka. Oni w pewnym sensie dostali od losu pewne rzeczy za darmo. Przyjezdzali tam z wielkiego swiata, dlatego mogli sobie dyskutowac na temat teorii "wentyla", jaki w Jarocinie mialaby stosowac wladza do kanalizowania mlodziezowych emocji. Ja bylem z zadupia, w ktorym nie bylo nic, nie bylo czym oddychac. Dla mnie ten festiwal byl jak Gwiazdka, czekalem na niego caly rok i zylem nim przez caly rok. Tam sie inspirowalem, stykalem z nowymi pomyslami i ladowalem akumulatory. Wielu ma na ten temat swoja prywatna opowiesc. Dyskusje o recznym sterowaniu mlodzieza w PRL za pomoca festiwalu troche mnie smiesza. Mysle, ze podobny ubaw maja teraz owczesne wladze, gdy ktos mowi w mediach, jak zmyslna, komunistyczna intryga byl Jarocin. To jest przecenianie matola. Komunisci nie byli az tak inteligentni. -W latach 80. pojawilo sie w radiu duzo nowej muzyki mlodziezowej. Takie zespoly, jak Lombard, Maanam, Perfect byty oficjalnie lansowane przez media, wydawaly plyty. Jaki byl stosunek sceny alternatywnej do tego oficjalnego nurtu? Oficjalny nurt to kolejny mit. Nie sadze, ze te piec zespolow na krzyz, ktore puszczano w radiu, wybrano z jakiegos polityczno-propagandowego klucza. To sie opieralo na jakichs towarzyskich konfiguracjach. Byliby glupkami, gdyby z tego nie skorzystali. W latach 80 machina panstwa nie dzialala sprawnie. Oni panowali nad tym w niewielkim stopniu. Ja nie musialem isc z nikim na zadne uklady, bo nikt mi tego nie proponowal. Teraz moglbym zgrywac wielkiego bojownika i kontestatora, ktory nigdy nie splamil sie jakakolwiek kolaboracja z wladza. Jestem daleki od potepiania kogokolwiek. -Na poczatku lat 90. Pidzama Porno byla zespolem bardziej znanym w Czechach niz w Polsce. Jak to sie stalo? We wrzesniu 1989 r. moj kolega Rysiek, ktory mial jakies czeskie koneksje, powiedzial mi, ze jest mozliwosc zagrania w Czechoslowacji. My na to jak na lato. Choc opresyjnosc systemu jeszcze byla tam wyczuwalna, panstwo korodowalo od srodka. Mozna bylo korzystac z matolectwa wladz i organizowac koncerty w tak dziwnych miejscach jak dyplomatyczna dzielnica w Pradze. Tam zagralismy nasz czeski debiut. Na koncert przyszly praskie lesbijki i kilku punkow. Doprowadzilismy publike do maksymalnego wrzenia, wykrzykujac polityczne hasla. Bylismy dla nich emisariuszami z wolnego swiata. Na koncu zagralismy piosenke "Permanentna rewolucja" i miesiac pozniej w Czechach zaczela sie "aksamitna rewolucja". Czlowiek, ktory wspolorganizowal ten koncert, przyszedl do nas i pial z zachwytu. - Jeszcze nie widzialem takiej sztuki! Jestescie jak Sex Pistols! - krzyczal. - Zostan wiec naszym Malcolmem MacLarenem - ja na to. On w to uwierzyl. Zrobil nam trase po Czechach. Zagralismy dziesiec koncertow i stalismy sie w Czechach wielkim polskim zespolem. Jezdzilismy tam jeszcze trzy razy. Na prowincji byla tam zupelnie inna rzeczywistosc. Na nasze koncerty przychodzili nawet rolnicy. W miejscowosci Welkie Nemcyce zagralismy dla tamtejszych wiesniakow ze sladami po siekierze na glowach. Po koncercie zrobili dla nas taki bankiet, ze leb urywalo. Dionizje. W pewnym momencie zaczelismy ryczec polskie piesni partyzanckie. Nie zostalo to dobrze odebrane, bo w ludnosci odrodzily sie jakies zaolzianskie resentymenty. -Skonczyla sie Wasza przygoda w Czechach i niedlugo pozniej zespol sie rozpadl. Dlaczego? Bylismy leszczami. Mielismy poczucie kompletnej niemocy. Caly czas robilismy piosenki, ale wszystkie nasze wysilki trafialy w sciane. Wszystkie miejsca wydawaly sie zajete. Nie bylismy przyczepieni do zadnego srodowiska. Na scenie oficjalnej nie bylo dla nas miejsca, a alternatywa byla przesiaknieta hard core'em, szybkim graniem, w ktorym nie potrafilismy sie odnalezc. Miedzy nami bylo fatalnie. Kazda proba konczyla sie awantura. Czulismy sie niedoceniani. Skonczylem studia i wyladowalem na zasilku. Wyswietlilo sie radio. Dostalem prace w poznanskiej Esce. Spelnilo sie moje marzenie z dziecinstwa. - Tak zostales dziennikarzem muzycznym. Ta praca mi sie podobala. Pisalem pierwsze w Polsce recenzje z plyt Pearl Jamu i Smashing Pumpkins, ale czulem sie troche jak alpinista, ktory siedzi w domu z dala od gor. Pidzama Porno zostawila po sobie dwie, fatalnie nagrane kasety: "Ulice jak stygmaty" i "Futurista". Ale fani o nas pamietali. Te kasety paczkowaly, rozchodzily sie po ludziach, przegrywane na domowych kaseciakach. -Jak doszlo do reaktywacji Pidzamy? Zawdzieczamy to w duzym stopniu Pawlowi Dunin-Wasowiczowi. Nie znalem go wczesniej. On widzial nasz koncert w Jarocinie w 1989 r. Byl naszym najwierniejszym fanem. Napisal do mnie list. Z czasem sie zaprzyjaznilismy. Dunio chodzil i mendzil, ze trzeba ten zespol stworzyc na nowo, chocby po to, zeby wydac plyte. I wymendzil Jestem mu za to wdzieczny. Dal mi odwage. Bo jedyna rzecza, ktora robie dobrze i ktorej sie nie wstydze, jest pisanie tekstow. Po dziesieciu p... latach pokory udalo mi sie wydac pierwsza plyte. Dotad to bylo marzenie tak niedoscignione jak seks z Aborygenka - Show-biznes w Polsce nie ma dobrej prasy. Nie czujesz sie zle, stajac sie jego czescia? Wydaje plyty w malej wytworni Slawka Pietrzaka SP-Records, bo dzieki temu nie musze zadawac sie z kolesiami, wobec ktorych bylbym bezradny. Mialem z nimi do czynienia, bo kusily nas wlasciwie wszystkie majorsy [glowne miedzynarodowe koncerny plytowe - red.]. Dzieki Bogu nie zwiazalem sie z zadnym z nich i mam komfort bycia niezaleznym tworca. Pracowalem na to bardzo dlugo. W duzym koncernie plytowym pierwsza wpadka ze sprzedaza plyty oznaczalaby nasz koniec. U Pietrzaka nie musze myslec tylko tymi kategoriami. Doszlo nawet do tego, ze podpisalem kontrakt z nowym zespolem -Grabaz i Strachy na Lachy, zanim Slawek uslyszal jakikolwiek nasz kawalek. -Gdy Cie slucham, przypomina mi sie strumien swiadomosci bohatera "Teauili" Krzysztofa Vargi. Moze nie przypadkiem Twoj zespol jest na okladce tej ksiazki? (Smiech) Te ksiazke traktuje raczej jak literature piekna a nie literature faktu. Rzeczywistosc jest duzo bardziej zlozona, a wlasciwie duzo nudniejsza, choc show-biznes w wielu miejscach przypomina "Tequile". Wydawca niemal zawsze jest czarnym charakterem. Od tego nie da sie uciec, bo on chce po prostu zarobic, lub, jak w naszym przypadku, ryzykuje wlasna kasa. Rozdarcie muzyka miedzy dobrym kontraktem w wytworni a byciem "indipendent", jak to pisze Varga, jest na stale wpisane w ten zawod. - Gdzie sa Twoje granice kompromisu? To jest bardzo proste: sam musze sie czuc dobrze z tym, co robie. Jak dotad, nie mam problemow na miare zespolow bardziej medialnych niz nasz, a z korzeniami zanurzonymi w undergroundzie. Pidzama Porno nie ma dylematow, czy grac za duza kase na zamknietych imprezach megakorporacji, prywatnych jachtach czy imieninach rekinow biznesu. Nam tego po prostu nikt nie proponuje. Moglbym oczywiscie wciskac ci kit, ze nie robimy tego w imie naszej niezaleznosci. Ale to nieprawda. Nie mamy takich ofert. Przekornie mowiac, zagralbym niemal na kazdej imprezie, bo kazda, "inna" publicznosc stanowi wyzwanie. Gdyby ktos zwrocil sie do mnie przed referendum unijnym, czy zgodzilbym sie wlasnym ryjem reklamowac akcesje - jak pytasz - zgodzilbym sie to zrobic za darmo. Ale tego akurat nikt mi nie proponowal. -Gdy okazalo sie, ze w referendum akcesyjnym frekwencja przekroczyla 50 proc, dostalem od Ciebie SMS-a: "Udalo sie, kurwa!, udalo". Dlaczego tak bardzo sie tym emocjonowales? Bo najpierw zalapalem paranoje, ze nasi rodacy znow wywina taki numer jak z Tyminskim i Mazowieckim w wyborach prezydenckich w 1990r. Bo sie w koncu chociaz raz od 1989 r. na ziomkach nie zawiodlem. Bo mialem swiadomosc, ze to bylo jedno z najwazniejszych glosowan w historii Polski. Bo uniknelismy haniebnego wstydu. Bo udalo sie utrzec nosa Czarnej Sotni, tym elpeerom, scichapekom, Radiom Ma Ryngo Tengens, calej tej zapyzialej, zasciankowej i dusznej marmoladzie. A nic bardziej mnie nie cieszy. No i sie, kurwa, wzruszylem do lez. Nie twierdze, ze teraz bedzie jak w niebie. Moje "tak" w referendum nie oznacza "tak" dla PiS, PO, SLD czy PSL. Po prostu przeczuwam, ze dokonalismy dobrego wyboru. Mikolaj Lizut (ur. 1973) - najgorszy uczen w szkolach, do ktorych chodzil. W dziecinstwie spiewal w spektaklach Teatru Polskiego w Warszawie rezyserowanych przez Kazimierza Dejmka. Po mutacji glosu chcial spiewac dalej w punk rockowych kapelach, ale jakos nigdy do tego nie doszlo. Pozniej, gdy powaznie grozilo mu wojsko, studiowal filozofie na Akademii Teologii Katolickiej w Warszawie. Nauki nie ukonczyl, bo na drugim roku rozpoczal prace w "Gazecie Wyborczej". Skonczyl za to dziennikarstwo przy amerykanskiej fundacji Centrum Dziennikarstwa w Warszawie. Pisze m.in. o polityce, religii, mlodziezy i kontrkulturze. Od 1997 r. sprawozdaje papieskie podroze, m.in. do Rumunii, Bulgarii, Izraela, Jordanii, Chorwacji i krajow Ameryki Lacinskiej. Trzykrotnie towarzyszyl papiezowi w jego pielgrzymkach do Polski w tzw. Volo Papale - elitarnej grupie dziennikarzy z calego swiata akredytowanych przy Watykanie. RSE53EBSKSW www. wydawnictwo-sic. com.pl cena: 30 zl This file was created with BookDesigner program bookdesigner@the-ebook.org 2011-02-16 LRS to LRF parser v.0.9; Mikhail Sharonov, 2006; msh-tools.com/ebook/