JACK DU BRUL Projekt Kuznia wulkana 23 MAJA 1954 ROKU Cienki sierp ksiezyca na nocnym niebie wygladal jak ironiczny usmiech. Lagodna bryza ze wschodu rozwiewala pioropusz duszacego dymu, ktory wydobywal sie z jedynego komina rudowca "Grandam Phoenix". Ogromny statek leniwie kolysal sie na falach Oceanu Spokojnego dwiescie mil na polnoc od Hawajow. Wkrotce jednak spokoj nocy mial prysnad jak baoka mydlana."Grandam Phoenix" odbywal dziewiczy rejs; ledwie dwa miesiace wczesniej zjechal z pochylni w Kobe. Montaz wyposazenia i proby oceaniczne przeprowadzono w wielkim pospiechu, zeby statek jak najszybciej zaczal zarabiad na splate ogromnych kredytow, zaciagnietych przez firme na jego budowe. Wykorzystanie najnowszych rozwiazao w zakresie bezpieczeostwa i predkosci sprawilo, ze jednostka ta byla wzorcowym modelem wyspecjalizowanego frachtowca. Druga wojna swiatowa pokazala, ze wydajnosd takiego statku jest znacznie wazniejsza niz koszty projektu i budow)'. Wlasciciele uwazali, ze ich najnowszy nabytek bedzie tego potwierdzeniem nie tylko w odniesieniu do okretow wojennych, ale takze statkow cywilnych. Stutrzydziestodwumetrowy rudowiec mial sie stad okretem flagowym swojej linii w czasie, gdy na kwitnacych rynkach handlowych regionow Oceanu Spokojnego rozwijal sie transport dalekomorski. Wkrotce po objeciu dowodzenia "Grandam Phoeniksem" kapitan Ralph Line dowiedzial sie, ze statkowi wyznaczono zupelnie inne zadanie niz zadeklarowano towarzystwu ubezpieczeniowemu. Bardzo szybko po wprowadzeniu w zycie ubezpieczeo morskich pozbawieni skrupulow armatorzy i zalogi celowo zatapiali statki, zeby wyludzid znaczne odszkodowanie. Ubezpieczyciele musieli placid, chyba ze ktorys z marynarzy wyjawial prawde. Za zatopienie "Grandam Pho eniksa" zaloga miala dostad tyle, by oplacilo sie zachowanie milczenia. Gdyby plan oszustwa sie powiodl - a wszystko na to wskazywalo - wlasciciele mogli liczyd na dwadziescia milionow dolarow odszkodowania za rudowiec, a takze za utrate ladunku, ktorym wedlug deklaracji byl boksyt z Malezji; w rzeczywistosci bezwartosciowy zwir. Kapitan Line wygladal jak rasowy wilk morski. Twardziel o glosie zniszczonym przez alkohol i papierosy stal pewnie na rozkolysanym pokladzie z niedopalkiem lucky strike'a w zebach, patrzac w dal. Po chwili wyplul go za burte i zapalil drugiego papierosa. Przez cala II wojne swiatowa Line sluzyl w amerykaoskiej marynarce handlowej. Wieksze straty ponosila wtedy tylko marynarka wojenna, dlatego sluzbe te uwazano za dobra dla szaleocow albo samobojcow. A jednak Line nie tylko przezyl, ale i awansowal. W roku 1943 zostal kapitanem i dowodzil statkami transportujacymi zolnierzy i zapasy w samo serce wojny na Oceanie Spokojnym. W przeciwieostwie do wielu kolegow nie stracil ani jednego okretu. Po zakooczeniu wojny musial pogodzid sie z tym, ze nie dla wszystkich marynarzy znajdzie sie zajecie na statkach. Na przelomie lat czterdziestych i pieddziesiatych ruszyl wiec na Daleki Wschod, gdzie - jak wielu jankeskich kapitanow - dowodzil kazda jednostka, ktora mu dawano. Transportowal podejrzane ladunki dla "szemranych" firm i nauczyl sie trzymad jezyk za zebami. Gdy skontaktowali sie z nim wlasciciele "Grandam Phoeniksa", Line uznal, ze trafia mu sie zyciowa szansa. Nie musialby juz dluzej zebrad o statek, kupczyd swoimi przekonaniami, zeby tylko zostad na morzu. Mial okazje objad jeszcze raz komende nad jednostka, mogl znow poczud kapitaoska dume. O tym, jak "Grandam Phoenix" ma skooczyd, dowiedzial sie dopiero po podpisaniu kontraktu. Potrzeba bylo dwoch dni i sporej sumki, zeby gorycz ustapila miejsca zgodzie. Stal teraz na mostku z papierosem w zebach, trzymajac w spracowanej dloni kubek stygnacej kawy. Popatrzyl na mroczne odmety oceanu i zaklal. Myslal ze wstretem o tych przekletych prezesikach, ktorzy bez mrugniecia okiem skazywali na zaglade taki wspanialy statek. Nie rozumieli wiezi kapitana ze swoim okretem. Z checi zysku gotowi byli zatopid te cudowna, zywa przeciez, istote. Na sama mysl robilo mu sie niedobrze. Nienawidzil sam siebie za to, ze dal sie przekupid i uczestniczy w tym haniebnym procederze. -Podajcie pozycje - warknal. Zanim sprawdzono wspolrzedne, jeden z czlonkow zalogi pochylil sie nad ekranem radaru. -Mamy kontakt, dwanascie mil, dokladnie na wprost - powiedzial spokojnym glosem. Line rzucil okiem na czasomierz zawieszony na grodzi po jego lewej stronie. To mogl byd statek, ktory mial wziad ich na poklad, kiedy "Gran-dam Phoenix" pojdzie na dno. Czekali dokladnie w umowionym miejscu i czasie. -Swietna robota. Wczesniej otrzymal bardzo dokladne i nieco dziwne instrukcje dotyczace miejsca, kursu i czasu zatopienia statku. Wybrano polnocny obszar Oceanu Spokojnego, znany z nieprzewidywalnej pogody, ktora mogla sie tu bez zadnego ostizezenia zmienid ze spokojnej aury w smiertelnie niebezpieczny sztorm. Zabojczy zywiol mial sprawid, ze statek pojdzie na dno. Ustalono, iz w czasie dochodzenia postepowania wyjasniajacego przyczyne zatoniecia "Grandam Phoeniksa" jednostka ratunkowa potwierdzi wymyslona wczesniej historyjke. -Panowie, wiecie, co robid - mruknal Line i od niedopalka, ktory trzymal w palcach, przypalil kolejnego papierosa. - Maszyny stop, ster dziewieddziesiat i pol stopnia na polnoc. Niezwykle dokladne, ale trudne do wytlumaczenia ustawienie statku wynikalo z ostatnich rozkazow, ktore otrzymal od szefostwa firmy. Nie wyjasnili powodow, a Line wiedzial, ze lepiej w to nie wnikad. Obroty silnika spadly, dochodzacy z maszynowni loskot zmienil sie w szum, az w koocu zamarl. Mlody marynarz gwaltownie zakrecil kolem sterowym. -Ster? -Zblizamy sie do dziewieddziesieciu siedmiu stopni, sir. Wedlug rozkazu. -Odleglosd? -Jedenascie mil. Line podniosl mikrofon radiotelefonu i wybral kanal wewnetrzny statku. -Sluchajcie uwaznie. Zajelismy pozycje. Czlonkowie zalogi niebedacy na sluzbie maja zajad miejsce w lodziach ratunkowych. Mechanicy wylacza kotly w trybie awaryjnym i na moj znak otworza zawory wodne. Przygotowad sie do opuszczenia statku. Powoli rozejrzal sie po mostku, rejestrujac w pamieci kazdy szczegol. -Przykro mi, skarbie - mruknal. -Dziesied mil - zawolal operator radaru. -Otworzyd zawory. Opuscid statek. - Linc odlozyl mikrofon i nacisnal guzik. Rozleglo sie zawodzenie syreny alarmowej. Jak jek czlowieka na lozu smierci, pomyslal. Zaczekal na mostku, az cala zaloga zebrala sie na pokladzie. Chcial spedzid kilka minut sam na sam ze statkiem, nim go opusci. Zacisnal dlonie na debowych rumplach kola sterowego. Drewno bylo tak nowe, ze czul wbijajace sie w skore nierownosci. Nigdy juz nie nabierze gladkosci, nie zostanie wygladzone ciaglym dotykiem sternika. Zbutwieje gdzies na dnie oceanu. -Niech to szlag - powiedzial na glos i szybko zszedl z mostka. Minely juz czasy, kiedy zaloga schodzila do podskakujacych na falach lodzi po sieciach zwisajacych z burty. Armator "Grandam Phoeniksa" nie oszczedzal na wyposazeniu swojego statku flagowego w najnowoczesniejsze srodki bezpieczeostwa. Pierwsza wypelniona ludzmi lodz ratunkowa chybotala sie juz pod ramieniem zurawia. Dzwigowy zaczekal, az kapitan skinal glowa, i natychmiast zaczal opuszczad szalupe na wode. Gdy Linc wsiadal do drugiej lodzi, ciepla, nocna bryza wciskala mu w oczy papierosowy dym. Mezczyzni siedzacy w szalupie byli przygnebieni, mieli poszarzale twarze. Nikt sie nie odezwal, nikt nie podniosl glowy, kiedy Linc skinal na dzwigowego. Marynarz przesunal dzwignie i bloczki, ktore spuszczaly lodz, zazgrzytaly. Szalupa opadla z glosnym pluskiem, a wokol wystrzelily spienione bryzgi wody. Dwoch marynarzy natychmiast wstalo, by odczepid liny laczace ja z tonacym rudowcem. Linc objal dowodztwo lodzi, chwytajac jedna reka rumpel steru, a druga zwiekszajac moc pracujacego na wolnych obrotach silnika. Szalupa powoli odplynela od statku. Marynarze odwracali glowy, by jeszcze raz spojrzed na tonacy statek. Echo syreny alarmowej odbijalo sie pustym dzwiekiem wsrod fal. Dopiero po pietnastu minutach mozna bylo dostrzec przechyl statku, ale potem wszystko potoczylo sie blyskawicznie. Rufa wynurzyla sie z wody, polyskujac w niklym swietle dwiema poteznymi srubami napedowymi. Uslyszeli, jak puszczaja mocowania kotlow, ktore z hukiem runely na sciany maszynowni. Tysiace ton zwiru z glosnym szumem wysypywaly sie przez burty wprost do oceanu. Kapitan nie chcial patrzed na smierd swojej jednostki. Nie spuszczal wzroku z przygaszonych swiatel odleglego statku ratunkowego. Za kazdym razem jednak, gdy dobiegaly go przedsmiertne jeki "Grandam Phoe-niksa", jego twarz wykrzywial grymas. Czekal na nich niewielki statek. Dwustusiedemdziesieciometrowy towarowiec, jeden z tych. ktore marynarze nazywali patyczakami ze wzgledu na las dzwigow i zurawi na pokladzie. Posrodku kadluba wyrastala kanciasta nadbudowka, z prostym kominem na szczycie. Gdy obie szalupy zblizyly sie do statku, Line naliczyl dwunastu ludzi przy poreczy bak-burty. Skierowal lodz w ich strone. -Kapitan Line, jak sie domyslam? - dobiegl z gory wesoly glos. -Tak, to ja. W odpowiedzi poslali serie z radzieckich pepesz. Magazynek bebenkowy karabinu miescil pieddziesiat sztuk amunicji, a strzelcy oproznili je do ostatniego naboju. Kakofonia krzykow i wrzaskow, zmieszana ze strzalami i odglosami rykoszetow, byla ogluszajaca. Na dnie lodzi pojawily sie kaluze krwi, a jej slodkawy zapach mieszal sie ze swadem prochu. Zbryzgany krwia Line spojrzal z oslupieniem w gore, zdumiony, ze ciagle zyje. Gniew, strach i bol rozpalaly jego umysl, ale emocje i wrazenia powoli tonely w ogarniajacej go ciemnosci. Gdy zamki karabinow zaczely sucho trzaskad, strzelcy opuscili broo. Widok lodzi zdawal sie koszmarna scena z horroru. Wszedzie bylo pelno krwi, na dnie szalupy lezaly okaleczone zwloki, przez dziury wlewala sie woda, tworzac rozowa piane. Po chwili obie lodzie wywrocily sie do gory dnem, wyrzucajac ciala marynarzy do oceanu. I natychmiast pojawily sie zwabione zapachem krwi rekiny. Samotny, nieuzbrojony mezczyzna stojacy na pokladzie statku uwaznie przygladal sie masakrze. Chyba nie przekroczyl jeszcze trzydziestki. a jednak mial autorytet, jakim moglo cieszyd sie niewielu ludzi nawet dwukrotnie starszych od niego. Gdy szalupy wywrocily sie, skinal do dowodcy strzelcow i wszedl do nadbudowki. Chwile potem przykucnal w ladowni frachtowca. Swiatla padajace ze wskaznikow sprzetu obliczeniowego i sonaru, upchnietych w ciasnym luku towarowym, nadaly jego skorze upiorny wyglad. -Glebokosd celu? - rzucil. Celem naturalnie byl tonacy "Grandam Phoenix". -Tysiac osiemset metrow, opada z predkoscia czterdziestu pieciu metrow na minute informowal technik, ktory pochylal sie nad ekranem sonaru. Mezczyzna spojrzal na zegarek i zapisal w notatniku kilka cyfr. Potem jeszcze raz popatrzyl na zegarek. -Dwie minuty i zaczynamy. W pomieszczeniu panowal halas. Zza stalowych scian ladowni docieraly odglosy pracy diesli, a wentylatory klimatyzatorow, niezbednych do schladzania komputerow, brzmialy jak wirniki smiglowcow. Siedmiu mezczyzn znajdujacych sie w luku towarowym mogloby jednak przysiac, ze w ciagu tych dwoch pelnych napiecia minut panowala kompletna cisza. Byli zbyt skupieni na swoim zadaniu, by zwracad uwage na cokolwiek. -Teraz - powiedzial mlody czlowiek z niewymuszonym spokojem w glosie. Jeden z czlonkow zalogi przelaczyl kilka wlacznikow. Nic sie nie stalo. Ubrany po cywilnemu mezczyzna zaczal liczyd polglosem. -Cztery... trzy... dwa... jeden. Fala uderzeniowa, ktora miala swoje zrodlo ponad dwa kilometry pod powierzchnia oceanu, musiala przebyd kolejnych dziesied mil, zeby dotrzed do statku, a jednak zajelo jej to tylko pied sekund. Miliardy litrow wody wyparowaly w kuli ognia, ktorej temperatura siegala stu tysiecy stopni. Glowna fala uderzeniowa pomknela w gore z predkoscia dwustu czterdziestu kilometrow na godzine i wyrzucila na powierzchnie potezna kopule wody o srednicy osmiuset metrow. Kopula unosila sie w powietrzu przez dziesied sekund, jakby zaprzeczajac prawom grawitacji, po czym opadla, z rykiem wypelniajac dwukilometrowa dziure w Oceanie Spokojnym. Frachtowiec, schwytany przez stworzona przez czlowieka Charybde, miotal sie na wszystkie strony, jakby dopadl go huragan, kadlub to wynurzal sie calkowicie z wody, to znow zapadal w otchlao. Mlody mezczyzna, architekt calej tej operacji zniszczenia, przez chwile obawial sie, ze byd moze zostawil sobie zbyt maly margines bezpieczeostwa, podplywajac tak blisko epicentrum wybuchu. Nim jednak obawa zdolala skruszyd lodowata maske na jego twarzy, powierzchnia oceanu zaczela sie uspokajad. Potezne fale opadly, a porywisty wiatr, wywolany przez opadajacy slup wody, ustal. Statek ciagle niebezpiecznie sie kolysal i mezczyzna dopiero po kilku minutach dotarl na poklad. Na horyzoncie, w slabej poswiacie ksiezyca, tuz nad woda unosila sie cieniutka warstwa pary. -Polozylem fundamenty pod "Kuznie Wulkana". 1 WASZYNGTON, CZASY WSPOCZESNE Jedyna rzecz, ktora podobala sie prezydentowi w jego nowej pracy, to fotel w Gabinecie Owalnym. Mial wysokie oparcie, wygodne siedzisko i zrobiony byl z najmiekszej skory, jakiej kiedykolwiek dotykal. Czesto, gdy wszyscy wspolpracownicy wyszli, siadal na fotelu i wspominal sielskie czasy mlodosci. Zajal najwyzsze stanowisko w paostwie, spelniajac swoje zyciowe ambicje, czasem jednak zastanawial sie, czy nie zaplacil zbyt wysokiej ceny. Napiecia zwiazane z jego kariera zrobily z cudownej dziewczyny, ktora poslubil, pozbawiona emocji maszyne. Przyjaciele, poznani przez te wszystkie lata, okazali sie banda pochlebcow, liczacych jedynie na korzysci. Stan zdrowia, niegdys idealny, pogarszal sie, przez co w wieku szesddziesieciu dwoch lat czul sie o dziesied lat starszy.Bywalo, ze siedzial tak cala noc przy zgaszonych swiatlach, zeby ochrona po drugiej stronie ulicy nie myslala, ze sleczy po nocach, i wspominal mlodzieocze dni spedzone w Cincinnati. Brakowalo mu wspolnego popijania piwa z kumplami, imponowania wymalowanym, pulchnym dziewczynom sztuczkami na stole bilardowym i mowienia tego, co sie mysli, gdy ktos go wkurzyl. Idealny powod, dla ktorego tesknil za wolnoscia, siedzial na wprost niego, ubrany zgodnie z afrykaoska moda w powiewna szate, turban i sandaly. Byl to ambasador jednego z nowo powstalych krajow Afryki. Wysoki mezczyzna o ironicznym spojrzeniu, bagatelizujacy niemal kazda sprawe, ktora omawiali. Lekcewazaco machajac reka, dowodzil, ze dane zebrane przez Czerwony Krzyz, ONZ i CIA sa nieprawdziwe, ze jego rzad nie ma nic wspolnego z jakakolwiek eksterminacja plemion poprzez glod lub celowe rozprzestrzenianie chorob. Twierdzil tez, ze wladze jego kraju troszcza sie o wszystkie plemiona i ze cierpi caly narod, nie tylko mniejsze, politycznie mniej znaczace grupy plemienne. Gowno prawda, chcial krzyknad prezydent i jednym ciosem zetrzed z twarzy tamtego usmieszek zadowolenia. Opanowal sie jednak. Bedzie musial wydusid z siebie pare frazesow w rodzaju: "Nie postrzegamy waszej sytuacji w taki sposob, jednak chcemy dokladniej jej sie przyjrzed". Teraz jednak jego uwage zwrocil blysk pojawiajacy sie spod krawedzi biurka. Swiatelko ostrzegawcze, sygnal od szefowej sztabu Bialego Domu. Od szesciu miesiecy - tyle trwala juz kadencja - nie liczac cotygodniowych rutynowych testow, zapalilo sie po raz pierwszy. Przedtem oficjalnie uzyto tej formy ostrzegania w sierpniu 1991 roku, gdy w Moskwie doszlo do puczu. Prezydent szybko wstal i maskujac konsternacje dyplomatycznym usmiechem, wyciagnal reke, co bylo znakiem dla ambasadora, ze wizyta dobiegla kooca. -Nie postrzegamy waszej sytuacji w taki sposob, jednak chcemy dokladniej jej sie przyjrzed. Dziekuje za przybycie, ambasadorze. -Dziekuje, panie prezydencie, za poswiecony mi czas - odparl kwasno ambasador; wedlug ustaleo spotkanie mialo trwad jeszcze pol godziny. Wymienili usciski dloni, ambasador odwrocil sie i szeleszczac szatami, opuscil Gabinet Owalny. Prezydent usiadl i zdazyl potrzed skronie, nim otworzyly sie drugie drzwi. Zdumialo go, ze zamiast szczuplej sylwetki Catherine Smith, szefowej sztabu, zobaczyl Richarda Henne, nowego szefa FBI; sposrod waznych prezydenckich kandydatow, do tej pory tylko jego zaaprobowal Kongres. Jak zwykle targi wewnatrz izby wstrzymywaly prace rzadu i kosztowaly podatnikow dziesiatki milionow dolarow. Henna byl karierowiczem, ktoremu jednak udalo sie nie nadepnad na odcisk niewlasciwej osoby. Przepracowal w firmie trzydziesci lat bez rozglosu, ale zyskujac szacunek. Prowadzil przykladne zycie rodzinne, mieszkal w domu na przedmiesciu. Zadnych trupow w szafie. Wyrobil sobie tak dobra reputacje, ze partia opozycyjna nie trudzila sie badaniem jego przeszlosci. Prezydent, ktory lubil Henne za jego niepodwazalna prawosd, usmiechnal sie, widzac szefa FBI w drzwiach gabinetu. Usmiech jednak zniknal, gdy zobaczyl, ze Henna, nigdy niebedacy wzorem elegancji, teraz wygladal okropnie. Oczy mial podpuchniete i przekrwione, a ostre rysy twarzy nikly pod gestym zarostem. Byl w pomietym garniturze, koszula wygladala tak, jakby w niej spal, na przekrzywionym krawacie widnialy plamy. -Chyba powinienes napid sie kawy, Dick. - Prezydent probowal nadad swojemu glosowi lekki ton, zeby rozwiad nieco atmosfere przygnebienia. ktora nagle wypelnila gabinet. Dalo to tyle, ile zapalenie swieczki w ciemnym lesie. -Chyba raczej cos mocniejszego, sir. Prezydent skinal glowa w kierunku stoliczka, sluzacego za barek, i Henna nalal sobie potrojna szkocka. Ze szklanka w reku opadl na fotel, ten sam, ktory przed chwila zajmowal afrykaoski ambasador. Polozy) na kolanach teczke i wyjal z niej cienki fioletowy folder. Okladka opatrzona byla stemplem: "Tylko dla oczu prezydenta". -Co sie dzieje, Dick? - Prezydent nigdy nie widzial Henny w tak ponurym nastroju. -Sir - zaczal Henna drzacym glosem - dzis w nocy, tuz po dwunastej ogloszono, ze okolo dwustu mil na polnoc od Hawajow zaginal statek Narodowej Agencji Oceanow i Atmosfery "Ocean Seeker". Samoloty zwiadowcze znalazly tylko szczatki unoszace sie na wodzie. Znajdujacy sie w poblizu frachtowiec pomaga w poszukiwaniach, ale na razie nie wyglada to zbyt dobrze. Prezydent pobladl i zacisnal piesci. Jednak nie zasiadl w tym gabinecie dlatego, ze latwo poddawal sie emocjom. Jego umysl pozostal jasny i logiczny. -To straszna tragedia, Dick, ale nie widze, jaki to ma zwiazek z toba albo FBI. Henna zdziwilby sie, gdyby to pytanie nie padlo. Przesunal akta po blacie biurka i pociagnal kolejny lyk szkockiej.-Niech pan przeczyta pierwsza strone. Prezydent otworzyl folder i zaczal czytad. Po kilku chwilach krew odplynela mu z twarzy, a wokol oczu pojawily sie zmarszczki. W skupieniu, spod przymruzonych powiek wpatrywal sie w papier. Nim skooczyl czytad, odezwal sie Henna. -Zwrocilem na to uwage dwa dni temu, gdy udowodniono, ze napisal to Ohnishi. i nie pod przymusem. Natychmiast skontaktowalem sie ze straza przybrzezna i marynarka. Nie mieli informacji o zadnym ruchu do ani z wysp, wiec doszedlem do wniosku, ze mamy chwile na oddech. Glos Henny zalamal sie. - Nie kontaktowalem sie z NOAA*, kompletnie o nich zapomnialem. Ostrzezono mnie, ze kazda jednostka rzadowa wyplywajaca z Hawajow zostanie zniszczona. Mialem to cholerne ostrzezenie w rekach. Oni nie musieli umierad. Prezydent spojrzal na niego. Twarz szefa FBI wyrazala bol, poczucie winy i przygnebienie. -Spokojnie, Dick. Ile osob o tym wie? -Oprocz nas jeszcze trzy. Urzednik odpowiedzialny za korespondencje, moja zastepczyni, Marge Doyle, i grafolog. Prezydent spojrzal na zegarek. -Jestem umowiony na lunch z przewodniczacym Izby Reprezentantow i jesli odwolam... Wole nawet nie mysled, co by sie stalo. Terminarz dzisiejszego dnia mam wypelniony. Tu, w Waszyngtonie, dzialamy po staremu, ale zgodnie z jego zadaniami wstrzymam wszelki ruch do i z Hawajow. Nie mam zamiaru ulegad Ohnishiemu, ale potrzebujemy czasu. Wydam rozkaz postawienia w stan pelnej gotowosci jednostek na Pearl Harbor. Od czasu, gdy dwa tygodnie temu wybuchly zamieszki, i tak sa w pogotowiu, ale rozsadnie bedzie oglosid najwyzszy stan alarmowy. Spotkajmy sie dzis wieczorem o dziewiatej w pokoju sytuacyjnym, omowimy sprawe i mozliwe warianty reakcji. Przyjdz tunelem z budynku Departamentu Skarbu, zeby nie wzbudzad zbednych podejrzeo. -Dobrze, panie prezydencie. Czy ma pan dla mnie jakies polecenia? - Henna powoli wracal do rownowagi. -Zakladam, ze zaczales juz dokladnie przeswietlad tego Takahiro Ohnishiego? Henna przytaknal. -Wybadaj, do czego zmierza. Wszyscy wiedza o jego rasistowskich pogladach, ale to, co zrobil, jest zbrodnia. Chce tez wiedzied, skad wzial srodki na takie przedsiewziecie, jak zniszczenie statku. Ktos zaopatruje go w broo i trzeba z tym skooczyd. -Tak jest - powiedzial Henna i wyszedl z gabinetu. Prezydent wlaczyl stojacy na biurku interkom. Natychmiast zglosila sie jego osobista sekretarka, Joy Craig. -Joy, przygotuj spotkanie w pokoju sytuacyjnym. Dzis wieczorem 0dal kierowcy szeleszczacy pieddziesieciodolarowy banknot i nie chcial reszty. Otworzyly sie tylne drzwi, mezczyzna chwycil dwie skorzane torby i wysiadl. Philip Mercer zawsze uwazal, ze miedzynarodowe lotniska to bezpaostwowe otchlanie piekiel, suwerenne spolecznosci, sprzymierzone tylko ze soba, niezwiazane w zaden sposob z paostwami, w ktorych sie znajduja. Jego samolot wyladowal na lotnisku Waszyngton-Dulles poltorej godziny temu, ale dopiero teraz poczul, ze wrocil do Stanow. Chociaz chlodny deszcz przynosil ulge jego wysuszonym zatokom, Mercer mruczal pod nosem, bo kolejny raz usilowal otworzyd zamek frontowych drzwi niewlasciwym kluczem. Nie zastanawial sie juz, dlaczego zawsze, gdy mial zajete rece, nie mogl trafid na odpowiedni klucz, a gdy rece mial puste, wybieral ten wlasciwy. Nareszcie w domu, pomyslal, wchodzac do przedpokoju i usmiechnal sie do siebie. Po raz pierwszy od pieciu lat, czyli od kiedy sie tu wprowadzil, nazwal te kamienice swoim domem. -Chyba zaczynam sie ustatkowywad - powiedzial do siebie z lekka pretensja w glosie. Z zewnatrz budynek wygladal tak samo, jak pietnascie domow stojacych po tej stronic ulicy. Jednak po wejsciu do srodka wszelkie podobieostwa do innych kamienic, zbudowanych w latach czterdziestych, znikaly. Mercer doslownie wypatroszyl dwupietrowy budynek i calkowicie przebudowal jego wnetrze. Z wysokiego na dziewied metrow wejscia, ktore zajmowalo trzecia czesd frontu, glebokiego na ponad dwadziescia metrow budynku, widzial biblioteke na pierwszym pietrze oraz znajdujaca sie nad nia sypialnie. Bogato zdobione, krete schody, ocalone przez zniszczeniem z XIX-wiecznej plebani, laczyly parter z gornymi pietrami. Wszystkie meble znajdowaly sie na miejscu, jednak w pokojach wciaz brakowalo wielu osobistych rzeczy i bibelotow, ktore nadaja wnetrzu osobisty charakter. Na stoliczkach i polkach nie bylo pamiatek, puste sciany blagaly o zdjecia lub obrazy. Wystroj gabinetu sporo mowil o jedynym domowniku, chociaz wiele, mniej lub bardziej subtelnych drobiazgow lezalo ciagle w nierozpakowanych pudlach. Mercer postawil torby kolo drzwi i przeszedl przez rzadko uzywany salon, kierujac sie ku tylowi domu. Minal wylozona debowa boazeria sale bilardowa i kuchnie, wszedl do gabinetu i polozyl na obitym skora blacie szerokiego biurka cienka aktowke. Wchodzac na pietro tylnymi schodami, zatrzymal sie na polpietrze i zaklal pod nosem. Telewizor w pokoju rekreacyjnym byl wlaczony; Powiadom przewodniczacego Kolegium Szefow Polaczonych Sztabow, szefow CIA, NSA i NOAA, sekretarza stanu i sekretarza obrony. Do chwili zaprzysiezenia wiekszosd z tych osob pelnila tylko obowiazki szefow swoich agencji, jednak ten kryzys nakazywal zaufad im tak, jakby zostali juz powolani. Prezydent zanurzyl sie w fotelu. Siedzial bez ruchu z kamienna twarza 1 wpatrywal sie w obszyta zlotym szamerunkiem amerykaoska flage, stojaca przy drzwiach. Lezace na kolanach rece drzaly. W swiatlach taksowki, zaparkowanej przed kamienica w Arlington w stanie Wirginia, krople deszczu wygladaly jak srebrzyste koraliki. Pasazer dal kierowcy szeleszczacy pieddziesieciodolarowy banknot i nie chcial reszty. Otworzyly sie tylne drzwi, mezczyzna chwycil dwie skorzane torby i wysiadl. Philip Mercer zawsze uwazal, ze miedzynarodowe lotniska to bezpaostwowe otchlanie piekiel, suwerenne spolecznosci, sprzymierzone tylko ze soba, niezwiazane w zaden sposob z paostwami, w ktorych sie znajduja. Jego samolot wyladowal na lotnisku Waszyngton-Dulles poltorej godziny temu, ale dopiero teraz poczul, ze wrocil do Stanow. Chociaz chlodny deszcz przynosil ulge jego wysuszonym zatokom, Mercer mruczal pod nosem, bo kolejny raz usilowal otworzyd zamek frontowych drzwi niewlasciwym kluczem. Nie zastanawial sie juz, dlaczego zawsze, gdy mial zajete rece, nie mogl trafid na odpowiedni klucz, a gdy rece mial puste, wybieral ten wlasciwy. Nareszcie w domu, pomyslal, wchodzac do przedpokoju i usmiechnal sie do siebie. Po raz pierwszy od pieciu lat, czyli od kiedy sie tu wprowadzil, nazwal te kamienice swoim domem. -Chyba zaczynam sie ustatkowywad - powiedzial do siebie z lekka pretensja w glosie. Z zewnatrz budynek wygladal tak samo, jak pietnascie domow stojacych po tej stronic ulicy. Jednak po wejsciu do srodka wszelkie podobieostwa do innych kamienic, zbudowanych w latach czterdziestych, znikaly. Mercer doslownie wypatroszyl dwupietrowy budynek i calkowicie przebudowal jego wnetrze. Z wysokiego na dziewied metrow wejscia, ktore zajmowalo trzecia czesd frontu, glebokiego na ponad dwadziescia metrow budynku, widzial biblioteke na pierwszym pietrze oraz znajdujaca sie nad nia sypialnie. Bogato zdobione, krete schody, ocalone przez zniszczeniem z XIX-wiecznej plebani, laczyly parter z gornymi pietrami. Wszystkie meble znajdowaly sie na miejscu, jednak w pokojach wciaz brakowalo wielu osobistych rzeczy i bibelotow, ktore nadaja wnetrzu osobisty charakter. Na stoliczkach i polkach nie bylo pamiatek, puste sciany blagaly o zdjecia lub obrazy. Wystroj gabinetu sporo mowil o jedynym domowniku, chociaz wiele, mniej lub bardziej subtelnych drobiazgow lezalo ciagle w nierozpakowanych pudlach. Mercer postawil torby kolo drzwi i przeszedl przez rzadko uzywany salon, kierujac sie ku tylowi domu. Minal wylozona debowa boazeria sale bilardowa i kuchnie, wszedl do gabinetu i polozyl na obitym skora blacie szerokiego biurka cienka aktowke. Wchodzac na pietro tylnymi schodami, zatrzymal sie na polpietrze i zaklal pod nosem. Telewizor w pokoju rekreacyjnym byl wlaczony; glos przyciszony tak, ze ledwo slyszalny. Przyciemnione swiatla wokol mahoniowego barku roztaczaly ciemnopomaraoczowy blask. Spod koca skrywajacego obly ksztalt widoczny na kanapie dobieglo pochrapywanie. Mercer wszedl za kontuar i wlozyl do odtwarzacza plyte Erica Claptona. Usmiechajac sie zlosliwie, nacisnal "play" i obrocil pokretlo do maksimum. Markowe glosniki zatrzesly butelkami i szklankami za barkiem. Harry White obudzil sie, usiadl i patrzyl polprzytomnie. Mercer wylaczyl sprzet i wybuchnal smiechem. -Ty draniu, powiedzialem, ze mozesz skorzystad z mojego domu, ale nic wprowadzad sie na stale. Harry z trudem dochodzil do siebie. Na jego twarzy ciagle byly widoczne resztki snu. Po chwili rzucil okiem na wysypujace sie z popielniczki niedopalki, talerze z resztkami jedzenia i dwie puste butelki po whisky. -Witaj w domu, Mercer. Myslalem, ze wracasz jutro. - Glos Harry'ego przypominal kruszarke do kamieni. -Jak widad, zle myslales. - Mercer usmiechnal sie znaczaco. - Udana impreza? Harry przesunal reka po krotko ostrzyzonych siwiejacych wlosach. -Nie bardzo pamietam. Philip znow parsknal smiechem tak zarazliwym, ze mimo poteznego kaca, ktory meczyl HarTy'ego, on takze sie usmiechnal. Mercer wyciagnal dwa heinekeny z pamietajacej lata pieddziesiate lodowki i otworzyl je mosieznym otwieraczem umieszczonym pod bogato zdobionym blatem barku. Pierwsza osuszyl czterema duzymi lykami, druga oproznil powoli. -Jak podroz? - zapytal Harry, przypalajac papierosa. -W porzadku, tylko wyczerpujaca. W ciagu szesciu dni wyglosilem siedem wykladow w calej Afryce Poludniowej, dodatkowo mialem kilka spotkao z najlepszymi inzynierami jednej z firm gorniczych. W ciemne okna stukaly krople deszczu. Philip Mercer byl inzynierem gornictwa i konsultantem. Zdaniem ludzi z branzy specjalista najlepszym na swiecie. O jego pomysly i rady zabiegaly niemal wszystkie konsorcja gornicze. Zadal astronomicznych honorariow, ale firmy nie wahaly sie przed podpisywaniem czekow, poniewaz przychody wynagradzaly im to z nawiazka. Od lat dziesiatki korporacji zabiegaly, by mied Mercera na wylacznosd, ten jednak grzecznie odmawial, mowiac zawsze to samo: -Rozsadek odpowiada za mnie. Nie, dziekuje. Zachowal sobie prawo do odmowy. Swiadomosd posiadanych umiejetnosci i niezaleznosd pozwalaly mu zyd wedlug wlasnych, nieco dziwacznych standardow, a gdy zachodzila potrzeba, mogl powiedzied zleceniodawcy, zeby sie odwalil. Osiagniecie niezaleznosci wymagalo, co oczywiste, wielu wysilkow. Wkrotce po zrobieniu doktoratu zaczal pracowad dla USGS. agencji naukowo-badawczej, zajmujacej sie problemami z zakresu nauki o Ziemi. Przez dwa lata dokonywal glownie rutynowych inspekcji kopalni, ktore wspolpracowaly z USGS jako osrodki sejsmiczne. Robota byla nudna, monotonna i bezsensowna. Mercerczul, ze pod ciezarem biurokracji jego bystry umysl ulega stepieniu. Obawiajac sie postepujacego zaniku mozgu, zrezygnowal. Zdawal sobie jednak sprawe, ze potrzeba niezaleznosci nigdy nie pozwolilaby mu dluzej pracowad dla zadnej organizacji, dlatego postanowil pracowad na wlasny rachunek. Postrzegal siebie jako niezaleznego specjaliste. ktorego zadaniem jest pomoc w rozwiazywaniu trudnych problemow, jednak wiele osob z branzy uwazalo go za intruza. Przez siedem miesiecy, odbywajac setki rozmow telefonicznych z bylymi instruktorami z Uniwersytetu Stanowego w Pensylwanii i Wyzszej Szkoly Gorniczej stanu Kolorado staral sie o zdobycie pierwszego zlecenia na konsultacje, dotyczace potwierdzenia probnych raportow z pokaznego zloza zlota na Alasce, ktorych potrzebowalo szwajcarskie konsorcjum inwestycyjne. W trzy miesiace zarobil dwa razy tyle, ile przez rok na rzadowej posadzie i pozbyl sie wszelkich watpliwosci. Kolejne zlecenie przyszlo z Namibii - chodzilo o kopalnie uranu. Wystarczylo kilka lat, by wyrobil i ugruntowal sobie pozycje, a teraz zbieral owoce swojej pracy i coraz bardziej przyzwyczajal sie do krociowych honorariow. Jak na ironie, niedawno zgodzil sie objad na jakis czas posade konsultanta w USGS. W ramach obowiazkow wspolpracowal z glownymi amerykaoskimi koncernami wydobywczymi; chodzilo o szybkie wprowadzenie w zycie prezydenckiej ustawy o ochronie srodowiska oraz omowienie planow mozliwego przyjecia uregulowao przez firmy zagraniczne. Jego kariera zatoczyla wiec w pewnym sensie pelne kolo, tym razem jednak za dwa miesiace skooczy sie ten kierat i opusci agencje bez zadnych zobowiazao. -Marnie wygladasz - zauwazyl Harry. Mercer zerknal na swoj pomiety garnitur od Hugo Bossa i przepocona koszule. Przeciagnal dlonia po twarzy, pokrytej dwudniowym zarostem. -Gdybys spedzil dwadziescia godzin w samolocie, tez bys tak wygladal. Hany zwiesil noge z kanapy i podniosl z podlogi kawal plastiku w kolorze skory. Trzema zwinnymi ruchami, o ktore trudno bylo podejrzewad jego prawie osiemdziesiecioletnie rece, przypial sobie tuz pod kolanem sztuczna noge i ustawil ruchomy staw skokowy. -O wiele lepiej - powiedzial, opuszczajac nogawke spodni, po czym niedbalym krokiem, bez sladu utykania, podszedl do barku. Mercer nalal mu whisky. -Sto razy widzialem, jak to robisz, ale zawsze przechodza mnie ciarki. -Nie masz szacunku dla sprawnych inaczej. Zdaje sie. ze to nowe okreslenie, poprawne politycznie. -Jestes zniedoleznialym staruszkiem, ktoremu noge zapewne odstrzelil jakis zazdrosny maz, gdy wyskakiwales z lozka jego zonki. Obaj panowie poznali sie tej nocy, gdy Mercer sprowadzil sie do kamienicy. Harry byl stalym gosciem, mozna by rzec: elementem wyposazenia pobliskiego baru U Tiny'ego, lokalu, gdzie Mercer znalazl cudowna odskocznie od koniecznosci rozpakowania rupieci zbieranych po calym swiecie w ciagu ostatnich dziesieciu lat. Od tamtej nocy ci tak rozni ludzie stali sie najlepszymi przyjaciolmi. Przez nastepnych pied lat Harry, chodby nie wiadomo jak pijany, nigdy nie powiedzial Mercerowi, w jaki sposob stracil noge, a ten byl na tyle taktowny, by nie wypytywad. -Jestes po prostu zazdrosny, bo twoje cialo nie stanowi swietnego tematu do pogaduszek w lozku. -Hany, ja nie wyrywam kobitek na objazdowych pokazach wybrykow natury - odgryzl sie Mcrcer. Przyjaciel docenil riposte i poprosil o kolejnego drinka. Gdyby ktos ich podsluchiwal, uznalby, ze przez kolejna godzine rozmawialo ze soba dwoch zawzietych wrogow. Sarkastyczne uwagi i zlosliwe dowcipy przekraczaly co jakis czas granice dobrego smaku, ale obaj lubili takie slowne potyczki, ktore czesto byly glownym zrodlem rozrywki U Tiny'ego. Pare minut po polnocy wiek i whisky zmusily Harry'ego do powrotu na kanape, gdzie szybko zasnal. Mercer, pomimo zmeczenia lotem i wypitego piwa, czul sie swiezo i wiedzial, ze jakakolwiek proba zasniecia bedzie daremna. Postanowil wiec uporzadkowad pare spraw papierkowych. Jego gabinet wypelnialy solidne meble - dominowaly skora, olejo-wane drewno i polerowany mosiadz. Na podlodze lezal zielony dywan. Oprocz pokoju rekreacyjnego byl to jedyny w pelni ukooczony pokoj w kamienicy. Mercer zdawal sobie sprawe, ze wystroj jest nieco banalny, ale taki wlasnie mu sie podobal. Liczne zdjecia, ktore zdobily sciany, przedstawialy roznorodny ciezki sprzet gorniczy: koparki zgarniakowe z mechanizmem kroczacym, ogromne wywrotki i wysokie na osiem pieter szkieletowe wieze wiertnicze. Na kazdym zdjeciu widnialy podziekowania od dyrektora lub wlasciciela firmy, ktorej pomogl Mercer. Na niskiej komodzie, delikatnie podswietlonej od spodu, lezala duza bryla matowoniebieskicgo kamienia. Mercer pogladzil go, podchodzac do biurka. Wiedzac, ze po tak dlugich lotach zawsze cierpi na bezsennosd, zadzwonil z lotniska w Johannesburgu do swojej sekretarki w USGS i poprosil o przefaksowanie do domu wszelkich notatek i wiadomosci. W tacy odbiorczej faksu lezalo co najmniej pieddziesiat kartek papieru. Wiekszosd spraw mogl bez problemu odlozyd przynajmniej na kilka dni, tylko nieliczne wymagaly pilnego zalatwienia. Przerzucajac szybko papiery, o malo nie przeoczyl jednej z notatek, pochodzacej od zastepcy dyrektora operacyjnego Narodowej Agencji Oceanow i Atmosfery. Zaproszenie. z data sprzed szesciu dni. dotyczylo udzialu w rejsie na pokladzie jednostki naukowej "Ocean Seeker", ktorego celem bylo zbadanie nieznanego zjawiska geologicznego u wybrzezy Hawajow. Zastepcy dyrektora zalezalo, by Mercer uczestniczyl w przedsiewzieciu - dwa lata temu czytal jego artykul poswiecony wykorzystaniu kominow geotermicznych jako mozliwych zrodel energii i terenow bogatych w zloza. Mercer slyszal o tragicznej w skutkach katastrofie, z ktorej nie uratowala sie ani jedna osoba. Pisano o niej nawet w Afryce Poludniowej. Zaproszenie samo w sobie nie stanowilo przyczyny szybszego bicia serca i plytkiego oddechu. Ale na dole znajdowala sie lista specjalistow, ktorzy juz potwierdzili swoj udzial w wyprawie. Na pierwszym miejscu figurowala doktor Tish Talbot, biolog morski. Nigdy nie spotkal Tish, ale jej ojciec byl jego starym przyjacielem, czlowiekiem, ktoremu zawdziecza! zycie po katastrofie lotniczej w gorach Alaski. Gdy Mercer wracal ze swojej pierwszej konsultacji, w samolocie nagle zgasl silnik. Pilot zginal podczas ladowania na terenie usianym skalami, a on sam mial zlamana noge, nadgarstek i pare zeber. Jack Talbot, siwowlosy szef zaopatrzenia szybow naftowych znajdujacych sie na polnocy Alaski nad zatoka Prudhoe Bay, w ramach tygodniowego urlopu obozowal w poblizu miejsca zdarzenia. W ciagu dziesieciu minut od wypadku dotarl do Mercera i opiekowal sie nim cala noc, az do chwili, gdy dzieki flarze wyciagnietej z wraku samolotu zwrocili na siebie uwage smiglowca ratunkowego. Od czasu katastrofy mezczyzni nie mieli wielu okazji do spotkao, ale ich przyjazo przetrwala. A teraz zginela jedyna corka Jacka. Mercer wspolczul przyjacielowi, dobrze rozumujac, co w tej chwili musi przezywad Jack. Znal ten bol, stracil rodzicow, gdy byl jeszcze chlopcem. Jednak zaden rodzic nawet nie mysli o tym, iz moglby przezyd swoje dziecko. Niektorzy twierdza, ze jest to najwieksze cierpienie, jakiego moze doswiadczyd czlowiek. Mercer wylaczyl lampke. Zostawil spiacego Harry'ego w spokoju, nie chcac wyrzucad przyjaciela z mieszkania o drugiej w nocy. Ogromne lozko nie wygladalo zachecajaco, ale postanowil z niego skorzystad. Zasnal niespokojnym snem. 2 HAWAJE Jni Tzu wcisnela hamulec hondy prelude i wrzucila luz. Samochod zwolnil i zatrzymal sie dwadziescia metrow od glownej bramy posiadlosci Ta-kahiro Ohnishiego. Opuscila wsteczne lusterko tak. zeby widzied usta. i wprawnym ruchem uzyla szminki. Zacisnela wargi, rozchylila usta i rzucila do lusterka zawodowy usmiech. Zadowolona z idealnego makijazu, ustawila poprawnie lusterko.Jak kazda dziennikarka. JiII wiedziala, ze elegancki wyglad przed kamera jest niezwykle wazny. Pomimo wstretu, jaki zywila wobec seksi-zmu. zdawala sobie sprawe, ze taki stan rzeczy musi akceptowad, nawet wbrew osobistym przekonaniom. Jednak to nie oszalamiajaca uroda ani zgrabne nogi umozliwily przeprowadzenie dzisiejszego wywiadu. Udalo sie to dzieki jej pochodzeniu. Takahiro Ohnishi byl bez watpienia najbogatszym czlowiekiem na Hawajach. Prawde mowiac, plasowal sie na dwunastej pozycji wsrod najbogatszych ludzi swiata. Jego interesy obejmowaly najrozniejsze dziedziny gospodarki, od nieruchomosci, poprzez badania medyczne i transport, a kooczac na przemysle wydobywczym. Mial biura na szesciu kontynentach, siedem okazalych rezydencji i niemal trzydziesci tysiecy pracownikow. Mimo ze prowadzil interesy na calym swiecie, pozostal wierny jednej tradycji - japooskiej. Ohnishi zbudowal etniczna piramide, na ktorej szczycie stal on sam. rodowity Japooczyk, i jego najwazniejsi dyrektorzy, czystej krwi Japooczycy, niezaleznie od kraju urodzenia. Na nizszym poziomie mogly pracowad osoby bedace Japooczykami w co najmniej trzech czwartych, i tak dalej, az do samej podstawy piramidy, gdzie zatrudniano podrzednych pracownikow, w ktorych zylach nie musiala plynad ani kropla japooskiej krwi. Ohnishi zatrudnial tez dwie kancelarie prawne, zajmujace sie wylacznie obrona jego firm przed setkami pozwow o dyskryminacje. Jak na razie nic przegrali zadnej sprawy. Obsesja na punkcie japooskich korzeni uzewnetrzniala sie takze w zyciu prywatnym. Ohnishi nigdy sie nie ozenil, ale liczne kobiety, ktore przewinely sie przez jego siedemdziesiecioletnie zycie, bez wyjatku byly Japonkami. Gdy nabieral podejrzeo, ze pochodzenie partnerki moze chod troche odbiegad od idealu, natychmiast zrywal znajomosd. Sluzba w jego domach skladala sie z samych Japooczykow, nawet z rzadka udzielane wywiady mogli przeprowadzad tylko ci dziennikarze, ktorzy chociaz w polowie byli Japooczykami. I dlatego tu jestem, pomyslala Jill Tzu, corka chioskiego bankiera z Hongkongu i japooskiej tlumaczki. Wrzucila bieg i podjechala do kutej w zelazie bramy glownej amerykaoskiej rezydencji Ohnishiego. Dom ten, polozony ponad trzydziesci kilometrow na polnoc od Honolulu, oddzielony byl od innych osiedli hektarami pol trzciny cukrowej i plantacjami ananasow. Gdy ktos zapytal kiedys, dlaczego zyje w takim odosobnieniu, Ohnishi odpowiedzial szczerze: -Kazdego, z kim chce porozmawiad, doprowadzaja tu, wiec po co mam sie petad bez sensu? Do samochodu podszedl chudy straznik. Jill opuscila szybe, pozwalajac. by chlod klimatyzowanego powietrza zmieszal sie z panujacym na zewnatrz upalem. Zwrocila uwage na automatyczny pistolet oraz kroj i jakosd uniformu ochroniarza. To nie byl zwykly straznik. -Tak? - zapytal uprzejmie. -Jill Tzu z KHNA. Przyjechalam przeprowadzid wywiad z panem Ohnishim. -Oczywiscie. - Mezczyzna nacisnal guzik na jednym ze slupow bramy i jej skrzydla rozsunely sie bezszelestnie. Wcisnela pedal gazu, zaskoczona, ze nie musiala pokazad zadnych dokumentow. Wysypany kruszonym wapieniem podjazd byl jak nieskazitelnie biala wstega rzucona na rozlegly, szmaragdowozielony trawnik. Droga wila sie wsrod drzew i zarosli posadzonych tak. by dom ukrywal sie za nimi az do ostatniego zakretu. Widok, ktory w koocu ukazal sie jej oczom, zapieral dech w piersiach. Jill oczekiwala tradycyjnej japooskiej architektury na wielka skale, jednak to. co zobaczyla, przekraczalo granice wyobrazni. Takahiro Ohni-shi mieszkal w domu ze szkla, podobnym nieco do wejscia do muzeum w Luwrze, zaprojektowanego przez I.M. Peia. ale o wiele, wiele wiekszym. Stalowe rozpory dzwigaly male. szklane panele w stalowych ramach. Kule, stozki i grube prostokatne plyty laczyly sie ze soba, tworzac wieloscienna, przyjemna dla oka budowle. Jill jak na dloni widziala wszystko, co dzialo sie w plytkiej dolinie poza domem. Zajechala pod ganek i wysiadla z samochodu. Szla w kierunku szklanych drzwi, a obcasy jej butow stukal)' miarowo po marmurowej podlodze. Wyciagnela reke do klamki, ale ubiegl ja sluzacy. -Panno Tzu, pan Ohnishi czeka na pania w ogrodzie sniadaniowym. Prosze isd za mna. - Kamerdyner byl naturalnie Japooczykiem ubranym w ponura, czama liberie, przypominajaca ubior z poczatku zeszlego stulecia. -Dziekuje - odparla, przerzucajac torebke przez ramie. Wnetrze domu przecinaly surowe, geometryczne sciany. Ich struktura nie laczyla sie w powszechnie przyjety sposob z reszta konstrukcji domu. Niektore wznosily sie na trzy metry albo wyzej, inne mozna by przyrownad do wybrzuszeo na podlodze. Hol byl rozlegla otwarta przestrzenia, zwieoczona kopula z lekkiej kratownicy ze stali i szkla, ktora rzucala pajeczyne cieni na marmurowa biala podloge. Schody, ich spoczniki i balkony wznosily sie nad holem, jakby przeczac prawom grawitacji. Z braku punktu odniesienia Jill uznala, ze wyraznie orientalne akwarele i obrazy olejne zdobiace sciany z pewnoscia sa bezcenne. Kamerdyner poprowadzil ja przez kilka pomieszczeo, niektore byly w stylu japooskim. Przy otwartych drzwiach windy uczynil gest sugerujacy, ze dalej Jill ma isd sama. -Pan Ohnishi czeka na prawo od wyjscia z windy. Rozlegl sie cichy dzwiek i drzwi sie zasunely. Jill poczula sie jak mrowka na dnie kuchennego zlewu. Gdy stalowa winda ruszyla powoli w gore, plynnym ruchem dloni rozprostowala kremowa spodnice wokol nog. Po chwili drzwi sie rozsunely i Jill wyszla na przewiewna loggie, znajdujaca sie dwanascie metrow nad ziemia. Spojrzala w prawo i zobaczyla stol z nakryciem dla dwoch osob. Srebrna zastawa polyskiwala w porannym sloocu. -Bardzo sie ciesze, ze bede mogl zjesd z pania sniadanie, panno Tzu -powiedzial Takahiro Ohnishi, wstajac. -A ja bardzo sie ciesze, ze pan mnie zaprosil. - Jill, podchodzac do stolu, wyciagnela reke, ale Ohnishi zignorowal jej gest. Wkurzona na wlasna glupote, przypomniala sobie, z kim ma do czynienia. Sklonila sie nisko, a Japooczyk odwzajemnil jej uklon ledwie zauwazalnym skinieniem glowy. -Prosze usiasd. Ohnishi nie wygladal na przemyslowca. Byl szczuply i delikatnej budowy, a z powodu wieku jego glos brzmial niepewnie i slabo. Spod resztki bialych wlosow przeswitywala lysina, ziemista, mizerna twarz zastygla w masce obojetnosci. Kosciste, pokryte plamami watrobowymi dlonie Japooczyka przypominaly szpony malego ptaka. -Panno Tzu, nie zapraszalem pani. Ja tylko ugialem sie pod pani uporem. Sto czternascie telefonow i siedemdziesiat osiem listow wystarczy, by kazdego zmusid do kapitulacji. Jill chciala wierzyd, ze ta uwaga miala byd zabawna, ale beznamietny ton glosu siedzacego po przeciwnej stronie stolu mezczyzny sprawil, ze poczula sie niezbyt zrecznie. Tak naprawde to sam Ohnishi sprawial, ze czula sie niepewnie i malo komfortowo. Wygladal jak zwloki, ktore nie chcialy przestad sie ruszad. -Tym bardziej mi milo, ze pan sie zgodzil. - Jill poslala mu najlepszy dziennikarski usmiech. - Jeszcze chwila, a stacja zaczelaby obciazad mnie kosztami znaczkow. Wszedl sluzacy i nalal jej kawy, wsypujac lyzeczke cukru. Jill popatrzyla na niego zdumiona; skad wiedzial, jaka pije? -Wiem o pani o wiele wiecej niz to. W przeciwnym wypadku nigdy nie weszlaby pani do mojego domu - odezwal sie Ohnishi, odczytujac w jej oczach nieme pytanie. -Czy dlatego przy wejsciu nikt nie sprawdzil, jak sie nazywam, ani mnie nie przeszukal? Chciala, by pytanie zabrzmialo przyjaznie, ale ton jej glosu sugerowal raczej obrone. -Kazalem pania sledzid od chwili wyjscia z domu na 1123 Blosson Tree Court. W zasadzie byla pani obserwowana od chwili, gdy zgodzilem sie na ten wywiad - dodal jakby od niechcenia i z taka swoboda, ze Jill przez chwile nie wiedziala, co powiedzied. -Dowiedzial sie pan czegos ciekawego? - zapytala w koocu z sarkazmem. Poczula, ze wzbiera w niej gniew. -Owszem. Taka ladna kobieta sukcesu jak pani powinna czesciej wychodzid z domu. Wraz z ta odpowiedzia gniew Jill rozwial sie jak mgla. -To samo ciagle powtarza mi mama. O wiele pozniej Jill dowiedziala sie, ze uzycie slow jej matki nie bylo dzielem przypadku. -Przykro mi, jesli swoim postepowaniem sprawilem pani jakis klopot, ale moja pozycja zmusza mnie do ostroznosci. -Rozumiem. Niespecjalnie popieram, ale rozumiem. Sluzacy pojawil sie po raz wtory i postawil przed Jill polmisek z owocami. Tak jak poprzednio, gospodarzowi nic nie podal. -Jak juz mowil pani przez telefon moj wspolpracownik, Kenji, nie pozwalam filmowad posesji, takze nasza rozmowa nie bedzie nagrywana. -Nie bedzie, prosze mi wierzyd - zapewnila Jill, stawiajac filizanke z kawa na spodeczku, ostroznie, zeby nie poplamid snieznobialego obrusa ani nie wyszczerbid polprzezroczystej porcelany. Nie zdawala sobie sprawy, ze odkad weszla do budynku, dwukrotnie zostala przeswietlona rentgenem po raz pierwszy w wejsciu, a pozniej w windzie. Jej zapewnienia byly wiec zbedne. - Musze przyznad, ze ma pan niezwykly dom - powiedziala, zeby przerwad milczenie. -Trudno bedzie pani w to uwierzyd, ale te bryle zaprojektowal malo znany tokijski architekt w 1867 roku na dlugo, nim powstala technologia umozliwiajaca jej zbudowanie. Odebral sobie zycie ledwie kilka miesiecy po ukooczeniu projektu, wiedzac, ze jego geniusz nie zostanie doceniony w czasach mu wspolczesnych. To tylko moje przypuszczenie, ale wydaje mi sie, ze przez samobojstwo chcial zapewnid swojemu dzielu niesmiertelnosd, ktorej nie zyskaloby nawet poprzez budowe. -Nic wiedzialam, ze pasjonuje sie pan historia. -Wszystko, co wiemy, panno Tzu, jest historia. To, ze o pewnych sprawach nie ucza w szkole z zakurzonych ksiag, nie czyni ich mniej waznymi. -Chyba nie nadazam. -Wyjasnie to pani. Kazda, nawet najswiezsza informacja, jest juz historia. Moge patrzed na najnowsze dane dotyczace handlu i dane, ktore widze, to historia. Moze ma tylko pare sekund, ale dotyczy przeszlych juz wydarzeo i nic tego nie zmieni. Jesli zdecyduje sie sprzedad lub kupid na podstawie tych danych, bede opierad swoj wybor na historii. Cala wiedza jest wlasnie taka, wszystkie decyzje sa tak podejmowane. -A jesli zrobie cos dla kaprysu? -Na przyklad co? -Nic wiem, moze zrezygnuje z pracy. -Wtedy pani przeszlosd bylaby naznaczona niezadowoleniem z pracy. Na podstawie przeszlych doswiadczeo wiedzialaby pani, ze bedzie w stanie znalezd inna prace, i bylaby pani pewna swojej przyszlosci, majac swiadomosd, ze oszczednosci zapewnia pani byt az do chwili podjecia pracy na nowo. Te wszystkie czynniki sprawiaja, ze pani decyzja nie jest wcale rezultatem kaprysu, a raczej wynikiem kalkulacji. -Nigdy o tym w ten sposob nie myslalam - przyznala Jill zaintrygowana. Dlatego nie ma pani majatku wartego osiem miliardow dolarow, a ja mam -zauwazyl Ohnishi. Nie chelpil sie tym, po prostu stwierdzil fakt. -Pytalam paoskiego asystenta, czy sa jakies tematy, na ktore nie zechce pan rozmawiad. Zapewnil mnie. ze nie ma pan nic do ukrycia. -To prawda. Sluzacy sprzatnal polmisek z owocami, nastepnie przyniosl srebrna tace z surowa ryba i cienkimi plastrami wolowiny. Wlozyl potrawe na talerz Jill, po czym dodal troche ryzu oraz roznych odmian wodorostow. -A pan nie je? - zapytala, gdy sluzacy odszedl, zostawiwszy talerz swego pana pusty. -Kilka lat temu usunieto mi zoladek i czesd jelita cienkiego. Rak. Jestem karmiony dozylnie, panno Tzu. Pozniej byd moze sprobuje, jak smakuja te potrawy, ale nie bede mogl ich polknad. To niezbyt przyjemny widok, zapewniam pania. Jill byla wdzieczna, ze nie wdawal sie w szczegoly. -Panie Ohnishi. w ogolnych zarysach znam pana biografie. - Zaczela wlasciwy wywiad, trzymajac pioro nad notatnikiem. - Urodzil sie pan w Osace, ale paoscy rodzice wyemigrowali do Stanow Zjednoczonych wraz z paoskimi dwiema siostrami, gdy byl pan niemowleciem. Pana ojciec, inzynier chemik, pracowal dla UC w San Diego. -Zgadza sie - przerwal jej. - Stracilem cala rodzine podczas II wojny swiatowej, gdy Roosevelt uwiezil wszystkich obywateli Japonii. Moje siostry zmarly na tyfus, mialy niewiele ponad dziesied lat. Wkrotce po nich na te chorobe zmarla matka. W dniu, w ktorym odebral sobie zycie, ojciec powiedzial mi, zebym nigdy o nich nie zapomnial. Mialem siedemnascie lat. -Pana prawnym opiekunem zostal wuj? -Tak, nazywal sie Chuichi Genda. -O ile wiem - mowila Jill, przegladajac notatki - zostal wypuszczony z obozu dla internowanych w styczniu 1943 roku, a tydzieo pozniej go aresztowano. Pod koniec wojny wyszedl z wiezienia i przez reszte zycia WTacal co jakis czas za kratki. -Tak, wuj mial niezachwiane przekonanie co do sposobu, w jaki Ameryka potraktowala nasz narod w czasie wojny i po niej. Czesto prowadzil brutalne kampanie przeciwko roznym rodzajom polityki. Trzykrotnie oskarzano go o wywolywanie zamieszek i dwa razy go za to skazano. Bez watpienia ten czlowiek mial najwiekszy wplyw na moje zycie. -W jakim sensie? -Chodzi mi glownie o poglady rasowe. -A jakie one sa? - zapytala, zdejmujac noge z nogi. Wiedziala, ze doszli do najwazniejszej czesci wywiadu. -Jest pani dziennikarka, wiec z pewnoscia zna je pani. -Wiem, ze niemal wszystkie grupy spoleczne w Stanach uwazaja, ze jest pan rasista. Twierdza tez, ze pana polityka zatrudniania przypomina nazistowskie prawo czystosci. Ohnishi rozesmial sie. Wysoki ton jego glosu zaskoczyl Jill. -Oglednie powiem, ze jest pani bardzo naiwna, panno Tzu. Nie istnieje cos takiego jak rasizm. - Zanim zdazyla zaprotestowad, Japooczyk kontynuowal: - Zdaniem antropologow na naszej planecie sa tylko cztery rasy: mongoidalna. negroidalna, europeidalna i australoidalna. Jednak miedzy setkami roznych grup dochodzi do napied i walk. Zgadza sie? - Nie czekajac na odpowiedz, ciagnal: - Skoro rasa jest czynnikiem motywujacym, jak twierdzicie w gazetach, to dlaczego w Afryce nie ustaja walki? Dlaczego Anglicy i Irlandczycy bez przerwy wysadzaja sie nawzajem w powietrze? Dlaczego nazisci zagazowali szesd milionow Zydow? Odpowiedzia jest trybalizm, a nie rasizm. Byd moze sa tylko cztery rasy, ale istnieja setki, jesli nic tysiace roznorodnych plemion. Wiele grup zachowalo plemienne nazwy, jak na przyklad Apacze czy Zulusi. Liczne grupy nie uzywaja juz jednak tradycyjnych nazw, takich jak biali Anglo-sasi w Ameryce, polnocnoirlandzcy protestanci czy klasa wyzsza w Brazylii. Kazda grupa walczy o zachowanie integralnosci swojego plemienia. Francuzi i Niemcy to dwa odrebne plemiona, rozne pod wzgledem kulturowym i religijnym, chociaz oba naleza do rasy europcidalnej. Jest tylko jeden czynnik sprawiajacy, ze zaledwie w ciagu ostatniego polwiecza stoczyli cztery wojny: trybalizm, potrzeba ochrony i zapewnienia trwalego bezpieczeostwa grupy, do ktorej nalezymy. Fakt, ze konflikty miedzy- rasowe dobrze wygladaja w naglowkach, nie sprawia, ze sa najbardziej powszechne. Do ostatniego tchu bede zaprzeczad, ze jestem rasista. Nie obchodzi mnie rasa. Jestem trybalista. I dbam tylko o swoje plemie. Japooczykow. Plemiona to tak naprawde bardzo rozlegle i wielopokoleniowe rodziny, wiec gdy mianuje na wysokie stanowisko Japooczyka, to po prostu pomagam swojemu krewniakowi. Nie rozni sie to niczym od sytuacji, gdy ojciec przekazuje firme synowi, a przeciez na calym swiecie jest to praktyka powszechna. Prawie trzysta razy musialem w sadach bronid swojego prawa do mianowania na stanowiska i awansowania tych osob, ktore chce, i na razie nikt mi tego prawa nie odmowil. -Skoro ma pan taka projapooska wizje swiata, dlaczego niedawno zdecydowal sie pan osiedlid w Stanach Zjednoczonych? - Jill probowala zachowad zawodowy spokoj mimo uczucia odrazy, ktore nia zawladnelo. -Zbudowalem ten dom szesd lat temu - uscislil. -Ale mieszka w nim pan dopiero trzy miesiace - odparowala. -Czuje, ze jestem tu potrzebny. Jak pani wie. Japooczycy sa obecnie najwieksza grupa etniczna na Hawajach i byd moze zabrzmi to arogancko, ale uwazam, ze potrzebuja mojej pomocy. -Pomocy? -Pragne, by Japooczykom wiodlo sie jak najlepiej wszedzie tam, gdzie zagna ich praca. Media koncentruja sie na ujemnym bilansie w handlu towarami, ale calkowicie zapominaja o potencjale umyslowym, jaki co roku eksportuje Japonia. Do pracy w zagranicznych firmach wysylamy tylko najinteligentniejszych ludzi, dzieki czemu z roku na rok umacniamy swoja pozycje w innych krajach. Niech Ameryka wysyla studentow do budowania trzcinowych chatek w Afryce. My posylamy naszych dyrektorow generalnych, zeby tworzyli korporacje. Chce tylko robid swoje i dopilnowad, by ta misja sie powiodla. -A czy wyobraza pan sobie rozszerzenie pomocy na rdzennych mieszkaocow Hawajow? -Ci ludzie cierpia pod jarzmem bialych zarzadcow o wiele dluzej niz my, wiec naturalnie chcialbym doczekad dnia. gdy beda mieli wieksza wladze u siebie, na wyspach. Cokolwiek by o tym sadzid, rozumujac w kategoriach plemiennych, blizej im do nas. Japooczykow, niz do ich obecnych bialych wladcow. -Zdaje pan sobie sprawe, ze uzywanie wobec rzadu takich okresleo jak "wladcy" jest naduzyciem? - W glosie Jill pojawilo sie zdenerwowanie. -Wprost przeciwnie. Jak inaczej mozna opisad cialo zarzadzajace, ktore nie mowi pani jezykiem, nic rozumie pani kultury i religii oraz nie zrobilo nic, by zasypad spoleczno-ekonomiczna przepasd? Skoro prawdziwi Hawajczycy sa tak bardzo zadowoleni z obecnego stanu rzeczy, to dlaczego, wedlug pani, wysepka Niihau, gdzie panuja surowe prawa dotyczace jezyka i kultury, przyciaga swoim tradycjonalizmem tak wielu rdzennych mieszkaocow Hawajow? Jednak moja pomoc kierowana jest przede wszystkim do tych, ktorzy z pochodzenia sa Japooczykami. -Czy w ramach tej pomocy wspiera pan tez burmistrza Takamore? Wielu uwaza, ze jego czyny ocieraja sie o zdrade. -Nie ukrywam swojego poparcia dla burmistrza Takamory. Wierze w jego program poprawy i zapewnienia dobrobytu Hawajom. Nadszedl czas, by prawdziwi wlasciciele tego kraju upomnieli sie o swoje, zamiast placid nienalezne podatki do kasy Waszyngtonu. Ohnishi mial na mysli wnioskowane przez Takamore referendum, o ktorym wlasnie dyskutowano w gmachu wladz stanu - mialo zwolnid zagranicznych wlascicieli nieruchomosci w Honolulu z placenia wiekszosci podatkow, jesli zgodza sie przeznaczad pewne kwoty na programy spoleczne, ktorych beneficjantami byliby wylacznie mieszkaocy pochodzenia japooskiego lub japoosko-amerykaoskiego. Gdyby takie prawo uchwalono, w rekach zamieszkujacych wyspe Japooczykow znalazlyby sie miliony dolarow. Zdaniem niektorych analitykow politycznych chodzilo o kupowanie glosow, inni widzieli w tym cos grozniejszego: wykupywanie kraju. Kampania poswiecona Referendum 324 wchodzila w kluczowa faze. Glosowanie mialo sie odbyd juz za tydzieo. Jak w wypadku kazdej kontrowersyjnej ustawy, emocje mieszkaocow calego stanu braly gore i dochodzilo do aktow przemocy. Liczba atakow na turystow i bialych mieszkaocow znacznie sie zwiekszyla w ciagu ostatnich kilku tygodni. Gangi mlodych Japooczykow szwendaly sie wieczorami po ulicach jak wspolczesni ninja, wzbudzajac przerazenie sama obecnoscia. -A co pan powie na wzrost przemocy? -Panno Tzu, oczywiscie nie popieram ludzi, ktorzy pragna osiagnad swoje cele, stosujac przemoc. Rozumiem jednak ich poswiecenie. Tylko my najlepiej znamy specyficzne potrzeby Hawajow i wiemy, jak sie o nie zatroszczyd, wiec niezwykle istotne jest, bysmy mieli wiecej kontroli nad wlasnym zyciem. Niektorzy ludzie dostrzegaja w tych dzialaniach probe secesji. - Jill miala na mysli wczorajsze przemowienie wiceprezydenta. -Niektorzy tak. - Ohnishi usmiechnal sie, ale spojrzenie jego ciemnych oczu pozostalo nieodgadnione. - Nasze spotkanie dobieglo kooca. Musi pani juz isd. Jill zaskoczylo to nagle oswiadczenie, wiedziala jednak, ze nie powinna sie sprzeciwiad. Wrzucila do torebki pioro i notatnik, po czym wstala. -Dziekuje za poswiecony mi czas, panie Ohnishi - powiedziala chlodnym tonem. -Tak sie zastanawiam - rzucil od niechcenia - ktora z odziedziczonych ras sprawia pani wiekszy dyskomfort. Ta chioska czy ta japooska, ktora pozwala chioskiej czasem dojsd do glosu? Pozniej Jill ze zdumieniem skonstatowala, jak latwo i szybko zdobyla sie na odpowiedz. -Chioska, bo mam cierpliwosd do tych wszystkich maniakow, z ktorymi przychodzi mi pracowad. Jedynym wspomnieniem, jakie zachowala po wizycie w domu Japooczyka, byl niosacy sie echem stukot obcasow na marmurowych posadzkach. -Oprocz tego, ze jest urocza, co myslisz o pannie Tzu? - zapytal Ohnishi. gdy za dziennikarka zamknely sie drzwi windy. Z cienia loggii wylonila sie ciemna postad, ktora cicho przeszla przez taras i miekko jak kot spoczela na pustym krzesle. -Moim zdaniem jest niebezpieczna. -Lubisz sie martwid na wyrost, Kenji. Ona jest tylko szeptem na wietrze. Napisze to, co zwykle kazdy dziennikarzyna, jakies brednie pelne polprawd i przenosni, ktore rozmyja sie gdzies wsrod doniesieo o morderstwach albo wynikach rozgrywek w koszykowke. -A jednak... -A jednak nic. Ludzie, mowie tu o prawdziwych ludziach z tego stanu, o tych, ktorzy sie licza, maja gdzies jej pisanine. Razem z burmistrzem porwalismy za soba tlumy. Jej artykul nie bedzie mial zadnego znaczenia. -Moze sie okazad, ze wraz z burmistrzem Takamora tworzycie panowie sytuacje, ktorej nie bedziecie w stanie kontrolowad. W dodatku nie ma ona nic wspolnego z naszym prawdziwym celem. -Mowisz jak slugus Iwana Kerikowa. - Ohnishi zmarszczyl brwi. W oczach Kenjiego pojawila sie pustka. -Mamy wobec niego zobowiazania. Paoskie dzialania, takie jak finansowanie gangow i rozmowki z dziennikarzami pokroju Jill Tzu, moga narazid je na szwank. -Pracujesz u mnie niemal od dziecka, Kenji. Poznales trud pracy dla jednego tylko pana. Z kolei ja mialem ich wielu. Przede wszystkim bylo nim moje sumienie, a teraz przyplatala sie ta swinia Kerikow. Wiem, jak sluzyd im obu. Kerikow dostanie swoja bezcenna koncesje, ale na moich warunkach. -To powstanie wymyka sie spod kontroli. Nic jest czescia umowy z Kerikowem. -Ale jest czescia mojego planu, i tylko to musisz wiedzied - ucial Ohnishi tonem, ktory od razu pohamowal podwladnego. - Zastanawiam sie, gdzie sie podziala twoja lojalnosd. Nie zachowujesz sie juz tak jak moj Hachiko. Oluiisiii robil aluzje do ukochanego przez Japooczykow psa; jego historia siega lat dwudziestych XX wieku, gdy czekal co rano na dworcu na przyjazd z pracy swojego pana. Pewnego dnia pan nie wrocil. Zmarl za biurkiem na Uniwersytecie Tokijskim. Wiemy pies przychodzil na dworzec przez dziesied lat, wygladajac pana, ktory mial nigdy nie przyjechad. Imie Hachiko do dzis jest w Japonii synonimem lojalnosci. -Dwa dni temu zniknales na cala noc bez poinformowania mnie -ciagnal Ohnishi - a teraz kwestionujesz moje polecenia. Zapomnij o Jill Tzu i skup sie na swoich obowiazkach. Dzis wieczorem zaczynamy bombardowania. Nic powaznego, ot, taki maly pokaz sily dla tych, ktorzy sprzeciwiaja sie naszemu referendum. Kenji wstal. Poruszal sie plynnie jak zywe srebro. Szybko jednak stanal sztywno na nogach, jak przystalo na mistrza sztuk walki. -Zajme sie tym osobiscie. Przemknal przez taras, jego stopy w tabi* ledwie dotykaly terakoty. Gdy tylko zniknal z pola widzenia Ohnishiego. ulotnila sie cala pozorna uleglosd, a jego twarz zrobila sie jeszcze bardziej zacieta. -Ty stary glupcze - mruknal do siebie. - Nie masz pojecia, z kim ani z czym masz do czynienia. Wrocil do swojego gabinetu, by dopilnowad, by Jill Tzu nigdy nie dostarczyla do redakcji swojego wywiadu z Takahiro Ohnishim. Jill przegarnela palcami geste wlosy w gescie niemej frustracji. Zacisnela usta, po czym, wysuwajac jezyk, wydala z siebie odglos obrzydzenia. Siedziala w montazowni i opierala stopy na konsoli sterowniczej, a dlugie nogi siegaly niemal rzedu monitorow. Opuscila je na podloge, nie zwazajac na to, ze szerokie, krotkie spodenki dostarczyly siedzacemu nieopodal technikowi widoku, o ktorym bedzie rozprawial przez tydzieo. -Nic z tego nie wychodzi, Ken - mruknela ponuro. -Daj spokoj, Jill. Siedzimy nad tym juz szesd godzin. Przeciez nie dostaniesz za to Pulitzera - odpowiedzial brodaty technik. -No tak, ale moze to bedzie moja przepustka do wielkich sieci medialnych. Tylko pomysl, Ken. Jesli odejde, nikt juz nie bedzie cie wkurzal calymi dniami i nocami. -W tych spodenkach mozesz marudzid i psioczyd, ile tylko chcesz. - Ken sie rozesmial. -Uwazaj, bo znam dobrego prawnika od spraw o molestowanie. - Jill usmiechnela sie po raz pierwszy od godziny. - Dobra, jedziemy z tym materialem jeszcze raz. Te godziny w montazowni byly kulminacyjna chwila po trzech miesiacach sledztwa dziennikarskiego w sprawie Takahiro Ohnishiego. Jill rozpoczela pogoo za swym tematem wkrotce po tym, jak japooski miliarder przeniosl sie na Hawaje i po raz pierwszy zaproponowano przeprowadzenie Referendum 324. Majac trzydziesci dwa lata, nie wierzyla juz w zbiegi okolicznosci, dlatego zaczela szukad zwiazkow miedzy Ohnis-him a kontrowersyjnym burmistrzem Honolulu Davidem Takamora oraz jego jeszcze bardziej dyskusyjnymi dzialaniami. W dokumentacji finansowej swojej stacji znalazla dane swiadczace o tym, ze Takamora wykupil podczas kampanii wiecej czasu reklamowego, niz pozwalal mu na to budzet, co wykazaly ogolnie dostepne sprawozdania. W wypadku tylko jej stacji roznica siegala niemal stu tysiecy dolarow, a przeciez w innych kanalach prowadzil rownie intensywna kampanie. Skad mial na to srodki? Jill brakowalo twardych dowodow, ze Ohnishi potajemnie finansowal czesd kampanii Takamory, ale miala pewnosd, ze tak wlasnie bylo. Swoimi miliardami Ohnishi kupil sobie miasto. Pewien profesor na wydziale dziennikarstwa powiedzial jej kiedys, ze dowodow potrzebuje tylko prokurator w sadzie. Dziennikarz nigdy nie musi nic udowadniad. Jedyne, co powinna zrobid, to rzucid cieo podejrzeo i czekad na tlumaczenia. A jak wiadomo, tylko winny sie tlumaczy. "Fare lat pozniej starzejacy sie wydawca oswiadczyl na mocno zakrapianej imprezie pozegnalnej, ze wydarzenia nie dzieja sie same z siebie, tylko sa tworzone. Material na temat Ohnishiego miala prawie gotowy. Tak naprawde ten poranny wywiad byl zupelnie zbedny, ale chciala poznad czlowieka, sprobowad wyczud, co nim powoduje. Wraz z Kenem obejrzala w ciszy pierwsza czesd materialu. Ujecia Ohnishiego, Takamory i brutalnych gangow polujacych na bialych turystow przeplataly zblizenia Jill na tle siedziby wladz miasta, przyblizajacej temat. Gdy dokument zaczal skupiad sie na gangach i kamera pokazala brutalny obrazek, jak czterech mlodych Azjatow kopalo starsza biala kobiete, Jill siegnela po mikrofon i zaczela dodawad nowy komentarz. Nie ten, ktory wczesniej przygotowala, ale inny, plynacy z glebi serca. -Hawaje to kraina Aloha. W miejscowym jezyku slowa te znacza tyle co milosd i pozegnanie. Dzis "aloha" znaczy jedno i drugie jednoczesnie. Pozegnanie milosci. Pozegnanie z tym wszystkim, co bylo istota naszej rajskiej wyspy od chwili, gdy dwiescie lat temu do jej brzegow po raz pierwszy przybil kapitan Cook. Pozegnanie z tradycjami, ktore narodzily sie wsrod jej mieszkaocow tysiac piedset lat wczesniej. Tu, gdzie wyksztalcil sie jeden narod, ani w pelni europeidalny, ani polinezyjski, ani mongoidalny, zostalismy dzis oddzieleni od naszych sasiadow i przyjaciol. Wystarczy mied oczy nieco za malo skosne albo zbyt blada skore, by stad sie celem na ulicy. Nienawisd rasowa rozwija sie tu jak nowotwor, jak okropna choroba, ktorej przyczyn i metody leczenia nikt nie zna. Hawaje, wziete w opieke przez takich ludzi jak Takahiro Ohnishi, majacego dobrze znane, osobliwe poglady na sprawy czystosci rasowej, oraz opanowane przez agresywne i brutalne mlodziezowe gangi, podzielily sie na dwa nieprzejednane obozy: na tych, ktorzy chca Referendum 324, i tych, ktorzy sie go obawiaja, jak wielu przed nimi obawialo sie rzadow tyranii. Wczoraj wieczorem wiceprezydent nazwal to referendum poczatkiem ruchu separatystycznego i byd moze ma racje. Ostatni raz, gdy Ameryka przezywala podobny kryzys, stany poludniowe wystapily z Unii, bo wierzyly w wyzszosd swojej filozofii zycia opartej na przekonaniu, ze ludzie innych ras sa gorsi. Dzis pewna grupa mieszkaocow naszej wyspy uwaza, ze ma prawo kontrolowad zycie pozostalych, tych, w ktorych zylach plynie mniej japooskiej krwi. Twierdza, ze ich samurajskie tradycje sa lepsze, i gotowi sa uspokoid ulice, jesli tylko zgodzimy sie zyd zgodnie z prawem, ktore ogranicza wolnosd slowa i podwaza wiare w to, ze wszyscy ludzie sa rowni. W mojej opinii mamy do czynienia z powaznym naruszeniem swobod obywatelskich. Gdy bandy wspolczesnych roninow przeczesuja ulice w poszukiwaniu bialych, ich wodz siedzi zamkniety w domu ze szkla i stali, oddzielony od swiata sciana nienawisci i uprzedzeo. Odkad przybyl, Hawaje okryl mrok, czarna zaslona, ktorej nikt nie jest w stanie lub nie chce podniesd. Hotele wzdluz plaz, apartamenty w poblizu Diamond Head i statki wycieczkowe sa dzis puste. Ludzie boja sie przyjezdzad na wyspe. Dowiedzialam sie od dyrektora jednego z hoteli, ze turysci odwoluja juz rezerwacje na przyszly rok. Te samonapedzajaca sie spirale upadku wywolaly dzialania tych, ktorzy kontroluja teraz ulice. Coraz wiecej turystow boi sie tu przyjezdzad, wiec kolejni ludzie traca prace. W konsekwencji beda szukad pomocy u czlonkow gangu, co tylko wzmocni ich zdolnosd do terroryzowania innych. Dzis rano prezydent postawil w stan pelnej gotowosci jednostki stacjonujace w Pearl Harbor, by bronily na wyspach interesow paostwa. A kto bedzie bronil naszych interesow? Sily policyjne, bedace pod kontrola burmistrza Takamory, nie robia nic, zeby powstrzymad uliczna przemoc. Czy zdobedzie sie on na to, by poprosid Gwardie Narodowa o pomoc w sytuacji, kiedy sobie nie radzi? To oczywiste, ze mamy do czynienia z najwiekszym kryzysem, jaki dotknal wyspy od czasu ladowania wojsk japooskich w 1941 roku. Jill z gniewem odsunela mikrofon, widzac na ekranie oswiadczenie Davida Takamory sprzed czterech tygodni - wyrazil w nim ched ubiegania sie o stanowisko gubernatora podczas jesiennych wyborow. Ken na chwile zaniemowil ze zdumienia, ale w koocu odzyskal glos. -Rany boskie, Jill. Nie mozesz tego puscid - wyjakal. Oczywiscie, ze nie. To czysta prawda, a w obecnej sytuacji nie wolno nam podawad prawdy - powiedziala z gorycza. Zadzwonil telefon. Aparat wbudowany byl w konsole, obok ktorej Jill wyciagnela nogi. Dziennikarka zlapala sluchawke, zarzucajac za ucho kosmyk wlosow. -Wiem, wiem. Wchodzimy za czterdziesci pied minut. W montazowni tylko sam producent mogl ja niepokoid. -Masz pied. -O czym ty, do cholery, mowisz, Hank? Przeciez nie wchodzimy przez najblizsza godzine. -Znasz zasady, Jill. Kazdy material na temat przemocy musi przejsd przez rece Hiroshiego. Hiroshi Kyato byl szefem redakcji wiadomosci. -Jedno wielkie pieprzenie, i dobrze o tym wiesz. Mozesz sobie ten pieciominutowy termin wsadzid. Nie jestem jakas oferma drugiej kategorii. -Zaczekaj, nie chcialem przez to nic powiedzied, nie chcialem okazad ci braku szacunku dlatego, ze jestes, jaka jestes. Chodzi o to. ze wiesz... - Urwal. Producent tak bardzo sie zaplatal, ze Jill naprawde to zaskoczylo. Problem rasy polaryzowal nastroje nawet w stacji. Jill byla pol-Japonka, Hank byl bialym Amerykaninem z New Jersey. Teraz smiertelnie sie obawial, ze ja obrazil. -Posluchaj, Hank - dodala szybko. - Chcialam tylko powiedzied, ze nie jestem nowicjuszka, ktora dostala do przygotowania pierwszy material w zyciu. Wiem, jakie sa granice. Nie potrzebuje Hiro i jego wskazowek, co powinnam mowid na antenie. -Przepraszam, Jill - odparl zmeczonym glosem Hank. - Odkad Hiro zgodzil sie pomoc Takamorze w zmniejszeniu napied w miescie przez puszczanie spokojniejszych relacji, zyje na krawedzi. Jak na razie jestes jedyna reporterka, ktora nie nazwala mnie absolwentem goebbelsowskiej szkoly dziennikarstwa. -Rozmawiales o tym z Hiro? -No jasne. Oswiadczyl, ze mam mu dawad kazdy material na temat przemocy albo zlozyd rezygnacje. -Rozumiem. Spokojnie, Hank, moj material nie jest jeszcze gotowy, to znaczy jest, ale nie daj temu skurwielowi go pociad. Wezme go dzis do domu i troche zlagodze. Jesli ktos ma byd cenzorem moich reportazy, to tylko ja. Przeze mnie nie stracisz pracy. -Jill, nie mozesz tego zrobid, ten reportaz nalezy do stacji, nie jest twoja wlasnoscia. -Sprobuj mnie zatrzymad. Odlozyla sluchawke i wyjela z magnetowidu kasete, po czym wrzucila ja do przewieszonej przez oparcie krzesla torebki i wstala. -Co teraz zrobisz? - zapytal Ken. -Jeszcze nie wiem. - Wzruszyla ramionami i wyszla z zaciemnionego pomieszczenia. Delikatne brzeczenie cykad tworzylo wspanialy akompaniament dla rozjasnionej ksiezycowa poswiata nocy. Powietrze bylo cieple, ale przepelniala je wilgod pozostala po niedawnej burzy. Jill siedziala na patio przed apartamentowcem, w ktorym mieszkala, opierajac bose stopy o stolik. W dloni leniwie obracala kieliszek z winem. Wrocila do domu juz kilka godzin temu, ale dluga kapiel i pol butelki wina nie pomogly w uspokojeniu skolatanych nerwow. Trzy miesiace pracowala nad sprawa Ohnishiego. cale trzy pieprzone miesiace, a teraz ktos chce pociad jej material na kawalki i zrobid z niego opowiastke o czlowieku? Jesli kiedykolwiek zywila watpliwosci co do zwiazkow Ohnishiego z Takamora, teraz miala na nie dowod. Jego rece okazaly sie dluzsze, niz przypuszczala, siegaly szefa jej redakcji. Czyzby oprocz niej nikt inny nie byl odporny na brednie tych rasistow? Zastanawiala sie, czy rzeczywiscie warto tak sie angazowad. Wiele poswiecila w swoim zyciu, wiele wysilku wlozyla w rozwoj swojej kariery, a tu prosze -wszystko przestaje sie liczyd, bo dzieki temu za bardzo zblizyla sie do prawdy. -Sukinsyn - wycedzila. Wbrew sobie o malo nie plakala. Cale jej zycie krecilo sie wokol dziennikarstwa. Z tylu rzecz zrezygnowala, by osiagnad szczyt profesjonalizmu. Niewielu partnerow wytrwalo u jej boku dluzej niz miesiac. Ostatnie wakacje spedzila, pracujac jako sekretarka w oczyszczalni sciekow, gdzie szukala dowodow na zwiazki zakladu z zanieczyszczeniem wod gruntowych. W rzadkich rozmowach z matka niezmiennie wracal temat rodziny, ktora Jill dawno powinna zalozyd. Za kazdym razem, gdy chelpila sie nowym reportazem, matka pytala ja o wnuczki. Chociaz Jill zawsze kooczyla rozmowe w gniewie, broniac swojej kariery, jednak dreczylo ja poczucie winy, bo zdawala sobie sprawe, ze matka ma czesciowo racje. Jill chciala mied meza i dzieci, ale chciala tez byd dziennikarka. Miedzy tymi dwoma aspektami zycia istniala rownowaga, ktorej ona po prostu nie potrafila znalezd. Ile ze swojej kariery powinna poswiecid na rodzine? Ile z rodzinny powinna poswiecid dla kariery? Teraz zreszta wygladalo na to, ze kariera dobiega rychlego kooca. Mogla odmowid przekazania opracowanego materialu i liczyd sie z prawdopodobieostwem zwolnienia, mogla tez sama wyciad niewygodne sceny z reportazu, zdradzajac swoje przekonania i idealy. Rozwazala wyslanie materialu bezposrednio do Nowego Jorku. Miala tam paru przyjaciol, moze ktos z nich przejrzalby nagranie i ocenil, czy warto je wyemitowad w pasmie ogolnokrajowym. Bog jeden wiedzial, jak dawno nic takiego nie przyszlo z Hawajow. Zadzwonila komorka. Jill wyjela ja z kieszeni, ale gdy tylko przystawila telefon do ucha, uslyszala gluchy sygnal. Zartownis albo pomylka. Miala to gdzies. Jednym dlugim lykiem dopila reszte wina i wrocila do mieszkania; zaniosla kieliszek do zmywarki, po czym oparla sie ciezko o wylozony plytkami kuchenny blat. Wykorzystala juz dwie z trzech tradycyjnych technik relaksacyjnych kobiet: kapiel i wino. O tej porze nic bylo juz w poblizu otwartych sklepow, wiec nie mogla isd na zakupy. Postanowila wyprobowad meskie towarzystwo, isd na podryw. Siedzenie w domu i zamartwianie sie to nie w jej stylu. Glos mogla podlozyd rano, dzis wieczorem chciala zrobid cos innego, cos, co oderwaloby jej mysli od pracy, rodzicow i calej reszty. W hotelach na plazy pelno jest facetow do wziecia. Nim weszla do sypialni, wrzucila plyte Aerosmith i podkrecila glosnosd prawie do maksimum. Mocny bas i ciezkie tempo natychmiast poprawily jej nastroj. Niegrzeczna muzyka dla niegrzecznych dziewczynek szukajacych niegrzecznych nocnych rozrywek. Prawie godzine zajelo jej wybranie odpowiedniej kreacji i makijaz. W koocu ubrala sie, jakby miala popelnid zbrodnie: wszystko bylo czarne, od bielizny po obcisla sukienke od Niny Ricci. Szesd godzin w tygodniu, ktore spedzala na silowni, sprawialo, ze na jej widok odwrocilby sie nawet slepiec. W chwili gdy poprawiala ulozenie piersi w wydekoltowanej sukience, rozlegl sie glosny brzek tluczonego szkla, iill odwrocila sie w strone rozsuwanych szklanych drzwi do sypialni, gdy przez zwiewne zaslony wpadla do srodka ciemna postad. Za napastnikiem w czarnej masce wskoczylo dwoch mezczyzn, tez zamaskowanych. Ich buty z chrzestem kruszyly na dywanie rozbite szklo. Jill krzyknela przerazliwie. Przez chwile paniczny strach wzial gore nad instynktownym odruchem ucieczki. To wahanie duzo ja kosztowalo. Dwaj mezczyzni rzucili sie w jej strone z bronia w dloniach. Zaczela sie cofad, ale kolba uniesionego szybkim ruchem pistoletu trafila ja w podbrodek, glowa odchylila sie gwaltownie i Jill runela na podloge. Nim laocuszek z diamentowym wisiorkiem, ktory nosila na szyi, opadl na dekolt, stracila przytomnosd. Mezczyzna, ktory ja uderzyl, sciagnal z twarzy czarna maske i w swietle ukazala sie twarz Kenjiego. prawej reki Takahiro Ohnishiego. -Zwiazcie ja-rozkazal. Przeszukal kolejne pomieszczenia, az trafil do gabinetu. Sciany zastawione byly drogim sprzetem wideo, sluzacym do wysokiej jakosci edycji materialow filmowych. Wywiad z Ohnishim musial gdzies tu byd. Kenji zrecznie przeszukal szafke z dokumentami i biurko, ale nic nie znalazl. Wrocil wsciekly do salonu. Na malym stoliku w poblizu drzwi lezala gruba szara koperta. Kiedy ja rozerwal, do reki wsunela sie kaseta wideo. Wrocil do gabinetu i wlozyl ja do magnetowidu. Reportaz Jill Tzu pojawil sie po raz pierwszy i jedyny na ekranie. Tak jak przypuszczal, byl to material dokumentujacy przypadki naruszania przez Ohnishiego praw pracowniczych oraz popieranie kandydatury burmistrza Honolulu Davida Takamory na gubernatora stanu w najblizszych wyborach. Nie brakowalo tez odniesieo do towarzyszacej kampanii eskalacji przemocy oraz sugestii, ze byd moze i za tym stoja pieniadze Ohnishiego. Kenji wyjal z odtwarzacza kasete i wsunal ja do wewnetrznej kieszeni wiatrowki, po czym wrocil do sypialni. Ciagle nieprzytomna kobieta lezala na lozku, rece miala skute kajdankami, w umalowane usta wepchnieto jej knebel. Mimo to Kenji szepnal jej do ucha: -Wspanialy reportaz, panno Tzu. Ma pani racje, stawiajac takie zarzuty. Pan Ohnishi finansuje akty przemocy w Honolulu. Chociaz nie potrwa to juz dlugo, zapewniam pania. - Odwrocil sie do swoich towarzyszy. - Idziemy. Zawineli Jill w narzute i wyniesli ja z mieszkania jak zwiniety dywan. Cykady zamilkly na chwile, gdy trzech mezczyzn przedzieralo sie przez krzewy w kierunku ukrytego samochodu. Niewiele ponad trzydziesci kilometrow dalej, przez Centrum Kongresowe w Honolulu przetoczyly sie gromkie brawa. Na mownice wszedl burmistrz David Takamora i samo jego pojawienie sie wywolalo burze oklaskow, ktore ciagle rozbrzmiewaly echem w ogromnej sali, gdzie zebralo sie dwanascie tysiecy osob; powiewaly transparenty z haslami popierajacymi kontrowersyjnego burmistrza Honolulu. Gdy bohater spotkania wzniosl do gory rece w uznaniu dla okazujacych mu uwielbienie zwolennikow, atmosfere wypelnila energia zebranych tlumnie ludzi. W blasku reflektorow ekip telewizyjnych Takamora wydawal sie przystojniejszy niz w rzeczywistosci. Swiatlo i makijaz ukryly slady po tradziku i przyslonily cienkie pasemka siwizny, ktore przeswitywaly w gestych wlosach. Trzymal sie prosto i pewnie, eksponujac plaski brzuch, efekt uzycia pasa wyszczuplajacego i wstrzymywania oddechu. Wysilek ten z pewnoscia bedzie skutkowal dotkliwym bolem plecow po przemowieniu. Takie male sztuczki uchodza plazem wiekszosci osob po pieddziesiatce. o ile nie siegaja po nie zbyt czesto. Jednak w wypadku Takamory potrzeba bylo czegos wiecej niz tylko makijazu, by ukryd skazy jego osobowosci i morale. By zdobyd obecna pozycje, chorobliwie ambitny Takamora postawil na ciemna strone polityki. Od poczatku kariery czlonek miejskiej komisji budownictwa jasno dawal developerom do zrozumienia, ze niemal z usmiechem bedzie przyjmowal lapowki w zamian za szybkie akceptowanie ich projektow. W ciagu kilku lat zgromadzil kilkaset tysiecy dolarow, ktore wykorzystal w walce o fotel burmistrza. Niektorzy mowili, ze wycinal takie numery, by zostad kandydatem w wyborach, ze na jego biurku zamiast dlugopisu lezaly nozyczki. Jego kampania nalezala do najohydniejszych w historii Ameryki. Glowna konkurentka Takamory, radna o nieposzlakowanej opinii, wycofala sie z wyscigu po tym, jak jej corka zostala brutalnie zgwalcona pod jednym z nocnych klubow. Takamora nie wiedzial, czy gwalt byl tylko zbiegiem okolicznosci, czy tez wyczynem jakiegos nadgorliwego asystenta. Teraz stal na podium, gotow siegnad po zaszczyty wybiegajace daleko poza jego ambicje. Byl ostatnim mowca na wiecu zwolennikow Referendum 324, gdzie emocje osiagnely juz temperature wrzenia. -Panie i panowie - zaczal mowid po japoosku. uspokajajac gestami rak falujacy tlum. - Panie i panowie, nieco ponad rok temu swoimi glosami daliscie mi mandat, bym pomogl temu miastu w dalszym rozwoju, w tworzeniu miejsc pracy, w zabezpieczeniu waszej przyszlosci. Od tamtej chwili robilem i robie wszystko, co w mojej mocy, by tym wyzwaniom sprostad. Okazalo sie jednak, ze urzad, ktory mi powierzyliscie, ma swoje ograniczenia. Udalo nam sie zachecid japooskie firmy do inwestowania w naszym miescie, ale stanowe i federalne ciala nadzorcze niwecza nasze wysilki. Gdy przedsiebiorstwo Ohnishi Heavy Industries chcialo wybudowad w Honolulu fabryke komputerow, rzad w Waszyngtonie nie wydal zezwolenia na import niezbednych urzadzeo. Gdy z waszym blogoslawieostwem chcialem sprywatyzowad nasze sily policyjne. Sad Najwyzszy nazwal moje dzialania niekonstytucyjnymi, poniewaz moga one zostad odebrane jak proba powolania prywatnych jednostek paramilitarnych. Teraz zaproponowalem, zeby pieniadze z naszych podatkow zostawaly tu, na Hawajach, a nic znikaly w federalnej kloace, wiec okrzyknieto mnie secesjonista. Referendum 324 nie oznacza secesji, tylko rownosd. Nasz stan jest obecnie calkowicie samowystarczalny. Z Japonia prowadzimy handel na wieksza skale niz z Kalifornia, wiec dlaczego nie mielibysmy prawa do zatrzymywania wplywow z podatkow, ktore sa wynikiem naszej ciezkiej pracy? Nie widze zadnej pomocy z Waszyngtonu, a jedynie proby blokowania najlepszych rozwiazao. Widze za to nas, jak tworzymy system, ktory jest w pelni niezalezny, i mowie: zostawcie nas w spokoju, nie mieszajcie sie w nasze sprawy. Podczas gdy kontynentalna czesd kraju pograza sie w bezdennej otchlani zbrodni i narkotykowego amoku, gdzie przypadkowe strzelaniny nie sa juz nawet tematem doniesieo, gdzie trzydziesci procent nastolatek rodzi dzieci, gdzie pomoc spoleczna wyciaga reke do tych, ktorzy sa zbyt leniwi, by pracowad, nam udalo sie rozkwitnad. Czy to uczciwe, bysmy placili za ich zepsucie? -Nie! - odpowiedzial krzykiem rozentuzjazmowany tlum. -Czy powinnismy placid za ich wybryki? -Nie! - Po raz wtory jednym, przepelnionym nienawiscia glosem wrzasnal tlum. -Wczoraj wieczorem wiceprezydent Stanow Zjednoczonych okreslil mnie mianem secesjonisty... - Takamora ledwie panowal nad rzesza ludzi, ktora powoli zmieniala sie w bezmyslny motloch. - A ja mowie: nie wodz mnie na pokuszenie! Ostatnie slowa wypowiedzial przez zacisniete zeby, po czym zszedl z podium, otulony jak plaszczem pochlebstwami zgromadzonych. Jeden ze wspolpracownikow podal mu butelke piwa i recznik. Burmistrz pociagnal spory lyk i starl ze spoconej twarzy makijaz. -Posluchajcie ich - powiedzial do swoich ludzi. - Sa gotowi na wszystko. Gdy Takamora wsluchiwal sie w dochodzace zza bordowej kurtyny krzyki tlumu, jego wspolpracownik wyjal z kieszeni dzwoniacy telefon, odebral, sluchal przez chwile, po czym podal go burmistrzowi. -Tak? -Moje gratulacje, Davidzie. Poruszajaca mowa. -Dziekuje, panie Ohnishi. Ciesze sie, ze jej pan wysluchal. - Mikrofony Centrum Kongresowego polaczone byly z nadajnikiem, ktory wysylal sygnal bezposrednio do domu Ohnishiego. - Slyszy pan ten tlum, sir? -Tak, jest pan bez watpienia czlowiekiem roku. -To dzieki paoskiej pomocy, sir - przyznal szczerze burmistrz, doceniajac ogromne wsparcie, jakiego udzielil mu stary przemyslowiec. -Chyba nadszedl czas, by przyspieszyd nasza kampanie, nie uwaza pan? - Mimo pytajacej formy, zdanie to brzmialo raczej jak polecenie. -Zgadzam sie, sir - odparl Takamora, zachowujac pozory niezaleznosci. - Co pan ma na mysli? -Kilka podlozonych bomb, lepsza broo dla chlopcow z gangow i lepiej dobrane cele. Nasz dzieo gwaltownie sie zbliza, musimy wiec byd lepiej zorganizowani. Rano skontaktuje sie z panem Kenji i przedstawi szczegoly. -Ale Referendum 324 jest dopiero za tydzieo. Nie spieszymy sie zbytnio? -Zaszly pewne nieprzewidziane okolicznosci, ktore byd moze zmusza mnie do zarzucenia podstepu zwiazanego z referendum. Kogo obchodzi, czy ludziom odbierze sie prawa wyborcze? I tak damy im to, co chca. Mnie interesuje tylko, czy paoska Gwardia Narodowa zachowa lojalnosd przez caly okres naszej kampanii. -Moze pan na nia liczyd, sir, przynajmniej na jednostki, ktore stworzylem od czasu objecia urzedu. Jak pan wie, tutejsze sily porzadkowe zlozone sa z Amerykanow japooskiego pochodzenia, mlodych ludzi, ktorzy czuja to samo, co my. Wczesniej czy pozniej zostana wezwani przez gubernatora. W ten sposob nieswiadomie wypusci na ulice jeszcze wiecej naszych ludzi. Zapewniam, ze nie beda przeszkadzad paoskim gangom. -A jesli prezydent wezwie wojsko? Takamora zawahal sie przez chwile. -Gwardzisci chetnie stawia czolo zolnierzom. Prosze pamietad, ze obecnosd wojskowa na wyspie zawsze stanowila zrodlo najwiekszych konfliktow spolecznych. Zupelnie tak samo jak na Okinawie po gwalcie na tej dziewczynce w 1996 roku. Dobrze. I niech pan wiecej nie podaje w watpliwosd moich slow, Davidzie. - Glos Ohnishiego ociekal miodem, ale slychad w nim bylo napiecie. Takamora z trzaskiem zamknal telefon, zly, ze euforia sprzed kilku minut pierzchla pod wplywem chlodu Ohnishiego. Oddajac telefon, probowal zachowad spokoj, jednak mu sie nie udalo. 3 ARLINGTON W STANIE WIRGINIA Delikatny dzwiek budzika natychmiast obudzil Mercera. Wyciagnal reke spod koldry i uciszyl antyczny chronometr, po czym zrzuciwszy posciel, opuscil nogi na podloge. Jego ciemnoszare oczy nabraly juz blasku i jasnosci. Reagowaly na swiatlo o wiele szybciej niz oczy przecietnego czlowieka. Ledwie je mruzyl w jaskrawym swietle, a juz przyzwyczajal sie do ciemnosci jak kot. Sprawnosd te wykorzystywal w pelni w podziemnym swiecie kopalnianych korytarzy.Ogolil sie i wzial szybki prysznic, dopiero potem zszedl kretymi schodami do pokoju rekreacyjnego, przechodzac po drodze przez biblioteke. Polki z ciemnego debu zastawione byly bezowymi kartonami, w ktorych miescil sie pokazny zbior specjalistycznych ksiazek. Po raz tysieczny obiecal sobie, ze rozpakuje pudla i poustawia ksiazki na polkach w odpowiednim porzadku. Chcial takze powiesid dziesiatki zdjed i obrazow, ktore zgromadzil w ciagu lat pracy i ktore ciagle lezaly w skrzynkach stojacych w dwoch wolnych sypialniach. Z filizanka kawy w dloni podszedl do frontowych drzwi i podniosl poranna gazete. Wlasnie przebiegl wzrokiem do artykulow w dolnej czesci strony, gdy dotarl do barku w pokoju rekreacyjnym. Naglowek w lewym rogu przykul go do krzesla. "Odnaleziono rozbitka ze statku NOAA Hawaje Doktor Tish Talbot, specjalistka bioraca udzial w feralnej ekspedycji na pokladzie statku badawczego NOAA>>Ocean Seeker<<, zostala dzis o 12.30 czasu lokalnego uratowana przez fioski frachtowiec. Jest do tej pory jedyna zywa osoba odnaleziona po zatonieciu statku, do ktorego doszlo trzy dni temu.>>Ocean Seeker<>September Laure!<>Ocean Seeker<< celowo zniszczony. Sprobuje szybko dotrzed do Waszyngtonu" - przeczytal szeptem. Pod spodem widnial podpis - Jack. Podjecie decyzji zajelo Mercerowi nie wiecej niz dziesied sekund. Znal Jacka Talbota, wiedzial, ze nie jest to fantasta czy histeryk. Jesli powiedzial, ze corka jest w niebezpieczeostwie i statek badawczy NOAA zatopiono celowo, wierzyl mu bez zastrzezeo. Podniosl sie szybko z fotela. W spojrzeniu szarych oczu byla determinacja, a w calej postaci wyczuwalo sie lekkie napiecie i gotowosd na nieznane. Zlapal marynarke i szybkim krokiem poszedl do windy. W szesd minut po przeczytaniu telegramu jego czarny kabriolet jaguar XJS pedzil zatloczonymi ulicami centrum do waszyngtooskiego szpitala. Pielegniarka w recepcji poinformowala go, ze Tish lezy w sali numer 404, ale nie wolno jej odwiedzad. Mercer dowiedzial sie tez, ze pokoj strzezony jest przez agentow FBI. Fakt, iz jedyny rozbitek znajdowal sie pod straza, uwiarygodnial obawy Jacka, ze jego corka znajduje sie w niebezpieczeostwie, a katastrofa statku ma zlowieszczy wydzwiek. -No to swietnie - powiedzial i rzucil pielegniarce taki usmiech, ze az sie zarumienila. - Gdzie moge sie napid kawy? -Prosze isd w prawo, a potem schodami na gore - wyjasnila, przygladzajac dlonia wlosy. - Na pierwszym pietrze jest kafeteria. Mercer podziekowal, ale gdy tylko znalazl sie na klatce schodowej, natychmiast popedzil na czwarte pietro. Fluorescencyjne swiatlo, malowane na zolto sciany i szpitalny zapach wystarczyly, by nawet u najzdrowszej osoby wywolad mdlosci. Po kilku minutach znalazl skrzydlo, w ktorym znajdowala sie sala 404. Dwoch zwalistych mezczyzn zmierzylo go wzrokiem tak, jak rekin patrzy na swoja ofiare. -Doktor Mercer do pani Tish Talbot - rzucil od niechcenia, pokazujac swoj identyfikator. Jeden z agentow zmierzyl go od stop do glow, popatrzyl na wystajacy z kieszeni fartucha stetoskop, ktory Mercer zabral z pustego pokoju pielegniarek. Drugi straznik spojrzal na szpitalne logo na identyfikatorze oraz na zdjecie, ktore przedstawialo stojacego przed nim doktora Mercera. -Po co pan przyszedl, doktorze? - zapytal beznamietnym tonem. -Jestem urologiem - odparl Mercer, powstrzymujac ziewniecie. - Musze sprawdzid, czy nie doszlo do uszkodzenia nerek wskutek dlugotrwalego odwodnienia. Agent machnal reka i wpuscil go bez dalszego odpytywania. Identyfikator, ktory pokazal Mercer, faktycznie zostal wydany przez szpital, ale bylo to jedynie potwierdzenie prawa do uslug medycznych w tej placowce sluzby zdrowia. Nawet pobiezne obejrzenie tego kawalka plastiku zapewniloby mu szybka podroz do siedziby FBI. Taka wlasnie czujnosd wykazywalo Biuro. Mercer spojrzal przez ramie i zobaczyl, jak jeden z agentow zanurza twarz w niemal pustej torbie po chipsach i wsypuje sobie reszte do ust. Skoro Tish najprawdopodobniej grozilo niebezpieczeostwo, nie pozwolil, zeby pilnowali jej tacy kretyni. Tish siedziala na lozku i na kolanach trzymala gazete. Pomimo zmeczenia strasznymi przezyciami, wciaz wygladala na piekna trzydziestolatke o krotkich ciemnych wlosach, pelnych czerwonych ustach i wystajacych kosciach policzkowych. Jej skora mocno pociemniala od palacego slooca, ale nie wygladala na trwale uszkodzona. Spojrzala na niego oczami ojca. Byly nieskazitelnie niebieskie i psotne. -Panno Talbot, nazywam sie Philip Mercer. Jestem przyjacielem pani ojca. Tak naprawde to zawdzieczam mu zycie. Byd moze nawet o tym opowiadal... Usmiechnela sie cieplo. -Slyszalam te opowiesd chyba milion razy, doktorze Mercer. Musze powiedzied, ze dobrze jest mied tu kogos znajomego. -Lepiej niz sie pani wydaje - odpowiedzial szeptem Mercer. - Jak sie pani czuje? -Zmeczona i poobijana, ale nie najgorzej. Sama nie wiem, po co mnie tu trzymaja. - W jej glosie wyczul irytacje. Moze pani nie uwierzy, ale stala sie pani kims bardzo waznym. Czy pani wie, ze jest pod ciagla straza? -Nie mialam o tym pojecia. Po jaka cholere? - Mowila wprost i bez ogrodek, jak jej ojciec. -Myslalem, ze dowiem sie tego wlasnie od pani. Jakas godzine temu dostalem od pani ojca telegram. Z Dzakarty. Prosil mnie, bym pani pilnowal. Tish popatrzyla na niego w oslupieniu. -Jego zdaniem "Ocean Seeker" zostal zatopiony celowo, a jesli to prawda, raczej nie jest tu pani bezpieczna. Bylem w Afryce Poludniowej, gdy doszlo do tej tragedii, nie znam wiec szczegolow, ale ufam pani ojcu i na chwile obecna zakladam, ze pani zycie moze byd w niebezpieczeostwie. Tish nie spuszczala z niego zdumionego wzroku. -Czy to, co mowie, ma jakis sens? Czy pamieta pani cos albo czy widziala pani cos, co moglo wywolad ten zamet? -Po pierwsze, doktorze Mercer... - zaczela, ale nim zdazyla powiedzied cos wiecej, do srodka wszedl mezczyzna w fartuchu wlozonym na garnitur. -Witam. Doktor Alfred Rosenburg, pani urolog. - Wykrzywil usta w usmiechu, ukazujac pozolkle od papierosow zeby. Mercer rzucil krotkie spojrzenie na jego buty i zareagowal natychmiast - cios, ktory wyprowadzil, wzmocnilo pelne nachylenie ciala. W chwili gdy jego piesd wyladowala na twarzy mezczyzny, zgial reke i lokied z glosnym pacnieciem trafil w policzek Rosenburga. Gdy glowa doktora odskoczyla, a on zwalil sie na sciane, Tish zaslonila dlonia usta w niemym okrzyku. -Ubieraj sie, zabieram cie stad - zwrocil sie do niej, bezwiednie przechodzac na "ty". Rosenburg wlasnie dochodzil do siebie, w jego dloni blysnal pietna-stocentymetrowy sztylet. Mercer ugial nogi w kolanach i obrocil sie, wyrzucajac jednoczesnie noge w poteznym kopniaku. Mezczyzna polecial do tylu, uderzeniem wprawiajac w drzenie cala sciane. Stopa Mercera trafila go dokladnie w zoladek. Zgial sie wpol, a wtedy otrzymal kolejne kopniecie w twarz. Glowa huknal o sciane i nieprzytomny osunal sie powoli na podloge. Mercer spojrzal na zszokowana Tish. -Na pewno nie jest sam. Ubieraj sie. Blyskawicznie zerwala sie z lozka, w ciagu kilku chwil wciagnela dzinsy i koszulke. Mercer zdazyl jednak dostrzec jej dlugie, zgrabne nogi i tylek przysloniety majteczkami z bialego jedwabiu. Otworzyl powoli drzwi i zerknal na stolik agentow FBI. Obaj lezeli na podlodze w kaluzy krwi. -O Jezu - jeknela Tish, gdy Mercer przeprowadzil ja obok stolika. Zatrzymal sie na chwile i znalazl przy jednym ze straznikow pistolet automatyczny oraz zapasowy magazynek. Wlozyl broo dyskretnie pod fartuch, a magazynek wsunal do kieszeni. Tish trzymala go za reke, gdy schodzili na parter do holu wejsciowego. Jeden rzut oka na znajdujace sie tam twarze wystarczyl, by stwierdzid, ze, jak przypuszczal, zabojca nie byl sam. Trzech mezczyzn czekalo tuz za automatycznymi drzwiami, a trzech innych wpatrywalo sie w szklana tablice informacyjna, obserwujac w niej, jak w lustrze, caly hol. Uciekinierzy nie weszli do holu. Mercer poprowadzil Tish do drzwi z napisem "Tylko dla personelu", ktorymi wyszli na zewnatrz, do strefy zaladunku. Mezczyzna stojacy niedaleko drzwi popatrzyl na Tish nieco zbyt krytycznie, wiec Mercer wyprowadzil kolanem cios prosto w jego krocze. Jesli padl ofiara ktos przypadkowy, to nie bylo lepszego miejsca, by opatrzyd jego obrazenia, a jesli to jeden z pomocnikow zabojcy, to pieprzyd go. Z taka konkluzja Mercer pobiegl z Tish do samochodu. Silnik jaguara natychmiast zaskoczyl. Mercer mial nadzieje, ze uciekna niezauwazeni, ale dwie osoby juz biegly w ich strone. Wrzucil bieg i z dymem palonych opon wyjechal na ulice. W kilku samochodach zatrabily wsciekle klaksony, a dwie pielegniarki zdazyly wskoczyd z powrotem na chodnik. Gdy skrecil w Dwudziesta Trzecia ulice, kierujac sie w strone najwiekszego waszyngtooskiego ronda, scigaly go juz trzy identyczne bmw. Objechal rondo dwa razy, probujac zablokowad scigajacych w ulicznym korku, a pozniej wyjechal na K Street. Manewr ten dal mu zaledwie sekunde albo dwie. Polozyl na kolanach pistolet, Heckler i Koch VP-70, i wjechal przed miejski autobus. Zabojczy, produkowany w Niemczech pistolet kaliber 9 milimetrow miescil w szerokiej rekojesci osiemnascie sztuk amunicji. Odbezpieczyl broo i nacisnal guzik opuszczajacy szybe. Do wnetrza samochodu wdarl sie halas miasta. Mercer zalowal, ze nie zlozyl dachu, bo mialby wtedy lepsza widocznosd, teraz jednak nie mogl juz nic na to poradzid. Pierwszy samochod zblizal sie z lewej. Kierowca skupial sie na drodze. ale siedzacy na fotelu pasazera mezczyzna nie spuszczal wzroku z Mercera. Nonszalancko machnal do niego kilka razy reka, po czym wyciagnal berette model 12. Ten niewielki wloski karabin mogl wystrzelid serie dziewieciomilimetrowych pociskow z predkoscia piedset pieddziesieciu sztuk na minute. Gdy tylko mezczyzna ujal broo, Mercer wystawil za okno pistolet i zaczal strzelad bez ostrzezenia. Naciskal spust tak szybko, jak tylko mogl. Pierwszych pied kul przeszylo cialo strzelca, jego tors i glowa podskakiwaly po kazdym strzale. Gdy bezwladnie przechylil sie na bok, kolejnych pied kul zamienilo w bezksztaltna mase glowe kierowcy. Bmw zwolnilo i zaczelo zjezdzad z ulicy. Po krotkiej chwili otarlo sie o jedno z poteznych drzew, ktore rosly wzdluz K Street, i jak bumerang wrocilo na jezdnie. We wstecznym lusterku Mercer zdazyl zauwazyd, ze samochod przelecial na przeciwny pas ruchu i uderzyl w przod zaparkowanej smieciarki. Przednia szyba bmw doslownie eksplodowala, gdy sila zderzenia wyrzucila przez nia dwa ciala. Tish, blada jak plotno, nie przestawala przygryzad dolnej wargi. Mercer zdjal jedna reke z kierownicy i uscisnal ja krzepiaco za ramie. Zalowal, ze nie mogl zrobid nic wiecej, ale za nimi wciaz gnaly dwa samochody. Zignorowal czerwone swiatlo na skrzyzowaniu K Street z Pennsylvania Avenue, to samo zrobili tez scigajacy. Wlasnie mijali budynek Banku Swiatowego, gdy pierwsze kule zaczely dziurawid karoserie jaguara. Tish zsunela sie na podloge, a Mercer lawirowal samochodem, jednak pociski trafialy w cel. Na ulicy robilo sie coraz ciasniej. Raz Mercer musial nawet zatrzymad woz, ale na szczescie obydwa bmw takze utknely w korku kilka samochodow za nimi. Gdy z predkoscia okolo siedemdziesieciu kilometrow na godzine dojechali do ruchliwego skrzyzowania z Siedemnasta ulica, swiatla zmienily sie na zolte. Zdecydowanym ruchem wrzucil bieg jalowy, nie zwazajac na opadajaca strzalke predkosciomierza, po czym wcisnal pedal gazu az do lezacej na podlodze wykladziny. Wycie silnika stawalo sie nie do zniesienia, gdy w koocu wrzucil bieg. Nie bylo juz odwrotu, swiatla zmienily sie na czerwone i samochody ruszyly jak stalowa lawina. Mercer gwaltownym ruchem kierownicy skrecil w prawo, spod piszczacych na asfalcie opon wytrysnal klab dymu. Piesi zeskakiwali z drogi pedzacego jaguara, ktory wjechal na chodnik i jechal nim przez kilkadziesiat metrow, wpadajac z impetem na ulice niemal na wprost Bialego Domu. Jedno z bmw probowalo wykonad ten sam manewr i podazyd za nim, ale z hukiem gietej blachy uderzylo w grube, betonowe zapory przeciwczolgowe, chroniace rezydencje prezydenta. Drugi samochod scigajacych utknal w korku. Mercer zatrzymal jaguara na rogu Pennsylvania Avenue i Szesnastej ulicy. -Wez to - powiedzial, podajac Tish swoj portfel. - Moj adres jest na prawie jazdy, masz tez pieniadze na taksowke. - Jednym szarpnieciem odczepil z kolka przy stacyjce klucz od mieszkania. - Po prawej stronie drzwi jest centralka alarmu: 36-22-34, w ten sposob go rozbroisz. Przyjade, jak tylko bede mogl. -Dasz sobie rade? - W jej oczach malowal sie strach. -Nie martw sie. Idz. Kiwnela glowa, po czym wyskoczyla z wozu i natychmiast wtopila sie w tlum przechodniow. Gdy tylko z trzaskiem zamknely sie drzwi. Mercer wjechal na Szesnasta ulice, obok hotelu Waszyngton i zawrocil na Pennsylvania Avenue, na wprost budynku Departamentu Handlu. We wstecznym lusterku dostrzegl bmw. Ciagle za nim jechali, wiec Tish byla na razie bezpieczna. Hotel Willard i budynek poczty mignely w pedzie jak rozmazane plamy, gdy Mercer, wykorzystujac moc i stabilnosd jaguara, przemykal zwinnie miedzy coraz liczniejszymi samochodami. Nagle po raz kolejny uslyszal charaktery styczny odglos strzalow z automatu. Pierwsza seria zrobila sito z karoserii i w kilkunastu miejscach podziurawila tylna szybe. Po kolejnej eksplodowala lewa tylna opona. Straci) panowanie nad samochodem. Kierownica wydawala sie w jego rekach oslizgla zyjaca istota. Wiedzial, ze los jaguara jest przesadzony. Szalone zachowanie samochodu szybko oczyscilo wokol niego ulice, z czego Mercer natychmiast skorzystal, zjezdzajac na przeciwlegly pas ruchu i odbijajac sie od innych pojazdow jak kula bilardowa. Zatrzymal sie w koocu przy zejsciu na stacje metra obok Archiwum Paostwowego. Po kolizji zapanowala wzgledna cisza, dzieki czemu byl w stanie uslyszed odglos szybko zblizajacych sie syren policyjnych, dochodzacy od strony centrum. Mercer zaladowal do pistoletu nowy magazynek i wyskoczyl z samochodu. Zbiegl po ruchomych schodach, roztracajac ludzi, i skierowal sie w strone miejskiej kolejki podziemnej. Wiekszosd osob patrzyla w zdumieniu, padaly mocne slowa pod jego adresem, gdy przepychal sie przez tlum, a potem dal susa za obrotowa barierke. Straznik w szklanej budce byl jego najmniejszym zmartwieniem. Gdy dobiegl do peronu, mocno sie zaniepokoil, widzac puste tory w obie strony i niewielu ludzi na peronie; zbyt malo, by wsrod nich zniknad. Odwrocil sie i zobaczyl trzech mezczyzn, ktorzy biegli w jego kierunku, ledwie skrywajac pod marynarkami broo. Swiatla wzdluz torow zaczely pulsowad, co oznaczalo, ze pociag nadjezdza. Rozleglo sie dudnienie, gdy sklad coraz bardziej zblizal sie do stacji, pchajac przed soba sciane powietrza. Drugi tor byl ciagle pusty. Mercer wiedzial, ze jesli wsiadzie do wagonu, nie ujdzie z zyciem. Scigajacy go nie mieli skrupulow przed popelnieniem morderstwa w miejscu publicznym. Halas na peronie stal sie niemal namacalny, gdy pociag wypadl z tunelu. Trzej mezczyzni znajdowali sie dwadziescia metrow od niego i jeden z nich siegal juz po broo. Mercer mial tylko jedna szanse i skorzystal z niej bez chwili wahania. Podbiegl do skraju peronu i skoczyl ledwie dwa metry przed nadjezdzajacym pociagiem. Motorniczy wlaczyl sygnal ostrzegawczy i zaczal gwaltownie hamowad, ale Mercer nawet tego nie zauwazyl, skupiony tylko na skoku. Gdyby skoczyl za daleko, moglby upasd na drugi tor i porazilby go prad, co zaoszczedziloby klopotu przesladowcom. Na szczescie wyladowal bezpiecznie na niskiej platformie oddzielajacej obydwa tory. Gdy sila impetu pchala go do przodu, z przerazeniem zauwazyl zblizajace sie z naprzeciwka swiatla drugiej lokomotywy. Zaczal machad rekami, rozpaczliwie starajac sie odzyskad rownowage, co prawie mu sie udalo. Nadjezdzajacy pociag otarl sie o jego ramie, odtracajac go do tylu, na okna stojacego skladu. Mercer polozyl sie miedzy stojacymi teraz dwoma pociagami, probujac opanowad nerwy W koocu wstal i nie zwracajac uwagi na zszokowanych pasazerow, zaparl sie plecami o pierwszy pociag, a nogami o drugi i sprobowal wspiad sie na dach wagonu. Wsrod krzykow i policyjnych gwizdow, ktore echem odbijaly sie w tunelu, uslyszal cichy, podwojny odglos sygnalu oznaczajacego zamykanie drzwi. Padl strzal i eksplodowalo poszycie dachu tuz przy jego glowie. Mercer obrocil sie i wyciagnal pistolet w kierunku zabojcy stojacego na mostku nad torami, laczacym przeciwlegle perony. Mezczyzna strzelil w chwili, gdy lokomotywa szarpnela wagony i ruszyla. Kula wyzlobila beton daleko od celu. Przesladowca zlozyl sie do kolejnego strzalu i pociagnal za spust. Mcrcer omal nic spadl z dachu, gdy toczyl sie po nim, unikajac kuli. Sekunde pozniej wagon wjechal pod mostek i Mercer odwrocil sie na plecy, kurczowo trzymajac przy uchu pistolet. Miedzy mostkiem a wjazdem do tunelu byla metrowa przerwa. Gdy znalazl sie pod nia, zauwazyl strzelca. Nacisnal spust i w chwili, gdy sklad wjezdzal w ciemny tunel metra, zobaczyl, ze zamachowiec pada bezwladnie do tylu. Podczas jazdy przez tunel z trudem zachowywal zimna krew. Chociaz pociag jechal z predkoscia szesddziesieciu kilometrow, w ciemnosci wydawalo sie, ze jedzie szesdset. Postukujacy na laczeniach szyn wagon trzasl sie i podskakiwal, co grozilo zsunieciem sie z dachu. Ciagle tez bal sie, ze zostanie zmiazdzony przez niskie sklepienie. Halas i wibracje doprowadzaly go do szalu; zaciskajac mocno szczeki, trzymal nerwy na wodzy. Po kilku minutach, ktore zdawaly sie wiecznoscia, pociag wtoczyl sie z loskotem na stacje L'Enfant Plaza. Mercer podpelzl do przodu, az znalazl sie pod mostkiem dla pasazerow. Zdawal sobie sprawe, ze na tej stacji, a zapewne tez na kolejnych, czatuja na niego wspolnicy zamachowcow. Mieli go w garsci, kimkolwiek byli. Oczekiwanie przeciagalo sie, pasazerowie wsiadali i wysiadali. Mercer obawial sie, ze ruch mogl zostad wstrzymany, gdy znaleziono trupa na poprzedniej stacji, ale po chwili rozlegl sie sygnal i z sykiem zamknely sie pneumatyczne drzwi wagonow. Pociag ruszyl powoli i Mercer znow stal sie odkrytym celem dla nastepnego zamachowca, ktory stal na mostku. Uniosl swojego VP-70 i wycelowal dokladnie w chwili, gdy przeciwnik skierowal lufe w jego strone. Zaden z nich nie zdazyl strzelid, nim Mercer zniknal w mroku tunelu. Wzniesiona reka, w ktorej sciskal pistolet, uderzyla w betonowy mur. Przeszyte ostrym bolem palce rozwarly sie i pistolet wypadl mu z dloni. Stuknal o dach jeden raz, potem drugi, po czym spadl na tory. Mercer obrocil sie na brzuch, przeklinajac bol i wlasna glupote. Byl bezbronny i musial stawid czolo nieznanej liczbie przeciwnikow. Gdy pociag wyjezdzal na powierzchnie w poblizu Jefferson Memorial, zdal sobie sprawe, ze kiedy kolejka wjedzie na most na Potomacu, nadarzy sie szansa ucieczki. Natychmiast sklal siebie za taki pomysl, chociaz wiedzial, ze nie ma innego wyjscia. Gdy tylko wagon zalalo swiatlo dnia, usiadl i zdjal buty. Sklad z loskotem wjechal na stalowy most, ktory laczyl brzegi wolno plynacej rzeki. Mercer wstal. Podmuchy wiatru natychmiast zaczely trzepotad polami jego marynarki. Zrzucil ja szybko i spojrzal w dol na wode. Miala kolor rozmytego szafiru. Skoczyl. Irytujacy halas jadacego pociagu ustal, gdy Mercer spadal jak strzala. Przez chwile zrobilo sie zupelnie cicho, slyszal tylko wiatr swiszczacy w uszach. Sila zderzenia z lekko wzburzona woda niemal pozbawila go przytomnosci, ale jej chlod natychmiast go ocucil. Znajdowal sie gleboko pod powierzchnia. Oproznione uderzeniem pluca gwaltownie domagaly sie tlenu, wyplywanie na powierzchnie rzeki bylo meczarnia. W koocu wynurzyl sie i glosno kaszlac, wykrztusil wode. Popatrzyl na most, ale pociagu nie bylo juz widad. Dwadziescia wyczerpujacych minut pozniej wypelzl na brzeg. -Witamy w Wirginii - steknal. 4 OCEAN SPOKOJNY Z racji swojej natury wspolczesne lodzie podwodne o napedzie atomowym sa idealnym urzadzeniem do zbierania danych wywiadowczych. W pelnym zanurzeniu i w absolutnej ciszy moga cale tygodnie, a nawet miesiace tkwid bezkarnie u wrogich wybrzezy. Lodz, ktora stacjonowala obecnie dwiescie mil na polnoc od wybrzezy Hawajow, czekala tam juz od siedmiu miesiecy i oprocz jednego malo znaczacego zdarzenia ani razu nie byla narazona na wykrycie. Patrol mial potrwad jeszcze tylko tydzieo, moze dwa tygodnie, wiec posepne nastroje marynarzy powoli sie poprawialy. Zaloge, skladajaca sie w wiekszosci z mieszkaocow polnocy Stanow, nie rozsmieszal juz "ciezki", poludniowy akcent kapitana; skooczyly sie sprzeczki, ktore nawet wsrod tych niezwykle zdyscyplinowanych ludzi staly sie codziennoscia. Marynarze wiedzieli, ze wkrotce poczuja cieple promienie slooca, odetchna swiezym powietrzem i spotkaja sie z rodzinami. Kapitan, posepny pieddziesiecioletni mezczyzna o jastrzebim spojrzeniu, rozejrzal sie powoli po centrum dowodzenia. Czerwone kontrolki glowic bojowych, ktore swiecily sie nieprzerwanie od poczatku misji, rzucaly plamy swiatla na twarze ludzi i pograzaly w cieniu kazdy zakamarek pomieszczenia. On tez nie mogl juz doczekad sie powrotu do domu. Zona zmarla wiele lat temu, ale mial przeciez corke. Podczas jego nieobecnosci urodzila mu pierwszego wnuka. Chlopiec czy dziewczynka, zastanawial sie. I jesli to chlopczyk, czy da mu imie po mnie, czy po tym swoim mezu kretynie? -Panie kapitanie, mam kontakt. Polozenie: dwiescie pied stopni, odleglosd: pietnascie mil - zameldowal operator sonaru. Wsrod zgromadzonych na mostku oficerow zapanowalo pelne napiecia oczekiwanie. Wszystkie oczy patrzyly na kapitana. Ten spojrzal na zegarek i zdecydowal, ze prawdopodobnie to statek, na ktory czekali. -Sonar, sprawdzid akustyke celu - powiedzial c -Jest za daleko, sir. Musimy zaczekad. Trzynascie mil. Jedna sruba, plynie z predkoscia trzynastu wezlow. Kapitan wzial do reki mikrofon. -Stanowiska ogniowe, namierzcie cel i dajcie wspolrzedne. Przedzial torpedowy, zalad komore pierwsza i druga, ale nie otwierad zewnetrznych pokryw. Nawet na mostku oddalonym o trzydziesci metrow od przedzialu torpedowego kapitan slyszal szum wody zalewajacej komory torpedowe. Mial nadzieje, ze w poblizu nie ma nikogo innego, kto takze moglby to uslyszed. -Sonar, mozecie juz zidentyfikowad cel? -Tak jest, sir, wlasnie nad tym pracujemy. Wart kilka milionow dolarow komputer akustyczny analizowal dzwieki dochodzace z nadplywajacej jednostki, cyfrowo odsiewal szum sruby i tarcia powodowanego przez prujacy wode kadlub oraz likwidowal wszechobecne odglosy morskich stworzeo. Az w koocu... -Mamy cel, generuje bardzo silny sygnal. Powtarzam, to nasz cel. Wsrod wielu roznych odglosow generator statku emitowal charakterystyczny, pulsujacy sygnal, ktory mogli odebrad nasluchujacy. Byl to sygnal, ktorego poszukiwal komputer i na ktory czekal kapitan. Dowodca jeszcze raz podniosl mikrofon. -Stanowiska torped, przygotowad sie. -Niech to szlag! - krzyknal operator sonaru i zerwal z glowy sluchawki. -Co sie dzieje? - zapytal kapitan. Z uszu mezczyzny wyplywaly cieniutkie struzki krwi. -Kolejna podwodna eksplozja, sir - powiedzial nienaturalnie glosno. - O wiele potezniejsza niz jakakolwiek inna. -Mozesz opuscid stanowisko - zdecydowal kapitan. Bardzo czuly osprzet sonaru wyposazono w akustyczny bufor, majacy stanowid ochrone dla uszu nasluchujacych ludzi. A jednak juz czterech najlepszych operatorow doznalo trwalego uszkodzenia sluchu, gdyz bufor nie byl w stanie wyciszyd poteznych odglosow podwodnych eksplozji, do ktorych dochodzilo gdzies w poblizu. Najwidoczniej sprzet nie wytrzymywal tak duzego nasilenia dzwieku. Obslugujacy go ludzie tez nie. 5 ARLINGTON W STANIE WIRGINIA Mercer postukal kierowce taksowki w ramie i wreczyl mu dwudziestke. - Reszty nie trzeba i przepraszam za siedzenie. Pokryta materialem tylna kanapa zoltego forda taurusa nasiaknela woda tak samo jak ubranie Mercera, ktory bez butow skierowal sie w stronedomu. Kiedy szedl po betonie, za kazdym krokiem mokre skarpety wydawaly nieprzyjemne dzwieki. Drzwi wejsciowe do kamienicy byly otwarte. Mercer odetchnal z ulga, zamknawszy je za soba. Od chwili, gdy wydostal sie z rzeki w poblizu Pentagonu, do powrotu minelo niemal poltorej godziny. Pierwsze, co zrobil po wyzeciu ubrania za wrakiem jakiegos autobusu, to zadzwonil do znajomego w waszyngtooskiej policji. Ten obiecal, ze podziurawiony kulami jaguar nie zostanie odstawiony na glowny parking depozytowy, ale na parking zapasowy w Anacostii. Zapewnil tez, ze papiery dotyczace samochodu "zawierusza sie" na pare dni. Troche potrwa, nim policja go namierzy. Dzieki temu mial troche czasu, by zastanowid sie, o co do cholery w tym wszystkich chodzilo. Uslyszal grajacy telewizor i wiedzial juz, ze Tish Talbot dotarla tu bezpiecznie. Przeszedl przez dom, nie zwracajac uwagi na slady zostawiane na terakocie i drewnianych schodach. Tish spala na kanapie przy barku, przykryta narzuta, ktora kupil na aukcji pamiatek po liniowcu oceanicznym. Na ciemnej, welnianej powierzchni widniala wyszyta zlota nicia nazwa statku: "Normandie". Tish budzila sie powoli, przeciagajac sie jak kotka. -Jak sie czujesz? - zapytal. Ched wypicia czegos mocniejszego wziela gore nad obawa przez zamoczeniem podlogi, wiec ostroznie wszedl za barek. -Nie jestem pewna - odparla i dopiero wtedy zwrocila uwage na jego wyglad. - Moj Boze, nic ci nie jest? -Powiedzmy, ze niepredko chcialbym to powtorzyd - powiedzial, wyciagajac z zabytkowej lodowki dwa piwa i otwierajac butelki. -Dzieki, pozwolilam sobie otworzyd wino. - Pokazala stojacy na stoliku kieliszek, w polowie wypelniony szkarlatnym plynem. -Przeciez nic ci nie proponowalem. - Philip przechylil butelke i oproznil ja kilkoma poteznymi lykami. - Musze sie wykapad i przebrad. Zaraz wracam. - Postawil na kontuarze pusta butelke. Dziesied minut pozniej wrocil ubrany w dzinsy i koszule. Tish zdazyla zlozyd narzute i siedziala przy barku. -Masz piekny dom. Popelnilam blad, skupiajac sie na wystroju zamiast na aspektach praktycznych, gdy kupowalam swoje mieszkanie w San Diego. Jest mniejsze niz ten pokoj. -Pewnego dnia w koocu przyznam, ze tu mieszkam, i jakos je urzadze -Fakt, zauwazylam absolutny brak talentow dekoratorskich. - Usmiechnela sie cieplo. - O moj Boze, twoja reka! Popatrzyl na wierzch prawej dloni, z ktorej chropowata powierzchnia tunelu zdarla naskorek. W lazience troche nieudolnie zalozyl opatrunek, bo plaster odkleil sie i widad bylo rozciecia. Chod bolesne i krwawiace, nie stanowily wiekszego zagrozenia. Mercer wyciagnal reke po czysta scierke, ale Tish go uprzedzila. -Ja to zrobie. Gdy tylko dotknela dloni, wycierajac krew, krzyknela cicho. Odwrocila powoli jego reke, poddajac ogledzinom jak naukowiec, ktorym zreszta byla. Rece Mercera wyrzezbily ciezka praca i bol. Zrogowaciala skore znaczyly pobladle linie - slady dawnych skaleczeo i blizn. Paznokcie, chociaz czyste i zadbane, nosily slady urazow, najwieksze na malym palcu, gdzie paznokied pekl na calej dlugosci. Mimo wszystko byly to piekne rece, surowe jak nowy laocuch gorski, ale nie bez meskiej elegancji. Tish puscila jego dloo i popatrzyla mu w oczy. -Pracuje na zycie - rzucil swobodnie - a to moje narzedzia. -Wiec tym zadrapaniem pewnie niespecjalnie sie przejmujesz? -Przejmuje jak cholera, ale sie do tego nie przyznam. Odwrocila wzrok i jej glos przybral powazny ton. -Chcialam ci podziekowad za uratowanie zycia. - Zasmiala sie nerwowo. - Jezu, co za banal. Mercer sie usmiechnal. -Chociaz tyle moglem zrobid za to, ze twoj ojciec mnie uratowal zycie. Jak on sie ma? -Moj ojciec nie zyje od roku. Nie wiedziales? Twarz Mercera zrobila sie szara. -Probowalam ci to powiedzied jeszcze w szpitalu, ale wszedl ten facet. -Jak? - zdolal wychrypied przez zacisniete gardlo. -Zginal na platformie wiertniczej gdzies w poblizu Indonezji. Wywrocila sie podczas poteznego tajfunu. Dretwienie, ktore pojawilo sie u podstawy czaszki Mercera, blyskawicznie ogarnelo cale cialo. Oparl sie o barek, by nie upasd. Bez slowa pobiegl do sypialni i zaraz wrocil, trzymajac w reku przemoczony kawalek papieru -telegram wyslany przez Jacka Talbota. Podal go Tish. ona jednak zawahala sie na moment, jakby bala sie wiadomosci. W koocu wziela do reki telegram i szybko przeczytala. Oszolomiona podniosla wzrok na Mercera. -Nic nie rozumiem. -Ja tez nie - powiedzial powoli Mercer. - Ja tez nie. Ale ktos chce mnie w to wplatad, czymkolwiek "to" jest. I mial racje, grozi ci niebezpieczeostwo. - Wypil reszte piwa i wyciagnal z lodowki jeszcze jedna butelke. - W szpitalu powiedzialas, ze nie masz pojecia, dlaczego jestes pod straza ani dlaczego twoj ojciec, czy ktokolwiek to byl, wyslal telegram, ze jestes w niebezpieczeostwie? -Tak powiedzialam. Posluchaj, jestem tylko biologiem morskim. Kto by chcial mnie zabid? I skad wiedziales, ze ten facet w szpitalu nie jest prawdziwym lekarzem? -Mowil, ze jest urologiem, czyli wymyslil to samo, co ja, gdy zmylilem agentow FBI. Jeden z nich powinien przyjsd i sprawdzid mnie jeszcze raz. Poza tym, ktory lekarz, godzinami obchodzacy chorych, zakladalby na dyzur takie niewygodne buty? - Mercer wzruszyl ramionami. - A jesli chodzi o to, kto probuje cie zabid, tego wlasnie musimy sie dowiedzied. Oczywiste jest, ze ma to cos wspolnego z ostatnim rejsem tamtego statku. Opowiesz mi o nim? Tish byla juz na granicy placzu i musiala wykonad kilka glebokich oddechow, zanim mogla znow mowid. -Myslisz, ze wszyscy ci ludzie zgineli z mojego powodu? - zapytala, pociagajac nosem. Mercer wyszedl zza kontuaru i wzial ja w ramiona. Wtulila sie w niego z wdziecznoscia. Jej wlosy pachnialy szpitalnym mydlem, wydawaly sie takie gladkie i sliskie. Trwalo to chwile, po czym wyprostowal sie i spojrzal jej gleboko w oczy. -Nie sadze, by ktokolwiek mial przezyd te podroz. Teraz opowiedz mi o tym. Tish zebrala sie w sobie. -Pare tygodni temu na plazach w poblizu Hana na Maui znaleziono siedem plywaczy szarych. Wszystkie martwe. Biolog z Uniwersytetu Hawajskiego przeprowadzil nekropsje. -Co takiego? -Autopsje zwierzecia - wyjasnila takim tonem, jakby kazdy mial obowiazek znad to slowo. - Odkryl, ze ich przewody pokarmowe byly zatkane jakimis mineralami. Okolo pieddziesieciu pieciu procent krzemionki, troche magnezu, wapna, zelaza oraz sladowe ilosci zlota. -Opisujesz sklad mineralny lawy. -Tak tez uwazal biolog. Wedlug niego wieloryby zwabily do siebie wielkie lawice planktonu, ktore z powodu ciepla otaczaly nowo powstaly wulkan. W czasie zerowania wieloryby polykaly tez zawieszone w wodzie czasteczki lawy. W koocu ich przewody pokarmowe wypelnily sie mineralami i zwierzeta nie mogly dluzej przyswajad pokarmu. -Co sie wtedy stalo? -Sprawe przekazano NOAA. Obserwacja z powietrza, prowadzona na polnoc od Maui, nic nie wykazala. Zadnej nowej wysepki, chmury popiolow, nawet pary. Wtedy zrzucono boje z sonarami i w ciagu dwunastu godzin znalezlismy nasz nowy wulkan. Dwiescie mil od Hawajow. "Ocean Seeker" zostal wyslany w zeszly czwartek w nocy. - Tish zamilkla na kilka sekund. - Dwadziescia cztery godziny pozniej na statku doszlo do eksplozji. Do chwili, gdy mnie uratowano, uwazalam, ze byl to wypadek. Teraz jednak sama nie wiem, co o tym mysled. Mercer nalal jej wina, a sobie otworzyl kolejne piwo. Poziom adrenaliny spadal, powodujac pragnienie. -Co znacza te wszystkie pinezki na mapie? - Tish, zmieniajac temat, pokazala na wielka mape swiata, wiszaca na scianie za barkiem. Mercer czul, ze rozmowa o czyms innym pozwoli Tish opanowad sie na tyle, by mogla odpowiedzied na dziesiatki pytao, ktore ciagle chcial zadad. -To miejsca, w ktorych bylem. Rozne kolory mowia, dlaczego do nich pojechalem. Zielony oznacza przyjemnosd, czyli na przyklad wiekszosd wysp karaibskich. Czerwony prace za granica na zlecenie USGS, glownie w Europie i Afryce. A niebieski to prywatne wyjazdy w charakterze konsultanta, ktorym czasami jestem dla roznych firm wydobywczych. Tish zauwazyla, ze ta ostatnia kategoria obejmowala dosd egzotyczne miejsca, takie jak Tajlandia, Namibia, Afryka Poludniowa, Alaska, Nowa Gwinea i co najmniej pietnascie innych. -Dlaczego w Afryce Srodkowej jest przezroczysta pinezka? Nie wiem, jaki to kraj. Na twarzy Mercera pojawil sie wyraz bolu. -Rwanda. Spedzilem tam szesd miesiecy w 1994 roku, gdy swiat przygladal sie, jak plemie Hutu wyrzyna osiemset tysiecy czlonkow plemienia Tutsi. Prowadzilem wlasnie prace konsultingowe, gdy wybuchl ten konflikt, i zamiast uciekad, przylaczylem sie do grupy zolnierzy probujacych bronid uciekajacych wiesniakow. -Boze, dlaczego to zrobiles? Toczono walki pelne brutalnosci i okrucieostwa. -Urodzilem sie w tamtej czesci swiata. Moi rodzice i ja mieszkalismy w Rwandzie w pierwszych latach niepodleglosci. Bylem zbyt maly. by pamietad masakre z 1964 roku, ale nigdy nie stracilem poczucia lojalnosci wobec moich przyjaciol Tutsi, z ktorymi sie wychowywalem. Tish wiedziala, ze nie mowi wszystkiego, ale nie naciskala. -A ta przezroczysta pinezka w Iraku? Usmiechnal sie. -Nigdy tam nie bylem, a nawet gdybym byl, nie moge o tym rozmawiad. Rzucila mu zawadiackie spojrzenie. -Prawdziwy James Bond, co? -Tak jakby. - Mercer ciagle mial na ciele blizny, slady po tamtej misji. Informacje, ktore stamtad przywiozl, bezposrednio przyczynily sie do rozpoczecia operacji "Pustynna Burza". - Opowiedz mi teraz, jak cie znaleziono. -Wybuch nastapil w piatek, pozno w nocy. Stalam na rufie, mocowalam sprzet akustyczny. Nie slyszalam ani nie widzialam eksplozji. Stalam na pokladzie i w jednej chwili znalazlam sie w wodzie. Buchnely plomienie. Pamietam, ze nic nie slyszalam. Chyba na jakis czas ogluchlam. -Sila wybuchu cie ogluszyla. To sie czesto zdarza. Mow dalej. -Obok mnie pojawila sie tratwa ratunkowa i podplynelam do niej. -Byla nadmuchana? - przerwal jej. -Tak. Kiedy sie na tym zastanowid, to bardzo dziwne. Tratwy przechowuje sie w wielkich plastikowych cylindrach. Moze wybuch uwolnil dwutlenek wegla, ktory je wypelnia. - To raczej nie wchodzi w gre, pomyslal Mercer i postanowil wrocid do sprawy. - Dryfowalam przez caly kolejny dzieo, az w koocu znalazl mnie "September Laurel". -Ten frachtowiec? -Tak. Pare godzin pozniej przylecial wojskowy smiglowiec i zabral mnie ze statku. Lekarz na pokladzie zrobil mi zastrzyk i gdy sie ocknelam, bylam juz w Waszyngtonie. -Jak wygladal frachtowiec? -Czyja wiem? To byl zwykly statek. Nie znam jego wymiarow ani nic takiego. Mial na pokladzie dzwig i wysiegniki. Na kominie w poblizu rufy znajdowal sie czarny okrag z zolta kropka w srodku. -Co jeszcze mozesz mi powiedzied? Tish zamilkla na chwile, marszczac gladkie czolo. Zastanawiala sie nad czyms, ale chyba nie miala pewnosci co do zaistnienia pewnych faktow. -Slyszalam, ze rozmawiano po rosyjsku - wypalila. -Po rosyjsku? Jestes pewna? -Nie, nie do kooca. Kiedy to slyszalas? -Gdy wciagano mnie na poklad frachtowca i zaloga wydawala sobie komendy. -Skad wiesz, ze mowili po rosyjsku? Wiele skandynawskich jezykow brzmi bardzo podobnie. -Rok temu wraz z grupa naukowcow prowadzilam w Mozambiku badania nad koloniami krewetek. We wspolnym przedsiewzieciu uczestniczyli NOAA, Woods Hole*, rzad Mozambiku i ekipa rosyjska. Tam spotykalam sie z pewnym Rosjaninem. Kiedy bylismy razem, zawsze mowil do mnie po rosyjsku. Chyba nigdy nie zapomne brzmienia tego jezyka. - Spojrzala na Mercera pytajaco, jakby chciala, by ocenil jej postepowanie. -No dobrze, slyszalas rosyjski, ale niewykluczone, ze w sklad zalogi wchodzil tylko jeden Rosjanin, moze jakis imigrant. Co sie stalo, gdy znalazlas sie na tratwie? -Nic. Bylam nieprzytomna az do chwili, gdy zaczeli mnie ratowad. -Nic nie pamietasz? -Zdmuchnelo mnie ze statku, co do cholery mam pamietad? - Zmeczenie juz dawalo o sobie znad. -Przepraszam, z pewnosciajestes wyczerpana. - Zerknal na zegarek. Byla 16.30. - Przespij sie troche. Obudze cie o siodmej. Zaloze sie, ze marzysz o nieszpitalnym jedzeniu. -Tak, byloby cudownie. Philip poprowadzil ja do jednego z dwoch pokoi goscinnych, po czym pokazal jej lazienke i dal kilka recznikow. Nim dotarl z powrotem do barku, doszedl go szum plynacej z prysznica wody. Wyciagnal z lodowki kolejne dwa piwa i poszedl do gabinetu. Wlaczyl stojaca na biurku lampe i zlapal za sluchawke. -Berkowitz. Saulman i Little - zaszczebiotal po chwili kobiecy glos. -Poprosze z Davidem Saulmanem. Z tej strony Philip Mercer. Sposrod dziesiatkow prawnikow, z ktorymi mial w zyciu do czynienia. lubil tylko Davida Saulmana. Saulman, w latach pieddziesiatych i szesddziesiatych oficer na statku, doznal tak powaznego urazu reki, ze trzeba bylo ja amputowad. Zmuszony do odejscia z marynarki handlowej, skooczyl studia prawnicze i w ciagu zaledwie kilku lat stal sie ekspertem od prawa morskiego. Trzydziesci lat pozniej jego kancelaria w Miami wspolpracowala z ponad setka prawnikow, a ceny jego porad ksztaltowaly sie na poziomie pieciuset dolarow za godzine. Pomimo swoich siedemdziesieciu pieciu lat Saulman zachowal lotnosd umyslu i mogl imponowad wiedza o statkach i transporcie morskim. -Mercer, co slychad? Nie slyszelismy sie od ladnych para miesiecy. Powiedz jeszcze, ze jestes w Miami i masz klopoty. -Przykro mi, Dave, jestem w Waszyngtonie. Ale faktycznie, mam klopoty. -Tylko nie mow, ze gliny w koocu nakryly cie na pokazywaniu turystom przyrodzenia przed Bialym Domem. -Co ty, nikt nie zwraca uwagi na cos takiego w moim wykonaniu. Dave, co wiesz o statku "September Laurel"? -To rozmowa oficjalna, tak? -Tak, na rachunek NOAA. -NOAA? A wiedza o tym? -Jeszcze nie, ale jesli mam racje, nie beda mied nic przeciwko. -"September Laurel" to jednostka, ktora wczoraj w nocy uratowala te kobiete z NOAA, tak? -Zgadza sie. -Statek nalezy do Ocean Freight Cargo z siedziba w Nowym Jorku, ale wszystkie ich statki zarejestrowane sa w Panamie i maja wloskie zalogi. To taki frachtowiec wloczega, zazwyczaj plywa po polnocnym Oceanie Spokojnym. Niech sobie przypomne, ma jakies sto dwadziescia metrow dlugosci, trzydziesci tysiecy ton wypornosci. Jedyne, o czym warto wspomnied, to udzial w tej akcji ratunkowej. -Dave, musisz go dla mnie sprawdzid. Rodzaje przewozonego ladunku, duze kontrakty, chce tez mied najwazniejsze informacje o armatorze. Kop jak najglebiej. 1 jeszcze jedno: moglbys zdobyd dla mnie informacje na temat wszystkich statkow, ktore zatonely na tych samych wodach co "Ocean Seeker"? -Co sie dzieje w tym twoim pokreconym umysle? -Jeszcze nie wiem i nie za bardzo moge mowid o swoich podejrzeniach. Wiesz moze, jaki wzor na kominie ma "September Laurel"? -Galazki wawrzynu. -Jestes pewien? -Tak. to znak firmowy tego armatora. "August Rose" ma na kominie motyw bukietu roz, a "December Iris"* - irysy. -A wiec to niemozliwe, zeby na jego kominie namalowano czarny okrag z zolta kropka w srodku? -Jesli firma nie zmienila czterdziestoletniej tradycji, to nie. -Dzieki, Dave, mam u ciebie dlug. Przefaksuj mi informacje do domu, tak je odbiore. -Gotowy na mala zgadywanke? - zapytal Saulman. To juz nalezalo do tradycji, odkad poznali sie w 1983 roku na przyjeciu ku czci nielicznych ocalalych pasazerow "Titanica". -Dawaj. -Kto byl ostatnim wlascicielem statku "Queen Elisabeth" i jak zmienil jego nazwe? -C.Y. Tung i nazwal go "Seawise University". Mercer ledwie uslyszal, jak Saulman rzuca pod jego adresem przekleostwo, zanim sie rozlaczyl. Po chwili zaczal przerzucad karteczki obrotowego notatnika w poszukiwaniu numeru telefonu do instytutu oceanograficznego w Woods Hole. -Pora zadzwonid po kolejna przysluge - mruknal, slyszac w sluchawce sygnal polaczenia. -Hejka! - odezwal sie znajomy, niski glos. Mercer natychmiast rozpoznal nonszalancki ton powitania. Tak mogl mowid tylko ktos, kto wychowal sie w Harlemie. -Hej, Spook**, nic laska powiedzied "halo"? -Tylko jeden czlowiek smialby tak do mnie powiedzied. To ty, Mercer? -Nie, z tej strony kapitula Ku-Klux-Klanu z Massachusetts. Zwracamy sie z prosba o skromna darowizne. -Cholera, wiec to ty. Co slychad? Trzy lata temu pewne przedsiebiorstwo gornicze z Pensylwanii zglosilo sie do Mercera w sprawie nieruchomosci, ktora wlasnie zakupilo na polnocy stanu Nowy Jork. Firma miala nadzieje na ponowne uruchomienie kopalni antracytu, z ktorej po raz pierwszy zaczeto wydobywad ten rodzaj wegla w 1890 roku. Podczas wstepnych badao na wpol zalanych sztolni Mercer i niewielka ekipa pracownikow przedsiebiorstwa natkneli sie na lawice zwinnych, ale slepych ryb. Nic widzac u nich podobieostwa do zadnego pospolitego gatunku, Mercer zadzwonil do Woods Hole, zeby zbadali te zmutowane stworzenia. Instytut przyslal na miejsce dwoch biologow morskich i kilku asystentow. Kopalni nigdy nie otwarto, ale badania nad rybami pozwolily mlodemu absolwentowi uniwersytetu, Charle-sowi Washingtonowi, napisad rozprawe doktorska i uzyskad etat w Woods Hole. Mercer nadal mu przydomek Spook nie dlatego, ze mial czama skore. ale z powodu jego milosci do powiesci Stephena Kinga i przerazajacych opowiesci, ktorymi zabawial ekipe podczas pracy w ciemnych tunelach kopalni. -Co dzieo robie sie coraz starszy i wpadam w wieksze dlugi. -Jasny gwint, stary, nie dowiesz sie, co to dlugi, poki nie zobaczysz harmonogramu splaty mojej nowe beemki. -Gdzie sie podziali naukowcy ubrani w marynarki ze skorzanymi latami na lokciach, zle przycietymi brodami, jezdzacy rozklekotanymi saabami? -To dobre dla starych, bialych pierdzieli, a nie dla smuklych i wrednych czarnych braci. Poza tym zdaje sie, ostatnio jezdziles jaguarem. -Tylko na dowod, ze nie jestem starym bialym pierdzielem. -Chrzanisz, ale i tak cie kocham. To nie rozmowka towarzyska, co? -Rok temu z Woods Hole polecial do Mozambiku zespol naukowcow. Mieli badad kolonie krewetek. Slyszales cos o tym? -Nie, ale zaczekaj. Znam kogos, kto slyszal. Mercer slyszal, jak Charles krzyczy do kogos w innego w pokoju. Chwile potem w sluchawce rozlegl sie delikatny kobiecy glos. -Halo? Mowi doktor Baker. -Dzieo dobry, pani doktor, nazywam sie Philip Mercer. Jestem geologiem z USGS. - Mercer uznal, ze oficjalny ton bedzie najlepszy. - Probuje uzyskad informacje na temat wyprawy, w ktorej w zeszlym roku uczestniczyli miedzy innymi pracownicy z Woods Hole. -Tak, Charlie wlasnie mi to powiedzial. Bralam udzial w tej ekspedycji jako kierownik laboratorium. -Czy pamieta pani jakichs rosyjskich naukowcow? Chodzi mi zwlaszcza o mlodego mezczyzne. Niestety, nie wiem, jak mial na imie. -Ma pan pewnie na mysli Walerego Borodina. Podobno byl biologiem, ale wiedzial wiecej o geologii niz o czymkolwiek innym. Wiekszosd czasu spedzal z jedna z dziewczyn z NOAA. Szczesciara. -Dlaczego? -Mam co prawda te swoje szesddziesiat szesd lat, panie Mercer, i czworke cudownych wnuczat, ale moje stare oczy ciagle potrafia docenid meska urode. A Walery Borodin byt bardzo przystojnym mezczyzna. -Wiec mowi pani, ze wiedzial wiecej o geologii niz o czymkolwiek innym? -Dokladnie tak. Gdyby chcial sie pan dowiedzied o nim czegos wiecej, powinien sie pan skontaktowad z ta dziewczyna z NOAA. Nie pamietam, jak sie nazywala, ale jesli da mi pan chwilke, to gdzies sprawdze. -Nie trzeba, pani doktor. I tak naduzylem pani uprzejmosci. Dziekuje pani i prosze tez podziekowad doktorowi Washingtonowi. - Mcrcer rozlaczyl sie i wyciagnal na fotelu. Jeszcze raz przeanalizowal zebrane informacje. Kilka martwych wielorybow. Eksplozja na statku badawczym. Proba zabojstwa jedynego uratowanego rozbitka. Telegram od niezyjacego przyjaciela. Frachtowiec z dwoma roznymi wzorami na kominie. Wloska zaloga mowiaca po rosyjsku. Rosyjski biolog, ktory nie zna sie na biologii i ktory zapewne nie ma nic wspolnego z tym. co sie obecnie dzieje. No i poczatek malego kaca, pomyslal Mercer, patrzac zalosnie na puste butelki. 6 BANGKOK, TAJLANDIA Wielu odwiedzajacych wyspy Oceanu Spokojnego opisuje je jako klejnoty polyskujace wsrod bezmiaru wod, ale kazdy, kto chod raz zobaczyl wyspy Spratly, musial przyznad, ze to tylko garsd zwiru rzucona na oslep w sam srodek Morza Poludniowochioskiego. Wysepki rozrzucone sa na obszarze rownym Nowej Anglii, ale ich calkowita powierzchnia nie przekracza dwoch i pol kilometra kwadratowego. Ponad sto niewielkich wychodni koralowych i atoli nie budzi zadnych emocji, poza tym ze za swoje terytorium uwaza je nie mniej, tylko szesd roznych paostw.Chcac legitymizowad swoje roszczenia, posunely sie nawet do tego, ze ulokowaly na kilku wiekszych wyspach stanowiska ogniowe, a na mniejszych -garnizony. Wysepki te sa tak male. ze w czasie przyplywu zalewa je ocean i zolnierze musza wtedy stad niemal po pas w wodzie. Wietnam zajal dwadziescia pied wysp. Chiny - siedem, Filipiny - osiem, Malezja - trzy, a Tajwan -jedna. Sultan Brunei takze chcialby mied jednakonkretna wysepke, ale ten mikroskopijny kawalek skaly przez ponad szesd miesiecy w roku znajduje sie pod woda. Z poczatku wielu zachodnich obserwatorow drwilo z roszczeo skonfliktowanych nacji, nazywajac je imperializmem biedoty. Jednak starcie zbrojne miedzy okretami Chin i Wietnamu, do ktorego doszlo w marcu 1988 roku i kosztowalo zycie siedemdziesieciu siedmiu zolnierzy wietnamskich i nieujawniona liczbe Chioczykow, zmienilo ich nastawienie. Te dwa ortodoksyjnie komunistyczne paostwa nie starlyby sie ze soba tylko i wylacznie z powodow nieporozumieo terytorialnych czy dumy narodowej. Przyczyna konfliktu byla najbardziej prozaiczna z mozliwych: chciwosd. Od chwili, gdy w polowie lat osiemdziesiatych na poludnie od wybrzezy Wietnamu odkryto rope, paostwa otaczajace basen Morza Po-ludniowochioskiego zaczely wykazywad ogromne zainteresowanie i ciekawosd, jakie jeszcze bogactwa naturalne moga znajdowad sie pod powierzchnia tych cieplych wod. Weglowodory, ogromne obszary polowow ryb, no i oczywiscie polozenie wysp Spratly w samym srodku szlakow morskich, laczacych Ocean Spokojny z Indyjskim, uczynily z nich jedno z najbardziej pozadanych miejsc na kuli ziemskiej. Rzad Indonezji, chcac rozpoczad dialog miedzy bedacymi w sporze stronami, zaprosil je w 1992 roku do Bandungu, miasta polozonego sto kilometrow od Dzakarty. Ministrowie poszczegolnych rzadow przez kilka tygodni prowadzili rozmowy. Chiny obiecaly rozwazyd wspolny rozwoj ekonomiczny regionu wysp, o ile pozostale strony wycofaja sie ze swoich roszczeo. W odpowiedzi Malezja zakupila od Wielkiej Brytanii dwie korwety uzbrojone w pociski samonaprowadzajace. Negocjacje nic nie rozstrzygnely. Od tamtej pory sytuacja tylko sie pogarszala. Wietnam zaczal ostrzeliwad jednostki, ktore zanadto zblizaly sie do wyspy Amboyna Cay, a Malezja umacniala swoja pozycje, budujac lotniska na Tcrumba Layang-Layang. Tajwan zajal kolejne dwie wysepki i umiescil na nich placowki wojskowe. Tajwaoczycy musieli tez stawid czolo chioskiej kanonierce, co niemal doprowadzilo do wojny miedzy tymi krajami. Agresywne dzialania Tajwanu, polaczone z wielkim naplywem gotowki od amerykaoskich i europejskich kompanii naftowych, sklonily rzad Tajlandii do podjecia kolejnej proby pokojowego obnizenia napiecia. Ministrowie szesciu rywalizujacych ze soba krajow oraz przedstawiciele Stanow Zjednoczonych i Rosji spotykali sie wlasnie w Bangkoku na zaproszenie ministra spraw zagranicznych rzadu tajlandzkiego. Negocjacje odbywaly sie w hotelu Shangri-la, przy ulicy Sathon Road, nad brzegiem rzeki Chao Phraya. Rzeka ta przeplywa przez rozlegle dzielnice Bangkoku jak aorta biegnaca przez ludzkie cialo. Za zamknietymi drzwiami nowego centrum konferencyjnego osmiu przedstawicieli swoich rzadow oraz ich doradcy i tlumacze juz od szesciu tygodni pracowali nad osiagnieciem porozumienia. Rozmowy trwaly po dziesied godzin dziennie i wydawalo sie, ze tym razem spotkanie zakooczy sie sukcesem. Przedstawiciel Chin, minister Luijan, gotow byl uznad pelna suwerennosd wysp, jesli Stany Zjednoczone utrzymaja wobec jego kraju klauzule najwyzszego uprzywilejowania. W zamian za to przedstawiciel Stanow Zjednoczonych, podsekretarz do spraw handlu Kenneth Donnelly, otrzymal gwarancje, ze kilka amerykaoskich kompanii naftowych dostanie prawo eksploatowania niektorych zloz w obszarze wysp. Wszyscy delegaci zgodzili sie na takie rozwiazanie, jednak Tajwao-czycy i Rosjanie ciagle podnosili drobne kwestie prawne: grali na zwloke. Porozumienie bylo o krok, ale minister Tren i ambasador Gicnadij Per-czenko ciagle odwlekali zlozenie podpisow koocowych. W ciagu ostatnich tygodni Perczenko zachowywal milczenie, ale tydzieo temu zajal swoje miejsce za okraglym stolem w bogato zdobionej sali i zaczal przemawiad. Od tej chwili zwiekszyl aktywnosd i jego wystapienia nie mialy kooca. Z poczatku minister Luijan myslal, ze Perczenko i Tren probowali zyskad czas w celu wzmocnienia armii tajwaoskiej, ale zdjecia satelitarne i dane wywiadowcze zebrane przez agentow ulokowanych w okolicy baz morskich w Kao-hsiung i Chi-lung nie wykazaly wzrostu sily militarnej. Kenneth Donnelly doszedl w koocu do wniosku, ze Rosjanie chcieli w zamian za ugode ubid na obszarze wysp jakis interes ekonomiczny. Bazujac na dwudziestopiecioletnim doswiadczeniu i dyplomatycznej zrecznosci, Perczenko z obserwatora stal sie osoba dominujaca, gotowa dyktowad warunki. Jeden z czlonkow osobistej ochrony krola zamknal z cichym szczekiem ciezkie drzwi do sali konferencyjnej i nie zdejmujac z ramienia polyskujacego karabinu M-16, zajal miejsce na lewo od negocjujacych. Minister spraw zagranicznych Tajlandii, Prem Vivarya, przerwal na chwile, by pozwolid zgromadzonym w sali politykom usiasd wygodnie i przygotowad sie do porannej sesji. Przed azjatyckimi delegatami postawiono filizanki z delikatnej porcelany, zdobione kwiatami lotosu, do ktorych nalano goracej herbaty. Amerykanie i Rosjanie popijali mocna kawe z pospolitych, bialych kubeczkow, jakie mozna znalezd w hotelach na calym swiecie. Przez lekko przyciemniane szyby sali minister Prem widzial lsniaca wieze hotelu. Za nia sennie rozlewala sie rzeka, po ktorej plywalo mrowie motorowek, barek, taksowek wodnych i dlugich skifow. Nawet tam dawal sie we znaki tlok godzin szczytu. Minister mial nadzieje, ze dzisiejsze negocjacje nie utkna w martwym punkcie jak niektore lodzie na rzece. -Panowie - rozpoczal Prem, a tlumacze zaczeli szeptad do swoich podopiecznych - na wczorajszym spotkaniu przedstawiciel Federacji Rosyjskiej pan ambasador Perczenko przedstawil nam obawy, jakie jego rzad zywi wobec porozumienia tu omawianego. Minister spraw zagranicznych nic kryl oburzenia na stanowisko Rosjan. Perczenko, ciezki i postawny mezczyzna grubo po pieddziesiatce, sciagnal usta w wymuszonym usmiechu. Jako doradca, Perczenko bral udzial w przelomowej konwencji ONZ poswieconej prawu morskiemu zorganizowanej w 1982 roku w Caracas. Na konwencji reprezentowanych bylo ponad sto pieddziesiat paostw, co czynilo z niej najwiekszy tego typu zjazd w historii, wydarzenie na skale globalna. Napisanie dokumentu koocowego zajelo dziewied wyczerpujacych miesiecy i dotyczyl on kazdego zagadnienia zwiazanego z oceanami, od ochrony srodowiska morskiego, po korzystanie z jego zasobow; od wolnego przeplywu statkow, po gornictwo podmorskie. Na koniec dokument zostal podpisany przez kazdego przedstawiciela, a mimo to sukces konwencji nie trwal dlugo, gdyz Kongres Stanow Zjednoczonych odmowil wprowadzenia w zycie postanowieo. Chociaz konwencja okazala sie fiaskiem, dala Perczencc najlepsza z mozliwych lekcje prawa morskiego. Teraz korzystal z tej wiedzy podczas negocjowania porozumienia. A raczej, by je odwlec. Po wstepnych uwagach ministra Prema, ambasador Federacji Rosyjskiej rozpoczal dziesieciogodzinny monolog, ktory przerwal tylko na jednogodzinny lunch. Przemowa, chod przemyslana, nie miala zadnego zwiazku z przedmiotem dyskusji. Perczenko rozprawial o historycznych problemach z suwerennoscia tego rejonu, siegajac wstecz ponad sto lat; i chociaz konflikt wokol wysp Spratly istotnie wynikal takze z historycznych podzialow, omawiano je do znudzenia podczas wczesniejszych spotkao. Nie zachodzila wiec potrzeba ponownego poruszenia tych kwestii. Gdy tylko reszta delegatow zdala sobie sprawe z tego. ze Perczenko znow probuje grad na zwloke, szybko wyciszyli w sluchawkach glosy tlumaczy i obserwowali pustym wzrokiem cienie, ktore przesuwaly sie po pokoju wraz z uplywem godzin. Byl to trzeci dzieo, ktory mijal pod znakiem monologow Perczenki, tak samo bezsensowny jak poprzednie dwa. O osiemnastej minister Prem grzecznie przerwal Rosjaninowi. -Panie ambasadorze, robi sie pozno. Szef hotelowej kuchni poinformowal mnie, ze dzisiejsze potrawy nie moga zbyt dlugo na nas czekad, wiec najlepiej bedzie, jesli teraz przerwiemy spotkanie i wznowimy je jutro rano. -Naturalnie, panie ministrze. - Perczenko zmusil sie do usmiechu. Mimo tylu godzin przemawiania, w przeciwieostwie do reszty uczestnikow nie zdradzal najmniejszych oznak dyskomfortu lub znudzenia. Delegaci wstali pospiesznie i wyszli z sali. Perczenko pozostal i ostentacyjnie zapalil cienkie holenderskie cygaro. Podsekretarz stanu do spraw handlu Donnelly poklepal przyjaznie Rosjanina po ramieniu, ale wielka reka Teksaoczyka zniknela w miekkich miesniach ambasadora. -Do zobaczenia na kolacji, wspolniku. Perczenko zaczekal, az wszyscy opuszcza sale, i dopiero wtedy skrzywil sie bolesnie, probujac rozmasowad obolale ramie. -Pieprzony kowboj - mruknal pod nosem. Szybko wyszedl z hotelu, rezygnujac z kolacji, co zreszta zazwyczaj robil. Wezwal gestem taksowke rzeczna, podal chlopcu hotelowemu cel podrozy, a ten z kolei przetlumaczyl go ubranemu w liberie sternikowi lodzi. Ambasador ostroznie wszedl na poklad siedmiometrowej lodzi motorowej i rozparl sie na szerokim siedzisku, tuz za pracujacym na jalowym biegu silnikiem. Sternik wlaczyl sie do gestego ruchu na rzece, skierowal na polnoc i przeplynal obok hotelu Oriental, pieknego budynku w stylu wiktoriaoskim, ktory, tak jak hotel Shepherds w Kairze czy Mount Nelson w Cape Town, przypominal o poteznym i rozleglym Imperium Brytyjskim. Motorowka, rozwijajac zawrotna szybkosd, omijala inne lodki z lekkoscia rasowego rumaka. Barki przycumowane do nadbrzezy, po cztery lub pied, tworzyly dla samych siebie zatloczone sasiedztwo. Liczne kanaly, ktore niegdys wrzynaly sie gleboko w miasto, dzieki czemu Bangkok nazywano Wenecja Wschodu, zniknely, zmienione w zapchane samochodami ulice. Jednak roznorodnosd Bangkoku ciagle widoczna byla z rzeki: bogactwo pietrzylo sie blyszczacymi budowlami, a skrajna nedza chowala sie w skleconych z patykow i kawalkow blachy budach, upchnietych gdzies miedzy warsztatami a magazynami. Na rzece ostry zapach wody sprawial, ze prawie nie czulo sie odoru cuchnacej chmury zanieczyszczeo, ktora jak calun okrywala miasto. Sprawcami byly zaklady przemyslowe, liczne ze wzgledu na tania sile robocza, oraz samochody, w liczbie porownywalnej z tymi z Los Angeles albo Meksyku. Lodz smignela pod mostem, na ktorym samochody i trzykolowe taksowki, zwane tuk-tuk, staly w dlugich kolejkach jak koraliki nanizane na sznurek. Po chwili przemkneli obok Wat Arun, czyli Swiatyni Brzasku, w ksztalcie scisnietego stozka, typowego dla tutejszej architektury sakralnej. Ostatnie promienie slooca odbijaly sie od jej zloconych scian. Taksowka rzeczna minela zamek krolewski. Swiatynie Szmaragdowego Buddy i Wat Po. Im bardziej zmierzali ku polnocy, tym bardziej miasto tracilo swoj nowoczesny charakter, a wplywy Zachodu byly coraz mniej widoczne. Domy i kamienice staly tak blisko siebie, ze doslownie opieraly sie jeden o drugi. Wydawalo sie, ze jesli jeden z nich sie zawali, pociagnie za soba reszte jak domino. W koocu dotarli do Royal River, jedynego porzadnego hotelu na zachodnim brzegu rzeki. Nowoczesny obiekt zyskal sobie dobra renome wsrod turystow z Europy i Australii. Goscie hotelowi siedzieli grupkami wokol bialych stolikow na tarasie. Mieli na sobie szorty i rozpiete koszule ostro kontrastujace krzykliwymi barwami z ich spalona sloocem skora. Gienadij Perczenko wstal i powlokl sie w strone burty lodzi. Zignorowawszy wyciagnieta dloo portiera, wygramolil sie na pomost i po angielsku oraz lamanym tajskim kazal sternikowi czekad. Szybko podszedl do kierownika sali nadbrzeznego baru. Byl nim mezczyzna w smokingu o twarzy znaczonej sladami po ospie lub tradziku i wlosach gladko zaczesanych do tylu. -Nie mamy jeszcze zadnych informacji, powinienes czekad - powiedzial cicho, ledwie poruszajac ustami, po czym zaprowadzil Rosjanina do jedynego wolnego stolika Perczenko zjezyl sie, slyszac polecenie z ust czlowieka, ktory nie liczyl sie w swiecie agentow; bezwartosciowy smied, nie brali go w ogole pod uwage, nic soba nie przedstawial. Mimo to wiedzial, ze tamten ma racje. Musial czekad. Gdy szczupla kelnerka postawila przed nim rum, Perczenko zaczal po raz setny od przyjazdu do Bangkoku zastanawiad sie, jak zostal wplatany w te sprawe. Za czasow radzieckiego rezymu byl odnoszacym sukcesy dyplomata, funkcjonariuszem o ugruntowanej pozycji, ktory pewnego dnia mogl zo- stad czlonkiem gabinetu. Wielki przewrot i upadek rzadu oraz utworzenie Federacji Rosyjskiej obrocily wniwecz jego plany i zrujnowaly kariere. Gwaltowna fala zmian, ktora niczym tsunami przetoczyla sie przez jego ojczyzne, wyrzucila go na brzeg jak rozbitka. Dawni przyjaciele z Polit-biura znikneli, inni tak szybko zmieniali orientacje polityczna, ze sami nie wiedzieli juz, w co wierza. Gienadij patrzyl, jak kolejne zadania otrzymuje ktos inny, stare kumoterstwo zastapil twardszy, ale bardziej subtelny system politycznej protekcji. On stal z boku, a inni pieli sie w gore i zbierali zaszczyty. Wlasnie wtedy na horyzoncie pojawila sie pomocna dloo, ktora wyciagnela go z niebytu. Poniewczasie zdal sobie sprawe, ze to dloo samego szatana, pulkownika Iwana Kerikowa, szefa Departamentu 7. KGB, czyli Wydzialu Operacji Naukowych. Kerikow pozostawal tajemnicza postacia w mrocznym swiecie wywiadu; do znajomosci z nim nikt sie nie przyznawal, jednak lista tych, ktorzy sie go bali, byla bardzo dluga. Miesiac przed ogloszeniem rozpoczecia negocjacji w Bangkoku Kerikow zaprosil Perczenke do swojego biura mieszczacego sie w zwyklym budynku w poblizu hotelu Moskwa, z dala od kwatery glownej KGB. Poinformowano go o zblizajacym sie spotkaniu i dano wybor: uczestniczy w rozmowach jako agent Kerikowa albo pozegna sie z jakakolwiek posada w sluzbie zagranicznej. Perczenko nie pytal, skad Kerikow wie o planowanych negocjacjach, nie wnikal tez, co w tym wypadku rozumie pod slowem "agent". Po prostu zgodzil sie i zaczal przygotowania do wyjazdu. Pied tygodni pozniej zwierzchnik Perczenki w Ministerstwie Spraw Zagranicznych poinformowal go, zc bedzie przedstawicielem Federacji na spotkaniu w Tajlandii. Gienadij z niewinna mina zapytal, czy Kerikow ma dla niego jeszcze jakies polecenia. Szef rzucil mu wtedy jadowite spojrzenie, po czym zaprzeczyl, by kiedykolwiek slyszal o jakims Keri-kowie. O zasiegu wladzy Kerikowa Gienadij przekonal sie, gdy w Bangkoku ambasador Tajwanu wzial go na strone i powiedzial, ze on tez pracuje dla Kerikowa i czeka na rozkazy swojego rosyjskiego odpowiednika. Wtedy Perczenko zaczal sie obawiad o swoje zycie. Zaaranzowanie jego wyjazdu na konferencje to jedno, ale wiele wskazywalo, ze Kerikow ma kontrole takze nad ludzmi spoza Federacji Rosyjskiej. Perczenko nie potrafil i nie chcial zrozumied, o jaki rodzaj zaleznosci chodzi. Z poczatku jego zadaniem bylo uczestnictwo w kolejnych spotkaniach i uwazne sluchanie, ale tydzieo temu sytuacja ulegla zmianie. Kerikow skontaktowal sie z nim przez kierownika sali i polecil odwlec podpisanie porozumienia. Perczenko nie uslyszal zadnych wyjasnieo, a strach przed Kerikowem, ktory zdazyl juz w nim zakielkowad, nie pozwolil nawet o nie poprosid. Skoro Iwan Kerikow chcial, by rozmowy w Bangkoku przedluzaly sie, to Gienadij Perczenko o to zadba. Odwlekal wiec podpisanie porozumienia wszelkimi sposobami i czekal na pytania ze swojego Ministerstwa Spraw Zagranicznych. Ta cisza, jak przypuszczal, byla kolejnym przejawem wplywow Kerikowa. Perczenko mogl z latwoscia zniesd presje, wywierana na niego przez innych delegatow, a pomoc ambasadora Tajwanu jeszcze bardziej mu to ulatwiala. Jednak brakowalo mu jasnosci co do planow Kerikowa. Jak dlugo mial blokowad negocjacje i w jakim celu? Przygladajac sie, jak mezczyzna w smokingu przeciska sie miedzy zatloczonymi stolikami, by znalezd miejsce dla holenderskich turystow, Perczenko zdal sobie sprawe, ze tu nie znajdzie odpowiedzi na dreczace go pytania. -Tak - mruknal pod nosem - musze zaczekad. 7 MOSKWA Pulkownik Iwan Kerikow odwrocil ciezkie, beznamietne spojrzenie od twarzy mezczyzny, ktory siedzial po drugiej stronie biurka; przypalil tlacym sie petem wcisnietego miedzy waskie wargi papierosa. Zaciagnal sie, zdusil niedopalek w przepelnionej popielniczce i znow przygladal sie mezczyznie, a ten blady jak plotno zdawal sie kurczyd pod wplywem jego wzroku.Kerikow ocenial swojego goscia, obserwujac go przez chmure gryzacego dymu. Chociaz nigdy wczesniej sie nie spotkali, wiedzial, ze jest ulepiony z tej samej gliny, co wielu jemu podobnych, ktorzy ugrzezli w biurokracji ksiegowych, czul wiec, ze dobrze go zna. Audytor nosil mundur majora z KGB, ale niezbyt dobrze skrojony, bo zwisal luzno z jego szczuplych ramion i zle lezal na zapadnietej klatce piersiowej. Nieliczne odznaczenia mialy raczej usprawiedliwiad noszenie munduru niz swiadczyd o zaslugach ich wlasciciela. Kerikow byl pewien, ze gdyby rosyjscy lekarze nie opanowali wprost perfekcyjnie sztuki zabiegow okulistycznych, ten czlowiek nosilby teraz okulary o szklach jak denka butelek. Przypomnial sobie z obrzydzeniem slaby uscisk dloni ksiegowego; mial wrazenie, ze sciskal torbe pelna wnetrznosci. Kerikow nie czul sie zaskoczony, gdy mezczyzna godzine wczesniej przedstawil sie jego sekretarce. Wlasciwie oczekiwal generalnego audytu Centralnego Biura KGB, ktorego zapowiedzia byl jego gosd. Mial on tylko przetrzed szlak dziesieciu albo i wiecej jemu podobnym szczurom; kontrolerzy przewertuja sprawozdania budzetowe, rozochoceni jak psy goocze, ktore wpadly na swiezy trop. Audyt wisial nad nim od dawna. Po upadku Zwiazku Radzieckiego przeswietlano wszystkie obszary dzialalnosci rzadowej. Budzety, ktorym w czasach Brezniewa i Andropowa hojnie przydzielano srodki paostwowe, za Gorbaczowa i Jelcyna znacznie ograniczono, zaczeto tez bardziej kontrolowad wydatki. Kazdy rubel, kazda kopiejka musialy zostad zaksiegowane i wydane zgodnie z przeznaczeniem. Nie mogly pojawid sie rozbieznosci w rozliczeniach. Kiedy i oni padali ofiara audytorskich pior. dowodzilo to, ze KGB byla ostatnia z wielkich organizacji, ktore zachowaly resztki swojej potegi. Kerikow juz pol roku wczesniej otrzymal informacje, ze zespoly audytorow bardzo interesuja sie finansami jego wydzialu. Departamentu 7. Zapewne zupelnie przypadkowo kontrola wypadla akurat wtedy, gdy mial spore wydatki, i wlasnie z nich musial teraz wytlumaczyd sie chudemu majorowi, siedzacemu po drugiej stronie biurka. Audytor grzebal w aktowce ze sztucznej skory, a Kerikow wspominal w duchu lepsze czasy, gdy jego Wydzial Operacji Naukowych cieszyl sie wieksza swoboda. Zadaniem stworzonego przez samego Stalina - w okresie chaosu wielkiej wojny ojczyznianej, prowadzonej przeciwko nazistom - Departamentu 7. bylo zabezpieczenie zdobytych na wrogu technologii na potrzeby armii sowieckiej. Gdy sily radzieckie ruszyly w kierunku Niemiec, wyzwalajac kolejne zaklady i laboratoria, towarzyszacy im oficerowie nowo powstalego Wydzialu Operacji Naukowych dbali o to, by tajne projekty nie ulegaly zniszczeniu i zostaly bezpiecznie przetransportowane do Odessy, ogromnego centrum lezacego w poblizu portu nad Morzem Czarnym. Jesli agenci Departamentu 7. uznali, ze zdobyta fabryka jest z jakichs wzgledow obiektem niezwyklej wagi, to na ich rozkaz wszystkie budynki rozbierano, pakowano i wysylano do Rosji, nierzadko z calym personelem, ktory traktowano jak niewolnikow. W taki wlasnie sposob spod Berlina wywieziono zaklady produkcji deuteru, ktore po dostarczeniu na miejsce zmontowano, dzieki czemu Rosja zdobyla pierwsze zrodlo ciezkiej wody. skladnika niezbednego do produkcji bomby atomowej. Znajdujace sie pod Warszawa zaklady produkujace cyklon B, wykorzystywany w obozach zaglady gaz paralizujacy, przewieziono do odleglego miejsca na Uralu, gdzie je zmontowano i uruchomiono produkcje broni gazowej, gromadzac jej zapasy az do lata 1945 roku. Oficerowie Departamentu 7. zajeli takze warsztaty Heinkla w chwili, gdy pracownicy niszczyli zgromadzone wyniki badao. Dokumentacja i przechwycone modele pozwolily opracowad prototyp samolotu MiG-15, pierwszego sowieckiego mysliwca odrzutowego. Jako ze Penemunde, w ktorym miescily sie zaklady i poligon doswiadczalny niemieckich rakiet, zostalo wyzwolone przez aliantow, Departament 7. stracil okazje przejecia technologii rakietowej. Nie przeszkodzilo to jednak oficerom Wydzialu Operacji Naukowych dotrzed do wielu wybitnych naukowcow i projektow, nad ktorymi pracowali dla Rzeszy. Jednak najwieksze niespodzianki przyszly wraz z okupacja Berlina. Podczas gdy alianci zajeci byli tropieniem w miescie zbrodniarzy wojennych, Sowieci szukali tajemnic. W sejfie znalezionym w domu inzyniera pracujacego w zakladach lotniczych Messerschmitta odkryto sklad chemiczny oleju syntetycznego, niezbednego do prawidlowego dzialania silnikow turboodrzutowych. Zapiski w pamietniku jednego z dyrektorow fabryk Kruppa ujawnily klucz do stworzenia stopu metali, z ktorego Niemcy robili dysze rakiet V-2. Departament 7. wysylal tajne projekty do Rosji, dajac radzieckim naukowcom gotowe fabryki, by mogli wykorzystywad je na potrzeby Armii Czerwonej. Do lata 1952 roku calosd zdobytej niemieckiej technologii zostala poddana gruntownemu sprawdzeniu, po czym wiele elementow wdrozono do produkcji. Odrzucono jedynie niewielka czesd, jako malo przydatna. Po zakooczeniu pierwszej, najwazniejszej misji szef Departamentu 7. Borys Ulinicw postanowil zmienid cele dzialania tej komorki KGB. Wydzial Operacji Naukowych byl agencja pasywna. Nie mial agentow w potocznym tego slowa znaczeniu, nie zajmowal sie tez niczym specjalnym. Uliniew postanowil to zmienid. Departament 7. zawsze mial do czynienia z technologia znacznie wyprzedzajaca swoj czas. wiec Ulinicw zaczal przygotowywad operacje, ktorych plon mozna by zebrad dopiero w odleglej przyszlosci. Majac do dyspozycji miliony rubli, ktore zapewnial mu rzad radziecki, polecil osmiuset swoim naukowcom, by skupili wysilki na znalezieniu metody przeskoczenia obecnej technologii i opracowaniu urzadzeo o wiele bardziej zaawansowanych niz wszystko to, co widnialo na deskach kreslarskich owczesnego swiata. Podobnie jak zespol "Skunk Works"* Kelly'ego Johnsona w zakladach lotniczych Lockheeda, ktory opracowal samolot szpiegowski SR-71, na dlugo wczesniej nim pojawily sie materialy niezbedne do jego produkcji, tak samo Wydzial Operacji Naukowych rozpoczal projektowanie i testowanie pierwszych wieloglowicowych pociskow balistycznych na dlugo przed stworzeniem Sputnika. Jeden z teoretykow Departamentu 7. doslownie otarl sie o odkrycie wlokna weglowego, a zespol ekspertow zaczal prace nad plytkami obwodow drukowanych do komputerow w czasach, gdy reszta swiata ze zdumieniem rozwodzila sie nad potega lamp prozniowych. Jeden projekt w szczegolnosci stal sie oczkiem w glowie Borysa Uli-niewa, a w konsekwencji potencjalnym zrodlem triumfu Iwana Kerikowa. Projekt przedstawiony przez mlodego geologa Piotra Borodina byl najsmielszy ze wszystkich, ktorymi zajmowal sie Departament 7. Bez watpienia mogl stanad w szranki z najwiekszymi osiagnieciami ludzkosci. Poczatki przedsiewziecia pod kryptonimem "Kuznia Wulkana" siegaly 25 czerwca 1946 roku, gdy na atolu Bikini przeprowadzone zostaly przez Amerykanow pierwsze podwodne testy nuklearne, bedace czescia operacji "Crossroads". Dopiero w roku 1950, czyli w cztery lata po zakooczeniu prob, wyniki testow dotarly do Departamentu 7., wykradzione przez agentke, ktorej udalo sie uwiesd jednego z laborantow z poligonu doswiadczalnego w White Sands w Nowym Meksyku, gdzie znajdowaly sie tysiace dokumentow i gdzie przechowywano tony probek. Piotr Borodin wplatal sie w sprawe szczesliwym zbiegiem okolicznosci, gdy kolega wspomnial mu, ze proby nuklearne na atolu Bikini doprowadzily do powstania nieznanego dotychczas stopu metali. Miody naukowiec szybko dostal obsesji na punkcie tej informacji, posunal sie nawet tak daleko, ze pod koniec 1951 roku poprosil o potajemny rekonesans okolic Bikini w lodzi podwodnej, by pobrad probki piasku, wody i szczatki po siedemdziesieciu czterech amerykaoskich statkach, celowo zatopionych w ramach prob. Jeszcze przez poltora roku Borodin opracowywal dokumentacje, az w koocu gotow byl zaprezentowad swoj dalekosiezny plan szefowi Departamentu 7. Wydawalo sie, ze jego zalozenia pasowaly jak ulal do nowego kierunku dzialao, ktory mial obrad Wydzial Operacji Naukowych. Faza wstepna "Kuzni Wulkana" wymagala zdetonowania bomby atomowej gleboko pod powierzchnia Oceanu Spokojnego. Jako ze wszelkie materialy nuklearne znajdowaly sie pod bezposrednia kontrola wojska, Uliniew nakazal swojemu zespolowi potajemnie taka broo zbudowad. Trwalo to ponad rok. W tym czasie Departament 7. zarejestrowal duza fikcyjna korporacje, z ktorej na rozne konta w Europie i Azji wyciekaly pieniadze. Jednak dopiero wiosna 1954 roku operacja "Kuznia Wulkana" mogla sie rozpoczad. Po wykonaniu pierwszego ruchu nalezalo czekad juz tylko na matke nature. Trwalo to czterdziesci lat. Minely czasy zimnej wojny, nastapilo otwarcie Europy Wschodniej na Zachod, upadl Zwiazek Radziecki. Borys Uliniew umarl, na jego miejsce przyszedl ktos inny, kto tez zostal wkrotce zastapiony, i tak dalej, az w koocu na czele znacznie ograniczonego departamentu stanal Iwan Kerikow. Ze wszystkich projektow uruchomionych w latach pieddziesiatych przez Uliniewa, tylko operacja "Kuznia Wulkana" pozostawala realnie wykonalna. Niestety, zniknela przyczyna, dla ktorej powolano ja do zycia. Potezne zmagania komunizmu z kapitalizmem odeszly w przeszlosd, a koszty wyscigu zbrojeo z lat osiemdziesiatych XX wieku rzucily Zwiazek Radziecki na kolana. Chociaz Rosjanie dzielnie starali sie dotrzymad kroku w produkcji broni konwencjonalnej i nuklearnej, ogloszenie przez Reagana rozpoczecia programu "Gwiezdnych Wojen" oznaczalo poczatek kooca rosyjskiego imperium, ktore wobec tej inicjatywy moglo tylko skapitulowad. Ameryka zaplacila za zbrojenia czteroletnia recesja, Rosja swoim istnieniem. Krok za krokiem Rosja zaczela sie wycofywad. Zmniejszono pomoc dla Kuby, by wkrotce calkowicie ja wstrzymad. Wycofano wojska z okupowanego przez pieddziesiat lat Berlina, a rosyjskie linie lotnicze Aeroflot zawiesily wiekszosd polaczeo miedzynarodowych. W samej Rosji zlikwidowano wiele departamentow i wstrzymano sporo programow rozwojowych. Nalezace do paostwa kopalnie diamentow w Ajchale na Syberii zostaly dyskretnie sprzedane londyoskiemu konsorcjum. Programy budowy bombowca Blackjack, MiG-a-29 Fulcrum i lotniskowca trafily na polke. Oficerowie popelniali samobojstwa, dla swych rodzin bowiem wiecej byli warci martwi niz zywi. Liczbe etatow w KGB obcieto o ponad polowe. Smiale projekty, takie jak na przyklad "Kuznia Wulkana", nie znalazly miejsca w nowej rzeczywistosci. Przez pierwsze cztery lata na stanowisku szefa Wydzialu Operacji Naukowych, jeszcze przed upadkiem Zwiazku Radzieckiego, Kerikow z czystego patriotyzmu i poczucia obowiazku czuwal nad "Kuznia Wulkana". Teraz jednak, gdy wszystko to, w co wierzyl, odeszlo w niebyt, ze zwyklego wyrachowania pulkownik zaczal chronid projekt przed kontrolerami. Postanowil ukrasd "Kuznie Wulkana" dla siebie w sposob rownie genialny, jak genialnie czterdziesci lat wczesniej opracowal go Piotr Borodin. Czas, ktorego jeszcze niedawno Kerikow mial az nadto, biegl teraz niezwykle szybko. Propozycja rozpoczecia negocjacji w Bangkoku wydawala sie darem losu, jednak koniecznie trzeba bylo opoznid rozmowy, chodby za cene pokaznych lapowek dla ambasadora Tajwanu i Giena-dija Perczenki oraz jego zwierzchnika w Ministerstwie Spraw Zagranicznych. Departament 7. z trudem radzil sobie z takimi wydatkami. Kerikowo-wi udawalo sie zwodzid audytorow przez dlugie miesiace, w koocu jednak sie zjawili, a jeden z nich siedzial w jego gabinecie i zadawal niewygodne pytania. -Ach, tu jestescie. - Kontroler wyciagnal z aktowki plik notatek. - Wyglada na to, ze cztery lala temu paoski wydzial pokryl koszty remontu statku chlodni "August Rose". Dwadziescia siedem milionow dolarow. Z pisemnego oswiadczenia brygadzisty stoczniowego wynika, ze sonar zamontowany na tej jednostce jest o wiele lepszy niz systemy, jakie widzial na naszych strategicznych lodziach podwodnych. Moze pan to wyjasnid? Kerikow czul z tylu glowy, jak wzrasta mu cisnienie, z sila grozaca rozsadzeniem czaszki. W czasie wyposazania statku w nowoczesny sprzet podjeto niespotykane srodki bezpieczeostwa, a jednak widzial czarno na bialym relacje z tych prac. Petla presji czasu, ktora czul jeszcze przed chwila, zacisnela sie na jego szyi. -Mam tu cos, co wiaze sie istotnie z ta sprawa - powiedzial, otwierajac goma szuflade biurka. Kontroler pochylil sie na krzesle. W oczach pojawilo sie niecierpliwe oczekiwanie. W polautomatycznym pistolecie byla tylko jedna kula, ktora Kerikow przeznaczyl dla siebie, gdyby kiedykolwiek zaistniala taka potrzeba. Pocisk wyzlobil w czole ksiegowego idealnie okragly otwor, po czym rozbryzgal zawartosd jego czaszki na scianie i drzwiach za opadajacym bezwladnie cialem. Pulkownik poszperal w biurku, az w koocu znalazl niewielkie pudelko z nabojami. Zaladowal jeden do pistoletu i odlozyl broo z powrotem do szuflady. Dopiero wtedy nacisnal znajdujacy sie na czarnym telefonie guzik interkomu. -Tak, panie Kerikow? - uslyszal glos swojej sekretarki. -Mala zmiana planow, Anno. - Przypalil papierosa. - Poinformuj Evada Lurbuda, ze majak najszybciej przybyd do Kairu. Zdaje sie, ze ciagle przebywa w mojej daczy. Zarezerwuj mi tez najblizszy lot do Bangkoku. Polece na paszport Johanna Kreigera. -A co z ksiegowym z KGB? - zapytala Anna. Z tonu jej glosu wywnioskowal, ze slyszala strzal. -Odpocznie tu sobie jakis czas. Gdy tylko skontaktujesz sie z Lurbu-dem i zarezerwujesz mi bilet na samolot, opusd budynek. Kiedy beda cie przesluchiwad, powiedz, ze wyszlas troche wczesniej na lunch i nie masz o niczym pojecia. Powodzenia, Anno. I - zegnaj. -Rozumiem. - Jesli byla rozczarowana, ze ich czteroletni romans wlasnie sie zakooczyl, nie dala tego po sobie poznad. Kerikow przejrzal jeszcze tajne dokumenty znajdujace sie w sejfie sciennym i wyciagnal kilka, ktore pewnego dnia mogly okazad sie uzyteczne badz cenne. Wchodzac na poklad samolotu do Bangkoku, wiedzial, ze juz nigdy nie wroci do Rosji. 8 OCEAN SPOKOJNY Walery Borodin usiadl gwaltownie na koi. W jego gardle uwiazl stlumiony krzyk. Cialo mial mokre od potu, ciemne wlosy lepily sie do czola, a serce walilo jak oszalale w unoszonej ciezkim oddechem piersi, gdy probowal zachowad spokoj.Prawie dwie minuty zajelo mu uswiadomienie sobie, ze nie jest juz szescioletnim chlopcem ze snu, w ktorym pozbawione twarzy postacie w mundurach informuja, ze jego ojciec zginal w wypadku, do jakiego doszlo w laboratorium. Byl juz doroslym mezczyzna i szanowanym naukowcem. A jednak wydawalo mu sie, ze w przytulnej kajucie statku "August Rose" ciagle rozlegaja sie ciche pojekiwania jego matki. Ten sen dreczyl go od dnia tamtych wydarzeo. Budzil go niemal kazdej nocy, ale Walery zachowywal spokoj, bo tuz obok, w drugim pokoiku ich maleokiego mieszkania w Kijowie - Wydzial operacji naukowych pozwolil zachowad je po tragedii w ramach rekompensat)' - upust swojej rozpaczy dawala matka. To bylo dla niego najgorsze: musial dusid w sobie krzyk; musial go poskramiad, hamowad, zeby nie niepokoid matki. Rosjanie manifestuja zalobe otwarcie na zewnatrz, zarliwie, on jednak nie mogl jej wyrazid. Nie chcial tez, by jego bol wzmagal cierpienie matki. Gdy wiele lat pozniej opowiadal te historie, zawsze spotykal sie ze wspolczuciem sluchajacych. Nie wzbudzal jednak ich zrozumienia. Zamiast tego podswiadomie czul, ze zdaniem ludzi cos jest z nim nie tak, ze ma jakas skaze na charakterze. Dopiero w zeszlym roku w Mozambiku Borodin poznal kogos, kto go zrozumial. Ta mloda Amerykanka tez stracila jednego z rodzicow w dzieciostwie. Zsunal nogi z waskiej koi w swojej prywatnej kajucie. Gdyby rzad radziecki nie rozwinal w nim innych zainteresowao, Walery bez watpienia zrobilby kariere w balecie. Byl dobrze umiesniony, ale bez grama zbednego tluszczu. Tak idealnie wyrzezbionej sylwetki nie zapewnia godziny spedzone na silowni, tylko blogoslawieostwo genetycznego dziedzictwa. Przeczesal palcami wlosy, odgarniajac je z czola, ale natychmiast gesty kosmyk wrocil znow i zawisl nad prawym okiem. Koszmarny sen, nekajacy go w dzieciostwie, powrocil w zeszlym roku w gabinecie Iwana Kerikowa. Mlody Borodin nigdy wczesniej nie slyszal o tym czlowieku, ale on znal go dobrze. Walery dowiedzial sie, ze pulkownik jest szefem departamentu, w ktorym pracowal jego niezyjacy ojciec, a takze tego, iz Wydzial Operacji Naukowych interesowal sie nim przez wiele lat i kilka razy nawet mu pomogl. Gdy z niedowierzaniem probowal przetrawid te informacje, szef wydzialu ujawnil kolejna rewelacje. Kerikow wcisnal guzik brzeczyka i do pokoju wszedl mezczyzna. Walery ledwie slyszal slowa pulkownika, ktory przedstawial mu Piotra Borodina. Minione trzydziesci lat postarzyly ojca, dorzucajac mu pare kilogramow wagi, przybylo tez siwizny na brodzie i w rozwianych wlosach. Pozostal jednak tym mezczyzna, ktory spogladal ze zdjecia wiszacego nad kuchennym stolem w mieszkaniu matki. Tamtej nocy, po raz pierwszy od czasow dzieciostwa, Walerego nawiedzil ten sen. Dopiero podczas nastepnego spotkania mlody Borodin pozbieral sie na tyle, by wysluchad tego, o czym rozmawial jego ojciec z Kerikowem. Wiele lat temu Piotr Borodin sfingowal swoja smierd ze wzgledow bezpieczeostwa. Prowadzone przez niego badania byly tak tajne, ze tylko rownie drastyczne srodki mogly zapewnid jemu i projektowi ochrone. Po tym, jak w lecie 1963 roku wiekszosd jego wspolpracownikow stracono w trybie przyspieszonym, Borodin pracowal sam, nadzorujac tajny eksperyment. Kerikow wyjasnil, ze teraz potrzebuja nowego zespolu naukowcow, ktorzy dopilnuja realizacji koocowego etapu projektu. Czy Walery zgodzilby sie przylaczyd do ekipy jako zastepca szefa? Mlody Borodin pracowal wtedy w Paostwowym Biurze Energetyki i zajmowal sie badaniem potencjalu poteznych rosyjskich rezerw metanu, ktore zalegaly pod powierzchnia wiecznej zmarzliny zachodniej i srodkowej Syberii. Jego wyksztalcenie geologiczne bylo tak samo solidne, jak wszystkich innych mlodych rosyjskich naukowcow, ktorych wartosd wyznaczaly osiagniecia i wyniki badao, a nie bezmyslne powtarzanie partyjnych dogmatow. Walery wyrazil zgode na dolaczenie do zespolu dopiero po uzyskaniu zapewnienia, iz o jego wyborze zdecydowaly przeslanki merytoryczne, a nie rodzinne koneksje. Jednak kategoryczny ton, jakim Piotr Borodin odrzucil te insynuacje, dotknal bolesnie Walerego. Zabrzmialo to tak, jakby nic przyznawal sie do wlasnego syna. Dwa tygodnie po tych pierwszych spotkaniach pod przykrywka udzialu w ekspedycji biologicznej Walery wyjechal na urlop do Mozambiku. Mial czas na rozgrzanie ciala po wielu miesiacach spedzonych na Syberii i na przygotowanie sie do pracy, ktora go czekala. Od tamtego momentu to. co robil, bylo pasmem nieprawdopodobnych dzialao. Kerikowowi udalo sie pozyskad kilka najwybitniejszych umyslow Federacji Rosyjskiej i oddad do ich dyspozycji najnowoczesniejsza technologie. Walery wciagnal na siebie amerykaoskie dzinsy i zielony T-shirt. Minela polnoc, ale wiedzial, ze i tak nie zasnie do rana. Okretowy kambuz, znajdujacy sie o jeden poklad nizej od jego kajuty, swiecil pustkami, ale duzy dzban kawy na stole byl ciagle podgrzewany. Walery napelnil bialy kubek i ostroznie pociagnal lyk mocnej, gorzkiej cieczy. Kiwnawszy glowa kuchcikowi, ktory halasliwie zmywal naczynia w kuchennym zlewie, skierowal sie ku newralgicznej czesci "August Rose". Masowiec oznaczony symbolem UT-20 zbudowalo przedsiebiorstwo Hitachi-Zosenm w 1979 roku, a przerobiony zostal na chlodnicowiec w roku 1983, gdy kupila go firma Ocean Freight Cargo. Trzydziesci dwa tysiace metrow szesciennych przestrzeni ladunkowej zmniejszono o niemal jedna trzecia, by zrobid miejsce na sprzet chlodniczy i specjalne urzadzenia, niezbedne podczas transportu mrozonych produktow. Remont zostal dobrze udokumentowany przez japooska stocznie, przeprowadzajaca prace, przez firme ubezpieczeniowa oraz przez bank fioski, obslugujacy wiekszosd kredytow udzielonych nabywcy statku. Kolejny remont "August Rose" trzymano w tajemnicy. Na wiosne 1990 roku statek spedzil siedem tygodni w bezpiecznym suchym doku we Wladywostoku. Z wygladu ciagle przypominal jednostke, ktora zawsze byl: ladownosd dwadziescia tysiecy ton, dlugosd sto pieddziesiat metrow, nachylony pod ostrym katem dziob i rufa przypominajaca stalowe pudlo wznoszace sie na wysokosd czterech pieter. Jednak wnetrze stalowego kadluba przeksztalcono w najnowoczesniejsze na swiecie plywajace laboratorium. Wielka ladownie zmieniono w pracownie geofizyczna, a do niej przylegaly mniejsze laboratoria, biura i sale, w ktorych gromadzono dane. Sprzet chlodniczy pozostawiono na miejscu, teraz jednak sluzyl on do utrzymywania stalej temperatury, niezbednej do prawidlowej pracy skomplikowanego systemu komputerowego. Zainstalowano olbrzymie komputery. Jednostki glowne zajmowaly niemal dwiescie metrow kwadratowych powierzchni, a peryferia dodatkowe sto. Moc obliczeniowa sprzetu na pokladzie "August Rose" byla wieksza niz w kosmodromie Bajkonur, rosyjskim odpowiedniku osrodka lotow kosmicznych na przyladku Canaveral. Na statku zostalo jeszcze wystarczajaco duzo przestrzeni ladunkowej, by mogl dzialad jako chlod-nicowiec, jednak przewozenie takiej ilosci mrozonek mogloby przynosid tylko straty. Ale dzieki temu mogl bez przeszkod zeglowad po Oceanie Spokojnym. Przez platanine korytarzy i grodzi Walery dotarl do glownego laboratorium. Dostepu do wejscia bronil zamek otwierany karta magnetyczna. Straznik odnotowal czas jego wejscia i wzial na przechowanie karte, ktorej zawartosd uleglaby skasowaniu w wyniku oddzialywania pola elektromagnetycznego wytwarzanego przez sprzet laboratoryjny. Bylo juz po polnocy, ale mimo to dziesieciu naukowcow, technikow i asystentow pracowalo, monitorujac czujniki umieszczone pod kilem statku. Srodek sali zajmowal wielki metalowy stol stanowiska badawczego. Nad nim, z przegubowego ramienia zwisal laserowy projektor holograficzny, jak monstrualnej wielkosci wiertlo dentystyczne. Wiazki przewodow swiatlowodowych biegly od projektora do glownego komputera, a takze do samego stanowiska. Piotr Borodin, ubrany w luzny bialy fartuch, siedzial przy konsoli w poblizu radaru. Walery gleboko odetchnal przefiltrowanym, sterylnym powietrzem i wszedl na wylozona gumowanymi plytkami podloge. -Znow pracujesz do pozna, tato? To prawda, ze Piotr Borodin byl o dwadziescia lat starszy od najstarszego czlonka swojego zespolu, ale utrzymywal tempo, ktore znacznie przewyzszalo pozostalych, lacznie z jego zastepca. Zazwyczaj spedzal trzydziesci szesd godzin w pracowni komputerowej, zanim niechetnie pozwalal sobie na szesciogodzinna przerwe na sen. Teraz jego mizerny wyglad zaniepokoil syna. -Tato, brales lekarstwa? -Nie - burknal naukowiec z irytacja. - Ten caly coumadin to nic innego niz trutka na szczury, a po vasotecu, czyli beta-blokerze, zle mi sie oddycha przez klimatyzacje. Ale wystarczy juz marudzenia o moim sercu. Popatrz na to. Znow mamy podglad z kamer. Walery spojrzal na ekran i jego oczom ukazalo sie w duzym powiekszeniu pieklo na ziemi. Kamera, zamknieta w pojemniku z wlokna weglowego wyposazonym w szafirowa oslone soczewki, wisiala na kevlarowym przewodzie tuz nad kraterem najszybciej na swiecie rosnacego wulkanu. Plynne masy stopionych skal, wypychane w gore przez straszliwy zar jadra Ziemi, wylewaly sie niemajacym kooca strumieniem przez waski otwor w dnie oceanu wsrod sklebionych chmur trujacych gazow i stopionych mineralow. Kamera nie byla wyposazona w mikrofon, ale Walery niemal slyszal skargi umeczonej Ziemi, ktora z jekiem wypluwala wnetrznosci. -Tempo znow wzroslo - zauwazyl. -No i? -Strumieo lawy kieruje sie teraz bardziej na zachod. -Zgadza sie, dostal sie w obszar przeplywu jednego z pradow oceanicznych, dokladnie tak jak przewidywalismy. -Ale ten prad plynie z predkoscia co najwyzej pieciu kilometrow na godzine. Z pewnoscia nie bedzie to mied znaczenia dla tworzenia sie stozka. -W normalnych warunkach nie, ale erupcja jest tak potezna, ze pod dzialaniem tych dwoch sil lawa plynie na ukos. Prosta kwestia wektorow. Ciesze sie, ze tu jestes, Walery. Komputer prawie skooczyl przetwarzanie wczorajszych danych i za chwile bedzie gotowy do pokazania nam budowy stozka. Ogromna liczba surowych danych, przekazywanych przez czujniki, oraz z natury chaotyczny ruch wszystkiego, co dzieje sie w zywym swiecie. sprawialy, ze "August Rose" trzeba bylo wyposazyd w potezne komputery. zdolne to przewidzenia z duza doza prawdopodobieostwa wygladu wulkanu. Mimo gigabajtow pamieci maszyny potrzebowaly pelnych dwudziestu czterech godzin, by zmapowad co do milimetra wznoszacy sie pod statkiem stozek i przewidzied, w ktorym miejscu Oceanu Spokojnego przebije jego powierzchnie. Zegar odmierzajacy czas na jednym z monitorow wskazywal, ze tworzenie projekcji holograficznej zakooczy sie za minute i dwadziescia sekund. Walery i jego ojciec czekali w milczeniu. Obaj woleli wpatrywad sie w obraz z kamery niz wdawad w sztuczna, bezsensowna rozmowe. Piotr Borodin jakby nie dostrzegal napiecia, ktore istnialo miedzy nimi, ale Walery doskonale zdawal sobie z tego sprawe. W koocu zegar na monitorze pokazal zero i Borodin uruchomil projektor holograficzny. Na tle stolu ukazal sie model wulkanu. Z poczatku mglisty zarys stozka wyostrzyl sie i naukowcy wyraznie mogli rozroznid granie, rozchodzace sie jak fale nasypy i wyloty mniejszych kominow. Projekcja holograficzna dawala zludzenie ogladania gipsowego odlewu, w rzeczywistosci skladala sie jednak calkowicie z promieni lasera. -Aktywuje logarytmy ekstrapolacyjne. Komputer wykonal juz dziesiatki miliardow obliczeo niezbednych do przewidzenia wielkosci wulkanu, wiec obraz natychmiast zaczal sie zmianiad. Pojawila sie polyskujaca niebieska plaszczyzna, przedstawiajaca powierzchnie oceanu. Wkrotce przebil ja wznoszacy sie szybko szczyt wulkanu, o ktorego ponure bazaltowe stoki zaczely uderzad maleokie, sztuczne fale. Borodin wcisnal jeszcze kilka przyciskow na konsoli i na hologramie pojawily sie poludniki i rownolezniki rozmieszczone z dokladnoscia do jednej sekundy. -To trzeci test z rzedu, w ktorym stozek wynurzyl sie z wody jakies tysiac metrow poza dwustumilowa strefa wokol Hawajow - zauwazyl naukowiec z nuta satysfakcji w glosie. - Chyba czas zawiadomid Kerikowa. - Odwrocil sie do swojej asystentki. - Powiedz kapitanowi, ze chce zostad w tym miejscu jeszcze przez dwadziescia cztery godziny. Kobieta prawie sie sklonila, wychodzac z laboratorium. Borodin podszedl z powrotem do konsoli i zawolal do wszystkich: -Zresetujcie czujniki i komputery. Chce przeprowadzid natychmiast kolejny test. Gdy Walery odwrocil sie, zeby wyjsd, ojciec zlapal go za ramie. -Musisz jeszcze zobaczyd ostatnie wyniki spektrometrii gazowej. Kiedy wychodzili z laboratorium, Borodin ciagle trzymal reke na ramieniu syna, jakby sie bal, ze ten moze w kazdej chwili uciec. Pracownie spektrometrii zapelnialy polyskujacy sprzet ze stali nierdzewnej i monitory komputerow. Spektrometr gazowy byl wielkosci samochodu, ale o niebo bardziej skomplikowany. Urzadzenie badalo widmo powstale w wyniku rozpraszania sie promieniowania przechodzacego przez gazowe zawiesiny analizowanej substancji, by okreslid jej sklad chemiczny. Jako zabezpieczenie system polaczono tez z tomografem sejsmicznym. -Wasilij, zaprezentuj panu zastepcy to, co pokazales mi dzis rano. - Borodin nigdy nie nazywal Walerego swoim synem. Plachty papieru, ktore naukowiec wcisnal w rece Walerego, pokrywaly wielobarwne smugi przerywane gdzieniegdzie czarnymi liniami roznej grubosci. Odpowiadaly one dlugosciom fal swiatla pochlanianego przez postad gazowa badanych materialow. Z latwoscia geografa rozszyfrowujacego miriady linii na mapie topograficznej Walery przewraca! kartki, zauwazajac brak odchyleo od typowego skladu magmy astenosferycznej, az w koocu dotarl do ostatnich spcktrogramow. Rozpoznal linie oznaczajace bazalt, krzemionke i rudy magnezu, ale znajdowaly sie tam rowniez linie oznaczajace obecnosd wanadu, a obok nich bezladna mieszanka na przemian cienkich i grubych linii, ktorych nigdy wczesniej nie widzial. -Najwczesniejsze zapiski dotyczace alchemii datowane sa na polowe V wieku naszej ery. Znaleziono je w chioskich i arabskich, a takze w euro' pejskich manuskryptach - mowil cicho Piotr Borodin, patrzac ponad ramieniem syna na wydruki. - Przez kolejnych dwanascie stuleci alchemicy byli najtezszymi umyslami swoich czasow. Przyczynili sie do powstania wspolczesnej chemii i farmakologii, a jednak nic udalo im sie osiagnad celu, ktory sami sobie obrali. Teraz, w epoce superkomputerow, satelitow i mozliwosci rozbijania atomu, powrocilismy do korzeni nauki. Udalo nam sie osiagnad to, o czym marzyly cale pokolenia. W czasach najwiekszych alchemikow prawdziwa potege swiata stanowilo zloto. Dzis sila w doslownym tego slowa znaczeniu jest to, co napedza nasza planete. Osiagnelismy to, co ludzkosd uznala za niemozliwe do osiagniecia. Zamienilismy kawalek skaly w najcenniejsza substancje we wszechswiecie. Nie jakis pospolity metal o ograniczonym zastosowaniu, ale zrodlo energii, ktore moze samo sie odnowid, nawet gdy zuzyjemy je w calosci. Dzieki takiej potedze. Walery, nikt nie bedzie smial zwrocid sie przeciwko nam. Walery poczul sie nieswojo, slyszac slowa ojca. Cicho odlozyl papiery na biurko i wyszedl z laboratorium. Przypomnial mu sie fragment z mitologii hinduskiej, gdzie Siwa obwiescil: "Jam jest smiercia, niszczycielem swiatow". Byly to te same slowa, ktore wypowiedzial Robert Oppenheimer, gdy jego dzielo obrocilo w pyl spora czesd pustyni w Nowym Meksyku. 9 ARLINGTON W STANIE WIRGINIA Mercer obudzil sie tuz przed szosta rano. Zmeczenie po podrozy, ktorego nastepstw oczekiwal, zmyl przyplyw nadmiaru adrenaliny wywolany wydarzeniami poprzedniego dnia. Podniosl sie sztywno, delikatnie macajac fioletowe siniaki na ramionach. Ogolil sie i wzial goracy prysznic, potem udal sie do pokoju rekreacyjnego, gdzie z kubkiem mocnej goracej kawy w dloni probowal bez powodzenia skupid sie na lekturze porannej prasy. Przez cala noc sen przerywaly mu coraz to nowe pytania dotyczace sprawy Tish, ale nie znajdowal na nie odpowiedzi. Postanowil zaczekad na informacje od Davida Saulmana z Miami.Pietnascie po siodmej, z zimna kawa w kubku, Mercer niecierpliwie zlozyl gazety i rzucil je na blat barku. Za kontuarem, miedzy butelka remy martina a johnny walkerem, lezal trzydziestocentymetrowy odcinek szyny kolejowej. Jedna polowe pokrywala rdza, druga byla wypolerowana jak lustro. Podszedl i wzial ja do reki, po czym ulozyl ciezki kawal zelaza na rozlozonej na blacie szmatce. Obok szyny postawil pudelko, w ktorym znajdowal sie zestaw do czyszczenia metalu, stojacy zazwyczaj obok zabytkowej lodowki, i z ogromnym skupieniem zaczal polerowad zelazo, jakby nic wiecej na swiecie sie nie liczylo. Gdy rdza i brud powoli ustepowaly pod wplywem chemikaliow i jego pracy, w duszy podziekowal Winstonowi Churchillowi za podsuniecie pomyslu na tak pelne refleksji zajecie. Gdy brytyjskiego premiera dopadal stres, z ktorym nie radzila sobie nawet jego legendarnie silna psychika, budowal na podworku za swoja siedziba przy Downing Street 10 sciany z cegiel. Monotonne kladzenie zaprawy i ustawianie cegiel pozwalalo umyslowi oderwad sie od szalonego tempa wypadkow II wojny swiatowej i skupid na jednym konkretnym problemie. Gdy w taki sposob udawalo mu sie go rozwiazad, wspolpracownicy rozbierali sciane, oczyszczalicegly z zaprawy i ukladali je rowno, gdzie czekaly na nadejscie kolejnego kryzysu. Mercer poszedl w slady Churchilla, ale dostosowal jego pomysl do warunkow mieszkaniowych. Polerowanie kawalka szyny zaczal w czasach studiow w Colorado School of Mines. Przed kazdym trudnym egzaminem zabieral sie do dziela i przez godzine zajmowal sie tylko oczyszczaniem kawalka zelaza. Dzieki temu oczyszczal swoj umysl i kierowal energie na czekajace go wyzwanie. Studia ukooczyl z jedenasta lokata i zawsze twierdzil, ze kluczem do sukcesu byl ten rytual sprzyjajacy koncentracji. Naturalnie, zasmial sie sam do siebie, trac chropowate zelazo, niemal fotograficzna pamied tez nie zaszkodzila. Szacowal, ze od czasu ukooczenia studiow wypolerowal niemal pieddziesiat pied metrow torowiska. Ciagle jeszcze oczyszczal szyne, gdy nieco po dziewiatej do pokoju weszla Tish. -Dzieo dobry - powiedziala. Mercer odlozyl do pudelka nasaczona polerka szmatke, nie czujac potrzeby, by cokolwiek wyjasniad. -Dzieo dobry. Widze, ze ubrania pasuja. Tish obrocila sie na palcach. Cienka czarna spodnica zalopotala wokol jej zgrabnych nog. Oprocz niej miala na sobie jeszcze zwykly bialy T-shirt od Armaniego. Wczoraj po poludniu, gdy zasnela, Mercer kupil jej troche ciuchow w miejscowym centrum handlowym. -Uznalam, ze nie jestes transwestyta i kupiles je dla mnie. - Usmiechnela sie szeroko, wygladzajac spodnice na udach. -Nie, dalem sobie z tym spokoj dawno temu. Trafilem w rozmiary? -Lacznie ze stanikiem 34C. Gratuluje spostrzegawczosci. - Rzucila mu zalotny usmiech. - Czyzbym czula zapach kawy? -Tak, ale zaparze ci swiezej. W dzbanku mam prawdziwa siekiere, obudzi umarlaka. -Moze byd. - Sprobowala i skrzywila sie z niesmakiem. Mercer nastawil czajnik. - Dlaczego nie obudziles mnie na kolacje? -Wydawalo mi sie, ze bardziej potrzebujesz snu niz degustacji moich dao. -O ile wiem, wiekszosd kawalerow swietnie gotuje. -Niestety nie ja. Tak czesto podrozuje, ze nie mam czasu, by sie tego nauczyd. Zyje wedlug zasady, ze jesli czegos nie da sie zrobid w mikrofalowce, to jest niejadalne. Mercer zauwazyl, ze Tish pobiegla wzrokiem do wiszacej za barkiem mapy. -Ja bylam tylko na kilku wyprawach. Wiekszosd czasu spedzam w laboratorium w San Diego. Podrozowanie musi byd fascynujace... -Z poczatku bylo. teraz kojarzy mi sie tylko z ciasnymi fotelami w samolocie, plastikowym jedzeniem i nudnymi spotkaniami. Popatrzyla na niego kpiaco, ale nie naciskala. -Masz jakies nowe wskazowki co do tej historii? Zanim odpowiedzial, popatrzyl na zegarek - 9.30, jego wlasna gorna granica czasu dawno minela. Leniwie wszedl za barek i wyciagnal z lodowki piwo. -Wykonalem wczoraj pare telefonow. Juz spalas. Mysle, ze wkrotce sytuacja nieco sie wyjasni. Na razie powinnas chyba tu zostad. Jest ktos, z kim chcialabys sie skontaktowad? Chlopak, przyjaciolka? -Nie. -Dobrze. Mam nadzieje, ze do poludnia dowiemy sie czegos, co pozwoli nam wpasd na jakis trop. Tymczasem mozemy tylko czekad. -Nie musisz isd do pracy? Rozesmial sie. -Przeciez jestem konsultantem USGS. Oczekuja, ze bede nieodpowiedzialny. Rozmawiali jeszcze godzine. Mercer zrecznie zrzucil z siebie ciezar prowadzenia konwersacji i sprawil, ze glownie mowila Tish. Dziewczyna miala zarazliwy smiech i, jak zauwazyl, kilka uroczych piegow wysoko na policzkach. Nigdy nie wyszla za maz, chociaz kiedys, we wczesnej mlodosci, nawet sie zareczyla. Byla dcmokratka i dzialaczka ekologiczna, nie ufala jednak kandydatom lansowanym przez swoja partie ani glownym ugrupowaniom walczacych o ochrone srodowiska. Nigdy nic znala matki, o czym Mercer wiedzial juz wczesniej, i idealizowala ojca, czego sie domyslil. Lubila prace w NOAA i nie zamierzala jeszcze ustatkowad sie i zajad tylko wykladami dla studentow. Jej ostatni powazny zwiazek zakooczyl sie siedem miesiecy temu, wiec obecnie jedyna rzecza, o ktora mogla sie martwid, byly domowe kwiatki, chociaz w trakcie jej wyprawy na Hawaje sasiadka obiecala zaopiekowad sie roslinami. O jedenastej w gabinecie zadzwonil telefon. Mercer nawet sie nie ruszyl, by go odebrad. Pare sekund pozniej zaczal szumied i terkotad podlaczony do tej samej linii faks. Gdy sie wylaczyl, Mercer wstal i wyciagnal z tacki odbiorczej tuzin kartek. Wolnym krokiem wrocil do barku ze wzrokiem utkwionym w pierwsza strone. Gdy skooczyl czytad, podal ja Tish. To samo robi) z kazda nastepna. Czytanie zajelo im dwadziescia minut. Co jakis czas Philip burczal cos pod nosem z powodu jakiejs informacji, innym razem Tish wzdychala po cichu. -Nie rozumiem tego pytania na koocu raportu. -To taka zagadka, rodzaj wyzwania, ktore od lat rzuca mi Dave. Musze przyznad, ze tym razem jestem w kropce. Tish przeczytala pytanie na glos. -Jak nazywal sie kapitan statku "Amoco Cadizo"? W zyciu nie slyszalam o takim statku. -To wypelniony po brzegi supertankowiec, ktory osiadl na mieliznie w kanale La Manche w marcu 1978 roku. Za nic nie przypomne sobie nazwiska kapitana. Popatrzyla na niego dziwnie, ale zmienila temat. -Co sadzisz o tych informacjach? -Na razie nic - odparl, siegajac po kolejne piwo. Ocean Freight Cargo, czyli firma, ktorej statek uratowal Tish, miala siedzibe w Nowym Jorku, jednak pieniadze na jej dzialalnosd pochodzily od fioskiego konsorcjum, ktorego najwiekszym udzialowcem bylo przedsiebiorstwo uwazane w przeszlosci za przykrywke dla operacji KGB. "Lepszy numer niz ten z Air America", jak to okreslil David Saulman. Ich statki plywaly glownie po Oceanie Spokojnym, transportujac tradycyjne ladunki do portow przeznaczenia. Saulman dowiedzial sie, ze Ocean Freight Cargo wprowadzala do wszystkich kontraktow zwiazanych z "August Rose" dziwna klauzule, umozliwiajaca zerwanie kontraktu miedzy stupied-dziesieciometrowym chlodniowcem a klientem na dwanascie godzin przed wyplynieciem, o ile ladunek nie znajdowal sie juz na pokladzie. Saulman od lat zajmujacy sie prawem morskim nigdy nie widzial podobnego zastrzezenia i nie potrafil sobie wyobrazid, czemu mialoby sluzyd. Od 1989 roku przedsiebiorstwo kilka razy skorzystalo z tego zapisu, odmawiajac zaladunku towarow na "August Rose" w Stanach Zjednoczonych. Zastrzezenie osobliwe, konkludowal Saulman, ale nie bezprawne. Obecnie statek znajdowal sie na polnoc od Hawajow. Stal na kotwicy z powodu problemow z silnikiem. Zrodla Saulmana twierdzily, ze ma ruszyd w ciagu pietnastu godzin, a przedsiebiorstwo nie zwracalo sie do nikogo z zewnatrz z prosba o pomoc dla unieruchomionego statku. Transport wolowiny, ktory mial zostad odebrany w Seattle, wlasnie przeladowywano na jednostke nalezaca do firmy Lukes Brothers. Prosba Mercera, dotyczaca informacji o statkach, ktore zatonely w tym samym rejonie co "Ocean Seeker", otworzyla prawdziwa puszke Pandory. W ciagu ostatnich pieddziesieciu lat w tym rejonie poszlo na dno co najmniej czterdziesci jednostek, chociaz od lat siedemdziesiatych ich liczba stopniowo sie zmniejszala. Mercer przypuszczal, ze stalo sie tak dzieki nowoczesnej technice, pozwalajacej sledzid zmiany warunkow atmosferycznych. Zauwazyl tez, ze wiekszosd przypadkow stanowily wyczartero-wane lodzie rybackie, statki wycieczkowe i niewielkie jachty. Wyjatki od tej reguly podkreslil czarnym piorem. "Ocean Seeker", statek badawczy NOAA, czerwiec tego roku. Jeden rozbitek. "Oshabi Maru", japooski tralowiec, grudzieo 1990. Nikt nie przezyl. "Philipe Santos", chilijski statek meteorologiczny, kwiecieo 1982. Nikt nie przezyl. "Western Passage", amerykaoski frachtowiec, przerobiony na kablowiec, maj 1977. Nikt nie przezyl. "Curie", francuski statek oceanograficzno-badawczy, pazdziernik 1975. Nikt nie przezyl. "Colombo Princess", lankijski kontenerowiec, marzec 1972. Trzydziestu jeden rozbitkow. "Baltimore", amerykaoski tankowiec, luty 1968. Dwudziestu czterech rozbitkow. Pomiedzy zatonieciem "Baltimore" w 1968 roku a katastrofa "Gran-dam Phoeniksa" w 1954 zaden duzy statek nie poszedl na dno na polnoc od Hawajow. A przed 1954 takie wypadki zdarzaly sie tylko w czasie II wojny swiatowej -Ja tez nie wiem, co o tym mysled - powiedziala Tish. -Jesli statek, ktory cie uratowal, jest w jakis sposob powiazany z KGB. to wyjasniloby, dlaczego slyszalas na jego pokladzie rosyjski. Mercer jeszcze raz przejrzal kartki, ale ciagle wracal do statku o nazwie "Grandam Phoenix", zwracajac uwage, ze zatonal wraz z cala zaloga. Cos mu tu nie pasowalo... -Jezu... -Co? Mercer nie wiedzial nawet, ze mowil na glos. -Musze isd do biura. -Poco? -Mam przeczucie. Siegnal po sluchawke telefonu. W chwile po wybraniu numeru uslyszal niewyspany glos Harry'ego White'a. -Halo? -Harry, tu Mercer. Przyjdz do mnie, musisz sie zaopiekowad moja znajoma... Nie, nie przyprowadzaj goscia, i tak, mam jeszcze whisky... Dobra, czekam. Rozlaczyl sie i odwrocil do Tish. -Za pare minut bedzie tu moj przyjaciel. Zostaniesz z nim. Nie mozesz wyjsd jeszcze na ulice. Musze najpierw dowiedzied sie wiecej. W oczach Tish zobaczyl nieme pytanie. Nie wiedzial, czy czekala na slowa otuchy, czy na jakies wyjasnienia. -Wroce za pare godzin. Jesli to, co podejrzewam, okaze sie prawda, do wieczoru bedzie po sprawie i rano bedziesz mogla wsiasd w samolot do domu. Poza tym Harry zapewnia lepsze towarzystwo niz ja. Dziesied minut pozniej zadzwonil dzwonek i wszedl Harry. Gdy stanal w drzwiach pokoju rekreacyjnego, w jego ustach tkwil kilkumilimetrowy niedopalek papierosa bez filtra. -Rany boskie, Mercer, nic dziwnego, ze mnie wezwales. Ta dziewczyna jest zbyt sliczna, zeby tu byd z wlasnej woli. Na pewno ja porwales. -W rzeczy samej, Harry. Panno Talbot, ta zalosna kreatura to Harry Whitc. Harry, poznaj Tish. Harry przeczesal palcami wlosy. -Nawet gdybym mial dwadziescia lat mniej, to i tak moglbym byd twoim ojcem. No, ale mimo wszystko milo mi cie poznad. -Wracam za godzinke albo dwie. -Nie musisz sie spieszyd - odparl szybko Harry. - Nie mam na dzis zadnych planow i jestem pewien, ze ta urocza dama nie moze sie doczekad mojego towarzystwa. -Harry, jestes uosobieniem dobra. Tish, niedlugo bede z powrotem. Postaraj sie go nie prowokowad. To stary drao, mowie ci. -Idz juz - warknal Harry i spojrzal gleboko w oczy Tish. Mercer uslyszal jeszcze piskliwy chichot dziewczyny, nim zamknal za soba drzwi domu. Jennifer Woodridge popatrzyla w zdumieniu na wchodzacego Mercera. -Gdzie sie pan od wczoraj podziewal? -Mialem przydlugi lunch i stracilem poczucie czasu. -Jasne, ale nastepnym razem prosze dad mi znad, zebym mogla pana kryd. Richard dostawal szalu, probujac sie z panem skontaktowad. Jakby za sprawa czarow, rozlegl sie sygnal telefonu. Dzwonil Richard Harris Howell, korpulentny i marudny zastepca szefa USGS, bezposredni zwierzchnik Mercera. -Doktorze Mercer, prosze natychmiast przyjsd do mojego biura. Mam przed soba liste rachunkow z pana podrozy, ktore musimy omowid. - Howell brzmial teraz bardziej jak ksiegowy niz naukowiec. - Wyglada na to, ze w czasie tego wyjazdu do Afryki naduzyl pan rzadowych pieniedzy. Mercer odstawil na minute sluchawke od ucha, a Howell na prozno kontynuowal swoj wywod. -Masz racje, Rich. - Mercer wiedzial, ze Howell nienawidzil tego zdrobnienia. - Posluchaj, musze zalatwid tu pare spraw. Bede u ciebie za dziesied minut. Odlozyl sluchawke, ubiegajac ewentualne narzekanie. -Zaloze sie, ze tu przyjdzie. Powiedz mu, ze poszedlem do lazienki. -A gdzie pan naprawde idzie? Mercer usiadl na brzegu jej biurka i smiertelnie powaznym tonem oswiadczyl: -Jen, nie moge cie w to wciagnad. A co, jesli Howell wezmie cie na tortury? -Kobieta zachichotala. - Gdy ta ropucha stad wyjdzie, zrob sobie dzis wolne. A zreszta, wez wolne do kooca tygodnia, pewnie i tak mnie nie bedzie. -Moge panu w czyms pomoc? -Trzymaj tylko Howella z daleka ode mnie. Wzial ze swojego gabinetu aktowke i poszedl do piwnic budynku, gdzie znajdowalo sie obszerne archiwum USGS. Chociaz nie poznal osobiscie szefa archiwum, Chucka Lowry'ego, slyszal o nim co nieco. Wiekszosd ludzi walczacych w Wietnamie przyznawala, ze przezycia wojenne bardzo ich odmienily. Personel USGS uwazal, ze dwie zmiany, ktore odsluzyl w Wietnamie Chuck, uczynily z niego w miare rozsadnego czlowieka, ale to wcale nie znaczylo, ze uznawano go za calkowicie normalnego czlowieka. Do plaszcza za osiemset dolarow nosil znoszone dzinsy. Jego twarz skrywala sie za wspaniale wypielegnowana broda, ale wlosy na glowie mial zmierzwione i w totalnym bezladzie. Na wielkim nosie tkwily czarne oprawki okularow bez szkiel. Lowry takze strasznie klal, chociaz slownictwo, jakim sie oprocz przekleostw poslugiwal, bylo niesamowite. Gdy Mercer wszedl do pracowni komputerowej archiwum USGS, Lowry siedzial przy biurku ze szmirowatym romansidlem w reku. Na mosieznej tabliczce obok telefonu widnial napis: "Wystrzegaj sie krecenia". -Kupilem to wczoraj - powiedzial Lowry. podnoszac ksiazke i pokazujac gosciowi krzykliwie zdobiona okladke - razem z paczka prezerwatyw i duzym sloiczkiem wazeliny. Pieprzony kasjer nawet nie mrugnal. Nasza epoka obfituje w prawdziwie nadnaturalny brak zainteresowania miedzy ludzmi. Ksiazka jednak jest zachwycajaca. Tylko autorka ciagle opisuje biust bohaterki jako jedrny, a tors bohatera jako lsniacy od meskiego potu. Jesli zrobi to jeszcze raz, namierze ja i urwe leb. A ty kto? -Philip Mercer. Jestem tu tymczasowym konsultantem. -No tak, Jen Woodridge z toba pracuje. -Znasz ja? -Tylko jako potencjalna ofiare gwaltu. - Mercer mial nadzieje, ze Lowry zartuje. - To ty ciagle wkurzasz Howella, tak? -Powiedzmy, ze wspolpraca nie uklada nam sie najlepiej. -To jego problem, odkad tu przyszedl. Facet pogrywa sobie z innymi. To irytujacy dyletancik z ustami wiecznie zlozonymi do calowania kogos w dupe. Co cie sprowadza do mojej dziupli? -Potrzebne mi sa dane sejsmiczne Hawajow z maja 1954 roku. -Nieco glupia prosba, aleja spelnie. Przyjdz jutro, wyciagne wszystko, co chcesz. -Przykro mi, Chuck, nie moge czekad. Howell znow siedzi mi na karku, wiec musze stad spadad jak najszybciej. -Czy chociaz troche wkurzysz tego sukinsyna? -O tyle, ze to w ogole nie ma nic wspolnego z kontraktem, ktory podpisalem. -Wystarczy, wejdz tedy. Lowry zeskoczyl z krzesla i powlokl sie na zaplecze. Usiadl naprzeciwko terminalu podlaczonego do centralnego serwera i z szuflady wyciagnal ciezka ksiege referencyjna. Cicho pogwizdujac, zaczal powoli przewracad kartki. Minelo kilka minut, nim odlozyl ja na bok i zaczal glosno stukad w klawiature. -Zawsze uderzam w klawisze fortissimo, nie pianissimo. Niech ta cholerna maszynka wie, kto tu jest maestro. Mercer nie mogl sie nie usmiechnad, slyszac glupstwa wypowiadane przez Lowry'ego, ktory po kilku minutach wprowadzania danych odsunal sie od terminalu. -Oto one, dane sejsmiczne Hawajow z maja 1954 roku. Po jaka cholere sa ci one potrzebne, tego nie pojme nigdy. Pozwolisz, ze wroce teraz do niezwykle fascynujacej historii oraz jej bohaterow. Lowry wyszedl z pomieszczenia i Mercer usiadl przy komputerze. Z powodu wzmozonej aktywnosci wulkanicznej na Hawajach i wokol nich analiza danych chodby jednego miesiaca zajelaby wiele dni. Jemu chodzilo jednak o konkretny dzieo maja. Dwadziescia minut pozniej wylaczyl komputer i podziekowal Low-ry'emu za pomoc. Ten odpowiedzial mu cytatem z czytanego romansu: "I wtedy zdarl z jej mlodego ciala sukienke, wystawiajac na widok pirackiej braci jej jedrne piersi". Podniosl wzrok. -Zatluke te cholerna pisarke. Mercer rozesmial sie, zamykajac drzwi archiwum, i po chwili szedl juz schodami prowadzacymi na ulice. Jaguar, czy tez to, co z niego zostalo, byl ciagle uszkodzony, musial wiec pojechad do domu taksowka. Tish i Harry przykleili kartke do telewizora z informacja, ze poszli do baru U Tiny'ego. Mercer sie wsciekl, lecz po chwili zdal sobie sprawe, ze Tish jest tam tak samo bezpieczna jak w domu. Zanim do nich dolaczyl, musial zadzwonid do Nowego Jorku, by wdrozyd w zycie cos, co - mial nadzieje - bylo poczatkiem planu. Ocean Freight Cargo, KGB czy cokolwiek tam stalo za ta sprawa, wciagnelo Mercera w wir walki. Przyszedl czas, by odplacid pieknym za nadobne. 10 BIALY DOM Nasz czlowiek nazywa sie Mercer. Doktor Philip Mercer - obwiescil Dick Henna, wchodzac do Gabinetu Owalnego.-Kurwa, nareszcie! - Paul Barnes, tymczasowy szef CIA, z trudem panowal nad nerwami. Obaj serdecznie sie nienawidzili. W gabinecie oprocz prezydenta byl tez admiral C. Thomas Morrison, drugi w historii Afroamerykanin na stanowisku szefa polaczonych sztabow, czlowiek, ktory nie ukrywal swoich ambicji politycznych. -Kto to taki, Dick? - zapytal prezydent. -To konsultant do spraw gornictwa, obecnie pracuje dla USGS. Namierzenie go trwalo tak dlugo dlatego, ze kumpel Mercera w policjiodstawil jego samochod na zapasowy parking w Anacostii. Gdybym nie przydzielil do tej sprawy dodatkowych ludzi, w zyciu bysmy go nie znalezli. - Henna usiadl w fotelu. - Moge tylko zakladad, ze kobieta jest razem z nim. -Skad ja znam to nazwisko? - Prezydent zapytal raczej siebie niz siedzacych wokol niego mezczyzn. -Sir - odezwal sie Barnes - ten facet bral udzial w operacji CIA tuz przed wojna w Zatoce. Jestem pewien, ze jego nazwisko padlo podczas odprawy u mojego poprzednika. -Tak jest. Pracowalem wtedy w komisji sil zbrojnych Senatu. -Dokladnie tak, sir. Doktor Mercer towarzyszyl niewielkiemu oddzialowi Delta Force, ktory przerzucono do Iraku w celu sprawdzenia, czy Irakijczycy sa w stanie wydobywad uran o odpowiednim stopniu przydatnosci do celow wojskowych. Miedzynarodowa Agencja Energii Atomowej potwierdzila, ze nie mogli otrzymad go z zewnatrz, ale musielismy wiedzied, czy ruda uranu wydobywana pod Mosulem jest wystarczajaco czysta, by otrzymad z niej pluton 239. Dane, ktore zgromadzil Mercer, potwierdzaly, ze nasi zolnierze nie musieli obawiad sie ataku nuklearnego. To byla ostatnia informacja wywiadowcza, ktorej potrzebowal prezydent Bush przed rozpoczeciem operacji "Pustynna Burza". -O ile pamietam, podczas tej misji ponieslismy jakies straty - wtracil prezydent. -Tak. Czterech komandosow zginelo w zasadzce urzadzonej na terenie kopalni. Podczas skladania raportu dowiedzielismy sie, ze doktor Mercer objal dowodztwo nad reszta grupy i wyprowadzil ja bezpiecznie z Iraku. -Wyglada na zaradnego faceta - zauwazyl prezydent. -To prawda, ale ciagle nie znamy odpowiedzi na pytanie, dlaczego porwal Tish Talbot, zabijajac po drodze szesd osob, lacznie z dwoma agentami FBI, ktorzy mieli ja chronid. -To nie on ich zabil - prychnal Henna. - Trup znaleziony w sali Tish Talbot mial pod paznokciami krew. Pasuje do probek krwi pobranych od moich ludzi przy drzwiach. -Kim wiec do cholery byl gosd w szpitalu? - zapytal admiral Mor-rison. -Nie mamy go w zadnej kartotece - odparl Henna. - Ale Interpol chyba cos ma. Byd moze uda im sie tez zidentyfikowad ciala znalezione na ulicy i w metrze. Za jakas godzine bede wszystko wiedzial. -Ciagle jednak nie wiemy, dlaczego - powiedzial Bames, wzburzony tak, ze lysina na jego glowie poczerwieniala. -Niedlugo zatrzymamy Mercera - warknal Henna. - Prawie dopadlismy go w biurze, ale troche sie spoznilismy. Dziesied minut temu obstawilem agentami jego dom w Arlington. Gdy go dorwiemy, bedziemy wszystko wiedzied. Aha, i jeszcze jedno. NOAA otrzymalo rachunek od jednej z kancelarii prawa morskiego z Miami za informacje, ktorych faksem udzielila Mercerowi. -Jakie informacje? - zapytal prezydent. -Nie wiemy, sir. Kancelaria nas zwodzi i unika odpowiedzi na pytania, wiec zalatwiamy nakaz sadowy, zeby przeszukad ich biura. Jeszcze dzis bedziemy wiedzied, o co chodzilo Mercerowi. -Musze przyznad, ze jak do tej pory pan Mercer okazuje sie sprytniejszy niz ktokolwiek z nas. - Prezydent mowil cicho, co oznaczalo, ze ledwie trzyma nerwy na wodzy. - I jesli doktor Talbot jest z nim, to pewnie ma wieksze poczucie bezpieczeostwa, niz my moglibysmy zagwarantowad. Co najmniej raz uratowal jej zycie i jak na razie udaje mu sie wymykad, co dowodzi, ze nie jestesmy skuteczni. Facet uruchomil prywatne sledztwo, ktore, zdaje mi sie, podaza we wlasciwszym kierunku niz nasze. Nie mam racji? Odpowiedzia na wymowki prezydenta byla glucha cisza. -Gdy znajdziecie doktora Mercera, macie przyprowadzid go do mnie. Nikt nie postawi mu zadnych zarzutow. Moze on rzuci troche swiatla na to, co sie dzieje na Pacyfiku. Ktos chcialby cos dodad? -Po naszej wczorajszej rozmowie - zaczal admiral Morrison - postawilem Flote Pacyfiku w stan pogotowia. Dwa lotniskowce wyplynely z Morza Koralowego i kieruja sie na Hawaje. "Kitty Hawk" jest juz na swojej pozycji, okret desantowy "Inchon" tez. Obydwa okrety i statki pomocnicze znajduja sie trzysta mil na poludnie od Hawajow. -Nie wiem, czy beda potrzebne, ale nie zaszkodzi mied jakas sile ognia w pogotowiu. - Prezydent potarl palcami skronie. - Panowie, mamy do czynienia z zagadka, co do ktorej brakuje nam wskazowek. Jesli Ohni-shi stoi za katastrofa statku NOAA, doktor Talbot jest zapewne jedyna osoba, ktora moze dostarczyd nam jakichkolwiek dowodow przeciwko niemu. Musimy sprawdzid, co wie. Do tego czasu trzeba grad w ciuciubabke z przeciwnikiem, ktory zaatakowal dwa razy, ale jeszcze sie nic ujawnil. To wszystko na dzis. Gdy zaczeli wychodzid, prezydent poprosil Dicka Henne o pozostanie. -Dick - powiedzial, gdy za Bamesem i Morrisonem zamknely sie drzwi - jako ze cala ta sprawa dzieje sie na terenie kraju, ty ja prowadzisz. Chce wiedzied, i to natychmiast, co o tym wszystkim sadzisz. Henna zastanawial sie przez chwile, po czym szczerze odparl: -Nie wiem. - Zamilkl na kilka sekund. - Notka, ktora otrzymalismy pare dni temu, niczym nie roznila sie od pierdol, jakich w tygodniu dostajemy setki. Az do chwili, gdy "Ocean Seeker" poszedl na dno, oczywiscie. Wtedy zaczelismy dzialad. Dwa dni pozniej jedyna ocalala z katastrofy osoba zostaje porwana przez faceta, ktory w mojej ocenie jest patriota. On zostawia za soba stos trupow, prosi prawnikow z Miami o jakies informacje dotyczace oceanu oraz sprawdza zapisy sejsmografow z maja 1954 roku w archiwum USGS. Prosze nie pytad, dlaczego. Moi najlepsi ludzie nawet nie zblizyli sie do odpowiedzi na to pytanie. Wpadl na jakis trop, nie mam co do tego watpliwosci. -Ale jakim cudem? Dlaczego w ogole sie w to wplatal? -Jego motywacja moze byd zemsta. Proszono go, by przylaczyl sie do ekspedycji organizowanej przez NOAA na pokladzie tego statku, ale nie bylo go w kraju. Zwrocilem sie do Paula Bamesa. zeby wyszperal raport CIA dotyczacy przeszlosci Mercera, ktory przygotowali przed jego misja w Iraku. Moze jest tam cos, co nam pomoze. -A co z listem od Takahiro Ohnishiego? -Jesli czytamy obecnie gazety, mozemy mied wrazenie, ze kazda mniejszosd etniczna na swiecie deklaruje swoja niezaleznosd i niepodleglosd, chodby nie wiem jak dlugo wspolistnieli z sasiadami. Afryka, Europa, nawet Azja. Kto powiedzial, ze nam to nie grozi? Wiekszosd mieszkaocow Hawajow ma pochodzenie japooskie, wiekszosd z nich nigdy nie byla w kontynentalnej czesci Stanow. Moze nic mamy prawa bronid tam rzadow opartych na zachodnich idealach. Sam juz nie wiem. -Dick, czy ty wiesz, co wygadujesz? -Wiem, panie prezydencie. Wcale mi sie to nie podoba, ale wiem, co mowie. Byd moze stanie pan twarza w twarz z sytuacja, z jaka prezydent mial wczesniej do czynienia tylko raz. - Henna wstal, gotujac sie do wyjscia. - Tamta sytuacja rozpoczela wojne secesyjna, ktora przyniosla wiecej ofiar niz wszystkie wojny w historii Ameryki razem wziete. Lincoln zostal bohaterem, ale moze tylko dlatego, ze zostal meczennikiem. 11 HAWAJE Takahiro Ohnishi postukal widelcem ze stali nierdzewnej w talerz, roz-smarowujac sos wokol sporego kawalka wolowiny. Wlozyl do ust odkro-jony kawalek i gryzl go powoli, z namyslem. Burmistrz Honolulu, David Takamora. obserwowal starego przemyslowca z dobrze skrywana odraza.Ohnishi przezuwal jedzenie jeszcze kilka sekund, po czym pochylil sie i wyplul gesta papke do srebrnego kubelka na wino. Naczynie w jednej czwartej wypelnione juz bylo pogryzionym i wyplutym pozywieniem. Ohnishi delikatnie wytarl usta serwetka i skinal na kamerdynera, zeby sprzatnal naczynia. -Powiedz kucharzowi, ze szparagi byly nieco przywiedle i jesli to sie powtorzy, zostanie zwolniony. - W zmeczonym staroscia glosie nie wyczuwalo sie wrogosci, ale czlowiek o jego pozycji nie musial uzywad ostrego tonu, by mied pewnosd, ze polecenia zostana wykonane. - Nie do wiary, ze nic zjadl pan wiecej, Davidzie. Ta wolowina przyleciala dzis rano z mojej farmy w Japonii. -Nie mam juz takiego apetytu jak kiedys. - Takamora wzruszyl ramionami. -Pozostaje w nadziei, ze to nie z mojej winy. -Alez skad. - Burmistrz zaprzeczyl niezbyt szybko. - To z powodu presji, ktorej ostatnio jestem poddawany. Planowanie cichego przewrotu nie jest takie proste. Ohnishi korzystal w domu z elektrycznego wozka, co umozliwialo mu latwiejsze poruszanie sie, i teraz odjechal od mahoniowego stolu. Burmistrz rzucil na stol serwetke i poszedl za nim, przeklinajac w duszy budzace obrzydzenie widowisko, ktore, sposobem jedzenia, zafundowal mu Ohnishi. Chociaz Takamora nie przekroczyl jeszcze szesddziesiatki, jego twarz z wolna zaczynala przypominad woskowa maske, charakterystyczna dla starzejacych sie Japooczykow. Oczy z widocznymi workami zapadaly sie coraz glebiej. Kiedys zawsze zachowywal prosta postawe, byl smukly i gibki dzieki latom dwiczeo, teraz przygarbil sie. Dostal tez brzuszka, przez co tulow wydawal sie zbyt duzy przy podtrzymujacych go cienkich nogach. Cieple swiatlo odbijalo sie od ram obrazow i wydobywalo z cienia polyskujaca boazerie z drewna wisniowego, ktora wylozone byly sciany pracowni Ohnishiego. Takamora rozsiadl sie w skorzanym fotelu, a przemyslowiec wjechal wozkiem za szerokie biurko. -Prosze zapalid, jesli ma pan ochote - powiedzial. Takamora bez zbednej zwloki przypalil sobie marlboro. -Co ma mi pan do powiedzenia? Burmistrz zaczal mowid powoli, chcac zamaskowad napiecie, ktore zawsze czul w obecnosci Ohnishiego. -Jestesmy niemal gotowi do wyslania prezydentowi ultimatum - dobiegl zza chmury niebieskoszarego dymu jego glos. - Mam dwa lojalne oddzialy Gwardii Narodowej, gotowe blokowad Pearl Harbor i lotnisko. Gubernator wraca z kontynentu w przyszlym tygodniu. Gdy tylko wyladuje. zostanie zatrzymany. Naszych senatorow i przedstawicieli mozemy odwolad w ostatniej chwili. Jesli nie zechca nas poprzed, takze zostana zatrzymani. Chociaz musze powiedzied, ze senatora Namure mamy juz po swojej stronie. Wszystkie organizacje spoleczne zaangazowane w te sprawe zapewniaja, ze sa w pelni przygotowane to realizacji przypisanych im zadao. Prasa tez. Od chwili rozpoczecia, przez czterdziesci osiem godzin bedzie trwala blokada informacji. W wiadomosciach nadawanych jak zawsze nie znajdzie sie zadna wzmianka o przewrocie. Mam tu - ciagnal Takamora, siegajac do kieszeni marynarki i wyjmujac kartke papieru - nazwiska technikow telewizyjnych na wyspie, ktorzy mogliby puscid nieautoryzowane materialy. Kaze ich zatrzymad albo zniszczyd im sprzet. Zobaczymy, co lepsze. -A operatorzy telefoniczni? -Glowne wieze przekaznikowe i polaczenie kablowe z kontynentem zostana zajete przez nasze oddzialy, ktore od tej pory przejma kontrole. To, ze pewne informacje o przewrocie wyciekna z wysp, zanim nadamy swoj program, jest nieuniknione, ale w wiekszosci beda to informacje niepotwierdzone. -Dobrze sie pan spisal, Davidzie. Wydaje sie, ze wszystko przebiega jak nalezy. Jest jednak maly problem. -Jaki? - zapytal burmistrz, pochylajac sie w fotelu. Drzwi pracowni uchylily sie i do srodka wszedl Kenji, osobisty asystent i ochroniarz Ohnishiego. Stanal za fotelem Takamory, trzymajac rece wzdluz bokow. -Jaki problem? - powtorzyl Takamora nieco bardziej nerwowo, gdy zauwazyl wchodzacego. -Listu, ktory w formie ultimatum napisalem do prezydenta, nie ma juz w moim gabinecie. Moge przypuszczad, ze zostal wyslany do Waszyngtonu. Takamora nie byl w stanie ukryd zaskoczenia. -Potrzebujemy jeszcze czasu. Dlaczego pan go wyslal? -Nic powiedzialem, ze to ja wyslalem. Powiedzialem tylko, ze nie ma listu w moim gabinecie. Jedyna osoba, ktora wiedziala o tym liscie i ktora sama przebywala w moim biurze, jest pan. Dlatego tez musze zapytad, czy wyslal pan ultimatum do prezydenta bez konsultowania tego ze mna? -Widzialem ten list jeden jedyny raz, przysiegam! - Burmistrz szybko zdal sobie sprawe, w jakim niebezpieczeostwie sie znalazl. - Nigdy bym go panu nie wykradl. -Chcialbym panu wierzyd, Davidzie, naprawde, ale niestety nie moge. Nie wiem, co chcial pan zyskad takim dzialaniem, ale zapewniam pana, ze wiem, jaki bedzie ono mialo final. -Przysiegam panu, ze nie wzialem tego listu. - Na woskowym czole Takamory pojawily sie krople potu. -Tylko pan mial dostep do tego pomieszczenia i tylko pan znal polozenie sejfu. Gratuluje talentu do pokonywania szyfrowanych zabezpieczeo. Jestem pod wrazeniem. Ale jesli wydaje sie panu, iz moze pokrzyzowad moje plany, jest pan w wielkim bledzie. W chwili gdy rozmawiamy, pewni ludzie szykuja juz broo. Poczynilem przygotowania, by zjawila sie tu wysoce zmotywowana armia najemnikow. Oczywiscie, latwiej byloby skorzystad z paoskich oddzialow Gwardii Narodowej, ale i bez nich sobie poradze. Davidzie, mogl pan byd prezydentem najnowszego i prawdopodobnie najbogatszego kraju na tej planecie, gdyby tylko nie paoska pazernosd i obrocenie sie przeciwko mnie. -Jestem po pana stronie! - W glosie Takamory juz pobrzmiewaly nuty rozpaczy. -Utrzymywanie wlasnej niewinnosci do samego kooca jest godne podziwu -powiedzial ze smutkiem Ohnishi. Po tych slowach Kenji zaatakowal. Blyskawicznym ruchem okrecil wokol szyi burmistrza nylonowa zylke i z niesamowita sila ja zacisnal. Takamora probowal szarpnad petle, ale zylka wbijala sie coraz glebiej. Jezyk, wcisniety miedzy pozolkle od dymu zeby, zaczal puchnad, a urywany oddech stawal sie coraz plytszy, gdy duch powoli opuszczal cialo. Ohnishi siedzial spokojnie z pomarszczonymi dloomi na biurku, nie okazujac zadnych emocji na widok potwornej zbrodni. Kenji mocniej zacisnal petle i walka Takamory o zycie dobiegla kooca. Kenji zdjal zylke z szyi trupa, odslaniajac cienka nitke krwi w miejscu, gdzie zaciskajaca sie petla przeciela skore. Wytarl zylke o marynarke Takamory, zwinal i wsunal do kieszeni. -Dobrze, ze nie popuscil w spodnie - odezwal sie Ohnishi, pociagajac lekko nosem. - Rzud go psom i przyjdz do mnie. Kenji wrocil, spelniwszy ponury obowiazek po pol godzinie. Pomimo zmiany ubrania Ohnishi zauwazyl, ze odor smierci nie opuscil jego asystenta. Jak zawsze. -Gotowe - oznajmil. -Co sie dzieje? - zapytal Japooczyk, wiedzac, ze cos gryzie tego mlodego mezczyzne, ktorego uwazal za syna. - Chyba nie gnebia cie zbyt wysokie ambicje Takamory? -Nie jego ambicje mnie martwia, tylko paoskie. -Nie zaczynaj od poczatku, Kenji - ostrzegl go starzec, ale asystent mowil dalej. -Mimo ze wypelniam paoskie polecenia dotyczace tej operacji, nie zgadzam sie z nimi. To, co panowie planowaliscie wraz z Takamora, jest tylko zaslona dymna dla naszych prawdziwych celow, a jednak poswieca im pan cala swoja uwage. Nasze priorytety dotycza czegos innego. Zdrada Takamory powinna byd sygnalem, ze czas zakooczyd ten idiotyczny przewrot, ktory z poczatku mial byd tylko planem awaryjnym. To sie nie moze udad, musi pan zdawad sobie z tego sprawe. W dodatku naraza pan na niebezpieczeostwo wszystko, nad czym naprawde pracujemy. -Czyzby nasz rosyjski przyjaciel tak cie wystraszyl, ze juz mi nie ufasz? -Nie, Ohnishi-san. Ale najpierw musimy sie skupid na wypelnieniu zobowiazao wobec niego. -Powiem ci cos o naszym rosyjskim sojuszniku. Zdradzi nas tak szybko, jak my zdradzimy jego. Jestesmy dla niego tylko narzedziami. Musimy byd przede wszystkim lojalni wobec obywateli Hawajow, a nie jakiegos bialego nadzorcy, nad ktorym nie mamy kontroli. -Ale przeciez obiecalismy... -Te obietnice nie maja juz znaczenia. Ambicje Takamory wszystko zmienily. Gdy napisalem list, w ktorym deklarowalismy nasza niepodleglosd, wiedzialem, ze zostanie wyslany, czy to na rozkaz Kerikowa, czy wbrew niemu. Musimy kontynuowad nasze dzielo. Zdrada Takamory tylko przyspieszyla ostateczny termin. Jestem pewien, ze prezydent planuje jakas forme odwetu. Dlatego musimy uderzyd natychmiast. Przewrot powiedzie sie i bez Takamory. Jestesmy w stanie kontrolowad jego ludzi. Kenji milczal przez chwile ze wzrokiem wbitym w podloge. -A broo, o ktorej pan wspomnial? -Zajal sie nia moj siary przyjaciel, Egipcjanin Suleiman el-aziz Su-leiman. -A najemnicy? -Tez organizuje ich Suleiman. Twarda waluta jest w takich wypadkach najlepsza zacheta. Najemnicy beda wsparciem dla oddzialow Gwardii Narodowej Takamory albo je zastapia, jesli odmowia wypelniania moich poleceo. -Nie zdawalem sobie sprawy... - W glosie Kenjiego slychad bylo przygnebienie. -Jestes dla mnie jak syn, ale nawet ojciec musi czasem zalatwiad pewne sprawy bez wiedzy dziecka. Nic to miedzy nami nie zmienia, Kenji. Nie czuj sie urazony. -Nie zywie do pana urazy. -To dobrze - powiedzial Ohnishi z cienkim usmiechem na ustach. - Mam dzis ochote na swietowanie. Jestes w nastroju? -Tak, oczywiscie - odparl Kenji na to retoryczne pytanie. Ohnishi wyjechal wozkiem zza biurka i skierowal sie w strone sypialni na samej gorze szklanej rezydencji. Tam Kenji pomogl mu sie przebrad do snu, po czym bez wysilku uniosl jego watla postad i ulozyl go na lozu z baldachimem, podkladajac pod glowe kilka poduszek. Ohnishi polozyl na policzku Kenjiego wysuszona dloo i podziekowal mu usmiechem. Oczy mial blyszczace, jakby trawila go goraczka. -Jestes dla mnie jak syn, powinienes o tym wiedzied. -Wiem. - Kenji delikatnie pogladzil starcza reke. - Prosze mi dad kilka minut na przygotowanie. Gdy wyszedl z pokoju, Ohnishi siegnal do znajdujacego sie przy lozku panelu sterujacego i nacisnal szybko kilka guzikow. Zrobiony z elek-trochromicznego szkla sufit sypialni pociemnial, zaslaniajac tropikalny blask ksiezyca. Sciany i dach w calym domu takze pociemnialy, skrywajac wnetrze rezydencji w czarnym kokonie. Ciezkie aksamitne zaslony na wprost lozka rozsunely sie. odslaniajac sciane z krystalicznie przezroczystego szkla oraz znajdujaca sie za nia sypialnie. Na narzucie lozka lezala na wznak naga kobieta. Jej male piersi unosily sie w rownym oddechu. Z racji wieku Takahiro Ohnishi nie mogl juz doswiadczad przyjemnosci uprawiania seksu, ale mimo uplywu lat nie zmniejszylo sie jego libido. Zamiast pogodzid sie z faktem, ze cialo nie jest juz w stanie odpowiednio reagowad. Ohnishi wymyslil pewna forme podgladactwa, ktore czesciowo zaspokajalo jego zadze. Cieszylo go patrzenie na innych. Przygladajac sie z zadowoleniem jedrnemu cialu spiacej dziewczyny, cierpliwie czekal. Gdy Kenji w koocu wszedl do pokoju, byl nagi. Zblizyl sie do spiacej kobiety, a wlasciwie dziewczyny, bo nie miala nawet pietnastu lat, i obudzil ja, dotykajac dlonia rozchylonych ust. Ohnishi wcisnal guzik na panelu i czule mikrofony umieszczone w sypialni zaczely przekazywad odglosy, jakie wydawala. Starzec pochylil sie na lozku, gdy powieki Japonki zatrzepotaly i dziewczyna otworzyla oczy. Kenji polozyl sie przy niej tak, by Ohnishi mial najlepszy widok. Bladzil reka po ciele dziewczyny, a ta cicho pojekiwala. Japooski miliarder szybko jednak znudzil sie tym widokiem, nie dostrzegajac zadnej reakcji swojego ciala, i calkowicie stracil zainteresowanie przedstawieniem, ktore ciagle trwalo za szklana sciana. Po chwili nacisnal przycisk i gdy zaslony sie zaciagnely, polozyl sie na lozku. Odglosy seksu ciagle wypelnialy jego sypialnie. Zasypiajac, Ohnishi pomyslal, ze moze z inna dziewczyna pojdzie lepiej. Spedzila w tym pomieszczeniu dopiero dwadziescia cztery godziny, jednak czula sie, jakby przetrzymywano ja tu od roku. JiII zaliczyla wszystkie klasyczne etapy, przez ktore przechodzi chyba kazda uwieziona osoba. Najpierw byla wsciekla na porywaczy, krzyczala i tlukla dloomi w stalowe drzwi, odgradzajace ja od wolnosci. Gdy opadla z sil, nastepnych kilka godzin spedzila na obchodzeniu celi i szczegolowych badaniach betonowych scian, sufitu tak wysokiego, ze nie mogla go dosiegnad, pustej tablicy na narzedzia, na ktorej widnial jeszcze ich zarys. Pomieszczenie o powierzchni dwoch metrow kwadratowych cuchnelo mieszanina nawozu, benzyny i oleju. Jill doszla do wniosku, ze byl to kiedys schowek na narzedzia ogrodnicze. Po kolejnej godzinie bezcelowego chodzenia usiadla na betonowej podlodze obok cieknacego kranu. Znudzonym wzrokiem wpatrywala sie w maleokie krople, ktore zbieraly sie w kaluze i cienkim strumykiem wplywaly do zardzewialego odplywu na srodku celi. W koocu, gdy zmeczenie ciala wzielo gore nad rozgoraczkowanym pytaniami umyslem, zasnela. Gdy sie obudzila, obok drzwi stala taca z jedzeniem. Lezaly na niej dwie pomaraocze, polowa bochenka chrupiacego francuskiego chleba i dwiartka kostki masla. Obok jedzenia stal papierowy kubek z wystygla juz kawa. Zadnego z przedmiotow na tacy nie mogla wykorzystad jako broni. Zadnego szkla, zadnych puszek, zadnych sztudcow, ktore daloby sie naostrzyd przez pocieranie o podloge. Doznala ulgi, widzac ze wiaderko, sluzace za toalete, zabrano w nocy i zastapiono nowym. Jill zachowywala stoicki spokoj jak wiezieo, ktory spedzil w celi juz dwadziescia lat i na nic nie czeka. Przez chwile probowala zrozumied, dlaczego ktos chcialby ja porwad. Podejrzewala, ze stoi za tym Takahiro Ohnishi, zdala sobie jednak sprawe, ze poznanie prawdy w tej sytuacji nic by nie dalo. Jedyne, co ja teraz interesowalo, to przezycie. Skoro Ohnishi zadal sobie tyle trudu, zeby wykrasd ja z domu, to z pewnoscia nie dlatego, zeby zabid. Czegos od niej chce, czegos, co moze mu dad tylko ona. Bardzo prawdopodobne, ze chodzilo ojej dziennikarska wiarygodnosd. Jesli miala racje, ze Ohnishi wraz z Takamora chcieli oderwad Hawaje od Unii, bedzie im potrzebna legitymizacja, ktora zapewnid moga tylko media, lagodny glos dziennikarza, ze wszystko jest w porzadku i pod kontrola. Nietrudno bedzie sklonid ja do przekazywania nieprawdziwych wiadomosci i nikt, kto ufal jej jako dziennikarce, nie dowie sie, ze zostal oszukany. Byl to ten sam problem etyki i moralnosci, ktory podniosla, wychodzac ze studia, tym razem jednak stawka jest o wiele wyzsza. Wczoraj chodzilo o jej prace, o kariere. Dzis istnialo zagrozenie zycia. Dlugo myslala tylko o tym, az w koocu, znuzona, popadla w odretwienie. Chciala tylko spad. Oparla sie plecami o sciane, zmorzona snem. Drzwi otworzyly sie bez ostrzezenia. Jill otrzasnela sie z letargu, przesuwajac sie wzdluz sciany, by zwiekszyd dystans miedzy soba a ciemna postacia, ktora weszla do celi. Zauwazyla, ze zapadla noc, chociaz nic wiedziala, ktora jest godzina, bo przed zamknieciem w celi zabrano jej zegarek i buty. -Nie chcialem pani przestraszyd, panno Tzu. Bardzo przepraszam. - Glos mezczyzny byl monotonny, pozbawiony emocji. -Znam pana, prawda? - Jill stanela na nogi. -Nie spotkalismy sie osobiscie, ale mialem przyjemnosd kilka razy rozmawiad z pania przez telefon. Nazywam sie Kenji. -Wiedzialam, ze to sprawka Ohnishiego - powiedziala tonem stanowczym z nutka triumfu. Kenji wszedl dalej do pomieszczenia. Wydawalo sie, ze jego stopy nie dotykaja podlogi, poruszal sie plynnie jak rozlana rted. Byly w tym budzaca groze osobliwa elegancja i demoniczny urok, jaki roztacza waz. Powolny, kuszacy, zly. Usiadl na podlodze, dokladnie tam, gdzie wczesniej siedziala Jill. -Jest pani bardzo spostrzegawcza kobieta i swietna dziennikarka. Ogladalem pani najnowszy material. Musze przyznad, ze dokonala pani smialej i trafnej oceny mojego pracodawcy i jego wspolpracy z burmistrzem Takamora. Ma pani racje, twierdzac, ze obaj chca uczynid z Hawajow niepodlegle paostwo, aczkolwiek silnie zwiazane z Japonia. Myli sie pani jednak, sadzac, ze to Ohnishi stoi za pani uprowadzeniem. -Wiec to pan? - Kenji przytaknal. - Ale dlaczego? -Jest pani wystarczajaco inteligentna, by wiedzied, dlaczego zostala porwana. -Chce pan, bym przekazywala w mediach jakies informacje propagandowe. -Zgadza sie. Tyle ze propaganda, jak to pani ujela, nie bedzie zbyt odbiegala od prawdy. Moze pani nawet puscid ten material, ktory sama przygotowala. Jill byla zaskoczona i zmieszana. -Dlaczego mialby pan na to pozwolid? Przeciez w pelni odslania wasz podly spisek. -Nic nasz, panno Tzu, tylko Ohnishiego. -Nie rozumiem. - Chociaz nie chciala, Jill powoli wcielala sie w role, w ktorej czula sie najlepiej. Znow byla dziennikarka i probowala dotrzed do prawdy. Kenji wpatrywal sie przez chwile niewidzacym wzrokiem w jakis nieokreslony punkt, jakby widzial slowa, ktore rodzily sie w jego glowie. -Niemal cale zycie pracuje dla Takahiro Ohnishiego. Zawdzieczam mu wszystko. Jest moim panem, a ja jego niewolnikiem. Zabijam dla niego i dla niego gwalce male dziewczynki. Dzisiejszej nocy po raz kolejny zrobilem i jedno, i drugie. Nie ma rzec2y, ktorej bym nie zrobil na jego prosbe. Jest jednak cos, czego o mnie nie wie, cos, do czego nie przyznawalem sie przed samym soba przez wiele lat. - Przerwal na chwile i zasmial sie nerwowo. - Kierujac sie jego pojmowaniem honoru, jestem pewien, ze zrozumialby moja zdrade. Moi rodzice spotkali sie tylko dwa razy w zyciu - ciagnal. - Po raz pierwszy, gdy ojciec zgwalcil matke, wtedy, gdy stacjonowal w czasie II wojny swiatowej w Korei. Byla dziewczyna do towarzystwa, prostytutka z przymusu, jak wiele innych mlodych kobiet, ktore podczas japooskiej okupacji mialy nieszczescie nie mied nic procz urody. Jej wlasny ojciec sprzedal ja do burdelu, zeby rodzina mogla przetrwad. - Kenji zamyslil sie. ale po chwili kontynuowal. - Drugi raz moi rodzice spotkali sie szesd lat pozniej, gdy ojciec wrocil do Korei, by mnie od niej kupid. Rana odniesiona na wojnie zrobila z niego impotenta, wiec tylko ja zostalem, jedyna szansa na niesmiertelnosd. Az do smierci pracowal dla Ohnishiego. Odziedziczylem po nim to stanowisko. Przez cale lata uwazalem sie za czystej krwi Japooczyka. Ze wstydem skrywalem w sobie te koreaoska polowe. Jednak w ciagu ostatnich kilku miesiecy cos sie wydarzylo. Cos, co pozwolilo mi poczud dume ze swojego koreaoskiego pochodzenia. Z pewnoscia pani to rozumie, jest pani przeciez w polowie Japonka, w polowie Chinka. -Jestem Amerykanka - sprostowala dobitnie Jill. Kenji obrzucil ja chlodnym spojrzeniem. Rysy jego twarzy byly jednoczesnie ladne i okrutne. -Miejmy nadzieje, ze bedzie pani w stanie wyjsd poza takie myslenie. W przeciwnym razie nasza znajomosd i pani zycie zakoocza sie bardzo szybko. Wkrotce dojdzie do tego, ze proba przygotowanego przez Ohnishiego puczu zakooczy sie fiaskiem. Burmistrz Takamora nie zyje i niebawem jego los podzieli Ohnishi. Gdy to sie stanie, bedzie nam pani potrzebna, by dzieki swoim wplywom uspokoid ludzi i polozyd kres przemocy. -Jestem dziennikarka. Przekazuje informacje, nie tworze. - Wymawiajac te slowa, Jill pamietala, co mowil jej byly kolega z pracy. -Dziennikarz moze zachwiad opiniami i bardziej zmienid rzeczywistosd niz jakikolwiek zyjacy polityk. Ma pani moc, z jakiej nie zdaja sobie sprawy ludzie, ktorzy przeciez sami ja pani dali. Gdy przyjdzie czas, za kilka dni, najdalej za tydzieo, ujawni pani wszystko, co wie na temat Ohnishiego i Takamory. Jako ze beda martwi, niczemu, co pani powie, nie da sie zaprzeczyd. Podam pani o wiele wiecej szczegolow. Ludzie musza skupid sie na probie zamachu stanu, to musi byd temat, ktorym media beda zyd przez kilka tygodni. - Widzac pytajace spojrzenie Jill, pokrecil glowa. - Powody, dla ktorych tak ma sie stad, pani nic dotycza. Obiecuje, ze gdy wszystko sie skooczy, nikt nie bedzie juz pani niepokoil, a pani udzial w tej sprawie pozostanie tajemnica. -A jesli odmowie? - zapytala Jill odwazniej, niz sie czula. -Prosze odmowid teraz, a zabije pania natychmiast - powiedzial bez ogrodek. - Ale nie musi pani odpowiadad natychmiast. Prosze sie nad tym zastanowid. - Kenji podniosl sie, zblizajac do wyjscia, ale dodal jeszcze: -Wybralem pania, bo wiem, ze nielatwo przyjdzie podjad pani decyzje. Prosze mnie nie zawiesd. 12 ARLINGTON Bar U Tiny'ego nazywal sie tak, co oczywiste, ze wzgledu na przezwisko wlasciciela. Gdy Mercer po raz pierwszy szedl do tego oddalonego od cztery przecznice od jego domu pubu, spodziewal sie, ze zobaczy za kontuarem wielkiego faceta. A jednak Tiny*. Paul Gordon, byl maleoki, mial nie wiecej niz poltora metra wzrostu i wazyl ze czterdziesci kilogramow.W niewielkim barze stalo tylko osiem stolikow i szesd czteroosobowych boksow. Linoleum na podlodze wygladalo tak, jakby od lat nie mialo kontaktu z mokra szmata. Sciany zdobily zdjecia z wyscigow konnych i puchary z Saratogi, Belmont Park i Yonkers Raceway, zaledwie kilku sposrod wielu torow, na ktorych Paul scigal sie jako zawodowy dzokej. Nigdy nie osiagnal pozycji Willy'cgo Shoemakera, niemniej jednak byl dobrym jezdzcem o duzym potencjale. Paul za bardzo lubil hazard i niestety nie mial szczescia do wygrywania. Zeby splacid dlugi, lichwiarz nakazal mu przegrad jeden z wyscigow. Tiny zwierzyl sie raz Mercerowi, ze koo byl zbyt waleczny, by pozwolid sie wyprzedzid. Paul nie mial serca, zeby sciagnad cugle i przekroczyd linie mety jako drugi. Tego wieczoru wlasciciel konia wyprawil na czesd dzokeja wspanialy bankiet. Rano do drzwi Tiny'cgo zapukali ludzie lichwiarza i polamali mu nogi zelaznym pretem. W czasie dlugich miesiecy bolesnej rehabilitacji Paul przeklinal glupia szkape za to, ze biegla lak szybko. Wybaczyl jej dopiero wtedy, gdy otworzyl bar w rodzinnym Waszyngtonie. Kiedy Mercer wszedl do srodka, Tiny machnal do niego reka i od razu nalal mu drinka z plasterkiem cytryny. -Dzieki, tego mi trzeba. - Mercer wzial szklanke i skierowal sie do obitego derma boksu, w ktorym siedzieli Tish i Harry White. Oprocz dwoch pracownikow pobliskiej pralni w barze nie bylo nikogo. -Przepraszam, ze wyciagnalem Tish z domu. ale skooczyla ci sie whisky. -Mam awaryjna butelke w drugim barku. -Miales, Mercer. Miales awaryjna butelke w drugim barku. Poza tym, kto by do cholery szukal jej w tej norze? -Jasne, nic sie nie stalo. - Mercer zwrocil sie do Tish. - Co slychad? -W porzadku. - Zasmiala sie, lekko wstawiona. - Ale musze powiedzied, ze nieczesto zdarza mi sie pid w poludnie. -Trzymaj sie Harry'ego i mnie, to sie przyzwyczaisz. - Usmiechnal sie cieplo. Troche alkoholu dobrze jej zrobi, latwiej przyjmie do wiadomosci to, o co za chwile ja poprosi. -Dowiedziales sie czegos w biurze? -Mam wiecej poszlak. Jest jeszcze jedna rzecz, ktora chce sprawdzid wieczorem. Potem wydam nas wladzom. -Co to znaczy: "wydam nas wladzom"? -Tish, bylas pod opieka FBI, gdy cie wyciagnalem ze szpitala. Jestem pewien, ze chca cie znow zobaczyd. Bede tez musial wytlumaczyd sie z trupow, ktore zostawilem w centrum. -Och. -Hej, Harry, idzie tu dwoch tajniakow - ostrzegl ich Tiny, wygladajac przez brudne okno. Mercer popatrzyl na Harry'ego pytajacym wzrokiem. -Tish opowiadala mi, co sie wczoraj wydarzylo, wiec podjalem srodki ostroznosci i poprosilem Tiny'ego, zeby sie rozgladal. -Bardzo rozsadnie. - Philip wzial za reke Tish. - Chodz. Przeprowadzil ja przez sale i wciagnal do malej kuchni. Zatrzymali sie przed tafla szkla, wbudowana w wylozona glazura sciane, i Tish zdala sobie sprawe, ze lustro, ktore wisialo nad barem, bylo od ich strony przezroczyste. Patrzyla teraz ponad ramieniem Tiny'ego, jak przez drzwi wejsciowe wkracza dwoch zwalistych mezczyzn i wyciaga odznaki. Federalni, a nie miejscowe gliny, zgadywal Mercer. -Philip Mercer? - odpowiedzial pytaniem Tiny. - Tak. znam goscia. Nie bylo go tu jakos od tygodnia. Duzo podrozuje. - Podniosl o pol tonu swoj i tak piskliwy glos. - Gdybym go widzial, nie wisialby mi ciagle osiemdziesieciu dolcow za niezaplacone rachunki. Podetknal jednemu z agentow pod nos plik kartek. Mercer sie skrzywil. Mial nadzieje, ze agenci nie beda sie zbyt dobrze przygladad rachunkom, bo wszystkie nalezaly do Harry'ego. Jego przyjaciel nagle wstal i zatoczyl sie lekko, opierajac o sciane boksu. Mercer zastanawial sie, czy to tylko udawanie. -Ja go widzialem! - Harry prawie krzyknal, pryskajac slina na wszystkie strony. Udawal, to pewne. -Gdzie? - zapytal niecierpliwie jeden z agentow. Dawne czasy, 1943 rok. Ten facet byl kucharzem w naszym batalionie. Za cholere nie umial gotowad. Wszyscy na Tarawie mielismy ciagle sraczke. A moze wtedy walczylismy na Iwo Jimie. - Harry jednym haustem wypil swojego drinka. - Tak. na Iwo, i raczej w czterdziestym piatym. Biedny Frank Merker oberwa! na Okinawie. -My szukamy Philipa Mercera. -Nie przypominam sobie zadnego Philberta Mercy'ego - wybelkota! Harry. Zatoczyl metnym wzrokiem i klapnal bezwladnie na siedzenie. - Znalem kiedys striptizerke, nazywala sie Phyllis mmm... - Glowa Harry'ego huknela w stol, jakby spadl na niego orzech kokosowy. Po chwili chrapal jak niedzwiedz. Obaj agenci wyszli po uprzednim uprzedzeniu Tiny'ego, ze ma zadzwonid, gdyby tylko Philip Mercer sie pojawil. Tiny i Harry jeszcze przez pare minut odgrywali swoje role, az mieli pewnosd, ze agenci na dobre odeszli. Gdy Mercer wyprowadzil Tish z kuchni, zauwazyl, ze przez caly czas nie puscil jej dloni. Zwykly dotyk, a jak bardzo byl krzepiacy. -Harry, powinienes dostad za to Oscara. - Mercer nie kryl podziwu. Przyjaciel usiadl i usmiechnal sie promiennie. -Naprawde znalem kiedys striptizerke o imieniu Phyllis. Phyllis Withluv, tak o sobie mowila. Maly. goracy rudzielec. Poznalem ja w Baltimore. -Co teraz zrobimy? - wtracila Tish, nim Harry zdolal rozpoczad jakas oblesna historyjke. -Nie mozemy wracad do mojego mieszkania, to jasne. - Mercer popijal kolejnego drinka. -Zatrzymajcie sie u mnie - zaproponowal Harry. -Nie, mam alergie na karaluchy. A tak na powaznie, to zmienilem plany. Jedziemy do Nowego Jorku. -Co? - Tish zmarszczyla brwi. -Tiny, zamow nam taksowke, niech czeka przy Safeway. - Ogromny sklep spozywczy znajdowal sie kilka przecznic od pubu. - Dzieki za popis aktorstwa, Harry. - Mercer wyjal z portfela studolarowy banknot i polozyl go na kontuarze. -Powinno pokryd zalegle rachunki. Philip wyprowadzil Tish na zewnatrz przez opuszczona kuchnie, tylnym wyjsciem. -Po co jedziemy do Nowego Jorku? - zapytala go, gdy przeszli na druga strone ulicy. -Gdy czytalas faks, na pewno zauwazylas, ze David Saulman uwaza Ocean Freight Cargo za przykrywke dla Rosjan. Jesli ma racje, a zapewne ma, skoro slyszalas rozmowy po rosyjsku, to sprawdzenie ich biur jest logiczna koniecznoscia. -Wejdziemy tam ot, tak, i rzucimy na nich oskarzenie? -Alez skad. - Mercer sie rozesmial. - Wlamiemy sie tam dzis w nocy. Tish przystanela, zeby mu sie przypatrzyd. W szarych oczach Mercera blysnela stal. -Mowisz powaznie? Jego glos brzmial miekko i lagodnie, ale byla w nim pewnosd siebie, ktora wstrzasnela powietrzem. -Smiertelnie powaznie. -Jestescie pewni, ze chcecie to zrobid? - zapytal Hat. -Tak, Hat, jestesmy pewni - odparl Mercer ze spokojem. Siedzieli w najnowszym modelu plymutha, zaparkowanym na poczatku Piatej Alei, dziesied przecznic od kamienicy, w ktorej mialo siedzibe przedsiebiorstwo transportowe Ocean Freight Cargo. -Moi ziomale moga tu wpasd w kazdej chwili. Wyniosa, co chcecie, i znikna, zanim ktokolwiek sie kapnie. Nie musicie sie tam wcale pakowad. -Chodzi o to, ze wlasnie musimy, Hat. I chce, zeby o tym wiedzieli. Po raz pierwszy Mercer mogl dad upust swojej zlosci, ktora ogarnela go z chwila, gdy w jego zycie wkroczyla Tish. Do tej pory reagowal po prostu na posuniecia nieznanego przeciwnika. Teraz jednak to on mial wykonad ruch, zaatakowad, tak jak obiecal. -Dzieci we mgle. - Hat machnal reka z poblazaniem. Zar papierosa byl jak kometa w ciemnym wnetrzu samochodu. Danny "Hat" Spezhattori, zawodowy zlodziej, szefowal gangowi wlamywaczy, ktory uszczuplil fundusze najbogatszych nowojorczykow o kilka milionow dolarow w ciagu ostatnich paru lat. Czternastoletni syn Hata popelnil kiedys blad, probujac ukrasd Mercerowi portfel przed wejsciem do budynku ONZ. Zamiast zaprowadzid chlopaka na policje, wyciagnal od niego telefon do ojca. Godzine pozniej spotkal sie z Hatem. W swiecie, gdzie wiekszosd interesow zalatwia sie poprzez ludzi, ktorzy maja u siebie dlugi wdziecznosci, Mercer doszedl do wniosku, ze przysluga, jaka jest mu winien czlowiek taki jak Hat, moze kiedys bardzo sie przydad. I nie pomylil sie. Dzis w nocy dlug sprzed trzech lat mial zostad splacony. -Hat. daj nam godzine na dotarcie na miejsce, a pozniej przyslij swoich chlopakow, dobra? -Gdy tylko wywalimy drzwi i wlacza sie alarmy, na pewno zostawia w srodku wartownika. -Na to wlasnie licze. -Chyba nie chcesz nikogo zamordowad, co? Bo jesli tak, to nic chce mied z tym nic wspolnego. -Mamy uklad - rzucil Mercer lodowatym tonem. - Zadnych pytao, Hat. Twoi chlopcy zrobia to, co powiedzialem i od razu moga wracad do lozeczek. Nic im nie grozi. -Ciekawi mnie jedna rzecz. Mercer. Jaki towar moze byd tego wart? Masz kupe forsy, wiadomo. To tylko jakies pieprzone biuro morskie, nawet cala kasa na wyplaty to u nich wielkie gowno. -Nie twoj interes, Hat. Zrob, co do ciebie nalezy, i jestesmy kwita. - Adrenalina pobudzala jego energie jak dzialka heroiny w zylach dpuna. - Wiem, co robie. Mercer spojrzal na siedzaca z tylu Tish. Jej twarz, blada jak plotno, kontrastowala z polyskujaca czernia wlosow. Mercer popatrzyl w szeroko otwarte, blekitne oczy dziewczyny, ale nie bylo w nich strachu. Zobaczyl ufnosd. -Gotowa? -Tak - odpowiedziala szeptem, lecz zdecydowanie. Wyszli z samochodu. Oswietlenie wnetrza wozu nie dzialalo, wiec tylko delikatny trzask drzwi zdradzil ich wyjscie. Po kilku sekundach znikneli wsrod cieni parnej nocy. Godzine pozniej, tuz przed pierwsza, rozklekotany Chevrolet camaro, ktorego karoseria miala na sobie wiecej szpachli niz lakieru, przemknal Jedenasta ulica niedaleko Piatej Alei. Odglos ryczacego silnika i ujadanie psa zmacily cisze spokojnej do tej pory ulicy. Kierowca skupial sie na drodze, jadac podczas lekkiej mzawki po sliskim asfalcie, ale pasazer najwyrazniej delektowal sie ta chwila. Wielka strzelba, ktora dzierzyl w dloni, byla chlodna i ciezka. Wpadajacy przez otwarte okno cieply wilgotny wiatr niosl orzezwienie. Buzujaca we krwi adrenalina wyostrzala wszystkie zmysly. Hat mial u Mercera wielki dlug do splacenia. Kierowanie samochodem mogl zlecid zwyklemu zolnierzowi swojego gangu, ale strzelad wolal sam. Cztery klatki wejsciowe od celu kierowca wcisnal reka klakson samochodu i wrzasnal jak Indianin. Hat wystawil za okno lufe samopowtarzalnego dwunastostrzalowego remingtona. Sam ladowal do niego amunicje i gdy wystrzelil, byl bardzo zadowolony z rezultatow. Pierwszy strzal roztrzaskal z ogromnym hukiem i brzekiem tluczonego szkla okno jednego z mieszkao na parterze. Drugi strzal doslownie wepchnal do srodka klatki schodowej drzwi wejsciowe kamienicy. Po starciu z olowiem z grubej debiny zostaly drzazgi. Kolejny strzal i kolejne okno zmienilo sie w rumowisko strzaskanych szkiel. Kierowca ciagle wrzeszczal i naciskal klakson, ale Hat nic nie slyszal, skupiajac sie na ostatnim celu. Strzelil, przeladowal strzelbe i niemal calkowicie wychylil sie przez okno, by strzelid jeszcze raz. Drzwi do Ocean Freight Cargo byly o wiele mocniejsze niz inne w kamienicy, ale nie mogly wytrzymad udaru podwojnego trafienia pociskami. Spadly z gornego zawiasu, a strzal nabojem z utwardzonego olowiu, niczym drapieznik, rozszarpal na strzepy ich drewniana konstrukcje. W kamienicy natychmiast wlaczyl sie alarm, przeszywajac ciemnosd nocy glosniej niz klakson camaro. Hat strzelil w jeszcze jedno okno i dopiero wtedy opuscil broo. Kierowca przestal trabid i samochod odjechal. Zaledwie pare przecznic dalej byl juz zupelnie anonimowy. W ciagu szesciu minut ulice zablokowaly policyjne radiowozy. Funkcjonariusze dokonali pobieznego przeszukania terenu i zaczeli spisywad zeznania ogarnietych panika mieszkaocow. Stwierdzili, ze strzelanina to tylko wybryk bandy rozwydrzonych dzieciakow, szukajacych brutalnej rozrywki; z podobnych zabaw slynelo to miasto. Greg Russo wiedzial, ze cokolwiek przydarzylo sie jego firmie, nie jest kwestia przypadku. Przyjechal natychmiast, gdy tylko zostal powiadomiony o aktywacji alarmu. Wedlug dokumentacji Russo pelnil funkcje wiceszefa odpowiedzialnego za glowna siedzibe firmy w Nowym Jorku, ale przedsiebiorstwo Ocean Freight Cargo nie mialo szefa. Szwedzka grupa, nazywana szefami korporacji, istniala tylko jako skrytka pocztowa w Sztokholmie. Jedynym zwierzchnikiem Russo byl Iwan Kerikow, szef Departamentu 7... czyli Wydzialu Operacji Naukowych KGB. Russo rozmawial przez kilka minut z policjantami, wypytujac o szczegoly zdarzenia, ale tak naprawde wcale nie sluchal ich wyjasnieo. Dwadziescia lat pracy w KGB nauczylo go nie wierzyd w pozory. -Prosze mi wierzyd, panie Russo - przekonywal jeden z funkcjonariuszy -nie mamy sie czym martwid. Nieraz widzialem takie wyglupy. To tylko gowniarze, ktorzy chcieli w nocy zaszaled. Dopilnuje, zeby przyslano dzis wzmozone patrole. Nikt wiecej nie zakloci tu juz spokoju. -Nasza firma placi miastu bardzo wysokie podatki, sierzancie. Mam nadzieje, ze zapewni pan nam bezpieczeostwo. - Russo mowil beznamietna, pozbawiona akcentu angielszczyzna. -Przykro mi, ale nie moge zostawid tu swoich ludzi, zeby ochraniali paoskie biura. Moze zechcialby pan skorzystad z pomocy firmy ochroniarskiej. Przyjada tu za dziesied minut. - Sierzant dorabial sobie u nich w soboty, gdy zona wyjezdzala w odwiedziny do matki w Trenton. -W porzadku. - Russo udawal, ze sie uspokoil i zgadza z wersja policjanta. - To na pewno tylko moja wyobraznia. Ktokolwiek strzelal na tej ulicy, chyba nie wzial na celownik naszych biur. Ma pan racje, to pewnie jacys gowniarze. -Wezwalem smiglowiec, na wszelki wypadek. Powinien tu byd za pol godziny. Przeczesza szperaczem tyly budynku i sprawdza, czy nic sie tam nie dzieje. -Byliscie tam chyba, prawda? -Oczywiscie, sprawdzalismy tyly. Nic tam nie ma oprocz paru meneli i stert smieci. -No tak, ale mimo wszystko powtorne przeszukanie nie zaszkodzi. Po paru minutach obydwa radiowozy odjechaly. Nieliczni gapie, ci, ktorych zawsze interesuje wszystko, co robi policja, z wolna sie rozchodzili. Mieli dosd wrazeo jak na te noc. Russo - naprawde nazywal sie Grigorij Breznicow - zaczekal, az ulica opustoszeje. Dopiero wtedy dal znak kierowcy furgonetki, ktora przyjechala ledwie kilka minut po nim. Z samochodu wyskoczylo kilku ubranych na czamo mezczyzn. Sztywnym krokiem, jak na paradzie, podeszli do Breznicowa z bronia w rekach. Ich wzrok bezustannie przeczesywal okolice i mimo ze nie zatrzymywal sie w jednym miejscu dluzej niz ulamek sekundy, wydawalo sie. ze nic nie uchodzilo ich uwagi. Chodby nie wiem jak dlugo pozostawali na Zachodzie, pomyslal Breznicow. ludzie z oddzialow specjalnych KGB zawsze przestrzegaja dyscypliny, to rezultat lat dwiczeo i szkoleo. To jedni z najlepszych agentow na swiecie, zdolni zabijad za pomoca niemal kazdej broni, jaka wymyslil czlowiek, a takze -golymi rekami. Teraz staneli naprzeciw Breznicowa - posepni, mroczni, w ich oczach nie tlila sie nawet najmniejsza iskierka zycia. -Przeszukajcie caly budynek, zwracajcie uwage na wszystko, co wyda wam sie podejrzane, a potem zajmijcie ustalone pozycje. Sprawdzcie tez tyly kamienicy. Jest tam podobno dwoch pijaczkow, wykopcie ich stamtad. Nikt nie ma prawa wejsd do budynku do dziewiatej rano. Ja przyjade pierwszy. Nie bylo powodu, zeby Breznicow zostal. Ci ludzie umieli poradzid sobie w kazdej sytuacji. W miniaturowej sluchawce rozlegl sie cichy pisk i dopiero po nim Mercer uslyszal glos. -Do budynku weszlo dwoch najstraszniejszych gosci, jakich w zyciu widzialem. A szef chyba zmywa sie do chaty. Mercer wcisnal guzik nadajnika, potwierdzajac otrzymanie informacji od syna Hata, Capa, ktory stal na dachu budynku po przeciwnej stronie ulicy. -Przygotuj sie - szepnal do lezacej obok niego Tish. - Zaraz wyjda. Minute pozniej obydwaj agenci wyszli ostroznie przez tylne wyjscie kamienicy. W rekach trzymali gotowe do strzalu pistolety. Omietli wzrokiem pograzone w polmroku podworko, sprawdzajac okna budynkow naprzeciwko i penetrujac cienie, powstale dzieki stojacej tam jedynej lampie. Zobaczyli dwoch zapijaczonych meneli, lezacych obok przepelnionego kontenera na smieci. Czlowiek Breznicowa przeszedl przez podworko, trzymajac sie cienia. Obserwujacy go Mercer rozpoznal prawdziwego zawodowca. Drugi mezczyzna ukryl sie w poblizu wyjscia i oslanial partnera. Mercer spial sie w sobie Pierwszy z mezczyzn podszedl do pijaczka i bez slowa, jednym ruchem postawil go na nogi. Mercer skrzywil sie, jakby ktos go uderzyl. Mogl sobie tylko wyobrazid sile, jakiej wymagalo podniesienie z ziemi doroslego czlowieka, zupelnie bez wysilku. Przyneta, ktora ulozyl tam Hat, stala bezwladnie w uscisku zabojcy i cos belkotala. Drugi pijaczek, takze czlonek gangu Hata, powoli zaczal sie budzid, jakby dochodzil do siebie po najdluzszej w zyciu popijawie. -Won mi stad - syknal czlowiek Breznicowa, potrzasajac pijanym mezczyzna. - Ty tez. - Kopnal drugiego z nich. - Won stad, zanim ukrece wam te parszywe lby. Mercer uslyszal ze swej kryjowki w kontenerze, ze zabojca mowil po angielsku z silnym akcentem. -Nic nie zrobilim - steknal lezacy na ziemi menel, rozcierajac sobie szczeke brudna reka. - Mamy swoje prawa. -Wypad. juz. - Mezczyzna powalil drugiego pijaka i wyciagnal zza plecow pistolet. Na widok broni menele opuscili w pospiechu podworko, niemal przewracajac sie jeden przez drugiego, gdy biegli w kierunku ulicy, prowadzacej do Szostej Alei. Gdy ludzie Hata znikneli, agent zaczal rozkopywad noga sterte smieci obok kontenera, az przekonal sie, ze nikt sie pod nia nie chowa. Wtedy skierowal swoja uwage na kontener. Ukryty w srodku Mercer skulil sie jeszcze bardziej. Agent uniosl plastikowa pokrywe i wzdrygnal sie z obrzydzeniem. Wnetrze pojemnika cuchnelo ludzkimi fekaliami, zepsutym jedzeniem i zgnilizna. Mezczyzna puscil pokrywe, krztuszac sie. Mercer wyciagnal po omacku reke, odgarniajac smieci, az wyczul ramie Tish i uscisnal uspokajajaco. Nie czul jej skory, ktora oslanial cienki kombinezon ochronny powlekany guma, ale wiedzial, ze moze byd mokra od potu, zupelnie jak jego. Docisnal do twarzy maske tlenowa i wzial gleboki oddech. Powietrze z niewielkiego zasobnika, ktory mial przyczepiony do pasa, bylo rzeskie i chlodne. Kombinezony i maski tlenowe, dokladnie takie, z jakich korzystaja pracownicy kanalizacji miejskich, dostarczyl Hat. Gangster wpadl na pomysl, ze wykorzysta je do obrobienia galerii sztuki, przylegajacej do chioskiej restauracji, ktora produkowala wyjatkowo cuchnace odpady. Agenci Brcznicowa, przekonani, ze dwaj pijaczkowie to jedyne osoby na tylach budynku, skooczyli obchod i weszli z powrotem do kamienicy. Dziesied minut pozniej Mercer otworzyl kontener i wyszedl na zewnatrz. Pomogl Tish zejsd na ziemie i oboje sciagneli kombinezony, ktore wrzucili do kontenera, z ulga zatrzaskujac pokrywe. -Nie sadzilam, ze na pierwszej randce poznam Nowy Jork od tej strony. - Tish usmiechnela sie szeroko. Mercer nie upomnial jej, zeby zachowala cisze. Wiedzial, ze musiala cos powiedzied, by chod troche rozladowad napiecie. -Staram sie, jak moge. Nastepnym razem pojdziemy nad East River poplywad przy swietle ksiezyca. Znam fajny wylot rury kanalizacyjnej, o tej porze roku wprowadzi nas w bardzo romantyczny nastroj. -Jestes uroczy. Mercer wyciagnal spod smieci worek marynarski i rozwiazal go. Wyjal ze srodka noktowizor, kupiony od Hata, i przyjrzal sie tylom siedziby Ocean Freight Cargo. Byla to typowa nowojorska kamienica, czteropietrowa, z plaskim dachem, z ktorego wyrastaly kominy i anteny telewizyjne. Od sasiadow odgradzaly ja sciany przeciwpozarowe. Na kazdym pietrze znajdowaly sie cztery okna, oprocz parteru, gdzie jedyny otwor stanowily grube, stalowe drzwi. Dostepu do okien na pierwszym i drugim pietrze bronily kraty z zebrowanych zelaznych pretow. Uniemozliwialy wejscie ta droga. Gorne okna nie mialy krat, ale Mercer wiedzial, ze caly budynek chroniony byl przez skomplikowany system alarmowy. Gdy geolog przedstawil swoj plan Hatowi, ten powiedzial tylko tyle: "Wpadniesz po uszy w gowno, jesli ten pieprzony system podzielony jest na strefy". Gdyby system alarmowy kamienicy nie obejmowal poszczegolnych stref budynku, tylko calosd, to zniszczenie drzwi wejsciowych uszkodziloby cala sied. Ale gdyby okazalo sie, ze naruszenie ktorejs ze stref nie wplywa na dzialanie pozostalych obwodow, to proba wejscia do biur firmy od tylu uruchomilaby kolejne systemy. Mercer nie zauwazyl w zadnym z zaciemnionych okien jakiegokolwiek ruchu, wiedzial jednak, ze obserwator nie zdradzilby sie tak latwo. Musial zaryzykowad. Spod przesiaknietej moczem plandeki, umieszczonej tu wczesniej przez Hata, wyciagnal cztery trzymetrowe rurki. Kazda wyposazona byla w umieszczone w rownej odleglosci od siebie szczeble, dzieki czemu ze zlozonych rurek otrzymywalo sie prymitywna dwunastometrowa drabine. Podszedl z drabina do budynku i podniosl ja prawie bez wysilku, opierajac koniec o sciane tuz pod zardzewiala rynna, po czym wyjal pistolet, zgrabnego browninga hi-power. prezent, ktory dostal w Iraku. Dzie-wieciomilimetrowy pistolet nie miescil w sobie tylu pociskow, co heckler i koch VP-70. ktory zgubil w Waszyngtonie, ale jego sila ognia budzila postrach. Puste w srodku, wypelnione rtecia naboje rozrywaly sie po osiagnieciu celu. Niewazne, gdzie trafily, czlowiek ponosil smierd od samej sily, z jaka uderzal pocisk. Mercer odbezpieczyl pistolet. Zalozony na lufe tlumik utrudnial nieco szybkie wyjecie broni, ale przez nastepnych kilka minut potrzebowal dwoch rak. Schowal pistolet do kabury i zaczal sie wspinad. W pociagu do Nowego Jorku Mercer wyjasnil swoj plan Tish. Z poczatku nie przyjmowala go do wiadomosci, ale w miare jak zaglebial sie w szczegoly, nabierala zaufania. Opowiedzial jej w skrocie o czterech tygodniach szkolenia, ktore przeszedl w CIA przed wyprawa do Iraku, co troche zmniejszylo jej obawy. Chociaz szkolenie skupialo sie glownie na taktycznym uzyciu broni, przyswoil tez podstawy wchodzenia do budynkow i czul sie pewnie w tej dziedzinie. Na wysokosci czwartego pietra Mercer przystanal i popatrzyl przez okno na pograzony w mroku pokoj. Nie zobaczyl nic podejrzanego. Z kieszeni czarnych spodni wyjal pierscionek z cyrkonia, ktory kupil po poludniu, nabywajac ubrania dla Tish. Jubiler usmiechnal sie drwiaco, jednoznacznie oceniajac mamy wybor, ale nie mial pojecia, ze pierscionek nigdy nie zostanie wreczony na zareczyny. Osiem i pol wedlug skali twardosci Mohsa wystarczylo, by cyrkonia z latwoscia przeciela szklo. Mercer przejechal kamieniem po szybie okna. Swidrujacy pisk cietego szkla wydal mu sie strasznie glosny. Mer-cer uznal, ze trzykrotne okragle naciecie wystarczajaco oslabilo szybe, schowal wiec pierscionek i wzial gleboki oddech. Za chwile mial sie dowiedzied, czy system alarmowy podzielony byl na strefy. Jesli sie wlaczy, ani on, ani Tish nie beda mied czasu, by uciec przed agentami Breznicowa, ktorzy zjawia sie tu natychmiast. Odetchnal jeszcze raz. W jego skroniach glosno tetnila krew. -Pieprzyd to - powiedzial, uderzajac lekko w szybe nasada dloni. Cienkie jak wlos przewody systemu alarmowego zerwaly sie, gdy wycieta szyba miekko opadla na pokryta dywanem podloge. W glowie Mercera rozleglo sie wycie alarmu, ale w budynku panowala niczym niezmacona cisza. Wyraznie slyszal lomot swojego serca, ktore jak oszalale tluklo sie w piersi, odbijajac sie echem w upiornym mroku podworza. Wtedy zdal sobie sprawe, ze to nie serce. Uniosl glowe i zobaczyl swiatla nadlatujacego helikoptera policyjnego. Smiglowiec byl nie dalej niz dziesied przecznic od kamienicy, a jego potezny reflektor halogenowy juz przeczesywal pograzone w ciemnosci ulice. Mercer sprobowal uniesd okno, ale grube warstwy farby, ktora malowano rame, doslownie skleily ja z futryna. -Cholera - zaklal pod nosem i stuknal w okno od srodka. Maly odlamek szkla, pozostawiony w oknie, bolesnie rozcial mu dloo. Po kilku silnych uderzeniach futryna odskoczyla z trzaskiem do gory. Nie obawial sie, ze ktos w srodku uslyszy halas. Odglos wirujacego smigla helikoptera zagluszal wszystko. Jak waz wsunal sie do srodka w chwili, gdy huragan wywolany wirnikiem wiszacej w powietrzu maszyny pustoszyl juz maleokie podworko. W gore wzbily sie tumany kurzu i smieci. Ryk silnikow helikoptera byl ogluszajacy. Tish, chodz! - zawolal Mercer, probujac przekrzyczed przerazliwy halas. Wspiela sie po drabinie w ostatniej chwili, nim strumieo swiatla zaczal przeszukiwad zakamarki podworza, jakby w poszukiwaniu ofiary. Mercer zlapal ja za nadgarstki, gdy znalazla sie na szczycie drabiny. Halogenowy szperacz systematycznie oswietlal kazde okno kamienicy i doslownie sekundy dzielily Tish od znalezienia sie w obrebie rozjarzonej plamy swiatla. Mercer wciagnal ja do pokoju. Dziewczyna zdusila w sobie okrzyk, gdy piersiami otarla sie o twardy drewniany parapet. Mercer rzucil sie do okna i zasunal je w chwili, gdy snop swiatla wpadl do wnetrza gabinetu. Przez chwile myslal, ze policjanci zobaczyli jego twarz. ale halogen szybko przesunal sie dalej. Razem z Tish widzieli, jak jego promieo tworzy dziwaczne cienie w korytarzu za gabinetem. Z perspektywy smiglowca drabina wygladala jak zwykle rury kablowe, oplatajace niczym bluszcz caly budynek. -Mocno zabolalo - powiedziala Tish, masujac klatke piersiowa. Mercer popatrzyl na nia. -Moglbym to za ciebie zrobid, ale pewnie oberwalbym porzadnie. Usmiech na twarzy dziewczyny dowodzil, ze nie doznala powaznego urazu. Mercer wyciagnal z kurtki latarke i wlaczyl ja. Czerwona soczewka rozpraszala swiatlo, ale zapewniala wystarczajaca widocznosd. Nim zaczal poszukiwania, wyciagnal z kabury browninga. Nie wiedzial, jak dlugo beda przebywad w budynku, musial wiec wyeliminowad obydwu agentow. Nie mogl ryzykowad przypadkowego odkrycia. Wynik starcia z dwoma zawodowymi mordercami w uczciwej walce byl latwy do przewidzenia, Mercer nie mial jednak zamiaru grad uczciwie. -Czy masz jakies watpliwosci co do naszych planow? - zapytal Tish, oczekujac raczej zaprzeczenia niz przytakniecia. -Jesli ci ludzie maja cokolwiek wspolnego z zatopieniem naszego statku, to zasluguja na najgorsza kare. - Lodowaly ton zmrozil Mercera. -Dobrze. Zaczekaj tu, az bedzie po wszystkim. Przyjde po ciebie. Miala w oczach strach, lecz zacieta twarz wyrazala determinacje. Gdy uscisnal reke dziewczyny, nie wyczul drzenia. Wszystkie swiatla na ostatnim pietrze byly wylaczone, ale po calej klatce schodowej rozlewala sie nikla poswiata. Mercer oddal Tish latarke i zaczal poszukiwania. Gogle noktowizyjne, ktore mial na oczach, nadawaly pomieszczeniom nieziemskiego, zielonego blasku. Puste pokoje na najwyzszym pietrze, glownie magazyny, zakurzone, wrecz zapuszczone, wygladaly zalosnie. Mercer po cichu zszedl na dol. Na trzecim pietrze palil sie jeden scienny kinkiet, oswietlajac waski, wylozony chodnikiem korytarz. Zza zamknietych drzwi wszystkich pomieszczeo nie dochodzil zaden odglos, nikogo nie bylo w zasiegu wzroku. Mercer polizal palce i wykrecil naga zarowke, pograzajac korytarz w ciemnosciach. Stare, drewniane schody skrzypialy, gdy powoli schodzil jeszcze nizej. Cale drugie pietro zajmowala jedna wielka sala, podzielona na male boksy; w kazdym staly biurko, krzeslo i komputer. Stanowiska pracy mialy dobre oswietlenie, wiec zdjal noktowizor i polozyl go na biurku. Westchnal z ulga, odzyskawszy zdolnosd szerszego postrzegania. Mcrcer przycupnal na podlodze i rozejrzal sie po sali. Widzial tylko nogi stolow i krzesel. Jak waz zaczal pelzad po podlodze, starajac sie maksymalnie wytezyd wszystkie zmysly. "Czesto najpierw znajdziesz wroga wechem lub sluchem, a dopiero potem go zobaczysz", mawial jeden z instruktorow w osrodku szkoleniowym CIA. Gdy nozdrza Philipa podraznil zapach papierosowego dymu, w duchu podziekowal prowadzacemu za te slowa. W pomieszczeniu panowala taka cisza, ze slyszal nawet skwierczenie tytoniu, gdy wartownik zaciagal sie papierosem. Mezczyzna stal nie dalej jak trzy metry od niego, po prawej stronie, ukryty za cienkim przepierzeniem. Mcrcer zerknal na zegarek. Minelo juz ponad pietnascie minut, odkad zostawil Tish sama. wiec musial sie pospieszyd. Wkrotce mogla ogarnad ja panika. Po chwili namyslu postanowil isd na calosd. Zdjal czarna skorzana kurtke w przekonaniu, ze czarne spodnie i koszula, ktore mial na sobie, sa na tyle podobne do ubrania agenta, by go na chwile zmylid. Wstal i zaczal wesolo gwizdad. Natychmiast uslyszal, jak niewidoczny schowany za scianka wartownik zrywa sie z krzesla i idzie w jego strone. Straznik wylonil sie zza rogu dokladnie na wprost Merccra, trzymajac w pogotowiu karabin. W ulamku sekundy zorientowal sie, ze Mercer nie jest jego partnerem, ale ten uniosl swoj pistolet. Agent padl martwy na moment przed tym, nim nacisnal spust karabinu. Wartownik zwalil sie na stalowe biurko, zrzucajac na podloge sterte papierow. Rozlegle uszkodzenia ciala, spowodowane strzalem z browninga, przyprawily Merce-ra o mdlosci. Pocisk wyrwal w korpusie agenta wielka dziure niemal na wylot. Mercer wlozyl kurtke, wrocil do schodow i ostroznie zszedl na parter. W ogromnym eleganckim holu na podlodze lezal duzy turecki dywan i staly gustowne sofy. Sciany mialy spokojny, lososiowy kolor i zdobily je obrazy, przedstawiajace rozne rodzaje statkow. Kilka przyciemnionych lamp pograzalo to pomieszczenie bardziej w cieniu, niz dawalo swiatla. O futryne wejsciowych drzwi opieral sie straznik. Mercer przez chwile zastanawial sie, czy bylby zdolny zabid czlowieka od tylu, bez ostrzezenia. Jakby pod wplywem pierwotnego instynktu, mezczyzna obrocil sie gwaltownie, wyciagajac jednoczesnie pistolet z kabury i oddal blyskawiczny strzal. Kula szarpnela nogawka spodni Mcrcera, gdy uskakiwal w bok. Padl na podloge i poturlal sie pod sciane, uciekajac przed pociskami, ktore zlobily marmur w okolicach jego glowy i torsu. Udalo mu sie wskoczyd za kontuar recepcji, ale gdy wyjrzal, zeby zlokalizowad straznika. kolejna seria kul utkwila w grubym drewnie, wbijajac odpryskujace drzazgi gleboko w jego podbrodek i prawy policzek. -Skurwiel - mruknal przez zacisniete zeby, wycierajac krew z twarzy. Nagle w holu zgasly swiatla. Mercer wyturlal sie ostroznie zza kontuaru, trzymajac sie blisko sciany. Chcial podczolgad sie do wlacznika i zapalid swiatlo w nadziei, ze dzieki elementowi zaskoczenia namierzy przeciwnika. W polowie drogi trafil na nogi agenta. Zaden z nich nie spodziewal sie takiego rozwoju wypadkow, wiec zaden nie mial przewagi. Mercer cofnal sie, a potem nisko pochylony wyrwal do przodu jak amerykaoski futbolista, trafiajac ramieniem w kolano straznika. Mezczyzna zachwial sie i runal do przodu, ale zdazyl jeszcze wymierzyd w glowe Philipa cios pistoletem, zdzierajac mu skore z i tak zakrwawionego policzka. Mercer zadal potezny cios piescia w udo napastnika, paralizujac na chwile jego noge, czym zyskal czas, by wymierzyd broo. Rosyjski agent zamachnal sie sprawna noga i wytracil Mercerowi z dloni pistolet, ktory z metalicznym stukotem potoczyl sie po marmurowej posadzce. Geolog odskoczyl od straznika, ktory probowal stanad pewnie na obu nogach. W pokoju bylo zbyt ciemno, by dostrzec, gdzie upadl pistolet, wiec Mercer postanowil o nim zapomnied i skupid sie na przeciwniku. Skoczyl i zaatakowal, wyprowadzajac cios w zoladek. Rosjanin natychmiast zgial sie wpol, wypuszczajac ze swistem powietrze. Zapieral sie nogami, gdy Mercer pchal go w zwarciu przed siebie, ale wykrecil sie tuz przed zwaleniem sie na kanape. Geolog przelecial przez nia jak z procy i z loskotem wyladowal na podlodze, wykrecajac sobie bolesnie ramie. Z tlumika pistoletu Rosjanina wydobyla sie maleoka iskra, gdy wypalil w kierunku Mercera, ale chybil. Mercer wykorzystal blysk, by zlokalizowad strzelajacego i gdy rzucil sie w jego strone, mezczyzna blyskawicznie przesunal sie w bok. Mercer padl na podloge i przeturlal sie dwa razy, nim zatrzymal gwaltownie na scianie. Znow zaczela sie zabawa w kotka ' myszke. Nie widzieli sie nawzajem w mroku panujacym w holu, jeden tez nie slyszal drugiego poprzez wlasny, ciezki oddech. Mercer przesunal sie nieco do przodu, macajac reka po podlodze i znalazl swoj pistolet. Chlod stali podzialal na niego jak balsam. Wtedy wlasnie cale pomieszczenie zalal blask swiatla. Zrenice Mercera zareagowaly o tysieczna czesd sekundy szybciej niz jego wroga. Gdy 'en probowal dostrzec cokolwiek, mruzac oslepione ostrym swiatlem oczy, Mercer omiotl juz pomieszczenie przenikliwym wzrokiem. Tish stala obok rzedu wlacznikow. Jedna reke ciagle trzymala na przycisku, w drugiej sciskala gogle noktowizyjne. Rosjanin stal szesd metrow od niej. Kiedy sie odwrocil, Mercer nie tracil czasu. Strzelil z biodra, niecelnie, ale za moment szesd pociskow trafilo w sam srodek, zmieniajac tors agenta w bezksztaltna mase. Mercer podszedl do Tish i wyjal z jej bezwladnej reki noktowizor. -Tish... - Podniosla wzrok i spojrzala mu w oczy. - Mialas czekad na gorze. Prosze, od tej pory nie sluchaj tego, co mowie. Dobrze? Objal ja i dziewczyna wtulila sie w niego calym cialem. Przez chwile gladzil w ciszy jej wlosy. -Jestesmy kwita. Uratowalem ci zycie, a teraz ty uratowalas moje. Dziekuje. -Poczekalam, az znalazles pistolet, a on sie odwrocil - odezwala sie po chwili. Wrocili na trzecie pietro, gaszac po drodze wszystkie swiatla, polegajac tylko na noktowizorze, ktory zalozyl Mercer. Dzieki umieszczonym na drzwiach tabliczkach szybko znalezli zamkniete na klucz drzwi najwyzszego w hierarchii firmy pracownika, wicedyrektora. Mercer usmiechnal sie znaczaco, przeczytawszy jego nazwisko: Russo. -Dobre - mruknal. -O ile to Rosjanie - zauwazyla Tish. -Na pewno nie sa tymi, za kogo sie podaja, skoro maja taka ochrone. Kilka pelnych napiecia minut zajelo Mercerowi otwarcie zamka. Chociaz pamietal, jak to sie robi, ze szkolenia CIA, teoria i praktyka to dwie rozne rzeczy. Jeden z ludzi Hata mogl to zrobid w dziesied sekund. Gabinet wylozony byl bogato zdobiona debina, na podlodze lezal miekki dywan. Okno za szerokim biurkiem wychodzilo na Jedenasta Aleje. Mercer zaciagnal ciezka kotare i wlaczyl stojaca na biurku lampke. Na scianach wisialy zdjecia floty przedsiebiorstwa. David Saulman z Miami nie mylil sie. Kazdy statek mial inny rodzaj kwiatu namalowany na kominie: "April Lilac"*, "September Laurel", "December Iris" i kilka innych. Pod jedna ze scian stalo akwarium. W bardzo duzym zbiorniku plywala tylko jedna ryba. Mercer podszedl do czterech niskich szafek na dokumenty, otworzyl pierwsza z brzegu szuflade i zaczal grzebad w papierach. -Otworz ktoras z szuflad, jakakolwiek - rzucil beztrosko. -Czego szukamy? -Czegokolwiek, co mogloby odswiezyd ci pamied. Moze trafimy na cos, co zapamietalas z chwili, gdy cie ratowano. Jakies nazwisko, cokolwiek... Tish pokazala palcem wiszace na scianie zdjecie statku. -Chyba ten statek mnie wyciagnal. Mercer popatrzyl na fotografie - "September Laurel" spokojnie prul wody jakiegos odleglego morza. -To moze byd statek, ktory zglosil twoje odnalezienie, ale nie sadze, zeby to on wzial cie na poklad. Zapamietalas czarny okrag i zolta kropke na kominie, a nie kwiaty. Poza tym Dave Saulman powiedzial, ze wiekszosd jego zalogi stanowia Wlosi, a nie Rosjanie. -Byd moze to wcale nie byl rosyjski. -Byd moze, ale mimo to dzieje sie tu cos podejrzanego. Przejrzyjmy te akta, moze cos nam wpadnie w rece. Przez nastepne pol godziny Mercer i Tish szperali w plikach papierow, ale nie trafili na nic ciekawego. Jedyna ciekawostka byla luzna zakladka podpisana "John Dory" - lezala na spodzie szuflady, zawierajacej dokumentacje wlasnosciowa statkow firmy Ocean Freight Cargo. Nigdzie jednak nie znalezli akt, do ktorych odwolywala sie zakladka. Jako ze wszystkie statki przedsiebiorstwa zawieraly w nazwie miesiac i kwiat, Mercer doszedl do wniosku, ze John Dory to imie i nazwisko jakiegos kapitana lub oficera, zatrudnionego w Ocean Freight Cargo. -Stracilismy tylko mase czasu, nie? - Z glosu Tish przebijalo zmeczenie. -Wiem, ze mam racje. Musi byd tu cos, czego nie zauwazylismy - upieral sie Mercer. - Ale musimy sie stad wynosid. -Zabiles tych dwoch straznikow bez powodu? Podniosl wzrok znad papierow. Bylo to pytanie, ktorego nie chcial sobie zadawad. Moze jednak mylil sie co do udzialu Ocean Freight Cargo w zatopieniu statku NOAA? -Nie, i powiem ci, dlaczego. Rozejrzyj sie po tym gabinecie. Nie ma w nim nic osobistego. Zadnych zdjed, dyplomow, kompletnie nic. Moze i ktos uwierzy, ze jestesmy w legalnie dzialajacej firmie transportowej, ale czlowiek, ktory zajmuje ten gabinet, z transportem morskim nie ma nic wspolnego. - Podszedl do biurka i przejrzal notatnik z adresami. - Ani jednego numeru telefonu do posrednika w handlu statkami, ani jednego adresu stoczni. Jezu, on nawet nie ma telefonow do kapitanow. -Moze to tylko figurant. -Oczywiscie, ze tak! Wiekszosd linii oceanicznych tworza pojedyncze osoby i opieraja ich dzialanie na kontaktach, ktore posiadaja. Zaloze sie, ze ten caly Greg Russo nie odroznia kluzy od dziury w scianie. Ktokolwiek zajmuje ten gabinet, musi wykonad jakas robote, ale nie ma ona nic wspolnego z zegluga oceaniczna. -Nie ruszad sie - rozkazal meski glos. Mercer zamarl w bezruchu, chociaz serce zaczelo walid jak oszalale. Syn Hata powiedzial, ze do budynku weszlo tylko dwoch mezczyzn i obaj zostali wyeliminowani. Do kogo wiec nalezal glos za ich plecami? -Odsuocie sie od biurka i odwrodcie przodem. Powoli. - Rozkaz zostal podkreslony kliknieciem naciaganego kurka rewolweru. W drzwiach stal gruby straznik, wystraszony ochroniarz o bladej, obwislej twarzy. W jego drzacej dloni chybotal sie rewolwer. -Bedziecie musieli odpowiedzied na pare pytao. Trzymajcie raczki na wierzchu. A teraz pod akwarium. Mercer odsunal sie od biurka. Tish nie odstepowala go na krok. Nie krzyknela, gdy ochroniarz wszedl do gabinetu, wydawalo sie, ze nad soba panuje. Mercer zalowal, ze nie podziela jej spokoju. Straznik niesamowicie go wystraszyl. Greg Russo na pewno wezwal dodatkowa ochrone po tym, jak Cap zszedl ze swojego posterunku po drugiej stronie ulicy. Mercer nie mial pojecia, czy ktos jeszcze przebywa w budynku. Straznik podszedl do biurka, trzymajac ich caly czas na muszce. Wolna reka po omacku poszukal telefonu. To byl moment, na ktory czekal geolog. W chwili, gdy ochroniarz spojrzal na telefon, Mercer rzucil sie do przodu. Czas zwolnil. Zmysly Mercera wyostrzyly sie tak bardzo, ze widzial pojedyncze wloski na twarzy mezczyzny. Czul zapach jego potu, slyszal ciezki oddech. Jak blyskawica przelecial przez pokoj, skupiajac cala uwage na trzymajacej rewolwer dloni, na faldach tluszczu wokol nadgarstka, na palcu, ktory zaciskal sie na spuscie. Kurek zaczal opadad na splonke naboju, a palce Mercera ciagle byly o kilkanascie centymetrow od swojego celu. Broo wypalila, gdy Mercer chwycil nadgarstek straznika. W niewielkim pomieszczeniu wystrzal zabrzmial jak uderzenie pioruna. Chmura gryzacego dymu, powstala ze spalonego prochu, oslepila Mercera. Tuz obok Tish eksplodowalo akwarium, zalewajac podloge kaskadami wody i zwiru. Sila odrzutu uniosla rewolwer wysoko nad glowe ochroniarza i Mercer mogl uderzyd barkiem wprost w odsloniety tors przeciwnika. Niemal uslyszal trzask pekajacych zeber, gdy sila uderzenia rzucila straznika na biurko, pozbawiajac go broni, ktora wirujac w powietrzu, upadla na podloge-Mezczyzna calym ciezarem ciala wpadl na sciane, glosno jeczac. Mercer uniosl rewolwer i wymierzyl w ochroniarza. Nie pociagnal jednak za spust. -Nie pracujesz dla nich. Nie musisz umierad. - Opuscil broo i popatrzyl na Ttsh. - Wszystko w porzadku? -Zszokowana, ale nie wstrzasnieta. -Musimy znikad. Ktos na pewno uslyszal strzal. Mercer wyciagnal reke. Tish podeszla do niego i wziela ja w swoje dlonie. Patrzyl przez chwile na konajaca rybe, ktora rzucala sie na przemoczonym dywanie. Ten widok przywolal jakies odlegle wspomnienia. -Benoit Charlenteaux - wymamrotal. -Co? - zapytala Tish, gdy zaczeli ostroznie wracad na czwarte pietro, do drabiny. -Kolejna wskazowka. - W glosie Mercera slychad bylo triumf. 13 POTOMAC W STANIE MARYLAND Richard Henna kladl sie wlasnie spad po spoznionej kolacji, gdy zadzwonil stojacy obok lozka telefon. Zlapal sluchawke, nim telefon zadzwonil po raz drugi. Jego zona, na ktorej dwadziescia pied lat nocnych telefonow meza nie robilo wrazenia, nawet nie drgnela.-Henna. -Dick, mowi Marge. - Margaret Doyle byla zastepczynia szefa biura, a jednoczesnie najlepsza i najstarsza przyjaciolka Dicka Henny. Nawet nie przeprosila, ze mogla go obudzid. - Philip Mercer opuscil teren Waszyngtonu. -Jak? - warknal. -Pociagiem. Agenci, ktorzy pilnowali Union Station, nie zauwazyli go, bo wsiadl do pociagu na dworcu New Carolton. Wlasnie sprawdzilismy jego karte kredytowa. Kupil dwa bilety w jedna strone od konduktora w pociagu. -Chryste. -Co sie stalo, kochanie? - mruknela przez sen Fay. Henna zaslonil mikrofon sluchawki dlonia. -Nic, skarbie. - Potein cicho, ale wyraznie, zwroci) sie do Marge. - No dobra, skontaktuj sie z nowojorskim oddzialem firmy, nich wysla kilku ludzi na Penn Station, gdyby przypadkiem chcial wrocid pociagiem. Wyslij im zdjecie Mercera, ktore dostalismy z USGS. -Dzwonilam juz do nich. -Jesli go zdejma, chce o tym natychmiast wiedzied. Potem maja od razu odstawid ich samolotem do bazy Andrews. -Mam odwolad ludzi obstawiajacych jego dom? -Nie, zaloze sie, ze bedzie chcial tam wrocid. Zadzwoo, jesli cos sie wydarzy. -Przykro mi, ze to spieprzylismy. -To nie twoja wina. Chyba wszyscy nie docenilismy Mercera. Henna odlozyl sluchawke i wciagnal na siebie szlafrok. Wiedzial, ze tej nocy juz nie zasnie. Zszedl na dol, zrobil sobie kawe i popijal ja przez kilka minut w ciemnej kuchni, zanim przeszedl przez obszerny dom do swojego gabinetu. Wlaczyl lampke i zaklal, bo swiatlo blysnelo mu prosto w oczy. Odwrocil sie i ustawil kombinacje szyfru na zamku, stojacego za biurkiem sejfu, z ktorego wyjal folder z aktami. W teczce, podpisanej: "Przed wojna secesyjna", znajdowaly sie wszystkie osobiste obserwacje Henny, dotyczace wydarzeo, ktore zapoczatkowal list od Ohnishiego. Czytal zapiski powoli, dlatego ze mial niechlujny charakter pisma. Pierwsza strona byla poswiecona wylacznie chronologii. Dopisal do listy wyjazd Mercera i Talbot do Nowego Jorku, po czym na czystej kartce papieru zaczal rysowad diagramy i wykresy, laczace ze soba wydarzenia. W ciagu kilku minut stworzyl platanine linii, okregow i bazgrolow, ktorych w zaden sposob nie dalo sie rozszyfrowad. Jedyne, co wiedzial na pewno, to, ze Mercer udal sie do Nowego Jorku po otrzymaniu informacji z kancelarii prawnej Davida Saulmana. Henna po raz kolejny przeczytal informacje, o ktore Saulmana poprosil Mercer, a ktore dzieki nakazowi sadowemu otrzymalo FBI. Kancelaria Saulmana niechetnie przekazala kilka list z nazwami statkow oraz kilka podstawowych informacji na temat przedsiebiorstwa transportu morskiego Ocean Freight Cargo. Tym razem dostrzegl pewien szczegol. Jednostka, ktora uratowala Tish Talbot, nalezala do Ocean Freight Cargo, majacej siedzibe na nowojorskim Manhattanie. Henna zlapal za sluchawke, rozlewajac kawe. Nie zwracajac uwagi na balagan, wybral numer do biura FBI w Nowym Jorku. -Federalne Biuro Sledcze - uslyszal w sluchawce zmeczony glos. Bez zbednego wstepu podal oficerowi dyzurnemu swoj kod identyfikacyjny, dzieki ktoremu natychmiast ustalono jego tozsamosd. W takich sytuacjach kod identyfikacyjny pozwalal oszczedzid cenny czas, potrzebny osobie wysoko postawionej w strukturze firmy do skontaktowania sie z oficerem, pracujacym w terenie. Ktos mu kiedys mowil, ze podobny system uzywany byl przez organizacje przestepcze, z ktorymi walczylo FBI. Henna poprosil o rozmowe z agentem specjalnym Frankiem Little'em. -Przykro mi, agent Little mial dzienna zmiane. Moge panu w czyms pomoc? Mowi agent Scofield. -A kto jeszcze ma teraz sluzbe? - Henna chcial porozmawiad z kims, kogo znal osobiscie, kto nie bedzie chcial za ten telefon jakiejs przyslugi w przyszlosci. -Jestem pewien, ze ja tez moglbym... Henna nie pozwolil mu skooczyd. -Prosze mi powiedzied, kogo tam jeszcze macie. -Jest agent Morton i agent... Pete Morton byl nowicjuszem, gdy Henna pelnil obowiazki szefa nowojorskiego biura szesd lat wczesniej. -Swietnie, chce z nim pogadad. Chwile pozniej w sluchawce rozlegl sie znajomy glos. -Morton. -Czesd, Pete. Mowi Dick Henna z Waszyngtonu. -Jezu. - Henna niemal uslyszal, jak mezczyzna po drugiej strony zrywa sie na rowne nogi. -Spokojnie. Mam do ciebie mala prosbe. -Oczywiscie, panie Henna, co tylko pan sobie zyczy. -Skontaktuj sie z kims z nowojorskiej policji i sprawdz, czy w okolicach Jedenastej ulicy nie dzialo sie dzis nic dziwnego. -A jak mam to... -Pete, po prostu to zalatw, dobra? - Henna pamietal, ze Morton mial zwyczaj zadawania setek pytao przy kazdej okazji. - Zadzwoo do mnie pod ten numer, kiedy sie czegos dowiesz - poprosil, podajac numer domowy. - A potem go zapomnij. Henna przerzucil kilka kartek, az znalazl dossier Philipa Mercera, ktore w 1990 roku przygotowala CIA. Mercer urodzil sie w Kongu Belgijskim. Jego ojciec, amerykaoski inzynier gornictwa, znalazl zatrudnienie w Mines Belgique, przedsiebiorstwie zajmujacym sie wydobywaniem diamentow z bogatych zloz prowincji Katanga. Z matka Mercera, belgijska modelka, poznali sie w czasie sesji zdjeciowej w stolicy Konga, Leopold-ville. Philip byl ich jedynym dzieckiem. Oboje zgineli podczas powstania, ktore wybuchlo w 1964 roku w Rwandzie. Szczegoly ich smierci pozostaja niejasne. Mercer dorastal pod opieka dziadkow w Barre w stanic Vermont. Jego dziadek pracowal w kamieniolomach, babcia prowadzila dom. Jako najlepszy uczeo otrzymal dyplom szkoly sredniej, Wydzial Geologii Uniwersytetu Stanowego w Pensylwanii takze ukooczyl z wyroznieniem. Kontynuowal studia w Colorado School of Mines w Golden, osiagajac znakomite wyniki. Po kolejnych czterech latach studiow w Penn State, w czasie ktorych wykonywal prace kontraktowe dla roznych kopalo z Pensylwanii, Mercer zrobil doktorat z geologii. Jego praca, poswiecona metamorficznej dynamice skal w aspekcie prac w kamieniolomach, ciagle znajduje sie na liscie lektur dodatkowych dla studentow Penn State. Po zrobieniu doktoratu Mercer znalazl prace w US Geological Survey, ale wytrzymal tam tylko dwa lata. Zdaniem dawnych wspolpracownikow, zadania, jakie stawialo przed nim USGS, nie stanowily dla niego wyzwania. Henna zauwazyl, ze przypadek Mercera by) kolejnym przykladem niezdolnosci osrodkow rzadowych do zatrzymywania najlepszych umyslow w jakiejkolwiek dziedzinie. Trudno zliczyd agentow, ktorzy odeszli do pracy w prywatnych firmach ochroniarskich. Ludzie odchodzili nic tylko ze wzgledu na zarobki i przywileje, rzad po prostu pozbawial ich ducha. Po odejsciu z USGS Mercer zajal sie prywatna dzialalnoscia, dokonujac na zlecenie przedsiebiorstw wydobywczych oceny zloz i potencjalnych zyskow z ich eksploatacji przed inwestycja pokaznego kapitalu. Szybko zdobyl sobie uznanie w branzy. Po kilku latach dwa tygodnie jego uslug kosztowaly pieddziesiat tysiecy dolarow oraz - w niektorych przypadkach - dodatkowe premie w postaci udzialow, jesli uznal, ze zloze jest wyjatkowo bogate. W roku, gdy CIA dokonywala jego sprawdzenia, dochod Mercera wykazany w urzedzie skarbowym wyniosl nieco ponad siedemset pieddziesiat tysiecy dolarow. CIA uzyskala takze informacje od sluzby celnej, ze od czasu otrzymania ostatniego paszportu geolog trzydziesci razy wyjezdzal za granice. Nastepna czesd raportu dotyci^la jego zaangazowania w misje CIA w Iraku. Kiedy powstal plan przenikniecia na teren Iraku, rozpatrzono kandydatury czterdziestu osmiu osob na stanowisko eksperta od spraw gornictwa i geologii. Mercer byl osmym kandydatem, z ktorym przeprowadzono rozmowe. Po pierwszej serii testow zrezygnowano z dalszych przesluchao. W testach na inteligencje uzyskal wynik powyzej poziomu geniuszu, a testy pamieciowe poszly mu wprost idealnie. Jeden z testujacych zauwazyl, ze Mercer pamietal czterdziestocyfrowy numer w dwadziescia cztery godziny po tym, jak go zobaczyl. Gdy zgodzil sie przylaczyd do zespolu, wyslano go do Wirginii, gdzie doskonale spisal sie w strzelaniu i pokonywaniu przeszkod, ale w lacznosci i orientacji w terenie wypadl juz przecietnie. Zalaczony profil psychologiczny stwierdzal, ze Mercer woli polegad tylko na sobie, tkwi w nim gleboko zakorzeniony strach przed osamotnieniem, ktorego przyczyne najprawdopodobniej stanowi utrata rodzicow. Jest tez naturalnym przywodca, ale swiadomie nie rozwijal w sobie tej sprawnosci. W opinii psychiatrow motywem jego decyzji o przylaczeniu sie do zespolu byla potrzeba ciaglych wyzwao. Lekarze obawiali sie, iz moze to doprowadzid do lekkomyslnych zachowao, ale pozytywnie ocenili osobe Mercera. W polowie stycznia 1991 roku Mercera i osmiu komandosow Delta Force zrzucono na spadochronach w polnocnym Iraku w poblizu Mosulu. Rejon wybral Mercer wraz z grupa analitykow po obejrzeniu zdjed satelitarnych, gdyz uznal, ze to najbardziej prawdopodobne miejsce wydobywania uranu. Mercer szybko potwierdzil, ze tamtejsza kopalnia jest nieczynna, a ruda uranu tak uboga, ze nie ma mowy o wykorzystaniu jej do produkcji broni nuklearnej. Gdy oddzial przekradal sie przez ogrodzenie, zaatakowala ich ochrona kopalni. Oficerowie zgineli w chwile po wywiazaniu sie strzelaniny, kolejny zolnierz padl podczas przedzierania sie przez gorzysta pustynie. Helikopter, ktory mial ich podjad po wykonaniu misji, nie mogl zejsd wystarczajaco nisko z powodu ciezkiego ostrzalu ze strony irackich wozow patrolowych. Mercer poprowadzil pozostalych zolnierzy przez rumowisko skalne, ktorego nie mogly sforsowad samochody poscigu, i zdolali dotrzed do Mosulu. Tam ukradli furgonetke i w szalonym pedzie pomkneli ku granicy z Turcja. Komandosi Delty przyznali, ze misja zakooczyla sie sukcesem glownie dzieki Mercerowi i bez niego zaden z nich by nie przezyl. Dwa dni po zlozeniu raportu prezydent George Bush wydal rozkaz rozpoczecia operacji "Pustynna Burza". Henna wstal i w zamysleniu, pochyliwszy glowe, przechadzal sie po pokoju. Z akt wynikalo, ze Mercer znal niezyjacego ojca Tish Talbot, co wyjasnialo, dlaczego uda) sie do szpitala. Ale czyny dokonane pozniej nie znajdowaly juz zadnego wyjasnienia. Skad wiedzial, ze czlowiek, ktory wszedl do sali, nie byl lekarzem albo jeszcze jednym agentem FBI? Dlaczego nie skontaktowal sie z FBI, gdy tylko zapewnil Tish Talbot bezpieczeostwo? Co nim powoduje, ze stara sie rozwiklad zagadke na wlasna reke? I jesli pojechal do Nowego Jorku, by przyjrzed sie tej firmie transportowej, to czego sie dowiedzial? -Niech to szlag. Za duzo pytao, a za malo odpowiedzi - powiedzial na glos. Rozlegl sie przenikliwy dzwiek telefonu. Henna podniosl sluchawke. -Henna. -Tu Pete Morton z Nowego Jorku. -Co masz ciekawego? -Skad pan wiedzial, ze na Jedenastej ulicy cos sie stalo? -Niewazne, co jest grane? - Serce Henny tluklo sie jak oszalale, a dlonie mial mokre od potu. -O godzinie 24.53 Jedenasta ulica przejechal jakis wariat i wypalil pied razy ze strzelby, rozwalajac kilka okien i drzwi. Potem odjechal. Nie mamy zadnych podejrzanych ani motywow. -Czy jeden z ostrzelanych budynkow nalezy do firmy Ocean Freight Cargo? -Tak, ale skad pan to... -Niewazne. Wyslijcie tam natychmiast paru ludzi, niech zgarna kazdego, kto wpadnie im w oko. I daj mi znad, jak tylko to zalatwicie. -Zajme sie tym osobiscie. Henna odlozyl sluchawke i opadl na fotel. -Co ten Mercer do cholery kombinuje? 14 BANGKOK, TAJLANDIA Szkocka w szklance Iwana Kerikowa robila sie coraz slabsza. Lod rozpuszczal sie szybko pod wplywem zaru, lejacego sie z azjatyckiego nieba. Na powierzchni szkla skraplaly sie krysztalowo czyste krople wody, a maleoka serwetka, lezaca na stoliku, byla przesiaknieta. Kerikow pociagnal kolejny lyk rozcieoczonej szkockiej, uwazajac na wode sciekajaca z przyklejonej do szklanki serwetki.Przebywal w Bangkoku juz od dwoch dni, plawiac sie w luksusach hotelu Royal River, w ktorym wynajal apartament, oraz zazywajac uciech cielesnych na Pat Pong Road. slynnej dzielnicy czerwonych latarni. Troche czasu zajelo mu tez rozpamietywanie pospiesznej ucieczki z Moskwy i zastanawianie sie, czy zastrzelenie w biurze audytora z KGB nie bylo zbyt nierozwazne. Z perspektywy czasu mogl powiedzied, ze nalezalo przebrnad przez pytania tej gnidy, wytrzymad dochodzenie i wyjechad po wszystkim. Jednak zlikwidowanie go bylo dla Kerikowa zamknieciem pewnego etapu, ktorego potrzebowal, zanim opuscil kraj rodzinny. Koniecznosd wyjazdu z Rosji nigdy nie budzila watpliwosci, ale spieszac sie tak, zostawil kilka otwartych spraw, ktorych byd moze nigdy nie zdola zamknad. -No i dobra - mruknal w zadumie i zamowil u uroczej kelnerki jeszcze jedna szkocka. Mial powod, zeby byd w dobrym nastroju i rozczulanie sie nad przeszloscia nie moglo mu go zepsud. Wczoraj w nocy skontaktowal sie z nim doktor Borodin z pokladu "August Rose". Naukowiec potwierdzil, ze ma dokladna lokalizacje szczytu wulkanu, ktory lezy prawie tysiac metrow poza dwustumilowa strefa wokol Hawajow. Uslyszawszy te wiesci, poczul sie tak, jakby zjego ramion spadlo ogromne brzemie. Gdy czterdziesci lat wczesniej doktor Borodin po raz pierwszy zaproponowal "Kuznie Wulkana". jego wybor najbardziej optymalnego geologicznie miejsca nie bral pod uwage zadnych uwarunkowao politycznych. Wskazany przez niego obszar charakteryzowal sie odpowiednim polaczeniem naturalnej aktywnosci wulkanicznej, glebokosci oceanu, temperatury, zasolenia i pradow, a takze niektorych niezbednych mineralow. Niestety, miejsce to znajdowalo sie czterdziesci mil od Oahu. Jako ze bylo z oczywistych wzgledow nieprzydatne, Borodin zdetonowal bombe tak daleko od Wysp Hawajskich, jak tylko mogl, nie narazajac projektu na niepowodzenie. W tamtych latach wlaczenie Hawajow do Stanow Zjednoczonych zostalo przesadzone i mialy one uzyskad prawa terytorialne takie, jak niezalezny kraj, a nie kolonia czy protektorat. Jednak wyliczenia Borodina jasno wskazywaly, ze eksplozja musi mied miejsce w obrebie dwustumi-lowego pasa wod otaczajacych wyspy, jesli misja "Kuznia Wulkana" ma sie powiesd. Borys Uliniew zaufal zapewnieniom Borodina, ze prady oceaniczne zniosa wulkan wystarczajaco mocno, by wynurzyl sie poza strefa. Mimo to przebiegly szef Wydzialu Operacji Naukowych postanowil sie asekurowad i opracowal plan awaryjny. Upatrzyl sobie mlodego Amerykanina pochodzenia japooskiego. Byl to dorastajacy chlopak o pelnej udreki przeszlosci, ale o niezwyklym umysle. Uliniew otoczyl go dyskretna opieka, z daleka pomagajac ukooczyd studia i wejsd w swiat biznesu. Za pomoca srodkow, bedacych w dyspozycji KGB, przez wiele lat zapewnial mlodemu czlowiekowi bogactwo i wladze, aranzujac spotkania z ludzmi, ktorzy ksztaltowali jego osobowosd i zyciowe cele. Ten proces trwal niezauwazenie cale lata i nie zatrzymal sie nawet po smierci Uliniewa, gdy Departament 7. przeszedl w inne rece. Rezultatem tych dzialao byla osoba fanatycznego rasisty i megalomana, Takahiro Ohnishiego. Stal sie on dzialajacym na skale globalna przemyslowcem, posiadaczem olbrzymiego imperium, ktorego zaprogramowano tak, by celem jego zycia stalo sie oderwanie Hawajow od Stanow Zjednoczonych, gdyby tylko Wydzial Operacji Naukowych zdecydowal, ze bedzie to konieczne dla powodzenia misji "Kuznia Wul-kana". Gdy po przejeciu Departamentu 7. Kerikow przeczytal akta dotyczace planu awaryjnego Uliniewa, podszedl do niego z rezerwa. Z doswiadczenia wiedzial, ze latwo jest zaprogramowad czlowieka, zwlaszcza wykorzystujac tak niezwykle srodki, jak w przypadku Ohnishiego. Jednak doswiadczenie podpowiadalo mu tez, ze kontrolowanie tak zaprogramowanych osob jest nieslychanie trudne. Tacy ludzie nierzadko wykazywali aktywnosd bez odpowiedniego bodzca albo pozostawali bierni nawet wtedy, gdy wzywano ich do dzialania. Pomysl z "Mandzurskim Kandydatem" mogl sie powiesd na kartach powiesci sensacyjnej, ale nie w swiecie prawdziwych arcyszpiegow. Kerikow czul ulge, iz ten etap pierwotnego planu Uliniewa okazal sie zbedny. Wiadomosd od Borodina potwierdzala, ze rewolucja na Hawajach nie jest konieczna, by zapewnid im kontrole nad wulkanem. I chociaz KGB wydalo miliony dolarow na stworzenie Ohnishiego, Kerikow nie dbal o straty. Wulkan byl poza terytorium amerykaoskim, w zasiegu jego reki. Osiem miesiecy wczesniej Borodin, odbywajacy na pokladzie "August Rose" regularny rejs kontrolny nad rodzacym sie wulkanem, poinformowal Kcrikowa, ze stozek wyloni sie z glebin oceanu poza dwustumilowa strefa, jednak wtedy nie mogl byd tego absolutnie pewien. Pulkownik postanowil wiec wdrozyd w zycie plan awaryjny. Za milion dolarow w gotowce i za weksel wart kolejnych pied milionow kupil czlowieka z najblizszego otoczenia Ohnishiego, zeby infor- mowal go o wszelkich poczynaniach ekscentrycznego miliardera. Teraz jednak przewrot na Hawajach okazal sie niepotrzebny i pulkownik chcial dopilnowad, zeby Japooczyk nie doprowadzil swojego planu do kooca. Kret w otoczeniu przedsiebiorcy byl jego gwarancja, ze Ohnishiiti mozna sterowad. Nawet dozywotnio, jesli zajdzie taka potrzeba. W tym samym czasie Kerikow zawiazal spisek, dajacy mozliwosd przywlaszczenia wulkanu. Gdyby Zwiazek Radziecki pozostal potega swiatowa, taka jak w czasach, gdy doktor Borodin rozpoczynal badania nad "Kuznia Wulkana", Kerikow z duma przekazalby wyniki tego zdumiewajacego osiagniecia swoim zwierzchnikom. Niestety, kilkadziesiat lat pozniej Rosja przypominala raczej jeden z krajow Trzeciego Swiata, ktorego przezycie zalezalo od gwarancji kredytowych Ameryki i Europy Zachodniej. Po cichym przegraniu zimnej wojny w 1989 roku Rosja zaczela doswiadczad czasow okrutnego pokoju. Powoli zmieniala sie w rynek zbytu towarow i zrodlo surowcow, niemal tak samo, jak kiedys pewne rejony Azji i Afryki, wykorzystywane przez Europe. W ledwie kilka lat Zwiazek Radziecki z supermocarstwa stal sie kolonia, a koniec upadku byl ciagle daleki. Obserwujac z niesmakiem zgnilizne toczaca jego kraj, Kerikow zdecydowal, ze skoro on nie jest w stanie uratowad swojej ojczyzny, to moze ojczyzna uratuje jego. Poniewaz Rosja nie miala juz ani znaczenia politycznego, ani srodkow, by rozpoczad operacje "Kuznia Wulkana", Kerikow rozpoczal negocjacje z grupa osob, ktore takie srodki mialy. Dziewieciu czlonkow Hydra Consolidated, koreaoskiego holdingu, inwestujacego miliardy dolarow w nieruchomosci, fabryki i elektronike, poznalo sie na wartosci "Kuzni Wulkana". Nie zrazila ich suma stu milionow dolarow, ktorej zazadal Kerikow w zamian za wulkan i jego niezwykle bogactwo. Strategiczny pierwiastek, wytwarzany w jego piekielnych trzewiach, mial uczynid wlasciciela wulkanu najpotezniejszym czlowiekiem na swiecie, doslownie i w przenosni. Zaledwie w tydzieo po rozpoczeciu rozmow z Koreaoczykami, Kerikow dowiedzial sie o propozycji szczytu poswieconego sytuacji wysp Spratly. Instynkt podpowiadal mu, ze rozmowy w Bangkoku moga pomoc w realizacji jego planu, wiec niewielkim przekupstwem i szantazem zalatwil Gienadijowi Perczence udzial w rosyjskiej delegacji na szczyt. Udalo mu sie tez sklonid ambasadora Tajwanu do wystepowania w jego imieniu w zamian za informacje, ktore niezaleznie od okolicznosci zapewnilyby ministrowi Trenowi fotel premiera. Jeszcze przed rozpoczeciem serii spotkao Kerikow wiedzial, jak wykorzysta swoich agentow, by umocnid kontrole nad wulkanem, gdy ten wynurzy sie z wod Oceanu Spokojnego. Kelnerka przyniosla druga szkocka i Kerikow zerknal na zegarek. Perczenko mogl sie zjawid w kazdej chwili. Popatrzyl na kierownika sali przyhotelowego baru. Byla to jego pierwsza noc w Royal River, a mimo to wygladal na rozluznionego. Poprzedni kierownik nie pojawil sie dzis w pracy. Jego cialo, obciazone kilkoma cementowymi blokami, spoczywalo w rzece jakies pietnascie kilometrow od miasta. W godzine po uzyskaniu od Borodina potwierdzenia, Kerikow zabil przekupionego kierownika sali, by mied stuprocentowa pewnosd, ze nigdy nie wyjawi on ukladow pulkownika z delegatem Rosji na szczyt w Bangkoku. Potem zadzwonil do przebywajacego w Kairze swojego socjopa-tycznego asystenta. Evada Lurbuda. i nakazal mu posprzatad. To oznaczalo zabicie pewnego egipskiego handlarza bronia i lot na Hawaje, by zajad sie Takahiro Ohnishim i kretem Kerikowa. Uciekajac z Rosji, pulkownik zostawil kilka niezakooczonych spraw, ale nie bylo mowy, zeby cos takiego zdarzylo sie po zakooczeniu operacji "Kuznia Wulkana". Za kilka dni zacznie spokojnie wydawad sto milionow dolarow, ktore otrzyma od Koreaoczykow, a na calym swiecie nie zostanie przy zyciu nikt, kto bedzie wiedzial, jak je zdobyl. Kerikow zauwazyl Gienadija Perczenke, wyskakujacego z taksowki rzecznej na hotelowe molo. Za chwile nowy kierownik sali mial przyprowadzid rosyjskiego dyplomate na ostatnie spotkanie. 15 WASZYNGTON Wielki autobus linii Greyhound zatrzymal sie z sykiem tuz obok najwiekszego dworca w miescie, w poblizu centrum konferencyjnego. Mer-cer mial zesztywniale nogi, gdy wychodzil za Tish z autobusu wprost na rozpalone od slonecznego zaru plyty chodnika. Czul sie rozbity i obolaly, nie tylko z powodu piekla, jakie przeszedl w Nowym Jorku, ale takze z powodu meczarni, ktorej doswiadcza kazdy na fotelach, najwyrazniej preferowanych przez wszystkich producentow srodkow transportu. Bez powodzenia sprobowal rozmasowad sobie scierpniety tylek, gdy razemz Tish skierowali sie w strone budynku dworca. W srodku odbijaly sie glosnym echem od wylozonych plytkami scian zapowiedzi dyspozytorki, zmieszane ze zgielkiem, czynionym przez pasazerow przyjezdzajacych i wyjezdzajacych z miasta. Caly terminal cuchnal bezdomnymi, ktorzy spedzali noce na stalowych lawkach dworca. -Ciagle nie rozumiem, dlaczego musielismy wracad do Waszyngtonu autobusem - poskarzyla sie Tish, przekrzywiajac glowe we wszystkie mozliwe strony, by rozluznid napiete miesnie szyi. Z nowego Jorku pojechali taksowka do Newark, gdzie zlapali autobus. Mercer skrzywil sie, drapiac po kilkudniowym zaroscie. -Bo do tej pory FBI obstawilo wszystkie dworce kolejowe, a ja potrzebowalem czasu na przemyslenie paru spraw, nim oddamy sie w ich rece. -Powlokl sie do rzedu automatow telefonicznych, wybral numer zagranicznego operatora. - Po tej rozmowie sie poddamy. Czekal pied minut, nim polaczono go z zadanym numerem, po czym zaczal mowid po francusku. Nie rozumiejac, co mowi, Tish odeszla i usiadla na pierwszej z brzegu lawce. Mercer dolaczyl do niej w kilka minut pozniej. -Zalatwione - powiedzial. -Gdzie dzwoniles? -Do starego kumpla, z ktorym razem chodzilem na ryby w Zaglebiu Ruhry. Tish przekonala sie juz, ze nie nalezy sie dziwid niczemu, co mowi Mercer. -Dowiedziales sie tego, czego chciales? -Oczywiscie. - Glos Mercera zabrzmial triumfalnie, co troche kontrastowalo ze zmeczeniem widocznym w oczach. Przed dworcem zatrzymali taksowke i Mercer podal kierowcy swoj adres. -Dlaczego nie pojedziemy prosto do FBI? - zapytala Tish, opierajac glowe na jego ramieniu, jak to robila juz podczas szesciogodzinnej podrozy z Nowego Jorku. -Gdybysmy pojawili sie w Hoover Building, sprawdzenie, kim jestesmy i skierowanie nas do oficer, odpowiedzialnej za twoja ochrone w szpitalu, zajeloby im pare godzin. A tak agenci, ktorzy pilnuja mojego domu, zabiora nas do niej od razu. -Sprytne. Jazda taksowka w koszmarnych korkach trwala niemal czterdziesci pied minut. Kierowca nie chcial wlaczyd klimatyzacji, wiec podmuchy goracego powietrza wpadaly do wnetrza samochodu, przyklejajac wlosy Tish do spoconej twarzy. -Usnelas, gdy tylko rano wsiedlismy do autobusu, wiec dopiero teraz moge ci podziekowad za to, jak sie spisalas w Nowym Jorku. Zachowalas sie jak prawdziwy zawodowiec. Tish usmiechnela sie, odslaniajac lsniace biela zeby. -Jack Talbot wychowal corke, ktora potrafi o siebie zadbad. Mercer sie zasmial. -Nie watpie. -Co sie z nami stanie, gdy juz nas zgarnie FBI? -Nie wiem. Moim zdaniem informacje, ktore w ciagu ostatnich dni udalo nam sie zebrad, wskazuja na ludzi odpowiedzialnych za zatoniecie statku badawczego NOAA. Gdy tylko przekazemy je FBI, nasza rola pewnie sie skooczy. A jesli nam nie uwierza? - drazyla dalej. -Musimy zadbad, zeby uwierzyli. Historia, ktora im powiem, jest zbyt przerazajaca, by mozna bylo ja zlekcewazyd. Taksowka zatrzymala sie przed domem Mercera. Zaplacil kierowcy, otworzyl drzwi domu i wylaczyl system alarmowy. Prawie zatrzasnal za soba drzwi, gdy za jego plecami rozlegl sie glos: -Doktorze Mercer, prosze odsunad sie od drzwi i zalozyd rece na. glowe. Jestesmy z FBI. Geolog coftial sie i odwrocil do agenta, usmiechajac sie ironicznie. -Ostatniego goscia, ktory tak twierdzil, zostawilem zwiazanego w pewnym nowojorskim gabinecie. I w dodatku mial wyciagnieta broo. Nie zalapujac ponurego humoru Mercera. agent uznal to za pogrozke i wyciagnal sluzbowy pistolet. -Powiedzialem: rece na glowe. Pani tez, doktor Talbot. Agent podszedl blizej. Byl w wieku Mercera, ale mial twarz dziecka i szope jasnych wlosow. Mercer zauwazyl, ze bardzo pewnie trzymal pistolet. Po chwili zblizyl sie do nich drugi agent. -Polecono mi zabrad paostwa do centrum. Nie jestescie aresztowani, wiec prosze nie robid trudnosci. -Nic z tego - odparl z usmiechem Mercer. - Lepiej zrobcie to oficjalnie. - Odwrocil sie i polozyl rece z tylu glowy. Jak zaprogramowany, drugi z agentow zatrzasnal wokol jego nadgarstkow kajdanki. - Ale zrobicie wrazenie na kumplach, gdy zobacza, ze prowadzicie nas skutych. Gdy siedzieli juz w brazowym wozie, jadacym do centrum, Tish szepnela: -Po cholere ci te kajdanki? -Chce zobaczyd reakcje czlowieka, ktory nas szuka. To mi o nim wiele powie. Samochod wjechal do miasta droga 66 tuz obok pomnika Lincolna, po czym skrecil w Constitution Avenue, gdzie, mimo upalu, mnostwo turystow zlanych potem ogladalo wielka budowle. Nastepnie kierowca skrecil w lewo w Pietnasta ulice, tak jak przewidywal Mercer. Byl pewien, ze zmierzaja do glownej siedziby FBI, ale tuz przed budynkiem Departamentu Skarbu samochod zwolnil i ponownie skrecil w lewo, zjezdzajac na East Executive Avenue. W chwile pozniej, przez tylna brame wjechali na teren otaczajacy Bialy Dom. Mercer i Tish spojrzeli na siebie, nie mogac wydusid slowa. Samochod zatrzymal sie w podziemnym garazu na tylach siedziby prezydenta. Agenci odprowadzili Tish i Mercera do windy, gdzie dolaczylo do nich jeszcze czterech agentow. Uwage Mercera zwrocilo to, ze w garazu nic czud bylo zapachu benzyny, a cale pomieszczenie lsnilo czystoscia. Wygladalo tak, jakby codziennie je szorowano, na wypadek gdyby gdzies upadla jakas zablakana iskra z ukladu zaplonowego. Winda wjechala na parter, drzwi sie rozsunely i wszyscy wyszli na korytarz wylozony niebieska wykladzina. Mlodzi ludzie z personelu biegali w te i z powrotem, sciskajac w rekach jakies papiery, jakby od wynikow ich pracy zalezalo bezpieczeostwo swiata. W rzeczy samej, taka byla prawda. Tylko kilka osob zatrzymalo sie, ze zdumieniem widzac kajdanki na rekach Mercera. Zastanawial sie, czy brali go za jednego z pracownikow, ktory stal sie kozlem ofiarnym dla zatuszowania kolejnego, nieznanego jeszcze, skandalu. -Nie wydam was! - zawolal, przekrzykujac zgielk rozmow i dzwoniacych telefonow. Agenci popchneli go bezceremonialnie do przodu. Mineli kilkanascie niewielkich gabinetow, az w koocu doszli do zasmieconego stosem papierow biurka, ktore bronilo dostepu do szerokich drzwi. Na scianie za biurkiem znajdowalo sie prezydenckie godlo. -Panno Craig, oto Philip Mercer i Ttsh Talbot. Czy wszystko gotowe? Tak - odparla pulchna kobieta. Spojrzala na Tish i usmiechnela sie slodko. - Biedactwo, slyszalam przez co przeszlas. Chodz ze mna. Na Pewno musisz sie odswiezyd. Tish spojrzala zdumiona na Mercera. -W porzadku. Na pewno nic ci nie bedzie. Dziewczyna odeszla z osobista sekretarka prezydenta. -No dobra, panowie. Miejmy to juz za soba. - Mercer zwrocil sie do pilnujacych go agentow. Otworzyli drzwi i Mercer wszedl do Gabinetu Owalnego. Jego pierwsze wrazenie bylo takie, ze gabinet prezydenta jest o wiele mniejszy niz sobie wyobrazal. W myslach zawsze widzial prezydenta rzadzacego calym krajem ze znacznie wiekszego pomieszczenia. Przekroczyl godlo, wyszyte na bladoniebieskim dywanie i przestudiowal twarze obecnych w pokoju osob. Rozpoznal wiekszosd z nich. W fotelach siedzieli: admiral C. Thomas Morrison, Richard Henna z FBI i Catherine Smith, szefowa sztabu prezydenta. Mercer domyslil sie. ze stojacy pod sciana lysy mezczyzna jest dyrektorem CIA. Prezydent siedzial za biurkiem z dloomi na pokrytym skora blacie. Pani Smith miala na sobie klasyczna garsonke, biala bluzke i apaszke pod szyja, a zgromadzeni w pokoju panowie byli ubrani w sposob typowy dla administracji waszyngtooskiej - tradycyjny garnitur, biala koszula i stonowany krawat. Tylko admiral Morrison w letnim bialym garniturze i Mercer, ciagle w czarnym stroju z nowojorskiej akcji, wygladali inaczej. -Panie prezydencie, chcialbym panu pogratulowad. - Prezydent popatrzyl na Mercera lekko zdziwionym wzrokiem. - Pare dni temu przeczytalem w prasie, ze suczka paoskiej zony urodzila szczeniaki. -Nie zebralismy sie tu, by dyskutowad o szczeniakach, panie Mercer - wycedzil Paul Barncs, szef CIA. -Nie bedziemy dyskutowad o niczym, dopoki nie dowiem sie, dlaczego Tish Talbot sciagnieto do Waszyngtonu i dano pod opieke FBI. -Nie musi sie pan juz o nia troszczyd - rzucil ostro Bames. -Zaczynam cie nie lubid, kolego. - W glosie Mercera nie bylo wrogosci, ale jego szare oczy pociemnialy. -Doktorze Mercer, odpowiemy na wszystkie paoskie pytania. - Prezydent szybko rozladowal rosnace napiecie. - Prosze nam tylko zaufad, ze straszne chwile, ktore przezyla panna Talbot, to juz przeszlosd. Teraz jest na gorze, razem z moja zona i szczeniakami, ktore pan raczyl wspomnied. Zajmiemy sie nia. -Jezu! - wykrzyknal Henna, widzac kajdanki na rekach Mercera. -Rozkujcie go i zostawcie nas samych. Agenci zdjeli kajdanki i chylkiem wyszli z gabinetu. Mercer poczestowal sie filizanka kawy ze srebrnej tacy, stojacej przy kominku i rozsiadl sie w ostatnim wolnym fotelu. -Wiec chcieli sie panowie ze mna widzied - zaczal z niewinna mina, popijajac kawe. -Doktorze Mercer, jest wiele spraw, ktore musi nam pan wyjasnid - odparl Henna. - Najpierw jednak chcielibysmy wyrazid nasza wdziecznosd za uratowanie w szpitalu zycia doktor Tish Talbot. Skad pan wiedzial, ze ten typ w szpitalu nie byl lekarzem? -Szczesliwy traf - odparl wymijajaco Mercer. - Obaj uzylismy tej samej historyjki, zeby wejsd do sali. Pomyslalem sobie, ze ochrona mogla wpuscid jednego urologa, ale nie dwoch. Poza tym mial nieodpowiednie buty na szpitalne obchody. Skalkulowalem ryzyko, grozilo mi co najwyzej oskarzenie o pobicie ze strony rozgniewanego obywatela. Jak widad, nie mylilem sie. A tak przy okazji, kto to byl? -Jozek Skadra, urodzony w Czechoslowacji agent, ktory wspolpracowal z KGB. -Wiecie, dla kogo pracowal, gdy przyszedl po Tish Talbot? -Nie mam pewnosci - przyznal Henna. - Prosze pamietad, ze zostawil go pan i reszte jego ludzi w stanie uniemozliwiajacym skladanie zeznao. -Doktorze Mercer, przyszedl pan tu, by odpowiadad na pytania, a nie je zadawad - odezwal sie znow Bames. -Spokojnie, Paul. - Prezydent staral sie lagodzid sytuacje. - Pan Mercer jest tu gosciem, nie wiezniem. -Nim zaczna panowie zadawad pytania, moze powiem, co wiem -zaproponowal Mercer. Prezydent przytaknal krotkim skinieniem glowy. -W nocy dwudziestego trzeciego maja 1954 roku rudowiec "Gran-dam Phoenix" zatonal okolo dwustu mil na polnoc od Hawajow, posrodku piedsetmilowego laocucha podmorskich wulkanow. Czy zatopila ja eksplozja atomowa, do ktorej doszlo tamtej nocy, czy tez jednostka juz tonela, tego nie wiem. Bomba znajdowala sie na glebokosci okolo dwoch kilometrow pod powierzchnia oceanu, gdy doszlo do wybuchu. - Sluchajacy Mercera mezczyzni byli zbyt zszokowani, by mu przerwad, wiec geolog mowil dalej. - Zlokalizowalem epicentrum, porownujac opoznienia czasowe oraz roznice zapisow w skali Richtera z szesciu roznych stacji sejsmicznych z Azji i Stanow Zjednoczonych. Ostre wahniecie zarejestrowane tamtej nocy przez sejsmografy jest identyczne z tymi, jakie daja Podziemne testy nuklearne. Zadne naturalne zjawisko nie powoduje nawet zblizonych odczytow. Od tamtej pory, w promieniu pieddziesieciu mil od epicentrum wybuchu, zatonelo siedem statkow. Wsrod nich byt tez statek badawczy NOAA, "Ocean Seeker". -O czym pan mowi? - Henna w koocu odzyskal glos. -Prosze pozwolid mi skooczyd, a wszystko panowie zrozumieja. Tak duza liczba jednostek, ktore zatonely w stosunkowo niewielkim rejonie, juz sama w sobie jest zastanawiajaca, ale istnieje miedzy nimi pewien zwiazek, wykluczajacy przypadek. Poszlo na dno siedem statkow, a tylko z trzech ocalono rozbitkow: z tankowca w 1968, kontenerowca w 1972 i z naszego statku NOAA. Cztery inne jednostki, te, gdzie nikogo nie uratowano, mialy cos wspolnego: bardzo dokladny sonar, skanujacy dno oce- j aniczne. Trawlery, ktore tona tam od 1954 roku, uzywaja go do namierzania lawic ryb, kablowiec -poszedl na dno w 1977 - uzywal go do poszukiwania rownego dna, a chilijski statek badawczy - ten w 1982 roku zaginal bez sladu - mapowal basen Oceanu Spokojnego. -Czy te dane otrzymal pan z kancelarii prawnej w Miami? - chcial wiedzied Henna. -Tak. Przygladalem im sie dosd dlugo, nim zwrocilem uwage na szczegol, laczacy statki, ktore zatonely ze wszystkimi osobami na pokladzie. Gdy zorientowalem sie, ze kazda z jednostek wyposazona byla w sprzet do obrazowania dna, domyslilem sie, co mogly zobaczyd. Wydaje mi sie, ze wszystkie zatopiono dlatego, by nie zglosily nowego, rodzacego sie wulkanu. -Czy ten wulkan ma jakis zwiazek z eksplozja nuklearna? - zapyta! prezydent. -Jestem pewien, ze tak. Moim zdaniem wybuch wywolal erupcje wulkanu. Obszar wokol Hawajow to miejsce bardzo niestabilne tektonicznie. Krotko mowiac, jest to strefa, gdzie pod powierzchnia, w plaszczu Ziemi, panuje nieprawdopodobny zar. Doslownie wypala dziury w skorupie ziemskiej, gdy przesuwa sie po niej plyta tektoniczna. W ten sposob powstaja laocuchy wulkanow, tym starsze, im dalej polozone od strefy. Detonacja bomby atomowej nad takim obszarem dodatkowo oslabila wierzchnia warstwe skorupy ziemskiej, dajac magmie, zalegajacej w litosferze, nowe, sztuczne ujscie. -Po co ktos mialby to robid? -Nie mam pojecia, ale jak widzimy, warto dla tego czegos zabijad. -Wrodmy teraz do bardziej aktualnych wydarzeo - zaproponowal Henna. -"Ocean Seeker" wyplynal w nieplanowany rejs badawczy, ktorego celem bylo znalezienie przyczyny smierci kilku wielorybow. Zwierzetaznaleziono mniej wiecej miesiac temu na hawajskiej plazy, ich przewody pokarmowe wypelnialy czasteczki lawy. Tish Talbot zaproszono do udzialu w wyprawie. Dwadziescia cztery godziny po wyplynieciu z portu statek eksplodowal i Tish znalazla sie w wodzie. Po uratowaniu zostala przetransportowana do Szpitala Uniwersyteckiego imienia George'a Washingtona na obserwacje. W dzieo po umieszczeniu jej tam otrzymalem telegram z wiadomoscia, ze Tish znajduje sie w smiertelnym niebezpieczeostwie. -Kto wyslal telegram? Zostal podpisany przez jej ojca, ale pozniej dowiedzialem sie, ze nie zyje on od roku. Nie mam wiec pojecia, kto go nadal. Jest oczywiste, ze ktos chcial mnie zaangazowad w cala te historie. -Dlaczego? -To pytanie warte milion dolarow, panie prezydencie. -Strata czasu - burknal Paul Barnes. - Ma pan w kieszeni wiecej pytao niz odpowiedzi. -Zgadza sie, mam wiele pytao. Dlaczego Tish Talbot celowo uratowano, gdy zatonal "Ocean Seeker"? Ten statek mial najbardziej zaawansowane systemy echolokacyjne w zegludze cywilnej, wiec odnalezienie zywego rozbitka lamie pewien utarty schemat. Dlaczego wieziono ja przez kilka dni. zanim oficjalnie "uratowal" ja frachtowiec "September Laurel"? 1 dlaczego ktos probowal ja zlikwidowad? -Ona to panu powiedziala? Nie, sam na to wpadlem. Gdy statek wylecial w powietrze, sila eksplozji wyrzucila ja za burte wprost do oceanu, a tu nagle obok niej pojawia sie niezatapialna tratwa ratunkowa. -Tratwa mogla znalezd sie tam wskutek wybuchu - zauwazyl admiral Morrison. -To niemozliwe. Raczej zostalaby rozerwana, nie napelnilaby sie powietrzem. Panna Talbot powiedziala tez, ze podplynela do niej, ale przyznala, ze prawie nic nie slyszala. Jakim cudem udalo jej sie doplynad do tratwy w rozszalalej wodzie wokol tonacego statku, skoro eksplozja niemal ja zamroczyla? Jestem pewien, ze na pokladzie statku byl ktos, kto wiedzial, co sie stanie, i chcial ja chronid. Zebrani w gabinecie mezczyzni wymienili spojrzenia. Mercer czul, ze wiedza cos, czego on nie wie. -Pytal pan, dlaczego Tish Talbot zostala przywieziona do Waszyngtonu i otoczona opieka FBI. Otoz musi pan wiedzied, ze na kilka dni przed zatonieciem statku NOAA otrzymalismy ostrzezenie - powiedzial wolnoprezydent. - Wydawalo nam sie, ze umieszczenie pani doktor w szpitalu uniwersyteckim w Waszyngtonie wzbudzi mniejsze podejrzenia niz przewiezienie jej do Walter Reed*. Widzi pan, to jedyny swiadek zamachu terrorystycznego, wymierzonego w samo serce Ameryki. - Z tymi slowami wyjal list od Takahiro Ohnishiego i przeczytal go na glos. - Do prezydenta Stanow Zjednoczonych. Po II wojnie swiatowej Europa, powodowana ekonomiczna koniecznoscia, wycofala sie ze swoich ciemiezonych przez dziesiatki lat kolonii, dajac szanse na odzyskanie rodzacej sie z trudem niepodleglosci. W niektorych z nich proces ten przebiegl bez wiekszych wstrzasow, podczas gdy w innych tocza sie wojny domowe lub ciagle walki z bylymi panami. Jest to bolesny rozdzial w historii ludzkosci, nieustannie spisywany krwia. Najwyzszy wiec czas, by takze Stany Zjednoczone stawily czolo realiom ekonomicznym. Kolonie, ktore utrzymuje Ameryka, musza zostad oddane ich prawowitym wlascicielom. Tak wlasnie uwazamy my, mieszkaocy Hawajow. Dlug w wysokosci czterech bilionow dolarow, spoczywajacy na pana barkach, jest zbyt ciezki do udzwigniecia. Tymczasowe rozwiazania, ktore proponuje pan i probowali wdrazad paoscy poprzednicy, jedynie odwlekaja w czasie calkowite zalamanie sie tego systemu. Podczas gdy pieniadze amerykaoskich podatnikow ratuja budzety obcych paostw i bankow oraz napelniaja kieszenie bogatych kontrahentow rzadowych, zwykli Amerykanie popadaja w coraz wieksze i slepe otepienie, wywolywane bezsensowna retoryka i zrecznym manipulowaniem faktami. Panie prezydencie, nie pozwolimy, zeby tak samo dzialo sie na Hawajach. Nie pochodzimy od bialych Europejczykow, nie powinnismy tez byd przez nich rzadzeni. Jestesmy oddzielnym narodem o zupelnie innych przekonaniach. Wyznajemy tez inne wartosci. Nie zgadzamy sie na upadek, ktory chce zafundowad nam wasz umierajacy system. System, ktorego sie tak kurczowo trzymacie. Musi pan sobie zdawad sprawe, ze ludzkosd nie rozwija sie dzieki roznorodnosci kulturowej. Jestesmy gatunkiem plemiennym, najlepiej czujemy sie w obrebie wlasciwie zdefiniowanych grup i bledem jest to kwestionowad. Idea "tygla narodow" jest tak samo przestarzala jak "brzemie bialego czlow ieka". Obawiam sie, ze wkrotce Stany Zjednoczone dolacza do listy paostwa rozdartych wewnetrzna walka i nie chcialbym, by ten ogieo ogarnal tez moj narod. Przejscie Hawajow do niepodleglosci musi odbyd sie w sposob * Walter Reed - popularna nazwa Walter Reed Army Medical Center, szpitala wojskowego w Waszyngtonie, jednej z najwiekszych tego typu placowek nalezacych do armii USA (przyp. tlum). pokojowy, ale odbyd sie musi. Wlasnie wdrazamy plany, ktore pozwola nam oderwad sie od Stanow Zjednoczonych, dzieki czemu staniemy sie suwerennym paostwem. Prosze nie podejmowad prob sprzeciwu wobec naszych poczynao. Jestem w stanie zapewnid pokoj jedynie wtedy, gdy nie bedziecie interweniowad. Na dowod, ze moje obawy i przekonania nalezy traktowad powaznie, mam w swojej dyspozycji niezbedne srodki, by zniszczyd jakikolwiek statek, nalezacy do Stanow Zjednoczonych, ktory zblizy sie do wysp na odleglosd mniejsza niz dwiescie mil. Jesli w ciagu najblizszych tygodni, w czasie ktorych osiagniemy niepodleglosd, wykryje jakis statek, nie zawaham sie go zatopid. Prosze nie wystawiad na probe mnie ani narodu zamieszkujacego te wyspy. Jestesmy zjednoczeni wspolnym celem, ktory ostatecznie przyniesie korzysci wszystkim. Podpisano: Takahiro Ohnishi. Prezydent spojrzal na Mercera. Twarz geologa nie wyrazala zadnych emocji, za to jego umysl pracowal na najwyzszych obrotach przez caly czas. gdy prezydent czytal list. Znal poglady ekscentrycznego miliardera, czytal nawet jedna z jego ksiazek, w ktorej nawolywal do jednosci rasowej. Nigdy jednak nie wierzyl, ze japooski przemyslowiec moze posunad sie tak daleko. Stosunki pomiedzy zamieszkujaca Hawaje japooska wiekszoscia a bialymi byly napiete, ale to, co przed chwila przeczytal prezydent, bylo rownoznaczne z deklaracja niepodleglosci. Stwierdzil to bardzo wyraznie. -Okazuje sie - mowil prezydent - ze w czasie, gdy otrzymalismy list, zaden okret marynarki wojennej nie mial planowanych rejsow z i do Pearl Harbor. Nalezacy do NOAA "Ocean Seeker" plynal jednak na polnoc. Dick przyniosl mi list zaraz po tym, kiedy statek zatonal. Przedtem myslelismy, ze Ohnishi to jakis fanatyk i maniak. Po katastrofie wydalem zakaz przekraczania dwustumilowej strefy wokol Hawajow, o ktorej pisal w liscie. Doktorze Mercer, jest pan jedyna osoba spoza tego zespolu, ktora zna sytuacje. Bylismy pewni - dodal - ze to zupelnie swieza historia, ale informacje, ktore pan nam przekazal, wskazuja, ze ciagnie sie ona juz czterdziesci lat. -Panie prezydencie, to jeszcze nie wszystko. Ta sprawa wykracza znacznie dalej niz jakis stukniety miliarder o pogladach Hitlera - powiedzial spokojnie Mercer. Siedzacy w fotelach mezczyzni spojrzeli na niego z uwaga. -"Ocean Seeker" zostal zatopiony przez rosyjska lodz podwodna "John Dory", a nie przez Takahiro Ohnishiego. 16 KAIR, EGIPT Pomimo nadchodzacego zmroku palace promienie slooca ciagle byty tortura dla tloczacych sie na ulicach ludzi. Arabowie ubrani w dlugie, biale hidzaby* zdawali sie nieczuli na niemal czterdziestostopniowy upal, jednak dla mieszkaocow Zachodu zycie w miescie bylo jednym wielkim cierpieniem. Evad Lurbud kupil kubek cieplego soku daktylowego od przechodzacego handlarza, ktory dzwigal na plecach ogromna, cynowa baoke. Sok smakowal ohydnie, ale mezczyzna musial nawodnid cialo.Lurbud stanal na Shari al-Muizz Le-din Allah, glownej ulicy, przebiegajacej przez Khan el-Khalili, rozlegly targ, odlegly o pied kilometrow i tysiac lat od nowoczesnego placu Wyzwolenia, ktory lezal w samym sercu Kairu. Targ, skladajacy sie z labiryntu poplatanych uliczek, jest prawdziwym centrum handlowym miejscowych ludzi. To takze obowiazkowe miejsce do zwiedzania dla wymeczonych, spoconych turystow, zaraz po piramidach, nekropolii w Memfis i wiecznie zatloczonego Muzeum Kair-skiego. Bazar, zalozony przez emira sultana Barkuka. Garkasa el-Khalilcgo w 1382 roku jako stacja przystankowa dla karawan wielbladow, rozrosl sie wraz z uplywem czasu niepomiernie. Jeszcze przed podbojem osmaoskim w 1517 roku sprzedawano tu wyroby z tak odleglych krajow jak Anglia. Tureckie poczucie porzadku doprowadzilo do powstania na targu systemu cechow, ktorego slady widoczne sa do dzis. Sprzedawcy perfum gromadza sie na poludnie od glownego skrzyzowania na targowisku. Zloto i srebro sprzedaje sie w jednym miejscu, a handlarzy dywanow znalezd mozna w innym. Przyprawiajace o zawrot glowy aromaty, dochodzace z budek z przyprawami i zywnoscia, walcza o klienta niemal w kazdym zakatku bazaru, natomiast sklepy z pamiatkami dla turystow i bibelotami usytuowane sa na jego obrzezach. Na targu Khan nie bylo samochodow, ale zgielk, jaki towarzyszyl tlumom. wypelniajacym waskie uliczki, z powodzeniem zastepowal halas silnikow. Obwozni handlarze zachwalali swoje towary, a arabska tradycja targowania sie zmieniala kazda probe kupna i sprzedazy w bezladna kakofonie dzwiekow. Glosniki na wiezach meczetow, stojacych tuz obok bazaru, z nabozna regularnoscia wykrzykiwaly: Allah Akbar. * Hidzab - arabski skromny stroj, przypominajacy dluga luzna koszule do kostek (przyp. tlum.). Lurbud wiedzial, ze muzulmanie wkrotce pozamykaja swoje sklepiaj, by udad sie na wieczorna modlitwe. Usmiechnal sie drwiaco na mysl 0 Bogu, zwlaszcza takim, ktory wymagal odmawiania modlitw pied razy dziennie, jednak mial szacunek dla ich oddania. Bedac weteranem kampanii afgaoskiej, znal doskonale sile, jaka rebelianci czerpali z wiary. Mu-dzahedini nazywali swoj opor "swieta wojna" i stworzyli z plemion zorganizowana sile, ktora byla w stanie oprzed sie najpotezniejszej wowczas armii. Lurbud pojechal na wojne z pierwsza zmiana zolnierzy jako agent KGB. Czesto cale tygodnie i miesiace pozostawal z dala od stosunkowo bezpiecznego Kabulu, przygotowujac tajne operacje. Dzieki sniadej cerze i talentowi do jezykow latwo mogl wkrasd sie w laski bandy rebeliantow i stad sie jednym z nich, gromadzac dane dotyczace ich spotkao i slabosci, oceniajac przyszle plany innych grup oporu. Po wykonaniu zadania wzywal budzace postrach smiglowce bojowe. Helikoptery obracaly w perzyne oboz, ktorego Lurbud byl zaufanym czlonkiem, zabijajac mezczyzn, kobiety i dzieci. On sam zawsze przebywal wtedy na patrolu. W ciagu dwoch lat takiej dzialalnosci afgaoscy kompani Lurbuda ani razu nie domyslili sie, ze to wlasnie on stoi za masakrami. Jego niezwykle opanowanie sprawilo, ze zwrocil na siebie uwage wyzszych oficerow KGB, zwlaszcza Iwana Kerikowa. Po jednym z atakow, gdy Lurbudowi nie udalo sie wymknad z obozu, ale przezyl piekielny ostrzal ze smiglowcow, Kerikow zdjal go z funkcji agenta terenowego i przyjal do osobistego zespolu w Kabulu. Tam. w zalozonych przez Rosjan, zawilgoconych wiezieniach, glownym zadaniem Lurbuda bylo lamanie oporu schwytanych rebeliantow. Szybko zrozumial, ze sila wiary, laczaca mudzahedinow, stala sie tez skuteczna bronia w pokojach przesluchao. Islam zabranial wyznawcom spozywania wieprzowiny i nawet samo slowo "swinia" wystarczylo, by zlamad najtwardszego wojownika. Zdumiewal sie za kazdym razem, gdy najbardziej zagorzaly bojownik wpadal w panike pod wplywem grozby, ze za chwile zostanie wlozony do wnetrza gnijacego, swioskiego cielska. Jaki bog moglby kazad ludziom bad sie swini? Zwlaszcza ze tak wielu z nich zylo jak one? Lurbud nieraz zadawal sobie to pytanie. Gdzies wysoko, ponad ulicami, z glosnikow na szczytach minaretow rozlegl sie glos muezina, wzywajacy wiernych na modlitwe. Lurbud przycupnal w jednej z alejek, kryjac sie w cieniu sterty workow z przyprawami. Ulice zaczely pustoszed. Zapach szafranu przyprawial go o mdlosci. Gdy spojrzal na buty, zorientowal sie, ze wdepnal w psia kupe. Zaklal pod nosem z obrzydzeniem i wytarl brud o worek. Lurbud podniosl wzrok i natychmiast rozpoznal swoja ofiare - mezczyzne, wychodzacego ze sklepu po drugiej stronie glownej ulicy. Szyld nad wejsciem do sklepu glosil, ze Suleiman el-aziz Suleiman jest jubilerem, a wielkosd sklepu wskazywala, ze dobrze mu sie wiedzie. Evad Lurbud mial inne informacje. Suleiman byl jednym z najbogatszych handlarzy bronia na Bliskim Wschodzie. W przeciwieostwie do innych handlarzy smiercia nie robil wokol siebie szumu i dzialal po cichu, dlatego mogl prowadzid interesy nieniepokojony przez Stany Zjednoczone i Europe Zachodnia. Chociaz korzystano z jego broni w Bejrucie, Wloszech, Irlandii, Niemczech, w pelnych narkotykow miastach Ameryki i niezliczonych miejscach reszty swiata, zadne sluzby nigdy go nie nagabywaly. Otyly Arab kroczyl ulica do meczetu Sayyada al-Husseina. Kolysal sie z kazdym krokiem, gdy wielkie zwaly tluszczu przesuwaly sie wzgledem siebie. Mial okragla twarz i dziecieca szczerosd w spojrzeniu. Wedlug raportu KGB Suleiman nie byl glupcem, za jakiego chcial uchodzid. Wyroznil sie w dwoch wojnach przeciwko Izraelowi, a w kolejnych latach nawiazal kontakty niemal z kazda organizacja terrorystyczna na swiecie. KGB szacowalo jego majatek na dwiescie milionow dolarow. Zbyt ladna okolica, jak na smierdzacego Araba, pomyslal Lurbud i po przejsciu przez pusta ulice zatrzymal sie przy drzwiach. Obserwowal sklep Suleimana od poludnia. W tym czasie zatloczone ulice tetnily zyciem. Teraz gwar ucichl, wszystko zamarlo, nawet niezliczone koty, ktore przemykaly alejkami, zniknely co do jednego. Przestepczosd praktycznie nie istnieje na bazarze Khana, wiec nikt nie zakladal tu skomplikowanych systemow alarmowych. Lurbud fachowo otworzyl prymitywny zamek do sklepu Suleimana. Z akt wynikalo, ze arabski jubiler po modlach zawsze na pare minut wracal do sklepu, zanim opuszczal Khan i udawal sie do domu na Shari El Haram, drodze wiodacej do Wielkich Piramid w Gizie. Upewniwszy sie, ze nikt go nie obserwuje, Lurbud zamknal za soba drzwi i przekrecil zamek. W srodku Lurbud minal szklana wystawe, polyskujaca zlotem j w swietle, ktore wpadajac przez niewielkie okna, wydobywalo z mroku wirujace w powietrzu drobiny kurzu. Zachodzace slooce rzucalo na sciany | pomieszczenia dlugie cienie. Lurbud wyciagnal z kabury pod marynarkaGdy spojrzal na buty, zorientowal sie, ze wdepnal w psia kupe. Zaklal pod nosem z obrzydzeniem i wytarl brud o worek. Lurbud podniosl wzrok i natychmiast rozpoznal swoja ofiare - mezczyzne, wychodzacego ze sklepu po drugiej stronie glownej ulicy. Szyld nad wejsciem do sklepu glosil, ze Suleiman el-aziz Suleiman jest jubilerem, a wielkosd sklepu wskazywala, ze dobrze mu sie wiedzie. Evad Lurbud mial inne informacje. Suleiman byl jednym z najbogatszych handlarzy bronia na Bliskim Wschodzie. W przeciwieostwie do innych handlarzy smiercia nie robil wokol siebie szumu i dzialal po cichu, dlatego mogl prowadzid interesy nieniepokojony przez Stany Zjednoczone i Europe Zachodnia. Chociaz korzystano z jego broni w Bejrucie, Wloszech, Irlandii, Niemczech, w pelnych narkotykow miastach Ameryki i niezliczonych miejscach reszty swiata, zadne sluzby nigdy go nie nagabywaly. Otyly Arab kroczyl ulica do meczetu Sayyada al-Husseina. Kolysal sie z kazdym krokiem, gdy wielkie zwaly tluszczu przesuwaly sie wzgledem siebie. Mial okragla twarz i dziecieca szczerosd w spojrzeniu. Wedlug raportu KGB Suleiman nie byl glupcem, za jakiego chcial uchodzid. Wyroznil sie w dwoch wojnach przeciwko Izraelowi, a w kolejnych latach nawiazal kontakty niemal z kazda organizacja terrorystyczna na swiecie. KGB szacowalo jego majatek na dwiescie milionow dolarow. Zbyt ladna okolica, jak na smierdzacego Araba, pomyslal Lurbud i po przejsciu przez pusta ulice zatrzymal sie przy drzwiach. Obserwowal sklep Suleimana od poludnia. W tym czasie zatloczone ulice tetnily zyciem. Teraz gwar ucichl, wszystko zamarlo, nawet niezliczone koty, ktore przemykaly alejkami, zniknely co do jednego. Przestepczosd praktycznie nie istnieje na bazarze Khana, wiec nikt nie zakladal tu skomplikowanych systemow alarmowych. Lurbud fachowo otworzyl prymitywny zamek do sklepu Suleimana. Z akt wynikalo, ze arabski jubiler po modlach zawsze na pare minut wracal do sklepu, zanim opuszczal Khan i udawal sie do domu na Shari El Haram, drodze wiodacej do Wielkich Piramid w Gizie. Upewniwszy sie, ze nikt go nie obserwuje, Lurbud zamknal za soba drzwi i przekrecil zamek. W srodku Lurbud minal szklana wystawe, polyskujaca zlotem j w swietle, ktore wpadajac przez niewielkie okna, wydobywalo z mroku wirujace w powietrzu drobiny kurzu. Zachodzace slooce rzucalo na sciany | pomieszczenia dlugie cienie. Lurbud wyciagnal z kabury pod marynarka j pistolet Takarowa i rozchylil zaslone z korali w wejsciu do gabinetu Suleimana. Srodek pokoju zajmowalo stare, drewniane biurko z wagajubilerska zawalone ksiazkami. Obok niskiej kanapy pod sciana stal zakurzony i poobijany ekspres do kawy. W pomieszczeniu unosil sie zapach kurzu zmieszany ze slodka wonia haszyszu. Lurbud usiadl za biurkiem z pistoletem na kolanach. Jego wejscie do pokoju zburzylo panujacy w srodku porzadek rzeczy, ale gdy siedzial nieruchomo, otoczenie wrocilo do normy, akceptujac jego obecnosd. Przez dwadziescia minut nieobecnosci Suleimana jedynym ruchem w gabinecie bylo sporadyczne mruganie czarnych oczu Lurbuda. Czekal tak samo cierpliwie, jak stojacy za miastem Sfinks. Umiejetnosd te wyrobil sobie na obozie treningowym nad Morzem Czarnym, gdzie uczestnikow umieszczano w calkowicie zaciemnionym labiryncie. Ten, ktory wyszedl zywy, zostawal przyjety. Nie drgnal nawet wtedy, gdy uslyszal trzask otwieranych i zamykanych drzwi. Chwile potem potezne cielsko rozgarnelo zaslone, oddzielajaca sklep od biura. Suleiman nalal sobie maleoka filizanke kawy i prawie wszedl na Lurbuda, dopiero wtedy zobaczyl intruza. Naczynie wypadlo z jego tlustych palcow, rozbijajac sie na setki kawalkow o kamienna podloge. Pobladl, i potykajac sie, cofnal o kilka krokow. -W twoim dossier wyczytalem, ze nie masz na Khana zadnej ochrony -powiedzial Lurbud plynnie i bez obcego akcentu po arabsku. Byles pewien, ze twoja pozycja zapewni ci bezpieczeostwo, tak? -Kim jestes? - zapytal Suleiman, odzyskujac rownowage po pierwszym szoku. -Moje imie nic ci nie powie, Suleimanie el-aziz - ciagnal bez emocji Rosjanin. - Wynajeto cie do dostarczenia prawie tysiaca ton broni, amunicji i materialow wybuchowych na Hawaje. Zgadza sie? -Nie mam pojecia, o czym mowisz. -A ja mysle, ze masz. Zamowienie zlozyl Takahiro Ohnishi, najprawdopodobniej kilka tygodni badz miesiecy temu. -Jestem zwyklym jubilerem. Nie rozumiem, co mowisz. Lurbud mowil dalej, jakby w ogole nie uslyszal Suleimana. -Reprezentuje grupe, ktora nie chce, bys zrealizowal to zamowienie. Broo nie moze poplynad na Hawaje. Powiem wprost: nie chcemy, zebys utrzymywal z Ohnishim jakiekolwiek kontakty. -Rozkazujesz mi, jak mam prowadzid interesy? - warknal Suleiman z szyderczym usmieszkiem. -Ach, wiec nie jestes jednak zwyklym jubilerem. - Lurbud usmiechnal sie smetnie. -Poznam takiego jak ty na kilometr - rzucil Arab z pogarda w glosie. - Zalosny najemnik, ktory przypadkiem natknal sie na jakas informacje. Myslisz, ze mozesz ot, tak szantazowad Suleimana el-aziz Sulei-mana? -Nie przybylem tu, by cie szantazowad. Przyszedlem, by powiedzied, ze zamowienie jest nieaktualne. -Spozniles sie wiec, najemniku. Broo jest juz w polowie drogi do wysp. - Na pomarszczonym czole handlarza perlily sie pierwsze krople potu. Arab klamal. Suleiman nie kupil nawet jeszcze towaru. Obecnie wykorzystywal zaliczke Ohnishiego. by wplynad na zwyzke cen udzialow w hy-droelektrycznym przedsiewzieciu w Sri Lance. Dzieki kontaktom z podziemiem terrorystycznym wiedzial, ze w ciagu nadchodzacych dwoch tygodni separatysci tamilscy planuja wysadzenie w powietrze sieci lam. Przez podniesienie cen udzialow, a potem ich sprzedaz z niewielkim rabatem tuz przed atakami Suleiman mogl liczyd na poczworny zysk. Dopiero wtedy chcial zlozyd zamowienie na broo dla Ohnishiego. -Obawiam sie, Suleiman, ze klamiesz. - Lurbud po raz pierwszy podniosl z kolan takarowa. Ale jesli mam byd szczery, guzik mnie obchodzi, jaka jest prawda. Jak na czlowieka tak otylego, czas reakcji Suleimana byl nieslychanie szybki. Blyskawicznie rzucil sie w bok. Przez moment jego cielsko przypominalo szybujacy w powietrzu sterowiec. Lurbud wykonal pistoletem luk w slad za swoim celem, ale pierwsza kula, o dziwo, nie trafila w poteznego Araba. Handlarz wpadl na sciane obok kanapy, przewracajac ekspres do kawy. Rozlany napoj utworzyl na podlodze czama kaluze. Rece Suleimana, wydwiczone przez lata jubilerskiej pracy, zwinnie chwycily pistolet, przyklejony tasma do tylnej scianki obudowy ekspresu. Lurbud zobaczyl blysk morderczej wscieklosci w oczach Araba, gdy ten odwrocil sie do niego i zlozyl do strzalu. Rosjanin nacisnal spust takarowa na ulamek sekundy przed tym, gdy sam znalazl sie na linii ognia. Kula ugodzila Suleimana w ramie, dziurawiac zwaly tluszczu. Maleoka beretta wypadla mu z reki i wirujac w powietrzu, z brzekiem upadla na podloge. Lurbud strzelil jeszcze raz, i jeszcze. Zabojczy blysk w oczach Araba zaczal gasnad. Rosjanin wyszedl zza biurka, trzymajac pistolet wycelowany w glowe handlarza. Wolna reka wyjal z wewnetrznej kieszeni marynarki niewiel- ka stalowa flaszke. Odkrecil korek i uklakl obok umierajacego muzulmanina. -Zdechniesz, myslac o tym - mowil Lurbud, wylewajac na Sulei-mana karminowoczerwony plyn - ze spotkasz Allaha caly usmarowany swioska krwia. Suleiman chcial krzyknad, slyszac o takiej profanacji, ale Lurbud pociagnal za spust, posylajac jeszcze jedna kule wprost w otwarte usta Araba. Na zimnej, kamiennej podlodze biura krew Suleimana w ciszy mieszala sie z krwia nieczystej swini. Lurbud schowal pistolet, zauwazajac po raz pierwszy gesta chmure dymu po spalonym prochu, ktora wypelniala pomieszczenie. Powietrze cuchnelo, przez zapach dymu przebijala sie woo krwi i wnetrznosci Suleimana. Zabojca przystanal przy drzwiach do sklepu. Zauwazyl na ulicy kilka osob, ale byli to starcy, wracajacy do kawiaro i fajek wodnych. Grube, kamienne sciany wyciszyly strzaly, oddane przez tlumik takarowa. Lurbud wyszedl spokojnie ze sklepu i wmieszal sie w tlum. Dziesied minut pozniej opuscil targowisko i zaczal szukad taksowki. Mial dwie godziny, by pozbyd sie pistoletu i dotrzed do lotniska, skad mial odlecied na Hawaje. 17 BIALY DOM Po oswiadczeniu Mercera w Gabinecie Owalnym zapadla martwa cisza. Geolog widzial, jak wyraz twarzy zebranych zmienial sie od kompletnego zaskoczenia, poprzez zmieszanie i niepewnosd, az po niedowierzanie.-Dlaczego pan sadzi, ze Rosjanie maja z tym cokolwiek wspolnego? - przerwal cisze Paul Bames. - To, ze zabojca, ktory chcial zabid doktor Talbot, pracowal kiedys dla KGB, niczego nie dowodzi. Mercer zdal sobie sprawe, ze wlasnie nadepnal szefowi CIA na odcisk. -Tish Talbot powiedziala mi, ze po wyciagnieciu jej z tratwy slyszala w rozmowie marynarzy jezyk rosyjski. Jezu - Barnes westchnal, rozgladajac sie po pokoju. - Powiedzial pan, ze eksplozja wyrzucila ja za burte. Byla ogluszona. Kto wie, co slyszala. Przeciez, gdy ja wyciagneli, ledwie zyla. -Watpie czy swiety Piotr mowi po rosyjsku, gdy wpuszcza dobre duszyczki przez bramy niebios - zauwazyl spokojnie Mercer. - Ale nie na tym opieram swoje stwierdzenie. Moj przyjaciel z Miami jest ekspertem od prawa morskiego. Poprosilem, zeby sprawdzil dla mnie firme Ocean Freight Cargo, wlasciciela statku "September Laurel". Odkryl, ze to przedsiebiorstwo jest przykrywka KGB. -Mialem nakaz sadowy, nakazujacy Saulmanowi przekazanie nam wszelkich informacji, o ktore pan prosil. - W glosie Henny slychad bylo niedowierzanie. - Zatail to przed FBI. -Nie dziwiloby to pana, gdyby pan znal Dave'a. To twardy drao i chodzaca encyklopedia w kwestiach dotyczacych handlu morskiego. Jego slowo w tych sprawach jest swiete. -Jesli na chwile przyjmiemy, ze Saulman ma racje z ta przykrywka KGB -odezwal sie Barnes - to ciagle nie widze zadnego zwiazku miedzy tym a paoskim pomyslem z rosyjska lodzia podwodna. -Pierwszy dowod wynika ze zwyklego rozumowania. Wedlug przekazow medialnych w poszukiwaniach wziely udzial polaczone sily marynarki i strazy wybrzeza. Nie watpie, ze wykorzystano najnowoczesniejszy sprzet. A jednak nie odnaleziono zadnych rozbitkow. Ostatnia pozycja statku NOAA byla dobrze znana dzieki systemowi LORAN*, a przeciez jednostki poszukiwawcze znalazly tylko plame oleju i garsd szczatkow. Wtedy, dwa dni pozniej, zjawia sie "September Laurel", ktory pomaga w poszukiwaniach i cudem odnajduje Tish. Ten frachtowiec, ktory w chwili, gdy "Ocean Seeker" szedl na dno, znajdowal sie setki mil od miejsca tragedii, zdolal osiagnad to, czego nie mogla dokonad ani marynarka, ani straz wybrzeza. Nie wierze w to. W czasie poszukiwao nie bylo problemow z pogoda, zadnego sztormu ani mgly. -Tu sie pan myli. doktorze Mercer - przerwal mu admiral Morrison. - Na powierzchni oceanu snula sie gruba warstwa mgly, a ze wzgledu na rozkaz prezydenta, zeby nie wysylad statkow, moglismy liczyd jedynie na poszukiwania z powietrza. -Admirale, prosze mi szczerze odpowiedzied, czy jest jakis logiczny powod, dla ktorego wasze samoloty ja przegapily, nawet podczas mgly? Przewodniczacy Kolegium Szefow Polaczonych Sztabow przeciagnal reka po kedzierzawych wlosach. -Gdyby tam byla, moi chlopcy by ja znalezli. * LORAN (Long Range Navigation) - system nawigacji, pozwalajacy na dokladne okreslenie pozycji statku lub samolotu (przyp. tlum.). -Skoro nie ma logicznego powodu, dla ktorego nie odnalazly jej nasze sluzby, poszukalem nielogicznego. Jedyny, ktory tu pasuje, to lodz podwodna. Morrison zwrocil sie do prezydenta. -To ma sens. sir. Mogla tam byd taka lodz i nigdy bysmy jej nie wykryli. Zaden z samolotow poszukiwawczych nie wykorzystal w poszukiwaniach rozbitkow boi hydroakustycznych ani innego sprzetu. Lodz mogla czekad tuz pod powierzchnia i sluchad, jak sie bezsilnie miotamy. Prezydent przytaknal. -Jakie ma pan inne dowody, doktorze? -Na temat Ocean Freight Cargo nic wiecej sie nie dowiedzialem od Dave'a Saulmana, wiec bylo jasne, ze potrzebuje informacji z pierwszej reki. Dlatego razem z Tish wlamalem sie do ich biur w Nowym Jorku. -1 co znalezliscie? - zapytal Dick Henna. -Po pierwsze, w gabinecie wicedyrektora znalazlem wielkie akwarium, w ktorym plywala tylko jedna ryba. -No i? -Ocean Freight Cargo ma zwyczaj nazywad swoje statki wedlug nazw miesiecy i kwiatow, ktore potem zostaja namalowane na kominach danych jednostek. Tish pamieta, co widnialo na kominie statku, ktory ja uratowal: zolty okrag z czarna kropka w srodku. A przeciez "September Laurel" ma na kominie wawrzyn. Wzor zapamietany przez Tish pasuje do pewnej ryby, ktora zlapalem kiedys podczas zawodow wedkarskich we Francji. -Jaki to ma zwiazek ze sprawa? -Ta ryba to piotrosz. W akwarium, w biurze firmy byl piekny przedstawiciel tego gatunku. -To najslabszy dowod, jaki w zyciu slyszalem - mruknal Barnes. -Zgodzilbym sie z panem, gdybym w szufladzie zawierajacej dokumentacje wlasnosciowa statkow nie znalazl zakladki. Podpisano ja "John Dory"*. Wtedy myslalem, ze zakladka znalazla sie tam przypadkowo, teraz jednak wydaje mi sie, ze firma posiada statek o takiej nazwie, ale nie przechowuje w biurze zadnych dokumentow na jego temat. Gdy wrocilem do Waszyngtonu, zadzwonilem do znajomego, z ktorym chodzilismy na ryby. Potwierdzil nazwe ryby. Wzor na kominie wyjasnia, skad wziela sie -John Dory" - taka nazwe w jezyku angielskim ma piotrosz (przyp. tlum.). nazwa statku, a jedyne jednostki plywajace, ktore swoja nazwe biora od ryb, to okrety podwodne. -Chyba pan zartuje. - Barnes zasmial sie niepewnie. Mercer wstal. -Panie prezydencie, powiedzial pan, ze jestem tu gosciem, a nie wiezniem. Jesli to prawda, chcialbym wyjsd. Skoro nie macie panowie zamiaru sluchad tego, co mam do powiedzenia, nie widze powodu, dla ktorego mialbym marnowad swoj czas. W ciagu ostatnich paru dni strzelano do mnie ponad dziesied razy, i wcale nie dlatego, ze jestem powszechnie nielubiany. Na cos wpadlem, ale skoro nie chca panowie mnie wysluchad, to sie pozegnam. -Doktorze Mercer, prosze zaczekad - odezwal sie Henna. - Prosze powiedzied, co sie stalo w Nowym Jorku. Mercer powiedzial im o wlamaniu, o uzbrojonych straznikach pilnujacych budynku oraz o wlasnych wrazeniach po ogledzinach gabinetu. -Ocean Freight Cargo knuje cos podlego. Na razie wszystko wskazuje na Rosjan - zakooczyl Mercer. - Nie wiem tylko, dlaczego. -Panie prezydencie - Henna odwrocil sie na fotelu - wkrotce po tym, jak doktor Mercer i Tish Talbot opuscili biura firmy, wysialem tam kilku naszych agentow. Pomieszczenia zostaly wyczyszczone. Zadnych cial, zadnej krwi. Moi ludzie potwierdzaja, ze w srodku doszlo do strzelaniny. Odswie-zacze powietrza nie stlumily zapachu spalonego prochu. Nie moge potwierdzid tego, co mowi doktor Mercer. ale nie moge tez zaprzeczyd. -Wlasnie cos sobie przypomnialem - wtracil Paul Barnes, tym razem spokojnieszym tonem. - Nie pamietam szczegolow, ale kilka lat temu na moim biurku wyladowalo sprawozdanie, przygotowane przez jakiegos metalurga z Pensylwanii. Bylo w nim cos podobnego do okolicznosci eksplozji z 1954 roku, ktora opisal doktor Mercer. Facet uzyskal probke jakiegos pierwiastka, nie pamietam, jak sie nazywal, ale mial cos wspolnego z promieniowaniem i woda morska. -Pamieta pan cos jeszcze? - zapytal admiral Morrison, gdy szef CIA zamilkl na dluzsza chwile. -Abraham Jacobs - odparl w koocu Barnes. - Ten naukowiec nazywa! sie Abraham Jacobs. Jestem pewien, ze wiedzial cos na temat spraw, o ktorych dyskutujemy. -Moze pan go znalezd? -Tak. -Jeszcze dzis przed poludniem chce go widzied w swoim gabinecie. - Sita glosu prezydenta zmrozila zebranych. - Sytuacja na Hawajach jest o wiele powazniejsza, niz przypuszczalismy. Jesli doktor Mercer ma racje i cala ta sprawa siega dalej niz prywatny przewrot Ohnishiego, jezeli w jakis sposob wplatani sa w nia Rosjanie, to nawet nie chce mysled o konsekwencjach. -Wedlug mnie teoria, ze Takahiro Ohnishi i Rosjanie planowali to w latach pieddziesiatych, jest mocno naciagana. Swiat za bardzo sie zmienil, zeby laki spisek mogl sie udad - skomentowal Henna. -Moze wchodzi w gre sojusz z rozsadku - zaryzykowal Mercer. - Z ukladem, ktory powstal w nowej sytuacji. -Jest w tym sens - zgodzil sie prezydent. - Najpierw musimy sie jednak skontaktowad z doktorem Jacobsem. Miejmy nadzieje, ze powie nam, o co w tym wszystkim chodzi. -Ma pan na mysli to, co dzieje sie ponad mozliwym oderwaniem sie Hawajow? - zapytal ostroznie Henna. W odpowiedzi prezydent rzucil mu jadowite spojrzenie. -Panie prezydencie, czy moge mied mala prosbe? - zapytal Mercer. -Tak, a jaka? -Nic moge pozbyd sie wrazenia, ze pracujemy pod presja czasu. Ohnishi albo Rosjanie na pewno wiedza, ze wpadlismy na ich trop. Po mojej akcji w Nowym Jorku zapewne musza przyspieszyd swoje dzialania. Cos mi sie zdaje, ze sytuacja na Hawajach wkrotce stanie sie krytyczna. -Wiem, o co pan chce poprosid, i juz sie tym zajelismy. Lotniskowiec "Kitty Hawk" i okret desantowy "Inchon" czekaja w gotowosci trzysta mil od Hawajow. -Swietny pomysl, sir, ale nie o to mi chodzilo. Zeby lepiej zrozumied z czym mamy do czynienia, trzeba zrobid serie zdjed w podczerwieni rejonu, gdzie zatonal "Ocean Seeker". Prezydent spojrzal na Bamesa, ktory zaczal szperad w stojacej obok fotela teczce. -Popatrzmy: KH-11 przelatuje nad polnocnym Pacyfikiem za trzynascie godzin. Ten satelita ma odpowiednie kamery i nie trzeba bedzie zmieniad jego orbity, zeby przelecial na polnoc od Hawajow. -Trzynascie godzin. To za pozno - stwierdzil Mercer. -Co pan proponuje? -Albo SR-71 Blackbird, albo jeden z nowych samolotow szpiegowskich, ktorego obecnosci nikt nie zauwazy. -Paul? -W Edwards stacjonuje jeden SR-I Wraith, ale musze mied paoska zgode na jego start. -Masz ja. Jak dlugo musimy czekad na pierwsze zdjecia? -Przy predkosci szesciu machow samolot powinien byd z powrotem za mniej wiecej poltorej godziny. Pozniej jeszcze jakies pol godziny na wywolanie zdjed i przeslanie ich tu. -Doktorze Mercer, nie musze chyba przypominad, ze tej rozmowy w ogole nie bylo, prawda? - zapytal prezydent -Przepraszam, sir - powiedzial z usmiechem Mercer - ale nie doslyszalem. Mowil pan cos? -A wiec wszystko jasne, panowie. Mamy co robid. Zebrani w gabinecie mezczyzni zaczeli sie rozchodzid. -Spotkamy sie tu za dwie godziny. Doktorze Mercer, prosze powiedzied sekretarce, zeby wystawila panu tymczasowa przepustke, jesli chce pan opuscid teren. -Dobrze. Po rozmowie z panna Craig Mercer dowiedzial sie, ze Tish spi w jednym z pokoi goscinnych Bialego Domu. Na kawalku kartki nabazgral kilka slow na wypadek, gdyby sie obudzila podczas jego nieobecnosci, i na Pennsylvania Avenue zlapal taksowke. Dwadziescia minut pozniej byl juz w domu. Po szybkim prysznicu i jeszcze szybszym piwie poszedl do gabinetu, gdzie pogladzil duzy, niebieskawy kamieo - jego talizman, po czym usiadl za biurkiem. Wykrecil numer i po dwoch sygnalach uslyszal w sluchawce glos. -Wydzial Geologii Uniwersytetu Carnegie-Mcllon. -Dzieo dobry, czy moglbym porozmawiad z doktorem Jacobsem? -Chwileczke. - Na dluzsza chwile zapadla cisza. - Przykro mi, doktor Jacobs prowadzi w tej chwili zajecia - odezwal sie ten sam glos. -Nazywam sie Vince Andrews z Fundacji Hillera, ktora wspiera badania doktora Jacobsa - powiedzial Mercer, starajac sie brzmied jak naj-prawdziwiej. - Doktor Jacobs ma powazne problemy i najprawdopodobniej straci dotacje. Musze z nim natychmiast pomowid. -Rozumiem, prosze sie nie rozlaczad. Minute pozniej w sluchawce rozlegl sie meski glos. -Nie wiem. kto mowi, bo moje badania finansuje Cochoran Steel, ale musze przyznad, ze wzbudzil pan moje zainteresowanie. -Czesd, Abe, z tej strony Philip Mercer. -Moglem sie tego spodziewad. - Abraham Jacobs sie rozesmial. - Zaczekaj chwile, przejde do gabinetu. Wolalbym, zeby moja asystentka nie domyslila sie, jakich miernych mam znajomych. Pare sekund pozniej Abe Jacobs byt juz u siebie i asystentka mogla odlozyd sluchawke centralki. -Czemu wiec zawdzieczam ten telefon? Przy okazji dziekuje, ze wyciagnales mnie z zajed. To banda jeszcze wiekszych kretynow niz ty i twoja grupa z czasow, gdy uczylem was w Penn State. Abe Jacobs byl opiekunem i promotorem Mercera, gdy ten zaczal prace i studia doktoranckie na Penn State. Od tamtej pory, mimo uplywu lat, czesto korzystal z porad bylego profesora. Rzadko sie widywali, ale silna wiez miedzy mistrzem a wybitnie zdolnym uczniem nie oslabla. -Abe, bylem wlasnie na spotkaniu, na ktorym padlo twoje nazwisko. -Nie mow, ze wlasnie wyszedles z posiedzenia rady etyki mojego uniwerku? -Abe, obaj wiemy, ze zona popuszcza ci smycz tylko na tyle, bys mogl poruszad sie miedzy sala wykladowa a laboratorium. -Taka jest brutalna prawda. -Wiec tym bardziej bedzie zaskoczona, bo nie wracasz dzis do domu na obiad. Zdaje sie, ze pare lat temu wyslales do CIA jakies wyniki badao. -Chwileczke. Mercer. Skad o tym wiesz? To byla scisle tajna informacja. -Paul Barnes, szef CIA, mi powiedzial. -Aha. -CIA wlasnie cie namierza, ale zajmie im to pewnie pare godzin. Uwazaja, ze jestes metalurgiem, a nie geologiem. Pomyslalem sobie, ze ich uprzedze i jednoczesnie dam Bamesowi lekcje pokory. Chca cie widzied jak najszybciej w Waszyngtonie, razem z cala dokumentacja dotyczaca twojego raportu. -Ale o co chodzi? W gruncie rzeczy to praca teoretyczna. Bez dwudziestu lat badao nie da sie potwierdzid tego, na co wpadlem. -Powiedzmy, ze ktos juz sie zajal potwierdzaniem twojej teorii. Jedz na lotnisko w Pittsburghu, wyczarteruje ci jakis samolot, ktorym przylecisz. -Nie rozumiem, jakim cudem... -Abe - przerwal mu Mercer - wyjasnie ci to dzis wieczorem po drodze do Bialego Domu. Przerwal polaczenie, po czym zadzwonil na lotnisko. Zarezerwowanie samolotu i pilota wyczyscilo dwie karty kredytowe, ale nie przejal sie wydatkiem. Pamietal o dlugu, jaki mial wobec niego rzad, i cena wyczar-terowanego odrzutowca byla niczym, w porownaniu z kosztami naprawy podziurawionego jaguara. 18 BANGKOK, TAJLANDIA Minister Lujian, przedstawiciel Chin, wpisal swoje nazwisko do ciezkiej ksiegi podsunietej mu przez ministra Trcna z Tajwanu. Lujian zlozyl zamaszysty podpis i przesunal ksiege po blyszczacym blacie stolu do siedzacego po lewej stronie ambasadora Marco Quirino, przedstawiciela rzadu Filipin. Wraz z kazdym kolejnym podpisem przytlaczajaca atmosfera spotkania robila sie coraz lzejsza. Rozlegly sie tez ciche pomruki aprobaty, dochodzace z niewielkiej galerii widzow, ktorym pozwolono przypatrywad sie ambasadorom, wyrazajacym w imieniu swoich rzadow zgode na postanowienia dokumentu. Obserwatorzy nie mieli pojecia o tygodniach frustrujacych opoznieo, ktore byly zmora szczytu w Bangkoku, mimo to jednak podswiadomie czuli, ze sa swiadkami wielkiego sukcesu dyplomatow. Ksiega podpisow trafila teraz w rece ambasadora Rosji, Gienadija Per-czenki. Uwazny obserwator z latwoscia mogl dostrzec delikatny wzrost napiecia wsrod delegatow. Ten podstepny Rosjanin stal sie powodem ich parotygodniowej frustracji. I nagle, nie wiadomo dlaczego, tego ranka oswiadczyl, ze nie ma juz wiecej zastrzezeo. Dokumenty do podpisu delegatow przygotowano juz dawno, wiec ambasador Tajlandii, Prem, zaproponowal, zeby wszyscy zebrali sie i zlozyli podpisy, co spotkalo sie z aprobata pozostalych. Kenneth Donnelly, amerykaoski podsekretarz do spraw handlu, nachylil sie ku Perczence i szepnal, ledwie poruszajac ustami: -Mam szczera nadzieje, ze wiesz, w co pogrywasz, przyjacielu. -W nic nie pogrywam, panie podsekretarzu. Chcialem tylko mied pewnosd, ze wszystkie kraje potraktowane zostana jednakowo. -Gowno prawda. Perczenko nie zareagowal na ten komentarz. Gdy tylko zlozyl swoj podpis, w sali rozlegly sie brawa. Rosjanin usmiechnal sie z wyzszoscia i przesunal ksiege do DonnelIy'ego. Amery- kaoski delegat podpisal dokument, usmiechajac sie cierpko do Perczenki, po czym z glosnym trzaskiem zamknal ksiege. Ciemna noc srebrzyly strugi ulewnego deszczu, ktorego monotonny szum przerywaly jedynie odglosy grzmotow, wywolujace echo. Burza w niewielkim tylko stopniu zlagodzila przytlaczajacy upal i Perczenko dyszal ciezko, gdy biegl przez dziedziniec Wat Arun w kierunku wejscia do swiatyni. Dostal od Kerikowa jasny rozkaz - mial czekad o osmej wieczorem obok niskiego kamiennego murku, oddzielajacego Swiatynie Brzasku od rzeki Phraya, jednak o moknieciu w strumieniach lejacej sie z nieba wody nie bylo mowy. Gienadij wskoczyl w podcieo jednej z czterech wylozonych ceramicznymi kaflami wiezyczek, ktore otaczaly niemal szesddziesieciometrowa stozkowa iglice swiatyni. Marynarka dyplomaty przemokla, rzadkie wlosy oblepialy dlugimi strakami jego blada twarz - niegdys pociagla i zdrowa, teraz znuzona wyczerpaniem tak bardzo, ze pod oczami utworzyly sie worki, a skora na policzkach i szyi obwisla. Perczenko slyszal niewyrazne zawodzenie mnichow, ktore dochodzilo z wnetrza swiatyni, ale burza i wiatr pochlanialy wszelkie dzwieki, oprocz jego ciezkiego oddechu. -Co ja tu, do cholery, robie? - wychrypial na glos. -Nie stosuje sie pan do poleceo, panie Perczenko. Z glebokiego cienia po prawej dobiegl go glos Iwana Kerikowa. Rosyjski pulkownik wszedl w okrag swiatla, rzucanego przez liczne lampy swiatyni. Wydawalo sie, ze deszcz nie robi na nim zadnego wrazenia - stal sztywno wyprostowany, oczy mial szeroko otwarte i czujne. Perczenko zachowywal sie zupelnie inaczej. Kulil sie zalosnie w podcieniu i patrzyl na Kerikowa spod przymruzonych powiek, jakby ten byl jakas nieziemska zjawa. -Mial pan czekad pod murem. - Gestem reki wskazal mu miejsce i usmiechnal sie cieplo. - Ale w tych okolicznosciach, rozumiem. Dyplomata rozluznil sie nieco i usmiechnal, ciagle jednak mierzyl pulkownika ostroznym, nerwowym spojrzeniem. -Zakladam, ze wszystko poszlo jak trzeba? - Kerikow podszedl do niego i skryl sie pod oslona masywnego portalu swiatyni. -Tak - mruknal Perczenko. Jego strach przed Kerikowem, przytlaczajacy juz wczoraj wsrod tlumow zasiadajacych w barze, stal sie nieznosny, gdy znalazl sie z pulkownikiem sam na sam. Kerikow przerazal go od chwili, gdy zorientowal sie, ze wplywy tego oficera KGB sa nieograniczone. Wczoraj zlekcewazyl obawy Perczenki, dotyczace nieobecnosci kierownika sali i zapewnil go, ze przyszedl czas, by zakooczyd negocjacje w Bangkoku. Gienadij chcial zapytad, dlaczego ta zwloka byla tak niezbedna, ale zabraklo mu odwagi. Nawet w rozluznionej atmosferze nadbrzeznego baru pulkownik jawil sie Perczence jako najbardziej zlowrogi czlowiek, jakiego w zyciu spotkal. -Spokojnie, Gienadij, juz po wszystkim. Odniosl pan sukces - powiedzial Kerikow, wyciagajac z kieszeni marynarki plaska flaszke. - Prawdziwa rosyjska wodka. Gienadij pociagnal spory lyk. Mimo ze ciepla, wodka przeszla mu przez gardlo jak czysta woda. Kerikow gestem zachecil dyplomate, zeby wypil wiecej, co ten skwapliwie zrobil. -Niech mi pan powie, czy udalo sie panu wprowadzid do porozumienia moja poprawke? -Tak, juz pare tygodni temu. Latwo poszlo. Wiecej problemow mialem z odwlekaniem podpisania dokumentu. Obiecalem tajwaoskiemu ambasadorowi pare spraw, ktore moga byd poza moimi kompetencjami. -Tak. tak - rzucil Kerikow lekcewazaco. - Ale problemow z wprowadzeniem mojej poprawki pan nie mial? -Musielismy ja nieco inaczej sformulowad, zeby ten Amerykanin, Donnelly, sie nie czepial, ale wszyscy sie na nia zgodzili. Inaczej sformulowad? - W glosie Kerikowa nie bylo paniki, ale jego ton nieco sie podniosl. - Czyli jak? -Domyslalem sie, ze pan zapyta, wiec przynioslem ze soba ten fragment porozumienia. - Perczenko wyjal z wewnetrznej kieszeni marynarki kartke papieru i przeczytal na glos: "Zaden kraj nie moze ubiegad sie o prawo wlasnosci nowych terenow, powstalych poza dwustumilowym pasem wod przybrzeznych danego paostwa w wyniku aktywnosci wulkanicznej lub odkladania sie koralowca czy tez innych procesow naturalnych, niemajacych zwiazku z dzialalnoscia czlowieka. Kazdy nowy lad powstaly w ten sposob moze byd badany i eksploatowany przez kazdy kraj lub kazdy inny podmiot, ktory jako pierwszy wystapi o stosowne prawa, co stoi w zgodzie z postanowieniami artykulu 231 niniejszego porozumienia. Kwestie sporne dotyczace wyzej wymienionych terenow rozstrzygal bedzie Miedzynarodowy Trybunal Sprawiedliwosci w Hadze". -Donnelly zazadal umieszczenia tego zapisku o try bunale sprawiedliwosci. -Gienadij pociagnal lyk wodki, czekajac na reakcje Kerikowa. Pulkownik zastanawial sie przez chwile nad slowami Perczenki, po czym uznal, ze dyplomata dosd wiernie oddal tresd pierwotnych sformulowao. Dzieki tej jednej poprawce Kerikow mogl przekazad wulkan koreaoskiemu konsorcjum, nie obawiajac sie miedzynarodowych glosow sprzeciwu. Stany Zjednoczone i Rosja pozbawily sie wlasnie prawa do wulkanu i nieprawdopodobnego bogactwa, jakie w sobie kryl. Gdy Kerikow sie odezwal, w zaden sposob nic zdradzil przed Per-czenka swoich emocji. -Moze byd. Prosze ze mna, na rzece czeka lodz, musimy uczcid paoski sukces. Machnal reka na dyplomate i wyszedl z podcienia ogromnej swiatyni. Niemal biegiem rzucili sie w strugach deszczu w strone kamiennego murku, oddzielajacego teren swiatyni od rzeki. Pomimo kropel wody, wdzierajacych mu sie do oczu, Gienadij widzial wystarczajaco duzo, by zorientowad sie, ze na przystani nie czeka zadna lodka. Wlasnie odwracal sie do Kerikowa, by o to zapytad, gdy ten zaatakowal. Rosyjski oficer natarl z predkoscia kobry, uderzajac krotka palka w glowe Perczenki. Krew, ktora trysnela z glebokiej rany, zalala mu lewe oko i mieszajac sie z deszczem, splywala po twarzy rozowymi strugami. Dyplomata zwalil sie bezwladnie na ziemie. Kerikow z latwoscia zaciagnal go pod niski murek, za ktorym plynela czarna jak smuga ropy rzeka. W poblizu murku, ukryty w zaroslach czekal duzy pojemnik na lod. Obok niego staly dwa duze cementowe bloki, polaczone laocuchem owinietym miekka szmatka. Jego kooce polaczone byly nie klodka, ale spora bryla lodu, ktora spoczywala w pojemniku. Kerikow wytarl naplywajaca do oczu wode. Pochmurna, deszczowa noc sprzyjala mu, nie musial obawiad sie przypadkowych przechodniow, zawsze jednak istniala obawa, ze ktorys z mnichow przyjdzie nad rzeke, by zlozyd ofiare. Ulozyl nieprzytomnego Perczenke na murku. Dyplomata oddychal plytko, ale rowno. Dobrze. Po umieszczeniu na murku obydwu blokow i pojemnika na lod Kerikow owinal laocuch wokol szyi Perczenki. Musial sie spieszyd. Lod topnial szybciej, niz sie spodziewal. Pulkownik zepchnal rosyjskiego ambasadora wprost do wezbranych wod rzeki. Czarna otchlao wchlonela go niemal bez plusku -cementowe bloki szybko poszly wraz z nim na dno. Kerikow wrzucil do wody pojemnik i przygladal sie chwile, jak uno-S1 go delikatny prad. Potem odwrocil sie i poszedl do hotelu, skulony. w ulewnym deszczu. Wyobraza! sobie raport policyjny po odnalezieniu ciala Perczenki. Rosyjski dyplomata swietowal podpisanie traktatu, badania krwi wykaza obecnosd alkoholu. Moze nie byl pijany, ale na pewno wstawiony. Padal deszcz i posliznal sie w poblizu rzeki. Upadajac, uderzyl glowa o kamienny murek i wpadl do wody. Nie bedzie zadnych dowodow przestepstwa, bo owiniety szmatka laocuch, trzymajacy go na dnie, nie zostawi zadnych sladow na szyi i zniknie w mule. Lod, ktory spinal jego kooce, rozpusci sie w ciagu dziesieciu minut i cialo Perczenki po prostu wyplynie na powierzchnie. Godzine pozniej Kerikow siedzial ze szklanka szkockiej w salonie swojego apartamentu hotelowego, wykapany i przebrany w tradycyjny garnitur. Za ukrytymi za zaslona drzwiami balkonowymi slyszal miarowe bebnienie deszczu o wylozone plytkami patio. W eleganckim pokoju panowal polmrok, palila sie tylko lampa, wiszaca nad kanapa, ktora jasna plama oswietlala rozlozone na stoliku papiery. Studiowal je wiele razy w ciagu ostatnich dni i czul, ze moglby cytowad tresd z pamieci. Byly jego przepustka do przyszlosci poza Rosja, przyszlosci, o jakiej nigdy nie marzyl. Lod delikatnie zastukal o scianke szklanki, gdy pociagnal maly lyk szkockiej. Odstawil jadokladnie na okrag skroplonej wody, ktory zostal na pokrytym szklem stole, i podniosl pierwszy z brzegu dokument. Szacunki dotyczace zloz mineralu, na podstawie badao z ostatnich kilku miesiecy, przygotowal doktor Borodin. Liczby oszalamialy. W kazdej tonie wydobytego materialu wulkanicznego znajdowalo sie ponad trzy i pol kilograma wysokoprocentowej rudy. Po przetworzeniu z tej ilosci mozna bylo otrzymad okolo pol kilograma wysokiej jakosci metalu, ktory charakteryzowal sie niezwyklymi wprost wlasciwosciami. Dla porownania, Borodin wyjasnil, ze w odkrywkowych kopalniach diamentow trzeba zdjad dwiescie pieddziesiat ton wierzchniego materialu na kazdy karat diamentu, co daje stosunek rzedu jednego miliarda do jednego. Kerikow wzial kolejna kartke. Plan wydobycia mineralu opracowany przez Borodina. Wedlug niego statek, wyposazony w potezna pompe, mial zakotwiczyd w poblizu jednego z mniej aktywnych kraterow wulkanu. Nastepnie z pokladu statku opuszczono by do wnetrza krateru wolframowa rure i wlaczono pompe. W ten sposob lawa bezposrednio mialaby byd pompowana na statek, gdzie chlodzono by ja i rozbijano na kawalki, ktore z kolei przeladowywano by na oczekujace rudowce, przewozace wydobyty material do huty gdzies na ladzie. Jedynym powaznym kosztem byl statek wyposazony w pompe. Wkrotce po zaakcep- towaniu pomyslu Kerikowa Koreaoczycy zlecili budowe takiej jednostki w Pusan. Rozleglo sie pukanie do drzwi. Kerikow ulozyl rowno papiery, pociagnal jeszcze lyk szkockiej i poszedl otworzyd. W progu stalo dwoch mlodych Azjatow, kazdy z nich trzymal wypchana walizke. Rosjanin bez slowa zaprosil ich do srodka. Koreaoczycy otworzyli walizki, w ktorych znajdowal sie sprzet elektroniczny. W pospiechu podlaczali urzadzenia: kamere, monitor i podlaczony do laptopa aparat nadawczo-odbiorczy. Jeden z nich ustawil na drewnianej balustradzie patio rozkladany talerz niewielkiej anteny. Ze znajdujacej sie dwadziescia metrow nizej ulicy stalowa siatka talerza byla zupelnie niewidoczna. Gdy sprzet mogl juz pracowad, mezczyzna zaczal wystukiwad na klawiaturze komendy. Urzadzenia szumialy i popiskiwaly, a na kolorowym ekranie pojawil sie obraz kontrolny. Drugi mezczyzna trzymal przed obiektywem kamery tekturowa karte, ktorej obraz wypelnil ekran wielkiego, zawieszonego na scianie telewizora gdzies w Pusan. Technicy spojrzeli na siebie, skineli glowami i wyszli z pokoju. W sekunde pozniej obraz kontrolny zniknal z ekranu monitora i zastapil go widok pieknego pomieszczenia. Kerikow usiadl na kanapie na wprost cyklopowego oka minikamery. Na ekranie monitora dziewieciu starszych dzentelmenow zasiadalo wokol polyskujacego czarno stolu. Zaden nic mial mniej niz siedemdziesiat lat. ale w ich oczach widad bylo czujnosd i rozwage. Twarze kazdego z nich znaczyly glebokie zmarszczki, a glowy srebrzyla siwizna. Na scianie za ich plecami wisial gobelin, upamietniajacy podboj Azji przez Czyngis-chana. Z obu jego stron staly dwie ogromne terakotowe wazy. Kerikow skinal lekko glowa w gescie szacunku wobec dziewieciu szefow Hydra Consolidated. W odpowiedzi kazdy z nich ledwie zmruzyl oczy. Po zakooczeniu nonsensownego wschodniego rytualu Kerikow powiedzial: -Dobry wieczor, panowie. -Dobry wieczor, pulkowniku Kerikow. - Lacze satelitarne kodowalo ich glosy i automatycznie tlumaczylo z koreaoskiego na rosyjski i odwrotnie. System dzialal calkiem niezle, o ile rozmowcy nie uzywali zbyt zawilych sformulowao i podtekstow. Tak jak w czasie poprzednich negocjacji, w imieniu syndykatu mowil Way Hue Dong. - Ufam, ze taka forma rozmowy jest dla pana do przyjecia. -Jestem juz gotow przejsd do realizacji naszych uzgodnieo.- Chcielibysmy wiedzied, skad takie opoznienie? - Elektroniczny syntezator mowy maskowal irytacje w glosie Waya, ale pytanie samo w sobie zdradzalo jego emocje. -Zapewniam panow, ze ma ono uzasadnienie. - Kerikow w iedzial, ze dobrotliwy usmiech na nic sie nie zda, wiec go sobie darowal. - Gdy zobaczycie, w ktorym miejscu zlokalizowane sa zloza rudy, zrozumiecie, ze ich zabezpieczenie wymagalo podjecia odpowiednich krokow. -Licze, ze nasze przyszle dzialania nie zostana zaklocone? -Nie, nie zostana - pospiesznie zapewnil Kerikow. Zawarte w Bangkoku porozumienie wiazalo rece Amerykanom i Rosjanom. Jedyna przeszkode stanowil Takahiro Ohnishi, ale zanim Koreaoczycy dotra do wulkanu, Japooczyk zostanie wyeliminowany. Uklad z pelnym rasistowskich uprzedzeo miliarderem byl koniecznym ryzykiem, ktore Kerikow musial podjad w grze o "Kuznie Wulkana". Ohnishi zostal zaprogramowany, by podjad probe oderwania Hawajow od Stanow Zjednoczonych, i Rosjanin potrzebowal go az do ostatniej chwili. Teraz jednak mineralne bogactwo wulkanu lezalo poza strefa wplywow Amerykanow i poza kontrola Ohnishiego, nawet gdyby udalo mu sie wywalczyd niepodleglosd. -Wiec wszystko jest w porzadku? - Pytanie Waya przywrocilo Keri-kowa do rzeczywistosci. -Tak, jestem gotow wyslad panom ostatnie dane. - Pulkownik starannie ukryl napiecie, sciskajace mu zoladek. -A my jestesmy gotowi podad panu numer konta. - Kerikow widzial bezdzwieczny ruch warg Koreaoczyka na dlugo przedtem, nim jego uszu dobiegal beznamietny glos komputera. - Na znak dobrej woli podamy go pierwsi. Way skinal na stojacego poza obiektywem kamery asystenta. Chwile pozniej podlaczony do odbiornika dalekopis zaczal miarowo stukad. Kerikow postanowil nie odrywad wzroku od kamery. Odwrocenie glowy w strone dalekopisu oznaczaloby utrate twarzy. Gdy maszyna ucichla, pulkownik wlozyl kilka kartek do przenosnego faksu, podlaczonego do lacza satelitarnego. Zawieraly one ostatnie szacunki i raport dotyczacy tempa wnoszenia wulkanu, a takze jego dokladne wspolrzedne. Kerikow zauwazyl, ze spojrzenie Waya utkwione jest w kims poza polem widzenia kamery, rzucil wiec okiem na wydruk dalekopisu. Do jednego z karaibskich bankow przelano wlasnie sto milionow dolarow. Numer transakcji oraz numer konta widnialy na dole strony. Way Hue Dong otrzymal od niewidocznego technika potwierdzenie i odwrocil sie do kamery. -Informacje brzmia wiarygodnie, panie Kerikow. Teraz juz chyba wiem, skad to opoznienie, i podziwiam paoska smialosd. Prosze mi wybaczyd - dodal po chwili - ale pieniadze na koncie sa zamrozone. Nie moze pan z nich korzystad do chwili, gdy wysle do banku jeszcze jeden zestaw kodow. Way nie okazal zadnych emocji w zwiazku z uzytym podstepem. -Gdy tylko moi inzynierowie dotra na miejsce i potwierdza paoskie informacje, otrzyma pan dostep do pieniedzy. Kerikow sluchal, ale ledwie mogl powstrzymad wzbierajaca w nim wscieklosd. -Z pewnoscia rozumie pan, ze musimy zabezpieczyd te ogromna sume przed defraudacja - dodal Way. - Nie chodzi o to, ze panu nie ufamy. Gdy ocenimy wartosd tego nowego mineralu, wysle do banku zestaw kodow i pieniadze beda paoskie. Dobranoc panu, pulkowniku Kerikow. Monitor zgasl. W apartamencie Kerikowa kamera wciaz przekazywala obraz, wiec dziewieciu Koreaoczykow widzialo, jak Rosjanin kopniakiem rozbija monitor laptopa i z furia atakuje przekaznik. Obraz na ich ekranie zniknal, gdy rozjuszony Kerikow kopnal kamere, roztrzaskujac ja na kawalki o sciane. -Wy skurwysyny! - wsciekal sie Kerikow, gdy opanowal sie na tyle, by wydobyd z siebie glos. - Wy zasrane bydlaki! Rosjanin szalal jeszcze okolo dziesieciu minut, bluzgajac przekleostwami, jak nigdy od czasow Afganistanu. Kiedy troche sie uspokoil, wypil do dna rozcieoczona szkocka ze szklanki, a potem pociagnal kilka poteznych lykow z butelki. Przestal, gdy mocny alkohol jak ogieo palil mu wnetrznosci. Koreaoczycy w jakis sposob odkryli, ze dzialal bez zgody swojego rzadu, a sto milionow dolarow mialo zasilid jego prywatne konto, a nie rosyjski budzet. Wiedzac, ze nie musza sie obawiad reakcji wladz Rosji, mogli w nieskooczonosd opozniad przekazanie pieniedzy i jednoczesnie zbierad plon, jaki wyda wulkan Borodina. Bez wsparcia zbrojnego Kerikow nie mogl im przeszkodzid. Zasmial sie, stojac posrod kawalkow rozbitego sprzetu. Musial przyznad, ze zostal przechytrzony. Ale usmiech zniknal i w oczach Kerikowa zaplonal ogieo piekielny. Nie ma mowy, zeby pozwolil tym koreaoskim gnidom wyprowadzid sie w pole, gdy w rekawie ciagle ma asa. 19 BIALY DOM Paul Bames niemal skulil sie w fotelu, siedzac na wprost prezydenta, jakby liczyl, ze miekka skora osloni go przed pogardliwym spojrzeniem szefa. Prezydent, zazwyczaj spokojny i zrownowazony, byl wsciekly. Szefowi CIA nic udalo sie znalezd doktora Jacobsa.-Sir, ten raport wyladowal na moim biurku lata temu - probowal wyjasniad, ale brzmialo to nieprzekonujaco. -Jestes szefem najpotezniejszej sieci szpiegowskiej na swiecie i nie potrafisz znalezd czlowieka, ktory mieszka niewiele ponad trzysta kilometrow od Waszyngtonu?! Zadzwonil interkom. -Tak? - rzucil do mikrofonu prezydent. -Przyszli pozostali, sir. -Dzieki, Joy. Niech wejda. - Prezydent spiorunowal wzrokiem Bar-nesa. - Porozmawiamy pozniej. Do Gabinetu Owalnego wszedl Dick Henna, a zaraz za nim admiral Morrison. Byli przygnebieni, mieli poszarzale twarze i wygladali mizernie. Henna nalal sobie do szklanki szkockiej i od razu pociagnal spory lyk. -Gdzie jest doktor Mercer? - zapytal prezydent. -Pewnie spozni sie pare minut - powiedzial Henna. Zaczekamy na niego? -Nie, nie mamy czasu - odparl wolno prezydent. - Dick, jak wyglada sytuacja na Hawajach? -Obawiam sie, ze nie mam zbyt wiele do powiedzenia, sir. Ohnishi wiecej sie nie odezwal. Paru agentow ma pod stala obserwacja jego dom, ale nie zauwazyli nic niepokojacego. Podsluchy takze nic nie wykazaly, chod watpliwe, zeby poufne rozmowy odbywaly sie za pomoca otwartych linii naziemnych. -Znalezliscie jakies powiazania miedzy Ohnishim a burmistrzem Ta-kamora? -Takamora wszedl wczoraj wieczorem do rezydencji Ohnishiego, ale do tej pory jej nie opuscil. Przypuszczamy, ze opracowuja wspolnie szczegoly przewrotu. Wiele wskazuje, ze Takamora bedzie firmowad cala te sprawe, bo jest bardzo popularny na wyspach, a Ohnishi pokieruje z tylnego fotela. -A co ty masz, Tom? Morrison odchrzaknal. -No coz, nawiazalem kontakt z dowodca bazy w Pearl Harbor. Przekazal mi, ze na MacArthur Boulevard, przed glowna brama bazy, zebral sie spory tlum, jakies trzysta osob. Nie wygladaja na uzbrojonych, ale zdaje sie, ze wezwana pare godzin temu Gwardia Narodowa stoi po ich stronie. Kazalem wyciagnad z Pentagonu akta dotyczace poboru do hawajskiej Gwardii Narodowej. W ostatnich latach odrzucono nadspodziewanie duzo podao, przede wszystkich bialych, czarnych i Latynosow. W ciagu ostatnich trzech lat odsetek gwardzistow pochodzenia japooskiego wzrosl tam do osiemdziesieciu szesciu procent. W tej sytuacji nie zawaham sie stwierdzid, ze Takamora stworzyl sobie prywatna armie, i to pod naszym nosem. -Opracowaliscie jakies warianty dzialao, gdyby faktycznie chcieli dokonad secesji? - Prezydent przesunal wzrokiem po twarzach zebranych, czekajac na odpowiedz. -No coz - zaczal admiral Morrison - krazownik "Kitty Hawk" i okret desantowy "Inchon" zajely pozycje w bezposredniej bliskosci Hawajow. Pearl Harbor postawiono w stan pelnej gotowosci, chociaz na paoski rozkaz nic ruszaja sie z miejsca. Jesli Ohnishi sprobuje uzyd sily w przejmowaniu wladzy nad wyspami, z latwoscia przerzucimy tam naszych chlopcow. Tlumy jego zwolennikow i gwardzisci nie dadza rady naszym silom. -Rozkaz strzelania do amerykaoskich obywateli w ogole nie wchodzi w rachube. - Twarz prezydenta wykrzywil grymas bolu. - Niech to szlag. Sprawuje wladze nad najlepiej wyszkolonymi i uzbrojonymi ludzmi i gowno mi po tym. Mezczyzni obecni w gabinecie obserwowali ze stoickim spokojem wewnetrzne zmagania prezydenta. Kazdy w duchu dziekowal losowi, ze to nie on siedzi teraz po drugiej stronie biurka. Admiral chrzaknal. -Przeprowadzony z chirurgiczna precyzja atak z powietrza na dom Ohnishiego rozwiazalby problem. Odetnijmy leb, a waz zdechnie, ze sie tak wyraze. -A jak to wytlumacze mieszkaocom Hawajow? Oni go bardzo szanuja. Jezu, on co roku daje hawajskim organizacjom charytatywnym jakies dwadziescia milionow dolarow! Jego smierd wywolalaby oddolna rewolucje. -A moze wyslemy komandosow? - zaproponowal Paul Bames. - Potem ujawnimy informacje o udziale Rosjan. Przyznamy sie do wszystkiego i postawimy Ohnishiego przed sadem. Henna mial gotowa odpowiedz. -Nasz wywiad twierdzi, ze rezydencja Ohnishiego jest pilnie strzezona. Taka misja zakooczylaby sie regularna bitwa. Rozpetalaby sie burza, gorsza niz ta po akcji w Waco w 1993 roku*. Biorac pod uwage ostatnie sondaze, mocno watpie, czy obecna administracja by przetrwala. Z calym szacunkiem, sir. -Nie ma sprawy - odparl prezydent ponuro. Przez nastepna godzine najwazniejsi ludzie w paostwie omawiali rozne wyjscia z sytuacji, ale kazda propozycje po chwili odrzucano, kazda niosla ze soba ten sam skutek: koniec administracji. -Moze to wlasnie jest jedyne wyjscie - zastanawial sie prezydent. Zabrzeczal interkom i Joy Craig poinformowala, ze w koocu pojawil sie Mercer i przyprowadzil ze soba goscia. Kiedy Mercer przedstawil zgarbionego Abrahama Jacobsa, prezydent rzucil Bamesowi wsciekle spojrzenie. Henna pozwolil sobie na lekki usmiech. -Doktorze Mercer, gdy skooczy sie panu umowa z USGS, chetnie zatrudnimy pana w FBI. -Jakos nie widze siebie w roli jednego z paoskich blondaskow, panie Henna. Nie za dobrze znosze tez rozkazy. -Doktorze Jacobs, ma pan obraz sytuacji? - przerwal im prezydent. Jacobs, ciagle oszolomiony obecnoscia tak wysoko postawionych osob, ledwie zdolal przytaknad. Widzac jego zaklopotanie, Mercer pospieszyl na ratunek. -Powiedzialem panu Jacobsowi, ze jest tu potrzebny w zwiazku z dokumentem, ktory kilka lat temu przeslal do CIA. -Tak, zgadza sie. - Jacobs odzyskal glos, ale na jego lysej glowie perlily sie krople potu. -Czy moglby nam pan przyblizyd zalozenia paoskiego raportu? - zapytal prezydent. Po kilku odkaszlnieciach i chrzaknieciach Jacobs zaczal mowid. -Osiem lat temu osrodek doswiadczalny w White Sands poprosil mnie o wykonanie analizy probek mineralow, ktore wydobyto w miejscu przeprowadzenia testow nuklearnych w okolicy Bikini w 1946 roku. -Mowa o nieudanej akcji zajecia przez FBI farmy polozonej w poblizu Waco w Teksasie, zamieszkanej przez czlonkow sekty Galaz Dawida. W jej wyniku zginelo ponad siedemdziesiat osob, w tym ponad dwadziescioro dzieci (prryp. tlum.). Probki znajdowaly sie w starym magazynie, ktory mial zostad zburzony, wiec osrodek skontaktowal sie z kilkoma niezaleznymi ekspertami w calym kraju. Do zbadania bylo okolo osiemnastu tysiecy probek mineralow, niektore pochodzily z poczatku lat czterdziestych. - Glos Jacobsa brzmial juz spokojnie i stanowczo. - Wsrod probek, ktore zgodzilem sie dla nich ocenid, znalazl sie zbior skal. jakies szesd kilogramow, wydobytych z dna oceanicznego w okolicach atolu Bikini po drugiej serii testow, w czasie ktorych bomba eksplodowala pod powierzchnia wody. Pierwsze analizy wzbudzily moja ciekawosd na tyle, ze poprosilem o wszelkie dane, jakie po przeprowadzeniu testow uzyskano w wyniku badao probek wody, gleby i skal, zebranych wokol Bikini w 1946 roku. Kilka nastepnych miesiecy spedzilem na analizowaniu dwunastu tysiecy stron dokumentacji. Zdalem sobie wtedy sprawe, ze potencjalna wartosd ma ty lko jedna probka, kilogramowy kawal skaly pobrany bezposrednio z epicentrum wybuchu. Byl to kamieo balastowy z LSM-60, statku, pod ktorym podwieszono bombe. To cud, ze skala nie wyparowala podczas wybuchu. Tak wtedy myslalem. Ostatnie zdanie sprawilo, ze wszyscy pochylili sie lekko do przodu. -Kamieo balastowy - mowil Jacobs - skladal sie glownie z rudy wanadu, co jest zdumiewajace o tyle. ze wanad wystepuje glownie w Ameryce Polnocnej i Poludniowej oraz w niektorych rejonach Afryki. To, ze znalazl sie wsrod glazow sluzacych jako balast statku na Pacyfiku, jest zapewne jednym z tych dziwnych przypadkow, jakie spotyka sie podczas wojny. Ale do rzeczy. Byd moze panowie nie wiedza, wanad jest stosowany do wzmacniania stali, sluzacej do wyrobu urzadzeo precyzyjnych oraz wykorzystywanej do ciezkich prac, gdyz jest bardzo wytrzymaly. Moze dlatego nie wyparowal, jednak to malo prawdopodobne. Rozkru-szylem probke i umiescilem ja w spektrometrze, zeby sprawdzid, jakie inne skladniki zawiera skala. Tych standardowych, na przyklad miki, nie bralem w ogole pod uwage. Odkrylem jednak cos ciekawego. Do rudy wanadu przyczepione byly sladowe ilosci jakiegos stopu metalu. Z poczatku myslalem, ze jest to czysty wanad, wytopiony z rudy z powodu zaru eksplozji. Gdy jednak poddalem te teorie probie, okazalo sie, ze nie moglem sie bardziej mylid. Ten metal okazal sie czyms zupelnie nowym, czyms, czego nie potrafilem wyjasnid. Rozkruszylem reszte probek, otrzymanych z osrodka w White Sands. i znalazlem wiecej tego nowego metalu, w sumie okolo dwudziestu gramow. Niezbyt wiele, ale wystarczajaco, zeby kontynuowad badania. Czy ktorys z panow wie, co -o jest inwar? Tylko Mercer nie odpowiedzial pustym spojrzeniem. -Tak, jest to stop metali, w trzydziestu szesciu procentach sklada sie z niklu, sladowych ilosci magnezu, krzemu i wegla, a reszte stanowi zelazo - powiedzial. -Moj najlepszy student zasluzyl na ocene celujaca. Inwar zostal wy. naleziony przez laureata Nagrody Nobla, Charles'a Guillaume'a. Ten stop metali charakteryzuje minimalny wspolczynnik rozszerzalnosci cieplnej, okolo jednej milionowej centymetra na kazdy stopieo Celsjusza wzrostu temperatury. Niezwykle wysoka temperatura towarzyszaca eksplozji, zapewne okolo pieddziesieciu tysiecy stopni albo wiecej, kazala mi podczas badao mysled o inwarze. Zastanawialem sie, czy te dwa metale maja podobne wlasciwosci. Podgrzalem swoje probki. Przy siedmiu tysiacach stopni metal w ogole sie nie rozszerzal, a przy dwunastu tysiacach zmiane mozna bylo liczyd w angstremach*. Techniczny jezyk zaczynal powoli wprowadzad chaos w umyslach sluchaczy Jacobsa, ten jednak zdawal sie nie zwracad na to uwagi. -Ciagle go podgrzewalem, ale nie udalo mi sie osiagnad temperatury topnienia. Na twarzy Mercera pojawil sie przebiegly usmiech. Wydawalo mu sie, ze wie, do czego zmierza profesor. A jednak jego mina wyrazala kompletne zdumienie, gdy Jacobs ujawnil kolejny fakt. -Nastepny test przeprowadzilem z uzyciem pradu. Przepuscilem przez probke jeden milidzul i stworzylem jednokierunkowe pole magnetyczne o sile okolo szesciu tysiecy gausow. -Jezu! - wykrzyknal Mercer. -Nic nie rozumiem. - Prezydent wyrazil to, co czula reszta sluchaczy. -Panie prezydencie, gdybym wtedy mial na reku stalowy zegarek, to pole magnetyczne zerwaloby mi go z reki z odleglosci trzech metrow. Teraz na twarzach wszystkich pojawilo sie zdumienie. -Po tym eksperymencie ulozylem probke tak, zeby stanowila zamknieta petle, po czym przepuscilem przez nia prawdziwy prad, ze tak powiem. Udalo mi sie utrzymad pole magnetyczne o natezeniu osiemdziesieciu milionow gausow przez siedemnascie sekund. Potem nastapilo zwarcie w sprzecie pomiarowym. -Zawiodl sprzet, a nie probka - wtracil Mercer. I tym razem tylko on cokolwiek pojal z wykladu Jacobsa. * Angstrem - jednostka dlugosci rowna 10metra (przyp. tlum.) -Wytworzone cieplo stopilo przewody pomimo chlodzenia cieklym tlenem. Nie udalo mi sie jednak osiagnad nasycenia magnetycznego probki ani jej temperatury Curie, po ktorej osiagnieciu material magnetyczny gwaltownie traci swoje wlasciwosci. Temperatura Curie dla kobaltu wynosi mniej wiecej tysiac szesdset stopni Celsjusza. Najwyzsza zanotowana do czasu moich doswiadczeo. Eksperyment zakooczyl sie. gdy stopily sie przewody. Temperatura wynosila wtedy siedem tysiecy stopni. W tym momencie cisnienie magnetyczne w obrebie pola wynosilo jakies czterdziesci tysiecy ton na cal kwadratowy. Prosze pamietad, ze nie jestem ekspertem w tej dziedzinie. Nie mialem odpowiedniego sprzetu do prowadzenia dalszych badao, ale twierdze, ze ten nowy pierwiastek moze generowad wystarczajaco silne pole, by stworzyd studnie magnetyczna. -Studnie magnetyczna? -Cos na podobieostwo czarnej dziury, tyle ze z wykorzystaniem magnetyzmu, a nie grawitacji. Pole w obrebie studni jest tak silne, ze zakrzywia swiatlo, a czas zwalnia w miare zblizania sie do horyzontu zdarzeo. -Chce pan powiedzied, ze mozna to wykorzystad do zbudowania czegos w rodzaju wehikulu czasu? -W rzeczy samej, admirale, chociaz opracowanie tej technologii trwaloby lata. Bikinium moze jednak mied wiele zastosowao tu i teraz. Gdy odkrylem jego znaczenie strategiczne, natychmiast skontaktowalem sie z wladzami. Konsultowalem kiedys pare spraw dla Pentagonu, wiec przekazalem wyniki swoich badao ludziom, z ktorymi wczesniej wspolpracowalem. Pare miesiecy pozniej powiedziano mi, zebym dal sobie z tym spokoj, wiec juz sie nad tym nic zastanawialem. -Bikinium? -Tak nazwalem ten nowy metal. Chcialem nazwad go swoim nazwiskiem, ale.jacobinium" brzmialoby idiotycznie. - Jacobs rozesmial sie z wlasnego dowcipu. -O jakich zastosowaniach pan mowi? - zapytal prezydent. -Panie prezydencie, metal, ktory wlasnie opisalem, ma wiecej zastosowao w technologiach wojskowych, kosmicznych i energetycznych, niz jestem w stanie wymienid. -Nie rozumiem. -Najwieksze wyzwania, z jakimi zmagaja sie obecnie najwieksze korporacje, polegaja na ograniczeniach zwiazanych z materialami. Naukowcy maja pomysly i technologie, by stworzyd niezwykle wprost wynalazki. Niestety, brakuje im materialu, z ktorego mogliby je zbudowad. Postep technologiczny musi zaczekad na odpowiednie surowce. Proszetylko pomysled o zmniejszeniu wagi pojazdow, gdy silniki ceramiczne stana sie rzeczywistoscia. Ich projekty juz istnieja, jednak ceramika nie jest w stanie wytrzymad cisnieo powstajacych w wyniku wewnetrznego spalania. Rozumie pan? -Chyba tak. -Podam panu kilka bardziej egzotycznych zastosowao bikinium w juz istniejacych konstrukcjach: termalne i magnetyczne oslony reaktorow, dysze napedow nuklearnych dalekosieznych statkow kosmicznych, przenosne superakceleratory zderzeniowe, samochody elektryczne albo ponaddzwiekowe pociagi o napedzie magnetycznym, ktore nie beda potrzebowad nadprzewodnictwa. Wszystko, co wykorzystuje sile pola magnetycznego albo jest ograniczone tarciem, bedzie moglo dzialad tysiac razy wydajniej. -Teraz rozumiem. -Najlepsze zostawilem na koniec, panie prezydencie. - Oczy Jacob-sa zaplonely goraczkowym podnieceniem. - Darmowy lunch. -Slucham? -Tak fizycy nazywaja system, ktory wytwarza wiecej energii, niz jej zuzywa. Wedlug teorii Einsteina jest to niemozliwe ze wzgledu na prawo zachowania masy i energii, ale czlowiek i tak go poszukuje. To swego rodzaju swiety Graal fizykow. We wspolczesnej elektrowni spalane sa wegiel, ropa naftowa albo rozbijane atomy, zeby wyzwolid energie. Zgadza sie? Wszyscy pokiwali w skupieniu glowami. -Bikinium, wykorzystane w dynamach generatorow pradu, wytworzyloby o wiele silniejsze pole magnetyczne niz ilosd energii, ktora by mu dostarczono. -Przepraszam, ale znow sie pogubilem. -Silnik elektryczny i generator pradu to w zasadzie to samo urzadzenie. Gdy przylozymy do silnika napiecie elektryczne, zacznie sie obracad. Gdy zaczniemy obracad generatorem, zacznie wytwarzad prad elektryczny. Kazde z nich przeksztalca energie z mechanicznej na elektryczna, i na odwrot. -Tak. -Dzieki zdumiewajacym wlasciwosciom magnetycznym bikinium w czasie tej przemiany uwolnione zostanie wiecej energii, niz sie jej dostarczylo. -Nie bierze pan pod uwage energii, ktorej dostarczyl systemowi pierwotny wybuch nuklearny - zauwazyl Mercer. - Tak naprawde cala rzecz moze miescid sie w granicach prawa zachowania masy i energii. -Nie badz taki sprytny - zbesztal go Jacobs, jakby na powrot znalezli sie w sali wykladowej. Dick Henna probowal ubrad w slowa to, o czym mysleli inni. -Doktorze Jacobs, opisuje pan niewyczerpalne zrodlo energii... -Tak, zgadza sie - odparl z usmiechem naukowiec. -Doktorze... - zaczal z szacunkiem w glosie prezydent. - W jaki sposob mozna uzyskad bikinium w uzytecznych ilosciach? -No coz, by odpowiedzied na to pytanie, nalezalby wiedzied, w jaki sposob doszlo do jego powstania. Nawet moje odkrycia sa czysto teoretyczne. Przebadalem wszystkie probki mineralow, pobrane z miejsc testow nuklearnych w Nowym Meksyku, a nawet z pierwszych prob w Los Alamos, ale nie znalazlem ani sladu tego metalu. Jego powstanie musi wiec mied cos wspolnego z woda, co do tego mam pewnosd. Zaczalem poszukiwad innych roznic miedzy probami atomowymi na ladzie a eksplozjami podwodnymi. Nie znalazlem ani sladu rudy wanadu nigdzie z wyjatkiem atolu Bikini. Mozna wiec stwierdzid, ze wanad jest katalizatorem lub moze nosnikiem nowego metalu w procesie jego formowania. Co wiecej, jak wiadomo, neutrony uwolnione podczas eksplozji nuklearnej moga zostad wchloniete przez sod znajdujacy sie na calym obszarze. Uwazam, ze wszystkie neutrony uwolnione podczas prob atomowych zostaly pochloniete przez zawarty w okolicznej slonej wodzie sod. Kolejna roznica miedzy nimi jest czas schladzania. Dzieki otaczajacym Bikini wodom oceanu miejsce eksplozji ochladzalo sie o wiele szybciej niz po testach ladowych. Istnieje duza mozliwosd, ze gwaltowne schladzanie takze pomaga w formowaniu sie bikinium. Cisnienie rowniez moze odgrywad pewna role. Nie ma oczywiscie sposobu na potwierdzenie moich przypuszczeo, ale zeby odtworzyd tamte warunki, nalezaloby zdetonowad bombe atomowa w oceanie w poblizu zloz wanadu. -Abe - Mercer zwrocil sie do Jacobsa - czy ktos mogl na to wpasd wczesniej od ciebie? -Nikt. - W glosie naukowca brzmial stanowczy ton. - Chociaz w magazynach White Sands brakowalo kilku probek, nie sadze, by ktokolwiek na swiecie mogl dojsd do takich wnioskow. -Jestes pewien? - pytal uparcie Mercer. -Tak, niemal na sto procent. Tylko Zwiazek Radziecki i Chiny przeprowadzaly testy, podobne do tych w okolicach Bikini. Chioczycy nie maja odpowiedniej klasy naukowcow, by odkryd bikinium, a jedyny znany mi Rosjanin, zajmujacy sie badaniem egzotycznych stopow metali, nie zyje od lat. -Czyli od kiedy? - docieka) Mercer. -Zdaje sie. ze zginal w latach szesddziesiatych. Opublikowal kilka odkrywczych artykulow, dotyczacych zmian w metalach poddanych testom atomowym, ale jego prace skupialy sie glownie na pancerzach czolgow i okretow. Nazywal sie Borodin. Piotr Borodin. -O Boze - jeknal Mercer. - Mamy juz zdjecia z samolotu? Paul Barnes wyciagnal z cienkiej koperty fotografie i polozyl je na biurku prezydenta. Krolowaly na nich fantastyczne kolory: purpura, ciemny cyjan, oslepiajaca biel, blekit, ostry zolcieo. Tworzyly one na zdjeciach koncentryczny wzor, jeden kolor okalal drugi, przez co obraz przypominal nieco znieksztalcona tarcze strzelnicza. Na spodzie kazdej fotografii widniala data, miejsce i wysokosd, na jakiej lecial samolot. Mercer z podziwem zauwazyl, ze zdjecia robiono z wysokosci czterdziestu pieciu tysiecy metrow, cale kilometry ponad atmosfera Ziemi. Byl pod wielkim wrazeniem nowego SR-1 wraitha. Czekal cierpliwie na swoja kolej przestudiowania fotografii i zastanawial sie, po co wszyscy siedzacy przy biurku oficjele chcieli je obejrzed. Oprocz Bamesa, zaden z nich na pewno nie widzial tego typu zdjed robionych w podczerwieni. Uznal, ze powoduje nimi taka sama ciekawosd, ktora kaze ludziom zagladad do wykopow budowlanych. Mercer popatrzyl na niemal jednakowe fotografie, az w koocu jego oczy wylapaly to, czego szukal. Dlugosd geograficzna i szerokosd wmontowane byly w negatyw przez komputer, ktory sterowal kamera. Geolog mruknal cos pod nosem. -Co pan powiedzial? -Porozumienia z Bangkoku - szepnal ledwie doslyszalnie. - Powiedzialem: porozumienia z Bangkoku. -Co to... -To seria spotkao, ktore wlasnie maja miejsce i najprawdopodobniej pozwola na utrate kontroli nad najwiekszym odkryciem tego stulecia, a moze historii w ogole - odparl Mercer, przewidujac, jakie padnie pytanie. - Abe, czy ten doktor Borodin mial dzieci? -Nie wiem co to ma... -Tak czy nie, do cholery? - Ton glosu geologa sprawil, ze Jacobs zbladl. -Tak, mial syna. -Nabrali nas. - Mercer odchylil sie w fotelu, odkladajac zdjecia na blat biurka. W jego oczach byl podziw dla czlowieka, stojacego za ta misterna intryga. -O czym ty mowisz? -Doktor Borodin zyje i ma sie swietnie, panowie. I wyprzedzil nas o czterdziesci lat. - Mercer mowil powoli, czekajac, az jego mozg uporzadkuje fakty zwiazane ze spiskiem sprzed czterech dekad. - Dajcie mi pare minut, musze to sobie poukladad... Zalozmy, ze ten Borodin jakims cudem odkrywa istnienie bikinium jeszcze w latach pieddziesiatych i sam chce go stworzyd. Namawia Rosjan, zeby dali mu bombe atomowa. Pamietajmy, ze cos takiego nie bylo dostepne ot, tak, dla kazdego, wiec projekt musial mied najwyzszy priorytet. Nastepnie Borodin zaladowuje statek wysokogatunkowa ruda wanadu, wysyla go do ustalonego miejsca w poblizu obszaru aktywnego wulkanicznie, i zatapia wraz z bomba. Gdy rudowiec osiada na dnie, Borodin detonuje ladunek. Pozniej finguje swoja smierd, zeby nikt nigdy nic dopatrzyl sie zadnych zwiazkow miedzy nim a projektem. -Czy archiwa mowia cos o jakims zaginionym rudowcu? - zapytal Jacobs. -"Grandam Phoenix", zaginal dwudziestego trzeciego maja 1954 roku -odpowiedzial ostro Mercer. - Wedlug dokumentow, wyplynal bez ladunku z Kobe w Japonii do Stanow, ale Bog jeden wie, co przewozil. Mercer urwal, jego oczy na chwile zaszly mgla. ale szybko rozblysly na nowo. -Musze zadzwonid, natychmiast. - Ton glosu byl stanowczy i rozkazujacy. Po chwili, ktora Mercer zapamieta do kooca zycia, prezydent Stanow Zjednoczonych podal mu sluchawke jednego ze stojacych na biurku telefonow. Mercer podyktowal oficerowi dyzurnemu Bialego Domu numer i czekal cierpliwie na polaczenie, nieswiadom, ze skupia na sobie spojrzenia wszystkich uczestnikow zebrania. -Berkowitz, Saulman i... -Wystarczy - przerwal sekretarce - prosze natychmiast dad mi Saul-mana. To sytuacja wyjatkowa. W nieokielznanym swiecie handlu morskiego sekretarka przyzwyczajona byla do takich telefonow, od razu wiec przelaczyla Saulmana, ktory rozmawial na drugiej linii. Saulman - szybko odpowiedzial stary prawnik. Czesd, Dave, mowi Mercer. Och, ma wreszcie dla mnie odpowiedz? Mercer natychmiast zorientowal sie, ze Saulman ma na mysli pytanie, ktore zadal mu na koocu przeslanego dwa dni wczesniej faksu. Na "Amoco Cadiz" dowodzi! Pasquale Bardari - odparl bez zastanowienia. Ty sukinsynu. Dave, musze sie dowiedzied, kto byl wlascicielem rudowca "Gran-dam Phoenix". W zyciu o takim nie slyszalem. Byl na liscie statkow zaginionych na polnoc od Hawajow. A, no tak. - Saulman ozywil sie. - Dotarcie do tej informacji moze mi zajad pare dni. Mam teraz roboty po uszy, obslugujemy umowe na holowanie jednego tankowca z Exxon, ktory dryfuje u wybrzezy Namibii. Ci popieprzeni Holendrzy wstrzymuja holowniki, bo chca wyciagnad od Lloyda troche forsy, a wartosd tankowca wraz z ladunkiem to jakies sto trzydziesci milionow dolcow. Nie chce rzucad waznymi nazwiskami - powiedzial z szataoskim usmiechem Mercer - ale siedze tu z prezydentem, przewodniczacym Kolegium Szefow Polaczonych Sztabow oraz szefami FBI i CIA. Wszyscy czekamy na twoja odpowiedz. Po drugiej stronie linii zapadla cisza. Mercer z podziwem zauwazyl, ze w telefonie prezydenta nie ma zadnych trzaskow. Ale musza mied sprzet, pomyslal. Nie stroisz sobie ze mnie zartow, prawda? Chcesz z ktoryms z nich pogadad? -Nie. Zdobycie tej informacji potrwa pare minut. Mam oddzwonid? -ATT ma chyba gdzies, jak dlugo prezydent rozmawia przez telefon. Zaczekam. -O co w tym wszystkim chodzi? - odezwal sie prezydent, nie zwracajac uwagi, ze Mercer siedzi na narozniku jego biurka. -O dowod ostateczny - enigmatycznie odparl Mercer. Prezydent wymienil z pozostalymi spojrzenia, ale zaden z nich sie nie odezwal. Czekali pied dlugich minut, pochrzakujac, zakladajac noga na noge i przekladajac papiery, jednak ani na chwile nie spuszczali wzroku z Mercera. -Mam. - Saulman dyszal, jakby brakowalo mu tchu. - "Grandam Phoenix" nalezal do przedsiebiorstwa Ocean Freight Cargo... - Prawnik ciagle mowil, gdy Mercer odkladal sluchawke. -Rudowiec zatonal w 1954 roku, a statek, ktory uratowal Tish Talbot, ma tego samego wlasciciela, czyli Ocean Freight Cargo. Do budynku tej firmy wlamalem sie wczoraj w nocy. -Do tej, ktora ma byd parawanem dla dzialalnosci KGB?- Dokladnie tak. -Powiedzial pan cos o tym, ze statek zatopiono w obszarze aktywnym wulkanicznie. Dlaczego? - zapytal Henna. -Popraw mnie, Abe. jesli sie myle. ale im glebiej nastapi eksplozja i im wieksze cisnienie wody, tym czystsze bikinium. Jacobs przytaknal. -Chociaz to tylko moja teoria - dodal. -No coz, w 1954 roku nie bylo technologii pozwalajacej na wydobywanie jakichkolwiek mineralow nawet z glebokosci paruset metrow pod powierzchnia wody, a co dopiero z kilku tysiecy. Nawet dzis metoda Fra-scha, polegajaca na wykorzystaniu rozgrzanej pary wodnej do celow wydobywczych, nie sprawdza sie na glebokosciach przekraczajacych szesddziesiat metrow. Doktor Borodin wzial sobie do serca werset z Koranu i kazal gorze przyjsd do siebie. Detonujac bombe ponad obszarem wulkanicznym, zapoczatkowalby erupcje, a lawa wynioslaby bikinium na powierzchnie. -Chryste, to by sie moglo udad - powiedzial Jacobs zduszonym glosem. - Nigdy bym nawet nie rozwazal takiej mozliwosci. -Ale wulkan nie powstaje z dnia na dzieo, ten proces trwa miliony lat -zauwazyl prezydent. -Klasyczne procesy geologiczne faktycznie tyle trwaja - zgodzil sie Mercer. -Jednak wulkany, tak jak trzesienia ziemi, sa bardzo dynamiczne. Wulkan w Paricutin w Meksyku wyrosl na polu rolnika na poczatku 1943 roku. W ciagu tygodnia pole zamienilo sie w stupieddziesiecioinetrowa gore, ktora rosla w oczach. Wulkan Borodina mial wiecej czasu niz trzeba, by osiagnad powierzchnie. -Co teraz zrobimy? - Prezydent popatrzyl na zebranych w gabinecie mezczyzn. -Po pierwsze, musimy zablokowad porozumienia z Bangkoku - odparl geolog. -A co to ma wspol... -Panie Henna, jesli spojrzy pan na to zdjecie, zobaczy pan. ze srodek wulkanu Borodina lezy tuz za dwustumilowa strefa wokol Hawajow. Zaloze sie, ze Borodin tam jest i czeka, gdzie wulkan sie wynurzy. Gdy tylko bedzie mial pewnosd, ze wierzcholek znajduje sie poza strefa, skontaktuje sie z rosyjskim ambasadorem w Tajlandii i da sygnal do podpisania traktatu. -To uczyni z wulkanu wlasnosd niczyja, zgadza sie? - zapytal admiral Morrison. -Kto pierwszy go dostrzeze, tego bedzie. -A jesli wulkan wynurz)' sie w strefie? Nikt nie potrafil odpowiedzied na pytanie doktora Jacobsa. To znaczy odpowiedz na nie byia znana, ale nikt nie mial odwagi jej wyartykulowad. Mercer rzucil okiem na doktora i zdal sobie sprawe, ze naukowiec postawil to pytanie, bo naprawde nie wie. -W takim wypadku bedziemy mied wojne, Abe. Gdy z ust Mercera padlo to slowo, wszyscy w gabinecie zaczeli mowid jednoczesnie, przekrzykujac sie nawzajem. Prezydent uciszyl ich, uderzajac otwarta dlonia w biurko, ale gdy sie odezwal, glos mial spokojny. -Doktor Mercer ma racje. Nie mozemy pozwolid, by tak bezcenny metal mogl nalezed do kogos innego z wyjatkiem Stanow Zjednoczonych. Gdy wiemy, o co toczy sie gra, pogrozki Takahiro Ohnishiego nabieraj o wiele bardziej zlowieszczego wymiaru. Teraz juz wiadomo, dlaczego to robi. Jesli wulkan faktycznie wynurzy sie w dwustumilowej strefie wokol Hawajow, a jego przewrot sie powiedzie, stanie sie dostawca prawdopodobnie najdrozszego towaru na ziemi. Nie moge jednak ciagle uwierzyd, ze w to wszystko zamieszani sa Sowieci. Nigdy nie mielismy lepszych stosunkow. Mercer zauwazyl, ze prezydent uzywal teraz dawnej nazwy do okreslenia starego wroga. Nie byla to juz Wspolnota Niepodleglych Paostw. Teraz na powrot stali sie Sowietami. -Paul, wykorzystaj wszystko, co masz pod reka, zeby zdobyd jak najwiecej informacji na temat Piotra Borodina. Dla kogo pracowal, zanim zniknal, i co sie stalo z jego dawnymi szefami. Dick, nie przestawaj weszyd wokol Ohnishiego. Chce sie dowiedzied, dlaczego okazal sie zdrajca. -Troche juz o nim wiemy. - Henna siegnal do teczki. - O, mam. Jego rodzice urodzili sie w Japonii, a do Stanow wyemigrowali w latach trzydziestych. W czasie II wojny swiatowej zeslano ich do jednego z obozow w Kalifornii, gdzie obydwoje zmarli. Matka trzynastego czerwca 1942 roku, a ojciec pol roku pozniej. Ohnishiego wychowywali krewni, ciotka i wuj, ktorzy takze spedzili wojne w obozach. Wuj Ohnishiego byl notowany przez FBI za udzial w antyamerykaoskich demonstracjach. Dwukrotnie aresztowany: po raz pierwszy za probe wlamania sie na teren Pearl Harbor i ponownie za napasd na policjanta podczas projapooskiego wiecu na Hawajach w lecie 1958 roku. Chyba nie podobal mu sie pomysl przylaczenia wysp do Stanow. Widzialem jeden z pamfletow, ktore drukowal. Pelno w nim antyamerykaoskiej propagandy. Co chwila nawoluje japooskich mieszkaocow Hawajow, ktorzy wtedy i teraz stanowili wiek- sza czesd spoleczeostwa, do odrzucenia w referendum przylaczenia do Stanow Zjednoczonych i stworzenia niezaleznego paostwa, wiernego Japonii. Facet popelnil samobojstwo tuz po tym, gdy w marcu 1959 roku Hawaje wlaczone zostaly do Unii. Nie mamy zadnych danych, ze Ohnishi podzielal radykalne poglady swojego wuja, ale tego, ze ich nie podzielal, tez nie wiemy. - Henna uniosl wzrok znad notatek. -Dzieki, Dick, chyba juz mamy odpowiedz. Jednak wyjasnienie postepowania japooskiego przemyslowca nie zmniejszylo problemu. Prezydent wyprostowal sie i gdy po chwili znow przemowil, jego glos dzwieczal jak stal. -Nie wiem, jakie bedzie kolejne posuniecie Ohnishiego, ale prosze o przygotowanie szczegolowego planu bitwy, nic tylko o Hawaje, ale takze o ten wulkan. Nie mam pojecia, jakie prawa, i czy w ogole jakiekolwiek, bedziemy mied do tej nowej wyspy, ale nie ma mowy, zebysmy batalii o nia nie wygrali. Jesli bedzie trzeba, rozkaze rozpieprzyd ten cholerny pagorek atomem. A teraz, panowie wybacza, musze zadzwonid do naszych dyplomatow w Bangkoku i zakazad im podpisywania tego porozumienia. - Mezczyzni wstali, zbierajac sie do wyjscia. - Co godzine chce mied od was raporty. Doktorze Mercer, bardzo prosze pozostad w kontakcie, na wypadek gdyby byl pan jeszcze potrzebny. Profesorze Jacobs, dziekuje panu. Dopilnujemy, zeby mial pan szczesliwa podroz do domu. Mercer pozegnal sie z Jacobsem, zostawil numer telefonu Joy Craig i poszedl po Tish. W taksowce, odwozacej ich do domu, dziewczyna probowala wyciagnad z niego jakies informacje, ale Mercer milczal. Zastanawial sie, patrzac przez brudne szyby na panorame miasta, jak zareagowalby prezydent, gdyby wiedzial, ze jego zona wlasnie spedzila popoludnie z rosyjskim szpiegiem. 20 HAWAJE Lot 217, potezny jumbojet 747 z Tokio, byl ostatnim samolotem, ktory otrzymal zgode na ladowanie na miedzynarodowym lotnisku w Honolulu. Wierni Ohnishiemu i Takamorze pracownicy skrupulatnie wykonali ich polecenia i zniszczyli sprzet naprowadzajacy samoloty oraz komputery, zawiadujace innymi skomplikowanymi systemami. Tylko samoloty.w ktorych kooczylo sie paliwo, otrzymaly zezwolenie na ladowanie. Hawaje zostaly calkowicie odciete od reszty swiata. Samolot osiadl na pasie lotniska z piskiem kol, spod ktorych wytrysnely pioropusze gryzacego dymu. Ze wzgledu na niebezpieczeostwa, towarzyszace ladowaniu bez pomocy kontrolera lotow, pilot zapewnil sobie duzo miejsca na bezpieczne hamowanie. Potezne turbiny silnikow Pratt i Whitney wprawily caly kadlub maszyny w drgania, gdy pilot wlaczyl ciag wsteczny. Trzystu szesddziesieciu pasazerow nie mialo pojecia, jakie niebezpieczeostwo jeszcze przed chwila im grozilo. Wieza kontrolna zabronila zalodze informowania o jakichkolwiek problemach zwiazanych z ladowaniem, co bylo jawnym naruszeniem przepisow bezpieczeostwa. -Witamy w Honolulu - powiedziala po japoosku stewardesa. - Temperatura na zewnatrz wynosi 25 stopni Celsjusza, mamy godzine 13.30 czasu miejscowego i bezchmurne popoludnie. Prosze pozostad na miejscach az do calkowitego zatrzymania sie samolotu i zezwolenia na rozpiecie pasow. Evad Lurbud nic rozumial, co powiedziala ta drobna kobieta do chwili, gdy powtorzyla to samo po angielsku. Byl jedynym pasazerem o zachodnich rysach twarzy; reszte stanowili japooscy turysci i biznesmeni, zwabieni perspektywa korzystnych interesow, ktore w ostatnich miesiacach intensywnie promowali Ohnishi i Takamora. Chociaz od momentu opuszczenia Egiptu przekroczyl jedenascie stref czasowych i mial dwie kilkugodzinne przesiadki - jedna w Hongkongu, a druga w Tokio - Lurbud czul sie wypoczety i odprezony. Lot trwal prawie siedem godzin, z ktorych szesd i pol przespal. Przed kazdym etapem podrozy bral wynaleziona przez KGB czasowa pigulke nasenna. Zmieniajac dawki, mogl zasypiad na okreslona liczbe godzin. Jedynym skutkiem ubocznym zazycia tabletki byly nudnosci, ktore trwaly mniej wiecej godzine po przebudzeniu. Boeing 747, pelen wdzieku w powietrzu, na plycie tomiska wygladal niezgrabnie i z gracja hipopotama kolowal w strone terminalu, kolyszac skrzydlami na kazdej nierownosci pasa. Lurbud wolal pozostad w fotelu, przypiety wedlug instrukcji, niz zwracad na siebie uwage pospiesznym wstawaniem, jak to zrobilo kilku niecierpliwych biznesmenow. Wreszcie samolot sie zatrzymal i obroty silnikow wyraznie spadly. Do drzwi wyjsciowych podjechaly samobiezne schody i z samolotu zaczeli wysypywad sie podrozni. Lurbuda zdumial poziom ochrony wewnatrz pomieszczeo odprawy celnej. Uzbrojeni czlonkowie Gwardii Narodowej, wszyscy o oriental- nych rysach twarzy, patrolowali teren z karabinami M-16 w rekach, nie zatrzymujac wzroku na jednej osobie dluzej niz sekunde. Podczas odprawy znudzony celnik ledwie rzucil okiem na falszywy niemiecki paszport Lurbuda i nie zadal sobie trudu, by przejrzed jego walizke. Lurbud odprezyl sie, kiedy przeszedl przez kontrole paszportowa, ale natychmiast wzmogl czujnosd, gdy zauwazyl przeciskajacych sie do niego przez tlum pasazerow dwoch Azjatow w garniturach. -Prosimy o paszport - zazadal jeden z nich, wyciagajac reke. -Przeszedlem juz odprawe - odpowiedzial grzecznie Lurbud, doprawiajac swoja nienaganna angielszczyzne odrobina niemieckiego akcentu. Drugi z mezczyzn blysnal srebrna odznaka w tandetnej plastikowej oprawie. -Ochrona lotniska. Paoski paszport. Lurbud wyjal dokument z kieszeni marynarki i wreczyl go pierwszemu agentowi. -O co chodzi? -Rutynowa kontrola, panie Schmidt - odparl Azjata, kartkujac paszport. - Mozemy pana prosid? Przeszli przez podwojne drzwi i schodzili jasno oswietlona klatka schodowa pietro nizej. Po drodze mineli kilku pracownikow lotniska, wchodzacych na gore. U dolu schodow skrecili w dlugi korytarz staneli przed ostatnimi drzwiami po lewej stronie. Przekroczywszy prog, Lurbud instynktownie zorientowal sie, ze jest w pokoju przesluchao i nie chodzi o rutynowa kontrole. W surowym pomieszczeniu stal prosty stol z dwoma krzeslami. Trzecie krzeslo ustawiono na srodku bezowego dywanu. Wokol unosil sie zapach dymu papierosowego i strachu. Gdy drzwi sie zamknely, jeden z agentow popchnal Lurbuda na srodek pokoju. Rosjanin udal, ze sie zatacza, i z hukiem wpadl na przeciwlegla sciane pomieszczenia, osuwajac sie z jekiem na podloge. Drugi mezczyzna chcial go podniesd i rzucid na krzeslo, jednak w momencie, gdy dotknal reka ramienia obcokrajowca, ten podskoczyl z podlogi jak zwinieta sprezyna, sciskajac w dloni niewykrywalny noz z teflonu. Blyskawicznym ruchem wbil ostrze miedzy zebra agenta, przeszywajac serce. Lurbud wyciagnal noz z piersi umierajacego mezczyzny, zupelnie nie zwracajac uwagi na fontanne krwi, ktora wytrysnela z potwornej rany, po czym rzucil sie w przeciwna strone pokoju. Drugi agent siegal wlasnie po schowany pod pacha pistolet, gdy Rosjanin uderzyl. Impet, z jakim zaatakowal, rzucil ich obu na stol i l.urbud natychmiast przygniotl przeciwnika cala masa swojego ciala. Uniesione w powietrzu ostrze opadlo, przebijajac krtao i tetnice szyjna przerazonego mezczyzny. Konal w mekach. Krztusil sie i lapal powietrze otwartymi ustami, przyciskajac dloo do przebitego gardla. Obijal sie w konwulsjach o biale sciany, zostawiajac na nich oraz na sprzetach i dywanie rozmazane plamy krwi. Gdy przestal sie ruszad, Lurbud wytarl noz o jego marynarke i wetknal go z powrotem do przymocowanej nad kostka pochwy. Szybko obejrzal swoje ubranie. Nieliczne plamki krwi byly niewidoczne na garniturze z ciemnej welny. Otworzyl drzwi i widzac, ze korytarz jest pusty, wyszedl. Po chwili ponownie wmieszal sie w tlum podroznych tuz obok hali glownej. Po wyjsciu z budynku minal klomby pieknych, egzotycznych kwiatow i sadzawki, w ktorych plywaly wielkie zlote rybki. Zatrzymal taksowke i upewniwszy sie, ze nie jest sledzony, podal kierowcy adres w centrum Honolulu. Po dziesieciu minutach jazdy Rosjaninowi zaczely drzed rece, a zoladek zacisnal sie niemal do granicy bolu. Lurbud wiedzial, ze nie jest to reakcja uboczna zazycia w czasie lotu tabletki nasennej. W glebi serca czul, ze starcie z agentami mocno nim wstrzasnelo. Cale dorosle zycie spedzil w sytuacjach podnoszacych poziom adrenaliny i, jak we wszystkich uzaleznieniach, ten narkotyk powoli zaczynal go niszczyd. Na lotnisku w Kairze Lurbud otrzymal od kuriera z ambasady zalakowana koperte. W srodku byl dokladny opis sytuacji, przygotowany przez Iwana Kerikowa. Na pierwszej stronie przedstawiono aktualna sytuacje na Hawajach, wiec wiedzial juz, ze w Honolulu wprowadzono stan wyjatkowy i obowiazuje godzina policyjna od osmej wieczorem. Lurbud podjal ryzyko przewiezienia dokumentu na wyspe, gdyz zbyt wiele informacji wymagalo zapamietania. By oderwad wzrok od niepokojacych obrazow za szyba taksowki, zaczal ponownie analizowad niektore informacje. W kopercie znajdowaly sie koocowe rozkazy, nazwiska najwazniejszych celow, szacunkowa sila przeciwnika i szyfry niezbedne do skontaktowania sie ze statkiem "John Dory". Lurbud doszedl do wniosku, ze Keri-kow musi mied w otoczeniu Ohnishiego swojego czlowieka, bo rozkazy zawieraly szczegolowy plan domu przemyslowca i informowaly, ze burmistrz James Takamora nie zyje. Pulkownik KGB nie mial jednak zamiaru pozostawid swojego agenta przy zyciu. Lurbud przez chwile zastanawial sie, ze on takze stanie sie zbednym balastem po tym, gdy juz wyeliminuje Ohnishiego i kreta. Chociaz bylo wczesne popoludnie, miasto wygladalo na prawie wymarle. Po ulicach walesaly sie jedynie oddzialy Gwardii Narodowej i grupki uzbrojonych, lojalnych wobec wladz, studentow. Mieszkaocy pozostawali w swoich domach, pelni obaw lub nadziei, w zaleznosci od pogladow, jakie prezentowali. Sceneria za oknem przypominala Lurbudowi czas, ktory spedzil w targanym wojna Bejrucie, gdzie grupki przesiaknietych religijnym jadem malolatow sialy terror i przerazenie w kazdym zakatku tego najpiekniejszego z miast basenu Morza Srodziemnego. Slupy dymu, wywolane licznymi pozarami, wznosily sie w niebo i mieszaly z blekitem, by zawisnad nad miastem brudnoszara chmura. Skalisty krater Diamentowej Glowy* ledwie majaczyl spowity mrokiem. W poblizu portu przewalaly sie kleby czarnego gestego dymu, ktory wydobywal sie z dwoch plonacych zbiornikow na rope. Toksyczne opary docieraly az do oddalonej o kilka kilometrow taksowki Lurbuda. Budynki pokiereszowane byly kulami z broni malego kalibru, taksowka co chwila mijala spalone samochody i autobusy. Tereny wokol Pearl Harbor przypominaly gniazdo os - niebo nad baza nalezalo do smiglowcow, krazacych w szalonym taocu, pozornie bez zadnego ladu. Po czterdziestu pieciu minutach niespokojnej jazdy Lurbud zaplacil kierowcy i wysiadl w jednej z najgorszych dzielnic Honolulu. Dotarl do celu podrozy. W trzypietrowym gmachu, na parterze byl sklep monopolowy, a na pierwszym i drugim pietrze znajdowaly sie mieszkania. Caly budynek zakupil Departament 7. w chwili, gdy do operacji "Kuznia Wulka-na" wlaczono Takahiro Ohnishiego. Rosjanie potrzebowali bezpiecznego miejsca, z ktorego mogli obserwowad rozwoj wypadkow. Przyszedl czas, gdy po raz pierwszy ludzie Kerikowa musieli skorzystad z kryjowki. Lurbud rozejrzal sie po okolicy. Opuszczone, pelne walajacych sie smieci parkingi, zlazaca ze scian farba, puste spojrzenia nielicznych przechodniow. Rosjanin wiedzial, ze prawdziwa natura tego miejsca nigdy nie wyszla na jaw. W parnym powietrzu marynarka zaczynala kleid mu sie do ciala. -Diamentowa Glowa - nazwa nieczynnego stozka wulkanicznego na hawajskiej wyspie Oahu (przyp. tlum.). Po wejsciu na najwyzsze pietro Lurbud dwukrotnie zastukal w masywne stalowe drzwi u szczytu schodow. Po krotkiej przerwie zastukal jeszcze raz. -Tak? - zawolal z wnetrza jakis glos. -Poczta. Mam przesylke dla Charlesa Hainesa - odparl Lurbud, rozpoczynajac serie hasel i odzewow, ktore znalazl w instrukcji od Kerikowa. -Od kogo? - zapytal podejrzliwie glos zza drzwi. -Kyle Leblanc. - Lurbud dokooczyl haslo i drzwi stanely otworem. Mezczyzna, ktory otworzyl drzwi, trzymal w widocznym miejscu automatyczny pistolet. Schowal go dopiero wtedy, gdy z drugiego kooca duzego pokoju odezwal sie sierzant Dmitrij Demanow -Czesd! Czym sie zajmujesz, skoro nie mozesz juz gwalcid chlopcow rozgrzanymi pogrzebaczami? - Demanow mial na mysli jedna z bardziej skutecznych technik przesluchao z czasow, gdy pracowal dla Kerikowa w Afganistanie. -Obcinam jaja niegrzecznym sierzantom - odparl Lurbud, uscisku-jac i poklepujac po plecach dawno niewidzianego kolege. - Co slychad, Dmitrij? - Usmiechnal sie po raz pierwszy od zabicia Suleimana. -Nudzilem sie w Miosku, az w koocu dostalem polecenie spotkania sie z toba tu - wyjasnil Demanow, calujac Lurbuda w tradycyjny, rosyjski sposob. - Dobrze znow cie widzied, Evad. -Ciebie tez, przyjacielu. Obaj walczyli razem w Afganistanie. Wspolnie przezyli wiecej mroznych nocy i zasadzek, niz mogliby spamietad. Demanow pozostal na polu walki po awansie Lurbuda i zakooczyl wojne jako trzeci zaslugujacy na najwyzsze odznaczenie zolnierz radziecki. Pozniej zostal instruktorem specnazu, czyli radzieckich sil specjalnych, ostatnio jednak wycofal sie z czynnej sluzby. Wielki jak niedzwiedz, sierzant Demanow mial typowe cechy wojownika w najprawdziwszym tego slowa znaczeniu. Kryjowka KGB zajmowala cale ostatnie pietro budynku. Ogromny pokoj zaprojektowano tak, by mozna bylo przebywad w nim przez kilka tygodni bez potrzeby wychodzenia na zewnatrz. W srodku staly lozka dla dwunastu osob i kuchenne szafki pelne konserw i puszek. Kilka wielkich baniakow zostalo wypelnionych woda na wypadek, gdyby odcieto ja od budynku. Przez liczne okna przesaczalo sie swiatlo, ale rozpraszaly je warstwy przyschnietego brudu i kurzu, ktory uniemozliwial obserwacje pokoju z zewnatrz. -Zakladam, ze wszyscy przeszli przez odprawe celna bez zadnych klopotow? - zapytal Lurbud. -Bezproblemowo. Przylecielismy, zanim zamknieto lotnisko - odparl Demanow. Lurbud rzucil okiem na ludzi, ktorych przywiozl ze soba Demanow. Wszyscy byli kiedys zolnierzami specnazu, bardziej lojalnymi wobec De-manowa niz ojczyzny. Bez wyjatku najlepiej wyszkoleni komandosi, jacy kiedykolwiek sluzyli w armii rosyjskiej. Potrafili o wiele wiecej niz nowojorscy agenci Grigorija Breznicowa, ktorych dzieo wczesniej zamordowal nieznany sprawca. Zaden z nich nie mial wzbudzajacej respekt postawy, ale otaczala ich grozna aura profesjonalizmu. Ich ciala i umysly wyostrzyly do granic mozliwosci ciagle dwiczenia i doswiadczenie bojowe. Chociaz nigdy sie do tego nie przyznaly, zarowno Stany Zjednoczone, jak i Rosja, "wypozyczaly" niektorych zolnierzy sil specjalnych do udzialu w lokalnych konfliktach zbrojnych za granica, zeby mogli nabrad praktycznych sprawnosci, niezbednych podczas operacji zbrojnych. Lurbud nie zdziwilby sie, gdyby powiedziano mu, ze ledwie pare lat wczesniej ci zolnierze walczyli z Amerykanami gdzies na wzgorzach wokol Sarajewa. -Jakim cudem udalo ci sie zebrad tylu ludzi w tak krotkim czasie? -Armia nic placi juz jak kiedys. Jak dobrze wiesz, w tym kraju pelno jest bezrobotnych zolnierzy. Latwiej znalezd w Rosji komandosow niz syfilis w burdelu. -Byl czas na zapoznanie ich w Miosku z sytuacja? -Powiedzialem, ze beda walczyd razem z toba. Tyle im wystarczylo. -Jestes ich pewien, Dmitrij? Co do jednego? Demanow zapalil papierosa i zaciagnal sie kilka razy z luboscia. Dopiero potem odpowiedzial. W swoim zyciu trenowalem Egipcjan do walki przeciwko Izraelowi, Angolczykow przeciwko mieszkaocom RPA, Nikaraguaoczykow przeciwko Salwadorczykom i jeszcze z dziesied innych grup przeciwko dziesieciu innym. Od poczatku wiedzialem, ze szkole substytut armii rosyjskiej do walki z substytutem armii amerykaoskiej. Za kazdym razem wpadalem na jakiegos Amerykanina albo dwoch, na "doradcow", ktorzy taszczyli ze soba najbardziej zaawansowana broo, jaka posiadali. To byly jednak przelotne kontakty. Chociaz raz chcialbym stanad naprzeciwko Amerykanow w otwartej walce i dowiesd raz na zawsze, kto napa-kowany jest propaganda, a kto jest najlepszy. Teraz, gdy w koocu nadarza sie okazja, nie wyobrazam sobie lepszego wsparcia. To dotyczy takze ciebie. Lurbud nie kryl, ze jest pod wrazeniem przemowy Demanowa oraz jego pewnosci siebie. -Cos mi sie zdaje, ze odkad widzialem cie po raz ostatni, stales sie filozofem. -Nie spotkalem zolnierza, ktory by nim nie byl - powiedzial Dema-now powaznie. - Tak wlasciwie to dlaczego ten caly Kerikow tyle nam zaplacil za to, zebysmy tu przyjechali? -A co ci powiedzial? -Ze potrzebuje wyszkolonych komandosow, gotowych walczyd na terenie Stanow w ramach ostatniego etapu bardzo starej operacji. -I tak, i nie. - Lurbud usiadl na jednym z lozek. - Jestescie potrzebni, ale wasza obecnosd to wynik tej starej operacji. Niepokoje na wyspach sa bezposrednim skutkiem najbardziej ambitnego planu Departamentu 7. Planu, ktory prawie sie udal. Hawaje stana sie marionetka Rosji, jesli wszystko pojdzie zgodnie z planem. Jestesmy tu, zeby posprzatad i zmniejszyd nasze straty. Demanow nie potrafil ukryd zdumienia. -Nic z tego nie rozumiem, Evad. -Pare miesiecy temu Departament 7. zaproponowal bardzo bogatemu i ekscentrycznemu miliarderowi, Takahiro Ohnishiemu, by pomogl mu w przeprowadzeniu operacji o kryptonimie "Kuznia Wulkana". W zamian za pomoc Kerikow obiecal wykorzystad rosyjskie srodki, by wesprzed przewrot, ktory oderwalby Hawaje od reszty Stanow Zjednoczonych. Oczywiscie Kerikow nigdy nie mial zamiaru pomoc Ohnishiemu, jednak musial sie w jakis sposob zaangazowad. Nalezalo tez zostawid otwarte dwa warianty rozwoju wypadkow az do chwili, gdy otrzymano pewne dane, dotyczace wyspy wulkanicznej tworzacej sie na polnoc od tego miejsca. Mamy te informacje, wiec przewrot nie jest juz potrzebny. Ohnishi tez nie. Niestety, Japooczyk wywolal juz swoje powstanie. Musimy go powstrzymad. -I tutaj wkraczamy my - przerwal mu Demanow. -Tak. Naszym zadaniem jest zlikwidowanie Ohnishiego. Na razie czekamy, az skontaktuje sie z nami Kerikow. Jest jeszcze jeden aspekt tej misji, o ktorym nie wspomnialem, mianowicie lodz podwodna, ktora prowadzi ciagla obserwacje wulkanu. Kerikow czeka na wiadomosd od zalogi. Dopiero wtedy wprowadzimy nasz plan w zycie. Lurbud klamal. W rzeczywistosci to "John Dory" czekal na wiadomosd od niego. -Przykro mi, ze musialem cie rozczarowad, Dmitrij, ale nie bedziesz mial okazji powalczyd z Amerykanami. Zostana ci tylko ochroniarze w rezydencji Ohnishiego. -Ktorzy sa Amerykanami. Dobre i to. 21 ARLINGTON, WIRGINIA Gdy tylko Tish weszla do pokoju rekreacyjnego w domu Mercera, natychmiast rzucila sie na skorzana kanape, westchnawszy ciezko.-Niezbyt wiele mowiles w drodze z Bialego Domu - powiedziala, patrzac na Philipa. Na pewno jestes wykooczony. Spalam prawie caly dzieo, ty jednak od trzydziestu szesciu godzin nie zmruzyles oka. -Prawic czterdziestu - odezwal sie geolog zza barku, gdzie parzyl ledwie nadajaca sie do picia kawe. - Chcesz kawy? -Oszalales? - Tish usiadla i spojrzala na niego karcaco. - Idz spad, ledwo stoisz na nogach. Mercer poczekal, az wyciekajace z dyszy ekspresu krople kawy splyna do kubka i dopiero wtedy podstawil pod nia szklany spodek. Uniosl filizanke do ust, zawahal sie jednak chwile, po czym dolal do niej odrobine szkockiej. Pierwszy lyk mial wyrafinowany smak. -Obawiam sie, ze niepredko sie poloze. Musimy porozmawiad. Ton jego glosu sprawil, ze Tish opuscila dlugie nogi na podloge i wstala. Podeszla do barku i usiadla na wysokim stolku. -Cos sie stalo? -Opowiedz mi o Walerym Borodinie. -Nie znam zadnego... - Od razu zauwazyl, ze pytanie wytracilo ja z rownowagi. -Tish, w kazdej chwili moglbym oddad cie w rece FBI za twoj udzial w tej historii. Nie zrobilem tego, bo jestes corka Jacka Talbota, ale nie wystawiaj mojej cierpliwosci na probe. -Powiedz mi najpierw, skad wiesz o Walerym. -Rozmawialem z pania doktor Baker z Woods Hole. -Pamietam te wscibska babe z Mozambiku. Chciala nas wszystkich niaoczyd. Normalne, ze paple na prawo i lewo. - Tish uspokoila sie i popatrzyla na Mercera. - Co chcesz wiedzied? -Moze najpierw sprobuje zrobid pare zalozeo. Wiesz, ze byl geologiem, a nie biologiem, oraz to, ze przebywal w Mozambiku na wakacjach, tak? -Tak, chociaz musialam przysiac, ze zachowam to w tajemnicy. Powiedzial mi, ze wkrotce uruchamia nowy projekt i szefostwo dalo mu troche wolnego przed rozpoczeciem prac. -Mowil ci, kim jest jego ojciec? Tish wygladala na zaskoczona. -Nie od razu. -Czy wspominal ci, ze jego ojciec sfingowal wlasna smierd, gdy Walery byl jeszcze dzieckiem? -Skad o tym wiesz? Mercer nie mial zamiaru przyznad, ze jego wiedza o szczerych wyznaniach mlodego Borodina jest tylko wypadkowa domyslnosci i zgadywania. Wyrazna ulge, jaka sprawila mu jej odpowiedz, zamaskowal szorstkim tonem. -Nie moge ci powiedzied. Po prostu odpowiadaj na pytania. -Jego ojciec mial zginad w eksplozji, do jakiej doszlo w laboratorium; wczesnie go osierocil. Pozniej, na jakis miesiac przed naszym spotkaniem, ojciec Walerego ponownie wkroczyl w jego zycie, jakby te lata w ogole nie minely. On takze byl swietnym geologiem, jak jego syn, i potrzebowal pomocy syna w jakims tajnym projekcie rzadowym. Walery nienawidzil ojca za to, ze zniknal, ale jednoczesnie kochal go, bo wrocil. Bardzo cierpial. Czasami dlugo w nocy plakal. Myslalam wtedy, ze peknie mu serce. Czul sie samotny i bezbronny. -Co jeszcze mowil o swoim ojcu i projekcie? -Niewiele, naprawde. Tylko tyle, ze beda pracowad razem, on i ojciec. Wyznal, ze jest bardzo podekscytowany, ale i przestraszony. -Czy mowil cos o wyjezdzie z Rosji? Tish zbladla. -Skad o tym... -Mowil czy nie? -Tak, ale nie mogl tego zrobid, dopoki nie zakoocza razem z ojcem prac nad projektem. Mercer potarl oczy, probujac odegnad sen, ktory zaczynal brad nad nim gore. Wlal sobie jeszcze jeden kubek mocnej kawy, ale juz bez szkockiej. -Powiedz mi, co naprawde stalo sie tamtej nocy, gdy eksplodowal "Ocean Seeker". -Przeciez juz ci mowilam - powiedziala z wahaniem, udajac zmieszanie. Czul ogarniajaca go wscieklosd. -Powiem ci cos, Tish: przestao w koocu uwazad mnie za idiote. Nie spodziewala sie tak czystego, niczym niezmaconego gniewu. Glos Mercera, chod spokojny, wbil sie w nia jak pocisk. Zadrzala i gwaltownie odchylila sie na stolku. -Twoj chlopak i jego ojciec sa architektami spisku, mogacego doprowadzid do rozdarcia tkanki tego kraju. Wszystko zaczelo sie w maju 1954 roku, gdy Piotr Borodin zdetonowal bombe atomowa, wywolujac reakcje laocuchowa, ktora doprowadzila do powstania nowego metalu, o nieocenionej wartosci. Od tamtej pory Borodin bezwzglednie morduje wszystkich, ktorzy ocieraja sie o odkrycie jego tajemnicy. Pamietasz liste statkow, przyslana przez Dave'a Saulmana z Miami? Tish pokiwala glowa. Wygladala, jakby zrobilo jej sie niedobrze. -To lista ofiar Piotra Borodina - ciagnal Mercer. - Mam nadzieje, ze zwrocilas uwage na pierwszy statek na tej liscie? To "Ocean Seeker" - wylecial w powietrze z toba na pokladzie. Niewykluczone, ze Borodin jest tez zamieszany w prawdopodobny zamach stanu na Hawajach, ktory moze doprowadzid do zamieszek na tle rasowym w kazdym amerykaoskim miescie. Spisek zaplanowany przez Walerego Borodina i jego ojca moze pograzyd nasz kraj w ekonomicznym i spolecznym chaosie, podczas gdy gospodarka reszty swiata kwitnie. - Usta Mercera wykrzywil grymas obrzydzenia, ale z oczu bil stalowy chlod. - Nie jestem jakims ultrapatrio-ta, ktory salutuje na widok flagi, ale nie chcialbym tez ogladad naszego rzadu na kolanach. Masz wybor. Powiedz mi, co powinienem wiedzied, albo dzwonie do FBI i nastepne sto albo dwiescie lat spedzisz w pierdlu w towarzystwie jakiejs postawnej lesby. Tish plakala. Mercer chcial wziad ja w ramiona, otrzed lzy i powiedzied, ze jest mu przykro, ale nie mogl. Musial byd okrutny. -Nic ci to nie da. - Siegnal po sluchawke telefonu, lezaca na kontuarze. -Zaczekaj - powiedziala cicho. - Prosze, zaczekaj. Nalal do kieliszka brandy i postawil go przed Tish. Pociagajac nosem, dziewczyna upila bursztynowego plynu. -Co sie stalo tamtej nocy, gdy zatonal "Ocean Seeker"? - powtorzyl ostro. -Okolo polnocy do mojej kabiny przyszedl jakis facet. Nigdy wczesniej go nie widzialam. Nie byl czlonkiem ekipy badawczej ani czlonkiem zalogi. -Pasazer na gape? -Chyba tak. Mowi), ze przysla) go Walery. Mercer znow jej przerwal. -Kto to byl? Bialy? Azjata? Czarny? -Azjata. Mial moze trzydziesci pied, czterdziesci lat... Twojego wzrostu, ale niezwykle silny. Twierdzil, ze grozi mi niebezpieczeostwo i musze z nim isd. Probowalam zapytad, o co chodzi, ale powiedzial, ze nie ma czasu. Przerzucil mnie po prostu przez ramie i zaniosl na poklad. Do rufy statku przymocowana byla tratwa ratunkowa. Wrzucil mnie do niej, a potem sam wskoczyl. Jakies pied minut po tym, gdy zaczal wioslowad i oddalilismy sie od statku, nastapila eksplozja. Przysiegam, ze od tego momentu nic wiecej nie pamietam. Musial mnie uderzyd i stracilam przytomnosd. -A wiec nigdy nie slyszalas rosyjskiego i nie widzialas wzoru na kominie jednostki ratunkowej? -To akurat pamietam. Musialam dojsd do siebie w chwili, gdy nas wciagali na poklad frachtowca. -Dlaczego nie powiedzialas mi o tym wczesniej? -Nie chcialam utrudnid Waleremu ucieczki, wiec milczalam. Zrozum, ludzie, dla ktorych mial pracowad, dowodzeni przez jego ojca, sa bezwzgledni. Podobno kazdy czlonek zespolu zaangazowany w ten projekt musial przysiac, ze do kooca zycia zachowa wszystko w tajemnicy. Gdyby ktokolwiek sprobowal opuscid grupe bez pozwolenia Piotra Borodina, bylby bezwzglednie scigany i zabity. Walery twierdzil, ze ojciec nigdy nie pozwolilby mu odejsd i ze na zawsze zwiazal z nim swoj los. Mimo to zdecydowal sie uciec. Wedlug niego stary Borodin jest szaleocem i to, nad czym pracuje, moze doprowadzid do zachwiania rownowagi sil na swiecie. Przed wyjazdem z Mozambiku Walery powiedzial, ze skontaktuje sie ze mna tuz przed swoja ucieczka. Myslalam, ze uratowanie mnie bylo wlasnie nawiazaniem kontaktu. -Mozliwe, ale od tamtej pory takze probowal sie kontaktowad. -W jaki sposob? - W jej drzacym glosie pojawil sie cieo podekscytowania. -Telegram, ktory otrzymalem. Ten, ktory mial wyslad twoj ojciec. Na pewno wyslal go Walery. Bog jeden wie, w jaki sposob sie o mnie dowiedzial. - Z poczatku Mercer mowil powoli, ale gdy fakty zaczely ukladad sie w jego glowie w logiczna calosd, przyspieszyl. - Historia twojego ocalenia wydawala mi sie bardzo podejrzana, wszystko poszlo zbyt gladko, teraz jednak zaczyna nabierad sensu. Gdy Walery dowiedzial sie, ze ^Ocean Seeker" plynie w kierunku wulkanu i ty jestes na jego pokladzie, z pewnoscia wyslal na statek swojego agenta, zeby cie ratowal. Mercer stal w milczeniu za barkiem, trzymajac w obu dloniach kubek z kawa. Jego spojrzenie stracilo ostrosd, gdy skierowal wzrok poza Tish, na litografie Kena Marshalla, przedstawiajaca sterowiec "Hindenburg" tuz przed eksplozja nad Lakehurst w New Jersey. Bylo to jedyne zdjecie, oprocz tych w gabinecie, ktore Mercer zdolal zawiesid. -Walery zamierza ukrasd efekty pracy swojego ojca, prawda? Wlasnie dlatego nie uciekl z toba wtedy w Mozambiku. -Jak na to wpadles? -Takie zachowanie pasuje do jego dotychczasowych dzialao i stanu psychicznego, ktory pobieznie nakreslilas. Potrzebuje czegos znacznej wartosci, zeby was oboje utrzymad, a kradziez pracy ojca jednoczesnie wypelni potrzebe zemsty za to, ze go kiedys opuscil. -Tego nie wiesz. Tish nie czula sie najlepiej, sluchajac logicznego wywodu Mercera i starala sie ukryd zmieszanie oskarzeniami. It- - Pierwszy powod jest oczywisty. Walery chce zapewnid byt tobie i przyszlej rodzinie, odwrotnie niz jego ojciec. Dane, ktore ukradnie, uwolnia was od trosk finansowych do kooca zycia. Drugi powod jest mi nawet blizszy. Pamietasz, jak mowilem, ze w dzieciostwie mieszkalem w Afryce? Ze urodzilem sie w Kongu? Wyjechalem stamtad osierocony. Moi rodzice przeprowadzili sie do Rwandy, zeby ojciec mogl pracowad nad otwarciem kopalni miedzi. Oboje zgineli podczas powstania w 1964 roku. Wpadli w zasadzke pierwszego dnia walk i sploneli zywcem. Moja niania, ktora byla z plemienia Tutsi, zabrala mnie do swojej wioski. Mieszkalem tam kilka miesiecy, az walki sie uspokoily. Wtedy przekazala mnie ludziom z WHO, a ci skontaktowali sie z rodzicami ojca w Vermoncie. Mimo ze mialem dziadkow milych i kochajacych, nienawidzilem zycia z nimi, a jeszcze bardziej nienawidzilem rodzicow za to, ze mnie opuscili. Czulem sie zdradzony. Pamietam zimowe noce, gdy zakladalem narty i ruszalem przed siebie. Przystawalem na pustkowiu, cale kilometry od najblizszych domow i krzyczalem. Przeklinalem ich, oskarzalem, ze zostawili mnie samego celowo. Bytem wtedy najbardziej samotny w zyciu. Jesli ja moglem wyhodowad w sobie tak wielka nienawisd do rodzicow, ktorzy naprawde zgineli, to moge sobie wyobrazid, jak bardzo Walery nienawidzi swojego ojca za to, ze opuscil go dla jakiegos rzadowego projektu, a potem, jak gdyby nigdy nic, powrocil. Jak udalo ci sie przeboled smierd rodzicow? - zapytala cicho Tish. Opowiesd Mercera gleboko ja poruszyla. -Pewnej nocy uslyszal mnie jakis farmer. Mialem wtedy szesnascie lat. Zaczelismy rozmawiad. Przed nim sie otworzylem. Gdy skooczylem opowiadad, powiedzial mi, ze zachowuje sie bardzo glupio i jesli bede tak robid nadal, to mi przyleje, bo strasze mu krowy. Przedtem wszyscy tak bardzo mi wspolczuli, ze postrzegalem siebie jako wieczna ofiare. Ten czlowiek powiedzial mi wprost, ze jestem glupi i dzieki niemu zdalem sobie sprawe, ze to prawda. Moi rodzice nie zgineli dobrowolnie, nigdy nie chcieli mnie opuscid. W koocu sie z tym pogodzilem. Mercer dolal do kawy troche szkockiej, po czym oproznil kubek trzema duzymi lykami. Tish milczala, ale wydawala sie mniej spieta. Niebieskie oczy sie zamglily. -Naleza ci sie przeprosiny - powiedzial miekko Mercer. - Myslalem, ze masz cos wspolnego z ta operacja, ze wiesz wszystko na jej temat. -Nie - odparla cicho. - Nic o niej nie wiem. -Ciagle go kochasz? -Nie wiem. - Zawahala sie. - Spedzilam z nim najcudowniejsze chwile w moim zyciu... Ale naleza juz go przeszlosci. To podle, prawda? -Nie mnie o tym decydowad. - Mercer zrecznie wykrecil sie od odpowiedzi. Usiadl obok Tish na drugim stolku i ujal jej dlonie. - Bylem kiedys zakochany - mowil powoli, ostroznie dobierajac slowa. - Mialem dwadziescia pied lat i odbywalem wakacyjne praktyki w szkole gorniczej w Anglii. Byla o cztery lata starsza ode mnie. Policyjna pani psycholog, wlasnie zaczynala staz w Londynie. Spedzalismy ze soba kazda wolna chwile. Dojezdzalem sto pieddziesiat kilometrow, zeby sie z nia zobaczyd. Ona brala tyle zwolnieo lekarskich, ile mogla, zeby tylko nie wylecied z pracy. Pewnego dnia pod koniec wakacji odprowadzila mnie na Paddington Station. Troche wczesniej po raz pierwszy zaczelismy wspominad o slubie. - Glos Mercera przypominal szept, ale sila jego slow wypelniala kazdy zakamarek pokoju. - Pociag juz ruszal, gdy nagle rozpetala sie strzelanina. Jakis czlowiek wbiegl na peron i zaczal strzelad na oslep z karabinu maszynowego. Patrzylem przez okno wagonu, jak oproznia magazynek, a potem wyciaga rewolwer. Pojawili sie policjanci, ale facet zlapal stojaca na peronie kobiete i zaslonil sie nia jak tarcza, przystawiajac pistolet do jej skroni. Sytuacja bez wyjscia. Wtedy moja dziewczyna, prawie narzeczona, zaczela rozmawiad z napastnikiem, probowala go uspokoid i sklonid do poddania sie. Na tym polegala jej praca. Pozniej okazalo sie, ze to terrorysta z IRA. Facet byl tak nadpany heroina, ze prawdopodobnie nie slyszal ani jednego slowa. Mowila tylko chwile, bo napastnik po prostu pociagnal za spust, a potem skierowal broo w swoja strone. Widzialem, jak ich ciala padaja jedno na drugie... Pociag opuszczal wlasnie dworzec, a ja siedzialem odretwialy, nie bylem w stanie go zatrzymad i wysiasd. Nigdy nie wrocilem do Londynu. Nie pojechalem nawet na jej pogrzeb... - Glos uwiazl mu w gardle. -Jak sie nazywala? -Tori Wilks - odparl spokojne. - Jestes pierwsza osoba, ktorej o tym opowiadam. Skooczylem praktyki w Anglii i wrocilem do domu, jakby nic sie nie stalo. -Przykro mi. Mercer popatrzyl jej w oczy. -Nie dano nam szansy, bysmy mogli rozpoczad wspolne zycie. Powiedzialem ci o Tori i o tym, co stracilem, bo ty przynamniej zaslugujesz na szanse. Kochalas Walerego Borodina i stracilas go z powodu okolicznosci, na ktore nie mialas wplywu. - Glos Mercera brzmial stanowczo. - Mam zamiar dopilnowad, zeby ci sie udalo. -Nie rozumiem -To proste. - Usmiechnal sie cieplo. Bolesne emocje sprzed paru chwil odeszly w niebyt. Znow byl soba. - Pomoge mu w ucieczce. -Jak? Nie wiesz, gdzie jest. -Tak sadzisz? - Uniosl kpiaco brwi. - Okolicznosci spowodowaly, ze znam obecne miejsce jego pobytu co do centymetra. -Gdzie jest? - pytala z niecierpliwym podnieceniem. -Wszystko w swoim czasie - odparl wymijajaco. - Najpierw musze. rozgryzd pare spraw. Mialas ochote na drzemke, wiec przespij sie troche. Tish widziala, ze nic wiecej z niego nie wyciagnie, wiec polozyla sie na kanapie. Spojrzala jeszcze na Mercera, ktory bazgral juz cos piorem w notatniku. Podciagnela pod brode cieply pled i po raz pierwszy od dlugiego czasu zaczela rozmyslad o wspolnej przyszlosci z Walerym. Dziesied minut pozniej gwaltownie usiadla na kanapie. -Mercer? Geolog popatrzyl znad notatnika. Jego zazwyczaj ciemna twarz po-. bladla, a wyraz oczu zdradzal wyczerpanie. -Tak sie zastanawiam... Walery podjal ryzyko, by uratowad mnie z pokladu skazanego na zaglade statku i uzyl podstepu, bys sie ze mna f skontaktowal. Kto w takim razie probowal mnie zabid w szpitalu? Wpatrywal sie w nia przez chwile, podczas gdy jego zmeczony umysl i przetrawial pytanie. Po chwili wyrwal z notatnika zapisana wlasnie kartke, zgniotl ja i wyrzucil do stojacego pod kontuarem kosza. -A wiec zaczynamy od nowa. Kilka godzin pozniej, gdy promienie zachodzacego stooca wypelnily pokoj zolcieniami, Philip w koocu odlozyl pioro, pociagnal ostatni lyk zimnej kawy i wstal, przeciagajac sie. Przez ten czas zdazyl zapisad dwanascie stron notatnika i wykonad osiemnascie telefonow. Tish ciagle spala na kanapie. Mercer rozmasowal zdretwiale posladki i mocno zacisnal powieki, probujac oczyscid pozbawiony snu umysl. Kofeina oslabila go i przyprawila o silny bol glowy. Wyciagnal z portfela wizytowke Dicka Henny i zadzwonil do jego biura. Odebral telefon osobiscie. -Mowi Philip Mercer. -Ma pan cos nowego? Mercer lubil szefa FBI za jego obcesowosd. -Musze dostad sie na Hawaje - wyjasnil bez ogrodek. -Obawiam sie, ze to niemozliwe. Dwie godziny temu zerwana zostala wszelka lacznosd z wyspami. Zadnych telefonow, radia, telewizji. Wszystkie samoloty, ktore mozna bylo skierowad na inne lotniska, zawrocono. Zolnierze w Pcarl Harbor twierdza, ze tlum zaczyna do nich strzelad na oslep. Mam niepotwierdzone zgloszenia od radioamatorow, iz na polecenie burmistrza Takamory w Honolulu wprowadzono stan wyjatkowy, a Gwardia Narodowa strzela do kazdego napotkanego bialego. -Jezu! - Mercer westchnal. - Ten popapraniec jednak nie zartowal. -Na to wyglada. Nie ma mowy, zeby tam pana przerzucid, nawet gdybym chcial. -Prosze posluchad, mam pewna teorie, ktora, jesli okaze sie prawdziwa, moze rozwiazad ten problem w dwadziescia cztery godziny. Musze jednak byd na Hawajach. - Mercer nie dopuszczal do siebie przerazajacych wiadomosci od Henny. -Doktorze Mercer... -Wole "panie Mercer" albo po prostu "Mercer". -No prosze, a wiekszosd gosci z doktoratami, ktorych znam. lubi, jesli ich sie odpowiednio tytuluje. -Ja korzystam ze swojego tylko wtedy, gdy zalatwiam rezerwacje w restauracjach. Henna sie rozesmial. -Doceniam to. Wracajac do sprawy, prezydent wydal zgode na przeprowadzenie tajnej operacji przeciwko Ohnishiemu w swietle jego zaangazowania w przewrot. -O Boze! - jeknal Mercer - to idiotyczny blad. Ohnishi jest tylko malym pionkiem w calej sprawie. Wyeliminowanie go nic nie zmieni. -Wic pan cos, czego my nie wiemy? - W glosie Henny wyczul zmeczenie. -Tak, ale bedzie to pana kosztowad co najmniej bilet na okret desantowy, ktory znajduje sie niedaleko Hawajow, - To wymuszenie. -Uzyl pan bardzo delikatnego slowa. Raczej szantaz. A jesli powiem, ze podam wam na tacy czlowieka, ktory jest mozgiem calego spisku? - Slucham. -Nie uslyszy pan ani slowa, dopoki nie dostane gwarancji, ze przerzuci mnie na ten okret. -Chryste! - Mercer niemal widzial, jak Henna wyrzuca w gore rece ze zlosci. - Dobrze, zalatwie to. Prosze mowid, co pan wie. Przez nastepnych dwadziescia minut Mercer mowil bez chwili przerwy, a Henna nie przerywal. -Ma pan na to dowody? - zapytal, gdy Mercer skooczyl. -Ani jednego, ale wszystkie elementy tej ukladanki do siebie pasuja. -Juz to mowilem, ale powiem jeszcze raz: gdyby szukal pan innej pracy. Biuro przyjmie pana z otwartymi ramionami. -Mysli pan, ze Amerykaoska Unia Swobod Obywatelskich przelknelaby agenta FBI, ktory czynilby takie oskarzenia? Akurat, obdarliby nas zywcem ze skory. Henna znow sie rozesmial. -Ma pan racje. Za godzine mam spotkanie z prezydentem. Przedstawie mu paoska propozycje. Moge pana tam przerzucid, ale tylko w charakterze obserwatora, nikogo wiecej. -W porzadku. - Klamstwo gladko przeszlo Mercerowi przez gardlo. - O wiecej nawet nie prosze. Tylko o telefon, gdy skooczy pan narade z prezydentem. W minute po rozmowie z Henna Mercer lezal juz w pod koldra. Chociaz jego wyczerpany organizm pragnal snu, przewracal sie na lozku jeszcze dwadziescia minut, zanim w koocu pograzyl sie w blogiej nieswiadomosci. 22 OCEAN SPOKOJNY W przeciwieostwie do wiekszosci konwencjonalnych smiglowcow Kaniow Ka-26 nie mial na ogonie wirnika stabilizujacego. Zamiast tego bylwyposazony w dwa wirniki nosne, umieszczone jeden nad drugim. Obracajace sie w przeciwnym kierunku Smigla nie pozwalaly, aby maly helikopter zaczal niebezpiecznie wirowad w powietrzu. Maszyna pracowala przez to znacznie glosniej, chociaz halas wirnika nie mogl zagluszyd dwoch silnikow, podwieszonych na zewnatrz ciasnej kabiny. Ka-26, ktorego nazwa wywolawcza w NATO brzmi "Hoodlum"*, przeszywal bezchmurne niebo z predkoscia stu wezlow, czyli niemal maksymalna, do jakiej zosta! przystosowany. Rozlewajacy sie pod smiglowcem ocean przypomina! lazurowa rownine, rozciagajaca sie w nieskooczonosd. "August Rose", statek baza smiglowca, znajdowal sie niemal dwiescie mil za nim i zmierzal w kierunku Tajpej jako prezent dla tajwaoskiego ambasadora. Doktor Borodin ustalil dokladna lokalizacje wulkanu, wiec skomplikowane wyposazenie, zainstalowane na pokladzie frachtowca, nie bylo juz potrzebne. Helikopter, z lopatami wirnika zlozonymi wzdluz podwojnego ogona, przechowywano w ogromnym kontenerze na pokladzie chlodnicowca. Maszyna pozostala w ukryciu jeszcze dlugo po tym, jak frachtowiec wyruszyl w daleka podroz na zachod, z dala od wulkanu, ktory juz za kilka dni mial wynurzyd sie z odmetow oceanu. Juz teraz geste, przesycone siarka obloki pary slaly sie po powierzchni wody, oznaczajac miejsce erupcji. Zasieg smiglowca wynosil trzysta osiemdziesiat mil, wiec maszyna nie opuscila pokladu statku do chwili, gdy oddalili sie od wulkanu na niemal dwie trzecie tej odleglosci. Dopiero wtedy pilot poderwal helikopter wraz z dwoma pasazerami. Teraz, w trzy godziny po starcie, pilot zaczynal sie pocid. Jednak nie z powodu parnego powietrza, wypelniajacego maleoka kabine, ale ze strachu. Przestarzaly radar, bedacy na wyposazeniu dwudziestopiecioletniej maszyny, nie wykrywal juz macierzystej jednostki. Helikopter i tak zreszta mial zbyt malo paliwa, by do niej wrocid. Byli sami, poltora kilometra nad pustym oceanem. Pilot odwrocil sie i spojrzal na swoich pasazerow. Starszy z nich najwyrazniej spal, lecz mlodszy przygladal sie lezacym ponizej odmetom. Sluchawki skutecznie przytrzymywaly mu wlosy, ale wiatr szamotal jego luznym oliwkowym kombinezonem. Pilot popatrzyl ponownie na przyrzady, analizujac poziom paliwa, wysokosd, predkosd i kurs, po czym skierowal uwage na bezkresny horyzont. Walery Borodin odwrocil sie od otwartych drzwi. Dotknal ramienia ojca, ktory natychmiast otworzyl oczy. *Hoodlum (ang.) - chuligan (przyp. tlum.) -Powinnismy byd nie dalej niz dziesied kilometrow. Pilot uslyszal te uwage przez interkom. -Dziesied kilometrow od czego? - zapytal. - Jestesmy co najmniej trzysta kilometrow od Hawajow i kooczy sie nam paliwo. Moga mi panowie powiedzied, o co tu chodzi? -Oczywiscie, ale najpierw prosze zejsd na wysokosd okolo dwustu metrow. Pilot wzruszyl ramionami i zaczal przygotowywad sie do manewru. Watpil, by jego dwaj pasazerowie planowali samobojstwo, musieli wiec mied jakis plan. Nieco uspokojony, gwaltownie obnizal pulap lotu. Lopaty wirnikow rozpaczliwie bily powietrze, gdy maszyna zblizala sie do powierzchni wody. W koocu pilot wprawnym ruchem pociagnal drazek i wyrownal lot smiglowca na wysokosci dokladnie dwustu metrow. Odwrocil sie i rozczarowany zobaczyl, ze jego mistrzowskie popisy nie zrobily na pasazerach zadnego wrazenia. -Dwiescie metrow. Borodin senior wyjal z kieszeni kombinezonu plastikowy pojemnik. Zolty cylinder mial nie wiecej niz osiem centymetrow srednicy i trzydziesci centymetrow wysokosci. Naukowiec nacisnal czerwony guzik na wieczku pojemnika i jakby od niechcenia wyrzucil cylinder przez uchylone drzwi smiglowca. m - Co to bylo? - zapytal pilot. -Transponder - odpowiedzial, zamiast ojca, Walery. - Niech pan leci po kwadracie o boku jednego kilometra, wtedy zobaczy pan. dokad lecimy. Helikopter skrecil ostro w prawo i pilot zaczal wykonywad polecenie. Pokonal dwa jednokilometrowe odcinki, gdy zauwazyl w jednym miejscu wzburzone wody oceanu. Przejrzysta powierzchnia pienila sie, jakby z glebin wynurzyd sie chcial sam Lewiatan. Smiglowiec zawisl tuz nad kipiela. Rozszalale wody oceanu burzyly sie coraz bardziej, az w koocu z odmetow wylonila sie lodz podwodna; najpierw dziob, a potem caly kadlub. z ktorego splywaly potoki wody. Okret wynurzyl sie zwinnie, odslaniajac poklad dziobowy, naszpikowany dzwigami, potem nadbudowke, zwieoczona pojedynczym kominem, wreszcie poklad rufowy, na koocu ktorego sterczal maszt ze zwisajaca smutno flaga Panamy. Cala ta scena przypominala agonie tonacego statku, ogladana od kooca. Przez splywni-ki woda przelewala sie z taka sila, jakby wytryskiwala z wezy strazackich, podczas gdy lodz zapadala sie w spienione fale, wytworzone jej wlasnymwtargnieciem na powierzchnie. Po minucie statek osiadl rowno na wodzie i fale wokol niego szybko zniknely. -Boze! - mruknal pilot. -Oto straznik interesow firmy Ocean Freight Cargo i cel naszej podrozy -oznajmil triumfalnie Borodin. - Oto "John Dory". Gdyby podczas sprowadzania maszyny na ladowisko tego niezwyklego statku pilot mial czas, by przyjrzed sie wzorowi na kominie, dostrzeglby czamy okrag otaczajacy zolta kropke. Ka-26 osiadl na kolyszacym sie pokladzie z pozorna latwoscia. Pilot byl prawdziwym zawodowcem. Obsluga ladowiska zabezpieczyla laocuchami wszystkie cztery kola helikoptera i dala znak, by wylaczyd silniki. Chwile potem lopaty wirnika przestaly sie obracad i opadly jak liscie wielkiej palmy. Pierwszy na poklad wyskoczyl Walery Borodin, a po nim, ciezko dyszac, z kabiny smiglowca wyszedl ojciec. Stary naukowiec wygladal blado, oddech mial krotki i urywany. Obaj mezczyzni przystaneli, czekajac na pilota. -Co to takiego, do cholery? - Niemal krzyknal, slyszac jeszcze w uszach szum spowodowany halasem podczas dlugiego lotu. -Kapitan za chwile wszystko panu wyjasni. - Borodin odwrocil sie do dowodcy jednostki i palcem wskazujacym przejechal sobie po gardle. Kapitan skinal glowa i gestem przywolal zaloge. Marynarze szybko zdjeli zabezpieczenia kol smiglowca i zepchneli go za burte. Helikopter przez kilka minut unosil sie na powierzchni, ocierajac lopatami wirnika o burte lodzi, wkrotce jednak wypelnil sie woda i zniknal w otchlani. Pilot ironicznie zasalutowal tonacej maszynie, przygladajac sie jej dogorywaniu. Jesli widok ten go poruszyl, nie dal nic po sobie poznad. -W ten sposob juz nie uda ci sie ode mnie uciec, Walery - powiedzial od niechcenia Borodin, odwracajac sie. Walery stal na pokladzie, jakby wlasnie byl swiadkiem straszliwego wypadku. Oczy mial szeroko otwarte, usta rozchylaly sie w bezglosnym krzyku. Jak sie domyslil? - pylal samego siebie. Skad wiedzial, ze chcialem stad uciec helikopterem? Piotr Borodin odpowiedzial na nieme pytanie. -Kerikow skontaktowal sie ze mna po tym, jak probowales naciskad na niego, by uratowal te dziewczyne z amerykaoskiego statku badawczego Los wyrzuconych pare tygodni temu na plaze wielorybow i wysilki, by znalezd przyczyne ich smierci, zyskaly rozglos medialny. Przekazy ra- diowe i telewizyjne odbierano na statku "August Rose", ktory obserwowal wulkan. Sprawozdania w mediach na temat misji NOAA, bardzo szczegolowe, czesto zawieraly wywiady z czlonkami zespolu naukowcow. Walery byl dumny, zc Tish swietnie w nich wypadala. Tylko on i jego ojciec wiedzieli. ze "Ocean Secker" plynie ku zagladzie. W pokerowym zagraniu, zrodzonym z rozpaczy i niemocy, Walery zagrozil Kerikowowi, ze jesli Tish Talbot nie zostanie uratowana, on zniszczy wulkan za pomoca ladunkow sejsmicznych, skladowanych na pokladzie ich statku. -Twoje pogrozki nie zrobily na Kerikowie zadnego wrazenia, Walery. Musze szczerze przyznad, ze na mnie tez nie. Wiedzialem jednak, ze jesli zginie, bedziesz probowal sabotowad nasza operacje, wiec na moja prosbe Kerikow kazal ja uratowad. Widzialem w twoich oczach triumf, gdy w radio powiedzieli, ze znaleziono ja zywa. - Borodin rozesmial sie chrapliwie i popatrzyl znad ciagle mokrej poreczy lodzi na male pecherzyki powietrza, ktore oznaczaly miejsce ostatniego spoczynku helikoptera. - Nigdzie sie nie wybierasz. Potrzebuje cie. Rosja cie potrzebuje. Byla to najdluzsza przemowa, jaka od czasu ponownego spotkania, czyli od roku. Piotr Borodin skierowal do swojego syna. Walery poczul tak zimna, oslepiajaca nienawisd, ze usta wypelnil mu smak zolci, zalewajacej jego scisniety zoladek. Z palcow, ktore zwinely sie piesci, odplynela krew. Zacisnal je tak mocno, ze kosci o malo nie przebily skory dloni. Piotr Borodin nie zauwazyl reakcji syna. Odwrocil sie, by pozdrowid kapitana goszczacej ich lodzi. Walery, zgarbiony, podszedl do nich. Drzace rece wsunal gleboko w kieszenie kombinezonu. -Witamy na pokladzie, doktorze Borodin. - Kapitan Nikolaj Zwieo-kow wyciagnal reke. - Przepraszam, ze nie moglem powitad pana na ladowisku. ale musialem dopilnowad wlasciwego polozenia statku. Borodin uscisnal dloo dowodcy statku i przedstawil swojego syna oraz pilota smiglowca. Zwieokow, rodowity Gruzin, nieporadnie mowil po rosyjsku. Mimo to wygladal na twardego, nieustepliwego zawodowca, j - Musimy sie pospieszyd i zanurzyd ponownie. Nie chce, zeby zauwazyly nas amerykaoskie satelity szpiegowskie. Kapitan poprowadzil trzech mezczyzn do wnetrza okretu. Nie bylo tam grodzi ani zejsciowek, nie bylo tez kajut ani mostka. Pudelkowata struktura stanowila tylko fasade, przymocowana do rozporek wystajacych z zaokraglonego kiosku lodzi podwodnej. Burty i glowny poklad statku John Dory" zrobiono po prostu ze stalowych plyt, przyspawanych do kadluba lodzi, a dzwigi, wciagarki i zurawie byly atrapami. Na powierzchni, z odleglosci okolo dwustu metrow, jednostka wygladala jak zwykly frachtowiec i nie zdradzala smiertelnie niebezpiecznej tajemnicy, ktora kryla w swoim wnetrzu. -Jest podobna do K-boota - zauwazyl pilot helikoptera, rozgladajac sie po zimnym, wilgotnym wnetrzu nadbudowki i majac na mysli niemieckie jednostki plywajace z czasow I wojny swiatowej, ktore wygladem przypominaly frachtowce, ale w rzeczywistosci byly uzbrojonymi kanonierkami. Zwabialy swoje ofiary na odleglosd strzalu falszywymi wezwaniami o pomoc, a potem odslaniano potezne dziala, ukryte za stalowymi plytami. Wiele alianckich statkow zaplacilo najwyzsza cene za zbytnia ufnosd. Po wpadnieciu w pulapke nie mieli szans na uratowanie zycia. -Zapewniam pana, ze lodz jest nieco bardziej zaawansowana technicznie -odparl Borodin, rozcierajac sobie ramiona. - Ale zasada dzialania jest ta sama. -Chodz, Piotrze. Wygladasz na zmeczonego podroza. - Kapitan poprowadzil ich do wlazu, przez ktory weszli do wnetrza jednostki - starego, osiemdziesieciopieciometrowego, atomowego okretu mysliwskiego klasy Victor. Zwieokow poruszal sie wsrod plataniny rur, ciasnych wlazow i mnogosci sprzetu ze zwinnoscia dziecka. Dwadziescia lat spedzone w sluzbie marynarki wojennej Zwiazku Radzieckiego nauczylo go, jak wystrzegad sie nabijania sobie guza na pokladach tych ciasnych lodzi. Poprowadzil Borodina i jego syna prosto do swojej kajuty, zostawiajac pilota w rekach swoich podwladnych. Walery siedzial bez slowa, podczas gdy ojciec i kapitan rozmawiali. Zwieokow zamordowalby jego ukochana Tish Talbot, gdyby Kerikow nie wyslal na statek NOAA swojego agenta i jej nie uratowal. Mlody Rosjanin chcial uderzyd kapitana za to anonimowe barbarzyostwo, ale wiedzial, ze nie moze go za nie winid. Zwieokow. bedacy tylko zolnierzem, robil swoje i wykonywal rozkazy. A wydawal je Piotr Borodin. Cos w srodku scisnelo go mocno, gdy pomyslal, ze tylko krok dzielil go od ucieczki. Ka-26 zdawal sie idealnym sposobem na wyrwanie sie z oblakanego swiata, w ktorym sie znalazl. Walery byl naukowcem, oddanym rozumowi. Jego ojciec zamienil jego czysty swiat w zepsuta enklawe zbrodni, zdrady i niewyobrazalnego okrucieostwa. Serce Walerego przepelniala nienawisd. Nienawisd do ojca, ktory o maly wlos nie zabil jego ukochanej kobiety, nienawisd za niewypowiedziane zbrodnie z przeszlosci, nienawisd za to, ze kiedys, wiele lat wczesniej, porzucil przestraszonego malego chlopca. Jeszcze kilka dni i bedzie po wszystkim. Jesli nie uda mu sie uciec, by dolaczyd do kobiety, ktora stala sie dla niego zrodlem sily od czasu, gdy w jego zycie ponownie wkroczyl ojciec, to jedynym wyjsciem pozostanie samobojstwo. Obiecal sobie, ze nie umrze sam. Ta decyzja przywrocila mu spokoj. Jego umysl przejasnial, zmysly sie wyostrzyly i Walery, pochyliwszy sie, skupil sie na sluchaniu rozmowy pomiedzy kapitanem i ojcem. -Wiem tylko tyle, ze Kerikow przez radio zawiesil wszelkie dzialania, az do odwolania. Mamy pozostad na miejscu, w zanurzeniu i z wysunieta antena czekad na kontakt. -Ale dlaczego? To bez sensu. Powinnismy przygotowad sie do zgarniecia nagrody - doktor Borodin mowil raczej do siebie niz kogokolwiek innego. W zamysleniu potarl szyje i gardlo. - Rozmawialem z Kerikowem przez radio z pokladu "August Rose". Wie, ze wulkan wynurzy sie poza amerykaoska dwustumilowa strefa. Wlascicielem zostanie pierwsze paostwo, ktore go odkryje. Wedlug prawa bedzie nasz! -Jest jeszcze cos. - W dudniacym glosie Zwieokowa slychad bylo jakby przepraszajacy ton. - Kerikow zabronil mi mowid ci o tym, ale znam cie zbyt dlugo, by mied przed toba tajemnice. Rozkazal mi uzbroid pocisk SS-N-9 Siren w glowice nuklearna o mocy trzydziestu kiloton i przygotowad go do odpalenia. Borodin przyjal wiadomosd bez emocji. Wydawalo sie, ze sam usiluje znalezd odpowiedz na zaistniala sytuacje. Przez kilka dlugich sekund jedynym dzwiekiem w spartaoskiej kajucie byl szum klimatyzatora. Borodin spojrzal na kapitana, a potem na syna. -A wiec chce zniszczyd wulkan. Tylko dlaczego? - Wygladalo na to, ze Borodin bardziej przejmuje sie motywami dzialania Kerikowa niz faktem, ze praca jego zycia mogla wyparowad w kuli atomowego ognia. - Musial gdzies nastapid przeciek i byd moze dlatego bedzie musial zniszczyd caly projekt, zeby zachowad wszystko w tajemnicy. I - Nie rozumiesz, ze Kerikow wystawil cie do wiatru? - Wscieklosd sprawila, ze glos Walerego przypominal syk zmii. - Nigdy nie mial zamiaru przekazad wulkanu w rece rzadu. Wykorzystywal cie od chwili przejecia Departamentu 7. w nadziei, zc pewnego dnia sprzeda twoja prace, nawet cie nie informujac. Dawny rezym odszedl na zawsze. Rosja, dla ktorej zrezygnowales z normalnego zycia, juz nie istnieje. Swiat bardzo sie zmienil w ciagu tych kilkudziesieciu lat, ty jednak byles zbyt zajety, aby to zauwazyd. "Kuznia Wulkana" mogla dzialad tylko w czasach stalinizmu, a te dawno minely. Cala operacja skazana zostala na kleskew dniu, gdy Gorbaczow rozpoczal wprowadzanie reform. Zapomnij o starych marzeniach i zacznij zyd dniem dzisiejszym. Rosyjski rzad nigdy nie probowalby jedna reka zajmowad wyspy tak blisko terytorium Ameryki, jednoczesnie wyciagajac druga z prosba o pomoc gospodarcza. Kerikow doskonale o tym wie i przygotowal sobie plan awaryjny. -Skad ta pewnosd, Walery? Jestes tylko moim asystentem, nie wiesz jeszcze wszystkiego. - Borodin nie zaakceptowal oczywistej prawdy, gdyz wlasciwie w ogole jej nie zrozumial. -Zapomnij o tym, ojcze. Nic wiecej nie musze wiedzied i dobrze o tym wiesz - odpowiedzial ze smutkiem Walery. Po raz pierwszy zobaczyl, jak mizernie wyglada ojciec. Schowane za szklami okularow oczy trawila goraczka, niegdys korpulentna sylwetka teraz bardziej przypominala zjawe. Naciagnieta na szkielet skore, blada szorstka, mozna by przyrownad do wypalonej modeliny. -Uda sie. - Borodin powiedzial to tak cicho, ze jego usta ledwie drgnely. Nagle zesztywnial. Jego oczy rozwarly sie szeroko, jakby chcialy wyskoczyd z oczodolow. Usta rozchylily sie, odslaniajac zolte zaniedbane zeby. Cialem naukowca wstrzasnely konwulsje. Probowal nabrad powietrza, ale potezny bol, rozdzierajacy cale cialo, ponownie zaatakowal. Palce przesuwaly sie po klatce piersiowej, jakby probowal sie w nia wbid i pomoc slabnacemu sercu. Konwulsje kolejny raz wstrzasnely cialem Borodina, ktory podjal jeszcze jedna probe walki, ale bez powodzenia. Nie zyl. Miesnie prostaty. rozkurczyly sie i w powietrzu ciasnej kajuty zaczal sie rozchodzid silny zapach moczu. Zwieokow widzial w swojej karierze wystarczajaco wiele przypadkow smierci, by wiedzied, ze to koniec. Pochylil sie tylko i zamknal, wpatrzone w nicosd, oczy starca. -Przykro mi - powiedzial cicho do Walerego. Walery przygladal sie przez dluga chwile ojcu, zanim wyciagnal reke i dotknal jego pomarszczonej dloni. -Mnie tez. Smierd uwolnila go od nienawisci. Oczyscila go wewnetrznie, czul, jakby narodzil sie na nowo. Gorycz, ktora go wypelniala, zniknela wraz z ostatnim tchnieniem ojca i wiedzial, ze tak powinno byd. Nawet gdyby udalo mu sie uciec z "August Rose" wraz z danymi, zawsze dreczylby go. tkwiacy w nim, demon nienawisci. Teraz jednak demon odszedl. Na zawsze. 23 ARLINGTON W STANIE WIRGINIA Natarczywy sygnal telefonu wytracil Mercera z glebokiego, mocnego snu. Reka przebiegl nieprzytomnie po stoliku nocnym, zrzucajac na podloge budzik, az w koocu znalazl sluchawke i przystawil ja sobie do ucha. t' - Halo?-wystekal. Wyschniety jezyk z ledwoscia odkleil sieod podniebienia. -Witam, Dick Henna z tej strony. Mercer niepewnie otworzyl oczy. Ze zdumieniem zauwazyl, ze nastala noc. Podwojne okna dachowe nad jego glowa jawily sie w suficie jak dwa czarne kwadraty. Rozejrzal sie po sypialni i zauwazyl, ze caly dom pograzony jest w mroku. Tish pewnie tez juz spala, fr - Tak. panie Henna? Co sie stalo? - Mercer przejechal jezykiem po ustach i skrzywil sie. Prezydent przychylil sie do paoskiej prosby i, moze pan uwierzyd albo nie, Paul Barnes z CIA tez pana poparl. -No prosze. Odnioslem wrazenie, ze nie mam co liczyd na gwiazdkowy prezent od niego. -Tez jestem nieco zaskoczony, ale jesli w gre wchodza sprawy zawodowe, Bames odklada uczucia osobiste na bok. Atak komandosow, ktory zlecil prezydent, zostal odroczony o co najmniej dwanascie godzin, h - Wiec co teraz? -Mercer poczul, ze cialo ma lepkie od potu; lezaca w bezladzie na jego nogach posciel tez byla wilgotna, t. - Za mniej wiecej poltorej godziny w bazie lotniczej Andrews bedzie czekal na pana samolot. Jutro, przed piata rano, powinien pan juz byd na pokladzie lotniskowca "Kitty Hawk". Mercer rzucil okiem na porysowany i sfatygowany czasomierz: 9.15. h - Dobra, za jakas godzine zjawie sie w Andrews-rzucil do sluchawki, spuszczajac nogi z lozka. Chlodne powietrze sprawilo, ze przeszedl go dreszcz. -Spotkamy sie przy glownej bramie. Bede mial zdjecia ze zwiadu, o ktore pan prosil. -Swietnie, dziekuje, Dick. - Mercer po raz pierwszy zwrocil sie po imieniu do szefa FBI. Gdy sie rozlaczyl, zadzwonil do HatTy'ego White'a. Po dwudziestu sygnalach przerwal polaczenie i wybral numer Tiny'ego. Tiny kazal mu chwile zaczekad, az Harry wroci z toalety. I - Harry, masz ochote pobawid sie jeszcze raz w niaoke? -To ty, Mercer? -Tak. Mozesz do mnie wpasd i zajad sie Tish? -Czemu? Co ona takiego robi? -Spi nago. -W takim razie chetnie sie nia zajme - odparl z udawana lubieznos-cia w glosie. - Bede za pietnascie minut. Mercer odlozyl sluchawke, podniosl z podlogi budzik i poprawil oprawione w srebrna ramke zdjecie matki, ktore oprocz telefonu bylo jedynym elementem, zdobiacym stolik. Nacisnal umieszczony przy lozku wlacznik i pokoj zalalo miekkie swiatlo trzech okraglych japooskich lamp. Wstal i jeknal. Ramiona zdobily purpurowo-fioletowe sioce, pamiatka po otarciu sie o jadacy wagon metra. Stopy i podudzia reagowaly bolesnie przy kazdym stapnieciu od pamietnego skoku w wody Potomacu. Skaleczenia na twarzy pokryly strupy, ktore pekaly za kazdym razem, gdy ruszal szczeka. Na lydce, w miejscu, gdzie drasnela go kula, powstal zaczerwieniony obrzek. -Jezu - mruknal, idac do lazienki. Wzial goraca kapiel, polknal kilka tabletek przeciwbolowych i szybko wlozyl czarne luzne spodnie i tego samego koloru koszule z dlugimi rekawami, skarpetki i buty. Czujac sie nieco lepiej, chod wcale nie tak. jak zazwyczaj, zszedl kretymi schodami na parter, zeslizgujac sie po stopniach. Umiejetnosci kulinarnych Mercer nie rozwijal, wiec szafki kuchenne swiecily pustkami. Dziesied frustrujacych minut zajelo mu przyrzadzenie rozbeltanego, rzadkiego omletu z ostatnich trzech jajek, kawalka sera, paru znalezionych w lodowce cebulek koktajlowych i polowy puszki tuoczyka. Zaniosl talerz zjedzeniem do gabinetu, gladzac po drodze stojacy na szafce wielki niebieskawy kamieo. Postawil talerz na biurku i wlaczyl zielona lampke. Wlozywszy do ust potezna porcje omletu, odwrocil sie i spod stojacego na polce za biurkiem ciezkiego tomu encyklopedii mineralogicznej wyjal klucz. Przekrecil kluczem zamek szafy sasiadujacej z drzwiami do gabinetu i debowe drzwi otworzyly sie bez trudu. W szafie znajdowal sie ogniotrwaly sejf, poskrecany i sczernialy kawalek duraluminium, ktory kiedys byl wspornikiem na sterowcu "Hindenburg", oraz zaopatrzona w wiele szuflad szafeczka, w ktorej Mercer przechowywal ponad sto cennych probek geologicznych zebranych w ostatnich latach. Na podlodze szafy stal zabytkowy kufer podrozny, wypelniony pamiatkami z jego misji w Iraku. Mcrcer wyciagna) ciezki kufer na srodek gabinetu i podniosl wieko. Na samym wierzchu sterty roznorakiego sprzetu spoczywal heckler koch MP-5A3. Ten produkowany w Niemczech niewielki pistolet maszynowy byl smiertelnie niebezpieczna bronia, ktora mogla wystrzeliwad szesdset dziewieciomilimetrowych pociskow na minute. Wzial do reki broo i sprawdzil zamek, upewniajac sie, ze chodzi plynnie, po czym odlozyl ja i siegnal po automatyczny pistolet beretta. Od chwili, gdy zastapila niezapomnianego kolta kaliber 45 i stala sie podstawowa bronia armii amerykaoskiej. beretta nieraz dowiodla swojej wartosci w warunkach bojowych. Pistolet Mercera byl w idealnym stanie, tak samo jak jego heckler. Potem wyciagnal z kufra lekka, nylonowa uprzaz - gruby pas zawieszony na szelkach. Kabure beretty przyczepil do szelek tak, ze znajdowala sie pod jego lewym ramieniem, skad z latwoscia mogl ja wydobyd. Z pasa zwisalo kilka nylonowych woreczkow z zapasowymi magazynkami do pistoletu maszynowego. Do szelek przymocowany byl tez pietnastocenty-metrowy noz, zwrocony ostrzem do gory. Reszte wyposazenia stanowila przyboczna apteczka i kompas polowy, schowany w miekkim pokrowcu. Mercer wlozyl berette do kabury i wrzucil caly osprzet do lekkiego nylonowego worka razem z pistoletem maszynowym i paroma innymi drobiazgami. Zasunal suwak, wstawil czesciowo oprozniony kufer z powrotem do szafy i przekrecil zamek drzwi. Wetknal klucz pod ciezka encyklopedie. podniosl ze stolu broo, upewniwszy sie wczesniej, ze jest naladowana. Przezuwajac spory kes omletu, przysiagl sobie, ze wiecej nie doda do jajek tuoczyka, -Mercer? -Z kuchni dobiegl glos Tish. -Tu jestem. Tish weszla do gabinetu ubrana w jedna z jego koszulek z logo uniwersytetu. T-shirt zwisal do polowy jej gladkich ud i dumnie unosil sie na ksztaltnych piersiach. Potargane wlosy i zaspane oczy sprawialy, ze wygladala zupelnie bezbronnie i niesamowicie seksownie. -Ta koszulka lezy na tobie o wiele lepiej niz na mnie - zauwazyl z usmiechem. -Nawet na mnie nie patrz. Wygladam tragicznie. - Tish przeczesala palcami wlosy, odgarniajac je z twarzy. Spojrzala na nylonowy worek. -Uslyszalam, ze wstajesz. Co sie dzieje? -Musze na pare dni wyjechad. Chyba wiem, jak to wszystko zakooczyd i przy odrobinie szczescia moze uda mi sie sprowadzid do ciebie Walerego Borodina. Oczy Tish rozblysly. -Zastanawialam sie nad tym i nie moglam uwierzyd, jak bardzo chcialabym go zobaczyd. -Daj mi kilka dni i bedzie twoj. - Mercer autentycznie cieszyl sie jej radoscia. - Chodzmy do barku, musze sie napid swojej slynnej kawy. -Co to jest? - zapytala Tish, gdy jej wzrok padl na wielki kamieo przy drzwiach. -Moj kamyk szczescia - odparl, glaszczac nierowna powierzchnie. - To kimberlit, dostalem go od szefa kompanii DeBcers w podziece za uratowanie mu zycia po tym, jak podczas prac w Afryce Poludniowej zawalil sie chodnik. Kimberlit to skala, z ktorej pokladow wydobywa sie diamenty wyjasnil. - Sam w sobie jest bezwartosciowy, ale niemal kazdy diament, wydobyty w ostatnich stu latach, zostal znaleziony w wulkanicznych zlozach kimberlitu. Mercer nie powiedzial jej, ze ten kawalek nie jest taki calkiem bezwartosciowy. W spodniej warstwie kamienia zatopiony byl okolo osmio-karatowy diament o niesamowitej blekitnobialej barwie. Nieoszlifowany, wart szacunkowo dwierd miliona dolarow, ale gdyby oddad go w rece jubilera, trudno powiedzied, jaka cene by uzyskal. Gdy Mercer robil kawe, na dole rozlegl sie dzwiek dzwonka, zapowiadajacy przyjscie Harry'ego. Przyjaciel wszedl przez biblioteke do barku i oparl sie o futryne drzwi. -A ty gdzie sie wybierasz? Na bal przebieraocow? Jako ninja? Mercer spojrzal na swoje czarne ubranie i wzruszyl ramionami. -Przebralem sie za twoj ulubiony temat katastrofy naturalnej. Wygladam jak plama ropy. Co o tym myslisz? -Mysle, ze pieprzysz od rzeczy - odparl Harry i rozsiadl sie za barkiem. Trzymany w ustach papieros podskakiwal przy kazdym wypowiadanym slowie. Czesd, Harry. - Tish przywitala sie ze staruszkiem, calujac go w pokryty siwizna policzek. -Oszukales mnie. Mowiles, ze bedzie nago. Tish nie wiedziala, o co chodzi, ale poznala juz Harry'ego i Mercera na tyle, by sie nie obrazad. -Nalej mi drinka z laski swojej. Mercer sprawnie nalal mu whisky. -Tak naprawde zamierzam wbid kolejna pinezke w mape - powiedzial, pokazujac kciukiem wiszaca na scianie mape. -Jaki kolor? -Przezroczysta. Harry wiedzial, ze przezroczysta pinezka w Iraku miala zwiazek z jakas tajna misja rzadowa, a ta w Rwandzie oznaczala pelen przemocy epizod w zyciu jego przyjaciela. -Gdzie jedziesz? - Przymglony alkoholem wzrok Harry'ego nieco sie wyostrzyl. -Nie wolno mi mowid, ze na Hawaje - odparl z usmiechem Mercer - wiec nie powiem. -A wiec wracamy do poczatku tej historii - powiedzial miekko Harry, spogladajac na Tish. Mercer spojrzal na zegarek i zarzucil na ramie nylonowy worek, b - Musze isd. Daj mi kluczyki od samochodu. Harry wyciagnal z kieszeni kluczyki do zdezelowanego forda pikapa i rzuci! Mercerowi. -Wracam za pare dni - powiedzial geolog, lapiac kluczyki w powietrzu. Miejcie oczy szeroko otwarte. A ty - zwrocil sie do Tish, calujac ja lekko - badz grzeczna i nie podniecaj zbytnio starszego pana. Kierujac sie do wyjscia, przystanal w bibliotece i usmiechnal sie szelmowsko, spojrzawszy na sterte oprawionych w ramki zdjed. Na pierwszej fotografii byli on i jeszcze jeden mezczyzna. Obaj stali na gasienicy poteznego buldozera. U dolu widnial odreczny podpis: "Mercer, znow ci sie udalo. Tym razem jestem ci winien flaszke. Danny Tanaka". Wygrawerowany na oslonie silnika ponadstutonowego buldozera rysunek przedstawial stylizowany kask i koparke. Logo przedsiebiorstwa Ohnishi Minerals. -Dlug splacony, moj drogi Danny. Stanowisko wartownicze u bram bazy sil lotniczych Andrews w Mor-ningside w stanie Maryland przypominalo budke, w ktorej oplaca sie wjazd na autostrade. Kilka niewielkich, szklanych pomieszczeo podpieralo metalowy dach, rozpiety nad cala szerokoscia drogi, skapanej w fluorescencyjnym swietle. Mercer zatrzymal forda. Skorodowane hamulce zapiszczaly, jakby ktos przeciagnal palcami po szkolnej tablicy. Wartownik, Afroamerykanin, wygladajacy na niewiele wiecej niz osiemnascie lat, przygladal sie podejrzliwie zrujnowanemu pikapowi az do chwili, gdy stojacy za nim Dick Henna polozyl mu reke na ramieniu. Przez otwarte okno Mercer uslyszal, jak szef FBI uspokaja mlodego kaprala. Henna opuscil budke z kuloodpornego szkla i podszedl do samochodu od strony pasazera. Bez slowa otworzyl drzwi i wsiadl do srodka. Mercer powoli ruszyl. -O ile wiem, jeszcze niedawno jezdziles jaguarem cabrio - odezwal sie w koocu Henna. Jego glos ledwo sie przebil przez halasujacy tlumik. - Spodziewalem sie, ze sprawisz sobie cos lepszego. Mercer zakaszlal, gdy gaznik forda strzelil i chmura gryzacego dymu wypelnila kabine. -Darowanemu koniowi... - zaczal, usmiechajac sie szeroko. -Nie zaglada sie w zeby - dokooczyl Henna. - Kapuje. -Chociaz wydaje mi sie, ze pod maska tego rzecha faktycznie jest koo, i to wcale nie mechaniczny. - Mercer popatrzyl na szara koperte w rekach Henny. - To dla mnie? -Tak. - Henna polozyl koperte na siedzeniu pomiedzy nimi. - Dwa zdjecia w podczerwieni z samolotu szpiegowskiego i plany domow Taka-hiro Ohnishiego oraz jego asystenta, Kenjiego, ktore zdobylismy od wykonawcy. Po cholere ci one? Przeciez jedziesz tam tylko jako obserwator i doradca. -Oczywiscie - przytaknal szybko Mercer - ale jesli dojdzie do ataku, musze mied jakis material, na podstawie ktorego bede mogl doradzad, nie? -Tutaj skred w lewo - powiedzial Henna, gdy wjechali w glab rozlozystego kompleksu. - Jestes jednym z najbardziej zaradnych facetow, jakiego w zyciu spotkalem, ciagle jednak nie potrafie rozszyfrowad, w jaki sposob zdolasz opuscid "Inchona" i dostad sie na lad. Mercer popatrzyl na niego z udawanypi zdumieniem. Na jego twarzy malowal sie obraz dziecinnej niewinnosci. -Zapomnij! Podroz statkiem desantowym zawsze byla marzeniem mojego zycia. Nie mam zamiaru zejsd z pola widzenia opiekuoczego oka marynarki. Powaznie, Dick. Ale powinniscie mied tam kogos, kto orientuje sie w sytuacji i ma jakas wiedze na temat bikinium. Nie sadze jednak, zeby Abe Jacobs sie do tego nadawal. Ja wiem sporo na temat tego balaganu i po prostu chce zobaczyd, jak to zakooczycie. Henna milczal. -Wierzysz mi? -Ani troche - mruknal Henna. -I bardzo dobrze, bo to najwiekszy kit, jaki kiedykolwiek probowalem komus wcisnad. - Mercer popatrzyl na Henne, ktorego twarz na przemian to rozjasnialy, to znow pograzaly w mroku uliczne swiatla. - Skoro wiesz, ze bede chcial jak najszybciej zejsd z pokladu "Inchona" i dostad sie na wyspe, to dlaczego pozwalasz mi tam lecied? -To proste. Wiem, ze zatailes przede mna pewne informacje. - W glosie Henny nie bylo gniewu. - 1 sa one kluczem do zakooczenia tej calej historii. Tylko ty wiesz, co jest grane, i jestes wystarczajaco stukniety, by sprobowad rozwiazad te sprawe. -Doceniam szczerosd i zaufanie - odparl Mercer z sardonicznym usmieszkiem - ale podczas hawajskich wakacji nie mam w planach umierania. -Teraz w lewo. Mercer skreci! kierownica i pojechal rownolegle do jednego z betonowych pasow startowych, wzmocnionych stala. Niebieskie swiatla wzdluz pasa zlewaly sie w jedna rozjarzona linie. Gdzies w oddali, z rykiem silnikow wzbil sie w nocne niebo ogromny mysliwiec. Samochod zblizy! sie do kilku poteznych hangarow, ktorych konstrukcje z falistej blachy oswietlaly ze wszystkich stron potezne reflektory. Wszedzie krzatali sie ubrani w niebieskie kombinezony pracownicy bazy, roznoszacy narzedzia, drabiny i inny sprzet. -Skred do pierwszego hangaru - polecil Henna. Mercer zwolnil, mijajac kilka przenosnych generatorow, wykorzystywanych do odpalania silnikow odrzutowych. Wjechal samochodem do hangaru i nacisnal hamulec, zatrzymujac pojazd w miejscu wskazanym przez siwowlosego starszego sierzanta. Naszywki na rekawie munduru, oznaczajace czas spedzony w sluzbie, biegly od nadgarstka az po ramie. Henna podal zolnierzowi reke. -Wszystko gotowe? -Tak jest, sir. - Sierzant wypowiedzial slowo "sir" tak, jak wiekszosd mezczyzn wypowiada slowo "impotent", czyli ledwie slyszalnym szeptem. - W biurze jest dodatkowy kombinezon lotniczy, a latajaca cysterna KC-135 czeka na rozkaz startu w bazie w Omaha. Inna czeka w pogotowiu w poblizu San Francisco. Nigdy nie pojme, dlaczego lotnictwo ma placid za przerzucenie cywila na samolot marynarki. Mercer dostrzegl odrzutowiec, gdy tylko wjechali do hangaru, teraz jednak poswiecil chwile, by przyjrzed sie dokladnie swojemu srodkowi transportu, ktorym mial lecied nad Ocean Spokojny. McDonnell Douglas F/A-18 Hornet stal lekko na wysunietym podwoziu i przypominal lamparta, ktory przysiadl na zadzie, prezac sie do skoku. Pod ostrymi niczym brzytwa skrzydlami nie bylo bomb. Zamiast nich jak pijawki zwisaly dwa odrzucane zapasowe zbiorniki na paliwo. Mercer przygladal sie z zachwytem lagodnej linii kadluba, ostrej szpicy dzioba, podwojnemu, wychylonemu na zewnatrz ogonowi, szesciu krotkim lufom dzialka systemu Gatlinga, umocowanego pod kabina pilota. Dwa miejsca w samolocie oznaczaly, ze jest to wersja szkoleniowa maszyny. -Lecial pan kiedys mysliwcem? - zapytal sierzant z protekcjonalnym usmiechem. -Nie. -Bubba bedzie w siodmym niebie. Mercer spojrzal z gory na sierzanta. Byl od niego o dobre trzydziesci centymetrow wyzszy, ale szerokie bary i silna budowa ciala zolnierza sprawialy, ze wydawali sie rowni. -Bubba? - zapytal. -Strzaleczka. - Do ich uszu dobiegl glos, jaki mozna uslyszed na zapyzialej farmie gdzies w poludniowej Georgii. Mercer odwrocil sie gwaltownie. Rozmowca stal obok biura, przyklejonego do jednej ze scian obszernego hangaru. Jego wyposazony w najnowsze zdobycze techniki skafander lotniczy wybrzuszal sie w miejscach, gdzie znajdowaly sie poduszki powietrzne, ktore napelnialy sie podczas ogromnych przeciazeo i chronily pilota przed utrata przytomnosci. Pilot mial twarz dziecka i rzadkie rozczochrane wlosy. Gdy sie usmiechnal, Mercer zauwazyl, ze brak mu przedniego zeba. Na helmie, ktory sciskal w rekach, pomiedzy bialo-niebiesko-czerwonymi paskami, widnial napis: "Bubba". Mezczyzna zupelnie nie pasowal do wizerunku pilota, jaki stworzyl sobie Mercer. -Billy Ray Young. - Pilot wyciagnal koscista reke. - Ale mowia na mnie Bubba. - Usmiechnal sie szeroko, trzymajac mocno wypelniajaca lewy policzek prymke tytoniu. -Mercer. Podali sobie rece. Henna nie wytrzymal i rozesmial sie, widzac bladosd, ktora pojawila sie na twarzy Mercera. -Fajnie, ze bede mial jakies towarzystwo w czasie tego lotu - powiedzial Bubba. - Siedzialem jakis czas w pace i nie mialem do kogo geby otworzyd. Mercer spojrzal ukradkiem na Henne. Szef FBI nie odezwal sie. ale w jego oczach blyskaly ogniki rozbawienia. Niech pan idzie ze mna. pomoge sie panu ubrad. Poszedl za pilotem do biura. Billy Ray zaczal opowiadad o swoim pobycie w wojskowym areszcie za przelot hometem pod mostem Golden Gate. Mowil z tak silnym akcentem, ze Mercer rozumial najwyzej jedna trzecia z jego wywodow. Billy Ray pokazal mu, jak wlozyd kurczliwy kombinezon i jak pospinad ze soba roznorodne uprzeze. Geolog czul sie jak maskotka firmy Michelin, wciskajaca sie w pas wyszczuplajacy. Gdy wroci! do hangaru, Dick Henna wlasnie wazyl w dloni jego worek podrozny. -Troche ciezki jak na bielizne na przebranie, f - Lubie podszewki z dodatkiem olowiu. - Mercer zabral worek z rak szefa FBI. Mechanik wzial bagaz i postawil w schowku mieszczacym tysiac trzysta pieddziesiat sztuk trzydziestomilimetrowej amunicji dzialka. Zamknawszy pokrywe, zabezpiecz}'! ja specjalnym wkretakiem, poklepujac z czuloscia kadlub przed odejsciem. -Niech pan wlazi na gore, panie Mercer, musimy trzymad sie grafiku. - Billy Ray siedzial juz na fotelu pilota. -Nie martw sie, Mercer - powiedzial Henna. - To jeden z najlepszych pilotow w marynarce. W czasie wojny w Zatoce nie mial sobie rownych. -To ma byd dla mnie pocieszenie? -Niekoniecznie. - Henna usmiechnal sie i wyciagnal prawa reke. - Gdy bedziesz na lotniskowcu, jego smiglowiec przerzuci cie na "Inchona". Skontaktuje sie tam z toba. Powodzenia, - Dzieki, Dick. Mercer podszedl do samolotu i po metalowych schodkach wszedl do wnetrza kokpitu. Sierzant osobiscie przypial go do fotela, pobieznie informujac. czego pod zadnym pozorem nie powinien robid i dotykad. -Jakies slowo na odchodne. sierzancie? -Tak... Jak sie pan tu porzyga, kaze oficerowi wachtowemu z "Kitty Hawk" trzymad pana w kabinie dotad, az pan posprzata. Sierzant poklepal Mercera w helm i wygramolil sie po drabinie na plyte hangaru. -Gotowy? - zapytal przez interkom Billy Ray. f - Mozemy ruszad, Bubba odpowiedzial zmeczonym glosem Mercer. Nagle poczul, ze pied godzin snu, ktore wczesniej zlapal, to za malo. watpil jednak, by chod na chwile zdrzemnal sie podczas lotu. Pilot zamknal pokrywe kokpitu i odpalil dwie potezne turbiny typu GE F404. Silniki, wytwarzajace ponad siedem tysiecy kilogramow ciagu, zawyly jak stu potepieocow, gdy na chwile dal im pelna moc. Z mroku nocy wylonil sie ciagnik i jeden z technikow przymocowal do przedniego podwozia hol. Z lekkim szarpnieciem holownik powoli wyciagnal horneta na plyte lotniska. W sluchawkach Mercer slyszalrozmowy wiezy kontrolnej z roznymi samolotami w okolicy. Gdy Billy Ray w koocu wywolal kontrolera lotow, silny akcent nagle zniknal. Mowil wyraznie i zwiezle, dzieki czemu Mercer poczul sie nieco lepiej. I coraz mniej mial watpliwosci co do lotu i samego pilota. -Szybko pan rzyga na karuzeli? - Mercer poczul sie lepiej, ale niewiele lepiej. -Nie martw sie o mnie, Bubba. Ciagnik zatrzymal sie tuz przed pasem. Kierowca zeskoczyl z pojazdu i odczepil hol. Billy Ray otworzyl przepustnice i dwudziestopieciotonowa maszyna zaczela drzed wraz ze zwiekszaniem mocy poteznych silnikow. Samolot podjechal do kooca pasa i stanal, czekajac na pozwolenie wiezy. Pas startowy wygladal jak trzykilometrowa wstazka, biegnaca w noc, zdobiona niebieskimi swiatelkami, ktore zbiegaly sie gdzies na bardzo dalekim horyzoncie. Gdy kontroler lotow zezwolil na start, Billy Ray wydal z siebie ogluszajacy wrzask i maksymalnie zwiekszyl moc silnikow, wlaczajac jednoczesnie dopalacze. Z dysz silnikow wytrysnely dziewieciometrowe stozki niebieskobia-lego ognia, kiedy pompy zaczely zalewad je czystym paliwem. Samolot przysiadl na pneumatycznym podwoziu, gdy rozpedzal sie na pasie. Przyspieszenie wcisnelo Mercera w fotel. Przy predkosci dwustu wezlow Billy Ray pociagnal za drazek i hor-net wzbil sie w czarne niebo jak wypuszczona z luku strzala. Skafander cisnieniowy Mercera automatycznie scisnal mu klatke piersiowa, uniemozliwiajac odplyw krwi z mozgu i utrate przytomnosci. Oparl rece na podlokietnikach i obserwowal wysokosciomierz, ktorego igla obracala sie z zawrotna predkoscia. Billy Ray wyrownal lot samolotu dopiero na wysokosci dziewieciu tysiecy szesciuset metrow i zoladek Mercera potrzebowal kilku minut, by opanowad wrazenia wywolane tak szybkim lotem. Minute pozniej rozlegl sie potezny huk i ogluszajacy ryk silnikow gwaltownie ustal. Mercer byl pewien, ze Billy Ray rozwalil samolot, po chwili jednak zdal sobie sprawe, ze po prostu przekroczyli bariere dzwieku. -I co o nim myslisz? - Pytanie Billy'ego przerwalo niesamowita cisze. -Nie moge sie doczekad chwili, gdy linie lotnicze wprowadza je do ruchu krajowego - odparl kwasno Mercer. - Nazwales go jakos? -No jasne - powiedzial z duma pilot. - Mabel. -Jak twoja matka? -Nie, to imie jalowki mojego tatusia - odparl Billy takim tonem, jakby to bylo cos oczywistego. - To prawdziwa medalistka. Mercer rozparl sie na fotelu najwygodniej, jak potrafil, opierajac glowe o oslone kabiny. Zamknal na chwile oczy i zdal sobie sprawe, ze zasnie o wiele latwiej, niz sobie wyobrazal. Troche mu jednak przeszkadzalo nucenie Billy'ego, ktory falszowal. Tylko raz, pomiedzy Waszyngtonem a Zachodnim Wybrzezem, ze snu wyrwal go nagly wstrzas. Byla to chwila najwiekszego przerazenia, jakiego w zyciu doswiadczyl. Na zewnatrz ciagle panowala ciemnosd, dlatego wyraznie zobaczyl swiatla innego samolotu, ktory znalazl sie tak blisko, ze Mercer nie mogl dostrzec koocow jego skrzydel. Wydawalo sie, ze Billy Ray chce koniecznie wbid sie w lecaca przed nim maszyne. Mimo ze lecieli ponizej predkosci dzwieku, drugi samolot nieslychanie szybko wypelnial widok z kokpitu horneta. Mercer skulil sie w sobie w oczekiwaniu na nieuchronne zderzenie, ale Billy Ray wlecial swoim F-18 pod ociezala maszyne, zachowuja moze siedmiometrowy dystans. Mercer patrzyl z zachwytem, jak z mroku nocy wynurza sie wezowate ramie i podpelza do aureoli swiatla, otaczajacego mysliwiec. Dopiero gdy ramie polaczylo sie z wypustem, umieszczonym po prawej stronie kokpitu, Mercer zdal sobie sprawe, ze wlasnie odbywa sie tankowanie w powietrzu. KC-135 potrzebowal kilka minut, by napelnid zbiorniki hometa. Kiedy waz t chowal sie do kadluba cysterny, resztki paliwa zamarzaly w rozrzedzonej I atmosferze i przelatywaly obok mysliwca jak pociski smugowe. -Dzieki za cycuszka, dzidzia byla bardzo glodna - powiedzial Billy do zalogi latajacej cysterny, po czym pomachal skrzydlami horneta i za- I nurkowal pod brzuchem KC-135, otwierajac jednoczesnie przepustnice. W chwile potem samolot cysterna pozostal juz cale kilometry za nimi, a homet zblizal sie do predkosci dzwieku. Gdy tylko zaczeli lecied szybciej niz ryk silnikow, a w kabinie ponownie zapadla cisza, Mercer oparl glowe o pleksiglasowa oslone kabiny. Minelo jeszcze kilka minut, nim "'i jego serce uspokoilo sie na tyle. by mogl spokojnie zasnad. 24 JOHN DORY Radiotelegrafista zerwal z glowy sluchawki i rzucil je na stalowy blat biurka, na ktorym pietrzyl sie stos urzadzeo komunikacyjnych. Skinalglowa do swojego asystenta i wybiegl z ciasnego pomieszczenia, sciskajac w dloni pospiesznie zapisana kartke. "John Dory" plynal w zaciemnieniu. Przytlumionym, czerwonawym swiatlem zarzyly sie tylko lampy korytarzy, jak to zwykle bywa podczas patroli. Jednak ograniczony swiat radiotelegrafisty byl rozswietlony blaskiem bijacym od setek wskaznikow licznych urzadzeo radiowych, dlatego jego oczy potrzebowaly dlugiej chwili, by przystosowad sie do polmroku, panujacego na lodzi podwodnej.Mezczyzna przeszedl przez niewielki otwor wodoszczelnych drzwi i znalazl sie w centrum dowodzenia. Po lewej stronie, w podobnych do lotniczych fotelach, siedzialo dwoch sternikow. Drazki zawiadujace sterami kierunku i zanurzenia jeszcze bardziej upodabnialy to miejsce do kabiny samolotu. Za sternikami stalo trzech innych czlonkow zalogi, ktorzy za pomoca konsoli, utkanej ponad dwudziestoma zaworami i wskaznikami cisnienia, kontrolowali zbiorniki balastowe lodzi. Przestarzaly system technologicznie przypominal najwczesniejsze okrety podwodne z okresu I wojny swiatowej. Mimo to okazal sie bardzo wydajny. Dopiero ostatnie rosyjskie lodzie wykorzystywaly nowoczesne, komputerowe systemy kontroli balastu, ktorych Amerykanie uzywali juz od lat szesddziesiatych. Stanowiska ogniowe znajdowaly sie po prawej stronie. Byl to najnowoczesniejszy fragment wyposazenia jednostki, dwunastoletni komputer, skopiowany z amerykaoskiego UYK-7, czyli pierwszego komputera pokladowego, instalowanego na amerykaoskich lodziach podwodnych klasy Los Angeles. Rosyjska kopia zostala zainstalowana, gdy "John Dory" przechodzil we Wladywostoku gruntowny remont. Z tylu centrum dowodzenia czterech inzynierow monitorowalo stan przestarzalego reaktora, znajdujacego sie na rufie jednostki. Ich oczy i rece nigdy nie opuszczaly miriadow kontrolek, guzikow i przelacznikow. Identyczny panel znajdowal sie w pomieszczeniu reaktora i oba byly ze soba polaczone. Dzieki temu tak naprawde osiem par oczu wypatrywalo jakiegokolwiek niebezpieczeostwa ze strony nuklearnego pieca, plonacego w oslonie z niszczejacego betonu i olowiu. Peryskop lodzi zwisal z sufitu jak stalowy stalaktyt. Bylo to jedyne urzadzenie, ktore pozwalalo nie tracid nadziei, ze gdzies na zewnatrz wciaz istnieje jakis swiat. Gdy lodz przemierzala w zanurzeniu wody oceanu, tylko peryskop oraz pasywne i aktywne sonary dostarczaly dane na temat otoczenia. -Panie kapitanie, wiadomosd od Matrioszki. - Kryptonim Iwana Ke-rikowa odnosil sie do lalki, cieszacej sie popularnoscia wsrod pokoleo ro- syjskich dzieci. Taka nazwa swietnie oddawala charakter tej tajemniczej postaci. Kapitan Zwieokow stal pochylony nad tablica kontrolna uzbrojenia, analizujac mozliwosci odpalenia rakiety w kierunku odleglego nic wiecej jak dwadziescia mil wulkanu, gdyby zaszla taka potrzeba. -Swietnie, Borys - pochwalil oficera odpowiedzialnego za naprowadzanie pociskow rakietowych i poklepal go po ramieniu, a potem odwrocil sie do chudego radiotelegrafisty. -Co tam masz? -Wiadomosd od Matrioszki, towarzyszu kapitanie - powtorzyl zolnierz. podajac dowodcy kartke; stal na bacznosd w oczekiwaniu na odpowiedz. Zwieokow uniosl papier blizej przytlumionego swiatla lampy i zmruzyl oczy, starajac sie rozczytad napisany odrecznie tekst. Mruknal kilka razy pod nosem, przebiegajac wzrokiem po literach, po czym zlozyl starannie kartke i wsunal ja do kieszeni bluzy. -Bosmanie, glebokosd peryskopowa. -Zwieokow wydawal rozkazy cicho, ale bardzo wyraznie. -Ale nie zrzucajcie balastu, tylko manewrujcie silnikami. Predkosd dwa wezly. Nie musimy sie spieszyd. Sonar, zabezpieczyd aktywne systemy. Nie chce, zeby ktos odebral jakis przypadkowy sygnal. Zwieokow rozejrzal sie po przyciemnionym mostku, obserwujac, jak jego ludzie wywiazuja sie ze swoich obowiazkow. Usatysfakcjonowany ich postawa, wzial do reki mikrofon i wlaczyl okretowy interkom. -Mowi kapitan - powiedzial prawie szeptem. Czlonkowie zalogi, stojacy nieco dalej od glosnikow, musieli wytezyd sluch. -Wiem, ze od dawna jestesmy zobowiazani zachowad absolutna cisze, ale koniecznosd przestrzegania tego srodka ostroznosci wkrotce ustanie. W ciagu dwudziestu czterech godzin opuscimy nasze stanowisko i skierujemy sie w strone domu. W ciagu tych ostatnich kluczowych godzin nie mozemy sobie pozwolid na rozluznienie dyscypliny. Wrecz przeciwnie, musimy podwoid nasze wysilki. W okolicy znajduja sie amerykaoski lotniskowiec i okret desantowy. Nie musze wam przypominad, ze lotniskowcowi towarzyszy oslaniajaca go lodz podwodna, ktorej sonar slyszy stukniecie o poklad z odleglosci dwustu mil. Nie wiedza, ze tu jestesmy, i nie chce, by sie dowiedzieli. Rozmowy prowadzimy szeptem. Zadnej muzyki w mesie, wszelkie niezbedne naprawy najpierw sa zglaszane do mnie. Prace konserwacyjne zostaja wstrzymane do odwolania. To wszystko. Kapitan odwiesil mikrofon. Wpatrywali sie w niego z pelnym podziwu napieciem, wyczekujaco. Z wyjatkiem zatopienia w zeszlym tygodniu statku NOAA rejs byl niezwykle dlugi i monotonny. Stres spowodowany koniecznoscia zachowania ciszy przez kilka tygodni mogl zrujnowad nerwy nawet najlepszego podwodniaka, a oni stacjonowali juz w takich warunkach od siedmiu miesiecy. Teraz kapitan obiecywal czlonkom zalogi, ze wkrotce wroca do domu, co sprawilo, ze na ich twarzach pojawily sie ulga i radosd. Ostrzezenie przed grasujaca w okolicy amerykaoska lodzia wywolalo dreszczyk emocji. Byli przeciez marynarzami w marynarce rosyjskiej. Mieli walczyd, a nie czekad. Kapital Zwicokow zwrocil sie do mlodego radiooperatora. -Ustawcie sprzet na kanal B. Poczawszy od polnocy, co dwie godziny bedziecie otrzymywad krotka wiadomosd. Kod to slowo "zielony", powtarzane przez pied sekund. Jutro w nocy zmieni sie na "czerwony". Moze sie zdarzyd, ze nie zostanie powtorzony w odstepach dwugodzinnych, wiec badzcie na stalym nasluchu. Za kazdym razem, gdy uslyszycie przekaz, prosze mnie powiadomid. Jasne? -Tak, towarzyszu kapitanie. - Radiooperator zasalutowal sluzbiscie i odwrocil sie. -Kapitanie, glebokosd peryskopowa - zameldowal cicho jeden z oficerow. -Maszyny stop. -Tak jest, maszyny stop. -Wysunad antene, ale tak, zeby nie wynurzyla sie nad powierzchnie. -Antena wychodzi. Glebokosd jeden metr. -Zmniejszyd moc reaktora do pieciu procent. -Tak jest, pied procent. Chociaz reaktor atomowy pracuje o wiele ciszej niz silniki diesla, potezne pompy chlodzace wytwarzaly dosd wyrazny szum, ktory wprawne ucho operatora sonaru moglo odroznid od halasow typowych dla otwartego oceanu. Przez zmniejszenie mocy do niezbednego minimum Zwieo-kow zminimalizowal prawdopodobieostwo wykrycia swojej jednostki przez czyhajaca lodz Amerykanow i jej swietnie wyszkolona obsluge. -Anton - powiedzial Zwieokow, przeczesujac palcami krotkie siwe wlosy. W odpowiedzi jego zastepca odszedl od pokrytego szklem planszetu radiolokacyjnego, ktory znajdowal sie tuz za peryskopem. - Znajdz mlodego Borodina i przyprowadz go do mojej kajuty. -Tak jest. Oficer zszedl z mostka, kierujac sie ku tylowi okretu, gdzie mial nadzieje znalezd naukowca. Zwieokow poszedl do swojej kajuty, znajdujacej sie tuz na wprost mostka. Z zamknietej na klucz szuflady plastikowego biurka wyciagnal napelniona do polowy butelke wodki i tania szklanke z grubego szkla, ozdobiona obrazkiem poteznej wiezy telewizyjnej w Berlinie Wschodnim. Szklanka przypominala mu o jedynych wakacjach spedzonych poza Zwiazkiem Radzieckim, w miescie tak samo ponurym i przygnebiajacym, jak jego rodzinne Tbilisi w Gruzji. Wlal do niej troche wodki i wypil jednym haustem, po czym schowal butelke i szklanke do szuflady. Alkohol byl oczywiscie surowo zabroniony na rosyjskich jednostkach plywajacych, zwlaszcza na lodziach podwodnych, ale Zwieokow uwazal, ze kapitan moze mied male przywileje. Pozwalal sobie zazwyczaj na jeden kieliszek raz w tygodniu, chociaz w tym tygodniu wypil juz trzy. Drugi zaliczyl po tym, gdy dwoch marynarzy zanioslo cialo Piotra Borodina do niemal pustej chlodni. -Prosze - warknal, slyszac pukanie do drzwi. Do srodka wszedl Walery, ubrany w pozyczony od ktoregos z marynarzy codzienny mundur. Wygladal jak chlopak z plakatu reklamujacego armie: ciemna karnacja, wysportowana sylwetka, wyprostowana postawa; do tego wytwarzal wokol siebie aure jakiejs tragedii, ktora dodawala mu tajemniczosci. Zwieokow nie widywal go zbyt czesto od smierci starego Borodina, co zupelnie zrozumiale -Prosze usiasd - zaprosil go. - Napije sie pan herbaty? Walery odmowil ruchem reki, siadajac na krzesle obok tego. na ktorym zmarl jego ojciec. Przez chwile patrzyl na nie, zanim odwrocil sie do kapitana. -Chcial pan mnie widzied? Zwieokow wiedzial, ze najlepiej jest mowid bez owijania w bawelne. -Wlasnie otrzymalem instrukcje od Kerikowa. Rozkazal zniszczyd wulkan. Walery przyjal te wiadomosd bez emocji. Nie mrugnal nawet okiem. Czegos takiego sie spodziewal. Teraz jednak, gdy uslyszal taka informacje, zdawal sie wcale nia nieporuszony. Po czesci czul, ze mial racje - ojciec, ktory opuscil go tak wczesnie, zmarnowal cale zycie, scigajac sen, ktory nie mogl sie urzeczywistnid. Ale odczuwal bol z powodu porazki starego naukowca. Sprzeczne emocje zmienily jego twarz w kamienna maske. -Czekam na wiadomosci od grupy komandosow na Hawajach. Gdy nadejdzie, odpale rakiete i obroce wulkan w pyl. Potem poplyniemy w kierunku wysp, by wydostad naszych ludzi. -Podal jakis powod? - zapytal cicho Walery. -Slucham? O co pan pytal? Walery chrzaknal, ale glos sie nie wzmacnial. -Pytalem, czy Kerikow podal jakis powod. -Jestem zolnierzem rosyjskich sil zbrojnych, doktorze Borodin. Gdy otrzymuje rozkaz, nie pytam o powody jego wydania. -Wie pan, ze to blad, prawda? -To nie moje zmartwienie - odparl ostroznie Zwieokow. -Slyszalem, co powiedzial pan zalodze na temat amerykaoskiej lodzi w tym rejonie. Gdy odpali pan rakiete, znajda nas natychmiast. -Pan, byd moze, zna sie na geologii, panie Borodin, aleja sie znam na taktyce Amerykanow. Gdy pocisk eksploduje, natychmiast tam poplyna, zeby sprawdzid, co sie stalo. A my w tym czasie po cichu sie ulotnimy. Fale po wybuchu ukryja nasz slad akustyczny, nawet jesli poplyniemy z maksymalna predkoscia. Zwieokow powiedzial Borodinowi o odpaleniu rakiety z czystej uprzejmosci, jako ze mlody naukowiec i jego ojciec wlozyli wiele wysilku w powstanie wulkanu. Nie oznaczalo to jednak, ze go lubil ani ze chcial kwestionowad otrzymane rozkazy. Po smierci ojca Walery' porzucil mysli samobojcze, przyznajac sam przed soba, ze ogarnialy go one w chwilach slabosci. Teraz zdal sobie sprawe, ze nigdy nie udaloby mu sie odwiesd Zwieokowa od zniszczenia wulkanu, ciagle jednak mial szanse ucieczki z teczka swojego ojca. Gdy "John Dory" podplynie w poblize wyspy, by podjad na poklad czlonkow komanda, Walery znajdzie sposob, zeby wydostad sie z okretu, nawet jesli bedzie musial wydostad sie na brzeg, plynac wplaw. Ucieknie. Wulkanu nie uratuje, ale notatki jego ojca z pewnoscia beda wiele znaczyd dla Amerykanow. -Nasza lodz moze potencjalnie znalezd sie w sytuacji bojowej -Zwieokow przerwal rozmyslania Walerego - wiec pozostanie pan w swojej kajucie. Nic jest pan aresztowany, ale przy drzwiach stanie wartownik, ktory dopilnuje, by nie przeszkadzal pan w dzialaniach operacyjnych okretu. Nacisnal przycisk interkomu. Zastepca dowodcy zglosil sie natychmiast. -Tak, kapitanie? -Przyslijcie tu oficera odpowiedzialnego za ochrone, zeby odprowadzil doktora Borodina do jego kajuty. Postawcie tam tez wartownika. Bez broni. Chwile potem jeden z oficerow wszedl do kajuty kapitaoskiej i odprowadzil milczacego Walerego. Gdy dotarli do jego pomieszczenia, przed drzwiami stal juz muskularny wartownik. Walery rzucil sie na koje zaraz po tym, gdy straznik z przesadna uprzejmoscia zamknal za nim drzwi. Zalewaly go fale rozpaczy, ktore jak zimowy przyboj na morzu niszczyly ostatnie iskierki nadziei. Byl juz tak blisko. "John Dory" mial pod oslona ciemnosci podjad komandosow w poblizu hawajskich wybrzezy. Walery mogl wtedy bez trudu zeslizgnad sie do wody i niezauwazony przez nikogo odplynad. Wszystko przepadlo. Nigdy nie uda mu sie pokonad wartownika za drzwiami i wydostad sie z okretu. Przegral. Walil piesciami w cienki materac, probujac odegnad od siebie mysl, jak blisko znajdowal sie moment, gdy mogl znow byd z Tish. Cierpienie bylo tak silne, ze jeczal i wil sie na waskiej koi. Szczesliwe chwile, spedzone w Mozambiku, przelatywaly przez jego umysl jak sceny z romansu. On i Tish... Kapiacy sie w blekitnej wodzie oceanu, rozesmiani, zakochani, beztroscy i szczesliwi. Niemal fizycznie czul, ze dziewczyna mysli teraz o nim. czul to wszystko, co ich laczylo, czul wiez, ktora nigdy do kooca ich nie rozdzieli. Zacisnal mocno powieki w daremnej probie oddzielenia sie murem od cudownych obrazow. -Niech to szlag! - syknal przez zeby zacisniete tak mocno, ze lada chwila mogly trzasnad. -Niech to szlag! 25 W POBLIZU HAWAJOW Ryk turboodrzutowych silnikow obudzil Mercera, ktory zorientowal sie, ze F/A-18 zwolnil wlasnie do predkosci poddzwiekowej. Geolog mrugnal kilka razy i obrocil zdretwiala szyje. Ciasny kombinezon wpijal mu sie bolesnie w krocze i pofaldowal pod pachami, ale Mcrcer nie mial mozliwosci, by przeciagnad sie w kokpicie. Byla noc, nad ich glowami polyskiwala ogromna tarcza ksiezyca. Mcrcer uznal, ze przy tym bladym swietle moglby czytad.-Gdzie jestesmy? - zapytal Billy'ego. -Jakies pieddziesiat mil od "Kitty Hawk". Juz nas namierzaja. Piloci samolotow rejsowych i prywatnych mowia, ze najniebezpieczniejsza sytuacja jest ladowanie bez napedu na nierownym terenie. Dla pilotow najwieksze niebezpieczeostwo stanowi nocne ladowanie na lotniskowcu, kolysanym falami niespokojnego morza. Majac te wiedze, Mercer doszedl do wniosku, ze najlepiej zrobi, siedzac cicho i pozwalajac Billy'emu robid swoje. Billy Ray "Bubba" Young jednak nie przejmowal sie zbytnio czekajacym go podejsciem do ladowania. Nie przestawal gadad o farmie, lataniu i wszystkim innym, co przyszlo mu do glowy. Mercer widzial jego dlonie, ktorymi gestykulowal na wszystkie strony podczas rozmowy. Dopiero gdy znalezli sie w odleglosci dziesieciu mil od statku, pilot na powrot przeobrazil sie w chlodnego profesjonaliste. -Kontrola lotu, mowi Przewoznik 1-1-3 - podal kodowa nazwe samolotu. - Widze was. Mercer popatrzyl w mrok, ale dopiero po dwudziestu sekundach dostrzegl slabe swiatelka lotniskowca, ktore wygladaly jak maleoka konstelacja punktow swietlnych na czarnej powierzchni oceanu. Nie bylo watpliwosci, ze Billy Ray mial sokoli wzrok. Homet powoli obnizal pulap lotu. Obroty silnika spadl)' i samolot lecial z predkoscia nie wieksza niz dwiescie wezlow. Gdy zblizyli sie do ogromnego lotniskowca, Mercer zobaczyl reflektory rufowe jednostki, swiatla pasa i systemu VASSI, wskazujacego sciezke podejscia. Widzial tez swiatlo wskazujace kolysanie statku, ale ani ono, ani pozostale nic mu nie mowil)'. Ufal, ze Billy zna sie na tych oznaczeniach i wie, co robi. -Odleglosd: jedna mila - poinformowal kontroler lotow. -Potwierdzam - odpowiedzial spokojnie Billy. Rozlegl sie mechaniczny szum, gdy spod kadluba wysunelo sie podwozie. Poswiata rzucana przez nieliczne swiatla krazownika sprawiala, ze ocean wydawal sie jeszcze czarniejszy i zlowieszczy. Patrzac na rufe okretu, Mercer zauwazyl, ze kolysze sie jak oszalala. Ladowanie na tak chwiejnym pokladzie wydawalo sie niemozliwe. -Gotowy? - zaskrzeczalo radio. Billy Ray wyrownal kurs samolotu, by dopasowad go do rytmu kolysania statku. Gdy uznal, ze podejscie bedzie czyste, nacisnal przycisk mikrofonu. -Gotowy. Ostatnia faza lotu byla teraz calkowicie w jego rekach. Krazownik zblizal sie z kazda chwila, a hornet lecial ciagle z predkoscia przekraczajaca sto pieddziesiat wezlow, przechylajac sie na boki, by podchodzid w tej samej plaszczyznie, co poklad okretu. Jakies dwiescie pieddziesiat metrow od rufy w kokpicie rozleglo sie zawodzenie systemu alarmowego. Skrzydla tracily sile nosna z powodu zbyt malej predkosci. Dwiescie dwadziescia metrow od statku Billy Ray uniosl nieco wyzej nos samolotu, czud bylo jednak, ze hornet ledwie utrzymuje sie w powietrzu. Sto pieddziesiat metrow od pokladu maszyna zaczela sie trzasd, ale Billy utrzymywal ja w gorze wprawnie kierowanym ciagiem. Pas ladowiska majaczyl w oddali niewyrazna smuga. Wydawalo sie, ze sytuacja wymyka sie pilotowi spod kontroli. Czegos takiego Mercer nigdy sie nic spodziewal. Wyjace alarmy, wsciekle wstrzasy, wojownicze okrzyki Billy'ego. Kola dotknely pokladu z piskiem palacej sie gumy. Billy jednym ruchem otworzyl maksymalnie przepustnice i wlaczyl dopalacze, ale potezna moc silnikow nie mogla uwolnid samolotu od liny hamowniczej, rozciagnietej w poprzek pokladu krazownika. Pilot wylaczyl silniki, gdy nos samolotu pochylil sie w dol. Gwaltowne hamowanie ze stu pieddziesieciu wezlow do zera cisnelo bolesnie zapietym w pasy cialem Mercera, wywolujac na ramionach rozlegle sioce. Gdy ustal szum turbin silnikow, Mercer dopiero - chyba po dwu mi-[nutach -wypuscil z pluc powietrze. -Powinienem byl pana ostrzec, ze po ladowaniu wrzuce maksymalna moc. Musze tak robid na wypadek, gdybysmy nie zahaczyli liny i musieli szybko wystartowad. -Nie ma sprawy. - Mercer odczuwal tak wielka ulge, ze nie smial * narzekad. -Kontrola? - powiedzial przez radio Billy. - Ktora line zaha-* czylem? -Druga - odparl kontroler lotu. Billy Ray krzyknal triumfujaco. -Ostatni raz ladowalem na krazowniku dwa miesiace temu, mimo to udalo mi sie zahaczyd srodkowa! By moc ladowad na lotniskowcach, piloci marynarki wojennej musza systematycznie zahaczad podczas ladowania srodkowa z trzech lin hamujacych, rozciagnietych w poprzek pokladu okretu. Zaczepienie o line numer jeden lub trzy oznacza, ze pilot podchodzil zbyt wysoko lub zbyt nisko, a jesli taka sytuacja powtarzala sie zbyt czesto, musial przejsd na ladzie dodatkowe szkolenie. Billy Ray wykonal idealnie podejscie nocne. Gdy niewielki ciagnik odholowal F-18 do jednej z wind. Mercer otworzyl oslone kabiny i wciagnal do pluc swieze, oceaniczne powietrze. Zapach paliwa lotniczego i dym wydobywajacy sie z osmiu silnikow krazownika nie zdolaly przydmid orzezwiajacego tchnienia Pacyfiku. Mer-cer zdumial sie, widzac, ze na pokladzie wre praca. Wszedzie krzatali sie marynarze i czlonkowie obslugi, wszedzie przemieszczaly sie samoloty. W czarne niebo, jak zapalona strzala, wzbil sie F-14 Tomcat. W poblizu grzal silniki potezny smiglowiec. Do hometa podbieglo kilkunastu technikow. Jeden z nich przysunal do kadluba drabinke, a dwoch wspielo sie na nia, by pomoc Mercerowi i Billy'emu wydostad sie z ciasnych foteli. -Fajnie, ze znow tu jestes, Bubba - ucieszyl sie technik. - Szef eskadry chce cie od razu widzied na odprawie. -Dobra - mruknal Billy. - Bylo mi milo, panie Mercer. Geolog uscisnal jego reke i usmiechnal sie szeroko. -Skoro tak mowisz... Przykro mi, ze nie okazalem sie dobrym towarzyszem podrozy podczas tego lotu. Chyba musialem sie wyspad. -O rany! A wiec spal pan przez caly czas? Nic dziwnego, ze ani razu nie odpowiedzial pan na zadne moje pytanie. - Pilot rozesmial sie. Ktos podal Mercerowi nylonowy worek wyciagniety ze schowka na amunicje. Gdy poczul pod stopami asfaltowy poklad, przeciagnal sie i rozluznil obolale miesnie. Zdal sobie sprawe, ze lotniskowiec prawie w ogole sie nie kolysze. Tylko z kokpitu podchodzacego do ladowania samolotu wygladalo to tak, jakby statek miotal sie na wszystkie strony. -Doktorze Mercer, komandor Quintana chcialby sie z panem zobaczyd - powiedzial jeden z czlonkow zalogi. - Zaprowadze pana. Prosze trzymad sie blisko mnie, poklad startowy to niezbyt bezpieczne miejsce. Gdy tylko odeszli od samolotu, wielki kwadratowy wycinek pokladu zniknal, pociagajac hometa do hangaru we wnetrzu lotniskowca. Mercer poszedl za marynarzem w kierunku siedmiopietrowej wiezy, jedynego fragmentu lotniskowca, ktory wznosil sie nad pokladem startowym. W srodku dalo sie rozpoznad przeszklone mostki i niezliczona liczbe anten, skierowanych w niego. "Kitty Hawk" nie byl napedzany paliwem jadrowym i mial jeden komin, ktory wystawal poza barierka prawej burty statku. Wiatr chlostal poklad, popychajac Mercera i jego przewodnika w kierunku wiezy. W wejsciu Mercer zauwazyl majaczaca sylwetke jakiejs postaci. Gdy sie zblizyli, latynoskie rysy twarzy i ciemne wlosy pozwolily mu rozpoznad komandora Quintane. Oficer, ubrany w wykrochmalo-ny mundur koloru khaki, chociaz wygladal na rozluznionego, trzymal sie prosto. Klasyczny przedstawiciel ludzi morza, pomyslal Mercer. -Witam na CV63 "Kitty Hawk". Jestem Juan Quintana, komandor. Moze wejdziemy? Strasznie wieje. - Quintana nie wyciagnal reki, by sie przywitad i mowil tak, jakby po kazdym slowie stawial kropke. Mercer wszedl za nim do srodka. Jednolicie szare sciany i przytlumione swiatlo przypominalo mu piwnice w domu dziadkow w Vermon-cie. Stalowe korytarze, chociaz idealnie czyste, pachnialy paliwem i slona woda. Quintana poprowadzil go trzy pietra wyzej i po przejsciu plataniny korytarzy znalezli sie w jego gabinecie. Gdyby Mercer nie nawykl do trojwymiarowych labiryntow i podziemnych kopalo, z pewnoscia stracilby orientacje. Komandor zajmowal male pomieszczenie, ale na okrecie, liczacym pied tysiecy czlonkow zalogi, przestrzeo jest w cenie. Panele na scianach i cienki dywan na podlodze mozna by uznad za duza zmiane na plus w porownaniu ze stalowymi korytarzami. Biurko Quintany, drewniane, ot, standardowy mebel biurowy, przypominalo Mercerowi jego wlasne biurko w USGS. Geolog uwazal, ze pusty blat biurka dowodzi choroby umyslowej, uznal wiec, ze komandor jest stukniety. Jedyne przedmioty, ktore tam zauwazyl, to przykrecona do blatu lampa i czarny telefon. -Kibelek jest za tamta zaslona. - Quintana wskazal reka przejscie. -Moze pan tam tez zostawid swoj skafander. -Dzieki. - Mercer usmiechnal sie z wdziecznoscia i poszedl do lazienki. Kilka minut pozniej siedzial naprzeciwko komandora, popijajac kawe, ktorej ostroznie nalal mu Quintana. -Kapitan spotkalby sie z panem osobiscie, doktorze, ale nie trawi chlopaczkow z CIA. Szczerze mowiac, tez za wami nie przepadam - powiedzial z lekkim niesmakiem. -Ciesze sie, ze to sobie wyjasnilismy - odparl z usmiechem Mercer. -Ja tez nie lubie szpiegow. -Nie rozumiem. Myslalem, ze jest pan... -Z CIA - dokooczyl Mercer. - Nie, pracuje dla USGS. -W zyciu nie slyszalem o takiej agencji. -To agencja naukowo-badawcza, zajmujaca sie miedzy innymi problemami geologicznymi - wyjasnil Mercer. - Jestem inzynierem gornictwa. -Przewozenie cywila mysliwcem marynarki jest zle, ale to juz szczyt wszystkiego - powiedzial kwasno Quintana. - Jest pan zwyklym inzynierem. O co tu, do cholery, chodzi, panie Mercer? Arogancka postawa komandora dotknela Mercera do zywego. -Nie zachowuj sie pan tak, jakbys z wlasnej kieszeni placil za ten lot, dobra? Uczestnicze w misji o takim stopniu tajnosci, ze wie o niej jedynie garstka osob. Nie przypominam sobie, zeby ktos zezwalal panu zachowywad sie jak rozkapryszona primadonna. Ten statek jest dla mnie tylko lotniskiem, gdzie mam przesiadke, wiec wsadz pan sobie gdzies swoje swiete oburzenie, bo nie jestem w nastroju. W normalnej sytuacji Mercer nie potraktowalby tak ostro Quintany, ale napiecie, ktore w nim roslo, potrzebowalo ujscia. Poza tym komandor zachowywal sie jak zwykly skurwiel. -Paoskim zadaniem jest przerzucid mnie na okret desantowy "In-chon" i nic wiecej. Quintana zmruzyl oczy i spojrzal z uraza na Mercera. -W porzadku, doktorze Mercer. Mamy teraz 4.30. Za mniej wiecej dwie godziny sie rozwidni. Wtedy zabierze pana stad smiglowiec. -Swietnie. A tymczasem gdzie moglbym cos zjesd? Quintana wstal, powstrzymujac wscieklosd. -Zaprowadze pana do mesy oficerskiej - powiedzial przez zacisniete zeby. -Przy okazji, prosze przekazad kapitanowi, ze admiral Morrison przesyla pozdrowienia - rzucil od niechcenia Mercer, gdy wychodzili na korytarz. Wiedzial, ze pozornie niewinna wzmianka o szefie polaczonych sztabow byla dziecinna zagrywka, ale nabrzmiale zyly, ktore pojawily sie na czole komandora, dostarczyly mu iscie szataoskiej przyjemnosci. 26 HONOLULU Evad Lurbud zawsze budzil sie wsciekly, nawet po krotkiej drzemce. Gniew stanowil integralna czesd jego osoby, tak jak ciemne oczy czy silne ramiona. Byla to zlosd dzika i niekontrolowana, ale niezwykle istotna. Tylko ona nadawala jego zyciu znaczenie. Wtedy, gdy dawal jej upust, wiedzial, ze zyje.Gdy zsunal nogi z lozka, zastanowil sie przez chwile, co by sie stalo, gdyby pewnego dnia obudzil sie i stwierdzil, ze caly gniew go opuscil. Przeciez towarzyszyl mu od chwili, gdy zaczal go katowad ojciec, a matka i ciotka dopuszczaly sie czynow, ktore dorosli okreslaja "lubieznymi". Lurbud doszedl do wniosku, zeby gdyby obudzil sie i nie poczul wscieklosci, strzelilby sobie w leb. Reszte legowisk w kryjowce zajmowali czlonkowie jego zespolu. Gorna prycza zapadala sie pod ciezarem sierzanta Demanowa. Towarzysze chrapali ogluszajaco. Wszyscy przybyli ledwie jeden dzieo wczesniej niz Lurbud, uznal on wiec za rozsadne, by umozliwid im przyzwyczajenie sie do strefy czasowej, obowiazujacej na Hawajach. Dzis wieczorem mieli wyruszyd, a to znaczylo, ze musieli byd swiezy i wypoczeci. Rosjanin spojrzal na zegarek. Byla 18.30. Przebywal na Hawajach nieco dluzej niz dwadziescia cztery godziny i gdy teraz rozciagal miesnie, wiedzial, ze jest gotow. W kacie pomieszczenia dwoch czlonkow zespolu rozgrywalo kolejna partyjke remika, na prozno probujac zabid czas pomiedzy godzinami nadawania przekazow na statek "John Dory". Gdy zobaczyli, ze Lurbud na nich patrzy, staneli na bacznosd. Rosjanin usmiechnal sie i skinieniem reki kazal im usiasd, po czym odwrocil sie do lozek spiacych zolnierzy. -Panowie - powiedzial stlumionym glosem. Bez chwili zwloki, szybko i sprawnie, jego ludzie zsuneli sie z prycz i w jednej chwili staneli w szeregu w pelnej gotowosci. Natychmiastowy odzew zolnierzy zrobil wrazenie nawet na Lurbudzie. Sierzant Demanow wystapil z szeregu i podszedl do niego. Byl nagi, ale wydawalo sie, ze zupelnie mu to nie przeszkadza. Jego zwaliste cialo pokrywaly geste, ciemne wlosy. -I jak ci sie podoba? - zapytal, podnoszac ze stolu papierosa i zapalniczke. -Mowisz o zolnierzach czy o tym oklapusie? Demanow rozesmial sie rubasznie, wypuszczajac nosem dym papierosa. -To najlepsi chlopcy na calym pieprzonym swiecie. Lurbud sie usmiechnal. -Tym razem nawet ty nie przesadzasz, Dmitrij. Do 19.30 maja byd gotowi do wyjscia. Dotarcie do domu Ohnishiego i zajecie pozycji zajmie nam co najmniej godzine. -Myslales nad moim planem? -Tak, dzis po poludniu, gdy wszyscy spali. Pomysl, zebysmy rozdzielili nasze sily, nie jest moim zdaniem najlepszy. Nie mamy sprzetu komunikacyjnego, zeby zsynchronizowad ataki na Ohnishiego i Kenjiego. Uderzymy na nich po kolei. Przy odrobinie szczescia Kenji bedzie ze swoim panem i druga operacja okaze sie zbedna. Najwazniejsze to utrzymadkontakt z "Johnem Dorym". Jesli nie bedzie na nas czekad, gdy dotrzemy do wybrzeza, wiesz, co to oznacza. Gdy sierzant Demanow i jego ludzie sprawdzali sprzet i broo, przemycona wiele miesiecy wczesniej w poczcie dyplomatycznej ambasady rosyjskiej, Lurbud rzuci! okiem na raporty, ktore otrzymal w Kairze. Rezydencji Ohnishiego strzeglo dwudziestu straznikow. Kazdy z nich przeszedl szkolenie wojskowe lub policyjne oraz bral udzial w licznych profesjonalnych kursach. Ci ludzie byli lepiej wyszkoleni niz elitarne sily zbrojne niejednego paostwa. Lurbud nie mial watpliwosci, ze jego zolnierze dadza sobie z nimi rade, zdawal sobie jednak sprawe, ze czesd z nich zginie w walce. Ohnishi, starzec przykuty do wozka, nie bedzie stanowil zadnego zagrozenia, gdy jego ochrona zostanie wyeliminowana. W wypadku Kenjiego sprawa wygladala inaczej. Lurbud nie mial planu jego domu ani zadnych szczegolow dotyczacych ochrony. O nim samym tez wiedzial niewiele. Mial pieddziesiat cztery lata, ale zalaczone do raportu niewyrazne zdjecie, chod zrobione zaledwie rok wczesniej, przedstawialo mezczyzne, ktory wygladal na dwadziescia lat mlodszego. Kenji byl mistrzem kendo, taekwondo i kilku innych sztuk walki, o ktorych Lurbud nawet nie slyszal. Wedlug notatki oficera KGB, ktory przygotowal dossier, Kenji do perfekcji opanowal sztuke poslugiwania sie w walce przedmiotami codziennego uzytku. Bez problemu mogl zabid badz ciezko zranid kazdym przedmiotem, ktory wpadl mu w rece. Notatka podawala przyklad podobnie wyszkolonego zamachowca, ktory poderznal gardlo wegierskiemu dysydentowi kartka, wyrwana z londyoskiej ksiazki telefonicznej. Lurbud mial nadzieje dopasd Kenjiego w domu przemyslowca. Zaatakowanie siedziby zabojcy bez zadnego rozpoznania rownalo sie samobojstwu. O 7.30 Lurbud wraz z reszta zespolu opuscili kryjowke, upewniwszy sie, ze nie pozostawili po sobie zadnych obciazajacych dowodow. Pomimo wprowadzonej godziny policyjnej bez problemu opuscili miasto va-nem, ukrytym w pobliskim garazu. Gdyby Honolulu przetrwalo kryzys, jedynymi dowodami ich pobytu w tym miescie bylyby porzucona furgonetka i puste mieszkanie, ktore wiele miesiecy wczesniej wynajelo przedsiebiorstwo Ocean Freight Cargo. A od czasu wlamania do biur w Nowym Jorku firma przestala istnied. Siedemdziesiat kilometrow dalej chlodna bryza zblizajacej sie nocy owiewala szklana rezydencje Takahiro Ohnishiego. Stary Japooczyk sie- dzial na swoim wozku na otwartym balkonie, wysoko ponad gladkimi jak stol trawnikami i przytakiwal w zamysleniu, sluchajac Kenjiego, ktory opisywal obecna sytuacje na Hawajach. -Chociaz od jego smierci minely cztery dni, wiele jednostek Gwardii Narodowej ciagle uwaza, ze nadal otrzymuja rozkazy od Davida Ta-kamory. Nie wiedza, ze burmistrz Honolulu nie zyje. Szosa MacArthur Drive, ktora biegnie do Pearl Harbor, zostala zablokowana przez studentow uzbrojonych w strzelby mysliwskie oraz w pelni uzbrojonych gwardzistow. Lotnisko jest zamkniete i nie przyjmuje zadnych samolotow. Budynki ewakuowano i zostali w nich tylko najemnicy, ktorych oplacilem. Pasy startowe sa zablokowane sprzetem do obslugi lotniska, ktory zostanie usuniety dopiero na rozkaz moj albo pana. Centrale lacznosci przewodowej i bezprzewodowej takze zostaly zamkniete i znajduja sie pod straza. Hawaje sa odciete od swiata. A co z mediami? Stawialy opor? -Tak - odparl Kenji, patrzac na zegarek. - Miejscowi szefowie sieci telewizyjnych zadaja przeprowadzenia wywiadu z Takamora, najlepiej na zywo, by uspokoid obawy opinii publicznej. Jeden z nich zaczal nawet grozid, ze bedzie nadawad na caly kontynent informacje o aktach przemocy, jesli wkrotce Takamora sie nie pojawi. -Jak chcesz rozwiazad ten problem? - Ohnishi nie wygladal na specjalnie przejetego. -Moj agent jest gotow zdjad go zaraz po wyjsciu ze studia. -Swietnie. Jak wyglada sytuacja na ulicach? -Moi ludzie ulokowani w szpitalach twierdza, ze do tej pory zginelo okolo dwustu osob, a jakies piedset odnioslo rany. Wiekszosd z nich to ofiary przypadkowych aktow przemocy, podobnych do tych, do ktorych doszlo w Los Angeles w 1992*. Bandy nastolatkow bija niewinnych przechodniow, gangsterzy wydaja na siebie wyroki smierci i tym podobne historie. Niektore z ofiar to nasze cele. Osiemdziesiat szesd osob z naszej listy, zawierajacej trzysta nazwisk, na pewno nie zyje. Prawdopodobnie udalo sie wyeliminowad ich wiecej, ale nie mam jeszcze potwierdzenia od naszych agentow. * W 1992 roku sad uniewinnil funkcjonariuszy policji, oskarzonych o pobicie czarnoskorego mieszkaoca Los Angeles. Zdarzenie to zarejestrowal przypadkowy swiadek. Werdykt wywolal w miescie zamieszki, uwazane za najwieksze w XX wieku w USA. Akty wandalizmu i przemocy doprowadzily do smierci 53 osob (przyp. tlum.). -Niepokoi mnie nieco fakt, ze nie dotarty do nas jeszcze informacje od Suleimana, potwierdzajace wyslanie broni. Kenji spojrzal szybko na zegarek. -Ta broo powinna dotrzed za kilka godzin, a nie wiemy, jakie samoloty ja dostarcza ani jaki kod rozpoznawczy beda nadawad piloci. Jesli nie otrzymamy kodu, nie bedziemy mogli oczyscid pasow. -Dochodzimy do momentu krytycznego. Wkrotce ludzie straca zapal i beda domagad sie spokoju. Musimy dostad te broo, a takze pozyskad wiecej najemnikow. Prezydent Stanow Zjednoczonych wkrotce zareaguje, nie mam co do tego watpliwosci. Zolnierze w Pearl Harbor na razie siedza cicho, ale w kazdej chwili ktos ich moze spuscid ze smyczy. -Prezydent nie odwazy sie wydad rozkazu otwarcia ognia, bo na kontynencie od razu wybuchlyby protesty. Poparlaby nas kazda mniejszosd etniczna. Ulice ogarnelaby anarchia. -Prezydent moze pojsd inna droga, Kenji. Na przyklad moze zaatakowad mnie. Wie o moim zaangazowaniu w ten przewrot, wiec moze zlikwidowad tylko mnie i czekad, ze przemoc umrze wraz ze mna. Taka dzicz jak ta zachowuje aktywnosd tylko wtedy, gdy ktos nia rzadzi. Jesli urwie sie kontakt z naszymi ludzmi na wyspach, szybko straca zapal. -To prawda - zgodzil sie Kenji - ale musimy jeszcze mied na wzgledzie odpowiedz Kerikowa. -Nim sie nie martwie. Jego mozliwosci sa mocno ograniczone. -Przewrot jest pomyslem pulkownika i mialo do niego dojsd tylko na jego rozkaz. Na pewno ma plan, by go zatrzymad. Narazamy powodzenie operacji Kerikowa zwiazanej z wulkanem. Z pewnoscia zabezpieczyl sie na taka ewentualnosd Na twarzy Ohnishiego pojawil sie ojcowski usmiech. -Zawsze troszczyles sie o moje bezpieczeostwo, Kenji. Doceniam to, uwazam jednak, ze nic nam nie grozi. Ten czlowiek nic jest w stanie nas powstrzymad. Wydawalo sie. ze pewnosd siebie, bijaca ze slow Ohnishiego. uspokoila nieco Kenjiego. -A co zrobimy, gdy Takamora nie pojawi sie, by poprowadzid ludzi? - zapytal. -Senator Namura ukrywa sie obecnie poza Waszyngtonem. Mial poprowadzid przewrot, gdyby Takamora odmowil, wiec to on zostanie nowym przywodca. Przyjal juz ten zaszczyt. Moj prywatny odrzutowiec przywiezie go na wyspe, gdy tylko bedzie to bezpieczne. -A smierd Takamory? -Oskarzymy o nia amerykaoskie wojsko. Nie przejmuj sie lak, Kenji, wszystko idzie jak trzeba. Broo Suleimana i najemnicy wkrotce tu dotra, by wzmocnid twoje sily. Namura zjawi sie tu pewnie w ciagu dwudziestu czterech godzin i zacznie legitymizowad to, co zaczelismy. Ani prezydent, ani Kerikow nie beda mied wystarczajaco duzo czasu i sily, by rozpoczad jakas wieksza operacje przeciwko nam. Katem oka Kenji dostrzegl ciemna postad, biegnaca po trawniku w strone domu. Za nia szybko pobieglo dwoch innych ludzi, ktorzy wypadli z cieni okolicznej dzungli. Kenji swobodnie skrzyzowal nogi, maskujac instynktowne napiecie miesni. Jego reka spoczela w okolicy kostki. -Byd moze wszystkie ewentualnosci zostaly wziete pod uwage - zauwazyl. -Nigdy nie sadzilem jednak, ze zajdziemy az tak daleko. Jeszcze pare miesiecy temu wydawalo sie, ze przewrot na Hawajach to mocno naciagany pomysl. -Nawet wtedy nie tak bardzo niedorzeczny. Ten kraj dojrzal do takiego obrotu spraw, rasizm i napiecia spoleczne wzmagaly sie z kazdym dniem. My tylko przyspieszylismy ten proces, a teraz wszystko koordynujemy. Eksplozja nie byla na tyle silna, by strzaskad grube szklo, ale zatrzesla balkonem i wystraszyla stado pelikanow, ktore z glosnym krzykiem wzbily sie z trawnika wysoko w niebo. Ohnishi odwrocil sie wraz z fotelem, rozgladajac sie przez chwile wystraszonym wzrokiem. Gdy spojrzal na swojego asystenta, ten zdazyl sie juz zerwad na rowne nogi i wyciagnad z kabury na kostce nieduzy rewolwer. Jego krotka lufe skierowal miedzy wytrzeszczone oczy Ohnishiego. -Nie waz sie drgnad, starcze - warknal Kenji. Oslabiony wiekiem pecherz moczowy Takahiro Ohnishiego oddal swoja zawartosd w markowe spodnie garnituru od Armaniego. 27 BIALY DOM Zdenerwowanie sierzanta Harolda Tompkinsa siegnelo zenitu. Wlasnie pelnil sluzbe w pokoju sytuacyjnym, gdy transmisja telewizyjna z Pearl Harbor. ktorej podglad mial na wielkim ekranie, zostala nagle przerwana.Przez dluzsza chwile, czujac na plecach uwazne spojrzenia prezydenta, przewodniczacego Polaczonego Kolegium Szefow Sztabow, sekretarzy stanu i obrony oraz szefow CIA, NSA i FBI, probowal odzyskad lacznosd satelitarna. Pojawil sie obraz z Pearl Harbor czysty i wyrazny, a chwile potem ekran zgasl. Gdyby ogladali program telewizyjny i pokazalby sie napis "Przepraszamy za usterki", goscie poszliby na kawe albo do toalety. Nie byl to jednak zaden film. W momencie gdy obraz zniknal, zostala wlasnie zaatakowana baza w Pearl Harbor, a ci ludzie liczyli na to, ze Tompkins naprawi polaczenie z satelita. -I jak?-zapytal admiral C. Thomas Morrison. -Jak na razie, nic, sir. - Z gardla Tompkinsa wydobyl sie ledwie zrozumialy pisk. -Jezu. W pomieszczeniu o wymiarach szesd na szesd metrow, znajdujacym sie cztery pietra pod Bialym Domem, powietrze zrobilo sie ciezkie. Dym z papierosow - do palenia ci ludzie nigdy by sie publicznie nie przyznali - zasnul pokoj, rozchodzac sie blekitnymi smugami. Nawet z kacika ust prezydenta, ktory siedzial u szczytu mahoniowego stolu, zwisalo tlace sie marlboro. -Jesli zona zobaczy mnie z fajka, to mnie zabije - powiedzial, chcac rozluznid atmosfere. Smiech, ktory uslyszal w odpowiedzi, brzmial dosd nerwowo. Pomimo papierosow, zarostu na twarzach i drzenia rak, spowodowanego nadmiarem kofeiny, siedzacy za stolem mezczyzni mieli umysly tak samo jasne, jak dwanascie godzin wczesniej, gdy stawili sie w pokoju sytuacyjnym. Z windy wyszedl jeden z doradcow i zwrocil sie bezposrednio do Sama Beckera, szefa Agencji Bezpieczeostwa Narodowego. -Mamy najnowsze dane z przelotu KH-11, sir. - Polozyl na stole plik zdjed satelitarnych wykonanych w podczerwieni. - Obawiam sie. ze tak jak w przypadku fotografii z SR-1, takze i tym razem analitycy niewiele z nich wywnioskowali. Cieplo, ktore emituje wulkan, uniemozliwia namierzenie innych obrazow termalnych. -Niech to szlag. - Becker przerzucal zdjecia. - Skoro moi ludzie nie wypatrzyli ruskiej lodzi podwodnej, to jakim cudem udalo sie to Mercero-wi? NSA ma najlepszych specow od analizy zdjed na swiecie. Chcialbym wierzyd, ze nie mylisz sie co do tego goscia, Dick. Henna spojrzal znad rozlozonych przed nim papierow. -Trudno mowid o stuprocentowej pewnosci, ale do tej pory facet mnie nie zawiodl. Powiedzial mi przez telefon, ze "John Dory" zostal zlokalizowany w poblizu wulkanu. -Skoro tak, to dlaczego nie wyciagnales z niego, jak tego dokonano. -Rany, Paul, widziales go przeciez. Myslisz, ze powiedzialby mi cokolwiek? -Zgadzam sie z Dickiem. - Prezydent potarl nabiegle krwia oczy. - W takich sytuacjach trzeba byd delikatnym, a nie rozmawiad z pozycji sily. -Chyba sie udalo, panowie - przerwal im Tompkins. Mezczyzni odwrocili glowy w strone ekranu. Obraz wyostrzyl sie i na ekranie pojawil sie przystojny Azjata ubrany w mundur maskujacy. Widoczni za jego plecami marines zza oslony workow z piaskiem strzelali do niewidocznego przeciwnika. Na srodku szerokiego, asfaltowego wjazdu staly dwa czolgi, z wiezyczkami skierowanymi w strone bramy glownej. Ich studwudziestomilimetrowe dziala milczaly, ale sprzezone z nimi karabiny maszynowe wsciekle pluly ogniem. Byla to makabryczna scena, poniewaz przekaz nie zawieral dzwieku. Tompkins nacisnal jeszcze kilka guzikow na pulpicie sterowniczym i panujaca w pokoju cisze rozdarl bitewny zgielk. Zacieklosd walk zdumiala zebranych. -Prosze powtorzyd wiadomosd, pulkowniku. Stracilismy na kilka minut lacznosd - powiedzial Morrison. -...jakies dziesied minut temu, sir. - Usta zolnierza poruszaly sie, jego wypowiedz tonela jednak w huku wystrzalow. -Pulkowniku Shinzo, mowi admiral Morrison. Prosze powtorzyd. Sir, jakies dziesied minut temu rozpetalo sie tu pieklo. Bez zadnego ostrzezenia gwardzisci i miejscowi cywile zgromadzeni za brama otworzyli ogieo. Strzelaja glownie z broni malokalibrowej, gwardzisci natomiast maja wyrzutnie rakietowe i pociski przeciwpancerne. Nie probuja na razie atakowad, ale to tylko kwestia czasu. Pulkownik Shinzo wykrzyknal cos niezrozumiale i skryl sie za sciana workow z piaskiem. Kamera musiala stad na statywie, bo nawet nie drgnela, gdy jakies dwadziescia metrow dalej eksplodowal granat. Na ekranie ponownie pojawil sie Shinzo. -Co robicie, zeby ich powstrzymad, pulkowniku? -Zgodnie z rozkazem strzelamy nad glowami, ale moi chlopcy ponosza zbyt duze straty, by dluzej zachowywad biernosd, sir. -Pulkowniku Shinzo, poznaje pan moj glos? - zapytal zdecydowanym glosem prezydent, maskujac wyczerpanie. -Tak, panie prezydencie. -Pulkowniku, swietnie sie spisujecie, ale musicie do minimum ograniczyd ofiary wsrod cywili i gwardzistow. Rozumie pan? -Tak, panie prezydencie - odpowiedzial z rezygnacja Shinzo, zdajac sobie sprawe, ze taka decyzja oznaczad bedzie ogromne straty w jego ludziach. Nagle odglosy walki wzmogly sie jeszcze bardziej. Shinzo odwrocil sie szybko i przekaz satelitarny ponownie ulegl zerwaniu. Zebrani w pokoju mezczyzni znow spojrzeli na Tompkinsa, ktory rozpaczliwie przyciskal i przekrecal rozne przelaczniki i pokretla. -Przykro mi, ale polaczenie zostalo zerwane po tamtej stronie. Nic nie moge zrobid. -W porzadku - rzucil admiral. - Mozecie odejsd. Tompkins bez zalu szybkim krokiem opuscil pokoj. -Mozemy mu ufad? - zapytal Paul Barnes. - Jakkolwiek by bylo, to zoltek. -Stul ten zasrany ryj, pieprzony rasisto. - Morrison poderwal sie, nim Barnes skooczyl mowid. - Shinzo nosi mundur zolnierza Piechoty Morskiej Stanow Zjednoczonych. Jeszcze raz podwazysz uczciwosd ktoregos z moich ludzi, a przysiegam, ze jak tu stoje, wypruje ci flaki. -Spokojnie, panowie. - Dick Henna probowal zalagodzid sytuacje. - Admiral Morrison ma troche racji. Jezeli zaczniemy doszukiwad sie drugiego dna w dzialaniach naszych ludzi, to spokojnie mozemy isd do domu i czekad na Armagedon. -Chyba juz sie zaczal - powiedzial wolno prezydent. Wszyscy wiedzieli. ze ma na mysli wojne domowa. - Zawartosd wielkiego tygla gotuje sie na wolnym ogniu od ponad dwustu lat i wlasnie ma zamiar wykipied. Jesli w ciagu kilku godzin sytuacja nie zostanie opanowana, wiesci z Hawajow podpala beczki prochu w kazdym wiekszym amerykaoskim miescie. W porownaniu z tym, co nas wtedy czeka, zamieszki z Los Angeles z 1992 roku beda wygladad jak karnawal. Prezydent zamilkl na pied dlugich minut. Najbardziej zaufani doradcy wiedzieli, ze wlasnie podejmowal decyzje, ktora mogla pchnad Stany Zjednoczone w wir najkrwawszej wojny, jaka dotychczas widziala zachodnia polkula. Ich wspolczucie nie ulatwialo mu tego. Prezydent zwiesil ciezko glowe nad blatem stolu. Jego usta poruszaly sie w zupelnej ciszy. Modlil sie czy prosil o rade ducha Abrahama Lincolna, ktory podobno nawiedzal Bialy Dom? W koocu uniosl glowe i wyprostowal ramiona. -Tom. - Admiral Morrison spojrzal prezydentowi prosto w oczy, czekajac na rozkazy. - Wystrzelcie w kierunku wulkanu pocisk Tomahawk, uzbrojony w glowice atomowa. Jesli pilnuje go rosyjska lodz podwodna, wybuch ja zniszczy. A wiec wojna. Stany Zjednoczone mialy zamiar podjad walke i byd moze zniszczyd wszystko, co stworzyla demokracja. Po raz kolejny konflikt na tle rasowym doprowadzi w Ameryce do wybuchu wojny domowej. Tym razem nie bedzie juz Polnocy i Poludnia, nie bedzie zadnej linii Masona Dixona*. Od tamtych czasow zatarly sie granice. Jutro walki ogarna kazdy stan i kazde miasto. -Pozniej wydaj rozkaz, zeby "Kitty Hawk" i "Inchon" wycofaly sie. Zawies wszystkie loty, niech sie wynosza z tamtego obszaru. Maja zniknad z rejonu Hawajow, jasne? Powiedz dowodcy w Pearl Harbor, ze maja zlozyd broo i poddad baze. W pokoju rozlegly sie westchnienia zgromadzonych. -Raczej poswiece Hawaje, niz zaryzykuje wojne. Byd moze ich secesja zapoczatkuje reakcje laocuchowa i to paostwo sie rozpadnie, ale podejme ryzyko. Nie pozwole wojsku strzelad do Amerykanow, chodby nie wiem, jakie konsekwencje to za soba pociagnelo. Prezydent nie wstydzil sie lez, ktore splynely mu po policzkach. -Sir. - Dick Henna odezwal sie pierwszy. - A co z Mercerem? Nie dalismy mu nawet szansy. -Dick, to tylko jeden facet. Mowimy tu o poteznej rewolucji, ktora wspiera Bog wie ilu ludzi. Panie prezydencie - nalegal szef FBI - a jesli on ma racje, mowiac, ze caly ten przewrot zaplanowala jakas sila z zewnatrz? Jesli uda mu sie ja wyeliminowad, rewolta upadnie. -Nic dalej jak dwie godziny temu rozmawialem z prezydentem Rosji. Nie mial pojecia, o czym mowie. Mercer mylil sie, ze w tym wszystkim maja swoj udzial Rosjanie. Za przewrotem stoi tylko i wylacznie Takahi-ro Ohnishi. -A jesli jest to operacja, ktorej nie autoryzowal rosyjski rzad? -Bzdura, w cos takiego nie uwierze. To operacja na ogromna skale. Nie ma mowy, zeby glowa paostwa o niej nie wiedziala. -Prosze wiec zapytad swoich poprzednikow o afere Iran-Contras. - Zjadliwa riposta Henny doslownie ociekala sarkazmem. Prezydent zignorowal uwage. -Nie dalbym sobie uciad reki, ze rzad rosyjski musialby autoryzowad taka operacje - powiedzial Paul Bames, wycierajac okulary. -Co masz na mysli? -Dzis po poludniu z rzeki w Bangkoku wylowiono cialo Gienadija Perczenki. Jak pamietacie. Pcrczenko byl rosyjskim ambasadorem negocjujacym w imieniu ich rzadu postanowienia traktatu. Tego samego, w ktorym dalismy sie podpuscid i ktory podpisalismy, zrzekajac sie praw do tego nowego wulkanu. -Stwierdzono slady przestepstwa? -W takich przypadkach nigdy nie ma zadnych sladow, ale stawiam swoja reputacje, ze faceta zamordowano. W dodatku jeden z naszych informatorow doniosl, ze widzial, jak na pare dni przed smiercia Perczenki do Tajlandii przylecial Iwan Kerikow. -Co to za jeden, ten Iwan Kerikow? -Bardzo cwany agent KGB, sir. Moj kontakt w Moskwie twierdzi, ze w tej chwili trwa na niego wielkie polowanie. Zdaje sie, ze facet kombinowal cos na boku, poza firma, i szukaja go za sprzeniewierzenie funduszy rzadowych, niegospodarnosd, zle zarzadzanie zasobami ludzkimi i pare innych rzeczy, w tym morderstwo. W ciagu kilkunastu ostatnich lat Kerikow wielokrotnie zwrocil na siebie uwage CIA. Na poczatku lat osiemdziesiatych dowodzil w Afganistanie grupa zabojcow i oprawcow, zamieszany tez byl w zestrzelenie we wrzesniu 1983 roku samolotu pasazerskiego koreaoskich linii lotniczych. Niedawno objal funkcje szefa Departamentu 7. KGB, o ktorym wiemy bardzo niewiele. Wydaje sie, ze nie ma w nim zadnych czynnych agentow ani nie stawia sobie jakichs konkretnych celow. Jawia sie jako zespol doradcow, tak nam sie przynajmniej wydaje. Jesli Kerikow ma cos wspolnego ze smiercia Perczenki, to mamy bezposredni zwiazek miedzy wulkanem a Departamentem 7. Sam Becker zdazyl wlasnie przeczytad otrzymany wczesniej raport oraz przejrzed fotografie. Teraz podniosl wzrok znad papierow. -Taki zwiazek istnieje. -Co tam masz. Sam? - Prezydent wyczul, ze Becker ma mocny argument na poparcie swojego twierdzenia. -Na wczorajsza prosbe Paula kazalem przeszukad archiwa Fortu Meade* pod katem radzieckich geologow z lat pieddziesiatych i szesddziesiatych. Dane sa pobiezne, ale mielismy szczescie. Od poczatku swojego istnienia Agencja Bezpieczeostwa Narodowego, mieszczaca sie w Fort Meadc, gromadzila kazde, najdrobniejsze nawet skrawki informacji wywiadowczych, otrzymywanych z calego swiata. Ten rozlegl)' kompleks miescil w sobie wiecej mocy obliczeniowej niz jakiekolwiek inne miejsce na ziemi. Wykorzystywano ja do rozszyfrowywania nawet najbardziej skomplikowanych szyfrow i kodow, ktore przechwytywano zarowno od wrogow, jak i od sojusznikow. Jesli cokolwiek ukazywalo sie drukiem, pojawialo sie w rozmowie telefonicznej czy wycieklo z satelity, znajdowalo sie w posiadaniu NSA. Od osobistych ogloszeo w lokalnej prasie, przez nudne rozmowy dwoch siostr w Madrycie, az po smiertelne tchnienia trzech kosmonautow, ktorzy w 1974 roku udusili sie na pokladzie stacji kosmicznej Sojuz. To wszystko mozna bylo znalezd na tasmach magnetycznych przechowywanych w archiwach NSA. Becker uniosl cienka teczke. -Mam to od dyrektora archiwum. Olivera Lee. Wedlug niego, dane personalne z laboratorium badawczego pod Odessa pokazuja, ze niejaka Olga Borodin otrzymuje niezla rente po mezu, ktory podobno zginal w wypadku dwudziestego czerwca 1963 roku. Lee szukal wedlug podanych kryteriow, wiec zwrocil uwage na jej nazwisko. Pokopal glebiej i okazalo sie, ze laboratorium jest czescia agencji zwanej Departamentem 7. Wydaje sie, ze CIA wie o nim wiecej niz my, ale zwiazek jest chyba oczywisty. Olga Borodin to wdowa po geologu Piotrze Borodinie. -Wiec Mercer mial racje. Rosjanie maczaja w tym wszystkim palce, tyle tylko ze nie chodzi o ich rzad. - Prezydent byl naprawde wstrzasniety. - Kerikow z pewnoscia jest mozgiem calej operacji. Ohnishi to tylko pionek. Facet z jajami, trzeba przyznad, ale fakt, ze o tym wiemy, nic nam nie da. Ciagle mam na glowie przewrot na Hawajach i cenny metal, ktory za chwile wpadnie w rece Kerikowa. - Prezydent odwrocil sie, zeby spojrzed na Henne. - Co proponujesz? * Fort Meade (oficjalna nazwa: Fort George Gordon Meade) - siedziba NSA, czyli amerykaoskiej Agencji Bezpieczeostwa Narodowego. Miesci sie w stanie Maryland (pizyp. tlum.). -Dajmy Mercerowi czas do switu - odparl szef FBI. - Jesli ma jakis plan, musi dostad chod troche czasu na jego realizacje. Na Hawajach wkrotce zapadnie zmrok. Bedzie w miare spokojnie, bo gwardzisci nie maja odpowiedniego sprzetu, by walczyd w nocy. Jesli do wschodu slooca sytuacja sie nie zmieni, wysadzimy wulkan i poddamy wyspy Ohni-shiemu. Prezydent rozparl sie w fotelu ze splecionymi z tylu glowy rekami, wpatrujac sie w dzwiekochlonne panele, ktorymi wylozony byl sufit. Decyzja zapadla szybko. -Dobrze, dam Mercerowi czas do siodmej rano czasu miejscowego. Potem macie rozpieprzyd ten cholerny wulkan. Szef FBI wstal z zamiarem opuszczenia pokoju. Mercer przybyl na poklad "Inchona" przed dziesiecioma godzinami i Henna obiecal, ze przekaze mu najnowsze wiesci. -Dick? -Tak. panie prezydencie? -Dlaczego tak bardzo ufasz temu Mercerowi? Henna zatrzymal sie przy drzwiach windy. -Przeciez jestem gliniarzem, a gliniarze ufaja swoim instynktom. Pomimo ze Bialy Dom wyposazony byl w najbardziej zaawansowany sprzet do lacznosci, Henna czekal na polaczenie z okretem desantowym "Inchon" dwadziescia pelnych napiecia minut. Kolejnych dziesied minut trwalo odszukanie Mercera na dwustuczterdziestometrowym statku. -W koocu zadzwoniles - rozlegl sie w sluchawce glos geologa. -Masz czas do siodmej rano waszego czasu - oswiadczyl bez zbednych wstepow Henna. - Lepiej wiec, zebys mial w glowie jakis plan. -A co sie stanie o siodmej? - zapytal wesolo Mercer. -Pocisk rakietowy rozwali wulkan Borodina i prezydent podda Hawaje bez walki. -No to mam napiety grafik - powiedzial wolno Mercer, chlonac zaskakujace informacje. - W takim razie uciekam. Jakies wskazowki na droge? -Tak. W okolicach Pearl Harbor trwa regularna wojna i przypuszczamy, ze w innych rejonach moze byd rownie niebezpiecznie. -Dziwie sie, ze i tak bardzo dlugo panowal tu spokoj. Co jeszcze? -Mamy dane, swiadczace o zaangazowaniu w spisek jednego z oficerow KGB, Iwana Kerikowa. To on zaplanowal cala operacje. Ostatnio widziano go w Tajlandii, ale rownie dobrze moze byd juz na Hawajach. A wlasnie. Moi ludzie od paru dni monitoruja transmisje hawajskich radioamatorow. Jeden z nich, niejaki Ken Peters, pracuje dla stacji telewizyjnej. Powiedzial mojemu czlowiekowi w Kalifornii, ze jedna z ich dziennikarek, Ji 11 Tzu, prawdopodobnie zostala porwana przez Ohnishiego. Gdy zniknela, robila wlasnie duzy material na jego temat. -Zapamietam. Co jeszcze? -Rezydencja Ohnishiego jest silnie strzezona przez prawdziwych fanatykow, wiec badz ostrozny. -Nie martw sie, Dick. Nie interesuje mnie dom Ohnishiego. To tylko pomagier, a nie sprawca zamieszania. Polaczenie ze statkiem zostalo przerwane. Henna wiedzial, ze Mercer sie rozlaczyl. Odlozyl sluchawke i usiadl w zamysleniu. Jesli Mercer nie mial zamiaru isd do rezydencji Ohnishiego, to dokad? I jesli to nie Ohnishi kierowal przewrotem, to kto? 28 HAWAJE Evad Lurbud zmysly mial tak wyostrzone, ze eksplozja, ktora rozlegla sie pod domem i przetoczyla echem po trawnikach, odrzucila go w tyl, jakby fizycznie otrzymal silny cios. Sierzant Demanow uspokajajaco polozyl mu dloo na ramieniu.-Co to bylo, do cholery? - szepnal. -Nie wiem - odparl Lurbud, wytezajac wzrok i obserwujac przez noktowizor fasade przeszklonej rezydencji Ohnishiego. - Nie widze tam nic podejrzanego. Demanow, Lurbud i dwoch innych komandosow przykucneli za niewielka kepa rododendronow, ktore niczym wyspa wynurzaly sie ze srodka wielkiego trawnika scielacego sie szeroko przed wejsciem do domu. Reszta oddzialu kryla sie pod oslona innych krzewow i roslin. Dotarli do posiadlosci Ohnishiego, gdy swiatlo zachodzacego slooca zaczynalo igrad z zielenia drzew. Oddzial wykorzystal otaczajaca posiadlosd dzungle, by zblizyd sie do zabudowao na odleglosd okolo dwustu metrow. Potem duzymi skokami przebiegli trawnik, kryjac sie miedzy kepami drzew. Lurbud i Demanow znajdowali sie nie wiecej jak czterdziesci metrow od marmurowego wejscia, gdy nastapila eksplozja. Ogromnemu hukowi towarzyszyl blysk swiatla, dochodzacy gdzies z boku pograzonego w mroku domu. -Nikogo w srodku nie widze. Noktowizor pozwolil Lurbudowi zajrzed przez szklane sciany do wnetrza budynku, ale glowne wejscie, krete schody i pokoje na lewo i prawo od nich byly puste. Juz mial dad znak swoim ludziom, by podbiegli do przodu, gdy jego uwage zwrocil niewielki ruch. Ktos szedl korytarzem w kierunku schodow. Poruszal sie ostroznie, odwracal i rozgladal na boki. Kiedy dotarl do schodow, Lurbud zobaczyl w jego reku karabin. -Mamy towarzystwo - powiedzial. W jego glosie slychad bylo napiecie. Obserwowal uwaznie i wtedy wlasnie dostrzegl druga postad, ktora wsliznela sie do srodka i pobiegla schodami na gore. -Jest ich dwoch. Cos mi tu jednak nie gra. Zachowuja sie tak, jakby nie znali rozkladu domu. Dziwne. Ochrona Ohnishiego powinna znad dom na pamied. -Moze spanikowali po wybuchu? - zasugerowal Demanow. -Nie sadze. Chyba wiem. dlaczego nie napotkalismy do tej pory zadnych ochroniarzy Ohnishiego. -Amerykanie przyszli pierwsi? -Tak mysle. -To dobrze - mruknal Demanow i po cichu odbezpieczyl pistolet maszynowy. -Kenji, co sie dzieje? - jeknal Ohnishi. -Plan awaryjny, ktorego nie przewidziales. - Rewolwer w dloni Kenjiego nawet nie drgnal. - Gdy Kerikow cie sprzedal, a ty sprzedales jego, ja zrobilem to samo z wami obydwoma. -Nie rozumiem, Kenji - powiedzial blagalnym tonem stary Japooczyk. -To bardzo proste. Iwan Kerikow zatrudnil mnie osiem miesiecy temu, zebym cie pilnowal i donosil mu o twoich poczynaniach. Ohnishi zapadl sie glebiej w wozku. Gdy zrozumial swoja porazke, skulil sie i jego szyja zniknela miedzy ramionami. Wiedzial juz, co powie Kenji, i ciezar prawdy zwalil sie na niego jak glaz. -Kerikow musial zachowad calkowita kontrole nad kazdym aspektem operacji. Byles jedynym graczem, nad ktorym nie mial bezposredniej wladzy, dlatego wiec wynajal mnie. Chcial wiedzied, co knujesz. -Przeciez znam cie cale twoje zycie, jestes dla mnie jak syn. Dlaczego? Jak mogles cos takiego zrobid? - Ohnishi mogl pogodzid sie ze zdrada, ale chcial znad jej przyczyny. -Nie wiesz o mnie nic, oprocz tego, co sam ci powiedzialem. To prawda, ze z poczatku traktowalem cie jak ojca, jak mistrza, ale jak kazdy syn, przeroslem cie. Szukalem wlasnej drogi i znalazlem ja. -Dzieki Kerikowowi? Smiech, ktory wyrwal sie z gardla Kenjiego, nie mial w sobie radosci. Byl pelen szyderstwa, ze brzmial bardziej jak szczekanie wscieklego psa. -Kerikow jest takim samym glupcem jak ty, starcze. Wkrotce po tym, jak zlozyl mi te lukratywna oferte, dotarli do mnie ludzie, ktorzy zaproponowali jeszcze wiecej. - Kenji przerwal, by po chwili opowiedzied historie swojej matki, dziewczyny zmuszanej do dotrzymywania towarzystwa japooskim zolnierzom okupujacym Koree. Powiedzial o swoich narodzinach i o tym, jak matka sprzedala go biologicznemu ojcu. - Jestem pol-Koreaoczykiem, Ohnishi. Nosze w sobie dziedzictwo, ktore moj ojciec staral sie ukryd. Dla mnie jednak mialo ono zawsze ogromne znaczenie. W ciagu tych wszystkich lat, odkad Kerikow spotkal sie z toba po raz pierwszy, musial zmienid swoje plany z powodu upadku rzadu. Niezbyt dawno temu, ale zanim jeszcze rozpoczales pogoo za swoim skazanym na kleske marzeniem, Kerikow sprzedal cie grupie inwestorow. Kupili oni wulkan, ktory, jak zapewnial Rosjanin, mial uczynid z Hawajczykow niezalezny, prawdziwy narod. Nie wiedzial jednak, ze ci koreaoscy inwestorzy skontaktowali sie pozniej ze mna. Nie wiem, jak dowiedzieli sie o moim pochodzeniu, ale dali mi szanse dowiesd, kim naprawde jestem. Od tamtej pory bylem nie tylko szpiegiem Kerikowa przeciwko tobie, ale takze szpiegiem przeciwko wam obu, na rzecz moich nowych koreaoskich mocodawcow. Nie miales szans. Kazdy twoj ruch byl natychmiast kontrowany przez jednego z moich sprzymierzeocow. Gdy kupiles broo od Suleimana el-aziz Su-leimana, natychmiast przekazalem te informacje Kerikowowi. Broo, na ktora tak liczyles, nigdy nic przybedzie. Nie zjawia sie tez kolejni najemnicy. Gdy Kerikow poprosil mnie, bym uratowal ze statku NOAA pewna kobiete, poprosilem swoich koreaoskich mocodawcow o zabicie jej w Waszyngtonie. Kerikow zmusil cie do napisania listu do prezydenta, ktory miales wyslad w stosownej chwili. Ja jednak wyslalem go wczesniej, wiedzac, ze wywola zamieszanie i doprowadzi do chaosu, ktory wlasnie ogarnal wyspy. -Ty wystales ten list? - Ohnishi nawet nie probowal ukrywad zdumienia. -Burmistrz Takamora swietnie sprawdzil sie w roli kozta ofiarnego, ale to ja wyslalem list. Wulkan byl zbyt blisko powierzchni oceanu, by ryzykowad jego wykrycie. Uznalismy, ze twoj list skieruje uwage Amerykanow w inna strone. "Ocean Seeker" o malo nie popsul nam szykow, ale Kerikow poradzil sobie z nim w znany sposob. Gdy statek NOAA zosta) zniszczony, wiedzialem, ze Amerykanie zainteresuja sie toba i, jesli sa dosd sprytni, takze Rosjanami. My jednak, czyli Koreaoczycy, nigdy nie znajdziemy sie w kregu podejrzeo. Wulkan bedzie nasz i wcale nie musielismy go tworzyd i bronid. Daliscie sie podejsd. Podczas gdy ty, Kerikow i Stany Zjednoczone toczyliscie boj o Hawaje i wulkan. Hydra Consolidated zgarnie nagrode i nikt sie nawet nie zorientuje. Kenji nasmiewal sie z siedzacego przed nim starca, gdy na balkon wpadla uzbrojona postad, mierzac w obu z odbezpieczonego karabinu. -W porzadku. - Kenji odezwal sie po koreaosku. - To Ohnishi. Nie sprawi nam zadnych klopotow. Jakies problemy? -Zadnych - odparl krotko koreaoski komandos. - Bez klopotu zdjelismy ochrone. Sztuczka z eksplozja udala sie i odwrocilismy ich uwage. Zaden z moim ludzi nic zostal nawet drasniety. -Swietnie. Za pare minut pojdziemy do mojego domu. Dopilnujcie, zeby reszta ladunkow zostala podlozona w odpowiednich miejscach. Koreaoczyk zaczal wydawad rozkazy przez krotkofalowke. Kenji ponownie zwrocil sie do Ohnishiego. -Teraz widzisz, komu dochowalem wiernosci. Gdy powiedzialem Koreaoczykom o twoim przewrocie, uznali, ze jest to idealna przykrywka, pod ktora bez trudu przejma wulkan. Amerykanie i Kerikow sa zbyt zajeci probami powstrzymania przemocy i wyeliminowaniem twojej osoby, zeby zauwazyd nasze dzialania. Odglos strzalow z broni automatycznej rozniosl sie po calym domu. jakby ktos rozdzieral ogromna plachte plotna. Kenji rzucil sie na podloge, obierajac za cel wejscie na balkon. Koreaoski zolnierz takze sie odwrocil i uniosl broo, celujac w wejscie. -To na dole. Musieliscie przegapid jednego z ochroniarzy Ohnishiego. Idz to sprawdzid. Kenji zaczekal, az komandos wyjdzie, po czym poderwal starego Japooczyka na nogi i niemal powlokl go w kierunku sypialni. Lurbud po raz kolejny nacisnal spust, gdy jakas postad wybiegla przez drzwi wejsciowe i rzucila sie w kierunku zarosli. Wiedzial, ze chybil, ale jednoczesnie byl pewien, ze seria z pistoletu przez kilka nastepnych krytycznych sekund nie pozwoli przeciwnikowi na zaden ruch. Sierzant Demanow, podazajac za Lurbudem i dwoma innymi zolnierzami. szybko przebiegl ostatnie metry trawnika dzielace go od domu Ohnishiego. Gdy razem podeszli do grubych, szklanych blokow, z ktorych zbudowano sciany, Lurbud rzucil granat. Sila uderzenia naruszyla strukture szkla, ale go nie rozbila. W sekunde pozniej granat eksplodowal. zamieniajac trzy szklane bloki w kaskade krysztalowych odlamkow i ognia. Lurbud poprowadzil swoich ludzi przez dwumetrowa wyrwe. Pod ich butami chrzescily drobne odlamki szkla, rozsypane na pokrywajacej podloge plecionej macie. Jeden z ludzi Kenjiego lezal pod sciana pokoju. Cialo mial naszpikowane ostrymi jak brzytwa kawalkami szkla. Reszta oddzialu Lurbuda skorzystala z tej samej metody, wyrywajac granatami cztery kolejne otwory w scianach rezydencji. To, co nastapilo potem, przypominalo regularna bitwe. Obydwie strony sadzily, ze maja do czynienia z oddzialem amerykaoskich komandosow. Gesty dym ciagle zalegal w korytarzu wejsciowym na parterze, gdy Lurbud ostroznie wysunal sie z ukrycia i wszedl do wysokiego pomieszczenia. Klebiace sie smugi dymu utrudnialy rozpoznanie, kto nalezy do jego zespolu, a kto jest wrogiem. Nagle zza ogromnego wazonu wyskoczyla jakas postad i skierowala lufe karabinu wprost na Rosjanina. Szybka seria sciela napastnika z nog. Sierzant Demanow uniosl kciuk. Lurbud skinal glowa i kontynuowal przeszukiwanie rezydencji. W ogromnym domu ciagle jeszcze niosly sie echem odglosy strzalow z broni maszynowej, a smugi ognia, jak ogony przecinajacych niebosklon komet, widoczne byly przez przezroczyste sciany. W polowie schodow na gore Lurbud znalazl sie pod ostrym ostrzalem. Pociski zlobily ciezka marmurowa balustrade doslownie centymetry od niego. Rosjanin poderwal sie i wprawnym ruchem przeskoczyl porecz, na ulamek sekundy wystawiajac sie ukrytemu strzelcowi, nim opadl na twarda marmurowa podloge parteru. Szybko obrocil sie, slyszac nad glowa swist pociskow. Zrozumial, ze stal sie celem wiecej niz jednego napastnika. Nie przestajac turlad sie po podlodze, kierowal ogieo w strone niewyraznego zarysu postaci po drugiej stronie holu. Ostatnia seria trafila przeciwnika w podbrzusze. Energia wystrzelonych pociskow poderwala go w powietrze i rzucila o pokiereszowana kulami szklana sciane. Gdzies w srodku rozlegl sie huk eksplodujacego granatu, wstrzasajac calym budynkiem, a za moment trzask rozpryskujacych sie na twardej podlodze ogromnych kawalow szkla. Lurbud wprawnie zmienil w biegu magazynek pistoletu. Ktos sie wylonil z klebow gryzacego dymu i Lurbud o malo go nic rozprul, w pore sie jednak powstrzymal, widzac, ze to sierzant Demanow. -Straty? - wysapal. dyszac ciezko. -Dziesieciu do pietnastu. Moze dwudziestu - odparl Demanow. - Trudno powiedzied, bo ta chalupa jest cholernie wielka. Nad ich glowami swisnely pociski i obaj rzucili sie za stojaca w poblizu kanape. Znajdowali sie chyba w salonie. Sierzant natychmiast odpowiedzial ogniem, jednak kolejna seria przygwozdzila ich do wylozonej bialym dywanem podlogi. Gdy tylko ukryty gdzies strzelec przerwal ogieo, Lurbud zerwal sie i rzucil w drugi koniec pokoju. Jego tropem biegly kolejne, coraz blizsze serie z karabinu. Tuz za nim miliardami odlamkow eksplodowala ponaddwume-trowa, krysztalowa rzezba. Lurbud rzucil sie na podloge miedzy dwa skorzane podnozki. Sila uderzenia pozbawila go na chwile tchu w piersiach. Ogieo ustal na moment i Rosjanin uniosl sie nieco. Mial teraz strzelca jak na dloni. Pociagnal za spust, dziurawiac najpierw ogromny obraz, zanim trafil w cel. Napastnik upadl, gdy w jego ciele utkwily trzy pociski. Podpelzl ostroznie do strzelca. Oczekiwal, ze zobaczy kogos z Kaukazu lub Japooczyka z oddzialow ochrony Ohnishiego. Ku jego zdumieniu zamachowiec byl Chioczykiem lub Koreaoczykiem. -Co tu sie, kurwa, dzieje? - zapytal sam siebie. Uslyszal wystrzal z pistoletu i w ciele zabitego ugrzezla kula, doslownie pare centymetrow od jego reki. Uniosl karabin, strzelil na oslep, ale pociski rozbily tylko troche szkla. Napastnik zrecznie skryl sie za szklana gablota z japooska zbroja, ktora stala w luku korytarza prowadzacego do pokoi goscinnych. Lurbud podniosl sie szybko i skierowal w dol korytarza, przyciskajac plecy do sciany i trzymajac broo w pogotowiu. Puscil serie w kierunku bezcennej zbroi, ktora rozpadla sie w starciu z gradem dziewieciomilime-trowych pociskow. Nikt sie za nia nie ukryl. Szedl dalej, mijajac po drodze cialo jednego ze swoich ludzi. Rosyjski zolnierz mial nienaturalnie obrocona glowe w druga strone. -Jezu - mruknal, pamietajac, ze Kenji, prawa reka Ohnishiego, zdobyl czarny pas i byl mistrzem niemajacym sobie rownych. Martwy Rosjanin to z pewnoscia jego dzielo. Zacisnal dlonie na pistolecie maszynowym, rozumiejac, z jak poteznym przeciwnikiem ma do czynienia. Szybko, ale spokojnie, zapominajac na moment o szalejacej w budynku strzelaninie, przeszukal kazdy z pokoi. Drzwi na koocu korytarza nie prowadzily do pokoju, ale otwieraly sie na surowa, betonowa klatke schodowa dla serwisantow i pracownikow obslugi. Lurbud zaczal powoli wchodzid, czujac, jak po plecach splywaja mu ze strachu struzki polu. Kakofonia odglosow walki nie pozwalala uslyszed czegokolwiek innego w odbijajacej kazdy dzwiek klatce schodowej. Po kilku minutach Rosjanin doszedl do szczytu schodow, nigdzie jednak ani sladu Kenjiego. Jedyne, co widzial, to slabo oswietlony podest i ognioodporne drzwi. Otworzyl je gwaltownie, trzymajac sie z boku. Gdy nic rozlegly sie zadne strzaly, szybkim ruchem zajrzal do srodka. Pokoj za drzwiami byl maly, mial moze pietnascie metrow kwadratowych, ale gustownie urzadzony. W srodku staly lozko i antyczna toaletka, a sciany pokrywala droga tapeta. Przeciwlegla sciane prawie w calosci zajmowalo ogromne lustro. Z dostarczonych mu planow wiedzial, ze jest to lustro weneckie. Zamiast tracid czas na szukanie ukrytego przejscia, z ktorego musial skorzystad Kenji, Lurbud wpakowal w lustro kilka sztuk amunicji i patrzyl, jak spada na podloge mieniaca sie odbitym swiatlem kaskada. Za sciana znajdowala sie sypialnia Ohnishiego. Na pieknym lozu z baldachimem lezal on sam, nagi. Glowa oraz kooczyny zostaly odciete od ciala i chociaz lezaly w prawidlowej anatomicznej pozycji, dzielily je od korpusu jakies dwa centymetry. Evad Lurbud byl swiadkiem wielu wyszukanych tortur, prawde mowiac, sam wielokrotnie dopuszczal sie ich stosowania, a jednak widok, jaki ukazal sie jego oczom, wywolal nagly skurcz zoladka i fale wymiotow, ktora wstrzasnela cialem. Skurczone ze starosci genitalia Ohnishiego odcieto i polozono kilka centymetrow od krocza. Lurbud wiedzial, ze taka ilosd krwi swiadczyla o jednym - te czesd ciala odcieto w pierwszej kolejnosci. Probujac odzyskad rownowage. Rosjanin doszedl do wniosku, ze zadanie takiej smierci zajelo wiecej czasu, niz mial uciekajacy Kenji. Albo wiec Ohnishiego zamordowal ktos inny, albo Kenji uczynil to, zanim grupa Lurbuda zaatakowala rezydencje. Obecnosd koreaoskich ochroniarzy zaskoczyla go, ale smierd Ohnishiego wywolala w umysle Lurbuda prawdziwy zamet. Kenji byl wieloletnim wspolpracownikiem Ohnishiego, niezwykle lojalnym i zaufanym. Dlaczego nagle odwrocil sie od swojego mocodawcy? Dlaczego go zabil? Lurbud zanotowal w myslach te pytania i kontynuowal poszukiwania. Za sypialnia znajdowal sie pokoj dzienny, urzadzony w nowoczesnym stylu, wielki jak niejeden podmiejski dom. l-urbud zwrocil uwage na geometryczne ksztalty wyrobow artystycznych, stojacych na blyszczacej, jasnej, sosnowej podlodze. Wysoko nad jego glowa wznosil sie strop, zbudowany w ksztalcie piramidy, z ktorego zwieszal sie kolorowy mobil autorstwa Caldera*. Byla to mniejsza wersja tej samej rzezby, znajdujacej sie we wschodnim skrzydle waszyngtooskiej galerii sztuki. Lurbud wybiegl z salonu wprost na otwarty balkon, wychodzacy na tyly posiadlosci Ohnishiego. Odetchnal gleboko wilgotnym powietrzem, ucieszony, ze znalazl sie z dala od duszacego dymu zalegajacego wnetrze domu. Ku swojemu zdziwieniu mimo odglosow strzelaniny, ktora ciagle trwala na dole, bez trudu slyszal cykanie owadow. Kenji stal na trawniku. W jasnym swietle ksiezyca wygladal jak zjawa. Gdy tylko Lurbud go zobaczyl, natychmiast uniosl pistolet, ale Kenji byl daleko poza zasiegiem strzalu. Katem oka Rosjanin dostrzegl zwisajaca z lewej strony balkonu drabinke linowa, po ktorej zapewne uciekl. Kenji uniosl rece i Lurbud mogl przysiac, ze slyszy jego smiech. Gdy opuscil rece, czego Rosjanin nie mogl niestety dostrzec, palec Kenjiego nacisnal guzik detonatora na malym nadajniku. Gluchy huk wstrzasnal budynkiem, wykrzywiajac calajego konstrukcje. Nieliczne ocalale szyby wyprysly z ram i opadly deszczem odlamkow. Huk wzmogl sie jeszcze bardziej i dom zaczal drzed, gdy niewielkie ladunki wybuchowe, zalozone wokol fundamentow, eksplodowaly jeden po drugim. Odstepy, w jakich wybuchaly, odpowiadaly drganiom, w jakie wprawiona zostala konstrukcja budowli, dlatego pomruk detonacji jeszcze sie poglebil, chociaz odglosy eksplozji ucichly. Gdy budynek zaczal sie trzasd coraz mocniej, Lurbud chwycil kurczowo porecz balustrady. W glownych kolumnach dzwigajacych szklany strop pojawily sie glebokie rysy. W ciagu jednej chwili wszystkie runely, a wraz z nimi dach, ktory z trzaskiem eksplodowal miliardami lsniacych odlamkow. Wylozone szklanymi blokami sciany zawalily sie, a caly budynek w jednej sekundzie obrocil sie w niemajacy kooca deszcz szkla. Tony przezroczystych odpryskow runely w dol, zabijajac wszystkich, ktorzy znajdowali sie wewnatrz domu. bez opamietania tnac ich ciala i kosci. Jeszcze chwile wczesniej Koreaoczycy i Rosjanie prowadzili ze soba rozpaczliwa wojne, a w nastepnej niewyobrazalna sila rozdarla ich na strzepy. Gdy rnnely wewnetrzne kolumny, Lurbud poczul, ze balkon usuwa mu sie spod nog. Delikatna, niemal krystaliczna piramida nad jego glowa rozprysla sie jak po trafieniu rakieta. Rosjanin rzucil sie pod stol na ulamek sekundy przed tym. gdy kawalki szkla zaczely ze swistem przecinad powietrze jak pociski. Szybko przycisnal do piersi lewa reke, ktorej blat stolu nie oslonil przed gradem szklanych odlamkow. Jedno spojrzenie wystarczylo, by stwierdzid, ze brakuje trzech palcow, a srodek dloni przebija pietnaslocentymetrowy kawalek szkla. W tej samej chwili, gdy z jego piersi wydobyl sie krzyk bolu, wsparty na dwoch cienkich kolumnach balkon runal w dol. Ostatnim wrazeniem, jakie zarejestrowal, nim jeszcze bol okaleczonej dloni zdolal porazid jego system nerwowy, bylo uczucie opadania bez kooca. 29 USS "INCHON" Po zakooczeniu rozmowy z Henna Mercer podziekowal grzecznie radiooperatorowi i opuscil podobne do grobowca pomieszczenie lacznosci. Wyraz jego twarzy nie zdradzal zadnych uczud i tylko wprawny obserwator moglby dostrzec pewne napiecie, jakie towarzyszylo jego krokom. Kobieta, z ktora spotykal sie kilka lat wczesniej, w ostatnim dniu ich znajomosci powiedziala, ze chcac sie dowiedzied, o czym tak naprawde mysli, trzeba go zapytad. To jedyny sposob. Narzekala, ze jego wyraz twarzy nigdy niczego nie zdradzal, a oczy, ktore przeciez sa zwierciadlem duszy, w jego wypadku byly lustrem weneckim, przez ktore tylko on mogl patrzed. Mercer skrzywil sie na wspomnienie tych slow, wiedzial jednak, ze kazdy zapytany marynarz zgodzilby sie z nia. Jako ze wyslano go na "lnchona" na nieokreslony czas, otrzymal oddzielna kajute. Jej wygody rowne byly wprawdzie tym, ktore oferowal podrzedny motel przy autostradzie, ale nalezala tylko do niego. Przekrecil zamek w drzwiach, rozebral sie i wzial orzezwiajacy, zimny prysznic. Gdy uczucie sennosci minelo, ubral sie i zaczal ukrywad pod odzieza sprzet, ktory ze soba przywiozl. Potem stoczyl szybka walke z wyimaginowanym przeciwnikiem, by sprawdzid, czy sprzet jest odpowiednio zabezpieczony i nie bedzie przeszkadzad mu w ruchach. Jego ciosy byly szybkie, umysl skupiony do maksimum. Zadowolony z wynikow proby, zrobil kilka glebokich, uspokajajacych wdechow, po czym wepchnal be-rette za pas spodni i przykryl ja wypuszczona na wierzch czarna koszula. Nastepnie zlapal swoj nylonowy worek, w ktorym tkwily uprzaz bojowa oraz pistolet maszynowy, i wyszedl z kajuty. Idac na poklad startowy, minal kilkudziesieciu z tysiaca dziewieciuset zolnierzy piechoty morskiej. Sadzac po ponurych minach, marines nie zachwycil pomysl atakowania terytorium wlasnego kraju. Ja tez nie jestem tym zachwycony, pomyslal. Poklad startowy okretu desantowego byl prawie dziewieddziesiat metrow krotszy od pokladu lotniskowca "Kitty Hawk", ale panowal na nim taki sam chaos. W chwili, gdy wychodzil na otwarta przestrzeo, w gore poderwal sie AV-8B Harrier, odrzutowiec pionowego startu i ladowania. Dzieki unikatowej technologii samolot ten potrzebowal do startu minimalnej powierzchni pokladu. Podmuchy wiatru wywolywanego przez potezne silniki Rolls-Royce'a wsciekle rozdzieraly powietrze, wciskajac do oczu Mercera drobny piasek. Na pokladzie stalo tez kilka ogromnych helikopterow, a lopaty ich smigiel zwisaly bezwladnie. Dookola krzatali sie mechanicy i inni czlonkowie zalogi statku. Kazdy gdzies sie spieszyl i uwazal, zeby nie wpasd pod jakis niewielki pojazd, bo cale ich mrowie jezdzilo po pokladzie w te i z powrotem. Oczywiste, ze prezydent nie rozkazal jeszcze, by ustapili, zaloga bowiem szykowala sie do ewentualnej bitwy. Mercer domyslil sie, ze naczelny dowodca bedzie czekad do ostatniej chwili. Oslonil oczy przed wiejacym z predkoscia trzydziestu wezlow wiatrem i rozgladal sie po zasnutym gestniejacym mrokiem pokladzie, az dostrzegl smiglowiec, ktorym przylecial dzis wczesnie rano. Potezny Sikorsky Sea King. Pilotowal go porucznik Edward Rice, zolnierz Korpusu Piechoty Morskiej Stanow Zjednoczonych. Helikopter stal na wprost nadbudowki i Mercer dostrzegl w srodku jakis ruch. Eddie Rice powiedzial mu podczas lotu z lotniskowca, ze tuz po zmierzchu bedzie wracal, by zabrad jakis sprzet. Mercer byl wdzieczny Hennie, ze zadzwonil, zanim smiglowiec odlecial. Porwanie powinno pojsd troche lepiej, bo znal pilota. Nie ma sensu psud dnia komus nieznajomemu, pomyslal, zblizajac sie do wielkiej maszyny. Podszedl z lewej strony i zauwazyl, ze drzwi dla zalogi sa otwarte. Wyciagnal spod koszuli berette i rzucil swoj worek na niewielka platforme w srodku smiglowca. Trzymajac broo w ukryciu, wetknal glowe do kokpitu. -Wpadles sie pozegnad, Mercer? - powiedzial z usmiechem F.ddie Rice. Bez watpienia mial najbrzydsze zeby, jakie Mercer kiedykolwiek widzial u Murzyna. To tyle, jesli chodzi o stereotypy, pomyslal. -Tak mi sie podobal twoj styl latania, ze marynarka uznala, iz powinienem z toba wrocid - odpowiedzial. -Wyslali cie na "Inchona" tylko po to, zebys za chwile wracal? - Ed-die pokrecil niedowierzajaco glowa. - Slyszalem o balaganie, jaki maja tam na gorze, ale to juz szczyt glupoty. Wlaz, za chwile startuje. Mercer wetknal pistolet za pas i wsunal sie na miejsce drugiego pilota. Tak samo jak wczesniej, otoczony przelacznikami i wskaznikami, poczul sie jak w kokonie. Siedzial w napieciu, czekajac, az Eddie wykona wszystkie procedury przedstartowe. Czekanie ciagnelo sie w nieskooczonosd i Mercer ciagle spogladal na zegarek. Do wystrzelenia rakiety zostalo jedenascie i pol godziny. -Masz randke, czy co? - zapytal Rice, widzac zniecierpliwienie Mercera. -Cos w tym stylu - odparl ponuro geolog. -Jeszcze dwie minuty i juz nas nie ma. - Rice przysunal sobie do ust mikrofon i zaczal rozmawiad z kontrolerem lotow.. Chwile potem dwie potezne turbiny ruszyly z jekiem. Wskazowki na konsoli sterowania drgnely i powoli zaczely wychylad sie w prawo, wraz ze wzrostem obrotow i temperatury silnikow firmy General Electric. Rice obserwowal uwaznie instrumenty pokladowe, biegajac wzrokiem od jednego wskaznika do drugiego. Gdy wrzucil bieg, szum silnikow przycichl na chwile, ale zaraz potem, gdy pied dlugich lopat zaczelo sie obracad, wzmogl sie jeszcze bardziej. Poziom halasu w kabinie wzrosl tak bardzo, ze Mercer wcisnal na glowe helmofon. Eddie caly czas zwiekszal moc silnikow, lopaty wirnika coraz szybciej lomotaly w powietrzu. W koocu dziewieciotonowa maszyna wzbila sie w niebo nad Pacyfikiem. -Bulka z maslem. - Rice usmiechnal sie szeroko, gdy "Inchon" zostal w tyle za smiglowcem. Odwrocil sie do Mercera, oczekujac podobnego usmiechu, ale spojrzal wprost w czamy otwor lufy beretty wycelowanej w jego twarz. -Przykro mi, Eddie - powiedzial Mercer. Przez interkom jego glos brzmial nieco metalicznie. - Nie lecimy na lotniskowiec. -Domyslam sie. Mercer chwycil pistolet za lufe i rozwalil jego rekojescia pokladowa radiostacje, odcinajac smiglowiec od swiata zewnetrznego. Potem znow skierowal lufe w strone Eddiego. -Posluchaj, wykonuje tajna misje. Porwanie helikoptera w ostatniej chwili to moja jedyna szansa, by zapewnid sobie bezpieczeostwo. -Jasne - mruknal podejrzliwie Rice. -Wiesz, dlaczego marynarka przyslala swoje okrety na Hawaje. - To bylo stwierdzenie, nie pytanie. Mozecie zostad zmuszeni do zaatakowania wlasnego kraju i zabijania wspolobywateli. Mozna temu zapobiec. Musze sie dostad na Hawaje i ty jestes moja szansa. Niewazne, czy mi wierzysz, czy nie, ale zabierzesz mnie na Hawaje. -Nie ma mowy, zebys pracowal dla CIA. Tych paru agentow, ktorych znam, wyciagneloby spluwy i wydalo rozkazy. Oni sie nie opieprzaja i nie bawia w wyjasnienia. Wiec kim, do cholery', jestes? -Nie pracuje dla CIA, Eddie. Nie klamalem, gdy dzis rano mowilem ci, ze jestem geologiem. Ale jestem tez jedynym facetem, ktory moze to powstrzymad. -Wiesz, ze nie moge ci nic zrobid. Musze trzymad obie rece na drazkach, zeby utrzymad tego ptaszka na niebie. Nie musisz sie wiec o mnie martwid. Moim pasazerom moze sie jednak nie spodobad ta wycieczka. -Pasazerom? Myslalem, ze wieziesz jakis ladunek. -Gdy ich zobaczysz, zrozumiesz, czemu mowie o nich "ladunek". Wiedzac, ze Rice nie moze opuscid swojego fotela ani skontaktowad sie z zadnym innym samolotem czy statkiem. Mercer przykucnal i wpelzl za fotel, az w koocu udalo mu sie zajrzed do ladowni smiglowca. Zobaczyl tam pieciu uzbrojonych po zeby mezczyzn. Zolnierze jednostki specjalnej Navy SEAL, najlepiej wyszkoleni komandosi w jednostkach wojskowych Stanow Zjednoczonych, a moze i swiata. Siedzieli w kamiennym milczeniu, nic zwracajac uwagi na huk silnikow helikoptera ani wiatr, ktory, wpadajac przez otwarty wlaz, targal ich uniformami. Jak komputer, ktory pracuje tylko w systemie zero-jedyn-kowym. dowodca oddzialu ocenil Mercera pod katem zagrozenia lub jego braku. Jego przepastne oczy mialy jasnoniebieski kolor lodowca. Zolnierz popatrzyl na Mercera przez ulamek sekundy. Tyle zajelo mu stwierdzenie, ze siedzacy w kokpicie mezczyzna nie stanowi zagrozenia. Obojetnie odwrocil wzrok. Mercer nigdy w zyciu nie odczul tak czystej niecheci, jaka bila od tych ludzi. Rice mial racje, ze nazywal ich "ladunkiem". Nazywanie ich "pasazerami" oznaczaloby, ze pozostaly w nich slady czlowieczeostwa. Wrocil do kokpitu i usiadl na fotelu, po czym wlozyl helmofon. -Juz wiesz, co mam na mysli? - Eddie usmiechnal sie szeroko. - Ja osobiscie nie mam nic przeciwko Hawajom, strzelilbym sobie nawet z checia jakies mai tai. Podaj tylko cel podrozy i juz lecimy. No i niepotrzebnie rozwaliles radio. -Tak... A dlaczego? Rice usmiechnal sie krzywo. -Bo dwie minuty przed twoim wejsciem na poklad dostalem pewna informacje. Z moim dowodca kontaktowal sie chyba szef FBI. Doszedl do wniosku, ze wykrecisz taki numer, a komandosi z SEAL beda kompromisem pomiedzy twoim planem a prezydenta. Ci chlopcy maja rozkaz isd z toba. Dowodca powiedzial, ze moga sie dzis przydad. Mercer smial sie tak, ze az rozbolal go brzuch. -A to sukinsyn! - zawolal z podziwem. - Nic dziwnego, ze jest szefem FBI. To moje pierwsze porwanie i okazuje sie, ze ofiary na dzieo dobry chca zostad wspolnikami. Przepraszam, ze do ciebie mierzylem. -Nie ma sprawy. Urodzilem sie na Poludniu. To nie pierwszy raz. 1 pewnie nie ostatni. Poltorej godziny pozniej helikopter mknal juz wzdluz polnocnych wybrzezy wysp hawajskich, brzuchem dotykajac niemal rozpryskujacych sie ledwie poltora metra nizej fal przyboju, a lopaty wirnika dzielilo nie wiecej niz sto metrow od wznoszacych sie pionowo urwistych klifow. Mercer spedzil wiekszosd lotu w luku bagazowym z komandosami, uwaznie studiujac plany domu Kenjiego i przygotowujac plan bitwy. Nim smiglowiec dotarl do wybrzeza, wszyscy byli przekonani, ze atak sie powiedzie. Wrociwszy na swoje miejsce w kokpicie, Mercer zobaczyl swiatla. Twarz Rice'a byla skupiona, dostrzegl jednak, ze pilot dobrze sie bawi. Maui, Molokai i Wielka Wyspa zostaly juz za nimi. Teraz smiglowiec lecial nad polnocnym brzegiem Oahu. Mercer pomyslal o martwych wielorybach, ktore znaleziono tu ledwie miesiac wczesniej, co wywolalo reakcje laocuchowa. Zadziwiajace, jak taki fakt bez znaczenia mogl zapoczatkowad jeden z najwiekszych kryzysow, wobec ktorego stanela Ameryka. -Masz wspolrzedne? - zapytal Rice. nie spuszczajac wzroku ze skapanych w swietle ksiezyca fal. Z mapy, dostarczonej przez Dicka Henne, Mercer przeczytal wspolrzedne domu Kenjiego. Eddie wprowadzil dane do komputera nawigacyjnego, poczekal, az maszyna je przetworzy, i zerknal na odczyt. Przechyliwszy maszyne w prawo, wzniosl sie nad urwiska i skierowal w glab wyspy. Okryty ksiezycowa poswiata teren pod nimi wygladal jak szara rownina. Smiglowiec lecial z predkoscia stu czterdziestu wezlow, czasami ponizej wierzcholkow drzew. Mercer ufal bezgranicznie Eddiemu. Nie mial wyboru. Przelecieli nad wzgorzami i helikopter gwaltownie obnizyl lot po drugiej stronie, lecac nie wyzej niz trzydziesci metrow nad ziemia. -Leciales juz tak kiedys? zagadnal Mercer, probujac zachowywad sie swobodnie, chociaz palce zbielaly mu od kurczowego sciskania fotela. -Jasne - odparl Rice. - W Iraku, ale tam nie bylo tylu wzgorz, drzew i budynkow, o ktore mozna sie latwo rozwalid. Mercer jeszcze mocniej scisnal siedzenie fotela. -A ty leciales juz tak kiedys? -Jasne - odparl Mercer, nasladujac niski glos Eddiego. - W Iraku, gdzie nie bylo takich cwanych pilocikow. Rice sie rozesmial, gwaltownie podrywajac smiglowiec w gore, by uniknad zderzenia z kepa drzew wyrastajacych posrodku dzungli. Gdy teren sie wyrownal, Rice zaczal sobie pogwizdywad. Mercer rozpoznal Cwal Walkirii z opery Wagnera. Doskonale wiedzial, jak czuje sie Eddie. -Zostalo pietnascie kilometrow - zameldowal pare minut pozniej Rice. -Dobra, naszym celem sa zabudowania w srodku starej plantacji ananasow. Jakies trzy kilometry na polnoc jest polana. Gdy plantacja funkcjonowala, trzymano tam sprzet. Na poludniowym skraju polany stoi opuszczona szopa. Tam wyladujemy. Rice nie odpowiedzial. Z uwaga obserwowal powierzchnie ziemi pod smiglowcem. Niska roslinnosd dzungli stopniowo przeradzala sie w pola uprawne. Pilot zwolnil do trzydziestu wezlow. -Tam. - Dostrzegl polane i wprowadzil smiglowiec w lot boczny. Mercer zauwazyl otwarta przestrzeo chwile pozniej. Byl to teren o powierzchni okolo jednego akra. Po jednej stronie stala opuszczona metalowa wiata, ktorej przezarty korozja dach zapadal sie do srodka. -Za trzydziesci sekund ladujemy - powiedzial do mikrofonu, informujac komandosow w luku bagazowym. Rice skorzystal z resztki zarosli, by pod ich oslona zejsd do ladowania. Lopaty wirnika wzbily w powietrze chmury drobnego pylu, ograniczajac widocznosd do zera. Eddie wyladowal na wyczucie, sadzajac maszyne jak najblizej szopy. Gdyby na metalowej wiacie byla farba, teflonowe lopaty zdarlyby ja w jednej chwili. Nim Mercer wyskoczyl z kokpitu, komandosi SEAL zabezpieczyli juz budynek i otaczajacy go teren. Powietrze bylo gorace i niezwykle wilgotne. Ubranie Mercera natychmiast przykleilo sie do ciala. Po paru godzinach spedzonych w smiglowcu cykanie owadow brzmialo nienaturalnie glosno. Geolog wlozyl uprzaz bojowa i zapial ja wokol szczuplych bioder. Nastepnie zacisnal paski na ramionach, ale niezbyt mocno, zeby nie wpijaly sie w cialo. Wyciagnal MP-5, wrzucil pusty worek z powrotem do helikoptera i odwrocil sie do Rice'a. -Wiesz, co masz robid? -Mam czekad, az nawiazecie ze mna kontakt. - Rice uniosl miniaturowa krotkofalowke, otrzymana od jednego z zolnierzy. - Jesli nie uslysze was do piatej rano, spadam stad. -Dokladnie tak. Mercer popatrzyl na zegarek - 9.35. Za dziewied i pol godziny prezydent wyda rozkaz odpalenia glowicy nuklearnej i zniszczenia znajdujacego sie trzysta dwadziescia kilometrow na polnoc wulkanu. W kilka minut pozniej Hawaje stana sie niepodleglym paostwem. 30 "JOHN DORY"Chociaz znajdowal sie dwanascie metrow pod powierzchnia, "John Dory" ciagle odczuwal turbulencje na powierzchni, ktore rzucaly nim okolo pietnastu stopni raz na prawa, raz na lewa burte. Radiooperator trzymal sie przymocowanego do sufitu uchwytu i czekal, az bedzie mogl zwrocid na siebie uwage kapitana. Zwieokow tymczasem pograzony byl w cichej rozmowie z oficerem odpowiedzialnym za naprowadzanie pociskow rakietowych. Po raz dziesiaty omawiali plan wystrzelenia pocisku znajdujacego sie na dziobie okretu. -Panie kapitanie - przerwal im w koocu radiooperator - nadeszla wiadomosd. Zwieokow odwrocil sie, unoszac krzaczasta brew w niemym pytaniu. -Wiadomosd brzmi: "zielony". Powtarzano ja przez pied sekund. -Swietnie. - Zwieokow rzucil okiem na zegarek: 22.00. Byla to jedenasta wiadomosd, jaka otrzymal. Po kazdej nastepnej oczekiwal, ze bedzie brzmiala: "czerwony", co oznaczalo rozkaz odpalenia rakiety, ale na razie takiej nie dostal. Jesli nie nadejdzie w ciagu nastepnych dwoch godzin, ledwie zdazy doplynad przed switem do brzegu Hawajow, by zabrad komandosow. -W porzadku - zwrocil sie ponownie do oficera. - Powtorzmy to jeszcze raz. - I ponownie zaczeli wytyczad tor lotu pocisku nuklearnego. Evad Lurbud zlozyl przenosna antene i wylaczyl nadajnik. Musial posluzyd sie tez uszkodzona lewa dlonia, co spowodowalo, ze spod spiesznie zawiazanego bandaza znow saczyla sie swieza, jasna krew. Ostry bol przeszyl mu cialo. Zacisnal zeby, by nie krzyknad. To, ze w cztery godziny po ataku na dom Ohnishiego ciagle zyl, zawdzieczal w duzej mierze wszechstronnemu wyszkoleniu, ktore zapewnilo mu KGB. To, ze przezyl zniszczenie rezydencji, bylo niemal cudem. Gdy eksplodowaly bomby i budynek zaczal sie walid, zycie uratowal mu szybki skok pod stol stojacy na balkonie. Solidny blat oslonil go przed eksplodujacym szklem. Gdy konstrukcja budowli runela, balkon polecial na zewnatrz, unoszac go ze soba. Lurbud wyladowal na trawniku dwanascie metrow nizej, zdumiony, ze ciagle zyje. Nie oznaczalo to jednak wcale, ze umknal smierci bez zadrasnied. Mial zwichniete prawe ramie, a nogi, tulow i twarz straszliwie poranione odpryskami szkla. Prawe oko zostalo przebite i wyciekal z niego przezroczysty plyn, ktory splywal mu po twarzy i kapal na kolnierz wojskowej bluzy. Tak powazne obrazenia to wstrzas dla organizmu. Ludzie jednak roznie reaguja na wstrzasy, wszystko zalezy od indywidualnych predyspozycji. Gdy w jego krwi zwiekszal sie poziom endorfin i adrenaliny, Lurbud staral sie zachowad swiadomosd. Po prawie dwudziestu minutach zaczal sie poruszad. Najpierw powoli podniosl sie na dlonie i kolana, potem stanal na nogach. Ze wspanialej rezydencji Takahiro Ohnishiego pozostaly sterty potluczonego szkla i pusty szkielet rurowatych podpor. Po chwili, zataczajac sie, Rosjanin zaczal przeczesywad gruzowisko w poszukiwaniu radia, przez ktore mial skontaktowad sie z czekajaca niedaleko wyspy lodzia podwodna. Tam, gdzie ostre jak brzytwa odlamy wbily sie w ofiary, wielkie kupy szkla zalane byly litrami krwi. W przytlumionym swietle ksiezyca szkarlatne plamy wygladaly na czarne, Lurbud jednak wiedzial, ze takich plam sa tutaj dziesiatki. Metodycznie sprawdzal kazde cialo, kolba pistoletu usuwajac z nich szklo, by odkryd rozpoznawalne fragmenty. Rosjanin czy Koreaoczyk, kazdy z martwych zolnierzy zostal okaleczony tak bardzo, ze szybka identyfikacja okazala sie niemozliwa. Pietnascie minut przed planowanym polaczeniem z okretem Lurbud znalazl krwawe resztki radiowca. Z czlowieka zostaly tylko skrawki miesa, ale radio, zabezpieczone hartowana plastikowa obudowa, przetrwalo nieuszkodzone. Oparlszy sie o sterte gruzu, nadal pierwsza wiadomosd, powtarzajac przez pied sekund slowo "zielony". Gdy skooczyl, opadl calym ciezarem na gruzowisko, nie czujac wbijajacych mu sie w cialo szklanych ostrzy. Walczac z ogarniajacym go wyczerpaniem, spowodowanym walka i utrata krwi, Rosjanin zajal sie opatrywaniem ran. Zdeformowana dloo owiazal bandazem i delikatnie przemyl niewidzace oko. By usmierzyd tepy bol, rozsadzajacy czaszke, wstrzyknal w ramie pelna dawke morfiny, znalezionej w apteczce, ktora mial przy sobie radiowiec. Natychmiast zdal sobie sprawe z tego, jak latwo mozna uzaleznid sie od narkotykow. Pomimo bolu, ktory wgryzal mu sie w cialo, nigdy nie mial lepszego nastroju. Czul sie wspaniale i wiedzial, ze przetrwa to wszystko, by zemscid sie na Kenjim. Cala reszta stala sie nagle nieistotna: lodz podwodna, wulkan, nawet jego wlasny stan. Byle tylko dokonad zemsty. Furgonetka, ktora przyjechali w poblize posiadlosci Ohnishiego, znajdowala sie tylko poltora kilometra dalej. Mogl jechad do domu Kenjiego i wystawid slony rachunek za cierpienie, ktorego tamten byl sprawca. Pozostal jednak wystarczajaco swiadomy, by wiedzied, ze musi regularnie wywolywad okret. Ich zachowanie, jesli nie nawiaze lacznosci, z pewnoscia narazi na niepowodzenie jego plany wziecia odwetu na asystencie Ohnishiego. Prawie dwie godziny zajelo mu przedarcie sie chwiejnym krokiem do miejsca, w ktorym ukryli vana. Kazdy krok znaczyly struzki krwi, splywajace z okaleczonego ciala. Pokonanie samochodem dwudziestopieciokilometrowego odcinka drogi na polnoc trwalo kolejne poltorej godziny. Lurbud musial sie zatrzymywad mniej wiecej co dziesied minut, by odpoczad i poczekad, az odzyska ostrosd metniejacego wzroku. Teraz lezal w plytkim rowie nie wiecej niz sto metrow od domu Kenjiego i obserwowal go przez noktowizor. Obraz to ciemnial, to rozmazywal sie, gdy tylko wysilal wzrok, by zachowad ostrosd widzenia jedynego sprawnego oka. Pietrowy dom Kenjiego, mniejszy i nie tak okazaly jak rezydencja Ohnishiego, mimo wszystko robil wrazenie. Dwa skrzydla domu, zbudowane z obrobionego kamienia pokrytego bezowym tynkiem, rozchodzily sie w przeciwne strony od glownego wejscia jak lopaty bumerangu. Kazde okno na drugim pietrze bylo jednoczesnie drzwiami, przez ktore wychodzilo sie na waskie balkony otoczone balustradami z gietego zelaza. Kryty ceramiczna dachowka dach i rozlegle trawniki zdradzaly, ze dom nalezal kiedys do zamoznego plantatora i pochodzil z innej, dawno minionej epoki. Po drugiej stronie basenu o olimpijskich wymiarach stal oddzielny domek dla gosci. Po nawiazaniu kolejnego kontaktu z lodzia Lurbud wiedzial, ze ma dwie godziny, by zajad sie tylko Kenjim. Jako zawodowiec zdawal sobie sprawe, ze w obecnym stanie nie ma szans w starciu z japooskim zabojca. Musial wiec starannie opracowad plan. Kenji byl biegly w sztukach walki, a to sprawialo, ze kazda broo, z wyjatkiem dalekosieznego karabinu, zdawala sie bezuzyteczna. Dlatego Lurbud musial wywabid go z domu i zblizyd sie do niego na odleglosd strzalu. Podczolgal sie blizej zabudowao, by lepiej widzied wnetrza. Mial nadzieje, ze w koocu cos zauwazy. 31 HAWAJE Way Hue Dong byl szefem Hydra Consolidated, koreaoskiego konsorcjum, ktore kupilo wulkan od Iwana Kerikowa. Jego wnuk, Chin-Huy, siedzial za biurkiem Kenjiego, delektujac sie wonnym cygarem. Chin mial niewiele ponad dwadziescia lat. ale spostrzegawczosd starca. Widzial wszystko, co moglo sluzyd dobru jego rodziny. Gdy dziadek rozkazal mu stanad na czele pieddziesiecioosobowego kontyngentu zolnierzy i przerzucid ich na Hawaje, Chin-Huy nie dyskutowal, tylko wykonal polecenie. Rodzina kilkakrotnie juz wysylala go lub jego starszych braci w najbardziej niebezpieczne miejsca na ziemi w poszukiwaniu zyskow. Czy chodzilo o kosd sloniowa, zdobywana przez klusownikow w targanej wojnami Angoli, czy o kamienne posagi, kradzione w pustoszonych przez przemytnikow dzunglach Ameryki Srodkowej - mlodsi czlonkowie rodziny z checia podejmowali inicjatywe. Ta misja, chod potencjalnie niebezpieczna, okazala sie dla China dosd latwa. Jego czlowiek na miejscu, Kenji, wykonal wiekszosd roboty niezbednej do zapewnienia spokoju rodzinie podczas przejmowania wul-kanu. Wiekszosd ludzi China, dzieki co bardziej krewkim gwardzistom, trzymala lotnisko pod kontrola, a kilku innych wzniecilo rozruchy pod brama bazy w Pearl Harbor i podburzylo studentow do otwarcia ognia do Amerykanow. Jedynym problemem okazal sie dom Ohnishiego. gdzie ponad dwudziestu jego zolnierzy zginelo podczas nieudanej proby ataku, przeprowadzonej prawdopodobnie przez amerykaoskich komandosow. Tak czy inaczej rola China w calej operacji byla malo znaczaca. Teraz pozostalo mu juz tylko czekad na potwierdzenie ze statku wydobywczego, ze widza cel podrozy - wulkan. Do tego mementu pozostalo jeszcze co najmniej dziesied godzin. Gdy jego rodzina przejmie wulkan, Chin odwola zolnierzy, baczac na to, by ich wycofanie sie polozylo kres niepokojom spolecznym na wyspie. Przemoc, ktora ogarnela Hawaje, miala swoj konkretny cel. Gdy tylko zabezpiecza teren wulkanu, najlepiej bedzie uciszyd nastroje mieszkaocow. -Zostaniesz sowicie wynagrodzony, Kenji. Co zrobisz z pieniedzmi? Kenjiemu nie podobal sie sposob bycia mlodego mezczyzny, ktory w niedbalej pozie rozsiadl sie na jego fotelu. Chin byl arogancki i nieokrzesany. -Nie mow hop. Musimy poczekad ze wszystkim do kooca. -Tamten oddzial idealnie dal sie nabrad na twoj podstep. Zaatakowali nie ten dom. co trzeba. Dokladnie tak, jak zaplanowales. - Chin niedbale machnal trzymanym w palcach cygarem. - Wulkan jest w zasiegu reki, nie ma sie juz czego obawiad. -Iwan Kerikow takze wierzyl, ze ma wulkan w zasiegu reki, a Ta-kahiro Ohnishi mial pewnosd, ze Hawaje sa juz jego. Obydwaj sie mylili. Nie uwierze, ze nam sie udalo, dopoki statek wydobywczy nie rzuci kotwicy obok wulkanu. -Aha - powiedzial Chin, po czym zmienil temat, opowiadajac o swojej dzielnosci w obliczu niebezpieczeostw jakiejs wyprawy. Wczesniej, zanim Kenji wyruszyl zamordowad Ohnishiego, Chin-Huy opowiedzial mu z tuzin podobnych historyjek. Malowal w nich tak niestworzone sytuacje i mowil o nich takim tonem, jakby prowokowal Kenjiego do podania ich w watpliwosd. Ten jednak nie potrzebowal dowodow na poznanie prawdziwego oblicza mlodego Koreaoczyka. Wystarczylo, ze Chin nie wykazal zapalu, by poprowadzid swoich ludzi na rezydencje Ohnishiego. Kenjiego znudzily juz te opowiesci, ale sluchal ich jak urzeczony. Tego po nim oczekiwano. -Jesli udalo mi sie przezyd cos takiego i przez caly czas trzymad przy sobie diamenty, na pewno z tego tez nas wyciagne - podsumowal Chin. Kenji zacisnal piesci. Bez zadnego wysilku mogl wypatroszyd tego chloptasia golymi rekami. Pomysl przypadl mu nawet do gustu, musial jednak zachowad spokoj. Los Kenjiego zostal zapisany w gwiazdach w chwili, gdy jego dziadek uciekl z Hawajow. Nie mogl wszystkiego zepsud tylko dla samej przyjemnosci zabicia nawet tak denerwujacego typa. -Kazda operacja jest inna, z pewnoscia to wiesz. To, ze w przeszlosci udalo ci sie pare razy przezyd, wcale nie oznacza, ze teraz tez ci sie uda. Chociaz slowa nie zostaly wypowiedziane karcacym tonem, Chin zamilkl. Kenji z satysfakcja oparl sie o wylozona panelami sciane pracowni, skrzyzowal rece na piersi i przygladal sie, jak Koreaoczyk delektuje sie cygarem. Napiecie, ktore odczuwal, kazaloby slabszemu czlowiekowi zaczad spacerowad w te i z powrotem, ale Kenji tylko stal, milczacy i niebezpieczny. -A co z ta kobieta? - zapytal Chin. przerywajac dlugie minuty milczenia. - Mowie o dziennikarce, ktora trzymasz w schowku ogrodnika. -Jak to: co? -Nie zgodzila sie nam pomoc, wiec najwyzszy czas, by ja sprzatnad. -Tak, chyba tak - stwierdzil ze smutkiem Kenji. -Ja to zrobie - powiedzial ochoczo Chin. - Chce ja pierwszy. -Nie ma sprawy - zgodzil sie od niechcenia Kenji, maskujac kielkujacy gdzies w srodku bol. Z poczatku podobala mu sie mysl, ze wezmie Jill Tzu do siebie. W wyzywajacej urodzie kobiety bylo cos takiego, co sprawialo, ze chcial ja zdominowad. Moze dlatego, ze powiedzial jej o swoim koreaoskim pochodzeniu? Wiedzial, ze nigdy nie chcialaby z nim byd z wlasnej woli. Mogl ja oczywiscie naszprycowad prochami, jak te Amerykanke, ktora uratowal tydzieo temu. Kenji wiedzial jednak, ze nie jest to zadne rozwiazanie. Jill musiala zostad wyeliminowana, nie mogl jednak sie na to zdobyd. Propozycja China to swietna okazja zalatwienia sprawy. Jill umrze, ale to nie on bedzie mial na rekach jej krew. Chin zdjal male stopy z blatu biurka i mocno postawil je na miekkim dywanie. Kenji oczekiwal, ze wybiegnie z pokoju jak rozpieszczone dziecko, ktoremu pozwolono spelnid kolejna zachcianke. Chin jednak wyszedl spokojnie, spogladajac spod oka na gospodarza, w bardzo dojrzaly sposob pokazujac, kto panuje nad sytuacja. Jill nie miala pewnosci, ale wydawalo jej sie, ze ponownie zapadla noc. A wiec siedziala tu juz zamknieta od pieciu dni. Gdy przytykala ucho do niewielkiej szpary pod drzwiami, slyszala bezustanne brzeczenie owadow. Szczelina okazala sie zbyt waska, by przez nia wyjrzed, ale to juz i tak nie mialo znaczenia. Czym w koocu byla jeszcze jedna noc? Wczesniej myslala o tym, zeby ostrym kamieniem wyskrobywad na betonowej podlodze jakies znaki, okreslajace uplyw czasu, doszla jednak do wniosku, ze nie przyniesie jej to nic dobrego. Wiedziala, ze umrze, nim zdola zrobid kilka rys. Pytala sama siebie, dlaczego wolala zginad, niz przekazad propagandowe tresci podsuniete jej przez Kenjicgo? Czyjej dziennikarska wiarygodnosd byla cenniejsza niz zycie? Czy wlasnie ona winna stad sie priorytetem? Nie, przyznala. Mogla to zrobid. Mogla powtorzyd wszystko, czego zadal. Mogla zapewnid sobie przetrwanie, pozniej jednak jej zycie straciloby sens. Nie dlatego, ze pomoglaby temu bydlakowi Kenjicmu i nie dlatego, ze oszukalaby widzow. Rozczarowalaby sama siebie, a tego nie chciala za nic w swiecie. Cale zycie stawiala czolo swiatu wedlug osobistych standardow i ani razu nie zlamala ustanowionych przez siebie regul. Pamietala swoj reportaz na temat uzywania narkotykow przez nastolatkow w Honolulu. Pewna szesnastoletnia dpunka, ktora zarabiala na towar prostytucja, nie chciala przyznad, ze jest uzalezniona. Oskarzyla Jill, ze zmontowala zdjecie, na ktorym daje sobie w zyle na tylach jakiegos obskurnego hotelu. Dziewczyna oszukiwala siebie tak bardzo, ze nie uznawala nawet tak oczywistych faktow, jak fizyczne slady jej nalogu. Powiedziala Jill, ze slady igiel na rekach to tatuaze. Jill obawiala sie, ze jesli zlamie zasady, skooczy tak samo jak tamta nastolatka, oklamujac siebie. Pomagajac Kenjiemu, nawet w zakamuflowany sposob, naruszylaby zasady. Nie mogla tego zrobid i nie zawahalaby sie oddad za nie zycie. Jej zmysly wyostrzyly sie podczas tych kilku dni spedzonych w samotnosci. Gore zaczynaly brad instynkty, ktore pozwalaly przetrwad przodkom czlowieka na rowninach prehistorycznej Afryki. Jak kazde zwierze, czlowiek tez potrafi wyczud zagrozenie na dlugo przedtem, nim moze je zobaczyd lub uslyszed. Jill wiedziala, ze gdzies niedaleko czai sie nowe niebezpieczeostwo, czula niepokoj tak wyraznie, jakby byl wrazeniem fizycznym. Po raz pierwszy zwrocilo to jej uwage jakas godzine wczesniej. Zaczela wtedy wyczuwad pewne napiecie w atmosferze pomieszczenia. Wkrotce jednak dotarly do jej uszu inne odglosy, dajace powody do niepokoju. Wczesniej obok schowka, miejsca jej uwiezienia, wyraznie zwiekszyla sie liczba straznikow pilnujacych posiadlosci Kenjiego. Zorientowala sie, ze czestotliwosd krokow, z chrzestem grzeznacych w zwirze alejek, znaczenie sie zwiekszyla. Ci nowi ochroniarze poruszali sie ostrozniej, zachowywali wieksza czujnosd niz ludzie Kenjiego. Ale w ciagu ostatnich trzydziestu minut liczba osob chodzacych wokol zabudowao regularnie spadala, jakby straznicy znikali gdzies w ciemnosciach nocy, jakby zmierzali w strone dzungli, ale nigdy nie wracali. Teraz uslyszala nowe kroki; zdecydowane. Jill instynktownie wiedziala. dokad zmierza ten czlowiek. Kroki zatrzymaly sie pod drzwiami i uslyszala wesole pobrzekiwanie kluczy. Czlowiek wsunal klucz w zamek, obrocil go gwaltownie i z hukiem otworzyl drzwi. Jill zerwala sie na nogi i odsunela najdalej, jak tylko mogla. Intruz byl mlody, o chlopiecej urodzie, ale przyjmowal niedbala poze zmeczonego zyciem zolnierza. Rzucil jej pewne siebie spojrzenie i rozchylil usta w pozadliwym usmiechu. Z kabury wiszacej na koscistym biodrze wystawala kolba pistoletu. Zgwalci mnie, a potem zabije, pomyslala, jakby przygotowywala reportaz ze zdarzenia, ktore mialo przydarzyd sie komus innemu. Wkrotce umre. Chin-Huy podszedl do niej, nerwowo zaciskajac i prostujac palce. Jego oczy wygladaly jak dwa czarne punkty namalowane na twarzy, takie, jakie nieraz widzi sie na rysunkach w gazetach. Nie widziala w nich glebi. Mezczyzna zblizyl sie jeszcze bardziej, leniwie masujac jedna reka krocze. Na jego twarzy dostrzegla narastajace pozadanie. Mezczyzna, sredniego wzrostu, wazyl moze dziewied lub dziesied kilogramow wiecej niz ona. Gdyby tylko zostawil pistolet w kaburze, istniala szansa, ze da mu rade. Z niedowierzaniem patrzyla, jak odpina kabure i pozwala jej opasd z gluchym stuknieciem na betonowa podloge. Drzwi do pomieszczenia zostawil otwarte, wabilo ja cieple objecie nocy. Moze zdolalaby przebiec obok niego, zanim zdazylby siegnad po broo? Wzrok Jill pobiegl ku prostokatowi otwartej przestrzeni poza jej wiezieniem. W tym wlasnie ulamku sekundy Chin-Huy jednym susem przebyl ostatnie dwa metry dzielace go od ofiary. Potezny cios rzucil nia o podloge, jakby ktos uderzyl ja kijem baseballowym. Ze swiadomoscia laczyla ja juz tylko watla nid. Poczula jedynie, ze szybkim jak blyskawica ruchem Chin zdziera z niej bluzke i chwyta za piers. To nie mnie sie to przytrafilo, pomyslala. To nie mnie dotyka ten bydlak. Chin-Huy scisnal jej naga piers tak mocno, ze jeknela, ale bol wydobyl ja z mroku, przywracajac przytomnosd. Spojrzala na jego twarz. Mial krzywe, poplamione nikotyna zeby. Dyszal, czula na szyi jego goracy oddech. Oczy napastnika zwezily sie do rozmiarow lebkow szpilek, twarz nabiegla krwia. Nagle, w ulamku sekundy, ktory zajelo jej mrugniecie, by pozbyd sie naplywajacych lez, czyjes ramie owinelo sie wokol szyi zolnierza i poderwalo go do gory, unoszac nad podloge. Nim Chin sie zorientowal, tchawice mial prawic zgnieciona. Probowal sie obrocid i wydostad z dlawiacego uscisku, ale ramie uporczywie obejmowalo jego szyje jak boa dusiciel. Cialo China zaczelo podrygiwad niczym marionetka wprawiona w ruch przez szalonego lalkarza. Usilowal wyprowadzid cios lokciem, ale uderzenie bylo zbyt slabe i duszacy go czlowiek ledwie sapnal. Ramie zwiekszylo jeszcze uscisk, calkowicie pozbawiajac swoja ofiare powietrza. Jezyk China wysunal sie ust, kaleczac sie o zeby. Jasna krew zarozowila spieniona sline. Jeszcze jedno szarpniecie i kregoslup szyjny pekl z przyprawiajacym o mdlosci trzaskiem. Jill patrzyla, jak cialo jej oprawcy upada. Gdy zwalilo sie na podloge, wzrok kobiety przeslizgnal sie po nogach widocznych za zwlokami napastnika. Gdy zobaczyla w koocu twarz czlowieka, ktory uratowal jej zycie, powitaly ja leniwy usmiech i para najbardziej uroczych szarych oczu, jakie kiedykolwiek widziala. -Jesli to moj jedyny konkurent do twojego serca, to zaloze sie, ze masz jutro wolny wieczor i mozemy umowid sie na kolacje. - Mercer usmiechnal sie szeroko, po czym pochylil sie i przyjrzal ciemniejacemu siocowi na policzku Jill; byl ogromny i zapewne niepredko zejdzie, nie stanowil jednak zadnego zagrozenia. Nie martwil sie stanem fizycznym kobiety, gdyz jej oczy zaczynaly sie rozjasniad. Byly oszalamiajace, glebokie i czarne, a ich spojrzenie tak ufne, ze Mercer patrzyl w nie o wiele dluzej, niz wymagala tego sytuacja. Emocje, ktore tlumila w sobie przez pied dni, wziely teraz gore i Jill wtulila glowe w jego ramiona, placzac. -Juz w porzadku, Jill - mruknal uspokajajaco, glaszczac jej geste, czarne wlosy. - Juz jestes bezpieczna. -Skad wiesz, jak sie nazywam? - zapytala potulnie. Policzki miala mokre od lez. -Jestes mimowolna ofiara czegos o wiele wiekszego. Dlatego tu wpadlem. -Wiesz o Takahiro Ohnishim i jego przewrocie? - zapytala natarczywie. Jej odpornosd na stres zadziwila Mercera. -Wiem wszystko. - Zdjal z szyi jej rece. - Jill, musze cie tu na chwile zostawid, ale mam pewnosd, ze nikt nie bedzie cie juz niepokoil. - Pokazal reka cialo Koreaoczyka. - Mial prawdopodobnie cie zabid, wszyscy wiec mysla, ze nie zyjesz. Gdy Kenji zostanie wyeliminowany, wroce po ciebie i razem sie stad wymkniemy. Jakies trzy kilometry stad czeka helikopter. -Rozumiem - powiedziala cicho. - Jak sie nazywasz? -Wiekszosd dam mowi na mnie "wybawiciel", ty jednak mozesz mowid Mercer. - Usmiechnal sie i w podziekowaniu zostal obdarzony usmiechem Jill. Jeden z komandosow SEAL usunal z pomieszczenia cialo China. Mercer zamknal drzwi, ale nie przekrecil klucza w zamku. Potem spojrzal na cialo. -To Koreaoczyk - wykrzyknal, przypatrujac sie twarzy trupa. - Ciekawe, co to za skurwiel. Komandosi popatrzyli na zwloki bez emocji, nie odzywajac sie ani slowem. W drodze do domu Kenjiego Mercer i jego oddzial zdjeli osmiu azjatyckich straznikow. Niektorzy ubrani byli tak jak lezaca u jego stop postad, inni mieli na sobie cywilne ubrania. W dzungli nie tracili czasu na przygladanie sie swoim ofiarom, zakladajac, ze to czlonkowie osobistej ochrony Kenjiego. Odkrycie, ze ci ludzie byli Koreaoczykami, zmienialo nieco obraz sytuacji. -Nie wiem, co to za goscie, ale to raczej nie sa nasi sprzymierzeocy. A to oznacza, ze mamy do czynienia z ochrona Kenjiego oraz z tymi Koreaoczykami. - Mercer mowil raczej do siebie niz do zolnierzy. - Raczej nie wiedza, ze sie zblizamy, wiec element zaskoczenia jest po naszej stronie. Tylko jak skuteczny sie okaze wobec nieznanej liczby przeciwnikow? Podprowadzil ich blizej domu Kenjiego, wykorzystujac kazda naturalna oslone, jaka udalo im sie znalezd, az przycupneli bezpiecznie za domkiem dla gosci. Niedaleko nich, przygaszonym swiatlem podwodnych reflektorow lsnil blekit basenu. Dwadziescia metrow za nim wznosila sie siedziba wspolpracownika starego Japooczyka. Za pomoca noktowizora, ktory dostal od jednego z zolnierzy, Mercer przeczesal tyly rozlozystego, pietrowego domu. Swiatlo palilo sie tylko w kilku oknach, ale noktowizor przenikal tez do wnetrza zaciemnionych pomieszczeo. Rozne odcienie zieleni ujawnialy obecnosd co najmniej pietnastu uzbrojonych ludzi, ktorzy powoli przechadzali sie po domu, sprawdzajac pokoje. Po mniej wiecej pieciu minutach obserwacji wydal komandosom rozkazy. Posluchali bez zbednych pytao, rozplywajac sie w mroku nocy. Czekanie, az zolnierze SEAL zajma pozycje, bylo katorga. Obawy zwiazane z porazka probowaly oslabid determinacje Mercera, ale bezlitosnie je w sobie zdusil. Zbyt daleko zaszedlem, by sie bad. powtarzal sobie. Jednak gdy psychicznie przygotowywal sie do ataku, jego mysli odplynely w kierunku Jill Tzu. Zasmial sie z siebie samego. To byl chyba najgorszy moment, by mysled o seksie. Gdy pierwsze odglosy serii z pistoletu automatycznego rozdarly cisze nocy, pokrecil glowa i ruszyl. Zgodnie z rozkazem oddzial komandosow zakradl sie od frontu budynku i otworzyl ogieo, zlobiac fasade domu ciaglymi seriami. Mercer przebiegl dlugimi susami otwarta przestrzeo trawnika na tylach, modlac sie, by instynkt kazal zgromadzonym w srodku ludziom skierowad sie w strone strzalow, dzieki czemu pozostanie niezauwazony. Za kazdym razem gdy jego ciezkie buty zachrzescily na rozbitym szkle, przykucal szybko w oczekiwaniu na smiertelny strzal jakiegos ukrytego na pietrze straznika. Ostatnie dwadziescia metrow pokonal w rekordowym czasie, nastepnie wskoczyl na mloda palme i wspinal sie po niej jak malpa. Dlonie i stopy pracowaly w idealnej harmonii, wiec szybko sie znalazl na szczycie drzewa, ktore ugielo sie pod jego ciezarem i Mercer bez przeszkod zeskoczyl na niepilnowany balkon na pietrze. Wymiana ognia z przodu budynku przybrala na sile, gdy straznicy zaczeli coraz czesciej odpowiadad na strzaly Amerykanow. Mercer kopniakiem otworzyl drzwi balkonowe i przekoziolkowal przez pokoj na wypadek, gdyby czail sie tam jakis niewidoczny z zewnatrz straznik. Na kolanach, z karabinem przycisnietym mocno do ramienia. omiotl wzrokiem pokoj. Pusto. Zdjal z oczu noktowizor i zlapal pare uspokajajacych oddechow. Nawet grube sciany budynku nie mogly stlumid odglosow kanonady. Wlasnie obrocil sie, zeby podejsd do drzwi, gdy zauwazyl cieo przecinajacy scielaca sie pod nimi srebrna poswiate. Delikatnie dotknal wypolerowanej galki i poczul, ze sie obraca. Gdy jezyczek zamka cofnal sie calkowicie, szarpnal gwaltownie drzwi i poderwal karabin. Straznik byl kompletnie zaskoczony. Mercer wciagnal go do srodka pokoju i uderzyl lufa MP-5 w brzuch. Gdy poczul, ze mezczyzna zaczyna popychad go do tylu, pociagnal za spust. Dziewieciomilimetrowe pociski przebily zolnierza, wyrywajac mu z ciala stozkowaty fragment tkanki, ktora krwawa plama rozmazala sie na scianie. Mercer oderwal zakrwawiona lufe od upadajacego ciala i wydostal sie na szeroki korytarz. Z polozonego dalej pokoju wyszedl ubrany w mundur Koreaoczyk i Mercer bez celowania wygarnal w jego strone serie, trafiajac wysoko w plecy. Szybki rzut oka pozwalal stwierdzid, ze jeden z pociskow byl smiertelny, podczas gdy pozostale obrocily w drzazgi bogate zdobienie framugi drzwi. Szybko przeszukal reszte pietra. Pozostale pokoje w obu skrzydlach rezydencji byly opuszczone. Pietro nizej karabiny maszynowe i granaty obracaly w pyl kamienna obrobke wnetrza i targaly scianami starego budynku. Mercer przystanal u szczytu schodow. Ostry zapach prochowego dymu uderzyl go w nozdrza. Nagle jego cialo przyszylo ostrze strachu. Odglosy bitwy, ktora rozpetala sie na dole, wstrzasnely nim do glebi; przerazajace jeki konajacych wzbijaly sie wysoko pod sufit. To, co przezyl w Iraku i Waszyngtonie, mialo sie nijak do tej jatki. Wtedy wpadal w pulapke i nie mial czasu na myslenie. W biurach Ocean Freight Cargo w Nowym Jorku bardziej panowal nad sytuacja. Jednak to pieklo, w ktore teraz wdepnal, bylo czyms zupelnie innym. Bez niczyjego rozkazu chcial wziad udzial w masakrze, i to go przerazalo. Z ponura mina zszedl po bogato zdobionych, mahoniowych schodach, trzymajac palec na spuscie MP-5. Minimalnie wiekszy nacisk wyzwolilby niepohamowany grad pociskow. Na polpietrze, w stercie szkiel z wysadzonych okien, lezaly dwa ciala, jedno w mundurze, drugie, ubrane w czarny garnitur, nalezace do jednego z ludzi Kenjiego. W powietrzu zalegal slodkawy dym, ktory gryzl Mercera w oczy, gdy przykleknal tuz nad poczatkicm schodow. Dookola z gwizdem i brzeczeniem, jak wsciekle osy, przelatywaly pociski. Atak zolnierzy Navy SEAL nie stracil nic z piekielnej sily. Gdzies z pokoju obok dobieglo czyjes pelne bolu wycie. Dzieki planom dostarczonym przez Dicka Henne wiedzial, ze jeki dochodzily z sali, w ktorej odbywaly sie formalne przyjecia. Mercer nie zdawal sobie sprawy, ze ktos go zauwazyl, dopoki seria pociskow nie rozprula poreczy tuz obok jego ramienia, obracajac drewno w drzazgi jak pila laocuchowa. Rzucil sie w dol schodow, pochylajac glowe i kulac sie w sobie. Gdy wyladowal na marmurowej podlodze, katem oka dostrzegl strzelca, ktorego niewyrazna postad majaczyla w wejsciu do sali bankietowej. Mercer nacisnal spust, ale z lufy wystrzelil tylko jeden pocisk. Magazynek byl pusty. Kula trafila Koreaoczyka w ramie, a sila uderzenia obrocila go niemal o sto osiemdziesiat stopni, ale zostawila przy zyciu. Zolnierz zaczal odwracad sie do Mercera, sciskajac w rekach uzi. Geolog poderwal sie z podlogi i rzucil w przod, na turecki dywan, jednym plynnym ruchem wyciagajac z kabury berette. Taki manewr zdezorientowal tamtego, dajac Mercerowi czas na przyjecie pozycji i oddanie czterech lub pieciu strzalow. Schowal berette do kabury i zmienil magazynek w karabinie. Skulony wbiegl do korytarzyka prowadzacego do sali bankietowej, zdejmujac trzech straznikow kryjacych sie pod strzaskanymi oknami. Z planow domostwa wiedzial, ze pracownia Kenjiego znajdowala sie po drugiej stronie holu, pare pokoi za sala. Gdy przebiegal przez hol, zauwazyl go kolejny straznik i seria z automatycznego pistoletu wyrwala glebokie dziury w marmurowej podlodze tuz za jego stopami. Mercer rzucil sie w lewo, po czym zanurkowal do jadalni, ladujac na wielkim stole, ktory swobodnie mogl pomiescid dwadziescia osob. Stol byl wspaniale zastawiony, ale impet, z jakim cialo Mercera runelo, sprawil, ze recznie malowane, przepiekne naczynia z chioskiej porcelany z glosnym trzaskiem zamienily sie na wypolerowanej podlodze w sterte skorup. Geolog przelecial przez cala dlugosd blatu i spadl po drugiej stronie, przewracajac kilka krzesel. Gdy znalazl sie po drugiej stronie, przykleknal i oparl o stol automat. Kawalki porcelany wbijaly sie przez spodnie gleboko w skore kolan. Nagle w holu rozlegl sie huk eksplozji, to komandosi wysadzili masywne drzwi wejsciowe. Sale bankietowa wypelnily kleby dymu i przez drzwi, zataczajac sie, wpadl do srodka Koreaoczyk, ktory wczesniej strzelal do Mercera. Najwyrazniej w chwili eksplozji stal w poblizu drzwi, gdyz cale jego cialo poprzeszywane bylo odpryskami drewna. Strzal, ktory oddal Mercer, zakooczyl cierpienia konajacego. Mercer kopniakiem otworzyl drzwi do kuchni. Na podlodze bylo wiecej krwi niz w rzezni; szkarlat pokrywal rozmazanymi bryzgami sciany i wylewal sie spod dwoch cial rozciagnietych na podlodze pod rozwalonym oknem. Komandosi bez watpienia znali sie na rzeczy. Wrocil do sali bankietowej i ostroznie uchylil drugie drzwi. W pokoju obok unosil sie duszacy smrod czarnego dymu. Dlugie, siegajace sufitu jezory ognia wznosily sie znad zniszczonego telewizora, stojacego kilka metrow od wielkiej skorzanej kanapy. Jeden z ochroniarzy Kenjiego probowal uniesd broo, nie pozwalala mu jednak na to okropna, krwawa rana lewego ramienia. Mercer beznamietnie wystrzelil wprost w ziejace nienawiscia oczy Koreaoczyka. Drugi straznik, ubrany w mundur zolnierza, juz nie zyl. Mercer kilka razy gleboko odetchnal i zmienil magazynek. Zerknal na zegarek i ze zdumieniem stwierdzil, ze od chwili, gdy wchodzil na palme, minelo dopiero szesd minut. Buzujaca w jego zylach adrenalina sprawila, ze kazda minuta zdawala sie trwad godzine, chociaz kazda chwila zapadala mu w pamied jak pojedyncze klatki filmu. Odglosy walk na zewnatrz zaczely cichnad. Bitwa dobiegala kooca. Jedna z grup odniosla zwyciestwo, a to znaczylo, ze z drugiej nie zostal przy zyciu juz nikt. Za salonem, przez cala dlugosd polnocnego skrzydla domu biegla galeria, ktorej jedna sciane zajmowaly okna. Szyby w wielu z nich zostaly rozbite przez amerykaoskich komandosow, wiec powietrze w pomieszczeniu bylo czyste i wolne od dymu. Na wprost okien znajdowaly sie duze. przeszklone drzwi, otwierajace sie na inne pokoje: wypelniona ksiazkami biblioteke, sale bilardowa, mala salke kinowa, ktora kiedys, gdy dom budowano na poczatku XX wieku, zapewne byla pokojem muzycznym. Ostatnie drzwi galerii prowadzily do pracowni Kenjiego. Do kazdych drzwi Mercer zakradal sie jak duch, szybko sprawdzajac po kolei pomieszczenia. Drzwi tuz przed pracownia byly otwarte i gdy sie zblizyl, z nieprawdopodobna sila wystrzelila z nich czyjas noga. Wykop wytracil Mercerowi karabin z rak, zdzierajac z palca wskazujacego troche skory. Nim zdolal zareagowad, otrzymal uderzenie piescia tuz ponizej serca i cale zgromadzone w plucach powietrze uszlo z niego w jednym swiszczacym wydechu. Potykajac sie, odskoczyl kilka krokow. Kenji wyszedl na korytarz. Bosy. ubrany w czarne kimono. Ciemne oczy palaly czysta nienawiscia. -Nie wiem, kim jestes, ale z wielka przyjemnoscia zabije cie za to wszystko, co zrobiles. - Jego glos wydobywal sie gdzies z glebi ciala, z otchlani, w ktorej zyje dusza normalnego czlowieka. Tyle ze Kenji nie mial duszy. Mercer wyciagnal pistolet, ale Kenji ruszyl do przodu, w mgnieniu oka pokonujac dzielaca ich odleglosd. Jego stopa smignela w powietrzu z predkoscia atakujacej zmii i beretta. wirujac, wypadla Mercerowi z dloni, ktora nagle stracila czucie. Chociaz Kenji byl niemal dwadziescia lat od niego starszy, Mercer nie liczyl na pokonanie go. Nawet gdyby w poprzednim tygodniu tak mocno nie oberwal, tamten i tak moglby rozerwad go na strzepy bez zadnego wysilku. -Jestes kolejnym chlopcem na posylki Kerikowa? - zapytal lagodnym glosem karateka, jednoczesnie wyprowadzajac miazdzacy wykop twarda jak skala stopa prosto w zebra Mercera. Sila uderzenia rzucila go o sciane. Musial rozlozyd rece i zaprzed sie nimi o chropawa sztukaterie, zeby zachowad rownowage. Czul sie tak. jakby ktos uderzyl go w klatke piersiowa kijem baseballowym. -O czym ty mowisz? - powiedzial, probujac nabrad powietrza. W odpowiedzi dostal cios piescia w brzuch. Skulil sie niemal do kolan Kenjiego, z ktorych jedno wystrzelilo w gore. trafiajac go prosto w twarz. Gdy padal na pokryta kamiennymi plytami podloge, Kenji odskoczyl. -Czy to Kerikow przyslal cie z tymi zabojcami do domu Ohnishiego? Mercer poczul odruch wymiotny i zabarwiona krwia zawartosd zoladka wytrysnela mu z ust i nosa. Pytania Kenjiego zbily go z tropu tak samo mocno, jak brutalne ciosy karate. Oszolomiony, nie byl pewien, czy dobrze uslyszal. -Nie jestem z twoimi rosyjskimi sojusznikami. Kenji kopnal go jeszcze raz. ale Mercer zdolal zablokowad wykop ramieniem. Kenji stracil na sekunde rownowage, co pozwolilo Mcrcerowi poderwad sie na nogi. -Gdzie sie podziali twoi ruscy sponsorzy, co? - zapytal przez zacisniete zeby, gdy Kenji zaczal krazyd wokol niego. -Sa tak samo martwi jak Ohnishi - odparl z szyderczym smiechem byly asystent starego Japooczyka i gwaltownie zaatakowal, trafiajac Mercera jedna piescia w glowe, druga naruszajac kolejne dwa zebra. Pomimo bolu geolog zdolal wyprowadzid cios, ale jego piesd po prostu odbila sie od umiesnionej szyi Kenjiego. -Rosjanie, tak jak Ohnishi, byli tylko pionkami, ktore po wykorzystaniu usunalem osobiscie i z pomoca prawdziwych sprzymierzeocow. -Koreaoczykow? - sapnal Mercer, zaczynajac ukladad sobie w glowie poszczegolne elementy lamiglowki. -Od miesiecy wspieraja mnie w wysilkach zmierzajacych do zalatwienia Kerikowa i Ohnishiego. - Kenji nawet nie oddychal zbyt ciezko, podczas gdy Mcrcerowi brakowalo powietrza. - Bylismy iskra, ktora zapoczatkowala zalosny przewrot, obmyslony przez Kerikowa i Ohnishiego. To odwrocilo uwage Amerykanow od wulkanu i jego bogactw mineralnych. Dla Kerikowa przewrot stal sie srodkiem do osiagniecia celu; dla Ohnishiego oznaczal spelnienie marzenia calego zycia. Dla nas byl zwykla dywersja. -Przejeliscie plan Kerikowa wraz z samym pomyslem i ludzmi. A wiec to ty uratowales Tish Talbot, gdy "Ocean Seeker" mial pojsd na dno? - Mercer probowal zagadywad Kenjiego, ludzac sie, ze ktorys z komandosow SEAL ciagle zyje i przyjdzie mu na ratunek. -Tak zdecydowal Kerikow, zeby uspokoid Walerego Borodina. Ale nie potrzebowalem jej do realizacji mojego planu, wiec moi sojusznicy wynajeli zamachowcow, zeby zlikwidowali ja w Waszyngtonie. Nie do kooca. Mercer zdobyl sie na cierpki usmiech. - Tish zyje i ma sie calkiem niezle. -Zyje? -Tak. -Niewazne, kaze ja wyeliminowad pozniej. -Akurat, palancie. - Mercer czul, jak nienawisd dodaje mu brawurowej odwagi. Rzucil sie na Kenjiego, uderzajac ramieniem w jego piers. Runeli do tylu, walac z hukiem o sciane tak mocno, ze odpadly kawalki tynku. Mercer otrzasnal sie o mgnienie oka szybciej niz Kenji i zadal mu trzy potezne ciosy w korpus. Karateka przy kazdym uderzeniu wydawal cichy jek. ale ciagle mial wystarczajaco duzo sily, by podniesd Mercera i rzucid nim o podloge. Geolog podniosl sie tak szybko, jak tylko mogl, ale popekane zebra nie pozwalaly mu sie wyprostowad. -Myslalem, ze najwieksza przyjemnosd sprawi mi zabicie Ohnishie-go, teraz jednak mysle, ze twoja smierd bedzie dla mnie jeszcze wieksza frajda - powiedzial Kenji zlowieszczo, zblizajac sie do geologa. Cios noga, jaki wyprowadzil, zawieral w sobie kazdy gram sily jego ciala. Bylo to mordercze uderzenie. Mercer, nie zwazajac na bol, ktory eksplodowal w jego klatce piersiowej, wygial sie do tylu w chwili, gdy zauwazyl ruch nogi przeciwnika. Gdy sie prostowal, reka siegnal po noz zawieszony u pasa uprzezy. Stalowa glowica rekojesci noza uderzyla z cala sila, jaka jeszcze mial Mercer, roztrzaskujac delikatne kosci, jakby byly ze szkla, i powstrzymujac atak Kenjiego. W ostatniej, rozpaczliwej probie obrony Mercer zamachnal sie nozem w gore. Hartowana stal rozciela miesnie brzucha Kenjiego, przebila przepone i utknela w lewym plucu. Kenji zatoczyl sie do tylu, wyrywajac noz z dloni Mercera. Dzikim i pelnym przerazenia wzrokiem wpatrywal sie w wystajace z piersi ostrze. -Ty... - zacharczal, pryskajac kropelkami krwi. Po ataku Mercer upadl na podloge. Nie mogl wstad, wiec gdy Kenji wyciagnal z ciala noz i skierowal w jego strone zakrwawione ostrze, byl bezbronny. Okrucieostwo Kenjiego szukalo ujscia tak samo jak krew, wraz z ktora opuszczalo go zycie. Ciagle jednak mial wystarczajaco duzo czasu, by zabid swoja ostatnia ofiare. Mercer lezal bez ruchu, z rekami wzdluz ciala i lekko rozchylonymi nogami. Nie mogl uniknad ostrza blyskawicznie zblizajacego sie do piersi. Energia kinetyczna pierwszego pocisku zatrzymala pochylajacego sie Kenjiego i niemal ustawila go w pionie. Drugi strzal wyrwal mu w piersi kolejna dziure, rozrywajac serce i uszkodzone pluco. Ostatni rozsadzil tyl czaszki. Mercer odwrocil sie akurat wtedy, gdy zakrwawiony zolnierz SF.AI. padal na podloge. Cala minute zajelo mu dojscie do siebie i podniesienie sie, by sprawdzid, w jakim stanie jest ranny komandos. Gdy odwrocil go na plecy, zadrzal. Zolnierz, ktory uratowal mu zycie, nie byl amerykaoskim komandosem. W skorupie zaschnietej krwi pojawilo sie pekniecie, przez ktore blysnelo jedyne oko, jakie zostalo nieznajomemu mezczyznie. -Spasiba. Rosyjskie slowo wstrzasnelo na sekunde Mercerem, po chwili jednak wszystko zrozumial. -Kerikow... -Nie. - Mezczyzna wykrztusil krwawa flegme i wyplul ja na podloge. - Nazywam sie Evad Lurbud. Jestem majorem KGB, pracownikiem Departamentu 7. i wspolpracownikiem Iwana Kerikowa. Dziekuje, ze pozwoliles mi zatluc te swinie. -Gdzie jest Kerikow? - zapytal ostro Mercer. -Wedlug ostatnich informacji mial lecied do Europy. A teraz? Kto wie? Jestes zolnierzem amerykaoskich sil specjalnych, tak? -Jestem facetem, ktory spieprzyl wasza operacje. Lurbud zasmial sie bolesnie. -Watpie. Nikt nie potrafilby popsud nam szykow. Bylismy przygotowani na kazda sytuacje. -Zaloze sie, ze twoi ludzie w Nowym Jorku mieliby inne zdanie. -To byles ty? Mercer usmiechnal sie skromnie. -To nie bylo nic takiego. Ale faktycznie, doprowadzilo do wielu interesujacych tropow, jak na przyklad istnienia zamaskowanej lodzi podwodnej "John Dory", sztucznie wywolanego wulkanu i dawno zmarlego naukowca, ktory swietnie wcielil sie w postad Lazarza. Mercer widzial, ze Lurbud jest szczerze zdumiony faktem posiadania przez niego tylu informacji. -Popelniliscie akurat tyle drobnych bledow, zebym mogl poskladad wszystkie elementy tej ukladanki. - Mercer zaczal wyliczad na palcach. -Gdy Tish Talbot zostala wyciagnieta z wody, zobaczyla wzor namalowany na kominie statku i slyszala, jak zaloga rozmawia po rosyjsku. Potem wykorzystaliscie jednostke nalezaca do Ocean Freight Cargo, by oficjalnie ja uratowad. To pozwolilo na szybkie ustalenie zwiazku firmy ze statkiem "Grandam Phoenix", ktorym rozpoczeliscie cala te operacje. I nie dopilnowaliscie tez Walerego Borodina, bo udalo mu sie wyslad do mnie telegram, przez ktory wplatalem sie w te historie. Mysle, ze wina za ostateczna porazke mozecie obarczyd jego. Bez tego telegramu nikt nigdy by niczego nie podejrzewal. Szkoda, ze wasi agenci tu, na Hawajach, zwrocili sie przeciwko wam. Zanim czlowiek dobierze sojusznikow, powinien sprawdzid prawdziwe motywy ich dzialania. Ohnishi pragnal niezaleznego paostwa bardziej niz wulkanu, a Kenji musial mied powody, by sprowadzid tu Koreaoczykow. - Mercer siegnal po karabin i skierowal lufe w piers Lurbuda. -Nie mozesz mnie zabid. -A to dlaczego? - rzucil lekko Mercer. -Jesli za poltorej godziny "John Dory" nie odbierze ode mnie komunikatu, odpali w kierunku wulkanu rakiete z glowica atomowa. Dopiero teraz Mercer zauwazyl czama obudowe radia wystajacego spod plecow Rosjanina. Wyszarpnal je za nylonowy pasek i wyciagnal na dlugosd reki. Nastepnie z kabury wyjal berette i spokojnie wpakowal w plastikowa obudowe dwie kule. Z radia posypaly sie iskry i z otworow zaczal wydobywad sie czarny dym. Rzucil radio obok glowy Lurbuda. -Handlujemy dalej? -Jestem majorem KGB. Ktos taki bylby bardzo cenny dla CIA. -Wszyscy mysla, ze jestem z CIA. To jakas epidemia. Jestes trzecia albo czwarta osoba, ktora tak uwaza. Szkoda. - Mercer wycelowal. -Jestem geologiem - powiedzial, naciskajac spust beretty - a nie szpiegiem. Zmeczonym krokiem ruszyl wzdluz sciany galerii do glownego wejscia domu. Wierzyl Lurbudowi, ze "John Dory" stanowi nuklearne zagrozenie. Jesli Kenji i jego koreaoscy sprzymierzeocy w jakis sposob wyprowadzili w pole Kerikowa, Mercer nie mial watpliwosci, ze Rosjanin bedzie chcial sie zemscid. Zniszczenie wulkanu i bikinium byloby najlepsze. Mercer mial tylko poltorej godziny na dzialanie. Wlasnie przechodzil obok ostatniego okna przed salonem, gdy przez resztki szyb wpadla do srodka jakas postad. Mercer odskoczyl pod sciane, unoszac lufe karabinu. Napastnik upadl na podloge, wykonal przewrot w przod i natychmiast przykleknal, mierzac z pistoletu w jego glowe. Mer-cer spoznil sie o ulamek sekundy, atakujacy mial go na muszce. -Przepraszam, jesli pana przestraszylem, doktorze, ale z zewnatrz nie moglem rozpoznad, ze to pan - przeprosil dowodca oddzialu komandosow SEAL i opuscil broo. -Jezu... - Mercer odetchnal gleboko, probujac uspokoid walace jak mlot serce. - O malo nie dostalem zawalu. Poszarpany uniform zolnierza byl nie do rozpoznania. Rana na ramieniu obficie krwawila, twarz pokrywaly smugi blota i zakrzeplej krwi. Pomimo bolu, jaki musial odczuwad, jego oczy nie wyrazaly zadnych emocji. -Jak wyglada sytuacja? - zapytal Mercer. -Zaden straznik nie zyje, budynek zabezpieczony, ale stracilem wszystkich ludzi. -Przykro mi - mruknal Mercer, wstajac na nogi. -Taka sluzba. -Prosze wezwad smiglowiec, niech wyladuje na tylach domu. Bede mial dzis wieczorem jeszcze troche roboty. Gdy dowodca wywolywal pilota, Mercer przeszedl do sali bankietowej i kuchni. Nie zwracajac uwagi na lezace na podlodze dwa ciala, przeszukal trzy wielkie lodowki, az w koocu znalazl cos do picia. Chociaz hawajskie piwo nie nalezalo do jego ulubionych, w rekordowym czasie wypil duszkiem dwie butelki. Minute pozniej byl juz na podworku za domem i szedl brzegiem basenu. Jill Tzu wyszla z pomieszczenia ogrodnika, gdy tylko zamilkly strzaly, i ukryla sie w poblizu domku dla gosci. Kryjowke opuscila dopiero na widok zblizajacego sie Mercera. Za jego plecami, z kilku miejsc domu Kenjiego, buchaly plomienie. Ognisty blask sprawial, ze jego sylwetka rysowala sie ostro i surowo. Gdzies nad ich glowami rozlegl sie grzmot helikoptera. Oslepiajacy reflektor omiatal teren posiadlosci, gdy Eddie poszukiwal dogodnego miejsca do ladowania. Mercer wzial Jill w ramiona. Przytulila sie do niego mocno, nieswiadoma, ze jego popekane zebra tra o siebie z niemal slyszalnym chrzestem. -Juz wszystko dobrze. Jestes bezpieczna. Kenji nie zyje. Wtulila glowe w jego ramie, jakby byla malym stworzonkiem, ktore kryje sie w piasku przed niebezpieczeostwem. -Jill, musze cie tu na chwilke zostawid z jednym z moich ludzi. Spojrzala na niego pieknymi, ale wystraszonymi oczami. -Nie mozesz mnie zabrad ze soba? -Nie. Jest jeszcze wiele spraw, ktore musze zamknad - powiedzial i pocalowal ja delikatnie. - To na znak, ze wzialbym cie ze soba, gdybym mogl, i ze wroce. Rozplotl obejmujace go rece i skinal na zolnierza. -Niech pan sprobuje nawiazad lacznosd z "lnchonem". moze przez Pearl Harbor. Niech przysla tu drugi oddzial. Nie ufajcie zadnym miejscowym wladzom. 1 pilnujcie jej. Pobiegl do czekajacego smiglowca i wskoczyl do luku bagazowego. Eddie natychmiast wystartowal, przecinajac powietrze nad mroczna dzungla. W kokpicie Mercer wlozyl helm i natychmiast wlaczyl mikrofon. -Led na polnoc tak szybko, jak tylko ten bydlak moze. Eddie wykonal zwrot i odwrocil sie do Mercera. Jego twarz rozjasnial szeroki usmiech. -Na trawniku calowales sie z jakas babeczka. Skad, do cholery, w srodku strzelaniny wytrzasnales kobitke? -Trzeba wiedzied, gdzie szukad. - Mercer zasmial sie. Otworzyl dwa piwa, ktore zabral z kuchni, i dal jedno Eddiemu. -Nie w trakcie lotu - zaprotestowal Rice. -Nie pracuje dla zarzadu lotnictwa ani dla marynarki. Masz. -Racja - odparl pilot i pociagnal dlugi lyk. -Czy komandosi mieli na pokladzie jakis sprzet do nurkowania? -Tak. Przejrzalem ich graty, tak jak prosiles. Sa tu butle z tlenem, regulatory, maski i caly osprzet. -Dobrze. - Mercer wyciagnal z kieszeni spodni kawalek papieru i wreczyl go Eddiemu. -Co to? -Wspolrzedne okreslajace polozenie rosyjskiej lodzi podwodnej, ktora lada moment rozpocznie wojne atomowa. - W pamieci, na podstawie zdjed, ktore dostarczyla NSA, obliczyl pozycje okretu. - Wprowadz je. Tam wlasnie lecimy. -Nie ma sprawy. - Eddzie wstukal dane do komputera nawigacyjnego helikoptera. - Mamy dosd paliwa, zeby dolecied, ale na lot powrotny juz nie wystarczy. -Sa spore szanse, ze nie bedzie zadnego lotu powrotnego. -Skad wiedzialem, ze to powiesz? - mruknal Eddie. Godzine pozniej helikopter lecial nisko nad falami oceanu. O szyby kabiny, jak odlamki granatu, rozbijaly sie krople deszczu. Przy takiej ulewie wycieraczki byly zupelnie bezuzyteczne. Co jakis czas oslepiajacy zygzak blyskawicy rozswietlal niebo, wypelniajac wnetrze kokpitu blaskiem i cieniami. Mercer, ubrany w wojskowy stroj do nurkowania, siedzial cicho, zadowolony, ze Eddie skupia sie na swojej robocie. Zakladanie ciasnej pianki neoprenowej bylo dla niego prawdziwa tortura, teraz jednak uczucie ucisku wokol klatki piersiowej lagodzilo bol popekanych zeber. Reka geologa podswiadomie gladzila lufe karabinu. W jego umysle roilo sie od pytao na temat Kenjiego, Koreaoczykow, Kerikowa i Lurbuda, ale nie mogl sobie pozwolid na to, by go rozpraszaly. Musial sie skupid na obecnej chwili. Rozwiazanie zagadek przeszlosci musialo poczekad. Razem z Eddiem robili wszystko, zeby zdazyd przed wystrzeleniem pocisku nuklearnego. Porazka oznaczala nie tylko ich smierd, ale takze utrate jednego z najwiekszych osiagnied ludzkosci. Korzysci plynace z bi-kinium okazaly sie zbyt wielkie, by mozna bylo wypuscid taki skarb z rak. Mercer osobiscie nie pozwolilby sobie na porazke. Przez ostatnie tygodnie wycierpial tyle, ze musi doprowadzid te misje do pomyslnego kooca. -Jaki mamy czas? -Jeszcze jakies dziesied minut. Mercer spojrzal na fosforyzujaca tarcze zegarka. Wedlug tego, co mowil Lurbud, "John Dory" odpali rakiete za pol godziny. -Wyciskam z tego ptaszka dziesied wezlow wiecej, niz to dozwolone w tych warunkach. -Wycisnij dwadziescia i stawiam ci drinka, na ktorego miales ochote. -Jezu, przydalby mi sie teraz - jeknal Eddie, zwiekszajac obroty silnikow. Helikopter trzasl sie na wietrze i podskakiwal. Rice trzymal maszyne nisko nad woda, chcac uniknad wykrycia przez radar okretu. Zaokraglony dziob smiglowca niemal ocieral sie o spienione szczyty fal. -Bingo! - krzyknal Eddie minute pozniej. - Cel jest na wprost nas. -Odleglosd? -Niecala mila - powiedzial, zerkajac po raz kolejny na podswietlony na niebiesko ekran radaru. -To na pewno "John Dory". Zejdz nizej. Reszte drogi przeplyne. Gdy wyskocze, zwieksz pulap, ale badz gotow mnie podjad, kiedy okret wybuchnie. Podejdz od strony rufy i dopilnuj, zeby na poklad smiglowca nie wszedl nikt inny oprocz mnie i czlowieka, ktorego przyprowadze. -Tlumaczylem ci, ze nie mamy paliwa na powrot na Hawaje. -To niewazne. Ktos sie w koocu zorientuje, ze tu jestesmy. - Mercer nie chcial mowid Eddiemu, ze jesli dowodcy komandosow nie udalo sie skontaktowad z Pearl Harbor, prezydent za trzy godziny wyda rozkaz ataku atomowego na wulkan. -Jestes stukniety, wiesz o tym? -Wlasnie dlatego nie chca mi nigdzie dad ubezpieczenia na zycie. Silniki zmniejszyly obroty i lopaty wirnika zaczely zmieniad wode w slonawa mgielke, gdy Rice znizyl maszyne tak, ze brzuchem niemal dotykala powierzchni oceanu. Mercer czekal w otwartych drzwiach smiglowca, pocac sie w neoprenowej piance i uginajac pod ciezarem dwoch ogromnych butli z powietrzem. Do olowianego pasa przywiazal wodoodporny worek, zawierajacy troche sprzetu nalezacego do komandosow. Ostry jak brzytwa noz mial przypiety bezpiecznie do prawej lydki. Przez caly czas zakladania na siebie sprzetu meczyl umysl przypominaniem sobie wszystkiego, czego tyle lat temu o nurkowaniu nauczyl go Spook w zalanej kopalni w stanie Nowy Jork. Gdy tylko zaokraglony brzuch smiglowca dotknal wzburzonej kipieli, Mercer zacisnal zeby na ustniku, wciagnal w pluca chlodne powietrze i rzucil sie w too. Woda byla cieplejsza, niz sie spodziewal. Z poczatku znalazl sie pod powierzchnia, wkrotce jednak wyregulowal wypornosd, odczepiajac jeden z olowianych ciezarkow. Obral kurs wedlug umieszczonego na nadgarstku kompasu i, pozostajac pod woda, zaczal plynad w kierunku lodzi. Wskakujac do wody z pokladu smiglowca, Mercer przyjal dwa potencjalnie fatalne zalozenia. Jedno takie, ze statek, ktory widzieli na radarze, to faktycznie "John Dory". Istnialo przeciez prawdopodobieostwo, ze jednostka na wprost niego to zupelnie inny statek, ktory po prostu przecinal ten rejon. Drugie dotyczylo kadluba rosyjskiego okretu. Jesli miedzy kadlubem lodzi podwodnej a falszywymi burtami frachtowca nie bylo wolnej przestrzeni, nie uda mu sie wejsd do srodka. Jezeli pomylil sie chociaz w jednym przypadku, umrze na dlugo przed eksplozja rosyjskiej glowicy. Po kilku minutach poczul wibracje spowodowane praca poteznych silnikow duzego statku. Po dodaniu powietrza do kompensatora plywalnosci Mercer wynurzyl sie na powierzchnie. W mroku chlostanej ulewnym deszczem nocy rozpoznal swiatla duzego frachtowca, ktory plynal jakies dwiescie metrow od niego. Zeslizgnal sie z powrotem pod wode i wytrwale kontynuowal podplywanie do statku. Zaczynal odczuwad bol w nogach, a oddech stawal sie coraz ciezszy. Odglos srub napedowych statku wypelnial cisze oceanu, ale frachtowiec ciagle skrywal sie w mroku. Mercer nie chcial wlaczad latarki, obawiajac sie, ze wachtowy na pokladzie moglby go dostrzec. Wkrotce przekonal sie, ze bylo to bardzo ryzykowne. Ostry jak noz dziob statku wylonil sie z ciemnosci nie wiecej jak trzy metry od niego i zblizal sie z predkoscia osmiu wezlow. Mercer ostro zanurkowal, uczynil to jednak o ulamek sekundy za pozno. Stalowe plyty zahaczyly o jego plecy, zdzierajac z nich gume neoprenowej pianki. Gruba warstwa skorupiakow poharatala mu skore jak tysiace maleokich skalpeli. Krzyknal w ustnik, gdy bol przeszyl mu cialo i wiazkami nerwow dotarl do mozgu, niemal rozrywajac czaszke. Szara mgla zaczela ogarniad mu umysl, ogromnym wysilkiem woli zdolal jednak ja rozwiad. Nie mogl pozwolid, by w takiej chwili bol mu przeszkodzil. Mial tylko kilka sekund, by znalezd jakis wystajacy element, ktorego moglby sie chwycid, nim statek go minie. Gdyby tak sie stalo, nie mialby szans go dogonid. Gdy skierowal w gore snop swiatla, natychmiast rozpoznal gladki kadlub lodzi podwodnej. Wiedzial przynajmniej, ze to wlasciwy statek. Poswiecil reflektorem w prawo i dostrzegl wolna przestrzeo miedzy burta frachtowca a kadlubem lodzi. Bez chwili wahania wplynal w te luke. Gdy wynurzyl glowe nad powierzchnie wody, wyplul ustnik i z rozkosza zachlysnal sie cieplym, wilgotnym powietrzem, uwiezionym pomiedzy stalowymi plytami a lodzia. Woda w szerokiej na ponad metr szczelinie wygladala jak jeden wielki wzburzony wir. ktory unosil Mercera wraz z plynacym frachtowcem. Nie mial zbyt wiele czasu, wiec nie tracil go na spogladanie na zegarek. Byl pewien, ze okret przygotowuje sie do zajecia pozycji odpowiedniej do wystrzelenia pocisku. Natychmiast wzial sie do pracy. Magnetyczne miny dywersyjne, zabrane z helikoptera, z cichym trzaskiem przylgnely do kadluba. Nastawil wszystkie liczniki czasu, ktore automatycznie sie uaktywnily, gdy tylko miny zetknely sie z kadlubem. Gdy ladunki zostaly rozlokowane, Mercer zaczal sie wspinad po plataninie kratownic, podtrzymujacych burty maskujace lodz podwodna. Uszkodzone zebra i zwisajacy mu z plecow sprzet do nurkowania czynily te wspinaczke bardzo wyczerpujaca. Marzyl o tym, by pozbyd sie ciezkich butli i calej reszty, ale jesli chcial uciec z Walerym Borodinem, potrzebowal ich. Na szczycie kratownicy spojrzal na zegarek. Cztery minuty do odpalenia rakiety. Cholera. Ostre stalowe wsporniki wbijaly sie mocno w jego dlonie. Krew wyciekala z ran i kapala na poklad w miejscu, gdzie stanal, tuz przed kioskiem lodzi podwodnej. Pusta nadbudowka frachtowca wznosila sie dziewied metrow nad jego glowa. W jej wnetrzu, jak w jaskini, glosnym echem rozchodzil sie szum ocierajacej sie o kadlub wody i gluchy odglos pracujacych srub. W calkowitej niemal ciemnosci czud bylo tylko zapach ropy naftowej i morskiej wody. Najciszej jak mogl, Mercer ulozyl w rogu sprzet do nurkowania i pletwy. Dwie minuty. Podpelzl do drabinki okraglego kiosku. Gdy zblizyl sie do jej szczytu, uslyszal stlumione glosy. Ktos bez watpienia rozmawial po rosyjsku. Wystawil glowe nad kiosk i usmiechnal sie przyjaznie do dwoch zdumionych marynarzy, stojacych w otwartym wlazie. -Zabierzcie mnie do dowodcy - powiedzial z usmiechem. Wyczerpanie i adrenalina, ktora zastepowala mu prawdziwa odwage, sprawialy, ze zaczelo krecid mu sie w glowie. Marynarze w rekordowym czasie wyciagneli pistolety i wycelowali je w glowe intruza. Jeden z nich krzyknal cos na dol, do wnetrza lodzi. Chociaz Mercer nie znal rosyjskiego, mogl zakladad, ze wachtowy wlasnie zawiadomil kapitana o schwytaniu szpiega. Poganiany szybkimi ruchami luf pistoletow, Mercer zszedl przez kiosk do srodka rosyjskiej lodzi podwodnej. Uwaznie rozejrzal sie po sterowni. Widzac otwarte ze zdumienia usta i brak jakiegokolwiek ruchu, prawidlowo zalozyl, ze wystrzelenie pocisku zostalo chwilowo wstrzymane. -Czesd, nazywam sie Barney Cull. - Mercer wyciagnal reke, ale nikt nawet nie drgnal, by ja uscisnad. - Przyszedlem z oferta zlomowania starych wrakow i chcialbym zapytad, czy zechca panowie skorzystad z moich uslug. Kapitan Zwieokow wystapil na srodek, nie kryjac grymasu niezadowolenia. -Kim pan jest? - Jego angielski byl bardzo nieczysty, ale zrozumialy. -Tak naprawde nazywam sie Sam O. Var i jestem przedstawicielem miejscowej restauracji. Co panowie powiecie na bliny? Zwieokow mruknal cos, co w kazdym jezyku brzmialoby mniej wiecej tak: "Zabrad go stad i zamknad". Mercer zostal wypchniety ze sterowni przez dwoch uzbrojonych marynarzy. -Nie myslcie sobie, ze polityka silnej reki skloni mnie do obnizenia cen! - rzucil jeszcze przez ramie. Pewnie ciagnalby dalej te wyglupy, gdyby nie silny cios pistoletem w nerke, po ktorym powietrze utknelo mu w tchawicy. Poprowadzono go przez cala lodz w kierunku rufy, na szczescie z dala od podlozonych ladunkow. Kazano mu zdjad pianke i po dokladnym przeszukaniu jeden ze straznikow otworzyl wlaz i wepchnal go do malej kajuty. Wlaz zamknieto, ale nie zatrzasnieto zamka. W skromnie wyposazonym pomieszczeniu, na jednej z koi siedzial kilka lat mlodszy od niego mezczyzna. Byl przystojny, uroda przypominal chlopakow z wybrzeza: rozwiane na wietrze wlosy, luzne ubranie. Mercer doszedl do wniosku, ze ma przed soba Walerego Borodina. Mezczyzna powiedzial cos po rosyjsku. -Przykro mi, nie znam tego jezyka. Na dzwiek wypowiedzianych po angielsku slow, krew odplynela z twarzy Walerego. -Powiedzialem, ze nie jestes czlonkiem zalogi. Wiec kim jestes? -Nazywam sie Philip Mercer. Jestem facetem, do ktorego wyslales telegram. -Kim? - Oczy Borodina zamienily sie w dwie waskie szparki. Wygladal na zdezorientowanego. -Philip Mercer. Wyslales mi do Waszyngtonu telegram, w ktorym ostrzegales mnie przed niebezpieczeostwem grozacym Tish Talbot. -Tish cie przyslala? - Walery wstal, a w jego glosie zabraniala radosd. -Nie, ty mnie przyslales. - Mercer sam zaczynal czud sie skonsternowany. -Nie wiem. kim jestes, ale znasz Tish? -Nie wyslales do mnie telegramu w imieniu ojca Tish? -Nie. -Zaraz po ty m, jak zatonal "Ocean Seeker", a ja uratowano? -Nie. -Skoro nie ty, to kto, do cholery, to zrobil? - Mercer nie kryl zdumienia. - Tak czy inaczej, jestem tu, by pomoc ci sie wydostad z tej plywajacej konserwy. -Tish prosila, zebys tu przybyl? -Niezupelnie, ale jest bezpieczna i czeka na ciebie w Waszyngtonie. -Nie mamy szans na ucieczke. Znajdujemy sie kilkaset mil od Hawajow. -Posluchaj, za trzydziesci sekund w tej lodzi bedzie wiecej dziur niz w szwajcarskim serze. Czeka na nas helikopter, wiec nie musisz sie obawiad. Gdzie jest twoj ojciec? -Zmarl dwa dni temu na atak serca. -Spowodowal tyle cierpieo, ze nie oczekuj ode mnie kondolencji. Mercer spojrzal na zegarek i uniosl prawa reke, rozprostowujac palce. Z kazda uplywajaca sekunda zginal jeden. Przy dwoch ostatnich lodzia wstrzasnelo kilka eksplozji. Natychmiast rozleglo sie wycie syren alarmowych. Przydymione swiatla zamrugaly raz i drugi, po czym zgasly. Gdy wlaczyly sie systemy zasilania awaryjnego, zaswiecila jedna blada zarowka. Wsrod zawodzenia alarmu i krzykow marynarzy Mercer slyszal szum wody wdzierajacej sie do wnetrza lodzi, co oznaczalo rychla zaglade. Wsunal reke w spodnie, ignorujac zdumione spojrzenie Walerego. Bardzo rzadko przeszukujacy sprawdzaja niewielki obszar ciala w okolicy krocza. Gdy palce Mercera chwycily staroswieckiego derringera, ukrytego w ochraniaczu na genitalia, wdzieczny byl losowi, ze homofobia dotyka tez Rosjan. Pistolet, z powodu malych rozmiarow ulubiona broo XIX-wiecznych hazardzistow, dostal w prezencie od dziadka i do tej pory spoczywal bezpiecznie w szufladzie biurka. Wyciagnal maleoki pistolet ze spodni, ostroznie usuwajac z zamka kilka zaplatanych wloskow. Chociaz derringer mial zaledwie kaliber 22, zaladowal go nabojami, ktore wczesniej wydrazono i napelniono rtecia. Strzelanie do celu oddalonego wiecej niz trzy metry nie mialo sensu, ale pocisk wystrzelony z blizszej odleglosci nie dawal ofierze najmniejszych szans. -Idziesz? Lodz zaczynala wyraznie przechylad sie na dziob. -Tak - szybko odpowiedzial Walery, chwytajac tania aktowke lezaca na koi. Wyszli na glowny korytarz lodzi. Walery przyciskal do piersi aktowke jak matka tulaca swoje dziecko. Spanikowani marynarze i oficerowie biegli w dol korytarza, nie zwracajac uwagi na nikogo i na nic z wyjatkiem wlasnego bezpieczeostwa. Mercer i Walery wtopili sie w tlum biegnacych do najblizszego wlazu. Gdy wpadli do sterowni, Mercer zobaczy) kapitana Zwieokowa i oficera pochylajacych sie nad konsola. Ciagle chcieli odpalid rakiete z glowica atomowa. Instynkt kazal kapitanowi odwrocid sie i spojrzed prosto w oczy swojego kata. Niezbyt glosny huk strzalu z derringera zginal wsrod odglosow milknacych diesli i halasu, jaki czynila uciekajaca zaloga, kula jednak przeszyla gladko glowe Zwieokowa. Czapka kapitana pofrunela w gore, uniesiona fragmentem wyrwanej tylnej czesci czaszki. Zbryzgany krwia kapitana oficer obrocil sie na fotelu, lecz nim zdazyl wykonad jakikolwiek ruch, szyje przebil mu pocisk, ktory rozerwal tetnice i jedna z zyl. Fontanna krwi zalala konsole sterownicza. Jeden z czlonkow zalogi zlapal Mercera od tylu. Geolog odwrocil sie blyskawicznie, uderzajac go lokciem w szczeke. Z ust tamtego trysnela krew i kawalki polamanych zebow. Drugi napastnik, tym razem w kombinezonie mechanika pokladowego, ruszyl do ataku z przeciwnej strony. Mercer wypalil bez celowania, trafiajac prosto w serce. W malym czterostrzalowcu zostala tylko jedna kula, a Mercer nie mial zapasowych nabojow. -Chodz, Walery! - krzyknal i zaczal przepychad sie z Borodinem do wlazu, lokciami i kopniakami torujac sobie droge do drabinki. Na pokladzie przechyl lodzi byl o wiele bardziej widoczny i wynosil co najmniej dwadziescia stopni. Mercer przypuszczal, ze okret w kazdej chwili obroci sie do gory stepka. Nikt z marynarzy zajetych zrzucaniem na wode niewystarczajacej liczby tratw ratunkowych nie zauwazyl, ze Mercer i Walery poszli do miejsca, gdzie ukryl swoj sprzet do nurkowania. Targane sztormowym wiatrem morze rozbrzmiewalo monotonnym jekiem syren. -Jest tylko jeden zestaw butli - zauwazyl Walery. -Zanurkujemy na jednym. Bedziemy wymieniad sie ustnikiem - powiedzial Mercer, zakladajac na ramiona ciezkie zbiorniki. -Aleja nigdy nie nurkowalem. -Nie szkodzi. Ja bede nurkowal drugi raz w zyciu, wiec jestesmy niemal jednakowo doswiadczeni. Wepchnal Walerego w luke miedzy lodzia a zewnetrznymi plytami i wskoczyl za nim. gubiac w zderzeniu z woda maske. Gdy znalazl sie obok Borodina, wsunal jego reke za paski butli z tlenem, zeby w zamieszaniu sie nie rozdzielili. Gdzies w glebi kadluba rozlegl sie niski pomruk eksplozji i przestrzeo, w ktorej sie znajdowali, wypelnil cuchnacy dym z plonacej ropy. Mercer przez chwile bal sie, ze w zetknieciu z zimna woda dojdzie do eksplozji stosu atomowego. -Kilkaset metrow za rufa bedzie na nas czekad smiglowiec. Jesli zostaniemy pod woda, nikt nas nie zauwazy. Nagle kilka centymetrow od glowy Mercera gwizdnela kula, wzbijajac w wodzie maleoka fontanne. Geolog wystrzelil z derringera ostatni pocisk w zalegajaca nad glowa ciemnosd, zlapal ramie Walerego i dal nura pod wode. Machajac mocno pletwami, schodzil ostro w dol. Probowal oddychad najwolniej, jak to mozliwe. Jakies cztery metry pod powierzchnia poczul, ze Walery wyjmuje mu regulator z ust. Rosjanin odetchnal kilka razy, po czym oddal ustnik. "John Dory" byl smiertelnie ranny, ale jego silniki ciagle pracowaly i pchaly okret z predkoscia osmiu wezlow. Mcrcer i Borodin, zawieszeni pod powierzchnia wody, patrzyli, jak nad ich glowami przesuwa sie osiemdziesieciopieciometrowy kadlub statku. Eksplozje, ktore rozrywaly jego wnetrze, bolesnymi falami atakowaly uszy, ale teraz nie mysleli o skutkach tego dla zdrowia. Zaczeli plynad, by jak najbardziej oddalid sie od skazanego na zaglade okretu, przeszkadzaly im jednak kotlujace sie fale i potrzeba ciaglego wymieniania sie ustnikiem. Po pieciu minutach Mercer postanowil sie wynurzyd..John Dory" znajdowal sie kilkaset metrow dalej i tonal. Dziob lodzi zanurzony byl w wodzie, a sruby, wystajace nieco ponad powierzchnie oceanu, rozbijaly wode w bialy pyl. Spuszczono tylko dwie tratwy ratunkowe i zaloga, zajeta wydobywaniem rozbitkow, nie zwrocila uwagi na ogromny smiglowiec, ktory przelecial nad ich glowami. Eddie Rice posadzil maszyne na wodzie i zostawil silniki na wolnych obrotach. Mercer widzial, jak pilot przepycha sie do drzwi luku ladowni, otwiera wielka beczke z olejem i wylewa jej zawartosd na wode. Wzburzone morze uspokoilo sie natychmiast pod ciezarem tlustego plynu. Mercer i Walery plyneli w kierunku smiglowca. Ich glowy chlostaly mokre podmuchy burzy. Obaj mezczyzni co jakis czas zwracali slona wode, ktora wlewala im sie do ust. Znajdowali sie tylko dwadziescia metrow od smiglowca, gdy jedna z lodzi ratunkowych zaczela plynad w ich kierunku, pchana silnikiem spalinowym. -Eddie! - Mercer krzyknal w noc. - Przygotuj sie do startu! Pilot musial go uslyszed, bo natychmiast zniknal. Dystans ostatnich pietnastu metrow stanowil najgorszy koszmar w zyciu Mercera. Bol w jego ciele byl nie do zniesienia. Pluca palily go zywym ogniem, rece mial jak z olowiu, a slona woda sprawila, ze oczy zrobily mu sie waskie jak szparki. Skupil sie, szukajac ostatnich resztek sil. Niewiele ich juz zostalo, ale nie przestawal plynad, trzymajac Walerego obok siebie. Brzeczenie silni- ka tratwy ratunkowej stawalo sie coraz glosniejsze, zaden z nich jednak nie odwazyl sie spojrzed do tylu. Nagle wpadli w spokojna plame oleju, ktory wylal Eddie. Lopaty smiglowca glosno furczaly, zmagajac sie z wiatrem. Mercer i Walery przeplyneli ostatnie metry tylko sila woli. Rosjanin wrzucil przez otwarte drzwi aktowke ojca i gwaltownie chwytajac powietrze, zlapal sie rozpaczliwie bocznego wspornika smiglowca. Mercer wrzucil go do srodka maszyny i spojrzal przez ramie. Lodz ratunkowa znajdowala sie zaledwie dwadziescia metrow od nich i zblizala sie w zastraszajaco szybkim tempie. Mercer wiedzial, ze nie zdola wspiad sie do wnetrza maszyny przed przybyciem Rosjan. -Kaz pilotowi startowad! - krzyknal i odepchnal sie od smiglowca. Nie widzial Walerego. Przypuszczal, ze chlopak stracil przytomnosd zaraz po tym, jak znalazl sie w smiglowcu. Mylil sie jednak. Walery pojawil sie w luku z karabinem maszynowym w mocno zacisnietych rekach. Bez zastanowienia poslal dluga serie prosto w lodz. Wraz ze swistem kul noc przeszyly krzyki rannych ludzi. Gdy magazynek byl pusty, Rosjanin wyciagnal karabin do Mercera. Geolog chwycil za lufe i podciagnal sie do luku smiglowca. Zlapal wyciagniete ramie Walerego i chlopak wciagnal go na poklad maszyny. Mercer nie probowal nawet odetchnad, zlapal tylko za sluchawki z mikrofonem i krzyknal: -Ruszaj Eddie. do cholery! W gore! Dopiero gdy helikopter poderwal sie z wody i skierowal ku Hawajom, Mercer opadl na podloge ladowni. Oczy zaszly mu mgla, pluca konwul-syjnie chwytaly powietrze. Walery przycupnal obok niego, wyczerpany nadmiarem wrazeo i adrenaliny. -Ojciec opowiadal mi, ze wiele lat temu stal i patrzyl, jak ktos wlasnie tak ostrzeliwujc lodz ratunkowa. Powiedzial, ze ci ludzie zgineli za chwale Rosji, chociaz nie byli Rosjanami. Dzis ja zrobilem to samo. Po co? Miales najlepszy powod na swiecie - steknal Mercer. - Ratowales wlasna dupe. Podniosl sie i powoli zaczal isd w kierunku otwartych drzwi ladowni, chlostany wiatrem i deszczem. Zamknal luk i powrocil do Walerego. -Powiedz mi cos. Na pewno nie wysylales mi tego telegramu? -Oczywiscie. A to ciekawe - zdziwil sie Mercer i zemdlal. 32 ARLINGTON W STANIE WIRGINIA Mercer siedzial w odleglym zakamarku U Tiny'ego i powoli obracal palcami szklaneczke wodki z tonikiem, tak ze kostki lodu delikatnie postukiwaly o scianki naczynia. Upil nieco i postawil szklanke na odrapanym blacie stolika. Jego ruchy byly powolne i celowe. Trzy tygodnie minely, odkad Eddie Rice wodowal awaryjnie na Pacyfiku niemal sto mil od Hawajow. Cale cialo mial poobijane i obolale. W czasie uderzenia o wode Mercer zlamal noge, a twarz Eddiego zmienila sie w mieszanine siocow i ran szarpanych. Pilot smiglowca ciagle lezal w szpitalu marynarki wojennej w Pearl Harbor. Walery Borodin wyszedl z kolizji bez szwanku.Mercer odwrocil glowe i rozejrzal sie po sali. Oprocz niego bylo jeszcze czterech lub pieciu klientow, kierowcow z pobliskiej firmy transportowej. Na ich tle Mercer, bez czapeczki baseballowej i papierosa, bardzo rzucal sie w oczy. Przez okna wpadlo do srodka bursztynowe swiatlo; slooce zaczelo chowad sie za pochmurnym horyzontem. Mercer przebywal w Waszyngtonie akurat tyle, by wbid przezroczysta pinezke w wiszaca na scianie mape, zadzwonid do Dicka Henny, umowid sie na to spotkanie U Tiny'ego i wypid kilka glebszych. Wysaczyl ostatnie krople drinka i dal Tiny'emu znak reka. ze prosi o drugi. Trzy poprzednie juz zaczynaly mozolna wedrowke po jego ciele, przytepiajac bol nadwerezonych stawow i miesni. Richard Henna wszedl do srodka w chwili, gdy Tiny stawial przed Mercerem kolejna szklanke. Mial na sobie ciemny garnitur i krawat, oczy skrywal za ciemnymi okularami, jakie na kazdym filmie nosza agenci FBI. Mercer wstal powoli i wspierajac sie jedna reka o stol, czekal, az Henna przemierzy sale i podejdzie do stolika. -Widze, ze zyjesz i masz sie calkiem niezle. - Szef FBI uscisnal dloo Mercera i obaj mezczyzni usiedli. Henna zdjal okulary i uwaznym spojrzeniem obrzucil obskurne pomieszczenie. Wyraz jego twarzy przedstawial mniej wiecej to, co mina Mercera na widok toalety miejskiej w Istambule. -Przecudne miejsce tu macie - powiedzial z sarkazmem. -Ma swoje uroki. - Mercer usmiechnal sie. - Rozcieoczaja piwo burbonem. -Wole szkocka. -Tiny, podaj szkocka z... - Popatrzyl na Henne, unoszac pytajaco brwi. -Czysta. -Szkocka ze szkocka. -A wiec opowiadaj: gdzie sie podziewales, odkad marynarka wylowila cie z oceanu? Eksplozje, ktore zatopily statek "John Dory", zostaly uslyszane przez sonar na pokladzie USS "Jacksonville", lodzi podwodnej klasy Los Angeles, ktora plynela jako oslona lotniskowca "Kitty Hawk". To ona wlasnie miala wystrzelid w rodzacy sie wulkan pocisk Tomahawk wyposazony w glowice nuklearna. Lodz blyskawicznie poplynela w rejon, skad dochodzily odglosy wybuchow, i tam natknela sie na tonacy smiglowiec oraz jego trzech pasazerow. Po godzinnej klotni z kapitanem, radiotelefonicznej rozmowie z naczelnym dowodca floty Pacyfiku i w koocu interwencji u admirala Morrisona, "Jacksonville" przerwal misje i skierowal sie ku Hawajom. -Dopiero dzis po poludniu wrocilem z Hawajow. -Odrobina odpoczynku i relaksu? -Bardziej dochodzenia do siebie i zbierania informacji. Henna pomyslal, ze lepiej nie naciskad Mercera, zeby wyjasnil, o co chodzi. -Jak sie czujesz? -Niezle. Wczoraj zdjeli mi gips z nogi i jesli nie bede chcial spiewad w operze, zebra tez beda szybko w porzadku. Henna usmiechnal sie i podziekowal Tiny'emu za przyniesiony alkohol. -Juz wiem, czemu ta buda tak sie nazywa. -Byl dzokejem - wyjasnil Mercer. - Co sie teraz dzieje na Hawajach? -Powinienes wiedzied lepiej ode mnie. -Ja bylem na polnocy, na wysepce Kauai, w poblizu miasteczka Ha-nalei, odciety od wszystkiego i od wszystkich. Jedynych wiadomosci wysluchalem dopiero w czasie lotu do Waszyngtonu, a i wtedy nie za bardzo sie wsluchiwalem. -A wiec opowiem ci co nieco. - Henna zdjal marynarke i przewiesil ja przez oparcie lawy. - Ludnosd stanu, cholera tam, caly kraj, wszyscy przezyli szok. gdy powiedzielismy im. co tak naprawde sie wydarzylo. Prezydent postanowil ujawnid cala prawde, od Ohnishiego, przez Keri-kowa, az po bikinium. Walery Borodin wzial udzial w zorganizowanej w Pearl Harbor konferencji prasowej, by potwierdzid slowa prezydenta. CIA wygrzebala z archiwum stare zdjecia Evada Lurbuda, by porownad jc ze zwlokami znalezionymi w domu Kenjiego. Dwoch grabarzy musialo bardzo sie postarad, by po tym, co przeszedl, chod troche przypominal czlowieka. Rosjanie zaprzeczaja, ze mieli jakakolwiek wiedze na temat operacji o kryptonimie "Kuznia Wulkana", ale przyznali, ze podejrzewali Iwana Kerikowa o dzialania na wlasna reke, poza kontrola rzadu. -Powiedziales: "podejrzewali". Facet jest trupem? -Nie, Kerikow zniknal. Byl w Tajlandii, potem pojawil sie w Szwajcarii, ale tam urywa sie trop. Rozplynal sie w powietrzu. Rosjanie szukaja go teraz tak samo jak CIA i Interpol. Wyplynie gdzies. -Nie liczylbym na to. Skoro potrafil zorganizowad taka operacje i niemal zakooczyd ja sukcesem, bez trudu zniknie na zawsze. -Moze masz racje, nie wiem. - Henna wolno pokiwal glowa. - Pamietaj jednak, ze szukaja go Koreaoczycy, pewnie mocno wkurzeni. -Udalo wam sie ustalid, jaki udzial mieli w tym wszystkim Koreaoczycy? -Nie udalo sie zidentyfikowad zadnego z cial z domu Ohnishiego, ale facet znaleziony w poblizu pomieszczeo ogrodnika na posesji Kenjiego to wnuk Waya Hue Donga, jednego z siedmiu najbogatszych ludzi na swiecie. Star^ musial maczad w tym paluchy, bo na drugi dzieo po wyciagnieciu was z oceanu w poblize wulkanu podplynela mala flotylla statkow, z ktorych jeden mial na wyposazeniu specjalny czerpak odporny na wysokie temperatury. Wszystkie jednostki nalezaly do jednej z firm Waya. Wierz mi, byli bardzo zdziwieni, widzac lotniskowiec amerykaoskiej marynarki wojennej i szesd statkow oslony. Way juz zlozyl skarge w Miedzynarodowym Trybunale Sprawiedliwosci w Hadze, ale nie ma szans, by wydrzed nam bikinium. Jesli chodzi o same Hawaje, zamieszki trwaly jeszcze jedna noc po waszej akcji, ale to wszystko. Bez Ohnishiego i Koreaoczykow, ktorzy podburzali tlumy, ludzie stracili zapal do walki i po prostu rozeszli sie do domow. Obaj hawajscy senatorowie zlozyli dymisje z powodow zdrowotnych, do wyboru jednak mieli albo to, albo oskarzenie o zdrade. Prezydent ulaskawil inne osoby zaangazowane w te sprawe i wyslal specjalny zespol, ktory ma rozpatrywad wszelkie zasadne zadania pokrzywdzonych mieszkaocow. Wolal zamiesd oczywiste akty przemocy pod dywan niz przez nastepne miesiace emocjonowad spoleczeostwo procesami sadowymi. W sumie podczas zamieszek zginelo okolo trzystu osob. Prezydent chce przeznaczyd pewne fundusze na probe zlikwidowania napied na tle rasowym. Programy edukacyjne, rozwoj miast i tak dalej. Rozruchy w Los Angeles i ostatni kryzys sprawily, ze ludzie w koocu sie opamietali. Stare powiedzenie, ze gdy bedziemy razem, to przetrwamy, a podzieleni zginiemy, o malo sie nie sprawdzilo. Bardzo wielu ludzi naprawde sie wystraszylo i teraz beda probowad cos z tym zrobid. Koncylia-cyjne nastroje w Kongresie sprawia, ze prezydent dostanie takie fundusze, jakich potrzebuje. -Za pomoca ustaw i poprawek budzetowych nic zmienicie pogladow ludzi -wtracil Mercer. -Trzydziesci lat temu lekarze reklamowali korzysci plynace z palenia papierosow - odparowal Henna. -Fakt. -Troche to potrwa, ale w koocu weszlismy na wlasciwa droge. Nikt nie chce takich konfliktow etnicznych, jakie rozdzieraja Europe albo byle republiki radzieckie. Od ponad dwustu lat jestesmy spoleczeostwem wielorasowym i nie pozwolimy, by stalo sie inaczej. Ameryka slynie z tego, ze zawsze wydobywa sie z kryzysu, nawet wtedy, gdy niemal wszystko wydaje sie stracone. Teraz tez nam sie uda. -Mam nadzieje, ze sie nie mylisz. Henna pociagnal spory lyk szkockiej. -Walery Borodin bada z naszymi ludzmi wulkan. Analizuja fragmenty, ktore juz wynurzyly sie z oceanu, i chca ustalid, gdzie bedzie mozna zaczad wydobywanie bikinium. Zdaje sie. ze doktor Talbot jest razem z nim. -Jest na pewno. Prezydent wyswiadczyl mi przysluge i zalatwil przerzucenie jej tam dwa tygodnie temu. Rozmawialem z nia wczoraj przez telefon, tuz przed powrotem do Waszyngtonu. Rozbudzili w sobie na nowo gorace uczucia i zaczynaja przebakiwad o malzeostwie. Na twarzy Henny pojawil sie usmieszek. To troche zabawne. Byles glownym bohaterem tej operacji. Myslalem, ze wedlug zwyczaju to bohater bierze na koocu dziewczyne. Gdy beda krecid o tym serial, dopilnuje, zeby zmienili zakooczenie - rozesmial sie Mercer. -Nie mysl, ze odejdziesz z pustymi rekami. - Henna wyciagnal z kieszeni marynarki maly pek kluczy i rzucil je Mercerowi. -A to co? Kluczyki do nowego czarnego jaguara cabrio SJX. Skorzane fotele, komorka, odtwarzacz CD i zamontowane na specjalne zamowienie turbodoladowanie. To najmniej, ile moglismy dla ciebie zrobid. Mercer popatrzyl na kluczyki i usmiechnal sie zgryzliwie. -Po tym, jak z dziesied razy prawie mnie zastrzelono, o malo nie rozgniotl mnie pociag, niemal utonalem, dostalem lomot, rozbilem sie helikopterem w oceanie i o maly wlos nie wyparowalem w wybuchu atomowym, kupno nowego samochodu to faktycznie najmniej, ile mogliscie dla mnie zrobid. Henna wiedzial, ze to zarty, dlatego zasmial sie i pokrecil glowa. -Woz stoi zaparkowany pod twoim domem. Sa dwie rzeczy, ktore musisz mi wyjasnid: skad wiedziales, ze nalezy isd do domu Kenjiego, a nie Ohnishiego? I w jaki sposob, do cholery, namierzyles te ruska lodz, skoro nawet eksperci z NSA nie mogli tego zrobid? Mercer usmiechnal sie chytrze. -Znalezienie okretu okazalo sie latwe. Zdjecia w podczerwieni pokazywaly klasyczny wulkan tarczowy* z duza liczba malych kominow otaczajacych glowny krater. Z tej odleglosci obraz termalny powinien byd zolty lub pomaraoczowy, czyli chlodniejszy z powodu wody. Ta biala kropka nie mogla byd naturalnym kominem, tylko czyms, co zbudowal czlowiek. Na przyklad reaktorem atomowym na pokladzie lodzi podwodnej, plynacej w poblizu powierzchni. Henna byl pod wrazeniem. -A Kenji? -Przeczucie, ale graniczace z pewnoscia. Pare lat temu pracowalem dla firmy Ohnishiego w Tennessee jako konsultant. Ohnishi Minerals interesowala sie nabyciem praw do eksploatowania opuszczonej kopalni nalezacej do Tennessee Valley Authority. Prace wydobywcze w takich miejscach sa niebezpieczne z uwagi na stopieo korozji stempli podtrzymujacych strop. Czesto dochodzi do zawalenia sie chodnikow, ale zyski z wydobycia moga byd astronomiczne, jesli taka kopalnie uda sie kupid w miare tanio. TVA nie chciala zezwolid na zwykla eksploatacje w takich warunkach ze wzgledu na problemy z wykupieniem ubezpieczenia. Poprosili mnie o wykonanie oceny wytrzymalosci mechanicznej stempli, bo w opuszczonych kopalniach, przy ktorych do tej pory pracowalem, nigdy nie dochodzilo do zawalenia. Po otrzymaniu mojej analizy TVA ciagle nie miala ochoty na odstapienie praw, ale Ohnishi Minerals w koocu dopiela swego. Ohnishi przekupil urzednikow, wydal setki tysiecy dolarow na najlepszych prawnikow i w koocu otworzyl wlasne, fikcyjne towarzystwo ubezpieczeniowe, zeby zalatwid sprawy ubezpieczenia. Nie do kooca to zgodne z prawem, ale amerykaoskie prawo gornicze jest w tych kwestiach tak nieprecyzyjne, ze uszlo mu to na sucho. Dyrektorem wykonawczym Ohnishi Minerals byl wtedy Daniel Tanaka, facet, z ktorym mialem zajecia doktoranckie na Penn State. Gdy jego ekipa otwierala kopalnie, spotkalem sie z nim i powiedzialem, ze zanizylem pewne liczby dotyczace wytrzymalosci stempli w chodnikach. Nie mialem watpliwosci, ze Ohnishi bedzie kazal im wydobywad wiecej wegla, niz to okreslaly normy bezpieczeostwa. Obydwaj wiedzielismy, ze uratowalem zycie jego ludziom, wiec byl mi winien przysluge. Zadzwonilem do niego tuz przed wyprawa na Hawaje i dowiedzialem sie. ze Ohnishi nie orientowal sie w szczegolach przejmowania praw do tamtej kopalni. Wszelkimi pollegalnymi i nielegalnymi dzialaniami zajmowal sie jego pomocnik Kenji. Doszedlem do wniosku, ze gdy Kerikow skontaktowal sie z Ohnishim w sprawie bikinium, to wlasnie Kenjiemu zlecil opracowanie szczegolow operacji. To on, a nie jego szef byl glownym rozgrywajacym w tej historii. Na miejscu okazalo sie, ze z Kenjim wspolpracowali takze Koreaoczycy. Idealny prowokator, dzialal na wszystkie fronty. Pracowal dla Koreaoczykow przeciwko Ohnishiemu i Kerikowowi. O ile mozna sie zorientowad w ich dzialaniach, to Kenji zdradzil Ohnishie-go z pomoca Koreaoczykow, a Ohnishi zdradzil Kerikowa, ktory z kolei sprzedal go takze Koreaoczykom. Gdzies po drodze Koreaoczycy wystawili do wiatru Kerikowa, sprzymierzajac sie z Kenjim. Chyba tak to wygladalo, ale calkowitej pewnosci nie mam. Najwazniejsze, ze Ohnishi i Kenji nie zyja. Kerikow sie ukrywa, a cwani Koreaoczycy zostali z niczym. -My doszlismy do mniej wiecej takich samych wnioskow - zgodzil sie Henna. Do baru wtoczyl sie Harry White. Z jego ust zwisal niemal do kooca wypalony papieros. Usiadl za barem, zgarbiony, w pozycji, ktora z Merce-rem nazywali "lajza barowa", i i pociagnal spory lyk whisky. -Trudno uwierzyd, ze wszystko zaczelo sie ponad czterdziesci lat temu od nic nieznaczacego zatopienia pewnego rudowca. -Gdybys byl na tym statku, nie byloby to tak nic nieznaczacc - odparl Mercer, ciagle wpatrujac sie w Harry'ego. -Wiesz, o co mi chodzi. Zaloga "Grandam Phoeniksa" zginela, nie wiedzac, ze zapoczatkowali spisek, ktory po latach mial niemalze roze-drzed caly narod. -Nie badz taki pewien - powiedzial cicho Mercer, po czym zawolal do Harry'ego: - No, co jest, wracam z dalekiej wyprawy i nie slysze zadnych sarkastycznych komentarzy? Harry wstal ociezale ze stolka i popatrzyl na obu mezczyzn. -Widze, ze gadasz z facetem w garniturku. Skarbowka pewnie dorwala cie w koocu za przekrety podatkowe. Pomyslalem sobie, ze najlepiej bedzie nie zblizad sie do ciebie. Mercer rozesmial sie. gdy Harry usiadl na lawie obok Henny. -Poznaj Richarda Henne, szefa Federalnego Biura Sledczego - powiedzial Mercer. przeciagajac sylaby. - A to Ralph Michael Linc, byly kapitan rudowca "Grandam Phoeni.x". Przez reszte swojego zycia Mercer juz nigdy nie ujrzy takiego zdumienia jak to, ktore pojawilo sie na twarzach Henny i Harry'ego. Obu doslownie opadly szczeki i patrzyli na Mercera kompletnie nic nierozumie-jacym wzrokiem. Gdyby powiedzial, ze jest drugim Jezusem Chrystusem, ich reakcja na pewno bylaby bardziej przecietna. Nim ktorys z nich odzyskal glos, Mercer zaczal wyjasniad. -Gdy wyszedlem ze szpitala w Pcarl Harbor, udalem sie na Kauai, bo jest to duza wyspa najblizsza nowego wulkanu. Mialem nadzieje, ze dowiem sie, czy po katastrofie statku w 1954 roku uratowano jakichs rozbitkow. Odszukalem pewna dziarska kobiete, Mae Turner, i ta pamietala kapitana Ralpha Linca, ktorego w cztery dni po zatonieciu statku wyrzucily na brzeg fale oceanu. W czasie ataku rekina stracil noge. Harry podswiadomie potarl zdrowa stopa o proteze przypieta tuz pod kolanem okaleczonej nogi. -Pani Turner pielegnowala go podczas rekonwalescencji, ale potem juz nigdy wiecej o nim nie slyszala. -Jak sie domysliles, ze to bylem ja? - zapytal cicho Harry. -To przez telegram, ktory wplatal mnie w te cala historie. Telegram od niezyjacego ojca Tish. Z poczatku nie mialem pojecia, kto go wyslal, ale gdy dowiedzialem sie, ze Walery Borodin i Tish kochali sie, doszedlem do wniosku, ze to jego sprawka. On jednak zaprzeczyl. Zastanawialem sie, kto jeszcze mogl chcied, bym zaangazowal sie te sprawe i kto wiedzial, ze Jack Talbot byl moim przyjacielem. Wtedy przypomnialem sobie, ze dzieo przed otrzymaniem telegramu z Dzakarty rozmawialem z toba. Mowilem ci wtedy, ze Jack pracuje w Indonezji, i zastanawialem sie, czy wic, ze jego corka zostala ranna. Byles jedyna osoba, ktora znala moje przypuszczenia co do miejsca jego pobytu. Zaczalem rozmyslad o motywie, o tym, dlaczego mialbys chcied, zebym sie zajal ta sprawa. Doszedlem do wniosku, ze musiales byd czlonkiem zalogi tego rudowca. Mae Tumer potwierdzila moje podejrzenia. Jedyne, czego nie rozgryzlem, to jak udalo ci sie wyslad telegram z Dzakarty. -Zupelnie prosto. Od 1954 roku nie plywam, ale ciagle znam marynarzy na calym swiecie. Po prostu zadzwonilem do przyjaciela, ktory znal kogos w Indonezji i poprosil go o wyslanie tego telegramu. -Dlaczego? - zapytal cicho Henna. -Zawarlismy umowe z tymi skurwielami. Mielismy zatopid statek, zeby mogli dostad ubezpieczenie. Mieli nas podjad z wody. Zamiast tego ostrzelali nas z broni maszynowej. Wytlukli cala moja zaloge. Sam oberwalem dwie kulki i tracilem przytomnosd. Gdy sie ocknalem, trzymalem sie przewroconej do gory dnem lodzi, a wielki rekin robil sobie ze mnie podwieczorek. Wciagnalem sie na lodz. Przy zyciu utrzymywala mnie tylko nienawisd. W ten sposob dotarlem do brzegow Hawajow. Gdy Mae pod-kurowala mnie troche, zaczalem szukad tych sukinsynow. Wtedy to zmienilem imie i nazwisko na Harry'ego White'a, zeby nie dowiedzieli sie, ze ktos sie uratowal z tej rzezi. Szukalem ich dwadziescia lat. ale nic wpadlem na ich trop. Za kazdym razem, gdy w okolicy Hawajow znikal statek, sprawdzalem go. Niektore katastrofy mialy swoje przyczyny, znajdowano przewrocone przez sztorm jachty, i takie tam, ale wiedzialem, ze wiele innych spowodowali ludzie, ktorzy wymordowali moich chlopakow. Nigdy jednak nie znalazlem zwiazku miedzy tamtymi statkami a moim. Po dwudziestu latach poddalem sie i sprowadzilem sie tu, do Waszyngtonu. Poczulem gorycz porazki. Pozniej zatonal ten statek NOAA i pomyslalem sobie, ze moze po tylu latach doczekam sie zemsty. Rzad na pewno zajalby sie ta sprawa i znalazl jakis klucz do katastrof w tamtym rejonie. Myslalem nawet, ze moze bede mogl jakos pomoc, ale gdzie tam. przeciez zaraz bede mial osiemdziesiatke na karku. Kto by jeszcze chcial mnie wysluchad? Zwrocil sie do Mercera. - Gdy powiedziales, ze corka twojego przyjaciela zostala uratowana z tego statku, zrozumialem, co to jest przeznaczenie. Zadzwonilem do przyjaciela, ktory kazal swojemu kumplowi wyslad z Indonezji telegram do twojego biura. Mialem nadzieje, ze w ten sposob, dzieki tobie, pomszcze swoja zaloge. Posluchaj, zle zrobilem, angazujac cie w to wszystko, ale nie moglem sie powstrzymad. Przepraszam. Z kamienna mina Mercer patrzyl przez dluga chwile na przyjaciela. -Mam ci mowid Harry czy Ralph? -Jestem Harrym White'em dluzej, niz bylem Ralphem Lincem - odparl ponuro byly kapitan. -A wiec, Harry, od tej pory, gdy bedziesz chcial sie napid u mnie whisky, wez ja ze soba, boja nic pije tego swiostwa. - Mercer usmiechnal sie szeroko, wyciagnal reke i poklepal Harry'ego po ramieniu. Harry o malo sie nie rozplakal. -Dzieki, Mercer. Dzieki, ze w koocu pomsciles moich chlopcow, ktorzy zgineli tamtej nocy. I dzieki za zrozumienie. -Nastepnym razem, gdy przyjdzie mi za ciebie walczyd - upomnial go kpiaco Mercer - upewnij sie, ze nie bede mial do czynienia z KGB, dobra? - Podniosl sie. - A teraz wybaczcie, panowie, ale musze odebrad z lotniska swoja prywatna pielegniarke. Niestety, nie dostala biletu na ten sam lot co ja. -Prywatna pielegniarka? - zapytali jednoczesnie Dick i Harry. -No, moze nie tyle pielegniarka, ile fizjoterapeutka. Producent dal jej tydzieo wolnego wiecej i mam zamiar spedzid go w przyjemnym motelu niedaleko Annapolis. Chyba jednak myliles sie, Dick. Bohater w koocu zdobywa dziewczyne. Mercer opuscil bar, nim ktorykolwiek z mezczyzn otworzyl usta, zeby mu odpowiedzied. Mial tylko pol godziny, by dojechad do lotniska i odebrad stamtad Jill Tzu. Potem jeszcze godzina jazdy do motelu i w koocu pewna czesd jego ciala doczeka sie terapii. 33 CHANIA, KRETA Nadmorskie miasto Chania, dawne centrum poteznego, weneckiego imperium handlowego, jest swiadectwem wplywow, jakie na ten rejon wywieral jego owczesny renesansowy protektor. Chod w Chanii na prozno szukad kanalow, z ktorych slynie Wenecja, to i tak zabudowa miasta moze wprowadzid w blad najbardziej wytrawnego podroznika. A przeciez to nie Polwysep Apenioski, tylko najwieksza z greckich wysp. Bryza znad spokojnego Morza Egejskiego wypelnia swiezoscia uliczki kurortu, mijajac po drodze kamienna latarnie morska i nakryty kopula meczet, pamiatke po okupacji tureckiej. Ciasna zabudowa portu sprawia, ze czlowiek siedzacy w jednej z licznych nadbrzeznych kawiarenek czuje sie jak u siebie, pomimo tysiecy turystow spacerujacych w te i z powrotem i wciskajacych sie w kazdy, najmniejszy nawet zakamarek miasta.Chania lezy niecale siedemdziesiat kilometrow na zachod od stolicy Krety, z ktora laczy ja nowa autostrada; wzdluz niej rozciagaja sie piekne plaze i luksusowe kompleksy mieszkalne, gdzie przebywa wielu Niemcow i Skandynawow, pragnacych uciec przed mrozna zima. Jako ze na Chanie wciaz docieraja tlumy turystow, nikt nie zwrocil uwagi na kolejnego przybysza, ktory, siedzac przy stoliczku na zewnatrz jednej z kawiarenek, saczyl powoli szklaneczke szkockiej i obserwowal turystow wydajacych pieniadze na dziesiatki pamiatek z pobytu na Krecie. Mezczyzna ubrany byt w plocienne bezowe spodnie i jedwabna koszulke polo. Jego stopy okrywaly miekkie skorzane mokasyny. Gdyby turysci zechcieli chociaz na niego spojrzed, zapewne uznaliby, ze jest to kolejny bogaty Niemiec uciekajacy przed znojem codziennego zycia. Myliliby sie jednak bardzo. Iwan Kerikow wybral Chanie po dlugich i zmudnych przemysleniach. Wiedzial, ze scigaja go agenci KGB i CIA, a takze, co wazniejsze, ochrona Waya Donga, wiec z jego kryjowki musialo istnied kilka drog ucieczki. Ciagla wymiana turystow w Chanii gwarantowala niemal calkowita anonimowosd, a surowe wnetrze wyspy zapewnialo tysiace bezpiecznych miejsc schronienia. Gdyby sytuacja stawala sie rozpaczliwa, od Libii dzielil go tylko dziesieciogodzinny rejs lodzia. Kerikow skinal na kelnera i zamowil kolejna szkocka, po czym rozparl sie wygodnie na stalowym krzesle z miekkim, obitym materialem siedziskiem. Nie bylo chyba lepszego miejsca, gdzie moglby usiasd spokojnie i czekad bez obaw, ze w kazdej chwili moze zostad wykryty, i jednoczesnie cieszyd sie urokami cywilizacji. Zanim wylecial z Zurychu, oproznil kilka nalezacych do KGB kont, na ktorych gromadzono srodki dla agentow dzialajacych na Zachodzie. Mial wystarczajaco duzo pieniedzy, by spokojnie przezyd co najmniej rok. Kelner przyniosl zamowiony alkohol i Kerikow podziekowal mu mruknieciem. Rok wystarczy, by zrobid uzytek z informacji ukrytych w sejfie jednego z ateoskich bankow. Informacja ta, wykradziona z archiwow Departamentu 7., byla warta miliony dla kupca, pragnacego rzucid Ameryke na kolana. This file was created with BookDesigner program bookdesigner@the-ebook.org 2011-02-17 LRS to LRF parser v.0.9; Mikhail Sharonov, 2006; msh-tools.com/ebook/