CHUCK PALAHNKUK Podziemny krag PodziekowaniaChcialbym podziekowac wymienionym ponizej osobom za ich sympatie i wsparcie, pomimo, no wiecie, tych wszystkich okropienstw, jakie sie wydarzyly. Ina Gebert Geoff Pleat Mike Keefe Michael Vern Smith Suzie Vitello Tom Spanbauer Gerald Howard Edward Hibbert Gordon Growden Dennis Stovall Linni Stovall Ken Foster Monica Drake Fred Palahniuk 1 Tyler zalatwia mi posade kelnera, a potem ten sam Tyler pakuje mi pistolet w usta i mowi, ze aby dostapic zycia wiecznego, trzeba najpierw umrzec. Ale przez dlugi czas bylismy z Tylerem przyjaciolmi. Ludzie wciaz mnie pytaja, czy znalem Tylera Durdena. Napierajac lufa pistoletu na moje podniebienie, Tyler mowi: - Tak naprawde to nie umieramy.Wyczuwam pod jezykiem dziurki tlumika, ktore wywiercilismy w lufie pistoletu. Za wieksza c z e s c huku, jaki sie rozlega przy wystrzale, odpowiedzialne sa rozprezajace sie gazy, do tego dochodzi niezbyt glosny loskot, z jakim rozpedzajacy sie pocisk przekracza bariere dzwieku. Zeby wyciszyc te odglosy, wierci sie po prostu dziurki w lufie, mnostwo dziurek. Dzieki nim gazy maja ktoredy uleciec, pocisk zas nie osiaga predkosci rozchodzenia sie dzwieku. Sprobuj jednak zle wywiercic te dziurki, a pistolet urwie ci dlon. -Trudno to nazwac smiercia- mowi Tyler. - Przejdzie my do legendy. Nigdy sie nie zestarzejemy. Przesuwam jezykiem lufe do policzka i zwracam Tylerowi uwage, ze ma chyba na mysli wampiry. 9 Budynku, na ktorego dachu stoimy, za dziesiec minut juz nie bedzie. Bierze sie dziewiecdziesiecioosmioprocentowy koncentrat dymiacego kwasu azotowego i dodaje trzy razy tyle kwasu siarkowego. Wklada sie te mieszanke do lodowej kapieli. Potem, zakraplaczem do oczu, wkrapia sie kropla po kropli gliceryne. I wychodzi nam nitrogliceryna. Wiem, bo Tyler to wie. Mieszasz nitro z trocinami i otrzymujesz pierwsza klasa wybuchowy plastik. Niektorzy mieszaja nitro z bawelna i dosypuja epsomitu w charakterze siarczanu. Tak tez mozna. Jeszcze inni mieszaja nitro z parafina. Tej ostatniej mikstury nigdy, przenigdy nie udalo mi sie przyrzadzic.Tak wiec stoimy z Tylerem na dachu Budynku Parkera-Morrisa, ja z lufa pistoletu w ustach, i slyszymy brzek tluczonego szkla. Rzut oka za krawedz. Dzien jest pochmurny, nawet na tej wysokosci. To najwyzszy budynek na swiecie, a tak wysoko wiatr zawsze jest chlodny. Jak cicho tu, w gorze. Odnosisz wrazenie, ze jestes jedna z tych kosmicznych malp. Ze robisz to, do czego cie wytresowano. Pociagnij za wajche. Wcisnij klawisz. Nic z tego nie rozumiesz, a potem zwyczajnie umierasz. Spogladasz za krawedz dachu z wyzyn stu dziewiecdziesieciu jeden pieter i widzisz w dole ulice upstrzona ludzka mierzwa, ktora stoi z zadartymi glowami. Ten brzek tlukacego sie szkla to okno tuz pod nami. W chmurze odlamkow szyby wylatuje przez nie szafka na akta, wielkosci czarnej lodowki. Szescio-szufladowa szafka na akta, obracajac sie ospale, spada wzdluz fasady budynku, maleje w oczach, znika w zebranym na dole tlumie. Gdzies pod nami, na ktoryms ze stu dziewiecdziesieciu jeden pieter, kosmiczne malpy z Komitetu Figli przy Projekcie Feniks uwijaja sie jak w ukropie, niszczac kazdy strzep historii. Tak, to stare powiedzenie, ze zawsze zabijasz to, co kochasz, obowiazuje w obie strony. Majac w ustach pistolet, a jego lufe miedzy zebami, mozesz mowic tylko samogloskami. To nasze ostatnie dziesiec minut. Wylatuje kolejna szyba, szklo rozpryskuje sie jak stado sploszonych, roziskrzonych golebi, i przez wybite okno wysuwa sie cal za calem ciemne drewniane biurko, wypychane mozolnie przez Komitet Figli. Biurko sie przechyla, zeslizguje z parapetu i koziolkujac w powietrzu, spada w tlum niczym czarodziejski obiekt latajacy. Za dziewiec minut nie bedzie tu juz Budynku Parkera-Morrisa. Biorac stosowna ilosc wybuchowej zelatyny i owijajac nia filary fundamentow czegokolwiek, jestes w stanie zburzyc kazdy budynek na swiecie. Musisz tylko szczelnie oblozyc te filary workami z piaskiem, zeby cala sila eksplozji poszla w filary, a nie rozpelzla sie po podziemnym garazu, ktorego strop podpieraja. Tego przepisu nie znajdziecie w zadnej ksiazce historycznej. A oto trzy sposoby otrzymywania napalmu: Pierwszy - miesza sie rowne porcje benzyny i zamrozonego koncentratu soku pomaranczowego. Drugi - miesza sie rowne porcje benzyny i dietetycznej coli. Trzeci - rozpuszcza sie w benzynie rozdrobnione kocie odchody, az do zgestnienia roztworu. Spytajcie mnie, jak sie otrzymuje gaz paralizujacy. Albo jak sie uzbraja wszystkie te samochody pulapki. Dziewiec minut. Budynek Parkera-Morrisa, wszystkie sto dziewiecdziesiat jeden pieter, runie w zwolnionym tempie, jak przewracajace sie w lesie drzewo. Jak drzewo. Przewrocic mozna wszystko. Niesamowita jest swiadomosc, ze miejsce, w ktorym teraz stoimy, za chwile bedzie tylko punkcikiem w przestworzach. Stoimy z Tylerem na krawedzi dachu, a ja zastanawiam sie, czy pistolet, ktory mam w ustach, jest aby czysty. 11 Zupelnie zapominamy o calej tej Tylerowej akcji morder czo-samobojczej, sledzac wzrokiem kolejna szafke na akta, wylatujaca przez wybite okno, i wysuwajace sie w locie szuflady, z ktorych prad powietrza wydmuchuje i unosi ryzy bialego papieru. Osiem minut. Teraz dym, dym zaczyna walic przez wybite okna. Zastep wyburzen za jakies osiem minut odpali ladunek wstepny. Wybuch ladunku wstepnego doprowadzi do detonacji ladunku glownego, skruszeniu ulegna filary fundamentow, seria fotografii Budynku Parkera-Morrisa powedruje do ksiazek historycznych.Seria pieciu zdjec robionych w rownych odstepach czasu. Na pierwszym zdjeciu budynek stoi prosto. Na drugim odchyla sie pod katem osiemdziesieciu stopni. Potem pod katem siedemdziesieciu stopni. Na czwartym zdjeciu budynek jest juz przechylony pod katem czterdziestu pieciu stopni, szkielet zaczyna sie poddawac i wiezowiec wygina sie lekko w luk. Na ostatnim zdjeciu budynek, wszystkie sto dziewiecdziesiat jeden pieter, wali sie na gmach muzeum narodowego, ktore jest rzeczywistym celem Tylera. -To teraz nasz swiat, nasz-mowi Tyler - a tamci ludzie z przeszlosci nie zyja. Gdybym wiedzial, jaki obrot przyjma sprawy, tez wolalbym juz nie zyc i byc teraz w Niebie. Siedem minut. Stoje na dachu Budynku Parkera-Morrisa, z lufa pistoletu Tylera w ustach. Na glowy ludzi zgromadzonych wokol budynku leca niczym deszcz meteorytow biurka, szafki na akta i komputery, z wybitych okien unosza sie slupy dymu, trzy przecznice dalej druzyna dywersyjna sledzi wskazowki zegara, a ja zaczynam wszystko rozumiec: ten pistolet, ta anarchia, ten wybuch, wszystko to ma zwiazek z Marla Singer. 12 Szesc minut.Mamy tu do czynienia ze swoistym trojkatem. Ja chce byc z Tylerem. Tyler chce byc z Marla. Marla chce byc ze mna. Ja nie chce Marli, a Tyler nie chce juz mnie. Nie chodzi tu o zadna milosc. Tu chodzi o zadze posiadania. Gdyby nie Marla, Tyler nie mialby nic. Piec minut. Moze przejdziemy do legendy, moze nie. Moim zdaniem nie przejdziemy, ale chwileczke. Kto pamietalby o Jezusie, gdyby nikt nie napisal ewangelii? Cztery minuty. Przesuwam jezykiem lufe do policzka i mowie Tylerowi, ze jesli chce, kurcze, przejsc do legendy, to ja mu to zalatwie. Jestem tu przeciez od samego poczatku. Wszystko pamietam. Trzy minuty. 2 Tonalem w objeciach Boba; stalem z twarza wcisnieta w mrok zalegajacy miedzy jego nowiutkimi, spoconymi, obwisajacymi ciezko, monstrualnymi wymionami. W wieczor, w ktory sie poznalismy, krazylem po pelnej mezczyzn podziemnej salce kosciola: to jest Art, to Paul, to Bob; szerokie bary Boba przywiodly mi na mysl horyzont. Bob mial gesta blond czupryne, taka gesta, taka blond, z takim prostym przedzialkiem, ze podobny efekt uzyskac mozna tylko wtedy, gdy zel do wlosow nazywa sie pianka rzezbiaca.Bob, trzymajac mnie w objeciach, dociska mi dlonia glowe do swoich cyckow, ktore wyrosly mu niedawno na poteznej klatce piersiowej. - Bedzie dobrze - mowi Bob. - Wyplacz sie. Od kolan po czolo czuje reakcje chemiczne zachodzace w spalajacym zywnosc i tlen Bobie. -Moze dostatecznie wczesnie to wykryli - mowi Bob. - Moze to tylko seminoma. Z seminoma masz niemal stuprocentowa szanse przezycia. Bob bierze dlugi wdech i jego ramiona unosza sie, a potem opadaja, opadaja, opadaja w spazmatycznych szlochach. Unosza sie. Opadaja, opadaja, opadaja. 14 Przychodze tu od dwoch lat co tydzien i co tydzien Bob bierze mnie w objecia, a ja placze.-Placz - mowi Bob, wciaga w pluca powietrze i szloch, szloch, szlocha. - Nie wstydz sie, placz. Teraz j e g o duza spocona twarz opiera s i e na moim ciemieniu, a ja zupelnie nic nie czuje. W tym momencie powinienem sie rozplakac. Placz jest na wyciagniecie reki, w smolistych ciemnosciach, jakby zamkniety w kim innym, kiedy mezczyzna zdaje sobie sprawe, ze wszystko, na co go stac, nie bedzie wkrotce warte funta klakow. Ze wszystko, z czego jest taki dumny, powedruje do kosza. A ja nic nie czuje. Jestem tak daleki od placzu, jak od prawie tygodnia daleki jestem od zasniecia. Oto jak poznalem Marle Singer. Bob placze, bo przed szescioma miesiacami usunieto mu jadra. Potem byla terapia hormonalna. Bob ma teraz cycki, bo zbyt wysoko podskoczyl mu poziom testosteronu. Kiedy poziom testosteronu za wysoko sie podniesie, organizm stara sie przywrocic rownowage, wytwarzajac estrogen. W tym momencie powinienem sie rozplakac, bo niby zycie wali mi sie w gruzy, co tam w gruzy, w ogole traci wszelki sens. Za duzo estrogenu i wyrastaja ci babskie cycki. Latwo jest sie rozplakac, kiedy zdajesz sobie sprawe, ze wszyscy, ktorych kochales, odrzuca cie albo umra. W miare posuwania sie po osi czasu szansa na przezycie spada w koncu do zera dla kazdego. Bob mnie kocha, bo mysli, ze mnie rowniez usunieto jadra. Podziemna salka kosciola episkopalnego pod wezwaniem Swietej Trojcy, umeblowana sofami z odzysku o obiciach w krate; oprocz nas jest tu chyba ze dwudziestu mezczyzn i jedna kobieta. Wszyscy podobierali sie w pary, wiekszosc placze. Niektore pary stoja naprzeciwko siebie, wspierajac sie 15 czolami; przypominaja zapasnikow w zwarciu. Mezczyzna z ta jedyna kobieta polozyl lokcie na jej ramionach, ujmujac miedzy nie glowe, i wciska zalana lzami twarz w jej obojczyk. Kobieta odwraca glowe i siega po papierosa. Zerkam na nich spod pachy Wielkiego Boba. - Cale moje zycie na nic - szlocha Bob. - Wszystko na marne.Jedyna kobieta na spotkaniu Wspolnoty Bylych Mezczyzn, grupy wsparcia dotknietych rakiem jader, zapala papierosa pod brzemieniem obcego sobie czlowieka i nasze oczy sie spotykaja. Oszustka. Oszust Oszustka. Te sama kobiete o krotkich, matowoczarnych wlosach i wielkich oczach postaci z japonskiej kreskowki, ktorej szczuplosc i zoltawa, ziemista cere podkresla sukienka w tapetowy wzor w ciemne roze, widzialem w ostatni piatek na spotkaniu grupy wsparcia gruzlikow. Byla tez w srodowy wieczor na okraglym stole chorych na czerniaka. W poniedzialek wieczorem widzialem ja na spotkaniu Niezlomnych, rapgrupy cierpiacych na bialaczke. Spod zygzakowatego jak blyskawica przedzialka biegnacego przez srodek jej wlosow wyziera biala skora glowy. Te wszystkie grupy wsparcia maja dla kogos postronnego troche egzaltowane nazwy. Moja czwartkowa grupa chorob krwi nazywa sie Wolni i Czysci. Grupa pasozytniczych chorob mozgu, na ktorej spotkania rowniez uczeszczam, przyjela nazwe Ponad i Poza. I teraz, w niedzielny wieczor, na spotkaniu Wspolnoty Bylych Mezczyzn, odbywajacym sie w podziemnej salce kosciola episkopalnego pod wezwaniem Swietej Trojcy, znowu widze te kobiete. Co gorsza, nie potrafie plakac, kiedy ona patrzy. Beznadziejny placz w objeciach Wielkiego Boba byl zawsze 16 moim ulubionym numerem. Wszyscy tak ciezko pracujemy. To jedyne miejsce, gdzie naprawde potrafie sie odprezyc i zapomniec o troskach. To moje chwile relaksu.Pierwszy raz na spotkanie grupy wsparcia poszedlem przed dwoma laty, po ktorejs tam z rzedu wizycie u lekarza w sprawie bezsennosci. Od trzech tygodni nie zmruzylem oka. Trzy tygodnie bez snu, i czlowiek ma wrazenie, ze wyszedl z siebie i patrzy na wszystko z boku. -Bezsennosc to tylko symptom czegos powazniejszego - powiedzial lekarz. - Niech sie pan postara ustalic, co rzeczywiscie panu dolega. Niech sie pan wslucha w swoje cialo. A ja chcialem tylko zasnac. Chcialem, zeby mi przepisal niebieskie, male, dwustumiligramowe kapsulki amytal sodium. Chcialem, zeby mi przepisal czerwono-niebieskie pastylki tui-nalu, czerwone jak szminka do ust seconale. Lekarz zalecil mi zucie korzenia waleriany i wiecej ruchu. W koncu zasne. Twarz mialem sciagnieta, jak poobijany, zeschniety owoc, oczy podkrazone, wygladalem jak trup. Lekarz powiedzial, ze jesli chce zobaczyc prawdziwe cierpienie, to powinienem zajrzec w czwartkowy wieczor do Pierwszego Eucharystycznego. Popatrzec na cierpiacych na pasozytnicze choroby mozgu. Popatrzec na cierpiacych na zwyrodnieniowe choroby kosci. Na cierpiacych na organiczne dysfunkcje mozgu. Popatrzec na przychodzacych tam nowo-tworowcow. No i zastosowalem sie do jego sugestii. Na poczatek trafilem na grupe, ktora zebrala sie po raz pierwszy: to jest Alice, to Brenda, to Dover. Na ustach kazdego 17 czolami; przypominaja zapasnikow w zwarciu. Mezczyzna z ta jedyna kobieta polozyl lokcie na jej ramionach, ujmujac miedzy nie glowe, i wciska zalana lzami twarz w jej obojczyk. Kobieta odwraca glowe i siega po papierosa. Zerkam na nich spod pachy Wielkiego Boba. - Cale moje zycie na nic - szlocha Bob. - Wszystko na marne. Jedyna kobieta na spotkaniu Wspolnoty Bylych Mezczyzn, grupy wsparcia dotknietych rakiem jader, zapala papierosa pod brzemieniem obcego sobie czlowieka i nasze oczy sie spotykaja. Oszustka. Oszust. Oszustka.Te sama kobiete o krotkich, matowoczarnych wlosach i wielkich oczach postaci z japonskiej kreskowki, ktorej szczuplosc i zoltawa, ziemista cere podkresla sukienka w tapetowy wzor w ciemne roze, widzialem w ostatni piatek na spotkaniu grupy wsparcia gruzlikow. Byla tez w srodowy wieczor na okraglym stole chorych na czerniaka. W poniedzialek wieczorem widzialem ja na spotkaniu Niezlomnych, rapgrupy cierpiacych na bialaczke. Spod zygzakowatego jak blyskawica przedzialka biegnacego przez srodek jej wlosow wyziera biala skora glowy. Te wszystkie grupy wsparcia maja dla kogos postronnego troche egzaltowane nazwy. Moja czwartkowa grupa chorob krwi nazywa sie Wolni i Czysci. Grupa pasozytniczych chorob mozgu, na ktorej spotkania rowniez uczeszczam, przyjela nazwe Ponad i Poza. I teraz, w niedzielny wieczor, na spotkaniu Wspolnoty Bylych Mezczyzn, odbywajacym sie w podziemnej salce kosciola episkopalnego pod wezwaniem Swietej Trojcy, znowu widze te kobiete. Co gorsza, nie potrafie plakac, kiedy ona patrzy. Beznadziejny placz w objeciach Wielkiego Boba byl zawsze 16 moim ulubionym numerem. Wszyscy tak ciezko pracujemy. To jedyne miejsce, gdzie naprawde potrafie sie odprezyc i zapomniec o troskach. To moje chwile relaksu.Pierwszy raz na spotkanie grupy wsparcia poszedlem przed dwoma laty, po ktorejs tam z rzedu wizycie u lekarza w sprawie bezsennosci. Od trzech tygodni nie zmruzylem oka. Trzy tygodnie bez snu, i czlowiek ma wrazenie, ze wyszedl z siebie i patrzy na wszystko z boku. -Bezsennosc to tylko symptom czegos powazniejszego - powiedzial lekarz. - Niech sie pan postara ustalic, co rzeczywiscie panu dolega. Niech sie pan wslucha w swoje cialo. A ja chcialem tylko zasnac. Chcialem, zeby mi przepisal niebieskie, male, dwustumiligramowe kapsulki amytal sodium. Chcialem, zeby mi przepisal czerwono-niebieskie pastylki tui-nalu, czerwone jak szminka do ust seconale. Lekarz zalecil mi zucie korzenia waleriany i wiecej ruchu. W koncu zasne. Twarz mialem sciagnieta, jak poobijany, zeschniety owoc, oczy podkrazone, wygladalem jak trup. Lekarz powiedzial, ze jesli chce zobaczyc prawdziwe cierpienie, to powinienem zajrzec w czwartkowy wieczor do Pierwszego Eucharystycznego. Popatrzec na cierpiacych na pasozytnicze choroby mozgu. Popatrzec na cierpiacych na zwyrodnieniowe choroby kosci. Na cierpiacych na organiczne dysfunkcje mozgu. Popatrzec na przychodzacych tam nowo-tworowcow. No i zastosowalem sie do jego sugestii. Na poczatek trafilem na grupe, ktora zebrala sie po raz pierwszy: to jest Alice, to Brenda, to Dover. Na ustach kazdego 17 ten nienaturalny usmieszek kogos z niewidzialnym pistoletem przystawionym do glowy.Na spotkaniach grup wsparcia nigdy nie podawalem swojego prawdziwego imienia. Drobna, chuda jak szkielet kobieta imieniem Chloe, w spodniach z obwisajacym smetnie, pustym siedzeniem, mowi mi, ze najgorsze w jej pasozytniczej chorobie mozgu jest to, ze nikt juz na nia nie leci. Cos takiego, trzy cwierci do smierci, jest tak zle, ze towarzystwo ubezpieczeniowe bez szemrania wyplacilo jej juz siedemdziesiat piec tysiecy dolarow z polisy na zycie, a ona chce tylko po raz ostatni pojsc z kims do lozka. Zadnych tam podchodow, czulosci, sam seks. No i jak facet ma na to zareagowac? No, jak byscie zareagowali? Cale to umieranie zaczelo sie od tego, ze Chloe poczula sie troche zmeczona, a teraz Chloe jest zbyt znudzona, by sie leczyc. Pornosy, ma w domu cala kolekcje filmow pornograficznych. Powiedziala mi, ze podczas rewolucji francuskiej kobiety wtracone do lochu, ksiezne, baronowe, markizy i co tam jeszcze, pieprzyly sie z kazdym mezczyzna, ktory byl sklonny na nie wiezc. Chloe dyszy mi w szyje. Wlezc na nie. Dosiasc, czy wiem, co to znaczy? Na pieprzeniu sie czas szybciej mijal. Francuzi nazywaja to la petite mort. Jesli jestem zainteresowany, to ona, Chloe, ma w domu pornoski. Ma azotyn amylu. Masci. W normalnych okolicznosciach jak nic dostalbym erekcji. Jednak nasza Chloe to kosciotrup zamaczany w zoltym wosku. Chloe wyglada na to, czym jest, a jest niczym. Nawet mniej niz niczym. Mimo to traca mnie lokciem, kiedy siedzimy w kolku na wytartym dywanie. Zamykamy wszyscy oczy. To kolej Chloe na prowadzenie nas poprzez kierowana medytacje, 18 i pod przewodem Chloe wkraczamy do ogrodu blogosci. Chloe zaczyna mowic. Wspinamy sie za nia na wzgorze, do palacu o siedmiu bramach. Palac ma siedem bram, brame zielona, brame zolta, brame pomaranczowa... Wraz z Chloe otwieramy kazda - brama niebieska, brama czerwona, brama biala - i patrzymy, co za nia jest.Wyobrazamy sobie z zamknietymi oczami nasze cierpienie jako kule bialego, uzdrawiajacego swiatla - omywa nasze stopy, unosi sie do kolan, do pasa, do piersi. Otwieraja sie nasze czakry. Czakra serca. Czakra glowy. Poddajac sie narracji Chloe, zachodzimy do jaskin, w ktorych kazde z nas spotyka swoje zwierze mocy. Moim jest pingwin. Podloga jaskini pokryta jest lodem i moj pingwin kaze mi sie slizgac. Bez zadnego wysilku slizgamy sie tunelami i galeriami. Teraz pora na uscisk. Otworzyc oczy. Chloe powiedziala, ze ten fizyczny kontakt ma znaczenie terapeutyczne. Kazde z nas ma dobrac sobie partnera. Chloe wiesza mi sie na szyi i placze. W domu ma erotyczna bielizne, i placze. Chloe ma olejki i kajdanki, i placze, a ja przez jedenascie obiegow tarczy obserwuje sekundnik swojego zegarka. Tak wiec nie rozplakalem sie przed dwoma laty na swoim pierwszym spotkaniu grupy wsparcia. Nie rozplakalem sie rowniez na drugim ani na trzecim spotkaniu grupy wsparcia. Nie pobudzily mnie do placzu ani choroby krwi, ani nowotwory jelit, ani organiczny uwiad mozgu. Tak to juz jest z bezsennoscia. Wszystko wydaje sie takie odlegle - kopia kopii kopii. Bezsennosc wszystko oddala, nie jestes w stanie dotknac czegokolwiek i nic nie jest w stanie dotknac ciebie. A potem poznalem Boba. Kiedy po raz pierwszy zjawilem sie na spotkaniu Wspolnoty Bylych Mezczyzn, ludzi dotknie19 tych nowotworem jader, ten kawal chlopa, ten wielki losiu Bob, zwalil sie na mnie i zalal lzami. Kiedy przyszedl czas uscisku, ten wielki losiu przygarbiony, z losia broda opuszczona na piersi, z rekami zwieszonymi wzdluz tulowia, z oczami pelnymi juz lez, przydreptal do mnie z drugiego konca salki. Noga za noga, drobiac kroczek za kroczkiem, tak jakby niewidzialny postronek petal mu kolana, podplynal po posadzce piwnicy i uwiesil sie na mnie. Utonalem w objeciach Boba. Oplotly mnie wielkie ramiona Boba. Wielki Bob powiedzial mi, ze jest koksiarzem. Wszystkie te dni na dianabolu, a potem na wistrolu, sterydzie podawanym koniom wyscigowym. Wlasna silownia, tak, Bob jest wlascicielem silowni. Byl trzy razy zonaty. Prowadzil promocje rozmaitych produktow, czy widzialem go kiedy w telewizji? Caly program poradnikowy o rozbudowywaniu sobie klatki piersiowej byl praktycznie jego pomyslem. Obcy mowiacy z taka otwartoscia wprawiaja mnie w zaklopotanie, jesli wiecie, o co mi chodzi. Bob nie wiedzial. Byc moze zeszlo mu tylko jedno z jego huevos, zdawal sobie sprawe z istnienia takiego ryzyka. Bob opowiedzial mi o swojej pooperacyjnej kuracji hormonalnej. Wielu kulturystow przesadzajacych z testosteronem dostaje suczych wymion, jak to nazywaja. Musialem zapytac Boba, co to sa te huevos. No, huevos, uslyszalem w odpowiedzi. Gonady. Orzeszki, Klejnoty. Wisienki. Kamyczki. W Meksyku, gdzie kupuje sie sterydy, mowia na nie po prostu "jaja". Rozwod, rozwod, rozwod, opowiadal Bob i pokazal mi swoja portfelowa fotografie. Prezyl sie na niej w wyszukanej pozie, ogromny i na pierwszy rzut oka nagi, na jakichs zawodach. To idiotyczny sposob na zycie, zwierzyl mi sie, ale co za frajda, kiedy napakowany i wygolony stajesz na scenie zupelnie roze20 brany, z poziomem tluszczu zbitym do zaledwie dwoch procent, zimny i twardy w dotyku jak beton, od srodkow moczopednych, oslepiony reflektorami, ogluszony podkladem muzycznym, lecacym z systemu naglasniajacego, a sedzia mowi: "Zaprezentuj prawy miesien czworoboczny, napnij i przytrzymaj". "Wyciagnij lewa reke, zegnij, napnij biceps i przytrzymaj". Realne zycie sie nie umywa. To droga na skroty do raka, przyznal Bob. Potem zbankrutowal. Mial dwoje doroslych dzieci, ktore nie odpowiadaly na jego telefony. Zeby usunac sucze wymiona, lekarz musi naciac skore na klatce piersiowej, dostac sie pod miesnie piersiowe i odessac stamtad wszystkie plyny. Tyle tylko zapamietalem, bo potem Bob zamknal mnie w swoich objeciach i przykryl glowa. Zatracilem sie w nicosci mrocznej, cichej i kompletnej, a kiedy w koncu oderwalem sie od jego miekkiej piersi, na przodzie koszuli Boba pozostal wilgotny odcisk mojej splakanej twarzy. Bylo to przed dwoma laty, na moim pierwszym wieczorze ze Wspolnota Bylych Mezczyzn. Potem Wielki Bob na kazdym kolejnym spotkaniu doprowadzal mnie do placzu. Nie poszedlem juz wiecej do lekarza. Nie zaczalem zuc korzenia waleriany. To byla wolnosc. Utrata calej nadziei byla wolnoscia. Kiedy nie zabieralem glosu, ludzie z grupy zalozyli najgorsze. I plakali jeszcze rzewniej. A ja z nimi. Spojrzyj w gwiazdy i odlatuj. Wracajac ze spotkania grupy wsparcia do domu, czulem sie bardziej zywy niz kiedykolwiek. Nie cierpialem na raka ani na choroby krwi; bylem malym, cieplym centrum, wokol ktorego tloczylo sie zycie swiata. 21 I spalem. Dzieci nie spia tak smacznie. Kazdego wieczoru umieralem i kazdego wieczoru sie rodzilem. Wskrzeszony.Az do dzisiejszego wieczoru, dwa lata pelnego sukcesu az do dzisiejszego wieczoru, bo nie potrafie plakac, kiedy ta kobieta na mnie patrzy. Poniewaz nie potrafie siegnac dna, nie moge zostac ocalony. Wewnetrzne strony policzkow mam tak poprzygryzane, ze moj jezyk bierze je za wytlaczana tapete. Nie spalem od czterech dni. Jej wzrok sprawia, ze czuje sie oszustem. Ona udaje. Jest oszustka. Dzis wieczorem na wstepie przedstawialismy sie sobie: jestem Bob, jestem Paul, jestem Terry, jestem David. Nigdy nie podaje swojego prawdziwego imienia. - To rak, prawda? - spytala. Milczalem. - Czesc, jestem Marla Singer. Nikt nie powiedzial Marli, jaki to rodzaj raka. Potem wszystkich nas pochlonelo holubienie naszego wewnetrznego dziecka. Ten mezczyzna wciaz wyplakuje sie w jej szyje, a Marla znowu zaciaga sie papierosem. Obserwuje ja spomiedzy rozedrganych cyckow Boba. Dla Marli jestem oszustem. Nie moge zasnac od wieczoru, kiedy zobaczylem ja po raz drugi. Nie da sie ukryc, jestem oszustem, chyba ze wszyscy ci ludzie symuluja swoje przypadlosci, swoje kaszle i nowotwory, nawet Wielki Bob, ten wielki losiu. Ten wielki miesniak. Wystarczy popatrzec na te jego rzezbiona fryzure. Marla wydmuchuje teraz dym i przewraca oczami. W tej chwili oszustwo Marli odzwierciedla moje oszustwo i widze dokola same oszustwa. Posrodku calej ich prawdy. Wszyscy lgna do siebie i dziela sie swoim najwiekszym lekiem, ze oto smierc sie zbliza wielkimi krokami, ze czuja juz jej oddech. A Marla pali papierosa i przewraca oczami, ja zas, ja siedze przykryty szlochajacym dywanem i nagle nawet smierc i umieranie traca w moich oczach, wydaja mi sie czyms tak nieistotnym, jak te plastikowe kwiatki na magnetowidzie. -Bob - mowie - zebra mi polamiesz. - Probuje szeptac, potem juz nawet nie probuje. - Bob - mowie cicho, a potem wrzeszcze: - Bob, ja musze do kibla! W lazience nad umywalka wisi lustro. Jesli moje podejrzenia sa sluszne, to zobacze Marle Singer na spotkaniu Ponad i Poza, grupy cierpiacych na pasozytnicza dysfunkcje mozgu. Marla tam bedzie. Oczywiscie, ze Marla tam bedzie, a ja usiade obok niej. A po przedstawieniu sie i kierowanej medytacji, po zajrzeniu za kazda z siedmiu bram palacu, po spotkaniu z biala kula uzdrawiajacego swiatla, kiedy otworzymy juz swoje czakry i przyjdzie czas na uscisk, chwyce te mala suke. Docisne jej rece do bokow, przystawie usta do jej ucha i powiem: Marla, ty wielka oszustko, wynos sie stad. To jedyna realna rzecz w moim zyciu, a ty ja niszczysz. Turystka sie znalazla. Kiedy spotkamy sie nastepnym razem, powiem: Marla, nie moge zasnac, od kiedy tu przychodzisz. A potrzebuje snu. Wynocha. Budzisz sie na lotnisku miedzynarodowym. Podczas kazdego s t a r t u i ladowania, kiedy samolot przechylil sie zbytnio na jedna albo druga strone, modlilem sie o katastrofe. Ten moment kiedy zdaje sobie sprawe, ze wszyscy, ten bezradny ludzki tyton ubity w kadlubie, mozemy zginac nagla smiercia, leczy moja bezsennosc narkolepsja. Oto jak poznalem Tylera Durdena. Budzisz sie na O'Hare. Budzisz sie na La Guardii. Budzisz sie na Logan. Tyler pracowal jako niepelnoetatowy kinooperator. Tyler mial taka nature, ze mogl pracowac tylko nocami. Kiedy jakis kinooperator zachorowal, zwiazek wzywal Tylera. Ludzie dziela sie na stworzenia nocne i dzienne. Ja moglem pracowac tylko za dnia. Budzisz sie na Dulles. Towarzystwa ubezpieczeniowe wyplacaja z polisy na zycie potrojna stawke, jesli giniesz w podrozy sluzbowej. Modlilem sie o dziury powietrzne. Modlilem sie o zassanie pelikanow przez turbiny, o obluzowane sworznie, o oblodzenie skrzydel. Podczas startu, kiedy samolot mknie pasem startowym z wychylonymi w gore lotkami, kiedy oparcia naszych foteli ustawione sa w pozycji pionowej, stoliki poskladane i caly osobisty bagaz podreczny znajduje sie w schowkach nad glowami, kiedy na spotkanie wybiega nam koniec pasa startowego i nie wolno palic, modle sie o katastrofe. Budzisz sie na Love Fields. Jesli kino bylo starego typu, Tyler musial przelaczac projektory. W kabinach projekcyjnych starszych kin znajduja sie dwa projektory, z ktorych w danej chwili pracuje tylko jeden. Wiem, bo Tyler to wie. Drugi projektor czeka tymczasem w gotowosci, zaladowany szpula z dalsza czescia filmu. Wiekszosc filmow to szesc do siedmiu szpul wyswietlanych w okreslonej kolejnosci. W nowszych kinach laczy sie poszczegolne szpule w jedna, piecio-stopowa. Dzieki temu nie potrzeba dwoch projektorow i ich przelaczania w te i we wte, pierwsza szpula, przelaczenie, druga szpula z drugiego projektora, przelaczenie, trzecia szpula z pierwszego projektora. Przelaczenie. Budzisz sie na SeaTac. Przygladam sie ludziom na laminowanej miejscowce linii lotniczej. Jakas kobieta plywa w oceanie, wloka sie za nia brazowe wlosy, do piersi przylega jej kamizelka ratunkowa. Oczy ma szeroko rozwarte, ale ani sie nie usmiecha, ani nie widac po niej strachu. Na drugiej ilustracji ludzie spokojni jak indyjskie swiete krowy, siedzac w fotelach, siegaja po maski tlenowe, ktore wystrzelily z sufitu. Pewnie jakas sytuacja awaryjna. Ojej. Kabina pasazerska sie rozhermetyzowala. Ojej. Budzisz sie i j e s t e s na W i l l o w Run. 25 Stare kino, nowe kino, by przetransportowac film do nastepnego kina, Tyler musi podzielic film z powrotem na szesc do siedmiu oryginalnych szpul. Takie male szpule laduje sie do dwoch szesciobocznych metalowych walizek. Kazda z walizek ma na wierzchu uchwyt. Dzwignij taka, a zwichniesz sobie bark Tyle waza.Tyler jest kelnerem bankietowym, obsluguje gosci srodmiejskiego hotelu, a dorabia sobie jako kinooperator i nalezy do zwiazku zawodowego kinooperatorow. Nie wiem, ile tych nocy, przez ktore ja bezskutecznie p r o b o w a l e m z a s n a c, T y l e r przepracowal. W starych kinach, gdzie filmy wyswietlane sa z dwoch projektorow, kinooperator musi siedziec kolkiem w kabinie projekcyjnej i przelaczac projektory w scisle okreslonych chwilach, tak zeby widzowie na sali nie zauwazali momentu, w ktorym konczy sie jedna szpula, a zaczyna druga. Trzeba wypatrywac dwoch bialych kropek w prawym gornym rogu ekranu. To ostrzezenie. Obserwujcie uwaznie film, a zobaczycie te dwie kropki oznaczajace, ze konczy sie szpula. W branzy nazywaja to "przypaleniami po papierosie". Pierwsza biala kropka ostrzega, ze szpula konczy sie za dwie minuty. Po jej pojawieniu uruchamiasz drugi projektor, zeby rozkrecil sie do nominalnej szybkosci. Druga biala kropka to ostrzezenie, ze szpula konczy sie za piec sekund. Mobilizujesz sie. Stajesz miedzy oboma projektorami, w kabinie duchota jak w saunie od lamp ksenonowych, ktore oslepia cie, jesli spojrzysz na nie golym okiem. Na ekranie rozblyskuje pierwsza kropka. Sciezka dzwiekowa filmu leci z wielkiej kolumny glosnikowej, ustawionej za ekranem. Kabina kinooperatora jest dzwiekoszczelna ze wzgledu na terkot zebatek, ktore przesuwaja klisze przed obiektywem z szybkoscia szesciu stop na sekunde; to dziesiec klatek na stope, szescdziesiat klatek na sekunde, halas taki, j a k b y k t o s p r o w a d z i l o g i e n ciagly z karabinu maszynowego. Oba projektory pracuja, ty stoisz miedzy nimi i sciskasz w dloniach dzwignie przeslon kazdego. W naprawde starych projektorach masz urzadzenie alarmowe na piascie szpuli podajacej. Kropki ostrzegawcze pozostaja nawet na filmach puszczanych pozniej w telewizji. Nawet na filmach wyswietlanych w samolotach. W miare jak klisza z filmem przewija sie na szpule odbierajaca, szpula podajaca sila rzeczy przyspiesza. Pod koniec szpula podajaca wiruje juz tak szybko, ze wlacza sie alarm, ostrzegajac cie dzwonkiem o zblizajacym sie momencie przelaczenia. Ciemna kabina nagrzana lampami projektorow, alarm dzwoni. Stoisz miedzy projektorami, sciskasz w dloniach dzwignie obu i obserwujesz prawy gorny rog ekranu. Rozblyskuje druga kropka. Liczysz do pieciu. Zamykasz jedna przyslone. I rownoczesnie otwierasz druga. Przelaczenie. Film leci dalej. Na widowni nikt nie zdaje sobie sprawy, co przed chwila zaszlo. Kiedy szpula podajaca wyposazona jest w urzadzenie alarmowe, kinooperator moze uciac sobie drzemke. Kinooperator robi wiele rzeczy, ktorych nie powinien. Nie kazdy projektor wyposazony jest w alarm. W domu budzisz sie czasem w ciemnym pokoju przerazony, pewny, ze zasnales w kabinie i przespales moment przelaczenia. Widownia cie zlinczuje. Zepsules im sen na jawie, a kierownik kina jak nic powiadomi zwiazek. Budzisz sie na Krissy Field. Czar podrozowania jest wszedzie, gdzie sie znajde, malenkie zycie. Ide do hotelu, malenkie mydlo, malenkie pojemniki z szamponem, malenkie kostki masla, malenka butelka plynu do plukania ust, jednorazowa szczoteczka do zebow. Zaglebiasz 27 sie w standardowym fotelu lotniczym. Jestes olbrzymem. Sek w tym, ze ramiona masz za szerokie. Nogi wydluzaja ci sie nagie na mile, jak Alicji z Krainy Czarow, i siegaja stop osoby siedzacej przed toba. Przynosza obiad, kurczak w miniaturowym zestawie zrob-to-sam, wynalazek, ktory na jakis czas ma ci zapewnic zajecie. Pilot zapalil lampke "Zapiac pasy"; prosimy o zgaszenie papierosow i nieopuszczanie miejsc. Budzisz sie na Meigs Field.Tyler budzi sie czasami w ciemnosciach rozdygotany, przerazony, ze przespal zmiane szpul albo ze klisza sie zerwala, albo ze zeslizgnela sie z zebatek i te dziurkuja teraz sciezke dzwiekowa. Kiedy zebatka podziurkuje klisze, przez podziurawiona sciezke dzwiekowa przedziera sie swiatlo lampy i zamiast glosow aktorow slyszysz ogluszajacy warkot porownywalny z tym, jaki wytwarzaja lopatki helikoptera: lup, lup, lup. Czego jeszcze nie powinien robic kinooperator: Tyler wykonuje przezrocza z najlepszych pojedynczych klatek filmu. W pierwszym odwaznym filmie, ktory chyba wszyscy pamietaja, wystepowala naga aktorka nazwiskiem Angie Dickinson. Zanim kopia tego filmu dotarla z kin Zachodniego Wybrzeza do kin Wschodniego Wybrzeza, naga scena wyparowala. Ten kinooperator wydal klatke. Tamten kinooperator wycial klatke. Wszyscy chcieli miec przezrocze z naga Angie Dickinson. P o r n o podbijalo kina i kinooperatorzy, niektorzy z nich, gromadzili na prywatny uzytek wspaniale kolekcje. Budzisz sie na Boeing Field. Budzisz sie na LAX. Samolot jest dzisiaj prawie pusty, mozna wiec schowac podlokietniki w oparcia foteli i wyciagnac sie wygodnie. Rozwalasz sie w poprzek trzech albo czterech foteli, podciagasz kolana, rozstawiasz lokcie, pelny komfort. Przestawiam zegarek 28 o dwie godziny w tyl albo trzy naprzod, czas pacyficzny, gorski, centralny albo wschodni; tu trace godzine, tam godzine zyskuje. To moje zycie i minuta po minucie dobiega ono konca. Budzisz sie na Cleveland Hopkins. Budzisz sie znowu na SeaTac.Jestes kinooperatorem i jestes zmeczony i zly, ale przede wszystkim jestes znudzony, zaczynasz wiec od tego, ze bierzesz pojedyncza klatke ze znalezionej w kabinie kolekcji pornograficznej, zgromadzonej przez jakiegos innego kinooperatora, i wstawiasz te klatke przedstawiajaca, dajmy na to, zblizenie nabrzmialego czerwonego penisa albo rozwartej, wilgotnej pochwy do filmu, ktory aktualnie wyswietlasz. Tak sie sklada, ze jest to film familijny o psie i kocie, ktore odlaczyly sie od wlascicieli podczas podrozy i teraz musza same odnalezc droge do domu. Na trzeciej szpuli, zaraz po tym, jak pies i kot, zwierzatka, ktore maja ludzkie glosy i rozmawiaja ze soba, posilily sie na smietniku, miga wzwiedziony czlonek. Tyler to robi. Pojedyncza klatka filmu wyswietlana jest na ekranie przez jedna szescdziesiata sekundy. Podzielmy sekunde na szescdziesiat rownych czesci. Tak dlugo pozostaje na ekranie wzwie-dziony czlonek. Prezy sie na wysokosc czterech pieter, nad skubiaca popcorn widownia, lsniacy, czerwony i straszny, a nikt go nie widzi. Budzisz sie znowu na Logan. To straszny sposob podrozowania. Szef wysyla mnie na spotkania, na ktore sam nie ma ochoty jezdzic. Robie notatki. Odezwe sie do ciebie. Gdziekolwiek sie udaje, jade tam po to, by podstawic dane do ustalonego wzoru. Nie zdradzam tu zadnej tajemnicy. To prosta arytmetyka. Matematyczny problem. Jesli w wyprodukowanym przez moja firme nowym samo29 chodzie, ktory opuszcza Chicago i jedzie na zachod z szybkoscia szescdziesieciu mil na godzine, zablokuje sie nagle dyferencjal, na skutek czego woz rozbije sie, stanie w plomieniach i zgina wszyscy pasazerowie, to czy m o j a firma wszczyna akcje bezplatnego u s u w a n i a wady f a b r y c z n e j w tego modelu? Bierze sie liczbe samochodow danego modelu, jezdzacych po drogach (A) i mnozy ja przez prawdopodobienstwo awarii (B), nastepnie mnozy sie wynik przez sredni koszt zawarcia polubownej ugody (C). A razy B razy C rowna sie X. Tyle bedzie nas to kosztowalo, jesli nie przeprowadzimy akcji bezplatnego usuwania wady fabrycznej. Jesli X jest wieksze od kosztu akcji bezplatnego usuwania wady fabrycznej, przeprowadzamy akcje i nikt na tym nie traci. Jesli X jest mniejsze od kosztu akcji bezplatnego usuwania wady fabrycznej, to nie przeprowadzamy akcji. Gdziekolwiek sie udaje, czeka tam na mnie zawsze wypalony, rozbity wrak samochodu. Wiem, gdzie sie znajduja wszystkie te szkielety. To nalezy do moich obowiazkow sluzbowych. Pobyt w hotelu, posilki w restauracji. Gdziekolwiek sie udaje, nawiazuje znajomosci z ludzmi siedzacymi w samolocie obok mnie, od Logan do Krissy, do Willow Run. Jestem koordynatorem akcji bezplatnego usuwania wad fabrycznych, mowie jednorazowemu znajomemu w samolocie, ale marzy mi sie kariera pomywacza. Budzisz sie znowu na 0'Hara. Tyler wstawial potem penisa do wszystkiego. Zwykle jego zblizenia, czasem z Wielkim Kanionem sromu w tle, wysokie na cztery pietra i drgajace pod wplywem cisnienia krwi; Kopciuszek tanczacy ze swoim Czarujacym Ksieciem. A ludzie patrzyli Nikt sie nie skarzyl. Ludzie jedli i pili, ale w i e c z o r nie byl t a k i jak inne. Ludzie dostawali mdlosci albo zaczynali plakac 30 i sami nie wiedzieli dlaczego. Tylko koliber moglby przylapac Tylera na goracym uczynku. Budzisz sie na JFK.Splywam potem i puchne w chwili ladowania, kiedy jedno kolo uderza z lomotem o pas startowy, ale samolot przechyla sie na bok i jakby nie mogl sie zdecydowac, czy sie wyprostowac, czy przekoziolkowac. W tej chwili nic sie nie liczy. Spojrz w gwiazdy i odlec. Ani twoj bagaz. Nic sie nie liczy. Ani twoj nieswiezy oddech. Za oknami ciemnosc, silniki rycza na wstecznym ciagu. Kabina przechyla sie w tym ryku silnikow pod dziwnym katem, nigdy juz nie bedziesz musial rozliczac sie z delegacji. Na pozycje opiewajace na ponad dwadziescia piec dolarow trzeba przedstawic rachunki. Juz nigdy nie bedziesz musial isc do fryzjera. Lup. Drugie kolo dotyka tarmaku. Staccato odpinanych sprzaczek pasow bezpieczenstwa i moj znajomy jednorazowego uzytku, obok ktorego siedzac, omal nie zginalem, mowi: - Mam nadzieje, ze sie jeszcze kiedys spotkamy. Tak, ja tez. I tak sie konczy twoja chwila. I zycie toczy sie w dalszym ciagu. Z Tylerem poznalismy sie przez przypadek, los tak zrzadzil. Bylo to na urlopie. Budzisz sie na LAX. Znowu. Tylera poznalem na plazy nudystow. Konczylo sie lato, spalem. Tyler byl nagi i spocony, oblepiony piaskiem, wilgotne wlosy spadaly mu strakami na oczy. Tyler przebywal juz tam dluzszy czas. Tyler zbieral kloce drewna, wyrzucane przez fale na brzeg, wlokl je po plazy i osadzal na sztorc w piasku, jeden kilka cali od drugiego. Ustawil z nich juz polkole siegajace mu poziomu oczu. Kloce byly cztery, a kiedy sie obudzilem, Tyler ciagnal 31 po plazy piaty. Tyler wykopal dolek przy jednym koncu kloca, potem uniosl kloc za drugi koniec, ten zsunal sie w dolek i stanal w nim lekko przechylony. Budzisz sie na plazy. Oprocz nas na plazy nie bylo nikogo.Kilka stop dalej Tyler wyrysowal patykiem na piasku linie prosta. Potem wrocil i wyprostowal kloc, udeptujac piasek wokol jego podstawy. Bylem jedyna osoba, ktora obserwowala jego zabiegi. - Ktora teraz godzina? - zawolal do mnie Tyler. Zawsze nosze zegarek. - Ktora teraz godzina? Spytalem gdzie. - Tutaj - odparl Tyler. - Teraz. Byla 4.06 po poludniu. Chwile potem Tyler usiadl po turecku w cieniu osadzonych w piasku klocow. Posiedzial tak kilka minut, wstal, wykapal sie, wrocil, wlozyl T-shirt i wciagnal szorty. Zbieral sie do odejscia. Musialem zadac to pytanie. Musialem sie dowiedziec, czym zajmowal sie Tyler, kiedy ja spalem. Jesli moglem budzic sie w innych miejscach, w innym czasie, to czy moglem sie budzic jako ktos inny? Spytalem Tylera, czy jest artysta. Tyler wzruszyl ramionami i pokazal mi, ze piec osadzonych w piasku klocow ma u podstawy wieksza szerokosc. Pokazal mi linie, ktora wyrysowal w piasku, i wyjasnil, ze ta linia sluzy do pomiaru cienia rzucanego przez kazdy kloc. Czasami budzisz sie i musisz zapytac, gdzie jestes. Twor Tylera byl cieniem wielkiej dloni. Tylko ze teraz palce byly dlugie jak u Nosferatu, a kciuk za krotki, ale Tyler powiedzial, ze dokladnie o czwartej trzydziesci dlon przyjmie idealne proporcje. Olbrzymi cien dloni byl idealny przez minute i przez te jedna idealna minute Tyler siedzial w dloni idealu, ktory sam stworzyl. Budzisz sie i nie wiesz, gdzie jestes. Tyler powiedzial, ze jedna minuta wystarczy. Czlowiek musi ciezko na to zapracowac, ale minuta idealu warta jest tego wysilku. Ideal nigdy nie trwa dluzej niz chwile. Budzisz sie i to wystarczy. Nazywal sie Tyler Durden i byl kinooperatorem, czlonkiem zwiazku zawodowego, byl rowniez kelnerem w srodmiejskim hotelu; dal mi swoj numer telefonu. I tak sie wlasnie poznalismy. Sa tu dzis wieczorem wszystkie co zwykle pasozyty mozgu. Na spotkaniach Ponad i Poza frekwencja zawsze dopisuje. To jest Peter. To Aldo. To Marcy. Czesc. Prezentacje, Wszyscy, to Marla Singer, jest tu dzisiaj z nami po raz pierwszy. Czesc, Marla. Na spotkaniach Ponad i Poza zaczynamy od Rap-Roz-grzewki Grupa nie nazywa sie Pasozytnicze Choroby Mozgu. Nie uslyszysz tu nigdy slowa "pasozyt". Kazdemu zawsze sie poprawia. Och, ten nowy lek. Kazdy zawsze wychodzi wlasnie z dolka. A przeciez, na kogo spojrzec, twarz wykrzywiona grymasem nieustepujacego od pieciu dni bolu glowy. Kazdy dostaje plakietke z imieniem, i ludzie, ktorych spotykasz tu od roku w kazdy wtorkowy wieczor, podchodza do ciebie, podaja reke na powitanie i zerkaja na twoja plakietke. My sie chyba jeszcze nie znamy. Nikt tu nigdy nie powie pasozyt. Powiedza czynnik. Nie mowia leczenie. Powiedza kuracja. Podczas Rap-Rozgrzewki ktos opowie, jak wskutek przerzutu 34 czynnika na rdzen kregowy utracil wladze w lewym reku. Ktos inny opowie, jak czynnik wysuszyl mu wysciolke mozgu i ten odstaje teraz od wewnetrznej powierzchni czaszki, co jest przyczyna czestych atakow.Kiedy bylem tu poprzednim razem, kobieta imieniem Chloe obwiescila nam dobra wiadomosc. Chloe, wspierajac sie o drewniane porecze, podzwignela sie ciezko z krzesla i powiedziala, ze nie boi sie juz smierci. Dzis, po prezentacji i Rap-Rozgrzewce, dziewczyna, ktorej nie znam - z plakietki wynika, ze ma na imie Glenda - mowi, ze jest siostra Chloe i ze w zeszly wtorek o drugiej nad ranem Chloe w koncu umarla. Och, powinno mi byc tak slodko. Chloe przez dwa lata plakala w moich objeciach w czasie przeznaczonym na uscisk, a teraz nie zyje, spoczywa martwa w ziemi, spoczywa martwa w umie, w mauzoleum, w kolumbarium. Och, ta swiadomosc, ze dzisiaj myslisz i chodzisz, a jutro mozesz juz byc zimnym nawozem, wyzerka dla robactwa. To zadziwiajacy cud smierci, i powinno mi byc tak slodko, gdyby nie, ufff, ta tam. Marla. Och, M a r l a z n o w u mnie obserwuje, ze tez sposrod w s z y s t k i c h pasozytow mozgu musiala upatrzyc sobie wlasnie mnie. Klamca. Oszust. Marla jest oszustka. Ty jestes oszustem. Ci wszyscy dookola, kiedy krzywia sie albo dostaja drgawek i rzezac, padaja na ziemie, a krocza ich dzinsow ciemnieja... to wszystko jest jednym wielkim przedstawieniem. Kierowana medytacja dzis wieczorem nigdzie mnie nie zaprowadzi. Za kazda z siedmiu bram palacu, za brama zielona, za pomaranczowa - Marla. Za brama niebieska stoi Marla. Klamca. Kiedy podczas kierowanej medytacji zachodze do jaskini mojego zwierzecia mocy, okazuje sie, ze moim zwierze35 ciem mocy jest M a r l a. Marla zaciaga sie papierosem i przewraca oczami. Klamca. Czarne wlosy i pelne francuskie usta. Oszust. Usta jak ciemna skorzana wloska sofa. Nie uciekniesz. Chloe byla egzemplarzem autentycznym. Tak jak Chloe wygladalby szkielet Joni Mitchell, gdybyscie kazali mu krazyc z usmiechem wsrod zebranych i byc szczegolnie milym dla kazdego. Wyobrazcie sobie szkielet Chloe rozmiarow owada, biegnacy o drugiej nad ranem przez nisze i galerie jej wnetrznosci. Megafon jej pulsu oglasza: Przygotowac sie na smierc za dziesiec, za dziewiec, za osiem sekund. Zgon nastapi za siedem, szesc... Chloe biegnie w nocy labiryntem wlasnych zapadajacych sie zyl i porozrywanych naczyn krwionosnych, tryskajacych goraca limfa. Potyka sie o wynurzajace sie z tkanki nerwy. Wokol niej, niczym biale gorace perly, wzbieraja w tkance wrzody. Megafon zarzadza przygotowanie do oproznienia jelit za dziesiec, za dziewiec, osiem, siedem... Przygotowac sie do ewakuacji duszy za dziesiec, za dziewiec, osiem... Chloe brodzi po kostki w plynie nerkowym, wyciekajacym z konczacych prace nerek. Zgon nastapi za piec... Piec, cztery... Cztery... Wokol pasozytnicze zycie bazgrze farba w sprayu jej serce. Cztery, trzy... Trzy, dwie... Chloe podciaga sie reka za reka po wysychajacej wy sciolce w gore wlasnego przelyku. Zgon nastapi za trzy, za dwie... Widac juz ksiezycowa poswiate, wlewajaca sie przez otwarte usta. 36 Przygotowac sie teraz na wydanie ostatniego tchnienia. Ewakuacja. Teraz. Dusza opuszcza cialo. Teraz. Nastepuje zgon. Teraz.Och, wspomnienie cieplej roztrzesionej Chloe w mych ramionach i swiadomosc, ze Chloe spoczywa juz gdzies tam martwa, powinny wprawiac mnie w takie uniesienie. Ale nic z tego, jestem obserwowany przez Marle. Podczas kierowanej medytacji otwieram ramiona, by przyjac me wewnetrzne dziecko, i tym dzieckiem jest Marla palaca papierosa. Zadnej bialej kuli uzdrawiajacego swiatla. Oszust. Zadnych czakr. Wyobrazcie sobie swoje czakry otwierajace sie niczym kwiaty, i posrodku kazdej, w zwolnionym tempie, nastepuje eksplozja slodkiego swiatla. Oszust. Moje czakry pozostaja zamkniete. Po zakonczonej medytacji wszyscy sie przeciagaja, kreca szyjami i pomagaja sobie nawzajem wstac. Terapeutyczny kontakt fizyczny. Pokonuje w trzech krokach odleglosc dzielaca mnie od Marli, staje przed nia, a ona spoglada mi w oczy. Czekamy na sygnal. Jest sygnal. Teraz obejmijmy kogos stojacego obok nas. Otaczam ramionami Marle. Dzis wieczorem wybierzcie sobie kogos dla was specjalnego. Dociskam Marli rece do bokow. Powiedzcie temu komus, jak sie czujecie. Marla nie ma raka jader. Marla nie choruje na gruzlice. Nie umiera. No, dobrze, wedlug tej uczonej, wznioslej filozofii wszyscy umieramy, ale Marla nie umiera tak, jak umierala Chloe. Jest sygnal, dzielcie sie ze soba tym, co czujecie. 37 No, Maria, co ty na to? Niczego nie ukrywajcie. Wynos sie stad, Maria. Wynos sie. Wynos. Placzcie, jesli odczuwacie taka potrzebe, nie krepujcie sie. Marla patrzy na mnie. Ma brazowe oczy. Na platkach uszu zgrubienia wokol przeklutych dziurek, w ktorych nie ma kolczykow. Spierzchniete wargi pokrywa martwa skora. Nie krepujcie sie, placzcie. - Ty tez nie umierasz - mowi Maria. Otaczaja nas podpierajace sie wzajemnie, szlochajace pary.-Jesli mnie zakapujesz - mowi Marla - ja zakapuje ciebie. Proponuje podzielic miedzy siebie tydzien. Marla niech bierze choroby kosci, pasozyty mozgu i gruzlice. Ja zaklepu-je sobie raka jader, pasozyty krwi i organiczna demencje mozgu. - A co z nowotworami jelita grubego? - pyta Marla. Ta dziewczyna jest kuta na cztery nogi. Podzielimy sie nowotworem jelita. Ona niech chodzi na spotkania w pierwsza i trzecia niedziele kazdego miesiaca. - Nie - mowi Marla. Nie, ona chce wszystko dla siebie. Nowotwory, pasozyty. Mruzy oczy. Nawet jej sie nie snilo, ze bedzie sie kiedys czula tak cudownie. Naprawde dopiero teraz czuje, co to znaczy zyc. Skora jej sie wygladzala. Przez cale zycie nie widziala nieboszczyka. Nie wiedziala, co to prawdziwe poczucie zycia, bo nie miala kontrastowego punktu odniesienia. Teraz ma i umieranie, i smierc, i strate, i rozpacz. Szloch i dygotanie, przerazenie i wyrzuty sumienia. Teraz wie, dokad wszyscy odchodzimy. Marla czuje kazda chwile swojego zycia. Nie, ona nie zrezygnuje z zadnej z grup. - Nie ma powrotu do tego, czym wczesniej bylo dla mnie 38 zycie - mowi Marla. - Zeby poprawic sobie samopoczucie, zeby doceniac sam fakt, ze oddycham, pracowalam w domu pogrzebowym. A co bedzie, jesli nie znajde pracy w swoim zawodzie?Zasugerowalem jej, zeby zatrudnila sie z powrotem w swoim domu pogrzebowym. -Pogrzeby w porownaniu z tym, to nic - mowi Marla. - Pogrzeby to abstrakcyjna ceremonia. Tutaj naprawde doswiad czasz smierci. Otaczajace nas pary ocieraja lzy, pociagaja nosami, poklepuja sie nawzajem po plecach, rozdzielaja sie. Mowie Marli, ze nie mozemy przychodzic na te spotkania oboje. - To nie przychodz. Ja tego potrzebuje. - To chodz na pogrzeby. Wszystkie pary juz sie porozlaczaly, teraz biora sie za rece. Czas na koncowa modlitwe. Puszczam Marle. - Od jak dawna tu przychodzisz? Koncowa modlitwa. Dwa lata. Mezczyzna z kolka modlitewnego bierze mnie za reke. Mezczyzna bierze za reke Marle. Z rozpoczeciem tych modlitw zazwyczaj zapiera mi dech. O, poblogoslaw nas. O, poblogoslaw nas w naszym gniewie i naszym leku. - Dwa lata? - szepcze Marla, przekrzywiajac glowe. O, blogoslaw nas i wspieraj. Kazdy, kto moglby potwierdzic, ze przychodze tu od dwoch lat, albo juz nie zyje, albo wyzdrowial i przestal przychodzic. Wspieraj nas i pomagaj. -No, dobrze - mowi Marla - dobrze, bierz sobie tego raka jader. Z Wielkim Bobem miesniakem, zeby zalewal mnie swoimi lzami. Dzieki. Wiedz nas ku naszemu przezn spokoj. - Nie ma za co. Tak wlasnie poznalem Marle. 5 Facet z ochrony wszystko mi wytlumaczyl.Bagazowi moga machnac reka na tykajaca walizke. Facet z ochrony nazywal bagazowych Przerzucaczami. Nowoczesne bomby nie tykaja. Ale natrafiwszy na wibrujaca walizke, bagazowy, inaczej Przerzucacz, ma obowiazek powiadomic policje. Wlasnie to podejscie do wibrujacych walizek kultywowane przez wiekszosc linii lotniczych sprawilo, ze odnowilem swoja znajomosc z Tylerem. Wsiadajac na Dulles do samolotu, by wrocic do domu, mialem wszystko w jednej torbie. Kiedy duzo podrozujesz, wyrabiasz sobie z czasem zwyczaj pakowania na kazdy wyjazd tego samego. Szesc bialych koszul. Dwie pary czarnych spodni. Podstawowe minimum niezbedne do przetrwania. Podrozny budzik. Bezprzewodowa elektryczna maszynka do golenia. Szczoteczka do zebow. Szesc par majtek. Szesc par czarnych skarpetek. Facet z ochrony powiedzial mi, ze podczas zaladunku bagazu na Dulles moja torba zaczela wibrowac i policja ja zatrzymala. Mialem w tej torbie wszystko. Szkla kontaktowe. Jeden czer41 wony krawat w niebieskie paski. Jeden niebieski krawat w czerwone paski. I jeden krawat jednolicie czerwony. Lista tych pozycji wisiala na drzwiach mojej sypialni w domu. Tym domem bylo mieszkanie na pietnastym pietrze wiezowca, rodzaj przegrodki w szafce na akta dla wdow i mlodych profesjonalistow. Broszura reklamowa zachwalala betonowe, grube na stope: podloge, sufit i sciany miedzy mna a ryczacymi radioodbiornikami i telewizorami sasiadow. Beton na stope i klimatyzacje. Okna sie nie otwieraly, a wiec nawet przy klonowym parkiecie i sciemniaczach oswietlenia cale te tysiac siedemset hermetycznych stop kwadratowych i tak bedzie cuchnelo posilkiem, ktory ostatnio sobie upichciles, albo twoja ostatnia wizyta w lazience. Ach tak, do standardowego wyposazenia nalezaly jeszcze szafki w kuchni i niskonapieciowe oswietlenie w postaci przesuwanych po szynach reflektorkow. T a k czy inaczej, ta stopa betonu spelnia swoja funkcje, kiedy sasiadce zza sciany siada bateryjki w aparacie sluchowym i oglada teleturnieje na caly regulator. Albo kiedy wybuchnie gaz; wtedy przez wysokie od podlogi do sufitu okna w wulkanicznej erupcji ognia wylatuja i plonac, opadaja w dol szczatki tego, czym byl umeblowany twoj living room oraz twoje rzeczy osobiste, a w klifie budynku pozostaje wypatroszona, wypalona dziura po twoim i tylko twoim mieszkaniu. Takie wypadki sie zdarzaja. Ten wybuch wymiata na zewnatrz wszystko, wlacznie z twoim ozdobnym zestawem recznie dmuchanego zielonego szkla z malenkimi pecherzykami i skazami, z zatopionymi ziarenkami piasku, bedacymi dowodem na to, ze zestaw zostal wykonany przez autentycznych, prostych, ciezko pracujacych tubylcow skads tam. Wyobraz sobie dlugie od sufitu do podlogi kotary wydmuchiwane za wybite okno, i ich plonace strzepy unoszone przez goracy wiatr. 42 Wszystko to plonie i spada z grzechotem z wysokosci pietnastu pieter na dachy przejezdzajacych dolem samochodow.Rany, ja spie sobie snem sprawiedliwego w samolocie mknacym na zachod z nominalna szybkoscia podrozna wynoszaca osiemdziesiat trzy setne Macha, czyli czterysta piecdziesiat piec mil na godzine, a tam, na Dulles, saperzy z FBI rozbrajaja moja walizke na ewakuowanym pasie startowym. Facet z ochrony przyznaje, ze w dziewieciu przypadkach na dziesiec okazuje sie, ze wibracje pochodzily od elektrycznej maszynki do golenia, ktora sama sie wlaczyla. Tym razem byla to faktycznie moja bezprzewodowa elektryczna maszynka do golenia. Zdarza sie tez, ze wibracje wywoluje sztuczny penis. Uslyszalem to wszystko od faceta z ochrony. Uslyszalem to, znalazlszy sie bez walizki na miejscu przeznaczenia, skad mialem pojechac taksowka do domu, by znalezc tam, na ziemi pod budynkiem, strzepy mojej flanelowej poscieli. Facet z ochrony kaze mi sobie wyobrazic sytuacje, w ktorej trzeba poinformowac wysiadajaca z samolotu pasazerke, ze jej bagaz zatrzymano na Wschodnim Wybrzezu z powodu sztucznego penisa. Czasami bywa to nawet pasazer. W wypadku sztucznych penisow linie lotnicze z zasady wystrzegaja sie nazywania cie wprost wlascicielem. Stosuja forme nieokreslona. Sztuczny penis. Nigdy twoj sztuczny penis. Nigdy, ale to nigdy nie mowia, ze sztuczny penis przypadkowo sam sie wlaczyl. Sztuczny penis uaktywnil sie i stworzyl sytuacje awaryjna, ktora wymagala zatrzymania twojego bagazu. Padal deszcz, kiedy sie obudzilem, by sie przesiasc w Stap-leton. Padal deszcz, kiedy sie obudzilem przy podchodzeniu do ladowania u celu podrozy. Z glosnikow poplynela sugestia, zebysmy skorzystali z okazji 43 i sprawdzili, czy nie zostawilismy jakichs rzeczy osobistych. Potem z glosnikow padlo moje nazwisko. Mialem spotkac sie z przedstawicielem linii lotniczych, czekajacym na mnie przy bramce.Cofnalem zegarek o trzy godziny i w dalszym ciagu bylo po polnocy. Przy bramce czekal na mnie przedstawiciel linii lotniczych w towarzystwie faceta z ochrony. Dowiedzialem sie od nich, ze moj bagaz zatrzymano na Dulles z powodu elektrycznej maszynki do golenia. Facet z ochrony nazwal bagazowych Przerzucaczami. Potem nazwal ich Tasmowymi. zrozumienia, ze moglo byc gorzej, nadmieniajac, ze przynajmniej nie byl to sztuczny penis. Mial na sobie uniform przypominajacy mundur pilota-biala koszula z pagonami i granatowy krawat. Powiedzial, ze moj bagaz zostal juz sprawdzony i przyleci nazajutrz. Facet z ochrony zapisal moje nazwisko, adres i numer telefonu, a potem spytal, jaka jest roznica miedzy kondomem a kokpitem. - Do kondomu mozesz wsadzic tylko jednego kutasa - wyjasnil, kiedy przyznalem, ze nie wiem. Za ostatnie dziesiec dolcow dojechalem taksowka do domu. Miejscowa policja rowniez zadawala mi mnostwo pytan. Moja elektryczna maszynka do golenia, ktora nie byla bomba, znajdowala sie wciaz trzy strefy czasowe za mna. Cos, co bylo bomba, duza bomba, rozwalilo w drzazgi moje pomyslowe stoliki do kawy Njurunda w ksztalcie limonowozie-lonej jin i pomaranczowego jang, ktore po zlaczeniu ze soba tworzyly kolo. Moj komplet wypoczynkowy Haparanda z pomaranczowymi zdejmowanymi pokryciami, zaprojektowany przez Erike Pek-kari, nadawal sie teraz na smieci. Nie bylem jedynym niewolnikiem instynktu gromadzenia. Ludzie, o ktorych wiem, ze zwykli przesiadywac w lazience 44 z pismami pornograficznymi, przesiaduja teraz w lazience z katalogiem mebli IKEA.Wszyscy mamy taki sam fotel Johanneshov w zielone pasy. Moj spadl w plomieniach z pietnastego pietra do fontanny. Wszyscy mamy takie same papierowe lampy Rislampa/Har, wykonane z drutu i przyjaznego dla srodowiska niebielonego papieru. Z mojej zostalo konfetti. Cale to siedzenie w lazience. Komplet sztuccow Alle. Stal nierdzewna. Bezpieczne dla zmywarki do naczyn. Zegar korytarzowy Vild wykonany z galwanizowanej stali, och, musze go miec. Regal Klipsk, o, tak. Pudlo na kapelusze Hemling. Tak. Ulica pod moim wiezowcem zaslana byla skrzacymi sie szczatkami tego wszystkiego. Poszwa na koldre Mommala. Zaprojektowana przez Tomasa Harile i dostepna w nastepujacych kolorach: Orchidea. Braz. Kobalt. Ebonit. Czern. Skorupa jajka albo wrzos. Kupowalem to przez cale zycie. Latwy do utrzymania, teksturowany lakier moich stolikow Kalix. Moje rozkladane stoly Steg. Kupujesz meble. Wmawiasz sobie, ze ta sofa starczy ci juz do smierci. Kupujesz te sofe, a potem przez pare lat zyjesz z blogim poczuciem, ze cokolwiek sie stanie, problem sofy masz rozwiazany. Potem kupujesz komplet talerzy. Potem idealne lozko. Zaslony. Dywan. 45 Potem stajesz sie wiezniem swojego przytulnego gniazdka, a przedmioty, ktorych dotad byles wlascicielem, biora teraz ciebie w swoje posiadanie. Dojechalem z lotniska do domu.Z cieni wylania sie portier i mowi, ze zdarzyl sie wypadek. Byla tu policja i zadawala mnostwo pytan. Policja podejrzewa, ze to byl gaz. Moze zgasl plomyk w lazienkowym piecyku albo ktorys z palnikow w kuchence byl niedokrecony. Gaz sie ulatnial, zbieral pod sufitem, wypelnil stopniowo cale mieszkanie od sufitu po podloge. Mieszkanie mialo tysiac siedemset stop kwadratowych, wysokie sufity, i gaz musial sie ulatniac przez wiele dni, zeby wypelnic wszystkie pomieszczenia. Kiedy wszystkie pomieszczenia byly juz wypelnione gazem, wlaczyla sie sprezarka lodowki. Zaiskrzylo. Wybuch. Wylecialy wraz z aluminiowymi ramami okna siegajace od podlogi do sufitu, a za nimi, w plomieniach, sofy i lampy, i talerze, i komplety poscieli, i roczniki szkoly sredniej, i dyplomy, i aparat telefoniczny. Wszystko to wyprysnelo z pietnastego pietra w slonecznym rozblysku. Och, tylko nie lodowka. Trzymalem w niej cala kolekcje rozmaitych m u s z t a r d, od gruboziarnistych po takie, jakie spotkac mozna w angielskim pubie. Bylo w mej czternascie beztluszczowych sosow do salatek w roznych smakach i siedem rodzajow kaparow. Wiem, wiem, dom pelen przypraw, a nic konkretnego do zjedzenia. Portier wysmarkal nos i cos wpadlo mu w chusteczke z chlapnieciem baseballowej pilki ladujacej w rekawicy lapacza. Powiedzial, ze j a k chce, to moge sobie i s c na p i e t n a s t e pietro, ale do mieszkania nikomu nie wolno wchodzic. Policja zabronila. Policja pytala, czy nie mialem czasem jakiejs dawnej dziewczyny, ktora chciala sie na mnie zemscic, albo wroga, ktory mial dostep do dynamitu. -Ale nie warto tam isc - powiedzial portier. - Zostaly tylko gole betonowe sciany. Policja nie wykluczyla podpalenia. Nikt nie czul gazu. Portier unosi brew. Facet umilal sobie czas flirtowaniem ze sprzataczkami i pielegniarkami pracujacymi w duzych apartamentach na ostatnim pietrze, kiedy czekaly po pracy na ustawionych w holu krzeslach na odwiezienie do domu. Mieszkalem tu od trzech lat i co wieczor, gdy, zonglujac paczkami i torbami, otwieralem sobie drzwi frontowe, widzialem go czytajacego magazyn "El-lery Queen". Portier unosi brew i mowi, jak to niektorzy wybieraja sie w dluga podroz i zostawiaja w misce z benzyna dluga, dlugachna zapalona swiece. Robia tak ludzie majacy klopoty finansowe. Ludzie, ktorzy chca sie odbic od dna. Spytalem, czy moge skorzystac z telefonu w portierni. -Mnostwo mlodych ludzi probuje zaimponowac swiatu i kupuje za duzo rzeczy - powiedzial portier. Zadzwonilem do Tylera. W wynajetym domu Tylera przy Paper Street zadzwonil telefon. Och, Tyler, blagam, pomoz. A telefon dzwonil. Portier nachylil sie nade mna i powiedzial: - Mnostwo mlodych ludzi nie wie, czego chce. Och, Tyler, blagam, ratuj. A telefon dzwonil. - Mlodzi ludzie mysla, ze caly swiat im sie nalezy. Ratuj mnie przed szwedzkimi meblami. Ratuj mnie przed sztuka nowoczesna. A telefon dzwonil i Tyler w koncu odebral. -Jak sie nie wie, czego sie c h c e - p o w i e d z i a l portier-to sie konczy w otoczeniu mnostwa rzeczy, ktorych sie nie chce. Obym tak nigdy w pelni sie nie zrealizowal. Obym tak nigdy nie zaznal zadowolenia. Obym tak nigdy nie stal sie idealny. Ratuj, Tyler, nie chce byc urzeczywistnionym, zadowolonym z siebie idealem. Umowilismy sie z Tylerem w barze. Portier spytal, pod jakim numerem moze mnie lapac policja. Wciaz padalo. Moje a u d i stalo na parkingu, ale przednia szybe przebila halogenowa latarka Dakapo. Spotkalismy sie z Tylerem, wypilismy morze piwa i Tyler powiedzial, ze tak, moge sie do niego wprowadzic, ale bede mu musial wyswiadczyc pewna przysluge. Nastepnego dnia miala przyleciec moja torba z niezbednym minimum, czyli szescioma koszulami i szescioma parami majtek. Pijany, w barze, gdzie nikt na nas nie patrzyl i nikt sie nami nie interesowal, zapytalem Tylera, co to za przysluga. - Chce, zebys mnie z calych sil uderzyl-powiedzial Tyler. 6 Przy drugim slajdzie mojej prezentacji dla Microsoftu czuje w ustach smak krwi i nie ma sily, musze przelknac. Szef nie zna materialu, ale nie pozwoli mi prowadzic prezentacji z podbitym okiem i polowa twarzy spuchnieta od szwow zalozonych po wewnetrznej stronie policzka. Szwy musialy sie poluzowac, wyczuwam je pod jezykiem. Wyobrazcie sobie splatana zylke wedkarska na plazy. Ja wyobrazam je sobie jako czarne nici na brzuchu psa, ktorego zszyto po operacji, i przelykam krew. Szef prowadzi prezentacje, korzystajac z moich notatek, a ja siedze w ciemnosciach zalegajacych pod sciana i obsluguje sterowany z laptopa rzutnik.Im czesciej zlizuje krew, tym wiecej mam jej w ustach. Kiedy zapali sie swiatlo, zwroce sie do Ellen, Waltera, Norberta i Lindy, konsultantow z Microsoftu, i z wargami blyszczacymi od krwi, z krwia przesaczajaca sie przez szpary miedzy zebami, podziekuje im za przybycie. Krwi mozna przelknac z pinte, potem robi sie czlowiekowi niedobrze. Dzis zbiera sie fight club, a ja ani mysle przepuscic sesji fight clubu. Przed prezentacja Walter z Microsoftu usmiecha sie. Szczeke 49 ma wielka jak szufla do sniegu, opalona na kolor przysmazonej frytki. Sciska mi reke swoja miekka, gladka dlonia ozdobiona sygnetem i mowi: - Strach pomyslec, co spotkalo goscia, ktory ci to zrobil. Pierwsza zasada fight clubu to nie mowic o fight clubie. Mowie Walterowi, ze sie przewrocilem. Sam to sobie zrobilem.Przed prezentacja, kiedy siedzialem naprzeciwko szefa i wyjasnialem mu, do ktorego slajdu odnosi sie okreslony fragment skryptu i kiedy ma puscic kasete wideo, szef mi przerwal. - W co ty sie pakujesz w kazdy weekend? - pyta. Odpowiadam mu, ze po prostu nie chce umrzec bez paru blizn. Pieknie zbudowane, nieskazitelne cialo nie jest juz w modzie. Na widok tych odpicowanych aut rocznik 1955, wygladajacych tak, jakby przed chwila wyjechaly z salonu sprzedazy, mysle sobie zawsze, co za marnotrawstwo. Druga zasada fight clubu to nie mowic o fight clubie. Przypuscmy, ze podczas lunchu do twojego stolika podchodzi kelner i ow kelner ma tych dwoje czarnych oczu olbrzymiej pandy, ktore widziales w ostatni weekend na sesji fight clubu, kiedy dwustuftintowy osilek dociskal kelnerowi glowe kolanem do cementowej podlogi i walil go raz po raz piescia w mostek nosa, a kazdemu ciosowi towarzyszyl gluchy chrzest, przebijajacy sie przez wrzaski, i trwalo to dopoty, dopoki kelner nie zgromadzil wreszcie tyle tchu, by plujac krwia, wyrzezic, ze ma dosyc. Nic nie mowisz, bo fight club istnieje tylko w godzinach miedzy rozpoczeciem sesji fight clubu a zakonczeniem sesji fight clubu. Widziales malolata, ktory pracuje w kopiami, widziales tego malolata przed miesiacem. Nie potrafi zapamietac zamowienia albo zapomina o wlozeniu kolorowych przekladek miedzy poszczegolne pakiety kopii, ale ten malolat byl przez dziesiec 50 minut bogiem, kiedy na twoich oczach celnym kopniakiem polozyl na ziemi dwa razy wiekszego od siebie zastepce glownego ksiegowego, a potem skoczyl na niego i okladal piesciami, az tamten stracil przytomnosc i malolat musial przerwac. To trzecia zasada fight clubu. Kiedy ktos mowi, ze ma dosyc, albo traci przytomnosc, to nawet jesli udaje, walka jest skonczona. Widujesz tego malolata, ale nie mozesz mu powiedziec, jaka piekna walke stoczyl.Walczy sie jeden na jednego. Toczona jest tylko jedna walka naraz. Walczy sie bez koszul i butow. Walka trwa do skutku. To pozostale zasady fight clubu. To, kim faceci sa w fight clubie, nie ma zadnego zwiazku z tym, kim sa w realnym swiecie. Nawet gdybys powiedzial malolatowi z kopiami, ze stoczyl dobra walke, nie mowilbys do tego samego czlowieka. Czlowiek, ktorym jestem w fight clubie, nie jest czlowiekiem, ktorego zna moj szef. Po nocy spedzonej w fight clubie wszystko w swiecie realnym traci na znaczeniu. Nic nie jest w stanie cie wkurzyc. Twoje slowo jest prawem, a nie wkurza cie nawet, jesli inni lamia to prawo albo je kwestionuja. W realnym swiecie jestem koordynatorem akcji bezplatnych przegladow technicznych, nosze koszule i krawat, siedze w ciemnosciach z ustami pelnymi krwi i wyswietlam slajdy, a moj szef opowiada Microsoftowi o jakims szczegolnym odcieniu bladego blawatnego blekitu, ktory wybral na tlo ikony. W pierwszej sesji fight clubu udzial, okladajac sie nawzajem piesciami, bralismy tylko ja i Tyler. Dawniej, kiedy wracalem do domu zly, ze swiadomoscia, ze moje zycie nie uklada sie zgodnie z przyjetym planem piecioletnim, wystarczalo, ze posprzatalem mieszkanie albo podlubalem przy samochodzie, i przechodzilo mi. Pewnego dnia umarlbym bez jednej blizny i zostaloby po mnie wychuchane miesz51 kanko i samochod. Bardzo, ale to bardzo wychuchane, dopoki nie pokrylby ich kurz albo nie trafily w rece kolejnego wlasciciela. Nic nie jest wieczne. Nawet Mona Lisa niszczeje. Od czasu powolania do zycia fight clubu rusza mi sie polowa zebow w szczece. Byc moze samodoskonalenie nie jest sposobem na zycie. Tyler nigdy nie poznal swojego ojca. Byc moze sposobem na zycie jest samodestrukcja. Ciagle uczeszczamy z Tylerem na sesje fight clubu. Sesje fight clubu odbywaja sie teraz w piwnicy baru, po jego zamknieciu w sobotnia noc, i z tygodnia na tydzien ludzi przychodzi coraz wiecej. Tyler staje posrodku mrocznej betonowej piwnicy, pod jedyna zarowka, i widzi swiatlo tej zarowki odbite w setkach par oczu ludzi patrzacych na niego z ciemnosci. Na poczatek Tyler wywrzaskuje: - Pierwsza zasada fight clubu to nie mowic o fight clubie! -Druga zasada fight clubu - drze sie Tyler - to nie mowic o fight clubie! Jesli chodzi o mnie, to znalem swojego tate przez jakies szesc lat, ale nic z tamtego okresu nie pamietam. Moj tata mniej wiecej co szesc lat zaklada nowa rodzine w nowym miescie. J e s t to dla niego nie tyle rodzina, ile nowy kontrakt szescioletni. W fight clubie spotyka sie pokolenie mezczyzn wychowanych przez kobiety. Stojac po polnocy pod jedyna zarowka w czarnej piwnicy pelnej mezczyzn, Tyler wymienia kolejno pozostale zasady: walczy sie jeden na jednego, jedna walka naraz, bez koszul i butow, walki trwaja do skutku. -I siodma zasada! - wrzeszczy Tyler. - Jesli jest to twoja pierwsza noc w fight clubie, musisz walczyc! Fight club to nie futbol w telewizji. Nie ogladasz tutaj za posrednictwem satelity, z dwuminutowym opoznieniem, zgrai 52 nieznanych facetow, wydzierajacych sobie pilke pol swiata od ciebie, z reklama piwa co dziesiec minut, i przerwami na identyfikacje stacji. Kiedy uczeszczasz na sesje fight clubu, ogladanie futbolu w telewizji staje sie dla ciebie tym, czym jest ogladanie pornografii, kiedy mozesz sie wyzyc seksualnie w naturze.Fight club daje ci motywacje do chodzenia na silownie, strzyzenia sie na krotko i obcinania paznokci. W silowniach, do ktorych chodzisz, roi sie od facetow starajacych sie wygladac jak mezczyzni, tak jakby bycie mezczyzna oznaczalo wyglad zgodny z zaleceniami rzezbiarza albo dyrektora artystycznego. Nawet suflet wyglada na napakowanego, mawia Tyler. Moj ojciec nie poszedl do college'u, a wiec ja musialem pojsc do college'u. Po ukonczeniu college'u zadzwonilem do niego do miasta, w ktorym aktualnie mieszkal, i zapytalem, co dalej? Tato nie wiedzial. Kiedy dostalem prace i skonczylem dwadziescia piec lat, znowu zadzwonilem do niego do miasta, w ktorym aktualnie mieszkal, i zapytalem, co dalej? Tato nie wiedzial, poradzil mi wiec, zebym sie ozenil. Jestem teraz trzydziestoletnim chlopcem i zastanawiam sie, czy kolejna kobieta rzeczywiscie jest tym, czego mi najbardziej do szczescia potrzeba. Tego, co dzieje sie na sesjach fight clubu, nie sposob opisac slowami. Niektorzy faceci chcieliby walczyc co tydzien. Tyler mowi, ze w tym tygodniu wchodzi tylko piecdziesieciu pierwszych facetow i szlus. Ani jednego wiecej. W zeszlym tygodniu dogadalem sie z jednym gosciem i zapisalismy sie na liste chetnych do stoczenia walki. Facet musial miec zly tydzien, unieruchomil mi rece za glowa pelnym nelsonem i tlukl moja twarza o cementowa posadzke z taka zajadloscia, ze przegryzlem sobie zebami wewnetrzna strone policzka, a oko napuchlo mi tak, ze nic na nie nie widzialem, i krwawilo. Kiedy powiedzialem, ze mam dosyc, dzwignalem sie na nogi i spojrzalem w dol, zobaczylem na posadzce krwawy odcisk polowy wlasnej twarzy. Tyler stanal obok mnie. Patrzylismy obaj na wielkie O moich ust, oblane dookola krwia, i na waska szparke mojego oka, spogladajaca na nas z posadzki. - Super - powiedzial Tyler. Uscisnalem facetowi dlon, mowiac, ze to byla dobra walka. A facet na to: - To moze powtorzymy w przyszlym tygodniu? Mimo opuchlizny probuje sie usmiechnac i mowie, zeby na mnie popatrzyl. Moze raczej w przyszlym miesiacu? Nigdzie tak nie czujesz, ze zyjesz, jak na sesjach fight clubu. Kiedy pod ta jedyna zarowka jestes tylko ty i ten drugi, otoczeni kregiem obserwatorow. W fight clubie nie chodzi o wygrywanie czy przegrywanie walk. W fight clubie nie chodzi o slowa. Widzisz faceta, ktory jest na sesji fight clubu pierwszy raz - dupsko ma jak bochen bialego chleba. Widzisz tu tego samego faceta szesc miesiecy pozniej, i wyglada jak wyrzezbiony z drewna. Ten facet wierzy, ze nie ma dla niego rzeczy niemozliwych. Na sesjach fight clubu uslyszec mozna takie same pochrzakiwania i odglosy, jak na silowni, ale w fight clubie nie chodzi o ladny wyglad. Mozna tu uslyszec histeryczne pokrzykiwania w roznych jezykach, jak w kosciele, i kiedy budzisz sie w niedziele po poludniu, czujesz sie zbawiony. Po mojej ostatniej walce facet, ktory mnie pokonal, zabral sie do zmywania scierka posadzki, a ja zadzwonilem do mojego agenta ubezpieczeniowego, aby go uprzedzic, ze udaje sie na ostry dyzur. W szpitalu Tyler powiedzial, ze sie przewrocilem. Czasami Tyler mowi za mnie. Sam to sobie zrobilem. Na dworze wschodzilo slonce. O fight clubie sie nie mowi, bo nie liczac tych pieciu godzin 54 w niedziele od drugiej nad ranem do siodmej rano, fight club nie istnieje.Kiedy wymyslalismy z Tylerem fight club, zaden z nas wczesniej nie walczyl. Jesli nigdy sie jeszcze nie biles, masz opory. Obawiasz sie, ze doznasz jakiegos powaznego urazu, nie jestes pewien, czy potrafisz uderzyc drugiego czlowieka. Bylem pierwszym facetem, ktorego Tyler odwazyl sie o to poprosic. Bylismy obaj pijani i siedzielismy w barze, gdzie nikt nie zwracal na nas uwagi, no i Tyler powiedzial: -Wyswiadcz mi przysluge. Chce, zebys mnie z calych sil uderzyl. Opieralem sie, ale Tyler wszystko mi wyjasnil, powiedzial, ze nie chce umrzec bez jednej blizny, ze znudzilo go juz ogladanie samych zawodowych walk i ze chce sie dowiedziec czegos wiecej o sobie. O samodestrukcji. Moje zycie wydawalo mi sie wowczas zbyt uladzone, a kto wie, czy nie trzeba wszystkiego rozwalic, zeby wykrzesac z siebie cos lepszego. Rozejrzalem sie po barze i powiedzialem, ze dobrze. Czemu nie, ale na zewnatrz, na parkingu. No i wyszlismy na zewnatrz i spytalem Tylera, czy chce dostac w twarz, czy w brzuch. - Zaskocz mnie - rzekl Tyler. Przyznalem, ze nikogo jeszcze nie uderzylem. - No to zaswiruj, stary - powiedzial Tyler. Kazalem mu zamknac oczy. - Nie - oswiadczyl Tyler. Jak kazdy facet, ktory jest pierwszy raz na sesji fight clubu, odetchnalem gleboko i nasladujac kowbojow, ktorych wszyscy ogladamy na westernach, wyprowadzilem szerokiego sierpa, mierzac w szczeke Tylera, ale moja piesc wyladowala z boku szyi Tylera. 55 Z a k l a l e m i powiedzialem, ze to sie nie liczy. Ze c h c e sprobowac jeszcze raz.-Owszem, liczy sie - stwierdzil Tyler i zaprawil mnie w piers prawym prostym, pyk, ciosem rekawicy bokserskiej na sprezynie z filmow rysunkowych, puszczanych w telewizji w niedzielne poranki. Zatoczylem sie na samochod. Stalismy naprzeciwko siebie, Tyler pocieral bok szyi, a ja trzymalem sie dlonia za piers. O b a j zdawalismy sobie sprawe, ze przekroczylismy jakas granice, za ktora jeszcze nigdy nie bylismy, i jak kot i mysz z kreskowek wciaz zyjemy i chcemy sie przekonac, jak daleko mozemy sie jeszcze w tym posunac i przezyc. - Fajnie - powiedzial Tyler. Zaproponowalem, zeby uderzyl mnie jeszcze raz. - Nie, ty mnie walnij - rzekl Tyler. No to go walnalem, szerokim babskim sierpem tuz pod ucho, a Tyler odepchnal mnie i zaprawil z kopa w zoladek. Tego, co sie dzialo pozniej i po fakcie, nie da sie opisac slowami, w kazdym razie bar zamknieto i parking wokol nas zaroil sie zagrzewajacymi do boju kibicami. Nie myslalem juz, ze sie bije z Tylerem, za to czulem, ze potrafie sobie poradzic ze wszystkim, co mi dotad nie wychodzilo, z praniem, z ktorego wyciagam koszule z pokruszonymi guzikami, z b a n k i e m, ktory twierdzi, ze jestem sto dolarow na debecie. Z praca, gdzie szef przysiadl sie do mojego komputera i namieszal mi w DOS-owskich komendach, wykonywalnych z rozszerzeniem exe. I z Marla Singer, ktora ukradla mi moje grupy wsparcia. Walka nie rozwiazala zadnego z tych problemow, ale po jej zakonczeniu nic sie nie liczylo. Toczylismy te pierwsza walke w niedzielna noc, a Tyler przez caly weekend sie nie golil, i poscieralem sobie klykcie do zywego miesa na szczecinie jego zarostu. Kiedy lezelismy 56 potem na wznak na parkingu i patrzylismy na jedyna gwiazde, ktorej nie przycmil blask ulicznych latarni, spytalem Tylera, z czym walczy. Tyler odparl, ze z ojcem.Byc moze nie potrzeba nam ojca, zeby sie w pelni zrealizowac. Nie ma niczego osobistego w tym, kogo wybierasz sobie na przeciwnika w fight clubie. Walczysz, zeby walczyc. Nie powinno sie mowic o fight clubie, ale rozmawialismy o nim, i przez kilka nastepnych tygodni, po zamknieciu baru, spotykalismy sie cala grupa na parkingu, a kiedy nastaly chlody, inny bar zaproponowal nam odnajecie piwnicy, w ktorej sie teraz spotykamy. Na kazdej sesji fight clubu Tyler recytuje zasady, ktore wspolnie, ja i on, ustalilismy. -Wiekszosc z was - wrzeszczy Tyler, stojac posrodku pelnej mezczyzn piwnicy, w stozku swiatla rzucanego przez jedyna zarowke - jest tutaj, bo ktos zlamal zasady. Ktos powiedzial wam o fight clubie! -Zapowiadam - krzyczy dalej Tyler-albo przestaniecie rozpowiadac o fight clubie, albo zalozcie sobie inny fight club, bo od przyszlego tygodnia bedziecie sie przy wejsciu wpisywali na liste i wpuszczonych zostanie tylko pierwszych piecdziesieciu. Jesli sie zalapiecie do tej piecdziesiatki i chcecie walczyc, szukajcie sobie od razu przeciwnika. Jesli nie chcecie walczyc, to wezcie pod uwage, ze sa tacy, ktorzy chca, a wiec odpusccie sobie lepiej i zostancie w domu! -Jesli jest to wasza pierwsza noc w fight clubie - drze sie Tyler - musicie stoczyc walke! Wiekszosc facetow wstepuje do fight clubu, bo z jakiegos powodu boja sie walczyc. Po kilku walkach boisz sie o wiele mniej. W fight clubie zawiazywanych jest wiele trwalych przyjazni. Uczestnicze teraz w zebraniach i konferencjach i przy stole 57 konferencyjnym widze ksiegowych, mlodszych referentow albo doradcow prawnych z polamanymi nosami, ktore wylaza im spod bandazy niczym oberzyna, albo z paroma szwami pod okiem, albo z zadrutowana szczeka. Sa to wszystko spokojni mlodzi ludzie, posluszni, dopoki nie przyjdzie czas na podjecie decyzji. Pozdrawiamy sie kiwnieciami glowy. Pozniej szef zapyta mnie, skad znam tylu z tych facetow Szef twierdzi, ze w branzy pracuje coraz mniej dzentelmenow, za to coraz wiecej oprychow. Prezentacja trwa.Walter z Microsoftu sciaga na siebie moj wzrok. Jest mlodym gosciem o idealnie utrzymanych zebach, gl zwierzetach, ale prawdopodobnie o tym nie mysli. 7 Pewnego ranka w muszli klozetowej plywa zuzyty kondom, przywodzacy na mysl zdechla meduze. Tak wlasnie Tyler poznaje Marle.Wstaje, zeby sie odlac, a tu, na tle brazowych przypominajacych malowidla naskalne zaciekow, ten eksponat. Nie ma sily, samo nasuwa sie pytanie, co tez mysli sperma. To? To ma byc pochwa? Przez cala noc snilo mi sie, ze posuwam Marle Singer. Marla Singer palaca papierosa. Marla Singer przewracajaca oczami. Budze sie w lozku sam, a drzwi od pokoju Tylera sa zamkniete. Tyler nigdy nie zamyka drzwi swojego pokoju. Cala noc padalo. Dachowki na dachu luszcza sie, wypaczaja, odlaza, deszczowka dostaje sie pod nie, zbiera na suficie pod tynkiem i scieka po oprawach oswietleniowych. Kiedy pada, musimy wykrecac bezpieczniki. Lepiej nie zapalac swiatla. Wynajmowany przez Tylera dom ma trzy kondygnacje i piwnice. Chodzimy po nim ze swieczkami. Dom ma spizarnie i osloniete siateczka werandy sypialne, i szyby z matowego szkla w oknach na podescie schodow. W salonie sa okna wykuszowe, a pod kazdym laweczka. Listwy przypo59 dlogowe sa rzezbione, pociagniete lakierem i maja osiemnascie cali wysokosci. Deszczowka scieka w calym domu i wszystko, co drewniane, to puchnie, to sie kurczy, a gwozdzie we wszystkim co drewniane, w deskach podlogi, w listwach przypodlogowych i w okiennych ramach, te gwozdzie wylaza z drewna na cal j i rdzewieja. Wszedzie pelno pordzewialych gwozdzi, na ktore mozna nastapic, o ktore mozna zawadzic lokciem, i na siedem sypialni jest tu tylko jedna lazienka, a teraz w tej jednej lazience zuzyty kondom. Dom na cos czeka, na zmiane podzialu na dzielnice albo na uregulowanie praw spadkowych, potem zostanie zburzony. Kiedy spytalem Tylera, jak dlugo w nim mieszka, odparl, ze jakies szesc tygodni. Przed zaraniem dziejow dom mial wlasciciela, ktory przez cale zycie zbieral miesieczniki "National Geographic" i "Reader's Digest". Pod scianami pietrza sie ich wystrzepione sterty, coraz wyzsze po kazdej ulewie. Tyler utrzymuje, ze ostatni lokator, z kartek wydzieranych z tych blyszczacych czasopism skladal koperty na kokaine. Od kiedy policja, czy kto tam, wykopal drzwi frontowe, nie ma w nich zamka. Sciany jadalni pokrywa dziewiec wybrzuszajacych sie warstw tapety, kwiatki pod paskami, pod kwiatkami ptaszki, pod ptaszkami laka. Nasi jedyni sasiedzi to zamkniety warsztat mechaniczny o r a z dlugi na caly kwartal magazyn po drugiej stronie ulicy. W d o m u jest pomieszczenie z szerokim na siedem stop maglem do maglowania adamaszkowych obrusow, zeby te nigdy nie byly pogniecione. Jest wylozona cedrem, chlodzona scienna szafa na futra. Kafelki w lazience sa pomalowane w male kwiatki, ladniejsze od chinskiej porcelany, ktora wszyscy nowozency dostaja w prezencie slubnym, a w muszli klozetowej plywa zuzyty kondom. 60 Juz z miesiac mieszkam u Tylera.Tyler zjawia sie na sniadaniu bez koszuli, z szyja i klatka piersiowa cala w malinkach, a ja czytam stary egzemplarz "Reader's Digest". To idealny dom na handlowanie narkotykami. Nie ma sasiadow. Przy Paper Street sa tylko magazyny i trujaca wyziewami celulozownia. Smierdzi z tej celulozowni, jakby ktos puscil baka, a od pomaranczowych piramid drewnianych wiorow, otaczajacych celulozownie, zalatuje klatka chomika. To idealny dom na handlowanie narkotykami, bo chociaz Paper Street przejezdzaja codziennie tabuny ciezarowek, to w nocy jestesmy tu z Tylerem sami i w promieniu pol mili nie uswiadczysz zywego ducha. Znalazlem sterty "Reader's Digest" w piwnicy, i teraz w kazdym pokoju pietrzy sie stos ^Reader's Digest". Zycie w Tych Stanach Zjednoczonych. Smiech to zdrowie. Stosy czasopism to wlasciwie jedyne umeblowanie. W najstarszych egzemplarzach jest seria artykulow, w ktorych rozmaite narzady wewnetrzne ludzkiego ciala mowia o sobie w pierwszej osobie: Jestem Macica Jane. Jestem Prostata Johna. Powaznie. A Tyler podchodzi do kuchennego stolu bez koszuli, caly pokryty malinkami, i mowi, ble, ble, ble, ble, ble, poznal wczoraj wieczorem Marle Singer i poszli razem do lozka. Sluchajac tego, identyfikuje sie bez reszty z Woreczkiem Z o l c i o w y m Joego. To wszystko moja wina. Czasami robisz c o s i zostajesz wyrolowany. Czasami czegos nie robisz i tez zostajesz wyrolowany. Poprzedniego wieczoru zadzwonilem do Marli. Wypracowalismy sobie taki system, ze kiedy chcialem pojsc na spotkanie jakiejs grupy wsparcia, dzwonilem najpierw do Marli i pytalem, czy ona tez sie tam aby nie wybiera. Wczoraj wieczorem spotykal sie Czerniak Zlosliwy, a ja czulem sie troche zdolowany. 61 Marla mieszka w Regent Hotel. To kupa trzymajacych sie na slowo honoru brazowych cegiel, gdzie wszystkie materace powleczone sa sliskimi plastikowymi pokrowcami, tyle osob idzie tam umierac. Siadziesz na lozku nie tak jak trzeba i razem z przescieradlem i kocem zeslizgujesz sie na podloge.Zadzwonilem do Regent Hotel do Marli, zeby spytac, czy idzie na Czerniaka Zlosliwego. Marla mamrotala w zwolnionym tempie. Powiedziala mi, ze to nie jest samobojstwo w pelnym tego slowa znaczeniu, predzej juz k r o k z g a t u n k u wolanie-o-pomoc, ale wziela za duzo xanaksow. Wyobrazcie sobie, jade do Regent Hotel i patrze, jak Marla miota sie po swojej zagraconej klitce, jeczac: Ja umieram. Umieram. Ja umieram. Umieram. U-mie-ram. Umieram. To moglo sie ciagnac godzinami. A wiec nigdzie sie dzisiaj wieczorem nie wybiera, tak? Marla na to, ze realizuje odejscie w wielkim stylu. Jak chce popatrzec, to moge przyjechac. Odparlem, ze dziekuje, ale mam inne plany. Marla powiedziala, ze w porzadku, rownie dobrze moze umrzec, ogladajac telewizje. Ma tylko nadzieje, ze bedzie lecialo cos warte obejrzenia. Pognalem na Czerniaka Zlosliwego. Wrocilem do domu wczesnie. Polozylem sie spac. A teraz, nazajutrz, przy sniadaniu, Tyler siedzi naprzeciwko mnie caly w malinkach i mowi, ze Marla to kawal zboczonej suki, ale jego to rajcuje. Poprzedniego dnia wieczorem wrocilem do domu z Czerniaka Zlosliwego, polozylem sie do lozka i zasnalem. I snilo mi sie, ze posuwam, posuwam, posuwam Marle Singer. A dzisiaj rano udaje, ze czytam ^Reader's Digest", i sluchani Tylera. Zboczona suka, jakbym nie wiedzial. "Reader's Digest". Humor w Mundurze. 62 Jestem Kanalikiem Zolciowym Joego.Tyler opowiada mi, czego to nie nasluchal sie wczoraj od Marli. Jeszcze zadna dziewczyna tak z nim nie rozmawiala. Jestem Zgrzytajacymi Zebami Joego. Jestem Rozdetymi Wsciekloscia Nozdrzami Joego. Tyler mowi, ze po dziesiatym numerku Marla powiedziala mu, ze chce zajsc w ciaze. Powiedziala, ze chce miec po nim skrobanke. Jestem Bialymi Klykciami Joego. Jak Tyler mogl sie na to nie zlapac. Jeszcze przedwczoraj wieczorem Tyler siedzial sam i wmontowywal organy plciowe do "Krolewny Sniezki. Jak moglem wspolzawodniczyc o wzgledy Tylera. Jestem Wscieklym, Rozjuszonym Poczuciem Odtracenia Joego. Co gorsza, to wszystko moja wina. Tyler mowi, ze kiedy wczoraj wieczorem poszedlem spac, a on wrocil do domu ze zmiany w hotelu, w ktorym pracuje jako kelner bankietowy, z Regent Hotel znowu zadzwonila Marla. To juz, powiedziala Marla. Tunel, na jego koncu swiatelko. Doswiadczanie smierci b y l o takie super, Marla chciala, z e b y m sluchal, a ona b e d z i e mi opisywac, jak opuszcza swoje cialo, jak unosi sie pod sufit. Marla nie wiedziala, czy jej dusza potrafi korzystac z telefonu, ale chciala, zeby ktos przynajmniej sluchal, jak wydaje ostatnie tchnienie. Pech chce, ze telefon odbiera Tyler i blednie ocenia cala sytuacje. Nigdy sie nie spotkali, Tyler uznaje wiec, ze to niedobrze, ze Marla umiera. Tez mi cos. To nie sprawa Tylera, ale Tyler dzwoni na policje i leci w te pedy do Regent Hotel. Teraz, zgodnie z odwiecznym chinskim zwyczajem, ktory 63 wszyscy znamy z telewizji, Tyler jest juz do grobowej deski odpowiedzialny za Marle, bo Tyler ocalil Marli zycie.Nie doszloby do tego wszystkiego, gdybym tylko poswiecil te pare minut i pojechal popatrzec, jak Marla umiera. Tyler opowiada mi, ze Marla mieszka w pokoju numer 8G, na poddaszu Regent Hotel, osiem pieter po schodach, a potem do konca halasliwego korytarza z mnostwem drzwi, zza ktorych dolatuje stlumiony telewizyjny smiech. Co kilka sekund wrzeszczy jakas aktorka albo przy akompaniamencie serii z broni maszynowej umieraja z wrzaskiem jacys aktorzy. T y l e r dociera do konca korytarza i juz chce zapukac, ale w tym momencie drzwi pokoju 8G sie uchylaja, wystrzela zza nich czyjas chuda, chudziutka reka powleczona ziemista skora, chwyta Tylera za nadgarstek i wciaga go do srodka. Zaglebiam sie w lekturze "Reader's Digest". Tyler, wciagany przez Marle do pokoju, slyszy pisk hamulcow i wycie syren dolatujace sprzed Regent Hotel. Na komodce stoi sztuczny penis wykonany z tego samego miekkiego rozowego plastiku, co miliony lalek Barbie, i Tylerowi staje na moment przed oczyma milion dzieciecych lalek i lalek Barbie, i sztucznych penisow z form wtryskowych, ktore schodza z tej samej tasmy montazowej gdzies na Tajwanie. Marla spoglada na Tylera patrzacego na jej sztucznego penisa, przewraca oczami i mowi: - Nie boj sie. On ci nic nie zrobi. Marla wypycha Tylera z powrotem na korytarz i mowi, ze jej przykro, ale nie powinien wzywac policji i ze prawdopodobnie policja jest juz na dole. Marla zamyka na klucz drzwi pokoju 8G i popycha Tylera korytarzem w kierunku klatki schodowej. Na schodach Tyler i Marla musza sie rozplaszczyc na scianie, zeby przepuscic policjantow i sanitariuszy, ktorzy wbiegaja z tlenem na gore i pytaja w przelocie, gdzie tu jest pokoj 8G. 64 Marla mowi im, ze na koncu korytarza.Marla krzyczy za policjantami, ze dziewczyna mieszkajaca pod 8G byla kiedys bardzo ladna i mila osobka, ale teraz sie stoczyla, ze to zapowietrzony ludzki smiec, ktory boi sie wlasnego cienia, a wiec nic zlego nie mogla zrobic. -Dziewczyna spod 8G nie wierzy w siebie - krzyczy Marla - i boi sie, ze w miare jak sie bedzie starzala, bedzie coraz gorzej! - Powodzenia! - krzyczy Marla. Policjanci zbijaja sie w kupe przed drzwiami numer 8G, a Marla z Tylerem zbiegaja do holu. Slysza za soba, jak policjant wrzeszczy do zamknietych drzwi: -Prosze otworzyc, pomozemy pani! Panno Singer, nie warto umierac! Wpusc nas, Marla, pomozemy ci rozwiazac twoje problemy! Marla z Tylerem wypadaja na ulice. Tyler wsadza Marle do taksowki, zadziera glowe i wysoko, na osmym pietrze Regent Hotel, na tle zaslon w oknach pokoju Marli, widzi przemieszczajace sie w te i we wte cienie. Kiedy sa juz na szesciopasmowce zalanej blaskiem ulicznych latarni i pelnej innych samochodow pedzacych za znikajacym punktem, Marla mowi Tylerowi, ze przez cala noc nie moze dac jej zasnac. Jesli Marla zasnie, to umrze. Powiedziala Tylerowi, ze mnostwo ludzi chcialo widziec ja martwa. Ci ludzie juz nie zyja i wydzwaniaja do niej po nocach z tamtej strony. Marla chodzi po barach i slyszy, jak barmani wywoluja jej nazwisko, i kiedy odbiera telefon, w sluchawce panuje martwa cisza. Tyler i Marla baraszkowali przez prawie cala noc w pokoju, ktory sasiaduje z moim. Kiedy Tyler sie obudzil, Marli juz nie bylo. Wrocila do Regent Hotel. Mowie Tylerowi, ze Marla nie potrzebuje kochanka, ze jej potrzebny psychiatra. 65 -Nie nazywaj tego kochaniem - mowi Tyler Mowiac krotko, Marla rujnuje teraz kolejna czastke mego zycia. W college'u mialem mnostwo przyjaciol. W miare sie zenili, tracilem ich. 8 Tyler pyta, czy to dla mnie jakis problem. Jestem Skurczem Jelit Joego. Odpowiadam, ze nie, wszystko gra. Przyloz mi pistolet do glowy i rozpackaj moj mozg po scianie. Wszystko w porzadku, mowie. NaprawdeSpodnie mam sztywne od zakrzeplej krwi, wiec szef kaze mi isc do domu, a mnie rozpiera euforia. Dziura wybita w policzku nie zaczela sie nawet goic. Ide do pracy z podbitymi oczami, przypominajacymi dwa napuchle czarne bajgle z malymi szparkami posrodku, dzieki ktorym cos tam jeszcze widze. Az do dzisiaj wkurzalo m n i e strasznie, ze stalem sie takim calkowicie skoncentrowanym Mistrzem Zen, a nikt jakos tego nie zauwaza. Mimo to siadam znowu do FAKS-u. Pisze krotkie HAIKU i rozsylam je FAKS-em do kazdego, kto mi wpadnie do glowy. Mijajac ludzi na korytarzu w pracy, jestem calkowicie ZEN wobec kazdej wrogiej TWARZY. Pszczola swobodna Truten dokad chce leci Krolowa wiezniem Wyrzekasz sie wszystkich swoich dobr doczesnych oraz samochodu i idziesz mieszkac w wynajetym domu w czesci miasta bedacej skladowiskiem toksycznych odpadow, gdzie pozno w nocy slyszysz Marle i Tylera wyzywajacych sie nawzajem od ludzkich srajtasm. 67 Wez to, ludzka srajtasmo. Zrob to, srajtasmo. Udlaw sie. Wypchaj sie, mala. O dziwo, czyni mnie to spokojnym, malym centrum swiata. Oczy mam zapuchniete, spodnie w wielkich, czarnych, chrzeszczacych plamach zakrzepie] krwi, ale kazdemu w pracy mowie CZESC. CZESC! Spojrz na mnie. CZESC! Jestem taki ZEN. To K R E W. To NIC. Czesc. Wszystko jest niczym i t a k dobrze byc OSWIECONYM. Jak ja. Westchnienie. Spojrz. Tam za oknem. Ptak. Szef spytal, czy ta krew jest moja. Ptak szybuje z wiatrem. Ukladam w glowie krotkie haiku. Nie majac gniazda Ptak ma za dom caly swiat Zycie przed toba Licze na palcach: piec, siedem, piec. Ta krew, czy jest moja? Odpowiadam, ze tak. Po czesci. To zla odpowiedz.Wielka mi rzecz. Mam dwie pary czarnych spodni. Szesc bialych koszul. Szesc par majtek. Niezbedne minimum. Ide na spotkanie fight clubu. To sie zdarza. - Idz do domu - mowi szef. - Przebierz sie. Zaczynam sie zastanawiac, czy Tyler i Marla nie sa czasem jedna i ta sama osoba. Ale jakby sie bzykali co noc w pokoju Tylera? Raz po raz. Raz po raz. Raz po raz. 68 Tyler i Marla nigdy nie przebywaja jednoczesnie w tym samym pomieszczeniu. Nigdy nie widzialem ich razem.Ale przeciez nikt nie widzial mnie z taka, dajmy na to, Zsa Zsa Gabor, a to jeszcze nie znaczy, ze jestesmy jedna i ta sama osoba. Tyler po prostu nie wchodzi tam, gdzie jest Marla. Zebym mogl sobie uprac spodnie, Tyler musi mi pokazac, jak sie robi mydlo. Tyler jest na gorze, a w kuchni cuchnie mentolowymi papierosami i spalonymi wlosami. Marla siedzi przy kuchennym stole, przypala sobie wlosy pod pacha mentolowym papierosem i wyzywa sama siebie od ludzkich srajtasm. -Zdaje sobie sprawe z gnilnego procesu zepsucia, ktory mnie toczy - mowi Marla do zaru na koncu papierosa i wkreca sobie papierosa w miekka, biala skore ramienia. - Smaz sie, wiedzmo, smaz. Tyler jest na gorze, w mojej sypialni, oglada sobie zeby w moim lustrze i mowi, ze zalatwil mi prace kelnera bankietowego na niepelny etat. -W Pressman Hotel, na wieczorna zmiane - mowi Tyler. - Ta robota podsyci w tobie nienawisc klasowa. Mowie, ze dobrze, moze byc. -Kaza ci nosic czarna muche - mowi Tyler. - Zeby tam pracowac, potrzebna ci tylko jeszcze biala koszula i czarne spodnie. Mydlo, Tyler. Mowie, ze potrzebne mi mydlo. Musimy zrobic troche mydla. Musze sobie wyprac spodnie. Przytrzymuje Tylera za stopy, a on zaczyna robic dwiescie przysiadow. -Jesli mamy zrobic mydlo, to musimy najpierw wytopic tluszcz. - Tyler jest istna kopalnia praktycznych wiadomosci. Nie liczac chwil, kiedy sie bzykaja, Marla i Tyler nigdy nie przebywaja jednoczesnie w tym samym pomieszczeniu. Jesli 69 Tyler jest w domu, Marla traktuje go jak powietrze. Skads to znam. Tak samo niewidzialni dla siebie byli moi rodzice. Potem ojciec odszedl, zeby zawrzec kolejny kontrakt.Ojciec mawial zawsze: "Zen sie, zanim seks zacznie cie nudzic, bo inaczej nigdy sie nie ozenisz". Matka mawiala: "Nie kupuj nigdy niczego z nylonowym zamkiem blyskawicznym", Tyler robi sto dziewiecdziesiaty osmy przysiad. Sto dziewiec* dziesiaty dziewiaty. Dwusetny. Tyler ma na sobie r o d z a j lepiacego sie od b r u d u, flanelowego szlafroka i bokserki. -Wypraw Marle z domu - mowi Tyler. - Wyslij ja do sklepu po puszke lugu. Tylko takiego w platkach. N i e w krysztalkach. Pozbadz sie jej. Mam znowu szesc lat i biegam tam i z powrotem miedzy moimi zobojetnialymi wobec siebie rodzicami, posredniczac w przekazywaniu komunikatow. Nienawidzilem tego, kiedy mialem szesc lat, nienawidze i teraz. Tyler zaczyna cwiczyc wymachy nog, a ja schodze na dol, zeby powiedziec Marli: lug w platkach, i daje jej dziesiecio-doiarowy banknot i swoj bilet miesieczny na autobus. Marla siedzi dalej przy kuchennym stole, wyjmuje jej wiec spomiedzy palcow mentolowego papierosa. Oddaje go bez oporu. Scierka do naczyn wycieram rdzawe plamy na ramieniu Marli, gdzie slady po przypaleniach popekaly i zaczely krwawic. Potem wciskam jej na stopy najpierw jeden, potem drugi but na wysokim obcasie. Marla przypatruje sie z gory, jak odstawiam Ksiecia z Bajki, i mowi: - Pozwolilam sobie wejsc. Myslalam, ze nikogo nie ma w domu. Wasze drzwi frontowe nie zamykaja sie na klucz. Nie odzywam sie, - Wiesz co, kondom jest szklanym pantofelkiem naszego 70 pokolenia. Nakladasz go, kiedy poznajesz kogos obcego. Tanczysz cala noc, a potem go wyrzucasz. Znaczy, kondom. Nie obcego.Nie rozmawiam z Marla. Moze sobie brylowac na grupach wsparcia i czarowac Tylera, ale moja przyjaciolka nigdy nie zostanie. - Caly ranek tu na ciebie czekalam. Kwiaty kwitna i mra Wiatr gna motyle lub snieg Kamien ma to gdzies Marla wstaje od kuchennego stolu. Ma na sobie niebieska sukienke bez rekawow, uszyta z jakiegos blyszczacego materialu. Bierze kraj sukienki w dwa palce i unosi ja, pokazujac mi male kropeczki szwu po lewej stronie. Nie ma majtek. I puszcza do mnie oko. -Chcialam ci pokazac moja nowa sukienke - mowi Mar la. - To suknia druhny, recznie szyta. Podoba ci sie? Kupilam ja na wyprzedazy w Goodwill za jednego dolara. Ktos tyle sie napocil przy tych drobniutkich sciegach, zeby uszyc taka pas kudna, paskudna sukienke - mowi Marla. - Dasz wiare? Sukienka jest z jednej strony dluzsza, a talia orbituje wokol bioder Marli. Przed wyjsciem do sklepu Marla unosi palcami sukienke i tanczy wokol mnie i kuchennego stolu, krecac golym tylkiem. Marla mowi, ze kocha wszystko to, nad czym ludzie pieja z zachwytu, po godzinie zas albo na drugi dzien wyrzucaja. Wezmy taka choinke. Stanowi centrum ogolnego zainteresowania, a po swietach Bozego Narodzenia widzi sie stosy zeschnietych choinek, z ktorych nie zdjeto nawet swiecidelek, porzucone przy autostradzie. Patrzysz na te drzewka i na mysl przychodza ci zabite przez samochody zwierzeta albo ofiary 71 przestepstw seksualnych w wlozonej na lewa strone bieliznie, skrepowane czarna tasma izolacyjna. Nie moge sie doczekac, kiedy Marla wreszcie wyjdzie. - Najlepiej pojsc do placowki kontroli populacji zwierzat -mowi Marla. - Wszystkie znajdujace sie tam zwierzeta, te male pieski i kotki, ktore ludzie kochali, a potem wyrzucili, nawet stare zwierzeta, tancza na twoj widok w kolko i skacza, zeby zwrocic na siebie uwage, bo po trzech dniach dostana w zastrzyku konska dawke luminalu i powedruja do pieca. Wielki sen, jak w swoistej "Dolinie psow". - Gdzie, jesli nawet ktos pokocha cie na tyle, by uratowac ci zycie, i t a k cie w y k a s t r u j a. - Maria spoglada na mnie, t a k jakbym to ja ja posuwal. - Nie przekonam cie do siebie, prawda? Marla wychodzi tylnymi drzwiami, podspiewujac te przyprawiajaca o ciarki piosenke z "Doliny lalek". Bez slowa odprowadzam ja wzrokiem. Jedna, dwie, trzy chwile ciszy i Marli juz nie ma. Odwracam sie i w drzwiach kuchni stoi Tyler. - Pozbyles sie jej? - pyta Tyler. Nic nie slyszalem, nic nie czulem, Tyler po prostu s i e zjawil. - Najpierw-mowi Tyler, doskakuje do lodowki i zaczyna grzebac w zamrazalniku. - Najpierw musimy wytopic troche tluszczu.Tyler mowi, ze jesli szef naprawde zalazl mi za skore, to powinienem pojsc na poczte, wypelnic formularz zmiany adresu i wydac dyspozycje, zeby cala jego korespondencje kierowac do Rugby w Dakocie Poludniowej. Tyler zaczyna wyciagac z zamrazalnika oszronione plastikowe woreczki sniadaniowe z jakims zamarznietym bialym czyms i wrzuca je do zlewu. Ja mam postawic duzy gar na palniku kuchenki i napelnic go duza iloscia wody. Za malo wody, i tluszcz, wydzielajac loj, sciemnieje. 72 -Ten tluszcz - mowi Tyler - - ma w sobie duzo soli, a wiec im wiecej wody, tym lepiej. Wrzucic tluszcz do wody i doprowadzic wode do wrzenia. Z kazdego woreczka Tyler wyciska do wody biala mase, a potem upycha puste woreczki na samo dno kubla na smieci.-Popusc wodze wyobrazni - mowi Tyler. - Przypomnij sobie te wszystkie sprawnosciowe duperele, ktorych uczyli cie w druzynie skautow. Przypomnij sobie szkolne lekcje chemii. Trudno mi sobie wyobrazic Tylera w skautowskim mundurku. Tyler podpowiada mi, ze moglbym tez podjechac ktorejs nocy pod dom mojego szefa i podlaczyc szlauch do zewnetrznego kranu. Drugi koniec szlaucha podlaczyc do recznej pompy i wpompowac do domowej instalacji wodociagowej porcje barwnika przemyslowego. Czerwonego, niebieskiego albo zielonego, i patrzec, jak szef bedzie wygladal nazajutrz. Moglbym tez siedziec w krzakach i pompowac reczna pompa, az cisnienie w domowej instalacji wodociagowej przekroczy sto dziesiec psi. Jesli ktos przy takim cisnieniu spusci wode w toalecie, spluczka eksploduje. Jesli cisnienie w instalacji siegnie stu piecdziesieciu psi i ktos odkreci prysznic, woda zerwie gwint i wywali, bach, glowke natrysku, ktora zamieni sie w pocisk mozdzierzowy. Tyler mowi to tylko dlatego, ze chce poprawic mi nastroj. Prawda jest taka, ze ja lubie swojego szefa. Poza tym jestem teraz oswiecony. No wiecie, zachowuje sie mniej wiecej jak Budda. Pajecze chryzantemy. Diamentowa sutra i Blue Cliff Record. No wiecie, Hari Rama, Kriszna, Kriszna. Wiecie, Oswiecenie. -Wetknij sobie piorka w dupsko - mowi Tyler - a nie bedzie to jeszcze znaczylo, ze jestes kurczakiem. Tluszcz sie wytapia, na powierzchnie wrzacej wody wyplywa loj. Mowie, ze w takim razie wtykam sobie piorka w dupsko. Tak jakby Tyler z przypaleniami po papierosie na ramionach 73 byl taka wzniosla dusza. Pan i Pani Ludzcy Srajtasmowie. Zachowuje kamienna twarz i zamieniam sie w jedna z tych idacych na rzez ludzkich swietych krow z ulotki linii lotniczych, ktora wyjasnia postepowanie w razie awarii. Zmniejszyc gaz pod garem. Mieszam wrzaca wode.Na powierzchnie wyplywa coraz wiecej loju i w koncu woda pokryta jest mieniaca sie teczowo warstwa, ktora przypomina macice perlowa. Zgarnac te warstwe duza lyzka i przeniesc do innego naczynia. Pytam, jak tam z Marla. - Maria probuje przynajmniej siegnac dna - mowi Tyler. Mieszam wrzaca wode. Zbierac loj, dopoki nie przestanie wyplywac. O ten loj wlasnie chodzi. Dobry, czysty loj. Tyler mowi, ze mnie jeszcze daleko do dna. A jesli na nie nic spadne, nie mam co marzyc o zbawieniu. Jezus dokonal tego, dajac sie ukrzyzowac. Nie wystarczy tak po prostu wyrzec sie pieniedzy, dobr doczesnych i wiedzy. Sama ucieczka od r z e -czywistosci w weekendy to za malo. Powinienem uciekac od samodoskonalenia ku katastrofie. Tego nie da sie juz robic w rekawiczkach. To nie seminarium. -Jesli skrewisz, zanim siegniesz dna-mowi Tyler -juz nigdy ci sie nie uda. Wskrzeszeni mozemy zostac tylko po totalnej katastrofie. - Dopiero kiedy wszystko stracisz - mowi Tyler - bedziesz mogl cos osiagnac. Oswiecenie, ktore czuje, jest przedwczesne. - I mieszaj, mieszaj - mowi Tyler. Kiedy tluszcz t a k sie juz wygotuje, ze loj przestanie w y -plywac, wylac wrzatek. Umyc gar i napelnic go ponownie czysta woda. 74 Pytam, ile mi jeszcze brakuje, zeby siegnac dna.-Na etapie, na ktorym teraz jestes - mowi Tyler - nie potrafisz sobie nawet wyobrazic, jak wyglada dno. Powtorzyc proces z zebranym lojem. Gotowac loj w wodzie. Zbierac go bez przerwy. -Tluszcz, ktorego uzywamy, ma w sobie duzo soli-mowi Tyler. - Za duzo soli i mydlo nie stwardnieje. - Gotowac i zbierac. Gotowac i zbierac. Wraca Marla. W tej samej chwili, w ktorej Marla otwiera siatkowe drzwi, Tyler sie zmywa, znika, ulatnia z kuchni, nie ma go. Tyler wbiegl na gore albo zbiegl do piwnicy, Pufff. Marla wchodzi przez tylne drzwi z banka lugu w platkach. -Mieli w sklepie tylko papier toaletowy stuprocentowo wtornie przetworzony-mowi Marla.-Wtorne przetwarzanie papieru toaletowego to chyba najgorsza robota na swiecie. Biore od niej banke z lugiem i stawiam na stole. Nie odzywam sie. - Moge zostac na noc? - pyta Marla. Nie odzywam sie. l i c z e w pamieci: piec sylab, siedem, piec. Usmiech tygrysa Waz powie, ze cie kocha Klam, a bedziesz zly - Co gotujesz? - pyta Marla. Jestem Punktem Wrzenia Joego. Kaze jej wyjsc. Idz stad, wynos sie. Rozumiesz? Malo ci jeszcze tego, co wyrwalas mi z zycia? Marla chwyta mnie za rekaw, przytrzymuje przez sekunde i cmoka w policzek. 75 -Zadzwon do mnie, prosze - mowi. - Prosze. Musimy pogadac. Odpowiadam, ze tak, tak, tak, tak, tak, zadzwonie. I w momencie kiedy za Marla zamykaja sie drzwi, w kuchni zjawia sie znowu Tyler.Jak za dotknieciem czarodziejskiej rozdzki. Moi rodzice przez piec J a t robili takie sztuczki. Ja gotuje i zbieram, a Tyler robi miejsce w lodowce. W powietrzu unosza sie warstwy pary i z kuchennego sufitu kapie woda. Czterdziestowatowa zarowka ukryta w glebi lodowki, cos jasnego, zaslonietego przed moim wzrokiem przez puste butelki po keczupie i sloiczki z zurkiem, czy moze majonezem, jakies watle swiatelko z glebi lodowki podswietla profil Tylera. Gotowac i zbierac. Gotowac i zbierac. Wkladac zebrany loj do kartonow po mleku z rozcietymi wierzchami. Tyler siedzi na krzesle, ktore przyciagnal sobie do otwartej lodowki, i patrzy, jak loj stygnie. Chmury zimnej mgly unosza sie z dna lodowki, skraplaja w parnej kuchni i wokol stop Tylera rosnie kaluza. Kazdy napelniony przeze mnie lojem karton po mleku Tyler wstawia od razu do lodowki. Klekam przed lodowka obok Tylera, a Tyler bierze moje dlonie i pokazuje mi je. Linia zycia. Linia milosci. Wzgorki Wenus i Marsa. Wokol nas rozlewa sie kaluza skroplonej zimnej mgly, slabe swiatelko z lodowki oblewa nasze twarze. - Chce cie prosic o jeszcze jedna p r z y s l u g e - m o w i Tyler. Chodzi o Marle, prawda? -Nigdy nic jej o mnie nie mow - mowi Tyler. - Nie rozmawiaj o mnie za moimi plecami. Obiecujesz? Obiecuje. -Jesli kiedykolwiek wspomnisz przy niej o mnie, nigdy juz mnie nie zobaczysz. 76 Obiecuje. - Obiecujesz? Obiecuje.-Zapamietaj sobie - mowi Tyler. - Obiecales po trzykroc. Warstwa czegos gestego i przezroczystego gromadzi sie na wierzchu loju wstawionego do lodowki. Zwracam Tylerowi uwage, ze z loju cos sie wytraca. -Spokojnie-mowi Tyler.-Ta przezroczysta warstewka to gliceryna. Przy robieniu mydla mozna te gliceryne wmieszac z powrotem. Albo ja zebrac. Tyler oblizuje wargi i przyklada sobie moje dlonie poduszkami do uda okrytego pola brudnego flanelowego szlafroka. -Gliceryne mozesz zmieszac z kwasem azotowym i wy jdzie ci nitrogliceryna - mowi Tyler. Nitrogliceryna, powtarzam za nim, oddychajac przez otwarte usta. Tyler znowu sie oblizuje i blyszczacymi od wilgoci ustami caluje grzbiet mojej dloni. -Nitrogliceryne mozesz zmieszac z azotanem sodu i troci nami i wyjdzie ci dynamit - mowi Tyler. Jego usta zostawiaja na grzbiecie mojej bialej dloni wilgotny, lsniacy slad. Dynamit, powtarzam za nim, i siadam w kucki. Tyler podwaza wieczko puszki z lugiem. - Mozesz wysadzac w powietrze mosty - mowi. -Mozesz zmieszac nitrogliceryne z wieksza iloscia kwasu azotowego i parafiny, i wyjdzie ci material wybuchowy o konsystencji zelatyny - mowi. -Takim czyms moglbys z latwoscia wysadzic w powietrze budynek - mowi. Tyler przechyla puszke z lugiem nad wilgotnym, blyszczacym sladem po pocalunku, ktory zlozyl na grzbiecie mojej dloni. 77 -To oparzenie chemiczne - mowi. - Bedzie bolalo bardziej niz zwyczajne. Bardziej niz przypalenie sto Slad po pocalunku blyszczy na grzbiecie mojej dloni - Zostanie ci blizna - mowi Tyler.-Majac dostatecznie duzo mydla - mowi Tyler-moglbys wysadzic w powietrze caly swiat. Pamietaj o swojej obietnicy. I Tyler sypie lug na grzbiet mojej dloni. 9 Slina Tylera spelnia dwie funkcje. Wilgotny slad po pocalunku na grzbiecie mojej dloni jest lepem, do ktorego przylegaja platki lugu. To pierwsza funkcja. Druga jest to, ze lug plonie tylko w polaczeniu z woda. Albo ze slina."To oparzenie chemiczne - powiedzial Tyler. - Bedzie bolalo bardziej niz zwyczajne". Lugiem mozna udrazniac zapchane rury. Zamknac oczy. Papka z lugu i odrobiny wody potrafi przezrec aluminiowy garnek. Roztwor lugu z woda rozpusci drewniana lyzke. W polaczeniu z woda lug rozgrzewa sie do temperatury ponad dwustu stopni, i rozgrzewajac sie teraz, wzera sie w grzbiet mojej dloni. Tyler kladzie palce swojej dloni na moich palcach, nasze dlonie spoczywaja na kolanie moich poplamionych krwia spodni, i Tyler mowi, zebym sie skupil, bo to najdonioslejsza chwila mojego zycia. -Bo wszystko, co bylo do tej pory, to juz historia - mowi Tyler - a wszystko, co bedzie od teraz, przejdzie do historii. To najdonioslejsza chwila naszego zycia. Lug przylegajacy do sladu po pocalunku Tylera i ukladajacy 79 sie dokladnie w ksztalt tego sladu, jest plonacym ogniskiem albo rozpalonym do czerwonosci zelazem do pietnowania, albo stosem atomowym topiacym sie na mojej dloni wiele mil ode mnie, na koncu dlugiej, dlugiej drogi, ktora sobie wyobrazam. Tyler mowi, zebym wracal i byl z nim. Dlon mnie opuszcza, maleje, oddala sie ku widnokregowi, ku koncowi drogi. Wyobrazcie sobie ognisko, ktore wciaz plonie, tyle ze za horyzontem. Zachod slonca. - Wracaj do bolu - mowi Tyler.To rodzaj kierowanej medytacji, ktora praktykuje sie na spotkaniach grup wsparcia. Wyrzucic z mysli nawet slowo "bol". Kierowana medytacja skutkuje na nowotwor, moze poskutkowac i na to. - Patrz na swoja dlon - mowi Tyler. Nie patrzec na dlon. Wyrzucic z mysli slowa "przezeranie" i "cialo", i "tkanka", i "zweglona". Zamknac uszy na wlasny krzyk. Kierowana medytacja. Jestes w Irlandii. Zamknij oczy. Jestes w Irlandii w tamten letni dzien ukonczenia college'u i popijasz w pubie niedaleko zamku, pod ktory dzien w dzien podjezdzaja autokarami angielscy i amerykanscy turysci, by pocalowac kamien z Blarney*. -Nie zamykaj oczu - mowi Tyler. - Mydlo i ludzkie poswiecenie ida reka w reke. Wychodzisz z pubu, wlaczasz sie w strumien mezczyzn, sunacy wilgotna samochodowa cisza ulic, gdzie przed chwila spadl deszcz. Jest noc. I tak docierasz do zamku Blarney. * Trudno dostepny kamien znajdujacy sie w zamku Blarney, niedaleko Cork, przynoszacy szczescie tym, ktorzy go pocaluja (przyp. tlum.). 80 Podlogi w zamku przegnily. Pniesz sie kamiennymi schodami i z kazdym stopniem ciemnosci po obu stronach gestnieja, gestnieja. Wszyscy milcza skoncentrowani na wspinaczce i przejeci tradycyjnym malym aktem buntu, ktorego za chwile dokonaja. - Sluchaj mnie - mowi Tyler. - Otworz oczy.-W starozytnosci - ciagnie Tyler - na nadrzecznym wzgorzu skladano ofiary z ludzi. Z tysiecy ludzi. Sluchaj mnie. Po zlozeniu ofiary ciala palono na stosie. -Mozesz plakac - mowi Tyler. - Jesli chcesz, mozesz podejsc do zlewu i wsadzic dlon pod kran, ale uprzedzam, ze postapisz glupio i umrzesz. Spojrz na mnie. -Pewnego dnia-mowi Tyler-umrzesz, i dopoki zdajesz sobie z tego sprawe, jestes dla mnie bezuzyteczny. Jestes w Irlandii. -Mozesz plakac - mowi Tyler - ale kazda lza skapujaca na platki lugu, ktore masz na skorze, pozostawi blizne jak po oparzeniu papierosem. Kierowana medytacja. Jestes w Irlandii tamtego lata, kiedy ukonczyles college, i byc moze to wlasnie tam po raz pierwszy zateskniles do anarchii. Byc moze to tam zaczales przemysliwac o malych aktach buntu, i to na wiele lat przed poznaniem Tylera Durdena, przed tym jak po raz pierwszy naszczales do likieru. W Irlandii. Stoisz na tarasie na szczycie zamkowych schodow. -Mozemy zneutralizowac oparzenie octem - mowi Tyler - ale najpierw musisz sie poddac. Tyler mowi, ze po zlozeniu w ofierze i spaleniu setek ludzi z oltarza do rzeki splywala gesta, biala wydzielina. Najpierw musisz stoczyc sie na samo dno. Stoisz na tarasie irlandzkiego zamku, za krawedzia tarasu bezdenna ciemnosc, a przed toba, na wyciagniecie reki, skryta w ciemnosci kamienna sciana. 81 -Na stos ofiarny - mowi Tyler - rok za rokiem padal deszcz i rok za rokiem palono tam ludzi. Deszcz wsiakal w popiol ze spalonego drewna i stawal sie roztworem lugu, a ten lug mieszal sie ze stopionym tluszczem ofiar, i od podstawy oltarza stokiem wzgorza splywala ku rzece gesta biala wydzielina.I otaczajacy cie Irlandczycy dokonuja w ciemnosciach swoich malych aktow buntu, podchodza do krawedzi tarasu, staja na skraju bezdennych ciemnosci i sikaja. I zachecaja cie, zebys poszedl za ich przykladem, zebys siknal tymi swoimi wysublimowanymi amerykanskimi szczy-nami, gestymi i zoltymi od nadmiaru witaminek. - To najdonioslejsza chwila twojego zycia - mowi T y -ler - i umyka ci, bo bujasz gdzies w oblokach. Jestes w Irlandii. No i robisz to. O, tak. Tak. I czujesz odor amoniaku przesyconego dzienna dawka witamin B. Tyler mowi, ze po tysiacu lat rytualnego zabijania ludzi i opadow deszczu starozytni odkryli, ze ich ubrania po upraniu w miejscu, gdzie mydlo splywalo do wody, sa czystsze niz prane gdzie indziej. Sikam na kamien z Blarney. - O zesz, kurde - mowi Tyler. Sikam w moje czarne spodnie sztywne od plam zakrzeplej krwi, ktorych widok mdli mojego szefa. Jestes w wynajetym domu przy Paper Street. - To cos oznacza - mowi Tyler. - To jakis znak - mowi Tyler. Tyler jest istna kopalnia praktycznych wiadomosci Tyler mowi, ze kultury nieznajace mydla praly swoje ubrania i myly wlosy w moczu wlasnym i w moczu psow, bo ten zawiera kwas moczowy i amoniak. Czuc octem, i ogien na twojej dloni, hen na koncu drogi, gasnie. 82 Odor lugu parzy ci rozgalezienia zatok, czujesz szpitalny, przyprawiajacy o mdlosci smrod szczyn i octu. - Ci wszyscy ludzie nie zgineli na darmo - mowi Tyler. Grzbiet twojej dloni jest czerwonym i blyszczacym bablem i przypomina pare warg ukladajacych sie dokladnie w ksztalt pocalunku Tylera. Pocalunek ow otacza wianuszek przypalen po papierosie. To slady po czyichs lzach.-Otworz oczy - mowi Tyler. Jego twarz lsni od lez. - Moje gratulacje - mowi Tyler. - Jestes o krok blizej dna. -Musisz miec swiadomosc - mowi Tyler - ze pierwsze mydlo wytworzone zostalo z bohaterow. Pomyslcie o zwierzetach wykorzystywanych do testowania produktow. Pomyslcie o malpach wystrzeliwanych w przestrzen kosmiczna. -Gdyby nie ich smierc, ich bol, gdyby nie ich poswiece nie - mowi Tyler - do niczego bysmy nie doszli. 10 Zatrzymuje winde miedzy pietrami, Tyler rozpina rozporek. Winda staje i stos talerzy pietrzacy sie na wozku bufetowym przestaje grzechotac. Tyler zdejmuje pokrywke z wazy z zupa i pod sufit kabiny bucha pioropusz pary. Tyler siega do rozporka po malego. - Nie p a t r z na m n i e - m o w i - bo nic z siebie nie wycisne. Zupa to slodka pomidorowka na drobiowym rosole, z cilan-tro i malzami. Chocby nie wiem co do niej dodac, nikt nie poczuje.Mowie T y l e r o w i, zeby sie pospieszyl, i ogladam s i e na niego przez ramie. Tyler stoi nad waza, jego ostatnie poi cala zanurzone w zupie. Smiesznie to wyglada. Zupelnie jakby jakis slon na dwoch nogach w bialej kelnerskiej koszuli i pod mucha spijal zupe swoja mala trabka. - Powiedzialem, nie patrz - mowi Tyler. Drzwi windy maja male okienko na poziomie oczu i widze przez nie korytarz prowadzacy do sali bankietowej. Poniewaz kabina stoi miedzy pietrami, ogladam ten korytarz z perspektywy karalucha, ktory przycupnal na zielonym linoleum. A korytarz ogladany z tego karaluszego poziomu ciagnie sie hen, ku znikajacemu punktowi, mijajac po drodze uchylone drzwi, za 84 ktorymi tytani i ich zony olbrzymki obwieszone diamentami wiekszymi ode mnie sacza szampana z barylek i rycza jedno do drugiego.Mowie Tylerowi, ze w zeszlym tygodniu, kiedy bawili sie tu na przyjeciu bozonarodzeniowym prawnicy z Empire State Lawyers, doprowadzilem swojego do wzwodu i zanurzylem go kolejno w kazdej miseczce z pomaranczowym musem. Tyler na to, ze w zeszlym tygodniu zatrzymal winde miedzy pietrami i napierdzial na caly wozek boccone dolce dla Ligi Juniorow, ktora zebrala sie tu na podwieczorek. Tyler wie, jak bezy absorbuja wszelkie zapachy. Slyszymy z karaluszego poziomu dzwieki harfy, na ktorej harfista niewolnik przygrywa tytanom, i widzimy, jak ci unosza do ust kawaly cieleciny i odgryzaja kesy wielkosci prosiaka, a w kazdych ustach wyszczerzone Stonehenge w kolorze kosci sloniowej. Mowie do Tylera, zeby sie sprezal. - Nie moge - steka Tyler. Jesli zupa ostygnie, odesla ja z powrotem do kuchni. Olbrzymi potrafia odeslac cos z powrotem do kuchni bez zadnej racjonalnej przyczyny. Po prostu lubia patrzec, jak ganiasz w te i we wte za ich pieniadze. Wiedza, ze przy okazji takich jak ta kolacji, takich bankietow, napiwek jest juz wliczony do rachunku, i traktuja cie jak smiecia. A my bynajmniej nie odwozimy niczego z powrotem do kuchni. Wymieszamy troche pommes parisienne i asperges hollandaise na talerzu, serwujemy to komus innemu, i wszystko gra. Wodospad Niagara, mowie. Rzeka Nil. W szkole wszyscy wierzylismy, ze jesli wsadzic spiacemu reke do miski z ciepla woda, to zmoczy sie w lozko. - Ooo - wzdycha Tyler. -O, tak - postekuje za mna Tyler. - O, idzie, iiidzie. O, taak. Taaak. 85 W glebi korytarza, w na wpol otwartych drzwiach sali bankietowej migaja zlote, czarne i czerwone spodnice, dlugie j a k pozlocista aksamitna kurtyna w starym Broadway Theatre. Od czasu do czasu przemyka tamtedy para cadillacow sedanow z czarnej skory, ze sznurowadlami w miejscu, gdzie powinny sie znajdowac przednie szyby. Kazda z tych limuzyn wiezie na dachu strzelisty srodmiejski biurowiec z parterem przepasanym czerwona szarfa skarpetki. Tylko bez przesady, upominam Tylera. Zeszlismy z Tylerem do podziemia i stalismy sie partyzan-tami-teiTorystami sektora uslug. Sabotazystami wieczornych bankietow. Hotel swiadczy uslugi cateringowe i kazdemu, kto chce urzadzic wieczorny bankiet, oferuje potrawy i w i n o, i z a -stawe, i szklo, i kelnerow. Wszystko to wliczone w jeden rachunek. A poniewaz klienci wiedza, ze nie mozesz ich za-szantazowac napiwkiem, jestes dla nich karaluchem. Tyler obslugiwal raz pewne takie przyjecie. To wtedy Tyler stal sie zbuntowanym kelnerem. Na tym pierwszym wieczornym bankiecie Tyler serwowal danie rybne w domu na stalowych nogach wbitych w zbocze wzgorza, domu, ktory zdaje sie szybowac nad miastem niczym bialoszklana chmura. W trakcie dania rybnego, kiedy Tyler zmywa talerze po daniu makaronowym, do kuchni wchodzi gospodyni. W reku trzyma karteczke, a reka trzesie sie jej tak, ze karteczka furkocze jak flaga na wietrze. Madam pyta przez zacisniete zeby, czy ktorys z kelnerow nie zauwazyl czasem kogos z gosci w korytarzyku prowadzacym do sypialnej czesci domu? Zwlaszcza jakies kobiety? Albo gospodarza?Tyler, Albert, Len i Jeny zmywaja w kuchni stosy talerzykow, a kucharz Leslie podlewa czosnkowym maslem karczochy nadziewane krewetkami i mielonym miesem. -Nam nie wolno wchodzic do tej czesci domu - mowi Tyler. 86 W e s z l i przez garaz. W s z y s t k o, c o w o l n o i m ogladac, t o garaz, kuchnia i jadalnia.Za zona wchodzi do kuchni gospodarz i wyjmuje jej z reki turkoczacy skrawek papieru. - Wszystko bedzie dobrze - mowi. -Jak ja teraz wyjde do tych ludzi - mowi Madam - skoro nie wiem, kto to zrobil? Gospodarz kladzie dlon na plecach bialej jedwabnej wieczorowej sukni zony, komponujacej sie idealnie z kolorystyka domu, i Madam prostuje sie, uspokaja. -To twoi goscie - mowi gospodarz. - A od tego przyjecia wiele zalezy. Wyglada to naprawde zabawnie, zupelnie jakby brzuchomow-ca ozywial swoja marionetke. Madam spoglada na meza, i gospodarz, wywierajac dlonia delikatny nacisk na plecy zony, popychaja z powrotem w kierunku jadalni. Karteczka opada na podloge i wahadlowe drzwi kuchenne, szus, szus, zamiataja karteczke pod nogi Tylera. - Co tam napisane? - pyta Albert. Len wychodzi, zeby posprzatac po daniu rybnym. Leslie wsuwa tace z nadziewanymi karczochami z powrotem do piecyka i pyta: - No, co tam napisane? Tyler, nie podnoszac karteczki z podlogi, spoglada na Les-liego. -Za moja sprawa w co najmniej jednym z mnostwa twoich flakonikow z eleganckimi pachnidlami znalazla sie pewna ilosc moczu. Albert sie usmiecha. - Naszczales jej do perfum? - Nie - mowi Tyler - ale ona tego nie wie. Przez cala reszte wieczoru na przyjeciu w tym podniebnym, bialoszklanym domu Tyler sprzatal talerzyki z nietknietymi 87 zimnymi karczochami, potem z cielecina z pommes duchesse potem z choufleur a la polonaise sprzed gospodyni, i z t u z i n razy napelnial jej kieliszek. Madam siedziala sztywno, p r z y p a t -rujac sie badawczo kazdemu ze swoich posilajacych sie gosci plci zenskiej. Az w koncu, w jakims momencie miedzy sprzatnieciem sorbetu a podaniem aprikot gateau, Madam zniknela ze swojego miejsca u szczytu stolu.Kiedy po wyjsciu gosci zmywali naczynia i ladowali sztucce i chinska porcelane z powrotem do hotelowej furgonetki, do kuchni wszedl gospodarz i poprosil Alberta, zeby pomogl mu przy czyms ciezkim. Leslie mowi, ze moze Tyler za daleko sie posunal. Tyler z p a s j a opowiada o wielorybach zabijanych, zeby m o z n a bylo w y p r o d u k o w a c te p e r f u m y, ktorych uncja warta j e s t w i e c e j niz uncja zlota. Wiekszosc ludzi nigdy nie widziala wieloryba. Leslie ma dwoje dzieci i mieszka przy autostradzie, a M a d a m gospodyni na te flakoniki stojace na polce w lazience wydala wiecej dolcow, niz my zarobimy przez rok. Wraca Albert, podchodzi do telefonu i wybiera numer 9-1-1. Albert zaslania dlonia mikrofon sluchawki i mowi, ze, kurde, Tyler nie powinien byl zostawiac tej karteczki. -No to powiedzcie kierownikowi-mowi Tyler. - N i e c h mnie wyleje. Nie ozenilem sie z ta gowniana robota. Wszyscy wbijaja wzrok w podloge. -Wywalenie z roboty - mowi Tyler - to najlepsze, co mogloby sie nam przytrafic. Bysmy przynajmniej przestali dreptac w miejscu i zrobili cos rozsadnego ze swoim zyciem. Albert mowi do sluchawki, ze potrzebna jest karetka, i p o d a j e adres. Czekajac przy telefonie na potwierdzenie przyjecia zgloszenia, Albert mowi, ze z gospodynia jest naprawde niedobrze, Albert musial ja wyciagac zza muszli klozetowej. Madam n i e dala sie tknac gospodarzowi, bo podejrzewa, ze to on nasikal jej do perfum. Madam zarzuca tez gospodarzowi, ze chcial ja doprowadzic do obledu, romansujac dzisiaj jawnie z jedna z obecnych na przyjeciu kobiet, i ze ona ma dosyc, serdecznie dosyc wszystkich tych ludzi, ktorych nazywaja swoimi przyjaciolmi. Gospodarz nie mogl sie do niej zblizyc, bo Madam, lezac w swojej bialej sukni za muszla klozetowa, wymachiwala utluczonym flakonikiem po perfumach i grozila, ze jesli tylko sprobuje ja tknac, poderznie mu gardlo. - Super - mowi Tyler. A Albert smierdzi. - Albert, slonko, alez ty smierdzisz - mowi Leslie. Albert na to, ze wychodzac z tej lazienki, trudno nie smierdziec. Posadzka uslana potluczonymi flakonikami po perfumach, w muszli klozetowej caly ich stos. Wygladaja jak lod, opowiada Albert, jak na tych najwykwintniejszych przyjeciach hotelowych, na ktorych kaza nam napelniac pisuary kruszonym lodem. W lazience smierdzi, pod stopami chrzeszcza krysztaly lodu, ktory nigdy sie nie stopi, Madam ma biala suknie w wilgotnych, zoltych zaciekach, i kiedy Albert pomaga jej wstac, Madam probuje dosiegnac gospodarza utluczonym flakonikiem, slizga sie na rozlanych perfumach i potluczonym szkle i laduje na dloniach. Placzac i krwawiac, zwija sie w klebek przy misce klozetowej. Skarzy sie, ze ja szczypie. -Och, jak szczypie, Walterze - zawodzi Madam. - Jak szczypie. A szczypie ja, bo w rozciecia na dloniach dostaly sie perfumy z zabitych wielorybow. Gospodarz podnosi Madam, Madam trzyma rece w gorze, zupelnie jakby sie modlila, z tym ze nie sklada dloni, a krew scieka jej po nadgarstkach, po diamentowej bransolecie, po przedramionach, az do lokci, skad skapuje na posadzke. - Wszystko bedzie dobrze, Nino - mowi gospodarz. 89 -Moje rece, Walterze - lka Madam. - Wszystko bedzie dobrze.-Kto mi to mogl zrobic? - jeczy Madam. - Kto az tak mnie nienawidzi? -Zechcialbys, z laski swojej, wezwac karetke? - zwraca sie gospodarz do Alberta. Byla to pierwsza akcja Tylera jako terrorysty sektora uslug. Kelnera partyzanta. Profanatora pracujacego za minimalna stawke. Tyler robil to juz od lat, ale twierdzi, ze wszystko jest zabawniejsze, jesli dziala sie w grupie. Kiedy Albert konczy swoja relacje, Tyler usmiecha sie i mowi: - Super. Teraz, w hotelu, w kabinie windy stojacej miedzy pietrem kuchennym i bankietowym, opowiadam Tylerowi, jak naki-chalem do pstraga w galarecie na zjezdzie dermatologow, i trzy osoby powiedzialy mi, ze pstrag byl za slony, a j e d n a, ze wysmienity. Tyler otrzasa malego nad waza z zupa i mowi, ze oproznil pecherz do sucha. Latwiej jest z tym w wypadku zup zimnych, ziemniaczano-cebulowych, albo kiedy kucharze przyrzadza naprawde swieze gazpacho. Jest to niemozliwe w wypadku tych zup cebulowych, na ktorych plywa krucha warstewka stopionego sera. Jesli zdarza mi sie tu jadac, tylko taka zupe zamawiam. Tylerowi i mnie konczyly sie pomysly. Doprawianie posilkow musi sie w koncu znudzic, staje sie niemal czescia obowiazkow sluzbowych. I pewnego razu obija mi sie o uszy, ze lekarze, prawnicy, czy kto tam, twierdza, iz wirusy zapalenia watroby potrafia przezyc szesc miesiecy na stall nierdzewnej. Nie ma sily, samo nasuwa ci sie pytanie, jak dlugo taki wirus przezylby na torcie biszkoptowym z bita smietana. Albo na pasztecie z lososia w ciescie. 90 Zapytalem z n a j o m e g o lekarza, gdzie moglibysmy zorganizowac t r o c h e t y c h w i r u s o w zapalenia Wszystko laduje na skladowisku odpadow medycznych, mowi. I smieje sie. Wszystko.Skladowisko odpadow medycznych kojarzy sie z samym dnem. Trzymajac palec na guziku windy, pytam Tylera, czy jest gotowy. Blizna na grzbiecie mojej dloni jest czerwonym, blyszczacym bablem, przypominajacym pare warg ulozonych dokladnie w ksztalt pocalunku Tylera. Jedna sekundka - mowi Tyler. Zupa pomidorowa musi byc wciaz goraca, bo pomarszczony organ, ktory Tyler upycha z powrotem w spodnie, jest sparzony na czerwono niczym olbrzymia krewetka. 11 Wyobrazmy sobie, ze jestesmy w Ameryce Poludniowej, w tej Czarownej Krainie, brodzimy w rzece i malenka rybka wplywa Tylerowi do cewki moczowej. Rybka ma na grzbiecie niewidoczne kolce, i po wplynieciu w Tylera najeza te kolce, mosci sobie gniazdko i przygotowuje sie do zlozenia jajeczek. Pod wieloma wzgledami nie byloby to jeszcze takie najgorsze w porownaniu z tym, jak spedzilismy sobotnia noc. - To, co zrobilismy z matka Marli - mowi Tyler - nie jest jeszcze takie najgorsze. Mowie mu, zeby sie zamknal.Tyler mowi, ze francuski rzad moglby n a s u m i e s c i c w podziemnym kompleksie pod Paryzem lecz przyuczeni technicy pozbawiliby nas powiek w ramach testowania toksycznosci olejku do opalania w aerozolu. -Takie rzeczy sie zdarzaja - mowi Tyler. - Czytaj gazety. Najgorsze, ze wiedzialem, jakie zamiary ma Tyler wobec matki Marli, ale po raz pierwszy od kiedy sie poznalismy, Tyler dysponowal wreszcie spora gotowka. Tyler robil prawdziwa kase. Przed swietami Bozego Narodzenia zadzwonili z Nord92 Strom's i zlozyli zamowienie na dwiescie lasek Tylerowego brazowego jak nieoczyszczony cukier mydla do twarzy. Przy sugerowanej cenie detalicznej, dwadziescia dolcow za laske, mielismy za co wypuscic sie w miasto w sobotni wieczor. Mielismy pieniadze na naprawienie nieszczelnej instalacji gazowej. Na dyskoteke. Gdyby nie trzeba sie bylo martwic o pieniadze, moglbym moze rzucic prace. Tyler nazywa siebie Firma Mydlarska z Paper Street. Ludzie mowia, ze to najlepsze mydlo, z jakim mieli do czynienia. -Byloby gorzej - mowi Tyler - gdybys niechcacy zjadl matke Marli. Z ustami pelnymi kurczaka z Kung Pao Chicken mamrocze, zeby sie, cholera, zamknal. Jest sobotni wieczor, siedzimy z Tylerem na przedniej kanapie impali rocznik 1968, stojacej na dwoch kapciach w pierwszym rzedzie na parkingu komisu uzywanych samochodow. Gawedzimy, popijamy p i w o z puszek, a prz rozmiarami bije na glowe niejedna sofe. Na tym odcinku bulwaru dziala mnostwo takich autokomisow nazywanych w branzy Rzechlaczkami. Kazdy samochod kosztuje tu gora dwiescie dolarow i za dnia w progu zbitych z dykty kantorkow stoja prowadzace interes podejrzane typki, palac dlugie, cienkie cygara. Oferowane tu gruchoty to pierwsze samochody, ktorymi rozbijaja sie malolaty ze szkol srednich: gremliny i pacery, mavericki i hornety, pinto, pickupy international harvester, nisko zawieszone camaro, dustery i impale. Samochody, ktore ludzie kochali, a potem porzucili. Zwierzeta w schronisku. Suknie druhen u Goodwilla. Z wgnieceniami, upstrzone szarymi, czerwonymi albo czarnymi plackami farby gruntujacej i grudami szpachli, ktorej nikomu nie chcialo sie zeszlifowac. Plastikowe drewno i plastikowa skora, i plastikowe chromy we wnetrzach. 93 Podejrzane typki nawet nie zamykaja na noc drzwiczek tych samochodow.Reflektory aut przejezdzajacych bulwarem podswietlaja cene wymalowana na wielkiej, profilowanej przedniej panoramicznej szybie impali. Ogladaj USA. Ta cena to dziewiecdziesiat osiem dolarow. Od wewnatrz wyglada to jak osiemdziesiat dziewiec centow. Zero, zero, przecinek, osiem, dziewiec. Ameryka prosi o telefon. Wiekszosc stojacych tu samochodow kosztuje okolo stu dolarow, a na bocznej szybie od strony kierowcy na wszystkich wisi karteczka z klauzula: BEZ GWARANCJI. Wybralismy impale, bo gdybysmy zostali z m u s z e n i do przespania sobotniej nocy w samochodzi siedzenia. Jemy chinszczyzne, bo nie mozemy wrocic do domu. Pozostaje nam albo sie tutaj przespac, albo przekomarowac do rana w jakiejs nocnej dyskotece. Nie chodzimy do dyskotek. Tyler mowi, ze muzyka, a zwlaszcza linia basu, jest tam tak glosna, ze zaburza mu biorytm. Kiedy ostatni raz bylismy w dyskotece, Tyler powiedzial, ze od glosnej muzyki dostaje zatwardzenia. Poniewaz jest tam tak glosno, ze nie mozna rozmawiac, wiec po paru drinkach kazdy ma wrazenie, ze znajduje sie w centrum uwagi, a przy tym jest kompletnie odciety od kontaktu z kimkolwiek. Jestes trupem w angielskiej powiesci detektywistycznej. Spimy dzisiaj w samochodzie, bo Marla przyszla do naszego domu i zagrozila, ze wezwie policje i kaze mnie aresztowac za ugotowanie jej matki, a potem Marla zaczela miotac sie po domu i wywrzaskiwac, ze jestem wampirem i kanibalem. Zostawilem ja, kiedy zabrala sie do rozrzucania kopniakami stosow ^Reader's Digest" i "National Geographic". Ogarnieta slepa furia, nie zauwazyla nawet, ze wyszedlem. Nie wyobrazam sobie jakos Marli dzwoniacej na policje po 94 tamtej przypadkowo-celowej probie odebrania sobie zycia xanaksem w Regent Hotel, ale Tyler uzn te noc poza domem. Tak na wszelki wypadek. Na wypadek gdyby Marla podpalila dom. Na wypadek gdyby Marla wyszla i wrocila z pistoletem. Na wypadek gdyby Marla byla wciaz w domu. Tak na wszelki wypadek. Probuje sie skupic: Tarcza ksiezyca Swa biela koi nerwy gwiazd ble, ble, ble, koniecSiedze w impali z p i w e m w reku, p a t r z e na s a m o c h o d y przejezdzajace b u l w a r e m, p r z e d s o b a m siedzenia przyszczypuje mi przez dzinsy posladki, a Tyler mowi: - Opowiedz mi jeszcze raz, co sie wlasciwie stalo. Przez kilka tygodni bylo mi obojetne, co zamierza Tyler. Pewnego razu poszedlem z Tylerem do placowki Western Union i bylem swiadkiem, jak wysyla do matki Marli telegram. OKROPNIE P O M A R S Z C Z O N A (stop) B L A G A M, POMOZ! (koniec) Tyler okazal urzedniczce karte biblioteczna Marli, podpisal sie imieniem Marla na blankiecie telegramu i wrzasnal, ze tak, czasami faceci tez miewaja na imie Marla, i zeby urzedniczka robila, co do niej nalezy. Kiedy wychodzilismy z Western Union, Tyler powiedzial, bym mu zaufal, jesli go kocham. Powiedzial, ze nie musze o niczym wiedziec, i zabral m n i e do G a r b o n c o ' s na m a l e co nieco. Przestraszyl mnie nie tyle ten telegram, ile fakt wspolnego posilku z Tylerem poza domem. Tyler nigdy, ale to nigdy nie placil za nic gotowka. Jesli potrzebne mu cos z ubrania, chodzi 95 po silowniach i hotelach i podaje sie za wlasciciela rzeczy, ktore bidzie tam zostawili i nie odebrali. To lepiej niz Maria ktora chodzi po pralniach publicznych, kradnie z suszarek dzinsy i sprzedaje je po dwanascie dolarow za pare w tych miejscach, gdzie skupuja uzywane dzinsy. Tyler n i g d y n i e j a d a l w restauracjach, a Marla nie byla pomarszBez zadnej widocznej przyczyny Tyler wyslal matce Marli pietnastofuntowe pudelko czekoladek. Tyler mowi mi w impali, ze ta sobotnia noc moglaby b y c o wiele gorsza, gdyby pojawil sie brazowy pajak pustelnik. Taki pajak przy ukaszeniu wstrzykuje ofierze nie tylko jad, ale tez trawienny enzym czy kwas, ktory rozpuszcza tkanke wokol miejsca ugryzienia, doslownie topi ci reke albo noge, albo twarz. Dzis wieczorem, kiedy to wszystko sie zaczelo, Tyler sie ukrywal. Marla pojawila sie w naszym domu. Uchyla bez pukania frontowe drzwi i krzyczy: - Puk, puk. Siedze w kuchni i czytam "Reader'a Digest". Jestem kompletnie zaskoczony. -Tyler! - wrzeszczy Marla. - Moge wejsc? Jestes w domu? Odkrzykuje, ze Tylera nie ma w domu. - Nie badz niegrzeczny! - krzyczy Maria. Wychodze jej na spotkanie. Marla stoi w sieni z paczka Federal Express w rekach i mowi: - Musze cos wlozyc do waszej lodowki. Drepcze za nia do kuchni, powtarzajac, ze nie. Nie. Nie. Nie. Nie dopuszcze, zeby zaczela trzymac w tym domu swoje smieci. 96 -Alez Robaczku - mowi Marla - w hotelu nie mam lodowki, a powiedziales, ze bede mogla.Nieprawda, niczego takiego nie powiedzialem. Tylko tego brakowalo, zeby Marla, znoszac po jednym swoje barachlo, w koncu na dobre sie tu wprowadzila. Marla stawia paczke Federal Express na kuchennym stole, rozdziera ja, wyciaga ze styropianowego pudelka cos bialego i potrzasa mi tym czyms przed nosem. -To nie zadne barachlo - mowi. - To moja matka, a wiec z szacunkiem. To cos, co Marla wyciagnela z paczki, to plastikowy woreczek sniadaniowy wypelniony biala substancja, taka sama jak ta, z ktorej Tyler wytopil loj na mydlo. -Byloby gorzej - mowi Tyler - gdybys niechcacy zjadl zawartosc ktoregos z tych woreczkow sniadaniowych. Gdybys, na przyklad, wstal kiedys w srodku nocy, wycisnal te biala packe, dosypal kalifornijskiej zupy cebulowej w proszku i zjadl, maczajac w tym frytki. Albo brokuly. Kiedy stalismy z Marla w kuchni, nade wszystko pragnalem odwiesc Marle od zamiaru otwierania lodowki. Spytalem, po co jej ta biala substancja? -Chce miec paryskie usta - odparla Marla. - W miare starzenia sie wargi zapadaja ci sie w glab ust. Zbieram kolagen na ich powiekszenie. M a m j u z w waszej l o d o w c e p r a w i e trzydziesci funtow k o l a g e n u. Zapytalem, jak duze chce miec te wargi? Marla odparla, ze najbardziej boi sie samej operacji. Mowie w impali Tylerowi, ze substancja z paczki Federal Express byla identyczna z ta, z ktorej wyprodukowalismy mydlo. 97 To wlasnie wtedy, stojac z Marla w kuchni, uswiadomilem Od kiedy silikon okazal sie niebezpieczny dla z d r o w i a, najpopularniejsza substancja do wygladzania z m a r s z c z e k, spulchniania cienkich warg i wypychania obwislych p o l i c z k o w s t a l sobie, co zrobil Tyler. sie kolagen. Zgodnie z wyjasnieniami Marli, wiekszosc kolagenu OKROPNIE POMARSZCZONA. otrzymuje sie niewielkim kosztem z wysterylizowanego i od-I domyslilem sie, w jakim celu wyslalismy matce Marli powiednio przetworzonego krowiego tluszczu, ale ten rodzaj slodycze. taniego kolagenu nie utrzyma sie dlugo w l u d z k i m c i e l e. Gdziekolwiek go wstrzyknac, dajmy na to w wargi, c i a l o go o d r z u c a 1 BLAGAM, POMOZ. i zaczyna wydalac. Po szesciu miesiacach znowu masz cienkie Mowie Marli, zeby lepiej nie zagladala do lodowki. wargi.Marla powiedziala, ze najlepszy rodzaj k o l a g e n u to t w o j wlasny tluszcz odessany z ud, przetworzony, oczyszczony i wstrzykniety z powrotem w wargi. Czy gdzie tam. Ten rodzaj kolagenu sie przyjmie. Substancja w naszej domowej lodowce stanowila swoisty fundusz powierniczy Marli. Jej mamusia, ilekroc wyhodowala nadmiar tluszczu, odciagala go sobie z ud i pakowala. M a r l a mowi, ze ten proces nazywa sie "zbieraniem". Jesli mamusia Marli nie potrzebuje kolagenu dla siebie, wysyla go w paczuszkach Marli. Marla nigdy nie ma na zbyciu wlasnego tluszczu, a jej mamusia jest zdania, ze lepszy juz rodzinny kolagen, niz gdyby Marla miala stosowac ten tani, krowi. Na policzku Tylera odbija sie u m i e s z c z o n y na s z y b i e a u t a napis: BEZ GWARANCJI, podswietlany przez latarnie uliczne przy bulwarze. -My nigdy nie jadamy czerwonego miesa - mowi mi w impali Tyler, i tlumaczy, ze tluszcz drobiowy sie nie nadaje, bo mydlo nie stwardnieje w laske. - Ta substancja - mowi Tyler - przynosi nam fortune. Dzieki kolagenowi oplacilismy juz czynsz. Mowie mu, ze powinien byl wtajemniczyc Marle. Teraz ona mysli, ze ja to zrobilem. -Zmydlanie - mowi Tyler - to reakcja chemiczna niezbedna do uzyskania dobrego mydla. Nie wywola jej tluszcz drobiowy ani jakikolwiek inny tluszcz z nadmierna zawartoscia soli. -Zastanow sie - ciagnie Tyler.-Mamy do zrealizowania duze zamowienie. Wiesz, co zrobimy? Wyslemy mamusi Marli transport czekoladek, a do tego moze jeszcze pare plackow owocowych. - Niby dlaczego? - fuka Marla. Ja nie wierze, ze taki numer jeszcze przejdzie. - P a j a k i - mowi Tyler - skladaja j a j a i l a r w y draza sobie tunele pod twoja skora. Ot, co m o z e ci s i e w z y c i u przytrafic. Te slowa sprawiaja, ze kurczak w c i e p l y m k r e m o w y m s o -sie zaczyna mi smakowac jak cos odessanego z ud matki Marli. Krotko mowiac, Marla zajrzala do lodowki. Fakt, nie zorientowala sie od razu i zaczela w niej grzebac. Probuje odciagnac Marle od lodowki i woreczek, ktory trzyma, wypada jej z rak, peka w zderzeniu z l i n o l e u m i o b o j e, z z o l a d k a m i podchodzacymi do gardla, s l i z g a m y sie na gestej bialej m a s i e. C h w y t a m 99 -Co robilaby w tej chwili Mariiyn M o n r o e, g d y b y jeszcze zyla? - zadaje mi pytanie. Mowie mu dobranoc.Z sufitu zwisa w strzepach obicie, a T y l e r o d p o w i a d a sam sobie: - Drapalaby paznokciami wieko swojej trumny 12 Szef staje tuz przy moim biurku, z tym swoim usmieszkiem na ustach - wargi zacisniete i rozciagniete w waska linie - kroczem niemal dotyka mojego lokcia. Podnosze na niego wzrok znad listu dotyczacego akcji bezplatnego usuwania wady fabrycznej, listu, ktory wlasnie ukladam. Te listy zawsze zaczynaja sie tak samo:"Stosownie do wymogu Ustawy o Bezpieczenstwie Uzytkowania Pojazdow Silnikowych powiadamiamy niniejszym, ze wykrylismy wade fabryczna...". W tym tygodniu podstawiam do wzoru dane i wychodzi mi, ze A razy B razy C rowna sie wiecej niz koszt bezplatnego usuniecia wady fabrycznej. W tym tygodniu chodzi o maly plastikowy zacisk mocujacy gumowe pioro do uchwytu wycieraczek przedniej szyby. Nie ma o czym mowic. Wada dotyczy zaledwie dwustu pojazdow. Koszty robocizny praktycznie zadne. W zeszlym tygodniu bylo bardziej typowo. W zeszlym tygodniu chodzilo o skorzana tapicerke, konserwowana znana teratogenna substancja, syntetycznym nirretem, czy czyms rownie nielegalnym, ale wciaz stosowanym w garbarniach Trzeciego Swiata. Dzialanie substancji bylo tak silne, ze moglo spowodo103 wac nieodwracalne uszkodzenie plodu u kazdej ciezarnej kobiety, ktora sie z nia zetknela. W zeszlym tygodniu nikt n i e zadzwonil do Departamentu Transportu. Nikt nie zazadal b e z -platnego usuniecia wady fabrycznej w swoim samochodzie. Wynik uzyskany z pomnozenia kosztu nowej skorzanej tapi-cerki przez koszt robocizny i przez koszty administracyjne przekraczal nasze zyski wypracowane w pierwszym kwartale. Gdyby nawet ktos kiedys odkryl nasza pomylke, to wyplacenie odszkodowan pograzonym w zalobie rodzinom kosztowaloby nas o wiele mniej niz wymiana skorzanej tapicerki w szesciu tysiacach pieciuset samochodach. Ale w tym tygodniu wszczynamy akcje bezplatnego usuwania wady fabrycznej. I w t y m tygodniu powraca bezsennosc. B e z -sennosc, i caly swiat postanawia przykucnac i wyproznic sie na moj grob. Szef jest w szarym krawacie, a wiec to pewnie wtorek. Szef podchodzi do mojego biurka, z kartka papieru, i p y t a, czy cos mi aby nie zginelo. Informuje mnie, ze ktos zostawil te kartke w kopiarce, i zaczyna czytac: - Pierwsza zasada fight clubu to nie mowic o fight clubie. Wodzi po kartce oczami od brzegu do brzegu i chichocze. - Druga zasada fight clubu to nie mowic o fight clubie. Slysze slowa Tylera, ktore padaja z ust mojego szefa, Pana Szefa, mezczyzny w srednim wieku, trzymajacego rodzinna fotografie na biurku i marzacego o wczesniejszej emeryturze oraz o spedzaniu zim na parkingu dla luksusowych przyczep kempingowych na jakiejs pustyni w Arizonie. Moj szef, facet paradujacy w wykrochmalonych koszulach i w kazdy w t o r e k po lunchu odwiedzajacy regularnie fryzjera, spoglada na mnie i mowi: - Mam nadzieje, ze to nie twoje. Jestem Slepa Furia Joego. Tyler prosil mnie, zebym przepisal mu na maszynie z a s a d y 104 fight clubu i odbil je w dziesieciu kopiach. Nie dziewieciu ani nie w jedenastu. W dziesieciu, mowi Tyler. Ale ja cierpie na bezsennosc, nie spalem juz chyba trzy noce z rzedu. To pewnie ten przepisany na maszynie oryginal. Zrobilem dziesiec kopii i zapomnialem o oryginale. Kopiarka blyska mi w oczy jak flesz paparazzi. Bezsennosc wszystko oddala, kopia kopii kopii. Nie jestes w stanie dotknac czegokolwiek i nic nie jest w stanie dotknac ciebie. Szef czyta dalej:-Trzecia zasada fight clubu stanowi, ze walczy sie jeden na jednego. Zaden z nas nie mruga nawet okiem. - Jedna walka naraz. Nie spie od trzech dni, chyba ze snie teraz. Szef potrzasa mi kartka przed nosem. Pyta, co to ma byc? Czy to jakas zabawa, ktora zajmuje sie w godzinach pracy? Dostaje pieniadze za pelne zaangazowanie, nie za marnowanie czasu na jakies idiotyczne gry wojenne. I nie placi mi sie za wykorzystywanie kopiarek do prywatnych celow. Co to ma byc? Potrzasa mi kartka przed nosem. Pyta, co ja na to, co on powinien zrobic z pracownikiem, ktory w godzinach p r a c y buja sobie w oblokach? Co ja b y m z r o b i l na j e g o miejscu? Co ja bym zrobil? Dziura w policzku, granatowe opuchlizny pod oczami i wezbrana czerwona blizna po pocalunku Tylera na grzbiecie dloni, kopia kopii kopii. Spekulacja. Po co Tylerowi tych dziesiec kopii zasad fight clubu? Hinduska swieta krowa. Mowie szefowi, ze na jego miejscu dobrze bym sie zastanowil, zanim powiedzialbym komus o tej kartce. Mowie mu, ze moim zdaniem napisal to jakis niebezpieczny, niezrownowazony psychicznie morderca i ze prawdopodobnie 105 temu skonczonemu schizofrenikowi moze w kazdej chwili odbic w godzinach pracy i zacznie sie przekradac z pokoju do pokoju z polautomatycznym karabinkiem Armalite AR-180. Szef patrzy na mnie bez slowa.Facet, ciagne, co wieczor siedzi pewnie w domu z m a l y m pilniczkiem i n a c i n a krzyzyki na czubku kazdego pocisku. W t e n sposob, kiedy pewnego dnia zjawi sie w pracy i wygarnie do swojego upierdliwego, nieudolnego, slamazarnego, skamlacego, lizusowatego, dupowatego szefa, pocisk, wchodzac w cialo, peknie wzdluz nacietych pilnikiem rowkow i rozpadnie sie j a k zakwitajaca kulka dum-dum, szatkujac pelne cuchnacej zawartosci bebechy albo przetracajac kregoslup. Wyobrazcie sobie czakre trzewi, otwierajaca sie w zwolnionej eksplozji przypominajacego kielbase jelita cienkiego. Szef zabiera kartke sprzed mojego nosa. Mowie mu, zeby czytal dalej. Mowie mu, ze to naprawde brzmi fascynujaco. To dzielo jakiegos chorego umyslu. I usmiecham sie. Krawedzie malej, przypominajacej o d b y t dziurki w moim policzku sa granatowe niczym dziasla p s a. Skora o b c i a g a j a c a mi opuchlizny pod oczami blyszczy j a k polakierowana. Szef patrzy na mnie bez slowa. Proponuje, ze mu pomoge. Mowie, ze czwarta zasada fight clubu stanowi, ze toczona jest tylko jedna walka naraz. Szef spoglada na kartke z zasadami, a potem na mnie. Mowie, ze piata zasada stanowi, ze walczy sie bez koszul i bez butow. Szef spoglada na kartke z zasadami, a potem na mnie. Mowie, ze ten kompletny porabaniec uzylby moze karabinu Eagle Apache, bo apache ma magazynek na trzydziesci n a b o j o w i wazy tylko dziewiec funtow. W magazynku armalite m i e s c i 106 sie tylko piec nabojow. Majac trzydziesci pociskow, nasz kompletnie porabany bohater moglby pojsc na calosc i rozwalic wszystkich wiceprezesow, a i tak zostaloby mu jeszcze po kulce na kazdego dyrektora. Mowie jak Tyler. A taki byl ze mnie sympatyczny gosc. Patrze na szefa. Szef ma niebieskie, chabrowoniebieskie oczy.Polautomatyczny karabinek J and R 68 tez ma trzydziesto-nabojowy magazynek, a wazy zaledwie siedem funtow. Szef patrzy na mnie bez slowa. Mowie, ze to straszne. Ze to prawdopodobnie ktos, kogo on zna od lat. Prawdopodobnie facet wie o nim wszystko, gdzie mieszka, gdzie pracuje jego zona i do ktorej szkoly chodza dzieci. To staje sie meczace i nagle, nie wiedziec czemu, bardzo, bardzo nudne. Po co temu Tylerowi dziesiec kopii zasad fight clubu? Nie musze wspominac, ze wiem o skorzanych tapicerkach, ktore powoduja deformacje plodu. Wiem o wybrakowanych okladzinach szczek hamulca, ktore prezentuja sie na tyle dobrze, by zmylic nabywce, ale scieraja sie po dwoch tysiacach mil. Wiem o reostacie w instalacji klimatyzacyjnej, ktory nagrzewa sie do takiej temperatury, ze w zetknieciu z nim staja w ogniu mapy przechowywane w schowku w desce rozdzielczej. Wiem, ile osob spalilo sie zywcem na skutek cofniecia sie plomienia we wtryskiwaczu paliwa. Widzialem ludzi z nogami obcietymi w kolanach przez urwane lopatki wybuchajacej tur-bodoladowarki, przebijajace plyte podlogowa i wpadajace do kabiny pasazerskiej. W czasie moich delegacji widywalem spalone samochody i protokoly, w ktorych w rubryce PRZYCZYNA AWARII wpisano "nieznana". Mowie, ze nie, ta kartka nie nalezy do mnie. Biore kartke w dwa palce i wyrywam mu ja z reki. Krawedz musiala przeciac 107 mu kciuk, bo podrywa dlon do ust i ssie zawziecie, wybaluszajac oczy. Zgniatam kartke w kulke i wrzucam ja do kosza na smieci, stojacego obok mojego biurka.Mowie szefowi, zeby moze nie znosil mi wszystkich strzepow makulatury, jakie znajdzie. W niedzielny wieczor ide na spotkanie Wspolnoty Bylych Mezczyzn i zastaje podziemna salke kosciola episkopalnego pod wezwaniem Swietej Trojcy prawie pusta. Jest tam tylko Wielki Bob. Wchodze, powloczac nogami, kazdy miesien mam obolaly, ale serce wciaz mi wali, a w glowie galopada mysli. To bezsennosc. Przez cala noc sluchasz wlasnych mysli. Przez cala noc myslisz: Czy ja spie? Czy spalem? Opinane krotkimi rekawkami T-shirta bicepsy Wielkiego Boba, te lsniace sploty twardych miesni, sa o b e l g a dla m e g o oplakanego stanu. Wielki Bob usmiecha sie, jest szczesliwy, ze mnie widzi. Myslal, ze nie zyje. Mowie, co to za zycie. - Wiesz - mowi Wielki Bob - mam dobre wiesci. Gdzie wszyscy? -To wlasnie te dobre w i e s c i - m o w i Wielki B o b. - G r u p a sie rozwiazala. Przychodze tu tylko po to, zeby informowac chlopakow, gdyby ktorys zajrzal. Opadam z zamknietymi oczami na jedna z sof z odzysku, o obiciach w krate. - Powstala nowa grupa - mowi W i e l k i B o b - a l e pierwsza zasada tej grupy to nie mowic o n i e j. O, cholera. Otwieram oczy. Kurwa. -Ta nowa grupa nazywa sie fight club - mowi Wielki Bob - i spotyka sie co piatek w zamknietym garazu po drugiej 108 stronie miasta. W czwartkowe wieczory, w troche blizszym garazu, ma swoje spotkania inny fight club. Nie znam zadnego z tych miejsc.-Pierwsza zasada fight clubu - mowi Wielki Bob - to nie mowic o fight clubie. W srodowe, czwartkowe i piatkowe wieczory Tyler pracuje jako kinooperator, W zeszlym tygodniu widzialem jego pasek od wyplaty. -Druga zasada fight clubu - mowi Wielki Bob - to nie mowic o fight clubie. W sobotnie wieczory Tyler chodzi na spotkania fight clubu ze mna. - Walczy sie tylko jeden na jednego. W niedzielne poranki wracamy do domu poobijani i przesy piamy cale popoludnia. -Staczana jest tylko jedna walka naraz - mowi Wielki Bob. W niedzielne i poniedzialkowe wieczory Tyler pracuje jako kelner. - Walczy sie bez koszul i bez butow. We wtorkowe wieczory Tyler siedzi w domu, produkuje mydlo, zawija je w bibulke i rozsyla do klientow. Firma Mydlarska z Paper Street. -Walki - mowi Wielki Bob - trwaja do skutku. To zasady opracowane przez goscia, ktory wymyslil fight club. - Znasz go? - pyta Wielki Bob. -Bo ja go jeszcze na oczy nie widzialem - mowi Wielki Bob - ale gosciu nazywa sie Tyler Durden. Firma Mydlarska z Paper Street. Czy go znam? Mowie, ze nie wiem. Moze. 13 Wchodze do holu Regent Hotel. Marla czeka tam juz na mnie w samym szlafroku. Marla zadzwonila do m n i e do p r a c y i s p y -tala, czy moglbym sobie odpuscic silownie, biblioteke, pralnie, czy co tam mialem w planach po pracy, i wpasc do niej. Marla zadzwonila wlasnie do mnie, bo mnie nienawidzi. Nie wspomina slowem o swoim kolagenowym funduszu powierniczym.Pyta tylko, czy nie wyswiadczylbym j e j p r z y s l u g i. Przez c a l e dzisiejsze popoludnie Marla lezala w l o z k u. M a r l a zywi s i e posilkami, ktore firma Jedzenie Na Zamowienie dostarcza jej niezyjacym juz sasiadom; Marla odbiera te posilki, mowiac, ze sasiedzi spia. Tak czy owak, tego popoludnia Marla lezala s o b i e w lozku i czekala na dostawce z firmy Jedzenie Na Zamowienie; mial sie zjawic miedzy poludniem a druga. M a r l a od p a r u lat n i e ma ubezpieczenia zdrowotnego, a wiec przestala sprawdzac, a l e dzisiejszego ranka sprawdza i wyczuwa zgrubienie, a w e z l y chlonne pod pacha w poblizu tego zgrubienia sa twarde i zarazem wrazliwe na dotyk. Nie moze tego powiedziec nikomu, kogo kocha, bo nie chce tych osob straszyc, a nie stac jej na lekarza, zwlaszcza gdyby sie okazalo, ze to n i c t a k i e g o, m u s i jednak z kims porozmawiac i ktos musi rzucic na to okiem. 110 Brazowe oczy Marli maja kolor oczu zwierzecia, ktore podgrzano w piecu i wrzucono do zimnej wody. O takich oczach mowia wulkanizowane, galwanizowane albo hartowane.Marla mowi, ze wybaczy mi ten kolagenowy numer, jesli pomoge jej sprawdzic. Domyslam sie, ze nie zadzwonila do Tylera, bo nie chciala go straszyc. Ja figuruje w j e j k a l e n d a r z y k u j a k o osoba neutralna, dluznik. Wchodzimy na gore do jej pokoju i Marla opowiada mi, jak to w naturze nie widuje sie starych zwierzat, bo umieraja, kiedy tylko zaczynaja sie starzec. Jesli zapadaja na jakas chorobe albo traca sprawnosc, zabija je jakies silniejsze zwierze. Starosc nie jest zwierzetom pisana. Marla kladzie sie na lozku, rozwiazuje pasek szlafroka i mowi, ze nasza kultura uczynila ze smierci cos zlego. A stare zwierzeta to nienaturalne wyjatki. Dziwolagi. Opowiadam zlanej zimnym potem Marli, jak raz, w college'u, wyskoczyla mi kurzajka. Wyskoczyla mi na penisie, ale ja mowie na kutasie. Poszedlem do kliniki uniwersyteckiej, zeby mi ja usuneli. Te kurzajke. Pozniej powiedzialem ojcu. Po roku. Tato parsknal smiechem i stwierdzil, ze glupio zrobilem, bo takie kurzajki to naturalne cipkolechtaczki. Kobiety je uwielbiaja i Bog zrobil mi prezent. Klecze przy lozku Marli i wciaz zimnymi z dworu palcami obmacuje kawalek po kawalku chlodna skore Marli, przyszczy-pujac ja co cal, a Marla mowi, ze od tych kurzajek bedacych jakoby darowanymi przez Boga cipkolechtaczkami kobiety dostaja raka szyjki macicy. I siedzialem tak na plachcie papieru w gabinecie lekarskim kliniki uniwersyteckiej, student medycyny spryskiwal mi kutasa cieklym azotem z pojemniczka, a osmioro studentow medycyny stalo i patrzylo. Tak konczysz, jesli nie masz ubezpieczenia 111 zdrowotnego. Z tym ze oni Me nazywaja go kutasem, nazywaja go penisem, ale, abstrahujac od nazwy, spryskiwanie go cieklym azotem boli tak samo, jak polewanie zracym lugiem.Marla peka ze smiechu, momentalnie jednak powaznieje, kiedy moje palce sie zatrzymuja. Tak jakby cos wymacaly. Marla wstrzymuje oddech, zoladek wibruje jej jak beben, a serce jest niczym piesc walaca od spodu w napieta skore tego bebna. Ale to falszywy alarm, przestalem macac, bo mowie, a przestalem mowic, bo dotarlo do mnie, ze noga zadnego z n a s nie postala jeszcze w sypialni Marli. Siedzialem wiec przed l a t y w gabinecie lekarskim kliniki uniwersyteckiej na rozmoklym papierze, z kutasem na wierzchu, przypalany cieklym azotem, i w pewnej chwili jeden ze studentow medycyny spojrzal na moje bose stopy i w dwoch susach wypadl z gabinetu. Wrocil z trzema prawdziwymi lekarzami, i ci prawdziwi lekarze odepchneli lokciami studenta z pojemnikie Jeden z tych prawdziwych lekarzy chwycil m n i e za b o s a stope, uniosl ja i podstawil pod nos p o z o s t a l e j d w o j c e prawdziwych lekarzy. Wszyscy trzej z a c z e l i ja i fotografowac polaroidem. Zupelnie jakby reszta mojej osoby, rozebrana do polowy, z na wpol zamrozonym darem Boga, n i e istniala. Byla tylko stopa. Studenci medycyny zbili sie wokol mnie, zeby popatrzec. -Od jak dawna - spytal lekarz - ma pan te czerwona wybroczyne na stopie? Lekarz mial na mysli moje znamie. Na prawej stopie mam od urodzenia znamie, o ktorym moj ojciec mowi zartem, ze wyglada jak ciemnoczerwona Australia z mala Nowa Zelandia tuz obok. Tak tez im powiedzialem i wyraznie glupio im sie zrobilo. Kutas mi odmarzal. Z gabinetu zmyli sie wszyscy procz studenta z pojemnikiem. Odnosilem wrazenie, ze on tez by najchetniej dal noge. Byl taki rozczarowany, ze biorac m o j e g o k u t a s a w d w a palce i ciagnac go ku sobie, odwracal wzrok- Z p o j e m n i k a na t o, 112 co pozostalo z mojej kurzajki, trysnela waska struzka. Ach, co za uczucie. Nawet gdybys zamknal oczy i wyobrazil sobie, ze twoj kutas jest sto mil od ciebie, i tak by bolalo.Marla spoglada z gory na moja dlon i na blizne po pocalunku Tylera. Powiedzialem do studenta medycyny, ze najwyrazniej rzadko widuja tutaj znamiona. Nie o to chodzi. Student powiedzial mi, ze wszyscy wzieli to znamie za nowotwor. Ostatnio pojawil sie nowy rodzaj nowotworu, atakujacy mlodych mezczyzn. Budzisz sie z czerwona plamka na stopie albo na kostce. Ta plamka, zamiast zniknac, rozlewa sie na cale cialo i umierasz. Student powiedzial mi, ze lekarze i reszta tak sie podniecili, bo mysleli, ze maja do czynienia z tym nowym rodzajem nowotworu. Niewielu jeszcze na to choruje, ale przypadkow jest coraz wiecej. Bylo to wiele, wiele lat temu. Mowie Marli, ze z nowotworami tak juz jest. Zawsze beda sie zdarzaly bledne diagnozy i moze lepiej nie zapominac o reszcie organizmu, kiedy wydaje nam sie, ze cos jest nie tak z jednym malym fragmencikiem naszego ciala. - Wydaje sie - prycha Marla. Student z azotem skonczyl i powiedzial mi, ze za pare dni kurzajka odpadnie. Na rozmoklym papierze, obok mojego golego tylka, lezalo zdjecie mojej bosej stopy, ktorego nikt nie chcial. Spytalem, czy moge je sobie wziac. Do dzisiaj mam to zdjecie w swoim pokoju. Tkwi w rogu lustra, zatkniete za rame. Czeszac sie co rano przed wyjsciem do pracy, w s p o m i n a m, j a k to kiedys przez dziesiec minut mialem raka, nawet cos gorszego niz raka. Mowie Marli, ze w to Swieto Dziekczynienia po raz pierwszy nie wybralismy sie z dziadkiem na lyzwy, chociaz lod byl gruby na szesc cali. Babcia chodzila zawsze z tymi malymi, okraglymi 113 plastrami na czole i na ramionach, naklejonymi w miejscach, gdzie pieprzyki, ktore miala od urodzenia, tracily swoj normalny wyglad. Gdy sie powiekszaly i strzepily na krawedziach lub zmienialy kolor z brazowego na granatowy albo czarny.Kiedy babka wychodzila ostatnio ze szpitala, dziadek dzwigal jej walizke, a ta byla taka ciezka, ze dziadek skarzyl sie, ze go znosi na jedna strone. Moja francusko-kanadyjska babka byla tak wstydliwa, ze nigdy nie pokazala sie publicznie w kostiumie kapielowym, a zamykajac sie w lazience, zawsze puszczala wode, zeby zagluszyc wszelkie odglosy, jakie mogla tam wydac. I wychodzac ze szpitala Naszej Pani z Lourd po amputacji jednej piersi, mowi do dziadka: "I kto tu mowi, ze go znosi?". Dla mojego dziadka jest to kwintesencja wszystkiego, mojej babki, raka, ich malzenstwa, calego zycia. Smieje sie, ilekroc mi o tym opowiada. Marla sie nie smieje. Chce ja rozsmieszyc, rozruszac. Sprawic, zeby puscila w niepamiec ten kolagen. Chce powiedziec Marli, ze nie mam czego szukac. Jesli nawet wymacala sobie cos rano, to byla to pomylka. Znamie. Marla ma na grzbiecie dloni blizne po pocalunku Tylera. Chce rozsmieszyc Marle, nie mowie jej w i e c, j a k ostatni r a z obejmowalem Chloe, Chloe bez wlosow, przypominajaca szkielet umaczany w zoltym wosku, z jedwabna chustka na lysej glowie. Tulilem wtedy Chloe po raz ostatni. Potem odeszla na zawsze. Powiedzialem jej, ze wyglada j a k pirat, a ona s i e rozesmiala. Co do mnie, to na plazy s i a d a m z a w s z e z n o g a podwinieta pod siebie. Z powodu tej Australii i Nowej Zelandii. Albo trzymam ja zagrzebana w piasku. Boje sie, ze ludzie zobacza moja stope i zaczne dla nich umierac. Nowotwor, ktorego nie mam, jest teraz wszedzie. Nie mowie tego Marli. Jest mnostwo rzeczy, ktorych nie c h c e m y w i e d z i e c o l u d z i a c h nam bliskich, kochanych. Zeby ja rozruszac, rozsmieszyc, opowiadam Marli o kobiecie, 114 6 a napisala kiedys do Kochanej Abby. Kobieta ta wyszla za maz za przystojnego i dobrze prosperujacego przedsiebiorce porzebowego, i ten w noc poslubna kazal jej sie moczyc w wannie z lodowata woda dopoty, dopoki jej skora nie stala sie w dotyku zimna jak lod, a potem kazal jej lezec na lozku w zupelnym bezruchu i odbyl stosunek z jej zimnym, bezwladnym cialem.Najzabawniejsze jest to, ze dla tej kobiety byl to pierwszy raz. I spolkowala potem z mezem w ten sam sposob przez kolejne dziesiec lat malzenstwa, a teraz pisze do Kochanej Abby i pyta, czy to czasem, zdaniem Abby, o czyms nie swiadczy. 14 Grupy wsparcia lubilem dlatego, ze ludzie, kiedy mysla, ze umierasz, poswiecaja ci cala swoja uwage.Kiedy mysla, ze byc moze widza cie po raz ostatni, widza c i e naprawde. Wszystko inne, debet na koncie, przeboje radiowe zaniedbane wlosy, schodzi na dalszy plan. Sciagasz na siebie cala ich uwage. Ludzie cie sluchaja zamiast, jak to zazwyczaj bywa, czekac na swoja kolej do zabrania glosu. A kiedy sie juz odzywaja, to nie po to, by opowiadac ci glodne kawalki. Kiedy na grupach wsparcia z kims rozmawiales, to cos we dwojke budowaliscie, a potem byliscie obaj, c z y oboje, inni niz na poczatku rozmowy. Marla zaczela chodzic na spotkania g r u p w s p a r c i a po w y -kryciu u siebie pierwszego guza. Nazajutrz po wykryciu drugiego Marla wkicala do kuchni na dwoch nogach wcisnietych w jedna nogawke rajstop i powiedziala: - Patrz, jestem syrena. -To nie to samo - powiedziala Marla - co usiasc tylem do przodu na muszli klozetowej i udawac, ze to motocykl. To autentyczny wypadek. 116 Marla wykryla u siebie pierwszego guza na krotko przed tym, jak poznalismy sie na spotkaniu Wspolnoty Bylych Mezczyzn, a teraz pojawil sie drugi guz.Trzeba wam wiedziec, ze Marla wciaz zyje. Marla powiedziala mi, ze jej filozofia zycia to swiadomosc, iz w kazdej chwili moze umrzec. Tragedia jej zycia jest to, ze ona nie moze. Po wykryciu drugiego guza Marla poszla do kliniki, gdzie pod trzema scianami poczekalni na plastikowych krzeselkach siedzialy przygarbione, przygnebione matki z malymi dziecmi na kolanach albo w postawionych na posadzce nosidelkach. Dzieci byly osowiale i mialy podkrazone oczy, wygladaly jak pomarancze albo banany, ktore psuja sie i kurcza, a matki wydrapywaly sobie z wlosow tumany lupiezu. Zeby w kazdej wychudzonej twarzy wydawaly sie nienaturalnie wielkie, nie bylo watpliwosci, ze to tylko kawalki kosci wystajace z dziasel po to, by rozdrabniac pokarm. Oto gdzie ladujesz, jesli nie masz ubezpieczenia zdrowotnego. Mnostwo beztroskich facetow, niewiele sie zastanawiajac, porobilo sobie dzieci, a teraz te dzieci sa chore, ich matki umieraja, a ojcowie juz nie zyja, i siedzac w mdlacym szpitalnym smrodzie szczyn i octu, sluchajac, jak pielegniarka wypytuje kazda z matek, od jak dawna jest chora, ile stracila na wadze i czy dziecko ma zyjacego ojca albo opiekuna, Marla powiedziala sobie: nie. Jesli ma umrzec, to nie chce o tym wiedziec. Marla wyszla ze szpitala, skrecila za rog, w Miejskiej Pralni ukradla z suszarki wszystkie dzinsy i sprzedala je handlarzowi za pietnascie dolcow od pary. Potem kupila sobie naprawde dobre rajstopy, takie, w ktorych nie leca oczka. -Nawet te dobre, w ktorych nie leca oczka - mowi Marla - mechaca sie. Nic nie jest wieczne. Wszystko sie rozpada. Marla zaczela chodzic na spotkania grup wsparcia, bo razniej 117 jej bylo w towarzystwie innych ludzkich srajtasm. K a z d e m u cos dolega. I na jakis czas lzej jej sie robilo na duszy.Marla podjela prace recepcjonistki w zakladzie pogrzebowym. Siedziala w foyer za biurkiem w swoich zmechaconych rajstopach, z zebranymi w konski ogon ciemnymi wlosami i z guzem na skazanej na zaglade piersi, i zalatwiala klientow, ktorzy postanowili zawczasu zadbac o swoj pochowek. Z s a l o n u z akcesoriami pogrzebowymi wychodzil czasami wielki t l u s t y mezczyzna, ale najczesciej tlusta kobieta z urna krematoryjna wielkosci podstawki pod jajko. -Prosze pani, niech pani sobie nie pochlebia - mowi Marla. - Do takiego malenstwa nie upchnelibysmy nawet popiolu z pani spalonej glowy. Prosze tam wrocic i wybrac u r n e wielkosci kuli do kregli. Serce Marli wygladalo jak moja twarz. Gowno i s m i e c i tego swiata. Postkonsumpcyjna ludzka srajtasma, ktorej p o -wtornym przetworzeniem nikt nie bedzie juz sobie zawracal glowy. Marla powiedziala mi, ze miedzy swoim pierwszym u d z i a l e m w spotkaniu grupy wsparcia a wizyta w klinice poznala mnostwo osob, ktore juz nie z y j a. Ci nieboszczycy w y d z w a n i a l i do n i e j wieczorami z tamtej strony. Dajmy na to siedzi w barze, b a r m a n wywoluje jej nazwisko, ona podchodzi do telefonu, a w sluchawce martwa cisza. W takich chwilach myslala, ze to juz samo dno. - W wieku dwudziestu czterech lat - mowi Marla - nie masz pojecia, jak nisko naprawde mozesz upasc, ale ja s z y b k o sie uczylam. Napelniajac po raz pierwszy urne krematoryjna, Marla nie nalozyla na twarz maski i kiedy potem wysmarkala nos, c h u s -teczka byla cala czarna od prochow pana Jakiegostam. Jesli w domu przy Paper Street odebralo sie telefon po pierwszym sygnale i w sluchawce panowala martwa c i s z a, 118 wiadomo bylo, ze to do Marli. Takie gluche telefony zdarzaly sie czesciej, niz myslicie.Do domu przy Paper Street zaczal wydzwaniac policyjny detektyw w sprawie wybuchu w moim mieszkaniu. Podczas pewnej takiej rozmowy trzymalem sluchawke przy jednym uchu, a Tyler stal tuz za mna i szeptal mi do drugiego. Detektyw spytal, czy znam kogos, kto potrafi spreparowac domowym sposobem dynamit. -Katastrofa to naturalny etap mojej ewolucji - wyszeptal Tyler - zmierzajacej ku tragedii i rozkladowi. Powiedzialem detektywowi, ze to lodowka spowodowala wybuch w moim mieszkaniu. -Przelamuje swoje przywiazanie do sily fizycznej i zadzy posiadania - wyszeptal Tyler - bo tylko niszczac samego siebie, jestem w stanie odkrywac coraz wieksza potege wlasnego ducha. Detektyw powiedzial, ze to byl dynamit. Znaleziono zanieczyszczenia, pozostalosci szczawianu amonowego i nadchloranu potasowego wskazujace, ze mogla to byc bomba domowej roboty, a bolec zatrzasku w drzwiach frontowych byl skruszony. Powiedzialem, ze bylem tej nocy w Waszyngtonie. Detektyw wyjasnil mi przez telefon, ze ktos przez dziurke do klucza napsikal freonem w aerozolu do wnetrza zatrzasku, a potem postukal w zatrzask zimnym dlutem i cylinder sie rozkruszyl. W taki sposob przestepcy kradna rowery. -Wyzwoliciel, ktory niszczy moja wlasnosc - mowil Tyler - walczy o zbawienie mej duszy. Nauczyciel, ktory usuwa z mojej drogi wszelka wlasnosc, uwolni mnie. Detektyw powiedzial, ze ten, kto podlozyl dynamit wlasnej roboty, mogl rownie dobrze odkrecic gaz i zdmuchnac plomyk w piecyku na wiele dni przed eksplozja. Gaz podzialal jako wyzwalacz. Trzeba bylo wielu dni, zeby grubiejaca warstwa 119 zbierajacego sie pod sufitem gazu dotarla do sprezarki u spodu lodowki, i iskrzacy silnik zainicjowal - Powiedz mu - wyszeptal Tyler - ze tak, ty to zrobiles. Ty to wszystko wysadziles w diably. On to w Mowie detektywowi, ze nie, wyjezdzajac z miasta nie zostawilem odkreconego gazu. Kocham zycie. Detektyw powiedzial, zebym nie opuszczal miasta. 15 Pan Jego Wysokosc, pan prezes oddzialu lokalnego oddzialu krajowego zjednoczonego zwiazku zawodowego kinooperatorow i niezaleznych wlascicieli kin siedzial oniemialy.Wokol i wewnatrz wszystkiego, co ten czlowiek uznawal za raz na zawsze przesadzone, narastalo cos strasznego. Nic nie jest wieczne. Wszystko sie rozpada. Wiem to, bo Tyler to wie. Tyler od trzech lat laczyl i dzielil tasmy filmowe dla sieci kin. Film transportowany jest w szesciu albo siedmiu malych szpulach zapakowanych do metalowej walizeczki. Zadaniem Tylera bylo laczenie tych m a l y c h szpul w j e d n a duza o srednicy pieciu stop, pasujaca do nowoczesnych samowciagajacych i przewijajacych projektorow. Przez te trzy lata, majac pod soba siedem kin po co najmniej trzy ekrany na kino, co tydzien nowa premiera, Tyler spreparowal setki kopii. Niestety liczba samowciagajacych i przewijajacych projektorow wzrastala i zwiazek nie potrzebowal juz Tylera. Pan prezes oddzialu musial wezwac Tylera na delikatna rozmowe. Praca byla nudna i kiepsko platna, tak wiec prezes zjednoczonego zwiazku zawodowego zjednoczonych kinooperato-121 row oraz niezaleznych i zjednoczonych wlascicieli kin powiedzial, ze oddzial wyswiadcza Tylerowi Durdenowi specjalna przysluge, robiac go dyplomatycznie w jajo. Niech nie traktuje tego jako wywalenie na bruk. Niech traktuje to jako redukcje etatow. -Doceniamy panski wklad w nasz sukces - mowi ten dupek, pan prezes oddzialu. Tyler odpowiada, ze nie ma sprawy, i usmiecha sie. D o p o k i zwiazek bedzie przysylal mu czek z wyplata, on bedzie t r z y m a l buzie na klodke. -Prosze to traktowac jako wczesniejsze odeslanie na eme ryture ze stosownymi swiadczeniami - powiedzial Tyler. Tyler spreparowal setki kopii. Filmy wracaly do dystrybutora. Filmy wracaly z powrotem na ekrany. Komedie. Dramaty. Musicale. Romanse. Filmy a k c j i. Wzbogacone o pojedyncza klatke z pornografia, wstawiana przez Tylera. Sodomia. Oral. Sadomasochizm. Tyler nie mial nic do stracenia. Tyler byl dla swiata pionkiem, kazdy jest smieciem. Mniej wiecej to samo Tyler kazal mi powiedziec k i e r o w -nikowi Pressman Hotel. Tyler mowil, ze w swojej drugiej pracy, w Pressman H o t e l, jest nikim. Nikogo tam nie obchodzilo, czy zyje, czy umarl, i on odwzajemnial ten brak zainteresowania. To wlasnie Tyler kazal mi powiedziec w gabinecie kierownika hotelu, pod k t o r e g o drzwiami siedzieli ochroniarze. Po wszystkim siedzielismy z Tylerem do poznej nocy i opowiadalismy sobie nawzajem, jak nas potraktowano. Tyler kazal mi pojsc na rozmowe z kierownikiem Pressman Hotel zaraz po tym, jak on wyjdzie ze zwiazku kinooperatorow. 122 Tyler i ja coraz bardziej przypominalismy identyczne blizniaki. Obaj mielismy popodbijane oczy pamiec i zapomniala, gdzie ma wrocic po zainkasowaniu uderzenia.Moje since pochodzily z fight clubu, Tylerowi gebe obtlukl prezes zwiazku zawodowego kinooperatorow. Kiedy Tyler wyczolgal sie z siedziby zwiazku zawodowego, ja pomaszerowalem na spotkanie z kierownikiem P Usiadlem w gabinecie kierownika Pressman Hotel. Jestem Slodka Zemsta Joego. Kierownik zapowiedzial mi na wstepie, ze mam trzy minuty. Wystarczylo mi trzydziesci sekund, by opowiedziec mu, jak s i k a l e m do zupy, j a k pierdzialem na kremowki, jak kichalem na duszona cykorie, oraz poinformowac, ze teraz chce, zeby hotel przysylal mi co tydzien czek wystawiony na rownowartosc moich srednich tygodniowych zarobkow plus napiwki. W zamian nie podejme zadnej innej pracy i nie udam sie do gazet ani do ludzi z wydzialu zdrowia z pelnym skruchy i lzawym wyznaniem. Te naglowki: "Sfrustrowany kelner przyznaje sie do zanieczyszczania posilkow". Powiedzialem, ze owszem, wiem, ze mogliby mnie wsadzic do wiezienia. Mogliby mnie tez powiesic i wyrwac mi jaja i wloczyc mnie po ulicach i obdzierac ze skory i polewac zracym lugiem, ale Pressman Hotel zyska sobie na zawsze watpliwa slawe hotelu, w ktorym najbogatsi tego swiata jedli szczyny. Z moich ust plyna slowa Tylera. A bylem kiedys takim sympatycznym facetem. Tyler rozesmial sie w siedzibie zwiazku zawodowego kino-)peratorow, kiedy prezes zwiazku zdzielil go piescia w twarz. 123 Ten jeden cios zdmuchnal Tylera z krzesla i Tyler smial sie5 siedzac na podlodze pod sciana.-No dalej - smial sie Tyler. - Nie mozesz mnie zabic, dumy pierdolo. Stluc na kwasne jablko owszem, ale nie zabic. Za duzo masz do stracenia. Ja nie mam nic. Ty masz wszystko. No dalej, wal w brzuch. Wyrznij mnie jeszcze raz w twarz. Wybij mi zeby, ale zadbaj, zeby te czeki przychodzily. Polam mi zebra, ale jedna tygodniowka do tylu, i ujawniam sprawe, a wtedy tobie i twojemu zakichanemu zwiazkowi wytoczy sprawe kazdy wlasciciel kina i kazdy dystrybutor filmow, i kazda mamusia, ktorej pociecha mogla widziec na " B a m b i m " czlonka w stanie wzwodu. -Wiem, jestem smieciem - powiedzial Tyler. - Jestem smieciem i gownem, i swirem dla ciebie i calego tego pieprzonego swiata - powiedzial Tyler prezesowi zwiazku zawodowego. - Nie obchodzi cie, gdzie mieszkam ani jak sie czuje, ani co jem, ani czym karmie swoje dzieciaki, ani czym place lekarzowi, kiedy zachoruje, i owszem, jestem glupi i znudzony, i slaby, ale wciaz za mnie odpowiadasz. Siedzialem w gabinecie kierownika Pressman Hotel ze swoimi fight clubowymi wargami, popekanymi na jakies dziesiec fragmentow. Przypominajaca odbyt dziura w moim policzku patrzyla na kierownika Pressman H o t e l. W s z y s t k o to b y l o d o s y c przekonujace. W zasadzie mowilem to samo, co Tyler, Pan prezes zwiazku zawodowego, mezczyzna postawny, o cielsku wielkim jak cadillac, wiekszym i s i l n i e j s z y m, niz b y l o 124 mu potrzebne, zwaliwszy Tylera ciosem piesci na podloge i stwierdziwszy, ze Tyler nie ma zamiaru sie bronic, kopnal Tylera z polobrotu w zebra, a Tyler sie smial. Kiedy Tyler zwinal sie w klebek, Jego Wysokosc wymierzyl mu kopniaka w nerki, ale Tyler wciaz sie smial.-Jeszcze raz - powiedzial Tyler. - Zobaczysz. Od razu poczujesz sie o wiele lepiej. Poczujesz sie wspaniale. Siedzac w gabinecie kierownika Pressman Hotel, zapytalem kierownika hotelu, czy moge skorzystac z jego telefonu, i wybralem numer dzialu lacznosci z czytelnikami pewnej gazety. Czujac na sobie wzrok kierownika, powiedzialem: Halo, w ramach protestu politycznego dopuscilem sie strasznej zbrodni przeciwko ludzkosci. Moj protest dotyczy wykorzystywania pracownikow sektora uslug. Gdybym poszedl do wiezienia, to nie jako pierwszy lepszy niezrownowazony czubek, sikajacy do zupy. Sprawa nabralaby wymiaru heroicznego. Kelner Robin Hood idol golodupcow. I rzecz nie ograniczylaby sie do jednego tylko hotelu i jednego kelnera. Kierownik Pressman Hotel wyjal mi delikatnie sluchawke z reki. Powiedzial, ze nie chce, zebym tu dalej pracowal, moj obecny wyglad na to nie pozwala. Stoje przed biurkiem kierownika i robie zdziwiona mine. A co powiesz na to? I bez drgniecia powieki, patrzac wciaz kierownikowi w oczy, wale sie z rozmachem piescia w nos pociety ledwie zabliznionymi szramami. Tryska swieza krew. Nie wiedziec czemu, przypomina mi sie noc, kiedy po raz pierwszy bilismy sie z Tylerem. Chce, zebys mnie z calych sil uderzyl. 125 Uderzenie nie jest takie znowu silne. Wale sie w nos po raz wtory. Wyglada niezle, ta krew i w ogole, ale dla jeszcze lepszego efektu zataczam sie na sciane i stracam z hukiem wiszacy na niej obraz.Potluczone szklo, rama, obraz przedstawiajacy kwiaty, krew, wszystko to leci z brzekiem i lomotem na podloge, a ja pajacuje dalej. Mam do tego smykalke. Krew plami dywan, a ja dramatycznym gestem wyciagam reke i zostawiajac krwawy odcisk dloni na krawedzi biurka kierownika hotelu, blagam go, zeby mi pomogl, ale zaraz zaczynam chichotac. Prosze mi pomoc, blagam. Prosze mnie juz nie bic. Osuwam sie na podloge i czolgam, rozmazujac swoja krew po dywanie. Pierwsze slowo, jakie cisnie mi sie na usta, to "blagam". Nie otwieram wiec ust. Potwor pelznie po pieknych bukietach i girlandach orientalnego dywanu. Goraca krew l e j e mi sie z nosa, wypelnia usta, splywa do gardla. Potwor czolga sie po dywanie, a klaczki i kurz lgna do jego zakrwawionych pazurow. Podpelza do kierownika Pressman Hotel, obejmuje oburacz jego noge w nogawce w jodelke i jeczy: Blagam. Jeczy. Blagam, i z tym "blagam" z jego ust wydobywa sie krwawy babel. Jeczy. A babel peka i leje sie krew. I wlasnie dzieki temu Tyler mogl potem organizowac spotkania fight clubu w kazdy wieczor tygodnia. Po tych wydarzeniach powstalo siedem fight clubow, pozniej ta liczba urosla do pietnastu, a jeszcze pozniej do dwudziestu trzech, i Tyler nie zamierzal na tym poprzestac. Pieniadze wciaz naplywaly. Blagam kierownika Pressman Hotel, zeby dal mi pieniadze. I znowu chichocze. 126 Blagam. I blagam, prosze mnie juz nie bic.Pan ma tyle, a ja nie mam nic. I zaczynam sie piac za jawionymi dlonmi po jodelkowych nogawkach kierownika Pressman Hotel, a ten odchyla sie z odraza, opiera dlonmi o parapet okna, szczerzy w grymasie obrzydzenia zeby Potwor obejmuje juz kierownika krwawymi lapami w pasie podciaga sie, przywiera do wykrochmalonej bialej koszuli' Chwytam kierownika zakrwawionymi dlonmi za nadgarstki Blagam. Usmiecham sie na tyle szeroko, na ile pozwalaja mi pokiereszowane usta. Wywiazuje sie szamotanina, kierownik krzyczy i probuje wyrwac rece z mojego uscisku, uciec od mojej krwi i mojego rozbitego nosa, brud lgnie do krwi, ktora obaj jestesmy wymazani, i wlasnie ten najlepszy moment wybieraja sobie na wkroczenie do akcji ochroniarze. 16 W dzisiejszej gazecie pisza, ze ktos wlamal sie do pomieszczen biurowych miedzy dziesiatym i pietnastym pietrem Hein Tower, wyszedl przez okno na zewnatrz, wymalowal usmiechnieta, wysoka na piec pieter gebe na poludniowej fasadzie budynku, a potem podlozyl ogien w oknach znajdujacych sie posrodku jednego i drugiego ogromnego oka, przez co te oczy plonely o swicie nad miastem jak zywe. Na z d j e c i u z pierwszej strony gazety geba przypomina r o z -gniewana dynie, japonskiego demona, smoka skapstwa, unoszacego sie na niebie, a dym jest jak brwi czarownicy albo r o g i diabla. Ludzie stali z zadartymi glowami i krzyczeli. Co to ma oznaczac? I k t o to zrobil? I chociaz pozary w koncu wygasly, to t w a r z pozostala i wygladala jeszcze straszniej. Puste oczy zdawaly sie obserwowac kazdego przechodzacego ulica, ale jednoczesnie byly martwe. O podobnych wypadkach gazety donosza coraz czesciej. Czytacie to naturalnie, i teraz chcielibyscie sie pewnie d o -wiedziec, czy to akcje przeprowadzane w ramach P r o j e k t u Feniks. W gazetach pisza, ze policja nie wpadla jeszcze na zaden 128 trop. Mlodziezowe gangi, kosmici, ktokolwiek to zrobil, zginalby smiercia tragiczna, spadajac razem z puszka czarnej farby w aerozolu z gzymsu albo urywajac sie z liny przerzuconej przez parapet.Czy to sprawka Komitetu Figli, czy moze raczej Komitetu Podpalen? Gigantyczna geba stanowila najprawdopodobniej prace domowa, zadana ktoremus z nich w zeszlym tygodniu. W tym tygodniu na spotkaniu Komitetu Prowokacji Tyler mowi, ze przeszkoli kazdego w zakresie strzelania z pistoletu. Pistolet to po prostu urzadzenie, ktorego przeznaczeniem jest koncentrowanie calej sily wybuchu w jednym kierunku. Na poprzednie spotkanie Komitetu Prowokacji Tyler przyniosl pistolet i zolte stronice z ksiazki telefonicznej. Doszlo do niego w piwnicy, w ktorej w sobotnie wieczory odbywaja sie spotkania fight clubu. Kazdy komitet spotyka sie w inny wieczor: Podpalenia spotykaja sie w poniedzialki. Prowokacje we wtorki. Figle spotykaja sie we srody. A Dezinformacja we czwartki. Zorganizowany Chaos. Biurokracja Anarchii. Rozumiecie. Grupy wsparcia. Cos w tym stylu. Tak wiec, we wtorkowy wieczor, propozycje akcji na nadchodzacy tydzien przedstawial Komitet Prowokacji. Tyler przeczytal te propozycje i zadal komitetowi prace domowa. Do spotkania w n a s t e p n y m tygodniu kazdy czlonek Komitetu Prowokacji musi stoczyc bojke, w ktorej nie wyjdzie na bohatera. Walki w fight clubie sie nie licza. To trudniejsze, nizby sie moglo wydawac. Czlowiek z ulicy zrobi wszystko, byle tylko uniknac walki. Pomysl polega na tym, zeby wytypowac jakiegos przypadkowego Joego z ulicy, goscia, po ktorym widac, ze nigdy z nikim 129 sie nie bil, i z w e r b o w a c go. Niech po raz pierwszy w z y c i u zakosztuje euforii zwyciestwa. Sprowokowac go, doprowadzic do szewskiej pasji. Dac mu sie stluc na kwasne jablko. Jakos to przebolejecie. Wygrywajac, dajecie plame.-Nasze zadanie, chlopaki - powiedzial Tyler k o m i t e -towi - to uswiadomic tym facetom, jaka sila wciaz w nich drzemie. To wstepna mowa zagrzewajaca. Wyglosiwszy ja, z a c z y n a kolejno rozprostowywac zlozone kartki papieru ze stojacego przed nim tekturowego pudelka. Na takich kartkach kazdy komitet zglasza swoje propozycje akcji na nadchodzacy t y d z i e n. Wpisuje sie akcje do dziennika komitetu. Wydziera te k a r t k e, sklada ja i wrzuca do pudelka. Tyler czyta propozycje i o d r z u c a wszystkie niewydarzone pomysly. Na miejsce kazdego odrzuconego pomyslu Tyler wklada do pudelka zlozona pusta kartke. Nastepnie kazdy czlonek komitetu losuje z pudelka jedna kartke. Tyler wyjasnil mi zasady tej procedury. Jesli k t o s wyciaga pusta kartke, to w danym tygodniu ma do odrobienia tylko swoja prace domowa. Jesli wyciagasz kartke z propozycja, to musisz isc w n a j b l i z -szy weekend na festiwal importowanego piwa i wdac s ie w awanture z jakims gosciem w chemicznej toalecie. Dostajesz dodatkowy punkt, jesli w wyniku tego zostaniesz poturbowany. Albo musisz isc na pokaz mody w atrium centrum handlowego i z galerii obrzucic widzow truskawkowym kisielem. Jesli dasz sie aresztowac, wylatujesz z Komitetu Prowokacji. Jesli sie rozesmiejesz, tez wylatujesz. N i k t nie wie, kto wyciagnal karteczke z propozycja, i n i k t, procz Tylera, nie wie, jak brzmialy wszystkie propozycje a n i tez ktore z nich zostaly przyjete do wykonania, a ktore powedrowaly do smieci. Jeszcze w tym samym tygodniu mozesz przeczytac w gazecie o niezidentyfikowanym mezczyznie, k t o r y 130 w samym centrum miasta wskoczyl na kolana kierowcy jaguara kabrioletu i wjechal samochodem w fontanne. I zaczynasz sie zastanawiac, c z y nie byla to aby zgloszona na spotkaniu komitetu propozycja, ktora sam mogles wylosowac? W nastepny wtorkowy wieczor bedziesz sie przygladal twarzom uczestnikow spotkania Komitetu Prowokacji, zgromadzonych w ciemnej, oswietlanej jedna tylko zarowka piwnicy fight clubu, i zachodzil w glowe, ktory to z nich utopil jaguara w fontannie.Kto wdrapal sie na dach muzeum sztuki i ostrzelal kulkami z farba zwiedzajacych dzial rzezby? Kto namalowal na Hein Tower gebe demona o plonacych slepiach? Widzisz oczyma wyobrazni, jak wieczorem, w trakcie akcji na Hein Tower, druzyna zlozona z prawnikow i ksiegowych, albo z goncow, zakrada sie potajemnie do pomieszczen biurowych, w ktorych przesiaduja za dnia. Moze sa troche pijani, choc to wbrew zasadom Projektu Feniks, i tam, gdzie moga, otwieraja sobie drzwi magnetycznymi kartami wstepu, a tam gdzie to niemozliwe, krusza cylindry zamkow freonem w aerozolu, a potem, pokladajac pelne zaufanie w kolegach trzymajacych liny, zwieszaja sie z parapetow, kolysza, obijaja o ceglana fasade biurowca, ryzykuja z y c i e w biurach, w ktorych kazdego dnia czuja, jak z kazda godzina zycie przecieka im przez palce. Nazajutrz ci sami referenci i m l o d s i ksiegowi, kolowaci troche z niewyspania, ale trzezwi, pod krawatami, stac beda z zadartymi glowami w s r o d tlumu g l a d k o u c z e s a n y c h urzednikow i sluchac, jak tlum spekuluje, kto tez mogl to zrobic, a policjanci wzywaja gapiow do natychmiastowego rozejscia sie, bo oto z zakopconych glebi obu rozbitych oczu pociekla woda, Tyler powiedzial mi w tajemnicy, ze na jedno spotkanie przypadaja co najwyzej cztery dobre propozycje, a wiec twoje szanse wyciagniecia kartki z konkretna propozycja zamiast pustej sa mniej wiecej jak cztery do dziesieciu. W sklad Komitetu Prowokacji wchodzi dwudziestu pieciu facetow, wliczajac w to Tylera. Kazdy dostaje do odrobienia prace domowa: przegrac bojke w miejscu publicznym; i kazdy z czlonkow bierze udzial w losowaniu propozycji. W tym tygodniu Tyler powiedzial im: - Idzcie w miasto i kupcie pistolet. Tyler dal jednemu z chlopakow zolte kartki z ksiazki telefonicznej i kazal mu wydrzec z nich jakas reklame. Potem przekazal ksiazke nastepnemu chlopakowi. Zaden z t y c h dwoch nie powinien kupowac ani strzelac w tym samym miejscu. -To - powiedzial Tyler, wyjmujac bron z kieszeni kurtk i - to jest pistolet i za dwa tygodnie kazdy z was powinien przyniesc na spotkanie pistolet mniej wiecej tej samej wiel kosci. -Lepiej placcie za nie gotowka-dodal. - Na nastepnym spotkaniu wszyscy przehandlujecie swoje pistolety i zglosicie na policje, ze pistolet, ktory kupiliscie, zostal wam skradziony. Nikt o nic nie pytal. Nie zadawac zadnych pytan to pierwsza zasada Projektu Feniks. Tyler puscil pistolet w koleczko. Pistolet byl ciezszy, n i z wygladal, zupelnie jakby wykonano go z czegos olbrzymiego, dajmy na to ze sprasowanej gory albo slonca. Chlopaki z komitetu brali go w dwa palce. Kazdego korcilo, zeby zapytac, c z y jest naladowany, ale druga zasada Projektu Feniks to nie zadawac zadnych pytan. Moze byl naladowany, moze nie. Moze zawsze powinnismy zakladac najgorsze. -Pistolet - powiedzial Tyler - to urzadzenie proste i perfekcyjne. Wystarczy pociagnac za spust. Trzecia zasada Projektu Feniks: zadnego migania sie. 132 -Spust - powiedzial Tyler - uruchamia kurek, kurek uderza w splonke i nastepuje eksplozja prochu. Czwarta zasada: zadnych klamstw.-Eksplozja prochu wypycha metalowy pocisk z otwartego konca luski, a lufa pistoletu nadaje wybuchajacemu prochowi i mknacemu pociskowi - mowil Tyler - okreslony kierunek. Mozna to porownac z wystrzeliwaniem czlowieka z armaty, rakiety balistycznej z silosu, spermy z penisa podczas wytrysku. Wymysliwszy Projekt Feniks, Tyler powiedzial, ze Projekt Feniks nie jest wymierzony przeciwko ludziom postronnym. Tylera nie obchodzilo, czy ludzie postronni ucierpia, czy nie. Celem bylo uswiadomienie kazdemu mezczyznie zwiazanemu z projektem, ze jest w stanie wplywac na bieg historii. Mozemy, kazdy z nas moze, zapanowac nad swiatem. Tyler wpadl na pomysl Projektu Feniks na spotkaniu fight clubu. Na jednym z wieczornych spotkan fight clubu wyzwalem nowicjusza. Tego sobotniego wieczoru na spotkanie fight clubu przyszedl po raz pierwszy mlodzieniec o anielskiej twarzy i wyzwalem go na pojedynek. Taka obowiazuje zasada. Jesli uczestniczysz w spotkaniu fight clubu po raz pierwszy, musisz walczyc. A wyzwalem go, bo znowu dopadla mnie bezsennosc i znajdowalem sie w podlym nastroju; mialem ochote zniszczyc cos pieknego. Poniewaz wieksza czesc mej twarzy nigdy nie ma czasu sie zagoic, moja fizjonomia pozostawia wiele do zyczenia. Szef zapytal mnie kiedys w pracy, co robie z ta dziura w policzku, ktora jakos sie nie goi. Odpowiedzialem mu, ze pijac kawe, zatykam ja sobie dwoma palcami, zeby zatamowac przeciek. Tamtego wieczoru na spotkaniu fight clubu rzucilem sie z furia na naszego nowicjusza i okladalem jego piekna anielska buzke najpierw jak kafarem koscistymi klykciami piesci, a kiedy poscieralem sobie klykcie o jego zeby, ktore poprzebijaly wargi, 133 napieta nasada piesci. W koncu dzieciak osunal mi sie bezwladnie w ramiona.Tyler powiedzial mi potem, ze nie widzial jeszcze, zebym cos tak kompletnie skasowal. Tamtego wieczoru Tyler zdal sobie sprawe, ze albo podniesie troche poprzeczke dla wstepujacych do fight clubu, albo bedzie musial zawiesic jego dzialalnosc. Nazajutrz przy sniadaniu Tyler powiedzial: - Wygladales jak furiat, jak psychol. Co cie naszlo? Odparlem, ze gowniano sie czuje i ze walka wcale nie poprawila mi nastroju. Ani troche mnie nie podrajcowala. M o z e to przesyt. Z czasem w czlowieku wyksztalca sie tolerancja na walke i kto wie, czy nie powinienem przerzucic sie na cos mocniejszego. I tamtego wlasnie ranka Tyler wpadl na pomysl zainicjowania Projektu Feniks. Tyler spytal mnie, z czym tak naprawde walcze. Tyler rozprawial czesto o ludzkiej mierzwie i niewolnikach historii, i ja wlasnie takim kims sie czulem. Pragnalem niszczyc wszystko, co piekne, a czego nigdy nie bedzie mi dane miec. Palic amazonskie lasy deszczowe. Wypuszczac w powietrze chmury freonu, by niszczyly warstwe ozonowa. Otwierac zawory spustowe supertankowcow i odczopowy-wac szyby naftowe na platformach wiertniczych. Pragnalem zabijac ryby, na ktorych jedzenie nigdy nie bedzie mnie stac, i zanieczyszczac francuskie plaze, ktorych nigdy nie zobacze. Pragnalem, by caly swiat siegnal dna. Tluklem wtedy tamtego dzieciaka, a tak naprawde, to pragnalem wpakowac kulke miedzy oczy kazdej zagrozonej wymarciem pandzie, ktora nie chce sie pieprzyc dla podtrzymania gatunku, kazdemu wielorybowi i delfinowi, ktory dal za wygrana i w akcie desperacji rzucil sie na plaze. 134 Nie uwazajcie tego za trzebienie. Uwazajcie to za redukcje populacji.Przez tysiace lat istoty ludzkie dewastowaly, zasmiecaly i zasrywaly te planete, a teraz historia oczekiwala ode mnie, ze po kazdym posprzatam. Musze plukac i zgniatac swoje puszki po zupie. I zajmowac sie kazda kropelka zuzytego oleju silnikowego. Musze placic rachunek za odpady nuklearne i zakopane zbiorniki na benzyne, i toksyczne scieki spuszczone do wody pokolenie przed moim przyjsciem na swiat. Trzymalem glowe pana aniolka pod pacha jak dynie albo futbolowke i walilem go w twarz piescia, walilem, dopoki zeby nie poprzebijaly mu warg. Potem walilem go w twarz lokciem dopoty, dopoki nie zwiotczal i nie osunal sie bezwladnie na posadzke u mych stop. Dopoki nie sczerniala mu obita skora na kosciach policzkowych. Pragnalem wdychac dym. Ptaki i dziczyzna to idiotyczny luksus, a wszystkie ryby powinny plywac wolno. Pragnalem spalic Luwr. Najchetniej rozwalilbym mlotem kowalskim w drobny mak Marmury Elgina i podtarl sobie tylek Mona Lisa. To teraz moj swiat. To moj swiat, moj, a tamci ludzie dawno nie zyja. To tamtego ranka Tyler wpadl na pomysl Projektu Feniks. Pragnalem uwolnic swiat od historii. Jedlismy sniadanie w domu przy Paper Street i Tyler powiedzial, zebym wyobrazil sobie siebie sadzacego rzodkiewki i ziemniaki przy pietnastym dolku jakiegos zapomnianego pola golfowego. Bedziesz podchodzil losia w lasach porastajacych wilgotne kaniony wokol ruin Rockefeller Center, zbieral malze w sasiedztwie szkieletu Space Needle, pochylonego pod katem czterdziestu pieciu stopni. Bedziemy malowali ogromne totemiczne 135 twarze i tiki* przeciwko zlym duchom na drapaczach chmur, a kazdego wieczoru niedobitki rodzaju ludzkiego beda sie wycofywaly do ogrodow zoologicznych i zamykaly tam w klatkach dla ochrony przed niedzwiedziami i wielkimi kotami, i wilkami, te zas, przechadzajac sie nocami tam i z powrotem przed klatkami, beda nas ogladaly z drugiej strony krat.-Wtorne przetwarzanie surowcow i ograniczenia predkosci to mydlenie oczu - powiedzial Tyler. - To tak jak rzucac palenie na lozu smierci. To Projekt Feniks ocali swiat. Kulturowa era lodowcowa. Przedwczesnie wywolany mroczny wiek. Projekt Feniks zmusi ludzkosc do zapadniecia w drzemke albo do remisji na t a k dlugo, az Ziemia sie zregeneruje. - Ty jestes za anarchia-mowi Tyler. - Ty to rozumiesz. Projekt Feniks, podobnie jak robi to z urzednikami i chlopcami na posylki fight club, doprowadzi cywilizacje do upadku, a wtedy bedziemy mogli przystapic do budowy nowego, lepszego swiata. -Wyobraz sobie - powiedzial Tyler - jak podchodzac losia, mijasz witryny domu towarowego i widzisz w nich smierdzace stojaki z pieknymi sukniami i frakami gnijacymi na wieszakach; jestes odziany w skory, ktore starcza ci do konca zycia, i wspinasz sie po grubych jak reka pnaczach kudzu, oplatajacych Sears Tower. Wdrapiesz sie jak Jas po lodydze fasoli na ociekajace wilgocia sklepienie lasu, i powietrze bedzie tak czyste, ze dojrzysz w dali malenkie postaci mlocace k u k u - rydze i ukladajace paski dziczyzny do wysuszenia na poboczu opuszczonej osmiopasmowej autostrady, ktora ciagnie sie t y - siace mil we wrzesniowym skwarze. Tyler powiedzial, ze celem Projektu Feniks jest zapoczatkowanie i doprowadzenie do konca procesu niszczenia cywilizacji. * Tiki - polinezyjski symbol sil nadprzyrodzonych (przyp. tlum.). 136 Jaki bedzie nastepny etap Projektu Feniks, nie wie nikt procz Tylera. Druga zasada to nie zada - Nie zaopatrujcie sie w zadna amunicje - powiedzial Tyler Komitetowi Napadow - Dzieki te Podpalenia. Prowokacje. Figle i Dezinformacja. Zadnych pytan. Zadnych pytan. Zadnego migania sie i zadnych klamstw. Piata zasada Projektu Feniks to ufac bezgranicznie Tylerowi. 17 Szef podchodzi do mojego b i u r k a z kolejna kartka p a p i e r u i kladzie ja przy moim lokciu. Nie n o s z e j u z krawata. S z e f j e s t w krawacie niebieskim, a wiec to pewnie czwartek. Drzwi do gabinetu szefa sa teraz zawsze zamkniete, i nie zamieniamy wiecej niz dwa slowa dziennie od czasu, kiedy szef z n a l a z l w kopiarce kartke z zasadami fight clubu, a ja, jak z w y k l e pajacujac, zasugerowalem, ze m o g l b y m go rozwalic s t r z a l e m z karabinu.Albo ze moglbym zadzwonic do wydzialu skarg Departamentu Transportu. Jest jeden taki wspornik przedniego fotela, ktory montuje sie w samochodach, c h o c n i g d y nie przeszedl p o m y s l n i e crashtestu. Jesli sie umie szukac, to w k a z d e j szafie mozna z n a l e z c trupa. Mowie szefowi dzien dobry. - Dzien dobry - odpowiada szef. Przy moim lokciu lezy kolejny tajny dokument tylko do mojej wiadomosci, o ktorego przepisanie na maszynie i s k o p i o -wanie poprosil mnie Tyler. Przed tygodniem Tyler mierzyl stopkami wymiary piwnicy w y n a j e t e g o d o m u przy Paper S t r e e t Piwnica ma szescdziesiat piec dlugosci buta od frontu do ty l o w 138 domu i czterdziesci dlugosci buta miedzy bocznymi scianami. Tyler myslal glosno. - Ile jest szesc razy siedem? - spytal mnie. Czterdziesci dwa. - A czterdziesci dwa razy trzy? Sto dwadziescia szesc. Tyler wreczyl mi kartke ze spisana recznie lista i poprosil, zebym przepisal ja na maszynie i zrobil siedemdziesiat dwie kopie. Po co az tyle?-Bo - powiedzial Tyler - tylu chlopakow moze spac w tej piwnicy, jesli polozymy ich na potrojnych lozkach piet rowych z demobilu. Spytalem, co z ich rzeczami? -Bedzie im potrzebne tylko to, co jest na tej liscie - odparl Tyler - a to wszystko powinno sie spokojnie zmiescic pod materacem. Naglowek listy, ktora szef znalazl w kopiarce nastawionej wciaz na wykonanie siedemdziesieciu dwoch kopii, brzmi nastepujaco: "Przyniesienie niezbednych akcesoriow nie gwarantuje jeszcze przyjecia na szkolenie, ale pod uwage nie bedzie brany zaden kandydat, ktory przyjdzie bez wyszczegolnionego ponizej ekwipunku plus dokladnie piecset dolarow w gotowce na pokrycie kosztow swojego pochowku". Tyler powiedzial mi, ze kremacja zwlok osoby niezamoznej kosztuje co najmniej trzysta dolarow i ta cena wciaz rosnie. Cialo kazdego, kto umiera, nie majac przynajmniej takiej sumy, przekazywane jest akademii medycznej i wykorzystywane na zajeciach z autopsji. Kazdy kursant musi zawsze nosic taka sume w bucie. W ten sposob, gdyby kiedys zginal, jego smierc nie obciazy budzetu Projektu Feniks. 139 Oprocz pieniedzy kandydat musi przyniesc ze soba nastepujacy ekwipunek: Dwie czarne koszule. Dwie pary czarnych spodni. Jedna pare ciezkich czarnych butow. Dwie pary czarnych skarpet i dwie pary majtek. Jedna gruba czarna kurtke. Wlicza sie w to odziez, ktora kandydat ma na sobie. Jeden bialy recznik. Jeden materac na prycze z demobilu. Jedna biala plastikowa miseczke.Zerkam na oryginal listy, przyniesiony przez szefa, i dziekuje szefowi, ktory stoi wciaz przy moim biurku. Szef oddala sie w kierunku swojego gabinetu, a ja wracam do przerwanego zajecia, czyli do gry w samotnika na sluzbowym komputerze. Po pracy oddaje Tylerowi sporzadzone kopie i tak plyna dni. Wychodze do pracy. Wracam do domu. Wychodze do pracy. Wracam do domu, a na naszym frontowym ganku stoi jakis facet. Facet trzyma pod pacha szara papierowa torbe, w ktorej ma druga czarna koszule i druga pare czarnych spodni, na barierce ganku leza trzy ostatnie pozycje z listy, czyli bialy recznik, wojskowy materac z demobilu i plastikowa miska. Tyler i ja taksujemy faceta z okna na pietrze i Tyler kaze mi go splawic. - Za mlody - mowi Tyler. Facet na ganku to pan anielska buzia, ten, ktorego staralem sie skasowac tego wieczoru, kiedy Tyler wymyslil Program Okaleczania. Ma czarne oczy, ostrzyzone na zapalke blond wlosy i marsowa mine na ladnym liczku, na ktorym nie uswiadczysz jednej zmarszczki ani blizny. Ubrac go w sukienke, kazac 140 sie usmiechnac i moglby uchodzic za kobiete. Pan aniolek stoi na bacznosc i wpatruje sie w pokancerowane drzwi frontowe. Jest w czarnych butach, czarnej koszuli i czarnych spodniach. - Splaw go - mowi do mnie Tyler. - Za mlody. Pytam go, jak mlody jest za mlody.-To bez znaczenia - mowi Tyler. - Jesli kandydat jest mlody, mowimy mu, ze jest za mlody. Jesli jest gruby, jest za gruby. Jesli jest stary, jest za stary. Chudy jest za chudy. Bialy za bialy. Czarny za czarny. Tyler mowi, ze w taki wlasnie sposob buddyjskie klasztory od niepamietnych czasow wy probo wuj a kandydatow na mnichow. Odprawia sie kandydata z kwitkiem pod byle pozorem, i kiedy jego powolanie okaze sie tak silne, ze delikwent nie odchodzi, lecz przez trzy dni waruje przed wejsciem bez jedzenia i bez dachu nad glowa, i bez zachety z czyjejkolwiek strony, to dopiero wtedy i tylko wtedy wpuszcza sie go do srodka i przyjmuje na nauke. Mowie wiec p a n u a n i o l k o w i, ze jest za mlody, ale przychodzi pora lunchu, a on wciaz tam stoi. Po lunchu wychodze na ganek, zdzielam pana aniolka miotla i wykopuje rzeczy faceta na ulice. Tyler przyglada sie z gory, jak koncem kija od miotly wale chlopaka w ucho. Ten dalej stoi. Wykopuje jego manele do rynsztoka i krzycze. Jazda stad, krzycze. Nie slyszales? Za mlody jestes. Nie dasz sobie rady, krzycze. Wroc za pare lat, to pogadamy. No juz. Wynocha z mojego ganku. Nazajutrz facet dalej tam stoi i wychodzi do niego Tyler. -Przykro mi. - Tyler przeprasza faceta, ze mu powiedzial o szkoleniu, ale jest naprawde za mlody i niech stad z laski swojej odejdzie. Dobry glina. Zly glina. Potem znowu ja krzycze na biedaka. Po szesciu godzinach 141 wychodzi do niego Tyler i mowi, ze mu przykro, ale nic z tego. Musi stad odejsc. Tyler uprzedza faceta, ze jesli nie odejdzie, zadzwoni na policje. Facet nie odchodzi. Jego ubrania leza wciaz w rynsztoku. Wiatr porywa podarta papierowa torbe. Facet nie odchodzi.Trzeciego dnia przed drzwiami frontowymi zjawia sie nastepny kandydat. Pan aniolek wciaz tam stoi, wiec Tyler schodzi na dol i mowi panu aniolkowi: - Wchodz. Pozbieraj swoje bambetle z ulicy i wchodz. A do nowo przybylego faceta Tyler mowi, ze przeprasza, ale zaszlo nieporozumienie. Facet j e s t za stary, z e b y z o s t a c p r z y j e -tym na szkolenie, i niech stad z laski swojej odejdzie. Wychodze codziennie do pracy. Wracam do domu i kazdego dnia zastaje jednego albo dwoch facetow czekajacych na frontowym ganku. Ci nowi faceci nie nawiazuja ze mna kontaktu wzrokowego. Zatrzaskuje im drzwi przed nosem. Tak jest przez jakis czas co dnia, i niekiedy kandydaci rezygnuja i odchodza, ale przewaznie tkwia uparcie na ganku az do trzeciego dnia i w koncu wiekszosc z siedemdziesieciu dwoch pryczy, ktore kupilismy z Tylerem i wstawilismy do piwnicy, jest zajeta. Pewnego dnia Tyler daje mi piecset dolarow w gotowce i mowi, zebym nosil je przez caly czas w bucie. To pieniadze na moj pochowek. Jeszcze jeden stary zwyczaj kultywowany w buddyjskich klasztorach. Wracam teraz z pracy do domu, a dom jest pelen obcych, przyjetych przez Tylera. Wszyscy oni pracuja. Caly parter jest teraz kuchnia i fabryka mydla. Lazienka nigdy nie pustoszeje. Zastepy mezczyzn znikaja na kilka dni i wracaja do domu z czerwonymi gumowymi torbami rzadkiego, wodnistego tluszczu. 142 Pewnej nocy Tyler schodzi z pietra, odnajduje mnie ukrytego w pokoju, ktory zajmuje, i mowi:-Nie przeszkadzaj im. Wszyscy wiedza, co maja robic. To istota Projektu Feniks. Zaden z nich nie zna calego planu, ale kazdy jest przyuczony do perfekcyjnego wykonywania jednego prostego zadania. Zelazna zasada Projektu Feniks to ufac bezgranicznie Ty-lerowi. Potem Tyler znika. Zastepy facetow uczestniczacych w Projekcie Feniks calymi dniami wytapiaja tluszcz. Calymi nocami slysze, jak inne zastepy mieszaja lug, tna mydlo w laski, pieka laski mydla na blachach do pieczenia, a potem zawijaja kazda laske w bibule i naklejaja etykiety Firmy Mydlarskiej z Paper Street. Kazdy, z wyjatkiem mnie, wie najwyrazniej, co ma robic, a Tylera jak nie ma, tak nie ma. Chodze po scianach, wsrod tych pracujacych jak automaty, milczacych mezczyzn, tryskajacych energia tresowanych malp, gotujacych, pracujacych i spiacych zespolami, czuje sie jak mysz schwytana w pulapke. Pociagnij wajche. Nacisnij guzik. Jeden zastep kosmicznych malp przyrzadza przez caly dzien posilki, a reszta zastepow kosmicznych malp przez caly dzien je z plastikowych misek, ktore ze soba przyniesli. Pewnego ranka wychodze do pracy i spotykam na ganku Wielkiego Boba ubranego w czarne buty, czarna koszule i czarne spodnie. Pytam go, czy widzial ostatnio Tylera? Czy to Tyler go tu przyslal? -Pierwsza zasada Projektu Feniks - mowi Wielki Bob, prezac sie w postawie zasadniczej - to nie pytac o Projekt Feniks. Pytam go, jakim bezmyslnym zadaniem uhonorowal go Ty-ler? Sa faceci, ktorzy przez caly dzien zajmuja sie gotowaniem ryzu albo zmywaniem misek po posilkach, albo szorowaniem sracza. Jak dzien dlugi. Czy Tyler obiecal Wielkiemu Bobowi wtajemniczenie, jesli przez szesnascie godzin na dobe bedzie zawijal w bibule laski mydla? Wielki Bob milczy jak zaklety. Ide do pracy. Wracam do domu, a Wielki Bob sterczy wciaz na ganku. Nie spie tej nocy, a nazajutrz zastaje Wielkiego Boba pracujacego w ogrodzie. Przed wyjsciem do pracy pytam Wielkiego Boba, kto go tu wpuscil? Kto mu przydzielil to zadanie? Czy widzial sie z Tyle-rem? Czy Tyler byl tu w nocy? -Pierwsza zasada Projektu Feniks - zaczyna Wielki Bob - to nie mowic... Przerywam mu. Mowie, ze wiem. Wiem, wiem, wiem, wiem, wiem. I kiedy ja jestem w pracy, zastep kosmicznych malp przekopuje podmokly trawnik naokolo domu, posypuje ziemie ep-somitem, by obnizyc kwasowosc, oraz rozrzuca kilogramy krowiego nawozu przyniesionego z rzezni oraz cale peki wlosow zebranych w zakladach fryzjerskich, by wyploszyc krety i m y -szy, a przy okazji nasycic glebe proteinami. Przez cala noc zastepy kosmicznych malp wracaja z jakiejs rzezni obladowane torbami sproszkowanej krwi do wzbogacenia gleby w zelazo, i maczki kostnej, ktora ma podniesc poziom fosforu. Zastepy kosmicznych malp sadza bazylie i tymianek, i lety-cje oraz sadzonki oczaru wirginskiego i eukaliptusa, i jasminowca wonnego, i miety, tworzac z nich zawiklana kalejdoskopowa mozaike. Okno rozetowe we wszystkich odcieniach zieleni. Inne zastepy wychodza do ogrodu noca i przyswiecajac sobie swieczkami, tepia slimaki i inne szkodniki. Jeszcze inny zastep kosmicznych malp zrywa tylko najidealniejsze listki i jagody jalowca, z ktorych po ugotowaniu powstanie naturalny barwnik. Zywokost z uwagi na jego naturalne wlasciwosci 144 dezynfekujace. Listki fiolka, bo lecza bole glowy, i slodka marzanne wonna, bo nadaje mydlu zapach swiezo skoszonej trawy.W kuchni stoja butelki z osiemdziesiecioprocentowa wodka wykorzystywana przy produkcji przezroczystego mydla w kolorze rozowej pelargonii, mydla szarego i mydla paczulowego. Kradne butelke wodki, a pieniadze przeznaczone na swoj pochowek wydaje na papierosy. Zjawia sie Marla. Rozmawiamy o roslinach. Spacerujemy z Marla po starannie zagrabionych zwirowych alejkach wsrod mieniacej sie jak w kalejdoskopie zieleni ogrodu, popijamy i palimy papierosy. Rozmawiamy o jej piersiach. Rozmawiamy o wszystkim, nie wspominamy tylko o Tylerze. Pewnego dnia w gazecie pisza, ze grupa ubranych na czarno mezczyzn przetoczyla sie jak burza przez pewne eleganckie osiedle, walac kijami baseballowymi w przednie zderzaki zaparkowanych tam samochodow, w wyniku czego zaczynaly wyc samochodowe alarmy i w chmurach talku eksplodowaly poduszki powietrzne. Inne zastepy zrywaja na terenie Firmy Mydlarskiej z Paper Street platki roz albo anemonow i lawendy i wkladaja te platki do p u d e l e k z plackami czystego loju, ktory w c h l o n i e ich z a p a c h i zostanie wykorzystany do produkcji mydla o zapachu kwiatowym. Marla opowiada mi o roslinach. Roza, mowi Marla, jest naturalnym srodkiem sciagajacym. Niektore rosliny maja nazwy kojarzace sie z czyms smutnym: Kosaciec, Bazylia, Ruta, Rozmaryn, Werbena. Nazwy innych, takie jak tawula i pierwiosnek, tatarak i spikanard, przywodza na m y s l imiona szekspirowskich duszkow. Sarni jezyczek ze swoim slodkim, waniliowym zapachem. Oczar wirginski, jeszcze jeden naturalny srodek sciagajacy. Klacze kosacca, dziki hiszpanski irys. 145 P r z e c h a d z a m y sie z Marla po ogrodzie co wieczor, o ile m a m pewnosc, ze Tyler tego wieczoru nie pokaze sie w domu. Za nami postepuje zawsze ktoras z kosmicznych malp i zbiera zgniecione listki melisy albo ruty, albo miety, te, ktore Marla rozciera mi w palcach pod nosem. Upuszczamy niedopalki papierosow. Kosmiczna malpa grabi za soba sciezke, zeby zatrzec wszelkie slady naszej tam bytnosci.Pewnej nocy inna grupa mezczyzn podlala benzyna wszystkie drzewa na srodmiejskim skwerze i podpalajac je kolejno, wywolala idealny miniaturowy pozar lasu. W gazetach pisano, ze szyby w oknach budynku po drugiej stronie ulicy stopily sie od zaru, a zaparkowane tam samochody osiadaly na topiacych sie oponach, popierdujac uchodzacym powietrzem. Wynajety dom Tylera przy Paper Street jest jak zywa istota o wnetrzu zaparowanym od mrowia pocacych sie i oddychajacych ludzi. Uwija sie ich po nim tylu, ze dom sie rusza. Ktorejs z kolei nocy pod nieobecnosc Tylera ktos wywiercil otwory w bankomatach i automatach telefonicznych, a n a -stepnie w wywiercone otwory wkrecil smarowniczki i za p o -moca smarownicy tlokowej napompowal bankomaty i automaty telefoniczne smarem przekladniowym albo waniliowym puddingiem. I chociaz Tyler ani razu nie zajrzal do domu, to po miesiacu u paru kosmicznych malp zauwazylem pocalunek Tylera, wypalony na grzbiecie dloni. Potem te kosmiczne malpy r o w -niez zniknely, a w ich miejsce na frontowym ganku pojawily sie nowe. I codziennie zastepy mezczyzn podjezdzaly pod dom i o d -jezdzaly spod niego coraz to innymi samochodami. Nigdy nie widzialo sie dwa razy tego samego samochodu. Jednego wieczoru uslyszalem glos Marli mowiacej do kosmicznej malpy: 146 -Chce sie widziec z Tylerem. Tylerem Durdenem. Mieszka tutaj. Jestem jego przyjaciolka.-Przykro mi - odpowiada kosmiczna malpa - ale jestes za... - i urywa - jestes za mloda, zeby sie tu szkolic. - Nie chrzan - mowi Marla. -Poza tym - mowi kosmiczna malpa - nie przynioslas ze soba niezbednego ekwipunku: dwoch czarnych koszul, dwoch par czarnych spodni... - Tyler! - wrzeszczy Marla. - Jednej pary ciezkich czarnych butow. - Tyler! -Dwoch par czarnych skarpetek i dwoch par majtek. - Tyler! I slysze huk zatrzaskiwanych drzwi frontowych. Marla nie czeka trzech dni. Zazwyczaj po powrocie z pracy do domu robie sobie kanapke z maslem orzechowym. Pewnego razu wracam do domu i trafiam na odczyt wyglaszany przez jedna z kosmicznych malp dla tabuna innych kosmicznych malp, ktore rozsiadlszy sie na podlodze, zajmuja cala powierzchnie parteru. -Nie jestescie pieknymi i niepowtarzalnymi platkami snie gu. Jestescie, tak jak wszyscy inni, gnijaca materia organiczna, kazdy z nas jest czastka tej samej kupy nawozu. Kosmiczna malpa kontynuuje: -Nasza kultura uczynila nas wszystkich takimi samymi. Nikt nie jest juz zdecydowanie bialy ani czarny, ani bogaty. Wszyscy chcemy tego samego. Jako jednostki jestesmy niczym. Kiedy wchodze, zeby zrobic sobie kanapke, prelegent milknie, wszystkie kosmiczne malpy tez siedza cicho. Mozna by pomyslec, ze jestem w domu zupelnie sam. Mowie im, ze mnie nie musza sie krepowac. Znam ten tekst na pamiec. Sam przepisywalem go na maszynie. Prawdopodobnie czytal go nawet moj szef. Mowie im, ze wszyscy jestesmy po prostu jedna wielka kupa gowna. Kontynuujcie. Robcie swoje. Na mnie nie zwracajcie uwagi. Kosmiczne malpy czekaja w ciszy. Robie sobie kanapke, biore kolejna butelke wodki i ide na pietro. Za plecami slysze: "Nie jestescie pieknymi i niepowtarzalnymi platkami sniegu". Jestem Zlamanym Sercem Joego, bo Tyler mnie porzucil. Bo porzucil mnie ojciec. Och, moglbym tak bez konca. W niektore wieczory, po pracy, chodze na spotkania rozmaitych fight clubow, odbywajace sie w piwnicy jakiegos baru albo w jakims garazu, i pytam, czy ktos nie widzial Tylera Durdena. Na spotkaniu kazdego nowego fight clubu, posrodku ciemnosci, w swietle jedynej zarowki, otoczony przez tlum mezczyzn, stoi ktos, kogo nigdy na oczy nie widzialem, i odczytuje slowa Tylera. Pierwsza zasada fight clubu to nie mowic o fight clubie. Kiedy zaczynaja sie walki, biore przewodniczacego klubu na strone i pytam go, czy nie widzial Tylera. Mowie mu, ze mieszkam z Tylerem i od jakiegos czasu nie ma go w domu. Facet robi wielkie oczy i pyta, czy naprawde znam Tylera Durdena? Dzieje sie tak w wiekszosci nowych fight clubow. Mowie, ze owszem, ze jestesmy z Tylerem najlepszymi kumplami. I nagle dookola mnie robi sie tlok, wszyscy chca mi uscisnac dlon. Nowi faceci gapia sie z zachwytem na dziure w moim policzku, na czarne, zoltozielone po brzegach s i n c e, ktorymi m a m upstrzona twarz, i wszyscy zwracaja sie do mnie per prosze pana. Nie, prosze pana. Niestety, prosze pana. Nie znaja nikogo, kto by znal osobiscie Tylera Durdena. Tylera Durdena znali osobiscie znajomi znajomych, i to oni zalozyli ten oddzial fight clubu, prosze pana. 148 I mrugaja do mnie.Nie znaja nikogo, kto chocby raz widzial Tylera Durdena na wlasne oczy. Prosze pana. Wszyscy pytaja, czy to prawda. Czy Tyler Durden tworzy jakas armie? Bo takie kraza pogloski. Czy Tyler Durden naprawde sypia tylko jedna godzine na dobe? Plotka glosi, ze Tyler Durden ruszyl w trase i zaklada fight cluby w calym kraju. Wszyscy chca wiedziec, co bedzie dalej. Spotkania Projektu Feniks przeniesiono do wiekszych piwnic, bo kazdy komitet - Podpalen, Prowokacji, Figli i Dezinformacji - rozrasta sie, w miare jak coraz wiecej chlopakow konczy zaprawe w fight clubach. Kazdy komitet ma przewodniczacego, a nawet ci przewodniczacy nie wiedza, gdzie jest Tyler. Tyler kontaktuje sie z nimi co tydzien telefonicznie. Wszyscy uczestnicy Projektu Feniks chca wiedziec, co dalej. Dokad zmierzamy? Co nas tam czeka? Wieczorem spacerujemy z Marla boso po ogrodzie przy Paper Street i kazdy nasz krok uwalnia won szalwi, cytrynowej werbeny i rozowego geranium. Wokol nas przygarbione zastepy czarnych koszul i czarnych spodni, przyswiecajac sobie swieczkami, unosza listki roslin, by tluc pelzajace po nich slimaki i inne szkodniki. Marla pyta mnie, co tu sie wyprawia? Spomiedzy grudek ziemi wystaja kepki wlosow. Wlosy i gowno. Maczka kostna i sproszkowana krew. Rosliny rosna tak szybko, ze kosmiczne malpy nie nadazaja z ich przycinaniem. - Co wy chcecie zrobic? - pyta Marla. Jak by to powiedziec? W ziemi blyszczy cos zlotego. Klekam, by sie temu przyjrzec. Mowie Marli, ze nie wiem, co bedzie dalej. Wyglada na to, ze oboje zostalismy porzuceni. Widze katem oka, jak odziane na czarno kosmiczne malpy kraza po ogrodzie, k Mowie, ze nie potrafie powiedziec, co bedzie dalej. I wciskam z ziemie jeden, d 18 W ten piatkowy wieczor zasypiam w pracy przy biurku.Budze sie z policzkiem wtulonym w skrzyzowane na blacie biurka przedramiona, telefon dzwoni, w biurze nie ma juz nikogo. Siegam po sluchawke, Skargi i Reklamacje. Skargi i Reklamacje to moj dzial. Slonce zachodzi, nadciagaja spietrzone burzowe chmury wielkosci Wyoming i Japonii razem wzietych. To, ze mam w pracy okno, to malo powiedziane. Wszystkie sciany zewnetrzne to szklo od sufitu do podlogi. W moim miejscu pracy wszystko jest szklem od sufitu do podlogi. Wszystko jest zaluzjami wertykalnymi. Wszystko jest biurowa szara wykladzina dywanowa, usiana malymi nagrobkami, poprzez ktore laczy sie w siec komputery. Wszystko jest labiryntem boksow ogrodzonych plytami z obitej pluszem sklejki. Gdzies szumi odkurzacz. Szef jest na urlopie. Wyslal mi e-maila i znikl. Mam w ciagu tych dwoch tygodni przygotowac formalny raport. Zarezerwowac sale konferencyjna. Uaktualnic swoje resume. Tego rodzaju rzeczy. Nad moja glowa zbieraja sie chmury. Jestem Kompletnym Brakiem Zaskoczenia Joego. 151 Ostatnio zachowuje sie beznadziejnie. Podnosze sluchawke. To Tyler.-Wyjdz na zewnatrz - mowi Tyler. - Na parkingu czeka na ciebie paru chlopakow. Pytam, co to za jedni? - Schodz, oni czekaja - mowi Tyler. Dlonie smierdza mi benzyna. -Rusz tylek - mowi Tyler. - Czekaja na ciebie w samo chodzie. W cadillacu. Jeszcze sie dobrze nie rozbudzilem. Nie mam pewnosci, czy Tyler czasem mi sie nie sni. Ewentualnie czy to ja nie snie sie Tylerowi. Wacham swoje smierdzace benzyna dlonie. W biurze procz mnie nie ma nikogo. Wstaje i wychodze na parking. Facet z fight clubu pracujacy przy samochodach parkuje przy krawezniku w czyims czarnym corniche'u. Ogladam niepewnie woz. Ta ogromna, czarno-zlota papierosnica tylko czeka, zeby mnie gdzies zawiezc. Mechanik wysiada z samochodu i mowi mi, zebym nie pekal, zamienil tablice rejestracyjne z jakims innym samochodem stojacym na dlugoterminowym parkingu przy lotnisku. Mechanik z naszego fight clubu mowi, ze potrafi uruchomic wszystko. Spod kolumny kierowniczej stercza dwa druty. Laczy sie jeden z drugim, zamyka obwod cewki rozrusznika i mozna jechac. Mozna tez wlamac sie do komputera autosalonu i sciagnac kod kluczyka. Na tylnej kanapie siedza trzy kosmiczne malpy w czarnych koszulach i czarnych spodniach. Nic nie widza. Nic nie slysza. Nic nie mowia. Pytam, gdzie jest Tyler? Mechanik z fight clubu z gracja rasowego szofera otwiera przede m n a drzwiczki cadillaca. Mechanik j e s t wysoki, k o s c i s t y, a bary ma jak poprzeczka slupa telefonicznego. 152 Pytam, czy jedziemy na spotkanie z Tylerem?Posrodku przedniego siedzenia czeka na mnie tort urodzinowy z gotowymi do zapalenia swieczkami. Wsiadam. Ruszamy. Nawet tydzien po spotkaniu fight clubu nie masz najmniejszego problemu z prowadzeniem samochodu bez przekraczania dozwolonej predkosci. Czujesz sie taki spokojny, choc moze przez dwa dni srales na czarno na skutek odniesionych obrazen wewnetrznych. Wyprzedzaja cie inne samochody. Widzisz ich kupry. Kierowcy pokazuja ci srodkowy palec. Ludzie, ktorych pierwszy raz widzisz na oczy, ziona do ciebie nienawiscia. Nic sobie z tego nie robisz. Po spotkaniu fight clubu jestes taki zrelaksowany, ze nic nie moze cie wyprowadzic z rownowagi. Nie wlaczasz nawet radia. Byc moze masz pekniete zebro i przy kazdym wdechu kluje cie w boku, ale nic to. Jadace za toba samochody mrugaja niecierpliwie swiatlami. Zachodzi pomaran-czowozlote slonce. Mechanik prowadzi. Na siedzeniu miedzy nami lezy tort urodzinowy. Faceci tacy jak nasz mechanik wzbudzaja na spotkaniach fight clubu powszechny postrach. Chudzi faceci nigdy sie nie poddadza. Walcza do ostatka. Biali wytatuowani faceci przypominajacy kosciotrupy umaczane w zoltym wosku, czarni faceci przypominajacy paski suszonego miesa, tacy trzymaja sie zazwyczaj razem, i nie ma sily, zebys nie skojarzyl ich sobie z Anonimowymi Narkomanami. Nigdy nie powiedza, ze maja dosyc. Zupelnie jakby byli sama energia. Nie nadazysz wzrokiem za ich szybkimi, paralitycznymi ruchami. Ci faceci z czegos sie wygrzebuja. I wygladaja na takich, ktorym pozostalo tylko wybierac, jaka smiercia chca umrzec, a oni chca umrzec w walce. Ci faceci skazani sa na walki z sobie podobnymi. Nikt inny nie wyzwie ich na pojedynek, a chetnego do walki znajda tylko wsrod takich jak oni paralitycznych chudzielcow, 153 sama skora, kosci i energia, bo nikt inny nie podejmie ich wyzwania.Kiedy naprzeciwko siebie staja faceci tacy jak nasz mechanik, wszyscy kibicujacy milkna. Slyszysz tylko swiszczace oddechy walczacych, pacniecia wilgotnych dloni, szukajacych dobrego chwytu, gwizd powietrza i gluche uderzenia piesci walacych w zwarciu seriami w cienkie, wystajace zebra. Pod skora tych facetow widzisz grajace sciegna, miesnie i zyly. Ich spocona skora lsni i prezy sie w swietle jedynej zarowki. Mija dziesiec, pietnascie minut. Unoszaca sie w powietrzu won, zapach samych walczacych, zmieszany z odorem ich potu, przywodzi ci na mysl pieczonego kurczaka. Mija dwadziescia minut walki. W koncu jeden z facetow pada. Po takiej bezpardonowej walce obaj wychodzacy z nalogu narkomani, skonani i usmiechnieci, trzymaja sie przez reszte wieczoru razem. Ten mechanik, od kiedy zaczal przychodzic na spotkania fight clubu, placze sie wciaz w okolicach domu przy Paper Street. Chce, zebym posluchal piosenki, ktora napisal. Chce, zebym obejrzal budke dla ptakow, ktora zmajstrowal. Kiedys pokazal mi zdjecie jakiejs dziewczyny i spytal, czy jest wystarczajaco ladna, zeby sie z nia ozenic. Teraz ten facet siedzi za kierownica corniche'a i pyta: - Widzisz, jaki tort mam dla ciebie? Sam go upieklem. To nie jest dzien moich urodzin. -Pierscienie przepuszczaly olej - mowi mechanik - ale zmienilem olej i filtr powietrza. Wyregulowalem zawory. Na dzis wieczor przepowiadaja deszcz, z m i e n i l e m w i e c piora w y - cieraczek. Chce wiedziec, co kombinuje Tyler. Mechanik otwiera popielniczke i wciska zapalniczke. - To jakis test? - pyta. - Sprawdzasz nas? 154 Gdzie jest Tyler?-Pierwsza zasada fight clubu to nie mowic o fight clubie-mowi mechanik. - A ostatnia zasada Projektu Feniks to nie zadawac zadnych pytan. No wiec co moze mi powiedziec? -Na pewno zdajesz sobie sprawe - mowi mechanik - ze ojciec byl dla ciebie uosobieniem Boga. Moje miejsce pracy, moje biuro zostaja za nami, maleja, maleja, maleja, znikaja. Wacham swoje smierdzace benzyna dlonie. -Jesli jestes mezczyzna i chrzescijaninem i mieszkasz w Ameryce - mowi mechanik - to ojciec jest dla ciebie uosobieniem Boga. A jesli nie znasz swojego ojca, jesli twoj ojciec dal noge albo umarl, albo nigdy nie ma go w domu, to jakie jest twoje wyobrazenie o Bogu? To dogmat Tylera Durdena. Tyler zapisywal swoje zlote mysli na kawalkach papieru, kiedy spalem, a potem dawal mi je do przepisania na maszynie i skopiowania w pracy. Czytalem wszystkie. Prawdopodobnie nawet moj szef wszystkie czytal. -Konczy sie na tym - mowi mechanik - ze cale zycie uplywa ci na szukaniu ojca i Boga. -Musisz brac pod uwage mozliwosc - ciagnie mecha-nik-ze Bog cie nie lubi. Niewykluczone, ze Bog cie nienawidzi. Ale nie to jest najgorsze. Wedlug Tylera lepiej, zeby Bog krzywo na ciebie patrzyl, niz zeby w ogole cie nie zauwazal. Moze dlatego, ze nienawisc Boga jest lepsza od Jego obojetnosci. Gdybys mial do wyboru zostac najwiekszym wrogiem Boga albo niczym, co bys wybral? Wedlug Tylera Durdena jestesmy jednymi z wielu dzieci Boga, ktore nie maja zadnego szczegolnego miejsca w historii ani nie zasluguja na zadne szczegolne wzgledy. 155 Jesli nie zwrocimy na siebie uwagi Boga, nie ma dla nas nadziei ani na potepienie, ani na zbawienie. Co jest gorsze, pieklo czy nic?Na zbawienie mozemy liczyc tylko wtedy, kiedy zostaniemy przylapani i ukarani. -Spalic Luwr - mowi mechanik - i podetrzec sobie tylek Mona Lisa. Wtedy Bog pozna przynajmniej nasze na zwiska. Im nizej upadniesz, tym wyzej wzlecisz. Im dalej odbiegniesz, tym bardziej Bog bedzie cie chcial zawrocic. -Gdyby syn marnotrawny nigdy nie wrocil do domu - mowi mechanik - tluste ciele ciagle by zylo. Nie wystarczy dorownywac l i c z e b n o s c i a z i a r n k o m piasku na plazy i gwiazdom na niebie. Mechanik, prowadzac czarnego corniche'a z przepisowa szybkoscia, skreca w stara jednopasmowa obwodnice i sznur posuwajacych sie za nami ciezarowek wydluza sie w oczach. Wnetrze corniche'a zalewa blask ich reflektorow i rozmawiajac, widzimy na przedniej szybie swoje odbicia. Przestrzegamy obowiazujacego ograniczenia szybkosci. Jedziemy z szybkoscia dozwolona przez prawo. Prawo jest prawem, powiedzialby Tyler. Zbyt szybka jazda oznacza to samo, co podpalenie, to samo, co podlozenie bomby, to samo, co zastrzelenie czlowieka. Przestepca jest przestepca, jest przestepca. - W zeszlym tygodniu ludzi bylo tyle, ze moglibysmy otworzyc jeszcze cztery fight cluby - mowi mechanik.-Moze Wielki Bob poprowadzi nastepny o d d z i a l, j e s l i tylko uda n a m sie znalezc jakis bar. Tak wiec w przyszlym tygodniu zapozna Wielkiego Boba z obowiazujacymi zasadami i przekaze mu przewodnictwo fight clubu. Od tej pory przewodniczacy, otwierajac spotkania fight clubu, 156 bedzie krazyl w ciemnosciach zalegajacych za plecami tlumu zgromadzonego wokol zarowki wiszacej posrodku piwnicy. Pytam, kto ustalal te nowe zasady? Tyler? Mechanik usmiecha sie i mowi: - Przeciez wiesz, kto ustala zasady.Mechanik mowi, ze zgodnie z ta nowa zasada nikt nie moze przebywac w centrum fight clubu. Centrum fight clubu zarezerwowane jest wylacznie dla dwoch walczacych mezczyzn. Przewodniczacy bedzie wrzeszczal i skryty w ciemnosciach krazyl powoli za plecami tlumu. Mezczyzni z tlumu beda patrzyli na innych mezczyzn po drugiej stronie pustego centrum pomieszczenia. Tak teraz bedzie we wszystkich fight clubach. Znalezienie baru albo garazu na siedzibe nowego fight clubu nie jest trudne; pierwszy bar, w ktorym spotyka sie wciaz oryginalny fight club, przez jedna tylko fight clubowa sobotnia noc zarabia na miesieczny czynsz. Mechanik m o w i, ze inna n o w a zasada fight clubu jest darmowy wstep. Za wejscie sie nie placi. Mechanik wychyla sie przez okno i mruzac oczy przed nocnym wiatrem, wrzeszczy do nadjezdzajacych z przeciwka pojazdow: - Chcemy was, nie waszych pieniedzy! -Dopoki jestescie w fight clubie - wrzeszczy przez okno mechanik - nie liczy sie, ile pieniedzy macie w banku! Nie liczy sie wasza praca! Nie liczy sie wasza rodzina i nie liczy sie, za kogo sie uwazacie! -Nie liczy sie wasze nazwisko! - wrzeszczy na wiatr mechanik. Ktoras z kosmicznych malp z tylnej kanapy podchwytuje: - Nie licza sie wasze problemy! - Nie licza sie wasze problemy! - drze sie mechanik. - Nie liczy sie wasz wiek! - krzyczy kosmiczna malpa. - Nie liczy sie wasz wiek! - drze sie mechanik. - I mechanik zjezdza na lewa strone szosy. Wnetrze samochodu zalewa zimny jak zgniecia sztyletem blask reflektorow. Pedzi wprost na nas z rykiem klaksonu jeden, potem drugi woz, a mechanik za kazdym razem gwaltownym skretem kierownicy w ostatniej chwili unika czolowego zderzenia. Pedza na nas reflektory, sa coraz wieksze i wieksze, rycza klaksony, a mechanik wychyla sie przez okno w ten blask i halas i wrzeszczy: - Nie licza sie wasze nadzieje! Nikt go nie slyszy. Tym razem to nadjezdzajacy z przeciwka samochod ucieka w ostatniej chwili na pobocze, unikajac czolowego zderzenia. Zbliza sie nastepny samochod, dajac sygnaly swiatlami - dlugie, krotkie, dlugie, krotkie - i trabiac przerazliwie, a mechanik wrzeszczy: - Nie dostapicie zbawienia! Mechanik nie ustepuje drogi, czyni to pedzacy z przeciwka samochod. Kolejny samochod, a mechanik krzyczy: - Wszyscy kiedys umrzemy! I tym razem nadjezdzajacy z przeciwka samochod ucieka na pobocze, ale mechanik tez na nie zjezdza i znowu pedzimy na siebie kursem na zderzenie. W takich chwilach czlowiek zlewa sie potem i puchnie. W takich chwilach wszystko przestaje sie liczyc. Spojrz w gwiazdy i juz cie nie ma. Ani bagaz. Nic sie nie liczy. Ani twoj nieswiezy oddech. Za oknem ciemnosc, dookola w y j a klaksony. Oslepiaja cie blyskajace swiatla - dlugie, krotkie. Juz nigdy nie bedziesz musial isc do pracy. Juz nigdy nie bedziesz musial isc do fryzjera. - Szybko - mowi mechanik. Samochod ucieka jeszcze bardziej w lewo i mechanik znowu zajezdza mu droge. 158 -Co - pyta mechanik - co chcialbys jeszcze zrobic przed smiercia?Samochod pedzi na nas z rykiem klaksonu, a mechanik jest taki spokojny, ze nawet odrywa wzrok od drogi, by na mnie spojrzec. I mowi: - Do zderzenia dziesiec sekund. Dziewiec. Za osiem. Siedem. Za szesc. Mowie, ze chcialbym rzucic swoja prace. Samochod z piskiem opon odbija jeszcze bardziej w lewo, ale mechanik nie zajezdza mu tym razem drogi. Z naprzeciwka pedza juz na nas inne reflektory, mechanik odwraca sie do trzech kosmicznych malp, siedzacych na tylnej kanapie. -Hej, kosmiczne malpy - mowi - rozumiecie, jak sie w to gra. Zapiac teraz pasy, bo inaczej wszyscy zginiemy. Prawa strona wyprzedza nas samochod z nalepka na tylnym zderzaku, ktora informuje: "Po Pijaku Lepiej Prowadze". W gazecie pisza, ze pewnego ranka podobne naklejki pojawily sie na zderzakach tysiecy samochodow. Na innych naklejkach mozna bylo przeczytac teksty w rodzaju: "Zrob Mi Loda". "Pijani Kierowcy Kontra Matki". "Przetworzyc Wtornie Wszystkie Zwierzeta". Czytajac to, domyslam sie, ze numer ow wykrecil Komitet Dezinformacji. Albo Komitet Figli. Siedzacy obok mnie czysciutki i trzezwy mechanik z fight clubu mowi mi, ze owszem, te naklejki na zderzaki sa czescia Projektu Feniks. Trzy kosmiczne malpy siedza cicho z tylu. Komitet Figli drukuje reklamowki linii lotniczych. Przedstawiaja one pasazerow wydzierajacych sobie maski tlenowe 159 w odrzutowcu, ktory z szybkoscia tysiecy mil na godzine wali sie w plomieniach na skaly.Komitety Figli i Dezinformacji scigaja sie ze soba w opracowaniu wirusa komputerowego, ktory przyprawi bankomaty o takie mdlosci, ze zaczna rzygac strugami dziesiecio- i dwu-dziestodolarowych banknotow. Z deski rozdzielczej wyskakuje rozgrzana do czerwonosci zapalniczka i mechanik kaze mi zapalic swieczki na urodzinowym torcie. Zapalam swieczki i tort migocze pod mala aureola ognia. -Co chcielibyscie jeszcze zrobic przed smiercia? - pyta mechanik i znowu zjezdza na lewa strone drogi. Pedzi na nas ciezarowka. Kierowca uruchamia syrene, jeden dlugi ryk za drugim, reflektory ciezarowki przywodza na mysl wschod slonca, staja sie jasniejsze i jasniejsze, ich blask igra po rozciagnietych w usmiechu wargach mechanika. -No, szybko - mowi mechanik, zerkajac we wsteczne lusterko, w ktorym odbijaja sie trzy siedzace z tylu kosmiczne malpy. - Zostalo piec sekund, sekund zycia. - Raz - mowi. - Dwa. Ciezarowka przeslania nam juz caly swiat, oslepia jasnym swiatlem, oglusza rykiem syreny. - Trzy. - Pojezdzic na koniu - dolatuje z tylu. - Zbudowac dom - slychac drugi glos. - Wytatuowac sie. -Wierzcie we mnie, a umrzecie... na z a w s z e - m o w i mechanik. Za pozno. Ciezarowka odbija w lewo, mechanik w prawo, ale tyl naszego corniche'a ociera sie o krawedz przedniego zderzaka ciezarowki. W tym momencie jeszcze o tym nie wiem, widze tylko 160 swiatla, gasnace w ciemnosciach reflektory ciezarowki, i jakas sila rzuca mnie najpierw na drzwiczki od strony pasazera, a potem na urodzinowy tort i mechanika za kierownica.Mechanik sciska kurczowo wyrywajaca mu sie z rak kierownice, swieczki na urodzinowym torcie przygasaja. Przez jedna wspaniala sekunde nic nie oswietla wnetrza cieplego, wybitego czarna skora samochodu, a nasze krzyki zlewaja sie w jedna gleboka nute z niskim rykiem syreny ciezarowki, tracimy opanowanie, tracimy mozliwosc wyboru, tracimy poczucie kierunku, nie ma juz dla nas ucieczki, jestesmy martwi. Teraz chce tylko umrzec. W porownaniu z Tylerem jestem niczym. Jestem bezradny. Jestem glupi, zycie uplywa mi na otaczaniu sie rzeczami. Moja mama egzystencja. Moja bezsensowna, gowniana praca. Moje szwedzkie meble. Nie, nigdy tego nikomu nie mowilem, ale zanim poznalem Tylera, zamierzalem kupic sobie psa i nazwac go "Towarzyszem". Oto jak beznadziejne moze stac sie zycie. Zabic sie. Chwytam za kierownice i wprowadzam woz z powrotem na ruchliwa szose. Teraz. Przygotowac sie do ewakuacji duszy. Teraz. Mechanik mocuje sie ze mna, usilujac odbic w kierunku przydroznego rowu, ja szarpie kierownice w druga strone, ku pieprzonej smierci. Teraz, Zadziwiajacy cud smierci. Chodzisz i rozmawiasz, a za chwile jestes juz tylko przedmiotem. Jestem niczym, a nawet mniej niz niczym. Zimny. Niewidzialny. 161 Czuje zapach skorzanej tapicerki. Pas bezpieczenstwa uciska mnie jak gorset, probuje powrocic do pozycji siedzacej i wale glowa w kierownice. Boli bardziej, niz powinno. Moja glowa spoczywa na kolanach mechanika. Spogladam w gore i wysoko nad soba widze usmiechnietego mechanika prowadzacego samochod, a za szyba od strony kierowcy gwiazdy. Rece i twarz lepia mi sie od czegos. Krew? Zamarzajacy krem. Mechanik spoglada na mnie z gory. - Wszystkiego najlepszego z okazji urodzin. Czuje swad dymu i przypominam sobie o torcie urodzi nowym.-O malo nie rozwaliles glowa kierownicy - mowi me chanik. Nic, tylko nocne powietrze i swad dymu, i gwiazdy, i usmiechniety mechanik za kierownica, z moja glowa na kolanach. Nie mam juz ochoty siadac. Gdzie jest tort? - Na podlodze - mowi mechanik. Tylko nocne powietrze i coraz silniejszy swad dymu. Czy spelnilo sie moje zyczenie? Obramowana gwiazdami twarz nade mna usmiecha sie. - Te urodzinowe swieczki - mowi mechanik - sa z tych, ktore nigdy nie gasna. Moje oczy przywykly juz do ciemnosci na tyle, ze w slabej poswiacie gwiazd widze warkoczyki dymu, unoszace sie z t l a -cego dywanika. 19 Mechanik z fight clubu cisnie gaz do dechy, szaleje za kolkiem, jak to on, w dalszym ciagu mamy dzisiaj cos waznego do zalatwienia.Jedno, czego musze sie nauczyc, zanim upadnie cywilizacja, to kierowac sie wedlug gwiazd. Jest tak cicho, jakby cadillac pedzil przez kosmos. Pewnie zjechalismy z szosy. Trojka facetow na tylnej kanapie albo zemdlala, albo spi. -Teraz juz wiesz, co to znaczy zajrzec smierci w oczy - mowi mechanik. Odrywa reke od kierownicy i dotyka dlugiej pregi na mym czole, powstalej w wyniku uderzenia glowa o kierownice. Opuchlizna zachodzi mi na oczy, a on sunie po niej zimnym czubkiem palca. Comiche podskakuje na wyboju. Bol zdaje sie ocieniac mi oczy niczym daszek czapki. Nasze zwichrowane tylne resory i zderzak szczekaja i trzeszcza donosnie w ciszy, przez ktora pedzimy. Mechanik mowi mi, ze zahaczylismy o przedni zderzak ciezarowki tylnym zderzakiem corniche'a i ten wisi teraz na wlosku. Pytam go, czy dzisiejszy wypad jest jego praca domowa w ramach Projektu Feniks. -Czesciowo - mowi. - Musze zlozyc ofiare z czterech osob i wrocic z transportem tluszczu. 163 Tluszczu? - Na mydlo. Co planuje Tyler?Mechanik zaczyna opowiadac. Zupelnie jakbym slyszal Ty-lera Durdena. -Spotykam najsilniejszych i najinteligentniejszych ludzi, jacy kiedykolwiek zyli - mowi, a jego twarz obramowuja gwiazdy zagladajace przez szybe od strony kierowcy - i ci ludzie rozlewaja paliwo na stacjach benzynowych albo usluguja do stolikow w restauracjach. K r o p l a z jego czola, j e g o brwi, linia nosa, j e g o rzesy i o p r a w a oczu, plastikowy obrys poruszajacych sie przy mowieniu ust, a wszystko to na tle usianej gwiazdami czerni. -Gdyby udalo nam sie umiescic tych ludzi w obozach szkoleniowych i doprowadzic do konca proces ich wychowywania. Pistolet to po prostu urzadzenie, ktorego przeznaczeniem j e s t koncentrowanie calej sily wybuchu w jednym kierunku. Masz klase mlodych, silnych mezczyzn i kobiet, i wszyscy oni chca oddac za cos zycie. Reklamy kaza tym ludziom uganiac sie za samochodami i ubraniami, ktorych nie potrzebuja. Cale pokolenia wykonuja prace, ktorej nienawidza, po to tylko, zeby moc sobie kupowac cos, co nie jest im wcale potrzebne. Nasze pokolenie nie toczy zadnej wielkiej wojny, nie zmaga sie z zadnym wielkim kryzysem, ale przeciez my tez walczymy, prowadzimy wielka wojne o dusze. Prowadzimy wielka rewolucje przeciwko kulturze. Nasze zycie to jeden wielki kryzys. Przechodzimy kryzys duszy. Musimy uswiadomic tym mezczyznom i kobietom, czym jest wolnosc, zniewalajac ich, i uswiadomic im, czym jest odwaga, straszac. Napoleon chelpil sie, ze potrafi tak wyszkolic ludzi, iz poswieca zycie dla kawalka wstazki. 164 Wyobraz sobie, ze oglaszamy strajk i wszyscy odmawiaja podjecia pracy do czasu redystrybucji calego bogactwa swiata.Wyobraz sobie, jak podchodzisz losia w lasach porastajacych wilgotne kaniony wokol ruin Rockefeller Center. -A co do tego rzucenia pracy, to mowiles powaznie? - pyta mechanik. Tak, jak najpowazniej. - I wlasnie dlatego tu dzisiaj jestesmy - mowi mechanik. Jestesmy lowcami i polujemy na tluszcz. Jedziemy na wysypisko odpadow medycznych. Jedziemy do spalarni odpadow medycznych, i tam, posrod wyrzuconych bandazy i opatrunkow, dziesiecioletnich nowotworow i rurek od kroplowek, i zuzytych igiel, wsrod tego przerazajacego smiecia, naprawde przerazajacego smiecia, posrod probek krwi i amputowanych roznosci, w jeden wieczor znajdziemy wiecej forsy, niz bylibysmy w stanie ze soba zabrac, nawet gdybysmy mieli do dyspozycji wywrotke. Znajdziemy tam tyle forsy, ze nasz corniche przysiadzie na resorach. -Tluszcz - mowi mechanik - tluszcz z zabiegow liposukcji, odessany z najbogatszych ud Ameryki. Z najbogatszych, najtlustszych konczyn swiata. Nasze zadanie to znalezc duze czerwone torby z tluszczem odessanym podczas zabiegow liposukcji, wrocic z tym tluszczem na Paper Street, wytopic go, wymieszac z lugiem i rozmarynem i odsprzedac tym samym ludziom, ktorzy zaplacili, zeby im go odessali. Po dwadziescia dolcow za laske. Kogo jak kogo, ale ich stac na taki wydatek. -Najbogatszy, najsoczystszy tluszcz na s w i e c i e, tluszcz tej ziemi-mowi. - Dzis wieczorem jestesmy jak ten Robin Hood. Po dywaniku pelgaja male woskowe plomyczki. -Przy okazji mamy sie tam tez rozejrzec za wirusami zapalenia watroby - mowi mechanik. 20 Teraz lzy plynely juz ciurkiem i jeden szczegolnie dorodny okaz stoczyl sie po lufie pistoletu, potem po oslonie spustu, by na koniec rozplynac sie po moim palcu wskazujacym. Raymond Hessel zamknal oczy, a ja, stojac obok niego, docisnalem mu pistolet mocno do skroni, zeby dobrze poczul ten ucisk. To bylo jego zycie i w kazdej chwili mogl je zakonczyc.Nie byl to tani pistolet, pomyslalem wiec z niepokojem, czy sol mu aby nie zaszkodzi. Wszystko poszlo tak gladko, ze az dziw. Robilem, co mi kazal mechanik. To po to mielismy sobie kupic pistolety. Odrabialem swoja prace domowa. Kazdy z nas mial przyniesc Tylerowi dwanascie praw jazdy. Na dowod, ze kazdy z nas zlozyl ofiare z dwunastu ludzi. Zaparkowalem tego wieczoru za rogiem i czekalem, az Raymond Hessel skonczy swoja zmiane w calodobowym sklepie Korner Mart. Kiedy okolo polnocy wyszedl na przystanek nocnego autobusu, zblizylem sie do niego i pozdrowilem. Raymond Hessel, Raymond nie odpowiedzial. Myslal pewnie, ze chodzi mi o pieniadze, o jego minimalne wynagrodzenie, o te marne czternascie dolarow, ktore mial w portfelu. Och, 166 Raymondzie Hessel, dwudziestotrzyletni naiwniaku. Zaczales plakac, lzy potoczyly sie po lufie mojego pistoletu, ktorym napieralem ci na skron, a mnie wcale nie chodzilo o pieniadze. Nie wszystko obraca sie wokol pieniedzy. Nie odpowiedziales nawet na moje pozdrowienie. Nie jestes swoim zalosnym portfelikiem. Powiedzialem, ze ladna mamy noc, chlodna, ale pogodna. Nie odpowiedziales nawet na moje pozdrowienie.Powiedzialem, zebys nie uciekal, bo bede zmuszony strzelic ci w plecy. Na dloni, w ktorej trzymalem pistolet, mialem lateksowa rekawiczke, a wiec gdyby ten pistolet stal sie kiedykolwiek dowodem rzeczowym A, nie bedzie na nim nic, z wyjatkiem zaschnietych lez Raymonda Hessela, typ kaukaski, lat dwadziescia trzy, znakow szczegolnych brak. W koncu zaczales sluchac. Oczy zrobily ci sie takie wielkie, ze nawet w marnym swietle ulicznych latami zauwazylem, ze sa zielone jak plyn zapobiegajacy zamarzaniu. Ilekroc pistolet dotykal twej twarzy, wzdrygales sie i cofales kawalek dalej, tak jakby lufa byla za goraca albo za zimna. Az w koncu powiedzialem, zebys sie przestal cofac. Zatrzymales sie poslusznie, ale z kolei zaczales odchylac do tylu glowe, byle dalej od lufy pistoletu. Oddales mi swoj portfel, tak jak o to prosilem. Z twojego prawa jazdy dowiedzialem sie, ze nazywasz sie Raymond K. Hessel. Mieszkasz przy 1320 SE Benning, lokal A. To pewnie w suterenie. Mieszkania w suterenie oznacza sie zwykle literami, nie numerami. Mowilem do ciebie, Raymondzie K. K. K. K. K. K. Hessel. Odsuwajac glowe od pistoletu, przytaknales. Powiedziales, ze tak, ze mieszkasz w suterenie. W portfelu miales tez pare zdjec. Na jednym byla twoja matka. Musialo ci byc trudno, kiedy kazalem ci otworzyc oczy, 167 zebys popatrzyl na zdjecie usmiechnietych mamusi i tatusia, i jednoczesnie na pistolet, ale posluchales, a potem znowu zamknales oczy i zaczales plakac. Zaraz ostygniesz, ach ten zadziwiajacy cud smierci. Jestes osoba, a za chwile stajesz sie przedmiotem. Mamusia i tatus beda musieli zadzwonic do starego doktora jakiegostam i poprosic go o twoja karte zabiegow stomatologicznych, bo z twojej twarzy niewiele zostanie. Mamusia i tatus za wielkie pokladali w tobie nadzieje, lecz coz, zycie niesprawiedliwie sie z toba obeszlo, a teraz jeszcze to. Czternascie dolarow. Spytalem, czy to twoja mama.Tak. Plakales, pociagales nosem, plakales. Przelknales z trudem. Tak. Miales karte biblioteczna. Miales karte wypozyczalni kaset wideo. Karte ubezpieczenia spolecznego. Czternascie dolarow w gotowce. Chcialem ci zabrac bilet miesieczny na autobus, mechanik jednak powiedzial, zebym wzial tylko prawo jazdy. Zdezaktualizowana legitymacja studenta college'u spolecznego. Studiowales cos kiedys. W tym momencie rozplakales sie juz na dobre, wcisnalem ci wiec pistolet troche mocniej w policzek, a ty zaczales sie cofac. Zagrozilem, ze jesli sie nie zatrzymasz, nacisne spust. Poskutkowalo. No, co studiowales? Gdzie? W college'u, powiedzialem. Masz legitymacje studencka. Och, nie wiedziales, szloch, przelkniecie, pociagniecie nosem, no, biologie. Posluchaj teraz, Raymondzie K.K.K. Hessel, umrzesz t e j nocy. Mozesz umrzec zaraz albo za godzine, decyzja nalezy do ciebie. A wiec oklam mnie. Powiedz mi pierwsza banialuke, jaka przyjdzie ci do glowy. Wymysl cos. Wszystko jedno co. Mam pistolet 168 W koncu zaczales sluchac, co do ciebie mowie, i otrzasac sie z paniki, ktora wymiata z glowy wszelkie mysli.A wiec zaczynamy. Czym chce byc Raymond Hessel, kiedy dorosnie? Powiedziales, ze chcesz isc do domu, poprosiles, bym cie puscil. Powiedzialem, zebys nie chrzanil. Potem spytalem, co chcialbys w zyciu robic? Gdybys mial jeszcze przed soba jakas przyszlosc. Wymysl cos. Nie wiedziales. Powiedzialem, ze w takim razie zaraz umrzesz. Kazalem ci odwrocic glowe. Smierc nastapi za dziesiec, za dziewiec, za osiem. Wykrztusiles, ze chcialbys byc weterynarzem. Czyli leczyc zwierzeta. Na weterynarza trzeba sie uczyc. Powiedziales, ze taka nauka za dlugo trwa. Albo pojdziesz do szkoly i bedziesz tam zakuwal w pocie czola, Raymondzie Hessel, albo umrzesz. Wybieraj. Wepchnalem ci twoj portfel do tylnej kieszeni dzinsow. A wiec naprawde chcialbys byc lekarzem zwierzat? Odsunalem mokra od slonej wody lufe pistoletu od jednego policzka i przylozylem ja do drugiego. Tym zawsze chciales byc, doktorze Raymondzie K.K.K.K. Hessel? Weterynarzem? Tak. Bez kitu? Nie. Nie, to znaczy tak, bez kitu. Tak. Powiedzialem, ze w porzadku, i docisnalem lufe pistoletu do twojej kosci policzkowej, a potem do czubka nosa, i wszedzie tam, gdzie ja dociskalem, pozostawal lsniacy, wilgotny krazek twoich lez. Powiedzialem, zebys wobec tego wracal do szkoly. Jesli obudzisz sie jutro rano zywy, na pewno znajdziesz jakis sposob, by wznowic nauke. 169 Przylozylem ci wilgotna lufe pistoletu do jednego, potem do drugiego policzka, potem do brody, potem do czola i tam ja na dluzej przytrzymalem. Powiedzialem, ze moglbys juz nie zyc. Mam twoje prawo jazdy.Wiem, kim jestes. Wiem, gdzie mieszkasz. Zatrzymuje sobie twoje prawo jazdy i bede mial cie na oku, panie Raymondzie K. Hessel. Sprawdze za trzy miesiace, potem za szesc, potem za rok, i jesli stwierdze, ze nie wrociles do szkoly, by ksztalcic sie na weterynarza, zginiesz. Nic nie powiedziales. Zjezdzaj stad teraz, daruje ci twoje nedzne zycie, ale pamietaj, ze cie obserwuje, Raymondzie Hessel, i predzej cie zabije, niz bede spokojnie patrzyl, jak marnujesz sie w tej gownianej robocie za pieniadze, ktorych starcza ci tylko na ser i na ogladanie telewizji. Odejde teraz, a ty sie nie odwracaj. Tego wlasnie oczekuje ode mnie Tyler. To slowa Tylera padaja z moich ust. Jestem ustami Tylera. Jestem dlonmi Tylera. Kazdy z Projektu Feniks jest czastka Tylera Durdena i vice versa. Raymondzie K. K. Hessel, dzisiejsza kolacja bedzie ci smakowala lepiej niz jakikolwiek posilek, ktory dotad jadles, a jutrzejszy dzien bedzie najpiekniejszym w twoim zyciu. 21 Budzisz sie na lotnisku miedzynarodowym Sky Harbor. Cofasz zegarek o dwie godziny.Dojezdzam lotniskowym autobusem do Phoenix i w kazdym barze, do ktorego zachodze, siedza faceci ze szwami pod oczyma, gdzie mocny cios rozcial im skore na ostrej krawedzi oczodolu. Sa tam tez faceci z poprzestawianymi nosami, a z kolei oni, faceci z barow, dostrzegaja moja dziure w policzku i od razu jestesmy rodzina. Tylera nie ma od jakiegos czasu w domu. Ja pracuje dalej tam, gdzie pracowalem. Latam z lotniska na lotnisko i ogladam samochody, w ktorych zgineli ludzie. Magia podrozy. Malenkie zycie. Malenkie mydelka. Malenkie lotniskowe krzeselka. Wszedzie, gdzie rzuca mnie obowiazki sluzbowe, pytam o Tylera. Wszedzie woze ze soba prawa jazdy swiadczace, ze zlozylem ofiare z dwunastu ludzi. To na wypadek, gdybym go odnalazl. W kazdym barze, do jakiego zachodze, w kazdym z tych pieprzonych barow, spotykam facetow z pokiereszowanymi w walce gebami. W kazdym barze ktos obejmuje mnie ramie171 niem i chce stawiac piwo. Od razu poznaje, ktory bar jest barem fight clubowym. Pytam, czy widzieli faceta nazwiskiem Tyler Durden. O to, czy wiedza o fight clubie, pytac nie musze. Pierwsza zasada to nie mowic o fight clubie. Ale czy widzieli Tylera Durdena? Odpowiadaja, ze nie, nigdy o kims takim nie slyszelismy, prosze pana. Ale moze jest w Chicago, prosze pana. To chyba przez te dziure w policzku wszyscy zwracaja sie do mnie per prosze pana. I mrugaja porozumiewawczo. Budzisz sie na O'Hare i dojezdzasz lotniskowym autobusem do Chicago. Przesuwasz zegarek o godzine do przodu. Gdybys tak mogl obudzic sie w innym miejscu. Gdybys tak mogl obudzic sie w innym czasie. Dlaczego nie mozesz sie obudzic jako inna osoba? W kazdym barze, do jakiego zachodzisz, pokancerowani faceci chca ci stawiac piwo. Nie, prosze pana, nie znamy Tylera Durdena. I porozumiewawcze mrugniecie. Nigdy nie slyszeli tego nazwiska. Prosze pana. Pytam o fight club. Czy odbywa sie tu dzis wieczorem spotkanie jakiegos fight clubu? Nie, prosze pana. Druga zasada fight clubu to nie mowic o fight clubie. Pokancerowani faceci przy barze kreca glowami. Nigdy o niczym takim nie slyszeli. Prosze pana. Ale moze znajdzie pan ten swoj fight club w Seattle, prosze pana. Budzisz sie na Meigs Field i dzwonisz do Marli, zeby zapytac, co slychac na Paper Street. Marla mowi, ze wszystkie kosmiczne malpy gola sobie teraz glowy. Ich elektryczne maszynki na-172 grzewaja sie do czerwonosci i w calym domu smierdzi przypalonymi wlosami. Kosmiczne malpy wypalaja tez sobie lugiem linie papilarne na opuszkach palcow. Budzisz sie na SeaTac. Cofasz zegarek o dwie godziny. Autobus lotniskowy dowozi cie do srodmiescia Seattle i barman w pierwszym barze, do ktorego zagladasz, ma na szyi kolnierz usztywniajacy, ktory odchyla mu glowe do tylu pod takim katem, ze jesli chce na ciebie spojrzec, musi zezowac wzdluz swojego rozkwaszonego, sinego jak oberzyna nosa. Bar jest pusty, a barman mowi z usmiechem: -Witamy znowu w naszych skromnych progach, prosze pana. Jeszcze nigdy, ale to nigdy nie bylem w tym barze. Pytam, czy znane mu jest nazwisko Tyler Durden. Barman stoi z broda zadarta wysoko przez krawedz bialego kolnierza usztywniajacego, usmiecha sie ni to do mnie, ni do sufitu, i pyta: - To jakis test? Odpowiadam, ze tak, test. Czy zna Tylera Durdena? -Byl pan tu w zeszlym tygodniu, panie Durden - mowi barman. - Nie pamieta pan? A wiec Tyler tu byl. - Byl pan tu, prosze pana. Jestem tu dzisiaj pierwszy raz w zyciu. -Skoro pan tak twierdzi, prosze pana - mowi barman - ale w czwartek wieczorem wpadl pan tu zapytac, kiedy policja zamierza zamknac nasz lokal. W zeszly czwartek, dreczony bezsennoscia nie spalem cala noc i nad ranem sam juz nie wiedzialem, czy spie, czy snie na jawie. Ocknalem sie w piatek przed poludniem caly obolaly, z poczuciem, ze nie zmruzylem oka. - Tak, prosze pana - mowi barman - we czwartek wie173 czorem stal pan tu, gdzie teraz, i pytal mnie pan o policyjne sankcje, i pytal pan tez, jaka mielismy frekwencje na srodowym spotkaniu fight clubu. Barman obraca gorna czesc ciala wraz z unieruchomiona bialym kolnierzem glowa, spoglada w z d l u z n o s a na sale, i mowi: -Pusto tu dzisiaj, a wiec nikt nas nie uslyszy, panie Durden, prosze pana. Wczoraj wieczorem bylo na fight clubie dwudziestu siedmiu chlopakow. Po wieczorze fight clubowym zawsze tu pusto. W kazdym barze, do jakiego zachodzilem w tym tygodniu, kazdy zwracal sie do mnie per pan. W kazdym barze, do jakiego zachodze, wszyscy obtluczeni faceci z fight clubu zaczynaja zachowywac sie podobnie. Skad obcy moga wiedziec, kim jestem? -Ma pan znamie, panie Durden - mowi barman. - Na stopie. Przypomina ciemnoczerwona Australie z Nowa Zelandia tuz obok. Wie o tym tylko Marla. Marla i moj ojciec. Poza nimi nie wie tego nawet Tyler. Na plazy siedze zawsze z noga podwinieta pod siebie. Nowotwor, ktorego nie mam, jest teraz wszedzie. -Wszyscy z Projektu Feniks o tym wiedza, panie Durden. - Barman unosi reke i pokazuje mi grzbiet swojej dloni. Widnieje tam wypalony pocalunek. Moj pocalunek? Pocalunek Tylera. -Wszyscy wiedza o tym znamieniu - mowi barman. - To czesc legendy. Czlowieku, ty sie, kurcze, stajesz legenda. Dzwonie z motelowego pokoju w Seattle do Marli, zeby spytac, czy kiedykolwiek to robilismy. No, wiecie. 174 -Co? - pyta Marla z drugiego konca kraju. Czy spalismy ze soba? - Co takiego?! No, czy kiedykolwiek mialem z nia stosunek plciowy? - Jezu! No wiec? - Co, no wiec? - pyta Marla. Czy mielismy kiedykolwiek stosunek? - Alez z ciebie kawal gowna. To mielismy ten stosunek, czy nie? - Najchetniej bym cie zabila! Tak, czy nie?-Wiedzialam, ze tak bedzie - mowi Marla. - Alez z ciebie palant. Kochasz mnie. Zaniedbujesz mnie. Ratujesz mi zycie, a potem przerabiasz moja matke na mydlo. Szczypie sie w policzek. Pytam Marle, jak sie poznalismy. -Na tej imprezie chorych na raka jader - mowi Marla. - Potem uratowales mi zycie. Uratowalem jej zycie? - Uratowales mi zycie. To Tyler uratowal jej zycie. - Ty uratowales mi zycie. Wpycham sobie palec w dziure w policzku i krece nim. Taki bol powinien mnie obudzic. -To ty uratowales mi zycie - mowi Marla. - W Regent Hotel. Przypadkowo probowalam popelnic samobojstwo. Nie pamietasz? Och. -Tamtego wieczoru - mowi Marla - kiedy powiedzia lam, ze chce miec po tobie skrobanke. Przed chwila doszlo do rozhermetyzowania kabiny. Pytam Marle, jak sie nazywam. Wszyscy zginiemy. - Tyler Durden - mowi Marla - Nazywasz sie Tyler Dupek Durden. Mieszkasz w domu przy pie Musze sie troche przespac. - Bierz dupe w troki i natychmiast tu wracaj - krzyczy przez telefon Marla - zanim te wyrosniete Musze odnalezc Tylera. Pytam Marle, skad ma te blizne na grzbiecie dloni. - To od Twojego pocalunku - mowi Marla. Musze odnalezc Tylera. Musze sie troche przespac. Musze sie przespac. Musze sie polozyc i zasnac. Mowie Marli dobranoc i krzyki Marli staja sie coraz cichsze, i cichsze, i cichsze i w koncu kiedy - 22 Twoje mysli jak noc dluga sa w eterze. Czy ja spie? Czy w ogole spalem? To bezsennosc. Oddychasz miarowo, zeby sie odprezyc, ale serce wciaz ci wali, a w glowie galopada mysli. Nic nie pomaga. Ani kierowana medytacja. Jestes w Irlandii. Ani liczenie owiec.Liczysz dni, godziny, minuty od czasu, kiedy ostatni raz spales. Twoj lekarz sie smieje. Z braku snu nikt jeszcze nie umarl. A patrzac na twoja posiniaczona gebe, ktora wyglada jak stary obity owoc, mozna by pomyslec, ze juz nie zyjesz. Lezysz w m o t e l o w y m lozku w Seattle, minela juz trzecia nad ranem i jest za pozno, zeby szukac jakiejs grupy wsparcia chorych na raka. Za pozno, by szukac jakichs malych kapsulek amytal sodium albo czerwonych jak szminka do ust seconali, wszystkich tych rekwizytow z Doliny Lalek. Po trzeciej nad ranem nie wpuszcza cie juz na spotkanie fight clubu. Musisz odnalezc Tylera. Musisz sie troche przespac. Budzisz sie nagle i obok lozka stoi w ciemnosciach Tyler. 177 Budzisz sie. W chwili gdy juz zasypiales, Tyler stanal nad toba, mowiac:-Obudz sie. Obudz sie, rozwiazalismy tu, w Seattle, prob lem z policja. Obudz sie. Komisarz policji chcial skonczyc z tym, co nazywal gangsterska dzialalnoscia i nielegalnymi nocnymi klubami piesciarskimi. -Ale spokojna glowa - mowi Tyler. - Pan komisarz policji juz nam nie podskoczy - mowi Tyler. - Trzymamy go teraz za jaja. Pytam Tylera, czy mnie sledzil. -Ciekawa rzecz - mowi Tyler. - O to samo chcialem zapytac ciebie. Rozmawiales o mnie z ludzmi, zasrancu. Zla males obietnice. Tyler nie mogl dojsc, kiedy go przejrzalem. -Ilekroc zasnales - mowi Tyler - wybiegalem z domu i wykrecalem jakis wariacki numer, robilem cos szalonego, cos zupelnie idiotycznego. Tyler kleka obok lozka i szepcze: -W ostatni czwartek, kiedy zasnales, polecialem samolo tem do Seattle na mala inspekcje fight clubu. Ocenic frekwencje i tak dalej. Rozejrzec sie za nowymi talentami. W Seattle tez mamy Projekt Feniks. Tyler sunie czubkiem palca po opuchliznie na moim czole. -Mamy Projekt Feniks w Los Angeles i w Detroit, Projekt Feniks realizowany jest z rozmachem w Waszyngtonie, w Nowym Jorku. Jesli chcesz wiedziec, mamy Projekt Feniks rowniez w Chicago. Tyler zmienia temat. -Wierzyc mi sie nie chce, ze zlamales obietnice. Pierwsza zasada fight clubu to nie mowic o fight clubie. W zeszlym tygodniu byl w Seattle i barman z kolnierzem usztywniajacym na szyi powiedzial mu, ze policja zamierza 178 przeprowadzic nalot na fight cluby. Komisarz policji chcial to zrobic z zaskoczenia.-Ale my - mowi Tyler - mamy w swoich szeregach policjantow, ktorzy przychodza walczyc w fight clubie i bardzo im sie tam podoba. Mamy dziennikarzy prasowych, urzednikow i prawnikow i o wszystkim zawczasu sie dowiadujemy. Chcieli pozamykac fight cluby? - Przynajmniej w Seattle - mowi Tyler. Pytam Tylera, co w tej sytuacji zrobil. - Co w tej sytuacji zrobilismy - mowi Tyler. Zwolalismy spotkanie Komitetu Prowokacji. -Nie ma juz mnie i ciebie - mowi Tyler i szczypie mnie w czubek nosa. - Chyba zdazyles to zauwazyc. Obaj korzystamy z tego samego ciala, ale kazdy w roznym czasie. -Zadalismy do odrobienia specjalna prace domowa - mowi Tyler. - Powiedzielismy: "Przyniescie mi parujace jadra Jego Ekscelencji komisarza policji w Seattle, pana Jakiegostam". To mi sie nie sni. - Owszem - mowi Tyler - sni ci sie. Skompletowalismy zastep skladajacy sie z czternastu kosmicznych malp, z czego piec kosmicznych malp bylo policjantami, i obstawilismy wczoraj wieczorem park, w ktorym Jego Ekscelencja zwykl spacerowac ze swoim psem. - Spokojna glowa - mowi Tyler - psu nic sie nie stalo. Cala akcja trwala o trzy minuty krocej, niz wyniosl nasz rekord podczas cwiczen. Zakladalismy, ze zajmie dwanascie minut. Nasz najlepszy czas podczas cwiczen wyniosl dziewiec minut. Przytrzymywalo go piec kosmicznych malp. Tyler opowiada mi to wszystko, ale ja, nie wiedziec skad, znam przebieg akcji. Trzy kosmiczne malpy staly na czatach. 179 Jedna kosmiczna malpa przylozyla Jego Ekscelencji do ust nasycona eterem szmatke. Jedna kosmiczna malpa sciagnela mu szorty. Pies, to spaniel, i ten spaniel szczeka i szczeka. Szczeka i szczeka. Szczeka i szczeka.Jedna kosmiczna malpa owinela trzykrotnie gumowa tasma nasade moszny Jego Ekscelencji. -Jedna kosmiczna malpa kleczy miedzy j e g o nogami z n o -zem - szepcze Tyler, przysuwajac swoja potluczona twarz do mojego ucha. - A ja szepcze Jego Ekscelencji komisarzowi policji do ucha, zeby lepiej odczepil sie od fight clubow, bo jak nie, to oglosimy calemu swiatu, ze Jego Ekscelencja nie ma orzeszkow. -Jak, wedlug pana, wplynie to na panska kariere, Wasza Ekscelencjo? - szepcze Tyler. Mocno zacisnieta gumowa tasma odbiera Jego Ekscelencji czucie w kroczu. -Jak daleko zajdzie pan w polityce, jesli wyborcy sie dowiedza, ze nie ma pan jaj? Ale Jego Wysokosc nic juz nie czuje. Kurde, jego jadra sa zimne jak lod. Jesli zostanie zamkniety chocby jeden fight club, rozeslemy jego jaja na wschod i na zachod. Jedno trafi do "New York Timesa", drugie do "Los Angeles T i m e s ". Po jednym na r e d a k -cje. Cos w rodzaju przecieku do prasy. Kosmiczna malpa odjela Jego Ekscelencji od ust nasycona eterem szmatke i komisarz powiedzial, zebysmy tego nie robili. A Tyler powiedzial: - Nie mamy do stracenia nic procz fight clubu. On, komisarz, mial wszystko. Nam zostalo tylko gowno i smieci tego swiata. 180 Tyler dal znak glowa kosmicznej malpie kleczacej z nozem miedzy nogami komisarza.-Wyobraz sobie, ze reszte zycia spedzisz z pustym sfla czalym woreczkiem. Komisarz krzyknal, ze nie. I powiedzial, zebysmy tego nie robili. Zebysmy przestali. On blaga. Och. Boze. Dopomoz. Mi. Dopomoz. Nie. Ja. Boze. Ja. Powstrzymaj. Ich. A kosmiczna malpa wsuwa noz i przecina tylko gumowa tasme. W sumie szesc minut, i bylo po wszystkim. -Zapamietaj to sobie - powiedzial Tyler.-Jestes od nas, ludzi, ktorym probujesz nadepnac na odcisk, calkowicie uzalez niony. To my ci pierzemy i przyrzadzamy posilki i uslugujemy do kolacji. My scielimy ci lozko. My czuwamy nad twoim bezpieczenstwem, kiedy spisz. My prowadzimy karetki pogoto wia. Jestesmy kucharzami i kierowcami taksowek i wiemy o tobie wszystko. To my rozpatrujemy twoje roszczenia z tytulu ubezpieczenia i pilnujemy, zebys nie przekroczyl limitu swojej karty kredytowej. Kontrolujemy kazda dziedzine twojego zycia. Jestesmy niekochanymi dziecmi historii, wychowanymi na telewizji, ktora przez lata wmawiala nam, ze pewnego dnia 181 zostaniemy milionerami i gwiazdami filmowymi, i gwiazdami rocka, ale tak sie nie stanie. I to wlasnie teraz do nas dociera - powiedzial Tyler. - A wiec nie zadzieraj z nami.Kosmiczna malpa musiala docisnac mocno szmatke z eterem do ust szlochajacego komisarza, zeby go uspokoic. Inny zastep ubral go i odprowadzil razem z psem do domu. Utrzymanie calego zajscia w tajemnicy zalezalo od tej chwili wylacznie od niego. I nie obawialismy sie juz, ze dojdzie do nalotu na fight club. Jego Ekscelencja wszedl do domu przestraszony, ale nietkniety. -Odrabiajac te drobne prace domowe - mowi Tyler - niemajacy nic do stracenia ludzie z fight clubu za kazdym razem inwestuja troszeczke w Projekt Feniks. Tyler kleczy przy moim lozku i ciagnie: - Zamknij oczy i daj mi swoja reke. Zamykam oczy, a Tyler bierze mnie za reke. Czuje usta Tylera na bliznie po jego pocalunku. -Zapowiedzialem, ze jesli bedziesz rozmawial z kims o mnie za moimi plecami, wiecej mnie nie zobaczysz - powiedzial Tyler. - Nie jestesmy dwoma roznymi osobami. Mowiac krotko, kiedy nie spisz, jestes panem samego siebie i mozesz sie nazywac, jak ci sie podoba, ale z chwila kiedy zasypiasz, kontrole prowadze ja i stajesz sie Tylerem Durdenem. Mowie mu, ze sie przeciez bilismy. W tamten wieczor, kiedy wymyslilismy fight club. -Nie biles sie wtedy ze m n a - m o w i Tyler. - Wmawiales to tylko sobie. Tak naprawde to walczyles ze wszystkim, czego w swoim zyciu nienawidzisz. Przeciez ja ciebie widze. - Bo snisz. Przeciez wynajmujesz dom. Pracujesz. I to na dwoch posadach. 182 -Popros swoj bank o kopie czekow, ktore ostatnio realizo wales - mowi Tyler. - Wynajalem ten dom na twoje nazwis ko. Podejrzewam, ze charakter pisma z czekow, ktorymi regu lowane byly naleznosci za wynajem, i z odrecznych notatek, o ktorych przepisanie na maszynie cie prosilem, wyda ci sie podobny i znajomy.A wiec Tyler szastal moimi pieniedzmi. Nic dziwnego, ze jestem ciagle na debecie. -A co do tych posad, to jak myslisz? Dlaczego jestes wciaz taki zmeczony? Kurde, to zadna tam bezsennosc. Z chwila kiedy ty zasypiasz, ja przejmuje paleczke i ide do roboty albo do fight clubu, czy gdzie tam. Masz szczescie, ze nie trafila ci sie posada zaklinacza wezy. Pytam, co w takim razie z Marla? - Marla cie kocha. Marla kocha ciebie. -Marla nie odroznia ciebie ode mnie. Tamtego wieczoru, kiedy sie poznaliscie, podales jej zmyslone nazwisko. Na gru pach wsparcia nie poslugiwales sie nigdy swoim prawdziwym nazwiskiem, ty falszywy zasrancu. Od dnia kiedy ocalilem Marli zycie, ona mysli, ze nazywasz sie Tyler Durden. Czy teraz, kiedy j u z z n a m cala prawde o Tylerze, on zniknie? -Nie - mowi Tyler, nie puszczajac mojej dloni. - Po pierwsze, nie byloby mnie tutaj, gdybys sam tego nie chcial. Zyje swoim zyciem, kiedy ty spisz, ale jesli mnie wyrolujesz, jesli przykujesz sie do lozka lancuchem albo zazyjesz konska dawke proszkow nasennych, staniemy sie wrogami. E, tam. Pic na wode, fotomontaz. To tylko sen. Tyler mi sie sni. Jest przejawem skojarzeniowego zaburzenia osobowosci. Stanem fugi psychogenicznej. Tyler Durden to halucynacja. -Pieprzysz jak potluczony - mowi Tyler. - Moze to ty jestes moja schizofreniczna halucynacja. Bylem tu pierwszy. 183 Tak, tak, tak - mowi Tyler - lepiej ustalmy, kto jest ostatni To nie jest jawa. To sen, z ktorego sie zaraz wybudze. - No to sie wybudz. I w tym momencie rozlega sie dzwonek telefonu i Tyler znika. Przez zaslony przeswituje slonce.Zamawialem telefoniczne budzenie na 7.00 rano. Podnosze sluchawke. Martwa cisza. 23 Gnam na pelnym gazie z powrotem do domu, do Marli i do Firmy Mydlarskiej z Paper Street. Wszystko sie rozpada.Wbiegam do domu, ale boje sie spojrzec na lodowke. Wyobrazcie sobie tuziny malych plastikowych woreczkow sniadaniowych z etykietkami, na ktorych widnieja nazwy miast, takich jak: Las Vegas i Chicago, i Milwaukee, gdzie Tyler dla ratowania oddzialow fight clubu musial wprowadzac w czyn swoje pogrozki. W kazdym woreczku para zmiazdzonych, zamrozonych na kosc rodzynkow. W kacie kuchni na popekanym linoleum siedzi w kucki kosmiczna malpa i przeglada sie w recznym lusterku. -Jestem rozspiewanym, roztanczonym gownem tego swiata - m o w i kosmiczna malpa do lusterka.-Jestem toksycznym odpadem, produktem ubocznym boskiego procesu tworzenia. Inne kosmiczne malpy krzataja sie po ogrodzie, zbieraja cos, cos usmiercaja. Siegam jedna reka do drzwiczek lodowki, biore gleboki oddech i probuje skoncentrowac swoja oswiecona duchowa istote. 185 Krople na rozach Wesola Myszka Miki A mnie to boliUchylam lodowke i w tym samym momencie przez ramie zaglada mi Marla i pyta: - Co na kolacje? Siedzaca w kucki kosmiczna malpa dalej przeglada sie w lusterku i mamrocze: -Jestem gownem i trujacymi ludzkimi odpadami procesu tworzenia. Kolo sie zamyka. Jakis miesiac temu balem sie, ze Marla zajrzy do zamrazal-nika. Teraz sam boje sie do niego zajrzec. O, Boze. Tyler. Marla mnie kocha. Marla nie dostrzega roznicy. - Ciesze sie, ze wrociles-mowi Marla.-Musimy pogadac. Mowie, ze tak. Musimy pogadac. Nie moge sie przemoc, by otworzyc zamrazalnik. Jestem Mrowiacym Kroczem Joego. Mowie M a r l i, zeby nie dotykala niczego, co jest w t y m zamrazalniku. Zeby go nawet nie otwierala. Jesli kiedykolwiek cos t a m znajdzie, to niech tego nie je ani nie karmi tym kota, niech w ogole tego nie rusza. Kosmiczna malpa z lusterkiem przypatruje sie nam, mowie wiec Marli, ze musimy stad wyjsc. Porozmawiamy gdzie indziej. Na schodach do piwnicy jedna kosmiczna malpa czyta drugiej: - "Trzy sposoby otrzymywania napalmu: Pierwszy-miesza sie rowne porcje benzyny i zamrozonego koncentratu soku pomaranczowego - czyta kosmiczna m a l -pa. - Drugi - miesza sie rowne porcje benzyny i dietetycznej coli. Trzeci - rozpuszcza sie w benzynie rozdrobnione kocie odchody, az do zgestnienia roztworu". 186 Wychodzimy z Marla z Firmy Mydlarskiej z Paper Street i srodkiem komunikacji masowej docieramy do stolika przy oknie na Planecie Denny'ego, pomaranczowej planecie.Tyler mowil mi swego czasu, ze od kiedy Anglia zaczela dokonywac odkryc geograficznych, zakladac kolonie i sporza-d z a c mapy, wiekszosc miejsc na kuli ziemskiej nosi te angielskie nazwy z odzysku. Anglicy musieli nazwac po swojemu wszystko. Albo prawie wszystko. Wezmy taka Irlandie. New London w Australii. New London w Indiach. New London w Idaho. New York w stanie New York. Na pelnym gazie ku przyszlosci. Kiedy ruszy w koncu eksploracja kosmosu, to wszystkie nowe planety odkrywane beda pewnie i nanoszone na mape przez megakorporacje. Gwiezdna Sfera IBM. Galaktyka Philipa Morrisa. Planeta Denny'ego. Kazda planeta nosic bedzie pietno korporacji, ktora pierwsza ja zgwalcila. Swiat Budweissera. Nasz kelner ma na czole wielka sliwe i trzaskajac obcasami, staje przed nami na bacznosc. -Sir! - mowi nasz kelner sluzbiscie. - Czy zechce pan juz zlozyc zamowienie? Sir! - ciagnie. - Cokolwiek pan zamowi, wszystko gratis. Sir! Od jakiegos czasu wydaje ci sie, ze kazda zupa zalatuje uryna. Prosze o dwie kawy. -Dlaczego on nie chce pieniedzy za to, co zamowimy? - pyta Marla. Odpowiadam, ze pewnie bierze mnie za Tylera Durdena. 187 Skoro tak, to Marla zamawia smazone malze i potrawke z malzy, i koszyk rybny, i smazonego kurczaka, i pieczone ziemniaki ze wszystkimi dodatkami, i czekoladowy torcik.Zza szyby oddzielajacej sale konsumpcyjna od kuchni Marle i mnie obserwuje trzech kucharzy, jeden ze szwem na gornej wardze. Szepcza cos miedzy soba, pochylajac trzy poobijane glowy. Prosze kelnera, zeby posilek nie byl zanieczyszczony. Zeby tego, co zamowimy, niczym nie doprawiano. -Wobec tego, prosze pana - mowi nasz kelner - odradzalbym szanownej pani zamawianie potrawki z malzy. Dziekuje mu. Rezygnujemy z potrawki z malzy. Marla spoglada na mnie ze zdziwieniem, a ja prosze ja, zeby mi zaufala. Wiem, co robie. Kelner odwraca sie na piecie i maszeruje z naszym zamowieniem do kuchni. Trzej kucharze pokazuja mi przez szybe uniesione kciuki. - Widze, ze Tyler Durden ma tu specjalne przywileje - mowi Marla. Mowie Marli, ze od tej chwili ma chodzic za mna co wieczor i zapisywac, dokad mnie nosi. Z kim sie spotykam. Czy wykastrowalem kogos waznego. Tego rodzaju sprawy. Wyjmuje portfel i pokazuje Marli prawo jazdy ze swoim prawdziwym nazwiskiem. Nie brzmi ono Tyler Durden. -Przeciez wszyscy znaja cie jako Tylera Durdena-mowi Marla. Wszyscy, tylko nie ja. W pracy nikt nie nazywa mnie Tylerem Durdenem. Szef, zwracajac sie do mnie, uzywa mojego prawdziwego nazwiska. Moi rodzice moga zaswiadczyc, kim naprawde jestem. - Wiec jak to sie dzieje - pyta Marla - ze dla jednych jestes Tylerem Durdenem, a dla innych nie? Po raz pierwszy zobaczylem Tylera, budzac sie ze snu. 188 Bylem zmeczony, zly, zaganiany i wsiadajac do samolotu, marzylem zawsze, zeby ten sie rozbil. Zazdroscilem ludziom umierajacym na raka. Nienawidzilem swojego zycia. Bylem zmeczony i znudzony swoja praca, swoimi meblami, i nie widzialem sposobu na zmiane czegokolwiek. Innego niz zakonczenie tego wszystkiego. Czulem sie jak w potrzasku. Bylem zbyt zrealizowany. Bylem zbyt idealny.Pragnalem sie oderwac od swojego malenkiego zycia. Od porcjowanych maselek i ciasnych lotniczych foteli. Od szwedzkich mebli. Od wydumanej sztuki nowoczesnej. Wzialem urlop. Zasnalem na plazy, a kiedy sie obudzilem, byl tam Tyler Durden, nagi i spocony, oblepiony piaskiem, z opadajacymi na oczy strakami wilgotnych wlosow. Zbieral na brzegu wyrzucane przez morze kloce drewna i wlokl je po plazy. Za pomoca tych klocow Tyler stworzyl cien olbrzymiej dloni, a potem siedzial na tej idealnej dloni, ktorej sam byl tworca. Ideal trwa tylko przez moment, wiecej nie mozna od niego wymagac. Byc moze wcale sie nie obudzilem na tamtej plazy. Byc moze wszystko to sie zaczelo, kiedy sikalem na kamien z Blarney. Wcale nie spalem, choc wydawalo mi sie, ze zasnalem. Przy innych stolikach w Planecie Denny'ego naliczylem jednego, dwoch, trzech, czterech, pieciu usmiechajacych sie do mnie facetow z popodbijanymi oczami i poprzestawianymi nosami. - Nie - mowi Marla - ty nie snisz. Tyler D u r d e n j e s t o d r e b n a stworzona przeze m n i e osobowoscia, i teraz grozi, ze odbierze mi moje realne zycie. 189 -Tak jak matka Tony'ego Perkinsa w "Swirze" - mowi Marla. - Ale numer. Kazdy ma jakies odchylki. Chodzilam kiedys z chlopakiem, ktory wciaz sie dziargal, mial hopla na tym punkcie.Mowie jej, ze ilekroc ja zasypiam, Tyler wybiega w moim ciele, z moja obtluczona geba, zeby popelnic jakies przestepstwo. Nazajutrz budze sie skonany i obolaly, przeswiadczony, ze nie zmruzylem oka. Nastepnego wieczoru klade sie wczesniej do lozka. I tej nocy Tyler prowadzi kontrole troche dluzej. Z dnia na dzien klade sie coraz wczesniej i Tyler coraz dluzej dysponuje moim cialem. - Alez to ty jestes Tylerem - mowi Marla. Nie. Nie jestem. Kocham w Tylerze Durdenie wszystko, jego odwage i jego spryt. Jego zimna krew. Tyler jest dowcipny i czarujacy, i silny, i niezalezny, ludzie sa w niego zapatrzeni i wierza, ze potrafi zmienic ich swiat. Tyler jest zdolny i wolny, w odroznieniu ode mnie. Nie jestem Tylerem Durdenem. - Alez jestes, Tyler - mowi Marla. Tyler i ja dzielimy to samo cialo, co dopiero teraz odkrylem. Ilekroc Tyler kochal sie z Marla, ja spalem. Tyler chodzil i rozmawial, kiedy mnie wydawalo sie, ze spie. Wszyscy z fight clubu i Projektu Feniks znaja mnie jako Tylera Durdena. I gdybym co wieczor coraz wczesniej kladl sie do lozka i pozniej budzil sie kazdego ranka, to w koncu odszedlbym na dobre. Polozylbym sie po prostu spac i nigdy juz sie nie obudzil. - Jak te zwierzaki w placowkach kontroli populacji zwierzat - mowi Marla. 190 Dolina Psow. G d z i e, j e s l i n a w e t ktos pokocha cie na tyle, by uratowac ci zycie, i tak cie wykastruja. Nigdy juz bym sie nie obudzil i moje miejsce zajalby Tyler. Kelner stawia przed n a m i k a w e trzaska obcasami i oddala sie. Wacham swoja kawe. Pachnie jak kawa-No, dobrze - m o w i M a r l a - powiedzmy, ze ci wierze. Czego ode mnie chcesz? Chce, zeby M a r l a n i e p o z w a l a l a mi zasnac. Wtedy Tyler bedzie mogl mnie kontrolowac. Kolo sie zamyka. Tamtej nocy, k i e d y T y l e r u r a t o w a l j e j zycie Marla poprosila go, zeby przez cala n o c nie dal jej zmruzyc oka. W momencie k i e d y z a s n e, paleczke przejmie Tyler i stanie sie cos strasznego. A jesli m i m o w s z y s t k o z a s n e, Marla musi wziac Tylera pod obserwacje. Gdzie c h o d z i. Co robi Dzieki temu po przebudzeniu bede moze w stanie odkrecic to, co on namota. Nazywa sie Robert Paulson i ma czterdziesci osiem lat. Nazywa sie Robert Paulson, ma czterdziesci osiem lat, i Robert Paulson juz nigdy wiecej lat miec nie bedzie. W miare posuwania sie po osi czasu, szansa przezycia spada w koncu do zera dla kazdego. Wielki Bob. Ten wielki miesniak. Ten wielki losiu dostal do odrobienia prace domowa z zamrazania-z-rozwiercaniem. Tak wlasnie Tyler dostal sie do mojego mieszkania i wysadzil je dynamitem domowej roboty. Bierzesz pojemnik srodka chlodniczego w aerozolu, dajmy na to z R-12, jesli zdolasz taki zdobyc, bo z uwagi na dziure ozonowa i w ogole, wycofano go juz chyba ze sprzedazy, albo z R-134a, i spryskujesz nim cylinder zamka az do zamrozenia. Praca domowa z zamrazania-z-rozwiercaniem polega na s p r y s k a n i u aerozolem zamka j a k i e g o s automatu telefonicznego albo parkometru, albo dystrybutora gazet. A nastepnie roz-kruszeniu zamrozonego cylindra zamka za pomoca mlotka i zimnego dluta. Praca domowa z rozwiercania-z-wypelnieniem polega na przewierceniu dziurki w automacie telefonicznym albo b a n - 192 komacie, wkreceniu w te dziurke smarowniczki i wypelnieniu swojego celu po brzegi za pomoca smarownicy tlokowej smarem przekladniowym albo w a n i l i o w y m puddingiem, albo samoutwardzalnym t w o r z y w e m s z t u c z n y mNie chodzilo tu bynajmniej o kradziez garsci drobniakow na cele Projektu Feniks. Firma Mydlarska z Paper Street nie nadazala z realizacja zamowien. A w okresie swiatecznym mielismy juz prawdziwe urwanie glowy. Prace domowe sluza zwiekszaniu odpornosci psychicznej. Odrabiajac je, trzeba sie wykazac sprytem, troche pokombinowac. Zainwestowac w Projekt Feniks. Cylinder zamka zamiast zimnym dlutem mozna potraktowac elektryczna wiertarka. Efekt jest taki sam, a halasu o wiele mniej. To wlasnie taka bezprzewodowa elektryczna wiertarke policjanci, ktorzy rozwalili Wielkiego Boba, wzieli za pistolet. Przy Wielkim Bobie nie znaleziono nic, co wiazaloby go z Projektem Feniks albo fight clubem, albo z mydlem. W kieszeni mial tylko swoja fotografie. Prezyl sie na niej w wyszukanej pozie ogromny i na pierwszy rzut oka nagi na jakichs zawodach. To idiotyczny sposob na zycie, zwierzyl mi sie Bob. Stoisz oslepiony reflektorami, ogluszony podkladem muzycznym, lecacym z systemu naglasniajacego, a sedzia kaze ci zaprezentowac prawy miesien czworoboczny, napiac go i przytrzymac. Pokaz rece, tak zebysmy je widzieli. Wyciagnij lewa reke, zegnij, napnij biceps i przytrzymaj. Nie ruszaj sie. Rzuc bron. Realne zycie sie nie umywa. Na dloni mial blizne po moim pocalunku. Po pocalunku Tylera. Wielki Bob zgolil juz wczesniej rzezbiona czupryne, a opuszki palcow wypalil sobie lugiem. I lepiej bylo odniesc jakies obrazenia, niz dac sie aresztowac, bo dajac sie aresztowac, 193 wylatujesz automatycznie z Projektu Feniks i nigdy juz nie dostaniesz pracy domowej do odrobienia.Do pewnej chwili Robert Paulson stanowil cieple centrum, wokol ktorego skupia sie zycie swiata, a w sekunde potem Robert Paulson byl juz tylko przedmiotem. Policjant strzelil i nastapil zadziwiajacy cud smierci. Dzis wieczorem w kazdym fight clubie przewodniczacy oddzialu krazy w ciemnosciach za plecami tlumu mezczyzn, ktorzy patrza na siebie przedzieleni pustym centrum fight clubowej piwnicy, i krzyczy: - Nazywa sie Robert Paulson. - Nazywa sie Robert Paulson - ryczy tlum. - Ma czterdziesci osiem lat - krzyczy przewodniczacy. - Ma czterdziesci osiem lat - ryczy tlum. Ma czterdziesci osiem lat i bierze udzial w Projekcie Feniks. Tylko po smierci powracamy do swoich prawdziwych nazwisk, bo tylko smierc zwalnia nas z uczestnictwa w tym zbiorowym wysilku. Po smierci stajemy sie bohaterami. I tlum ryczy: - Robert Paulson. - Robert Paulson - ryczy tlum. - Robert Paulson - ryczy tlum. Ide dzis wieczorem na spotkanie fight clubu, zeby go rozwiazac. Staje posrodku pomieszczenia w blasku jedynej zarowki, a tlum wiwatuje. Dla wszystkich tutaj jestem Tylerem Durde-nem. Bystrym. Zdecydowanym. Pewnym siebie. Unosze w gore rece, prosze o cisze i sugeruje, ze moze bysmy tak dali juz sobie spokoj. Rozejdzcie sie do domow i zapomnijcie o fight clubie. Moim zdaniem fight club spelnil juz swoja funkcje, a waszym? Projekt Feniks jest zamkniety. Slyszalem, ze telewizja transmituje dobry mecz futbolowy... Stu mezczyzn patrzy na mnie w milczeniu. 194 Mowie, ze zginal czlowiek. Gra skonczona. To przestalo byc zabawne.I w tym momencie z ciemnosci za plecami tlumu dobiega anonimowy glos przewodniczacego: - Pierwsza zasada fight clubu to nie mowic o fight clubie. Wrzeszcze, zeby szli do domu! - Druga zasada fight clubu to nie mowic o fight clubie. Fight club zostaje rozwiazany! Projekt Feniks jest zamkniety. -Trzecia zasada fight clubu stanowi, ze walczy sie jeden na jednego. Wrzeszcze, ze jestem Tyler Durden. I ze nakazuje im sie rozejsc! I nikt na mnie nie patrzy. Mezczyzni otaczajacy kregiem centrum pomieszczenia patrza przed siebie. Glos przewodniczacego oddzialu niesie sie powoli dookola pomieszczenia. W a l k a j e d e n na j e d n e g o. Bez koszul. Bez butow. Walka trwa az do skutku. Wyobrazcie sobie, ze dzieje sie to w stu miastach, w kilku jezykach. Recytowanie zasad dobiega konca, a ja stoje wciaz w oswietlonym centrum pomieszczenia. -Zapisani do pierwszej walki wystap! - ryczy glos z ciem nosci. - Zrobic miejsce posrodku. Nie ruszam sie. - Zrobic miejsce posrodku! Nie ruszam sie. Swiatlo jedynej zarowki odbija sie w stu parach skrytych w ciemnosci oczu. Wszystkie sa skierowane na mnie, maluje sie w nich wyczekiwanie. Probuje patrzec na kazdego z tych mezczyzn tak, jak patrzylby nan Tyler. Wybierac najlepszych do szkolenia w ramach Projektu Feniks. Ktorych Tyler zaprosilby do pracy w Firmie Mydlarskiej z Paper Street? - Zrobic miejsce posrodku! 195 To przyjeta procedura fight clubu. Po trzecim wezwaniu przewodniczacego zostane wyrzucony na ulice.Ale jestem przeciez Tylerem Durdenem. To ja wymyslilem fight club. Fight club jest moj. To ja spisalem zasady. Nie byloby was tutaj, gdyby nie ja. I ja mowie, ze koniec z fight clubem! -Przygotowac sie do wydalenia czlonka za trzy, dwie, jedna. Krag mezczyzn rzuca sie na mnie, dwiescie dloni chwyta kazdy skrawek moich rak i nog i unosi mnie ku swiatlu. Przygotowac sie do ewakuacji duszy za piec, za cztery, trzy, dwie, jedna. Tlum, przekazujac mnie sobie nad glowami, sunie w kierunku drzwi. Plyne. Lece. Wrzeszcze, ze fight club jest moj. Projekt Feniks to moj pomysl. Nie mozecie mnie wyrzucic. Ja tu rzadze. I d z c i e do domu! -Zapisani do pierwszej walki - ryczy glos przewodnicza cego oddzialu - na srodek pomieszczenia wystap. Wykonac! Nie wyjde. Nie poddam sie. Opanuje sytuacje. Ja tu rzadze. - Wydalic czlonka fight clubu. Wykonac! Ewakuacja duszy. Wykonac. I wyfruwam powoli za drzwi w rozgwiezdzona noc i chlodne powietrze i laduje na betonowej plycie parkingu. Wszystkie rece cofaja sie, zatrzaskuja sie za mna drzwi, zgrzyta zasuwany rygiel. W stu miastach fight club kontynuuje dzialalnosc beze mnie. 25 Od wielu juz lat pragnalem zasnac. Sen byl dla mnie forma ucieczki, rezygnacji. Teraz boje sie zasnac. Jestem w Regent Hotel u Marli, pokoj 8G. Swiadomosc bliskosci tylu staruszkow i cpunow, ktorzy siedza tu pozamykani na trzy spusty w swoich malych klitkach, sprawia, ze moja postepujaca desperacja wydaje sie czyms normalnym i oczekiwanym.-Wiesz - mowi Marla, ktora siedzi po turecku na lozku, wyciskajac kolejno z plastikowego opakowania pol tuzina proszkow na odpedzenie sennosci. - Chodzilam kiedys z chlo pakiem, ktory miewal straszne koszmary. On tez bal sie zasnac. I co sie stalo z tym chlopakiem? -Umarl. Atak serca. Przedawkowal. Wzial za duzo am fetaminy - mowi Marla. - Mial dopiero dziewietnascie lat. Dzieki za podtrzymanie na duchu. Kiedy wchodzilismy do hotelu, od biurka recepcji zerwal sie facet i zasalutowal mi. Nie mial polowy wlosow, miejsce, skad niedawno wyrwano je razem z cebulkami, pokrywal strup. Seniorzy ogladajacy w lobby telewizje obejrzeli sie jak na komende, kiedy facet z recepcji zwrocil sie do mnie per prosze pana. - Dobry wieczor, prosze pana. 197 Wyobrazam go sobie teraz, jak dzwoni do jakiejs kwatery Projektu Feniks i melduje o moim miejscu pobytu. Maja pewnie scienny plan miasta i zaznaczaja wszystkie moje ruchy malymi pinezkami. Czuje sie jak zaobraczkowana migrujaca ges z "Dzikiego Krolestwa". Wszyscy mnie szpieguja, sledza kazdy moj krok.-Mozesz wziac wszystkie szesc naraz i nie pochorowac sie - mowi Marla - z tym ze musialbys wetknac je sobie w tytek. No, fajnie. -Nie zalewam. Pozniej poszukamy czegos silniejszego. Jakichs prochow z prawdziwego zdarzenia, na przyklad krzy zykow, czarnych slicznotek albo aligatorkow. Nie wloze sobie tych pastylek w dupe. - No to wez tylko dwie. Gdzie sie wybierzemy? -Do kregielni. Jest otwarta przez cala dobe, nie dadza ci tam zasnac. Mowie, ze wszedzie, gdzie chodzimy, faceci z ulicy biora mnie za Tylera Durdena. -To dlatego ten kierowca autobusu nie chcial od nas pieniedzy za przejazd? Tak. I dlatego tych dwoch gosci ustapilo nam w autobusie miejsca. - Do czego zmierzasz? Nie wydaje mi sie, zeby samo ukrywanie sie wystarczylo. Musimy sie jakos pozbyc Tylera. -Chodzilam kiedys z chlopakiem, ktory lubil sie przebierac w moje ciuchy - mowi Marla. - No, wiesz, sukienki. Kapelu sze z woalkami. Moglibysmy cie przebrac i jakos przemycic. Nie bede sie przebieral w babskie fatalaszki, nie bede sobie wpychac proszkow w dupsko. - Bywa gorzej-mowi Marla. - Chodzilam kiedys z chlo198 pakiem, ktory namawial mnie, zebym bawila sie w lesbijke z jego nadmuchiwana lalka. Wyobrazam sobie siebie w repertuarze opowiesci Marli. Chodzilam kiedys z facetem, ktory mial rozdwojenie jazni. - Chodzilam tez z chlopakiem, ktory uzywal powiekszacza penisa. Pytam, ktora godzina? - Czwarta rano. Za trzy godziny musze byc w pracy. - No, bierz te proszki - mowi Marla - Skoro wszyscy widza w tobie Tylera Durdena, to prawdopodob Marla. - No, dobra, wykresl to z protokolu. - 26 Tak, to stare powiedzenie, ze zawsze zabijasz to, co kochasz, obowiazuje w obie strony. Nie da sie ukryc.Tego ranka, dojezdzajac do pracy, juz z daleka zobaczylem policyjne zapory miedzy budynkiem a parkingiem. Policjanci przed wejsciem zbierali oswiadczenia od l u d z i, z k t o r y m i pracowalem. Istny mlyn. Nie wysiadlem nawet z autobusu. Jestem Zimnym Potem Joego. Przez wybite okna od sufitu do podlogi na trzecim pietrze mojego biurowca widze z autobusu strazaka w brudnym zoltym kubraku, rabiacego toporkiem spalony panel podwieszanego sufitu. Tlace sie biurko wypychane przez wybite okno przez dwoch innych strazakow przechyla sie, a potem zeslizguje i spada z wysokosci trzech pieter na chodnik. Rozlatuje sie na kawalki i wciaz dymi. Jestem Skurczem Zoladka Joego. To moje biurko. Wiem, ze moj szef nie zyje. Trzy sposoby uzyskiwania napalmu. Wiedzialem, ze Tyler zamierza zabic mojego szefa. Z chwila kiedy poczulem, ze moje 200 dlonie smierdza benzyna, kiedy powiedzialem, ze chce zrezygnowac z pracy, dalem mu na to przyzwolenie. Badz moim gosciem. Zabij mojego szefa. Och, Tyler. Wiem, ze wybuchl komputer. Wiem, bo Tyler to wie.Nie chce tego wiedziec, ale wiem, ze wierci sie jubilerska wiertarka dziurke w wierzchu obudowy monitora. Wiedza to wszystkie kosmiczne malpy. Przepisywalem na maszynie zapiski Tylera. To nowa wersja bomby z zarowki. Bombe z zarowki sporzadza sie, wiercac dziurke w bance zarowki i napelniajac ja benzyna. Potem zalepia sie dziurke woskiem albo silikonem, wkreca zarowke z powrotem w oprawke i czeka, az ktos wejdzie do pokoju i zapali swiatlo. Lampa obrazowa komputerowego monitora miesci o wiele wiecej benzyny niz zarowka. Albo zdejmuje sie z lampy obrazowej plastikowa oslone, to latwe, albo wierci sie dziurke przez wierzch obudowy. Przedtem trzeba odlaczyc monitor od zrodla zasilania i od komputera. W taki sam sposob mozna spreparowac kineskop telewizora. Ale uwaga. Jedna iskra, chocby wyladowanie elektrostatyczne miedzy wloskami dywanu, i nie zyjesz. Palisz sie zywcem, wrzeszczac wnieboglosy. Nawet po wylaczeniu monitora, miedzy elektrodami lampy obrazowej moze wystepowac bierny ladunek elektryczny o napieciu do trzystu woltow, trzeba wiec najpierw zewrzec solidnym srubokretem kondensator w zasilaczu. Jesli w trakcie tego giniesz, to znaczy, ze uzyles srubokreta z nieizolowana raczka. We wnetrzu lampy obrazowej panuje proznia, a wiec w momencie kiedy ja przewiercisz, lampa obrazowa zassie powietrze z otoczenia, wezmie swego rodzaju swiszczacy wdech. Rozwiercasz m a l a dziurke grubszym wiertlem, potem j e s z c z e 201 grubszym wiertlem, i tak az do uzyskania otworu, w ktory zmiesci sie koncowka l e j k a. Nastepnie napelniasz lampe obrazowa w y b r a n y m m a t e r i a l e m wybuch wlasnej roboty. Moze byc benzyna albo benzyna zmieszana z zamrozonym koncentratem soku pomaranczowego, ewentualnie z kocimi odchodami.P i e k n y wybuch uzyskuje sie, stosujac mieszanine nadmanganianu p o t a s u z c u k r e m p u d r e m. Cal zmieszac skladnik, ktory bardzo szybko sie spala, ze skladnikiem, ktory dostarczy niezbedna dla takiego spalania ilosc tlenu. Szybkie spalanie to inaczej eksplozja. Dwunadtlenek barowy i drobno zmielony cynk. Saletra amonowa i sproszkowane aluminium. Wspolczesna kuchnia anarchii. Azotan barowy w sosie siarkowym, przyprawiony weglem drzewnym. I masz swoj proch. Bon appetit. Nafaszeruj tym do pelna monitor komputera i temu, kto pierwszy wlaczy zasilanie, w twarz eksploduje piec do szesciu funtow prochu. Sek w tym, ze ja nawet lubilem swojego szefa. Jestes osobnikiem plci meskiej, chrzescijaninem, mieszkasz w Ameryce, a twoj ojciec jest dla ciebie modelem Boga. I czasami odkrywasz ojca w swoim miejscu pracy. Tylko ze Tyler mojego szefa nie lubil. Policja bedzie mnie szukala. W piatek w i e c z o r e m j a k o ostatni wyszedlem z budynku. Obudzilem sie przy swoim biurku, blat zaparowal od mojego oddechu, odebralem telefon i Tyler powiedzial; "Wyjdz na zewnatrz. Czekaja tam na ciebie w samochodzie". W cadillacu. Dlonie wciaz smierdzialy mi benzyna. Mechanik z fight clubu zapytal, co j e s z c z e chcialbym zrobic przed smiercia. 02 Odpowiedzialem, ze rzucic prace. Tym samym udzielalem Tylerowi przyzwolenia. Badz moim gosciem. Zabij mojego szefa.Moje zniszczone wybuchem biuro zostaje z tylu, dojezdzam autobusem na wysypana zwirem petle na koncu trasy. To tutaj peryferie przechodza w niezabudowane dzialki i zaorane pola. Kierowca autobusu wyciaga woreczek ze sniadaniem i termos, obserwuje mnie we wstecznym lusterku. Lamie sobie glowe, gdzie by sie tu ukryc przed policja. Ze swojego miejsca z tylu autobusu widze ze dwadziescia osob siedzacych miedzy mna a kierowca. Licze potylice dwudziestu glow. Dwudziestu wygolonych glow. Kierowca odwraca sie i wola do mnie z przodu autobusu: -Panie Durden, prosze pana, jestem pelen podziwu dla tego, co pan robi. Pierwszy raz widze go na oczy. -Prosze nie miec mi tego za zle - mowi kierowca. - Na komitecie mowili, ze to panski wlasny pomysl, prosze pana. Wygolone glowy odwracaja sie jedna po drugiej. A potem ich wlasciciele jeden po drugim wstaja z miejsc. Jeden trzyma w reku szmatke, czuje zapach eteru. Ten najblizej mnie ma noz mysliwski. Rozpoznaje w nim mechanika z fight clubu. -Odwazny z pana gosc - mowi kierowca autobusu. - Zeby tak samego siebie wyznaczyc na obiekt pracy domowej, no, n o. -Zamknij sie - mowi do kierowcy autobusu mechanik z fight clubu. - Geba na klodke i filuj, czy teren czysty. Nie ulega watpliwosci, ze jedna z kosmicznych malp ma gumowa tasme do scisniecia jader. Gromadza sie wszystkie z przodu autobusu. -Zna pan regulamin, panie Durden - mowi mechanik. - Sam pan to powiedzial. Powiedzial pan, ze jesli ktos kiedys 203 bedzie probowal zamknac fight club, to nawet gdyby byl to pan, musimy chwycic go za jaja. Gonady. Klejnoty. Wisienki. Huevos.Wyobrazam sobie najlepszy fragment siebie zamrozony w woreczku sniadaniowym i przechowywany w siedzibie Firmy Mydlarskiej z Paper Street. - Wie pan dobrze, ze stawianie nam oporu nie ma najmniejszego sensu - mowi mechanik. Kierowca autobusu zuje kanapke i obserwuje nas we wstecznym lusterku. Slysze wycie policyjnej syreny. Jest coraz blizsze. W oddali, na polu, terkocze traktor. Ptaki. Okno z tylu autobusu jest do polowy otwarte. Chmury. Na skraju zwirowanej petli autobusowej pleni sie zielsko. Z tego zielska d pszczol albo much. -Odbylismy wlasnie mala narade - mowi mechanik z fight clubu. - Tym razem nie jest to pogrozka, panie Durden. Tym razem musimy je naprawde obciac. - To gliny - mowi kierowca. Wycie syreny zbliza sie gdzies od przodu autobusu. Komu teraz bede musial stawiac opor? Policyjny woz patrolowy zatrzymuje sie przy autobusie, przednia szybe autobusu rozswietlaja na przemian to czerwone, to blekitne rozblyski koguta na dachu policyjnego auta i ktos wola z zewnatrz: - Wstrzymajcie sie. Jestem uratowany. Tak jakby. Moge powiedziec gliniarzom o Tylerze. Opowiem im wszystko o fight clubie i byc moze powedruje 204 przynajmniej nie bede musial patrzec na ten noz, a rozwiazanie problemu Projektu Feniks spadnie na nich. Gliniarze wspinaja s i e na stopien autobusu, i ten pierwszy pyta: - Oprawiliscie go juz?-Pospieszcie sie - mowi drugi gliniarz - wystawiono juz nakaz jego aresztowania. Potem zdejmuje kapelusz i zwraca sie do mnie: -Bez urazy, panie Durden. To dla mnie wielki zaszczyt, ze w koncu mam okazje pana poznac. Mowie im, ze popelniaja wielki blad. - Uprzedzal nas pan, ze prawdopodobnie to powie. Nie jestem Tylerem Durdenem. - Uprzedzil nas pan, ze to tez powie. Zmieniam zasady. Niech wam bedzie, fight club zostaje, ale koniec z kastrowaniem. -Wiem, wiem, wiem - mowi mechanik. Trzymajac przed soba noz, rusza ku mnie przejsciem miedzy siedzeniami. - Uprzedzil nas pan, ze na pewno tak powie. No dobrze, a w i e c jestem Tyler Durden. Jestem. Jestem Tyler Durden i to ja ustalam zasady i rozkazuje mu odlozyc noz. -Jaki jest nasz rekord w oprawianiu-i-ucieczce? - wola mechanik przez ramie do kosmicznych malp. - Cztery minuty! - rozlega sie w odpowiedzi. - Mierzy ktos czas? - wola mechanik. Obaj gliniarze sa juz w autobusie i jeden spoglada na zegarek. -Chwileczke - mowi. - Zaczekajmy, az sekundnik dojdzie do dwunastki. - Zaczyna odliczac: - Dziewiec. - Osiem. - Siedem. Rzucam sie szczupakiem przez otwarte okno. Spadam brzuchem na waska metalowa rame okna, a mechanik z fight clubu krzyczy za mna: - Panie Durden! Przez pana za cholere n i e pobijemy rekordu! Wychylony do polowy przez okno, zwisam glowa w dol i dre pazurami czarna gume bocznej scianki tylnej opony. Dosiegam do felgi, zahaczam o nia palcami i probuje sie podciagnac. Ktos chwyta mnie za stopy i ciagnie w przeciwna strone. - Hej! - wrzeszcze do traktora w oddali. - Hej! Wisze glowa w dol, twarz mi nabrzmiewa, pulsuje goracem od naplywajacej krwi. Podciagam sie kawalek. Dlonie trzymajace moje kostki wciagaja mnie z powrotem. Krawat chlasta mnie po twarzy. Sprzaczka paska zaczepia o rame okna. Przed samym nosem mam zielsko z brzeczacymi w nim pszczolami i muchami. - Hej! - wrzeszcze. Czyjes rece chwytaja mnie od tylu za pasek, szarpia, sciagaja mi z dupy spodnie razem z paskiem. - Jedna minuta! - krzyczy ktos w autobusie. Buty spadaja mi z nog. Sprzaczka paska przeskakuje nad rama okna, jest j u z w srodku. Czyjes rece sciskaja mi nogi razem. Nagrzana od slonca rama okna wrzyna mi sie w brzuch. Moja biala koszula wydyma sie na wietrze, opada mi na glowe i ramiona, a ja trzymam sie kurczowo felgi i wciaz wrzeszcze: -Hej! Ktos ciagnie mnie z calych sil za zlaczone nogi. Spodnie zsuwaja sie coraz dalej i w koncu czuje, ze nie mam ich juz na sobie. Slonce grzeje mnie w wypiete gole dupsko. Krew pulsuje w glowie, oczy wychodza na wierzch, biala koszula przeslania swiat. Gdzies tam terkocze traktor. Brzecza pszczoly. Gdzies tam. Wszystko jest milion mil ode mnie. Gdzies tam, milion mil za mna, ktos krzyczy: - Dwie minuty! I czyjas reka wsuwa mi sie miedzy nogi, maca. - Staraj sie, zeby nie bolalo - mowi ktos. Rece trzymajace mnie za kostki sa milion mil stad. Wyobrazam je sobie na koncu dlugiej, dlugiej drogi. Kierowana medytacja. Byle tylko nie wyobrazac sobie, ze rama okna to tepy, goracy noz, ktory przecina ci brzuch. Byle tylko nie wyobrazac sobie, jak zastep mezczyzn rozwiera ci nogi. Milion mil stad, nieprzeliczone miliony mil stad, szorstka ciepla dlon chwyta cie za moszne, odciagaja, wokol nasady cos sie owija, zaciska ciasno, ciasniej, coraz ciasniej. Gumowa tasma. Jestes w Irlandii. Jestes w fight clubie. Jestes w pracy. Jestes gdziekolwiek, tylko nie tu. - Trzy minuty! - Pamietacie, co powiedzial pan Durden! - dolatuje z daleka czyjs krzyk. - Nie zadzierac z Ciepla dlon trzyma cie w garsci. Chlodny czubek noza. Czyjes ramie obejmuje cie za klatke piersiowa. Terapeutyczny kontakt fizyczny. Pora na uscisk. Nasaczona eterem szmatka przywiera ci szczelnie do nosa i ust. Potem juz nic, mniej niz nic. Otchlan. Noc, W rozerwanej wybuchem, wypalonej skorupie mojego mieszkania jest ciemno jak w kosmosie. Nie docieraja tu mdle swiatla miasta. Na krawedzi pietnastopietrowej przepasci, tam gdzie kiedys bylo okno, trzepocze i wydyma sie zolta policyjna tasma. Budze sie na betonowym p o d l o z u. K i e d y s p o k r y w a l je klonowy parkiet. Przed wybuchem na s Staly tu szwedzkie meble. Przed pojawieniem sie Tylera. Jestem ubrany. Wsuwam reke do kieszeni spodni i macam. Nic mi nie brakuje. Przestraszony, ale nietkniety. Podejdz na skraj podlogi, spojrz z wysokosci pietnastu pieter na swiatla miasta, potem w gwiazdy, i juz cie nie ma. Wszystko za nami. Tu, na gorze, posrod mil nocy dzielacych Ziemie od gwiazd, czuje sie jak jedno z tych kosmicznych zwierzat. Psow. Malp. Ludzi. Powtarzasz tylko wyuczone czynnosci. Pociagnij za wajche. Wdus guzik. Sam nie wiesz, czemu to ma sluzyc. Swiat staje na glowie. Moj szef nie zyje. Nie mam juz domu. Nie mam pracy. Jestem za to wszystko odpowiedzialny. Nic mi nie zostalo. W banku jestem na debecie. Przekrocz krawedz. Miedzy mna a otchlania furkocze policyjna tasma. Przekrocz krawedz. Co ci pozostalo? Przekrocz krawedz. Jest j e s z c z e Marla. Przeskocz przez krawedz. Jest jeszcze Marla, Marla stanowi centrum wszystkiego i o tym nie wie. I kocha cie. Kocha Tylera. Nie dostrzega roznicy. Ktos musi jej powiedziec. Uciekaj. Uciekaj. Uciekaj. Ratuj sie. Zjezdzasz winda do holu, a portier, ktory nigdy za toba nie przepadal, wita cie teraz szerokim usmiechem, prezentujac szczerbe po trzech wybitych zebach, i mowi: -Dobry wieczor, panie Durden. Wezwac taksowke? Dobrze sie pan czuje? Chce pan skorzystac z telefonu? Dzwonisz do Regent Hotel, do Marli. -Jedna chwileczke, panie Durden - mowi recepcjonista z Regent Hotel. W sluchawce rozlega sie glos Marli. Portier stoi nad toba i nastawia ucha. Recepcjonista z Regent Hotel tez p e w n i e podsluchuje. M o w i s z Marli, ze musicie porozmawiac. - Wypchaj sie - odpowiada Marla. Mowisz, ze nie jest bezpieczna. Ze zasluguje na to, by dowiedziec s i e, co jest grane. M u s i c i e s i e spotkac. Musicie porozmawiac. 209 -Gdzie? Niech przyjdzie tam, gdzie sie poznaliscie. Na pewno pamieta. Niech siegnie do wspomnien.Kula bialego uzdrawiajacego swiatla. Palac o siedmiu bramach. -No, dobrze - mowi Marla. - Bede tam za dwadziescia minut. Badz. Odkladasz sluchawke, a portier mowi: -Wezwe taksowke, panie Durden. Zawiezie pana za darmo, gdzie tylko pan sobie zazyczy. Chlopaki z fight clubu sledza cie. Mowisz, ze nie trzeba. Noc taka ladna, chyba pojdziesz piechota. Jest sobotni wieczor, w podziemiach Pierwszego Kosciola Metodystow zbiera sie dzisiaj nowotwor jelita. Marla juz tam na ciebie czeka. Marla Singer pali papierosa. Marla Singer przewraca oczami. Marla Singer z podbitym okiem. Siadacie na wytartym dywanie naprzeciwko siebie w kolku medytacyjnym. Ty probujesz obudzic w sobie swoje zwierze mocy, Marla lypie na ciebie podbitym okiem. Przymykasz powieki i przenosisz sie w medytacjach do palacu o siedmiu bramach, ale wciaz czujesz na sobie wzrok Marli. Kolyszesz swoje wewnetrzne dziecko. Marla patrzy. Nadchodzi czas na uscisk. Otwierasz oczy. Wszyscy dobieramy sobie partnera. Marla w trzech susach jest przy mnie i wymierza mi siarczysty policzek. Otworzcie sie przed soba calkowicie. 210 -Ty pieprzona, smierdzaca kupo gowna - mowi Marla. Wszyscy na nas patrza. Obie piastki Marli zaczynaja mnie okladac, gdzie popadnie.-Zabiles czlowieka! - krzyczy Marla. - Zadzwonilam na policje! Zaraz powinni tu byc! Chwytam ja za nadgarstki i mowie, ze policja moze i przyjedzie, ale raczej nie przyjedzie. Marla wyrywa mi sie i mowi, ze policja pedzi tu juz na sygnale, zeby mnie zgarnac, przykuc do krzesla elektrycznego i usmazyc albo w najlepszym wypadku zaaplikowac mi smiertelny zastrzyk. Poczuje tylko uklucie przypominajace uzadlenie pszczoly. Konska dawka luminalu sodowego, a potem wielki sen. Jak w Dolinie Psow. Marla mowi, ze widziala, jak dzisiaj kogos zabilem. Mowie, ze jesli ma na mysli mojego szefa, to tak, tak, tak, tak, wiem, policja wie, wszyscy mnie juz szukaja, zeby usmiercic mnie zastrzykiem, ale to Tyler zabil mojego szefa. Tak sie tylko sklada, ze Tyler i ja mamy identyczne linie papilarne, ale do nikogo to jakos nie dociera. -Nie wciskaj mi kitu - mowi Marla i wlepia we mnie swoje podbite oko. - Wiem, ze ciebie i twoich zalosnych wyznawcow rajcuje zbieranie ciegow, sprobuj mnie wiec jeszcze raz tknac palcem, a juz nie zyjesz. -Widzialam dzis wieczorem, jak zastrzeliles czlowieka - mowi Marla. Mowie, ze nieprawda, ze to byla bomba i ze stalo sie to dzisiaj r a n o. Tyler wywiercil dziurke w obudowie komputerowego m o n i t o r a i napelnil go benzyna Wszyscy ludzie rzeczywiscie cierpiacy na nowotwory jelit otaczaja nas kregiem i przysluchuja sie temu z zapartym tchem. -Nie - mowi Marla. - Poszlam za toba do Pressman Hotel. K e l n e r o w a l e s tam dzisiaj na j e d n y m z tych kryminalbankietow. Kryminalbankiety polegaja na tym, ze bogaci ludzie spotykaja sie w hotelu na wystawnej kolacji i zachowuja sie jak postaci z powiesci Agathy Christie. Gdzies m i e d z y p r z y s t a w k a m i a pieczenia z dziczyzny swiatla gasna n zostal zamordowany. Ma to byc jakis niekonwencjonalny rodzaj smierci. Przez reszte imprezy goscie pija, j e d z a s w o j e m a d e i r a consomme i probuja dociec, k t o z nich j e morderca. -Zastrzeliles specjalnego pelnomocnika burmistrza do spraw wtornego przetwarzania odpadow! - wrzeszczy Marla. To Tyler zastrzelil specjalnego pelnomocnika burmistrza do jakichs tam spraw. - I wcale nie masz raka! - mowi Marla. To dzieje sie tak szybko. Jak pstrykniecie palcami. Wszyscy patrza. Wrzeszcze, ze ona tez nie ma raka! - Przylazi tu od dwoch lat - krzyczy Marla - a nic mu nie jest! Probuje ratowac ci zycie! - Co? Niby to czemu moje zycia wymaga ratowania? Bo mnie sledzilas. Bo poszlas za mna dzis wieczorem, bo widzialas, jak Tyler Durden kogos zabil, a Tyler zabije kazdego, kto zagrozi Projektowi Feniks. Wszyscy obecni jakby zapomnieli o swoich malych dramatach. O swoich nic nieznaczacych nowotworach. Nawet ludzie na srodkach przeciwbolowych gapia sie na nas z przejeciem w szeroko otwartych oczach. Przepraszam tlumek. Mowie, ze nie chcialem im zaklocac spokoju. Juz wychodzimy. Dokonczymy te rozmowe na zewnatrz. - Nie! - krzycza. - Zostancie! Jak to bylo?! 212 M o w i e, ze n i k o g o n i e zabilem. N i e jestem Tylerem Durdenem. T y l e r to druga strona mojej ro Pytam, czy ktos z obecnych widzial film "Sybil"? - No to kto w koncu chce mnie zabic? - pyta Marla Tyler. - Czyli ty?Mowie, ze Tyler, ale Tylerem sam potrafie sie zajac. Ona niech sie strzeze czlonkow Projektu Feniks. Tyler mogl wydac im rozkaz sledzenia jej, uprowadzenia czy cos w tym rodzaju. - Dlaczego mialabym w to wszystko wierzyc? To dzieje sie tak szybko. Mowie, ze dlatego, bo ja chyba lubie. - A nie kochasz? - pyta Marla. Mowie, ze nie czas teraz wnikac w szczegoly. Niech nie przeciaga struny. Wszyscy sie usmiechaja. Na mnie pora. Musze stad wyjsc. Mowie, zeby wystrzegala sie facetow z ogolonymi glowami albo facetow ze sladami pobicia. Z podbitymi oczami. Z wybitymi zebami. I tak dalej. - A dokad idziesz? - pyta Marla. Musze sie zajac Tylerem Durdenem. 28 Nazywal sie Patrick M a d d e n i byl s p e c j a l n y m pelnomocnikiem burmistrza do s p r a w w t o r n e g o Nazywal sie Patrick Madden i byl wrogiem Projektu Feniks.Wychodze z Pierwszego Kosciola Metodystow w noc i wszystko mi sie przypomina. Przypomina mi sie wszystko to, co wie Tyler. Patrick Madden kompletowal liste barow, w ktorych odbywaly sie spotkania fight clubu. Ni z tego, ni z owego, wiem, jak sie obsluguje kinowy projektor. Wiem, jak forsowac zamki i jak Tyler, na krotko przed tym, kiedy objawil mi sie na plazy, wynajal dom przy Paper Street. Wiem, co doprowadzilo do pojawienia sie Tylera. Tyler kochal Marle. Od tamtego pierwszego w i e c z o r u, k i e d y ja poznalem, Tyler, czy raczej j a k a s czast sposobu, by byc z Marla. Nie ma to wiekszego znaczenia. Juz nie ma. Ale teraz, kiedy ide przez noc do najblizszego fight clubu, przypominaja mi sie wszystkie szczegoly. W sobotnie wieczory spotkania fight clubu odbywaja sie w piwnicy Armory Bar. Prawdopodobnie bar ten figuruje na 214 liscie, nad ktora pracowal Patrick Madden, biedny swietej pamieci Patrick Madden.Dzis wieczorem wchodze do Armory Bar i rozstepujacy sie przede mna tlum przywodzi mi na mysl zamek blyskawiczny. Dla wszystkich tu obecnych jestem Tylerem Durdenem Wielkim i Poteznym. Bogiem i ojcem. - Dobry wieczor, prosze pana - slysze zewszad. - Witamy w fight clubie, prosze pana. Moja potworna twarz zaczyna sie wlasnie wygajac. Dziura w policzku usmiecha sie, za to moje prawdziwe usta sa sciagniete. P o n i e w a z j e s t e m T y l e r e m Durdenem i wszyscy moga pocalowac m n i e w d u p e, zapisuje sie na w przyszedl tego wieczoru na spotkanie fight clubu. Piecdziesiat walk pod rzad. Jeden na jednego. Bez butow. Bez koszul. Walki trwaja do skutku. A jesli Tyler kocha Marle. To ja kocham Marle. Tego, co sie dzieje, nie da sie opisac slowami. Pragne zanieczyscic wszystkie francuskie plaze, ktorych nigdy nie widzialem. Wyobrazam sobie, jak podchodze losia w lasach porastajacych wilgotne kaniony wokol ruin Rockefeller Center. W pierwszej walce facet bierze mnie w pelnego nelsona i wali moja twarza, wali moim policzkiem, wali dziuraw moim policzku o betonowa posadzke tak, ze w koncu zeby mi sie lamia, a ich poszarpane pienki wbijaja mi sie w jezyk. Teraz przypominam sobie martwego, rozciagnietego na podlodze Patricka Maddena i jego filigranowa zone, wprost mala dziewczynke z wlosami upietymi w kok. Jego zona chichocze i probuje wlac szampana w usta martwego meza. Zona orzekla, ze falszywa krew jest za czerwona. Pani Patrickowa Maddenowa umaczala dw utworzyla sie przy ciele jej meza, i oblizala je. 215 Zeby wbily mi sie w jezyk, poczulem smak krwi. Pani Patrickowa Maddenowa poczula smak krwi.Pamietam, j a k pod eskorta kelnerujacych tam r o w n i e z kosmicznych malp snulem sie po o b r z Marla w sukience w tapetowy wzor z roz przypatrywala mi sie z drugiej strony sali bankietowej. W drugiej walce facet pakuje mi kolano miedzy lopatki. Nastepnie wykreca obie rece do tylu i zaczyna walic moim torsem w betonowa posadzke. Slysze, jak trzaska mi obojczyk. Najchetniej rozwalilbym mlotem kowalskim w drobny mak Marmury Elgina i podtarl sobie tylek Mona Lisa. Pani Patrickowa Maddenowa unosi dwa zakrwawione palce, krew scieka jej po nadgarstkach, po diamentowej bransolecie, po przedramieniu, az do lokcia, skad skapuje na podloge. Walka numer trzy, przytomnieje i czas stanac do walki z numerem trzecim. W fight clubie rozstajesz sie ze swoim nazwiskiem. Nie masz nazwiska. Nie masz rodziny. Ten trzeci chyba wie, o co mi chodzi. Trzyma mnie za glowe tak, ze niczego nie widze. To chwyt duszacy, w ktorym powietrza starcza ci tylko na tyle, by nie zemdlec. Numer trzeci trzyma moja glowe pod pacha j a k dynie a l b o f u t b o l o w k e i wali mnie w twarz zacisnieta piescia. Wali tak, ze przegryzam sobie zebami wewnetrzna strone policzka. I dziura w moim policzku spotyka sie z kacikiem warg i tworza razem krzywy, postrzepiony usmiech, ktory rozciaga sie od nosa do ucha. Numer trzeci ma juz piesc poscierana do zywego miesa, ale wali mnie dalej. A ja placze. Wszystko, co kiedykolwiek kochales, odrzuci cie albo umrze. Wszystko, co kiedykolwiek stworzyles, zostanie wyrzucone. Wszystko, z czego jestes taki dumny, powedruje do kosza. Jestem Ozymandiasem, krolem krolow. Jeszcze j e d e n cios i zeby zatrzaskuja mi sie na jezyku. P o l o w a mojego jezyka laduje na podlodze i zostaje odkopnieta. Filigranowa pani Patrickowa M a d d e n o w a kleczala na podlodze o b o k ciala meza, a b o g a c i ludzie nazywali swoimi przyjaciolmi, stali nad nia pijani i zanosili sie smiechem. - Patrick? - wyszeptala. Kaluza krwi rozlewa sie coraz szerzej i szerzej, i w koncu dotyka jej spodnicy. -Patrick, wystarczy, przestan udawac niezywego - mowi pani Patrickowa Maddenowa. Zjawisko podsiakania kapilarnego sprawia, ze krew pnie sie po jej spodnicy, pnie sie nitka za nitka w gore. Dookola mnie krzycza mezczyzni z Projektu Feniks. I pani Patrickowa Maddenowa zaczyna krzyczec. A w piwnicy Armory Bar skatowany Tyler Durden osuwa sie bezwladnie na posadzke. Tyler Durden Wielki, ktory przez jedna chwile byl idealem i ktory powiedzial, ze ideal moze trwac najwyzej chwile. A walka trwa, bo ja chce umrzec. Bo tylko po smierci wracamy do swoich nazwisk. Tylko smierc zwalnia nas od uczestniczenia w Projekcie Feniks. 29 Tyler stoi nade mna idealnie przystojny, jasnowlosy, istny aniol. Zadziwia mnie moja wola zycia.Co do mnie, to jestem krwawym wycinkiem tkanki, schnacym na golym materacu w swoim pokoju w Firmie Mydlarskiej z Paper Street. Z mojego pokoju wszystko zniknelo. Moje lustro z zatknietym za rame zdjeciem mojej stopy z dnia, kiedy przez dziesiec minut mialem raka. Gorzej niz raka. Tego lustra nie ma. Drzwi szafy stoja otworem i nie ma w niej moich szesciu bialych koszul, czarnych spodni, majtek, skarpetek ani butow. - Wstawaj - mowi Tyler. Wokol i wewnatrz wszystkiego, co uznawalem za raz na zawsze przesadzone, narasta cos strasznego. Wszystko sie rozpada. Kosmicznych malp nic ma. Wszystko z o s t a l o u s u n i e t e, tluszcz z zabiegow liposukcji, pietrowe prycze, pieniadze, zwlaszcza pieniadze. Zostal tylko ogrod i wynajety dom. -Ostatnie, co nam pozostalo do przeprowadzenia, to twoje odejscie w wielkim stylu - mowi Tyler. - Twoja meczenska smierc. 218 Nie smierc, ktora zasmuca i przygnebia. To ma byc smierc radosna, podnoszaca na duchu. Och, Tyler, taki jestem obolaly. Zabij mnie tutaj. - Wstawaj. Zabij mnie od razu. Zabij mnie. Zabij. Zabij. Zabij.-To musi byc smierc z fasonem - mowi Tyler. - Wyob raz sobie: ty na dachu najwyzszego budynku na swiecie, caly budynek opanowany przez Projekt Feniks. Dym wali przez okna. Biurka leca na zebranych na ulicy gapiow. Prawdziwa opera smierci, tak to sie odbedzie. Mowie, ze nie. Ze wystarczajaco juz mnie wykorzystal. - Jesli bedziesz sie opieral, dobierzemy sie do Marli. Mowie, zeby prowadzil. -No, to zwlekaj sie z tego pieprzonego barlogu - powie dzial Tyler - i laduj dupsko do samochodu. I stoje teraz z Tylerem na dachu Budynku Parkera-Morrisa, z lufa pistoletu w ustach. To nasze ostatnie dziesiec minut. Za dziesiec m i n u t B u d y n k u Parkera-Morrisa j u z tu nie bedzie. Wiem, bo Tyler to wie. Napierajac lufa pistoletu na moje podniebienie, Tyler mowi: - Tak naprawde to nie umieramy. Przesuwam jezykiem lufe do zdrowego policzka i zwracam Tylerowi uwage, ze ma chyba na mysli wampiry. To nasze ostatnie osiem minut. Pistolet jest na wypadek, gdyby wczesniej nadlecialy tu policyjne helikoptery. Bog ze swoich wyzyn widzi na dachu samotnego mezczyzne trzymajacego w ustach pistolet, ale to Tyler trzyma pistolet, a zycie jest moje. Bierzecie dziewiecdziesiecioosmioprocentowy koncentrat dymiacego kwasu azotowego i dodajecie trzy razy tyle kwasu siarkowego. 219 I wychodzi wam nitrogliceryna. Siedem minut. Mieszacie nitro z trocinami i otrzymujecie pierwsza klasa wybuchowy plastik. Niektore kosmiczne malpy mieszaja nitro z bawelna i dosypuja epsomitu w charakterze siarczanu. Tak tez mozna. Jeszcze inne malpy mieszaja nitro z parafina. Mnie tej ostatniej mikstury nigdy, przenigdy nie udalo sie przyrzadzic. Cztery minuty. Ktos krzyczy. - Wstrzymaj sie! - To Marla biegnie do nas po dachu. Marla biegnie do mnie, bo Tyler zniknal. Pufff. Tyler jest moim przywidzeniem, ona go nie widzi. Tyler zniknal jak za dotknieciem czarodziejskiej rozdzki. I jestem teraz samotnym czlowiekiem trzymajacym w ustach pistolet. - Przyszlismy tu za toba! - krzyczy Marla. - Wszyscy udzie z grup wsparcia. Nie musisz tego robic. Odloz pistolet! Za Marla ida, kustykaja, tocza sie ku mnie na wozkach inwalidzkich wszyscy bywalcy grup wsparcia, ludzie cierpiacy na nowotwory jelit, na czerniaki zlosliwe, na pasozyty mozgu i na gruzlice. - Wstrzymaj sie - mowia. Zimny wiatr przynosi mi ich glosy. - Stoj - mowia. - Mozemy ci pomoc - mowia. - Pozwol nam sobie pomoc. Niebem nadlatuja, lup, lup, lup, policyjne helikoptery. Wrzeszcze, zeby cie cofneli. Zeby stad uciekali. Budynek wyleci zaraz w powietrze. - Wiemy! - krzyczy Marla. Ten moment jest dla mnie jak swieto. Krzycze, ze nie zabijam siebie, ze zabijam Tylera. Jestem Niezlomna Wola Joego. Wszystko pamietam. 220 -To nie milosc ani nic w tym rodzaju - krzyczy Marla - ale ja chyba tez cie lubie! Jedna minuta. Marla lubi Tylera.-Nie, lubie ciebie! - krzyczy Marla. - Dostrzegam roznice! I nic. Nie ma zadnej eksplozji. Z lufa pistoletu napierajaca na zdrowy policzek pytam Tylera, czy aby nie zmieszal nitro z parafina. Z parafina nigdy sie nie udaje. Musze to zrobic. Policyjne helikoptery. I naciskam spust. W domu mojego ojca jest wiele palacow. Naturalnie, naciskajac spust, umarlem. Klamca. I Tyler umarl. Nadlatywaly przeciez z hukiem policyjne helikoptery. Nadbiegala Marla ze wszystkimi tymi ludzmi z grup wsparcia, ktorzy nie potrafili pomoc sobie, a starali sie pomoc mnie, nie moglem nie nacisnac spustu. To bylo lepsze niz realne zycie. A wasz jeden idealny moment nie bedzie trwal wiecznie. W niebie wszystko jest czarne i biale. Oszust. W niebie jest cicho, jakby wszyscy chodzili w butach na gumowych podeszwach. W niebie nie mam trudnosci z zasypianiem. Ludzie pisza do mnie do nieba i donosza, ze jestem pamietany. Ze jestem ich bohaterem. Ze wydobrzeje. Anioly sa tutaj takie jak w Starym Testamencie, legiony i porucznicy, niebianski gospodarz, ktory pracuje na zmiany, ma dyzury raz dzienne, innym razem nocne. Przynosza ci na tacy posilki i papierowy kubeczek z lekami. Rekwizyty z Doliny Lalek. 222 Stanalem przed Bogiem. Siedzial za orzechowym biurkiem, a na scianie za nim wisialy jego dyplomy. - Dlaczego? - spytal mnie Bog. Dlaczego spowodowalem tyle bolu?Czyz nie r o z u m i a l e m, ze kazde z nas jest swietym, niepowtarzalnym p l a t k i e m sniegu specjaln nosci? Czy nie widze, ze jestesmy wszyscy manifestacja milosci? Patrze na Boga, ktory siedzi za biurkiem i robi notatki, i mysle sobie, ze Bog sie myli. Nie jestesmy niczym specjalnym. Gownem i smieciem tez nie jestesmy. Po prostu jestesmy. Po prostu jestesmy i jest jak jest. A Bog mowi: - Nie, nieprawda. Tak. No coz. Niech Mu bedzie. Boga nie przekonasz. Bog pyta mnie, co pamietam. Pamietam wszystko. Pocisk z pistoletu Tylera rozoral mi policzek i przyprawil mi usmiech od ucha do ucha. Tak, wygladam zupelnie jak nabzdyczona halloweenowa dynia. Japon Marla jest wciaz na Ziemi i pisuje do mnie. Pisze, ze ktoregos dnia sprowadza mnie z powrotem. I gdyby w Niebie byl telefon, zadzwonilbym z Nieba do Marli, a kiedy powiedzialaby "Slucham", nie odlozylbym sluchawki. Powiedzialbym: "Czesc. wszystko ze szczegolami". Lecz wracac nie chce. Jeszcze nie teraz. A oto dlaczego. Dlatego ze ilekroc ktos przynosi mi tace z lunchem i moimi lekarstwami, to jest to ktos z podbitym okiem albo ze spuchnietym czolem z zalozonymi szwam 223 -Brakuje nam pana, panie Durden. Albo ktos ze zlamanym nosem przechodzi obok mnie, pchajac po podlodze mopa i szepcze: - Wszystko idzie zgodnie z planem. Szepcze:-Dazymy do zniszczenia cywilizacji, zeby na jej gruzach lepiej urzadzic swiat. Szepcze: - Czekamy na pana powrot. Przyprawiona czarnym h u m o r e m powiesc Chucka Palahniuka o p o w i a d a historie wyalienowanego "Fight Club", ktory od chwili opublikowania w roku 1996 stal sie klasyka undergroundowej literatury, Na podstawie ksiazki nakrecono film pt. "Podziemny krag" z Bradem Pittem w roli glownej. This file was created with BookDesigner program bookdesigner@the-ebook.org 2011-02-28 LRS to LRF parser v.0.9; Mikhail Sharonov, 2006; msh-tools.com/ebook/