DAVID LEIGHEDDINGS Piesn Reginy Przelozyla: Agnieszka Barbara Cieplowska Wydanie polskie: 2003 Angeli oraz Pat -za wszystkie rady dotyczace polityki i religii, jakich mi udzielily, zanim wrocily do Irlandii Preludium ANDANTE Les Greenleaf oraz moj ojciec, Ben Austin, sluzyli w Wietnamie w tej samej jednostce. Dwadziescia piec lat pozniej nadal potrafli calymi popoludniami roztrzasac wojenne przygody. Obaj wyrosli w Everett, miasteczku polozonym szescdziesiat kilometrow na polnoc od Seattle. Obaj pracowali w tym samym zakladzie stolarki budowlanej.Poza tym wszystko ich dzielilo. Moj ojciec w zakladzie byl traczem, Les - szefem. Les Greenleaf byl katolikiem, republikaninem i czlonkiem Narodowego Stowarzyszenia Pracodawcow; moj tata - metodysta, demokrata i dzialaczem zwiazkow zawodowych. Les Greenleaf lokowal pieniadze i gral na gieldzie, tata zyl od wyplaty do wyplaty. Znajdowali sie po przeciwnych stronach grubego i wysokiego muru. Tymczasem wojenne braterstwo zdolalo pokonac wszelkie przeszkody. Najwyrazniej czlowiek mocno sie przywiazuje do kumpla, ktory pod obstrzalem oslania mu rufe. - Wrocmy do lat szescdziesiatych. W tamtym czasie kazdy mlody czlowiek unikal powolania do sluzby wojskowej oraz wyjazdu na wojne w Wietnamie. Dzieciaki z bogatych domow mogly sie postarac o odroczenie ze wzgledu na studia, jesli byly wystarczajaco inteligentne, zeby sie dostac do college'u, ale dzieciaki z klasy pracujacej nie mialy tak luksusowego wyjscia.Les i moj tata ukonczyli szkole srednia w 1967. Tata od razu ozenil sie ze sliczna Pauline Baker, swoja szkolna miloscia, i zaczal prace w zakladach Greenleafa. Natomiast Les Greenleaf zapisal sie na uniwersytet w Waszyngtonie, zostal dusza towarzystwa i specjalista od imprezowania. Wyrzucono go pod koniec drugiego roku. Moj tata ktoregos razu po sprzeczce z mama, chcac jej udowodnic, ze jest czlowiekiem niezaleznym, wstapil do armii. Pewnie by tego nie zrobil, gdyby byl trzezwy. Szczesliwie zostalo mu tyle przytomnosci umyslu, ze zaciagnal sie tylko na dwa lata, zamiast zwyczajowych szesciu. 3 Jak sie potem okazalo, Les Greenleaf trafl do wojska tego samego dnia, wiec rozpoczeli sluzbe razem.Podczas tamtej drobnej, a brzemiennej w skutki sprzeczki moja mama byla od niedawna w ciazy, co w pewnym stopniu tlumaczylo, dlaczego okazala sie wyjatkowo malo tolerancyjna. Tak czy inaczej Ben i Les poszli na wojne, a moja mama zostala w domu, obrazona na caly swiat. Mialem jakies poltora roku, gdy wrocili. Bylem miedzy goscmi zaproszonymi na slub pana Lestera Greenleafa i panny Ingi Wurzberger. Jako jedyny przespalem calutka ceremonie. Inga, bardzo typowa Niemka, chyba z Bawarii, pilnie studiowala na uniwersytecie, gdy Les skupial sie na oblewaniu kolejnych egzaminow. Slub mial miejsce w kosciele katolickim, gdzie moj tata nie czul sie zbyt swobodnie, ale przyjazn, jak zwykle, zwyciezyla wszelkie przeszkody. Inga i moja mama szybko znalazly wspolny jezyk, wiec kiedy bylem jeszcze berbeciem, zaczelismy czesto odwiedzac Greenleafow w ich fantastycznym domu wybudowanym w szykownej dzielnicy Everett. Poniewaz w tamtych czasach bylem absolutnie rozkoszny, zawsze podczas tych wizyt stanowilem centrum uwagi i nie przecze, dosyc mi sie to podobalo. Ten dobry czas skonczyl sie raptownie w roku 1977, gdy Inga napeczniala, a nastepnie wydala owoc - blizniaczki Regine i Renate, ktore bezapelacyjnie przejely paleczke w dziedzinie wzbudzania zachwytow. Szczerze mnie zasmucila taka odmiana losu. Regina i Renata byly identyczne. Tak identyczne, ze nawet Inga nie potrafla ich odroznic. Kiedy zaczely mowic, z poczatku wcale nie uzywaly angielskiego. Podobno rzecza calkowicie naturalna jest tworzenie przez bliznieta wlasnego jezyka, ale dzieci go zapominaja przed pojsciem do przedszkola. Regina i Renata porozumiewaly sie tak w najlepsze jeszcze w szkole sredniej. Istniala w tamtym czasie pewna zwariowana teoria mowiaca, ze bliznieta nie powinny byc jednakowo ubierane, bo wyrosna na psychicznie skrzywione. Inga pogodnie ignorowala owe poglady i podtrzymywala dawne zwyczaje, codziennie rano ubierajac dziewczynki w identyczne sukienki. Jedyna roznice stanowily wstazki: czerwona we wlosach Reginy, niebieska - Renaty. Co rano Inga uwaznie sprawdzala imiona wygrawerowane na zlotych bransoletkach dziewczynek, by sie upewnic, ze nie pomylila corek. Moim zdaniem wlasnie te wstazki do wlosow nasunely dziewczynkom na mysl cos, co rodzina Greenleafow nazywala "gra w zgadywanie blizniaczek". Zamienialy sie kokardami trzy, cztery razy dziennie, a gdy tylko nauczyly sie odpinac klamerki bransoletek z imionami, nikt juz nie wiedzial, ktora jest ktora. Dziewczynki wykorzystywaly te "gre w zgadywanie blizniaczek" do rozmaitych psikusow, ale teraz, kiedy wracam mysla do tamtych czasow, zastanawiam sie, czy przypad- 4 kiem nie chcialy nam w ten sposob powiedziec czegos waznego. Sliczne blondyneczki nie mialy poczucia indywidualnej tozsamosci. Chyba nigdy nie slyszalem, zeby ktoras z nich powiedziala "ja". Regina i Renata zawsze mowily "my". Nawet kazda z nich reagowala na oba imiona.Greenleafow to irytowalo, mnie natomiast nie przeszkadzalo wcale. Rozwiazalem "problem identyfkacji", nazywajac je Twinkie Twins*. Z poczatku troche sie na mnie za to boczyly, ale niedlugo okazalo sie, ze przydomek najwyrazniej wpasowal sie w ich pojecie o sobie, bo przestaly w ogole uzywac swych imion i zaczely sie zwracac do siebie Twinkie albo Twink, nawet gdy uzywaly wlasnego jezyka. W jakis szczegolny sposob wlaczylo mnie to w ich prywatnosc. Nasze rodziny utrzymywaly bliskie kontakty od zawsze, a poniewaz bylem od dziewczynek siedem lat starszy, traktowaly mnie jak starszego brata. Wiazalem im buciki, wycieralem nosy, naprawialem trojkolowe rowerki. Zawsze kiedy cos popsuly, zapewnialy sie wzajemnie: "Markie naprawi". Od czasu do czasu ktoras z nich przez pomylke zwracala sie do mnie w jezyku blizniaczym, a potem wydawaly sie zawiedzione, ze nie rozumialem ani slowa. Jako ofcjalny zastepca starszego brata, przez znaczna czesc dziecinstwa oraz wczesny okres dojrzewania wiele czasu spedzalem w towarzystwie Twinkie Twins. Nauczylem sie ignorowac ich nieszczegolnie grzeczny nawyk: szeptaly sobie wzajemnie do ucha, chichoczac i rzucajac na mnie chytre spojrzenia. Zanim przeszedlem do gimnazjum, zanim nastapil w moim zyciu ten przelomowy moment, ktory dla wiekszosci nastolatkow jest porownywalny z doswiadczeniem natury religijnej - bylem w znacznym stopniu uodporniony na ich wybryki. - W maju, drugiego roku nauki w drugiej w moim zyciu szkole, skonczylem szesnascie lat i zdobylem prawo jazdy. Ojciec stanowczo oznajmil, ze rodzinny samochod nie bedzie dla mnie dostepny, ale tez obiecal sprawdzic w siedzibie zwiazku, czy znajdzie sie jakas praca na lato dla mlodego czlowieka. Nie mialem duzej nadziei, lecz tego dnia wrocil do domu ze zlosliwym usmieszkiem na twarzy.-Znalazlem ci prace w tartaku, Mark - oznajmil. -Powaznie? - ucieszylem sie. -Powaznie. Juz od poniedzialku, jak tylko skonczy sie rok szkolny, mozesz isc do roboty. -Co bede robil? -Ciagnal lancuch. -Nie rozumiem. *Tyle co: jasne, lsniace blizniaczki (wszystkie przypisy tlumaczki). 5 -I niech tak lepiej zostanie.A dlaczego, zrozumialem, kiedy wstapilem do zwiazku zawodowego i zaczalem pracowac. Dowiedzialem sie takze, dlaczego zawsze byly wolne miejsca przy zielonym lancuchu. W tartaku przerabiano pnie na deski. Najpierw ogromne sosny przez szesc do osmiu tygodni lezakowaly w stawie, wchlaniajac slona wode, przez co stawaly sie bardzo, ale to bardzo ciezkie i tak nasiakniete, ze w czasie ciecia pila bryzgaly deszczem kropel na wszystkie strony jak zepsuty prysznic. Potem ociekajace woda deski wyjezdzaly z tartaku na szerokiej tasmie rolek, nazywanej zielonym lancuchem. Byly chropowate, najezone drzazgami i ciezkie jak olow. "Ciagniecie lancucha" oznaczalo podnoszenie tych surowych dech z tasmy i ukladanie ich w sagi. Jest to zdecydowanie malo przyjemne zajecie. W nowoczesniejszych tartakach instaluje sie maszyny, ktore sortuja, przeciagaja i ukladaja drewno, ale tartak, w ktorym pracowalem tamtego lata, nie zmienil sie specjalnie od lat dwudziestych, wiec trzeba bylo wszystko robic jak za dawnych czasow. Nie bardzo mi sie podobala ta robota, lecz naprawde chcialem miec wlasny samochod, wiec jakos wytrwalem. Do tamtej pory bylem - w najlepszym wypadku - uczniem dosc przecietnym, ale po lecie osiemdziesiatego szostego moje zwyczaje ulegly zmianie. Mozna by nawet napisac na ten temat jakas rozprawe psychologiczna, chocby pod tytulem "Sila motywacyjna zielonego lancucha". Ja powiem tylko, ze od jesieni stalem sie znacznie pilniejszym uczniem. Ciagniecie lancucha rzeczywiscie pozwolilo mi zarobic na wlasny samochod, a bylo to bardzo wazne dla szesnastolatka o goracej glowie, jako ze w jego otoczeniu naczelna zasada glosila: "Jesli nie masz swoich czterech kolek - jestes nikim". Twinkie Twins nie byly pod szczegolnym wrazeniem mojego porysowanego czarnego dodge'a rocznik 74, ale przeciez nie kupilem go po to, zeby robic wrazenie akurat na nich. Chodzily dopiero do trzeciej klasy i z zalozenia niewarte byly mojej uwagi. Nadal mialy jasne wlosy, byly pulchne, pucolowate i chichotaly z byle powodu. - W cudownie slonecznym okresie mojego dorastania czas pedzil jak szalony. Zanim sie obejrzalem, nadszedl dzien promocji. Zlowieszcza perspektywa ciagniecia lancucha znowu stanela mi przed oczami, ale w tym punkcie mojego zycia wkroczyl do akcji stary dobry Les Greenleaf. Na pewno odbyla sie niejedna zakulisowa rozmowa, skoro zaraz po tym, jak ukonczylem szkole, okazalo sie "przypadkiem", ze wlasnie jest wolne miejsce w fabryce drzwi. Tata zaprowadzil mnie tam uzbrojonego w reaktywowana karte zwiazku zawodowego. W poniedzialek, zaraz po zakonczeniu roku szkolnego, rozpoczalem prace w zakladach Greenleafa. Zostalem robotnikiem. Nawet chodzilem na zebrania zwiazkowe. 6 Mysle, ze zwrotnym punktem mojego pierwszego roku w fabryce produkujacej drzwi byl dzien, kiedy wszystkie dzieciaki w Everett poszly do szkoly - a ja nie. Rozkoszowalem sie tym prawie caly tydzien. Potem stopniowo zaczelo do mnie docierac, ze brakuje mi szkoly. Ze strach przed zielonym lancuchem, ktorego nabawilem sie w czasie wakacji po drugiej klasie, przeobrazil mnie na nastepne dwa lata w pojetnego i pilnego ucznia. I ze teraz, skonczywszy szkole, nie mialem pojecia, co ze soba zrobic. Fabryka drzwi zajmowala mi tylko czterdziesci godzin tygodniowo, a tata bezustannie okupowal telewizor ustawiony na kanaly sportowe. Tymczasem ja zawsze bylem gleboko przekonany, ze swiat sie nie skonczy, jesli Seahawks z Seattle nie zdolaja zwyciezyc w rozgrywkach pucharowych. Zeby zapelnic puste godziny, zaczalem czytac i do lata 1990 przebrnalem przez znaczna czesc niemalego ksiegozbioru biblioteki publicznej.Dla zabicia czasu zaczalem tej jesieni uczeszczac na jakis kurs wieczorowy organizowany w miejscowym college'u i ukonczylem go jako najlepszy. Troche sie zdziwilem, ze to takie latwe. W czasie semestru zimowego zapisalem sie na inny kurs, ktory okazal sie jeszcze latwiejszy. Tej samej zimy dluzszy czas chodzilem z jedna dziewczyna z college'u, w semestrze wiosennym tez bylismy razem. Latem jednak zerwalismy, a ja zaczalem traktowac kursy jako swego rodzaju hobby. Nie stawialem sobie zadnego konkretnego celu akademickiego, mozna by powiedziec, ze specjalizowalem sie we wszystkim. "1001 specjalizacji" - niezly temat kursu, prawda? Tak to trwalo dwa lata, w czasie ktorych zgromadzilem dosc imponujacy zasob wszelkich wiadomosci. Tata nie komentowal moich poszukiwan w swiecie nauki, ale dogladal postepow. Ponownie zapachnialo intryga w koncu listopada 1992. Na Swieto Dziekczynienia zostalismy zaproszeni do Greenleafow, a kiedy juz za duzo zjedlismy, moj tata i szef wdali sie w dyskusje, jak rozumiem, swietnie zaaranzowana, dotyczaca aktualnego problemu fabryki drzwi. Pracowaly tylko cztery pily, trzeba bylo redukowac zamowienia, bo kazda pila mogla ciac okreslona, niewystarczajaca ilosc drzewa w czasie osmiu godzin. Oznaczalo to, ze szef musial placic za nadgodziny, co z poczatku bardzo sie podobalo traczom, ale kiedy przeszlo w zwyczaj, wzbudzilo pomruki niezadowolenia na temat dziesiecio- albo nawet dwunastogodzinnego dnia pracy. Rozwiazanie bylo najprostsze pod sloncem. Nazywa sie ono praca na zmiany. Potrzebny byl jeden robotnik pracujacy od czwartej po poludniu do wpol do pierwszej w nocy. Pieciu pracownikow przy czterech pilach wystarczylo, zeby szef nie musial kupowac nowej pily ani placic nadgodzin. Zgadnijcie, kto zostal wybrany na te nocna zmiane. I kto mial mnostwo wolnego czasu akurat wowczas, gdy w Community College w Everett odbywaly sie normalne zajecia. I kto zostal zmuszony do podjecia nauki w zwyklym trybie. I kto jako jedyny obecny przy rozmowie u Greenleafow nie mial pojecia, do czego to wszystko zmierza. 7 Zgadliscie.Moim zdaniem najwiekszy ubaw mialy z tego Twinkie Twins. Byly juz w pierwszej klasie gimnazjum, ale znowu zaczelo sie szeptanie w mowie blizniat, obrzucanie mnie bystrym spojrzeniem, glupawe usmieszki i chichoty. Podczas semestru zimowego dziewiecdziesiat dwa i wiosennego dziewiecdziesiat trzy wzorowo odgrywalem role studenta, i tak spelnilem warunki wymagane do ubiegania sie o dyplom. Cztery lata zajelo mi osiagniecie celu, do ktorego przecietny student dociera w dwa, ale w koncu zdobylem BA* i BSc* w pelnej chwale. Skonczylem w zasadzie profl humanistyczny, ale wsparty mnostwem "kursow o wszystkim i o niczym", ktore zupelnie do niego nie pasowaly. Przeszedlem przez ceremonie plaszcza i kapelusza, podczas ktorej wsrod publicznosci obecni byli zarowno Austinowie, jak i Greenleafowie, a po uroczystosci wrocilismy do rezydencji Greenleafow na kolejna sesje z serii "pokierujmy Markiem we wlasciwy sposob", podczas ktorych zwykle bylem w mniejszosci liczonej szesc do jednego. Natarcie rozpoczela Inga Greenleaf. -Czys ty sie w ogole zastanawial, co robisz, Mark? - zapytala, wymachujac odpisem moich osiagniec. - Oceny masz bardzo dobre, ale polowa kursow, na jakie uczeszczales, nie jest nawet luzno zwiazana z proflem humanistycznym. -Kiedy na nie chodzilem, nie wiedzialem jeszcze, czym to sie skonczy - wyjasnilem. - Szedlem, gdzie sie dalo. Dopiero mniej wiecej po roku zdecydowalem sie na profl humanistyczny. -Zostaly ci dosc istotne luki. Dowiadywalam sie na uniwersytecie stanowym, bedziesz musial latem nadrobic zaleglosci. Les rozmawial z kilkoma bankami, twoje oceny pozwalaja ci na zaciagniecie pozyczki studenckiej. Zerknalem na tate. Dyskutowalismy na ten temat juz od jakiegos czasu. Lekko pokrecil glowa. -Nic z tego, Ingo - odezwalem sie glosem bez wyrazu. - O pozyczce studenc kiej nie ma mowy. Wczesniej czy pozniej bede musial splacac z pensji hipoteke i pew nie jeszcze raty za samochod... moj dodge ma juz swoje lata. Nie moge do tego dorzu cic jeszcze pozyczki studenckiej. Nie bede odsylal trzech czwartych wyplaty do banku na splate kredytow. Poszukam sobie pracy na pol etatu, ale nie bede bral pozyczki, nie ma mowy. -O rety! - wykrzyknela jedna z blizniaczek, klaszczac w dlonie. - Zostanie z nami! -Cicho, Twink! - uciszyla ja matka. Chyba nawet nie zauwazyla, ze uzyla wymy slonego przeze mnie slowa. Szef szacowal nas wzrokiem spod przeciwleglej sciany. -Jak sie tak zastanowic, Mark, to juz masz prace na pol etatu. *Bachelor of Arts, Bachelor of Science - tytuly zdobywane w college'u 8 -A to ona nie jest na caly? - zdziwilem sie teatralnie.-Jasne ze tak - odparl z diabelskim usmiechem. - Ale jak sie czlowiek postara, moze byc bardziej wydajny. Jesli bedziesz chcial, na pewno opedzisz robote w cztery czy piec godzin. Gdybys z czyms nie zdazyl, nadrobisz w sobote. -A jesli naprawde powaznie myslisz o zdobyciu wyksztalcenia, mozesz mieszkac z nami i dojezdzac na uniwersytet - dodala mama. - Nie stac nas, zeby cie poslac na Harvard, ale jestesmy w stanie zapewnic ci wyzywienie i dach nad glowa. Nie bedziesz musial wynajmowac pokoju ani kupowac jedzenia. -Nasz starszy braciszek jednak nas opusci - westchnela z udawanym smutkiem jedna z blizniaczek. -Wszystko, co dobre, szybko sie konczy - odparowalem. -Kto nam bedzie zawiazywal buciki? - spytala druga. -Kto nam pomoze wlozyc rekawiczki? -Dacie sobie rade - pocieszylem je. - Badzcie dzielne i prawe, a wszystko sie ulozy. Jednoczesnie pokazaly mi jezyki. -Bedziesz bardzo zajety, Mark - odezwal sie Les. - Nie zostanie ci wiele wolnego czasu. Nie powtorz mojego bledu. Imprezowalem tak skutecznie, ze na drugim roku zostalem relegowany ze studiow. -Nie przepadam za imprezami, szefe. Nie podnieca mnie sluchanie podpitych facetow, ktorzy sie licytuja, kto pierwszy zrobi to z Rose Bowl. Naprawde chcialbym postudiowac. A jesli sie nie uda, no to po sprawie. - Latem nadrobilem wszelkie zaleglosci i pewnego pogodnego wrzesniowego ranka wyruszylem zapisac sie na University of Washington. Przebrnawszy przez wszystkie biurokratyczne nonsensy, jakis czas bladzilem po wydeptanych sciezkach prowadzacych do swiatyni wiedzy, a dodam, ze byly to sciezki dlugie, poniewaz kampus mial co najmniej trzy kilometry w kazda strone. Wreszcie znalazlem Padelford Hall, siedzibe anglistyki. Zlokalizowalem interesujace mnie sale wykladowe i wrocilem do Everett, do pracy.Wzialem sie do roboty pelna para, jak sugerowal szef; szybko wyszlo na jaw, ze zalatwiam ja w niecale piec godzin. Od razu poczulem sie lepiej. Semestr zaczynal sie w nastepny poniedzialek, pierwszy wyklad, literatura amerykanska, zaplanowano na osma trzydziesci. Gdy do sali wszedl wykladowca, zapadla dziwna, pelna zdumienia cisza. -To Conrad! - uslyszalem zduszony szept za plecami. 9 -Witam panstwa - zaczal siwowlosy profesor o szeleszczacym glosie. - Waszwykladowca przeszedl niedawno operacje wszczepienia bajpasow, wobec czego w tym semestrze bede go zastepowal. Zapewne nie wszyscy mnie znaja. Jestem Ralph Conrad. -Rozejrzal sie po sali. - Zrobimy teraz chwile przerwy, zeby co bardziej niesmiali mogli sie wycofac na z gory upatrzone pozycje. Interesujacy sposob rozpoczynania wykladu. Myslalem, ze to zart, wiec sie rozesmialem. -Czy powiedzialem cos zabawnego? - zapytal mnie, unoszac brew. -Troche mnie pan przestraszyl - odparlem. - Przepraszam. -Nic sie nie stalo, mlody czlowieku - odrzekl laskawie. - Smiech to zdrowie. Smiej sie, poki mozesz. Rozejrzalem sie dookola. Co najmniej polowa studentow zbierala podreczniki i chylkiem umykala w strone wyjscia. Profesor Conrad objal wzrokiem tych, ktorzy zostali. -Dzielne zuchy - mruknal, po czym spojrzal na mnie. - Nadal tu jestes, mlody czlowieku? - zdziwil sie nieglosno. Jego pewnosc siebie zaczela mnie irytowac. -Przyszedlem tu, zeby sie uczyc - odparlem. - Nie po to, zeby miec z kim cho dzic na imprezy, i nie po to, zeby podrywac dziewczyny. Jestem gotow podjac wyzwa nie, a kiedy opadnie kurz, pozostane na polu walki. Nie moglem powiedziec nic glupszego. Szybko sie przekonalem, ze staruszek byl nie do zdarcia. Jezdzil na mnie jak na lysej kobyle, to prawda, ale przetrwalem wszystko. Byl zagorzalym zwolennikiem starej teorii dowodzacej bezdyskusyjnej wyzszosci talentu nad innymi przymiotami. Gardzil okresleniem "postmodernistyczny", a komputery uwazal za diabelski wynalazek. Miewal tez chwile slabosci - gdy rzewnie wspominal "stare dobre czasy", kiedy to anglistyka miescila sie w uswieconym, choc mocno zrujnowanym Parrington Hall, a on uczeszczal na wyklady legendarnych profesorow, takich jak Ebey, Sophus Winther czy E.E. Bostetter. Twardo trzymalem sie swojego postanowienia o podjeciu wyzwania; zdawalo mi sie nawet, ze dzieki tej postawie zyskalem odrobine niechetnego szacunku ze strony postrachu wydzialu. Nie posunalbym sie az do tego, by stwierdzic, ze bylem na tym kursie prymusem, ale udalo mi sie z profesora Conrada wydusic note A. Na poczatku semestru zimowego zaskoczyla mnie wiadomosc, ze dostalem przydzial do nowego opiekuna naukowego - i to na jego zadanie. Zgadujecie, kto byl tym opiekunem? -Panie Austin, udalo sie panu rozbudzic we mnie ciekawosc - wyjasnil profe sor Conrad, gdy spytalem go, po co zadawal sobie ten trud. - Studenci, ktorzy pracuja w okresie nauki, wybieraja zwykle kierunek studiow odpowiadajacy ich karierze zawo dowej. Co panu kazalo zglebiac anglistyke? 10 Wzruszylem ramionami.-Lubie czytac, a jesli moge dzieki temu zarabiac na zycie, to tym lepiej. -Co pan planuje? Zostac nauczycielem? -Prawdopodobnie. Chyba ze sie zawezme i napisze najwieksza powiesc amerykanska. -Czytalem panskie prace, panie Austin - rzekl oschle. - Aby osiagnac taki cel, musialby pan przejsc bardzo dluga droge. -To nic w porownaniu z ciagnieciem lancucha. -Nie rozumiem. Wyjasnilem mu. Wydawal sie poruszony. -Naprawde ktos jeszcze robi cos takiego? -To sie nazywa "zarabiac na chleb". Jestem tutaj, bo nie chce ciagnac lancucha nigdy wiecej, szefe. Chyba nikt nigdy nie nazwal go "szefem", bo nie bardzo wiedzial, jak ma to przyjac. Zanim skonczyl sie semestr zimowy, zycie pracujacego studenta zmienilo sie dla mnie w rutyne. Sporadycznie brakowalo mi snu, ale zwykle moglem sobie pofolgowac w weekendy. Potem byl semestr wiosenny i wakacje. Przez cale lato pracowalem, zeby zebrac troche kasy. W ciagu roku akademickiego pare razy bylo krucho z gotowka. Twinkie Twins znalazly sie w ostatniej klasie, bezsprzecznie rozkwitly. Wlosy mialy chyba jeszcze jasniejsze, pewnie za sprawa chemii, a oczy intensywnie niebieskie. Byly takze w posiadaniu kilku innych atrybutow, ktore przyciagaly uwage meskiej czesci szkoly. Spogladajac wstecz, jestem niekiedy zaskoczony, ze nigdy nie mialem kosmatych mysli na temat blizniaczek. Naprawde byly fantastyczne - wysokie, blond, swietnie zbudowane, a w dodatku potrafly patrzec dziwnie wyzywajaco. Pewnie dlatego sie nimi nie interesowalem, ze byly dla mnie istota mnoga. Zawsze myslalem o nich "one", nigdy "ona". Jak slyszalem, chlopcy z ich szkoly nie mieli tego problemu, totez blizniaczki byly rozchwytywane. Skarzono sie jedynie na to, ze nie sposob ich rozdzielic. Na drugim roku studiow wreszcie zmierzylem sie z "Moby Dickiem". Pierwsze zdanie: "Imie moje: Izmael", a potem kultowe "po tom tylko zbiegl, by wam dac swiadectwo"* poruszaja w moim sercu najczulsze struny. Kapitan Ahab mnie przerazal. Obsesyjna potrzeba mszczenia sie na bialym wielorybie plasowala go w jednym rzedzie z Hamletem i Otellem. "Moby Dick" byl czytany od deski do deski przez pokolenia studentow lepszych niz ja i szczerze mowiac, nie mialem ochoty na odgrzewane danie w ramach pracy wien-*Tlumaczyl Bronislaw Zielinski. 11 czacej fakultet. Naszym promotorem byl, rzecz jasna, profesor Conrad, a ja mialem dziwna pewnosc, ze kazda probe przedstawienia wczesniejszych opracowan ksiazki w nowej szacie poczyta sobie za osobista obraze.Wtedy natknalem sie na interesujaca informacje. Okazalo sie, ze Melville, w czasie gdy pisal "Billy'ego Budda", stale wypozyczal z Biblioteki Publicznej Nowego Jorku "Raj odzyskany" Miltona. Zaczalem dostrzegac pomiedzy tymi dwiema pozycjami zastanawiajace podobienstwa. Profesor Conrad uznal te idee za dosc interesujaca. -Taki temat nie da panu doktoratu z flozofi, panie Austin - stwierdzil - ale na MA* powinno od biedy wystarczyc. -Mam pisac prace, szefe? - spytalem. -Koniecznie, panie madralinski - oznajmil bez oslonek. -Madralinski? -Chyba najwyzszy czas, zeby pan wracal do Everett, robota czeka - zirytowal sie w koncu. Tego wieczoru, obrabiajac kolejne drzwi w zakladach Greenleafa, rozwazalem kwestie pisania pracy naukowej. Byl to krok tak czy inaczej nieunikniony. Ukonczenie anglistyki bez tytulu odsuwalo mnie na nie wiecej niz dwa kroki od zielonego lancucha. Z tytulem magistra pewnie dostalbym prace nauczyciela w miejscowym college'u. Byla to przyjemnosc dyskusyjna, bo jakos nigdy mnie nie ciagnelo do uczenia, ale zawsze cos. Chodzilem w tamtym czasie z jedna dziewczyna; kiedy jej powiedzialem, ze zamierzam zostac na studiach, uszla z niej cala para. Chyba miala nadzieje szybko stanac na slubnym kobiercu, co jedynie stanowilo dowod, ze nie rozumiala twardych regul rzadzacych swiatem. Jej ojciec byl biznesmenem w Seattle, moj - robotnikiem w Everett. Nie chcialbym sie wydac zwolennikiem marksizmu, ale stary Karol co do jednego mial racje: rzeczywiscie istnieja realne roznice pomiedzy klasami. Dzieciak z bogatej rodziny nie musi traktowac wyksztalcenia zbyt powaznie, bo ma wiele innych mozliwosci do wyboru. A dzieciak z klasy pracujacej ma jedna szanse na zdobycie wyksztalcenia i nie moze pozwolic, zeby mu w tym cokolwiek przeszkodzilo, wliczajac dziewczyny oraz slub. Narodziny pierwszego dziecka prawie zawsze oznaczaja, ze czlowiek do konca zycia bedzie ciagnal lancuch. Rzeczywistosc potraf byc wyjatkowo paskudna. - Sprawia mi to ogromny bol, wiec opowiem krotko. Wiosna 1995 blizniaczki zostaly zaproszone na kolejne "przyjecie piwne". Tym razem zorganizowane na plazy niedaleko Mukilteo, na poludnie od Everett. Nie mam pewnosci, kto akurat wtedy dostar-*Master of Arts - jeden z tytulow zdobywanych na uniwersytecie. 12 czyl beczki z piwem, ale to nie jest wazne. Dzieciaki jak zwykle rozpalily ognisko, z czasem mialy coraz bardziej zaczerwienione oczy i robily coraz wiecej halasu. Bylo ich tam czterdziescioro, moze piecdziesiecioro, swietowali nadchodzacy koniec roku, zblizajace sie rozdanie dyplomow. Okolo polnocy atmosfera zaczela gestniec. Doszlo do paru rekoczynow, coraz wiecej par znikalo w ciemnosciach. Mniej wiecej wtedy Regina i Renata zdecydowaly, ze czas wracac do domu. Opuscily przyjecie po angielsku, wsiadly do swojego nowego pontiaka - dyplomowego prezentu od rodzicow - i ruszyly do Everett.Regina, dominujaca w tym tandemie, prawdopodobnie usiadla za kierownica. Renata takze miala prawo jazdy, ale wlasciwie nigdy nie prowadzila. Pojechaly skrotem wijacym sie przez Forest Park. W poblizu ogrodu zoologicznego zlapaly gume. Wedlug policji przypuszczalna kolejnosc zdarzen byla nastepujaca: Regina wysiadla z samochodu i poszla do zoo, zeby stamtad zadzwonic po pomoc. Renata czekala w pontiaku, az po jakims czasie poszla szukac siostry. Nastepnego ranka odnaleziono blizniaczki w poblizu ogrodu. Jedna byla martwa. Zgwalcona i zadzgana jakims ostrym narzedziem. Druga siedziala obok ciala, z wyrazem kompletnego oglupienia na twarzy. Na pytania policji odpowiadala w jezyku, ktorego nikt nie rozumial. - Wszelkie czynniki ofcjalne - gliniarze z roznych wydzialow, sledczy, koroner i tak dalej - przesluchiwaly panstwa Greenleafow intensywnie, jednak dowiedzialy sie niewiele. Rodzice dziewczat byli zdruzgotani, ale nie mogli w niczym pomoc. Nigdy nie umieli przetlumaczyc prywatnego jezyka corek. Nie potrafli ich nawet rozroznic. Wobec tego, gdy gliniarze odkryli, ze to Regina byla osobowoscia dominujaca, przyjeli, iz ona zostala zamordowana, a Renata oszalala.Tyle ze nikt nie potrafl tego udowodnic. Okazalo sie, ze odciski stop, rutynowo pobierane od wszystkich noworodkow, zaginely gdzies w archiwach szpitala w Everett, a identyczne bliznieta maja identyczne DNA. Logicznie wnioskujac, nalezalo dojsc do wniosku, iz to najprawdopodobniej Regina stracila zycie, ale tez logika nie wystarczala do wypelnienia dokumentow. Greenleafowie malo nie zemdleli, kiedy zobaczyli, ze ich corka zostala w ofcjalnych raportach odnotowana jako "niezidentyfkowana biala kobieta". Ta, ktora przezyla, nadal odpowiadala na wszystkie pytania w jezyku blizniaczek, wiec w koncu rodzice, nie majac innego wyjscia, umiescili ja w pewnym sanatorium, prywatnym zakladzie dla psychicznie chorych. Oczywiscie musieli w tym celu wypelnic papiery - arbitralnie okreslili corke jako Renate, choc przeciez nie wiedzieli tego na pewno. 13 Sprawa morderstwa pozostala nierozwiazana.Moi rodzice i ja bylismy, oczywiscie, na pogrzebie, ale niestety nie odczulismy zadnej "ulgi", o jakiej opowiadaja pracownicy pomocy socjalnej, bo nie mielismy pewnosci, ktora z dziewczat pochowalismy. Tamtego lata nie widywalismy szefa na terenie fabryki zbyt czesto. Zanim stracil obie corki, zwykle bywal na placu skladowym kilka razy dziennie. Po pogrzebie wiekszosc czasu spedzal w biurze. - W sierpniu tego samego roku spotkala mnie jeszcze bardziej osobista tragedia. W piatkowy wieczor moi rodzice wybrali sie do Greenleafow, a wracajac, natrafli na to, co gliny nazywaja "niebezpiecznym poscigiem". Jakis miejscowy pijak, ktoremu po kolejnym aresztowaniu za "prowadzenie pojazdu w stanie upojenia alkoholowego" odebrano prawo jazdy, nawalil sie w ktoryms podmiejskim barze jak stara brama. Patrol drogowy dostrzegl bryke, ktora wozilo od kraweznika do kraweznika po calej szerokosci Colby Avenue, jednej z glownych ulic Everett. Kiedy moczymorda uslyszal syrene i zobaczyl pulsujace czerwone swiatlo za tylnym zderzakiem, najwyrazniej przypomnial sobie ostrzezenie sedziego odbierajacego mu prawo jazdy. Perspektywa dwudziestu lat w kiciu musiala go przerazic jak diabli, bo wcisnal gaz do dechy. Gliniarze ruszyli za nim, jakzeby inaczej. Ochlapus wypadl na skrzyzowanie na czerwonym swietle i staranowal moich staruszkow. Mial wtedy na liczniku jakies sto osiemdziesiat. Zgineli w tym zderzeniu wszyscy troje.Wylaczylem sie z zycia na jakis tydzien, wiec Les Greenleaf zajal sie przygotowaniami do pogrzebu, wszystkimi formalnosciami i zalatwianiem spraw z towarzystwami ubezpieczeniowymi. Zdazylem sie juz zapisac na semestr jesienny, ale zadzwonilem do profesora Conrada i poprosilem o przeniesienie pracy naukowej na semestr zimowy. Tata byl na tyle zapobiegliwy, ze ubezpieczyl hipoteke, wiec nasz skromny domek na polnocy Everett, nieob-ciazony zadnymi balastami fnansowymi, nalezal teraz do mnie, w dodatku dzieki polisom ubezpieczeniowym na zycie obojga rodzicow otrzymalem spora sume w gotowce. Les Greenleaf zasugerowal mi kilka inwestycji, tak wiec znienacka zostalem kapitalista. Nie przypuszczam, zeby Bili Gates musial sie obawiac konkurencji z mojej strony, ale przynajmniej moglem studiowac, nie zarabiajac rownoczesnie na zycie. Wolalbym jednak zupelnie inne warunki. Mimo wszystko nadal pracowalem w fabryce drzwi. Nie dla pieniedzy, lecz zeby miec co robic. Nie chcialem siedziec w domu, pograzony w smutku. Zauwazylem, ze faceci w podobnej sytuacji zwykle zagladaja do kieliszka. Po tym, co zdarzylo sie w sierpniu, zdecydowanie nie przepadalem za pijakami ani nie spieszylem sie, zeby dolaczyc do grona wiecznie ubzdryngolonych. 14 Tej jesieni czesto jezdzilem do Seattle. Za kazdym razem, kiedy sie tam zjawialem, robilem malenki kroczek naprzod w swojej pracy na temat teorii dotyczacej Melville'a i Miltona. Im bardziej sie zaglebialem w "Raj odzyskany", tym mocniejsze zyskiwalem przekonanie, ze byl on w duzym stopniu pierwowzorem "Billy'ego Budda".Chyba pod koniec pazdziernika do panstwa Greenleafow - i do mnie - dotarla dla odmiany dobra wiadomosc. Renata (uznalismy juz wtedy za niemal calkowity pewnik, ze w prywatnym sanatorium przebywa wlasnie Renata) wreszcie sie przebudzila. Przestala uzywac wylacznie mowy blizniaczek, zaczela odpowiadac na pytania po angielsku. Czeste spotkania z doktorem Fallonem, szefem personelu w tym prywatnym zakladzie, zaowocowaly miedzy innymi informacja, ze istnienie osobistego jezyka blizniakow jest zjawiskiem powszechnym. Tak powszechnym, ze nawet zyskalo naukowa nazwe: kryptolalia. Doktor Fallon uswiadomil nam, ze wystepuje ono u rodzenstwa z nieomal kazdej ciazy mnogiej. Sekretna mowa blizniakow nie jest szczegolnie skomplikowana, ale na przyklad piecioraczki potrafa juz wymyslic jezyk naprawde zlozony, ktorego slownik i reguly gramatyczne moglyby miec objetosc kilku tomow. Pierwsze zdanie wypowiedziane przez Renate w ogolnie zrozumialym jezyku zdradzilo od razu, ze nie doszla jeszcze do siebie. Jezeli pacjent odzyskuje przytomnosc i pyta: "Kim jestem?", zwykle wzbudza natychmiastowa czujnosc psychiatrow. Prywatne sanatorium, gdzie byla leczona, znajdowalo sie w Lake Stevens. W pewne deszczowe niedzielne popoludnie pojechalem tam w odwiedziny, razem z Inga i Le-sem. Budynek kliniki, ukryty pomiedzy drzewami, stal nad brzegiem jeziora, na obszarze wielkosci jakichs dwu hektarow. W wysokim ogrodzeniu byla tylko jedna brama pilnowana przez straznika. Klinika nie budzila watpliwosci, jakiego rodzaju jest instytucja, lecz sprawiala mile wrazenie. Typowe miejsce, gdzie bogacze mogli ukryc krewnych, ktorzy sprawiali klopoty. Doktor Wallace Fallon, lekko lysiejacy mezczyzna po piecdziesiatce, mial biuro zdolne oniesmielic kazdego. Poprosil nas, zebysmy nie wywierali na Renate zadnego nacisku. -Czasami wystarczy, by pacjent zobaczyl znajoma twarz lub uslyszal jakies zapadle w pamiec slowa. Dlatego wlasnie poprosilem panstwa o przyjazd. Musimy jednak byc wyjatkowo ostrozni. Mam absolutna pewnosc, ze amnezja Renaty stanowi ucieczke przed smiercia siostry. Pacjentka nie jest jeszcze gotowa stawic czola tym zdarzeniom. -Ale odzyska pamiec? - spytala Inga. -Nie sposob teraz niczego stwierdzic z calkowita pewnoscia. Mam nadzieje, ze panstwa wizyta pomoze Renacie zaczac odzyskiwac pamiec... a przynajmniej okruchy pamieci. Jestem przekonany, ze nie bedzie wiedziala, co sie przydarzylo siostrze. Te fakty 15 zostaly calkowicie wymazane z jej wspomnien. Proponuje, zeby panstwo nie przeciagali wizyty. Rozmowa powinna byc lekka i dotyczyc tematow ogolnych. Podalem pacjentce nieznaczna dawke srodkow uspokajajacych, bede ja uwaznie obserwowal. Jezeli zacznie sie denerwowac, trzeba bedzie zakonczyc odwiedziny.-A moze hipnoza by ja wyciagnela z amnezji? - spytalem. -Prawdopodobnie, ale nie jest to zasadniczy cel w tej chwili. Utrata pamieci jest azylem, ktorego Renata bardzo teraz potrzebuje. Trudno powiedziec, jak dlugo potrwa taka sytuacja. Znane sa przypadki amnezji, gdy nie udaje sie przywrocic choremu pamieci w ogole. Taka osoba czesto zyje jak kazdy z nas, tyle ze nie ma wspomnien. Niekiedy pacjent odzyskuje pamiec selektywna. Jedne fakty pamieta, innych sobie nie przypomina. Trudno prognozowac, jak bedzie w przypadku Renaty. -Chodzmy do niej - przerwala Inga raptownie. Doktor Fallon kiwnal glowa i wyprowadzil nas ze swojego biura. Ruszylismy korytarzem. Pokoj Renaty byl dosc duzy i komfortowo urzadzony. Wszystko, co ja otaczalo, zostalo stworzone w jednym celu: mialo wywolywac poczucie spokoju i bezpieczenstwa. Miekki dywan w soczystych barwach, tradycyjne umeblowanie, zaslony w kolorze blekitnym. Pokoj hotelowy tej klasy kosztowalby zapewne jakies sto dolarow za noc. Renata siedziala w wygodnym fotelu bujanym przy oknie i niewidzacym wzrokiem patrzyla na deszcz marszczacy powierzchnie jeziora. -Renato - odezwal sie doktor Fallon lagodnie - przyszli twoi rodzice, przypro wadzili przyjaciela. Usmiechnela sie mglisto. -Bardzo sie ciesze - odparla niewyraznie. Pojecie doktora Fallona o "niewielkiej dawce" srodkow uspokajajacych najwyrazniej znacznie roznilo sie od mojego. Moim zdaniem Renata zostala naszpikowana uspo-kajaczami po uszy. Bez wiekszego zainteresowania spojrzala na rodzicow. Nie dala zadnego znaku, ze ich rozpoznaje. A potem przeniosla wzrok na mnie. -Markie! - pisnela radosnie. Zerwala sie z fotela, podbiegla do mnie chwiej nym krokiem, rzucila sie w moje objecia, placzac i smiejac sie jednoczesnie. - Gdzies ty sie podziewal? - pytala, przywarlszy do mnie rozpaczliwie. - Bez ciebie czulam sie okropnie samotna. Trzymalem ja, taka zaplakana, i patrzylem na jej rodzicow oraz doktora Fallona calkowicie zbity z tropu. Sadzac z wyrazu ich twarzy, mieli nie wieksze pojecie o tym, co sie dzieje, niz ja. Ruch Pierwszy ADAGIO Rozdzial 1-Co sie wlasciwie dzieje? - spytal Les Greenleaf, gdy Renata po zastrzyku uspokajajacym zapadla w drzemke, a my wrocilismy do biura Fallona. - Powiedzial pan, ze nic nie pamieta. -Najwyrazniej amnezja nie jest tak calkowita, jak sadzilismy - odparl Fallon, usmiechajac sie od ucha do ucha. - Mozliwe, ze bylismy wlasnie swiadkami defnityw-nego przelomu. -Dlaczego rozpoznala Marka, a nie nas? - Inga zdawala sie urazona. -Nie mam pojecia - przyznal Fallon - jednak sam fakt, ze w ogole kogos rozpoznala, ma ogromne znaczenie. Dowodzi, ze przeszlosc nie jest dla niej absolutnie niedostepna. -Wobec tego odzyska pamiec? - spytala Inga. -Na pewno przynajmniej czesciowo. Jeszcze za wczesnie na dokladniejsza ocene. - Fallon przeniosl wzrok na mnie. - Czy bedzie pan mogl zostac tutaj kilka dni? Trudno powiedziec dlaczego, ale najwyrazniej jest pan kluczem do pamieci Renaty, wiec chcialbym pana miec pod reka. -Nie ma sprawy - zgodzilem sie. - Musze wpasc tylko na chwile do domu, szef mnie na pewno podrzuci. Spakuje troche ubran na zmiane i zaraz wracam. -Doskonale. Chce, zeby pan byl przy Renacie, kiedy sie obudzi. Pojawila sie miedzy wami nic porozumienia, nie wolno jej zerwac. Prosto z sanatorium Les z Inga zawiezli mnie do domu. Wrzucilem do walizki kilka koszul i sweter, zlapalem pare ksiazek - i poprowadzilem swojego starego dodge'a z powrotem do Lake Stevens. Nie miescilo mi sie w glowie, ze Renata rozpoznala tylko mnie, wytracalo mnie to z rownowagi. Przylgnela do mnie w jakiejs dziwnej desperacji, troche jak rozbitek czepiajacy sie tratwy ratunkowej. -Moim zdaniem nie nalezy wtajemniczac w te plany rodzicow dziewczyny, ale chcialbym, zeby pan zamieszkal w pokoju Renaty - oznajmil Fallon, gdy z powro tem stawilem sie na miejscu. - Powinna zobaczyc pana od razu po przebudzeniu. Nie wolno nam ryzykowac zerwania wiezi. Wszystkie pokoje sa wyposazone w kamery, wiec bede was widzial i slyszal. Prosze na nic nie nalegac, nie wspominac, dlaczego sie tu znalazla. Po prostu niech pan tam bedzie. 18 - Po zastrzyku doktora Fallona, Twink zostala wylaczona az do nastepnego rana, przez co zyskalem czas, zeby przemyslec swoja role w tej sytuacji. Nie dalem sobie jeszcze rady ze smutkiem po smierci rodzicow, ale teraz mialem odsunac na bok wlasne problemy i skoncentrowac sie, tu i teraz, na Twink. Skoro mnie potrzebowala, to pewne jak slonce na niebie, ze jej nie opuszcze.Przysunalem fotel bujany do lozka, podciagnalem koc wysoko pod brode i zasnalem. Kiedy sie zbudzilem nastepnego dnia rano, Renata ciagle jeszcze mocno spala, ale trzymala mnie za reke. Albo sie przebudzila ze snu spowodowanego srodkami uspokajajacymi i bezwiednie chwycila cokolwiek, do czego siegnela dlonia, albo zrobila to przez sen. A moze chciala wziac za reke wlasnie mnie. Trudno powiedziec. Okolo siodmej przyniesiono sniadanie. Dotknalem ramienia Twinkie. -Hej, leniuchu! Pora wstawac! Slonce juz wysoko. Obudzila sie, jak pragne Boga, usmiechnieta! Wariactwo! Nikt sie nie usmiecha o tej godzinie! -Przytul mnie - poprosila. -Jak tylko wstaniesz. -Padalec! - rzucila mi w odwecie, ale twarz jej promieniala. - Ten pierwszy dzien byl troche dziwny. Twinkie nie spuszczala mnie z oka, ale tez caly czas miala nieobecny wyraz twarzy. Probowalem czytac, tylko ze strasznie trudno sie skoncentrowac, kiedy czlowiek czuje na sobie czyjes spojrzenie.Poza tym czesto i spontanicznie sie do siebie przytulalismy. Poznym popoludniem zajrzalem do doktora Fallona, ktory podpowiedzial mi, bym uprzedzil Twinkie, ze nie bede stalym wyposazeniem jej apartamentu. -Powie jej pan, ze musi niedlugo wrocic do pracy. Trzeba jej uswiadomic, ze bedzie pan ja czesto odwiedzal, ale tez musi pan zarabiac na zycie. -To nie do konca prawda, panie doktorze. Mam w zapasie troche gotowki. -O tym prosze nie wspominac. Nie chcemy, zeby sie uzaleznila od panskiej obecnosci. Moim zdaniem najlepszym sposobem bedzie stopniowe odzwyczajanie jej od pana towarzystwa. Prosze zostac tu jeszcze kilka dni, a potem znalezc jakis powod, zeby popoludniami wracac do Everett. Bedziemy improwizowali, w zaleznosci od jej reakcji. Wczesniej czy pozniej musi stanac na wlasnych nogach. -To pan jest specem, doktorze. Na pewno nie zrobie nic, co mogloby ja skrzywdzic. 19 -Ona pana jeszcze zaskoczy. - Po powrocie do pokoju Twinkie przeszedlem kolejna sesje usciskow. Wydawalo mi sie to dziwaczne. W przeszlosci nie bylo miedzy mna a blizniaczkami szczegolnie bliskich kontaktow fzycznych, teraz mialem wrazenie, ze gdziekolwiek sie obroce, czekaja na mnie jej rozlozone ramiona.-Renata - odezwalem sie wreszcie - zdajesz sobie sprawe, ze tak naprawde nie jestesmy sami? - Wskazalem kamere. -Przeciez to nic z tych rzeczy. - Zlekcewazyla sprawe. - Jest przytulanie i przytulanie. Te sprawy nas nie dotycza. Aha, i wolalabym, zebys nie nazywal mnie Renata. Nie podoba mi sie to imie. -Tak? -Jestem Twinkie, pamietasz? Tylko nieznajomi nazywaja mnie Renata. Przypomnialo mi sie, ze jestem Twinkie, dokladnie w tej samej chwili, kiedy cie zoba czylam. Z duza ulga uswiadomilam sobie, kim jestem naprawde. Od tego calego "rena- towania" niedobrze mi sie robi. -Wiesz, mala, nie wybieramy sobie imion sami. Robia to za nas rodzice. -Fatalna sprawa. Ja sie nazywam Twinkie i jestem tak sliczna i milutka, ze nikt mi niczego nie odmowi. -Tylko sie nie zagalopuj - przestrzeglem ja. -Wedlug ciebie nie jestem sliczna i milutka? - zatrzepotala rzesami jak przymi-lajace sie dziecko. Rozesmialem sie. Nie zdolalem sie powstrzymac. -Wygralam! - zapiala z zachwytu. A potem rzucila uwodzicielskie spojrzenie na kamere. - Pana tez zakasowalam, prawda, doktorenku? - spytala kpiaco, najwyrazniej zwracajac sie do doktora Fallona, ktory prawie na pewno nas obserwowal. -Dlaczego "doktorenku"? - zdziwilem sie. -Wszyscy grzeczni i sympatyczni wariaci wymyslaja przezwiska dla otaczajacych nas ludzi i przedmiotow. Od dawna prowadze imponujace konwersacje z mopenkiem i szczotunia. Nie sa to szczegolnie interesujacy partnerzy, ale przeciez czlowiek musi czasem z kims pogadac, no nie? -Cos ci sie chyba pokrecilo. -Jasne. Dlatego jestem w wariatkowie. Tu jest oddzial dla czubkow. Szajbusow i stuknietych trzymaja w innym skrzydle. Nie powinnismy z nimi rozmawiac, bo to kruche istotki, zalamuja sie, gdy czlowiek obrzuci je twardym spojrzeniem. Jak tu tra-flam, tez nie bylam zbyt mocna, ale teraz, kiedy nareszcie wiem, kim jestem naprawde, wszystko jest juz w porzadku. 20 Madra dziewczyna. I godna podziwu. Mialem nadzieje, ze doktor Fallon patrzy. Bylem pewien, ze jej zdystansowanie sie wobec prawdziwego imienia ma jakies szczegolne znaczenie. Renata i Regina staly sie niewazne. Moze imie Twinkie mialo byc jej paszportem, biletem powrotnym do swiata ludzi, ktorzy uwazali siebie za normalnych. - Posiedzialem w sanatorium jeszcze kilka dni, a potem zaczalem wychodzic z kliniki. W zasadzie nie znikalem na dlugo. Jak tylko konczylem prace, wracalem do Lake Stevens.Odkad Renata zmienila imie na Twink, tempo jej powrotu do zdrowia zadziwialo nawet doktora Fallona. Najwyrazniej przemiana w Twink byla czyms w rodzaju wyjscia awaryjnego. Twinkie zostawila za soba Regine razem z Renata i z kazdym mijajacym dniem zdawala sie odzyskiwac rownowage. - Doktor Fallon zdecydowal, ze pacjentka radzi sobie na tyle dobrze, iz mozna ja puscic do domu na krotki urlop w okresie Bozego Narodzenia.Swieta przebiegly w minorowym nastroju. Rok 1995 nie byl szczegolnie laskawy dla nikogo sposrod nas. Ciotka Twink, Mary, siostra jej taty, jako jedyna okazywala radosc przez caly ten dlugi swiateczny weekend. Zawsze uwielbiala blizniaczki i teraz odmowila traktowania Twink jak towaru z usterka - a tak wlasnie traktowali corke Les oraz Inga. Mary gladko omijala biale plamy w pamieci Twink i rozmawiala z nia calkiem normalnie. Bardzo sie do siebie zblizyly w czasie tego dlugiego weekendu. Dzieki temu nabralem odwagi, zeby poruszyc temat, ktory od jakiegos czasu bardzo mnie niepokoil. Dokladnie w dzien Bozego Narodzenia wzialem sie w garsc i zawiadomilem Twink, ze nasze zwyczaje ulegna zmianie. -Bede mieszkal w domu - powiedzialem jej - ale koncze prace w fabryce i zaczynam chodzic na wyklady. Nauka zabierze mi sporo czasu, wiec bede cie odwiedzal troche rzadziej. -Dam sobie rade - zapewnila, a potem spojrzala na mnie naiwnie szeroko otwartymi oczami. - Nie znasz pewnie najswiezszych wiesci. Bell, niesamowicie madry facet, dokonal fantastycznego wynalazku. Nazwal go telefonem. Super, prawda? Przez taki telefon mozemy pogadac, nawet jesli nie ruszysz sie z domu. Mary znienacka wybuchnela smiechem. -Dobrze juz, wygralas. - Czulem sie troche glupio. - Czy bedziesz miala cos przeciwko, jesli czasem zadzwonie, zamiast przyjezdzac? 21 -Dopoki bede wiedziala, ze ci na mnie zalezy, dam sobie rade. Jestem juz duza dziewczynka, zauwazyles moze?-Chyba powinniscie to omowic z doktorem Fallonem - podsunela zaniepokojona Inga. -Ingo, nic mi nie bedzie - zapewnila ja Renata. Z niewyjasnionego powodu Twink nie potrafla zwracac sie do rodzicow "mamo" i "tato", nazywala ich po imieniu. Postanowilem zawiadomic o tym doktora Fallona. - Po swietach wrocilem na uniwersytet i zostalem sluchaczem Podyplomowego Studium Jezyka Angielskiego. Wtedy wlasnie przekonalem sie, jak gleboko w trzewia ziemi siega glowny budynek biblioteki. Wiecej go bylo pod powierzchnia niz na wierzchu. Podyplomowe Studium Jezyka Angielskiego zasadzalo sie na nauce "Jak odnalezc w bibliotece to, co ci potrzebne".Nadal jezdzilem do Everett, mimo ze dwie godziny drogi w jedna strone uszczuplalo nieco moj czas na nauke. Prowadzilem dlugie rozmowy z Twink. Wytworzyl sie swoisty harmonogram naszych spotkan. Zjawialem sie u niej w weekendy, a w tygodniu codziennie dzwonilem. Doktor Fallon nie byl z tego powodu specjalnie uszczesliwiony, ale lekarze od swirow niekiedy traca kontakt z rzeczywistoscia - to pewnie ryzyko zawodowe. Czasami Twink miewala przeblyski wspomnien, w ktorych nie potrafla doszukac sie sensu. Zwolnienia ze szpitala wydluzaly sie i nastepowaly coraz czesciej. Doktor Fallon nie powiedzial nikomu glosno, co mysli, ale moim zdaniem doszedl do przekonania, ze Twinkie nie odzyska pamieci. Inga Greenleaf z charakterystyczna dla Niemki skutecznoscia usunela z domu wszystko, co chocby w najmniejszym stopniu wiazalo sie z Regina. - Gdy rozpoczal sie semestr jesienny 1996 roku, profesor Conrad zdecydowal, ze nadszedl czas, bym stanal po drugiej stronie katedry, wiec naklonil mnie do zrobienia z siebie ofary akademickiej odmiany niewolnictwa. Nie zbieralem bawelny. Uczylem angielskiego dzieciaki na pierwszym roku college'u. Kurs nazywal sie "Zasady tworzenia tekstow" i bezlitosnie odslanial nieomal calkowity brak tej umiejetnosci u mlodziezy. Bardzo szybko zyskalem absolutna pewnosc, ze jesli jeszcze raz przeczytam: "Moim zdaniem uwazam, ze..." - to dolacze do Twinkie w domu wariatow.Wytrzymalem z "Zasadami tworzenia tekstow" dwa semestry, a z nadejsciem wiosny 1997 wzialem sie za bary z moimi tezami i udowodnilem - przynajmniej dla wla- 22 snej satysfakcji - ze "Billy Budd" byl mocno wzorowany na "Raju odzyskanym", na co wskazywal sam Billy oraz pan Claggart, walczacy ze soba o dusze kapitana Vere. Poniewaz Billy musial wygrac, drobna przypowiesc Melville'a nie jest tak tragiczna, jak sie zwyklo uwazac. Moje teorie narobily troche szumu na wydziale i wystarczyly, by moja kandydatura do tytulu zostala przyjeta, a potem poparta odpowiednim dokumentem uwiarygodnionym wlasciwymi pieczeciami oraz podpisami.Twink, dowiedziawszy sie, ze zdobylem tytul naukowy, znalazla sobie nowa zabawe: traktowala mnie z balwochwalcza czcia. Szybko mi sie znudzila ta rozrywka, ale Twinkie miala z tego niezly ubaw, wiec diabla tam! - Latem w dziewiecdziesiatym siodmym wzialem sobie wolne. Moglbym pochodzic na kilka kursow podczas semestru letniego, ale potrzebowalem odpoczynku, a w dodatku Renata zmienila status w prywatnym wariatkowie doktora Fallona na pacjenta dochodzacego, wiec chcialem byc pod reka, gdyby jej sie zaczelo pogarszac. Oczywiscie Fallon nie zamierzal jej tak znowu calkowicie puszczac luzem. Twink musiala w kazde piatkowe popoludnie stawiac sie u niego na godzinne spotkanie, ktore psychiatrzy wola nazywac konsultacja - sto piecdziesiat dokow za kazda wizyte. Twink nie byla z tego powodu specjalnie uszczesliwiona, ale skoro stanowilo to jeden z warunkow jej zwolnienia, choc niechetnie, poddala sie rygorom.Przypuszczam, ze postanowila sie zapisac na uniwersytet w jakims stopniu z powodu moich powiazan z ta instytucja. Zdenerwowala ta decyzja rodzicow, ale miala juz ulozony caly plan. -Chyba uda mi sie zamieszkac z ciocia Mary - wyluszczyla ojcu. - W koncu to nasza krewna. Narzucanie sie krewnym jest jednym z niezbywalnych ludzkich praw, dobrze mowie? Szef nie wygladal na przekonanego. Jak wspomnialem, byl katolikiem, a jego siostra rozwiodla sie z mezem brutalem. W dodatku czesto wyglaszala komentarze na temat "tego Polaka w Rzymie", czym bardzo go ranila. -Moze i tak - odparl wymijajaco. - Najpierw zapytajmy o zdanie doktora Fallona. Trudno bylo nie zauwazyc, ze stary dobry Les probowal na kogos innego przerzucic ciezar odpowiedzialnosci za podjecie decyzji. Ja tez mialem watpliwosci co do sensu tego pomyslu, wiec zabralem sie z szefem do kliniki. -Interesujacy projekt - ocenil doktor Fallon. - Panska corka jest zamknieta w sobie, wiec studenckie towarzystwo moze jej pomoc. Jedynym problemem, jaki do strzegam, jest stres zwiazany z regularnym uczeszczaniem na wyklady, pisaniem prac oraz testow. Nie mam pewnosci, czy jest juz na to gotowa. 23 -Moglaby ze dwa semestry byc wolnym sluchaczem - zaproponowalem.-Jak to? - Les wydawal sie zdziwiony. -Wyglada to tak samo jak na studiach - wyjasnilem. - Uczen college'u przychodzi na zajecia i slucha wykladow. Twink nie musialaby pisac prac, zaliczac sprawdzianow ani zdawac testow, poniewaz nie musialaby zdobywac promocji. To by chyba wyeliminowalo stres, doktorze? -Zapomnialem o takiej mozliwosci - przyznal Fallon. -Malo kto z niej korzysta - zauwazylem. - Rzadko sie spotyka kogos, kto chodzi do szkoly dla przyjemnosci, ale Twink jest w wyjatkowej sytuacji. Sprawdze, jak trzeba sie do tego przygotowac. -Takie wyjscie rzuca na sprawe zupelnie nowe swiatlo - ocenil Fallon. - Renata zyska szanse wzbogacenia swoich doswiadczen towarzyskich bez niepotrzebnego stresu. Kim jest z zawodu panska siostra, panie Greenleaf? -Gliniarzem. -Policjantka? Naprawde? -Nie biega po ulicy z palka i spluwa - wyjasnil Les. - Jest dyspozytorka w komisariacie polnocnego okregu Seattle. Pracuje zwykle na nocna zmiane, wiec za dnia glownie sypia, ale poza tym jest calkiem normalna. -A jak sie odnosi do Renaty? -Lubia sie. Tak to w kazdym razie wygladalo, kiedy sie spotykaly w czasie przepustek. Mary zawsze uwielbiala blizniaczki. -Prosze z nia porozmawiac. Naswietlic jej sytuacje i wyjasnic, ze to rodzaj eksperymentu. Jesli Renata sobie poradzi - doskonale. Jesli bedzie zyla w zbyt duzym napieciu, rozwazymy caly projekt ponownie. Renata ufa panu Austinowi, wiec najprawdopodobniej da mu znac, jesli sytuacja ja przerosnie. A pan Austin bedzie mial na nia oko i przekaze nam, jak sie sprawy maja. -Nadal nie jestem przekonany - wahal sie Les. - Nie byli przeciez tak zzyci, zanim... - przerwal, najwyrazniej nie chcac wracac do tragicznej smierci Reginy. -Szefe - wlaczylem sie do rozmowy - miedzy Renata a mna jest chyba cos takiego jak miedzy panem a moim tata. Twinkie Twins od najmlodszych lat byly przekonane, ze "Markie wszystko naprawi". Moze wlasnie dlatego Renata rozpoznala mnie, chociaz nie skojarzyla nikogo innego. Jestem "zlota raczka", a Renata wie, ze cos tu trzeba naprawic. -Rzeczywistosc jest nieco bardziej zlozona - zauwazyl doktor Fallon - ale taka teoria dosc dokladnie wyjasnia fakt, ze Renata rozpoznala pana Austina. Korzystajmy z tego. Moim zdaniem powinnismy sprobowac, panowie. Mozemy kontrolowac otoczenie Renaty, zapewnic jej bezpieczenstwo, odsunac od niej stres, a ona dzieki temu roz- 24 szerzy kontakty towarzyskie i moze sie otworzy. Bedziemy ja wprowadzac w nowa sytuacje stopniowo, obserwujac, jak sobie radzi. Prosze jedynie, by nie opuszczala piatkowych spotkan. Zdecydowanie chce miec z nia bliski kontakt. - Mary Greenleaf poznalem jeszcze przed narodzinami dziewczynek, poniewaz byla czestym gosciem w domu swojego brata w Everett, gdy ja znajdowalem sie tam w centrum uwagi. Zawsze sie lubilismy, a kiedy na swiat przyszly blizniaczki, ona jedna okazala sie na tyle mila, ze nie zapomniala o mnie kompletnie, choc dla wszystkich innych najwyrazniej przestalem istniec.Byla dziesiec lat mlodsza od brata, mieszkala w Seattle, w dzielnicy Wallingford, jakies piec kilometrow od uniwersyteckiego kampusu. Pewnie dlatego Twink postanowila zamiast do szkoly w Everett chodzic na wyklady do college'u uniwersyteckiego. Mary wyszla za maz mlodo i niewiele czasu zajelo jej odkrycie, ze popelnila straszliwa pomylke. Wybranek uwielbial bic zone po pijanemu. W tamtych latach poznala wiekszosc policjantow Seattle, poniewaz systematycznie wsadzali jej meza do aresztu za stosowanie przemocy w rodzinie. Nastepnie niedobrana para przebrnela przez serie spotkan w poradni rodzinnej, ktore im nic nie daly, potem sad nakazal mezowi Mary trzymac sie od niej z daleka, ale i to nic nie zmienilo, gdyz ten prawdziwy mezczyzna uwazal taki wyrok sadu za pogwalcenie jego prawa do lania zony, kiedy mu na to przyjdzie ochota. Wreszcie Mary wystapila o rozwod, co rozzloscilo ksiedza z jej parafi, a meza doprowadzilo do furii. Pokrecil sie troche po roznych zapyzialych knajpach, az w koncu znalazl jakiegos durnia, ktory zgodzil sie sprzedac mu spluwe. Wtedy otworzyl sezon mysliwski na zony, ktore nie lubia byc maltretowane. Na szczescie byl kiepskim strzelcem, a spluwa nadawala sie wylacznie na zlom i zablokowala sie po trzecim strzale. Mimo wszystko zdolal trafc Mary w ramie, wiec kiedy zjawily sie gliny, zyskal szybki transport do stanowego wiezienia obciazony zarzutem usilowania morderstwa. Mary w zasadzie nie miala nic przeciwko temu. Wiedziala jednak, ze jej facet kiedys w koncu wyjdzie z wiezienia i chyba glownie dlatego wybrala kariere zawodowa w szeregach strozow prawa. Gliniarz musi nosic bron, a Mary byla w zasadzie pewna, ze wczesniej czy pozniej bedzie jej potrzebowala. Kobieta bardziej tchorzliwa zapewne zmienilaby nazwisko i przeprowadzila sie do Minneapolis albo Bostonu, ale Mary nie brakowalo odwagi. Z poczatku wiekszosc wolnego czasu spedzala na strzelnicy, udoskonalajac osobista wersje pojedynku na bron palna. Kosciol nie uznal rozwodu, wiec Mary liczyla sie 25 z mozliwoscia, ze bedzie zmuszona zostac wdowa. Tymczasem okazalo sie, ze jej maz zadarl w kiciu z niewlasciwymi ludzmi i zszedl z ziemskiego padolu w sposob przykry i gwaltowny, gdyz ktos zadal mu kilkadziesiat ciosow ostrym narzedziem.Mary, uslyszawszy wiesci, nie uznala za stosowne pograzyc sie w glebokiej zalobie. Rowna babka. Lubilem ja. Les Greenleaf nie skakal z radosci, ze Twink postanowila sie przeprowadzic do Seattle. Chyba mial nadzieje, ze jego siostra nie zechce mieszkac z bratanica, ale Mary szybko wyprowadzila go z bledu w tej kwestii. Zajrzelismy do niej, do Seattle, przedstawic plany, w sierpniu dziewiecdziesiatego siodmego. -Nie ma sprawy - zgodzila sie od razu. - Na pewno nie bedzie nam ciasno, a lubie Ren od zawsze. Nie bedziemy sobie przeszkadzac. -Oczywiscie zdajesz sobie sprawe, ze jest troche... - Les szukal najwlasciwszego slowa. -Stuknieta? - podsunela Mary usluznie. - Tak, oczywiscie, ze wiem. Zdazylam sie juz przyzwyczaic do roznych wariatow, Les. Polowa ludzi, z ktorymi sie stykam w pracy, ma nie po kolei w glowie. Renacie bedzie ze mna dobrze. -Wobec tego... - zaczal bez przekonania - moze umowmy sie, ze sprobujemy przez jeden semestr, sprawdzimy, co z tego wyjdzie. Jesli pojawia sie klopoty... - nie dokonczyl. -Ja tez bede pod reka, szefe - przypomnialem mu. - Wynajme sobie pokoj gdzies niedaleko i jakos, razem z Mary, poprowadzimy Twinkie rownym kursem. -Kiedys i tak bedziesz musial ja wypuscic spod klosza, Les - odezwala sie Mary. - Jesli bedziesz corke chronil do konca zycia, zrobisz z niej kaleke. Ja tez ja kocham i nie pozwole ci jej skrzywdzic. Ma przyjechac tutaj i koniec dyskusji. Mary nie miala zwyczaju bic piany, kiedy trzeba bylo podjac decyzje. - Zadanie przeprowadzenia Twink do Seattle spadlo na moje barki. Jej ojciec musial zarzadzac fabryka, a ja akurat i tak nie mialem nic waznego do roboty. Sporo bylo jezdzenia tam i z powrotem pomiedzy Everett i Seattle, oswajania Twink z nowa sytuacja. Zajelo to prawie dwa tygodnie. Sa ludzie, ktorzy potrafa sie przeprowadzic na drugi koniec swiata w krotszym czasie, ale nam akurat nie zalezalo na pospiechu. Nie chcielismy Renaty stresowac.-Dlaczego wszyscy sie tak przejmuja moja przeprowadzka? - spytala mnie ktoregos razu, gdy wracalismy do Everett po kolejna partie jej ubran. - Przeciez nie jestem dzieckiem. -Po prostu zalezy nam, zebys sie znowu nie rozkleila - wyjasnilem. 26 -Trzymam sie calkiem niezle. Prawde mowiac, nie moge sie juz doczekac, kiedy zamieszkam z Mary. Inga i Les obchodza sie ze mna jak ze zgnilym jajkiem. Przyda im sie troche luzu. U Mary bede sie czula duzo swobodniej.-Dobrze, niech ci bedzie i tak. - Zastanowilem sie przez chwile, ale wreszcie wyrzucilem to z siebie: - Moim zdaniem szef to wyjatkowo nadopiekunczy, zaborczy ojciec. Od poczatku mu sie ten pomysl nie podobal, tyle ze doktor Fallon byl innego zdania. Fallon uwaza, ze tylko na tym skorzystasz, pod warunkiem ze bedziesz unikala stresu. A ojciec najchetniej trzymalby cie pod kloszem albo w sejfe. -Wiem - przyznala. - Glownie dlatego zdecydowalam sie na college przy uniwersytecie, a nie szkole w Everett. Musze sie wyrwac spod opieki Lesa. Moj dom w Eve-rett niewiele sie rozni od domu wariatow Fallona. Owszem, ciebie musze miec pod reka, ale Inga i Les zaczeli mi grac na nerwach. Niezaleznie od tego, czy im sie to podoba, czy nie, w koncu kiedys jednak dorosne. Troche wytracila mnie z rownowagi. Od wyjscia z sanatorium doktora Fallona wydawala sie cokolwiek bierna, a kiedy teraz jej sluchalem, biernosc byla ostatnim skojarzeniem, jakie moglo przyjsc na mysl. Mialem do czynienia z zupelnie nowa Twinkie i nie bardzo wiedzialem, do czego zmierza. - W posepna niedziele na poczatku wrzesnia wybralem sie do Wallingford poszukac jakiegos miejsca dla siebie. Trzymalem sie raczej bocznych ulic, zabudowanych starszymi domami pamietajacymi lepsze czasy. Prawie kazdy mial wystawiona w oknie tabliczke z napisem POKOJE DO WYNAJECIA. Nie pierwsze pokolenie studentow wyrzuconych z kampusu szukalo taniej stancji, a wlasciciele nieruchomosci w calym polnocnym Seattle usluznie oferowali im pokoje, czesto niewiele drozsze od miejsca w domu noclegowym.Do tego konkretnego domu przyciagnal mnie komentarz dodany do standardowej tabliczki POKOJE DO WYNAJECIA. Glosil on: TYLKO DLA PRZYZWOITYCH STUDENTOW, przy czym "przyzwoitych" zostalo podkreslone wsciekloczerwonym famastrem. Podjechalem do kraweznika i jakis czas przygladalem sie domowi. Na plus nalezalo zapisac, ze znajdowal sie piec przecznic od domu Mary, a to byl dosc wazny atut. Widywalem budynki w lepszym stanie, ale to mi specjalnie nie przeszkadzalo. Szukalem miejsca, gdzie moglbym uczyc sie i sypiac, a nie palacu robiacego wrazenie na gosciach. Wtedy zza rogu domu wyszedl potezny czarnoskory mezczyzna. Niosl wielkie kartonowe pudlo. Mial ramiona potezne jak slupy, posiwiale wlosy oraz imponujaca brode. 27 Gdy znalazl sie blizej kraweznika, wysiadlem z wozu.-Przepraszam - zagadnalem go - czy pan moze wie, dlaczego wlascicielowi tego domu zalezy na tym, zeby wynajac pokoje "przyzwoitym" studentom? Na jego ustach pojawil sie lekki usmiech. -Trish jest zdecydowana przeciwniczka wszelkich imprez wyprawianych w domu - odparl glosem tak glebokim, ze zdawal sie dochodzic z jego butow. -Trish? -Patricia Erdlund. Oczywiscie Szwedka. Dom nalezy do jej ciotki Grace, ktora miala w zeszlym roku zawal. Wtedy mieszkala u ciotki Erika, ale sama nie dawala sobie rady, wiec zadzwonila po starsza siostre. Trish studiuje prawo, Erika zaczela medycyne. Wcale im sie nie podobalo zycie w srodku jednej wielkiej piwnej balangi. Ja siedze tu juz szosty rok, sila rzeczy troche opanowalem przymykanie oczu i zatykanie uszu, ale dziewczeta nie umialy sie dostosowac. Oglosily prohibicje, przez co dom prawie natychmiast opustoszal. Teraz szukaja odpowiednich lokatorow. -Prosze nie wziac mi za zle pytania - zaczalem ostroznie - ale pan chyba juz nie jest w wieku studenckim? Uczy sie pan? -Owszem. Pozno zaczalem. Mialem trzydziesci piec lat. Nazywam sie James Forester. - Wyciagnal do mnie reke. -Mark Austin - przedstawilem sie, sciskajac mu dlon. -A co studiujesz? -Angielski. -Juz koncowka? Pokiwalem glowa. -Moze potem doktorat. A ty co studiujesz? -Filozofe i religioznawstwo. -Ilu lokatorow ma tu mieszkac? -Na gorze sa jeszcze dwa wolne pokoje, na strychu pare klitek i kilka w piwnicy, ale te nie bardzo nadaja sie dla ludzi. Ciotka Grace wynajmowala je wszelkiej biedocie, ktora zawsze ma problemy z placeniem czynszu, pewnie dlatego ze zwykle wydaje wszystkie pieniadze na prochy i procenty. Tam bylo zawsze najglosniej, wiec Trish i Erika juz nie wynajmuja piwnicy, szukaja spokojnych, uzytecznych lokatorow do normalnych pokoi. -Co to znaczy: uzytecznych? -Umowa obejmuje wykonywanie pewnych prac domowych. Ja jestem niezly w hydraulice i radze sobie z przewodami elektrycznymi, nie wysadzajac korkow zbyt czesto. Dom jest zapuszczony, nikt tu nic nie robil przynajmniej z pietnascie lat, wiec podpada pod kategorie "do remontu". Masz jakies doswiadczenie w takich sprawach? -Znam sie troche na stolarce - przyznalem. - Pare lat pracowalem w fabryce drzwi w Everett. Powiedzmy, ze w razie potrzeby nie zgine. 28 -To w zasadzie powinno wystarczyc. Dziewczeta nie planuja wielkich zmian. Pewnie co najwyzej beda chcialy wymienic boazerie, na ktorej ktos trenowal kick bo-xing.-No to nie ma problemu. -Chyba nie bedzie nam tu zle, Mark. Przyznam, ze czuje sie troche przytloczony. Nielatwo byc jedynym mezczyzna przy trzech mlodych kobietach. -A ta trzecia? -Sylvia. Psychiczna. Doslownie, bo studiuje psychologie i sama jest bardzo wrazliwa. Wloszka. Sliczna jak z obrazka, ale wyjatkowo nerwowa. -Mieszkasz sam z dwiema Szwedkami i Wloszka? Stary, rzeczywiscie potrzebna ci pomoc. -Jak amen w pacierzu. - Pomilczal chwile. - Znasz sie moze troche na mechanice samochodowej? - zapytal w koncu. -Niespecjalnie. Potrafe zmienic kolo i wkrecic swiece, jesli juz naprawde musze, ale to w zasadzie wszystko. W razie wiekszych problemow siegam po wiekszy mlotek. A co, komus sie psuje samochod? -Wlasciwie wszystkim trzem dziewczetom, w kazdym razie one tak uwazaja. Tutejsi mechanicy na ich widok zmieniaja sie w mistrzow oskubywania, wiec postanowily wynajac pokoj komus, kto sie na tym zna. Zeszlej zimy Sylvia chciala wytoczyc proces General Motors, bo jej wozek palil wiecej, niz gwarantowala fabryka. Probowalem jej tlumaczyc, ze samochod nagrzewajacy sie rano przed domem na jalowym biegu, godzine dzien w dzien, tez ciagnie troche paliwa, ale ona twierdzi, ze dopoki nie jedzie, nie moze zuzywac benzyny. -Powaznie?! -Zupelnie powaznie. Sylvia nie ma najmniejszego pojecia, co sie dzieje pod maska samochodu. Najwyrazniej uwaza, ze rozgrzewanie wozu czy uzywanie cieplego nawiewu nie ma zadnego zwiazku z wrzucaniem biegow i jazda po ulicy. Probowalem jej tlumaczyc, ale to jak grochem o sciane. - Smutno pokrecil glowa. - No a teraz, skoro juz znasz niektore nasze dziwactwa, nadal jestes zainteresowany zawarciem umowy? -Niezupelnie tak to sobie wyobrazalem - przyznalem z powatpiewaniem. - Nie jestem przygotowany do unormowanego zycia. Ostatnie pare lat zywilem sie glownie hamburgerami... -Erika na pewno ci wyjasni, ze Big Mac jest daniem prowadzacym najkrotsza droga na stol kardiochirurga. Dziewczeta matkuja wszystkim dookola. I w dodatku maja ciete jezyki, lecz szybko sie do tego przyzwyczaisz. Karmia dobrze i zajmuja sie praniem. Zadne z nas nie spi na pieniadzach, wiec cena za pokoj i wyzywienie jest do przyjecia. Ale, dla rownowagi, zostaniesz pozbawiony sobot. Sobota jest tutaj ustawowym dniem robot domowych. Jesli chcesz, oprowadze cie po wlosciach. 29 -Panie sa nieobecne?-Owszem. W koncu jeszcze wakacje. -W sumie moge obejrzec - przystalem. -No to chodzmy. - Ruszyl w strone staromodnych drzwi wejsciowych z drobnymi szklanymi wstawkami. -Sa jeszcze jakies reguly, ktore powinienem znac? - spytalem juz na ganku. -Niespecjalnie trudne do przyjecia. Zakaz prochow wspolgra z prohibicja, a zakaz glosnego sluchania muzyki mnie wcale nie przeszkadza. -Zgadzam sie bez zastrzezen. Cos jeszcze? -Jeszcze tylko zakaz jakichkolwiek dwuznacznych propozycji. Dziewczeta nie sa z tych specjalnie pruderyjnych, ale miewaly przykre doswiadczenia. -Zdarza sie, ostatnio coraz czesciej - zgodzilem sie, gdy wchodzilismy do przedpokoju. -Reguly obowiazuja obie strony - ciagnal. - Dziewczeta sa nietykalne, ale panowie tez. Nie wolno nam ich zaczepiac, a im nie wolno nas prowokowac. Fizyczne sprawy nie wchodza w rachube. -To sie trzyma kupy - przyznalem. - Zaangazowanie emocjonalne moze byc halasliwe. Rozejrzalem sie dookola. Korytarz robil wrazenie wnetrza sprzed czasow drugiej wojny swiatowej. Na pietro prowadzily szerokie schody z ciemnego drewna, a lukowate przejscie otwieralo widok na salon, zdecydowanie wiekszy niz takie pokoje w nowszych domach. -Tutaj na dole jest terytorium dziewczat - objasnial James. - Meski swiat - pie tro wyzej. Wprowadzil mnie do salonu. Suft znajdowal sie spory kawalek nad glowa, okna zdawaly sie waskie i wysokie, sciany pokryto ciemna boazeria. -Elegancko - zauwazylem. -Troche zapuszczone - skorygowal James. - Zniszczone to wszystko, ale czlowiek faktycznie czuje sie jak w domu. Jadalnia jest za tamtymi suwanymi drzwiami, dalej kuchnia. Wiekszosc posilkow jadamy w kaciku sniadaniowym. Chodz na gore, pokaze ci sypialnie. Weszlismy szerokimi schodami na pierwsze pietro. -Ja mieszkam na tamtym koncu korytarza - wskazal James. - Obok jest lazien ka. Dwa pokoje na tym koncu stoja puste. - Otworzyl drzwi po prawej stronie. Pomieszczenie mialo skosny suft, jak to bywa na pietrze w starszych domach, i zdecydowanie przeszlo swoje. Bylo nieco wieksze, niz sie spodziewalem, a wspolczesne meble zdawaly sie w tym obszernym wnetrzu male jak dla przedszkolaka. 30 -Gosc, ktory tu mieszkal przed wprowadzeniem prohibicji, byl zapijaczonym nie-chlujem - wyjasnil James - i wyzywal sie na meblach. Zaczal nawet wymachiwac piesciami, kiedy Trish wymowila mu lokum, bo trzeci raz przylapala go na szmuglowaniu whisky do pokoju, ale przekonalem go, zeby sie uspokoil.-Jak przekonales? -Zrzucilem go ze schodow, a potem wywalilem jego graty przez okno. -Masz dar przekonywania. -Odnosilem niemale sukcesy w tej dziedzinie. To jedna z korzysci, ze czlowiek jest wiekszy niz ciezarowka. Reszta wielbicieli imprez szybko pojela w czym rzecz i juz wszyscy byli dla Trish wyjatkowo uprzejmi. No i jak ci sie tu podoba? Chcialbys sie zadomowic? -Chyba sprobuje. Zalezy mi na spokojnym kacie do nauki. Kiedy dziewczeta wracaja do domu? -Jutro. Tak mi powiedzialy. Dam ci numer telefonu. Zanim przyjdziesz, upewnij sie, ze juz sa. Szepne za toba slowko mlodym damom. Nie przewiduje trudnosci. -Dzieki. Odezwe sie. Podalismy sobie rece i poszedlem do samochodu. James byl z gatunku ojcujacego starszego brata, a ja lubilem ten typ czlowieka. Bylem pewien, ze sie polubimy. Dziewczeta mogly jeszcze, rzecz jasna, zrazic mnie do wszystkiego, ale postanowilem sie nie uprzedzac, dopoki ich nie poznam. Calosc wygladala nieomal zbyt pieknie, zeby byla prawdziwa, ale nie zamierzalem sie ladowac w dyktature i odgrywac roli niewolnika. Musialem zaczekac do nastepnego dnia, zeby dokladnie wybadac sytuacje. Rozdzial 2Mary Greenleaf przywitala mnie we frontowych drzwiach, polozyla palec na ustach. -Zasnela - powiedziala cicho. - Caly ten pospiech tak jej sie dal we znaki, ze w koncu padla zmordowana. Wyszla na ganek i cicho zamknela za soba drzwi. -Ale czuje sie dobrze? - spytalem zaniepokojony. -Jasne, po prostu zmeczyla sie przeprowadzka. -Mam tu jutro pare spraw do zalatwienia - powiedzialem - wiec wynajme pokoj w motelu na kilka nocy. Gdybym mial sie przydac, jestem w poblizu. Pokiwala glowa. -Ciekawe, swoja droga, jak to mozliwe, ze kiedy wreszcie otrzasnela sie z szoku, rozpoznala tylko ciebie. -Bo ja juz jestem taki atrakcyjny - zazartowalem. - Nie zauwazylas do tej pory? -Jasne. Chcesz piwo? -Nie, teraz nie moge, ale dzieki. -Znalazles juz jakis pokoj? -Chyba tak. Wlascicielki wyjechaly, lecz wracaja jutro. Mam wrazenie, ze bedzie niezle. Wymagaja spokojnego zachowania. -To rzeczywiscie niezle - zauwazyla Mary. -Dom jest zapuszczony, ale spokoj to rzadko spotykana zaleta na stancji. -My, gliniarze, dobrze o tym wiemy. Ludzie z polnocnej dzielnicy bez przerwy wydzwaniaja ze skargami na zaklocanie ciszy nocnej. Zwlaszcza kiedy balangi przenosza sie na ulice. -Wcale mnie to nie dziwi. Aha, mialem cie o cos spytac... rozumiem, ze jestes dys-pozytorka? -Takie odnosze wrazenie. -I musisz miec bron? - Oczywiscie znalem odpowiedz, ale chcialem wiedziec, gdzie Mary przechowuje spluwe; miec pewnosc, ze Twink nie znajdzie gdzies przypadkiem broni palnej. 32 Mary usmiechnela sie krzywo i odsunela krawedz swetra, pokazujac mi niewielka kabure na lewym biodrze.-Nosze ja zawsze przy sobie - oznajmila. - Myslalam, ze juz wszyscy o tym wiedza. Gliniarz musi miec bron pod reka, wszystko jedno, czy jest na sluzbie, czy nie. -Pewnie ci to czasami przeszkadza. -Zebys wiedzial. - Lekko zmarszczyla brwi. - Czy Ren zrobila prawo jazdy? - zapytala. -Zrobila, jasne, a dlaczego pytasz? -Najwyrazniej o tym nie pamieta. Podsunelam mysl, zeby ojciec kupil jej samochod, w koncu do kampusu jest z piec kilometrow. Powiedziala, ze nie prowadzi. -Rzeczywiscie, wlasciwie nie prowadzila. Zwykle jesli sie gdzies wybieraly, za kierownica siadala Regina. -To pewnie wyjasnia sprawe. Zreszta powiedziala, ze ma w domu dziesieciobie-gowy rower. Prosila, zebys go przywiozl, jak nastepnym razem bedziesz w Everett. -Daj spokoj, jesli bedzie chciala gdzies pojechac, zawsze ja podwioze. Czesto pada, a ja jeszcze nie widzialem roweru z wycieraczkami na przedniej szybie. -Nie lapiesz, Mark. Ren nie szuka szofera, tylko niezaleznosci. Jesli sie zglosisz na jej prywatnego taksowkarza, to tylko rozszerzysz klosz, pod ktory chcial ja wsadzic moj brat. Nie wiem, jak czesto bedzie korzystala z roweru, ale sam fakt, ze bedzie go tu miala, zwiekszy jej wiare w siebie. A przeciez o to chodzi, zgadza sie? -Masz leb na karku, Mary. Ja bym glowkowal przynajmniej pol roku, zeby sie tego domyslic. -A, jeszcze jeden drobiazg. Ren zapomniala wziac pudlo z kasetami i plytami. Odtwarzacz wziela, a tasmy i kompakty zostaly w domu. -Ciesz sie, poki mozesz - podsumowalem. - Dla takich dzieciakow jak ona co glosniejsze, to lepsze. -No to sie zdziwisz, Mark. Ren uwielbia fugi Bacha i kwartety smyczkowe Mozarta. -Nie wiedzialem. -O ile dobrze pamietam, muzyka powazna pasjonowala sie Regina. Moze do Renaty docieraja jakies echa przeszlosci. Podejrzewam, ze na swiecie zdarzaja sie dziwniejsze przypadki. -Co fakt, to fakt. Niezbadany jest umysl ludzki. Czas na mnie, musze sobie znalezc jakis nocleg, zanim we wszystkich motelach zabraknie miejsc. Powiedz Twink, ze zajrze pozniej. Zajrze albo zadzwonie. -Powtorze. Znalazlem wolne miejsce w motelu tuz przy Czterdziestej Piatej i reszte tej ponurej niedzieli spedzilem nad Faulknerem. Mozna sie przyzwyczaic do pisarzy z Poludnia. Zadzwonilem do Twink mniej wiecej w porze kolacji. Wydawala sie zadowolona z zycia, wiec nie przedluzalem rozmowy. 33 - Poniedzialek byl deszczowy. Nic nowego. W Seattle prawie zawsze pada. Okolo dziesiatej zadzwonilem do Jamesa. Dowiedzialem sie, ze panie wrocily na wlosci.-Powiedz im, ze juz jade - rzucilem, naciagajac plaszcz i chwytajac klucze. Powital mnie w drzwiach wejsciowych. -Poparlem twoja kandydature, Mark - oznajmil. - Mysle, ze zostaniesz przyjety. -Dzieki, rowny z ciebie chlop. -Zaczekaj z podziekowaniami, az poznasz nasze panie - ostrzegl mnie. - Trish rozumie zwrot "przyzwoity student" zupelnie doslownie, Erika jak najbardziej w przenosni, a z Sylvia nigdy nic nie wiadomo. Sa w kuchni. -No to czas sie stawic przed komisja kwalifkacyjna - zdecydowalem. Tak jak wszystkie inne pomieszczenia w tym domu, kuchnia takze byla dosc duza, a po prawej stronie, za lukowatym przejsciem, powiekszona jeszcze o kacik sniadaniowy, o ktorym wspominal James. Trzy mlode kobiety najwyrazniej na mnie czekaly. Przyszlo mi do glowy, ze James mogl nieco przesadzic przy szkicowaniu obrazu moich kwalifkacji. Gdy wszedlem do kuchni, panowala tam atmosfera powagi. Jedna z siostr Erdlund byla klasyczna Szwedka: wysoka, biusciasta, jasnowlosa. Druga byla smuklejsza i miala wlosy ciemnorude. Trzecia dziewczyna, zgodnie z tym co powiedzial James, drobna i sliczna jak z obrazka, miala oliwkowa cere, ogromne wilgotne oczy i krotko sciete czarne wlosy. -Oto nasz rekrut, Trish - zwrocil sie James do blondynki. - Nazywa sie Mark Austin. Studiuje anglistyke na ostatnim roku i jest czlonkiem zwiazku zawodowego ciesli. Mark, to jest Trish, nasza slynna przywodczyni. -Wolalabym, zebys sobie nie zartowal w ten sposob. - Wstala, obrzucila mnie szacujacym spojrzeniem. Byla prawie mojego wzrostu, ale to przeciez nic szczegolnego w Seattle; tutaj blondynki po metr dziewiecdziesiat tabunami biegaja po ulicach. -Wybacz, Trish - przeprosil James. - Ale nie bardzo mi przykro. Powiedzmy: srednio. -Wiecznie sie z nas nabija - wyjasnila mi Trish z usmiechem. - Milo mi cie poznac. - Kiedy podalismy sobie dlonie, zwrocilem uwage na jej mocny uscisk. - Czy James wyjasnil ci reguly panujace w tym domu? -Zakaz uzywania alkoholu, narkotykow, sluchania glosnej muzyki i przedstawiania dwuznacznych propozycji - wyrecytowalem. - Rozumiem, ze planujecie tez renowacje domu. 34 -Pomoc w niej jest jednym z punktow umowy. Ustalilysmy niska cene za pokoji wyzywienie wlasnie dlatego, ze oczekujemy od lokatorow pomocy w pracach fzycz- nych. Nasza ciotka bedzie juz mieszkala w domu spokojnej starosci, wiec chcemy przy gotowac budynek do sprzedazy. Zamierzamy przeprowadzac prace w soboty, zeby przez reszte tygodnia bylo cicho. James zajmuje sie elektrycznoscia i hydraulika, ty zostalbys naszym stolarzem. Czy to ci odpowiada? Lekko wzruszylem ramionami. -W sumie tak. Znam sie na stolarce. Dopoki nie wchodzi w gre zmiana struktury budynku, powinienem dac sobie rade. Rozumiem, ze chcecie uniknac wszelkich pozwolen oraz inspekcji budowlanych? -Zdecydowanie. Gdybysmy weszly w pozwolenia budowlane, nie obeszloby sie bez ofcjalnego zatrudnienia ciesli, a na to nas nie stac. -Zawsze mozemy zaczac zebrac - podrzucila rudowlosa. - Sprzedawac olowki na rogu ulicy i zbierac pieniadze do puszki. -Moja siostra, Erika - przedstawila ja Trish z kwasnym usmiechem. - Najbardziej wyszczekana madrala w rodzime. -Jak mozesz, Trish! - Erika, wcielenie urazonej niewinnosci, szeroko otworzyla oczy. -Skoro juz sie sobie przedstawiamy - odezwala sie drobna brunetka siedzaca przy stole - nazywam sie Sylvia Cardinale. -Zwracamy sie do niej Santa Madonna lub Donna Sylvia - pouczyl mnie James, szczerzac do dziewczyny zeby w szerokim usmiechu. -Czy chcialbys, zebym ci zlozyla jakas propozycje nie do odrzucenia? - spytala zlowieszczym tonem. -E tam! - rzucil niezobowiazujaco James. -Czasem sobie zartujemy - wyjasnila mi Trish przepraszajacym tonem. -Bedziemy powazniejsi, kiedy juz zaczniemy rok akademicki... w kazdym razie taka mam nadzieje. Chcesz obejrzec wolne pokoje? -James pokazal mi je wczoraj - odparlem. - Chcialbym sie jeszcze rozejrzec w tym po prawej stronie schodow. Mam pewien pomysl. -Prosze bardzo - zgodzila sie i poprowadzila nas wszystkich na gore. Pod interesujaca mnie sciana stalo zniszczone lozko. Zepchnalem je na bok i wyja lem z kieszeni miarke. -Tak, chyba bedzie dobrze - mruknalem pod nosem. -Co planujesz? - spytala Trish. -Chcialbym tu zrobic polki na ksiazki - odpowiedzialem, uderzajac otwarta dlonia w sciane i szacujac szerokosc desek. - Trzydziesci piec centymetrow wystarczy - ocenilem. Odwrocilem sie do dziewczat. - Plan mam taki: studenci zwykle sami 35 stawiaja cos w rodzaju regalow na polki, uzywajac do tego cegiel i desek, ale taka konstrukcja jest chwiejna i od czasu do czasu calosc diabli biora. Przyszlo mi do glowy, ze porzadnego regalu nic nie ruszy, a poza tym bedzie na nim duzo wiecej miejsca. Ja sam potrzebuje naprawde duzo miejsca na ksiazki, mam ich od metra.-Ile to moze kosztowac? - zapytala Trish. -Nieduzo - zapewnilem. - Chyba ze bedziesz chciala miec polki z egzotycznego drewna. Sosna jest u nas tania. A, jeszcze jedno. James wspomnial, ze w piwnicy jest kilka pustych pomieszczen. Jesli to mozliwe, wolalbym zniesc tam te meble i wstawic tu swoje. -Masz wlasne meble? - zdziwila sie Erika. - Wiekszosc studentow unika duzego bagazu. -Mam dom w Everett - odparlem krotko, nie chcac sie wdawac w szczegoly. - Zamierzam go wynajac, wiec pewnie wiekszosc mebli trzeba bedzie oddac na przechowanie. Trish przyjrzala sie scianom. -Skoro i tak wyniesiemy stad meble, mozna ten pokoj odmalowac, zanim sie wprowadzisz. -Czyli, innymi slowy, stanelo na tym, ze moge tu zamieszkac? - spytalem. -Chyba bedziesz do nas pasowal - zgodzila sie Erika. - Zasady obowiazujace w tym domu powinny cie uchronic przed drapieznymi instynktami drzemiacymi w dzikuskach mieszkajacych na parterze. -Erika! - Trish byla wyraznie wstrzasnieta. -Zartowalam. Nie denerwuj sie. -Powinnas przemyslec jedna kwestie, Trish - odezwal sie James. - Poniewaz ten dom bedzie wynajmowany studentom tak dlugo, jak dlugo bedzie istnial uniwersytet, porzadne polki na ksiazki przydalyby sie w kazdym pokoju. Na pewno podniesie to wartosc calego budynku, zgodzisz sie ze mna? -Chyba tak - przyznala. - Mark, ile czasu zajmie ci zrobienie polek w tym pokoju? -Jakies dwa, moze trzy dni. A jak wpadne w rutyne, w nastepnych pokojach bedzie szybciej. Deski przytna mi na wymiar, wiec pilowania bedzie niewiele. Nie bede uzywal gwozdzi. Ksiazki sa ciezkie, gwozdzie by sie obluzowaly. Dam sruby do drewna. Przytwierdze calosc do sciany. -Bedziesz to wszystko malowal? -Wystarcza ze dwie warstwy lakieru podkladowego. Wyjdzie tanio i bedzie ladnie wygladalo. -Zostajesz z nami - oznajmila Erika stanowczo. -Spokojnie, narwancu - obciela ja Sylvia. 36 -Kiedy chcesz sie wprowadzic? - spytala Erika.-Ktory dzisiaj... osmy? Pokiwala glowa. -Wyklady zaczynaja sie dwudziestego dziewiatego, ale chcialbym sie urzadzic troche wczesniej. Przewiezienie mebli i zrobienie regalu nie potrwa dlugo... Mozemy sie umowic na czternastego? -Nie ma sprawy. - Zajrzalem do motelu, a potem ruszylem do Everett. Wycieraczki na przedniej szybie usilowaly dotrzymac kroku rytmowi z "Bolera" Ravela, odgrywanego przez samochodowy magnetofon.W domu najpierw podkrecilem termostat. Potem zaczalem sortowac graty: rzeczy dla mnie malo istotne wynosilem do jednego pokoju. Na stancji potrzebne mi bedzie tylko lozko, biurko, szafa i ksiazki. Wieczorem zadzwonilem do Twink. Wygladalo na to, ze jest w niezlej formie, wiec rozmawialismy krotko. Potem znowu zabralem sie do segregowania i pakowania rzeczy. We wtorek okolo poludnia bylem juz na prostej, wiec poszedlem do biura agencji wynajmu nieruchomosci, ktore mialo w moim imieniu zajac sie kwestia domu. Dalem im zapasowy komplet kluczy. -Nie mam zbyt wiele czasu - poinformowalem agenta. - Chcialbym, zebyscie zorganizowali przewiezienie i przechowanie moich rzeczy. -Mozesz byc zupelnie spokojny, Mark - zapewnil mnie agent jowialnie. -Przeciez za to nam placisz. -Aha, jeszcze jedno. Przydaloby sie tam solidnie posprzatac. Mozecie wynajac kogos, kto sie tym zajmie? -Zawsze to robimy. Mamy bogate doswiadczenie w korzystnym prezentowaniu wnetrz. -Swietnie. Dla mnie to troche nie ta parafa. Na jednych drzwiach napisalem kreda wielki czerwony X. Tam sa moje ksiazki, ubrania i meble, ktore ze soba zabieram. Powiedzcie sprzatajacym, zeby tego pokoju nie ruszali. Zabiore rzeczy w najblizszy weekend. -Oczywiscie. Niczym sie nie przejmuj, Mark. Wszystkim sie zajmiemy. Jasne. W koncu zgarniaja calkiem nielichy procent od miesiecznego czynszu. 37 - Potem pojechalem do zakladow Greenleafa pogadac z szefem.-Jak sobie radzi Renata? - spytal mnie z obawa. -Wyglada na to, ze sie aklimatyzuje, szefe. Pare dni jej zajelo przystosowanie sie do stylu zycia ciotki, a teraz juz chyba jest calkiem zadowolona. -Wciaz odnosze wrazenie, ze sie pospieszylismy. - Westchnal ciezko. - Znalazles sobie jakies mieszkanie? -Znalazlem. Doslownie kilka przecznic od domu Mary, wiec gdyby Twink zaczela sie rozklejac, zjawie sie jak blyskawica. -Doceniam wszystko, co dla nas robisz, Mark. Martwimy sie o Renate i chyba tylko do ciebie mozemy sie zwrocic o pomoc. Lekko wzruszylem ramionami. -Szefe, przyszlo mi do glowy, ze mozemy ulatwic Twink wejscie w studenckie towarzystwo. Chyba byloby niezle, gdyby zaczela od moich wykladow. Na pierwszy ogien bedzie miala przed soba znajoma twarz, wiec nie bedzie taka spieta. Jak sie juz troche przyzwyczai, stanie pewniej na wlasnych nogach, pojdzie gdzies dalej, ale na razie chyba lepiej nie rzucac jej od razu na gleboka wode. -To naprawde swietny pomysl. Jestem ci wdzieczny, ze tak sie troszczysz o Renate. Dzieki tobie jestem duzo spokojniejszy. -Po to sie ma przyjaciol, szefe. - Wstalem. - Bedziemy w kontakcie. Jesli Twink zacznie miec jakies powazniejsze problemy, dam znac, bedziemy mogli ja przywiezc do domu. Zajrze jeszcze do doktora Fallona i zapytam, na co wlasciwie mam zwracac uwage. Pewnie nalezy sie spodziewac jakichs sygnalow ostrzegawczych, chcialbym cos o nich wiedziec. -Poswiecasz jej sprawom duzo czasu i energii, Mark. -Czuje sie troche jak starszy brat, szefe. A, bylbym zapomnial. Twink prosila, zebym przywiozl jej rower i pudelko z tasmami i plytami. Zamierzala wziac sama, ale zapomniala. Chcialbym zajrzec po te rzeczy wieczorem. - Przypomnialem sobie jeszcze o czyms. - Czy moglbym czasem poszperac w tanszym towarze z tartaku? -Budujesz dom? - Wygladal na rozbawionego. -Mam dom, szefe, ale on stoi w Everett, a ja studiuje w Seattle. Tam, gdzie teraz wynajme pokoj, wlascicielki chca wprowadzic pare drobnych zmian, glownie porobic polki. Gdybym mogl wyszukac na skladzie tansze deski, dziewczyny oszczedzilyby pare dolcow. -Bierz, co ci trzeba. -Dzieki, szefe. No, zbieram sie, czas pogadac z doktorem Fallonem. 38 - Niestety, doktor zapytany o alarmujace symptomy nie potrafl udzielic konkretnej odpowiedzi. Zamiast tego zrobil mi wyklad na temat "zachowania nacechowanego natrectwami".-Czy moglby pan zdefniowac, co powinienem uznac za natrectwo? - spytalem. -Kazde zachowanie skrajne. Natrectwem jest mycie rak co piec minut, niezwykle bedzie nagle zaniedbanie wygladu, radykalne zmiany w nawykach zywieniowych. Zna pan ja na tyle dobrze, ze zauwazy wszelkie niezwykle objawy. Jesli cokolwiek wyda sie panu nienormalne, prosze dzwonic. Moze przydaloby sie tez poprosic o pomoc jej ciotke. -Jak by pan okreslil szanse Twink na powrot do zdrowia? - zapytalem otwarcie. -Aktualnie oszacowalbym je na piecdziesiat procent. Pierwszy semestr na uniwersytecie zapewne okaze sie przelomowy. Jesli Renata przetrwa ten czas bez przykrych niespodzianek, szanse beda duzo wieksze. -Innymi slowy, nic nie wiadomo. -Mozna to tak okreslic. -Jesli znowu zacznie swirowac, bedzie musiala tu wrocic, prawda? Skrzywil sie na slowo "swirowac", ale nie zwrocil mi uwagi. -Prawdopodobnie i tak bedzie tu musiala jeszcze pobyc od czasu do czasu. Wychodzenie z choroby psychicznej jest procesem dlugotrwalym i powolnym, na do datek zawsze zagrozonym nawrotami. Dlatego wlasnie piatkowe sesje sa tak wazne. Musze oceniac pacjentke na podstawie cotygodniowych spotkan, to rownoznaczne z dbaloscia o jej bezpieczenstwo. -Ponury z pana czlowiek, doktorze. -Mam ponury zawod. Prosze Renate uwaznie obserwowac, zwlaszcza przez kilka pierwszych tygodni. I natychmiast mnie informowac o jakimkolwiek niezwyklym zachowaniu. -Zrobie, co sie da - obiecalem. - Pojechalem z powrotem do Everett, zajrzalem do domu Greenleafow, zeby wziac dla Twink rower, plyty i kasety. Bagaznik mialem zapchany normalnymi rupieciami, ktore zawsze wozi sie w bagazniku samochodowym, wiec przyczepilem rower na dachu do-dge'a i ruszylem do Seattle. Kiedy dotarlem do motelu, zaparkowalem rower w pokoju i poszedlem spac. Mialem za soba kilka dosc pracowitych dni, bylem wykonczony.Kiedy nastepnego dnia zajrzalem do Mary, ona sama jeszcze spala, ale Twink byla juz na nogach, rzeska i wypoczeta. 39 -O, pamietales o mojej prosbie - ucieszyla sie, gdy wnioslem do kuchni pudelko z jej tasmami i plytami. - Rower tez przywiozles?-Jasne. Zostawilem go na dachu wozu. Gdzie wyladowac? -Postaw na razie z tylu, na werandzie. -Masz calkiem niezla kolekcje - stuknalem dlonia w pudelko. -Niewiele z tego pamietam - przyznala. - Po powrocie z wariatkowa duzo czasu spedzilam na sluchaniu muzyki, ale nic nie poruszylo zadnych ukrytych wspomnien. Po co byles w Everett? -Musialem zabrac troche gratow i oddac meble na przechowanie. Jakis czas nie bede tam mieszkal, wiec chce wynajac dom. -Wszystko sie zmienia, prawda? - zauwazyla ze smutkiem. -Teoretycznie powinno byc stale coraz lepiej. -No jasne. -Usmiechnij sie, mala. W swojej nieskonczonej madrosci postanowilem ci pozwolic uczestniczyc w wykladach superbelfra. -A co to za jeden? -Ja. Wleje ci do glowy tyle oleju, ze az popuscisz uszami. Jestem w tym taki dobry, az strach. -Nie wyglupiaj sie. -Mowie powaznie. Ucze pierwszoroczniakow angielskiego, a doktor Fallon zyczy sobie, by zycie ci sie ukladalo po rozach - zebys miala wokol siebie znajome twarze i tak dalej. Postanowilem ci ulatwic strzal. Wkroczysz w swiat edukacji dzieki czlowiekowi, ktorego dobrze znasz, a ja bede cie mial na oku, pokazujac ci sie jednoczesnie od najlepszej strony. Dobrze to wymyslilem, co? -Chwalipieta. Czysta zniewaga. -Chwale sie, bo mam czym, mala. O ktorej wstaje Mary? -Kolo drugiej. Wychodzi do pracy najwczesniej o siodmej. -Dasz sobie jakos rade sama? - zapytalem. - Mam troche roboty. -Nie ma sprawy - poklepala pudelko, ktore wlasnie przywiozlem. - Poslucham muzyki. -Nie za glosno. Jak obudzisz Mary, mozesz miec problemy. -Jakie? -Twoja ciotka nosi bron. Przeciez jest gliniarzem. -Mam sluchawki. Zawsze sie zachowuje cichutko jak myszka. -Zadzwonie wieczorem, nie pakuj sie w klopoty. -Bede grzeczna - obiecala. 40 - Pojechalem na stancje wziac wymiary na polki. Moj pokoj byl juz zupelnie pusty, wiec postanowilem zalatwic sie ze stolarka i malowaniem, zanim wynajme ciezarowke, ktora przywiezie moje meble.W drzwiach stanela Trish. Przygladala mi sie z uwaga. -Dlaczego mierzysz wszystko po kilka razy? - spytala. -Zgadzam sie ze sluszna zasada, ze lepiej trzy razy zmierzyc, bo przyciac mozna tylko raz. Trudno dosztukowac przerznieta deske. -Wyobrazam sobie. Doszlam do wniosku, ze porzadne polki w kazdym pokoju to doskonaly pomysl. Studenci zawsze potrzebuja mnostwo miejsca na ksiazki. - Weszla do srodka i usiadla na jedynym krzesle. - A co stolarz robi na anglistyce? - zapytala z ciekawoscia. -Zaczalem w zasadzie od konca. Lubie czytac, a jesli skoncze anglistyke, bede tym zarabial na zycie. -Nasz tata pracuje w tartaku w Everett. -Wy tez jestescie z Everett? -Nie, z Marysville, ale przeciez trudno powiedziec, gdzie sie konczy jedno, a zaczyna drugie. -Racja. Jeszcze pare lat i od Vancouver az do Portland bedzie jedno wielkie miasto. Dlugie jak makaron. A co ciebie skusilo do studiowania prawa? Klasa robotnicza, jak nasi ojcowie, zwykle nieczesto ma do czynienia z prawnikami. -Tata w jakims sensie zmusil nas obie do zdobycia "porzadnego zawodu" - odparla. - Nie chcial, zebysmy do konca zycia pracowaly jako kelnerki albo urzedniczki. Erika jest duzo madrzejsza ode mnie, wiec zdobyla stypendium, a ja, jak tylko skonczylam szkole, zaczelam pracowac w tutejszym biurze prawnym. Tata zalatwil mi te robote. Tam jeden z partnerow pociagnal za pare sznurkow i zorganizowal mi stypendium na prawie. -Rany, skad ja to wszystko znam - westchnalem. - Moj tata pracowal jako tracz w zakladzie stolarki budowlanej, a mnie, jak tylko skonczylem pare kursow w college'u, wszyscy wypychali na uniwersytet. Mam wrazenie, ze sprawa dojrzala do ujecia w slogan "Robotnicy wszystkich krajow, laczcie sie! Posylajcie swoje dzieci do college'u". -Zawsze to ruch w gore - uznala. - W koncu raczej rzecz pozytywna, tyle ze oddalamy sie od rodzicow, nie sadzisz? My z Erika nie mamy juz wiele wspolnego z naszymi staruszkami. Erika nie potraf otworzyc ust, zeby nie uzyc jakiegos okreslenia medycznego, a ja zaczynam mowic czystym prawniczym. Coraz czesciej mam wrazenie, ze rodzice w ogole nie rozumieja, o czym my mowimy. Smutne. -Przynajmniej nadal zyja - powiedzialem. - Moi rodzice pare lat temu zgineli w wypadku samochodowym. 41 -Och! Wspolczuje.-Coz, czlowiek dorasta w blogim przekonaniu, ze zawsze wszystko bedzie tak, jak jest. A to nieprawda. Wszystko sie zmienia. - Usmiechnalem sie lekko. - Zdaje sie, ze wchodzimy w parade Jamesowi. Filozofa to jego dzialka. Ja powinienem rozprawiac o formach czasownikow, a ty o szkodach i krzywdach. Rozesmiala sie. -Zabawny jestes. -Mozesz to zaliczyc do moich wad. Czasem nie moge sie pozbyc wrazenia, ze do wszystkiego podchodzimy zbyt powaznie. Odrobina wesolosci nikomu jeszcze nie zaszkodzila. -Na prawie niewiele jest powodow do smiechu - stwierdzila. - A w kancelarii adwokackiej jest tak samo. -Studiujesz i pracujesz. -Jestem urzedniczka. Posadka zalatwiona przez szefa z Marysville. Stypendium pokrywa koszty nauki i podrecznikow, a praca pozwala sie najesc. -Zupelnie jakbym to skads znal - podsumowalem, biorac kolejny wymiar. -Wierze ci na slowo. -Erika tez pracuje? -Tak, oczywiscie. Mnostwo czasu spedza w laboratorium, robi badania krwi i tak dalej. Swietnie sobie radzi z igla. Potraf wyciagnac z czlowieka pol litra albo i litr, zanim pacjent sie zorientuje, ze w ogole zaczela. Powiesz mi, jak ty zarabiasz na zycie? Moze budujesz domy na lewo? Westchnalem ciezko. -Nie, Trish. Gdybym chcial, pewnie dluzszy czas nie musialbym sie rozgladac za robota. Dzieki ubezpieczeniu po rodzicach mam kupe szmalu. -Ile polek planujesz na tej scianie? - szybko zmienila temat. -Jak najwiecej. Pod skosnym suftem jest duzo miejsca. Oczywiscie beda roznych rozmiarow, bo ksiazki nie sa jednakowe. Mysle, ze bede w kazdym pokoju improwizowal. Twoje podreczniki sa prawie jednakowe, wiec u ciebie polki beda grzeczne i rowniutkie. Moje nie beda takie porzadne. Trish wstala. -Powinnam sie juz zajac kolacja - rzucila. -Milej zabawy - odpowiedzialem i wrocilem do pomiarow. Rozdzial 3Czasem trzeba miec troche szczescia. Deszcz przestal padac - na krotko - we wtorek rano, totez pognalem do najblizszego skladu drewna. Przerzucanie wilgotnych desek to prawdziwa katorga, wiec warto robic to przy ladnej pogodzie. Byloby mi latwiej, gdybym mial pikap, ale nie mialem, wiec poukladalem deski na dachu dodge-'a. Nie jest to najlepszy sposob transportowania drewna, ale zdolalem czyms wyscielic dach, a poza tym droga nie byla daleka. Kiedy stanalem przed domem, akurat dzwonil do drzwi jakis mlodzieniec o dosc niechlujnym wygladzie. -Nikogo tam nie ma! - zawolalem do niego z samochodu. -A wiadomo, kiedy sie zjawia?! - odkrzyknal. -Pewnie niedlugo. Dziewczyny poszly po zakupy, bo spizarka zaczela swiecic pustkami. -Ty tu mieszkasz? - zapytal, schodzac z ganku. -Jeszcze nie, ale wprowadzam sie w przyszlym tygodniu. Chcesz wynajac pokoj? -No wlasnie. Przyjechalem az z Enumclaw. O co chodzi z tym "przyzwoitym"? - wskazal tabliczke w oknie. -Wlascicielki maja szczegolne wymagania - odparlem, silujac sie z wezlami na linach mocujacych deski na dachu samochodu. -Pomoge - zaoferowal sie. -Dzieki. Trzeba zrzucic deski przy bocznej scianie. Chcialbym je schowac w piwnicy, zanim znowu zacznie padac. -Mowiles cos o wymaganiach - przypomnial, kiedy juz uporalismy sie z wezlami. W czasie gdy pomagal mi wyladowac deski, naszkicowalem mu podstawowe zalozenia, a na koniec zacytowalem liste zakazow: -Zadnego alkoholu, prochow, glosnej muzyki ani dwuznacznych propozycji. One to nazywaja rwaniem. Zalezy im na ciszy, zeby kazdy mogl sie skoncentrowac na nauce. 43 -Pewnie by mi pasowalo - zastanowil sie, gdy nosilismy deski do zewnetrznych drzwi piwnicy.-Jestes studentem? -Taki mam zamiar - odparl ponuro. - Pracuje dla Boeinga, zaproponowali mi pozyczke na studia. Okazja byla za dobra, zeby nie skorzystac, wiec poszedlem na ten uklad. Pokrywaja koszty nauki i placa mi regularna pensje, zeby wystarczylo na podreczniki. Teoretycznie bede studiowac inzynierie lotnicza, ale mam nie mowic, nad czym pracuje. -Scisle tajne? -Tak jakby. Cos w rodzaju gwiezdnych wojen. -Aha. Jeszcze sie nie przedstawilem. Mark Austin. -Charlie West. - Uscisnelismy sobie rece. - Czy panie Erdlund nalegaja na calkowita prohibicje? - zapytal po chwili. - Zwykle wypijam po pracy kilka piw, wiec pewnie dmuchanie w balonik by mnie wyeliminowalo. -Nie, az tak daleko sie nie posunely - zapewnilem. - Po prostu nie zycza sobie imprez w domu. O ile mi wiadomo, nie wymagaja purytanskiej moralnosci, tylko ciszy i spokoju. -No to moze byc. Pozwalaja gotowac w pokoju? -Jesli sie decydujesz tu mieszkac, dostajesz wikt i opierunek. Panie gotuja i piora. -A co robia panowie? -Do nas naleza ciezsze prace. Hydraulika, stolarka i takie tam. Wlasnie dlatego taszczymy te dechy. Bede z nich robil polki. Dziewczeta szukaja kogos, kto sobie radzi z naprawa samochodu. Zostaly pare razy naciagniete przez mechanikow, ktorzy specjalizuja sie w wystawianiu kobylastych rachunkow. Znasz sie na mechanice samochodowej? -Gdybym chcial, pewnie bez wiekszego problemu zbudowalbym samochod lewa reka przez sen. Ten pikap jest moj. Wyglada niepozornie, bo jeszcze go nie polakierowa-lem, ale silnik - cudenko. Nie kazdy pikap wyciaga trzy machy. -Dobry zart tynfa wart. -Nie zartuje, slowo. Jeszcze nigdy mu nie docisnalem do dechy. Predkosciomierz dochodzi tylko do dwustu piecdziesieciu, wystarcza dwie przecznice. -O, to jestes powaznym kandydatem, Charlie. Masz cos przeciwko temu, zeby mieszkac pod jednym dachem z Murzynem? -Nie. Zielony ludek moze by mi troche szarpal nerwy, podobno trzeba na takich uwazac. Maja mnostwo fatalnych nawykow; spolkuja z brzozami, jadaja budynki publiczne, boska czcia otaczaja scieki i tak dalej. Co studiujesz? -Anglistyke. Jak myslisz, czy Boeing placilby mi za siedzenie i czytanie Chaucera? 44 -Glowy bym za to nie dal, ale z Boeingiem nigdy nic nie wiadomo. Co to za Murzyn?-James. Studiuje flozofe. -Ciezka sprawa - przyznal Charlie z podziwem. -Lepiej z nim nie zadzierac - ostrzeglem. - Zbudowany jest jak George Foreman i robi za goryla dziewczat. Widowiskowo napina miesnie. Kiedy Trish kaze ci skakac, James dopowiada, jak wysoko. Wykonal wiekszosc eksmisji po wejsciu prohibicji w zycie. Zwykle facet zrzucony ze schodow juz za pierwszym razem lapie w czym rzecz. -Zdaje sie, ze traflem do sympatycznego domu. -Dziewczeta niedlugo wroca. Nie mam pewnosci, gdzie zniknela Sylvia... pewnie siedzi w laboratorium i probuje doprowadzic do szalenstwa biale myszki. -Ona tez jest z Erdlundow? -Nie, Erika i Trish to Szwedki, a Sylvia jest Wloszka na zaburzeniach umyslowych. -Wesole towarzystwo. -Jestes zainteresowany? -Czuje sie jak rekrut przed sierzantem. -Zostal juz tylko jeden wolny pokoj, a chcialbym, zeby sie ktos tam wprowadzil przed rozpoczeciem roku akademickiego. W przeciwnym razie Trish moze nas wszystkich poslac na poszukiwania kandydata. Nie mam na to czasu, robie polki. Trish tak bardzo zagustowala w tym pomysle, ze niedlugo pewnie bede robil polki w lazienkach i w szafach. Mam tylko nadzieje, ze sruby do drewna wytrzymaja brzemie odpowiedzialnosci. -Skladaj na wkrety i kolki rozporowe. Nic ich nie ruszy. Dom sie rozleci, a twoje polki zostana. -Dobra, sprobuje. Akurat wracalismy przed dom, gdy podjechaly siostry Erdlund. Trish prowadzila, samochod sie dlawil i krztusil. -Drobne problemy z gaznikiem - zauwazyl Charlie. -Potrafsz to naprawic? - spytalem. -Bulka z maslem. Dziewczeta wysiadly z samochodu i zaczely z niego wyladowywac torby pelne wiktualow. -Czesc, dziewczyny. To jest pan zlota raczka, ktory chcialby przystapic do spolki. -Dlaczego wy wszyscy zachowujecie sie jak komedianci? - Trish przewrocila oczami. -Przepraszam. To jest Charlie West. Studiuje na koszt Boeinga, a w wolnym czasie grzebie sie w samochodach. 45 -Naprawde?Charlie wlepil oczy w wysokie siostry i zatonal w naboznym przerazeniu. -Szwedki nie staly na gorce, kiedy Pan Bog wzrost rozdawal, co? - mruknal do mnie. - Zaloze sie, ze sa swietne w kosza. Podeszlismy do samochodu, przedstawilem Charliego dziewczetom. -Jak skloniles Boeinga do fnansowania studiow? - spytala go Erika. -To byl ich pomysl, nie moj - odparl Charlie. - Boeing chce zatrzymac ludzi z pomyslami, ktore mozna ukrasc i opatentowac. Biore udzial w programie, o ktorym nie wolno mi mowic, i jesli przypadkiem wymysle jakas odlotowa nowa technologie, wlascicielem bedzie frma, a mnie nie zaplaci nawet odsetek od praw autorskich. -Myslalam, ze zimna wojna sie juz skonczyla. -Ta poprzednia owszem, jak najbardziej - uswiadomil ja Charlie. - Ale nadciaga nowa. Przemysl lotniczy nienawidzi czasow pokoju, poniewaz podcinaja korzenie drzewa o lisciach z zieloniutkich banknotow. Oczywiscie, jesli Boeing splajtuje, Seattle zmieni sie we wspomnienie miasta, wiec chociaz wszyscy o pokoju mowia, nikt nie podchodzi do tego powaznie. Pokoj nie jest korzystny dla gospodarki. Chcecie porozmawiac o grobach, robakach i epitafach? -Nie nadazam - przyznala sie Erika. -Szekspir - podpowiedzialem. - "Ryszard II". Charlie jest najwyrazniej czlowiekiem renesansu. -Ale nie maluje suftow - rzekl skromnie Charlie. Przypuszczam, ze jego aluzja do freskow Kaplicy Sykstynskiej umknela dziewczetom. -Mark zapoznal cie z zasadami? - spytala Trish. -Da sie z nimi zyc - odparl Charlie z obojetnym wzruszeniem ramion. - Pijam piwo od czasu do czasu, ale to nie jest cel mojego zycia. Mark powiedzial, ze macie wolny pokoj. Moge go obejrzec? -Oczywiscie - zgodzila sie Trish. - Erika, najpierw zaniesiemy zakupy. -Pomoge Markowi z reszta desek - zaoferowal sie Charlie. - Potem pokazecie mi, gdzie moge sie zalegnac. -Pilnuj go, zeby nie zniknal, Mark - przykazala mi Erika z dziwna gwaltownoscia. -Nawiedzone kobiety - uznal Charlie, gdy nieslismy reszte desek pod drzwi piwnicy. -Nasze Szwedki nie lubia sie lenic - zgodzilem sie z nim bez dyskusji. Kiedy skonczylismy nosic material na polki, Trish oprowadzila Charliego po domu. Obrzucil krotkim spojrzeniem pokoj naprzeciwko mojego. -Moze byc - oznajmil tonem niemal obojetnym. - Wroce do Enumclaw i przy wioze swoje graty. Moge sie rozlozyc z narzedziami w piwnicy, tam gdzie Mark prze- 46 chowuje deski? Nie chce ich zostawiac w samochodzie. Dobre narzedzia osiagaja niesamowite ceny na bazarach, nie chce ryzykowac, ze ktos mi je gwizdnie. Jesli wszystkim pasuje, to wprowadze sie w poniedzialek.-Wszystko gra - uznala Trish. -Moge przemalowac sciany? Rozowe niespecjalnie mi pasuja. -To twoj pokoj - odparla Trish. - Wybierz sobie kolor, jaki ci sie podoba. - Caly ranek spedzilem w piwnicy, gruntujac deski. Potem wybralem sie do zelezniaka i kupilem wkrety z kolkami. Zaczalem skrecac polki. Szlo mi znacznie szybciej, niz przypuszczalem, wiec mialem za soba dobrze ponad polowe roboty, kiedy uznalem, ze jak na jeden dzien stanowczo wystarczy.Zadzwonilem z motelu do Mary. Telefon odebrala Twink. -Markie, gdzies ty sie podziewal?! - wykrzyknela. - Dzwonilam do ciebie dzisiaj juz cztery razy! -Robilem polki. Wszystko w porzadku? -Tak, tylko czulam sie troche samotna. Moze bysmy sie wybrali do kina? -Chcesz obejrzec jakis konkretny flm? -Niekoniecznie. Chcialam po prostu gdzies sie ruszyc. -Jadlas juz obiad? -Wlasnie mialam zamiar wrzucic cos do mikrofali. -To wybierzmy sie cos zjesc. -Chetnie. -Wezme prysznic i przebiore sie. Podjade za jakas godzinke, dobrze? Zdalem sobie sprawe, ze przez ostatnie kilka dni wyraznie zaniedbalem Twink. Oczywiscie, bylem zajety, ale to mnie wcale nie usprawiedliwialo. Zabralem ja do chinskiej restauracji, gdzie napchalismy sie po uszy wieprzowina slodko-kwasna. Potem siedzielismy sobie nad herbata i gadalismy az do zamkniecia lokalu. Twinkie wydawala sie spokojna, ufna. Swietnie dawala sobie rade. - Bylem pewien, ze skoncze montowanie polek i malowanie w piatek, wiec przed przeprowadzka do wlasnego pokoju czekala mnie jeszcze tylko jedna noc w motelu.Wstalem dosc wczesnie i jak tylko dotarlem do domu siostr Erdlund, wzialem sie do malowania. Chcialem, zeby farba porzadnie wyschla, zanim wstawie meble. Kolo poludnia James wetknal glowe w drzwi. 47 -Niemowlecy blekit - zauwazyl.-Ciagle jeszcze dorastam - zgodzilem sie potulnie. -Nie przejmuj sie, mlodziaku. Co to za Charlie, o ktorym dziewczeta mowia przez caly czas? -Inzynier lotnictwa, pracuje dla Boeinga. Jego hobby to samochody, dlatego siostrzyczki az piszcza z radosci. -Naprawde Boeing placi mu za nauke? Czy facet mydli nam oczy? -Mysle, ze mowi prawde. Jest z gatunku niedbalych przyjemniaczkow. Cytuje mroczne fragmenty Szekspira i ma znacznie wieksze pojecie o wloskim renesansie, niz mozna by sie spodziewac po jakimkolwiek inzynierze. Nieglupi, to na pewno. Wprowadza sie w poniedzialek, wiec bedziesz mogl sam go ocenic. -Mnie nikt nie proponowal fnansowania studiow. -Studiujemy nie to, co trzeba. -Wyglada na to, ze prawie skonczyles - zauwazyl. -Jeszcze trzy polki na gorze i wystarczy. -Naprawde potrzebujesz az tylu? -Teraz jeszcze nie, ale musze sobie zostawic troche miejsca na zapas. Jesli sie studiuje anglistyke, domowa biblioteczka rozrasta sie jak dobrze podlewany chwast. Zabiore sie do polek, kiedy tylko skoncze malowanie. Chce zdazyc ze wszystkim przed zamknieciem wypozyczalni samochodow. Po poludniu wynajme ciezarowke i jutro z samego rana ruszam do Everett po swoje rzeczy. -Pojade z toba - zdecydowal James. - Ladowanie mebli to robota dla dwoch. -Przyznam szczerze, mialem nadzieje, ze to powiesz - usmiechnalem sie szeroko. -Masz tam wszystko spakowane? -Gotowe do transportu - zapewnilem go i wrocilem do malowania. Skonczylem wczesnym popoludniem, poszedlem do U-Haul i wypozyczylem cie zarowke. - Ruszylismy wczesnym rankiem. Poniewaz byla sobota, oczywiscie padal deszcz. W weekendy zawsze pada, zauwazyliscie? Od poniedzialku do piatku moze byc piekna sloneczna pogoda, ale razem z sobota pojawia sie deszcz. W drodze troche rozmawialismy. James powiedzial, ze zaczal studiowac po tym, jak jego zona zmarla na raka.-Musialem sie czyms zajac - stwierdzil krotko. Najwyrazniej nie mial zamiaru wdawac sie w szczegoly. Zapadla dretwa cisza, minelismy Lynnwood, caly czas w deszczu. 48 -A co ciebie pchnelo na anglistyke? - spytal James w koncu.-Chyba slepe szczescie. - Opisalem mu swoje lata w college'u, potem studia na wydziale "wszystkiego po trochu". -Wygladasz mi na czlowieka renesansu... Mark da Vinci, moze Mark Borgia? -To byl z pewnoscia interesujacy okres mojego zycia. Jest, zdaje sie, takie chinskie przeklenstwo: "Obys zyl w ciekawych czasach"... -Chyba obilo mi sie o uszy. -Trudno to nazwac studiami. Uczylem sie wszystkiego, na co natraflem, nie wybieralem zadnej specjalnosci. Chodzilem na kursy, ktore wydawaly mi sie interesujace. A dlaczego ty zdecydowales sie akurat na flozofe? Wzruszyl ramionami. -Nie bylo wyjatkowych powodow. Wiesz, czlowiek szuka sensu zycia... albo usprawiedliwienia dla smierci... - Zawahal sie. - Nie chce wtykac nosa w nie swoje sprawy, ale jak to jest, ze taki mlody chlopak jak ty, ktory musi zarabiac na zycie, ma wlasny dom? Zwykle czlowiek dochodzi do tego nieco dluzej. -Przejalem go w spadku. Moi rodzice zgineli w wypadku samochodowym, ale okazalo sie, ze wykupili ubezpieczenie na splacenie hipoteki. -Rozumiem - stwierdzil i odpuscil temat. Kiedy dotarlismy do mojego domu w polnocnym Everett, podjechalem tylem pod ganek na froncie. Zaczelismy ladowac moje meble i liczne kartony z ksiazkami. Ksiazki nie sa az tak ciezkie jak mokra sol, ale niewiele im brakuje. -Teraz juz rozumiem, po co ci tyle polek - zauwazyl James, ocierajac pot z karku. -To moje narzedzia pracy. - Ja tez bylem mokry. - Jestem pewnie ostatnim stu dentem epoki prekomputerowej, wiec ksiazki zajmuja w moim zyciu sporo miejsca. Wcale mi to nie przeszkadza. Lubie miec tekst na kartce papieru, a nie na monitorze. Przynajmniej nie robia na mnie wrazenia przerwy w dostawie pradu. Na koniec jeszcze sie rozejrzalem po pustym wnetrzu. Musialem przy tym solidnie wziac sie w garsc, nie chcialem zaczac sie mazac. -Ciezka sprawa, co? - odezwal sie James ze wspolczuciem. -Co fakt, to fakt. Wychowalem sie tutaj, wiec po katach czai sie mnostwo wspomnien. Za domem rosnie wielka czeresnia. W sezonie blizniaczki prawie z niej nie schodzily. Zajadaly sie czeresniami, a we mnie strzelaly pestkami. -Jak to? -Trzeba scisnac pestke, jeszcze mokra, miedzy kciukiem a palcem wskazujacym. Jak czlowiek nabierze wprawy, zwykle trafa do celu. Blizniaczki uwazaly to za swietna zabawe. To taka letnia wersja bitwy na sniezki. -Masz siostry blizniaczki? 49 -Niezupelnie. Byly corkami najlepszego przyjaciela mojego taty.-Byly? Musialem chwile pomyslec. Trzeba bylo sie liczyc z tym, ze historia Twinkie Twins i tak wyplynie przy jakiejs okazji, wiec jaki sens robic z niej tajemnice. -Jedna z nich dwa lata temu zostala zamordowana. Drugiej troche sie przez to pomieszalo pod suftem, wiec spedzila jakis czas w prywatnym sanatorium. Teraz stara sie wrocic miedzy ludzi. Mieszka u ciotki w Wallingford, piec przecznic od naszej stancji. Psychiatra uwaza, ze pomoze jej chodzenie na wyklady. -Nie powiem, zeby uniwersytet byl najlepszym miejscem na szukanie stabilnosci umyslowej - zauwazyl James. Zamknalem dom na cztery spusty. -Twink ma byc pod dobra opieka: moja i ciotki Mary. Zatrzasnelismy i zamknelismy na skobel tylne drzwi ciezarowki, wsiedlismy do szoferki. -Cos mi sie zdaje, ze jestes zainteresowany ta ocalala blizniaczka. - James chcial, zeby jego stwierdzenie zabrzmialo lekko. -Nic z tych rzeczy co to zwykle - zapewnilem go, uruchamiajac silnik. - Twinkie Twins byly dla mnie jak mlodsze siostry, a jesli sie czlowiek napatrzy na dziewczyne w brudnej pieluszce, trudno, zeby potem mial w glowie jej romantyczny wizerunek. Ja sie nimi po prostu zawsze opiekowalem. -Dlaczego Twinkie Twins? -Taki rodzinny zart - przyznalem. - Nikt nie potrafl ich odroznic, wiec zeby uniknac pomylek, zaczalem je nazywac Twink, i jakos tak sie przyjelo. Bardzo szybko przestaly byc Regina i Renata, a zostaly Twink i Twink. -Sylvie doprowadzilbys takim pomyslem do szalu - zasmial sie James. -Koncepcja tozsamosci mnogiej na pewno by sie jej nie spodobala. -Spotykamy takie zjawisko u pszczol. U mrowek tez. W zblizonej formie u koni i wilkow. Jeszcze u lwow i sloni, jesli sie chwile zastanowic. Skoro zwierzeta maja taka swiadomosc, to co, ludziom nie wolno? - Ostroznie minalem trawnik na froncie i wyjechalem na ulice. -Zlapano morderce? -Nie. A nawet gdyby go zlapali, nie jestem pewien, czy udaloby sie go skazac. -Nie rozumiem. -Nie ma pewnosci, ktora z blizniaczek zostala zamordowana. -Co takiego?! - zdumial sie James. -Nikt nie potrafl ich odroznic, a w szpitalu zgubili odciski stop zrobione noworodkom. -Nie wystarczy spytac te, ktora przezyla? 50 -Ona w ogole nie wie, kim jest. Nic nie pamieta.-Amnezja? -Prawie calkowita. -A co z DNA? -Bliznieta jednojajowe maja takie samo DNA. I przez to wszystko, jesli policja w ogole kiedykolwiek zlapie faceta, to moze mu udowodni, ze popelnil morderstwo, ale raczej nie ma szans mu dowiesc, kogo zabil. Dobry prawnik wyciagnie go z tego bez problemu. Nie mam nic przeciwko. -Co? Znowu nie rozumiem. -W tym samym momencie, kiedy go wypuszcza, ja oglaszam otwarcie sezonu mysliwskiego. Jesli ciotka Twink nie upoluje drania pierwsza, sam chetnie sie nim zajme. Na pewno wymysle interesujacy sposob, zeby go wyslac do lepszego swiata. A jak mnie przyskrzynia, wynajme sobie Trish na obronce. -Moim zdaniem ten dran jednak zostalby skazany. Morderstwo to morderstwo, a jesli tozsamosc ofary nie jest znana, zbrodniarz powinien byc skazany za zamordowanie osoby o niezidentyfkowanej tozsamosci. -Zyjesz w swiecie flozofcznej perfekcji, James. Prawdziwe zycie ma nieco wiecej wspolnego z walka, w ktorej stosuje sie ciosy ponizej pasa. Dlatego wlasnie sa nam potrzebni prawnicy. - Cos mi sie przypomnialo i zasmialem sie glosno. -Z czego sie cieszysz? -Wyobraz sobie, ze Chaucer, w koncu czternastowieczny poeta, zostal kiedys aresztowany. -Za co? -Za pobicie prawnika. -Pewne rzeczy nigdy sie nie zmieniaja - westchnal flozofcznie. Wyjechalismy na autostrade. - Dotarlszy na stancje, wnieslismy moje rzeczy do pokoju. Wszystko razem zajelo nam sporo czasu, wiec postanowilem jeszcze jedna noc spedzic w motelu. Juz i tak mialem za soba dosc meczacy dzien, bylem zbyt zmordowany, zeby sie brac do ukladania gratow. Oddalem ciezarowke do U-Haul, zaplacilem za wynajecie i odebralem swojego dodge'a. Potem pojechalem sprawdzic, jak sie miewa Twinkie. Nadal meczyly mnie wyrzuty sumienia, ze ja zaniedbywalem.Mary zaprosila mnie na kolacje. -Nie takie zle to sanatorium, prawda? - zagadnela, kiedy juz siedzielismy nad kawa. 51 Nie zrozumialem.-Jakie sanatorium? -Bylam na cotygodniowej wizycie u doktorka - wyjasnila Twink. - Przyznaj sie, zapomniales, co? -Wylecialo mi z glowy - przyznalem. - Jak poszlo? -Jak zwykle. Nic nowego ani niezwyklego. Fallon zadawal te same nudne pytania i zapisywal moje odpowiedzi w jakims kretynskim notesie. Naklamalam tyle, zeby sie poczul uszczesliwiony, a w drodze powrotnej zajrzalysmy do Ingi i Lesa, zjadlysmy z nimi obiad. -Nie zmeczyla was ta wycieczka? - spytalem Mary. -Niespecjalnie. Ruszylysmy stad kolo trzeciej, wiec akurat ominelysmy szczyt i korki. -Mary, jesli wycieczki do sanatorium okaza sie dla ciebie klopotliwe, moge Twink wozic. Zwykle nie jestem w piatki bardzo zajety. -Jakos damy sobie rade. -Twink, czy Fallon cos zaproponowal? -Nie powiedzial absolutnie nic nowego - odparla. - Mam unikac stresu. Fantastyczna rada, prawda? Podoba mi sie! -Badz grzeczna dziewczynka. Wywalila na mnie jezyk i zmienila temat. Do motelu wrocilem kolo dziewiatej, padlem na lozko jak sciety. Przeprowadzka naprawde daje czlowiekowi w kosc. - W niedziele w poludnie mialem juz ustawione lozko i biurko, a wiekszosc ubran wisiala w szafe. Wtedy zaczalem rozpakowywanie ksiazek. Po jakiejs godzinie stawiania ich na polkach jak leci zorientowalem sie, ze osiagnalem arcydzielo balaganu. Hemingwaya i Faulknera przemieszalem z Chaucerem i Spenserem, a Szekspir wyladowal w bliskim towarzystwie Marka Twaina, Longfellowa oraz Walta Whitmana.-Bezmyslny len - rzucilem pod wlasnym adresem. Wiedzialem doskonale, ze jesli nie zaprowadze w tym jakiegos porzadku natychmiast, od zarania, najprawdopodobniej juz na zawsze pozostanie mi straszliwy bajzel. Dobrze jest miec ksiazki. Ale jeszcze trzeba moc z nich korzystac. Westchnalem ciezko i zaczalem rozkladac kolejne egzemplarze mojego ksiegozbioru na podlodze, oddzielajac literature angielska od amerykanskiej. Rozmaitosci gromadzilem na lozku. Natraflem na mnostwo roznych wydan, o ktorych kompletnie zapomnialem. Do wieczora zdolalem zaprowadzic jaki taki lad, co dalo mi poczucie, ze dokonalem nie lada wyczynu. Teraz moglem zmierzyc sie z calym swiatem. 52 Tego wieczoru po kolacji - a byla to pierwsza w moim zyciu epikurejska rozkosz zapewniona przez siostry Erdlund - zadzwonilem do Twink. Miala wyjatkowo pogodny nastroj.-Zacznij sie przygotowywac do chodzenia na wyklady - powiedzialem. -Poczatek semestru za dwa tygodnie. Moj wyklad zaczyna sie o wpol do drugiej, wiec nie bedziesz musiala sie zrywac bladym switem. Moge cie podwozic, jesli zechcesz. -Markie, ludzie wymyslili cos takiego jak autobusy. A ja jestem juz calkiem duza dziewczynka. -Masz jeszcze troche czasu do namyslu. Bede przez te dwa tygodnie dosc zajety, mam troche roboty w kampusie. -Przestan sie tak zamartwiac, bo ci sie zmarszczki porobia. Spij dobrze. - Nastepnego dnia rano pojechalem do kampusu i zajrzalem do profesora Conrada.-Jak pan spedzil wakacje, panie Austin? - spytal mnie z oszczednym usmiechem. -Przedstawic temat w pieciuset slowach? -Wystarczy streszczenie, nie bede z tego egzaminowal. -Przyznam sie od razu: sporo czasu spedzilem na rozmowach z psychiatra. -Ma pan klopoty tego rodzaju? -Raczej nie, ale w razie czego przeciez i tak dowiedzialbym sie ostatni. Corka najlepszego przyjaciela mojego ojca zostala niedawno zwolniona z kliniki, bedzie tutaj chodzila na wyklady. Najpierw pomagalem jej w przeprowadzce do domu ciotki w Wal-lingford, a potem przeprowadzalem sie sam. Wynajalem pokoj niedaleko od niej i od kampusu. Mieszkam z doborowym towarzystwem, pozostali studiuja kazde na innym wydziale, wiec bede sie staral dbac o nasza reputacje. -Jesli wystarczy mi cierpliwosci, na pewno sie doczekam, ze zacznie pan dbac takze o swoje sprawy. -Raczej niepredko. Lato mialem dosc pracowite, wiec chyba na jakis czas zakopie sie w bibliotece, zeby sobie wszystko poukladac w glowie. -Prosze, prosze, doskonaly plan - podsumowal sarkastycznie. - Reszte dnia spedzilem w bibliotece, na stancje wrocilem dopiero po osmej. Trish zrobila mi awanture, ze nie stawilem sie na kolacji. Na szczescie dala sie przeprosic, choc nie bylo to latwe, i nakarmila mnie calkiem przyzwoicie. Tak, wyraznie odczulem jej mocno rozwiniety instynkt opiekunczy. 53 Po kolacji zadzwonilem z salonu do Mary. Telefon odebrala Twink. W tle slyszalem jakies dziwne dzwieki, w pierwszej chwili pomyslalem, ze to kwestia fatalnego polaczenia.-Nie, nie, to nie telefon - tlumaczyla Renata. - Slucham akurat takiej muzyki. -Brzmi niezbyt melodyjnie. Co to takiego? -Nie mam pojecia. Ten, kto to nagral, mozliwe, ze ja, zapomnial opisac kasete. -Jakby ktos poszczul stado psow gonczych - zauwazylem. -To raczej wilki. W kazdym razie akurat w tym fragmencie. Potem wilczy skowyt stopniowo przechodzi w kobiecy glos. -Masz dziwne gusta muzyczne. -Wolalbys jakies archiwa zlotych przebojow? -Posluchalabys lepiej "Koncertow brandenburskich" - zaproponowalem. -Unikaj kiepskiej muzyki, szkoda czasu. W dodatku niszczy sluch, a moze i zdrowie. Mary juz wyszla do pracy? -Kapie sie. Strasznie mnie boli glowa, calkiem nie wiem dlaczego. -Nastaw muzyke ciszej, wez dwie aspiryny i zadzwon do mnie rano. -Straaasznie smieszne. Po prostu jak nie wiem co. Dobra, konczmy juz. Musze posluchac wilkow. - Glos miala troche niepewny, w dodatku z przydzwiekiem dziwnej gardlowej wibracji, ktorej nigdy dotad u niej nie slyszalem. A potem ni stad, ni zowad odlozyla sluchawke. Dluzsza chwile gapilem sie na telefon jak glupi, kompletnie zbity z tropu, nie rozumiejac co, jak ani dlaczego. Rozdzial 4We wtorek James obudzil mnie pietnascie po siodmej. -Sniadanie - oznajmil stanowczo. -Juz ide - zobowiazalem sie, przecierajac zaspane oczy. Najwyrazniej troche potrwa, zanim sie przyzwyczaje do regularnego trybu zycia. Ostatnie kilka lat jadlem, kiedy sie traflo, ale teraz przeciez mieszkalem na stancji, gdzie posilki jadano o okreslonych porach i w ustalonych miejscach: sniadanie w kuchni, a kolacje w jadalnym. W kwestii lunchu mielismy nieco wiecej swobody, bo nie dalo sie dopasowac naszych planow zajec na uniwersytecie. Ubralem sie, poczlapalem do lazienki, ogolilem sie i umylem zeby. Nastepnie nos poprowadzil mnie do kuchni. Musialem wypic troche kawy, zeby w ogole zaczac funkcjonowac. Dziewczeta, jeszcze w szlafrokach, krecily sie jak frygi. Przygotowywaly sniadanie. Poruszaly sie z bezwzgledna skutecznoscia. Jamesa i Charliego jeszcze nie bylo. Golym okiem dostrzeglem, ze za czasow ciotki Erdlund w domu obowiazywala zasada swobodnego dostepu do kuchni i wszyscy mieszkancy gotowali sobie sami. Zostaly po tamtych czasach dwie lodowki oraz spizarnia. We wspolczesnych domach nieczesto spotyka sie spizarnie. Tak samo jak saloniki czy pokoje dzienne, ktore, zdaje sie, odeszly w przeszlosc, kiedy dwudziesty wiek pogalopowal w strone minimalizowania przestrzeni mieszkalnej tworzonej z wielkiej plyty. Zauwazylem takze, iz drzwiczki szafek byly juz mocno zniszczone, a linoleum na podlodze tak starozytne, ze w miejscach najwiekszego natezenia ruchu pokrywajacy je wzor zostal calkowicie starty. Przetarte miejsca wygladaly prawie jak sciezka zwierzyny w lesie. -Mark, zechcesz wreszcie zejsc nam z drogi? - spytala Trish zjadliwym tonem. -Przepraszam. - Odsunalem sie nieco. - Jak skoncze z polkami, to chyba zajme sie kuchnia. Zdaje sie, ze niejedno przeszla. -Pogadamy o tym pozniej - oznajmila Erika. Chwycila mnie za ramie i odciagnela na bok. Wskazala krzeslo w kacie. - Siadaj! - rozkazala, strzelajac palcami. 55 -Tak jest, prosze pani - odparlem poslusznie. Przyniosla mi kubek kawy i poglaskala po glowie.-Dobry chlopiec - pochwalila. Odnioslem wrazenie, ze Erika jest gwaltowniejsza od siostry. Jesli naprawde zamierzala niesc pomoc chorym ludziom, bedzie musiala jeszcze popracowac nad zachowaniem przy lozu bolesci. Utemperowac troszke swoj silny charakter. Co fakt, to fakt. Jej kawa tez do slabych nie nalezala. Erika najwyrazniej byla zdania, ze jedynym substytutem mocnej kawy jest mocniejsza kawa. Sylvia nakryla do stolu, a Trish z niemala wprawa smazyla nalesniki. Bylo przyjemnie, domowo i pachnialo cudownie. Nabieralem coraz wiekszej pewnosci, ze zdolam sie przyzwyczaic. Wkrotce zeszli James i Charlie, a wtedy wszyscy usiedlismy przy stole i przypuscilismy atak na niebianskie delicje. -Fantastyczne - pochwalil Charlie. - Nie jadlem nalesnikow od czasu, kiedy pracowalem przy wyrebie. -Mowiles, ze jestes zatrudniony w Boeingu - zdziwil sie James. -Do lotnictwa dolaczylem pozniej. Probowalem roznych fachow, jedne byly lepsze, inne gorsze... -Zdarzylo ci sie ciagnac lancuch? - spytalem. -O rany, owszem - westchnal ciezko. - To doswiadczenie zapisuje w kolumnie oznaczonej duzym minusem. -Pelna zgoda, stary - przytaknalem. - Dno, wodorosty i piec metrow mulu. -Z drugiej strony - podjal Charlie - nie do wiary, jakie niesamowite sniadania dawali nam w obozie drwali. Zwykly, codzienny obiad w tartaku przypomina uczte w Swieto Dziekczynienia. Drwal musi dobrze zjesc. Po platkach ryzowych czlowiek nie porobi dlugo pila lancuchowa. Dlatego najwazniejszym budynkiem w obozie drwali jest kuchnia. Jesli szef jest na tyle glupi, ze najmie zlego kucharza, ekipa mu sie nie utrzyma nawet tydzien, a na dodatek wiesci szybko sie rozchodza. Pod koniec maja taki pechowiec nikogo juz nie zatrudni. - Charlie rozparl sie wygodnie na krzesle. - A jakie rozne typy najmuja sie przy wyrebie! Biurem zatrudnienia jest tawerna przy Skid Road, tutaj w Seattle, wiec czesto trafaja sie trunkowi. Akurat tego lata, kiedy ja pracowalem w lesie, zjawil sie jeden facet, ktory mial takie drgawki, ze jak go chwycily na pryczy, to trzasl sie caly barak. I ten czlowiek pracowal z dynamitem! Wypil cala wode po goleniu, poprawil tonikiem do wlosow, w srode wsiadl do pociagu i wrocil do Seattle. Oboz byl gleboko w lesie, wiec pociag podjezdzal do nas tylko trzy razy w tygodniu: w niedziele, srody i piatki. Inaczej nie mozna bylo sie tam dostac. -Nie bylo zadnej drogi? - zdziwil sie James. 56 -Nie, nie bylo. Siedzielismy wcisnieci ze sto kilometrow w las, pnie zabieral pociag, wiec po co komu droga? Najlepszy byl nasz kucharz. Znal sie na swojej robocie jak nikt. Mial tez obowiazek rozpalac ogien w piecach ogrzewajacych baraki. Jak pracowalismy na nocna zmiane, blyskawicznie stawial nas na nogi, bo do rozpalania w piecach uzywal benzyny. Huk byl jak przy przekraczaniu bariery dzwieku.-Pracowaliscie na nocna zmiane? - spytala Sylvia zaciekawiona. -Bywalo, ze wstawalismy o trzeciej rano. Kiedy zagrozenie pozarowe osiagalo konkretny punkt, straz lesna pozwalala drwalom pracowac tylko do dziesiatej. Ciecie drzew po ciemku pila lancuchowa jest naprawde niepowszednim doswiadczeniem, mozecie mi wierzyc. -Wyobrazam sobie - przyznal James. - Aha, sluchajcie, Mark ma pytanie z zakresu prawa. -Masz klopoty z prawem? - zaniepokoila sie Trish. -Nic mi o tym nie wiadomo - odparlem swobodnie. Opowiedzialem o blizniaczkach, o tym jak Regina zostala zgwalcona i zamordowana - powiedzialem tyle, ile Jamesowi. - Zakladajac, ze w ogole kiedys zlapia faceta - dotarlem do pytania - czy bedzie trzeba zidentyfkowac ofare, zeby go skazac? -A co z DNA? Wszyscy zapomnieli o tym sposobie okreslania tozsamosci? -To na nic - stwierdzila Erika. - Bliznieta jednojajowe maja identyczne DNA. Rozumiem, ze niemowlece odciski stop zaginely? Pokiwalem glowa. -Zdaje sie, ze ktos w szpitalu zle je zarchiwizowal. Powiedz, Trish, czy mozna skazac morderce, jesli nie wiadomo, kto jest ofara? -Na pewno! - Ale nie robila wrazenia calkowicie przekonanej. - Na wszelki wypadek jeszcze popytam profesorow. -Czy ta druga blizniaczka doszla do siebie? - spytala Sylvia. - Chetnie bym z nia porozmawiala. -Pewnie bedziesz miala okazje, mieszka pare przecznic stad. Tylko badz bardzo ostrozna, zebys jej nie zrobila krzywdy. -Alez my tu mamy obronce ucisnionych! - zachwycila sie Trish. -Nasi rodzice sie przyjaznili, wiec bylem dla blizniaczek jak starszy brat. Mowilem juz Jamesowi: jesli glinom sie poszczesci i znajda drania, ktory zamordowal Regine, bede sie trzymal nadziei, ze ta kanalia jakos sie jednak wywinie. Wtedy sam chetnie przedstawie mu kilka interesujacych ofert, wykraczajacych daleko poza lagodne traktowanie przewidziane kodeksem karnym. Przypiekanie ogniem, rozgrzane do bialosci stalowe haki i inne podobne propozycje nie do odrzucenia. -Niezle! - ocenila Erika. - Bestia z ciebie, co? -Kto leczy Renate? - spytala Sylvia. 57 -Doktor Fallon. Byla w jego prywatnym sanatorium.-Slyszalam o nim. Podobno jest bardzo dobry. -Mozliwe - zgodzilem sie. - Porozmawiajmy juz o czyms innym. -Nie ma sprawy - przystala spiesznie Trish i zrecznie zmienila temat, pytajac o remont kuchennej podlogi. Po sniadaniu wybralem sie do kampusu. Chcialem sprawdzic pewna teorie. Wygladalo mi na to, ze miedzy Waltem Whitmanem a angielska grupa znana jako pre-rafaelici istnialy dosc ozywione kontakty. Wszyscy mamy tendencje do szufadkowania pojec. Zachowujemy sie troche tak, jakby literatura brytyjska i amerykanska ewoluowaly na dwoch roznych planetach. A przeciez poczta istnieje juz od dawna, w dodatku Amerykanie uzywaja prawie takiego samego jezyka jak Brytyjczycy. Mozliwosc transoceanicznych wplywow kulturowych wygladala mi na powazny temat studiow akademickich, totez skierowalem sie do biblioteki, zeby go nieco podrazyc. - W drodze powrotnej zajrzalem do Mary.-Gdzies ty zniknal? - spytala od progu. - Pod ziemie sie zapadles? Dzwonie i dzwonie, i nikt nie odbiera. -Zakopalem sie w bibliotece - wyjasnilem. - A reszta ferajny tez pewnie zalatwiala swoje sprawy w kampusie. Co sie dzieje? -Renata ma za soba fatalna noc. Jak wrocilam z pracy, juz nie spala i pewnie powinnam dodac: na szczescie. -Powiedziala, co jej jest? -Miala koszmarne sny. Nie wiem, co jej sie snilo, ale musialo byc naprawde przerazajace. Dziewczyna wyraznie miotala sie we snie, bo ramiona ma cale posiniaczone. -Moze przenocuje dzis u ciebie? - zaproponowalem. -Nie ma takiej potrzeby - odparla. - Dzisiaj nie pracuje, wiec bede miala Renate na oku. - Spojrzala na mnie badawczo. - Potrafsz trzymac jezyk za zebami? - spytala wprost. -Potrafe. -Dalam jej proszki nasenne. Wolalabym, zeby jej psychiatra sie o tym nie dowiedzial. -Jakies specyfki spod lady? -Nie, po prostu ciezszy kaliber. Wlasciwie kazdy, kto pracuje na nocna zmiane, ma dostep do takich srodkow. Nie zamierzam regularnie szpikowac Ren uspokajaczami, ale jesli znowu zdarzy jej sie odlot, bede musiala ja uspokoic. Czasami trzeba troche odejsc od sztywnej litery prawa. 58 -Jasne. Przekrece wieczorem, powiesz mi, jak sie czuje.-Pod warunkiem ze w ogole sie obudzi. Byla taka wykonczona, ze moze spac nawet do jutra rana. -No i bardzo dobrze. Niech spi. Najwyrazniej cale to zamieszanie z wykladami jednak nadszarpnelo jej nerwy. Mielismy nadzieje, ze udzial w zajeciach na prawach wolnego sluchacza oszczedzi jej stresu, ale chyba sie pospieszylismy. -Bede ja obserwowala. W razie czego powiem, zeby nie chodzila na wyklady przez pare tygodni albo nawet do przyszlego semestru. -Nie wiem, czy to sie uda - rzeklem z powatpiewaniem. - Jesli szef cos zwacha, bedzie chcial ja sciagnac do domu. -Wobec tego dopilnujemy, zeby niczego nie zwachal. -Sprobowac nie zaszkodzi. - Zerknalem na zegarek. - Czas na mnie. Jesli wczorajszy dzien byl standardowy, to musze sobie zakodowac, ze moje panie reaguja wybuchowo na lokatorow, ktorzy spozniaja sie na posilki. - Drzwi pokoju Charliego byly otwarte na osciez, wiec sila rzeczy zajrzalem. Moj nowy znajomy malowal sciany.-Czlowieku, ale oberwiesz po uszach! - wyrwalo mi sie. -Trish powiedziala, ze moge pomalowac na taki kolor, jaki mi sie podoba - rzekl Charlie zadziornie. -Z tym ze jej to sie raczej nie spodoba - stwierdzilem. - Czarno widze twoja przyszlosc, przyjacielu. Nieczesto sie spotyka wnetrza w tym kolorze. -Czern jest barwa neutralna. Nikt nie robi wielkich oczu na widok pokoju pomalowanego na bialo... albo na szaro. -Czarny to co innego. A wlasciwie dlaczego malujesz na czarno? -Dzieki temu zyskuje wrazenie otwartej przestrzeni, jak niebo noca, nie wydaje ci sie? -Co fakt, to fakt. Namalujesz gwiazdy? Zmierzyl suft szacujacym spojrzeniem. -Raczej nie. Zalezy mi na utrwaleniu efektu nieskonczonosci. Wtedy suft bedzie tak blisko lub tak daleko, jak zechce, a jesli popatrze w odpowiedni sposob, bede mogl nawet go przemieszczac. Najwazniejsze, zeby byl jak najslabiej zdefniowany. Niedlugo biore sie do rownan dotyczacych ograniczen przestrzennych, bede musial je sobie wizualizowac. Przypuszczam, ze czarne sciany i suft mi pomoga. -Tak czy inaczej, moim zdaniem Trish sie wscieknie. -Jakos przezyje. A wlasnie, slyszales najnowsze wiesci? 59 Pokrecilem glowa.-Zanurkowalem w otchlan biblioteki. Zdarzylo sie cos, o czym powinienem wiedziec? -Moze trzeba bedzie nosic w szkole kamizelki kuloodporne. Na terenie kampusu zadzgano chlopaka. Niedaleko akademika sportowego. -Z ktorej druzyny? -Z wioslarzy. Od tych dlugich smuklych lodzi wyscigowych. Chlopaki mieszkaja nad brzegiem jeziora Washington. W telewizji powiedzieli, ze gliniarze uwazaja morderstwo za czesc porachunkow gangsterskich. -Jasne - zgodzilem sie bez entuzjazmu. - Dla policji nawet przejscie przez ulice w niedozwolonym miejscu jest zwiazane z porachunkami gangsterskimi. -Czasami jednak maja racje, nie sadzisz? -Ale teraz chyba troche przesadzaja. Gangi zwykle uzywaja broni palnej, nie nozy. -Wzruszylem ramionami bez przekonania. - Watpie, zebysmy z telewizji poznali wiecej szczegolow. W czasie sledztwa gliny wyciszaja, co sie da. -Czesc, chlopcy! - zawolala Trish z parteru. - Wrocilysmy. Co tam u was? -Jesli pytasz, czy jestesmy ubrani, to tak, jak najbardziej! - odkrzyknalem. -Ide na gore. -Czuj sie jak u siebie. - Spojrzalem na Charliego. - Moze lepiej zamknij drzwi -zaproponowalem. -Kiedys i tak zobaczy - odparl. - Miejmy juz te wrzaski i pretensje za soba. Tymczasem Trish zaskoczyla nas obu. Gdy dotarlszy na szczyt schodow, zajrzala do pokoju Charliego, zaledwie lekko przechylila glowe. -Interesujaca koncepcja - zauwazyla. -Nabijasz sie ze mnie - uznal Charlie tonem ciezko poszkodowanego. -Ten pokoj jest twoj - odparla. - To ty bedziesz musial w nim wytrzymac. Slyszeli juz panowie o wczorajszym morderstwie na terenie kampusu? -Tylko to, co przekazala skrzynka dla idiotow - przyznal Charlie. - Czy w kampusie zrobilo sie nerwowo? -Dziewczeta w akademikach sa wystraszone. Erika i ja tez musimy pomyslec o srodkach ostroznosci, skoro jakis wariat gania tam z nozem w reku. Czesto spedzamy wieczory w bibliotece. -Slyszalem, ze gliniarze dopatrzyli sie porachunkow gangsterskich - stwier dzil Charlie. - Zwykle nie jest to niebezpieczne dla postronnych, zwlaszcza jesli za bojca uzywa noza. Dopiero kiedy bandyci zaczynaja do siebie strzelac, trzeba sie kryc. Chlopcy z miasta kiepsko celuja. Co bedzie do jedzenia, robaczku? Przegapilem lunch i umieram z glodu. 60 - Dziewczeta przygotowaly kotlety schabowe, o niebo lepsze niz w studenckich jadlodajniach. James odrobine sie spoznil, czym zasluzyl sobie na solidna reprymende. A ja w myslach dopisalem do listy praw obowiazujacych w tym domu jeszcze jeden, szczegolnie wazny punkt: nie spozniac sie na kolacje.-Panowie, moze skoczymy sobie dzisiaj do tawerny Pod Zielona Latarnia? - spytal Charlie. -Zaczyna sie - westchnela Erika, wznoszac wzrok ku suftowi. -Nie zamierzamy sie spic do nieprzytomnosci - zapewnil Charlie. - Chcialbym tylko pogadac ze starszym bratem. Spytac go o tego chlopaka, ktorego zabito wczoraj w kampusie. Moj braciak jest gliniarzem, wiec bedzie znal wiecej szczegolow, niz podaja media. Zaglada Pod Zielona Latarnie w drodze do domu prawie co wieczor. Pewnie mi sie uda cos z niego wyciagnac. Bedziemy wiedzieli, czy jest czego sie bac. -I tak nie mam nic lepszego do roboty, ide z toba - zgodzil sie James. - Bede liczyl, ile kufi wypijesz, a po powrocie odraportuje Trish cala prawde. -Nie rob mi tego! -Spokojnie, zartowalem. Nie donosze na przyjaciol. -Slynna meska solidarnosc - usmiechnela sie ironicznie Sylvia. -Najczesciej scementowana budweiserem - dodala Erika. - Wez dziesieciu facetow, beczke piwa, zamieszaj porzadnie, a beda sie trzymac razem do konca zycia. -Takie wlasnie sa meskie sprawy - oznajmilem. - Przyjazn rozkwita najczesciej w sezonie mysliwskim albo tuz przed rozgrywkami pucharowymi. Nie jestem kibicem pilki noznej, wiec doslownie wypadam z tej gry. Dlatego, panowie, ruszajmy Pod Zielona Latarnie! Niech nasze kochane watroby poczuja, ze zyjemy! - Sierzant Robert West byl typowym detektywem z Seattle i wydawal sie mocno zzyty ze swoim mlodszym bratem, mimo wszystkich dzielacych ich roznic.Charlie przez kilka ladnych lat co chwila zmienial prace, tymczasem Bob, majac jakies czternascie lat, postanowil zostac policjantem i nigdy nie bral pod uwage innego zajecia. Byl wzorowym obywatelem, mial zone, dwojke dzieci i splacony dom. Mieszkal w Wallingford, po pracy zwykle wpadal Pod Zielona Latarnie na dwa piwa - w piatki, jak sie pozniej dowiedzialem, na trzy - i szedl do domu. Charlie twierdzil, ze mozna wedlug Roberta regulowac zegarek. Bracia byli do siebie podobni, ale watpie, by mlodszy, nasz kolega, mial chocby blade pojecie o wiazaniu krawata, podczas gdy starszy codziennie chodzil do pracy nienagannie ubrany. 61 Charlie przedstawil bratu Jamesa i mnie, a potem zaraz przeszedl do rzeczy.-Przymknij oko na przepisy sluzbowe, bracie. Zastanawiamy sie z przyjaciolmi, czy powinnismy zaczac nosic w szkole kamizelki kuloodporne. Bo jesli do kampusu wprowadzilo sie pare gangow, to mozemy tam zaraz miec pole bitwy. Co wiadomo o gosciu, ktory zostal zadzgany wczoraj w nocy? Bob zmierzyl Jamesa i mnie uwaznym spojrzeniem. -Wszystko, co powiem, zostaje miedzy nami - zazadal przyciszonym glosem. -Jak kamien w wode - obiecal James. -No to sluchajcie. Ofara jest wazniak z chicagowskiego gangu. Najwyrazniej ktos chcial przeslac jego kumplom wiadomosc. To, co zaszlo wczoraj w nocy nad jeziorem, trudno nazwac po prostu morderstwem. Normalnie facet skonczylby z nozem w plecach. Wczorajszy zabojca zadal sobie sporo trudu i urzadzil prawdziwa jatke. -Jak sie nazywal nieboszczyk? -Julio Munoz. Jego gang ostatnio przeniosl sie w te strony, szukac wsrod studenckiej braci chetnych na rozne upiekszacze zycia. Studenci speeduja nie od dzisiaj, ale zwykle musieli szukac dopalaczy w innej okolicy. Julio i jego przyjaciele postanowili otworzyc flie przedsiebiorstwa na terenie uniwersytetu. Wyglada na to, ze ludzie z jakiegos innego gangu wpadli na ten sam pomysl, ale nie zgodzili sie na konkurencje, zwlaszcza cenowa. -Domyslacie sie, jaki gang postanowil usunac biednego Julia? -Nie mamy nic konkretnego. Porucznik Kataryna uwaza, ze maczal w tym palce Gepard, ale tej teorii nie mozna traktowac powaznie, bo Kataryna ma na jego punkcie obsesje. Probuje go przygwozdzic juz chyba trzeci rok. -Porucznik Kataryna? - powtorzyl James niebotycznie zdumiony. -W oczy mu tego nikt nie powie. - Bob usmiechnal sie lekko. - Naprawde ma na nazwisko Belcher. -Przypuszczam, ze zasluzyl na to chwalebne przezwisko - uznal James. -A ten Gepard to co za jeden? - spytalem. -Miejscowa gruba ryba w biznesie narkotykowym. Prawdziwy psychol. W jego zylach plynie krew murzynska, meksykanska, orientalna i zajadlego buldoga. Bardzo chcielibysmy go dorwac. Przeprowadza transakcje na wielka skale, a od czasu do czasu urzadza sobie rozrywke w postaci jakiegos morderstwa. Nie mozemy go przyszpilic, bo nie ma nawet stalego adresu. Nigdy nie sypia dwa razy w tym samym lozku i uzywa ze trzystu pseudonimow. Za Munozem ciagnie sie rejestr wykroczen tak dlugi, ze na wolowej skorze by nie spisal, za to Gepard nigdy nie wpadl, wiec nawet nie wiemy, jak sie naprawde nazywa. Mamy tylko przyblizony rysopis, nic wiecej. Z niechecia przyznaje, ze porucznik moze miec racje. Gepard lubi egzotyczne zagrywki, a zbrodnia popelniona zeszlej nocy jest, delikatnie mowiac, co najmniej egzotyczna. Widzialem juz paru 62 denatow sprawnie pokrojonych, ale ten, kto zalatwil Julia, jeszcze rozrzucil kawalki jego ciala nad brzegiem jeziora. Nie ma mowy, zeby ktokolwiek poskladal zwloki w calosc, wiec pewnie Munoz bedzie mial pogrzeb w solidnie zamknietej trumnie.-Innymi slowy, widziales cialo - wywnioskowal Charlie. -Oczywiscie. Dotarlem na miejsce zbrodni zaraz po mundurowych. Ta sprawa przyprawi koronera o niezly bol glowy. Zabojca Munoza nie dzialal jak sprawny nozownik. Pokroil go, a nie zadzgal. Przypuszczam, ze Julio umieral bardzo dlugo. No i nie zabito go dla pieniedzy, to pewne. W tylnej kieszeni spodni mial wypchany portfel. -Innymi slowy: wojna gangow - podsumowal James. -Tak przypuszczamy. W wiekszosci wypadkow Julio byl aresztowany wlasnie za przestepstwa zwiazane z narkotykami. Co najmniej dziesiec razy. Byl podejrzany w paru strzelaninach i kilku sprawach o gwalt, ale nic mu nie udowodniono. Za handel narkotykami tez nie wsadzalismy go juz ponad rok. Najwyrazniej awansowal z ulicznego handlarza na dostawce. Mozna z tego wyciagnac niezly szmal, ale zeszlej nocy najwyrazniej cos mu nie wyszlo. -Zostal wyeliminowany - rzucil Charlie. -Raczej wyszatkowany. Ten, kto go zalatwil, mial chyba jakies doswiadczenie w rozbieraniu miesa, bo wygladalo, jakby probowal oddzielac kosci nawet na martwym Munozie. -Jakis wariat? - zapytal Charlie. -Bardzo prawdopodobne. Wszystko wskazuje na to, ze morderca robil swoje z prawdziwa przyjemnoscia. Bedziemy chyba musieli zaczekac z autopsja, az sprawdzimy, jakiego noza uzywal. Na razie nie odkrylismy zadnych ran klutych, wylacznie ciete. Co dziwne, nikt nic nie slyszal. Munoz na pewno umieral bardzo dlugo, a nikt nie slyszal zadnych krzykow. Tylko wycie jakiegos psa. -Innymi slowy, uwazasz, ze nikt z kampusu nie ma nic wspolnego z zabojstwem? - upewnil sie Charlie. -Raczej nie. Moim zdaniem Julio zalatwial nad jeziorem transakcje i tam dopadla go opozycja. Nie przypuszczam, zebyscie potrzebowali eskorty policyjnej w drodze do szkoly, jesli o to pytasz. -W gore serca - podsumowal Charlie. -Milo mi cie bylo spotkac, braciszku - rzekl Bob z lekkim usmiechem. Spojrzal na zegarek. - Oho! Zrobilo sie pozno. - Wstal. -Pozdrow ode mnie Eleanor i dzieciaki. -Pozdrowie. Zajrzyj do nas w jakiejs wolnej chwili. -Dzieki. Kiedys na pewno wpadne - obiecal Charlie. Rozdzial 5Poniewaz w tamtym tygodniu mialem duzo wolnego czasu, zglosilem sie na ochotnika do roli szofera wiozacego Twink do Lake Stevens. Urzadzilem sie w nowym miejscu jeszcze przed rozpoczeciem semestru jesiennego i nie zostalo mi nic sensownego do roboty. Co dziwne, piatek wstal jasny i sloneczny. Co jeszcze dziwniejsze, jadac z Twink na polnoc droga miedzystanowa numer piec, ani razu nie musialem wlaczyc wycieraczek. Doktor Fallon spedzil z Twink zwyczajowa godzine i wydawal sie calkowicie usatysfakcjonowany jej postepami. W kazdym razie nie zamknal jej w pokoju bez klamek. Z sanatorium zawiozlem Twinkie prosto do Everett, na obiad z Inga i Lesem. Te cotygodniowe wizyty w jej rodzinnym domu wydawaly mi sie nie najgorszym pomyslem, a skoro i tak musiala w kazdy piatek jechac na polnoc, wszystko pasowalo. - Nastepny tydzien ciagnal sie w nieskonczonosc. Ja bylem juz calkowicie przygotowany do wykladow, tymczasem uniwersytet - wcale. Sporo czasu poswiecilem projektowaniu polek i pare razy zajrzalem do biblioteki, ale niewiele tam osiagnalem.Semestr jesienny zaczynal sie w poniedzialek, dwudziestego dziewiatego wrzesnia, wiec w koncu musialem stawic czolo Johnowi Miltonowi. Jezeli czlowiek chce zrobic doktorat z angielskiego, musi miec w kieszeni zaliczenia z Chaucera, Szekspira i Miltona. Z Szekspirem zawsze rozumialem sie doskonale, Chaucera dosc lubie, ale Milton wydaje mi sie glupawy. "Kiedyz to czas, subtelny zlodziej mlodosci, ukradl moj dwudziesty trzeci rok zycia?" - przeciez to zdanie brzmi smiesznie w ustach chlopaka, ktory jeszcze nie zaczal sie regularnie golic. Zreszta Milton byl zagorzalym purytaninem, a pury-tanie zawsze mnie irytowali. Seminarium z Miltona odbywalo sie rano - od wpol do osmej do wpol do dziesiatej. Pierwsze spotkanie bylo duzo krotsze, poswiecone glownie kwestiom fnansowym. Profesorzy zwykle wola sie nie spieszyc z podjeciem codziennej rutyny. 64 Po zajeciach wrocilem do Wallingford, chcialem zamienic z Twinkie dwa slowa. Zeby nie budzic Mary, obszedlem dom dookola i zastukalem w szybe. Renata, otworzywszy mi drzwi, polozyla palec na ustach.-Jeszcze spi - szepnela. -Powaznie? Przeciez juz prawie poludnie! -Nie wyglupiaj sie. Chcesz kawy? -Dzieki, ale wypilem dzis juz cztery kubki kawy parzonej przez Erike, wiec i tak nie bede mogl zasnac do polnocy. -Taka mocna? -Jak szatan. Wpadlem tylko powiedziec, ze przyjade po ciebie mniej wiecej o wpol do pierwszej. Wyklad zaczyna sie o trzynastej trzydziesci, wiec spokojnie zdazymy. -Wcale nie musisz po mnie przyjezdzac. Mam rower. -Tak, mala, wiem. Ale pierwszego dnia chcialbym ci pokazac, gdzie dokladnie jest Padelford Hall, gdzie moja kanciapa i jak dotrzec do sali wykladowej. Potem, kiedy juz zrobimy rozpoznanie terenu, bedziesz sobie mogla moknac na rowerze do upojenia. -Dobrze, w porzadku - wydawala sie podenerwowana. -O co ci chodzi? -Traktujecie mnie jak dziecko. A ja nie jestem juz dzieckiem. -Oszczedz sobie tych deklaracji niepodleglosci, dziecino. Chce tylko miec pewnosc, ze mniej wiecej znasz okolice, nim zaczniesz sama buszowac po kampusie. -"Dziecino"?! No, bomba! -Zartowalem. Znam kampus jak wlasna kieszen, wiec oszczedzisz mnostwo czasu, jesli pokaze ci skroty i miejsca, gdzie jest najwiekszy ruch w okreslonych porach dnia. Nazwijmy to dniem inicjacji. Nie mam zamiaru cie obrazac ani naruszac twojego konstytucyjnego prawa do bezradnego zagubienia sie w pozbawionym litosci swiecie nauki. Pozwol mi dzisiaj na ten jeden jedyny wybryk, dobrze? -Tak, panie - odparla bez wiekszego uczucia. - Twoja wola. -Mialem nadzieje, ze juz skonczylismy z tym dowcipem. -Stara milosc nie rdzewieje. Skoro tak bardzo chcesz mnie traktowac jak dziecko, chyba jakos wytrzymam przez jeden dzien. Byle tylko nie weszlo ci to w krew. -A, przy okazji, skoro juz i tak cie dzisiaj obrazilem, zalatwmy jeszcze jeden drobiazg. Nie stroj sie za bardzo. Dzieciaki zwykle przychodza w codziennych ciuchach. Dzinsy i bawelniana bluza to wlasciwie uniwersytecki mundurek. Pewnie zreszta i tak nie wlozylabys najlepszych ciuchow na deszcz, a tutaj pada bez przerwy. -Ojej! - zasmucila sie kpiaco. - A zamierzalam urzadzic rewie mody! -Rewie mozesz urzadzic w jakis sloneczny dzien. Wiele dziewczat z pierwszego roku stroi sie na rozpoczecie zajec w najlepsze ciuchy, a potem, kiedy wychodzi na jaw, ze przesadzily, czuja sie niespecjalnie. 65 -Jakie podreczniki beda potrzebne?-Wszystkie ode mnie dostaniesz. Mam sporo zapasowych. -Sama moge sobie kupic. Stac mnie. Mam wlasna ksiazeczke czekowa. Les bardzo na to nalegal. Jest na niej mnostwo gotowki. -Nigdy nie odrzucaj daru oferowanego ze szczerego serca, zwlaszcza jesli chodzi o ksiazki. No, trzymaj sie, na razie. Jestem o wpol do pierwszej. Teraz musze sie wziac za "Raj utracony", a wcale mnie to nie cieszy. Jakos nie moge sie dostroic do Miliona. -Biedaczysko - pogladzila mnie po policzku. -No, nie przesadzajmy. Wrocilem na stancje i wzialem sie do Miltona. Ten chlopaczek dzialal mi na nerwy od poczatku do konca. Niemozliwy pozer. Przyznaje, mial talent, glowe nie od parady, a w dodatku byl czlonkiem rzadu Cromwella. I co, koniecznie musi mi to wszystko pchac przed oczy? Pisanie sonetow po lacinie jest chyba najwyzszym stadium ekshibicjonizmu, nie sadzicie? - Odlozylem Miltona okolo jedenastej i zszedlem na dol przegryzc jakas kanapke. W kuchni byla Erika, parzyla kawe.-Czesc, Mark - rzucila na moj widok. - Kawa prawie gotowa. -Dzieki, ale jeszcze czuje te cztery kubki, ktore wypilem na sniadanie. -Jak sobie chcesz. Na nosie miala okulary w rogowej oprawie, chyba ciezkie. Wygladala w nich powazniej i doroslej. Zdawaly sie w jakis sposob dopelniac calosci. Ciemnorude wlosy, zlota skora... nagle Erika wydala mi sie istota prawie nieziemska. -Zaczelas nosic okulary? -Od lat. Daje odetchnac oczom od soczewek kontaktowych. -Trish mowila, ze pracujesz - napomknalem, grzebiac w lodowce. -W laboratorium medycznym. Nie jest to wielkie wyzwanie intelektualne, ale pozwala zaplacic rachunki. Czego ty wlasciwie tam szukasz?! -Chce sobie zrobic kanapke. Wrzucilbym cos na zab. -Usiadz, zrobie ci te kanapke. -Dam sobie rade, naprawde. -Siadaj! - rozkazala. - Nienawidze, jak mi sie ludzie panosza w kuchni. Ciotka Grace byla za grzeczna, zeby ustawic do pionu tych rozrywkowych chlopaczkow. Co oni wyprawiali! Szlag mnie trafal przez ten balagan. -James mowil, ze mieszkalyscie tutaj, zanim wasza ciotka zachorowala - powiedzialem, schodzac jej z drogi i siadajac w kaciku sniadaniowym. 66 -Bylam kompletnie bez kasy. Pracowalam w laboratorium przy SweedishHospital, ale moj tamtejszy szef byl straszna swinia i nie potrafl utrzymac rak przy sobie. Wyleczylam go z tego, a on w rewanzu wywalil mnie z roboty. -Jak go wyleczylas? -Chlusnelam mu w twarz goraca kawa. -Aj, aj, aj! -On powiedzial mniej wiecej to samo - stwierdzila ze zlosliwym usmieszkiem - tylko duzo glosniej. W kazdym razie u ciotki Grace byl akurat wtedy wolny pokoj. Pozwolila mi zamieszkac, poki nie stane na nogi. - Zaczela ukladac na chlebie rozne smakolyki. - Wtedy wlasnie przyszedl mi do glowy pomysl programu "przyzwoity student". Mowie ci, trudno sobie wyobrazic, jaki tu byl potworny harmider. No a potem ciotka dostala zawalu, ja wezwalam na pomoc Trish i zaprowadzilysmy porzadek. -James opowiadal mi o tym przy pierwszym spotkaniu. Mowil, ze popieral wasza decyzje. -Tak, to prawda. I cale szczescie, bo nikt przy zdrowych zmyslach nie chce mu sie narazic. Prawde mowiac, mialam troche klopotu z przekonaniem Trish do idei wprowadzenia prohibicji. Jakos jej nie pasowala ta koncepcja, no i brakowalo jej przekonania. -Trish? Ona i brak przekonania? -Bala sie o pieniadze. Potrzebowalysmy sporej kasy na leczenie ciotki. Powiedzialam jej, zeby nie byla taki trzesimajtek. Mialam absolutna pewnosc, ze wcze sniej czy pozniej znajdziemy wlasciwych lokatorow i wszystko sie uda. -No prosze, dostrzegam sprawy w zupelnie nowym swietle. Do tej pory uwazalem, ze Trish tutaj rzadzi. Najwyrazniej sie pomylilem. -Mamy taki podzial rol od czasow piaskownicy. Trish chce, zeby ludzie ja zauwazali. Mnie to niepotrzebne, wiec pozwalam jej wydawac rozkazy. Dopoki wydaje takie, jak trzeba, nie mam nic przeciw temu. - Podeszla do mnie i podala mi talerz z dwiema ogromnymi kanapkami. - Jedz. -Tak jest - odpowiedzialem poslusznie. Udala, ze nie slyszy. -Napijesz sie mleka? -Troche juz z tego wyroslem. -Na pewno ci nie zaszkodzi - uznala. Nalala mleka do szklanki, postawila ja na stole. Ta dziewczyna bedzie musiala nabrac oglady, bez dwoch zdan. 67 - Kiedy juz zjadlem, pojechalem znowu do Mary, zabrac Twink. Bylo wiadomo, ze Mary nadal spi, totez od razu poszedlem na tyl domu.Twinkie juz na mnie czekala. Miala na sobie czarny plaszcz nieprzemakalny z rodzaju tych szeleszczacych, ktore naprawde dobrze chronia od deszczu. Tyle ze okropnie halasuja przy kazdym ruchu. -Wziales mi ksiazki? - spytala. -Dostaniesz u mnie w biurze. Nie trzymam takich zapasow w domu, bo zajmuja za duzo miejsca. Chodz, jedziemy. Chce uciec z nory, zanim sie tam zaroi od pijawek. -Co takiego?! -No, mowie o wazeliniarzach. Wiesz, to ci gorsi studenci, ktorzy dziela sie na dwa gatunki: jedni zaliczaja dzieki temu, ze smieja sie z kawalow z broda opowiadanych przez trzeciorzednych profesorow, a drudzy to dzieciaki z przerosnieta osobowoscia, ktore koniecznie chca sie ze mna zaprzyjaznic, zeby moc usmiechem wyprosic B plus, chociaz nalezy im sie C minus. -Jestes w kiepskim humorze - zauwazyla, idac do samochodu. -Minie mi. Zawsze jestem nie w sosie pierwszego dnia. Mam absolutna pewnosc, ze znowu trafe na zwarty mur ignorancji, gnebi mnie to przepotwornie. -Biedny Markie. Jesli chcesz, mozesz mi sie wyplakac w rekaw. Powinnam ci chyba pomamusiowac, poczulbys sie lepiej. Rozesmialem sie. -Pomamusiowac? Skad ci sie to wzielo? - spytalem rozbawiony. -Pewnie z wariatkowa - odparla swobodnie. - Doktorus Fallon zawsze przepisywal mamusiowanie albo tatusiowanie, kiedy komus mocniej odbijalo. Albo mamu-siowal, albo balsamowal prozakiem. A mozesz mi wierzyc, ze prozakiem mozna przy odrobinie dobrej woli uspokoic nawet czynny wulkan. Zartowalismy sobie przez cala droge do kampusu. Dopiero kiedy stanelismy w garazu Padelford, uswiadomilem sobie, ze Twink przegnala wszystkie chmury znad mojej glowy. A przeciez to ja nia mialem sie zajmowac, nie odwrotnie! -Gdzie mam sobie zajac miejsce w sali? - zapytala, wysiadajac z dodge'a. -Gdzie chcesz. Nikt nie bedzie wiedzial, ze jestes wolnym sluchaczem, i ja nie zamierzam nikogo o tym informowac. Wmieszaj sie w tlum. -Jak mam sie do ciebie zwracac? -Tak samo jak inni. Raczej nie zdradzajmy, ze sie znamy. Nie ma takiej potrzeby. Doktor Fallon uznal, ze powinnas tutaj poznac ludzi, rozszerzyc krag znajomych, jak to ujal. Ja nie do konca sie z tym zgadzam, ale niech mu bedzie, przynajmniej na razie. Zanim sie stad zabierzemy, dam ci troche czasu na pogaduszki. Niech to nie potrwa dlu- 68 zej niz pol godziny, dobrze? Aha, i nie przejmuj sie tym, co dzisiaj powiem. Mam przygotowana specjalna przemowe na pierwsze zajecia, zawsze taka sama. Sciagnalem ten zwyczaj od mojego profesora. Nazywa sie to "ustawianiem stada". Jezeli od razu na poczatku uda mi sie paru baranow sklonic do zmiany grupy, mam znacznie latwiejsze zadanie pozniej. Niech uprzykrzaja zycie komu innemu.-Jestes niemily, Markie. -Staram sie, jak moge. Weszlismy do budynku. Zaprowadzilem Twinkie do swojego biura, dalem jej obiecane podreczniki i pokazalem droge do sali. -Pospaceruj w holu, az zaczna sie schodzic pierwsi studenci - poradzilem. -Potem rob to co inni. Nie siadaj w pierwszym rzedzie, ale tez nie chowaj sie na samym koncu, tam zwykle laduja przypadki beznadziejne. Sprobuj sie wtopic w tlum. -Mozna odniesc wrazenie, ze sie urwales z kiepskiej powiesci szpiegowskiej -stwierdzila oskarzycielsko. - Zaraz zaczniesz rozprawiac o szyfrach i haslach, prze braniach i atramencie sympatycznym. -Moze faktycznie odrobine przesadzam - przyznalem. -Z cala pewnoscia. Nie jestem dzieckiem i naprawde potrafe dostosowac sie do otoczenia. -No dobrze. Dzisiejsze zajecia nie potrwaja dlugo. Zalatwimy sprawy fnansowe, wyglosze swoja zwyczajowa przemowe i znikne, zanim ktokolwiek zdazy zdecydowac, ze czegos ode mnie chce. Ty jeszcze troche sie pokrecisz i przyjdziesz do garazu. Bede czekal w samochodzie. -A dlaczego nie w biurze? -Bo nie chce ugrzeznac tutaj do wieczora. W biurze pijawki wytropia mnie i dopadna jak stado wyglodnialych wilkow. Dasz sobie rade? -Dam. Przestan sie wreszcie o mnie martwic. -Dobrze, w takim razie do zobaczenia po wykladzie. Wrocilem do garazu po kilka zostawionych na tylnym siedzeniu gadzetow, dzieki ktorym zyskiwalem ofcjalny wyglad, a potem jeszcze raz powtorzylem w myslach wyuczona mowe, upewniajac sie, ze uwypuklilem w niej wszystkie najwazniejsze kwestie. Pierwsze spotkanie w sali wykladowej nadaje ton wszystkim pozostalym zajeciom odbywajacym sie w semestrze, wiec chcialem sie upewnic, ze jestem dobrze przygotowany. Pilnowalem czasu, totez stanalem w drzwiach sali dokladnie o pierwszej trzydziesci. Podszedlem od razu do biurka, otworzylem neseser i wyjalem z niego sterte papierow. Dopiero wtedy podnioslem wzrok na pierwszoroczniakow. -Witam panstwa - odezwalem sie raznym tonem. - Trafliscie na wydzial an glistyki, kurs "Zasady tworzenia tekstow". Mam na nazwisko Austin, bede was uczyl. Prosze o polozenie kart wpisu po lewej stronie blatu. Zbierajac je, rozdam program kursu. 69 Jak zwykle zaczela sie bezladna krzatanina. Nowi szukali kart w stertach innych papierow, jakie im dano w dniu zapisow.-Predzej, prosze - poganialem ich. - Mamy na wszystko tylko godzine, a nie mozemy sie ograniczyc do przekazania kart. Oczywiscie w niczym to nie pomoglo. Nigdy nie pomaga. Zawsze mija przynajmniej dziesiec minut, zanim zbiore karty. Wreszcie rozdalem programy. -Jesli juz sa panstwo gotowi - podjalem - mozemy zaczynac. Dla wiekszosci z panstwa jest to pierwszy dzien w college'u. Przekonacie sie panstwo, ze jest tutaj zupel nie inaczej niz w szkole, do ktorej przywykliscie. Jestescie juz dorosli, dlatego stawiamy wam znacznie wieksze wymagania. Znalezliscie sie panstwo tutaj, zeby studiowac. Nie po to, zeby zajmowac miejsce. Macie pracowac. Jesli nie bedziecie pracowac, nie uzyska cie zaliczenia, a wtedy bedziecie musieli zaczynac od poczatku. Tak wiec trzeba dostac promocje ode mnie lub od ktoregos z moich kolegow. My stawiamy sobie za cel nauczyc was, jak pisac prace, ktore wasi profesorowie beda mogli zrozumiec. Pismo zostalo wy nalezione kilka tysiecy lat temu jako sposob przekazywania informacji pomiedzy isto tami ludzkimi. Poniewaz wiekszosc z was to istoty ludzkie, uznajemy te umiejetnosc za stosunkowo istotna. - Przerwalem, rozejrzalem sie wokol. - Istoty innych gatunkow nie musza jej opanowac, wobec czego moga teraz opuscic sale. Smiech, jak zwykle. Nie byl to najmadrzejszy dowcip, ale odrobina humoru nigdy nie zaszkodzi. -Czy zechcialby pan blizej okreslic pojecie "istoty ludzkie"? - poprosil jakis mlo-dziak siedzacy blizej frontu. -Musi pan spytac kolegow z wydzialu antropologii - odparlem. - Ja przychylam sie do teorii, ze kazdy, kto przy chodzeniu nie ciagnie kciukow po ziemi, jest najprawdopodobniej istota ludzka. Wrocmy jednak do tematu. Jako studenci bedziecie panstwo musieli komunikowac sie z profesorami w sposob nieco bardziej skomplikowany niz chrzakniecia i pomrukiwania. Dlatego wlasnie znalezliscie sie tutaj. Mam was nauczyc, jak pisac, wobec czego bedziemy pisac... w kazdym razie wy bedziecie pisali, a zaczniecie od razu. Pierwszym zadaniem bedzie esej o dlugosci co najmniej pieciuset slow. Temat zawsze aktualny o tej porze roku, czyli "Jak spedzilem wakacje". Poniewaz prawdopodobnie robiliscie to panstwo co roku, poczawszy od piatej klasy podstawowki, nie powinniscie miec wiekszych problemow. Bedziecie oceniani za gramatyke, orto-grafe, interpunkcje oraz tresc. Termin mija w srode, wobec czego lepiej przysiasc faldow. Rozlegl sie szmer niezadowolenia. -Kochani - pozwolilem sobie na poufalosc. - Jezeli komus sie cos nie podoba, tam sa drzwi. Wolna droga. Jak zwykle w takim wypadku zapadla glucha cisza pelna zdumienia. Nauczyciele w wyzszych szkolach w zasadzie nigdy nie zachecaja studentow do rezygnacji. 70 -Nie jestem waszym przyjacielem - wyznalem szczerze. - Nie jestem tu po to, zeby was uszczesliwiac. Jesli praca pisemna nie bedzie odpowiadala standardom, trzeba bedzie ja napisac jeszcze raz, a potem jeszcze raz, i kolejny raz, i znowu. Bedziecie panstwo przepisywali swoje prace dotad, az zaczna wygladac tak, jak powinny, a to i tak nie zmienia faktu, ze bedziecie rownoczesnie pisali inne, aktualne prace, i ze te aktualne takze bedziecie najprawdopodobniej przepisywac. Jesli nie wezmiecie sie szybko do roboty, wypracowania w krotkim czasie zaczna sie pietrzyc w sposob trudny do wyobrazenia.-Ile punktow zyskujemy za aktywnosc na wykladach? - spytal lekko przestraszonym tonem ten sam mlodziak, ktory prosil o defnicje istoty ludzkiej. To pytanie takze slysze w kazdym semestrze. Zwykle od tych bardziej wygadanych, ktorzy predzej umra, niz cos napisza. -Nie ma za to zadnych punktow - oznajmilem. - Jestescie tu po to, zeby pisac, nie mowic. Jesli chcecie mi cos przekazac, najlepiej na pismie. Aha, i trzeba to wystu kac na klawiaturze, nie przyjmuje prac pisanych recznie. Czcionka i marginesy - stan dardowe. Mozecie pobrac probke formatu MLA. To najnowsza norma stylu akademic kiego. Jak zwykle ujrzalem twarze stezale w wyrazie kompletnego oslupienia. -The Modern Language Association - wytlumaczylem skrot. - Organizacja dbajaca o poziom naszego jezyka. Sprobujcie panstwo pisac pelnymi zdaniami, inne mnie irytuja. Aha, jeszcze jedno: natrafcie panstwo tutaj na cwaniakow, ktorzy beda chcieli wam sprzedac gotowce. Nie wyrzucajcie pieniedzy w bloto. Wiekszosc tych wy- pracowan czytalem, wiec rozpoznam. Jesli ktos sprobuje mi wepchnac cudza prace, be dzie zaczynal kurs od poczatku, poniewaz z miejsca go obleje. Powinniscie tez panstwo wiedziec, ze nie mam zadnych przesadow co do kwestii liczebnosci grupy ani zadnej innej statystyki. Gdyby sie tak zdarzylo, ze traflaby mi sie klasa zlozona z samych ba ranow, obleje wszystkich, co do jednego. I na koniec, jesli zamierzacie zmienic rodzaj kursu albo wykladowce, nalezy tego dokonac w dziekanacie. Mnie prosze nie zawracac glowy swoimi problemami. Pozwolilem im nieco przyswoic te informacje. -Sa jakies pytania? Zalegla ponura cisza. Nabralem pewnosci, ze moja wcale nieprzypadkowa wzmianka o dziekanacie trafla tu i owdzie w czule miejsce. Rozejrzalem sie dookola. -Nie ma pytan - stwierdzilem spokojnie. - Cisza. Nikt nawet nie pisnie. Tam do licha! Rozlegl sie nerwowy smiech. Najwyrazniej dotarlem do wiekszosci obecnych. -Widze, ze sie rozumiemy - uznalem. - Na moich zajeciach obowiazuje twarda zasada: reguly ustanawiam ja. Dopoki zechcecie panstwo o tym pamietac, wszystko be dzie w porzadku. To tyle na dzisiaj. 71 Zgarnalem karty wpisowe, wrzucilem je do nesesera i wyszedlem na tyle szybko, ze nie zdazyl mnie dopasc tlum pijawek. Kiedy wykladowca chce sobie oczyscic teren w czasie pierwszych wykladow, strategia oparta na szorstkosci jest naprawde godna polecenia. Przynosi niezle rezultaty. Zaskoczenie i szybkie tempo wycinaja maruderow, podczas gdy przeciaganie sprawy dodaje im odwagi.Poszedlem do garazu, otworzylem samochod, usiadlem wygodnie i przerzucilem karty zgloszeniowe, zeby sprawdzic, ile ich do mnie traflo. Oczywiscie za duzo. Zawsze to samo. Moje nieprzyjazne wystapienie mialo skorygowac ten stan. Terroryzm akademicki bezsprzecznie ma swoje uzasadnienie. Czekajac na Twink, czytalem "Raj utracony". Zjawila sie jakies pol godziny pozniej. -Rzeczywiscie byles w az tak podlym humorze? - zapytala, siadajac obok mnie. -Owszem. Bardzo urazilem uczucia dzieciakow? -Strasznie sie nabzdyczyli. Wszyscy sa zgodni, ze zadanie pracy pisemnej pierwszego dnia semestru stanowi cos w rodzaju naruszenia praw konstytucyjnych. -Jejku, okropnie mi wstyd. -Prawde mowiac, byles okropny - zachichotala. - Przed wykladem wspomniales cos o stalej przemowie. Czy ty naprawde zawsze na pierwszym semestrze dajesz ludziom w kosc? Pokiwalem glowa i uruchomilem silnik. -Jak najbardziej. I dziala to doskonale. Traflem nawet na czarna liste wydzialu wychowania fzycznego. -No to niezle. -Stamtad przychodza glownie wielkie, silne i durne dzieciaki, ktore pusza sie w druzynowych foletowych mundurkach i ze wszystkich sil staraja sie popedzic kota druzynom z Kalifornii. Trenerzy tych zespolow maja liste nazwisk, ktora daja swoim oswojonym gorylom. Lista jest zatytulowana: "Nie zapisuj sie na kursy do tych facetow". Poczytuje sobie za honor, ze moje nazwisko sie tam znajduje. -Jestem z ciebie dumna! - wykrzyknela Renata. Wyjechalismy z garazu. -Uspokoj sie. -Niektore epitety, jakimi obrzucili cie studenci, nie nadawalyby sie do druku. -Doskonale. To znaczy, ze moja przemowa nie przeszla bez echa. -Ten madrala, co prosil o defnicje istoty ludzkiej, usilowal nawet stworzyc petycje, zeby przedstawic protest w rektoracie. Ale malo bylo zainteresowanych podpisaniem tego waznego dokumentu. Spora czesc ludzi zdecydowala, ze po prostu zmieni wykladowce. -Doskonale. O to szlo. Dzisiaj bylas swiadkiem jednego z posuniec wykorzystywanych w rozgrywkach akademickich. Rektorat stara sie zmusic asystentow i wy- 72 kladowcow do niewolniczej pracy, przyjmujac mozliwie najwiecej chetnych do kazdej grupy. Niektorzy asystenci, ludzie o miekkich sercach, tesknia za aprobata wlasnych uczniow. Ja natomiast jestem twardy i wcale tego nie ukrywam. Mniej wiecej po tygodniu zwykle konczy sie oddzielanie ziarna od plew i na moim kursie zostaje smietanka, natomiast mili i sympatyczni nauczyciele dostaja w spadku caly chlam. Moi studenci zapewne nawet niespecjalnie mnie potrzebuja, poniewaz i tak juz potrafa pisac calkiem przyzwoite prace. Mieczaki natomiast dostaja domoroslych literatow, ktorzy nie zdolaja przebrnac od konca jednego zdania do poczatku drugiego, nawet gdyby od tego zalezalo ich zycie. Nauczylem sie zasad funkcjonowania akademickiego terroru od profesora Conrada. Sam dzwiek jego nazwiska powoduje u niektorych drgawki. Wyjechalismy juz na Czterdziesta Piata, prowadzaca do Wallingford.-Moja praca na pewno ci sie spodoba - stwierdzila Twink. -Zapomnialas, ze nie jestes prawdziwa studentka? Nie musisz nic pisac. -Napisze, bo chce. Zobaczysz, jak przeczytasz, padniesz z wrazenia. -Nie rozumiem. Przeciez stopnie nie sa ci do niczego potrzebne. -Chce cos udowodnic, moj ty najmadrzejszy zastepco starszego brata pod sloncem. Nie rzucaj wyzwania, jesli nie jestes gotow go przyjac. - Zamilkla na chwile. - Sam jestes sobie winien. Czasami nie mam ochoty odpuscic. Powiedziales, ze chcesz dostac dobre wypracowanie. No to dostaniesz i w dodatku nawet nie bedziesz musial go oceniac. Super, nie? Zaskoczyla mnie calkowicie. Wczesniej nie byla tak ekspansywna... w zasadzie zadna z blizniaczek taka nie byla. Wiedzialem, ze sa inteligentne, to na pewno, ale nigdy sie tym nie przechwalaly. Jasne, Renata byla teraz starsza, a czas spedzony u doktora Fallona sprawil prawdopodobnie, iz dojrzala wczesniej niz jej rowiesnicy. Przecietny student pierwszego roku college'u przychodzi do nas z bagazem doswiadczen z poprzedniej szkoly. A uczniowie szkol srednich sa zwykle istotami stadnymi i najbardziej boja sie odstawania od tlumu. W chwili debiutu w college'u co inteligentniejsi probuja sie oddzielic od stada i wyjsc na swoje. Zwykle zajmuje im to okolo roku. Renata najwyrazniej przeskoczyla ten etap jednym susem. Zdecydowanie podobala mi sie ta nowa Renata, podejrzewalem, ze doktor Fallon zgodzi sie z moimi odczuciami. Robilo sie lepiej, niz ktokolwiek oczekiwal. - Wysadzilem Twink pod domem Mary, wrocilem do kampusu i oddalem sie badaniom nad podobienstwami laczacymi Whitmana z Brytami. Skonczylem tuz przed piata, wiec zdazylem do domu akurat na kolacje. 73 -Trish, mam ci powiedziec, ze Charlie sie spozni - zagrzmial James, gdy weszlismy do jadalni. - Zdaje sie, ze cos nawalilo u Boeinga i szef programu, w ktory Charlie jest zaangazowany, zwolal nagla konferencje.-Brzmi to strasznie zlowieszczo - ocenila Erika. - Jesli Boeing zwoluje nagla konferencje, moze to oznaczac, ze powinnismy zaczac szukac schronu. -Nic konkretnego nie powiedzial - stwierdzil James - ale mam wrazenie, ze cos im odpadlo od wiekszej calosci, bo ktorys z frmowych geniuszow zapomnial przeliczyc cale na centymetry przy jakims istotnym zespole zwiazanym z bronia palna. Charlie, opisujac mi sytuacje, uzywal wyjatkowo barwnego jezyka. -No tak, cale czy centymetry... Taka pomylka moze troche utrudnic trafenie do celu - zgodzilem sie. - Milimetr tu, milimetr tam... to sie wszystko sumuje i klapa. -Zwlaszcza jesli ktos usiluje trafc w konkretny fragment pasa asteroid - przytaknal James. -Sylvio, bardzo jestes dzisiaj zajeta? - spytalem naszego domowego psychologa. -A co, lepetyna ci szwankuje? - zaciekawil sie James. -Mam nadzieje, ze nie. Chcialbym cie, Sylvio, spytac o zdanie na temat pewnego dzisiejszego zdarzenia. -Pytaj smialo. -Ta blizniaczka, o ktorej wam wspominalem, zrobila dzisiaj cos, co mi sie nie zgadza z jej charakterem. Chyba nie jest az tak krucha i delikatna, jak sie nam wszystkim wydaje. Odnioslem wrazenie, ze bardzo sie jej spieszy do niezaleznosci. Czuje sie urazona nawet wtedy, kiedy proponuje jej podwiezienie, bo przeciez ma rower. Chce nim jezdzic niezaleznie od pogody. -To pewnie odreagowanie okresu spedzonego w sanatorium. W takich zakladach zwykle nie pozwala sie pacjentom na samodzielnosc. -Wiec to rodzaj buntu? -Raczej dazenie do odzyskania pewnosci siebie - skorygowala mnie Sylvia. - Ogolnie rzecz biorac, zachowanie do zaakceptowania, dopoki dziewczyna nie posunie sie za daleko. Mozesz mi podac jakies szczegoly? Na przyklad co dziwnego stalo sie dzisiaj? -Znalazla sie w Seattle, bo ustalilismy, ze bedzie przychodzila na moje wyklady, na pierwszy rok anglistyki. W zasadzie ma udawac studentke, zeby czesciej bywac miedzy ludzmi. -Interesujacy pomysl - zauwazyla Erika. - W ten sposob zostala przeniesiona z jednego zakladu do drugiego. -W pewnym sensie, rzeczywiscie - musialem sie zgodzic. - Zadalem dzisiaj wypracowanie. Renata nie musi go pisac, a mimo to oznajmila mi, ze napisze. W dodatku ma byc tak dobre, ze padne z wrazenia. 74 -Zadales prace pisemna pierwszego dnia kursu? - spytala Trish z niedowierzaniem. - Jestes potworem!-To moj sposob na selekcje. Najlepszy na wystraszenie imprezowiczow. A Renata potraktowala to zadanie jak rzucenie rekawicy i zamierza ja podjac. -Ona sie w tobie podkochuje - zawyrokowala Erika. - Przez prace pisemna do serca. -Zejdz na ziemie - zaprotestowalem. - Nic z tych rzeczy. -Nie badz taki pewien - odezwala sie Sylvia w zamysleniu. - Wcale nie tak rzadko sie zdarza, ze pacjent obdarza swojego terapeute glebszymi uczuciami. -Nie jestem jej terapeuta - sprostowalem. -Nie? Stale sie nia przejmujesz, starasz sie na kazdym kroku ulatwiac jej zycie i wychodzisz z siebie, jesli stanie sie cokolwiek wykraczajacego poza absolutna normalnosc. Robisz co w twojej mocy, zeby wyzdrowiala. Wedlug defnicji z mojego podrecznika jestes jej terapeuta. -Chyba przegapilas jeden istotny szczegol - wtracil James z namyslem. -Jaki? -Mark przez cale jej zycie byl dla niej starszym bratem. Jego jednego rozpoznala, kiedy otrzasnela sie z szoku. Czy w tej sytuacji jest mozliwe, zeby przedstawienie pod tytulem "napisze taka prace, ze padniesz z wrazenia", bylo wywolane przez chec zdobycia uznania Marka? -Chcesz powiedziec, ze Marka zaczela traktowac jak ojca? -Cos w tym rodzaju. -Serdeczne dzieki - wpadlem im w slowo, usmiechajac sie ironicznie. - Teraz dopiero mamy bigos. Czy Renata walczy o zwrocenie na siebie uwagi, czy szuka uznania? -Wszystko i tak sprowadza sie do jednego, prawda? - uznala Erika. -Musze poznac te dziewczyne - uznala Sylvia. - Na razie powinienes porozmawiac z doktorem Fallonem. On ja zna, wiec pewnie bedzie umial ocenic, co sie wlasciwie dzieje. Moze to nic szczegolnego, ale z drugiej strony... - nie dokonczyla zdania. Zaczalem zalowac, ze w ogole sie odezwalem. Sprawy Twinkie to byl moj problem, a ja otworzylem przed znajomymi drzwi, ktore moze powinienem byl zamykac jak najszczelniej. Przyjaciele ze stancji wydawali sie zywo zainteresowani zachowaniem Renaty, a ja nie mialem pewnosci, czy chcialem, zeby zaczeli drazyc ten temat. Tyle ze naprawde nie mialem pojecia, co sie dzieje w glowie Twink, a moze ktores z nich wpadloby na jakis dobry pomysl. Jesli tak, to bede prosil o pomoc bez najmniejszej zenady. Rozdzial 6Tej nocy dlugo nie moglem zasnac, a kiedy wreszcie odplynalem w nieswiadomosc, nawiedzil mnie dziwaczny sen z Milionem, Whitmanem i Twink w rolach glownych. Z niewiadomego powodu przesladowali mnie wyjatkowo zgodnie, a zeby sprawy skomplikowaly sie jeszcze bardziej, do akcji wmieszal sie dodatkowo zielony lancuch. Nic dziwnego wiec, ze rano zszedlem na dol nie calkiem przytomny. James, Charlie oraz brygada dziewczat w szlafrokach tkwili przed kuchennym telewizorkiem stojacym na blacie, wpatrywali sie w ekran z uwaga i sluchali w skupionej ciszy. -Co jest? - zapytalem. -Jakis gangsterzyna zakonczyl noca swoj podly zywot - poinformowal mnie Charlie. - Reporterzy twierdza, ze to powtorka z morderstwa Munoza sprzed dwoch tygodni. -Nastepny pokrojony? - spytalem, nalewajac sobie do kubka kawy zaparzonej przez Erike. -Jak najbardziej. Niektorzy dziennikarze z lekka pozielenieli. Zdaje sie, ze rozne czesci ciala i wnetrznosci nieboszczyka znajduja sie na dosc duzym obszarze. Trish wydala z siebie zdlawiony dzwiek. -Moglbys sie troche opanowac? - burknela, patrzac na Charliego wymownie. -Wybacz - zmitygowal sie. - Swoja droga, najswiezszy denat byl, niestety, znacznie blizej naszego domu niz Munoz. Znalezli go nad brzegiem jeziora Green Lake w Woodland Park, to raptem ze dwa kilometry stad. -Morderstwo mialo miejsce na tyle blisko zoo, ze zaniepokoilo zwierzeta - dodal James. - Wspomniano o tym przed chwila. Chyba wszyscy mieszkajacy niedaleko parku slyszeli ryk lwow, trabienie sloni i wycie wilkow. Ktos w koncu zaalarmowal dozorcow. Jeden z nich znalazl cialo i wezwal policje. -No i tak - podjal Charlie. - Reporterzy wpadli w zbiorowa histerie, a gliniarze ze stoickim spokojem twierdza, ze oba ostatnie morderstwa, dzisiejsze i to sprzed dwoch tygodni w kampusie, moze cos laczyc. Zastanawiajace. W tej samej czesci miasta, w ciagu dwoch tygodni w identyczny sposob traci zycie dwoch facetow, a gliniarze sugeruja, ze te zdarzenia moga - moga! - miec ze soba cos wspolnego. Fantastycznie! 76 -Przestan sie wydurniac, Charlie! - Sylvia wyraznie miala dosyc.-Zawsze wscieka mnie obluda - odparl Charlie. - Wszyscy dziennikarze wysilaja sie jak nie wiem co, zeby wygladac na powaznych, a najlepiej ponurych, ale w duchu skacza z radosci, ze maja czym zapelnic czas antenowy czy kolumny w gazecie. -Morderce nazwali Rzeznikiem z Seattle - poinformowala mnie Trish. - Ten przydomek bedziemy przez najblizszy miesiac albo dwa na pewno slyszeli bez chwili przerwy, zupelnie jakby cala sprawa miala znaczenie miedzynarodowe, a nie byla po prostu wojna podjazdowa miedzy rywalizujacymi gangami. Wiesz, jacy potrafa byc reporterzy. -O tak, wiem doskonale - przyznalem. - Czekam na dzien, kiedy facet zapowiadajacy pogode dostanie przed kamerami zawalu serca, bo w prognozach na nastepny dzien szansa deszczu i slonca beda po piecdziesiat procent. Czy ten dzisiejszy trup tez byl Meksykancem i dealerem? -Nie - odpowiedziala mi Trish. - Nazywal sie Lloyd Andrews. Ale tez mial dosc obszerna kartoteke. Pare razy byl aresztowany za narkotyki, popelnil tez mnostwo innych przestepstw i wykroczen. -Drobna plotka - dorzucil Charlie. - Moze uplynnial troche koki od czasu do czasu, ale wiecej kupowal, niz sprzedawal. Pechowiec. Taki jesli ukradnie samochod, to zaraz zlapie gume. Jesli sobie wyobrazi, ze jakas lalunia na niego leci, konczy z oskarzeniem o probe gwaltu. A jak zaplanuje wlamanie, wybiera jedyny dom w okolicy wyposazony w system alarmowy. To jeden z tych, ktorzy przynosza wstyd swiatu zbrodni. Stanowczo nie byl z tej samej polki co Munoz, wiec teoria porucznika Kataryny traci na aktualnosci. Gepard nie brudzi sobie rak takimi plotkami. Jego obchodza grube ryby. Trish zerknela na kuchenny zegar. -O rany! - wykrzyknela. - Dziewczyny, czas ucieka. Bierzemy sie do sniadania, bo nam chlopcy schudna. Wszystkie trzy zajely sie przygotowywaniem posilku. -Wlaczcie sobie telewizor w salonie - rozkazala Erika. - Przestancie nam sie krecic pod nogami. -Tak jest - zahuczal zgodnie James glebokim basem. - Przejdzmy do salonu, panowie. We trzech ruszylismy do pokoju od frontu. James wlaczyl stary, troche sniezacy telewizor i skupilismy sie na sledzeniu programu. "...Morderstwa sa najnowszym ogniwem dlugiego lancucha przykrych zdarzen, do jakich dochodzilo tutaj, w naszej okolicy, w polnocno-zachodniej czesci stanu Waszyngton - przypomnial nam reporter. - Wladze nadal szukaja sladow mogacych doprowadzic do zidentyfkowania zabojcy znad Green River, trzeba tez pamietac, ze w tym rejonie zaczynal Ted Bundy. Rzeznik z Seattle jednak wybiera na ofary mezczyzn, w kazdym razie do tej pory". 77 -Powinnismy to powtorzyc dziewczynom - zawyrokowal James.-Troche je rozstroily te morderstwa w sasiedztwie. Sprawa calkowicie zrozumiala, skoro placze sie tu ktos z ostrym nozem. -Moze przydaloby sie pomyslec o zorganizowaniu eskorty - zaproponowalem. - Dodac jeszcze jedna zasade do regul obowiazujacych w tym domu: Nikt nie wychodzi samotnie po zmroku. Przynajmniej dopoki sie to wszystko nie uspokoi albo Rzeznik nie zaszlachtuje kogos w Olimpii czy w Bellingham. -Ma to rece i nogi - zgodzil sie Charlie. - Nie przypuszczam, zeby im naprawde cos grozilo, bo oba zabojstwa sa zwiazane z porachunkami gangsterskimi, ale chyba powinnismy zorganizowac jakas ochrone, dopoki faceci z telewizji nie znajda sobie wdzieczniejszego tematu. Moze wroca do losu ksiezniczki Diany. Na przyklad: "Pawana dla zmarlej ksiezniczki jest utworem doskonalym, ale moze sie znudzic, jesli sie go wysluchalo po raz czterdziesty lub piecdziesiaty". Najdziwaczniejsze w tej calej historii jest to, ze media stale probuja wybielic same siebie i wykrecaja sie od odpowiedzialnosci za ten wypadek samochodowy. Gdyby nie ogloszono sezonu otwartego na ksiezniczke Di, te sepy ze zlomem zamiast aparatow nie przesladowalyby jej na kazdym kroku. -Jak ci poszlo wczoraj na tym pilnym zebraniu? - zapytalem Charliego. - James powiedzial, ze jakis polglowek pomylil cale z centymetrami. -Dokladnie tak. Ale akurat dzial inzynierii jest bez zarzutu. Rysunki techniczne byly w centymetrach. To kupujacy zawalil sprawe, nie my. Boeing tylko wydal milion baksow z naszych podatkow na komponent, ktory nie bedzie pasowal, poniewaz jakis idiota kupujacy towar w zyciu nie slyszal o systemie metrycznym. Zwalimy sprawe do ksiegowosci, niech oni sie mecza, jak to wygladzic. Na pewno nie beda szczesliwi, ale trudno. Ciecia budzetowe spowodowaly mocne przykrecenie sruby w Departamencie Obrony, wiec nie mamy juz tak swobodnego dostepu do Fortu Knox jak dawniej. -Fatalnie - zakpilem. - Biedactwa. -E, nie przejmuj sie az tak bardzo. Zastanow sie, jak wiele cudownych wynalazkow zawdzieczamy przemyslowi obronnemu: bombe wodorowa, bombe neutronowa, gaz paralizujaco-drgawkowy, rakiety samonaprowadzajace, bron laserowa, no i caly wybor slicznych bakterii, dzieki ktorym ludzie zapadaja na coraz bardziej wyrafno-wane choroby, jak trad, gruzlica albo swierzb. Czy moglibysmy sie bez tego obyc? -Naprawde nie wiem - odrzeklem. - Ale chetnie bym sprobowal. - Po sniadaniu znowu sie rozeszlismy. Jeszcze ani razu nie spotkalismy sie na terenie uniwersytetu. Kazde z nas mialo zajecia w innym czasie i innym budynku. Zadne ustawy antysegregacyjne nie odnioslyby na terenie uczelni skutku. Zapewne mozna zniesc segregacje rasowa albo plci, ale wydzialow? Niemozliwe. 78 Przez caly ranek walczylem z Miltonem, koncentrujac sie na "Aeropagitica". Milton byl purytaninem do szpiku kosci, a cenzura lezy u podstaw etyki purytanskiej. Dlaczego wiec Johnny Milton namawia nas do drukowania, czego dusza zapragnie - i niech sie broni samo?Tego dnia Twink nie przyszla na moj wyklad o pierwszej trzydziesci. Zaniepokoilem sie. Moze zmienila zdanie z powodu tego przedstawienia, jakie dala po wczorajszym spotkaniu? Obietnica, ze padne z wrazenia, byla przeciez jednak arogancka. Moze teraz Renata nie miala odwagi spojrzec mi w twarz? Niezaleznie od powodu i punktu widzenia wagary nie dawaly jej zadnych korzysci. Czy jej sie podobalo, czy nie, i tak musielismy spedzic ten semestr razem. Zlozylem obietnice i zamierzalem jej dotrzymac. Kiedy stalo sie oczywiste, ze nieobecnosc Twinkie to rzeczywiscie nieobecnosc, a nie zwykle spoznienie, postanowilem przy najblizszej okazji powiedziec malej, co o tym mysle. Jesli jej sie moja opinia nie spodoba, tym dla niej gorzej. Moja grupa pierwszoroczniakow byla teraz znacznie mniej liczna. Widocznie dobrze opracowana przemowa wygloszona pierwszego dnia odniosla pozadany skutek i znaczaco przerzedzila stado. Teraz nadszedl czas na druga stala przemowe, w ktorej zdradzalem, ze niczego, co dostane w druku, nie bede traktowal balwochwalczo, jakby to byly tablice zniesione przez Mojzesza z gory Synaj. Nastepnie wszedlem na droge urzedowej logiki. Troche otworzyli oczy, kiedy rzucilem od niechcenia Post hoc, ergo propter hoc. Dostrzeglem jednak pewna pare, ktora wykazywala slabe oznaki zrozumienia, a to zawsze podnosi czlowieka na duchu. Proba nauczenia czegokolwiek grupy ludzi skladajacej sie wylacznie z debili bywa potwornie deprymujaca. Zanim sie rozstalismy, niedwuznacznie przypomnialem im, ze praca pod tytulem "Jak spedzilem wakacje" ma byc gotowa na nastepny dzien. Mialem pewnosc, ze w ten sposob pozbede sie reszty bezmozgich pomylek natury, a zostana u mnie tylko ludzie warci czasu i uwagi. O to wlasnie chodzilo w tej szopce z odgrywaniem srogiego profesora. - Mary otworzyla mi w szlafroku, wygladala na zmeczona.-Gdzie Renata? - spytalem. - Nie przyszla na wyklad. -Znowu miala fatalna noc - odparla Mary. - Te jej koszmary zaczynaja mnie martwic. Kiedy wrocilam z pracy, trzesla sie jak osika. Jesli nic sie nie zmieni, moze trzeba bedzie ja znowu zamknac w klinice. -Nie jest chyba az tak zle! -Jest niedobrze. Znowu dalam jej pigulke nasenna, ale nie chcialabym tego robic czesto, zeby sie nie uzaleznila. 79 -Porozmawiam o tym z doktorem Fallonem - postanowilem. - Robie wszystko co w mojej mocy, zeby oszczedzic Twink stresu, ale moze popelniam jakies bledy. Nawet jesli niewiele mi ta rozmowa da, to moze przynajmniej lekarz przepisze jej jakis odpowiedni srodek uspokajajacy.-Od srodkow uspokajajacych juz tylko krok do heroiny - ostrzegla mnie Mary. -Lepiej nie brac, chyba ze koniecznie trzeba. -Poczekajmy, co powie Fallon. Miejmy nadzieje, ze to jakies chwilowe klopoty i przejda, kiedy Twink przyzwyczai sie do nowego trybu zycia. Lepiej zostane tu na noc. -Nie trzeba. Mam dzisiaj wolne, zapomniales? -Faktycznie wylecialo mi z glowy. - Przyjrzalem sie jej dokladniej. - Wygladasz okropnie - stwierdzilem otwarcie. -Serdeczne dzieki! - prychnela. -Przeciez wiesz, o co mi chodzi. Ledwo sie trzymasz na nogach. Czy ty w ogole spalas? -Zdrzemnelam sie troche na kanapie. Szczescie, ze nie ide dzisiaj do pracy. Spanie na sluzbie jest surowo zabronione. -Czy wczoraj wieczorem przed twoim wyjsciem do pracy Twink robila cos dziwnego? -Powiedziala mi, ze siada do pisania pracy na twoje zajecia... Swoja droga, pojecia nie mam, jak sie mogla nad tym skupic. Magnetofon ryczal na caly regulator. -Sluchala czegos dla malolatow? -Raczej nie, chyba ze ostatnio malolatom bardzo zmienil sie gust. Brzmialo to troche, jakby jakas kobieta spiewala z wataha wilkow. -A, wiem. Spodobala jej sie ta tasma. Byla w pudelku z nagraniami, ktore przywiozlem z Everett. -Jak to sie nazywa? -Nie wiadomo. Ktoras z blizniaczek skopiowala nagranie z innej kasety, a moze z CD, i zapomniala opisac. Twink robi sie troche malo przytomna, kiedy tego slucha. -Strzelilem palcami. - Wlasnie sobie przypomnialem, ze tego samego sluchala przed poprzednim atakiem koszmarow. -Moze powinnismy troche u niej poszperac, znalezc te kasete, a potem niechcacy ja zgubic, co? Jesli ta muzyka jest przyczyna klopotow, niech Twinkie jej nie ma pod reka. -Spytam doktora Fallona. Sa jeszcze inne mozliwosci. Oba napady zdarzyly sie w poniedzialek, wiec moze Twink nie lubi poniedzialkow? A moze przyczyna jest jeszcze inna? Sprawdzmy, co Fallon ma do powiedzenia, potem cos postanowimy. -Racja - zgodzila sie Mary. 80 Sprobujesz sie przespac? Jasne. - Po powrocie do domu wygrzebalem numer telefonu doktora Fallona i zadzwonilem do niego z aparatu w salonie.-Mowi Mark Austin. Dzwonie, bo Renate nocami przesladuja koszmary. Musza byc naprawde przerazajace, bo rano jest nie do zycia. -To dosc powszechne zjawisko. Pacjenci przebywajacy poza osrodkiem czesto miewaja koszmary senne. -Moze pan jej przepisac jakis srodek uspokajajacy? Ciotka dala jej pigulki nasenne, ale chcialbym uzgodnic to z panem, zanim sytuacja zacznie sie powtarzac. -Jakie pigulki? - spytal Fallon ostrzejszym tonem. -O, do licha, nie wiem. -Powszechnie dostepne czy na recepte? -Raczej na recepte. Doktor Fallon zaklal siarczyscie. -Rozumiem, ze nie byl to najlepszy pomysl - zgadlem. -Proszki nasenne sa teraz dla Renaty stanowczo niewskazane. Podstawowym skladnikiem takich srodkow sa barbiturany, a koszmary senne to jeden z symptomow oczyszczania sie organizmu wlasnie z barbituranow. -Mozna sie od nich uzaleznic? -Jak najbardziej. Tutaj, w sanatorium czasami aplikujemy je pacjentom, ale w scisle okreslonych dawkach. Nawet krotki powrot do barbituranow moze zaprzepascic cale lata leczenia. Nie wolno dopuscic do tego, zeby sie walaly po katach jak popcorn. Nagle nabralem lodowatej pewnosci. -Doktorze, kiedy Twink trafla do pana, naszpikowal ja pan srodkami nasennymi, prawda? -To rutynowe postepowanie. Pacjent psychotyczny musi zostac ustabilizowany, nim zaczniemy jakakolwiek terapie. Ale my bardzo sumiennie kontrolujemy dawki, a przechowujemy barbiturany rownie mocno strzezone jak opiaty. Jesli ciotka Renaty zostawia je w domu, gdzie popadnie, Bog jeden wie, ile Renata zdazyla juz sobie zorganizowac. -Ona by tego nie zrobila. -Niech sie pan nie oszukuje. Renata latwo moze zostac narkomanka. -Czy te srodki naprawde sa az tak grozne? -Szczegolnie w przypadku osoby chorej psychicznie. 81 -Doktorze, nie przesadzajmy. Renata czasami bywa malo przytomna, ale trudno ja nazwac wariatka.-Naprawde? Kiedy do mnie trafla, mowila tylko w jezyku zrozumialym wylacznie przez nia sama, a teraz, gdy wreszcie zaczela sie komunikowac z otoczeniem, nadal nie wie nawet, jak ma na imie. Jesli to nie jest choroba psychiczna, to w kazdym razie pacjent jest na najlepszej drodze do takiej przypadlosci. Prosze przekazac ciotce Renaty, zeby zamknela te przeklete pigulki na siedem spustow w jakims najciemniejszym kacie, gdzie Renata ich nie znajdzie. Lepiej nie kusic losu. Co poza tym? -Jeszcze za wczesnie na wnioski. Wyklady dopiero sie zaczely. -Moze Renata ma koszmary wlasnie z powodu wykladow? -Doktorze, zabrala sie do tego z piesnia na ustach. Chociaz nie jest studentka, postanowila napisac wypracowanie, ktorego nikt od niej nie wymagal. O tym tez mialem panu koniecznie powiedziec. Aha, no i buntuje sie za kazdym razem, kiedy jej proponuje pomoc. Chce jezdzic na rowerze, niezaleznie od pogody. Wczoraj wieczorem rozmawialem o tym z moimi wspollokatorami. Jedna z kolezanek specjalizuje sie w chorobach umyslowych. Jej zdaniem to gwaltowne dazenie do samodzielnosci jest spowodowane pobytem w pana sanatorium. Poniewaz zycie osoby chorej psychicznie w klinice jest szczegolowo kontrolowane, zdaniem Sylvii Renata moze teraz przesadzac z umilowaniem wolnosci. -Zgodzilbym sie z ta opinia. Panska przyjaciolka moze nam sie przydac. Czy poznala Renate? -Jeszcze nie, ale bardzo chce sie z nia spotkac, zreszta pozostali tez. Tylko wie pan... wszyscy jestesmy studentami ostatniego roku, wiec w jakims sensie dominujemy nad Twinkie. Nie chcialbym jej oniesmielac. -Czy panscy przyjaciele znaja sytuacje Renaty? -W ogolnych zarysach. Strescilem im, co przeszla. -Powinienem porozmawiac z ta osoba od zaburzen psychicznych... ma na imie Sylvia, tak? Pan jest osobiscie zaangazowany w sprawy Renaty, a pani Sylvia bylaby, jak sadze, znacznie bardziej obiektywna, moglaby zauwazyc symptomy, ktore panu umkna. Chcialbym, zeby sie ze mna skontaktowala. - Przerwal na chwile. - Sa moze miedzy wami jakies blizsze uklady, o ktorych powinienem wiedziec? -Takie uklady bylyby wbrew zasadom obowiazujacym na stancji. Lubie Sylvie, ale nic z tych rzeczy. W skrocie rzecz ujmujac, jest odrobine sentymentalna Wloszka, ale to twarda sztuka. -Niech ja pan poprosi, by do mnie zadzwonila. -Da sie zrobic. Zna panska reputacje, wiec moze byc troche zbyt wylewna na poczatku, ale potem sie uspokoi. Musze wracac do ksiazek, panie doktorze. -Owocnej nauki - pozegnal mnie rozbawionym tonem. 82 - Tego dnia po kolacji Charlie zaproponowal, zeby panowie wybrali sie Pod Zielona Latarnie wypytac jego brata o fakty dotyczace wydarzenia w Woodland Park. James nie wyrazil ochoty. Zglebial Hegla; tezy, antytezy i syntezy wprawialy go w kiepski humor.Brat Charliego siedzial przy barze. Saczyl piwo i z kwasna mina patrzyl w telewizor, gdzie reporter lokalnej rozglosni desperacko usilowal wprowadzic Rzeznika z Se-attle do pierwszej ligi. -Nie masz tego dosyc w robocie? - spytal Charlie. -Barman wybiera kanal - odparl Bob. - Telewizor jest jego wlasnoscia. Cale miasto zwariowalo na punkcie sprawy Rzeznika. Zadzwonisz wreszcie do mamy? Probowala cie zlapac caly zeszly tydzien. -Cos sie stalo? -Po prostu martwi sie o ciebie. Takie juz sa matki. Zwlaszcza jesli jeden ze szczeniakow zapomina sie odezwac od czasu do czasu. -Bylem bardzo zajety. -Nie mydlij mi oczu, maly. Zawsze mozna znalezc piec minut. Zadzwon do niej. Zdejmij mi to z glowy. -Dobrze juz, dobrze, nie denerwuj sie, zadzwonie. Co slychac w sprawie najnowszych zdarzen? -Zmieniles specjalizacje? Chcesz teraz byc reporterem i prosisz o wywiad? -Zejdz na ziemie. Nie podjalbym sie tego za zadne pieniadze. Kazdemu sie zdarza wyjsc na osla, ale ci ludzie robia z siebie idiotow z wlasnej woli, i to przed kamerami. Nie, nie. Rzecz w tym, ze mieszkamy z trzema paniami, a one sa cokolwiek zaniepokojone cala ta sprawa Rzeznika z Seattle. Jesli nam powiesz, co sie dokladnie dzieje, moze zdolamy dziewczeta uspokoic. Bob rozejrzal sie dookola. -Przejdzmy w jakies spokojniejsze miejsce - zaproponowal. - To nie sa sprawy do publicznego roztrzasania. Przesiedlismy sie na tyl sali, Charlie i ja zamowilismy po piwie. -Jesli plotki o Rzezniku napedzily dziewczetom strachu, to najlepiej zrobicie, jesli wyposazycie swoje panie w pojemniki cisnieniowe. Moga byc z pieprzem - oznajmil Bob. - Wystarczy psiknac napastnikowi w twarz, zeby go natychmiast obezwladnic. -Nie pomyslelismy o tym - przyznalem. - Skad to sie bierze? -Powinny byc w kazdym sklepie z bronia. Moglbym wam przyniesc z pracy, ale my mamy dosc duze. Te, ktore sie robi specjalnie dla kobiet, sa w formie breloczka. -Wygodne. Zajme sie tym. -Przypuszczam, ze nigdy ich nie uzyja, ale pewnie beda sie czuly bezpieczniej. 83 -Powiedz, co sie wlasciwie stalo - poprosil Charlie. - W telewizorze serwuja tylko mdla papke.-Nie oczekujesz chyba, ze z telewizji dowiesz sie prawdy? Telewizja to przedsiebiorstwo rozrywkowe, nie kopalnia wiedzy. No dobra, sluchajcie. Niewiele mamy do tej pory. Na razie uwage zwracaja podobienstwa laczace to najnowsze morderstwo z tym sprzed dwoch tygodni na terenie kampusu. Mamy dwoch przestepcow, ktorzy dali sie pokroic na kawalki w podobnym terenie, pozna noca. Munoz byl prawdziwym kryminalista, natomiast Andrews dopiero mial zamiar opanowac te sztuke. Owszem, nawiazal pare kontaktow z gangiem w polnocnym Seattle, ale trudno go uwazac za czlonka tej grupy. Porucznik Kataryna probuje przekonac siebie samego, ze Andrews byl wazniejszy, niz to wynika z jego kartoteki, ale ta teoria nie przejdzie. Sam wsadzilem smarkacza w zeszlym roku, to zupelnie inna klasa niz Munoz. W dodatku pracowal przy napelnianiu butli gazowych, z czego wynika jasno, ze dzialalnosc kolidujaca z prawem nie wystarczala, by zarobic na czynsz. Byl drobna plotka, ktora po prostu znalazla sie w zlym miejscu o niewlasciwym czasie. -Czyli innymi slowy Rzeznik z Seattle nie istnieje? - zapytal Charlie. -Nie jestem pewien - odparl Bob. - Mozliwe, ze mamy do czynienia z frmo-wym zabojca. -Nie rozumiem - przyznalem. -Spotykamy sie z tym dosc czesto. Jesli jakis gang chce postawic na swoim terenie znak "wstep wzbroniony" i robi to poprzez siekanie czlonkow rywalizujacego gangu na gulasz, to przeslanie zapewne dosc szybko zostanie odebrane i zrozumiane. Te dwa morderstwa mogly byc robota jednego wariata, ale moze to tez byc nowy standard. Przeciez w koncu po co kroic trupa, skoro facet juz dawno nie zyje? -Czyli twoim zdaniem jest to cos w rodzaju ogloszenia? - podsumowal Charlie. - "Tak skonczy kazdy, kto przekroczy granice", dobrze rozumiem? -Twierdze tylko, ze istnieje taka mozliwosc. Nie znalezlismy innych punktow stycznych laczacych Andrewsa i Munoza. -Wobec tego teoria Kataryny o udziale Geparda moze sie jednak obronic - zauwazyl Charlie. Bob pokrecil glowa. -To nie jego terytorium. On dziala wylacznie w srodmiesciu. W jego wypadku polnocne Seattle jest rownie odlegle jak obce panstwo. Watpie, zeby wiedzial, jak do trzec do Woodland Park, a gdyby nawet sie tam znalazl, drzewa i trawa powiedzialyby nam o nim wszystko. On sie urodzil w swiecie betonu i slupow telefonicznych. Swoja droga najgorsze, ze nie mamy nad czym pracowac. Moze po trzecim albo czwartym morderstwie cos wymyslimy, zaczniemy rozumiec, z kim mamy do czynienia. Jak dotad wiemy niewiele. 84 -Spodziewacie sie nastepnych zbrodni? - zapytalem.-Nie tylko my. Cale miasto wstrzymuje oddech. - Bob zerknal na zegarek. -Musze uciekac. Zadzwon do mamy, Charlie. Dzisiaj, zanim zapomnisz. -Jak tylko wroce na stancje - obiecal Charlie. -Chcialbym w to wierzyc - westchnal Bob. Odwrocil sie i wyszedl. -Mark, mozemy powiedziec dziewczynom, ze nie ma sie czego bac? -Chyba jednak nie. Za malo wiemy, zeby ryzykowac. Lepiej niech zachowaja ostroznosc, zobaczymy, co bedzie dalej, jak facet zabije jeszcze raz. -Jezeli zabije. -Jesli nic wiecej sie nie zdarzy, wrocimy do starych zwyczajow. A na razie kupie dziewczynom te pojemniczki z pieprzem. -Chyba trzeba. - Lekko wzruszyl ramionami. - Uroki cywilizacji. -Bedziesz sie teraz uzalal nad soba i stwierdzisz, ze zycie jest krotkie, brutalne i pelne przykrych niespodzianek, a w dodatku niesie ze soba samotnosc i biede? -Chyba faktycznie jest brutalne i pelne przykrych niespodzianek. - Dokonczyl piwo. - Chodz. Mam duzo roboty. Rozdzial 7W srode rano na seminarium poswieconym Miltonowi bylem ledwo cieply. Zle funkcjonuje o tak wczesnej porze, w dodatku spotkanie zostalo poswiecone glownie przepychankom religijnym siedemnastego wieku. Klotnie o wiare zwykle poruszaja wszystkich, a oswiadczenie jakiegos entuzjasty, ktory stwierdzi: "Moj Bog jest lepszy od waszego!", niemal z calkowita pewnoscia prowadzi do kolejnej wojny. Po wykladzie zajrzalem do sklepu z bronia i kupilem trzy pojemniki z pieprzem, breloczki rekomendowane przez Boba Westa. Pojemniczki nie wygladaly szczegolnie imponujaco, ale pewnie zawieraly dosc pieprzu, zeby obezwladnic pojedynczego napastnika, a nasze panie raczej nie beda musialy sie bronic przed tlumem. Wrocilem do Wallingford rozwazyc kilka mozliwych wersji pracy konczacej kurs z Miltona. Natychmiast zrezygnowalem z porownywania pierwszych ksiag "Raju utraconego" z "Pieklem" Dantego. Geografa i polityka piekla niespecjalnie mnie pociagaly. Moze powinienem w ogole zostawic w spokoju "Raj utracony" i skoncentrowac sie na prozie Miltona? Tuz po poludniu zrobilem sobie kilka kanapek, zeby dotrwac do kolacji. Czasami odnosze wrazenie, jakbym jadal lunch bardziej z przyzwyczajenia niz z rzeczywistej potrzeby. Wlasciwie czlowiek nie potrzebuje trzech posilkow dziennie, zwlaszcza jesli nie pracuje fzycznie. A jezeli je, chociaz nie potrzebuje jedzenia, szybko przybiera na wadze i osiaga stan, kiedy latwiej go przeskoczyc, niz obejsc. Kwestia diety urosla do rozmiarow poteznej galezi amerykanskiego przemyslu, a przeciez zwykla prymitywna rada "odpusc sobie lunch" zalatwilaby bez mydla wszystkich straznikow utrzymywania wagi. Tymczasem jednak zrobilem sobie diablo swietne kanapki, jesli moge sie tak wyrazic. Zjadlem, sprawdzilem godzine. Dochodzila dwunasta trzydziesci, wiec postanowilem zadzwonic do Mary. Znowu padalo. Jesli Twink zamierzala dzisiaj byc na wykladzie, chcialem ja podwiezc. -Juz jej nie ma - uslyszalem od Mary. - Pojechala na rowerze. 86 -Na litosc boska, przeciez pada!-Mark, przypominam ci, ze ona ma plaszcz przeciwdeszczowy. Nie denerwuj sie bez potrzeby. -Wyszla z dolka? -Czuje sie swietnie. Radosna i rozpromieniona. Kazdy ma wzloty i upadki, ale trzeba przyznac, ze Renata potraf szybko wziac sie w garsc. To chyba dobry znak, jak myslisz? -Mam nadzieje. Aha, rozmawialem z doktorem Fallonem o tych pigulkach nasennych. Delikatnie mowiac, nie byl specjalnie uszczesliwiony. Wyglada na to, ze Twink w sanatorium byla uzalezniona od barbituranow. Szybko sie uspokaja po proszkach, ale powinnas je gdzies zakamufowac. Zdaniem Fallona Twink moze chciec je lykac jak nalogowiec. -To niedorzeczne! -Powtarzam ci, co powiedzial. -Powtorz jemu, zeby sie wypchal. Doskonale wiem, co robie. Dalam jej pigulke w dramatycznej sytuacji, dziewczyna byla klebkiem nerwow, a to sie nie zdarza na tyle czesto, zeby sie od czegokolwiek uzaleznila. -Milo mi to slyszec. Musze konczyc. Ruszam na uniwersytet. -Twink tez bedzie na wykladzie. Nie zamartwiaj sie. -Dobrze, prosze pani. - W Padelford Hall sprawdzilem skrzynke pocztowa. Tak jak przypuszczalem, znalazlem w niej sporo kart rezygnacyjnych. Poszedlem do biura i szybko skorygowalem liste uczestnikow kursu. Bylem coraz blizej celu. Jeszcze jeden solidny odsiew i grupa zacznie miec sensowne rozmiary.W drzwiach sali stanalem dokladnie o trzynastej trzydziesci. Poniewaz zamierzalem przywiazywac duza wage do punktualnosci, musialem dawac dobry przyklad. Twink siedziala prawie na srodku sali i usmiechala sie lekko, wyraznie zadowolona z siebie. Sprawdzilem liste i poprosilem o zlozenie prac. -Drodzy panstwo - zaczalem wyklad. - Nadeszla pora, by poruszyc kwestie do kumentacji. Skupimy sie dzisiaj na niepozornych uwagach kierowanych do czytelnika, zamieszczanych zwykle u dolu strony, a zwanych przypisami. Sa one przyjetym w aka demickiej etykiecie sposobem na usprawiedliwianie zdarzajacych sie niekiedy drob nych kradziezy dobr umyslowych. Mozecie panstwo bezkarnie przywlaszczyc sobie w zasadzie kazda dowolna koncepcje, pod warunkiem ze ja w tradycyjny sposob ozna czycie. Nie wypada zwyczajnie przyznac wprost, ze skorzystaliscie z bystrosci umyslu 87 Arystotelesa albo Toma Paine'a. Wasi profesorowie i tak beda wiedzieli, ze powtarzacie cudze mysli, wiec nie musicie im tej informacji ciskac prosto w twarz. Przestrzegajcie panstwo wszystkich przyjetych zasad, a nie bedziecie im przeszkadzali spac snem sprawiedliwych przy czytaniu waszych prac. Jesli dojdziecie w tym do niejakiej wprawy, mozecie nawet osiagnac w ten sposob kolejny stopien naukowy, nie kalajac mozgu zadna oryginalna idea. Po to tu wlasnie jestesmy, prawda? Chcemy zanurzyc sie w miernocie i cieszyc wolnoscia. Oryginalnosc wymaga myslenia, a wiekszosc ludzi boi sie tego jak diabel swieconej wody.Do dzisiaj nie wiem, dlaczego wlasciwie to powiedzialem. Moze z winy Miltona. Tamta sroda naprawde byla do niczego. Napisalem na tablicy rozne formy przypisow i w zasadzie odwalilem temat za caly semestr. Jesli mialbym byc calkowicie szczery, przyznalbym, ze nie mialem tamtego dnia najmniejszej ochoty uczyc. Bardzo chcialem zamienic pare slow z Twink i upewnic sie, ze wszystko z nia w porzadku, ale okazala sie dla mnie za szybka. Natomiast poniewaz sam wyszedlem z klasy niewystarczajaco szybko, dopadlo mnie stadko pijawek. Musialem sluchac, jak to uwazaja moj wyklad o przypisach za "absolutnie fascynujacy", i zmarnowalem wiele czasu, zanim sie od nich uwolnilem. Wpadlem do biura przejrzec prace zebrane na poczatku wykladu. W srodku stertki natraflem na wypracowanie Renaty, ktorym tak mnie straszyla. Wiedzialem od razu, ze praca nalezy do niej, bo podpisala sie jako Twinkie. Odlozylem inne papiery na bok, zaczalem czytac. JAK SPEDZILAM WAKACJE Twinkie Wakacje spedzilam w domu wariatow. Dla zabicia czasu sluchalam ich krzykow i napadow glosnego smiechu. Normalni ludzie nie maja pojecia, jak dobrze czasem byc wariatem. Bardzo mnie to smuci. Ludzie zyjacy w zwyklym swiecie musza codziennie sie mierzyc z rzeczywistoscia, ktora zwykle jest szara i ponura. Czas plynie tylko w jednym kierunku, a klamki u drzwi nie potrafa mowic. Prawdziwy swir ma duzo latwiejsze zycie. Mozemy ubarwiac wlasny swiat, jak tylko zechcemy, poniewaz musi nam byc posluszny.Mile, prawda? W swiecie wariatow nic nie jest prawdziwe, dlatego mozemy zmieniac wszystko, co nam sie nie podoba. Jezeli traf sie piekny dzien, moze dla nas trwac i tysiac lat, natomiast kazdy brzydki potrafmy cisnac w niebyt, jezeli slonce nas razi, zamkniemy je w jego pokoju, a kiedy gwiazdom brakuje blasku, kazemy im swiecic jasniej. Beda posluszne, chocby tylko po to, zeby nas uszczesliwic. 88 Dlatego wlasnie swiat wariatow jest znacznie milszy niz swiat normalnych ludzi. Zdecydowalismy, ze mozna dla rozrywki od czasu do czasu odwiedzic te zwykla rzeczywistosc, lecz stanowczo nie zyczymy sobie w niej zyc, bo grozi nam rozpacza, jest brzydka i nieszczesliwa, a normalni ludzie chyba nigdy nie sa zadowoleni. Ogromnie to przykre.Mieszkancy normalnego swiata takze maja zwyczaj odwiedzac nas niekiedy, ale w domu wariatow nie ma z nich specjalnej korzysci. Zawsze sa powazni i niespokojni, prawie nigdy sie nie smieja. Chyba po prostu nie umieja patrzec na zycie, tak jak je widza szaj-busy, dlatego nawet nie podejrzewaja, jakie jest zabawne. Nie potrafa sie odprezyc, a kiedy czubki w innych pokojach przy tym samym korytarzu zaczynaja cwiczyc wrzaski, w oczach normalnych ludzi rosnie strach. Czy nie wiedza, ze krzyk to wielka sztuka? Na swiatowych igrzyskach swirow perfekcyjnie rozegrana dziesiecioosobowa sztafeta we wrzaskach naprawde warta bylaby zlotego medalu. Przeprowadzilam sie teraz do zwyklego swiata. Powinnam byc powazna, nie powinnam sie smiac... staram sie sprostac tym wymaganiom. Jesli wlazles miedzy wrony... Ale czasem, wcale nie czesto, cichutko sobie pokrzycze, na chwale dawnych dobrych czasow. Bardzo sie staram krzyczec grzecznie. W tym swiecie nie nalezy budzic sasiadow bladym switem. Na szczescie kilka cichych krzykow nikomu specjalnie nie przeszkadza, a ja spie potem znacznie lepiej. Niekiedy snie o swiecie szalencow, a wtedy klamki mi spiewaja i sciany tula mnie w ramionach. Lece wysoko w niebo i patrze na ten brudny, pelen rozpaczy, brzydki swiat normalnych ludzi, gdzie wszyscy sa powazni, zatroskani i nie potrafa sie cieszyc. I smieje sie do rozpuku. -Jezu! - wyrwalo mi sie. Delikatnie odlozylem kartke. - Jasny gwint! Ta dziew czyna ma talent! Musialem koniecznie sie upewnic, czy praca rzeczywiscie byla tak dobra, jak sadzilem, wiec ruszylem na poszukiwanie profesora Conrada. Mialem szczescie, byl u siebie. -Zajety pan jest, szefe? - spytalem. -Ma pan jakies klopoty? -Raczej nie mozna tego tak nazwac. Wlasnie odkrylem prawdziwy diament. Jesli znajdzie pan kilka chwil, chcialbym poznac pana zdanie na ten temat. - Podalem mu prace Twink. Zerknal na tytul. -Niemozliwe. - Jeszcze odrobina, a bylby sie rozesmial. - "Jak spedzilam wakacje"? -To dla pierwszoroczniakow, szefe. Wiekszosc z nich jest na etapie "byle dalej". Ta praca wydaje mi sie powyzej przecietnej. Chcialbym wiedziec, co pan o niej mysli. 89 Przeczytal wypracowanie Twink.-Dobry Boze! - wykrzyknal w koncu. -Zareagowalem podobnie - wyznalem. -Niech pan te osobe uwaznie obserwuje - nakazal. -Bede jej strzegl jak zrenicy oka. To jest ta dziewczyna, o ktorej panu opowiadalem kilka tygodni temu. -Czyli rzeczywiscie byla w odosobnieniu. -Tak. Po tragicznej smierci siostry na jakis czas stracila kontakt z rzeczywistoscia. Teraz jest wolna sluchaczka w mojej grupie. Nie musi pisac prac, a mimo to wziela sie do roboty. Nawet jesli zrobila to tylko po to, zeby sie pokazac, i tak jest niezla. -Nie sposob sie z panem nie zgodzic. Jesli ta osoba pozostanie przy zdrowych zmyslach, niech pan wyswiadczy naszemu wydzialowi przysluge i pokieruje ja w odpowiednia strone. Taka perla zdarza sie raz, najwyzej dwa razy na pokolenie. - Obrocil krzeslo i wlaczyl kserokopiarke. - Nie ma pan nic przeciwko, prawda? -Oczywiscie, ze nie, szefe. Ja tez zrobie pare odbitek. - Nie mozna powiedziec, ze przestalo padac, kiedy podjechalem pod stancje. W dodatku Milton stale wisial nade mna jak dodatkowa gradowa chmura, ale ja dzieki wypracowaniu Twinkie bylem w doskonalym nastroju. Nawet perspektywa czytania i oceniania sterty prac nie zepsula mi humoru.Poszedlem do kuchni, gdzie dziewczeta krzataly sie przy kolacji. -Mam dla was upominki, drogie panie - oznajmilem. -Tak? - zdziwila sie Trish. - A z jakiej okazji? -Wczoraj wieczorem bylem z Charliem Pod Zielona Latarnia, gadalismy z jego starszym bratem. Bob mial pomysl, ktory wydal nam sie sensowny. Kupilem wam wyjatkowo uzyteczne breloczki do kluczy. Chcialbym, zebyscie wychodzac z domu, zawsze mialy je przy sobie. - Polozylem trzy breloczki na kuchennym blacie. Erika wziela jeden z nich w reke. -Co to za dziwo? - spytala. -Spray pieprzowy. Nie baw sie tym, bo pojemniczek jest naladowany. Wystarczy nacisnac i gotowe. Jesli zdarzy ci sie spotkac swiatowej slawy Rzeznika z Seattle, jednym psiknieciem w twarz popsujesz mu caly plan. Zostanie defnitywnie wylaczony z akcji przynajmniej na godzine. Tak w kazdym razie twierdzil sprzedawca. -Trzeba miec na to pozwolenie? - zastanowila sie Trish z powatpiewaniem. -Bob West nic o tym nie wspomnial, a przeciez jest gliniarzem, wiec zna prawo. -Wiesz co, Mark... - Trish nadal miala watpliwosci. - Chyba wolalabym tego nie nosic. Bedzie mnie to denerwowalo. 90 -Lepiej byc zdenerwowana niz martwa - oswiadczyla Erika. - Pomysl jest sensowny, wiec rob, co ci kaza. Trish jeszcze chwile burczala cos niezadowolona, ale w koncu przypiela breloczek do kluczy. Bylo w Erice cos takiego, ze starsza siostra natychmiast stawala przy niej na bacznosc. - -Mark, cos ty taki radosny? - zapytal James przy kolacji. - Zachowujesz sie, jakbys wlasnie wygral na loterii.-Mozna to tak ujac - przyznalem. - Odkrylem dzisiaj niezaprzeczalny talent, i to nie gdzie indziej, tylko na pierwszym roku anglistyki. -I roze znajdziesz niekiedy pomiedzy chwastami - zauwazyl sentencjonalnie. - Czyzby komus udalo sie wykorzystac wyjatkowo zgrabnie dobrany idiom, jakis bon mot? -Duzo, duzo wiecej, staruszku - oznajmilem z zadowoleniem. -Podzielisz sie z nami swoja radoscia? - spytala Sylvia z niedwuznacznie zniecierpliwiona mina. -Obawialem sie, ze nigdy nie spytasz. Przypadkiem mam ze soba ksero tej pracy. -Co za zbieg okolicznosci - zauwazyla Erika sucho. -Badz mila - zbesztalem ja. - Moja grupa oddala dzisiaj prace pisemne. Miedzy zwyklymi, niewiele wartymi wypocinami znajdowal sie ten klejnot. - Podalem Jamesowi prace Twink. - Prosze, wez. Oslodz sobie zycie zgorzknialego badacza teorii Hegla. James wzial kartke. -Jak spedzilam wakacje - przeczytal glosno. - Napisala Twinkie. -Czy to nie jest ta dziewczyna, ktora nianczysz? - spytala mnie Erika. -Tak, to ona. Czytaj, James. Zapoznaj nas z tym cudem. Przeczytal wypracowanie Twink swoim dudniacym basem, a kiedy skonczyl, w jadalni zapadla pelna zdumienia cisza. -O rany! - westchnal po chwili Charlie. -Miales racje, swietne - zgodzila sie Sylvia. - Mark, musze koniecznie poznac te dziewczyne. -Naprawde juz ja wypuscili? - zapytal James. - Nie wydaje mi sie, zeby byla na to gotowa. -Popisuje sie i tyle - powiedzialem. - W ogole nie musiala pisac tej pracy. Jest tylko wolnym sluchaczem. -Nieczesto spotyka sie ludzi, ktorzy pisza wypracowania dla rozrywki - zauwazyl Charlie. - Czy dlatego zamkneli ja w domu wariatow? 91 -Niezupelnie - odparlem. - Miala kilka innych problemow. I prosze, nie zartujcie na ten temat. Zdaniem lekarza groza jej nawroty. Taka jest, podobno, normalna kolej rzeczy. Troche jak przy rzucaniu palenia.-Od psychozy mozna sie uzaleznic? - spytal Charlie. -Slyszales, co napisala - odpowiedzialem. - Swiat wariatow jest lepszy od rzeczywistosci, w ktorej zyja normalni ludzie. Zadna klamka nie zrani twoich uczuc. A poza tym tylko w wariatkowie mozesz zebrac druzyne startujaca w olimpiadzie wrzaskow. Pokazalem prace Twink mojemu promotorowi, a on poradzil mi te dziewczyne otoczyc specjalna opieka. Nawet jezeli pisala to lewa reka przez sen, to i tak pobila na glowe wszystkich z pierwszego roku. -Czy ona sie zachowuje normalnie? - spytala Trish. -Moze zdefniuj slowo "normalnie" - poprosilem. - Nie chodzi po sufcie, nie uwaza siebie za Napoleona, ale rzeczywiscie bywa dziwna. Miewa lepsze i gorsze dni, lecz to chyba czesc procesu powracania do zdrowia. -Ona sie w tobie kocha, Mark - oznajmila Erika. - Nie udawaj, ze nie wiesz. -Zejdz na ziemie - usmiechnalem sie szyderczo. - Uwaza mnie za starszego brata, nic wiecej. Obie Twinkie Twins mialy takie samo zdanie na moj temat. Od urodzenia. -Gdzie ona mieszka? - spytala Sylvia. -U ciotki. Piec przecznic stad. Dlaczego pytasz? -Pyta oczywiscie dlatego, ze chcemy ja poznac - oznajmila Trish stanowczo. -Jak sadzisz, ciotka wypusci ja wieczorem z domu? - drazyla Sylvia. - Moze bysmy ja zaprosili na kolacje, na przyklad jutro? Nagle cos mi sie przypomnialo. -Przepraszam cie, Sylvio, mam skleroze. Wczoraj rozmawialem z doktorem Fallonem, mialem ci powtorzyc jego prosbe, zebys zadzwonila. -Ja? - Sylvia byla zdziwiona. - Po co? -Kiedy rozmawialismy o klopotach Twink, wspomnialem o twojej specjalizacji. Najwyrazniej spodobala mu sie mozliwosc wykorzystywania obserwacji bezstronnego swiadka, zorientowanego w temacie i z odpowiednim wyksztalceniem. Tym bardziej ze ja podobno nie wiem, co jest wazne. A poniewaz najwyrazniej i tak wszyscy chca poznac Twinkie, zaprosmy ja jak najpredzej. James wybuchnal smiechem. -Co cie tak smieszy? - zapytala Trish. -Propozycja Marka doskonale pasuje do zasad panujacych w tym domu, nie uwazacie? Przeciez my tez stanowimy rodzaj instytucji, prawda? Musimy przestrzegac regul, wypelniamy okreslone obowiazki. Nagle pojawienie sie przyjaciolki Marka okresla dokladniej, jaka instytucje zastepujemy. 92 -To wcale nie jest smieszne. - Trish spojrzala na niego z wyrazna dezaprobata.-Nie przeciagaj struny, James - poradzil mu Charlie. - Nie obrazaj pan rzadzacych w kuchni. To najprostsza droga prowadzaca do zalosnego stanu, kiedy to dostajesz na sniadanie belki zapiekane z drzazgami i okraszone wykalaczkami. Pozartowalismy sobie na ten temat jeszcze jakis czas, a potem kazde z nas wrocilo do swoich zajec. - W czwartek dopisalo mi szczescie, bo nie dosc, ze Twink byla na wykladzie, to jeszcze udalo mi sie ja zlapac, zanim uciekla.-Czego chcesz? - rzucila zirytowana, kiedy chwycilem ja za ramie. -Nie burcz na mnie. Co robisz wieczorem? -Mialam zamiar uratowac swiat, ale moge z tym zaczekac. A co proponujesz? -Chce cie zaprosic do nas na kolacje. -Przyjde - zgodzila sie obojetnie. -Zabiore cie o piatej. -Nic z tego. Przyjade sama. Mieszkasz blisko ciotki. -Skad wiesz? Nie przypominam sobie, zebym ci dawal adres. -Nic przede mna nie ukryjesz, Markie, powinienes byl to juz zauwazyc. Bede kolo piatej. Do zobaczenia. - Wyswobodzila ramie z mojego uscisku i ruszyla korytarzem. Jesli chciala mnie rozzloscic, swietnie jej poszlo. Wrocilem na stancje i reszte popoludnia poswiecilem na ocenianie wypracowan. Gdy ktos chce sobie zmarnowac dzien, powinien godzinke lub dwie przeznaczyc na czytanie prac pisemnych stworzonych w pocie czola przez studentow pierwszego roku anglistyki. O wpol do piatej stanowczym gestem odsunalem od siebie zadrukowane kartki i zszedlem na dol sprawdzic, jak nasze dziewczeta daja sobie rade z gotowaniem. Po raz pierwszy mielismy podjac kogos kolacja. Nie moglem sie pozbyc wrazenia, ze wszyscy jestesmy z tego powodu odrobine podenerwowani. -Jedziesz juz po nia? - spytala Trish. -Uparla sie, ze przyjedzie na rowerze. -Przeciez pada. -Nic nowego. Zreszta dzieli nas tylko pare przecznic, a Renata ma plaszcz przeciwdeszczowy. Twierdzi, ze wie, gdzie mieszkamy, lecz na wszelki wypadek wyjde na ganek. -Niech zyje niezaleznosc - podsumowala Sylvia - ale jak tak dalej pojdzie, dziewczyna dostanie zapalenia pluc. -E, przesadzasz - sprzeciwila sie Erika. 93 Spojrzalem na zegarek.-Wyjde przed dom. Inaczej bedzie nas dlugo szukac. Stanalem na ganku. Deszcz sie nasilil. Bylem coraz bardziej zly. Czemu Twink upierala sie przy korzystaniu z roweru? Prawie punktualnie o piatej wylonila sie zza rogu, ubrana w ten smieszny plastikowy plaszcz przeciwdeszczowy, oblepiajacy ja dokladnie jak powloka boeinga 747. Zatrzymala sie przed domem, na powitanie podniosla przednie kolo. -Uparta oslica! - zawolalem. -Trzeba wiedziec, czego sie chce! - rzucila mi w twarz moja wlasna madrosc. Przyczepilismy rower lancuchem do barierki. Renata zdjela plaszcz, otrzasnela go z wody. Rozlozyla rece na boki, okrecila sie powoli. -Jak wygladam? - spytala. -Moze byc - uznalem. - A, jeszcze drobiazg, zanim wejdziemy. Powinienem ci chyba powiedziec, ze moi znajomi znaja twoje wypracowanie. Wzruszyla ramionami. -Ech, ta slawa! Co robic... - westchnela przesadnie gleboko. - Podobalo im sie? -Zwalilo ich z nog. Wlasnie dlatego zostalas zaproszona. Jezeli Sylvia bedzie ci zadawala zbyt wiele pytan, nie bierz jej tego za zle. Specjalizuje sie w psychologii klinicznej, wiec moze bedzie chciala odkryc twoje prawdziwe "ja". -Marne szanse - stwierdzila Twink. - Stracilam kontakt ze swoim "ja" bardzo dawno temu. Jak ci sie podobala moja praca? -Padlem z wrazenia, tak jak ostrzegalas. Stanowczo masz sie czym pochwalic. Jak sie czujesz? Mary wspomniala, ze we wtorek bylo juz duzo lepiej. Wzruszyla ramionami. -Kazdemu zdarzaja sie kiepskie dni. Teraz juz wszystko w porzadku. Jestem slodka i milutka. -Chodz, czas na prezentacje. Moi wspollokatorzy to sympatyczni ludzie, wiec nie denerwuj sie tylko dlatego, ze ich jeszcze nie znasz. Twoja praca zrobila na nich wrazenie, bardzo chca cie poznac. -To milo z ich strony. Nie przejmuj sie tak strasznie, bo dostaniesz wrzodow. Weszlismy do domu, poprowadzilem Twink do kuchni. James i Charlie tez juz tam byli. -Zgadnijcie, kto do nas przyszedl na kolacje - zagailem. Glupie to bylo, ale wydawalo mi sie na miejscu. -Czy on zawsze sie tak wydurnia? - spytala Trish Renate. -Zwykle tak - odparla Twink natychmiast. - Czasami jest ciut mniej zenujacy, czasem znacznie gorszy. Moze to zalezy od fazy ksiezyca, nie mam pewnosci. 94 -Moze tak - zgodzila sie Trish. - Wszystkie wiemy, jak to jest z chlopakami. Nazywam sie Patricia Erdlund. Tutaj wystepuje jako Trish, chyba dlatego ze mieszkancy tego domu maja problemy z wymowa slow zawierajacych wiecej niz dwie sylaby.-Zachowuj sie - upomniala ja Erika. -A to moja siostra, Erika - przedstawila ja Trish. - Postrach Akademii Medycznej. Tamta slicznotka to Sylvia od zaburzen psychicznych, ten wlochaty mlo dzieniec o dloniach poplamionych smarem to Charlie Top Secret, ktory nie moze zdra dzic, co studiuje, a ten wytworny dzentelmen ze srebrzysta broda ma na imie James i stale flozofuje, jesli nie odgrywa goryla lub, jak kto woli, bramkarza. Twink zachichotala. -Powiedzialam cos smiesznego? - spytala Trish. -Od razu poczulam sie prawie jak u siebie - wyjasnila Twink. - Dopiero co wypuscili mnie z domu wariatow, a juz traflam do nastepnego. -Normalnosc nie jest dzisiaj w modzie - stwierdzil Charlie. - Moze dlatego ze jest nudna. -Zauwazylam - zgodzila sie Twink. - Kochany, zlotousty Mark wyjawil mi, ze wczoraj zniszczyl moj kamufaz i biegal z moja praca po calej uczelni, wiec chyba nie ma sensu, zebym sie z czymkolwiek ukrywala. Jestem calkiem spokojna wariatka, nie gryze mebli i nie wymagam oddawania mi czci naleznej bogom, chociaz przeciez jestem boginia. To sie dosc czesto zdarza w wariatkowie. Wszystkie swiry wiedza doskonale, ze sa bogami... pewnie dlatego laduja w zakladzie. Bogowie maja dosc rozumu, by sie swoja boskoscia nie przechwalac na kazdym kroku, ale przeciez mozemy przyjac, ze wariatkowo to dom oglupialych bogow, ktorzy nie maja tyle oleju w glowie, zeby trzymac jezyk za zebami. -Sylvia, masz temat rozprawy naukowej - oznajmila Erika z twarza calkowicie pozbawiona wszelkiego wyrazu. - "Boskosc obledu". Jesli cos takiego napiszesz, zyskasz szanse zbadania lokalnych zakladow zamknietych jako pensjonariuszka. -Erika, nakryj stol - zarzadzila Trish. - Kolacja prawie gotowa. Tamtego wieczoru jedlismy pieczona szynke. Musze przyznac, ze dziewczeta prze szly same siebie, pewnie ze wzgledu na goscia. Twink byla wesola i ogromnie towarzyska, malo brakowalo, a bylaby swiecila, iskrzyla i stepowala. Sylvia, co bylo do przewidzenia, zdominowala rozmowe przy stole. Miala do Twink mnostwo pytan. Przeczytala wiele podrecznikow i poznala niejedna teorie dotyczaca dziedziny swoich studiow, lecz nie zyskala do tej pory okazji porozmawiac z logicznie myslacym podmiotem swoich zainteresowan. Caly jej niezbyt dlugi wstep sprowadzal sie wlasciwie do jednego pytania: jak jest naprawde w zakladzie dla psychicznie chorych? -Niezbyt milo - przyznala Twink. - Czlowiek nie moze sie pozbyc wrazenia, ze lekarze i terapeuci wiecznie maja o cos do niego pretensje. Zupelnie jakbysmy ce- 95 lowo robili im na zlosc. Dlatego czesto oszukujemy. Opowiadamy im wierutne bzdury, bo fajnie patrzec, jak tym ludziom oczy z orbit wylaza, w wariatkowie to rozrywka nie do pogardzenia. Najczesciej umiemy postawic na swoim. Ciagle zadaje sie nam pytania, na ktore nie chcemy odpowiadac, wiec mamy dziesiatki sposobow na unikanie odpowiedzi. Po kilku miesiacach u czubkow czlowiek sie wyrabia. Szajbusy pomagaja sobie wzajemnie, mozna sie tez dosc szybko doksztalcic w trakcie sesji grupowych. Terapeuci uwazaja, ze mowienie potraf wyleczyc z kazdej dolegliwosci. My natomiast wiemy, ze wystarczy mowic to, co chca uslyszec, a ciesza sie jak dzieci, popiskuja z radosci - i daja czlowiekowi spokoj. Jesli naciskaja za mocno, zawsze mozna przed nimi uciec, przybierajac nieprzenikniony wyraz twarzy i udajac, ze sie ich w ogole nie widzi.-Przeciez oni chca pomoc chorym - zaprotestowala Sylvia. -No jasne! - Glos Twink ociekal ironia. - Robia mnostwo notatek, a potem wymachuja nimi bez opamietania podczas narady, zeby zrobic wrazenie na szefe. I nic wiecej ich nie interesuje, chyba sie ze mna zgodzisz? Bo przeciez jesli nie przypodobaja sie szefowi, moga stracic robote, a wtedy trzeba szukac uczciwej pracy. Tutaj mamy nad nimi przewage. Oni sie boja, a my nie. Wszystko, co najgorsze, mamy juz za soba. Wiemy, ze przeszlismy przez cos strasznego, tylko nie pamietamy dokladnie, co to takiego bylo. Sylvia zdawala sie mocno dotknieta. -Nie gniewaj sie - przeprosila Twink. - Za duzo gadam... - Impulsywnie ujela Sylvie za reke. - Jestes sliczna, bardzo mila i przerazajaco szczera. Nie martw sie, kiedy juz zaczniesz pracowac w miejscu ponurego odosobnienia, wariaci nie beda sie nad toba znecali. Beda ci mowili tylko to, co zechcesz uslyszec, dzieki czemu zyskasz doskonale samopoczucie. Beda ci opowiadali same klamstwa, ale w koncu co za roznica? Robimy to z sympatii, bo obchodzi nas los osob, ktore lubimy. Obdarzamy uczuciami znacznie hojniej niz normalni ludzie. -Cale leczenie to jedna wielka blaga, tak? - chcial sie upewnic Charlie. -Jasne. Myslalam, ze juz sie polapaliscie. Jesli ktos chce sie wydostac z wariatkowa, wystarczy, ze bedzie mowil to, co lekarze chca uslyszec. -Ty tak zrobilas? - naciskal Charlie. -Przeciez wlasnie to powiedzialam. Pewnie jestem tak samo szurnieta jak wtedy, kiedy mnie zamkneli, ale jak tylko przestali mnie szprycowac pigulkami, zorientowalam sie, co trzeba zrobic, zeby wyjsc. Jedyny moj problem polega na tym, ze niewiele pamietam z tego, co sie stalo, zanim dopadla mnie amnezja. Marka rozpoznaje, natomiast nie zostaly mi zadne wspomnienia dotyczace rodzicow. Zdaje sie, ze mialam siostre, ale wcale sie przy tym nie upieram. Czasami zdarzaja mi sie przeblyski, w ktorych widuje przeszlosc, niestety, maja niewiele sensu. Nauczylam sie nimi nie przejmowac. Nie nalezy zaprzatac sobie glowy przeszloscia, ona juz nie wroci. Kiedy tylko zdalam sobie 96 z tego sprawe, bylam gotowa do wyjscia z wariatkowa. Jeszcze chwile zajelo mi przekonanie do tego planu doktorka, ale mydlilam mu oczy tak dlugo, az wreszcie mnie wypuscil. - Spojrzala na Sylvie cieplym wzrokiem. - Tak wlasnie jest w wariatkowie, kochana. Mowimy to, co trzeba, zeby wszystko toczylo sie tak, jak sobie tego zyczymy.-A czego wlasciwie sobie zyczysz? - zapytala Sylvia. -Najbardziej chcialabym, zeby ludzie przestali mi zadawac to pytanie. Przeszlosc, chociaz jej nie pamietam, to juz tylko przeszlosc. W przeszlosci stalo sie cos, przez co zeswirowalam. Jesli bede do niej wracala, szukala tamtych zdarzen, a tego najwyrazniej chca wszyscy, ktorzy probuja mi pomoc, to pewnie oszaleje znowu. Musze sie rozstac z przeszloscia i zapomniec o niej na dobre. Terapeutom takie rozwiazanie nie miesci sie w glowie, wiec uszczesliwilam ich kilkoma interesujacymi klamstwami, i to wystarczylo, zeby mnie wypuscili z domu bez klamek. -Ale zdajesz sobie sprawe, ze ta przerazajaca przeszlosc kiedys do ciebie wroci? - odezwala sie Sylvia. -Nie wroci. Zamknelam za nia drzwi, zabarykadowalam je i zamurowalam. Teraz moj czas przeszly zaczyna sie w domu wariatow, w chwili gdy mialam dwadziescia lat. Nic, co sie zdarzylo wczesniej, poza istnieniem Marka, nie ma najmniejszego znaczenia. Cale zycie bede udawala normalna. A teraz moze porozmawiajmy o pogodzie albo o czyms innym, co ma jakies prawdziwe znaczenie? Przeszlosc jest martwa i zrobie wszystko, zeby jej nic nie wskrzesilo. Sylvia byla wstrzasnieta. Renata wlasnie skutecznie zamknela jej drzwi przed nosem, a przyszlej pani psycholog wcale sie to nie podobalo. Szczerze mowiac, mnie takze nie uradowala ta deklaracja odciecia sie od przeszlosci. Niby calkiem rozsadna, ale kiedy przyjrzalem jej sie blizej, doszedlem do wniosku, ze pod spodem nie jest taka piekna ani bezproblemowa, jak sie wydaje na pierwszy rzut oka. Chocby regularne koszmary senne oznajmialy z cala moca, ze drzwi do przeszlosci Twink nie sa tak szczelnie zamkniete, jak ona sama chciala wierzyc. Cos sie zza nich wydostawalo, wyzwalala sie podswiadomosc. Twinkie mogla udawac, ze jest normalna, kiedy nie spala, ale ja przeczuwalem, ze jeszcze nie doszla do siebie. Rozdzial 8W sobote, dzien ustawowo okreslony jako czas robot na rzecz stancji, przekonalem Charliego, zebysmy pojechali do Everett jego polciezarowka i poszperali na skladowisku zakladu Greenleafa w poszukiwaniu materialu na polki. Zaraz potem zadzwonilem do szefa z wiadomoscia, ze przyjedziemy, i z prosba, zeby o tym zawiadomil straznika. -Niezle mnie ustawila ta twoja szurnieta przyjaciolka - stwierdzil Charlie, kiedy juz jechalismy na polnoc miedzystanowa numer piec. - A Sylvie rozlozyla na obie lopatki. -Twink jest w tym niezla - przyznalem. - Pozwala ludziom wchodzic z butami do jej duszy, ale w pewnym miejscu stawia zakaz: ani kroku dalej. Swoja droga, pewnie dobrze to Sylvii zrobilo. Przydala jej sie mala lekcja pokory. -Marne szanse, zeby z niej skorzystala - prychnal Charlie. - Caly program jej wydzialu opiera sie na rutynowym "czy chcesz o tym porozmawiac?". Twinkie zmarnowala Sylvii przynajmniej jeden semestr, kiedy stwierdzila, ze swiry opowiadaja terapeutom bajki. -Co za rozczarowanie - stwierdzilem. - Widziales sie ostatnio z Bobem? Jesli gliniarze doszli do jakichs nowych odkrywczych wnioskow w sprawie ostatniego zabojstwa, przydaloby sie wiedziec. -Pewni sa tylko jednego, ze to porachunki gangsterskie - odparl Charlie. - Kataryna dalej stawia na Geparda, ale reszta tego nie kupuje. Gliniarze z polnocnego konca miasta nabrali przekonania, ze to jakis nowy gang oczyszcza sobie teren i dzieki tym rzeznickim pokazom chce wystraszyc konkurencje. -No tak, pare autopsji na zywych facetach i pewnie osiagna cel. "Zjezdzaj z naszego terenu albo wyprujemy ci faki". Krotko i tresciwie. Przy bramie fabryki stal posiwialy wartownik. Kiedy mnie zobaczyl, gestem reki dal znac, zebysmy przejezdzali. Rozpoznalem go, ale nie moglem sobie przypomniec jego imienia. -Na koncu skrec w prawo - poinstruowalem Charliego. - Odpady sa za tym dlugim barakiem. 98 Naturalnie bez przerwy mzylo, wiec grzebanie w mokrym drewnie obudzilo we mnie nie takie znowu stare wspomnienia zielonego lancucha. Prawie godzine wybieralismy odpowiednie deski. W odpadach jest sporo calkiem dobrego drewna i wcale mnie to nie dziwilo. Drzwi znajduja sie zwykle na widoku, a framugi i ramy okienne nie moga miec sekow, bo bylyby nieszczelne. Tak wiec deski z jakimikolwiek skazami natychmiast sie odrzuca. Moj plan polegal na tym, zeby na poziomie oczu i wyzej robic polki z nieskazitelnego drewna, a blizej podlogi, gdzie widac tylko zewnetrzna krawedz, z tanich desek poznaczonych sekami.Jest mnostwo sposobow na obnizenie kosztow, trzeba tylko je znac. - Wrocilismy do Wallingford, rozladowalismy pikap i zanieslismy deski do mojego kata w piwnicy. Po lunchu zaczalem brac pomiary w pokoju Jamesa. W tym samym czasie Charlie pracowal nad samochodem Trish.-Panna Greenleaf nie jest specjalnie wylewna osoba - zauwazyl James, gdy zapi sywalem kolejne liczby. - Nie odpowiedziala wlasciwie na zadne pytanie Sylvii. A jej wypracowanie odslonilo przede mna kilka mozliwosci, ktorych istnienia w ogole nie podejrzewalem. -Niesamowita, prawda? Wlasnie wtedy rozlegl sie z dolu glos Trish: -Mark, telefon do ciebie! -Juz ide! - odkrzyknalem. Zbieglem po schodach, pokonujac po dwa stopnie naraz, i chwile pozniej w salonie podnioslem sluchawke. - Slucham? -To ja - dobiegl mnie glos Mary. - Bylysmy wczoraj z Twink w klinice Lake Stevens, a w drodze powrotnej powiedziala mi, ze chcialaby w niedziele zajrzec do kosciola. Ide dzis na noc do pracy, wiec rano bede padala z nog. Moze ty bys ja podrzucil? Wszystko razem potrwa jakas godzine z nieduzym okladem. -Nie ma sprawy. -To swietnie. Dzisiaj po poludniu zawioze ja do spowiedzi, zeby byla na jutro gotowa. -A z czego ona ma sie spowiadac? Nawet jesli kiedys zrobila cos zlego, to i tak nie pamieta. -Taka jest tradycja. Przed przystapieniem do komunii trzeba isc do spowiedzi. -Nawet jesli nie ma sie z czego spowiadac? To bez sensu. -Religia nie musi byc sensowna. A jesli sie dobrze zastanowic, to pewnie nawet nie powinna. Wiesz, gdzie jest kosciol pod wezwaniem swietego Benedykta? -Zdaje sie, ze przy Woodland Park? 99 -Tak. Na Piecdziesiatej. Tamtejszy proboszcz to ojciec O'Donnell.-Czyzby Szwed? -Przestan sie wyglupiac. Ren chce byc na mszy o dziewiatej, wiec przyjedz o osmej. Badz pod krawatem. -Tak jest, prosze pani. Odlozylem sluchawke i poszedlem szukac Sylvii. Bylem w katolickim kosciele raz w zyciu, na pogrzebie Reginy. Innymi slowy, nie mialem pojecia o przebiegu normalnej mszy. Na szczescie Sylvia mogla mi pomoc. Chyba wszyscy Wlosi to katolicy. -Nikt sie nie obrazi, jesli nie bedziesz we wlasciwy sposob uczestniczyl we mszy - zapewnila mnie. - Chociaz wszyscy sie zorientuja, ze nie jestes katolikiem, jak tylko wejdziesz do kosciola. -Ciekawe. -Pewne rzeczy robimy automatycznie, od razu po przekroczeniu progu domu bozego. Nawet gdybys nasladowal te czynnosci bardzo zrecznie, i tak byloby widac, ze nie wiesz, co robisz. Nie przejmuj sie, nikt nie bedzie mial do ciebie zadnych pretensji. -To dobrze, kosciol nie wplywa mi dobrze na nerwy. Chadzam tam na sluby i pogrzeby, i tylko przy tych okazjach zdobywam wiedze na temat wiary. Dzwonilas moze do doktora Fallona obgadac czwartkowy wystep Twink? Pokiwala glowa. -Powiedzial, ze kiedy wygaduje takie rzeczy, nie powinnismy traktowac jej zbyt powaznie. Moim zdaniem przeksztalcila umiejetnosc stosowania unikow w prawdziwa sztuke. Mamy do czynienia z bardzo szczegolna sytuacja. Zwykle pacjenta dreczy jakis gleboko ukryty mroczny sekret i terapeuta robi wszystko, by go poznac. W naszym wypadku wszyscy wiemy dokladnie, co dolega Renacie, tylko ona nie jest niczego swiadoma. My znamy odpowiedz, a ona nie chce jej poznac. -Nie bede sie wymadrzal w sprawach z nie swojej branzy. Powinienem wziac sie do roboty, bo jesli Trish przylapie mnie na leniuchowaniu, dostane po uszach. - Tymczasem tego samego wieczoru Trish poruszyla zupelnie inna sprawe, niema-jaca nic wspolnego z polkami, poniewaz akurat tego dnia, w czasie przygotowywania kolacji, potknela sie o jedna z dziur w linoleum. Co prawda zdolala utrzymac rownowage, ale kilka zrazow skorzystalo z okazji i wybralo wolnosc.-Mark, czy zmiana podlogi w kuchni to trudna sprawa? - zapytala. -Niespecjalnie - ocenilem. - To linoleum ktos kladl pewnie jeszcze w latach piecdziesiatych. W tamtych czasach rzeczywiscie byla to niemala sztuka. Kupowalo sie material w wielkich belach, do kompletu koniecznie cale hektolitry kleju, no i oczy- 100 wiscie specjalny noz. Potem czlowiek przez tydzien chodzil na czworakach i wymyslal zupelnie nowe przeklenstwa. Teraz kupuje sie plytki spakowane w zgrabne pudla. No, "plytki" to okreslenie potoczne, ale wygodne, bo ludzie wiedza, o co chodzi. Platy maja bok dlugosci mniej wiecej metra, sa produkowane z bezwoskowego winylu, a zeby zrobic z nich podloge, wystarczy zdjac ze spodu ochronna warstwe papieru, polozyc w odpowiednim miejscu i przydeptac. Robota idzie blyskawicznie, a najlepsze jest to, ze mozna zaczac i skonczyc, gdzie czlowiekowi wygodnie. Nie trzeba rozwijac wielkiej beli linoleum na srodku pomieszczenia, a potem pracowicie dopasowywac po katach. Jedyna trudniejsza chwila to docinanie plytek przy scianach i framugach.-Drogie sa? -E, nie, jakies dwadziescia do trzydziestu pieciu dolarow za pudlo, trzydziesci sztuk. W sklepach mozna pozyczyc probki, zeby spokojnie wybrac, co sie chce. -Trzeba sie tym zajac. Ta podloga zaczyna byc niebezpieczna. -W przyszla sobote zajrze do sklepu - obiecalem. - W niedziele rano nie padalo. Przyszlo mi do glowy, ze to dobry znak. Jesli w ogole istnieje cos takiego jak dobre znaki. Ogolilem sie starannie, wlozylem najlepsza wyjsciowa marynarke oraz eleganckie spodnie. Dluzsza chwile zajelo mi wiazanie krawata, ale w koncu osiagnalem zamierzony cel. Zapisalem sobie w myslach, zeby koniecznie kupic krawat przypinany albo na gumce. Nie ubieram sie galowo na tyle czesto, zeby nauczyc sie porzadnie wiazac ten symbol meskiej udreki.Mary wlasnie parkowala na podjezdzie. Nigdy wczesniej nie widzialem jej w mundurze, wygladala bardzo ofcjalnie. Przypuszczam, ze nie bez wplywu na moj osad pozostala spluwa na biodrze. Mary obrzucila mnie szacujacym spojrzeniem. -Nie masz garnituru? - spytala. -Jakos nigdy nie zdarzylo mi sie kupic - odparlem. - Nieczesto bywam w garniturowym towarzystwie. -Zobaczmy, jak sie trzyma Ren - zarzadzila Mary. - Wczoraj wieczorem, kiedy wychodzilam do pracy, zdawala sie podenerwowana. Nie byla w kosciele juz ladnych pare lat, chyba sie obawia, ze to i owo zapomniala. -Bylbym zdziwiony, gdyby pamietala cokolwiek. Przeciez to sie wlasnie nazywa amnezja. -Od razu widac, ze nie znasz katolikow. Modlitwy i odpowiednie zachowanie w czasie mszy przyswaja sie od dziecka. Nie zapomina sie ich nigdy, niezaleznie od tego, co sie z czlowiekiem dzieje. -Pewnie wiesz, co mowisz. - Przytrzymalem jej drzwi. 101 Twink czekala w kuchni, wyraznie podekscytowana.-Gdzies ty sie podziewal? - zapytala, mierzac mnie oskarzycielskim wzrokiem. -Dopiero pietnascie po osmej. Do kosciola mamy ze dwa kilometry. Spokojnie, na pewno zdazymy. -Macie mnostwo czasu - zapewnila ja Mary. - Nie denerwuj sie. -Mozemy juz isc? - spytala mnie Twink. Chyba ledwo trzymala nerwy na wodzy. -Uciekajcie - zdecydowala Mary. - Nie halasujcie po powrocie, bo ja tylko wezme prysznic i ide spac. -Milych snow - powiedzialem. - Po mszy zabiore Twink do jakiejs knajpki. Renata zmierzyla mnie krzywym spojrzeniem. -Dobry z niego chlopak, prawda? - Usmiechnela sie do ciotki nerwowo. -Ujdzie w tloku - ocenila Mary, ziewajac. - No, idzcie juz. Ruszylismy z Twink do samochodu. -Wolalabym, zeby sie tak strasznie mna nie przejmowala - powiedziala Twink. - Ostatnio malo sypia. -Powalesamy sie troche po poludniu - oznajmilem, ruszajac z podjazdu. - Jak zostanie w domu sama, moze sie troche przespi. -Przyda jej sie. Kosciol Swietego Benedykta stoi przy ulicy Piecdziesiatej, na poludniowym krancu Woodland Park i, jak rozumiem, wyglada jak kosciol katolicki. Zalozylem sobie, ze w czasie mszy zostane dyskretnie gdzies przy wejsciu, ale Twink mi na to nie pozwolila. Wczepila sie w moja dlon, jakby od tego zalezalo jej zycie, i pociagnela mnie naprzod. Trudno powiedziec, ktore z nas czulo sie bardziej nieswojo, gdy siadalismy w lawie blisko oltarza, ale kiedy rozbrzmialy organy, Twink wyraznie sie rozluznila, a nawet lekko do mnie usmiechnela. Potem nastapily rozne obrzedy, ktorych nie rozumialem, natomiast Renata przeszla przez nie bez najmniejszych potkniec. Slyszalem, jak ludzie siedzacy w poblizu tytulowali ksiedza ojcze O. Nie mialem pojecia, jak mam to rozumiec. Moze bylo to cos w rodzaju dzieciecego zajaknienia? Zwracali sie do tego czlowieka z wyrazna sympatia, wiec moglo byc to jakies pieszczotliwe zdrobnienie jego imienia. A moze mialo cos wspolnego ze spiewnym irlandzkim akcentem, z jakim mowil ten czlowiek. Czesto slyszalem ludzi udajacych Irlandczykow - zwykle w Dzien Swietego Patryka, kiedy wszyscy udaja Irlandczykow - ale prawdziwy irlandzki zaspiew ma melodie, ktorej nie sposob podrobic. Niewiele tez zrozumialem z samej ceremonii zwiazanej z komunia. Jestem pewien, ze w rzeczywistosci dzialo sie znacznie wiecej, niz dostrzegalem. Tak czy inaczej Twink, 102 kiedy wrocila do mnie po przyjeciu sakramentu, wydawala sie spokojna, nawet promienna. Zanotowalem sobie w myslach, zeby w razie jakichkolwiek klopotow zaciagnac ja do Swietego Benedykta i oddac w rece ojca O., ktory na pewno ja uspokoi.Po mszy miala miejsce w drzwiach kosciola zwyczajowa wymiana kilku slow i usciski rak na pozegnanie. Twink jasniala prawdziwym blaskiem. Przedstawila mnie ojcu O., ktory obrzucil mnie wyjatkowo zaintrygowanym spojrzeniem. -To pan jest tym starszym bratem, o ktorym Renata tak czesto wspomina - rzekl, wyciagajac do mnie dlon. -Na pewno przesadza - usmiechnalem sie, podajac mu reke. -Ja? Ja przesadzam? - Twink obrzucila nas spojrzeniem zranionej niewinnosci. -Chcialbym z panem porozmawiac - rzekl ojciec O. - Mozliwie najpredzej. Natychmiast sie zgodzilem. -Moge zajrzec jutro po poludniu - zaproponowalem. -Doskonale - zgodzil sie. - Okolo wpol do czwartej? -Swietnie. - Odplynelismy z tlumem w strone wyjscia. -Co to wlasciwie mialo znaczyc? - zapytala Twink, kiedy juz znalezlismy sie w samochodzie. -A skad ja mam wiedziec? Jeszcze nie rozmawialismy, dopiero jestesmy umowieni. Chcesz zjesc w tej restauracji na czubku Kosmicznej Iglicy? -Wyslesz mnie na Ksiezyc? -Na razie nie. Aktualny rezydent przedluzyl kontrakt na nastepny rok. Zartowalismy sobie przez cala droge. Bardzo dawno nie widzialem Twink tak swobodnej i odprezonej. Jezeli krotka wizyta w kosciele wystarczala, zeby ja doprowadzic do takiego cudownego stanu, moge sie umawiac z ojcem O. i zabierac ja do Swietego Benedykta dwa razy dziennie. - W poniedzialek rano nasz srebrnowlosy profesor od Miltona recytowal obszerne fragmenty "Raju utraconego". Z poczatku jego glos zdradzal niejaka treme, ale z czasem dosc szybko oniesmielenie zniknelo i profesor grzmial niczym sam Pan Bog przemawiajacy do Mojzesza na gorze Synaj. Milton czasem wywiera na ludzi taki wplyw.Tak, upewnilem sie, "Raj utracony" to bogaty temat, ale moja praca bedzie oparta na solidniejszej podstawie, jesli skupie sie na dzielach proza. Po wykladzie zaszylem sie na jakis czas w bibliotece, kontynuujac tropienie wiezi miedzy Whitmanem i Brytyjczykami. Znalazlem niepodwazalny dowod, ze Whitman otrzymal egzemplarz "Poezji" Williama Blake'a we wczesnych latach siedemdziesiatych dziewietnastego wieku. Sprobujcie kiedys z samego rana dobrac sie do Miltona, Blake'a i Whitmana po kolei. Glowa spuchnie wam jak balon. 103 O dwunastej trzydziesci zafundowalem sobie hamburgera i dokladnie o pierwszej trzydziesci stanalem w drzwiach sali wykladowej, przed moja grupa pierwszoroczniakow. Twink siedziala na swoim miejscu, wiec najwyrazniej nie miala za soba nieprzespanej nocy. Oddalem studentom ich prace, nad ktorymi spedzilem tyle godzin, i od razu wyznaczylem temat nastepnej pracy pisemnej: "Co ja tutaj robie?", co zostalo skwitowane, jak zwykle, glosnym jekiem. Zauwazylem, ze studenci pierwszego roku czesto jecza.-Drodzy panstwo, widze, ze tesknicie za rozrywka - zaczalem. - Jesli panstwo pozwola, przestaniemy sie nad soba uzalac i wezmiemy sie do pracy. Panstwa wypraco wania ujawnily pewne usterki, nad ktorymi dobrze byloby sie zastanowic. Rozwazymy dzisiaj funkcje przyimka. Zdaje sobie sprawe, jak wielka role odgrywa w tworzeniu prac pisemnych aktualnie panujaca moda, chociaz czlowiek wyrazajacy sie na pismie zgod nie z jej aktualnymi trendami robi z siebie kompletnego idiote. "Gral w koszykowke na sali gimnastycznej". "Impreza odbywala sie na stolowce". Czyzby panstwo byli na ba kier z krotkim i pozytecznym slowkiem "w"? Jest to slowko przydatne i zawsze chetne do pomocy, wystarczy tylko dac mu szanse. Jezyk moze byc bardzo precyzyjnym narze dziem, zwlaszcza jesli uzywa sie go we wlasciwy sposob. Przyimki sa spoiwem laczacym slowa w zdania, pilnujacym, by wyrazy nie rozbiegly sie na wszystkie strony. Okreslaja stosunek pomiedzy innymi slowami w zdaniu. Prosze z nich korzystac z glowa na karku. Nalezy ich uzywac. Po to sa. Nie imponuja mi nowe mody. Zaczynam zgrzy tac zebami, kiedy oczami wyobrazni widze impreze odbywajaca sie na dachu stolowki. Prosze nie popelniac takich bledow, poniewaz moja reakcja na podobne niedbalstwo jest niczym w porownaniu z reperkusjami, jakie was spotkaja u profesora. Zostaniecie pozarci bez popijania. Zyskalem w ten sposob ich zainteresowanie, sluchali mnie uwaznie az do konca zajec. Kiedy podziekowalem studentom, Twink zostala w sali. -Co cie dzisiaj ugryzlo? - spytala. -Dosc mam oceniania prac, ktorych nawet nie warto wziac do reki. To jest ta mniej zabawna strona roli nauczyciela. -Sam sobie jestes winien. Gdybys tyle nie zadawal, nie musialbys sprawdzac. Mam ci przekazac podziekowania od cioci Mary. Odpoczela wczoraj za wszystkie czasy, spala prawie do czwartej. -To dobrze. Jak wybieralismy sie do kosciola, byla potwornie zmordowana. Naprawde potrzebowala snu. -Skoro juz jestesmy przy rozpieszczaniu Marka podziekowaniami, chcialabym dorzucic cos takze od siebie. Podobala mi sie wczorajsza wycieczka do Kosmicznej Iglicy. Nie wiedzialam, ze ta restauracja sie obraca. Fantastyczny widok na cale miasto. 104 -No, chyba ze akurat trafa sie chmury i zaslonia wszystko.-Pozdrow ode mnie swoich wspollokatorow, dobrze? Ciesze sie, ze ich poznalam. -Pozdrowie - obiecalem. -Super. Musze uciekac. Trzymaj sie. I juz jej nie bylo. Wygladalo na to, ze ostatnio udalo sie nam, opiekunom Twinkie, uczynic jakis ogromny krok w stanowczo pozadanym kierunku. Twink wydawala sie niemal normalna. Spojrzalem na zegarek i natychmiast ruszylem do garazu. Malo brakowalo, a zapomnialbym o spotkaniu z ojcem O'Donnellem. Kiedy dotarlem do kosciola, ksiadz wlasnie wyszedl z drewnianej budki ustawionej w bocznej nawie. Kiwnal, zebym poszedl za nim, wiec razem przeszlismy przez jakies drzwiczki obok oltarza, gdzie starsza kobieta ukladala roze. Poprowadzil mnie waskim korytarzem do swojego biura obstawionego ksiazkami. -Prosze, niech pan usiadzie. - Wskazal mi krzeslo. -Wolalbym, zeby ksiadz mowil mi po imieniu. Kiedy ktos mnie tytuluje panem, czuje sie nieswojo. -Zgoda. Poprosilem, zebys przyszedl, bo martwie sie o Renate, a wydaje sie, ze dobrze ja znasz. -Jestem przyjacielem rodziny. -Zdajesz sobie sprawe, ze ta dziewczyna ma jakis ogromny klopot? -Jezeli zdaniem ksiedza Renata jest w kiepskim stanie, to musze ksiedza wyprowadzic z bledu. W porownaniu z tym, co bylo dwa lata temu, teraz jest po prostu zdrowa jak ryba. Twink... to znaczy Renata niedawno wyszla z zakladu dla psychicznie chorych. -Podejrzewalem cos podobnego. W sobote spowiadala sie wyjatkowo chaotycznie, od czasu do czasu wtracala zdania w jezyku, ktorego nie potraflem nawet rozpoznac, a co dopiero zrozumiec. -Chyba bede umial pomoc. Powinien ksiadz, zdaje sie, poznac kilka bardziej skomplikowanych watkow z zycia Renaty. -Bede ci wdzieczny. Na razie jestem tak skolowany, ze nie umiem sie w tym znalezc. -Nie wiem, w jakim stopniu bede mogl pomoc. Twink ostatnio znajduje duza przyjemnosc w zbijaniu ludzi z pantalyku. - Opowiedzialem cala smutna historie az do dnia, kiedy Twink napisala prace, ktora wszystkich zwalila z nog. Ojciec O'Donnell wydawal sie mocno wstrzasniety. -Chcialbym przeczytac te prace - poprosil. 105 -Mam kilka odbitek, dam jedna ksiedzu. Czy cos z tego, co powiedzialem, zdola ksiedzu pomoc? Twink nadal nie do konca jest soba, bo jest szalona. Nie do konca wariatka, ale tez nie calkiem normalna. Probuje zachowywac sie odpowiednio, ale czasami jej nie wychodzi - z wiadomych powodow. Gdyby gliniarze dorwali tego drania, ktory zabil jej siostre, bylaby szansa na szybka poprawe, ale raczej nic z tego. Minely juz dwa lata, wiec pewnie facet moze juz spac spokojnie.-Odpowie za swoje czyny. Uwierz mi, Mark, dosiegnie go kara. -Ksiadz mowi o innym swiecie. A ja chcialbym go dorwac na tym. -Naszym zdaniem powinien sie tym zajac Bog. -Prosze ksiedza, ja chce tylko pomoc. Bog moze sie zajac draniem, kiedy ja z nim skoncze. -Moze ktoregos dnia o tym porozmawiamy. Cieszy mnie, ze teraz chyba lepiej rozumiem Renate. -Zakladajac, ze Twink to rzeczywiscie Renata. Jesli jest Regina, trzeba bedzie w leczeniu wracac do podstaw. -A juz mi sie zaczal poprawiac nastroj - westchnal ojciec O'Donnell ponuro. -Zawsze do uslug. - Reszta tygodnia uplynela pogodnie, przyzwyczajalismy sie do codziennosci.Gazety i telewizja niemilosiernie eksploatowaly Rzeznika z Seattle, ale temat powoli sie wyczerpywal. Nasz miejscowy nozownik stanowczo odlozyl narzedzie zbrodni na polke, wobec czego media sie nadasaly. Sylvia nie dawala mi spokoju, zadajac codziennych raportow z zachowania Twink. Zaczelo we mnie kielkowac podejrzenie, ze u podstaw tego zainteresowania tkwia poczatki jakiejs pracy naukowej, i nie bylbym wcale zdziwiony, gdybym odkryl w calej sprawie dyskretny udzial doktora Fallona. Razem z Jamesem i Charliem bylem w tym tygodniu kilka razy Pod Zielona Latarnia, by podtrzymac kontakty z bratem Charliego. Sledztwo w sprawie Rzeznika z Seattle defnitywnie utknelo w miejscu. Bob przyznal miedzy wierszami, ze policja zwleka, czekajac na kolejna zbrodnie. -Nie mamy materialu - powiedzial w czwartkowy wieczor. - Przewaza opinia, ze morderstwa sa wynikiem porachunkow miedzy gangami, ale zawsze istnieje mozli wosc, ze to robota jakiegos seryjnego zabojcy. Jesli te dwie zbrodnie sa czescia wojny podjazdowej, moze sie skonczyc na dwoch. Jezeli chodzi o wariata, prawie na pewno bedzie ich wiecej. Szalency zabijaja z powodu swojego szalenstwa, wiec zwykle robia to dotad, az zostana zlapani. 106 -Milo nam slyszec dobre wiesci - odezwal sie Charlie. - A czy rozwazacie mozliwosc udzialu wilkolaka? Albo moze wampira?-Nie wykluczamy niczego. -Zawsze musisz zadac o jedno pytanie za duzo - zganil Charliego James. - Teraz bedziemy musieli sie zaopatrzyc w czosnek i srebrne kule. - Spojrzal na Boba. - Jak wyglada prawidlowe zatrzymanie wampira? Nalezy mu odczytac jego prawa przed czy juz po wbiciu kolka w serce? -Bede musial sprawdzic - odparl Bob ze smiertelna powaga. - Nie pamietam, bo to nie zdarza sie czesto. - Mary zadzwonila do mnie po powrocie Twink z cotygodniowej wizyty u doktora Fallona. Zaprosila mnie na kolacje. Kiedy siedzielismy razem przy stole, opowiedzialem o tym, czego dowiedzielismy sie od Boba Westa na temat naszej miejscowej kryminalnej slawy.-West jest dobrym policjantem - orzekla Mary. - Sumiennym i godnym zaufania. I na pewno zupelnie inny niz Kataryna. -Jaka kataryna? - zainteresowala sie Twinkie. -Nasz porucznik - wyjasnila Mary. - Ma na nazwisko Belcher, ale poniewaz nie umie utrzymac jezyka za zebami, zyskal sobie takie przezwisko. Ma jeszcze jedna przykra ceche. Normalnie glina powinien, korzystajac z dowodow, dotrzec do podejrzanego. Kataryna ma zwyczaj wybierac sobie podejrzanego zupelnie przypadkowo, moze ciagnac zapalki albo wrozac z kart? A potem szuka dowodow na potwierdzenie swojej teorii. -Bardzo chce wsadzic Geparda za morderstwa dokonane w naszej czesci miasta, prawda? - zapytalem. -Robi z siebie posmiewisko - prychnela Mary. - Gepard predzej by umarl, niz wystawil nos ze swojej dzielnicy. Kataryna goni za slawa, bo marzy o awansie. Policjant, ktory dopadnie Geparda, ma awans w kieszeni, wiec porucznik usiluje obarczyc Geparda odpowiedzialnoscia za kazde przestepstwo popelnione w obrebie Seattle. Cokolwiek sie zdarzy: kradziez w sklepie, morderstwo, przejscie przez jezdnie na czerwonym swietle - Kataryna wszystkim zaraz opowiada, ze glownym podejrzanym jest Gepard. -Dlaczego sie tak na niego zawzial? - spytalem. -Dwa lata pracowal w srodmiesciu. Ktoregos dnia dostal wiarygodny cynk, gdzie i kiedy dopasc Geparda. Schrzanil sprawe, bo zamiast siedziec cicho, klapal dziobem na prawo i lewo. Za kare zostal przeniesiony do polnocnej czesci miasta i zrobi wszystko, zeby wrocic do srodmiescia, gdzie znowu bedzie mogl odgrywac szyche. 107 -Polityka kadrowa policji nie zawsze jest calkowicie przejrzysta, prawda? Mary usmiechnela sie szeroko.-Ale przynajmniej zabawna. - W sobote okolo dziesiatej rano skonczylem polki u Jamesa. Potem ruszylem do sklepu z materialami do wystroju wnetrz i rozejrzalem sie wsrod pudel z probkami. Mieli naprawde obszerna kolekcje wszelkiego dobra: dywanow, plytek podlogowych, tapet, paneli imitujacych drewno i jeszcze paru roznych innych wynalazkow. Chodzilo pewnie o to, zeby ulatwic klientom podejmowanie decyzji.Przy okazji wtrace pewna rade: nie nalezy kobietom proponowac zbyt szerokiej gamy probek do wyboru, jesli chodzi o materialy do remontu domu lub wystroju wnetrz. Gdy maja dwadziescia czy trzydziesci mozliwosci, ogarnia je paraliz. Jesli dobrze pamietam, Keats nazywal to "zdolnoscia negatywna". -Mark, cos ty zrobil najlepszego? - zzymal sie James poznym popoludniem. - Jeszcze raz uslysze pytanie "jak ci sie to podoba?", a dostane swira. -Popelnilem wielki blad - przyznalem. - Trzeba bylo wybrac dwa rodzaje: jedne plytki ladne i drugie paskudne. W ten sposob byloby znacznie prosciej. -Dzien, w ktorym czlowiek sie czegos nauczy, nie jest dniem straconym - przyznal James. Udalem, ze nie slysze. -Postaram sie dziewczeta troche pogonic - westchnalem. - Naprawde musze oddac probki przed zamknieciem sklepu. Nie obylo sie bez naciskow, ale do obiadu wlascicielki stancji zawezily obszar poszukiwan idealu do pieciu bardzo roznych wzorow. Wtedy zabralem im wszystkie probki, poszedlem do sklepu i kupilem po jednej plytce kazdego z pieciu rodzajow, zeby nasze panie mogly sie zastanawiac dowolnie dlugo. Po krotkim namysle kupilem tez noz do linoleum. Bylem pewien, ze mam juz jeden gdzies miedzy narzedziami, ale nie chcialo mi sie go szukac, a pewnie i tak nie byl w najlepszym stanie. Pozniej zadzwonilem do Twink dowiedziec sie, czy chce rano isc do kosciola, ale nie okazala entuzjazmu. Zdziwilo mnie to troche. Zaraz jednak przypomnialem sobie, jaka byla wyczerpana, oczekujac tej wyprawy w zeszly weekend, i postanowilem dac jej spokoj. - Nowy tydzien dobrze sie zaczal. Studenci powoli sie aklimatyzowali, moje badania posuwaly sie zwawo do przodu, a na swiecie nie dzialo sie nic szczegolnego. 108 We wtorkowy ranek wszystkie gazety oraz wszyscy niecierpliwi reporterzy telewizyjni dostali to, na co czekali z zapartym tchem. W okregu Windemere, w Magnus-son Park rozposcierajacym sie nad jeziorem Washington, pewien czlowiek uprawiajacy wczesnie rano jogging natknal sie na zmasakrowane szczatki trzeciej ofary Rzeznika z Seattle. Rozdzial 9Pilismy w kuchni kawe zaparzona przez Erike i patrzylismy w malutki telewizo-rek, sluchajac domyslow na temat przebiegu zdarzen. Zamordowany byl tak jak poprzednie ofary drobnym przestepca z dosc bogata kartoteka policyjna. Nazywal sie Daniel Garrison, popadal w konfikt z prawem raz po raz, od czasu gdy skonczyl pietnascie lat. Zanim dorosl do wiezienia w Walla Walla, zanim trafl tam na kilka odsiadek, rok spedzil w stanowym zakladzie poprawczym. Nawet przy najbardziej wytezonej pracy zywej wyobrazni nie sposob go bylo nazwac groznym przestepca. Trudnil sie paserstwem, zdarzaly mu sie wlamania, kradzieze samochodow, napad z bronia w reku -zdaje sie, ze byl to srubokret - oraz pare oskarzen o probe gwaltu. Najwyrazniej byl chuchrowatym byle kim i gustowal w ogromnych kobietach. Przynajmniej w jednym wypadku aresztowanie go za usilowanie gwaltu nosilo raczej cechy akcji ratunkowej, gdyz niedoszla ofara miala zdecydowanie wiecej krzepy niz napastnik. Przed zjawie niem sie policji prawie przerobila mu twarz na krwawa miazge. -No, ten przypadek nie uszczesliwi Kataryny, moge sie zalozyc - stwierdzil Charlie. - Nie padlo jeszcze ani jedno slowo na temat narkotykow. -Nasz lokalny nozownik wydaje sie ciety na tutejsze plotki - zauwazyl James. -Ten najnowszy byl mniej wiecej z tej samej polki co facet w Woodland Park. -Moze zbrodniarz to jakis konserwatysta, ktory postanowil za pomoca rzeznic-kiego noza ulzyc budzetowi i doprowadzic do obnizki podatkow? - zastanowil sie Charlie. - Trzymanie takich plotek w zamknieciu strasznie duzo kosztuje. Jakies trzydziesci piec tysiecy rocznie za sztuke. Nozownik juz poczynil oszczednosci rzedu stu tysiecy rocznie, a dopiero sie rozpedza. -Nie przypuszczam, zeby zasluzyl na miejsce w panteonie chwaly u konserwatystow - sprzeciwila sie Erika. - Zanim cos by wygryzl z budzetu stanowego, musialby jeszcze stoczyc pare bitew z pomniejszymi zawodnikami. 110 - Caly ranek spedzilem w bibliotece, tworzac probna bibliografe dziel proza Miltona. Potem przegryzlem w pospiechu jakas kanapke i pognalem uczyc moich pierwszoroczniakow.Twink znowu nie bylo. Niedobrze. Postanowilem z nia o tym porozmawiac. Jako wolny sluchacz mogla przychodzic na zajecia lub nie, nikomu nie robilo to specjalnej roznicy, ale jesli zamierzala kiedys powaznie uczeszczac na kursy, opuszczanie wykladow bylo najprostsza droga do oblania egzaminow. Tego wieczoru razem z Charliem i Jamesem zajrzelismy Pod Zielona Latarnie, by sprawdzic, czy wyciagniemy od Boba Westa jakies szczegoly na temat morderstwa w Windermere. -Jestesmy prawie pewni, ze Rzeznik wybiera ofary przypadkowo - zdradzil nam Bob. - Nie widzimy miedzy nimi zadnych powiazan, poza ta jedna wspolna cecha, ze kazdy z nich mial dosc bogata kartoteke. Garrison nawet nie zajmowal sie rozprowa dzaniem narkotykow. Prawdopodobnie bral cos od czasu do czasu, ale nigdy nie nakry lismy go na sprzedazy. O ile nam wiadomo, po prostu mial pecha, znalazl sie w niewla sciwym miejscu o niewlasciwym czasie. -Czyli mamy do czynienia z seryjnym morderca? - spytal Charlie. Bob pokrecil glowa. -Tak zwane morderstwa seryjne maja prawie zawsze podloze seksualne, a ofa-rami sa kobiety lub dzieci. W tym wypadku ofarami jak dotad sa mezczyzni heteroseksualni. Przyczyna musi byc inna, jeszcze jej nie znalezlismy. Mnie najbardziej dziwi brak jakiegokolwiek halasu. Przeciez ci faceci zostali pokrojeni jak indyki na Boze Narodzenie, a my nie mamy ani jednego doniesienia o krzykach czy odglosach szarpaniny. Ktos powinien byl cos uslyszec. Wszyscy trzej umierali dlugo. Koroner twierdzi, ze za kazdym razem trwalo to przynajmniej pietnascie, nawet dwadziescia minut. Rzeznik bardzo sie stara przedluzac sprawe i zadawac jak najwiecej bolu. Miejsca zbrodni sa rzeczywiscie nieco na uboczu, ale przeciez glos niesie daleko, zwlaszcza noca, a tu, jak dotad, nikt nic nie slyszal. -A moze ludzie cos slyszeli, ale boja sie do tego przyznac? - spytalem bez przekonania. -Nie oszukuj sie - odparl Bob. - Jesli w tej okolicy pies zaszczeka wiecej niz dwa razy, ludzie natychmiast wzywaja policje. -Myslalem, ze powinni to robic tylko w razie zagrozenia - zdziwil sie James. -Teoretycznie tak - zgodzil sie Bob - ale rozni ludzie przyjmuja rozna defni-cje zagrozenia. W pojeciu niektorych naszych obywateli wystrzal z gaznika dwie przecznice od ich domu, jesli zdarzy sie po godzinie dwudziestej drugiej, to prawdziwe za- 111 grozenie. W sasiedztwie parku jest cicho, a wycie z bolu rzadko bywa ignorowane. Musi byc jakies wyjasnienie, ale niech mnie diabli, jesli je widze. - Rozesmial sie niewesolo. - Stary Kataryna ukul nowa teorie. Glosi teraz powstanie nowego, calkowicie nieznanego gangu rozprowadzajacego narkotyki, toczacego otwarta wojne z halastra Geparda. Nikt mu nie wierzy. W takiej wojnie musialoby brac udzial paru niezlych zawodowcow, a tutaj, poza Munozem, ofary byly zwyklymi smieciami, pewnie nie umialy samodzielnie chocby zawiazac sznurowadel.-Rozmawialem ktoregos dnia z Mary Greenleaf, powiedziala mi, ze biedny stary Kataryna zostal wywalony ze srodmiescia za wieksza klape. -Znasz Mary? - spytal Bob zdziwiony. -Tak. Moj tata i jej brat zaprzyjaznili sie w Wietnamie. Ona tez uwaza, ze Kataryna to jedna wielka pomylka. Podobno stracil szanse na wsadzenie Geparda, bo za duzo klapal dziobem. -Co racja, to racja - przyznal Bob ze smiechem. - Dostal cynk od kabla i mial Geparda na widelcu. Ale on zawsze musi byc w centrum uwagi. Zaczal sie przechwalac, zanim w ogole ruszyl na oblawe. Niestety, Gepard ma lepsze zrodla informacji niz cala policja w Seattle, wiec wiadomosci dotarly do niego bardzo szybko. Kataryna zebral sie wreszcie, wzial ze soba pluton mundurowych i okrazyl trzeciorzedny hotelik w srodmiesciu, a tam juz dawno nikogo nie bylo. O malo nie wylecial z roboty za ten numer, w najlepszym razie mial wrocic do roli kraweznika, ale jakos sie wywinal. Tyle ze przeniesli go na polnoc, teraz my musimy wysluchiwac jego kretynskich teorii. -To by w kazdym razie wyjasnialo jego obsesje na punkcie Geparda - stwierdzil James. - Probuje sie zrehabilitowac. -Bardzo mozliwe - zgodzil sie Bob. -Skoro Rzeznik skupia sie na krojeniu chlopakow, to nasze dziewczeta moga sie czuc wzglednie bezpiecznie? - spytal brata Charlie. -Lepiej nie ryzykowac. Ciagle jeszcze za malo wiemy, zeby ocenic, co kieruje zabojca. Szuka ofar w parkach miejskich tuz po polnocy, a dziewczeta nieczesto przechadzaja sie samotnie w parku pozna noca. Wybor ofary chyba nie spedza mordercy snu z powiek. Nie wloczcie sie w pojedynke, poki go nie zlapiemy. - Bob spojrzal na zegarek. - Czas na mnie - oznajmil stanowczo. -No to wlasciwie znowu jestesmy na starcie - stwierdzil Charlie, gdy zostalismy sami. - Nasze panie maja pojemniki z pieprzem, ale moim zdaniem powinny nosic bron, jesli wychodza z domu po zmierzchu. -Spojrz na te sytuacje z innej strony - powiedzialem. - Bardziej optymistycznie. Wlasnie zyskalismy szanse na okazanie szlachetnych uczuc opiekunczych oraz pelnienie obowiazkow rycerskich. -Kto dzisiaj trzyma warte? - spytal Charlie. -Wiedzialem, ze to sie tak skonczy - oznajmil James, kiedy ruszylismy do wyjscia. 112 - W piatek rano poszedlem na seminarium o Milionie, potem zajrzalem do biura profesora Conrada zapoznac go z powiazaniami miedzy Blakiem i Whitmanem.-Wszystko pasuje, szefe. Whitman nie byl malarzem ani miedziorytnikiem jak Blake, wiec jego poezja nie jest tak wizualna, ale nawet Swinburne zauwazyl podobienstwa. Oczywiscie jeszcze zanim sie ustatkowal i przestal naduzywac, wiec pewnie patrzyl troche przez pryzmat dna butelki. Sporo poezji przepadlo w dziejach ludzkosci przez alkohol i prochy. -My lubimy popadac w przesade. Watpie, czy "Kubbla Khan" wygladalby inaczej, gdyby Coleridge nie palil opium. Mysli pan o jakims innym watku pracy? Bo porownywanie Whitmana i Blake'a ma juz z gora sto lat. -Widze pewna nowa mozliwosc, szefe. Whitman poprawial "Zdzbla trawy" wlasciwie az do dnia smierci. Skoro Brytyjczycy denerwowali go Blakiem, to przeciez jest mozliwe, ze fragmenty zaczerpniete z jego tworczosci wkradly sie do pozniejszych poprawek. -Ma pan do dyspozycji variorum "Zdzbel trawy" - oznajmil. -Wiem - odparlem ponuro. - Niestety, Whitman zawsze mnie irytowal, choc nie potrafe okreslic dlaczego. Moim zdaniem Blake byl lepszym poeta. Dostrzegal caly swiat, podczas gdy Whitman byl tak zamkniety w sobie, ze nie widzial dalej niz czubek wlasnego nosa. Swoja droga, do variorum dotre rzeczywiscie bez klopotu, bo w bibliotece sa egzemplarze wszystkich pierwszych wydan, nawet nie musze buszowac po komputerze w poszukiwaniu tekstow. Nie bedzie mi specjalnie radosnie pracowac ze straznikiem za plecami, ale niech tam, sa gorsze rzeczy na swiecie. -Coz robic. Pierwsze wydania to wyjatkowo cenne tomy. Co chce pan osiagnac? Zamierza pan oskarzyc biednego starego Walta o plagiat? -Az tak daleko sie nie posune, szefe. Chcialbym tylko sie dowiedziec, czy to, co pisal Blake, mialo jakis wplyw na pozniejsze wydania "Zdzbel trawy". Nauczylismy sie na wydziale anglistyki szufadkowac wiadomosci. Ci, co badaja Chaucera, nie rozmawiaja ze specjalistami od Faulknera, a razem szydza ze studentow zajmujacych sie okresem wiktorianskim. Czemu tak sie dzieje? Przeciez studiujemy ten sam jezyk, a dobra poezja lub proza moze sie narodzic w kazdym czasie i wszedzie. -Nawet w zakladzie dla psychicznie chorych. Jak sie ma panska przyjaciolka? -Dwa tygodnie temu poszla do kosciola i wprawila ksiedza w ogromne zaklopotanie, bo zaczela sie spowiadac w jezyku blizniat. Sprawa dajaca do myslenia, prawda? Czy spowiedz jest wazna, jesli ksiadz nie ma najmniejszego pojecia, co sie do niego mowi? 113 -Nie jestem teologiem - odparl profesor Conrad oschle. - Tak samo jak nie znam sie na chorobach psychicznych. Prosze natomiast, zeby pan informowal mnie na biezaco o postepach swojej protegowanej. Jesli znowu cos napisze, chocby nowa wersje bluesa z zakladu zamknietego, chcialbym jej prace przeczytac.-Wspomne jej o tym. Pragne podbudowac jej wiare w siebie. Prosze mi dac troche czasu, a caly kampus bedzie jednym wielkim gronem wielbicieli jej talentu. Chociaz pewnie kiedy wreszcie naprawde odzyska rownowage, przestanie dobrze pisac. To jest dopiero dylemat moralny do rozwazania w taki ponury piatek jak dzis. Jesli Twink pozostanie niespelna rozumu, bedzie niezle pisala; jezeli jej sie polepszy, pewnie zacznie pisac takie samo byle co jak inni pierwszoroczniacy. -Niech pan juz idzie - odezwal sie profesor Conrad ze znuzeniem w glosie. -Tak jest, szefe. Mialem neseser pelen prac do przeczytania. Ruszylem na stancje, zeby sie w nich zakopac po uszy. - Tymczasem przed gankiem na froncie stal przypiety lancuchem rower Renaty. Wydalo mi sie to dosc zagadkowe.Twink byla w salonie, pograzona w burzliwej dyskusji z Sylvia. -Znowu sie zgubiles w bibliotece? - spytala mnie, gdy tylko przekroczylem prog. -Nie, bylem u profesora Conrada. A ty nie powinnas przypadkiem byc u doktora Fallona? -Jego sekretarka zadzwonila dzis rano i odwolala wizyte. W wariatkowie zdarzylo sie cos takiego, ze doktorek nie znalazl dla mnie czasu. Poczulam sie samotna, niechciana i zaniedbana, wiec zadzwonilam do ciebie. Nie bylo cie, odebrala Sylvia i zaprosila mnie do was. Kocham ciocie Mary calym sercem, ale ona mowi tylko o gliniarskich sprawach. Mnie to nie interesuje az tak bardzo, wiec przyjechalam poopowiadac Sylvii historyjki z wariatkowa. -Pokazala mi zupelnie inny swiat - przyznala Sylvia. - W zakladach zamknietych dzieje sie znacznie wiecej, niz podejrzewalam. -Nie miala pojecia o samotnosci - wyjasnila Twink. - O tym, ze swirom daje sie jedzenie, picie i czysta posciel, ale nie serce. Nikt nie ma czasu z nimi zwyczajnie porozmawiac, nie robiac przy tym notatek. Kiedy na planie zjawia sie notatnik, razem z nim przychodzi samotnosc. - Wstala, podeszla do mnie, wyciagnela ramiona. - Przytul mnie. -Aha, dobrze. - Odstawilem neseser i objalem ja mocno. 114 -Markie dobrze przytula - wyjasnila Twink, Sylvii. - Powinnas czasem sprobowac.-Sprawy damsko-meskie sa w tym domu na cenzurowanym - odparla Sylvia. - Niemile widziane. -Przytulanie nie ma z tym nic wspolnego - sprzeciwila sie Twink. - W kazdym domu powinien byc ofcjalny przytulacz. Nie ma prawa pytac ani komentowac, tylko przytulac. Serdeczny uscisk przegania samotnosc za siodma gore. Ludzie z notatnikami w ogole nie maja o tym pojecia. Oni stale tylko mowia, mowia i mowia, a to nie prowadzi do niczego dobrego. Tak naprawde potrzebujemy przytulania. - Westchnela ciezko. - Nikt ze swiata normalnych ludzi nigdy nie zrozumie czubkow, ale to nie jest konieczne. Serdeczny uscisk daje nam pewnosc, ze nie przeszkadza wam nasze swirowanie, ze mimo to nas lubicie. A nam niczego wiecej nie trzeba. -Wiesz, Sylvio, nazwij to terapia usciskowa - zaproponowalem. - Moze znajdziesz sie dzieki temu w podrecznikach, na tej samej stronie co Freud albo Jung? -Nie wysilaj sie na kiepskie dowcipy - burknela. - Aha, Renata zostaje na kolacje. Mary juz o tym wie. -Swietnie. A teraz, jesli panie wybacza, pojde sprawdzac prace. - Erika byla przy kolacji w kiepskim humorze. Jej komputer sie zbuntowal, niewiele brakowalo, zeby go wyrzucila przez okno.-Nie denerwuj sie - uspokajal ja James. - Charlie pewnie wie o komputerach wiecej niz Bill Gates. -E, bez przesady - zaprzeczyl skromnie Charlie. - Stary Bill potraf zmusic komputer nawet do tego, zeby podal lape, aportowal i na rozkaz dawal glos. Niestety, nie przyjezdza, zdaje sie, na domowe wizyty, wiec obejrze ten sprzet. Przypuszczam, ze nie stalo sie nic strasznego. Komputer potraf zalezc za skore, jesli czlowiek ominie chocby jeden krok w standardowym programie, no i uwielbia obwieszczac calemu swiatu, ze czlowiek popelnil blad. - Po chwili rozesmial sie glosno. -Co cie tak smieszy? - spytala Erika. -Przypomniala mi sie jedna anegdota, ktora krazy po Boeingu od poczatku swiata. Rzecz dziala sie w czasach, kiedy informacje dla komputera wielkiego na kilka pomieszczen szykowalo sie na kartach IBM. Jeden z inzynierow pozarl sie z zakladem ubezpieczeniowym. Pracownicy zakladu twierdzili, ze nie zaplacil raty ubezpieczenia, a on sie z tym nie zgadzal. Glowny problem polegal na tym, ze inzynier nie mogl sie skontaktowac z zadnym czlowiekiem. Dostawal tylko tony pism dowodzacych, ze jest frmie winien pieniadze. W koncu mial tego po czubek glowy. Poszedl do sklepu z arty- 115 kulami metalowymi, kupil arkusz blachy nierdzewnej, przycial ja w ksztalt karty IBM, wycial pare prostokatnych otworow i pomalowal na kremowo. Wygladalo to jak prawdziwa karta. Namagnetyzowal te blache i wyslal ja do zakladu ubezpieczeniowego. Jakis urzednik, jeszcze z rana polprzytomny, wsadzil blache do komputera i w ten sposob skutecznie wyczyscil mu pamiec. Nie zostalo im kompletnie nic!-Straszne! - wykrzyknela Erika, ale jednoczesnie wymknelo jej sie dziwne prychniecie, jakby smiech. - Co zrobili? -A co mogli zrobic? Gdyby wokol sprawy podniosl sie szum, niedlugo wszyscy klienci z pretensjami do zakladow uzywajacych komputerow mogliby w dowolnym momencie kasowac dane. Duzo nie brakowalo, zeby era komputerow zmarla smiercia naturalna jeszcze w niemowlectwie. -Co bylo dalej? - chciala wiedziec Twink. -Na poczatek nasz inzynier mogl wreszcie porozmawiac z pracownikami zakladu ubezpieczeniowego - odparl Charlie. - Nie wiedziec czemu, wszyscy byli dla niego wyjatkowo grzeczni. Jakims cudem okazalo sie, ze mial nadplacone piec lat ubezpieczenia, wystarczylo tylko obiecac, ze nigdy wiecej nie powtorzy swojego numeru i nikomu nie powie, co ani jak zrobil. -Bardzo oryginalny wirus komputerowy - zauwazyl James. -Slusznie - zgodzil sie Charlie. - Komputer przeksztalcony w tabula rasa nie jest szczegolnie przydatny. -Wieki cale nie slyszalem tego okreslenia - powiedzial James. -Lacina jest jak wino: im starsza, tym lepsza - usmiechnal sie Charlie. - Po kolacji Sylvia zabrala Twink do siebie i siedzialy we dwie prawie do polnocy. Ja rozbilem oboz w salonie, zabralem sie do Miltona. Siedzialem nad nim, kiedy zeszly do holu.-Dobranoc, Markie - powiedziala Twink. -Co zamierzasz teraz? -Jade do domu. -Sama nie jedziesz, nie ma mowy. Odwioze cie. -A rower co? Zostanie tutaj? Nic z tego. -Twinkie, sama nie pojedziesz. Zapomnialas, ze po okolicy kreci sie wariat z nozem? -Ojej! - zawolala z udawanym przerazeniem. -Mozesz sie wydurniac, ile zechcesz, ale nie pojedziesz sama. Pozycze pikap od Charliego i odstawie cie na miejsce razem z rowerem. -Nie wyglupiaj sie. 116 -Jestem smiertelnie powazny. A w dodatku jestem od ciebie starszy, wiec ja decyduje.-Wiesz, Renata, Mark ma racje - wlaczyla sie Sylvia. - Po zmierzchu nie jest najbezpieczniej. -Dobrze juz, dobrze, niech wam bedzie - poddala sie Twink. - Ale nadal uwazam, ze to glupie. -Lepiej nie ryzykowac. Zaczekaj chwile, zaraz wracam. - Poszedlem na gore, pozyczylem od Charliego kluczyki i juz bylem z powrotem. Zaladowalem rower, po kilku minutach wsiedlismy do szoferki i ruszylismy. -Cos ty sie nagle zrobil taki strasznie opiekunczy? - spytala mnie Twink, gdy jechalismy pusta ulica zalana deszczem. -Taka moja rola. Mam sie toba opiekowac. Lepiej sie do tego przyzwyczaj. -Jestes taki sam jak Les. -Bylem pewien, ze wiesz juz o tym. -Markie, ty mnie naprawde lubisz. -Oczywiscie. Opiekowalem sie toba, kiedy jeszcze nosilas koszule w zebach, i nie planuje zadnych zmian. -Cudownie. -Nie przejmuj sie tak strasznie. Kazdy ma jakies obowiazki. Ja akurat postanowilem zajmowac sie Twinkie. Czasami trudno z toba wytrzymac, ale to nic nie zmienia. Wyjasnilismy sobie te sporna kwestie? -Tak jest. Tak, panie. -Daj spokoj! - Po powrocie zastalem Sylvie nadal na nogach.-Nigdy dotad nie spotkalam tak silnej osobowosci - powiedziala. - Jak tylko uda mi sie te dziewczyne jakos sklasyfkowac, natychmiast wyskakuje z czyms zupelnie nowym. Raz uwazam, ze cierpi na chorobe maniakalno-depresyjna, a nastepnego dnia jestem pewna, ze mam do czynienia z klasycznym przypadkiem syndromu rozszczepienia osobowosci. Zmienia sie tak szybko, ze za nia nie nadazam. -Dlatego jest taka interesujaca. Nigdy nie wiadomo, co zrobi. W obecnosci Twink nie ma mowy o nudzie. -Dowiedzialam sie o pewnych sprawach, ktore chcialabym omowic z doktorem Fallonem. -Doktor Fallon liczy na twoja pomoc. Ja nie jestem specjalista. Potrzebny nam na miejscu ekspert, ktory bedzie umial przedstawic wlasciwa interpretacje, na przyklad wytlumaczyc, co to, do licha, jest syndrom rozszczepienia osobowosci. 117 -Idz do wypozyczalni kaset i wez sobie "Trzy oblicza Ewy" - zaproponowala. - Hollywood rzadko robi cos jak nalezy, ale tym razem im sie udalo. Istnieja na tym swiecie ludzie, ktorzy maja wiecej niz jedna osobowosc. Bywa, ze w jednym ciele mieszkaja dwie, trzy, a niekiedy nawet dwanascie zupelnie roznych osob, chociaz moga w ogole o sobie nawzajem nie wiedziec. Jane nie zdaje sobie sprawy z istnienia Suzy, a Mabel nigdy nie slyszala o Barbarze. Przyjaznia sie z innymi ludzmi, maja odmienne zainteresowania, czasem nawet mieszkaja w roznych miejscach.-Chyba troche przesadzasz. Problemy Twink zaczely sie od tragicznej smierci Reginy, jest spora szansa, ze Renata nigdy sobie tego nie uswiadomi. Proponowalbym, zeby zostawic ja w spokoju, dopoki daje sobie rade. Jak to sie mowi, lepsze jest wrogiem dobrego. -Nie badz taki pewny, ze jest dobrze. Wczoraj znowu miala koszmary. -Jak to? Pierwsze slysze. -Dowiedzialam sie od Mary, kiedy do niej dzwonilam po poludniu. Zanim uspokoila Renate, dzwonila tutaj, lecz nikogo z nas nie bylo w domu. Renata tez cos o tym wspomniala, ale nie chciala rozwinac tematu, wiec dalam jej spokoj. -Od poprzedniego razu minelo sporo czasu. Moze Twinkie funkcjonuje wedlug jakiegos rytmu? Na przyklad trzynascie dni w normalnym swiecie i jeden z odlotem? Jesli wszystko pojdzie zgodnie z planem, okresy trwania w naszym swiecie powinny sie wydluzac, a swirowanie wystepowac coraz rzadziej. -Zawsze mozna miec nadzieje - powiedziala Sylvia z powatpiewaniem. - W sobote, zaraz po sniadaniu, we dwoch z Jamesem wyprosilismy wszystkich z kuchni i zaczelismy demontowac listwy przypodlogowe oraz maskownice przy framugach, zeby przygotowac pomieszczenie do kladzenia nowych plytek.-A nie mozna zwyczajnie polozyc plytek wzdluz listew? - zapytal James. -Nie ma mowy. Zawsze zostaja szczeliny. Potem przy kazdym myciu podlogi dostaje sie tam brudna woda i dosyc szybko zaczyna cuchnac. A my tutaj jemy. -Jasne. Wiedzialem, ze musi byc jakas wazna przyczyna. -W dodatku ta nie jest jedyna. Nie jestem mistrzem w poslugiwaniu sie nozem do linoleum i czasami brzegi plyty nie sa calkiem gladkie. Pod listwami zniknie wiekszosc efektow mojej nieudolnosci. Sam wiesz, jak to jest: czego oczy nie widza, tego sercu nie zal. My dwaj bedziemy wiedzieli o tych drobnych potknieciach, ale nikt inny sie niczego nie dopatrzy. -Moglbym to rozwazac przez caly dzien. -Po prostu nikomu nie mow, dobrze? 118 Zaczelismy od sciany z oknem i posuwalismy sie w strone przeciwleglej. Czlowiek, ktory wymyslil plytki linoleum od razu pokryte klejem, sprawil, ze zycie wielu fachowcow ukladajacych podlogi stalo sie duzo latwiejsze. Jesli pierwszy rzadek polozy sie solidnie i rowno, reszte roboty mozna zalatwic w niezlym tempie. Bulka z maslem, jak mawia Charlie. Az do momentu kiedy sie dotrze do przeciwleglej sciany. Wtedy zwykle zaczyna sie prawdziwa katorga. Trzeba wyjatkowo dokladnie mierzyc, a na dodatek w starych domach sciany wlasciwie nigdy nie sa rzeczywiscie pionowe ani nie tworza katow prostych. To dlatego ze po paru latach dom osiada. Drzwi zaczynaja sie zacinac, podlogi sie pacza. Grawitacja to pewnie fajna rzecz, ale przez nia kladzenie plytek nie jest calkiem prosta sprawa.Na tym etapie bardzo sie przydal nowy noz do linoleum. Kiedy czlowiek zabiera sie do dokladnego przycinania, porzadny ostry noz to jest wlasnie to, czego mu potrzeba. -Niebezpieczne narzedzie - zauwazyl James. - Nie chcialbym czyms takim kroic indyka. -Nie do tego zostal wymyslony. Wazne, zeby byl ostry. Jesli przytniesz porzadnie za pierwszym pociagnieciem, wszystko gra. Dlatego ma taki solidny uchwyt. Trzeba go docisnac, tak zeby wszedl w winyl jak w maslo. Jesli musisz ciac w jednym miejscu wiecej niz raz, wszystko diabli biora. No i trzeba ciac bardzo ostroznie, bo znacznie latwiej niz winyl przeciac wlasna skore i uwierz mi, nie konczy sie na skaleczeniu. Jedna drobna pomylka i ladujesz na pogotowiu. Z drugiej strony mozna sie pocieszac, ze zostawia ladne proste blizny. -Ciecie niech bedzie twoja rola, przyjacielu - zdecydowal James. - Nie chce miec do czynienia z ta brzytwa. - Zerknal na zegarek, potoczyl wzrokiem po podlodze. - Uda nam sie dzisiaj skonczyc? -Zalezy, jak pojdzie z framugami - ocenilem. - Troche sie tego obawiam. Czasem dopasowywanie plytki wokol framugi trwa dluzej niz ukladanie reszty podlogi. Powiedz Trish, ze dzisiaj trzeba zamowic pizze albo jakies inne gotowe zarelko. Nie wiem, czy uporamy sie przed polnoca. Tak czy inaczej postarajmy sie skonczyc dzisiaj. Nie przypuszczam, zebym dal rade spedzic na kolanach wiecej niz jeden dzien, a poza tym, jesli kladzenie podlogi zajmie zbyt duzo czasu, bedziemy mieli do czynienia z niezadowoleniem naszych pan. -Masz racje - zgodzil sie James. - Uprzedze Trish. - Przyjrzal sie naszej nowej podlodze. - Naprawde ladna. Nawet jesli dziewczeta beda troche zrzedzily, na pewno spodoba im sie twoja robota. -Mam nadzieje. Nie chcialbym robic tego powtornie. Wypracowania moge sprawdzac do upadlego, ale podloge lubie klasc tylko raz. Rozdzial l0W niedziele Twink chciala isc do kosciola. Kiedy wyszlo na jaw, ze musze sie poddac i oglosic, iz nie skonczymy ukladania plytek na podlodze w sobotnia noc, Sylvia na ochotnika zastapila mnie w roli szofera Twinkie, zebysmy z Jamesem rano skonczyli ukladanie podlogi. Wlaczenie kuchni do uzytku stalo sie na stancji kwestia priorytetowa. W sloneczny niedzielny poranek usunelismy kilka niedociagniec z poprzedniego dnia i przybilismy na wlasciwych miejscach listwy przypodlogowe oraz maskownice. Pozniej wyrzucilismy wszystkie smieci pozostale po pracy, zebralismy narzedzia i przetarlismy podloge mopem. -Wyglada calkiem niezle - ocenil James, rzucajac ostatnie, szacujace spojrzenie. -Ujdzie w tloku - przytaknalem. - Sfuszerowalismy to i owo, ale nie rzuca sie w oczy. To co, otwieramy podwoje? -Chyba czas - zgodzil sie James. Wystawil glowe na korytarz i zawolal dziewczeta. -Jaka piekna! - wykrzyknela Trish. -To tylko podloga - przypomnialem jej skromnie. - Nie dzielo sztuki. -Przestan narzekac - skarcila mnie Erika. - Kuchnia wyglada na wieksza i jasniejsza. Dobrze sie spisaliscie. -Bardzo ladna podloga - zachwycala sie Trish. - Mozemy po niej chodzic? Czy trzeba czekac, az wyschnie? -Jest gotowa do uzytku, slonko. Oddajemy wam kuchnie. - Omiotlem wnetrze krytycznym spojrzeniem. - Chyba rzeczywiscie wyglada lepiej. Chociaz o to nietrudno, bo stara podloga juz sie nawet nie dala domyc. Czy Sylvia przypadkiem zdradzila, o ktorej wraca? W niedziele przejmuje Twink, zeby Mary mogla sie wyspac. Pracowalem kiedys na nocna zmiane, wiec mam pojecie, jak to czlowieka wyczerpuje. -Nie powiedziala nic konkretnego - odparla Erika - ale chyba planuje spedzic z Renata caly dzien. Wyglada na to, ze sie polubily, ale wcale bym sie nie zdziwila, gdyby sie okazalo, ze Sylvia kieruja jeszcze jakies inne pobudki. Wyniknelo jej sie cos o przypadku chorobowym, wiec moze ma nadzieje na interesujacy temat pracy. 120 -Tak?-Renata ja fascynuje. Sylvia zdaje sobie sprawe z jej problemow, stara sie je przynajmniej okreslic. -Zdaje sie, ze zapomniala mi o tym powiedziec. -Nie miala zamiaru - oswiecil mnie James. - Jestes polofcjalnym opiekunem Renaty, wiec probuje zalatwic sprawe za twoimi plecami. -Cudownie - stwierdzilem z kwasna mina. - Oto mam kolejny powod do zmartwienia. -Sylvia Renaty nie skrzywdzi - zapewnila mnie Trish. - Specjalizuje sie w chorobach psychicznych, wiec wie, co robi. -Nikt nie ma pojecia, dzieki czemu Twink w ogole sie trzyma, nawet doktor Fallon. Musze porozmawiac z Sylvia, zanim sprawy zajda za daleko. Tymczasem Sylvia wrocila tego wieczoru bardzo pozno, a poniewaz regulamin stancji zabranial przeprowadzania konferencji z udzialem mieszkancow obu poziomow po dwudziestej drugiej, musialem zaczekac. - Przy sniadaniu w poniedzialkowy ranek Sylvia nadal promieniala, ogromnie podekscytowana swoim "tematem pracy naukowej".-Pacjenci z chorobami umyslowymi zwykle nie sa sklonni do rozmowy, ograni czaja sie do pochrzakiwania i roznych pomrukow - opowiadala. - Natomiast Renata potraf myslec i jeszcze sie tymi myslami podzielic. Potraf opisac nie tylko wlasne za chowanie, lecz takze szczegolne cechy osob, ktore sie razem z nia leczyly. Jest istna ko palnia informacji na temat roznych chorob umyslu, poczawszy od standardowych i do brze znanych, po takie, ktore jeszcze nawet nie maja nazw. Wtedy wlasnie zdecydowalem sie wkroczyc. Zanim posunie sie za daleko. -Co robisz jutro wieczorem? - spytalem. -Czy ja dobrze slysze? - usmiechnela sie do mnie fluternie. -Zachowuj sie przyzwoicie - skarcilem ja. - Powinnismy zajrzec do doktora Fallona, nim zaczniesz doglebnie badac przypadek lezacy u podstaw twojej pracy naukowej. Twink nadal jest bardzo slaba psychicznie, latwo ja skrzywdzic, wiec przypuszczam, ze w kontaktach z nia powinnas przestrzegac jakichs podstawowych regul. O pewnych rzeczach nie nalezy z nia rozmawiac, nie wolno jej zadawac konkretnych pytan. -Wiem, co robie - odparla bunczucznie. - Nie skrzywdze twojej ukochanej Twinkie. -Nie nadajemy na tej samej fali, slonko - powiedzialem glosem wypranym z emocji. - Wobec tego powiem wprost: moge wyprowadzic Renate z Seattle w ciagu 121 dwoch godzin i zalatwic sprawe tak, ze w zyciu jej nie znajdziesz. Nie chcialbym tego robic, ale zrobie, jesli mnie zmusisz. Albo odwiedzimy Fallona, zebys uzgodnila z nim plan dzialania, albo mozesz zapomniec o calej sprawie, bo Renata zniknie. Ja tu rzadze, poniewaz ja jestem za Renate odpowiedzialny. Dotarlo?-Oj, oj, oj! - wyrwalo sie Erice. - Ale bojowy egzemplarz! Sylvia wpatrywala sie we mnie bez zmruzenia powiek. Byla o krok od wybuchu. -Sprobujmy odsunac na bok ultimatum oraz wypowiedzenie wojny, do brze? - wtracil sie James. - Sylvio, czy masz cos przeciwko spotkaniu z doktorem Fallonem? -Oczywiscie, ze nie! - warknela Sylvia. - Tylko nie zycze sobie, zeby ignorant mowil mi, jak mam sie zachowywac w sprawach, ktore znam o niebo lepiej od niego. -Nie mowie ci, jak sie masz zachowywac. - Ustapilem o krok. - Mowie tylko, ze ekspertem w tej dziedzinie jest doktor Fallon i on powinien ci podpowiedziec, w jaki sposob najlepiej obchodzic sie z Twink, zeby jej nie zrobic krzywdy. -Nie mam nic przeciwko spotkaniu z doktorem Fallonem - oznajmila juz spokojnie. - Nie chce zranic Renaty za nic w swiecie, nawet przez przypadek. Ale mimo wszystko nie stawiaj mi ultimatum i nie probuj mi rozkazywac. Ja tez potrafe pokazac rogi. -E, serio? - skrzywilem sie szkaradnie. Potem usmiechnalem sie az po osemki. -To co, zawrzemy pokoj? - zaproponowalem. -Jesli obiecasz byc grzeczny. -Jasne. -No to niech bedzie - przystala z promiennym usmiechem. - Niech zyje pokoj. -I zaraz posmutniala troche. - Daleko bysmy nie zaszli z tymi wrzaskami i macha niem rekami... - Milo, ze zauwazylas. - Po seminarium o Miltonie wrocilem na stancje i zadzwonilem do doktora Fallona.-Co sie stalo? Czy Renata ma klopoty? - zapytal natychmiast. -Nie, nie, z Renata wszystko w porzadku - odparlem. - Wyglada na to, ze brak piatkowego spotkania w zaden sposob jej nie zaszkodzil. Dzwonie, bo moim zdaniem przydaloby sie, zeby pan porozmawial z ta Sylvia z psychologii. Wspominalem panu o niej, specjalizuje sie w czubkach. Zamierza wykorzystac przypadek Twink do napisania pracy naukowej, wiec przyszlo mi do glowy, ze warto z nia o tym porozmawiac. Sylvia jest inteligentna, ale moze przydaloby sie ja troche wyhamowac, dopoki nie zyskamy pewnosci, ze dobrze robi. Chyba powinna dostac pare rad, co robic, a czego unikac. 122 -Slusznie.-Jesli nie jest pan bardzo zajety jutro wieczorem, przywiozlbym ja, zebyscie mogli pogadac. Telefon to niezly wynalazek, ale czasem dobrze sie spotkac twarza w twarz. -Racja. Moze byc wpol do osmej? -Nie ma sprawy. Do zobaczenia. - Wtorek z dawien dawna byl dla mnie dosc sympatycznym dniem. Zaczelo sie jeszcze w podstawowce. We wtorki i czwartki mielismy zajecia praktyczne, a w poniedzialki, srody i piatki nauke w klasach.Sylvia czekala jak na szpilkach, az przejdzie fala ulicznych korkow w okolicach siedemnastej. Zdumiala mnie absolutnie, ubierajac sie w elegancki kostium wizytowy. Postanowilem tego jednak nie komentowac. Chodzila tam i z powrotem jak tygrys w klatce. -No, jedziemy, slonko - rzucilem za pietnascie szosta. -Juz mialam wrazenie, ze nigdy sie stad nie ruszymy. Wyjechalismy na miedzystanowa piatke. Naturalnie padalo. U nas ciagle pada. Region zatoki Puget to jedno z nielicznych miejsc w calych Stanach, gdzie latem wystarczy podlewac trawnik trzy razy na tydzien. Kiedy skrecilismy na Snohomish i pojechalismy rownina na wschod, ruch wyraznie zmalal. -Przygnebiajacy widok - odezwala sie Sylvia. Jechalismy akurat przez bagniste okolice Ebey Slough. - Daleko jeszcze do sanatorium? -Jakies dziesiec kilometrow. Zostalo pobudowane na uboczu, nie prowadza do niego podswietlone drogowskazy. Sasiadom by sie to raczej nie spodobalo. Wariatkowo trudno nazwac atrakcja turystyczna. Na Cavalero's Corner skrecilismy w lewo i pojechalismy na strome wzgorze, w strone Lake Stevens. Wkrotce ukazal sie ostatni zakret. Jeszcze dlugi podjazd, minelismy brame i zaparkowalem na dziedzincu. -Robi wrazenie - ocenila Sylvia. - To chyba spory teren? -Ziemia nie jest tutaj droga - wyjasnilem - a doktor Fallon ceni sobie dyskrecje. Wysokie budynki w takiej gluszy moglyby przyciagac uwage. No, czas ruszac do boju. -O rany... - wyrwalo jej sie. -Nie boj sie, slonko. Doktor Fallon to nie zly wilk. A w dodatku wszyscy mamy ten sam cel, wiec pewnie cie nie pogryzie. 123 Kobieta w recepcji dobrze mnie znala, totez od razu dala reka znac, ze mozemy isc dalej. Poprowadzilem Sylvie dlugim korytarzem, na jego koncu glosno zapukalem do drzwi doktora Fallona.-To tylko ja, doktorze! - krzyknalem. - Niech pan nie strzela! Sylvia zerknela na mnie przestraszona. -Zartuje. -Prosze, prosze! - zawolal Fallon ze srodka. Otworzylem drzwi przed Sylvia, weszlismy. Fallon byl chyba lekko zaskoczony. Widzial Sylvie po raz pierwszy. -Jest mala, ale twarda, panie doktorze - oznajmilem. - Oto Sylvia Cardinale, dama, ktora zamierza napisac prace naukowa o Twinkie. -Dzien dobry, panie doktorze. Czy on mial takie klopoty zawsze, czy to jego najnowsze zboczenie? -Zachowuj sie! - mruknalem. - Poznaj doktora Fallona, eksperta od Twinkie. -Cala przyjemnosc po mojej stronie - powiedziala Sylvia. -Milo mi - usmiechnal sie doktor Fallon. - Prosze usiasc. Pan Austin wspominal, ze chcialaby pani napisac prace na temat przypadku Renaty Greenleaf, a liczy sie pani takze z mozliwoscia uzyskania na tej podstawie stopnia naukowego. -To zalezaloby w duzym stopniu od przyjecia pracy, doktorze - odparla Sylvia. -Szczerze mowiac, Renata zbija mnie z tropu. Czasami jestem przekonana, ze mamy do czynienia z osobowoscia maniakalno-depresyjna, kiedy indziej podejrzewam syn drom rozszczepienia osobowosci. Renata zmienia sie niewyobrazalnie szybko. -Nie zawsze udaje sie poszczegolnym chorym doczepic naukowa etykietke -stwierdzil doktor Fallon. - Przez lata praktyki nauczylem sie, ze wiekszosc pacjen tow to przypadki niepowtarzalne. Nie mozna im postawic jednoznacznej diagnozy. Renata ma za soba traume, a to zawsze komplikuje sprawe. -Zauwazylam - stwierdzila Sylvia, krzywiac sie niemilosiernie. -Tak przypuszczalem. Co pani wie o wypadkach, ktore spowodowaly, ze Renata znalazla sie w mojej klinice? Sylvia przedstawila podstawowe fakty. Fallon, sluchajac jej, kiwal glowa z aprobata. Nabrawszy odwagi, dziewczyna przeszla do wlasnych obserwacji. -Renata bardzo czesto wspomina o samotnosci, podejrzewam, ze to uczucie moze byc symptomatyczne. Gdzies w najglebszych pokladach swiadomosci pozostala jej niejasna swiadomosc, ze czegos lub kogos jej brakuje. -Brawo - powiedzial Fallon. - Wiele osob przeoczyloby ten objaw. Z pewnego konkretnego punktu widzenia Renata stracila polowe siebie. Amnezja blokuje wszystkie wspomnienia o Reginie, ale istnieje dokuczliwe poczucie straty, tesknota za czyms, czego pacjentka nawet nie potraf sobie uswiadomic. Nie sposob zaprzeczac szczegolnemu znaczeniu takiego stanu. 124 -Tak, oczywiscie - zgodzila sie Sylvia. - Rozumiem, dlaczego Mark zaniepokoil sie moimi planami dotyczacymi pracy naukowej. Na pewno istnieja tak zwani eksperci, ktorzy chcieliby wykorzystac w terapii metode otwartego stawiania przed faktami. Gdyby jakis polglowek postanowil opowiadac Renacie o smierci jej siostry, dziewczyna skonczylaby w kaftanie bezpieczenstwa.-Panie Austin, panna Cardinale wydaje sie nasza wygrana na loterii - powiedzial Fallon. - Prosze dopilnowac, zeby nam nie zniknela z horyzontu. -W dodatku jest niebrzydka - dorzucilem swoje. -Nie powinienes tego zauwazac - skarcila mnie Sylvia. -Udawajmy, ze nie zauwazylas mojego zauwazenia - odparlem. Sylvia z szerokim usmiechem na twarzy zwrocila sie ponownie do doktora Fallona. -Rozmawialam z Renata w zeszlym tygodniu - powiedziala juz powaznym tonem - i dowiedzialam sie czegos bardzo interesujacego. Na pewno wie pan o tym, ze nie lubi notatnikow? Przyznala wprost, ze kiedy widzi, jak ktos przystepuje do robie nia notatek, zaczyna zmyslac niestworzone historie, zeby ukryc prawdziwe uczucia. Doktor Fallon pokiwal glowa. -To sie juz zdarzalo. Renata zdolalaby pewnie doprowadzic do obledu nawet biednego Freuda. W naszym fachu siega sie po notatnik niemal automatycznie, a Renata, widzac gotowe do zapisania kartki papieru, robi co moze, zeby odejsc od prawdy mozliwie najdalej. -To mi nie ulatwi pisania pracy - poskarzyla sie Sylvia. -Moze warto by bylo pogadac o tym z Charliem? - zamyslilem sie. - On bedzie umial zainstalowac pluskwe. -Jasne! - ucieszyla sie Sylvia. - Ze tez o tym nie pomyslalam. -Najlepsze, ze taka pluskwa lapie kazde slowo - dodalem - lacznie z intonacja i innymi drobiazgami, ktore moga pomoc dotrzec do czegos, co Twink probuje ukrywac. Notatki zwykle nie sa tak dokladne, a tasma wychwyci wszystko. Co wiecej, Sylvia moglaby przesylac kopie nagran do pana, doktorze. Wiedzialby pan dokladnie, co sie dzieje. - Rozesmialem sie glosno. - Zaczynam sie czuc jak w flmie z Jamesem Bondem. -Musimy korzystac ze wszystkiego, co moze pomoc Renacie - oznajmil Fallon. - Bede z pania szczery. Mialem pewne zastrzezenia dotyczace kwestii pani pracy na temat Renaty Greenleaf. Nagrywanie rozmow rzuca na te sytuacje zupelnie nowe swiatlo. Sprobujmy, przekonamy sie, co zyskamy. 125 - Sylvia wsiadala do samochodu wyraznie podekscytowana.-Mark, jestem ci winna przysluge - stwierdzila. - Doktor Fallon kupil pomysl z moja praca tak naprawde dopiero wtedy, kiedy zaproponowales nagrywanie rozmow na tasme. - Wyjechalismy z dziedzinca. - Ale to chyba jeszcze nie koniec problemow - zastanawiala sie glosno. -Nie? A co jeszcze? -Bede musiala sie starac, zebysmy zawsze rozmawialy niedaleko mikrofonu. -Gdzies ty sie podziewala przez ostatnich kilka lat? - zapytalem z niedowierzaniem. - Charlie jest na biezaco z najnowsza technologia, a FBI potraf montowac pluskwy w bieliznie juz od dluzszego czasu. -Nie pomyslalam o tym - przyznala. - Jak to?! - oprzytomniala. - W mojej bieliznie?!! - Mniej wiecej o wpol do jedenastej dotarlismy na stancje. Od razu poszedlem na gore, by skonsultowac sie z Charliem w kwestii dyskretnego nagrywania.-Bulka z maslem - stwierdzil. - Tylko powinienes jeszcze pogadac z Trish. -Po co? -Jest na ten temat pare przepisow prawnych. Przeciez kazdy o tym wie. -Zapomnialem. Doktor Fallon zdola chyba przekonac jakiegos sedziego do wydania pozwolenia, ale nie wiem, czy taki akt ze Snohomish bedzie wazny tutaj, w powiecie King. -Nie bedziemy stawiac sprawy przed sadem - uswiadomil mi - ale tak czy inaczej lepiej zawiadomic o wszystkim Trish i posluchac, co ma do powiedzenia. Nie martwi mnie nagiecie paru przepisow od czasu do czasu, lecz Sylvia bedzie niedlugo robila MS, wiec lepiej, zeby te nagrania byly zgodne z litera prawa. W przeciwnym razie jej wydzial moglby rozprawe naukowa poslac prosto do kosza. No a wtedy zaczelaby nas ganiac z kijem baseballowym. -Zanim zrobie nastepny krok, omowie z Trish wszystko i jeszcze troche - zapewnilem. - Polozylem sie spac z milym uczuciem, ze udalo mi sie cos osiagnac, wiec spalem bardzo dobrze. Obudzilem sie radosny i optymistycznie nastawiony do swiata, i w takim wlasnie nastroju zszedlem do kuchni w srode rano. Cala zaloga stala skupiona przed telewizorkiem. 126 -Znowu?! - spytalem zdumiony.-Tak, znowu - odparl Charlie. - Chyba mamy nowa lokalna tradycje. -Gdzies blisko nas? -Gas Works* Park nad jeziorem Union - odpowiedziala mi Erika. - Jakies dziesiec przecznic stad. -Gas Works? -Nic na to nie poradze - odparla, przewracajac oczami. - W Seattle co krok wyrasta jakis dziwacznie nazwany park albo skwerek. Nie sprawdzalam ostatnio na mapie, ale wcale by mnie nie zdziwil Park Smietnisko albo Park Dopieszczania Roslin Sciekami. -Stracilismy nastepnego mlodocianego przestepce? - spytalem. -Niezupelnie - odezwal sie James. - Ten czlowiek mial czterdziesci siedem lat i najwyrazniej nie byl notowany przez policje. Przynajmniej nie tutaj. Sprowadzil sie do Seattle mniej wiecej rok temu, przyjechal z Kansas City. Lokalni gliniarze sprawdzaja go w tamtejszej policji. -I w ten sposob - dorzucil Charlie - bierze w leb teoria Kataryny oraz pare innych. Facet z Kansas City na pewno przez rok nie zdolal nawiazac owocnych kontaktow z jakims tutejszym dealerem, a poza tym mial stala prace. Byl nocnym strozem w jakims duzym biurowcu w Ballard. -To skad sie wzial w parku nad jeziorem? Czyzby mial wolne? -Taka to juz jest robota na noce - machnal reka Charlie. - Po polnocy szef nie zaglada do frmy zbyt czesto. Zastanowilem sie przez chwile. -Innymi slowy, ten czlowiek nie mial wiele wspolnego z tamtymi, ktorzy zostali poszatkowani wczesniej? -Dokladnie rzecz biorac nic - zgodzil sie Charlie. - Rzeznik najwyrazniej rozwija skrzydla. Jakis nawiedzony. -Cos musi laczyc te morderstwa - zaprotestowalem. -Moze i laczy - zgodzil sie James - tyle ze policja nie wie, co to takiego. -Najdziwniejsze, ze nikt nic nie slyszal - dodala Erika. - Wszystkie ofary umieraly bardzo dlugo. Ci ludzie na pewno krzyczeli, a nikt nic nie slyszal. -Mojego brata tez to zastanawia - przyznal Charlie. - Zwrocil na to uwage po morderstwie w Windemere. Nie daje mu to spokoju. -Jak on sie nazywal? -Finley - powiedziala Trish. - Edward Finley. -A moze smierc Munoza byla przypadkowa? Andrewsa, Garrisona i Finleya nie sposob uznac za latynoskich dealerow. Musi byc jakas inna styczna, tylko gliniarze jeszcze jej nie odkryli. Albo odkryli, ale sie tym nie chwala. *Roboty gazownicze. 127 -Ja nadal twierdze, ze on wybiera ofary na chybil trafl - stwierdzil Charlie. - Jak nabierze ochoty, wychodzi zapolowac i sieka pierwszego faceta, jaki mu sie nawinie.-Nie kupuje tego - sprzeciwila sie Sylvia. - Wszystko, co wiemy do tej pory, swiadczy o naturze psychotycznej, a ludzie chorzy umyslowo nie funkcjonuja w ten sposob. Przyczyna moze byc tak ukryta, ze nie potrafmy jej dostrzec, ale na pewno cos laczy te zbrodnie. Moze wszyscy czterej zamordowani uzywali tej samej wody po goleniu albo gwizdali te sama melodie... musi ich cos laczyc w umysle Rzeznika. Policja nie rozwiaze tej sprawy, dopoki ktos nie odkryje, co wspolnego maja ze soba te przypadki. -A kiedy juz do tego dojdzie, media pograza sie w glebokiej zalobie - stwierdzil Charlie z ironicznym usmieszkiem. - Ktoregos dnia jakas telewizyjna znakomitosc oglosi, ze ostatnio nic szczegolnego sie nie zdarzylo, kaze widzom wylaczyc odbiornik i wziac sie do czytania jakiejs dobrej ksiazki albo do sprzatania garazu. - Nastepnego dnia Twink nie pojawila sie na wykladzie. Sprawa zaczynala mi sie wymykac z rak. Mialem juz dawno przeprowadzic z Renata powazna rozmowe i odkladalem ja z dnia na dzien, teraz postanowilem dluzej nie zwlekac. Zadalem studentom nastepne wypracowanie - tym razem nie jeczeli tak glosno. Udalo mi sie w znacznym stopniu pozbyc pozorantow i obibokow, przetrwali stosunkowo kompetentni. Przynajmniej mieli za soba etap ciaglego pakowania sie w klopoty, wiec moglismy przejsc do nieco bardziej skomplikowanych kwestii, jak zgodnosc podmiotu z orzeczeniem czy imieslowy.Tego wieczoru po kolacji we trzech z Charliem i Jamesem poszlismy, "jak zwykle po morderstwie", odwiedzic tawerne Pod Zielona Latarnia, zeby uslyszec zdanie Boba Westa na temat ostatniej zbrodni. -Przewidywalem, ze sie spotkamy - stwierdzil Bob, kiedy przysiedlismy sie do jego stolika. - Wasze zachowanie latwo przewidziec. -Mieszkamy na polu bitwy - przypomnial mu Charlie. - A z gazet i telewizji na pewno sie nie dowiemy prawdy. Czy szef policji doszedl juz do jakichs genialnych wnioskow? Z mediow mozna tylko poznac tozsamosc ofary, jej zawod i numer kolejny zbrodni. Co slychac w sprawie Gas Works Park? -Nie bardzo mamy nad czym pracowac. Ostatnie morderstwo wywrocilo do gory nogami wszystkie teorie na temat Rzeznika. Jedynym sukcesem, jesli mozna to tak nazwac, jest tym razem swiadek, ktory twierdzi, ze cos slyszal, ale to drobny pijaczyna, zatankowany po korek. Podobno w czasie gdy miala miejsce zbrodnia, slyszal skowyt psa. 128 Poniewaz jednak nie ma zegarka, moze sie mylic o kilka godzin. Ten park jest w dzielnicy handlowej, otaczaja go butiki i inne lokale uzytkowe, wiec trudno znalezc kogos, kto by potwierdzil jego zeznania.-Skoro to nie jest dzielnica mieszkalna, skad by sie tam wzial pies? - zapytal James. -Dziwne, prawda? - przyznal Bob. - Sprawdzamy ten watek, ale bardzo prawdopodobne, ze pies jest tego samego pochodzenia co rozowe slonie. -Moim zdaniem powinnismy zadbac o dziewczeta - oznajmil James. - Zaczyna tu byc niebezpiecznie. Rzeznik najwyrazniej wybiera ofary na oslep, co oznacza, ze kazdy musi sie miec na bacznosci. -Co racja, to racja - zgodzil sie Bob. - A dziewczyny sa naiwne, studentki colle-ge'u miewaja najdziwniejsze pomysly. Nasz pijaczek widzial w parku jakas malolate na rowerze. Przez miesiac z nieduzym hakiem zdarzyly sie cztery morderstwa, wszystkie w promieniu dziesieciu kilometrow od kampusu uniwersyteckiego, a ta sobie noca jezdzi po parku! Trzeba brac pod uwage mozliwosc, ze nasz Rzeznik jest studentem. Jak dotad zgineli wylacznie mezczyzni, ale jesli James ma racje, jesli Rzeznik faktycznie wybiera ofary losowo, to nikt nie jest bezpieczny. Powiedzialbym, ze mimo breloczkow z pieprzem dziewczeta nie powinny wychodzic po zmierzchu same. Jesli trzeba bedzie, mozecie nawet sklamac, powiedziec, ze zabraklo wam papierosow czy musicie pozyczyc ksiazke, wszystko jedno. Mieszkacie teraz w niebezpiecznej okolicy, musicie sie strzec. -Pocieszasz nas, jak umiesz, co? - odezwal sie Charlie. -Pytaliscie, wiec odpowiedzialem. Nie moja wina, ze wam sie odpowiedz nie podoba. - Zaczelismy stosowac system kolezenskiej pomocy przy kazdym wyjsciu po zmroku. Na szczescie dziewczeta wlasciwie sie nie buntowaly, wiec do soboty dotrwalismy bez zadnych przykrych zdarzen.W sobote rano rozpoczalem dzialania operacyjne pod haslem "polki na ksiazki" w pokoju Charliego. Pojecia nie mam dlaczego, ale czarny suft w jego pokoju dzialal mi na nerwy. -Nie patrz w gore - poradzil Charlie, kiedy zaczalem sie skarzyc. -Co czytasz? - zapytalem z ciekawoscia. Zdawal sie pograzony bez reszty w lekturze niezbyt grubej ksiazeczki. -Kierkegaarda - odpowiedzial. - Wydal pare interesujacych tytulow, nie sposob zaprzeczyc. To jest "Choroba na smierc". Juz po samym tytule doskonale widac, ze to fantastyczna lektura na ponury dzien, co? 129 -Nie powinienes sie dzisiaj zajmowac samochodem Eriki?-Nie dostalem od reki potrzebnej czesci. Musieli ja zamowic. -Wygodnie ci sie zlozylo. -Nie przecze. - Odlozyl ksiazke. - Trzeba czasu, zeby to strawic - zauwazyl. -Przeciez ty jestes od nauk scislych, co cie traflo, ze czytasz flozofe? -James wspomnial o egzystencjalizmie. Zaciekawilo mnie, ze ledwie garstka ludzi ma prawo decydowac o losach calej ludzkosci. -Niewdzieczna robota - zauwazylem - ale zdaniem egzystencjalistow ktos musi ja wykonac. -Moze powinienem sie zglosic na ochotnika. Cwiczylem juz podejmowanie zasadniczych decyzji: ktora druzyna powinna sie znalezc w rozgrywkach swiatowych, ktore dziewczyny sa ladniejsze, brunetki czy blondynki, czy lepsze sa fordy czy chevy... no wiesz, powazne sprawy. Wzruszylem ramionami. -Twoje decyzje bylyby pewnie tak samo dobre jak cudze - ocenilem. - Wez drugi koniec tasmy, dobrze? Musze miec absolutna pewnosc, ze dobrze zmierzylem. Mialbym o niebo latwiejsza robote, gdyby ten dom tak nie osiadl. Nic tutaj nie jest pio nowe ani poziome. -Mieszkancy tez nie mieszcza sie w zadnych ramach - zauwazyl Charlie. -Kazde z nas ma swoje odchylenia. I dzieki temu zycie jest ciekawsze, zgodzisz sie? -Dopoki odchylenia nie zmieniaja sie w zboczenia, moj drogi. Jesli ktos wychyla sie za bardzo w lewo lub w prawo, to idzie w slady Twinkie i laduje w wariatkowie. -No wlasnie, a co z nia? -Nie mam bladego pojecia. Raz czuje sie zupelnie dobrze, a kiedy indziej najchetniej schowalaby sie w szafe. -Kazdy ma lepsze i gorsze dni. -To prawda. Ale jesli Twink nie wezmie sie w garsc, wygra jej chora polowa. -No to musimy sie postarac, zeby sie wziela w garsc. -Powinnismy sprobowac. Ruch drugi DIES IRAE Rozdzial 11Niedziela w domu panien Erdlund byla zwykle dniem lenistwa. I jedynym dniem tygodnia, gdy moglismy spac do pozna, jesli mielismy ochote. Obiad jadlo sie dopiero wowczas, kiedy juz solidnie burczalo w brzuchu. Zszedlem na dol kolo dziesiatej, sciagniety zapachem kawy parzonej przez Erike. -Czesc, spiochu - powital mnie Charlie, pokazujac w usmiechu wszystkie zeby. -Juz myslelismy, ze nie zwleczesz sie do poludnia. -Nie czepiaj sie go tak bezlitosnie. - Erika wziela mnie w obrone. - Zaczekaj przynajmniej, az otworzy oczy. - Podala mi kubek kawy. Przyjalem go z wdziecznoscia i usiadlem w kaciku sniadaniowym. -Wiesz co, Trish - zagail Charlie z nadzieja. - Chodza za mna nalesniki. -Nie widze - odpowiedziala zamiast siostry Erika. Byla zupelnie powazna. -Moze dostrzegam cien befsztyka, lecz ani sladu nalesnikow. -Trish, powiedz jej, zeby sie ze mnie nie nabijala. -Dzieci, badzcie grzeczne - odezwala sie Trish. - Przestancie sie klocic. -Mamusiu, dzisiaj niedziela - wtracil sie James. - My sie w niedziele zawsze bawimy. Trish westchnela ciezko, wzniosla wzrok do suftu. -Tak, tak, wiem. -Gdzie Sylvia? - zapytalem, rozgladajac sie po kuchni. -Szykuje sie do kosciola - poinformowala mnie Erika. - Zabiera Renate na sume. -Dzieki temu, ze Sylvia pisze prace na temat Renaty, masz znacznie mniej obowiazkow, prawda? - zauwazyl Charlie. -Przeciez sie nie skarze - odparowalem. - Mamy zgode na nagrywanie rozmow? -Rozmawialam o tym z panem Rankinem - powiedziala Trish. - Prowadzi kancelarie adwokacka. Nie widzi zadnych problemow z prawnego punktu widzenia. Ale postawil jeden warunek. 132 -Jaki?-Jego zdaniem jesli Sylvia chce byc calkowicie w zgodzie z prawem, powinna uzyskac zgode Renaty na nagrywanie tych rozmow. -Pieknie! -Rankin jest z tych, co to lubia stawiac kropke nad i - stwierdzila Trish. - Ale trzeba mu przyznac, ze zwykle wygrywa sprawy. -Sylvia juz sie zajela najnowszym problemem - dorzucil James. -Od razu zaproponowala Renacie, zeby potraktowaly nagrywanie jako substytut zapisywania rozmowy w notatniku, co najwyrazniej sprawia Renacie powazne problemy. - Usmiechnal sie lekko. - Trzeba jednak wspomniec, ze nie powiedziala jej calej prawdy. Kiedy Sylvia nagrywala zgode Renaty, magnetofon stal na widoku, ale nasza podstepna wspollokatorka nie wspomniala nic o ukrytym mikrofonie, ktory bedzie wychwytywal wiekszosc dziewczecych zwierzen. -Czy takie postepowanie jest legalne? - zapytalem Trish. -Przypuszczam, ze niecalkowicie niezgodne z prawem - odparla. - Przeciez Sylvia nie bedzie uzywala tasm jako dowodu w sadzie. -Gdzie ukryles mikrofon? - spytalem Charliego. -Ja go nigdzie nie ukrywalem - zastrzegl sie gwaltownie. - Proponowalem Sylvii pomoc, ale powiedziala, zebym trzymal lapy przy sobie. Musialem ekranowac mikrofon z jednej strony. Jest dosyc czuly i stale wychwytywal bicie jej serca. -Nie przypuszczam, zeby byl powod ciagnac ten temat - oznajmila Trish. -Panowie, idzcie sobie poogladac telewizje albo zajmijcie sie swoimi sprawami. Tu nam przeszkadzacie. Razem z Jamesem i Charliem przeszlismy do salonu. Usiedlismy sobie wygodnie i popijalismy kawe, podczas gdy dziewczeta szykowaly sniadanie. -Czy ten magnetofon nie bedzie Sylvii przeszkadzal? - spytalem Charliego. -Jesli na przyklad dziewczeta wybiora sie poszalec w sklepach i akurat wtedy Twink powie cos waznego, Sylvia moze nie zdazyc jej nagrac. -Czys ty w ogole slyszal o miniaturyzacji? - Charlie byl jednoczesnie zdumiony i rozbawiony. - Istnieja magnetofony wielkosci paczki papierosow, a mikrofon to plu skwa, rodzaj malenkiego radiotransmitera. Stac mnie na wymyslenie czegos lepszego, ale chciala nagrywac juz od zaraz, wiec musialem sie spieszyc i dalem jej bardzo pod stawowe wyposazenie. -Przypuszczam, ze jest jej wszystko jedno, byle dzialalo - stwierdzilem. Podrapalem sie po nieogolonym podbrodku. - Z poczatku nie bylem zachwycony jej planami - wyznalem. - Nie podobalo mi sie, ze zamierza wykorzystac Twink jako temat pracy naukowej. Ale musze przyznac, ze w ten sposob mam znacznie mniej na glowie. Nie dosc, ze Sylvia wozi Renate co tydzien do kliniki, to jeszcze teraz zaczela 133 z nia chodzic do kosciola. Oczywiscie jesli uda jej sie napisac te prace i w dodatku zdobyc na jej podstawie stopien naukowy, to chyba bedzie mozna uznac, ze nie zrzucam na nia zbyt wiele, prawda?-Powtarzaj to sobie jak najczesciej - poradzil mi James - a moze ktoregos dnia uwierzysz. - W tamtym czasie bylismy juz wszyscy dobrze urzadzeni. Studenckie zycie nie przypomina porzadnej roboty z wyraznie okreslonym zakresem obowiazkow. Ja na przyklad walczylem z Johnem Miltonem, sprawdzalem prace pierwszoroczniakow i pilnowalem Twinkie. Wszystko naraz.Niespodziewanie Twink w srode znowu sie rozkleila. Nie przyszla na wyklad, wiec jak tylko pozbylem sie studentow, natychmiast pojechalem do Wallingford, do Mary. -Znowu ja dopadly te cholerne koszmary - uslyszalem od razu w drzwiach. -Zdawalo mi sie, ze miala z nich powoli wyrastac. -Jakos nie zauwazylam. Dalam jej proszek nasenny, spi jak zabita. Nie wspominaj o tym bez potrzeby swojej milej wspollokatorce. Jesli doniesie na mnie Fallonowi, rozpeta sie pieklo. -Rzeczywiscie, delikatnie mowiac, nie bylby zachwycony. A jak ty sie czujesz? Wygladasz, jakbys miala wszystkiego dosyc. Moze chcesz sie spokojnie przespac? Bede mial oko na Renate. -Nic mi nie jest, jakos przezyje. Zmienily mi sie dyzury w tym tygodniu, dzis w nocy mam wolne. -Na pewno nie chcesz pomocy? -Dam sobie rade. Renata mowila mi cos o jakims nagrywaniu. O co chodzi? -Wpadlismy na ten pomysl w zeszlym tygodniu. - Wyjasnilem wszystko na temat nagrywania tasm za wiedza Renaty. - Twink nie wie, ze Sylvia ma stale pluskwe przy sobie, ani nie zdaje sobie sprawy, ze kopie tych nagran bedzie dostawal Fallon. -Sprytnie - ocenila Mary. - Pare razy spotkalam sie z odrzuceniem sprawy, bo jakis nadgorliwiec zainstalowal pluskwy bez zgody sedziego. -Robimy wszystko, zeby sprawa byla legalna. No a poza tym dzieki temu, ze Sylvia wozi Twink w piatki do Lake Stevens, a w niedziele do kosciola, tobie i mnie jest znacznie latwiej. -O, jak milo, ze to zauwazyles - stwierdzila Mary z chytrym usmieszkiem. - Les dzwonil do mnie w sobote, stwierdzil, ze oboje z Inga sa zachwyceni twoja przyjaciolka. -No prosze, w towarzystwie zawsze weselej! - Nagle wpadlem na genialny pomysl. - A niech to! 134 -Co?-Przyszlo mi cos do glowy. Moze dzieki nagrywaniu rozmow uda sie nam odkryc przyczyne tych koszmarow, ktore zatruwaja Twink zycie? -Bardzo bym chciala. Przypuszczam, ze gdybysmy sie tego dowiedzieli, Ren moglaby calkiem wyzdrowiec. Co dokladnie wymysliles? -Nastepnym razem, kiedy Twink traf sie zly dzien, wstrzymaj sie troche z podaniem pigulki nasennej. Zamiast tego zadzwon do mnie, a ja przywioze tu Sylvie jak najszybciej, zeby nagrala wszystko, co Twink powie. -Nie mowi w takich momentach zbyt skladnie. - Mary wyraznie miala watpliwosci. -Moze byc tak, ze dla ciebie czy dla mnie jej slowa nie maja sensu, ale doktor Fallon czegos sie w nich dopatrzy. Wystarczy, ze Sylvia zjawi sie tutaj z tym swoim ukrytym mikrofonem. Nagra cale zdarzenie, potem przekaze tasme Fallonowi. To prawie jakby byl przy tym obecny, a kiedy pozna szczegoly, moze zdola ocenic, co tak irytuje nasza mala. -Coz, chyba mozna uznac, ze zapracowales dzisiaj na swoj chleb codzienny glowa - uznala Mary. - Jesli Fallon bedzie mogl zostac swiadkiem zdarzen, chocby sluchajac tasmy, moze da rade zwalczyc te koszmary, a jesli to sie skonczy, Ren bedzie na prostej drodze do wyzdrowienia. -Warto sprobowac. Obgadam to z Sylvia, a ona spyta Fallona o zdanie. Na pewno dasz sobie rade? Jesli chcesz, moge zostac. -Znikaj. Ren spi jak zabita, nie potrzebuje nianki. - Dotarlszy na stancje, zapukalem do Sylvii.-Pan wzywal? - zapytala, otwierajac drzwi. -Twink znowu miala koszmary - powiedzialem. -Mam do niej pojechac? -Po co? Mary dala jej proszek nasenny, wiec uslyszalabys tylko chrapanie. Ale przyszedl nam do glowy pewien plan, ktory przydaloby sie omowic z doktorem Fallonem. -Zamieniam sie w sluch - oznajmila ze zdawkowym usmiechem. -Nastepnym razem, kiedy Twinkie znowu bedzie miala odlot, Mary, zamiast podawac jej proszek nasenny, zadzwoni do mnie. Razem skoczymy tam blyskawicz nie i nagrasz majaki Twink na tasme. Jak dotad moglismy powiedziec Fallonowi tylko tyle, ze Twink miewa od czasu do czasu koszmary. Nie potraflismy mu podac zadnych szczegolow. Jesli uda ci sie wydobyc z Twink jakies detale o snach, ktore ja tak prze sladuja, Fallon moze zdola odkryc ich zrodlo i bedzie wiedzial, jak ja z nich wyleczyc, moze hipnoza, moze jakimis srodkami uspokajajacymi... 135 -Wyjatkowo zgrabny pomysl - ocenila Sylvia. - Masz talent, chlopie.-Nie przesadzajmy. Po prostu studiuje przypadek Twink juz od lat. Obgadalismy z Mary te sprawe i naszym zdaniem uwolnienie Twinkie od koszmarow byloby najprawdopodobniej rozwiazaniem wiekszosci jej problemow. -Sprawa jest raczej nieco bardziej zlozona, ale i tak zrobilibysmy ogromny krok we wlasciwa strone. -Wobec tego warto sprobowac. Pamietaj, zeby zawsze miec zapasowe baterie do magnetofonu, bo koszmary pojawiaja sie bez uprzedzenia, musimy byc gotowi w kazdej chwili. - W czwartek Twink przyszla na wyklad i wydawala sie zupelnie normalna. Umocnilem sie w przekonaniu, ze jesli zdolamy ja uwolnic od tych przekletych koszmarow, szybko wroci do zdrowia.Zaczal mi sie konczyc zapas desek na polki, wiec w sobote pojechalismy z Char-liem do Everett, by znowu przeczesac sklad odpadow. Teraz, kiedy juz sie przyzwyczailem do tygodniowego rytmu, te "pracujace soboty" traktowalem wlasciwie jak dni wypoczynku. Wrociwszy na stancje, chwycilem za tasme miernicza oraz notes i poszedlem do pokoju Trish, by spisac dokladne wymiary polek. -Dlugo to potrwa? - spytala. - Nie lubie balaganu. -Pewnie dam rade je zrobic w ciagu jednego dnia, wiec za tydzien bedziesz miala balagan tylko przez sobote - powiedzialem. - Twoje ksiazki sa prawie wszystkie takich samych formatow, czyli nie bedzie duzo pasowania i robota pojdzie szybciej. Cos ci podpowiem. -Co takiego? -Nie spiesz sie przy przekladaniu ksiazek. Uloz je pod sciana w odpowiednim porzadku. Sa nie tylko tych samych formatow, ale jeszcze w podobnych kolorach, a masz ich sporo. Jesli je pomieszasz, bedziesz porzadkowala przez miesiac. Ja do dzis nie moge znalezc paru tomow. -Skorzystam z twojej rady. - Egzaminy srodsemestralne zaczely sie na uniwersytecie trzeciego listopada, w poniedzialek. Starsi nauczyciele akademiccy zwykle z utesknieniem czekaja na ten tydzien, poniewaz zaraz potem zauwazalnie ubywa studentow pierwszego roku. Jezeli kochany tatus dowiaduje sie, ze junior zmarnowal poltora miesiaca, najczesciej zamyka ksiazeczke czekowa i radzi synowi marnotrawnemu, zeby poszukal sobie roboty. 136 W srode uraczylem pierwszoroczniakow moim ulubionym testem "Popraw bledy gramatyczne w ponizszych tekstach". Taki test to typowe podkladanie swini, ale dzieki niemu da sie szybko wyodrebnic osoby niekompetentne, a poza tym latwo wystawic oceny.Tego wieczoru przy kolacji Sylvia powiedziala mi, ze w piatek wieczorem jest umowiona na spotkanie z promotorem. -Musze przy okazji porozmawiac z nim o nagrywaniu Renaty - wyjasnila. -Chce miec pewnosc, ze nie bedzie mial zadnych obiekcji. Nagrywamy prawie kazda rozmowe z psychicznym, u jakiego sie pojawimy, ale ja nagrywam Renate w prawdzi wym zyciu, nie w zakladzie dla umyslowo chorych, wiec chce wyjasnic te sprawe od razu na samym poczatku. -Slusznie. Nie nalezy podejmowac zbednego ryzyka. -Ciesze sie, ze sie ze mna zgadzasz. Tak czy inaczej, w piatek po poludniu bede zajeta. Mozesz za mnie pojechac z Renata do kliniki? -Jasne, nie ma sprawy. Ile mniej wiecej godzin nagralas? -Z pietnascie. Wiekszosc to rozmowy o niczym. Bede musiala je przesluchac, zeby wylapac ciekawsze fragmenty. -Nie zazdroszcze ci. To nie bedzie latwa praca. -Milo mi, ze zwrociles na to uwage. Zyskalam dowod, ze potrafsz myslec. -Postaraj sie czasem byc sympatyczna. - W czwartek zlapalem Twink tuz przed zajeciami i powiedzialem jej, ze w tym tygodniu na wizyte do doktora Fallona jedzie ze mna.-Sylwia chora? - spytala wyraznie zmartwiona. -Nie, nie, nic z tych rzeczy. Musi pogadac z promotorem i tyle. -Cale szczescie. Polubilam ja. Dziewczyna ma czasem potrzebe obgadania spraw z inna dziewczyna. Ty jestes bardzo mily, ale do babskich pogaduszek sie nie nadajesz. Przynajmniej na razie. -Bede nad tym pracowal. -Nie fatyguj sie, Sylvia mi wystarczy. - Zasmiala sie lekko. -O co chodzi? -O nic - odparla z chytrym usmieszkiem. - W piatek rano wrocilem do propozycji pracy na temat "Proza Miltona a jego poezja". Nie wygladalo to jednak szczegolnie interesujaco. Milton mnie irytowal, mialem 137 nadzieje, ze zdolam to ukryc. Nie chcialem sprawic przykrosci profesorowi, ale tak czy inaczej teokracja cromwellowskich purytanow w siedemnastym wieku cos mi mocno tracila dyktatura, tak bardzo krytykowana w dwudziestym. Wyglada na to, ze sa na tym swiecie rzeczy niezmienne, a walka o stwierdzenie, czyj Bog jest lepszy, nie skonczy sie nigdy.Po zajeciach nigdzie sie nie spieszylem, wiec zadzwonilem do Twink i zaproponowalem, zebysmy pojechali do Everett od razu. -Poludniowe korki jeszcze nam nie groza, na miejscu wybierzemy sie gdzies na lunch. -Jak na prawdziwej randce? - zapytala tonem ukladnej panienki. -Niech bedzie. -Ojej, nie mam sie w co ubrac! -Daj spokoj. -Juz bede grzeczna - obiecala. -Wiem, wiem. Dzien byl pochmurny i wietrzny, jak to jesienia, ale przynajmniej nie padalo - na razie. Zaparkowalem przed frontowym wejsciem do domu Mary, ale poszedlem do tylnych drzwi, zeby jej nie obudzic. Zastukalem lekko, Twink otworzyla prawie natychmiast. -Spi? - spytalem szeptem. -Jak dziecko - odparla Twink. - Zostawilam jej kartke. -Dobra. To znikamy. -Cos jestes dzisiaj niespokojny. Wzruszylem ramionami. -Pewnie uczulenie na egzaminy. Mowia, ze po paru latach czlowiek sie przyzwy czaja. Wez plaszcz przeciwdeszczowy. Przypuszczam, ze bedzie padalo. -Tutaj? Niemozliwe. Co ty wygadujesz? Udalem, ze nie slysze. Wsiedlismy do samochodu. Poprowadzilem najpierw obok kampusu, potem na miedzystanowa piatke w kierunku polnocnym. Ruch juz zamieral, jechalismy bez klopotow. -Zawsze wszyscy sa tacy zdenerwowani w czasie egzaminow srodsemestralnych? - spytala Twinkie. - Przypomina mi to koniec swiata. -Jeszcze nie widzialas proby generalnej w strojach galowych na tydzien przed egzaminami koncowymi - odparlem. - Wtedy dopiero sie zaczyna. Wszyscy sa potwornie drazliwi. Prawdopodobnie dlatego ze polowa studentow funkcjonuje na dopalaczach. -Naprawde warto je brac? -Stanowczo nie. Owszem, trzymaja czlowieka na nogach, ale drugiego czy trzeciego dnia coraz trudniej myslec. 138 Rozesmiala sie.-Skad ja to znam! Czy naprawde caly swiat jedzie na prochach? -Drzewa chyba nie. -Chodzilo mi o ludzi. Na wszystko sa pigulki! Proszki na uspokojenie i proszki na pobudzenie. Na kazde zyczenie znajdzie sie tabletka. Swiat normalnych ludzi niewiele sie rozni od swiata wariatow. Wszyscy zyjemy na pigulkowej diecie. -Istnieje pewna drobna roznica. Wariaci popijaja proszki woda, a my, normalni, alkoholem. -Chyba trudno po czyms takim rozsadnie myslec. -Fakt, trudno. Niestety, niektorzy odczuwaja wowczas nieodparta chec, by siasc za kolko i gnac do Idaho sto osiemdziesiat na godzine. -Wariaci tego nie robia. -Pewnie maja wiecej rozsadku. -Moze dlatego zaklady dla umyslowo chorych czasami nazywa sie azylem. Tylko w takich miejscach biedne swiry moga sie schronic przed strasznymi normalnymi. -Nie moja dzialka. Podyskutuj o tym z doktorem Fallonem. - Doktor Fallon wygladal na rozczarowanego nieobecnoscia Sylvii. Zdaje sie, ze naprawde bardzo chcial posluchac przygotowywanych przez nia tasm.Wzialem go na strone i zapoznalem z planem wymyslonym na wypadek nastepnego ataku koszmarow. -O tak, taka tasma bardzo by sie przydala - stwierdzil entuzjastycznie. -Tak wlasnie przypuszczalem. - Po sesji z doktorem Fallonem zajrzelismy do rodzicow Twink i zostalismy na kolacji.W czasie gdy Twink z Inga szykowaly jedzenie, Les Greenleaf i ja pogadalismy chwile od serca. -Mark, czy masz pewnosc, ze z Renata nie dzieje sie nic zlego? - zapytal mnie tonem pelnym niepokoju. -Zwykle wszystko jest w porzadku, szefe - stwierdzilem zgodnie z prawda. -Od czasu do czasu miewa koszmary, ale chyba znalezlismy sposob, zeby sprobowac ja od nich uwolnic. -Tak? 139 Opowiedzialem mu o planie nagrania Twink po nastepnym ataku koszmarow.-Mialem nadzieje, ze powoli zaczna jej mijac - westchnal. -Nadal sie pojawiaja. Nie bardzo czesto, ale ja eliminuja z normalnego zycia co najmniej na jeden dzien. Doktor Fallon uwaza chyba, ze te sny sa dla niej ostatnia przeszkoda na drodze do odzyskania zdrowia. Wydaje mi sie, ze kiedy sobie z nimi poradzimy, Twink bedzie soba. -Mam nadzieje. -Nie pan jeden, szefe. Wspiera ja jeszcze paru przyjaciol. Po kolacji wrocilismy do Seattle. Jak tylko wyjechalismy na miedzystanowa, Twink zasnela. Okolo dziesiatej zaparkowalem przed domem Mary. -Jestesmy na miejscu, mala - powiedzialem, lekko dotykajac ramienia Twinkie. -Zdrzemnelam sie? -Przespalas cala droge. Strasznie chrapiesz. -Ja nie chrapie! -Zalozysz sie? Odprowadzilem ja do drzwi, a potem wrocilem na stancje i polozylem sie spac. - W sobote rano poszedlem do swojego miniwarsztatu w piwnicy i ostatni raz pola-kierowalem polki do pokoju Trish. Wlasciwie bylem juz pewien, ze zdaze skonczyc robote w ciagu jednego dnia.Kiedy zabralem sie do dzialan na gorze, Trish zagladala do pokoju od czasu do czasu, ale w zasadzie starala sie nie przeszkadzac. Okolo poludnia bylem blizej konca niz poczatku, a ja chyba pokonala ciekawosc, bo usiadla za biurkiem i przygladala sie, co robie. -Nie bylam pewna, czy to dobry pomysl - przyznala sie w pewnej chwili - ale teraz widze, ze faktycznie jest lepiej. Jak sie tu wprowadzilysmy, mialysmy zamiar zrobic szybki remont i natychmiast sprzedac dom. Teraz juz nie jestem taka pewna... Niedlugo skonczymy studia i wyprowadzimy sie stad, ale moze upowaznimy kogos do opieki nad domem, nie bedziemy go sprzedawac? W ten sposob ciotka Grace mialaby zrodlo stalych dochodow. -Pod warunkiem ze sie nie uwiklacie znowu w kontakty z rozrywkowa mlodzieza. -Studenci ostatniego roku nie sa juz tak chetni do zabawy. Widze, ze nie zdajesz sobie sprawy z tego, co sie wokol dzieje. Nasz dom zyskal sobie doskonala reputacje. Ludzie czesto pytaja o wolne miejsce. Malo ktora stancja moze zaoferowac cisze i spokoj. 140 -Tyle ze opinia o domu mogla powstac dzieki ludziom, ktorzy tu teraz mieszkaja-zasugerowalem. - Dopasowalismy sie, co tu kryc. -Masz racje - przyznala. - Od poczatku dobrze sie rozumielismy. Prawie jak w rodzinie. -Rzeczywiscie, mamusiujecie mi bez przerwy. -Mamusiujemy? -Wybacz. Twinkie wymyslila to slowo. Kiedy ktoregos razu uzalalem sie nad soba, zagrozila, ze bedzie mi mamusiowac. -Czasami dziwacznie sie zachowuje. -Normalna rzecz, przeciez dopiero co wyszla z domu wariatow. -Dziwne, ale wlasnie dzieki niej sie tak zzylismy, prawda? Wszyscy chcemy sie Renata opiekowac. -Wyglada na to, ze mozna sie od niej uzaleznic. Wystarczy, ze dziewczyna spojrzy na biedna, niewinna ofare i przepadlo! - Zmierzylem polki uwaznym spojrzeniem. -Prawie gotowe. Chyba skoncze przed kolacja. A jak mnie ladnie poprosisz, pomoge ci ustawiac ksiazki. -Musiales mi o tym przypomniec, nie mogles sobie odmowic tej przyjemnosci, co? - wytknela mi z ciezkim westchnieniem. - W poniedzialek udalo mi sie przebrnac przez ocenianie testow srodsemestral-nych moich pierwszoroczniakow. Czas mijal szybko. Czekaly nas ferie z okazji Dnia Dziekczynienia. Semestr jesienny jest naszpikowany roznymi feriami i szczegolnymi wydarzeniami. Zmienila sie pogoda, rzeska przejrzysta jesien przegnala ponury smutek zalegajacy nad zatoka Puget co roku, poczynajac od dnia Swieta Pracy.Wiekszosc uwagi skoncentrowalem w tym tygodniu na Miltonie, brnac mozolnie przez jego "De Doctrina Christiana", przy czym czytalem tlumaczenie, a nie lacinski oryginal. Przyznaje, troche mi koscia w gardle staje jego bezkrytyczna akceptacja przeznaczenia. Przeciez to najprostsza droga do usprawiedliwiania najgorszych zachowan -i tak wlasnie ta koncepcja byla wykorzystywana przez cale wieki. Jednak w chwi li, gdy przestalem sie tym denerwowac, dostrzeglem wiele analogii pomiedzy ta praca a "Rajem utraconym", na ktore znacznie szybciej niz ja zwracali uwage studenci. Ciezka to byla harowa, ale poddalem sie dopiero w srode wieczorem. Odlozylem na bok wiel kie dzielo i poszedlem spac. 141 - Troche sie zjezylem, kiedy w czwartek rano Charlie obudzil mnie wiadomoscia, ze jest do mnie telefon.Narzucilem cos na siebie i zwloklem sie na dol do salonu, gdzie stal telefon. -Tak? - odezwalem sie zdawkowo. -Mark? - Uslyszalem glos Mary. -To ja. Co sie stalo? -Przyjezdzaj. Zabierz ze soba te dziewczyne z magnetofonem. Ren ma klopoty. -Zaraz bedziemy. - Rzucilem sluchawke na widelki. - Sylvia! - wrzasnalem. -Co to za alarm?! - zawolal z kuchni Charlie. -Twinkie znowu ma klopoty. Gdzie jest Sylvia, do diabla! -Ubiera sie - powiedziala Trish. -Niech sie pospieszy. - Pognalem na gore, wciagnalem skarpetki, wlozylem buty, chwycilem plaszcz i minute pozniej bylem znowu na dole. Sylvia wygladala na lekko nieprzytomna, ale byla gotowa do wyjscia. -Mary powiedziala cos konkretnego? - spytala, gdy pedzilismy do samochodu. -Nic. Bedziemy musieli improwizowac. Przypuszczam, ze lepiej nie naciskac Twink tym razem. Wystarczy, jesli ja nagramy. -Chyba masz racje. Niech doktor Fallon decyduje, co robic. Droga zajela nam doslownie piec minut, drzwi frontowe byly otwarte. Uslyszelismy Twink natychmiast, jak tylko wysiedlismy z samochodu. Bylo znacznie gorzej, niz sie spodziewalem. Uzywane przez Mary okreslenie "zly dzien" stanowczo nie odzwierciedlalo tych koszmarnych dzwiekow. Twink krzyczala, wrzeszczala, wydawala z siebie zwierzece ryki. Poprowadzilem Sylvie prosto do sypialni Twinkie. Mary byla jeszcze w mundurze, trzymala rozhisteryzowana dziewczyne w ramionach, kolysala ja jak malego dzieciaka. -Dzieki Bogu, zescie przyjechali! - wykrzyknela. - Jest wyjatkowo zle. I chyba bedzie jeszcze gorzej. -Dawno wrocilas do domu? - spytalem. -Jakies pol godziny temu. Wtedy jeszcze nic sie nie dzialo. -Markie! - krzyknela Twink. Zaczela wyrywac sie Mary, blagalnie wyciagala do mnie rece. - Jestes nam potrzebny! Liczba mnoga. Az mi ciarki przeszly po grzbiecie. Ostatni raz slyszalem to od niej, kiedy jeszcze zyla Regina. -No, idz! - Sylvia pchnela mnie lekko. - Rusz sie! Podszedlem do lozka i delikatnie przejalem od Mary szlochajaca dziewczyne. Objalem ja, mocno przytulilem, zaczalem kolysac. 142 -Zrob cos, Mark, niech to sie wreszcie skonczy - poprosila. - Znow sie zaczynawilczy skowyt. Blagam, niech one przestana. Jeszcze wilki do kompletu. Nie mialem bladego pojecia, co to wlasciwie ma znaczyc. -Krew! - jeknela przerazona. - Jestem umazana krwia! Cala we krwi! -Wstrzasnal nia gwaltowny dreszcz. - Zimno mi - odezwala sie ciszej. - Strasznie zimna woda! A potem raptownie zblizyla wargi do mojego ucha i zaczela goraczkowo szeptac -ale mowila w jezyku, ktorego nie rozumialem. Rozdzial 12-Moim zdaniem czas z tym skonczyc - uznala Mary niewesolo, kiedy Twink jakis czas szeptala mi w ucho w jezyku blizniat. - Podam jej proszek nasenny. -Zaczekajmy jeszcze troche - poprosila Sylvia. - Moze powie cos jeszcze, jesli po prostu... - nie dokonczyla zdania. -Juz nic sie nie da zrozumiec - powiedziala Mary. - Jak zacznie po swojemu, tak juz gada, az zasnie, tyle ze zasnie niepredko, a o polnocy bedzie ja slychac w Taco-ma. Przechodzilysmy juz przez to, stad wiem, co bedzie dalej. Najwyzszy czas polozyc ja spac. -Mary ma racje - stwierdzilem. - Nie mozemy dopuscic, zeby stan Twink sie pogorszyl. Sylvia westchnela ciezko. -To prawda - przyznala z zalem. - Gdyby jeszcze mowila po angielsku, moze daloby sie odkryc zrodlo problemu. -Obawiam sie, ze nic z tego nie bedzie - powiedziala Mary. - Dam jej proszek nasenny. Nie uslyszycie juz nic sensownego. - Poszla do lazienki, chwile pozniej wrocila z niewielka pigulka i szklanka wody. - Otworz usta, Ren - odezwala sie cicho. Twink poslusznie otworzyla usta, a wowczas Mary polozyla jej pigulke na jezyku. -Popij. Odnioslem wrazenie, ze Twink przyjela lekarstwo z ulga. Po jakichs dziesieciu minutach zaczelo dzialac. Twinkie szeptala coraz wolniej, az wreszcie barbiturany ja wyciszyly. Po krotkiej chwili zasnela. -Pomoz mi ja rozebrac i polozyc - zwrocila sie Mary do Sylvii. Oddalem Twink w rece pan i wyszedlem z pokoju. Bylem wstrzasniety tym, co przed chwila zobaczylem. Stwierdzenie, ze Twink miewala "zle dni", bylo duzym niedopowiedzeniem. Nie spodziewalem sie tak gwaltownej reakcji. -Czy to zawsze wyglada tak samo? - spytala Sylvia, gdy razem z Mary wyszly z sypialni. 144 -Nie, nie zawsze - odparla Mary. - Za kazdym razem jest troche inaczej.Czasami przechodzi na ten dziwaczny jezyk jeszcze przed moim powrotem do domu. Nie zauwazylam zadnej reguly. -Dziwne... - zastanowila sie Sylvia, zmarszczywszy brwi. - Przy takich dolegliwosciach chorzy zwykle powtarzaja identyczny wzorzec. -Niektore elementy sie powtarzaja - przyznala Mary. - Zawsze mowi o wilkach, o krwi i zimnej wodzie. -Fragment o krwi wydaje sie zrozumialy - ocenila Sylvia. - Koszmary senne sa prawie na pewno zwiazane ze smiercia Reginy. W stanie pelnej swiadomosci Renata nic nie pamieta, natomiast na poziomie podswiadomosci dostaje od mozgu informacje o siostrze blizniaczce i o tym, co sie z nia stalo. Ta wiedza uzewnetrznia sie w postaci koszmarow. -Czy to znaczy, ze Twink ciagle od nowa przezywa tamta noc? - zapytalem. -Prawdopodobnie. Tyle ze tego nie rozumie. Sny zawsze sa pelne symboli. Czesc z nich nie ma zadnego znaczenia. Krew to zapewne rzeczywiscie krew, ale juz wilki i zimna woda moga oznaczac cos zupelnie innego. Doktor Fallon pewnie umialby powiedziec cos wiecej. Dluzszy czas obserwowal Renate w sanatorium, wiec moze dalby rade zlamac ten szyfr. - Poklepala swoja torebke. - Ta tasma jest na wage zlota. Do tej pory moglismy doktorowi Fallonowi przedstawic tylko niezbyt szczegolowy opis tego, co Renata mowi w czasie takich incydentow. Tasma natomiast pozwoli mu uslyszec kazde slowo. Mark, wybralbys sie jutro z nami? Znasz Renate lepiej niz my, wiec na pewno rozumiesz z tego wszystkiego znacznie wiecej niz ja. -Sylvia ma racje - zauwazyla Mary. - Moze to byc ten przelom, na ktory doktor Fallon czeka. -Chyba tak - zgodzilem sie. - Pojedziemy tam wczesniej niz zwykle. Mam przeczucie, ze Fallon bedzie chcial miec wiecej niz godzine na uporzadkowanie tych spraw. - Nie potraflem tego dnia wziac sie do jakiejkolwiek roboty. Mary zawsze okreslala klopoty Twink mianem "zlego dnia", ale teraz, kiedy zobaczylem, jak to wyglada, nie potraflem sobie wyobrazic, jakim cudem dziewczyna dochodzi do siebie tak szybko. Najwyrazniej byla silniejsza, niz nam sie wydawalo.Tego wieczoru na stancji obgadalismy najnowsze wydarzenia. Sylvia puscila nam nagranie z tasmy. -Biedactwo - uzalila sie Erika. - Inne "zle dni" wygladaly podobnie? -Mary twierdzi, ze w zasadzie poznalismy standard - powiedziala Sylvia. -Zobaczymy, czy jutro Renata bedzie w formie. Do tej pory zawsze odzyskiwala sily do nastepnego dnia. 145 -Jezeli po czyms takim dojdzie do siebie w ciagu dwudziestu czterech godzin, to jest twarda jak stal - zauwazyl Charlie.-Aha, Eriko - odezwal sie James - musze w tym tygodniu blagac o zwolnienie z sobotnich obowiazkow. Odbieram z lotniska syna przyjaciela i odstawiam go do domu. Zdarzyla mu sie pilna sprawa rodzinna. -Cos powaznego? -Miejmy nadzieje, ze nie. Jego matka znalazla sie w szpitalu. Mieszkaja w Everett, a chlopak studiuje prawo na Harvardzie. Obiecalem go przetransportowac, jak przyleci. -Wyjezdza z Harvardu w srodku jesiennych egzaminow? - spytala Trish z niedowierzaniem. - Strasznie ryzykuje. -Nie dopytywalem sie o szczegoly - przyznal James - ale podejrzewam, ze dziekan nagnie kilka regul, by Andrew mogl zalatwic swoje sprawy. Ten mlodziak nazywa sie Andrew Perry. Na studiach radzi sobie doskonale. Nie mozna zapominac, ze jest czarnoskory, wiec na Harvardzie nikt nie bedzie robil wokol sprawy wielkiego szumu. Andrew nadrobi zaleglosci po powrocie. -A co sie dzieje z jego matka? - spytala Erika. -Nowotwor jajnikow - odparl James. - Lekarze w Everett uwazaja, ze zdazyli z interwencja na czas, ale w takich sprawach nigdy nie ma pewnosci. - W piatek z samego rana poszedlem na seminarium o Milionie. Kiedy wrocilem na stancje, Sylvia juz na mnie czekala.-Wszystko gotowe - oznajmila. - Doktor Fallon chce, zeby Mary tez wpadla. Byla przy kazdym nawrocie koszmarow, dlatego wie o nich wiecej niz ty czy ja. Wy dwoje macie przyjechac do niego wczesniej i wziac ze soba tasme. Chcialby znac szczegoly, zanim przywioze Renate. Zabiore ja na wyprawe po sklepach, troche sie powloczymy, a wy w tym czasie powiecie mu wszystko, co wiecie. Potem znikniecie, zanim Renata zjawi sie na spotkaniu, bo doktor Fallon nie chce, zeby sie zorientowala, co robimy. -Bawimy sie w szpiegow? -Niezupelnie. Po prostu nie powinna odniesc wrazenia, ze jest pod stala opieka. Jesli sie zorientuje, moze sie zamknac w sobie, a wtedy bedzie nam znacznie trudniej. -Albo zacznie odpowiadac na jego pytania w jezyku blizniaczek - dodalem. - Mam przeczucie, ze doktor wyszedlby z siebie, gdyby mu to zrobila. -Dzwonilam juz do Mary i wszystko umowilam. Najpierw ja przyjde po Renate i zabiore ja na babska wyprawe. Powloczymy sie jakis czas gdzies w okolicach Northgate 146 Mall, dopiero potem pojedziemy do kliniki. Ty zabierzesz Mary jakies dziesiec minut po moim wyjsciu z Twinkie. Bedziecie mieli mnostwo czasu, zeby opowiedziec Fallonowi, co sie wczoraj dzialo, i na czas wyniesc sie z jego gabinetu. Doktor chce, zeby wszystko wygladalo jak zwykle. Ot, codzienna rutyna.Sylvia byla slodka, ale miala przykra zdolnosc do zbednego wykladania kawy na lawe. Dalem jej pietnascie minut na zabranie Twink, potem ruszylem po Mary. -Jak myslisz, czy Fallon wciaz jest na mnie ciety za te pigulki nasenne? - spytala juz na autostradzie. -Ostatnio nic od niego nie slyszalem na ten temat. Pewnie w koncu zdal sobie sprawe, ze nie faszerujesz nimi Twinkie co piec minut. -Mam zamiar poruszyc ten temat. Sama nie wiem dlaczego, ale ludzie, ktorzy traktuja mnie jak glupia, troche mnie irytuja. -Jestes wyraznie przewrazliwiona - zazartowalem. -Nie ma ludzi doskonalych - odparla gorzko. Lubilismy sie z Mary od zawsze. Twarda z niej byla sztuka, ale pewnie takiej wlasnie opiekunki potrzebowala Twink. Okolo wpol do jedenastej weszlismy do gabinetu doktora Fallona. -To jest ciotka Twink, Mary Greenleaf - przedstawilem ja doktorowi. -Milo mi wreszcie pania poznac. -Powinnismy byli spotkac sie wczesniej - przyznala. - Mark ma tasme, ktora Sylvia nagrala wczoraj. Chce pan ja przesluchac, zanim przejdziemy do rzeczy? -Moze najpierw opowiedzialaby mi pani, co sie dzialo, kiedy wrocila pani do domu - poprosil doktor Fallon. -To samo co w inne zle dni - odparla Mary. - Zdarzalo sie to juz na tyle czesto, ze nie bylam szczegolnie zaskoczona. Wrocilam z pracy mniej wiecej za pietnascie osma. Uslyszalam Ren, jak tylko otworzylam drzwi. Wiedzialam, co sie dzieje, wiec od razu zadzwonilam do Marka. Potem poszlam do jej sypialni. Zwykle, kiedy po powrocie z pracy zastaje ja w takim stanie, daje jej proszek nasenny. Wiem, ze panu sie ten pomysl nie podoba, ale naprawde wiem, co robie. Widzialam w zyciu wystarczajaco wielu ludzi ogarnietych histeria, by wiedziec, ze jesli sie ich nie uspokoi, skutki moga byc znacznie powazniejsze. Zazwyczaj potrzebny jest naprawde silny srodek, zeby taka osobe wyciagnac z kryzysu. Aha, a na tasmie nie ma nic nowego w porownaniu z poprzednimi napadami. W takie dni, kiedy po powrocie do domu zastaje Ren w trakcie ataku histerii, zawsze slysze o wilczym skowycie, krwi i zimnej wodzie. A potem Ren zaczyna mowic w swoim jezyku. Nie pozwalam jej trwac w tym stanie dlugo. Im dluzej zwlekam z podaniem sedatywu, tym dluzej trwa, nim zacznie dzialac. - Spojrzala Fallonowi prosto w oczy. - Jestem policjantka, wiec mam dostep do silnych srodkow. Od czasu do czasu miewamy do czynienia z zatrzymanymi zachowujacymi sie agresywnie. 147 -Czy uspokajanie ich sedatywem jest legalne?-Nie chwalimy sie tym na prawo i lewo, a w sadzie sprawa nie wyplywa czesto. Owszem, istnieja inne wyjscia, ale sa to metody bardziej bezposrednie i niezbyt przyjemne. Jesli w dodatku dojdzie do zlamania jakiejs kosci w czasie uciszania agresywnego pojmanego, obywatele sie denerwuja, robi sie szum na temat brutalnych metod dzialania policji. A porzadny srodek uspokajajacy zalatwia sprawe, nie robiac nikomu krzywdy. -W jakims sensie stosujemy te same procedury - przyznal Fallon. -To prawda. Zwlaszcza od czasu, gdy przestaliscie przykuwac pacjentow lancuchami do sciany. Tak czy inaczej ataki koszmarow Ren zwykle wygladaja podobnie. Widzialam je juz tyle razy, ze wiem, na jakim etapie zastaje ja po powrocie z pracy. Najpierw zaczyna bredzic o wilczym skowycie, potem zali sie, ze jest cala umazana we krwi, az wreszcie jeczy, ze woda jest strasznie zimna. Potem przechodzi na jezyk, ktory wymyslily z Regina, kiedy byly dziecmi. -Czy zwraca sie w tym jezyku do pani? -Nie przypuszczam. Odnosze wrazenie, ze mowi do Reginy. -Sylvia jest przekonana, ze koszmary Twink sa powrotem do nocy, gdy zamordowano Regine - dorzucilem. - Najwyrazniej Twink bedzie do niej wracala, az ktos znajdzie sposob, zeby te wspomnienia wymazac. -Raczej nie do tego dazymy - sprzeciwil sie Fallon. - Te traumatyczne wspomnienia usiluja przedostac sie do swiadomosci. Jesli je zdusimy, zostana w podswiadomosci i wczesniej czy pozniej wroca. Jesli dojdzie do tego za dziesiec lat, skonczy sie prawdziwa katastrofa. Widzialem juz takie przypadki, zwykle pacjent zmienial sie w rosline i zostawal stalym klientem jakiejs instytucji opiekunczej. -To byloby zwyciestwo ciemnej strony osobowosci Twink, prawda? -Z cala pewnoscia - zgodzil sie zasepiony. Podniosl wzrok na Mary. - Jak Renata zachowywala sie dzis rano? - spytal. -W zasadzie tak samo jak co dzien. Zwykle nastepnego dnia po ataku koszmarow robi wrazenie troche malo powaznej. Jest milutka, kochana i slodziutka, do rany przyloz. Potem sie uspokaja i przez tydzien czy dwa zachowuje calkiem normalnie. Az przychodzi kolejny atak i wszystko powtarza sie od poczatku. Po pierwszych dwoch razach przyszlo mi do glowy, ze moze nawroty koszmarow sa w jakis sposob zwiazane z jej naturalnym cyklem fzjologicznym, ale tak nie jest. -Posluchajmy tej tasmy - poprosil. - Chcialbym raz przesluchac ja dokladnie od poczatku do konca bez przerwy. Potem puscicie mi ja panstwo po kawalku, opowiadajac, co Renata robi w danym momencie. 148 - Wrocilismy do Seattle okolo wpol do drugiej. Podrzucilem Mary do domu, pojechalem na stancje i do wieczora walczylem z Miltonem. Pogodzilem sie juz ze swiadomoscia, ze w najlepszym razie uda mi sie wyprodukowac absolutnie przyziemne wypociny. Bylem w takiej samej sytuacji, kiedy przed matura borykalem sie ze Spenserem. Niektorzy pisarze, najczesciej poeci, po prostu mi nie odpowiadaja i juz.Okolo czwartej na pietro dotarl Charlie. -Rzeznik znowu zabil! - obwiescil glosno. -Fantastycznie! - ucieszylem sie razem z nim. - Chorowal czy co? Przeciez od Gas Works Park minely chyba ze trzy tygodnie? -Moze pojechal na wakacje. Na przyklad do Disneylandu. -Gdzie jest nowy trup? -Daleko na poludnie, w Des Moines. -Rzeznik wyniosl sie do stanu Iowa? -Nie, nie, mamy Des Moines tutaj, w zachodniej czesci powiatu Kent, obok stanowego parku Saltwater. -W zyciu nie slyszalem o tym parku. Czy to jeden z tych skwerow wcisnietych miedzy ulice? -Wrecz przeciwnie. Jest duzy, przylega do zatoki Puget. Na polnoc od drogi federalnej, dlatego wiecej tam ludzi z powiatu Pierce niz z Seattle. -To daleko stad? -Jakies czterdziesci kilometrow. Na pewno nie w granicach pieszej wycieczki. -Nasz nozownik wyraznie sie rozwija. I zmienia czas akcji. Dotad nie atakowal w piatek. -On nie zabil dzisiaj. Park jest duzy, o tej porze roku malo kto sie tam kreci. Cialo zdazylo dobrze ostygnac. Potrwa jeszcze troche, zanim lekarze okresla czas zgonu. Ludzie z mediow nie mowia o niczym innym, tylko o zmianie obszaru dzialania Rzeznika. A moim zdaniem te przenosiny swiadcza tylko o tym, ze Rzeznikowi coraz trudniej znalezc ofare w polnocnym Seattle. Wszyscy w tej czesci miasta omijaja parki szerokim lukiem, zwlaszcza po zachodzie slonca. No i trzeba przyznac, roi sie w nich od gliniarzy. Trudno sie poswiecic pracy artystycznej, kiedy za kazdym drzewem czyha glina. -Znaja juz tozsamosc ofary? -Gliny nie puszczaja pary z ust. Ale Bob pewnie wie. Zaloze sie, ze to kolejny niebieski ptaszek. Telewizja przeprowadzila wywiad z jakims sierzantem z tamtego okregu, nie byl szczegolnie przejety. Gdyby Rzeznik zamordowal prezesa banku, na ekranie wystapilby bardzo podekscytowany gliniarz wysokiego stopnia. 149 -Tym razem Rzeznik dzialal poza terenem Boba?-Nie szkodzi. Bob i tak wie wszystko. - Dziewczeta wyraznie odetchnely, dowiedziawszy sie, ze nasz lokalny rzezimieszek przeniosl sie w inna okolice, wiec przy kolacji panowal swobodniejszy nastroj.Podjedlismy, a wtedy Charlie i ja wybralismy sie Pod Zielona Latarnie. James nie dotrzymal nam tym razem towarzystwa, bo w sobote o wpol do czwartej nad ranem mial odbierac z lotniska swojego mlodego przyjaciela, studenta Harvardu. Bob West siedzial juz przy dyskretnym stoliku na tylach. -Co tak pozno, chlopcy? - spytal nas na powitanie. -Zatrzymala nas pora karmienia - poinformowal go Charlie. - Dziewczeta bardzo nie lubia zmian w rozkladzie jazdy. Co slychac na temat najnowszego morderstwa? Bob wzruszyl ramionami. -Ofara jest kolejny oprych z dosc bogata kartoteka zawierajaca ciekawy przekroj drobniejszych przestepstw i wykroczen. Nazywal sie Phillip Cassinelli, ale nie zacznijcie podskakiwac i wykrzykiwac: "Mafa!". Nie ta klasa. W wiekszosci wypadkow aresztowano go za drobne kradzieze w sklepach i wlamania do samochodow. -Trudno go nazwac zbrodniarzem - zauwazylem. -Sluszna uwaga - zgodzil sie Bob. - Marzy mi sie, zeby nieszczesni reporterzy znalezli sobie inna sensacje. Nasze dowodztwo zamierza stworzyc oddzial specjalny, a poniewaz bylem zaangazowany w sledztwo przy okazji dwoch zbrodni popelnionych w tej czesci miasta, pewnie sie nie wywine od wcielenia do tej grupy. "Oddzial specjalny" brzmi dumnie, a to tylko inna forma niwelowania szkod. Ma to robic wrazenie, ze wpadlismy na jakis slad, ale w rzeczywistosci bedzie tylko trzymac dziennikarzy na dystans. Nie mial uszczesliwionej miny. - W sobote rano przystapilem do operacji pod kryptonimem "Polki w pokoju Sylvii", co jej specjalnie nie uszczesliwilo. Byla w trakcie odsluchiwania nagranych na tasmy rozmow z Twinkie i wyraznie jej przeszkadzalem.-Wloz sluchawki - poradzilem. - Nie bedziesz slyszala, jak przeklinam. Czas jakis jeszcze burczala cos niezadowolona, ale wreszcie poddala sie i postapila zgodnie z rada. 150 Robota szybko posuwala sie naprzod, wczesnym popoludniem zaczalem widziec koniec.-Mark, mozesz mi poswiecic chwilke? - spytala Sylvia, akurat gdy mocowalem najwyzsza polke. -Jasne, i tak przyda mi sie przerwa. W czym rzecz? -Odkrylam cos dziwnego. Wyobraz sobie, ze glos Renaty zmienia sie w trakcie nagrania. Tam gdzie jest duzo materialu, nie slychac tego od razu, ale tam gdzie wykasowalam wszystkie babskie plotki, roznice slychac bardzo wyraznie. -Robisz zbitke z kilku dni nagran? - upewnilem sie. -Jasne. Czesto gadamy o niczym, teraz wlasnie to powycinalam, zostawilam tylko fragmenty z waznymi informacjami. Zwykle Renata ma jasny glos, prawie dziewczecy. Od czasu do czasu staje sie on glebszy, wibrujacy. -Nie przywiazywalbym do tego wiekszej wagi. Malo kto ma zawsze taki sam glos, zwlaszcza w tym deszczowym miescie. Barometr skacze w dol i w gore jak jo-jo i prawie kazdy albo wlasnie wychodzi z przeziebienia, albo dopiero co sie przeziebil. Wilgotnosc wykracza poza kazda znana ludzkosci skale. Te zmiany glosu moga byc spowodowane pogoda. Moze obgadaj to z Erika, zanim rozdmuchasz sprawe? -Moze powinnam. - Rozesmiala sie ponuro. - Niewiele brakowalo, a znowu bym sie uczepila rozszczepienia osobowosci. Jesli to tylko skutek zmian pogody, glupio by wyszlo. Dzieki za podpowiedz. -Nie ma sprawy, slonko, czego sie nie robi dla przyjaciol. Jestesmy moralnie zobowiazani do wzajemnej pomocy. -Jesli ty sie nie zdradzisz przed Trish, ja tez tego nie zrobie. -Jedziesz jutro z Twink do kosciola? -Chyba tak. Nie poszla do spowiedzi, ale na msze raczej pojedziemy. Renata bardzo sie przywiazala do ojca O'Donnella. Moze dlatego ze on tak smiesznie mowi z irlandzkim akcentem. -Pozdrowcie go ode mnie. -Probowal cie nawrocic? -Jak dotad nie. Po prostu sie polubilismy. - Skonczylem wkrecac haki trzymajace najwyzsza polke. - Slonko, twoj pokoj znow nalezy do ciebie - oznajmilem. -Jakim cudem mam ustawic ksiazki na tej najwyzszej polce? - zapytala. -Jedz duzo platkow kukurydzianych, to moze urosniesz. -Spadaj! -Nie musisz korzystac z najwyzszych polek. Ustaw tam pluszowe misie i lalki Barbie, a ksiazki na nizszych. Ja jestem tylko robol od stolarki. Ukladanie rzeczy na polkach to twoje zadanie. 151 - W niedziele, nie wiedziec czemu, obudzilem sie dosyc wczesnie, a kiedy zszedlem na parter, w kaciku sniadaniowym zastalem Erike popijajaca kawe nad gazeta. Odruchowo wstala i nalala mi kubek smolistej uzywki.-Erika, potrafe to zrobic sam. Nie musisz sie zrywac na rowne nogi, jak tylko pojawie sie w zasiegu wzroku. -Ciii...! - wrocila na miejsce i pchnela w moja strone tytulowa strone gazety. - Zobacz, wyglada na to, ze nasz lokalny morderca znowu wkroczyl do akcji. -W ktorym parku dzisiaj? -Tym razem nie w parku. Robotnicy zatrudnieni przy budowie autostrady w okolicy Woodinville dopiero co znalezli nastepne cialo. Jak zwykle pociete na kawalki, ale tym razem jeszcze wrzucone do kanalu, wiec cale pokryte nieczystosciami. Ktoremus z robotnikow wpadlo tam jakies narzedzie, szukali go w kilku. Gdyby nie oni, cialo pewnie zgniloby doszczetnie i nie zostalo nigdy odkryte. -Cudownie - stwierdzilem. - Czyli mozliwe, ze po calym powiecie King leza nieodnalezione ofary Rzeznika. Teraz mamy przypadki morderstw odkrytych i nieod-krytych. Jak dlugo nieboszczyk lezal w kanale? -W gazecie nic o tym nie ma. Jesli dluzej niz tydzien, autopsja nie da zadnych konkretow. Rozklad ciala zalezy od wielu czynnikow, zwlaszcza o tej porze roku. Na przyklad od temperatury otoczenia, od wilgotnosci podloza... -Daruj mi takie szczegoly przed sniadaniem - poprosilem. - Bedziemy rozbierac to cialo na czesci, jak juz napelnie czyms zoladek. -Taki jestes delikatny? -Ledwo co wstalem. Daj mi troche czasu, zanim sie pograzysz w plastycznych opisach rozkladu, dobra? -Jak sobie zyczysz. Swiezo odkryte pod Woodinville cialo zdominowalo rozmowy przy sniadaniu. Wiekszosc z nas odczula pewna ulge. Zbrodnia dokonana pod Woodinville oraz morderstwo w Saltwater Park pozwalaly sadzic, ze Rzeznik nie ogranicza sie wylacznie do terenu polnocnego Seattle. -Jak sie czuje zona twojego przyjaciela, James? - Trish gladko zmienila temat. -Lekarze uwazaja, ze zdazyli z operacja w sama pore - odparl James glebokim basem. - Tak czy inaczej Andrew zostanie przynajmniej do Bozego Narodzenia. -Czy to jego staruszek jest wlascicielem Perry Construction Company? - spytal Charlie. -Owszem, to on - potwierdzil James. - Zaczynal od samego dolu. Pewnie nadal ma na dloniach odciski od lopaty, ale odkad sie znalismy jako dzieciaki, przeszedl dluga droge. 152 -Pracowalem ktoregos lata dla Perry Construction - powiedzial Charlie. - Tam sie nauczylem uzywac motyki.-Jest jakas praca, ktorej nie znasz? - spytalem Charliego. -Pare - przyznal. - Na przyklad zaciagnalem sie kiedys na kuter rybacki. Chcialem lowic lososie miedzy wyspa Bancouver a Kolumbia Brytyjska, ale musialem zmykac na lad juz w Port Townsend. Okazalo sie, ze mam wrazliwy zoladek. -Wrazliwy zoladek... - powtorzyla Erika. -Chorobe morska - uscislil Charlie. - Zapadam na nia nieodwolalnie. Probowalem wszelkich srodkow zaradczych, ale nic nie pomagalo. Cala droge do Port Townsend wisialem za burta, starajac sie omijac wieksze gwozdzie. Nie jestem stwo rzony na marynarza. Przykra sprawa, czlowiek sie moze niejednego nauczyc na takim kutrze rybackim. - Spojrzal na Jamesa. - Czy ja dobrze slyszalem? Dzieciak starego Perry'ego studiuje na Harvardzie? -Jak najbardziej - przytaknal James. - I z tego co slyszalem, idzie jak burza. Jest na prawie. Jego iloraz inteligencji przekracza wszelkie przyzwoite granice. Dziekan wydzialu prawa postaral sie, zeby Andrew przeszedl testy wczesniej. -Tak mozna? - zainteresowala sie Sylvia. -Harvard jest prywatna uczelnia. Moga robic, co im sie zywnie podoba. A na dodatek w przypadku Andrew egzaminy sa najprawdopodobniej formalnoscia. Jestem w zasadzie pewien, ze gdyby tylko chcial, moglby bez wiekszego wysilku zdac teraz egzamin koncowy. Trish westchnela, ale nie odezwala sie slowem. - Siedemnastego, w poniedzialek, nastapil wyrazny przelom w sprawie Rzeznika z Seattle. Kiedy wrocilem ze spotkania z moimi studentami pierwszego roku, Charlie tkwil przed kuchennym odbiornikiem telewizyjnym.-Co jest? - spytalem. -Chyba dobre wiesci - odparl. - Jakis facet zglosil sie dzis kolo dziesiatej rano na posterunek w okregu polnocnym i oznajmil, ze jest Rzeznikiem z Seattle. Reporterzy nie mowia o niczym innym, ale gliniarze nie sa zbyt wylewni. -No i co? To juz nie bedziemy musieli deflowac z palcem na spuscie pieprz-niczki? -Za wczesnie na swietowanie. Najpierw pogadajmy z Bobem. Cos mi tu podejrzanie pachnie. Tego wieczoru po kolacji wybralismy sie we trzech Pod Zielona Latarnie, sprawdzic, czy dostaniemy jakies konkretne informacje na temat tego przyznania sie do winy. 153 -Czekalem na was - stwierdzil Bob. - Chodzmy do stolika, pogadamy.Wycofalismy sie na z gory upatrzone pozycje. -Czy zeznanie, ktore wymusiliscie z podejrzanego, konczy sprawe Rzeznika? - spytal Charlie. -Zejdz na ziemie, maly - pohamowal go Bob. - Ten swir, co sie zglosil dzisiaj rano, to tylko wariat szukajacy rozglosu. Bez przerwy sie tacy trafaja, a im wiecej szumu w mediach wokol sprawy, tym wiecej szalencow przyznaje sie do winy. Zwykle udaje nam sie utrzymac to w tajemnicy, nie mamy przeciekow do gazet i telewizji. -To co sie stalo tym razem? - spytal James. -Wyobrazcie sobie, biedak trafl akurat na Kataryne. -Zartujesz! - rozesmial sie Charlie. -Jestem smiertelnie powazny. Zdaje sie, ze sierzant dyzurny mial zwichrowane poczucie humoru. Kiedy pojawil sie ten czubek, wymachujac rekami i wykrzykujac cos bez sensu, sierzant dyzurny, smiertelnie powazny, zaprowadzil go prosto do Kataryny, a porucznik zabral szajbusa do pokoju przesluchan i lyknal wszystko, co facet mu podal: przynete, haczyk, zylke i wedke. Nastepnie nasz bohaterski obronca wolnosci, ukochany synalek mamuni, zadzwonil do dziennikarza telewizyjnego i przekazal mu anonimowy przeciek. A dziennikarz puscil wszystko w eter, nie fatygujac sie nawet, zeby cokolwiek sprawdzic. -Ktos bedzie mial klopoty - ocenil Charlie. -Pewne jak w banku - zgodzil sie Bob ze zlosliwym usmiechem. - Dziennikarz bedzie przez pol roku tylko czytal prognoze pogody, a Kataryna wroci do wypisywania mandatow... jesli bedzie mial szczescie i calkiem nie wyleci z policji. -Oto cena slawy. - James usmiechnal sie lekko. -Co racja, to racja - zgodzil sie Bob. - Trzech frajerow gotowych bylo zrobic wszystko, zeby okryc sie slawa, zeby ich nazwiska rozblysly w swietle refektorow. Pierwszy lepszy swir wszedl prosto z ulicy i zlozyl zeznanie, dzieki ktoremu zrownal sie z Tedem Bundym. Kataryna uwierzyl w te wyssana z palca historyjke, nie fatygujac sie, zeby cokolwiek sprawdzic. Dziennikarz telewizyjny puscil na antene bajeczke Kataryny w sekunde po tym, jak Kataryna skonczyl mowic, bo bal sie, zeby ktos inny go nie ubiegl. Gdyby ktorys z nich poswiecil kilka chwil na sprawdzenie tej detej historyjki, dowiedzialby sie, ze ten swir w ciagu ostatnich dziesieciu lat zwiedzil pare zakladow zamknietych i czesto pozostawal pod troskliwa opieka pielegniarzy. I w ten sposob jedynym skutkiem pedu ku slawie jest kiepska opinia o komendzie policji i stacji telewizyjnej. Nadal musicie byc ostrozni. Rzeznik jest na wolnosci i ma sie swietnie. W dodatku ma noz i lubi go uzywac. Rozdzial 13Czas mknal pospiesznie ku Swietu Dziekczynienia, na uniwersytecie chyba nikt nie myslal o nauce. Zblizajaca sie przerwa w nauce zawsze wyczynia ze studentami dziwne rzeczy, a przerwy w nauce sa co chwile: Swieto Drzew, rocznica urodzin Johna Dillingera czy Dzien Swistaka. Swoja droga, mam absolutna pewnosc, ze haslo "dajmy sobie spokoj z tym odpoczywaniem i wezmy sie do roboty" nie zyskaloby szczegolnej popularnosci. Dwudziestego drugiego, w sobote, znaleziono pocwiartowane zwloki nastepnej ofary Rzeznika. W Luther Burbank Park na wyspie Mercer lezacej na jeziorze Washington. Razem z Jamesem i Charliem nie moglismy jak zwykle w takich wypadkach zajrzec Pod Zielona Latarnie po standardowa dawke niestandardowych informacji, poniewaz Bob West nie pracowal w soboty, a w dni wolne od pracy nie zagladal do knajpki. Zostalismy tylko z histerycznymi wiadomosciami wylewajacymi sie szerokim strumieniem z telewizora. Nieboszczyk zostal zidentyfkowany jako Anthony Purvis, trzydziestoletni bialy mezczyzna bez przeszlosci kryminalnej i z tego wlasnie powodu wszystkie dotychczasowe teorie rozpadly sie w proch i pyl. Biedny Kataryna najpewniej pograzyl sie w glebokiej zalobie, poniewaz Gepard w zaden sposob nie bylby zainteresowany kims takim jak ostatnia ofara. Tymczasem znalazl sie jeden reporter, ktory ruszyl sie z wygodnego stolka, pojechal nad jezioro i zrobil kilka wywiadow z ludzmi mieszkajacymi w okolicach parku. Kilkoro z nich powiedzialo mu, ze mniej wiecej w czasie morderstwa slyszeli psi skowyt. Zdarzylo sie to juz w poprzednich wypadkach, wiec reporter usilowal zrobic wielka sprawe z psiego skowytu, ale kiedy zaczal opowiadac o tym, ze psy dysponuja percepcja ponadzmyslowa, poddalem sie i wrocilem do Miltona. 155 - W niedziele rano Sylvia kiepsko sie czula, wiec poprosila mnie, zebym zawiozl Twinkie do kosciola. I tak nie mialem nic pilnego do roboty, wiec sie zgodzilem i zadzwonilem do Mary zawiadomic Twink o zmianie planow. Odebrala ciotka.-Kto u was wczoraj okupowal telefon calutenki dzien? - spytala. - Ren znowu miala atak histerii, chcialam sie skontaktowac z Sylvia, ale caly czas bylo zajete. -A niech to! Pewnie ktos zle odlozyl sluchawke. Nieczesto korzystamy z salonu, wiec nikt nie uslyszal buczenia. Stracilismy cos szczegolnego? -Raczej nie. Ten ranek wygladal podobnie jak tamten, ktory nagraliscie dwa tygodnie temu. -Jak sie czuje Twink? Sylvia jest nie do zycia, prosila mnie, zebym ja zastapil w wyprawie do kosciola. Moze lepiej w ogole z tego zrezygnowac? -Ren jest w doskonalej formie. Powinienes o tym wiedziec. Zly dzien trwa u niej tylko jeden dzien. Nastepnego ranka zachowuje sie, jakby nic sie nie stalo. Nie przypuszczam, zeby w ogole pamietala te przykre zdarzenia. -Powinnismy chyba wspomniec o tym doktorowi Fallonowi. To moze byc wazne. -Moze i moze. Ren jest juz prawie gotowa do wyjscia, wiec chwytaj marynarke w garsc i ruszaj. Powiem dziewczynie, ze zastepujesz dzisiaj Sylvie. Nie rob za duzo zamieszania na temat wczorajszych koszmarow. Nie ma potrzeby jej martwic czyms, co odeszlo w przeszlosc. -Pewnie masz racje. Powiedz Twink, ze bede za jakies pol godziny. -Powiem. Nie zapomnij o krawacie. - Twink czekala na mnie przy kuchennym stole. Pocila sie strasznie nad ksiazeczka czekowa.-Problemy? - rzucilem zdawkowo. -Nic mi sie nie zgadza - stwierdzila bez specjalnego zalu, machajac wyciagiem bankowym. - Bank zamknal miesiac zupelnie inna kwota niz ja. -Odloz to na razie - poradzilem. - Czeka na nas ojciec O. -A co sie stalo Sylvii? -Nie ma sie czym przejmowac. Zdaje sie, ze kobiece sprawy. -Aha. Mozemy po mszy skoczyc do Northgate Mall? Chcialabym zrobic zakupy swiateczne. -Nie za wczesnie? 156 -Zostal juz tylko miesiac. Dlatego wlasnie usilowalam dojsc do ladu z fnansami.-Ile ci brakuje? -Jakichs szesciuset, moze osmiuset dolarow. -O rany, mam nadzieje, ze nie zamierzasz zostac ksiegowa. Kiedy ostatnio sprawdzalas wyciagi? -Chyba w sierpniu. A moze we wrzesniu. -Wiesz co, daruj to sobie. Na pewno nie znajdziesz bledow. Przyjmij za dobra monete dane z banku i przestan sobie tym zawracac glowe. -A jesli mnie oszukuja? -Malo prawdopodobne. Jak federalni wykryja oszustwa bankowe, prezes zwykle laduje w pace na jakies dwadziescia lat. Dobrze ci radze, zapisz stan konta podany przez bank i przyjmij, ze tak wlasnie jest. A teraz zostaw te przyziemne sprawy, siostro. Czeka na ciebie Bog, istota najwyzsza. -Lepiej nie gadaj takich rzeczy przy ojcu O., bo bedzie probowal cie nawrocic. Oczywiscie dla twojego dobra - zapewnila mnie, skladajac wyciag z konta. -Oczywiscie - zgodzilem sie ironicznie. -Badz grzecznym chlopcem - skarcila mnie zlosliwie. - Usiedlismy blizej wejscia, w tylnych lawkach. Moze dlatego ze Twink nie byla u spowiedzi, nie czula potrzeby, zeby tym razem znalezc sie przed samym oltarzem. Troche juz poznalem obrzadek katolicki. Wiekszosci nadal nie rozumialem, ale przynajmniej wiedzialem juz mniej wiecej, na co sie zanosi.Po ceremonii uformowala sie zwyczajowa kolejka zlozona z parafan, ktorzy wychodzac z kosciola, zatrzymywali sie na chwile przy ojcu O., by zamienic z nim dwa slowa. W koncu i my do niego dotarlismy. Po kilku chwilach wymiany uprzejmosci zapytal, czy zechcialbym do niego zajrzec ktoregos dnia. -Oczywiscie - zgodzilem sie natychmiast. - Moze byc jutro? -Jak najbardziej. -Co wy znowu knujecie? - spytala Twink. -Pogadamy sobie na meskie tematy, mala. O polowaniu, lowieniu ryb, pilce noznej, pieknych samochodach i szybkich kobietach. -Tych ostatnich unikam jak ognia - zastrzegl sie ojciec O. - Biskup nam nie pozwala. -Biskupi to, zdaje sie, ludzie, ktorzy nie potrafa sie zrelaksowac? - domyslila sie Twink z chytrym usmieszkiem. -Pewnie na skutek ryzyka zawodowego - zgodzil sie kaplan. 157 - Pojechalismy do Northgate Mall, przekasilismy cos, a pozniej musialem krok w krok za Twink zajrzec do kazdego butiku w calej tej galerii handlowej. "Robienie zakupow" rowna sie okresleniu "okrutna niezasluzona kara" i plasuje sie tuz obok kola tortur oraz zgniatania kciukow. Wyrok piec do dziesieciu lat robienia zakupow bylby prawdopodobnie natychmiast odrzucony w glosowaniu jawnym Sadu Najwyzszego. Powiedzialem to Twink, ale ona tylko sie zasmiala i spytala, co szykuje dla niej na Gwiazdke. - Do kosciola Swietego Benedykta wybralem sie nastepnego popoludnia okolo trzeciej. Poszlismy z ojcem O. do zakrystii.-Martwie sie o Renate - wyznal. - Jej klopoty wyraznie rosna. Czasami w konfesjonale glos jej sie tak zmienia, ze trace pewnosc, kto wlasciwie do mnie mowi. -Jedna z moich kolezanek ze stancji, Sylvia, wspomniala o tym nie dalej jak wczoraj - powiedzialem w zamysleniu. - Nagrywa swoje rozmowy z Twink. Przy przegrywaniu tasm zauwazyla te zmiane glosu. Zbagatelizowalem sprawe, przekonywalem ja, ze to pewnie kaprysy pogody, cisnienie, wilgotnosc i tak dalej. Ale jesli ksiadz takze slyszy te zmiany glosu w czasie jednej spowiedzi, to chyba nie moze byc skutek pogody. -Raczej nie - zgodzil sie ze mna. - Niepokoi mnie jeszcze cos. Mowilem ci chyba, ze Renata zaczyna niekiedy uzywac jakiegos niezrozumialego jezyka? -Tak. -Zawsze w takich wypadkach zdecydowanie mowi tym drugim glosem. Normalnie mowi jasnym sopranem, w takich razach przechodzi na glebszy kontralt. -Stanowczo powinien o tym sie dowiedziec jej psychiatra. Twinkie nie ma zadnego powodu, zeby uzywac jezyka blizniaczek ot tak, dla rozrywki. Jedyna osoba na tym swiecie, ktora ja rozumiala, byla Regina, a przeciez Twink nie pamieta, ze siostra w ogole kiedykolwiek istniala. Wyglada mi na to, ze dziewczyna zaczyna sie rozklejac w konfesjonale. -Czy ta zmiana glosu i uzywanie niezrozumialego jezyka moglyby zostac uznane za wczesny sygnal ostrzegawczy? Na przyklad: jesli Renacie zmieni sie glos przy piatkowej spowiedzi, to znaczy, ze we wtorek nawiedza ja koszmary? Czy to ma jakis sens? -Mozliwe. Powtorze wszystko Sylvii z prosba, zeby przekazala doktorowi Fallonowi. Wspolpracuja ze soba od jakiegos czasu. Gdybysmy potrafli przewidziec, kiedy Twink nawiedza koszmary, bylby to na pewno duzy krok w strone znalezienia rozwiazania. Zostawie ksiedzu numer telefonu na stancje. Wszyscy mieszkancy sa mniej 158 wiecej na biezaco z problemami Twink, wiec kazdemu mozna zostawic wiadomosc, dla mnie czy dla Sylvii. Przyjelismy, ze koszmary sa powodem "zlych dni" Renaty, ale jesli ksiadz ma racje, to moze raczej zmiany glosu prowadza do koszmarow i wlasnie z nimi powinnismy walczyc. A moze zajrzymy tu z Sylvia wieczorem, zebyscie mogli wszystko omowic? O ktorej ksiadz zamyka kosciol?-Wcale nie zamykam. Jestem staromodnym ksiedzem i nie wierze w chronienie kosciola za pomoca zamkow. Tutaj drzwi zawsze sa otwarte. Jesli ktos mnie potrzebuje, jestem do dyspozycji. -Oto prawdziwe poswiecenie. -Tego wymaga moja rola - usmiechnal sie ksiadz. - Zaraz po powrocie na stancje obgadalem sprawe z Sylvia. Zgodzilismy sie, ze wczesne ostrzezenie przekazane przez ojca O'Donnella mogloby sie okazac wyjatkowo cenne, wiec po kolacji wybralismy sie do kosciola.Zostawilem samochod na parkingu, weszlismy po schodach, nastepnie przez ogromne frontowe odrzwia do kruchty. Sylvia automatycznie umoczyla konce palcow w naczyniu ze swiecona woda, przyklekla i przezegnala sie. Nie jestem pewien, czy w ogole miala swiadomosc, ze to zrobila. Wnetrze kosciola bylo pograzone w polmroku, cienie scielily sie na fgurach roznych swietych spogladajacych na lawy i oltarz. -Witam - odezwal sie ojciec O'Donnell. Jego glos przetoczyl sie echem po pu stym kosciele. Rozejrzalem sie dookola i dopiero po chwili zauwazylem go w przejsciu obok oltarza. Dziwnie sie czlowiek czuje, wchodzac do pustego kosciola po zmroku. Troche mi mrowki przeszly po plecach. -To ja! - zawolalem. - Przywiozlem Sylvie, tak jak sie umawialismy. -Chodzcie, zapraszam. Kiedy przechodzilismy w poprzek glownej nawy, na wprost oltarza znowu przykleknela. Slyszalem wczesniej, ze te drobne gesty katolik wykonuje calkiem odruchowo, nieswiadomie, ale nie zdawalem sobie sprawy, do jakiego stopnia jest to prawda. Waskim korytarzem poszlismy za ojcem O. do zakrystii. -Skad ksiadz wiedzial, ze przyszlismy? - zapytalem. -W kruchcie jest czujnik ruchu - odparl z lekkim usmiechem. - Nie zamykam drzwi na klucz, ale to nie znaczy, ze jestem nieostrozny. -Nowoczesna technologia w kosciele? Trudno mi sie z tym pogodzic. -Wybacz mu, ojcze - zaintonowala Sylvia - gdyz nie wie, co czyni. 159 -Czy ty sie ze mnie przypadkiem nie nabijasz? - spytalem podejrzliwie.-Wybacz, Mark, sam sie prosiles - stwierdzila Sylvia. Wyjela z torebki magnetofon kieszonkowy i usiadla. - Dzwiek jest zadziwiajaco dobry. Przynioslam kilka tasm, zeby ksiadz mogl porownac rozne glosy Renaty i ewentualnie rozpoznac ten, ktorym mowi przy spowiedzi. -Czy nie lamiemy jakichs waznych zasad? - spytalem ich oboje. - Slyszalem o swietosci sakramentu spowiedzi, ale nie jestem calkiem pewien, co to wlasciwie znaczy. -Nie robimy nic zlego - zapewnil mnie ojciec O. - Nie zdradze zadnych szczegolow poznanych w czasie swietego sakramentu. Chce tylko posluchac roznych glosow. -No coz, ksiadz wie najlepiej - przyznalem. - I to nie ja bede mial starcia z biskupem w razie czego. -Kochany z niego chlopak, prawda? - zwrocil sie ksiadz do Sylvii, przesadzajac mocno z irlandzkim akcentem. -Malpiszon - ocenila Sylvia krotko. - Najpierw slychac na tasmie moj glos. Nagrywalam date i godzine, zeby nie pomylic rozmow. Z poczatku nie bylo mi latwo, bo na studiach uczymy sie robic notatki, a nie nagrywac. Za pierwszym razem zgralam tasme bez dyktowania dat i wyszedl straszny groch z kapusta. -Wzielas te tasme nagrana po nocnych koszmarach? - spytalem. -Oczywiscie - odparla Sylvia, patrzac na mnie z gory. - Przeciez jest najwazniejsza. - Przejrzala nalepki na kilku miniaturowych kasetach. - Puszcze te - zdecydowala. - Najwyrazniej slychac roznice w glosie. Wlozyla tasme do magnetofonu i wlaczyla urzadzenie. "Szosty listopada, wtorek, trzecia po poludniu" - uslyszelismy jej glos. "Czasami to jest okropnie frustrujace - mowila Twink w zamysleniu. - Dziewczeta z korporacji studenckich ciagle opowiadaja o starych dobrych czasach, kiedy to byly w szkole sredniej. A ja nie pamietam <>. Zupelnie jakbym gdzies zgubila dziecinstwo. I wcale mi sie to nie podoba". "Dwunasty listopada, sroda, dziesiata rano" - zapowiedziala Sylvia z glosnika. "Ja po prostu musze to robic. Nikt mnie nie rozumie i wszyscy chca mi wejsc w droge, ale i tak mnie nie powstrzymaja. Trzeba to zrobic, wiec to zrobie, niezaleznie od ceny, jaka bede musiala zaplacic". - Trudno bylo uwierzyc, ze to takze Twinkie. Sylvia zatrzymala tasme. -Czy takie glosy slyszy ksiadz w konfesjonale? - spytala. -Wlasnie takie - odpowiedzial. - Kiedy sluchalem tej drugiej wypowiedzi, az mi ciarki przeszly. Chociaz nie rozumialem, o czym mowila. Czy zdradzila ci, co takiego musi koniecznie zrobic? 160 -Nawet sie nie zajaknela - rzekla Sylvia ponuro. - Wychodze z siebie za kazdym razem, kiedy o tym wspomina.-Jeszcze spytam Mary - odezwalem sie - ale mam wrazenie, ze w tym samym tygodniu w czwartek Twink miala problemy z koszmarami. -Owszem, masz racje - potwierdzila Sylvia. - Jestem tego pewna. -No to moze odkrylismy jakas prawidlowosc - stwierdzilem ostroznie. -Zmiana glosu byla w srode, potem noca koszmary, a w czwartek od rana zly dzien. Widac zaleznosc miedzy zmiana glosu, przejsciem na jezyk blizniat i koszmarami. -Moze i tak - zastanowila sie Sylvia. - Mimo wszystko chcialabym dysponowac jakims solidniejszym potwierdzeniem, nim zaczne swietowac zwyciestwo. -Pusc nam tasme nagrana rano u Mary - poprosilem. - Niech ojciec O. poslucha, jaki Twink ma glos, kiedy jest w najgorszym stanie. Sylvia znalazla wlasciwa kasete. Ojciec O. wydawal sie zdumiony natezeniem glosu Twink, a gdy uslyszal mowe blizniat, plasnal otwarta dlonia o blat biurka. -To jest to! - wykrzyknal. - Wlasnie tego jezyka uzywa w konfesjonale. Zupelnie jakby seplenila. -Blizniaczki wymyslily ten jezyk, akurat kiedy zabkowaly - wyjasnilem. -Skoro uzywa tej mowy, moze pamieta, ze miala siostre, z ktora tak rozmawiala? -zastanowil sie ojciec O'Donnell. -Ale tylko w chwilach, kiedy zaczyna wariowac? - dokonczylem pytanie. -Nigdy nie mowi w jezyku blizniaczek w normalnym stanie ducha. -Moim zdaniem powinnas omowic z doktorem Fallonem mozliwosc, ze zmiany w glosie Renaty moga poprzedzac, a kto wie, moze nawet powodowac koszmary i nawrot choroby - powiedzial ojciec O'Donnell. - Proponuje tez, zebys ja regularnie przyprowadzala do spowiedzi. Ten drugi glos nie pojawia sie za kazdym razem, ale jesli mozna go traktowac jako ostrzezenie, lepiej nie przegapic tej zmiany. -Doskonaly pomysl - zgodzila sie Sylvia. - Moja grupa pierwszoroczniakow w srode kompletnie nie potrafla sie skupic, wiec nie widzialem sensu, zeby probowac im cokolwiek wlozyc do glow. Zebralem prace, przestrzeglem ich, zeby jechali ostroznie, i puscilem wolno.-Szybko poszlo - zauwazyla Twink, ktora zostala ze mna w pustej sali. -I tak duchem nie byli tutaj - odparlem. - Nie chcialem tracic czasu i energii. Chodz, znikamy stad, nim zaczna sie korki. -Naprawde koniecznie musimy jechac na Swieto Dziekczynienia do Ingi i Lesa? -poskarzyla sie zalosnie. 161 -Jasne - odparlem bez litosci.-Przy mnie robia sie okropnie przewrazliwieni. -Wysil sie i pomoz Indze w kuchni - zaproponowalem. - Zachowuj sie jak czlowiek z normalnego swiata. Moze dzieki temu bedzie spokojniejsza. A jesli Inga sie uspokoi, Les tez na pewno bedzie mniej nerwowy. -Nie mam bladego pojecia o gotowaniu. -No to zyskasz doskonala okazje, zeby sie podciagnac. Twoja matka swietnie gotuje, wiec moze cie wprowadzic we wszystkie tajniki. -Nie popuscisz, prawda? -Jasne. -Mozesz przestac z tym "jasne"? - rozzloscila sie. -Nie denerwuj sie. Jedziemy na Swieto Dziekczynienia do domu i nie ma dyskusji. Nie stanie ci sie krzywda, jesli okazesz rodzicom troche uprzejmosci, wiec przestan wiercic mi dziure w brzuchu. -Dobrze, juz dobrze - poddala sie zrezygnowana. - W drodze na polnoc towarzyszyla nam przedziwna zmiana pogody: nie dosc, ze nie padalo, to jeszcze dzien byl jasny, a nawet sloneczny. Moze dobry omen? A moze po prostu bog deszczu zbieral sily na czas ferii bozonarodzeniowych.Moje znecanie sie nad Twinkie wreszcie osiagnelo skutek - byla dla Ingi i Lesa przynajmniej grzeczna. Nawet posluchala mojej rady i pomagala Indze w kuchni. Zyskalem dzieki temu sposobnosc, by zamienic z Lesem kilka slow na osobnosci. Powiedzialem mu, ze zamierzamy traktowac zmiane glosu Twink jako system ostrzegawczy, bo podejrzewamy, iz to sygnalizuje koszmary. -Oby byla dla niej jakas nadzieja - westchnal. - Nie podoba mi sie ten eksperyment z przeprowadzka - przyznal. - Szczerze mowiac, wlasciwie mialem zamiar kazac jej wracac do domu. -Szefe, nie byloby z tego zadnych korzysci. Jesli tutaj wroci, do konca zycia zostanie jedna noga w swiecie wariatow i pewnie w rezultacie skonczy w zakladzie zamknietym. Jezeli natomiast zostanie w Seattle, gdzie Sylvia ma ja stale na oku, zyskamy znacznie wieksza szanse na znalezienie skutecznego sposobu, zeby ja przywrocic do swiata normalnych ludzi. A przeciez o to nam wszystkim chodzi. -Pewnie masz racje. Odetchnalem z ulga. Nawet nie przypuszczalem, ze tak niewiele brakowalo, by Twink wrocila do domu. Co tu kryc, szef trzymal w reku klucz i to on decydowal, czy zamknie gdzies dziewczyne do konca zycia. 162 - Pierwszego grudnia, w poniedzialek zaczynaly sie wyklady, ale wszyscy juz zyli tylko przerwa swiateczna. Sezon swiateczny zaczyna sie wlasciwie zaraz po dniu Swieta Pracy, zwlaszcza jesli chodzi o oferte handlowa. Wszelki rodzaj falstartu jest charakterystycznym dziwactwem Amerykanow. Kazdy chce byc pierwszy. Brytyjczycy potrafa wybrac nowy rzad w poltora miesiaca, nam trzeba na to dwoch lat.Nie wysililem sie specjalnie w ten poniedzialek. W koncu kazdy potrzebuje czasem odrobiny laby. Mimo wszystko przestrzeglem swoich uczniow przed niebezpieczenstwami tego semestru. Ktos, kto nie podchodzi do nauki smiertelnie powaznie, moze zaprzepascic calkiem dobre stopnie, jesli zblizajace sie Boze Narodzenie przewroci mu w glowie. Oczywiscie ci, ktorzy przyszli na uczelnie poimprezowac w dobrym towarzystwie, prawie zawsze w tym wlasnie czasie dochodza do wniosku, ze juz i tak zawalili semestr jesienny, wiec po Dniu Dziekczynienia nawet sie nie fatyguja na uniwersytet. - Tego wieczoru po kolacji James przekazal nam wiadomosc, ze lekarze opiekujacy sie pania Perry sa pewni, iz zdazyli z operacja raka na czas, wobec czego pacjentka calkowicie powroci do zdrowia.Po jedzeniu, gdy we trzech czlapalismy po schodach do meskiej krainy, Charlie zaproponowal wyprawe Pod Zielona Latarnie i krotkie rozpoznanie, czy jego brat ma jakies nowe wiadomosci na temat Rzeznika. -Nie bylo nas w miescie przez caly czterodniowy weekend. Kto wie, moze cos stracilismy. Jesli mamy odgrywac rycerzy w lsniacych zbrojach, powinnismy byc na biezaco. -Racja - stwierdzilem. -Ja sie raczej nie wybiore - powiedzial James. - Porobily mi sie zaleglosci. -Nie ma sprawy - zbagatelizowal Charlie. - Przekazemy ci najswiezsze wiesci po powrocie. Mark, idziemy? -Tylko wezme plaszcz. W tawernie bylo malo gosci, Bob West siedzial na stolku przy barze. -Jak zyjesz, wielki bracie? - przywital go Charlie. -Glownie na resztkach indyka - westchnal Bob. - Jak zawsze po Swiecie Dziekczynienia. -Kupuj mniejszego indyka - poradzil mu Charlie. - No i co, sa jakies ekscytu jace wiesci na temat naszego lokalnego nozownika? Moze pokroil kolejnego drobnego przestepce w czasie Swieta Dziekczynienia i zjadl go polanego sosem zurawinowym? 163 -Nie ma nowego trupa - odrzekl Bob - ale dostalismy z wydzialu policji z Kansas City informacje na temat Finleya. -To ten z Gas Works Park? - upewnil sie Charlie. Bob pokiwal glowa. -Finley byl notowany, jak najbardziej, tyle ze nie za handel narkotykami ani za kradzieze. Pare razy wpadl za molestowanie seksualne i za probe gwaltu. Jest zarejestrowany jako przestepca seksualny. Mial sie tutaj zglosic na policje zaraz po przyjezdzie, ale najwyrazniej zapomnial. -Wygodnie - powiedzialem. -Bardzo czesto tak bywa. Jesli chodzi o pilnowanie przestepcow seksualnych, nie dzialamy dosc skutecznie. Wystarczy, ze facet przekroczy granice stanu i nie pakuje sie w klopoty. Mozliwe, ze gliniarze z Kansas City probowali miec Finleya na oku, ale wystarczylo, ze znalazl sie na zachod od Denver, a mogl sie czuc swobodny. -Coz, ustroj demokratyczny ma takze kilka wad - stwierdzil Charlie. -Zwykle jednak dajemy sobie rade nawet z takimi, ktorzy probuja zniknac -stwierdzil Bob. -I niech nas ta mysl podnosi na duchu - podsumowal Charlie optymistycznie. - Do konca tego tygodnia koncentrowalem sie na pracy o Milionie, bardziej po to, by miec ja juz z glowy, niz kierowany wielkim entuzjazmem. Poniewaz wielki poeta prezentowal zupelnie inne niz ja podejscie do wiekszosci spraw, zapowiadalo sie, ze moja praca bedzie w zasadzie grzecznym uchyleniem kapelusza mniej wiecej w jego strone, rownoznacznym z defnitywnym pozegnaniem.W czwartek poznym popoludniem Sylvia dostala telefon od doktora Fallona. Chcial sie spotkac z Twinkie w piatek o dziesiatej rano, a nie jak zwykle po poludniu. Sylvia nie byla tym zachwycona, wiec zaproponowalem, ze ja wyrecze. -Dzieki, ale nic z tego - odparla. - Musze jechac sama. Powinnam omowic pare drobiazgow z doktorem Fallonem twarza w twarz, a nie przez telefon. -Tylko nie mow, ze nie proponowalem ci pomocy. -Kochany z ciebie chlopak - stwierdzila oschle. Nastepnego dnia okolo poludnia skonczylem pisac. Ostatnie czytanie potwierdzilo wczesniejsze podejrzenia, ze nie bedzie to praca, ktora zostawi po sobie trwaly slad w dziejach ludzkosci. Tak czy inaczej musiala wystarczyc. Bylo o wiele za pozno na probe stworzenia lepszej. -Nikt nie jest doskonaly - mruknalem, odlozylem kartki i zszedlem na dol zro bic sobie kanapki. 164 W kuchni zastalem Erike, zastapila mi droge do lodowki.-Siadaj - rozkazala. - Ja naszykuje. -Dobra. Dzieki. Moglabys po poludniu pozdejmowac ksiazki z polek? Dzisiaj je pomierze, jutro zbuduje twoj regal. Pewnie skoncze przed kolacja. -Oby. Kiedy zjedlismy, wzialem tasme miernicza, poszedlem do jej pokoju i wzialem sie do spisywania wymiarow regalu. Sylvia wrocila okolo wpol do trzeciej. -Jak wam poszlo? - spytalem. -Mniej wiecej tak jak zwykle - odpowiedziala. - Masz jakies pilne zajecia w poniedzialek? -Nie przypominam sobie, a dlaczego pytasz? -Doktor Fallon bedzie bral udzial w konferencji zwolanej na terenie uniwersytetu, wiec skoro juz bedzie w Seattle, chce sie przy okazji spotkac z ojcem O'Donnellem. Przypuszczam, ze planuje seminarium z Renata w roli glownej. Masz byc ty, ja, Mary i ksiadz. Kazde z nas dysponuje informacjami o zachowaniu Renaty, doktor Fallon chcialby je zebrac wszystkie razem i sprawdzic, co z tego wyniknie. Moim zdaniem Fallon jest mocno zaniepokojony tymi zmianami glosu. -Na twoim miejscu pogadalbym z ojcem O. - zaproponowalem. - Jesli mamy zorganizowac takie spotkanie, najlepszym miejscem bedzie kosciol. -Tez do tego doszlam - przytaknela. Rozdzial 14W sobote po sniadaniu zszedlem do swojego miniwarsztatu w piwnicy i zajalem sie przycinaniem desek do wymiarow, ktore zdjalem w pokoju Eriki w piatek po poludniu. -Bede troche halasowal - ostrzeglem ja, kiedy przynioslem do pokoju pierwsza partie drewna. - Jesli chcesz sie skupic, raczej idz do biblioteki. -Nie mam nic waznego do roboty - odparla. - Za to dajesz mi pretekst, zebym mogla poleniuchowac. Chyba ze cie denerwuje, jesli ktos ci sie przyglada przy pracy. -Nie przeszkadza mi to - stwierdzilem. - Bede sie staral jak najmniej przeklinac. -Slyszalam juz w zyciu pare grubszych slow. Potrafe to zniesc. Najpierw umocowalem boki regalu. Mialem troche szczescia, sciany byly prawie pionowe, wiec uporalem sie z tym dosc szybko. -Niezle ci idzie - zauwazyla Erika. -Robilem to juz piec razy - wyjasnilem. - Dochodze do wprawy. Tutaj na dole bedziesz miala miejsce na wieksze ksiazki, a na gorze ustaw wydania kieszonkowe. Zakladajac, ze bedziesz w ogole korzystala z gornej polki. Musialabys kupic drabine. -Moze kupie, kto wie - odparla. - Kilka pudel z ksiazkami trzymam w piwnicy, a wolalabym przechowywac ksiegozbior w pokoju. -Widze, ze tez nie przepadasz za lekturami w formie elektronicznej. Wydala z siebie dzwiek oznaczajacy mdlosci. -Jak ty sie zachowujesz! - wykrzyknalem. - Jestem wstrzasniety. Zaszokowany. -Niedobrze mi sie robi od tych komputeromaniakow. -Tu akurat sie z toba zgadzam - przyznalem. Walnalem piescia w pionowa deske, weszla na miejsce. - Trzyma sie - ocenilem. - Dla odmiany los sie do mnie usmiechnal. U Sylvii mialem potworne problemy ze sciankami regalu. -Ile ci zajmie robienie doktoratu? - spytala Erika znienacka. -Jeszcze przynajmniej dwa lata. A dlaczego pytasz? -Z ciekawosci. Zzylismy sie, prawda? 166 -Moze dlatego, ze jadamy razem. Wspolne posilki jakos lacza ludzi.-Przez zoladek do serca? E, moim zdaniem to cos wiecej. - W jej glosie brzmialy teskne nuty. -O co ci wlasciwie chodzi? Wal. -Przykro mi bedzie sie wyprowadzic. Bede tesknila za tym domem i za wami tez. -Pozostaniemy w kontakcie. -Ile razy ja to juz slyszalam! -Nie wiem, czy Trish ci wspominala, ale mnie mowila, ze dostaje pytania o wolne miejsca na stancji. Wyraznie zyskalismy w kampusie niezla reputacje. Imprezowicze nie sa oczywiscie zainteresowani, ale nawet na uniwerku zdarzaja sie ludzie, ktorzy nie robia specjalizacji z imprez. Kiedy sie stad wyprowadzimy cum laude, bedziesz miala dluga kolejke chetnych. -Najpierw my skonczymy studia. Nie chce, zeby mi sie jacys obcy platali po domu. -Czyzbys byla sentymentalna? A ja myslalem, ze jestes jak gora lodowa. -To tylko poza. Dzieki niej trzymam na bezpieczna odleglosc roznych donzu-anow. Erika Lodowata nie lezy w ramach ich zainteresowan. Mam te same potrzeby co kazdy normalny czlowiek, ale sie z nimi nie zdradzam. Dlatego miedzy innymi odpowiadaja mi panujace tutaj zasady. Zadnego podrywania, wiec trzymacie rece przy sobie, a ja nawet nie mam kosmatych mysli na temat Jamesa, Charliego czy twoj. W kazdym razie niezbyt czesto. -Erika! Rozesmiala sie od ucha do ucha. -Mam cie! - oznajmila triumfalnie. -Madrala. -Jak mozesz sie do mnie tak odzywac! - rzucila mi spod rzes ckliwe spojrzenie zranionej niewinnosci, ktore wydalo mi sie az nazbyt znajome. -Bierzesz lekcje u Twinkie? - spytalem z kwasna mina. Wytracila mnie z rownowagi. Juz prawie uwierzylem, ze jest jedna z tych dziewczyn, ktore nie maja nic, co by w duzym przyblizeniu przypominalo poczucie humoru. Widac sie pomylilem. Ta dziewczyna byla wewnetrznie duzo bogatsza, niz przypuszczalem. - Wszystkimi sprawami dotyczacymi organizacji naszego spotkania w kosciele Swietego Benedykta zajela sie Sylvia. Zjawilismy sie u ojca O'Donnella w poniedzialek o wpol do osmej wieczorem. 167 Sylvia przedstawila sobie wzajemnie ksiedza i lekarza. Z poczatku wydawali sie odrobine spieci. W koncu rzeczywiscie pola ich zainteresowan lezaly po dwoch przeciwnych stronach dosc wysokiego muru, wiec pewnie obaj chcieli sie upewnic, ze w konkretnych kwestiach nie zabrna w slepa uliczke.-Sylvia wspomniala o pewnej mozliwosci - zaczal Fallon - dotyczacej powtarzalnych zachowan Renaty poprzedzajacych u niej epizody psychotyczne. Chcialbym uslyszec jak najwiecej szczegolow. Moga byc bardzo wazne. -Czesc z nich jest zwiazana z kryptolalia, ktora ja nazywalem jezykiem blizniaczek, zanim Sylvia nauczyla mnie naukowego terminu - odezwalem sie. - Poniewaz Twink nie pamieta swojego dziecinstwa ani Reginy, nie powinna tez uzywac jezyka, ktorym poslugiwaly sie tylko one dwie. W kazdym razie nie wowczas, kiedy funkcjonuje jako normalny czlowiek. Mary wspominala, ze po ataku koszmarow Renata zawsze majaczy, a potem przechodzi na jezyk blizniaczek. Jezeli rozumujemy wlasciwie, koszmary sa odtworzeniem nocy tragicznej smierci Reginy. -To duze uproszczenie - uznal Fallon - ale na razie przyjmijmy taka teze. -Rzecz w tym, ze jezyk blizniaczek pojawia sie takze, gdy Twink przystepuje do spowiedzi. Ojciec O'Donnell mowil mi o tym wczesniej, ale chyba nie zwrocilem na ten fakt szczegolnej uwagi. Przyzwyczailem sie, ze blizniaczki stale porozumiewaja sie miedzy soba tym seplenieniem, wiec nie przyszlo mi do glowy, ze jest w tym nawrocie cos dziwnego, ale rzeczywiscie, jezeli Twink w ogole nie pamieta Reginy, to z kim rozmawia? -Potem wyplynela kwestia dwoch roznych glosow - podjal ojciec O'Donnell. -Czasami nie bylem pewien, czy spowiadam jedna, czy dwie mlode kobiety naraz. -Mnie takze bardzo to martwi - wlaczyla sie Sylvia. - Zmiany glosu sa bardzo wyrazne, kiedy slucha sie tasm. Bylam o krok od wskrzeszenia swojej teorii o rozszczepionej osobowosci, ale nawrot kryptolalii przeczy takiemu zalozeniu, prawda? -Na razie jeszcze nic nie odrzucajmy - stwierdzil Fallon. -Tak czy inaczej - odezwalem sie - ojciec O. doszedl do wniosku, ze pojawienie sie drugiego glosu i nawrot mowy blizniat moga stanowic cos w rodzaju ostrzezenia. Przepowiadaja kolejny atak koszmarow sennych i wystapienie psychozy. Czy to ma jakis sens? -A jezeli Ren w taki wlasnie sposob wola o pomoc? - zastanowila sie Mary. -Moze dziewczyna czuje, ze zbliza sie zly dzien, i blaga nas, zebysmy wkroczyli do akcji, tylko ze uzywa jezyka dla nas niezrozumialego. -To chyba mozliwe - zgodzil sie Fallon. - Czy nastepnego dnia pamieta cos z tych wydarzen? -Wyglada na to, ze nie. Po pierwszych kilku razach pytalam ja, czy czuje sie lepiej, a ona sprawiala wrazenie, jakby w ogole nie wiedziala, o co mi chodzi. Ale nastepnego dnia w ogole jest mocno rozkojarzona. 168 -Czy mozliwe, zebysmy mieli do czynienia z fuga? - spytala Sylvia Fallona. - A w kazdym razie z odmiana stanu fugi? Renata, przechodzac na kryptolalie, wydaje sie tracic kontakt z rzeczywistoscia.-Mozna rozwazyc te hipoteze - uznal Fallon. -Fuga? - zdziwilem sie. - To chyba okreslenie muzyczne. -W dziedzinie zaburzen psychicznych ma nieco inne znaczenie - objasnila mnie Sylvia. - To reakcja na cos tak strasznego, ze pacjent nie moze zniesc nawet mysli na ten temat. Zwykle wiaze sie z utrata wlasnej tozsamosci. Niekiedy pacjent zachowuje sie jak zwykle, sprawia wrazenie calkiem normalnego. Moze to trwac dlugie godziny, nawet dni, a kiedy dochodzi do siebie, nie pamieta absolutnie nic, co sie dzialo w tym czasie. -Musze przyznac, ze ten opis pasuje do Ren - stwierdzila Mary. -Stan fugi moze trwac znacznie dluzej, niz nam sie wydaje - dodalem. - Moze zaczyna sie razem ze zmiana glosu i nawrotem jezyka blizniaczek, najczesciej w konfesjonale. Potem zjawiaja sie koszmary, Twink budzi sie, mowi o wilkach, krwi i zimnej wodzie tak dlugo, jak dlugo zdola to wytrzymac. Pozniej zaczyna mowic jezykiem blizniaczek. A nastepnego dnia nic nie pamieta. - Spojrzalem na Fallona. - Czy to wyglada na fuge? -W duzym stopniu - stwierdzil. - W zasadzie fuga jest ucieczka od rzeczywistosci. Pacjent moze uciec nawet od siebie. W tym wypadku Renata zdaje sie uciekac w jezyk blizniaczek... w taki sam sposob jak to mialo miejsce przez pol roku po smierci jej siostry. Wraca do zrozumialego jezyka, gdy sytuacja sie unormuje, i wszelkie wspomnienia o koszmarach zanikaja w jej pamieci. -A co ja wytraca z rownowagi w czasie spowiedzi? - spytala Mary. -Wybuchy emocjonalne zdarzaja sie w konfesjonale czesto - odezwal sie ojciec O'Donnell. - Sam akt przystapienia do swietego sakramentu wywiera na czlowieka ogromny wplyw, otwiera go i znosi bariery. Akcentujemy potrzebe przystepowania do spowiedzi, poniewaz wcale nie naleza do rzadkosci sytuacje, gdy wierny dopiero w konfesjonale uswiadamia sobie popelnienie grzechow, o ktorych calkowicie zapomnial. -Wszystko to prowadzi do wniosku, ze Renata najprawdopodobnie jest na prostej drodze do kolejnego zalamania i zamkniecia w sanatorium - stwierdzil Fallon. - To przykre, ale nie takie znowu niespotykane. -A moj glupi brat wykorzysta to jako pretekst, zeby zabrac dziewczyne do domu i do konca zycia trzymac pod kluczem - dodala Mary. Fallon usmiechnal sie lekko. -Niech pani to zostawi mnie - poprosil. - Przypuszczam, ze bede mogl go po hamowac, jesli okaze sie to konieczne. 169 - Po konferencji na temat Twinkie w kosciele Swietego Benedykta poczulismy sie z Sylvia mocno podniesieni na duchu. Nie rozwiazalismy jeszcze wszystkich problemow, ale mielismy poczucie, ze zrobilismy jakis postep. Nasze dobre samopoczucie trwalo jeszcze przez caly wtorek, ale potem przyszla sroda i Twink znowu miala odlot.Wlasnie siedzialem na seminarium o Milionie, kiedy Mary zadzwonila na stancje. Szczesciem Sylvia jeszcze nie wyszla, wiec zlapala magnetofon i czym predzej pojechala do Twink. Tymczasem Twinkie zdazyla juz przejsc przez kwestie wilkow, krwi i zimnej wody, wiec Sylvia zdolala nagrac jedynie obszerna przemowe w jezyku blizniaczek. Nie byla z tego powodu szczegolnie uszczesliwiona i kiedy okolo dziesiatej wrocilem na stancje, powitala mnie dosc barwnym sprawozdaniem. -Szkoda, ze nie dotarlam tam chociaz troche wczesniej! - irytowala sie. -Przeciez nie musisz tam byc we wlasnej osobie - powiedzialem jej. - Myslalem nad tym. Magnetofon na kasety normalnej wielkosci kosztuje moze dwadziescia piec dolcow, nie wiecej. Kupie go i pokaze Mary, jak obslugiwac. Bedzie mogla nagrac wszystko, jak tylko wroci do domu i zorientuje sie, ze Twink ma napad. A teraz musi dzwonic i czekac na twoj przyjazd. Przez dluzsza chwile Sylvia tylko mi sie przygladala, potem z lekko oglupiala mina opuscila wzrok. -Nie wiem, dlaczego mi to nie przyszlo do glowy. -Chyba nie chcesz, zebym odpowiedzial na to pytanie, slonko? - zasmialem sie. - Tak czy inaczej, w ten sposob odpada teoria ojca O'Donnella na temat konfesjonalu, prawda? Twink ostatnio nie byla u spowiedzi, a jednak znowu miala zly dzien. -Moze w podswiadomosci przygotowywala sie do tego od dluzszego czasu - zastanowila sie Sylvia. - Nie przypuszczam, zeby istnial jakis konkretny termin, a ty co o tym myslisz? -To twoja dzialka. Jak slucham twoich rozmow z Fallonem, mam wrazenie, ze rozmawiacie w obcym jezyku. Czy tym razem tez Mary podala Twink srodek nasenny? Sylvia pokiwala glowa. -Mniej wiecej pol godziny po moim przyjsciu. Renata zasnela prawie natychmiast. -Moze to i dobrze. - Twink jak zwykle otrzasnela sie z koszmarow szybko i calkowicie. Po ciezkiej srodzie w czwartek zjawila sie na moim wykladzie wesola i zadowolona z zycia, tryskajaca energia. Nie potraflem pojac, jakim cudem nastepnego dnia po tak duzych klopotach Twink zawsze byla na wysokich obrotach. 170 Kiedy wszedlem do klasy, bylo w niej dosc glosno.-Prosze o spokoj - odezwalem sie, stanawszy przed katedra. - Warto mi po swiecic chwile uwagi. Pora sie wziac do pracy. Nastepny tydzien jest ostatnim tygo dniem semestru jesiennego, wiec chyba najwyzszy czas zaczac myslec o egzaminach koncowych. Podejrzewam, ze kazde z was potrafloby bez najmniejszego trudu skom ponowac hymny pochwalne na czesc przyimkow czy zaimkow, ale byloby to nudne, w tej sprawie chyba nie ma miedzy nami niezgody. W kazdym razie ja moglbym sie za nudzic na smierc. Zastanowmy sie wobec tego nad czyms bardziej ekscytujacym. Zrobilem pauze, oczywiscie dla efektu. Nagle strzelilem palcami. -A gdybysmy tak napisali wypracowanie? - spytalem, jakby ten pomysl spadl na mnie niczym grom z jasnego nieba. - Jestescie studentami college'u juz cale trzy miesiace, a przyszliscie tutaj, zeby sie nauczyc jak najwiecej, mam racje? Dobrze, wobec tego moze mi wlasnie o tym opowiecie. Mamy przed soba ostatnie wypracowanie, bedzie ono jednoczesnie waszym egzaminem koncowym. Wpadniecie tutaj w przyszly wtorek, rzucicie mi prace na biurko i mozecie uciekac... Chyba ze bedziecie chcieli uslyszec jakas mowe pozegnalna wygloszona przez waszego kochanego starego superbelfra. -Czy pan ma na mysli najblizszy wtorek? - spytal ktos. -Bede potrzebowal troche czasu, zeby ocenic wasze prace. Super belfer jest jednak odrobine wolniejszy od kuli karabinowej. -Jaki jest temat pracy? - rozlegl sie inny glos. -Niech bedzie "Czego sie nauczylem w tym semestrze". -Z angielskiego? -Po co sie ograniczac do spraw tak przyziemnych? Jesli najwazniejsza byla dla was w tym semestrze swiadomosc, ile trwa zmiana swiatel przy Czterdziestej Trzeciej, napiszcie wlasnie o tym. Ja moge tylko miec nadzieje, ze niektorzy sposrod was nauczyli sie czegos bardziej interesujacego, ale nie mnie o tym decydowac. Czekam na solidna tresc, kochani moi. Macie tutaj, zdaje sie, rozwijac sztuke myslenia, a ja powinienem byl was nauczyc przelewac mysli na papier. Przekonajmy sie, czy wykonalismy swoje zadania. -Ten temat jest bardzo niekonkretny - zaprotestowala dziewczyna siedzaca w jednym z pierwszych rzedow. -Rzeczywiscie - zgodzilem sie. - Celowo zostawiam wam szerokie pole do popisu. Pilka jest po waszej stronie boiska. Zrobcie z tego mozliwie najlepszy uzytek. Poprosze o jakies piecset slow. Przy okazji dam wam dobra rade: nalezaloby zaczac myslec o tej pracy znacznie wczesniej niz dwudziesta druga trzydziesci w poniedzialkowy wieczor. Nie chcialbym wam pokrzyzowac planow, ale prawdopodobnie wiecie, ze wypracowanie napisane w pol godziny zostanie ocenione tak, jak na to zasluguje... rozumiemy sie, prawda? Poswieccie mu troche czasu. Postarajcie sie, zeby wam podnioslo srednia ocen, dobrze? 171 Twink po wykladzie zwlekala z wyjsciem.-Jestes paskudny, Markie - oskarzyla mnie bez pardonu. -Staram sie - odparlem z zadowolona mina. - Przyjechalas dzisiaj na rowerze? -Nie, podrzucila mnie kolezanka. -Dziewczyny probuja cie zwerbowac do zenskiej korporacji? -Wszystko jest mozliwe. Nie chwalilam sie pobytem w wariatkowie. Zrobilam z tego mroczna tajemnice. -Wobec tego moze podwioze cie do Mary? -Juz myslalam, ze nigdy mi tego nie zaproponujesz. -No to komu w droge, temu czas. Wolnym krokiem poszlismy do garazu, tam wsiedlismy do mojego starego kochanego dodge'a. -Zamierzam jeszcze raz uraczyc cie moja praca - oznajmila Twink, gdy juz kie rowalismy sie w strone Wallingford. - Dawno nie napisalam dla ciebie wypracowania. -Czujesz przyplyw natchnienia? Wzruszyla ramionami. -Mam ochote napisac prace, moze wlasnie teraz jest dobry czas, zeby sprobowac. Temat mi podchodzi, sporo sie w tym semestrze nauczylam. -W to nie watpie. Znowu zwalisz mnie z nog? -Czy ja wiem? - Powiedziala to jakims innym glosem. - Lepiej sie bawie, jesli pisze bez dokladnego planu. - Kaszlnela. - Mam straszna chrype - rzucila od niechcenia. - Chyba cos mnie lapie. Na spotkaniu w kosciele Swietego Benedykta snulismy smiale teorie na temat zmian glosu Twink, a teraz najwyrazniej zanosilo sie na to, ze nadawaly sie wylacznie do kosza. Wszystko przez jedno spokojne stwierdzenie: mam straszna chrype. - Poniewaz skonczylem robic polki, na sobote w tamtym tygodniu nie mialem zadnych planow i brak konkretnego zajecia zdecydowanie mi przeszkadzal. Lazilem po calym domu z tasma miernicza w reku i rozgladalem sie za jakas robota.W koncu zapukalem do drzwi Trish. -Znajdziesz dla mnie chwile? - spytalem. -Jasne - przystala natychmiast. - O co chodzi? -Nie mam nic do roboty. Wybuchnela smiechem. -A poza tym dobrze sie czujesz? 172 -Nie wiem, co ze soba zrobic i tyle. Przyzwyczailem sie do tych pracujacych sobot i jesli nic nie robie, czuje sie winny. Moze bym sie zajal szafkami i szufadami kuchennymi? Widac po nich lata sluzby, gdybym wyczyscil drewno na wierzchu, lepiej by pasowaly do nowej podlogi.-Prosze bardzo - zezwolila mi laskawie. - Ale jesli chcesz znac moje zdanie, to polkami splaciles swoje zobowiazania wobec tego domu. -Rzecz w tym, Trish, ze ja sie szybko przyzwyczajam - wyjasnilem. - W soboty mialem pracowac jak przyzwoity czlowiek i jesli nie mam zajecia dla rak, robie sie drazliwy. -No to sie wez za te szufady - poradzila mi tonem, jakim moglaby sie do nieznosnego dziecka odezwac kochajaca rodzicielka. -Dobrze, mamusiu - odrzeklem z nieskrywana ulga. - We wtorek ostatniego tygodnia semestru uczniowie oddali mi koncowe prace. Odkad stadko pierwszorocznych barankow widocznie zmalalo dzieki mojej taktyce terroru stosowanej w czasie pierwszych dwoch tygodni, moglbym w zasadzie byc dumny z tych, ktorzy przetrwali. Przeksztalcili sie w dosc kompetentna grupe, a ten i ow nawet wykazywal przeblyski prawdziwego talentu.Zebralem wypracowania, wsadzilem do nesesera i zmierzylem studentow wzrokiem. -To juz koniec, moi mili - oznajmilem. - Wiecej nie bede was meczyl. Poniewaz prawdopodobnie jestescie zajeci kuciem do egzaminow, proponuje, zebysmy sobie od puscili jutrzejszy wyklad. Jak wykorzystacie ten czas, wasza sprawa, ale ja wam radze go nie zmarnowac. Skoncentrujcie sie na przedmiocie, ktory sprawia wam najwie cej klopotow, wezcie sie z nim za bary. Poprawcie stopnie. Zycie plynie, a wasze aka demickie oceny pozostaja bez zmian. Glupie D minus ze smiesznego kursu, ktory nie ma najmniejszego znaczenia w waszej przyszlej specjalizacji, bedzie was przesladowalo do konca zycia. Zajrzyjcie tu w czwartek, odbierzecie swoje prace i rozstaniemy sie jak przyjaciele, dobrze? Mozecie isc. Sala opustoszala w mgnieniu oka. Twink i jej najnowsza kolezanka z zenskiego klubu znalazly sie przy drzwiach jako jedne z pierwszych. Ja sam nigdy nie przepadalem za tymi korporacjami studenckimi snobizujacymi sie na greke: te wszystkie Delta cos tam i Sigma licho wie jaka nigdy mnie wlasciwie nie obchodzily, ale przyjaciolka Twink wyraznie miala silna motywacje, ktora mozna by okreslic krotko jako skupienie na glownym celu pobytu w college'u, czyli znalezieniu sobie odpowiedniego meza. 173 Mimo wszystko Twink dobrze zrobila, nie ujawniajac sie z pobytem w azylu u Fallona. Niezaleznie od aktualnej mody panujacej w zenskich stowarzyszeniach, promujacej tolerancje i otwarte umysly, czlonkinie korporacji nie byly pewnie az tak tolerancyjne.Po powrocie na stancje zaparkowalem przy biurku i przerzucilem prace, szukajac wypracowania Twink. Odsunalem inne kartki i przygotowalem sie do spadania z krzesla. CZEGO SIE NAUCZYLAM W TYMSEMESTRZE Twinkie Przede wszystkim nauczylam sie, ze normalni ludzie sa jeszcze dziwniejsi niz swiry. Wy, normalni, traktujecie siebie stanowczo zbyt powaznie. Naprawde nie potrafcie sie smiac z wlasnych przywar? My, wariaci, opanowujemy te umiejetnosc na samym poczatku.Powinniscie czasem sprobowac. Dzieki temu zycie jest duzo zabawniejsze. Nauczylam sie takze, iz zegary i kalendarze sa dla ludzi zyjacych w normalnym swiecie wazne wrecz nieprawdopodobnie. Czy naprawde nigdy nie slyszeliscie zwrotu "mniej wiecej"? Czy rzeczywiscie swiat sie skonczy, jesli ktos sie spozni minute lub dwie? Czy faktycznie jest to dla was takie wazne? Zwrocilam tez uwage na inna ciekawostke. Ludzie normalni chyba wszyscy wierza, ze istnieje wyrazna granica pomiedzy dobrem a zlem. My, swiry, wiemy doskonale, ze to tak naprawde jedno i to samo, zalezy tylko, z ktorej strony sie patrzy. Dobra i zla nie da sie oddzielic. Kazde zlo zawiera w sobie mnostwo dobra, kazde dobro ocieka zlem. Wszystko zalezy od punktu widzenia. Hej, wy, normalni, rozchmurzcie sie! Nauczylam sie jeszcze, ze ludzie z normalnego swiata lepiej sie czuja w grupie i bardzo sie boja, ze mogliby byc choc odrobine inni niz pozostali. Jesli wszyscy nosza niebieskie wstazki, normalny czlowiek predzej umrze, niz zawiaze sobie czerwona. Naprawde sadzicie, ze to kogokolwiek obchodzi, ze to jakas roznica? Gdy doktorek Fallon zwolnil mnie wreszcie ze swojego smiesznego wariatkowa, wiedzialam, ze musze swoj pobyt w azylu zachowac w tajemnicy. Normalni ludzie smiertelnie sie boja nas, psycholi. Prawdopodobnie dlatego ze robimy rozne rzeczy, ktore im by nigdy nie przyszly do glowy. Zawsze mamy konkretne powody, by robic to, co robimy, a ze wy nie rozumiecie tych powodow, to jeszcze nie znaczy, ze robimy zle. Mam racje? Ale najwazniejsza nauka z tego semestru to swiadomosc, ze musze ukrywac swoje mysli, bo jesli normalni ludzie dowiedza sie, co mam w glowie, odesla mnie natychmiast z powrotem do wariatkowa, a ja jeszcze nie moge tam wrocic. Jestem juz bardzo zmeczona. Niedlugo, juz za chwile pojde spac, a kiedy zasne, bede miala piekne sny i nie zdarzy sie juz nic zlego. 174 -Co jest, u licha? - mruknalem pod nosem.Ta praca zaczynala sie podobnie jak poprzednia, ale gdzies w trakcie zginela grzeczna rozswiergotana dziewczynka, a na jej miejscu wyrosla osoba powazna i bardzo dziwna. Przykul moja uwage zwlaszcza fragment o wstazkach. Na pierwszy rzut oka wydawal sie ledwie zastanawiajacy, ale kiedy przeczytalem prace po raz drugi, w glowie odezwaly mi sie dzwonki alarmowe. Twink mogla napisac chocby o wstazkach zielonych i rozowych. Nie zrobila tego. Czerwone i niebieskie krzyczaly do mnie z papieru, poniewaz blizniaczki w dziecinstwie nosily niebieskie i czerwone wstazki, ktorymi ciagle sie zamienialy. To wspomnienie z czasow ukrytych w amnezji dawalo mocne podstawy do obaw, ze Twink rozpedem szykowala sie do powrotu pod scisla opieke doktora Fallona. Na wlasnej rozklekotanej kopiarce, nabytej z trzeciej reki, zrobilem kilka kopii wypracowania. Sylvia na pewno bedzie chciala je miec, drugi egzemplarz dla profesora Conrada, no i oczywiscie dla doktora Fallona. Obdarlby mnie ze skory, gdyby go nie dostal. - Przed kolacja zdazylem ocenic z polowe prac. Zdalem sobie sprawe, ze w semestrze jesiennym solidnie zapracowalem na wyplate. Ci z mojej grupy, ktorzy przetrwali poczatek, oddali mi calkiem przyzwoite prace. Wobec czego nalezalo uznac, ze zwyczajowy zwrot profesora Conrada "nie bede zbieral smieci" zadzialal. Studenci zwykle robia to, czego sie czlowiek po nich spodziewa. Jesli niewiele od nich oczekujesz, niewiele dostajesz. A jesli ustawiasz poprzeczke na wysokosci ksiezyca, to moze jej nie przeskocza, ale beda probowali. Poczulem sie znacznie lepiej. W dalsza droge przez dzungle edukacji wypuscilem grupke uczniow plasujacych sie zdecydowanie powyzej sredniej, a przeciez chodzi o to, zeby sie uczyli, prawda?Przy kolacji wypracowanie Renaty nadal nie dawalo mi spokoju, wiec pewnie bylem cokolwiek ponury. -Co cie gryzie, Mark? - zainteresowal sie Charlie. - Masz depresje przedbozo-narodzeniowa? -Stary, Boze Narodzenie mnie nie rusza, jesli nie musze za czesto ogladac reklam w telewizji. Mysle nad wypracowaniem Twink. Musze przyznac, ze pare drobiazgow mnie martwi. -I nic nie mowisz?! - wykrzyknela Sylvia. -No wlasnie mowie. Odbilem jej prace, mam kopie dla ciebie i dla doktora Fallona. Moze by mu ja przefaksowac? 175 -A co cie martwi? - zapytal James.-Wlasciwie to dokladnie nie wiem. Poprzednia praca Twinkie byla pogodna i zartobliwa. Ta zaczyna sie podobnie, ale w trakcie zmienia charakter. Trzymaj. - Pchnalem w jego strone jeden z arkuszy. - Masz odpowiednie warunki wokalne. Przeczytaj na glos. Ja pewnie bym zaczal pluc na boki. Zwroc uwage na defnicje dobra i zla, uwazam, ze jest niezwykla. James przyjrzal sie kartce papieru. -O, widze, ze daleko zawedrowaliscie od pierwszego wypracowania i od tematu "Jak spedzilem wakacje" - zauwazyl. -A ta praca jaki ma tytul? - spytal Charlie. -"Czego sie nauczylem w tym semestrze" - odpowiedzial James. -Na trzydziesci stron? - zapytala Erika. -Piecset slow - skorygowalem. - Chcialem sprawdzic, czy potrafa dotrzec do sedna. -No to posluchajmy - zwrocila sie Sylvia do Jamesa. Odchrzaknal i przeczytal nam wypracowanie. Kiedy skonczyl, pierwszy odezwal sie Charlie. -Dziwaczna ta twoja mala. O co jej chodzi na koncu? -Nie mam bladego pojecia - przyznalem. -Wyglada na to, ze znowu szykuje sie odlot. - Erika spojrzala pytajaco na Sylvie. -Rzeczywiscie, nie brzmi to najlepiej - przyznala Sylvia. -Najbardziej martwi mnie ten fragment o wstazkach - powiedzialem. - Kiedy blizniaczki mialy jakies trzy lata, matka wiazala im wlosy czerwona i niebieska wstazka, zeby je rozroznic, a dziewczynki podmienialy wstazki, jak tylko Inga odwrocila sie do nich tylem. Twink wyraznie napisala wlasnie o tych kolorach. Czy moze to oznaczac budzenie sie jakiegos echa przeszlosci? -Mozliwe - stwierdzila Sylvia. -Bylam przekonana, ze ona nie pamieta nic z nocnych koszmarow - zastanowila sie Trish. - A tu na koncu pisze tak, jakby wiedziala, ze z jej snami moze byc cos mocno nie w porzadku. -Sporo watkow porusza w tej pracy, to nie podlega dyskusji - stwierdzil Charlie. -Chyba wybiore sie jutro do kliniki Lake Stevens - zdecydowala Sylvia. - Bezsprzecznie cos tu sie dzieje, lepiej, zeby doktor Fallon byl na biezaco. Moze on wymysli cos madrego, dzieki czemu Renata wezmie sie w garsc. -Mam nadzieje - westchnalem. - Jesli Twink sie kompletnie rozsypie, to juz pewnie nie dojdzie do siebie. Rozdzial 15W srode wczesnie rano Sylvia pojechala do Lake Stevens. Najwyrazniej wypracowanie Twink powaznie ja zaniepokoilo, no i w koncu przeciez sprawa dotyczyla jej stopnia naukowego. Gdyby Twink kompletnie zwariowala i wrocila do kliniki, Sylvia musialaby znalezc sobie jakis inny temat. Po sniadaniu wybralem sie na seminarium. Prace o Milionie mialem juz gotowa do oddania, wiec wlasciwie siedzialem tam bez sensu. Potem wstapilem do Mary, by sprawdzic, jak sie ma Twink. Ciagle mnie martwilo jej wypracowanie. Jeszcze latem pomysl, zeby uczeszczala na wyklady jako wolny sluchacz, wydawal mi sie calkiem rozsadny, ale teraz juz nie bylem taki pewien swego. Mozliwe, ze sie pospieszylismy, ze rzucilismy ja na gleboka wode, choc wcale nie byla gotowa. Mary nie polozyla sie jeszcze spac i to ona otworzyla drzwi. -Jak sie czuje Twinkie? - spytalem. -Lezy przeziebiona - odparla Mary. - Skrzypi jak stara szafa. -Ma goraczke? -Na razie nie. Glownie kaszle, no i mowi z trudem. -Wobec tego teorie dwoch roznych glosow mamy w zasadzie z glowy, nie sadzisz? Jesli jest podatna na bronchit albo jakas inna zaraze, to zmiany glosu nie maja nic wspolnego ze stanem umyslu, dobrze mysle? -Chcialabym jeszcze uslyszec, co ma na ten temat do powiedzenia Sylvia. Podobno to ona jest ekspertem. -Twinkie nie spi? -Jeszcze pare minut temu nie spala. Chcesz z nia pogadac? -Chyba powinienem. Mam ja zabrac do domu na ferie bozonarodzeniowe. Jesli wykluje sie cos powazniejszego, trzeba bedzie sie z tym wyjazdem wstrzymac. Pare kichniec to jedno, ale obustronne zapalenie pluc to juz zupelnie inna para kaloszy. -Racja. Chodz, pogadaj z nia, zanim zasnie. Poszlismy razem do sypialni Twink. Zza drzwi dobiegl mnie rozrywajacy pluca kaszel. Mary zapukala. 177 -Ren, Mark do ciebie przyszedl - powiedziala. - Masz ochote na odwiedziny?-Wchodzcie, tylko sie za bardzo nie zblizajcie - odpowiedziala Twink zachrypnietym glosem. - Zebyscie sie nie zarazili. Weszlismy. -Jak sie czujesz? - spytalem. -Paskudnie - przyznala. - Nie podchodz za blisko. Na pewno nie zyczysz sobie takiej rozrywki. - Na lozku obok niej lezalo pudelko chusteczek higienicznych, a na podlodze stala wielka papierowa torba, juz przynajmniej do polowy zapelniona zuzytymi chusteczkami. -Moze jutro nie przychodz na wyklad - podsunalem jej. - Zostan w domu, wy-grzej sie. Zreszta i tak tylko rozdam prace i pozegnam uczniow, wiec niewiele stracisz. -A podobala ci sie moja praca? -Znowu podbilas swiat. -No to super. - Chwycil ja kolejny atak kaszlu. - Koszmar. Sprobuje sie zdrzemnac. Kaszle tak od wczoraj, mam juz dosc. -Spij dobrze. Niedlugo przyjedzie Swiety Mikolaj, nie chcesz go chyba witac na lezaco. -Nie moge sie go doczekac - przyznala slabo. - Po powrocie na stancje wzialem sie znowu do oceniania prac. Nienawidze, jak cos takiego wisi mi nad glowa.Kolo poludnia James wspial sie na pietro i zastukal do moich drzwi. -Mamy nastepne morderstwo - zahuczal. -Czy ten facet nie ma nic lepszego do roboty? - zirytowalem sie. - Ktory to trup? -Osmy - uswiadomil mnie James. - Jezeli liczyc tez tego pod Woodinville. -A ten nowy gdzie? -W Discovery Park, na terenie wojskowym. Tym razem nasz nozownik zalatwil marynarza. -Cos nowego. Czy telewizyjne sepy juz oglosily otwarcie sezonu polowan? Usmiechnal sie lekko. -Wyglada na to, ze faktycznie kamien spadl im z serca. Prawie miesiac minal od morderstwa na Mercer Island, wiec temat zaczal sie wyczerpywac. Reporterzy juz nie wiedzieli, co mowic, zeby sie utrzymac przed kamerami. Aha, ten marynarz byl czar noskory. 178 -Precz z segregacja rasowa? Czy nie zrobilo ci sie cieplej w okolicach serca, James? Nasz lokalny nozownik nie ma, zdaje sie, zadnych uprzedzen. Zabija kazdego, kto mu sie nawinie pod reke. A moze nawet okresla odpowiednie proporcje?-Przestan sie wyglupiac. -Wybacz. Zaraz zejde na dol i popatrze sobie, jak faceci z telewizora skacza z radosci. Tylko skoncze sprawdzac prace. Najpierw obowiazek, potem przyjemnosc. -Jak sobie chcesz. - Przeczytalem ostatnie wypracowanie i dopiero wtedy zszedlem poogladac histerie w telewizji. Wszystko wskazywalo na to, ze ktos nie dopuscil do rozpowszechniania szczegolow na temat najnowszego morderstwa, a to powaznie rozsierdzilo dziennikarzy. Poznali tylko nazwisko, stopien i numer sluzbowy zabitego marynarza, wiec dostali informacje nieco zbyt skape jak na podstawe do zbudowania fascynujacej historii budzacej groze. Wojsko stanowczo nabralo wody w usta, utrzymujac, ze inni nie powinni wtykac nosa w ich sprawy, wydano tez zapewne kilka konkretnych rozkazow dotyczacych rozmow z przedstawicielami mediow.Reporter, ktory slyszy: "Nie wolno mi udzielac zadnych informacji na ten temat", dostaje piany na ustach. Nawet zabawnie to wyglada. Pare detali jednak udalo im sie uzyskac. Zamordowany nazywal sie Thomas Walton i w chwili gdy zostal napadniety przez Rzeznika, byl po cywilnemu. Nie zaszedl bardzo wysoko, chociaz sluzyl juz na drugim szescioletnim kontrakcie. Najwyrazniej wpadl pare razy w klopoty, ale marynarka nie zamierzala zdradzic kiedy ani dlaczego. To takze nie uszczesliwialo dziennikarzy. Po kolacji ruszylismy we trzech, z Charliem i Jamesem, na zwyczajowa wycieczke Pod Zielona Latarnie, sprawdzic, czy dowiemy sie czegos o morderstwie Waltona od brata Charliego. Bob West byl potwornie wkurzony na marynarke. -Nie chca pisnac ani slowa na temat wykroczen Waltona - wsciekal sie. - Na dodatek odmowili wydania ciala, wiec nie mozemy przeprowadzic autopsji. Podobno maja to zalatwic ich lekarze, ale przeciez wojskowe lapiduchy nie maja pojecia o patologii. -Moze powiat King powinien wystapic o przekazanie zwlok? - zastanowil sie James. Bob pokrecil glowa. -Cialo zostalo odkryte na terenie wojskowym. To obszar federalny, wiec nie pod lega jurysdykcji powiatu. W przypadku morderstwa zwykle mozemy liczyc na wspol- 179 prace, ale tym razem, jak widac, nie. Ciekaw jestem, czy dojdzie do jakiegos tuszowania. Walton z pewnoscia miewal klopoty, ale marynarka milczy jak zakleta. Wyznaja zasade, ze brudy trzeba prac we wlasnym domu, i nie zamierzaja pisnac ani slowa. Nie wiem, czy mam racje, ale domyslam sie, ze Walton nawalil w jakiejs powaznej sprawie, przez co powinien byl pojsc na panstwowy wikt i opierunek. No i teraz ci z marynarki chronia wlasne tylki, wiec nie pozwola nam nawet zerknac w jego kartoteke.-Mozesz uzyskac nakaz sadowy? - spytal Charlie. -Mam wzywac przed sad wazniakow z marynarki? Dzieciaku, zejdz na ziemie! To grzaski grunt. Nikt nie bedzie sie narazal w nadziei, ze moze na cos sie to przyda. Do tego morderstwa nie bedziemy mieli dostepu. - W czwartek po sniadaniu Sylvia wziela mnie na bok.-Chyba pojawily sie nowe klopoty. -Jakie? -Doktor Fallon jest wlasciwie pewien, ze Renata znajduje sie na krawedzi zalamania. Bardzo go rozdraznilo jej wypracowanie. -Prawdopodobnie wyczytal z niego wiecej, niz tam jest w rzeczywistosci. Studenci pierwszego roku czesto pisza prace mocno nieskoordynowane. Zabrna w kozi rog i nie wiedza, jak sie wykaraskac. Twink trafla w slepy zaulek i nie potrafla wybrnac. Ostatni fragment, ten o snach, to prawdziwy gest rozpaczy, oby tylko zakonczyc jakas konkluzja. -Nie jestem tego taka pewna. Koszmary tak czy inaczej stanowia sedno jej problemow, a ona ma nadzieje sie od nich uwolnic. -Nie mozna tego wykluczyc, ale ja stawialbym jednak na przypadek. Twink jest na poziomie pierwszego roku, wiec wyraz "przepisac" nie istnieje w jej slowniku w odniesieniu do wypracowania. Kazde slowo zapisane przez pierwszoroczniaka na papierze jest niczym wyryte w kamieniu. Studenci pierwszego roku nie potrafa krytycznie przeczytac swojej pracy, a "redakcja" to dla nich slowo obsceniczne. -Z punktu widzenia psychiatry sprawa wyglada nieco inaczej. Moim zdaniem ten fragment o snach ma charakter freudowski. Zakladam, ze Renata nawet nie chciala tego napisac, ze wymknelo sie jej to podswiadomie. Przypuszczam, ze doktor Fallon mialby podobny poglad na te sprawe. -Poczekamy, zobaczymy, ale pewnie spotkamy sie z nim dopiero po Bozym Narodzeniu. Jutro mam zawiezc Twink do domu, jesli tylko jej sie nie pogorszy, a przez najblizsze tygodnie wiele sie moze zmienic. Na razie troche mi sie udalo zagadac jej ojca, ale i tak bede musial rozwinac swoje talenty oratorskie, by pozwolil jej po swie- 180 tach wrocic do Seattle. Nie jest uszczesliwiony, ze Fallon poparl propozycje przeprowadzki do Mary. Jesli sie dowie, ze Twink ma powazne klopoty, moze zareagowac bardziej stanowczo.-O kurcze... - zmartwila sie Sylvia. - O tym nie pomyslalam. -Lepiej wez te ewentualnosc pod uwage, bo wcale nie jest nieprawdopodobna. - Zajrzalem na chwilke do Mary, sprawdzic, jak sie ma chora. Gdyby do ostatnich atrakcji doszla goraczka, nie wyciagalbym Twink z lozka.-W zasadzie glownie kicha - oznajmila Mary. - Nadal jest zachrypnieta i zuzywa nieprzecietne ilosci chusteczek do nosa, ale goraczki nie ma. Spakuje ja i jutro mozecie jechac do Everett. -Zdaje sie, ze powinna jeszcze zajrzec do Fallona? -Jesli bedziesz zajety, Inga z nia pojedzie. -Nie mam nic pilnego do roboty - stwierdzilem. - Ale tak czy inaczej, kiedy juz Twink sie zadomowi u rodzicow, raczej wroce. Nie zamierzam spedzic dwoch tygodni na ogladaniu w telewizji Rudolfa Czerwononosego. Powinienem w czasie ferii przysiasc faldow. -Starzejesz sie, Mark. -Wiem. Przygnebiajace, prawda? Przespij sie, Mary, znowu wygladasz, jakbys konala ze zmeczenia. -Spadaj! -To rozumiem - usmiechnalem sie szeroko. - Po lunchu pojechalem na uczelnie i oddalem prace swoim studentom. Wygladali na lekko rozdraznionych, wiec sie streszczalem.-Musze przyznac, ze radziliscie sobie w tym semestrze calkiem niezle - zacza lem od komplementu. - Niekiedy logika troche blakla, ale z czasem bedziecie nad nia panowali coraz lepiej. Trzymajcie sie standardowych plikow wydruku, zwlaszcza kiedy bedziecie mieli do czynienia z wydzialem historii. Tam wszyscy zwracaja baczna uwage na odpowiedni format naglowkow i stopek. Jeszcze jedna sprawa i juz sie ze gnamy. Warto wyrobic w sobie cenny nawyk: nim zaczniecie panstwo cokolwiek pisac, poswieccie kilka chwil na obmyslenie i przelanie na papier chocby najskromniejszego szkicu. Jesli wdacie sie w rozne zawilosci, nie wiedzac, dokad chcecie dotrzec, macie piecdziesiat procent szans, ze wylozycie sie na pierwszym zakrecie, a im dluzej bedzie- 181 cie czekali z napisaniem pracy, tym gorsze bedziecie mieli szanse. Jesli praca jest zadana na srode rano, nie czekajcie z jej rozpoczeciem do godziny duchow poprzedniej nocy. Dajcie sobie czas na pisanie. Taki sposob dzialania podniesie wam srednia ocen. Zycze panstwu szczesliwych swiat. Prowadzcie ostroznie. To wszystko.Troche pompatycznie, no i co z tego? I tak zadne z nich nie zapamieta nawet slowa mojej przemowy, wiec w sumie co za roznica? - W piatek rano wpadlem na miltonowskie seminarium wlasciwie tylko po to, zeby oddac prace. Chociaz irytowalo mnie sztywne podejscie Miltona do spraw teologicznych, musialem przyznac, ze byl rzeczywiscie wielkim poeta. Wolalbym jedynie, zeby szybciej docieral do sedna.Kiedy mily profesor, wyrecytowawszy nam calego "Lycidasa", zakonczyl kurs i puscil nas do domu, pojechalem do Mary sprawdzic, jak sie ma Twink. Niebo pociemnialo, ale deszcz nie padal. Postanowilem zawiezc Twinkie do domu, jesli tylko nie bedzie sie to laczylo z duzym ryzykiem. Mary noc w noc wychodzila do pracy, natomiast Inga nie musiala wychodzic z domu wcale, wiec moglaby miec Twink na oku i wezwac lekarza, gdyby jej sie pogorszylo. Twink siedziala przy stole w kuchni. Byla w szlafroku, ale przeciez wstala z lozka i funkcjonowala, zdaje sie, calkiem niezle. -To chyba jednak nie bylo prawdziwe przeziebienie - oznajmila. - Moze jakas trzydniowka. -Im szybciej mija, tym lepiej. Gdzie Mary? -Kapie sie. Jak zawsze po pracy. -Przetrwasz jakos podroz do Everett? -Naprawde musze siedziec dwa tygodnie z Inga i Lesem? -Jasne. -Znowu bedziesz mi wciaz powtarzal to swoje "jasne"? - zdenerwowala sie. -Jasne. -Jestes wredny! -Nieprawda. To ty jestes nie w sosie, bo masz za soba dwudniowa trzydniowke i w dodatku kichasz. Sprobuj dostrzec pozytywne strony mojego "jasne". To slowo krotkie, tresciwe i niepozostawiajace miejsca na kontrargumenty. Jedziesz na Boze Narodzenie do domu, zeby podtrzymac dobre uklady z Inga i Lesem. Pomozesz mamusi w kuchni, przyniesiesz tatusiowi fajke i kapcie, kiedy wroci do domu po ciezkim dniu pracy. Nie zdradzisz sie z przeziebieniem i zrobisz co w twojej mocy, zeby sie zachowywac jak normalny czlowiek z normalnego swiata. Poniewaz Les moze w kazdej chwili zmienic plany pod tytulem "Twinkie uczeszcza do college'u". Staraj sie, zeby byl absolutnie szczesliwy. Traktuj to jak inwestycje w przyszlosc. 182 -Pewnie masz racje - westchnela. Potem spojrzala na mnie z ukosa. - A skoro juz przy tym jestesmy, to jakie sa plany na semestr zimowy? Bede chodzila na twoje wyklady?-Jesli bedziesz chciala, czemu nie. Ale moze wolalabys dla odmiany posluchac czegos innego? -Czy ktores z twoich wspollokatorow tez wyklada? -James zaczyna kurs "Wprowadzenie do flozofi", Sylvia wyklada "Podstawy psychologii". Musialbym spytac, czy w nastepnym semestrze tez poprowadzi grupe. -Chcialabym w miare mozliwosci obracac sie miedzy znajomymi - wyjasnila Twink. - I tak juz wiedza, ze jestem wariatka, wiec nie bede im musiala niczego wyjasniac. -Proponowalbym, zebys na ich wyklady takze chodzila jako wolny sluchacz. Ostatnio dosc czesto zdarzaly ci sie zle dni, lepiej unikac stresu. Spokojnie, powoli. Zapoznaj sie blizej z dziewczetami z korporacji studenckiej, daj sobie czas, zeby sie zadomowic na uczelni i porzadnie zapuscic korzenie, zanim postanowisz zostac studentka pelna geba. -Zobaczymy - odchrzaknela. - Chcialabym sie juz pozbyc tej chrypy - burknela i poszla sie przebrac. - Mniej wiecej o wpol do jedenastej zajechalismy pod dom Greenleafow. Wyladowalem bagaze Twink, a potem, kiedy sie rozpakowywala i urzadzala, krecilem sie bez celu.-Nie masz ochoty sie zdrzemnac? - podpowiedzialem jej w koncu. - Po poludniu czeka nas wycieczka do Lake Stevens, a ty wygladasz, jakbys byla na ostatnich nogach. -Niezla mysl. Jak myslisz, daloby sie odwolac spotkanie z powodu mojej choroby? -Nie przypuszczam. Doktor Fallon strasznie sie za toba stesknil i zacznie toczyc piane z pyska, jesli sie wykrecisz od wizyty. -Pewnie jak zwykle masz racje. Idz, poprzeszkadzaj Indze, a ja sie faktycznie zdrzemne. Inga siedziala w kuchni wpatrzona w niewielki telewizorek nastawiony na stacje z Seattle. Jakas mloda kobieta nawijala z szybkoscia karabinu maszynowego, a o czym? O czymze innym, jesli nie o Rzezniku z Seattle. -Bardzo nas martwi ten morderca grasujacy w dzielnicy uniwersyteckiej - zwro cila sie do mnie. - Czy Renata moze byc w niebezpieczenstwie? 183 -To malo prawdopodobne. Po pierwsze, Rzeznik morduje mezczyzn, po drugie, grasuje noca. Nie wypuszczamy Twink samej po zmroku. Jesli chce sie gdzies wybrac, ma za szofera mnie albo Sylvie. Brat Charliego Westa jest gliniarzem, mowil nam, ze dopoki nie zlapia Rzeznika, bezpieczniej nigdzie sie nie wybierac noca samemu. Robimy wszystko, zeby Twink byla bezpieczna.-Wierze ci, ale tez chcialabym wiedziec, co naprawde sie z nia dzieje. Doktor Fallon nie mowi nam wszystkiego. -Twink nadal miewa problemy - przyznalem. - Od czasu do czasu przechodzi atak koszmarow. Kiedy sie z niego otrzasnie, wszystko jest w jak najlepszym porzadku przez mniej wiecej dwa tygodnie. Potem znowu wracaja koszmary. -Czy chodzi regularnie do kosciola? -Trudno powiedziec, ze regularnie. Bywa dwie czy trzy niedziele z rzedu i wyraznie widac, ze dobrze jej to robi. A potem nie chodzi. Bardzo lubi ojca O'Donnella. Chociaz przyznaje, to nic szczegolnego, bo wszyscy go lubia. Ten jego cudowny irlandzki akcent nie jest pewnie bez znaczenia. Ksiadz jeszcze nie wtraca co drugie slowo "na Boga!", ale czasami niewiele brakuje. -Mialam okazje go poznac - powiedziala z niklym usmiechem. -No to wiesz, ze jest nie tylko dobry, ale jeszcze nieglupi. Wlasnie on zauwazyl, ze Twink czesto zmienia sie glos. Zwrocil na to uwage w konfesjonale. -Nie powinien mowic o sprawach spowiedzi! - wykrzyknela. -Nikomu nie zdradzil, co Twink mowila. Powiedzial nam tylko, ze zmienia jej sie glos. Sylvia uwaza, ze te zmiany glosu moga byc czyms w rodzaju ostrzezenia, ale ostatnio ma klopot z obrona tej teorii, zwlaszcza ze Twink sie podziebila i miala potezna chrype. -Przejdzie jej. Obie dziewczynki czesto miewaly chrype i katar. Podejrzewam, ze to jakas alergia. -Powiem o tym dzisiaj Fallonowi. Moze da jej jakies lekarstwo. Jesli objawami sa tylko katar i kaszel, dobry srodek przeciwalergiczny powinien jej pomoc, a my przestaniemy tracic czas na roztrzasanie kwestii tajemniczych zmian glosu. - Po poludniu Twink nadal chrypiala, wiec w drodze do Lake Stevens podkrecilem w samochodzie ogrzewanie. Stanowczo nie chcialem, zeby sie przeziebila tuz przed Bozym Narodzeniem.-Co ci jest? - spytal doktor Fallon, uslyszawszy jej pierwsze slowa. - Zle sie czujesz? -Troche mnie pozatykalo - odparla zgrzytliwie. - Pewnie jakis drobny wirus, nie pelnoetatowe przeziebienie. 184 -Inga podejrzewa alergie - wtracilem sie. - Powiedziala, ze Renacie od dziecinstwa czesto zdarzaly sie nawroty kichania i kaszlu. Czy sa jakies pigulki na alergie, ktore by temu zaradzily?-Jest pare - odpowiedzial. - A poza tym jak sie czujesz, Renato? -Zaczynam sie nudzic z braku zajec - odparla. - Po swietach zapisze sie na jakis nowy kurs, a moze nawet na dwa. Tyle ze przyzwyczailam sie do ludzi, ktorzy przychodzili na wyklady Marka, a teraz bede musiala poznac nowych. Nie wiem, czy gladko mi pojdzie. Swiry potrzebuja stabilizacji, a na uniwersytecie poczatek semestru przypomina trzesienie ziemi. Nie jestem jeszcze gotowa, zeby zostac studentka z prawdziwego zdarzenia. Jeszcze jeden semestr w roli wolnego sluchacza na pewno mi nie zaszkodzi. -Chcesz omowic te problemy? -Omawianie ich w niczym nie pomoze. Radze sobie z nimi po swojemu, a z drugiej strony nawet nie mam pewnosci, czy umialabym je ujac w slowa. - Spojrzala na mnie tak, jak to tylko ona potrafla: troszke bokiem, pochylajac glowe. - Czyny sa wazniejsze od slow, prawda? -Wytarte, wyswiechtane, malo oryginalne, wyciagniete z lamusa. Tak to zwykle bywa z banalnymi opiniami. -Jednak niedaleko jej do prawdy. Ciagle jeszcze miewam te "zle dni", o ktorych mowi ciocia Mary, ale jestem coraz blizej rozwiazania. Ucieka przede mna, lecz nie bedzie to trwalo wiecznie. Jak tylko poznam jego twarz, Twinkie bedzie mogla juz na zawsze zostac normalna osoba. Super, co? - Rozmyslalem nad tym tajemniczym oswiadczeniem przez cala droge do Seattle. Twink bardzo wyraznie zachowywala sie w ten sposob celowo, ale ja obawialem sie nadchodzacego kryzysu. Glowny problem polegal na tym, ze Twinkie nie miala zamiaru nikomu powiedziec jasno, z czym sie mocowala. Wydawala sie absolutnie przeswiadczona o slusznosci tego, co zamierza zrobic, a to mi wygladalo na bezapelacyjna kwalifkacje do pobytu w domu o pokojach bez klamek.Na stancji o malo nie padlem z wrazenia. Oto Trish, Erika i Sylvia ubieraly w salonie choinke. -Nic nie rozumiem - przyznalem szczerze. -Przeciez lada moment nadejda radosne swieta - odezwala sie Erika. - Slyszales juz o tym? -Uznalysmy, ze warto postawic choinke - wyjasnila Trish. - Co prawda na Boze Narodzenie wszyscy sie rozjezdzamy, ale i tutaj mozemy sobie urzadzic symboliczna Gwiazdke. W niedziele ci pasuje? 185 -Pojutrze? Tak, jasne.-Zamierzamy nawet zniesc przy tej wyjatkowej okazji zakaz spozywania alkoholu i wypic kilka lykow grzanego piwa - dorzucila Sylvia, wieszajac bombki na galazkach sztucznego drzewka. -Ale podrywanie nadal nie wchodzi w rachube - zastrzegla Erika. - Chociaz kto wie, jak sie bedzie zachowywala Trish, kiedy sie ubzdryngoli... Nie trac nadziei. -Dosyc juz tego - odezwala sie Trish. - Wystarczy tej blazenady. -Robisz sie strasznie ponura, siostrzyczko - stwierdzila Erika. - Pamietaj, smiech to zdrowie. - -Nie przesadzajmy z prezentami gwiazdkowymi - zarzadzila Trish przy sobotnim sniadaniu. - Wazne, zeby nikt nie czul sie zaklopotany.-Do dziesieciu baksow? - zaproponowal Charlie. -Dobrze - zgodzila sie Erika. - Mimo wszystko nie czulabym sie bardzo zaklopotana, gdyby ktos mi zafundowal diamenty. Ale ludzie pewnie zaczeliby gadac. -Czyli nie drozej niz dziesiec dolarow, tak? - podsumowala Trish, patrzac na nas po kolei. -Poddajemy to pod glosowanie? - spytal James. -Przewodniczacy zebrania wybierze komisje skrutacyjna - oznajmila Trish. -Zglaszam sie - oznajmilem, przypominajac sobie czasy, gdy chadzalem na spotkania zwiazkowe. -Ja takze - przylaczyl sie Charlie. -Kto jest za, prosze podniesc reke - odezwala sie Trish, podchwytujac ton. Wszyscy wyrazilismy swoja aprobate. -Wniosek przeszedl - oznajmila Trish, stukajac knykciami w blat stolu. -Nie zapytalas, kto jest przeciw i kto sie wstrzymuje - wytknalem jej. -Czy masz jakies obiekcje co do wyniku glosowania? -Nie, ale powinnas spytac. -To glupie. -Prawo wyraznie okresla, ze powinnas dac opozycji szanse sprzeciwu. Nie bralas udzialu w zebraniach zwiazkow zawodowych? -W zyciu nie nalezalam do zadnego zwiazku. -Niemozliwe! - oburzyl sie Charlie. - Mark, najwyzszy czas stworzyc zwiazek i zorganizowac strajk. -Z tym strajkiem raczej bym uwazal - pohamowal go James. - Jak sie posuniesz za daleko, moze ci zaczac burczec w brzuchu, bo Miedzynarodowy Zwiazek Pan Przygotowujacych Posilki rozstawi pikiety na linii drzwi kuchennych. 186 -Wiesz co, Charlie, facet madrze gada - poparlem Jamesa. - Nie przeciagajmy struny.-Jakbym sluchala naszego taty - stwierdzila Erika. - Jest bardzo aktywnym czlonkiem zwiazku zawodowego ciesli. Jego zdaniem do zwiazku powinien nalezec kazdy, a strajk trzeba koniecznie urzadzic przynajmniej raz do roku, chocby po to, zeby wlasciciel wiedzial, ze mu ludzie patrza na rece. Jeszcze jakis czas zartowalismy sobie przy sniadaniu. Nic nas nie gonilo, wiec mielismy czas pobyc ze soba. Zzylismy sie w ciagu tych trzech wspolnych miesiecy, czulismy sie jak w rodzinie. Pewnie wlasnie dlatego postanowilismy sobie urzadzic przyjecie bozonarodzeniowe. Jasne bylo dla wszystkich, ze kiedys sie rozstaniemy, ale na razie mieszkalismy pod jednym dachem i to wystarczylo jako powod do wspolnego swietowania. - Po kolacji w niedziele zebralismy sie w saloniku. Zartowalismy i smialismy sie z kupowanych w ostatniej chwili gwiazdkowych upominkow. Nie da sie nabyc czegos przyzwoitego ponizej dziesieciu dolarow. Moim zdaniem wszelkie rekordy pobila Erika. Nie mam pojecia, gdzie znalazla krawat, ktory wreczyla Charliemu, ale byl absolutnie koszmarny. Nikt przy zdrowych zmyslach nie pokazalby sie ludziom z czyms takim na szyi.Po obejrzeniu prezentow siedzielismy przy choince, popijalismy grzane piwo i swietnie sie bawilismy. -A co tam u naszej ulubionej swiruski? - spytal mnie Charlie. - Dawno tu nie zagladala. -Przechodzi hustawke nastrojow - wyjasnilem. - Raz jest promienna i szczesliwa, a raz smutna i zagubiona. Doprowadza swojego psychiatre do obledu. -Jak to, dlaczego? - zaniepokoila sie Sylvia. -W piatek bylem z nia w Lake Stevens. Wszystko wskazuje na to, ze nasza blyskotliwa teoria na temat zasadniczego znaczenia zmiany glosu nie zdolala sie obronic. Twink ma alergie. I to by bylo tyle. Jej matka twierdzi, ze blizniaczki mialy regularne napady kichania zaleznie od tego, jakie ziolko akurat kwitlo. Aha, no i w piatek Twink planowala przyszly semestr. Powiedziala Fallonowi, ze zastanawia sie, na jakie kursy pojsc jako wolny sluchacz. -Przyslij ja do mnie - podsunal James. - Bede mial "Wstep do flozofi". -Do mnie tez moze przychodzic - zaproponowala Sylvia. - Zima wykladam psychologie. -No, taka mieszanka to nawet najzdrowszego czlowieka doprowadzi prosta droga do zakladu zamknietego na cztery spusty - zauwazyl Charlie. - A poniewaz na doda- 187 tek Twink ma zwyczaj pisac prace, chociaz wcale nie musi, w koncu paru profesorow zacznie sobie wyrywac resztki wlosow z glowy. Bedzie mogla zapoczatkowac paranoje egzystencjalna.-Albo moze stoicka depresje maniakalna - dodala Erika. -Utylitaryzm schizofreniczny? - podrzucila Trish. -Sylvio, nie bedzie nam latwo - zamyslil sie James. - Jesli bedziemy uczyli Renate, pewnie oboje powariujemy. -Przynajmniej zostanie w rodzinie - podsumowal Charlie. - Ta dziewczyna to prawdziwy skarb, wiec zrobimy wszystko, zeby byla z nami jak najdluzej. Ruch trzeci APPASSIONATA Rozdzial 16Zawsze w czasie zapisow na semestr zimowy jest wyjatkowo duzo zamieszania, moze dlatego ze Nowy Rok zdaje sie odsuwac wszystko w czasie. Na szczescie zarejestrowanie Twinkie na kursach prowadzonych przez Jamesa i Sylvie okazalo sie wzglednie latwym zadaniem, poniewaz nie wymagalo wiele papierkowej roboty. Przekonalem profesora Conrada, ze odsluzylem juz swoje jako uczacy asystent, wiec choc niechetnie, jednak odpuscil mi te panszczyzne. Poniewaz nie musialem ubiegac sie o stypendium, zeby miec co jesc, a jednoczesnie chcialem sie pozbyc posmaku Miltona, zapisalem sie na dwa seminaria ze wspolczesnej powiesci amerykanskiej. Moze sie to wydac cokolwiek aroganckie, ale postanowilem jednoczesnie studiowac Hemingwaya i Faulknera. Zalatwiwszy wszystkie formalnosci zwiazane z rejestracja, zajrzalem do biura profesora Conrada. Zawsze nalezy podtrzymywac bliskie kontakty z szefem. -Czy ma pan jakies problemy? - zapytal mnie od wejscia. -W zasadzie nie - odparlem. - Chcialem tylko podziekowac za wsparcie, bo dostalem sie na seminaria bez klopotow. -Nic nie zrobilem w tym kierunku - oznajmil. - Twoja rozprawa naukowa, mlody czlowieku, pozostala niektorym w pamieci. Jak sie miewa panska protegowana? -Twinkie? Bywalo lepiej. Mam przeczucie, ze jest na prostej drodze do domu bez klamek. W semestrze zimowym tez bedzie chodzila na kursy znajomych wykladowcow, ale i tak nie mam pewnosci, czy dotrwa do wiosny. -Przykro mi to slyszec. Czy wyjasnila ostatni akapit tej drugiej pracy? -Nie powiedziala nic. Nawet pytania swojego psychiatry na ten temat zostawila bez odpowiedzi. -Czy i ta praca zostala wydrukowana? Mysli pan o karierze agenta literackiego? -Niekoniecznie. To wypracowanie bylo lekko szurniete, wiec zrobilismy odbitke dla doktora Fallona. Dostal ja w komplecie z kopiami tasm nagranymi przez Sylvie od swirow. -Sylvia od swirow... 190 -To taki nasz domowy zarcik. Sylvia robi specjalizacje z chorob psychicznych i pisze prace naukowa na temat przypadku Twink. Wystarczy, ze Twink otworzy usta, a Sy-lvia juz wlacza magnetofon.-Obraca sie pan w bardzo szczegolnym towarzystwie. -Wiem... Swoja droga to zabawne. Dzien po dniu uczestnicze w sympozjum z szesciu roznych dziedzin wiedzy. - Zerknalem na zegarek. - Musze jeszcze skoczyc do biblioteki, szefe. Wyjatkowo skapo u mnie z Faulknerem. -Zycze milej zabawy. -Serdeczne dzieki - odparlem ironicznie. -Naprawde nie ma za co. I po co ja sie wdaje w gierki slowne z profesorem Conradem! Powinienem miec wiecej oleju w glowie. - Sylvia w ten piatek nie miala czasu nawet sie podrapac, wiec to ja zabralem Twinkie na cotygodniowa wizyte w cyrku doktora Fallona. Nie wiedziec czemu, wydawala sie spieta i niespokojna.-Co cie dreczy, mala? - spytalem, kiedy juz wyjechalismy na autostrade. -Zawsze tak jest na poczatku semestru? - zapytala. - Ruch jak na dworcu. Nowe kursy, nowi nauczyciele, nowy plan zajec, nowi studenci... wszystko wywrocone do gory nogami. -Bedziesz musiala sie przyzwyczaic. Spojrz na to z innej strony. Ponoc rozmaitosc jest sola zycia. -Ja tam bym wolala sie ponudzic. My, swiry, nie przepadamy za zmianami. -Juz nie jestes wariatka, zapomnialas? Przeciez udajesz normalnego czlowieka. -Tylko na wierzchu. W glebi duszy nadal jestem zdrowo stuknieta. -No to udawaj. Jesli bedziesz odpowiednio dlugo grala normalna osobe, wejdzie ci to w krew. -Nie dalabym w zaklad wlasnej glowy. Jakis czas jechalismy w milczeniu. -Jak sie znajduje wlasciciela samochodu? - zapytala Twink po dluzszej chwili. -Jesli zna sie numer rejestracyjny, w ogole nie ma problemu. A juz zwlaszcza dla ciebie. Przeciez Mary pracuje w policji. Podaj jej numer, a ona zajrzy do komputera i w ciagu trzydziestu sekund bedzie znala nazwisko wlasciciela, adres, grupe krwi i pewnie odciski palcow, nie wspominajac o ewentualnych wykroczeniach czy przestepstwach. -Nie pomyslalam o tym - przyznala. - Jakos zapomnialam. -Szukasz kogos konkretnego? Czy to wazna sprawa? 191 -Nie, pytam z czystej ciekawosci. Jeszcze przed Bozym Narodzeniem rozmawialysmy z dziewczynami o roznych sprawach i jedna powiedziala, ze policja nie moze zdradzac takich informacji. Ze sa zastrzezone. Do uzytku wewnetrznego albo cos w tym stylu.-Niezupelnie - odparlem. - Oto sa przyjemnosci zycia w epoce komputerow. Nie ma juz czegos takiego jak prywatnosc. -Charlie tez potraflby dotrzec do takich informacji? -Nie pomyslalem o nim - przyznalem. - Przypuszczam, ze potraflby wy ciagnac z komputera czyjes nazwisko. Pewnie wystarczy, jesli wcisnie pare klawiszy. Sluchaj, zdaje sie, ze wlasnie odkrylismy kopalnie zlota! Wielu ludzi gotowych byloby zaplacic za to, zeby zniknac z konkretnych baz danych. Moglibysmy zalozyc korporacje Legalizacja Anonimowosci. Komputery by powariowaly. -Trudno znalezc do tego bardziej kompetentne osoby - podrzucila gladko. Nie wiedziec czemu ta niemadra rozmowa o komputerach najwyrazniej wprawila ja w dobry nastroj. W czasie popoludniowej sesji z doktorem Fallonem Renata byla spokojna i opanowana. Przypuszczam, ze w rozmowie ze swirem nie trzeba sie bardzo wysilac, zeby bylo zabawnie. "Smiech jest najlepszym lekarstwem" - powiedzenie stare jak swiat, ale zawsze aktualne, szczegolnie w przypadku Twink. W obu pracach podkreslala, ze ludzie normalni powinni sie nauczyc smiac z siebie samych. Jesli pare zartow mialo jej pomoc, gotow bylem kupowac na tony broszurki z dowcipami. Spotkanie z doktorem Fallonem przeszlo gladko, Twink byla w drodze powrotnej do Seattle szczesliwa i zadowolona z zycia. Moze niepotrzebnie sie o nia az tak martwilismy. Nie kwalifkowala sie do powrotu na staly pobyt w azylu. Na stacji benzynowej zadzwonilem z automatu na stancje. Odebrala Trish. -Czesc, co mamy dzis na kolacje? - spytalem. -Klopsy i spaghetti, a dlaczego pytasz? -Wystarczyloby tez dla Twinkie? -Jak ona sie czuje? - Trish wyraznie byla niezdecydowana. - Jest w dobrym nastroju? -Jak najbardziej. Radosna i rozpromieniona. Rzadko wychodzi z domu, dlatego przyszlo mi do glowy, ze dobrze by jej zrobila kolacja w naszym towarzystwie. -Zgoda, zapros ja. Jest bardzo sympatyczna, jesli zachowuje sie normalnie. Tylko kiedy swiruje, dziala ludziom na nerwy. - Trish rozesmiala sie krotko. - No i stalo sie. Zanim ja poznalam, nie uzywalam takich zwrotow. Przywiez ja. Spaghetti na pewno nie zabraknie. I tak Twinkie zjadla z nami kolacje tamtego wieczoru, byla dusza towarzystwa, bo akurat odgrywala role fantastycznej dziewczyny. Miala naprawde dobry dzien. 192 - W zasadzie wyczerpalem mozliwosci sobotnich zajec fzycznych, wiec w tym tygodniu postanowilem uporzadkowac troche warsztat w piwnicy. Doszedlem do wniosku, ze przydalby sie tam jakis stol, nie zaszkodziloby pare polek na narzedzia. Charlie trzymal swoje w jednym kacie, James w drugim, a moje lezaly wszedzie. Moze gdybym zaprowadzil w piwnicy troche porzadku, nie tracilbym tyle czasu na szukanie konkretnego narzedzia, ktore sie zawsze zawieruszy akurat wtedy, kiedy jest potrzebne.Zrobilem kilka szkicow i sprawdzilem zapasy drewna ze skladu odpadow. W sumie niewiele zrobilem w te sobote, ale przynajmniej znalazlem sobie jakies zajecie. - James spedzil wieksza czesc przerwy swiatecznej w Everett. Przekazal nam wiadomosc, ze pani Perry wraca do zdrowia. Jamesowi wyraznie spadl kamien z serca. Czlowiek niechetnie mysli o raku. Co fakt, to fakt.Przy sobotniej kolacji powiedzial nam, ze w niedziele rano bedzie jechal do Everett, bo zawozi Andrew na lotnisko. -Syn przyjaciela doszedl do wniosku, ze juz czas wracac na Harvard. -Pewnie bedzie musial to i owo nadrobic - domyslil sie Charlie. -O ktorej odlatuje? - spytala Trish. -Kolo dziewietnastej - odparl James. - Dlaczego pytasz? -Zapros go do nas na obiad. Chyba wszyscy chcemy go poznac. -Zadzwonie do niego, zapytam, co on na to. - Mniej wiecej w poludnie James i jego przyjaciel z Harvardu pojawili sie w naszej kuchni. Andrew Perry okazal sie szczuplym mlodym czlowiekiem, ktory w przeciwienstwie do wielu swoich kolegow z uczelni potrafl dostrzec calkiem spory obszar swiata poza wlasnym nosem. Slowo "Harvard" nie padalo z jego ust przy kazdym zdaniu. James nam go przedstawil, chlopak dostal od Eriki kawy i szybko wsiakl w towarzystwo.Trish naturalnie zadawala mu wiele pytan i wydawala sie odrobine zasmucona, slyszac nazwiska niektorych sposrod jego profesorow. Chyba w kazdej dziedzinie istnieja niepodwazalne autorytety, naukowe slawy, a na Harvardzie zgromadzilo sie ich zdecydowanie wiecej niz gdzie indziej. -James wspominal, ze wasz dom zdobyl sobie nie lada reputacje wsrod studentow -powiedzial Andrew. - Podobno wszyscy chca tu mieszkac. 193 -Wszyscy poza imprezowiczami - uscislil Charlie. - Owszem, robia maslane oczy do naszych pan, ale odstrasza ich prohibicja. Rozrywkowi chlopcy lubia sobie wypic.-Mielismy szczescie - stwierdzila Erika. - Dobrze sie dobralismy. Kazde z nas studiuje co innego, rozmowy przy kolacji zawsze sa ciekawe, szczegolnie na temat pracy Sylvii. -Dlaczego? - zainteresowal sie Andrew. -Sylvia pisze o przypadku Twinkie - wzial sie do wyjasniania Charlie. - Mark przedstawil nam prawdziwa wariatke. Bywa denerwujaca, ale w ogole jest fajna. -O, bylbym zapomnial. - James strzelil palcami. - Sylvio, zdaje sie, ze Andrew zna odpowiedz na jedna z zagadek. Wie, dlaczego Renata po ataku koszmarow zawsze mowi o wilkach. -Czy ta Twinkie to dziewczyna, ktorej siostre zamordowano pare lat temu w Fo-rest Park? - zapytal Andrew. -Tak, to ona. Mark zna jej rodzine, my poznalismy ja sama w semestrze jesiennym. No, mow. -Niewiele jest do powiedzenia - stwierdzil Andrew. - Nasz dom stoi niedaleko Forest Park. Wszyscy doskonale pamietamy noc morderstwa. Jeden z sasiadow ma psiarnie, eksperymentowal wtedy z tworzeniem nowych ras. Chcial skrzyzowac alaskan husky i dzikiego wilka. Nie osiagnal jakichs spektakularnych wynikow, bo ciagle otrzymywal wilki, a to nie sa slodkie domowe psiaczki. W kazdym razie tej nocy, kiedy w parku zamordowano dziewczyne, wilki jakby dostaly szalu. Wyly przez cala noc, a nawet jeszcze po wschodzie slonca. -W gazetach nic o tym nie bylo - stwierdzilem zdziwiony. Andrew wzruszyl ramionami. -My powiedzielismy policji wszystko. -Wiec dlatego Renata ciagle majaczy o wilczym skowycie! - wykrzyknela Sylvia. -Teraz juz rozumiem! Mark, mielismy racje. Renata wraca w koszmarach do nocy morderstwa. Musze to powiedziec doktorowi Fallonowi. Ja jednak, musze przyznac, mialem pewne watpliwosci. Jezeli wilczy skowyt przerazal Twink, to dlaczego potrafla godzinami sluchac tej nieoznakowanej tasmy, na ktorej jakas kobieta spiewala z wilkami? Jezeli wilczy skowyt byl czescia koszmaru, nie powinna tak sie wsluchiwac w ten dziwaczny utwor... Nadal nie wszystko do siebie pasowalo. Poniewaz Sylvia zapalila sie do nowej teorii, nie afszowalem sie ze swoimi watpliwosciami. Tak czy inaczej jedno wiedzialem z absolutna pewnoscia: prosba, grozba czy sposobem musialem zdobyc kopie tej tasmy. 194 - Wyklady zaczynaly sie piatego stycznia, w poniedzialek. A ja w semestrze zimowym nie prowadzilem zadnej grupy. Czysta radosc.Seminarium z Hemingwaya zajmowalo mi dwie godziny z samego rana, zaraz potem lecialem na Faulknera. Pozwole sobie na maly wtret na temat stylu. Hemingway potrafl pisac zdania w zasadzie jednowyrazowe, tymczasem Faulkner spacerkiem dazyl do celu tak okrezna droga, ze nie sposob u niego upolowac podmiotu. Trafl mi sie w tym semestrze rozklad zajec jak marzenie kazdego studenta. Oba wyklady mialem rano, wiec popoludnia zostawaly do mojej dyspozycji. Bylo mi tak dobrze, ze az czulem sie winny... ale tylko troche. Czegos mi jednak brakowalo. Jakis czas nie moglem rozszyfrowac tego uczucia, ale wreszcie olsnilo mnie, ze przestalem widywac Twink na zajeciach przez cztery dni w tygodniu. Co prawda nafaszerowalem Sylvie i Jamesa dobrymi radami na jej temat, ale przeciez w koncu to jednak ja bylem za nia odpowiedzialny. Co innego, kiedy bywala u mnie na wykladach - zawsze moglem ja miec na oku. A teraz stracilem te okazje i musialem polegac na sprawozdaniach z drugiej reki albo spedzac wiekszosc cennego wolnego czasu u Mary. Zrobilo mi sie odrobine mniej radosnie. Sylvia miala wyklady w poniedzialki, srody i piatki, a James tylko we wtorki i czwartki, chociaz musial wlozyc wybranym studentom do glow ladne pare setek lat f-lozofi. Kurs Sylvii byl ogolnodostepny, tak jak moj, totez i ona dostala na wstepie pelen przekroj studenckiej braci, lacznie z durniami i kretynami. James, szczesliwiec, prowadzil kurs, na ktory dostali sie tylko studenci z wysoka srednia ocen, wiec nie trzeba ich bylo wyrzucac na sile. -Jak tam Twinkie, wszystko z nia w porzadku? - spytalem Sylvie przy kolacji tego wieczoru. -Byla troche zamknieta w sobie, ale widzialam ja krotko. Pierwszego dnia tylko zbieram karty wpisu i zadaje cos do przeczytania. Nikt jeszcze nie potraf sie skupic, wiec szkoda czasu na prawdziwy wyklad. -To sie nazywa tumiwisizm, tak? - spytal Charlie, niewinnie usmiechniety. -Nic podobnego! - zdenerwowala sie Sylvia. -Charlie, uwazaj - przestrzegl James. - Sylvia bywa wybuchowa. -Wiesz co, stary, sam to zauwazylem. -Zauwazylbym, gdybys zauwazyl - zauwazyl James. 195 - Po kolacji wybralismy sie we trzech Pod Zielona Latarnie, sprawdzic, czy Bob ma do powiedzenia cos nowego i ekscytujacego na temat Rzeznika z Seattle.-Co tam slychac dobrego? - spytal brata Charlie, gdy juz wycofalismy sie w zaciszny kat i usiedlismy przy stoliku. -Nie ma dobrych wiesci, braciszku - odparl Bob z kwasna mina. - Chcesz uslyszec zle? -Wiekszosc juz znam - stwierdzil Charlie. - Zblizacie sie do pojmania naszego nozownika? -Ani o krok - przyznal Bob. - Pamietacie tego marynarza, ktory zostal pociety tuz przed Bozym Narodzeniem? -Tego Murzyna? - upewnil sie James. -No wlasnie. Powiedzialem wam, ze w naszym wydziale wszyscy chodzili wkurzeni, bo marynarka nie wydala nam ciala w celu przeprowadzenia autopsji. Zgadza sie? -Zgadza - przytaknal James. - Powiedziales, ze lekarze z marynarki maja zamiar zabrac sie do tego sami, a wyniki przekazac policji. -I tak sie wlasnie stalo. Trzeba przyznac, ze nasi patolodzy wygladaja teraz nie najlepiej - stwierdzil Bob szczerze. - Byli pewni, ze madrale z marynarki nie maja pojecia o przeprowadzaniu autopsji, a jest calkiem odwrotnie. Wojskowi okazali sie prawdziwymi zawodowcami. Przeprowadzili testy, ktore by naszym nawet do glowy nie przyszly, no i odkryli cos, co nasi kompletnie przegapili. -Powaznie? - zdziwil sie Charlie. - A co takiego? -Wiecie, co to kurara? -Trucizna - podrzucil Charlie. -W zasadzie tak. To wyciag z pewnej rosliny, uzywany przez niektore plemiona Indian z amazonskiej dzungli do zatruwania strzal. Przedostajac sie do krwi, paralizuje zwierze - albo czlowieka. W krwi marynarza znajdowala sie potezna dawka kurary. -A, to dlatego nikt nic nie slyszal, gdy Rzeznik kroil swoje ofary zywcem na kawalki - powiedzial Charlie. -No wlasnie. A kiedy juz znalezli we krwi marynarza kurare, to zbadali go centymetr po centymetrze pod mikroskopem. Zgadnijcie, gdzie byl slad po igle. -Pewnie w krtani? - spytal Charlie zduszonym glosem. -Zgadles, braciszku - oznajmil Bob. - Wyglada na to, ze Rzeznik biega ze strzykawka do zastrzykow podskornych napelniona kurara i kiedy upatrzy sobie faceta, wbija mu igle w szyje. Stad brak jakichkolwiek odglosow zbrodni. Kurara paralizuje struny glosowe oraz pluca, wiec napadniety nawet nie pisnie, chociaz jest krojony na kawalki. No i oczywiscie w ciagu kilku sekund traci zdolnosc ruchu, wiec nie moze uciec ani nawet podniesc reki. 196 -Skad sie bierze kurare? - spytalem. - To chyba dosc egzotyczny specyfk?-Od patologow dowiedzielismy sie, ze jest dostepny w kazdej przyzwoicie zaopatrzonej aptece. Uzywa sie go do czasowego porazenia miesni oddechowych, najczesciej w przypadku ataku padaczki, ale przypuszczam, ze takze w innych chorobach powodujacych konwulsje. -Moze wobec tego Rzeznik jest lekarzem? Albo pielegniarzem czy aptekarzem? - zastanowil sie James. -Niekoniecznie - stwierdzil Bob. - Owszem, zapewne jest to osoba zna jaca dzialanie kurary, ale moze to byc na przyklad ktos, kto mial w rodzinie epilepty ka. Wlasciwosci kurary nie sa zadna tajemnica. Zreszta kiedy juz dowiedzielismy sie, ze Rzeznik uzywa kurary, ktorys z chlopakow przepytal komputer na te okolicznosc i okazalo sie, ze w pazdzierniku zeszlego roku skradziono ja z apteki w Queen Anne. Wlamanie bylo niezwykle, bo zlodziej nie tknal opiatow ani zadnych innych poprawia- czy nastroju, zwinal tylko kurare. -Mieliscie wielkie szczescie, ze lekarze z marynarki przeprowadzili autopsje. -Nie przesadzajmy - zaprotestowal Bob slabo. - Nasi patolodzy sprawdzaja dziesiatki cial. Czasami zdarza im sie spieszyc, to wszystko. Przeciez nie beda szukali trucizny w ciele faceta, ktory zostal wypatroszony jak ryba. Przyczyna smierci byla widoczna na pierwszy rzut oka, wiec skoncentrowali sie na oznaczeniu dokladnego czasu zgonu. A tamtych z marynarki nic nie gonilo, mogli sie zajac szczegolami. Zrobili nawet pare egzotycznych posuniec. Na przyklad wymierzyli kazde ciecie i zadrapanie na ciele tego marynarza. Doszli do zadziwiajacej konkluzji. -Jakiej? - zainteresowal sie Charlie. -Ich zdaniem Rzeznik korzysta z narzedzia domowej roboty. Jego noz ma zakrzywione ostrze dlugosci najwyzej siedmiu centymetrow. Podobno morderca najpierw wbija w ofare czubek noza, potem ciagnie przez cialo: ramiona, gardlo, brzuch... Napadniety, sparalizowany kurara, nie moze sie w tym czasie ruszyc ani wydac z siebie zadnego dzwieku, wiec Rzeznik kroi, jak dlugo zechce. Jesli sie troszke postara, zabawa moze trwac nawet godzine. -Ble! - skrzywil sie Charlie. -Co racja, to racja - zgodzil sie Bob. - Musimy zlapac tego swira. Jakas strzelanina czy zwykle zadzganie nozem to jedno, ale Rzeznikowi najwyrazniej nie wystarcza sam fakt, ze pozbawia ofare zycia. On chce zadawac jak najwiecej bolu. Mam przeczucie, ze gdyby tylko mogl, utrzymywalby krojonego faceta przy zyciu nawet tydzien, odcinajac od czasu do czasu to, tamto czy owo. Najgorsze, ze taki siekany nie moze sie ani ruszyc, ani nawet krzyczec. 197 - Przez pierwszy tydzien semestru zimowego panowalo lekkie zamieszanie. Zawsze chwile trwa, nim sie wszystko ulozy. W czwartek rano czytalem "Wiosenne potoki" Hemingwaya. Swietnie sie bawilem dzieki tej skandalicznej parodii nudnego i przyciez-kiego pisarstwa niegdys slawnego Sherwooda Andersena. Jesli mozna Hemingwayowi wierzyc, machnal ten kawalek w dziesiec dni, a przeciez stworzyl jedno z wiekszych oszustw literackich dwudziestego wieku. Dostal od Scribnera bardzo interesujaca propozycje dotyczaca debiutanckiej powiesci "Slonce tez wschodzi", ale wczesniej zdazyl podpisac kontrakt z Boni and Liveright, gdzie publikowal takze Anderson. Poniewaz Anderson byl numerem jeden w Boni and Liveright, wiec kiedy Hemingway stworzyl kpine pod tytulem "Wiosenne potoki", wydawnictwo nie chcialo miec z nim do czynienia. Dzieki temu pozbyl sie niewolniczej umowy i natychmiast podpisal porozumienie ze Scribnerem - za duzo wieksze pieniadze. Spryciarz.Mniej wiecej o dziewiatej z dolu zawolala mnie Erika. -Mark, telefon do ciebie! -Juz ide! - Ruszylem pedem po schodach. Dzwonila Mary. -Ren znowu ma klopoty - powiedziala. -Cholera! Przeciez mialo jej to mijac! -Jakos nie mija. Gdy wrocilam z pracy, juz zaczynalo byc zle. Nagralam jakies pietnascie minut, a potem dalam jej pigulke. -Powiedziala cos innego niz zwykle? -Nie. Moim zdaniem bedzie w kolko przechodzila przez to samo, dopoki ktos nie zrozumie, o co chodzi. I przypuszczam, ze nie mamy duzo czasu, bo ona tego dlugo nie wytrzyma. Ktoregos dnia po prostu nie wroci z takiego odskoku. Wtedy wyladuje u doktora Fallona i nie przypuszczam, zeby jeszcze kiedykolwiek miala okazje pomyslec o studiach. -Pewnie masz racje. Powinnismy wziac zady w troki i sprawdzic, czy Fallon albo Sylvia potrafa chodzic na wyzszym biegu. Zdaje sie, ze czas nam sie kurczy. -Sprobuj znalezc Sylvie. I przegraj te tasme, zanim ja zgubie. -Juz sie biore do roboty - obiecalem. Rozdzial 17Sylvia byla tego dnia na terenie uniwersytetu, a ze szukanie jej mogloby mi zajac caly dzien, skorzystalem z innego wyjscia. Mialem stary dwukasetowy magnetofon, ktory poslalem na emeryture w chwili, kiedy zaopatrzylem sie w lepszy sprzet audio. Znalazlem go teraz na dnie szafy, wetknalem w kieszen kilka czystych tasm i zszedlem na dol. -Co sie dzieje? - spytala Erika. -Twinkie znowu odjechala - powiedzialem. - Mary nagrala wieksza czesc sceny, wiec jade zrobic kopie. Sylvia bedzie chciala miec jedna, Fallon tez, na pewno. -Ma te ataki coraz czesciej, prawda? -Tak, rzeczywiscie. Mary twierdzi, ze jesli szybko czegos nie wymyslimy, Twink wroci do zakladu zamknietego juz na dobre. -Cholera! - wyrwalo sie jej. -Jak najbardziej - nie mialem zamiaru protestowac. - Mary na mnie czekala.-Gdzie Sylvia? - spytala od wejscia. -Gdzies na uczelni - odpowiedzialem. - Nie mam najmniejszego zamiaru jej szukac. Jak wroci do domu, dostanie przegrana tasme. -Dobry pomysl - przyznala Mary. - Idz do kuchni. Zmiescisz sie razem z ta szafa grajaca, a nie narobisz mi balaganu w salonie. -Nie ma sprawy. Zrobilem kilka kopii tasmy nagranej przez Mary i wlasnie mialem pakowac caly majdan, kiedy przyszedl mi do glowy pewien pomysl. -Mary, czy Twink puszczala ci kiedys swoja ulubiona tasme? -Te, gdzie jakas kobieta spiewa ze stadem wilkow? -No wlasnie. Czesto jej slucha? 199 -Na tyle czesto, ze mam serdecznie dosyc. A dlaczego pytasz?-Wiesz doskonale, ze Twink, kiedy odlatuje, skarzy sie na wilczy skowyt. Nie dziwi cie, ze w "normalne" dni slucha tej tasmy? -Rzeczywiscie, masz racje, to dziwne. -Skoro ciagle tego slucha, pewnie tasma jest w magnetofonie. Moglabys zakrasc sie tam po cichu, zeby Twinkie nie obudzic? Chcialbym te tasme tez przegrac. Moze Sylvia albo doktor Fallon domysla sie dzieki temu nagraniu, co sie dzieje z Twink? -Nie musze sie zakradac. Nie obudziloby jej teraz nawet trzesienie ziemi. Zaraz ci przyniose te kasete. -Dzieki. Mam przeczucie, ze moze sie okazac bardzo wazna. -No to skopiuj ja kilka razy. - Okolo trzeciej po poludniu Sylvia wrocila do domu i przeczytala wiadomosc, ktora przyczepilem jej na drzwiach tasma klejaca.-Hej, tam na gorze! - zawolala, stojac u podnoza schodow. Wystawilem glowe na korytarz. -Moglabys przyjsc na gore? Twink znowu miala zly dzien, Mary nagrala wiekszosc tego, co sie dzialo, a ja skopiowalem te tasme. -Bylo tym razem cos nowego? - spytala, wchodzac na pietro. -Mary nic takiego nie wylapala. Ja tez wlasciwie mam wrazenie, jakbym sluchal nagrania z listopada. -Daj posluchac - polecila mi Sylvia. Zaczelo sie od jekow na temat wilczego skowytu. Skoro juz Andrew Perry wyjasnil nam sprawe wilkow w poblizu Forest Park, sprawa wydawala sie znacznie bardziej zrozumiala. Potem nastapil fragment o tym, ze Twink jest cala umazana krwia. Pewnie odnosil sie do czegos, co nie znalazlo sie w policyjnych raportach ani artykulach prasowych. Moze kiedy znalazla zamordowana siostre, objela ja, a wtedy na pewno byla cala we krwi. Jednego nadal nie rozumialem - tego urywku o zimnej wodzie. Regina zostala zamordowana pod koniec maja, a wtedy bylo cieplo. -Glos jest zupelnie inny - zauwazyla Sylvia. - Zwrociles na to uwage? -Nie zauwazylem zadnej zmiany. -Pewnie dlatego ze nie sluchales listopadowej tasmy tyle razy co ja. Jest wyrazna roznica. Tutaj Renata mowi glosem bardziej spietym i pelnym przerazenia. Pusc jesz cze raz. Przewinalem tasme, wcisnalem odtwarzanie. Dluga chwile sluchalem z natezona uwaga. 200 -Moze i masz racje - ocenilem, zatrzymujac tasme. - Chyba poprzednio bardziej sluchalem, co mowi, a nie w jaki sposob. Rzeczywiscie wydaje sie bardziej podekscytowana.-Pusc dalej. -Dalej jest juz tylko jezyk blizniaczek. -Niewazne. Chce posluchac tonu, nie slow. Silne emocje w glosie Twink daly sie slyszec takze w drugiej czesci nagrania. Powiedzialbym nawet, ze byly wyrazniejsze. -Wyglada na to, ze Twink sie rozsypuje - stwierdzilem ponuro, kiedy juz od sluchalismy cale nagranie. - A, mam dla ciebie cos jeszcze. Przegralem te tasme, kto rej Twink slucha bez przerwy. - Wlozylem kasete do magnetofonu. - Wez sie w garsc -ostrzeglem. - Mocna rzecz. Wcisnalem klawisz. Kobiecy glos zlaczyl sie w unisono z wilczym skowytem. Sylvia miala coraz wieksze oczy. Wreszcie nagranie dobieglo konca. -Dobry Boze! Co to wlasciwie jest? -Nie mam bladego pojecia - przyznalem. - Kaseta nie jest opisana, licho wie, mogla to nagrac Regina. Pierwszy raz uslyszalem to jesienia, zaraz po tym jak Twink przeprowadzila sie do Mary. Zadzwonilem do niej ktoregos wieczoru i uslyszalem to nagranie w tle. Twink miala jakis rozmarzony glos i powiedziala, zebym jej nie przeszkadzal sluchac, jak wilki dla niej spiewaja. No i odlozyla sluchawke. Wlasciwie zapomnialem o tej scenie, przypomniala mi sie, dopiero kiedy Twink zaczela majaczyc o wilczym skowycie. Czy to nie dziwne, ze kiedy jest normalna, slucha tego na okraglo, a jak zeswiruje, jeczy, ze slyszy wilki? -Spytam o zdanie doktora Fallona - postanowila Sylvia. - Dla mnie to za trudne. Ale zgadzam sie z toba. Ta tasma prawdopodobnie jest bardzo wazna. -Ciesze sie, ze ci sie podobala. -Tego nie powiedzialam. Moze sie okazac wazna, ale mnie przeraza. - W piatek rano, zaraz po wykladzie, Sylvia zabrala Twink do kliniki Lake Stevens. Robila dobra mine do zlej gry, ale byla wyraznie zmartwiona.Ja po seminariach wrocilem na stancje, bo zoladek przypomnial mi o lunchu. W kuchni siedzial Charlie przed odbiornikiem telewizyjnym. -Co nowego? - spytalem. 201 -Znalezli nastepnego sztywniaka - odparl. - Gdzies w okolicy Auburn. Lezal juz jakis czas, w kazdym razie na tyle dlugo, ze koroner nie potraf dokladnie okreslic daty zgonu. Cala czereda z telewizji nie posiada sie z wrazenia, ale gliniarze chyba niewiele skorzystaja z tego trupa. Mocno przeterminowany.-Wiedza juz, jak sie nazywal? -Pracuja nad tym. Albo postanowili nie puszczac pary z geby. Bob pewnie cos wie, ale w koncu co za roznica, Auburn jest dosc daleko stad. Wieczorem sprawdzimy, co ma do powiedzenia moj wielki brat. Zrobilem sobie pare kanapek, a Charlie w tym czasie przypinal kasliwe komentarze roznym dziennikarzom telewizyjnym, ktorzy probowali wjechac na historii Rzeznika do panteonu slawy. Jak sie tak czlowiek przyjrzy, piranie z telewizorni to jednak zalosna zgraja. Wieczna i desperacka potrzeba przykuwania uwagi publicznosci prowadzi ich najkrotsza droga do absurdu, a ich pobozne stwierdzenia w stylu "opinia publiczna ma prawo sie dowiedziec" sa zywym przykladem na przeoczenie jednego istotnego faktu, tego mianowicie, ze opinia publiczna moze juz miec powyzej uszu calego tematu. W kazdym razie mnie juz zaczynalo sie zbierac na mdlosci. - Po kolacji powedrowalismy we trzech Pod Zielona Latarnie, by zasiegnac jezyka u Boba Westa. Przypuszczam, ze gdyby ktos chcial sie temu przyjrzec blizej, doszedlby do wniosku, ze jestesmy rownie glupi jak cala reszta pustoglowych milosnikow sensacji, glodnym wzrokiem pozerajacych ekran telewizyjny w oczekiwaniu na najmniejsza wzmianke na upragniony temat.Bob wydawal sie lekko spiety. -Co cie ugryzlo, braciszku? - zainteresowal sie Charlie. -Za duzo klapie dziobem - przyznal szczerze Bob. - Informacje o kurarze musicie zachowac wylacznie dla siebie, panowie. Nie chcemy przeciekow. Okazuje sie, ze jest to jedyna solidna podstawa do dalszego dochodzenia, a jesli wiesc sie rozejdzie, facet moze zmienic zwyczaje. Albo wyemigrowac do Chicago. -Rozumiem, ze u tego sztywnego z Auburn tez znalezliscie kurare? - spytal James. -Jasne. Cialo nie bylo w najlepszym stanie, ale koroner i tak wykryl slady tej trucizny. Najwyrazniej morderca korzystal z niej od poczatku, od Munoza, tego zabitego we wrzesniu. Nie mamy jeszcze dowodow, ale domyslamy sie, ze facet nie jest z gatunku dwumetrowych bykow wazacych sto kilo. Uzywa kurary, a nie sily, trucizna obezwladnia ofare, ktora usiluje z nim walczyc. -Znacie juz nazwisko ofary z Auburn? - zapytalem. 202 -Larson. Samuel Larson. Kolejny niebieski ptaszek, jak wiekszosc ofar Rzeznika. Aresztowany najczesciej za kradzieze sklepowe i posiadanie sprzetu do zazywania narkotykow. Jakis czas temu w Tacoma byl podejrzany o gwalt, ale wtedy jeszcze ludzie nie zdawali sobie sprawy, ze w kwestiach identyfkacji osob DNA jest znacznie lepszym dowodem niz odciski palcow. Ofara przed zgloszeniem gwaltu wziela dluga i goraca kapiel, a potem nie potrafla z cala pewnoscia zidentyfkowac Larsona, wiec gliniarze nie mieli wystarczajacych dowodow, zeby wniesc sprawe do sadu.-W zyciorysach ofar Rzeznika czesto sie przewija gwalt albo usilowanie gwaltu, prawda? - zauwazyl James. -I w sumie nic w tym dziwnego - stwierdzil Bob. - Mamy do czynienia ze spe-cyfczna subkultura. Dziewczeta, ktore sie zadaja z takimi opryszkami, najczesciej nie naleza do osob o wysokim ilorazie inteligencji, w dodatku linia oddzielajaca w tym srodowisku gwalt od aktu seksualnego jest bardzo cienka. Jesli dziewczyna nie wrzeszczy wnieboglosy ani nie wyciaga noza, chlopak, ktory zreszta jest zwykle pijany albo na-cpany, bedzie przekonany, ze po prostu ma skromna partnerke. Oni nie czekaja na formalne zezwolenie. W zasadzie kazdy z tych zlodziejaszkow ma na koncie przynajmniej jedno oskarzenie o gwalt. - Spojrzal na zegarek. - Musze uciekac - stwierdzil. - Pamietajcie, co wam powiedzialem. Informacje o kurarze zatrzymajcie dla siebie. To nasz jedyny atut, wiec nie zawalcie sprawy. - Weekend spedzilem z Hemingwayem. Pisarze okresu miedzywojennego miewali dziwaczne nawyki, jesli chodzi o prace. Na przyklad F. Scott Fitzgerald podobno napisal raz opowiadanie, siedzac na torach wyscigow konnych. A ojczulek Hemingway, mieszkajac w Paryzu w latach dwudziestych, chadzal do niewielkiego bistra mieszczacego sie przy waskiej brukowanej ulicy i kazdego ranka o szostej rano siadal na metalowym krzesle przy stoliczku nakrytym obrusem w kratke. Pisal dopoty, dopoki dobrze mu szlo, a przerywal jedynie wowczas, gdy wiedzial, co sie dalej wydarzy w jego opowiesci. Stworzyl tam kilka klasycznych pozycji literatury dwudziestowiecznej, korzystajac z kieszonkowego notesu i ogryzka olowka, ktory ostrzyl najprawdopodobniej nozem. To tyle w kwestii komentarza do stwierdzenia, ze nie sposob napisac dobrej powiesci bez komputera.Ciagle jeszcze bylem troche przybity calym semestrem w towarzystwie Miltona i musialem odrobine zwiekszyc obroty, zeby sie dostroic do Hemingwaya. Ludzie z epoki pierwszej wojny swiatowej mieli ponure zycie. Koszmary, z jakimi sie spotkali na froncie, przekraczaja granice wyobrazni. Musieli sie zdrowo wziac w garsc, zeby nie zwariowac. Zazwyczaj opisywali rzeczywistosc z obiektywnoscia klinicysty. Nie do- 203 ceniali emocji. Czytajac Hemingwaya, nie sposob pozostac obojetnym. Trzeba razem z nim przezyc wszystko. Moim zdaniem lata szescdziesiate powaznie zaszkodzily literaturze amerykanskiej. To cale "wywnetrzanie sie" nie dalo dobrych rezultatow. - Poniewaz w semestrze zimowym nie uczylem i nie moglem miec Twinkie na oku, jak to sie dzialo w semestrze jesiennym, musialem miec nadzieje, ze James i Sylvia mnie odpowiednio wyrecza. Nadal byla "w rodzinie", jesli mozna to tak okreslic, ale mimo wszystko o krok dalej ode mnie niz poprzednio, wiec troche sie denerwowalem. I Sylvie, i Jamesa darzyla zaufaniem, bez dwoch zdan, ale sila rzeczy gorzej niz ja znali Twinkie. Moglbym dostrzec drobiazgi, na ktore oni nie zwroca uwagi, Twink pewnie powiedzialaby mi o sprawach, o ktorych im nawet nie wspomni.-Bez przerwy zadaje mi pytania, na ktore nie umiem odpowiedziec - powiedzial nam James przy wtorkowej kolacji. - Wciaz klocimy sie na temat systemu karnego, dyskutujemy, czy rzeczywiscie spelnia swoj cel. -Ciekawe - odezwala sie Trish. -Renata twierdzi, ze okreslona liczba lat w wiezieniu nie jest w najmniejszym stopniu srodkiem zapobiegawczym, jesli przestepca czuje, ze sumienie nakazuje mu popelnic przestepstwo. Czasami mam wrazenie, jakbym sluchal jakiegos mafosa: "Jezeli Luciano przylozyl mojemu kumplowi, mam moralny obowiazek odstrzelic mu leb". W tym momencie przestajemy rozmawiac o regulach prawa i wchodzimy na teren moralnego usprawiedliwienia. -To smieszne! - wykrzyknela Trish. -Moze i smieszne, ale prowadzi do kilku interesujacych pytan, prawda? -Jezeli uwazasz, ze trudno ci sobie radzic z ta dziewczyna, powinienes posluchac, jak na moich zajeciach mowi o psychozach - stwierdzila Sylvia. - Potraf wrecz palnac wyklad. Utrzymuje, ze psychoza jest postrzegana jako taka jedynie przez swiat zewnetrzny. My uwazamy takiego czlowieka za chorego, natomiast on wie, ze jest zupelnie normalny. -Witajcie we wspanialym swiecie Twinkie - rzeklem. - Teraz juz wiecie, ile rozrywki mialem w zeszlym semestrze. - We wtorek do zbrodni popelnionych przez Rzeznika przyznala sie nastepna osoba. Tym razem jednak dziennikarze zadali sobie trud sprawdzenia faceta, zanim pognali do studio, by stanac przed kamera. Okazal sie kolejnym swirem, ktory przyznalby sie 204 dokladnie do wszystkiego. Jeden z reporterow, wyjatkowo istota myslaca w tym gronie, poczynil ciekawa obserwacje. Mianowicie najnowszy uzurpator cierpial na specyfczna odmiane hipochondrii. Zamiast odkrywac u siebie wszystkie znane choroby, wykonywal wariackie telefony, przyznajac sie do zbrodni, ktorych w zaden sposob nie mogl popelnic. Hipochondryk pragnie zwrocic na siebie uwage lekarza, natomiast facet, ktory bierze na siebie cudze zbrodnie, chce przyciagnac zainteresowanie gliniarzy i mediow. Prawdziwy czubek moze posunac sie nawet do tego, ze zabije kogos slawnego wylacznie po to, zeby jego nazwisko ukazalo sie w gazetach. Innymi slowy: "Patrzcie na mnie! To ja!", posuniete do ostatecznosci.W tym konkretnym wypadku wariat dostal w zamian za przedstawienie dwa tygodnie obserwacji na oddziale psychiatrycznym szpitala miejskiego. Sylvia przyniosla nam wiesci, ze powinien wlasciwie na stale wyladowac w zakladzie zamknietym, ale poniewaz nie stanowil rzeczywistego zagrozenia, pewnie wkrotce bedzie wolny jak ptak. - W czwartek wstalem bardzo wczesnie. Przez godzinke czytalem "Wscieklosc i wrzask" Faulknera, a potem zszedlem na dol, majac nadzieje, ze kawa Eriki rozjasni mi w glowie.Tymczasem Erika i Charlie siedzieli w kuchni przyklejeni do telewizora. -Rzeznik wrocil do korzeni - obwiescil Charlie. - Dzis w nocy zadzgal faceta w Montlake Park, to nie dalej niz piec kilometrow stad. -Fatalnie - skrzywilem sie. - Zaczynam go miec powyzej uszu. - Udalo mi sie dotrzec do ekspresu, zanim Erika mi przeszkodzila. Obrzucila mnie ciezkim spojrzeniem. - Nie denerwuj sie - poprosilem. - Zobacz, naprawde potrafe sobie nalac kawy. - Napelnilem kubek. - Zauwaz, nawet nie rozlalem na podloge. -Madrala sie znalazl. -Nie gniewaj sie. - Usiadlem. - Gdzie wlasciwie jest Montlake Park? - zapytalem Charliego. -Naturalnie w okregu Montlake. Naprzeciwko kampusu, po drugiej stronie zatoki Portage. W zasadzie na naszym podworku. -Kolejny niebieski ptaszek? -Jak najbardziej. Uzalezniony od kokainy, w ciagu ostatnich kilku lat przymykany pare razy za rozne drobniejsze przestepstwa i wykroczenia. Ale za to nasz nozownik robi sie nieostrozny. Trzeba przyznac, ze gliny naprawde rzetelnie patroluja wszystkie parki w polnocnym Seattle, niewiele brakowalo, zeby ktorys przylapal chloptasia na goracym uczynku. 205 - Tego ranka najpierw poszedlem do biblioteki, a potem zajrzalem do biura profesora Conrada. Ot tak, dla podtrzymania kontaktu.-Jak tam panska zwariowana przyjaciolka? - spytal mnie profesor Conrad. -Trudno powiedziec, szefe - odpowiedzialem szczerze. - Chodzi w tym semestrze na psychologie i flozofe, nadal ma dosc powazne problemy, raczej niezwiazane z kursami. -Jesli nie skroci pan smyczy tej dziewczynie, zgarnie ja jakis inny wydzial - ostrzegl mnie z powaga. -Nic nie poradze, szefe. Moi wspollokatorzy tez ja lubia. Ale niech sie pan nie martwi. Juz ich sobie owinela wokol palca. Zadaje pytania, na ktore nie potrafa odpowiedziec. -To rozumiem - stwierdzil z wyrazna sympatia. - Wrocilem na stancje prawie w poludnie. Na moich drzwiach tkwila zolta samoprzylepna karteczka. "Musze z toba pogadac. James". Wstawilem neseser do swojego pokoju, poszedlem troche dalej korytarzem i zastukalem do Jamesa. Otworzyl niemal natychmiast.-Co sie stalo? -Renata dziwnie sie zachowywala w czasie zajec. -Co w tym nowego? -Nie, nie, tym razem zachowywala sie naprawde dziwnie. Kiedy zaczalem wyklad, miala wyjatkowo duzo do powiedzenia, chociaz sensu w tym nie bylo za grosz. A potem nagle urwala w srodku zdania, rozejrzala sie dookola, jakby w ogole nie wiedziala, gdzie sie znajduje. Po sekundzie chwycila swoje ksiazki i wypadla z sali wykladowej. -To cos zupelnie nowego. -Owszem - zgodzil sie. - Nigdy wczesniej nic podobnego jej sie nie zdarzylo. Lepiej sprawdz, co sie z nia dzieje. Mam nadzieje, ze to nic powaznego. -Dobra, zbieram sie. I tak wlasnie zrobilem. Pojechalem od razu do Mary, zapukalem do kuchennych drzwi, ale nikt mi nie otworzyl. Wobec czego obszedlem dom dookola i zajrzalem w okna pokoju Twink. Niestety, zaslony byly zaciagniete. -Do licha! - mruknalem pod nosem. W tej sytuacji nie mialem wyboru. Podszedlem do frontowych drzwi i zadzwonilem. Mary raczej nie bedzie uszczesliwiona, ale musialem przeciez znalezc Twink. 206 Zadzwonilem jeszcze raz. Po kilku minutach Mary otworzyla mi drzwi. Byla w szlafroku, zaspana przecierala oczy.-Przepraszam, nie chcialem cie obudzic - powiedzialem - ale musze znalezc Renate. -Poszla na uczelnie. Przeciez doskonale o tym wiesz. -Moze i poszla, a nawet doszla, ale nie zostala. James powiedzial, ze zachowywala sie bardzo dziwnie, a w koncu wyskoczyla z sali jak oparzona. Moglabys sprawdzic, czy wrocila do domu? -Wejdz. - Mary otworzyla szerzej drzwi. Podeszla do pokoju Twink i zastukala. Nie bylo zadnej odpowiedzi, wiec zajrzala do srodka. - Nie ma nikogo! - zawolala w moja strone. -Cholera jasna! - zaklalem serdecznie. - Do diabla, gdzie ona jest? Jesli James ma racje, mogla sie kompletnie rozsypac! -Ma jakies ulubione miejsce na terenie kampusu? -Moze klub korporacji studenckiej. Nie jest jeszcze czlonkinia, ale spedza z tymi dziewczetami sporo czasu. -Zadzwon tam, ja sie w tym czasie ubiore. -Musze znalezc numer. Masz ksiazke telefoniczna? I wlasnie wtedy otworzyly sie drzwi. -Mark, skad sie tu wziales? - zapytala Twink niebotycznie zdumiona. - Kto ci pozwolil budzic ciocie Mary? -Gdzies ty sie podziewala?!! - wrzasnalem. - James powiedzial, ze wylecialas z sali jak do pozaru. -Dajcie wy mi wreszcie swiety spokoj! - wsciekla sie Twink. - Nie moge nawet kichnac spokojnie! Zjadlam cos nieswiezego i mam klopoty z zoladkiem. Musialam bardzo szybko znalezc toalete. -A... - Czulem sie jak ostatni glupek. - James odebral to zupelnie inaczej. Powiedzial, ze mowilas cos dziwnego, a potem wyskoczylas jak oparzona. Wzniosla oczy do suftu. -Tematem byl Platon - odezwala sie do mnie takim tonem, jakby cos tlumaczyla niezbyt lotnemu dziecku. - Znasz go ze slyszenia, prawda? No wiec mialam pare swia tlych pomyslow na temat jego teorii i chcialam sie nimi podzielic z Jamesem, ale nagle sie okazalo, ze musze koniecznie isc do toalety. Mozliwe, ze nie mowilam zbyt sklad nie, ale natura wzywala mnie wielkim glosem! - Przerwala raptownie. - Wybacz. Powtorka z rozrywki. - Obrocila sie na piecie i pobiegla do lazienki. -Chyba rozwiazalismy problem - zauwazyla Mary cokolwiek rozbawionym tonem. -Zdaje sie, ze zrobilem z siebie idiote - przyznalem. - Chyba jestem przewraz liwiony. 207 -Zauwazylam - przytaknela z ziewnieciem.-Przepraszam, ze cie obudzilem. Wroce teraz do domu i na jakis czas schowam sie przed ludzmi. -Swietna mysl - uznala. - Mniej wiecej o wpol do drugiej znalazlem sie z powrotem na stancji. Wszyscy siedzieli w kuchni, ogladali telewizje.-Co sie stalo? - spytalem. -Lepiej usiadz, stary - poradzil mi Charlie. - W Seattle wlasnie doszlo do rewolucji. -Ktos mi to przetlumaczy? - rzucilem w strone pozostalych. -Jakies pol godziny temu w telewizji podali - przejela paleczke Trish - ze w Montlake Park policja znalazla na scenie zbrodni odcisk buta. Obok ciala byla ka luza, czesciowo bloto, czesciowo krew... Rzeznik wdepnal w to, a jeden z gliniarzy mial tyle rozumu, zeby zrobic gipsowy odcisk, zanim slad wysechl i rozpadl sie w proch. -Czy odcisk buta naprawde jest takim przelomowym sladem? -Ten jest - stwierdzila Erika z naciskiem. - Poniewaz wskazuje na to, ze nasza miejscowa slawa nosi takie fajne sportowe butki, ktore milym zbiegiem okolicznosci maja na podeszwie odlew z rozmiarem. -No i co z tego? - zniecierpliwilem sie. -No i to z tego - wlaczyla sie Trish - ze but ma numer osiem. -Tak? -I jest mniej wiecej o cztery centymetry krotszy niz meska osemka - dorzucil Charlie. - To jest slad damskiego buta. Czyli wyglada na to, ze Rzeznik z Seattle jest kobieta. -Zartujesz! -Gliny sa tego zupelnie pewne, a dziennikarze malo nie poszaleli. - Wyszczerzyl do mnie zeby w szerokim usmiechu. - A teraz uwazaj, bedzie najlepsze. Jakas reporterka z dramatycznym zacieciem juz wymyslila pseudonim w zastepstwie Rzeznika z Seattle. Jak ci sie podoba Kubusia Rozpruwaczka? Rozdzial 18Zaraz po kolacji James, Charlie i ja poszlismy Pod Zielona Latarnie. Wycieczke poprzedzila krotka, ale burzliwa klotnia z paniami. Stanowczo zamierzaly wybrac sie z nami. Charlie musial wysilic swoja elokwencje, by przekonac dziewczeta, ze jego brat z pewnoscia bedzie milczal jak glaz, jezeli przy dyskretnym stoliku pojawia sie z nami trzy obce osoby. Nie poszlo latwo i musielismy wysluchac paru niezadowolonych wykrzyknikow, ktore mozna by zaklasyfkowac pod wspolnym haslem "meskie szowinistyczne swinie". Bob West byl powaznie wkurzony. -Najchetniej odprowadzilbym Kataryne do szpitala weterynaryjnego, zeby go uspili - wyrzekal. - Jezeli ten baran nie nauczy sie trzymac geby na klodke", nigdy nie zlapiemy mordercy! -Mam rozumiec, ze to Kataryna spowodowal przeciek do prasy na temat odcisku buta w Montlake Park? - spytal Charlie. -Udowodnic mu nic nie moge - przyznal Bob. - Ale to dokladnie w jego stylu. Wystarczy, ze w odleglosci przecznicy od Kataryny pojawia sie dziennikarz, ten debil faki z siebie wypruje, byle miec o czym pogadac. -Wiecie, kogo tym razem zamordowano? - spytalem. -Nazywal sie Kowalski - odparl Bob. - Roger Kowalski. Byl po suft naszpryco-wany koka, ale kurare tez w nim znalezli. -Ladna mieszanka. Pewnie wyjatkowo skuteczna - zauwazyl Charlie. -O, jak najbardziej. Zwlaszcza jesli rownoczesnie jakas dama chetnie popracuje nozem, korzystajac z tego, ze czlowiek powedrowal schodami do nieba. -Skoro gliniarze byli tak blisko, jakim cudem morderczyni uciekla? - zapytalem. -O ile wiadomo, jeszcze zanim znalezli Kowalskiego, odplynela. -Odplynela?! W styczniu?! -Mark, ulotnienie sie z miejsca zbrodni jest jednak dosc istotna kwestia. -Czy ten odcisk stopy moze byc proba zamazania sladow? - zastanowil sie James. - Nie mozna wykluczyc, ze jakis niski mezczyzna wcisnal sie w damskie buty... 209 -Ta teoria nie przejdzie - oznajmil Bob. - Jest jeszcze pare drobiazgow, o ktorych Kataryna nie wiedzial, wiec nie mogl ich, na szczescie, zdradzic dziennikarzom. Rozmawialem z tymi dwoma mundurowymi z patrolu. Powiedzieli, ze morderca Kowalskiego podspiewywal sobie przy pracy! Na litosc boska!-Podspiewywal? Jak to? - zapytal James z niedowierzaniem. -Ano tak. Mnie w pierwszej chwili tez nie chcialo sie to pomiescic w glowie, ale obaj przysiegali na wlasne glowy, ze slyszeli spiew... albo moze raczej cos w rodzaju lamentu... Tak czy inaczej, z pewnoscia byl to zenski glos. Moi towarzysze prawdopodobnie odniesli wrazenie, ze sie zamyslilem. Rzeczywiscie, tak wlasnie bylo. Pare zapadek w moim mozgu traflo we wlasciwe miejsca, a od wnioskow zrobilo mi sie zimno. Wolalem sie nie odzywac. -Mark, co ci jest? - spytal Charlie, kiedy Bob zebral sie do domu. - Zachowujesz sie, jakbys gdzies wyemigrowal myslami. -Wybacz. Zamyslilem sie. -Jest nad czym myslec, to prawda - zgodzil sie Charlie. - Cos mi sie zdaje, ze ludzie mediow beda jakis czas bladzic po omacku. No, czas na nas, panowie. Nie wiem, co tam u was, ale na mnie czeka robota. -Zakladasz wobec tego, ze panie nie beda mialy ochoty przywiazac nas do krzesel natychmiast po tym, jak przekroczymy prog domu? - zapytal James. - Bracie, nie przypuszczam, zeby sie zadowolily krotkim streszczeniem tego, co wlasnie uslyszelismy od twojego brata. - James mial absolutna racje. Dziewczeta oczekiwaly sprawozdania z najdrobniejszymi szczegolami. Pozwolilem mowic glownie Jamesowi i Charliemu. Potrzebowalem czasu, zeby sie zastanowic nad kilkoma niepokojacymi mozliwosciami.Siedzielismy w kuchni i maglowalismy poszczegolne morderstwa prawie do polnocy. Bez dwoch zdan, musielismy sie przyzwyczaic do koncepcji, ze sprawca jest kobieta. Ku memu zaskoczeniu Sylyia nie doszla do wnioskow, ktore mnie tak mocno zaniepokoily. Nie bylo powiedziane, ze nie dojdzie do nich pozniej, ale jak na razie cieszylem sie, ze zyskalem troche czasu. W koncu poszlismy spac. Bylem pewien, ze nie bede spal dobrze. Odkrycie, ze Rzeznik z Seattle jest kobieta, postawilo mnie twarza w twarz z paroma nieprzyjemnymi domyslami. Wchodzilo w gre kilka przykrych pytan bez odpowiedzi, a najgorsze z nich brzmialo: Czy Renata jest morderczynia? Poniewaz wiekszosc, moze nawet wszystkie ofary mialy na koncie oskarzenia o przestepstwa seksualne, a Regine zamordowal gwalciciel, Bog mi swiadkiem, Renata miala motyw. A fakt, ze Mary pracowala na nocna zmiane, dawal jej mnostwo mozliwosci. 210 Nasze zalozenie, ze koszmary nawiedzajace Twinkie sa powrotem do nocy, gdy Regina zostala zgwalcona i zamordowana, trudno by pewnie nazwac pozbawionymi logiki, ale przeciez istnialo prawdopodobienstwo, ze byly czyms calkowicie odmiennym. Ze nie byly snem. Ze byly rzeczywistoscia. Ze Twink nie przezywala czegos, co zdarzylo sie wiosna dziewiecdziesiatego piatego, ale cos, co sie dzialo zaledwie kilka godzin wczesniej.Najbardziej niepokoila mnie uwaga rzucona przez Boba niemal od niechcenia. Morderczyni uciekla tylko dlatego, ze odplynela w ciemnosciach. Moze dla gliniarzy, ktorzy deptali jej po pietach, wygladalo to na rozpaczliwy pomysl umozliwiajacy ucieczke, ale moze bylo to, wbrew pozorom, stale zachowanie? Krojenie kogos zywcem nalezy zaliczyc raczej do brudnej roboty. Skoro jest pod reka jezioro, rzeka czy zatoka Puget, najlatwiej zanurzyc sie w wodzie i zmyc z siebie krew. A to by wyjasnialo majaki Twink na temat zimnej wody. Idac dalej tym tropem, nalezaloby przyjac, ze jej "zle dni" nastepowaly zawsze po nocy, w ktorej dokonano morderstwa. Jesli zdarzylo jej sie kilka atakow niepowiazanych z doniesieniami o fatalnych zdarzeniach, to zapewne oznaczalo, ze gliniarze nie odnalezli jeszcze wszystkich cial. Czyli kazdy "zly dzien" Twink by oznaczal, ze gdzies w luzno pojmowanym poblizu przybywal nowy trup. Tutaj jednak zabrnalem w slepa uliczke. Zeszlej nocy doszlo do morderstwa, a przeciez dzisiaj rano o Twink mozna bylo powiedziec rozne rzeczy, tylko nie to, ze odleciala. Przyszla na wyklad Jamesa jak normalny czlowiek i poza klopotami z zoladkiem nic jej nie dolegalo. Najwyrazniej czekalo mnie zmudne sprawdzanie faktow. Tak naprawde chcialem zdobyc niepodwazalny dowod, ze Twinkie nie popelnila zadnego z tych morderstw, a dowodzenie zaprzeczenia to blad metodologiczny. Byloby najlepiej, gdyby zdarzyla sie zbrodnia, ktorej Twink w zaden sposob nie mogla popelnic. Na przyklad w noc, kiedy Mary nie wychodzila do pracy. Albo moze wowczas, gdy Twink nie bylo w miescie. -O, do diabla! - wyrwalo mi sie, bo usluzna pamiec podsunela mi pewne fakty. Twink nie mogla byc Rzeznikiem. Nie miala samochodu. Do Woodinville byl spory kawalek drogi, a do Des Moines jeszcze dalej. Twink miala rower, ale miejsce zbrodni odlegle o piecdziesiat czy osiemdziesiat kilometrow dyskwalifkowalo ja jako morderczynie. Przeciez nie jechala na miejsce przestepstwa autobusem, na milosc boska! Innymi slowy, Twinkie byla niewinna. Wobec tego czemu wciaz mialem w zoladku lodowata gule? Wiedzialem, ze bedzie mnie to wszystko niepokoilo, dopoki nie porownam daty morderstw ze "zlymi dniami" Twinkie. Mialem ogromna nadzieje, ze nie beda do siebie w zaden sposob pasowaly. Pierwszy krok, zdobycie dat zbrodni, nie powinien nastreczac zadnych problemow. W uniwersyteckiej bibliotece znajdowaly sie wszystkie wydania "Seattle Times" prawie od poczatku dwudziestego wieku, wiec odszukanie odpowiednich doniesien bedzie latwe. 211 Natomiast oznaczenie "zlych dni" Twinkie moglo sie okazac nieco trudniejsze. Chyba ze Mary prowadzila pamietnik. Jesli nie, raczej nie pamieta dokladnych dat. Nieco lepszym zrodlem informacji mogla byc Sylvia. W koncu pisala prace na temat Twinkie. Moze nie objela badaniami czasu pierwszego morderstwa, ale mniej wiecej od poczatku listopada powinna miec zanotowane daty, kiedy zdarzyly sie napady koszmarow u osoby stanowiacej temat jej pracy.Moim nastepnym klopotem bylo wymyslenie, jak poprosic Sylvie o te daty, nie zdradzajac, po co mi sa potrzebne, i nie budzac jej podejrzen. To moglo sie okazac najtrudniejsze. - W piatek po seminarium udalo mi sie zlapac Sylvie, zanim wyszla, zeby zabrac Twink do kliniki.-Znajdziesz dla mnie chwilke, slonko? - zapytalem. -Jasne. A o co chodzi? -Mary troche mnie wystraszyla - sklamalem gladko. - Wspomniala, ze jej zdaniem Twinkie jest na prostej drodze do powrotu na stale do doktora Fallona. - To akurat byla prawda. - Mozliwe, ze mam zbyt bogata wyobraznie, ale zdaje sie, ze "zle dni" zdarzaja sie Twink coraz czesciej. Moze notowalas je na potrzeby swojej pracy? -Oczywiscie. Daty sa w takich wypadkach szczegolnie istotne. -Pewnie gdzies od poczatku listopada? -Nawet wczesniej, bo przeciez Renata spotyka sie co piatek z doktorem Fallonem. On zawsze szczegolowo ja wypytuje i jest doskonale zorientowany, kiedy zdarzaly jej sie fugi. Renata nie zdaje sobie sprawy, ze od czasu przeprowadzki do Seattle ma w zyciorysie calkiem pokazna liczbe szesciodniowych tygodni. Wiedzialam, ze doktor Fallon skrupulatnie odnotowuje te daty, wiec poprosilam go o informacje. Mozesz sobie te liste skserowac. - Wrocila do swojego pokoju i po chwili wyszla z kartka papieru w dloni. -Prosze - podala mi liste. - Tylko nie zgub. -Zaraz ci oddam. -Nie ma pospiechu. -Lepiej nie ryzykowac - zdecydowalem. - U mnie walaja sie tony papierow, wiec jedna kartka latwo moze zginac w czarnej dziurze, jesli tylko wypuszcze ja z rak. -Pognalem na gore, wlaczylem leciwa kserokopiarke i skopiowalem liste. Popedzilem na dol i wreczylem Sylvii oryginal. - Jestem ci winien przysluge - wydyszalem. -Nie przejmuj sie - odparla ze zlosliwym usmieszkiem. - Jesli tylko bede czegos od ciebie chciala, na pewno ci przypomne. Nie mialem zludzen. 212 -To taka wloska tradycja - wyjasnila. - Mamy zwyczaj kolekcjonowac dlugi wdziecznosci. - Spojrzala na zegarek. - Czas na mnie. Doktor Fallon ma swira na punkcie punktualnosci. - Wrzucilem uzyskana od Sylvii liste do nesesera i ruszylem do biblioteki, poganiany nadzieja, ze daty nie beda sie zgadzaly.Smierc Munoza, niekwestionowana sensacja, zajmowala pierwsza strone, glownie dlatego ze ofara byla znana jako dealer narkotykow. Podobienstwa laczace to morderstwo i dwa nastepne spowodowalo, ze one takze weszly na pierwsze kolumny. Wtedy jeszcze wszyscy dziennikarze podchwycili mysl Kataryny, ze zabojstwa sa wynikiem porachunkow miedzy gangami. Coz, trzeba przyznac, ze bylem Katarynie wdzieczny za obsesje na punkcie Geparda. Andrews i Garrison byli tak drobnymi plotkami, ze w normalnych warunkach zasluzyliby co najwyzej na jakis niepozorny akapit na stronie trzydziestej siodmej. Natomiast mozliwosc, ze istnieje jakies powiazanie miedzy smiercia Munoza a ich zejsciem z tego swiata, ustawila te ofary w swietle refektorow. Natomiast od chwili gdy media wymyslily przydomek "Rzeznik z Seattle", kazdy nieszczesnik, jaki dal sie zadzgac, automatycznie trafal miedzy wiadomosci z pierwszej strony, wiec wkrotce udalo mi sie odnalezc wszystkie daty i miejsca. Niemile przeczucie ogarnelo mnie juz na etapie przegladania grudniowych numerow. Mialem dwie listy dat, ktore idealnie do siebie pasowaly. Owszem, Twinkie miala trzy czy cztery "zle dni" niepoprzedzone zadnym odkrytym morderstwem, ale to akurat wcale mnie specjalnie nie pocieszalo. Z drugiej strony odkryto przeciez zwloki, ktore takze trafly na pierwsze strony gazet - jak te z Woodimdlle czy z Auburn i jeszcze pare innych - a dokladnej daty smierci nie udalo sie okreslic, wiec jednak nie moglem zamknac na to oczu. Chociaz bardzo mi sie ten pomysl nie podobal, jednak moja teoria niebezpiecznie dobrze pasowala do dowodow. Najwyrazniej istnial niezaprzeczalny zwiazek pomiedzy zbrodniami i psychotycznymi epizodami Twink. Wychodzac z biblioteki, uzywalem slow nienadajacych sie do druku. - Gazety zachlystywaly sie przydomkiem "Kubusia Rozpruwaczka". Wszystkie tytuly go natychmiast podchwycily. Analogie byly az nazbyt widoczne, a media uwielbiaja nazbyt widoczne analogie. Ludzie o kurzych mozdzkach, ktorzy z wywieszonym ozorem ganiaja za czymkolwiek, co przypominaloby sensacje i nadawaloby sie do pokazania na telewizyjnym ekranie, nie sa specjalnie bystrzy, wiec niewiele trzeba, zeby ich wyki- 213 wac. Dziennikarze prasowi sa nieco bystrzejsi, ale nie przesadzajmy z komplementami. Telewidzowie, sluchacze i czytelnicy byli do znudzenia faszerowani historia o powrocie Kuby Rozpruwacza. Proby porownywania londynskich tragedii majacych miejsce pod koniec dziewietnastego wieku z wydarzeniami konca dwudziestego wieku w Se-attle zdawaly sie cokolwiek chybione i przynajmniej czesciowo mialy zrodlo w wyraznej niecheci niektorych reporterek do rodzaju meskiego. Tak czy inaczej ofarami rzeczywiscie byli przestepcy seksualni, wiec co bardziej agresywne damy z mediow popychaly sensacje w strone zabojstwa w obronie wlasnej. Glowe bym dal, ze przed sadem nie brzmialoby to najlepiej, natomiast w srodkach masowego przekazu sprzedawalo sie doskonale.W innych okolicznosciach moze bym sie nawet posmial z tego aplauzu wznoszonego na czesc domoroslej sprawiedliwosci, ale tym razem nie bylo mi do smiechu. Na pewno nie musze wam tlumaczyc dlaczego. - Przez caly weekend walczylem z rosnacymi podejrzeniami i nie moglem sie na niczym skupic. Za kazdym razem, kiedy siadalem do czytania Hemingwaya albo Faulknera, orientowalem sie po chwili, ze gapie sie w sciane i usiluje wyszukac jakies dziury we wlasnej teorii. Ze wszystkich sil staralem sie nie dac po sobie poznac, ze cos jest nie tak, ale moi wspollokatorzy na pewno sie zorientowali, ze mam jakies problemy.Przy poniedzialkowej kolacji James zaproponowal, zebysmy sie przeszli we trzech Pod Zielona Latarnie. -Chcialbym spytac Boba o jedna sprawe - wyjasnil. -Tak? - zaciekawil sie Charlie. - A dokladnie o co? James usmiechnal sie slabo. -Nie chce wam popsuc zabawy - odparl tylko. -No jak, Mark? Idziemy sie rozerwac? - spytal mnie Charlie. -Niech bedzie - zgodzilem sie ponuro. - Pojde po plaszcz. - Tym razem brat Charliego siedzial przy barze, wiec przeszlismy we czterech do stolika.-Co sie stalo? - zapytal Bob. -James ma do ciebie pytanie - wyjasnil Charlie. -Jakie? - Bob spojrzal na naszego przyjaciela. 214 -W czasie weekendu przyszlo mi cos do glowy - zaczal James. - Mamy w piwnicy warsztat. W sobote zszedlem tam po klucz i wpadlo mi w oko jedno z narzedzi Marka. Zaczalem sie nad czyms zastanawiac. Lekarze z marynarki, ktorzy przeprowa dzili autopsje Waltona, uznali, ze narzedziem zbrodni jest jakis noz domowej roboty, ale moim zdaniem przegapili dosc istotny drobiazg. Jesienia kladlismy z Markiem nowa podloge w kuchni. Kiedy trzeba bylo dopasowac linoleum przy framugach, Mark uzy wal do przycinania specjalnego narzedzia. Zupelnie o tym zapomnialem, ale kiedy je zobaczylem w sobote, zaczalem sie zastanawiac, czy Rzeznik mogl uzywac noza do li noleum. Bob tylko zamrugal kilka razy. -O, cholera! - wyrwalo mu sie wreszcie. - No jasne! Rany! Dlaczego nikt na to nie wpadl! Wszystko sie zgadza: krotki, zagiety, bardzo ostry. Zostawialby slady dokladnie takie, jakie ogladamy od wrzesnia zeszlego roku. -I mozna go kupic w kazdym sklepie z narzedziami za niecale dziesiec dolcow - dokonczyl Charlie. -Jestesmy ci winni ogromna wdziecznosc, James - stwierdzil Bob. -Powinienem byl skojarzyc to wczesniej - odparl James. - A zaswitalo mi, dopiero jak zerknalem na narzedzia Marka. -Widzisz, Bob? - Charlie pokazal wszystkie zeby w szerokim usmiechu. - Jesli jeszcze kiedys traf ci sie jakis problem nie do rozwiazania, daj nam znac. Na pewno ci pomozemy. A przy okazji, jak Kataryna radzi sobie z odkryciem, ze Rzeznik jest kobieta? -Nie jest absolutnie szczesliwy, co prawda, to prawda - zasmial sie Bob. - Gepard w zeszlym tygodniu wyjechal z miasta. -Aj, aj, aj! - zmartwil sie Charlie. - Co za szkoda! Biedny stary Kataryna. A z jakiego powodu Gepard ruszyl na poszukiwanie nowych terenow lowieckich? -Wedlug naszych informatorow, przestraszyl sie Rozpruwaczki. Kiedy Kataryna wygadal sie, ze Rzeznik jest kobieta, Gepard wpadl w panike. Wedlug jednego kabla jest pewien, ze panienka z nozem szuka wlasnie jego. Inne zabojstwa to tylko wprawki, a glownym celem jest on. Rozumiem, ze od czwartku, kiedy telewizja podala te sensacje, Gepard nie wychodzil spod lozka, trzasl sie ze strachu i belkotal z przerazenia. Wreszcie spakowal w papierowa torbe tygodniowy zapas prochow, czyste skarpetki, wskoczyl do bryki i odjechal sto piecdziesiat na godzine. -W koncu wychodzi na to, ze faktycznie jest ziarnko prawdy w tej historii o niezlomnej bohaterce, ktora glosza reporterki - zastanowil sie Charlie. - Rozpruwaczka wygnala Geparda z miasta, chociaz nawet nie podeszla do faceta. Czy wasz ptaszek doniosl, dokad udal sie Gepard? 215 -Ostatnim razem widziano go, jak jechal na poludnie - odpowiedzial Bob. - Moze do Tijuany, ale rownie dobrze mogl uznac, ze to za blisko, by sie poczuc bezpiecznie. Mogl pojechac do Mexico City albo do Buenos Aires. Najwyrazniej chce sie znalezc mozliwie najdalej od Seattle.-Bedzie nam go bardzo brakowalo - stwierdzil James. -Nam nie tak bardzo jak Katarynie - rozesmial sie Bob. - On wszystkie swoje nadzieje wiazal z teoria o winie Geparda, a przez Rozpruwaczke kompletnie stracil grunt pod nogami. -Straszne - westchnal Charlie. - Jaka szkoda! -Chlopaki, musze uciekac - powiedzial Bob. - W drodze do domu zajrze do sklepu z narzedziami. Skoro bede przekonywal koronera, ze narzedziem zbrodni we wszystkich tych morderstwach byl noz do linoleum, nie zaszkodzi, jesli mu pokaze, o czym mowie. - Choc bardzo sie staralem zaprzeczyc teorii, ze Twinkie jest Rzeznikiem z Seattle, nie dawala mi spokoju. Zbyt wiele szczegolow do niej pasowalo. No i nasuwalo sie nastepne oczywiste pytanie: co mam, do diabla, z tym zrobic?Z cala pewnoscia nie zamierzalem umawiac sie z Bobem i opowiadac mu o swoich domyslach. Kiedy wszystko doglebnie przemyslalem, odkrylem w sobie dosc silna tendencje do przyznania racji wojowniczym feministkom twierdzacym, ze te morderstwa byly zabojstwami popelnionymi w samoobronie. Istnialo spore prawdopodobienstwo, ze kazdy zamordowany byl gwalcicielem, ktory w pelni zasluzyl na swoj los. To zreszta niewazne. Twink bezsprzecznie miala powazne klopoty, byla chora psychicznie i potrzebowala opieki lekarskiej. Najprawdopodobniej powinna wrocic do sanatorium doktora Fallona. A ja marzylem tylko o zdobyciu solidnego dowodu, obojetne jakim sposobem, rozstrzygajacego - jest czy nie jest Rzeznikiem. Gdyby sie okazalo, ze to ona, mialem zamiar przedstawic swoje odkrycia Fallonowi i przekonac go, zeby po cichu zamknal Twink w zakladzie. Zbrodnie ustana, pol roku pozniej media znajda sobie jakas inna sensacje. Nastepne pytanie brzmialo: Jak zyskac pewnosc? Jak, do licha ciezkiego, mialem to udowodnic lub zaprzeczyc swoim podejrzeniom? Postanowilem trzymac warte. Nie skakalem z radosci, ze wpadlem na taki pomysl, ale jakos nie potraflem wymyslic nic innego. Zeby bylo jeszcze trudniej, musialem byc jedynym wartownikiem. Nie moglem zaciagnac na sluzbe ani Jamesa, ani Charliego, ani nikogo innego. Musialem sobie poradzic sam, co oznaczalo, ze musialem tez zapomniec o spaniu. Wytrzymam tak jakies cztery czy piec dni, potem prawdopodobnie zapadne w spiaczke. To na nic. 216 Nie, z cala pewnoscia nie dam rady miec Twinkie na oku dwadziescia cztery godziny na dobe przez tydzien na okraglo. Ale tez im dluzej o tym rozmyslalem, tym bardziej do mnie docieralo, ze nie musze pelnic warty przez cala dobe. Wszystkie morderstwa popelniono po polnocy. Poza tym moglem sobie darowac czuwanie w noce, gdy Mary nie pracowala. Jezeli Twink rzeczywiscie ruszala na polowanie, robila to raczej pod nieobecnosc ciotki. Mary wyruszala do pracy okolo dziesiatej. Wobec czego moglem obserwowac dom od dziesiatej do jakiejs pierwszej czy drugiej nad ranem. Jesli Twink do tej pory nie wyjdzie, bedzie jasne, ze tej nocy nigdzie sie nie wybiera.W ten sposob caly pomysl nabral realnych ksztaltow. Owszem, bede cokolwiek niedospany, ale wytrzymam na pewno dluzej niz tydzien. -Tam, do diabla - mruknalem. - Zobaczymy, co z tego wyjdzie. Rozdzial 19W czwartek, w tym tygodniu, kiedy dokonano morderstwa w Montlake, podjalem pierwsza probe wcielenia sie w prywatnego detektywa. Szczerze mowiac, czulem sie troche glupio, bo w koncu zaden ze mnie Sam Spade czy Mike Hammer. Przygotowalem sobie pare historyjek, na wypadek gdyby ktos mnie spytal, dokad sie wybieram poznym wieczorem, ale dopisalo mi szczescie - kiedy wychodzilem, reszta ferajny siedziala we wlasnych pokojach, wiec nie musialem nikogo oklamywac. Mniej wiecej o wpol do dziesiatej przejechalem kolo domu Mary. Jej samochod nadal stal przed frontem, wiec jasne, ze jeszcze nie wyszla do pracy. Zaparkowalem mniej wiecej przecznice dalej, po przeciwnej stronie ulicy. Widzialem stamtad dom, a nie stalem dokladnie naprzeciwko. Mary rozpoznalaby mojego starego dodge'a, wiec nie chcialem podjezdzac za blisko. Jak juz wyjdzie do pracy, bede mogl w razie potrzeby przestawic woz blizej. Nie bylem calkiem pewien, czy powinienem ukrywac swojego gruchota takze przed Twink. Chyba w stanie fugi mogla nie rozpoznac nawet mnie. Zanotowalem sobie w pamieci, zeby zapytac o to Sylvie. Jakies piec po dziesiatej Mary wyszla z domu i wsiadla do samochodu. Mialem pewnosc, ze nie bedzie przejezdzala obok mojego miejsca postoju, ale nie chcialem ryzykowac, wiec tak czy inaczej schowalem sie za deska rozdzielcza i tam przeczekalem, az odjechala. Przestawilem bryke blizej skrzyzowania i czekalem. Mialem nadzieje, ze nie bede musial tak sterczec wiecznie. Zeby sie pozbyc wszelkich podejrzen, potrzebne mi bylo tylko jedno krwawe morderstwo popelnione akurat tej nocy, kiedy pilnowalem domu Mary. Jesli Twink bedzie grzecznie spala, w czasie gdy Rozpruwaczka wypatroszy kolejnego faceta, bedzie to dowod negatywny, do diabla z metodologia. Po wyjsciu Mary swiatlo w salonie palilo sie mniej wiecej do wpol do dwunastej. Potem zgaslo, natomiast zapalilo sie w lazience i swiecilo sie tam jakies pol godziny. Twinkie pewnie brala kapiel. Szanse na to, ze wyjdzie z domu, systematycznie malaly. A moze nie? Wiedzialem o stanie fugi tak niewiele, ze wlasciwie niczego nie moglem byc pewien. Jesli bylo to cos w rodzaju lunatykowania, to moze Twink powinna isc do lozka i koniecznie zasnac, zanim wladanie nad cialem przejmie jej druga osobowosc? 218 Nadal uwaznie obserwowalem dom. Swiatlo w lazience zgaslo, po chwili na podworko padl blask z kuchennego okna. Postanowilem nastepnym razem znalezc jakies lepsze miejsce postoju; powinienem widziec takze tyl domu.Wreszcie rozblyslo swiatlo w sypialni Twink. To okno widzialem doskonale. Po jakichs pietnastu minutach zgaslo i caly dom pograzyl sie w ciemnosci. Spojrzalem na zegarek. Prawie dziesiec po dwunastej. Jezeli Twinkie byla Rozpruwaczka i planowala zabojstwo tej nocy, powinna sie pospieszyc. Uznalem, ze kluczem do calej sprawy jest rower. Nie wyobrazalem sobie, zeby miala odbywac piesze wycieczki. Dopoki rower stal przypiety lancuchem na werandzie, Twink najprawdopodobniej byla w lozku. O wpol do pierwszej uruchomilem silnik, podjechalem do konca przecznicy i skrecilem w lewo, w alejke miedzy posesjami. Wolno przejechalem obok domu Mary. Rower Twinkie byl na werandzie. Wrocilem na dawne miejsce. Siedzialem i patrzylem. Za pietnascie druga ponownie wjechalem w alejke. Rower nadal stal, wiec postanowilem wracac na stancje. Twinkie juz nie mialaby czasu, zeby wyjsc z domu, znalezc sobie ofare, poszatkowac ja na kawalki, oczyscic sie i dotrzec do domu przed powrotem Mary z pracy. Cala ta procedura byla nieco bardziej skomplikowana i czasochlonna niz zwykle strzelanie z samochodu. Zdalem sobie sprawe, ze popelnilem pare glupstw, ale w koncu byl to moj pierwszy wystep w roli prywatnego detektywa. Mialem pewnosc, ze z czasem nabiore wprawy. Jednoczesnie mialem tez nadzieje, ze nie bedzie to trwalo zbyt dlugo. Potrzebne mi bylo morderstwo popelnione w czasie, gdy Twink siedzi w domu Mary, gdy bede widzial albo ja sama, albo przynajmniej jej rower. Wtedy bede mogl skonczyc z wcielaniem sie w Sherlocka Holmesa. - Kiedy rano Charlie huknal piescia w moje drzwi, mialem piasek pod powiekami.-Ranek juz nastal! - obwiescil donosnie. - Nadeszla pora karmienia! -Powiedz dziewczynom, ze juz schodze - odpowiedzialem, siadajac na lozku. - Za dwie minuty. Wystarczyla jedna noc wartowania, a juz bylem mocno niedospany. Cztery czy piec godzin snu na dobe z pewnoscia mi nie wystarczy. Wciagnalem na siebie jakies ubranie, z trudem dotarlem do lazienki, spryskalem twarz zimna woda i umylem zeby. Noga za noga powloklem sie na dol. -Przepraszam za spoznienie - powiedzialem, wchodzac do kuchni. - Chyba zapomnialem nastawic budzik. -O ktorej wrociles? - spytala Trish. - Slyszalam, jak wychodziles, ale kiedy wracales, pewnie juz dawno spalam. 219 -Jakos chyba kolo drugiej - odparlem malo precyzyjnie. - Mialem sprawe do zalatwienia.-O, czyzby na horyzoncie pojawila sie jakas dziewczyna? - Charlie usmiechnal sie chytrze. Licho wie dlaczego, ale jego domysl nie zostal przyjety entuzjastycznie. Dziewczeta zamilkly, atmosfera wyraznie sie ochlodzila. Zdobylem sie na kilka malo przekonujacych slow zaprzeczenia, ale zdaje sie, ze tylko pogorszylem sytuacje. Polknalem sniadanie w pospiechu i ucieklem do kampusu. Czekali na mnie Hemingway i Faulkner. - Wrocilem na stancje w poludnie. Sylvia byla w kuchni, przygotowywala kanapke.-Wygladasz okropnie - zauwazyla. -Malo spalem - odpowiedzialem. - Pojde sie przespac. Twinkie byla na twoim wykladzie? -Byla. W kazdym razie cialem. Sprawiala wrazenie, ze myslami znajduje sie zupelnie gdzie indziej. Kiedy po zajeciach przypomnialam jej, ze dzis piatek i mamy rutynowe spotkanie z doktorem Fallonem, byla wyraznie zaskoczona. Moim zdaniem nie pamietala, ze jedziemy dzis do Lake Steyens. -Od czasu do czasu bywa roztargniona. Oboje o tym wiemy. Jesli uda ci sie porozmawiac z jej psychiatra w cztery oczy, daj mu znac, ze Mary sie niepokoi. Jest przekonana, ze Twink zbliza sie do punktu krytycznego. Jesli bardzo szybko nie znajdziemy jakiegos wyjscia, mozemy ja stracic. -Tryskasz dzisiaj dobrym humorem, nie da sie ukryc - stwierdzila kwasno. - Zdrzemnalem sie troche, ale i tak przy kolacji bylem nieprzytomny.-Lece do biblioteki - oznajmilem, wstajac od stolu. -Pojade z toba - zaoferowal sie James. - Ustalilismy przeciez, ze po zmroku nikt nie wychodzi sam. -Nie, dzieki, nie trzeba. - Chwycilem swoje rzeczy i nim ktokolwiek zdazyl sie sprzeciwic, bylem za drzwiami. - Nie czekajcie na mnie - rzucilem przez ramie. Nie byl to najgrzeczniejszy sposob powiedzenia, zeby sie odwalili. Trudno, mialem dosc klopotow, jeszcze mi tylko tego brakowalo, zeby towarzystwo ze stancji zaczelo wtykac nos w moje prywatne sprawy. Zanim doszedlem do samochodu, juz zdazylem pozalowac swojego zachowania, ale i tak bylo za pozno, by cokolwiek zmienic. 220 Rzeczywiscie pojechalem do biblioteki, chociaz nie mialo to wiekszego sensu. Z braku snu nadal bylem malo przytomny, a w dodatku martwilem sie, ze te noc Twink moze uznac za wysmienity czas na polowanie.Do Wallingford dotarlem okolo dziewiatej trzydziesci. Zaparkowalem kilka przecznic dalej. Nie chcialem czatowac co noc w tym samym miejscu. Wysiadlem, zamknalem samochod i wolnym krokiem poszedlem w strone domu Mary, udajac, zapewne z duza przesada, swobode i nonszalancje. O tak, my, prywatni detektywi, tak wlasnie czasem sie zachowujemy. Przesada jest glupia, a ja widocznie cierpialem na ciezki przypadek dramatyzmu teatralnego. Ulokowalem sie za odpowiednio wysokim zywoplotem, mniej wiecej poltorej przecznicy od obiektu, i czekalem. Piec po dziesiatej Mary wyszla, ubrana w mundur, z bronia na biodrze - i wsiadla do samochodu. Skulilem sie, zeby mnie nie dostrzegla, przejezdzajac obok. A potem wrocilem do samochodu. Bylo zimno jak jasna cholera, znad jeziora Green Lake nadplywala lodowata mgla. Jeszcze tego mi bylo trzeba. Nawet jesli Twink wyjdzie z domu, mialem coraz wieksze szanse zgubic ja w gestym bialym tumanie. Podjechalem blizej, zaparkowalem w tym samym miejscu co poprzedniej nocy. Stamtad moglem obserwowac dom. Swiatlo w salonie swiecilo mniej wiecej do za pietnascie dwunasta. Zgaslo. Na kilka chwil rozblyslo w lazience. O wpol do pierwszej jedyne swiatlo w domu palilo sie w sypialni Twink. Kiedy i ono zgaslo, uruchomilem silnik i pojechalem kawalek alejka obok posesji. Rower Twink stal na werandzie, wiec stwierdzilem, ze najwyzszy czas sie przespac. - W soboty zawsze sypialismy dluzej, totez odrobilem troche zaleglosci. Cale to wartowanie stanowczo bardzo mnie meczylo.Trish usmazyla tego ranka placki, obzarlismy sie nieprzytomnie. -Kto jest ta szczesliwa wybranka? - spytal mnie Charlie, kiedy juz siedzielismy przy kawie. -Jaka wybranka? - Nie mialem ochoty wdawac sie w dyskusje. -Daj spokoj. Jesli facet wraca do domu zdrowo po polnocy, powod moze byc tylko jeden. -Trish, czy moge sie w tym wypadku powolac na piata poprawke? -Jesli dzieki temu lepiej sie poczujesz... - odparla malo przyjaznym tonem. -Daj spokoj, Charlie - poprosilem. - Nie twoja sprawa. 221 -Ja tylko probowalem podtrzymac rozmowe - wzruszyl ramionami. Zaraz potem wstal. - Czas na mnie. Ksiazki czekaja - obwiescil.Atmosfera tego ranka byla zdecydowanie chlodna, chociaz, przyznaje szczerze, pojecia nie mam dlaczego. Poszedlem do warsztatu w piwnicy, glownie po to, zeby zejsc z oczu dziewczynom. Wszystkie trzy mialy do mnie tysiac pretensji, jak tylko pojawilem sie w zasiegu wzroku. Chociaz obowiazujaca w tym domu regula zakazujaca podrywu nie nakazywala celibatu, panie zachowywaly sie, jakbym zlamal prawo. Rzucona przez Charliego zartobliwa uwaga, ze mam dziewczyne, nikogo nie smieszyla. Trish, Erika i Sylvia wydawaly sie urazone. Moze byl to przyklad grupowej zaborczosci. Kobiety bywaja dziwaczne. Swoja droga, kiedy przemyslalem sprawe, doszedlem do wniosku, ze moja teoretyczna ukochana pomoze mi rozwiazac problem, ktory na pewno objawilby sie w najblizszym czasie. Stanowczo nie chcialem zaznajamiac wspollokatorow ze swoimi podejrzeniami ani zdradzac im, ze co noc stercze jak kolek przed domem Mary. Skoro byli przekonani, ze chodze z jakas dziewczyna, to choc wprawilo ich to w nie najlepszy humor, przynajmniej nie beda dociekali, co robie naprawde. Ani dlaczego. Uznalem, ze najlepiej bedzie, jesli przed wyjsciem z domu zrobie odpowiednie wrazenie. Owszem, bylo to cokolwiek nieuczciwe, a moze nawet odrobine niehonorowe, ale zakladalem, ze cel uswieca srodki. Im dluzej o tym myslalem, tym bardziej mi sie ten pomysl podobal, wiec kiedy sie wzialem do planowania stolu narzedziowego, czulem sie calkiem niezle. - Po kolacji poszedlem na pietro i przebralem sie. Skoro mialem udawac, ze ide na randke, powinienem odpowiednio wygladac. Tym razem nikt nie zaproponowal, ze ze mna wyjdzie.Juz kiedy wsiadalem do samochodu, bylo mglisto, a wszystko wskazywalo na to, ze z czasem bedzie jeszcze gorzej. Obawialem sie, ze zla pogoda skomplikuje mi zadanie. Gdyby Twinkie naprawde byla Rozpruwaczka i postanowila ruszyc na polowanie akurat dzisiaj, byloby mi bardzo trudno ja sledzic. Nawet gdybym zobaczyl, ze wychodzi z domu, z latwoscia rozplynie sie w tej nieszczesnej mgle. Wyszedlem ze stancji dosc wczesnie, bardziej po to, by przekonac ferajne, ze wybieram sie na spotkanie z moja teoretyczna ukochana, niz z prawdziwej potrzeby. Wobec czego, zamiast siedziec w samochodzie i patrzec, jak mgla gestnieje, postanowilem przejechac sie troche po alejkach w sasiedztwie Mary, by zdobyc jakies pojecie o tej okolicy. Jesli Twink wyjechalaby z domu na rowerze, mialbym spore klopoty. Ludzie czesto parkuja w alejkach, chociaz w zasadzie jest to zabronione. Na rowerze mozna wtedy przejechac bez najmniejszego problemu, natomiast samochodem - w zaden sposob. Drobne rozpoznanie terenu wydawalo sie stanowczo pozadane. 222 W elegantszych osiedlach boczne alejki sa zwykle dosc zadbane, ale gdzie indziej... Nie do wiary, co mozna tam znalezc. Stare samochody, przerdzewiale lodowki i piecyki oraz pogniecione, dziurawe pojemniki na smiecie to tylko pierwsze z brzegu przyklady. Prowadzenie samochodu przez taka alejke przypomina jazde po torze przeszkod. Wcale mi to nie poprawilo humoru.Mniej wiecej za pietnascie dziesiata zaparkowalem w tym samym miejscu co poprzedniej nocy i zaczalem rozwazac mozliwe wyjscia. Moglem kupic rower i wozic go w bagazniku. Wyciagnalbym go w ciagu niecalej minuty i popedalowal za Twink, obojetne dokad by pojechala. Ten pomysl wstrzasnal mna do glebi. Mialem udowodnic, ze Twinkie nie jest morderczynia, a tu prosze bardzo, siedze i planuje, jak udowodnic, ze to ona jest Rzeznikiem z Seattle. Albo Rozpruwaczka. Wszystko jedno. Mary wyszla z domu o zwyklej godzinie. Pojechala do pracy. Ja zaparkowalem blizej, zeby lepiej widziec dom. O dziesiatej trzydziesci swiatlo w salonie zgaslo. Zapalilo sie w lazience. Potem zgaslo tam, a rozblyslo w kuchni. Po chwili, podobnie jak w dwie poprzednie noce, rozjarzylo sie w sypialni Twink. Mniej wiecej po kwadransie caly dom pograzyl sie w ciemnosci. Nawet nie zagladalem na werande. Uruchomilem silnik i pojechalem do domu. - W niedziele i poniedzialek Mary miala wolne, wiec az do wtorku nie musialem sie wcielac w prywatnego detektywa. Zyskalem dzieki temu mozliwosc przemyslenia kilku spraw. Jak dotad udalo mi sie jedynie stracic mnostwo czasu, ktory normalnie przeznaczylbym na sen. Nie udalo mi sie natomiast zaprzeczyc swoim podejrzeniom ani ich potwierdzic. Dowiedzialem sie jedynie, ze Twink nie wychodzi szukac zdobyczy za kazdym razem, kiedy Mary jest w pracy.Swego czasu polowalem dostatecznie czesto, by wiedziec, iz mysliwy nie strzela za kazdym razem, kiedy podnosi bron. Podobnie jest z wedkowaniem. Bywaja dni, kiedy po prostu nic nie bierze i juz. Caly ten Rzeznik z Seattle, a raczej Rozpruwaczka, zabila na pewno osiem razy. O tylu jej ofarach bylo nam wiadomo. Prawdopodobnie lezalo gdzies jeszcze piec trupow, ktorych nie znaleziono do tej pory, zabici z Woodinville i Auburn zostali przeciez znalezieni przypadkiem. Aby osiagnac tak imponujace wyniki, Rzeznik z Seattle musialby szukac nowej ofary prawie co noc, a Twinkie stracila wiele okazji. Zapalony mysliwy nie postepuje w ten sposob. Powinienem byl wlasciwie poczuc sie lepiej. Przeciez nie zamierzalem przypisac Twinkie zbrodni dokonywanych przez Rzeznika z Seattle. Chcialem udowodnic, ze to 223 nie ona szatkowala facetow od zeszlej jesieni. Jezeli prawdziwa Rozpruwaczka zechcialaby wykazac chociaz niewielka wole wspolpracy i pociac jakiegos niebieskiego ptaszka w czasie, gdy ja trzymalem straz na progu domu Mary, pewny, ze Twink nie ruszyla sie stamtad na krok, spadlby mi kamien z serca.Okolo poludnia w niedziele zastukal do moich drzwi James. -Znajdziesz dla mnie chwilke? - zapytal cicho. -Jasne, wejdz. Zamknal za soba drzwi. -Mialbys ochote powiedziec, co cie martwi? - zaproponowal lagodnym glosem. - Ze masz problem, widac golym okiem. Kto wie, moze ci pomoge? James byl pewnie moim najblizszym kumplem od wielu lat i czulem ogromna pokuse, zeby wylozyc kawe na lawe. W ostatniej chwili jednak sie powstrzymalem. Wszystkie moje podejrzenia dotyczace Twink opieraly sie na domyslach, ktorych nie moglem udowodnic. Nie zamierzalem sie zachowywac jak Kataryna. -Masz racje, James - przyznalem. - Troche to sprawka pogody... mgla zawsze mnie przygnebia. A kwestia druga i znacznie wazniejsza to moja teoria na temat Blake'a i Whitmana. Rozlazi sie w szwach. Myslalem, ze przyszpile Whitmana, ale staruszek jest, jak na mnie, o wiele za cwany. Jestem zupelnie pewien mocnych powiazan, lecz Walt byl na tyle sprytny, ze trudno je udowodnic. Zeby pewnie zjem na szukaniu dowodow, a i tak nic nie wskoram. Bede sie musial wycofac rakiem i znalezc sobie inny temat pracy. Trudno sie dziwic, ze nie skacze z radosci. Zdobyl sie na slaby usmiech. -Odnioslem wrazenie, ze to cos znacznie bardziej osobistego. -Malo znam bardziej osobistych tragedii niz taka katastrofa. To przeciez uniwersytecka wersja trzesienia ziemi. -Niech ci bedzie - zgodzil sie gladko. Mimo wszystko w jego glosie brzmialo powatpiewanie. Powinienem bardziej uwazac, co robie. Najwyrazniej bylem nieostrozny. - W poniedzialek rano zaliczylem obecnosc na obu seminariach, a reszte dnia spedzilem na lekturze Faulknera. Hemingway opisywal swiat realny, wiec nietrudno bylo dotrzymac mu kroku. Natomiast fkcyjne hrabstwo Yoknapatawpha Faulknera plasuje autora pomiedzy budowniczymi swiata, a do tego trzeba odrobine przywyknac.Poniewaz Mary w poniedzialkowa noc miala wolne i nie musialem wbijac wzroku w mglista ciemnosc, udalo mi sie podgonic robote. Trzeciego lutego, we wtorek, zajrzalem do biblioteki, by wyszukac jakies krytyczne opracowania Faulknera. Najnowsze opinie, jakie udalo mi sie znalezc, dotyczyly sprawy 224 jego "niepoprawnosci politycznej". Slowo "Murzyn" przewija sie w jego tworczosci wyjatkowo czesto, a to natychmiast wywoluje u niektorych krytykow przykre objawy, charakteryzujace sie glownie wystapieniem piany na ustach. Natomiast fakt, ze byl on doskonalym kronikarzem kultury i mowy wczesnych lat dwudziestego wieku na wiejskich terenach Missisipi, stanowczo tym krytykom umyka.Po poludniu mgla troche zrzedla, ale prognoza pogody nie obiecywala nic dobrego. Czekal nas kolejny tydzien przymrozkow i mgly. Jezeli Twinkie faktycznie wybierze sie na polowanie w tym tygodniu, trudno mi bedzie ja sledzic. Tego wieczoru po kolacji przebralem sie, zeby podtrzymac mit o tajemniczej ukochanej. Zdecydowalem, ze podobam sie mojej fkcyjnej dziewczynie jako tajemniczy przystojniak wystrojony w ciuchy o mrocznym charakterze. Mialem sporo szczescia - ciemne swetry doskonale wtapiaja sie w noc. Kiedy wychodzilem z domu, nikt sie do mnie nie odezwal, ale mysleli dosc glosno. Zajalem swoja zwyczajowa pozycje mniej wiecej poltorej przecznicy od celu i uwaznie go obserwowalem. O dziesiatej piec, punktualnie, Mary wsiadla do samochodu. Mozna bylo wedlug niej regulowac zegarek. Odczekalem, az wyniesie sie z najblizszej okolicy, a wtedy podjechalem blizej, zeby lepiej widziec dom. Wredna mgla stanowczo komplikowala sprawe. Swiatlo w salonie nadal jasno blyszczalo, tak samo jak w poprzednie noce, gdy pelnilem warte. Zaczynalo to byc nudne. Twink nie zamierzala sie nigdzie wybierac, a ja powinienem byl smacznie spac. Jedyna moja rozrywka bylo uruchamianie od czasu do czasu silnika i wlaczanie wycieraczek. Mgla szybko osiadala. A potem zablyslo swiatlo w sypialni Twink. Taka kolejnosc nie pasowala do jej nawykow, ale moglo byc ku temu tysiac powodow. Na wszelki wypadek podjechalem jednak do konca przecznicy i zaparkowalem w miejscu, skad widzialem takze werande. Mniej wiecej wtedy swiatlo w sypialni zgaslo i na krotko zapalilo sie oswietlenie kuchni. -Pewnie zajrzala do lodowki - mruknalem z cicha. Ale wtedy otworzyly sie tylne drzwi i Twink wyszla na werande. Zamknela dom na klucz, po czym jakis czas odpinala lancuch, ktorym zabezpieczony byl rower. Podnioslem do oczu lornetke, chcialem ja widziec jak najwyrazniej. W pewnej chwili zdalem sobie sprawe, ze wstrzymuje oddech. Powoli wypuscilem powietrze z pluc. Sprowadzila rower po stopniach werandy, wyszla na alejke. Tam wskoczyla na siodelko i pojechala w prawo. Wlaczylem silnik, zawrocilem na koncu przecznicy i pognalem w strone skrzyzowania. Nie wlaczylem swiatel. 225 Zanim dotarlem do krzyzowki, Twink byla juz przy nastepnej przecznicy. Minela swiatla, wtedy widzialem ja dosc wyraznie. Miala na sobie ten blyszczacy czarny plaszcz przeciwdeszczowy. Pedalowala spokojnie i rowno.Przydepnalem gaz, zeby jej nie stracic z oczu. Nie wygladalo na to, zeby sie gdzies spieszyla, ale mgla i ten nieszczesny czarny plaszcz utrudnialy mi zadanie. Zegar na desce rozdzielczej wskazywal dwudziesta trzecia dziesiec, co mi uswiadomilo, ze Twink wyszla z domu rowniutko o jedenastej, dokladnie w momencie kiedy Mary zaczynala swoja zmiane. Nie wygladalo to najlepiej. W poprzednie noce, gdy obserwowalem dom Mary i nic sie nie dzialo, juz nieomal zdolalem sie przekonac, ze moje podejrzenia byly wyssane z palca. Teraz spadly na mnie znowu, a ten czarny plaszcz przeciwdeszczowy, ktory Twink miala na sobie, jeszcze je utwierdzal. Jechala Trzydziesta Dziewiata na wschod, przez elegancka okolice, az skrecila w Sunnyside, w prawo. Jechalem za nia niedaleko, ale przeciez caly czas bez swiatel, wiec raczej nie zdawala sobie sprawy, ze ja sledze. Tymczasem gdy znalazlem sie na skrzyzowaniu Trzydziestej Dziewiatej i Sunnyside, juz jej nie zobaczylem. - Prawie dwie godziny krazylem we mgle, ale jedynym moim osiagnieciem bylo zuzycie sporej ilosci paliwa. Kolo polnocy widzialem juz nie dalej niz na pol przecznicy, wszystko przez te przekleta mgle. Wreszcie sie poddalem i pojechalem pod dom Mary. W salonie ciagle bylo jasno, ale szybki wypad w alejke pozwolil mi sie upewnic, ze rower nie wrocil na werande w czasie, gdy ja bladzilem po zamglonej okolicy.No i co mialem robic? Nie mialem ochoty natknac sie na Twinkie, jesli rzeczywiscie w jakims ciemnym zakatku parku kroila kolejnego nieszczesnika na kawalki. Mialem prawie calkowita pewnosc, ze mnie by nie zaatakowala, ale w slowie "prawie" miesci sie ocean niepewnosci, prawda? Zaparkowalem przecznice od domu Mary, otworzylem okno, zeby widziec budynek bez uruchamiania wycieraczek co piec minut. Poziom wilgotnosci wynosil jakies dwiescie procent, poniewaz mgla skraplala sie na wszystkim, co nie znajdowalo sie w ciaglym ruchu. Zewszad dobiegalo zalosne kapanie kropel wody z linii telefonicznych i z galezi drzew. Mniej wiecej co kwadrans wjezdzalem w alejke i sprawdzalem werande, ale niepotrzebnie, bo Twinkie, wrociwszy okolo drugiej trzydziesci, wcale sie nie skradala. Przyjechala od frontu, poprowadzila rower dookola domu, wepchnela na werande, a chwile pozniej rozblyslo swiatlo w kuchni. Zgaslo swiatlo w salonie, zapalilo sie w lazience. Z zewnatrz dom wygladal calkiem zwyczajnie, nikt nie spojrzalby na ten budynek po raz drugi. Tymczasem Bog tylko jeden wiedzial, co sie dzialo we wnetrzu. Rozdzial 20Z wiadomych przyczyn nie spalem tej nocy zbyt dobrze. Rano zastanowilem sie, czy nie powinienem odpuscic sobie wykladow. Gdyby w telewizji pojawily sie jakies zapierajace dech w piersiach wiadomosci, chcialem byc na biezaco. Nie mialem pewnosci, co zrobie, jesli tej nocy popelniono morderstwo, ale zamierzalem na wszelki wypadek sluchac dziennika. Wlasnie. W tym tkwilo sedno problemu. Jezeli Twink rzeczywiscie byla Rozpruwaczka i jesli bede mial szczescie - lub nieszczescie - zlapac ja na goracym uczynku, to co mialem z tym fantem zrobic? Z cala pewnoscia nie wydalbym jej policji. Stanowczo najlepszym rozwiazaniem wydawalo mi sie wylozenie wszystkiego Fallonowi. Jezeli Twink faktycznie zarznela zeszlej nocy jakiegos faceta, to dzisiaj ma zly dzien i Mary zaaplikowala jej pigulke nasenna. Wtedy musze dzialac dostatecznie szybko, by ja odwiezc do wariatkowa jeszcze przed zachodem slonca. Nie byloby to najszczesliwsze rozwiazanie, jednak o wiele lepsze niz straszliwy proces o morderstwo. Gdyby wszystko poszlo gladko, moglibysmy na czas dyskretnie usunac Twink w bezpieczne miejsce. Owszem, morderstwa popelnione przez Rzeznika z Seattle pozostalyby niewyjasnione, ale to przeszkadzalo mi najmniej. Jedynym slabym punktem mojej blyskotliwej teorii byl brak morderstwa. Najwyrazniej, jezeli Twinkie rzeczywiscie tropila zeszlej nocy ofare, to jej sie nie powiodlo. A mnie czekaly kolejne nuzace godziny wyczekiwania pod domem Mary. Okolo szostej przyszla do kuchni Erika. -Skad sie tu wziales o tej porannej godzinie? - spytala zdziwiona. -Nie moglem spac. -Dlaczego nie wlaczyles ekspresu do kawy? -A powinienem? -No pewnie! Gdzies ty sie urodzil? Przeciez po to go szykuje codziennie wieczorem. Wystarczy wcisnac guzik. -Nie wiedzialem. 227 -Faceci! - wyrwalo jej sie szczerze. - Sa jakies nowe sensacje w telewizji?-Mgla bedzie prawdopodobnie utrzymywala sie co najmniej przez tydzien - donioslem. -Niemozliwe! Az trudno uwierzyc! Mgla w Seattle! -Madrala. -Chodz tutaj. -Tylko nie bij! - zastrzeglem. -Do mnie! Slizgiem opuscilem miejsce za stolem. -To jest ekspres do kawy - oznajmila. - Nadazasz? -Bez przesady. -To jest przelacznik: wlaczone, wylaczone. - Wdusila go, zapalilo sie czerwone swiatelko. - Widzisz, co trzeba zrobic? Wystarczy nacisnac guzik i kawa sama zacznie sie parzyc. Ten, kto pierwszy przychodzi do kuchni, wciska guzik. Taki mamy moralny obowiazek: pierwsza osoba w kuchni wlacza ekspres do kawy. Zrozumiales? -Tak jest! Poklepala mnie po glowie. -Grzeczny chlopiec. A teraz usun sie z drogi. Dzis ja robie sniadanie, nie lubie, jak mi sie ktos kreci pod nogami. Zmykaj. -Tak jest! Erika najwyrazniej musiala wypic przynajmniej jeden kubek kawy, zeby zaczac normalnie funkcjonowac, a wygladalo na to, ze przedtem nie nalezy jej wchodzic w droge. - Tego ranka na obu seminariach nie bylem szczegolnie uwaznym sluchaczem. Wiele mysli klebilo mi sie w glowie, bardzo chcialem wrocic przed telewizor, dowiedziec sie, czy Twinkie znalazla w nocy jakas ofare.Po Faulknerze pognalem z powrotem na stancje i na reszte dnia rozlozylem sie przed telewizorem w salonie. W rezultacie, jak moglby to ujac Hemingway, otrzymalem jedynie wielka sterte nada. A potem, w ramach ukoronowania tego bezproduktywnego dnia, zostalem przy kolacji potraktowany z lodowata uprzejmoscia. Moja hipotetyczna ukochana wyraznie stawala koscia w gardle mieszkancom zamku Erdlund. Zostawilem towarzystwo okolo dziewiatej, a pol godziny pozniej, wystrojony jak stroz w Boze Cialo, ulotnilem sie ze stancji. Zaparkowalem w tym samym miejscu co zwykle i wbilem wzrok w dom Mary. Zgodnie z przewidywaniami, wyszla dokladnie piec po dziesiatej. Poczekalem, az sie oddali, i podjechalem na lepszy punkt obserwacyjny. 228 Mniej wiecej po polgodzinie mgla zaczela mi zamarzac na przedniej szybie. Musialem uruchomic silnik i nastawic dmuchawe na maksimum. Zamarznieta przednia szyba oznaczala wypadniecie z gry.Cale szczescie, ze szybko zareagowalem, poniewaz gdzies za dziesiec jedenasta zapalilo sie swiatlo w sypialni Twink, tak samo jak poprzedniej nocy. Widac Twink planowala wycieczke. Znowu wyszla tylnymi drzwiami, punktualnie o jedenastej, odczepila rower i pojechala alejka w kierunku Trzydziestej Dziewiatej. Ta ulica jechalem za nia jakies pol przecznicy, tym razem na tyle blisko, ze widzialem, w ktora alejke skrecila z Sunnyside. Pojechalem do konca nastepnej przecznicy, ale nie zauwazylem, zeby wyjezdzala z odnogi. Pojecia nie mam, jak to sie stalo, ale gdzies mi zniknela. Jakis czas krazylem po sasiednich uliczkach, nawet zapalilem refektory, ale jej nie znalazlem. W koncu wrocilem tam, gdzie ja zgubilem, i zaparkowalem tuz przy krawezniku. Musiala byc jakas przyczyna, dla ktorej Twink wracala stale w to samo miejsce. Wysiadlem z dodge'a, wszedlem w alejke. Znalazlem, jak zwykle w takich miejscach, mnostwo gratow zagradzajacych droge. Nie mialem szans tedy przejechac, chyba ze chcialbym sobie wydrapac fantazyjne wzorki na karoserii. Mniej wiecej w polowie alejki stal duzy pojemnik na smiecie, tarasowal droge dosc dokladnie. Fakt, smieciarze nie zawsze maja cierpliwosc przy ustawianiu kontenerow, niekiedy zrzucaja je z paki jak leci. Poniewaz jednak kontenery maja kolka - male bo male, ale maja - sprobowalem go przepchnac. Wystarczylby metr. Pojemnik byl wyladowany, ale co tam, przylozylem sie, a nuz sie uda. Ani drgnal. Przyszlo mi do glowy, ze moze cos go z drugiej strony blokuje. Obszedlem kontener dookola, sprawdzic, czy dam rade usunac to ewentualne cos. A tam, sprytnie ukryty za kontenerem, stal rower Twinkie. - Bez sensu. Przeciez w najblizszej okolicy nie bylo ani jednego parku, dlaczego wiec pozostawila rower w tej alejce? Cos tu stanowczo nie pasowalo.Wtedy przyszlo mi do glowy, ze ona moze miec gdzies w poblizu chlopaka. Usilowalem odsunac od siebie ten pomysl, ale z drugiej strony, gdyby faktycznie miala chlopaka, wiele by to tlumaczylo. Chyba mi mozg zamarzal - gotow bylem rozwazac mozliwosc, ze Twink jest morderczynia, ale sam pomysl, ze moze miec chlopaka, o ktorym nikt nic nie wie, wytracil mnie z rownowagi. Kazdy miewa czasem takie odbicia. Probowalem zebrac mysli. Niezaleznie od tego, co robila, znowu mi zniknela. Moze zorientowala sie, ze za nia jade, i schowala rower, zeby sie mnie pozbyc. Przez te nie- 229 szczesna mgle i czarny plaszcz przeciwdeszczowy byla prawie niewidzialna. Jesli szukala ofary, mogla sie zaczaic wlasciwie w dowolnym miejscu. Mogla poczekac, az wroce do domu, wtedy zjawic sie tutaj, zabrac rower i pojechac w ciemna noc, szukac kolejnego nieszczesnika.Tego bylo juz dla mnie za wiele. Wrocilem pod dom Mary. Twink pojawila sie kilka minut po drugiej nad ranem, weszla do srodka i zapewne polozyla sie spac. Poddalem sie i wrocilem na stancje. - W czwartek nie mialem wykladow, wiec zasiadlem w salonie przed telewizorem, zeby sie dowiedziec, czy Rozpruwaczka kogos dopadla. Wiedzialem, ze Mary da nam znac, jesli Twink znowu bedzie miala odlot, ale chcialem zyskac absolutna pewnosc. Po morderstwie w Montlake Park Twink moglo sie cos zmienic.James pojawil sie przed jedenasta. -Co to, zaczales ogladac opery mydlane? - spytal rozbawiony. -Chlone najswiezsze wiadomosci, staruszku - odparlem. - Twink byla dzis na twoim wykladzie? -Owszem, byla. Podchodzi do sprawy znacznie powazniej niz niejeden student. -Wszystko z nia w porzadku? -Na moje oko, jak najbardziej. - Przyjrzal mi sie badawczo. - Mark, czy cos cie niepokoi? Wlasciwie mialem zamiar go zbyc, lecz akurat doszedlem do punktu, kiedy po prostu musialem z kims pogadac. -Jest cos... ale chcialbym, zeby to zostalo miedzy nami, dobrze? -Nie ma sprawy. - Usiadl na jednym z bujanych foteli. - O co chodzi? -Cale miasto nie mowi o niczym innym, tylko o Rozpruwaczce. -Zauwazylem - stwierdzil. -Jakis czas temu przyszla mi do glowy pewna mysl, ktora nie daje mi spokoju. -Jaka? -Kiedy gliniarze znalezli odcisk stopy, ktory w pewnym sensie dowodzil, ze Rzeznik z Seattle jest kobieta, sprawdzilem to i owo. Okazalo sie, ze za kazdym razem, kiedy Rzeznikowi zdarzylo sie kogos sprzatnac, Twinkie miala zly dzien. -Doszukujesz sie jakichs stycznych? Renata oglada te ponure historie w telewizji i zaczyna chodzic po scianach? Cos w tym rodzaju? -Nie przypuszczam, zeby telewizja miala tu cokolwiek do rzeczy. Twink odlatywala nawet wtedy, kiedy gliniarze nie znalezli ciala. 230 -Powaznie?!-Zupelnie powaznie. Posluchaj mnie teraz. Mam nadzieje, ze znajdziesz w moim rozumowaniu jakas wielka czarna dziure, w ktora wpadnie cala moja teoria. Wtedy moze zdolam sie wreszcie spokojnie zdrzemnac. Kiedy Twink wyszla od Fallona, nie miala w ogole pojecia o istnieniu Reginy. -Tak twierdzi Sylvia - przytaknal James. -Fallon z kolei twierdzi, ze Twink wie o Reginie, ale na poziomie podswiadomosci, stad sie biora nocne koszmary. -To tylko teoria. -Wiem, wiem. I uwazam, ze jest bardzo daleka od prawdy. Moim zdaniem Twink wcale nie ma koszmarnych snow. Przypuszczam, ze reaguje na wydarzenia znacznie swiezsze niz smierc Reginy. Zauwaz, za kazdym razem ofara jest przestepca seksualny, a Renata z cala pewnoscia mialaby motyw, zeby zabijac gwalcicieli. -W zasadzie... rzeczywiscie. Ale nie miesci mi sie w glowie, zeby byla zdolna do tego, co robi Rzeznik. -Kiedy jest normalna, oczywiscie nie, tu pelna zgoda. Ale jesli traci poczucie wlasnej tozsamosci, moze byc zdolna do wszystkiego. Po fakcie zostaja jej niewyrazne wspomnienia drastycznych szczegolow i wtedy zaczyna walic glowa w mur. Nie chce w to wierzyc, ale tez nie moge przestac o tym myslec. No a teraz pokaz mi grube bledy w tym rozumowaniu. -Nie poganiaj mnie. - Zmarszczyl brwi. - Moze powinienes raczej porozmawiac o tym z Sylvia? -Sylvia nie podejdzie do tego na chlodno, przeciez wiesz. Twinkie owinela ja sobie wokol malego palca. Nawet gdyby sie zdarzylo, ze Sylvia przydybalaby Twinkie na goracym uczynku, nie uwierzylaby wlasnym oczom. -Chyba masz racje. -A poza tym - dodalem - panie ostatnio sa na mnie zle. Kupily te bajeczke Charliego o mojej tajemniczej ukochanej. Pojecia nie mam, dlaczego w ogole je to obchodzi, ale najwyrazniej uwazaja, ze to jednak ich sprawa. -Tak to juz bywa z kobietami. Bywaja zaborcze. Czasami zachowuja sie bez sensu, ale taka juz natura bestii. -Bestii? -E, tak mi sie wyrwalo. Daj mi sie zastanowic nad twoja teoria. Musze sie z nia troche oswoic. Pewnie istnieje jakies prawdopodobienstwo, ze jest cos warta, ale glowy w zaklad bym nie dawal. Nie mialem odwagi przyznac, ze sledzilem Twink. Nie chcialem sie osmieszac. 231 - Tego wieczoru wyszedlem ze stancji o zwyklej porze, ale sie nie przebieralem. Uznalem, ze do tej pory zdolalem juz stworzyc odpowiednie pozory, wiec nie musialem sie dluzej wysilac. Ale James odprowadzil mnie dziwnym spojrzeniem.Mgla byla wyjatkowo gesta, do tego stopnia, ze ze swojego stalego punktu obserwacyjnego w ogole nie widzialem domu. Zaryzykowalem i podjechalem troche blizej. Mary wyszla o zwyklej porze. Zaczalem uwazna obserwacje. Stwierdzilem juz wczesniej, ze Twink byla w zasadzie rownie punktualna jak ciotka, wiec jesli miala jakies plany wyjsciowe na te noc, to pewnie opusci dom dokladnie o jedenastej. Jedenasta nastala i minela, a swiatla w domu Mary nie powtorzyly rytmu z poprzedniej nocy. Wywnioskowalem, ze dzis Twinkie nigdzie sie nie wybiera. Moze ze wzgledu na mgle. Mysliwy musi widziec, co robi. O wpol do dwunastej postanowilem wykonac odwrot. Bylem pewien, ze Twink bedzie juz siedziala w domu. - W piatek mialem wyklady, wiec zanim wrocilem na stancje, Sylvia i Twink juz dawno pojechaly do Lake Stevens.Popoludnie spedzilem na czytaniu "Komu bije dzwon". Czasami nie doceniamy Hemingwaya. Jego zainteresowanie walkami bykow i polowaniem na gruba zwierzyne ustawia go w tlumie roznych macho ogolnie uwazanych za niepoprawnych politycznie w tamtych czasach. A przeciez staruszek naprawde potrafl pisac, jesli tylko sie do czegos przylozyl. Gdzies o wpol do piatej zadzwonila do mnie Mary. Byla lekko wkurzona. -Mark, czy ty naprawde nie potrafsz utrzymac jezyka za zebami? - spytala retorycznie. -A co narozrabialem? -Ren zadaje sie z dziewczetami z korporacji studenckiej. Zdaje sie, ze jedna z nich poczula miete do jakiegos faceta, ktory jezdzi poobijanym starutenkim pikapem. Dziewczyna podala Ren numer rejestracyjny, a potem ty wyskoczyles z usluzna infor macja, ze ja moge okreslic wlasciciela tego zlomu. -A nie mozesz? -Oczywiscie, ze moge, ale teraz za kazdym razem, jak ktoras malolata bedzie chciala zdobyc jakies informacje, poleci z tym do Ren, zebym jej pomogla. -Wybacz, zupelnie o tym nie pomyslalem - przyznalem. - Szczerze mowiac, zdziwilo mnie, ze Twinkie sama do tego nie doszla. 232 -Pewnie w koncu by na to wpadla - zgodzila sie Mary. - Po prostu musialamkomus nagadac. Zrzucic na kogos wine. -Jesli dzieki temu czujesz sie lepiej, to nie ma sprawy. Rozesmiala sie. -Dajmy juz spokoj. Swoja droga i tak dziewczyna musiala pomylic numer. Wyciagnelam z komputera Waltera Fergussona. Pracownik budowlany, dobiega czter dziestki. Nie przypuszczam, zeby rajcowal dziewczyne z college'u. -Moze kupil bryke od jakiegos przystojnego mlodziaka. -Nie, ma ja od dziesieciu lat. Mieszka niedaleko jeziora Green Lake, wiec pewnie wloczy sie po tej okolicy. Bede sie upierac, ze dziewczyna pomylila numery. -Moze facet pozycza cztery kolka mlodszemu bratu? -A, owszem, to mozliwe. -Czy ten Fergusson jest notowany przez policje? Wiesz, bo jesli tak, to Twink powinna ostrzec kolezanke. -Jest czysty. Daj spokoj, gdyby sprzedawal towar, stac by go bylo na cos lepszego niz GMC z osiemdziesiatego drugiego roku. Nie gniewaj sie, ze na ciebie naskoczylam. Wkurzylam sie. Druga dyspozytorka ma grype, wiec i tak nie wiem, w co najpierw rece wlozyc, a tu jeszcze to. Minie troche czasu, zanim bede mogla przespac noc. -Twink wrocila juz z Lake Stevens? -Nie, nie. Zwykle w piatki po wizycie u doktora Fallona dziewczeta jada jeszcze na kolacje z Inga i Lesem. Pewnie wroci, zanim wyjde do pracy. No, musze cos zjesc, umieram z glodu. -Smacznego. -Dzieki. Odlozylem sluchawke na widelki i jakis czas stalem, wpatrujac sie w podloge. Historyjka, ktora Twink opowiedziala Mary, w zasadzie mogla byc prawdziwa. Twinkie rzeczywiscie zaprzyjaznila sie z kilkoma dziewczetami z korporacji studenckiej i ktoras z nich mogla ja poprosic o sprawdzenie wlasciciela samochodu. Ale facet jezdzacy pietnastoletnim pikapem musialby wygladac jak Mister Ameryki, zeby zwrocic na siebie uwage dziewczyny z tego srodowiska. To po prostu zalatywalo falszem na odleglosc. - O wpol do dziewiatej wieczorem mgla byla tak gesta, ze mozna ja bylo kroic nozem. W zasadzie moglbym sobie odpuscic wartowanie tej nocy, ale nie chcialem ryzykowac. Glownym moim celem bylo udowodnienie samemu sobie, ze Twinkie nie ma nic wspolnego z tymi wszystkimi morderstwami, a to oznaczalo, ze musialem sterczec pod domem Mary regularnie. Na pewno grozilo to redukcja czasu na sen, ale w zasadzie nie mialem wyboru. 233 Na szczescie Twink byla istota przestrzegajaca nawykow. Jezeli miala zamiar sie dokads wybrac, bedzie w drzwiach punktualnie o jedenastej. Jesli do jedenastej pietnascie nie wyjdzie z domu, moge wracac i isc spac. Bardzo potrzebowalem snu.Mary wyszla o zwyklej godzinie. Ledwo ja widzialem we mgle, chociaz zaparkowalem bardzo blisko jej frontowych drzwi. Podjalem pewne ryzyko. Bylem w zasadzie pewien, ze Twink, jesli wybierze sie na polowanie, znowu upchnie rower za kontenerem na smiecie w alejce przy Sunnyside Avenue tak samo jak w srodowa noc. Wiedzialem, gdzie ta alejka jest, i moglem tam dojechac szybciej niz ona na rowerze, wiec wysiadlem i wszedlem w odnoge za domem Mary. Z powodu mgly nie widzialem z ulicy zbyt dobrze, dlatego musialem podejsc blizej. Jedenasta minela, a rower Twink nadal stal na werandzie, wobec czego zdecydowalem sie porzucic posterunek. Wracajac do samochodu, wpadlem na pewien pomysl. Moglbym zdobyc nozyce do metalu, zakrasc sie tutaj okolo trzeciej nad ranem, przeciac lancuch i ukrasc rower Twinkie. Dzieki temu przynajmniej na jakis czas zatrzymalbym ja w domu. Zrezygnowalem z tego pomyslu. Jezeli zaczne ingerowac na tym etapie, prawdopodobnie strace szanse udowodnienia, ze Twinkie nie moze byc Rozpruwaczka. - W sobotni poranek mgla nadal zaslaniala swiat. Obudzilem sie zmeczony i przygnebiony. Mimo to bylem zdecydowany poczynic jakies postepy. Wiedziony odruchem zajrzalem do ksiazki telefonicznej, szukajac adresu Waltera Fergussona. Jak sie okazalo, bylo takich trzech, ale jeden mieszkal daleko na poludniowym krancu miasta, a drugi w szykownym domu spokojnej starosci. Wobec czego pozostal mi jeden, zameldowany dosc blisko, bo na East Green Lake Way.Im dluzej o tym myslalem, tym mniej przekonujaca wydawala mi sie historyjka Twink o kolezance z korporacji studenckiej rozkochanej w facecie mocno po trzydziestce, ktory jezdzi poobijanym pietnastoletnim pikapem. Mialem troche wolnego czasu, a Fergusson mieszkal nie tak znowu daleko od stancji, wiec postanowilem sie tam przejechac i rozejrzec. Okazalo sie, ze zajmowal mieszkanie w bloku po zachodniej stronie jeziora Green Lake. Przed wejsciem stal zdezelowany szary GMC z osiemdziesiatego drugiego roku. Zaparkowalem w bocznej uliczce. Nie bylem do konca pewien, jak daleko chce sie posunac. Przeciez nie trzeba bylo specjalnie wysilac wyobrazni, zeby znalezc pretekst i zastukac do drzwi Fergussona. Twinkie zainteresowala sie tym czlowiekiem, wiec i mnie on zaciekawil. Wysiadlem z samochodu, wyszedlem za rog. 234 Mgla troche sie uniosla. Spojrzalem w strone jeziora. Po drugiej stronie ulicy rozciagal sie park. To slowo obudzilo w mojej glowie pewne skojarzenia. Jezeli Twink rzeczywiscie byla seryjnym morderca, do tej pory wybierala ofary na chybil trafl. Skoro teraz namierzala konkretny cel, musiala miec bardzo wazny powod.Podszedlem do budynku, do frontowych drzwi i przyjrzalem sie skrzynkom pocztowym. Nazwisko Fergusson znajdowalo sie obok numeru 2-A. Niewiele mi to dawalo. Za to na skrzynce oznaczonej 1-A znajdowala sie informacja: DOZORCZYNI, a nizej: Sharon Walcott. Nasunelo mi to pewien pomysl. Wrocilem do dodge'a i ruszylem w poszukiwaniu automatu telefonicznego. Znalazlem go w pobliskim sklepiku. Przekartkowalem ksiazke telefoniczna i szybko znalazlem numer Sharon Walcott zamieszkalej pod adresem Green Lake Drive. Wrzucilem kilka monet do otworu i wystukalem numer. -Halo? - odezwal sie zenski glos. -Szukam pana Waltera Fergussona - oznajmilem. - W ksiazce telefonicznej jest ich trzech, nie mam pewnosci, z ktorym powinienem sie skontaktowac. -A dlaczego pan dzwoni do mnie? -Probowalem do niego, ale ma zajety telefon. Widzi pani, mam dosc wazna sprawe. Chodzi o sprawy rodzinne. Ten Fergusson, ktorego szukam, jest moim dalekim kuzynem. Musze sie z nim porozumiec. Ma jakies trzydziesci piec, czterdziesci lat, ostatnio kiedy o nim slyszalem, pracowal jako robotnik budowlany. Jesli ten, ktorego pani zna, jest prawnikiem albo maklerem, to na pewno nie ten. -Walt moze byc tym wlasciwym - poinformowala mnie. - Jest po trzydziestce i kladzie drewniane panele scienne. Dostanie jakis spadek? -Spadkiem bym tego nie nazwal... - ostudzilem ja. - Zmarla nasza cioteczna babka, trzeba zalatwic jakies formalnosci prawne, zeby jej corka mogla sprzedac dom. Musze zlapac Walta, bo przydaloby sie, zeby podpisal kilka papierow. Nie wie pani, czy zastane go w domu za jakis czas? Przepraszam, ze pani przeszkadzam, ale do niego nie moge sie dodzwonic. -W weekendy nie wstaje przed poludniem - odpowiedziala. - Pewnie sciszyl telefon, zeby dzwonek go nie obudzil. Albo nawet zdjal sluchawke z widelek. -No to wszystko jasne. -Jesli pan sobie zyczy, moge mu wsunac pod drzwi karteczke z informacja i pana numerem telefonu. Jak sie obudzi, pewnie do pana zadzwoni. -Nie mam tutaj telefonu. Jestem przejazdem, w interesach. Nie widzialem Walta od czasow piaskownicy, watpie, czy go w ogole rozpoznam. Moglaby mi go pani opisac? -Po trzydziestce, tak jak pan powiedzial. Lysieje na czubku glowy, ma troche nadwagi i caly czas chodzi w ubraniu roboczym. Odludek z niego, ale nocami czesto wychodzi. Jesli zostawi mi pan swoje nazwisko, powiem mu, ze chcial sie pan z nim skontaktowac. 235 -Marlowe - rzucilem nazwisko powiesciowego prywatnego detektywa. - Phillip Marlowe. Walt pewnie wcale mnie nie pamieta. Ile mieszkan jest w tym budynku? Pewnie bede musial sie wybrac.-Tylko cztery. Walt mieszka na pierwszym pietrze od frontu. -Dziekuje za pomoc - zakonczylem. - Nie bede pani dluzej przeszkadzal. -Odwiesilem sluchawke. Jesli Twink miala na celowniku Fergussona, to przynajmniej wiedzialem, dokad isc, gdyby mi zniknela, kiedy sie nastepnym razem wybierze na polowanie. - Wieczorem bialy tuman wrocil ze zdwojona sila, a Twink znowu siedziala w domu. Zaczekalem do wpol do dwunastej i wrocilem na stancje.Mary poszla do pracy takze w niedzielna noc, wiec kolejny raz obserwowalem jej dom, ale znow nic sie nie dzialo. Mgla zdawala sie stalym elementem krajobrazu. Wygladalo na to, ze dopoki sie nie podniesie, Twinkie nie zaplanuje kolejnej wyprawy. Rozdzial 21Dziewiatego lutego, w poniedzialek, z samego rana zbudzil sie wiatr i dosc szybko przegonil mgle. Zaraz po obudzeniu ucieszylem sie, widzac, ze wreszcie zniknela, ale kiedy sie glebiej zastanowilem, zaczalem tego zalowac. Ten gesty mrozny tuman w jakims stopniu zatrzymywal Twinkie w domu. Teraz, kiedy zniknal, Twink pewnie znowu ruszy w teren. Przy sniadaniu nie bylem szczegolnie towarzyski. Mysli klebily mi sie w glowie, w jakims sensie obawialem sie, ze jesli zaczne mowic, wymknie mi sie cos, co powinienem zachowac dla siebie. W zasadzie mialem jedynie kilka niepotwierdzonych podejrzen. Nie wolno mi bylo latac po okolicy i klapac dziobem jak Kataryna. Powinienem nobliwie milczec i robic swoje, dopoki nie uzyskam czegos konkretnego. No bo coz, owszem, Twinkie wybierala sie czasem w miasto noca. Wielkie rzeczy. Mnostwo ludzi wychodzi z domu po zmroku. Przeciez w Seattle nie obowiazuje zasypianie z kurami. Co dalej? Wyjechala na rowerze po wyjsciu Mary do pracy, a nastepnego ranka nie znaleziono zadnego trupa. Nie bylo to tak do konca dowodem negatywnym, lecz nadal musialem sie trzymac zalozenia, ze czlowiek jest niewinny, dopoki nie udowodni mu sie winy. Stawilem sie na obu seminariach po kolei, ale na zadnym nie bylem uwaznym sluchaczem. Po wykladach zakopalem sie w bibliotece wlasciwie na cale popoludnie, glownie po to, zeby umknac swoich wspollokatorow. Bylem spiety, zamkniety w sobie i nie mialem najmniejszej ochoty odpowiadac na ich pytania. Stanowczo nie byl to czas na serdeczne zwierzenia. Wrocilem dopiero na kolacje. Przelknalem ja, nie zauwazajac, co jem, grzecznie przeprosilem ferajne i wynioslem sie w diably. Przepraszac moglem pozniej. Akurat teraz nie bylem w nastroju do rozmowy. Wrocilem do biblioteki, ale tylko tracilem czas. W ogole nie moglem sie skupic. Poddalem sie i wrocilem do samochodu. Wiatr, ktory rozpedzil mgle, teraz zamarl i biala wata zaczela znowu przeslaniac swiat. Nie byla az taka gesta jak w czasie weekendu, lecz pozwalala widziec tylko na odleglosc przecznicy. Dalej wszystko sie zamazywalo. 237 Pojechalem do Wallingford, zaparkowalem na stalym miejscu. Jesli to potrwa dluzej, bede musial sobie zorganizowac jakis zastepczy samochod.Kiedy Mary wyszla do pracy, podjechalem w alejke obok jej domu. Troche ryzykowalem, ale mialem przeczucie, ze Twink, jesli wybierze sie na polowanie, w ogole mnie nie zauwazy. Za pietnascie jedenasta rozblyslo swiatlo w jej sypialni, po paru minutach zgaslo. Potem na krotko zapalilo sie w kuchni; po chwili Twink zjawila sie na werandzie. Siedzialem nieruchomo, az zniknela u wylotu alejki, a potem pojechalem prosto na Sunnyside. Zaparkowalem obok wjazdu w alejke i czekalem. Musze przyznac, ze bylem bardzo zdenerwowany. Minela chyba wiecznosc, zanim ponownie zobaczylem Twinkie. Znowu miala na sobie ten sam czarny plaszcz przeciwdeszczowy. Szla pieszo. Pojecia nie mialem, dlaczego upycha rower za kontenerem na smieci. Doszla do rogu - i wsiadla do zaparkowanej tam hondy. No tak. To wiele wyjasnialo. Bardzo wiele. Oczywiscie, chowala rower za kontenerem, bo miala inny srodek transportu. Poczulem ucisk w zoladku. Do tej pory czepialem sie pokrzepiajacej swiadomosci, ze niektore zabojstwa dokonane przez Rzeznika z Seattle mialy miejsce zbyt daleko; Twink nie dotarlaby tam rowerem w jedna noc. Tymczasem ona miala samochod! Samochod, o ktorym nikt z nas nie wiedzial. Samochod, dzieki ktoremu mogla sie przemieszczac w terenie o promieniu co najmniej stu kilometrow, w czasie gdy Mary byla w pracy. Przez dluzsza chwile auto stalo w miejscu, ale wydobywajace sie z rury wydechowej spaliny swiadczyly o tym, ze silnik pracuje. Nie rozumialem, co sie wlasciwie dzieje, ale wreszcie mnie olsnilo: Twinkie musiala przeciez zaczekac, az rozmarzna szyby. Mgla byla, mroz byl, wiec na pewno miala lod na szybach. Po jakichs pieciu minutach zapalila refektory i odjechala. Pozwolilem jej sie wyprzedzic mniej wiecej o przecznice, a potem sam wlaczylem swiatla i pojechalem za nia. Bylem niemal calkowicie pewien, ze znam cel tej wyprawy, ale nie chcialem ryzykowac. Jechala Sunnyside na polnoc, potem skrecila w lewo w Piata i zawrocila na poludnie przy koncu Woodland Park. Zjechala w prawo w Green Lake Way i ruszyla juz prosto w strone okolicy, gdzie mieszkal Fergusson. Jesli sie nie mylilem, Twink nie szukala ofary na chybil trafl. Nie tym razem. Tym razem szukala konkretnego faceta, a ten facet mial na nazwisko Fergusson. Nie bylem pewien powodu jej zachowania, ale przerazajaco wiele faktow zaczynalo do siebie doskonale pasowac. O to jednak moglem sie martwic pozniej. Na razie usilowalem sie trzymac na tyle blisko, zeby mi nie zniknela we mgle. Przejechala przed budynkiem, w ktorym mieszkal Fergusson, i zaparkowala dwie przecznice dalej. Minalem ja, skrecilem w lewo w jakas boczna uliczke, zostawilem sa- 238 mochod i pobieglem z powrotem na glowna ulice. Kiedy znowu zobaczylem te szara honde, odnioslem wrazenie, ze silnik nadal pracuje. Cofnalem sie kilka krokow, zeby wyjsc z kregu swiatla, i czekalem.Po chwili Twink otworzyla drzwiczki; na moment zapalilo sie mdle swiatlo we wnetrzu samochodu. Tym razem nie byla ubrana w plaszcz przeciwdeszczowy, chyba przerzucila go przez ramie. Podnioslem do oczu lornetke. Wyregulowalem ostrosc. O malo sie nie udlawilem z wrazenia. Twinkie miala na sobie wyjatkowo krotka spodniczke oraz bluzke, ktora bardzo niewiele pozostawiala domyslom i wyobrazni. Okreslenie "przyneta" samo sie cisnelo na usta. Twink prezentowala swoje wdzieki, jakby zachwalala towar, bez dwoch zdan. Przeszla na druga strone ulicy i wolnym krokiem deflowala po chodniku tuz przed domem, w ktorym mieszkal Fergusson. Takiej Twinkie w ogole nie znalem. Odkad wyszla z zakladu doktora Fallona, w zasadzie pod wieloma wzgledami sprawiala wrazenie, jakby byla rodzaju nijakiego. Zawsze ubierala sie ladnie, zwykle sie lekko malowala, ale w jej zachowaniu nigdy nie bylo zadnych elementow seksualnej prowokacji. Chyba zalozylem, ze gwalt i mord dokonane na Reginie stlumily w Renacie instynkt plci. Najwyrazniej stan fugi go uwalnial. Dowod mialem wlasnie przed oczami. Jezeli Twinkie przechadzala sie po parkach i budowach w Seattle i okolicach w taki sposob, jak teraz paradowala przed budynkiem, w ktorym mieszkal Fergusson, to bez najmniejszych klopotow zwracala na siebie uwage dokladnie takich facetow, jakich zamierzala skusic. Mozna by powiedziec: sama sie prosila. Unioslem nieco lornetke, zeby spojrzec w okna Fergussona. W pokoju od frontu bylo ciemno, ale i tak dostrzeglem zarys postaci. Powiedzialbym, ze Twinkie jak najbardziej pobudzila ciekawosc lokatora. Dotarla do konca budynku. Znalazla sie blisko mnie, wiec ukrylem sie za drzewem, zeby uniknac sytuacji, w ktorej jedno z nas musialoby powiedziec: "O, czesc, co ty tu robisz?". Odczekalem kilka minut, potem znowu wystawilem glowe. Twink juz zrobila w tyl zwrot i teraz szla w przeciwna strone ta sama droga. Wolno, zmyslowo. Zarys postaci Fergussona zniknal. Twinkie przeszla na druga strone ulicy, stanela. Nawet przez lornetke juz jej dobrze nie widzialem, bo znad jeziora podnosila sie coraz gesciejsza mgla. Katem oka dostrzeglem ruch po mojej stronie ulicy. Spojrzalem przez lornetke w tamta strone. Ciemna postac, nieomal sam cien, sunela wzdluz boku budynku. Bylem calkowicie pewien, ze to Fergusson. Szedl bardzo szybko. On stanowczo nie chcial zwracac na siebie uwagi. Twink obrocila sie i leniwym krokiem ruszyla w glab parku. Sprawiala wrazenie, jakby jej sie nigdzie nie spieszylo. 239 Wtedy cholerna mgla zawirowala i przeslonila wszystko. Widzialem moze na piec metrow, nie dalej. No coz, jezeli ja ich nie widzialem, to oni takze nie mogli zobaczyc mnie, wiec przeszedlem przez ulice. Bylem w tej grze trzecim graczem, a moja przewaga polegala na tym, ze tamci dwoje w ogole nie zdawali sobie sprawy z mojej obecnosci.Nie wiedzialem, co zrobie, jesli sie znienacka natkne we mgle na ktores z nich lub na oboje. Mgla w miescie wyglada zupelnie inaczej niz na wsi. Jest polyskliwa, bo odbija swiatla uliczne i refektory pojazdow, podczas gdy za miastem jest biala, ale i ciemna. W miescie drzewa i krzewy wylaniaja sie z bialej waty calkiem niespodziewanie. Przyszlo mi do glowy, ze narazam sie na calkiem realne niebezpieczenstwo. Gdzies tam we mgle byl Fergusson, ktory mial stanowczo zle zamiary. Byla tam takze Twinkie i byc moze, miala zamiary jeszcze gorsze. Jezeli przypadkiem pomyli mnie z Fergusso-nem, to skoncze jako nastepna ofara Rozpruwaczki. W zyciu nie przyszlo mi do glowy, zeby sie bac ktorejs z Twinkie Twins, ale gdyby jedna z nich rzucila sie na mnie ze strzykawka pelna kurary, nie mialbym nawet czasu dac jej znac, ze to ja. A nawet gdybym zdazyl, istniala tez mozliwosc, ze jesli Twink rzeczywiscie znajduje sie w stanie fugi, w ogole by nie wiedziala, kim jestem. Od tej chwili bardzo sie staralem byc wyjatkowo ostrozny. Nagle miedzy drzewa wdarl sie snop jasnego swiatla. Ktos z ulicy omiatal park re-fektorem. Nietrudno bylo sie domyslic, kto byl taki ciekawski - od pewnego czasu policje Seattle wyjatkowo interesowalo, co sie dzieje w parkach. Innymi slowy, robilo sie tloczno. Moja jedyna przewaga polegala na tym, ze wiedzialem o wszystkich innych graczach. Strumien swiatla odsunal sie ode mnie powoli, wiec wyszedlem zza krzewow, za ktorymi sie ukrylem. A wtedy gdzies z dala, znad brzegu jeziora dobiegl mnie pewien szczegolny dzwiek, ktory zmrozil mi krew w zylach. Wibrujacy kobiecy glos wyspiewujacy minorowa piesn bez slow. Nie byla to nawet okreslona melodia, ale i tak rozpoznalem ja natychmiast. Bog mi swiadkiem, slyszalem ja juz dostatecznie czesto. Ten dzwiek dochodzacy gdzies z pokladow mgly nieomal perfekcyjnie nasladowal glos kobiety spiewajacej na nieoznaczonej kasecie, ktorej Twinkie sluchala godzinami. Z oddali rozbrzmial drugi glos i przylaczyl sie do spiewu kobiety w straszliwym kontrapunkcie. Przeszedl mnie zimny dreszcz. Zdalem sobie sprawe, ze to wilki z zoo zawyly w odpowiedzi na prymitywna piesn kobiety skrytej we mgle nad brzegiem jeziora. Promien refektora wrocil. Przeczesywal biala noc coraz blizej mnie, w miare jak policyjny woz posuwal sie wzdluz Green Lake Way. Policjanci musieli uslyszec te same dzwieki, ktore dotarly do mnie, ale z pewnoscia nie wiedzieli o nich tyle co ja. 240 W jakims sensie stracilem wtedy zdolnosc jasnego myslenia. Gliniarze najczesciej pracuja w parach, wiec wiedzialem, ze za kilka chwil dwoch gliniarzy - obaj z bronia - zacznie przeszukiwac sina, polyskliwa ciemnosc nad brzegiem jeziora, chcac sie przekonac, co to za dziwny halas zwrocil ich uwage. Jezeli znajda dziewczyne tnaca Fergussona na kawalki, zapewne beda najpierw strzelac, a potem zadawac pytania. Stanowczo musialem znalezc Renate pierwszy. Nie wiedzialem, co zrobie, kiedy ja znajde, ale o to moglem sie martwic pozniej. Teraz najwazniejsze bylo usunac ja z linii ognia.Nie moglbym z reka na sercu powiedziec, ze bieglem przez ten gesty bialy tuman, ale staralem sie isc jak najszybciej. Swiatlo refektora zawrocilo jeszcze raz, wiec szybko sie schylilem. Jesli gliniarze mieli bron w pogotowiu, moglem zostac ich pierwszym celem. Renata ciagle spiewala gdzies w oddali, wilki z ogrodu zoologicznego jej wtorowaly, stad mialem pewnosc, ze jeszcze nie skonczyla z Fergussonem. Strumien swiatla z Green Lake Way przesunal sie obok mnie i znieruchomial. Domyslilem sie, ze samochod policyjny stanal. Minie najwyzej kilka chwil, zanim gliniarze dojda do wniosku, ze jednak musza wysiasc i wejsc do parku. Ruszylem biegiem. Z poczatku zamierzalem dopasc Renate, zanim wstrzyknie Fergussonowi kurare, ale przestalem miec na to szanse w chwili, gdy zniknela mi we mgle. Teraz moglem tylko miec nadzieje, ze zdolam ja usunac gliniarzom sprzed nosa, by nie przylapali jej na goracym uczynku. Spiew rozbrzmial w mocnym crescendo, a potem zamilkl, nieomal z zalem. Wilki jednak spiewaly nadal. A potem uslyszalem cichy plusk. Renata skonczyla ze swoja ofara i weszla do wody. Przynajmniej nie zlapia jej nad zakrwawionym cialem Fergussona. Obejrzalem sie przez ramie. Widzialem dwa swiatla latarek. Zblizaly sie do jeziora. Czyli policjanci wyszli z samochodu. Gdzies daleko uslyszalem wycie syren. Innymi slowy, poprosili o wsparcie. Jak na ironie losu, dzwoniac do centrali, najprawdopodobniej rozmawiali z Mary. Tak czy inaczej, ciagle jeszcze znacznie ich wyprzedzalem. Jesli szczescie mi dopisze, zdaze zlapac Renate, kiedy bedzie wychodzila z wody, i usune ja ze sceny zbrodni, zanim zostanie aresztowana. Obym tylko zdolal wsadzic ja do samochodu, wtedy juz na pewno dam rade zawiezc ja do domu Mary. Potem poszukam w apteczce srodkow nasennych. Jesli wszystko sie powiedzie, przed switem Twink bedzie z powrotem w zakladzie doktora Fallona. Pewien problem stanowily jednak czerwone blyskajace swiatla, ktore pojawily sie na ulicy. Przybylo wsparcie. Lada moment park zaroi sie od gliniarzy. W ciemnosciach rozblysly kolejne latarki. 241 Dotarlem do brzegu jeziora i ruszylem wzdluz lustra wody. Mgla ograniczala widocznosc do kilku metrow, wiec nie wiedzialem, czy Renata brodzi na plyciznie, czy plywa na glebszej wodzie.I wtedy znow uslyszalem cichy plusk: Zyskalem odpowiedz na swoje pytanie. Renata plynela. Obejrzalem sie i zrozumialem dlaczego. Liczne swiatelka latarek rozjasnialy wlasciwie caly park. Renata byla szalona, ale nie az tak, zeby ruszyc prosto w otwarte ramiona policji. Szedlem dalej tuz przy brzegu, nadsluchujac rzadkich cichych pluskow. Nie widzialem prawie nic, ale slyszalem tyle, ze moglem podazac w te sama strone co Renata. W pewnym momencie dojrzalem w trawie, niedaleko wody, plastikowy czarny plaszcz przeciwdeszczowy. Pare metrow dalej, obok pnia drzewa lezalo cos nieruchomego. Mialem absolutna pewnosc, ze to cialo Fergussona. Chyba nie myslalem wtedy zbyt trzezwo, bo przyszlo mi do glowy, ze gdybym odciagnal trupa od brzegu jeziora i schowal w krzakach, gliniarze nie znalezliby go tak szybko. W ten sposob dalbym Renacie wiecej czasu na ucieczke. Trzeba bylo dzialac blyskawicznie. Latarki blyskaly coraz blizej. Wlasnie kiedy bylem tuz obok nieruchomej postaci, refektor z ktoregos policyjnego samochodu przebil sie przez mgle. Padlem na ziemie. Gdy odwazylem sie podniesc glowe, spojrzalem prosto w twarz Fergussona. W poswiacie mgly rozjarzonej refektorem ujrzalem znacznie wiecej, nizbym sobie zyczyl. Na twarzy martwego mezczyzny zastygl wyraz najwyzszego przerazenia. Nie zapomne go nigdy. Fergusson rozpoznal twarz dziewczyny, ktora trzy lata wczesniej zamordowal. Zwymiotowalem. Cofalem sie tylem, na czworakach, jak krab salwujacy sie ucieczka. Wreszcie sie odwrocilem, podnioslem na nogi i pobieglem skulony w strone wody. Robilo sie krucho z czasem. Musialem wyprzedzic gliniarzy, ale Renata nie plynela zbyt szybko. Pewnie nawet sie nie spieszyla. Wygladalo na to, ze unika jedynie swiatla latarek. Ja tez przed nimi uciekalem, tyle ze dla mnie bylo to bardziej skomplikowane zadanie, bo jednoczesnie usilowalem nie zgubic Twink. W pewnym momencie gdzies za plecami uslyszalem wolanie. Obejrzalem sie i spostrzeglem, ze wszystkie swiatla latarek skupily sie w jednym miejscu, tym, ktore niedawno opuscilem. Gliniarze znalezli Fergussona, a raczej to, co z niego zostalo. Mialem szanse zyskac troche czasu. Ja od poczatku wiedzialem, co sie moze zdarzyc. Policjanci szukali jedynie zrodla dziwnych dzwiekow. Odkrycie ciala Fergussona zatrzyma ich na kilka chwil, nim sobie uswiadomia, ze o malo nie zlapali Rozpruwaczki za reke. Pierwsi dwaj slyszeli spiew Renaty, ale nie zdawali sobie sprawy, co oznaczal. Ciche pluski wyraznie oddalily sie od brzegu. Niedobrze. Mogla sie utopic. Na pewno zbrodnia ja niezle nakrecila, a woda byla lodowata. Kiedy Renata odzyska swiadomosc, moze przestac plynac - i utonac. 242 Brzeg jeziora skrecal w lewo, swiatla z ulicy zgubily sie we mgle. Skowyt wilkow zdawal sie coraz blizszy. Nagle zrozumialem, ze sam park pomiedzy Green Lake Way a jeziorem zostal juz za mna, teraz znalezlismy sie w Woodland Park.Raz jeszcze zerknalem przez ramie. Swiatla latarek nadal tkwily w tym samym miejscu. Odetchnalem odrobine. Ale od dluzszej chwili nie uslyszalem zadnego plusku, co mnie mocno zaniepokoilo. Zaraz jednak spostrzeglem cos, co mi wyjasnilo sytuacje. Szczesliwym zbiegiem okolicznosci traflem na waska piaszczysta plaze, na ktorej widac bylo krotki rzadek odciskow stop prowadzacych z wody w strone trawnika. To na pewno byla Renata. Nie tak znowu wiele osob chodzi sobie poplywac w lutym po polnocy. A zamarzajaca mgla, ktora przeklinalem rowno caly tydzien, raptem wydala mi sie darem niebios, poniewaz osadzajac sie na doskonale utrzymanym trawniku, powlokla go bladobialym kruchym welonem. Na tej plaszczyznie doskonale widoczny byl slad, jaki Renata zostawila po wyjsciu z jeziora. - Teraz latwo mi bylo za nia isc, tyle ze gliniarzom rownie latwo bedzie znalezc ten trop. Pobieglem za Twink, ale kluczac po trawie tam i z powrotem, zygzakujac, mieszajac swoje slady prowadzace w rozne strony z prosta linia odciskow jej stop. Mialem nadzieje, ze to na jakis czas zatrzyma policjantow, jesli ktorys z nich jest na tyle inteligentny, by dojsc do wniosku, ze morderca Fergussona prawdopodobnie jest ciagle w poblizu. Jezeli zaczna szukac wszyscy, narobia pewnie wiecej sladow niz ja.Bylem pewien, ze Renata zacznie szukac schronienia. I to niedlugo. Bylo mrozno, a ona ociekala woda. Poza tym byla skapo ubrana. Jesli nie znajdzie szybko jakiegos cieplego miejsca, grozi jej o zapalenie pluc. Odciski stop wiodly na poludnie. Puscilem sie biegiem. Musialem ja znalezc, zanim wyjdzie na Piecdziesiata. Na betonie przestanie zostawiac slady. Zobaczylem ja. Dzieki Bogu, ze czarny plaszcz przeciwdeszczowy zostal w parku. Ukryla sie za drzewem, wyraznie czekajac na przerwe w ruchu, zeby przejsc na druga strone ulicy. Nawet gdy jej umysl byl zacmiony, nadal byla wystarczajaco bystra, zeby sie ukrywac, dopoki nie oddali sie od szczatkow Fergussona. Skulilem sie za jakims wiekszym krzakiem i obserwowalem ja uwaznie. Mgla spowijala cale miasto, ale w pewnej chwili zawirowala, ukazujac mi znajoma sylwetke wznoszaca sie nad dachami - byla to wieza kosciola Swietego Benedykta. Z poczatku przyjalem, ze Renata sprobuje dostac sie na alejke, gdzie zostawila rower, i stamtad wrocic do domu Mary. Potem odczekalaby dzien czy dwa, podjechala autobusem w okolice, gdzie zaparkowala, i przestawila samochod blizej domu. 243 Tymczasem bliskosc swiatyni otwierala zupelnie nowe mozliwosci. Przypuszczam, ze kosciol oznaczal dla Twinkie bezpieczenstwo. Czy zdazala do Swietego Benedykta od chwili, gdy wyszla z wody?Co wiecej, moze kosciol mial inne jeszcze, prawne znaczenie jako azyl? Czy ojciec O'Donnell mogl zamknac gliniarzom drzwi tego przybytku przed nosem? Przypuszczalem, ze raczej nie, ale w naszym systemie prawnym zostalo mnostwo nonsensow obowiazujacych od czasow sredniowiecza. Z napieciem obserwowalem, jak Renata wychynela zza drzewa i przebiegla przez ulice. Udalo jej sie zapasc w cien po drugiej stronie. -Diabla tam! - burknalem pod nosem i tez puscilem sie biegiem. Renata byla juz ladny kawalek dalej, szla Stone Way. Na rogu skrecila w prawo. Teraz bylem pewien. Rzeczywiscie szla do kosciola. Przyspieszylem i znalazlem sie na tym samym rogu dwie minuty pozniej. Za nic w swiecie nie chcialem jej zgubic wlasnie teraz. Widzialem ja wyraznie. Szla prosto do wrot swiatyni. Zostaly jej tylko dwie przecznice, szybko je pokonala. Wspiela sie po schodach frontowego wejscia, a ja odetchnalem z ulga. Ojciec O'Donnell zostawil kosciol otwarty, tak jak mial w zwyczaju, wiec Renata bez trudu dostala sie do srodka. A ja co mialem robic? Nie moglem przeciez deptac jej po pietach! W tej chwili drzwi kosciola sie otworzyly i ksiadz wystawil glowe na zewnatrz. -Halo? - odezwal sie cokolwiek nieprzytomnym glosem. Pewnie czujnik ruchu zamontowany w kruchcie dal mu znac, ze ma goscia, ale najwyrazniej ojciec O'Donnell nie dostrzegl Renaty. -Prosze ksiedza! - zawolalem. -Mark? To ty? -To ja. Przed chwila weszla tutaj Renata. -Nie widzialem jej. W trzech susach pokonalem schody. -Mamy duze klopoty, ojcze - oznajmilem. -Wejdzmy do srodka. -Chwileczke, niech mnie ksiadz wyslucha. Renata nie jest soba. Sledze ja od kilku godzin, wiem, ze lepiej teraz sie do niej nie zblizac. Jest niebezpieczna. -Renata?! Dajze spokoj, nie zartuj sobie ze mnie. -Jestem smiertelnie powazny. Trudno mi sie z tym pogodzic, ale to Renata jest tym seryjnym zabojca, ktory morduje mezczyzn w okolicy zatoki Puget od zeszlej jesieni. -Renata?! 244 -Ja tez nie moglem w to uwierzyc, ale wlasnie przed chwila dopadla kolejna ofare. Przypuszczam, ze gliny depcza nam po pietach, wiec bede sie streszczal. Renata w zasadzie robila wrazenie, ze powraca do zdrowia, ale tak naprawde stale jej sie pogarszalo. Przypuszczam, ze teraz w ogole nie zdaje sobie sprawy, co sie dzieje, ale fakty sa takie, ze kiedy traci swiadomosc swoich czynow, rusza na polowanie. Jest jak aniol zemsty. Nie potrafe tego udowodnic, lecz przypuszczam, ze facet, ktorego wlasnie dorwala, byl jej celem od wrzesnia. To on zamordowal jej siostre.-Boze slodki! -Prosze ksiedza - odezwalem sie z bolem - nie powinna byc osadzana, ale trzeba jej przeszkodzic. Jesli tak dalej pojdzie, bedzie zabijala wszystkich mezczyzn, jak leci: ksiedza, mnie, listonosza, bez roznicy! -Moze popelnilem... - urwal. - Co proponujesz? -Powinna jak najpredzej sie znalezc w klinice. Pewnie lekarz ja nafaszeruje prochami po uszy, ale przynajmniej bedzie bezpieczna. Nie moze sie dostac w rece policji, nikt jej tam nie zrozumie. Chcialbym, zeby Renaty nie spotkala zadna krzywda. -Amen. Wejdzmy, sprobujemy ja znalezc. -Zgoda, ale badzmy ostrozni. O ile wiem, nadal ma noz. Moze przydaloby sie zamknac wejscie. Zyskamy pewnosc, ze nie ucieknie. Gliniarze maja nerwy napiete do granic wytrzymalosci i moga strzelac bez pytania. Wrocilismy do kruchty i ojciec O'Donnell zamknal ciezkie odrzwia. -Chodzmy do oltarza - szepnal. - Sprobujmy z nia porozmawiac, moze da sie ja przekonac i wyjdzie z ukrycia. -Sprobowac warto - przystalem. - Nie chcialbym sie z nia silowac. Ruszylismy wolno mroczna nawa. Chyba obaj bylismy niezle wystraszeni. Ja na pewno. -Moze ty pierwszy sie do niej odezwij? - zaproponowal ksiadz. Juz mialem sie zgodzic, kiedy uslyszalem jakies niewyrazne dzwieki dochodzace z bocznego oltarza. -Slysze ja - szepnalem. - Jest tam. Obaj wytezylismy sluch, ale niewiele nam to dalo. Rozpoznalem pelen sepleniacych dzwiekow jezyk znany wylacznie blizniaczkom. Jesli Renata mowila do siebie w blizniaczym, to z cala pewnoscia nie byla przy zdrowych zmyslach. Ostroznie podszedlem blizej, wytezajac wzrok, by dostrzec ja w ciemnej niszy, gdzie stala fgura swietego Benedykta z dlonia uniesiona w gescie blogoslawienstwa. Wlasnie w tej chwili swiatla przejezdzajacego samochodu przeslizgnely sie po koscielnym witrazu. Nie wierzylem wlasnym oczom. Moglbym przysiac, ze przez te krotka chwile widzialem dwie mlode dziewczyny. 245 Ojciec O'Donnell mial trudnosci ze zlapaniem oddechu.-Matko przenajswietsza! - wyrwalo mu sie. Powoli zblizalismy sie do niszy. Teraz juz znacznie wyrazniej widzialem dwie postaci. Byly identyczne, tyle ze jedna z nich miala mokre wlosy. Nie zdawaly sobie sprawy z naszej obecnosci, pewnie nawet nie uswiadamialy sobie, gdzie sie znajduja. Goraczkowo szeptaly, niekiedy tylko wyrywalo im sie glosniejsze slowo. Jeden z glosow byl udreczony, drugi triumfujacy. Po chwili jedna z postaci zaczela szlochac, druga objela ja i wyraznie pocieszala. Potem, na oczach moich i ojca O'Donnella, dwie postacie zaczely sie laczyc w jedna, a sepleniace dzwieki mowy blizniaczek zmienily sie w piesn, ktora juz slyszalem tej nocy. Swiatla kolejnego samochodu omiotly wnetrze kosciola, rzucajac na sciany barwy z witrazy. Przez chwile widzielismy Renate zupelnie wyraznie. Upadla na podloge, wzrok miala nieprzytomny, a twarz dziwnie spokojna. Spiewala cichutko pod czujnym wzrokiem swietego Benedykta. Ruch czwarty AGNUS DEI Rozdzial 22Razem z ojcem O'Donnellem stalismy nad Renata w niemym zdumieniu. -Przyniose jakis koc, trzeba ja okryc - odezwal sie ksiadz cicho. Wreszcie odzyskalem zdolnosc myslenia. -Powinnismy wezwac karetke. -Tak - zgodzil sie powaznie. - Zimna dzisiaj noc. -Jakbym nie wiedzial - mruknalem pod nosem. -Gdzie ona sie tak zmoczyla? -Weszla do jeziora, zeby zmyc z siebie krew. Potem zobaczyla swiatla latarek, wiec poplynela do plazy. Jakies piecset metrow. Powinna jak najszybciej sie znalezc w szpitalu. Zabiore ja do Lake Stevens, jak wyzdrowieje. -Przyniose koc i wezwe karetke. - Ksiadz pospieszyl do zakrystii. - Ambulans zjawil sie po dziesieciu minutach. Sanitariusze pozwolili mi wsiasc do karetki. Ktos musial im pomoc wypelnic dokumenty, a moj samochod zostal przy Green Lake Way.-Odezwe sie - obiecalem ksiedzu. Patrzyl na nas, stojac w drzwiach kosciola. Twarz mial zasmucona. Kierowca wlaczyl kogut i syrene, chociaz ruch byl niewielki, wiec bardzo szybko znalezlismy sie w szpitalu przy kampusie. Renata dygotala gwaltownie i jeczala bez przerwy, choc nadal daly sie slyszec tony tej piesni, ktora nagralem z jej ulubionej tasmy. Trzymalem dziewczyne za reke, ale watpie, zeby sobie z tego zdawala sprawe. Gdy dotarlismy na pogotowie, jakas kobieta potrzebowala ode mnie informacji do wypelnienia calej gory papierow. Staralem sie jej pomoc, ale kompletnie nie bylem w nastroju do odpowiadania na dziesiatki pytan. -Dziewczyna jest psychicznie chora - ucialem w koncu. - Uznala, ze jest swietna pogoda na plywanie. 248 -W lutym? - zdumiala sie urzedniczka.-Naprawde ma klopoty z glowa. Ale jej staruszek spi na pieniadzach, wiec niech sie pani nie przejmuje rachunkami. -Czy moze mi pan podac jego imie, nazwisko, adres i numer telefonu? -Niech mi pani poda aparat, zadzwonie do niego. Sam pani wszystko powie. Les wydawal sie lekko nieprzytomny. Nic dziwnego, w koncu byla druga nad ranem. -Szefe, Renata znowu miala odlot - powiedzialem. - Wpadla do wody w Wo- odland Park i usilowala sie ogrzac w kosciele Swietego Benedykta. Jest teraz w szpi talu uniwersyteckim. Trzeba podac rozne informacje do karty. Dam znac, jak sie czuje Twink, gdy tylko bede cos wiedzial. - Podalem sluchawke kobiecie z recepcji i posze dlem zasiegnac jezyka. Nie uzyskalem zbyt szczegolowych odpowiedzi, wiec usiadlem w poczekalni i nie ruszylem sie stamtad jakies pol godziny, az zjawil sie lekarz. Byl to dosc mlody czlowiek, ale wygladal na kompetentnego fachowca. -Panna Greenleaf doznala hipotermii - poinformowal mnie. - Musimy postepowac ostroznie, zeby nie spowodowac szoku. -I bez tego ma dosyc klopotow - przyznalem. Milczal przez kilka chwil i widocznie zdecydowal sie zalatwic sprawe prosto z mostu. -Skoro juz jestesmy przy klopotach, to chcialbym wiedziec, czy panna Greenleaf ma jakies problemy psychiczne. Nie sposob zrozumiec, co mowi. -Panie doktorze, ona jest wariatka - odparlem szczerze. - W zeszlym roku zostala zwolniona z kliniki psychiatrycznej, ale nadal miewa odjazdy. Wszyscy sadzilismy, ze zdrowieje. Bylismy naiwni. Niech pan jej jakos pomoze sie pozbierac, a ja zaraz ja zabiore do prywatnego sanatorium. -Az tak zle? - Lekarz byl zaskoczony. -Duzo gorzej. Prosze na siebie uwazac, potraf byc niebezpieczna. -Kiedy juz bedzie mozna ja zwolnic z oddzialu intensywnej opieki medycznej, przeniesiemy ja na oddzial psychiatryczny. Jak pan sie na to zapatruje? -Nie wiedzialem, ze macie tu oddzial psychiatryczny. -To duzy szpital, nie tylko klinika, gdzie lata sie uczniakow, ktorzy po pijaku spadaja ze schodow. Mamy tutaj praktyki, a studenci medycyny musza sie zapoznac z wszelkimi przypadkami. -Powinienem byl o tym wiedziec - przyznalem. - Jedna z moich wspollokatorek jest na medycynie, lecz nieczesto opowiada o tym, co sie dzieje w szkole. Pewnie dlatego ze jej nie pytamy. Nie mamy ochoty na kliniczne opisy autopsji przy kolacji. -Pan takze studiuje? 249 Pokiwalem glowa.-Angielski. Rozbieram na czesci pierwsze zdania, nie ludzi. Usmiechnal sie lekko. -Przestrzege personel przed panna Greenleaf - zapewnil mnie na odchodnym. - Zadzwonilem do ojca O'Donnella z najnowszymi wiadomosciami. Podpowiedzial mi, ze powinienem sie skontaktowac z Mary. Poszperawszy chwile w portfelu, znalazlem numer do komisariatu. Sama mi go kiedys podala. Chwile trwalo, zanim mnie z nia polaczono, ale kazdego przekonywalem, ze to bardzo wazna sprawa rodzinna, wiec w koncu ludzie po drugiej stronie drutu dali mi ja do telefonu.-Nie powinienes mi przeszkadzac w pracy - zrugala mnie na poczatek. -Mary, pojawil sie powazny problem. Twinkie znowu miala odlot. Wloczyla sie po Woodland Park i wpadla do jeziora. Doznala wychlodzenia. Jestem z nia w szpitalu uniwersyteckim. Chyba dobrze by bylo, gdybys tu przyjechala po pracy. -Zawiadomiles Lesa? -Tak, zadzwonilem do niego od razu, jak przyjechalismy. -Skad sie o wszystkim dowiedziales? Oho... Teraz musialem byc ostrozny. Istniala niewielka mozliwosc, ze nasza rozmowa jest nagrywana. -Trafla do kosciola Swietego Benedykta i ojciec O'Donnell mnie zawiadomil -odparlem. Nie chcialem sie zaglebiac w szczegoly. -Przyjade zaraz po dyzurze - obiecala. Odwiesilem sluchawke i wrocilem do poczekalni. Jak dotad, szlo nie najgorzej. Jesli dobrze rozegram sprawe, nadal mam szanse zabrac Twink prosto do doktora Fallona. Zgoda, Fergusson nie zyl i to wlasnie Twinkie pozbawila go zycia. No i co z tego? Moja rola polegala na tym, zeby odstawic Twink w bezpieczne miejsce, zanim dopadna ja gliny. Wykonalem kawal dobrej roboty, mylac slady na trawie i lgajac niemalo, wiec jesli mi szczescie dopisze, moze gliniarze niepredko skojarza fakty i uda mi sie wywiezc Twink z miasta. Kiedy zniknela mi z oczu i dopadla Fergussona, myslalem, ze juz wszystko przepadlo, ale teraz znowu zaczynalem miec nadzieje, ze jakos ja z tego wyciagne. - Zdrzemnalem sie w poczekalni. O siodmej rano zadzwonilem na stancje. Telefon odebrala Erika. 250 -Tak?-To ja, slonko, Mark. Jestem na intensywnej opiece w szpitalu uniwersyteckim. Renata dzisiaj znowu odjechala, wpadla do wody, a potem jeszcze wloczyla sie po Woodland Park. Na koniec trafla do kosciola i ojciec O. wezwal karetke. -Hipotermia? -Tak mi powiedzieli. Wroce, jak bede mial pewnosc, ze juz jej nic nie grozi. -Chyba jestes zmeczony. -Malo spalem. Staram sie byc przytomny na wszelki wypadek. Przydaloby mi sie troche twojej kawy. -Idz do szpitalnej kawiarenki. Tamtejsza kawa nie jest pierwszej klasy, ale daje niezlego kopa. -Sprobuje. Przekaz wiadomosci reszcie, dobrze? -Nie ma sprawy. Odwiesilem sluchawke i poszedlem do toalety. Kiedy mylem rece, nagle zamarlem ze zgrozy, patrzac na swoje odbicie w lustrze. Na samym przedzie kurtki widniala krwawa smuga. Zdaje sie, ze w parku znalazlem sie za blisko ciala Fergussona, a potem paradowalem w miejscach publicznych, swiecac ludziom w oczy krwawa plama. Sprobowalem ja zmyc, ale nie wszystko zeszlo. W koncu zrezygnowalem i tylko zdjalem kurtke. - Powinienem byl sie domyslic, ze dziewczeta nie zostawia sprawy odlogiem, lecz bylem juz naprawde zmeczony. Minely moze trzy kwadranse, kiedy Erika i Sylvia zjawily sie w szpitalu.-Wy poczekajcie tutaj - zarzadzila Erika - a ja pojde sie dowiedziec, na czym faktycznie stoimy. -Mark, wygladasz okropnie - stwierdzila Sylvia. -I tak sie czuje. -Co sie naprawde stalo? -Sam chcialbym wiedziec. Renata zjawila sie w kosciele, ociekajac woda i sypiac soplami. Majaczyla cos w jezyku blizniaczek i dygotala tak, ze mogla spowodowac trzesienie ziemi. Ojciec O. skontaktowal sie ze mna i wezwal karetke. -Przeciez nie bylo cie w domu. Jak sie z toba skontaktowal? Nie klam, czlowieku, jak masz wate w glowie. Z kazdym klamstwem coraz bardziej sie pograzasz. -Akurat wrocilem - odparlem troche za szybko. - Uslyszalem telefon i to byl wlasnie ojciec O. Poniewaz dzwonil do mnie, nikogo nie budzilem. Sylvia obrzucila mnie sceptycznym spojrzeniem. Chyba nikt nie kupilby takiego lgarstwa. 251 Wrocila Erika. Wygladala na bardzo zmartwiona.-Renata juz wczesniej byla przeziebiona - oznajmila. - Hipotermia dolozyla swoje, wiec teraz ma wysoka goraczke i najprawdopodobniej obustronne zapalenie pluc. -A niech to! - wykrzyknela Sylvia. - Fatalnie! -Rzeczywiscie, zapalenie pluc to nie zarty - zgodzila sie Erika - ale z drugiej strony, jesli kiedykolwiek postanowisz miec zapalenie pluc, to koniecznie w szpitalu. Tutaj wszyscy sie na tym znaja. Zostane, bede trzymac reke na pulsie. Wy juz idzcie, nie ma sensu, zebyscie tu siedzieli. Sylvia, zaprowadz Marka do domu i poloz spac. Ledwo sie trzyma na nogach. - Sylvia odwiozla mnie na stancje, ale na pietro, do meskiej lazienki poszedlem juz sam. Wypralem przod kurtki i uwaznie obejrzalem reszte ubran. Nie znalazlem wiecej krwawych plam, lecz postanowilem i tak nie ryzykowac. Poszedlem do pokoju i wsadzilem ubranie do plastikowego worka. Jak sprawy przycichna, skocze do pralni. Na razie bylem zbyt zmeczony, zeby jasno myslec, wiec padlem na lozko. Chyba nigdy w zyciu nie bylem taki zmordowany.Mialem absolutna pewnosc, ze przespalem cala dobe na okraglo, tymczasem okazalo sie, ze wstalem o pierwszej po poludniu. Nadal bylem mocno znuzony, ale za bardzo martwilem sie o Renate, zeby jeszcze usnac. Wstalem, wlozylem na siebie czyste ubranie i inna kurtke. Drzwi Charliego byly otwarte, wiec opowiedzialem mu te sama historyjke, ktora nakarmilem Sylvie. Nie popatrzyl na mnie az tak sceptycznie jak ona, wiec chyba nabieralem wprawy. -Podwiozlbys mnie do szpitala? - zapytalem na koniec. - Moj samochod zostal na miescie, bo pojechalem karetka. -Jasne - zgodzil sie. - Nie ma sprawy. W poczekalni zastalismy Mary. -Dzwonilam do Lesa - powiedziala. - Powinien wiedziec, ze Ren ma zapalenie pluc. Niedlugo przyjada tu we dwoje z Inga. -Twink jest w lepszym stanie? - spytalem z nadzieja. -Nadal lezy na OIOM-ie. Czy odpowiedzialam na twoje pytanie? - Mniej wiecej o wpol do czwartej przyszedl Bob West. Rozejrzal sie po poczekalni, upewnil, ze nie ma w niej nikogo obcego. 252 -Mark, co jest grane, do ciezkiej cholery? - zapytal cicho, z napieciem. - Szpitalzawiadomil policje. Robili spis zawartosci torebki, ktora Greenleaf miala przewieszona przez piers, i znalezli w niej strzykawke jednorazowa. Sprawdzili sprzet rutynowo na obecnosc heroiny i kokainy, a znalezli kurare! Wlasnie wtedy uswiadomilem sobie, ze polozylem sprawe. Taki bylem ogluszony tym, co zdarzylo sie w kosciele, ze zapomnialem o tej torebce. Moj plan obejmujacy trzymanie buzi na klodke i dyskretne przerzucenie Twink do sanatorium Fallona przepadl ze szczetem. -Kurare?! - wykrzyknela Mary. - Niemozliwe! -Sprawdzali trzy razy - stwierdzil Bob. - Zaalarmowalismy wszystkie osrodki zdrowia, prosilismy o natychmiastowe powiadomienie w przypadku znalezienia kurary, ze wzgledu na mozliwosc powiazania z morderstwami popelnianymi przez Rzeznika. Co ta dziewczyna robila ze strzykawka pelna kurary? -Co jeszcze bylo w torbie? - zapytalem z idiotyczna nadzieja, ze Twink wyrzucila noz do linoleum. -Same interesujace fdrygalki - odparl ironicznie. - Dwa rozance, jeden czerwony i jeden niebieski. Prawo jazdy wystawione na Regine Greenleaf. Na zdjeciu jest ta sama dziewczyna, ktora teraz lezy na oddziale intensywnej opieki medycznej, ale ona przeciez ma na imie Renata. Czy moze sie myle? I byl tam jeszcze jeden drobiazg: noz do linoleum poplamiony krwia. Wlasnie robimy testy DNA, ale chyba wszyscy wiemy, czyja to krew, prawda? Lepiej mow, co wiesz, i to juz, teraz. Miales piekielne szczescie, ze to ja odebralem telefon ze szpitala. Gdyby to byl Kataryna, siedzialaby ci na karku polowa miejskiej policji wsparta paroma jednostkami SWAT. Wiedzialem, ze nie popusci, poki nie dostanie ode mnie informacji, ale najpierw musialem zadac jedno pytanie. -Kto moze zostac uniewinniony ze wzgledu na niepoczytalnosc? -Ten kto ma zdrowo nie po kolei. Zwlaszcza w przypadku tak naglosnionej sprawy. Jest noz, jest kurara, trudno o latwiejsze zadanie dla prokuratury. Nie zgodzi sie na niepoczytalnosc. -Nie rozumiem - wtracil sie Charlie. - O czym wy wlasciwie rozmawiacie? -Przejrzyj na oczy, maly - powiedzial Bob. - Ta wasza Renata Greenleaf jest Rozpruwaczka. -Przeciez to jeszcze dziecko! - zaprotestowal Charlie. Drzwi poczekalni sie otworzyly i stanely w nich dwie osoby o zmeczonych twarzach. -Poszukajmy jakiegos spokojniejszego miejsca - zaproponowalem. - Sytuacja jest delikatna. -Czekaj - rozkazal mi Bob. - Zaraz wracam. 253 Nie wiem, jakie wplywy wykorzystal, ale kilka minut pozniej wrocil w towarzystwie szpitalnego straznika, ktory zaprowadzil nas wszystkich do pustego gabinetu w glownym budynku.-No, Mark - odezwal sie Bob, gdy juz zostalismy tylko we czworo - najwyzszy czas, zebys mi opowiedzial, co sie wydarzylo tej nocy. -Musze zaczac od wczesniejszych wydarzen. Mary bedzie mogla potwierdzic wiekszosc tego, co powiem. Renata Greenleaf miala siostre blizniaczke, Regine. Kiedy konczyly szkole w Everett, w maju dziewiecdziesiatego piatego... -Co to ma do rzeczy? - spytal Bob. - Przejdz do sprawy. -Mowie ci o sprawie - stwierdzilem. - Wszystko to dotyczy morderstw dokonanych przez Rzeznika z Seattle. Opowiedzialem mu cala historie. Poza tym, co widzialem poprzedniej nocy. O tym nie umialem powiedziec nikomu. -Dlaczego do mnie z tym nie przyszedles? -Bo mialem nadzieje, ze sie myle. Gdyby pokrojono w kawalki nastepnego goscia akurat w czasie, kiedy siedzialem pod jej drzwiami, mialbym dowod, ze nie jest Rzeznikiem. - Wyrwalo mi sie ciezkie westchnienie. - Stalo sie inaczej. Przypuszczam, ze wreszcie zebrala sie w sobie na tyle, by spytac Mary o nazwisko wlasciciela tego starego pikapa. Na pewno zdawala sobie sprawe, ze Mary skojarzy fakty, jak tylko rozejdzie sie wiesc o smierci Fergussona. Moze dlatego zwlekala z prosba o te informacje tak dlugo, az zabicie Fergussona stalo sie wazniejsze niz unikniecie kary. -Masz dar opowiadania - stwierdzila Mary oschle. -Rzeczywiscie - przyznal Charlie. - A teraz powinnismy wymyslic, jak pomoc Twink. Czy ktos ma jakas propozycje? -To nie bedzie latwe, braciszku - stwierdzil Bob. - Gdyby Fergusson byl jedyna jej ofara, sad moglby przystac na zabojstwo w samoobronie albo czyn popelniony w stanie ograniczonej poczytalnosci umyslowej. Niestety, w tej sprawie roi sie od trupow. Co park, to nastepny sztywny. To juz duza sprawa, media wpadna w szal. A to z kolei oznacza, ze prokurator okregowy musi byc bezlitosny, zwlaszcza ze ma zamiar sie ubiegac o reelekcje. Gdyby sprawa nie miala takiego rozglosu, moze daloby sie ja podciagnac pod chorobe psychiczna, ale ten proces bedzie stale na pierwszych stronach gazet. -Jak cie tak slucham, zaczynam odnosic wrazenie, ze jestes po naszej stronie - stwierdzila Mary. -Kazdy czlowiek o minimalnym poczuciu przyzwoitosci bedzie wspolczul tej malej. Mowie to oczywiscie nieofcjalnie. Mary, czy twojego brata stac na prawnika z najwyzszej polki? -Nawet na dziesieciu - odparla z szerokim usmiechem. 254 - Rozmyslnie unikalem jakiejkolwiek wzmianki o... Widzeniu? Wizji? Cudzie? O zjawisku, ktorego swiadkiem bylismy z ojcem O. w kosciele. Teraz, gdy znaleziono przy Twink strzykawke ze sladami kurary oraz noz do linoleum umazany krwia Fergussona, trzeba sie bylo liczyc z procesem sadowym. Wiedzialem, ze niezaleznie od mojej woli zostane gwiazdorem posrod swiadkow obrony. A jezeli jako swiadek zaczne opowiadac historie o duchach, moge wszystko zaprzepascic. Rozdzial 23Nastepnego dnia zaspalem, chyba dlatego ze na pierwszym pietrze bylo nienaturalnie cicho. James i Charlie pewnie chodzili na paluszkach i porozumiewali sie wylacznie szeptem, zeby mi nie przeszkadzac. Kiedys jednak musialem sie obudzic, bez wzgledu na zmeczenie. Czlowiek szybko dostraja sie do konkretnego rytmu, a wiekszosc studentow musi byc przytomna dosc wczesnym rankiem. Tak wiec defnitywnie obudzilem sie okolo dziewiatej. Wzialem prysznic, ogolilem sie i umylem zeby. Przez chwile zastanawialem sie zupelnie powaznie, czy nie przeczekac w pokoju, az wszyscy wyjda z domu. Nie bylem jeszcze gotowy na kolejna sesje pytan i odpowiedzi. Ale ze bardzo byl mi potrzebny kubek kawy, jednak zszedlem na dol. Z kuchni dobiegal glos Charliego. -Gdyby Mark nie byl taki zdenerwowany, pewnie by nie zapomnial zabrac Twinkie tej torebki. A tak wszystko przepadlo. W tym momencie wszedlem do kuchni. -Mam nadzieje, zesmy cie nie obudzili? - spytal James. - Staralismy sie byc cicho. -Wszystko przez Erike - stwierdzilem z bladym usmiechem. - Zapach jej kawy umarlego postawilby na nogi. -Juz ci nalewam - zerwala sie Erika. -Dam sobie rade sam. -Ciii! - Wskazala palcem moje krzeslo. - Na miejsce - rozkazala. - Siad. Zostan. -Hau! Hau! - usiadlem poslusznie. -Co my teraz zrobimy? - zapytala Sylvia zmartwiona. -Nie wiem, slonko - odparlem zgodnie z prawda. - Chyba bedziemy improwizowac. Nastepny ruch nalezy do Boba Westa. -Ja porozmawiam z panem Rankinem - oznajmila Trish. - Jezeli jest w Seattle prawnik, ktory zdola wybronic Renate, to wlasnie Rankin. Jest bezdyskusyjnie najlepszy. -Przekaze to ojcu Renaty - obiecalem. 256 - Okolo jedenastej zadzwonil do mnie Bob West.-Zajety jestes? - spytal. - Masz jakies wyklady albo pilne spotkania? -Nie, a co sie stalo? -Musze jechac po samochod Renaty Greenleaf. Ty wiesz, gdzie on stoi i jak wyglada, wiec przydalaby mi sie twoja pomoc. -Nie ma sprawy. I tak musze przyprowadzic swoj. Oszczedzisz mi jazdy autobusem. -W sluzbie publicznej jestesmy niezastapieni - oznajmil. - Podjade za jakies pol godziny. -Bede gotowy. Dziwaczna sprawa. Teoretycznie Bob i ja bylismy przeciwnikami w sprawie Twinkie, ale w ciagu paru miesiecy zdazylismy sie poznac i polubic. Wbrew logice mialem nadzieje, ze sympatia pomoze nam pokonac bariery. Wrocilem na gore, tylko po kurtke. -Co sie dzieje? - spytal Charlie, gdy przechodzilem kolo jego otwartych drzwi. -Mam pokazac Bobowi, gdzie Renata zaparkowala samochod - odpowiedzialem. - Moja bryka tez tam stoi, zabiore ja przy okazji. -Pojade z wami - zdecydowal Charlie. - Nie moge sobie dac rady z jednym rownaniem, moze swieze powietrze rozjasni mi w glowie. -No i ta kuszaca scena zbrodni, co? -Uwielbiam dramatyczna scenerie - przyznal, szczerzac zeby w usmiechu. - Niedlugo pozniej zjawil sie Bob. Mgla znowu spowila miasto, ale bylo na tyle cieplo, ze nie zamarzala przednia szyba.-Kompletnie nie moge pojac, jakim cudem panna Greenleaf zdolala kupic samochod tak, ze nikt sie nie polapal - wyznal Bob, czekajac na zmiane swiatel. -Jej tata ma troche grosza - wyjasnilem. - Dziewczyna dysponuje calkiem niezla kasa. - Cos mi sie przypomnialo. - O, do diabla! Chyba ciagle jeszcze nie jestem calkiem przytomny. Ktoregos razu, jak bylem u Mary tuz przed Bozym Narodzeniem, Renata zmagala sie z ksiazeczka czekowa. Nie mogla wyjsc na zero, brakowalo jej jakichs szesciuset dolcow. Ta jej honda to straszny zlom, wiecej niz szescset baksow nie jest warta. Pewnie za tyle poszla. Domyslam sie tylko, ale wyglada mi na to, ze druga osobowosc Renaty objawiala sie czasem takze za dnia. Przynajmniej w jednym wypadku, w chwili kupna samochodu. Renata stanowczo nic o nim nie wiedziala, czyli ta druga osobowosc miala przed nia tajemnice. 257 -Nie przekonuje mnie ta "druga osobowosc" - stwierdzil Bob. - Dla mnie to brzmi jak bajeczka.-Lekarz psychiatra Renaty uwaza to za prawdopodobna teorie - oznajmilem. -Ja z poczatku tez tego nie rozumialem. Sylvia okresla taki stan naukowo fuga. Dla mnie ten termin oznacza jakas kompozycje Johanna Sebastiana Bacha. W muzyce poszczegolne glosy podejmuja temat wedlug okreslonych zasad. Pewnie dlatego psychiatrom pasowalo to slowo. Renata nie wie, co robi jej druga osobowosc, ktora moze kupowac samochod, wloczyc sie nocami i okradac apteki, po polnocy siekac facetow na kawalki... po prostu korzystac z zycia. - Bob obrzucil mnie ciezkim spojrzeniem. -Wybacz. Tak czy inaczej rozszczepienie osobowosci faktycznie sie zdarza, to nie jest zaden wymysl. Nie wiem, czy doktor Fallon by sie ze mna zgodzil, ale mam nieodparte przeczucie, ze ta druga Renata jest jej siostra blizniaczka, Regina, i to wlasnie ona szat-kuje facetow od zeszlego wrzesnia. Przypuszczam, ze z poczatku siekala kazdego, ktory sie do niej przystawial, ale gdy Mary powiedziala Renacie, kto jest wlascicielem pikapa, Regina miala konkretny cel - przeciez wlasnie Fergusson byl tym facetem, o ktorego jej chodzilo od samego poczatku. -Ta fuga dziala tylko w jedna strone? - zapytal Bob. - Nocna Greenleaf wie wszystko o dziennej, ale dzienna nie wie, ze nocna w ogole istnieje? -Od czasu do czasu miewa przeblyski - sprostowalem. - I wtedy przechodzi zalamanie. -Nie ma watpliwosci, ze Fergusson byl jej prawdziwym celem - uznal Bob. -Wykonala na nim pare numerow ekstra. Koroner po zakonczeniu autopsji nie wy gladal najlepiej. Fergusson dostal za swoje, nie da sie zaprzeczyc. - Spojrzal na mnie przepraszajaco. - Musze wziac te dziewczyne pod nadzor. Nie zamierzam jej wyciagac ze szpitala, ale jesli nie podejme jakichs ofcjalnych krokow, zanim Kataryna zwietrzy sprawe, to on wpadnie do szpitala i zawlecze ja do wiezienia. Jezeli natomiast ja wezme panne Greenleaf pod nadzor, bede mogl troche nagiac prawo. Zostanie w szpitalu, jak dlugo sie da. Moze trzeba bedzie troche pokombinowac, ale chyba uda sie jej nie wsa dzac za kratki. -Dzieki, Bob. To najwazniejsze. - Bob zaparkowal niedaleko domu, w ktorym mieszkal Fergusson. Kluczyki znalezione w torebce Renaty pasowaly do szarej hondy. Moja teoria o zastepczej osobowosci Renaty znalazla silne potwierdzenie w dowodzie rejestracyjnym, ktory stwierdzal, ze wlascicielem pojazdu jest Regina Greenleaf.Bob wezwal holownik, a ja poszedlem za rog po wlasny samochod. Razem z Char-liem wrocilismy do domu. 258 - Na pietrze na moich drzwiach tkwila zolta samoprzylepna karteczka. "Ojciec O. prosi o telefon". Westchnalem ciezko i zawrocilem na schody. Telefon byl w salonie, na dole.-Dzien dobry, mowi Mark - przedstawilem sie, kiedy ksiadz odebral telefon. - Co sie stalo? -Musimy porozmawiac o jednej sprawie w cztery oczy. -Zaraz bede - obiecalem. No wlasnie, dobrze sie zlozylo, ze akurat odzyskalem swoje cztery kolka. W drodze do kosciola przez chwile widzialem slonce. Nie trwalo to dlugo, ale dobrze bylo sie przekonac na wlasne oczy, ze ono jednak istnieje. Zaczynalem miec serdecznie dosyc mgly. Ojciec O'Donnell krecil sie przy oltarzu. Mine mial nietega, wzrok ponury. -Chodz, pojdziemy do zakrystii. Lepiej, zeby nas nikt nie slyszal. -Zaczynam sie denerwowac - stwierdzilem, idac za nim korytarzykiem obok oltarza. Wprowadzil mnie do wnetrza, zamknal dokladnie drzwi. Usiedlismy. -Co z Renata? - zapytal. Powiedzialem mu, co wiedzialem: zapalenie pluc, torebka, policja. -Najgorsze, ze gliniarze maja tu czysta sprawe. Renata z cala pewnoscia jest Rzeznikiem z Seattle. Nasza jedyna nadzieja jest obrona na podstawie orzeczenia o chorobie psychicznej. Prosze ksiedza, nie jestem pewien, ale moze to, co widzielismy tamtej nocy, mniejsza juz, co to wlasciwie bylo, pomogloby Renacie? -Nic z tego - oznajmil ponuro. - Opowiedzialem wszystko biskupowi, a on zabronil mi komukolwiek o tym wspominac. -Co takiego?! -Taka jest polityka koscielna. Nie wolno nam dyskutowac o zjawiskach nadprzyrodzonych zdarzajacych sie w kosciele lub w jego poblizu. Zwykle takie wizje sa jedynie przypadkami masowej histerii, dlatego klerowi nie wolno angazowac sie w podobne sprawy. Jesli sie przez chwile zastanowisz, na pewno zrozumiesz, dlaczego tak sie dzieje. -Tak, chyba rzeczywiscie ma to swoj sens - przyznalem. - Tylko ze obaj wiemy, co widzielismy. -Nie moge o tym zeznawac przed sadem, nie wolno mi bedzie potwierdzic niczego, co ty powiesz na ten temat. Wspomniales o tym komukolwiek? -Nie. Szczerze mowiac, nie potraflem. -I niech tak zostanie. Czy Renate chca przeniesc do wiezienia? 259 -Chyba nie. Ona nie wie, co sie z nia dzieje. Bedzie pod nadzorem policyjnym,ale jesli uda nam sie przekonac sedziego, ze dzialala w stanie niepoczytalnosci, sprawa moze nawet nie stanie na wokandzie. Renata po cichu traf do jakiegos domu dla psy chicznie chorych i zostanie tam do konca zycia. Trudno to nazwac fantastyczna per spektywa na przyszlosc, ale chyba lepszego wyjscia nie ma. Na twarzy ksiedza pojawil sie przebiegly grymas, wsparty znaczacym spojrzeniem spod oka, tak charakterystycznym dla Irlandczykow. -Moze jednak istnieje lepsze wyjscie. Zobacze, co sie da zrobic. Bede musial przy pomniec sie tu i owdzie, ale to w koncu nic nowego. - Wrocilem do domu na kolacje, a potem znowu pojechalem do szpitala. W pokoju Renaty zastalem Inge i Lesa. Oboje wygladali bardzo mizernie. Wzialem Lesa na strone.-Szefe, moze bym was zastapil na nocnej zmianie - zaproponowalem. -Powinniscie sie przespac. -Sam nie wygladasz najlepiej - odparl. -Mam za soba trudne dwa tygodnie - przyznalem - ale jestem ekspertem w siedzeniu z Renata w szpitalu, prawda? Zerknal na Inge. -Chyba faktycznie powinienem ja stad zabrac na jakis czas - zastanowil sie. -Bardzo ciezko to wszystko przezywa. -Nie ona jedna, szefe. Wielu ludzi przejmuje sie losem Renaty. -Czy to sie kiedys wreszcie skonczy? - spytal zdlawionym glosem. -Mozemy tylko miec nadzieje - wyrwalo mi sie. Gadalem straszne glupoty. -Mary pewnie juz nie spi. Zadzwoncie do niej, niech Inga stad idzie. -Masz racje. Dzieki. -Nie ma sprawy, szefe. Po ich wyjsciu przysunalem dwa krzesla do lozka Renaty, na jednym usiadlem, na drugim oparlem stopy i przyjalem doskonale mi znana pozycje. Twink miala wenfon w przedramieniu, a dolna czesc twarzy zaslaniala jej maska tlenowa. I tak ja slyszalem. Maska tlumila dzwieki, lecz mimo to wiedzialem, ze Renata nie mowi po angielsku. Sam nie wiem, dlaczego to zrobilem, ale wzialem ja za reke. Pewnie nawet nie wiedziala, ze jestem obok. Tak czy inaczej, ja poczulem sie troche lepiej. 260 - Nastepnego dnia rano, okolo siodmej, w pokoju zjawil sie lekarz w towarzystwie Boba Westa i jednego mundurowego.-Jak ona sie czuje? - spytal mnie Bob. -Nie widze zadnej zmiany. -To jest policjant Rauch. Bedzie stal na strazy pod drzwiami. Trzeba skompletowac liste osob, ktore maja prawo tu wchodzic. Na razie zapisalem ciebie, jej rodzicow i Mary. Kogo dopisac? -Czy ja wiem... Chyba wszystkich ze stancji. Sylvie i Erike koniecznie, Jamesa i Trish raczej tez. -A Charlie? -No tak, on tez. -Zapisz mi ich nazwiska, dobrze? Ktos jeszcze? -Musze spytac Lesa. Trish chce mu polecic prawnika, u ktorego pracuje. Ten adwokat ma na nazwisko Rankin. Podobno jest nie do pokonania. Bob kiwnal glowa. -Slyszalem o nim. -Jeszcze psychiatra Renaty. Wallace Fallon. Aha, i ojciec O'Donnell. Jej ksiadz. -Koniecznie. Lekarz ogladal karte choroby zawieszona w nogach lozka. -Przepraszam pana - zwrocil sie do mnie - czy chora nadal odzywa sie wylacznie w tym specyfcznym jezyku? -Tak. -To moze byc rezultat wysokiej goraczki - powiedzial w zamysleniu - ale jesli w krotkim czasie nic sie nie zmieni, bede doradzal przeniesienie na oddzial psychiatryczny. Bez watpienia pacjentka nie zdola odnalezc sie w rzeczywistosci. - Spojrzal pytajaco na Boba. Bob mial twarz doskonale pozbawiona wszelkiego wyrazu. -Liczymy sie z taka mozliwoscia - ocenil. - Mark, co ty na to? -Jak trzeba, to trzeba - stwierdzilem ugodowo. Bylby to wielki krok oddalajacy nas od Kataryny oraz dziennikarzy, ktorym slinka ciekla na sama mysl o upiornym procesie kryminalnym. Jezeli personel szpitala umiesci Renate na oddziale psychiatrycznym, obrona zyska wazki argument w walce o uznanie dziewczyny za osobe dzialajaca pod wplywem choroby. Punkt dla nas. 261 - Les ponownie zjawil sie w szpitalu w poludnie. Inga nie przyszla.-Bardzo zle sie czula - wyjasnil mi Les. - Mary podetknela jej pigulke nasenna. -Cala Mary. Lubi, jak ludzie siedza cicho i nie brudza. Szefe, podjalem sie panu cos przekazac. Jedna z dziewczyn, z ktorymi mieszkam na stancji, Trish Erdlund, studiuje prawo i dorabia w kancelarii adwokackiej. Bardzo poleca Johna Rankina. To podobno swietny prawnik. Potrzebny nam prawdziwy orzel. Renata nie jest normalna, to widac golym okiem, ale prokurator bedzie do upadlego walczyl o wniesienie sprawy na wokande, bo moze na tym zyskac spory elektorat, a zamierza sie ubiegac o reelekcje. -Znasz tego Rankina? -Nigdy go nie spotkalem, ale Trish za niego reczy. Moze by pan porozmawial z tym Rankinem, szefe? Nie tryskal entuzjazmem. -Jak uwazasz. Ja juz sobie po prostu nie daje z tym rady. -Poprosze Trish, zeby zdobyla jego wizytowke, i podrzuce ja panu przy najblizszej okazji. -Jak chcesz. Zdziwilem sie. Powaznie. Les Greenleaf nigdy sie latwo nie poddawal. Wygladalo na to, ze traflo go tym razem wyjatkowo solidnie. - Na stancji zastalem cala ferajne w kuchni przed telewizorem.-Jak sie czuje Renata? - spytal mnie James. -W zasadzie bez zmian - odpowiedzialem. - Goraczke ma troche mniejsza, ale nadal mowi po blizniaczemu. Rano Bob przyprowadzil mundurowego, ktory bedzie siedzial przed pokojem Twink. Lekarz chce ja przeniesc na oddzial psychiatryczny, jak tylko wyjdzie z zapalenia pluc. Bob sie na to zgodzil. Nie powiedzial tego glosno, ale czuje, ze facet jest po naszej stronie. A, i jeszcze jedno: rozmawialem z Lesem. Obiecal, ze wynajmie Rankina. -Fantastycznie! - ucieszyla sie Trish. - Tylko on moze przekonac sedziego do wszczecia przesluchania majacego na celu ustalenie, czy Renata jest w stanie wziac udzial w procesie karnym. Nie wolno dopuscic, zeby sprawa weszla na wokande. - Wydela usta w zamysleniu. -Przypuszczam, ze Rankin doprowadzi do przesluchania wstepnego, podczas ktorego bedzie mogl wykazac, ze Renata nie jest zdolna wspolpracowac w swojej sprawie 262 z obrona. Jesli wszystko pojdzie dobrze, na tym sie proces zakonczy. Renata prosto z oddzialu psychiatrycznego przejdzie do jakiegos zakladu zamknietego, najlepiej do Lake Stevens. Doktor Fallon bedzie pewnie glownym swiadkiem na kazdym przesluchaniu, Mark i Sylvia tez raczej zostana wezwani.-Jak sadzisz, czy przeciwko Rankinowi bedzie wystepowal sam prokurator okre gowy? - spytala Sylvia. Trish pokrecila glowa: -Nie przypuszczam. Jest zbyt wazna persona. Przysle jakiegos drugorzednego oskarzyciela, ktorego Rankin zje na sniadanie. - Spojrzala na mnie. - Czy Renata nadal mowi tylko w jezyku blizniaczek? -Tak. Trish zmarszczyla brwi w zastanowieniu. -A jak sie zachowuje? - spytala po chwili. - Krzyczy, rzuca sie na ludzi? -Blizniaczki zawsze rozmawialy w swoim jezyku prawie szeptem - odparlem. - Nie chcialy, zeby je ktos podsluchal. Renata sama tez rozmawia cicho. -To dobrze - ocenila Trish. - Nie bedzie przerywala biegu przesluchania. Pan Rankin na pewno bedzie chcial, by w nim uczestniczyla, a przynajmniej byla fzycznie obecna. Jedno spojrzenie na Renate powinno przekonac kazdego sedziego. Rozdzial 24Oczywiscie nie bylo sposobu na ukrycie wszystkich tych zdarzen przed prasa ani przed reporterami z wieczornych wiadomosci kazdej stacji telewizyjnej w stanie Waszyngton. Sepy z mediow rzucily sie na temat jak zlaknione krwi krokodyle, wiec pod koniec tygodnia gdziekolwiek sie czlowiek obrocil, musial sie natknac na nowe sensacyjne fakty - zwykle mocno wypaczone - z historii Rozpruwaczki. Zapanowala niemal wszechobecna pogon za piecioma minutami slawy, ktora prowadzila do powstawania wszelkiego rodzaju dziwacznych opowiesci, poczawszy od stwierdzen: "Chyba widzialam ja kiedys w bibliotece", a skonczywszy na: "Od razu wydala mi sie jakas dziwna". Medialne psy mysliwskie, spuszczone z lancucha, wytropily kilka przyjaciolek Renaty z korporacji studenckiej, a w sobote na chodniczku przy stancji ledwo miescili sie dziennikarze i kamerzysci. Trish zawiadomila nas, ze pan Rankin dal nam stanowcze polecenie, abysmy na wszelkie pytania odpowiadali niezmiennie: "Bez komentarzy". Ciagle kursowalem tam i z powrotem pomiedzy stancja a szpitalem. W niedziele zdalem sobie sprawe, ze w tym semestrze w zaden sposob nie zdolam napisac przyzwoitej pracy. Powiedzialem sobie "trudno" i postanowilem wystapic o urlop dziekanski, a seminaria dokonczyc w bardziej sprzyjajacych warunkach. Erika bywala w szpitalu jeszcze dluzej niz ja, no ale ona miala tam rozne kontakty. W niedziele wieczorem powiedziala nam, ze Renata wychodzi z zapalenia pluc i prawdopodobnie najpozniej we wtorek zostanie przeniesiona na oddzial psychiatryczny. Trish na te wiadomosc o malo nie zaczela z radosci tanczyc po stole. -O to walczylismy! - oznajmila. - Jak tylko traf na oddzial psychiatryczny, przed nami droga uslana rozami. Przesluchanie w sprawie stwierdzenia niepoczytalnosci mamy w zasadzie w kieszeni. -Zawsze z niej byla taka entuzjastka - mruknela Erika. - Kazdy drobiazg ja cieszy. -Nie czepiaj sie - odparowala Trish. - Jak ci idzie z doktorem Yamada? Erika nonszalancko wzruszyla ramionami. 264 -Kupil moj pomysl i nie pusci pary z ust, poki nie znajdzie sie na miejscu dla swiadkow.-Co wy kombinujecie? - zainteresowal sie James. -Nic takiego - odparla Erika z niewinna mina. - Doktor Yamada jest patologiem sadowym. Pracuje w biurze koronera, a po poludniu wyklada patologie na naszym wydziale. Zaliczylam u niego kilka kursow, wiec znam go nie najgorzej. Przystal na pewna moja propozycje. -Jaka? - zapytal Charlie. -To kwestie techniczne, nie ma co wchodzic w krwawe detale. -Nienawidze takiego splawiania - burknal Charlie. -Biedaczek! - uzalila sie nad nim Erika. - Pietnastego lutego, w poniedzialek, pojechalem do Padelford Hall. Zlapalem profesora Conrada, zanim wyszedl na seminarium. Oczywiscie znal najnowsze wiadomosci i zgodzil sie porozmawiac z moimi profesorami.-Panska sytuacja wcale nie jest wyjatkowa - zapewnil mnie. - W przypadku studentow ostatniego roku zwykle nie sprzeciwiamy sie takiemu rozwiazaniu. Po prostu wstrzyma pan studia do czasu, gdy kryzys minie i bedzie pan mogl ponownie zajac sie nauka. - Milczal przez chwile. - Jak sie czuje panska przyjaciolka? -Niezbyt dobrze - stwierdzilem zgodnie z prawda. - Zapalenie pluc powoli mija, ale wciaz nie ma z nia kontaktu. Obawiam sie, ze wyszla z kliniki doktora Fallona tylko z jednego konkretnego powodu. A teraz, skoro wykonala zadanie, wrocila do swojego swiata. -Szkoda - westchnal ciezko. - Tracimy wielki talent. -Gowniany jest ten swiat - podsumowalem szczerze. Nie moglem sie rozkleic. Mialem sporo do zrobienia. Porozczulam sie pozniej. Teraz musialem wziac sie w garsc. - Tego wieczoru po kolacji Charlie wzial Jamesa i mnie na strone.-Chodzcie, chlopaki, zajrzymy do Boba - rzucil. - Jest naszym lacznikiem z przeciwnikami, warto sie dowiedziec, jakie szykuja niespodzianki. -Czy nie bedzie mial przez nas klopotow? - spytal James. -Przeciez go nie wsypiemy - odparl Charlie. - Moj bracior doskonale wie, ze moze nam ufac. Prawde mowiac, nie jestem taki znowu strasznie zywo zaintereso- 265 wany tajemnicami gliniarzy. Uwazam tylko, ze dobrze byloby wiedziec, co zamierza Kataryna. Bob nie daje mu sie dopchac do sprawy, wiec Kataryna pewnie pluje jadem ze zlosci. Spojrzmy prawdzie w oczy, panowie. Bob wiele ryzykowal, ustanawiajac nad Renata nadzor policyjny, a Kataryna tylko czeka, zeby mojego braciszka wyrolowac. Jesli chcemy miec Boba po swojej stronie, musimy czasem troszke pojsc mu na reke.-On wie, co mowi, James - uznalem. - Bob jest nam bardzo potrzebny. Jesli Kataryna odsunie go od sprawy, wpadniemy w klopoty po uszy. -Racja - zgodzil sie James. - Chodzmy pogadac z wielkim bratem. Zawiozl nas Pod Zielona Latarnie swoja limuzyna. Nie wiedziec czemu, ten termin doprowadzal go do bialej goraczki. -To jest normalny przyzwoity samochod, a nie zadna limuzyna! - pieklil sie za kazdym razem, kiedy ktoremus z nas wyrwalo sie to balwochwalcze, wazeliniarskie okreslenie. James czesto uzywal slow, ktore dawno wyszly z uzycia. Samochod, prawda, etyka... takie osobliwe zwroty. Bob siedzial juz przy stoliku w kacie, najwyrazniej sie nas spodziewal. Z czego wynikalo jednoznacznie, ze spotkanie bylo z gory zaplanowane. Bracia West tworzyli zgrany zespol. -Czesc, braciszku - zagail Charlie. - Co nowego? -Siadaj i nie glosuj - przycial go Bob. - Mamy klopoty. W zoladku urosla mi wielka lodowata kula. Usiedlismy wokol stolu. Bob pochylil sie nad blatem. -Kataryna jest na mnie powaznie wkurzony - zaczal cicho - za to, jak sie zajalem Renata Greenleaf w zeszlym tygodniu. Robi, co moze, zeby mnie wylaczyc ze sprawy. Szef trzyma moja strone, wiec Kataryna bruzdzi mu za plecami. Bardzo sie staral za-kumplowac z prawnikami z biura prokuratora okregowego, no i w koncu zdolal wmowic jakiemus idiocie, ze jest naszym ekspertem od seryjnych mordercow. To oczywiscie totalna bzdura, ale jesli przekona o tym ktoregos skretynialego prokuratora, stanie na podium dla swiadkow i bedzie zmyslal, ile wlezie. -Czy wasz szef moze kazac mu sie zamknac? - spytal Charlie. -Wbrew woli prokuratora nie. Kataryna ma obsesje na punkcie Geparda, a Roz-pruwaczka wypedzila Geparda z miasta. Kataryna uwaza, ze przez te morderczynie stracil szanse na awans. Obwinia Renate Greenleaf o wszystkie swoje nieszczescia i zamierza sie odwdzieczyc - obojetne jak, byle skutecznie. Ma w wydziale paru przydu-pasow, obawiam sie, ze jesli nadal bedziemy odstawiac pogaduszki, dowie sie o wszystkim i zacznie klapac dziobem na prawo i lewo w kazdym kanale telewizyjnym, ktory zechce go nagrac. -Jasna cholera! - zagrzmial James. -Lagodnie powiedziane - stwierdzil Bob. - Od dzisiaj trzymamy sie od siebie na dystans. Znam dobrze Kataryne, potrafe sobie wyobrazic, na co go stac. Zmusi proku- 266 ratora, zeby wniosl sprawe na wokande, najlepiej w duzej sali, gdzie od sciany do sciany beda sie ciagnely stanowiska dla reporterow telewizyjnych. Teraz dziala za kulisami, ale jesli sprawa stanie przed sadem, nie bedzie sie mogl powstrzymac i da publiczne przedstawienie. Sika w gacie za kazdym razem, kiedy zobaczy kamere, mysli tylko o wielkim show w telewizorze. Jesli dopadnie jakiegos reportera, Renata Greenleaf straci jakiekolwiek szanse na przesluchanie wstepne, jej sprawa od razu wyladuje w sadzie, dziewczyna bedzie sadzona za morderstwo pierwszego stopnia. Kataryna oczywiscie zostanie zdegradowany, moze nawet wyleci ze sluzby, ale nam to nie pomoze. - Zamilkl na chwile. - No dobra, ja wam nic nie mowilem, rozumiemy sie? Przekazcie prawnikowi Renaty Greenleaf, ze macie wiadomosci "z wiarygodnego zrodla". Jezeli Rankin jest taki sprytny, jak mowia, bedzie wiedzial, jak przyhamowac Kataryne. Teraz najwazniejsze, zeby nie stanal na podium dla swiadkow. - Dziewczeta nie byly szczesliwe, kiedy po powrocie do domu podzielilismy sie z nimi najswiezszymi nowinami. Sylvia siegnela do zasobow swojego slownika nienadajacego sie do druku. Trish poszla prosto do telefonu i zaraz byla z powrotem w kuchni.-Uspokoj sie - rzucila do Sylvii, ktora ciagle jeszcze kipiala nad flizanka herbaty. - Wlasnie rozmawialam z panem Rankinem. Nie spodobal mu sie rozwoj wydarzen, ale skoro juz wie, co sie dzieje, bedzie mogl odpowiednio dzialac. -Nie wsypalas Boba? - upewnil sie Charlie. -No wiesz! Twoj brat trzyma z nami, nie mam zamiaru pakowac go w klopoty. Pan Rankin pewnie sie domysla, kto jest naszym tajemniczym informatorem, ale nawet nie poruszyl tego tematu. -Jak wysadzic Kataryne z siodla? - spytal James. -Biorac pod uwage okolicznosci i stan Renaty, pan Rankin jest prawie pewien, ze uda sie doprowadzic do przesluchania zamknietego, a przy tym zamierza prosic sedziego o ustanowienie zakazu wstepu dla mediow. W ten sposob porucznikowi Belcherowi upragnione wystepy publiczne przejda kolo nosa. -Jaka straszna szkoda - uzalila sie Erika. - Biedny Kataryna nie dostanie w tym roku Oscara... -Pan Rankin mial tez dla nas dobre wiesci - ciagnela Trish. - Odbyl kilka zakulisowych rozmow z prokuratorem okregowym, po ktorych doszli do zgodnego wniosku, ze niezbedne jest przesluchanie wstepne. Prokurator nie byl zachwycony ta propozycja, ale gdyby odmowil, Rankin ciagnalby proces karny latami. No i teraz w zasadzie wszystko zalezy od tego, ktory sedzia bedzie prowadzil przesluchanie. Jest kilku takich, ktorych nie chcemy widziec za stolem sedziowskim. 267 -Innymi slowy i tak musimy sie zdac na lut szczescia - podsumowal Charlie.-Jaki ty jestes bystry! - wykrzyknela Trish z udawanym zachwytem. -Ustalono juz date przesluchania wstepnego? - spytalem. -Nie, date ustali sedzia - odpowiedziala Trish. - Terminy sa akurat dosc napiete. Jesli na przyklad w ktoryms procesie dojdzie do porozumienia stron, bedzie wolny sedzia. Na razie nic nie wiadomo. - Nastepnego dnia rano zalatwilem sobie dziekanke. Profesor Conrad musial szepnac dobre slowo na moj temat, bo nie robiono mi najmniejszych klopotow... w kazdym razie administracyjnych. A skoro juz zawiesilem swoja kariere akademicka, nie mialem nic do roboty. Moglem tylko siedziec i spokojnie sie zamartwiac. - W tamtym tygodniu Trish szla do pracy w kancelarii adwokackiej w czwartek. Nigdy wlasciwie nie uscislila, na czym polega jej praca. Domyslam sie, ze urzednik w takiej frmie spedza wiele czasu na wertowaniu opaslych tomow w poszukiwaniu precedensow oraz wszelkich przydatnych kruczkow prawnych.Wrocila do domu w doskonalym nastroju. -No, ruszylo sie! - oznajmila przy kolacji. - Przysiac nie moge, ale podejrzewam, ze pan Rankin pociagnal za pare sznurkow. Sedzia w sprawie Renaty bedzie Alice Compson. Jest ostra, ale sprawiedliwa, a w dodatku nie znosi, kiedy w sali sadowej tlocza sie reporterzy. Prawie wszystkie prowadzone przez nia przesluchania sa zamkniete dla publicznosci i dla mediow. Dziennikarze psy na niej wieszaja, ale ona i tak kaze im czekac az do sporzadzenia protokolu, a to potraf trwac tydzien. -Nic dziwnego, ze sa wsciekli - stwierdzil James z niklym usmiechem. -Sedzia Compson w ogole nie lubi sie spieszyc - podjela Trish. - Nie daje sie poganiac w czasie procesu i jest niewrazliwa na potrzeby dziennikarzy. Niejeden reporter wyladowal za kratkami z zarzutem obrazy sadu. -Juz mi sie ta kobieta podoba - ucieszyl sie Charlie. -To jeszcze nie wszystko. Pan Rankin powiedzial mi dzisiaj, ze oskarzycielem na tym wstepnym etapie bedzie Roger Fielding. To nowy pracownik w biurze prokuratora, pewnie jakis mlokos. Jestem gotowa isc o zaklad, ze to ten, ktory sie nabral na historyjke porucznika Belchera. - Zamilkla na chwile. - Tak przy okazji, nie planujcie nic na sobote, dobrze? Pan Rankin chcialby spotkac sie z nami rano. Przypuszczalnie bedzie nas 268 wszystkich wzywal na swiadkow w czasie przesluchania wstepnego, a juz na pewno bedziemy mu potrzebni, jesli dojdzie do procesu. Prawnicy nie lubia niespodzianek w takiej sytuacji, wiec pan Rankin chce nas dobrze poznac.-Wiadomo, kiedy moze sie rozpoczac proces? - zapytala Sylvia. -Jeszcze nie - odpowiedziala Trish. - Wszystko zalezy od sedzi Compson, a ona nie bedzie sie spieszyla i nie pozwoli sie ponaglac. - W sobote rano padalo. Nic dziwnego. Jesli nie lubicie deszczu, powinniscie sie trzymac jak najdalej od zatoki Puget.Poniewaz James dysponowal najwiekszym samochodem, on zawiozl nas do miasta. Trish jako pracownica kancelarii adwokackiej miala stala przepustke, dzieki ktorej zaparkowalismy w garazu w podziemiach wiezowca. Winda pojechalismy na szesnaste pietro. Dyskretny zapach luksusu unosil sie z miekkich dywanow, ciemnej boazerii i ogromnych okien. -Klasa - ocenil Charlie. -Nic szczegolnego, zwykle wygodnie urzadzone miejsce pracy - stwierdzila Trish. Poprowadzila nas przez duze ciche biuro, do sali konferencyjnej po zachodniej stronie budynku. Zapukala. -Prosze - dobiegl ze srodka gleboki glos. Weszlismy do calkiem sporego pomieszczenia. Mecenas Rankin podniosl sie na nasze powitanie. Byl przystojnym dzentelmenem o siwych wlosach i zdrowej cerze. Na pewno regularnie odwiedzal solarium. Ubieral sie z niedbala elegancja. Wydawal sie zupelnie spokojny. -Przedstaw mi swoich przyjaciol, Patricio - poprosil. - I przejdziemy do sprawy. Trish przedstawila nas po kolei, podajac swojemu pracodawcy nasze nazwiska i kierunek studiow. -Interesujaca kombinacja - zauwazyl pan Rankin. - Zajmijmy sie konkreta mi. Naszym glownym celem w czasie przesluchania wstepnego bedzie przekonanie sedzi Compson o koniecznosci wszczecia postepowania majacego na celu ustalenie, czy Renata Greenleaf jest zdolna wziac udzial w procesie karnym. Historia pani Greenleaf podsuwa, rzecz jasna, odpowiedz, o jaka nam chodzi, ale pan Fielding bedzie, natural nie, usilowal pokrzyzowac nam plany. Media i publicznosc najprawdopodobniej takze beda sie opowiadaly za procesem karnym, ktory znajdzie odzwierciedlenie w wielkich naglowkach prasowych. My chcemy skierowac sprawe na nieco inne tory. Dzisiaj prze gralibysmy proces karny w ciagu jednego posiedzenia, najwyzej w dwa dni. Na przeslu- 269 chaniu wstepnym bede was wszystkich powolywal na swiadkow, wiec chce posluchac, co macie do powiedzenia. Postarajcie sie odprezyc. Mowcie normalnym tonem i nie spieszcie sie, niezaleznie od tego, jak bardzo Fielding bedzie was ponaglal.Sam Rankin mial piekny gleboki glos prawdziwego oratora, mialo sie wrazenie, ze oto przemawia czlonek senatu z prawdziwego zdarzenia. W jego ustach prognoza pogody brzmialaby zapewne jak wstrzasajace wiesci. -Pan Forester... - odwrocil sie do Jamesa. - Kiedy pan poznal pania Greenleaf? James musial sie chwile zastanowic. -Jesli dobrze pamietam, zjawila sie u nas na stancji ktoregos wieczoru pod ko niec wrzesnia albo na poczatku pazdziernika zeszlego roku. Zaprosilismy ja na kolacje. Mark wspomnial o jej problemach, wiec wlasciwie nie wiedzielismy, czego sie spodzie wac. Tymczasem oczarowala nas wszystkich, ze swada opowiadala o zyciu w prywat nym sanatorium... nazywala je wariatkowem. Spedzila tam sporo czasu po tym, jak za mordowano jej siostre. Rankin patrzyl na Jamesa wzrokiem pelnym podziwu. -Ma pan wspanialy glos! - wykrzyknal z zachwytem. - Koniecznie musi pan stanac na miejscu dla swiadkow. Jakbym slyszal glos Boga! -To pewnie zalezy od defnicji Boga - usmiechnal sie James. - Jesli ma pan ochote, mozemy o tym porozmawiac w wolnej chwili, przypuszczam jednak, ze podium dla swiadkow nie bedzie najlepszym miejscem na taka dyskusje. Koniecznosc mowienia prawdy, samej prawdy i tylko prawdy moze nieco ograniczac spekulacje teologiczne, prawda? -Moglbym sluchac tego czlowieka caly dzien - oznajmil nam Rankin z szerokim usmiechem. -Tylko niech pan mu nie da mowic o Heglu - przestrzegl Charlie. - Kant moze byc, ale Kierkegaard i Hegel przyprawiaja mnie o gesia skorke. -Patricia wspomniala, ze pan studiuje na wydziale bardziej praktycznym niz flo-zofa. - Rankin zwrocil sie do Charliego. -Jestem inzynierem - stwierdzil Charlie. - Filozof pracuje nad teoriami, a inzynier dopasowuje srube do nakretki. Faceci od teorii sa zwykle pokryci kurzem bibliotecznym, my natomiast chodzimy w ubraniu zapackanym smarem i obsypanym metalowym pylem. No i jeszcze nam lepiej placa. -Kiedy pan po raz pierwszy spotkal pania Greenleaf? -Tego samego wieczoru co James. Mark zaprosil ja na kolacje. Chodzila wtedy na jego wyklady jako wolny sluchacz i chociaz nie musiala, napisala prace pod tytulem "Jak spedzilam wakacje". Wtedy sie nia zainteresowalismy. Mark ma jeszcze kopie tej pracy, wiec moze pan ja przeczytac. Niech pan czyta na siedzaco i mocno sie czegos trzyma, bo inaczej spadnie pan z krzesla. Mniej wiecej w polowie semestru mala zaczela tracic kontakt z rzeczywistoscia. 270 -Uzywa pan wyjatkowo barwnego jezyka - zauwazyl Rankin.-Ja jestem czlowiek pracy - odparl Charlie, wzruszajac ramionami. - Bylem absolutnie szczesliwy, kiedy dawali mi co tydzien wyplate i swiety spokoj, zebym mogl pogrzebac przy samochodzie. No, ale pewnie za duzo czytam. Rankin kiwnal glowa. Spojrzal na Erike. -Pani kolej, jesli moge prosic. Patricia wspomniala, ze studiuje pani medycyne. -Chce leczyc ludzi - odpowiedziala Erika. - Do ukonczenia studiow zostaly mi jeszcze dwa lata. Poznalam Twinkie tego samego wieczoru co wszyscy ze stancji. -Twinkie? - zdziwil sie Rankin. -To przezwisko, ktore Mark wymyslil dla blizniaczek. Moim zdaniem od smierci siostry Renata stanowczo wolala to okreslenie niz wlasne imie. Nie wiem, czy Sylvia sie ze mna zgodzi, ale wydaje mi sie, ze slowo "Twinkie" bylo symbolem obecnosci Reginy w swiecie Renaty. Kiedy sie zastanawiam, dochodze do wniosku, ze to wlasnie brak Reginy jest przyczyna szalenstwa Renaty. Blizniaczki byly z soba bardzo zwiazane, a kiedy zabraklo Reginy, Renata poczula ogromna samotnosc. Jakby zostala z niej tylko polowa. -Interesujacy watek - uznal Rankin. - Co pani o tym mysli? - zapytal Sylvie. -Wolalabym, zeby Erika przestala teoretyzowac w nie swojej dziedzinie - odparla Sylvia. -Wielkie rzeczy! - burknela Erika. -Daj spokoj, nie ma sie o co obrazac - stwierdzila Sylvia ugodowo. Po czym odwrocila sie do Rankina. - Erika ma talent do znajdowania dziury w calym. Jej zdaniem Renata nie zdola nigdy poradzic sobie ze strata siostry. Udawala zdrowa, zeby zyskac mozliwosc wytropienia i zabicia Fergussona. Ja natomiast uwazam, ze nikt nie potraf w pelni zrozumiec mocy wiezi istniejacej miedzy bliznietami. Sa one zwiazane wspolna swiadomoscia, dla nas calkowicie niewyobrazalna. Trish na pewno wspomniala, ze zamierzalam pisac prace na temat Renaty. Rankin skinal glowa. -Przypuszczam, ze ten fakt wyplynie w trakcie przesluchania wstepnego. -Tak podejrzewalam - przyznala Sylvia, po czym zmarszczyla brwi w zastanowieniu. - Stan Renaty nie przystaje do zadnych podrecznikowych defnicji. Z poczatku podejrzewalam syndrom rozszczepienia osobowosci, ale szybko sie przekonalam, ze to nie to. Bliznieta sa ze soba tak niewyobrazalnie blisko, ze stanowia niejako jednosc. Doktor Fallon, psychiatra Renaty, uwaza, ze jej kondycje blizej okreslalaby fuga, ale moim zdaniem to takze nie oddaje stanu faktycznego. Moze staniemy wobec koniecznosci ukucia zupelnie nowego terminu na okreslenie tego przypadku, na przyklad... osobowosc blizniacza. -Widze, ze powinienem zaplanowac dluzsza rozmowe z pania i doktorem Fallonem - zamyslil sie Rankin. 271 -Mark, teraz twoja kolej - zdecydowal Charlie.-Dzieki, stary. -Zawsze do uslug. -Panie Austin, czy ma pan jakies obiekcje? - spytal Rankin. - Rzeczywiscie, role swiadka nie zawsze mozna okreslic mianem wygranej na loterii, ale panskie zeznania beda, jak sadze, kluczem do calej sprawy. -Wiem i wcale mnie to nie cieszy. -Byl pan w kosciele, kiedy Renata Greenleaf zjawila sie tam noca dziesiatego lutego, prawda? Panskie poprzednie oswiadczenie nie brzmialo wiarygodnie. -No coz, cos w tym jest - przyznalem. - W rzeczywistosci szedlem za nia, odkad wyszla z domu. - Opowiedzialem, jak sledzilem ja tej nocy. - Caly czas bylem za nia o krok - przyznalem z zalem. Rownoczesnie uswiadomilem sobie, ze Rankin doprowadzil mnie do tego szczegolnego zdarzenia w calej historii, o ktorym nie moglem nikomu powiedziec. Westchnalem gleboko i umilklem na dluzsza chwile. - Ojciec O'Donnell moze zaswiadczyc - podjalem - ze Renata mowila w jezyku blizniaczek. Byla przemoczona i zmarznieta, wiec wezwalismy karetke. Reszte pan zna. Gdybym myslal trzezwiej, pewnie zabralbym Twink te torebke i dzisiaj bylaby juz z powrotem u doktora Fallona, a my nie musielibysmy przez to wszystko przechodzic. -Facet stoi twardo na ziemi, co? - zauwazyl Charlie. - Bystrzacha z ciebie, Mark. Kto by przypuszczal? Najlepiej byloby odholowac Twinkie prosto do wariatkowa. -Owszem, ale nie wykorzystalem tej szansy. -Trudno ci sie dziwic - stwierdzil James. -Tak czy inaczej, zawalilem sprawe. -Jesli panstwo pozwola - odezwal sie Rankin - chcialbym wam wszystkim podziekowac. Zapewniliscie mi panstwo wiele materialu do przemyslen. Moim zdaniem fakty daja nam w tym procesie ogromne szanse. To chyba tyle na razie. Wszyscy grzecznie wstalismy. -Panie Austin, czy moglby pan zostac? - poprosil Rankin. - Nie zatrzymam pana dlugo. -Zaczekamy na dole - rzucil James, zamykajac drzwi od zewnatrz. -W kosciele zdarzylo sie cos jeszcze, prawda? - Rankin patrzyl mi prosto w oczy. - Cos pan ominal w tej interesujacej opowiesci. Byl spostrzegawczy i inteligentny, co fakt, to fakt. -Chcialbym, zeby to zostalo miedzy nami - zastrzeglem. -Skoro pan sobie tak zyczy. -Stanowczo. Ale chetnie to z siebie wyrzuce. - Westchnalem. - Kiedy wszedlem do kosciola, Renata juz byla w srodku. Ukryla sie przy bocznym oltarzu. Slyszelismy ja, ojciec O'Donnell i ja, ale jej nie widzielismy. W ktoryms momencie obok kosciola prze- 272 jechal samochod, oswietlil na chwile wnetrze. Wtedy ja zobaczylismy. Nie byla sama. Przed fgura swietego staly dwie dziewczyny. Byly identyczne. Renata i Regina. Renata plakala, a Regina ja obejmowala. Zaczely sie jakos stapiac, laczyc... az w koncu zmienily sie w jedna, ktora zaczela cicho spiewac. Zakladam, ze powinienem ja nazywac Renata.Pan Rankin mial oczy jak spodki i pobladla twarz. -Ojciec O'Donnell opowiedzial o calym wydarzeniu biskupowi, a ten zabronil mu rozglaszac wiesci. Nie wolno mu nawet potwierdzic moich slow. Zdaje sie, ze taka jest polityka Kosciola. Zreszta w sadzie i tak by to nic nie zmienilo, wiec nie ma sensu o tym opowiadac. Renata odeszla, prosze pana, i nie wroci. W umysle polaczyla sie z Regina. Znam blizniaczki dosc dobrze i jestem pewien, ze inni ludzie dla nich po prostu nie istnieja. Regina i Renata sa razem, nikogo wiecej nie potrzebuja. Dopelniaja sie nawzajem. Cale to postepowanie, przesluchanie, proces, to tylko formalnosci. Twinkie Twins sa znowu razem i nie beda sobie zdawaly sprawy, co sie wokol nich dzieje, bo to problemy naszego, a nie ich swiata. Czy wie pan juz wszystko, co chcial wiedziec? Patrzyl na mnie, ale sie nie odzywal, wiec wyszedlem. Wsiadlem do windy i zjechalem do garazu. Rozdzial 25Trish poinformowala nas, ze przesluchanie wstepne zostalo wyznaczone na trzeciego marca, na dziesiata rano. Media rozdmuchaly sprawe do granic mozliwosci, wiec bylem pewien, ze sala sadowa bedzie pekala w szwach od lowcow sensacji wspartych tlumami ciekawskich oraz dziesiatkami kamer telewizyjnych. Wstalismy tego ranka wczesnie, bo szykowalismy sie wyjatkowo starannie. We dwoch z Jamesem poswiecilismy dluzsza chwile oraz zuzylismy wiele energii i cierpliwosci na przekonanie Charliego, zeby wlozyl krawat. Czesciowo dlatego, ze mial tylko jeden - ten straszliwy, ktory Erika podarowala mu na Boze Narodzenie. Pozyczylem mu ktorys ze swoich. A potem musialem mu go jeszcze zawiazac. Wszyscy bylismy podenerwowani, wiec sniadanie nie zajelo nam duzo czasu. Za to wypilismy po trzy kubki kawy zaparzonej przez Erike. James przekonal nas, ze najlepiej bedzie pojechac do miasta jego wozem. -Trzymajmy sie razem, kochani. Musimy sie spodziewac ataku mediow, wiec polaczmy sily. -Racja - przyznala Trish. - I pamietajcie, zeby na wszystkie pytania odpowiadac "bez komentarzy". -Szkoda - westchnal Charlie. - Chcialem zostac gwiazda. Sluchajcie, jak myslicie, zrobie na dziennikarzach wrazenie, odpowiadajac na pytania po niemiecku? -Nie szalej - przyhamowala go Trish. - Jesli bedziemy ignorowali dziennikarzy, moze dadza nam spokoj. -Marne szanse - burknela Erika. Wyszlismy z domu mniej wiecej za pietnascie dziewiata. James z gradowa mina, zlowieszczo wielki i potezny, wyprowadzil nasza mini-falange na ulice. Nie, nie mial w reku paly baseballowej, ale James nie musial nic brac do reki, zeby ludzie mu ustepowali z drogi. Dziennikarze zrobili nam przejscie, kilku jednak probowalo zarzucic nas pytaniami. Trish odparla ich starania lodowatym "bez komentarzy". Nie uszczesliwilo to reporterow, ale w koncu przeciez trudno zadowolic wszystkich, przyznacie chyba. 274 Pan Rankin dal Trish przepustke, wiec James wjechal prosto do sadowego garazu, skad winda dostalismy sie na czwarte pietro. Wozny sadowy sprawdzil nasze dowody tozsamosci, odhaczyl nas na liscie i przepuscil. Dopiero teraz dziennikarze naprawde sie wsciekli, bo nie dosc, ze wozny wpuszczal tylko osoby wymienione na liscie z imienia i nazwiska, to jeszcze co jakies cztery, piec minut obwieszczal glosno:-Przesluchanie zamkniete. Prasie i publicznosci wstep wzbroniony. Podniosly sie glosne protesty, ale wozny mial bron, wiec zadni sensacji ciekawscy nie naciskali mocno. Mecenas Rankin czekal na nas przy jednym ze stolow na froncie. -Raczej nie bede was dzisiaj wzywal na swiadkow - oswiadczyl - lecz sedzia Compson moze sie wdac w jakies szczegoly proceduralne i przejsc od razu do przesluchania majacego na celu ustalenie poczytalnosci Renaty Greenleaf. Fieldingowi sie to nie spodoba, ale ja na wszelki wypadek chce byc gotowy. Usiadzcie w pierwszym rzedzie i sluchajcie uwaznie. W tym przesluchaniu prokurator musi przedstawic oskarzenie. -Czy Renata bedzie na sali? - spytalem. -Jak najbardziej. Musi byc obecna przy stawianiu zarzutow. -Przeciez ona nie zrozumie ani slowa! - zaprotestowalem. -Mam taka nadzieje. I mam nadzieje, ze to bedzie widac. Gdyz wowczas sedzia Compson moze uznac ja za niezdolna do stawania przed sadem, kto wie, moze nawet jeszcze dzisiaj. I to by zakonczylo sprawe. Nie nalezy jednak spodziewac sie zbyt wiele. - Kilka minut pozniej zjawil sie Les Greenleaf. Nie bylo z nim Ingi, ale przyszla Mary. Chociaz nie miala na sobie munduru, otaczala ja aura zdradzajaca od pierwszego rzutu oka stroza prawa. Oboje usiedli obok nas, w pierwszym rzedzie. Po kilku chwilach spiesznie wszedl mlody czlowiek z neseserem.-To Fielding - szepnela Trish. Tuz za prokuratorem zjawily sie jeszcze cztery osoby: umundurowany policjant, Bob West, nieco zdenerwowany dzentelmen o orientalnych rysach oraz barczysty mezczyzna z ponura twarza, na ktorej zwracaly uwage krzaczaste czarne brwi. -To jest Kataryna - odezwala sie cicho Mary. -Juz sie balem, ze go zabraknie - powiedzial Charlie. Wowczas otworzyly sie boczne drzwi w poblizu stolu sedziowskiego i dwoje szpitalnych sanitariuszy wolno wprowadzilo do sali sadowej Renate. Do tej pory wszystko, co sie dzialo, wydawalo mi sie nie do konca realne, jak uliczna parada z tanczacymi przebierancami. Wraz z pojawieniem sie Renaty wrocila rzeczywistosc. Wstrzasajaca. 275 - -Prosze wstac! - nakazal wozny sadowy.Podnieslismy sie z miejsc, a wowczas do sali weszla siwowlosa kobieta ubrana w czarna toge. Usiadla za stolem sedziowskim. -Prosze usiasc - powiedziala. Odczekala, az wykonamy polecenie. Uderzyla mlotkiem w podkladke. - Rozpoczynamy przesluchanie wstepne - oznajmila. -Chcialabym miec pewnosc, ze wszyscy obecni znaja reguly. Dzisiejsze posiedzenie jest zamkniete dla mediow oraz publicznosci. Sad bedzie wyjatkowo stanowczy wobec osob, ktore rozpowszechnia jakiekolwiek ujawnione tutaj informacje. - Potoczyla wokol groznym wzrokiem. - Czy wszyscy mnie zrozumieli? Ujmujac rzecz najkrocej, nie wolno puscic pary z ust. Jesli ktos pomyli sad z arena cyrkowa, poniesie kare. Prasa moze korzystac ze swojej wolnosci gdzie indziej, a publicznosc ma prawo wiedziec do kladnie tyle, ile ja pozwole. Ja prowadze to przesluchanie i ja ustanawiam reguly. Czy wyrazam sie jasno? -O rany! - wyrwalo sie Charliemu. -Ona nie zartuje - szepnela Mary. - Ostra sztuka, lepiej nie wchodzic jej w droge. -Oskarzenie i obrona podejda do mnie - oznajmila sedzia Compson. Mecenas Rankin i nerwowy mlody prokurator zblizyli sie do stolu sedziowskiego. We trojke odbyli krotka narade, po czym oskarzyciel i mecenas wrocili na swoje miejsca. -Panie Fielding, prosze wezwac pierwszego swiadka - zarzadzila sedzia Compson. -Oskarzenie wzywa na swiadka Paula Murraya - odezwal sie Fielding. Umundurowany policjant wstal i podszedl do miejsca dla swiadkow. Zostal zaprzysiezony przez jednego z urzednikow sadowych i usiadl na krzesle obok stolu sedziowskiego. -Czy to pan, razem z partnerem, odkryl cialo Waltera Fergussona w nocy z dziewiatego na dziesiatego lutego biezacego roku? - zapytal Fielding. -Tak jest. To bylo po polnocy, dokladnie o pierwszej trzynascie. Z powodu serii morderstw, jakie mialy miejsce przez ostatnie pol roku, mielismy rozkaz regularnie patrolowac parki. Jadac Green Lake Way, uslyszelismy dziwny dzwiek dochodzacy znad brzegu jeziora. Noc byla bardzo mglista, wiec moj partner poprosil o pomoc. Przeprowadzilismy wstepne rozpoznanie, w krotkim czasie zyskalismy wsparcie. Potem odkrylismy Waltera Fergussona, pare metrow od brzegu jeziora. Stwierdzilem, ze byl martwy. Razem z innymi policjantami zabezpieczylismy teren. Moj partner wrocil do samochodu i przez radio wezwal detektywow. 276 -Czy moze pan opisac, w jakim stanie znajdowalo sie cialo Fergussona? - poprosil Fielding.-Nosilo slady wielu ran cietych. To dziwne, bo zwykle mordercy zadaja nozem rany klute. Ciecia na ciele denata byly dlugie i plytkie. Nie jestem ekspertem w dziedzinie medycyny, ale powiedzialbym, ze Walter Fergusson wykrwawil sie na smierc. -Czy w ciagu ostatnich kilku miesiecy uczestniczyl pan w sledztwie dotyczacym podobnej sprawy? -Tak, kilkakrotnie. Rany na ciele Waltera Fergussona przypominaly te, jakie nosily inne ofary, tyle ze bylo ich znacznie wiecej. Morderca posunal sie tym razem nawet do tego, ze zdjal oferze buty i pocial jej stopy. Fielding skrzywil sie teatralnie. -Wysoki Sadzie, nie mam wiecej pytan - oznajmil. -Swiadek nalezy do pana - sedzia Compson skinela Rankinowi. Mecenas Rankin podniosl sie ze swojego miejsca. -Czy moze pan opisac halas, jaki sklonil pana i partnera do przeszukania parku? -To byl bardzo dziwny dzwiek - przyznal Murray. - Nie slyszalem dobrze, ale przypominal cos pomiedzy zawodzeniem a jekiem. Przypuszczam, ze zaniepokoil zwierzeta w pobliskim ogrodzie zoologicznym, bo wilki zaczely wyc... troche jakby spiewaly razem z ta osoba nad brzegiem jeziora. -Nie mam wiecej pytan, Wysoki Sadzie - powiedzial Rankin. - -Prosze wezwac nastepnego swiadka - polecila Fieldingowi sedzia Compson,gdy umundurowany Murray wrocil na swoje miejsce. -Oskarzenie wzywa na swiadka sierzanta Roberta Westa - oznajmil Fielding. Bob West byl ubrany w ciemny garnitur, twarz mial pobladla. Ci, ktorzy go znali, mogli ocenic na pierwszy rzut oka, ze nie jest zadowolony ze swojej roli. Zostal zaprzysiezony i usiadl na miejscu dla swiadkow. -Nazywa sie pan Robert West, jest pan sierzantem policji? - spytal Fielding. -Tak jest. -Pracuje pan jako detektyw w okregu polnocnym? -Tak jest. -Jak dlugo jest pan w sluzbie prawa, sierzancie? -Wkrotce minie dwanascie lat. -Czy bral pan udzial w dochodzeniu dotyczacym serii morderstw, ktore mialy miejsce w parkach na terenie polnocnego Seattle oraz w innych miejscowosciach, poza wasza jurysdykcja? 277 -Tak jest.-Czy okreslilby pan te morderstwa jako zwykle zbrodnie zwiazane z porachunkami gangsterskimi? -Mozna o nich powiedziec wszystko, tylko nie to, ze byly zwykle. -Czy moze pan uzasadnic te opinie? -Morderstwa dokonane nozem najczesciej nie bywaja zaplanowane - stwierdzil Bob. - W wielu wypadkach sa skutkiem gwaltownego dzialania pod wplywem chwili i glownym zamiarem przestepcy jest zadanie oferze smierci, mozliwie szybko i cicho. Zabojstwa dokonywane przez Rzeznika z Seattle mialy trwac mozliwie najdluzej. Mozna to bylo poznac chocby po niezbyt skutecznej broni. -Prosze mi wybaczyc na chwile - odezwal sie w tym momencie Fielding. Podszedl do stolika przed stolem sedziowskim i wzial w reke noz do linoleum. - Czy to jest narzedzie mordu, o ktorym pan mowi? -Jesli na karteczce przyczepionej do raczki jest moje nazwisko, to tak. -Za pozwoleniem Wysokiego Sadu, oskarzenie prosi o oznaczenie tego przedmiotu jako dowod A - zwrocil sie Fielding do sedzi Compson. -Sad wyraza zgode. -Ten noz nie wyglada na szczegolnie efektywna bron - zauwazyl Fielding. -To zalezy od zamiarow mordercy. Jezeli chce usmiercic szybko i cicho, to narzedzie nie nadaje sie do takiego celu. W tym wypadku natomiast sprawcy sie nie spieszylo. Najwazniejszym celem zabojcy bylo, jak sie wydaje, zadawanie oferze bolu. -A jak morderca radzil sobie z uciszeniem ofary? -Stosowal dosc oryginalna metode. Dlugi czas nie umielismy wyjasnic, jak to sie dzieje, ze Rzeznik moze zadac takie rany, a ofara zachowuje sie cicho. Dopiero morderstwo z siedemnastego grudnia dalo nam odpowiedz. Mialo ono miejsce na terenie wojskowym, w Discovery Park. Ofara byl Thomas Walton, zolnierz marynarki Stanow Zjednoczonych. Lekarze z tej formacji odmowili wydania ciala koronerowi powiatu King i sami wykonali autopsje. Przeprowadzili takze wiele testow chemicznych, wiekszosc na wystepowanie narkotykow, ale nie tylko. Jeden z nich zdradzil obecnosc we krwi Waltona dosc nietypowego srodka. -To znaczy? -Kurary. -Jak dziala kurara? -Nie jestem chemikiem, ale wiem, ze to srodek uzywany przez niektore plemiona indianskie w Amazonii. Zatruwa sie nim ostrza strzal, zeby sparalizowac zwierzyne. Taki sam efekt wywiera kurara na ludzi. I wlasnie przez nia ofary zachowywaly sie cicho. Zabojca robil im zastrzyk w gardlo. -Kurara jest chyba dosc egzotycznym specyfkiem? 278 -Nie tak bardzo, jak sie wydaje. Uzywa sie jej w medycynie, na przyklad podaje siepacjentom z zawalem. Tyle w kazdym razie powiedzial nam koroner. Jak rozumiem, jest dostepna w kazdej przyzwoicie zaopatrzonej aptece. Fielding wrocil do stolika z dowodami i podniosl strzykawke jednorazowa z przywiazana do niej zolta karteczka. -Na przywieszce jest panskie nazwisko oraz data dziesiaty lutego. Czy zechce pan wyjasnic sadowi, gdzie zostala znaleziona ta strzykawka i jakie ma znaczenie dla sprawy? -Te strzykawke personel szpitala uniwersyteckiego znalazl w torebce Renaty Greenleaf. W tej samej torebce byl noz do linoleum i dwa rozance. -Czy strzykawka zostala poddana testom chemicznym? -Tak jest. -Czy znaleziono w niej slady jakiejs substancji? -Znaleziono kurare. -Za pozwoleniem sadu, oskarzenie oznaczy strzykawke jako dowod B - zwrocil sie Fielding do sedzi Compson. -Sad wyraza zgode. Fielding ponownie zwrocil sie do Boba. -Czy przeprowadzono jeszcze jakies testy dotyczace dowodow rzeczowych? -Tak. Oba dowody rzeczowe byly sprawdzane na obecnosc krwi. -Jakie uzyskano rezultaty? -Laboratorium potwierdzilo, ze na nozu znajduje sie krew Waltera Fergussona. Na igle nie bylo wystarczajacej ilosci krwi, zeby przeprowadzic testy DNA, ale byla to krew tej samej grupy co krew Fergussona. -Czy dowody te uprawniaja do stwierdzenia, ze Renata Greenleaf powinna byc brana pod uwage jako podejrzana o zamordowanie Waltera Fergussona oraz o dokonanie innych licznych morderstw? -Sposob dzialania zabojcy jest taki sam. W wielu morderstwach uzyto kurary i noza do linoleum. -Czy to wystarczajace powody, zeby aresztowac Renate Greenleaf? -Z cala pewnoscia. -Wobec tego aresztowal ja pan. -Nie, nie zrobilem tego. Fielding byl zdumiony. -Jak to? Na milosc boska, dlaczego? Sedzia Compson huknela mlotkiem w podkladke. -Dosc tej komedii - oznajmila krotko. -Przepraszam, Wysoki Sadzie - zmitygowal sie Fielding. Odwrocil sie ponow nie do swiadka. - Czy zechce pan wytlumaczyc sadowi, dlaczego nie aresztowal pan Renaty Greenleaf? 279 -Niech pan spojrzy, to pan zobaczy, dlaczego! - Bob wycelowal palcem w Renate. - Niech pan podejdzie blizej i przyjrzy sie tej dziewczynie. Mialem dostateczny powod, zeby ja aresztowac, ale ona nie jest przy zdrowych zmyslach. W czasie aresztowania mamy obowiazek zaznajomic zatrzymanego z jego prawami, ale nie koniec na tym. Musimy zyskac pewnosc, ze on te prawa rozumie. Zamiast aresztowac te dziewczyne, umiescilem ja pod nadzorem policyjnym, bo ona nie wiedziala, kim jest ani gdzie sie znajduje. Instytucje nadzoru utworzono wlasnie z mysla o takich przypadkach. Nie mozemy jej aresztowac, dopoki jest w takim stanie. Rozmawialem z jej lekarzem, powiedzial mi, ze nie zrozumialaby ani jednego slowa.-A gdyby to byl podstep? - Fielding desperacko czepial sie ostatniej szansy. -Jesli mamy kogos aresztowac, nie mozemy gdybac - odparl Bob. - Musimy miec pewnosc. -Swiadek ma racje - ocenila sedzia Compson. - Sierzant West doskonale sobie poradzil w trudnej sytuacji, przestrzegajac prawa. Fielding zrozumial w lot. Nie spodobala mu sie postawa sedziny, ale mial dosc rozumu, zeby sie z tym nie afszowac. -Renata Greenleaf w dalszym ciagu znajduje sie pod nadzorem? - spytal kulawo. -Tak jest - powiedzial Bob. - Stale przebywa na oddziale psychiatrycznym w szpitalu uniwersyteckim, a pod drzwiami jej pokoju stoi na strazy policjant. W tej chwili Renata Greenleaf jest fzycznie obecna w tej sali, ale przysiaglbym, ze nie zdaje sobie z tego sprawy. -Nie mam wiecej pytan, Wysoki Sadzie - powiedzial Fielding glosem bez wyrazu. -Swiadek nalezy do pana - zwrocila sie sedzia Compson do Rankina. -Nie mam pytan, Wysoki Sadzie - powiedzial mecenas. -Rozsadna decyzja - rzucila sedzia od niechcenia. Renata szeptala cos do siebie w tajemniczym jezyku blizniaczek. Sedzia Compson dluzsza chwile przygladala sie jej z nieodgadnionym wyrazem twarzy. W koncu lekko pokrecila glowa. -Moze pan wrocic na miejsce, sierzancie - powiedziala cicho. - Charlie pokazal bratu uniesiony kciuk, ale Bob tylko wzruszyl ramionami i usiadl w milczeniu. Najwyrazniej nie byl uszczesliwiony.-Prosze wezwac nastepnego swiadka - odezwala sie sedzia Compson. -Oskarzenie wzywa doktora Yamade - oznajmil Fielding. 280 Nerwowy lekarz spiesznym krokiem przeszedl przez sale. Zostal zaprzysiezony.-Nazywa sie pan Hiroshi Yamada i jest pan lekarzem - zaczal Fielding. -Tak, panie prokuratorze - odpowiedzial Yamada. -Od osmiu lat pracuje pan jako patolog sadowy. -Zgadza sie. -Przeprowadzal pan autopsje Waltera Fergussona dwunastego lutego tego roku. -Tak. -Co pan stwierdzil? -Walter Fergusson byl bialym mezczyzna w srednim wieku. Przyczyna smierci okazala sie utrata krwi spowodowana przez liczne rany zadane nozem, glownie w tors, okolo piecdziesieciu godzin przed autopsja. Analiza chemiczna wykazala we krwi obecnosc kurary oraz sladowych ilosci kokainy. Poziom alkoholu we krwi wynosil pol procentu. -Moze pan powiedziec Wysokiemu Sadowi, ile ran od noza zadano oferze? Yamada sprawdzil cos w dokumentach, z ktorymi podszedl do miejsca dla swiadka. -Bylo ich... osiemdziesiat trzy, o ile dobrze policzylismy. Wiele znajdowalo sie bardzo blisko siebie, wiec trudno to sprecyzowac. Szczegolnie ucierpiala okolica krocza. -Czy moze pan potwierdzic, ze krew pobrana z noza to krew denata? -Tak. Probki DNA pozwolily nam to stwierdzic z calkowita pewnoscia. Odkrylismy tez sladowe ilosci innego DNA. Narzedzie nosilo slady wczesniejszego uzycia. -Czy moze pan stwierdzic, jak dlugo ofara umierala? -Nie potrafe tego okreslic precyzyjnie. Temperatura otoczenia byla tamtej nocy ponizej zera. Gdyby napasc miala miejsce latem, trwaloby to jakies dziesiec, pietnascie minut. Decydujaca rana okazalo sie ostatnie ciecie, to jest podciecie gardla, ktore otworzylo obie tetnice. -Innymi slowy, wczesniejsze rany byly zadawane w takie miejsca, gdzie sprawialy ogromny bol, ale morderca wykonczyl ofare, podrzynajac jej gardlo. -Mozna to tak ujac. -Nie mam wiecej pytan, Wysoki Sadzie - oznajmil Fielding. -Sad jest panu za to wdzieczny. - Sedzia Compson miala cokolwiek niewyrazna mine. - Swiadek jest panski, panie Rankin. Rankin, lekko odchylony do tylu, sluchal Eriki, ktora szeptala cos do niego, przechylona przez barierke oddzielajaca lawy dla publicznosci od stolika obrony. -Czy pan mnie slyszy? - spytala sedzia Compson. -Przepraszam, Wysoki Sadzie. - Rankin wstal i podszedl do swiadka. - Czy porownywal pan moze DNA Waltera Fergussona z probkami pobranymi z innych zrodel? - zapytal. 281 Yamada zerknal na Erike, po czym skinal glowa.-Trzeba by sie troche cofnac w czasie - powiedzial - ale mysle, ze to ma niebagatelne znaczenie dla sprawy. -Przyda nam sie kazda pomoc - stwierdzil Rankin ze slabym usmiechem. -Wchodzi tu w gre sledztwo, ktore ciagnie sie od osmiu lat. Wykorzystywanie DNA do identyfkacji jest procedura stosunkowo nowa, ale wyjatkowo cenna dla patologow. W ciagu minionych kilku lat zdarzylo sie w okolicy zatoki Puget wiele gwaltow zakonczonych morderstwem. Probki plynow ustrojowych zabojcy, pobrane z cial ofar, zostaly zachowane. Testy wykazaly, ze gwalcicielem we wszystkich tych przypadkach byl jeden sprawca. Zostali o tym uprzedzeni patolodzy we wszystkich okolicznych szpitalach, dostalismy polecenie, zeby zwracac uwage na wystapienie ewentualnych podobienstw. Koroner ze Snohomish potwierdzil, ze sprawca morderstwa popelnionego w roku 1995 jest ten sam osobnik. Testy DNA wykazaly, iz to wlasnie Walter Fergusson byl gwalcicielem poszukiwanym w powiecie King oraz winnym morderstwa w Snoho-mish. - Yamada wydawal sie podekscytowany. -Sprzeciw, Wysoki Sadzie! - zaprotestowal Fielding. - To nie ma zwiazku ze sprawa. -Oddalam sprzeciw - oznajmila sedzia Compson. - Sad uwaza zeznanie doktora Yamady za wyjatkowo zwiazane ze sprawa. Panie Rankin, prosze kontynuowac. -Kto byl ofara gwaltu i morderstwa popelnionego w Snohomish? - zapytal Rankin. Yamada zajrzal do dokumentow. -To byla... Greenleaf. Regina Greenleaf. - Sedzia Compson oglosila przerwe i poprosila prawnikow do pokoju sedziowskiego.Erika byla rozradowana. Przez chwile myslalem, ze bedziemy musieli ja zwiazac, by nie zaczela podskakiwac. -Udalo sie! - piszczala cala w skowronkach. - Podzialalo! Podeszlismy tego zdurnialego prokuratora! Cudownie! -Uspokoj sie - syknela Sylvia. - Skad wiedzialas o innych gwaltach i morderstwach? -Doktor Yamada opowiadal o nich na wykladach w zeszlym roku. Jest pod ogromnym wrazeniem mozliwosci, jakie daje identyfkacja za pomoca DNA. Jego zda niem ta metoda wkrotce zastapi porownywanie odciskow palcow. Podawal te serie morderstw jako przyklad jej zastosowania. Sam przeprowadzal testy. No i moze sobie pogratulowac. 282 - Gdy prawnicy wrocili na sale, Rankin mial zwycieskie spojrzenie, natomiast o Fiel-dingu mozna bylo powiedziec wiele, tylko nie to, ze triumfuje.-Prosze wstac! - polecil wozny sadowy i sedzia Compson z nieprzeniknionym wyrazem twarzy zasiadla za stolem sedziowskim. Uderzyla mlotkiem w podkladke. -Prosze zaprotokolowac - polecila - ze pani Renata Greenleaf pozostanie na czas niniejszego przesluchania pod nadzorem policyjnym na oddziale psychiatrycznym szpitala uniwersyteckiego. Bedzie tam obserwowana przez lekarzy, ktorzy ocenia mozliwosc jej uczestnictwa w procesie. - Zmierzyla groznym spojrzeniem nas wszystkich, siedzacych po obu stronach sali sadowej. - Przypominam obecnym o zakazie udzielania informacji mediom oraz jakimkolwiek osobom niezwiazanym bezposrednio ze sprawa. Przypominam takze, iz pogwalcenie tego polecenia zostanie odebrane jako obraza sadu. - Zamilkla na chwile. - Rozumiemy sie, poruczniku Belcher? - zapytala wojowniczym tonem. - Ani slowa! Potem uniosla mlotek, prawie tak jakby wziela w reke sekaty kij. -Dalszy ciag przesluchania dziesiatego marca o dziesiatej. - Stuk mlotka za mknal wypowiedz. Spojrzalem na Kataryne. Patrzyl na sedzine z nachmurzona mina, zupelnie jak dziecko, ktore wlasnie odeslano do lozka bez kolacji. Rozdzial 26Dziennikarze nadal tloczyli sie w korytarzu przed sala sadowa. Tym razem takze uratowal nas James. Mial talent do osiagania celu bez uzycia sily. Reporterzy, choc niechetnie, przepuscili nas do windy. Jeden tylko, wyjatkowo rozgoraczkowany, rzucil w strone Charliego jakies pytanie. Stalismy wtedy przed winda, czekajac, az otworza sie drzwi. Charlie zmierzyl natreta spojrzeniem pelnym absolutnego niezrozumienia. -Nicht verstehen. Haben Sie Deutsch? - zapytal. Dziennikarz tylko zamrugal zbity z tropu i cofnal sie bez slowa. -To bylo niezle - uznala Erika, patrzac na Charliego z zachwytem. -No wiesz, czlowiek sam nie zna swoich talentow - odparl Charlie skromnie. Kabina podjechala, weszlismy bez zwloki. James, oslaniajacy tyly, stanal w drzwiach, wiec zaden z pracownikow mediow nie odwazyl sie wsiasc z nami. W garazu, o dziwo, nie zastalismy zadnych dziennikarzy. Albo obowiazywal ogolny zakaz wstepu, albo sedzia Compson wydala odpowiednie polecenia. James bez przeszkod dowiozl nas na stancje. Tam natomiast czekal na nas tlum. Dziennikarze, reporterzy, kamery, mikrofony... W drodze do drzwi domu zaserwowalismy im cyrk lingwistyczny. Trish i Erika odpowiadaly - albo odmawialy odpowiedzi - wylacznie po szwedzku, Charlie swobodnie cytowal "Ode do radosci" Schillera, Sylvia jak karabin maszynowy trajkotala po wlosku (domyslam sie, ze ubarwiala swoja wypowiedz licznymi wstawkami obscenicznymi), a James wyglosil obszerne oswiadczenie po lacinie. Czulem sie zobligowany do podtrzymania honoru mowy ojczystej, wiec wyrecytowalem poczatkowe strofy "Beowulfa" w zachodniosaksonskim. Zgoda, rzeczywiscie dalem przedstawienie. A co, skoro wszyscy sie bawili, to i ja skorzystalem. Udalo nam sie zachowac powage, dopoki nie znalezlismy sie we wnetrzu i nie zamknelismy za soba drzwi. A wtedy, jak na komende, wszyscy razem wybuchnelismy smiechem. -Widzieliscie ich miny? - wyl Charlie. - Ale numer! -Mark, co to byl za jezyk, na litosc boska? - spytala mnie Erika. 284 -Angielski - odparlem niewinnie.-Na moje ucho wcale nie brzmial jak angielski. -To taka starsza odmiana. -Na ile starsza? -Ma jakies tysiac trzysta lat. Mniej wiecej. -Sluchajcie - przerwal nam Charlie - chyba dzisiaj bylismy gora, co? Rankin bedzie mial przesluchanie o niepoczytalnosc. -Jeszcze sie nie ciesz - zgasila go Trish. - Wyglada mi na to, ze jestesmy na prostej drodze do wsadzenia Renaty do zakladu, w ktorym przesiedzi do konca zycia. Mozemy tylko miec nadzieje, ze da sie jej zalatwic instytucje prywatna. Fielding bedzie dazyl do osadzenia Renaty w jakiejs stanowej budzie dla umyslowo chorych. Trzeba przyznac, ze skutecznie popsula nam humor. - Sepy z mediow naprawde bardzo, ale to bardzo mialy za zle sedzi Compson zakaz wstepu na sale przesluchan i polecenie zachowania milczenia na temat wydarzen zwiazanych ze sprawa. Z kazdego kanalu telewizyjnego wylewaly sie liczne komentarze na temat przestrzegania i nieprzestrzegania pierwszej poprawki do konstytucji.My tymczasem nadal bawilismy sie w uzywanie jezykow obcych. Jedna ze stacji wynajela tlumaczy, ale gosciu, ktory przetlumaczyl komentarze Sylvii, o malo nie wpedzil kanalu w klopoty, bo sprawa otarla sie o komisje etyki. Okazalo sie, ze Sylvia uzywala wyjatkowo barwnego jezyka. Po tym zdarzeniu wreszcie zostawili nas w spokoju. - W sobote rano czytalem Faulknera. Mniej wiecej o dziesiatej Trish zawolala z dolu, ze jest do mnie telefon. Odlozylem ksiazke i pognalem do salonu.-Mark? - To byl ojciec O'Donnell. - Bardzo jestes zajety? Moze bys do mnie podjechal w wolniejszej chwili? -Jasne. A co sie stalo? -Mam dla odmiany dobra wiadomosc. -Bog jeden wie, jak bardzo mi sie przyda. -Tak - stwierdzil spokojnie - zapewne wie. -Przepraszam, wypsnelo mi sie. Juz jade. Czekal przy oltarzu. Od razu poprowadzil mnie do zakrystii, zupelnie jakby sadzil, ze sam tam nie trafe. Zamknal drzwi, obaj usiedlismy. -Jak rozumiem - zaczal - sedzia prowadzaca sprawe przychyla sie do rozpocze cia przesluchania majacego na celu ustalenie poczytalnosci Renaty. 285 -Skad ksiadz o tym wie? - Zaskoczyl mnie, przyznaje.-Ma sie swoje sposoby - odparl, mruzac oko. - Jaki moze byc efekt takiego przesluchania? -Trudno przewidziec. Renate rzeczywiscie nie sposob nazwac normalna osoba, ale byla juz w takim stanie po smierci Reginy i przeciez doszla do siebie. Sedzia moze kazac ja umiescic w jakims zakladzie dla psychicznie chorych, w zasadzie bezterminowo. I jezeli Renata kiedykolwiek ozdrowieje na tyle, ze bedzie w stanie odpowiadac w jezyku zrozumialym dla wiekszosci ludzi, zostanie prosto z zakladu zawieziona do sadu i bedzie sadzona za morderstwo. I to nie za jedno. Zasepil sie. -Innymi slowy, w przyszlosci wszystko jest mozliwe. -Trish twierdzi, ze pare razy sie cos podobnego zdarzylo. Na przyklad jeden facet siedzi "czasowo" w Medical Lake juz prawie dwadziescia lat. -To na nic - stwierdzil ksiadz. - Musimy uzyskac decyzje, dzieki ktorej Renata nie stanie przed sadem. -Owszem, przydaloby sie. Tyle ze jedynym wyjsciem jest skazanie jej na pobyt w jakims stanowym zakladzie dla oblakanych, a na to dziewczyna stanowczo nie zasluguje. -Istnieje pewna alternatywa - powiedzial ksiadz. - Zdolalem przekonac biskupa, ze jest mi winien przysluge. Ja mu obiecalem, ze nie wspomne slowem o tym, co widzielismy w kosciele tamtej nocy, a on okazal sie na tyle uprzejmy, ze porozmawia z matka przelozona klasztoru, o ktorego istnieniu malo komu wiadomo. -Tak? -Mniszki nazywaja sie Siostry Nadziei, choc w rzeczywistosci niewielka nadzieje maja kobiety oddane im pod opieke. Mieszkaja u nich starutenkie zakonnice, ktore juz nie daja sobie rady bez zyczliwej pomocy. Sa tam takze kobiety naszej wiary, ktore nie wstapily do zakonu, ale maja odpowiednia pozycje spoleczna. -To znaczy pieniadze? -Kwestie natury fnansowej rowniez sa poruszane przy zawieraniu porozumienia, tak przynajmniej slyszalem. Jestem pewien, ze jesli ojciec Renaty zechce uczynic darowizne na rzecz klasztoru, matka przelozona laskawszym okiem spojrzy na prosbe o przyjecie jego corki pod opieke mniszek. -Powiedzmy to po ludzku - zaproponowalem. - Zaszantazowal ksiadz biskupa, zeby zmusil matke przelozona do przyjecia Renaty, a Les Greenleaf ma wreczyc lapowke. Dobrze zrozumialem? Skrzywil sie niemilosiernie. -To stanowczo zbyt doslowne ujecie sprawy - zbesztal mnie. - Moze zgodne z prawda, ale zbyt doslowne. Rzecz w tym, by Renata znalazla sie pod dobra opieka w bezpiecznym miejscu. I bedzie to dla niej znacznie lepsze niz skazanie na pobyt w ja kims zakladzie dla oblakanych. 286 -Pewnie wszystko jest lepsze niz panstwowy zaklad dla oblakanych - zgodzilem sie bez oporu.-Coz, pozostaje jednak pewna przeszkoda do pokonania. Biskup wspomnial matce przelozonej, ze Renata jest w pewnym sensie slawna. -Jak to? -Nie sposob zaprzeczyc, ze ostatnio sporo sie o niej mowi. Matka przelozona nie byla z tego powodu uszczesliwiona. Niektore z pacjentek przebywajacych w klasztorze naleza do prominentnych rodzin. Jezeli jakis wscibski dziennikarz zacznie weszyc wokol sprawy, moze doprowadzic do tego, ze takie czy inne nazwisko pojawi sie w mediach. -Rozumiem. -Nawet samo istnienie zakonu jest sprawa poufna, natomiast lokalizacje klasztoru mozesz zaliczyc do kwestii scisle tajnych. Rozglos, jaki powstal wokol sprawy Renaty, bardzo nas martwi. Matka przelozona stanowczo nie zyczy sobie tlumu reporterow z kamerami telewizyjnymi na progu klasztoru. -Nietrudno to zrozumiec, ale przeciez zanim bedziemy mogli sie martwic reporterami na progu klasztoru, trzeba uzyskac zgode sedzi Compson. -Miejmy nadzieje, ze nie bedzie to wielkim problemem. Tak sie sklada, ze kilku wyjatkowo wplywowych czlonkow rady miasta pomoze przekonac sedzie, iz staly pobyt Renaty Greenleaf w klasztorze jest doskonalym wyjsciem z sytuacji. Ci ludzie czesto zasiegaja rady biskupa. A biskup powola sie na kilka dawnych spraw, poniewaz przypadek Renaty jest wyjatkowy. Nie robimy tego czesto, ale coz, rozne rzeczy sie na tym swiecie zdarzaja, wiec musimy umiec sie znalezc rowniez w takiej sytuacji. Zaufaj mi, wiem, co mowie. -Zawiadomie Lesa Greenleafa, sprawdze, co on ma do powiedzenia na ten temat. - Nie chcialem budzic plonnych nadziei, wiec po powrocie do domu nikomu nie wspomnialem o rozmowie z ojcem O'Donnellem.Rankiem dziesiatego marca, we wtorek, wszyscy bylismy podenerwowani. Sedzia Compson zdawala sie sklaniac w nasza strone, ale nigdy nic nie wiadomo. Dziennikarze najwyrazniej zrezygnowali z nekania nas pytaniami. Kiedy jechalismy na przesluchanie dotyczace niepoczytalnosci Renaty, zadnego nie bylo w zasiegu wzroku. A gdy wysiedlismy z windy na czwartym pietrze budynku sadu, zdumieni zobaczylismy pusty korytarz. -Nie przypuszczalam, ze posunie sie az do tego - powiedziala Trish. -Kto? Co? - nie zrozumial Charlie. 287 -Sedzia Compson - wyjasnila Trish. - Jak widac, zabronila mediom wstepu na czwarte pietro.-Wolno jej? Ofcjalnie? -Charlie, sedzia moze podjac wszelkie kroki niezbedne do utrzymania porzadku w sali sadowej, chociaz ten krok rzeczywiscie jest dosc niezwykly. Przypuszczam, ze pan Rankin nam to wyjasni. Zapytajmy. Stojacy przed drzwiami sali wozny sadowy sprawdzil nasze nazwiska na liscie i gestem zaprosil nas do srodka. Mecenas Rankin czekal przy stole obrony, razem z nim siedzieli doktor Fallon i Les Greenleaf. -Witam - odezwal sie Rankin. - Ciesze sie, ze panstwa widze. Les Greenleaf wygladal na nieobecnego duchem. Doktor Fallon mial lekko rozbawiony wyraz twarzy. -Ktore z panstwa wpadlo na genialny pomysl, zeby odpowiadac dziennikarzom w jezykach obcych? -Charlie oczywiscie - powiedziala Sylvia. - To nasz etatowy blazen. -Nie mamy wiele czasu - rzekl Rankin - wiec prosze mnie uwaznie posluchac. Sedzia Compson utrzymala w mocy zakaz udzielania jakichkolwiek informacji mediom, wiec nic z tego, co sie dzieje na sali sadowej, nie przedostanie sie do wieczornych wiadomosci. Poniewaz przeszlismy do przesluchania majacego na celu ustalenie, czy pani Renata Greenleaf moze stanac przed sadem w procesie karnym, pierwsze skrzypce bedzie grala obrona, nie oskarzenie. Na poczatek zamierzam powolac na swiadka doktora Fallona. Wypytanie go zajmie troche czasu. Trudno przewidziec, jak dlugo bedzie go przesluchiwalo oskarzenie, ale prawdopodobnie zadne z was nie bedzie zeznawalo w czasie dzisiejszego posiedzenia sadu. Gdyby jednak, zaczne wzywac panstwa kolejno. Sluchajcie uwaznie pytan stawianych doktorowi Fallonowi przez Fieldinga, bo wam bedzie zadawal podobne. - Zmierzyl Charliego surowym wzrokiem. - Pan West postapi roztropnie, odpowiadajac oskarzycielowi w jezyku angielskim. Sedzia Compson nie ma szczegolnie mocno rozwinietego poczucia humoru, wiec radze panu nie blaznowac w tej sali. Verstehen Sie? -Jawohl, mein Herr - odparl Charlie, strzelajac obcasami. Rankin westchnal i wzniosl oczy do nieba. - Potem wszedl Fielding, tuz za nim Bob West i Kataryna. Zajeli swoje miejsca, a moment pozniej dwoje bialo ubranych sanitariuszy wprowadzilo Renate. Widac bylo od razu, ze dziewczyna nie ma pojecia, co sie z nia dzieje.-Prosze wstac! - zawolal wozny sadowy, a kiedy wstalismy, weszla sedzia Compson i zajela swoje miejsce za stolem. 288 -Prosze usiasc - polecila.Wszyscy usiedli. -Celem niniejszego przesluchania - zaczela sedzia Compson - jest stwierdzenie, czy Renata Greenleaf moze stanac przed sadem. Wobec tego bedziemy mniej restrykcyjnie przestrzegac niektorych formalnosci. Pozwole sobie od czasu do czasu sama zadac pytanie swiadkowi. Jestem pewna, ze ani oskarzenie, ani obrona nie beda wnosily sprzeciwu, jesli niekiedy wtrace sie w przebieg dochodzenia. - Spojrzala na Fieldinga i Rankina, znaczaco unoszac brew. -Pan Fielding i ja bedziemy gleboko wdzieczni Wysokiemu Sadowi za wszelka pomoc - odrzekl Rankin kwieciscie. -Ladnie pan to ujal - odwdzieczyla sie sedzia Compson. - Moze pan wezwac swojego pierwszego swiadka. -Obrona wzywa na swiadka doktora Wallace'a Fallona - powiedzial Rankin. Doktor Fallon podniosl sie i przeszedl na miejsce dla swiadkow. Zostal zaprzysiezony i usiadl. -Jesli Wysoki Sad pozwoli, pominiemy kwestie uwierzytelniania wiarygodnosci zawodowej doktora Fallona - zaproponowal Rankin. -Oskarzenie nie zglasza sprzeciwu - stwierdzil Fielding. - Osiagniecia zawodowe doktora Fallona sa szeroko znane i wysoko cenione. -Doskonale - zgodzila sie sedzia Compson. - Obrona moze kontynuowac. -Panie doktorze - zaczal Rankin - pan zna pania Renate Greenleaf. -Tak, znam. Kilka lat temu zostala moja pacjentka. Rodzice umiescili ja w moim sanatorium wczesnym latem 1995 roku. -Wobec tego stwierdza pan, ze ta osoba rzeczywiscie jest Renata Greenleaf? -Nie mozemy miec co do tego absolutnej pewnosci - odparl Fallon. - Jest albo Renata, albo Regina Greenleaf. Wiemy tylko tyle. Ktora z nich jest - nie potrafmy stwierdzic. -Czy moglby pan to wyjasnic? - poprosila sedzia Compson. -Regina i Renata Greenleaf byly bliznietami jednojajowymi, Wysoki Sadzie. Pobierane zwyczajowo przy narodzinach odciski stop zaginely, a DNA jest u blizniat jednojajowych identyczne. Wiemy jedynie, ze mloda kobieta obecna na sali sadowej jest jedna z blizniaczek Greenleaf. Nie ma mozliwosci stwierdzenia, ktora z nich, nawet w przyblizeniu. -Czy nie potrafla sama okreslic wlasnej tozsamosci? - spytala sedzia Compson. -Nie, Wysoki Sadzie - odparl doktor Fallon. - Uraz po smierci siostry byl tak wielki, ze spowodowal u pacjentki cofniecie swiadomosci do wczesnego dziecinstwa, co z kolei tlumaczylo niemoznosc mowienia i rozumienia jezyka angielskiego. Na wszelkie pytania odpowiadala wylacznie w kryptolalii. 289 -Nie rozumiem - przerwala sedzia Compson.-Termin ten oznacza doslownie "tajny jezyk", Wysoki Sadzie - wyjasnil doktor Fallon. - W zasadzie kazda para blizniat tworzy wlasny jezyk, zanim zacznie uzywac mowy swoich rodzicow. W wiekszosci przypadkow uzywanie tego prywatnego jezyka wygasa przed ukonczeniem przez bliznieta trzech, najdalej czterech lat. Tymczasem siostry Greenleaf nie stracily tej umiejetnosci. Byly bardzo ze soba zzyte, wiec nic dziwnego, ze blizniaczka, ktora pozostala przy zyciu, przeszla regres, ktory byl ucieczka przed trauma po smierci siostry. -Jak dlugo to trwalo? - spytala sedzia Compson. -Okolo pol roku. Ktoregos ranka, bez wyraznego powodu, zaczela mowic po angielsku. Niestety, pierwsze jej slowa to bylo pytanie, kim jest i gdzie sie znajduje. Najwidoczniej nie potrafla zaakceptowac tego, co sie stalo, wiec ratowala sie poprzez wytarcie wszystkich wspomnien z poprzedniego zycia. -Amnezja? - upewnila sie sedzia Compson. -Jak najbardziej. Jej amnezja byla ucieczka od rzeczywistosci, a jednoczesnie komplikowala leczenie pacjentki, ktora niemal na pewno myslala w dwoch jezykach, z ktorych my rozumielismy tylko jeden. Jest absolutnie pewne, ze mowiac w prywatnym jezyku, rozmawia ze swoja siostra. We dwie mialy swoj osobny swiat i do niego wlasnie uciekala pozostala przy zyciu blizniaczka. -Przeciez jej siostry juz na tym swiecie nie ma - sprzeciwila sie sedzia Compson. -Pani Greenleaf stanowczo ma odmienne zdanie w tej sprawie, Wysoki Sadzie. Niewiele brakowalo, a bylbym sie udusil wlasnym oddechem. Przeciez doktor Fallon nie mogl wiedziec, ze w kosciele widzielismy z ksiedzem obie dziewczyny. Slyszelismy, jak Regina rozmawiala w jezyku blizniaczek z udreczona siostra. A potem objela Renate i zlaczyla sie z nia w jedna osobe. I obie odeszly wlasna droga, zostawiajac za soba nasz swiat. - Sedzia Compson zarzadzila krotka przerwe, a kiedy wrocilismy na sale, mecenas Rankin zaczal w tym samym miejscu, w ktorym skonczyl.-Doktorze Fallon, czy mamy rozumiec, ze pani Greenleaf nie miala zadnych wspomnien sprzed momentu, gdy odzyskala swiadomosc w panskim sanatorium? -Prawie zadnych - odparl Fallon. - Byl jeden wyjatek. Nie rozpoznala wlasnych rodzicow, ale rozpoznala pana Marka Austina, przyjaciela rodziny Greenleafow. Pan Austin byl wazna postacia we wczesnym dziecinstwie blizniaczek, ale nie potrafe def-nitywnie wyjasnic, dlaczego pacjentka akurat jego zachowala w pamieci. 290 -Jaka jest panska aktualna diagnoza, doktorze? Psychoza paranoiczno-schizofre-niczna? Maniakalno-depresyjna? - zapytal Rankin.-Aktualnie sklaniam sie ku stwierdzeniu fugi - odrzekl Fallon. -Czy moglby pan objasnic ten termin? -Fuga jest epizodem zmiany swiadomosci, w czasie ktorego pacjent zachowuje sie calkowicie odmiennie niz zwykle. Po ustaniu epizodu jest czesto ozywiony i jednoczesnie zmieszany. Nie odnotowalem takich zdarzen w czasie pobytu pani Greenleaf w sanatorium. Prawdopodobnie mialy miejsce, ale byly tak krotkie, ze nie zdawalem sobie sprawy z ich wystepowania. W aktualnym stanie pacjentki nie moge zweryfko-wac swojej hipotezy, ale tak jak przypuszczalem przed recesja, jestem przekonany, ze zastepcza osobowoscia mojej pacjentki jest jej blizniacza siostra. -Sprzeciw, Wysoki Sadzie - odezwal sie Fielding. - To spekulacja. -Oddalam - stwierdzila sedzia Compson. - Nie bierzemy udzialu w procesie karnym, wiec mozemy byc bardziej elastyczni. Prosze kontynuowac, doktorze. -Tak, Wysoki Sadzie. Kiedy pani Greenleaf rozpoznala pana Austina, wracala do zdrowia coraz szybciej, wobec czego zaczalem jej zezwalac na wizyty w domu rodzinnym. Pozna wiosna 1997 roku poczynila na tyle duze postepy, ze zdecydowalem sie zmienic jej status na pacjenta dochodzacego. Wkrotce wyrazila chec uczeszczania na kursy organizowane przez University of Washington. - Poprawil sie w krzesle, zamyslony utkwil wzrok w sufcie. - Biorac pod uwage wszystko to, co sie wydarzylo ostatnio, nie moge byc pewien, ktora z jej tozsamosci podjela decyzje w tamtym momencie. Moze byla to Renata w swoim normalnym stanie, ale rownie dobrze mogla to byc jej tozsamosc zwiazana ze stanem fugi. Jezeli rzeczywiscie do glosu doszla wtedy osobowosc Reginy, to przyznaje, calkowicie mnie wywiodla w pole. Sadzilem, ze pobyt u ciotki oraz uczeszczanie na wyklady przyspieszy jej powrot do zdrowia. Tak sie szczesliwie zlozylo, ze pan Austin przeprowadzil sie na pobliska stancje, a jedna ze wspollokatorek byla pani Sylvia Cardinale, studentka ostatniego roku psychologii. Poznawszy Renate Greenleaf, postanowila pisac na jej przykladzie prace naukowa. Sedzia Compson spojrzala na zegarek. -Czy mozemy zrobic w tym miejscu przerwe? - zwrocila sie do Rankina. -Zbliza sie pora lunchu. -Wlasnie mialem o to prosic, Wysoki Sadzie - powiedzial obronca. -Podejmiemy przesluchanie po przerwie. -Jak pan sadzi, ile jeszcze potrwaja zeznania doktora Fallona? -Juz niedlugo, Wysoki Sadzie. Pan Fielding bedzie mial swiadka do dyspozycji przez wieksza czesc popoludnia. -Wobec tego sad oglasza przerwe do godziny trzynastej trzydziesci. 291 Przekasilismy cos w kafeterii. Trish zapewnila nas, ze dziennikarzom nie wolno nagabywac ludzi w miejscu, gdzie sie je, wiec doczekalismy tam do konca przerwy. Byl z nami Les Greenleaf, ale jadl malo i mowil tez niewiele.-Trish, jak nam idzie twoim zdaniem? - zapytal Charlie z niezwykla u niego powaga. -Niezle - odparla z zapalem. - Pan Rankin zdolal przedstawic kilka drobiazgow, ktore bylyby nie do przyjecia podczas procesu karnego. Sedzia Compson na wiele mu pozwala. -Innymi slowy: wygrywamy. -Nie cieszmy sie, dopoki nie uslyszymy pytan Fieldinga - ostudzila Charliego. Sedzia Compson wznowila przesluchanie punktualnie o trzynastej trzydziesci, a mecenas Rankin zaczal dokladnie w tym samym miejscu, w ktorym skonczyl. -Czy wiedzial pan, panie doktorze, ze pani Cardinale w celach naukowych nagrywala swoje rozmowy z pania Greenleaf? -Wiedzialem. Renata takze wiedziala, ze jest nagrywana, nie miala nic przeciwko temu. -I przez caly ten czas na obszarze Seattle dochodzilo do kolejnych morderstw? -O ile dobrze wiem, tak. Pan Austin doszedl do pewnych wnioskow, ktore uszly naszej uwagi, podejrzewam, ze bedzie potrafl objasnic to znacznie bardziej szczegolowo niz ja. -Gwoli podsumowania, pana zdaniem Renata Greenleaf znalazla sie w nieodwracalnym stanie fugi. -W zasadzie zawsze nalezy miec nadzieje na wyzdrowienie pacjenta, ale biorac pod uwage okolicznosci, zaryzykowalbym stwierdzenie, ze w tym wypadku szanse sa znikome. -Wobec tego nalezaloby przyjac, ze jej alternatywna tozsamosc, najprawdopodobniej siostra, symulowala wyzdrowienie w jednym konkretnym celu, a mianowicie po to, zeby odnalezc Waltera Fergussona i wywrzec na nim zemste. -Wydaje sie to bardzo prawdopodobne. -A wczesniejsze zabojstwa byly popelniane jedynie w celu nabrania wprawy? - spytal Rankin. -Nie posunalbym sie az tak daleko. Raczej kusila potencjalnych gwalcicieli w nadziei, ze wczesniej czy pozniej znajdzie tego wlasciwego. Alternatywna tozsamosc funkcjonowala na bardzo prymitywnym poziomie, zwlaszcza na poczatku. Dopiero po kilku zabojstwach uswiadomila sobie, ze tablica rejestracyjna, ktora Renata widziala podczas morderstwa Reginy, miala decydujace znaczenie. W chwili gdy doszla do tego wniosku, przypadkowe zabojstwa ustaly, zaczela szukac konkretnego czlowieka, o ktorego chodzilo jej od wrzesnia zeszlego roku. Nastepnie zemsta zostala dopelniona, wiec pa- 292 cjentka powrocila do czasow dziecinstwa, czyli do okresu sprzed tragicznej, przerazajacej smierci siostry. Nie moge tego wszystkiego udowodnic, Renata jest jedyna na tym swiecie osoba, ktora rozumie jezyk blizniaczek, ale mimo to jestem niemal calkowicie pewien, ze widzi swoja siostre, przebywa z nia razem. Nawet teraz, kiedy siedzi w tej sali, rozmawia z Regina o sprawach, ktorych nikt sposrod nas nie ma szans zrozumiec.-Dziekuje panu, doktorze - rzekl Rankin cicho. Odwrocil sie do sedzi Compson. -Nie mam wiecej pytan, Wysoki Sadzie. -Swiadek nalezy do pana - zwrocila sie sedzia Compson do Fieldinga. Prokurator patrzyl na Renate z zafrasowanym wyrazem twarzy. -Nie mam pytan, Wysoki Sadzie - powtorzyl cicho. -Doskonale - powiedziala sedzia. - Posiedzenie sadu zamkniete. Spotkamy sie jutro o dziesiatej. - I uderzyla mlotkiem w podkladke. Rozdzial 27We wtorkowa noc nie spalem dobrze i przypuszczam, ze nie bylem wyjatkiem posrod mieszkancow domu Erdlundow. Zeznanie doktora Fallona wyraznie przykulo uwage sedzi Compson, ale czy wystarczy, by ja przekonac, ze Renata nie powinna trafc do stanowego psychiatryka, trudno bylo stwierdzic. Poza tym pan Rankin oznajmil nam, ze w srode bedziemy kolejno wzywani na swiadkow. Trema przed tym wystapieniem tez nie pomagala nam spac. Odnosze wrazenie, ze wszyscy z jednakowa wdziecznoscia powitalismy rankiem dobiegajacy z kuchni zapach kawy Eriki. -Mecenas Rankin prosil, zebysmy dzisiaj przyszli wczesniej - powiedziala Trish przy sniadaniu. - Wynajal dla nas jedna z sal konferencyjnych w budynku sadu. Nie lubi zadnych niespodzianek, dlatego chcial uzgodnic z nami zeznania. Po sniadaniu zerknelismy na kilka programow telewizyjnych. Wszyscy dziennikarze nadal byli mocno poirytowani z powodu blokady informacyjnej. Uslyszelismy jeszcze pare kazan na temat pierwszej poprawki oraz prawa obywateli do informacji. Nie wiedziec czemu, zaden z reporterow nie zajaknal sie slowem na temat prawa do prywatnosci. Dziwne, prawda? Kwadrans po osmej wyszlismy z domu, a w budynku sadu Trish od razu zaprowadzila nas do sali konferencyjnej. Byla tam juz Mary, ciagle jeszcze w mundurze, moim zdaniem, zgodnie z sugestia Rankina. Przypuszczalnie byl zdania, ze nie zaszkodzi, jesli sedzia Compson zorientuje sie, iz nie cala policja Seattle znajduje sie po tej samej stronie co Kataryna. Byl takze Les Greenleaf, ale odnioslem wrazenie, ze szef nadal niewiele widzi, slyszy i rozumie. Najwyrazniej kiepsko dawal sobie rade z sytuacja. -Skoro jestesmy juz wszyscy - odezwal sie mecenas Rankin - powiem pan stwu, co sie bedzie dzisiaj dzialo. Jako pierwsza zeznaje pani Mary Greenleaf. Chce jak najszybciej przejsc do opisania regularnie powracajacych klopotow pani Renaty. Sedzia Compson ma jeszcze swiezo w pamieci wczorajsze wyjasnienia doktora Fallona. Zeznanie pani Mary Greenleaf powinno przypomniec wiekszosc faktow wyjawionych przez doktora Fallona i doprowadzic do tego, ze slowo "psychoza" bedzie sie samo 294 pchalo na usta. Potem bede wzywal panstwa po kolei. Zaczniemy od pana Jamesa. Wykorzystamy jego wspanialy glos. Poprosze, zeby pan ogolnie przedstawil sedzi Compson siebie i wspollokatorow. Chce podkreslic fakt, ze nie jestescie panstwo zwykla grupa studentow, ze nie polaczylo was wszechpotezne zamilowanie do rozrywki.-Dam sobie rade - obiecal James grzmiacym glosem. -Doskonale. Nastepnie Patricia ujawni swoje powiazania z nasza kancelaria. Dalej pani Erika opowie o swoich studiach medycznych... juz sam termin "studia me dyczne" kaze ludziom wytezyc uwage. W dalszej kolejnosci wezwe pana Charliego. Wspomnimy krotko o spotkaniach z sierzantem Western. Stanowczo nie chcemy spra wic mu klopotow, ale musze pokazac powiazania miedzy nim a mieszkancami stan cji. Dysponowaliscie panstwo pewnymi informacjami, ktore nie byly ogolnie dostepne, i musze wskazac sedzi Compson, jak do nich doszliscie. Zgadzamy sie? -Byle tylko nie kazal pan wyprowadzac mojego brata z rownowagi - zgodzil sie Charlie - bo wtedy ja moge miec klopoty. -Bede ostrozny - obiecal Rankin. - Po panu Charliem przyjdzie czas na pania Sylvie i kwestie jej pracy naukowej. - Spojrzal na Sylvie. - Przyniosla pani tasmy, o ktore prosilem? Sylvia poklepala wypchana torebke. -Mam je ze soba - odpowiedziala. -Doskonale. Nie wiem, czy beda nam potrzebne dzisiaj, ale lepiej miec je pod reka na wszelki wypadek. Przypuszczam, ze bede pani zadawal pytania bardziej szczegolowe niz pozostalym, poniewaz pani praca odgrywa w sprawie istotna role. Sylvia usmiechnela sie blado. -Doceniam to wyroznienie. Mecenas pochylil glowe w dwornym uklonie. Ten facet mial klase, co fakt, to fakt. -Musze przyznac - podjal - ze nie wiem, jak daleko posunie sie z pytaniami pan Fielding ani ile czasu bedzie potrzebowal, ale mam nadzieje, ze przed przerwa zda zymy zakonczyc przesluchanie pani Cardinale. Dzieki temu cale popoludnie zostanie nam na zeznania pana Marka Austina. Chcialbym, zeby sedzia Compson zyskala kla rowny obraz sprawy, zanim odroczy posiedzenie do jutra. Chcialbym tez zakonczyc przesluchanie pana Austina dzisiaj, zeby nie rozpraszac sedzi i pozwolic na jasna ocene sytuacji. - Spojrzal na zegarek. - Czas isc na gore - stwierdzil. - Sedzia Compson jest punktualna i tego samego wymaga od innych. - Kiedy wkroczylismy do sali sadowej, oskarzyciel byl juz na miejscu. Brakowalo Boba Westa, natomiast Kataryna tkwil tuz za plecami Fieldinga, wyraznie unieszcze-sliwiony samym zaistnieniem przesluchania w sprawie stwierdzenia niepoczytalnosci oraz zakazem rozpowszechniania informacji. 295 Przeszlismy przez ceremonial wstawania i siadania, sedzia zajela swoje miejsce za stolem. Wygladala na zmeczona. Moglem sie opierac tylko na domyslach, ale zaryzykowalbym opinie, ze zeznanie doktora Fallona wywarlo na niej wielkie wrazenie.-Obrona moze wezwac nastepnego swiadka - zezwolila sedzia Compson. -Obrona wzywa policjantke Mary Greenleaf - powiedzial Rankin. Sedzia Compson gwaltownym ruchem uniosla glowe. Mary zlozyla przysiege i usiadla na miejscu dla swiadkow. -Pracuje pani w policji Seattle? -Tak jest - odpowiedziala Mary. -I jest pani spokrewniona z Renata Greenleaf. -Tak. To moja bratanica. -Po zwolnieniu z sanatorium doktora Fallona zamieszkala z pania. -Chciala chodzic na wyklady, na uniwersytet, a ja mieszkam w Wallingford. -Poprzedni swiadek zeznal, ze pani Greenleaf miewala regularne nawroty dziwnego zachowania, czy to sie zgadza? -Tak. Ja nazwalam te incydenty zlymi dniami, ale w rzeczywistosci byly duzo gorsze niz zle. Nie chcialam uzywac brutalnych terminow, takich jak wariactwo, obled, odjazd czy swirowanie, stad wzielo sie okreslenie "zle dni". -Czy moze pani opisac sadowi takie zdarzenie? -Najpierw Ren krzyczala, jeczala i bredzila cos bez sensu o wilczym skowycie, krwi i zimnej wodzie, a potem przechodzila na jezyk blizniaczek, ktorego nikt poza nimi nigdy nie rozumial. -Jak pani na to reagowala? -Podawalam jej srodek nasenny - odparla Mary szczerze. - Jestem w policji juz od paru lat i mam duze doswiadczenie w radzeniu sobie z rozhisteryzowanymi ludzmi. Nie wolno takiego czlowieka pozostawic samego. Nie wolno dopuscic, zeby zrobil krzywde sobie ani nikomu innemu. W takich wypadkach podajemy srodek nasenny. -Chwileczke - przerwala sedzia Compson - czy to zgodne z prawem? -Przypuszczam, ze nie do konca, Wysoki Sadzie - przyznala Mary - ale jesli taki czlowiek, na przyklad aresztowany, wpada w histerie, musimy natychmiast podjac odpowiednie kroki. Nie mamy czasu prosic o zgode sadu ani na zadne inne posuniecia przewidziane prawem. Alternatywa jest palka, a to jednak ekstremalne wyjscie. -Faktycznie - zgodzila sie sedzia Compson. -Zyskujemy w ten sposob na czasie, Wysoki Sadzie, a w takich sytuacjach zwykle nie mamy go w nadmiarze. Pigulka dziala znacznie lagodniej niz uderzenie palka w glowe. -To prawda - przyznala sedzia. - Jak dlugo pani bratanica zwykle spala po zazyciu srodka nasennego? 296 -Do nastepnego dnia rano - odpowiedziala Mary. - Wstawala zupelnie normalna. Jestem w zasadzie pewna, ze przesypiala cala dobe, ale przysiac bym nie mogla, bo pracuje na nocna zmiane, wiec nie moglam Renaty miec caly czas na oku.-Prosze obrone o zadawanie dalszych pytan. -Dalsze pytania nie beda konieczne. Wysoki Sad biegle przepytal swiadka. -Moze jednak cos pan uzupelni? - spytala sedzia Compson glosem przepelnionym slodycza. -Nie mam wiecej pytan. -Doskonale. Swiadek do panskiej dyspozycji, panie Fielding. -Nie mam pytan, Wysoki Sadzie - rzekl Fielding. Moze i byl zoltodziobem, ale jesli nawet, to wiedzial, kiedy trzymac dziob na klodke. - -Obrona wzywa pana Jamesa Forestera - oznajmil mecenas Rankin. James zostal zaprzysiezony i usiadl na miejscu dla swiadkow.-Czy pan zna pania Greenleaf? - zapytal Rankin. -Tak, poznalismy sie. Jednym z lokatorow stancji, gdzie i ja mieszkam, jest pan Mark Austin. Chyba nikt w calym Seattle nie zna Renaty lepiej niz on. Moze z wyjat kiem pani Mary Greenleaf. Jesienia Renata uczeszczala jako wolny sluchacz na kurs pierwszego roku anglistyki prowadzony przez pana Austina. Napisala prace zatytulo wana "Jak spedzilam wakacje". Opisala w niej miedzy innymi zycie pacjenta w zakla dzie dla osob psychicznie chorych. Byla to praca wyjatkowo oryginalna i sklaniajaca do przemyslen. Pozwolila nam zyskac calkowicie nowe spojrzenie na swiat ludzi umy slowo chorych. Wszyscy mieszkajacy teraz w domu siostr Erdlund sa studentami ostatniego roku, ale kazde z nas wybralo inna dyscypline: prawo, psychologie, inzynierie lotnicza, pan Austin studiuje anglistyke, a ja flozofe. Wyroslismy juz ze studenckich szalenstw i naszym glownym celem nie jest ped od jednej imprezy do drugiej. Wypracowanie Renaty Greenleaf dalo nam do myslenia, wspolnie doszlismy do wniosku, ze chcielibysmy poznac te nietuzinkowa i utalentowana osobe. Postanowilismy zaprosic ja na kolacje. Renata Greenleaf przyjela zaproszenie. Okazala sie dziewczyna wyjatkowo intrygujaca. Po tym pierwszym spotkaniu wszyscy interesowalismy sie jej postepami w powrocie do zdrowia, zwlaszcza od momentu, kiedy Sylvia Cardinale, ktora specjalizuje sie w psychologii klinicznej, zaczela pisac prace naukowa na podstawie przypadku Renaty Greenleaf. Wszyscy bylismy swiadkami wzlotow i upadkow tej nieszczesnej mlodej kobiety, a jej ostatnie zalamanie uderzylo w nas jak smierc czlonka rodziny. - James zamilkl na chwile. - Ten proces, wydarzenia, ktore do niego doprowadzily, jeszcze po- 297 glebily nasze poczucie straty - dodal. - Renata, ktora znalismy, nie bylaby zdolna do zamordowania czlowieka. Wyraznie jednak istnieje inna Renata, kierujaca sie nieprzepartym pragnieniem zemsty. - Skrzywil sie lekko. - Pompatycznie to zabrzmialo, ale taka jest prawda.-Nic nie szkodzi, ze pompatycznie - uspokoil go Rankin. - Nie mam wiecej pytan, Wysoki Sadzie. -Swiadek do panskiej dyspozycji - zwrocila sie sedzia Compson do Fieldinga. -Nie mam pytan, Wysoki Sadzie - odparl prokurator. Kataryna spojrzal na niego takim wzrokiem, ze gdyby spojrzeniem mozna bylo zabic, Fielding leglby jak razony gromem. - -Prosze wezwac nastepnego swiadka - polecila sedzia Compson, kiedy Jameswrocil na swoje miejsce. -Obrona wzywa pania Patricie Erdlund - powiedzial Rankin. Trish usiadla na miejscu dla swiadkow. Rankin krotko opowiedzial o jej powiaza niach z jego kancelaria adwokacka. -Musze przyznac, ze wlasnie za namowa pani Erdlund zgodzilem sie przyjac te sprawe. Jak nam juz pieknie wyjasnil pan Forester, studenci mieszkajacy w domu siostr Erdlund tworza zzyta grupe i sa zywo zainteresowani losami pani Renaty Greenleaf. -Sad pamieta o tym, prosze przystapic do przesluchania. Trish potwierdzila, w jaki sposob Renata trafla do naszej studenckiej rodziny, a potem zaczela cytowac precedensy. Zauwazylem, ze sedzia Compson robila sporo notatek. Fielding mial do Trish kilka pytan, glownie dotyczacych cytowanych przez nia precedensow. Trish odpowiadala mu plynnie w jezyku prawniczym, zadziwiajac oboje - i oskarzyciela, i sedzie. Zdobyla dla nas mnostwo punktow. - Po przesluchaniu Trish sedzia Compson zarzadzila krotka przerwe, a kiedy przesluchanie zostalo wznowione, Rankin wezwal na swiadka Erike. Zaczal od nieoczekiwanego pytania.-Czy moze nam pani powiedziec, jak dlugo uczeszczala pani na kursy doktora Yamady? -O-o... - wyrwalo sie Erice. -Czy zechcialaby pani wyjasnic te odpowiedz? - poprosil z lekkim usmiechem. 298 -Zaskoczyl mnie pan - przyznala Erika. - Rzeczywiscie, znam doktora Yamade dosc dobrze. To ja mu podsunelam mysl skontaktowania sie z Biurem Koronera w Sno-homish i pobrania od nich DNA probki uzyskanej z ciala siostry Renaty. Ale to byla tylko sugestia. Nie planowalam falszywych zeznan ani nic podobnego.-Nie oskarzam pani. Po prostu uznalem, ze ten watek powinnismy poruszyc. Co pania sklonilo do podsuwania mysli doktorowi Yamadzie? -Wydawalo mi sie, ze logicznie kojarze fakty. Cala ta sprawa z tablica rejestracyjna sugerowala, ze warto szukac dowodu, ktory mogl swiadczyc, iz Regine Greenleaf zamordowal Fergusson. Ja i wiele innych dziewczat. Jest cos perwersyjnego w skojarzeniu, ze jeden seryjny morderca wykancza drugiego, prawda? -Pozostawie to bez komentarza - odparl Rankin uprzejmie. - Nie mam wiecej pytan. -Swiadek do dyspozycji oskarzenia - oznajmila sedzia Compson. -Nie mam pytan, Wysoki Sadzie - stwierdzil Fielding. - -Obrona wzywa na swiadka pana Charlesa Westa - oznajmil mecenas Rankin,gdy Erika wrocila na swoje miejsce. Charlie zostal zaprzysiezony i usiadl. -Czy zechce pan opowiedziec sadowi o swoich zwiazkach ze swiadkiem oskarze nia, Bobem Western? Charlie wzruszyl ramionami. -To moj starszy brat. -Czy okreslilby pan laczace was wiezi jako bardzo scisle? -Jestesmy w kontakcie - odpowiedzial Charlie. - Wrzeszczy na mnie, jak za dlugo nie dzwonie do mamy. Teraz widujemy sie czesciej niz jeszcze niedawno, kiedy mieszkalem w Enumclaw. -A dlaczego przeprowadzil sie pan do Seattle? -Pracuje dla Boeinga, a tam ktos doszedl do wniosku, ze powinienem postudiowac. -W czym sie pan specjalizuje? -Nie wolno mi o tym mowic. Scisle tajne. -Gdzie zwykle spotyka sie pan z bratem? -Pod Zielona Latarnia w Wallingford. Bob wpada tam po pracy na piwo. Jak zaczely sie morderstwa popelniane przez Rzeznika z Seattle, zagladalismy tam z Jamesem i Markiem, zeby sie dowiedziec z pierwszej reki, co slychac w tych sprawach. Nie bylismy specjalnie zadni sensacji, ale mieszkamy z dziewczynami, wiec chcielismy wie- 299 dziec, czy cos im grozi. Seryjni mordercy zwykle zabijaja kobiety, nie facetow, wiec balismy sie o nasze mile panie. Bob doradzil nam srodki bezpieczenstwa. Mielismy nie wychodzic samotnie po zmroku, a potem jeszcze kupilismy dziewczynom pojemniki z gazem pieprzowym... tak na wszelki wypadek. W koncu wszyscy zaczelismy nosic te aerozole przy kluczach.-Czy przekazywal wam jakies informacje na temat zabojstw? Jakies wiadomosci, ktore nie byly dostepne w gazetach czy telewizji? -Nie bede sypal wlasnego brata. Powiedzmy, ze nas ostrzegl, i dajmy juz temu spokoj. - Charlie mowil niemal wojowniczym tonem. -Wycofuje pytanie - westchnal Rankin. Kataryna zlapal prokuratora za ramie i przez chwile chyba sie o cos sprzeczali. Porucznik Belcher wydawal sie podekscytowany, Fielding uspokajal go z trudem. Najwyrazniej Kataryna chcial drazyc jakis temat i oskarzyciel powtarzajacy "nie mam pytan, Wysoki Sadzie" doprowadzal go do szalu. - Mniej wiecej o jedenastej trzydziesci Charlie opuscil miejsce dla swiadkow. Wowczas sedzia Compson, Rankin i Fielding odbyli krotka narade przy stole sedziowskim, dotyczaca najprawdopodobniej odpowiedniego momentu na przerwe na lunch. Rankinowi zalezalo, zeby przesluchac Sylvie jeszcze przed poludniem, i najwyrazniej przekonal sedzie Compson do tej koncepcji. Obawialem sie niepotrzebnego pospiechu, ale z drugiej strony wygladalo na to, ze adwokat wie, co robi, wiec sie nie odzywalem.Rankin wrocil do stolu obroncy. -Obrona wzywa na swiadka pania Sylvie Cardinale - powiedzial. Sylvia zostala zaprzysiezona, usiadla, a wtedy Rankin ustalil jej tozsamosc i miejsce zamieszkania. -Jest pani studentka ostatniego roku psychologii na University of Washington. -Tak. -Tematem pani zainteresowan jest psychologia kliniczna. -Zgadza sie. -Czy poznala pani pania Renate Greenleaf i postanowila pisac na temat jej problemow prace naukowa? -Tak. -Czy zechcialaby pani powiedziec sadowi, co pania sklonilo do takiego projektu? -Decydujacym bodzcem byla praca, ktora Renata Greenleaf napisala w cza sie, gdy uczeszczala na wyklady Marka Austina - odpowiedziala Sylvia. - Mowil juz 300 o tej pracy pan Forester. Ja bylam nia szczegolnie zainteresowana, poniewaz dawala mi mozliwosc spojrzenia na swiat z punktu widzenia pacjenta zakladu psychiatrycznego. Renata Greenleaf robila wrazenie osoby bardzo inteligentnej i kontaktowej, mogacej byc zrodlem informacji wyjatkowo dla mnie uzytecznych. Wielu pacjentow ma powaznie ograniczona mozliwosc kontaktowania sie z terapeuta, co w znacznym stopniu utrudnia niesienie im pomocy. Doszlam do wniosku, ze Renata Greenleaf zdola pomoc mi na wiele sposobow, o ktorych przy innym pacjencie nie moglabym nawet marzyc. Ponadto jej choroba miala korzenie w traumie, a nie we wrodzonych predyspozycjach. Doszlam do wniosku, ze praca naukowa oparta na podstawie jak najscislejszych kontaktow osobowych moglaby lec u podstaw zupelnie nowych metod terapii. - Sylvia rzucila szybkie spojrzenie w moja strone. - Mialam troche klopotu z przekonaniem do swojego pomyslu pana Austina, poniewaz jest wyjatkowo opiekunczy w stosunku do Renaty Greenleaf. Nasze rozmowy na ten temat przebiegaly burzliwie, jesli mozna to tak ujac. W koncu uswiadomil sobie, ze moja praca nie bedzie w niczym przypominala laboratoryjnych eksperymentow przeprowadzanych na zwierzetach. Wowczas zapoznal mnie z doktorem Fallonem, ktory takze mial pewne obiekcje, dopoki nie uzgodnilismy, ze materialem do mojej pracy naukowej beda rozmowy nagrane na tasmie.-Nagrywala pani wszystkie rozmowy z pania Greenleaf? - zapytal Rankin. -Brakuje kilku najwczesniejszych - przyznala Sylvia. - Z poczatku robilam notatki, ale Renata, widzac kartki w moich rekach, zaczynala opowiadac niestworzone historie, ktore nie mialy nic wspolnego z prawda. W momencie gdy przeszlam na nagrywanie, przestala sie denerwowac i zachowywala sie swobodnie. -Udalo sie pani nagrac jej wypowiedzi podczas okresowego zalamania, kiedy dochodzila do glosu psychoza? - spytal Rankin. -Tak, mam to na tasmie - odpowiedziala Sylvia. - Te nagrania moga przyprawic czlowieka o koszmary. Doktor Fallon wyjasnil juz stan fugi, ale zrobil to w terminach medycznych, natomiast nagrania sa... przerazajace. Z poczatku nie mielismy pojecia, co je powoduje, teraz juz wiemy. Mark najlepiej wyjasni, co sie stalo, bo to on odkryl prawde. -Czy ma pani ze soba te tasmy? -Tak, mam. -Czy zamierza pan teraz proponowac odtwarzanie tych tasm, panie mecenasie? - spytala sedzia Compson. -Wysoki Sadzie, jest ich ponad dwadziescia, to prawie szescdziesiat godzin sluchania. Mozemy je oczywiscie odtworzyc, jesli sad sobie zyczy... - Rankin zawiesil glos. -Zgadzam sie z panem. Prosze o kopie tych tasm, ale odtwarzanie ich na sali sadowej mijaloby sie z celem. Czy ma pan jeszcze jakies pytania do pani Cardinale? Rankin zerknal w dokumenty. 301 -Nie, Wysoki Sadzie - odparl. - To juz wszystko.-Swietnie. Sad oglasza przerwe do trzynastej trzydziesci. - Poszlismy na lunch do tej samej kafeterii. Bylem mocno podenerwowany, bo nie mialem watpliwosci, ze Rankin planowal oprzec sie glownie na moim zeznaniu. Charlie, milosnik sportu, ujal to po swojemu.-Mark, teraz ty jestes palkarzem. Bedziesz najlepszy. -Nie wystarczy, jesli bede dobry? -Nic z tego, stary. Potrzebny nam dobry sprint prosto do mety domowej. -Charlie, daj mu spokoj - wtracila sie Trish. - Mark, spokojnie. Wystarczy, ze bedziesz odpowiadal na pytania mecenasa Rankina. On wie, co robi, daj mu sie poprowadzic. W koncu bierze za to pieniadze. Licho wie dlaczego, ale niespecjalnie mnie to pocieszylo. - Wrocilismy do sali sadowej mniej wiecej o pierwszej pietnascie, natomiast sedzia Compson znalazla sie na swoim miejscu rowniutko wpol do drugiej. Sylvia usiadla jeszcze na miejscu dla swiadkow, ale Fielding nie mial do niej pytan. Jego ciagle "nie mam pytan, Wysoki Sadzie" zaczynalo we mnie budzic obawy, ze oskarzyciel, ktory w ten sposob oddaje sprawe, nie utrzyma sie dlugo w prokuraturze. Innymi slowy, musial miec jakiegos asa w rekawie.-Prosze wezwac nastepnego swiadka obrony - polecila sedzia Compson. -Obrona wzywa na swiadka pana Marka Austina - obwiescil Rankin. -No to zaczelo sie - mruknalem pod nosem. Podszedlem do miejsca dla swiadkow. Zlozylem przysiege. Usiadlem. -Nazywa sie pan Mark Austin. -Tak. -Jak dlugo zna pan Renate Greenleaf? -Od jej urodzenia. Nasi rodzice sie przyjaznili. -Ile mial pan lat, kiedy przyszly na swiat blizniaczki Greenleaf? -Siedem. Moi rodzice spedzali sporo czasu z rodzina Greenleafow, wiec zostalem dla blizniaczek kims w rodzaju zastepczego starszego brata. Pamietam, ze najlepsza ich zabawa byla gra w zgadywanie blizniaczek. -Co to byla za gra? -Musze najpierw cos wyjasnic. Kto slyszy o bliznietach, mysli o istotach bardzo podobnych jedna do drugiej. Ale najczesciej ktoras jest centymetr wyzsza albo ma 302 odrobine wieksze uszy. Istnieja jakies drobne szczegoly, ktore pozwalaja te osoby odroznic. Natomiast Regina i Renata byly tak identyczne, ze nawet ich matka nie potrafla stwierdzic, ktora jest ktora. Probowala ulatwic sobie zadanie, zawiazujac dziewczynkom wstazki o roznych kolorach, ale blizniaczki czesto zamienialy sie kokardami. Panstwo Greenleaf i moi rodzice uwazali ten zwyczaj za zabawny, mnie wydawal sie niemadry. Tyle ze blizniaczki nigdy sie nie przejmowaly moim osadem. Dla nich bylem po prostu zlota raczka. Cokolwiek sie zepsulo, mialem naprawic.-Czy czul sie pan tym urazony? -Nie, wcale. Byly dla mnie jak mlodsze siostrzyczki. Naprawianie wszystkiego, co przestalo dzialac, nalezy do normalnych obowiazkow starszego brata. -Co sie wydarzylo wiosna 1995 roku? -Wtedy blizniaczki wyrosly juz na piekne dziewczyny, wiec szkolni koledzy krecili sie kolo nich jak pszczoly przy miodzie. Wszystko jedno, i tak nikomu nie udalo sie ich rozdzielic, wiec uniknely zwyklych w tym wieku pierwszych doswiadczen. Wiosna dziewiecdziesiatego piatego braly udzial w pikniku piwnym na plazy niedaleko Mukilteo. Po polnocy atmosfera zgestniala, wiec dziewczyny wsiadly do samochodu i ruszyly z powrotem do Everett. Pojechaly jak zwykle skrotem przez Forest Park, niestety w poblizu zoo zlapaly gume. W kazdym razie tam pozniej znaleziono samochod. Rano pracownicy parku natkneli sie na obie dziewczyny. Jedna byla zgwalcona i zamordowana, druga bredzila cos niezrozumiale. Nikt nigdy nie zdolal udowodnic, ktora z nich stracila zycie, a ktora ocalala. Nadal nie mamy zadnej pewnosci. -Co sie stalo z ta, ktora przezyla? - naciskal Rankin. -Oszalala, wiec rodzice umiescili ja w prywatnym sanatorium doktora Fallona, w Lake Stevens. -Cofnijmy sie nieco w czasie - zaproponowal Rankin. - Gdzie pan mieszkal i czym sie zajmowal, zanim pani Greenleaf znalazla sie w sanatorium? -Studiowalem w University of Washington, ale mieszkalem z rodzicami, dojezdzalem na uczelnie. W sierpniu dziewiecdziesiatego piatego moi rodzice zgineli w wypadku samochodowym, wiec w semestrze jesiennym zrezygnowalem ze studiow. -Wobec tego w czasie, gdy pani Greenleaf odzyskala swiadomosc, pan mieszkal w Everett? -Mieszkalem tam, kiedy zaczela znowu mowic w zrozumialym jezyku, jesli to ma pan na mysli. - Spojrzalem na Renate, ktora przez caly czas cos do siebie szeptala. - W listopadzie dziewiecdziesiatego piatego roku. Do tamtej chwili mowila wylacznie w blizniaczym, tak jak teraz. Kiedy wreszcie przeszla na angielski, nie miala nawet pojecia, kim jest. Doktor Fallon mowil o tym wczoraj. -A jednak pana sobie przypomniala, prawda? -Rzeczywiscie. Nikt nie wie dlaczego. Mam podejrzenie, ze rozpoznala mnie, poniewaz nadal widziala we mnie zlota raczke. Zdawala sobie sprawe, ze potrzebuje po- 303 mocy, wiec jak zwykle zwrocila sie do mnie. Ale to tylko domysly. Tak czy inaczej doktor Fallon uznal to za punkt zaczepienia, wiec spedzalem z Renata duzo czasu. Przyjezdzalem po wyjsciu z pracy, a potem po zajeciach na uczelni. Tak bylo przez caly dziewiecdziesiaty szosty. Pozna wiosna dziewiecdziesiatego siodmego zostala zwolniona z sanatorium. Wtedy pojawil sie pomysl, zeby zaczela uczeszczac na wyklady. Doktor Fallon nie byl pewien, czy jest juz gotowa na taki stres, ale Renata bardzo sie do tego pomyslu zapalila. Oczywiscie nikt nie zdawal sobie sprawy, ze zapamietala numer rejestracyjny samochodu Fergussona. Latwo sie bylo zorientowac, ze to woz z powiatu King, czyli prawie na pewno z Seattle. Nie mam oczywiscie zadnych dowodow, ale domyslam sie, ze Renata wpadla na pomysl przeprowadzenia sie do ciotki, zeby byc blizej mordercy Reginy. Fergusson od samego poczatku stanowil jej glowny cel.-Sprzeciw, Wysoki Sadzie - zaprotestowal Fielding. - To czysta spekulacja. -Oddalony - odparla sedzia Compson. - Mamy tu do czynienia z przesluchaniem w sprawie ustalenia poczytalnosci, a nie z sadowym procesem karnym. Nie musimy sie sztywno trzymac regul, jesli dzieki temu lepiej poznamy prawde. Panie Austin, prosze kontynuowac. -W zeszlym roku jesienia wprowadzilem sie na stancje w Seattle, wiec bylem blisko Renaty. Chcielismy, zeby wrocila do swiata normalnych ludzi, a skoro tak sie zlozylo, ze akurat prowadzilem kurs dla studentow pierwszego roku anglistyki, zaproponowalem, by uczeszczala na moje wyklady. Poniewaz dobrze mnie znala, minimalizowalismy stres, a jednoczesnie moglem obserwowac, czy Renata nie zachowuje sie dziwacznie. Brala udzial w kursie jako wolny sluchacz, mogla po prostu siedziec i sluchac, lecz postanowila napisac prace, ktora zadalem studentom. A pisala rewelacyjnie. Gdybym sie wtedy chwile zastanowil, domyslilbym sie, ze cos z nia jest nie w porzadku. Moi wspollokatorzy, przeczytawszy to wypracowanie, zapragneli poznac jego autorke. Wobec czego zaprosilismy Renate na kolacje. Rzucila nas na kolana. Stad sie wziela praca naukowa Sylvii i nagrywanie rozmow. -Kiedy w przyblizeniu przedstawil pan pania Greenleaf swoim przyjaciolom? Zerknalem na Trish. -Pod koniec wrzesnia? - spytalem. Pokiwala glowa. -Prosze tego nie robic - upomniala mnie sedzia Compson. -Przepraszam, Wysoki Sadzie. Chcialem sie tylko upewnic, czy dobrze pamie tam. Tak czy inaczej bylo to po drugim zabojstwie dokonanym przez Rzeznika z Seat- tle. Morderstwa nastepowaly mniej wiecej co dwa tygodnie i za kazdym razem, kiedy kolejny facet byl ciety na kawalki, Renata przechodzila "zly dzien", o ktorym dzisiaj rano wspominala Mary. Zadne z nas, mieszkajacych na stancji, niczego nie skojarzylo, zreszta jak wszyscy bylismy przekonani, ze Rzeznik jest mezczyzna. Dopiero po Bozym 304 Narodzeniu policja odkryla, ze to kobieta. Wtedy zaczalem sobie kojarzyc to i owo. Postanowilem obserwowac dom Mary po jej wyjsciu do pracy, no i sie doczekalem, bo Renata dosyc czesto urzadzala sobie wycieczki. W koncu zapytala Mary o numer rejestracyjny, ktory miala wyryty w pamieci od tej strasznej nocy, kiedy zostala zamordowana Regina. - Zamilklem niezdecydowany. - To wylacznie domysly - stwierdzilem, patrzac na sedzie Compson. - Niczego nie moge udowodnic.-Zdaje sobie z tego sprawe - przytaknela. - Prosze kontynuowac. -Domyslam sie, ze Renata w koncu postanowila dopasc Fergussona. W kazdym razie tak zdecydowala jej druga osobowosc. Jesli dobrze rozumiem, co oznacza stan fugi, to pewnie za dnia Renata nie miala pojecia, co robi noca. Sledzilem ja kilka razy, niestety, ciagle ja gubilem. I dopiero tej nocy, kiedy zabila Fergussona, zorientowalem sie, ze miala samochod. Kupila go mniej wiecej w polowie pazdziernika, jako Regina Greenleaf. Stal zaparkowany w bocznej uliczce, kilka przecznic od domu Mary. Renata podjezdzala tam rowerem, ktory ukrywala w alejce. W noc morderstwa do mieszkania Fergussona przy Green Lake Way ruszyla samochodem. Miala na sobie czarny plaszcz przeciwdeszczowy, a pod spodem niewiele. Zrobila z siebie przynete. No i akurat tej nocy, z dziewiatego na dziesiatego lutego, Fergusson polknal haczyk. Widzialem na wlasne oczy, jak poszedl za nia do parku nad brzegiem jeziora Green Lake. Mialem nadzieje, ze powstrzymam Renate, zanim go zacznie cwiartowac, ale zgubilem ich we mgle. -Przerwalem, bo musialem odetchnac glebiej i zebrac mysli. - Nie zdazylem. Zabila Fergussona i weszla do jeziora, by zmyc z siebie krew. Wtedy bylem juz niedaleko, zatrzymalem sie tylko na chwile, zeby spojrzec na Fergussona. Byl martwy, bez dwoch zdan, a twarz zastygla mu w wyrazie krancowego przerazenia. Niczego nie moge udowodnic, ale mam nieodparte wrazenie, ze widzac Renate, zobaczyl dziewczyne, ktora zgwalcil i zamordowal wiosna dziewiecdziesiatego piatego. To przerazenie bylo dopelnieniem zemsty blizniaczek. Fergusson doskonale wiedzial, dlaczego umiera, za co ponosi kare. - Przed oczami znow mialem jego twarz. - Mniej wiecej wtedy zjawili sie policjanci, we mgle blyskaly swiatla latarek. Renata tez je zauwazyla, wiec poplynela w kierunku Woodland Park. Byl przymrozek, totez po wyjsciu z wody zostawila slady na oszronionej trawie. Dzieki temu moglem ja gonic. Po wyjsciu z parku skierowala sie prosto do kosciola Swietego Benedykta. Moze kolatalo jej sie w glowie, ze kosciol jest schronieniem, azylem... Schowala sie przy jednym z bocznych oltarzy. - Uswiadomilem sobie, ze wlasnie wszedlem na grzaski grunt i musze byc wyjatkowo ostrozny. Zrobilem dluzsza przerwe, odetchnalem gleboko. - Ksiadz i ja slyszelismy jej szept - podjalem. -Mysle, ze rozmawiala z Regina i sama odgrywala obie role. Jestem pewien, ze druga osobowosc Renaty, o ktorej mowil doktor Fallon, to Regina. Wiem, ze takze teraz jest z Renata, tyle ze Renata jako jedyna widzi ja i slyszy. Fuga sie skonczyla, bo Regina wytropila morderce i wywarla na nim zemste. Skoro zbrodniarz zostal ukarany, blizniaczki 305 sa znowu razem, blizsze sobie niz kiedykolwiek dotad, bo obie w jednym ciele. Nie liczy sie dla nich nikt inny, nie istnieje otaczajacy je swiat. Przypuszczam, ze beda tak do siebie szeptaly do konca zycia. To chyba wszystko, Wysoki Sadzie. Chcialbym jeszcze tylko dodac, ze gdyby Regina nie dopadla Fergussona, pewnie sam wzialbym go na cel.-Umowmy sie, ze tego nie slyszalam - oznajmila z nagana sedzia Compson. - Panie mecenasie, czy obrona chce przedstawic jeszcze jakichs swiadkow? -Nie, Wysoki Sadzie. To juz wszyscy. Pan Austin wyjasnil sprawe. -Swiadek jest do dyspozycji oskarzenia - oznajmila sedzia Compson. Fielding patrzyl na Renate. Wygladal, jakby sie mial rozplakac. Trudno powiedziec, czy ze wspolczucia, czy z zalu, ze przegra sprawe. -Nie mam pytan, Wysoki Sadzie - powiedzial ledwo doslyszalnie. -Poprosze o kopie wypracowan napisanych przez pania Greenleaf oraz pracy naukowej pani Cardinale. Tasmy takze, przede wszystkim. -Dostarcze wszystko do godziny siedemnastej, Wysoki Sadzie - obiecal Rankin. -Jeszcze jedna tasme Wysoki Sad powinien otrzymac - odezwalem sie. - Renata sluchala jej godzinami. A ten lament, ktory policjanci slyszeli w noc smierci Fergussona, bardzo przypominal nagranie z tej tasmy. To kobiecy glos spiewajacy z wilkami. -Tak, te kasete takze prosze mi dostarczyc. Dziekuje, ze pan o niej wspomnial. Niechze pan juz zejdzie z miejsca dla swiadkow. Wrocilem miedzy przyjaciol. Sedzia Compson wygladala na wzburzona. -Chcialabym przypomniec wszystkim obecnym, ze zdarzenia majace miejsce w tej sali sa scisle poufne. Jesli ktos zacznie udzielac na ten temat jakichkolwiek infor macji, zostanie ukarany za obraze sadu. Kiedy podejme decyzje w sprawie, dam znac prokuratorowi i obroncy. Zamykam posiedzenie sadu. Rozdzial 28Wychodzilem z sali sadowej tuz za mecenasem Rankinem. Bylem wyczerpany. Staralem sie nie wracac myslami do swojego zeznania. Wiedzialem, ze prowadziloby to tylko do niekonczacych sie gdyban, ktore w efekcie nie dalyby nic, tylko czulbym sie jeszcze gorzej. -Doskonala robota - pochwalil mnie Rankin. - Sedzia Compson bedzie miala o czym myslec. -Mam nadzieje - westchnalem. - Czy pana zdaniem wypracowania Renaty i kasety Sylvii wystarcza, zeby przekonac sad, ze to nie jest jedno wielkie oszustwo? Wiadomo, ludzie sie burza, kiedy jakiemus bogatemu dzieciakowi wszystko uchodzi plazem, bo staruszkow stac na przekupienie zgrai swiadkow. -Nie przypuszczam, zeby sedzia Compson byla szczegolnie zainteresowana opinia publiczna. Opiera swoj osad na faktach, a nie wieczornych wiadomosciach. -Przynajmniej Kataryna stracil grunt pod nogami - zauwazyla Mary z niejaka satysfakcja. -O, co to, to prawda. - Charlie wykrzywil twarz w zlosliwym usmiechu. - Pare razy mialem wrazenie, ze jeszcze chwila i udusi Fieldinga. Zawsze kiedy oskarzyciel mowil "nie mam pytan, Wysoki Sadzie", Kataryna wygladal, jakby mial pasc na zawal. -Jednego nie rozumiem - przyznala Sylvia. - Po zeznaniu doktora Fallona Fielding wyraznie oklapl, zupelnie jakby zrezygnowal. -Ten mlody czlowiek najwyrazniej ma sumienie - ocenil Rankin. - Moim zdaniem zachowanie pani Greenleaf w sali sadowej przekonalo go, ze reprezentuje w tej sprawie niewlasciwa strone. Obiecujacy przypadek. Musze porozmawiac ze wspolnikami. Bardzo mozliwe, ze po zakonczeniu tej sprawy sprobujemy go wyluskac z prokuratury. -Czy moglibysmy sie stad ulotnic? - spytalem. - Nie przepadam za budynkiem sadu. -Juz was puszczam. Jeszcze jeden drobiazg. Mam tasmy pani Cardinale i kopie wypracowan pani Renaty Greenleaf, ale potrzebna mi kaseta z nagraniem tego lamentu, ktore pan obiecal sedzi Compson. 307 -Mam ja w domu. Zaraz przywioze.-Doskonale. Niech sedzia nie czeka. - Jakims sposobem swiat jednak dowiedzial sie o zakonczeniu przesluchania, bo przed stancja roilo sie od dziennikarzy i kamer. Nie mam pojecia, na co wlasciwie mieli nadzieje, bo przeciez zakaz udzielania informacji, nalozony przez sad, w dalszym ciagu obowiazywal. Nawet gdybysmy palali ogromna ochota, i tak nie mielismy prawa nikomu nic powiedziec.Wysiedlismy z samochodu, James poprowadzil nas do wejscia. W drodze raczylismy ludzi mediow interesujacymi wypowiedziami w niezrozumialych dla nich jezykach. W pewnej chwili jakas nadgorliwa dziennikarka, ktorej pewnie sie zdawalo, ze z racji plci ma szczegolne przywileje, domagajac sie odpowiedzi, chwycila Erike za ramie. Popelnila duzy blad. Erika miala w reku klucze, a do kolka przytroczony zapomniany pojemnik z pieprzem. W nastepnej chwili przebojowa reporterka, zgieta wpol, kaszlac, prychajac i zaslaniajac twarz, rzucila sie do tylu. Fakt, solidna dawka pieprzu robi swoje. Dziewczeta mialy swoje preferencje. Trish w takiej sytuacji pewnie polegalaby na logice, Sylvia zareagowalaby emocjonalnie, natomiast Erika pokladala wiare w dzialaniu chemii. Poszlismy za jej przykladem i wszyscy wyjelismy pojemniki z gazem. Dziennikarze szybko pojeli nasz punkt widzenia i natychmiast zrobili nam przejscie. Gdy stalismy juz pod drzwiami, Erika posunela sie jeszcze o krok. -Fantastyczna akcja, nie uwazacie? - Usmiechnela sie slodko do stada przelek nionych dziennikarzy. - Mozemy ja powtorzyc, kiedy tylko zechcecie. Przy najblizszej okazji. - Poszedlem na gore, wzialem kopie tasmy, ktorej Renata tak chetnie sluchala. Razem z Jamesem i Charliem pojechalismy do centrum, do biura pana Rankina. Licho wie dlaczego, pod domem nie bylo ani jednego dziennikarza. - W okolicach siedemnastej wiekszosc kanalow telewizyjnych puscila montaz z wystapienia Eriki, ale tylko raz. Najwyrazniej ktorys z producentow doszedl do wniosku, 308 ze odpowiadanie na natarczywe pytania dziennikarzy za posrednictwem sprayu pieprzowego moze szybko zyskac na popularnosci, jesli bedzie zbyt czesto obecne na ekranie.Incydent przed drzwiami wejsciowymi troche poprawil nam humory, ale juz przy kolacji znowu bylismy ponurzy. Trish usilowala ratowac nastroj. -Jestem wlasciwie pewna, ze sedzia Compson wyda decyzje po naszej mysli - oznajmila. - Mecenas Rankin doskonale przedstawil sprawe, a zachowanie Renaty w sadzie nie pozostawia watpliwosci, ze w ogole nie zdawala sobie sprawy, co sie dzieje. Oskarzenie bedzie podtrzymywalo zadanie zamkniecia dziewczyny w jakims zakladzie dla umyslowo chorych, ale sensowniej byloby, gdyby sedzia zezwolila na powrot Renaty do sanatorium doktora Fallona. Nie jest to moze idealne rozwiazanie, ale najlepsze, na jakie mozemy miec nadzieje. -Moze tak, a moze nie - odezwalem sie znienacka. Potoczylem wzrokiem po wszystkich siedzacych przy stole. - Sluchajcie, to, co teraz powiem, zostaje miedzy nami, zgoda? -Nie ma sprawy, tylko juz mow - zniecierpliwila sie Sylvia. - Zdradz nam te swoja tajemnice. -Nie jest moja, slonko - odparlem. - Ojciec O'Donnell ma pewna propozycje, juz wprawil machine w ruch. Biskup jest mu winien przysluge, ksiadz sie na to powolal. Powiedzial mi, ze jest pewien zenski klasztor, o ktorym w ogole malo kto ma pojecie. Zakonnice troszcza sie tam o starsze siostry, ktore nie moga juz zadbac o siebie same, bo maja Alzheimera. Przyjmuja tez niekiedy katoliczki z podobnymi problemami. Sa anielsko cierpliwe i serdeczne w stosunku do swoich podopiecznych. A klasztor znajduje sie gdzies tu niedaleko, w zachodniej czesci stanu. Ojciec O. jest przekonany, ze to byloby najlepsze rozwiazanie. -Rzeczywiscie, nawet lepsze niz sanatorium doktora Fallona - zgodzila sie Sylvia. -To co, wstepujesz do klasztoru? - zapytal ja Charlie. -Rysuja sie zupelnie nowe perspektywy - ciagnalem. - Aha, ten biskup od ojca O. wywarl spory nacisk na jakies szychy w radzie miejskiej i postaral sie, zeby zadzialali dalej. Mozemy przyjac, ze do tej pory wiadomosci juz dotarly do sedzi Compson. -Jak sie nazywa ten zakon? - spytala Sylvia. -Ojciec O. prosil, zeby tego nie zdradzac. - Pod koniec tygodnia stalo sie jasne, ze sedzia Compson nie zamierza sie spieszyc. Czekanie wyczerpywalo mnie nerwowo. Naprawde bardzo juz chcialem skonczyc z tym wszystkim. 309 -Mark, uspokoj sie - powiedziala Trish przy piatkowej kolacji. - Sedzia Compson musi wziac pod uwage naprawde wszystko. Jesli zdecyduje, ze Renata nie jest zdolna stanac przed sadem, prokurator okregowy moze wniesc apelacje. Pewnie teraz sedzia Compson szuka precedensow we wszystkich dostepnych zrodlach i przeprowadza konsultacje z tabunami psychiatrow, zeby sie upewnic, ze Renata nie "wyzdrowieje" cudem za jakis rok czy dwa. Zdarzylo sie juz nieraz, ze pozwany dal dobre przedstawienie, wyladowal w jakims zakladzie psychiatrycznym i w bardzo krotkim czasie wychodzil, doznawszy "cudownego uzdrowienia". Niejednemu zbrodniarzowi udalo sie w ten sposob wywinac od kary za morderstwo, wiec sady apelacyjne przeczesuja takie przypadki gestym grzebieniem, by miec absolutna pewnosc, ze sedzia nie zostal oszukany. A sedzi Compson jeszcze sie nie zdarzylo, zeby jej decyzja zostala zmieniona przy apelacji. Daj jej czas.-Trish, nie przesadzaj - zaprotestowal Charlie. - Twinkie jest przynajmniej w takim samym stopniu nienormalna jak facet, ktory cwiczyl strzelanie, wykorzystujac jako cel prezydenta Reagana. -Sedzia Compson na pewno zdaje sobie z tego sprawe - odparla Sylvia cierpliwie - ale nie chce ryzykowac, ze sad apelacyjny odrzuci jej decyzje. I my tez tego nie chcemy, chyba sie ze mna zgodzisz? -W zasadzie tak - przyznal Charlie. - Jezeli w koncu podejmie korzystna dla nas decyzje, to bardzo bym chcial, zeby sie tej decyzji nie dalo podwazyc w zaden sposob. Niech Twinkie traf do klasztoru i spokojnie sobie tam siedzi. -Wydaje mi sie, ze nie bierzemy pod uwage jeszcze jednej mozliwosci - powiedzial James. - Jezeli dojdzie do wniesienia apelacji, Renata powinna byc obecna na sali sadowej. Innymi slowy, moze sie zdarzyc, ze bedzie w nieskonczonosc przetrzymywana na oddziale psychiatrycznym szpitala uniwersyteckiego, a jej sprawa bedzie w nieskonczonosc pokonywala kolejne meandry systemu prawnego. -Teoretycznie masz racje - przyznala Trish. - Ale moga tez na ten czas przeniesc ja w jakies inne miejsce. - Zmarszczyla brwi. - Moze taka wlasnie byla strategia Fieldinga? Jezeli Renata zostanie przeniesiona ze szpitala uniwersyteckiego do jakiejs stanowej instytucji dla umyslowo chorych zbrodniarzy, oskarzyciel bedzie mogl bawic sie apelacjami przez cale lata. Wobec czego byloby to de facto zwyciestwo prokuratury. -Cale szczescie, ze nie jestem prawnikiem - oznajmil Charlie. - Jak na moj gust za duzo w tej dziedzinie gdybania i niepewnosci. Ja lubie rzeczy proste. Jesli nacisne guzik na rakiecie, to ona albo wystartuje, albo eksploduje od razu. I od razu wiadomo, czy zrobilem cos dobrze, czy zle. -Prawo nierychliwe, ale sprawiedliwe - rzekl sentencjonalnie James. - Jak widac, mocno nierychliwe. -Czego sie mnie czepiacie? - zniecierpliwila sie Trish. 310 -Pozartowac nie mozna? - spytal Charlie z niewinnym usmiechem. - No to poza obmyslaniem, jakie to jeszcze klody bedzie nam oskarzyciel rzucac pod nogi, mialem kolejny powod do zmartwienia. Nie byl to wesoly weekend.W poniedzialek rano Trish odebrala telefon od mecenasa Rankina. Rozmawiala z nim kilka minut, wreszcie przyszla do kuchni. -Nadszedl wielki dzien - oznajmila. - Sedzia Compson wyda orzeczenie dzis o trzynastej. -Pan Rankin niczego sie nie dowiedzial? - spytala Sylvia z napieciem w glosie. -Sedzia Compson nie ma zwyczaju przedwczesnie zdradzac swoich rozstrzygniec - stwierdzila Trish. - Nigdy tego nie robi. - Usmiechnela sie od ucha do ucha. - Dzis po poludniu sprawa zostanie zamknieta na wieki wiekow amen. -Oby sie udalo - rzucil Charlie. -Sedzia Compson wie, co robi - zapewnila go Trish. - Jedyne ryzyko polega na tym, ze sad apelacyjny uzna jej orzeczenie za bledne. -To sie ociera o dyktature! Hura! -Mniej wiecej. Pamietaj, ze system prawny w duzym stopniu powstawal jeszcze w sredniowieczu. Nie wiedziales o tym? -Postawilem sobie za punkt honoru nie miec do czynienia z wymiarem sprawiedliwosci - odparl. -Ciekawe dlaczego - mruknela Erika. - Przed dwunasta bylismy juz w sadzie, bo w domu wytrzymalismy tylko do jedenastej trzydziesci.Mecenas Rankin i Les Greenleaf dolaczyli do nas kwadrans przed pierwsza. -Otrzymalismy pomoc z ratusza - powiedzial Rankin. - Nie mowimy o tym glosno, ale kilka dni temu pojawila sie pewna atrakcyjna mozliwosc. -Klasztor - rzucilem. Zamrugal, wyraznie zbity z tropu. -Skad wiesz? - zapytal: -Ma sie swoje zrodla - odpowiedzialem, imitujac irlandzki akcent. -Powinienem byl sie domyslic - przyznal ponuro. - Powiedziales innym? -Nie wchodzilem w szczegoly - odpowiedzialem. - Kazano mi trzymac jezyk za zebami. Jak pan sadzi, czy Fielding bedzie sie sprzeciwial? 311 -Fielding zrobi, co mu sie kaze - odparl Rankin. - Nie zdziwilbym sie, gdybyprokurator okregowy takze odebral kilka telefonow od wysoko postawionych ofcjeli w radzie miasta. Szczerze mowiac, troche mnie dziwi to cale zakulisowe zamieszanie. Wiele bym dal, zeby sie dowiedziec, dlaczego machina zostala puszczona w ruch. -Pan wie dlaczego. Powiedzialem to panu jakis czas temu. Rankin byl bystry. Prawie bylo widac, jak natychmiast sobie przypomina scene, ktora kiedys mu opisalem: Regina i Renata we dwie w mrocznym kosciele... -Czy to znaczy... - urwal raptownie. -Jak najbardziej. Chyba lepiej bedzie, jesli zachowamy to dla siebie. I tak juz sprawa nie jest latwa. Lepiej nie gmatwac jej takimi szczegolami. -O czym tam tak szepczecie? - spytal Charlie. -Nie wolno mi puscic pary z ust, staruszku. Zreszta lepiej, zebys nie wiedzial. Mialbys klopoty ze snem. -Az tak zle? -Nawet jeszcze gorzej. Kazdy, kto zna te tajemnice, robi sie mocno nerwowy. -Popre pana Austina - odezwal sie Rankin. - Im mniej osob o tym wie, tym lepiej. Wystarczy niewinna wzmianka, a znowu zaczna sie domysly. Zostawmy to tak, jak jest. - Sedzia Compson weszla na sale punktualnie o godzinie trzynastej. Wygladala mizernie, a ja dalbym glowe, ze znalem przyczyne. Najwyrazniej biskup od ojca O'Donnella mial szerokie znajomosci i potrafl mocno naciskac, zeby uzyskac pozadany skutek.Sedzia uderzyla mlotkiem w podkladke mocniej niz zwykle. -Sad zdecydowal, ze pani Renata Greenleaf jest w tak znacznym stopniu nie sprawna umyslowo, iz nie moze w tym stanie wziac udzialu w procesie karnym - ob wiescila. - Co za tym idzie, protokoly z niniejszej sprawy pozostana tajne az do ewen tualnego otwarcia przewodu sadowego. Fielding wstal. -Zglaszam sprzeciw, Wysoki Sadzie - zaprotestowal. -Sprzeciw zostal odnotowany - odparla sedzia. -Czy oskarzenie moze sie dowiedziec, jakie kroki zostaly powziete w celu odseparowania pozwanej? - naciskal Fielding. -Nie, oskarzenie nie moze sie dowiedziec. Decyzja jeszcze nie zapadla, sad nie bedzie w te sprawe ingerowal, wobec czego tym bardziej nie zrobi tego oskarzenie. Prosze usiasc. Wtedy Kataryna zerwal sie na rowne nogi. 312 -Tak sie nie robi! Nie mozesz jej puscic wolno! - wrzasnal.-Prosze wyprowadzic tego czlowieka z sali! - zazadala ostro sedzia Compson. - I przetrzymac go do czasu zamkniecia posiedzenia. Wozny sadowy i jeszcze dwaj jacys urzednicy z ponura determinacja ruszyli w strone Kataryny. - Poniewaz sedzia Compson utajnila protokoly z posiedzen sadu, media oszalaly. Protesty, krzyki i oskarzenia o pogwalcenie prawa byly prawdopodobnie slyszalne w San Francisco i Kolumbii Brytyjskiej.W porannym wydaniu wtorkowej gazety opublikowano dwie strony listow. Pelne byly narzekan i skarg na "bezprecedensowe pogwalcenie" prawa czytelnikow do wsadzania nosa w sprawy, ktore w ogole nie powinny ich obchodzic. Potem, mniej wiecej kolo poludnia, przerwano program jednej z najwiekszych sieci telewizyjnych. Tak sie zlozylo, ze akurat siedzielismy przy lunchu i telewizor w kuchni byl wlaczony, przypadkiem na ten wlasnie kanal. Reporter wydawal sie bardzo podniecony, po chwili kamera zjechala na... zgadnijcie kogo? Oczywiscie naszego starego znajomego, porucznika Kataryne. Dziennikarz przedstawil go krotko, po czym Kataryna zaczal drewnianym glosem czytac przygotowane oswiadczenie. Nie szlo mu to zbyt dobrze, wiec po krotkiej chwili zmial kartki ze zloscia i rzucil je na ziemie. Wtedy poplynal z jego ust potok slow wyrzucanych ze zloscia, z predkoscia szybkostrzelnego karabinu maszynowego. "Mamy do czynienia z jednym z najbardziej karygodnych skandali w historii stosowania prawa! Sedzia Compson to typowa przedstawicielka pelnych wspolczucia liberalow, ktorzy lekkomyslnie wypuszczaja na wolnosc zabojcow mordujacych z zimna krwia. W ogole nie bierze pod uwage bezpieczenstwa publicznego. Malo tego, reprezentant oskarzenia takze najwyrazniej bral udzial w tym ewidentnym oszustwie. Nawet nie zadawal swiadkom pytan!". Kamera na krotko ukazala dziennikarza, ktory w teorii przeprowadzal wywiad. Mlody czlowiek byl bliski zawalu. Na twarzy mial prawie komiczny wyraz absolutnego niedowierzania. Kataryna w ogole nie zwracal na niego uwagi. "Tak zwane przesluchanie w sprawie ustalenia poczytalnosci to w tym wypadku nic innego jak jedno wielkie przedstawienie, majace na celu zwolnienie od odpowiedzialnosci rozpuszczonego bachora z dzianej rodziny. Byle tylko nie dopuscic do procesu karnego! Renata Greenleaf zadzgala dziewieciu szanowanych obywateli! Ot tak sobie, dla rozrywki! I za to wszystko sedzia pogrozila jej paluszkiem! Ja na to nie po- 313 zwole! Zamierzam naglosnic te sprawe. Bede mowil o wszystkich zakulisowych manipulacjach, o przekupnych politykach, ktorzy chca wyciszyc te sprawe tak ohydna, ze niedobrze sie robi. Probuja wsadzic te morderczynie do klasztoru prowadzonego przez zakonnice jak jakis wiejski klub! Wystarczy zaproponowac tym... jak im tam... Siostrom Nadziei odpowiednia lapowke, a zbrodniarka zamieszka w luksusowych warunkach! I jeszcze beda jej uslugiwaly! Ta kobieta powinna sie znalezc w wiezieniu! Lub co najmniej w panstwowym zakladzie dla umyslowo chorych kryminalistow. Powinna tra-fc za kratki i zostac tam do konca zycia. Na litosc boska! Ale nie, nic z tego, bedzie rozpieszczana i glaskana po glowce. Nasz system prawny sie nie sprawdza!" - Katarynie oczy wychodzily z orbit, malo brakowalo, a pocieklaby mu piana z ust.Potem nastapilo jeszcze jedno krotkie ujecie reportera, ktory desperackimi gestami usilowal sklonic kolege do wylaczenia sprzetu. Tymczasem kamerzysta albo zasnal, albo swietnie sie bawil, albo tez przemowa Kataryny wywarla na nim tak wielkie wrazenie, ze stracil zdolnosc ruchu. Wreszcie obudzil sie ktos w rezyserce i wrzucil na ekran reklamy. -Ciekawe, czy sedzia Compson ma w niedalekiej przyszlosci jakies wolne terminy - zastanowil sie Charlie. - Chyba czas na kolejne przesluchanie. -Dopiero jak Kataryna wyjdzie z aresztu - sprostowala Trish. - Gdy sedzia Compson uslyszy o jego wystapieniu, natychmiast wsadzi go za obraze sadu. -Ojej! - westchnal Charlie. - Fatalnie. -A tak przy okazji, czy zdajecie sobie sprawe, ze oglosil calemu swiatu nazwe zakonu? - spytal James. - Matka przelozona nie bedzie uszczesliwiona. Moze nawet oznajmi biskupowi, zeby zapomnial o calym ukladzie. -Moze to zrobic? - zdziwil sie Charlie. - Bylem przekonany, ze biskup jest szefem, ktorego wszyscy musza sluchac. -To nie tak - odezwala sie Sylvia. - W Kosciele rzadzi hierarchia. Biskup nie moze rozkazywac matce przelozonej. Musialby zadzialac odpowiednimi kanalami, a to by trwalo nawet cale lata. Nie mam zupelnej pewnosci, ale mozliwe, ze sprawa musialaby sie oprzec nawet o Watykan. -Obysmy nie wpadli w klopoty - powiedziala Erika z wahaniem. - Tego popoludnia dotarla do nas jeszcze jedna wiadomosc, ktora nieco poprawila nam humor. Sedzia Compson, dowiedziawszy sie o przedstawieniu Kataryny, wsadzila go za obraze sadu, wiec krewki glina stygl za kratkami. Poczulismy sie odrobine lepiej. 314 - W sobote przy sniadaniu Charlie caly promienial.-Sluchajcie, mam najswiezsze nowiny na temat Kataryny - oznajmil z szerokim usmiechem. - Wczoraj wieczorem zadzwonilem do Boba i dowiedzialem sie, ze stary papla zostal zawieszony, a jak juz sedzia Compson wypusci go z paki, wyleci ze sluzby. Jego wczorajszy wystep wkurzyl pare osob na wysokich stolkach w policji, maja zamiar go uglebic, zeby juz wiecej nie robil bagna. -Biedaczysko - westchnela Erika. -Nie cieszmy sie za bardzo - przyhamowala nas Trish. - Cale to jego gadanie przed kamera moglo zamknac przed Renata drzwi klasztoru. A w takim wypadku pozostaje nam tylko miec nadzieje, ze dziewczyna wyladuje w sanatorium doktora Fallona. -Zawsze wylazi z ciebie pesymistka - poskarzyla sie Erika. - Wiecej optymizmu! - Charlie mial tego wieczoru jakies posiedzenie w Boeingu. Ja wzialem sobie wolne do czasu, az wyjasni sie sprawa Twinkie, ale dla pozostalych zycie toczylo sie swoja koleja.Dochodzilo wpol do dziewiatej, kiedy do moich drzwi zastukal James. -Bardzo jestes zajety? - spytal. Odlozylem ksiazke. -Niespecjalnie. A co? Wszedl i usiadl. -Jedna rzecz nie daje mi spokoju, chcialbym ja z toba obgadac. -Nie ma sprawy. O co chodzi? -Z twojego zeznania zrozumialem, ze decyzja o tym, ktora z blizniaczek przezyla, zostala podjeta dosc arbitralnie. Wzruszylem ramionami. -Tak to nam wszystkim pasowalo. Nikt nie potrafl ich odroznic, wiec moglismy sie kierowac tylko faktem, ze Regina miala osobowosc dominujaca. Zwykle to ona podejmowala decyzje dotyczace blizniaczek. Renata najczesciej trzymala sie w jej cieniu. -Zwykle, najczesciej... -Do czego zmierzasz? - spytalem. -Mieliscie dosc niepewne podstawy do podejmowania waznych decyzji. Wszyscy oparlismy sie na zalozeniu, ze Renata, ruszajac na polowanie, zmieniala osobowosc. Przemieniala sie w Regine. Ale zalozmy, czysto teoretycznie, zupelnie inna mozliwosc. Co sie dzieje, jezeli to Renata zostala zamordowana, a przezyla Regina? 315 Wolno pokiwalem glowa.-Mozemy tak zalozyc, ale to nie pasuje do ich charakterow - sprzeciwilem sie. - Regina dominowala. To ona poszlaby szukac telefonu. -Mozemy natomiast przyjac, ze blizniaczki przekazywaly sobie dominacje tak samo jak wstazki do wlosow. Zastanowmy sie nad taka kwestia: czy dziewczeta mialy poczucie odrebnych osobowosci? Powiedziales nam, ze prawie nigdy nie uzywaly slow "ty" czy "ja". Zawsze mowily "my". Czy w ogole istniala odrebna Regina i odrebna Renata? -Dlaczego ty mi to robisz? - spytalem. - Skad ci sie biora takie pomysly? -Szukam najlatwiejszego wyjscia. W mojej dziedzinie nalezy udzielac najprostszych odpowiedzi. Wszystkie te fugi i rozszczepienia osobowosci wydaja mi sie tylko zamykaniem oczu na fakt, ze istnieje mozliwosc znacznie bardziej oczywista. Jezeli blizniaczki nie mialy odrebnych osobowosci, to nie ma najmniejszego znaczenia, ktora z nich zostala zamordowana, prawda? Uwazaj teraz: ta, ktora przezyla, cierpiala na psychoze z powodu smierci siostry, zgoda? -To akurat jest pewne - przyznalem. -Spedzila pol roku w sanatorium Fallona, dochodzac do siebie, tak? -To tez oczywiste. -Proste rozwiazania sa oczywiste. Nie przebywala w tym czasie w odosobnieniu, prawda? W pierwszym wypracowaniu napisanym na twoim kursie dala znac, ze byla swiadoma swojego otoczenia i mieszkajacych z nia ludzi, mam racje? -Tak, tak sadze. -Wobec tego blizniaczki zyskaly pol roku na obmyslenie planu. -James, teraz jest juz tylko jedna blizniaczka - sprostowalem. -Nie bylbym taki pewien. I podejrzewam, ze jesli sie troche zastanowisz, tez zaczniesz miec watpliwosci. -Twierdzisz, ze wszystko bylo jedna wielka mistyfkacja? Ze Twinkie, juz mniejsza o to ktora, udawala chorobe psychiczna? -Tego nie powiedzialem. Twinkie jest niezaprzeczalnie chora, prawdopodobnie nieuleczalnie. Ale oblakana nie znaczy przeciez glupia. Twinkie, juz mniejsza o to ktora, jak to zgrabnie ujales, wyjatkowo przemyslnie manipulowala nami wszystkimi po to, by osiagnac jeden jedyny, wazny dla niej cel: zeby sie zemscic. - Skrzywil sie. - Chociaz moim zdaniem "zemsta" nie jest tutaj najodpowiedniejszym slowem. Chyba "samoobrona" bylaby znacznie bardziej na miejscu. Skoro Fergusson ja zaatakowal, chciala sie bronic. -Po trzech latach? - spytalem z niedowierzaniem. -Czy uplyw czasu ma dla niej jakiekolwiek znaczenie? Wydaje mi sie, ze ona zyje w ciaglej terazniejszosci. 316 -To wariactwo! - zaprotestowalem.-Ciekawie dobierasz slowa - zauwazyl. - Wszyscy uznalismy, ze Twinkie zwykle jest normalna, a niekiedy swiruje. Ale prostsze i bardziej logiczne jest zalozenie, ze jest przez caly czas nienormalna, prawda? Sam fakt, ze zdolala nas wszystkich wyprowadzic w pole, nie zmienia jej w osobe normalna. Moim zdaniem nigdy nie zyskamy calkowitej pewnosci, ktora z blizniaczek przezyla, poniewaz dla niej nie ma to najmniejszego znaczenia. W pewnym sensie obie zostaly zamordowane i obie przezyly. Swoja droga jest im znacznie latwiej. Wreszcie maja jak kazdy czlowiek tylko dwie, a nie cztery rece. -To skad sie jej braly te "zle dni", za kazdym razem jak wyprula faki kolejnemu facetowi? - spytalem. -A bardzo zle byly te dni? -No, mocno kiepskie. Slyszales tasmy Sylvii? -Dramatyczne, rzeczywiscie - zgodzil sie James. - A nie wydaja ci sie odrobine przesadzone? -Twoim zdaniem od poczatku planowala obrone na podstawie choroby psychicznej? -Tego nie powiedzialem. Ale moze chciala pokazac swoja bezradnosc? Slabosc? Te epizody byly analogiczne do pozy, jaka przybierala, szukajac ofary. Unieruchomila nas, tak samo jak unieruchamiala zabijanych mezczyzn. Nam zaaplikowala udawana psychoze, im kurare. Rezultat byl ten sam - paraliz. Ani mordowane ofary, ani my nie moglismy nic zrobic. - Przerwal na chwile. - Rozumiem, ze w tej chwili wywracam twoje osady do gory nogami - rzekl przepraszajaco - ale moim zdaniem powinnismy wziac pod uwage i taka mozliwosc. Bawiac sie w zamienianie rolami od najmlodszych lat, dziewczynki zyskaly spora praktyke. Akurat ty powinienes zdawac sobie sprawe, ze istnieje taka mozliwosc. Obojetne, ktora z blizniaczek przezyla, nie ma szans na powrot do normalnosci, wobec czego pobyt w klasztorze jest dla niej najlepszym wyjsciem. -Tak, oczywiscie. Natomiast jesli o mnie chodzi, to po rozmowie z toba tez zaczne sobie szukac jakiegos spokojnego miejsca, gdzie ktos mi od poczatku poustawia w glowie wszystko na odpowiednich miejscach. Niestety, zakonnice raczej nie rozpatrza pozytywnie mojego podania o przyjecie do klasztoru. -Jestes bardzo milym chlopcem - oznajmil James z szerokim usmiechem. -Moze nagna dla ciebie kilka zakonnych regul. -Serdeczne dzieki za pocieszenie. -Drobiazg, nie ma o czym mowic. - W poniedzialek rano zadzwonil do Trish mecenas Rankin. Wrocila do kuchni z zatroskana twarza. 317 -Sedzia Compson dzis po poludniu obwiesci swoja ostateczna decyzje - powiedziala. - Nie przypuszczam, zeby orzeczenie nam sie podobalo, ale lepiej pojedzmy do sadu. Nie wiem jak innym, ale mnie ten poranek wlokl sie w nieskonczonosc. Pogoda byla pod psem, rzecz jasna znowu padalo, a w takie dni wszystko idzie jeszcze gorzej. Niewiele rozmawialismy w drodze do sadu. Bo i co nam zostalo do powiedzenia? Zdziwilem sie, zobaczywszy w sali sadowej ojca O'Donnella. Siedzial z Lesem Greenleafem. Usmiechnal sie do mnie przelotnie i zmruzyl jedno oko. Co to niby mialo znaczyc? Po chwili dwoch sanitariuszy wprowadzilo Renate. Zakladajac, ze to byla Renata. Nadal mruczala cos pod nosem i nie zwracala najmniejszej uwagi na otoczenie. O godzinie pierwszej, jak zwykle punktualnie, wozny kazal nam wszystkim wstac i do sali weszla sedzia Compson. Wygladala na osobe zdecydowana, ale jednoczesnie zmartwiona. -Prosze usiasc - polecila nam. - Dzisiaj nie bedziemy tu dlugo. Sprawa pani Renaty Greenleaf sprawiala mi ogromne klopoty od samego poczatku. Pozostaje mi tylko miec nadzieje, ze podjelam wlasciwa decyzje. Nie ma watpliwosci co do faktu, ze pozwana nie uswiadamia sobie, co zachodzi w jej otoczeniu, i ze jest chora psychicznie. W tej kwestii moje postanowienie o jej niepoczytalnosci bylo z pewnoscia wlasciwe. Tymczasem jednak ostateczna decyzja nie nalezy do latwych. Pani Greenleaf z pewno scia nie moze podlegac karze pozbawienia wolnosci. Musi trafc w miejsce, gdzie zosta nie otoczona opieka wykraczajaca poza uslugi swiadczone przez normalne zaklady dla osob psychicznie chorych. Wobec powyzszego sad postanawia, ze Renata Greenleaf zo stanie na reszte zycia umieszczona w klasztorze zakonnym obrzadku religijnego zgod nego z jej wyznaniem. - Sedzia Compson stuknela mlotkiem w podstawke. - Sad za myka przesluchanie - oznajmila. Nieprawdopodobne. A jak zamierzala zmusic siostry zakonne do przyjecia Renaty, jesli nie beda sobie tego zyczyly? Dzialo sie tu cos dziwnego. Przynajmniej wiedzialem, kogo prosic o wyjasnienia. Jak tylko sedzia wyszla z sali, ruszylem do ojca O'Donnella. -Znowu ksiadz pociagnal za pare sznurkow? - spytalem. -E, nie, nie musialem sie posuwac az do tego - odparl. - Wystarczylo, zeby matka przelozona Siostr Nadziei dostala pewna informacje. Wobec czego ja jej te informacje dostarczylem. -Powiedzial jej ksiadz?! - wykrzyknalem zaskoczony. - Przeciez biskup kazal ksiedzu nie puszczac pary z geby. -Chodzilo mu o rozmowy z niewtajemniczonymi. My, sludzy Kosciola, jestesmy jak rodzina. Znam matke przelozona od lat, cenimy sobie wzajemna przyjazn, wiec czulem sie zobligowany, zeby powiadomic ja o zdarzeniu tak ogromnego znaczenia. Pomoglo jej to podjac wlasciwa decyzje. 318 -Strasznie skomplikowane reguly rzadza tym waszym Kosciolem - wytknalem mu oskarzycielsko.-Cel uswieca srodki - odparowal gladko. - Uslyszalem od najwyzszych autorytetow, ze teraz juz wszystko pojdzie po naszej mysli, uwierz mi, chlopcze. Rozdzial 29Oswiadczenie dla mediow wydane przez sedzie Compson bylo wyjatkowo zwiezle i nie wspominalo o klasztorze ani slowem. Wiadomo bylo jedynie, ze nie dojdzie do procesu. Wobec czego niespecjalnie bylo o czym trabic w wiadomosciach. Kataryna w dalszym ciagu tkwil za kratkami za obraze sadu, a zadna z pozostalych osob majacych zwiazek ze sprawa nie miala najmniejszej ochoty odpowiadac na pytania reporterow. Dziennikarzom sie to nie podobalo. Zeby bylo im jeszcze gorzej, tego samego wieczora, zanim zdolali sie otrzasnac z szoku, Renata zostala przeniesiona ze szpitala uniwersyteckiego do sanatorium doktora Fallona. W rozumieniu prawa nadal znajdowala sie pod nadzorem, tyle ze teraz nadzorowal ja Fallon. Rzecz polegala na tym, by stworzyc wrazenie, iz wlasnie znalazla sie w ostatecznym miejscu pobytu. Po jakims czasie sprawa przycichnie, a wtedy Renata zostanie dyskretnie przeniesiona do klasztoru. Na papierze wygladalo to niezle, ale w rzeczywistosci od razu zaczelismy natrafac na przeszkody. Jakis plotkarz ze szpitala uniwersyteckiego powiedzial dziennikarzom o przenosinach Renaty juz nastepnego ranka, wiec wkrotce tuzin paparazzich koczowal pod brama sanatorium doktora Fallona. Straz nie wpuszczala ich oczywiscie nawet na dziedziniec, ale z kolei oni nie dawali zadnych znakow, ze zamierzaja zrezygnowac w jakiejs przewidywalnej przyszlosci. Fallon przeprowadzil telefoniczna konferencje z Lesem Greenleafem, w wyniku ktorej w srode rano na warcie stanelo kilku wyjatkowo nieprzyjaznych, a bardzo krzepkich straznikow. Poinformowali dziennikarzy w krotkich i tresciwych slowach, ze ich zachowanie stanowi pogwalcenie prawa, gdyz znajduja sie na terenie prywatnym, wobec czego powinni sie mozliwie najszybciej wyniesc spod bramy azylu. Choc niechetnie, reporterzy wycofali sie w strone autostrady i tam rozbili oboz przy drodze panstwowej, juz poza obszarem sanatorium. Dla odmiany usilowali zatrzymywac kazdy samochod, ktory skrecal do zakladu doktora Fallona lub z niego wyjezdzal. Fallon oznajmil swoim pracownikom, ze natychmiast zwolni z pracy kazdego, kto odezwie sie do reporterow na dowolny temat, chocby chcial podyskutowac o pogodzie. 320 Tak czy inaczej sepy z mediow nadal okupowaly wyjazd na glowna droge, wiec doktor Fallon podjal nastepny krok, jedyny logiczny w tej sytuacji. Zwrocil sie z prosba do swojego serdecznego kolegi, z ktorym regularnie grywal w golfa, sedziego powiatu Snohomish. I otrzymal to, o co prosil: sedzia zdecydowal, ze dziennikarze nie moga sie znalezc blizej niz kilometr od wejscia do sanatorium.Podniosla sie wielka wrzawa, kilku reporterow, powiewajac sztandarami wolnosci prasy, rozmyslnie zlekcewazylo sadowy nakaz. Skonczyli za kratkami, aresztowani pod zarzutem obrazy sadu. Zaczynalismy sie czuc, jakbysmy grali w komedii, a nawet w farsie. Nie bylo nam jednak do smiechu. W piatek nabralismy przekonania, ze czekanie, az reporterzy sie znudza i zajma czym innym, potrwa dluzej, niz przewidywalismy. W dodatku ojciec O'Donnell powiedzial nam, ze matka przelozona zaczyna sie wycofywac ze sprawy. - Nadeszla przerwa semestralna i zblizal sie czas, zeby pomyslec o kolejnych seminariach, ale mialem swiadomosc, ze dopoki sprawa Renaty trwa, nie dam rady sie skoncentrowac na nauce, wiec na razie odpuscilem sobie nowe kursy. Dzieki temu zyskalem czas, zeby sie zamartwiac wszelkimi mozliwosciami, na jakie zwrocil moja uwage James. Wszystkie pytania bez odpowiedzi nagle staly sie dla mnie ogromnie wazne. Chociaz odpowiedzi przeciez nie mogly nic zmienic. Twinkie, ta czy inna, zostanie w koncu przeniesiona do klasztoru i tak sie skonczy ta cala historia. Mimo wszystko...Wyklady semestru wiosennego zaczynaly sie szostego kwietnia. Moi wspolloka-torzy byli zajeci kupowaniem podrecznikow i wszystkim tym, co sie zawsze odklada na ostatni tydzien. Dziwne bylo tylko to, ze rzadko widywalismy Charliego. Znalismy go calkiem niezle, wiec mielismy pewnosc, ze cos knuje. Charlie wlasciwie zawsze cos knul. Kiedy pokazal sie na chwile w niedziele, tuz przed rozpoczeciem pierwszych wykladow, Trish dopadla go bez litosci. -Gdzie sie podziewasz? - naskoczyla na niego. - Co ty znowu kombinujesz? -Mamusiu, nie gniewaj sie na mnie, mam mnostwo pracy - odparl z mina skrzywdzonej niewinnosci. -Wiecznie to samo - stwierdzila Erika. - Charlie, daj spokoj. Nie darujemy ci, poki nie puscisz pary. Przeciez znasz nas nie od dzisiaj. -Popsujecie mi cala zabawe. -Zabawa, nie zabawa, gadaj! - rozkazala Erika. -O ile mi wiadomo - zaczal Charlie - mamy drobny problem z Twinkie. 321 -Cos ty? - zdziwilem sie. - Powaznie? Ale z ciebie bystrzacha!-No dobra - spasowal Charlie. - Do problemu nalezy miec podejscie logistyczne. Twinkie znajduje sie w punkcie A, czyli w wariatkowie Fallona, a my musimy ja przerzucic do punktu B, do klasztoru. -Jak najbardziej - zgodzil sie James. - Tu nikt nie bedzie zaprzeczal. -Glownym problemem jest stado psow gonczych warujacych na progu Fallona. Zgadza sie? -Juz wiem. Zgarniesz ich wszystkich i wsadzisz do schroniska - ucieszyla sie Erika. -Niezla mysl - przyznal Charlie. - W schronisku przetrzymaja ich siedem dni, a potem uspia. -Jakos bym to przezyl - wtracilem cmentarnym tonem. -Ja tez, ale ten numer raczej by nie przeszedl. Dlatego opracowalem plan, dzieki ktoremu zalatwimy sprawe, nie angazujac ofcjalnych instytucji. - Charlie lekko zmarszczyl brwi. - Nie jestem do konca pewien kilku technicznych szczegolow. - Spojrzal na Trish. - Moze wystarczy zgoda mecenasa Rankina, ale mam przeczucie, ze zanim skoczymy na gleboka wode, bedziemy musieli to i owo uzgodnic z sedzia Compson. Moj plan zawiera przypuszczalnie kilka drobiazgow nie do konca dozwolonych przez prawo, wiec lepiej nie ryzykowac, jesli nie musimy. -Umowie cie z panem Rankinem - obiecala Trish. -I to ma byc juz wszystko? - zaprotestowala Sylvia. - Zadnych szczegolow? -Jeszcze musze to i owo dopracowac, dziobenku - odparl Charlie. - Daj mi troche czasu, musze zapiac sprawe na ostatni guzik, a wtedy ujawnie juz wszystko. -Dziobenku! - powtorzyla wynioslym tonem. -Tak mi sie tylko powiedzialo. - Charlie wycofal sie rakiem. - Na pewno nie mozesz uznac, ze lamie reguly obowiazujace w tym domu. Przynajmniej na razie. -I niech tak zostanie - stwierdzila Trish glosem cokolwiek pozbawionym wyrazu. - Zanim mecenas Rankin zdolal doprowadzic do spotkania z sedzia Compson, minelo kilka dni, ale w koncu przeslal wiadomosc, ze mamy sie zebrac w jej biurze w budynku sadu. Siodmego kwietnia, we wtorek, o dziewietnastej trzydziesci.Z salonu zadzwonilem do Lesa Greenleafa. -Szefe, Charlie jest ostatnio strasznie tajemniczy, ale na pewno cos kombinuje. Moze dzieki niemu pozbedziemy sie wreszcie tych cholernych dziennikarzy. O ile znam 322 Charliego, sprawa bedzie mocno skomplikowana i moze nawet przysporzyc nam klopotow wobec sedzi Compson. Czy matka przelozona mimo wszystko zechce przyjac Twinkie?-Tylko wowczas, jesli zagwarantujemy bezpieczenstwo i spokoj klasztoru - odparl. - To podstawowy warunek. Jezeli pojawisz sie przed brama z przyjaciolka i tuzinem reporterow, nikt wam nie otworzy. -Zdaje sie, ze wlasnie tego Charlie chce uniknac. Szykuje cos, zeby wykiwac dziennikarzy. -Mam nadzieje. -Jak sie czuje Inga? -Niezbyt dobrze - przyznal ze smutkiem. - Lekarz przepisal jej mocne srodki uspokajajace. Chyba niepredko dojdzie do siebie. -Nie ona jedna, szefe. Mam wrazenie, ze ja nigdy sie z tego wszystkiego nie otrzasne. -Stracilismy obie corki - rzekl ze lzami w glosie. Co mialem powiedziec? Pominalem to stwierdzenie milczeniem. -Wchodzi pan w to, szefe? Moze sedzia Compson bedzie chciala zadac panu kilka pytan. -Masz racje. Przyjade. - Staralem sie pracowac nad Hemingwayem, nadrobic troche zimowa dziekanke, ale nie potraflem sie skoncentrowac, wiec w koncu odlozylem prace, zeby moc sie spokojnie zamartwiac. Przez caly czas wracaly do mnie pytania postawione przez Jamesa.Charlie nadal tajemniczo milczal, co irytowalo mnie jak diabli. Nie bylem w nastroju do zgadywanek. W koncu nadszedl wtorek, a do tego czasu wszyscy juz bylismy zdenerwowani jak nie wiem co. Twinkie nadal stanowila temat numer jeden. Przy jedzeniu dziewczyny wsciekaly sie na Charliego, ale milczal jak glaz. -Pojedziemy moim wozem - zdecydowal James po kolacji. - Awansowal juz na ofcjalny srodek transportu. A po wystepie Eriki ze sprayem pieprzowym kazdy dziennikarz w okolicy wie, ze jestesmy uzbrojeni po zeby. -Wolnoc spozierac, alibo nie wolnoc tykac, bos martwy i pogrzebion - oznajmila Erika z patosem. -Dobrze powiedziane! - wykrzyknal Charlie entuzjastycznie. Erika wzruszyla ramionami. -Grunt to dotrzec do sedna - stwierdzila. 323 - Biuro sedzi Compson bylo od podlogi po suft obstawione regalami z ksiegami prawniczymi. Prawnicy i sedziowie nie musza duzo inwestowac w tapety, to fakt.Mecenas Rankin, Les Greenleaf i Mary juz czekali. Bob West pojawil sie, zanim usiedlismy. -Cos ty znowu wykombinowal, maly? - spytal Charliego. -Wez na wstrzymanie, brachu - odpowiedzial Charlie. - Zamierzam dzisiaj wylozyc kawe na lawe, zebym nie musial sie powtarzac. -Mam nadzieje, ze nie zmarnowalem czasu - westchnal Bob. -Zaufaj mi. -O, z przyjemnoscia - stwierdzil Bob glosem ociekajacym ironia. -Czy obecni sa wszyscy zainteresowani? - spytala sedzia Compson. Nie miala na sobie czarnej togi. W sukience wygladala prawie jak ukochana ciocia. Rankin rozejrzal sie dookola. -Tak, Alice, chyba wszyscy juz sa - odpowiedzial. - Ewentualnie mozemy poczekac na Fieldinga. -John, dajmy sobie spokoj, obejdziemy sie bez niego. Jezeli uznasz, ze powinien sie dowiedziec o czyms, co sie tutaj wydarzy, mozesz mu pozniej opowiedziec. - Objela nas wzrokiem. - To spotkanie nieofcjalne - stwierdzila. - Jestem tutaj po to, zeby panstwa wysluchac i ewentualnie udzielic rady. John, zaczynaj. -Mlodszy brat Boba Westa chce ci przedstawic swoj pomysl - powiedzial Rankin. -Nie wtajemniczyl nas w szczegoly, wiec jak na razie wiemy tyle co ty. -Wobec tego wszystko w panskich rekach - zwrocila sie sedzia do Charliego. -Prosze zaczynac. -Tak jest! - ucieszyl sie Charlie. - Kiedy pani oglosila swoja decyzje, przyszedl mi do glowy pewien pomysl - oznajmil z szerokim usmiechem. - Mam wrazenie, ze ulozylem doskonaly plan, ale jesli cos przeoczylem, prosze dac mi znac. Wszystko spro wadza sie do problemu bezpieczenstwa. Trzeba przeniesc Twinkie z sanatorium dok tora Fallona do klasztoru, nie ciagnac za soba konwoju reporterow. Dobrze to ujalem? -Tak - stwierdzila sedzia. - Jezeli poprzez "Twinkie" rozumie pan Renate Greenleaf. Jakie pan znalazl wyjscie z sytuacji? -Z poczatku myslalem, ze najlepszym rozwiazaniem bylby smiglowiec. Ale potem przypomnialem sobie, ze pare stacji telewizyjnych tez dysponuje smiglowcami. Licho wie, czy maja je stale pod reka, ale lepiej nie ryzykowac. Wszystko wskazywalo na to, ze musimy trzymac sie ziemi, a wiec bedzie nam potrzebny wabik. Moze dalibysmy sobie rade, wykorzystujac nieoznaczony samochod dostawczy, ale nadal istnialo niebaga telne ryzyko. Mamy tylko jedna szanse, wiec musimy za pierwszym razem trafc w dzie siatke. 324 -Przypuszczam, ze wszyscy sie z panem zgadzamy - stwierdzil Rankin.-Powiedzmy, ze ktoregos deszczowego popoludnia - podjal Charlie - przed sanatorium doktora Fallona zajedzie piec identycznych czarnych limuzyn. -A nie byloby lepiej, gdyby sie zjawily po zmierzchu? - zapytal Bob. -Nie. - Charlie zdecydowanie pokrecil glowa. - Zalezy nam na tym, zeby dziennikarze zwrocili na nie uwage. To wazna czesc planu. Kaczka musi dostrzec wabik, zanim wyladuje na stawie tuz przy twoim stanowisku strzeleckim. Dobra. Mamy piec identycznych limuzyn przed drzwiami sanatorium. Bedziemy tez potrzebowali pieciu wysokich blondynek, mniej wiecej podobnych do siebie. Wyprowadzimy je z wariatkowa w tym samym czasie. Wszystkie powinny byc ubrane w bluzy z kapturami. Kazda naciagnie kaptur na glowe, ale wypusci jedno czy dwa jasne pasma wlosow, zeby kamery z teleobiektywami wylapaly ten szczegol. Potem dziewczyny wsiada do limuzyn. Na razie wszystko jasne? - potoczyl po nas wzrokiem. -Nadal uwazam, ze powinnismy zaczekac do zmroku - odezwal sie Bob. -Przeciez dziennikarze po prostu beda sledzili kazda limuzyne. -Mam taka nadzieje - obwiescil Charlie. - No dobrze. Jedziemy dalej. Mamy piec limuzyn z lustrzanymi szybami, dzieki czemu nie widac pasazerow. Samochody ruszaja i rozjezdzaja sie na cztery strony swiata. Jedna jedzie w strone Snohomish, druga do Everett, trzecia na polnoc, w strone Bellingham, nastepna na wschod, w kierunku Stevens Pass, a ostatnia krazy bocznymi drogami wokol jeziora. Dziennikarze beda musieli sie rozdzielic. -Nadal nie wiem, do czego zmierzasz - przyznal James. -Zaczekaj chwile. Piec limuzyn rozjechalo sie we wszystkie strony, za kazda z nich wali tlum reporterow. Caly pic polega na tym, zeby trzymali sie z daleka od bocznych drog dojazdowych. Dzieki naszej sztuczce beda tam, gdzie my ich wyprowadzimy. -A jednoczesnie beda ciagneli tuz za limuzyna, za ktora nie powinno ich byc -zauwazyl Bob. - Jestes blyskotliwy, maly. Masz umysl swiatly jak noc w tunelu. -Jeszcze nie skonczylem, wielki bracie - zaperzyl sie Charlie. - Pamietacie, ze znajdujemy sie w powiecie Snohomish? A ojciec Twinkie jest tutaj niezlym waznia-kiem, zgadza sie? To chyba oznacza, ze szeryf i stanowa drogowka beda po naszej stronie, tak? -Mozliwe - przyznal Bob. - A co to zmienia? -Tutaj wlasnie zaczyna sie robic ciekawie - oznajmil Charlie z radosnym usmiechem. - Mowimy gliniarzom, ktora limuzyna pojedzie ktora trasa. Oni po cichu ustawiaja tam punkty kontrolne. To tylko piec posterunkow, na ktorych policjanci przeprowadza testy trzezwosci. Kazdy posterunek bedzie wzmocniony blokada, a z tylu tez beda gliniarze, na wszelki wypadek, zeby jakis reporter madrala nie zawrocil o sto osiemdziesiat stopni i nie dal nogi. Gliniarze przepuszcza limuzyny, a potem sprawdza alkoma- 325 tem kazdego w kazdym samochodzie za limuzyna. Nie musza sie spieszyc. W koncu przeciez bronia spoleczenstwa przed pijanymi kierowcami, nie? Dmuchanie w balonik, chodzenie po prostej i tak dalej powinno zatrzymac sepy przynajmniej na pol godziny. Dziennikarze nie beda mieli bladego pojecia, w ktorej limuzynie jedzie Twinkie, nie beda takze wiedzieli, dokad jada samochody. W tym czasie Twinkie zostanie dowieziona do klasztoru, a limuzyna, ktora ja tam dostarczy, ruszy w dalsza droge. Wszystkie piec wozow bedzie krazylo po zachodnim stanie Waszyngton mniej wiecej do poludnia nastepnego dnia. Czasem trzeba bedzie sie zatrzymac na stacji benzynowej, kiedy indziej kupic Big Maca, wziac bilet na autostradzie, zeby popedzic w inna strone... krecic ile sie da, byle sciagnac uwage na miejsca, ktore nie maja najmniejszego znaczenia. Wreszcie wszystkie wozy zjezdzaja do garazu, a my wracamy do domu i idziemy spac. Sa w tym planie jakies dziury? Z mojego punktu widzenia sepy z mediow dostana tyle sprzecznych informacji, ze nie beda mialy najmniejszego pojecia, gdzie szukac Twinkie.-Sierzancie West, czy taka akcja ma szanse powodzenia? - spytala sedzia Compson. -Przykro mi to powiedziec, Wysoki Sadzie, ale moj mlodszy brat znalazl chyba najlepsze rozwiazanie problemu. Ten pomysl z punktami kontroli trzezwosci jest doskonaly. Na wezwanie policji musi sie zatrzymac kazdy, bo jesli tego nie zrobi, moze tra-fc za kratki. -Podoba mi sie to rozwiazanie - oznajmila sedzia Compson z usmiechem. -Wysoki Sadzie, mam jeszcze jednego asa w rekawie, zeby powiekszyc zamieszanie - oznajmil Charlie. - Nie jest to zlamanie prawa, tylko niewielkie nagiecie regul. A narobi sporo balaganu, daje glowe. -Moze szczegoly logistyczne zostawimy panu - zaproponowala sedzia Compson. -Chetnie - zgodzil sie Charlie. - No to potrzebujemy jeszcze pieciu goryli z wariatkowa. -Ci ludzie nazywaja sie sanitariusze - zaoponowal doktor Fallon zbolalym glosem. -Ogromnie przepraszam - znalazl sie Charlie. - Aha, moim zdaniem pani Mary Greenleaf powinna sie odziac na bialo i jechac z prawdziwa Twinkie. Mark niech prowadzi, a ojciec O. tez musi z nimi jechac, zeby wskazywac droge. Nikt, naprawde nikt poza ta trojka nie bedzie znal polozenia klasztoru. Ojciec O. nie powinien sie pokazywac, zeby nikomu nie nasunely sie na mysl zadne powiazania z kosciolem. W kazdej z pozostalych limuzyn musi byc sobowtor Twinkie, szofer i ktos w bialym fartuchu. Trish moze byc jedna z falszywych Twinkie bez zadnych przerobek, Erika dostanie blond peruke i bedzie nastepna. Sylvie ubierzemy na bialo, bedzie odgrywala sanitariuszke, James i ja poprowadzimy dwa wozy. Innymi slowy, potrzebujemy jeszcze dwoch szoferow, dwoch falszywych Twinkie i trzech sanitariuszy. 326 -Przyda sie tez ktos, kto zaplaci rachunki - zauwazyl James. - Impreza zapowiada sie dosyc kosztownie.-Niech to bedzie moja sprawa - oznajmil Les Greenleaf. -Mialem nadzieje, ze to od pana uslysze - przyznal Charlie. - Wrocmy do sprawy. W zeszlym tygodniu sporo jezdzilem po okolicznych drogach. Udalo mi sie znalezc bardzo dobre miejsca na punkty kontrolne. Mark z ojcem O. ustala, gdzie ustawic punkt kontrolny numer piec, ten najwazniejszy. Gadalem z jednym facetem w Everett, ktory ma fote limuzyn. Wszystkie jego wozy sa wyposazone w radiostacje, wiec bedziemy mogli sie porozumiewac. Pewnie przyda sie jakis szyfr w kluczowych kwestiach, ale to juz drobiazg. Potrzebuje jeszcze paru dni, zeby z kazdym kierowca przejechac trase wyznaczona na dzien zero, no i kontrole trzezwosci musimy dobrze zgrac w czasie. Wszystkich dziennikarzy trzeba zatrzymac w tym samym momencie, zeby nie zdazyli sobie przekazac ostrzezenia. Jesli dogadamy sie z powiatem Snohomish, moj wielki brat zorganizowalby patrole. Zna sie na gliniarskiej robocie, bedzie do tego najlepszy. -Ma pan talent do takich dzialan - stwierdzila sedzia Compson. - Plan jest doskonale opracowany, ale jesli wszystko pojdzie po panskiej mysli, bedzie pan mial media na karku. -I o to chodzi, Wysoki Sadzie - odparl Charlie. - Pocwiczymy troche, zeby kazdy wiedzial, co robic, i na pewno damy sobie rade. Sedzia Compson spojrzala na Rankina, potem na Lesa Greenleaf a. -Co panowie o tym sadza? - spytala. -Bierzmy sie do roboty - odparl krotko Les. - -Dobra, Charlie - odezwala sie Erika, kiedy znalezlismy sie z powrotem w garazu. - A teraz gadaj, co to za as w rekawie, o ktorym tak tajemniczo milczysz.-Skad ja wiedzialem, ze akurat ty o to spytasz... - zastanowil sie Charlie. - No dobra, sluchaj. Spedzilem w niedziele troche czasu w jednym z warsztatow Boeinga i udalo mi sie wyprodukowac piec kompletow falszywych tablic rejestracyjnych. -Na litosc boska, po co? - zdumiala sie Erika. -Wszystkie maja te same numery, dziobku - odparl ze swoim charakterystycznym usmiechem. - Wszystkie limuzyny beda naprawde identyczne; dziennikarze szybko dojda do wniosku, ze maja do czynienia z magicznym wozem, ktory znajduje sie w pieciu miejscach naraz. -Cud mniemany! - wykrzyknela Erika z udawanym zachwytem. - Trzeba zawiadomic biskupa, zeby przeslal wiadomosc do Watykanu. -Charlie, jestes niegrzecznym chlopcem - stwierdzil James. Musielismy sie rozesmiac. Koda PAWANA Przez reszte tego tygodnia i czesc nastepnego jezdzilismy po Snohomish, uczac sie na pamiec kolejnych drog. Ojciec O'Donnell zdradzil nam, ze klasztor znajduje sie, ogolnie rzecz biorac, w okolicy Granite Falls i wiecej nie pisnal ani slowa. Razem z Char-liem uznali niewielkie miasteczko Verlot za najlepsza lokalizacje posterunku drogowego. Podejrzewam, ze Charlie usilowal wycisnac z ksiedza cos wiecej, ale watpie, czy mu sie udalo.Ostatecznie zapielismy wszystko na ostatni guzik. Trish przekazala panu Rankinowi oraz sedzi Compson, ze naszym dniem zero bedzie szesnasty kwietnia, czwartek. - Mniej wiecej o piatej po poludniu podjechalem pod kosciol Swietego Benedykta. Plan byl dosc napiety, okreslony co do minuty, wiec doszedlem do wniosku, ze lepiej przyjechac do Everett za wczesnie niz za pozno.-Czy masz pewnosc, ze nam sie uda? - spytal ojciec O'Donnell. Pedzilismy juz miedzystanowka na polnoc. -Powinno - odpowiedzialem. - Robilismy proby tak dlugo, ze znamy kazdy ruch na pamiec. Nie ma powodu, zeby cos nie wyszlo. -Ech, zawsze mozna miec nadzieje. - W jego glosie wyczulem brak wiary. - Mniej wiecej za pietnascie szosta zaparkowalem swojego kochanego starego do-dge'a przy garazu limuzyn. Charlie i James juz czekali w srodku, bylo z nimi dwoch ochroniarzy od doktora Fallona. Wszyscy mielismy na sobie garnitury. Charlie i ja musielismy ten odswietny stroj wypozyczyc. James przyniosl dla wszystkich szoferskie czapki, zebysmy wygladali bardziej ofcjalnie. 328 -Zobacz, jakie piekne tablice rejestracyjne. - Charlie z nieskrywana duma pokazal mi piec limuzyn z identycznymi numerami. Falszywe tablice przymocowal na prawdziwych, pasowaly jak ulal. Nie potraflem ich odroznic od oryginalnych, poza tym, oczywiscie, ze wszystkie byly identyczne. -Fantastyczna robota - pogratulowalem mu szczerze. - Czyzbys trenowal w jakims panstwowym zakladzie blacharskim? -Cos ty! - oburzyl sie Charlie. - Takie tablice robia w wiezieniu stanowym w Walla Walla, a tam mnie nie bylo i nie bedzie. -Jesli bedziesz nadal lamal prawo, trafsz tam na pewno. Wczesniej czy pozniej. -Ale masz szampanski humor - stwierdzil Charlie. -Kiedy ruszamy? - zapytalem. -Bob twierdzi, ze powinnismy dotrzec pod wariatkowo o osiemnastej trzydziesci trzy - powiedzial Charlie. - Na miejscu bedziemy musieli sie spieszyc. Tak czy inaczej musimy wyjechac o osiemnastej piecdziesiat dwie. Posterunki na drodze zaczna dzialac o dziewietnastej czterdziesci dwie. Mozemy przyspieszyc albo jechac wolniej, bylebysmy byli na miejscu o czasie. -Bedzie jeszcze dosc jasno, zebysmy z Markiem znalezli zjazd w droge prowadzaca do klasztoru? - spytal ojciec O'Donnell. - Nie jest oznaczony. -Tutaj nie ma problemu - zapewnil go Charlie. - Ale za to przydaloby sie, zebyscie odczekali chwile, kiedy juz oddacie Twinkie zakonnicom. Powinniscie wyjechac z tej bocznej drogi dopiero po zmroku. Na takich traktach nie ma duzego ruchu, wiec w razie czego bedziecie widzieli refektory wozow reporterskich, jesli jakies znajda sie blisko za wami. I to wlasnie jest glowna przyczyna tego calego zamieszania z dokladnym ustawieniem czasu. Nie chcemy, zeby ktorys z dziennikarzy widzial, jak znikacie albo jak wracacie. Kiedy juz znowu wlaczycie sie do tanca, bedziemy na prostej drodze. - Charlie spojrzal na zegarek. - Musze sie odezwac do Boba, dac mu znac, ze jestesmy gotowi. - Usiadl na przednim siedzeniu jednej z limuzyn i podniosl mikrofon. -Czy na pewno zaden z reporterow nie bedzie mogl podsluchac naszych rozmow przez radio? - zaniepokoil sie ojciec O'Donnell. -Nie maja duzych szans - odpowiedzialem. - Jestesmy na zastrzezonej czestotliwosci, a nawet gdyby ktorys nas przypadkiem uslyszal, lecac po skali, nie zorientuje sie, o czym mowa. Bedziemy uzywali jezyka szachowego. Ja na przyklad jestem pionkiem krola. Kiedy powiem: "Pionek krola cztery", to bedzie znaczylo, ze minalem pierwszy zakret. Pozniej, kiedy juz bedziemy na drodze do Verlot, przekaze: "Pionek krola szesc. Szach". Jezeli gliniarzom uda sie zatrzymac reporterow, w eter pojdzie haslo: "Szach i mat!". Wygrywamy partie. Trish jest krolowa, James wieza, Erika goncem, a Charlie koniem. -Wyjatkowo przebiegle - stwierdzil z uznaniem. 329 -Naturalnie. James i Charlie lubia grac w szachy, to oni opracowali system.W kazdym samochodzie radio bedzie obslugiwalo ktores z nas, a szyfr znamy na pa miec. -A jesli cos pojdzie zle i dziennikarze przemkna sie przez blokade przed Verlot? -zapytal ksiadz. Wzruszylem ramionami. -Zrobimy w tyl zwrot i wrocimy do sanatorium doktora Fallona. Odczekamy pol roku albo cos kolo tego i sprobujemy jeszcze raz. Moze tym razem beda to wozy do stawcze albo karetki? My dwaj decydujemy o wszystkim i nie skrecimy do klasztoru, dopoki nie bedziemy absolutnie pewni, ze nikt za nami nie jedzie. - Wyjechalismy z garazu o siedemnastej piecdziesiat dwie. Prawdopodobnie wygladalismy jak kondukt pogrzebowy, a moze zlowieszczy konwoj ciagnacy na zjazd mafi. Sunelismy dostojnie Hewitt Avenue na wschod, w strone Everett. Rownina pojechalismy do Cavalero's Corner, a potem zboczem wzgorza w strone Lake Stevens.Kiedy skrecilismy pod sanatorium Fallona, w glosniczku zaskrzeczal glos Boba. -Czarny krol do wiezy trzy. Bob sprawdzal czestotliwosc dziennikarzy. -Zauwazyli nas - przetlumaczylem ojcu O'Donnellowi. - Ale mysmy to prze widzieli. Wjechalismy za Charliem na dziedziniec, zaparkowalismy w rownym rzadku, zwracajac bacznie uwage, zeby nie bylo widac kolejnych tablic rejestracyjnych. -Niech sie ksiadz nie pokazuje - przypomnialem ojcu O'Donnellowi. - Zaden dziennikarz nie moze ksiedza zauwazyc. -Racja - przytaknal. - Ale bedzie zabawa, co? -Pod warunkiem ze wszystko pojdzie po naszej mysli. - Wysiadlem z limuzyny. Pieciu szoferow weszlo do biura doktora Fallona. Trish i Erika byly ubrane w bawelniane bluzy z kapturami. Erika miala na glowie blond peruke, w ktorej nie wygladala zbyt korzystnie. Obok nich staly jeszcze dwie wysokie blondynki. W jednej z nich rozpoznalem pielegniarke pracujaca u doktora Fallona. Z kolei Mary i Sylvia byly ubrane w standardowy bialy stroj skladajacy sie ze spodni oraz koszuli, typowy dla pracownikow kliniki. Trzy pozostale sanitariuszki nie musialy nikogo udawac, poniewaz faktycznie wykonywaly taki wlasnie zawod w sanatorium doktora Fallona. W zasadzie Sylvia nie musialaby brac udzialu w tej maskaradzie, bo doktor Fallon mogl oddelegowac do akcji dowolna liczbe sanitariuszy, a wystarczylo 330 nas piecioro, zeby w kazdej limuzynie radio obslugiwal ktos znajacy szyfr. Mielismy jednak na tyle rozwiniety instynkt samozachowawczy, zeby jej o tym nie wspominac; wszyscy pamietalismy, ze Sylvia latwo sie denerwuje. Miala jechac z Jamesem, ktory, zdaje sie, potrafl najskuteczniej ja uspokajac.-Gdzie Twinkie? - spytal Charlie, rozgladajac sie po biurze. -Zaraz ja przyprowadza - odpowiedzial doktor Fallon. - Czy wszystko poszlo zgodnie z planem? Bo jesli mamy odwolywac akcje, to nie ma sensu meczyc dziewczyny szykowaniem. Nie przypuszczam, zeby w jakikolwiek sposob zareagowala na dzisiejsza zmiane rytmu, a juz zwlaszcza ozywieniem, ale lepiej nie ryzykowac, jesli to nie jest konieczne. Czy wszystko idzie po naszej mysli? -Jasne! - stwierdzil Charlie. - Na pewno pare kamer z teleobiektywami flmuje dziedziniec, ale zaparkowalismy tak, ze nie moga odczytac tablic rejestracyjnych, wiec niech sobie kreca. - Zerknal na zegarek. - Mamy dziewiec minut do wyjazdu. -Zadbales o dluzsze przewody do mikrofonow? - spytala Charliego Trish. -Erika i ja bedziemy przeciez jechaly z tylu. -Wszystko gotowe - odparl. - Pamietajcie, ze po wyjsciu z budynku szybkim krokiem podchodzimy do wozow i od razu wsiadamy. Nie mozemy dac kamerom wiecej niz trzydziesci sekund. Mark, Mary i Twinkie pojda pierwsi. Musza zniknac sprzed obiektywow jak najpredzej. Do kazdej nastepnej limuzyny jak najszybciej wsiada szofer, sanitariuszka i falszywa Twinkie. Miejcie pod reka kartke z szyfrem. Jesli cos pomylicie, Bob sie wscieknie. Moze pomyslec, ze odwolalismy akcje. -Charlie - odezwal sie James zbolalym tonem. - Slyszelismy to kilkadziesiat razy. Daj wreszcie spokoj. -Dobra, dobra... Spojrzalem na zegarek. -Robi sie pozno - zauwazylem. - Zaczynajmy. Doktor Fallon skinal glowa. Wcisnal guzik interkomu. Kilka chwil pozniej jedna z sanitariuszek wprowadzila do biura Twinkie. Renata znow mowila do siebie w blizniaczym i najwyrazniej w ogole nie dostrzegala otaczajacych ja ludzi. Zakladajac, ze to byla Renata. Jesli przypadkiem, jak podejrzewal James, byla to Regina, to kto mogl przewidziec, co dostrzegala albo kogo rozpoznawala? Mary delikatnie nasunela jej na glowe kaptur, spod ktorego wyciagnela tylko jedno pasmo jasnych wlosow. Pozostale dziewczeta zrobily to samo, zeby jak najbardziej przypominac Twinkie. -No i jak? - spytal mnie Charlie. -Niezle - ocenilem. - Od drzwi wejsciowych do limuzyn jest najwyzej piec me trow. Chyba dam rade doprowadzic Renate do samochodu, zanim dziennikarze ustawia kamery na przyzwoite zblizenie. Zreszta nie beda wiedzieli, na kim sie skupic. Mam na dzieje, ze nie wylapia za duzo szczegolow. 331 -No to do roboty - rzucil Charlie. - Razem z Mary wyprowadzilismy Renate przez frontowe drzwi. Obie znalazly sie na tylnym siedzeniu w pietnascie sekund. Zadziwiajace, jak szybko czlowiek potraf sie ruszac, jezeli naprawde musi. Czapke z daszkiem mialem naciagnieta gleboko na oczy. Blyskawicznie znalazlem sie za kierownica. W tym czasie pozostale dziewczeta dotarly do samochodow.Ojciec O'Donnell siedzial skulony na siedzeniu obok kierowcy. -Nie musi sie ksiadz tak ukrywac - powiedzialem. - Mamy lustrzane szyby. My widzimy, nas nie widac. Taki cud techniki. -Nic nie poradze - westchnal. - Kwestia przyzwyczajenia. -Konik do krolowej trzy - zabrzmial w radio glos Charliego. -Roszada potwierdzona - odparl Bob. -To oznacza, ze ruszamy - powiedzialem Mary i ojcu O. Spojrzalem na zegar na desce rozdzielczej. - Osiemnasta piecdziesiat dwie, punktualnie - stwierdzilem. - Dokladnie zgodnie z planem. Pierwszy wyjechal z dziedzinca woz Charliego. Jakzeby inaczej. Za nim pozostale limuzyny rzadkiem sunely dlugim dojazdem prowadzacym do drogi publicznej. -Konik do gonca piec - odraportowal Charlie Bobowi, zawiadamiajac go, ze opuscilismy teren sanatorium. -Gdzie teraz jedziemy? - spytal mnie ojciec O'Donnell. -Wracamy do Cavalero's Corner - odpowiedzialem. - Tam jest ogromny wezel komunikacyjny, latwo nam bedzie sie rozdzielic. -Czarny krol do wiezy - odpowiedzial Bob zwiezle. -A to co mialo znaczyc? - zdumial sie ojciec O'Donnell. -Bob monitoruje rozmowy dziennikarzy - wyjasnilem. - Wlasnie wezwali wsparcie. Prawdopodobnie zblizaja sie do nas nowe zespoly telewizyjne z kamerami. Zaraz zaczniemy zmieniac pozycje w rzedzie. Najpierw James odpadnie do tylu, ja go przepuszcze. Potem limuzyna z Erika minie nas obu i tak dalej. Trzeba sie liczyc z tym, ze niektorzy z goniacych za nami dziennikarzy byli w sadzie podczas przesluchania, wiec mogli ktores z nas rozpoznac, kiedy wychodzilismy z sanatorium. Bedziemy co jakis czas zamieniac sie miejscami, zeby juz kompletnie sie pogubili i nie wiedzieli, kto jedzie w ktorym samochodzie. -Sprytne! - przyznal ojciec O'Donnell. -Caly Charlie - oddalem sprawiedliwosc koledze. -Czarna krolowa do pionka krola, cztery - oznajmila Trish jadaca na szarym koncu konwoju. 332 -Juz za nami gonia - przetlumaczylem. - Za kazdym razem, kiedy pada informacja o czarnym kolorze, podajemy wiadomosci o reporterach. Doszlismy do niezlej wprawy.-Czy byl juz jakis gambit w czarnych? - zapytal Charlie. -Na razie nie - odpowiedzial Bob. - W razie czego dam znac. -Musimy byc szybsi i sprytniejsi od reporterow. - Mary i ojciec O'Donnell sluchali mnie uwaznie. - Jeszcze nie wlaczyli do akcji smiglowcow, a do Cavalero's Corner niedaleko. Kiedy sie rozjedziemy na wszystkie strony swiata, bedziemy gora. - U stop wzgorza limuzyny znowu zmienily pozycje w rzedzie. Bylem wtedy akurat w srodku, wiec przyhamowalem, zeby mnie wyprzedzili Charlie i Erika. A potem skrecilem w prawo, w Sunnyside Boulevard i pojechalem w strone Marysyille. James i Trish docisneli z lekka gaz, zeby nie zostala po mnie luka. W czasie planowania calej akcji bralismy pod uwage mozliwosc, ze uda mi sie odlaczyc od kolumny niezauwazenie, ale nie opieralismy na tym wszystkich dalszych dzialan.-Pionek do krola, cztery - poslalem w eter, dajac znac Bobowi, ze juz odbilem od kolumny. - Mary, sprawdz, co sie dzieje za nami - poprosilem, nie odrywajac wzroku od drogi. - Mamy towarzystwo? Mary jakis czas obserwowala droge przez tylna szybe. -Naliczylam trzy samochody. Siedza nam na ogonie - odraportowala. - Nie, czekaj chwile. Jeden to zmeczony zyciem pikap, dziennikarze takimi nie jezdza. -Masz racje. Ale tak czy inaczej miej na niego oko. Jesli jest z tej okolicy, zaraz skreci w jakas boczna droge. -Czy tedy dojedziemy do Granite Falls? - zapytal ojciec O'Donnell. -Bedziemy musieli pare razy zawinac - powiedzialem - ale jak wyjedziemy na dziewiatke, bedziemy juz na prostej drodze. - Spojrzalem na zegarek na desce rozdzielczej. - Mamy jakies dziesiec minut spoznienia, nadrobie to pomiedzy Granite Falls a Verlot. Tam bedziemy jechali boczna droga, nie ma na niej duzego ruchu. Jak tylko miniemy patrol drogowy, ktory zatrzyma dziennikarzy, bede ksiedza prosil o wskazywanie drogi. -Pikap wlasnie skrecil - poinformowala Mary. - Jada za nami dwa wozy. -Swietnie. Poki nie mamy na karku smiglowca, powinnismy sie wywinac. -Za duzo sie martwisz - stwierdzila. - Sprawa Twinkie nie jest juz takim znowu newsem z pierwszych stron, a korzystanie ze smiglowca to diabelnie kosztowna sprawa. Zaden szef stacji, jesli tylko jest przy zdrowych zmyslach, nie bedzie sie pakowal w takie wydatki, zeby zyskac pare migawek z dzwiekiem. 333 -Obys miala racje.-Krolowa do gonca, trzy - odezwala sie Trish. -Piekne zgranie w czasie - stwierdzilem, zerkajac na zegarek. - Wyjechala na skrot do Snohomish. W nastepnej chwili posypaly sie raporty zaszyfrowane jezykiem szachowym, bo kazdy, kto skrecal z glownej drogi, meldowal zmiane sytuacji. Jezeli ktos probowal prowadzic te gre na szachownicy, od poczatku mialby ogromne problemy, a do tej pory juz na pewno stracil o niej jakiekolwiek pojecie. W naszej rozgrywce bralo udzial szesc osob, wykonywalismy posuniecia wykraczajace daleko poza szachownice i tylko niektore nasze odzywki mozna bylo oczami wyobrazni dostrzec na planszy. Kiedy dotarlismy do Granite Falls, bylismy jakies poltorej minuty po czasie, wiec docisnalem gaz, zeby troche podgonic. W nastepnej chwili minelismy znak drogowy "Verlot 20 kilometrow". -Jak miniesz Verlot, w Silverton skrecic na Darrington - powiedzial ojciec O'Donnell. - I zaraz trzeba zwolnic. Musimy miec pewnosc, ze nikt za nami nie je dzie. -Dobrze. To malo zaludniona okolica. -Znasz ja? -Tata zabieral mnie na ryby nad poludniowa odnoge Stillaguamish. Zlowilismy tam niejedna piekna sztuke. Czy droga do klasztoru nie jest w ogole oznaczona? -Wcale - przyznal ksiadz. - Wyglada jak sciezka dla sluzby lesnej. Mniej wiecej kilometr w glab lasu jest brama. Zawsze zamknieta, ale mam klucz. -Dobrze. Jak juz miniemy posterunek w Verlot, nie bede sie odzywal przez radio. Nie przypuszczam, zeby ktokolwiek zlamal nasz szyfr, ale strzezonego pan Bog strzeze, prawda? - Tuz przed granica Verlot dostrzeglem trzy wozy policyjne zaparkowane na poboczu. Jeden z policjantow gestem kazal mi jechac. Potem zobaczylem w lusterku wstecznym, jak dwa samochody wyjechaly na droge, blokujac ja skutecznie, trzeci pojechal w przeciwna strone niz ja, zeby odciac dziennikarzom odwrot.-Pionek do krola, szesc - rzucilem w eter. - Szach. - Dwa reporterskie samo chody wyhamowaly z piskiem opon. - Szach i mat - oznajmilem radosnie. Szybko posypaly sie nastepne doniesienia: szach i mat, znowu: szach i mat. Co tu kryc, unieszczesliwilismy ladnych paru dziennikarzy. -Dokad pojedziemy, kiedy juz zostawimy Ren w klasztorze? - spytala Mary. 334 -Najpierw do Darrington, stamtad z powrotem w strone Arlington - powiedzialem. - Pozniej piatka do Mont Vernon. Tam zatrzymamy sie po benzyne, na wypadek gdyby nas ktos zauwazyl i znowu zaczal sledzic. Potem przejedziemy sie po powiecie Skagit i mniej wiecej o drugiej nad ranem bedziemy z powrotem w Everett.-Czeka nas dluga noc. -Ale na pewno warto. - W Silverton skrecilem w lewo, przejechalem przez most spinajacy oba brzegi Stillaguamish i skierowalem sie w strone Darrington. Spojrzalem na zachod. Slonce barwilo chmury na czerwono.-Jak daleko jeszcze do skretu? - zapytalem ojca O'Donnella. -Jakies piec kilometrow. Zwolnij. Droga nie jest oznakowana, jesli bedziesz jechal za szybko, mozemy ja przeoczyc. Zszedlem do jakichs szescdziesieciu na godzine. Pelzlismy tak w zolwim tempie waska dwupasmowka, a slonce juz cale niebo na zachodzie zalalo szkarlatem. Ojciec O'Donnell z uwaga wypatrywal przez przednia szybe odpowiedniego miejsca. -Jest! - wykrzyknal, wskazujac palcem droge. W zasadzie byla to waska, zryta koleinami drozka odchodzaca w prawo. Wygladala rzeczywiscie tak samo jak tysiace sciezek, ktorymi porusza sie sluzba lesna. -Zagrozenie matem usuniete - zabrzmial Bob w radio. -Fantastycznie. - Przyhamowalem i skrecilem w te niby-droge. - Patrole drogowe wlasnie puscily reporterow - wyjasnilem ksiedzu. - Sa ze czterdziesci kilometrow za nami, a za chwile zrobi sie ciemno. Przypuszczam, ze jakis czas trudno bedzie wytrzymac z Charliem, ale tez trzeba przyznac, ze jego plan sie powiodl. -I to jest najwazniejsze - przypomniala mi Mary. - Niech puchnie z dumy, skoro musi. -Jak sie czuje Renata? -Jest zupelnie spokojna. Moze cos przeczuwa? Na pewno nie zdaje sobie sprawy, co sie z nia dzieje, ale chyba odbiera od nas wrazenie radosci i szczescia. Jezeli James mial racje chociaz czesciowo, to Twink znacznie lepiej zdawala sobie sprawe z tego, co sie wokol niej dzieje, niz potraflismy dostrzec. Zanosilem modly do wszystkich bogow na ziemi i w niebie, zeby byl uprzejmy zachowac swoje rewelacje do uzytku osobistego. Co chwile stawalem twarza w twarz z coraz bardziej niepokojaca mozliwoscia, ze wioze nie Renate, ale Regine. -Juz widac brame - odezwal sie ojciec O'Donnell. - Stan, ja otworze. 335 Wysiadl, otworzyl brame kluczem, a nastepnie pchnal jej skrzydla. Ruszylem, stanalem po kilku metrach, poczekalem, az ksiadz zamknie brame na klucz i wsiadzie do limuzyny.-Daleko jeszcze? - spytalem. -Jakis kilometr. Jedz powoli. Droga nie jest w najlepszym stanie. W slimaczym tempie pokonywalem metr za metrem z predkoscia najwyzej dziesieciu kilometrow na godzine. Wreszcie znalezlismy sie na czyms w rodzaju petli, w miejscu gdzie droga pozwalala zawrocic. -Zatrzymaj sie tutaj - polecil mi ksiadz. - Powiem matce przelozonej, ze juz jestesmy. -Dobrze. Znow zatrzymalem samochod, tym razem przekrecilem kluczyk w stacyjce i wylaczylem silnik. Ojciec O'Donnell wysiadl i ruszyl przez podmokla lake w strone sciezki ledwie widocznej miedzy drzewami. Pelno jest takich sciezek prowadzacych donikad. Szybko zniknal w lesie. Spojrzalem w lusterko wsteczne. Mary tulila Twinkie w ramionach, kolysala ja miarowo w przod i w tyl, a po policzkach plynely jej lzy. Coz z tego, ze udalo nam sie doprowadzic do najlepszego wyjscia z sytuacji, jakie potraflismy wymyslic? I tak bylo nam bardzo ciezko. Staralem sie nie myslec o teoriach, ktore podsunal mi James. W zasadzie rzeczywiscie nie bylo wazne, ktora z blizniaczek przytula Mary. Renata czy Regina... A moze obie, i Renata, i Regina mialy wkrotce opuscic nas na zawsze. Czekala mnie dluga noc za kierownica, wiec nie moglem poddac sie emocjom. Zmierzch zaczal wypelzac spomiedzy pni, ale na polanie widocznosc byla jeszcze dobra. U wylotu sciezki pojawil sie ojciec O'Donnell. Skinal na nas dlonia. -Mozesz ja odprowadzic? - poprosila Mary. - Ja chyba nie dam rady. - Glos miala dziwnie zdlawiony. -Nie ma sprawy. - Wysiadlem, otworzylem tylne drzwi. - Twink, to ja, Markie - odezwalem sie lagodnie. - Zaraz bedzie po wszystkim. Wyciagnela do mnie obie rece. W jej oczach pojawil sie blysk... moze przeblysk zrozumienia? Pytanie? Pewnie moglem ja poprowadzic sciezka, jakos jednak wydalo mi sie to niewlasciwe, wiec wzialem ja na rece. Objela mnie za szyje i kiedy tak szedlem podmokla laka, szeptala do mnie cos w blizniaczym, taka delikatna i krucha. Miekkie slowa dzieciecej mowy, sekretnego jezyka blizniaczek, ogrzewaly mi policzek. Podazylem za ojcem O'Donnellem waska sciezka. Miedzy drzewami bylo juz ciemno. Po jakichs stu metrach otworzyla sie przed nami jeszcze jedna polana, na niej stal klasztor. 336 Byl to niski szary budynek, ukryty w lesie jak w gniezdzie, otoczony murem. Przypuszczam, ze nie byl widoczny nawet z powietrza.-Zaczekaj tutaj - polecil mi ojciec O'Donnell. Podszedl do furtki, do ktorej prowadzila waziutka drozka wysypana zwirem. Pociagnal za mosiezny lancuch, a wtedy uslyszalem nieglosny czysty ton dzwonka po drugiej stronie. Chwile pozniej furtka sie otworzyla i stanela w niej zakonnica ubrana w habit. Trwal wtedy taki moment absolutnej swiezosci, ktory zdarza sie tylko tuz przed wschodem slonca i tuz po jego zachodzie, kiedy swiat wyglada jak drzeworyt, kiedy nie ma cieni. Postawilem Renate na drozce, przytulilem na chwilke. -Tak bedzie najlepiej, Twinkie - powiedzialem ze smutkiem. - Nie bedziesz tu sama. Zegnaj. Dotknela mojej twarzy czubeczkami palcow i cmoknela mnie w policzek. A potem powiedziala do mnie w blizniaczym cos, czego nie zrozumialem, natomiast "Markie" zrozumialem doskonale. Wyraznie mnie rozpoznala, co znaczylo, ze do pewnego stopnia jednak wiedziala, co sie z nia dzieje. Pozniej odwrocila sie i odeszla w ten stalowoszary, pozbawiony cieni zmierzch, do furtki, gdzie czekali ojciec O'Donnell i matka przelozona. Widzialem wszystko bardzo wyraznie, bo jeszcze nie zrobilo sie ciemno, wiec wiem z calkowita pewnoscia, ze moge wierzyc wlasnym oczom. Postac Twinkie jakby sie zamglila i w nastepnej chwili Renata nie byla sama. Szly do klasztoru we dwie. Na moment jeszcze sie odwrocily i spojrzaly na mnie. Obie byly usmiechniete. Ojciec O'Donnell przezegnal sie i zszedl im z drogi. Matka przelozona wziela je za rece i poprowadzila do srodka. Furtke zamknieto. Ojciec O'Donnell, idac drozka w moja strone, mial lzy w oczach. Minal mnie i poszedl dalej, do limuzyny. Juz mialem ruszyc za nim, gdy zaintrygowalo mnie cos, co lezalo na zwirowej drozce. To byly dwie wstazki, niebieska i czerwona. Schylilem sie, podnioslem obie. Wydaly mi sie cieple. Wygladaly na zupelnie nowe, nie mialy zadnych zagniecen ani zabrudzen. Wlasciwie wcale nie bylem zdziwiony. Regina i Renata pewnie jak zwykle bawily sie w ulubiona gre. I niewazne bylo, ktora jest ktora, bo zawsze byly Twinkie. Zostawily mi ten prezent pozegnalny, by mi dac znac, ze znowu sa dziecmi i ze nic z tego, co sie wydarzylo, nie mialo dla nich najmniejszego znaczenia. Znowu byly razem i tylko to sie liczylo. Teraz juz wszystko bylo dobrze. Schowalem wstazki do kieszeni. Odwrocilem sie i poszedlem do limuzyny, do ojca O'Donnella, do Mary. Powoli zapadala noc, a my niepredko mielismy pojsc spac. SPIS TRESCI Preludium ANDANTE 3 Ruch Pierwszy ADAGIO Rozdzial 1 Rozdzial 2 Rozdzial 3 Rozdzial 4 Rozdzial 5 Rozdzial 6 Rozdzial 7 Rozdzial 8 Rozdzial 9 Rozdzial l0 17 18 32 43 55 64 76 86 98 110 120 Ruch drugi DIES IRAE Rozdzial 11 Rozdzial 12 Rozdzial 13 Rozdzial 14 Rozdzial 15 131 132 144 155 166 177 Ruch trzeci 189APPASSIONATA Rozdzial 16 190 Rozdzial 17 199 Rozdzial 18 209 Rozdzial 19 218 Rozdzial 20 227 Rozdzial 21 237 Ruch czwarty 247AGNUS DEI Rozdzial 22 248 Rozdzial 23 256 Rozdzial 24 264 Rozdzial 25 274 Rozdzial 26 284 Rozdzial 27 294 Rozdzial 28 307 Rozdzial 29 320 Koda 328 PAWANA This file was created with BookDesigner program bookdesigner@the-ebook.org 2010-11-27 LRS to LRF parser v.0.9; Mikhail Sharonov, 2006; msh-tools.com/ebook/