Joanna Usarek Patrz! Jest LITERATURA.NET.PL (C) Copyright by Joanna Usarek, Warszawa 1999.[Ja?] 01-047 Warszawa, ul. Mi3a 22 m.25 Redakcja Eugeniusz Tiemnikow-Pasek [-enia] Redakcja techniczna Ma3gorzata ?widerska [Go?ka] Projekt ok3adki Maciej Sadowski Zdjecie Michael Foedrowitz Lamanie Lech Robakiewicz, doM tCHu Wydawca R&S-PUBLIKA Agencja Literacka 00-198 Warszawa 80, skr. poczt. 39 tel. 22 838 13 55, kom.: 0-601 078 234ISBN: 83-901445-6-5 5 Bo mi3o?a i wolno?a s1 jak para koni w jednym zaprzegu.Je?li ?ci1gn1a cugle jednemu, d3awi sie drugi. 6 7 CZE?A PIERWSZA TAK JAK NIE JEST ZASLUGY DRZEWA TO -E RO?NIE 8 Wszystkie (wszystkie bez wyj1tku) fragmenty listow, zamieszczone w rozdzia3ach ?Ja(?)? i ?Roman?, pochodz1 z mojej najzupe3niej prywatnej korespondencji, wszystkie s1 ca3kowicie autentyczne i przytaczam je bez ?adnych zmian.Wszystkie postacie i sytuacje, opisane w ?Ja(?)?, s1 we wszystkich szczego3ach prawdziwe. CZE?A PIERWSZA: JA ( ? ) ...................................................13 1974-1975 ........................................15 1974-1977 ........................................31 1984 .................................................49 1985 .................................................55 1986 .................................................65 1989 .................................................67 1990 .................................................83 MARCIN .........................................103 Nie mo?na bya dobrym.....................105 I ?adna w tym zas3uga......................117 ROMAN ..........................................133 9 JA ( ? ) 10 11 1974 ? 1975 My?l o ?mierci towarzyszy mi stale, i mo?e oddala sie tylko w Twojej obecno?ci, a i wtedy zawsze gdzie? czeka na mnie w pobli?u, by ?cisn1a mi serce nag3ym przera?eniem, lub smutnym zdziwieniem nad krucho?ci1 uczua i cia3a, lub poczuciem rozdzieraj1cej samotno?ci, gdy pomy?le, ?e wszyscy bedziemy umieraa po kolei i oddzielnie odchodzia w g3uchy i milcz1cy wszech?wiat, niedoskonali, niedokochani i u3omni, i raz na zawsze ? wreszcie ? naprawde pokonani. Gdyby mo?na by3o zas3u?ya na nie?miertelno?a... Gdyby mo?na by3o cofn1a nieodwracalno?a przemijania.Lub przynajmniej wyzwolia sie od leku. No i patrz, znowu bedzie wiosna ? czy to nie dziwne? I znowu bedzie lato ? czy to nie jeszcze dziwniejsze? Nie martwi mnie to, ?e ta wiosna tak sie oci1ga, lubie te chwile poprzedzaj1ce spe3nienie. Chcia3abym zwalia sie na ciep31 ziemie i nie my?lea o niczym. - ycie jest piekne. Trzeba tylko umiea go dobrze s3uchaa. Czasem w ha3a?liwym gwarze pro?nych namietno?ci i niewa?nych ambicji trudno us3yszea te cich1 muzyke ?ycia, trudno ocalia to wieczne zdziwienie nad nieodgadnion1 zagadk1 istnienia. Lubie szaro-niebieski zmierzch i wszystkie teskno-smutne my?li, jakie mnie nachodz1 przed wieczorem, lubie noc, ch3odn1 i samotn1, lubie zapach siana, grzybow i dymu, lubie jesien i drobny deszcz, kiedy mokne z rekami w kieszeniach. 12 Siedze sobie i ?piewam. Stuknieta jestem, nie da sie ukrya.Patrze na swoje cia3o i dziwie sie. Jestem z miesa i z ko?ci, czy to nie dziwne? I to mieso ?yje, rusza sie, je, ?pi i robi kupe (?). Jestem stuknieta! Kurcze. Jestem najbardziej stuknietym facetem, jakiego znam. Mam ro?ne z3e i smutne my?li, ktore przychodz1 jakby spoza mnie, spoza mojej w3asnej ?wiadomo?ci, ?yj1 swoim w3asnym ?yciem, a tym samym j a nie moge ich zniszczya, bo pochodz1 jak gdyby z zewn1trz. Jest noc. Trudno oderwaa mi sie od tego listu. Czy mam nadzieje, ?e po3o?e na tej kartce jakie? s3owo, ktore pozwoli mi wkroczya w dzien jutrzejszy mniej bezbronn1? Nie wiem, nie s1dze, abym 3udzi3a sie nadziej1 tak naiwn1. Zegar w przedpokoju g3o?no odmierza swoje sekundy, za jaki? czas zacznie ?witaa. Noce s1 teraz krotkie, tak krotkie ?e prawie symboliczne, ju? o trzeciej robi sie jasno. Lubie te godziny miedzy trzeci1 a pi1t1 rano. ?wiat stoi w niebieskiej po?wiacie, jest cichy, spokojny i budzi zaufanie. I w cz3owieku jest cisza i radosna wdzieczno?a, ?e oto jeszcze jeden dzien sie dla nas otworzy3. Ale po?niej w31cza sie ha3a?liwa maszyneria ?ycia, puste dotychczas ulice wype3niaj1 sie milcz1cymi po nocy lud?mi ? pierwszymi ?o3nierzami codzienno?ci, pobrzekuj1 butelki z mlekiem, jak grzmoty przetaczaj1 sie samochody, otwiera sie ?ar3oczne gard3o ?wiata. Te pore wola3abym przespaa ? po skupieniu nocy wydaje mi sie zbyt brutalna. I ten po?piech, to s3awne ?wielkomiejskie tempo?. Jak?e go nie lubie. Nie bardzo rozumiem ludzi, ktorzy ci1gle gdzie? sie spiesz1, ci1gle maj1 co? do za3atwienia, ci1gle sie czym? przejmuj1 itd. W3a?ciwie ca3e swoje ?ycie, wydaje mi sie, mog3abym przew3oczya sie po ?wiecie, nie wi1?1c sie ostatecznie z nikim i z niczym, ironiczny obserwator ludzkiej krz1taniny, brat deszczu i wiatru. Kto sieje wiatr, ten zbiera burze. Kto sieje wiatr... 13 Spojrza3am na ksi1?ke ?Nauka angielskiego? i pomy?la3am nie bez ?alu, ?e tyle rzeczy, takich zupe3nie zwyczajnych, chcia3am zrobia w ?yciu, a nigdy nie mia3am na to spokoju. Ca3e ?ycie czu3am sie jak w podro?y, nie by3o w moim ?yciu ?adnych sta3ych punktow oparcia. Jedynym oparciem, jakie z czasem uda3o mi sie stworzya, by3o moje ?ycie duchowe i sposob my?lenia. Nie mia3am i nie potrafi3am zbudowaa sobie domu, swoj umys3 budowa3am chaotycznie i przypadkowo, miedzy jednym a drugim sztormem. Ca3e ziarno jakie mia3am, zasiewa3am w ?ogrodzie duszy?. My?la3am naiwnie: Kiedy nadejdzie czas spokoju, zasieje i te pola, ktore dzisiaj le?1 od3ogiem... Jak do tej pory tak sie nie sta3o. I tylko ogrod duszy rozros3 sie tak bujnie, ?e ju? sama nie potrafie odnale?a w nim drogi. I chwytaj1 mnie z3e pn1cza ciemnych ga3ezi, i ci1gnie mnie nad ten staw, znad ktorego nie wraca sie ?ywym.Z3e my?li s1 jak cie?ka mg3a, przez ktor1 trudno sie przebia ku jasno?ci. A przecie? wystarczy tylko le?ea w trawie i czekaa. Tylko czua na twarzy wiatr, tylko wyj?a w gest1 cisze letniego popo3udnia ? a ?wiat sam do nas przychodzi, sam otwiera sie pieknem 3agodnym i bezpiecznym. Ale nas p3osz1 ptaki i trzask ga3ezi pod stop1 wiatru, p3osz1 nas my?li o przysz3o?ci, i ?wiadomo?a przemijania ? w3a?ciwie dlaczego? ? wyzwala w nas to dramatyczne napiecie miedzy nami a czasem. Czas. Kto go wymy?li3? Czesto mam ochote odci1a sie od ca3ego mojego dotychczasowego ?ycia. Ale to ju? szmat czasu, pamieci nie da sie oszukaa, bedzie wracaa choaby w snach. Pare dni temu znowu ?ni3 mi sie P. No i masz! ? jest ten film w ta?motece ?ycia i jak to wyt3umaczya. Pamietam dok3adnie nastroj tamtych lat i czesto tesknie do tej naiwnej bezkompromisowo?ci uczua i postaw, do tej ogromnej wiary, ktora z szabl1 sz3a na karabiny maszynowe. Gdzie jeste?, moj -o3nierzu M3odo?ci, o3owiany, a przecie? tak waleczny? To by3 ?o3nierz jak z bajki Andersena. I ?ycie by3o jak ba?n, piekna choa okrutna, ba?n, dla ktorej rzeczywisto?a jest tylko t3em. Jak we ?nie. Wszystkie elementy snu s1 wziete z rzeczywisto?ci, ale sam sen jest zupe3nie czym innym, ma swoj1 odrebn1 logike i swoj w3asny, sobie jedynie w3a?ciwy nastroj. Dobrze jest prze?ya w ?yciu tak1 14 ba?n, wznie?a sie do absurdu uczua, gdzie wszystko co najbardziej ludzkie, ca3a dziko?a i tesknota namietno?ci wyolbrzymione s1 do katastroficznych rozmiarow. Te pokoje, ktore ?y3y sam1 pamieci1 czyjej? obecno?ci; windy, umieraj1ce na ka?dym pietrze; cia3o, ktore kryje w sobie jeszcze tajemnice dziewictwa... I ta inna tajemniczo?a ? gro?na i urokliwa tajemniczo?a ?wiata, ktory po raz pierwszy sie przed nami otwiera. Jak?e dawno ju? o tym nie my?la3am. ?A ja, zapatrzony w d3ugie rzedy liter, nagrobki my?li, nie wiem, czy je u?mierci3em, czy te? tchn13em w nie ?ycie?. Czesto przypomina mi sie to zdanie z ?Derwisza i ?mierci? i my?le o potedze s3owa, ktore pozwala uchronia, ocalia od zapomnienia to wszystko, co jest tak bole?nie nieuchwytne i niepokoj1ce.Patrz, a my ?yjemy! Czy to nie dziwne i nie piekne? Pada deszcz. Nie wiem sama, co chce przez to powiedziea, ale przecie? PADA DESZCZ i nie jest to rzecz taka zupe3nie zwyczajna. Zadzwoni3a do mnie przed chwil1 Abka. I mowi: ?Dziecko, ja cie bardzo kocham. I stawiam na ciebie jak na najlepszego konia wy?cigowego?. Jest m1dra, dobra i wzruszaj1ca w swojej do mnie mi3o?ci. A ja nie jestem dla Niej do?a dobra, my?le o Niej nieczesto i nieg3eboko, a to co mowi, traktuje z niejakim pob3a?aniem, niekiedy zniecierpliwieniem. Moje wizyty u Niej s1 do?a rzadkie i krotkie, zwykle po31czone z za3atwieniem jakiej? drobnej sprawy. Ledwie wejde, a ju? my?le o tym, kiedy i pod jakim pretekstem najszybciej wyj?a, w rozmowy wdaje sie niechetnie, i albo sie niecierpliwie, albo odpowiadam po3s3owkami. Oczywi?cie blisko pieadziesi1t lat ro?nicy miedzy nami robi swoje i niejako wyja?nia sprawe, ale czy mnie usprawiedliwia? To pytanie retoryczne. A jednak ? nie potrafie inaczej. Zasmuca mnie to. Ale i o tym smutku szybko zapominam, porywaj1 mnie inne my?li, inne ? moje ? sprawy, tak jeszcze m3ode i niejednoznaczne, i nawet je?li drogi naszych serc gdzie? sie przecinaj1, to przystaje tylko na chwile: Ach, to Ty? Kocham Cie, Abko ? a po chwili ju? my?le o czym innym, nale?e do innego ?ycia i odchodze w inne wymiary. 15 O rany, i czy ja mam warunki do pisania pracy magisterskiej!?Wprawdzie tylko udaje, ?e pisze prace (aby cieszya sie wiekszym powa?aniem ?w rodzinie?), a w gruncie rzeczy pisze do Ciebie (co, uwa?am, wymaga tego samego, je?li nie wiekszego skupienia), ale ci1gle tu kto? wparowywuje. Jak nie cz3owiek, to pies. Pojde do swojego promotora i powiem mu: Panie, spojrz pan. Tutaj rozhisteryzowany pies, tutaj ciotka-neurasteniczka, tutaj taki, co mu sie przez ca3y dzien geba nie zamyka, tu kran nieczynny, kasza psa rozniesiona po ca3ej kuchni i do tego ani grosza w kieszeni. Panie, jak ja rano wstane, to moja pierwsza my?l, komu mam dzi? podiwania pieni1dze na mleko. Wie pan ile ja energii musze po?wiecia, ?eby zorganizowaa paczke papierosow!? A do tego jeszcze rezerwuar nieczynny. I widzisz pan? Jak ja w takich warunkach moge pisaa prace naukow1. No sam pan powiedz. Mam mase nierozwi1zanych problemow z sam1 sob1, to znaczy ze swoim stosunkiem do ?ycia, do tzw. realnego ?ycia. Problem typu ??ya i dzia3aa? we wszystkich mo?liwych wariantach. Widze woko3 siebie tyle k3amstwa i ob3udy ? i widze, jak to k3amstwo i ob3uda tryumfuj1. I czuje, jak wzbiera we mnie odraza i pogarda, niewiara w cz3owieka, niechea do ?ycia w spo3eczenstwie. Nie umiem znale?a z tego wszystkiego tworczego wyj?cia. Czuje sie wie?niem w klatce swego Miejsca i Czasu. Czarna Zuzanna mowi do mnie: Po prostu ? pojdziesz do pracy, bedziesz mia3a pieni1dze, bedziesz regularnie je?a, ubierzesz sie ? to bardzo wa?ne. Patrze na ni1 nie bez pewnego politowania. Mo?e i jest w tym jaka? racja, ale jak?e ta racja ma3o do mnie przemawia. Czarna Zuzanna ani w przybli?eniu nie jest w stanie wyobrazia sobie wszystkich niepokojow ?yj1cych w mojej duszy, kretych korytarzy mego serca, ciemnego wina moich my?li. Czarna Zuzanna nie lubi i nie rozumie poezji, rownie? poezja ?ycia i duszy ludzkiej jest jej obca. Ale co?, i ja nie potrafie znale?a drogi. Moja kuzynka, niejaka M., probowa3a pope3nia samobojstwo. Tru3a sie gazem. Od oko3o czterdziestu godzin jest nieprzytomna. Wstrz1sne3o to mn1, zaniepokoi3o mnie. Raz jeszcze zda3am so16 bie sprawe, jak nedzne s1 rzeczy i sprawy, przy ktorych ja pozostaje ? ?ywa. I poczu3am sie jak cz3owiek, ktory pope3ni3 jak1? zdrade, poszed3 na jakie? ustepstwo. Nie wiem sama, do?a ju? mam tych s3ow, tych kurewskich s3ow, z ktorymi wci1? trzeba walczya, prze3amywaa ich opor, uk3adaa je w logiczne ci1gi, okie3znywaa i uje?d?aa jak konie. Pada ?nieg. Znowu pada ?nieg, a na ga3eziach drzew siedz1 wrony. Jest mi smutno i najchetniej posz3abym teraz zabijaa. Wreszcie co tu udawaa, ?e wszystko jest ju? za3atwione, ?e ju? policzyli?my sie z przesz3o?ci1, ?e wszystko ju? zrozumieli?my i pogodzili?my sie z ?yciem, takim jakie ono jest. Siedze teraz i p3acze. P3acz to ?rzecz niewie?cia? i bynajmniej nie za3atwia sprawy, szczegolnie, ?e sprawa ta jest bli?ej niesprecyzowana. P3acze rzadko, sk1po i wstydliwie. Jestem wojownikiem, walcz1cym o swoje miejsce na ziemi, a czego Bog nie zechce mi daa, to mu wydre przemoc1. A jednak ? jestem te? jak cyganskie dziecko, ktore ju? nauczy3o sie ?ebraa. Jak w gruncie rzeczy wszyscy ?ebrzemy ? o ten ka?dy nastepny dzien, o ten och3ap, och3ap ?prawdziwego? ?ycia. Nie potrafie zaaklimatyzowaa sie w tym ?yciu, powiedziea sobie: ?yje i godze sie z wszelkimi prawami ?ycia. Ani sie z nimi godze, ani sie z nimi licze ? a one s1, i ja im podlegam, i ja im musze ulegaa. I wiem, ?e w walce z nimi zawsze przegram. Przera?a mnie to, a jednak nie potrafie ich usankcjonowaa. Istniej1 na zasadzie prostytucji: nieuchronne, lecz i nielegalne. Do diab3a, wszystko jest mi obce, i ja sama sobie jestem obca. Czuje sie w ?yciu jak w brzuchu rekina. Pozbawiona wszelkiego oparcia, uwik3ana w uk3ady, ktore mi ci1?1, a z ktorych nie widze wyj?cia, otoczona fa3szem i s3abo?ci1, ktore i we mnie przenikaj1, zagro?ona w ca3ym swoim ?ja? i w?ciekle bezbronna. Tyle rzeczy trzeba postanowia i uporz1dkowaa. Ludzie mnie pytaj1: Jakie masz plany? Co chcesz dalej robia? itd. A ja, choa rozumiem ca3y ten skomplikowany uk3ad powi1zan, typu: dyplom ? praca ? dom ? przysz3o?a, nie moge my?lea w tej chwili tymi kategoriami, bo to najwa?niejsze, pierwsze i niezbedne czego mi potrzeba, to spo17 koj i serdeczno?a, i wobec ich braku problem pracy wydaje mi sie nieistotny i obcy. Nie wiem, czy walka, jak1 podejmuje sie z ?yciem, wyczerpuje nas, czy zaprawia do walk nastepnych. Zapewne to zale?y. W ka?dym razie ja czuje sie raczej wyczerpana i ze zdziwieniem patrze na ludzi, ktorzy maj1 po pieadziesi1t lat ? i ?yj1. Bo ja sama mam ju? blisko awiera wieku i chwilami my?le, ?e zabraknie mi si3 na nastepne. Osiem razy kuka kuku3ka na zegarze w przedpokoju. Za zakurzonym oknem ga?nie szaro-ro?owy zmierzch. W s1siednim pokoju Janusz z uporem t3umaczy znudzonej Czarnej Zuzannie ro?nice miedzy szabl1 a rapierem. Leci dziennik telewizyjny. Za chwile oka?e sie, czy najbli?sze dwie godziny spedze przed telewizorem, czy po?wiece je cie?kim i opornym my?lom, ktore le?1 we mnie jak gruba, brudno-siwa mg3a, na ?cie?ce, o ktorej nie ?miem powiedziea, ?e prowadzi donik1d. Wybra3am to pierwsze. Jak dramatyczna jest pi3ka no?na! Szkoda, ?e Jugos3owianie przegrali. Jeszcze pozostaje nadzieja, ?e RFN przegra z Czechos3owacj1. Nie lubie Niemcow, wydaj1 mi sie mieszczanscy i prostaccy. Wykonczy3abym to towarzystwo po drugiej wojnie ?wiatowej, nie s1dze, ?eby ?wiat wiele na tym straci3. Mo?e jednak nie powinnam tak my?lea? Nie lubie uczua agresywnych i wydaje mi sie, ?e wszelka nienawi?a obraca sie w konsekwencji przeciwko temu, kto nienawidzi. Nienawi?a jest cor1 s3abo?ci i bezsilno?ci. Wydaje mi sie, ?e s3abo?a jest najwiekszym wrogiem cz3owieka i jego szcze?cia. Nic prostszego ni? kontemplowaa marno?a tego ?wiata i swoj1 w3asn1. Mia3am okazje obserwowaa to u wielu ludzi. I ka?dy z nich, choa wiele gada3 o duszy i dobroci, i rozczula3 sie do 3ez nad samotn1 staruszk1 ? w g3ebi serca by3 egoist1. Zupe3nie nie moge sie skupia na pracy magisterskiej. Raz, ?e wewnetrznie jestem jaka? rozproszona, dwa ? ?e w tym domu wszystko w ruchu. K. robi ?porz1dki? ? co objawia sie przede 18 wszystkim tym, ?e nie mo?na przej?a przez przedpokoj, ?eby sie nie potkn1a o kupe gratow. Temu domowi przyda3by sie remont generalny, a ona my?li, ?e uratuje sytuacje, jak prze3o?y z miejsca na miejsce pieadziesi1t przedmiotow, z ktorych po3owa powinna wyl1dowaa na ?mietniku. I jeszcze mnie usi3uje do tego wci1gn1a.Bo Janusz to ju? ma pe3ne rece roboty, ten to ju? nie mo?e sie wykrecia, moj brat-3ata. Mowie do niej: Ratowanie tego domu przed ostateczn1 zag3ad1 nie jest moj1 ambicj1. Jest z3a i nie rozumie, ?e sama doprowadzi3a mnie do stanu absolutnej obojetno?ci wobec ba3aganu w tym domu. Ten ba3agan jest jak kilkug3owa hydra: ledwie jej jedn1 g3owe odetniesz, ta ju? sie odradza. Cholera, i ja zaczynam sie obawiaa, ?e nie oddam tej pracy w odpowiednim terminie. Jestem w istocie ?le zorganizowana, ale, Bog mi ?wiadkiem, ten dom to istna jaskinia dezorganizacji ? jak ja tu moge bya inna! Poza tym czuje sie ?wietnie. Chyba ?e akurat mam kaca. O Bo?e, jaki tu kocio3! To nie TU ten kocio3, ten kocio3 to ja sama wszedzie za sob1 taskam. To znaczy: gdzie sie nie pojawie, tam natychmiast zaczyna sie co? dziaa ? lub nie moge nie pojawia sie tam, gdzie ju? co? sie dzieje. Biedny moj promotor znowu ma ?powa?ne obawy?, tym bardziej ?e uzna3, i? pisze jezykiem nie do?a naukowym (czyli nie do?a nadetym i zawi3ym). Przyczepi3 sie np. do tego sformu3owania we wstepie, ?e ?chcia3abym podzielia sie kilkoma uwagami?. Co to znaczy ?podzielia sie?!? ? powiada ? co to znaczy ?kilka uwag?! Dyskutowa3am z nim jak roz?mieszona furia, nawet w pewnej chwili pad3am przed nim na kolana w charakterze dodatkowego argumentu. Ta ?naukowo?a? zabija we mnie wszelk1 inwencje tworcz1. Staram sie, ?eby i wilk indywidualno?ci by3 syty, i owca naukowo?ci ca3a, ale kto dwie sroki za ogon... Chyba nic z tego nie bedzie. (Zreszt1 mnie osobi?cie wcale na tym nie zale?y, szkoda mi tylko tego promotora. Zmartwi3by sie troche, poczciwina.) Jest wspania3y letni wieczor. Czuje ciep3e tchnienie wiatru, patrze na przymglone niebo i tesknie za tymi dniami, kiedy w takie 19 wieczory, po ca3ym dniu jazdy autostopem, sz3am wiejsk1 drog1, troche zmeczona, troche g3odna, i tak pe3na m3odo?ci i si3y, ?e nie by3o we mnie miejsca na my?l. By3 tylko zachwyt nad ?wiatem, radosna, zwierzeca pewno?a w3asnego cia3a, i poczucie, ?e oto ?ycie jest moje, a ja nale?e do ?ycia.Cholera, jaki piekny jest ?wiat! Jak chcia3abym umiea rownie pieknie go prze?ywaa! Strzaskaa pro?ne zwierciad3o namietno?ci, poddaa sie ?yciu z 3agodn1 ufno?ci1. Panie, daj nam jasno?a woli i czysto?a serca, aby nadzieje nasze nie spe3z3y na niczym. To zdanie pochodzi z jednego z dramatow Strindberga i powtarzam je tak czesto i tak ?arliwie, ?e sta3o sie ono moj1 modlitw1. Ale na razie nie jestem na wiejskiej drodze. Siedze w domu i jest mi troche smutno, troche wznio?le ? i my?le. My?le miedzy innymi o tym, jak wdzieczna jestem sobie i swojemu losowi za to, ?e prze?ywam ?ycie z tak1 ?arliwo?ci1, ?e potrafie czua i my?lea inaczej ni? inni, ?e nie pogubi3am sie w ?wiecie rzeczy drobnych i fa3szywych satysfakcji. I czesto ludzie mowi1 do mnie: Jak ty ?yjesz?! Co ty w3a?ciwie robisz? itd. A ja my?le: A ty? Kim jeste?? Jeste? drobnym urzednikiem, ktory spedza ?ycie miedzy domem a biurem, miedzy jedn1 a drug1 niewa?n1 spraw1. Ktory ze ?mieszn1 powag1 traktuje rzeczy ani w po3owie nie warte tej powagi, ?mieje sie nieszczerze z ma3o zabawnych dowcipow swego szefa i ?yciem samym p3aci za przedmioty, rzekomo niezbedne mu do ?ycia. A potem stare przedmioty wymienia na nowe i szczyci sie, ?e mu ro?nie ?stopa ?yciowa?. Ja tak nie chce. To, co mam, to i tak ju? za du?o. Wola3abym nie miea i tego. Wola3abym miea tylko siebie i wiatr. I tak1 mi3o?a, ktora nie ogl1da sie na bol, tak1 odwage, ktora nie leka sie nawet ?mierci. A jednak czasem jest mi cie?ko. Czasem ci1?y mi i ta wolno?a, i ta odwaga, i ta mroczna psychiczna si3a. Czasem chcia3abym bya niewidoma, i tylko czua swoj1 reke w czyjej? rece, tylko czua, jak kto? mnie prowadzi swoimi oczyma. Czu3o?a, ktor1 darze, jest tylko pro?b1 o te czu3o?a, za ktor1 tesknie. 20 Moja mi3o?a i wolno?a s1 jak para koni w jednym zaprzegu.Je?li ?ci1gn1a cugle jednemu, d3awi sie drugi. Nie wiem, dlaczego ludzie nie kochaj1 kar3ow. Mo?e dlatego, ?e w g3ebi duszy cz3owiek jest s3aby i zalekniony; czuje sie niezdolny odgadn1a tajemnice istnienia, czuje sie zagro?ony wszechprzemijalno?ci1 rzeczy. Zanim zd1?y odnale?a sie w pe3ni w jednym czasie, ju? nadchodzi czas nastepny ? wobec ktorego tylko pozornie mniej jest bezbronny. Mo?e wobec swojej w3asnej s3abo?ci, czuje sie pewniej w otoczeniu pieknych przedmiotow i pieknych cia3, mo?e pomaga mu to nie pamietaa, jak w gruncie rzeczy sam jest kruchy, niedoskona3y i u3omny. Tak, do diab3a! Przez ca3e ?ycie cz3owiek czuje jak1? tesknote, ktor1 zag3usza jedzeniem, piciem, seksem, gor1czkow1 aktywno?ci1 ... ?No co?, trzeba jako? spedzia to ?ycie?. Spedzaa ?ycie. Jak to w jezyku odzwierciedla sie stosunek cz3owieka do tego ?wiata. Czasem w3a?nie tak czuje: ?e nie wiem, jak to ?ycie SPEDZIA. Odpedzia-przepedzia. Prze?ya. Spotka3am kogo?, kogo ? u?wiadomi3am sobie ? mog3abym pokochaa i to mnie ucieszy3o, bo my?la3am, ?e mo?e nikogo ju? kochaa nie potrafie. To Wegier. Nie wiem nic konkretnego o jego losach, zajmuje sie malowaniem obrazow. Ogromnie wra?liwy, wrecz przewra?liwiony, nerwowy, dziwak. Bardzo inteligentny, bardzo oczytany, zmys3owy, o bardzo subtelnych rysach, nerwowych ustach, ktore bardziej s1 mo?e wyraziste ni? oczy ? i, nie wiem w3a?ciwie dlaczego, tak g3eboko co? we mnie poruszy3 od pierwszego niemal wejrzenia. O Bo?e, jestem, zawsze by3am taka na3adowana uczuciami, jakbym by3a pod napieciem. Kto? (kto dosiegnie) dotknie ? iskry lec1. Sam1 mnie to czasem przera?a, sama siebie nie rozumiem. Diabli nadali tego Wegra! 21 O Bo?e, marze o tym Wegrze, wbi3am go sobie do g3owy i ani rusz mi nie wychodzi. Jest taki inny ni? wszyscy, do diab3a! Jakby sie ?ywcem urwa3 ze szpitala psychiatrycznego. Przeklinam go ? i nie moge od niego oczu oderwaa. Jest piekny. Jak... nie wiem jak, mo?e jak chart, jak przerasowany kon wy?cigowy. Wszystko w nim zosta3o doprowadzone jakby dalej ni? do samego konca, wszystko w nim drga, faluje, jeczy ? dos3ownie.Wszystko mnie w nim fascynuje ? jego chod, g3os, wyraz twarzy, sposob mowienia, sposob nie-mowienia... To wszystko nie zawsze jest mi3e, nie zawsze jest 3adne, mo?e jest raczej wrecz brzydkie ? tak, jest w tym nawet co? odpychaj1cego ? ale to jest fascynuj1ce ? i nie potrafie sie temu oprzea. Mowi co? do mnie ? niby ca3kiem do rzeczy ? i nagle (nagle!) zaczyna mamrotaa do siebie jakie? zaklecia, albo krzywi sie, jeczy, parska ? nie potrafie tego opisaa. To nie jest czyste wariactwo, to jest taki sposob wyra?ania siebie, to jest jego zupe3nie spontaniczne narzedzie komunikowania sie z lud?mi. Pad3 mi na mozg ten Wegier (a Bogiem a prawd1, pewnie znacznie ni?ej). Postanowi3am zadzwonia do niego ? ale za pare dni. Musze odczekaa, mo?e mi troche przejdzie. Za bardzo jestem napalona. Moj pies sie zakocha3. Znika z domu na ca3e noce i dnie, i ma w oczach taki sam ob3ed jak ja. Do diab3a, tak potrzebuje tego Wegra. Lub jakiego? innego. Nie, ?artuje ? w3a?nie tego. Zadzwoni3am dzisiaj do niego, ale by3 ? jak rzek3 ? w fatalnym stanie psychicznym. Co? pisa3. Wariat nie Wegier. Wiesz, ?artysta?. Wyposa?ony w ca3y kompleks cech w3a?ciwych tego pokroju ludziom ? egocentryczny, przewra?liwiony, o zmiennych nastrojach. Stany lekowe, depresje, samobojcze my?li. Sk1d ja to znam. My3am w3a?nie zeby i mia3am gebe pe3n1 pasty ? i pomy?la3am: Myje w3a?nie zeby i mam gebe pe3n1 pasty i tego tylko brakuje, ?eby zadzwoni3 Wegier, a ja bede mia3a gebe pe3n1 pasty. 22 Ledwie zd1?y3am sie u?miechn1a na te my?l, a tu ? pach! telefon!Dzwoni Wegier ? a ja mam gebe pe3n1 pasty! Umowili?my sie na pojutrze. Straszne co to bedzie. Spedzili?my wspolnie kilka godzin, znaczn1 ich cze?a w 3o?ku, choa na raczej platonicznych pieszczotach. To wariat nie Wegier! ? ju? mowi3am. Mam, widaa, szczegolne inklinacje do wariatow. Potrzebuje go, ale on jest niestety zbyt egocentryczny, by temu sprostaa. Moje uczucia uleg3y, ?e sie tak modnie wyra?e, normalizacji. Wielka to dla mnie ulga... To by3o tak, jakby na moment pojawi3 sie d?wiek. Jeszcze nie bardzo wiadomo, o co chodzi ? jakie? trzaski, zak3ocenia i tak dalej, ale ? co za ulga: jest! ? i znowu przepad3. Bardzo, bardzo dziwny cz3owiek. Jest tak bardzo sam. Z ca3ym ?wiatem przeciwko sobie. Z samym sob1 przeciwko sobie... I piekny. I pe3en leku. I okrutny. I pe3en skruchy. Uch, jak mnie toczy posepny robak istnienia! Kto mi to wyt3umaczy? Jest ?liczna pogoda, ja jestem podobno ?liczna dziewczyna, w domu spokoj, jem rzodkiewki bia3o-czerwone jak moja ojczyzna, nic mnie nie niepokoi, smutno mi nie jest, wierze w cz3owieka, jestem zadowolona ze swego ?ycia, przynajmniej z grubsza, a jednak: W to spokojne wiosenne popo3udnie my?le chwilami, leniwie i obojetnie my?le o tym, ?e mo?e lepiej by3oby ju? nie ?ya. To nie jest plan ani zamiar, ani nawet cien pragnienia, tylko, jak motyl: przyjdzie taka my?l, usi1dzie ? i odleci. To ostrze?enie, znak, ?e co? jest nie w porz1dku. Ale co? Co ? poza tym, ?e wszystko. Ta my?l zagnie?dzi3a sie we mnie wiele lat temu, przysz3a por1 pierwszego bolu. Nie ?eby wyda3 mi sie zbyt cie?ki, by sie z nim zmierzya ? Ty wiesz dlaczego, sam mowi3e? nie raz, ?e nie jeste? dla tego ?wiata. 23 A wiec jest we mnie ta my?l i nie potrafie nie igraa z ni1 w pogardzie i mi3o?ci tej ziemi. Odczuwam ?ycie jako cie?ar, od ktorego chcia3abym sie uwolnia, uwolnia sie od istnienia ? ja, ktora istnieje tak bardzo, i ktora jestem, a przynajmniej wydaje sie bya, uosobieniem woli i rado?ci ?ycia. Co? dreczy mnie na tej ziemi, nie daje mi spokoju, chwili wytchnienia i chwili ciszy. Witam ka?dy dzien w mi3o?ci i bolu, i je?li film mojego ?ycia mog3by miea jakie? zakonczenie pasuj1ce do ca3o?ci i te ca3o?a jako? wyja?niaj1ce, to powinnam pewnego dnia wsi1?a na ostroskrzyd3y motor, i pognaa nim niewiadom1 E81, i rozwalia sie na jakim? drzewie ? ?zabia sie na ?miera?, bez ?alu i niedbale, i na wpo3 ?wiadomie; po?egnaa to ?ycie pob3a?liwym u?miechem, splunieciem przez zeby; odej?a do nieba z rekami w kieszeniach.A jednak chcia3oby sie odegraa jeszcze pare rol na scenie tego ?wiata, tym bardziej, ?e mo?e, jak dot1d, ?adna aria nie zosta3a do?piewana do konca, a tylko urywa3a sie w nag3ym krzyku bolu czy, po prostu, trzeba by3o wzruszya ramionami i odej?a. I czasem, gdy wydaje mi sie, ?e kusze z3y los, mam ochote krzykn1a: Nie! To nieprawda! Ja tylko ?artowa3am! Przecie? ja tak bardzo kocham ?ycie. Jestem w tym ?yciu jak ?lepiec. Rozpoznaje je tylko w tym obrazie, ktory jawi mi sie pod pustymi powiekami. Je?li otworze oczy ? o?lepne. Ludzi prawdziwie i g3eboko nieszcze?liwych, czy w podobny sposob szcze?liwych, jest chyba w gruncie rzeczy niewielu. Wiekszo?a ludzi przez wiekszo?a swego ?ycia ?yje w stanie pewnego otepienia na nieszcze?cie i braku gotowo?ci na szcze?cie. St1d te?, w miare niezale?nie od warunkow, w jakich ?yj1 i atutow, jakimi dysponuj1, prze?ywaj1 ?ycie podobnie. Tak mi sie wydaje. Kiedy inni ludzie ?pi1 ? ja czuwam. I wk3adam w to czuwanie ca3e swoje si3y i do?wiadczenie. Moi koledzy wracaj1 do domu z nocnego dy?uru, pij1 herbate, id1 spaa. Ja przychodze i zasiadam do tego pisania, zasiadam do my?lenia, jak zasiada sie do pracy. 24 Siedze w pracy, t3umacze te bzdury, spycham je niechetnie i niecierpliwie jak kupe ?mieci. Demoralizuje mnie ta praca. ?Nigdy ju? nie powroce na plan ? powiedzia3a Joanna Usarek do Marlona Brando, opuszczaj1c Sale Kongresow1 po mecz1cym dniu zdjeciowym. Czy?by artystyczny kryzys tej fascynuj1cej osobowo?ci aktorskiej?!?Ca3y dzisiejszy dzien spedzi3am na tym statystowaniu. Jest to potwornie mecz1ce i do?a nudne. Mecz1ce by3o tym bardziej, ?e musia3am wyst1pia w sukni wieczorowej, a ju? samo defilowanie w takim stroju mo?e mnie wykonczya. Po3 biustu mia3am na wierzchu, panowie przylepiali do mnie lubie?ne spojrzenia i wreszcie (za ten biust chyba) zap3acili mi ze dwa razy wiecej ni? innym statystom. Z niejakim smutkiem musze stwierdzia, ?e dla wiekszo?ci osob p3ci odmiennej, moj biust ? przynajmniej w pierwszych ze mn1 kontaktach ? jest punktem cie?ko?ci mojej osobowo?ci. Jecha3am samochodem z A., zatrzyma3 nas milicjant i chcia3 wlepia jej mandat. A. dowcipnie i z pozorn1 swobod1 zacze3a odwodzia go od tego zamiaru, a ja... Siedzia3am obok, patrzy3am na jego t3usty brzuch, ktory wypada3 akurat na wysoko?ci okna i mia3am cholern1 ochote przerwaa ca31 te rozmowe, wyci1gn1a spluwe... i w3adowaa mu serie w ten nadety bandzioch ? i z piskiem opon odjechaa w swoj1 dumn1 niepodleg3o?a. Cholera, czasem wydaje mi sie, ?e jakbym rozwine3a skrzyd3a, to rozwali3abym ?ciany tego domu! ?wiat3o mego umys3u jest nieco przyamione, ale nic to ? serce p3onie mi jak znicz olimpijski. Podobno mam zerwane wi1zad3a. ?Sprawa powa?na i z d3ugotrwa3ymi nastepstwami?, jak powiedzia3 pewien antypatyczny lekarz, ktory przed chwil1 ?ci1gn13 ze mnie z dziesiea strzykawek krwi. A gdy rzek3am: ?Cholerny ?wiat. Ile krwi?, on do mnie na to: ?Kobieta nie powinna sie tak wyra?aa. W naszym ?rodowisku to nie jest przyjete?. ?mieszne duchowe prowincja3y. W przysz3ym ty25 godniu maj1 mi za3o?ya gips. (Bedziemy sobie na nim pisaa i rysowaa.) Odwiedzi3a mnie Abka i palne3a mi mowe, bardzo zreszt1 wdzieczn1, o tym, ?e ten wypadek zes3a3y mi dobre duchy, po to, ?eby dokona3 sie we mnie jaki? prze3om moralny, poniewa? przy swojej, powiada, du?ej wra?liwo?ci grzesze brakiem dyscypliny wewnetrznej. (To fakt. Niestety, nie bardzo potrafie walczya z tym brakiem dyscypliny.) Nie wiem, co to za dobre duchy, ktore 3ami1 ludziom nogi, w dodatku w sposob tak skomplikowany, widocznie perwersyjne jakie? te dobre duchy, no ale niech tam! ? noge mam ju? z3aman1, teraz czekam na prze3om. - ycie jest trudne, mowisz, nie smutne. W3a?nie dlatego, przynajmniej miedzy innymi dlatego jest smutne, ?e jest takie trudne. Sama zasada jest smutna. Bo sprostaa temu trudowi, to umiea zrezygnowaa, pogodzia sie z przegran1, utopia swoje nadzieje w setce wodki. Zreszt1, jak to wyt3umaczysz: s3uchasz walca, my?lisz wierszem, patrzysz w drogie ci oczy ? i niby wszystko jest OK. ? a jest w Tobie tyle bolu. Mo?e to i wznios3y bol, ale zawsze przecie? boli. Ka?dy go zna ? ten bol jakiego? wielkiego niespe3nienia. Albo kochasz kogo? i ten kto? umiera. Albo ta staruszka, ktora le?y ko3o mnie i ktora jest tu ju? dziesiea miesiecy, i ktora mowi: ?Ja nie prosze, ?eby mnie st1d wypisali, bo gdzie ja pojde??. Bol mo?na odnale?a w stanie czystym, czy raczej on sam 3atwo nas mo?e odnale?a i nasycia bez reszty ? sprobuj znale?a tak1 rado?a. Jak tu cicho. Na mojej sali, poza staruszk1, nie ma nikogo. Jak ja tu prze?y3am te dwa dni. Staruszka le?y cicho i samotnie. Nikt do niej nie przyjdzie, pewnie nie ma nawet do kogo napisaa listu. Mo?e te salowe i pielegniarki, ktore j1 witaj1 ka?dego ranka od dziesieciu miesiecy, s1 najbli?szymi jej osobami. Jest mi smutno. Tylko mi3o?a przynosi ulge, tylko ona chroni nas przed ca3ym okrucienstwem ?ycia, a jest jej tak ma3o. Chowam twarz w brudny rekaw 26 pid?amy (przed sob1, bo i tak nikt nie widzi) i chyba p3acze, trudnymi, opornymi 3zami, i nie wierze ani sobie, ani pid?amie.Wszystko teraz rozumiem. Jest tu pusto, cz3owiek jest sam, inni ludzie s1 jak dekoracje, i do ?ycia jest tak strasznie daleko. I tu dopiero widzi sie, jak bardzo na przekor ?yje cz3owiek. I ?e ?ya ? ?ya to luksus. Norma to w ogole przetrwaa. Czuje sie jaka? zobojetnia3a na wszystko. Zawsze mia3am anarchistyczny stosunek do ?ycia, teraz my?le, ?e mo?e to by3 b31d. Chcia3am miea wszystko albo nic. No i mam czego chcia3am: nic. W jaki? sposob odnosze to rownie? do spraw duchowych. Mo?e wcale nie jestem taka ?silna?, jakby to sie na pozor wydawa3o. Kiedy?, nie tak dawno jeszcze, lubi3am my?lea i analizowaa sprawy, i wydawa3o mi sie, ?e oddzia3uj1c poprzez ?wiadomo?a na swoj1 osobowo?a mo?na zrobia wszystko i wszystko osi1gn1a. Teraz my?lenie wydaje mi sie jakim? ja3owym absurdem. Czuje, jakby zabrak3o mi czu3o?ci. Tylko ch3odna codzienno?a istnienia. Czasem my?le, ?e ?ycie cz3owieka jest ci1g3ym, stopniowym i nieuniknionym sprzeniewierzaniem sie samemu sobie. Napisz do mnie, potrzebuje pomocy. - ycie ma tu niebieskawo-siny kolor jarzeniowki. Dzi? kto? umar3, nie wiem kto, widzia3am tylko jak wywo?1 na wozku cia3o przykryte bia3ym, t1 sam1 niebieskawo-sin1 biel1, prze?cierad3em. Dzi? kto? umar3, nie wiem kto, nic mi to nie mowi, nie mam rozdartego serca, czy to nie dziwne. W3a?ciwie nic nie jest dziwne, wszystko jest jasno wytyczone, ?ycie jest jak ?Sport?, wypalony w po?piechu na dworcu kolejowym. Nie, nie jestem smutna ani przygnebiona. Tak tylko patrze i my?le. 27 1974 ? 1977 Przepraszam, Serce.Kto? przecie? musi to uczynia. Jedna matka nas zrodzi3a, jedna w te sam1 pore, i nie pare bli?ni1t, lecz jedn1 istote. Mi3o?ci moja, jak?e mi ?ya tu, gdy tam p3yniesz we mnie strumieniem krwi ? a serce jest jedno, i mowa jego ta sama w nas obojgu. Patrzy3am na Niego i my?la3am: O Bo?e. Nigdy nie uda mi sie tak kochaa. Nigdy nie potrafie tak sie oddaa, a? po same granice oddania. Zawsze bede winna, choaby sam1 tylko my?l1, choaby mo?liwo?ci1 pojawienia sie jakiej? my?li. Nigdy Mu nie dorownam ? bo nigdy nie zmierzy3am sie z takim cierpieniem, ktore pozwoli3oby mi zrozumiea, ?e wszystko na ?wiecie poza mi3o?ci1 ? i wszystko w mi3o?ci, co nie jest ni1 sam1 ? jest tylko k3amstwem, tylko krzywym zwierciad3em, w ktorym przegl1da sie nasza pro?no?a i egoizm, i wszystko, co jest w nas ?mieszne i ma3e. Wiele lat spedzi3em po?rod pustki, ch3odu, obojetno?ci, w otepiaj1cej ciszy samotno?ci. Dwadzie?cia lat to d3ugo, d3u?ej ni? najd3u?sza i najsmutniejsza ba?n Szeherezady z tysi1ca i jednej nocy. To wiecej ni? siedem tysiecy bezimiennych nocy i dni. I ci1gle ta rozpaczliwa niemal pewno?a, ?e jutro bedzie tak samo... I ?e tak ju? 28 po prostu musi bya ? zawsze. I tylko gdzie? tam... mo?e na samym dnie serca, ?y3 ow cien nadziei i wiary, ?e... mo?e kiedy?? - e mo?e bya inaczej.Wesz3am ? i od razu Cie pozna3am. Pozna3am Cie jak poznaje sie brata, ktorego widzi sie po raz pierwszy. Kto? niby obcy, a przecie? tak bliski i tak dobrze nam znany. Siedzia3am przy Tobie na pod3odze i mia3am ochote Cie obj1a, mo?e wtulia g3owe w Twoj1 pier?, mowia o czym? najwa?niejszym. Chcia3am zostaa z Tob1 sama. I nie moge oprzea sie wra?eniu, ?e gdyby?my zostali wtedy sami, mo?e jeszcze tej samej nocy zrozumia3abym, ?e Cie kocham... Mia3am ochote powiedziea do Janusza: Zje?d?aj st1d, stary, ja mam z tym cz3owiekiem do pogadania w cztery oczy. Z bezsiln1 z3o?ci1, znu?ona, s3ysza3am jak bulgocze potok jego gadatliwo?ci i ?al mi by3o, ?e ta noc jest dla nas stracona. Z rozpaczy mia3am ochote po3o?ya sie na dywanie i ostentacyjnie zasn1a... Brak mi s3ow... a znam ich tyle, ?e d3awi1 mi krtan. Brak mi s3ow... bo te, ktore znam, nie nale?1 do mnie. Brak mi s3ow, a te, ktore znam ? ciep3e, paruj1ce do odlotu, s1 cich1 modlitw1 i niemym krzykiem. Zawsze jest mi smutno, kiedy konczy sie dzien, kiedy nic ju? nie pozostaje do zrobienia, nikogo nie ma, jest cicho, zegar odmierza absurdalne godziny i cz3owiek zostaje sam ze swoimi my?lami. Czy nie jeste? smutny? Czuje, ?e jeste? smutny, ale mo?e to tylko ja sama jestem smutna. Nie boj sie mnie utracia. Gdybym mog3a odsun1a sie od Ciebie, to nie by3abym warta ani takiej mi3o?ci, ani takich obaw. Czuje sie, jakbym Cie lata nie widzia3a, a to przecie? dzi? mija zaledwie tydzien. Nie pisa3am, bo ci1gle my?la3am, ?e przyjade. Ale pada deszcz ? moj mi3y deszcz, a taki dla nas niewyrozumia3y. - e te? nie mamy sie gdzie schronia, chyba naprawde pozostaj1 nam tylko w3asne ramiona. Nie przyjade, dopoki nie przestanie padaa. I bez tego jeste?my do?a bezdomni. 29 Ju? zmierzcha, a nadal jest ciep3o. Chcia3abym oderwaa sie od tych my?li, od ca3ej tej wrzaskliwej cywilizacji, od tej walki pozorow ? podrzea indeks, mature i ?wiadectwo ukonczenia szko3y podstawowej ? i bya teraz na jakiej? szosie, albo i?a z Tob1 w wysokiej trawie, albo pia mleko prosto z wieczornego udoju.No co?, da Bog, nied3ugo znow Cie zobacze. Tak bym chcia3a ten swoj 3eb sko3owany z3o?ya w Twoich dobrych rekach. Na razie niech nam ro?nie trawa. Le?ea w trawie? Tak, to jest fajnie. Pod warunkiem, ?e poza niebem widzi sie Ciebie. Fajnie jest widziea Ciebie, Romanie. Je?li mam bya szczera, to trawa jest mi tu zupe3nie niepotrzebna ? moge le?ea i na betonie. Sk1d bior1 sie u Ciebie te my?li, ?e to jakoby ? tfu! ? nie do?yjesz wiosny. Czy mog3by? mi to wyja?nia?! Wal, Stary, ja to prze?yje. O Bo?e, znowu pytasz, czy Ci ufam. Na Boga, Romanie! Ufam Ci bardziej ni? samej sobie. Ja do Ciebie to poprzez rzeki, lasy nieprzebrane, gory i przepa?cie! Z kul1 w brzuchu, z no?em w plecach ? przyjde, przebrne, przedre sie, przyczo3gam. Poniewa? najbli?sza sobota jest wolna i bedzie s3aby ruch, przyjade dopiero w poniedzia3ek. W ?adnym wypadku nie czekaj na mnie na ?adnym skwerku czy gdzie indziej. Nigdzie mi nie 3a?! Jak przyjade, sprobuje zadzwonia, a gdyby odebra3a Twoja matka, skontaktuje sie z Bronkiem i on Cie zawiadomi. Cholera, strasznie jeste? rycerski. Widocznie prawdziwi me?czy?ni jeszcze nie tak dokumentnie wygineli. Wzruszy3e? mnie swoj1 trosk1 o moj1 reputacje i gotowo?ci1 wyrzeczenia sie nawet spotkania ze mn1, je?li mia3oby to moje ?dobre imie? narazia na szwank. Ale Ty przecie? wiesz ? mam to gdzie?, co pomy?li o mnie jaki? niewy?yty sztumski ba3wan, i z3e jezyki nie obchodz1 mnie ? o ile Ciebie nie dosiegn1. 30 Ach, gdybym wiedzia3a, ?e wystajesz po nocy gdzie? pod hotelem, najcudowniejszy wariacie! G3upi, to nie lepiej by3o zostaa ze mn1?!O Bo?e, jak zateskni3am do Ciebie, niech to szlag trafi! B1d? moim s1siadem ? bede grzaa Cie ch3odnymi nocami i robia Ci zakupy. Bede Twoj1 dziewic1 i Twoj1 dziwk1, bede robia makaron spaghetti i pieni1dze, bedziemy sie kochaa w po3udnie i s3uchaa Straussa o ?wicie. Jezu, trzeba miea niez31 szajbe, ?eby w li?cie do ukochanego cz3owieka wypisywaa takie bzdury. Przepraszam Cie za te swoje listy. Jestem na siebie bardzo z3a. Jedno, co mnie troche pociesza, to to, ?e Ty, moj Wielkoduszny Romanie, wszystko wiesz i rozumiesz i ?e mi wybaczysz. Zrozum, wybacz, daruj szczeniakowi. Jestem jak dorobkiewicz na obczy?nie. Wszystkie swoje my?li, jak ostatnie pieni1dze, wysy3am Tobie. Zapyta3abym Cie, czy nie pope3niam jakich? nietaktow w swoich listach, ale podejrzewam, ?e masz za dobre serce, aby mi na to w pe3ni szczerze odpowiedziea, a ja ? za sko3atane serce by Ci uwierzya. Mo?e jestem zbyt szczera, wybacz je?li to szczero?a k3opotliwa lub niepo?1dana ? wybacz mi, przynajmniej dzi?. Mowie Ci, co my?le, co czuje, czego sie lekam ? sk3adam to w Twoje dobre rece, musz1 bya dzi? silniejsze od moich. Nie musz1: mo?e zechc1. Oczywi?cie, ?e jeste? silnym cz3owiekiem. Nigdy nie by3am odmiennego zdania. Chyba zreszt1 nie odwa?y3abym sie pokochaa Cie, gdyby by3o inaczej. S3uchaj, tak bya nie mo?e, ?eby brak moich listow tak dalece wyprowadza3 Cie z rownowagi! Wystarczy, ?ebym nie pisa3a przez pare dni, ?eby? gotow by3 zw1tpia we wszystko, ze mn1 31 w31cznie. Jak ?miesz, Bezczelny Idioto, prosia mnie, ?ebym ?nie zapomnia3a??! W godzinie ?mierci Cie nie zapomne. Poczytaj sobie moje poprzednie listy, a znajdziesz w nich wszystko, co poza tym mog3abym miea Ci do powiedzenia.Ach te Twoje listy! Powiedziea, ?e s1 piekne, to ma3o. S1 tak ciep3e, serdeczne, tak proste i tak prawdziwe ? jak Ty sam. S1 to doprawdy jedne z najbardziej niezwyk3ych i pe3nych mi3o?ci listow, jakie zosta3y napisane na przestrzeni tych wszystkich wiekow, odk1d ludzie nauczyli sie pisaa. Drogi Ty moj, Niezast1piony. Jak pisze do Ciebie, to czuje, ?e ?ywa jestem ? i ?e pisze do ?ywego cz3owieka. Mo?e nie do?a Cie pozna3am i zrozumia3am. Wczoraj w nocy pisa3am do Ciebie, i nagle, czy to my?l jaka? czy skojarzenie, otworzy3o sie we mnie jakie? inne na Ciebie spojrzenie. I zacze3am rozumiea Cie lepiej, inaczej, g3ebiej. I sta3am sie nagle jakby troszeczke bardziej dojrza3a. Tak mi Cie brak. Chcia3abym przytulia sie do Ciebie, pole?ea z Tob1 na trawie, z3o?ya swoje or3y w Twoich d3oniach... Chcia3abym choa troche na Ciebie popatrzea ? tymi swoimi ?innymi? oczami. Jak szybko mija czas... Jakie to dziwne. Ktorego? dnia, w taki wieczor jak ten dzisiejszy, nas ju? nie bedzie. A ?ciany, w ktorych pisze te s3owa, zostan1. Zostan1 meble, pamietaj1ce jeszcze ciep3o mego cia3a. Jak zosta3y miejsca i ulice, po ktorych chodzi3am prze?ywaj1c swoj1 pierwsz1 mi3o?a. Le?e na brzuchu, pale papierosa, tesknie za wieczno?ci1. Milcze, zastygam w niemym niedowierzaniu. Znowu mine3a minuta. Jestem zadaniem ? powiedzia3 Kafka ? Jak okiem siegn1a nie widaa ucznia. Nadzieja... To smutne s3owo. Tyle w nim bolesnej niepewno?ci. A pewno?a? Ta jest zarozumia3a i pro?na. Do diab3a z ni1! 32 Nie niepokoj sie, Serce, tak sobie tylko plote. Bo ju? zmierzch ? nie zmierzch, bo ju? wieczor, ju? noc ja?niej1ca zapali3a sie granatem ? bo prze?ywam ?ycie jak sen, nie jak jawe. A zreszt1 ? co ma robia w tak1 noc kto? zakochany ?tak szcze?liwie, tak nieszcze?liwie jak ja umiem??Mia3am ju? sny rysunkowe, ?ni3y mi sie ju? konie, ktore mowi1, pijane psy nurkuj1ce w ka3u?ach i zbieraj1ce pety, i piek3o, i koniec ?wiata ? ale co? takiego mi sie nie ?ni3o! ?ni3a mi sie ?wi1tynia, a w niej my i ro?ne ba?niowe istoty, odprawiaj1ce jaki? dziwny obrzed. Noc, muzyka, tajemne zaklecia, kolorowe we?e, tancz1ce i ?piewaj1ce jakie? pie?ni, pe3zaj1ca po posadzkach ?ywa woda, z ktor1 stoczy3am walke o Twoje ?ycie, i my, zakleci przez jakie? piekne i straszne moce. A wszystko to g3ebok1, wieczn1 noc1, bajecznie kolorowe, nierzeczywiste, pe3ne jakiej? zagadkowej symboliki. Ta dziwna, nie milkn1ca przez ca3y czas muzyka, te istoty, szepcz1ce wierszem jakie? zaklecia, i my oboje, jak para ptakow, wzlatuj1cy gdzie? pod kopu3e tej ?wi1tyni. Co? niesamowitego! I wreszcie, ja-woda wyrywam sie ku oknom, pod sklepienie, przedzieram sie na zewn1trz, i pod granatowym, prze?roczystym od mrozu niebem, przemieniam sie w Ciebie-?nieg i opadam na ziemie Tob1-?niegiem. Ostatni kadr: Ziemia z wysoko?ci okien ?wi1tyni, nocne niebo jak w filmach Disneya, i ja-?nie?yca, sypi1ca Tob1-?niegiem. Ach, ile by3o w tym poezji i magii! Nie przet3umaczya tego na jezyk jawy, nie obj1a s3owem, wyobra?ni1 ? najbogatsz1 nawet, lecz nigdy tak bogat1, tak p3ynn1, pomys3ow1, niewymuszon1 i ruchliw1. Ju? po trzeciej. Na dworze ju? jasno, mo?e tylko troche bardziej niebiesko ni? za dnia. Siedze w Twoim swetrze i w Twoich skarpetkach i zaraz chyba pojde spaa. Jak spokojnie i czysto jest na ?wiecie o tej porze. Jak to jest, ?e ja, ktora, czuje, mam tak czyste serce; ja, ktora z natury jestem tak prostolinijna, ?yje w oparach spermy i alkoholu, w ?wiecie spraw zawi3ych i pogmatwanych, i ?e nie potrafie otworzya ?adnych drzwi, za ktorymi by3by taki poranek... jak ten dzisiejszy. 33 Chce wrocia we wra?liwo?a wczesnej m3odo?ci, chce ?ya w swoich snach.Czesto my?le o tym, jak wiele ciep3a, bezinteresowno?ci, przyja?ni i prostoty jest w naszych stosunkach. Ludzie potrzebuj1 sie wzajemnie, lecz gdy sie spotykaj1, staj1 sie gor1czkowi, niecierpliwi i zach3anni, chwytaj1 sie 3apczywie swoich cia3 ? i odwracaj1 sie od siebie, zniecheceni. Zostawiaj1c za sob1 coraz d3u?szy 3ancuch tych, o ktorych chcieliby zapomniea ? bo nigdy nie chcieli ich naprawde zrozumiea ani poznaa. Sama to przerabia3am dobrych pare razy. Te nasze rozmowy w Ma3pim Gaju... Gdy ?wiadomo?a nie s3yszy jeszcze mowy serca... My jeszcze nie wiemy ? a serce ju? wie. Pamietasz, powiedzia3e?: Ja te? my?la3em, ?e nie wytrzymasz d3ugo w Sztumie. Chyba, ?e kogo? poderwiesz. I po?niej, w naszej deszczowej budzie: Wiesz co, poderwij ty sobie lepiej jakiego ch3opaka... Pamietasz, jak obla3am sie rumiencem? By3o ju? za po?no. Ju? zrani3y mnie Twoje s3owa, ju? serce wlaz3o mi do gard3a i zrobi3o mi sie tak przykro, ?e zabrak3o mi s3ow... Ja nie musze Ci mowia, ?e Cie kocham. - e ? rownie ?arliwie i namietnie, jak w chwili gdy mowi3am Ci to po raz pierwszy, jak kocha3am Cie na d3ugo przed t1 chwil1. Szukam s3ow, ktorymi mog3abym wyrazia, jak bardzo jestem Ci wdzieczna ? za ca31 Twoj1 czu31 troske o mnie, za to najg3ebsze, prawie nie wymagaj1ce s3ow zrozumienie. Jeste? moj1 przystani1, ziemi1 moich my?li, przyl1dkiem moich dobrych nadziei i najczulszych wzruszen. Jeste? moim Domem i moim Sumieniem. Dziekuje Ci, moj Najmilszy ? cz3owiek nie mo?e daa cz3owiekowi wiecej, ni? Ty mi dajesz. To ju? rok min13 ? rok jak ?ycie ca3e. Tyle nauczy3e? mnie przez ten rok, tak ufnie pozwoli3e? mi sie poznaa. Spokornia3o mi serce przy Tobie ? udzieli3e? mu najszlachetniejszej edukacji ? dzieki Ci za to. 34 Och, a czy ja wiem, co by by3o, gdyby by3o inaczej? Czuje sie jako? strasznie bezbronna ostatnio ? nie lew a sarna, Przyjacielu.Nie chce mojej sarny meczya my?lami, z ktorymi i lew nie zawsze sobie dobrze radzi. Jestem jak szczeniak, zagubiony w milionowym mie?cie. Jak malutki okrecik na ogromnym oceanie w samotne s3oneczne przedpo3udnie. Powiadaj1 ? mowa jest srebrem, milczenie z3otem. Mo?e maj1 racje. Srebro mowy w ?aden sposob nie potrafi wyrazia tego, co czuje. Czy w ogole czuje? Porwa3 mnie ?wiat jakich? cie?kich marzen i nierzeczywistych obrazow ? a wszystko to jak mecz1cy po3sen, w ktory trudno zapa?a do g3ebi i z ktorego trudno sie obudzia. I tylko my?li ? czy to my?li czy zmeczone moje pragnienia ? jak ch3odne krajobrazy przesuwaj1 sie przez moj1 ?wiadomo?a. Czy wiesz, ?e ja nie lubie marzya? Lubie pragn1a ? niechby na z3amanie karku ? w pragnieniu jest bunt i wola walki ? lecz w marzeniu jest jaka? s3abo?a. A ostatnio zdarza mi sie marzya... Zachcia3o mi sie, kurwa, zachorowaa na ?kobieco?a?. Wysy3am Ci swoje listy z poprzednich dni. Pisze tak g3upio i tak smutno. Masz ze mn1 same k3opoty. Mia3am ochote je wyrzucia, wydawa3y mi sie absolutnie niegodne Twego Serca, ale wy?le je ? zawsze to kawa3ek mojego ?ycia. A niechby to wszystko szlag trafi3! Wcale nie jestem lwem! ROMAN. Wtulam 3eb w Twoje kolana. Jeste? taki dobry i dzielny, takie trudne jest to Twoje ?ycie, a ja, g3upie ?cierwo, robie Ci tyle przykro?ci. Wybacz mi to szczeniece skomlenie, wybacz mi to szczeniackie warczenie ? psem u nog Ci sie k3ade. Postanowi3am nie wysy3aa tego listu dopoki nie bede mog3a dopisaa, ?e nastroj mi sie poprawi3, co te? niniejszym czynie. Wykonczy3am bydle. 35 Ach Bracie, wszystko bzdura! Dumna jestem z Ciebie, ?e Cie wyrzucili z tego szpitala! (Wiesz, wtedy ? zanim zd1?yli Cie ?zaksiegowaa?). Moja krew jeste?.Moj Prostaku, oddaj mi troche swego ?prostactwa?, zapal mnie swoim ?wietym -arem, bym nie musia3a sie wstydzia, ?e na soko3y Twoich s3ow odpowiadam smutnym potokiem swego gadulstwa. Taki facet jak ja, takiemu facetowi jak Ty to mo?e najwy?ej ognia podawaa. A Ty w3a?nie przesta3e? palia! (Dlaczego w3a?ciwie przesta3e? palia? Co sie z Tob1 dzieje!?) Czy mam przez to rozumiea, ?e chcesz pozbawia mnie jedynego godnego mnie zajecia? Poszliby?my na jaki spacer, do cholery! Ju? prawie noc. Jak dobrze by3oby po3azia z Tob1 po pustych warszawskich ulicach. Nikt by nas nie pyta3 o nazwisko. Chocia?, kto wie? Nie tak dawno wyl1dowa3am na komisariacie, bo lew sie we mnie obudzi3 i mia3am awanture z taksowkarzem-chamem. Nie tak bezpiecznie jest wyj?a ze mn1 na ulice. Ale Ty pewnie by? sie odwa?y3, Moj Dzielny. Tule sie do Ciebie. Dzielnie, niedzielnie, wiosennie i przed?wi1tecznie. I nie martw sie, wcale nie schud3am. Szkoda, ja doprawdy wole gotyk. Surowy, ch3odny i cienisty. A moj brzuch? Mo?e bya nawet jak zwierciad3o wkles3e. Niestety ? w tej chwili przypomina raczej zwierciad3o wypuk3e. Dobra, nie bede wiecej pisaa, mo?e sie wyk1pie. Zreszt1 po co? Z nikim nie by3am rownie czysta jak z Tob1. Nie b3agaj ? ?1daj! A zreszt1. Czy sie mnie b3aga, czy sie ?1da, i tak na dobr1 sprawe robie jedno ? to, co sama uwa?am za s3uszne. Nie taki ju? ja mam z3oty charakter! ?Znaj1 mnie taksowkarze, zna policja konna ? a Ty? jest Matka moja, Kochanka i Muza, Serwus Madonna!? 36 Do diab3a, nie ma ?adnych ?Twoich weksli? w moich rekach!Mo?e masz jakie? porachunki z kim innym, ale MOIM d3u?nikiem nie jeste?. Bez Ciebie by3abym ubo?sza. Nie tylko o Ciebie, i nie tylko o te mi3o?a. Mowisz, ?e dajesz mi tak niewiele ? a ja nie wiem jak dziekowaa za to, co ju? mi da3e?. Ptaku w moich D3oniach... Sarno pod moim Oknem... Twoje cia3o jest tak wstrz1saj1co piekne, Romanie. Jest takie meskie i niemeskie, takie pokorne i niepokorne, takie czu3e i takie czujne ? tchn1a niepokojem, a ono dr?y. Jak Twoje Serce. Daje wszystko, a nie pragnie nic dla siebie. Jeste? piekny, Romanie. Dlaczego nie powiedzia3 Ci tego nikt przede mn1. Czasem to wszystko wydaje mi sie nieprawdopodobne. Tak jak z Tob1 mo?e bya tylko w marzeniach. Wyjade w nocy. Je?li uda mi sie z3apaa co? do samego Elbl1ga, bede jak zwykle ko3o po3udnia. Nie wy3a? nigdzie, nie wypatruj mnie w Bog wie jakich cie?arowkach. Dam Ci jako? znaa, jak przyjade. *** Nie jest moj1 win1, ?e cierpie inaczej ni? Ty. Nie wiem, czy powinnam ?a3owaa, ?e tego nie zauwa?y3e?.Wci1? o tym my?le. Nie moge sie od tego uwolnia, 3azi to za mn1 jak obsesja i wci1ga mnie w jakie? na wpo3 wyimaginowane poczucie winy. Zdarzenia s1 dla mnie jak pionki, obojetne pionki bez wyrazu, ktore machinalnie przesuwam na szachownicy pamieci w poszukiwaniu ulgi. Jak wiezien w krzy?owym ogniu pytan, nie potrafie, znu?ona, znale?a innej odpowiedzi, jak ta, ?e jestem niewinna. Lub, znu?ona bardziej jeszcze, ?e ? dobrze, przyznaje sie do wszystkiego. 37 Dla Ciebie to takie wszystko proste, nie mowmy o tym i cze?a.Ju? mnie skaza3e?, wspania3omy?lnie wybaczy3e?, wszystko zaocznie. Ale nie jeste? w stanie wyobrazia sobie, co ja tu prze?ywa3am przez wszystkie te dni, kiedy nie by3o listu od Ciebie. Od naszej rozmowy w Malborku czuje sie jak niesprawiedliwie zbity pies, mo?e dlatego czasem warcze. Wiem, ?e to jest nie tak, ale odczu3am to jako bezmy?lne okrucienstwo, ?e po dwu miesi1cach spedzonych razem, tu? przed samym wyjazdem, kiedy nawet nie ma ju? czasu na wyja?nienia, mowisz mi co? o samobojstwie, i prosisz mnie o najstraszliwsze przys3ugi, i wszystko to jest tak dwuznaczne i niejasne na dodatek, ?e cz3owiek si31 rzeczy doszukuje sie w3asnej winy, a potem przez dwa tygodnie nie dajesz znaku ?ycia. Ja nie mog3am wiedziea o ?adnych anonimach, telefonach, intrygach. Nie mog3am wiedziea, ?e od tylu tygodni i?cie po lwiemu stawiasz czo3a ro?nym okrutnym zdarzeniom. - y3am w nerwach, niepokoju i bolesnej ?wiadomo?ci, ?e co? przede mn1 ukrywasz, by3am albo w?ciek3a, albo zrozpaczona, ba3am sie o Ciebie, i w ogole ziemia usuwa3a mi sie spod stop. Przepraszam Cie, Moj Szlachetny i Wierny. To mnie samej nale?1 sie te wszystkie s3owa goryczy, jakie znalaz3e? w moim ostatnim li?cie ? i w nie wys3anych listach do Ciebie prosze, aby? zechcia3 mi wybaczya, ?e o?mieli3am sie zw1tpia w Ciebie w swym egoizmie i ma3oduszno?ci. Nie powinnam by3a wyrzucaa tamtych listow. Jakie by3y takie by3y, ale mia3by? ?ywy kawa3ek mojego serca, mog3by? mnie zrozumiea. A tak? Co ja Ci powiem, co sobie powiem? Potrafie to ju? wa?ya tylko na wadze zmeczenia. Daruj wszystko. Sama nie mam innego domu, ni? ten, ktory znajdujesz w moich ramionach. No co? Ju? wszystko dobrze, Kochany? Nie b1d? smutny. Ja bede smutna za Ciebie. Czy? nie jeste?my jednym sercem i jednym cia3em? Milenki, czy ja ju? zupe3nie zg3upia3am? Przepraszam Cie. Za meke samotno?ci, za cie?ar wspomnien, za wszystkie z3e chwile, i dni, i lata, za z3e s3owa, za wszystkie zimy ? przepraszam, Serce. Kto? przecie? musi to uczynia. 38 Prosze, pisz. Dok3adnie i konkretnie. Nie pisz o mnie, tylko o sobie. Zimno mi sie robi na my?l, co Ty tam musisz prze?ywaa w tym Sztumie.Zostaw ten ?Proces?, poczytaj sobie lepiej Tomka Sawyera. Szajby mo?na dostaa od tego Kafki. Ju? ja sie postaram, ?eby? mia3 odpowiedni1 dawke egzystencjalizmu. To u mnie jak na zamowienie: Czasem mam ochote spaa i spaa. Przespaa ca3y ten proces ? i wyrok. Panie Romanie! Dobrze wiem, ?e w jednej meskiej skorze siedzi i szczeniak i brytan, i ma3y ch3opiec i me?czyzna. Nie wiem tylko, ktoremu z nich mam odpowiedziea na Twoj ostatni list. Poniewa? s1dze, ?e me?czyzna sam wie, co ma o tym my?lea, odpowiem ch3opcu: Do diab3a! Jak Ty to sobie wyobra?asz, ?eby Twoje ?niewiele warte ?ycie kto? zechcia3 wzi1a za moj u?miech i spokoj?? Przecie? to jest tak zwana fizyczna niemo?liwo?a! Zabraniam Ci smucia sie z mojego powodu, my?lea, ?e ju? mnie wiecej nie zobaczysz czy tym podobne bzdury. I w ogole ? cierpiea nad moj1 chwilow1 nieobecno?ci1. To jest niewa?ne. Wa?ne jest to, ?e sie kochamy ? i ?e do?a jeszcze mamy czasu, by sie kochaa, by bya razem ? tak ?eby ju? ?aden ma3oduszny chuj nie wpieprza3 sie w nasze sprawy. G3upi, to przecie? Twoje ?ycie, sama ?wiadomo?a, ?e w ogole jeste?, ?e ?yjemy razem na tym ?wiecie, jest moj1 wiar1 i moj1 si31. Przeczyta3am jeszcze raz Twoj ostatni list. Przecie? Ty jeste? wspania3ym silnym facetem. A ja, s3aba p3ea, do Ciebie czasami jak do dziecka. Powiadaj1, ?e baba samego diab3a w kozi rog zapedzi ? ale, Romanie, nie daj mi sie zwie?a. Jeste? przede wszystkim me?czyzn1, i to jednym z tych najprawdziwszych. Le?e, ws3uchana w cichy puls swego cia3a, w to nieme pragnienie by Cie obj1a, i ukrya Cie w swoim cieple, i ponie?a Cie na swoich biodrach ? tam gdzie nasze sarny, nasze konie tabunem w cwale... i zasn1a. Z Cia3em w Twoim Ciele, jak po d3ugim p3aczu. 39 B1d? mi zdrow, Nadziejo, Tesknoto Moja.B1d? mi zdrow, Najdzielniejszy z Dzielnych. Jeszcze troche. Opowiem Ci wszystko czu3o?ci1 swoich r1k. O Bo?e, Roman, nie rob mi kawa3ow!!! Jak pomy?le, ?e mog3oby Ci sie co? staa ? no kurwa, serce mi zamiera. Pisz, na Boga! Kto? lepiej od Ciebie Wie jak cie?ko jest co dzien na nowo Grzebaa w sercu nie3atw1 nadzieje Co skona3a pod skrzynk1 pocztow1. Chryste Panie, przera?a mnie to wszystko! Skore bym z siebie zdar3a, byle Cie ogrzaa. Serce chcia3abym wyrwaa sobie z piersi i wys3aa Ci je or3em pocztowym, aby bi3o pod Twoim oknem, a musze wysy3aa te przeklete papiery! Pamietasz te noc? Pamietasz te deby, co wyros3y nagle przed nami, gdy wracali?my z naszej Doliny do miasteczka? Powiedzia3e?, ?e zrobisz kiedy? taki linoryt. I ?e nazwiesz go ?Drzewa z Krainy Szcze?liwych Olbrzymow?. Roman. Masz bya silny i szcze?liwy. Rozkazuje Ci bya silnym i szcze?liwym! Jeste? moim Olbrzymem. Moim Debem. Wiem, ?e obwiniaa Cie o to, ?e masz rece i nie piszesz, jest rownie absurdalne jak obwiniaa mnie ? o to, ?e mam nogi i jeszcze nie jestem przy Tobie. Napisz. Nie musisz pisaa wszystkiego ? ja i tak zrozumiem wszystko. Prosze, zrozum i Ty. Zrozum wiecej mo?e, ni? dotychczas rozumia3e?. Ni? mo?e ba3e? sie zrozumiea... ?renic1 jeste?, przez ktor1 patrze. Kocha3abym Cie i tak. Choa, kto wie, ?wszystko mine3o... mine3o... nie zna3am Cie...? i mo?e to ju? nie by3by? TY? Wiec wcale nie tesknie do ?tamtego? Romana i sny o potedze nie s1 mi potrzebne ? niechby nie by3y potrzebne i Tobie. Ty ? to Ty, i ka?dy los, ktory Cie takim stworzy3, jest mi drogi. 40 Kocha3abym Cie i tak. Lecz z tym wszystkim, czego daa mi nie mo?esz, kocham Cie tym bardziej.Jestem Ci wdzieczna. Za Tw1 odwage, za szlachetne ?wiat3o Twoich przekonan, za si3e charakteru i czysto?a serca. Za wszystko, co dla mnie uczyni3e? ? i co, dzieki Tobie, uczyni3am sama dla siebie. I chyba tylko najbardziej oddanym gestem, najczulsz1 pieszczot1, wreszcie sama nie wiem czym jeszcze, mog3abym wyrazia jak bardzo jest mi drogie ? wszystko czym jeste?, by3e?, bedziesz czy mog3by? bya. Tule sie do Twoich kolan, do Twych m1drych i dobrych r1k. Kocham Cie. I we wszystkim co kocham ? kocham Ciebie. Ja nie pisze do Ciebie ?dobrych s3ow?!!! Dziadowi pod ko?cio3em mowi sie ?dobre s3owo?! Ja pisze s3owa ?arliwe. I nie moge, i nigdy nie bede mog3a, ?ywy bedziesz czy umar3y, mowia do Ciebie inaczej ? bo stanowisz o istocie mojego ?ycia. Tesknie za Tob1, za Twoimi ramionami, za chwil1 kiedy oprzesz sie na moich. Tesknie do Twego spojrzenia, do Twych drobnych codziennych gestow, do milczenia z Tob1, do Twego cia3a. I nie boje sie Twojej ?mierci ? jak nie boje sie swojej w3asnej. Nie dlatego, ?e ?ycie jest, jak to mowi1, okrutne. Nie jest okrutne ? skoro pozwoli3o mi spotkaa Ciebie. Joanno, ja chce ?ya. Po prostu i zwyczajnie chce ?ya. Odkry3a? przede mn1 piekne ?wiaty, dla ktorych ?ya warto. To Ty ? Ty jeste? tym kluczem, ktorego wiele d3ugich lat szuka3em, ktory znalaz3em, i ktory otworzy3 mi drzwi w te ?wiaty. *** Bo?e, ktory sprowadzi3e? mnie na ten ?wiat, dlaczego uczyni3e? mnie bezradn1 jak ?lepe szczenie.Napisa3am to zdanie, po3o?y3am sie na 3o?ku i zasne3am snem cie?kim i twardszym ni? kamien. Spa3am tak ponad dwie godziny, majaczy3 mi sie Konstancin i jakie? hotele, obudzi3am sie 41 niezupe3nie przytomna. Jest godzina dwunasta w po3udnie, za chwile powinien zjawia sie tu Roman z ca3ym swoim dobytkiem ? i je?li, daj Bog, nic nie stanie mu na przeszkodzie, zabieram go dzi? jeszcze do Warszawy i trudno, niech sie dzieje wola nieba.Przyjecha3am tu z zupe3nie odmienn1 my?l1, chcia3am powstrzymaa Romana, a? uda mi sie zorganizowaa dla nas jakie? lokum, ale ? prawie nie wiem, jak to sie sta3o ? spojrza3am na niego i, nie wiem ? poczu3am, ?e nie moge go tak zostawia. Wiem, jeszcze na wiele go staa, wszystko wiem (mam na my?li, jasno i w najdrobniejszych szczego3ach rysuje mi sie ca3y dramatyzm i ryzyko tej sytuacji), a jednak musze to uczynia, nie moge go tu zostawia ? to tak, jakby zostawia cze?a siebie. Wiec trudno, jestem szalona, i nie opre sie wrzeniu swojej krwi ? i tylko prosze Boga, w ktorego nie wierze, aby doda3 wiatru mojemu koniowi, aby uczyni3 mnie silniejsz1 nad z3y los i w3asn1 s3abo?a. Jeszcze go nie ma, prze?ywam chwile meki, jakie w czy?acu tylko prze?ya mo?na. Tyle rzeczy mog3o go zatrzymaa, tyle ko3tunstwa i wrogo?ci nas otacza, rzec by mo?na ? krwawe gard3o ?wiata tylko czyha, aby nas po?rea. Z tego wszystkiego pope3niam b3edy ortograficzne; niezwyk3e u mnie, zdarza mi sie to tylko w chwilach najwy?szego napiecia ? w ogole tak bazgrze, ?e nie wiem, czy mnie odczytasz. Na szcze?cie jest dzi? s3onecznie, mo?e to dobry znak. Cz3owiek gotow staa sie mistykiem, byle wymusia na ?wiecie, na losie, pomy?ln1 realizacje swoich zamiarow. W pokoju, w ktorym to pisze, jest recepcjonistka i pan, ktory znaczy farb1 krzes3a, prowadz1 jak1? ewidencje sprzetu czy co. To dziwne, choaby by3 we mnie i strach, i dramat, i jakie? poczucie, ?e dziej1 sie rzeczy ostateczne, u?miecham sie do ludzi u?miechem tak jasnym i czystym, jakby wszystko by3o mi radosne. Nie robie tego specjalnie ? ot tak, jako? trzeba sie zachowaa. - eby oni wiedzieli, jaka burza ognia i krwi jest pod tym u?miechem, w tym spokojnym ciele, w tym 3agodnie ufnym spojrzeniu! A ja, gdybym wsta3a, nie wiem, czy nogi nie ugie3yby sie pode mn1, nie zna3am wcze?niej tego uczucia ? ?e ma sie wate w kolanach, ?e 42 wszystko pod nami i w nas dr?y, jakby nerwy przesta3y bya nam pos3uszne: my swoje ? a one swoje. ? Co, pani 3adna, studiuje, czy co? ? to pyta w tej chwili pan znakuj1cy meble, z lekka chyba pijany po nocy. ? Nie, pisze list ? odpowiadam z nik3ym u?miechem, ktory upowa?nia go widocznie do dalszych indagacji. ? Do najdro?szego? ? pyta znacz1co. ? Nie.Notuje g3upie rozmowy, pisze mo?e g3upio, ale zrozum mnie! Musze tak siedziea i poruszaa piorem, sama sobie dodawaa odwagi t1 rozmow1 z Tob1, uciekaa przed my?lami, skrywaa sie w innych my?lach, a mo?e nie uciekaa, a w3a?nie wychodzia im naprzeciw, odpieraa ich atak, wyprzedzaa go. Teraz znakuje miednice. U?miecham sie do siebie resztk1 u?miechow: Tak to jest, jedni umieraj1, cierpi1, prze?ywaj1 dramaty, ktore wydaj1 im sie koncem ?wiata, gdzie? tam trzesie sie ziemia, kto? rodzi dziecko ? a obok kto? znakuje miednice i ma kaca. Konczy mi sie papier. (Czy ja pani nie przeszkadzam, piekna pani? Takie s1 uk3ady, skarbie z3ocisty. Wola3bym obrazy malowaa ni? te 3o?ka. No niech pani spojrzy, niech mnie pani chocia? skrytykuje...) No trudno, trzeba wstaa, poj?a zrobia siusiu, a potem mo?e wyj?a przed hotel, odetchn1a ?wie?ym powietrzem, powiedziea sobie ?trzymaj sie!? ? i trzymaa sie. (Mo?e sie pani pomidorkiem poczestuje, 3adna pani?...) Je?li nazwe to szalenstwem ? bede b3ogos3awi3 szalenstwo, je?li przyp3ace to ?yciem ? umre szcze?liwy. *** Jakie to dziwne ? bya szcze?liwym. 43 Ja wroce, Jo... Bede z Tob1... Zawsze. Wroce do Ciebie jasnym ob3okiem, b3ekitem nieba. Wroce p3omieniem w zieleni Twoich oczu. Znajdziesz mnie wszedzie tam, gdzie go?ci ciep3o i rado?a.Ja nie boje sie Twojej ?mierci ? jak nie boje sie swojej w3asnej. Nie dlatego, ?e ?ycie jest, jak to mowi1, okrutne. Nie jest okrutne ? skoro pozwoli3o mi spotkaa Ciebie. 44 45 1 9 8 4 Berlin Zachodni Tyle uczua mnie tu ogarnia. Przychodz1, odchodz1, trwaj1... Niewyra?one, niespe3nione, leki i tesknoty, niezrozumia3e przeze mnie sam1. I zawsze, zawsze wraca do mnie ta my?l: Bo?e. Jaki sens ma nasze ?ycie.Noc za oknami czai sie jak wieczno?a, a wieczno?a kojarzy mi sie z milczeniem Wszech?wiata i Samotno?ci1. Wieczno?a jest gro?na i tajemnicza jak woda noc1; jest jednocze?nie martwa i ?ywa; jest jak twarz Sfinksa, ktory otwiera usta, aby przemowia ? a nie przemowi nigdy. Czasem czuje sie tu jak w pomieszczeniu, z ktorego wypompowano powietrze. Nie dusze sie ? ale powietrza nie ma. Mo?e lepiej porownaa to do obrazu bez d?wieku. Ludzie poruszaj1 ustami, ale nie mowi1; ja otwieram usta ? i sama siebie nie s3ysze. Nie jestem tu w3a?ciwie samotna, ale tak sie czuje, jakbym komunikowa3a sie z lud?mi tylko cze?ci1 siebie, a do tego, co jest naprawde mn1, nikt tu nie ma dostepu ? i ja sama te? jakby nie mam. Nie potrafie tu zaistniea. Jestem igraszk1 w rekach jakiego? satyra ? a mo?e mnie w ogole nie ma? Nie wiem, co robi tu ze mn1 to obce cia3o, ktore nazywam ?moim?; to j a nale?e do tego cia3a, nie ono do mnie, i nie wiem czyje s1 my?li, ktore my?le. 46 Co ci ludzie wiedz1 o ?yciu, zastanawiam sie. Oni nawet ?mieci tu maj1 jak zabawki. Czy to nie jest wrecz nieprzyzwoite? Wymordowaa ile? tam milionow, doprowadzia do dramatycznych przemieszczen na mapie Europy, przegraa wojne, ktora wstrz1sne3a (na chwile) sumieniem ?wiata ? a teraz p3awia sie w CocaColi, soku grejpfrutowym i komfortowej nie?wiadomo?ci. Dobrze tu jest i wygodnie ? pieknie tu jest ? ale wszystko to jakie? idiotyczne. Nieprawdziwe jakie?. Jak te ich luksusowe ?mieci. Denerwuje i meczy mnie ten zalew rzeczy. Wszystko na sprzeda?. Tego s1 tysi1ce, dziesi1tki tysiecy na ka?dym kroku ? w3azi ci to dos3ownie pod nogi. Natarczywe tysi1ce ?licznych, zbednych rzeczy jak tysi1ce strecz1cych sie kurew. Dra?ni mnie ta afirmacja warto?ci materialnych i drzemi1ca pod ni1 afirmacja ?sukcesu?, ca3a ta p3ytko?a i bezmy?lno?a, kryj1ca sie pod tym wielkim targowiskiem, opatrzonym dumnym wykrzyknikiem: ?To w3a?nie jest ?ycie!? Dopiero tu widze naprawde, jak ma3o cz3owiekowi potrzeba ? rzeczy ? do ?ycia, i tu dopiero naprawde (choa mo?e tylko na chwile?) przesta3am baa sie ubostwa, braku wygod, a mo?e nawet braku wolno?ci(!).Tak bym to chyba podsumowa3a, z ca3ym jednocze?nie szacunkiem dla organizacji tego ?wiata ? bo wygl1da na to, ?e cele, ktore sobie wytycza, osi1ga w sposob zbli?ony do doskona3o?ci. Ech, plote ten list i plote, i coraz bardziej plote, i po co. Jak ?ya, jak uwolnia sie od tych wszystkich diab3ow historii, cywilizacji, i od tych osobistych. Jestem tak znu?ona ? po3o?ya by sie i umrzea. W ?mierci znale?a odpowied? i oczyszczenie. Wszystko to jest jakie? groteskowe ? i tu, i tam ? tyle wszedzie przemocy, agresji, rozpaczy. I ja, niby coraz mniej, a faktycznie coraz bardziej w tym zagubiona. Takie mi sie to wszystko wydaje ? takie jest ? idiotyczne, ska?one z3em, niemi3o?ci1, gor1czkowym przepychaniem sie ? ku czemu? Wszyscy jeste?my tacy pokraczni, s3abi, zagubieni ? nie ma do kogo poj?a po rade, ka?dego z?era jego w3asny ? i wspolny zarazem ? rak. I sami sie z?eramy ? jak stado wyleknionych szczurow, wrzuconych do ciemnej beczki. Widze dos3ownie te beczke ? ciemn1, ciasn1, wilgotn1 i bez wyj?cia, i te 47 szczury ? jak wij1 sie i piszcz1, zagryzaj1 sie w dramatycznym zwarciu; przera?one, o?lep3e, niepewne, czy to, co gryz1, jest karkiem s1siada, czy ich w3asn1 3ap1. A co jest po drugiej stronie ?mierci? ? te? nie wiadomo. Je?li czy?ciec jest b31kaniem sie zagubionych dusz po bezkresie czasu, mek1 Tantala, wiecznym sieganiem po co?, czego dosiegn1a nie mo?na ? to czym jest ?ycie. Tylko sen wydaje sie bya mi3osierdziem, ulg1, wytchnieniem ? mo?e tylko we ?nie jeste?my naprawde sob1. Je?li wiec ?miera jest takim snem ? ale czy jest? ? to dobra jest ?miera. Naprawde ? tylko ?miera daje Nadzieje.A oni tu nawet smalec maj1 taki pyszny! Taki delikatny. Jak pupa niemowlecia. Trudno. Trzeba bedzie sie jako? obej?a bez tego smalcu. Doprowadzi3am sie tymi my?lami do stanu nieu?ywalno?ci. Dawno nie by3am ju? tak przygnebiona. Kontynuuje wiec to, co pisze ? pe3na leku, chuci, ?lepych si3, ktorych nie rozumiem, pychy i poczucia winy, tesknoty za mi3o?ci1, rozrywaj1cego mnie na cze?ci niepokoju. Musze poddawaa sie codziennej rutynie gestow, pytan-odpowiedzi-u?miechow, podziwiaa trzydzie?ci kremowych ro?, ktore pan domu przynios3 przed chwil1 do mego pokoju ? a chcia3abym zrzucia z siebie to wszystko, uwolnia p3acz, rw1cy we mnie tu? pod kruch1 pow3ok1 samokontroli, wia sie i jeczea. Lek jest uczuciem o najwiekszej chyba sile przebicia, we mnie w ka?dym razie jest uczuciem najg3ebszym, i pozostaje wobec leku zupe3nie, ale to zupe3nie bezbronna. Nie mam na niego kontr-uczucia. I mo?e to w3a?nie lek stanowi odpowied? na pytanie o przyczyne z3a na Ziemi ? wojen, okrucienstwa, egoizmu. I mo?e ? czy to kr1g bez wyj?cia? ? jedynym lekiem na lek jest w3a?nie wyzbycie sie egoizmu. Ale to jest przecie? niemo?liwe, egoizm jest racj1 naszego bytu materialnego. Jestem, wiec my?le? To za ma3o, to zbyt p3ytko. Jestem ? wiec sie boje. Nie znam nic g3ebszego w ca3ej przyrodzie. Jest to pewnie, w ostatecznym rozrachunku, lek przed ?mierci1. Niech sobie mowi1, co chc1 ? ?wia48 domo?a ?mierci determinuje nasze ?ycie w sposob zasadniczy, nie mo?e bya inaczej. O ?mierci powinno sie mowia ju? w przedszkolu. To od niej wszystko sie zaczyna, po co udawaa, ?e jest inaczej. Tchorzliwie przetwarzaa lek przed ?mierci1 na tysi1ce ma3ych, fa3szywych lekow. Jestem pewna ? to lek pcha nas ku zgubie, ku zbrodni, ku niepe3nej mi3o?ci. Bo mi3o?a nie mo?e wspo3istniea z lekiem. Mo?e po prostu dlatego, ?e lek jest uczuciem silniejszym, g3ebiej umiejscowionym, i na d3ugich dystansach lek zawsze ? czy zawsze? ? wygra przeciwko mi3o?ci. Nota bene, jaki jest antonim do s3owa ?lek?? Nie znajduje ?adnego bezpo?redniego antonimu ? czy to nie charakterystyczne? Lek. Strach. Przera?enie. Trwoga. Lek jest wszechmocny, na lek nie ma anty-uczucia, nie mo?na go bezpo?rednio zaprzeczya. Jak: ?ycie ? ?miera; mi3o?a ? nienawi?a; wolno?a ? niewola; dobro ? z3o; wielko?a ? ma3o?a itd. Jakie to g3upie! Przechodzi3am kiedy? przez Nowotki rog Anielewicza i omal nie wpad3am pod tramwaj. Prze?y3am chwile grozy, by3am w szoku przez kilka minut, mo?e krocej. Zanim dosz3am do Zamenhofa, ju? o tym nie pamieta3am. I nagle uderzy3a mnie my?l: Jakie to g3upie! Ju? mog3o mnie nie bya, ju? mog3am nigdy nie doj?a do Zamenhofa. I teraz ide sobie spokojnie i wracam do przerwanej rozmowy z L. ? a przecie? powinnam by3a pa?a na kolana, spedzia trzy tygodnie na mod3ach dziekczynnych, a potem, oczyszczona z d3ugu wdzieczno?ci i zdumienia, zaprosia przyjacio3 na uroczyst1 medytacje nad cudem mojego ocalenia. Powinnam sie przeobrazia wewnetrznie, powinno to zdarzenie wstrz1sn1a ca31 moj1 hierarchi1 warto?ci ? i tak dalej, i tak dalej. Dlaczego tak sie nie sta3o? Nie moge sie pogodzia ze ?mierci1 Wadika. Wydaje mi sie, ?e od lat nic mnie rownie g3eboko nie dotkne3o. Wadik by3 dla mnie symbolem niewinno?ci i oddania. ?miera bliskiego cz3owieka nie mo?e bya rzecz1 straszniejsz1 ? mo?e tylko mniej straszn1. Nie potrafie tego wyt3umaczya ? albo sie to rozumie, albo nie. 49 By3am przygotowana na wszystko. Wszystko co kochamy jest takie kruche i nigdy nie wiadomo, co sie zdarzy. Od lat, od wczesnej m3odo?ci by3am przygotowana na najgorsze. Siedze w domu i czekam ? a? kto? za3omocze kolbami karabinow do drzwi, a? mnie wywlok1 z domu, a? mnie zat3uk1 na ?miera albo spal1. To sie zdarzy3o tylu milionom ? mo?e sie wiec zdarzya i mnie. Mam te ?wiadomo?a dos3ownie we krwi.Ale na ?miera Wadika nie by3am przygotowana. By3 za ma3y, za ma3o znacz1cy, przeoczy3am go. Czasem patrzy3am na niego i my?la3am: musze go zapamietaa, to jest za dobre, to nie mo?e trwaa. A jednocze?nie ? na wszystko by3am przygotowana ? ale nie na rozstanie z Wadikiem. Chcia3am miea filozofie na wszystko. Na ?miera Wadika nie mam filozofii. Po prostu: co? sie otworzy3o ? poch3one3o Wadika ? i zamkne3o. Jakby nigdy nic nie by3o... Jakby nagle zabrak3o mi imienia. Jakby nagle zabrak3o mi imienia... Wyrzua, prosze, ten list. To kuchnia mojej duszy, bedzie mnie niepokoia jego obecno?a w ?wiecie. Jest za d3ugi, i pisze go za d3ugo ? zaczynam go powoli nienawidzia. Powoli wszystko sie we mnie integruje, a ten list staje sie zaledwie zapisem procesu tej integracji. Nie traktuj go wiec z nadmiern1 powag1. Je?li ta integracja dokona sie ca3kowicie, a mnie nie uda sie go wys3aa do tego czasu, niewykluczone, ?e stanie mi sie tak obcy, ?e go zniszcze. Koniec sierpnia. Jak szybko leci czas. Jeszcze nic sie na dobre nie zacze3o, a wszystko ju? sie konczy. To o ?yciu, nie o pobycie tutaj. Wiekszo?a ludzi, z ktorymi tu rozmawiam, skar?y sie na samotno?a, na egoizm otaczaj1cych ich ludzi, na konsumpcyjny stosunek do ?ycia. A mo?e nie maj1 ju? na co sie skar?ya? Ale to fakt ? jest tu tyle pieknych przedmiotow, przedmiotow i przedmiotow... I niby wszystko tu jest... I w3a?ciwie co z tego. 50 Naprawde. Coraz bardziej czuje i rozumiem, ?e trzeba ? i mo?na ? z3o dobrem zwycie?aa. A to znaczy po prostu: kochaa ? rozumiea ? wspo3czua. Widziea siebie w ka?dym stworzeniu.O Bo?e. I ja chyba wierze w Boga. 51 1 9 8 5 Ciekawostka. Wszyscy pragn1 bya szcze?liwi. Ale czy kto? potrafi3by odpowiedziea na pytanie, dlaczego w3a?ciwie chcemy bya szcze?liwi i co to za stan?Pomy?lmy: czy ja w ogole znam ten stan? Bo je?li go pragne, je?li do niego tesknie? ? to chyba znam ten stan? I w3a?nie ? zasadniczo nie moge powiedziea, ?e kiedykolwiek w ?yciu by3am w doskona3y sposob szcze?liwa. - e by3am na tyle szcze?liwa, aby nie pragn1a doskonalszego szcze?cia. Ale pal licho mnie. S1 przecie? ludzie, ktorzy z wszelk1 pewno?ci1 powiedzieliby o sobie, ?e nawet nie zbli?yli sie w ?yciu do doskona3ego szcze?cia. A przecie? teskni1 za nim. Czyli co? ? teskni1 za czym?, czego nigdy nie zaznali? Przecie? to jest chyba niemo?liwe? ? d1?ya, tak powszechnie i z tak1 desperacj1, do osi1gniecia stanu, ktorego sie w3a?ciwie nie zna. I ktorego nikomu pewnie jeszcze nie uda3o sie osi1gn1a w jego doskona3ej postaci. A przecie? tesknimy do tego stanu tak ?arliwie, jakby?my go dobrze znali. I nikt jako? w chwili szcze?cia nie zadaje sobie pytania, jaki ?sens? ma jego szcze?cie... Pytanie o sens ?ycia jest pytaniem o sens cierpienia. Szcze?cie jakby uzasadnia samo siebie. A mo?e znamy ten stan stamt1d, sk1d przyszli?my? Mo?e do?wiadczyli?my go w jakim? innym wymiarze, ktorego nie pamietamy ? jak nie pamietamy momentu, w ktorym sie narodzili?my, a przecie? nikt nie w1tpi, ?e sie urodzi3 ? mo?e tesknimy za nim, bo go utracili?my, jak utracili?my biblijny raj... 52 Nie jestem szcze?liwa. To grzech.Lekam sie. To s3abo?a. Nie chce, ?eby by3o we mnie tyle zametu. Prosze ? prosze! ? daj mi si3e, wiare, naucz mnie ?ya w mi3o?ci. Siedze tutaj i p3acze. Jest mi g3upio, ?e moje 3zy spadaj1 na te kartke, wstydze sie. Pozwol mi wyrosn1a w to, czym jestem. Prosze. Pozwol mi zapomniea o sobie. Niech stane sie jednym. Z ka?dym cz3owiekiem, ktorego spotykam. Z ka?dym stworzeniem, z ka?dym przedmiotem. Niech pokocham to pioro, ktorym to pisze. Niech bede tym piorem. Niech bede. Otworz sie przede mn1, daj mi siebie poznaa. Moja Mi3o?ci, moja Tajemnico. 53 Przegl1da3am dzi? wspomnienia Sophii Loren z jej ma3?enstwa z Carlo Pontim. ?Kocham cie ? powiedzia3am mu ? Ale bed1c z tob1, chce szczycia sie tym, ?e mam obr1czke na palcu?. Pomy?la3am: Bo?e. Co za ?mieszne stworzenia z tych kobiet. Szczycia sie tym, ?e ma sie ?obr1czke na palcu?! Co za biedne stworzenia z tych ludzi... Pozbawia ich tych obr1czek, mebli, samochodow, sytej pewno?ci jutra... Co im zostanie wtedy.Dziwie sie ? bo podobno na Wenus pada deszcz z wrz1cego kwasu siarkowego, a b3yskawice uderzaj1 z czestotliwo?ci1 ilu?tam-set razy na minute. Bo, my?le, je?li wszech?wiat jest skonczony ? to dlaczego nie umiem sobie wyobrazia, co jest poza t1 granic1, gdzie sie konczy. A je?li jest nieskonczony? To dlaczego nie potrafie wyobrazia sobie nieskonczono?ci. Mo?e to jest jaki? b31d pojmowania? Mo?e pojecia konca i jego braku, konca i pocz1tku, w ogole nie znajduj1 tu odniesienia? Mo?e one same w sobie s1 fa3szywe? Dziwie sie. Bo nie wiem. Czy p3omien sam siebie parzy? Czy szcze?cie samo siebie uszcze?liwia ? i czy bol sam siebie boli. Dziwie sie, bo mnie to wprost w pale sie nie mie?ci. A tu, patrzea, nikt sie jako? a? tak nie dziwi... Ty mi mowisz: pozwol mi bya. Bardzo dobrze, ale b1d?. Ja nie bya Ci nie pozwalam ? a nie bya. Je?li w teczowce oka, w strukturze w3osa zapisany jest stan serca czy w1troby, a w jednej komorce ? ca3y cz3owiek; je?li mo?na ?wro?ya? z oka, ?wro?ya? z w3osa ? to mo?e naprawde da sie wro?ya z reki? Albo niechby nawet z fusow od kawy. Bo mo?e wszystko zapisane jest we wszystkim? Tylko po prostu nie potrafimy tego odczytaa? Co? w tym duchu mowi3am dzi? do Sylwii, gdy zapyta3a mnie, czy wierze w chiromancje. ? A je?li z jednej komorki da sie odczytaa tera?niejszo?a, to rownie dobrze mo?na pewnie odczytaa przesz3o?a? A kto wie, mo?e nawet przysz3o?a. Bo czy przysz3o?a nie jest jak1? funkcj1 tera?niejszo?ci? 54 I tak sobie nawijam bezpretensjonalnie przed ?niadaniem ? a? tu nagle z lekka mnie przytka3o. I mowie: ? S3uchaj! Je?li wszystko zapisane jest we wszystkim? No bo niby to abstrakcja ? ale je?li? To moja komorka jest zapisana w Twojej komorce. To Twoj los p3ynie w mojej krwi!Nie zale?y mi na tym, ?eby? harowa3 jak wo3, ?eby stworzya nam ?lepszy start?! ( Do trzeciej wojny ?wiatowej. ) Do cholery, zostaw wszystko i wracaj. Kapitalizm sie bez Ciebie nie zawali. Albo, prosze, we? sobie chocia? pare wolnych dni. Id? na spacer, pochod? sobie do kina, pojed? do Grunewaldu czy gdzie. Czy, do diab3a! poderwij sobie jak1? Murzynke, je?li masz jeszcze takie marzenia. Mowie powa?nie. Nie ?ebym mia3a Cie namawiaa, ale naprawde. Chcia3abym, ?eby? jako? odetchn13, da3 sobie luz. I je?li Murzynka ma daa Ci troche szcze?cia? To niech Bog da szcze?cie Murzynce. Ty uwa?asz, ?e rozwi1?esz swoje problemy, jak bedziesz mia3 dom i pralke automatyczn1, wakacje na Hawajach, uznanie rektora i pos3uch w?rod studentow. I chcesz temu po?wiecia ca3e ?ycie... A jak dom z pralk1 Ci upanstwowi1, Hawaje diabli wezm1, a uczelnia zostanie rozwi1zana? Mowisz, ?e to ma3o prawdopodobne? Nie by3abym tego taka pewna. Jednego dnia kto? jest dyrektorem, a nastepnego ? wie?niem numer 138702 , po cara przychodz1 czerwoni, a nauczyciela przes3uchuje jego w3asny uczen... Budujesz ?ciany, bo nie moge nazwaa tego domem, w ktorych nikt nigdy nie zamieszka. Nie zamydlaj sobie oczu swoim ?kocham Cie?. Bardzo jest wygodnie powtarzaa te s3owa, kiedy nie ma sie nic innego do powiedzenia. To bardziej deklaracja leku przed samotno?ci1 ni? wyznanie prawdziwej mi3o?ci. Mi3o?a, wbrew temu co o niej mowi1, nie jest ani ?lepa, ani g3ucha, ani niema. Nie jest bezradna ? nie odwraca sie plecami i nie stoi (przepraszam) z rozdziawion1 geb1 55 na widok cierpienia drugiego cz3owieka ? bo mi3o?a MA WIARE, a nikt kto ma wiare, nie jest bezradny.Wiec nie mow mi, ?e mnie kochasz! Nie kochasz mnie ? bo nie potrafisz pokochaa nic poza mn1. Nie martw sie, nie jest a? tak ?le. To co czujesz, nie jest mi3o?ci1. Nie mam ochoty bya ?ostro?na, cierpliwa i mi3a?. Mi3a! ? dobre sobie. Nie zale?y mi rownie? na tym, ?eby? Ty by3 dla mnie ?mi3y?, to nie te wymiary. Uwa?am, ?e ?ycie jest zbyt cenne, aby spedzaa je na banalnych nieporozumieniach i nie wnosz1cych nic tworczego konfliktach. I uwa?am, ?e zbyt jest dramatyczne (mam na my?li tu nie ?adn1 ?filozofie?, a po prostu ? to, co nazywa sie zwyk3ym ludzkim nieszcze?ciem ? nedze, samotno?a, krzywde, i trud znalezienia oparcia w sobie samym), ?eby spedzaa je z zamknietymi oczami i z sercem nie do konca otwartym, czyni1c ?spokoj? (czy obojetno?a?) g3own1 swoj1 dewiz1. A siebie samego ? ?lepym centrum istnienia, odbieraj1cym poca3unki na dzien dobry i dobranoc. Nie bede ?mi3a?. Nie chce, ?eby by3o ?mi3o?. Mam znacznie wiecej do zaofiarowania ? i nie moge zaofiarowaa mniej. To bardzo chytrze pomy?lane: dopoki ja jestem, nie ma ?mierci ? a kiedy ona jest, nie ma mnie ? wiec o co chodzi. Ale to jest fa3szywe, to wcale nie jest takie logiczne, jakby sie na pozor wydawa3o. Tak mo?e o sobie powiedziea motyl albo ?winka morska, ale nie cz3owiek ? ktory ma ?wiadomo?a swej skonczono?ci i, czy mu sie to podoba czy nie, determinuje to ca3e jego ?ycie. S1 takie uk3adanki dla dzieci, sk3adaj1ce sie z wielu ro?nych elementow. I gdy te elementy odpowiednio sie u3o?y, daj1 one w sumie jak1? ca3o?a. Ty przypominasz dziecko, ktore mowi: ?Nie, ten kawa3eczek mi sie nie podoba. I ten te? mi sie nie podoba?. I odk3ada je na bok. A potem g3owi sie, dlaczego mu sie uk3adanka nie uk3ada. Opowiada3 mi kiedy? kto? z przyjacio3, ?e gra3 w jak1? gre komputerow1, polegaj1c1 na zbieraniu w ro?nych salach ro?nych przedmiotow. Gra by3a nie3atwa, sk3ada3a sie z kilkunastu eta56 pow o ro?nym stopniu trudno?ci. Ostatecznym celem mia3o bya dotarcie do ostatniej komnaty i uwolnienie uwiezionej w niej ksie?niczki. Po wielu nieudanych probach, pokonawszy z trudem pietrz1ce sie przed nim przeszkody, moj przyjaciel stan13 wreszcie pod jej drzwiami. Syt wra?en, w poczuciu zwyciestwa, ju? siega3 by3 w my?lach po ksie?niczke, ju? bra3 j1 w ramiona ? gdy... zamar3. Oto w ferworze gry, na ktorym? z pocz1tkowych etapow, zostawi3 klucz. Od tej kluczowej ? tej Ostatniej Tajemnej Komnaty. El?bieta powiedzia3a dzi?, ?e kiedy cz3owiek umiera, nie ma nic ? jest pustka. Powiedzia3a: ? To tak, jakby wy31czya telewizor. Dlaczego cz3owiek ufa swemu umys3owi i probuje poznaa ?wiat w3a?nie przez rozum, intelekt ? ktory jest ograniczony, zawodny i nie daje prawdziwej si3y ? a poddaje w w1tpliwo?a do?wiadczenia duchowe, zak3adaj1c, ?e s1 one gorszym (czy wrecz, ?e nie s1 wcale) narzedziem poznania. A przecie? ca3a historia naszej cywilizacji ?wiadczy niezbicie o niepoznawalno?ci istoty ?ycia przez rozum, o s3abo?ci i bezradno?ci intelektu w najprostszych nawet ?yciowych sytuacjach, w ktore cz3owiek jest zaanga?owany uczuciowo. Wystarczy g3upstwo. Wystarczy, pies wpadnie ci pod samochod. I choaby? mia3 piea fakultetow, choaby? mia3 doktorat honoris causa ? co ci to pomo?e. Prawdziwa wiara nie jest ?adn1 ?wiar1? ? a zwyk31, czy raczej najzupe3niej niezwyk31 wiedz1. Ktor1 zyskaa mo?na, d1?1c do pe3nego urzeczywistnienia swych ludzkich mo?liwo?ci. Jasne, w i a r y trzeba, by siegn1a po te wiedze! I nie w ?boga? wiary ? a w cz3owieka. Radek mowi3, ?e by3 w barze na obiedzie i ?e by3a d3uga kolejka, bo obiadowa3a tam akurat jaka? wycieczka z prowincji, najpewniej pensjonariuszy domu wariatow. Pytam go: ? A sk1d wiesz, ?e to byli wariaci? A on na to: ? Bo tacy byli jacy? podejrzanie serdeczni wobec siebie. Zadowoleni, pogodni... 57 By3 u mnie s1siad i narzeka3, ?e ma k3opoty. Chcia3am go pocieszya i ju? mia3am na koncu jezyka: ?Nie martw sie, wszystko bedzie dobrze?. Ale nagle pomy?la3am, ?e nie, nie bedzie dobrze ? jest dobrze. ?Jest dobrze?. To zabawne, niedawno kto? powiedzia3, ?e to najkrotszy dowcip miesi1ca. A ja tu naraz, ca3kiem serio, objawienia doznaje w tym wzgledzie: ?e niby... tu i teraz? jest dobrze?Mo?e nie my?le o Tobie szczegolnie czesto, ale zawsze ciep3o i z wielk1 serdeczno?ci1. By3am dzisiaj na mszy u ?w. Stanis3awa Kostki w rocznice ?mierci ksiedza Popie3uszki i pewnie w jakim? zwi1zku z t1 msz1 pomy?la3am znow o Tobie. Nie widzieli?my sie tyle lat, nie pamietam dok3adnie ile to lat, zreszt1 to niewa?ne. Mnie sie wydaje, ?e czas nie istnieje, bo wszystko dobre, co by3o mi kiedy? bliskie i drogie, jest mi dzi? rownie bliskie i drogie. ...Ktorego? dnia zda3am sobie sprawe, ?e wszystko, co robie i co robi3am dotychczas w ?yciu ? mam na my?li nie wydarzenia, a dynamike wewnetrzn1 mojego ?ycia ? by3o w istocie poszukiwaniem i (czasami) odnajdywaniem Boga, tesknot1 za czym? doskona3ym i pozamaterialnym, za tak1 filozofi1 i wiar1, ktora zdolna jest obronia cz3owieka przed wszelkim z3em. To co czuje, niewiele ma wspolnego z Bogiem w jego instytucjonalnym wydaniu. Udzia3 w dzisiejszej mszy by3 wyrazem mego zaanga?owania patriotycznego, nie stricte religijnego. Ale wszystko przecie? gdzie? sie spotyka ? i wszyscy sie gdzie? spotykamy. Jak to mawia3a Abka (moja babcia), trzeba ?ya tak, ?eby zawsze umiea sprowadzia swoje ?ycie do jednego punktu ? i cokolwiek to znaczy, wydaje mi sie, ?e tak w3a?nie ?yje. Za pare dni skoncze trzydzie?ci piea lat. Czy to nie zdumiewaj1ce? Ile to lat, chyba siedemna?cie lat temu, po raz pierwszy wtuli3am twarz w Twoj1 pier?... Ta pier? zawsze by3a taka czu3a i taka meska ? i na te chwile potrafi3a mnie zawsze os3onia przed ca3ym ?wiatem. Dziekuje Ci za to pierwsze spotkanie. Za to pierwsze i za wszystkie nastepne. Nie drecz sie, moj Mi3y, nie b1d? smutny. 58 Czesto pamietam Cie smutnym, pe3nym zw1tpienia, i kiedy my?le o Tobie, bardzo czesto mowie do Ciebie w swoim sercu: ?Jerzy, nie b1d? smutny?. Czasem my?le, jak samotny musisz czua sie w roli kap3ana ? od ktorego inni oczekuj1 wsparcia, pocieszenia, wymagaj1 naiwnie, by by3 wzorem, autorytetem... Monolitem ? ktorego doskona3o?a ma odkupia w3asn1 ich niedoskona3o?a i s3abo?a.Zadzwoni3am do X, ?eby przed wys3aniem tego listu zapytaa, czy jeszcze tam jeste? i m3ody ksi1dz, ktory odebra3 telefon, literuj1c mi Twoj adres, powiedzia3: ...T ? jak telewizor, N ? jak niebo... Wzruszy3o mnie to ?niebo?, tak naiwne i piekne w ustach tego ksiedza, i tym bardziej wzruszaj1ce, ?e znalaz3o sie w s1siedztwie telewizora... Zdanie ze sztuki Strindberga, ktore tak bardzo zapad3o mi w pamiea we wczesnej m3odo?ci: ?Panie, daj nam jasno?a woli i czysto?a serca, aby nadzieje nasze nie spe3z3y na niczym?. A? strach pomy?lea, ?e to co czuje, mo?e bya ? jest? ? spe3nieniem tych nadziei. Jest ?rodkiem i celem zarazem, jest przeczuciem doskona3ej jedno?ci. Nie moge wyj?a ze zdumienia, ?e mi sie to zdarzy3o. A je?li ?dusza? jest jak1? form1 energii? A je?li istniej1 jakie? przed?wiaty i za?wiaty, jakie? inne obszary egzystencji, inne wymiary? I je?li po uwolnieniu sie z cia3a owa dusza ?ci1gana jest do tego w3a?nie wymiaru, ktorego jako?a energetyczna odpowiada jako?ci jej samej? To te s3uchy o niebie i piekle niekoniecznie miedzy bajki w3o?ya. Nota bene 3adnie ja sie musia3am prowadzia w tych przesz3ych istnieniach, skoro dzi? przysz3o mi wyl1dowaa w tym wymiarze! Sens jest tym, co uzasadnia nasze dzia3anie. Czy, szerzej jeszcze, samo czego? istnienie. Jest bez sensu, mowimy - o czym?, co niczemu nie s3u?y. 59 Wiekszo?a podejmowanych przez nas dzia3an ma podobno s3u?ya naszemu ?yciu. Ale czemu s3u?y samo nasze ?ycie? I jak mo?na godnie s3u?ya swemu ?yciu, nie pojmuj1c, czemu s3u?y ono samo.Jaki jeste?? Kiedy jeste? sam, wiedz1c, ?e pozostaniesz sam... I kiedy nie masz nic do roboty, wiedz1c, ?e nie bedziesz mia3 nic do roboty. Jaki jeste?. Nie rzucam Ci pod nogi swojej Gwiazdy Szeryfa, nie oddaje Ci broni. Ale i nie u?yje jej przeciwko Tobie ? bo to by znaczy3o, ?e przychodzimy wszyscy z Kraju Wiecznej Samotno?ci, i odchodzimy w te sam1 samotno?a, niezaspokojeni i bezdomni. Jeszcze raz mi3o?a, ta mi3o?a, jest t1 pierwsz1 ostatni1 rzecz1, ktorej ufam, tym jedynym i ostatnim Brzegiem, ktory pragne osi1gn1a ? i osi1gne go! Nawet je?li przyjdzie mi na nim zgin1a. 60 61 1 9 8 6 Zdarzy3o sie kiedy?, ?e w dniu ?wieta Zmar3ych (czy mo?e w rocznice Powstania Warszawskiego, ju? nie pamietam), znale?li?my sie z -eni1 na cmentarzu pow1zkowskim, przy symbolicznym grobie ofiar Katynia, w towarzystwie jednego z dalekich moich krewnych, nazwijmy go X.Poprzedniej nocy by3 tam przywieziony i zmontowany przez ?Solidarno?a? pote?ny, granitowy chyba pomnik, ufundowany z pieniedzy od dawna zbieranych w spo3eczenstwie na ten cel. Tego dnia mia3o sie odbya ods3oniecie tego pomnika. Lecz gdy przyszli?my, zastali?my ju? tylko puste miejsce i ?lady ko3 samochodow cie?arowych. Nad ranem, tu? po odej?ciu ludzi z ?Solidarno?ci?, milicja wyrwa3a pomnik ze ?wie?ego jeszcze betonu, zdemontowa3a go i wywioz3a w nieznane. Zastali?my to puste miejsce, otoczone milcz1cym t3umem wstrz1?nietych ludzi. Stali?my i my, jak wkopani w ziemie, i nie mog3am wiedziea co czuj1 inni, ale czu3am, ?e czuj1 to samo. I dr?a3a we mnie my?l: ?Na Boga! Trzeba co? zrobia. Trzeba za?piewaa: Jeszcze Polska... Nie mo?na st1d odej?a tak po prostu!? I czu3am, niemal fizycznie, jak ta my?l dr?y we wszystkich woko3 mnie ? i nikt z nas nie mog3 sie jako? na to zdobya w obecno?ci tylu innych ludzi. X sta3 z ty3u i wydawa3 sie nieco zniecierpliwiony. W nim nie dr?a3a ta my?l. 62 Stali?my tak ju? kilkana?cie minut. Kilkana?cie minut z rzedu tych, z ktorych ka?da wydaje sie wieczno?ci1, bo istnieje gdzie? poza czasem. I nagle us3ysza3am jak, gdzie? z boku, jaka? kobieta odzywa sie nie?mia3o: ?Prosze panstwa, za?piewajmy hymn narodowy?. Jej g3os uton13 gdzie? w t3umie, lecz mnie o?mieli3. I z3o?y3am rece do krzyku i zawo3a3am: ?Prosze panstwa! Za?piewajmy hymn narodowy!?, i zacze3am ochryple: ?Jeszcze Polska...? ? i w tej samej niemal chwili podjeli to wszyscy woko3 mnie.Nie. Nie wszyscy. Wiadomo, to by3y czasy, kiedy nigdy nie mo?na by3o miea pewno?ci, co stanie sie za chwile, kto sk1d kogo fotografuje i co z tego mo?e wynikn1a nazajutrz. Dostrzeg3am k1tem oka, jak X, chy3kiem, powoli, wycofuje sie poza nawias stoj1cych ciasno ludzi i usuwa sie w cien. Po chwili odwroci3am sie ? ju? go nie by3o. 63 1 9 8 9 Prawda jest tym wymiarem nas samych, gdzie sie wszyscy spotykamy. Prawda jest tym, co nas 31czy.Nieprawda jest tym, co nas dzieli. I wszystko co nas dzieli, jest nieprawd1! Chcecie to wierzcie, chcecie nie wierzcie ? by3 dzien bia3y, by3o miasteczko. I ze wszystkich -ydow w tym miasteczku ocala3 jeden. Reszte po?ar3 Czerwony Kur. Wroci3 ? i zabili go mieszkancy tego miasteczka. I ja tam by3am. Miod i wino pi3am. S3ysza3am kiedy?, ?e ka?dy d?wiek, w postaci fali o jakiej?, sobie jedynie w3a?ciwej czestotliwo?ci, zapisuje sie podobno gdzie? w kosmosie i ?e wszystkie wyemitowane kiedykolwiek d?wieki dadz1 sie mo?e kiedy? wychwycia i znow us3yszea. Probowa3am swego czasu zaobserwowaa, w jaki sposob rodzi sie my?l. Czy mo?e raczej, co sie dzieje, gdy ?wiadoma my?l zanika. Obserwowa3am siebie przed za?nieciem, staraj1c sie utrzymaa na granicy jawy i snu, gdzie my?l sie konczy. Nie jest to 3atwe, i choa uda3o mi sie uchwycia pare rzeczy, nie by3am w stanie (z racji samego tego stanu) zapamietaa ich na tyle jasno, by je odtworzya. Ale, co pamietam miedzy innymi, to to w3a?nie, ?e s3ysza64 3am niekiedy jakie? g3osy. Przy czym nie mia3am poczucia, ?e te g3osy pochodz1 ze mnie samej. Nie ?jakby je sk1d? wy3apywa3am. Tak jakbym by3a radiem, nastrojonym na okre?lon1 czestotliwo?a. G3osy by3y ro?ne, niekoniecznie pojedyncze. Nie potrafie tu jednoznacznie nic powtorzya, ale s3ysza3am a to strzepy jakiej? k3otni czy rozmowy, a to fragmenty jakich d3u?szych wypowiedzi, a to jeszcze co innego. Zdarza3o mi sie s3yszea g3osy, wyg3aszaj1ce jakie? my?li, zagadkowe i zaskakuj1ce swoj1 g3ebi1, i s3uchaj1c ich, my?la3am: ?Musze to koniecznie zapamietaa. Przecie? rzeczywi?cie, tak to jest?. Ale gdy wraca3am do stanu jawy, zapomina3am ? i nie wiedzia3am ju? ?jak to jest?. I zastanawiam sie. Je?li przyj1a, ?e wszyscy jeste?my jak takie odbiorniki-nadajniki, ?e ka?dy z nas emituje i odbiera jakie? ?fale? (zreszt1 pewnie nie tylko w postaci d?wiekow ? kto powiedzia3, ?e i my?l sama, i tzw. uczucie te? nie jest fal1), to u diab3a ? jak mo?emy potem pomstowaa na innych ludzi ? ?e s1 jacy s1, ?yj1 jak ?yj1, robi1 co robi1 ? skoro nigdy nie da sie wykluczya, ?e to nasza w3a?nie ma3oduszna my?l ?wpad3a komu? do g3owy?, i to w3asna nasza nieodpowiedzialna emocja popchne3a kogo? do zrobienia czego?, czemu po?niej przygl1damy sie ze zgroz1. Przyszed3 do mnie synek s1siadki z pro?b1 o przet3umaczenie na rosyjski zdania: ?Wszyscy ludzie walcz1 o pokoj na ca3ym ?wiecie?. Zwyk3y prymitywny slogan. Lecz co? w tym jest. Bo to fakt ? pomin1wszy mo?e garstke szalencow, kto? ?wiadomie d1?y do wojny. I pomy?la3am sobie: W3a?nie! Je?li wszyscy ludzie walcz1 o pokoj... to mi powiedz (synku s1siadki), kto u diab3a, robi te jatki?! ...Ale Ty masz mo?e w1tpliwo?ci, ?e robisz mniej wiecej to samo co inni ludzie. Czy w takim razie robisz zupe3nie co innego? A co to znaczy, zapytasz, robia zupe3nie co innego. Co mo?na robia zupe3nie innego? Widzisz? Sama tego nie wiem. 65 By3am wczoraj na placu Krasinskich i widzia3am pomnik Powstania Warszawskiego. Zatrzyma3am sie przy tych, co schodz1 do kana3ow, dotkne3am ramienia jednego z nich i mia3am uczucie, jakby to by3 ?ywy cz3owiek. To znaczy, jakby to nie by3 tylko kamien. By3 m3ody, smutny, mia3 twarz jednego z moich uczniow.Zobaczy3am w nim Wojtka, S3awka, Rafa3a. Zobaczy3am w nim... tego m3odego Niemca. Z opowiadania Bolla ?Przechodniu, powiedz Spar...? Mi3o?a nie jest po prostu spotkaniem dwojga serc. Mi3o?a mo?e zaistniea tylko wtedy, gdy sie spotkaj1 dwie ludzkie istoty. Mam takie uczucie, jakby wszyscy ludzie byli moimi potencjalnymi przyjacio3mi. Najwy?ej mog1 o tym nie wiedziea. I jedyny problem polega na tym, jak im to u?wiadomia. Bardzo w1tpie, ?e praca uszlachetnia. Mnie osobi?cie ?uszlachetni3o? raczej nic-nie-robienie. Uszlachetnia chyba to tylko, co sie 31czy z wysi3kiem duchowym. Ty mi mowisz, ?e nie jeste? tego wart. To niewa?ne, czego T y jeste? wart, wa?ne czego warta jestem ja sama. I je?li siedze nad tym listem, ju? nie wiem ktor1, pewnie trzeci1 noc, to wiem co robie. Jestem tego warta. A je?li chodzi o Ciebie, to n i c nie jeste? dla mnie wart. Jeste? bezcenny. Powiedzia3am, ?e czego raz sie nauczy3am, nie zapomne. Ju? zapomnia3am. Bo kiedy to mowi3am, zbyt wiele by3o we mnie goryczy i leku przed ciosem, ?eby warto by3o tak1 nauke zatrzymaa przy sobie. Bo co? to mog3o znaczya naprawde, jak nie to, ?e jednak sie poddaje. - e nauczy3am sie czego?, i owszem ? goryczy i leku ? od tego ?wiata. Wiec pozwol mi, moj Stary Wiatraku, bya raz jeszcze swoim Don Kichotem. Nie bede ju? pisaa do Ciebie ?adnych niezrownowa?onych listow, nie bede porozumiewaa sie z Tob1 ?ordynarnym i cham66 skim slangiem?. Bede subtelna jak sen nocy letniej. No naprawde. Sam mowisz, ?e jestem smarkaczem ? pozwol mi dorosn1a. Nie ufasz poezji? To sprobuje to powiedziea bez poezji: Smutno mi po prostu, Stary Satyrze. (No i choaby ten Stary Satyr! Widzisz? ? sam jeste? poezj1. I czego sie mnie czepiasz?) No wiec smutno mi, Stary Satyrze. Nie chce i nie potrafie komunikowaa sie z lud?mi w sposob, jaki Ty proponujesz. To prowadzi do goryczy i rozczarowania ? i ?miem s1dzia, ?e z nich rownie? wynika. Czuje to dzi? we w3asnym sercu. Ju? nie moge Ci powiedziea tak po prostu: ?Chcia3abym przytulia sie do Ciebie i wiem, ?e zrobie to na pewno?. Na jedno ?chcia3abym? mowie sobie dwa razy ?idiotko?. Chcesz sprowadzia nasze stosunki do relacji: profesor Bardini ? niewydarzony kandydat do Szko3y Teatralnej. I wierz mi, nawet sie przymierzam ? patrze czy nie da3oby sie co zrobia, skoro tak Ci na tym zale?y. Ale widze, ?e nie, nie da rady. Ani tu Szko3a Teatralna, ani ja kandydat do ?adnej roli. Pogubi3abym sie ju? w pierwszej replice. Satyrze, tak bardzo chcia3e? mnie przekonaa, ?e to Twoja pycha zamkne3a przede mn1 te drzwi. Czy rozumiesz, ?e to o tym w3a?nie chcia3e? mnie przekonaa? A ja przecie? wcale Cie o to nie pyta3am ? ani siebie o to nie pyta3am ? co zamkne3o i przed kim te drzwi. Ja my?la3am tylko o tym, kto za nimi zosta3. (I choa wiem, ?e trudno Ci uwierzya, nadal my?le tylko o tym Kim?. Jak mu pomoc choa uchylia te drzwi. Ale uchylia je tak naprawde). Bo, rozumiesz, ro?nie sie zamykaj1 ro?ne drzwi, ale te zamkne3y sie jako? tak... Ju? mowi3am, to by3o dla mnie wstrz1saj1ce. By3am wstrz1?nieta, pomin1wszy ju? wszystko inne, jakby od wewn1trz Ciebie. Bo przecie? jeszcze poprzedniego dnia rozmawia3e? ze mn1 tak serdecznie, i zawsze by3e? wobec mnie ... no sam wiesz, taki jaki by3e?... i nagle zrobi3e? tak1 rzecz? I zrobi3e? j1 swoj1 w3asn1 rek1? I wobec kogo?, kto nie jest Ci obojetny? No i jak mog3e? sie z tym czua. ...I wtedy w3a?nie, gdy zamkne3y sie te drzwi, zrozumia3am, jak Ci na mnie zale?y. Zreszt1 nie z3o?a sie, mo?e Ci nie zale?y i mniej67 sza o to. Bo nagle u?wiadomi3am sobie jeszcze jedno. To zawsze by3o, po prostu u?wiadomi3am sobie nagle w tamtej chwili, jak bardzo zale?y mi na Tobie. Bo (przedtem jakby nie mia3am powodu) dotkne3am na chwile Twego serca ? w jego lekach, nadziejach, tak w ogole ? i poczu3am je, jak ono samo siebie czu3o (i jak nie czu3o siebie) przez ca3e ?ycie. Mo?e to i poezja, Stary Satyrze ? ale nie fikcja. Fikcja to to, co widzisz woko3 siebie. To ta nieczu3o?a, we wszelkich jej postaciach (w jakich sam dajesz mi j1 odczua na w3asnej skorze), ta nieufno?a, ten lek, ta niewiara ? co nie pozwala Twemu sercu przytulia mnie do siebie... choa tego pragnie. Nie wiem, na ile pozwoli3am Ci siebie zrozumiea, wszystko jedno. Nie odtr1caj siebie ode mnie, mnie od siebie ? zadzwon do mnie. I w ogole, zapomnij o tej klamce. Zapomnij o wszystkich g3upich ambicjach i w ogole. Przyjd? do mnie pomilczea, pos3uchaa tego, co napisa3am... I nie boj sie, ?e mi zrobisz jak1? krzywde. Albo sobie. Powiedzia3am Ci ? jestem panter1. I nie boje sie ani Boga, ani diab3a. Ale serce mnie boli na my?l, ?e mog3by? zostaa sam ? za tymi drzwiami. A ja nigdy ju? mog3abym nie us3yszea Twego: ?Kochanie?. Krysia Sitek powiedzia3a dzisiaj: ?Tak patrze na ten ?wiat i my?le, ?e co? nie bardzo sie uda3 cz3owiek Panu Bogu?. A ja powiedzia3am: ?Co? ty! B a rd z o sie uda3!? Ach Satyrze, Wiatraku, Stary Paj1ku! Rece mi na to wszystko opadaj1. Przecie? czy Ty nie rozumiesz, jaki to jest potworny szok ? s3yszea nagle, i bez ?adnej ?wiadomie zawinionej przez siebie przyczyny, takie agresywne, wrogie s3owa i zostawaa, ile? to ju? razy, sam na sam z t1 s3uchawk1? A przecie? powiedzia3am Ci tylko, najserdeczniej naprawde: ?Ty Oszu?cie?. Mo?e i nie rozumiesz ? w1tpie, aby ktokolwiek trudzi3 sie Ci to wyja?niaa. Ludziom z regu3y tak na sobie nie zale?y, ?eby pozwalali tak komu? ze sob1 post1pia wiecej ni? raz. Ja sie potem mecze ca3ymi godzinami i, naprawde, nie wiem ju? czy bardziej 68 w Twoim imieniu, czy we w3asnym. Nie czuje a? tak wyra?nej granicy miedzy tym, co czuje ja sama, a co Ty czujesz, ?ebym mog3a sobie jednoznacznie powiedziea: ?A to cham. Mam go w dupie?. Owszem, mowie sobie: ?A to cham. Zboczeniec jaki? bez serca?, ale niemal w tej samej chwili zaczynam my?lea o Tobie tak, jakbym sama by3a na Twoim miejscu i zaczynam rozumiea Cie wtedy nawet lepiej chyba, ni? Ty sam siebie rozumiesz. I widze, ?e Ty nie na mnie w3a?ciwie w ten sposob reagujesz ? a jakby na ca3e swoje ?ycie. Bo to proste ? Ty mo?e tego wiedziea nie musisz, ale ja przecie? znam swoj do Ciebie stosunek, swoje serce, intencje i tak dalej, i wiem, ?e na mnie tak reagowaa nie masz powodu.Ale nie zmienia to faktu, ?e obiektem tej reakcji pozostaje ja jednak i ja sama. Wiec sie mecze i we w3asnym imieniu. Ale z kolei od razu my?le sobie wtedy: ?G3upia dupo. To twoj w3asny egoizm i egocentryzm tak cie meczy. Bo przecie? rozumiesz chyba, co tu jest grane. Wiec zdecyduj sie ? na kim ci bardziej zale?y. Na sobie ? czy na Satyrze. Bo je?li na sobie, to przestan sie martwia o Satyra; a je?li na Satyrze ? to przestaa tyle my?lea o sobie?. W konsekwencji, zanim mi sie to wszystko posk3ada do kupy bez szkody dla nas o b o j g a , up3ywa od paru godzin do paru dni ? i to zwykle, niestety, raczej to drugie. Mo?e Ty masz siedemdziesi1t lat, mo?e Ty jeste? chory, i mo?e Ty mia3e? trudne dziecinstwo. Ale informuje Cie niniejszym ? bo jestem ju? totalnie zdesperowana ? ?e dobra, mo?esz nie miea sobie ??adnych obowi1zkow?, ale masz jeden: Je?li masz miea mnie troche w dupie ? to ju? lepiej zupe3nie miej mnie w dupie. A je?li Ci na mnie zale?y ? to postepuj ze mn1 jak z kim?, na kim Ci zale?y. I ja Cie oczywi?cie najserdeczniej namawiam, ?eby? wybra3 to drugie. Co robie, jak widzisz, w sposob ujmuj1co szczery, serdeczny i bezpretensjonalny. Twoj wiek nie ma tu nic do rzeczy. Bardzo drogie jest mi Twoje siedemdziesi1t lat, i pod ca3ym szeregiem ro?nych wzgledow ? ale nie jako argument sam w sobie. Je?li zwierciad3a naszych serc 69 s1 krzywe (a s 1 krzywe ? bo gdyby choa jedno z nich takie nie by3o, nie dosz3oby do sytuacji, kiedy dwoje sk1din1d bliskich sobie ludzi nie mo?e zbli?ya sie do siebie bez leku), to oba mno?1 tylko fa3szywe obrazy. Twoje ? przez siedemdziesi1t lat. Moje ? przez trzydzie?ci pare. Co za ro?nica.Patrze na swoich uczniow i przyjacio3, tych tak zwanych ?m3odych? przyjacio3 ? i czuje, ?e nie ma miedzy nami ?adnej istotnej ro?nicy. I nie ?e tacy niby s1 ?doro?li? ? tylko ?e to ja do nich doros3am. Jak odlegli i obcy wydawali mi sie moi rowie?nicy, kiedy sama mia3am dwadzie?cia lat. Co mnie z nimi 31czy3o poza t1 swoist1 zmow1 ?m3odych? przeciwko ?starym?. Dopiero dzi? potrafie ich naprawde dostrzec i potrafie sie do nich naprawde zbli?ya. Wypadam ze zmowy doros3ych przeciwko m3odym. Bo nie jestem ju? ani ?stara?, ani ?m3oda?... Jestem sob1. (Acha! Akurat!) Niech Ci bedzie ju?, ?e jestem ?dobrym cz3owiekiem?. Ale dlaczego ?w przeciwienstwie? do Ciebie? Uwa?asz sie za z3ego cz3owieka? To sie popraw, o co chodzi. Mnie tam zreszt1 jest ganz egal, czy Ty jeste? dobry czy z3y ? ja nie jad3am z drzewa wiadomo?ci dobrego i z3ego. Tak sie tylko dziwie, co Ty pieprzysz. Rozumiemy sie bez s3ow, prawda? Tak ludzie mowi1, kiedy rozumiej1 sie naprawde. Ale czy mo?na rozumiea sie na niby? Nie mo?na sie rozumiea na niby? To co to znaczy rozumiea sie naprawde? Oczywi?cie ka?dy g3upi to wie. W3a?nie. Wie to ka?dy g3upi. Ale czy wie to rownie? ka?dy m1dry? Pewnie, m1dry tym bardziej to wie. Ale czy mo?na co? wiedziea bardziej? To jak mo?na wiedziea ?tym bardziej?? Ech, znowu ka?dy g3upi to wie. Lecz skoro ka?dy g3upi tyle wie? To czy ka?dy g3upi jest m1dry? Beata powiedzia3a, ?e jestem ?taka dobra?. Odczu3am jaki? sprzeciw, kiedy to us3ysza3am. Powiedzia3am jej ? bardzo szczerze ? ?e ja wcale nie jestem dobra. 70 Nie mo?na ?bya dobrym?. Mo?na tylko rozumiea ? i ?ya na miare tego co sie zrozumia3o. I w3a?ciwie ?adna w tym zas3uga, bo nie jest to wcale trudniejsze, ni? nie rozumiea ? i ?ya na miare tego, czego sie nie rozumie. O ile w ogole stopien trudno?ci mo?e bya miar1 zas3ugi. Mo?e to stopien 3atwo?ci jest miar1 zas3ugi? To dowcip, bo najpewniej samo pojecie zas3ugi jest fa3szywe. Czy jest zas3ug1 drzewa to, ?e ro?nie?Starzenie sie? ?Starzenie sie? nie jest cen1 wygorowan1 za mo?liwo?a duchowego rozwoju. Nauczyli nas lekaa sie staro?ci ? ci, co sami zestarzeli sie na darmo. Marta narzeka3a dzi? na swoich rodzicow. - e szlag j1 trafia, bo tacy mieszczanie. Tydzien temu kupili sobie nowy ?yrandol i teraz codziennie chodz1, poleruj1 go, komentuj1 jaki to on nadzwyczajny i tak dalej. A ona od tygodnia chodzi w?ciek3a, patrzea ju? na ten ?yrandol nie mo?e ? i w pale jej sie nie mie?ci, jak mo?na przez ca3y okr1g3y tydzien my?lea ciurkiem o g3upim ?yrandolu, po?wiecaa mu tyle emocji i w ogole. Fakt, my?le sobie, ma racje. I ju? chcia3am to jako? skomentowaa w duchu zrozumienia i wspo3czucia ? gdy nagle ? co? ol?ni3o mnie i powiadam: Marta, a co Ty robisz lepszego? Przecie? s3uchaj, Ty sama od tygodnia my?lisz ci1gle o tym ?yrandolu!? Krysia, ta co to twierdzi, ?e ?co? nie bardzo sie uda3 cz3owiek Panu Bogu?, opowiedzia3a mi dzi? historyjke jakby ?ywcem wziet1 z ba?ni Andersena. Kilkuletni ch3opaczek oskubywa3 li?cie z krzaka rosn1cego na jej podworku. Zrywa3 je i pakowa3 sobie do kieszeni. Krysia podesz3a do niego i zapyta3a: ? Czy ty jeste? g3odny? ? Nie ? zdziwi3 sie ch3opaczek. ? Bo ja my?la3am, ?e mo?e ty chcesz je?a te li?cie ? powiedzia3a Krysia. ? Ale je?li nie jeste? g3odny, to po co je zrywasz? ? A tak sobie. Na to Krysia zbli?y3a sie do niego i wyrwa3a mu w3os z g3owy. 71 ? Oj, to boli! ? zawo3a3 ch3opaczek. ? Co pani robi?! ? W3a?nie ? mowi Krysia. ? Jak ty obrywasz li?cie z tego krzaczka, to jego te? boli. ? I wyg3osi3a ca3e przemowienie. O tym, ?e taki krzaczek te? jest ?yw1 istot1, ?e nie wolno go krzywdzia, ?e przeciwnie, nale?y go bronia, dbaa o niego i tak dalej. Wreszcie powiada: ? No, my?le, ?e ju? rozumiesz, o co mi chodzi. ? Nie ? on jej na to. ? Nic nie rozumiem o co tu chodzi.Krysia mia3a ochote sie roze?miaa, ale nic, brnie dalej: ? A ty Polak jeste?? ? pyta. ? Tak, Polak jestem. ? To znaczy rozumiesz po polsku i potrafisz powtorzya, co ci mowi3am, tak? To id? teraz do babci, powtorz jej, i popro? j1, niech ci wyt3umaczy. ? Dobrze. ? A obiecasz mi, ?e jak babcia ci wyt3umaczy, to ju? nie bedziesz tak wiecej robi3? I ?e bedziesz broni3 tego krzaczka? Poduma3 chwile. ? Nie bede broni3 ? odpowiedzia3. Nazajutrz spotka3a go znowu. Powiedzia3 jej ?dzien dobry?, okreci3 sie na piecie i polecia3. Up3yne3o jeszcze pare dni. Ktorego? ranka wracaj1c do domu ze sklepu Krysia us3ysza3a, ?e kto? biegnie za ni1 i co? krzyczy. Odwroci3a sie i zobaczy3a swojego ch3opaczka: ? Prosze pani! ? wo3a3. ? Prosze pani! Ja bronie tego krzaczka! Matka Moniki opu?ci3a j1 jako? w dziecinstwie. Nie widuj1 sie ? ale mieszka gdzie? w pobli?u. Dzi? Monika przysz3a i powiedzia3a: ? Wiesz, widzia3am wczoraj swoj1 star1 na poczcie. I wiesz co? Nawet sie nie przestraszy3am. Kiedy Go?ka przysz3a do mnie na rosyjski, mia3a co? z siedemna?cie lat. Ja by3am dobre dwa razy starsza, ale co? jest tych drobnych pare lat wobec wieczno?ci. A ?e do wieczno?ci stosunek mia3y?my dziwnie podobny, wiec i stosunek nasz wzajemny sta3 sie wkrotce dziwnie partnerski. Dziwnie, wedle, by tak rzec, ?tutejszych pojea? ? my naturalnie nie widzia3y?my w tym nic dziwnego. 72 Mieszka3a z rodzicami w niewielkim, dwupokojowym mieszkaniu, rozdartym na dwoje. Jej starzy byli po rozwodzie, m3odszy brat decyzj1 s1du dosta3 sie matce, ona ? ojcu. I tak sobie wspo3?yli od paru lat. Pokoje zamykali przed sob1 na klucz ? reszta mieszkania, jako ziemia niczyja, wygl1da3a jak po naje?dzie Armii Czerwonej. - e pokoj ojca mia3 nie wiecej ni? osiem metrow, a ten ostatni pasjami ogl1da3 telewizje, Go?ka, po powrocie ze szko3y, osiedla3a sie w 3azience i tam dope3nia3a swej edukacji ? odrabia3a prace domowe i rozmawia3a ze mn1 przez telefon o wieczno?ci. A w tak zwanym miedzyczasie wyskakiwa3a na miasto, ?eby zarobia troche grosza, sprzedaj1c zapiekanki i hot dogi. I za te w3a?nie troche grosza postanowi3a przyj?a do mnie na rosyjski.Chodzi3a do szanuj1cego sie liceum (by3 to spadek po ambicjach jej matki, ktora drzewiej wi1za3a z ni1 by3a wielkie nadzieje; dzi? ? mija3a j1 w korytarzu bez s3owa), powtarza3a w3a?nie drug1 klas1, a ?e kiepska by3a z jezykow obcych (tudzie? ? gorzej, z jezyka ojczystego), mia3a powody sie obawiaa, ?e tym razem usun1 j1 ze szko3y. Mowie wiec do niej: ?Wiesz co, ja swoje honorarium odbiore w niebie, a ty bierz te forse za hot dogi i uderzaj do jakiego? polonisty. Mo?e da sie tu co? jeszcze zrobia?. Cie?ko mi co? by3o j1 przekonaa, ambicje, widaa, odziedziczy3a po k1dzieli, ale wreszcie stane3o jako? na tym, ?e dobra. Posz3a do jakich? panstwa, ktorzy og3aszali sie jako ?magistrowie D.? ? ale D. dziwnie j1 zniechecili, bo chcieli za dziesiea lekcji z gory, a poza tym potraktowali j1 jak smarkacza. A tu, patrzea, zbli?a sie koniec roku. Dobra, my?le, przysi1dziemy sie do tych jezykow obcych, nie ma sprawy. A w kwestii jezyka ojczystego pogadam mo?e z jej polonistk1. Mowie: ?S3uchaj, wybieram sie do ciebie do szko3y. Mo?e uda mi sie tchn1a troche wiary w ciebie w te twoj1 pani1 K.?. Zostawi3am j1 w knajpie gdzie? w pobli?u ? i ide. I tylko ca3y czas my?le, jakby sie tu nie zapomniea i nie zacz1a do tej Matki-Polki nawijaa slangiem. I w ogole ? mam takiego pietra ?e o Jezu. Czuje sie taka ?beznadziejnie m3oda?, jak to rzek3a o sobie jedna z moich uczennic ? a tu wdziaa musze maske godno?ci i powagi. A? mi sie co? w brzuchu na to robi. Pierwsze co, jak wesz3am do tej szko3y, wale do ubikacji ? i dobra, wdziewam. 73 Odszuka3am pani1 K. i mowie, ?e przysz3am w sprawie Go?ki.Pani K. ? a co! w szkole jak w szpitalu ? pyta, czy ja jestem kto? z rodziny. Ja na to skromnie ?e nie, po prostu ? ucze Go?ke rosyjskiego. Nie doda3am tylko, ?e ucze j1 nie d3u?ej ni? trzy niedziele, bo to ju? by3oby przegiecie. No i zaklinam sie, ?e sie poprawie. (Czytaj: ?e Go?ka sie poprawi). - e to wszystko przez to, ?e jestem taka beznadziejnie m3oda; ?e musze uczya sie w 3azience; ?e ojciec jest smutnym telemanem, matka patrzy okiem Bazyliszka... i tak dalej. A tak w ogole ? niech sama spojrzy: jestem stworzeniem wra?liwym, rozumnym, refleksyjnym... kto wie, co jeszcze ze mnie wyro?nie. Pani K. przygl1da3a mi sie nieufnym wzrokiem. Spokoju jej jako? nie dawa3o, w jakiej roli ja przysz3am do tej szko3y. Stale dyskretnie indagowa3a mnie na ten temat. Wreszcie rzek3a ?e, no co?, ?ycie jest ?yciem, pokaza3a mi w dzienniku wszystkie dwoje i stwierdzi3a (mowi3am? w szkole jak w szpitalu!), ?e to ?beznadziejny przypadek?. Po?egna3am pani1 K. z prawdziw1 ulg1. Nie cierpie sie zgrywaa na w3asn1 ciocie. Go?ka, istota przewiduj1ca, zd1?y3a mi ju? zamowia jakiego? drinka. Rzuci3a sie na mnie jak wyg3odnia3y pies na ?arcie: ? No i co?! ? pyta. ? Nic ? mowie. ? Beznadziejny przypadek. Za to tak nas podsumowa3a ?e o Jezu. Bo, rozumiesz, ani ja tobie matka, ani s1siadka. Z jakiej paki ja sie petam po tej szkole. I w ogole ? co tu jest grane. I wreszcie spojrza3a na mnie ? z takim bolesnym zrozumieniem, z tak1, czujesz to, ?rodzicielsk1 trosk1? ? i mowi: ?No co?. Wszystkie dzieci s1 nasze?. Wczoraj na lekcji z Kacprem kichne3am. Kacper ma (ku memu zdumieniu) pietna?cie lat. Mowie: ? Ale sie dobrali?my. (Te? mia3 katar.) ? No, my dobrali?my sie nie tylko pod wzgledem kataru ? poprawi3 mnie. I doda3: ? Szkoda, ?e cie nie zna3em, kiedy mia3a? pietna?cie lat. Po tej kartce chodzi3o takie malutkie-malutkie stworzonko. Co? w rodzaju miniaturowej muszki, niewiele wiekszej od przecinka. Dmuchne3am ? i z3ama3am mu skrzyd3o. 74 Doro?li. Do czego oni doro?li.Kiedy by3am na pierwszym czy drugim roku studiow, uczy3 mnie poetyki pewien facet, nazwijmy go Biernacki. Chyba lubili?my sie nawet, choa ja czu3am w nim przyk3adnego urzednika, skwapliwego ucznia tego ?wiata ? a on czua musia3, ?e dusza ma niepokorna a skrzydlata. ? Przytnie pani ?ycie te skrzyde3ka, oj przytnie ? powiedzia3 do mnie ktorego? dnia. Nie ?ebym wzie3a to sobie jako? do serca ? ale zapamieta3am te s3owa. I dzi?, kiedy my?le o tym, mam ochote roze?miaa sie wyrozumiale i zawo3aa, przez wszystkie te lata, jakie nas dziel1 od tamtej chwili, odrzucia mu niedbale jak pi3eczke pingpongow1: ? I co?! Takiego ch..., panie Biernacki! Siedzia3am w sali i odpiera3am w3a?nie ataki kilku ?nowych?, ktorzy chcieli przepisaa sie do mojej grupy. Posz3a fama, ?e jestem rowny facet i ca3a uczelnia jak w dym zacze3a walia do mnie na rosyjski. Probowa3am nie daa im sie zbajerowaa, ale oni byli nieustepliwi. Roztaczali przede mn1 dramatyczne wizje w3asnego losu (je?li rzuce ich na po?arcie temu losowi) i przysiegali, ?e bed1 uczya sie w pokorze. Legalni studenci czekali pod sal1, ale ?e pertraktacje sie przed3u?a3y, wpadli na pomys3, ?eby w ogole zwolnia mnie z zajea. Przyczepili mi na drzwiach karteczke, ?e zerwali sie do domu, uwierzytelnili j1 swymi podpisami (co sk1din1d mia3o bya wyrazem szczegolnych wzgledow) i sie zmyli. Szlag mnie trafi3. - e ja tu z nimi jak z jajkiem, a oni mi, dranie, taki numer. - eby jeszcze nie wiedzieli, ?e jestem w ?rodku! Dobra, my?le, ju? ja im dam popalia. Pro?no?a sie we mnie odezwa3a. - e to niby, komu jak komu, ale mnie?! Lecz gdzie mi by3o my?lea o pro?no?ci ? zap3one3am przeto ?wietym gniewem. Przez ca3y dzien (i te cze?a nocy, ktorej z regu3y nie przesypiam) dba3am o to, ?eby mi nie przesz3o. Ano, szcze?liwie, jako? mi nie przesz3o. Przysz3am ci nastepnego dnia na zajecia i zamiast wparowaa lekko i rado?nie na skrzyd3ach entuzjazmu, rowno?ci i braterstwa i rzucia im serdecznie jakie? ?Cze?a!?, wkroczy3am ze starczym do75 stojenstwem i wyg3osi3am lodowato: ?Dzien dobry?. Zrobi3o to na nich spore wra?enie, nie powiem. Ale na mnie ? niestety! ? jeszcze wieksze. Nawet psom na podworku mowie ?cze?a? ? a tu nagle ?dzien dobry?, taki afront. Ale nic to, brne dalej. Ani na nich nie spojrze cieplejszym okiem. Z niedba3ym znudzeniem przechadzam sie po sali, co ma przydaa mi godno?ci i powagi. (Dobrze chocia?, ?e mia3am do?a godno?ci, by nie sprawia im jakiego? kolokwium. Jezu, to by by3a ju? totalna kleska!) Zwykle dzieli3am sie z nimi swoj1 wiedz1 w sposob skromny, serdeczny i bezpretensjonalny. A tu, s3ysze, wyg3aszam sztywno jaki? wyk3ad o wy?szo?ci ?wi1t Bo?ego Narodzenia nad ?wietami Wielkiej Nocy i tylko czyham, a? kto? sie wychyli, ?eby moc mu pokazaa, gdzie jego miejsce. A tu jako? nikt sie nie wychyla... Nie dziwota ? nie zas3u?y3am sobie na to. Siedz1 cicho i gapi1 sie na mnie. Takimi wielkimi, zaniepokojonymi oczami. My?l1 pewnie: ?D3ugo jeszcze tego bedzie? Czy to mo?e ju? na dobre tak ma zostaa?. Ja te? my?le: ?D3ugo jeszcze tego bedzie?? Buty mam podkute, z cholewami ? czuje sie ju? prawie jak esesman. No i w ogole. Poce sie jak kto?, kto przez ca3e ?ycie lata3 w lekkiej bawe3nianej koszulce, a tu nagle wklinowa3 sie w garnitur ? kiepsko skrojony, sztywny i przyciasny. Ale jak sie tutaj odklinowaa? Mam powiedziea ni z gruszki ni z pietruszki: ?Sorry, wroa. Wpasowa3am sie co? chyba nie w te role?? Za daleko zabrne3am, nie staa mnie na to. Jak mi teraz nie pomog1, to polegne. No i ten garnitur zacz13 mi co? chyba pekaa w szwach, bo, nagle s3ysze, kto? odzywa sie z ostro?nym wspo3czuciem: ?A?ka, przestan! Przecie? tak d3u?ej nie ma sensu?. Do stu tysiecy fur beczek pe3nych calvadosu! Wszystko przesz3o mi jak rek1 odj13 na te s3owa. No dok3adnie. I przygl1dam sie ? i widze: Ale ekstra! Znowu jestem w bawe3nianej koszulce! Wyja?nili?my sobie wszystko jak trzeba i kopsneli?my sie do bufetu co? przek1sia. Nastepne zajecia mia3am z nimi dopiero za pare dni. Przysz3am, naznosi3am ro?nych starych gazet, na sto3 rzuci3am gar?a d3ugopisow i flamastrow (wszystkie wypisane albo zepsute), przytar76 ga3am nawet jak1? pare starych kapci, ?eby stworzya odpowiedni1 atmosfere. - e to, niby, jestem totalnie zadomowiona. Przez ca3y tydzien uk3ada3am krzy?owke. Trzeba by3o przet3umaczya szereg terminow prawniczych (bo rzecz dzia3a sie na prawie), a potem odczytaa has3o. Jakie? po3torej godziny roboty. Akurat tyle, co jedne zajecia. Mowie do nich: ?S3uchajcie, zrobicie te krzy?owke i mo?ecie spadaa do domu?. Posiedzia3am z nimi jeszcze pare minut i powiadam: ?To wy tu sobie, dziatki, kontynuujcie, a ja musze gdzie? wyskoczya na ma31 chwile?. Zostawi3am flamastry, kapcie ? i wysz3am. Zostawi3am co? jeszcze ? swojego szpiega. - eby zda3 mi relacje z tego, co bedzie. Studenta z innej grupy, ktory siedzia3 ze mn1 po nocach nad t1 krzy?owk1. (To on wpad3 na pomys3 z kapciami. Rechotali?my nad tym z po3 godziny.) Szkoda, ?e sama nie mog3am tego widziea! Biedzili sie, biedni, odpowiednio d3ugo, zgodnie z planem. Wreszcie odczytali has3o: ?Kochani, przepraszam. Opu?ci3o mnie poczucie humoru. W3a?nie mi wroci3o. Zerwa3am sie do domu. A?ka?. Co za duren powiedzia3, ?e m3odzie? jest zepsuta! Sam musia3 bya zepsuty! Wierszyk ten, napisany z okazji Dnia Nauczyciela na pro?be jednego z moich uczniow, pochodzi z roku 1991. Poniewa? rok ten nie wchodzi do ?Ja(?)?, postanowi3am zamie?cia go w tym miejscu. G3upia sprawa. Mowi1c szczerze Czasem straszny lek mnie bierze -e wyrosne na tumana. (Ju? wyros3em?! Co za plama!) Musze sie poprawia. Bo?e! Bede uczy3 sie w pokorze. Obiecuje (sam nie wierze) -e sie bede uczy3 szczerze -e sie bede uczy3 pilnie. Choa odpowiem czasem mylnie 77 I choa czasem na wagary Zbocze ? nie traa we mnie wiary!Wiem, ?e ro?ne masz k3opoty. (Wiem ? choa mi nie mowisz o tym) Wiem, jak trudno jest nieuka Uczya ? to jest sztuka. I w te wszystkie puste g3owy Z trudem i?cie syzyfowym Wt3aczaa wiedze, by ? wt3oczona, Drugim uchem wysz3a ona. Wiem te?, ?e Ci p3ac1 marnie Choa tak trudzisz sie ofiarnie. Wiem, bo (nie my?l, ?e co? krece), Wiem ? bo umiem patrzea sercem. Wiec choa trosk Ci sprawiam wiele B1d? mi prosze Przyjacielem. Ja te? ro?ne mam k3opoty. (Chetnie bym pogada3 o tym) Zreszt1, wiekszo?a tych k3opotow (Jestem sie za3o?ya gotow!) Wiekszo?a lekow, niepokojow My?li, odczua i nastrojow Jest nam wspolna. Brak pieniedzy, Lek, ?e przysz3o?a spedzisz w nedzy -e ci ka?1 na kolanach Pod dyktando ?ya plebana, Kraj w ruinie, Sejm niemrawy, I tak dalej. Nie ma sprawy, To jest fraszka ? bedzie gorzej. Czasem my?le sobie: Bo?e! Ten ?wiat chyba jaki? g3upi? Wszedzie tylko: sprzedaa ? kupia Wszedzie wrogo, niespokojnie Tu ? przed wojn1, tam ? po wojnie, Tu ? precz z -ydem! Tam ? z Cyganem! Jezu, co jest tutaj grane!? 78 Czym ja chory ? dumam skrycie Czy jest chore nasze ?ycie?Ja sie zapytowywuje: Tobie mozg sie nie lasuje Na to wszystko? Powiedz szczerze! (Nie mow ?nie?, bo nie uwierze). Mam te? inne my?li durne: Dzisiaj ? ?yje. Jutro ? umre? Je?li tak, to ? my?le sobie, Ju?em martwy. Ju?em w grobie. Po co? mi sie w szkole trudzia Pro?n1 sie nadziej1 3udzia Zajea imaa sie rozlicznych Gdy moj koniec tak tragiczny? Sens istnienia chcia3bym zg3ebia T o mnie dreczy, t o mnie gnebi. Tego nas nie ucz1 w szkole! Wszyscy graj1 jakie? role I choa ka?dy w g3ebi duszy Mur obco?ci chcia3by skruszya, Wyj?a z pancerza swej powagi Jako? nie ma nikt odwagi. Co? ?e jestem w wieku kwiecie Bardzo cie?ko mi na ?wiecie. I choa po?niej urodzony ni? Ty ? rowniem jest strudzony. Wiec choa trosk Ci sprawiam wiele B1d? mi prosze Przyjacielem. Nie b1d? sedzi1 mym i katem B1d? mi Wsparciem, Starszym Bratem. Mo?e uczmy sie wzajemnie? Ja od Ciebie. Ty ? ode mnie. Czasem my?le, pojde do psychiatry i powiem mu: Panie, lecz mnie pan. Szcze?liwa jestem. A on powie: Pierwszym transportem do domu wariatow! 79 1990 Rzua?e wreszcie w pysk temu ?wiatu jego ?a3osne wyobra?enia o ?sukcesie?, o ?yciu i przemijaniu, szcze?ciu-nieszcze?ciu, pieknie-niepieknie i tak dalej! Rzua mu to w pysk jak rekawice.My?lisz, ?e odwa?y sie po ni1 schylia? Gowno! Nigdy Ci nie sprosta w tym pojedynku. Chyba ?e sam zechcesz bya jego sekundantem. Ja nie pope3niam nietaktow ? ja po prostu jestem nietaktem! Jestem nie-taktem, bo jestem t1 nut1, ktora nie wspo3brzmi w symfonii rol. Kiedy? mo?e Ci to bli?ej wyt3umacze. Chcia3am ju?, ale reka mi zadr?a3a, bo... Bo by3oby to nietaktem. ...Powiedzia3 tak kiedy? do mnie Jasio Himilsbach. (Kojarzysz kto to? Taki troche aktor, troche pisarz, troche pijak...) By3o to ze dwadzie?cia lat temu, u ?Hopfera?. To taka dosya znana w tamtych czasach winiarnia w Warszawie. Posz3am tam w jakim? towarzystwie, troche sobie popi3am i zacze3am wizytowaa s1siednie stoliki. By3o to tam zreszt1 we zwyczaju. Przysiad3am sie do Jasia Himilsbacha. Zaczeli?my o czym? gadaa, ale w takim, wiesz, zaczepnym duchu. I w ktorym? momencie tej rozmowy ? dosya byli?my ju? zaawansowani w tym pojedynku ? Jasio wyrazi3 opinie (nie pamietam ju? w zwi1zku z czym, ale by3 to rodzaj wyzwania), ?e ?adna baba nie potrafi3aby daa mu po pysku. Czy 80 co? w tym stylu. Na to we mnie zawrza3a u3anska krew i powiadam: ?Jasiu, wstan!? Jasio w mig zrozumia3, o co mi chodzi, podnie?li?my sie oboje i tak stali?my naprzeciwko siebie, mierz1c sie wzrokiem ? czujni, zwarci, gotowi ? i Jasio mia3 w oczach determinacje i pe3en godno?ci bol ? a ja by3am jak to ciecie szabl1, co to nim Kmicic gasi3 ?wiece ? czy mo?e raczej jak sam p3omien. No i czekamy. To znaczy Jasio czeka, czy ja sie odwa?e ? a ja czekam, a? cierpienie w oczach Jasia siegnie zenitu.Ach, to by3a wielka scena! I dzi? my?le ? taka polska! No i wreszcie ja buch Jasia w gebe. Tak na odlew, twardo, po mesku. Chwila ciszy. Wreszcie Jasio mowi: ?Jeszcze?. To ja znowu. Chwila ciszy ? i Jasio: ?Jeszcze?. Tak sie to powtorzy3o kilka razy. Wszystko to dosya d3ugo trwa3o, bo oboje dbali?my o to, ?eby napiecie dramatyczne sie nie za3ama3o. Byli?my tak zaabsorbowani sob1, ?e nie widzieli?my, co sie woko3 nas dzieje, a musieli?my wywo3aa niez31 sensacje. Wreszcie, gdzie? po pi1tym-szostym ciosie, Jasio wycedzi3: ?Jeszcze?. A ja czuje, ?e to ju? nie przelewki. - e ? jak sam mnie zaraz zamaluje (a ch3op nie jak d1b, ale krzepki taki, hardy, meski), to chyba nie bedzie co po mnie zbieraa... Ale, widze, zawaham sie teraz, nie pojde na ca3o?a ? te? bedzie krucho. Wiec ? jak jeszcze to jeszcze! ? trach, nie ma sprawy. Popatrzy3 na mnie twardym okiem: ?Jeszcze!? Zlustrowa3am go i mowie: ?Nie, Jasiu. Do?a!? Usiedli?my powoli, nadal nie spuszczaj1c z siebie wzroku. I wtedy w3a?nie powiedzia3 do mnie ? z tak1 moc1, z takim zajebistym podziwem: ?Kurwo. Gdzie? ty sie tego wszystkiego nauczy3a!? Klima zaprosi3a mnie z -eni1 do swego domu w Ustrzykach Dolnych. (-enia to facet, ma tylko takie ??enskie? imie.) Poza nami by3o jeszcze pare osob, miedzy innymi pewna starsza pani, ktora mia3a brata jezuite. Ow brat-jezuita, ju? niem3ody, ca3y bo?y rok spedza3 w odosobnieniu, z rzadka tylko widuj1c zwyk3ych ?miertelnikow. Pewnego dnia gruchne3a wie?a, ?e dosta3 on kilkudniowy urlop i ma rownie? zjechaa do Klimy. - e towarzystwo by3o dosya ?wi1tobliwe, zapanowa3o ogolne poruszenie na wie?a o przyje?dzie ?wietej osoby. Niby nic sie takiego nie dzia3o, ale da3 sie 81 odczua nastroj szczegolnego uduchowienia. Mine3o czasu ma3owiela, znakomity go?a nadjecha3 i zasiedli?my wspolnie do uroczystej kolacji.By3o nas przy stole siedem osob. Poza ksiedzem i jego siostr1 jeszcze trzy panie w ro?nym wieku ? wszystkie wdziecznie zarumienione, czujnie ws3uchane w przyciszony g3os ksiedza i skromnie spuszczaj1ce oczy pod jego wzrokiem. Podano do sto3u i go?a a wraz z nim reszta biesiadnikow podnie?li sie, by odmowia modlitwe. Prze?egnali?my sie, ksi1dz zmowi3 pacierze i ? nagle ? sta3o sie co? niesamowitego. Ledwie przebrzmia3o koncowe ?Amen?, jakby z3y duch wst1pi3 w ksiedza. Z twarz1 nabieg31 krwi1, wykrzywion1 bezsiln1 pasj1, oczyma miotaj1c b3yskawice, zwroci3 sie gwa3townie w kierunku -eni i zakrzycza3 strasznym g3osem, ?e oto mamy przed sob1 antychrysta! Bydle wyzbyte wszelkiej wiary. Niegodne zasiadaa przy wspolnym stole. Mowie jak na ?wietej spowiedzi, nic nie zmy?lam. By3 to jeden z ciekawszych popisow sza3u, jakie mia3am okazje ogl1daa w ?yciu. (Wszystkie zreszt1 by3y bardzo ciekawe i pouczaj1ce, nie powiem.) Trwa3o to dobrych pare minut. Ju? wydawa3o sie, ?e sie uspokaja, gdy naraz znowu wybucha3 ?wietym gniewem, ciskaj1c obelgi na g3owe os3upia3ego -eni. Ci13 mieczem, razi3 gromem, pali3 furi1. Wreszcie os3ab3 i zamilk3. Posz3o o to, ?e -enia nie prze?egna3 sie przed modlitw1. Ja rownie? nie jestem wierz1ca (choa z pewno?ci1 nie brak mi wiary), pomy?la3am jednak, ?e taktowniej bedzie sie prze?egnaa w tej sytuacji. - enia natomiast, przeciwnie ? uzna3, ?e mechaniczne wykonywanie znaku krzy?a bedzie nietaktem. St1d ca3a ta afera. Ksi1dz zamilk3 i przy stole zapanowa3a g3ucha cisza. Wszystkich dok3adnie przytka3o. Atmosfera by3a grozy i neurozy, i my?l o spo?ywaniu darow bo?ych w tej sytuacji wydawa3a sie cie?kim nieporozumieniem. Dzi? wspominam ca3kiem serdecznie tego ksiedza. Ale wtedy my?la3am, ?e eksploduje. Czu3am, ?e musze sie z nim zmierzya. Wyrwaa z niego i rzucia mu do stop te bestie, ktorej my wszyscy, i on sam, padli?my ofiar1. - e je?li tego nie zrobie ? nie wybacze nigdy ani jemu, ani sobie. I chyba Duch ?wiety mnie natchn13 (czy 82 tam Szatan, je?li kto woli), bo palne3am takie kazanie, ?e sam Piotr Skarga by sie nie powstydzi3. Zakonczy3am ciosem, ?e po osobie duchownej nale?a3oby sie spodziewaa... co?, nie wiecej mo?e mi3o?ci bli?niego ? lecz przynajmniej wiecej zwyk3ej kultury.I znowu zapad3a g3ucha cisza. (Tylko puchacz huka3 za oknami, chcia3oby sie dodaa). Ale ? nic w przyrodzie nie ginie. Ksi1dz zrozumia3 ? okaza3 skruche. Przeprosi3. A ?e przeprosi3 szczerze, zrobi3o sie naraz ca3kiem mi3o i z lekkim sercem przyst1pili?my wszyscy do spo?ywania wieczerzy. Magda i Iwona przysz3y powiedziea, ?e zrezygnowa3y z pracy w agencji towarzyskiej. Jest to, rzek3y, czego zreszt1 nie ukrywa3y od pocz1tku, regularny burdel. Spodziewa3am sie, ?e predzej czy po?niej tak sie stanie, ale jednak zdziwi3am sie troche. Jeszcze niedawno z tak niewinnym entuzjazmem opowiada3y mi, jak dobrze im sie tam pracuje...? ? Bo sama praca jest w porz1dku ? powiedzia3a Iwona ? nie o to chodzi. Tylko, nie wiem, zauwa?y3y?my z Madzi1, ?e jako? oddali3y?my sie od siebie. Zacze3y?my sie k3ocia... i w ogole. To ju? lepiej za3apiemy sie na kelnerki w jakiej? knajpie. Go?ka spotka3a w kuchni jakie? stworzenie, ?ywo przypominaj1ce karalucha. Co? j1 tkne3o, ?e to mo?e nie karaluch. Polecia3a wiec do encyklopedii, by sie upewnia. Upewni3a sie, ?e to biegacz jest niejaki. Chrz1szcz. Szlachetny wielce, po?yteczny, osobliwy. Postanowi3a wyrzucia go przez okno. Ale obliczy3a, ?e ? uwaga: przyspieszenie, masa cia3a i tak dalej ? ta istota mo?e z3amaa sobie noge. Wiec ubra3a sie i zjecha3a z ni1 wind1 na do3, by j1 tam dopiero wpu?cia w jakie? krzaki. By3aby to przypowie?a optymistyczna. Ale niestety. Dzwoni do mnie dzi? w nocy i powiada: ? S3uchaj, pisz1, ?e to taki rzadki okaz...? A ja znow widzia3am w kuchni tego chrz1szcza... Dzwoni3 Irek, ?eby obwie?cia, ?e przyjeli nas w3a?nie do zakonu. 83 Bo Irek jest poszukiwaczem wspolnot. Kiedy go pozna3am przed paru laty, przedstawiono mi go z dum1 jako ?najm3odszego cz3onka partii komunistycznej?. Wiec sie wzie3am go ratowaa ? ale po to tylko, by za chwile rzuci3 sie w objecia ?wyznawcow religii moj?eszowej? (twierdzi, ?e mia3 ojca -yda, lecz ?e stale co? upieksza w swojej biografii, pewne jest to tylko, ?e mia3 go krotko, bo jego starzy porzucili go oboje, zostawiaj1c dziadkowi ? ten za? wkrotce zapi3 sie na ?miera), a za chwile nastepn1 ? ?wiadkow Jehowy.Terminowa3 u nich bardzo obiecuj1co... A? nagle kupi3 sobie koloratke ? i o?wiadczy3, ?e musi zostaa zakonnikiem. To bedzie opiekowa3 sie chorymi. Przytarga3 bardzo sprytnie pomy?lan1 ankiete na z gor1 sto pytan, na podstawie ktorej wielebni ojcowie mieli orzec, czy na pewno ma powo3anie ? a i? pomy?la3am, ?e jak do nich trafi, to kto wie (a przynajmniej po?l1 go do szko3), ja za? powo3anie mam na pewno ? wiec do?a aktywnie pomog3am mu j1 wype3nia. St1d informacja, ?e nas przyjeli. I podobno jeste?my szczegolnie uduchowieni. Mia3am sen. W3oczy3am sie z jak1? wycieczk1 po podziemiach jakiego? ko?cio3a ? i dostrzeg3am figurke Matki Boskiej, stoj1c1 skromnie gdzie? we wnece. Mia3am przy sobie 3ancuszek od Gerarda, pomy?la3am: A, po co mi on. Zostawie go tej Matce Boskiej, bo tak jako? mizernie wygl1da. Powiesi3am go jej na d3oni i odesz3am. Ale za chwile my?le: G3upia sprawa. Gerard dzi?-jutro ma przyjechaa ? bedzie mu przykro, jak zobaczy, ?e pozby3am sie jego 3ancuszka. Kto co? daje i odbiera, ten sie w piekle poniewiera, ale nic to ? zacze3am krecia sie ko3o tej figurki, wypatruj1c stosownej chwili, by go odebraa. Lecz ?e poza mn1 kreci3o sie tam jeszcze pare zakonnic, 3ypi1cych na mnie podejrzliwym okiem (tak sobie imaginowa3am, gwoli ?cis3o?ci, ?e podejrzliwym), zrezygnowa3am po chwili z tego zamiaru i zapu?ci3am sie w g31b ko?cio3a. La?e sobie i nagle, patrze, Matka Boska najwyra?niej o?y3a i przechadza sie gdzie? w pobli?u. Ucieszy3am sie jak kto g3upi, zbli?y3am sie do niej bystrym krokiem ? i mowie: S3uchaj. Sorry, oddaj mi, prosze, ten 3ancuszek. 84 Zastanawiam sie: Czy je?li niemowle, mam na my?li takie zupe3nie-zupe3nie ma3e (kiedy? mowiono ?niemowie?), trzyma w reku patyk ? to czy ono postrzega ten patyk jako przed3u?enie swojej reki? To znaczy przed3u?enie poniek1d samego siebie?Bo tak w ogole sobie my?le: W jezyku jest jaka? tajemnica. Tak jakby jezyk wiedzia3 wiecej od nas samych. Mowie: ja ? i moja reka, ja ? i moja g3owa. Czyli co? Jakby ewidentnie z tego wynika, ?e nie uto?samiam swego ?ja? ze swoj1 rek1, swoj1 g3ow1? Dobra, jasne, ?e nie jestem swoj1 rek1. Ale nie jest ju? takie pewne, ?e nie jestem, powiedzmy, swoj1 ?inteligencj1?, swoim ?umys3em?. Ale nie: Bo skoro mowie: moj umys3? moja inteligencja? Przecie? je?li mowie o czym? ?moje?, to to co? w3a?nie nie jest ?mn1 sam1?. I co? niesamowitego. Wychodzi mi z tego takie rownanie: Jest ?moje? rowna sie : ?nie jest mn1 sam1?. Co wiec jest mn1 sam1 ? nie jest moje (?!) No czy nie tak? Mam przyjaciela-wariata, uroczego sk1din1d cz3owieka. Dzwoni3 do mnie przed chwil1, bo mia3 nieszcze?cie: Zostawi3 walizke na ulicy (nosi sie ze wszystkim, co posiada), a sam wszed3 do sklepu zrobia zakupy... (H. jest zdania, ?e ludzie powinni bya uczciwi, st1d nie widzi nic niew3a?ciwego w zostawianiu rzeczy na ulicy). Ow przyjaciel ?yje w my?l sobie jedynie wiadomej logiki i nie chce dopu?cia istnienia ?adnej innej. W konsekwencji ?ci1ga sobie ci1gle na g3owe ro?ne nieszcze?cia. Nie potrafi1c tego inaczej wyt3umaczya, t3umaczy to sobie czarn1 magi1. Dos3ownie: uwa?a, ?e pada ofiar1 czarnej magii ? i ta my?l go troche uspakaja. Te czarn1 magie uprawiaj1 jacy? ?oni?, nie jest jasne bli?ej, co za jedni. Probowa3am mu t3umaczya, ?e to nie oni. Nadawa3am ro?ne teksty w rodzaju: ?Je?li zgine3y ci okulary, to niekoniecznie zaraz oni ci zgubili. To? po prostu ? masz dziurawe kieszenie?. Czu3 sie wtedy zdradzony i dotkniety. Wo3a3: ?Bronisz ich! Jeste? z nimi w zmowie!? Potem zobaczy3, ?e co? mu sie nie zgadza. Za bardzo 85 mnie polubi3, ?eby dopu?cia, ?e moge gubia mu okulary (kra?a dokumenty, nabijaa guzy itd.). Pamietam, przyszed3 ktorego? dnia, stan13 w drzwiach i zapyta3: ?No i powiedz. Czemu ja tobie ufam??I sprostowa3 z zak3opotanym u?miechem: ?Nie bardzo. Troche. Ale ufam?. Od tej pory rozmowy nasze przebiega3y wed3ug innego scenariusza. Ja mowi3am: ?Co chcesz, jak idziesz do ambasady amerykanskiej ubrany jak lump i zaro?niety, to sie ciesz, ?e cie w ogole wpu?cili. Zamiast dziwia sie, ?e nie dosta3e? wizy?. Odpowiada3: ?Ju? i ciebie omotali! Sama widzisz. Jeste? pod ich wp3ywem?. Z czasem stosunki nasze sta3y sie jeszcze serdeczniejsze i argument, ?e mogli mnie omotaa, te? przesta3 trafiaa mu do przekonania. Doszed3 do wniosku, ?e ju? kto jak kto, ale ja z pewno?ci1 musze rozumiea, ?e to oni. I ?e tak sie z nim tylko drocze... Ostatnio przyszed3 i powiedzia3 ?e, niech no spojrze, zasn13 w barze mlecznym po obiedzie i przegapi3 przez nich wa?ne spotkanie. ?Patrz ? powiada. ? U?pili mnie. Kawalarze!? Akurat nocowa3 u mnie poprzedniej nocy, bo nie bardzo ma sie, biedak, gdzie podziaa. Sypia po ro?nych dworcach i w ogole. Perorowa3 do pi1tej nad ranem, potem jeszcze czyta3 jak1? ksi1?ke. ?Ciekawostka! ? mowie. ? Popatrz co za dranie! Oka przez nich nie zmru?y3e? dzi? do rana.? A on na to, chytrze u?miechniety: ?Ty to jeste?! Zawsze taka musisz bya przekora.? Przysz3a pani Jadwiga, s1siadka. Oboje z me?em trunkowi. Pani Joasiu, powiada, pani pozwoli. Pozwoli3am. Widze, pan Mietek stoi w przedpokoju, w podkoszulku ? i czeka. Wesz3am. Pani Jadwiga zaje3a pozycje strategiczn1 obok pana Mietka i mowi: ? Pani Joasiu. Wychodze wczoraj do roboty i zostawiam klucz pod wycieraczk1. Stary wraca z roboty, patrzy pod wycieraczke ? klucza nie ma! No i gdzie jest ten klucz? Tu pani Jadwiga robi dramatyczn1 pauze. Wreszcie oznajmia tryumfalnie: ? Ide dzi? do Bobka do pokoju, patrze ? klucz le?y pod tapczanem! Przygl1daj1 mi sie oboje wyczekuj1cym wzrokiem: ? Pani Joasiu. I sk1d tam ten klucz? Pani powie. 86 Pan Mietek wpatruje sie we mnie z tragiczn1 pokor1. Pani Jadwiga jest oburzonym znakiem zapytania: ? No i sk1d tam ten klucz?Serce boli mnie zawie?a tak ufnie pok3adane we mnie nadzieje, ale zadanie jako? przekracza moje si3y. ? Nie wiem ? przyznaje ze skruch1. ?Ale sk1d tam ten klucz?! ? nalega prawie agresywnie pani Jadwiga. Z desperacj1 czekam na jakie? objawienie. Pan Mietek, duszacz3owiek, dochodzi do wniosku, ?e ?ona widocznie nie jest do?a komunikatywna. ? Bo widzi pani ? t3umaczy z zak3opotan1 powag1 ? Stara wychodzi wczoraj do roboty. I zostawia klucz pod wycieraczk1 ... Co za palant wymy?li3 powiedzenie ?proza ?ycia?. Ja tak patrze, patrze, i dopatrzya sie nie moge: Gdzie tu, do cholery, jaka proza?! Przecie? to wszystko jest poezja! Opowiada3a mi Monika, ?e podczas ferii by3a w Rzymie z jak1? wycieczk1 czy pielgrzymk1, ktorej uczestnikami by3y dzieci niepe3nosprawne, miedzy innymi jej podopieczna Majka. Dwukrotnie by3y z Majk1 na audiencji w Watykanie. Raz ? jako? po przyje?dzie, drugi ? bezpo?rednio przed wyjazdem. W czasie obu audiencji papie? podchodzi3 do dzieci, wita3 sie z nimi i zadawa3 im ro?ne pytania. Przy drugim spotkaniu ponownie zbli?y3 sie do Majki, pog3aska3 j1 po g3owie i zapyta3, jak ma na imie. ? Jak to?! ? wypali3a Majka. ? To papie? mnie nie pamieta? Przecie? ja tu by3am w zesz3y wtorek! Go?ka (ktora w miedzyczasie dosta3a sie na studia) prosi3a mnie, ?ebym napisa3a jej jakie? wypracowanie na lektorat z angielskiego (zawieraj1ce zdanie, ktore w lu?nym t3umaczeniu na polski brzmia3oby mniej wiecej ?Co za potwor mia3 czelno?a wymy?lia budzik!?) Ostatecznie zdyskwalifikowa3a je. Powiedzia3a, ?e facet od angielskiego nie uwierzy, ?e to wysz3o spod jej piora ? i ?e w ogole. Tak powsta3a ta historyjka o Garbusie: 87 ?ni3o mi sie, ?e zerwa3 sie z uwiezi wielki wiatr i wywia3 mnie z cia3a. Jaki? podmuch wyrzuci3 mnie na zewn1trz i ujrza3am nagle, zaskoczona, ?e me cia3o zosta3o na 3o?ku, a ja sama siedze obok na dywanie. Przesz3o mi przez my?l, ?e umar3am ? ale nie, nie mia3am uczucia, ?e jestem martwa. Wsta3am i podesz3am do okna. Letnia noc zamruga3a na moj widok srebrem gwiazd.Chcia3am otworzya okno, lecz nim wyci1gne3am reke by to uczynia, przenikne3am jako? przez szybe i znalaz3am sie nagle na balkonie. ? Musia3am chyba jednak umrzea. - ywi nie przechodz1 jeszcze przez szyby ? pomy?la3am. Ale nie zrobi3o to na mnie wiekszego wra?enia. - ywa czy umar3a, by3o mi to dziwnie bez ro?nicy. Dostrzeg3am ?wiat3o w oknie Starego Garbusa. P3one3o w oddali z3otym okiem na tle gestej ciemno?ci nieba. Nie wiedziea czemu, zateskni3am za nim nagle jak za kim? bliskim. Dziwne, zna3am go tylko z widzenia i nigdy dot1d nie zaprz1ta3 mej uwagi. Teraz przypomnia3o mi sie nagle, ?e jest cie?ko chory i ma wkrotce umrzea. ?Nie do?yje pewnie do ?wi1t ? mowi3 mi przecie? kto? z s1siadow. ? Powiadaj1, ?e cierpi na serce?. ?Co? ? odrzek3am. ? Nie ma na to rady?. Dzi? stane3y mi w pamieci w3asne s3owa i poje3am nagle, na jak1 to chorobe umiera garbus. ? Szkoda, ?e nie jestem ptakiem ? pomy?la3am. ? Mog3abym wzleciea, przysi1?a na jego parapecie i zajrzea do jego mieszkania. Mo?e mog3abym przynie?a mu jak1? rado?a. Ledwie zd1?y3am to pomy?lea, ju? by3am w powietrzu. Nie mia3am skrzyde3, lecz lecia3am z lekko?ci1 ptaka. W jednej chwili dotar3am do okna Starego Garbusa i przenikne3am do pokoju. Ujrza3am go. Le?a3 w po?cieli, garb pietrzy3 sie, sk3ebiony, gdzie? obok niego. Przygl1da3am mu sie w niemym zdumieniu. Zawsze wydawa3 mi sie stary, szpetny, odpychaj1cy. Teraz, jakby czar jaki? opad3 mi z oczu, zrozumia3am nagle, ?e jest piekny. I przedziwnie jako? drogi mojemu sercu... Nie umia3abym okre?lia jego wieku (obojetny by3 mi zreszt1 i moj w3asny), ju? nie dba3am o to, czy jest stary, czy jest m3ody. Jego garb? ? jeszcze wczoraj my?la3am, ?e jest odra?aj1cy. Dzi? wyrasta3 przede mn1 jak wzgorze ksie?ycowe pe3ne tajemnic, jak legendarny Sezam. Nie by3 gar88 bem ? by3 mocarzem w garb zakletym! - ya i cierpiea sie zdawa3 swym w3asnym ?yciem. Wystarczy3o dotkn1a go i powiedziea: ?Sezamie, otworz sie!? ? a otworzy3by sie z pewno?ci1, ods3aniaj1c magiczny ?wiat najbardziej fantastycznych cudow. Nie zrobi3am tego jednak. Garbus blady by3 blado?ci1 ?mierci, by3 cie?ko chory. Jego serce ? ?miertelnie ranne. Pozwoli3am mu spaa, ?nia do konca ten ostatni sen. Ju? wkrotce mia3 obudzia sie sam ? po innej, lepszej stronie Czasu... Wylecia3am z pokoju i usiad3am na pobliskim debie. Noc by3a ufna, miekka, pe3na zagadkowych westchnien. Pulsowa3a biciem mego serca... Nag3y dzwonek wyrwa3 mnie ze snu. Co za potwor mia3 czelno?a wymy?lia budzik! ?Kto? do ciebie ? powiedzia3a moja ciotka, ods3aniaj1c zas3ony. ? To chyba ten garbus z naprzeciwka. Kaza3am mu czekaa na zewn1trz?. Serce wzlecia3o mi do gard3a. Nie mia3am skrzyde3, ale bieg3am z lekko?ci1 ptaka. By go wpu?cia, by mu otworzya drzwi. Tylu ludzi prosi mnie, abym zapisywa3a swoje my?li. A ja? ? w3a?ciwie nie bardzo wiem, co zapisywaa. Wszystko jest dobre i proste. Nie ma ?mierci. Nie ma wrogow. Wszystko spe3nia sie w mi3o?ci. Tu i teraz. Tam i Zawsze. Tak czuje. Z3udzenia i iluzje? Nie wiem. Moim zdaniem, ?ycie jest jak szko3a. A ka?dy z uczniow jest w innej klasie. I ka?dy ma troche inny materia3 do przerobienia ? ka?dy musi ?przerobia?, zrozumiea i poznaa, samego siebie. Ludzie porownuj1 siebie z innymi lud?mi i niemal wszyscy maj1 za z3e losowi, ?e czego? im nie dostaje. A ludzie ?tacy jak Ty?, to ju? w ogole ? s1 przekonani, ?e dosta3 im sie wyj1tkowo niewdzieczny materia3. Tymczasem ka?dy materia3 jest rownie dobry. ?Trudny? to przecie? nie znaczy jeszcze ?z3y?. Ale to ? ?e by3 rownie dobry ? okazuje sie dopiero po przerobieniu. Je?li kochasz kogo?, to kochasz ca3e jego ?ycie ? bo kochasz wszystko, dzieki czemu jest tym, czym jest. I tak samo, kiedy przerobisz ten materia3: To tak jakby? pokocha3 samego siebie. Widzisz wtedy, ?e wszystko w twoim ?yciu by3o dobre. 89 I widzisz, jasno ? jakby? ?wiat ca3y, jakby? ka?de ludzkie serce mia3 na d3oni ? jak te serca goni1 za z3udzeniami i iluzjami, i jak sam to robi3e? przez ca3e ?ycie...Lecz rozumiesz rownie?, ?e aby wyzbya sie iluzji ? i j1 sam1 trzeba by3o przerobia. Pragne raju. Tesknie za jakim? stanem, ktorego nie potrafie nazwaa. Pragne raju ? ale czasem ogarnia mnie uczucie takiej wdzieczno?ci za wszystko, co ju? zosta3o mi dane, ?e pragnienie raju wydaje mi sie blu?nierstwem. Pragnienie czego? wiecej... Czy? nie jest ono aktem buntu przeciwko sobie? Przeciwko temu, co jest ? bez zrozumienia czym jest to co jest. Jestem tak1 wielk1 zdumiewaj1c1 tajemnic1. Tak1 swoj1... Ziemi1 Obiecan1. Przyklei3am na wazonie karteczke z napisem ?Za chwile wroce. Jo?. Kiedy gdzie? wychodze na chwile, odklejam j1 i przyklejam na drzwiach na wypadek, gdyby kto? do mnie przyszed3. Patrze na te karteczke i my?le: Gdybym umar3a... Jakie dziwne uczucia musia3aby budzia w ludziach ta karteczka. Lechu mia3 dzisiaj urodziny. I pomy?la3am sobie nagle, ?e ? tysi1c lat? ? tysi1c lat to tylko dwadzie?cia razy jego ?ycie. I sta3o sie ? pewnego dnia nie wroci3. Pamietam do dzi?, z jak1 rozpacz1 szuka3am go po nocy. P3aka3am do wewn1trz, bezg3o?nie, 3ykaj1c 3zy ? a zdawa3o mi sie, ?e 3ykam kamienie. I paktowa3am rozpaczliwie z Panem Bogiem, i sprzedawa3am dusze diab3u jednym tchem ? i przysiega3am im, ?e nigdy, nigdy ju? nie wypuszcze go samego. Jeszcze wiele dni po?niej zamiera3am, s3ysz1c pod drzwiami jaki? szmer lub szczekanie pod oknem jakiego? psa. I wtedy, mia3am pewnie nie wiecej ni? z osiem lat, u?wiadomi3am sobie nagle, ?e nigdy, nie mo?na nigdy wiedziea na pewno, kiedy kogo? widzimy po raz ostatni. 90 Je?li bede ?ya jeszcze dwadzie?cia lat, to jeszcze tylko dwadzie?cia razy prze?yje lato.Spotka3am te dziewczynke w pewnym domu, gdzie trafi3am przypadkiem na jakie? przyjecie, w ktorym bra3o udzia3 pare osob. Od pocz1tku przyku3a m1 uwage, bo ? nie wiem, co takiego mog3am zrobia czy powiedziea ? zagadne3a mnie nagle na stronie i zapyta3a, czy nie jest mi w ?yciu jako? za ciasno. ? Bo ja to sie czuje jak w pancerzu ? powiedzia3a. ? Tak bym chcia3a rozwalia ten pancerz i wyj?a na zewn1trz. Popar3am ten zamiar gor1co i ze zdumieniem, zastanawiaj1c sie, czy oto nie stane3a przede mn1 ma w3asna dusza. Ale wkrotce odwo3a3y nas obowi1zki bardziej oficjalnej konwersacji. Rozmowa obraca3a sie, w przybli?eniu, woko3 konstatacji, ?e lepiej bya bogatym i zdrowym ni? chorym i biednym. Matka dziewczynki pare ostatnich lat spedzi3a w Stanach, sk1d wezwa3y j1 do Polski jakie? nieoczekiwane wydarzenia w ?yciu rodzinnym. Mierzy3a sie teraz z my?l1 o powrocie, lecz nie by3o to 3atwe ze wzgledow ani formalnej, ani psychologicznej natury. By3a przygnebiona i rozdarta. Powtarza3a, ?e w tym kraju ?ya sie nie da, ?e nie widzi tu dla siebie ?adnych perspektyw; przytacza3a ca3y pakiet konwencjonalnych argumentow na rzecz wy?szo?ci ?ycia za oceanem. Pani domu, zdeklarowana komunistka, podtrzymywa3a rozmowe tyle? ostro?nie, co bez przekonania. Wizja Ameryki, mieni1cej sie feeri1 barw i mo?liwo?ci, by3a dla niej najwyra?niej zbyt bolesna. Z pewno?ci1 wola3aby us3yszea, ?e ca3y tamtejszy dobrobyt i demokracja utopi3y sie w3a?nie w 3y?ce kremlowskiej wodki. My z dziewczynk1 milcza3y?my. W ktorej? chwili zorientowa3am sie, ?e i ona by3a z matk1 w Stanach i zapyta3am, czy te? chcia3aby tam zamieszkaa. Mia3a co? nie wiecej ni? trzyna?cie lat i zaskoczy3o mnie spokojne, ?wiadome siebie zdecydowanie, z jakim odpar3a, ?e nie ? woli ?ya w Polsce, w Polsce bardziej jej sie podoba. ? A co w Polsce bardziej ci sie podoba? ? podchwyci3a z nag3ym o?ywieniem pani domu. Daleka by3a od jakich? g3ebszych psychologicznych wgl1dow. Mia3a nadzieje, ?e us3yszy jaki? 3a91 twy slogan, ktory przyda nowych rumiencow p3owiej1cym sztandarom jej m3odo?ci. ? Ta szaro?a ? powiedzia3a dziewczynka. ? Ta bieda. Bed1c w Berlinie, trafi3am kiedy? do pewnej narkomanki, Polki z pochodzenia, ktora wyjecha3a z Polski jeszcze przed stanem wojennym. Gdy umawia3am sie z ni1 przez telefon, z trudem szuka3a w pamieci swego adresu, cierpliwie przypomina3a sobie swe nazwisko, stacje metra, ulice, numer domu. Kiedy nadesz3am, otworzy3a mi drzwi i odp3yne3a bez s3owa w g31b mieszkania. By3a przezroczysta, nieobecna, snu3a sie jak sen. Chodzi3a po pokoju, dramatyczna i nierzeczywista, jak go?a z innego ?wiata, dotyka3a ro?nych przedmiotow ? a to jakiej? serwety, a to krzes3a ? mowi3a, ?e sprz1ta. W ktorym? momencie uda3o mi sie z3apaa z ni1 na chwile jaki? kontakt i, w?rod paru innych pytan, zada3am jej pytanie, czym sie zajmuje. Zag3ebi3a sie na to jako? w siebie i zamilk3a na d3u?sz1 chwile. Wreszcie powiedzia3a: ? Ach. Mam tyle pracy. ? Tak? Ale co w3a?ciwie robisz? ? zapyta3am. By3 pocz1tek listopada. ? Wiesz ? odrzek3a ? zbli?aj1 sie ?wieta. A ja zostawi3am w Polsce tylu bliskich ludzi... O ka?dym musze pomy?lea... Czarna Zuzanna powiedzia3a, ?e jest na zwolnieniu, bo ?ma co? z g3ow1?. Wydaje jej sie, ?e czuwaj1 nad ni1 dobre duchy i ?e rozmawia ze zmar3ymi. ? A mo?e naprawde rozmawiasz ze zmar3ymi? Mo?e nie by3o to najszcze?liwsze pytanie, ale nie przesadzajmy. Ostatecznie co? w tym z3ego, ?e nad kim? czuwaj1 dobre duchy, czy ?e kto? prowadzi rozmowy ze zmar3ymi. Ja na miejscu Czarnej Zuzanny te? wola3abym pogadaa z duchami, ni?, powiedzmy, z jej matk1 czy tak1 Ann1. ? Tak my?lisz? ? zapyta3a jakby z ulg1. ? Nie wiem, co mam my?lea ? powiedzia3am. ? Ale mam uczucie, ?e ciebie bardziej do3uje my?l, ?e jeste? chora, ni? sama ta, nazwijmy j1, choroba. Mo?e przestan sie tak tym przejmowaa, bo naprawde jeszcze dostaniesz jakiego? ?wira. 92 Nie przejmowaa sie. Latwo powiedziea. Ja osobi?cie dawno dosta3abym ju? ?wira. A z pewno?ci1 dawno udusi3abym ju? Anne.Uduszenie Anny wydaje sie bya jedyn1 metod1 na to, ?eby zamkn1a jej usta. Jest to jedna z trzech starszych siostr Czarnej Zuzanny i odk1d j1 pamietam ? a pamietam j1 od lat blisko dwudziestu, bo pozna3am Zuzanne jeszcze na studiach ? wszystkie swoje prawa w tym domu wymusza wrzaskiem. Jest to tak przera?liwy jazgot, ?e wszyscy domownicy przyuczyli sie jej na ka?dym kroku ustepowaa, byle tylko przesta3a krzyczea. Ale ona krzyczy i tak. Krzyczy ? bo sama nie cierpi tego domu. Krzyczy ? bo nie mia3a w ?yciu ?adnego ch3opa. Bo jest samotn1, zgorzknia31 kobiet1 po czterdziestce i choa na wynos potrafi bya wcale ujmuj1ca, w domu ca3y swoj urok i og3ade zmywa z siebie dok3adnie wraz z makija?em. Dom Zuzanny nigdy nie by3 domem szcze?liwym. Ojciec, dzi? nieobecny, milcz1cy starzec, w m3odo?ci by3 cz3owiekiem surowym i apodyktycznym. Matka to klasyczna pani Dulska, pozbawiona ciep3a i wyobra?ni. Dwie najstarsze corki opu?ci3y rodzinne gniazdo, nim zd1?y3y sie nabawia jakiej? nerwicy. Zuzanna mia3a mniej szcze?cia. Najm3odsza i najs3absza psychicznie w ca3ej rodzinie, od pocz1tku mia3a jakby podciete skrzyd3a. By3a spieta, nieufna, ba3a sie ludzi. Jej nieliczne zwi1zki z facetami konczy3y sie nieodmiennie jakim? krachem. Raz czy drugi probowa3a sie wyprowadzia, ale zawsze wraca3a na tarczy. Matka i Anna wita3y j1 tryumfalnym ?A nie mowi3am?!? Nie widzia3am jej od 3adnych paru lat. Kilka dni temu zadzwoni3a do mnie z pro?b1, ?ebym koniecznie do niej przysz3a. Zaproponowa3am, ?e mo?e spotkamy sie raczej u mnie, ?eby moc pogadaa na luzie, lecz odrzek3a, ?e nie, to niemo?liwe ? jest uwieziona w domu, od miesiecy nigdzie jej nie wypuszczaj1, cud, ?e w ogole uda3o jej sie wyrwaa do telefonu. Jej matka powita3a mnie niechetnie. Zawsze okazywa3a mi uprzejm1 wrogo?a. Nie zd1?y3y?my pogadaa i po3 godziny, kiedy nagle wesz3a do pokoju. Zuzanna wysz3a w3a?nie zrobia herbate. ? Prosze ju? i?a, tu nie ma warunkow na rozmowy ? powiedzia3a. ? Nie ma po co do niej wiecej tu przychodzia. Pani niech 93 nie s3ucha, co ona mowi, ona jest chora. Z ni1 nie ma kontaktu, musi sie leczya.Powtorzy3a to kilkakrotnie w ro?nych wariantach, z jakim? przedziwnym jadem i pogard1, zamaskowan1 nieudolnie ob3udn1 trosk1. Pozwoli3am sobie zauwa?ya, ?e nie dostrzegam, aby Zuzanna mowi3a co? od rzeczy. - e, owszem, rozumiem, ?e jest chora, lecz tym bardziej przecie? potrzebuje ?yczliwych ludzi i nie mo?na jej odcinaa od ?wiata. ? Ma nas ? odpar3a g3ucho. ? Ma rodzine. Zuzanna wroci3a z herbat1 i usiad3a do niej jako? bokiem. Ta posta3a jeszcze przez chwile za jej plecami jakby szukaj1c w my?li, co tu dodaa. Wreszcie powiedzia3a teatralnym szeptem: ? Ona ma tu! O, tu! Postuka3a sie przy tym w g3owe i narysowa3a sobie na czole palcem ko3ko. Powiedzia3am do Zuzanny: ? S3uchaj, w tej sytuacji to mo?e rzeczywi?cie, posiedze jeszcze chwile i ju? pojde. Sprobujemy sie jako? inaczej spotkaa. ? Lepiej id? ? zgodzi3a sie. ? Ale napijmy sie chocia? razem tej herbaty. W chwile po?niej trzasne3y drzwi wej?ciowe. To wraca3a z pracy Anna. Zamieni3y?my kilka inteligentnych zdan o niczym, uprzedzi3am j1 na wszelki wypadek, ?e ju? wychodze (dzieli pokoj z Czarn1 Zuzann1 i nie cierpi w domu ?adnych obcych) i mia3am nawet tak1 my?l, ?e tym razem obejdzie sie mo?e jako? bez skandalu. Zuzanna jeszcze przez telefon b3aga3a mnie, ?ebym w razie awantury da3a spokoj i nie stawa3a w jej obronie. ? Dobra ? powiedzia3am. ? Masz to jak w banku. Bede pokorna jak nowo narodzone szczenie. Przed wyj?ciem uda3am sie jeszcze na chwile do 3azienki. I bez ?adnej widomej przyczyny, wtedy w3a?nie, nagle sie zacze3o. Us3ysza3am ten, tak dobrze mi znany, agresywny, histeryczny jazgot: ? Ty jeste? chora! Chora! ? krzycza3a Anna. ? Twoje miejsce jest u czubkow! My tu wszyscy sie przez ciebie wykonczymy! I ja, i tatu?, i mamusia! Wpedzasz nas tu wszystkich do grobu! 94 Jazgot wznosi3 sie piskliwie i opada3, by za chwile siegaa znowu ostrzejszych tonow.Zuzanna probowa3a sie s3abo bronia. Us3ysza3am, jak z przedziwn1 3agodno?ci1, mowi: ? Przestan. Ty nie masz chyba Boga w sercu. Matka pospieszy3a na odsiecz Annie: ? Boga to ma sie tu. O, tu! ? powiedzia3a. I doda3a z m?ciw1 satysfakcj1: ? Tu ma sie Boga, a nie w sercu! Nie znam ?adnych intymniejszych szczego3ow jego biografii. Wiem tyle, ?e od lat probowa3 pisaa jak1? ksi1?ke, bohaterk1 ktorej by3a m3oda dziewczyna, i on sam ? sentymentalny, nie?mia3y, egzaltowany troche pan po pieadziesi1tce. Nigdy nie uda3o nam sie bli?ej zaprzyja?nia. Moje ?ycie p3one3o 3un1 po?arow, jego ? tli3o sie nik3ym, lekliwym p3omieniem, a? wreszcie zgas3o. Wpada3am do niego z rzadka i na krotko. Opowiada3 zwykle o swych chorobach, czasem odczytywa3 kolejne fragmenty swojej ksi1?ki i pyta3 mnie o zdanie ? a ja czu3am sie jak lekarz, ktory mowi pacjentowi, ?e ?jest nie?le?, choa jest pewien, ?e ten d3ugo nie poci1gnie. By3 zbyt kruchy i samotny, by chciea znaa prawde ? a i ta przestaje bya sob1, kiedy s3u?ya ma samej tylko sobie. Jemu s3u?y3a jego ksi1?ka. Dlatego s3ucha3am do?a cierpliwie przyd3ugich tyrad, w ktorych ?on? z pedanteri1 opiewa3 szczego3y zabudowy Starego Miasta podczas wieczornych spacerow z ukochan1 ? i informacji o ?yciu Chopina i Mozarta, jakimi ?ona? odpowiada3a mu w chwilach intymniejszych wzruszen. Ktorego? dnia, bed1c w nastroju szczegolnej jakiej? otwarto?ci, opowiedzia3 mi prawdziw1 historie ich spotkania. Poprzedzi3 swe opowiadanie d3u?szym wstepem, mowi3 o tym, jak samo jej wspomnienie pomaga3o mu ?ya przez d3ugie lata, i my?la3am, ?e chodzi tu o jeden z tych rzadkich i g3eboko intymnych zwi1zkow, co to wywrzea musz1 niezatarty wp3yw na czyje? ?ycie. Spotka3 j1 przed z gor1 dwudziestu laty ? ona sama mia3a ich nie wiecej ni? dwadzie?cia. Odst1pi3a mu bilet w autobusie i t1 drog1 jako? wdali sie w rozmowe. Pogadali potem jeszcze chwile 95 na przystanku. Powiedzia3a, ?e ma ch3opaka, jest zajeta, lecz nalega3 by poda3a mu swoj telefon. Dzwoni3 do niej do pracy kilka razy. Nie wiem, jakie prowadzi3 z ni1 rozmowy. Mowi3 o nich z zagadkowym u?miechem ? jak wierz1cy, co strze?e przed profanem dostepu do tajemnic swojej wiary.Ktorego? dnia namowi3 j1 na kawe i spedzili wspolnie pare godzin w jakiej? kafejce. Powiedzia3a, ?e i ona jest pod wra?eniem jego osoby, rzadko mo?na dzi? spotkaa ludzi takiej kultury. Przeprasza3a, lecz na dniach ma wyj?a za m1?, niech wybaczy, niech wiecej ju? nie dzwoni. Opowiada3 o tym wszystkim z pietyzmem, rozja?niony jakim? wewnetrznym ?wiat3em na to wspomnienie. ? I co? ? zapyta3am rozczarowana ? I na tym koniec? Nigdy nie by3am krolow1 taktu. Lecz szcze?liwie jako? nie zwroci3 na to uwagi. ? Nie ? odpar3. ? Jeszcze poszli?my na spacer po Starym Mie?cie. I wiesz... ? spojrza3 na mnie i zawaha3 sie przez chwile, jakby wa?1c w sobie, czy uczynia to zwierzenie. ? By3 mroz, a ja nie mia3em rekawiczek. I wtedy ona powiedzia3a do mnie... Powiedzia3a: ?To w3o? moje. Bo sie przeziebisz.? Go?ka przyprowadzi3a dzi? Adama, swojego kolege z roku. Posiedzieli?my, pogadali?my. W pewnym momencie wspomnia3am co?, ?e nie mam forsy. Adam powiedzia3 do mnie: ? Proponowa3em ju? Go?ce, ale ona nie chce. Mo?e ciebie to zainteresuje. Mam tak1 jedn1 znajom1, studiuje prawo. I by3a kiedy? w jakim? zak3adzie karnym czy co? takiego, rozmawia3a z jakimi? wie?niami i prosili, ?eby pisa3a do nich listy, to bed1 jej za to p3acia. Na tym mo?na ca3kiem nie?le zarobia. Mowi, ?e ma z tego drugie stypendium. Powiedzia3am: ? Naprawde? Jakie to smutne. ? Nie, dlaczego ? zaprzeczy3. ? Nie musisz pisaa do wie?niow. Na to podobno jest nawet du?e zapotrzebowanie. Bo wiesz, jest wielu ludzi samotnych, chorych... Chcieliby, ?eby kto? do nich napisa3 i staa ich na to, ?eby zap3acia. 96 Troche go speszy3o nasze milczenie. ? Ja was nie rozumiem ? powiedzia3 ? Przecie? to jest normalna us3uga. Co chcecie, takie jest ?ycie.Zadzwoni3am wieczorem do Rafa3a i opowiedzia3am mu o tej rozmowie. Milcza3 przez d3u?sz1 chwile. Wreszcie powiedzia3: ? Kurcze. A taki by3em dzisiaj szcze?liwy. Kocham deszcz. Je?li ?al mi bedzie z czym? ?egnaa sie na tym ?wiecie, to chyba z deszczem. Nie wiem, po co ja to wszystko pisze. To wszystko sie nie liczy. Kto? zapyta3 mnie, czy ?wierze w Boga?. Nie wiem, czy wierze w Boga ? nie wiem, czy w ogole w cokolwiek wierze. To wszystko jest niewa?ne wobec tego, co czuje, wobec tego ogromnego wspo3czucia, ktore mnie czasami ogarnia, kiedy my?le o innych ludziach. Ogl1da3am w kinie nocnym film ?Przemoc?, ktorego bohater podczas napadu na bank robi krwaw1 jatke, zabijaj1c wszystkich ?wiadkow tego wydarzenia, swoich wspolnikow i pracownikow banku. Potem ucieka i w dosya brutalny sposob terroryzuje dwoje przypadkowych ludzi, bior1c ich za zak3adnikow. Wreszcie dopada go kilku snajperow z karabinami maszynowymi i robi1 z niego miazge. Szkoda mi by3o tego faceta. By3 taki gruby i bezbronny... Pomy?la3am sobie wtedy ? po prostu poczu3am ? ?e ci ludzie, ktorzy robi1 co? z3ego, mo?e najbardziej potrzebuj1 mi3o?ci. Od pewnego czasu, czesto, niemal z regu3y, bardziej szkoda mi mordercy ni? ofiary. Nie jest wa?ne, czy jest Bog. Ja chyba jakiej? choroby rzadkiej dosta3am. Wszystko wydaje mi sie TAKIE ZNAKOMITE! Wszystko wydaje mi sie ? jest! ? takie doskona3e! Czasem choroba troche ustepuje, trawi mnie jaki? lek czy niepokoj, albo czuje sie zagro?ona przysz3o?ci1, albo my?le sobie: kurcze, czy nie jest za dobrze?! Albo my?le: min13 97 tydzien, i nastepny minie rownie predko ? a ja? ? co ja zrobi3am dobrego ? dla siebie? ? dla innych ludzi? ? i wtedy ogarnia mnie jaki? niepokoj. Ale to nie trwa d3ugo, ani nie jest g3ebokie ? i znowu ? znowu jestem chora ? na ?szcze?cie?? ? znowu nie moge sie nadziwia ? ?e... jest tak dobrze!?My?le, ?e to uczucie ? dopiero to uczucie: to niewa?ne czy jest Bog ? jest wyrazem prawdziwej wiary. Czy?, sk1din1d, nie jest to totalne votum zaufania dla wszystkiego, co jest i jak jest? Totalne i zupe3nie bezinteresowne. To zabawne. Bog jest ostatni1 rzecz1, o ktorej mog3am s1dzia, ?e potraktuje j1 powa?nie. A dzi? przywo3uje go na ka?dej stronie. I dopiero dzi? wiem, ?e robi3am to zawsze. O Bo?e. Cokolwiek mnie jeszcze czeka... cokolwiek sie stanie, ja ju? wiem, ?e nie ?y3am, ?e nie ?yje sie na darmo! I nie, na Boga. Nikt mi nie wmowi, ?e jestem ?miertelna! 98 99 M A R C I N 100 Nie mo?na bya dobrym. Mo?na tylko kochaa i ?ya na miare tego, co sie pokocha3o... 101 Siedze nad t1 pust1 kartk1 ju? od kilkunastu minut i po prostu nie wiem, od czego zacz1a. Ju? na sam1 my?l, ?e mam formu3owaa jakie? my?li, czuje sie tak ?miertelnie znu?ony, ?e najchetniej rzuci3bym sie na 3o?ko i zasn13. Ale predzej czy po?niej i tak bede musia3 Ci to wszystko powiedziea, bo ani sam nie zaznam spokoju, ani, jak widaa Ty mi go nie dasz. Zrozum, ja mam jedno uczucie ? ?e jestem ?miertelnie znu?ony.Gdyby obliczya ca3y ten wysi3ek, jaki bez Twojej pomocy musia3bym wk3adaa codziennie w podstawowe formy przemieszczania sie, takie jak: z wozka na wozek, z boku na bok, z plecow na brzuch i, powiedzmy, jeszcze pare innych, s1dze, ?e dorowna3bym gornikowi na przodku. Zreszt1 bez Ciebie w ogole bym nie wyrobi3. Jednym ruchem potrafisz zaoszczedzia mi tyle meki, wprost trudno mi w to uwierzya. Tak bardzo wros3em ju? w ten trud, ktorym musze okupia ka?dy drobiazg. Czasem le?e, rzucony na 3o?ko jak szmata, i budzi we mnie sprzeciw ju? sama my?l, ?e mia3bym sie jako? podnie?a. Kiedy podchodzisz do mnie w takiej chwili, ja jeden wiem, czym s1 dla mnie Twoje rece. A przecie? ta mordercza walka z w3asnym cia3em wyczerpuje mnie nie tylko fizycznie. Bolesna jest ju? sama ?wiadomo?a w3asnej bezradno?ci, niezdarno?ci, wreszcie nawet braku estetyki w tym wszystkim. Mecz1 mnie ju? same s3owa, ktorymi trzeba to wszystko nazywaa ? d?wign1a sie, wesprzea, przesun1a, pod102 ci1gn1a, ?e ju? daruje sobie inne. Czesto my?le, ?e gdyby? chcia3a opowiedziea swoim kole?ankom z uczelni o tym, co musisz codziennie ze mn1 prze?ywaa, one nie chcia3yby tego nawet wys3uchaa. A gdyby? chcia3a opowiedziea im to ze szczego3ami, poczyta3yby Ci to za nietakt. Poza tym jest jeszcze ta sprawa, ?e nie jestem ju? taki odporny na bol, jak by3em kiedy?. Znasz mnie przecie? od tej strony. Sama kiedy? powiedzia3a?, nawet pamietam kiedy i do kogo, ?e ?dopoki Andrzejowi reki nie urwie, nie zauwa?y?. Mia3a? wtedy ze trzyna?cie lat, moja Ty Jasnowidz1ca G3owko. Ale teraz, po tym wszystkim co przeszed3em, jest ju?, niestety, inaczej. Ja po prostu odruchowo ju? cofam sie przed bolem, zanim on jeszcze nast1pi. O ile w ogole mam sie gdzie wycofaa. Stale mnie napieprza kregos3up, i kikuty, i wszystko. Wszystko mam dok3adnie pojebane, sama wiesz. Nie chodzi o to, ?e sie skar?e ? jest jak jest, i jeszcze sie jako? trzymam ? ale chcia3bym, ?eby? to sobie u?wiadomi3a i nie wymaga3a ode mnie zbyt wiele. Nadal chcesz mnie widziea tym, kim by3em dawniej. Bog jeden wie, jak chcia3bym temu sprostaa, ale po prostu nie potrafie, nie mam na to si3y. Nie traktuj mnie jak okaleczonego bohatera, bo naprawde nim nie jestem. Jestem beznogi, bezreki, bezradny, bezsilny, bezczynny i tak ju? ma zostaa. Tesknie za gorami, za prac1, za wysi3kiem fizycznym, ktory mia3by jaki? sens, za tym, ?eby sobie troche postaa, ?e ju? nie o?miele sie powiedziea, pochodzia. Za tym, ?eby kto? dostrzeg3 we mnie mo?e co? wiecej, ni? dodatek do tego wozka... Tak, Kochanie. Nie mam wygorowanych wymagan. A przecie?... co mo?e bya moj1 jedyn1 realn1 tesknot1, sama mo?esz sie domy?lia. A to przecie? dopiero jeden aspekt ca3ej sprawy. Dodaj do tego jeszcze tak1 rzecz, jak ?wiadomo?a, ?e jestem Ci cie?arem. I nie zaprzeczaj ? bo jestem. W najdos3owniejszym tego s3owa znaczeniu. Wiem, ?e sama tak mo?e tego nie czujesz, ale mnie sie chce p3akaa, kiedy my?le o tym, jak d?wigasz te moje strzepy. A to, ?e, jak piszesz, sam te? ?podciera3em Ci dupe w dziecinstwie?, jako? mnie ma3o pociesza. Twoje ?Olej to, szczaj, gdzie ci wypadnie!? rownie? nie jest szczegolnie pocieszaj1ce. Ale za to 103 bardzo kochane. Dobrze, mo?esz mi to powiesia nad 3o?kiem, a nu? co? rzeczywi?cie pomo?e.Ale nie chodzi tylko o takie sprawy, kiedy mowie, ?e Ci jestem cie?arem. Sam jestem, w pewnym sensie, bardziej obojetny na swoje kalectwo, ni? Ty jeste?. Naprawde. Widze przecie?, jak na mnie patrzysz i wiem, co czujesz. Zawsze wiedzia3em, ale teraz zyska3em chyba jaki? dar telepatii, bo po prostu widze Twoje my?li i widze, co czujesz bez po?rednictwa jakiegokolwiek wnioskowania. I wiem, ?e czesto czujesz sie tak, jakby? sama siedzia3a na tym wozku. To mnie dobija psychicznie, bo ostatni1 rzecz1, jakiej bym pragn13, jest to, ?eby? identyfikowa3a sie ze mn1 w taki sposob. Po prostu zabraniam Ci to robia! Obawiam sie tylko, ?e moge Ci zabraniaa do oporu. Ale naprawde, bardzo mnie to martwi. Boje sie, ?e mo?esz potem do konca ?ycia nie uwolnia sie od jakich? przykrych wizji. Co mnie pociesza, to Twoj optymizm. Traktujesz mnie traktatem o zbawiennym wp3ywie gimnastyki na ?ycie cz3owieka i tak dalej. A? sie roze?mia3em, kiedy to czyta3em. Zupe3nie jakbym s3ysza3 nasz1 Bunie z jej przemowieniami na temat dyscypliny, woli i konieczno?ci mycia sie w zimnej wodzie. Marcinku, okazuje sie jednak, ?e jeste? nieodrodn1 wnuczk1 w3asnej babci! Ale nie zapominaj o tym, ?e i ja wyszed3em z tej samej szko3y. Doceniam Twoje intencje, ale ja sie Ciebie zapytowywuje, czym w3a?ciwie ja mam robia te gimnastyke? Nie brakuje mi woli. Po prostu ? pozwoli3em sobie na komfort nierobienia z siebie ma3py. Do?a robie za ma3pe, kiedy przesiadam sie na wozek. I w paru innych powtarzaj1cych sie codziennie sytuacjach. Nie chce pe3zaa jak robak po dywanie, to nic nie da. A Tobie ten widok te? nie sprawia chyba przyjemno?ci. Wiesz, ?e nie boje sie wysi3ku. A je?li masz co do tego w1tpliwo?ci, to przysiegam Ci, ?e gotow by3bym awiczya przez ca3y bo?y dzien, gdybym mog3 dzieki temu uwolnia Cie, na przyk3ad, od trudu pomagania mi w 3azience, lub odci1?ya Cie w jakikolwiek inny sposob. Czy w ogole, cokolwiek wiecej ze sob1 zrobia. Ale sama wiesz, jak to ze mn1 jest. Jestem Guliwerem w Kraju Twoich Dobrych R1k ? bez Ciebie uton13bym w swoim w3asnym gownie. Pozwol wiec, ?e nie bede jednak robi3 tej gimnastyki. 104 Piszesz, ?e sie zmieni3em, ?e nie chcesz, ?ebym mia3 te ?odjazdy? itd. Kochanie, jak?e mog3em sie nie zmienia, skoro wszystko tak bardzo sie zmieni3o? Zmieni3a sie relacja miedzy mn1 a przedmiotami, miedzy mn1 a innymi lud?mi, miedzy mn1 a ?yciem w ogole. Zreszt1, czy naprawde a? tak bardzo sie zmieni3em? Obawiam sie, ?e rzecz ca3a polega raczej na tym, ?e nie chce i nie potrafie sie zmienia. A ?e mam te, jak to nazywasz, ?odjazdy??Jest to raczej jeden wielki totalny odjazd, nie uwa?asz? Kiedy po raz pierwszy przeczyta3em Twoj list (zabawna jest ta Twoja korespondencja przez ?ciane), mia3em ochote zawo3aa Cie i powiedziea: Marcin, czego Ty jeszcze ode mnie chcesz? Co ja Ci w3a?ciwie mam takiego powiedziea? Czy chcesz, ?ebym sie przed Tob1 kompletnie wypatroszy3? A co to da. Ani mnie, ani Tobie nie bedzie od tego l?ej. A poza tym, to jest jak z rzyganiem. Mo?e i mia3bym ochote sie wyrzygaa, ale nie mam czym. Ca3y ten syf wszed3 mi ju? w krew. Nic co powiem, nie odda tego, co czuje, a masz racje, nie potrafie ani p3akaa, ani wya. Chcia3bym, ale nie potrafie, szczegolnie wobec Ciebie. Zreszt1, co by to zmieni3o. A poza tym, wierz mi, ?e czasem nie czuje dok3adnie nic. Wiec na co Ty jeszcze czekasz? Wyjd? wreszcie z tej zadymionej klatki, odetchnij kilka razy ?wie?ym powietrzem i zobacz, ?e ?wiat sie jeszcze nie skonczy3. Albo zadzwon do jakiego? kumpla i id?cie sobie razem na piwo, czy gdzie chcecie. Nie sied? tu przy mnie, przestan kontemplowaa ten moj ?a3osny odw3ok, zapomnij choa na chwile, ?e ja w ogole jestem! Jeste? m3oda, jeste? ?liczna. Przera?a mnie my?l, ?e zagrzebujesz sie tu ze mn1 w tym grobie. Przecie? widze, co sie z Tob1 dzieje. I nie wiem, kto tu bardziej potrzebuje pomocy ? ja czy Ty. Je?li naprawde chcesz mi pomoc, musisz najpierw pomoc sama sobie, a to znaczy stan1a na swoich w3asnych nogach i przestaa stale sie na mnie ogl1daa. Pare dni temu, przegl1daj1c stare papiery, znalaz3em list, ktory napisa3a? do mnie kiedy? z wakacji. Piszesz, ?e ?ni3a Ci sie wielka straszna stodo3a, a Ty by3a? pieskiem, czy co? takiego, i kto? Cie chyba goni3, czy przestraszy3. I ?e bieg3a? do mnie z rozwianymi uszami, ogl1daj1c sie i poszczekuj1c za siebie, pewna, ?e ja Cie obronie. I tak sobie pomy?la3em, ?e mine3o tyle lat od tamtej chwili, 105 a Ty nadal biegniesz do mnie z tymi ?rozwianymi uszami?, w ?yciu, ktore, bardziej ni? kiedykolwiek, jest dzi? wielk1 i straszn1 stodo31. Szczerze mowi1c kiedy na to patrze, ogarnia mnie co? po?redniego miedzy wzruszeniem a irytacj1.Wybacz. Wiem, ?e jest Ci cholernie cie?ko. Wiem i rozumiem du?o wiecej, ni? jestem w stanie wyrazia s3owami. Czasem wydaje mi sie, ?e w ogole wiem wszystko o wszystkim. Ale, niestety, nie potrafie Ci tego przekazaa. Zreszt1 nie wiem, czy niestety. Jest to wiedza, ktorej nie dostaje sie za darmo. I nie zawsze warta jest swojej ceny. Pytasz mnie, czy Cie kocham. To ju? chyba gorzej ni? ?le. Kiedy by3a? ma3a, potrafi3a? mi zadawaa to pytanie po kilka razy dziennie. Mam ju? tak wyawiczon1 odpowied?, ?e trudno by mi sie by3o pomylia. Ja Cie nie tylko kocham, Marcin ? ja sie czuje za Ciebie odpowiedzialny. O ile to w ogole da sie rozgraniczya. W3a?nie dlatego, ?e wiem, ?e jestem dla Ciebie nie tylko bratem, ale, jak sama piszesz, ?ojcem, matk1 i jedynym prawdziwym przyjacielem?. Ale dodaj do tego jeszcze dziadka i babcie, a zdystansujesz wkrotce ca3y ten s3awny serial o krokodylu. Musisz, niestety, u?wiadomia sobie, ?e nie jestem dla Ciebie ?adnym ?ca3ym ?wiatem?. Ani ja dla Ciebie, ani Ty dla mnie. Wiem, ?e jestem niezwyk3y, niekonwencjonalny, wybitnie przystojny i w dodatku wyj1tkowo atrakcyjny, bo wymagam szczegolnej opieki, ale ? wybacz ? czas ju? wreszcie przeci1a te pepowine. Pewne uk3ady skonczy3y sie nieodwracalnie, a poza tym, za du?o tych wszystkich rol na moj1 jedn1 g3owe. Bardzo serdecznie Cie prosze, naprawde, bardzo szczerze Cie prosze ? nie ogl1daj sie na mnie. Nie powiem: rob, co Ci serce dyktuje, bo serce Ci sie ka?e obejrzea. Ale umowmy sie ? pomin1wszy to, z czym sobie fizycznie nie radze, to znaczy pomin1wszy te drobne tysi1c rzeczy ? moje ?ycie i moje kalectwo to jest moja sprawa. I nie my?l za du?o o tym, co ja czuje, jak ja sie czuje itd. Albo z gory sobie za3o?, ?e sie czuje chujowo i nie zawracaj sobie tym wiecej g3owy. Prosze, aby? wzie3a sobie do serca to, co mowie. Mo?e nie bya mi 3atwo to powtorzya. Wszystko to nie jest takie proste niestety. 106 Skoncze na tym, bo ju? nie moge wyrobia, musze sie po3o?ya.Chcia3bym co? jeszcze dopisaa, skoro ju? w ogole do tego dosz3o, ale nie moge ju? d3u?ej siedziea. Dziekuje Ci za to, ?e zmusi3a? mnie do napisania tego listu. Jeste? m1dra. Jeste? m1dra i bardzo kochana. Wzrusza mnie ta ogromna desperacja, z jak1 probujesz poderwaa mnie do ?ycia, ale czesto moim jedynym pragnieniem jest, ?eby? zostawi3a mnie w spokoju, nie zmusza3a mnie ju? wiecej do ?adnego wysi3ku, ?eby? pozwoli3a mi wreszcie odwrocia sie od samego siebie. Nie mam si3y czytaa tego, co napisa3em, ani tym bardziej poprawiaa b3edow. Przepraszam. Strasznie to wszystko wygl1da, ale reka mi dretwieje przy tej maszynie. Mam nadzieje, ?e jako? to odczytasz. P.S. Na krotko przed tym wszystkim byli?my z Ba?k1 w M. i staneli?my w kolejce po piwo. Czekali?my d3ugo, bo przed nami by3o chyba z pieadziesi1t osob. Nagle Ba?ka powiedzia3a: ?Zobacz?. Spojrza3em i zobaczy3em m3odego cz3owieka z potwornie zniekszta3con1 twarz1. By3a to twarz nie tylko pokryta bliznami, ale taka, ktora w ogole nie zachowa3a rysow. Jedna jej po3owa by3a jakby rozlana, druga ?ci1gnieta i asymetryczna. Gdzie? w tym wszystkim, na ro?nej wysoko?ci, p3ywa3y oczy. Byli?my wstrz1?nieci. Ba?ka powiedzia3a: ?Bo?e. Nie ma chyba filozofii, ktora mog3aby pomoc cz3owiekowi w takiej sytuacji?. (Ja jej sie nie dziwie! Ju? kto jak kto, ale ona nie zna na pewno takiej filozofii!) Dzi? czesto przypomina mi sie ta scena i przychodz1 mi do g3owy ro?ne my?li. I staj1 mi przed oczami s3owa z wiersza Lorki, z tego zbiorku, ktory podarowa3a? mi kiedy? na urodziny: Drwalu, ul?yj mej mece. Odr1b moj cien ode mnie, bym bez owocow nie widzia3 sie wiecej! 107 Pole?a3em pare godzin i zwlok3em sie jednak jeszcze raz do tej maszyny, ?eby powiedziea ju? wszystko do konca. Nie zrobi3em tego od razu, bo nie mia3em na to odwagi. Nie mia3em odwagi bya wobec Ciebie a? tak brutalny. Ale teraz poczu3em, ?e je?li nie powiem tego w3a?nie teraz, to mo?e nigdy ju? nie bedzie mnie na to staa ? i moge ju? nie zd1?ya Ci tego powiedziea.Wybacz brutalno?a tych s3ow, ale wreszcie co? mo?e bya brutalniejszego ni? samo ?ycie. Marcin, pomy?l! Jestem odarty totalnie ze wszystkiego. Jestem ?ywcem wypreparowany z ?ycia. Musisz, musisz zechciea mnie zrozumiea. Ja mam jedn1 jeszcze tylko sprawe na tym ?wiecie ? przekonaa Cie, ?e j a ju? do tego ?wiata nie nale?e. I ?e mam prawo sam dokonaa wyboru. Nie prosze Cie o Twoj1 zgode. Ani nie musze Cie o ni1 prosia, ani nie o?mieli3bym sie obci1?ya Cie w podobny sposob. Prosze, aby? to zrozumia3a i wybaczy3a. Bo wiem, ?e je?li mi tego nie wybaczysz, nie bedziesz mog3a z tym ?ya. Dlatego nie chce, nie moge za3atwiaa tego za Twoimi plecami. Choa mo?e by3oby to 3atwiejsze. Latwiejsze w jaki? sposob dla nas obojga. Ale wiem, ile dla Ciebie znacze. I Ty wiesz, ile znaczysz dla mnie. Wiec jestem Ci to po prostu winny. Jeste?my to sobie wzajemnie winni! Nigdy nie robi3em sobie z3udzen, ?e bedzie mi dane wrocia do tak zwanego normalnego ?ycia. Ale nie my?la3em, jednak nie 108 my?la3em, ?e wszystko to bedzie wygl1daa w3a?nie tak! Umia3bym pogodzia sie nawet z kalectwem, gdyby pozostawi3o mi jak1? szanse. (I gdyby ludzie pozostawili mi jak1? szanse!) Gdybym mog3 chocia? chodzia o kulach, gdybym mia3 chocia? obie rece. Chocia?! Moj Bo?e, co ja mowie. Wystarczy3oby mi du?o mniej. Ja sie czasem sam siebie przera?am, jak ?a3osne jest to ?mniej?, o ktorym marze.Kiedy by3em jeszcze w szpitalu, zazdro?ci3em ch3opakowi, ktory jak ja, by3 po amputacji obu ud. On mog3 walczya jeszcze o jak1? godn1 przysz3o?a. Ja ? sra3em wtedy i szcza3em pod siebie, i bezradnie wspiera3em sie na ramionach m3odych kobiet, ktore sam chetnie wzi13bym w ramiona. Zastanawia3em sie, czym mo?e bya piek3o, je?li to co prze?ywa3em, nazywa3o sie ?yciem. Gdyby nie Ty, dawno ju? bym ze sob1 skonczy3. Kiedy patrzy3em na siebie oczami innych ludzi, czu3em, ?e nie mam ju? p3ci, nie mam przesz3o?ci! - e jestem niczym ? i niczym pozostane. Patrzyli na mnie z lito?ci1. Nie ze wspo3czuciem ? a z lito?ci1 i zgroz1. Zreszt1 ? co to za ro?nica. Jak ten dziadek, ktory powiedzia3 Ci wtedy na korytarzu, ?e lepiej dla mnie by3oby, gdybym w ogole z tego nie wyszed3. Albo to, co powiedzia3a ta ckliwa idiotka: ?e jestem ?sam1 dusz1?, ale za to ?jak1 piekn1?! My?la3em, ?e sie porzygam. Patrzyli na mnie, jakbym przesta3 bya cz3owiekiem. A przecie?, ka?dego z nich, w ka?dej chwili, mog3o spotkaa to samo. Wydawali na mnie wyrok. Nie wiedz1c, ?e wydaj1 go sami na siebie! Jeste? jedynym cz3owiekiem, ktory po tym wszystkim potrafi3 zwyczajnie spojrzea mi w oczy. Ile? to ja tych oczu widzia3em umykaj1cych wstydliwie przed moim wzrokiem! Ile razy mia3em okazje obserwowaa te farse, jak1 graj1 przede mn1 inni ludzie. Te ich sztuczn1 swobode i ?le ukrywane zak3opotanie, wszystkie te kiepskie chwyty, s3u?1ce ukryciu tego, co sie naprawde czuje. Zastanawia3em sie, co oni w3a?ciwie chc1 ukrya i przed kim, graj1c w te gre, przejrzyst1 dla piecioletniego dziecka. Sk1d sie bierze to ich skrepowanie i uczucie zawstydzenia? I zrozumia3em, ?e tym, co chc1 ukrya tak wstydliwie, jest ich w3asne kalectwo. To, ?e s1 niemi i ?lepi. Ale my nie jeste?my ani niemi, ani ?lepi. My nie musimy graa przed sob1 w ?adne gry. Kocham Cie, Marcin. I dlatego o?mielam 109 Ci sie powiedziea: Nie mam si3y ju? d3u?ej tego ci1gn1a. Mo?e jest w tym jaka? niedojrza3o?a, ale ? nie mam ju? na to si3y. Kiedy patrze w tak zwan1 przysz3o?a, widze przed sob1 tylko nieskonczenie d3ugi ci1g dni, wype3nionych borykaniem sie z w3asn1 fizjologi1. I z w3asn1 zranion1 dusz1. Nie potrafie sie z tym pogodzia. Wiem, ?e s1 ludzie, ktorzy to potrafi1, ale ja widocznie do nich nie nale?e. Nie mam do?a pokory, aby sie z tym wszystkim pogodzia. I nie mam do?a pokory, aby przyj1a w1tpliwy dar prze?ycia tych dni ? za cene Twojego ?ycia! Bog mi wybaczy ? to jego zawod, jak to kto? powiedzia3. Nie dbam zreszt1 o jego wybaczenie. Pragne, aby? TY mi wybaczy3a.I wiem, ?e Ci tego nie u3atwiam tym listem, ale chcia3bym, ?eby? nie traktowa3a tego wszystkiego jako co? szczegolnie dramatycznego. Dramatyczne s1 tylko nasze uczucia, naprawde nic wiecej. A nasze uczucia te? s1 spraw1 umown1. Pomy?l sobie ? ka?de ?ycie musi sie kiedy? skonczya. I w3a?ciwie, co za ro?nica? Co za ro?nica, czy ja jeszcze dziesiea, dwadzie?cia lat bede sie meczy3 na tym wozku? Obra?aj1c czyje? i w3asne poczucie sensu ?ycia. Ja uwa?am swoje ?ycie za dobre. Naprawde. Mia3em Ciebie i to by3o naprawde OK. Mia3em gory, mia3em konie. Mia3em tych pare dziewczyn. By3em bardziej niezale?ny ni? wiekszo?a ludzi, ktorych znam. Chyba tylko Ty mi dorownujesz pod tym wzgledem, moj Ty Nieustraszony -o3nierzyku. Mimo wszystko. Mimo wszystko co Ci kiedykolwiek powiedzia3em innego. I w3a?ciwie nadal jestem bardziej niezale?ny, nawet na tym wozku. Uwa?am sie za naprawde szcze?liwego cz3owieka, jakkolwiek by to paradoksalnie nie brzmia3o. Za naprawde szcze?liwego, rozumiesz? Ze wszystkim, co mnie kiedykolwiek spotka3o. Wiem, ?e nie rozumiesz, ale to nie szkodzi ? kiedy? zrozumiesz. To, ?e kto? cierpi, nie znaczy jeszcze, ?e jest nieszcze?liwy. To tylko ?wiat tak my?li. Ale popatrz, jaki ?wiat sam jest nieszcze?liwy i zastanow sie, czy warto my?lea kategoriami tego ?wiata. Skoncze ju?, bo ledwie siedze. Moja pupa buntuje sie przeciwko ca3ej tej filozofii. Nie martw sie niczym. My?le, ?e trzeba robia co sie mo?e i nie martwia sie o reszte. Twoj Andrzej 110 P.S. Nie wiem, czy to sie wszystko trzyma kupy. Jestem ?miertelnie zmeczony. Marcin, ja jestem ?miertelnie zmeczony. Sam sob1 i tym wszystkim. Zmi3uj sie, pozwol mi odr1baa od siebie swoj cien!P.S. Chce mi sie rzygaa, kiedy my?le, ?e musisz grzebaa sie w moich gownach. Chcia3bym upa?a przed Tob1 na kolana i b3agaa Cie o wybaczenie, ale nawet tego nie moge! Kiedy zbli?asz sie, aby mi pomoc, mam ochote ca3owaa Cie po rekach. Nie wiem, czemu nigdy tego nie zrobi3em, wybacz prostakowi. Nienawidze tej lekliwej ostro?no?ci, jak1 wymusza na mnie moje kalectwo. Nienawidze swoich kikutow i tego, ?e musisz ich dotykaa. Kiedy ich dotykasz, czasem my?le, ?e jeste? ?wieta. W ogole my?le, ?e jeste? ?wieta! Kocham Twoj1 czu3o?a, to naprawde jedyne, co mi zosta3o w tym pieprzonym ?yciu. Onanizuje sie co drugi dzien, ?ya mi sie nie chce na my?l, ?e ju? nigdy nie dotkne kobiety. Nie wiem co bedzie z naszymi finansami, kiedy skoncz1 sie te pieni1dze, ktore zarobi3em w RFN. I nie wiem. Nie wiem co jeszcze. Mo?e to tylko, ?e nigdy nie ?a3owa3em tego co sie sta3o, to znaczy nigdy nie ?a3owa3em, ?e pomog3em tamtemu ch3opakowi. Naprawde, wierz mi. Sam sie sobie dziwie. No i widzisz. Chcia3a? wiedziea o mnie wszystko. Wybacz. Jestem niewdziecznym skurwysynem. 111 112 ... I ?adna w tym zas3uga.Tak jak nie jest zas3ug1 drzewa to ?e ro?nie. 113 Andrzej!Dziekuje Ci za oba Twoje listy, je?li mo?na je nazwaa rzeczywi?cie dwoma listami. Nie wiem wcale, czy taka zabawna jest ta nasza ?korespondencja przez ?ciane?, dla mnie przynajmniej jest ma3o zabawna. Ten Twoj drugi list, wiesz oczywi?cie, ktory mam na my?li, zrobi3 na mnie po prostu wstrz1saj1ce wra?enie. Ja sie nie boje wstrz1saj1cych wra?en, nie o to chodzi. Ale mowisz, ?e mnie znasz, i uwa?asz, ?e znasz samego siebie. Co? sie tu chyba nie zgadza. Oczywi?cie, ?e mnie znasz, nie bede temu przeczya, znasz mnie lepiej, ni? w3asn1 kieszen ? i na pewno kiedy? zna3e? mnie nawet lepiej, ni? ja sama siebie. Mo?e by3o tak nawet do niedawna. I wcale nie ma w tym nic mistycznego, bo ostatecznie wychowujesz mnie od szostego roku ?ycia i sam mnie sobie wykreowa3e?, ?e tak to nazwe, zreszt1 na obraz i podobienstwo swoje w3asne. Ale zapomnia3e? o tym, co sam mi mowi3e?, ?e cz3owiek jest procesem, a nie jakim? statycznym punktem, czy jak Ty to nazywasz. Po prostu ? ?e cz3owiek nie krowa i ?e sie zmienia. Przepraszam, brzmi to jako? wulgarnie, ale niestety, nic na to nie poradze, ?e Twoja ?kurwa? zawsze brzmi o niebo subtelniej ni? moja ?krowa?. A jeszcze poza tym, w3a?nie jestem na Ciebie w?ciek3a, wiec nie mam czasu bawia sie w subtelno?ci, bo chce Ci w tym stanie jak najwiecej powiedziea, a boje sie, ?e mi zaraz przejdzie. 114 No wiec chyba o tym zapomnia3e? (o tym cz3owieku-nie krowie), bo ja sie w3a?nie przed chwil1 zmieni3am! I w dodatku, z punktu widzenia tej zmiany, dostrzeg3am, ?e co? tu nie jest OK ? z t1 Twoj1 odpowiedzialno?ci1, znajomo?ci1 mojej osoby i w ogole! Bo mowisz, ?e Ci na mnie zale?y, i w ogole taki niby jeste? dobry i tak sie o mnie martwisz. Ale niestety, chyba tak to nie jest, bo nie wzi13e? nawet pod uwage, jak niesamowicie wstrz1saj1ce wra?enie mo?e zrobia na mnie Twoj list. Choa podobno mnie znasz i czytasz w moich my?lach. Wiec wygl1da mi to na jedno: mowisz, ?ebym Cie ola3a, bo w gruncie rzeczy sam mnie olewasz! A ja Cie nie oleje i tak, i mam Cie w dupie!Mo?e to wszystko nie jest specjalnie logiczne, ale nic mnie to nie obchodzi. Bo mnie sie wszystko i tak lepiej zgadza ni? do tej pory. Ty mi mowisz, ?e jeste? ?miertelnie zmeczony. To ja Ci powiem ? ja te? jestem ?miertelnie zmeczona! Bo od chwili przeczytania Twego listu, to znaczy od prawie sze?adziesieciu godzin, prawie wcale nie spa3am, bo po prostu nie mog3am zasn1a. Ty by? powiedzia3 na moim miejscu, ?e ?troska o mnie spedza Ci sen z powiek?. No i dobrze, niech Ci spedza. Bo wydaje mi sie, ?e gdyby? sie o mnie naprawde zatroszczy3, to w3a?nie wtedy dopiero mog3by? spokojnie zasn1a. Po przeczytaniu Twego listu by3am taka wstrz1?nieta, ?e po prostu musia3am zostaa sama, ?eby sie jako? posk3adaa do kupy. Pomy?la3am: niech sobie robi za tego gornika, jak mu tak na tym zale?y, posz3am do Jurka i siedze u niego, to znaczy w jego mieszkaniu, bo on wyjecha3. Mo?e to nie jest takie wa?ne ? jasne! to jest zupe3nie niewa?ne, w szczegolno?ci dla Ciebie! ? ale chce, ?eby? wiedzia3, ?e przez ca3y ten czas nic nie jad3am, bo nic mi przez gard3o nie przechodzi, choa tu jest kupa fajnego ?arcia w lodowce. Natomiast wypi3am nie wiem ile kawy i wypali3am Jurkowi chyba z piea paczek papierosow ? nie wiem, nie moge sie doliczya. Ale nie martw sie, to jakie? zachodnie, wiec chyba sie nie zatruje. Zreszt1 przepraszam, Ty sie przecie? nie martwisz. To dobrze, bo w3a?nie zacze3am szost1 paczke. Siedzia3am tu jak idiotka, ale poniewa? nie mam Twojego daru wymowy, nie jestem w stanie opisaa, co sie ze mn1 dzia3o. Zresz115 t1, jak wiesz wszystko o wszystkim, w co sk1din1d nie w1tpie, to i tak wiesz. Przysz3a mi nawet do g3owy taka idiotyczna my?l ? zreszt1 mo?e nie taka idiotyczna w tej sytuacji ? ?eby zadzwonia do Telefonu Zaufania i z kim? porozmawiaa. Po prostu ju? naprawde nie wiedzia3am, co ze sob1 zrobia. Nie mia3am nadziei na ?adne rewelacje, bo wiedzia3am z gory, ?e Ty, razem ze swoim listem, jeste? dostatecznie rewelacyjny, ?eby zapedzia w kozi rog nie jedn1 pani1 w Telefonie Zaufania, a dziesiea pan razem wzietych, a poza tym, co te panie mog3y mi poradzia, co mnie ktokolwiek mo?e powiedziea nowego o Tobie. Ale po prostu chcia3am us3yszea czyj? g3os. (Nie Twoj!) Nie mog3am sie tam dodzwonia przez po3 nocy, bo tam stale jest zajete, a jak sie wreszcie dodzwoni3am ? od3o?y3am s3uchawke. Nie, to ta pani pierwsza od3o?y3a s3uchawke, bo ja sie nie odzywa3am. Sprawi3a mi tym wielk1 przykro?a, bo choa sama ba3am sie odezwaa, chcia3am chocia? pos3uchaa czyjego? milczenia. Zreszt1, ?ci?le bior1c, ta pani od3o?y3a s3uchawke nie raz, a dwa razy ? bo ja dzwoni3am dwa razy, i dwa razy sie nie odezwa3am. Prawde powiedziawszy, nie mog3am sie jej nadziwia ? ja bym nie od3o?y3a tej s3uchawki na jej miejscu. Naprawde. Do tej pory nie moge sie nadziwia. Ale mniejsza o to. Jednym s3owem, wszystko polega3o na tym, ?e dzwoni3am do tego Telefonu przez ca31 noc ? i albo by3o zajete, i wtedy bardzo sie niecierpliwi3am, albo nie by3o zajete i sie nie odzywa3am. Nerwica jaka? sytuacyjna czy co, jak Boga kocham?! Opisuje Ci to wszystko, bo jest zabawne. Co mi zale?y, po?miej sie troche. (Mowie powa?nie, bardzo mnie to teraz roz?miesza). Wreszcie te objawy nerwicowe ust1pi3y na tyle, ?e zacze3am be3kotaa co? do tej s3uchawki. Dos3ownie be3kotaa, bo by3am strasznie zdenerwowana, i rece mi sie trzes3y, i wszystko mi sie trzes3o w ?rodku. Nie mowie, ?e to Twoja wina, po prostu, co? mi sie takiego sta3o, i mia3am uczucie, ?e sama jestem temu winna, nie wiem dlaczego. No wiec zacze3am co? be3kotaa ? ?e mam brata, no i ?e mam tego brata, ale nic innego mi przez gard3o nie przechodzi3o. Ta pani by3a chyba troche zdegustowana, ale za to bardzo cierpliwa, co chwile powtarza3a ?Tak? S3ucham pani1.?, ale 116 powtarza3a to z takim wystudiowanym wspo3czuciem, ?e od tego jeszcze gorzej sie zapl1ta3am. Wreszcie, pi1te przez dziesi1te, opowiedzia3am jej co? o nas, ?e mojego brata wyrzucili z poci1gu itd., ale czu3am, ?e jestem zupe3nie beznadziejna. Wiec, mo?e dlatego, ona te? by3a beznadziejna. Stale powtarza3a, ?e ?to jest trudna sprawa?, i ?e ?no tak, to jest bardzo trudna sprawa?, a? wreszcie sama zacze3am jej wspo3czua. A potem powiedzia3a, ?e ?sprawa jest trudna? i ?e nastepny dy?ur bedzie mia3a po dwudziestym, i ?eby do niej wtedy zadzwonia. A ?e by3 w3a?nie siodmy czy osmy (wszystko mi sie dok3adnie pomyli3o w czasie), wiec mia3am dosya taktu, ?eby nic jej na to nie odpowiedziea i na tym sie po?egna3y?my.Ale na tym nie koniec. Mo?e jestem g3upia, my?l sobie, co chcesz, ale by3o mi tak smutno i ?le, a w3a?ciwie jeszcze gorzej, ?e znowu zadzwoni3am do tego Telefonu Zaufania. Bo za chwile znowu up3yne3o pare godzin i zrobi3o sie ju? rano, a te panie w Telefonie Zaufania o osmej rano sie zmieniaj1. A ja naprawde potrzebowa3am pomocy i by3o mi ju? wszystko jedno. To znaczy, nie potrzebowa3am rady, tylko ?eby kto? mnie wreszcie zrozumia3 i pomog3 mi zrozumiea sam1 siebie. Ty piszesz, ?e nie wiesz, kto tu naprawde potrzebuje pomocy ? ja czy Ty. No wiec powiem Ci, to proste. Ka?dy potrzebuje pomocy. Absolutnie ka?dy, nawet te panie w Telefonie Zaufania! I mowisz, ?e je?li chce Ci pomoc, to najpierw musze pomoc sama sobie. No wiec w3a?nie to robie! Zastanawiam sie tylko, dlaczego Ty, przy tych wszystkich swoich s3awnych zaletach serca i umys3u, jeste? takim cholernym egoist1. (Piszesz, ?e jeste? niewdziecznym skurwysynem. A co mnie to obchodzi, ?e Ty siebie uwa?asz za niewdziecznego skurwysyna?! Jeste?? To nie b1d?!) Bo z tego, co piszesz, wynika, ?e ja musze pomoc sobie, po to ?eby pomoc Tobie? No to szkoda, ?e w ?aden sposob nie wynika, ?e Ty musisz pomoc sobie, po to, ?eby pomoc mnie! No, ale dobra. Zadzwoni3am wiec jeszcze raz do tego Telefonu Zaufania, i to ju? by3a totalna kleska. I dobrze mi tak! Bo, nie gniewaj sie, ale ja zacze3am czytaa tej pani Twoj list. A ta pani w ogole na to nie zas3ugiwa3a. Zacze3a od tego, ?e zapyta3a, po co ca3a ta 117 ?wymiana listow?, i ?e w ogole by3oby najlepiej, ?ebym ja Ciebie ola3a (Twoja szko3a!), bo Ty jeste? ?kaleka? i tak bedzie dla Ciebie lepiej. A ja mam sie zaj1a ?w3asnym ?yciem?. Wiec bardzo d3ugo jej t3umaczy3am, ?e w3a?nie zajmuje sie przecie? w3asnym ?yciem, ale ona sie ze mn1 nie zgadza3a i w ogole by3a jakby zgorszona, ?e ja sie tym wszystkim tak przejmuje. No wiec, ?eby jej jako? pomoc, bo ju? wtedy zacze3o mi sie robia jej troche ?al, postanowi3am przeczytaa jej Twoj list. Stale sie niecierpliwi3a, bo ja sie troche j1ka3am nad tym listem, jakby nie rozumia3a, jak trudno jest napisaa taki list, ju? nie mowi1c o tym, ?e lew1 rek1, i jak trudno jest go przeczytaa obcej osobie. A jak dosz3am do tego, ?e Ty masz wszystko w ?rodku ?pojebane?, wiesz, to co pisa3e?, poczu3a sie widocznie dotknieta, bo powiedzia3a, ?e ona nie rozumie, jak cz3owiek na poziomie mo?e u?ywaa podobnego s3ownictwa. (No naprawde, bez jaj!) Zupe3nie mnie przytka3o, ?e ona nie rozumie takiej prostej rzeczy (i ?e nie ma wiekszych zmartwien w takiej chwili) i chcia3am jej to wyt3umaczya, ale ona nic nie chcia3a zrozumiea i powtarza3a, ?e ?mimo wszystko, da3oby sie to s3owo jako? zast1pia?. Wiec wreszcie sie zdenerwowa3am i ma3o brakowa3o, ?ebym jej rzeczywi?cie powiedzia3a jak!Ale najgorsze by3o to, ?e ona stale strasznie sie dziwi3a, ?e mnie tak bardzo na Tobie zale?y i w ?aden sposob jej nie mog3am wyt3umaczya, ?e mi po prostu zale?y i ju?. Bo to jest zbyt proste, ?eby sie w ogole da3o wyt3umaczya. A ona sie dziwi3a i dziwi3a, a? wreszcie zapyta3a mnie, czy nas nie 31czy ?co? wiecej?. To znaczy, wiesz, czy my naprawde ?yjemy jak brat z siostr1. Najpierw to w ogole do mnie nie dotar3o, ale za to, jak ju? dotar3o, to mi po prostu rece opad3y, no po prostu, rece mi opad3y i ju?! I wtedy w3a?nie zrozumia3am, ?e te panie z Telefonu Zaufania te? potrzebuj1 pomocy. I naprawde, bardzo tej pani wspo3czu3am. I to by3o bardzo dziwne, ale co? takiego mi sie sta3o na to wszystko, ?e sie nagle zupe3nie uspokoi3am. No po prostu poczu3am sie dziwnie spokojna. Zrobi3o mi sie jako? lepiej i pomy?la3am, ?e mo?e w ogole nie jest tak ?le. Ciesze sie, bo ju? mi sie odcisk zrobi3 na palcu od tego pisania, zawsze to jakie? zado?auczynienie. Tak mi przykro, ?e Ci reka 118 dretwieje przy tej maszynie. Chyba masz racje, parszywe jest to ?ycie! Zreszt1 nie wiem, mo?e jednak nie jest takie parszywe? Ale ?wiat jest pojebany, to fakt. Zreszt1, sama jestem pojebana i, jak widaa, niezbyt zrownowa?ona (ta pani powiedzia3a, ?e to jest ?niezrownowa?enie sytuacyjne? ? czego? jednak sie od niej dowiedzia3am), ale tak1 siebie lubie, wiec co Ty sie o mnie martwisz.Sam mowisz, ?e tak naprawde, to uwa?asz sie za szcze?liwego cz3owieka. ?Ze wszystkim, co Ciebie spotka3o?. I w dodatku zapisujesz mi to w testamencie! Ja mam to niby ?kiedy?? zrozumiea. Ja to ju? znakomicie rozumiem! Ty G3upi, Ty Ciemnowidzu. Wiec daj mi, do cholery, prawo te? uwa?aa sie za szcze?liwego cz3owieka! Ze wszystkim, co Ciebie spotka3o. No niestety. Ju? dawno mi przesz3o. Przesta3am bya w?ciek3a i nie wiem, co teraz bedzie. Chyba znowu zaczne Cie wychwalaa, albo skomlea o lito?a. Nie wiem czemu, czasem to jest silniejsze ode mnie. Powiedzia3e? mi we czwartek, wreczaj1c mi te swoj1 cholern1 krwawice, ten swoj znakomity elaborat, ?e moj list do Ciebie przypomina raczej ?wynurzenia porzuconej kochanki?, ni? jak1kolwiek rozs1dn1 forme korespondencji. (Ty to masz gadane, jak Boga kocham! Ja Ci zazdroszcze. Ten szyk! Ten styl! Ta logika! Czekaj, ja Cie jeszcze za?yje.) No wiec, po pierwsze, to Twoje krasomowstwo doprowadzi mnie chyba kiedy? do sza3u, a po drugie ? co Ty sie bedziesz teraz o mnie martwi3. - e ja siedze z Tob1 w tej zadymionej dziurze, ?e sie identyfikuje i tak dalej. Trzeba sie by3o o to martwia wcze?niej! A teraz ? to wiesz co ja Ci powiem? - e: serdecznie Cie prosze, no naprawde, bardzo szczerze Cie prosze ? olej mnie! Nie ogl1daj sie na mnie! A ju? w ?adnym wypadku, uchowaj Bog, nie zrob, co Ci serce dyktuje, bo serce Ci sie ka?e obejrzea! I przypomnij sobie przy okazji, ?e ostatecznie przez ca3e ?ycie nic innego nie robi3e?, tylko uczy3e? mnie, jak sie z Tob1 identyfikowaa psychicznie, i szkoli3e? mnie na tego swojego ?Marcina?. Najpierw kaza3e? mi braa do reki jakie? paskudztwa, w3azia na jakie? cholerne ostre przedmioty, do dzi? pojecia nie mam, co to by3o ? i nigdy sie nie dowiem, mam tylko tak1 ?przykr1 wizje?, ktora mnie ?nie opu?ci do konca ?ycia? ? kaza3e? mi je?dzia 119 konno, jak mia3am okres, a jeszcze ca3kiem niedawno, jak nie wroci3am na noc do domu, napad3e? na mnie, jak rozjuszony byk, zanim w ogole jeszcze zd1?y3am otworzya usta! A co potem zrobi3e?, to sam wiesz. No niestety. Nawet jak by3e? z t1 swoj1 Ba?k1, to mi tak dawa3e? popalia, ?e oddechu z3apaa nie mog3am. I wtedy jako? sie nie ba3e?, ?e mnie od siebie ?uzale?niasz uczuciowo??!Poza tym, przez ca3e ?ycie s3u?y3e? mi dobrym przyk3adem, pompowa3e? we mnie te swoje idee o mi3o?ci bli?niego, niezale?no?ci wewnetrznej i tak dalej, nie pamietam ju?, jak to dalej idzie teoretycznie, ale nie szkodzi, Ty i tak masz to obstukane. Wiec teraz? Teraz nie b1d? taki m1dry. Naprawde ? rowno Cie olewam. No niestety. Mowisz, ?ebym sobie posz3a na piwko. OK. Ja pojde na piwko, a Ty w tym czasie bedziesz ?odwraca3 sie od samego siebie?! A gowno. Mo?e by? tak zacz13 od siebie? Przecie? zawsze mi mowi3e? ? zaraz, co to Ty mowi3e? ? ?e poczucia krzywdy trzeba sie wystrzegaa, ?e b3edu zawsze trzeba szukaa w samym sobie? W swoim stanie ?wiadomo?ci? Czy co? w tym stylu. W3a?nie ? filozof to Ty jeste?! To ja Cie jeszcze raz za?yje. A pamietasz, jak mowi3e?, ?e tylko ludzie zak3amani, czy jacy? tam, uwa?aj1, ?e: ?Filozofia? ? OK, to jedno. Ale ?ycie? - ycie to ju? ca3kiem inna sprawa? Dobra, nie bede Cie ju? katowaa. Sam sie pokatuj. Chyba jednak zrobie sobie jak1? kanapke, rzygaa mi sie ju? chce od tych papierosow. Ale ten Jurek ma fajne ?arcie! O rany, mam nadzieje, ?e wpad3e? na to, ?eby zajrzea do kuchni i zobaczya, co sie dzieje z tym kurczakiem?! Bo nie jestem pewna, czy ja go z tego wszystkiego nie zostawi3am na gazie. Ale mniejsza o kurczaka. Opowiem Ci, co by3o dalej. No wiec dalej by3o tak, ?e ? uwa?aj, trzymaj sie mocno! ? znowu zadzwoni3am do Telefonu Zaufania. Na szcze?cie, tym razem trafi3am na jak1? mi31 i sensown1 pani1, ktora bardzo sie przeje3a nasz1 spraw1, i w ogole uwa?a3a, ?e my jeste?my oboje nadzwyczajni. Ale wydaje mi sie, ?e i ta pani nie wszystko w tym rozumia3a, bo stale powtarza3a, ?e to jest ?taki dramat?. No, ale powiedzia3a, ?e nasz zwi1zek jest unikalny, i nasza obecna sytuacja te? jest unikalna, wiec tu sie nak3adaj1 na siebie dwie unikal120 ne sytuacje. Mowi3a to bardzo mi3o i wcale to tak g3upio nie brzmia3o. I w ogole jestem jej wdzieczna, bo chocia? nic mi nowego nie powiedzia3a, zrobi3o mi sie od tego jako? lepiej. Ja j1 zreszt1 ju? od razu na pocz1tku uprzedzi3am, ?e niczego szczegolnego od niej nie oczekuje, bo nie chcia3am, ?eby sie speszy3a, jak nie bedzie wiedzia3a, co mi powiedziea. Bo po tych wszystkich telefonach (mam na my?li rownie? te, kiedy sie nie odzywa3am) ja ju? naprawde zrozumia3am, ?e sprawa jest trudna i ?e stawiam ludzi w g3upiej sytuacji. Ale tej pani jestem naprawde wdzieczna i chyba jeszcze do niej kiedy? zadzwonie i jej podziekuje. A potem, jak ju? skonczy3y?my rozmowe, bardzo d3ugo milcza3a, w ogole nic nie mowi3a przez kilka minut albo d3u?ej, i to rownie? by3o bardzo mi3e, i chyba to w3a?nie najbardziej mi pomog3o. Wiec 3azi3am po tej cha3upie, zapisa3am mase papierow, ktore wyl1dowa3y oczywi?cie w koszu ?na ?mierci?, ze dwana?cie godzin up3yne3o mi na tym wyrzucaniu, no i oczywista, na studiowaniu Twojego znakomitego dzie3a. Mia3am ju? wszystkie mo?liwe my?li, w31cznie z t1, ?e mo?e rzeczywi?cie jestem Ci to winna. No bo: taki nieszcze?liwy, nigdy w ?yciu ju? nie dosi1dzie konia, za to wali konia co drugi dzien...? No i w ogole. Mo?e naprawde trzeba daa mu to b3ogos3awienstwo... Mo?e to tylko moj egoizm sprawia, ?e tak wszystko sie we mnie buntuje na te my?l? Albo te ?stereotypy my?lenia?, co to ci1gle o nich s3ysze? Pomy?la3am o tym, jak cie?ko Ci sobie poradzia z czymkolwiek t1 jedn1 rek1, jak musisz walczya o ka?dy centymetr przy przesiadaniu sie na wozek, i ?e w3a?ciwie nawet na tym wozku nie mo?esz za d3ugo usiedziea. Stane3a mi przed oczami ta scena sprzed roku, kiedy jeszcze w ogole nic nie potrafi3e? ze sob1 zrobia, i kiedy run13e? na pod3oge, probuj1c sam przesi1?a sie na 3o?ko. Podbieg3am wtedy do Ciebie, a Ty chwyci3e? mnie za reke, a? my?la3am, ?e mi po3amiesz ko?ci, i z tak1 bezsiln1 w?ciek3o?ci1, z tak1 straszn1 rozpacz1, ?e w ogole nie wiem, z czym to porownaa, jakim? obcym, zduszonym g3osem krzykn13e? do mnie: Dobij mnie! Marcin, zlituj sie, dobij mnie! Och Andrzej. Tak bardzo Cie kocham. Co ja na to poradze. No, ale do rzeczy. Do rzeczy, bo sie rozkleimy. 121 Krotko mowi1c, jak zawsze, uda3o Ci sie mnie zbajerowaa. No bo faktycznie ? logicznie ? tu taki kaleka ? tu ten egoizm ? a tu jeszcze te stereotypy? Jednym s3owem, jak mowie, w pewnym momencie da3am sie zbajerowaa i, dobra, pomy?la3am, ma moje b3ogos3awienstwo.Ale w tym samym momencie, a w3a?ciwie jakby nie w tym samym, poczu3am do Ciebie jak1? niechea. I jaki? ?al. Tak jakby? Ty mi zrobi3 jakie? ?winstwo. Nie bardzo jeszcze wiedzia3am, co sie dzieje, wiec odruchowo zacze3am bronia sie ? a raczej Cie ? przed tym uczuciem, ale ono nie ustepowa3o. I krotko mowi1c, co tu wdawaa sie w szczego3y ? nie uda3o mi sie przed nim obronia. Po prostu czu3am, ?e co? jest nie tak. - e tu jakby o co? ca3kiem innego chodzi. I nagle co? takiego sie ze mn1 sta3o, ?e bardzo du?o zrozumia3am w jednej chwili. Jakby wszystko naraz zrozumia3am. Zrozumia3am te? to, co Ty mi mowi3e? ? o tym uzale?nianiu sie od Ciebie, o tej porzuconej kochance i tak dalej. I w ogole ? przez chwile mia3am takie uczucie, jakbym nagle zrozumia3a wszystko. Wszystko, co jest. Jakby wszystko co jest, otworzy3o sie na chwile przede mn1 ? i zamkne3o. Ale co? we mnie z siebie zostawi3o. I to co? wystarczy3o, ?ebym nagle poczu3a sie tak, jakbym uwolni3a sie od nie wiem jakiego cie?aru. - eby nagle to, co przedtem wydawa3o mi sie tak zawi3e i trudne, sta3o sie mo?e nie 3atwe, ale jako? zupe3nie proste. Potem posz3am na spacer na Cmentarz -ydowski ? musimy tam i?a kiedy? razem, tam jest ekstra! ? troche sobie po3azi3am, jeszcze troche rycza3am, ale by3o mi dobrze. A potem wzie3a mnie na Ciebie taka z3o?a (a jednocze?nie taka jasno?a tego, co mam Ci do powiedzenia), ?e pedem wroci3am do Jurka, bo przestraszy3am sie, ?e mi przejdzie. I zacze3am pisaa do Ciebie ten list. I pisze mi sie go tak 3atwo i prosto, jak nigdy dot1d. Nie musze sie wik3aa w jakie? s3owa, w jakie? pro?by o wybaczenie czy o zmi3owanie, w jakie? zawi3e i tragiczne argumentacje. Jest mi dobrze, a nawet weso3o, a kiedy pisa3am pierwsz1 cze?a tego listu, co drugie zdanie wybucha3am ?miechem. Mo?e by3o to niezrownowa?enie sytuacyjne, ale nie szkodzi. Masz racje, chyba brak mi pi1tej klepki. Czy Ty zawsze musisz miea racje? 122 No, chyba musze ju? po trochu konczya, teskno mi co? za naszym grobem. Naprawde. Ciesze sie ju? na sam1 my?l o drodze do domu. Ty tam te? pewnie kiepsko beze mnie prosperujesz. Jak ja sie ciesze, ?e znow Cie zobacze! Dobra, moge, jak Ty to mowisz, robia za te ?porzucon1 kochanke?. Za wujka, dziadka, ciocie-babcie, za wszystko cokolwiek sobie ?yczysz! I o Bo?e, nareszcie sie wy?pie! Nie bedziesz mi spedza3 snu z powiek. Chamie Pospolity. *** Mam do Ciebie jeszcze te jedn1 sprawe. No wiec tak:To, co robie dla Ciebie, nie jest ?adnym idiotycznym po?wieceniem. Jestem do tego stopnia egoistk1, o czym sk1din1d doskonale wiesz, ?e ju? na samo s3owo ?po?wiecenie? zbiera mi sie na md3o?ci. Przepraszam, strasznie to fizjologicznie brzmi, ale ta pani z Telefonu Zaufania dobi3a mnie widocznie do tego stopnia, ?e postanowi3am wyra?aa sie subtelniej. Tak! Wiec sie nie dziw. Oto? jestem egoistk1, czy nie jestem, bo to w3a?ciwie dok3adnie na jedno wychodzi, ale ? to co robie, robie dla siebie, a nie dla nikogo innego. No przysiegam Ci! Wiec co ja w3a?ciwie dla Ciebie robie i o co Ci w3a?ciwie chodzi? To, ?e sie grzebie w Twoich gownach, jest czyst1 insynuacj1. Je?li co? tu przeoczy3am, to przepraszam, ale nadal mnie to nie wzrusza, bo ju? mowi3am, ?e ledwie wysz3am z pieluch, kaza3e? mi ro?ne paskudztwa braa do reki. Wiec teraz nie miej mi za z3e, ?e mnie jest obojetne, w czym ja sie grzebie. Co do Twoich kikutow, to bardzo je lubie, a nawet, co tu du?o gadaa, kocham je. Nie wiem dlaczego. Widocznie takie mam zboczenie. Z czego z kolei jasno wynika, ?e, niestety, nie jestem ?wieta. No niestety. Co do spraw finansowych (Nie dbam o chronologie. A co? Staa mnie na to!), to nie wiem, o co Ty sie w ogole martwisz i w ogole nie chce mi sie o tym gadaa. Ale mam kilka dobrych pomys3ow, 123 jak pomno?ya Twoj1 krwawice, wiec: masz k3opot? ? napisz do mnie! skoro tak Cie to ju? niepokoi.Co do tego, ?e nie o?mielasz sie mnie obci1?aa, prosz1c mnie o zgode, wiec o?mielasz sie mnie obci1?aa, prosz1c o ?wybaczenie i zrozumienie?, to, jak sam widzisz, jest to w rownej mierze OK, bo co to mnie za ro?nica?! Co do mnie, to ? jak widaa. Po tym zabojczym maratonie, jaki sobie z Twoj1 pomoc1 zafundowa3am, ca3kiem nie?le prosperuje. Co nie znaczy, ?e przedtem prosperowa3am ?le. Albo, ?e nie bede prosperowaa lepiej, je?li tylko bedzie mi sie chcia3o. Co do mojej przysz3o?ci, przepraszam, ?tak zwanej? przysz3o?ci, to sie nie martw. Bo jak sie bedziesz martwi3, to Ci zrobie jakiego? wnuka, i wtedy dopiero bedziesz sie martwi3 i robi3 z nim za gornika. Co do sensu Twojego w3asnego ?ycia, to sam sie troche pokatuj, bo ja ju? do?a sie nakatowa3am ca31 t1 filozofi1 i ju? i tak w pietke gonie. Ale dla u3atwienia zapytowywuje: Je?li Twoje ?ycie ma nie miea sensu, to jaki sens ma miea jakiekolwiek inne ?ycie? Musi bya z tego jakie? wyj?cie. Je?li nie ma wyj?cia dla Ciebie, to nie ma go rownie? dla nikogo innego i ka?dy rownie dobrze mo?e sobie w 3eb strzelia. (A co, nie? Zabojcza logika.) Dobra. Trzeba uderzya w jak1? tragiczniejsz1 nute. Co do tego, ?e wszystko masz ?pojebane?, i co do wszystkiego, co z tego wynika: Ale najpierw minuta milczenia. To znaczy, Ty sobie pomilcz, a ja pojde zrobia siusiu. Strasznie mi przykro z tego powodu. A? boli mnie co? w ?rodku, kiedy o tym my?le. Nie moge i nigdy nie bed1 mog3a patrzea na to spokojnie. Przej?a obok Ciebie obojetnie. Nie licz na to. Nie bed1 mog3a, bo nigdy tego nie zechce. Bo, mo?e wiem, a mo?e nie wiem dlaczego, mam uczucie, ?e to jest jaki? dar. Dar, ktory ja musze ? nie, nie musze: chce uchronia, nawet je?li Ty sam go uchronia nie potrafisz. Nie my?l o tym logicznie, bo nic nie zrozumiesz. Po prostu s3uchaj. 124 Ja nie bede ju? Ci mowia, ?e Cie kocham, ani Ciebie wiecej o to pytaa. Bo co to w3a?ciwie znaczy i co na ten temat mo?na powiedziea. Kiedy mowi3am tej pani z Telefonu Zaufania, ?e Cie kocham, ?e ? po prostu ? ja Cie kocham i to wszystko, ta pani zrozumia3a, ?e nas musi 31czya ?co? wiecej?. A przecie? powiedzia3am jej, ?e to wszystko, wiec jak nas mo?e 31czya wiecej?A nawet gdybym by3a Twoj1 kochank1? Lub gdybym ni1 nie by3a? A co? to mo?e miea za znaczenie i co to mo?e kogo obchodzia. Mnie jest wszystko jedno, czy ja jestem, czy nie jestem Twoj1 kochank1! Czy Ty jeste?, czy nie jeste? moim bratem! Czy mo?e jeste?, tak zwanym, zupe3nie obcym cz3owiekiem! Mnie po prostu jest wszystko jedno. Bo wszystko jest jedno. I kiedy cz3owiek to zrozumie, a w3a?ciwie poczuje, wtedy przestaj1 miea znaczenie wszystkie ro?nice, wszystkie s3owa. Bo ro?nice s1 te? tylko s3owami. I dla kogo?, kto czuje to jedno, co? to jest za ro?nica, czy Ty nie masz nog, czy Ty masz cztery rece? To tylko dla tych, ktorzy tego nie czuj1, ktorzy tego mo?e dopiero szukaj1 w zamecie i zgie3ku tego ?wiata, licz1 sie te ro?nice, bo nie mog1 sie z nich jeszcze wyzwolia. Gdyby? mia3 te cztery rece, by3by? dla nich tym samym, czym jeste? teraz, z jedn1. Tak samo by na Ciebie patrzyli. Bo oni Ciebie naprawde nie widz1, nie znaj1. I dlatego nie potrafi1 Cie pokochaa. Bo znaa i kochaa ? to jedno. I nie mog1 Cie poznaa, dopoki nie poznaj1 samych siebie. A wtedy dopiero dostrzeg1, ?e miedzy nimi a Tob1 nie ma ?adnej ro?nicy. Wiec teraz patrz1 na Ciebie z lito?ci1 ? bo teraz sami s1 godni lito?ci! I dlatego, wszystkie te s3owa, ktore oni stworzyli ? po?wiecenie, dobroa, mi3osierdzie, obowi1zek ? te? s1 godne lito?ci. Bo s1 zaledwie jakim? ustepstwem na rzecz innego cz3owieka, jak1? mask1. Zaprzeczeniem tego jednego, co sie liczy naprawde. Co jest tym, czym jest i nie potrzebuje siebie nazywaa. ?wiat jest pojebany, to fakt. Ale ?wiat to jeszcze nie jest ?ycie. - ycie nie jest pojebane, i tak naprawde to nie mo?na ?ycia pojebaa. Mo?na tylko pojebaa samego siebie. Dlatego to, co sie z Tob1 sta3o, to nie jest jeszcze ?aden ?dramat?. Dramaty s1 ca3kiem czym innym, a mo?e w ogole nie istniej1. Sam piszesz, ?e dramatyczne 125 s1 tylko nasze uczucia. A my jeste?my czym? wiecej, ni? uczuciami, tak samo, jak czym? wiecej, ni? inteligencj1. A mo?e jeste?my nie tylko czym? wiecej, ale i czym? zupe3nie innym.A jednak pomy?la3am jeszcze raz to s3owo... Jestem Ci wdzieczna, Andrzej. Jestem Ci wdzieczna, bo Cie kocham. To Ty nauczy3e? mnie mi3o?ci. Czy raczej, ja sama sie jej nauczy3am przy Tobie. A mo?e nie musia3am sie jej uczya, mo?e musia3am j1 w sobie tylko odkrya, odnale?a. Ale odkry3am j1 w3a?nie poprzez Ciebie. I teraz, we wszystkim, co kocham, kocham Ciebie ? a w Tobie kocham wszystko, co jest. I nie mo?e bya inaczej. Jestem Ci wdzieczna. Jestem wdzieczna Twemu kalectwu. Za to, ?e pozwoli3o mi tyle zrozumiea. Za to, ?e potrafi3am je pokochaa. My?le na ten temat wiele rzeczy, a w3a?ciwie one same sie we mnie my?l1. A wszystkie s1 dobre. S3yszysz?! Co? we mnie p3acze, jak to pisze, a jednak ? wszystkie te rzeczy s1 dobre. I nie jest nawet takie wa?ne, choa i to jest wa?ne miedzy innymi dobrymi rzeczami, ?e uratowa3e? dzieki temu czyje? ?ycie. A w3a?ciwie nie uratowa3e? czyjego? ?ycia, bo tylko ten kto? mo?e swoje ?ycie uratowaa. Ty uratowa3e? dla niego te szanse. Znowu p3acze, ale mniejsza o to. I jeszcze ostatnia sprawa. Prosisz mnie o wybaczenie. Nie wiem, co Ci na to odpowiedziea. Jest ostatni1 rzecz1, jakiej pragne, ?eby?, je?li ju? podejmiesz tak1 decyzje, odchodzi3, lekaj1c sie, ?e co? jest miedzy nami nie tak. Wszystko jest tak. Wybaczam Ci. Wybaczam Ci, Andrzej, z ca3ego serca. Ale tak naprawde to ja tego nie czuje. Mowi3e?, ?e ka?dy potrzebuje wybaczenia i ?e ka?demu jeste?my winni wybaczenie. - e po prostu, wszyscy jeste?my winni. Ja te? my?le, ?e tak jest, ale ja tego nie rozumiem. Dla mnie to s1 tylko s3owa. To jest tak, jak z tym po?wieceniem. Ja chyba dla nikogo nie potrafie sie po?wiecia, a co? dopiero dla Ciebie! I tak samo nie potrafie Ci wybaczya. Bo ja czuje tylko jedno ? ?e Cie kocham, i ?e jestem Ci wdzieczna. I to wszystko. I ?adne po?wiecenie czy wybaczenie nie ma tu nic do rzeczy. We mnie po prostu nie ma na nie miejsca. I kiedy to wszystko czuje, my?le sobie, ?e niewa?ne, czy jest Bog. I w dodatku, wtedy dopiero naprawde czuje, ?e on jest. 126 Andrzej, mnie sie wydaje, ?e my?my wszyscy sie strasznie zapl1tali w jakich? s3owach. Mnie sie zawsze wydawa3o, ?e ja rozumiem te s3owa, chocia? zawsze mi sie co? nie zgadza3o. Teraz ja nie rozumiem tych s3ow i nie rozumiem, co one znacz1. Tak naprawde, to nikt ich chyba nie rozumie, wszyscy je tylko powtarzaj1 i chowaj1 sie za nimi, jakby umowili sie, ?e graj1 w jak1? gre.I od tego wszyscy s1 nieszcze?liwi. To od tego wszyscy s1 nieszcze?liwi! A w dodatku, to jest takie zupe3nie proste i mo?na to zrozumiea w jednej chwili. Tak jak ja to w jednej chwili zrozumia3am. Zrozumia3am wszystko. Wszystko, co jest. To sie otworzy3o przede mn1 i zamkne3o, ale ja ju? nigdy tego nie zapomne. Ty mowisz, ?e czasem Ci sie wydaje, ?e wiesz wszystko o wszystkim. I rozumiem nawet, co Ty masz na my?li, ale to jest nie tak. Ty po prostu jeste? zmeczony cierpieniem i kiedy tak mowisz, chcesz powiedziea, ?e wiesz wszystko o cierpieniu. Ale o cierpieniu te? nie wiesz wszystkiego. Bo gdyby? wiedzia3 wszystko o cierpieniu, wiedzia3by? rzeczywi?cie wszystko o wszystkim. Bo wystarczy wiedziea wszystko o j e d n e j rzeczy, ?eby wiedziea wszystko o wszystkich pozosta3ych. I wtedy w3a?nie sie dostrzega, ?e wszystko jest dobre, ?e nie ma ?adnych z3ych rzeczy. Ja sama tego nie rozumiem, ale nie musze rozumiea, bo to c z u j e . Andrzej, ja nie pragne, ?eby? Ty ?y3 za wszelk1 cene. Zreszt1, co to w3a?ciwie znaczy ? ?ya za wszelk1 cene. To znaczy ? za jak1 cene? Je?li za cene cierpienia, to ta cena, za ktor1 ?yjesz Ty, jest wieksza ni? ta, za ktor1 ?yje ja. Tego zreszt1 te? nie mo?na powiedziea na pewno. Mo?e nie jest ona ani wieksza, ani mniejsza, mo?e po prostu inna? Ale je?li tak jest, je?li Twoja cena za ?ycie jest wieksza, to czy to sie nie rowna temu, ?e Twoje ?ycie ma wieksz1 warto?a? Nie wiem. Bo ja w ogole bardzo ma3o wiem. Ty na pewno wiesz wiecej. Napisa3am to wszystko tak, i w3a?ciwie nawet nie wiem jak, ?eby Ci mo?e w czym? pomoc. A jedyn1 rzecz1, ktor1 znam, jest ta, o ktorej ju? nie bede mowia. Zreszt1 i jej nie znam naprawde. A mo?e w3a?nie ? jej przede wszystkim. 127 Kiedy my?le o tym, ?e mog3by? co? ze sob1 zrobia, a? wszystko sie we mnie kurczy na te my?l. Ale ja moge tylko wierzya. Wierzya, ?e tego nie zrobisz. I wierze, ?e tego nie zrobisz.S3yszysz?! S3yszysz, Chamie Pospolity?! Ja wierze, ?e tego nie zrobisz! O Bo?e. Wierze, ?e tego nie zrobisz. 128 ... Wroa do domu, Moja Dziewuszko. Zawini3em, ale nie wydawaj mnie d3u?ej na torture niepokoju. Nie ma Cie ju? trzeci1 noc, chodz1 mi po g3owie najpotworniejsze my?li. Troche ?le to obliczy3a? w czasie, nie mam ju? tych samych nerwow co dawniej.Mia3a? racje, ?e powinni?my wiecej ze sob1 rozmawiaa. Obiecuje ? bede z Tob1 rozmawia3 dniami i nocami, do oporu. Mia3a? racje, wiecej pychy jest ni? mestwa ? w tym, ?e nie potrafie sie rozp3akaa. Zobaczysz, bede jeszcze rycza3 jak bobr, obawiam sie, ?e ju? jestem tego bliski. Je?li chcia3a? mnie przez to czego? nauczya ? ju? mnie nauczy3a?. By3 moment, kiedy b3aga3em Boga, by pozwoli3 mi po3o?ya pod topor i te swoj1 jedyn1 reke ? gdyby mia3o Cie to przed czym? uchronia. Gdyby mia3o mi to Ciebie oszczedzia. I przerazi3em sie, jak wiele jeszcze mam do stracenia. I wtedy pomy?la3em sobie nagle, ?e mo?e nie tylko Ciebie mam do stracenia. - e mo?e mam do stracenia jeszcze wszystko. A wiec i wszystko moge jeszcze ocalia. POMO- MI TO OCALIA. 129 R O M A N 130 Roman powiedzia3 kiedy? do mnie: ?Trzeba by tegiego piora, ?eby to wszystko opisaa?. Przez my?l nam wtedy nie przesz3o, ?e mo?e to bya moje pioro ? i Jego w3asne. 131 Roman nie by3 moim bratem. By3 kim?, kogo spotka3am i pokocha3am, i z kim po31czy3o mnie ?wszystko i nic wiecej?.Nie zosta3 wyrzucony z poci1gu, a po prostu ? spad3 ze stogu siana, pomagaj1c podczas wakacji przy ?niwach i dozna3 uszkodzenia kregos3upa. Mia3 wtedy pietna?cie lat. Ja mia3am cztery lata i nie wiedzia3am o jego istnieniu. Spotka3am go w dwadzie?cia lat po?niej. Nie mowie ?pozna3am?, bo wydaje mi sie, ?e zna3am go zawsze. Dzieki temu, co razem prze?yli?my, zrozumia3am, ?e to, co nazywa sie mi3o?ci1, nie da sie podzielia. - e albo to jest ? i wtedy zwraca sie ku wszystkiemu, co jest ? albo nie ma tego wcale. Nasze losy u3o?y3y sie w sposob dosya dramatyczny. Ludzie nie byli wobec nas obojetni, a obojetno?a by3aby jednym z lepszych wariantow tego, co nas z ich strony spotyka3o. Potrzebowali?my pomocy, ale nie umieli?my o ni1 prosia. Nie dlatego, ?e byli?my zbyt dumni ? nie wiem dlaczego. Dzi? Roman ju? nie ?yje ? je?li przyj1a, ?e ?ycie i ?miera nie s1 tym samym. Nie pope3ni3 samobojstwa. Po prostu ?umar3?. Ja tu jeszcze na chwile zosta3am. 132 Na tej drodze, co sie pyli w ?a3obie nie wypatruj mnie, Mi3y, nie trzeba, mnie tam nie ma ? tu jestem, przy Tobie gdzie? mi ziemi przygarn13 i nieba.Obok Ciebie sie k3ade o zmroku by godziny odmierzaa do ?witu, czuwam w mie?niach, spre?onych do skoku drzemie w skrawku za oknem b3ekitu. W zatroskanej czekam Cie bieli strudzonego by przywrzea do 3ona, kiedy kornie w gniazdo po?cieli sk3adasz biodra i orle ramiona. Zbieram szept Twoj, w trawy zaklety w lasach srebrem poros3ych i z3otem, gdzie? mnie pocz13 ? ze mnie poczety na ?ar wieczny, na wieczn1 tesknote. Tylko czasem, za gor1, za rzek1 krzykiem niemym sie niose po niebie: Jezu Chryste! Tak jeste? daleko choa bli?szego nic nie znam nad Ciebie! 133 Kiedy? my?la3em, ?e powinienem by3 urodzia sie niewidomym, niemym i g3uchym. Wowczas by3bym jednym z tych, ktorzy mnie osaczaj1.My?la3em, czy nie lepiej urodzia sie tak kalekim, ni? ?ycie ca3e spedzia na troskliwej pielegnacji wstydliwego kalectwa duszy. My?la3em, dlaczego stajemy sie sob1 dopiero wowczas, gdy odchodzimy. Grzebi1 nasze d3onie pokryte skorup1 pracy, usta szorstkie od bry3y chleba, oczy zasnute mg31 leku. My?la3em nad tym, dlaczego nasze d3onie zapominaj1 pieszczoty, usta poca3unki, oczy barwy rado?ci. Kryjemy sie w cmentarnym prochu zapomnienia, grzebiemy w nim wypielegnowan1 niepamiea i k3opotliwe zawstydzenie. Stajemy sie sob1, i jeste?my zimni, obojetni i nareszcie doskonale samotni. Zimno mi bez Ciebie, Jo. Lzawe melancholijne pa?dzierniki zagnie?dzi3y sie w naszych sierpniowych sadach, listopady ?wiszcz1 w kominach. Zimno, mokro i wietrznie, a przecie? nie sposob usiedziea w tym dusznym bezdusznym domu. Jade moj1 rudoz3ot1 uliczk1, skrecam w prawo, i dalej, mokrym asfaltem wprost na skwerek. Skwerek... poczta... listonosz... Odbieram gazete i jaki? polecony ?wistek. Pada deszcz, a pod debami sucho. Deby ? jak olbrzymie, ?yczliwe parasole. ?Europa oczekuje odpre?enia?. Nieznani sprawcy pod3o?yli bombe w jednym z paryskich hoteli. Kto? tam zakonczy3 wizyte w Niemczech... W Sztumie ? zmar3a ?ona mojego by3ego przyjaciela. Pozna3em j1 przed dziesiecioma laty na weselu Jasi. Pamietam, ?e wypi3a pare g3ebszych i upiera3a sie, ?ebym z ni1 tanczy3. Maria Teresa, lat dwadzie?cia dziewiea. A ja wci1? ?yje... Cholera. Nie ma ju? Teresy. I co? na to powie Europa? W Belfa?cie znowu zastrzelono m3odego ch3opca. Europa sie odpre?a i chce z kim? tam wspo3pracowaa. 134 Widok z mojego okna... Ten tak dobrze mi znany, malenki, ubogi w rysunku i barwie pejza?. Czy znasz widok z mojego okna? Kilka domkow bli?niaczo podobnych do siebie, pare drzew o nagich, pokrytych siwizn1 szronu ga3eziach... Wysoko w ga3eziach drzew gnie?d?1 sie ?o3tobrzuche zwinne sikorki. Ni?ej, w suchym chru?cie agrestowych krzewow, harcuje stadko krzykliwych szarych wrobli.Wydaje mi sie, ?e znam na pamiea ? te drzewa i wszystkie ptaki, ktore na nich siadaj1. O pare krokow od mego okna ro?nie krzew bzu, ?mieszna wi1zanka martwych ga31zek i suchych li?ci. My?le, ?e tylko ja i ptaki widzimy ten krzew, i te li?cie o ciemnoszarej barwie i kszta3cie przywodz1cym na my?l ?pi1ce nietoperze. Czy lubisz bez? Jeste?my bezdomni jak ptaki zim1, pozbawione ciep3ych gniazd. Wiec musimy czekaa do wiosny, do lata, do zielonej, ciep3ej trawy. Spotkania w plenerze? Obawiam sie kaprysow marcowej aury. Wiesz ? ?niegu ju? nie ma. Kto? powiedzia3, ?e s3ysza3 skowronka. Kochany k3amca. Czekam na ciep3o, aby wyruszya w ?daleki ?wiat?. Obrzyd3a mi naga jab3on na podworzu. Za kilka dni up3yn1 dwa miesi1ce, odk1d nie by3em w city. Nie teskno mi chyba do ludzi. A jednak co? gna... Trupem mi pachnie ten dom. Czy s1dzisz, ?e mo?na sie nauczya samotno?ci? W1tpie w to... Wiem, ?e mo?na bya na ni1 skazanym. Ucze sie tej sztuki od lat i wiem, ?e nigdy jej nie posi1de. Wierz mi, nie ma istoty, ktora potrafi3aby zagraa te role bez pud3a. Samotno?a... Nie, Kochanie, rola ta przerasta najbardziej genialnych aktorow sceny ?ycia. Wiem, ?e dwadzie?cia minionych lat ?ycia, ?ycia w poczuciu osamotnienia, spustoszy3o, wyja3owi3o, uczyni3o moj1 psychike bardziej kalek1, ni? jest kalekie moje cia3o. Ju? nawet przesta3em sie zastanawiaa, dlaczego nikt z moich by3ych przyjacio3 szkolnych, ktorzy mieszkaj1 w S., nie odwiedzi mnie. Mo?e nigdy nie byli?my przyjacio3mi? A jednak przed kilkunastu laty 135 bywa3o inaczej. Co najmniej raz w tygodniu ? zazwyczaj w niedziele ? wpada3a do mnie ca3a banda kumpli. Fajne by3y te niedziele; pe3ne gwaru, u?miechu, opowiadan o pierwszych randkach, o szczeniecych figlach p3atanych Kowalskim. Z up3ywem czasu, gdy zaczeli zak3adaa w3asne gniazda, ich wizyty stawa3y sie coraz rzadsze. Pamietam te pierwsz1 niedziele, w ktor1 nikt sie nie zjawi3. Nie mia3em jeszcze wowczas wozka, siedzia3em w fotelu, bezmy?lnie gapi3em sie w ?lepe, pokryte par1 szk3a okien, czu3em sie jak oszukany szczeniak, ktorego zapomniano wyprowadzia na spacer.Codziennie staram sie wyje?d?aa na skwerek. Przesiaduje tam oko3o godziny. Patrze na te przewijaj1c1 sie obok mnie, barwn1, wielonog1, wielog3ow1 ludzk1 g1sienice. Czasami k3aniam sie, czasami odpowiadam na uk3on jednej z jej stu g3ow. Ta zielona wysepka, minialejka pod debami, na ktorej przystaje, dobiega do ciemnej linii asfaltu, do punktu, co oddziela mnie od nieosi1galnego przeciwleg3ego brzegu. Czasami, bardzo rzadko, mo?e raz lub dwa razy w tygodniu, kto? przep3ywa te czarn1 rzeke, przekracza ow punkt. Czasem kto? podaje mi d3on i wowczas, przez krotk1 chwile, choa nie mamy sobie zbyt wiele do powiedzenia, czuje wie?, 31cz1c1 mnie z t1 drug1 stron1, mo?e nie z g3ownym nurtem, ale z ma31 stru?k1 ?ycia. Zazwyczaj jednak moj pobyt na skwerku odmierza martwa godzina. Sze?adziesi1t minut ? jak sze?adziesi1t petow rzuconych na trotuar. Wiesz, urodzi3em sie drwalem. Kocha3em prace. Tak1, o ktorej sie mowi, ?e wyciska z cz3owieka siodme poty. Bed1c szczeniakiem lubi3em zagl1daa do wiejskiej ku?ni, gdzie moj pradziad cie?kim kowalskim m3otem wali3 w kowad3o, a? echo nios3o po ca3ej wsi. I ja probowa3em zagraa na kowadle, ale d3onie mi mdla3y i dzi? my?le, ?e te moj1 muzyke s3ysza3y tylko myszy w ku?ni. Lubi3em chodzia z drwalami do lasu, by patrzea jak zwalaj1 stuletnie sosny. Ci ludzie zdawali mi sie olbrzymami, a sosny by3y wielkie jak katedry. Dzi? jest mi ?al, gdy umieraj1 drzewa. Mo?e bardziej mi ich ?al ni? ludzi, kiedy odchodz1. A jednak w3a?nie dzi? poszed3bym w las, by walia toporem w deby lub sosny, walia a? do utraty tchu... 136 Jo Ukochana, ci1gle krzyczy we mnie ten cz3owiek z nieodpowiednim biletem w niew3a?ciwym poci1gu. To miotaj1ce sie bydle, chcia3oby wzi1a Cie na rece i ponie?a ? tam, gdzie nasze konie, tabunem w cwale, kopytami rw1 w strzepy bezkresn1 p3achte zieleni.Chcia3bym pokazaa Ci brzozy szumi1ce, rozko3ysane, roztanczone w srebrnej ulewie wiosennej burzy. I chcia3bym jeszcze... i jeszcze... I tylko wzi1a Cie w ramiona, a wszystko sie spe3ni ? przysiegam. Moj ?nie Najcudniejszy, napisz mi choa w przybli?eniu, kiedy zobacze Cie na jawie. Pisa3em: Cudna, mowi3em: Piekna. A przecie?: Dziewczyna, to brzmi najpiekniej i jako? tak... Ach, Joanno, Dziewczyno moja. Wiec jak sie ubierasz na wiosne? Co nosisz na twarzy, a co w sercu? Ty nie ubierasz sie w spokoj, lekliwie zalecony, ?eby nie by3o nadziei na rado?a, ktora mog3aby min1a wcze?niej. Nie nosisz smutku, ktory by czyni3 Cie szlachetniejsz1 ni? jeste?. Wiec... jak sie ubierasz na wiosne? Oczywi?cie, ?e bedziesz mia3a okazje zobaczya, jak robie Ci awanture. Zazdro?nik jestem niebywa3y. Pok3oce sie z deszczem, z kropl1 jedn1, co sp3ynie policzkiem w Twoje usta. Zrobie wietrzn1 awanture facetowi, co w Twoich w3osach hula. Zrobie awanture! Pokoj, w ktorym le?e, ktory zwykle zdaje mi sie do?a ponury, jest dzi? tak jasny, jak gdyby s3once zawis3o na suficie sturamiennym ?wiecznikiem. Widze niebo i jasne ob3oki, a Bronek twierdzi, ?e w ogole ca3y ?wiat jest ju? cholernie zielony. Jeszcze troche i... nie zdzier?e. Wyskocze z tego wyra na rowne nogi, przeci1gne sie, a? mi ko?ci zatrzeszcz1. Cielsko usprawnie szwedzk1 gimnastyk1, wezme zimny prysznic i sprintem popedze na nasz skwerek. Znajde Cie, a je?li sie spo?nisz ? zaczekam. Bede czeka3, wszak jestem bieg3y w tej trudnej sztuce, ktor1 awicze od lat. Przyjd?. Ubiore Cie w b3ekit dzisiejszego nieba, w te cich1 biel ob3okow, w te ciep31 majow1 zielen. Ubiore Cie w czerwien mojego serca i w barwy moich snow, gdy ?nie o Tobie, Joanno. 137 Kochanie, nie tylko pukanie do drzwi mojego pokoju, ale i sam pokoj moge sobie wypukaa z gory z g3owy. Uwierz mi, znam ich na tyle dobrze, by wiedziea, ?e tego nie wywalcze. S1 zbyt prymitywni, by poj1a, ?e w ?ich domu? ktokolwiek oprocz nich mo?e sobie ro?cia prawo do suwerenno?ci terytorialnej.Nie moge telefonowaa z domu, bo ci1gle kto? z nich jest w mieszkaniu, wiec bede sie stara3 znale?a osobe, ktora w moim imieniu zamieni z Tob1 s3owo chocia?by. Od chwili, gdy wyjecha3a?, nie rozmawia3em z nikim, kto by3by mi bliski. Otepia i og3usza mnie cisza tego domu, choa wole nieme towarzystwo ?cian, ni? towarzystwo domownikow. Potrzeba mi troche ?yczliwo?ci na co dzien, zrozumienia, a tego nie znajduje, ?yj1c tu ? tu w tym domu, w tym kurewskim mie?cie. A mnie, moja Mi3a, szlag by trafi3, gdyby jaki? sztumski ba3wan o?mieli3 sie dotkn1a Cie z3ym s3owem! I prosze Cie, nigdy wiecej nie bierz w cudzys3ow ? Twoje DOBRE IMIE. Dzi?, po raz pierwszy od wielu lat, przyjrza3em sie swojej pupie. Chcia3em naocznie przekonaa sie, jaki rezultat daj1 na?wietlania kwarcowk1. To, co ujrza3em w lusterku, nie wzbudzi3o mego entuzjazmu. Do diab3a, to pole bitewne nie wydaje mi sie zbyt malownicze, a tej ruiny na prawym po?ladku nie zmo?e nawet Twoja lampa kwarcowa. Nie bedzie chyba wyjazdow w plener ani siedzenia w wozku pokojowym. Bedzie le?enie w betach. Mia3a? racje, potrafie sam przesi1?a sie na wozek. Chwytam sie tego uchwytu nad 3o?kiem i je?li odpowiednio sie podci1gne, udaje sie poderwaa biodra, tak ?eby zawis3y nad siedzeniem wozka. Potem ju? wystarczy sie osun1a. Tylko kopyta zostaj1 gdzie? z boku, spl1tane, wiec ustawiam je rekami. Szkopu3 w tym, ?e czasem ca3y ten manewr zawodzi i nie moge ani dosi1?a swego rumaka, ani wycofaa sie na poprzednie pozycje. Wtedy moge liczya ju? tylko na nich. 138 Tyle mi3o?ci i ciep3a jest w Twoich listach. Otaczasz mnie swymi s3owami, czule mnie nimi obejmujesz jakby ciep3ymi ramionami.A ja, psiakrew, nie moge wzi1a Cie na rece aby nie?a, tam gdzie pragne3aby? i?a. Cholera, a takie silne mia3em ramiona, ?e mog3bym nimi zbudowaa dla Ciebie dom, ten, ktory nie by3by Ci obcym. A Ty mnie takim, jakim jestem dzi?... Serce Najmilsze moje... Wczoraj ponios3o mnie do Koniecwaldu. By3em na drodze wiod1cej do tej ma3ej uroczej stacyjki, tam, gdzie wk3ada3a? do kieszeni czarnej kurteczki wi1zki pachn1cego czerwcowego siana. Drzewo, na ktorym przed z gor1 dwoma miesi1cami wyry3em Twoje melodyjne ciep3e ?Jo?, zabli?ni3o rane. Ale JO pozostanie na nim ju? na zawsze. Przez wiele, wiele lat nie wiedzia3em co to 3zy... Szczere... rzewne... takie... co to same... Dzi? p3acze. Cholera! A przecie? bywa3o, ?e z kamienia mo?na by3o wytoczya 3ze 3atwiej ni? ze mnie. I nie raz, 3za szcze?cia toczy sie tym samym, jeszcze wilgotnym ?ladem, pozostawionym przez te poprzedni1 ? smutn1 3ze. Jak w niedziele, gdy odje?d?a3a?, gdy by3o smutno, gdy ca3owa3a? moje 3zy, gdy swoimi ciep3ymi ustami zagl1da3a? w moje oczy, wnosz1c w nie cisze, rado?a, nadzieje rych3ego spotkania. A jest, jak przed rokiem, cudowny schy3ek sierpnia. Jo, to min13 rok. Bodaj kto? mi odr1ba3 jedn1 3ape, bym w drugiej choa przez chwile mog3 trzymaa Tw1 d3on... Bodaj jutro wst1pia do piekie3, aby dzi? moc przytulia g3owe do Twych piersi i tak, s3uchaj1c tej najcudniejszej mowy Twojego serca, zapomniea o z3ym, nic nie pamietaa ? tylko Ciebie zapamietywaa. Jest ciep3o, a jednak lato ju? sie dopala. Siwiej1 czupryny debow, rosn1cych na naszym skwerku, opadaj1 z nich pierwsze martwe li?cie. Za tydzien lub dwa wiatr poniesie w brzemienne sady srebrne nici babiego lata. Szalony ciep3y barok lata z wolna ustepuje miejsca cienistemu gotykowi jesieni. 139 By3em w lesie, w takim miejscu, w ktorym nigdy z Tob1 nie bywali?my. W g3ebi lasu jest urwisko, a u jego podno?a w1woz (mo?e jar?).Wszystko to o pare metrow od le?nej drogi. Dno w1wozu pokrywaj1 wysokie paprocie, rachityczne krzewy leszczyny, spl1tane le?ne chaszcze. Kiedy sie patrzy na to z gory, w1woz ow zdaje sie zielon1 jam1, w ktorej mo?na by sie skrya i czua sie w niej bezpiecznie. Bya mo?e dnem w1wozu p3ynie le?na struga, lub jest tam ?rod3o-wodopoj, do ktorego podchodz1 sarny. Widzia3em je, wolno krocz1ce pomiedzy krzakami leszczyn. Pomy?la3em o Tobie, o miejscu, gdzie po raz pierwszy u3o?y3a? mnie w trawie, w m3odej, nie?mia3ej jeszcze, wczesnowiosennej trawie. Czy pamietasz to miejsce, czy pamietasz nasze sarny? Na krotko jak na mgnienie powiek, ale wyra?nie, stan13 mi przed oczami tamten dzien, jedna jego chwila. Obraz Twojej twarzy. Patrzy3em na Ciebie ? czesa3a? w3osy, a one zdawa3y sie p3on1a w s3oncu. A w oczach... Te oczy by3y niezwyk3e... Zdawa3y sie bya zwierciad3em, w ktorym drga3y wszystkie najcieplejsze barwy ?ycia. Czy s1 obrazy, co graj1 melodie? Musz1 takie bya, bo ca3y obraz tamtej chwili gra3 we mnie jak1? melodie, mo?e pie?n bez s3ow, mo?e symfonie, ktorej jeszcze nie stworzy3 ?aden geniusz. I do diab3a! nie stworzy. Bo jest ona dzie3em zmys3ow, serca, wyobra?ni, a przecie? pomimo to ka?dej z jej nut mo?na dotkn1a, czua jej ciep3o, widziea barwe. Serce, podaj mi dzisiaj choa jedn1 z tych nut. Mowi3em to Twoim d3oniom, Twoim stopom, ca3ej Tobie mowi3em to dotykiem ust. Ale czy s3ysza3a?, gdy mowi3em ? kocham. To s3owo pisa3em dziesi1tki razy, a nie pamietam, czy wypowiedzia3em je wowczas, gdy by3a? blisko mnie. Musze Ci to powiedziea ? koniecznie. I musze zapamietaa, ?e to powiedzia3em. Obejme Cie, wtule twarz w Twoje d3onie i, kiedy nie bedziesz widzia3a moich oczu, powiem ? to s3owo. To Ty nauczy3a? mnie tego s3owa i dzieki Tobie zrozumia3em jego sens. Tyle jest we mnie s3ow... Mog3bym z nich zbudowaa dla Ciebie dom. Mog3bym Cie okrya mymi s3owami, i nakarmia, i do snu uko3ysaa. S3owa. Kalendarz o tysi1cu imion. S3owa nic nie znacz1ce. S3owa puste. Mordercze s3owa. S3owa mi3e, piekne, g3upie i m1dre. Ciep3e s3owo 140 nie ogrzeje zziebnietych d3oni. S3owem nie zaspokoisz g3odu. Nie zmartwychwstaniesz za tysi1ce s3ow. Dlaczego z miliardow moich s3ow ?adne nie oblecze sie w realny kszta3t. Nie dotkniesz mojego s3owa, nie zobaczysz, nie poczujesz jego smaku ani zapachu.Cholera!!! Prze?laduje mnie ten ?brod?. Z tym brudem to ja co? zrobie. Tylko co? Mo?e to: Brudu w brod w tym brodzie, bredzi3 brudny brodaty brudas brodz1c w brudnej wodzie brodu. No, po takim wycisku ?brod? nie ma u mnie lotu. Kochanie, Ty to masz ze mn1 trzy ?wiaty; ci1gle Ci m1ce te czyst1 wode ojczystego jezyka. Cholera, cymba3 jestem i basta. Moja ?liczna Pani Filolog, boje sie czasem, ?e z t1 swoj1 podstawowk1 musze widziea sie Pani strasznym g31bem. Wczoraj str1ci3em z krzewu bzu ostatnie nietoperze. Po3o?y3em je na d3oni, a po?niej d3on zacisn13em w pie?a. Zaszele?ci3o, sypne3o popio3em, rozsypa3o sie na wietrze. G3upi jestem, Joanno. I znow nadchodzi dla mnie z3y czas. Czas ciep3ego pieca, nienawistnie d3ugich nocy i coraz krotszych ucieczek w plener. Nadchodzi czas ucieczek w pejza? martwych przedmiotow. Czas ci1gle tych samych twarzy. Tych g1b niemi3ych. Prosze, napisz mi, czy nie marzniesz. Mrozi siarczy?cie, od czternastu dni nie wychylam nosa na dwor. Moj nie?mia3y, a przecie? spe3niony zimowy sen... Surowy b3ekit nieba i ciep3a zielen Twoich oczu nad moj1 twarz1. Sarny wracaj1ce znad wodopoju, ptaki szeleszcz1ce w ga3eziach drzew. Nie, nie byli?my osaczeni, to by3y tylko sarny... I tylko odrobina smutku i ?alu ? ?e to tak krotko, ?e ju? po?no, ?e ju? za chwile trzeba i?a... Z wolna dobiega kresu ostatni dzien tygodnia. Ten mijaj1cy tydzien mia3 bezbarwn1, szar1 twarz. Tydzien bez listu od Ciebie. Czy osiem dni ?ycia bez Twoich s3ow stanowi granice mojego spokoju? 141 Pisz, na rany Chrystusa!Noc1, gdy d3ugo nie mog3em zasn1a, my?la3em, ?e bed1c sob1, ale innym sob1 ni? dzi?, mog3bym spotkaa Cie tak1, jaka jeste?. Bya mo?e, w jednym z tysi1ca miast, na bezimiennej ulicy, w anonimowym t3umie przechodniow spotka3yby sie nasze oczy. Bya mo?e, w jednym z tysiecy domow, odnalaz3yby sie nasze d3onie i nasze cia3a. Bya mo?e, nie znaj1c wzajemnie naszych serc ani my?li, zach3annie syciliby?my nasze g3ody, aby w chwile po?niej, ci1gle dalecy sobie, znu?eni, zaledwie przekroczywszy progi naszych cia3, odej?a w ch3od, w niesyto?a, w pragnienie. Nie, to niemo?liwe! To tylko na wpo3 senny z3y majak. To niemo?liwe. Znam zielen Twoich oczu, ciep3o Twoich s3ow i my?li, pieszczote Twoich r1k. Wiem, ?e zawsze w swych oczach nosi3a? te sam1 zielen. Wiec jak?e wczoraj mog3o bya inaczej, ni? jest dzi?? Przed paroma minutami znalaz3em Twoj1 cudown1 depesze! Twoj telegram jest dla mnie jak rozkaz ? jak rozkaz powrotu do ?ycia. Jestem tak wzruszony, ?e chyba ju? nic wiecej nie napisze. Zupe3nie nie pojmuje: skoro zdecydowali nie doreczya mi Twego telegramu, dlaczego go nie zniszczyli. Brak w tym logiki. - ycie moje, dziekuje za list, tak piekny, pe3en mi3o?ci ? tak bardzo Twoj. Serduszko, czytam Twoj list i zdaje mi sie, ?e po pe3nych meki, d3ugich dniach roz31ki trzymam Cie w ramionach. Kochanie moje, rado?a z mek1 we mnie sie przeplata, chwili spokoju nie znajduje, poniewa? wyrzucam sobie, ?e w swoim ostatnim li?cie napisa3em co?, czym mog3em Cie zrania. Ro?e mi przysy3asz, a ja Tobie ? ciernie. Kochanie, zadaj mi jak1? pokute, kare jak1 ? tylko sie na mnie nie gniewaj, tylko wybacz. Jestem chamem. Tak, po prostu jestem s3abym chamem, ktory mia3 szcze?cie pokochaa Cie, a nie kocha tak, jak na to zas3ugujesz. Mylisz sie. Nie mam ?adnego argumentu, ktory mog3by mnie usprawiedliwia. Prosze, uwierz mi, to tylko chory ? dzi? ju? spopiela3y atom mego mozgu, s1czy3 ow jad niepewno?ci czy zw1tpienia. Ja nie musia3em z tym walczya, bo nad wszystkimi my?lami, nad ka?dym obcym g3osem mego wnetrza brzmia3 jeden g3os silny i my?l szczera ? 142 zawsze ta sama: tej mi3o?ci nie mo?na zabia. Nie mo?na zapomniea, nie mo?na nie kochaa i nie tesknia, nawet wowczas, gdyby jutro zrodzi3a mi3o?a inn1, wielko?ci1 rown1 naszej dzisiaj.Kochanie moje, ostatnimi czasy nie czuje sie na si3ach, aby z kimkolwiek ? nie zrozum mnie ?le, rownie? ze sob1 samym ? wdawaa sie w filozoficzne rozwa?ania. Tak wiec pozwol, ?e natychmiast odpowiem Ci konkretami: O ile do sierpnia ubieg3ego roku korespondencja moja by3a kontrolowana lub niszczona w sporadycznych, jak s1dze, przypadkach, o tyle od sierpnia sytuacja pod tym wzgledem przedstawia sie zupe3nie makabrycznie. W tajemniczych okoliczno?ciach gin1 nawet listy polecone z dopiskiem ?do r1k w3asnych?. Pan Jan, nasz listonosz, nie mo?e przechowywaa u siebie korespondencji adresowanej na moje nazwisko. Twierdzi stanowczo, ?e to niezgodne z obowi1zuj1cymi przepisami. Formalista, ale rozumiem go. Je?li otrzymuje Twoje listy, to wy31cznie dlatego, ?e od sze?ciu miesiecy, niemal codziennie wyczekuje przed budynkiem poczty, aby moc odebraa je bezpo?rednio od listonosza. Je?li z przyczyn niezale?nych ode mnie, np. z powodu defektu silnika lub ze wzgledu na fataln1 kondycje fizyczn1, nie moge wyruszya na to jedyne w swoim rodzaju polowanie, czekam na listonosza przed bram1 tego domu. Nie potrafie, po prostu nie potrafie zbli?ya sie do tych ludzi. Przej?a na ich pozycje to znaczy zdradzia samego siebie, upodlia sie. Staram sie panowaa nad sob1 i zawsze bya wierny Twojej maksymie, zalecaj1cej milczenie, tam, gdzie nie ma szans na porozumienie. Jestem skazany na nich i musze ich braa jakimi s1. Ale chocia? po ich stronie jest si3a ? nie ulegam jej, wiec jestem silniejszy od nich. Ta kobieta jest jak sztumski kurier, a s3owo, wypuszczone w tej mie?cinie ptakiem, wraca wo3em. - yj1c w tym domu musze skrywaa w sobie ka?dy przejaw rado?ci, ktory mog3by daa tym ludziom asumpt do przypuszczen, ?e mo?e miea to jaki? zwi1zek z Tob1, z czymkolwiek, co nas 31czy, bo wszystko to natychmiast jest plugawione. Pozosta3em tu sam. Ci, ktorzy zdawali mi sie w pewnej mierze bliscy, w ktorych czu3em te bya mo?e nik31, ale jednak jak1? wie? 143 moralnego wsparcia dla naszej sprawy, przeszli na te drug1 ? wrog1 nam strone. Najpierw wujostwo, po?niej kuzynka, ostatnio chyba rownie? Bronek.Nie pokona3em ich. Nie wprowadzi3em Cie do tego domu. Nie zwycie?y3em, ale nie czuje sie pokonany. Ten dom nie wydar3 mi Ciebie, bo Ty ? Ty by3a? silniejsza, i to jest moje ? nasze zwyciestwo. Wci1? jeszcze niepokoi mnie to, co powiedzia3a?, ?e czesto ?yjesz w przekonaniu, ?e sprawiasz mi bol, ?e nie dajesz mi do?a rado?ci. Najmilsza moja, wiele razy cofa3em film mojego ?ycia, a przecie? nigdy nie stan13 mi przed oczami obraz istoty, ktora okaza3aby mi tyle serca, ile Ty mi go okazujesz. Nie by3o w moim ?yciu nikogo, komu mog3bym powiedziea, i? da3 mi wiecej rado?ci, ni? Ty mi jej dajesz. Jo, co? by3o przed Tob1. Pustka i ?a3osna obojetno?a. - a3osna obojetno?a wobec ?wiata i w3asnej egzystencji. Jestem szcze?liwy, bo moge Cie kochaa. Jestem szcze?liwy, gdy moge Cie obj1a. Jest we mnie tyle rado?ci, gdy moge zgi1a kark do Twoich stop. Jestem szcze?liwy, gdy czytam Twoje listy i gdy s3ucham Twego g3osu. Widzisz ile tego jest? I w3a?nie to wszystko jest rado?ci1. A je?li boli? To wowczas gdy my?le, ?e moge Ci ofiarowaa tak niewiele; niemal nic poza s3owami. A boli coraz mniej, bo wiem, ?e Ty wszystko rozumiesz. Powiedzia3a? mi kiedy?: nie mo?na daa wiecej, ni? samemu mo?na ud?wign1a. Dajesz mi wiecej. Nie b1d? smutna. Niech Ci sie nie ?ni1 kamienne nieba ani ?li ludzie o anonimowych twarzach. ?nij o z3otoskrzyd3ej pszczole i bia3ym wi?niowym sadzie. Pozostaw mi odrobine swoich my?li ? o ?mierci, o przemijaniu, o bolu. Nie wiem, czy przed Tob1 ?y3a kobieta, ktora da3a me?czy?nie wiecej ciep3a i mi3o?ci, ni? Ty mi jej dajesz. Serce gotowa by? wyj1a ze swej piersi, abym tylko nie czu3 cie?aru samotno?ci, aby sta3 sie on l?ejszy. Wiecej ? abym mog3 zapomniea nawet o swoim kalekim ciele. Niekiedy jestem sk3onny twierdzia, ?e jestem bogatszy od wielu, wielu me?czyzn. Oszala3em... mam ochote g3osia pochwa3e kalectwa! Tule sie do Twoich Or3ow. 144 Ca3uje wrzosy i brzozy Twoich w3osow. Ca3uje rzesy, kryj1ce zielen Twoich oczu. Tule twarz w cienistych gotykach i ciep3ych barokach, tule s3owicze gniazda i Twoje kolana. Joanno, sk3adam wierny pysk na Twoich stopach, jak pies, stro? Twoich snow.Mia3a? s3uszno?a, ?e nie powinni?my rozstawaa sie w dniu wczorajszym. Milenka moja, ja chyba zmys3y postradam. B3agam ? przyjed?. Zaklinam Cie na wszystko co nas 31czy, przyjed? mo?liwie najszybciej. Stane na g3owie a znajde kwatere. Chryste, jakie to trudne ? ja nie znajduje s3ow. Serce mojego serca, daj mi dobr1, cich1, 3agodn1 pore po?egnania. Przysiegam, ?e ju? jej nie roztrwonie, nie zaprzepaszcze. ?Nie b3agaj ? ?1daj!? Wydaje mi sie, ?e zapomnia3em s3owo: ?1dam. Powiedz, czy? moge ?1daa od Ciebie czegokolwiek wiecej, ponad to, co Ty sama mi ofiarowujesz. - 1daa to tak, jakby sie domagaa zwrotu d3ugu. To w Twoich d3oniach s1 moje rewersy, ktorych (wybacz) nigdy nie bede w stanie sp3acia. Ach, Mi3a moja, parafrazuj1c s3owa znanej Ci piosenki: Wszystko mine3o... mine3o... nie zna3a? mnie. Ja, chocia? smarkacz, by3em szalony. Bya mo?e bym Cie nie b3aga3, i mo?e bym nie pyta3. Ot, wzi13bym Cie jak swoj1, posadzi3bym na konia i dalej?e, w zielone stepy Twoich marzen. Dzi? jestem facetem z Manczy, a moj kon to cherlawy Rosynant. Cherlawy, bo spopieli3a sie trawa mego stepu. Bede nas3uchiwaa ? mo?e znow us3ysze galop Twojego rumaka. Bya mo?e, moje BLAGAM jest ?1daniem. *** Rozpruwam brzuchy niewys3anych listow, i znowu pisze, i znow dre koperty. Czy s1 takie my?li? Wiec s1 takie my?li... S1 takie my?li, nawet czu3e i tkliwe, ktorymi boimy sie dzielia, bo nie wiemy, czy bed1 sprawc1 tylko zadumy, czy mo?e bolu, mo?e smutku. Jo, ja wiem, nadejdzie kiedy? taki dzien, kiedy otworze przed Tob1 swoje serce, z3o?e je w Twoich d3oniach i wowczas bedziesz mog3a spojrzea w najtajniejsze zakamarki mojego mozgu. 145 Pioro zdaje sie bya kamieniem, cie?kim chropawym ostrobokiem.Pioro jest kamieniem ? papier sercem. Najmilsza, najwyra?niej z3e fatum zawis3o nad nami, lub mowi1c pro?ciej, moje kalectwo jest morderc1 naszej rado?ci. To tylko w moim sercu ryczy lew ? ca3a reszta to rozsypuj1cy sie szmelc. Za pare godzin wroce do domu. Prawde powiedziawszy, niewiele pamietam ze swego tu, krotkiego zreszt1, pobytu. Prawie w ka?dym tego rodzaju przybytku czas p3ynie rownie przera?liwie wolno. Noce, te jeszcze letnie przecie?, najkrotsze, ci1gn1 sie w nieskonczono?a. Wszedzie jest tak samo. Pielegniarki odziane w zawodowy u?miech, salowe podcieraj1ce mi pupe z obrzydzeniem, wielookie, nieme, bezcieniowe lampy, nikiel pude3 sterylizatorow. D3onie, obleczone w rekawice chirurgiczne, przywodz1 na my?l d3onie manekinow lub robotow: ?ywe, poruszaj1ce sie, lecz bez wyrazu. W ciszy tu panuj1cej, od3amywana ko?a wydaje huk karabinowego wystrza3u, a 3y?ka, ktor1 zdzieraj1 nekroze, szoruje po niej jak po dnie mena?ki. Widzia3em ?dno? swoich 3ydek i po usunieciu gnij1cego ?cierwa, na d3ugo?ci dwudziestu centymetrow nie pozosta3o ju? nic poza nag1 ko?ci1. Pocieszam sie tym, ?e uciu3a3em spory zapas Tardylu, wiec s1dze, ?e z jego pomoc1 3atwiej przyjdzie mi znie?a kilka najbli?szych tygodni. Le?e na brzuchu po szesna?cie godzin na dobe ? d3u?ej nie moge wyrobia. Ja w sensie fizycznym znie?a moge jeszcze wiele, tyle nawet, ile wolnego jeszcze cia3a oddaa moge kalectwu. Prawd1 jest, ?e czuje lek przed cierpieniem, ale nie to mnie przera?a. Znasz mnie, nie jestem z tych, ktorym bol dobywa jeki z gard3a. Uwierz mi, nie lekam sie ?mierci. Boje sie tylko tego, ?e stanie sie to tu, tu w tym domu ? w?rod ludzi tak mi obcych. Dok1d poj?a... Dlaczego ja nie mam dok1d poj?a? 146 Siostrzyczko ukochana, Mi3o?ci moja. I Ty jeste? jedynym i prawdziwym moim domem, i ja ? tak bardzo chcia3bym Cie ujrzea, us3yszea, utulia i ukochaa.Jestem fenomenem natury. Nie widzia3em Cie od miesi1ca ? i ?yje. Wszystko, co dzieje sie woko3 mnie, wydaje mi sie nic nie znacz1ce, obce, dalekie, tak jak gdyby dzia3o sie gdzie? poza mn1, w innym wymiarze czasu. Mam nadzieje, ?e niebawem otrz1sne sie z tego dziwnego stanu ducha, ?e wszystko powroci do normy. Bo?e ? do jakiej normy. Niekiedy wydaje mi sie, ?e jestem wa?k1, ktora pro?nym wysi3kiem usi3uje wydostaa sie z kokonu larwy. Ju? widze ?wiat, ju? chcia3bym wzleciea, a skrzyd3a wci1? tkwi1 tam ? wewn1trz spl1tane. Tak sobie pieprze. Przepraszam. Poza ?wiadomo?ci1 Twej nieobecno?ci, poza obecno?ci1 mojego diab3a-stro?a: bolu, nic nie istnieje. Wytrwaa. Powtarzam to sobie codziennie dziesi1tki razy. Z dnia na dzien narasta we mnie jaki? rozpaczliwy ob3ed, przemo?na chea opuszczenia tego domu, tego miasta. Coraz trudniej przychodzi mi nad tym panowaa. Coraz wiecej czasu musze spedzaa w ich obecno?ci. Nigdy nie mieli?my sobie zbyt du?o do powiedzenia, dzi? ? ju? dos3ownie nic. Konwersacja ogranicza sie do absolutnego, niezbednego minimum, do dwu s3ow: tak i nie. Podczas wspolnych posi3kow nawet tak bliskie mi s3owo: dziekuje, z trudem przechodzi mi przez gard3o. Tak jak chleb spo?ywany w ich towarzystwie. Ja wiem, szereg spraw nie chce Ci sie pomie?cia w g3owie. Ach Jo. Jo. Trzeba tu ?ya, aby to zrozumiea. Jo ? ja ju? tak nie moge dalej. Prosze, ufaj mi na Boga, bo albo przyjdzie mi skonczya w domu o pokojach bez klamek, albo w 3eb sobie palne. Przepraszam Cie, Serce. Ja chyba zostane TYGRYSEM. 147 Pytasz, czy miedzy nami wszystko jest w porz1dku. Czy nie jeste? moim -YCIEM?W ci1gu paru minut, mowi1c tak niewiele, powiedzieli?my sobie wszystko. Nie trzeba wiecej s3ow, to wszystko. Wszystko, to znaczy, ?e ju? nie mamy sobie do powiedzenia nic, i ju? nigdy nic. Szekspir twierdzi, ?e ?wiat to wielka scena, a my wszyscy jeste?my aktorami. Je?li ma s3uszno?a, to wowczas sedno sprawy le?y w tym, by graa sw1 role uczciwie, bez fa3szu. No co?, nadszed3 czas, by zdj1a maske. Od wielu lat byli?my z3ymi aktorami na tej scenie, w tej grze ?ycia, ?ycia na pokaz i poklask. Ty wiesz, Ty widzia3a? ca31 miernote tej gry z lichego scenariusza. Uwierz mi, dzi? czuje sie wolny, jest we mnie spokoj, tak mi potrzebny, dobry i daj1cy mi poczucie w3asnej warto?ci. Wierze, ?e ju? go nie utrace ? jutro, nigdy. ?Masz bya silny i szcze?liwy.? Jestem. Chocia? dzi? mo?e bardziej silny ni? szcze?liwy. Jutro ju? bede szcze?liwy, tak jak dzi? jestem silny. Joanno, ja chce ?ya. Po prostu i zwyczajnie chce ?ya. Odkry3a? przede mn1 piekne ?wiaty, dla ktorych ?ya warto. To Ty, Ty jeste? tym kluczem, ktorego wiele d3ugich lat szuka3em, ktory znalaz3em i ktory otworzy3 mi drzwi w te ?wiaty. *** Pamietaj, gdy trzeba bedzie odej?a, bede b3ogos3awi3 los, ?e da3 mi Ciebie. Nie musze przysiegaa. Jest we mnie cz1stka Twego cia3a, i serce, i my?li. - yjesz we mnie.Ja wroce, Jo... Bede z Tob1... Zawsze. Wroce do Ciebie jasnym ob3okiem, b3ekitem nieba. Wroce p3omieniem w zieleni Twoich oczu. Znajdziesz mnie wszedzie tam, gdzie go?ci ciep3o i rado?a. 148 Musi istniea Kraj Szcze?liwych Olbrzymow. Tam, obmyje 3zami i osusze poca3unkami Twoje stopy. Tam, przytulisz do swych piersi moj1 g3owe. U?miechasz sie. Wiem, dziecinnie naiwna jest moja wiara. Ale je?li dzi? nie jest mi dane i?a obok Ciebie, czy? moge nie wierzya w istnienie jutra.Jedna matka nas zrodzi3a, jedna w te sam1 pore, i nie pare bli?ni1t, lecz jedn1 istote. Mi3o?ci moja, jak?e mi ?ya tu, gdy tam p3yniesz we mnie strumieniem krwi ? a serce jest jedno, i mowa jego ta sama w nas obojgu. 149 CZE?A DRUGA 150 CZE?A DRUGA:Rok 1989 .......................................159 Rok 1993 .......................................175 Post Scriptum ................................217 151 Ksi1?ka ta powsta3a w sposob najzupe3niej spontaniczny i nie by3a pisana z my?l1 o jakimkolwiek ?czytelniku?. Jej cze?a pierwsza sk3ada sie niemal w ca3o?ci z tekstow, adresowanych do najbli?szych mi ludzi (lub do mnie samej), jest zapisem moich my?li, nastrojow, doznan, na przestrzeni z gor1 dwudziestu lat mego ?ycia ? od tak zwanej wczesnej m3odo?ci po dzien dzisiejszy.Je?li zdecydowa3am sie te teksty opublikowaa, to nie ze wzgledu na jakie? aspiracje stricte literackiej natury. Uczyni3am to, bo jest w nich jaka? ekspresja i jaka? si3a, ktor1 chcia3abym sie podzielia ? z kim?, kto zechce siegn1a po te ksi1?ke. I podzielia sie nie jak ?pisarz? z ?czytelnikiem?, a jak przyjaciel z przyjacielem. Wielu ludzi dziwi sie, ?e ksi1?ka ta jest tak bardzo ?osobista?. Rozumiem, sk1d sie bierze to odczucie ? ale sama tak tego nie czuje. Mowie dalej, ?e ?boimy sie siebie i ukrywamy sie przed sob1?. Ja sie nie boje. Nie otwieram sie przed tak zwanym czytelnikiem bardziej, ni? przed jakimkolwiek innym bliskim mi cz3owiekiem. Nie wiem, naturalnie, kto bedzie czyta3 te ksi1?ke i jakie bed1 jego indywidualne odczucia i skojarzenia. Lecz nie lekam sie powierzya jej ?wszystkim? ? bo, mam uczucie, adresuje j1 nie tyle do cz3owieka, ile raczej do jakiego? w nim wymiaru. Do jakiej? sfery jego tesknot, nadziei, d1?en ? tej w3a?nie, z jakiej pochodzi to, co pisze i sama czuje. Wiem, nie ka?dy ma potrzebe czy odwa152 ge, by siegaa w sobie do tej sfery ? lecz wiem tym bardziej, ?e nie jest to symfonia na instrument, ktory nie istnieje. Z t1 sam1 spontaniczno?ci1 i o tym samym, choa w inny sposob, napisa3am cze?a drug1 tej ksi1?ki. Niektorzy ludzie, szcze?liwie do?a nieliczni, odradzaj1 mi publikacje tej cze?ci, twierdz1c, ?e jest ona ?moralizatorska?, ?nieliteracka?, niepotrzebna. - e nie 31czy sie w ca3o?a z cze?ci1 poprzedni1, ?e wypadam tu z konwencji, ?e przedstawiam w niej prawdy ?hermetyczne? ? a to znow ?wywa?am otwarte drzwi?. (Chcia3abym ja zobaczya tego kogo?, jak on sam te drzwi wywa?a. Ostatecznie, do niczego innego tu nie zachecam.) Gdybym traktowa3a te ksi1?ke jako zjawisko wy31cznie ?literackie?, poprzesta3abym na jej cze?ci pierwszej. Ale jest ona rownie? czym? wiecej ? jest swego rodzaju dokumentem. Jest zapisem jakiego? aktu dojrzewania ? emocjonalnego, duchowego, intelektualnego. I w tym sensie, ze wszystkimi jej ewentualnymi potknieciami, tworzy nierozerwaln1 ca3o?a. A ?e ?wypadam tu z konwencji? to ju? doprawdy chyba najmniejszy k3opot. Co do ?moralizatorstwa?. Prosze o wybaczenie. Sama pisze, ?e nie cierpie wszelkiego moralizatorstwa ? i je?li kogo? ma tu co? razia czy urazia (czy zwyczajnie nie ma ochoty na jakie? wgl1dy), niech po prostu pozostanie przy cze?ci pierwszej ? wreszcie ona jest sercem tej ksi1?ki. Fakt, wieszczy ton, w jakim utrzymany jest ?Rok 1989?, pewna tu jeszcze niedojrza3o?a my?li i piora, s1 dzi? troche dla mnie samej irytuj1ce. Pisze, jakbym sie urwa3a z Armii Zbawienia. Sorry. To? to te? tylko zapis jakiej? chwili. Zreszt1 w ogole ? ja po prostu ros3am(!) wraz z t1 ksi1?k1. Tu czytelnik jest nie tyle adresatem co raczej ?wiadkiem. Czy wrecz, powiedzia3abym, wspo3tworc1. To nie jemu ? to, w jego obecno?ci, sobie samej u?wiadamiam jakie? ?prawdy?. Mo?e i usune3abym ten rozdzia3 (mo?e rzeczywi?cie czas go uznaa za ?b31d m3odo?ci??), lecz zbyt wielu ludzi prosi mnie by go zostawia. Widaa, chc1 sie czego? nauczya na cudzych b3edach. Wiec nie ma sprawy. Kto nie chce, czytaa go nie musi. A kto zechce, przy odrobinie wyczucia psychologicznego i dobrej woli, odczuje, ?e to nie zaciecie moralizatorskie przeze mnie mowi. Sk1d 153 by sie ono nagle wzi1a mog3o. Mo?e w gre tu wchodz1 i jakie? kompleksy, jakie? leki niektorych ludzi? Dotykam tu spraw tak zasadniczych, ?e z samej swej natury do?a dra?liwych. A ?e ksi1?ka ta tak bardzo z wnetrza pochodzi, staje sie te? bardzo czu3ym probierzem czyjego? wnetrza. ?Rok 1989?, powiadaj1, jest zbyt ?natchniony?. ?Rok 1993? za to, tu ja powiem, jest widocznie zbyt bezpretensjonalny. Co innego, gdy tej miary prawdy czy nieprawdy (bo te prawdy maj1 jednak swoj1 miare) kto? wyg3asza metnie i zawile, i w odpowiednio bardziej nadetym tonie. (Zaj1kuj1c sie, a jak?e, o Platonie). A ja tu nagle ?je?li staram sie, to tylko o to, ?eby nie mno?ya s3ow?. I w dodatku ?sie za?miewam na ca3y dom?! Co?. Bywa. ?Reasumuj1c?: Nie umi3owanie moralizatorstwa przeze mnie mowi ? a w3a?nie umi3owanie wolno?ci. I je?li od czego? nie chce bya wolna, to od pragnienia, aby i kto? jeszcze uwolni3 sie mo?e, choa na chwile, od pancerza krepuj1cych go stereotypow. - eby odkry3 tak1 potrzebe i tak1 szanse. I posk3ada3 sobie wszystko do kupy w jak1? troche mo?e bardziej sensown1 ca3o?a.Bo nie oszukujmy sie. Mo?e wszyscy tu wszystko ?wiedz1? (ci najmniej pewnie, co s1 tego tacy pewni), mo?e s1 jakie? religie czy filozofie, ktore potrafi1 cz3owieka do tego pobudzia i mu w tym pomoc, ale tak na co dzien, ?wiat tak zwany bardzo niewiele wydaje sie tu miea do zaofiarowania. I dlatego, my?le, ka?dy g3os, ktory probuje zape3nia te pustke, jest bezcenny. Nie przeceniam tego, co napisa3am. Jak pewnie ka?dy inny tworca, im d3u?ej z tym przestaje, tym bardziej cierpie nad tym, jak niewiele uda3o mi sie zrobia. Ta ksi1?ka nie nad1?a za mn1 sam1. Dzi? z pewno?ci1 napisa3abym to inaczej. Spokojniej, dojrzalej, g3ebiej ? choa, z tym wszystkim, wcale nie dam g3owy czy lepiej. Bo tym, co tu liczy sie najbardziej, jest nie dojrza3o?a ? a jaka? pasja, jaka? desperacja, jaka? wiara. I powsta3o to w3a?nie, by tchn1a wiare ? w serca, ktore znajd1 w sobie te desperacje. Jestem pewna, ?e takie serca bed1 mi wdzieczne. A inne? Ufam, ?e ich nie zranie. 154 155 Rok 1989 Nie wiedzia3am jak ?ya ? w ?wiecie, co naj?ywsze problemy ludzkiego istnienia pragn13 zepchn1a lekliwie gdzie? na peryferie codzienno?ci, gdzie? niejako poza margines samego ?ycia. W ?wiecie, ktory, zamiast ?ywych d3oni, wyci1ga3 po mnie ?elazne rekawice ? co uwiezia chcia3 mnie w ciasnym kaftanie swoich pojea, sztywnym od krwi ? w ?wiecie, co postawi3 na konia, o ktorym z gory wiadomo, ?e nigdy nie dobiegnie do mety. . 156 157 Jeste?my nieszcze?liwi. Jeste?my samotni i pe3ni leku. Nie wiemy, sk1d przyszli?my i dok1d odchodzimy. To nas przera?a, wiec my?limy o tym rzadko i niechetnie. Nie zawadzi czasem zmowia pacierze; mo?e i jest jaki? Bog, kto? to wie, ale on jest gdzie? bardzo daleko st1d ? je?li w ogole jest ? i nie mo?e, albo nie chce nam pomoc. A my ? jeste?my tu i teraz, i musimy sobie jako? radzia.Stamt1d, sk1d przyszli?my, przynie?li?my ze sob1 na ten ?wiat nadzieje na spe3nienie ? i wiare, ?e tego spe3nienia mo?na do?wiadczya. Lecz co? ? nie sam1 nadziej1 i wiar1 cz3owiek ?yje... -ycie jest gr1, brutaln1 i bezwzgledn1, nie ma tu lito?ci dla pokonanych. Wszyscy tu sie oszukuj1 ? na tym polega ta gra ? ale je?li kogo? przy3api1 na oszustwie, jest przegrany. W tej grze nikt nie wygrywa na d3ugo. Wszyscy bed1 musieli wkrotce oddaa sztony. Ale na razie, przynajmniej dla nas, jeszcze sie toczy ? i trzeba graa. Bo kto nie gra ? nie wygra. A kto nie wygra, ten przegra. I jest skonczony. To troche przykre, ale szybko uczymy sie zasad tej gry i zaczynamy nawet znajdowaa w niej przyjemno?a. Jeste?my o tyle ?lepsi?, o ile inni s1 od nas ?gorsi? ? i na odwrot. Z zazdro?ci1 patrzymy na tych, ktorzy wygrali wiecej. Oni patrz1 na nas z lito?ci1. Ju? staa ich na lito?a, s1 wygrani. My? Mo?e w g3ebi serca mamy ich za nic ? lecz nie przeszkadza nam to ich podziwiaa i na?ladowaa. I tak toczy sie ta gra od pokolen... 158 Czasem mamy jej do?a. Jedni ? bo za ma3o wygrywaj1. Nie s1 w stanie wytrzymaa tego tempa. Inni ? s1 niby wygrani, lecz i tak nie daje im to szcze?cia. My?limy wtedy, ?e trzeba zmienia zasady tej gry ? lub usun1a najbezwzgledniejszych graczy. - eby by3a wreszcie ?uczciwa?. I mo?e nie tak brutalna...Ale kiedy ju? zmienimy jej zasady, okazuje sie, ?e nic sie nie zmieni3o. - e gra toczy sie nadal ? w taki sam sposob jak uprzednio. I znowu mamy jej do?a. W3a?ciwie stale mamy jej do?a, ale nie wiemy, jak sie z niej wycofaa. Zreszt1 i tak nie potrafimy robia nic innego. Bo ta gra sta3a sie nami samymi... I znowu ? niby wygrywamy, a przecie? mamy poczucie kleski. Czasem zastanawiamy sie w duchu, czy w te gre da sie w ogole wygraa... Ale co?. Ju? znow wzywa nas drapie?ny krupier, ju? ponagla nas: ?En avant, mesdames, messieurs!? Trzeba graa. marzec 89 Pomy?l: Ca3a historia naszej cywilizacji jest przede wszystkim histori1 zbrodni ro?nego rodzaju. Nie wiem, czy s3owa te wywar3y na Tobie wieksze wra?enie. To tylko s3owa, i dopoki nie odczujesz, ?e maj1 one zwi1zek z Twoim w3asnym ?yciem i nie zechcesz sie nad tym g3ebiej zastanowia, pozostan1 tylko tym, czym s1. Zreszt1 pewnie s3ysza3e? ju? kiedy? co? podobnego. Albo, przynajmniej, s3ysza3e? ro?ne has3a, w rodzaju: ?Nigdy wiecej wojny? itp. Te has3a te? pewnie nie zrobi3y na Tobie wiekszego wra?enia? I bardzo dobrze. A teraz pomy?l jeszcze raz: Jak to jest? Od dziecinstwa karmi1 nas ro?nymi bajkami, o tym, jak to dobro zwycie?a z3o i tak dalej... A tu? Ca3a historia naszej cywilizacji...? Nauczyli Cie, ?e zbrodnia jest z3em i uwierzy3e? w to. Lecz zrobili przy tym szereg zastrze?en ? i w nie te? uwierzy3e?. Powiedzieli: Zbrodnia jest z3em i wymaga kary. Ale powiedzieli rownie?: Kto pope3ni zbrodnie, zada ?miera drugiemu cz3owiekowi, bedzie skazany na kare ?mierci. Powiedzieli jeszcze co innego: Zbrodnia jest z3em, ale zabicie cz3owieka w obronie ojczyzny jest 159 bohaterstwem. Powiedzieli wiecej: Uchylenie sie przed obowi1zkiem zabicia cz3owieka w obronie ojczyzny jest zbrodni1 i bedzie karane ?mierci1.Uczyli Cie rownie? innych rzeczy ? i w nie te? uwierzy3e?: Nauczyli Cie, co to jest piekno a co brzydota, co jest staro?a a co m3odo?a, co szcze?cie a co nieszcze?cie... I wydaje Ci sie to teraz takie oczywiste... Patrzysz teraz w lustro i my?lisz, co Cie czeka za pare lat. Odwroa sie mo?e od tego lustra i popatrz na swojego psa. I zapytaj go: czy dla niego jeste? ?stary? czy ?m3ody?? ? ?piekny? czy ?szpetny?? ? ?inteligentny? czy nie. Zasiali w Tobie pro?no?a. I zasiali w Tobie lek. Bo sami s1 pro?ni i pe3ni leku. Powiedzieli: Bog jest mi3o?ci1 ? i mordowali sie w imie tego Boga. Powiedzieli: Jest jeden Bog. I do dzi? nie przestaj1 sobie udowadniaa, ktory to jest ? ten jeden. Powiedzieli: masz bya uczciwy; ?e ? uczciwo?a to lojalno?a wobec umowy spo3ecznej. Nie dodali tylko jednego ? ?e sama ta umowa jest nieuczciwa. Z ca31 powag1 i odpowiedzialno?ci1 uczyli Cie jeszcze wielu innych rzeczy. Pozwol, ?e i ja wtr1ce do tego swoje trzy grosze. Mnie te? uczyli tych rzeczy, ale na szcze?cie by3am ma3o pojetna. Mo?e i Ty jeste? ma3o pojetny? Nie jestem pisarzem i nie zale?y mi na Tobie jako na ?czytelniku?. To nie jest ?adna ?ksi1?ka? ? to ju? predzej, powiedzmy, jaki? list. To jest, umowmy sie mo?e, nasza ?ca3kiem prywatna korespondencja?. Nawi1zuje j1 z Tob1 po to, by? nawi1za3 j1 i kontynuowa3 ze sob1 samym. Nie czytaj tylko s3ow, one i tak nic nie znacz1. Czy mo?e raczej, znacz1 tylko to, co wk3adamy w nie z samych siebie. Zarowno ja ? w to co pisze, jak i Ty ? w to, co czytasz. S3owa s1 tylko narzedziem, ktore pozwala wywik3aa sie ze s3ow. To, co za chwile przeczytasz, mo?e wiele Ci o Tobie powiedziea. Mo?e pomoc Ci u?wiadomia sobie ro?ne rzeczy ? je?li tylko zechcesz tego chciea. Bo daleko nie ka?dy tego chce. Ludzie boj1 sie prawdy o sobie samych, bo by sprostaa jej, trzeba ofiarno?ci, nie160 zale?no?ci i odwagi. Wol1 penetrowaa ?wiat od zewn1trz. Ale wszyscy jeste?my jak lustra. I dopoki te lustra s1 krzywe, obrazy, ktore w nich sie odbijaj1, te? s1 fa3szywe. I dlatego cz3owiek nigdy nie pozna prawdziwie tego, co jest, dopoki nie pozna prawdziwie samego siebie. A ?eby nie ulekn1a sie poznania samego siebie, trzeba zaufaa, ?e cokolwiek sie robi z3ego, jest sie dobrym. - e ani z3o, ani sam demon nie jest demonem. - e z3o b3edem jest tylko w rachunku ludzkiego serca. B3edem, z ktorego musimy pozwolia sobie wyrosn1a. Wiec poczytaj to sobie spokojnie, daj sobie luz. Nie oskar?aj siebie ? nie z3o?a sie na mnie ? gdyby co? Ci wysz3o nie tak. Po prostu przyjrzyj sie sobie... Wszyscy spieszymy sie s1dzia i oskar?aa, nie tylko innych ludzi, ale rownie? samych siebie. A mo?e ? samych siebie przede wszystkim, a potem dopiero innych? Zreszt1 w ktorym? momencie trudno to ju? rozdzielia. Bo nasz stosunek do innych ludzi jest odbiciem naszego stosunku do samych siebie. Po prostu dlatego, ?e poznajemy ?wiat poprzez samych siebie ? i nie mo?emy go poznaa inaczej. Je?li wiec mamy fa3szywy obraz siebie, mamy te? fa3szywy obraz ?wiata i innego cz3owieka. S1dzimy innych fa3szywie, bo fa3szywie s1dzimy siebie samych. Nie znamy ich ? bo samych siebie nie znamy. A kiedy dochodzimy do g3ebokiego poznania samych siebie, w ogole przestajemy ich s1dzia. Bo ka?dy s1d jest fa3szywy. Bez przerwy siebie oceniamy ? siebie i siebie wzajemnie. Nazywamy siebie ro?nymi s3owami: dobry, z3y, m1dry, g3upi i tak dalej. Te oceny nie musz1 bya negatywne, ?eby nam szkodzia. Wystarczy ?e s1. Odwracaj1 nasz1 uwage i przeszkadzaj1 nam rozumiea. Odbieraj1 nam poczucie bezpieczenstwa i przeszkadzaj1 nam bya. Co? z tego, ?e dzi? ocena wypad3a pozytywnie, jutro przecie? mo?e bya inaczej. Ten, kto dzi? jest wygrany w tej grze, nastepnego dnia mo?e bya skonczony. Stale jeste?my w sytuacji potencjalnie przegranych, stale jeste?my zagro?eni. Dlatego nie dzielimy sie ze sob1 tym, co naprawde my?limy i czujemy, gramy przed sob1 ro?ne role, ?eby lepiej wypa?a we w3asnych i w cudzych oczach. Potrzebujemy siebie ? ale boimy 161 sie siebie i ukrywamy sie przed sob1. To dlatego w3a?nie tak czesto nawo3ujemy sie ?eby ?bya sob1? ? ale ani sob1 nie jeste?my, ani nawet nie podejrzewamy, co to znaczy.Nawet nie podejrzewamy, czym jeste?my ? bo nie pozwalamy sobie bya tym, czym jeste?my. Jeste?my wszystkim i wszystko jest w nas ? wystarczy bya ? ale nie pozwalamy sobie tego do?wiadczya. Ani samym sobie, ani sobie wzajemnie. Do tego wszystkiego, czym jeste?my, probujemy stale co? dok3adaa: urode, inteligencje, presti?, s3awe, bogactwo ? albo czego? temu wszystkiemu ujmowaa. A? przestajemy bya tym, czym jeste?my, a stajemy sie tym, co dodajemy i ujmujemy. A sam powiedz ? co? tu mo?na ?dodaa?. Co? ?uj1a?. Nic. Dlatego prosze, aby? siebie nie oskar?a3, je?li co? Ci wyjdzie nie tak ? bo i tak Ci wyjdzie nie tak. Nie b1d? swoim prokuratorem ? jeste? artyst1! Jeste? dzie3em i jeste? jego tworc1. Jeste? swoim uczniem i mistrzem zarazem. I nie szukaj sobie innego mistrza ? zaufaj sobie. Zaufaj temu, co przynios3e? Stamt1d. Zacznijmy jeszcze raz: Ca3a historia naszej cywilizacji jest przede wszystkim histori1 zbrodni ro?nego rodzaju. I znowu s3owa te nie wywar3y na Tobie wiekszego wra?enia... -yjesz na tym ?wiecie ju? pare lat i zd1?y3e? sie ju? pewnie na niektore rzeczy uodpornia ? przesta3e? pytaa siebie: ?dlaczego?? A mo?e nigdy nawet nie zada3e? sobie naprawde tego pytania. Zadaa sobie naprawde to pytanie, to nie znaczy po prostu zastanowia sie nad tym. To znaczy ? samemu staa sie tym pytaniem. Tak, jakby od tego, czy uda nam sie na nie odpowiedziea, zale?a3o nasze ?ycie. Bo rzeczywi?cie tak jest. Nasze ?ycie zale?y od tego, co sobie na to pytanie odpowiemy ? i czy je sobie w ogole zadamy. Ale ?eby zadaa sobie to pytanie, trzeba zaufaa temu czemu? w3a?nie, co przynie?li?my Stamt1d ? naszej wierze i nadziei. Bo to one ka?1 nam pytaa ? one nie pozwalaj1 nam sie pogodzia z tym, co nazwali?my z3em. A nazwali?my ?z3em?, to co sprawia nam cierpienie. To nadzieja i wiara ka?1 nam ufaa, ?e cierpienia mo?na sie wyzbya. Czy sie go wyzbedziemy, zale?y od tego, czy w nich wytrwamy. 162 Cierpimy w ro?ny sposob i ro?ne s1 przyczyny, ktorym przypisujemy nasze cierpienie. S1 ludzie, ktorzy cierpi1 w sposob szczegolnie ?wiadomy i dotkliwy ? i tacy, ktorzy wypieraj1 sie swego cierpienia, a przecie? prze?ywaj1 i lek, i niepokoj, i rzucaj1 sie w wir gor1czkowej aktywno?ci, ?eby zag3uszya swoj1 samotno?a. S1 i inni, ktorzy mo?e rzeczywi?cie nie cierpi1 w powszechnie przyjetym tego s3owa znaczeniu, ale dzieje sie to kosztem odwrocenia sie ich od jakich? g3ebszych pok3adow samych siebie ? a to ju? samo w sobie jest cierpieniem. Co? st1d, ?e jest to nieu?wiadomione? Przecie? nie wszystko w nas jest ?wiadomo?ci1. ?wiadomo?a jest tylko drobn1 cz1stk1 tego, czym jeste?my. A czy? nie znaczy to, ?e jeste?my czym? w i e c e j ? ni? to, za co siebie uwa?amy?Cierpimy, bo brak nam mi3o?ci. My?le, ?e ka?dy to czuje i mo?emy to przyj1a za pewnik. Ale pewnie zadajesz sobie pytanie: Cierpimy, bo nie jeste?my kochani? Czy: Cierpimy, bo sami nie kochamy? Nie potrafie powiedziea na to nic innego, ni?: mam uczucie, ?e to jest wszystko jedno. S3ysza3e? pewnie tak1 my?l, ?e ?Bog jest mi3o?ci1 i prawd1?. Nie wiem, ale mowi sie pewnie rownie?, ?e Bog jest ?jedno?ci1?. Bo, kto jak kto, ale Bog przecie? musi ni1 bya. Wiec: Je?li Bog jest mi3o?ci1 i prawd1 ? i je?li Bog jest jedno?ci1 ? to mi3o?a i prawda s1 jednym. Wynika3oby z tego wszystkiego, ?e cierpimy, bo brak nam prawdy. Jeste?my uwik3ani w fa3sz. Nie musisz mi wierzya, po prostu s3uchaj. Bya uwik3anym w fa3sz to nie znaczy bya z natury fa3szywym. To znaczy co? wrecz przeciwnego: ?e co?, co jest z natury prawdziwe, uwik3ane jest w jak1? nieprawde. Od dziecinstwa uwik3ani jeste?my w ro?ne pojecia, w ro?ne s3owa. To one s1 naszym punktem startu. A zarazem s1 zapisem do?wiadczenia ? tych, ktorzy ?yli tu przed nami. I zauwa?: oddaj1 nie ?prawde? o zjawiskach ? a zaledwie jaki? stan ich postrzegania. Nie ?adn1 ?obiektywn1 rzeczywisto?a? ? tylko pewien sposob jej pojmowania. A ?e serca ludzkie s1 krzywe, pe3ne 163 sprzeczno?ci, wiec i te pojecia s1 krzywe. A tym samym i w nas rodz1 sprzeczno?ci. W naszym my?leniu i w naszych uczuciach.Bo to, co sie pomy?li, ju? sie s t a j e , ju? rodzi co? nastepnego. To tak jak w matematyce ? jedno wynika z drugiego i je?li zrobimy jakie? jedno b3edne za3o?enie, wszystko nastepne te? bedzie b3edem. Kiedy? my?la3am, ?e ?ycie jest jak rownanie matematyczne, w ktorym jest o jedn1 (i czy jedn1 tylko?) niewiadom1 za du?o. I ?e cz3owiekowi nie zosta3a dana szansa, ?eby to rownanie rozwi1zaa. - eby wszystko mu sie wreszcie zgodzi3o. W tej chwili rozumiem, czuje, widze, ?e to nieprawda ? ?e wszystko sie tu zgadza! I to zgadza sie w tak doskona31 jedno?a, ?e po prostu nie mo?na sie nadziwia. Wszystko, co jest, daje sie sprowadzia do tej jedno?ci. Ale po to, aby tego doznaa, trzeba najpierw wszystko sprowadzia do jedno?ci w sobie samym. Wyzbya sie wszelkiego fa3szu. I wtedy wszystko sie rozumie i wszystko sie zna. Doznanie tej jedno?ci jest tym, co ludzie nazywaj1 ?do?wiadczeniem Boga?. Ale ?Bog? to jest te? pojecie, to jest te? tylko s3owo. I jeste?my uwik3ani w to s3owo tak samo jak we wszystkie pozosta3e. Bo s3owa znacz1 przecie? to tylko, co wk3adamy w nie z samych siebie. I s3owo Bog ? te? ? ka?dy rozumie tak, jak go na to staa. I dlatego wielu ludzi nie waha sie przed odtr1ceniem drugiego cz3owieka w imie tego s3owa. I nie tylko tego jednego. Ale, choa to paradoksalne, ten fanatyzm, z jakim ludzie broni1 swojej wiary, czy jakiejkolwiek wspolnej im idei, jest te? motywowany wreszcie niczym innym, jak prymitywnym, zdominowanym przez ?lepe ?ja?, d1?eniem do jedno?ci i prawdy. Bo jeste?my jedno?ci1 ? i d1?ymy do jedno?ci. I je?li lekamy sie osi1gn1a j1 przez mi3o?a, probujemy wymusia j1 od zewn1trz ? przez gwa3t i przemoc. To takie proste, choa niechetnie przychodzi nam to rozumiea. Prawda jest zawsze prosta. Skomplikowane s1 tylko nieprawdy. Ale my wolimy ufaa w3a?nie temu, co jest metne, zawi3e i medrkowate, co jest bardziej form1 ni? tre?ci1, co jest samo w siebie uwik3ane. Odtr1camy prawde o sobie ? w imie pro?no?ci. 164 Grzeszymy niemi3o?ci1 w imie mi3o?ci. Grzeszymy nieprawd1 w imie prawdy. Unieszcze?liwiamy siebie ? w imie w3asnego szcze?cia. (I innych ? w imie ich szcze?cia).To nieprawda, ?e jeste?my ??li?! ? jak to sobie czesto powtarzamy (na przemian z tym, ?e ?cz3owiek to brzmi dumnie?). Jeste?my tylko s3abi i gnu?ni. Jeste?my chorzy! I zara?amy sie t1 chorob1 od siebie wzajemnie. Unieszcze?liwiamy innych ? bo sami jeste?my nieszcze?liwi. A czym?e jest szcze?cie, je?li nie poczuciem spe3nienia. A ju? przecie? samo s3owo ?spe3nienie? sugeruje pe3nie, czyli ca3o?a. Ca3o?a ? czyli jedno?a. Nasze d1?enie do szcze?cia jest d1?eniem do wyzbycia sie sprzeczno?ci. D1?eniem do jedno?ci ze sob1 samym i ze wszystkim, co jest. I to w3a?nie nic innego, jak ow brak jedno?ci w nas samych, jest przyczyn1 tego dyskomfortu ?ycia, jaki stale prze?ywamy. To w3a?nie wobec tego braku spe3nienia w nas samych ? wobec tego, co sami sobie ujmujemy ? odwracamy sie zniecheceni od samych siebie, probuj1c dope3nia ten brak, zrekompensowaa go sobie. Co? sobie ?dodaa?. Co? komu? ?uj1a?. Ale co?. Dodajemy-ujmujemy, zadawalamy swoje po?1dania i ambicje ? i nie potrafimy ich zadowolia. One stale ?1daj1 dla siebie czego? wiecej. Pragniemy zaznaa spe3nienia ? a zyskujemy zaledwie co? zamiast. Probujemy wiec stale dope3nia siebie o co? wiecej. Lecz nie mo?na dope3nia samego siebie ? o co? spoza siebie samego. Zyskujemy co? zamiast ? bo d1?ymy do czego? zamiast. Naczelnym pragnieniem nas wszystkich jest pragnienie mi3o?ci ? zjednoczenia sie z drugim cz3owiekiem. A do?wiadczenie prawdziwie g3ebokiego zjednoczenia z jednym cz3owiekiem nie mo?e nie odmienia do g3ebi naszego stosunku do wszystkich innych ludzi ? i ca3ego naszego ?ycia. Ale z mi3o?ci1 jest jak z Bogiem, i jak ze wszystkim innym ? rozumiemy j1 tak, jak nas na to staa. Nazywamy mi3o?ci1 te krotkie i powierzchowne zachwycenia, ktore od czasu do czasu prze?ywamy, to egocentryczne pragnienie przed3u?enia siebie w innym cz3owieku. Mowimy potem, ?e mi3o?a nie trwa d3ugo, ?e jest ulotna, ?e przeradza sie w przyzwyczajenie... Oskar?amy w3asne dzieci o niewdzieczno?a... 165 Mi3o?a nie wymaga dla siebie wdzieczno?ci. Mi3o?a sama jest wdzieczno?ci1. I nie ona jest ?zawodna i p3ocha? ? to? to my tylko tacy jeste?my! Prawdziwa mi3o?a (a zreszt1 czy jest jaka? inna?) nigdy nas nie opuszcza. Kto?, kto mowi ?kocha3em?, nie kocha3 nigdy.Ale co? my wiemy o mi3o?ci. Zastepujemy j1 niecierpliwym pragnieniem posiadania. Bo (jak wszystko inne) traktujemy drugiego cz3owieka w sposob konsumpcyjny. Jako ucieczke przed lekiem i samotno?ci1, wspolnika w doznawaniu 3atwych wzruszen, kogo? dziel1cego z nami trudy ?ycia, ktorym sami nie potrafimy podo3aa, narzedzie w3asnej przyjemno?ci czy wygody. Traktujemy cz3owieka nie jako cel ? a jako narzedzie, jako ?rodek do celu. I nie mo?e bya inaczej. Bo nasz stosunek do innych ludzi jest odzwierciedleniem ich stosunku do nas samych ? i naszego stosunku do samych siebie. A my sami siebie traktujemy w taki w3a?nie interesowny, konsumpcyjny sposob. Postrzegamy siebie nie jako rzeczywisto?a sam1 w sobie ? a jako narzedzie urzeczywistnienia ro?nych d1?en. A narzedzie, by mog3o bya skuteczne, musi spe3niaa ro?ne wymagania. Ma bya ?wiecznie m3ode?, ?sprawne?, ?b3yskotliwe? (i ka?dy niech tu sobie doda, co chce) po to, by zrealizowaa nasze ambicje: wcielia w ?ycie nasze idee, zyskaa w3adze, bogactwo, uznanie, tzw. mi3o?a i tak dalej. Nie przeszkadza nam to, ?e te idee obracaj1 sie same przeciw sobie, ?e bogactwo jutro bedzie nedz1, ?e zabiegamy o uznanie tych, co sami s1 niegodni uznania, ?e ta w3adza jutro okryje nas hanb1 i ?mieszno?ci1, ?e ta mi3o?a jutro bedzie ? ju? jest! ? gorzk1 samotno?ci1... Nie przeszkadza nam? - e m3odo?a bedzie ?staro?ci1?? - e piekno obroci sie w ?brzydote?, sprawno?a fizyczna ? w ?niedo3estwo?? Nasza pamiea ? w bezradn1 niepamiea, a pamiea o nas ? w zapomnienie... Jak mo?emy miea poczucie bezpieczenstwa, jak mo?emy wyzwolia sie od leku ? je?li ca3y system warto?ci, uczynionych przez nas miar1 sensu ?ycia, w3a?nie godzi w nasze poczucie bezpieczenstwa?! Tak bardzo przywykli?my postrzegaa siebie w sposob przedmiotowy, a samo ?ycie uto?samiaa z czym?, co nale?a3oby nazwaa 166 raczej u?yciem (nawet je?li wyra?aj1cym sie w najbardziej wysublimowanej, czy wrecz ?duchowej? postaci), tak g3eboko uwik3ani jeste?my w fa3szywe o sobie wyobra?enia, i w fa3szywe (a to znaczy: sprzeczne z naszym w3asnym interesem) stereotypy my?lowe i emocjonalne ? ?e nie tylko nie potrafimy wyrwaa sie z kregu tych stereotypow, ale wrecz nie dostrzegamy, ?e sie w nim w ogole znajdujemy. Jeste?my zak3amani ? wiemy to ? lecz i tak niezdolni poj1a w jakiej mierze. Bo usankcjonowali?my w3asne zak3amanie.Dlatego nie rozumiemy mechanizmow powstawania z3a, nie widzimy naszego w3asnego w nim udzia3u i obwiniamy innych ? o to, czemu, w rownej mierze, sami jeste?my winni. Szczerze sie oburzaj1c na pewne zjawiska, wiecej ? g3eboko cierpi1c z ich powodu, nie dostrzegamy, ?e sami te zjawiska aktywnie tworzymy. Widzimy tyle tylko, ?e gramy ?uczciwie? ? czyli zgodnie z zasadami gry. Nie widzimy, ?e gramy fa3szowanymi kartami. Lekamy sie prawdy absolutnej ? godzimy sie ?ya na miare prawd umownych. St1d, niemal na ka?dym kroku, uwik3ani jeste?my w sprzeczno?ci. Lokalizujemy konflikty na zewn1trz, miedzy nami a innymi lud?mi ? nie chc1c dostrzec, ?e ich g3ownym ?rod3em i praprzyczyn1 jest konflikt istniej1cy w nas samych. Nasza wewnetrzna ?niejedno?a?. A to znaczy: niemi3o?a i nieprawda. Nie wiem, czy rodzimy sie bez winy. Ale wiem, ?e z chwil1 przyj?cia na ?wiat, musimy wzi1a na swoje barki ca3e dziedzictwo historii ? ze wszystkimi wojnami, zbrodniami, z ca3ym krzykiem grozy i rozpaczy, wydobywaj1cym sie spod ziemi. Zdumiewaj1ce, z jak1 3atwo?ci1 przychodzi nam zatrzaskiwaa za sob1 kolejne krwawe rozdzia3y naszych dziejow. Zag3uszaa jeki pomordowanych uroczystymi przemowieniami, uspokajaa sumienia poci1ganiem do odpowiedzialno?ci ?winnych?. Mieszkam na terenie, na ktorym by3o kiedy? getto ?ydowskie. Mowie ?kiedy?? ? a przecie? by3o to tak niedawno. Dziw, ?e ziemia nie jeczy tu pod stopami. Patrze na tych, ktorzy tu mieszkaj1 ? i my?le: Czego? nas to nauczy3o... 167 To? powinno to wstrz1sn1a nami a? do g3ebi?! Przeoraa totalnie nasz1 ?wiadomo?a. Nie pozwolia zasn1a nam ? dopoki, nie w podreczniku historii, i nie w cudzym, a we w3asnym sumieniu (zreszt1 wroa: w sercu ? nie w ?sumieniu?) nie dojdziemy odpowiedzi na pytanie, jaki sami musimy miea w tym udzia3. I nie przerazimy sie wreszcie tej prostej prawdy: -e dlatego to sie w3a?nie staa mog3o, ?e dzi? ?ya mo?emy, jakby nic sie nie sta3o.G3own1 nasz1 trosk1 jest miea sie ambitniej, dostatniej... Bo: i ?dzieciom? ? i nam te? sie co? ?nale?y?. (?Dzieci?... To dobry pretekst. - eby, w imie odpowiedzialno?ci ? w3a?nie zdj1a z siebie odpowiedzialno?a.) Jedni martwi1 sie o ?ycie nie poczete, inni ? o to, ?e bedzie koniec ?wiata, bedzie wojna... Jezu Chryste?! To? j u ? b y 3 koniec ?wiata! Wojna? Przecie? wojna nigdy sie nie skonczy3a! Ona jest. Trwa. W nas samych. W naszych my?lach, uczuciach, po?1daniach. W przemowieniach o tym, ?e ?nigdy wiecej wojny?. W pojeciach ? takich jak ?sukces?, ?sprawiedliwo?a?, ?ojczyzna? i wielu innych. Sprawiedliwo?a! A czym jest sprawiedliwo?a. A gdzie? to jest ten ?sprawiedliwy?, co sam jest bez winy? Wymierzali j1 ju? niejedni... Wymierzamy j1 i my. Odtr1camy sie, odpychamy, mordujemy sie bez pardonu. W imie sprawiedliwo?ci. W imie mi3o?ci bli?niego, wolno?ci, rowno?ci i braterstwa. Wszystkie swoje zbrodnie opatrujemy jakimi? wznios3ymi has3ami ? i sami sobie dajemy sie nabieraa na te has3a. A potem? Potem wznosimy pomniki poleg3ym na polu ?chwa3y? i rzucamy sie gor1czkowo w ?wir ?ycia?, ?eby nadrobia stracony czas. Jak 3atwo zamyka sie ziemia nad milionami pomordowanych... (Uwa?aj, ziemia jest pojemna! Ona jeszcze wiele mo?e wytrzymaa.) Wina i kara... Dobro i z3o... Jak 3atwo operujemy tymi pojeciami, nie zastanawiaj1c sie nawet, co one naprawde znacz1. Jak trudno przychodzi nam rozumiea innych ludzi ? a jak 3atwo przychodzi nam ich s1dzia. Nie oszukuj sie, to i tak wszystko na nic! Ka?dy s1d, wydany bez mi3o?ci, jest i tak s1dem fa3szywym. Ka?dy sposob my?lenia, ktory pozwala zdj1a z siebie odpowiedzialno?a ? za cierpienie innego stworzenia, za z3o, ktore dokonuje sie tu i teraz (czy to, 168 ktore dokona3o sie dawno temu i daleko st1d ? bo to nie da sie rozdzielia!) jest tylko jeszcze jedn1 prob1 uchylenia sie przed odpowiedzi1 na pytanie o sens w3asnego ?ycia. O sens ?ycia w ogole.Tylko wtedy, gdy sami uwolnimy sie od fa3szu, gdy poznamy inny wymiar nas samych, bedziemy zdolni wreszcie poznaa i pokochaa innych ludzi ? i pomoc im wyzwolia sie od fa3szywego obrazu samych siebie. Wtedy i dopiero wtedy uwolnimy sie wreszcie od tej ?a3osnej fascynacji przedmiotami, ktorym dzi? s3u?ymy; od tego, co nazwali?my ?ambicj1? i czym sie chlubimy ? wtedy pojeciom ?szcze?cie? i ?nieszcze?cie?, o ile w ogole jeszcze bed1 nam potrzebne, nadamy ca3kiem inny sens. Nie pomog1 tu ?adne po3?rodki. - adne partie, akcje charytatywne, akty mi3osierdzia, czy desperackie proby walki o to, co sie nazywa wolno?ci1. Wolno?a jest warunkiem mi3o?ci ? ale kto? j1 naprawde zna. A choaby, kto? do niej naprawde d1?y. Tyle mowimy o wolno?ci, ale co? gotowi jeste?my dla niej rzeczywi?cie po?wiecia. Gdyby?my naprawde chcieli bya wolni, ?yliby?my inaczej. I zd1?yliby?my ju? pewnie zrozumiea, ?e nawet tak oczywiste, wydawa3oby sie, pojecie jak wolno?a, niczym wiecej bedzie jak kolejn1 iluzj1 ? dopoki nie doro?niemy do wolno?ci w nas samych. Wolno?ci prawdziwej, g3eboko siebie ?wiadomej i gotowej do wyrzeczen. O ile trzeba je wtedy jeszcze nazywaa wyrzeczeniami. A taka wolno?a, to rownie? wolno?a od fa3szywych pojea, pro?nych ambicji ? i od ca3ego tego osza3amiaj1cego ch3amu, jaki nam oferuje i w nas wmusza ten ?wiat. Wiec nie mowmy, ?e pragniemy wolno?ci! ? bo do wszystkich swoich k3amstw dodamy jeszcze to jedno. Nie powtarzajmy frazesow o ?prawdzie?, o ?sprawiedliwo?ci?. One nas tylko od nich oddalaj1. Nie mowmy, ?e nam zale?y na pokoju, na szcze?ciu ?przysz3ych pokolen? ? czy choaby swoich w3asnych dzieci. Powiedzmy sobie raczej: dopoki nie odmienimy swoich umys3ow, swoich serc, poki to cz3owiek z cz3owiekiem sie nie spotka na tym ?wiecie, nie rola z rol1 ? bedzie trwaa nadal ta wojna. Ta patologiczna gra, ktor1 prowadzimy od pokolen ? gra, w ktorej oszukuj1cy i oszukiwany staj1 sie jedn1 i t1 sam1 osob1. Powiedzmy sobie raczej: TO HANBA ? - YA TAK JAK MY -YJEMY. 169 Powiedz sobie i Ty ? pozwol to sobie zobaczya ? nie boj sie sobie tego powiedziea: To hanba ? ?e jestem taki s3aby, tchorzliwy, zak3amany. ?lepy na to, co nie jest mn1 samym ? i na siebie samego ?lepy. - e mam tak ma3o wiary ? w siebie, w drugiego cz3owieka. - e usprawiedliwiam w3asn1 s3abo?a s3abo?ci1 innych. - e tak 3atwo godze sie na to, aby graa z nimi w te gre ? choa wiem, czuje, co? we mnie czuje, ?e jest nedzna, ?a3osna, nieuczciwa.S3uchaj, pomy?l! Miliardy gwiazd, miliardy istnien przed Tob1, musia3y zapalia sie i zgasn1a, ?eby? mog3 powiedziea o sobie: ?Jestem?. Uwierz w siebie. Daj sobie bya. B1d? swym panem ? nie wys3uguj sie swym s3ugom! Jeste? czym? wiecej, ni? to, za co siebie uwa?asz. I i tak nie mo?esz tego zmienia. Mo?esz sie tego tylko wyprzea. Cz3owiek czuje, ?e jest stworzony, aby wzleciea. Chce ?ya na miare czego? wiecej ? bo czuje, ?e jest czym? wiecej. Pragnienie szcze?cia jest po prostu pragnieniem ?ycia na miare tego, czym sie jest. Nie jest naszym kaprysem ? a jest wyzwaniem. Jest wezwaniem do lotu. Nie boj sie ?ya inaczej, ni? ?yj1 inni. Nie ogl1daj sie na to, co powie ??wiat?! Nie wart tego, by sk3adaa mu danine z najskromniejszej choaby prawdy swego serca. Nie boj sie, ?e czemu? nie sprostasz, ?e co? ?stracisz?... To tylko dzi? sie tego boisz ? bo dzi? nie jeste? naprawde sob1. Jutro powiesz o sobie: By3em jak ptak. Ptak, co wierzya nie chcia3, ?e ma skrzyd3a! Nie boj sie, ?e kto? Cie skrzywdzi, ?e co? Ci ujmie. Jutro zostawisz to zmartwienie tym, ktorzy zechc1 Cie jako? skrzywdzia, co? Ci uj1a. Uwierz mi, to jest ich zmartwienie ? chocia? oni sami o tym nie wiedz1. Jak nie wiedz1 wielu innych rzeczy... Choa je mog1 czasem przeczuwaa. Mo?e kiedy? pomo?esz im je dostrzec. Mo?e kiedy? pomo?esz im zrozumiea: To niewa?ne, ?e na zewn1trz jest bezsens, i fa3sz, i niemi3o?a! One niszcz1 nas tylko dopoty, poki s1 i trwaj1 w nas samych. Mo?e i Ty powiesz kiedy? komu?: Jeste? artyst1. Jeste? dzie3em i jeste? jego tworc1. Jeste? szans1. Nie zmarnuj tej szansy. 170 171 Rok 1993 172 173 ... Napisa3am sobie tego ?Marcina? ot tak, jak trawa ro?nie ? nie mia3am ?adnych ?intencji tworczych?, ?adnych zamiarow, ani w g3owie mi by3y jakie? ??rodki artystyczne? czy w ogole cokolwiek w tym stylu. Napisa3am to sobie dla siebie (a i to ju? za du?o powiedziane), z my?l1, ?e za chwile to wyrzuce. Wydoby3o sie to ze mnie jako? tak, w sposob ma3o dla mnie samej zrozumia3y, wesz3am po prostu na jak1? fale czy czestotliwo?a i patrzy3am, co mi ona dyktuje. W konsekwencji chwilami sama nie bardzo rozumia3am, co mi sie pisze. Choaby to, ?e ?znaa i kochaa to jedno?. Tak mi sie to jako? napisa3o ? i dopiero w dobry miesi1c po?niej zatrzyma3am sie przy tym i zacze3am sie zastanawiaa, co w3a?ciwie ?autor chcia3 przez to powiedziea?.Tak ?e ja w3a?ciwie sama nie wiem, ?o czym to jest? i specjalnie mi nie zale?y, ?eby wiedziea. To znaczy, i tak wiem co wiem, czuje co czuje ? a poza tym jest mi ganz egal, jak to nazwaa. Czy to ?sadomasochistyczna opowie?a o cierpieniu?, czy ?bunt, ktory wstydzi sie w3asnej buntowniczo?ci?. Nie ?ebym mia3a Ci za z3e te okre?lenia ? tylko nie bardzo rozumiem, co one Tobie samemu mowi1. - e to ?przeniesienie w wy?szy region tego, co doskwiera na ni?szym?? No nawet je?li tak, to czemu nie? Wysokie regiony nie s1 z3e ? k3opot w tym, jak znale?a do nich dostep. Bo pytanie ?jakie by tu biedakowi podsun1a hobby? to po prostu chowanie g3owy 174 w piasek. Do diab3a. Ziemia cz3owiekowi p3onie pod stopami, ma3o powiedziea p3onie ? jeczy ? a Ty mu proponujesz ?budowanie statkow z zapa3ek?.No w3a?nie. I o tym to jest! To w ogole nie jest o kalectwie. Nic b3edniejszego ni? s1dzia, ?e ja tu sie zaje3am sytuacj1 ?cz3owieka kalekiego?. A? tak wra?liwego serca to ja nie mam. - eby wchodzia w takie drobiazgi. Ja sie tu zaje3am kalectwem dusz. Nie Andrzeja problem chcia3am rozwi1zaa, i nie problem Andrzeja Ty masz przed sob1 ? a swoj w3asny. Bo (nie wnikaj1c w te drobiazgi ? nawet gdyby mia3y bya szczegolnie uci1?liwe czy dramatyczne) to po prostu jest ten sam problem. Andrzej jest tylko zamarkowany ? i jedynym prawdziwym bohaterem jest tu Marcin. A Marcin to jestem ja sama, ktora siebie sam1 postawi3am mentalnie w takiej sytuacji. Co robi Czechow, to sprawa Czechowa. Ja nie mam ochoty ?rozmawiaa o pogodzie ? a cierpiea na zupe3nie inny temat?(!). Rozumiem, ?e prawda i szczero?a to dwie ro?ne rzeczy (sorry, ale co to za odkrycie), lecz czy d1?enie do prawdy jest mo?liwe bez szczero?ci? Przecie? ?prawda? ma bya w koncu jakim? aktem wzajemnej identyfikacji ? czy nie tak? To co ten Marcin mia3 powiedziea Andrzejowi? Mia3 podsun1a mu pude3ko zapa3ek? (Zreszt1, sk1din1d, czemu nie. Ka?dy buduje sobie jakie? statki z zapa3ek. Ale i ka?dy czasem pyta siebie: ?A co to w3a?ciwie ma za sens?? I obawiam sie, ?e to nie jest najlepszy moment, ?eby znowu mu podtykaa te zapa3ki.) Cz3owiek k3uje sie ? mowisz ? ?eby sie znieczulia. W3a?nie! To tymi zapa3kami on tak sie k3uje. Tu nie znieczulenia trzeba ? a ostrogi! Ale pozwol, ?e wroce jeszcze do tego leku o tysi1cu twarzach: 175 Wsiad3am kiedy? do berlinskiego metra i gdy zaje3am miejsce, zobaczy3am, ?e naprzeciwko mnie siedzi jaka? Mulatka ze zniekszta3con1 jedn1 po3ow1 twarzy. (To nie tamta twarz z listu Andrzeja, tamto to jeszcze inna sprawa.) Stosunkowo m3oda i sk1din1d atrakcyjna kobieta.Zwykle gapie sie na ludzi, ktorzy siedz1 naprzeciwko mnie i nie unikam patrzenia im w oczy. Wiec spojrza3am na ni1. Ale nie mog3am na ni1 patrzea, bo co? sie ze mn1 dzia3o. Bo mia3am uczucie, ?e pope3niam jaki? nietakt. - e moje spojrzenie musi jej ci1?ya w tej sytuacji. Wiec ? nie patrzy3am na ni1. Ale znowu mia3am uczucie, ?e pope3niam jaki? ?nietakt?. - e ona mo?e sie domy?laa, ?e celowo odwracam od niej wzrok, od jej wzroku ? i ?e to rownie? mo?e j1 jako? rania. S1dze, ?e zachowywa3am sie z pozoru naturalnie, czu3am jednak narastaj1cy we mnie niepokoj i wysiad3am wreszcie na jakiej? przypadkowej stacji, ?eby przesi1?a sie do innego wagonu. Ty powiadasz, ?e oni tocz1 ze sob1 gre pod tytu3em: Jeste?my szczerzy. ?Gry?, na moje oko, to sie tocz1 pod tytu3em: Nie b1d?my szczerzy. Jak ju? nic nie mamy sobie do zaproponowania, to zaproponujmy sobie ?wiety spokoj. Szczero?a wymaga wiary w siebie, wiary w drugiego cz3owieka, wiary w ?ycie. Wymaga odwagi konfrontacji z drugim cz3owiekiem ? ze sob1 samym! Inaczej zostaj1 tylko te pude3ka zapa3ek, podsuwane przez jedn1 bezradno?a innej bezradno?ci, tylko poczucie osamotnienia i to piek3o leku. Ktore zawsze jest ju? potencjalnie gotowe ? i tylko czeka, ?eby o?ya. Bo nie wystarczy bya ?porz1dnym cz3owiekiem? ? tu sie musi dokonaa jaki? prze3om. Ma3o prze3om, jaka? totalna przemiana. No nie wiem, brak mi na to s3ow. To troche tak jak w grze komputerowej, sk3adaj1cej sie z niezliczonej liczby elementow, ktore wszystkie trzeba do siebie dopasowaa, ?eby nagle odblokowaa dostep do jakiego? innego etapu, czy raczej wymiaru tej gry. Nie wiedz1c nawet, ?e ten inny wymiar w ogole istnieje. 176 Ty mi mowisz, dla mnie ??wiat sie nie liczy?. ??wiat? to to, czego mnie tu nauczono. To to, co mi tu zaproponowano. - ebym do3o?y3a do tego ?w3asn1 cegie3ke?. Fakt, ja zawsze ?y3am w stanie buntu. I nie przypuszcza3am, ?e nadejdzie kiedy? dzien, gdy ten bunt zacznie ?wstydzia sie w3asnej buntowniczo?ci?. To znaczy, ?e znajdzie sobie uj?cie bardziej tworcze ni? to, ktorym on sam jest.Ja kiedy? w ogole nie rozumia3am, co tu jest grane. Przysz3am na ten ?wiat i dowiedzia3am sie, ?e tyle milionow posz3o z dymem. Ladny mi prezent u progu ?ycia. (A tu, patrzea, nie ma konca takim prezentom.) I jak?e sie przeciwko temu nie buntowaa? Ale jak i nie zawstydzia sie w3asnej buntowniczo?ci ? skoro tak z niej niewiele wynika. Ten ?wiat ma do zaproponowania Andrzejowi tylko proteze, tylko w3asn1 ?le zakamuflowan1 zgroze. I jeszcze gorzej zakamuflowany wstyd. - e stworzy3 sobie za ciasn1 i za ma3oduszn1 hierarchie warto?ci, ?eby sam mog3 sie w niej zmie?cia bez leku. Ja bym na to powiedzia3a, ?e (no co?), przy tym stanie ?wiadomo?ci (i stanie dusz) nie tylko problemu Andrzeja, ale i ?adnego innego problemu nie da sie prawdziwie rozwi1zaa. Zreszt1 ju? to kto? przede mn1 wymy?li3: Dzieci plus zapa3ki rowna sie po?ar. . . . Dzi? widzia3am ? te scene z ?Popio3ow?. Tego konia, str1conego ?ywcem w przepa?a, u?ytego jako ?ywy rekwizyt. Widzia3am w zbli?eniu jego oczy. Poczciwe, ufne konskie ?lepia, oszala3e ze zgrozy i niedowierzania, gdy reka, przytrzymuj1ca go za uzde, zacze3a spychaa go podstepnie w g31b przepa?ci. Ju? traci3 grunt pod kopytami, ze?lizgiwa3 sie ju? ty3em w do3 urwiska ? ona jedna jeszcze przytrzymywa3a go zdradliwie, by pozwolia kamerze sfilmowaa jego oczy. Kto? na planie musia3 krzykn1a wreszcie: ?Do?a! Puszczaj!? ? i reka pu?ci3a. A on spada3 cie?ko, roztrzaskuj1c sie o ska3y, gin13 177 ?mierci1 zbrodnicz1 i straszliw1, wraca3 do Krainy Wiecznych Lowow ? z krwaw1 pian1 na aksamitnych chrapach, z potrzaskanym kregos3upem.Wiele razy wpatrywa3am sie w to zdjecie, jakbym sprawia chcia3a wysi3kiem woli, ?eby o?y3o, ?eby zdradzi3o mi sw1 wstrz1saj1c1 tajemnice. Wpatrywa3am sie w nie w niemym os3upieniu, jak wpatrywaa sie mo?na w szcz1tki samolotu, ktorym odlecia3 przed chwil1 kto? nam bliski ? czyja d3on mo?e ciep3a jest jeszcze ciep3em naszej d3oni ? a ktory rozbi3 sie w3a?nie na naszych oczach. Zdjecie przedstawia3o scene z warszawskiego getta. Kto? uchwyci3 na nim pare do?a zamo?nie wygl1daj1cych ludzi, ktorzy, zajeci rozmow1, wychodzili z jakiej? restauracji. Me?czyzna z ca31 przedwojenn1 galanteri1 s3u?y3 damie swym ramieniem, ta mowi3a co? do niego z nik3ym u?miechem, i nie by3oby w tym zdjeciu nic niezwyk3ego, gdyby nie to, ?e o pare krokow dalej, niemal tu? u ich stop, le?a3y na chodniku trupy i wynedzniali, konaj1cy z g3odu ludzie, ktorych oni mijali obojetnie jak ka3u?e. ?Cz3owiek jest ludzki w ludzkich warunkach. Czy to wizja ?wiata tragicznego?? By3 to temat wypracowania, zamykaj1cego cykl lekcji, po?wieconych literaturze obozowej. Go?ka przylecia3a kiedy? do mnie, ?eby zapytaa, co o tym my?le. ? Nie wiem ? powiedzia3am. ? Ja bym nie by3a taka pewna, czy cz3owiek jest ludzki w ludzkich warunkach. Ale czy to wizja ?wiata tragicznego? Latem 1993 roku pojecha3y?my z Go?k1 do Odessy. W Sojuzie nigdy nie przelewa3o sie nikomu, lecz poki duch Lenina straszy3 jeszcze w swym mauzoleum, si31 rozpedu jako? to sz3o. Upadek komuny zerwa3 pokrywe z tego kot3a fermentuj1cych trucizn i pow?ci1gane ca3ymi pokoleniami namietno?ci wyla3y na zewn1trz wrz1c1 rzek1, zatapiaj1c tych, co niezdolni byli nad1?ya za jej pr1dem. Na ulicach Odessy bezwzgledna drapie?no?a walczy3a o lepsze z wstydliw1 nedz1. Pe3no by3o zabiedzonych istot, ktore probowa3y sie ratowaa, sprzedaj1c pude3ko zapa3ek, znaleziony gdzie? ogryzek o3owka czy nadw1tlony stary zeszyt. W centrum miasta co pare krokow spotyka3o sie le?1cych na ulicy ?ebrakow. 178 Mieszka3y?my nad morzem, w do?a odleg3ej dzielnicy i nie ogl1da3am na co dzien takich widokow. Sk3ama3abym mowi1c, ?e nie mia3am ?adnych prze?ya, zwi1zanych z otaczaj1c1 mnie nedz1, lecz nie moge powiedziea tym bardziej, ?e spedza3y mi one sen z powiek. Ostatecznie przyjecha3am tu na wakacje ? a nie po to, ?eby cierpiea za miliony.Ktorego? dnia skonczy3y nam sie papierosy. Pali3y?my wtedy Salemy. By3o o nie w Odessie nie3atwo, postanowi3y?my jednak udaa sie na miasto, licz1c, ?e da sie mo?e co? upolowaa. Polowa3y?my namietnie i bez skutku. Wreszcie, znu?one, cudem trafi3y?my na jaki? niewielki sklepik, gdzie uda3o nam sie kupia pare kartonow. Opu?ci3y?my go z uczuciem triumfu i pod1?y3y?my leniwie w g31b ulicy. W pewnym momencie ? mija3y?my w3a?nie szpital miejski ? Go?ka powiedzia3a nagle: ? Popatrz. Na chodniku, tu? pod bram1 szpitala, le?a3a twarz1 do ziemi stara ?ebraczka. Rojno by3o w tym miejscu od ludzi, nikt jednak nie zwraca3 na ni1 ?adnej uwagi. Wreszcie obrazy takie nie by3y tu niczym niecodziennym. Zreszt1 co?, je?li nie by3a w sztok pijana, to i tak prawdopodobnie by3a ju? martwa. Zbli?y3y?my sie do niej i nachyli3y?my sie nad ni1. Nie, nie by3a w sztok pijana... Posta3y?my tak przy niej przez chwile i oddali3y?my sie w milczeniu. ?Wiec to tak... ? my?la3am ? Tak oto we mnie samej o?y3a tajemnica tego zdjecia...? Robi3o sie po?no i zaczyna3 padaa deszcz. Powiedzia3am do Go?ki: ? To co? To mo?e skoczymy co? zje?a. - eby ju? dope3nia tej wizji ?wiata tragicznego. 179 I choa jest to TYLKO DOMEK Z KART ? tylko wiatrem, tylko tchorzem podszyty domek z kart! ? to ten domek z kart jest wiezieniem. Wiezieniem, w ktorym sam wiezien jest swym stra?nikiem.Nie cierpie wszelkiego moralizatorstwa. Rzadko kto zreszt1 dobrze je znosi, przeczuwaj1c, ?e sam moralizator nie dorasta jako? do g3oszonych przez siebie prawd. I nic dziwnego. Odwo3ywanie sie do takich czy innych ?nakazow moralnych?, naginanie sie do takiego czy innego odczuwania lub postepowania w imie ?idei czynienia dobra?, jest mo?e wzglednie skuteczne z punktu widzenia dora?nie pojetego 3adu (a raczej nie3adu) spo3ecznego ? w konsekwencji prowadzi jednak do zak3amania. - eby nie by3o ?adnych nieporozumien, powiem od razu na wstepie, ?e nie mam nic przeciwko ?3adowi spo3ecznemu? i temu porz1dkowi, czy raczej nieporz1dkowi rzeczy, jakiego mnie nauczono. Pomin1wszy wszystkie (wzgledne) zalety owego porz1dku rzeczy, ma on jedn1 zalete niew1tpliw1: Przy ca3ym swym ewidentnym zak3amaniu, stwarza przecie? jednak jak1? szanse wyj?cia poza to, czym sam jest ? zaprzeczenia temu, czym jest. Mnie to wystarczy. Je?li chcesz siegn1a po prawde o tym, co jest, o sobie samym, musi wystarczya i Tobie. Wybor jest prosty, nale?y wy31cznie do Ciebie i Ty sam poniesiesz jego konsekwencje. Albo nadal bedziesz ogl1da3 sie na innych ? robi3 to, co oni robi1, bo oni robi1 ? my?la3 to, co oni my?l1, bo o n i my?l1 ? szed3 z t3umem ? albo siegniesz w sobie po tak1 si3e i tak1 wiare, ktora pozwoli Ci sie stawaa prawdziwym sob1 ? stawaa sie jednym ze sob1 samym. 180 Co Cie czeka w pierwszym przypadku, nietrudno zgadn1a. Wystarczy rozejrzea sie przytomnie woko3 siebie ? i to chce Ci w3a?nie u3atwia. A je?li i wtedy jeszcze zapytasz, a co w drugim, poradze Ci, by? zadowoli3 sie tym pierwszym. A przecie? i wtedy jeszcze powtorze: Nie b1d? naiwny. - ya na miare tego, co sie zrozumia3o, nie jest wcale trudniej, ni? na miare tego, czego sie nie rozumie.Czasem siedze jedn1 noc nad jedn1 my?l1, jednym zdaniem. Wpatruje sie w Twoje serce i w swoje w3asne ? i czekam. Czy nie przyjdzie inne jeszcze jakie? s3owo, inne doznanie ? ktore pozwoli mi powiedziea to wszystko inaczej, mo?e serdeczniej, bardziej po prostu... Ja nie przeceniam znaczenia s3ow, naprawde. Wiem, ?ciep3e s3owo nie ogrzeje zziebnietych d3oni. S3owem nie zaspokoisz g3odu. Nie zmartwychwstaniesz za tysi1ce s3ow?... A przecie?, kto wie? Mo?e ktorego? dnia ktore? z tych s3ow o?yje w Tobie, oblecze sie w realny kszta3t ? i stworzy Ci jak1? inn1 szanse. Zajrzyjmy na pocz1tek do s3ownika pod ?prawda?. Prawda ? to ?zgodno?a z rzeczywisto?ci1, brak fa3szu?. Rzeczywisto?a ? to ?ogo3 rzeczy?, to ?wszystko, co istnieje?. Czyli: Prawda to ?zgodno?a ze wszystkim, co istnieje?. A zauwa?: ?Wszystko? jest jedno. - yjesz w ?wiecie s3ow, pos3ugujesz sie nimi na co dzien, w kontakcie z innymi lud?mi, ze sob1 samym. Jeste? tak bardzo zro?niety ze s3owami, ?e nie pytasz ju? siebie o ich znaczenie. Wydaje Ci sie ono oczywiste. A przecie? nie rozumiesz s3ow. We? na przyk3ad choaby w3a?nie: rozumiea. Czy rozumiesz, co to znaczy ?rozumiea?? Szukaj samej istoty rozumienia. Odrzua wszystko to, czym ono nie jest. Sprobuj odnale?a to s3owo we w3asnym wewnetrznym do?wiadczeniu. Kiedy je w nim odnajdziesz ? zrozumiesz. Bo ?rozumiea? to: odnosia do znanego, to: odnajdywaa w sobie samym. Pomy?l: Jedynie do?wiadczenie g3odu mo?e daa Ci ?pojecie?, czym jest g3od. 181 Widzisz? To jest w3a?nie ten mechanizm: Odwo3a3e? sie do swego do?wiadczenia ? odnalaz3e? jak to dzia3a w Tobie samym. I pewnie teraz dopiero zrozumia3e?.Ale nie, nadal nie rozumiesz. Bo co to znaczy: ?odnale?a w sobie samym?? To znowu s3owa. A ka?de s3owo ma swoje w3asne wnetrze. Odnale?a to ?wydobya z ukrycia, odszukaa?. Masz wydobya z ukrycia? ? a kto ukry3? Masz odszukaa ? dobra, a kto zgubi3?! Ale nie martw sie, to takie tylko inspiracje. Kto powa?ny zadaje sobie takie pytania. Machaj1 na to rek1, ?e ?filozofia!? Powiadaj1 na to: ?Nie mam czasu?. Niech im bedzie, ?e filozofia. A Ty ? u?wiadom sobie na razie: Nie rozumiesz s3ow ? tylko ich do?wiadczasz, tylko je czujesz. Gdyby kto? machn13 rek1 rzeczywi?cie na ?filozofie?! Powiedzia3abym: ?Te? tak to czuje, nie ma sprawy?. Ale filozofia a filozofia to ro?nica. Ja, po prostu ? szukam prawdy o sobie. Filozofia szuka ?prawd o cz3owieku?, o tym, czym on naprawde jest. Nie wiem, kiedy? mo?e i dogrzebie sie jakiej? prawdy... Tyle wiem, ?e oni mowi1: ?Drobiazg. Ja poczekam?. A ja mowie: ?Sorry. Nie mam czasu?. Nie jest 3atwo demaskowaa fa3sz, pos3uguj1c sie pojeciami, ktore same w sobie s1 fa3szywe. Demaskowaa zak3amanie ? s3owami, ktore wyrastaj1 z zak3amania. We?my s3owo, powiedzmy, ?sprawiedliwo?a?. Mo?e miea ono swoj1 warto?a absolutn1, ?e tak to nazwe ? i wtedy nale?y zast1pia je s3owem ?mi3o?a? (bo tylko mi3o?a potrafi bya prawdziwie sprawiedliwa ? sprawiedliwo?a wiec po prostu jest mi3o?ci1), i swoj1 warto?a umown1 ? i wtedy staje sie wewnetrznie sprzeczne, fa3szywe. Sprawiedliwo?a, ktora nie jest mi3o?ci1, bezprawnie przyw3aszcza sobie miano sprawiedliwo?ci. Jest wiec ma3o ?e niesprawiedliwa ? jest nieuczciwa. Niesprawiedliwa? Nieuczciwa? Dobra, niechby by3a wiec przynajmniej skromna. Ale popatrz no na ni1, jak sie puszy. Jak odziewa sie w togi i birety. Jak szpanuje i ile gada. I tak jest zawsze: Im mniej racji ? tym wiecej s3ow. Im mniej prawdy ? tym wiecej szpanu. 182 Lub we?my inne dwa pojecia, kluczowe w leksykonie moralno?ci ? egoizm i altruizm. ?Egoizm? definiowany jest jako kierowanie sie w3asnym interesem ? i jako taki uwa?any jest za rzecz nagann1. Postaw1 godn1 na?ladowania jest ?altruizm? ? powodowanie sie nie-w3asnym interesem; gotowo?a do po?wiecen, ofiar, wyrzeczen. O?rodkiem obu tych pojea jest ?interes?. W przypadku egoizmu gore bierze interes w3asny, w przypadku altruizmu ? interes cudzy. I nieczesto jako? my?li sie o tym, gdzie w3a?ciwie sie jednocz1 te interesy...Nam sie wydaje, ?e tym, co nas dzieli, s1 granice, ustroje, ideologie. I probujemy sie jednoczya, usuwaa te podzia3y na poziomie granic, ustrojow, ideologii. To tak jakby usuwaa objawy, nie probuj1c doj?a samych przyczyn. To jak ten ba3agan, o ktorym wspominam w ?Ja(?)? ? jak dziesieciog3owa hydra. Ledwie jej jedn1 g3owe odetniesz, ta ju? sie odradza. I nadal bedzie sie odradzaa, spokojna g3owa. Bo wszystkie te podzia3y zaczynaj1 sie nie na zewn1trz, a w nas samych ? to wewn1trz siebie jeste?my podzieleni! Ka?dy, kto rzetelniej wejrzy w swoje w3asne serce, odnajdzie w nim do?a s3abo?ci, ma3oduszno?ci, zametu. Ani jako ludzko?a, ani jako ludzie, nie wyro?li?my z najbardziej prymitywnych egoizmow, iluzji i fa3szywych wyobra?en o samych sobie. Jedn1 z takich iluzji jest w3a?nie przekonanie, ?e spo3eczenstwo sk3adaj1ce sie z ludzi niedojrza3ych, o sercach rozdartych miedzy ?w3asnym? a ?cudzym? interesem, potrafi stworzya kiedykolwiek prawdziwie sprawiedliwy 3ad spo3eczny ? ?e potrafi prze3amaa poczucie osamotnienia, wyzwalaj1ce w konsekwencji lek i agresje. My sie dziwimy, ?e ?wiat pe3en jest wojen, przemocy. Nie dostrzegamy tego, ?e wojna i wszelka inna przemoc jest tylko kulminacyjnym momentem w 3ancuchu przyczyn, ktorego pierwszym ogniwem jeste?my my sami. Wojna nie przychodzi do nas z zewn1trz. Ona rodzi sie (stale trwa!) w nas samych. Uzewnetrznia sie w naszych codziennych, nieszkodliwych na pozor ?1daniach-po?1daniach, idzie w ?wiat, odbija sie mrocznym echem w innych umys3ach, innych sercach ? a gdy, syta zawi?ci, syta ?1dzy, wraca do nas, by siegn1a po swoje ?niwo, czemu? wtedy nie potrafi183 my jej rozpoznaa. Wypuszczona z3ym s3owem, wraca zbrodni1. Czemu? wtedy nie potrafimy jej usankcjonowaa?! Skoro sankcjonujemy bez urazy ca3y ten system warto?ci, sposob my?lenia, styl ?ycia, w ktorym ona jest potencjalnie ukryta. Kim by3by Hitler ? gdyby jego pycha nie znalaz3a sobie miejsca w milionach zagubionych w sobie serc. By3by zwyk3ym, nieszkodliwym maniakiem. To my(!) zrobili?my z niego potwora. Je?li sie umowimy, ?e to, co tu jest grane, to jest gra, i ?e gramy w ni1, bo lubimy sobie pograa, to nie ma sprawy. Ale b1d?my w takim razie uczciwi ? i nie p3aczmy prawdziwymi 3zami, gdy regu3y tej gry obracaj1 sie przeciwko nam samym. Popatrz na wszystko jeszcze raz. Popatrz tak, jakby? patrzy3 po raz pierwszy. I zastanow sie ? czy to sie wszystko trzyma kupy? - e ludzie uzbrojeni po zeby powo3ani s1 by bronia ?pokoju?? - e na jednej lekcji czytasz ?Medaliony? ? i nim zd1?ysz, wstrz1?niety, ugi1a kolana ? ju?, na nastepnej, ka?1 Ci podziwiaa moc zawart1 w s3owach ?Gwa3t niech sie gwa3tem odciska? i recytowaa ?Bagnet na bron?. - e spo3eczenstwa, ktore szczyc1 sie tym, ?e naczeln1 warto?ci1 w ich systemie moralnym jest mi3o?a, stworzy3y s3ownik, w ktorym roi sie od takich s3ow jak ?kara?, ?grzech?, ?potepienie? i wszelkich pochodnych. - e cz3owiek, ktory przez sw1 pyche i zak3amanie, przez swe w3asne tchorzostwo i konformizm, sam pozwala, wrecz p ro s i s i e (!), by go zniewolia, ma pretensje potem do tego, kto go zniewala. - e tym chetniej obarcza odpowiedzialno?ci1 innych ludzi, im mniej sam jest zdolny wzi1a na siebie odpowiedzialno?a ? za w3asn1 s3abo?a. Dopoki nie zdemaskujesz tego mechanizmu, nie dojrzysz jak to dzia3a w Tobie samym, dopoki nie zrozumiesz, ?e kat i ofiara to jedno, zawsze bedziesz potencjalnie nimi obojgiem. I nigdy wtedy nie uwolnisz sie od pytania: Jak to mo?liwe? - e na ?wiecie jest tyle gwa3tu. - e cz3owiek, i drugiego cz3owieka, i sam siebie, upadla w tak haniebny, przera?aj1cy sposob. I ju? samo to pytanie bedzie budzia w Tobie poczucie krzywdy, poczucie zagro?enia i agresje. Bo co? bedziesz mog3 sobie na nie wtedy odpowiedziea jak nie to, ?e za wojny i inne akty przemocy odpowiedzialni s1 jacy? ??li 184 ludzie?. Bo kto? przecie? musi bya winien? Bedziesz stara3 sie wiec zlokalizowaa z3o, oddzielia je od dobra, by moc je zniszczya ? odci1a mu g3owe jak tej hydrze. Tak1 drog1 idzie my?l ludzka od pokolen: ?Je?li od dobra i z3a odj1a z3o, zostanie dobro?. (A wszystko, u diab3a, przez te Ewe!) Czym natomiast jest dobro, czym z3o, ka?dy ju? interpretuje sobie dowolnie. Co z tego praktycznie wynika, mo?na przeczytaa w pierwszym lepszym podreczniku historii (niekoniecznie rodzimego pochodzenia).Ta matematyka da3aby sie mo?e i od biedy zaakceptowaa, gdyby?my potrafili lokalizowaa i postrzegaa z3o w sposob bardziej rzetelny. Ale w tym celu ka?dy z nas musia3by sie uwa?niej przyjrzea samemu sobie. (A to dziwne, ?e jako? nikt nie ma ochoty). Zreszt1 wroa! Nie, nie ka?dy. Wystarczy, ?e zrobisz to Ty sam. I nie po to, ?eby ?naprawiaa? ?wiat. Bo o ?aden ??wiat? tu nie chodzi. Chodzi tu wy31cznie o Ciebie. (W ogole, zawsze najuczciwiej jest za3o?ya, ?e chodzi nam wy31cznie o siebie.) O to, ?eby? nie da3 sie nabraa na tak1 wizje ?wiata (drugiego cz3owieka, samego siebie), ktora ani Tobie samemu, ani nikomu innemu nie s3u?y. Ktora jest najzwyklejsz1 pu3apk1. (Ludzie schwytani w te pu3apke lubi1 powtarzaa potem, ?e ?no co?, takie jest ?ycie?. Co za brak wiary, co za bzdura!) I ktora odwraca Twoj1 uwage i energie od Ciebie samego. Od, sorry, trudno to inaczej nazwaa, pracy nad sob1. Nie ?mudnego, zaprawionego poczuciem winy (czy pychy) urabiania siebie na mod3e przyjetych stereotypow ? a tworczego, bezinteresownego, pasjonuj1cego aktu odkrywania samego siebie ? i w3a?nie uwalniania sie od tych stereotypow. Jaki? spo3ecznik, pedagog, moralista obruszy3by sie na to (i mo?e w3a?nie sie obrusza), ?e jak to, do czego by to dosz3o, gdyby ka?demu, we?my na przyk3ad dziecku, pozwolia na ?bezinteresowny akt odkrywania siebie? ? wbrew przyjetym stereotypom. Ale ja nie mowie tego do ?ka?dego? ? a mowie to w3a?nie do Ciebie. I nie mowie tego do dziecka. Dziecku nic zreszt1 nie musia3abym mowia. Bo wystarczy mu to pokazaa, pozwolia odczua. Ci, ktorzy czytali rekopis tej ksi1?ki, dziwili sie niekiedy, ?e moge bya ?taka szczera?. Te? sie dziwie ? jak mog3abym bya inna? Moja Tajemnica i tak zostanie przy mnie. Im szczerzej sie ni1 z Tob1 podziele, 185 tym g3ebiej otworzy sie we mnie samej. Nie leka3abym sie roz3o?ya siebie na czynniki pierwsze, byle tylko pomoc Ci co? wiecej zrozumiea z samego siebie.Bo wiem, ?e to tylko, co sie odczuje, co prze?yje sie w sobie samym, co odnajdzie sie we w3asnym wewnetrznym do?wiadczeniu, jest prawdziwe. Wszelkie intelektualizowanie, bawienie sie s3owami sztuka dla sztuki, powo3ywanie sie na to, co powiedzia3 Platon a co Spinoza, co ?wiety Antoni a co ktokolwiek inny ? szukanie prawdy w oderwaniu od samego siebie ? tylko oddala cz3owieka od prawdy. Nie ?ebym mia3a co? do ?wietego Antoniego czy Platona. Nigdy zreszt1 sie nimi bli?ej nie interesowa3am. Bo i po co? Tu nie chodzi o Platona. Chodzi znowu, jak zawsze, o Ciebie. Owszem, Platon mo?e mowia bardzo m1drze. Ale Ty zrozumiesz z tego i tak dok3adnie tyle, ile w3o?ysz w to sam ? z samego siebie. Prawda wspolna jest nam wszystkim, jest jedna ? lecz zarazem jest jedyna, g3eboko w3asna. Jest nierozerwalnie zwi1zana z Tob1 samym i nikt inny nie odkryje jej za Ciebie. Ka?dy, kto przedstawi Ci gotowe prawdy ? zamiast powiedziea po prostu ?Patrz!? ? bedzie prorokiem fa3szywym. Nie licz tu na ?adne autorytety. Musisz sam rozwi1zaa to rownanie. Musisz je sam obliczya sercem. Nie obchodzi mnie, co by by3o ?gdyby ka?dy? ? to abstrakcja. Choa s1dze sk1din1d, ?e ? gdyby nie by3a to abstrakcja ? gdyby rzeczywi?cie ka?dy zdo3a3 siegn1a do tych najg3ebszych pok3adow samego siebie, wkroczyliby?my pewnie jako gatunek w jaki? inny zupe3nie wymiar ?wiadomo?ci. Wtedy dopiero dotarliby?my do przedsionka poznania. I uwolniwszy pote?n1, potencjalnie istniej1c1 w nas energie i tworcz1 si3e, ktor1 dzi? obracamy na destrukcje, odkryliby?my w sobie takie mo?liwo?ci i takie ?wiaty, o jakich nam sie nie ?ni3o. Ale nie interesuje mnie, czy to kiedy? nast1pi. Co?, ka?dy ?takie widzi ?wiata ko3o? jakie sam swymi zakre?la oczy. Szcze?a Bo?e, ale ja mam do rozwi1zania problem w3asnego istnienia ? tu i teraz ? a co stanie sie z ?ludzko?ci1?, jako? dziwnie ma3o mi le?y na sercu. Du?o bardziej interesuje mnie los kota, ktorego spotkam na swojej drodze. 186 Cz3owiek niedojrza3y postrzega wszystko od zewn1trz. Tote? i na zewn1trz upatruje przyczyny cierpienia. Dlatego probuje ?naprawiaa ?wiat?, zanim zd1?y naprawia ? a ?ci?lej: zrozumiea, dojrzea ? samego siebie. Dlatego za ka?d1 ide1 naprawiania stoi wiecej osobistych ambicji, wiecej niecierpliwo?ci i pychy ni? bezinteresownego wspo3czucia i zrozumienia.Interesowno?a te? postrzegamy z zewn1trz. I dlatego zwykli?my widziea j1 jedynie w jej najbardziej prymitywnej postaci ? gdy lokalizuje sie woko3 d1?enia do korzy?ci materialnych czy w3adzy. A przecie? ma ona ca3y szereg daleko bardziej subtelnych, g3eboko psychicznych odmian, tak ?ci?le zro?nietych z nami samymi, ?e najcze?ciej jej sobie w ogole nie u?wiadamiamy. I dopoki nie zdemaskujemy jej w sobie, nie dotrzemy do jej ?rode3, nie oddzielimy jej od g3ebszych pok3adow samych siebie, bedziemy nie tylko interesowni ? bedziemy w3asn1 interesowno?ci1. Bezinteresowno?a jest miar1 wolno?ci. Nikt, kto widzi rzeczywisto?a przez pryzmat swoich lekow, ambicji, pro?no?ci ? czegokolwiek, co wewnetrznie go zniewala ? ani nie bedzie prawdziwie bezinteresowny, ani jej prawdziwie nie zobaczy. St1d wiekszo?a aktow podyktowanych, cze?ciej szczerym ni? odpowiedzialnym, pragnieniem uwolnienia ?wiata od cierpienia, dokonuje sie zwykle przez zadawanie, czyli w konsekwencji mno?enie cierpienia. Niestety (zreszt1 czy niestety!?), ani cierpienia, ani z3a nie da sie wyrwaa jak zeba. Trzeba z nich po prostu wyrosn1a. To puste miejsce, ktore po nich zostaje, znow sie zape3nia. W ka?dym z nas jest do?a s3abo?ci, do?a pychy, czy wreszcie do?a zwyk3ej bezmy?lno?ci, by je zape3nia. Nim wiec skonczy sie jedno cierpienie, przychodzi inne. (?ci?lej mowi1c, wraca to samo ? w innej postaci.) Zanim zd1?y skonaa jeden tyran, rodzi sie drugi. A jak to powiada Franz Kafka, z chwil1, gdy pojawia sie jeden du?y diabe3, tysi1ce ma3ych natychmiast zbiegaj1 sie, by mu s3u?ya. I dlatego 3eb hydry stale odrasta. S1 to wszystko zdumiewaj1co proste mechanizmy. Ca3a trudno?a le?y w tym, ?e przyjrzea sie im i zdemaskowaa je mo?na tylko od wewn1trz siebie. Dopiero potem widzi sie jasno, jak funkcjonuj1 one w innych ludziach. 187 -eby poznaa prawde o sobie, trzeba bya ze sob1 uczciwym. Ucz1 Cie, ?e trzeba bya uczciwym z innymi lud?mi. Zapomnieli dodaa (pewnie sami nie wiedzieli), ?e najpierw trzeba bya bezwzglednie uczciwym ze sob1 samym. Uczciwo?a wobec innych przychodzi wtedy w sposob ca3kiem naturalny i nieunikniony. Ta natomiast, ktora jest pod?wiadomie wymuszona przez n a k a z uczciwo?ci, jest tylko zwyk3ym falsyfikatem ? i ju? samo nazywanie jej uczciwo?ci1, jest nieuczciwe. (Nie zawadzi3oby zapytaa, na przyk3ad, - yda, ktory, je?li mu sie poszcze?ci3o, sp3on13 w murach warszawskiego getta, co on s1dzi o takiej uczciwo?ci. Gdzie ona sie zaczyna, a gdzie konczy. Nie od rzeczy, nawiasem mowi1c, by3oby te? spytaa ?ebraka. Gdzie on ma ? nasze ?mi3osierdzie?.) Nie daj sie na to wszystko nabraa. Jeste? artyst1. Nie bierz powa?nie zwyk3ej podroby!Mowie o uczciwo?ci (tej uczciwej), ale znowu ? nie o ni1 mi chodzi, a o Ciebie. Czy raczej, id1c za moj1 w3asn1 logik1, nie o Ciebie, a ? poprawka: o siebie. Bo po prostu ? nie cierpie zak3amania. (W3a?nie, nie taka ju? ja jestem wolna! A to moralizatorstwa nie cierpie, a to zak3amania... ?Nie cierpie? te? jest miar1 zniewolenia). Bo chcia3abym sie z Tob1 zbli?ya, zjednoczya ? czuje, ?e jestem z Tob1 jednym ? a to w3a?nie nasze zak3amanie jest tym, co oddziela nas od siebie. I mam ochote zawo3aa: Otworz oczy! Skrusz kajdany! Nie daj sie przykrawaa na obraz i podobienstwo tego ?wiata! Ale wiem, nie takie to wszystko proste. I je?li to, co pisze, chocia? troche pomo?e Ci zrozumiea samego siebie, je?li uda mi sie nazwaa za Ciebie, pomoc Ci u?wiadomia sobie co?, co sam czujesz, a czego nie umiesz mo?e obj1a my?l1, wyrazia s3owem; je?li poczujesz sie choa troche mniej samotny, troche bardziej (lub czasem troche mniej) pewny siebie, to nie ma sprawy, to ju? jest OK. Nie martw sie ? nic w przyrodzie nie ginie. Nikt nie jest ca3o?ci1 doskona31 i skonczon1, ka?dy jest w drodze. Je?li tylko nie odtr1cisz ich od siebie, te uczucia, te s3owa nie przemin1 w Tobie bez ?ladu. Choa ju? wkrotce, wiem, zagarnie Cie tak zwane normalne ?ycie. One wroc1 ? za rok, za pare lat (to za chwile!) ? i choa sam mo?e nie bedziesz o tym wiedzia3, pomog1 Ci dokonaa ktorego? 188 dnia jakiego? innego wyboru. Nic nie ginie ? ale te? nic nie bierze sie znik1d. Ka?de serce przegl1da sie w innych. Tylko w i n - n y m mo?e rozpoznaa swoj1 w3asn1 wielko?a ? i w3asn1 si3e!Patrz1c na cz3owieka od wewn1trz siebie, widzisz go od wewn1trz niego samego, czujesz sie niejako nim samym. I widzisz wtedy, ?e cz3owiek robi rzeczy z3e ? lecz nie jest z3y. Jest tylko w taki czy inny sposob s3aby, przy wszelkich pozorach pewno?ci siebie zagubiony i pe3en zametu. Widzi sie wtedy z ogromn1 jasno?ci1 to wewnetrzne rozdarcie, te niejedno?a, ktora sprawia, ?e (nie wie prawica, co czyni lewica) jeden i ten sam cz3owiek jedn1 rek1 burzy to, co buduje drug1. I widzi sie, ?e za to, jaki cz3owiek jest, jakim sie staje, odpowiedzialny jest nie tylko on sam, ale bodaj w tej samej mierze inni ludzie. Wszyscy inni ? nie tylko ci, ktorzy mieli bezpo?redni wp3yw na jego ?ycie. Bo, na Boga ? nikt, ani Ty sam, ani nikt inny, nie ?yje w pro?ni! Cz3owiek wszystko sobie podzieli3, jak mu wygodnie. Podzieli3 prawo ? na prawo ludzkie i prawo bo?e; wojne ? na agresywn1 i obronn1; ambicje ? na szlachetn1 i fa3szyw1; po?1danie ? na zdro?ne i dozwolone; gniew ? na s3uszny i nies3uszny. Tymczasem istota ka?dej z tych rzeczy jest ta sama. Ta sama agresywno?a, jak1 wk3adamy w ?1danie pokoju, jest potencja3em, ktory obraca sie po?niej w wojne. Ambicja, ?szlachetna? czy ?fa3szywa?, jest pragnieniem ?udowodnienia? czego? temu ?wiatu (samemu sobie), miar1 wewnetrznego zniewolenia. Gniew ? zawsze tym samym gniewem. Po?1danie jest, u samych swoich ?rode3, pragnieniem dope3nienia siebie ? o co? spoza siebie samego. I tak dalej. Cz3owiek dzieli to, co niepodzielne, zgodnie z tym jak sam jest podzielony. Na tej samej zasadzie, choa tym razem w nieco innym przekroju, podzieli3 z3o. Na cudze ? i swoje w3asne. I tu w3a?nie powiem jeszcze raz: Przecie? nikt z nas nie ?yje w pro?ni. - aden los nie krzy?uje sie z naszym bez konsekwencji. Powielamy wzajemnie w3asne postawy, w3asne s3owa; nasze rece wyci1gaj1 sie po to samo, po co siegaj1 miliony innych r1k. Ka?dy z nas jest jedyny, niepowtarzalny ? lecz kto? z nas potrafi ?ya inaczej ni? wszyscy inni? Kto potrafi w jaki? zasadniczy sposob inaczej my?lea i czua. Inne serca ucz1 sie od nas ? czego my na189 uczyli?my swoje w3asne. W innych umys3ach odbijaj1 sie jak w zwierciad3ach nasze leki, s3abo?ci, po?1dania... Mo?e spotegowane ? mo?e przemieszczone, zwyrodnia3e ? co?, ka?dy orze jak mo?e. Ale w samej swej istocie ? te same. Gdy sie to wszystko widzi i rozumie ? gdy sie czuje czyj? los w swoich rekach ? nie ma miejsca ju? na 3atwe filozofie, nie ma bezradno?ci, nie ma ju? gniewu. I wtedy w3a?nie rodzi sie wspo3czucie. Nie wspo3czucie w sensie ?lito?ci?, uchowaj Bo?e ? a w sensie... nawet nie wiem jak to nazwaa. Mo?e to w3a?nie jest mi3o?a. Do?a powszechne jest przekonanie, przypisuj1ce z3o samej ludzkiej naturze, z3ym jakoby sk3onno?ciom i tak dalej. Naturalnie, ?e cz3owiek ma ro?ne ?sk3onno?ci?. Ktore z nich s1 jednak ?dobre?, a ktore ?z3e?, okazuje sie dopiero w konfrontacji ze spo3eczenstwem ? to znaczy oceniaj1 je w ten sposob inni ludzie. (I nie z punktu widzenia ?mi3o?ci bli?niego?, a niestety! ? swoich w3asnych interesow). Nie s1 one z3e same w sobie, staj1 sie takie w relacji z takim a nie innym ?yciem spo3ecznym ? i dlatego nie mo?na ich oceniaa poza t1 relacj1, w oderwaniu od oceny samego ?ycia spo3ecznego. Gdyby cz3owiek rodzi3 sie w spo3eczenstwie, ktore nie zna takich pojea jak ?moje? dziecko, ?obcy? cz3owiek itd.; ktore nie pos3uguje sie pojeciem winy, rozumiej1c, ?e s3uszniej jest mowia o przyczynie; ktore pojecie ?z3y? zast1pi3o pojeciem ?szczegolnie potrzebuj1cy pomocy?, a co znaczy ?dobry? nie rozumie wcale; i ktore nie zna takiego s3owa jak ?mi3osierdzie? ? bo ma do zaofiarowania co? wiecej ? i gdyby wtedy, w warunkach totalnej akceptacji i bezpieczenstwa, jaki? cz3owiek posun13 sie do zbrodni i przemocy, mo?na by mowia o jego ?przyrodzonych z3ych sk3onno?ciach?. Ale cz3owiek rodzi sie w ?wiecie, ktory, choa czyni to z upodobaniem, nie musi straszya piek3em. Bo kto? sie go jeszcze przestraszy ? po tym, co tu zobaczy. W ?wiecie, w ktorym nie zna sie dnia ani godziny. W ktorym nikt nie mo?e miea pewno?ci, ?e nie sp3onie w piecach O?wiecimia, ?e nie umrze ? bezdomny, g3odny, osamotniony. - e, gdy powinie mu sie noga; gdy ma3oduszno?a innych ludzi i jego w3asna wyrzuci go za burte przyjetego 190 3adu spo3ecznego, nie zostanie zaszczuty ? w imie ?sprawiedliwo?ci i prawa?. W ?wiecie, ktory mno?y sztucznie stworzone potrzeby, by zapomniea o trawi1cym go leku; zdominowanym ju? to przez zimny intelekt ? ?a3o?nie oderwany od tego, co stanowi o samej istocie cz3owieczenstwa, a przez to tyle? pro?ny co bezsilny ? ju? to przez prymitywne emocje, mieni1ce sie uczuciami wy?szego rzedu. W ?wiecie, w ktorym miar1 sukcesu jest nie wzrost duchowy, a powodzenie materialne i w3adza, pozycja w nim, i uznanie ? otrzymane z jego w3a?nie r1k.Mo?na tu oczywi?cie spekulowaa, dlaczego ?wiat jest taki w3a?nie jaki jest i od czego sie to wszystko zacze3o ? od jajka czy od kury ? ale po co. Fakt jest faktem. Z chwil1 swego narodzenia cz3owiek wchodzi w ?wiat wystarczaj1co zak3amany, agresywny i wrogi, ?eby bez odwo3ywania sie do ?z3a, tkwi1cego w samej ludzkiej naturze?, mog3o to dostatecznie uzasadniaa, dlaczego sam reagowaa mo?e w sposob agresywny, wrogi, czy wrecz zbrodniczy. Z wszelk1 pewno?ci1 nie stworzyli?my jako spo3eczenstwo, i z rzadka kto z nas jako cz3owiek, warunkow po temu, aby miea prawo wyrokowaa inaczej. W takiej sytuacji mowienie o czyich? ?przyrodzonych z3ych sk3onno?ciach? jest po prostu zwyk31 nieuczciwo?ci1 (w3a?nie, i gdzie ta nasza uczciwo?a?!), my?low1 3atwizn1 i brakiem serca. Prob1 zdjecia z siebie odpowiedzialno?ci ? za to, ?e samemu jest sie cz1stk1 tego ?wiata. Szacowni obywatele, obwarowani dumnie w twierdzach swoich racji, s1 w nie mniejszym stopniu odpowiedzialni za z3o, co ci, ktorych pietnuj1 za nie z takim oburzeniem. Tu sie u?miecham. Co za ?niejedno?a?! Ju? sam obraz tych dumnych twierdz, ju? same takie sformu3owania jak: ?my?lowa 3atwizna?, ?brak serca?, ?proba zdjecia z siebie odpowiedzialno?ci? s1 wystarczaj1co nieodpowiedzialne. S1 prawdziwe tylko z bardzo umownego punktu widzenia ? tego w3a?nie, ktory przedstawiam jako nieodpowiedzialny. Broni1c (jednego) cz3owieka, w tym samym momencie atakuje (drugiego) cz3owieka. Oburzaj1c sie na tych, co pietnuj1 z oburzeniem ? sama pietnuje z oburzeniem. Nawo3uj1c do zrozumienia (tego kogo? o rzekomo z3ych sk3onno?ciach), sama okazuje brak zrozumienia (szacownego obywatela). 191 Przestaje go rozumiea, a zaczynam go s1dzia. A jak mo?na os1dzia ? nie rozumiej1c.I nic dziwnego, ?e przesta3am rozumiea ? czu3am gniew, gdy pisa3am te s3owa. By3am z3a, ?e czyja? wizja ?wiata nie zgadza sie z moj1, czyje? odczucie sprawiedliwo?ci ? z moim w3asnym. Oto w3a?nie to d1?enie do jedno?ci ?na skroty? ? przez gwa3t i przemoc, jak to wspominam w ?Roku 1989?. Kiedy niecierpliwe i pro?ne ego, zamiast d1?ya do naturalnego zjednoczenia jednej ludzkiej istoty z drug1 ludzk1 istot1, probuje po?rea, wch3on1a w siebie, wszystko, co mu sie nie podoba, co je irytuje i jemu samemu nie s3u?y. Na pozor nie dosz3o tu do gwa3tu, ale pierwszy krok ku niemu, pierwszy akt gwa3tu, ju? sie dokona3 ? w moim sercu, w moim umy?le. Rozumiesz teraz, co to znaczy, ?e ?nie wie prawica, co czyni lewica?? I co to znaczy ?bya podzielonym wewn1trz siebie?? Bo czy to naprawde brak serca? ? czy mo?e raczej brak w sercu odwagi. Nie odwagi spojrzenia w twarz ?z3emu cz3owiekowi? ? samemu sobie. Czy na pewno proba zdjecia z siebie odpowiedzialno?ci? Czy raczej nie?wiadomo?a ? ?e odpowiedzialno?a zaczyna sie i lokalizuje jako? g3ebiej i mo?e w ogole inaczej, ni? to sie zwyk3o s1dzia. Ach, sam sie zreszt1 nad tym zastanawiaj! Kto powiedzia3, ?e ca31 robote mam odwalaa za Ciebie. Jeszcze tylko jedno. U?wiadomi3am sobie w3a?nie, ?e przesta3am rozumiea cz3owieka ? bo w ogole przesta3am my?lea o cz3owieku. My?la3am o ?ludziach?. Nie my?la3am, innymi s3owy, o konkretnym szacownym obywatelu, a niejako o samej i d e i szacownego obywatela. Przypomina mi to, jak kiedy? powiedzia3am ?Nie lubie Anglikow?. I w tym samym momencie ? dobrze jeszcze, ?e mam refleks ? u?wiadomi3am sobie, ?e o Bo?e, co ja bredze. Przecie? znam tylko jednego Anglika ? i tak sie sk3ada, ?e akurat bardzo go lubie. Dobra, oboje jeste?my siebie warci, co ja Ci bede opowiadaa o odpowiedzialno?ci. Nie martw sie o swoj1 odpowiedzialno?a ? ona sama upomni sie o Ciebie. To s3owo kojarzy sie z jakim? brzemieniem, znowu sugeruje jakie? ?moralne obowi1zki?. A dope3nianie moralnych obowi1zkow, ma3o ?e nudne i uci1?liwe, ma dziwnie 192 ma3o wspolnego z sam1 istot1 moralno?ci. Jedyn1 prawdziwie moraln1 rzecz1 i tak jest mi3o?a. Ona jedna nie widzi ro?nicy miedzy interesem cudzym a w3asnym, i rozumie, ?e cokolwiek wynika z nakazu, obowi1zku, jest niczym innym jak jej w3asnym zaprzeczeniem. A przede wszystkim mi3o?a jest jednym. Jest stanem najwy?szej integracji psychicznej, ?e tak to nazwe ? i jako taka wyklucza wszelkie sprzeczno?ci czy podzia3y. Moralno?a natomiast, bed1c zbiorem ?prawide3 postepowania uznawanych za w3a?ciwe w okre?lonych ?rodowiskach i epokach historycznych? (to ze s3ownika), nawet w ramach jednej tylko epoki i jednego tylko ?rodowiska, jest a? nadto pojemna, ?eby zmie?cia w sobie ca3y szereg wykluczaj1cych sie wzajemnie ?nakazow moralnych?. Ma3o tego, nawet jeden i ten sam nakaz interpretowaa mo?na w ro?ny sposob, czy wrecz (?e stro?em moralno?ci cze?ciej pycha jest ni? serce i wyobra?nia) stawaa sie on mo?e obiektem ro?nego rodzaju manipulacji.Jednym z podstawowych aspektow mi3o?ci (o ile nie sam1 jej istot1) jest to, ?e cz3owiek traktowany jest jako cel ? nie jako narzedzie, nie jako ?rodek do celu. Moralno?a za? postrzega cz3owieka w sposob przedmiotowy ? bo te? nie cz3owiekowi bezpo?rednio ma ona s3u?ya, nie jego samego interes reprezentowaa ? a spo3eczenstwa. Normy moralne, nawet przyjmuj1c, ?e niektore z nich inspirowane s1 przez Boga, interpretowane s1 przez ludzi ? i w konsekwencji s1 niczym wiecej jak umow1 spo3eczn1, tak1 czy inn1, maj1c1 w mo?liwie najdoskonalszy sposob zabezpieczya funkcjonowanie danej spo3eczno?ci. St1d nawet tak podstawowy nakaz moralny jak ?nie zabijaj? respektowany jest zaledwie dopoty, dopoki interesy jej pozostaj1 niezagro?one ? z chwil1 natomiast zagro?enia (m.in. zagro?enia tego w3a?nie systemu warto?ci, jakim sie dana spo3eczno?a powoduje) ustepuje on miejsca obowi1zkowi moralnemu ca3kiem odmiennego rodzaju. Znane has3o ?Bog, honor, Ojczyzna? (widniej1ce na murach ko?cio3ow ? i na sztandarach, pod ktorymi ?o3nierze ruszaj1 w boj) jest wrecz klasycznym zapisem tej dwulicowo?ci istniej1cego systemu moralnego. Bog mowi: Nie zabijaj! Ojczyzna wzywa: Zabij! 193 Trudno wymagaa od cz3owieka, i nie ma zgo3a takiej potrzeby, by rezygnowa3 z mo?liwo?ci samoobrony ? nie o to chodzi. Zostawmy te rzecz konkretnym sytuacjom i sumieniom. System moralny, o ile w ogole ma funkcjonowaa, nie mo?e przerastaa poziomu dojrza3o?ci duchowej (czy wrecz psycho-emocjonalnej) wiekszo?ci ludzi. St1d praktycznie musi bya kompromisem: miedzy tym, co sie cz3owiekowi jawi jako idea? a jego rzeczywistymi mo?liwo?ciami.Nie sposob jednak nie ubolewaa, ?e uwik3any od dziecinstwa w tak g3eboko zdezintegrowany i zak3amany si31 rzeczy system warto?ci, jaki mu serwuje ten ?wiat, cz3owiek sam jest g3eboko zdezintegrowany ? a tym samym ma zablokowan1 mo?liwo?a prawdziwie pe3nego i wszechstronnego rozwoju swej ludzkiej istoty. Nie pozwala mu to dorosn1a do prawdziwie g3ebokiej identyfikacji uczuciowej z innymi lud?mi ? i zarazem go od nich uzale?nia. Osamotniony i rozdarty ? pomiedzy swoim ?ja? prawdziwym (ktorego nie potrafi ?wydobya z ukrycia, odszukaa? w sobie ? lecz potencjalnie w nim obecnym), a tym kalekim ?ja?, ktore stworzy3 sobie na u?ytek tego ?wiata ? na ka?dym kroku, sam w sobie samym, blokowany jest przez ro?ne sprzeczno?ci. Oderwany od swego prawdziwego ?ja? (tego dopiero, co pozwala cz3owiekowi prawdziwie spotkaa sie z cz3owiekiem), jest tak egocentryczny, osamotniony i pe3en leku, ?e stale musi ogl1daa sie na innych (na?ladowaa ich d1?enia, zabiegaa o ich uznanie, jednoczya sie w ro?ne partie, wspolnoty i tak dalej), w nich szukaa potwierdzenia samego siebie ? bo w sobie samym go znale?a nie potrafi. I tu kr1g sie zamyka ? bo ci ?inni? s1 dok3adnie w tej samej sytuacji. ?Potwierdzenie?, jakie w nich znajduje, stwarza mu wiec wprawdzie pozor poczucia bezpieczenstwa ? lecz w zamian utwierdza w nim tylko jego fa3szywe ?ja?. Odcinaj1c go w sposob coraz bardziej nieodwracalny od g3ebszych pok3adow samego siebie ? i pog3ebiaj1c w konsekwencji osamotnienie, lek i brak wiary. W to, ?e w ogole da sie tu jako? inaczej ?ya. I ?e w ogole mo?e bya miedzy lud?mi jaka? prawda. Wybacz, je?li do?a to mo?e abstrakcyjnie brzmi ? ale ten poziom uogolnienia, na jakim (ze wzgledu na niewielk1 stosunko194 wo objeto?a tej ksi1?ki) opisuje wszystkie te zjawiska, nie pozwala mi na rozpisywanie, krok po kroku, wszystkich pomniejszych, ju? czysto psychologicznych mechanizmow, prowadz1cych od tych s3ow ? do naszego codziennego ?ycia. My?le jednak, ?e niezale?nie od tego, na ile jasno sam je sobie u?wiadamiasz, i tak przecie? czujesz, o czym mowie. I nie martw sie ? to wystarczy. Intuicja (z 3aciny: wejrzenie) wyprzedza my?l. Zimny intelekt ? co w3asn1 pyche obra3 sobie za sekundanta ? nie ma szans w pojedynku z g3osem serca. Spojrz, Ziemia stoi w ogniu i krwi, ludzie ludzi przerabiaj1 na myd3o ? a my? ? my w3a?nie intelektualizujemy sobie, obrastamy bezdusznie w jakie? bajery, i p3awimy sie ? jak to sz3o? ? ?w Coca-Coli, soku grejpfrutowym i komfortowej nie?wiadomo?ci?. P3onie nasz dom ? a my ? zamiast szukaa ?rod3a ognia ? na pietrach, ktorych nie obj13 jeszcze po?ar, wo3amy: ?A to dranie podpalili!? ? i nadal bawimy sie zapa3kami. I pocieszamy sie opowiadaniem sobie o ?uczciwo?ci? i ?moralno?ci?. Gdyby?my chcieli bya prawdziwie konsekwentni wobec swego w3asnego wyobra?enia o tym, czym one rzeczywi?cie bya powinny, musieliby?my najpierw uznaa, ?e ca3a nasza uczciwo?a jest zaledwie usankcjonowan1 spo3ecznie nieuczciwo?ci1. - e ca3a nasza moralno?a ? czy, je?li wolisz, nasza jej interpretacja ? jest niemoralna! - e dopoki sk3oceni, podzieleni jeste?my wewn1trz siebie ? musimy bya podzieleni miedzy sob1. I ?e ?adna ?uczciwo?a?, ?adna ?moralno?a? tu nie pomo?e. I tak zinterpretujemy je sobie na obraz i podobienstwo swoje w3asne. Mo?e czas sobie wreszcie jasno powiedziea, ?e ? po prostu: Mowy bya nie mo?e o ?adnej uczciwo?ci, dopoki na elementarne pytania, dotycz1ce w3asnego ?ja?, macha sie rek1, ?e ?filozofia?! Mowy bya nie mo?e o jakimkolwiek ??wiecie sprawiedliwym? dopoki ludzko?a tak zwana, czy ? pardon ? raczej: ka?dy z ludzi ? sam ? nie ogl1daj1c sie na innych ? choa w najserdeczniejszym z nimi zwi1zku ? nie doro?nie do ?wiadomo?ci, ?e sam w sobie jest ?wiatem! I jedynie poprzez swoj w3asny rozwoj, swoj w3asny wzrost duchowy, przez ofiarn1 prace nad samym sob1 ? nad zrozumieniem i poznaniem samego siebie ? mo?e ?wiat uczy195 nia sprawiedliwym. Bezduszne, zaprawione pych1 i poczuciem wy?szo?ci potepienie wobec ludzi, ktorzy s1 bezpo?rednimi sprawcami z3a, mo?e najwy?ej usun1a na chwile niektore jego objawy, w istocie za? ? samo bed1c z3em ? uruchamia w3a?nie jeden z podstawowych mechanizmow, odpowiedzialnych za jego powstawanie i odradzanie sie. Powiedzia3am w ktorym? momencie: ?Nie b1d? swoim prokuratorem ? jeste? artyst1!? W ?wiecie, ktory ju? w 3onie matki obci1?y3 Cie ?grzechem pierworodnym?, rzadko wolny jeste? od ?wiadomego czy pod?wiadomego poczucia winy. Determinuj1c ca31 nasz1 kulture, determinuje to i Twoj sposob postrzegania. I siebie samego ? i innych ludzi. Pojecie winy, w ktorym mie?ci sie s1d i oskar?enie, odwraca Tw1 uwage od przyczyny ? to znaczy od proby rozumienia. A ju? pyta3am: Jak mo?na os1dzia ? nie rozumiej1c. Pamietasz mo?e jak mowi3am, ?e ka?dy s1d ? wydany bez mi3o?ci ? jest fa3szywy? Ona jedna do?a jest sprawiedliwa, aby moc os1dzia sprawiedliwie. Lecz, zwa? ? nikogo s1dzia ju? nie musi. Ma lepsze rzeczy do roboty. Rozumiesz teraz?! Wydajemy pod s1d, nie kochaj1c. S1dzimy, oskar?amy ? nie rozumiej1c. (I dobra, umowmy sie, ?e i to jest OK. Lecz po co? mowia tu o s1dzie ?sprawiedliwym?? To ju? lepiej powiedzmy sobie z gory, ?e miar1 naszych s1dow i os1dow s1 ? po prostu ? nasze w3asne interesy. I sami wtedy nie oczekujmy, ?e kto? nas bedzie s1dzia sprawiedliwie.) Lub we?my raz jeszcze te uczciwo?a. Czy uczciwo?a mo?e bya niesprawiedliwa? Czy jest godnym miana uczciwo?ci co?, co ? wiecej ? sankcjonuje niesprawiedliwo?a? A przecie? owa uczciwo?a, sprowadzaj1c sie w praktyce do nakazu moralnego ?nie kradnij? i maj1c zabezpieczya tym samym istniej1cy podzia3 dobr materialnych ? zabezpieczya nasz stan posiadania ? k3oci sie w sposob zasadniczy z elementarnym odczuciem sprawiedliwo?ci. Bo nie trzeba bya natchnionym komunist1 ? czy natchnionym g3osicielem jakiej? wiary ? wystarczy bya w3a?nie, po prostu... uczciwie my?l1cym cz3owiekiem ? by obliczya sobie w swoim sercu, ?e nic nie jest nasz1 ?w3asno?ci1? przez sam fakt, ?e jest w na196 szym posiadaniu. - e dobra tego ?wiata powo3ane s1 s3u?ya nie temu, kto je ?posiada? ? a temu, kto ich bardziej potrzebuje. Lecz kto? z nas potrafi sprostaa temu w3asnym ?yciem. Ty ? natchniony komunisto? Mo?e Ty? ? g3osicielu jakiej? wiary. Ty ? tak zwany uczciwy cz3owieku...? Nie rozumiea istoty samego siebie ? to nie rozumiea istoty s3ow. A tym samym: istoty zjawisk ? i relacji miedzy zjawiskami. S3owa ? te z leksykonu moralno?ci (tzn. te, ktore ujmuj1 w jakie? prawa relacje: cz3owiek ? inni ludzie), maj1 swoj wymiar absolutny, wyra?aj1cy sam1 ich istote, i swoj wymiar umowny ? wymiar miejsca i czasu, w ktorym ?yjemy. Bo i sam cz3owiek (mam na my?li: ? nie cz3owiek ?jako taki? ? a ka?dy konkretny cz3owiek) nie jest istot1 jednowymiarow1. I on ma swoj ?wymiar absolutny? ? i z tego w3a?nie wymiaru pochodzi jego tesknota za tym, co nazywa ?Bogiem?, ?mi3o?ci1?, ?prawd1? ? czy choaby zwyk31 ?sprawiedliwo?ci1 spo3eczn1?. Jest to, u samych swoich ?rode3, nieu?wiadomiona tesknota za przekroczeniem granicy w3asnego ? j a ? . Za zjednoczeniem sie z innymi lud?mi. Przez zjednoczenie z tym w3a?nie co ?absolutne? ? co istnieje poza Miejscem i Czasem. Ro?ni ludzie nadaj1 tej tesknocie ro?ne imiona, nazywaj1 j1 ro?nymi s3owami. Ale wszystkie te s3owa, w swym wymiarze absolutnym ? tam gdzie wszystko spotyka sie w jedno ? znacz1 to samo: Bog jest mi3o?ci1 i prawd1. Sprawiedliwo?a nie mo?e zaistniea bez mi3o?ci. A uczciwo?a nie mo?e wspo3istniea z niesprawiedliwo?ci1, czy nie tak? Lecz w swym wymiarze umownym ? wszystkie one wchodz1 ze sob1 w kolizje. I zadano ju? w ich imie do?a cierpienia, by pochopne wzywanie ich imion mog3o nie bya zwyk3ym nadu?yciem. Bo co?, nie wystarczy powtarzaa: ?Wierze w Boga? ? ?eby sie z nim zjednoczya. Nie wystarczy wo3aa: ?Nie godze sie na niesprawiedliwo?a spo3eczn1? ? ?eby samemu staa sie sprawiedliwym. I nie wystarczy powiedziea: ?Jestem zwyk3ym uczciwym cz3owiekiem?, ?eby zdj1a z siebie odpowiedzialno?a ? za cierpienie, ktore dotyka nas samych i innych ludzi. Trzeba jeszcze ? drobiazg! ? przekroczya te granice w3asnego ?ja?. 197 Wszelkie idee, powo3ane by s3u?ya ludzkiej spo3eczno?ci, a porz1dkuj1ce relacje: ?cz3owiek ? rzeczywisto?a? w sztywnym, zamknietym systemie nakazow i zakazow, musz1 w sposob nieunikniony wyradzaa sie w swe w3asne zaprzeczenie. Bo ? dawno ju? kto? powiedzia3: panta rhei! ? cz3owiek, a wraz z nim ca3a rzeczywisto?a jest w ruchu. To znaczy, ?e wraz z rozwojem tzw. si3 duchowych, cz3owiek zyskuje inne mo?liwo?ci ? zarowno oddzia3ywania na rzeczywisto?a, jak i samego w ni1 wgl1du.Innymi s3owy ? przekraczaj1c bariere w3asnego ?ja?, przekraczaa mo?e granice tego, co ? dzi? ? nazywamy ?realn1 rzeczywisto?ci1?(!) I dlatego ten obraz ?wiata, ten system porz1dkowania zjawisk, ktory na jednym (tu: elementarnym najzupe3niej!) poziomie ?ycia psychicznego mo?e jeszcze ewentualnie bya tworczy, jeszcze stwarzaa mo?e jak1? szanse rozwoju, na innym ? bedzie najzwyklejszym potrzaskiem. I to w3a?nie chce Ci powiedziea w ca3ej tej ksi1?ce. - e: dopoki sercem i umys3em, dopoki ? wiecej jeszcze ? ca3ym sob1, nie wyjdziesz poza ten system warto?ci, jaki ma Ci do zaofiarowania ten ?wiat, nic Ci sie nigdy nie zgodzi. I nie bedziesz wiedzia3, o co chodzi ? a to bedzie chodzia w3a?nie o to. Powiedzia3am, ?e Twoja odpowiedzialno?a sama upomni sie o Ciebie. Ona ju? sie o Ciebie upomina, ju? ka?e Ci ponosia konsekwencje. Bo ten obraz ?wiata, jaki nosisz w sobie, te? jest brzemieniem. Nie jest wcale 3atwo: nie rozumiea ? i ?ya na miare tego, czego sie nie rozumie. Nie3atwo jest patrzea na ten ?wiat, nie pojmowaa jak jedna wojna goni drug1, jak wczorajszy sojusznik staje sie wrogiem, jak obracaj1 sie w popio3 nasze iluzje (taki ich los ? staj1 sie tym przecie?, czym by3y od pocz1tku?), obrastaa w nowe; ?ya (z braku innych dobr) w gor1czkowej pogoni za dobrami materialnymi, ?cigaa sie z czasem ? wiedz1c doskonale, ?e to wy?cig, ktorego i tak nie mo?na wygraa; baa sie ? drugiego cz3owieka, samego siebie ? i tesknia za jakim? innym stanem, innym ?wiatem ? i my?lea w duchu, ?e to wszystko jest bez sensu. Otacza Cie ?wiat ludzi zagubionych, rozdartych wewnetrznie, pe3nych gniewu. To oni, tacy w3a?nie ludzie, nauczyli Cie s3ow. A wraz z nimi ? w3asnego zagubienia, rozdarcia wewnetrznego 198 i gniewu. Bo ka?de z tych s3ow, zanim zd1?ysz w3o?ya w nie prawdziwie w3asn1 wewnetrzn1 tre?a, niesie gotowe ju? skojarzenia i emocje; ka?de zwi1zane jest z jakim? gotowym ju? wyobra?eniem, przypisanym mu od pokolen.To inni nazwali, stworzyli za Ciebie ?wiat ? bo nauczyli Cie go widziea, do?wiadczaa. Teraz Ty patrzysz i my?lisz, ?e to, co widzisz, to ?jedyna realna rzeczywisto?a?. - e to, co prze?ywasz ? ten lek, niepokoj, to rozdarcie ? to prawdziwa prawda Twojego serca. Nie, to nie jest jedyna realna rzeczywisto?a. I nie taka jest prawda Twojego Serca. Ty powielasz tylko cudze prze?ycie ? Ty ogl1dasz tylko cudz1 wizje! To dlatego, w chwilach zadumy ? gdy ucicha w Tobie zgie3k tego ?wiata, gdy zostajesz sam ze sob1 samym i spogl1dasz w3a?nie w g31b siebie ? czujesz, ?e wszystko to jest groteskowe jakie?, obce, nierzeczywiste. - e tak naprawde chyba, to o co? zupe3nie innego w tym wszystkim chodzi. - e pare lat jeszcze, jeszcze rok, jeszcze chwila ? jeszcze chwila przecie? ? a wszyscy pomrzemy. I ?e co to wszystko ma za sens. I kto wie, mo?e przeczuwasz wtedy, ?e pod t1 jedn1 rzeczywisto?ci1 jest jaka? inna ? ukryta w Tobie i prawdziwie rzeczywista ? rzeczywisto?a innych my?li, innych skojarzen, innych doznan ? jakich? innych relacji z drugim cz3owiekiem... Cz3owiek niedojrza3y to cz3owiek, ktory nie dojrza3. Ktory nie dojrza3 samego siebie. Ktory tym samym i drugiego cz3owieka dojrzea nie potrafi. Bo postrzega wszystko z zewn1trz. A z zewn1trz mo?na dojrzea tylko te drobiazgi, ktore nas ro?ni1. To, ?e kto? jest ?stary? a kto? ?m3ody?; kto? ?piekny? a kto? ?szpetny?; ?lepszy?, ?gorszy?; ?inteligentny?, ?ma3o inteligentny? i tak dalej. To wszystko bzdura! Paranoidalna bzdura! A? sie ?mieje, pisz1c te s3owa. Szkoda, ?e mnie nie widzisz, sam mia3by? ubaw. No za?miewam sie ? bo to doprawdy ?miechu warte! Patrz1c z zewn1trz nigdy nie dojrzysz tego, co nas 31czy, nie odczujesz, ?e Ty ? i drugi cz3owiek ? to jedno. Tak po prostu, bez ?adnych przeno?ni. I o tyle tylko ro?nisz sie od niego, o tyle tylko jeste? z nim sk3ocony, o ile sk3ocony jeste? ze sob1 samym. O ile oboje sk3oceni jeste?cie ze sw1 i s t o t 1 . 199 Wyobra? sobie, ?e kto? podzieli3 Cie, powiedzmy, na dwoje. - e ju? nie jeden jeste? ? a dwu, dziesieciu, stu takich jak Ty. My?lisz, ?e wyrobi3by? ze sob1 samym?! Przecie? Ty jeste? jak stukonny zaprz1g ? a ka?dy z Twoich koni wyrywa sie w innym kierunku.Poganiasz je, my?lisz ?niby jade? ? i nie wiesz nawet, ?e stoisz w miejscu. Cz3owieku! To? Tobie sie nawet nie ?ni3o (!) jak1 si3e ma Twoj zaprz1g i gdzie naprawde mog3by? dojechaa! Pamietasz jak mowi3am, ?e to ow brak jedno?ci w nas samych jest przyczyn1 tego dyskomfortu ?ycia, jaki stale prze?ywamy? A ?rode3 ktorego upatrujemy w tzw. obiektywnej rzeczywisto?ci? To takie proste. Zastanow sie. Je?li jest w Tobie tyle wzajemnie nie zintegrowanych si3, tyle sprzeczno?ci ? tych oczywistych, i tych, z ktorych istnienia nawet nie zdajesz sobie sprawy ? to jak?e je wszystkie naraz zadowolia. Co zadowoli jedn1 ? zaniepokoi drug1. Co jednemu pos3u?y ? to na drugie zaszkodzi. I tak bedzie zawsze, w nieskonczono?a. To nie ?adna ?obiektywna rzeczywisto?a?! To jej obraz tylko ? odbity w krzywych zwierciad3ach naszych serc. Patrz, zmieniaj1 sie ustroje, ideologie, warunki ?ycia; ludzie mno?1 religie i filozofie ? a ten dyskomfort? Ten lek, to rozdarcie? To trwa od wiekow. I bedzie trwaa. Dopoki cz3owiek... Wroa: nie ?cz3owiek?. Dopoki Ty w3a?nie nie zrozumiesz. - e pochodzi to z Ciebie samego ? i Ty jeden mo?esz po3o?ya temu kres. Rozejrzyj sie. Wszyscy ci1gle niezadowoleni, ci1gle co? im przeszkadza, ci1gle co? im nie tak. Ci, co sie za3apali na lepsze role, ze ?mierteln1 powag1 ?wyg3aszaj1 opinie?, rozpatruj1 wy?szo?a ?wi1t Bo?ego Narodzenia nad ?wietami Wielkiej Nocy, pouczaj1, komentuj1, naprawiaj1 ?wiat. I nawet nie podejrzewaj1, ?e to, co widz1 woko3 siebie, co komentuj1 ? z tak1 ?trosk1?, z takim ?intelektualnym zacieciem?, jest tylko ?a3osn1 projekcj1 tego ?a3osnego zametu, jaki panuje w ich w3asnych sercach i umys3ach. Oni siebie komentuj1, nie rzeczywisto?a! Na Boga. Nie daj sie na to nabraa. Ci sami ludzie, ktorzy postrzegaj1 wszystko z zewn1trz, z zewn1trz postrzegaj1 i Ciebie. Wmawiaj1 Ci, ?e jeste? niedojrza3y ? bo sami s1 niedojrzali. Ka?1 Ci poczekaa, a? zyskasz tak zwane do?wiadczenie ?yciowe. Powiadaj1: ?Poczekaj a? bedziesz mia3 moje 200 do?wiadczenie?. I maj1 racje. Nied3ugo czekaa ? a zyskasz ich do?wiadczenie. Ich ? nie swoje w3asne. Do?wiadczenie leku i konformizmu. I poznasz ?ycie ? tak jak oni je znaj1. I wtedy ju? nigdy sie nie dowiesz, dlaczego co? w Tobie wyrywa sie stale gdzie? poza to, co jest ? nie pojmiesz, sk1d bierze sie w Tobie ta tesknota za czym innym, i dlaczego j1 w3a?nie, te tesknote ? ktora jest w Tobie czym? najbardziej ?ywym, najbardziej ludzkim ? musisz zd3awia, zabia w sobie, ?eby tu ?ya.Nie wiem, jakie nadaa temu imie i co to jest ? ale to jest. Jest co? w Tobie, co nie musi sie dowiadywaa, bo samo wie. Co nie musi s3uchaa, ?eby us3yszea ? nie musi sie od nikogo uczya, ?eby umiea. Co jest g3eboko dobre i piekne ? a nie jest ani ?dobre?, ani ?piekne? ? po prostu jest. Znajd? to w sobie ? a znajdziesz w ka?dej innej istocie obok siebie. I przestaniesz wtedy lekaa sie z3a. Zrozumiesz, ?e z3o sprawc1 jest cierpienia, bo samo cierpi ? ?e z3o jest b3edem. I pojmiesz, ?e nikt poza Tob1 samym, nie mo?e bya Ci mistrzem, nauczycielem. Bo Ty masz sie siebie samego nauczya ? nie tego kogo?. Spojrz zreszt1. Czego? mo?esz sie nauczya od tego ?wiata, poza tym, czym on sam jest. A gdy nikt ju? nie bedzie Ci nauczycielem ? wtedy wszystko bedzie Ci nauczycielem. I wszystko, nawet z3o bedzie Ci s3u?ya. I zobaczysz jeszcze, bedziesz komu? wdzieczny ? za to, ?e swym z3ym przyk3adem (wiec poniek1d kosztem samego siebie), pomog3 Ci zrozumiea, jak ?ya nie warto. Spojrz do s3ownika: Nawet Lucyfer mo?e nie?a Ci ?wiat3o. I jednego tylko bedziesz miea konia ? Mi3o?a. Lecz nie staraj sie o niego, sam Cie znajdzie. Z chwil1 gdy zaczynasz sie ?staraa?, ju? narzucasz sobie jakie? wyobra?enie, jak1? idee samego siebie ? takiego, jakim ?powiniene? bya?. I chc1c jej sprostaa, odwracasz uwage od tego, czym w3a?nie jeste?. Usuwasz objawy ? zamiast wyrastaa z samych przyczyn. Bo jaki? to w3a?ciwie mia3by? bya? Czemu w3a?ciwie mia3by? sprostaa? Przecie? i tak nie wiesz, czym jest Mi3o?a... Kto? to wie. Wystarczy, gdy zrozumiesz, czym ona nie jest. Wiec po prostu ? otworz oczy i patrz. Patrz jakby? widzia3 po raz pierwszy. Jak201 by? przyby3 tu z innej planety. I nie spiesz sie ? masz przed sob1 ca31 Wieczno?a. Przestan poganiaa swoje konie, bo ? pomy?l ? dopoki rozbiegaj1 Ci sie w ro?nych kierunkach, im bardziej je poganiasz, tym bardziej stoisz w miejscu. Lecz uwa?aj, ro?n1 moc maj1 te konie w ro?nych zaprzegach, ale najniebezpieczniejszym z nich jest Pycha, a bodaj najbardziej zwodniczym ? Pro?no?a. (Pro?no?a jest tym, co z ?ywego cz3owieka potrafi zrobia jego w3asn1 kuk3e.) Ujarzmij Gniew. (Nie mowie, ?eby? sie podk3ada3! Lecz pamietaj, ?e cz3owiek wolny walczy bez gniewu.) Okie3znaj Niecierpliwo?a, zwroa uwage na Pokore. Ma idiotyczne imie, budzi ono ca3kiem opaczne skojarzenia, ale to dobry i m1dry kon. Pokora to wcale nie ?potulno?a, uleg3o?a, uni?ono?a? (s3ownik), uchowaj Bo?e! To po prostu ? otwarcie sie na Wszech?wiat. I wiecej jeszcze ? na wszystko, co jest. U?wiadomienie sobie, ?e to, co postrzegamy, jest zaledwie drobnym refleksem tego Wszystkiego, co istnieje. Tak jak to, co postrzegasz w sobie samym, jest tylko drobn1 i mo?e najmniej wa?n1 cz1stk1 tego, czym jeste?. To, co postrzegasz jako siebie samego, jako cel (cia3o, intelekt, emocje, ?wiadomo?a itd.) to ?aden cel, to tylko narzedzia, ktore s3u?ya maj1 realizacji Twego celu: Ciebie samego ? gdzie? poza Tob1 samym. Rozumiesz? Nie wiem, jak to ja?niej wyt3umaczya. Ale to jest, jak wszystko, bardzo proste. Gdyby od dziecinstwa nie karmiono Cie t1 papk1 zak3amania, sam dawno by? to odczu3 i zrozumia3. I kto wie, mo?e siegn13by? wtedy dostatecznie g3eboko w g31b siebie, by poznaa, ?e: poprzez siebie samego ? i nie inaczej jak poprzez siebie samego ? zjednoczony jeste? ze wszystkim, co jest. - e jeste? Bram1 ? we Wszystkie Wymiary i Wszystkie Czasy. Jak nie mo?esz wymagaa od dziecka, by sie sta3o nagle dojrza3ym cz3owiekiem (chocia? mo?esz temu cierpliwie, rozumnie sprzyjaa), tak nie mo?esz wymagaa od tego ?wiata, by nagle dojrza3. Mo?esz zadbaa tylko o dojrza3o?a swoj1 w3asn1 ? przestaa sie od tego dziecka uzale?niaa. Przestaa postrzegaa rzeczywisto?a z punktu widzenia ?mam prawo? (przestaa mno?ya jakie? roszczenia pod 202 adresem ?wiata i innych ludzi ? co Cie czyni tylko tyranem lub ?ebrakiem), a zrozumiea, ?e sam jeste? prawem. Prawem, ktore samo siebie musi dope3nia.A tam, gdzie dope3nia sie to prawo, tam gdzie brak ju? s3ow ? tam jest mi3o?a. Nie ma ju? obowi1zku, jest potrzeba. Nie dzia3a sie ju? w cudzym interesie, a we w3asnym. Bed1c uczciwym ? nie zna sie ju? uczciwo?ci. Czyni1c dobro ? nie wie sie nic o dobroci. Nie dzia3a sie ju? w imie ?idei? mi3o?ci, a po prostu ? j e s t sie mi3o?ci1. I to wtedy dopiero mo?na powiedziea o sobie: Jestem. Wtedy dopiero mo?na powiedziea: Jestem sob1. I wtedy dopiero ? gdy przestaniesz szarpaa sie ze sob1 samym ? z tym, co dzi? nazywasz ?rzeczywisto?ci1?, a co jest tylko jakim? okaleczonym jej wymiarem ? gdy zjednoczysz w jedno wszystkie swoje si3y, od narodzin my?li a? po czyn, od bicia serca a? po szum skrzyde3 i r?enie koni, nawo3uj1cych Cie do lotu ? ujrzysz, jak na kszta3t tajemnej komnaty, mit o ktorej ludzie przekazuj1 sobie od pokolen, otwiera sie przed Tob1, nowy, niepojety ? choa, zrozumiesz wtedy, zawsze w Tobie obecny ? i n n y wymiar ludzkiego istnienia. I uchyl1 sie przed Tob1 te Drzwi ? za ktorymi dzi? widzisz tylko Koniec, Pustke i Ciemno?a. Wszystkie religie probuj1 powiedziea cz3owiekowi, ?e rzeczywista rzeczywisto?a jest czym? daleko-daleko wiecej, czy wrecz czym innym, ni? to, co przez ni1 rozumie; ?e to, co postrzega jako siebie samego i swoje ?ycie, jest zaledwie drobn1 cz1stk1 jego samego i jego rzeczywistego istnienia. (A g r a n i c e tego, co rozumiemy przez ?tu i teraz?, s1 niczym innym jak funkcj1 naszej duchowej ograniczono?ci.) I wszystkie wydaj1 sie wskazywaa na pewne prawa, ktore musz1 sie w cz3owieku dope3nia, aby tej innej rzeczywisto?ci, tego innego siebie mog3 do?wiadczya ? uwalniaj1c sie zarazem od cierpienia, i leku przed tym, co dzi? pojmuje jako ?miera. Ale cz3owiek, nawet wyobra?ni1, nie siega tej prawdy o sobie samym, jak1 mu niesie to przes3anie. Odczytuje je na miare tego, 203 czym sam jest ? w danym momencie swego cz3owieczenstwa. I nie mo?e go odczytaa inaczej ? poki nie znajdzie dlan innego odpowiednika w swoim w3asnym wewnetrznym do?wiadczeniu.Ludzie twierdz1, ?e chc1 bya wolni, ?e pragn1 mi3o?ci, ?e chc1 ?ya w ?wiecie sprawiedliwym. Kot3uj1 sie o te wolno?a i sprawiedliwo?a od pokolen, zabijaj1 sie o te mi3o?a z uporem godnym lepszej sprawy. Do diab3a! ? mo?na naprawde zw1tpia, ?e s1 jej warci. (Widzisz, ju? gniew przeze mnie mowi. Ju? niecierpliwo?a, pycha i brak wiary. A Tobie ka?e walczya bez gniewu. B1d? czujny!) Mowisz, chcesz sprawiedliwo?ci, mi3o?ci, wolno?ci? S1 tu? obok, do wziecia, o co Ci chodzi? Prosze bardzo, osiod3aj sobie Wolno?a, jak tak Ci sie podoba! Co? to? Nie kwapisz sie? Boisz sie, ?e Ci sie znarowi, ?e stanie Ci deba? I s3usznie ? ona nawet nie pozwoli Ci sie zbli?ya. Ona Cie nie chce ? bo Ty sam jej nie chcesz. A po co? jej taki je?dziec, co j e j s a m e j sprostaa nie potrafi! A zreszt1, na co? Ci ona? Zaraz chcia3by? j1 ob3askawia, ujarzmia, udomowia... Poprowadzia w jednym zaprzegu z Dobrobytem, ze Szmalem, z Uznaniem... Chcia3by?, ?eby Ci posz3a w jednej parze z Sukcesem, z Pozycj1, ze S3aw1... Wolno?a rowno olewa Twoje ?sukcesy?. Wolno?a sama jest sukcesem! Jak inaczej mog3aby bya sob1. No i widzisz? Sam widzisz. Ech Ty. No wiec jak to jest? Pragniesz tej wolno?ci, czy nie pragniesz? Ale zostawmy mo?e to pytanie, zadam Ci inne. Czy wiesz, co to znaczy powiedziea komu? ?kocham?? S1 ro?ne rodzaje uczua, ktore ludzie nazywaj1 mi3o?ci1. Miewaj1 one pewne cechy tego stanu ? lecz dalekie s1 od samej jego istoty. Niewygorowane doprawdy musimy miea wyobra?enie o mi3o?ci (i sobie samych), skoro nie wahamy sie nazywaa tym samym s3owem mi3o?ci zmys3owej (ktora gr1 jest wyobra?ni), rodzicielskiej (ktora, z ca3ym dla niej szacunkiem, jest pochodn1 posiadania) i tak dalej ? skoro nie wyodrebniamy jej w oddzielne pojecie. To tak, jakby nie widziea ro?nicy miedzy, dajmy na to, s3oniem a mrowk1 ? i oboje nazywaa mrowk1. Pojecie ?s3on? jest niepotrzebne ? je?li nie ma sie pojecia, czym jest s3on. I ?e on w ogole jest. Tak samo my. Nie mamy odrebnego pojecia dla mi3o?ci ? bo nie mamy pojecia, czym jest mi3o?a. 204 Wynikaj1 z tego ro?ne, oglednie mowi1c, nieporozumienia.Ludzie dziel1 sie na tak zwanych wierz1cych i niewierz1cych. Pierwsi wierz1 w to, ?e jest Bog ? drudzy wierz1 w to, ?e nie ma Boga. To znaczy w obu przypadkach wchodzi tu w gre jaka? wiara. Wiara jako taka jest przyjeciem bez dowodow jakiej? prawdy. Poniewa? prawdy nie znamy, przyjmujemy co? za prawde ? co?, co dyktowaa ma nasze kolejne decyzje i wybory. Po prostu ? od czego? musimy zacz1a. Bo od czego sie to wszystko samo zaczyna, nie wiemy. Gdyby?my to wiedzieli, niepotrzebna by3aby nam wiara. I dlatego ka?dy cz3owiek musi w co? wierzya, bo ka?dy musi miea jaki? punkt startu. I z tego punktu widzenia wszyscy jeste?my ?wierz1cy?. Po prostu dlatego, ?e nikt nie jest ?wiedz1cy? ? a ka?dy, chcia3 nie chcia3, musi to wszystko jako? sobie posk3adaa do kupy. I wydawa3oby sie, ?e ten punkt startu jest rzecz1 zasadnicz1. - e to, czy powiemy sobie ?wierze? czy ?nie wierze?, w jaki? zasadniczy sposob decyduje o naszym ?yciu. Tymczasem zasadnicz1 rzecz1 w tym wszystkim jest nie to, co my sobie ?przyjmujemy?, a to, czym rzeczywi?cie jeste?my ? i na ile potrafimy temu sprostaa. Bo to przecie? my sami jeste?my tym prawdziwym punktem startu ? to my sami jeste?my odpowiedzi1 na pytanie, czy jest Bog, czy nie ma Boga! Nasze za3o?enia wynikaj1 z jakich? subiektywnych wyobra?en ? a przecie? jest jaka? obiektywna prawda o cz3owieku jako takim. O tym, czym on rzeczywi?cie jest. Nie w jakim? momencie swego rozwoju ? a jako potencjalna mo?liwo?a. Nie w takim czy innym swym przejawie ? a w swej istocie. Albo jest tylko cia3em, jak zak3adaj1 jedni ? albo nie jest tylko cia3em, jak zak3adaj1 drudzy. Albo stworzony jest ?na obraz i podobienstwo bo?e? (a tym samym zdolny ?ya! na miare tego podobienstwa), albo... Nie wiem, mo?e jest ?lepym bo?kiem, co z dna morz wy3oni3 sie na chwile by, skrwawiony, znow rozp3yn1a sie w morskiej pianie. Co?, tak czy inaczej, obiektem poznania jest nie kto inny, a my sami. I narzedziem poznania te? jest nie kto inny, a my sami. I teraz ja sie pytam: O co chodzi! Trzeba poznaa obiekt poznania ? a dowiemy sie, co tu jest grane. To jest tak zdumiewaj1co 205 proste. Ka?dy z nas jest i pytaniem, i odpowiedzi1. Ka?dy sam sobie jest zadaniem ? i sam jest uczniem.Ludzie, o co wam chodzi?! Przecie? to wszystko jest jak dwa a dwa cztery. To? ?prawda? jest jakim? wymiarem serca, wymiarem umys3u! I nie mo?e bya dostepna umys3owi, zniewolonemu przez konformizm, nieszczero?a, zak3amanie ? i wszelkie te paskudztwa, jakimi go za?miecamy! I znowu sie za?miewam na ca3y dom. Zaraz mi sie tu zlec1 s1siedzi. Kochani, przecie? to jaka? zbiorowa hipnoza? Siedze tutaj, pisze te s3owa, i co chwile a? przytyka mnie z wra?enia, ?e mo?na by3o tak to wszystko skomplikowaa. No rozumiem, ?e ?ycie jest ?yciem, ?e jedno ? u?wiadomia sobie, drugie ? dorosn1a, ale na Boga! ? ?eby tak cholernie skomplikowaa co? tak niesamowicie prostego? Wyobra? sobie, ?e jeste? cel1 ?mierci ? bo czy? nie jeste??! ? i zarazem wie?niem, zamknietym w tej celi. I ?e masz powody przypuszczaa, ?e klucz od tej celi jest ukryty gdzie? wewn1trz niej samej. I ?e siedzisz i zastanawiasz sie: ?Jest tu ten klucz, czy go nie ma?? ? zamiast te cele dok3adnie przeszukaa, ?eby to stwierdzia. I teraz ? jeden, w jednej celi, mowi: ?Wierze, ?e jest tu ten klucz?, a drugi, w drugiej, mowi: ?Nie wierze, ?e on tu jest?. A obaj ? zamiast zaj1a sie poszukiwaniem samego klucza, powtarzaj1: ?e on jest ? i ?e go nie ma. (A potem powtarzaj1, ?e ?historia sie powtarza?. Czytaj: ?e 3eb hydry stale odrasta.) Ale nie to nieporozumienie mia3am na my?li, a jeszcze inne. Zreszt1 jest to stale to samo nieporozumienie. I nie ?mieszne, a przera?aj1ce i ?a3osne. Ja sie moge po?miaa tu i owdzie, ale tak naprawde wcale mi z tym wszystkim nie do ?miechu. Chodzi o mi3o?a. O to co mowi3am ? ?e nawet nie stworzyli?my odrebnego dla niej pojecia. Tak dalece wydajemy sie nie wiedziea, czym ona jest. Ale mo?e i to ma swoj sens? Bo w3a?ciwie mi3o?a nie potrzebuje ju? ?pojecia?. Po co?? Skoro to ona dopiero daje pojecie. Matka mowi: kocham moje dziecko. Syn: kocham mojego ojca. Cz3owiek wierz1cy: kocham (mojego) Boga. Wszystko to mog1 bya bardzo szlachetne rodzaje uczua ?wszystkim jednak towarzyszy uparcie ?moj?. Moj ? zza ktorego wyziera pazerne ?ja?. Ze s3owem Bog, ?moj? nie idzie zwykle w parze w sposob jawny. (Za to 206 jawnie uzewnetrznia sie w probach narzucania innym swojej wiary.) Lecz Bog przecie? sam jest mi3o?ci1. Jak to? ? d a r z y a mi3o?ci1 sam1 mi3o?a? To? to pycha? Mi3o?a sama jest darem! Ona sama dopiero jest swoim w3asnym ?rod3em. Mo?na albo zjednoczya sie z tym ?rod3em ? albo nie.Kochaa ? i kogokolwiek miea za ?wroga?? Kochaa ? i bya wie?niem swych niespe3nien, lekow...? Mi3o?a niczego ju? nie pragnie i niczego sie nie leka. Jest p3omieniem. Z chwil1 gdy zap3onie, spala wszystko, co nie jest ni1 sam1. Mi3o?a jest po prostu zjednoczeniem ze sob1 samym ? i ze wszystkim, co jest. Mowie o tym, czym ona jest potencjalnie ? jako pojecie, jako cel. A czy takie totalne zjednoczenie jest mo?liwe? Wydaje sie, ?e droga jest nieskonczona. - e mi3o?a jest i Koncem, i Pocz1tkiem poznania; celem, ktory sam siebie osi1ga ? i ktory wci1? na nowo sam siebie stawia. Jest dotarciem do tych najg3ebszych, a przecie? nigdy nie zg3ebionych pok3adow samego siebie ? gdzie nie ma ju? ro?nicy miedzy moim i Twoim ?ja? ? bo tam ju? ?adne ?ja? nie istnieje. Wszystko jest w tak przedziwny sposob uwik3ane w s3owa... Pamietasz, jak pisa3am, ?e s3owo jest narzedziem, ktore pozwala wywik3aa sie ze s3ow? (Podobnie ?ja?. Jest narzedziem tylko ? ktore pozwala wywik3aa sie ze swego ?ja?.) My?la3e? wtedy pewnie, ?e to przeno?nia. Nie, tu nic nie jest przeno?ni1. Tu sie wszystko ze wszystkim w zdumiewaj1cy sposob zgadza, jak w matematyce. Sama jestem stale pod wra?eniem. Ja sie tu w ogole o nic nie staram. Pisze to sobie ot tak, jak mi serce dyktuje i nastroj, nie dbam o ?aden porz1dek ? bo tu wszystko samo jest porz1dkiem. Je?li staram sie, to tylko o to, ?eby nie mno?ya s3ow. Ka?dy w1tek i tak zjednoczy sie z innym ? i tak wszystko sprowadzi sie do jednego. (No we? choaby to ostatnie zdanie.) Ale wroamy jeszcze na chwile do tej mi3o?ci. (I niech chwila ta trwa w nieskonczono?a. Amen!) Kochaa ? to po prostu osi1gn1a pewien stan wewnetrznej dojrza3o?ci. To dojrzea. Dojrzea istote samego siebie. A tym samym ka?d1 inn1 istote. Istote ?yw1 i istote rzeczy ? to wszystko jedno. To wszystko dzieje sie jednocze?nie. 207 Bo istota ka?dej rzeczy jest ta sama. I dlatego ?kochaa Romana? znaczy kochaa ju? nie tylko Romana ? a kochaa wszystko, co j e s t .A przecie? nie kocham ju? Romana... Bo ?kochaa? to te? tylko s3owo. Jak?e i po co? mam kochaa ? co? co, czuje, jest po prostu mn1 sam1. Rozumiesz teraz? Powiedziea: kocham ? to powiedziea: ju? kochaa nie musze. ?Kocham? to znaczy: jestem wolny ? jestem gotow na ?miera. I znaczy to: wiem ? do?wiadczam ? ?e ?miera nie istnieje. Przemija to tylko, czego nigdy naprawde nie by3o. To, co sie liczy naprawde, nie przemija nigdy. No tak, ale to ju? jakby inne wymiary. Musze daa Ci chyba wreszcie odetchn1a. Opowiem Ci o Drzewach z Krainy Szcze?liwych Olbrzymow. Jest dolina nieopodal Sztumu, i s1 dwa deby ? to te dwa, co ?wyros3y nagle przed nami, gdy wracali?my z naszej Doliny do miasteczka?. By3a noc. Upalna, sierpniowa noc. Nasza pierwsza noc spedzona wspolnie i ostatnia przed moim wyjazdem ze Sztumu. Sz3am obok wozka Romana, zag3ebiali?my sie w te noc jak w ?miera. Zawsze czu3am, ?e mi3o?a ma co? wspolnego ze ?mierci1, ale nigdy nie mog3am poj1a co. Teraz wiem. Za chwile mieli?my sie rozstaa i nigdy mo?e wiecej nie zobaczya. Spedzili?my razem ponad dwa tygodnie, mowili?my sobie wszystko o wszystkim, a przecie? nawet nie podejrzewali?my, co mowimy sobie naprawde. Siedzieli?my kiedy? w gara?u ? nigdy nie mieli?my sie gdzie podziaa ? i wszed3 na chwile Bronek i powiedzia3: ?No jak tam, zakochani??. U?miechneli?my sie, jakby to, co powiedzia3, by3o sympatycznym g3upstwem... Pada3 deszcz ? moj mi3y deszcz, a taki dla nas niewyrozumia3y. Przesiadywali?my w naszej deszczowej budzie, ogrzewali?my sie ciep3em naszych cia3. Nie mieli?my ?adnego domu, ani on, ani ja. Od pocz1tku byli?my osaczeni ? przez agresywn1 wrogo?a jego matki, przez plugaw1 ciekawo?a tepych umys3ow i ciasnych serc ? co czu3y, ?e 31czy nas jaka? Tajemnica, ktorej nigdy nie zdo3aj1 nam wydrzea ani odgadn1a. Tym 3atwiej przysz3o nam zrozumiea, ?e tylko jedno drugiemu jeste?my Domem. 208 Uchodzi3am w Sztumie za lepsz1 kurwe. Dnie spedzali?my razem, zreszt1 i to nie by3o takie proste, wieczorami Roman wraca3 do domu ? tak musia3 ? a ja sz3am do obskurnej knajpy w obskurnym hotelu, w ktorym mieszka3am, ?eby wrzucia tam co? na ruszt i spedzia jedn1 z tych godzin, ktore dzieli3y mnie od spotkania z Romanem. By3am dziewczyn1 tzw. atrakcyjn1, bardzo przy tym bezpo?redni1, i w ogole. Facetow mog3am miea na peczki, ci1gneli za mn1 zawsze jak za suk1, ktora ma cieczke. Opowiadali sobie potem jeden drugiemu, jak to im by3o ze mn1 dobrze ? byli w?ciekli, ?e z Romanem chce, a z nimi nie chce ? i nie mia3am im tego za z3e, ich sprawa.Ca3y Sztum trz1s3 sie od plotek na nasz temat. Ludzie niezdolni byli poj1a, co i jak ?taka dziewczyna? jak ja mo?e robia z takim ?strzepem cz3owieka? jak On. I to wszystko te? by3oby OK, gdyby nie to, ?e potem ja wyje?d?a3am, a Roman zostawa3 ? nieulekniony sercem, bezbronny cia3em, bezdomny ? wydany na ?er sztumskiej ko3tunerii. Ja Ci nie opowiadam historii naszego ?ycia. To takie tylko... impresje. Tamtej nocy wszystko by3o jeszcze przed nami ? to i nie tylko to. Przeczuwali?my, ?e jest przed nami ?ycie ? przeczuwali?my, ?e jest przed nami ?miera. Jak przed ka?dym. I dlatego tak szli?my jak w ?miera ? w te pog3ebiaj1c1 sie noc, w o?lepiaj1c1 jasno?a naszych serc. Pare godzin wcze?niej nagle pojeli?my, co nas 31czy ? i niemal w tej samej chwili musieli?my sie rozstaa. Albo nie tak. Musieli?my sie rozstaa ? i pojeli?my nagle, ?e zrodzeni jeste?my dla siebie. Przysz3o?a ju? by3a. Ju? czeka3a na nas, okrutna w swym pieknie, zapieraj1ca dech w piersiach, gotowa. Nie znali?my jej ? ale ona nas ju? zna3a. Dzi? wiem, dzi? potrafie j1 rozpoznaa. Wtedy, po prostu ? patrzy3am na Romana, a on mowi3 do mnie, opowiada3, ?e czasem ?ni mu sie jaka? dziewczyna, i on sam, jak zbli?a sie do niej, by przytulia g3owe do jej piersi ? ale sen jak to sen, sen jak ?ycie ? zanim zd1?y sie dope3nia, ju? go nie ma. Patrzy3am na niego i czu3am, jak przetacza sie przeze mnie jaka? wieczno?a, ale nie ta ? ?gro?na i tajemnicza jak woda noc1?, 209 nie ta ? ?co nie przemowi nigdy?. I nie wiem dlaczego, p3on13 w moim sercu ten -yd, co p3on13 na dachu warszawskiego getta, i nie on jeden, i przewala3y sie przeze mnie tysi1ce g3osow, d?wiekow ? i gotowa by3am na ?miera ? a przecie? i wtedy jeszcze nie pomy?la3am, ?e to w3a?nie jest ?ycie. Powiedzia3am po prostu:Przytul sie do moich. Chcesz? Nigdy nie pojme, co to za ?wiat, co nie dostrzec mog3 piekna w ciele Romana. To ju? chyba ostatni z takich ?wiatow... Os3upia3ych w gor1czkowym bezruchu, zapadnietych martwo w g31b siebie ? zapatrzonych w meke Chrystusa, by ulekn1a sie jej w ?ywym jej darze, by nie dojrzea ? w jej ?ywym trudzie. Ja nie nad sob1 p3acze, nie nad Romanem... Ten sam Sen, co ?ni3 sie nam na jawie, ?nia sam siebie bedzie wci1? na nowo ? Tu, i Tam ? po obu stronach ?mierci, i po obu z rown1 moc1, z rown1 wiar1. P3acze nad t1 ?lep1 cz1stk1 mnie, co siebie boli, co sie leka w3asnej skonczono?ci; co przeminie ? bo sie zi?cia nie potrafi ? co dzi? moj sen ?nia musi, nie swoj w3asny. 210 211 Ludzie zastanawiaj1 sie, czy jest Bog, czy nie ma Boga, licytuj1 sie: ?wierze ? nie wierze?, krusz1 kopie, czy cz3owiek pochodzi od ma3py, czy wyszed3 z r1k Stworcy i tak dalej.Ludzie! A co to ma za znaczenie?! To niewa?ne, czy jest Bog, czy nie ma Boga! To wszystko jedno, czy zrodzeni jeste?my z ma3py czy z pantery! Je?li jest Bog, je?li jeste?my ziarnem, ktore pad3o z jego r1k, je?li stworzeni jeste?my na obraz i podobienstwo jego samego ? to powinni?my bya wystarczaj1co ?arliwi, wystarczaj1co bezinteresowni, ?eby ? nie k3opocz1c sie pytaniem o jego istnienie, nie wzywaj1c imienia jego nadaremno, nie probuj1c dochodzia, czym On jest (Wszak powiedzia3! Jest ?tym, ktory jest?. Co? mo?na do tego jeszcze dodaa?) pozwolia temu ziarnu wzrastaa. W to czym ono samo potencjalnie jest. A je?li Bog jest mi3o?ci1 ? i ono samo jest mi3o?ci1. I o tyle tylko cz3owiek mo?e zbli?ya sie do Boga, o tyle tylko, nadal nie pojmuj1c, prawdziwie poj1a, czym On jest ? o ile sam zbli?y sie do mi3o?ci. I wtedy dopiero mo?e powiedziea: wierze. Ale wtedy ju? w nic wierzya nie musi. A je?li nie ma Boga? A co to zmienia. Ludzie. Gdzie my mamy serce. Je?li jest Bog ? i je?li nie ma Boga ? to jest przecie? jaki? Lad, jakie? Prawo. I jak 3ad ten istnieje we wszystkim woko3 nas, tak ten 3ad istnieje w nas samych. Trzeba tylko odkrya go w sobie, odnale?a. I wtedy widzi sie go wszedzie. Widzi sie: skoro jest we mnie ? jest w Tobie. Widzi sie: i sam jest Mi3o?ci1 ? i jedyn1 rzecz1, ktora potrafi go wyzwolia, jest Mi3o?a. S1 takie rysunki-zagadki, sk3adaj1ce sie z samych tylko kropek o ro?nie nasilonych odcieniach, czy z na pozor przypadkowo spl1tanych linii. Cz3owiek patrzy na to ? i nie widzi. Tylko te nic nie znacz1c1 pl1tanine. Tylko te oderwane od siebie kropki. I dopiero gdy wpatrujesz sie w to cierpliwie i w skupieniu, wy3ania sie z tego nagle jaki? obraz ? jaka? ca3o?a ? dopiero wtedy widaa, ?e to ma sens. Ale musisz to dojrzea sam, od wewn1trz siebie. Kto? z zewn1trz mo?e powiedziea tylko: ?PATRZ. JEST!? Ale nie mo?e zobaczya tego za Ciebie. 212 213 Post Scriptum 1999 Nasze konie ju? r?1 niecierpliwie, przywo3uj1 nas wiatrem w grzywach. Jeszcze chwila, a tabunem w cwale, kopytami rw1c w strzepy bezkresn1 p3achte zieleni, ponios1 nas w inne ?wiaty, inne wymiary.To nie przeno?nia. S1 (!) inne ?wiaty, inne wymiary. Jakie to dziwne, patrz. Jest Kraj Szcze?liwych Olbrzymow. 214 215 Musze robia to wszystko w sposob bardziej ?wiadomy i kontrolowany.Dzi? w nocy odczu3am, ?e mam wibracje (musze doprowadzia do silniejszych wibracji i nie ?pieszya sie tak z wychodzeniem) i jako? tak, po prostu, ?wyrzuci3o mnie? na pod3oge. Poczu3am, ?e mam pod sob1 dywan, wiec OK ? jestem ?poza?, i je?li dobrze pamietam, ogarne3o mnie uczucie, ?e kto wie, mo?e zaraz wroce do cia3a i zacze3am sie bardzo ?pieszya. Pomy?la3am, ?e musze sprawdzia, co jest w rogu 3o?ka (bo tam jest ta nowa boazeria) i rzuci3am sie, znurkowa3am po?piesznie w tym kierunku, namaca3am jak1? drewnian1 skrzynke, pomy?la3am ?Dobra. Jest.? (Co ?dobra?? Co ?jest?? Przecie? tam nie ma ?adnej skrzynki? Chyba ?e namaca3am co? u sasiadow, bo bardzo sie ?pieszy3am. Nie ?pieszya sie!) Potem uda3am sie w strone okna, pomy?la3am ?lece? ? i polecia3am. I lecia3o mi sie OK, ale znowu by3am jakby za ma3o skupiona i przytomna, i tak lec1c, wydawa3o mi sie w kierunku Okopowej, przelecia3am jako? du?o dalej, ni? my?la3am, osiad3am na ziemi i zacze3am i?a przed siebie. W3a?ciwie chcia3am jeszcze podleciea i usi1?a na drzewie, ale te cholerne my?laki z ?ycia fizycznego nie pozwoli3y mi sie wzbia ? wiec posz3am. Posz3am, trafi3am do jakich? barakow, przenikne3am do ?rodka i zobaczy3am tam jakich? ludzi. I tu, w3a?nie, ciekawy moment psychologiczny ? gdy widze jakich? ludzi, bed1c poza cia3em, 216 zaczynam sie baa. Zupe3nie jak dziecko. To znaczy zupe3nie jak dziecko poddaje sie temu lekowi. Musze co? z tym zrobia. Wiec jak zacze3am spieprzaa, to ba3am sie, ?e z wra?enia nie przejde przez ?ciane tego baraku. Ale przesz3am, wylecia3am poza barak (to wa?ne ? ?e nie spieprzy3am od razu do cia3a!), przelecia3am kawa3ek i wroci3am, ju? na skroty, do cia3a. Usiad3am na 3o?ku, poczu3am, ?e lew1 strone mam jakby zdretwia31 (le?a3am na lewym boku, jak sie potem okaza3o) i zobaczy3am, ?e mi fosforyzuje prawa reka. Troche by3am zdziwiona, ale po chwili okaza3o sie, ?e jednak nie jestem w ciele, tylko siedze obok. Potem wesz3am w cia3o i na tym koniec.Musze robia to wszystko du?o spokojniej. Poza tym ? to, ?e boje sie ludzi, daje mi do my?lenia. Nie, nie my?le, ?e ?wiat jest z3y ? jak?e bym mog3a? Pojecie ?z3y?, gdyby istnia3o w mym s3owniku, zamkne3oby mi dostep do postrzegania wszystkiego, co jest poza nim. Tych wszystkich zjawisk, psychicznych i wszelkich innych, co za nim stoj1. Ach, to ca3y oddzielny temat. Sama obecno?a w umy?le tego pojecia sygnalizuje ten stan umys3u, z ktorego w3a?nie owo z3o wyrasta. Rzeczy dadz1 sie przecie? postrzegaa w ro?ny sposob ? na ro?nym poziomie ich w3asnej g3ebi. To, co widzimy, to co ogl1damy, jest tylko zwierciad3em nas samych. Zadzwoni3 do mnie kiedy? jeden facet z og3oszenia, taki facet z biznesu, chcia3 ?ebym pos3u?y3a mu jako t3umacz w jego wyjazdach za granice. Powiedzia3am: ? OK, przychod?, ?eby? tylko mi nie gada3 o interesach, pogadamy sobie o sobie, a co do tych wyjazdow, to sie zobaczy. Przyszed3 ? pogadali?my. Tak po prostu, o niczym specjalnym. W ktorym? momencie spojrza3 na zegarek, my?la3am ?e mu sie nudzi ? a on powiedzia3, ca3kiem serio (stale patrz1c na ten zegarek): ? To niesamowite. Jestem u ciebie od czterdziestu minut. A czuje sie, jakbym sie znalaz3 w czwartym wymiarze. Czy Ty rozumiesz, jakie to jest niesamowite, zwalaj1ce z nog doznanie, kiedy nagle ? nie wiedziea jak i niemal w jednej chwili 217 ? rozpierdoli ci sie do imentu ca3y dotychczasowy system pojea?Kiedy nadal niby na tym samym jeste? ?wiecie ? a nagle widzisz zupe3nie co innego? Jakby? znalaz3 sie w jakiej? ca3kiem innej rzeczywisto?ci. Jakby? prze?y3 w3asn1 ?miera czy co? takiego. Nie bierz tego za przesade czy za przeno?nie ? we? to dos3ownie. Nagle zaczynasz wtedy rozumiea wszystko. Opuszcza cie wszelkie poczucie krzywdy (w bardzo g3ebokim tych s3ow pojeciu), wszelka wrogo?a ? i wobec ?wiata, i wobec ludzi (czujesz, ?e ?wrogowie? to twoi niezrealizowani przyjaciele), opuszcza cie lek przed ?mierci1 ... Jest to pocz1tek ca3ego niekoncz1cego sie 3ancucha ca3kiem innych skojarzen, innych doznan, najzupe3niej innych interakcji z lud?mi, ze sob1 samym. U?wiadamiasz sobie ze zdumieniem, ?e przez ca3e ?ycie by3e? smutnym niewolnikiem jakich? pustych pojea, ktore determinowa3y ca3y twoj sposob postrzegania ? napedza3y w tobie lek, agresje i cierpienie. Odwracaj1 ci sie zwi1zki przyczynowo-skutkowe, z 3atwo?ci1 robisz jakie? odkrycia epokowego wprost znaczenia, w jednej chwili masz za sob1 do?wiadczenia ca3ych wiekow przysz3ych cywilizacji ? o ile takie kiedykolwiek maj1 nast1pia. Rozumiesz wtedy ? jak siebie samego ? sens tych wszystkich przes3an, nad rozszyfrowaniem ktorych ludzie trudz1 sie od pokolen, nie musisz sie o nic staraa, o nic zabiegaa, nie musisz wk3adaa ?adnego wysi3ku, by ?ya w my?l tego, co ludzie nazwali ?prawdami wiary? ? a co odzwierciedla po prostu jakie? tajemne prawa ludzkiej psychiki i jej zwi1zki z tak zwanym uniwersum. Albo temu zawierzysz ? albo nie. Wiem, 3atwo to od siebie odepchn1a gestem irytacji, wzruszeniem ramion ? czy choaby zwyk3ym postukaniem sie w czo3o. Cz3owiek potrzebuje potwierdzenia ? w do?wiadczeniach powszechnych, w jakich? szko3ach, w jakich? autorytetach. Mnie jedyn1 szko31, jedynym potwierdzeniem jest samo ?ycie. I jedyn1 moj1 szans1 jeste? Ty sam ? i ja sama. Powiedzia3e? mi podczas jednej z naszych ostatnich rozmow, tak Ci sie jako? wzruszaj1co-spontanicznie wyrwa3o: ?Ja te? cierpie!? 218 A? sie na to u?miechne3am do tej s3uchawki. Pierwszy raz w ?yciu us3ysza3am, jak w tak bezpretensjonalnie spontaniczny sposob przyznajesz sie, ?e te? cierpisz. A wszystko to w ramach ofiarnej szar?y na cze?a drug1 w intencji ?niewinnie arcywspania3ej? cze?ci pierwszej.Bardzo mnie to do Ciebie zbli?y3o. Poczu3am jak1? czu3o?a, i ufno?a, i wdzieczno?a. I opu?ci3 mnie przed Tob1 jaki? lek. I w konsekwencji, a to tylko jedna z konsekwencji, potrafie dzi? napisaa do Ciebie taki list. A inn1 konsekwencj1 jest to, ?e jako? zachcia3o mi sie na to ?ya. I nie na miare tej ?cz1stki? mego ?ycia, ktor1 stanowisz ? a tak na ca3o?a. Ta Twoja spontaniczno?a i otwarto?a zdje3a ze mnie samej jakie? cierpienie. Napisa3am: ?...te listy s1 tu tylko zwierciad3em paru takich chwil?, bo jak to inaczej powiedziea wed3ug tutejszych pojea. Ale tak patrze, ?e nie, to nieprawda ? ani nie tylko, ani nie zwierciad3em, ani nie paru. To idiotyczne, ale ja tak tego nie czuje. Tak jak nie czuje, ?eby? Ty by3 ?cz1stk1? mojego ?ycia. To ju? raczej jeste? jakim? ?aspektem? mojego ?ycia. A? spojrza3am do dwu s3ownikow, co to jest aspekt. I jest! Zgadza mi sie: przejaw. Na wszelki wypadek zajrza3am jeszcze do s3ownika 3acinsko-polskiego. Aspectus ? spojrzenie, wejrzenie, widnokr1g. Aspecto ? patrzea, spogl1daa, bya zwroconym ku... (o krajach, l1dach). Jezu. Wszystko mi sie zgadza. Kiedy odkrywam w sobie to uczucie, czuje bol. Jakby zwyk3y fizyczny bol. Zdarza mi sie to od czasu do czasu, nie za czesto. Nigdy o tym nikomu nie mowi3am. Mo?e nawet nie bardzo samej sobie. Kiedy?, gdy wraca3am do domu, zaczepi3 mnie pod klatk1 jaki? cz3owiek. Jaki? ze wsi cz3owiek, ani stary, ani m3ody ? i zapyta3, czy nie kupi3abym od niego kartofli. Obok sta3 woz, bodaj zaprze?ony w konia, na nim le?a3y pod jak1? p3acht1 te kartofle. Pisze ?bodaj?, choa by3o tak na pewno ? ale mam uczucie, jakby to by3 jaki? sen. 219 Powiedzia3, ?e tanio sprzeda, wymieni3 cene. Odrzek3am, ?e nie ? ja ma3o co gotuje, po co mi one. Zapyta3 wtedy, czy nie znam kogo? innego, kto by kupi3. Odpowiedzia3am, ?e nie, raczej nie.No mo?e ewentualnie jedna pani, mo?e bedzie chcia3a kupia pare kilo. Niech sprobuje ? druga klatka, trzecie pietro. I nagle, jakby gdzie? poza wyobra?ni1, zobaczy3am wszystko w jednej chwili. Jak sadzi te kartofle, jak je zbiera, jak sie martwi o to, czy je sprzeda, jak je je ? ?eby sie nie zmarnowa3y ? jak wchodzi na to trzecie pietro, w nadziei, ?e dostanie za nie tych pare groszy... I w tej samej chwili zauwa?y3am, jak zaczyna mnie wype3niaa jaki? bol. Tak gdzie? od brzucha a? po serce. I eksploduj1 we mnie jakby setki jakich? ?wiatow. Trudno mi co? wiecej o tym mowia. Ale u?wiadomi3am sobie, pisz1c te s3owa, ?e temu zawsze towarzyszy takie uczucie, jakby nagle widzia3o sie ca3e czyje? ?ycie. I ?e chyba to w3a?nie uczucie jest czym? dla mnie w ?yciu najcenniejszym. Gdy pisa3am do Ciebie tamten list, niemal stale mia3am tak1 my?l, stale prze?ladowa3 mnie taki obraz ? ?e, o Bo?e, po co ja to wszystko pisze, to wszystko na nic. Przyj?a do Ciebie, stan1a w progu, wzi1a Cie w ramiona... Powiedziea: S3uchaj. To wszystko takie jest niewa?ne. Ty mieszkasz w X, ja mieszkam w Y, a na Marsie mieszkaj1 Marsjanie. Ty jeste? kalek1, ja mam tych kilka niezobowi1zuj1cych plusow (albo, nie wiem, mo?e jako? jest na odwrot), a wszyscy mamy k3opoty finansowe. Lecz je?li ludzie zjednocz1 sie w serdecznym u?cisku ? i choa na te jedn1 chwile przestan1 my?lea, zapomn1 o sobie ? to jak?e tu rozro?nia, kto jest kim. Kto tu zawini3 i kto komu wybaczy3, kto tu komu pomaga, kto kogo wspiera ? kto tu jest rozbitkiem, a kto jest l1dem. I choa mia3yby gin1a cywilizacje, walia sie ?wiaty, choa mieliby?my nigdy nie przekroczya bariery naszych mozgow i naszych cia3 ? to niewa?ne! To pomy3ka tylko, to wypadek przy pracy. Bo ta jedna tylko chwila jest prawd1. 220 Cierpienie jest jak d?ungla. Roi sie od ?wirow, kalek, sp3ywa krwi1 pomordowanych i ?mierdzi gazem. Ludzie boj1 sie zbli?aa do tej d?ungli ? wiec udaj1, ?e jej nie ma. Chocia? ?yj1 na jej obrze?ach ? choa s3ychaa chichot ?wirow, milczenie kalek ? udaj1, ?e ?yj1 normalnym ?yciem. A je?li jaki? nieszcze?nik sie tam zab31ka, czuj1 lito?a ? bo 3atwiej wtedy im udawaa, ?e to tylko jego sprawa.Ludzie, ktorzy ?yj1 na obrze?ach, s1 tak samo nieszcze?liwi ? tyle, ?e 3atwiej im o tym nie wiedziea. D?ungla jest wyzwaniem. I nie zazna nigdy spokoju kto?, kto ul1k3 sie sprostaa temu wyzwaniu. I tylko bardzo nieliczni ludzie ? ktorzy decyduj1 sie w ni1 zag3ebia z w3asnej woli ? ?eby znale?a w niej albo ?miera, albo odpowied? ? i maj1 do?a szcze?cia, by nie zgin1a gdzie? po drodze ? dowiaduj1 sie, ?e ta d?ungla ma swoj koniec. Tak jeszcze spojrza3am na Twoj list i za3apa3am k1tem oka tego ?czytelnika egzaltowanego?. Gdyby nie to, ?e jestem w3a?nie 3agodna jak 3ania, szlag by mnie trafi3. Do jasnej cholery! Przestan sie za3atwiaa ze wszystkim tymi swoimi wy?wiechtanymi przymiotnikami! Ja sie ju? nas3ucha3am tych przymiotnikow i mam ich do?a! - eby? Ty by3 w tym jeszcze jaki? oryginalny. Nie ? to Ty sam jeste? jak ten stug3owy belfer, ktory... A niech Cie, sam sobie dokoncz to zdanie! Na pewno zrobisz to bardziej... Do diab3a. To te? dokoncz sobie sam. Pisz, co chcesz. I tak masz moje b3ogos3awienstwo. Szkoda tylko, ?e masz rownie? swoje w3asne. Bo czy Ty sam nie widzisz, na jak1 Ty idziesz 3atwizne? Nie, nie widzisz ? bo i ten ?sta?? Ci tu diab3em-stro?em, i ta ?szko3a?. Jak t1 jedn1 metk1: ?pretensjonalny?, ?egzaltowany?, za3atwiasz sie z ca3ym jakim? zjawiskiem, z jakim? cz3owiekiem, z jakim? ?wiatem! Nie tylko w tym cz3owieku. W sobie samym. I czy Ty nie pojmujesz, ?e jedno Twoje s3owo ? choaby nie wiem jakie skromne i jak ?banalne? ? je?li tylko pochodzi z g3ebi Cie221 bie samego ? wiecej mi mowi (Zrozum to! To jest pro?ba, to jest rozkaz, to jest wyznanie!), wiecej robi dla mnie, ni? ca3e strony Twoich bezpretensjonalnych listow. Prosze, nie rozk3adaj tego listu na czynniki pierwsze, nie poddawaj go jakim? intelektualnym operacjom. Bo nic nie zrozumiesz i bedziemy tylko przerzucaa sie s3owami. Ufaj we mnie i b1d? (!) ze mn1 ? pozwol sobie na ten kicz. Odczuj go sercem jako ca3o?a. Bo to j e s t ca3o?a ? przynajmniej we mnie. I ja, i Ty, i ten list, i ta pierwsza ? ta ?niewinnie arcywspania3a? ? i ta druga. 222 223 Ka?dego dnia dziekuje losowi, dziekuje Tobie ? za nieoceniony dar Twego serca, za wzruszaj1cy dar Twego cia3a, za wszystko co prze?y3am, zrozumia3am, osi1gne3am dzieki Tobie. To Ty nauczy3e? mnie 3agodno?ci i czysto?ci serca, to Ty nauczy3e? mnie bya naprawde sob1. Dziekuje Ci za to, i za wszystko co zechcia3e? mi ofiarowaa, dziekuje za si3e, i wiare ? zosta3y we mnie i bij1 we mnie Twoim sercem.Urodzi3am sie po to, aby Cie spotkaa. Nauczy3am sie od Ciebie i ?mierci, i ?ycia. Brzmi to tak patetycznie, a jest po prostu moj1 zwyk31 codzienn1 prawd1. Mowia o tym co? wiecej, to tak, jakby dodawaa dzien do nieskonczono?ci. Odnajde Cie ? gdziekolwiek jeste?. W innych stanach ?wiadomo?ci, w innych wymiarach czasu i przestrzeni. To ?le powiedziane odnajde ? wiem, ?e nawet nie bede musia3a Cie szukaa. Pojde prosto do Ciebie, jak idzie sie prosto do Nieba. Mia3e? racje, jest Bog, czy jakkolwiek to nazwaa. Ja nie musze w to wierzya, ja to wiem. To co czuje, jest w3a?nie nim samym. Od niego pochodzi, do niego powraca ? w Nim sie spotyka i trwa. 5 sierpnia 1986 Document Outline Joanna Usarek - PATRZZ ! JEST JA (?) 1974 - 1975 1974 - 1977 1984. Berlin zachodni 1985 1986 1989 1990 MARCIN [Andrzej!...] ROMAN Rok 1989 Rok 1993 Post Scriptum. 1999 This file was created with BookDesigner program bookdesigner@the-ebook.org 2010-01-21 LRS to LRF parser v.0.9; Mikhail Sharonov, 2006; msh-tools.com/ebook/