RUDNICKA OLGA Lilith OLGA RUDNICKA 1 Prolog Ciemnosc byla gleboka, czarna, nieprzenikniona. Otaczala ich zewszad, napierala, gestymi oparami dlawila oddech. Zimny wiatr, rozdzierajacy cienki material, chloszczacy bezlitosnie naga skore, mial ksztalt i barwe nocy. Zdawal sie tak namacalny jak galezie kaleczace twarz... jak strach... jak bol...Ksiezyc nie rozswietlal mrokow nocy, gwiazdy ukryte za burzowymi chmurami nie wyznaczaly drogi. Jezdziec nie potrzebowal ksiezyca ani gwiazd. Ogarniety szalenstwem pedzil przed siebie, wciaz szybciej i szybciej, nie zwazajac na krzyki ani na gorace lzy splywajace mu na piers, na krew kapiaca z poranionych ostrogami bokow konia. Umysl mezczyzny wypelniala ciemnosc. Pochlaniala jego dusze i serce, tak jak otaczajaca go noc. Nie znal roznicy miedzy tym, co widoczne, a tym, czego nie dostrzegal. Wscieklosc, gniew, nienawisc... Tylko to. Tylko to czul. Popedzal z furia wspanialego ogiera, choc nie widzial sciezki wiodacej przez las. Ogromny rumak pedzil cwalem, tylko sobie wiadomym zmyslem odnajdujac droge. Wiatr szarpal odzieniem mezczyzny i siedzacej przed nim kobiety. Anastazja daremnie kryla twarz przed ostrymi galeziami, ktore zdawaly sie pojawiac znikad i szarpaly cialo i wlosy. Nie baczac na jej placz i blagania, jezdziec bezlitosnie uderzal szpicruta konia, jednoczesnie popedzajac go dzikim okrzykiem i coraz mocniej klujac ostrogami. Wtem chrapliwe dyszenie ogiera przemienilo sie w pelen przerazenia kwik. Rumak przez chwile bezskutecznie przebieral kopytami po mokrej trawie, probujac chwycic rownowage, lecz zaraz runal na ziemie, przygniatajac jezdzca. Kobieta, wyrzucona wysoko w powietrze, miala wrazenie, ze oto nagle na ulamki sekund czas sie zatrzymal, nim upadla ciezko na ziemie. Bardziej intuicyjnie niz swiadomie przekrecila sie na bok i uderzyla biodrem w twarde podloze, oslaniajac brzuch rekoma. Byla w zaawansowanej ciazy. Za kilka tygodni mialo nastapic rozwiazanie. Potezne uderzenie sprawilo, ze zabraklo jej tchu. Drzala w szoku i z bolu, pelna obawy o zycie swoje i malenstwa. Odwieczne prawo natury kazalo jej chronic dziecie od miesiecy noszone pod sercem. Zebrala resztki sil i nie myslac, co skrywa ciemnosc dookola, podpierajac sie lokciami, zaczela wlec przed siebie obolale cialo. Byle dalej od szalenca, ktory do dzis byl jej mezem, a teraz stal sie katem. Nie baczac na wiatr ani na ciernie kaleczace jej rece, uciekala od miotajacego przeklenstwa mezczyzny. Zaglebiajac sie w ciemny las, coraz bardziej 2 tracila wyczucie kierunku. Zadne swiatlo nie rozpraszalo mroku, w ktorym znalazla schronienie. Nie przeszkadzalo jej to. Jesli ona nic nie widziala, on rowniez... Nie bala sie nieznanego. Bala sie tego, co zostawiala za soba.Scigalo ja pelne bolu rzenie zwierzecia i wsciekle wrzaski meza, wykrzykujacego w noc jej imie. Stopniowo jednak dolatujace z tylu glosy zamieraly. Slyszala lomot serca i rzezenie, ktore, jak uswiadomila sobie z zaskoczeniem, wydobywalo sie z jej piersi. Bol stawal sie nie do zniesienia. Oszolomienie, spowijajace ja dotad ochronnym kokonem, zaczelo ustepowac. Jej uszu dobiegaly trzaski i szelesty, nieznane jej dotychczas odglosy lasu. Poczula na twarzy pierwsze krople deszczu. Nie widzac niczego przed soba, nieoczekiwanie stracila oparcie pod rekoma i stoczyla sie do niewielkiego jaru. Z trudem opanowala krzyk przerazenia, a potem bolu. Skulila sie w rozpadlinie, gdzie skryly ja paprocie. Drzac cala i szczekajac zebami z zimna, probowala zrozumiec, co tak odmienilo jej meza. Wpadl noca do sypialni jak szaleniec. Miotajac wyzwiska i przeklenstwa, sciagnal ja z loza i wywlokl na podjazd, gdzie stajenny trzymal za uzde osiodlanego rumaka. Przerazona Anastazja wzywala pomocy, zaden jednak ze sluzacych nawet nie spojrzal w jej kierunku. W oknach zauwazyla tylko jakas postac przygladajaca sie scenie na dziedzincu, ale nim zdolala sobie uzmyslowic, kto to, mroczna sylwetka zniknela. Nie rozumiala sensu chaotycznych slow wykrzykiwanych przez meza, ale podswiadomie czula, ze wiozl ja na smierc. Czym sobie na to zasluzyla? Coz takiego sie stalo? Bolesne rozwazania przerwal gwaltowny skurcz promieniujacy od lona az po kregoslup. Anastazja poczula goracy strumien, ktory zmoczyl jej koszule i splynal po nogach. Zaczynal sie porod. -Boze... - jeknela z rozpacza. - Nie tutaj... Prosze, nie teraz... 3 Rozdzial I 1. Lidia Sianecka pakowala ksiazki do kartonow, po czym starannie oklejala je szara tasma. Westchnela ciezko znuzona, a zarazem zadowolona, ze to juz prawie koniec, i rozejrzala sie wokol. Ogrom pracy, jaka ja teraz czekala w nowym miejscu, nie napawal optymizmem. Wprowadzili sie niecaly rok temu do wymarzonego mieszkania, a tu taka historia! Pokrecila glowa z niedowierzaniem. Zmarl stryj Piotra, meza Lidii, pozostawiajac mu caly majatek. Stryj, o ktorego istnieniu zadne z nich nie mialo zielonego pojecia! W sklad masy spadkowej wchodzil podobno piekny dworek na wsi otoczony parkiem, na ktorego punkcie Piotr po prostu oszalal. A Lidia byla zdecydowanie przeciwna wszystkiemu: spadkowi, wyprowadzce, formalnosciom. Przerazala ja wysokosc podatku, koszty renowacji domu i jego utrzymania. Wolala nawet sie nie zastanawiac, skad maz ma zamiar wziac pieniadze, by moc sie zajac parkiem. Bez pomocy z zewnatrz wydawalo sie to niemozliwe. W glowie uporczywie blakala sie mysl: koszty, koszty, koszty...Na szczescie notariusz poinformowal ich, ze znaczna czesc spadku to las, ktory zmarly postanowil sprzedac, a nabywca podtrzymuje swoja oferte. Ustalona cena przekraczala najsmielsze oczekiwania finansowe Piotra i Lidii. Nie tylko mogliby przeprowadzic konieczne prace remontowe i nie martwic sie o utrzymanie domu i parku, ale zyc na wysokim poziomie wylacznie z odsetek. W takiej sytuacji Piotr nie wahal sie ani chwili, a Lidka po prostu zaakceptowala kolejne zmiany w ich zyciu. Nie bez pewnej zlosliwosci pomyslala, ze mezowi latwiej bylo podjac decyzje o porzuceniu przyjaciol i znajomych miejsc, by przeniesc sie na koniec swiata. Tak wlasnie Lidka postrzegala Lipniow i dworek, ktory teraz mial sie stac jej nowym domem. Piotr mieszkal z rodzicami w wielu miejscach, jego ojciec pracowal w dyplomacji, wiec byli przyzwyczajeni do przeprowadzek. Maz mogl rozpoczac nowe zycie wszedzie i w kazdej chwili, pod warunkiem, ze z nia, tak przynajmniej zapewnial. Wolny zawod pozwalal mu pracowac gdziekolwiek. Byl swietnym architektem, w dodatku interesowalo go wylacz- 4 nie projektowanie. Prace w terenie pozostawial innym, jemu wystarczal komputer i Internet.Lidka natomiast zrezygnowala z pracy, gdy tylko sie dowiedziala, ze jest w ciazy. Przedtem dwukrotnie poronila w pierwszych miesiacach, wiec teraz woleli dmuchac na zimne. Piotr najchetniej umiescilby ja w specjalistycznej klinice i to pod namiotem tlenowym. Ale wlasnie zaczal sie drugi trymestr, ciaza przebiegala prawidlowo, i mimo swiadomosci, ze wiele moze sie jeszcze wydarzyc, Lidia byla spokojna. Spokojna o dziecko, chociaz sama stala sie klebowiskiem napiecia i skrajnych emocji. Tak wiec teraz uznala, ze moze pomysl przeniesienia sie do cichego i pieknego miejsca nie jest zly. To tylko pomoze jej skolatanym nerwom. I dziecku bedzie wspaniale na wsi, rozmyslala. Swieze powietrze, mogliby wziac psa albo nawet dwa... i koty... Lidia uwielbiala psy, ale zwierzak meczylby sie w duzym miescie, na betonowym osiedlu. Teraz wszystko mialo sie zmienic. Na lepsze. A przynajmniej tak sobie powtarzala, broniac sie przed uporczywymi obawami. Miala wszystko, czego tylko mogla pragnac, ale wciaz czula naplywajace fale niepokoju, jak zawsze, gdy otrzymywala od zycia wiecej, niz w swoim mniemaniu zaslugiwala. Starala sie odsuwac pesymistyczne mysli, tylko ze jej zdaniem cala ta sprawa byla dziwna. Piotr w ogole nie wiedzial o istnieniu owego nieznanego stryja ani o rodzinnym gniezdzie. Jego rodzice mieszkali od lat w Londynie, a wiadomosc o spadku byla dla nich takim samym zaskoczeniem, jak dla Piotra. Po obejrzeniu archiwum rodzinnego ustalono dosc daleki stopien pokrewienstwa. Jesli dobrze zrozumieli, stryj Leopold byl najmlodszym bratem dziadka matki Piotra. Teoretycznie wiec to ona powinna zostac nowa wlascicielka rodzinnego majatku, ale dziedziczenie z mocy testamentu sporzadzonego przez stryja dotyczylo wylacznie meskiego potomka. Tesciowa Lidki zostala pominieta. Nie zamierzala podwazac testamentu, w koncu nie zalezalo jej na pieniadzach, a przeciez i tak dostawal je ukochany jedynak. Piotr kpil z obaw zony dotyczacych dalekiego krewnego, o ktorym nikt nic konkretnego nie wiedzial, a ktorego istnienie odkryto dopiero po jego smierci. Tak naprawde Lidia nie widziala jeszcze domu, ale Piotr byl nim urzeczony. Przywiozl sterte zdjec dworku. Nie odstraszaly go sprochniale ramy okienne, odpadajaca platami farba, sypiacy sie tynk, zniszczone podlogi, piece kaflowe. Oczami architekta widzial nie to, co tu bylo, lecz co bedzie. Wyobraznia wskazywala mu mozliwosci, ktore przed Lidka pozostawaly ukryte. Ona widziala po prostu to, co tam teraz bylo. 5 Z westchnieniem zakleila ostatni karton. W pokojach to juz wszystko. Teraz kuchnia i w droge. Na szczescie reszta zajmie sie firma przewozowa. 2. Przejezdzajac przez miasto, Lidka z uwaga obejrzala stare kamieniczki, rzedy przyklejonych do siebie szarych domow i szpalery drzew. W centrum Lipniowa znajdowal sie rynek. Wokol niewielkiej fontanny byly rozstawione lawki. Naga kobieca postac miala dlugie kamienne wlosy opadajace az za posladki i zakrywajace piersi oraz lono. W pierwszej chwili Lidce przyszlo na mysl, ze rzezba przedstawia wizerunek Lady Godivy, ktora nago objechala miasto na koniu, zaslonieta tylko welonem wlasnych wlosow. Wyrzezbiona tutaj kobieta jednak nie siedziala na koniu, lecz stala w wyzywajacej pozie, a jej tulow oplatal waz. Na widok fontanny Lidka poczula przygnebienie, mimo ze wokol staly tlumy rozbawionych, podekscytowanych ludzi w roznym wieku.-Pewnie kolejny z moich nastrojow. - Sciagnela z dezaprobata usta. Ku jej zaskoczeniu Piotr znosil jej humory z calkowitym spokojem. Nie przeszkadzaly mu wybuchy irytacji, placz i czulosci nastepujace po sobie w odstepie sekund, gniew i pretensje, ktore po chwili zamienialy sie w radosc. Lidii przeszkadzalo wszystko, a najbardziej ona sama. Piotr celowo zwolnil, by podziwiac widok. Lidia z zadowoleniem odnotowala, ze oswietlone witryny sklepowe na rynku przypominaly kazde inne miasto dekoracjami i reklamami. Odczytywala kolejno napisy - restauracja Sukub, ozdobiona wizerunkiem pieknej kobiety, ktora oplatal waz, podobnie jak rzezbe na rynku, ksiegarnia Lilith, sklep z antykami. Zauwazyla kilka butikow i kawiarni, co poprawilo jej humor. Doszla do wniosku, ze miasteczko jest urocze. Nie miala pojecia, skad sie wzial ow wczesniejszy niepokoj. Poprzedniego dnia obudzila sie spocona i przerazona. Miala wrazenie, ze serce wyskoczy jej z piersi. Nie pamietala, o czym snila, ale wpadla w taka histerie, ze prawie odmowila przyjazdu. Teraz odzyskala spokoj i dobry humor; miasteczko tetnilo zyciem, lawki wokol fontanny byly pelne ludzi, kilkanascie osob pozowalo do zdjec. -Nie jest tak zle, prawda, kochanie? - zwrocil sie do niej z usmiechem Piotr. Zauwazyl, ze znikla nadasana mina. W oczach zony rozblysly iskry zainteresowania. 6 -Owszem. - Odwzajemnila usmiech, spogladajac z miloscia na meza.Byl wysokim, szczuplym mezczyzna. Niewiele brakowalo, by mozna powiedziec, ze chorobliwie chudym. Byl od niej starszy o dziesiec lat, ale uplyw czasu znamionowaly tylko wysokie zakola na czole, sugerujace poczatek lysienia. Wizerunku dopelnialy cieple brazowe oczy i okulary o grubych szklach. Ona sama byla niewiele nizsza, sto osiemdziesiat centymetrow to dla kobiety sporo. Nigdy nie nalezala do drobnych i wiotkich dziewczat. W najlepszym razie jej sylwetke mozna by okreslic jako posagowa, choc nie miala klopotow z nadwaga. Po prostu uwazala sie za niezgrabna. Nie mogla uwierzyc, ze Piotr zainteresowal sie wlasnie nia. Miala dwadziescia piec lat, gdy poznali sie przy jednym z prowadzonych przez niego projektow, gdzie pracowala jako tlumaczka. Do dzis sie zastanawiala, dlaczego ten inteligentny, umiejacy pieknie mowic mezczyzna zainteresowal sie wlasnie nia - zbyt wysoka, zbyt niesmiala i zbyt niezgrabna brzydula, biegajaca w rozdeptanych adidasach. Przeczesala palcami blond fale siegajace podbrodka. Pasemka zniknely i wlosy przypominaly kolorem po prostu slome. Zdawala sobie sprawe, ze moglaby wygladac atrakcyjniej, ale ostatnio nie miala ani chwili, by o to zadbac. Zbyt wiele czasu poswiecala trosce o wlasne zdrowie i o dziecko, by jeszcze myslec o swoim wygladzie. Piotrowi najwyrazniej to nie przeszkadzalo. Wszystkie ich pragnienia skoncentrowaly sie na wyczekiwanym malenstwie. Znow poczula niepokoj, gdy mijali ksiegarnie Lilith. Na ogromnej szklanej szybie okna widnial znak, ktory przypominal pentagram. Lidka nie byla pewna jego znaczenia, kojarzyl jej sie z satanizmem. Przy wejsciu stala kobieta. Lidka zwrocila uwage na niespotykany kolor jej wlosow. Ni to stare zloto, ni to rudy. Najbardziej adekwatne okreslenie, jakie przyszlo jej na mysl, to cynamonowe. Nieoczekiwanie dla Lidki ich spojrzenia sie skrzyzowaly. Z tej odleglosci nie mogla dostrzec barwy oczu nieznajomej, ale czula na sobie jej wzrok. Czujny i badawczy. Kobieta przygladala im sie bez zazenowania wlasciwego dla gapiow, ktorzy, przylapani na goracym uczynku, szybko odwracali wzrok, udajac zainteresowanie czym innym. Dopiero gdy Lidka z Piotrem znikneli jej z oczu, odwrocila sie i weszla do sklepu. Edyta Mielnik byla wlascicielka ksiegarni, a takze polaczonego z nia antykwariatu. Interes prosperowal calkiem niezle, lecz prawdziwy zysk przynosila nie sprzedaz ksiazek, zalegajacych regaly ksiegarni, tylko wyszukiwanie na zlecenie klientow "bialych krukow" i starych rekopisow. Interesowal ja dwor w Lipniowie, dotad jednak nie wybrala sie tam z wizyta mimo licznych 7 zaproszen poprzedniego wlasciciela. Wolala zachowac ostroznosc. Nie tak dawno wrocila do miasteczka po wielu latach nieobecnosci. Nie byla pewna, komu moze zaufac. Wolala nie ufac nikomu. 3. Zaraz za miastem skrecili w wiejska wyboista droge, obsadzona po obu stronach szpalerem powykrzywianych wierzb. Ciagnela sie kilka kilometrow az do ogromnej wykutej z zelaza bramy. Piotr wysiadl i podszedl do ogrodzenia, by zdjac lancuch z klodka broniaca dostepu obcym. Zeliwne wysokie prety ogrodzenia zaslanial rownie wysoki zywoplot, przerosniety i nierowny. Jechali teraz wolno zwirowanym podjazdem. Sposrod drzew wylonil sie dworek, ktory zdawal sie rosnac w oczach. Zafascynowana Lidia nie mogla oderwac od niego wzroku. Czula sie tak, jakby trafila do innego stulecia.-Z tylu jest ogrod. - Piotr zaparkowal tuz przy schodach. Delikatnie podtrzymujac zone, pomogl jej wysiasc z samochodu. Lidka rozgladala sie wokol z ciekawoscia. Trawa sie zielenila, liscie na drzewach blyszczaly jaskrawym seledynem, zapach wiosny unosil sie w powietrzu. Sam dworek, widziany teraz z bliska, wygladal rownie przygnebiajaco jak na zdjeciach. Mimo to jednak byl piekny. Wystarczylo, by wyobrazila sobie odmalowane fasady i nowe okiennice, by poprawil sie jej nastroj. Dom wymagal ogromnej pracy, ale oczyma wyobrazni widziala tutaj duza szczesliwa rodzine. -Chodz. - Piotr pociagnal ja za reke. - Najpierw musisz zobaczyc ogrod. - Cieszyl sie jak maly chlopiec. Widok, ktory ukazal sie ich oczom, zapieral dech w piersiach. Caly teren byl wprawdzie zaniedbany i zarosniety, ale pozostaly wyrazne resztki klombow, gdzie kiedys rosly kwiaty. Wystarczylo przyciac wybujale krzewy, przywrocic im wlasciwy ksztalt i usunac chwasty wypelniajace waskie drozki wsrod drzew. Posrodku ogrodu stala podniszczona fontanna. Stanowila wierna kopie tej na rynku, choc znacznie mniejsza. Na dnie zbiornika lezala gruba warstwa plesni i grzybow. Czas i zmienna pogoda pozostawily swoj slad. na figurach stojacych po obu stronach alejek. Mimo to panowal tu nobliwy spokoj, a cale to miejsce mialo niepowtarzalny urok. Lidia odwrocila sie i spojrzala na dom. Do ogrodu mozna bylo sie dostac tylnym wyjsciem, przez 8 kamienny taras, z ktorego opadaly krete schody z kamienna balustrada. Spojrzala pytajaco na meza. Zrozumieli sie natychmiast.-Mam tylko klucze do glownych drzwi - powiedzial przepraszajaco. -W porzadku. - Usmiechnela sie. - Miales racje, tu jest pieknie. - Westchnela z zachwytu, wdychajac zapach wiosennych pakow i kwiatow. -Wiedzialem - odrzekl ucieszony, ponownie ciagnac ja za reke, tym razem do frontowego wejscia miedzy dwoma filarami. - To wymarzone miejsce dla nas i dla dzieci - mowil dalej, manewrujac pekiem kluczy przy zamku. - Mamy tu wszystko. Nie jestesmy na odludziu, a do miasteczka mozna sie dostac nawet pieszo. No, chyba jednak nie - poprawil sie szybko - ale nie mieszkamy na koncu swiata. Nie bedziesz sie nudzic. - Udalo mu sie wreszcie otworzyc drzwi. - Niestety, ten dom wymaga mnostwa pracy. Tylko sie nie przemeczaj - dodal zaraz. -Tutejsi ludzie sa naprawde mili i sympatyczni. Na pewno wkrotce kogos poznamy. Lidia usmiechnela sie, slyszac w jego glosie entuzjazm. Weszla do ogromnego holu; posadzka wylozona tu byla marmurowymi plytkami. Zauwazyla kilkoro drzwi prowadzacych do pomieszczen na parterze. Z planu budynku zapamietala, ze na dole znajduja sie biblioteka polaczona z gabinetem, jadalnia, salon, kuchnia i spizarnia. Sypialnie byly na pietrze, na ktore wiodly szerokie schody. Dom mial tez poddasze ze strychem, ktory najbardziej ja intrygowal. Na takich starych strychach mozna znalezc ukryte skarby, ale dzisiaj nie zamierzala tego sprawdzac. -Meble sa okryte plotnem, obrazy i inne rzeczy zaniesiono na strych. - Piotr wszedl pierwszy do biblioteki. - Prosilem kobiete zajmujaca sie domem, zeby troche tu posprzatala przed naszym przyjazdem. - Zrzucil pokrowiec z fotela na podloge. Lidia z ulga opadla na szeroki fotel. Nie miala sily odpowiedziec. Byla zaskoczona znuzeniem, ktore tak nagle ja ogarnelo. Powinna sie juz chyba przyzwyczaic do nieodlacznego uczucia zmeczenia, dopadajacego ja tak czesto i bez wyraznej przyczyny. Czasem miala wrazenie, ze moglaby przespac caly dzien. Po chwilowych emocjach na widok domu i ogrodu stracila zainteresowanie dworem. -Zaraz zasne - powiedziala z ciezkim westchnieniem. - Kilka godzin jazdy, a czuje sie jak po calym tygodniu pracy. -Jeszcze tylko kilka miesiecy. - Piotr pocalowal ja z czuloscia. 9 -Moze dla ciebie - mruknela sceptycznie. - Dla mnie rownie dobrze mogloby to byc kilka lat. Rozesmial sie z jej miny. - Zajrze do kuchni, zobacze, czy mamy cos do jedzenia...-Kochanie? Lidka? Obudz sie! - Zaniepokojony Piotr potrzasnal nia lekko. Wracal z kuchni z taca pelna kanapek, gdy uslyszal dochodzace z biblioteki jeki. Wbiegl przerazony, ale Lidka spala zwinieta w klebek na fotelu. Krecila sie tylko i jeczala cicho, na jej czole perlil sie pot. Otworzyla oczy, w ktorych jeszcze pozostaly resztki oszolomienia i leku. Odetchnela z ulga, widzac nad soba twarz meza. Piotr przygladal sie jej zatroskany. -To tylko sen. - Poglaskal ja uspokajajaco po wlosach. - Jestes zmeczona. Napij sie cieplej herbaty... -Byl taki realny - szepnela, spogladajac czujnie w strone wielkiego okna. -Kto taki? -Nie wiem... - Zawahala sie, nie wiedzac, jak okreslic emocje, ktore ja ogarnely. - Stal tam. - Wskazala kat pokoju tuz przy oknie. -Nikogo tu nie ma. To tylko zly sen - powtorzyl Piotr. -Wiem - westchnela - ale dziwnie sie czuje. Tak jakby... - Umilkla. Sen umknal. Pozostalo po nim tylko lepkie wspomnienie. -Mialam wrazenie, ze dzieje sie cos zlego, ze cos mi grozi... - ponownie sprobowala wyjasnic i urwala. Wzruszyla ramionami. Nie pamietala juz nic konkretnego poza lekiem i poczuciem zagrozenia. -To wyobraznia... O! - wykrzyknal zaskoczony Piotr, slyszac klakson. - To pewnie ci od przeprowadzek. - Podszedl szybko do okna. Rzeczywiscie, na podjezdzie stala ciezarowka. -Spodziewalam sie ich dopiero wieczorem. - Lidka nie kryla zdziwienia. -Ja rowniez. Zostaniesz sama? -No jasne, idz, zanim wyrzuca wszystko na trawnik przed domem. - Poklepala go lekko po rece. - Nie zwracaj uwagi na moje humory. To wszystko przez ciaze. - Rzeczywiscie czula sie juz spokojniejsza. Wpadajace przez okna swiatlo dnia rozjasnialo pomieszczenie, wnoszac nastroj spokoju i bezpieczenstwa, ktory nie mial nic wspolnego z tym, co widziala we snie. Wstala i do konca rozsunela kotary. Ku swemu zdziwieniu 10 odkryla, ze to, co brala za okno, bylo drzwiami prowadzacymi na tamten kamienny taras, ktory wczesniej widzieli z ogrodu.Pozostala czesc dnia uplynela im na rozpakowywaniu najpotrzebniejszych rzeczy. Piotr wybral na sypialnie najwiekszy pokoj z podwojnym lozkiem i szafa. Tam tez zaniosl kartony z rzeczami osobistymi, ktore Lidia starannie poukladala. On tymczasem roznosil pozostale pudla do odpowiednich pomieszczen. Lidka nie pozwolila mu jednak otwierac zadnego z kartonow. Skoro miala zajmowac sie domem, powinna wiedziec, gdzie co jest, zeby potem nie szukac tego, co jej potrzebne. Najlepiej bedzie, jesli ulozy wszystko po swojemu. 4. Trzask galezi, poszczekiwanie psow, pohukiwanie sowy w oddali... Scigajace ja dzwieki wydawaly sie przytlumione, jakby dochodzily przez tafle wody, a zarazem tak realne, ze ranily uszy przedzierajacej sie przez geste poszycie lasu dziewczyny. Krzyki scigajacych ja ludzi wymuszaly na niej szalenczy wysilek. Gnala na oslep, byle dalej i dalej, wciaz do przodu. Dzwieki pogoni uparcie podazaly jednak za nia, coraz wyrazniejsze i blizsze. Uciekinierka nie zwazala na galezie smagajace jej nagie cialo, ignorowala bol w poranionych stopach, nie czula przenikliwego zimna nocy. Biegla w ciemnosciach przez gaszcz splatanych roslin. Wszystkie fizyczne doznania tlumil paniczny strach.Byla ledwie swiadoma lomoczacego szalenczo serca, ktore gwaltownymi uderzeniami probowalo rozerwac jej klatke piersiowa, by sie wydostac z pulapki. Zimne powietrze klulo ja w pluca przy kazdym spazmatycznym oddechu. Nie miala sily krzyczec, nie miala sily sie modlic, mogla jedynie biec przed siebie w zalosnej nadziei, ze dolatujace dzwieki sa tylko wytworem wyobrazni. Ze przerazony umysl plata figle i przybliza odglosy pogoni. Zatoczyla sie, gdy noga wpadla jej w rozpadline. Probowala odzyskac rownowage, ale runela na ziemie. Szarpala sie gwaltownie, usilujac wydobyc uwieziona stope z plataniny korzeni. Pluca palily ogniem. Jeczac chrapliwie, zebrala resztki sil i szarpnela sie w tyl. Udalo sie. Byla wolna. Znow mogla biec. Slyszala sapanie i szelest, jak gdyby ktos przedzieral sie przez krzaki. Zlekcewazyla przeszywajacy bol kostki i zerwala sie z ziemi, by uciekac. 11 Bylo juz jednak za pozno, zostala pchnieta i upadla wprost na drzewo, uderzajac w nie glowa. Za soba uslyszala zlowrogi warkot. Kleczala, opierajac sie o pien. Krew ze skaleczenia na czole zalewala jej twarz. Podniosla sie z trudem, ale nie miala sil, by utrzymac sie na nogach. Osunela sie ponownie na kolana. Goraca krew splywala po policzku i ciekla na piersi. Uniosla lekko glowe, walczac z zamroczeniem. Drzaca dlonia odgarnela jasne wlosy z twarzy. Na wprost przed soba widziala wyszczerzone kly ogromnego czarnego psa. Gorna warga zwierzecia byla wysoko wywinieta, ukazujac biale zeby i rozowy jezyk. Z gardla bestii wydobywal sie ohydny charkot. Uszy plasko przylegaly do lba, a skora na nosie byla tak zmarszczona, ze zdawala sie przyslaniac zwierzeciu pole widzenia. Pies stal na ugietych lapach w postawie bojowej i glosnym warczeniem przywolywal swego pana.Zdesperowana dziewczyna rzucila sie na psa. Nie miala zamiaru z nim walczyc. Chciala go tylko sprowokowac, by ja zabil, zanim pojawi sie tu poscig. Moze bedzie miala szczescie i umrze szybko. Jesli ma trafic do piekla, to na wlasnych warunkach, zachichotala histerycznie. Smiech zmienil sie jednak w gwaltowne lkanie, wstrzasajace drobnym cialem, gdy zakrwawiona reka minela sie o wlos z pyskiem psa, ktory uskoczyl, nie atakujac. Pelzla na kolanach, podpierajac sie rekoma, probujac uciekac. Pies uderzyl ja swym cielskiem, przygniatajac do poszycia i pozbawiajac tchu, ale nie czyniac krzywdy. -Dobry pies! - Wczesniej nie zauwazyla przedzierajacego sie w jej kierunku mezczyzny. Teraz uslyszala nad soba znienawidzony glos. - Zostaw! -Prosze... - szepnela. Przelknela sline. - Prosze... -Dobry pies! - Poklepal popiskujacego radosnie zwierzaka po ogromnym lbie i spojrzal na uciekinierke. Widok bladego, poranionego ciala, splatanych wlosow pozlepianych zakrzepla krwia i przerazenia malujacego sie w jasnych oczach skulonej na ziemi ofiary wywolal na jego twarzy usmiech. Przykucnal przed uciekinierka i pogladzil ja delikatnie po policzku. Gest byl czuly jak pieszczota kochanka. Odgarnal wlosy opadajace na twarz dziewczyny. W jego oczach blysnelo rozbawienie. -Jestes taka slodka... - zamruczal, pochylajac sie ku niej i calujac ja delikatnie w szyje. Dotknal wargami lodowatej i wilgotnej skory. Odsunal sie i przez chwile z przyjemnoscia patrzyl na swoja zdobycz. To bylo udane polowanie. Dziewczyna nie miala wiecej niz szesnascie lat. Jej zapewnienia, ze dawno skonczyla 12 osiemnascie, wlozyl miedzy bajki juz w chwili, gdy sie spotkali. Sliczna blondynka o naiwnym, nieco przestraszonym spojrzeniu i szczuplej sylwetce zawladnela nim bez reszty. Byla idealna. Mimo poczatkowych oporow, pozostali zgodzili sie z jego opinia.-Chodz, skarbie. - Podal jej reke. - Czekamy na ciebie. Nieladnie tak zostawiac przyjaciol. Zostala do zrobienia jeszcze ostatnia rzecz, zanim noc sie skonczy i wzejdzie slonce. To bedzie dobry rok. 13 Rozdzial II 1. Noc uplynela spokojnie, chociaz na ogol Lidka miala klopot z zasnieciem w nowym miejscu. Koszmary nie powrocily, jednak od pierwszej chwili, gdy tylko otworzyla oczy, dreczyl ja dziwny niepokoj. Nie byla pewna, czy to pozostalosc po wczorajszym snie, wspomnienie groteskowej fontanny, znakow w witrynie ksiegarni czy tamtej kobiety. Odegnala zle mysli i zaczela jesc. Ostatnio bylo to jej ulubione zajecie, a miala mase pracy przed soba, zdecydowanie mniej apetycznej i przyjemnej. Piotr przyniosl jej sniadanie do sypialni i zaraz zniknal. Pojechal do miasteczka, zeby znalezc firme remontowa i przy okazji kupic pare drobiazgow. Lidia zostala w domu sama. Moze stad ten niepokoj? - zastanawiala sie, sluchajac echa wlasnych krokow. Odetchnela gleboko i nucac jakas melodyjke, by rozproszyc cisze, skierowala sie do kuchni. Wczoraj nie miala czasu jej obejrzec, a z doswiadczenia wiedziala, ze bedzie tam spedzac sporo czasu. Lubila gotowac. Poczatkowe obawy, ze zastanie piec na wegiel, rozwialy sie na widok nowoczesnego wystroju w drewnie i metalu. Ktos mial dobry gust i pociag do gotowania, uznala, rozgladajac sie z zadowoleniem dookola. Mimo widocznego zaniedbania na zewnatrz, odniosla wrazenie, ze poprzedni wlasciciel dbal o dom. Meble zostaly odnowione, na podlogach lezaly nowe dywany, kotary takze nie wygladaly na stare. Notariusz wspominal, ze stryj nie zdazyl zrobic remontu, ale widocznie musialo to dotyczyc inwestycji wiekszego kalibru, takich jak sciany, podlogi, centralne ogrzewanie czy elewacja domu.-Dzien dobry. Lidia drgnela nerwowo, niespodziewanie slyszac obcy glos. -Alez mnie pani przestraszyla. - Odetchnela z ulga na widok kobiety okolo piecdziesiatki, w dlugiej sukni siegajacej kostek. Wlosy miala krotko obciete, twarz nalana, a postura przypominala mezczyzne. -Nazywam sie Zofia Lis. Pracowalam tu - oznajmila spokojnie nieznajoma, z ciekawoscia i nieufnoscia zarazem przygladajac sie nowej wlasciciel- ce. 14 -Lidia Sianecka. - Wyciagnela dlon do kobiety, ktora ta po chwili wahania uscisnela. - Nie slyszalam pani...-Mam klucze - wyjasnila gosposia. - Prosze pani, co teraz bedzie? - spytala bezposrednio. - Mam dalej te robote czy nie? -Oczywiscie - pospieszyla z zapewnieniem Lidia. Mysl, ze sama mialaby zajmowac sie tak ogromnym domem, nie napawala jej optymizmem. - Sama nie dam rady, zwlaszcza ze pewnie wkrotce nie bede mogla sie ruszac. - Wskazala z usmiechem na brzuch. Ciaza nie byla jeszcze zbyt widoczna, wiec tym bardziej zaskoczylo Lidke, ze kobieta zbladla jak sciana. - Cos sie stalo? - spytala z niepokojem. -Nie, nie... - zaprzeczyla, pospiesznie pani Zofia. - Co mam dzisiaj zrobic? - spytala. - Pomoc z pakunkami? -Tak, prosze. - Lidia z wdziecznoscia przyjela jej propozycje. Bylo kolo drugiej, gdy z ulga pozegnala swoja pomocnice. Doszla do wniosku, ze musi porozmawiac z Piotrem. Miala wrazenie, ze zbyt pochopnie obiecala prace tej kobiecie. Chociaz nie miala nic konkretnego do zarzucenia pani Zofii, gosposia wydala jej sie dziwna. Wprawdzie wykonywala kazde polecenie szybko i sprawnie, jednak nie udalo sie nawiazac z nia kontaktu. Na wszystkie pytania odpowiadala krotko i zwiezle, w sposob wykluczajacy jakakolwiek dalsza rozmowe. Wlasciwie Lidka miala wrazenie, ze pani Lis odnosila sie do niej wrecz z niechecia. "Tak, prosze pani", "nie, prosze pani..." - nic wiecej nie udalo sie wyciagnac z tej kobiety. Pytania o miasteczko i ludzi kwitowala wzruszeniem ramion. W dodatku Lidia kilka razy zauwazyla, ze pani Zofia bacznie ja obserwuje, a przylapana na tym szybko odwracala wzrok. Lidka zaczela czuc sie nieswojo w obecnosci gosposi. Jedyne, co udalo jej sie wyciagnac z kobiety, to informacja, ze po smierci poprzedniego wlasciciela wszystkie nalezace don przedmioty zostaly przeniesione na strych. Na temat stryja meza nie dowiedziala sie kompletnie niczego. Pani Zofia rozpakowala kartony zawierajace wyposazenie kuchni, a takze posciel, reczniki i inne przedmioty tego typu. Lidia nie zyczyla sobie jej pomocy przy rzeczach osobistych i ksiazkach. W kwestii tych drugich uznala, ze zanim zacznie wprowadzac wlasne porzadki, musi zapoznac sie uwaznie z katalogiem tutejszego ksiegozbioru. Gdy tylko zostala sama, przygotowala prosty posilek dla siebie i Piotra. 15 Wlasnie odnosila brudne naczynia do zlewozmywaka, gdy pod dom zajechal samochod. Zadowolona wyszla spiesznie przywitac meza. Dopiero teraz poczula, jak ciazyla jej pustka ogromnego domu.-Jutro idziemy na strych - zapowiedziala stanowczo. - Notariusz wspominal, ze sa tam obrazy i inne przedmioty. W tym pustym domu sciga mnie echo. Musimy cos z tym zrobic. -Nie jutro. - Pocalowal ja w czolo. - Jutro przychodzi ekipa remontowa. Nie masz pojecia, jaki mialem problem z budowlancami. Musialem zatrudnic firme z sasiedniego miasteczka. -No co ty? - zdziwila sie. - Nie zauwazylam, zeby w Lipniowie tak duzo sie budowalo. -A jednak. - Zaczal wnosic zakupy do srodka, nie pozwalajac zonie niczego dotknac. - Podobno maja zajete terminy na kilka najblizszych miesiecy... -Wiesz - zaczela rozmowe, gdy z filizankami w rekach usiedli oboje w bibliotece przy kominku - byla tu ta kobieta, ta, ktora zajmowala sie domem. Pracowala u twojego stryja. Dziwna jakas... -W jakim sensie dziwna? - Piotr spojrzal na zone zdezorientowany. -No nie wiem... - Zamyslila sie. - Jakos dziwnie popatrzyla, kiedy powiedzialam, ze jestem w ciazy. Potem mnie obserwowala, gdy myslala, ze nie widze. -Wedlug mnie nie ma w tym nic dziwnego. - Wzruszyl obojetnie ramionami. - Tutaj wiekszosc ludzi zna sie osobiscie, a przynajmniej ze slyszenia. Jestes obca... -Nie o to chodzi. To nie byla ciekawosc... Wrecz przeciwnie. Nie interesowalo jej nic, co mialam do powiedzenia. Sama tez nic nie mowila... Wolalabym, zeby stad odeszla... -Jestes przewrazliwiona. Nie mozesz zwolnic tej kobiety tylko dlatego, ze jest malo towarzyska. Zobaczysz, poznasz pare osob i bedzie lepiej... Nie przemeczalas sie? - spytal zatroskany, przykladajac dlon do jej brzucha. Nie mogl sie doczekac, kiedy wreszcie zobaczy swoje dziecko. Nie dopuszczal do siebie mysli, ze znow cos mogloby pojsc nie tak. Obawial sie, ze tym razem Lidka by tego nie przezyla. 16 2. Zgodnie z zapowiedzia nastepnego dnia rankiem rozpoczeto remont. Lidia nie spodziewala sie, ze bedzie to tak wczesnie. W nocy dlugo nie mogla zasnac i obudzila sie nad ranem. Ale chociaz nie mogla spac i od piatej byla na nogach, nie znaczylo to, ze juz o tej porze chciala miec w domu obcych ludzi! Piotr zapewnil ja, ze im szybciej tamci wezma sie do roboty, tym szybciej skoncza, a szosta rano jest w sam raz. Logicznie rzecz ujmujac, mial racje, ale co z tego, skoro logika Lidki wylaczyla sie juz jakis czas temu i za nic nie chciala funkcjonowac. Obcy ludzie w domu, halas, kurz i niemoznosc robienia czegokolwiek - wszystko to bylo dla niej tak meczace, ze z trudem sie powstrzymywala, by nie krzyczec. Kolo poludnia czula sie kompletnie wyczerpana, chociaz byla tylko biernym obserwatorem. Schronila sie na moment na strychu zdecydowana przynajmniej zerknac, co tam jest, lecz kiedy sie na nim znalazla, nie miala pojecia, od czego zaczac. Obrazy, pudla z ksiazkami i dokumentami, skrzynie pelne ozdobnych drobiazgow... Wszystko to wymagalo zniesienia na dol i porozkladania w pokojach, a tego nie mogla zrobic, skoro wlasnie rozpoczeli remont.-Dlugo tak bedzie? - Podeszla rozdrazniona do Piotra. -Kilka tygodni. - Nie podniosl glowy znad planow, ktore uwaznie studiowal. -Ile?! - fuknela zniecierpliwiona i wsciekla. -Lepiej wytrzymac kilka tygodni, niz ciagnac prace latami - odparl spokojnie. -Daj mi kluczyki od samochodu. - Lidka czula coraz wieksza zlosc. Zdawala sobie sprawe, ze nie ma ku temu racjonalnego powodu, ale odkad byla w ciazy, nie panowala nad soba. Draznilo ja wszystko i wszyscy, a teraz nawet wlasny maz. Nie miala pojecia, skad bral te nieskonczone zasoby cierpliwosci i wyrozumialosci, ale to z kolei irytowalo ja jeszcze bardziej. Zrobiloby jej sie znacznie lepiej, gdyby choc raz kazal jej byc cicho. -Nie powinnas prowadzic w takim stanie - zauwazyl lagodnie. - Zawioze cie... -Nie badz taki cholernie idealny! - warknela. -Lidka! -Przepraszam - powiedziala, widzac jego zaskoczone spojrzenie. - Kiepsko spalam, znowu cos mi sie snilo. Nie pamietam co, ale... - Nie bylo sensu sie tlumaczyc. Nie miala dla siebie usprawiedliwienia, a Piotr oczywiscie wca-17 le nie byl zly. - Daj mi kluczyki, dobrze? Obiecuje, ze bede ostrozna. - Usmiechnela sie z wysilkiem. Bez slowa podal jej kluczyki i dokumenty. Za to bacznie ja obserwowal, kiedy siadala za kierownica. Powoli jechala podjazdem, rozgladajac sie wokolo. Westchnela zachwycona. Park byl naprawde piekny, a spiew ptakow dzialal na nia uspokajajaco. Jednak gdy tylko uznala, ze zniknela mezowi z oczu, przycisnela gaz. Po kilku minutach wjechala do centrum miasteczka. Zaparkowala zaraz przy rynku, w bocznej uliczce. Byla wsciekle glodna. Pamietala, ze na rynku znajduje sie jakas restauracja, widziala ja z okien samochodu, kiedy przejezdzali tedy z Piotrem. Idac powoli brukowanym chodnikiem, zatrzymala sie na moment przy ksiegarni. Szukala wzrokiem kobiety, ktora ich wtedy obserwowala. Od razu ja zauwazyla. Po chwili wahania pchnela drzwi i weszla do srodka. Rudowlosa stala za lada i nabijala ceny na kase. Nie okazala zdziwienia na widok goscia. Usmiechnela sie tylko uprzejmie. -Pani mnie obserwowala - powiedziala Lidia. Zaczerwienila sie, gdy dotarl do niej wlasny brak taktu. -Owszem - potwierdzila spokojnie nieznajoma. - Czuje sie pani urazona? - spytala grzecznie, uwaznie lustrujac wzrokiem stojaca przed nia Lidie. -Nie. - Przez chwile patrzyla na swoja rozmowczynie. Wreszcie miala okazje przyjrzec jej sie z bliska. Jej pierwsze wrazenie bylo wlasciwe. Kobieta nie byla ruda, jej wlosy byly zdecydowanie jasniejsze, jakby zmierzaly w strone zlota. Cynamon tez nie oddawal glebi tego koloru. Nie mozna jednak bylo jej uznac za blondynke... Moze odcien miedzi... - zastanawiala sie, patrzac na dlugie, geste pasma splywajace fala na ramiona i plecy tamtej. Przeniosla wzrok na twarz kobiety, ale natychmiast zdala sobie sprawe, ze po prostu niegrzecznie sie na nia gapi. Tamta jednak nie wydawala sie zla, najwyzej rozbawiona. Spogladala na nia zielonymi oczami o zlotych plamkach w srodku, a na jej pelnych wargach blakal sie delikatny usmiech. -Przepraszam - wymamrotala zazenowana Lidka. - Nie wiem, co mnie napadlo. Czuje sie ostatnio taka rozdrazniona... -Prosze nie przepraszac. - Zdawala sie nie dostrzegac jej zaklopotania. - Nazywa sie pani Lidia Sianecka, prawda? Jestem Edyta Mielnik. - Wyciagnela do niej reke. -Sianecka - przedstawila sie automatycznie Lidka, przygladajac sie teraz twarzy kobiety. Edyta miala idealnie biala skore. Bez zadnych przebar- 18 wien, piegow ani widocznych zylek, co byloby charakterystyczne dla osoby o jej kolorze wlosow.-To moja ksiegarnia. - Nowa znajoma zatoczyla dlonia krag, pokazujac wysokie regaly i stoly, na ktorych lezaly ksiazki. -Skad pani mnie zna? - spytala z nagla nieufnoscia Lidka. -Kochana... - Edyta parsknela smiechem. - Ludzie zyja waszym przyjazdem od tygodni. Twoja ciaza tez nie jest tajemnica. -No tak. - Lidia westchnela. - Nie pomyslalam o tym. W duzym miescie jest inaczej. Nawet sasiadow czesto sie nie zna... -To prawda, miedzy innymi dlatego tu wrocilam. - W niezwyklych zie-lono-zlotych oczach kobiety pojawil sie dziwny blysk. - Odziedziczylam ksiegarnie po smierci matki - dodala. -Lubie atmosfere malych miasteczek. - Lidka nie wiedziala, co odpowiedziec. -Moge cos polecic? - Edyta znowu wskazala na regaly z ksiazkami. -Nie, nie mam czasu na czytanie - odparla Lidia. - Chociaz nie, to niezupelnie prawda. Czasu mam az nadto, tylko warunkow mi brakuje. - Czula, ze zaczyna sie platac. Zdarzalo jej sie to zawsze, gdy byla zdenerwowana. - Wlasciwie sama nie wiem, czemu tu weszlam - przyznala zawstydzona, widzac uniesione w zdziwieniu brwi tamtej. - Bo tak wlasciwie to wybieralam sie na obiad... - dodala. -Moze pojdziemy razem? - zaproponowala Edyta. - Zaraz obok jest restauracja. O zdrowej zywnosci nigdy nie slyszeli, ale maja smaczne jedzenie. -Chetnie. - Lidka poczula sie razniej. Nie najlepiej rozpoczety dzien moze miec mile zakonczenie. Usmiechnela sie niesmialo. 3. -Ktory to miesiac? - zapytala Edyta, gdy usiadly przy debowym stole.Lidka rozgladala sie wokol, chlonac atmosfere sali. Bylo tu raczej mroczno, przytlumione swiatlo dawalo poczucie ukojenia, a zarazem wytwarzalo nastroj pewnej tajemniczosci. Lampiony rzucaly cien na scienne malowidla, na ktorych powtarzal sie staly motyw: naga kobieta okryta dlugimi lokami, a wokol niej oplatal sie waz. Zafascynowana Lidka utkwila wzrok w obrazie. Wszystkie strategiczne miejsca nagiej postaci przysloniete byly wlosami, niemniej calosc tchnela niepokojacym erotyzmem. 19 -Poczatek czwartego. - Otrzasnela sie z fascynacji, uswiadomiwszy sobie, ze nowa znajoma nadal oczekuje odpowiedzi, a przy stole stoi kelnerka. - Juz nie moge sie doczekac porodu - wyznala niespodziewanie, skinieniem glowy dziekujac za karte.-No coz, to chyba normalne. Wszystkie mamy nie moga sie doczekac swoich dzieci - zauwazyla lekkim tonem Edyta. -Nie w tym rzecz. - Przyszla matka zarumienila sie lekko. - Widzialas film "Dwoch gniewnych ludzi"? -Ten z Jackiem Nicholsonem i Adamem Sandlerem? - Edyta nie zrozumiala, jak to sie ma do porodu Lidki. -Wlasnie ten - przytaknela jej rozmowczyni. - Jest jeszcze jedna komedia z Nicholsonem, gra w niej neurotycznego pisarza owladnietego przez rozne obsesje i natrectwa, ktory nikogo nie lubi... Zapomnialam tytulu... -Ten z Helen Hunt? - Edyta tez nie mogla przypomniec sobie tytulu, ale wiedziala, o ktory film chodzi. -Tak, ale akurat nie o ten drugi chodzi. Tak tylko wspomnialam, zeby nie bylo watpliwosci, ze mam na mysli ten pierwszy... Wiec wyobraz sobie, ze mieszkasz w jednym domu z neurotykiem i furiatem - zakonczyla, wzdychajac ciezko. -Nie przesadzasz? - zapytala Edyta po chwili milczenia. - Widzialam twojego meza tylko przelotnie, ale... -Alez nie! - przerwala jej Lidka. - Ten neurotyk i furiat w jednej osobie to ja! -Aha... - Edyta parsknela smiechem. - Wybacz, nie mam dzieci i nigdy nie bylam w ciazy. Zmienne nastroje? - domyslila sie w koncu. -Otoz to. Jestem w ciazy, a codziennie mam syndrom napiecia przed-miesiaczkowego... Przepraszam - zreflektowala sie nagle. - Jestes kompletnie obca osoba, a ja wylewam swoje zale i obsesje. Wykoncze psychicznie wszystkich wokol z wlasna osoba na czele. -Spokojnie - zasmiala sie Edyta. - Naprawde mi to nie przeszkadza. -Och... - Lidka odpowiedziala jej niewyraznym usmiechem. - Bo wiesz, wlasciwie nikogo tu nie znam i nie chcialabym juz na poczatku sie pograzac. Jestem pewna, ze jak tylko urodze, bede znow normalna. - Wykrzywila sie ironicznie. Edyta obserwowala nowa znajoma znad karty. Lidka wydawala sie zywiolowa, spontaniczna kobieta. Zdecydowanie dawala sie lubic. Propozycja 20 wspolnego posilku, z ktora tak nagle wystapila, zaskoczyla ja sama, ale od pierwszego spojrzenia polubila te sympatyczna blondynke. Lidka sama miala w sobie cos z dziecka.-Skad te malowidla? - Lidia wskazala na sciany, gdy zlozyly zamowienie. - I rzezba na rynku? Wygladaja identycznie. To cos oznacza? - dopytywala sie z zaciekawieniem. -Nie wiesz? - Na twarzy jej rozmowczyni pojawilo sie zaskoczenie. - Lipniow to raj dla wszelkiego autoramentu czarownic. -Co? - Zszokowana Lidka az sie zakrztusila. Edyta zerwala sie i uderzyla ja kilkakrotnie miedzy lopatki. -Juz lepiej? - pytala zatroskana. Widzac, ze tamta odzyskuje normalne kolory, wrocila na miejsce, udajac, ze nie widzi ciekawskich spojrzen. -Tak, dzieki, ale czarownice? W dwudziestym pierwszym wieku?! -No coz... - Wlascicielka ksiegarni wzruszyla ramionami. - Uwazamy, ze to wlasnie tu, w Lipniowie odbyl sie ostatni, naprawde ostatni - zaakcentowala - w Polsce proces czarownic. Naprawde o tym nie wiedzialas? -Nie mialam pojecia - przyznala sie Lidka. - Tyle mialam na glowie, ze nie szukalam zadnych informacji o waszym miasteczku. Zdaje sie, ze nie odrobilam zadania domowego - zazartowala. - Myslalam, ze utkne na jakims zadupiu, i nawet nie pomyslalam, ze to miejsce moze miec jakas ciekawa historie... -Lipniow naprawde na tym zarabia - zapewnila ja Edyta. - Miasto nie jest duze, ale w tym tkwi jego atrakcyjnosc. Sa turysci, wiec miejscowy interes kwitnie. Moja ksiegarnia, a wlasciwie antykwariat, lepiej tutaj prosperuje, niz mialby szanse w wielkim miescie. Ludzi fascynuja takie historie. Lipniow moglby sie szybciej rozrastac, ale wtedy stracilby swoj klimat. -Dziwne... - Lidka w zamysleniu przezuwala kawalek kurczaka. - Piotr mi nie wspominal o tej historii. Powinien wiedziec takie rzeczy. -Dlaczego? - Edyta starala sie nie okazywac zainteresowania, jakie wzbudzila w niej uwaga nowej znajomej. Z informacji, jakie udalo jej sie zdobyc na temat Sianeckich, nie wynikalo, by mieli cos wspolnego z Lipniowem. Podobno maz Lidki odziedziczyl dwor poniekad przypadkiem. Nikt tutaj nie podejrzewal, ze staruszek mial jakas rodzine. -Jest architektem - odpowiedziala jej nowa znajoma takim tonem, jakby mialo to wszystko wyjasniac. -Przeciez nie projektowal tego miasta - zauwazyla Edyta, zastanawiajac sie, jak pociagnac tamta za jezyk bez wyjawiania zbyt wielu informacji. 21 -Moze byl zbyt zajety samym domem - zastanawiala sie na glos Lidka. Ta ironiczna uwaga chyba jej umknela. - Wymien nazwe gmachu czy budowli - ciagnela, dzgajac powietrze widelcem - a nawet jakichs ruin w najdalszym zakatku swiata, a Piotr z pewnoscia bedzie wiedzial, kto to zaprojektowal, zbudowal, poprawil i dlaczego. Jesli jakies miejsce ma swoja historie, to on ja z pewnoscia zna. Wiec nie rozumiem, czemu mi nie wspomnial, ze Lipniow ma taka historie... Musial wiedziec...-Nie jestem wlasciwa osoba do udzielania wyjasnien w tej kwestii. - Edyta zauwazyla, ze tamta patrzy na nia, jakby oczekiwala odpowiedzi. -Nie, no jasne, ze nie. - Lidka zreflektowala sie szybko. - Tak sie tylko zastanawiam i mysle sobie, ze to musi byc ponura historia, skoro o niczym mi nie mowil. Za bardzo sie o mnie martwi... -Fakt. Jest ponura - przyznala wlascicielka ksiegarni. - Chociaz to slowo nie do konca oddaje... -Bo wiesz co? - Lidka pochylila sie w strone nowej znajomej. - To by wszystko wyjasnialo. Jestem takim tchorzem, ze po obejrzeniu kryminalu zapalam wszystkie swiatla, kiedy ide w nocy do lazienki. Nie chcialam tu przyjechac, a gdyby mi powiedzial prawde, musialby mnie najpierw uspic, zeby zapakowac do samochodu - wyznala. - Ale skoro juz jestem w Lipniowie, to moze mi opowiesz, co i jak? I tak w koncu sie dowiem. -No coz, dlaczego nie? - Edyta z trudem ukryla usmiech. Przez moment zachowywala sie tak, jakby chodzilo o jakis spisek. - Oficjalnie ostatni proces czarownic w Polsce odbyl sie pod koniec osiemnastego wieku - zaczela mowic. - Torturowano wowczas i spalono na stosie kilkanascie kobiet. -Torturowano? - spytala ze zgroza Lidka. -Na pewno chcesz tego sluchac? - Edyta popatrzyla z troska na jej pobladla twarz. -Tak, tak. Mdli mnie od tego zapachu kadzidla. - Wskazala na zapalona lampe. -To akurat mozemy zalatwic. - Jej towarzyszka wstala i przestawila lampe na inny stolik. - Lepiej? -Tak, dziekuje. Co z tymi czarownicami? - Lidka nie mogla sie doczekac dalszego ciagu. -Nie bede cie zanudzac tlem historycznym... -Mozesz mnie zanudzac, ile chcesz - zapewnila goraco. - Chyba ze nie masz czasu? - dodala z poczuciem winy. 22 -Czasu mam az nadto. - Edyta rozesmiala sie na widok jej podekscytowania. - Polowania na czarownice trwaly od polowy czternastego do drugiej polowy osiemnastego wieku - podjela opowiesc. - Koronnym dowodem bylo przyznanie sie podejrzanej do winy i w tym celu stosowano tortury fizyczne. - Postanowila jednak nie wdawac sie w szczegoly. - Wymyslono takze szereg sprawdzianow, ktore mialy swiadczyc o winie lub niewinnosci, jak na przyklad proba wody czy tez lez...-Proba? - Lidka nie zrozumiala. -No tak. Wrzucano kobiete do wody i jesli utonela, uwazano ja za niewinna, jesli zas utrzymala sie na wodzie, bylo to dowodem jej winy i... -Smierc kobiety uwazano za dowod niewinnosci?! - Na twarzy Lidki odmalowalo sie silne wzburzenie. -Nie twierdze, ze to mialo sens. - Edyta wzruszyla ramionami. -A proba lez? -Jesli kobieta nie potrafila plakac, tez uznawano ja za czarownice - wyjasnila. - Poza tym szukano cech fizycznych, ktorymi jakoby mialy byc naznaczone czarownice, jak na przyklad trzecia brodawka. Zreszta aparat sledczy inkwizycji za pomoca tortur nawet Matke Terese z Kalkuty zmusilby do przyznania sie, ze jest czarownica... - dodala z gorycza. -Tylko kobiety palono na stosie? - dociekala Lidka. -W wiekszosci. Uwazano wowczas, ze kobieta, jako z natury slabsza, bardziej jest podatna na podszepty szatana. W kazdym razie na poczatku dziewietnastego wieku w Lipniowie odbyl sie proces kilkunastu kobiet oskarzonych o czary. Pare z nich zmarlo podczas tortur, pozostale spalono. Efekt jest taki, ze sezon na czarownice trwa u nas caly rok, a w okresie wakacyjnym mamy tu wiekszy ruch niz w Zakopanem zima... -Naprawde? - zdziwila sie Lidia. -Yhm. Powinnas tez zobaczyc Lipniow przed Swietem Zmarlych. Prawdziwe Halloween. A cztery razy do roku odbywaja sie sabaty. -Sabaty? - Lidka byla zszokowana. -Nie rob takiej miny. Nikt nie lata na miotle. -Przepraszam... - Lidka byla zla na siebie, ze tak daje sie ponosic wyobrazni. -Cztery razy do roku: dwudziestego pierwszego marca, dwudziestego pierwszego czerwca, dwudziestego drugiego wrzesnia i dwudziestego pierwszego grudnia, miasteczko urzadza imprezy, ktore nazywamy sabatami. -Dlaczego wlasnie wtedy? Te daty cos znacza? 23 -Jasne. Rownonoc wiosenna i jesienna oraz przesilenie letnie i zimowe.-No pewnie. Nie zalapalam. - Lidka zarumienila sie gwaltownie. Spodziewala sie Bog wie czego, a to po prostu zmiana por roku. -Te daty nie sa zwiazane z zadna mroczna historia, ale maja swoje uzasadnienie. To takze uroczyste dni wiccanskie. -Jakie? - zdziwila sie Lidka. -Nie slyszalas o wicca? - Tym razem Edyta naprawde byla zaskoczona. -Cos tam slyszalam, ale... - Lidka wzruszyla ramionami. - To jakas religia poganska chyba... -Neopoganska - poprawila ja automatycznie. - Wiccanie czcza boginie i boga symbolizujacych dwoistosc swiata; czyli pierwiastek meski i zenski - przeciwstawne, ale dazace do rownowagi. Tak naprawde trudno to wyjasnic, w skrocie mozna powiedziec, ze wiccanie czcza nature. Oczywiscie przywiazuja ogromna wage do obrzedow, stad tez czesto mowi sie o magii ceremonialnej czy tez o misteriach. -Czyli jest to kult czarownic? -Powiedzmy, ze wicca korzysta z tradycji kultu czarownic - odparla po namysle Edyta. -Mezczyzni tez moga byc... czarownicami? - Lidia nie byla pewna, jakiego slowa uzyc. -Nie, mezczyzn nazywa sie czarownikami. - Jej rozmowczyni z trudem panowala nad rozbawieniem. - Ale to nie jest kult zastrzezony dla kobiet, choc ma zdecydowanie matriarchalny charakter. Szczegolna role odgrywa bowiem bogini, ktora przedstawiano jako dziewice, matke i staruche, a jej symbolem byl ksiezyc w trzech fazach: narastajacej, w pelni i ubywajacej. -To jest religia? -W Polsce nie, ale w Stanach Zjednoczonych kult wicca uznaje sie za religie. -Cos takiego. - Lidka byla zaskoczona. - Sporo o tym wiesz - zauwazyla po chwili. -Chcesz wiedziec, czy jestem wiccanka? Chyba nie - odpowiedziala po chwili zastanowienia Edyta. - W jakis sposob przemawia do mnie sama idea, ale nie biore udzialu w zadnych obrzedach. -Jestes katoliczka? -Nie, nie jestem zadnego wyznania. -Ale w cos chyba wierzysz? - Lidka sama nie wiedziala, dlaczego tak ja to obchodzi. 24 -Powiedzmy, ze wierze w szeroko pojmowana idee Boga, nie probuj mnie jednak zaszufladkowac. A ty?-Wierzaca niepraktykujaca - podsumowala krotko Sianecka. - Ale nie odpowiedzialas mi na jedno pytanie. Skad tyle o tym wszystkim wiesz? -Mam nie tylko ksiegarnie i antykwariat, ale i sprzedaje magiczne przedmioty. -Magiczne przedmioty? Blagam... - Lidka teatralnie przewrocila oczami. -To tylko towar, moja droga, rzeczy, ktore swietnie sie sprzedaja. Nie wiesz, co to marketing? Bylabym glupia, gdybym nie rozszerzala asortymentu. -Nie chcialam cie urazic... - Lidka poczula sie glupio. - A jakie to przedmioty? -Swiece, kadzidla, amulety... - wyliczala Edyta. -Amulety? -Taka specyfika tego miejsca. - Wzruszyla ramionami. - To wisiorki, pierscienie, broszki... -Bizuteria artystyczna? - To wydawalo sie bardziej zrozumiale. -Wlasciwie tak. Maja pewne symboliczne znaki, wiec dla jednych beda stanowily talizman, a dla drugich ciekawa ozdobe. To wszystko. Gdybym miala ksiegarnie w poblizu Akademii Medycznej, to sprzedawalabym podreczniki do anatomii i trzymala szkielety w gablotach. Cala tajemnica. -Czy Lipniow jest jedynym takim miejscem w Polsce? - Lidka zdecydowala sie juz nie pograzac i wrocila do tematu miasteczka. -Nie, ale jego atrakcyjnosc turystyczna podnosi miejscowa legenda. -Jeszcze jedna? -Jak to, jeszcze jedna? - zdziwila sie Edyta. - Proces czarownic jest faktem. Mowiac o legendzie, mialam na mysli to... - Wskazala na malowidla na scianie. -Co to za legenda? - Lidia patrzyla zaintrygowana na postac kobiety uwiecznionej na fresku. Teraz dopiero zwrocila uwage na jej wyzywajace spojrzenie i uwodzicielski usmiech na ustach. Kobieta sprawiala wrazenie - Lidka przez chwile nie potrafila znalezc wlasciwego slowa - lubieznej, pomyslala wreszcie i zaskoczylo ja, ze to przestarzale slowo tak dobrze okresla naga postac. -Dziala na wyobraznie, prawda? 25 -Owszem. - Uwaga Edyty wyrwala ja z zamyslenia. Zmarszczyla lekko czolo, gdyz ze zdumieniem zauwazyla cien smutku przemykajacy po twarzy nowej znajomej. Moze to tylko swiatlo? - pomyslala.-Na poczatku dziewietnastego wieku... -Dziewietnastego?! - zdumiala sie Lidka. -Tak, dziewietnastego - potwierdzila zirytowana Edyta. - Ciemnota nie jest zarezerwowana wylacznie dla sredniowiecznej inkwizycji - fuknela. - Miejscowa legenda glosi, ze zona hrabiego Lipnowskiego, Anastazja, byla kochanka samego szatana. Urodzila mu dziecko, ktore potem zlozyla diablu w ofierze, zabila meza i podpalila dwor. Zostala spalona na stosie. -No co ty? Naprawde? - wyszeptala zszokowana Lidia. -Skad mam wiedziec, czy naprawde? - zirytowala sie tamta. - To legenda. Moim zdaniem po prostu zdradzala meza i zaszla w ciaze z kochankiem. -A dziecko? - zapytala cicho pobladla Lidka. -Nie wiadomo, czy ono w ogole bylo. - Edyta zalowala, ze wspomniala kobiecie w ciazy o skladaniu dzieci w ofierze. - To legenda. W czasach wspolczesnych mowiloby sie o zabojstwie dziecka i meza, a nie o ofiarach z ludzi - dodala z westchnieniem. - Prawda jest taka, ze ta sprawa przetrwala do dzisiaj. Miejscowi wmawiaja teraz turystom, ze hrabina nie byla istota ludzka, tylko wcieleniem samej Lilith, ktora uwaza sie za pierwsza zone Adama, jeszcze przed Ewa. Lilith miala zostac kochanka samego Lucyfera, wladcy piekiel. Jest sporo mitow na jej temat, sama mozesz poczytac, jesli cie to interesuje. Mam kilka ciekawych tytulow w ksiegarni. - Usmiechnela sie lekko przy ostatnich slowach. -A to ma byc Lilith czy hrabina? - Lidka wskazala malowidlo na scianie. -Trudno powiedziec - mruknela Edyta - skoro tak naprawde nikt nie widzial na wlasne oczy ani jednej, ani drugiej. -Domyslilam sie! - Lidka sie wykrzywila. - Nie mam pieciu lat. Ale sama musisz przyznac, ze to fascynujace! - Byla pod wrazeniem tej opowiesci. -Dla kogos, kto slyszy to po raz pierwszy, na pewno - przyznala tamta, nie mogac ukryc lekkiej zlosliwosci. -No tak, pewnie musisz to opowiadac po kilka razy dziennie... - zauwazyla niezbyt przejeta jej tonem Lidka. Na miejscu nowej znajomej juz dawno skorzystalaby z wymowki, ze musi wracac do sklepu, i zniknela. Skoro Edyta 26 nadal siedzi z nia tutaj i jeszcze slucha cierpliwie, oznacza to, ze jest wyjatkowo odporna na kretynstwo, a moze nawet ja polubila.-Kilkanascie byloby blizsze prawdy... - Tym razem w glosie wlascicielki ksiegarni nie bylo ironii. Jedynie znuzenie. -Mecze cie... -Nie, tylko jesli ta sprawa naprawde cie zainteresowala, to w kilku slowach trudno strescic cala historie, zwlaszcza ze fakty sa przemieszane z wierzeniami i legendami, ktore zmienialy sie w czasie. W dodatku mamy tu pomieszanie kultu wicca z demonologia i satanizmem. Kazda historia, ktora sie dobrze sprzedaje... -Rozumiem. Powiedzenie, ze prawda nas wyzwoli, nie funkcjonuje w Lipniowie - skwitowala krotko Sianecka. -Zdecydowanie nie. Wybacz, Lidka, czuje sie tak, jakbym cie zbywala albo naklaniala do zakupu ksiazek, ale jesli ten temat cie zainteresowal, a mam wrazenie, ze tak, to powinnas troche poczytac. Legenda o Anastazji przeplata sie z mitami o Lilith, a tych jest pewnie kilkanascie, do tego dochodza procesy czarownic i sabaty. Miasto chetnie korzysta zarowno z historii, jak i z podan. Wszystko, co sciaga do nas ludzi, jest dobre. Zadajesz wiele pytan, a tak na szybko nie da sie tego opowiedziec. Wszystko, co ci powiem, bedzie wersja dla turystow... -Na razie mozesz mnie raczyc bajeczkami dla turystow, ale masz racje, powinnam sobie doczytac, co trzeba. -Co trzeba? - Edyte zdziwilo to sformulowanie. - Nie o to mi chodzilo... -No wiesz, jakby mnie wciagnelo - wyjasnila Lidka. -Wiec co chcialabys jeszcze wiedziec? - Edyta sie poddala. -Dlaczego to takie... - Lidia wskazala na fresk na scianie. - Takie... erotyczne - zakonczyla. - W koncu to restauracja, a nie lokal... no wiesz, jaki. - Przewrocila oczami. -Jesli chodzi o to, dlaczego naga kobieta jest na scianie lokalu restauracyjnego, a nie w salonie masazu erotycznego, to powinnas zapytac wlascicielke. -To moze zostanmy przy samej postaci Lilith. - Lidka nie miala tyle tupetu, aby rozmawiac na ten temat z zupelnie nieznana jej osoba. -No coz - na twarzy Edyty pojawil sie usmiech - Lilith uwazana jest za krolowa sukubow, czyli kobiecych demonow, nawiedzajacych we snie mezczyzn. Jest uosobieniem seksu, matka wampirow i zlych duchow. Inne podania mowia, ze porywa male dzieci i wysysa z nich krew. Do wyobrazni ludzi 27 najbardziej przemawia kobieta kusicielka i dlatego zmarla hrabina w pewnym momencie zaczela byc utozsamiana nie z czarownica, tylko wlasnie z demoniczna kochanka sprowadzajaca nieszczescie. W koncu, a to akurat fakt, rod Lipnowskich wyginal. Hrabia i jego brat byli ostatni i zaden nie pozostawil potomka. Ludzi jednak bardziej interesuje to, co moglo sie wydarzyc, a nie to, co sie wydarzylo. Krew, przemoc i seks sprzedaja sie od wiekow...-Niesamowite. - Lidka musiala przyznac, ze wstrzasnal nia dreszcz. - Czyli miasteczko, w ktorym odbyl sie ostatni w Polsce proces czarownic, karmi sie legenda o kobiecym demonie i wykorzystuje kult wicca? - podsumowala po namysle. -Na to wyglada. - Edyta obserwowala ja uwaznie. Byla zaskoczona powaga, z jaka nowa znajoma potraktowala jej opowiesci. - Rzeczywiscie, pomieszanie z poplataniem. - Nieoczekiwanie parsknela smiechem, uzmyslowiwszy sobie absurdalny splot legend, nakrecajacy koniunkture Lipniowa. -Czekaj, czekaj... - zreflektowala sie Lidka. - Legenda legenda, ale mowilas, ze te kobiete naprawde spalono... - zawiesila pytajaco glos. -Mieszkal tu taki nawiedzony biskup, brat hrabiego, straszny zamet sial wsrod ludzi. Uwazala sie za inkwizytora. Inkwizycja juz wtedy nie dzialala, ale coz... najwyrazniej to do niego nie docieralo... -Chcesz powiedziec, ze to on sie przyczynil do spalenia wlasnej bratowej?! - Brrr... - otrzasnela sie, gdy Edyta przytaknela. - Musial byc strasznym fanatykiem... -Pewnie tak, ale zaplacil za to, do czego doprowadzil. -Co sie z nim stalo? -Powiesil sie tej samej nocy, kiedy zostala spalona Anastazja. -Wyrzuty sumienia? - zastanawiala sie Lidka, poruszona ta wiadomoscia. -Nie wiem. - Edyta wzruszyla ramionami. - Zadajesz takie pytania, jakbym przy tym byla. -Wiem. Piotr tez marudzi, ze potrafie zadawac pytania, na ktore nie mozna odpowiedziec, a jak zadam jedno logiczne, to akurat musi byc zenujace. Edyta rozesmiala sie glosno. Lidka miala tak zabawna mine, gdy nasladowala meza. Widziala Piotra Sianeckiego tylko przelotnie, gdy oboje przejezdzali przez miasto, ale potrafila go sobie wyobrazic. -Obecnie legenda glosi, ze duchy spalonej czarownicy i biskupa wisielca powracaja na miejsce swojej smierci - zakonczyla opowiadanie. 28 -To znaczy gdzie? - dociekala Lidka.-Pytasz mnie, gdzie spotykaja sie duchy? - zakpila Edyta. - Okej, rozumiem, o co ci chodzi. Przepraszam, tylko zartowalam - zapewnila, widzac poirytowanie na twarzy przyszlej matki. - Nad jeziorem jest laka. Znajduje sie tam kamienny krag, gdzie rzekomo spotykaly sie czarownice na sabatach, i w tym miejscu miala zostac spalona hrabina. Prawda jest taka, ze to atrakcja dla turystow. Wedlug dawnej dokumentacji w tym miejscu byl mlyn. Splonal po drugiej wojnie swiatowej. -Wiec tak naprawde te duchy nawiedzaja inne miejsce? -Gdzie naprawde mozna spotkac duchy, o to juz powinnas spytac medium... -No tak, kolejne glupie pytanie. - Lidka tym razem nawet sie nie zawstydzila. Ze smakiem pochlaniala lody czekoladowe, ktorych po prostu nie znosila. A przynajmniej tak bylo do niedawna. Wygladalo na to, ze dziecko kocha czekolade. -Hrabina zginela niedaleko dworu. Nie mozna juz wskazac tego miejsca. Teraz jest tam las. -Rozumiem. Jakie to straszne... - Lidka westchnela. - Wyobrazasz sobie? Taka smierc... Ludzie powinni umierac we wlasnych lozkach. -Cos w tym jest - przyznala Edyta. - Wasz stryj nie mial tyle szczescia... -Jak to? - Tamta spojrzala na nia zaskoczona. - To on nie umarl ze starosci?! -To ty nic nie wiesz? -Ale o czym? - Popatrzyla na nia ze zdziwieniem. Edyta miala niepewny wyraz twarzy, jakby wahala sie, co powiedziec. -Stryja twojego meza znaleziono w lesie. Powiesil sie... Wszystko w porzadku? - Zaniepokoila sie na widok naglej bladosci, ktora pokryla twarz Lidki. -Tak, w porzadku - odpowiedziala ta po dluzszej chwili. - Po prostu nie wiedzialam. O tym tez Piotr nie wspomnial mi ani slowem. -Widocznie nie chcial cie denerwowac. -Moze sam tez nie wiedzial? -Moze... - Edyta wzruszyla ramionami - ale tutaj to nie tajemnica. Notariusz na pewno mu wspomnial, jak umarl stryj. Nie sadzilam, ze nic nie wiesz... - dodala przepraszajaco. 29 -Juz dobrze, naprawde. Ciesze sie, ze wiem. I tak predzej czy pozniej ktos by mi powiedzial.Teraz juz wiedziala, dlaczego pani Zofia tak dziwnie na nia patrzyla. Jej pracodawca popelnil samobojstwo, nieoczekiwanie zjawia sie rodzina, o ktorej nikt nigdy nie slyszal... -A czy wiadomo, dlaczego to zrobil? - zainteresowala sie, gdy pierwszy szok minal. Nigdy dotad w bliskim otoczeniu nie spotkala sie z gwaltowna smiercia. -Wlasciwie nie. - Edyta rozlozyla dlonie w gescie bezradnosci. - Ludzie mowia, ze oszalal. Twierdzil, ze widuje duchy. Tak naprawde nikt nic nie wie. -Czyli, krotko mowiac, staruszek byl walniety - podsumowala Lidka. -Mozna tak powiedziec. - Edyta parsknela smiechem. - Przepraszam, to nie bylo smieszne. To ty tak na mnie dzialasz. Smialam sie dzisiaj wiecej niz przez... - Umilkla, zastanawiajac sie, kiedy po raz ostatni byla w tak swietnym humorze. - Nie pamietam - przyznala w koncu ze zdumieniem. - Ale wracajac do tamtej sprawy... - zreflektowala sie szybko. - Moim zdaniem to po prostu wiek. Wszystkich nas to czeka predzej czy pozniej. -A ten znak wymalowany na szybie? - Lidka dosc nagle zmienila temat, bo przypomniala sie jej piecioramienna gwiazda, ktora zaintrygowala ja kilka dni wczesniej. - Wyglada jak pentagram... - Urwala, nie wiedzac, czy jej dalszy wywod nie urazi Edyty. -Bo to jest pentagram. - Tamta byla wrecz rozbawiona szokiem widocznym w jej oczach. -Ale pentagram?! - Lidka az zachlysnela sie powietrzem. - To nie jest znak satanistow? - wyszeptala, sciszajac glos. Symbol ten zupelnie nie pasowal do jej wyobrazenia o wlascicielce ksiegarni. -Skad! - Edyta zaprotestowala gwaltownie. - Pentagram to symbol Matki Ziemi, znak zycia. Babilonczycy wierzyli, ze ma moc ochronna, wczesni chrzescijanie uwazali, ze piec wierzcholkow pentagramu przypomina o pieciu ranach Chrystusa - tlumaczyla. - A pitagorejczycy uznawali go za symbol prawdy i doskonalosci... -To dlaczego powszechnie uwaza sie go za znak satanistow? - przerwala jej Lidka. -Wszystko ma dwie strony. Spojrz. - Edyta wziela serwetke i zaczela rysowac piecioramienna gwiazde. - To pentagram bialy. 30 -Widzisz? Dwa wierzcholki u gory, jak rogi kozla. To pentagram odwrocony albo czarny. I ten wlasnie symbol jest wykorzystywany przez satanistow. - Stuknela dlugopisem w druga z narysowanych figur.-Rozumiem. - Lidka z ciekawoscia przygladala sie obu rysunkom. - Odwrocenie pentagramu powoduje zmiane znaczenia, tak samo jak odwrocony krzyz... -Wlasnie tak. -Ale ten pentagram na szybie wyglada jakos inaczej... - Lidka nie potrafila pohamowac swojej podejrzliwosci. -O to ci chodzi? - Edyta kilkoma szybkimi ruchami polaczyla punkty na pierwszym z rysunkow i otoczyla go kolkiem. -To symbol kultu wicca. Nazywa sie pentakl. Do Lipniowa poza nawiedzonymi turystami przyjezdza sporo osob, ktore interesuja sie ta tematyka. Turysta wejdzie, bo go zaciekawi symbol, a wiccanin...-Wiadomo. - Lidka sie uspokoila. - Naprawde znasz sie na tym - dodala z podziwem. -Musze. Czerpie z tego zyski. - Edyta usmiechnela sie, chowajac rysunki do torebki. - A ty? Czym sie zajmujesz? - zmienila temat. -Obecnie niczym. - Jej towarzyszka wskazala na swoj brzuch. - Wczesniej bylam tlumaczka i pracowalam w szkole. Jestem anglistka. -Tak? To moze cos u nas znajdziesz, jak urodzisz dziecko. -Nie wiem. Zobaczymy. Nie mam zamiaru tak od razu wracac do pracy. Piotr jest architektem. Poradzimy sobie. -Slyszalam tez, ze sprzedaliscie las - rzucila od niechcenia Edyta. 31 -Nic sie tu nie ukryje? - Lidka zerknela ostroznie na sasiedni stolik, skad ukradkiem je obserwowano.-Niewiele. Sama zobaczysz. Jak sie wciagniesz, bedziesz wiedziec wszystko o wszystkich. Nie wiem, po co nam miejscowa gazeta. I tak informuje z opoznieniem. -Zapewne... - Lidka nie umiala powiedziec, czy to powod do radosci. Dotad nigdy nie utrzymywala zazylych stosunkow z sasiadami. Nie potrafilaby wymienic nawet dwoch sasiadow z bloku, w ktorym mieszkali z Piotrem przed wyjazdem do Lipniowa. -Nie chce byc nachalna... Lidka popatrzyla na nia z wyczekiwaniem. -Jestem ciekawa, kto kupil las. To spora inwestycja... -Och... - Poczula zaklopotanie. - Notariusz wszystko zalatwil. Nie mam pojecia. Wiem tylko, ze jakas duza firma, ale szczegolow nie znam. Dlaczego pytasz? Martwisz sie, ze go zniszcza? Teraz nie mozna bez pozwolenia wycinac drzew, prawda? -Nie, nie... - Edyta zaprzeczyla szybko. - Myslalam, ze to osoba prywatna. Sama nie wiem dlaczego. Tak jakos. - Wzruszyla ramionami. -Wpadniesz do nas na obiad? - zapytala pod wplywem impulsu Lidka. Zdziwila sie, widzac niechec na twarzy swojej nowej znajomej. -Umowimy sie - odpowiedziala tamta wymijajaco. -Ale ty wpadaj do mnie, kiedy tylko bedziesz miala ochote - zaproponowala. -Jasne... -Lepiej powiedz, jak dom. - Edyta zmienila temat, wchodzac jej w slowo. Obawiala sie, ze Lidka jednak zaproponuje termin wizyty we dworze, a nie miala zamiaru tam jechac, a tym bardziej wyjasniac przyczyn swojej niecheci. -Wlasciwie to lepiej niz myslalam. Wystarczy zmodernizowac kilka rzeczy, ale Piotr mowi, ze wiekszosc instalacji jest w doskonalym stanie i nie ma sensu niczego ruszac jeszcze przez wiele lat. Gorzej z ogrodem i parkiem. Przydalyby sie porzadki. Trzeba tez wymienic okna i polozyc nowe tynki. Na szczescie to juz nie moja sprawa - odparla z zadowoleniem Lidka. -Slyszalam, ze juz zaczeliscie prace? - drazyla dalej temat Edyta. Oczywiscie zrozumiala, ze uwaga o nowych oknach i tynkach dotyczy samego budynku, a nie ogrodu i parku. Zauwazyla, ze nowa znajoma ma sklonnosc 32 do dygresji i naglych zmian tematu. Nielatwo za nia nadazyc, pomyslala, ale moze wlasnie dlatego wydaje sie taka zabawna i interesujaca?-Od dzisiaj. Oszaleje od tego halasu. - Lidka sie skrzywila. - Wyobraz sobie, ze Piotr mial problem z ludzmi do pracy. Nie wiedzialam, ze Lipniow tak sie rozbudowuje... -Wiesz, jak to jest. Male miasto, nie mamy wielu firm remontowych, ludzie umawiaja sie na kilka miesiecy naprzod. - Edyta nie miala zamiaru jej mowic, ze nikt z miejscowych nie przekroczylby progu starego dworu. Do Lidki chyba nie dotarlo, ze mieszka w domu spalonej za czary hrabiny. -No tak... - westchnela Sianecka. - Wlasciwie dla mnie to zadna roznica. Wazne, ze im szybciej zaczeli, tym szybciej skoncza - podsumowala. -Dobrze wam sie mieszka? -Tak sobie. Wiesz, jak to w nowym miejscu. Do wszystkiego trzeba sie przyzwyczaic. Zwlaszcza do lozka. -Nie mozesz spac? - Edyta rzucila badawcze spojrzenie na Lidke. -Nie, z tym nie mam problemu. Ale czesto sie budze, rano tez jestem jakas taka zmeczona... To pewnie z powodu ciazy - wyjasnila. - W domu bylo to samo. Im jest mnie wiecej, tym gorzej spie. - Poklepala sie po brzuchu. -Na tym akurat sie nie znam. - Edyta starala sie usmiechem zatuszowac uczucie ulgi, jakie ja w tym momencie ogarnelo. - Ale na razie nie widac, zeby bylo cie wiecej - zazartowala. 33 Rozdzial III 1. Jan Bartkowiak wjechal przodem na chodnik i zatrzymal samochod. Nie powinien tu parkowac, ale zgubil sie wsrod kretych uliczek. Z uwaga zaczal studiowac mape rozlozona na siedzeniu pasazera. Teoretycznie powinien sie znajdowac niedaleko posterunku, ale zmylila go platanina jednokierunkowych ulic i slepych zaulkow. W naglym przeblysku ironicznego humoru pomyslal, ze wlasnie teraz nie obrazilby sie na mandat. Wtedy z pewnoscia poznalby droge do komisariatu policji, ale jak to w naszym kraju bywa, policji nigdy nie ma, gdy jest najbardziej potrzebna. Wzdychajac ciezko, podniosl wzrok znad mapy i zaczal szukac nazwy ulicy, na ktorej wlasnie sie znajdowal. Z ulga odszukal to miejsce na planie. Posterunek policji byl na rownoleglej ulicy. Wystarczy skrecic w prawo, pod warunkiem ze nie bedzie zakazu, ale Bartkowiak uznal, ze trafienie do celu podrozy warte jest kilku punktow karnych.Przed komisariatem znajdowalo sie pare wolnych miejsc parkingowych. Wysiadl z samochodu i wszedl do srodka. Trafil do niewielkiej poczekalni, gdzie za szklana szyba siedzial mlody policjant. Wlasciwie przekroczyl pewnie trzydziestke, ale dla Bartkowiaka kazdy, kto mial mniej niz piecdziesiat lat, byl mlody. -Dzien dobry, nazywam sie Jan Bartkowiak. Chcialbym rozmawiac z policjantem, ktory w waszym rejonie zajmuje sie zaginieciami - zwrocil sie do dyzurnego. -Chce pan zglosic czyjes zaginiecie? - Aspirant Doniecki zlustrowal uwaznym spojrzeniem przybylego. -Nie, chce rozmawiac z policjantem zajmujacym sie zaginieciami - powtorzyl mezczyzna. -Najpierw musi pan zglosic zaginiecie, a dopiero potem sprawa trafi do kogos konkretnego - poinformowal go dyzurny. 34 -Pan nie rozumie - zirytowal sie Bartkowiak. - Zaginiecie zostalo zgloszone kilka miesiecy temu. Teraz chce rozmawiac z kims, kto sie tym zajmuje!-Rozumiem. Trzeba bylo od razu powiedziec, ze sledztwo jest w toku. Prosze podac imie i nazwisko osoby zaginionej. Zaraz sprawdze, do kogo trafila sprawa. - Policjant usiadl przy klawiaturze komputera i spojrzal wyczekujaco. -Prosze posluchac, te sprawe prowadzi policja w Warszawie. Ja chce rozmawiac z policjantem, ktory zajmuje sie zaginieciami w waszym rejonie. -Panie Bartkowiak, to tak nie dziala. Konkretny przydzial ma policjant z komisariatu wlasciwego dla zameldowania osoby zaginionej - tlumaczyl cierpliwie. - U nas ta sprawa nie trafila do nikogo. Zaginiona jest w centralnej bazie danych, ale... -Wiem, wiem, wiem! Wiem, jak to dziala! - odparl podniesionym glosem Bartkowiak. - Wiem, ze nikt tutaj nie prowadzi sprawy mojej corki! Ale jest chyba ktos, z kim moge porozmawiac?! -Prosze sie uspokoic! - polecil oschle aspirant. - Moge skontaktowac pana z jednym z funkcjonariuszy wydzialu kryminalnego, ktorzy sa w tej chwili na sluzbie. Prosze zaczekac! - Wskazal na drewniane krzesla stojace pod sciana. -Dobrze, przepraszam. - Bartkowiak, ocierajac chusteczka pot z czola, zajal wskazane miejsce. - Dziekuje - dodal. Doniecki rozmawial przez telefon, nie spuszczajac wzroku z mezczyzny. Przybyly mial co najmniej piecdziesiat lat, krotkie szpakowate wlosy i niebieskie oczy, a na jego twarzy widac bylo slady zmeczenia i troski. Skora wydawala sie obwisla i poszarzala. Sprawial wrazenie, jakby znacznie schudl w krotkim czasie. Aspirant po krotkiej rozmowie odlozyl sluchawke i ruchem reki polecil Bartkowiakowi czekac. Ten tylko skinal glowa i pograzyl sie w rozmyslaniach. Elka mialaby teraz pietnascie lat. Kiedy bez slowa zniknela z domu, zabierajac tylko kilka rzeczy, do dnia pietnastych urodzin, ktore spedzil, wpatrujac sie w tort czekoladowy - jej ulubiony - brakowalo pol roku. Nie bylo dnia, by nie patrzyl na zdjecie jedynej corki i nie plakal. Byla taka podobna do matki - drobna buzia, zadarty nos, ogromne blekitne oczy i jasne wlosy. Nawet tak samo wiotka i krucha jak ona. Nie byl dobrym ojcem. Po smierci zony mial tak wielka obsesje na punkcie chronienia Elki, ze nie zauwazyl, iz najwiekszym zagrozeniem stal sie on sam. Dziewczyna uciekla z domu i na- 35 wet nie mial prawa jej za to winic. Jedynym winnym byl on. Zglosil jej zaginiecie policji, poszedl do fundacji pomagajacej rodzinom zaginionych, wynajal detektywa. Wszystko na nic. W koncu sprzedal mieszkanie, rzeczy zawiozl do siostry, a sam wyruszyl w Polske, podazajac za kazdym tropem, chocby najbardziej watlym. Mial juz do czynienia z oszustami, narkomanami, jasnowidzami, ale nie tracil nadziei. Uznal, ze mu nie wolno. Tylko ona mu pozostala.-Komisarz Krzysztof Chmiel. Jan drgnal, przestraszony niespodziewanym pojawieniem sie oficera sledczego. Funkcjonariusz nie mial na sobie munduru, tylko granatowe dzinsy i grafitowa marynarke, spod ktorej wystawal czarny golf. Komisarz byl niewiele mlodszy od niego. Bartkowiak uznal, ze tamten zbliza sie do piecdziesiatki, co podnioslo go nieco na duchu. Mial nadzieje, ze doswiadczony sledczy w tym wieku bedzie w stanie go zrozumiec. Otuchy dodawaly przyjemne rysy twarzy i cieple brazowe oczy. -Pan do mnie? - Chmiel ze zmarszczonym czolem przygladal sie mezczyznie, ktory nie reagowal przez dluzsza chwile. -Przepraszam, panie komisarzu. Zmeczenie. - Nieznajomy wstal z wyciagnieta reka, ktora Chmiel automatycznie uscisnal. - Nazywam sie Jan Bartkowiak. Przyjechalem z Warszawy. Moja corka, Elzbieta Bartkowiak, uciekla z domu. - Zamilkl na moment. Tyle razy to powtarzal, ale zawsze czul ten sam przeszywajacy bol. Komisarz Chmiel nie przerywal mu. Przygladal sie w milczeniu, czekajac na dalszy ciag wyjasnien. -To juz ponad pol roku, jak jej nie ma - podjal Bartkowiak. - Kiedy ostatnio ktos ja widzial, wybierala sie tutaj. Mowila, ze Lipniow to prezent urodzinowy, bo wie pan, ona juz jako dziecko uwielbiala te wszystkie historie o wrozkach i czarownicach - mowil coraz szybciej, zdajac sobie sprawe, ze zaczyna gadac nie na temat, o czym upewnilo go zniecierpliwienie na twarzy Chmiela, ktore zniknelo jednak rownie szybko, jak sie pojawilo. - Rozpoznal ja kierowca autobusu, a wiec musiala tu przyjechac dwa miesiace temu - zakonczyl szybko i z niecierpliwoscia wyczekiwal reakcji policjanta. Nagle dotarlo don, ze to, co wczesniej wzial za spokoj, jest obojetnoscia. Ten czlowiek nie zamierzal mu pomoc. Slowa komisarza potwierdzily jego odczucie. -Panie Bartkowiak - Chmiel przeczesal jasne wlosy dlonia - dwa miesiace dla uciekiniera z domu to... - rozlozyl rece - jak podroz w czasie. Pana corka moze byc teraz wszedzie. 36 -Wiem, ale chcialem uzyskac informacje, czy nie trafila do szpitala, moze ktos z was ja gdzies wylegitymowal - tlumaczyl coraz bardziej zdenerwowany Jan. - Pytalem na dworcu w Lipniowie. Nikt jej nie widzial. Nie wyjechala stad...-A jest pan pewien, ze w ogole tu dotarla? -Wybierala sie tutaj, kierowca ja pamietal... -Prosze posluchac - przerwal mu stanowczo sledczy - prawda jest taka, ze sam pan nie wie, czy tu byla. Powtarzam - nie dopuscil Bartkowiaka do slowa - nie ma zadnego dowodu, ze dziewczyna przyjechala do Lipniowa. A panskie przekonanie, ze skoro nikt nie widzial jej wyjazdu, to znaczy, ze ona tu nadal jest, nalezy uznac za naciagane. Jedyne, co pan wie, a raczej przypuszcza, to ze sie wybierala w te strony. -No tak, ale... -Wie pan, ilu ludzi przewija sie przez nasze miasteczko? Zreszta przeciez to uciekinierka. Nawet jesli tu byla, mogla sie z kims zabrac autostopem. Przykro mi, ale nie potrafie panu pomoc. - Komisarz wstal, zamierzajac wrocic do swoich zajec. -Nie moze mi pan odmowic! - zaprotestowal Bartkowiak. -Czego pan ode mnie oczekuje? -Nie moze mnie pan tak zostawic! Chmiel zatrzymal sie i popatrzyl na zdesperowanego ojca. Westchnal z niechecia. -Moge poprosic oficera dyzurnego, zeby wrzucil dane panskiej corki i sprawdzil raporty - zaproponowal. - Ale zapewniam pana, ze to nic nie da. Jest niepelnoletnia. Gdyby ktos z naszych ja wylegitymowal, z pewnoscia by sie z panem skontaktowano. -To ona! Niech pan popatrzy! - Bartkowiak chwycil policjanta za rekaw i podsunal mezczyznie zdjecie dziewczyny pod oczy. - Niech pan patrzy, do cholery! - wybuchnal. -Panie Bartkowiak - Chmiel ruchem dloni uspokoil przygladajacego sie im z dyzurki aspiranta, ze interwencja nie bedzie potrzebna - nie widzialem panskiej corki. Oficer dyzurny zaraz sprawdzi raporty, ale to tez nic nie da. Gdyby trafila do szpitala, wiedzialby pan o tym. Gdyby byla martwa - tak samo - ciagnal, nie zwracajac uwagi na blysk paniki w oczach mezczyzny, gdy ten uslyszal slowo "martwa". -Przeciez moj swiadek rozpoznal ja na zdjeciu... 37 -O ile ten ktos naprawde ja rozpoznal. Nie chce pana pozbawiac nadziei, ale co moge zrobic? Mam biegac ze zdjeciem po miescie i podtykac je ludziom pod nos? - Uwolnil rekaw i podszedl do oficera dyzurnego. - Prosze sprawdzic raporty - polecil.-Juz sprawdzilem, panie komisarzu. W trakcie rozmowy. Nic nie ma - zameldowal Doniecki. -Doskonale - pochwalil go Chmiel i odwrocil sie w strone ojca dziewczyny, ten jednak stal juz za nim i uslyszal slowa policjanta. -Czy pan jest pewien? Moze... -Przykro mi... - Komisarz wzruszyl ramionami. -Czy nie moze pan nic zrobic? - ponownie zwrocil sie do niego Bartkowiak. - Moze moglby pan wyslac kilku policjantow, zeby przepytali... -Zartuje pan? - przerwal mu Chmiel bezceremonialnie. - Nie mam zamiaru odrywac ludzi od roboty. Trzeba bylo pilnowac corki, to by z domu nie uciekla. Bartkowiak pobladl gwaltownie. Nie spodziewal sie takiego zakonczenia rozmowy. Rozne zarzuty slyszal pod swoim adresem, ale nigdy nie zostal potraktowany tak obcesowo. -Prosze sie do mnie zglosic, jak znajdzie pan jej zwloki. Wtedy sie tym zajme - rzucil zniecierpliwiony Chmiel. - Pod warunkiem ze zostana znalezione w naszym rejonie... 2. Komisarz Michal Nawrocki w ostatniej chwili uskoczyl przed wybiegajacym z posterunku starszym mezczyzna.-Turysci! - prychnal z pogarda. Kolejny, ktory stracil portfel i dokumenty, pomyslal. -Co sie dzieje? - zapytal oficera dyzurnego. - Omal nie zostalem staranowany... - Wskazal na zamykajace sie wlasnie drzwi. -Corka mu zaginela - wyjasnil Doniecki. - Ponad pol roku temu. Podobno tu sie wybierala. -I co? - spytal Nawrocki bez specjalnego zaciekawienia. -A co ma byc? - Dyzurny wzruszyl ramionami z wystudiowana obojetnoscia. - Ojciec zaginionej wlasnie powiedzial, ze ktos ja rozpoznal na zdjeciu. Wybierala sie do Lipniowa, tylko ze to bylo dwa miesiace temu. Teraz ta 38 dziewczyna moze byc wszedzie. Wie pan, komisarzu, ilu ludzi sie przewija przez nasze miasto? Jesli nie padla ofiara przestepstwa, nikt nie bedzie jej kojarzyl. Typowa nastolatka. Zreszta te wszystkie malolaty wygladaja tak samo.-Prosze prosze... Nic dziwnego, ze ten facet tak stad wybiegl. Po takiej przemowie... - Michal z dezaprobata pokiwal glowa. -No co pan, komisarzu? To nie ja! - zarzekal sie Doniecki, jego policzki pokryly sie purpura. - Komisarz Chmiel z nim rozmawial. -Komisarz Chmiel? - Nawrockiemu nie udalo sie ukryc zaskoczenia. Nie podejrzewal, zeby akurat on pofatygowal sie do zaginiecia i to nawet nie z ich rejonu. -Ale mial racje - zreflektowal sie oficer dyzurny, zdajac sobie sprawe z tego, jak zabrzmialo jego oswiadczenie. - Jest tyle biezacych sledztw. Kto by sie tam zajmowal ucieczkami z domu... - Chmiel nie byl osoba, ktorej chcialby sie narazic. -Chyba mu tego nie powiedzieliscie? - Nawrocki popatrzyl badawczo na aspiranta. Wypelzajacy ponownie zza kolnierzyka rumieniec potwierdzil jego najgorsze obawy. -Wlasciwie, panie komisarzu... -Co tu sie stalo?! - Nawrocki lekko podniosl glos. -Komisarz Chmiel powiedzial mu, zeby przyszedl, jak znajdzie jej zwloki w naszym rejonie, a teraz ma nie zawracac glowy. I ze trzeba bylo lepiej dziecka pilnowac... - wyrzucil z siebie szybko Doniecki. -Cholera! - zaklal Nawrocki. Zalala go gwaltowna fala gniewu. Sam nigdy nie uwazal sie za szczegolnie taktownego, wlasciwie to nawet nie lubil ludzi. Nic dobrego nie mozna sie bylo po nich spodziewac - jak nie przestepca, to klamliwy swiadek - ale nigdy nie traktowal innych jak smieci. Zwlaszcza tych, ktorzy przychodzili zrozpaczeni. Chmiel przekroczyl wszelkie granice, a on jak na zlosc, nic na niego nie mial. Jesli dalej tak pojdzie, szef odwola go do innej sprawy, a skorumpowany policjant wkrotce bedzie rzadzil tym miastem. -Prosze nie mowic, panie komisarzu, ze ja... - zajaknal sie Doniecki, ktory nie chcial miec na pienku z Chmielem, komisarzem z dwudziestoletnim stazem, najlepszym przyjacielem komendanta i burmistrza. Facet prawdopodobnie zostanie tez nastepnym komendantem. Komisarz nalezal do miejscowej elity, a jego zona wiedziala wszystko o wszystkich, co nie wydawalo sie dziwne, poniewaz byla naczelnikiem urzedu skarbowego. Nawrocki nie mial 39 dowodu, ze ktorekolwiek z tych dwojga wykorzystuje w celach prywatnych informacje zdobyte w pracy, tylko czy ktos by sie osmielil dostarczyc mu taki dowod.-Rozumiem - burknal niechetnie. - Czy komisarz Chmiel mowil cos jeszcze? - rzucil od niechcenia. Nie sadzil, by aspirant uslyszal cos istotnego, ale nie szkodzilo zapytac. -Nie, panie komisarzu. Nawrocki bil sie z myslami. Mial za duzo pracy, by zawracac sobie glowe jakims tam zaginieciem. Jesli nawet dziewczyna rzeczywiscie byla w Lipnio-wie to od tamtej pory minely dwa miesiace. Szansa, ze ktokolwiek bedzie ja teraz pamietal, wydawala sie praktycznie zadna. Michal mial inne zadania, a jeszcze dochodzila do tego praca biezaca na posterunku. Mimo wspolczucia dla zrozpaczonego ojca, niespecjalnie mial ochote w tym grzebac. Zdecydowal, ze odpusci sobie sprawe. Uspokoil Donieckiego, ze to, co uslyszal, zatrzyma dla siebie, i poszedl do swojego gabinetu. Przegladal raport z wlamania do sklepu nocnego, ale nie mogl sie skupic. Caly czas mial przed oczami twarz wybiegajacego z posterunku mezczyzny. Westchnal ciezko. Wiedzial juz, ze nie zasnie spokojnie ani tej nocy, ani nastepnej. Wybral numer wewnetrzny i polaczyl sie z Donieckim. -Nawrocki! - rzucil do telefonu. - Jak nazywa sie ten czlowiek? Ten, ktory szukal corki? -Jan Bartkowiak - poinformowal go spiesznie aspirant Doniecki. -A zaginiona? -Elzbieta Bartkowiak. -Zostawil numer telefonu?... Adres?... Cokolwiek? - dopytywal sie komisarz, ale na kazde z pytan otrzymal odpowiedz przeczaca. -Dobra - burknal Michal i odlozyl sluchawke. Splotl dlonie i oparl na nich podbrodek. Przez chwile patrzyl przed siebie zamyslony. Byl wysokim i szczuplym mezczyzna. Trudno by uznac go za dobrze zbudowanego, ale niejeden przestepca dal sie na to nabrac. Nikt tak dobrze jak Nawrocki nie wiedzial, ze pozory potrafia mylic. Mial szare przenikliwe oczy, jego twarz zawsze sprawiala wrazenie napietej, a z obojetnego spojrzenia nic nie dawalo sie wyczytac. Chmiel stanowil jego calkowite przeciwienstwo. Juz samym wygladem wzbudzal zaufanie i sympatie, a pelne wspolczucia brazowe oczy spaniela byly zartem losu, Nawrocki bowiem nie znal drugiego takiego drania. 40 Znienawidzili sie od pierwszego dnia, gdy zostal tu skierowany z Komendy Glownej. Od poczatku uwazal Chmiela za karierowicza. W dodatku tamten byl kiepskim glina. Sfuszerowal kilka spraw o narkotyki i prokuratura musiala umorzyc sledztwo. Nawrocki podejrzewal go o celowe utrudnianie pracy, ale nie udalo mu sie znalezc dowodow. Mial wrazenie, ze dzialajaca tu grupa policjantow ma zupelnie inne zapatrywania na sluzbe spoleczenstwu niz zasady wyniesione z akademii policyjnej. I wlasnie to musial wykazac. 3. Doniecki odlozyl sluchawke i niepewnie popatrzyl na Chmiela, przysluchujacego sie rozmowie.-O co chodzilo? - zapytal ten spokojnie. -Komisarz Nawrocki pytal o tego faceta szukajacego corki... - Aspirant czul pot splywajacy mu po plecach. Jeszcze tego brakowalo, aby facet uznal, ze na niego donosze, pomyslal zdenerwowany. -Ciekawe... - rzucil na pozor obojetnie Chmiel - skad Nawrocki ma informacje... -Pan komisarz zderzyl sie w drzwiach z tym facetem i dopytywal sie, o co chodzilo. -I co mu powiedziales? -Sprawa zaginiecia, nie nasz rejon, brak dowodow, ze dziewczyna tu dotarla. Nic wiecej - zarzekal sie Doniecki. -Ciekawe... - powtorzyl spokojnie Chmiel, lustrujac uwaznym spojrzeniem dyzurnego. Doniecki musial dokladnie opisac cale zajscie Nawrockiemu, w przeciwnym wypadku tak by sie nie pocil, a tamten nie zainteresowalby sie sprawa. -Bardzo ciekawe - powtorzyl. Wybieral sie na obiad, ale uznal, ze to moze zaczekac. Najpierw trzeba sprawdzic, co zamierza jego przeciwnik. Michal siedzial za biurkiem, przegladajac protokol z przesluchania, by sie upewnic, ze nie umknal mu zaden szczegol, gdy do pokoju wszedl Chmiel. -Jak zawsze bez pukania, i jak zawsze bez zaproszenia - podsumowal krotko Nawrocki. 41 -Jestem u siebie - odparowal tamten, opierajac sie swobodnie o futryne.-Moge w czyms pomoc? - Michal zmierzyl go wzrokiem. -Wlasnie o to samo chcialem zapytac. - Lagodne brzmienie glosu komisarza potrafiloby wprowadzic w blad mniej doswiadczonego policjanta. -A dokladniej? -Dokladniej... - Krzysztof udal, ze sie zastanawia - to ja cie informuje, ze jestes tu nowy. Nie znasz ukladow. Nie masz ukladow. Musisz na siebie uwazac. Powinienes korzystac z rad starszych, zyczliwych ci kolegow. -A jak brzmi rada zyczliwych kolegow? -Zajmuj sie wlasnymi sprawami. -Wlasnie to robie. - Podniosl akta dotyczace wlamania. -Nie rob ze mnie idioty, Michal. - Tym razem Chmiel nie udawal sympatii. -A dokladniej? - spytal ironicznym tonem Nawrocki. -Nie przesluchuj naszych. Myslisz, ze nie widze, jak probujesz kopac pode mna dolki? Wiem, co jest grane. -Skoro mamy grac w te sama gre, to moze mnie oswiec, czego chcesz? - Mimo pozornego spokoju poczul, ze robi mu sie zimno. Jakims cudem Chmiel dowiedzial sie, ze prowadze przeciwko niemu sledztwo, pomyslal. -Zaraz po mnie masz najdluzszy staz w policji, a stary niedlugo idzie na emeryture. Jego miejsce jest juz zajete. -To oczywiste... - odparl Michal kpiaco, starajac sie ukryc ulge. A wiec tamten podejrzewal go o zakusy na stanowisko komendanta. Takie pomysly w niczym nie zagrazaly jego zadaniu. -Nie zadzieraj ze mna! -A sprawa tej dziewczyny? - spytal lagodnie Nawrocki. -Co? -Dlaczego nie chciales zajac sie sprawa malej Bartkowiak? -Tym? Zwariowales? Nie nasz rejon. Szukanie igly w stogu siana. Niech sie facet cieszy, ze kazalem sprawdzic raporty. - Wzruszyl obojetnie ramionami, ale Michal wyczul w jego zachowaniu falsz. -Wiec pewnie nie bedziesz mial nic przeciwko temu, jesli w wolnej chwili sprawdze pare rzeczy... - rzucil od niechcenia, uwaznie obserwujac reakcje kolegi. Nie pomylil sie. Tamten zesztywnial na ulamek sekundy, ale Michalowi to wystarczylo. Cos tu bylo nie tak. I to bardzo. -Nie powinienes w tym grzebac - odparl tamten po dluzszej chwili. 42 -To moja sprawa, jak wykorzystuje swoj wolny czas - zaoponowal Nawrocki. - Dlaczego ci to przeszkadza? - zapytal, zanim tamten zdazyl wybuchnac.-Moze tego nie zauwazyles - Nawrocki dostrzegl, ze jego przeciwnik stara sie opanowac, jednak jest bliski wybuchu - ale to miasto zyje z turystyki. Nie chcemy tego popsuc... - ciagnal z naciskiem Chmiel. -My, to znaczy kto? - przerwal mu Michal. -My, to znaczy obywatele troszczacy sie o przyszlosc Lipniowa. Nie ma tu zadnej fabryki ani innego duzego zakladu pracy. Stracimy dochody z turystow i koniec piesni. Bezrobocie, bieda, mlodzi zaczna wyjezdzac i nie beda chcieli wracac... -Jasne, slyszalem to wszystko na zebraniu rady gminy. - Michal nie zdolal powstrzymac sie od sarkazmu. - Pytam powaznie: dlaczego mam odpuscic te sprawe? -Ucieczka z domu, zaginiecie, a za moment jeszcze sie okaze, ze grasuje tu Kuba Rozpruwacz. Nie naraze opinii miasta dla nieletniej narkomanki. A ty... - Krzysztof wycelowal w niego palec - naprawde powinienes zaczac sluchac rad zyczliwych kolegow. -Powiedzmy, ze przyjalem do wiadomosci. - Nawrocki skierowal wzrok na dokumenty, dajac tym samym do zrozumienia tamtemu, ze uwaza rozmowe za skonczona. Nie bylo to ich pierwsze starcie i z pewnoscia nie ostatnie, pomyslal, gdy tamten wyszedl. Chmiel od samego poczatku krytykowal metody pracy Michala, a szczegolnie zainteresowanie sprawami oddanymi do archiwum jako nierozwiazane. Gdy tylko mial okazje, podwazal autorytet nowego kolegi przy podwladnych. Sprawa malej Bartkowiak byla tylko kolejna z wielu utarczek i nie zaintrygowalaby Nawrockiego, gdyby tamten nie probowal go odwiesc od jej prowadzenia. Zauwazyl, ze wszystko, co mogloby narazic dobre imie miasteczka, bylo wyciszane i ukrywane. Z taka tendencja spotkal sie juz kilkakrotnie w Lip-niowie. Mieszkancy woleli nie widziec problemu, niz ujawnic nieprzyjemne sprawy, ktore mogly miec negatywny wydzwiek. Tak sie stalo chocby w przypadku rozpowszechniania narkotykow. Przylapal kilkoro nastolatkow z taka iloscia srodkow halucynogennych, ze mogliby odplynac w inny wymiar na lata swietlne. Sprawe natychmiast mu odebrano; podobno sledztwo zostalo przekazane bardziej doswiadczonemu pracownikowi, jak zapewnil Michala komendant, nastepnie zas dzieciaki 43 ukarano kilkoma godzinami prac spolecznych. O poszukiwaniu dilerow nie bylo mowy. W aktach przeczytal, ze chlopcy nie pamietali, od kogo kupili narkotyki, ale byli pewni, ze to ktos przyjezdny. Koniec kropka i po klopocie.Zaginiona dziewczyna sama w sobie nie stanowila zagrozenia dla opinii miasta, ale reakcja Chmiela sugerowala, ze moglo byc inaczej. Pytanie tylko, czy cos wiedzial, czy tez rzeczywiscie tylko sie asekurowal. Z pewnoscia wiekszosc turystow potraktowalaby wiesc o seryjnym zabojcy czy gwalcicielu jako dodatkowa atrakcje podczas urlopu, ale znaczna czesc odwiedzajacych Lip-niow stanowily wycieczki szkolne. W sezonie wakacyjnym motele i hotele byly przepelnione, podobnie obozy dla dzieci i mlodziezy - listy kolonijne na nastepny rok byly zamkniete, nim skonczyl sie biezacy sezon. Michal potrafil zrozumiec niechec do naglasniania niektorych spraw, chociaz nie wyjasnialo to tendencji do chowania glowy w piasek. Przeciez to tylko zaginiona nastolatka, jedna z tysiecy. Nie wiedzial, co poczac z ta sprawa. 4. Bartkowiak z trudem lapal oddech. Wsciekly wsiadl do samochodu i z piskiem opon ruszyl przed siebie. Byl przyzwyczajony do odmow, ale w taki sposob jeszcze nikt go nie potraktowal. Mial wystarczajaco duzo do zarzucenia samemu sobie, by nie musiec wysluchiwac uwag obcych ludzi. Nie patrzyl jak jedzie i omal nie spowodowal wypadku. Z jednokierunkowej uliczki wypadl wprost na rynek. W ostatniej chwili skierowal samochod w prawo, gdy pojawila sie przed nim ciezarowka. Pisk opon, trabienie aut i krzyki spacerowiczow zlaly sie w jeden chaotyczny dzwiek, gdy Jan zatrzymal sie, wjechawszy gwaltownie na chodnik. Kierowca ciezarowki popukal sie w czolo, uniosl palec w obrazliwym gescie i ruszyl dalej. Kilku przechodniow obrzucilo go nieprzychylnymi spojrzeniami, kilku innych wyglosilo niepochlebne uwagi. Wystraszyl sie, gdy jeden z mlodocianych chuliganow kopnal w drzwi samochodu, po czym uciekl wraz z kumplami, smiejac sie glosno. Bartkowiak wycofal ostroznie samochod i zaparkowal, tym razem zgodnie z przepisami. Oparl glowe na kierownicy. Siedzial tak przez chwile w milczeniu, gdy glosne pukanie w okno zmusilo go do podniesienia oczu. Przez chwile myslal, ze chuligani wrocili albo przyjechala policja. 44 Przy samochodzie stala mloda, moze trzydziestoletnia rudowlosa kobieta i spogladala na niego z troska. Uchylil lekko okno.-Dobrze sie pan czuje? - zapytala. Juz chcial mruknac, ze tak, ale cos w oczach kobiety kazalo mu powiedziec prawde. -Nie. Nie czuje sie dobrze. Chcialbym umrzec... - szepnal. -Co...? -Powinienem umrzec. - Nie dal jej dokonczyc zdania. - Ktos taki jak ja nie powinien zyc... -No, no, no... - Pogrozila mu palcem. - Nie wolno tak mowic. Wiele osob na tym swiecie powinno umrzec, a jeszcze wiecej nie powinno sie nigdy narodzic. Ale on juz tak zostal urzadzony, ze nie my o tym decydujemy. -Pewnie jest pani katoliczka. Przepraszam, jesli urazilem pani uczucia. - Poczul sie przez moment winny. Nie powinien jej mowic takich rzeczy. -Katoliczka? - zdziwila sie rudowlosa. - A co? Mam to wypisane na czole? To, w co wierzyla, w najlepszym razie mozna by nazwac systemem, na ktory skladaly sie strzepy roznych religii, a katolicyzm byl tylko jednym z elementow. I to wcale nie najwazniejszym. -Nie urazil pan moich uczuc - odrzekla spiesznie, widzac, ze mezczyzna przyglada jej sie zdezorientowany. - Tak wlasciwie nie jestem zadnego wyznania - dodala po chwili. -Ateistka? - Sam nie wiedzial, po co przedluza te dziwna rozmowe. -Tez nie. - Oparla sie o maske samochodu. - Ale wierze w dobro i zlo i widze roznice miedzy nimi, wiec prosze sie mnie nie obawiac i powiedziec, co sie stalo. Wyglada pan na bardzo wzburzonego... I omal nie wyladowal pan w mojej ksiegarni. - Wskazala za siebie na szybe wystawowa. Patrzyla na niego pytajaco, usmiechajac sie delikatnie. Nie byla piekna, ale miala w sobie cos przyciagajacego wzrok. Im dluzej na nia spogladal, tym bardziej czul sie zafascynowany. Nie mogl oderwac od niej oczu. -Przepraszam, nie przedstawilam sie. - Kobieta przerwala przedluzajace sie milczenie. - Edyta Mielnik. -Jan Bartkowiak. - Po kilku sekundach doszedl do siebie. Wiedzial juz, co tak go zafascynowalo. Oczy. Edyta Mielnik miala oczy niespotykanej barwy, a przynajmniej on nigdy takich nie widzial. Na pierwszy rzut oka wydawaly sie po prostu intensywnie zielone, ale po chwili mozna bylo zauwazyc, ze teczowka wygladala jak obrysowana ciemnym flamastrem, 45 tuz przy zrenicy polyskiwaly zlote plamki, a sama zrenica nie byla okragla. Miala raczej ksztalt elipsy, choc Jan nie mogl byc tego pewien. Chyba to tylko swiatlo...-Moge w czyms panu pomoc? - W jej oczach widac bylo jedynie troske. -Wlasciwie tak. - Bartkowiak wzial sie w garsc. - Moja corka zaginela. Ostatni raz byla widziana w Lipniowie. A wlasciwie nie, mowila, ze chce tu przyjechac. To bylo dwa miesiace temu. Moze ja pani widziala? -Ma pan zdjecie? - zapytala. -Oczywiscie, zaraz... Gdzie ja je wlozylem... - Zaczal goraczkowo przeszukiwac kieszenie. -Powoli. - Kobieta pochylila sie i polozyla dlon na jego rece, zagladajac mu z bliska w oczy. - Zaparze herbate. Prosze ze spokojem wziac, co potrzeba, i wejsc do ksiegarni, dobrze? Byl tylko w stanie skinac potakujaco glowa. Rozgladal sie wokol z ciekawoscia. Na pierwszy rzut oka ksiegarnia wydawala sie podobna do innych, ale zauwazyl namalowane na szybach symbole. Wiedzial, co znacza. Ela od dziecka byla zafascynowana swiatem magii, a jako nastolatka zainteresowala sie kultem wicca. Kiedy po zaginieciu corki odkryl w jej pokoju ksiazki i amulety, byl przerazony. Najpierw pomyslal, ze zwiazala sie z sekta satanistow. Dopiero gdy przejrzal kilka tytulow, odkryl, ze zainteresowania corki nie mialy z tym nic wspolnego. Co nie znaczylo, ze poczul sie spokojniejszy, ale przynajmniej byl pewien, ze Ela nie wplatala sie w nic zlego. Oczywiscie mogly jej grozic wszystkie niebezpieczenstwa czyhajace na kazda nastolatke, ktora uciekla z domu - przemoc, alkohol, narkotyki, glod, smierc... -Prosze. - Edyta podala mu szklanke cieplej herbaty z miodem. Gosc wydawal sie zdezorientowany i przygnebiony, wyczuwala bijaca oden desperacje, ktora mogla doprowadzic do nieprzemyslanych dzialan. Miala nadzieje, ze zrozpaczony ojciec sie myli i zaginiona dziewczyna nigdy nie trafila do Lipniowa. -Jest pani wiccanka? - zapytal, spogladajac na rzedy ksiazek poswieconych magicznym obrzedom. -Nie. Profil ksiegarni jest odpowiedzia na zainteresowania turystow, a nie odzwierciedleniem mojego swiatopogladu - odparla ze znuzeniem Edyta. 46 -To co pani mowila i... - Wskazal dlonia na magiczne przedmioty, wyjasniajac, skad to pytanie. - Powiedzialem cos nie tak? - dodal niepewnie, widzac czujne spojrzenie kobiety. - Nie zamierzalem pani urazic...-Nie, wszystko w porzadku - zapewnila go. - Ale jestem zaskoczona, ze pan to zauwazyl. Wiekszosc osob nie kojarzy profilu ksiegarni z wicca. Najwyzej uwazaja, ze jestem kims w rodzaju wspolczesnej czarownicy. Wie pan, historia tego miejsca i legendy maca ludziom w glowach. Miejscowi sa bardzo przesadni, jakby nadal zyli w czasach polowan na czarownice - tlumaczyla. - Nie wyglada pan na kogos, kto interesowalby sie kultem wicca... -Moja corka sie tym pasjonowala - odpowiedzial ze smutkiem. -Rozumiem. - Edyta usmiechnela sie lagodnie. -Nie wiedzialem o tym przed jej zniknieciem. Nie wiedzialem o wielu rzeczach. Wlasciwie to nie wiedzialem o niczym. Teraz wiem, czym sie interesowala. Wiem, z kim sie przyjaznila. Znam jej ulubiony film i kolor. Wiem, jakie ksiazki kocha... - Urwal na moment, by opanowac wzruszenie. Tlumione lzy wypelnily mu oczy. Edyta nie przerywala. Czekala. Czula, ze ten czlowiek pragnie to wszystko z siebie wyrzucic. -Nie dowiedzialem sie niczego od niej, bo kiedy byla obok mnie, nie chcialem sie tym zajmowac. Gdy jej zabraklo... prowadzilem dochodzenie na wlasna reke... Znajomi Eli, nawet nie przyjaciele, tylko po prostu znajomi - mowil z gorycza - wiedzieli o mojej corce wiecej niz ja. Teraz wiem wszystko, ale jej nie ma. Nie moge jej tego powiedziec. Nie mam komu powiedziec, ze wreszcie znam swoje dziecko... - Urwal. Glos uwiazl mu w krtani. -Mnie pan powiedzial - zauwazyla Edyta. - Ma pan jej zdjecie? W milczeniu wyjal fotografie z portfela. -Sliczna. - Usmiechnela sie smutno do dziewczecej twarzyczki na zdjeciu. Jeszcze nie dorosla, ale juz nie dziecko, pomyslala, patrzac na drobna buzie uroczej blondyneczki. Zlote wlosy wily sie wokol glowy i opadaly na ramiona. Wygladalaby jak aniolek, gdyby nie oczy. Rysowaly sie w nich powaga i smutek. Miala oczy dojrzalej kobiety, ktora widziala zbyt wiele, przyszlo nieoczekiwanie do glowy Edycie. -Kilka lat temu zmarla zona. - Jan spogladal chwile na oddane mu zdjecie. - Obiecalem jej, ze bede dbal o Elke. A ona uciekla ode mnie. -No coz... takie rzeczy sie zdarzaja - odrzekla ze wspolczuciem. - Nastolatki... 47 -To nie to. - Pokrecil przeczaco glowa. - Ona probowala mi powiedziec, ze jest nieszczesliwa, ale jej nie sluchalem. Tak bylem przekonany o swoich racjach, ze... Tylko ja jestem winien - oswiadczyl stanowczo. - Gdyby byla starsza, moze udaloby sie jej do mnie dotrzec. Ale to delikatne, wrazliwe dziecko. Nie potrafila inaczej sobie poradzic z sytuacja, wiec uciekla. Wiem, dziwnie to brzmi. Sam nie do konca to rozumiem. Ale psycholog mi to powiedzial, wiec pewnie tak jest.-Pewnie pana nie pociesze, ale ja tez ucieklam z domu, tylko ze bylam wtedy znacznie starsza. Dowiedzialam sie o mamie rzeczy, ktorych nie potrafilam zniesc. Wyjechalam na studia i wrocilam dopiero po jej smierci. Teraz moge jedynie zalowac, ze nie podjelam wysilku... - Zacisnela usta. -Rozumiem. - Odstawil kubek. - Ale pani byla dorosla, a Elka ma pietnascie lat. -Wiem, przepraszam. Nie zamierzalam nas porownywac. Nie wiem, czemu to panu powiedzialam. Wlasciwie to wiedziala, dlaczego zaczela mowic o sobie. Chciala go pocieszyc, ale rzeczywiscie obie sytuacje nie mialy ze soba nic wspolnego. Edyta nie zamierzala opowiadac Bartkowiakowi, jak to sie stalo, ze odsunela sie od wlasnej matki. Wrocila do Lipniowa i prowadzila odziedziczona ksiegarnie, ale tylko w jednym celu. Pragnela zniszczyc to, co zabralo jej matke. Nie spieszyla sie, miala wytyczony cel i dazyla do niego. Powoli i konsekwentnie. Obserwowala, czekala, zbierala dowody. -Pojde juz. - Mezczyzna podniosl sie zazenowany. Jego rozmowczyni odplynela gdzies myslami i przestala zwracac na niego uwage. Nie chcial naduzywac jej uprzejmosci. -Niech pan zaczeka. - Ocknela sie z zamyslenia. - Ma pan te ogloszenia? Moglby pan zostawic kilka w ksiegarni, jesli pan chce. Powiesze je na oknie. Kreci sie tu sporo turystow, na nich jednak bym nie liczyla. Przyjezdzaja na kilka dni i wyjezdzaja, ale moze ktos z miejscowych ja zapamietal. Jesli przyjechala do Lipniowa, z pewnoscia byla na rynku. Kto wie? -Dziekuje, bardzo dziekuje. - Uscisnal jej reke tak mocno, ze Edyta az sie skrzywila z bolu. -Przepraszam - zreflektowal sie. - Po prostu... -Rozumiem - zapewnila go. - Prosze tylko nie robic sobie zbyt wielkich nadziei. Dwa miesiace to duzo czasu, zwlaszcza ze przyjezdza mnostwo ludzi. Prosze mnie zle nie zrozumiec, pana corka to sliczna dziewczyna, ale takich nastolatek... 48 -Chce pani powiedziec, ze po pewnym czasie wszystkie twarze wygladaja tak samo. - Zabrzmialo to bardziej jak stwierdzenie niz pytanie.-Hm... - mruknela, usilujac zatuszowac usmiechem zmieszanie, w jakie wprawil ja smutek pobrzmiewajacy w glosie Bartkowiaka. -Juz to slyszalem. I to nie raz. Ostatnio poinformowal mnie o tym jeden z waszych policjantow, komisarz Chmiel, jesli dobrze zapamietalem nazwisko - powiedzial z gorycza. - Jakbym sam tego nie wiedzial - dodal cicho. -Zostanie pan tutaj czy wyrusza dalej? - Edyta nie wiedziala, jak zareagowac na jego slowa. -Na razie nie ma zadnego dalej - odparl z westchnieniem. - Bede rozgladal sie po miescie i okolicy tak dlugo, az wpadne na kolejny trop albo strace nadzieje... Nie wie pani, gdzie moglbym sie zatrzymac? - zapytal, przerywajac milczenie, jakie zapadlo po jego ostatnim stwierdzeniu. 49 Rozdzial IV 1. Lidka obudzila sie nagle. Panika zaciskala jej krtan, serce walilo jak oszalale. Gdy zrozumiala, ze to tylko zly sen, zaczela sie powoli uspokajac. Oddech wyrownywal sie powoli, serce odzyskiwalo miarowy rytm. Lagodnymi ruchami zaczela gladzic brzuch. Miala nadzieje, ze gdy troche ochlonie po zmianach, jakie zaszly w jej zyciu, zacznie lepiej sypiac. Od tygodnia nie przespala calej nocy. Przez chwile zalowala, ze kupila w antykwariacie tamta ksiazke. Nie miala wprawdzie czasu do niej zajrzec, ale dreczyla ja historia opowiedziana przez Edyte. Paradoksalnie poczula niechec do nowej znajomej, jakby to ona byla winna jej zlemu samopoczuciu. A przeciez tak naprawde wczesniej tez nie najlepiej spala, a skoro miala mieszkac w Lipniowie, i tak musialaby wreszcie poznac lokalne podania, zwlaszcza ze ich element znajdowal sie w dworskim ogrodzie. W pierwszym odruchu po powrocie z miasteczka Lidka postanowila usunac fontanne, ale poczula wstyd na mysl, ze ulega irracjonalnej histerii.-Jakas ty glupia... - wyszeptala, patrzac w sufit. Edyta byla jedyna dla niej zyczliwa osoba w miescie. Nie powiedziala niczego, czego nie mozna by sie dowiedziec chocby z Internetu, zreszta Lidka sama nalegala na opowiesci i zadawala setki pytan. A teraz miala do tamtej zal tylko dlatego, ze nie uslyszala bajeczki o aniolkach. Opowiesci o czarownicach zaciekawily ja na tyle, ze kupila ksiazki, ktorych normalnie nie zauwazylaby na polce w ksiegarni, chyba ze spadlyby jej na glowe. Nie powinna szukac dookola winnych swojego zlego samopoczucia, tylko wziac sie w garsc i znalezc sobie zajecie. Zerknela na meza, zazdroszczac mu spokojnego odpoczynku. Piotr oddychal miarowo i usmiechal sie przez sen. Pewnie sni mu sie cos milego, pomyslala z nagla czuloscia Lidka. Za oknem juz szarzalo. Postanowila wstac. I tak juz nie zasnie. Zamknela za soba cicho drzwi sypialni, starajac sie nie obudzic meza. Zeszla niespiesznie do kuchni i zaczela przygotowywac sobie herbate z miodem. 50 Chwile pozniej, ostroznie niosac parujacy kubek, weszla do biblioteki. Uznala, ze poswieci ranek na przestudiowanie kupionej ksiazki. Usiadla wygodnie w fotelu, podciagajac kolana, i okryla sie polarowym kocem. Byla polowa kwietnia, ale dom nie nalezal do najcieplejszych, dawaly sie we znaki marmurowe posadzki. Piotr nie pozwolil rozkladac dywanow, zeby nie ulegly zniszczeniu podczas remontu, i teraz od podlogi bil niemilosierny ziab.Na okladce ksiazki widniala postac kobiety, ktora Lidka wczesniej widziala wszedzie w miasteczku. Teraz przynajmniej dowiedziala sie, skad to wyobrazenie Lilith. Malowidla scienne w restauracji stanowily kopie obrazu Johna Colliera "Lilith". Wprawdzie roznily sie kilkoma szczegolami, ale glowny motyw pozostawal ten sam. Dlugowlosa naga kobieta spleciona w uscisku z wezem. Na obrazie Colliera Lilith stala we wdziecznej pozie, z przechylona lekko glowa, odrzucajac wlosy, i przyciskala plaski leb ohydnego gada do ramienia. Malomiasteczkowy artysta nadal restauracyjnemu freskowi wiecej erotyzmu. Ta Lilith spogladala wyzywajaco przed siebie, a na jej twarzy widnial pelen ironii, zachecajacy usmiech. Lidka odniosla wrazenie, ze kobieta jest pewna swojej niszczycielskiej sily. Demoniczna kochanka wiodaca na zatracenie. Przerzucila kilka kartek. Ku swemu zdumieniu odkryla, ze postac Lilith wystepuje w wielu kulturach. Utozsamiana byla na przyklad z mezopotam-skim demonem porywajacym niemowleta; grecka Lilith, nazywana Lamia, byla libijska krolowa zwiazana z Zeusem, ktorej Hera zabrala potomstwo, co doprowadzilo Lamie do obledu i zaczela porywac obce dzieci. Lidke szczegolnie zaintrygowala informacja, ktora uraczyla ja Edyta, ze Lilith uwazana jest za pierwsza zone biblijnego Adama, jeszcze przed Ewa. Lidia nigdy nie uwazala sie za religijna i nie przypominala sobie, by w Ksiedze Rodzaju byla mowa o tej postaci. Totez lektura ksiazki pochlonela ja calkowicie. Lilith nie godzila sie ponoc z podlegloscia wobec Adama i porzucila go. Wedlug Demonologii zdecydowala sie uciec do piekla, gdzie zostala kochanka najwyzszego w hierarchii szatana. Wyslano w pogon trzy anioly - Senoya, Sansenoya i Seman-gelofa, by ja sprowadzily z powrotem. Zagrozily zabijaniem dzieci Lilith, jesli nie wroci do raju. Ta byla nieugieta i w odwecie zapowiedziala zabijanie dzieci Adama i Ewy. Do raju nigdy nie powrocila. W sredniowieczu powszechnym zwyczajem bylo noszenie amuletu z imionami trzech aniolow, ktore mialy chronic dzieci przed krwiozerczym demonem. 51 Czujac przechodzace po plecach lekkie ciarki, Lidka opuscila kilka barwnych opisow. Jej wzrok przyciagnelo slowo "sukub", ktorego uzyla Edyta. Zaczela czytac.-Lilith uwazana jest tez za krolowa sukubow - mowila cicho do siebie - kobiecych demonow, ktore nawiedzaja we snie mezczyzn i kradna im nasienie lub wysysaja z nich energie zyciowa. Kabalisci przedstawiali ja jako naga kobiete o ciele zmieniajacym sie w wezowe sploty. W kazdym podaniu jest niebezpieczna kusicielka, nienasyconym demonem o niezwyklej urodzie... - Dalszy ciag czytala, poruszajac tylko lekko ustami. -Hm... Lilith jako matka wampirow wysysala krew z noworodkow... Zaniepokoila ja zbieznosc wszystkich legend w kwestii porywania i zabijania dzieci przez niepokorna zone Adama. Z ciezkim westchnieniem zamknela ksiazke, zdecydowana wiecej do niej nie wracac. Byla zla na siebie, ze historia Lilith tak ja urzekla i zafascynowala jej wyobraznie. Wciaz miala przed oczami wizerunek pieknej kusicielki. Poczula czyjas dlon na karku i wrzasnela, z przerazeniem zrywajac sie z miejsca. Kubek potoczyl sie pod stolik, a ksiazka spadla grzbietem do gory. Za fotelem stal Piotr, na jego twarzy malowal sie przestrach. -Jezu! - jeknela. - To ty... -A kogo sie spodziewalas? - Widac bylo, ze nie moze ochlonac. Wrzask zony sprawil, ze serce omal nie wyskoczylo mu z piersi. -Co sie z toba dzieje? - zapytal, oddychajac gleboko, gdy nie odpowiedziala, tylko spogladala nan nieruchomym wzrokiem. -Nic. Po prostu... Nie wiedziala, co mu odpowiedziec. Wydawalo mi sie, ze naga kobieta ze swoim oslizglym ukochanym przyszla po moje dziecko? - przebieglo jej przez glowe. -Zamyslilam sie. - Wzruszyla w koncu ramionami, uznajac, ze zbagatelizowanie sprawy bedzie lepszym rozwiazaniem niz przyznanie, ze ma urojenia. - Kupilam kilka dni temu - podniosla ksiazke z podlogi - i pochlonela mnie zupelnie. -Kryminal? - zapytal, maskujac ironia ulge. Obawial sie, ze przeprowadzka i samotnosc zle oddzialuja na stan nerwow Lidki. Kryminal byl wyjasnieniem niebudzacym obaw, chociaz Piotr zdawal sobie doskonale sprawe, ze to nie jest normalna lektura dla jego zony, ktora nie oglada mocniejszych filmow od komedii romantycznych, jako ze w przeciwnym wypadku nie zmruzylaby oka. 52 -Nie, no co ty... - obruszyla sie teraz. - Wiesz, ze nie czytam kryminalow. Bylam ciekawa historii miasta... Wiesz, ta fontanna i malowidla w restauracji...-Jeszcze lepiej. Horror. - Piotr zachichotal, calujac ja w usta. -Wcale nie... - mruknela. - Hej, zaraz... - Popatrzyla na niego buntowniczo. - Horror? Czyli doskonale znales historie Lipniowa i nic mi nie powiedziales! -Historia jest mroczna, ale ma niepowtarzalny klimat, ktory z pewnoscia docenisz, jak juz urodzisz - odrzekl polubownie. - Chwilowo wolalbym, zebys zainteresowala sie czyms zdecydowanie pogodniejszym. -No jasne. Zaden problem. Po prostu nie bede jezdzic do miasta ani wychodzic z domu i na pewno nie zajrze do ogrodu. Wtedy nic nie bedzie mi przypominalo o spalonych czarownicach, z wyjatkiem tego, ze odziedziczyles dom po stryju, ktory zmarl w dziwnych okolicznosciach. O czym tez mi nie wspomniales, zeby mnie nie denerwowac! - Lidka zaczynala sie rozkrecac. - Moze powinienes mnie ubezwlasnowolnic? - zaproponowala. -Obiecuje, ze to przemysle - zapewnil ja. -Co takiego? - Stracila watek. -Twoje ubezwlasnowolnienie. - Piotr patrzyl na nia kpiaco. -Ech, ty... - Zamierzyla sie na niego zartobliwie, ale zrecznie sie uchylil. -Zaraz przyjezdza ekipa. - Spojrzal na nia pytajaco. -Jasne, idz sobie... - fuknela. - No idz! - Przewrocila z ubolewaniem oczami, gdy zatrzymal sie w progu, by sie upewnic, czy na pewno moze zostawic ja sama. 2. Komisarz Nawrocki zatrzymal samochod przy rynku. Trzasnal drzwiami tak mocno, ze przechodzaca obok kobieta odskoczyla przestraszona.-Przepraszam. - Nawet sie nie staral, zeby zabrzmialo to uprzejmie. Skierowal sie do restauracji. Pora obiadowa dawno minela, ale i tak nie zamierzal tracic czasu na jedzenie. Zamierzal poprosic tylko o cos na wynos, jak zazwyczaj, i jechac prosto do wynajetego mieszkania. To byl ciezki tydzien. Po klotni z Chmielem mial ochote sie upic, ale usluzni przyjaciele z pewnoscia doniesliby o tym wrogowi. Nie zamierzal dawac mu satysfakcji. 53 Coraz bardziej tracil nadzieje, ze znajdzie dowody przeciwko Krzysztofowi. Do tej pory wiedzial tylko tyle, ze znaczny wplyw na wszystko, co sie dzieje w miasteczku, ma grupa ludzi na stanowiskach, ale nie udalo mu sie znalezc niczego, co by swiadczylo, ze zostalo popelnione jakiekolwiek przestepstwo. Mial przeczucie, ze lukratywne przetargi wygrywaja wskazane osoby, a koncesje i zezwolenia trafiaja tylko tam, gdzie powinny, ale nie wpadl na trop afery korupcyjnej. Nie mogl niczego nikomu udowodnic. Nie powinno go to dziwic, jezeli jego podejrzenia byly sluszne i w calym tym procederze uczestniczyli miejscowi policjanci. W ten sposob mogli praktycznie dzialac bezkarnie. Kilka miesiecy spedzonych w Lipniowie niewiele mu dalo z wyjatkiem przeswiadczenia, ze miasteczko ma drugie, ciemne oblicze.Zatrzymal sie przed ksiegarnia. Na szybie przyklejony byl sporych rozmiarow plakat. Posrodku znajdowalo sie zdjecie twarzy dziewczynki. -Elzbieta Bartkowiak - przeczytal. To samo nazwisko nosil mezczyzna, ktorego splawil Chmiel. Po ostrzezeniach tamtego Nawrocki nie mial watpliwosci, ze nie byly to czcze pogrozki ani dobra rada. Zamierzal odnalezc Bartkowiaka, lecz w nawale pracy poszukujacy dziecka ojciec odsunal sie na dalszy plan. Po chwili namyslu Michal doszedl do wniosku, ze obiad moze zaczekac, i zdecydowanym krokiem wszedl do ksiegarni. Za lada stala rudowlosa kobieta, ktora na dzwiek dzwonka podniosla glowe. -Dzien dobry. Policja - oznajmil, pokazujac legitymacje. -Czy cos sie stalo? - spytala z lekkim niepokojem. -Mam kilka pytan do pani. Chodzi mi o ten plakat. - Wskazal reka na okno wystawowe. -Och, znalezliscie te dziewczyne? - W jej oczach pojawil sie blysk. -Nie... - zajaknal sie. Oczy kobiety mialy niespotykany kolor. Zielone ze zlotymi plamkami przypominaly mu oczy kota. - Szukam pana Bartkowiaka - wydusil z siebie w koncu. Chwilowa fascynacja musiala byc skutkiem przemeczenia, uznal. -Ach tak. - Jej oczy przygasly. - Moze pan zadzwonic pod numer podany na plakacie. -Wie pani, gdzie sie zatrzymal? - zapytal Nawrocki, starajac sie ukryc zmieszanie. Zdal sobie sprawe, ze poprzednie pytanie nie nalezalo do najbly-skotliwszych. 54 -Tak, mieszka w motelu za miastem. Moge wiedziec, dlaczego pan go szuka?-Sprawa poufna. -Myslalam, ze policja nie jest zainteresowana pomoca, przynajmniej dopoki nie znajdzie sie cialo. - Edyta nie mogla sobie darowac ironii. -To nie moje slowa. - Michal zarumienil sie lekko, nie majac pojecia, dlaczego wlasciwie sie tlumaczy. Z jakiegos powodu nie chcial, zeby ta kobieta miala o nim zle mniemanie. Nawet nie jest ladna, zzymal sie w duchu na siebie. Wlascicielka ksiegarni zmierzyla go uwaznym spojrzeniem. Nie, to z pewnoscia nie jego slowa, pomyslala, widzac zazenowanie mezczyzny. Wygladal na zmeczonego i rozdraznionego. Ciekawe, czego on wlasciwie chce? -Nazywam sie Edyta Mielnik. To moja ksiegarnia - przedstawila sie, wyciagajac dlon w jego kierunku. -Komisarz Michal Nawrocki. - Uscisnal jej reke nad lada. -Dlaczego go pan szuka, skoro nie trafiliscie na slad jego corki? - zapytala rozsadnie. -To nie pani sprawa - oswiadczyl sucho. -Skoro pan tak mowi. - Wygladala na urazona. - Pan Bartkowiak mieszka w motelu Zajazd. W miasteczku nie bylo wolnych pokoi. -Jak dlugo ma zamiar tutaj zostac? -Nie wiem. To nie moja sprawa. - Nie starala sie ukryc uszczypliwego tonu. Michal nabral powietrza, by cos powiedziec, ale w tej chwili drzwi otwarly sie z hukiem i do srodka wpadla Daria Wawrzecka, wlascicielka restauracji Sukub. Byla atrakcyjna trzydziestoparoletnia kobieta o dlugich polyskliwych wlosach w roznych odcieniach brazu i piwnych oczach. Krotka rubinowa sukienka odslaniala dlugie smukle nogi, przekraczajac niemal granice przyzwoitosci, ale starannie zakrywala dekolt i ramiona. Daria zachwiala sie na niebotycznie wysokich szpilkach, ale odzyskawszy rownowage, utkwila nienawistne spojrzenie w twarzy wlascicielki ksiegarni. -Co ty, do kurwy nedzy, sobie wyobrazasz?! - wrzasnela. Nawrocki skamienial. Znal Wawrzecka. Moze nie dosc dobrze, a z pewnoscia nie tak, jakby ona sobie tego zyczyla, ale takiej jej jeszcze nie widzial. Zazwyczaj roztaczala wokol siebie aure elegancji, ktora teraz jednak gdzies sie ulotnila. Daria wygladala jak przecietna kobieta tuz przed czterdziestka, a jej twarz, wykrzywiona w pelnym wscieklosci grymasie, stracila cala swa 55 urode. Wulgarne slowa i zlosc bardziej pasowaly do ulicznicy niz do powaznej kobiety interesu, za jaka chciala uchodzic.-Wiele rzeczy - odparla ze spokojem Edyta. - Ale wlasciwie o co ci chodzi? -O co?! - Tamta zacisnela dlonie w piesci tak mocno, ze dlugie karminowe paznokcie wbily sie w skore. - Co to, kurwa, jest?! - Trzesac sie z furii, wskazala na okno wystawowe. -Masz cos przeciwko temu plakatowi? - zapytala beznamietnie Edyta, krzyzujac ramiona i spogladajac na nia wyzywajaco. -Zebys wiedziala, ze mam, ty pieprzona idiotko! Nikt nie powiesil tego gowna, tylko ty jak zwykle musialas sie wylamac! - Dzgala powietrze palcem, caly czas wskazujac na plakat. - Nie daruje ci tego! -A to ciekawe... - prawie zamruczala wlascicielka ksiegarni, mruzac oczy w chlodnym rozbawieniu. - Skoro jestem taka idiotka, to moze wytlumaczysz panu komisarzowi, co masz przeciwko umieszczeniu w moim oknie wystawowym w moim sklepie informacji o tym, ze ojciec poszukuje zaginionego dziecka? - Spojrzala wprost na Nawrockiego. Tamta odwrocila sie gwaltownie. Dopiero teraz zauwazyla, ze nie sa same. -Och, pan komisarz... - Wawrzecka blyskawicznie sie opanowala, a jej twarz rozjasnil usmiech. - Prosze nie mowic, ze interesuje sie pan ta tak zwana - uczynila w powietrzu cudzyslow - literatura? -Sprowadzilo mnie tu to samo co pania. - Michal wskazal na okno. -Doprawdy? - Popatrzyla na niego uwodzicielsko, choc odniosl wrazenie, ze przez chwile w jej oczach pojawila sie niepewnosc. -Co pania tak zbulwersowalo w tym ogloszeniu? - Przygladal jej sie uwaznie. -No coz... Musi pan zrozumiec, ze nasze miasteczko utrzymuje sie z turystyki. - Daria oparla sie o lade, eksponujac dlugie nogi. - Takie historie tylko odstraszaja gosci. -Akurat pani nie powinna narzekac na brak klientow - zauwazyl komisarz. Doskonale zdawal sobie sprawe, ze restauracja Wawrzeckiej nie miala konkurencji. W okolicy byl tylko pub i tez do niej nalezal. Dziwnym trafem wszystkie obiekty w centrum miasteczka byly w posiadaniu kilku osob, ktore starannie podzielily miedzy siebie wplywy. Z tego tez powodu Michal wzial wlascicieli pod obserwacje, ale dotad nie udalo mu sie niczego wykryc. Poza zwyklymi relacjami sasiedzkimi nie znalazl miedzy nimi zadnych zwiazkow. 56 Ci ludzie poza praca nie utrzymywali ze soba kontaktow. Nie mieli wspolnych interesow ani tez tych samych znajomych, co juz samo w sobie bylo zaskakujace. Nieruchomosci nalezaly od pokolen do grupy osob prowadzacych rodzinne firmy. Fakt, ze nie utrzymywano kontaktow z wlascicielami pozostalych obiektow, byl dziwny i zaskakujacy, ale z tego powodu nie mozna nikogo aresztowac. Do niczego nie mogl sie przyczepic. Sklepy przechodzily z pokolenia na pokolenie, trudno byloby zatem doszukac sie tu jakichs oszustw. Rodzice przekazywali dorobek zycia swoim dzieciom, a te potem swoim i tak to szlo. Nikt sie nie wylamal, nikt nie sprzedal interesu, kazdy trzymal firme zelazna reka. O co jej chodzi z tym wylamaniem sie? - zastanawial sie szybko Nawrocki. O plakat? Niemozliwe... Czyzby wlascicielka ksiegarni chciala sie wycofac z interesow? Wprowadzila do firmy kogos obcego? - analizowal wszystkie mozliwosci, jakie przychodzily mu do glowy, a ktore mogly doprowadzic Darie do takiej furii. Konkurencja? Niemozliwe, na rynku i dookola niego w obrebie kilku przecznic nie bylo drugiej restauracji ani innego pubu. Ani drugiej ksiegarni... Zerknal z namyslem na Edyte, ktora do tej pory sie nie interesowal. Nazwisko oczywiscie znal, ale jej samej dotad jeszcze nie spotkal. Doskonale jednak wiedzial, ze odziedziczyla firme po matce, podobnie jak Wawrzecka.-Rzeczywiscie, interes idzie swietnie i chcialabym, zeby tak pozostalo. Dlatego jestem tak zbulwersowana tym plakatem. Odstrasza ludzi. I nawet nas nie dotyczy! - prychnela ze zloscia Wawrzecka nieswiadoma toru, jakim podazaly mysli policjanta. -Skad pani wie, ze ta dziewczyna nie pochodzi stad? -To oczywiste. - Wzruszyla ramionami. - Gdyby pochodzila z Lipniowa albo chociaz z okolic, taka sprawa roznioslaby sie lotem strzaly. Skoro to ktos obcy... -To nie powinno nas obchodzic, co sie stalo, prawda? - wtracila sie do rozmowy Edyta. Z trudem panowala nad wzburzeniem. -Nie twierdze, ze nie jest mi przykro. - Daria zorientowala sie po spojrzeniu, jakie rzucil jej komisarz, ze sie zagalopowala. - Nie chce tylko, zeby komus przyszlo do glowy, ze ta dziewczyna zaginela w naszym miasteczku. Ludzie potrafia byc okropni! - Wzdrygnela sie, udajac niesmak. - Zaraz rozejdzie sie plotka o seryjnym mordercy czy gwalcicielu i wszyscy na tym stracimy! Ludzie potrafia byc tacy okropni... - powtorzyla, nie spuszczajac wzroku z komisarza. Stala oparta biodrem o kontuar, ale zmienila niezauwazalnie pozycje w taki sposob, ze sukienka sie rozchylila, ukazujac wnetrze uda. Z 57 niezadowoleniem odnotowala, ze Nawrocki nawet nie zerknal. Caly czas patrzyl prosto na jej twarz, tylko kacik ust uniosl mu sie kpiaco.-To prawda. Ludzie potrafia byc okropni. - Edyta z trudem powstrzymywala usmiech. Punkt dla gliniarza, pomyslala z uznaniem. Nie dal sie nabrac na sztuczki Darii. Patrzyla ponad jej ramieniem wprost na komisarza. Ich spojrzenia skrzyzowaly sie na moment. Nawrocki spuscil na chwile wzrok, by ukryc wesolosc. -Zdejmiesz to? - Daria odwrocila sie tylem do niego i popatrzyla na Edyte z nieskrywana nienawiscia. -Nie. Plakat zostanie tam gdzie jest - oswiadczyla stanowczo wlascicielka ksiegarni. -Zobaczymy... - wycedzila cicho Wawrzecka. Odwrocila sie na piecie i skierowala do drzwi. Edyta nawet nie mrugnela. Patrzyla nieustepliwie za Daria, gdy ta wychodzila na ulice. -A to wiedzma! - syknela, kiedy juz drzwi sie zamknely. - Takich jak oni nie obchodzi nic poza forsa... - zwrocila sie do Michala, ktory spogladal na nia w milczeniu. -Oni? - powtorzyl z ironia. Uniosl lekko brwi. -O co chodzi? - Zdziwiona Edyta zmruzyla oczy. -Jest pani jedna z najlepiej sytuowanych osob w Lipniowie... Powiedzialbym, ze ci "oni" to rowniez pani. -Nie ma pan pojecia, o czym mowi! - odparla zimno. - Jesli nie ma pan wiecej pytan i nic nie kupuje... - zawiesila glos, dajac Nawrockiemu do zrozumienia, ze nie jest mile widziany. - Prosze wyjsc! - Wskazala mu ostentacyjnie drzwi, gdy nie zareagowal na aluzje. -Do widzenia - pozegnal sie uprzejmie. Wychodzac, spojrzal za siebie. Edyta stala nieruchomo. Zacisniete kurczowo na ladzie blade dlonie drzaly. Nie patrzyla za nim. Glowe odwrocila w bok, twarzy nie widzial, gdyz przeslonily ja wlosy. Mial wrazenie, ze zrobila to celowo, by ukryc targajace nia emocje. Nie rozumial, czym tak wyprowadzil ja z rownowagi. 58 3. Lidka z ulga wysiadla z samochodu. Mimo dzialajacej klimatyzacji won skory przyprawiala ja o mdlosci, tak jak wiele innych zapachow w ostatnim czasie. Szybkim krokiem zmierzala do ksiegarni. Miala dosc halasu i nudy. Proby jakiejkolwiek rozmowy z gosposia odziedziczona po stryju nie zakonczyly sie sukcesem. Jedyna znajomosc, jaka zdolala nawiazac w Lipniowie, to Edyta. Lidka miala nadzieje, ze tamta nie uzna jej za nachalna. Byla gotowa wykupic polowe ksiazek, byle zyskac pretekst do rozmowy. Wykupic niekoniecznie znaczylo przeczytac, pomyslala z rozbawieniem. Lilith do tego stopnia opanowala jej wyobraznie, ze Lidka z trudem powstrzymala sie przed oswiadczeniem Piotrowi, ze chce wracac do domu. Na szczescie w pore zdolala sobie uzmyslowic, ze mieszkanie zostalo sprzedane, a ich dom jest teraz tutaj. Wchodzac do ksiegarni, nieoczekiwanie przypomniala sobie rozmowe na temat smierci stryja meza. Wszystko to musiala miec wypisane na twarzy, poniewaz Edyta wybiegla zaniepokojona zza lady.-Co sie dzieje? Mam wzywac pogotowie? -Nie, no co ty! - wystraszyla sie Lidka. - Zamyslilam sie tylko... -Weszlas tu blada jak sciana z taka mina, jakby... sama nie wiem... - Nie potrafila ubrac swoich wrazen w slowa. -Nie, cos mi sie przypomnialo. Nie chcialam cie wystraszyc. Przepraszam. - Lidka usmiechnela sie zazenowana. -Siadaj. - Tamta zaprowadzila ja do kantorka. - Co sie stalo? Mow prawde... -Mowilam, ze nic. - Lidka przewrocila oczami. - Chcialam cie zaprosic na obiad. Samotnosc i nuda mnie tu przywialy - przyznala sie po chwili. -Aha... - Edyta popatrzyla na nia badawczo. -Serio - zapewnila ja Lidka, wzdychajac ciezko. - Musialam sie wyrwac z tego domu. -Cos sie dzieje? -Dlaczego ma sie cos dziac? - zdziwila sie Lidka. - Halas i nuda. Wiem, ze to brzmi absurdalnie, bo jak jest halas, to cos sie dzieje, ale nie na moim podworku, ze tak powiem. Piotr nie ma dla mnie czasu, bo albo wrzeszczy na robotnikow, albo siedzi w hurtowni. A jak juz wszyscy sobie pojda, a hurtownia jest zamknieta, to sleczy u siebie nad projektami, a ja szaleje. 59 -Rozumiem. - Edyta odzyskala spokoj. - Ale wiesz co? - zachichotala. - Myslenie chyba ci szkodzi. Jesli zawsze wtedy masz taki wyraz twarzy, jak przed chwila, kiedy tu weszlas, to ja dziekuje. Mialas taka ponura mine...-Rzeczywiscie, bardzo smieszne. - Lidka sie wykrzywila. - Idziemy na obiad? Jestem glodna. -Z obiadem moze byc problem - odrzekla z wahaniem jej nowa kolezanka. -Nie masz czasu? -Czas by sie znalazl, ale mialam ostatnio spiecie z wlascicielka... Chyba nie jestem tam mile widziana. Nie zebym kiedykolwiek byla, pomyslala w przyplywie czarnego humoru, jednak nie powiedziala tego na glos. Sianecka zazadalaby wyjasnien, a ona wyjasnic niczego nie mogla i nie chciala. -Aha. To moze cos zamowimy tutaj? Moze byc pizza? Nie bedzie ci przeszkadzalo? - zaproponowala Lidka. Nie miala ochoty isc sama do restauracji. -Swietny pomysl - rozpromienila sie Edyta. - Na co masz ochote? -Na wszystko. - Przyjaciolka zabawnie zmarszczyla nos. - Serio - dodala, widzac jej niedowierzajace spojrzenie. -Co mialas na mysli, mowiac o spieciu? - zapytala, gdy Edyta uporala sie z zamowieniem. -Roznice zdan. -Na temat jedzenia? Chyba nie, bylo bardzo smaczne. -Nie, nie na temat jedzenia. Sprawy... - urwala na chwile, zastanawiajac sie, co powiedziec - osobiste. Wiesz, znamy sie od lat i nigdy nie darzylysmy sie sympatia. Delikatnie mowiac. -Dlaczego? -Czy ty musisz wszystko wiedziec? - zirytowala sie. - Przeciez wlasciwie sie nie znamy. Dlaczego mam ci sie spowiadac? -Hm... No tak... - Lidka sie zaczerwienila. -Daria Wawrzecka to klamliwa suka i dziwka. Zawsze taka byla i inaczej nie potrafie o niej myslec - wyrzucila z siebie jednym tchem Edyta. -Aha. Czyli to nie na mnie jednak jestes zla. - Lidka nie potrafila opanowac usmiechu. Juz myslala, ze przesadzila z ciekawoscia, gdy tamta zdenerwowala sie jej pytaniami. -Nie, nie na ciebie. Przepraszam. Po prostu bardziej wyprowadzila mnie z rownowagi, niz myslalam. 60 -Rozumiem. Tez mialam dzisiaj male spiecie. Wiesz, ta nasza pomoc jest jakas dziwna... Nie lubi mnie. Chyba jej podpadlam - wyznala.-A co dokladnie sie stalo? -Tak wlasciwie to nie mam pojecia. Nie odzywa sie do nas. Jak juz musi, to odpowiada monosylabami. A dzisiaj ni z tego, ni z owego mowi do mnie: "Powinna pani stad wyjechac". -To wszystko? - zapytala Edyta, gdy Lidka wypowiedziala ostatnie slowa scenicznym szeptem i zamilkla. -Tak. Potem rozejrzala sie dookola, przezegnala i poszla do kuchni. Ide za nia i pytam, co to mialo znaczyc, a ona mi klamie w zywe oczy, ze nic nie mowila. - Prychnela z irytacji. - To chore! Nie mam pojecia, o co jej chodzi?! I czemu sie wypiera, skoro przeciez mowila... -Hm... - Edyta patrzyla na nia zamyslona. -A jakby tego bylo malo - Lidka zaczela nowy temat - zazadalam od Piotra wyjasnien na temat smierci stryja, a moj maz zaczal krecic, ze nic nie wie, a wlasciwie to o co mi dokladnie chodzi. Potem sie platal, ze niby nie chcial mnie denerwowac, a na koncu znowu oswiadczyl, ze nic nie wie. Wiec nic nie wie czy nie chcial mnie denerwowac? A skoro nie chcial mnie denerwowac, to co takiego wie, co mialoby mnie zdenerwowac? I skoro uwaza, ze sprawa smierci stryja moglaby mnie zdenerwowac, to znaczy, ze wydarzylo sie cos tak strasznego, ze on uwaza, ze powinien to przede mna ukrywac! Wiec sam sobie przeczy i... chyba sie zamotalam - przyznala po chwili namyslu, gdy zlosc juz uleciala. - Ale rozumiesz, o co mi chodzi? -Zrozumialam: wiedziec, ukrywac i denerwowac... - Edyta patrzyla na nia z powaga, choc w jej oczach blyszczaly iskierki usmiechu. Rozbawila ja pelna zaru przemowa Lidki, a nie opisana sytuacja. -W dodatku zginela mi twoja ksiazka - pozalila sie nowa przyjaciolka. -Jak to, zginela? -No zaginela. Przysieglabym, ze zostawilam ja w bibliotece... Oczywiscie winnych nie ma. Piotr nic nie wie, ale uwaza, ze nie powinnam czytac glupot. Pani Zofia prawie sie obrazila, jak ja posadzilam, ze musiala ja przelozyc podczas sprzatania. Sa jeszcze robotnicy, ale oni nie wchodza do biblioteki, przynajmniej z tego, co mi wiadomo - dokonczyla z naciskiem Lidka. -Moze sama ja gdzies przelozylas - zasugerowala Edyta. -Moze - przyznala. - Nie mowie, ze nie. Ale co mi szkodzilo sprawdzic inne ewentualnosci... - Rozesmiala sie. -Dobrze sie czujesz? 61 -Tak. - Machnela reka. - To hormony. Mam takie zmiany nastrojow, ze sama za soba nie nadazam. Potrafie plakac bez powodu, a za chwile jestem bezgranicznie szczesliwa. Standard. Powinnas sama sprobowac - zaproponowala.-Nie, dzieki. Wole koty. - Edyta przewrocila oczami. -Koty? - zdziwila sie Lidka. -Koty - potwierdzila. - Oho, jest pizza! - zerwala sie z krzesla. -Ja zaplace! - krzyknela Lidka. -Po polowie - odparla Edyta, biegnac do drzwi. Lidka rozsiadla sie wygodniej na fotelu, kladac stopy na krzesle. Edyta nie powinna miec nic przeciwko temu, przyszla matka ma swoje przywileje. Zaburczalo jej w brzuchu. To trwalo zbyt dlugo. Wstala z westchnieniem zdecydowana odebrac pizze nawet sila, taka czula sie glodna. Zatrzymal ja w miejscu zaniepokojony glos nowej przyjaciolki. Zaczela przysluchiwac sie rozmowie. -Jestes pewien? To byla ta dziewczyna? Lidka nie zrozumiala odpowiedzi dostawcy. -I co? Nie pokazala sie wiecej -... -A twoi koledzy? Tez nic? -... -Sluchaj, moze zadzwon pod numer na plakacie, dobrze? Jej ojciec bedzie ci bardzo wdzieczny. -... -Tak, powiem, ale lepiej sam tez do niego zadzwon. On zna corke, moze wpadnie na cos, na co ty nie zwrociles uwagi, a... -... -Dzieki, to dla ciebie. - Edyta wyjela z torebki banknot, ktory zaraz zniknal w kieszeni chlopaka. -Co sie dzieje? Dopiero teraz zorientowala sie, ze Lidka musiala slyszec ich rozmowe. -Zaraz ci powiem, tylko najpierw musze do kogos zadzwonic. - Podala jej cieple jeszcze pudla. Siegnela po komorke i wybrala numer Jana Bartkowiaka. Wlaczyla sie poczta glosowa. Edyta westchnela niezadowolona i po sygnale zaczela mowic: -Panie Janie, tu Edyta Mielnik z ksiegarni na rynku. Przed dwoma miesiacami ktos widzial u nas pana corke. Prosze skontaktowac sie ze mna 62 jak najszybciej. Do zobaczenia. - Uznala, ze ta krotka informacja wystarczy. Nie chciala wzbudzac w nim proznej nadziei. Zaznaczyla wyraznie, ze Elka byla widziana w okolicy dwa miesiace temu. Od tamtej chwili uplynelo duzo czasu. Teraz dziewczyna mogla byc wszedzie. Edyta miala tylko nadzieje, ze nastolatka znajduje sie jak najdalej od Lipniowa.Przynajmniej wiadomo, ze ta dziewczyna rzeczywiscie tutaj dotarla, pomyslala. Niestety, nie byla to dobra wiadomosc. Po chwili namyslu wybrala jeszcze jeden numer i poprosila o polaczenie z komisarzem Nawrockim. 63 Rozdzial V 1. Edyta jadla powoli swoj kawalek pizzy, przygladajac sie z niemym podziwem pochlaniajacej wielka porcje Lidce.-Juz mi lepiej... - westchnela przyszla matka, z zadowoleniem poklepujac sie po brzuchu. - Teraz mow! - rozkazala, zastanawiajac sie jednoczesnie, czy zmiesci jeszcze jeden kawalek. -Chwila... - Edyta wytarla usta serwetka. - Widzialas ogloszenie na zewnatrz? -Nie, a co? -No tak... - westchnela, kiwajac poblazliwie glowa. Jesli sadzic po tempie i ilosci pochlonietej pizzy, Lidka byla zaprogramowana wylacznie na jedzenie. - Kilka dni temu spotkalam pewnego mezczyzne. Nazywa sie Jan Bartkowiak. Jego corka uciekla z domu. -Tak bez powodu chyba nie uciekla... - zauwazyla sceptycznie Lidka. -Mysle, ze to nie jest zly czlowiek. Dziewczyna ma ledwie pietnascie lat. To jeszcze prawie dziecko. Edyta odlozyla swoj trojkat pizzy do pudelka. Stracila apetyt, w przeciwienstwie do Lidki, ktora siegnela po tamten kawalek i zaczela go pochlaniac. Najwyrazniej nie przeszkadzalo jej, ze jest juz nadgryziony. -Przepraszam - wymamrotala z pelnymi ustami - zamierzalas go zjesc? -Nie krepuj sie. - Edyta machnela tylko reka. -Dzieki. - Lidka przelknela. - I co z ta dziewczyna? -Podobno wybierala sie do Lipniowa. Przyjechal jej szukac. Ten dostawca ja rozpoznal. -Naprawde? - W glosie przyjaciolki slychac bylo ekscytacje. - To dobra wiadomosc! -Niekoniecznie. - Edyta skrzywila sie lekko. - Nie jest pewien na sto procent, ze to ona. Wiesz, latwej rozpoznac kogos na zdjeciu niz na ziarnistym plakacie. Poza tym minely juz dwa miesiace. 64 -No tak... - Tamta sie zmartwila. - Ale przynajmniej wiadomo, ze zyje i ze tu byla. Moze ktos jeszcze ja zapamietal? - zastanawiala sie glosno. - Wiesz, tak sobie mysle, mam mase czasu, moglabym pokrecic sie po miescie i popytac - zaproponowala.-Zwariowalas? Nikogo tu nie znasz. Wpadniesz w klopoty. - Edyta byla zdecydowana wybic jej ten pomysl z glowy. -Tu jestesmy! - zawolala, slyszac glosne "dzien dobry". Zza regalow wyszedl siwowlosy mezczyzna. -To pani? - Rzucil sie do Lidki, ktora az sie zachlysnela wystraszona. -Nie, nie. - Edyta uzmyslowila sobie, ze Bartkowiak zle zrozumial sytuacje. - Ona nie widziala pana corki. To moja przyjaciolka. -Lidia Sianecka. - Lidka podala mu reke na powitanie, gdy przestala sie krztusic. -Jan Bartkowiak - przedstawil sie. - Przepraszam, nie chcialem pani przestraszyc. To napiecie... - usprawiedliwial sie zazenowany. -Nie przestraszyl mnie pan. - Usmiechnela sie wyrozumiale. - Tylko troche zaskoczyl. -Co z moja Ela? - zwrocil sie do Edyty, patrzac na nia pelen nadziei. Lidka spogladala na niego ze wspolczuciem. Widziala, jak zaciskal dlonie w piesci, daremnie probujac opanowac emocje. -Dostawca z pizzerii widzial ja dwa miesiace temu. Jest prawie pewien - Edyta zaakcentowala slowo "prawie" - ze to byla ona. Chciala u nich pracowac, ale ten chlopak nie wie, co bylo dalej. Szef poprosil o zgode rodzicow i dziewczyna wiecej sie nie pokazala. Dam panu namiary na pizzerie. Moze na miejscu dowie sie pan czegos wiecej. -Mysli pani, ze to ona? - Glos mu sie lamal z przejecia. -Nie wiem, czas sie zgadza. -Byla tu... - szepnal. Wyciagnal z kieszeni chusteczke i przycisnal do oczu. - Byla tu... - Edyta podtrzymala go w ostatniej chwili, zeby nie upadl. Lidka zerwala sie i podsunela mu fotel. -Niech pan sie nie wazy mdlec! Jestem w ciazy i nie wolno mi dzwigac! Zostanie pan na podlodze! - oswiadczyla twardo. Grozba podzialala. Bartkowiak opanowal sie i usiadl na fotelu zajmowanym jeszcze przed chwila przez przyszla matke. Wpatrywal sie w nia oczami mokrymi od lez. -Prosze... - Edyta podala mu szklanke wody. Zerknela z uznaniem na Lidke. Nie spodziewala sie po niej takiego refleksu, ale wazne, ze podzialalo. 65 Nie dalyby rady utrzymac bezwladnego mezczyzny, gdyby postanowil jednak zemdlec.-Lepiej? - zatroskala sie Lidka, nie wiedzac, jak interpretowac jego natarczywe spojrzenie. -Tak, dziekuje - odrzekl. - Przepraszam, ze tak sie gapie, ale ma pani zupelnie taki sam odcien wlosow jak moja Elka. -Ach, tak. - Usmiechnela sie cieplo do mezczyzny, starajac sie ukryc zaklopotanie. Nie miala pojecia, jak sie zachowac. Nie zetknela sie nigdy z takim nieszczesciem i nie byla za dobra w pocieszaniu. Zreszta coz mogla mu powiedziec? Ze wszystko bedzie dobrze? - zastanawiala sie. Nie ma slow, ktore moglyby ukoic rozpacz po utracie dziecka. -Przykro mi - powiedziala w koncu lagodnie -Witam! Lidia nie zauwazyla wejscia tego mezczyzny i podskoczyla gwaltownie. Z niezadowoleniem odnotowala, ze ostatnio zrobila sie bardzo nerwowa, choc wlasciwsze byloby tu okreslenie lekliwa. Doszla do szybkiej konkluzji, ze to ten ogromny dom tak na nia dziala. Budzi w niej poczucie osamotnienia i jakies irracjonalne obawy. Ona sama nadal jest normalna, zapewniala sie w myslach. -Najwyzsza pora - powitala zgryzliwie nieznajomego Edyta. Lidka spojrzala na nia zdumiona. Takiej jej dotad nie znala. Nie rozumiala, dlaczego przyjaciolka z taka niechecia patrzy na wysokiego przystojnego mezczyzne. Nie byl wprawdzie w jej typie, ale patrzac na niego obiektywnie, trudno bylo nie zwrocic uwagi na stanowcze rysy, pelne usta i gleboko osadzone szare bystre oczy. Twarz mezczyzny rozjasnil na chwile usmiech, szybko zastapiony obojetnoscia. Lidka zdazyla jednak zauwazyc, ze zlosliwosc Edyty wywolala w nieznajomym pelne zyczliwosci rozbawienie. W zadnym razie nie wygladal na urazonego. -Jestem po pracy. O co chodzi? - zapytal spokojnie. -Mamy informacje w sprawie zaginionej dziewczyny. - Edyta nadal byla na niego zla, ale starala sie opanowac. -To jest pan... -Znamy sie - przerwal jej Nawrocki. - Jakie informacje? -Znacie sie? - zamrugala zdziwiona. Na jej twarzy pojawila sie niepewnosc. 66 -Tak, pan komisarz skontaktowal sie ze mna - wyjasnil Bartkowiak. - Zaoferowal pomoc, ale oficjalnie niewiele mogl zrobic. Obiecal, ze rozejrzy sie w wolnym czasie po miasteczku.-No prosze... - rzucila Nawrockiemu szybkie uwazne spojrzenie. -No wiec czego sie dowiedzieliscie? - zapytal, mruzac oczy. -Dwa miesiace temu starala sie o prace w miejscowej pizzerii, ale zazadano zgody rodzicow na podjecie pracy i wiecej sie nie pokazala - odezwala sie Lidka. -A pani jest...? - Zawiesil glos, przygladajac sie nieznajomej wysokiej blondynce. -Lidia Sianecka. Jestem kolezanka pani Mielnik - wyjasnila. - A pan? -Komisarz Michal Nawrocki - przedstawil sie, pokazujac legitymacje. -Myslalam, ze pan juz po sluzbie? - zauwazyla Edyta z pozorna nie-dbaloscia, konstatujac z lekkim rozbawieniem, ze policjant nawet prywatnie przede wszystkim jest policjantem. Normalny czlowiek po prostu by sie przedstawil, nie machajac legitymacja. -Bo jestem. Edyta z satysfakcja dostrzegla, ze sie zarumienil. -Co to za pizzeria? Moglibysmy tam podjechac. Na miejscu dowiemy sie wiecej... - Michal wyciagnal notatnik i czekal, az ktos poda adres. -Hm... - Lidce nie umknela ta wymiana spojrzen, zazenowanie Nawrockiego ani zlosliwa satysfakcja przyjaciolki. -Tak? - zwrocil sie do niej komisarz. Nie uszlo jego uwagi ciche mrukniecie. -Nic nie mowilam. - Sploszyla sie. - Tak tylko... - Wykonala w powietrzu nieokreslony ruch reka. - Problemy z krtania - wybrnela w koncu, widzac jego baczne spojrzenie. -Aha... Panie Janie, czuje sie pan na silach, zeby ze mna jechac? - zapytal. Dostrzegl, ze ojciec dziewczynki sprawia wrazenie oslabionego. -Oczywiscie. - Bartkowiak wstal z ulga. Sam nie smial prosic, zeby komisarz z nim pojechal do pizzerii, ale przyjal oferte z wdziecznoscia. Nawrocki poprosil Edyte o adres, zapisal go szybko, po czym skinal glowa na pozegnanie. Wychodzac, rzucil jeszcze badawcze spojrzenie Lidce. 67 2. -Proponuje jechac moim wozem. - Komisarz wskazal na zaparkowany na wprost wejscia samochod. - Podrzuce pana z powrotem - dodal, widzac wahanie mezczyzny.-Dziekuje. Tak rzeczywiscie bedzie lepiej. Nie znam miasteczka. W dodatku przez te jednokierunkowe uliczki nie moge sobie tutaj poradzic nawet z mapa - przyznal Bartkowiak. -Nie pan jeden - wyznal mu Nawrocki. - Na poczatku zdarzalo mi sie jezdzic pod prad. Dobrze, ze to ja wypisuje mandaty - zazartowal nieudolnie. -No wlasnie... - Tamten z uprzejmosci wykrzywil usta w parodii usmiechu. Podjechali w milczeniu pod pizzerie. Ojciec dziewczyny na przemian odzyskiwal i tracil nadzieje. Nawrocki nie zastanawial sie wlasciwie nad niczym konkretnym. Pozwalal myslom plynac swobodnie. Nie nastawial sie, ze uslyszy cos istotnego. Nie masz oczekiwan, nie doznasz rozczarowan, pomyslal w przyplywie filozoficznego nastroju. -Policja. - Wyjmujac legitymacje, przypomnial sobie blysk w oczach wlascicielki ksiegarni. Skrzywil sie z niezadowoleniem. Ta kobieta zaczynala go przesladowac. -Czy cos sie stalo? - Dziewczyna w czerwonym fartuszku i czapce z daszkiem tego samego koloru miala nie wiecej niz dwadziescia lat. Rozgladajac sie po lokalu, Michal odniosl wrazenie, ze pracuja tu same dzieciaki. A moze po prostu to ja jestem juz stary, kolejna niemila mysl jak blyskawica przemknela mu przez glowe. -Chcialbym rozmawiac z wlascicielem. -Pan Adamiak jest na zapleczu. - Dziewczyna wskazala pomieszczenie za swoimi plecami. Nawrocki ruszyl tam, nie czekajac na zaproszenie, Bartkowiak poszedl za nim. Za biurkiem w niewielkim pokoiku siedzial czterdziestoletni mezczyzna o sniadej cerze i brazowych wylupiastych oczach. Nie zauwazyl ich wejscia, pochloniety sprawdzaniem faktur w sporych rozmiarow segregatorze. -Policja. Komisarz Nawrocki. Pan Adamiak? - upewnil sie Michal. -Tak, to ja. Cos sie stalo? - zaniepokoil sie wlasciciel. -Dlaczego pan uwaza, ze cos sie musialo stac? -Nie wiem dlaczego, ale jak przychodzi policja, to chyba cos sie musialo stac, no nie? - Tamten wzruszyl ramionami. 68 -Mam pare pytan. Mozemy usiasc?-Jasne, przepraszam, gdzie ja mam glowe. - Wskazal stojace przy biurku krzesla. - O co chodzi? - zapytal, gdy obaj mezczyzni usiedli. Zmierzyl podejrzliwie starszego z przybylych. Nie wygladal na policjanta. Byl wyraznie zdenerwowany, pocil sie i rozcieral dlonie. -Szukamy dziewczyny. Zaginela kilka miesiecy temu - sklamal gladko komisarz. Informacja ucieczka czy zaginiecie dla Adamiaka nie miala znaczenia. Michal natomiast z doswiadczenia wiedzial, ze ludzie uprzedzali sie do rodzicow, ktorych dzieci uciekly z domu. -Dwa miesiace temu starala sie o prace u pana. - Swiadomie przedstawil to jako stwierdzenie faktu, dajac do zrozumienia, ze juz o tym wiedza. -Panie komisarzu - wlasciciel pizzerii ze zdumienia az sie odchylil na fotelu - dwa miesiace? Wie pan, ile osob przewinelo sie tu w tym czasie?! -Moge sie tylko domyslac. - Michal uciszyl gestem Bartkowiaka, ktory chcial sie wtracic do rozmowy. - Dziewczyna nazywa sie - celowo uzywal przy jej ojcu czasu terazniejszego - Elzbieta Bartkowiak. Pietnascie lat, okolo stu szescdziesieciu centymetrow wzrostu, piecdziesiat kilogramow wagi, drobna, jasna blondynka, niebieskie oczy... -Nie zatrudniam dzieciakow w tym wieku - przerwal mu z niesmakiem Adamiak. - Poza tym opisal pan przynajmniej jedna czwarta mojej klienteli. -Prosze spojrzec na zdjecie. Moze ja pan rozpozna. - Podal tamtemu fotografie otrzymana od Bartkowiaka w czasie rozmowy w motelu. -Sam nie wiem. - Mezczyzna zalozyl okulary i przygladal sie dluzsza chwile zdjeciu. - Nie jestem pewien... - Spojrzal z wahaniem na komisarza. -Widzial ja pan? - Bartkowiak nie wytrzymal. - Widzial pan moje dziecko? -To pana corka? - Adamiak popatrzyl na niego ostro. - Zaginela, co? - spytal zaczepnym tonem. - A moze uciekla? -Panie Adamiak! - przywolal go do porzadku komisarz. - Pamieta ja pan czy nie?! -Pamietam. - Tamten niechetnie oderwal wzrok od zaskoczonego Bartkowiaka. - Byla tu. Chude to takie, zabiedzone. Szukala pracy, ale, jak mowilem, nie zatrudniam nikogo ponizej osiemnastki, a i tak mam wrazenie, jakbym prowadzil przedszkole, a nie zaklad gastronomiczny. -Slyszalem co innego. -Niby co takiego? - Adamiak sie zjezyl. 69 -Miala sie zglosic do pracy, ale nie przyszla - wtracil sie znowu ojciec dziewczyny.-No miala, miala - przyznal tamten niechetnie. - Powiedzialem, ze jak rodzice wyraza zgode, to moze pracowac w weekendy. Zal mi sie jej zrobilo, ale nie przyszla. Nie widzialem jej wiecej. -Pozwoli pan, ze popytam pracownikow? - Nawrocki tonem dal do zrozumienia, ze zadaje to pytanie wylacznie z uprzejmosci. -A pytaj pan! - Wlasciciel lokalu wzruszyl ramionami. Spedzili w pizzerii jeszcze godzine, przepytujac kelnerow, kucharzy i poslancow. Bezskutecznie. Jedynie chlopak, ktory przywiozl pizze do ksiegarni, widzial dziewczyne i potwierdzil slowa szefa. Niczego wiecej nie udalo im sie dowiedziec. -Dlaczego wlasciciel tak zareagowal? - spytal zalamany Bartkowiak, gdy wracali na rynek. -Dzieciaki w tym wieku, jesli uciekna z domu, to najczesciej wracaja same, jak zglodnieja i zmarzna, chyba ze... - Nawrocki doskonale wiedzial, o co mu chodzi. Biedak byl zszokowany reakcja wlasciciela, gdy ten uslyszal, ze Bartkowiak jest ojcem dziewczyny. -Chyba ze nie zyja - dokonczyl za niego Jan. -Chcialem powiedziec, ze maja istotny powod, zeby nie wracac. -Czyli...? - Tamten nie rozumial, do czego zmierza komisarz. Nawrocki w milczeniu patrzyl na droge. -Ach tak - zorientowal sie, co mial na mysli komisarz - sa bite, maltretowane albo... molestowane... - dokonczyl szeptem. -Zapoznalem sie z raportem srodowiskowym w sprawie panskiej rodziny. Nie podejrzewam pana o nic takiego - zapewnil go Nawrocki. -Ale wszyscy tak mysla, prawda? Ze musze byc potworem! - zdenerwowal sie Bartkowiak. -Panska przyjaciolka z ksiegarni tak nie uwaza - odrzekl lagodnie Michal. - Prosze sie uspokoic. -Wiem, wiem. Niech mysla, co chca, zeby tylko ona sie znalazla... Nawrocki nie odpowiedzial. Jechali chwile w milczeniu. -Panie komisarzu - Bartkowiak z wahaniem przerwal cisze - skoro jest tak jak pan mowi... O tych powrotach... To dlaczego ona nie wrocila? -Nie wiem. - Nawrocki westchnal. - Nie potrafie panu odpowiedziec. Jak bedziesz mial szczescie czlowieku, pomyslal, to sam ja zapytasz. Nie podzielil sie ta mysla z ojcem dziewczyny. Szanse byly zbyt male, by wzbu- 70 dzac nadzieje; jesli niczego nie znajde, ten czlowiek nie bedzie w stanie zniesc rozczarowania. 3. Lidka rzucila torebke na stolik przy wejsciu. Znow miala mdlosci, teraz dla odmiany z przejedzenia.-Nie powinnam pic tyle coli - mruknela zla na siebie. -Czego nie powinnas pic? - Do holu wszedl Piotr. -Coli. Mialam straszna ochote na cos gazowanego, a teraz mysle, ze to nie byl dobry pomysl - przyznala kwasno. -Gdzie bylas tak dlugo? - dopytywal sie. -Nie mow, ze zauwazyles. - Tym sarkazmem zaskoczyla sama siebie na rowni z mezem, ktory stal zaskoczony, mrugajac nerwowo oczami. -Oczywiscie, ze zauwazylem - oznajmil w koncu lekko urazony. -Przepraszam. - Westchnela. - Nie chcialam na ciebie naskoczyc. Nie wiem, dlaczego robie sie taka okropna, jak wracam do tego domu. Czuje sie tu taka przytloczona. Jest za duzy, za pusty, zimny i odpychajacy! -Myslalem, ze bylas nim zachwycona... - odpowiedzial niepewnie. -Bylam i co z tego? Juz nie jestem. Czuje sie tu samotna. -Jak to? Przeciez dookola masz pelno ludzi! -Jakich ludzi? - spytala kpiaco. - A - udala, ze dopiero teraz zrozumiala, co maz mial na mysli - mowisz o panach budowlancach? No jasne, ze tez nie pomyslalam, zeby urwac sie z nimi na piwo... -No tak - zaczal przecierac swetrem szkla okularow - masz racje. -Rany, znowu sie unioslam. Przepraszam. - Pocalowala go delikatnie w usta. - Musze znalezc sobie zajecie. Ty jestes zajety remontem domu, a ja tylko schodze z drogi robotnikom i szukam miejsca, gdzie nie bede slyszec mlotkow i wiertarek. -Moze zajmiesz sie strychem? - zaproponowal. - Wiem, ze mielismy nie ruszac niczego, dopoki nie skonczymy robot, ale nie szkodzi przejrzec. -Cudowny pomysl! - Lidka sie rozpromienila. - Jestes genialny! - zapewnila meza, rzucajac mu sie na szyje. -Swietnie! - rozesmial sie Piotr. - Tylko wez, prosze, pod uwage, ze geniusz twojego meza ma ograniczony zasieg i nadal nie wiem, gdzie bylas. -W ksiegarni. 71 -Mam nadzieje, ze nie kupilas znowu zadnych bzdur? - spytal, nagle poirytowany.-Nie, zadnych zakupow - zapewnila go. - Edyta to moja jedyna znajoma w Lipniowie. Wpadlam ja odwiedzic. Powinienes ja poznac. Jest bardzo sympatyczna. -Zwazywszy na profil ksiegarni, pewnie czarownica - zazartowal Piotr. -Nic z tych rzeczy. Zarabia na tym samym, na czym zarabia co druga osoba w miasteczku, czyli na mitach i legendach. Wlasnie, moja ksiazka sie znalazla? - Przypomniala sobie o zgubie. - Nie skonczylam jej jeszcze. -Nie mialem czasu poszukac - odparl Piotr. - Sama sie znajdzie. -Jasne, sama sie zgubila, to sama sie znajdzie. - Lidka nie byla zadowolona, ze ksiazki nadal nie ma. - Moze powinnam poprosic o pomoc tego przystojnego komisarza? - Mrugnela do Piotra, sadowiac sie wygodnie w fotelu przy kominku, w ktorym maz przezornie napalil. -Jakiego komisarza? - Popatrzyl na nia zaskoczony. -Nazywa sie Michal Nawrocki. Pracuje w tutejszej komendzie - odrzekla z lekkim usmiechem. Zawsze ja zdumiewalo, ze Piotr jest o nia zazdrosny. Nie potrafila tego pojac, ale nieodmiennie ja to zachwycalo. -Jak go poznalas? - spytal niezadowolony. -To znajomy Edyty. -Aha... - Piotr sie uspokoil. -Wlasnie. A propos tego komisarza... Wiesz, ze w Lipniowie zaginela dziewczyna? Miala pietnascie lat! -Nie zyje? - Popatrzyl na nia z troska. -Wierze, ze sie znajdzie cala i zdrowa! - zawolala goraco. - Nawet tak nie mow! -Powiedzialas: "miala pietnascie lat" - odparl. - Wiec co mialem pomyslec. -Nie wiem, dlaczego tak mi sie powiedzialo. - Przez chwile poczula wyrzuty sumienia, gdy przypomniala sobie twarz Bartkowiaka. Ojciec Eli bylby wstrzasniety, gdyby uzyla przy nim czasu przeszlego. - Wiesz, przyjechala jakies dwa miesiace temu do Lipniowa i dalej nie wiadomo. Slad sie urywa. -Myslisz, ze cos jej sie tu stalo? To takie spokojne miasteczko... -Ten komisarz uwaza, ze mogla pojechac gdzies dalej. -Jak to, dalej? - przerwal jej Piotr. - Nie rozumiem. Powiedzialas, ze zaginela. 72 -Uciekla z domu, dokladnie rzecz ujmujac. Ojciec jej szuka, matka nie zyje. Udalo mu sie dowiedziec, ze dziewczyna dotarla tutaj. Widzial ja wlasciciel pizzerii i jakis dostawca jeszcze. I na tym koniec. Nawrocki uwaza, ze wyjechala. Jutro razem z jej ojcem beda przepytywac kierowcow i pracownikow dworca. Moze na cos trafia...-Nie chcialbym nikogo zniechecac, ale to jak szukanie igly w stogu siana - stwierdzil Piotr. -Wiem. - Lidka oparla glowe na jego ramieniu. - Chcialabym im jakos pomoc. -Niby jak? -No wiesz, i tak nie mam co robic. Moglabym pojezdzic po okolicy, popytac... -Ani mi sie waz! - zaprotestowal. - Nie wolno ci sie denerwowac! Zadnego sledztwa! -Mowisz tak samo jak Edyta! - rozzloscila sie Lidka. -Rozsadna kobieta - oswiadczyl Piotr zdecydowanie. - Mialas sie zajac strychem - przypomnial jej. -No wiem, ale chcialabym pomoc. - Lidka sie nadasala. -Najbardziej pomozesz, nie stajac sie kolejna poszukiwana - oswiadczyl stanowczo. - Zadnych jazd po okolicy! 4. Z trudem odzyskiwala przytomnosc. Potrzasnela glowa, by mrok przed oczami zniknal. Wokol panowala ciemnosc. Tylko piekacy bol uzmyslowil jej, ze jest przytomna. Zimno bijace od kamiennej posadzki swiadczylo, ze nie bladzi juz we mgle wlasnego umyslu. Siegnawszy na oslep reka, dotknela jakiejs sciany. Nie probowala wstac. Czesciowo na kolanach, czesciowo pelznac, przesuwala sie wzdluz niej, az natrafila na lozko. Weszla pod drapiacy koc i zwinela sie w klebek. Nadal czula, jak jej cialem wstrzasaja dreszcze, ale powoli zaczynala sie rozgrzewac. Zamknela oczy i lezala wsluchana we wlasny oddech. W przejmujacej ciszy slyszala bicie swojego serca. Byl to zegar odmierzajacy jej czas. Kazde uderzenie przyblizalo koniec. Jak dlugo mozna czekac na smierc, zastanawiala sie. Kiedy jej serce uderzy po raz ostatni? 73 Nagle w jej swiadomosc wdarly sie znajome dzwieki. Kroki, szuranie, szczek zasuwy, blysk swiatla i znowu kroki. Zjawial sie regularnie. Nasluchiwala w ciemnosci i oczekiwala na jego przyjscie. Za kazdym razem byla tak samo przerazona. Za kazdym razem jej serce zaczynalo swoj potepienczy taniec, a oddech przypominal sapanie parowozu. Nienawidzila strachu, ktory nieodmiennie ja wowczas ogarnial. Nie rozumiala, jak mozna pogodzic sie ze smiercia, wyczekiwac jej i za kazdym razem drzec, ze to juz. Za moment. A potem rozczarowanie, ze jeszcze zyje, nadal czuje zimno i strach, wciaz ma w plucach powietrze, a jej serce przypomina o sobie glosnym: ba-bam, ba-bam. Ogarnal ja oblakanczy smiech, ktory z trudem stlumila.Otworzyla oczy i nie poruszajac sie, czekala. Patrzyla tepo przed siebie, obserwujac mezczyzne ubranego w obszerna szate z kapturem. Na ramieniu niosl nieruchoma dziewczyne. Polozyl ja na lozku i przez chwile patrzyl na nia w milczeniu. Postawil swiece na stole i nie rozgladajac sie juz, wyszedl. I znow zabrzmialy te same dzwieki - szczek zasuwy, echo krokow i odlegle szuranie. Lezala jeszcze chwile bez ruchu, by sie upewnic, ze mezczyzna nie wroci. Nie wolno im bylo rozmawiac. Jakby ten zakaz mial znaczenie! - znow musiala powstrzymywac wybuch smiechu. Czula, ze traci zmysly. Jej wspoltowa-rzyszka niedoli nie odezwala sie ani slowem od dnia, w ktorym ja tu przyniesiono po raz pierwszy. Nie wiedziala, jak tamta ma na imie. Domyslala sie, ze sa w podobnym wieku. Ona sama miala pietnascie lat, gdy tu trafila. Teraz byla starsza. Ale o ile? Nie miala pojecia. Dni, tygodnie i miesiace biegly poza nia. Dostrzegala uplyw czasu jedynie po zmianach, jakie nastepowaly w jej ciele. Podeszla do lezacej bez ruchu dziewczyny i zaczela ja delikatnie obmywac. Drobne cialo pokryte bylo siniakami i nie do konca zagojonymi skaleczeniami. Dzisiaj przybyly kolejne. Opatrzyla starannie plytkie ciete rany zadane ostrym nozem. Krwawienie prawie ustalo. Gdy skonczyla, odgarnela dziewczynie wlosy z czola i przytulila ja delikatnie. Tamta jednak nie reagowala. Jej oczy patrzyly nieruchomo przed siebie. Przez moment nawet jej zazdroscila. Umysl tej biedaczki dryfowal juz w innym wymiarze. Lepiej dla niej, zeby tam pozostal. Uniosla lekko glowe dziewczyny i wlala odrobine wody w usta. Piers tamtej unosila sie w plytkim oddechu, cialo miala zimne i lepkie od potu. Nie wiedziala, jak dlugo beda zyly. Powinna zabic i ja, i siebie, ale nie potrafila. Nie miala odwagi. 74 Nie tracila tez nadziei. Wiedziala, ze nikt jej nie szuka, lecz mimo to czekala na cud, ktory je ocali. 75 Rozdzial VI 1. Nawrocki w zadumie patrzyl na mape wiszaca na scianie. W okregu narysowanym czarnym flamastrem oznaczyl kolorowymi pinezkami pobliskie miejscowosci, do ktorych mogla sie udac zaginiona nastolatka. Wlasnie skonczyl telefonowac do okolicznych komisariatow z pytaniem o niezidentyfikowane zwloki jasnowlosych dziewczyn. Na odleglosc mogl zdzialac tylko tyle, czyli wykluczyc kilka ewentualnosci. Nie bylby to pierwszy raz, gdy zaginiona osoba pada ofiara przestepstwa badz wypadku i zostaje pochowana jako NN.Oczywiscie to nie posuwalo naprzod sprawy zaginiecia Elzbiety Bartkowiak, gdyz nadal nie mieli zadnego konkretnego sladu. Wraz z ojcem dziewczyny przez kilka ostatnich dni sprawdzali dworzec i jego okolice, przepytywali prywatnych przewoznikow, obeszli miejsca, w ktorych zbierala sie mlodziez. Nikt nie pamietal tej dziewczyny. Zastanawial sie, dlaczego tak sie zaangazowal w te poszukiwania. To nie byla jego dzialka. Sprawa nawet nie trafila do nich oficjalnie. Nie zostal poproszony o pomoc. Jak ostatni osiol wpakowal sie w dzialania, ktore pochlanialy caly wolny czas i przez ktore nie nadazal z przydzielonymi zadaniami. Uczciwosc nakazywala mu przyznac, ze glownym powodem byl Chmiel. Po prostu mial nadzieje, ze wpadnie na trop, ktory pograzy przeciwnika. Nie mial wprawdzie pojecia, jakim sposobem jego wrog moglby sie przyczynic do zaginiecia nastolatki. Bylo to tylko irracjonalne przypuszczenie, niepotwierdzone chocby cieniem dowodu. Wlasciwie jedynym powodem jakichkolwiek podejrzen moglo byc zachowanie tamtego. Michal wiedzial, ze Krzysztof to kawal sukinsyna i jego niechec do pomocy Bartkowiakowi wynikala najprawdopodobniej z lenistwa, a moze tez rzeczywiscie nie chcial rozdmuchiwac tej sprawy ze wzgledu na dobro miasteczka. Ale Michal czul, ze to nie jest jedyne wyjasnienie. Gwaltowna reakcja Chmiela, jego zlosc... Chcial wierzyc, ze wszystko to da sie rozsadnie wytlumaczyc, ale... A moze sam sie oszukiwal? Moze juz dosc tej roboty? Przez moment czul wyrzuty sumienia, ze jego pomoc jest motywowana tak egoistycznymi pobudkami. Wdziecznosc Janka 76 draznila go i wprawiala w zaklopotanie. Z drugiej strony robil wszystko, co mozliwe, zeby odnalezc dziewczyne, wiec moze cala reszta nie jest istotna? Nie potrafil odpowiedziec sobie na pytanie, czy kiwnalby palcem, gdyby chodzilo tylko o zaginiecie. Gdyby Chmiel nie wystapil z tym idiotycznym zadaniem, czy zaangazowalby sie w sprawe? Pewnie nie, doszedl do wniosku, ktory mu sie nie spodobal.-Witam kolege. - W drzwiach stanal komisarz Chmiel, bez pukania oczywiscie. -Co jest? - Michal nie zamierzal udawac. Po ich ostatniej ostrej wymianie zdan dobre maniery przyprawilyby go o zawal. -Slyszalem, ze szukasz tej dziewczyny. -Mowilem ci i powtorze raz jeszcze. Nic ci do tego, jak spedzam wolny czas! - warknal. -Zastanawialem sie troche nad ta sprawa. - Tamten zachowywal sie tak, jakby prowadzili przyjacielska pogawedke. - Pomyslalem, ze im szybciej sie przekonamy, ze tej malej nie ma w Lipniowie, tym lepiej dla miasta i ojca dziewczyny. - Rzucil trzymana w reku teczke na biurko. -Co to jest? - Nawrocki popatrzyl podejrzliwie. -Podzwonilem troche tu i tam... - Wzruszyl nonszalancko ramionami. - Moim zdaniem pasuje. Michal niechetnie otworzyl teczke. Na ulamek sekundy przymknal oczy. Widzac czarno-biale zdjecie zwlok, poczul przelotny bol w sercu. Na pozor beznamietnie przejrzal wszystkie fotografie. Zmusil sie do sprawdzenia danych. -Kobieta, lat okolo pietnastu - osiemnastu, wlosy blond, wzrost metr szescdziesiat, waga szacunkowa piecdziesiat kilogramow. - Krzysztof, recytujac z pamieci dane, usiadl na krzesle na wprost niego. - Pasuje. -Przyczyna smierci - wykrwawienie, obrazenia wskazuja na gwalt... - Nawrocki przerwal czytanie i odlozyl teczke. -Czas smierci: dwanascie tygodni przed znalezieniem zwlok - usluznie dopowiedzial Chmiel. -Dziewczyna byla tu widziana osiem tygodni temu - zauwazyl Michal. -Okolo osmiu - doprecyzowal jego rozmowca. - Rownie dobrze moglo to byc wczesniej albo to nie byla ona. Moze w tym czasie pojawila sie inna dziewczyna, ktorej rysopis pasuje do naszej zaginionej, i zostala blednie rozpoznana. - Udal, ze nie widzi uniesionych w niemym zdumieniu brwi siedzacego naprzeciwko kolegi. 77 -Przez dwoch swiadkow? - Nawrocki z trudem opanowal emocje, slyszac o "naszej zaginionej".-Wiesz, jacy sa swiadkowie - kontynuowal przyjacielskim tonem Krzysztof. - Sam mialem niedawno taka sytuacje, ze swiadek rozpoznal faceta na okazaniu, a w sadzie wskazal na jego kumpla, ktory siedzial wsrod publicznosci. Okazalo sie, ze z calego zdarzenia zapamietal tylko, ze facet byl blondynem i mial zlamany nos. Na okazaniu wskazal tego, kto mial te same cechy, a dopiero jak zobaczyl wlasciwego, to skojarzyl. Koszmar! - Udal, ze sie wzdraga. -Daruj sobie, juz to slyszalem. I to nie raz - podkreslil zlosliwie Michal. - A skad pewnosc, ze to MOJA zaginiona? -Nikt jej nie zidentyfikowal, czas w zasadzie sie zgadza, rysopis tez... Jesli mozna mowic o rysopisie w przypadku osoby, ktora trzy miesiace przelezala w ziemi - odparl z usmiechem Chmiel. -Zabawne... - Nawrocki sie skrzywil. Makabryczny zart nie przypadl mu do gustu. - Kiedy ja znalezli? Sprawdzalem dane z okolicy. Nic nie bylo. -Dzisiaj w nocy. Anonimowy telefon. Jakis wielbiciel joggingu pewnie sie na nia natknal. - Chmiel nie przejmowal sie zimnym spojrzeniem Michala. - Wspaniale, prawda? -Wspaniale? - Michal nie zrozumial, o co tamtemu chodzi. -Ojciec dowie sie wreszcie, co sie stalo z dzieckiem. Oczywiscie, nie mowie, ze bedzie mu lekko, ale przynajmniej bedzie mogl wrocic do normalnego zycia. A co najwazniejsze - wstal i skierowal sie do drzwi - to nie nasz rejon. -Ty skurczy synu! - Nawrocki zerwal sie z miejsca. W przyplywie gniewu chcial juz biec za Chmielem, ale rozsadek zwyciezyl. Przyjdzie na to czas. Z trudem opanowujac wzburzenie, otworzyl zacisniete w piesci dlonie. Uspokoil sie na tyle, by ponownie otworzyc teczke. Dziewczyna na zdjeciach byla nierozpoznawalna. Cialo bylo w stanie dosc mocno posunietego rozkladu. Tylko badania DNA pozwola z calkowita pewnoscia ustalic, czy to corka Bartkowiaka. Doswiadczenie pozwolilo mu szybko odszukac potrzebne informacje bez koniecznosci przedzierania sie przez stos dokumentow. Zgloszenie o znalezieniu zwlok odebrano o 23.11. Patrol nie znalazl na miejscu zadnych sladow, co z jednej strony tlumaczyl uplyw czasu od momentu, gdy dziewczyne wrzucono do dolu, do chwili zauwazenia zwlok. Z drugiej strony wydalo mu sie to dziwne, ze anonimowy odkrywca zwlok nie pozostawil po sobie zadnych sladow. Wawoz kolo Brzezin, gdzie znaleziono cialo, nie nalezal 78 do uczeszczanych tras pieszych wedrowek. Michal zastanawial sie, czy naprawde nie bylo tam zadnych sladow, czy tez policjanci z patrolu, widzac rozklad zwlok, uznali, ze slady sprawcy juz dawno ulegly zatarciu. Nie wzieli pod uwage jeszcze jednej mozliwosci, ktora wlasnie zakielkowala w glowie komisarza. Jesli na miejscu rzeczywiscie nie dostrzezono zadnych sladow, to w jaki sposob telefonujacy informator mogl sie dowiedziec o zwlokach, skoro go tam nie bylo? Czy moze technicy podarowali sobie zabezpieczenie sladow czlowieka, ktory natknal sie na cialo? Jesli faktycznie nic nie znalezli, wyjasnienie bylo jedno. Dzwonil sam sprawca.Na podstawie zdjec Nawrocki nie mogl jednoznacznie odrzucic tezy, ze to Elzbieta Bartkowiak, mimo niezgodnosci czasowej. Chmiel mial racje, swiadkowie mogli sie mylic i co do czasu, i co do osoby. Bez wzgledu na tozsamosc dziewczyny zaniepokoil go ow anonimowy telefon. Zakladajac, ze jego podejrzenia moga byc sluszne i sprawca sam poinformowal policje, nalezalo sie zastanowic, co przez to chcial osiagnac. Nie ma zwlok, nie ma sprawy. Teraz w Brzezinach z pewnoscia toczy sie sledztwo w sprawie gwaltu i zabojstwa. Przypadkowy gwalciciel i morderca nie ujawnia sie ze swoimi czynami. Chyba ze to nie byla przypadkowa zbrodnia... Michal pomyslal z obawa, ze niezidentyfikowana ofiara moze byla pierwsza, ale niekoniecznie ostatnia. A moze za bardzo wybiegam do przodu? - zreflektowal sie szybko. Chmiel jest pewnie zachwycony, ze to nie nasza sprawa, pomyslal z gorycza. Bijac sie z ponurymi myslami, wybral numer Bartkowiaka. -Janek, Michal z tej strony. Musimy sie spotkac. Przyjade do ciebie. Nie ruszaj sie z motelu. 2. Lidka musiala przyznac, ze dawno nie byla tak podekscytowana. Ostatnim razem podobny stan euforii ogarnal ja na wiesc, ze jest w ciazy. Wczesniejsze zniechecenie na widok mnostwa przedmiotow upchnietych w skrzyniach i zapakowanych w kartony zniknelo bezpowrotnie. Ekscytacji nie wywolaly odziedziczone skarby. Lidka nie zawracala sobie glowy obrazami ani antykami.Kiedy dwa dni wczesniej za rada Piotra zaczela przegladac zawartosc poddasza, zauwazyla zaskoczona, ze skladalo sie ono jak gdyby z dwoch czesci. 79 Podzial ten nie byl zbyt widoczny, gdyz nie zbudowano tu zadnego ukrytego pokoju czy chocby alkowy.Od frontu, gdzie byl najlatwiejszy dostep, staly badz lezaly zlozone tu tymczasowo rzeczy nalezace do zmarlego stryja. Z tylu natomiast, czego Lidka z poczatku nie zauwazyla, znajdowaly sie najrozmaitsze szpargaly i to one wlasnie sprawily jej tak wielka radosc. Dawne roczniki gazet, artykuly i wycinki wrzucone do teczek bez ladu i skladu, pozolkle ze starosci karty ksiazek, ktorych nie dalo sie zlozyc w calosc. W zakurzonym sekretarzyku znalazla splowiale zdjecia, listy przewiazane czerwona wstazka z atramentem tak wyblaklym, ze trudno bylo rozpoznac litery, dokumenty zapisane tak drobnym maczkiem, ze przypominal alfabet Morse'a (kropki i kreski). Obok stal futeral, zupelnie taki sam jak ten, w ktorym Piotr nosil swoje plany i projekty. Zajrzala do srodka. Skojarzenie bylo calkowicie sluszne. Wewnatrz, zwiniete w ciasny rulon, znajdowaly sie stare mapy, ktorych nie starala sie rozszyfrowac. Po prostu wlozyla je z powrotem. Juz trzeci dzien segregowala swoje znaleziska. Nie zaglebiajac sie w ich tresc, ukladala osobno dokumenty, zdjecia, gazety, mapy, notatki, listy, zdecydowana zniesc powoli wszystko do biblioteki i tam przejrzec w spokoju, kiedy juz ekipa remontowa skonczy dzialalnosc. -Hm... - mruknela zaintrygowana. W stercie gazet, gleboko ukryty w srodku, lezal gruby notes oprawiony w skore. Na tle pozostalych szpargalow wygladal jak nowy. Dlaczego tu sie znalazl? - pomyslala zaintrygowana, biorac go do reki. Ogarnelo ja jeszcze wieksze zdziwienie, gdy probujac przeczytac zapelnione eleganckim pismem strony, zauwazyla, ze autor poslugiwal sie lacina. Pomiedzy kartami zas znajdowaly sie cieniutkie bibulki z rysunkami nieznanych symboli. Kilka z tych szkicow przypominalo jej wzory na medalionach, widzianych w ksiegarni. Roznica byla taka, ze sprzedawane przez Edyte amulety nie mialy inskrypcji, ktore widnialy na starannie sporzadzonych rysunkach. Bylo to tak niezwykle, ze pochlonieta rozmyslaniami Lidka nie zauwazyla zblizajacej sie postaci. -Wiesz, ktora godzina? - Glos, ktory nagle rozlegl sie za nia, sprawil, ze serce zamarlo jej ze strachu. -Musisz sie tak skradac? - zapytala z wyrzutem, przyciskajac kurczowo do piersi swoje znalezisko. -Wolalem cie. - Piotr rozgladal sie ciekawie wokolo. - Co to jest? - Machnal reka w kierunku sterty szpargalow. 80 -Nie mam pojecia - odrzekla. - Twoj stryj gromadzil to chyba latami. Niektore z tych papierzysk rozlatuja sie w rekach.-Trzeba bedzie to spalic. - Kopnal stos ulozonych przez Lidke gazet, ktory przechylil sie niebezpiecznie. Na szczescie w pore zdolala je powstrzymac przed rozsypaniem po podlodze. -Zwariowales?! - zaprotestowala gwaltownie. - Nawet nie wiesz, co tu jest. Moze to jakas kolekcja - zasugerowala. - No dobra, kolekcja to moze nie. - Pelne niedowierzania spojrzenie, jakim maz obrzucil balagan dookola, uzmyslowilo jej, ze to nie bylo wlasciwe okreslenie. - Patrz, tu sa listy, notatki, ksiazki... - Wskazala na jedna z nielicznych, ktora rzeczywiscie wygladala na cala, wiekszosc bowiem byla stosem kartek. - Chyba bardzo stare. Warto je przejrzec. Przynajmniej mam zajecie i nie wchodze w droge twoim budowlancom. Rozpaczliwie szukala w myslach argumentu, ktory powstrzymalby meza przed puszczeniem znaleziska z dymem. Piotr byl niepocieszony, ze jest wiosna i w parku brak uschlych lisci. Marzylo mu sie ognisko i miala powazne obawy, ze bylby sklonny wykorzystac kazdy inny material do zaspokojenia swoich piromanskich ciagot. -Patrz! Chwycila futeral z mapami i przez moment czula podziw dla wlasnej bystrosci. Piotr nie kwapil sie z wzieciem do reki pokrytej kurzem tuby. Westchnela poirytowana i zaciskajac zeby, by nie powiedziec mu paru ostrzejszych slow, co ostatnio zdarzalo sie dosc czesto, otworzyla futeral. Gdy go przechylila, ze srodka wypadl pozolkly ze starosci rulon. -Hej, ostroznie! - Piotr w mgnieniu oka zorientowal sie, co to za skarby. - Nie sciskaj tak, bo uszkodzisz! - Odebral jej delikatnie, lecz stanowczo tube. - Zdajesz sobie sprawe, co moga zawierac takie mapy? -Domyslam sie. - Pokrecila z rozbawieniem glowa. -Dobra, strych jest twoj, ale to... - wskazal na podluzny futeral - moje. Nie ma tu tego wiecej? -Nie zauwazylam, ale jak cos mi wpadnie w oko, nawet nie dotkne. Od razu bede cie wolac - zapewnila go. -Grzeczna dziewczynka. - Pochylil sie, by ja pocalowac, zastygl jednak w odleglosci kilku centymetrow od jej twarzy. -Moglabys sie umyc? - poprosil, gdy Lidka zamrugala ze zdziwienia, bo spodziewany pocalunek nie nastapil. -Och... - Popatrzyla na siebie zawstydzona. 81 Ubranie miala szare od kurzu, tak samo dlonie. Pod paznokciami pomalowanymi bezbarwnym lakierem widniala gruba warstwa brudu. Dotknela lekko policzka. Podejrzewala, zupelnie slusznie, ze jej twarz i wlosy wygladaja podobnie.-No wlasnie, Kopciuszku. - Piotr cofnal sie, patrzac na nia z czuloscia. - To, co masz na glowie, jeszcze dzis rano bylo wlosami - zazartowal. -Niczego tu nie dotykaj - powiedziala ostrzegawczym tonem. - Strych jest moj, pamietasz? - Wycelowala w niego palec. -Slowo harcerza. - Piotr podniosl dlon do gory. - Nawet tu nie musze wchodzic. Jak sie pospieszysz z prysznicem, to mozemy pojechac do Lipniowa na kolacje - zawolal za przeciskajaca sie ku wyjsciu zona. Nie byl pewny, czy go uslyszala, ale za to nie watpil, ze Lidka chetnie sie stad wyrwie. Zrobilo sie juz cieplo, mogla nawet wyjsc z domu z wilgotnymi wlosami. Ostatnio strasznie ja zaniedbywal. Czul, ze jest jej winien ten wypad. Mapy moga poczekac. 3. Lidka z przyjemnoscia wdychala wieczorne powietrze. Zapach trawy, ziemi i nieuchwytnej majowej aury unosil sie wokolo. Wiedziala, ze ten wiosenny aromat zniknie, gdy tylko wjada do miasta. Pomysl wypadu na kolacje byl swietny. Cieszyla sie nie tylko ze wzgledu na siebie. Piotr zdecydowanie za duzo czasu spedzal w domu. Sama nie nawiazala wielu znajomosci - poza Edyta i komisarzem Nawrockim nie znala nikogo, ale w porownaniu z nia maz byl wrecz odludkiem. Jeknela glucho, gdy dotarli do centrum miasteczka. Parking przy rynku okazal sie pelny. Piotr stanal w jednej z bocznych uliczek.-Dasz rade isc? Mamy spory kawalek... - powiedzial z poczuciem winy. -Nie przejmuj sie! Jest pieknie. I tak cieplo. Pora w sam raz na spacer. - Lidka rozesmiala sie radosnie, wsuwajac mu dlon pod ramie. -I nikt nas nie napadnie - mruknal Piotr w przyplywie czarnego humoru. W duzym miescie z pewnoscia nie wybralby sie z ciezarna zona na spacer ciemnymi uliczkami. -No widzisz, same plusy - cieszyla sie jak dziecko. - Musze przyznac, ze mimo trudnych poczatkow jestem zadowolona z przeprowadzki. To piekne miasteczko. Wyglada troche, jakby sie zatrzymalo w czasie, ale wlasnie to ma 82 swoj urok - trajkotala jak zawsze, gdy byla podekscytowana. - Troche mnie przestraszyly na poczatku te legendy, ale w sumie czego sie tu bac?-W tej chwili boje sie, ze nie bedzie stolika w restauracji - zazartowal Piotr. Jego obawy nie byly pozbawione podstaw. Rynek wypelnial tlum mlodych rozbawionych ludzi. Mimo ze minela juz siodma, sklepy byly otwarte, a wewnatrz krecilo sie sporo kupujacych. -Wyglada mi to na swieto - powiedzial zdumiony Piotr. -Drugi maja. To chyba nie swieto... - Lidka zmarszczyla czolo w namysle. - Pierwszego jest Swieto Pracy, trzeciego - Konstytucji, ale dzisiaj? Pewnie jakas lokalna uroczystosc - uznala. -Pewnie tak. - Piotr nie wydawal sie przekonany, ale innego wyjasnienia nie znalazl. -Wiesz co? - Zatrzymala sie przed ksiegarnia. - Wejde na chwile do Edyty, a ty zajmij stolik w restauracji, dobrze? Chcial zaprotestowac, ale Lidka zdazyla juz zniknac wewnatrz sklepu. Wzruszyl ramionami i poszedl dalej, przepychajac sie wsrod tlumu. W takich momentach Lidka byla wdzieczna naturze za swoj wzrost. Spogladajac z gory na ludzi tloczacych sie w ksiegarni, wypatrzyla Edyte i pomachala do niej reka. Przyjaciolka skinela broda w strone kantorka i ponownie odwrocila sie do klientki niemogacej sie zdecydowac, ktore kolczyki wybrac. Lidka skierowala sie poslusznie w strone zaplecza. Zauwazyla dwie dziewczyny, ktorych nie widziala podczas swoich wczesniejszych wizyt. Wydawaly sie doskonale zorientowane w tym, co lezy na polkach i regalach. Zapewne pomagaly Edycie w takie wieczory jak ten, bo po chwili jedna z nich zaczela nabijac cene na kasie fiskalnej. -Co jest? - Edyta wpadla do kantorka. -Hej! - przywitala sie Lidka. - Ale ruch! Powiesz mi, co sie dzieje? -A co ma sie dziac? - zdziwila sie. - Obchodzilismy swieto Beltaine. -Pierwsze slysze. -No tak, zapominam, ze jestes tu nowa. - Klepnela sie w czolo. - Belta-ine to swieto celtyckie rozpoczynajace lato. Odbywa sie w nocy z trzydziestego kwietnia na pierwszego maja - wyjasniala szybko. - Wczoraj byla niezla impreza, ogniska i tance. -Swieto celtyckie? Tutaj? - Z twarzy Lidki bilo niedowierzanie. -To jeden z wiekszych sabatow wicca. Mowilam ci o tym, pamietasz? 83 -Mowilas, ale daty trzydziestego kwietnia nie wymienialas.-Pewnie nie zdazylam ci opowiedziec o wszystkim. - Edyta wyjela z lodowki butelke wody. - Chcesz? -Nie, dzieki. To o co chodzi z tymi wiekszymi sabatami? -Rownonoc, czyli przesilenie wiosenne i jesienne, to sabaty mniejsze, a mamy jeszcze sabaty wieksze: Imbolc - drugiego lutego, Beltaine - trzydziestego kwietnia, Lammas - noc pierwszego sierpnia i Samhain - w wigilie Wszystkich Swietych. W sabaty mniejsze organizowane sa ogniska i male przedstawienia teatralne w kregu kamiennym, a sabaty wieksze obchodzi cale miasto. -Czy to ma cos wspolnego z procesami czarownic? - dociekala Lidka. -Zupelnie nic - odparla ze smiechem Edyta. - Ale miasteczko zyje z magii, wiec wiesz... -No jasne. Wieczne Halloween. -Cos w tym stylu - przytaknela. - Ludzie lubia tu wracac - dodala. -Aha, a dzisiaj? Przeciez sabat juz sie skonczyl? -Ciag dalszy. No i dlugi weekend. Co tu robisz? Nie przyjechalas sie bawic, skoro nie wiedzialas, ze jest zabawa. Wiec? - Popatrzyla uwaznie na kolezanke. -Piotr zaprosil mnie na kolacje. Skoro jeszcze nie wrocil do sklepu, to znaczy, ze zdobyl stolik. - Lidka zerknela na zegarek z lekkim poczuciem winy. - Pewnie sie na mnie irytuje. Ale zobacz! - Wyjela oprawiony w skore notes, ktory przed wyjsciem z domu wsunela do torby. Kierowal nia wylacznie impuls. Nie spodziewala sie, ze o tej godzinie ksiegarnia bedzie otwarta. - Znalazlam to na strychu. Nie rozumiem z tego ani slowa. - Podala notes kolezance. -Lacina. - Zdumiona Edyta podniosla na nia oczy. -Tez tak mysle. Znasz? -Nie, skad - zaprzeczyla, oddajac notes. -Spojrz. - Lidka otworzyla go w miejscu, gdzie tkwil zlozony we czworo rysunek. - Notes jest tego pelen. Symbole, amulety, jakies wzory... Nie wiem nawet, jak nazwac to, co przedstawiaja. Pomyslalam, ze moze cos ci sie skojarzy. -Hm... - Edyta z zastanowieniem ogladala cieniutka kartke. Nakreslony tuszem znak wydawal sie znajomy, ale nie potrafila go nigdzie umiejscowic. 84 -Albo ten. - Lidka podala jej kolejny, na ktorym byl starannie wyrysowany piekny wisior z plecionym lancuszkiem. Na okraglym medalionie znajdowaly sie lamane linie, przypominajace zygzaki blyskawic.-To akurat kojarze. - Ten symbol byl Edycie znany. - Pamietasz, jak rozmawialysmy o Lilith i o trzech aniolach, ktore mialy ja sprowadzic do raju? -Cos na S... - powiedziala Lidka. -Senoy, Sansenoy i Semangelof - przypomniala jej kolezanka. - Wedlug dawnych wierzen amulety z wyrytymi imionami tych trzech aniolow mialy chronic dzieci przed Lilith. Bylo to calkiem popularne wierzenie w Skandynawii w czasach wikingow. -To oni nie mieli swoich wlasnych bogow? Walhalla i takie tam? -Owszem, jednak Lilith wystepowala wlasciwie w kazdej mitologii. Zmienialy sie imiona i legendy, ale zawsze uwazano ja za demona. Na Litwie na przyklad Lilith wystepowala jako Litun, wampirzyca albo strzyga. Poczatkowo byla duchem powietrznym, potem w mysl ludowych wierzen miala wysysac krew dzieciom - wyjasniala cierpliwie Edyta. -Dziwne... - Lidka poczula niepokoj. -Dlaczego? To tylko podania... -Niby tak, ale czy nie uwazasz, ze to zadziwiajaca zbieznosc cech? Mnie zastanawia to podobienstwo... -A mnie nie. W dawnych wiekach nowo narodzone dzieci bardzo czesto umieraly na rozne choroby, a niewiedza i strach sprawialy, ze ludzie szukali wyjasnienia. - Edyta uciela jej domysly. -Wiem, wiem, przeciez nie mowie, ze Lilith istniala naprawde - zachnela sie Lidka. -I dobrze. Ciaza nie usprawiedliwia zaburzen umyslowych. - Tamta nie kryla ironii. -Zostawie ci te rysunki. - Lidka nie przejela sie docinkiem. - Przejrzysz je? Jestem ciekawa. -Dobra, ale skad to masz? -Znalazlam na strychu. Tam jest doslownie wszystko. Listy, gazety, ksiazki... - opowiadala. - O wlasnie, jak poskladam ksiazki do kupy, to ci je przywioze. Co ty na to? -To notes twojego stryja? - Z twarzy Edyty zniknela wesolosc. -Nie wiem. Mozliwe - przyznala Lidka. - A co? -Zostaw mi to wszystko, dobrze? - poprosila kolezanka. 85 -Przeciez nie znasz laciny...-Ale znam kogos, kto zna. - Wyjela jej notes z reki. - Nie mow nikomu o tych zapiskach, dobrze? - dodala. -Dlaczego? -Po prostu nie mow. I lepiej pedz, zanim zamkna knajpe. -Rany! - Lidka zerwala sie gwaltownie. - Piotr mnie zabije! Edyta odprowadzila ja spojrzeniem, po czym skierowala sie schodami na pietro, gdzie miala mieszkanie. Wlozyla notes do sejfu. Musiala wracac na parter pilnowac interesu. Nie lubila zostawiac dziewczyn samych. W sklepie bylo sporo bizuterii. Mimo ze czesc osob kpila z jej magicznych wlasciwosci, przedstawiala spora wartosc. Znaczna czesc tych ozdob wykonana byla z bialego zlota. 4. Wpadla do restauracji jak burza. Przygladzajac dlonia rozczochrane wlosy, rozgladala sie wokol, usilujac dostrzec Piotra. Kazdy inny mezczyzna juz dawno by poszedl, porzucajac ja na pastwe losu, ale nie jej maz. Na twarzy Lidki pojawil sie cieply usmiech, gdy go zauwazyla. Siedzial z nieznajomym mezczyzna przy stoliku.-Jestes wreszcie - powital ja, gdy podeszla. - Pozwol, ze ci przedstawie pana komisarza Krzysztofa Chmiela. Panie komisarzu, to moja zona. -Lidia Sianecka - przedstawila sie z usmiechem. -Zaden komisarz... Wystarczy Krzysztof. - Uscisnal jej dlon. W cieplych, brazowych oczach pojawil sie blysk, gdy do stolika podeszla jeszcze jedna osoba. -Lidka - odparla automatycznie, po czym przeniosla wzrok na kobiete, ktora zwrocila uwage policjanta. -Witaj, moja droga. - Nieznajoma pocalowala ja w policzek. Lidka odsunela sie, z trudem ukrywajac niechec, gdy owial ja duszacy i ciezki zapach perfum tamtej. -Jestem Daria. Pozwolisz, ze bedziemy mowic sobie po imieniu? Z usmiechem przyklejonym do pelnych krwistoczerwonych warg usiadla bokiem na brzegu krzesla, ukladajac dlugie, wspaniale nogi w taki sposob, by kazdy przechodzacy mezczyzna mogl je od razu zauwazyc. Lidka z miejsca poczula do niej antypatie. Nie lubila kobiet tego typu. To, ze jej maz zastygl z 86 purpurowymi rumiencami na policzkach i nie mogl podniesc wzroku ponad blat stolika, oczywiscie nie mialo nic wspolnego z jej odczuciami.-Slyszalam, ze bylas juz u nas - mowila Daria, nie czekajac na odpowiedz. - Mam nadzieje, ze jedzenie ci smakowalo. I moje gratulacje, oczywiscie. - Popatrzyla na zaokraglony brzuch Lidki, odznaczajacy sie pod sukienka. -Dziekuje. To milo z twojej strony - udalo jej sie wtracic. -Piotr juz myslal, ze sie zgubilas - szczebiotala tamta. -Weszlam tylko na moment do ksiegarni... -Nie rozumiem, po co zawracasz sobie glowe tymi guslami. Piotr mowil, ze Edyta naciagnela cie na kilka ksiazek... -Nikt mnie na nic nie naciagal - przerwala jej i rzucila karcace spojrzenie mezowi. - Kupilam kilka tytulow, zeby sie dowiedziec czegos o tych "guslach", z ktorych przeciez zyje cale miasteczko. - Wskazala na wizerunek rozneglizowanej kobiety na scianie, ktory zwrocil jej uwage juz poprzednio. - Ty chyba rowniez... - Pokryla uszczypliwosc niewinnym usmiechem. -Racja. - Kobieta caly czas usmiechala sie milo, ale w jej oczach mignely blyski zlosci. -Oczywiscie nie przeczytalam ich wystarczajaco uwaznie, bo nie mialam najmniejszego pojecia o przedwczorajszym sabacie. -Sabacie? O czym ty mowisz? - zdziwil sie Piotr. -Beltaine. Noc Walpurgii - wyjasnila Daria. - To takie neopoganskie swieto. -Tak nazywamy imprezy dla turystow - wtracil sie Chmiel. - Miasto zyje z turystyki, ale przeciez nikt nie bedzie przyjezdzac, zeby wciaz ogladac jedno i to samo, wiec organizujemy rozne imprezy, majace przyciagnac ludzi. -Chyba poznalam twojego kolege. Michal Nawrocki, tez komisarz. - Lidka zmienila temat. - Pracujecie razem? -Mozna tak powiedziec - odparl ostroznie. - Ten sam wydzial, chociaz nie jestesmy partnerami. Gdzie go poznalas, jesli mozna wiedziec? -W ksiegarni. Poprosze lazanie z sosem bolonskim i podwojnym serem, do tego salatke grecka bez oliwek, paluszki serowe i sok pomaranczowy - zwrocila sie do kelnerki, ktora przyszla po zamowienie. - A na deser szarlotke i lody waniliowe, tylko lody prosze polozyc na szarlotce, dobrze? I polac czekolada... No co? - zapytala zdziwiona, dostrzegajac rozbawione spojrzenia tamtych trojga. - Jestem glodna. 87 -Lidka musi jesc teraz za dwoje - pospieszyl z wyjasnieniem Piotr zazenowany spojrzeniem Darii, ktora z niedowierzaniem popatrzyla na Lidke, a nastepnie rzucila mu pelne wspolczucia spojrzenie.-W ksiegarni? Kupowal cos? - Chmiel wrocil do interesujacego go tematu. -Nie, Edyta po niego zadzwonila w sprawie tej zaginionej dziewczyny. Dostawca pizzy rozpoznal ja na plakacie - wyjasniala Lidka, patrzac uwaznie na komisarza. Nie uszedl jej uwagi cien niecheci w glosie komisarza, gdy dopytywal sie o kolege. -Nie wiedzialam, ze Edyta tak dobrze zna Nawrockiego... - Daria zerknela przelotnie na policjanta. -A wy? Jak poznaliscie Piotra? - Lidka udala, ze nie slyszy uwagi wlascicielki Sukuba. -Krzysztofa poznalem dzisiaj - powiedzial Piotr. - Nie bylo wolnego stolika i Daria zaproponowala, zebysmy dotrzymali towarzystwa komisarzowi. -Aha. To milo z twojej strony, ze sie zgodziles. - Lidka podziekowala Chmielowi, ale jej kobiecy instynkt podpowiadal, ze Daria nie jest Daria od dzisiaj. Musieli poznac sie wczesniej. -Zaden problem. Ciesze sie, ze nie bede jadl sam. Miala mi towarzyszyc zona, ale wiesz... Kobiece sprawy... -No tak. - Lidka zaczela pochlaniac przyniesiony posilek. Uwielbiala zolty ser, choc jej biodra zdecydowanie mniej. Przymknela oczy z rozkoszy, czujac, jak pierwszy kes lazanii niemal roztapia jej sie w ustach. - Dlugo znacie sie z Piotrem? - zapytala znienacka Darie, ktora z fascynacja patrzyla, jak Lidka je. -Poznalismy sie, gdy przyjechal zalatwiac sprawy po smierci pana Ligockiego - odrzekla wlascicielka restauracji. -Nic mi nie wspominales - zwrocila sie z wyrzutem do meza. - Przyszli-bysmy znacznie wczesniej. - Usmiechnela sie nieszczerze do Darii. -Nie uwierzycie, co Lidka znalazla na strychu. - Piotr odniosl wrazenie, ze miedzy jego zona a Daria rozpoczela sie wojna. Postanowil interweniowac, odwracajac ich uwage. - Stare mapy. Nie mialem czasu ich przejrzec, ale jesli sie nie myle, pochodza z konca dziewietnastego wieku i przedstawiaja Lip-niow i okolice wlasnie z tamtego okresu. -To absolutnie fantastyczne. - Daria odwrocila sie w jego strone i spojrzala mu gleboko w oczy. -Moze znajdziesz jakies ukryte zabytki? - zainteresowal sie Krzysztof. 88 -Kolejne atrakcje turystyczne. Byloby cudownie. - Daria polozyla dlon na rece Piotra.-Moze znajdziesz miejsce, gdzie hrabia zginal z reki zony - dodala z naciskiem Lidka, rzucajac zimne spojrzenie mezowi. 5. Komisarz Nawrocki byl na siebie wsciekly. Nie przewidzial, ze cos takiego moze sie stac. Nie wiedzial, ze Bartkowiak mial chore serce. Nie mogl zrobic nic, by zlagodzic zle wiesci. Mimo to czul, ze zawalil sprawe. Przez niego Janek wyladowal w szpitalu. Lekarz zapewnial go, ze pacjent za kilka dni bedzie mogl wrocic do domu. Szok spowodowal stan przedzawalowy, ale interwencja medyczna nastapila tak szybko, ze nie bylo zagrozenia dla zycia pacjenta.Komisarz nie chcial wracac do domu. Klebiace sie mysli nie pozwolilyby mu zasnac, a gdyby nawet zdolal zasnac, z pewnoscia dreczylyby go koszmary. Kierujac sie bardziej odruchem niz rozsadkiem, zatrzymal samochod przed kamienica, gdzie miescila sie ksiegarnia Edyty. Dochodzila polnoc. Po rynku krecili sie jeszcze nieliczni rozbawieni turysci. Siedzial w samochodzie i patrzyl w okna na pietrze. Po dluzszym namysle uznal, ze Edyta jedyna w Lipniowie zainteresowala sie zaginiona dziewczyna, wiec ma prawo wiedziec o dzisiejszych wydarzeniach. Bartkowiaka tez chyba lubila, usprawiedliwial przed soba samym obecnosc pod jej domem. Wzdychajac ciezko, wybral numer komorkowy wlascicielki ksiegarni z nadzieja, ze kobieta nie zrzuci niczego ciezkiego na maske samochodu stojacego pod jej oknami. Edyta ogladala rysunki otrzymane od Lidki. Powinna juz dawno spac. Zmeczenie dawalo sie we znaki, nie potrafila odcyfrowac wielu symboli z notesu Ligockiego, choc czesc z nich wydawala sie znajoma. Pozornie przypominaly pismo sumeryjskie, przemieszane jednak z babilonskim. Na niektorych amuletach z rysunkow widnialy greckie i hebrajskie litery. Calosci slow nie byla jednak w stanie zrozumiec... Zaczela podejrzewac, ze Ligocki ukryl symbole wsrod innych znakow i nie odkryje ich znaczenia, dopoki nie przetlumaczy lacinskiego tekstu. Sklamala Lidce, mowiac, ze zna kogos, kto potrafi to zrobic. Po prostu nie chciala jej oddawac notesu. Znuzona odchylila 89 sie w fotelu i zamknela oczy. Czula, ze sytuacja ja przerasta. W dodatku byla w Lipniowie od ponad roku, a nie posunela sie ani o krok do przodu. Dreptala w miejscu, nie majac pojecia, komu zaufac. Sama byla bezradna. Nagle otworzyla szeroko oczy, zaskoczona niespodziewanym najprostszym z prostych rozwiazaniem.-No jasne! - szepnela do siebie. - Proboszcz. Nie rozumiala, dlaczego nie wpadla na to od razu. Nikt tak nie potepial interesow w miasteczku jak on i z pewnoscia nigdzie nie znajdzie nikogo, kto znalby lepiej lacine. Glosny sygnal wyrwal ja z zamyslenia. Z niezadowoleniem zerknela na wyswietlacz telefonu. Nawrocki? - zdziwila sie, widzac jego numer. Zwariowal? Nie odbieram! - postanowila. -Lepiej, zeby mial pan wazny powod, dzwoniac do mnie o tej porze - rzucila oschle do telefonu, zla na siebie, ze co innego mysli, a co innego robi. Jakie to kobiece, uznala. -Bartkowiak jest w szpitalu, jego corka nie zyje. Moge wejsc? Otworzyla drzwi i wpuscila go do srodka bez slowa. Jej biala cera teraz wydawala sie przezroczysta, w zielonych oczach blyszczaly lzy. -Przepraszam. Nie powinienem byl... - Zaklopotany Michal potargal reka wlosy, nie wiedzac, jak sie zachowac. - Nie w taki sposob... -Nic sie nie stalo. Spojrzala na niego ze wspolczuciem. Wygladal okropnie. Wymiete spodnie i koszula, fryzura w nieladzie, ciemny zarost na twarzy, podkrazone oczy, a w nich... Takiego bolu nie mozna udawac. -Chodzmy na gore. - Poszla przodem, nie ogladajac sie na niego. Krete schody zaprowadzily go prosto do salonu polaczonego z kuchnia i jadalnia. Poszczegolne pomieszczenia przechodzily jedno w drugie. Tylko filary wyznaczaly miejsca, gdzie kiedys byly sciany dzialowe. -Tam jest lazienka. - Wskazala na korytarz prowadzacy w glab mieszkania. - Zrobie panu cos do jedzenia. - Skierowala sie do czesci kuchennej. Michal nie zamierzal oponowac. Umyl twarz i rece, przygladzil wlosy. Wychodzac z lazienki, nie mogl pohamowac ciekawosci i szybko uchylil drzwi pomieszczenia obok. Byla to sypialnia. Podwojne lozko, stolik, toaletka. Nie mogl poswiecic wiecej czasu na obserwacje, by nie wydalo sie to podejrzane. -Niech pan siada. - Wskazala mu miejsce przy stole i przyniosla talerz z parujacymi golabkami w sosie. 90 Sama usiadla przed nim z kubkiem goracej herbaty i przygladala sie w milczeniu, jak jadl. Wydawalo sie, ze Nawrocki odplynal myslami gdzies daleko. Edyta otulila sie mocniej szlafrokiem i zacisnela palce na kubku.-Powie mi pan, co sie stalo? - spytala cicho, gdy odsunal talerz. -W Brzezinach zostalo znalezione cialo mlodej dziewczyny. Rysopis pasowal, choc zwloki byly w takim stanie rozkladu, ze nie mozna jej bylo rozpoznac. Pojechalem dzisiaj z Jankiem. Rozpoznal Elke. Stracil przytomnosc... Zabrali go erka do szpitala. Stan przedzawalowy - Michal zrelacjonowal jej w skrocie wydarzenia dzisiejszego dnia. -Powiedzial pan, ze ciala nie mozna bylo zidentyfikowac - szepnela wstrzasnieta. - Wiec jak... -Ja rozpoznal? - dokonczyl pytanie. - Przy zwlokach znajdowalo sie kilka drobiazgow. Janek jest przekonany, ze nalezaly do jego corki. -Jak zginela? -Naprawde chcesz wiedziec? Edyta w milczeniu skinela glowa. W rzeczywistosci nie chciala wiedziec. Nie chciala wiedziec niczego. Gdyby miala wybor, wolalaby nigdy nie slyszec o tej dziewczynie i jej ojcu, ale stalo sie inaczej. -Uduszenie - odparl krotko komisarz. -Cierpiala? -Tak. - Przez moment chcial sklamac, ale zrobil blad i spojrzal jej prosto w oczy. Zlote plamki zdawaly sie zyc wlasnym zyciem. - Odniosla pewne obrazenia, ktore wskazuja na gwalt. To bylo dziecko - dodal cicho. Edyta zamknela oczy. Jej serce na moment zacisnelo sie z bolu. -Dobrze sie czujesz? - Zaniepokojony Michal pochylil sie i dotknal z wahaniem jej dloni. -Bardzo cierpiala? - Cofnela reke. -Trudno powiedziec. - Odsunal sie. - Lezala w tym dole przez trzy miesiace. Cialo zaczelo sie rozkladac. Wiele sladow zniknelo... -Jak to, trzy miesiace? Trzy miesiace? To nie moze byc Elka. - Poczula, jak wraca jej energia. - Dwa miesiace temu byla przeciez tutaj... -Bartkowiak jest pewien, a swiadkowie moga sie mylic. Rozpoznal jej rzeczy osobiste. -Jest pewien? -Tak, dziewczyna miala przy sobie medalik po matce. Podobno nigdy go nie zdejmowala - wyjasnil Nawrocki. 91 -Moze to tylko zbieg okolicznosci? - Edyta resztkami sil czepiala sie nadziei.-Moze - przyznal Nawrocki. - Ale troche za duzo tego. Wiek, waga, kolor wlosow - zaczal wyliczac na palcach - medalik. Janek rozpoznal tez ubranie. Jakie jest prawdopodobienstwo, ze to ktos inny? Zapadla cisza przerywana tylko tykaniem zegara. -Sprobuje przekonac Janka do badan DNA - oswiadczyl nagle komisarz. -Powiedziales... - Nie rozumiala, skad ta decyzja, skoro jeszcze przed chwila byl pewien, ze martwa dziewczyna z Brzezin to zaginiona Ela. -Wiem - odrzekl speszony. - Wszystko wskazuje, ze to Elzbieta Bartkowiak. -Nie jestes przekonany, prawda? Ale dlaczego? - dopytywala sie Edyta. - No dalej, powiedz mi - nalegala, gdy milczal. - Siedzisz w srodku nocy w mojej kuchni. Po co tu przyszedles? Nie jestesmy przyjaciolmi, nawet za bardzo sie nie lubimy. Nie musiales mi mowic o tej dziewczynie i jej ojcu. Mogles, a wlasciwie powinienes jechac do domu. Ale jestes tutaj. - Zamilkla na moment. Michal siedzial nieruchomo ze wzrokiem wbitym w blat stolu. -Wiec po co tu przyszedles? - powtorzyla cicho. -Bo tylko ciebie to obchodzi - oswiadczyl cicho, podnoszac glowe. Na jego twarzy malowala sie udreka. -Powiesz mi Edyta starala sie opanowac wzburzenie. -Cos mi tu nie pasuje. Nie wiem co. Nie potrafie tego uchwycic, ale wiem, ze... - Urwal. - Przeczucie, instynkt, podswiadomosc... Nazwij to, jak chcesz. Ale cos tu nie gra! - Ze zloscia uderzyl otwarta reka w stol. Edyta nie odpowiedziala. Wlasnie poczula, ze na jej drodze stanal ktos, komu moglaby zaufac. Nawrocki niewlasciwie zrozumial jej milczenie. Nie zamierzal jej przestraszyc swoim wybuchem. -Bedzie lepiej, jak sobie pojde. - Wstal. -Zaczekaj. - Chwycila go kurczowo za reke. - Jest pozno. - Zazenowana odwrocila glowe, widzac jego zaskoczenie. - Mozesz zostac, jesli chcesz. W pokoju goscinnym. - Zarumienila sie gwaltownie, gdy delikatnie scisnal jej dlon palcami. Nie chciala wyrywac reki, wiec probowala ja delikatnie cofnac, zeby go nie urazic. Jej dlon wyslizgnela sie z palcow mezczyzny, ale cala soba wyczula 92 zmyslowa pieszczote. Rozluznil uscisk z wyrazna niechecia. Edyta wstrzymala na moment oddech.Nie patrzac na niego, poszla przygotowac posciel. Na dloni nadal czula jego cieplo. Nie bylo w tym erotycznego podtekstu, raczej zwykla potrzeba czyjejs bliskosci i pociechy, uznala, ale wydarzylo sie cos wiecej. Cos niespodziewanego, nieuchwytnego, co sprawilo, ze przez chwile czula sie jakby na-elektryzowana. 93 Rozdzial VII 1. Edyta, narazajac sie na trabienie i gniewne gesty pod swoim adresem, wepchnela sie na jedyne wolne miejsce na szpitalnym parkingu. Udala, ze nie widzi wulgarnej reakcji kierowcy, ktoremu zajechala droge, i szybkim krokiem weszla do budynku, zanim tamtemu przyszlo do glowy poinformowac ja glosno, co sadzi o kobietach za kierownica.-W ktorej sali lezy pan Jan Bartkowiak? - Wsunela glowe do dyzurki, gdzie krecilo sie kilka pielegniarek. -Ty, na ktorej lezy Bartkowiak? - Starsza, korpulentna pielegniarka odwrocila sie do mlodszej kolezanki wprowadzajacej dane do komputera. -To ten z zawalem? - upewnila sie ta druga, podnoszac glowe znad klawiatury. -Tak. Przywieziono go dzis w nocy - odpowiedziala Edyta. - Albo wczoraj wieczorem - dodala, gdy uzmyslowila sobie, ze Nawrocki nie podal jej dokladnej pory. -Pokoj sto dwanascie - rzucila pielegniarka przez ramie, wracajac do przerwanej pracy. - Za dyzurka w prawo. -Dziekuje. - Edyta wycofala sie z pomieszczenia i ruszyla we wskazanym kierunku. Nie lubila atmosfery szpitala. Szczegolnie meczacy byl dla niej zapach srodkow dezynfekcyjnych i lekow. Ostatnim razem, gdy tu byla, musiala zidentyfikowac cialo matki, ktora zginela w wypadku. Zostala zamordowana, poprawila sie w myslach. Bez wzgledu na to, co dzielilo je w przeszlosci, czula, ze jest winna mamie odnalezienie sprawcy. Matka jechala do niej, bo potrzebowala pomocy. Nie zdazyla powiedziec, jakiej. Nagrala sie na sekretarce, plakala i blagala o spotkanie, zapewniajac, ze chce naprawic bledy i zakonczyc to pieklo. O co dokladnie jej chodzilo, Edyta nie zdolala sie dowiedziec. Ale teraz byla tu, w Lipniowie. I probowala dokonczyc to, co zaczela matka - i dla niej, i dla siebie. 94 -Och... - Z jej ust wydobyl sie pelen zaskoczenia stlumiony okrzyk, kiedy zobaczyla ojca zaginionej dziewczyny. Gdyby nie regularne pikanie aparatury, uznalaby, ze mezczyzna nie zyje. Jego skora wydawala sie przezroczysta, oczy nieruchomo patrzyly w sufit.-Pani Edyta... - powiedzial slabym glosem, zwracajac na nia wzrok. -Dzien dobry... - Nie wiedziala, jak sie zachowac. Powiedziec: przykro mi? Czy to nie za malo? I czy to w ogole ma jakies znaczenie? -Juz pani wie? -Wiem - potwierdzila. Usiadla na krawedzi lozka i wziela go delikatnie za reke. Byla zimna i bezwladna, jakby i z niej uchodzilo juz zycie. -Dziekuje za wszystko, co pani zrobila, ale chce zostac sam. - Zamknal oczy. -Jest pan pewien? To Ela? - zapytala, pochylajac sie ku niemu. Nie odpowiedzial, ale po chwili spod powieki splynela mu lza. Edyta czekala jeszcze chwile, ale nie otwieral oczu. Wiedziala, ze nie spal. Czekal, az ona sobie pojdzie. Musnela ustami jego czolo i wstala. Nie potrafila znalezc slow pocieszenia, bo ich nie bylo. Nie potrafila powiedziec niczego, co moglo ulzyc w bolu temu samotnemu czlowiekowi. Komisarz Nawrocki zastanawial sie, jak postapic w sprawie martwej dziewczyny. Tak jak powiedzial w nocy Edycie, zanim wymknal sie od niej rano jak zlodziej, mial przeczucie, ze cos w tym wszystkim nie pasuje. Nie potrafil wskazac konkretnego dowodu, a kazda watpliwosc dawala sie w logiczny sposob uzasadnic. Jan zidentyfikowal zwloki, co oznaczalo, ze w tym aspekcie sprawa zostala wyjasniona i zamknieta. Komisarz nie mial podstaw, by zazadac kosztownych badan DNA, poniewaz nie bylo watpliwosci co do tozsamosci ofiary. Watpliwosci nie mial jednak tylko ojciec dziewczyny, Nawrockiemu ta sprawa nie wydawala sie taka oczywista. Pytanie, czy rzeczywiscie zauwazyl cos, co nie pasowalo do reszty ukladanki, a nie mogl sobie tego uzmyslowic, czy tez jego zastrzezenia dotyczyly osoby Krzysztofa. Zatrzymal samochod przed pizzeria Adamiaka. Postanowil jeszcze raz porozmawiac z wlascicielem. Jesli potwierdzi, ze widzial mala Bartkowiakowne na pewno dwa miesiace temu, bedzie podstawa do przeprowadzenia badan, by ostatecznie potwierdzic tozsamosc dziewczyny. Bo jesli to nie zaginiona corka Janka, to skad sie wziely jej rzeczy przy znalezionym w lesnym jarze ciele? 95 Zawiedziona Edyta wracala do ksiegarni. Z Bartkowiakiem nie udalo sie porozmawiac. Potrzebowal czasu.Pochlonieta myslami nie zauwazyla, kiedy znalazla sie przed sklepem. Otrzezwilo ja zamieszanie, ktore dostrzegla przez szybe. -Co tu sie dzieje?! - Podniosla glos na widok rozgrywajacej sie przed jej oczami sceny. -To juz jest niepotrzebne. - Daria uniosla w gore strzep plakatu. - Juz po sprawie. -Prosze pani! - Pracujaca dzis w sklepie Sara byla wyraznie zdenerwowana. - Wpadla tu jak wariatka i zaczela zdzierac plakaty! Chcialam ja... -W porzadku, nic sie nie stalo - powiedziala uspokajajaco Edyta. - Tej pani nie powstrzymalby nawet betonowy mur. Rozumiem, ze postanowilas mi pomoc w sprzataniu? Jakie to mile... - zadrwila. -Dziewczyna nie zyje. To przykre, ale nie ma powodu, zeby straszyc turystow. Jeszcze tego nam brakuje, aby ludzie zaczeli myslec, ze to u nas zginela. - Tamta zdarla ostatni plakat i rzucila na podloge. -Miala pietnascie lat, zostala zgwalcona i zamordowana. To cie ani troche nie wzrusza? - zapytala cicho Edyta. -Och, tak jak kazdego, oczywiscie. - Daria wydela pelne krwistoczerwone wargi w grymasie niezadowolenia. - Ale nie musze sie z tym afiszowac. - Zaczela skrupulatnie sprawdzac paznokcie, czy nie odprysnal jej lakier. -Z pewnoscia... - Edyta uznala, ze nie ma sensu wdawac sie w dyskusje z kims, kto jest calkowicie pozbawiony uczuc. -Jej ojciec lezy w szpitalu? - Tamta nie spieszyla sie do wyjscia. Edyta nie raczyla jej odpowiedziec. Zaczela sprzatac kawalki papieru zasmiecajace posadzke. -Jeszcze tam. - Daria wskazala dlugim paznokciem strzep papieru, ktory zostal w kacie. Ze zlosliwa satysfakcja przygladala sie, jak Edyta bez slowa zmiata resztki plakatow. -Podobno cialo bylo tak zmasakrowane, ze twarzy nie dalo sie rozpoznac - rzucila lekko Wawrzecka, jakby rozmawialy o pogodzie. - Strasznie, nie? Rozpoznal ja po medaliku... -A ty skad tyle wiesz? - zapytala rozsadnie Edyta, a tamta poczerwieniala gwaltownie. -Ja duzo wiem - odparla ze zle skrywana zloscia i wyszla, trzaskajac drzwiami. 96 -Niech pani da, ja wyrzuce. - Sara wynurzyla sie z zaplecza, skad podsluchiwala rozmowe.-Nie trzeba. Sama to zrobie. - Edyta zgarnela papiery i zawinela w sweter. -Prosze pani, no jak to? Nie placi mi pani za to, zeby sama latac ze smieciami... - Dziewczyna obruszyla sie, widzac, jak jej pracodawczyni zmierza do drzwi ksiegarni. - Chociaz niech pani to wrzuci do kosza! - krzyknela za nia, zdziwiona niecodziennym zachowaniem szefowej. Juz sam fakt, ze nie skoczyly sobie z Wawrzecka do gardel, byl szokiem, a teraz jeszcze to? Edyta ze spokojem wyszla z ksiegarni, nie zwracajac uwagi na Sare. Skierowala sie w strone restauracji, gdzie Daria, stojac w drzwiach, flirtowala z Piotrem Sianeckim. -Ciekawe, co ten tu robi? - przemknelo jej przez mysl na widok zarumienionego mezczyzny, ktory z zaklopotaniem przecieral okulary. Darie wydawalo sie to bawic. -Zapomnialas czegos, kiedy wychodzilas... - Edyta minela ja i wrzucila porwane na strzepy plakaty do wnetrza lokalu. 2. Nie byl wsciekly. Nie rozumial dlaczego, ale nie czul furii, gniewu ani zlosci, wlasciwie nie czul nic. Niedowierzanie, oszolomienie, moze zaskoczenie byloby czyms oczywistym, ale tez nie. Nic. Pustka. Chociaz nie, pustka tez nie. Michal Nawrocki wlasnie zrozumial wypelniajace go uczucie. Byla to bezsilnosc polaczona z przyjeciem do wiadomosci tego, co wlasnie uslyszal.-Rozumiem, ze tym razem jest pan absolutnie pewien, ze dziewczyna, ktora przed dwoma miesiacami szukala u pana pracy i ktora pan chcial zatrudnic, a ktora rozpoznal pan na fotografii, to nie jest dziewczyna ze zdjecia, ktore panu pokazalem? - Zdawal sobie sprawe, ze jego pytanie brzmi raczej niejasno, ale nie potrafil teraz sformulowac go w sensowniejszy sposob. -Zdjecie jak zdjecie. Pomylilem sie... To sie zdarza. - Adamiak byl blady i unikal spojrzenia komisarza. -Nawet pan nie wie, ile razy - przyznal z lodowatym spokojem Nawrocki. 97 -No sam pan widzi, panie komisarzu. Zreszta przeciez mowilem wtedy, ze dla mnie te wszystkie dzieciaki wygladaja tak samo. - Mezczyzna rozlozyl rece w gescie bezradnosci.Nawrocki wbil w niego wzrok. Ten czlowiek klamal. Drzaly mu rece, na czole perlil sie pot. Wydawal sie solidnie wystraszony. Ktos kazal mu sklamac, Michal byl tego pewien. Tylko kto? -Czy zna pan komisarza Chmiela? - zapytal od niechcenia. -Chmiela? - zdziwil sie wlasciciel pizzerii. - Jego zone znam, to naczelnik naszej skarbowki, ale jego samego nie. A dlaczego pan pyta? - Podniosl wzrok na policjanta. Ten spogladal chwile badawczo na Adamiaka. Byl przekonany, ze mezczyzna powiedzial prawde. Rzeczywiscie nie znal Chmiela. Nie osobiscie. Kolejna koncepcja upadla, pomyslal z gorycza. Liczyl po cichu, ze jego przeciwnik jest zamieszany w te sprawe, ale teraz nie byl juz tego taki pewien. Wszystko mialoby sens, gdyby to Chmiel kazal mu klamac. W tej sytuacji... Westchnal ciezko. Albo jest kiepskim glina, albo wszystko sprzysieglo sie przeciwko niemu. -A co z chlopakiem, ktory ja widzial? On tez sie pomylil? - Michal z uporem drazyl sprawe, nie odpowiadajac na pytanie wlasciciela pizzerii. -Rzucil prace kilka dni temu - odparl tamten. - Wie pan, ci mlodzi ludzie nigdzie nie potrafia zagrzac miejsca. - Z lekcewazeniem wzruszyl ramionami. -Z pewnoscia. - Komisarz przez chwile przygladal mu sie uwaznie. Mezczyzna odwrocil wzrok. - No coz, dziekuje panu - powiedzial oficjalnie Michal, po czym rzucil od niechcenia: - Wie pan, ze ojciec tej dziewczyny jest w szpitalu? Zawal. -Och... - baknal niewyraznie Adamiak. - To przykre. -Nie tak jak smierc dziecka. Przez ulamek sekundy twarz wlasciciela pizzerii wykrzywila sie w grymasie bolu, niecheci, poczucia winy. Nawrocki nie zdazyl tego zinterpretowac. Wyszedl. 3. Nie bylo duzego ruchu, wiec Edyta bez skrupulow zostawila Sare w sklepie. Ona sama zas, po przekonaniu miejscowego proboszcza, ze nie jest czci- 98 cielka szatana, stala teraz przed plebania, czekajac, az wiekowa gospodyni raczy otworzyc drzwi. Wprowadzila ja do niewielkiego gabinetu zastawionego regalami pelnymi ksiazek. Ksiadz Adam mial nie wiecej niz piecdziesiat lat, lekko szpakowate wlosy, okragla twarz i delikatne pulchne dlonie. Zapewne sprawialby wrazenie dobrotliwego poczciwca, gdyby nie surowy wzrok i waskie, zacisniete wargi.-Dzien dobry. Bylam z ksiedzem umowiona. Edyta Mielnik. - Podala mu reke. -Niech bedzie pochwalony Jezus Chrystus - odparl karcacym tonem, udajac, ze nie zauwazyl jej wyciagnietej dloni. Edyta, udajac, ze nie dostrzegla wrogiego powitania, nie czekajac na zaproszenie, usiadla na krzesle naprzeciwko biurka, za ktorym stal proboszcz. -Nie zajme ksiedzu duzo czasu - powiedziala prosto z mostu. - Wiem, jaki ksiadz ma stosunek do mnie i innych mieszkancow Lipniowa, czerpiacych zyski z poganskich praktyk. Zatem ten element rozmowy mozemy ominac. Sprowadza mnie tu sprawa tlumaczenia, jak powiedzialam ksiedzu podczas rozmowy telefonicznej. -A ja powiedzialem pani, ze nie zajmuje sie tlumaczeniami. - Skrzyzowal dlonie, przechylajac sie nad biurkiem w jej strone. - Pani wlasciwie wymusila na mnie te rozmowe, wiec prosze nie oczekiwac ode mnie pomocy. -Tu nie chodzi o jakies zwykle tlumaczenie. - Edyta nie dala sie wyprowadzic z rownowagi. - Prosze zobaczyc... - Podala ksiedzu stary notes otrzymany od Lidki. - Nie moge miec stuprocentowej pewnosci, ale wydaje mi sie, ze to moglo nalezec do pana Teodora Ligockiego. Wydaje mi sie, ze jego smierc nie byla... - Zawahala sie, nie wiedzac, jakiego slowa nalezaloby tu uzyc. - Uwazam, ze odkryl cos, co utrzymywano w tajemnicy, i komus sie to nie spodobalo. To niekoniecznie musialo byc samobojstwo - dokonczyla. Proboszcz byl wyraznie poruszony. Mimo poczatkowej niecheci wysluchal jej uwaznie. -Skad pani to ma? - zapytal cicho, obrzucajac ja badawczym spojrzeniem. -Nie moge powiedziec. Jesli mam racje i pan Ligocki na cos natrafil... Na cos, co moglo przyczynic sie do jego smierci, ta osoba moglaby byc zagrozona. Lepiej poprzestanmy na mnie. -Tak... - Ksiadz Adam zastanawial sie dluzsza chwile. - Prosze mi to zostawic. Oczywiscie, zajme sie tymi zapiskami. Zobaczymy, co tam jest - oznajmil w koncu. 99 -Wiedzialam, ze w takiej sprawie moge na ksiedza liczyc - powiedziala z ulga Edyta. - Pojde juz... - Wstala. - Kiedy moge sie z ksiedzem skontaktowac?-Zadzwonie do pani - obiecal. Zdawala sobie sprawe, ze na milsze pozegnanie nie powinna liczyc. Byla zadowolona, ze proboszcz zgodzil sie jej pomoc. Zamykala za soba drzwi, gdy ksiadz Adam ja zawolal. -Pani Mielnik... -Tak? - Odwrocila sie ku niemu. -Czy to jedyny egzemplarz? -Tak - zapewnila go. - Nic mi nie wiadomo, zeby byla jakas kopia albo wiecej podobnych notatek. -Zadzwonie do pani - powtorzyl proboszcz i otworzyl notes. Tym razem Edyta zostala odprawiona na dobre. Postanowila wracac prosto do ksiegarni. Przez moment rozwazala, czy by nie odwiedzic Bartkowiaka w szpitalu, ale zrezygnowala z tego pomyslu. Wizyta przed tygodniem nie byla specjalnie udana, podobnie jak kontakt telefoniczny. Ojciec Eli zakonczyl szybko rozmowe, zapewniajac, ze czuje sie doskonale i niczego nie potrzebuje. Na propozycje odwiedzin zareagowal niemal niegrzecznie, mowiac, ze lada moment wypisza go ze szpitala, wraca do domu, zeby zorganizowac pogrzeb i nie w glowie mu towarzyskie spotkania. Edyta nie czula sie w najmniejszym stopniu urazona. Przez pana Jana przemawialy rozzalenie i gniew. Skoro wolal byc sam, postanowila uszanowac jego zyczenie, zwlaszcza ze nie zamierzala go odwiedzic zupelnie bezinteresownie. Chciala zadac mu kilka pytan na temat corki. Z Nawrockim nie miala kontaktu od tamtej nocy, ktora u niej spedzil. Rano juz go nie widziala. Lozko bylo porzadnie zaslane, a on sam wyszedl tylnymi drzwiami. Byla zadowolona, ze sie nie spotkali. Oszczedzilo to im obojgu zaklopotania, mimo ze kazde z nich spedzilo te noc we wlasnym pokoju. -Jestes wreszcie! - Drgnela, zaskoczona obcesowym powitaniem. Byla tak zamyslona, ze wchodzac do ksiegarni, wpadla na obiekt swoich rozwazan, nie dostrzegajac go nawet. -Czekam od godziny! Nie odbierasz telefonu! 100 -Nie bylismy umowieni, a mam wyciszony aparat. Bylam na spotkaniu i zapomnialam wlaczyc z powrotem dzwiek - poinformowala go chlodno. - Zreszta nie musze sie tlumaczyc.-Przepraszam. Michalowi zrobilo sie glupio. Zdenerwowal sie, bo myslal, ze celowo nie odbierala telefonow od niego. Od godziny chodzil po ksiegarni tam i z powrotem, miotajac sie jak wariat, straszac klientow i wypytujac wciaz te biedna dziewczyne przy kasie, czy moze jednak pani Mielnik mowila, dokad idzie i kiedy wroci. -Prosze... - Edyta potraktowala sprawe przeprosin obojetnie. - O co chodzi? -Nie tutaj. Moze porozmawiamy na zapleczu? Wzruszyla ramionami i poszla przodem. -Widzialas sie z Bartkowiakiem? - zapytal, gdy znalezli sie sami. -Ponad tydzien temu. -A dokladnie? -Trzeciego maja. Poszlam do szpitala z samego rana, jak tylko wstalam. - Byla zdumiona jego natarczywoscia. -To prawie dwa tygodnie... - Michal westchnal. -Dziesiec dni - uscislila. -Nie mialas z nim potem kontaktu? -Przykro mi... - Edyta wzruszyla ramionami. - Ale prowadze ksiegarnie, jestem dosc zajeta. Pan Jan nie chcial mnie widziec, nie odbieral telefonow, a teraz chyba zmienil numer albo wylaczyl calkowicie komorke. Co moglam zrobic? - zirytowala sie. -I pozniej juz go nie widzialas? - dopytywal sie z uporem. -O co ci chodzi, Michal? - zapytala. - A moze powinnam powiedziec: panie komisarzu? Pytasz oficjalnie? -Nie, nie oficjalnie. Nie mam z nim kontaktu. Od chwili wyjscia ze szpitala nie odbiera telefonow - wyjasnil Nawrocki. - Myslalem, ze moze dlatego, ze tak nalegalem na przeprowadzenie badan DNA. Poklocilismy sie o to... - przyznal. -Pieknie. Klotnia z chorym po zawale - zadrwila Edyta. -Nie jestem z siebie dumny... - Michal przeczesal wlosy palcami. Byl sfrustrowany i czul sie bezradny. Tracil grunt pod nogami. -I slusznie - podsumowala. - Ale ja nie jestem lepsza - przyznala sie nagle. - Odwiedzilam go tylko po to, zeby wypytac o corke. 101 Przez chwile patrzyl z niedowierzaniem na zmieszana Edyte, a potem sie rozesmial i juz rozluzniony usiadl na fotelu.-Dowiedzialas sie czegos? -Nie, nie chcial ze mna rozmawiac. W gruncie rzeczy i tak nie wiem, o co mialabym go zapytac - odparla, wzruszajac ramionami. - Pewnie wrocil do domu - dodala po chwili. - Mowil mi, ze ma zamiar wracac i zajac sie pogrzebem - przypomniala sobie. - Pewnie juz jest w Warszawie. A wlasciwie dlaczego go szukasz? Tak naprawde poza przeczuciem nic nie masz. A moze masz? - spytala zaciekawiona, gdy Michal nie zaprzeczyl, tylko popatrzyl na nia z namyslem. -Jak ci powiem, to mnie wysmiejesz. -Sprobuj... - zachecila go. -Mam kolejne potwierdzenie, ze to mogla byc Elka. Ostatnia watpliwosc w sprawie zostala rozstrzygnieta na korzysc zmarlej. -Aha, i dlatego ze kolejny dowod wskazuje, ze to Elka, ty uwazasz, ze tym bardziej to nie moze byc Elka - podsumowala Edyta. - Dobrze zrozumialam? -Doskonale. Mowilem, ze bedziesz sie smiala. -A smieje sie? - Popatrzyla na niego z powaga. -Zaczynam czuc sie jak paranoik, ale ocen sama. Pamietasz, jak ci mowilem, ze czas mi sie nie zgadza? Miesiac po tym, jak zostala zamordowana tamta dziewczyna, Bartkowiakowna byla widziana w Lipniowie... -Pamietam. -Rozmawialem kilka dni temu z wlascicielem pizzerii. Teraz twierdzi stanowczo, ze wtedy musial sie pomylic, a chlopak rozwozacy pizze zmienil prace. Nie moge go namierzyc. Mnie to daje do myslenia. -Nie jest to niemozliwe. - Edyta probowala uporzadkowac uslyszane informacje. -Nie jest, ale jak dla mnie za duzo tych zbiegow okolicznosci. Bo sama popatrz: zrozpaczony ojciec przyjezdza szukac corki. Nikt nie chce mu pomoc, policja go zbywa, delikatnie mowiac, i nagle ktos rozpoznaje te dziewczyne na zdjeciu. Ojciec, zamiast wyjechac, rozpoczyna poszukiwania na wieksza skale, w dodatku pomaga mu miejscowy gliniarz, ktoremu kaze sie zostawic te sprawe. I nagle co sie okazuje? Dziewczyna nie zyje: wiadomosc o znalezieniu ciala policja dostaje od anonimowego informatora, na miejscu zdarzenia nie ma zadnych sladow wskazujacych, ze ktos chocby przechodzil tamtedy, wiec niby jak ow praworzadny obywatel mial zobaczyc zwloki? 102 -Chwila, chwila - przerwala mu Edyta. W mig sie zorientowala, o co chodzi. - Myslisz, ze to sam morderca dzwonil? Ale po co?-Sluchaj dalej. - Michal ruchem dloni powstrzymal ja od kolejnych pytan. - Sprawa nagle zainteresowal sie bardzo policjant, ktory wczesniej zachowywal sie jak ostatnia swinia i nawet mi grozil. Wlasciwie to byla kolezenska rada - dodal, widzac oszolomienie na twarzy Edyty - ale Chmiel nie nalezy do tych, ktorzy udzielaja takich rad. Dalej, cialo jest w takim stanie, ze twarzy nie da sie rozpoznac, ale ojciec identyfikuje corke na podstawie paru drobiazgow i medalika. I po sprawie. -Jak moze byc po sprawie? - zaoponowala. - Przeciez doszlo do gwaltu i zabojstwa! -Ale nie w Lipniowie - odparl Michal, patrzac na nia z triumfem. -No tak... - mruknela. -Sprawa trafila do Brzezin. Nie ma nic, co laczyloby ofiare z Lipnio-wem. W koncu nikt jej tutaj nie widzial. Nigdy tu nie dotarla. Nie masz wrazenia, ze byloby to komus bardzo na reke? -Myslisz, ze morderca jest mieszkancem naszego miasteczka? -Tak wlasnie mysle. Mysle tez, ze zamordowana dziewczyna to nie El-ka. -Niekoniecznie. Morderca mogl sie wystraszyc, ze ktos nazbyt gorliwie zacznie szukac tutaj, i wolal wskazac, gdzie znajduje sie cialo, by skierowac sledztwo na inny teren. -To mozliwe, ale ja mysle, ze Bartkowiakowna zyje. Komus za bardzo zalezalo, zeby zakonczyc jej sprawe... Moze ktos ja gdzies przetrzymuje, bo w innym wypadku skad mialby jej rzeczy? -Zgadzam sie z toba w kilku punktach - powiedziala Edyta. - Ale nie mozesz byc pewien, ze ona zyje. To optymizm na wyrost. Zalozmy, ze tamto cialo to jednak Elka, a morderca je ujawnil, bo sie obawial, ze jak dojdzie do sledztwa, to w koncu znajdzie sie ktos, kto go z nia widzial. A teraz zalozmy, ze to nie Elka, wtedy mogl miec ten sam powod, zeby ujawnic tamto cialo. Bal sie, ze ktos moglby sobie cos przypomniec i zadawac niewygodne pytania, kiedy ja widzial i co robil. Ale to nie znaczy, ze ona zyje. Myslisz, ze dobrowolnie oddalaby komus swoje rzeczy? -Ja musze wierzyc, ze ona zyje - odparl z naciskiem Michal. - Wole szukac zywej zaginionej niz martwej. Jestes w stanie to zrozumiec? W jego oczach bylo tyle bolu, ze Edyta mogla jedynie kiwnac glowa. -Ta sprawa cie zniszczy - szepnela. 103 4. Edyta skonczyla wypelniac formularze. Polowa kazdego miesiaca przyprawiala ja o bol glowy, czerwiec pod tym wzgledem sie nie wyroznial. Comiesieczne rozliczenia byly jej droga przez meke. Dzisiaj po raz pierwszy cieszyla sie, ze dzieki nim moze sie oderwac od ponurych rozmyslan.Ostatnie tygodnie byly wprawdzie spokojne, ale slowa Michala uporczywie rozbrzmiewaly echem w jej glowie. W okolicy krazyl morderca. Nie wiadomo, czy znaleziona dziewczyna byla jego jedyna ofiara. Przeciez moglo byc ich wiecej. I kolejny problem: Edyta obawiala sie, ze Nawrocki wpada w obsesje. Dobrze wiedziala, co to znaczy podporzadkowac swoje zycie jednemu celowi i pozwolic, by przeciekalo przez palce. Zamknela oczy, ale w jej glowie klebily sie obrazy. Czula sie tak, jakby ktos jej podlaczyl projektor filmowy: sliczna twarzyczka ze zdjecia migala na zmiane z jej wyobrazeniem znalezionej dziewczyny. Slyszala w glowie glos komisarza: "cialo bylo tak zmasakrowane, ze twarzy nie dalo sie rozpoznac... rozpoznal ja po medaliku". Wyprostowala sie gwaltownie. Zapamietala wszystko doskonale, tylko ze to nie byly slowa Michala! Mowil, ze twarzy nie mozna rozpoznac z powodu rozkladu. Ale tamta pierwsza informacja nie stanowila dla niej zaskoczenia. Juz to slyszala. Od Darii. Skad ona wiedziala? Edyta szybko zamknela ksiegarnie. Musi o tym powiedziec komisarzowi, nawet jesli mialoby sie okazac, ze istnieje jakies proste wyjasnienie. Przez szybe wystawowa zobaczyla odjezdzajace auto. Rozpoznala samochod Wawrzeckiej. Nie bylo jeszcze dwudziestej drugiej, a tamta zawsze zostawala w restauracji przynajmniej do polnocy. Zaciekawiona Edyta postanowila sprawdzic, dokad jedzie. Pobiegla do samochodu. Po raz pierwszy dziekowala projektantowi ruchu w Lipniowie za jednokierunkowe uliczki. Zdolala dogonic Darie, gdy ta wyjezdzala z miasteczka. Edyta wylaczyla swiatla. Ksiezyc w wystarczajacym stopniu rozjasnial droge. Nie chciala, zeby Wawrzecka zobaczyla reflektory sledzacego ja samochodu. Wybrala numer Nawrockiego, ale rozlaczyla sie, zanim uslyszala sygnal. Co mialaby mu powiedziec? Nagle Daria zwolnila i skrecila w lesny trakt prowadzacy na kemping. Edyta, nie wlaczajac swiatel, jechala za nia powoli. Minela parking i wjechala 104 miedzy drzewa, gdzie konczyla sie droga. Edyta zaparkowala samochod przy jednym z letnich domkow i wysiadla. Zadrzala, gdy otoczyl ja nocny chlod. Wybiegla z ksiegarni tak jak stala - w cienkiej wydekoltowanej sukience bez rekawow. Rozpuscila wlosy, zeby choc troche okryc plecy i ramiona. Skulila sie i zaczela ostroznie przeciskac sie miedzy samochodami.Zatrzymala sie przy ostatnim w rzedzie i ukryla za nim. Daria stala w cieniu drzew. Nie byla sama. Edyta nie potrafila rozpoznac drugiej osoby. Sadzac po glosie, byl to mezczyzna. Wychylila sie, usilujac uchwycic choc strzep rozmowy, a wtedy ktos wciagnal ja za samochod, a jej otwarte do krzyku usta zakryla czyjas reka. Edyta machnela lokciem w tyl, celujac na oslep, by wyrwac sie napastnikowi, ale ten jedna reka zakrywal jej usta, a druga unieruchomil ja w taki sposob, ze kleczala na trawie, siedzac na pietach, przycisnieta do jego torsu. -Przestan! - Znajomy glos sprawil, ze zamarla. - To ja, Michal - syknal. - Zaraz zabiore reke, ale obiecaj, ze nie bedziesz krzyczec ani nie drgniesz - szepnal jej do ucha. Gdy skinela glowa potakujaco, rozluznil uscisk, ale nie puscil rak. -Zwariowales?! - wysyczala, odwracajac sie w jego strone. - Myslalam, ze to morderca! -I masz szczescie, ze to tylko ja - burknal. Mimo ze ich twarze dzielilo zaledwie kilka centymetrow, w ciemnosciach widzial tylko blysk oczu Edyty. Za to zapach jej wlosow i cieplo ciala wynagradzaly mu w zupelnosci niedostatki obrazu. Szkoda, ze okolicznosci nie sa inne, pomyslal z zalem. -Co tu robisz? Sledzisz mnie? - zapytala podejrzliwie. -Phi... - prychnal. - Jestem na obserwacji, ale nie chodzi o ciebie. Lepiej powiedz, co ty tu robisz? Malo nie padlem, kiedy cie zobaczylem. -Pojechalam za Daria - szepnela, usilujac wyslizgnac sie z obejmujacych ja ciasno ramion Michala, zla na siebie, ze nie probowala zrobic tego wczesniej. -Nie szarp sie, bo nas zobacza! - Unieruchomil ja ponownie, tym razem jednak nie polozyl reki na jej ustach. -Kogo sledziles? - zazadala wyjasnien. -Chmiela - wyznal zawstydzony. - Podsluchalem, jak rozmawial przez telefon. Bylem ciekaw, z kim sie spotyka. -To wlascicielka restauracji, Daria Wawrzecka - szepnela Edyta. 105 -Wyglada mi na schadzke... - mruknal niezadowolony Michal, niby mimochodem wtulajac twarz we wlosy Edyty i wdychajac ich swiezy zapach, kojarzacy mu sie z migdalami.-Chyba masz racje - przyznala, patrzac, jak tamten pochyla sie i caluje Darie, obejmujac ja namietnie. - Nie wiedzialam, ze sie z kims spotyka. -Nic dziwnego. Chmiel jest zonaty. -Dla niej to zadna roznica... Chodz... - Nie dokonczyla, gdy Daria wyrwala sie mezczyznie, a nocna cisze przerwal odglos uderzenia. Michal pochylil sie nad nia, by wyrazniej widziec, co sie tam dzieje. Znieruchomieli oboje. Edyta niemal siedziala mu na kolanach, opierajac sie o niego plecami, Michal obejmowal ja lewa reka w pasie, a prawa otaczal jej szyje. Gdy sie pochylil, jego glowa znalazla sie tak blisko jej twarzy, ze gdyby odwrocila ja w prawo, ich usta by sie zetknely. Nawrocki nie zwracal jednak uwagi na Edyte. Bacznie obserwowal rozgrywajaca sie scene. Krzysztof cofnal sie i otarl podbrodek. Nawrocki podejrzewal, ze wycieral krew plynaca z rozbitej wargi. Sadzac po odglosie, Daria musiala uderzyc go dosc mocno. Michal sprezyl sie, gotow w kazdej chwili interweniowac, gdyby potrzebowala pomocy. Nawet jesli to schadzka kochankow, nie zamierzal stac bezczynnie, jesli kobieta mogla sie znalezc w niebezpieczenstwie. -Suka! - syknal Chmiel. W odpowiedzi uslyszeli gardlowy smiech. Daria zaczela rozpinac sukienke. Nie mogli dostrzec dokladnie, co sie dzialo, ale wygladalo to na element gry. Michal pierwszy zorientowal sie, o co chodzi. Edyta drgnela przestraszona, gdy tamten mezczyzna niespodziewanie uderzyl swoja partnerke w twarz i chwyciwszy ja brutalnie za kark, rzucil na maske samochodu. -Nie ruszaj sie! - syknal Nawrocki. -Zrob cos! - Chciala mu sie wyrwac, ale bezceremonialnie zaslonil jej usta i unieruchomil ja w zelaznym uscisku. -Ona nie potrzebuje pomocy - szepnal. - Zobacz. - Delikatnie rozluznil uscisk, by mogla sie pochylic i obserwowac. Daria lezala na masce samochodu, Chmiel przyciskal dlonia jej kark, a sam napieral na nia gwaltownie od tylu. Sadzac po odglosach, jakie wydawali, oboje byli w ekstazie. Edyta zamknela oczy i cofnela sie, przywierajac ponownie do Michala, ktory juz nie zamierzal sie odsuwac. -To chore - szepnela z obrzydzeniem. - Chyba nie zamierzasz na to patrzec! - syknela, gdy nie odpowiedzial. 106 -Nie, nie zamierzam - odparl spokojnie. - Ale nie moge stad odejsc, bo moj samochod stoi na parkingu. Zadne z nas nie odjedzie przed nimi.Westchnela z irytacja. Mial racje. Jesli nie chcieli zostac odkryci, musieli tu zostac do konca. Mogla miec tylko nadzieje, ze to nie potrwa zbyt dlugo. -Moglbys sie troche odsunac? - poprosila cicho. Trudno zachowac spokoj umyslu, gdy zaczynalo jej brakowac tchu, serce walilo jak oszalale, a skora piekla zywym ogniem wszedzie tam, gdzie ich ciala sie stykaly. Michal odsunal sie bez slowa. Edyta usiadla na ziemi, oparta plecami o samochod. Podciagnela kolana az do podbrodka i skulila sie, obejmujac je rekami. Patrzyla przed siebie niewidzacym spojrzeniem. Ocknela sie z zadumy, gdy poczula na ramionach marynarke komisarza. -Dzieki - mruknela. Zrobila blad i zerknela na niego. Nawrocki spogladal na nia dziwnym wzrokiem. Jego szare oczy pociemnialy, patrzyl wprost na jej usta. Edyta z wysilkiem odwrocila glowe i przymknela powieki. Westchnal z zalem, jak jej sie wydawalo, i - co zauwazyla, gdy zerknela na niego spod rzes - usiadl tak jak ona. Oparl glowe o samochod i zapatrzyl sie w gwiazdy. Cisze wokol zaklocaly jedynie jeki dobiegajace z lasu i szum wiatru. Edyta zorientowala sie pierwsza, ze zapanowala cisza. Wychylila sie zza samochodu. Daria poprawiala ubranie, jej partner zapinal spodnie. Kompletnie ja zaskoczyl ich czuly uscisk na zakonczenie spotkania. Byla zszokowana, widzac, z jaka delikatnoscia mezczyzna pocalowal Darie. Gdyby nie ogladala na wlasne oczy brutalnego seksu tych dwojga, nie uwierzylaby, ze to ci sami ludzie, ktorzy mogli byc tak gwaltowni kilkanascie minut wczesniej. -Widziales to? - Z niedowierzaniem odwrocila sie do Michala. -Widzialem dziwniejsze rzeczy - odparl rozbawiony jej mina. -Ja nie... - urwala. -Kocham cie! - Uslyszeli glos mezczyzny i szyderczy chichot Darii zagluszony warkotem zapalonego silnika. Oboje skulili sie, gdy ich mijala. Krzysztof patrzyl chwile za nia, po czym wsiadl do auta, odczekal kilka minut i rowniez odjechal. Michal chwycil Edyte za lokiec i postawil na nogi. Zaczal ja prowadzic do samochodu. Nie opierala sie, byla zmeczona i otepiala. W pewnym momencie zrobilo sie jej zal tamtego mezczyzny, gdy Daria na jego wyznanie zareagowala smiechem. Ale wspomnienie brutalnego zachowania Krzysztofa wywolalo w niej obrzydzenie, wiec juz sama nie wiedziala, co ma myslec o tej dziwnej parze. 107 -Obiecaj, ze pojedziesz prosto do domu - zazadal Michal, gdy wsiadla do samochodu.Stal, przytrzymujac otwarte drzwi, i wpatrywal sie w nia wyczekujaco. -Dobrze. - Edyta kiwnela glowa. Nie miala sily na zadne eskapady. - Twoja marynarka! - zawolala, gdy cofnal sie i zatrzasnal drzwi. Pochylil sie i biorac marynarke, tym razem nie oparl sie pokusie. Wolna reka chwycil delikatnie podbrodek Edyty i uniosl lekko do gory. Otworzyla oczy ze zdziwienia, ale zanim zdazyla sie zorientowac, co Michal zamierza, pocalowal ja. Wlasciwie bylo to lekkie musniecie warg, jednak nim zdolala sie opanowac, poczula, ze oddaje pocalunek. Michal cofnal sie powoli, wciaz patrzac jej w oczy. Odsunal zablakany kosmyk miedzianych wlosow z jej czola i poglaskal ja po policzku. -Jedz prosto do domu - powtorzyl lekko schrypnietym glosem. 108 Rozdzial VIII 1. Lidka zdjela noge z gazu. Nadmierna predkosc w jej stanie byla jednym wielkim zagrozeniem, ale musiala rozladowac zlosc. Kiepsko ostatnio spala, w dodatku ta klotnia z Piotrem. Na samo wspomnienie zaciskala gniewnie szczeki. Co on sobie wyobraza? - zzymala sie w duchu, przywolujac poranna rozmowe,-Nie chce, zebys spotykala sie z ta Mielnik - oswiadczyl stanowczym tonem, gdy tylko zeszla do kuchni. -Slucham? - Nie wierzyla wlasnym uszom. -Nabija ci glowe bzdetami, w dodatku to wariatka. Wpadla jak furia do restauracji Darii i wywalila smieci na podloge. To chore! To nie jest znajomosc dla ciebie. -Po pierwsze, to nie ona ma na scianie wymalowana naga kobiete z wezem i nie jest dziwka, rzucajaca sie na cudzych mezow! A po drugie... - Niemal zapomniala, co chciala powiedziec; nie mogla nabrac powietrza do pluc, dlawila sie z wscieklosci. - Po drugie, przyniosla do restauracji resztki plakatow, ktore Daria zdarla w jej ksiegarni i zostawila na jej podlodze! Wiec nie mow mi, co jest chore! - wrzasnela, zrywajac sie z miejsca, i wybiegla z domu. Po drodze chwycila kluczyki do samochodu. -I oto jestem - zakonczyla swa opowiesc, siedzac u Edyty w mieszkaniu. Przyjaciolka tylko ciezko westchnela. -Nie wiem, co powiedziec - wyznala. -A co masz mowic? - Lidka wzruszyla ramionami. - Moj maz to idiota, a ta harpia... - Pokrecila tylko z pogarda glowa, nabierajac z sykiem powietrza. -Nie denerwuj sie! - Edyta nalala jej wody. - Nie powinnas. 109 -Powiedz to mojemu, pozal sie, Boze, mezowi. - Lidka skrzywila sie niechetnie na wspomnienie zachowania Piotra. - Ladnie tu u ciebie. - Nagle zmienila temat. - Nie zauwazylam, jak weszlam, ale fajnie to wyglada. - Wskazala na wnetrze. - Takie przestronne...-Yhm - przytaknela machinalnie Edyta, nie patrzac na nia. -Cos sie stalo? No, mow! - ponaglila ja Lidka. -Kilka dni temu cos sie stalo - zaczela z wahaniem przyjaciolka. - Nie wiem, co mi strzelilo do glowy, ale sledzilam Darie - wyznala zmieszana. -No co ty? - Lidka zamrugala gwaltownie ze zdumienia. - Sledzilas ja? Dlaczego? -Tak jakos wyszlo... - Wzruszyla ramionami. -Ale sensacja... - Tamta przygryzla delikatnie warge, z niedowierzaniem krecac glowa. -Nawet nie wiesz jaka. Wawrzecka ma romans z Chmielem! - powiedziala z niesmakiem Edyta. -Nie zartuj?! Przeciez on ma zone! Nie dziwie sie, ze jestes taka wzburzona. Wydrapalabym jej oczy, gdyby tak moj Piotr... -Nie o to chodzi. - Przyjaciolka machnela reka. - Na miejscu spotkalam Nawrockiego i... -Ma z romans z oboma? - Lidka az sie zachlysnela. -Nie! - zirytowala sie Edyta. - On sledzil Chmiela. Wpadlismy tam na siebie. Ale sluchaj... To, co oni robili... - Opisala szczegolowo szokujaca scene, ktorej byla swiadkiem. -Gadasz glupoty... - Lidka skrzywila sie z niesmakiem. - Nie wierze ci. -Jak sobie chcesz. Zapytaj Nawrockiego, potwierdzi - odparla tamta sucho. -Jasne, bede obcego faceta pytac... Nie powiedzialam, ze klamiesz. - Lidka zorientowala sie, ze ja urazila. - Po prostu to niewiarygodne! Trudno sobie wyobrazic... Co bylo dalej? -Nie mam pojecia. Wrocilam do domu. -A wlasciwie czemu za nia pojechalas? - dopytywala sie Lidka, gdy ochlonela po tych rewelacjach. -Sama nie wiem, czy powinnam ci mowic. - Edyta sie zawahala. - Nie mozesz sie denerwowac... -Wiem, ze ta dziewczyna nie zyje - powiedziala Lidka cicho. - Chyba nic gorszego sie nie wydarzylo? Nie musisz sie bac, ze mnie zdenerwujesz, 110 poza tym, skoro moj maz sie nie boi mnie stresowac, to ty tym bardziej nie powinnas - zakonczyla kasliwie.-Gorszego to nie, ale wiesz... Nie moge sie polapac w tym wszystkim. Nawrocki nie wierzy, ze to corka Bartkowiaka. -Dlaczego? - Lidka zmarszczyla brwi. - Przeciez ojciec ja rozpoznal. -Ciala nie mozna bylo zidentyfikowac. Rozpoznal ja po rzeczach i pamiatce rodzinnej. -A badania DNA? - zapytala. - Nie znam sie, ale teraz wszedzie trabia o DNA, wiec... -Skoro ja zidentyfikowal, to nie bedzie badania. Co innego, gdyby mial watpliwosci - wyjasnila Edyta. - Michal probowal go przekonac, zeby dla pewnosci... - urwala. -Nie zgodzil sie? - domyslila sie przyjaciolka. -Nie. Twierdzi, ze jest pewien. -Dziwne, myslalam, ze w takich sytuacjach czlowiek woli miec watpliwosci i chwyta sie cienia nadziei, ze to ktos inny - powiedziala z zastanowieniem Lidka. -On sie zalamal. Kompletnie. - Edyta przygryzla delikatnie warge. - Wydaje mi sie, ze najgorsza w takich przypadkach jest niewiedza. Czy moje dziecko zyje, czy nie jest glodne, nie cierpi glodu, zimna... Wyobrazasz to sobie? To wieczne czekanie na wiadomosc. Ta nadzieja, gdy dzwoni telefon... I rozpacz, kiedy sie okazuje, ze ta dziewczyna tylko jest podobna, ze to nie ona. -Bartkowiak woli wierzyc, ze jego corka nie zyje? To masz na mysli? -Juz sama nie wiem... - mruknela smetnie Lidka. - Ale co to ma wspolnego z Daria? - wrocila do tematu. -No wlasnie. - Edyta zdala sobie sprawe, ze nadal jej tego nie wyjasnila. - Podczas naszej klotni powiedziala cos, czego moim zdaniem nie powinna byla wiedziec... Nie potrafie teraz dokladnie powtorzyc, ale wiedziala, ze ta znaleziona dziewczyna miala kompletnie zmasakrowana twarz i ojciec rozpoznal ja po medaliku... -No i? - Lidka nie zrozumiala, do czego tamta zmierza. -Tych szczegolow nie ujawniono. Pytanie, skad to wiedziala? Dlatego za nia pojechalam. Siedzialy w milczeniu pograzone we wlasnych myslach. Teraz juz obie wiedzialy, skad Daria czerpala informacje. -A dlaczego Nawrocki uwaza, ze znalezione cialo to nie corka pana Jana? - przerwala cisze Lidka. 111 -Za duzo w tej sprawie zbiegow okolicznosci. Ma przeczucie, ze ktos probuje odciagnac uwage od Lipniowa. Trudno powiedziec, czy to prawda...-Myslisz, ze cos w tym jest? - Lidka wstrzymala oddech, czekajac na odpowiedz. -Mam mieszane odczucia - przyznala Edyta. - Kiedy go slucham, jego argumenty trafiaja do przekonania. Anonimowy telefon o miejscu ukrycia zwlok, ale brak sladow, ze ktos tam chodzil... -Wiec jak ktos mogl znalezc cialo, skoro nikogo tam nie bylo? - zdziwila sie Lidka. -No wlasnie, jak? - Edyta czekala, az przyjaciolka sama wpadnie na rozwiazanie. -Och... - jeknela Lidka. - Myslisz, ze to morderca zadzwonil? Ale po co? Czy dla niego nie byloby lepiej, zeby wszyscy mysleli, ze dziewczyna stad wyjechala? -Nawrocki uwaza, ze morderca jest mieszkancem Lipniowa i ktos mogl go widziec z Bartkowiakowna. Skierowal wiec trop gdzie indziej. W tej chwili sprawa jest prowadzona w Brzezinach i nie ma zadnego zwiazku z naszym miastem. -Jak to, nie ma? A wlasciciel pizzerii? Przeciez ja widzial... - Lidka urwala; po minie Edyty domyslila sie, co zaraz uslyszy. -Adamiak nie mogl jej widziec, skoro w tym czasie juz nie zyla. Twierdzi, ze sie pomylil, a chlopak dowozacy pizze odszedl z pracy. -Wiesz co? - powiedziala oszolomiona Lidka po chwili milczenia. - Nawrocki ma racje. Cos tu nie gra, ale z drugiej strony... - Z roztargnieniem zaczela obgryzac paznokiec. -Mowilam ci, ze mam mieszane uczucia. - Edyta, ciezko wzdychajac, wrocila myslami do tamtego wieczoru i pocalunku, o ktorym nie powiedziala kolezance. -Ale jesli ma racje - powiedziala powoli Lidka - i to nie jest Elka... To czyje zwloki znaleziono? I gdzie jest corka pana Jana? Dokladnie to samo pytanie zadawal sobie komisarz Nawrocki. Zakladajac, ze ma racje i to nie Elka, to kim byla ta dziewczyna? Od samego rana przegladal bazy danych, sprawdzajac zgloszenia zaginiecia mlodych dziewczat o rysopisie zblizonym do corki Bartkowiaka. Byla to syzyfowa praca i mial tego swiadomosc, ale w jego naturze nie lezalo skladanie broni. Czasami myslal 112 sobie, ze tkwi w nim dusza samuraja, ktory popelnil rytualne samobojstwo, gdy nie wykonal powierzonego mu przez cesarza zadania. Honor albo smierc.-Nie pomyslalam o tym. - Edyta ze zdumienia odchylila sie w fotelu. -No bo tak sie zastanawiam... - Lidka zbierala mysli, zeby jak najbardziej precyzyjnie wylozyc teorie, ktora jej zaswitala. - Zalozmy, ze twoj komisarz ma racje w dwoch kwestiach: po pierwsze, to nie Elka, po drugie, morderca jest mieszkancem Lipniowa i celowo wskazal miejsce ukrycia zwlok swojej ofiary, by odciagnac uwage od miasteczka, bo mial stycznosc z Elka i obawia sie, ze ktos w koncu by na to wpadl... No bo gdyby nie mial z nia do czynienia, to skad wzialby jej rzeczy? Przeciez to byly na pewno jej rzeczy, prawda? Co do tego ojciec chyba sie nie pomylil... Na razie rozumiesz? - Popatrzyla pytajaco na sluchajaca w milczeniu Edyte. -Wiec teraz tak... - kontynuowala, gdy tamta cicho przytaknela. - Jezeli on sie obawia, ze w zwiazku z Elka ktos moglby wpasc na jego trop, to czy nie rozsadniejsze byloby zalozenie, ze dziewczyna nie zyje? -Chwila! - przerwala jej przyjaciolka. - Powiedzialas, ze myslisz, ze ona zyje! -Nie, mowilam, ze moge sie zgodzic z Nawrockim, ze znalezione cialo to nie Elka, ale nie twierdzilam, ze ona zyje. Myslisz, ze morderca ja przetrzymuje? Dlaczego? Gdzie? -Malo prawdopodobne... - przyznala Edyta. - Ale nie mamy stuprocentowej pewnosci, ze Elka wpadla w jego rece... - dodala z nadzieja w glosie. -Jak to nie? - zdziwila sie Lidka. - Skad wiec mialby jej rzeczy i medalik? -No tak... -Wlasnie. Poza tym zakladajac, ze Elka nie zyje - zaczela mowic dalej - a on wskazuje inne zwloki, to mysle, ze cialo Elki moze byc gdzies w poblizu Lipniowa... -Chwila! - Edyta przerwala jej znowu. - Jezeli Elka nie zyje, to po co zadawal sobie taki trud i zostawial jej rzeczy przy innych zwlokach? - Nie opuszczala jej natretna mysl, ze moze dziewczyne uda sie jeszcze uratowac. -Bo cialo bylo nie do rozpoznania, a on musial miec pewnosc, ze zostanie zidentyfikowane jako Elka. I ostatnie - Lidka wyliczala na palcach - i moim zdaniem najwazniejsze: inny czas zgonu niz Elki. -No jasne. - Edyte olsnilo. Nie rozumiala, dlaczego sama na to wczesniej nie wpadla. - Nawet jesli sie znajdzie swiadek, ktory go widzial z Bart- 113 kowiakowna, nikt w to nie uwierzy, bo bedzie czarno na bialym, ze w tym czasie juz nie zyla.-Wlasnie tak. Wszyscy, lacznie z samym swiadkiem, uznaja, ze to pomylka. Wszystko to wedlug mnie oznacza, ze ona naprawde tu byla i ze jest ktos, kto cos widzial, ale moze nie zdaje sobie sprawy z tego, co zobaczyl? -Mam nadzieje, ze sie mylisz - powiedziala Edyta. - Nawrocki naprawde wierzy, ze te dziewczyne uda sie jeszcze uratowac. To zakrawa na obsesje. Nie wiem, co bedzie, kiedy znajdzie ja martwa... -Ja widze inny problem. - Lidka nie widziala powodu, dla ktorego wlasnie teraz mialaby sie zamartwiac stanem psychicznym komisarza. - Mamy juz dwie ofiary, a policja w Brzezinach o tym nie wie i szuka przypadkowego zabojcy. Zastanawiam sie, ile dziewczyn bylo wczesniej? -Albo ile ich jeszcze bedzie - dodala ponuro Edyta. 2. Nawrocki nie mial wyjscia. Udostepnione po kolezensku dane z okolicznych posterunkow nic mu nie daly, a bez ujawnienia sie nie mial dostepu do kompletu informacji. Zirytowany bebnil palcami po blacie. Na biurku lezal stos akt, ktore musialy poczekac na lepsze czasy. Po chwili namyslu wybral numer i czekal na polaczenie.-Potrzebna mi prywatna przysluga - powiedzial, gdy uslyszal meski ostry glos, nie zadajac sobie trudu, by sie przedstawic. -Na kiedy? -Natychmiast. -Przeslij. - Polaczenie zostalo zerwane. Korzystajac z prywatnego laptopa, sporzadzil szybko zestawienie potrzebnych danych i przeslal przyjacielowi z wydzialu. Mial nadzieje, ze nikt nie bedzie zadawal pytan. Zajmowal sie zupelnie nie tym, czym powinien, przynajmniej z punktu widzenia szefa. Tego, ze ma przeczucie, w racjonalnej dyskusji z przelozonym nie nalezalo ujawniac. Po wyjsciu przyjaciolki Edyta przeanalizowala na spokojnie przemyslenia Lidki. Mimo pozornego bezladu, wszystko wydawalo sie bardzo przekonujace i logiczne. Mogla miec racje; niewykluczone, ze w okolicy dziala wielokrotny morderca, ktorego nikt nie szuka. Michal probowal dzialac na wlasna reke, 114 ale jesli dobrze go zrozumiala, bez badan DNA nic nie da sie zrobic. Nie wolno mu sie angazowac w sprawy spoza ich terenu, a jakiekolwiek informacje moze uzyskac wylacznie prywatnie, dzieki uprzejmosci kolegow policjantow.Niepewna, czy postepuje wlasciwie, ale zdecydowana dzialac, wybrala numer podany jej przez Bartkowiaka. Z nim samym nie mogla sie skontaktowac, ale w mieszkaniu jego siostry predzej czy pozniej z pewnoscia ktos odbierze telefon. -Tak, slucham? - Uslyszala melodyjny kobiecy glos. -Dzien dobry, nazywam sie Edyta Mielnik - przedstawila sie lekko zdenerwowana. Nie spodziewala sie, ze ktos od razu podniesie sluchawke. - Czy pani Malgorzata Milner? -Tak, o co chodzi? -Jestem znajoma pani brata, Jana Bartkowiaka. Nie moge sie z nim skontaktowac od jakiegos czasu, a mam pilna... - Urwala, zaskoczona szlochem kobiety. -Pani nic nie wie... - Jej rozmowczyni z trudem sie opanowala. - Janek nie zyje. -Nie wiedzialam... - Edyta byla wstrzasnieta. - Kiedy to sie stalo? -Tydzien temu byl pogrzeb. Nie znam pani nazwiska. Czy pani i Janek... - Tamta zawiesila znaczaco glos. -Nie, nie. Nic z tych rzeczy - zaprzeczyla pospiesznie Edyta. - Jak umarl? Serce? -Nie, wypadek samochodowy. Uderzyl w drzewo. -Wypadek? - powtorzyla wstrzasnieta. - Drzewo? Stanela jej przed oczami sytuacja sprzed dwoch lat, gdy zszokowana patrzyla, jak straz pozarna rozcina drzwi pogruchotanego auta, by wydobyc cialo. Zemdlala wowczas, ale podczas identyfikacji zwlok matki juz nawet nie drgnela jej powieka. Potwierdzila sucho tozsamosc i wyszla. To wspomnienie nawiedzalo ja czesto. -Czy moge do pani przyjechac? - zapytala, odsuwajac od siebie przesladujace ja sceny. - To wazne. Bardzo pania prosze - nalegala, gdy kobieta nie odpowiedziala od razu. - Koniecznie musze sie z pania zobaczyc. Wiem, ze jest pani trudno... -Dobrze - zgodzila sie z westchnieniem Malgorzata Milner. - Kiedy moze pani... -Wyjade natychmiast. Bede u pani wieczorem. - Odlozyla sluchawke, zanim tamta zdazyla sie rozmyslic. 115 Michal po raz kolejny sprawdzil poczte elektroniczna. Nie bylo odpowiedzi. Przyjaciel juz dawno powinien sobie poradzic z wyszukaniem potrzebnych informacji. Nawrocki wrzucil do mikrofalowki reszte pizzy. Mial ochote pojechac do Edyty, ale nie bardzo wiedzial, jak sie zachowac. Wszystko, co dobre w jego zyciu, dzialo sie nie w pore. Nie mogl jej powiedziec prawdy, a wlasciwie nie mial pewnosci, czy moze jej zaufac. Byl przyzwyczajony do tego, ze dzialal sam, w ukryciu. Nawet najblizsza rodzina nie wiedziala, czym sie zajmuje, a Edyta byla osoba obca, mieszkanka Lipniowa, i nie mogl jej wykluczyc z grona podejrzanych tylko dlatego, ze... Z zamyslenia wyrwal go telefon. Przelotnie zerknal na ekran komputera. W jego skrzynce odbiorczej widniala wiadomosc od przyjaciela. Otworzyl ja podekscytowany, ale widnialo tam tylko krotkie zdanie: "Sorry, stary". I nic wiecej. Telefon nie przestawal dzwonic. Zirytowany Michal zerknal na wyswietlacz. Numer zastrzezony. Po chwili wahania odebral.-Nawrocki, co ty wyprawiasz?! - Rozmowca nie zamierzal sie przedstawiac. - Lada moment prokurator dobierze mi sie do dupy, a ty bawisz sie w szukanie zaginionych malolat?! Odjebalo ci?!!! Wydzialy pomyliles?! -Sorry, szefie - burknal, odsuwajac aparat od ucha. Huczacy glos mogl przyprawic o gluchote. -"Sorry, szefie"? To wszystko?! Nie posunales sie ani o krok w naszej sprawie. Wiesz, co moge zrobic z twoimi raportami?! Wiesz?! -Domyslam sie... -Domyslasz sie, a to dobre! On sie domysla! Ty powinienes wiedziec!!! Michal postanowil przeczekac. Jak stary sie wykrzyczy, to moze uda sie cokolwiek wytlumaczyc. -Jest sprawa czy nie ma? - Glos zabrzmial juz nieco spokojniej. -Jest - powiedzial stanowczo Nawrocki. - Sa lepiej zorganizowani, niz myslalem, ale zdecydowanie nie mozna teraz przerwac dochodzenia. Trzeba je prowadzic do konca... -Nie masz dowodow. Nie masz swiadkow. Nie masz nic. Jedyne, co masz, to stracony czas. W dodatku bawisz sie w domoroslego detektywa. Zamierzam cie oddelegowac... -Potrzebuje troche czasu - przerwal mu Michal. - Mam kilka watkow. Musze je tylko powiazac. -Czy sprawa zaginionej dziewczyny ma z tym cos wspolnego? -Mozliwe - odparl wymijajaco. 116 -Tak czy nie?-Tak podejrzewam, ale nie mam dowodow - przyznal niechetnie Nawrocki. -Tak podejrzewam, tak sadze, tak mysle... - ironizowal szef. - Daje ci czas do konca czerwca. - Autorytatywny ton nie pozostawial watpliwosci, ze to termin ostateczny. Nawrocki nie zamierzal sie poddawac. Byl dobry w swojej robocie wlasnie z powodu nieustepliwosci. -Do konca czerwca? - zaprotestowal. - To niecale dwa tygodnie! -Potrafie liczyc - poinformowal go oschly glos. -Do konca lipca - probowal sie targowac Michal. - Jezeli do tej pory nic nie znajde, wracam. -Nawrocki... -Prosze, szefie... - wszedl mu w slowo. - Koniec lipca! -Nic z tego, miales wystarczajaco duzo czasu. Pietnastego lipca widze raport z dowodami albo ciebie. To wszystko, komisarzu Nawrocki. -Jak mam zdazyc, to potrzebuje tych danych. Wiem, ze pozornie nie ma zwiazku, ale... - Probowal ukryc radosc, ze udalo mu sie wyblagac u szefa jeszcze te dwa tygodnie. -Dobrze. Powiem Slowikowskiemu, zeby ci przeslal, co potrzebujesz. - Jego rozmowca zlagodnial. -Dzieki, szefie. - Michal odetchnal z ulga. -Nie dziekuj, tylko bierz sie do roboty. I jeszcze jedno... -Tak, szefie? -Slowikowski cie nie wsypal. Moze nie jestem najmlodszy, ale wiem, co sie dzieje na moim podworku. Nie jestem tu bez przyczyny. -Wiem, szefie. Nie zamierzalem sugerowac... - Nie udalo mu sie dokonczyc zdania. Telefon milczal. Komisarz Nawrocki z roztargnieniem przeczesal reka wlosy. 3. Edyta zatrzymala sie przed parterowym domkiem na koncu ulicy. Byl szary i niepozorny, a gdyby nie kolorowe kwiaty rosnace w ogrodzie i zwisajace ze skrzynek na parapetach, wygladalby na odrobine zaniedbany. Podeszla do furtki i zadzwonila raz, po chwili drugi. Zaczela sie juz niecierpliwic, gdy w 117 koncu drzwi sie otworzyly i pojawila sie w nich drobna kulejaca kobieta. Miala okolo szescdziesieciu lat, poruszala sie z widocznym trudem.-Dobry wieczor! - zawolala Edyta. - Dzwonilam do pani dzisiaj rano. -Prosze, niech pani wejdzie, furtka jest otwarta - powiedziala tamta lagodnym melodyjnym glosem, ktory Edyta slyszala w sluchawce. Taki glos pasowalby znakomicie do kogos znacznie mlodszego. Stanowil zaskakujacy kontrast z pomarszczona twarza tej kobiety. -Przepraszam, ze pania nachodze, ale to wazne - powiedziala do przygladajacej jej sie siostry Bartkowiaka. -Spodziewalam sie pani wczesniej - powiedziala Malgorzata Milner, zapraszajac ja ruchem dloni do domu. - Skad pani jest? -Wsiadlam w samochod zaraz po naszej rozmowie. - Edyta pierwsza weszla do srodka i zatrzymala sie w niewielkim przedpokoju, gdzie stal wieszak na ubrania i skrzynia na buty. Nic wiecej tu sie nie miescilo. - Przyjechalam z Lipniowa. -Z Lipniowa... - powtorzyla tamta lamiacym sie glosem. - Prosze, niech pani wejdzie do pokoju - wykrztusila, gdy troche sie opanowala. Edyta usiadla na sofie i popatrzyla ze wspolczuciem na pania domu. Ojciec Elki mowil, ze sprzedal mieszkanie i przewiozl rzeczy do siostry. Nie miala jednak pojecia, ze to slaba, schorowana kobieta. Z niewiadomego powodu spodziewala sie zastac kogos mlodszego. -Wiec pani wie, co spotkalo nasza Elzbietke... - odezwala sie drzacym glosem Malgorzata Milner. W oczach blysnely jej lzy, ktore otarla chusteczka, ale niewiele to pomoglo. -Tak, wiem. Wlasnie w tej sprawie chcialam rozmawiac z panem Janem, ale nie moglam sie z nim skontaktowac. Zadzwonilam wiec do pani i dowiedzialam sie, ze brat nie zyje. Nie moge uwierzyc w to, co sie stalo. Tak mi przykro. - Edyta umilkla, nie wiedzac, jak przejsc do zasadniczego tematu. Interesowaly ja nie tylko same okolicznosci smierci Bartkowiaka; po drodze wpadla jej do glowy mysl, ze ciotka dziewczyny moglaby wystapic z wnioskiem o zbadanie DNA znalezionego ciala. -Janek zginal w wypadku, gdy wracal z Lipniowa na pogrzeb - powiedziala tamta po dluzszym milczeniu. -Jak to sie stalo? - zapytala lagodnie Edyta. -Nie wiadomo. Uderzyl w drzewo. Policja mowi, ze prawdopodobnie zaslabl za kierownica. Byl po zawale. 118 -A jak pani uwaza? - Edyta odnotowala, ze pani Milner nieswiadomie zaakcentowala slowa "policja mowi", jak gdyby ona sama sie z taka teza nie zgadzala.-Mysle, ze on nie chcial zyc... Mloda kobieta pokiwala glowa ze zrozumieniem. Samobojstwo. Sama o tym myslala. Niepokoila ja tylko zaskakujaca analogia miedzy tymi wypadkami. Takie zbiegi okolicznosci sie nie zdarzaly. -Pogrzeb Elzbietki i Janka odbyl sie tydzien temu - poinformowala ja siostra Bartkowiaka. -Tydzien temu? - Edyta byla zaskoczona. -Tak, zaklad pogrzebowy przywiozl tu Elzbietke. Wszyscy sa pochowani w jednym grobie. Cala rodzina razem. Ale nie tak powinno byc, nie tak... - Zamilkla, spogladajac pustym wzrokiem w przestrzen. Edyta dopiero teraz zorientowala sie, ze jej rozmowczyni jest pod wplywem lekow uspokajajacych. Zapewne stad te chwilowe wahania nastroju i dlatego tak czesto popadala w zamyslenie. -Pani Malgorzato - dotknela delikatnie jej dloni, by zwrocic na siebie uwage - moze mi pani dokladnie powtorzyc, co powiedziala policja o wypadku brata? -Samochod zjechal z drogi i uderzyl w drzewo. Pewnie Janek zaslabl. -Nic wiecej? Nie robiono zadnych badan? - dociekala Edyta. -Badan? - Pani Milner zmarszczyla czolo w glebokim namysle. - Chyba sprawdzali, czy nie byl pijany, ale nie jestem pewna. -Pani Malgorzato, czy moglabym zobaczyc rzeczy pani brata? -Rzeczy mojego brata? - powtorzyla tamta zdziwiona. - Po co? -Podejrzewam, ze to nie byl zwyczajny wypadek. Mysle, ze ktos mogl go zaaranzowac... -Ale dlaczego? - Byla wyraznie wstrzasnieta. -Pan Bartkowiak rozpoznal Elke tylko po medaliku... - Edyta sie zawahala. Nie mogla powiedziec tej kobiecie, ze jej bratanica zyje, gdyz sama w to nie wierzyla, a rozbudzanie takiej nadziei byloby okrucienstwem. Nie mogla tez powiedziec, ze cialo Elki moze lezec gdzie indziej, a w rodzinnym grobie pochowano zwloki innej dziewczyny. - Chodzi o badania DNA - wykrztusila w koncu. - Zeby miec pewnosc. -Mysli pani, ze moj brat sie pomylil? - zapytala z niedowierzaniem Malgorzata. - Ze nie rozpoznal wlasnego dziecka? 119 -Znaleziona dziewczyna byla... trudna do rozpoznania - dokonczyla w koncu oglednie.-Kim pani wlasciwie jest i czego pani chce? Dziennikarka? - Na twarzy jej rozmowczyni pojawila sie podejrzliwosc. -Nie, nie - zaprzeczyla pospiesznie Edyta. - Pomagalam pani bratu szukac Elki. Jestem pewna, ze gdyby nie zginal, wystapilby o te badania - sklamala. - Moze pani zechcialaby sie nad tym zastanowic... -Alez co pani mowi? - odparla zbulwersowana kobieta. - Przeciez Elz-bietka jest pochowana z matka i ojcem. Policja byla pewna, ze to ona, Janek tez. Dzwonil do mnie tego dnia, kiedy mial wracac, i powiedzial, ze wszystko juz zalatwione. Zaklad pogrzebowy mial odebrac cialo i przewiezc tutaj. Nic nie wspominal o zadnych badaniach. Po co urzadzalby pogrzeb, gdyby mial watpliwosci? Wracal do domu na pogrzeb dziecka... - Urwala, nie mogac zlapac tchu. -Podac cos pani? Moze wody? - Edyta wystraszyla sie, ale pani Milner pokrecila przeczaco glowa. -Nic mi nie jest. Zdenerwowalam sie. To wszystko. Lepiej niech pani juz idzie. - Z trudem wstala z fotela. -Pani Malgorzato, czy brat jeszcze cos mowil, kiedy dzwonil tamtego dnia? - zapytala Edyta, rozpaczliwie probujac uzyskac choc cien informacji. -Nic wiecej. Plakal tylko - powiedziala sucho kobieta. - Prosze juz isc... -Czy mowil cos, co mogloby wskazywac, ze ma zamiar sie zabic? - dociekala uparcie. -Kim pani jest? Czego pani ode mnie chce?! Zaraz zadzwonie po policje! - Malgorzata Milner ze zdenerwowania zaczela krzyczec. -Przepraszam, nie zamierzalam pani wystraszyc. Prosze mi tylko powiedziec... - Edyta urwala, widzac, ze tamta odwraca sie od niej i siega po telefon. - Juz wychodze - rzucila szybko i zamknela za soba drzwi. 4. Nawrocki przegladal materialy przeslane e-mailem przez Darka Slowikowskiego. Prosil o dane z ostatnich pieciu lat. Rozwazajac rozne warianty, musial przyjac, ze istnieje znaczne prawdopodobienstwo, iz Elka nie zyje, a to by znaczylo, ze w okolicy Lipniowa jakis zwyrodnialec zamordowal dwie nastolatki. Gdyby chodzilo o jedna ofiare, mozna by sie zastanawiac, czy to nie 120 fatalny zbieg okolicznosci, ale dwie? Nie. Nawrocki podejrzewal, ze morderca dziala od dluzszego czasu. Poczatkujacemu sprawcy nie udaloby sie zachowac wystarczajaco duzo zimnej krwi, by wskazac policji miejsce ukrycia ciala poprzedniej ofiary tylko po to, aby skierowac sledczych na falszywy trop. Michal poprosil o wykaz zaginionych mlodych kobiet w wieku od pietnastu do osiemnastu lat, o wygladzie podobnym do znalezionej dziewczyny. Nie spodziewal sie takiego zalewu danych. Sam jeden nie mial szans sie z tym uporac. Policja w ciagu roku przyjmuje okolo dwudziestu tysiecy zgloszen. Znaczna czesc zaginionych szybko sie odnajduje, mlodziez ucieka albo robi sobie kilkudniowe wycieczki, z ktorych wraca bez kasy. Darek sporo sie napracowal, odsiewajac niepasujace wygladem nastolatki, ale i tak na ekranie bylo kilkaset nazwisk. 121 Rozdzial IX 1. Edyta wlozyla nowa plyte do odtwarzacza. Byla zmeczona i zla na siebie, ze wyruszyla tak pozno w droge powrotna. Powinna sie zatrzymac w przydroznym motelu i jechac do domu rano. Ale jakos dala sobie rade i najpozniej za godzine znajdzie sie w swoim lozku. Im blizej byla domu, tym bardziej znuzenie dawalo jej sie we znaki. Monotonna droga dzialala usypiajaco. Z obu stron szosy ciagnal sie czarny las, dlugie swiatla samochodu rozjasnialy noc. Edyta z niepokojem zerknela na pomaranczowy ksiezyc. Nie lubila pelni. Wprawiala ja w dziwny nastroj, jakby mialo sie wydarzyc cos zlego.Na moment oslepily ja reflektory jadacego z tylu samochodu, zanim kierowca zmienil je na krotkie. Zamrugala nerwowo powiekami i nagle poczula silne uderzenie. Samochod zatrzasl sie i zjechal na pobocze. Walczac z ogarniajaca ja panika, wcisnela hamulec i starala sie wrocic na szose. Zatrzymala sie kilkanascie metrow dalej. Pasy tak silnie wcisnely jej sie w cialo, ze nie mogla zlapac tchu. Rozpiela je i drzaca reka otworzyla drzwi. Gwaltownie lapiac powietrze, wysiadla i spojrzala za siebie. Znowu oslepily ja swiatla samochodu, ktory zauwazyla wczesniej. Przystanal tuz za nia. Wyskoczylo z niego kilkoro pasazerow. Nie zwracajac na nich uwagi, Edyta zaczela biec ku pelznacemu po asfalcie ksztaltowi. -O moj Boze... - szepnela przerazona, klekajac przy lezacej na srodku szosy nagiej dziewczynie. Byla w zaawansowanej ciazy. Jej cialem wstrzasaly drgawki, z kacika ust splywala krew. W blekitnych oczach malowala sie pustka. -Wezwijcie pogotowie! - krzyknela do przygladajacych sie mlodych ludzi. - Trzymaj sie, mala. - Wziela ja za reke, nie majac pojecia, co moglaby zrobic, by pomoc rannej. Oczy dziewczyny spogladaly nieruchomo w gore, ale usta nagle sie poruszyly. Edyta pochylila sie, usilujac uslyszec, co tamta mowi. -Musialam... Przepraszam... Musialam... 122 -Juz dobrze. - Poglaskala ja po czole. - Zaraz bedzie lekarz. Wytrzymaj... - mowila chaotycznie.-Dajcie koc! - krzyknela do stojacej obok mlodej kobiety. Ta odwrocila sie bez slowa i pobiegla do samochodu. -Pogotowie zaraz bedzie - oznajmil meski glos, ale Edyta nie odwrocila glowy, usilujac przytrzymac szarpiaca sie dziewczyne. -Nie ruszaj sie - blagala. - Nic ci nie bedzie, ale lez spokojnie. - Przytrzymala ja delikatnie, ale mocno za ramiona. -Nie, nie, nie... - Tamta umilkla. Glowa opadla jej bezwladnie na bok. -Mam koc! - Do Edyty dotarl czyjs piskliwy glos. -Nie trzeba - powiedziala, dziwiac sie, jak spokojnie zabrzmialy te slowa. - Albo moze wlasnie trzeba. Michal z piskiem opon zatrzymal samochod. Czesc drogi byla zablokowana. Dwoch policjantow przesluchiwalo kilkoro mlodych ludzi, ktorzy opowiadajac, gestykulowali gwaltownie. Rozejrzal sie w poszukiwaniu Edyty. Przyjechal tu tylko ze wzgledu na nia. Byl juz po sluzbie i mial wracac do domu, gdy uslyszal zawiadomienie o wypadku. -Gdzie jest Edyta Mielnik? - Zlapal za ramie jednego z funkcjonariuszy krecacych sie w poblizu. Spojrzal we wskazanym przez niego kierunku. Stala na poboczu, obejmujac sie ramionami, dlugie wlosy zaslanialy jej twarz. Patrzyla na lezace na szosie cialo. -Edyta! - zawolal, podbiegajac do niej. -Michal? - Odwrocila sie zdziwiona. Objal ja mocno i przygarnal do siebie. Edyta zarzucila mu rece na szyje i wtulila sie w niego. -Nic ci sie nie stalo? - szepnal, odsuwajac ja po dluzszej chwili. -Nic mi nie jest, ale ona... - Glos jej sie zalamal. -Nie patrz tam. - Przytrzymal ja stanowczo, zdecydowanym ruchem ujmujac za podbrodek i zmuszajac, by spojrzala na niego. Zalala go fala ulgi. Nie zauwazyl u Edyty zadnych sladow obrazen, nawet zadrapania. -Ona nie zyje - szepnela. -Wiem - powiedzial. - Wiem. - Przytulil ja znowu. Oparla mu glowe na ramieniu, rekoma oplotla go w pasie. Trwali tak dluzsza chwile. Glosne chrzakniecie spowodowalo, ze niechetnie odsuneli sie od siebie. 123 -Wiem, ze to dla pani szok, ale musimy porozmawiac - odezwal sie komisarz Chmiel, rzucajac zimne spojrzenie Michalowi.Byl zaskoczony, gdy zobaczyl Nawrockiego na miejscu wypadku i to z Edyta. Nie wiedzial, ze tych dwoje cos laczy. Zaniepokoilo go to, choc sam nie wiedzial czemu. -Co tu robisz? - zapytal podejrzliwie Michal. - Wypadki to nie twoja dzialka. -Bylem w poblizu - odrzekl wymijajaco Krzysztof. - Koledzy nie maja nic przeciwko mojej pomocy. A ty? - dodal zaczepnie. -Zobaczymy... - mruknal Nawrocki. -Moze pani powiedziec, co dokladnie sie stalo? - Glos Chmiela brzmial lagodnie, na twarzy malowalo sie wspolczucie, ale Edyta zauwazyla w jego oczach chlodna niechec. Byla wdzieczna Michalowi za to wsparcie. -Juz spisano moje zeznanie - oswiadczyla cicho. -Wiem o tym - usmiechnal sie ujmujaco - ale moze pani przypomni sobie cos, co za pierwszym razem przeoczyla? To normalna procedura, prawda, Michal? Powtarzanie kilka razy tego samego pomaga przypomniec sobie szczegoly. -Opowiedz wszystko jeszcze raz - poprosil Nawrocki. Sam chcial uslyszec, co sie wydarzylo. Pedzil tu jak wariat. -Wracalam do domu... -Skad? - zapytal komisarz Chmiel. -To nieistotne - wtracil sie Michal, widzac jej wahanie. Nie chciala odpowiadac na to pytanie. -Owszem, jesli wracala z imprezy - zaoponowal tamten. -Pana koledzy juz sprawdzali, czy pilam - odparla. - Wynik byl negatywny. -Jechalas do domu i co dalej? - zapytal Michal, nie chcac dopuscic do glosu Krzysztofa. -Nie wiem, co sie stalo. Droga byla pusta, z tylu jechali oni. - Wskazala na grupke mlodziezy. - Na moment oslepilo mnie swiatlo i poczulam uderzenie. Zatrzymalam sie, a ona lezala na szosie... - Spojrzala w kierunku zabieranego wlasnie przez sanitariuszy ciala. -Nie patrz tam. - Michal zaslonil soba nosze. -To wszystko? - Chmiel przeszywal ja badawczym spojrzeniem. -Nie moglam jej pomoc. Nie widzialam jej - powiedziala z zalem Edyta. -Nie wie pani, skad sie wziela na drodze? 124 -Nie widzialam jej, ale na pewno nie szla poboczem. Zauwazylabym ja. Musiala wybiec z lasu. - Popatrzyla na otaczajacy ich mroczny mur drzew.-Czy zginela na miejscu? -Tak. To znaczy nie... Jeszcze chwile zyla, ale... - Po policzkach Edyty zaczely plynac lzy. - Przeciez to niemal dziecko - zaszlochala. - Co ona tu robila? Byla zupelnie naga... -Sluchaj, pani Mielnik zlozyla juz zeznanie i nie jest pod wplywem alkoholu. Pozniej mozesz sie tym zajac. -A ty co? Adwokat? - zadrwil tamten. - To jak bylo? Umarla od razu? - zwrocil sie do niej ponownie. -Nie wiem. Wtedy wydawalo mi sie, ze to tak dlugo trwa - Edyta wytarla lzy i starala sie mowic spokojnie - ale wszystko nie trwalo dluzej niz kilka minut. -Prosze odpowiedziec na pytanie - nalegal Krzysztof. -Masz zamiar oskarzyc ja o nieudzielenie pomocy?! - zirytowal sie Nawrocki. -Skad ten pomysl? - zdziwil sie szczerze Chmiel. - Tylko pytam. Moze powiedziala, jak sie nazywa i skad sie tu wziela? Nie uwazasz, ze to dziwne? Naga kobieta na srodku jezdni? -Bardzo dziwne - przyznal Michal. - Ale jeszcze dziwaczniejsze sa twoje pytania. Umierajaca kobieta mialaby wyrecytowac swoje dane osobowe i adres, a moze jeszcze PESEL? -Przestancie - wtracila slabym glosem Edyta. - Kiedy do niej podeszlam, miala drgawki, z ust leciala jej krew. Poruszala wargami, jakby chciala cos powiedziec, ale nic nie slyszalam. - Zwrocila sie do Chmiela: - Ona umierala. To trwalo chwile, nic nie moglam zrobic - powtorzyla. -Moze pani kogos widziala? -Na przyklad kogo? - Nie zrozumiala, o co mu wlasciwie chodzi. -Prosze sie zastanowic... Nagle z lasu wybiega na szose naga dziewczyna w zaawansowanej ciazy. Skad sie tam wziela? Tu nie ma zadnych domow. Tylko las. -Mysli pan, ze przed kims uciekala? - Edyta zmarszczyla czolo, ale nie mogla sie skoncentrowac. Mysli wirowaly jej w glowie. Przed oczami miala lezace na jezdni cialo. -Moze - odrzekl wymijajaco. - Widziala pani kogos? Albo cos? 125 -Nie. Bylo tak, jak mowilam, pojawila sie znikad. Nie widzialam jej, nie moglam nic zrobic. Wybiegla prosto pod samochod - powtarzala zmeczona wciaz to samo.-Daj juz spokoj, Krzysztof. Edyta nic wiecej nie widziala. Zapytaj tamtych. - Wskazal na swiadkow. - Moze oni zauwazyli cos jeszcze. -Zapytam. - Chmiel spojrzal na niego zlym wzrokiem. -Chodz, odwioze cie. - Nie ogladajac sie na niego, Nawrocki ujal delikatnie Edyte pod lokiec i poprowadzil w strone swojego samochodu. Poslusznie ruszyla przed siebie. Oparla glowe o zaglowek i zamknela oczy. Nie odzywala sie. Oddychala plytko. Michal rowniez milczal. Z uwaga spogladal na droge. Od czasu do czasu zerkal z boku na Edyte, ale jej twarz byla nieruchoma. -Jestesmy na miejscu - powiedzial, delikatnie dotykajac jej dloni. Otworzyla oczy i rozejrzala sie nieprzytomnie. Byla tak zmeczona, ze nie miala sily nic powiedziec ani nic zrobic. Wiedziala, ze powinna teraz odpiac pas, otworzyc drzwi i wysiasc, ale jej umysl nie reagowal na sygnaly. Nawrocki obszedl samochod, otworzyl drzwi i pomogl jej wysiasc. -Gdzie masz klucze? - zapytal lagodnie. Bez slowa podala mu torebke. Michal znalazl klucze, otworzyl drzwi i wprowadzil Edyte do srodka. Oparla sie o sciane i patrzyla na niego. Nie zdziwila sie, gdy podszedl i wzial ja na rece. Polozyla mu glowe na ramieniu i zamknela oczy. Czula lekkie kolysanie, gdy niosl ja po schodach, ale jej swiadomosc odplywala juz w blogoslawiony sen. 2. -Co z nia? - Lidka wdrapala sie na pietro tak szybko, jak tylko pozwalal na to jej stan.-Dziekuje, ze przyjechalas. - Nawrocki z ulga spojrzal na jej spocona, zaczerwieniona od wysilku i pospiechu twarz. - Jeszcze spi. -To dobrze. - Lidka z westchnieniem opadla na fotel. - Mozesz dac mi troche wody? - poprosila. -Jasne. - Przyniosl jej pelna szklanke. - Dobrze sie czujesz? - zapytal z niepokojem. Nie pomyslal wczesniej, ze nie powinien denerwowac Lidki, ale nie znal nikogo innego, z kim przyjaznila sie Edyta. 126 -Tak, oczywiscie. - Niecierpliwie machnela reka. - Co sie wlasciwie stalo?-Edyta potracila mloda kobiete, ktora wbiegla jej prosto pod kola. Nie miala szans sie zatrzymac. - W ostatniej chwili udalo mu sie nie powiedziec, ze ofiara spodziewala sie dziecka. - Zginela na miejscu. - Ubiegl kolejne pytanie Lidki. -Jezu! - Popatrzyla na niego zszokowana i oszolomiona. - Czy Edyta bedzie miala klopoty? - zapytala, gdy ochlonela. -Nie sadze - odrzekl z namyslem. - Byla trzezwa. Sa swiadkowie wypadku. Nie mogla nic zrobic. -Jak ona sie czuje? - dopytywala sie zatroskana Lidka. -Wlasciwie to nie wiem - powiedzial z zazenowaniem. - Przywiozlem ja do domu. Byla wykonczona. Spi caly czas. To juz z dziesiec godzin. - Zerknal na zegar, ktory wskazywal trzecia po poludniu. -To chyba dobrze - zauwazyla niepewnie. - Tak mysle... -Musze wyjsc. Dlatego po ciebie zadzwonilem. Mozesz zostac, dopoki nie wroce? - zapytal. -Pewnie. Nie rusze sie stad na krok - zapewnila go. -Dzieki... - Zlapal marynarke, teczke i wybiegl. Lidka wstala powoli i poszla zobaczyc, co z Edyta. Przyjaciolka spala zwinieta w klebek. Zamknela cicho drzwi, by jej nie budzic, i poszla do kuchni. Na szczescie lodowka byla niezle zaopatrzona. -Zaraz, zaraz... - mruknela do siebie. - Zadzwonil po mnie, bo musial wyjsc? To on siedzial tu caly czas? Cos takiego... - Mimo ze sytuacja nie byla wesola, Lidia usmiechnela sie szeroko. Nawrocki pojechal prosto na posterunek. Nie umknelo jego uwagi, ze zmarla dziewczyna byla drobna blondynka, nastolatka. Michal nie wierzyl w takie zbiegi okolicznosci. -Komisarz Chmiel juz jest? - zapytal jego wspolpracownika. -Nie, wyszedl. -Moge zerknac w akta tego wypadku z dzisiejszej nocy... -Nie zajmujemy sie tym - poinformowal go policjant. -Myslalem, ze... dobra, dzieki. Poszedl do sekretariatu. Rzeczywiscie, tamten mowil przeciez, ze znalazl sie przypadkowo w poblizu miejsca wypadku. Sadzac po serii pytan, jakie zadawal Edycie, Nawrocki myslal, ze Krzysztof zamierzal przejac sprawe. Czyz- 127 by uznal, ze sie na tym nie wybije, i odpuscil? - zastanawial sie. To do niego podobne...-Moge zerknac na akta z tego nocnego wypadku? Zginela kobieta w ciazy - zwrocil sie do sekretarki. Nikogo wiecej w pokoju nie bylo. -Sprawca Edyta Mielnik? Ofiara NN? - upewnila sie. Podala mu teczke i wrocila do swojej pracy. Michal szybko przejrzal protokol z przesluchan swiadkow i Edyty. Nic nowego nie znalazl. Swiadkowie byli jednomyslni. Ofiary nikt nie widzial na drodze. Pojawila sie nagle. Nie zauwazyli nikogo innego, nic nie wzbudzilo ich podejrzen. Kobieta jechala raczej wolno. Zamierzali ja wyprzedzic, bo tak sie wlokla. Michal mial nadzieje, ze sprawa zostanie zamknieta i nie beda ciagali Edyty za nieumyslne spowodowanie smierci. Nie bylo jej to potrzebne. Sadzac po jej stanie, sama bedzie sie zadreczac znacznie dluzej, niz robilby to wymiar sprawiedliwosci. Szybko przerzucil zdjecia. Wybral ujecie twarzy w zblizeniu i podszedl do kserokopiarki. Sekretarka nie zwrocila uwagi, a moze nie obchodzilo jej, po co mu to ksero. Przy zmarlej nie znaleziono niczego. Trzeba bedzie poczekac na sekcje zwlok. Moze wyniki dadza im jakas wskazowke. Skad sie wziela w lesie, w srodku nocy naga dziewczyna, i to w zaawansowanej ciazy. Michal nie znal sie na tym, ale sadzac po ksztaltach Lidki, ktora wlasnie wkraczala w szosty miesiac, dziewczyna z lasu powinna lada moment rodzic. -Dzieki. - Oddal teczke sekretarce. Wpadl na chwile do siebie i sprawdzil, czy nie ma wiadomosci. W skrzynce bylo pusto. I bardzo dobrze, ucieszyl sie. Musi jak najszybciej porownac zdjecie dziewczyny z fotografiami zaginionych nastolatek. Mial nadzieje, ze na cos trafi. Przestraszona Lidka otworzyla oczy. Stal nad nia Nawrocki i potrzasal ja za ramie. -Wolalem, ale spalas jak kamien - powiedzial przepraszajaco. - Wystraszylem cie? -Nie, nie moge uwierzyc, ze zasnelam. Edyta wciaz spi? - Podniosla glowe i rozejrzala sie wokol. -Tak, zaczynam sie martwic. To chyba nie jest normalne. - Mial zatroskana mine. -Nie wiem. Moze powinnismy zadzwonic po lekarza? - zasugerowala Lidka. 128 -Nie trzeba. Nic mi nie jest. - Edyta wchodzac, uslyszala jej pytanie. Nadal miala na sobie wczorajsze rzeczy.-Jak sie czujesz? - Lidka zerwala sie z sofy, na ktorej zasnela, i poszla za przyjaciolka do kuchni. -Lepiej niz tamta dziewczyna - odpowiedziala ponuro Edyta. Jej samej wlasny glos wydal sie pusty i bezbarwny. -To nie byla twoja wina. Czytalem zeznania swiadkow. Wszyscy mowili to samo. Pojawila sie znikad. Nikt jej nie zauwazyl, a jechali kilka metrow za toba. Wbiegla prosto pod kola. Chlopak kierujacy tamtym samochodem mowil, ze mial zamiar cie wyprzedzic, bo tak sie wloklas. To nie twoja wina - powtorzyl z naciskiem Michal. -Nie bylo cie tam... - Usiadla z kubkiem kawy w reku i zapatrzyla sie w blat stolu. -Jak policjant mowi ci, ze nie twoja wina, to tak jest - wtracila stanowczym tonem Lidka. -Wiem o tym. - Edyta popatrzyla na nich z udreka. - Nawet gdyby nie oslepil mnie ten samochod z tylu, nie mialam szansy jej ominac. Nie musicie mi wciaz powtarzac, ze to nie moja wina. Nie bylo was tam. Nie widzieliscie jej. Nie umierala wam na rekach. To, ze nie moglam nic zrobic, nie zmienia faktu, ze zabilam dwie osoby - dodala ze smutkiem. -Jak to, dwie? - zdziwila sie Lidka. - Michal nic nie mowil, ze... O moj Boze! - jeknela. - Ona byla w ciazy! - Zrozumiala to, gdy przyjaciolka spojrzala na jej brzuch. -Przepraszam. - Edyta w poczuciu winy dotknela jej dloni. - Nie chcialam... Myslalam, ze wiesz. -Nie powiedzialem jej - przyznal sie ze skrucha Nawrocki. -Lidka, dobrze sie czujesz? - zatroskala sie Edyta. -Tak, nic mi nie jest. - Zebrala sie w sobie. - Musisz sie czuc okropnie! - powiedziala lagodnie. - W dodatku jeszcze patrzysz na mnie... - Objela brzuch rekoma. Zdawala sobie sprawe, ze jest dla przyjaciolki zywym wyrzutem sumienia. -Nie mow glupstw - zganila ja Edyta. - To, co sie wydarzylo, nie ma nic wspolnego z toba. Chyba ze to ty juz nie zamierzasz sie ze mna przyjaznic... -Zamierzam. Tylko nie wiem, po co ci taka przyjaciolka. - Lidka skrzywila sie z dezaprobata. - Ty masz klopoty, ale to mnie trzeba pocieszac... W dodatku wyzarlam ci pol lodowki - wyznala. 129 -Nie szkodzi. - Edyta usmiechnela sie blado. - Wezme prysznic. Mam wrazenie, ze cala sie lepie. - Wstala z westchnieniem.-Zrobie cos do jedzenia - zaproponowala Lidka. -Nie, nie trzeba - zaoponowala. - Niczego nie przelkne... Poza tym... - zawahala sie. -Co...? - Lidka popatrzyla na nia pytajaco. -Nie, nic... - Poszla prosto do lazienki. Chciala prosic Lidke, zeby jechala juz do domu, ale obawiala sie, ze zostanie zle zrozumiana. Zamierzala porozmawiac z Michalem w cztery oczy, ale nieoczekiwanie dla siebie samej poczula, ze nie ma nic przeciwko obecnosci Lidki. 3. -Nawet nie przypuszczalam, ze bylam taka glodna. - Edyta ze zdumieniem patrzyla na pusty talerz.-Zostaw, ja posprzatam. - Michal powstrzymal Lidke, kiedy ta wstala, zeby pozbierac talerze. - Ty gotowalas - powiedzial, gdy chciala zaprotestowac. -Zdaje sie, ze tylko ja nie mialam zadnego wkladu w przygotowanie kolacji - zauwazyla na poly zartobliwie Edyta. -Mialas najwiekszy - oswiadczyla Lidka zadowolona, ze twarz przyjaciolki odzyskala mleczna karnacje. Zniknela chorobliwa bladosc i czarne cienie pod oczami. - Spustoszylam ci kuchnie. -Dobra, koniec z zartami. Musimy porozmawiac - oznajmila powaznym tonem Edyta. - Myslalam o tym wypadku i... -Edyta - Lidka jeknela. - To ci nie pomoze. -Nie przerywaj mi, prosze - rzucila stanowczo tamta. - Uwazam, ze sprawa tej ciezarnej dziewczyny ma zwiazek z Elka i tymi znalezionymi zwlokami... -Zwariowalas? Jakim cudem? - Lidka nic z tego nie rozumiala. -Prawda? - Edyta zwrocila sie wprost do Michala, ktory nie zareagowal w zaden sposob na jej teorie. -Prawda - potwierdzil teraz niechetnie. - Przynajmniej tak podejrzewam - dodal z ciezkim westchnieniem. -No co wy? - zdziwila sie Lidka. 130 -Spojrz. - Michal podal jej zdjecie dziewczyny z wypadku. Patrzyl z uwaga, gdy uwaznie studiowala kiepska odbitke.-Hm... - Przygryzla lekko warge. - Ona wyglada zupelnie jak... ale to niemozliwe. To nie jest Elka, prawda? -Nie - wlaczyla sie Edyta. - Widzialam ja na... - zawahala sie -...zywo - dokonczyla. - Tak naprawde nawet nie byla do niej podobna, chociaz ma ten sam typ urody. -Drobna, niska blondynka, niebieskie oczy, w zblizonym wieku - dopowiedzial Nawrocki. -Rany boskie! - Lidka byla wstrzasnieta. - To juz trzecia. Co to wszystko znaczy? -Nie jestem pewien, ale... -Pamietasz nasza wczorajsza rozmowe? - przerwala mu Lidka, zwracajac sie do Edyty. - Powiedzialam ci, ze jesli znaleziona dziewczyna to nie Elka, a facet sam ujawnil cialo, zeby nikt do niego nie dotarl w zwiazku z Elka, to znaczy, ze w Lipniowie dziala seryjny morderca, ktory moim zdaniem ma na sumieniu co najmniej dwie ofiary... - Zamilkla na chwile, zeby nabrac tchu. Widzac, ze Edyta przytakuje, a komisarz slucha uwaznie, kontynuowala. - Wiem, wciaz myslisz, ze odnajdziesz te Bartkowiak zywa, ale po co facet mialby ryzykowac i ja przetrzymywac? Mysle, ze ona tez nie zyje - powiedziala przepraszajacym tonem. Michal tylko skinal glowa. Mial te same obawy, ale nie chcial wypowiadac ich na glos, jakby to mialo oznaczac przypieczetowanie losu nastolatki. -Powiedzialam tez, ze nikt go nie szuka, bo nikt nie laczy tych spraw - zakonczyla Lidka. -To niezupelnie tak - zaoponowal. - Nikt nie laczy tych spraw, bo nikt nie wie, ze sa dwie. Tak dlugo, jak znaleziona w tamtym jarze dziewczyna bedzie uwazana za Elzbiete Bartkowiak, tak dlugo bedziemy mieli do czynienia z pojedynczym przypadkiem smierci. -Nie mozna nic zrobic? Jestem pewna, ze kiedy pan Bartkowiak zobaczy to zdjecie, to zmieni zdanie i... -On nie zyje - przerwala jej Edyta. -Co takiego? - Nawrocki byl zszokowany. -Jestes pewna? Skad w ogole o tym wiesz? - Lidka zareagowala podobnie. -Jestem. Zeszlej nocy wracalam od jego siostry. Nazywa sie Malgorzata Milner. To slaba, schorowana kobieta. Niewiele sie od niej dowiedzialam. 131 -Dlaczego wczoraj nie chcialas tego powiedziec policji? - spytal Nawrocki.-Bo nie ufam temu czlowiekowi. -Ktoremu? - Lidka nie miala pojecia, o kim mowa. -Krzysztofowi Chmielowi. - Michalowi nie udalo sie wymowic tego nazwiska obojetnym tonem. -Poznalam go. Robi sympatyczne wrazenie... -Spotyka sie z Daria. Mowilam ci. -No tak, ale co to ma do rzeczy? -Ma - oswiadczyla twardo Edyta. - Zreszta ja nie ufam Darii, a Michal nie ufa temu facetowi, wiecej powodow nie potrzebuje. -Przeciez nic nie mowie... - Lidka wzruszyla ramionami. -Jak umarl? - zapytal Nawrocki. Podejrzewal, jaka bedzie odpowiedz. Edyta nie ukrywalaby tej wiadomosci, gdyby chodzilo o zawal. -Wypadek samochodowy, przyczyn nie wyjasniono. Chociaz nie, policja stwierdzila, ze zaslabl za kierownica i dlatego uderzyl w drzewo. Jego siostra uwaza, ze sie zalamal i zabil. Mnie to nie przekonuje. -To mozliwe - powiedziala z namyslem Lidka. -Kolejny zbieg okolicznosci? - Komisarz pochylil sie do przodu, patrzac na Edyte. - Nie sadze - odpowiedzial sam sobie. -Czekajcie, za daleko sie zapedzacie. - Lidka starala sie zachowac bezstronnosc. - Zgoda, mamy trzy dziewczyny o podobnym typie urody, ktore nie zyja. Ostatnia zginela pod kolami samochodu. - Spojrzala przepraszajaco na Edyte, ale niby jak inaczej miala to powiedziec? - Moze uciekala przed morderca. To niewykluczone, prawda? Co sie stalo z jej ubraniem? Tylko ze do tej pory facet nie gwalcil dziewczyn w ciazy. -Tego nie wiemy - przerwal jej Michal. - Nie mamy pojecia, ile bylo ofiar. Zakladam, ze dziewczyna z wypadku miala jakis zwiazek z poprzednimi. Nie wierze w takie zbiegi okolicznosci. Letni wysyp nastoletnich martwych blondynek? Sorry... - Uswiadomil sobie, ze zareagowal zbyt ostro, gdy obie kobiety popatrzyly na niego potepiajaco. -Uwazasz, ze wypadek Bartkowiaka nie byl wypadkiem i ten sam sprawca... - Lidka nie mogla nadazyc za jego tokiem myslenia. - Nie wierze. -Nie twierdze, ze to morderca go zabil. Po co mialby to robic? Janek wracal do domu na pogrzeb corki, nie stanowil zagrozenia. Uwazam tylko, ze te sprawy moga byc ze soba powiazane. 132 -Jaki inny zwiazek widzisz poza tym, ze mamy do czynienia z ta sama osoba? - zapytala cicho Edyta.-Wiem, glupio to brzmi - przyznal Michal. - Najpierw postaram sie sprawdzic okolicznosci wypadku Janka. -Jak masz zamiar to zrobic? Pojdziesz ze swoimi przeczuciami do komendanta? - zapytala Edyta. Byla swiadoma, ze dla osob postronnych ich teorie to bredzenie nawiedzonych. W dodatku byla swiecie przekonana, ze maja racje, co stawialo ich w szeregu szalencow. -Wywali mnie na zbity pysk. Musze miec cos solidnego. - Michal z trudem panowal nad zloscia, czul sie taki bezsilny. -Na przyklad? - zapytala Lidka. -Na przyklad logiczne wyjasnienie, skad sie wziela na drodze. Szukali sladow z psem, ale zwierzak stracil trop. Przegladalem mape okolicy. Poza lasami nic tam nie ma - mowil. - Dziewczyna miala poranione stopy. Musiala biec. Uciekala. Tylko skad? -Nie przebiegla calego lasu. To kilkanascie kilometrow. -Na pewno nie w tym stanie - dopowiedzial Michal. -Czyli miejsce, z ktorego uciekala, musi byc gdzies w poblizu drogi - zastanawiala sie dalej Edyta. Wolala skoncentrowac sie na poszukiwaniu odpowiedzi na nurtujace ich pytania, niz zadreczac smiercia dziewczyny i jej dziecka. Nie mogla cofnac czasu. Tym dwojgu nie mogla juz pomoc, ale jesli uratuje inna dziewczyne, moze przyjdzie dzien, gdy nie bedzie widziala wpatrzonych w przestrzen pustych blekitnych oczu. -Jesli dobrze rozumiem - wtracila sie Lidka - mowiac o miejscu, macie na mysli to, ze byla gdzies przetrzymywana. Nie wiemy, czy tak bylo. -Nie wiemy, ale to rownie dobry pomysl jak kazdy inny - odparl Nawrocki. - Warto sie tam rozejrzec. 4. -Jak sobie radzisz? - Michal zatrzymal sie u szczytu schodow, patrzac bacznie na Edyte. Stala przy oknie i spogladala na odjezdzajaca Lidke. Odwrocila sie z westchnieniem.-Kiepsko - przyznala. 133 Podszedl do niej i nie majac pewnosci, czy go nie odepchnie, objal ja i wtulil twarz w jej wlosy, pachnace migdalami. Przez mgnienie oka wyczuwal jej wahanie, ale zaraz oparla glowe na jego piersi, a ich dlonie sie splotly.Trwali tak przez kilka minut, obserwujac ludzi na rynku. Dolatywaly smiechy stamtad i gwar rozmow, przeplatane okrzykami wesolosci i zachwytu. -Musze ci cos powiedziec. - Edyta uwolnila sie delikatnie z jego objec. Nie patrzac na niego, podeszla do wiszacego na scianie obrazu. Gdy go odchylila, pod spodem ukazal sie metalowy sejf. Wyjela stamtad plik kartek i kasete. -Nigdy o tym nie rozmawialam, ale wypadek Bartkowiaka... - Zamilkla i przygryzla warge. Widzial, ze sie zawahala. Czekal. - Moja matka zginela dokladnie w ten sam sposob - oswiadczyla, po czym zamilkla ponownie. -Uwazasz, ze smierc twojej mamy mogla miec jakis zwiazek z tym, co sie tu dzieje? - przerwal milczenie. -Do tej pory tak nie myslalam, ale teraz tak wlasnie sadze. - Spojrzala na niego pociemnialymi z bolu oczami. - Kiedy siostra Jana opisala mi jego smierc... To bylo tak, jakbym cofnela sie w czasie. Prawie slyszalam policjanta, ktory mi mowil, ze mama z nieznanych przyczyn zjechala na sasiedni pas jezdni. -To moze byc przypadkowa zbieznosc - powiedzial niepewnie Michal, nie chcac jej urazic. Przypuszczal, ze to wczesniejsze tragiczne przezycia sprawily, ze Edyta widzi cos, czego tak naprawde nie ma. - Nasza teoria zaklada, ze Bartkowiaka zabil ten sam czlowiek, ktory zabija dziewczyny, ale to tylko teoria. Rownie dobrze Janek mogl zaslabnac za kierownica. -Przestan! - zirytowala sie Edyta. - Teraz sam nie wierzysz w to, co mowisz. -Moze i nie - przyznal. - Jaki zwiazek mogla miec twoja mama z tym, co dzieje sie tu teraz? Wyjasnij mi. Poza zbieznoscia sytuacji niczego wiecej nie ma. -Moze i nie - zgodzila sie, ale na jej twarzy odbila sie irytacja przemieszana ze zlosliwoscia, gdy uzyla dokladnie tych samych slow, co on przed chwila. -Dobra. - W oczach Michala pojawil sie blysk rozbawienia. - Przekonaj mnie. Edyta zawahala sie, nadal niepewna, czy moze mu zaufac, ale uznala, ze juz za pozno, by sie wycofac. Postanowila opowiedziec mu wszystko. 134 -Wyjechalam stad zaraz po maturze. - Dostrzegla zdumienie Nawrockiego, gdy nagle tak daleko cofnela sie w czasie. - Zerwalam kontakt z matka na ponad dziesiec lat.-Rozumiem, ze w takiej sytuacji mozesz czuc sie winna, ale... -Nie czuje sie winna - zaprotestowala ostro. - Nie mam powodu - dodala lagodniej, widzac jego zaskoczenie. - Mama wpakowala sie w cos okropnego, ale chciala to naprawic. Zostala zamordowana, zanim jej sie udalo. Mam zamiar zrobic to za nia. Tylko dlatego tu wrocilam. Michal westchnal, ale sluchal uwaznie. -Mialam juz za soba egzaminy na studia, dostalam miejsce w akademiku. Chcialam wyjechac z koncem lata. Wtedy znalazlam pewne kasety. Kasety, na ktorych... - Edyta zamknela oczy i z wysilkiem mowila dalej - mama uprawiala seks z roznymi mezczyznami. Kilku z nich znalam. Nie wiedzialam, co o tym myslec, zaczelam przeszukiwac jej pokoj i znalazlam notes... Ona ich szantazowala. Daty, nazwiska, kwoty, przyslugi. Wszystko. Rzucilam jej to w twarz, a ona mnie wysmiala - ciagnela z gorycza. - Nie jestem do niej podobna. Bardziej do ojca. Odziedziczylam po niej tylko karnacje i oczy. Mama miala ciemne lsniace wlosy, jak gorzka czekolada. Byla piekna, ale nie w taki sposob jak te modelki. Miala w sobie cos, co sprawialo, ze nikt nie mogl jej minac obojetnie. Nie bylo osoby, ktora by sie za nia nie obejrzala. Bez wzgledu na wiek, na plec. Zawsze napawalo mnie to duma, ze mam najpiekniejsza mame na swiecie. - Usmiechnela sie ze smutkiem. - Chociaz czulam sie przy niej jak brzydkie kaczatko. I potem te tasmy... Ale wszystko to nie poruszylo mnie tak, jak jej reakcja. Bylam tak zszokowana, ze nic nie czulam. Nic. Dopiero potem... Rozesmiala sie szyderczo. Powiedziala, ze, niestety, wdalam sie w ojca i jestem bezuzyteczna. Nie czula sie winna ani zawstydzona, tylko rozbawiona. - Mimo ze od tamtych wydarzen uplynelo tyle lat, w glosie Edyty wciaz slychac bylo niedowierzanie. - Patrzylam na nia i nie mialam pojecia, kim jest. - Glos jej zadrzal. Zamilkla i z wysilkiem przelknela sline. - Potem wyjechalam i nie wrocilam - kontynuowala po chwili. - Mialam pieniadze po ojcu, pracowalam, radzilam sobie. Przez dziesiec lat zadna z nas nie wykonala zadnego ruchu. Wyrzucilam ja ze swojego zycia, a ona mnie ze swojego. Wiesz, taki niepisany pakt o zapomnieniu. Michal sluchal jej uwaznie, choc jak dotad nie znalazl niczego, co mialoby zwiazek z ich sprawa. -A potem nagle to... - Wlozyla kasete do malego magnetofonu. - Posluchaj. 135 -Edyto, odbierz, jesli tam jestes. To wazne... Posluchaj... Ja wiem... Stalo sie cos strasznego. Nie mialam pojecia, ze sa zdolni... ze oni... Nie mam prawa cie o to prosic, ale musisz mi pomoc. Musisz mi zaufac. Tu chodzi nie tylko o mnie. Musimy wyjechac. Obie. Przyjade do ciebie... Wszystko ci wyjasnie.Nawrocki wsluchiwal sie uwaznie nie tylko w tresc, ale i w to, jak mowila tamta kobieta. Miala piekny glos, z lekka chrypka, ale zarazem niezwykle melodyjny. Lekko przeciagala sylaby. -Nigdy nie slyszalam, zeby tak sie zachowywala. Zawsze wydawala sie taka pewna siebie, niemal arogancka. Nic nie bylo w stanie wytracic jej z rownowagi. A wtedy... Wtedy robila wrazenie przerazonej. -Nie spotkalyscie sie... - stwierdzil. -Nie. Czekalam na nia... nie rozumialam, co sie dzieje, ale to musialo byc cos... Sama nie wiem... Zadzwonil telefon. Policjant powiadomil mnie o wypadku. Pojechalam na miejsce i patrzylam, jak rozcinaja samochod. Nie bylo czego zbierac. Zawsze jezdzila za szybko - wykrzywila sie - ale nigdy nie miala stluczki. Nawet pedzac sto szescdziesiat na godzine, byla tak samo arogancka, spokojna i pewna siebie. Nie tracila opanowania. Zginela na miejscu. Bylam na nia wsciekla - wyznala nieoczekiwanie. - Po tylu latach smiala zburzyc moj uporzadkowany swiat, a ja nawet nie wiedzialam, dlaczego. -Myslisz, ze ktorys z tych mezczyzn mial dosc szantazu? -Tak pomyslalam, niepokoila mnie ta liczba mnoga. Mowila "oni". Na kasetach byli rozni mezczyzni... Ale od lat nie utrzymywalysmy kontaktow. Dlaczego to cos mialoby dotyczyc nas obu? - Wzruszyla ramionami. - Nie zamierzalam tu wracac. Nie bylo po co. -Ale jestes... -Jestem - przyznala. - Nie wierzylam ani przez chwile, ze tak po prostu mogla uderzyc w drzewo. -Nie widzialas jej dziesiec lat. Duzo moglo sie zmienic. -Patrzylam na nia w kostnicy. Czulam sie dziwnie. Jakby to dotyczylo kogos innego, nie mnie. Jakby lezala tam czyjas matka, nie moja. Tego samego dnia zadzwonil notariusz. Nie, nie z Lipniowa - zaprzeczyla, nim Michal zdazyl zapytac. - Zglosil sie do mnie prawnik z Warszawy. Zlozyla u niego depozyt, lezal tam przez kilka miesiecy. Tego samego dnia, kiedy do mnie dzwonila, kazala przekazac mi koperte. Nikomu o tym nie powiedzialam. Az do teraz. 136 -Co tam bylo? - Wbrew sobie poczul zainteresowanie. Tamta kobieta musiala wplatac sie w cos powaznego, skoro podjela takie srodki ostroznosci.-Testament. I to. - Edyta podala mu jedna z lezacych na stole kartek. -To wszystko? - spytal rozczarowany. Na kartce, po obu stronach, wytwornym charakterem wypisano kilkanascie nazwisk. Przy zadnym z nich nie bylo dodatkowych adnotacji, notatki, nic. -Tez bylam rozczarowana, kiedy to zobaczylam. Co bylo w tym waznego, ze zdeponowala koperte u prawnika, nic wiecej mu nie mowiac? I dlaczego chciala, zebym to przeczytala? I po co zostawila mi ksiegarnie, skoro zamierzala uciec wraz ze mna. Z jednej strony dala mi powod, zeby tu wrocic, z drugiej sama stad uciekala. -Wiesz, kim sa ci ludzie? -Na pierwszej stronie sa nazwiska najbardziej wplywowych i najbogatszych ludzi w Lipniowie. Wiem, ze patrzac na nasze miasteczko, nikt by tego nie powiedzial, ale sa tu prawdziwe fortuny. Majatki przekazywane z pokolenia na pokolenie. Wiesz, ile dostalam po smierci matki? - Spojrzala na niego na pol z rozbawieniem, na pol z poblazaniem. - Jak sadzisz, ile moze byc warta ta kamienica? Nie mowie o ksiegarni. Moglabym wlasciwie prowadzic ja w ramach hobby. -Nie mam pojecia. Okolo dwoch milionow? - Nie byl pewien, do czego zmierza Edyta. -Co najmniej - zgodzila sie z nim. - Jestem wlascicielka jednej trzeciej, a to nawet nie dziesiata czesc tego, co odziedziczylam po mamie. Nieruchomosci, grunty, akcje. Nie mialam pojecia, ze byla tak bogata. Powinna sie znalezc na tej liscie. - Wskazala arkusik. -A druga strona? - zapytal. Staral sie nie okazac zdziwienia, ale jesli bylo tak, jak mowila, nie mial pojecia, czemu Edyta nie opala sie na Hawajach. -To rzecz najciekawsza. Te nazwiska nic mi nie mowily. Poza jednym. - Stuknela palcem w nazwisko posrodku listy. - Edmund Mielnik. Byl moim ojcem. -Nie rozumiem... -Wszystkich tych ludzi laczy jedno. Nie zyja. -Hm... - mruknal Michal. - Nie jestem pewien, co o tym myslec... -Nie mialam zamiaru tu przyjezdzac, ale zobaczylam nazwisko ojca. Dalej znajduje sie Zygmunt Wawrzecki. Ojciec Darii - dodala, gdy Michal spojrzal pytajaco. 137 -Nadal nie rozumiem, dlaczego to spisala.-Oni umarli w dosc dziwnych okolicznosciach - oznajmila. - Wypadek samochodowy z niewyjasnionych przyczyn, upadek z wysokosci, zatrzymanie akcji serca, a nigdy nie chorowal... - Wskazywala kolejne nazwiska: - Zatrucie pokarmowe, wypadek na polowaniu, samobojstwo. -Myslisz, ze zostali zamordowani? - zapytal z niedowierzaniem Nawrocki. -Nie wiem, ale mamy dalsze wypadki: moja matka, Bartkowiak, Teodor Ligocki - to stryj meza Lidki. Powiesil sie. -Sprawdzalem to. Nie znalazlem niczego podejrzanego - powiedzial. -Bo widziales tylko to, co mozna zobaczyc na pierwszy rzut oka - odrzekla Edyta. - A ja sie zastanawiam, jak chory staruszek dotarl pieszo do lasu i wdrapal sie na drzewo, zeby zawiesic petle... -Przeoczylem to - powiedzial z poczuciem winy Michal. - Nie przyszlo mi do glowy, zeby sprawdzic wszystko... -Nie dziwie ci sie - rzucila pocieszajacym tonem. - Nigdy wczesniej nie musialam analizowac kazdego wydarzenia, sytuacji... -Zaczekaj chwile... - Powstrzymal ja stanowczym gestem. - Jesli po jednej stronie mamy podejrzane zgony, to co jest na drugiej? Winni? -Nie jestem pewna. - Zagryzla warge. - Wydaje mi sie, ze to raczej lista podejrzanych - dodala niepewnie. -Podejrzanych... - Nie chcial, zeby to zabrzmialo lekcewazaco, ale nie wiedzial, co o tym sadzic. - I prowadzisz wlasne dochodzenie? -Cos w tym stylu - mruknela, widzac jego pelna dezaprobaty mine. -Zwariowalas?! Jesli w tej teorii jest choc odrobina prawdy, to scigasz morderce! - zdenerwowal sie Michal. -Jestem ostrozna. W dodatku nie udalo mi sie znalezc nic konkretnego... -Bo moze nic nie ma - zasugerowal, starajac sie opanowac. Nie powinien na nia naskakiwac. -Nie baw sie w adwokata diabla. - Edyta spojrzala na niego zimno. - Mama wpadla na jakis slad w zwiazku z tamtymi tajemniczymi zgonami. Nie znasz tych ludzi osobiscie, wiec mozesz nie wiedziec, ale osoby na liscie podejrzanych to ci, ktorzy skorzystali na smierci tamtych z pierwszej strony. -Czyli wszyscy sa mordercami? Co to ma byc? Stowarzyszenie zabojcow? -No nie... - odrzekla juz mniej pewnie Edyta. - Ktos z nich... 138 -Ktos z nich jest morderca altruista i zabija zawadzajacych innym krewnych? - Michal podsunal jej kolejny pomysl.-Przestan! - syknela ze zloscia. - Nie twierdze, ze oni wszyscy zostali zamordowani! -Nie? - zdziwil sie. - Mowilas... -Mowilam, ze laczy ich smierc, mogaca budzic pewne watpliwosci. Nie twierdze, ze wszyscy zostali zamordowani. Sadze, ze ktos z listy podejrzanych jest morderca kogos ze spisu zmarlych. Ale kto zabil kogo i jak, tego nie wiem. Mam jednak pewna teorie. -Mianowicie? -Mama musiala wpasc na jakis trop. Dowiedziala sie czegos, co ja tak przerazilo, ze chciala stad uciekac. Widocznie miala powody, zeby tak bardzo sie tego bac, bo jest martwa. -Yhm... I ten ktos zabil Ligockiego, a takze Bartkowiaka. I teraz morduje dziewczyny - podsumowal ironicznie Michal. -To rzeczywiscie brzmi nieprawdopodobnie - przyznala Edyta. - Powiedzialam ci o tym, bo mam wrazenie, ze wszystko jakos sie laczy. Moze nie bezposrednio, ale posrednio na pewno. Uwazasz, ze wypadek Bartkowiaka i smierc tych dziewczat maja ze soba zwiazek? -Tak podejrzewam, ale to tylko przeczucie... -A ja uwazam, ze jest znaczne podobienstwo miedzy wypadkiem mamy i pana Jana. -Gdyby rozpatrywac to bez dziewczyn, to moze i tak. Pomijajac oczywiscie takie drobiazgi, jak czas, srodki i motyw. -Jest jeszcze jedno, co laczy te sprawy. Mama mogla wpasc na slad sprawcy, a Bartkowiak mogl skierowac podejrzenia na Lipniow, gdyby tylko powiedzial, ze nie jest w stanie zidentyfikowac jednoznacznie corki. -Czyli te dwa zgony laczy proba ukrycia... -Nie przerywaj - fuknela Edyta. - Mysle, ze mama zastanawiala sie nad tym i wpadla na trop mordercy, ktory usunal nie tylko niewygodnego krewnego. To musialo byc cos naprawde powaznego. Cos, co ja przerazilo do tego stopnia... -Chwila, chwila... Uwazasz, ze twoja mama juz dwa lata temu odkryla morderce dziewczyn i dlatego zginela? - Nawrocki nawet nie staral sie ukryc niedowierzania. Ta teoria nie byla wydumana, tylko po prostu absurdalna. -Nie zapominaj, ze mama mowila o kims w nagraniu "oni". - Edyta zaakcentowala ostatnie slowo. - Mozliwe, ze mamy do czynienia przynajmniej z 139 dwoma sprawcami. I oni sa na tej liscie. - No, jeden z nich na pewno - dodala po chwili, gdy Michal spojrzal na nia z powatpiewaniem.-Hm... - Goraczkowo rozpatrywal w myslach mozliwosci, jakie nasuwala ta teoria. -Mama szantazowala kilka osob i nie bala sie ich. Jak ja znam, zaczela swoje dochodzenie tylko dlatego, ze na cos wpadla. Na cos, co otwieralo przed nia dodatkowe mozliwosci. Zapewniam cie, ze nie zamierzala wydac sprawcy policji, nic z tych rzeczy. Musialaby przejsc lobotomie, zeby sie tak zmienic. -Rzeczywiscie chyba wdalas sie w ojca - uznal Nawrocki. - Zupelnie nie przypominasz matki, takiej, o jakiej mowisz... -Musiala znalezc cos wiecej, niz oczekiwala. Zauwaz, ze nie bala sie zwyklego mordercy. Podejrzewam, ze pewnie myslala o swoich poszukiwaniach jak o zabawie. Ale co takiego odkryla, ze zginela? Michal przetrawial w myslach jej slowa. Mimo poczatkowych obiekcji, nie brzmialo to absurdalnie. Warto bylo sie nad tym zastanowic. -To moze byc punkt zaczepienia - powiedzial po glebokim namysle. - Zalozmy wstepnie, ze sprawca preferuje okreslona metode dzialania, co jest mozliwe, jesli uznamy smierc twojej mamy i Janka za zbrodnie popelniona przez tego samego czlowieka. Moglibysmy zawezic pole dzialania i wziac pod lupe osoby, ktorych krewni zgineli dokladnie w ten sam sposob, czyli w wypadku samochodowym. -To nie jest zbyt oczywiste? - Edyta sie skrzywila. -Tylko na pierwszy rzut oka. Sprawcy maja zwyczaj korzystania ze sprawdzonych metod. Jesli cos udalo sie raz, drugi, to dlaczego nie trzeci? - wyjasnial. - Jesli masz racje i twoja mama wpadla na trop seryjnego mordercy, to musimy sprawdzic kilka rzeczy. Miedzy innymi nasz "serial" morduje co najmniej od dwoch lat... -Co oznacza, ze znaleziona dziewczyna, Elka i ta... - zajaknela sie na wspomnienie minionej nocy. -Nie byly pierwsze. Zgadza sie. - Michal pokiwal glowa. -Sprobuje sie czegos dowiedziec. -Nawet o tym nie mysl. - Scisnal z taka sila Edyte za nadgarstek, ze wykrzywila sie z bolu. - To niebezpieczny czlowiek. Zabil juz kilka osob. Nie chce, zebys byla nastepna! Po prostu daj mi te materialy, ktore masz. Posiedze nad nimi i moze na cos wpadne. Potem pogadamy. Znasz osobiscie wiekszosc z tamtych ludzi, wiec bedziesz mogla wskazac mi to, co przeoczylem. -Nie zgadzam sie... - rozgniewala sie. 140 -Dzialasz po swojemu dwa lata. Pozwol mi teraz sprobowac. - Nie zamierzal sie z nia spierac.-Przesadzasz! - Edyta wyrwala reke, ktora Michal caly czas mocno sciskal. Sadzac po spojrzeniu, jakim obrzucil jej dlon, chyba nie byl tego swiadomy. -Do czego doszlas? Do niczego. - Nie poddawal sie. Edyta patrzyla na niego z gniewem. Nie zamierzala pozwolic sie odsunac. -Masz cos? - Michal zatopil w jej zrenicach przenikliwe szare spojrzenie. -Obiecaj, ze bedziesz informowal mnie na biezaco - zazadala. Zmarszczyl gniewnie brwi. Nie uszlo jego uwagi, ze nie odpowiedziala na pytanie. -Co ukrywasz? - zapytal cicho. -Nic - odparla zniecierpliwiona, wstajac z sofy i podchodzac do okna. -Wiem, kiedy ktos klamie. -Nie klamie. - Odwrocila sie ponownie do niego. - Po prostu mam wlasne zdanie co do kilku spraw, ale pozostaje ono bez zwiazku z tym, co ci dotad powiedzialam. To tylko moja prywatna opinia. Dla ciebie bez znaczenia. - Patrzyla spokojnie, nawet nie drgnela jej powieka. Klamala jak najeta, ale tym razem Michal nie byl juz o tym tak przekonany, chociaz dostrzegla jego pelne namyslu spojrzenie. -Zrobisz, jak bedziesz chciala. - Wstal i zaczal zbierac dokumenty ze stolu. - Ale jest cos, o czym powinnas wiedziec. Jesli ta dziewczyna uciekala, to znaczy, ze ktos ja gonil. Pytanie, co by sie stalo, gdyby za toba nie jechal inny samochod? Zbladla gwaltownie. Nie pomyslala o tym wczesniej. Michal mial racje. Sprawca mogl sie przygladac wszystkiemu z lasu, a nikt z nich go nie zauwazyl. -Przepraszam, naprawde nie chcialem cie przestraszyc. - Podszedl do Edyty; zobaczyl jej rozszerzone ze strachu zrenice i pobladla twarz. - Po prostu badz ostrozna, dobrze? -W porzadku - szepnela z westchnieniem. -Nie moge... - Michal zamilkl. "Nie moge cie stracic" - chcial powiedziec, ale zabraklo mu odwagi. Zamiast tego czulym gestem odgarnal jej wlosy z policzka i pochylil sie ku niej. Pocalunek, poczatkowo czuly i delikatny, po chwili zmienil sie w pelen zaru. Edyta odpowiedziala namietnie, wsuwajac Michalowi jezyk do ust i rozpi- 141 najac mu koszule. Jeknal tylko i przycisnal ja do siebie tak mocno, ze nie byl pewien, czy z jej ust wydobyl sie okrzyk bolu, czy zadowolenia.-Zostan... - Ugryzla go delikatnie w dolna warge. Przesunela jezykiem po jego szyi az do torsu, szarpnela klamre paska. - Potrzebuje tego - dodala. Ostatnie slowa go otrzezwily. Edyta nie pragnela teraz wlasnie jego, potrzebowala po prostu pocieszenia, a on znalazl sie pod reka. Nie chcial, by kochala sie z nim, pragnac zapomniec o zalu i strachu. -Nie. - Chwycil ja za nadgarstki i odsunal od siebie stanowczo. Patrzyla zaskoczona zamglonymi oczami. Michal oddychal ciezko, ale jego spojrzenie odzyskalo czujnosc. -Nie - powtorzyl i puscil jej rece. Wlozyl koszule w spodnie, nie zaprzatajac sobie glowy jej zapinaniem. Edyta nie odsunela sie, nie zrobila tez zadnego ruchu w jego kierunku. Zarumieniona z zazenowania spuscila wzrok. Uniosl jej podbrodek i zmusil, by spojrzala na niego. -Oddalbym kilka lat zycia, zeby zostac z toba. Tu i teraz. Ale nie w ten sposob - powiedzial cicho. Zrozumiala. Widzial, jak w jej oczach zapala sie iskierka swiatla. -Nie w ten sposob - powtorzyl. Wspiela sie lekko na palce i pocalowala go. W tym pelnym czulosci pocalunku nie pozostalo nic z wczesniejszego ognia, ale bylo w nim wszystko, czego mogl chciec zakochany mezczyzna. -Zobaczymy sie jutro? - zapytala, gdy odsuneli sie od siebie. -Jasne. - Pogladzil jej jedwabiste wlosy. - Badz ostrozna, dobrze? - poprosil. -Bede... - obiecala, patrzac na niego blyszczacymi oczami. - Michal! - zawolala, gdy byl juz przy schodach. Odwrocil sie i spojrzal na nia pytajaco. -Nie chce cie stracic - powiedziala cicho. Na jej wargach pojawil sie niesmialy usmiech, gdy Nawrocki mrugnal do niej szybko i pogwizdujac, zbiegl po schodach. 142 Rozdzial X 1. Ocknela sie. Bylo juz jasno. Lezala w skalnej rozpadlinie wsrod paproci. W gorze widziala pochylajace sie konary drzew. Byla tak slaba, ze nie mogla uniesc glowy. Pamietala szalony galop przez las, wypadek, rozpaczliwa ucieczke, nagly bol. Wyciagnela reke, by pogladzic brzuch i dotknac dziecka, ale jej dlon zacisnela sie tylko na mokrej koszuli. Nic nie wyczula. Uniosla z wysilkiem glowe. Dziecka nie bylo ani w niej, ani obok. Lezala w kaluzy zakrzeplej krwi. Sama. Z jej ust wydobyl sie krzyk, nieprzypominajacy glosu zadnej zywej istoty, i poniosl sie echem po lesie. Nie plakala. Bol sciskajacy serce byl zbyt wielki na lzy. Opadla bez sil na posianie z lisci. Lezala, czujac, jak miejsce pustki wypelniaja nienawisc i pragnienie zemsty.Lidka obudzila sie przerazona. Panika zaciskala jej gardlo, serce walilo jak oszalale. Po chwili zrozumiala, ze to tylko zly sen, i zaczela sie uspokajac, czujac, ze dziecko porusza sie w niej jak przedtem. Moze troche gwaltowniej niz zwykle, ale to pewnie jej wina. Zaczela lagodnie gladzic brzuch, starajac sie wyrownac oddech. Z zapartym tchem przeczytala ostatni list. Odlozyla go z ciezkim westchnieniem i otarla zaczerwienione od lez oczy. Wydmuchala glosno nos w chusteczke. To bylo niesamowite. Ze wszystkich znalezionych na strychu przedmiotow listy najbardziej ja zaintrygowaly. Lidka nie miala pojecia, jaka moze byc ich wartosc i czy w ogole wartosc historyczna i sentymentalna da sie przelozyc na pieniadze, ale wiedziala jedno: jesli nie zostana zabezpieczone we wlasciwy sposob, nic z nich nie zostanie. Atrament byl tak wyblakly w niektorych miejscach, ze musiala sie domyslac, co jest tam napisane. Zdecydowala, ze pojedzie do Edyty. Nie widziala jej od kilku dni. Przyjaciolka zapewniala ja, ze nie ma potrzeby przyjezdzac. W swoim stanie powinna jak najwiecej odpoczywac, ale teraz miala powod, zeby do niej pojechac. Edyte z pewnoscia zainteresuja listy milosne hrabiego do Anastazji i pozniejsze, pisa- 143 ne przez nia do meza. Bedzie tez wiedziala, co z nimi zrobic. Lidka nie chciala, by przepadly.-Cos sie stalo? - Piotr przygladal jej sie ze zmarszczonymi brwiami. - Plakalas? -To chyba jakas alergia na pylki - wyjasnila, chowajac listy. - Wyjezdzam. - Wstala z fotela. - Gdzie sa kluczyki do samochodu? -Nie powinnas prowadzic. - Popatrzyl na jej sterczacy brzuch. - To szosty miesiac. -Poradze sobie - odparla, szukajac torebki. - Dasz mi te kluczyki czy mam dzwonic po taksowke? -Jak chcesz. - Wzruszyl ramionami, wyjmujac kluczyki i dokumenty z kieszeni. Lidka bez slowa wyszla z domu. Prace remontowe zostaly zakonczone. Uwazala to za absurdalne, ze brakowalo jej teraz tego tlumu ludzi dookola. Przebywanie pod jednym dachem z Piotrem bylo uciazliwe, a pustka bijaca z kazdego kata w domu napawala ja przerazeniem. Probowala tlumaczyc leki ciaza, ale przychodzilo jej to z coraz wiekszym trudem. Zamierzala porozmawiac o swoich problemach z Edyta, ale przyjaciolka przez ow nieszczesny wypadek miala dosc wlasnych klopotow i przezyc. Nie mozna bylo zadreczac jej jeszcze takimi urojeniami. Wyjezdzajac zza szpaleru drzew i skrecajac na droge do miasta, Lidka przekonywala sama siebie, ze to wszystko te zle sny. Ostatnio w ogole nie wypoczywala, co bylo dziwne, bo przeciez zasypiala natychmiast po polozeniu sie do lozka i spala twardo jak kamien do samego rana. Powinna budzic sie ze swiezymi silami, tymczasem kazdego ranka miala glowe ciezka jak kamien i czula sie otepiala. Na obrzezach jej swiadomosci majaczyly nocne koszmary, ale nie byla pewna, co jest snem, a co wytworem wyobrazni. Piotr tez sie zmienil. Moze mialo na to wplyw jej zachowanie, ale stal sie taki jakis dziwnie obojetny. Po klotni o Edyte nie powiedzial juz slowa na ten temat, niemniej zachowywal sie jak ktos... obcy. Lidka doszla do wniosku, ze to wlasciwe slowo. Dbal, by zdrowo sie odzywiala i nie przemeczala, ale na tym konczyla sie jego troska. Nie pamietala, kiedy ostatnio rozmawiali. Moze to przez te plany znalezione na strychu? - zastanawiala sie. Poswiecal im tyle czasu, byl nimi tak zaaferowany, ze nie mial sily znosic jej humorow. Miala wrazenie, ze oboje coraz bardziej oddalaja sie od siebie, a ona sama czula sie w obecnosci meza dziwnie niepewnie. -Hej! - zawolala, wchodzac do ksiegarni. Na widok Edyty ukladajacej starannie bizuterie w gablotach poczula przyplyw dobrego humoru i energii. 144 -Czesc - odparla przyjaciolka z usmiechem. - Nie spodziewalam sie ciebie.-Jak sie czujesz? - zapytala. -Dobrze - Edyta rzucila jej ostrzegawcze spojrzenie. Nie zamierzala rozmawiac o swoim stanie ducha przy pracownicy ksiegarni. -Wpadlam na cos ciekawego. - Lidka, zmieniajac temat, usiadla na krzesle przyniesionym przez Sare. Podziekowala z usmiechem dziewczynie i przygladajac sie wisiorom trzymanym przez Edyte, spytala: - Nowa dostawa? -Cos w tym stylu. - Edyta byla wyraznie zadowolona ze zmiany tematu. - Wzielam kilka na probe. Zobaczymy, jak beda schodzic. Ale powiedz, co znalazlas. -Mowilam ci, ze odkrylam na strychu prawdziwa kolekcje staroci. Pamietasz? -Owszem - przytaknela tamta. -Byla tam sterta listow. Wlasnie skonczylam je czytac. To niesamowite. - Sciszyla glos, pochylajac sie ku przyjaciolce. - Wiesz, to listy hrabiego, listy milosne do Anastazji. -Zartujesz? - Edyta dopiero teraz okazala zainteresowanie. - Prawdziwe? -No chyba... - Lidce nie przyszlo wczesniej do glowy, ze to moga byc falsyfikaty. -Sorry - usmiechnela sie Edyta, widzac jej niepewna mine - zboczenie zawodowe. Skad mialabys wiedziec, czy sa oryginalne, nie twoja dziedzina. Masz je tutaj? -Nie. - Lidka wykrzywila sie zirytowana. - Wychodzilam w takim pospiechu, ze zostawilam je na stoliku przy drzwiach. Ostatnio zachowuje sie jak skonczona idiotka. Nie wiem, na jakim swiecie zyje... Ale bez watpienia sa prawdziwe - zapewnila ja. - I to nie tylko listy milosne. Jest tez kilka, ktore Anastazja pisala do meza, ale chyba ich nie wyslala. Byly schowane w kopertach z listami od niego, jakby... - zamilkla nagle. -Jakby? - ponaglila ja Edyta. -Jakby nie chciala, zeby je ktos znalazl. - Lidka ze zdumieniem podniosla na nia oczy. - Wczesniej nie przyszlo mi to do glowy. Bylam zbyt zajeta ich trescia, ale to idiotyczne pisac list i chowac go do innego, otrzymanego wczesniej. W dodatku wlasnie sobie uprzytomnilam, co mnie tak zaskoczylo, kiedy je czytalam. Nie moglam sprecyzowac tego wrazenia, ale jesli sie bar- 145 dziej zastanowic, to raczej dziennik niz listy do meza. Sama nie wiem... - Zaczela nerwowo obgryzac paznokcie.-Zostaw. - Edyta wyjela jej palec z ust. - To obrzydliwe. -Przepraszam. - Zarumienila sie zazenowana Lidka. -Co bylo w tych listach? - chciala wiedziec Edyta. Jesli listy okazalyby sie autentyczne, stanowilyby niezla gratke dla kazdego kolekcjonera. -No wlasnie. - Lidka ozywila sie na powrot. - To bylo cos niesamowitego. Po prostu poezja. Gdybym tylko dostala choc jeden taki list, to polecialabym za facetem na koniec swiata. -A Piotr? - Edyta wbrew sobie poczula rozbawienie. Lidka miala na nia dobroczynny wplyw. -Ach. Piotr... - Tylko machnela reka. - Chyba ma mnie dosc. Chwilowo interesuja go stare mapy. Mam nadzieje, ze to sie zmieni, jak dziecko przyjdzie na swiat. -Nie uklada sie wam? - W glosie tamtej zabrzmial dziwny ton, ktorego Edyta nie potrafila rozszyfrowac. Miala wrazenie, ze problem tkwi w czyms innym, nie w starych mapach. -W dzisiejszych czasach nikt nie pisze takich listow. - Lidka nie odpowiedziala na pytanie. - Wlasciwie to ludzie wcale nie pisza listow. Wiesz, kiedys chcialam kupic papeterie i obieglam kilka sklepow papierniczych, ale nigdzie nie bylo. Katastrofa. W dodatku w jednym z nich zdziwiony sprzedawca, przynajmniej dwa razy starszy ode mnie, mowi: "Listy? Teraz sie SMS-y wysyla". Powiedz sama, co mozna w takim SMS-ie napisac? Edyta nie odpowiedziala, westchnela tylko cicho. Lidka nie wygladala najlepiej. Byla blada, pod oczami miala sine cienie. Zmeczenie rzucalo sie w oczy. Edyta nie orientowala sie, czy to normalne u kobiety w ciazy, ale gdyby cos bylo nie tak, lekarz z pewnoscia by cos powiedzial w czasie badan. -O czym to ja mowilam? - Lidce nie umknelo badawcze spojrzenie przyjaciolki, ale nie miala sily ani ochoty na bardziej osobiste zwierzenia. Wlasciwie to zalowala, ze wspomniala cokolwiek o Piotrze. -Aha, listy. Wlasnie. Wyobraz sobie, ta Anastazja pisala, ze ma wrazenie, ze ktos ja przesladuje. Prosila meza, aby wrocil. Wydawalo jej sie, ze czuje obecnosc zlego ducha w sypialni. -Co takiego? - zdziwila sie Edyta. - Jestes pewna? -Sa niemal histeryczne w tonie - ciagnela Lidka. - I troche przypominaja bredzenie szalenca. Opowiadam ci o tym w skrocie. Moze i byla szalona, ale czytajac, czulam przerazenie tej kobiety. Pisala, ze ma rany i siniaki na 146 calym ciele. To raczej nie moglo jej sie przywidziec, prawda? Blagala o pomoc. Odnioslam wrazenie, ze ktos ja naprawde dreczyl, i to nie zaden demon.-Pisala o demonie? -Najwyrazniej byla przekonana, ze to diabel przychodzi do niej nocami. Wiesz, tak sie zastanawiam... - Lidka ponownie zaczela obgryzac paznokiec, lecz tym razem Edyta nie zwrocila jej uwagi. - Moze ona naprawde byla oblakana? Zabila dziecko, bo myslala, ze jego ojcem jest diabel? Kto wie? -Lidka, te listy maja spora wartosc. Bardziej wymierna dla kolekcjonera, gdybys chciala je sprzedac - zaczela jej tlumaczyc Edyta. -Sprzedac? - zdziwila sie tamta. -Po potwierdzeniu ich autentycznosci oczywiscie - wyjasnila Edyta. - Ale nie doszukuj sie w nich prawdy historycznej. Nie wyjasnisz juz tej sprawy. -No nie - zgodzila sie niezadowolona. - Tylko... - Zawahala sie. -Tylko co? - zapytala lagodnie Edyta. -Chcialabym, zeby ona miala powod... To znaczy nie ma zadnego usprawiedliwienia dla kogos, kto morduje wlasne dziecko. Tylko ze gdyby ona byla chora, szalona... - Urwala. -To co? Latwiej byloby zrozumiec? -Sama nie jestem pewna, o co mi chodzi - wyznala Lidka. - Rzecz w tym, ze nie chce o niej myslec jako o kims zlym, rozumiesz? -Tylko chorym i nieszczesliwym? - domyslila sie przyjaciolka. - Ale po co, Lidka? Czemu zawracasz sobie tym glowe? Tamto wszystko dawno sie skonczylo. Dwiescie lat temu. Ich juz nie ma. Nie odpowiedziala. W milczeniu wbila wzrok w podloge. Wcale nie uwazala, ze to sie skonczylo. Miala sny. Zle sny. Nic sie nie skonczylo. 2. Michal skonczyl przegladac materialy zgromadzone przez Edyte. Musial przyznac, ze wykonala kawal dobrej roboty. Mial przed soba teczke godna IPN dotyczaca kazdej osoby z listy jej matki, zywej i martwej. Powiazania rodzinne, finansowe, biznesowe. Rozbawily go drzewa genealogiczne rozryso-wane przez Edyte kilka pokolen wstecz. Poczatkowe rozbawienie zniklo jednak, gdy zdal sobie sprawe, ze wszyscy ci ludzie sa ze soba blisko powiazani pokrewienstwem lub powinowactwem. Znalazl tez szereg nazwisk osob maja-147 cych uklady finansowe z tymi z listy. Takie relacje mozna znalezc w kazdej spolecznosci, w ktorej ludzie zyja od pokolen i wszyscy sie znaja. I wlasnie owe rozne zaleznosci mial teraz przed oczami. Sprawy, do ktorych dotarla Edyta, nie byly przestepstwami, ale dawaly mu znakomity wglad w srodowisko, ktorego do tej pory nie znal. Mogla miec racje i jedno z nich bylo zabojca, ale nic na to nie wskazywalo, z wyjatkiem przeswiadczenia jej matki, ktora dziwnym zbiegiem okolicznosci nagle zginela w wypadku. Byl sklonny sie zgodzic, ze owa na pozor przypadkowa smierc w istocie mogla byc doskonale zaplanowanym morderstwem. Rzecz w tym, ze nie widzial motywu. To, co odkryla Edyta, nie bylo zadna tajemnica. Wszystkie te dane mozna bylo znalezc w urzedach albo dowiedziec sie o tym od sasiadow. Musialo istniec cos wiecej, mroczny sekret, do ktorego nie udalo jej sie dotrzec, a o ktorego istnieniu Nawrocki byl przekonany. Podejrzewal jednak szeroko zakrojone dzialania i uklady korupcyjne. Edyta natomiast widziala posrod tamtych ludzi seryjnego morderce. Czy to mozliwe? Po przeanalizowaniu wszystkiego zadzwonil do Darka Slowikowskiego. Odezwala sie poczta glosowa. Nie zawracal sobie glowy nagrywaniem wiadomosci, tylko ponownie wybral numer. Z niecierpliwoscia oczekiwal na polaczenie. -Nareszcie - warknal. - Co ty, do cholery, robisz? -Pracuje - odparl uprzejmie Darek, zajadajac przyniesiona wlasnie z bufetu kanapke. - Nie wszyscy maja wakacje w pieknej turystycznej miejscowosci. -Bardzo smieszne - mruknal Nawrocki. - Potrzebuje kolejnych danych. -Dobra. -Sorry za starego, ale potrzebuje to na dzis. - Mial nadzieje, ze kolega nie gniewa sie za wpadke z szefem. -Dobra. -Dobra? - Michal nawet nie staral sie ukryc zaskoczenia. - Tak po prostu? - Darek zawsze byl dobrym kumplem, ale komisarz obawial sie, ze tamten nie bedzie teraz zbyt chetny do ponownego nadstawiania karku. Gotowosc kolegi do pomocy byla zdumiewajaca. -Stary powiedzial, ze masz priorytet. Wiec jak dla mnie to luz - wyjasnil Slowikowski. - Nie wiedziales? - Zdziwilo go przedluzajace sie milczenie Nawrockiego, ktore prawidlowo odczytal jako szok. -Nie mialem pojecia - odpowiedzial Michal, odzyskujac glos. 148 -No coz, zdziebko sie wkurzyl, jak mnie zastal nad prywata - przyznal sie Darek - ale potem dal ci priorytet. Oswiadczyl, ze to jedyny sposob, zebys wrocil. Moim zdaniem stary po prostu wie, ze masz swietnego nosa.-Dzieki. Za wszystko. -Mam sie brac do roboty, czy jeszcze chcesz pogadac? -Dobra. Spadam. - Usmiechajac sie do siebie, zakonczyl rozmowe. Przynajmniej nie musial sie obawiac, ze narobi koledze klopotow. Na razie nie mial zadnego planu dzialania. Musial czekac na raporty w sprawie smierci matki Edyty i Bartkowiaka, by je porownac. Przez chwile sie zastanawial, czy nie zerknac ponownie w akta dotyczace samobojstwa Ligockiego, stryja meza Lidki, ale po namysle doszedl do wniosku, ze nic nie znajdzie. Edyta mogla miec racje, w kazdej z tych spraw podejrzane bylo to, czego nie zauwazono. Skoro tak, z akt nic sie nie dowie. Zirytowany patrzyl z niechecia na zalegla prace czekajaca na biurku. Powinien przynajmniej udawac, ze cos robi. Z tego, co widzial, na szczescie nie bylo tam nic pilnego. Nie mial teraz glowy do papierkow. W glowie zaswitala mu mysl, ktora sprawila, ze nagle sie ozywil. Wszedl do sekretariatu. -Moge prosic akta wypadku z udzialem Edyty Mielnik i NN? - zapytal siedzacej za biurkiem kobiety. -Nie ma - odparla sucho, nawet nie podnoszac wzroku. -A moze mi pani powiedziec, czy w sprawie NN cos ustalono? Pracownik cywilny Anna Dorosz oderwala w koncu wzrok od monitora i popatrzyla poirytowana na komisarza. -Niby co? - zapytala niechetnie. -Ustalono jej tozsamosc? - ciagnal cierpliwie. Na twarzy kobiety pojawil sie niechetny grymas, ktorym reagowala na kazde polecenie Michala, od czasu gdy jej kilkutygodniowe starania o randke z nim zakonczyly sie niepowodzeniem. Wyszukala jednak potrzebne dane w komputerze. -Nie, nadal figuruje u nas jako NN. -Kto prowadzi dochodzenie? - zapytal. Ostatnim razem podczas przegladania akt okazalo sie, ze nie przekazano tej sprawy do kryminalnego. Byl tylko raport drogowki. -Jakie dochodzenie? - Widac bylo, ze sekretarka nie rozumie pytania. - Z tego, co widze, zdarzenie zakwalifikowano jako wypadek. To juz nie nasza 149 sprawa. Prokurator zdecyduje, czy postawic zarzut nieumyslnego spowodowania smierci.-Chodzi mi o te NN - wyjasnil Michal cierpliwie. - Trzeba przeciez ustalic, kim byla i skad sie tam wziela. -Ja tam nic nie wiem. - Kobieta wzruszyla obojetnie ramionami. - Tutaj widze, ze sprawa na razie jest dla nas zamknieta. Jak bedzie trzeba cos zrobic, to akta wroca z prokuratury do uzupelnienia, ale tego juz chyba nie musze panu tlumaczyc, komisarzu - zakonczyla zlosliwie. Michal popatrzyl na nia chlodno i wyszedl. Wydalo mu sie dziwne, ze nikt nie prowadzi tej sprawy, ale moze po prostu sledztwo utknelo w martwym punkcie, o czym Anna Dorosz nie raczyla go poinformowac. Nie znosil tej kobiety od samego poczatku. Jak na zlosc uparla sie, zeby sie z nim umowic. Udawanie, ze nie rozumie aluzji, i obojetnosc nie pomagaly. W koncu Michal musial oswiadczyc jej wprost, ze nie jest zainteresowany. Od tamtej pory byli na wojennej sciezce. Anna Dorosz serdecznie go nienawidzila i okazywala to przy kazdej okazji. Trzeba poczekac, az w sekretariacie bedzie jej zmienniczka, na ktora mial szczescie natknac sie podczas ostatniego sprawdzania akt. -Ty tutaj? - Uslyszal za soba glos Chmiela. -A gdzie mialbym byc? - Najchetniej zignorowalby wroga, ale nie mogl sobie na to pozwolic, gdy przygladali im sie inni policjanci. -Ostatnio sporo czasu spedzasz w ksiegarni. Milosc do literatury? - Przyjaznie usmiechnieta twarz Krzysztofa sprawiala wrazenie, ze tamten mowi to z zyczliwoscia, ale Michal nie przegapil zlosliwego blysku w jego brazowych oczach. -Kazdy lubi to, co ma. Jedni wola literature, inni lesne bezdroza podczas pelni - odparowal, unoszac lekko brwi i spogladajac na niego z ironia. Chmiel zesztywnial i podejrzliwie zmruzyl oczy. -Co masz na mysli? - spytal ostroznie, ale Michal wyczul w jego glosie niepewnosc. Podszedl blizej i powiedzial cicho: -Nasze panie maja rozne upodobania... - Obserwowal chlodno, jak na twarzy Krzysztofa pojawia sie wyraz zrozumienia, a potem z trudem hamowana furia. Przez dluzsza chwile mierzyli sie wzrokiem. Michal spogladal na tamtego z pogarda, jego przeciwnik patrzyl nan ze zloscia. -Wydawales sie bardzo zainteresowany sprawa tego wypadku. - Pierwszy odezwal sie Nawrocki. 150 -Mowilem ci, bylem w poblizu - odparl Chmiel, silac sie na nonszalancje. Przy swiadkach nie mogl sobie pozwolic na wybuch. Widac jednak bylo, ze nie podoba mu sie to pytanie.-Mowiles - przyznal spokojnie Nawrocki, nie spuszczajac z niego uwaznego spojrzenia. -Czego chcesz? - warknal jego przeciwnik. -Tak sie zastanawiam... Nie wiadomo, kim jest ofiara... -Wrzucili ja do bazy, ale nie ma jej w zaginionych - odrzekl Krzysztof. - Moze ktos sie zglosi. Nie zatrudniamy jasnowidzow na etacie - silil sie na sarkazm. -Jak na kogos, kto tylko byl w poblizu, jestes na biezaco - zauwazyl Nawrocki. -Obilo mi sie o uszy to i owo - rzucil lekcewazacym tonem Chmiel. -Rozumiem. Nie zwrociles uwagi, jak bardzo ta NN byla podobna do dziewczyny z Brzezin? - Obserwowal bacznie reakcje tamtego. -Czy ja wiem? - Krzysztof wzruszyl obojetnie ramionami. -Ten sam typ urody... -Chyba nie sugerujesz, ze mamy do czynienia z jakas grubsza sprawa? - zapytal gniewnie. Michal dostrzegl na jego czole krople potu. -Nie sadzisz, ze to zastanawiajace? -Nie - ucial szybko Chmiel, zerkajac nerwowo na przysluchujacych sie rozmowie kolegow. - I ty tez nie powinienes. Wiesz, jak takie plotki moga wplynac na koniunkture miasta?! - wysyczal. -Ach. No tak, turysci sa najwazniejsi. - Nawrocki udal, ze dopiero teraz sie domyslil, o co mu chodzi. -Wreszcie zaczynasz grac w druzynie. - Zdenerwowany Chmiel udal, ze bierze jego slowa za dobra monete. A moze nie wyczul sarkazmu. - To zadziwiajace, jak szybko takie rzeczy sie roznosza. -No wlasnie. - Michal z powaga pokiwal glowa. - Wystarczy niewinna uwaga, ze ktos, gdzies, z kims... - Nie dokonczyl zdania, zamiast tego mrugnal kpiaco do Krzysztofa i odszedl. Pobladly Chmiel patrzyl za nim z nienawiscia. 151 3. Lidka otworzyla drzwi wejsciowe mosieznym kluczem. Nasluchiwala chwile, jak puszczaly kolejne zapadki. Weszla do holu. Wokolo bylo pusto i ciemno. Zapalila lampe na stoliku przy drzwiach.-Piotr?! - zawolala, ale odpowiedziala jej cisza. Wyjela telefon z torebki i wybrala numer meza. -Piotr Sianecki. Zostaw wiadomosc. Oddzwonie. -Uslyszala odpowiedz poczty glosowej. -Pieknie. - Skrzywila sie ze zloscia. - Pewnie sie obrazil i wyszedl - pomyslala. Zirytowana poszla najpierw do kuchni, zeby przygotowac sobie cos do jedzenia i ciepla herbate. Mimo lata w domu panowal chlod, W szczegolnie gorace dni bylo to calkiem przyjemne, ale ostatnimi dniami kojarzylo jej sie wylacznie z grobowcem. Miala nadzieje, ze to nie jest poczatek depresji. Bo czy ktos slyszal o depresji przedporodowej? - pomyslala w przeblysku czarnego humoru. Zaniosla tace do biblioteki, po drodze zapalajac wszystkie swiatla. Czula sie pewniej i bezpieczniej w jasnych pomieszczeniach. Dom zdawal sie zyc wlasnym zyciem. Skrzypienie podlog i jeki w rurach sprawialy, ze gdy bylo ciemno, nawiedzaly ja przerazajace mysli. Swiatlo sprawialo, ze znow widziala tylko stary dom. Rozgrzana herbata zaczela szukac listow. Byla przekonana, ze zostawila je w holu na stoliku przy drzwiach, ale ich tam nie widziala. Nie znalazla ich rowniez w bibliotece i sypialni. Z wahaniem zajrzala do pokoju, w ktorym Piotr urzadzil sobie gabinet. Nie wchodzila tam od tygodni, dlatego zaskoczyl ja panujacy wokol balagan. Slowo "pedantyczny" nie oddawalo dokladnie zamilowania meza do porzadku, zwlaszcza gdy dotyczylo to pracy. Bardziej pasowalo tu okreslenie: "chorobliwa pedanteria". Tymczasem po podlodze walaly sie w pozornym nieladzie ogromne mapy, na scianach rozwieszone byly plany z zaznaczanymi pinezkami miejscami i przypietymi notatkami. Podeszla ostroznie do biurka, ale tylko rzucila na nie okiem. Nie rozrozniala niczego, co tam sie znajdowalo. Wolala nie ruszac zadnego z lezacych przedmiotow. Piotr bylby wsciekly, a ona byla zbyt zmeczona, by sie narazac na kolejna awanture. Zamknela za soba starannie drzwi i wrocila do biblioteki. Wlaczyla plyte z muzyka relaksacyjna i zwinela sie w fotelu, przykryta po szyje cieplym kocem. 152 -Pewnie pracuje nad planami, ktore znalazlam na strychu. - Przypomniala jej sie tuba, ktora maz zaanektowal dla siebie. Lidka nie miala pojecia, co Piotr tam znalazl, ale widocznie musialo to byc na tyle interesujace, ze pochlonelo go calkowicie. Uspokojona, ze udalo jej sie rozwiazac zagadke nieladu w gabinecie meza, nie wiedzac kiedy, zasnela.Oszolomiony zapachem kadzidla i dziwna pobrzmiewajaca w tle muzyka opadl ciezko na lozko. Nie byl pewien, czy zrobil to sam, czy tez Daria go pchnela. Nie byl pewien niczego. Nawet tego, czy piekna zlotooka kobieta poruszajaca sie w rytm hipnotycznej muzyki nadal jest Daria, czy przeobrazila sie w demona. Nie przestajac kolysac biodrami, zrzucila sukienke. Nie miala pod spodem bielizny. Stala przed nim naga, napawajac sie zachwytem widocznym w jego oczach. Muzyka ulegla zmianie, stala sie bardziej gwaltowna, erotyczna, sugestywna. Oparl sie na lokciu i patrzyl na zblizajaca sie do niego uwodzicielke. Jej cialo jak gdyby plynelo ku niemu. Zamrugal z niedowierzaniem; nie byl pewien, czy wzrok plata mu figle, czy moze to wina przytlumionego swiatla albo snujacego sie wokol wonnego dymu. Cialo kobiety oplatal w milosnym uscisku ogromny waz. Pial sie poprzez biodra i brzuch, ginac na moment za plecami Darii, po czym ohydny plaski leb wylonil sie zza jej ramienia, splywajac po obojczyku ku ksztaltnej piersi, a oslizgly pysk zacisnal sie na sutku. Rozesmiala sie cicho, widzac szok malujacy sie na twarzy mezczyzny, zastapiony podnieceniem, gdy Piotr zdal sobie sprawe, ze ogon weza ginie miedzy jej udami i jak gdyby wnika w glab. Czul, jak pot splywa mu po czole, niejasno zdawal sobie sprawe, ze jego piers unosi sie spazmatycznie w nierownym drzacym oddechu. Z trudem oderwal spojrzenie od upiornego tatuazu wstretnego gada i zatracil sie w hipnotyzujacych oczach Darii. Zdawaly sie jarzyc zlotym blaskiem; koniuszkiem jezyka zwilzyla wargi, gdy usiadla na nim okrakiem. Przycisnela go do lozka. Palcami o dlugich ostrych paznokciach szarpnela mu koszule pod szyja. Uniosl sie, probujac zaprotestowac, ale wtedy uderzyla go dlonia w twarz tak mocno, ze poczul na ustach krew. Zszokowany nie mogl wydobyc z siebie slowa. Nie odrywajac od niego wzroku, Daria pochylila sie i zlizala krople krwi, zaciskajac dlon na jego krtani tak mocno, ze poczul wbijajace sie w skore paznokcie. Przy oknie stal mezczyzna w czarnym habicie. Czarny kaptur zaslanial mu twarz. Kryl sie za kotara, zerkajac ukradkiem na zewnatrz, tam, skad do- 153 biegaly krzyki i placz kobiety. Skulila sie, jednak mezczyzna zdawal sie jej nie zauwazac. Jej uszu dochodzily szeptane goraczkowo slowa, choc nie mogla zrozumiec jezyka, jakim tamten sie poslugiwal. Mnich cofnal sie gwaltownie, opuszczajac kotare. Nie wiedzac dlaczego, poczula ogromny lek. Obronnym ruchem polozyla rece na brzuchu, chciala wzywac pomocy, ale nie mogla wydobyc z siebie slowa. Slyszala tylko wlasne krzyki.-Lidka! - Piotr mocno potrzasnal zona, ktora jeczala zwinieta w klebek na fotelu. - Spokojnie, to tylko sen - powiedzial lagodnie, gdy popatrzyla na niego polprzytomnie. -Ktora godzina? - zapytala sennie, przecierajac reka oczy. -Pozno. Dlaczego nie jestes w lozku? -Nie wiem - wymamrotala. - Zasnelam na fotelu. Tam stal mnich. - Wskazala dlonia w kierunku okna zaslonietego kotara. -To byl tylko sen - powtorzyl Piotr. -Wiem - westchnela - ale bardzo realny. Poczula przenikajacy ja dreszcz leku. Wtem uslyszala bicie zegara w holu. Uderzyl trzy razy. -Gdzie byles? - zapytala nagle, wpatrujac sie w niego intensywnie. - Jest trzecia w nocy! -Wrocilem juz dawno - sklamal. - Poszedlem prosto do gabinetu. Nie wiedzialem, ze spisz w bibliotece. Myslalem, ze jestes juz na gorze. Wlasnie mialem klasc sie spac, gdy uslyszalem, jak jeczysz. - Zaczal zbierac naczynia na tace, odwracajac sie tylem do Lidki, by nie dostrzegla poczucia winy na jego twarzy. -Co ci sie stalo w usta? - zapytala. Nim sie odwrocil, zdazyla zauwazyc skaleczona warge. -Nic takiego - zbagatelizowal. - Gwaltowne hamowanie. -Jak wrociles do domu? Przeciez ja mialam samochod - dociekala podejrzliwie. -Co to ma byc? Przesluchanie? - zirytowal sie Piotr. - Wzialem taksowke - warknal, wychodzac z biblioteki. Zaskoczona jego zachowaniem Lidka poszla na gore do sypialni. Weszla pod prysznic, odkrecila goraca wode i oparla czolo o scianke kabiny. Splywajacy strumien splukiwal slone lzy z jej twarzy. Piotr klamal. Byla o tym przekonana. Nie rozumiala, gdzie i kiedy zniknal jej lagodny, wrazliwy maz. Zamiast niego w domu pojawil sie zimny i obojetny obcy mezczyzna, ktoremu przestala ufac. 154 Rozdzial XI 1. Lidka w milczeniu zula bulke. Piotr czytal gazete. Nie odzywal sie ani slowem. Zapatrzyla sie w kubek kakao, w ktorym plywala nierozpuszczona grudka. Po raz pierwszy od kilkunastu dni nic sie jej nie snilo. Obudzila sie wypoczeta i w lepszym nastroju, czego nie mogla powiedziec o mezu. Po pierwsze nie pamietala, zeby w ogole przyszedl do sypialni, po drugie, kiedy sie obudzila, jego strona lozka byla pusta i jej zdaniem wygladala na nietknieta. Nie powiedzial ani slowa od momentu, gdy sie spotkali w kuchni. Zerknela na niego niepewnie. Mial nachmurzona mine. Pelnym irytacji ruchem poprawil okulary.-Czego chcesz? - warknal, nie mogac zniesc jej uporczywego spojrzenia. -Niczego. - Wzruszyla obojetnie ramionami. - Tak sie tylko zastanawiam... -Nad czym? - Popatrzyl na nia gniewnie. -Co cie tak zdenerwowalo od samego rana - odparla, wbijajac spojrzenie w miejsce, gdzie kolnierzyk jego koszuli rozchylal sie, ukazujac dlugie zadrapanie. -I tak bys nie zrozumiala - rzucil pogardliwie. Lidka zamarla z uniesionym kubkiem w dloni. Klocili sie, i to nieraz, ale nigdy dotad Piotr nie mowil do niej takim tonem. I nigdy wczesniej nie wyczuwala w nim agresji. Jej ciaza i wahania nastrojow nie mogly byc powodem takiego zachowania. Nie uszla jej uwagi reakcja Piotra, gdy zorientowal sie, ze zauwazyla szrame na jego szyi. Pospiesznym ruchem zapial guzik przy kolnierzyku i odwrocil sie bokiem. -Gdzie sa listy? - zapytala tknieta podejrzeniem. -Jakie listy? - Nie patrzyl na nia, ale zauwazyla rumieniec na jego twarzy. -Zostawilam stare listy na stoliku. Nie bylo ich, kiedy wrocilam. - Nie zamierzala ustapic. - Pisal je hrabia Lipnowski do Anastazji. 155 -Ach, te... - Piotr udal, ze dopiero teraz zrozumial, o co zapytala. - Zabralem je.-To ja je znalazlam. Oddaj mi je! - zazadala stanowczo. -Znalazlas je w moim domu! - Ze zloscia cisnal gazete na stol i wyszedl, trzaskajac drzwiami. Zastygla bez ruchu, oniemiala ze zdumienia, gwaltownie lapiac powietrze. Wtem jej wzrok padl na gazete rzucona przez meza. Czujac uderzenie goraca, w przyplywie paniki drzacymi rekoma wygladzila lokalny dziennik. Jej uwage zwrocilo zdjecie dziewczyny. Jasne wlosy, niebieskie oczy, drobna twarz. Z komunikatu zrozpaczonych rodzicow wynikalo, ze miala szesnascie lat, nie bylo jej od tygodnia. Nie wrocila ze szkoly. Nikt nie wiedzial, co sie z nia moglo stac. Teoria, ze uciekla z domu, byla tak samo prawdopodobna, jak i to, ze zaginela. Lidka pobiegla do biblioteki, gdzie poprzedniego wieczoru zostawila torebke. Wyjela telefon i wybrala numer Edyty. Z niecierpliwoscia oczekiwala na polaczenie. -Edyta? Masz dzisiejsza gazete? - Nawet nie pomyslala, zeby sie przedstawic. - Jest tam zdjecie zaginionej dziewczyny. Wyglada zupelnie jak corka Bartkowiaka i ta biedaczka, ktora wybiegla ci pod kola! - mowila szybko, nie czekajac na odpowiedz. -Czekaj, czekaj... - Tamta dopiero po chwili zorientowala sie, z kim rozmawia. - Jaka dziewczyna? -No przeciez mowie. - Lidka westchnela rozdrazniona. - W "Wiadomosciach Lipniowskich" jest komunikat o zaginionej dziewczynie. Szesnascie lat, jasne wlosy... Nic ci to nie mowi? Edyte zmrozila ta informacja. -Skad pochodzi? - zapytala. Podejrzewala, ze nie z Lipniowa. Gdyby byla stad, Michal by cos wiedzial. -Nie wiem. Czekaj, niech doczytam... - Lidka szybko przebiegla wzrokiem tekst. - Z Brzezin - powiedziala zdumiona. - Nie rozumiem... -A ja chyba tak. - Edycie zaswitala na pozor niewiarygodna mysl. - Zadzwonie pozniej, dobrze? - Rozlaczyla sie, nie czekajac na odpowiedz. -Z kim rozmawialas? Lidka drgnela nerwowo. Nie slyszala, kiedy Piotr wszedl do biblioteki. Patrzyl na nia ze zloscia. -Z Edyta - odrzekla, silac sie na spokoj. -Kazalem ci trzymac sie od niej z daleka - oznajmil sucho. 156 -No i? - Uniosla wyzywajaco glowe i patrzyla na niego nieustepliwie. Jej zdenerwowanie zdradzaly jedynie palce mocno zacisniete na gazecie.-Nie prowokuj mnie! - Nie panujac nad gniewem, zlapal ja mocno za nadgarstek i scisnal. Patrzyl z satysfakcja na grymas bolu, ktory pojawil sie na twarzy zony. -To boli - wyjakala. Jej oczy wypelnily sie lzami, wargi zaczely drzec, probowala wyrwac reke, ale Piotr tylko mocniej zacisnal palce. Jeknela, gdy dziecko kopnelo ja mocno. Chwycila sie druga dlonia za brzuch i zachwiala. -Lidka? - Przestraszony Piotr objal ja, ratujac przed upadkiem. - Nic ci nie jest? - pytal z niepokojem, pomagajac jej usiasc w fotelu. - Przepraszam, kochanie, nie chcialem cie skrzywdzic. Nie wiem, co mnie naszlo - tlumaczyl sie, patrzac ze strachem na pobladla twarz zony. -Zostaw mnie - szepnela, odwracajac sie, gdy probowal pogladzic ja po policzku. 2. Komisarz Nawrocki byl coraz bardziej zniechecony. Ramzes od kilku godzin krecil sie w kolko, nie mogac zlapac tropu. Nie widzial dotad, by najlepszy spec od odnajdywania ludzi zachowywal sie jak byle kundel.-Co z tym psem? - Michal w koncu nie wytrzymal. -A co ma byc? - Przewodnik Ramzesa, ratownik gorski Dawid Skowronek, nie zrozumial pytania. -Jezu! - syknal wsciekle Nawrocki. - Kreci sie w kolko! -Nie kreci sie, tylko szuka tropu. Trzeba bylo sprowadzic nas wczesniej. Teraz nic ci nie poradze... Sam mowiles, ze wasz pies tez nic nie znalazl. -Dlatego prosilem o pomoc ciebie. Twoj Ramzes to specjalista od szukania ludzi. To powinien byc dla niego pryszcz - irytowal sie Michal. -Powinien - zgodzil sie Dawid, prowadzac psa przy nodze do samochodu zaparkowanego na poboczu. -Przepraszam - zreflektowal sie komisarz. - Sciagam cie taki kawal drogi z urlopu i jeszcze mam pretensje. 157 -Spoko - mruknal tamten, nalewajac psu wody. - Zaluje, ze nie dalismy rady. Moim zdaniem uplynelo za duzo czasu i slad zapachowy jest za slaby. Moze w ogole juz go nie ma - tlumaczyl.-Moze... - Michal z irytacja szarpnal wlosy. -Posluchaj - zwrocil sie do niego Dawid - slad zapachowy pozostaje, powiedzmy, przez trzy dni, i to w optymalnych warunkach. Wystarczy, ze spadnie deszcz albo za duzo osob bedzie sie krecic w poblizu, i po ptakach - wyjasnial. - To juz poltora tygodnia od wypadku. Oczekujesz cudu. -Nie moge zrozumiec, dlaczego Nero nie zlapal sladu - burknal ze zloscia Michal, myslac o policyjnym psie tropiacym. - Byl tutaj kilka godzin po wypadku. Powinien cos znalezc. -No co ty? - zdziwil sie Skowronek. - Nic nie znalazl? -Nie wiem. - Michal wzruszyl ramionami. - Podobno lecial kawalek jak glupi, a za moment zawracal i znowu biegl, i tak w kolko. -Gubil trop i szukal go od nowa? - zasugerowal ratownik. -Mozliwe. Nie znam sie na psach - powiedzial, wzdychajac ciezko, Nawrocki.-Gubil trop przy asfalcie? -Nie, odwrotnie. Lapal trop i gubil sie juz kilkanascie metrow w glab lasu. -Dziwne. - Dawid zapatrzyl sie w ciemna sciane drzew. - Zrozumialbym, gdyby zgubil slad przy drodze, gdzie zaginiona mogla wsiasc do samochodu i odjechac... -Nie mogla. Zaginiona zostala przejechana - wtracil komisarz. -Podaje przyklad. - Dawid nie przejmowal sie zgryzliwoscia kolegi. Za dobrze i za dlugo sie znali. - W odwrotnej sytuacji to dziwne. Pies powinien podjac swiezy slad. Chyba ze zrzucili ja w lesie kosmici. Z tego, co mowisz, wyglada to tak, jakby pojawila sie znikad. -Czy mozna oszukac psa? - Nawrocki w napieciu oczekiwal odpowiedzi. -Teoretycznie tak - przyznal tamten. - Ale to trudne. Dobry pies potrafi sposrod wielu zapachow odnalezc ten wlasciwy. -Rozumiem. - Nawrocki sie zamyslil. Biorac pod uwage to, co uslyszal od kolegi, probowal znalezc jakies logiczne wyjasnienie, ale nic nie przychodzilo mu do glowy. -Bede jeszcze potrzebny? -Nie, dziekuje ci bardzo. - Michal ocknal sie i uscisnal serdecznie reke kolegi. - Nie zatrzymuje cie... 158 Wsiadl do samochodu i uruchomil silnik. Przypomnialo mu sie, ze nie wlaczyl dzwieku w telefonie. Zerknal na wyswietlacz. Mial kilka nieodebranych polaczen. Wszystkie od Edyty. Zaniepokojony wyjechal na asfalt i wybral jej numer.-Wreszcie! - Slyszal, jak odetchnela z ulga. - Juz chcialam dzwonic na policje. -Powiedzmy, ze mnie to rozbawilo. - Michal sie skrzywil. -A nie mialo. Naprawde mialam zamiar szukac cie na posterunku - powiedziala. - Czytales dzisiejsza gazete? -Nie, a powinienem? -Zaginela dziewczyna. Lat szesnascie, wlosy blond. Cos ci to mowi? - Rozmawiajac z nim, patrzyla na zdjecie w rozlozonej przed soba gazecie. -Bede u ciebie za pol godziny - oswiadczyl Nawrocki. -Cos takiego! - zawolala Sara, zagladajac Edycie przez ramie. Zaciekawil ja fragment rozmowy, ktory dotarl do jej uszu. -Znasz ja? - zapytala Edyta, widzac zaskoczenie na twarzy dziewczyny. Miala nadzieje, ze Sara na cos wpadla. -Nie, ale wyglada zupelnie jak ta mala z plakatu. Wie pani... -Tak, wiem. - Edyta stracila zainteresowanie. -Ale to dziwne, nie? - ciagnela jej pomocnica. - Najpierw znalezli martwa dziewczyne w Brzezinach, a teraz nastepna tam zaginela. Dobrze, ze u nas dotad spokoj, co nie? Edyta zlozyla starannie gazete i poszla do swojego kantorka. Tam naprawde miala spokoj. 3. Nawrocki skierowal sie prosto na zaplecze. Katem oka zauwazyl zaciekawione spojrzenie, jakie rzucila mu dziewczyna obslugujaca klientow, chociaz w zaden sposob nie zareagowala na jego obecnosc.-Hej - powiedzial miekko do Edyty. Siedziala za biurkiem z twarza ukryta w dloniach. Dlugie wlosy opadly jej na ramiona i plecy. -Czesc. - Na jej ustach pojawil sie niesmialy usmiech, ale oczy pozostaly powazne. - Spojrz. - Przesunela w jego kierunku otwarta gazete. Michal pochylil sie nad ogloszeniem. Rysopis poszukiwanej nastolatki byl taki sam jak wszystkich poprzednich zaginionych. 159 -Nie ma jej od tygodnia - oznajmila krotko Edyta, gdy Michal podniosl na nia wzrok.-Musze to zglosic staremu - powiedzial. -Komendantowi? -Nie... - zajaknal sie. - Mam znajomego, ktory pracuje w Komendzie Glownej - wybrnal gladko. Wlasciwie powinien jej powiedziec prawde o sobie. Im szybciej to zrobi, tym mniej bedzie bolalo. Nie mial jednak odwagi zaryzykowac. Wiedzial, ze Edyta zrozumie, tylko ze to moglo troche potrwac, a on nie mial czasu. Byla mu potrzebna, jesli chcial doprowadzic sprawe do konca. -Poprosze, zeby zadzialal... - ciagnal. - W przeciwnym wypadku nikt nie kiwnie palcem, a morderca bedzie dalej kryty z powodu turystow. I dalej bedzie zabijal... Edyta skinela glowa. Doskonale rozumiala, co mial na mysli. Radni gotowi byli zrobic zrzutke i przemycic morderce za granice, byle Lipniowa nie splamil cien skandalu. -Znalazles cos? - zapytala. -Trudno powiedziec. - Doskonale wiedzial, o co pytala. - Musze przyznac, ze odwalilas kawal dobrej roboty. Mam kilka informacji, ale nie wiem, jak je interpretowac... Sprawdzilem te zgony. Pozornie wszystko pasuje. - Podszedl i oparl sie o biurko. -Wiem... - mruknela, podnoszac na niego oczy. -Boje sie, ze na sile szukam dowodow. - Michal bawil sie kosmykiem jej wlosow, okrecajac dlugie pasmo wokol palcow. - Na ogol szuka sie dowodow i na ich podstawie tworzy teorie. A ja mam teorie i szukam dowodow. To niedobrze. - Westchnal. -Ale masz cos? -Hm... Porownujac twoje ustalenia i czas zgonow, zauwazylem kilka zbieznosci. Wypadki samochodowe zdarzyly sie dosc nagle. Twoja matka, Bartkowiak i dwie inne osoby z listy. Co do dwoch pierwszych, to wiadomo, ale jest jeszcze ta kobieta, ktora wniosla sprawe o rozwod i po jej smierci majatek zostal w rekach rodziny, oraz ten mezczyzna. - Wskazal na kolejne nazwisko na liscie. - Facet chcial sprzedac kamienice. Trudno powiedziec, czy to motyw, ale zauwazylem, ze tutejsze nieruchomosci od pokolen pozostaja w rodzinie. Chyba wiem, dlaczego sie tak zdenerwowalas, gdy powiedzialem podczas naszego pierwszego spotkania, ze "oni" to rowniez ty. 160 -Miales racje. Ta prawidlowosc dotyczy takze mojej rodziny - odpowiedziala smutno.-Kolejne zgony to samobojstwa - Michal kontynuowal, splatajac rece na piersiach. - Powieszenie, polkniecie tabletek nasennych... Niczego sie nie doszukalem, ale te wypadki wydaja sie dziwne. Mloda kobieta popelnia samobojstwo, wyskakujac przez okno. Mozliwe, ale jakim cudem ma obrazenia wylacznie na gornej czesci ciala? -Nie rozumiem. - Edyta odsunela sie lekko w fotelu. -Wyobraz sobie, ze wchodzisz na parapet i skaczesz. Nie stajesz w pozycji jak przed skokiem do wody na glowke, prawda? Po prostu skaczesz. Stopy powinny byc zmiazdzone - tlumaczyl jej Michal. - Tymczasem jej obrazenia wskazuja raczej na wypchniecie. -Nikt sie tego nie dopatrzyl? -Jest dokumentacja, ze cierpiala na depresje. Byli swiadkowie. Zakwalifikowano to jako samobojstwo. Skok widzialo kilka obcych osob, ale po przejrzeniu twoich notatek nie powiedzialbym, ze nie byli ze soba zwiazani. Moze to chore, co teraz powiem, ale odnioslem wrazenie, ze oni specjalnie tam czekali, by moc zostac swiadkami. -Hm... - chrzaknela Edyta. Chyba potrafila sobie wyobrazic taka sytuacje. Nie bylo to niemozliwe. Nie tutaj. -Dalej... Kilka zawalow. Standard. Tylko ze zadna z tych osob nie leczyla sie wczesniej na serce. To tez nic takiego. Wiele osob nie zdaje sobie sprawy z choroby, a w koncu jest za pozno. I pewnie nie zwrocilbym na cos takiego uwagi, gdyby nie to, ze wszyscy znalezli sie na jednej liscie. Tylko ze nie mam pojecia, co moglbym z tym zrobic - wyznal. - To tylko nasze pobozne zyczenia. Nic wiecej. -Nie laczysz tego z dziewczynami, prawda? - domyslila sie Edyta, zanim Michal zdazyl cos dodac. -Nie wykluczam tego - odparl ostroznie. - I tak szukam na sile, nie chce komplikowac tej sprawy bardziej niz to konieczne. Poprosilem jednak przyjaciela, zeby znalazl wszystko, co tylko mozliwe, na temat tych zyjacych osob z twojej drugiej listy. Zastanawia mnie jeszcze cos... - powiedzial z wahaniem. -Co? - Edyta zobaczyla, ze w jego przenikliwych szarych oczach pojawil sie teraz cien niepewnosci. -Zalozylem, ze na liscie jest pare osob, ktore twoja mama... - zawahal sie - szantazowala - dokonczyl. 161 Nie drgnela, ale zauwazyl, ze lekko zesztywniala. Mimo uplywu czasu byl to dla niej temat drazliwy. Jej oczy pociemnialy, zlote plamki zdawaly sie znikac w glebokiej zieleni.-Uwazasz za zbieg okolicznosci, ze wszystkie osoby wymienione na tej liscie to wlasciciele kamienic na rynku? - poruszyl kolejna nurtujaca go kwestie. -Nie jestem pewna, czy wiem o co ci chodzi... - Edyta przygryzla warge, jak zawsze, kiedy czula sie niepewna lub rozdrazniona. -Mam wrazenie, jakby to byla jedna klika - wyjasnil komisarz. Zmarszczyl brwi, gdy Edyta gwaltownie drgnela. - Zmarle osoby mogly naruszyc czyjs stan posiadania, wiec zginely. Rodzina twojej matki, a potem ona sama, byli wlascicielami tej kamienicy od kilkudziesieciu lat. Twoja matka byla jedna z nich i jesli mam racje, to ona sama ich nie szantazowala, tylko robila to na czyjes polecenie - dokonczyl swoje przypuszczenie. Podszedl i polozyl jej dlonie na ramionach. - Jestes na mnie wsciekla... - Odwrocil ja przodem ku sobie i zmusil, by na niego spojrzala. Na jej twarzy nie dostrzegl zlosci, ktora spodziewal sie zobaczyc, tylko smutek. Ogromny zal. -Mysle, ze mozesz miec racje - powiedziala powoli. - Ale to nie zmienia faktu, ze ktos z nich jest odpowiedzialny za jej smierc. Mysle, ze wydarzylo sie cos, co sprawilo, ze mama zwrocila sie przeciwko nim. -A te podejrzane zgony nie wystarcza? - spytal. Edyta nie odpowiedziala. Zastanawiala sie chwile. -Ona chyba o tym wiedziala od samego poczatku... - Michal, zszokowany, gdy dotarla do niego prawda, zacisnal rece na jej ramionach tak mocno, ze skrzywila sie z bolu. -Wiedziala? - powtorzyl pytanie juz spokojniej, widzac, jak Edyta rozciera miejsca, gdzie zacisnal palce. -Nie jestem pewna... Mysle, ze mogla - powiedziala z namyslem Edyta, przywolujac w pamieci jedno z nazwisk na liscie. Nazwisko jej ojca. -To po co ta lista? -Nie wiem. - Wzruszyla ramionami. - Powiedzialabym ci, gdybym wiedziala, ale mam tylko pewne podejrzenie. Mama mogla wykorzystywac swoja wiedze do szantazu, zeby zapewnic sobie bezpieczenstwo, a nie zyski. Przeliczyla sie jednak i zginela - mowila. - Musialo wiec wydarzyc sie cos potwornego, co ja przeroslo. Dlatego mysle o zaginionych dziewczynach. Nie kaz mi powtarzac od poczatku - powiedziala blagalnym tonem. - Po prostu sprawdz, czy moze byc w tym choc odrobina sensu. 162 -Powiedzialas mi wszystko? - Michal usilowal odczytac odpowiedz z oczu Edyty, ale nie udalo mu sie to, jak zawsze. Po prostu znowu w nich zatonal. 4. Znachorke wyrwalo ze snu szczekanie psa. Wpatrywal sie plonacymi jak wegiel oczami w drzwi, siersc na karku sterczala prawie pionowo. Uniosla sie na poslaniu i nasluchiwala uwaznie, ale do jej uszu nie docieraly zadne dzwieki poza rytmicznym stukaniem kropel deszczu o drewniany dach. Pies warknal i zaczal drapac lapa w drzwi. Kobieta niechetnie wyjrzala z chaty. Pies odbiegl kilka krokow, po czym zawrocil i ponownie odbiegl, patrzac na nia. Najwyrazniej chcial, zeby za nim poszla.Zaciekawiona kobieta narzucila na ramiona plocienna chuste i ruszyla za swoim jedynym towarzyszem. Przedarla sie przez chaszcze i weszla do waskiego parowu, gdzie zwykla zbierac ziola. Zawahala sie. Przed nia wznosila sie czarna, nieprzenikniona sciana. Pies zniknal w rozpadlinie. Opadly ja watpliwosci, czy slusznie czyni, podazajac za nim, ale pierzchly w chwili, gdy uslyszala jeki i placz. Pod skalna sciana lezala kobieta. Wygladalo na to, ze zaczyna rodzic. Powalana blotem, podarta koszula uniosla sie, obnazajac jej cialo. Wila sie z bolu, na przemian odzyskujac i tracac przytomnosc. Znachorka, nie zastanawiajac sie dluzej, uklekla przy niej i fachowymi ruchami zaczela badac spiesznie brzuch. Dziecko bylo juz nisko. Lada moment powinno przyjsc na swiat. Rozsunela kolana kobiety i uklekla miedzy nimi. Dotknela jej lona i wyczula glowke plodu. Jesli czegos nie zrobi, dziecko sie udusi. Kobieta znow stracila przytomnosc... Znachorka oparla sie mocno na jej brzuchu i nacisnela. Wrzask rodzacej zbiegl sie z uderzeniem pioruna. Krople deszczu przemienily sie w opadajacy z nieba potok. Znachorka nacisnela powtornie brzuch kobiety. Uznala, ze nie zdola jej uratowac. Biedaczka byla blada jak smierc i krwawila obficie. Mozna uratowac tylko dziecko, ktore wlasnie przyszlo na swiat wsrod blyskawic i strug deszczu. Wysunelo sie z lona matki i zaplakalo, gdy zna-chorka uderzyla je w plecki. Mala twarzyczka byla sina, z ust dziewczynki wydobywalo sie ciche kwilenie. Znachorka owinela ja w chustke i przytulila do piersi, by ogrzac malenstwo. Matka dziecka lezala cicha i nieruchoma. Zna-chorka pochylila sie nad nia, ale nie dostrzegla sladow zycia. Gdy wyciagnela 163 reke, by zamknac jej oczy w ostatniej posludze i odmowic modlitwe, blyskawica rozswietlila niebo. Wtedy rozpoznala hrabine. Slyszala o niej rozne opowiesci, szeptano rowniez o czarach. Przerazona staruszka przezegnala sie spiesznie i zerwala z kleczek. Nie patrzac za siebie, z noworodkiem w ramionach rzucila sie do panicznej ucieczki. Pies poslusznie pospieszyl za swoja pania.Znachorka zatrzasnela za soba drzwi chaty. Polozyla dziecko na poslaniu i dorzucila drew do ognia. Gdy plomienie rozswietlily mroczne wnetrze, przeniosla dziewczynke blizej paleniska. Slyszala opowiesci o pani i demonach odwiedzajacych ja nocami. Zaczeta bacznie ogladac dziecko, szukajac cech diabla. Dziewczynka wygladala normalnie, jak kazdy noworodek. Nie miala nigdzie na ciele zadnych znamion, byla tylko mniejsza, niz nalezalo sie spodziewac, ale zapewne urodzila sie przed czasem. Zamyslona staruszka patrzyla na malenka ludzka istote. Pies podszedl do dziecka i tracil je nosem, patrzac pytajaco na swoja pania. Podjela decyzje. Wychowa to dziecko. Rok temu odeszla ze wsi i przeniosla sie do lasu, do zrujnowanej chaty weglarza. Byla znachorka, uzdrowicielka, a nie czarownica, co wcale nie znaczylo, ze uratuje sie przed stosem. Od czasu, gdy do dworu przybyl brat pana hrabiego, Inkwizytor, ludzie stali sie nieufni i patrzyli na siebie nawzajem z niechecia. Nie miala pojecia, skad pani wziela sie w nocy w srodku lasu. Byla pewna tylko jednego, ze nie moze nigdy nikomu wyjawic, co sie wydarzylo. Jaki los czekalby to dziecko, gdyby trafilo w rece Inkwizytora? Jeszcze dzisiejszej nocy musi opuscic swoje schronienie. Dziecko zanioslo sie placzem, gdy piorun uderzyl w drzewo. Edyta obudzila sie spocona, dygoczac na calym ciele. Sypialnie rozswietlal blask blyskawic. Zamknela oczy i zasluchala sie w szum deszczu za oknem. Burza powoli sie oddalala. Wtulila sie mocniej w poduszke, ponownie zapadajac w sen. Ostatnia mysl dotyczyla Michala. Nie powiedziala mu wszystkiego, ale to, czego nie wiedzial, nie mialo dla niego znaczenia. Przeszlosc zostala pogrzebana w stosie plomieni. 164 Rozdzial XII 1. Slonce bylo juz wysoko na niebie, gdy Lidka wreszcie sie obudzila. Byla zmeczona i polprzytomna. Z trudem udalo jej sie zebrac mysli na tyle, by zerknac na zegarek i dostrzec godzine. Dopiero po dluzszej chwili dotarlo do niej, ze juz poludnie. Poslanie obok bylo zimne i puste, i tak jak od kilku dni, wygladalo na nietkniete. Nie pytala Piotra, gdzie spi. Przypuszczala, ze w gabinecie. Kiedy zajrzala tam kilka dni po ich klotni, zauwazyla rozlozona na sofie posciel. Nie zamierzala sie dopytywac o powody jego decyzji. Wolala udawac sama przed soba, iz to praca go tak zaaferowala, ze nawet sypia posrod swoich map i rysunkow. W glebi jej swiadomosci kolatala sie jednak uporczywa mysl, ze chodzi o inna kobiete, choc nie mogla uwierzyc, ze to moze byc prawda. Piotr oczekujacy z takim utesknieniem, kiedy wreszcie zostanie ojcem, nie moglby zniszczyc tego, co ich laczylo. Te zadrapania wskazuja raczej na bojke niz na romans, przekonywala sie w duchu.-Poza tym mezczyzni, ktorzy zdradzaja zony, maja takie poczucie winy, ze bez okazji kupuja im kwiaty - pocieszyla sie wspomnieniem artykulu z kobiecego pisma. Gdyby Piotr ja zdradzal, z pewnoscia sam by sie przyznal, pomyslala z ironia. Nie potrafil klamac, a wyrzuty sumienia pozarlyby go zywcem. -Musi chodzic o cos innego - uznala. - Ma jakies klopoty... Zaczela starannie rozwazac te mysl. Gdyby maz w cos sie wpakowal, czy powiedzialby jej o tym, czy zachowywalby sie tak absurdalnie jak teraz? Nie potrafila zrozumiec jego agresji. Przeciez Piotr byl najlagodniejszym czlowiekiem, jakiego znala. Taka nagla roznice w zachowaniu mogla uzasadniac tylko choroba psychiczna albo... -Narkotyki... - szepnela do siebie. To moglo byc to, myslala goraczkowo. Zmiany nastrojow, drazliwosc, agresja, bezsennosc. Narkotyki by wszystko wyjasnialy. A wiec Piotr nie przestal jej kochac. Teraz potrzebowal jej bardziej niz kiedykolwiek. Jest chory i sam sobie nie poradzi, a ona musi mu pomoc. 165 Zerwala sie gwaltownie. Nagly ruch spowodowal zawrot glowy. Zachwiala sie i oparla o lozko. Czekajac, az podloga przestanie wirowac, nabierala gleboko w pluca powietrza i powoli je wypuszczala. Po chwili poczula sie wystarczajaco dobrze, by pojsc pod prysznic.Niepewnie, z drzacym sercem zapukala do drzwi gabinetu. Nie uslyszala odpowiedzi. Z wahaniem nacisnela klamke i weszla do srodka. Nie zauwazyl jej. Z dluga linijka w reku kleczal na podlodze, gdzie rozlozona byla ogromna plachta papieru, na ktora cos nanosil. Nie uslyszal, gdy weszla. -Piotr? - zawolala cicho. Drgnal i odwrocil sie w jej kierunku. Przez moment mrugal nerwowo oczami, nim skoncentrowal na niej wzrok. Lidka odniosla wrazenie, ze w pierwszej chwili sam nie wiedzial, gdzie sie znajduje. -O co chodzi? - zapytal. Nie usmiechal sie, ale byl mniej opryskliwy niz zazwyczaj. Wydalo jej sie, ze jest po prostu zmeczony. -Spales dzisiaj? - spytala. -Tak, tak, spalem - zapewnil ja. - Spalem w gabinecie - dodal, pochylajac sie znow ku rozlozonej mapie. -Hm... - mruknela z niedowierzaniem. Mial na sobie to samo ubranie co poprzedniego dnia, a posciel na sofie wygladala na nietknieta. Byla schludnie zlozona i zwinieta. Nikt jej nie uzywal. Wygladalo na to, ze Piotr pracowal od wczoraj rana do teraz. -Piotr? - zawolala ponownie, podchodzac do niego. -Jestem zajety - oswiadczyl, nie podnoszac glowy. -Czy ty bierzesz narkotyki? - zapytala odwaznie prosto z marszu, chociaz zacisniete w piesci drzace dlonie ukryla w kieszeniach ciazowej sukienki. - Jesli tak, to nie masz powodu sie wstydzic. Jestes chory, potrzebujesz pomocy - mowila lagodnie. -Czys ty kompletnie oszalala? - zapytal cicho, ale z taka furia w glosie, ze przestraszona Lidka cofnela sie, potykajac o lezace na podlodze ksiazki. - Stracilas rozum?! - wysyczal, patrzac na nia z wsciekloscia. -Ja... - zajaknela sie, rzucajac szybkie spojrzenie w strone drzwi. Niestety, Piotr stal w przejsciu. Zacisniete konwulsyjnie szczeki sprawialy, ze widac bylo drganie miesnia na jego policzku, czego Lidka nigdy wczesniej nie zauwazyla. 166 Nie wiedziala, co mial zamiar zrobic, gdy zblizal sie ku niej. Na szczescie uslyszala pukanie i w drzwiach stanela pani Zofia. Na jej widok Lidka poczula taka ulge, ze z trudem powstrzymala sie od placzu.-Policja do pana - oznajmila gospodyni, rzucajac badawcze spojrzenie na blada z przerazenia twarz swojej pracodawczyni. -Do mnie? - zdziwil sie Piotr. -Policja? - Lidka byla nie mniej zaskoczona. -Chca rozmawiac z panem Sianeckim. Czekaja w bibliotece - powiedziala pani Zofia. Lidka otworzyla usta, by zapytac meza, o co moze tamtym chodzic, ale Piotr odwrocil sie bez slowa i po prostu wyszedl, pozostawiajac ja z otwartymi ustami. 2. W bibliotece czekalo na niego dwoch policjantow.-Jestem Piotr Sianecki - przedstawil sie. - O co chodzi? -Komisarz Lukasz Madera. - Starszy z nich pokazal legitymacje i natychmiast przeszedl do rzeczy: - Czy jest pan wlascicielem bialego opla astra kombi? -Zgadza sie - potwierdzil. Zauwazyl, ze Lidka zatrzymala sie niepewnie przy wejsciu do biblioteki i sluchala bez slowa. -Czy moze mi pan powiedziec, co pan robil...? - Madera zerknal do notesu i podal date sprzed tygodnia. Lidka zauwazyla, ze maz na ulamek sekundy znieruchomial, co chyba umknelo policjantom, gdyz mlodszy funkcjonariusz przygladal sie w tym czasie ksiazkom na polkach, a komisarz Madera zapisywal cos w notatniku. -Nie mam pojecia - rzucil obojetnie Piotr. - Pewnie bylem w domu. -Czy ktos moze to potwierdzic? -Zona. - Piotr wskazal na Lidke. - Wejdz, kochanie - zaprosil ja i troskliwie posadzil w fotelu. - Panowie maja do ciebie kilka pytan. Lidka przygladala sie badawczo mezowi, ale nie zauwazyla u niego oznak niepokoju. Odetchnela z ulga. O cokolwiek chodzilo, Piotr nie mial z tym nic wspolnego. Zachowywal sie normalnie, bo nie mial sie czego obawiac, uznala, troche uspokojona. Chyba ze chodzilo o narkotyki... Zmruzyla oczy, gdy nieposluszna mysl znowu przemknela jej przez glowe. 167 -Pani nazywa sie...? - Madera zawiesil glos, przygladajac sie kobiecie w zaawansowanej ciazy. Wygladala na nieco zdenerwowana, ale jej niepokoj miescil sie w granicach normy. Na ogol wizyta dwoch sledczych nie kojarzy sie nikomu z dobrymi wiadomosciami.-Lidia Sianecka. - Spojrzala na komisarza. - Co sie wlasciwie stalo? -Czy moze pani potwierdzic, ze maz byl w domu w nocy z trzydziestego czerwca na pierwszego lipca? -A gdzie mialby byc? - zdziwila sie. -Czyli tak. - Madera zapisal cos w notesie. - Czy jest pani pewna? A moze wydarzylo sie cos, co sprawilo, ze pani tak doskonale to pamieta? - dopytywal sie. -Prosze pana, wrecz przeciwnie, nic sie nie wydarzylo. Wlasnie dlatego pamietam. -Nie bardzo rozumiem, co pani ma na mysli... - odrzekl zdziwiony. -Maz nie wychodzi z domu wieczorami. Co wiecej, od zakonczenia remontu bardzo rzadko wychodzi nawet w dzien. Sleczy w swoim gabinecie nad starymi mapami. -Jestem architektem - wtracil Piotr, gdy komisarz spojrzal na niego zaskoczony. -Wiec wracajac do panskiego pytania... Pamietalabym, gdyby wyszedl w nocy - dokonczyla Lidka z pelnym przekonaniem. -Rozumiem. Prosze mi wybaczyc, ale panstwo spia razem? -A co to ma do rzeczy? - wtracil sie Piotr, zanim zdazyla cos powiedziec. -To duzy dom. Mogl go pan opuscic niezauwazony. - Komisarz Madera pozornie obojetnie wzruszyl ramionami. -Od kilku dni sypiam w gabinecie - oswiadczyl Sianecki. -Dlaczego? - Komisarz udal, ze nie widzi zaskoczenia jego zony. Nie mogl tylko rozszyfrowac, czy naprawde nie wiedziala, ze maz sypia w gabinecie, czy tez zdziwilo ja, ze sie przyznal. -Zona znalazla na strychu stare mapy okolicy i dworu, pochodzace z dziewietnastego wieku. Probuje na ich podstawie zlokalizowac pewne miejsca. To pracochlonne zajecie. Czasami klade sie do lozka dopiero nad ranem. Nie chce budzic zony, wiec spie w gabinecie - wyjasnil. - Ale, jak juz mowilem, jest tak od kilku dni. -No tak... Czyli nie korzystal pan wowczas z samochodu? -Juz mowilem, ze nie. Zreszta z samochodu korzysta glownie zona. 168 -Pozwala pan prowadzic kobiecie w zaawansowanej ciazy? - wtracil sie do rozmowy drugi z policjantow.-Ciaza to nie kalectwo... - odparl obojetnie Piotr, choc nie udalo mu sie ukryc irytacji. -Dlaczego panow interesuje nasz samochod? - zapytala Lidka, usmiechajac sie lekko do komisarza, by zalagodzic opryskliwa uwage meza. -Zaginela nastolatka. Swiadek opisal samochod, ktory widzial na miejscu zdarzenia w czasie, gdy prawdopodobnie to sie stalo - wyjasnil. -Nasz samochod? - Lidka zmarszczyla czolo. -Nie, nie nasz, tylko taki jak nasz - poprawil ja Piotr. - Nie mogl to byc nasz samochod, bo zadne z nas nie opuszczalo domu. -Uwazacie, ze ta dziewczyna zostala porwana? - dociekala Lidka, nie zwracajac uwagi na jego slowa ani niezadowolenie. -Prosze, zeby panowie juz wyszli. - Piotr wstal. - Zona nie powinna sie denerwowac. Nabijanie jej glowy historiami o porwaniu jakiejs dziewczyny nie wplynie na nia dobrze. Powinna unikac stresu. -Oczywiscie. Dziekujemy za rozmowe. - Madera popatrzyl na niego chlodno. Mimo polmroku panujacego w bibliotece, dostrzegl glebokie cienie pod oczami Sianeckiego i jego nieswieze ubranie. Ten czlowiek wygladal na zaniedbanego. -Moze nas pani odprowadzic do drzwi? - zapytal drugi z policjantow. -Prosze... - Piotr ubiegl zone. -Do widzenia. - Madera uscisnal jej reke. Lidka odpowiedziala mu bladym usmiechem. Gdy wyszli, otworzyla dlon. Komisarz podal jej dyskretnie wizytowke. Przez chwile myslala zdumiona, ze facet ja podrywa. Parsknela jednak smiechem. Nie miala powodzenia jako panna, a teraz jako mezatka w siodmym miesiacu ciazy tym bardziej nie wzbudzilaby zainteresowania mezczyzn. Wiec o co chodzilo? Nie uwierzyl jej? Przeciez mowila prawde. Uslyszalaby, gdyby Piotr wychodzil w nocy. Postanowila nie mowic o wizytowce mezowi. Nie bylo sensu go denerwowac. Chowajac do kieszeni bialy kartonik, zauwazyla na nadgarstku sine slady, pozostawione kilka dni wczesniej przez palce Piotra. Zamarla. Nie pomyslala, by zakryc te siniaki. Komisarz musial je zauwazyc i wyciagnal bledne wnioski. Nie byla przeciez ofiara przemocy, prawda? - pomyslala niepewnie i zapatrzyla sie w okno. 169 3. Nawrocki byl przekonany, ze Edyta nie wyjawila mu wszystkiego. Mogl tylko ludzic sie nadzieja, ze to, czego nie powiedziala, nie bedzie mialo realnego wplywu na jego prace. Domyslal sie, ze wlascicielom kamienic chodzi o cos innego, wazniejszego, a nie jedynie o wzgledy finansowe, skoro tak twardo sciskaja w garsci swoje akty wlasnosci, eliminujac osoby, ktore moglyby zagrozic obecnemu stanowi. Ludzie zabijaja z roznych powodow: z zemsty, nienawisci, milosci, dla pieniedzy, aby cos ukryc - mozna by wymieniac w nieskonczonosc. Ale normalni ludzie nie zrzeszaja sie przeciwko czlonkom wlasnych rodzin, gdy ci chca odejsc lub naruszyc istniejaca rownowage. Musialo byc cos wiecej. Cos, co laczylo tamtych wszystkich. Oczywiscie brzmialo to jak brednie szalenca i rzecz jasna nie mial zadnych dowodow, ktore moglby przedstawic szefowi. Ale Edyta wlasciwie potwierdzila te teorie.Chyba mial racje co do jej matki. Pytanie tylko, dlaczego ta kobieta zwrocila sie przeciwko calemu klanowi? I czy wlasnie z tego powodu zginela? - zastanawial sie. Kolejna kwestia, znacznie istotniejsza, brzmiala: w jaki sposob tamtym udawalo sie tak dlugo dzialac bezkarnie? Odpowiedz byla oczywista, pomagal im ktos z policji, kto mial dostep do danych i wystarczajaca wladze, by ingerowac, kiedy cos zagrazalo ich sprawom. To bylo powiazanie, ktorego szukal Nawrocki. Problem w tym, ze nie potrafil niczego udowodnic. Byl pewien, ze nie znajdzie zadnych obciazajacych dokumentow. Jedynie zeznania swiadka stanowilyby przekonujacy dowod. Ale skad go wziac? Dlaczego ktos mialby sie pograzac, ryzykowac wszystko, co posiadal? Przeciez w chwili obecnej nie bylo zadnej mozliwosci, zadnego haka, ktory pozwolilby mu wyciagnac z kogos zeznania. Rzecz wydawala sie nie do ruszenia. Wiedzial, ze Edyta nie bedzie z tego zadowolona, ale zdecydowal, ze daruje sobie sprawy sprzed lat. Slady, nawet jesli jakies byly, z pewnoscia juz dawno zostaly zatarte. Nie ma szans na rozwiazanie zadnej z nich, nie w czasie, jaki mu pozostal. Wiedzial, ze tym razem stary nie da sie przekonac. Michal nie mial argumentu, ktorym moglby przekonac szefa. Musi dzialac sam. Logicznym posunieciem wydalo mu sie sledztwo w sprawie zabitych nastolatek. Jesli Edyta rozumowala slusznie i jej matka rzeczywiscie wpadla na trop mordercy, to odnajdujac go, Michal mialby szanse na zakonczenie wlasnego sledztwa, jesli nie - to trudno. Dochodzenie wewnetrzne, ktore prowadzil w ukryciu, i tak utknelo w martwym punkcie. Zdecydowal, ze czas to zostawic i zajac sie dziewczynami. Caly czas zywil nadzieje, ze Ela Bartkowiak zyje. 170 Podzielal zdanie Edyty, ze zaginiecie nastepnej jasnowlosej nastolatki w okolicy Brzezin mialo spowodowac, aby pozostawiono sprawe w tamtym rejonie. Na mysl, ze oboje moga miec racje, Michala ogarnial lek. Seryjni mordercy popelniaja zbrodnie pod wplywem wewnetrznego nakazu, sa jak drapiezniki osaczajace zwierzyne. Polowanie sprawia im tyle samo radosci, co odebranie zycia ofierze. Jesli ten zbrodniarz zabija na zimno, kierujac sie wyrachowaniem i logika, by skierowac ewentualny poscig na falszywy trop, maja do czynienia z kims wyjatkowo niebezpiecznym.Michal nadal nie znal tozsamosci ciezarnej dziewczyny, korzystajac jednak z tego, ze szef dal mu priorytet, zwalil te sprawe na Darka Slowikowskiego. Wprawdzie kolega nie byl zachwycony, ale obiecal, ze jak bedzie trzeba, to sam zginie, ale dziewczyne znajdzie. Nie brzmialo to niestety pocieszajaco, choc pewnie mialo budzic optymizm. Z ponurych rozmyslan wyrwalo Michala pukanie do drzwi. W szpare wsunela glowe jedna z policjantek. -Panie komisarzu, szef pyta, co z tymi wlamaniami. Ma pan cos? -Tak, tak - odrzekl, wracajac myslami do biezacych zadan. - Sprawca zostal zatrzymany. Wlasnie skonczylem raport - powiedzial, wstajac zza biurka i wylaczajac komputer. - Szef u siebie? - spytal. - Sam zaniose. - Usmiechnal sie do dziewczyny. Nie pamietal jej nazwiska. Kilka dni temu zostala przyslana ze szkoly policyjnej na staz. Nawrocki zerknal na zegarek i uznal, ze moze juz wyjsc. Wprawdzie konczyl sluzbe za kwadrans, ale zawsze moze powiedziec, ze ma jeszcze prace w terenie. Wybieral sie do Brzezin, zeby porozmawiac z prowadzacym dochodzenie w sprawie zaginiecia nastolatki, o ktorej powiedziala mu Edyta. Sledczy nazywal sie Madera czy jakos tak i rozmawialo im sie przez telefon calkiem sensownie. Nawrocki mial nadzieje, ze bedzie tak nadal, nawet gdy tamten uslyszy o jego podejrzeniach. Skrzywil sie na mysl, ze nie moze podac mu zadnych faktow. -No czesc - natychmiast odebral telefon, gdy zobaczyl, kto dzwoni. - Masz cos? -No wlasnie. - Darek sprawial wrazenie bardzo, ale to bardzo zadowolonego z siebie. - Znalazlem te twoja zaginiona. Nazywa sie Monika Rados. Uciekinierka z domu dziecka. Przesle ci, co mam, na skrzynke. -Dzieki. Zaraz dam to do prokuratury. -Chcesz wiedziec, skad byla? 171 -A skad? - zapytal z zaciekawieniem Nawrocki.-Z Lipek Malych - poinformowal go z satysfakcja Darek. - Podlegaja pod Brzeziny. Trzeba jeszcze dokladnie sprawdzic, czy to na pewno ona, ale ja nie mam watpliwosci. Zrobilem komputerowe porownanie twarzy ze zdjec, ktore mi przeslales, i wszystko pasuje. Nie wiem, dlaczego sami na to nie wpadliscie - zakonczyl z nonszalancja. -Bo nie mamy na stanie geniusza komputerowego twojego formatu - odparl Michal, usmiechajac sie do sluchawki. Slowikowski byl bardziej lasy na komplementy niz jakakolwiek kobieta. Musial powiedziec dokladnie to, co kolega chcial uslyszec, sadzac po pelnym zadowolenia sapnieciu, ktore w mniemaniu Darka mialo byc pewnie wyrazem skromnosci. -Nie przesadzaj. Robie tylko to, co do mnie nalezy. Zreszta - dodal - wizualne porownanie zdjec daje niewiele. Na fotografii w kartotece miala dwanascie lat, a ta fotka jest kiepskiej jakosci. Dzieciaki w tym wieku szybko sie zmieniaja. -Tym bardziej jestem ci wdzieczny - powiedzial Nawrocki. - Czyli twoim zdaniem sprawa jej zaginiecia jest w Brzezinach? -Zgadza sie - potwierdzil Darek. -Dobra. Jestem dzisiaj umowiony u nich w komisariacie, wiec... - Westchnal, nie konczac zdania. -Oki. Tylko uwazaj na to, co mowisz - przestrzegl go kolega. -Jasne. - Michal sie rozlaczyl. A wiec wszystkie drogi prowadza do Brzezin, pomyslal, parafrazujac znane powiedzenie. Dlaczego zatem wciaz byl przekonany, ze odpowiedz czeka w Lipniowie? 4. Piotr nie wrocil juz do biblioteki, tylko poszedl prosto do siebie. Lidka postanowila jednak z nim porozmawiac. Zapukala kilkakrotnie, przygryzajac nerwowo warge. Chociaz nie uslyszala odpowiedzi, nacisnela klamke i weszla. Tym razem zatrzymala sie kolo drzwi. Nie odwazyla sie wejsc dalej.-Piotr? - zawolala ostroznie, starajac sie zapanowac nad soba. W gardle czula kule, ktora sprawiala, ze jej glos zabrzmial slabo i chrypliwie. -Co jest? - Nawet nie podniosl glowy znad notatnika. 172 -Dlaczego oni pytali ciebie...-Slyszalas - przerwal jej niegrzecznie. - Samochod podobny do naszego byl widziany tam, gdzie zaginela ta dziewczyna. To rutynowe dzialania. -Jestes pewien? -Sama powiedzialas, ze nie wychodzilem z domu w nocy, wiec o co ci chodzi? - spytal agresywnie. Lidka zamarla, widzac jego oczy. Byly otoczone sinymi obwodkami i czerwone, a naczynka popekane, nie to jednak sprawilo, ze jej serce zatrzymalo sie na ulamek sekundy. Piotr mial tak rozszerzone zrenice, ze nie mogla dostrzec brazu teczowki. -Pracuje... - warknal, widzac, ze zona wpatruje sie w niego blada jak sciana. -Pojde juz. - Zamrugala powiekami jak czlowiek wyrwany z glebokiego snu. -Najwyzsza pora - mruknal pod nosem, wracajac do studiowania notesu. Wycofywala sie juz z gabinetu, gdy zdecydowala sie zadac ostatnie pytanie. -To nie byles ty, prawda? - zapytala cicho, odwracajac sie. Krzyknela ze strachu, gdy Piotr zerwal sie z krzesla i cisnal w nia stojacym na biurku kubkiem. W ostatniej chwili udalo jej sie odskoczyc, a kubek z hukiem uderzyl w sciane i rozprysnal sie na mnostwo kawalkow. Lidka powoli wycofala sie z pokoju i zamknela za soba drzwi. Na korytarzu zobaczyla pania Zofie, ktora przybiegla, slyszac halas. Minela ja bez slowa, a potem zabrala z biblioteki torebke, dokumenty i kluczyki od samochodu. Musiala byc w szoku, gdy wlaczyla silnik i odjezdzala spod domu. Spokoj, jaki ja ogarnal, byl nienaturalny. Wszystkie emocje scial chlod rozchodzacy sie po jej ciele. Edyta skonczyla rozliczenie i z ulga wlozyla je do koperty. Coraz bardziej sklaniala sie ku temu, by zlecic rozliczenia podatkowe firmie obrachunkowej, a nie meczyc sie sama. Rzecz w tym, ze nie ufala nikomu w tym miasteczku. Oprocz Michala, pomyslala. Po jej twarzy przemknal cien goryczy. Czula zlosc i zal, ze musieli sie poznac wlasnie w takich okolicznosciach. Czy w ogole mieli szanse? -Edyta? - W drzwiach pojawila sie Lidka. 173 I Lidki oczywiscie, dodala w myslach. Lidka byla druga osoba, co do ktorej nie miala zadnych watpliwosci. Zaprzyjaznily sie od pierwszej chwili.-Hej - powitala ja cieplo - co cie... - nie dokonczyla. Wybiegla przestraszona zza biurka i podtrzymujac ja ostroznie, posadzila na swoim miejscu. -Co sie dzieje?! - Delikatnie ujela twarz przyjaciolki w dlonie i zmusila, by Lidka na nia spojrzala. Byla blada, niemal przezroczysta, cala sie trzesla, z jej oczu plynely ciurkiem lzy. Edyta odniosla wrazenie, ze tamta nawet nie zdawala sobie sprawy, ze placze. Zmusila Lidke do wypicia kilku lykow wody, a potem wytarla jej twarz chusteczka. -Lidka! Blagam cie, powiedz cos - poprosila, wpatrujac sie w nia z niepokojem. Juz jako dziecko zauwazyla, ze patrzacy na nia sa tak zafascynowani niezwykla barwa jej oczu i ksztaltem zrenicy, ze trudno im oderwac od niej wzrok. Kojarzylo jej sie to ze scena z filmu przyrodniczego, gdy kobra hipnotyzowala wzrokiem krolika, a zwierzatko zastyglo w bezruchu jak skamieniale. Nie uwazala, ze ma zdolnosci hipnotyczne. Po prostu gra swiatla sprawiala, ze jej zielono-zlote teczowki zdawaly sie zmieniac kolor i polyskiwaly, a ogromne, lekko skosne oczy w ksztalcie migdala wywolywaly wrazenie, ze zrenice zmieniaja ksztalt. Naturalnie bylo to tylko zludzenie, niemniej teraz odnioslo skutek. Lidce udalo sie skupic wzrok na tyle, ze w pewnej chwili ze zdumieniem stwierdzila, ze wpatruje sie w zaniepokojona twarz przyjaciolki. Pamietala, ze postanowila do niej jechac, ale nie miala pojecia, jak tutaj dotarla. Z glosnym szlochem rzucila jej sie na szyje. Edyta odetchnela z ulga. Placz byl czyms, z czym mozna sobie poradzic. Objela Lidke i zaczela gladzic ja po glowie, czekajac, az tamta sie uspokoi. 5. Otrzymana przed chwila wiadomosc bardzo go zaniepokoila. Komisarz Madera odwolal spotkanie, gdyz musial pojechac na miejsce przestepstwa. Nawrocki poprosil o wskazanie drogi i zaproponowal, ze spotkaja sie na miejscu. Podobno znaleziono cialo zaginionej nastolatki niedaleko jaru, gdzie lezala dziewczyna zidentyfikowana pozniej jako Elzbieta Bartkowiak. Korzysta- 174 jac z mapy, Michal kluczyl waskimi sciezkami, az dotarl do starego kempingu, gdzie roilo sie juz od policji z Lipniowa i Brzezin.Wysiadl z samochodu i podszedl do dwoch mezczyzn kierujacych akcja. Obok nich zauwazyl Chmiela, ktorego zeznania spisywal jakis nieznajomy funkcjonariusz. -Michal Nawrocki - przedstawil sie tamtym dwom. -Witam, komisarzu. Lukasz Madera. - Starszy z nich wyciagnal do niego reke. - To komisarz Robert Janoch. - Wskazal na kolege, z ktorym tego ranka byl u Sianeckich. Michal uprzejmie skinal glowa. -To ta dziewczyna, ktorej szukacie? - zapytal, wskazujac na wynoszone z domku cialo. -Niestety - potwierdzil Madera. - Wasz kolega, komisarz Chmiel, i kilku innych policjantow przyjechali na miejsce, ale bylo juz po wszystkim. Sprawca zabil najpierw dziewczyne, a potem siebie. -Sprawca? - Nawrocki nie ukrywal zdziwienia. -Taaa - mruknal Janoch. - Okazalo sie, ze to sasiad ja uprowadzil. Karany za molestowanie i probe gwaltu kilka lat temu. Od tej pory nie sprawial klopotow. - Pokrecil glowa z niezadowoleniem. - Az do teraz, a przynajmniej tak by to mialo wygladac... - mruknal ciszej jakby do siebie. -Moge sie rozejrzec? - zapytal spokojnie Nawrocki, starajac sie opanowac gniew. Czy mozliwe, zeby to byl potworny zbieg okolicznosci? Dziewczyna pasujaca wygladem do ofiar seryjnego zabojcy akurat teraz zostala zamordowana przez faceta zamieszkalego naprzeciwko, przypadkiem karanego za przestepstwa seksualne? Nie wierzyl w to. Morderca bawil sie z nimi. Wszedl do domku i rozejrzal sie uwaznie. Nie dostrzegl nic niepokojacego. Po prostu stary domek kempingowy. Zniszczona, rozpadajaca sie drewniana rudera, w ktorej spotykali sie okoliczni narkomani. Na miejsce schadzek zdecydowanie nie wygladala. Wewnatrz smierdzialo moczem i odchodami. Czuc bylo tez slodki mdlacy zapach smierci. W rogu oparty o sciane siedzial mlody, moze trzydziestoletni mezczyzna. Glowa opadla mu na ramie, pustymi oczami wpatrywal sie w przestrzen. Rece polozyl na kolanach. Na nadgarstkach widnialy dlugie glebokie ciecia. -Komisarz Chmiel sadzi, ze przetrzymywal tu dziewczyne, a jak przestalismy go podejrzewac, to... - Wskazal na balagan w domku. 175 -A co pan mysli, komisarzu? - Nawrocki zwrocil uwage na szczegolna nute w glosie Madery. Spojrzal na niego badawczo. Z twarzy tamtego nie dalo sie nic wyczytac. Byla spokojna, prawie obojetna.-No coz - odparl powoli - ja mysle zupelnie inaczej. - Przygladal sie Michalowi rownie uwaznie jak on jemu. Propozycja spotkania nie byla tak zaskakujaca jak prosba o zachowanie sprawy w tajemnicy. Madera nie wiedzial, co o tym myslec. Dlaczego Nawrocki mialby ukrywac swoje dzialania przed przelozonymi? Nie potrafil odpowiedziec na to pytanie, ale nie widzial powodu, dla ktorego mialby odmowic. Jesliby zaszla taka koniecznosc, zawsze mogl wycofac sie z obietnicy dochowania sekretu. -Nie wydaje mi sie, zeby ofiara byla tutaj przetrzymywana - powiedzial w koncu Madera. - Te strzykawki wygladaja na swieze - wskazal - a faceta mielismy na oku. Nie mogl jej tutaj wiezic. Ktos by to zauwazyl. -A skad sie wziela tutaj policja z Lipniowa? Nie nasz rejon... -Mielismy kilka przesluchan na waszym terenie i poprosilem o wspolprace - wyjasnil Madera. - Wracalismy juz, kiedy zadzwonil Chmiel z wiadomoscia, ze anonimowy informator wskazal miejsce przetrzymywania dziewczyny... -A poniewaz bylem blizej, uznalem, ze nie ma na co czekac - dokonczyl tamten, stajac za ich plecami. - Niestety, dziewczyna byla juz zimna, a on wykrwawil sie na smierc. Cialo bylo jeszcze cieple, musialo sie to stac kilka minut przed moim przyjazdem - opowiadal. -Kto dzwonil? - zapytal Nawrocki, nawet nie starajac sie ukryc swojej niecheci do niego. -Anonim - odparl Chmiel. - Pewnie on sam. - Wskazal na wynoszone wlasnie zwloki. - Szkoda, ze nie zdazylem - dodal z ciezkim westchnieniem. -Rzeczywiscie, szkoda - przytaknal z ironia Michal. -Co ty tu robisz? - Krzysztof wpatrywal sie w niego ze zloscia. -Bylem w poblizu - odparl spokojnie. - Tak samo jak ty... - dodal. Madera nawet nie drgnal, slyszac to jawne klamstwo. -W poblizu? - Przeciwnik nie podjal zaczepki. - A coz takiego jest w poblizu? -Udalo sie wam ustalic cos jeszcze, panie komisarzu? - Michal zignorowal pytanie. 176 -Nic wiecej, niestety. - Madera obrzucil zaintrygowanym spojrzeniem obu policjantow z Lipniowa. - Przepraszam na chwile... - Skinieniem glowy odwolal na bok Janocha i szeptali przez chwile.Michal patrzyl na prace ekipy zabezpieczajacej slady. Nie zwracal uwagi na Krzysztofa, ktory przygladal mu sie w zamysleniu. -No coz - zwrocil sie do nich ponownie Madera - reszte pracy zrobia technicy. Nic tu po nas. Proponuje sie zbierac - powiedzial. -Powiadomicie nas o ustaleniach? - zapytal Nawrocki. -Jesli zajdzie potrzeba - odparl tamten. Z jego twarzy nie dalo sie niczego wyczytac. Michal pozegnal sie i odszedl do samochodu. Wydalo mu sie dziwne, ze komisarz nie probowal sie dowiedziec, o czym mieli dzis porozmawiac. Niemniej byl wdzieczny, ze tamten nie wsypal go przed Chmielem. Jesli dojda do porozumienia, mial szanse spedzic ostatnie dni w Lipniowie w sposob produktywny. Tamten facet wydawal sie calkiem rozsadny, obaj tak samo nie dali sie nabrac na to zainscenizowane morderstwo z samobojstwem. Nawrocki jednak wiedzial doskonale, ze same przeczucia to za malo. Licza sie dowody. Jesli niczego nie znajda, sprawa zostanie uznana za rozwiazana i zamknieta. Samochod podskakiwal na lesnej drodze. Nagle pod butem Michala cos zaszelescilo. Zerknal pod nogi. Spod siedzenia wysunela sie zlozona na pol kartka. Siegnal po nia, starajac sie nie spuszczac wzroku z kretej, pelnej wybojow drogi. "Brzeziny, pub Jemiola, 20.00, parking z tylu", przeczytal. Zadowolony wcisnal papier do kieszeni. 177 Rozdzial XIII 1. -Jak sie czujesz? - Edyta z troska przypatrywala sie przyjaciolce.Mimo zaczerwienionych i zapuchnietych oczu Lidka wygladala troche lepiej. Pozwolila Edycie zabrac sie na pietro, gdzie doprowadzila sie do porzadku. -Lepiej. - Przyjaciolka glosno wydmuchala nos w chusteczke. - Przepraszam za te scene - dodala w poczuciu winy. - Nie chcialam robic ci klopotu. Masz dosc wlasnych... -Lepiej powiedz, co sie stalo - zazadala Edyta. -Piotr ostatnio dziwnie sie zachowuje - odpowiedziala niechetnie tamta. Edyta milczala, ale nie odrywala od niej intensywnego spojrzenia. Przyjaciolka zaczela powoli opowiadac zdarzenia z kilku ostatnich tygodni. Podzielila sie tez swoja obawa, ze Piotr moze zazywac narkotyki. -Boje sie go - wyznala na koncu. -Rozumiem. - Edyta zacisnela wargi. Nie wiedziala, jak jej pomoc. Najlepiej by bylo, gdyby Lidka go zostawila. Powinna myslec o sobie i o dziecku. -W dodatku dzisiaj... - Az sie wzdrygnela na wspomnienie huku, z jakim rozprysnal sie kubek. -Co dzisiaj? - nalegala Edyta. -Pamietasz ten artykul o zaginionej dziewczynie z Brzezin? Dzis rano byla u nas policja - opowiadala, gdy Edyta cicho przytaknela. - Pytali, co Piotr robil w nocy z trzydziestego czerwca na pierwszego lipca. To wtedy ona zaginela. -Czekaj, czekaj. - Edyta nie zrozumiala. - Co ma wspolnego Piotr z zaginieciem dziewczyny? Jest podejrzany? -Nie - zaprzeczyla gwaltownie Lidka. - To znaczy, chyba nie - poprawila sie. - Ktos widzial samochod taki jak nasz w poblizu miejsca, gdzie ostatni raz widziano te mala. Podobno sprawdzali wszystkich wlascicieli takich samochodow w okolicy. 178 -To sensowne - przyznala Edyta. - Co cie niepokoi? Myslisz, ze twoj maz mogl miec cos wspolnego...-Nie, no co ty mowisz! - zachnela sie Lidka. - Z samochodu korzystam glownie ja, a w tym czasie jeszcze mielismy remont, wiec Piotr praktycznie nie wychodzil z domu. Poza tym oni pytali o noc, a wtedy na pewno byl w domu. -Jestes pewna? - zapytala ostroznie Edyta. -Jasne. Nawet gdybym nie uslyszala, jak wychodzi, obudzilby mnie warkot silnika - powiedziala stanowczo. - Kiepsko spie od jakiegos czasu, wiec wiesz... -Nie mozesz spac? -Wlasciwie to nie - odrzekla z wahaniem. - Wieczorem zawsze robie sobie kakao przed pojsciem do lozka. Szybko wtedy zasypiam. Tylko snia mi sie straszne glupoty - dodala. -Budzisz sie? -Wlasciwie tez nie - przyznala sie Lidka. - Nie budze sie. Tylko wiesz, to takie dziwne... Spie zawsze przynajmniej dziesiec godzin, a budze sie nieprzytomna i zmeczona. -Hm... - mruknela Edyta. - Podobno za duzo snu to tez niezdrowo. Pytalas lekarza? Moze powinien ci cos zapisac? -Bez sensu. - Przyjaciolka wzruszyla ramionami. - Skoro dobrze spie, to po co mi srodki nasenne? -Lidka - Edyta zdecydowala sie wrocic do tematu - co sie dokladnie stalo? Skoro jestes pewna, ze to rutynowe pytania i Piotr na pewno byl wowczas w domu, to skad cala ta histeria? Co jeszcze sie wydarzylo? Bo cos sie wydarzylo, tak? Po wyjezdzie policji... Lidka nabrala powietrza w pluca i wykrztusila z siebie reszte historii. Gdy skonczyla, Edyta milczala dluzsza chwile. -Nie powinnas tam wracac... - zaczela ostroznie. - On nie panuje nad soba. Jest agresywny. Moze zrobic wam krzywde. - Wskazala na jej wielki brzuch. -Niby tak, ale... - Tamta sie zawahala. - Jesli to rzeczywiscie narkotyki? Coz innego mogloby spowodowac taka zmiane? Nie moge go zostawic - tlumaczyla niepewnie. Sama nie byla przekonana do powrotu do domu. Bala sie. Ale na odejscie od meza zupelnie nie byla gotowa. Wlasciwsze byloby stwierdzenie, ze nie chciala odchodzic. Zamierzala ratowac to malzenstwo, tylko nie wiedziala jak. 179 -Rozumiem - powiedziala Edyta. Prawda byla taka, ze nie rozumiala decyzji przyjaciolki. Piotr sam sobie napytal biedy i sam sobie szkodzil. Stanowil zagrozenie dla innych. Lidka powinna uciekac, gdzie pieprz rosnie.-Musisz sama zdecydowac, co dla ciebie najlepsze. Cokolwiek postanowisz, mozesz na mnie liczyc. - Poglaskala ja serdecznie po dloni. - Proponuje, zebys dzisiaj juz tam nie wracala. Zostan na noc tutaj. Uspokoisz sie, a Piotr moze troche ochlonie. Zostaw mu wiadomosc, co? -To nie jest najlepszy pomysl - powiedziala przyjaciolka, z zazenowaniem odwracajac wzrok. Po prawdzie pomysl Edyty byl doskonaly. Powrot do domu to ostatnia rzecz, na jaka miala ochote. - Kiedy Piotr sie dowie, ze jestem u ciebie, wscieknie sie jeszcze bardziej. -Dlaczego? - Edyta byla zaskoczona. -On jest bardzo przeciwny naszej przyjazni - wyjasnila Lidka. 2. Michal znalazl pub bez problemu. Wjechal w waska uliczke i zaparkowal na tylach lokalu. Wysiadl z samochodu, rozgladajac sie uwaznie, ale nie zauwazyl nic podejrzanego. W tylnych drzwiach pojawil sie Madera.-Witam. - Wyciagnal reke do Nawrockiego. - To bar mojego brata. Mozemy porozmawiac spokojnie. Nikt nie bedzie nam przeszkadzal - powiedzial. -Dzieki za dzisiaj. - Michal odwzajemnil uscisk dloni. -Nie ma sprawy. - Po raz pierwszy na twarzy tamtego pojawil sie usmiech. - Nie dostalem komisarza za podlizywanie sie szefowi i znajomosci. -Aha... - mruknal Nawrocki. Domyslal sie, ze to przytyk do Chmiela. Madera pierwszy wszedl do srodka, Michal podazyl za nim. Waski korytarz prowadzil do baru, skad dobiegaly ozywione glosy i nastawiona na pelny regulator muzyka. Madera otworzyl drzwi po lewej stronie. Weszli do niewielkiego pomieszczenia przypominajacego skladzik. Z jednej strony staly na polkach srodki czystosci, z drugiej znajdowalo sie niewielkie biurko i komputer, a takze kilka skladanych krzesel. Na jednym z nich siedzial Janoch. Skinal glowa na powitanie. -Chcial sie pan z nami widziec w sprawie Ewy Zielinskiej - powiedzial Madera, podajac Michalowi jedno z krzesel. - To nasza zaginiona. -Znalazla sie - wtracil Janoch. -Co nie znaczy, ze juz po sprawie - mruknal Madera. 180 -Nie wierzycie, ze to ten chlopak, prawda? - Nawrocki rozlozyl krzeslo i usiadl na nim okrakiem.-Nie bardzo - zdecydowal sie odpowiedziec komisarz. Janoch milczal. Przygladal sie bezceremonialnie przybyszowi. -Macie powody... - zaczal Michal, ale Madera przerwal mu bezceremonialnie. -Ma pan cos do powiedzenia, komisarzu, czy chce pan nas tylko wybadac? -Nie najlepiej zaczalem - przyznal Nawrocki. - Tylko ze nie mam zadnych dowodow, jedynie czyste domysly... -Dowodow na co? - zapytal tym razem Janoch, swidrujac go wzrokiem. -Na dzialanie seryjnego zabojcy - dokonczyl Nawrocki, wypuszczajac z ulga powietrze, gdy wreszcie powiedzial to glosno. Milczenie obu sledczych go nie zaskoczylo. Tamci wymienili porozumiewawcze spojrzenia. -A twierdzi pan tak, bo... - spytal niedbale Madera, opierajac sie o sciane z rekoma zalozonymi na klatce piersiowej. Janoch obojetnie patrzyl w sufit, na pozor niezbyt zainteresowany rewelacjami przybysza z Lipniowa. Michal nie odpowiedzial od razu. Zerknal badawczo na Madere, ktory przygladal mu sie nieruchomym wzrokiem, a potem na Janocha, obserwujacego wzor na scianie. Usmiechnal sie lekko w duchu. Mial pewnosc, ze dokonal trafnego wyboru. Tamci obaj podejrzewali to samo co on. -Jak mowilem, to tylko domysly - zaznaczyl, zanim zaczal opowiadac. Przedstawil szczegolowo historie Bartkowiaka i swoje podejrzenia na temat policjantow z Lipniowa. Obaj sledczy sluchali uwaznie, nie przerywajac mu. Relacjonujac okolicznosci wypadku, w ktorym zginela Monika Rados, podal wydruki otrzymane od Slowikowskiego, nie zdradzajac jednak, skad je wzial. Zaznaczyl tylko, ze informacje dotyczace zaginionej dziewczyny powinni znalezc w swojej bazie danych, a on ma podstawy przypuszczac, ze to wlasnie ona. -Wlasciwie to jestem pewien - zakonczyl. - Przyjaciel porownal za pomoca specjalistycznego programu obecne zdjecie z wypadku i tamto z akt. Tak na oko kiepsko to wyglada, ale komputer sie nie myli. -Ciekawe... - mruknal Madera, podajac wydruki Janochowi. -Skad pomysl, ze to seryjny morderca? Ofiary nie byly ze soba powiazane. Nie moze pan byc pewny, ze znaleziona przez nas dziewczyna to nie Elzbieta Bartkowiak. Ojciec nie mial watpliwosci. 181 -Ale ja mam - odparl sucho Michal. - Zakladajac jednak, ze to ona - staral sie mowic dalej uprzejmiejszym tonem, by ich nie zrazac do siebie - zauwazam pewien schemat. Zginely trzy dziewczyny... Czwarta moim zdaniem nadal jest zaginiona...-Trzy dziewczyny, ktorych nic nie laczy. - Janoch z lekcewazeniem rzucil wydruk na biurko. - Jedna rzeczywiscie padla ofiara psychola, druga zginela w wypadku, trzecia zostala zabita przez swojego chlopaka. -Mlode dziewczyny, wiek okolo pietnastu-szesnastu lat, wlosy blond, oczy niebieskie... -Znamy rysopisy - przerwal mu Madera. - Nic z tego nie wynika. Zbieg okolicznosci. -Moim zdaniem morderca dziala w sposob bardzo przemyslany i logiczny - upieral sie Nawrocki. -I co? Zabija pod naszym nosem od lat, a my nie mamy o tym zielonego pojecia? - zadrwil Janoch. - Nikt sie nie zorientowal? -Dwie z nich to uciekinierki. Trzecia miala nas zmylic i wskazac morderce. - Michal twardo obstawal przy swoim. - Moim zdaniem to nie on. -Dlaczego? Wszystko sie zgadza. Jesli dobrze poszukamy, pewnie znajda sie dowody laczace go z pierwsza ofiara - rzucil Madera. -Powiedzial pan, ze nie wierzy w wine tego samobojcy - zwrocil sie do niego Michal. Tamten przygladal mu sie chwile z namyslem. -Nadal nie wiem, dlaczego pan uwaza, ze to nie on. - Nie odpowiedzial na pytanie Nawrockiego. -Mam powody przypuszczac, ze sprawca jest mieszkancem Lipniowa. - Wyjasnil dokladnie, na czym opiera swoje podejrzenia. - Poza tym ten wypadek... Dziewczyna wpadla mojej znajomej pod kola. Wybiegla przerazona. Uciekala przed kims. Byla w ciazy. Skad sie wziela w tym lesie? I na drodze? Gdzie przedtem przebywala? - Michal przedstawial kolejne watpliwosci. -Zdaje sie, ze sledztwo w Lipniowie zostalo zamkniete - zauwazyl Robert Janoch. -Owszem - przyznal Michal niechetnie. - Nie w tym jednak rzecz. Dziewczyna jest z waszego rejonu, jak sie okazuje, ale do tego zdarzenia doszlo w okolicy Lipniowa. Podejrzewam, ze byla przetrzymywana gdzies niedaleko. Sprowadzilem kolege z wyszkolonym psem ratownikiem, ale nic nie znalazl. Jesli moje podejrzenia co do skierowania sledztwa na falszywy tor juz przy malej Bartkowiakownie sa sluszne... 182 -Falszywy tor? - przerwal mu Madera. - Chodzi o panskie podejrzenie, ze to sam sprawca zadzwonil, podajac miejsce ukrycia zwlok, zeby sprawa pozostala na naszym terenie?-No wlasnie - potwierdzil Nawrocki. - Zaczalem w tym grzebac i nagle mamy porwanie nastolatki, a takze tajemnicza smierc konczaca poszukiwania zabojcy. Pewnie znajdziecie slady, ze to on zabil tez dziewczyne zidentyfikowana jako Elzbieta Bartkowiak, i wszystko zalatwione. Nie wierze w takie zbiegi okolicznosci. -Juz pan to mowil - mruknal Janoch, przegladajac kopie raportu z wypadku. Michal nie wiedzial, co jeszcze moglby dodac. Milczal. -Dwa lata temu zglosil sie do nas pewien chlopak, twierdzac, ze widzial, jak porwano dziewczyne - odezwal sie niespodziewanie komisarz Made-ra. - Nic nie znalezlismy. Na dobra sprawe do dzis nie wiemy, czy naprawde doszlo wtedy do porwania. To narkoman. Byl na haju, kiedy to sie stalo. Zglosil sie do nas kilka dni po wydarzeniu. Sam juz nie byl pewien, czy cos widzial. -Rysopis, jaki nam podal, oczywiscie pan zna - wtracil Janoch. - Wlosy blond, oczy niebieskie, wiek... - nie dokonczyl, widzac na twarzy Michala potwierdzenie. -Zamknelismy sprawe. Nie byl w stanie podac szczegolow. Tak wiec ostatecznie uznalismy, ze to jakies bzdury. - Madera mowil dalej. - I pewnie byloby po sprawie, gdyby nie to, ze kilka dni po tym, jak sie do nas zglosil, umarl. Zloty strzal. -Przedawkowanie - mruknal Janoch. -Wiem, co to zloty strzal - machinalnie odrzekl Michal, sluchajac uwaznie. -Co samo w sobie tez nie byloby takie niezwykle - podjal w przerwanym miejscu Lukasz. - Wielu z nich tak konczy. Tylko ze chlopak zacpal sie na smierc czysta hera. Ktos mu ja dal, bo sam na pewno jej nie kupil. To kupa forsy. -Nie stac by go bylo - dodal Janoch. -Ustaliliscie, skad mial heroine? - spytal Nawrocki. Janoch przeczaco pokrecil glowa, ale Madera zawahal sie przed udzieleniem odpowiedzi. -Ustaliliscie czy nie? - ponowil pytanie Michal. 183 -Nie, bo trop prowadzil do Lipniowa, a tam utknal w martwym punkcie.-I to nie pierwszy raz. - Robert dopowiedzial to, co przemilczal jego starszy kolega. -No tak... - podsumowal krotko Nawrocki. Doskonale rozumial, w czym rzecz. -Wlasnie - przytaknal Madera, wymieniajac porozumiewawcze spojrzenie z Janochem. - Ale to nie wszystko - dodal z ciezkim westchnieniem. - Pol roku temu wpadla na nasz patrol rozhisteryzowana dziewczyna. Krzyczala cos o mezczyznie w habicie, ktory chcial ja wciagnac do auta. Byla przycpa-na. Chlopcy zabrali ja na posterunek. Jak juz doszla do siebie, nie bardzo pamietala, co mowila i skad sie tam wziela. My za to wiedzielismy, ze uciekla z domu, wiec rodzice ja odebrali. -Oczy niebieskie, wlosy blond... - mruknal pod nosem Michal. -Zgadza sie. Wtedy przypomniala nam sie tamta sprawa i zaczelismy grzebac, ale nic z tego nie wyszlo. I nagle kilka miesiecy temu pojawily sie zwloki tej Bartkowiak, potem ciezarna dziewczyna o podobnym wygladzie, ktora, jak mowisz, wziela sie znikad, wybiegla w panice pod samochod, no i teraz ta Zielinska. Za duzo tego, jak na takie niewielkie miesciny - mowil Ja-noch. -Mysle, ze ta dziewczyna z lasu uciekala przed kims, kto ja gdzies przetrzymywal. Biegla i wpadla wprost pod kola nadjezdzajacego samochodu. Co wiecej - Nawrocki wreszcie wyrazil na glos swoje obawy - sprawca pewnie zatarlby slady, gdyby nie to, ze byli swiadkowie wypadku. -Chodzi panu o to, ze ta panska znajoma... - Madera, patrzac na niego pytajaco, zawiesil glos. -Mysle, ze tamten zabilby ja bez oporow - potwierdzil Michal. - Miala szczescie, ze jechal za nia samochod z kilkorgiem nastolatkow, ktorzy od razu wysiedli. Sprawa trafila do Lipniowa, czego zabojca wczesniej staral sie unikac. Dlatego zorganizowal porwanie Zielinskiej. A kto stalby sie lepszym kozlem ofiarnym niz byly przestepca seksualny? Dostaliscie jak na tacy rozwiazanie sprawy. -Niezupelnie - powiedzial Janoch, kiedy jego szef skinal przyzwalajaco glowa. - W tym czasie, gdy przypuszczalnie zginela Bartkowiak, Marian Zys, to ten samobojca, przebywal w szpitalu. Od lat chorowal na bialaczke. Nie mogl zgwalcic i zabic dziewczyny. -Nie mam dowodow, ale to nie byla... 184 -To nie wszystko - dodal Madera. - Zwloki tamtej dziewczyny zostaly przeniesione. Dalismy do zbadania probki ziemi z ciala i dolu. Roznia sie... - Popatrzyl na zaskoczonego Michala. - A wpadlismy na ten pomysl, bo ziemia wygladala na swiezo rozkopana, a brak bylo sladow, ze ktos tam chodzil. Wiec po pierwsze, jak nasz anonim mogl na spacerze znalezc zwloki, skoro nikogo tam nie bylo. - Usmiechnal sie lekko. - A druga rzecz, skoro ziemia wygladala na swiezo poruszona, a nie bylo sladow, znaczylo to, ze ktos postaral sie je zatrzec. Pies znalazl trop kilkanascie metrow od tamtego miejsca, ale zgubil go przy szosie.-Czyli ze facet przewiozl cialo samochodem - podsumowal Michal. -Wyglada na to, ze sam sprawca nas zawiadomil. Nie ma innego wyjasnienia. Wiec jak pan widzi, komisarzu Nawrocki, panskie domysly, ze mamy do czynienia z serialem, sa calkiem sensowne, bo mamy te same podejrzenia. A co do Lipniowa, powiedzmy, ze jestem w stanie to rozwazyc. -Rozumiem. To i tak wiecej niz sie spodziewalem. -Tylko co dalej? Nie moge prowadzic sledztwa na waszym terenie bez uzasadnienia. -A Sianecki? - wtracil Robert. -Piotr Sianecki? - zdziwil sie Michal. -Tak, zna go pan? - Madera popatrzyl uwaznie. -Nie, jego samego nie. Jego zona jest przyjaciolka mojej... - zawahal sie - dobrej znajomej - dokonczyl. - A co z nim? -W dniu zaginiecia dziewczyny ktos widzial jadacy za nia samochod marki opel astra. Opis pasowal do kilku aut w okolicy, w tym do wozu Sia-neckiego. -Zona dala mu alibi - powiedzial Janoch. - Nie jestem pewien, czy jej wierzyc. -Jak dobrze ja pan zna? - zapytal Madera. -Niezbyt dobrze - przyznal Nawrocki. -Nie zauwazyl pan niczego? - dociekal tamten. -Poza tym, ze jest w ciazy? Nic innego nie rzucilo mi sie w oczy. -Miala slady na nadgarstku. Musze przyznac, ze dosc charakterystyczne. - Madera obserwowal jego reakcje. -Dziwne. Nic takiego nie zauwazylem. - Michal byl autentycznie zaskoczony. - To wesola kobieta. Szczesliwa. Nie wiem, co odpowiedziec... Jest pan pewien? 185 -Teraz nie jestem pewien, czy mowimy o tej samej osobie. - Komisarz Madera wydawal sie zdezorientowany.-Rozpatrze sie w sytuacji - przyrzekl Michal. - Jesli ma pan racje... - zawiesil glos. Edyta z pewnoscia by mu powiedziala, gdyby Lidka miala klopoty. Pod warunkiem, ze tamta by jej sie zwierzyla. A czy on sam nie byl zbyt pochloniety swoimi obsesjami, zeby zauwazyc, co sie dzieje? Niemozliwe. -Nawet jesli sklamala, to nie ma nic do rzeczy. Mieszkaja tu od kilku miesiecy, a sprawca jest miejscowy. - Uznal ostatecznie, ze prawdopodobienstwo, iz Sianecki moze byc zamieszany w te sprawe, jest zerowe. 3. Lidka weszla do domu, starajac sie nie robic halasu. Mimo nalegan Edyty zdecydowala sie wrocic. Przyjaciolka wypuscila ja z mieszkania, dopiero gdy uzyskala obietnice, ze w razie klopotow Lidka po nia zadzwoni. Byla jej wdzieczna za troske, ale nie umiala podjac decyzji, dopoki nie znala zrodla problemu. Wiedziala, ze musi chodzic o narkotyki. Wszystkie objawy, ktore wspolnie sprawdzily w Internecie, wlasnie na to wskazywaly. Lidka nie rozumiala, dlaczego Piotr siegnal po te rzeczy. I co istotne, skad je mial? Przeciez wlasciwie nie wychodzil z domu, a nikt do nich nie przychodzil z wyjatkiem pani Zofii, ale jej nie podejrzewala o dystrybucje takich srodkow. Nie zauwazyla, zeby z kims sie zaprzyjaznil. Uznala tez, ze jej podejrzenia, iz Piotr ma romans, sa smieszne. Skoro nie wychodzil z domu, to kiedy mialby spotykac sie z inna kobieta? Tamte szramy sprzed kilku dni musialy miec inna przyczyne. Pewnie zdarzyl mu sie wypadek po prochach, uznala.-No wlasnie! - Zatrzymala sie na srodku holu olsniona nagla mysla. Jesli Piotr zazywal narkotyki, musial je kupowac, a skoro tak rzadko wychodzil z domu, to z pewnoscia mial zapas. Moze go znalezc i postawic meza przed faktem dokonanym. Wowczas na pewno nie bedzie sie wypieral. Obawiala sie wprawdzie jego reakcji, ale byla gotowa poniesc ryzyko. Zakradla sie pod drzwi gabinetu. Nasluchiwala przez moment, ale nie dochodzil stamtad zaden dzwiek. Nacisnela ostroznie klamke i weszla do pokoju. 186 Daria siedziala naprzeciwko Piotra, patrzac na niego z pogarda. W smuklych ksztaltnych palcach trzymala papierosa, krotka sukienka odslaniala dlugie zgrabne nogi.-Moglabys to zgasic? - Wskazal na papierosa, starajac sie nie patrzec jej w oczy. -Nie widze powodu. Wzruszyla lekcewazaco ramionami, wydmuchujac mu dym prosto w twarz. Rozesmiala sie rozbawiona, gdy sie zakrztusil. Krecac z ubolewaniem glowa, zgasila papierosa w popielniczce. Westchnela z udanym smutkiem, wstala i kolyszac kuszaco biodrami, podeszla do stojacej na polce kasetki. Wyjela stamtad plaska torebke, ktora rzucila w kierunku Sianeckiego. Mezczyzna chwycil ja zachlannie. W gabinecie panowala pustka i ciemnosc. Lidka zapalila swiatlo i wsunela sie do srodka. Obojetnym wzrokiem obrzucila mapy. Nie znala sie na tym. Linie i nakreslone znaki nic jej nie mowily. Zaczela przeszukiwac biurko meza. Poza standardowym dla niego balaganem nie zauwazyla niczego podejrzanego. Ruszyla ku szafkom, zajrzala nawet miedzy poduszki lezace na sofie. Niczego jednak nie znalazla. Zrezygnowana poszla na gore. Zawahala sie, nim weszla do sypialni. Przyjela za oczywiste, ze Piotra nie ma w domu, skoro nie zastala go w gabinecie. Nie musialo tak byc. Zmeczenie moglo zagnac go do lozka, pomyslala. Pchnela ostroznie drzwi. Otworzyly sie bezszelestnie i nikogo tam nie bylo. Odetchnawszy z ulga, zaczela sprawdzac rzeczy meza. -To musi sie skonczyc - powiedzial Piotr lamiacym sie glosem. Siedzial ze spuszczona glowa, patrzac pustym wzrokiem w podloge. -Mozesz odejsc, kiedy tylko zechcesz. - W jej glosie bylo tyle slodyczy, ze zniesmaczony podniosl glowe. Daria usmiechala sie do niego lagodnie, w jej oczach blyskaly figlarne ogniki. -Nikt cie nie zmusza, zebys zostal - mowila, siegajac do gornego guzika sukienki. - Ty sam decydujesz. - Zaczela ja powoli rozpinac, nie odrywajac oczu od mezczyzny. Z satysfakcja odnotowala rumieniec na jego twarzy i przyspieszony oddech, gdy nieruchomym wzrokiem patrzyl na ruchy jej palcow odslaniajacych powoli nagie cialo. 187 -Powiedz slowo, a przestane... - Sukienka zsunela sie z jej ciala i spoczela u stop. Daria stala przed nim naga. Jedyna ozdoba byl ohydny tatuaz, ktory sprawial, ze serce mu bilo jak szalone. Nie mogl wydusic z siebie ani slowa. Dyszal w udrece.Stanela w lekkim rozkroku i wyciagnela reke. Piotr podal jej dlon bez wahania. Wsunela ja sobie miedzy uda. -Czujesz? - szepnela. Byla goraca i wilgotna. Nic nie dzialalo na nia tak podniecajaco jak opor. Skinal glowa, oblizujac spierzchniete wargi. -Spojrz na mnie - polecila. - Naprawde chcesz to zakonczyc? - spytala, gdy poslusznie podniosl glowe do gory. Rozesmiala sie drwiaco, gdy gwaltownie zaprzeczyl. Zniechecona niepowodzeniem Lidka wziela goracy prysznic i zeszla do kuchni przygotowac sobie kilka kanapek na kolacje i wieczorne kakao. Nasypala do kubka dwie lyzeczki proszku, a mleko wstawila do mikrofalowki. Ta metoda byla jej zdaniem szybsza, choc Piotr dziwnie patrzyl na jej zabiegi, przypomniala sobie z rozrzewnieniem. Zjadla szybko, przelykajac spore kesy. Chciala polozyc sie do lozka, zanim on wroci. Zaniepokoila ja nieobecnosc meza. Zabrala samochod, wiec pewnie musial zadzwonic po taksowke. Albo tez ktos po niego przyjechal. Wykrzywila sie na te mysl. Nie miala pojecia, gdzie mogl byc o tej porze. Dochodzila juz jedenasta, bylo ciemno. Nie mial tu zadnych przyjaciol. Czyzby wybral sie po narkotyki? Ale taksowka? Niemozliwe, uznala. Przeciez nie bedzie kupowal prochow przy swiadkach. Chyba ze to taksowkarz, wpadlo jej do glowy, ale szybko odrzucila ten pomysl. Gdyby to byl taksowkarz, Piotr nie musialby nigdzie jezdzic, bo po co? Dostawa do domu. Zaczela sie zastanawiac, jak czesto wychodzil tak pozno, a ona o tym nie wiedziala. Szybko jednak odsunela nieposluszne, zatrwazajace mysli. Wstawila naczynia do zmywarki i poszla na gore. Czula, jak ja dopadaja wydarzenia minionego dnia. Oczy same jej sie zamykaly. Nie miala sily myslec. Wyczerpana, ostatkiem sil padla na lozko. Nie pamietala chwili, kiedy zasnela. 188 4. Po wyjsciu przyjaciolki Edyta dlugo bila sie z myslami. Byla zla na siebie, ze nie udalo jej sie zatrzymac Lidki. Z drugiej strony, czyz miala prawo dyktowac przyjaciolce, co jest sluszne, a co nie? Lidka sama musi podjac odpowiednie decyzje. Nie zmienialo to faktu, ze martwila sie o nia. Dodatkowo zaniepokoila ja wiadomosc, ze policja wypytywala Piotra o zaginiona dziewczyne.Moze rzeczywiscie byly to tylko rutynowe dzialania, a moze nie, zastanawiala sie Edyta. Czy to mozliwe, zeby Sianecki byl zamieszany... Nie, uznala. To nieprawdopodobne, tylko ze... Zawahala sie; jeszcze niedawno nie uwierzylaby, ze ten czlowiek moglby zle traktowac ciezarna zone. No tak... Siegnela po telefon, by zadzwonic do Michala. -Czesc, tu Edyta. - przywitala sie, gdy tylko odebral. - Musze z toba o czyms porozmawiac. Mozesz wpasc? Wiem, ze jest pozno, ale... -Cos sie stalo? - zaniepokoil sie. -Nie jestem pewna - odrzekla. - Chodzi o Lidke i Piotra. -Ja tez mam do ciebie pytanie w zwiazku z nimi - odpowiedzial, przekladajac aparat do drugiej reki, zeby wrzucic kierunkowskaz. Oczywiscie nie powinien prowadzic samochodu i jednoczesnie rozmawiac przez telefon. Tylko ze wiedziec to jedno, a w praktyce wychodzilo inaczej. Dobrze, ze nie jestem z drogowki, wlepianie za to mandatu innym byloby szczytem hipokryzji, pomyslal w naglym przeblysku kiepskiego dowcipu. Edyta powiedziala cos, co do niego nie dotarlo. -Mozesz powtorzyc? Nie doslyszalem... -Pytam, o ktorej bedziesz - powtorzyla. -Nie chce, zeby to zle zabrzmialo, ale wolalbym dzisiaj nie przyjezdzac - powiedzial, czujac wyrzuty sumienia. - Mozemy obgadac to przez telefon? -Och... - Zaskoczyl ja, ale szybko sie opanowala. - Jasne. Nie ma sprawy. -Sluchaj, przepraszam cie. Chetnie bym przyjechal, ale jestem w tym samym ubraniu od kilkunastu godzin. Bylem na miejscu zbrodni i przykleil sie do mnie nieciekawy zapach - tlumaczyl sie gorliwie. -W porzadku, rozumiem. - Starala sie, zeby to zabrzmialo obojetnie. - To nie problem. -I tak nie moglbym przyjechac do ciebie wczesniej niz za godzine, a o szostej musze byc w pracy, wiec wiesz... Nie gniewasz sie? 189 -Nie, naprawde sie nie gniewam. - Powiedziala prawde. Bylo jej tylko przykro, chociaz jego wyjasnienie brzmialo rozsadnie i nie mogla sie gniewac.-To co z Lidka i Piotrem? - Zapewnienia Edyty, ze nie czuje do niego zalu, sprawialy malo przekonujace wrazenie, ale moze mu sie tylko wydawalo. Czul sie wykonczony. To byl naprawde dlugi dzien. -Lidka podejrzewa, ze Piotr cos bierze. Jest agresywny. W dodatku dzisiaj rano przyszla do nich policja w zwiazku z... -Ewa Zielinska - dopowiedzial znuzonym glosem. -Skad wiesz? - zapytala zdziwiona. -Dzisiaj znaleziono jej zwloki. Zabil ja sasiad - wyjasnil Michal. -Sasiad? -Tak, facet byl notowany. Sianeckiego sprawdzali z powodu samochodu. -Skad o tym wszystkim wiesz? - Edyta nie kryla zdumienia. -Wlasnie wracam z Brzezin. Komisarz Madera jest calkiem sensowny, dowiedzialem sie paru ciekawych rzeczy, miedzy innymi tego, ze podejrzewaja dzialanie seryjnego mordercy i prowadza w tej sprawie dochodzenie. -Naprawde? To wspaniale! - zawolala ucieszona. - Obawialismy sie, ze nikt sie tym nie przejmuje, a jednak... -Nie tak wspaniale. Naszym zdaniem sprawca jest z Lipniowa, a oni nie moga ot, tak sobie przyjechac tutaj i prowadzic sprawy na cudzym terenie. Nawet nie maja racjonalnego argumentu, zeby zwrocic sie do nas o wspolprace. - Michal ostudzil jej entuzjazm. -Rozumiem - powiedziala po chwili milczenia. -Nie jestem pewien, czy cos z tego bedzie - zastrzegl sie jeszcze. -Ale to lepsze niz nic - stwierdzila smutno. -Tak... - potwierdzil. - Posluchaj, przez kilka dni moge byc dosc zajety. Popoludniami bede jezdzil do Brzezin. Zapoznam sie z tym, co maja... Wiesz, tak nieoficjalnie. Moze cos rzuci mi sie w oczy, bede mogl pomoc... -W porzadku. - Edyta westchnela. - Czyli na razie sie nie zobaczymy? -Na to wyglada - przyznal - ale gdyby sie dzialo cos zlego, przyjade natychmiast. Obiecuje - zapewnil. -Jasne. To na razie - mruknela, rozlaczajac sie. -Bede tesknil - powiedzial, ale nie byl pewien, czy go uslyszala. 190 Rozdzial XIV 1. Lidka zachlannie pila wode. Gardlo miala wysuszone i obolale. Glowa jej ciazyla, jakby miala zamiast niej bryle marmuru. Zapatrzyla sie w sciane deszczu splywajaca po szybie. Byla zdziwiona, ze nie obudzil jej ten glosny stukot. Spala jak zabita do poludnia, nekaly ja kolejne powtarzajace sie koszmary. Wzdrygnela sie na wspomnienie ostatniego snu.Wiedziala, kto stal za tymi oskarzeniami. Slyszala plotki na swoj temat, widziala rzucane ukradkiem spojrzenia. Nie mogla juz nic zrobic. Byla pusta jak wydrazona skorupa. Zacisnela dlonie tak mocno, ze paznokcie przebily skore, a ze skaleczonych dloni poplynela krew. Zaczela sie modlic, ale nie do Boga, jakiego znala. Nie, ten Bog pozwolil, by jego wyslannik zniszczyl jej zycie i odebral dziecko. Skoro zostala potepiona przez ludzi, niech tak sie stanie. Zostanie potepiona na wiecznosc, ale to juz nie ma znaczenia. Pozostala jej tylko zemsta. Obudzil ja wlasny krzyk. Przed oczami miala widmowa postac kobiety w poplamionej krwia koszuli, ale prawdziwe przerazenie wywolalo w niej uczucie pustki. Obudzila sie przeswiadczona, ze stracila cos, co odebralo jej zyciu sens. Czula przenikajacy ja bol, tak silny, ze zaczela rozpaczliwie szlochac. Kilka minut zabralo jej uswiadomienie sobie, ze lezy we wlasnym lozku i nic zlego sie nie dzieje. Nie liczac zachowania mojego meza, pomyslala. Od kilku dni, od incydentu z kubkiem, jak zaczela o tym myslec, Piotr byl nad wyraz spokojny. Starala sie nie wchodzic mu w droge, chociaz miala wrazenie, ze nie zauwaza jej obecnosci, pochloniety swoimi mapami. Blady i zmeczony mijal ja obojetnie na korytarzu. Cienie pod oczami poglebialy sie, schudl tak bardzo, ze rysy mu sie wyostrzyly, nadajac jego twarzy drapiezny wyglad. Nie byl to mezczyzna, za ktorego wyszla za maz. W jego ciele zamieszkal ktos obcy. 191 Lidka czynila sobie wyrzuty, ze nie probuje rozmawiac z Piotrem o jego uzaleznieniu, ale zabraklo jej odwagi. Cieszyla sie z obecnego pozornego spokoju, podswiadomie bowiem zdawala sobie sprawe, ze kolejny wybuch zlosci jest tylko kwestia czasu. Dzwonila codziennie do Edyty, zdajac jej relacje i zapewniajac, ze nic sie nie dzieje. Domyslala sie, ze przyjaciolke cos dreczy, ale ta nie chciala nic powiedziec. Burknela tylko niechetnie, ze od tygodnia nie widziala komisarza Nawrockiego, i zaraz zmienila temat. Lidce nic wiecej nie udalo sie dowiedziec.Powlokla sie do biblioteki, gdzie ulokowala sie na swoim stalym miejscu w fotelu i okrecila sie kocem. Na stoliku postawila laptop i podlaczyla sie do Internetu. Wiedziala od Edyty, ze znaleziono cialo zaginionej nastolatki. Smierc dziewczyny nie byla dobra wiadomoscia, ale paradoksalnie ucieszyla Lidke. Sprawca popelnil samobojstwo przy ciele swojej ofiary, mogla zatem skonczyc z podejrzewaniem wlasnego meza. Nie wierzyla, by mial z tym zaginieciem cos wspolnego, ale nie zdolala sie pozbyc watpliwosci. Weszla na strone lokalnej gazety i czekala, az otworzy sie interesujacy ja artykul. W opuszczonym domku na kempingu znaleziono cialo zaginionej Ewy Z. Szesnastoletnia dziewczyna wyszla z domu, by zobaczyc sie z przyjaciolmi, ale nie dotarla na spotkanie. Policja, mimo prowadzonych usilnie poszukiwan, nie wpadla na jej slad. Wedlug rzecznika miejscowego komisariatu w Brzezinach, skad pochodzila Ewa Z., do ostatniej chwili podejrzewano, ze nastolatka uciekla z domu. Anonimowy telefon skierowal policjantow do opuszczonego kempingu. Gdy policjanci przybyli na miejsce, znalezli martwa dziewczyne. Nie ujawniono, w jaki sposob zginela. Wiemy tylko, ze bedacy z nia mlody mezczyzna popelnil samobojstwo. Byl nim sasiad ofiary, Marian Z., wczesniej karany za przestepstwa seksualne. Lidka nie czytala dalej. Nie podobal sie jej ten artykul. Przebiegla tylko szybko wzrokiem tekst, szukajac kluczowych slow. Nie znalazla. Ani slowa o wczesniejszych ofiarach. Cos bylo nie tak. -Niemozliwe! - syknela, wybierajac numer Edyty. -Czesc. Tu Lidka. Nic mi nie jest - zapewnila szybko. - Czytalas artykul w gazecie o tej dziewczynie z Brzezin? 192 -Tak, czytalam - odpowiedziala Edyta, stajac przy ladzie. Odwrocila sie bokiem do Sary. Dziewczyna zrozumiala i odeszla kilka krokow, by nie przysluchiwac sie rozmowie. Mimo to zerkala ciekawie w kierunku szefowej.-Wierzysz w to, co tam napisali? -A wlasciwie o co ci chodzi? - Edyta zmruzyla lekko oczy, domyslajac sie juz, w czym rzecz. -No jak to? A inne dziewczyny? - zdenerwowala sie Lidka. - I ani slowa o seryjnym mordercy! - podniosla wzburzona glos. -Nie krzycz. Nie jestem glucha. Inni tez nie sa... - powiedziala Edyta, akcentujac ostatnie slowa. -Co...? Aha, nie jestes sama - zorientowala sie przyjaciolka. - To mow "tak" albo "nie". Nie uwazasz, ze to dziwne? -Nie. -Naprawde? - Jej odpowiedz zaskoczyla Lidke. - Dlaczego? -Bo nie... - mruknela. -To nie jest odpowiedz - oburzyla sie Lidka. -Innej teraz dac ci nie moge - syknela zirytowana Edyta, zastanawiajac sie, czy nie wycofac sie jednak na moment na zaplecze. Rzuciwszy okiem na klientow, uznala, ze w sklepie jest za duzy ruch. Nie chciala ryzykowac utraty bizuterii. -Wiesz cos, czego nie mozesz powiedziec glosno? -Tak. -Aha... - Lidka zaczela sie usilnie zastanawiac. - Ten twoj Nawrocki cos ci powiedzial? -No wlasnie. -Hmmm... A czy ten Marian Z. zabil tez inne dziewczyny? - zapytala w koncu. -Prawdopodobnie nie. -Rany... - jeknela oszolomiona. - Jestes pewna? To znaczy, on jest pewien? -Wlasciwie tak... - Edyta nie mogla wyjawic, ze Michal wspolpracuje z policjantami z Brzezin. Komisarz Madera nie wyzbyl sie do konca podejrzen co do Piotra Sianeckiego. -Czyli sprawa nie jest zamknieta? -Nie jest - potwierdzila. -Jezu... To znaczy, ze ten facet dalej jest na wolnosci? - Lidka poczula, jak wloski jeza jej sie na karku. 193 -To bardzo prawdopodobne - przyznala jej przyjaciolka. - Sluchaj, a moze do mnie wpadniesz?-Nie - odmowila z ociaganiem - strasznie pada. Posiedze w domu. -Piotr jest spokojny? Mow "tak" albo "nie", jesli nie mozesz inaczej - Edyta powtorzyla jej slowa. -Moge mowic. Siedze sama w bibliotece. Jakos wszystko sie uspokoilo. -Na pewno? - Edycie nie spodobal sie ton, jakim to zostalo powiedziane. Byla pewna, ze przyjaciolka klamie albo przynajmniej cos przemilcza. -Schodze mu z drogi - przyznala sie w koncu Lidka. - Siedzi w tym swoim gabinecie dzien i noc. Wychodzi tylko na posilki i wziac prysznic. Przeniosl sie do lazienki na dole. Nawet z kuchni korzystamy na zmiane... -To nie moze trwac wiecznie - zauwazyla Edyta, przetrawiajac zaslyszane wiadomosci. -No wiem, wiem. - Lidka westchnela z uraza. - Nie jestem glupia. 2. Michal siedzial na zapleczu pubu Jemiola i przegladal z uwaga kserokopie dokumentow dostarczonych mu przez Lukasza i Roberta. Ogarniala go coraz wieksza bezsilnosc i frustracja. Odepchnal od siebie ostatnia teczke i natknal sie na wspolczujace spojrzenie Lukasza. Madera doskonale rozumial mlodszego kolege z Lipniowa. Z akt nic nie wynikalo. Wraz z Robertem zrobili wszystko, co bylo mozliwe, ale z kazdej strony natrafiali na mur.-Klapa - stwierdzil Robert, kiedy wszedl na zaplecze, niosac pizze, i zobaczyl mine Nawrockiego. -Brak punktow zaczepienia - przyznal Michal, starajac sie zapanowac nad irytacja. -Niekoniecznie. Wszyscy pozostali wlasciciele samochodow opel astra maja alibi bardziej wiarygodne niz Sianecki. Moglibysmy skupic sie na nim - myslal glosno Robert. -Bez sensu. - Nawrocki odrzucil ten pomysl. - Nie bylo go tutaj przy poprzednich sprawach. Brak powiazania. -To nie znaczy, ze nie ma nic wspolnego z ostatnim zaginieciem - zauwazyl Robert. -Nie widze tego - mruknal nieprzekonany Michal. -Masz inny pomysl? - burknal Robert. 194 -Wlasciwie to nie...-Ja mam - przerwal im Madera. - Ale to tylko hipoteza - zaznaczyl. - I wlasciwie sam nie jestem do niej przekonany - dodal, gdy pozostali popatrzyli na niego z zainteresowaniem. -Mow... - ponaglil go niecierpliwie Robert. -Nie przejrzales raportow z naszych akcji narkotykowych. - Madera wskazal Michalowi odlozone akta. Rzeczywiscie, nie zapoznal sie z nimi. Wybral tylko te, ktore dotyczyly zaginiec i proby uprowadzenia. Pozostale odsunal na bok jako niezwiazane z interesujacym go dochodzeniem. -Co maja do rzeczy... -Sluchajcie... - Lukasz przerwal mu w polowie zdania. - Przeczytalem dokladnie twoje notatki i akta sprawy Rados, tej, ktora wbiegla twojej przyjaciolce pod kola, i mam cos, co mnie zainteresowalo. Kto zjawia sie pierwszy na miejscu wypadku? Komisarz Krzysztof Chmiel. Co tam robil? Nie jego dzialka. -Podobno przejezdzal w poblizu. - Nawrocki nie byl pewien, czy dobrze rozumie, do czego tamten zmierza. -Kolejna sprawa. Ewa Zielinska. Kto jest pierwszy na miejscu? Komisarz Chmiel. Dlaczego? -Anonimowe zgloszenie - wtracil Robert, przysluchujacy sie uwaznie wywodowi kolegi. -To wiem. Dlaczego znowu akurat on? -Znowu byl w poblizu - powiedzial Michal, ze zdumienia odchylajac sie do tylu w fotelu. -Kolejna rzecz. Cialo Bartkowiak. To Chmiel zglosil sie do nas z prosba o informacje. Po co mu byly? Nie wasz rejon przeciez. Tlumaczyl, ze to kolezenska wspolpraca, ale w jakim zakresie? Przeciez sam mowiles, ze byl na ciebie wsciekly, gdy zajales sie ta sprawa. Nie palil sie do pomocy... -Czekaj, czekaj... - Nawrocki usilowal sobie przypomniec kolejnosc wydarzen. - Przyjezdza Bartkowiak, a Chmiel go splawia, delikatnie rzecz ujmujac. Potem biore to ja i zaczynaja sie pogrozki pod moim adresem. Kiedy probuje w tym grzebac, nagle dostajecie anonimowa wiadomosc o znalezieniu zwlok i sprawa zamknieta. -Sam widzisz. Niby nic takiego, ale jak poskladac kilka faktow do kupy, to czlowiek zaczyna sie zastanawiac. 195 -Kiedy zdarzyl sie wypadek i szukalem informacji o zaginieciach w rejonie, doszlo do kolejnego uprowadzenia. Dziewczyna pasuje wygladem do poprzednich ofiar, tylko ze jest z dobrego domu, rodzice wszczynaja alarm. - Michal probowal zanalizowac przypadek Zielinskiej.-Zbrodnia zostaje naglosniona i dostajemy sprawce na talerzu. W ten sposob sprawa zamknieta. Mamy maniaka, ktory mordowal inne dziewczyny - podsumowal Madera. -Wyglada na to, ze komus bardzo zalezy, zeby nie ciagnac dalej tego dochodzenia - poparl kolege Robert. -I trzymac sledztwo z dala od Lipniowa - dodal Nawrocki. - Tylko ze nic z tego wszystkiego nie wynika. Nie mamy dowodow. -Nie mamy - zgodzil sie z nim Lukasz. - Gdybys zerknal w raporty z narkotykow, zorientowalbys sie, ze kiedy tylko trop prowadzil do Lipniowa, slad sie nagle urywal. Wyrastala przed nami sciana. Podejrzany znikal, zanim zdazylismy go przesluchac, albo mial murowane alibi. -Mowiles o tym... - mruknal Nawrocki. -Wczoraj sprawdzilem uwaznie kolejne dokumenty i za kazdym razem naszym oficerem wspolpracujacym od was byl Chmiel - oswiadczyl Lukasz z satysfakcja w glosie. -Nie jestem pewien, jak nalezy to rozumiec - powiedzial wolno Michal. - Czyzbys sugerowal, ze to Chmiel stoi za tymi zabojstwami? -Niezupelnie. Mam wrazenie, ze on sprzata - odparl tamten i czekal na jego reakcje. -Sprzata...? -Na to mi wyglada. Kazde dochodzenie, ktore dotarlo do Lipniowa, albo tam utknelo, albo Chmiel cudownym sposobem wpadal na trop dilera... -Anonimowy informator - dopowiedzial usluznie Janoch. -Diler oczywiscie nic nie wiedzial i bylo po sprawie. Mielismy plotke, ale nigdy nie dotarlismy do zrodla. Przed kilkoma miesiacami wyslalem raport do Centralnego Biura Sledczego. Mieli sie temu wszystkiemu przyjrzec, ale nic z tego nie wyniklo. - Madera wzruszyl ramionami, nie spuszczajac oczu z Nawrockiego. -Jesli dobrze cie zrozumialem - Nawrocki odwzajemnil obojetnie spojrzenie komisarza - uwazasz, ze Chmiel chroni wieksza grupe osob? -Wlasnie tak uwazam - potwierdzil tamten. - Tylko nie mam pojecia, jak mu cokolwiek udowodnic. Facet jest cwany i twardy, to trzeba mu przyznac. 196 -Widze dziure w tej twojej teorii - odparl sceptycznie Michal. - Zakladasz, ze nasz czlowiek sprzata po grupie narkotykowej i po zabojcy? Bez sensu. Nie dziala przeciez jako gliniarz do wynajecia...-Chyba ze za narkotykami i zabojstwami dziewczyn stoi ta sama grupa ludzi - wtracil Robert. -Bzdura... - uznal kategorycznie Nawrocki. - Dzialanie wskazuje na se-riala. Nie wierze, zeby kilka osob powiazanych ze soba interesami mialo jeszcze wspolne hobby. - Zrobil w powietrzu cudzyslow przy ostatnim slowie. -Wszyscy nie - Lukasz usmiechnal sie krzywo - i tu sie z toba zgadzam. Ale jedno z nich moze miec nietypowe upodobania. Wiesz, ktos wysoko postawiony, majetny, wplywowy, powinela mu sie noga, a moze nawet nie chcial zabic tej dziewczyny. Wpada w panike i dzwoni do policjanta, ktory z nimi wspolpracuje. I ten po nim sprzata. Tylko ze facetowi sie spodobalo. Im dluzej o tym mysli, tym bardziej potrzeba narasta... Ma na uslugach policjanta, ktory po nim w razie czego posprzata. I gotowe. - Pstryknal palcami, jakby udala mu sie magiczna sztuczka. -Sam nie wiem... - Michal pokrecil glowa. -Daj spokoj, wszystko calkiem logicznie do siebie pasuje - obstawal przy swoim Madera. -Tylko ze nadal nic nie mamy. Nic z tego nie wynika. -Niby nic - zgodzil sie Lukasz - ale warto przyjrzec sie facetowi z bliska i to twoja dzialka. - Spojrzal na Michala. - Jestes na miejscu, masz szanse czegos sie dogrzebac. Na poczatek podam ci numery akt, ktore trzeba sprawdzic... - Wyjal notes z zapisanymi wczesniej danymi. -Nie trzeba. Juz je mam. - Nawrocki spojrzal na niego spokojnie. Zaskoczenie w oczach komisarza Madery zastapila podejrzliwosc, a po chwili zrozumienie. Skinal glowa na znak, ze pojmuje, kim naprawde jest nowy sledczy w Lipniowie. Robert przygladal sie tej niemej scenie ze zmarszczonym czolem. Widac bylo, ze usilnie mysli. -Nie jestes z Centralnego Biura... - bardziej stwierdzil, niz zapytal. Nie udalo mu sie ukryc cienia niecheci. Nawrocki nie odpowiedzial, zamiast niego odezwal sie Madera. -CBS nie zajmuje sie sprawdzaniem swoich. -Chciales powiedziec: szpiegowaniem - mruknal Janoch. -Masz cos na sumieniu? - Madera popatrzyl groznie na mlodszego kolege. - Wiec sie zamknij - polecil, gdy tamten w odpowiedzi wzruszyl ramionami. 197 -Masz jakis pomysl? - zwrocil sie do Nawrockiego, ktory przysluchiwal sie uwaznie ich wymianie zdan.-Mam, ale chyba wam sie nie spodoba. Lidka ponownie przeczytala artykul i wrocila myslami do rozmowy z Edyta. Nie podobalo jej sie, ze ludzie nie wiedza o dzialajacym w okolicy psychopacie. Czuja sie bezpiecznie, nie wiedzac, ze tuz za rogiem czai sie smierc, pomyslala w naglym przyplywie dramatyzmu. Wierzyla w komisarza Nawrockiego, ktory robil wrazenie solidnego i godnego zaufania. Ufala mu bez zastrzezen. Przez moment zastanawiala sie, czy nie porozmawiac z nim o Piotrze, ale zrezygnowala z tego pomyslu. Nie powinna angazowac Michala w swoje prywatne klopoty, przeciez zajmowal sie juz sprawa tych dziewczat. Musi sama sobie z tym poradzic. Ostatnio przegladala w Internecie kilka stron o narkomanii. Nie podobalo sie jej to, co tam znalazla. Powinna jak najszybciej porozmawiac z mezem i zmusic go do leczenia, ale sama mysl o podjeciu proby wprawiala ja w drzenie. Tak jak teraz, pomyslala, patrzac z niechecia na swoje dlonie, ktore zaczely sie trzasc. Zdecydowana skoncentrowac sie na czyms innym zaczela przeszukiwac miejscowe czasopisma, cofajac sie w czasie. Ten seryjny morderca, jak wspolnie doszli do wniosku, musial juz dzialac od dawna. Postanowila poszukac informacji o innych zaginionych lub o znalezieniu niezidentyfikowanych zwlok. Ciekawe, czy cos bedzie pasowalo, pomyslala, przegladajac kolejne strony. Znalazla troche informacji sprzed paru lat, ale niespecjalnie jej pasowaly do calosci obrazu. Kilka mlodych kobiet zniknelo, tylko ze ich rysopisy byly dosc zroznicowane. No i okazaly sie starsze od tych dziewczat, kilka lat wprawdzie, ale zawsze. Wynotowala sobie te dane, choc nie byla pewna, po co. Po godzinie bezowocnej pracy przetarla oczy. Wiadomosci, ktore znalazla, nie ukladaly sie w calosc. Znudzona weszla na strone miejscowej biblioteki i zaczela przegladac ksiegozbior. W oczy wpadl jej link "Stowarzyszenie Lilith" i kliknela zaciekawiona. Na glownej stronie widniala znana jej postac Lilith oraz adnotacja, ze strone prowadza czlonkowie towarzystwa milosnikow historii miasta. Po sprawdzeniu kilku katalogow uznala, ze nie dowie sie niczego nowego, czego nie wiedzialaby juz wczesniej od Edyty i z ksiazek. Wlasnie miala zamykac, kiedy zauwazyla, ze pod historia hrabiny Anastazji Lipnow- 198 skiej zostaly zamieszczone listy zabrane przez Piotra. Przynajmniej ta jedna rzecz sie wyjasnila, pomyslala ze zloscia. Przesuwajac kursorem, czytala naglowki.-Nie ma listow milosnych hrabiego do zony, tylko te... - syknela poirytowana, widzac, ze wynurzenia Anastazji opatrzono naglowkiem: "Czy hrabina byla opetana?". - Ladni milosnicy historii! - zzymala sie. - Poszukiwacze taniej sensacji i tyle! Zaniemowila, gdy niechcacy przesunela kursor i niewielka grafika, stanowiaca logo stowarzyszenia, wypelnila caly monitor. Ujrzala przywiazana do pala naga kobiete z rekoma unieruchomionymi wysoko nad glowa. Twarz biedaczki zaslanialy dlugie wlosy splywajace na piersi. Pod nia pietrzyl sie stos, z ktorego plomienie strzelaly wysoko w niebo. Lidka byla wstrzasnieta realizmem rysunku. W miniaturze nie zrobil na niej wrazenia, ale teraz... -Co robisz? Glos Piotra ja przestraszyl. Zaslonila monitor, chociaz nie widziala powodu, dla ktorego mezowi mialoby przeszkadzac to, czym sie zajmowala. -Czytam. - Starala sie zapanowac nad drzeniem glosu. Bezskutecznie. Zawstydzilo ja wlasne tchorzostwo. -Pokaz! - zazadal. Wchodzac do biblioteki, dostrzegl rumience na twarzy zony. Moze by sie nawet nie zainteresowal, co robila, gdyby nie zakryla monitora. -Nic takiego... - zaczela, ale bezceremonialnie zabral jej laptop. -Na co ci to? - Obrocil monitor, na ktorym nadal byla grafika zwiazanej kobiety. Lidka skulila sie, slyszac w jego glosie wscieklosc. -Chcialam tylko sprawdzic, co maja w bibliotece - zaczela sie tlumaczyc. - Przez przypadek weszlam na... -To nie dla ciebie - oswiadczyl. - W twoim stanie nie powinnas sie denerwowac. - Odwrocil sie i wyszedl. Lidka siedziala z szeroko otwartymi oczami, starajac sie oddychac powoli i gleboko. Przylozyla reke do serca, ktore tluklo sie jak szalone. Nie potrafila opisac ulgi, jaka ja ogarnela, gdy wyszedl z pokoju, zostawiajac ja sama. Z jej gardla wydobyl sie krotki, histeryczny smiech. Zaslonila reka usta, ale po chwili chichotala jak szalona. -Nie powinnam sie denerwowac, a to dobre... - Otarla lzy chusteczka i popatrzyla na pusty blat biurka. 199 Uswiadomila sobie, ze maz zabral komputer. Brakowalo takze jej telefonu komorkowego. 200 Rozdzial XV 1. Edyta zostawila samochod przy cmentarzu i skierowala sie prosto na plebanie. Telefon od ksiedza Adama ja zaskoczyl. Zaabsorbowana ostatnimi wydarzeniami zupelnie zapomniala o zostawionym proboszczowi notesie. Co wiecej, nie sprawdzila znaczenia wszystkich symboli, mimo ze obiecala to Lidce. W dodatku Michal zachowywal sie dziwnie. Spotykali sie sporadycznie i zawsze potrzebowal jakichs informacji. Ta sprawa zupelnie go pochlonela. Edyta miala wrazenie, ze zajmowal sie jednoczesnie zarowno niedawnymi zabojstwami tych dziewczyn, jak i smiercia jej matki. Ponownie badal tez okolicznosci zgonow, o ktorych rozmawiali, ale nie chcial jej wprowadzac w szczegoly. Nie rozumiala, o co mu chodzi. Przeciez to ona zaczela te sprawe, to ona we wszystko go wtajemniczyla.Dlaczego teraz mnie odsuwa? - zzymala sie w duchu. Stanawszy przed drzwiami plebanii, odetchnela gleboko, by zapanowac nad wzburzeniem, ktore ogarnialo ja ostatnio na mysl o Nawrockim. Nie widzieli sie od tygodnia. Rozmawiali kilka razy przez telefon i zawsze ja o cos wypytywal. Ostatnio powiedzial, ze nie bedzie go dzien lub dwa. Kiedy wroci, musza koniecznie porozmawiac. Edycie nie podobal sie jego ton. Michal mowil niepewnie, jakby czul sie winny. Owszem, powinien czuc sie winny ze mnie gdzies nie zaprosil..., pomyslala zgryzliwie i zaraz poczula niesmak do samej siebie, ze w takiej sytuacji mysli o tego typu drobiazgach. Z niezadowoleniem pokrecila glowa. Az odskoczyla przestraszona, gdy drzwi otworzyly sie gwaltownie. Starsza kobieta, z ktora rozmawiala podczas pierwszej wizyty u proboszcza, popatrzyla na nia chmurnie. -Wchodzi pani czy nie? - zapytala opryskliwie. -Wlasnie mialam zapukac. Dzien dobry pani. - Edyta usmiechnela sie slabo. -Ja tam nie wiem, co miala zrobic. Widze przez okno, ze stoi i stoi, to przyszlam. Robote mam. Nie moge czekac, az sie zdecyduje. - Gospodyni, 201 zrzedzac, poprowadzila ja do gabinetu. - I ksiadz proboszcz na nia czeka... - dodala takim tonem, jakby Edyta spozniajac sie, popelnila swietokradztwo.-Dziekuje pani. - Zastukala i nie czekajac na zaproszenie, weszla do gabinetu. Ksiadz Adam stal przy oknie i w zamysleniu patrzyl na ogrod. Wydawalo sie, ze nie slyszal jej wejscia. -Prosze usiasc - powiedzial cicho w koncu, nie odwracajac sie do niej. -Dzwonil ksiadz do mnie. - Edyta usiadla na tym samym krzesle, na ktorym siedziala podczas pierwszej rozmowy. - Rozumiem, ze juz ksiadz przetlumaczyl notes? - zapytala, starajac sie ukryc napiecie wywolane jego milczeniem. -Niestety... - Odwrocil sie i wolno podszedl do biurka. Usiadl za nim i splatajac palce niczym do pacierza, popatrzyl na nia znuzonym wzrokiem. -Nie rozumiem... -Powiedziala pani, ze ten notes nalezal do Teodora Ligockiego... - Urwal i czekal na potwierdzenie badz zaprzeczenie. -Zgadza sie. -Jak trafil w pani rece? -Czy to istotne? Nie moze mi ksiadz po prostu powiedziec, co w nim jest? -Prosze mi uwierzyc, ze nic, co pani powie, nie wyjdzie za drzwi tego gabinetu - oswiadczyl. -Lidia Sianecka, moja przyjaciolka, znalazla go na strychu podczas porzadkowania rzeczy po zmarlym stryju meza. - Tyle mogla wyjawic proboszczowi. -Czy ktos inny widzial ten notes? -Nie, tylko ona, ja i ksiadz - zapewnila go. - Nie rozumiem jednak, co to ma do rzeczy... -Czy w notesie bylo cos jeszcze? Rysunki? Mapki? - dociekal duchowny. -Owszem - odrzekla ostroznie. -Pani je ma? -Tak, wyjelam je... Widzi ksiadz - tlumaczyla z wahaniem - moja ksiegarnia ma pewien okreslony profil zwiazany, ogolnie rzecz ujmujac, z magia w bardzo szeroko pojetym zakresie. Musze wiec wiedziec rozne rzeczy, co nie znaczy, ze w nie wierze - zastrzegla sie szybko. -Co bylo na tych rysunkach? 202 -Nie jestem pewna, nie zdazylam wszystkich odcyfrowac, a nawet o nich zapomnialam. Wydaje mi sie, ze rozpoznalam pewne symbole okultystyczne. Przynajmniej sadze, ze takiego wyrazenia mozna uzyc... Tak naprawde to przemieszanie wielu kultur i...-Ma je pani? - przerwal jej bezceremonialnie proboszcz. -Tak, mam. -Moglaby pani je tu przyniesc? Te rzeczy nie powinny wpasc w niepowolane rece - oswiadczyl z determinacja. -Chyba ksiadz nie wierzy, ze tamte szkice maja prawdziwa nadprzyrodzona moc? - zapytala zdumiona. - To przeciez stek bzdur! -Sa jednak ludzie, ktorzy wierza, i oni nie moga dostac tych rzeczy. Nie chodzi o to, ze dzieki owym rytualom mozna cos zyskac. Oboje wiemy, ze to nie dziala. Chodzi o same rytualy. Nie mozemy dopuscic do ich przeprowadzenia, a... -Przepraszam, ale o czym ksiadz mowi? - przerwala mu zaskoczona Edyta. -Oczywiscie, oczywiscie, przepraszam. Juz wyjasniam. - Odetchnal gleboko, by zebrac mysli. - Po przeczytaniu tekstu nie moglem uwierzyc, ze to oryginal - zdecydowal sie zaczac od poczatku. - Zdecydowalem sie na konsultacje i po potwierdzeniu autentycznosci notesu zadzwonilem do pani. To nie pan Ligocki byl autorem dziennika. Ten notes pochodzi z poczatku dziewietnastego wieku. Nalezal do samego biskupa Stefana Lipnowskiego, a okultystyczne rysunki, ktore pani zabrala, bez watpienia byly tez jego wlasnoscia! - oznajmil, dramatycznie podnoszac glos. -To chyba normalne - odrzekla niepewnie. - Byl inkwizytorem, scigal heretykow, wiec... -Nie rozumie pani. - Proboszcz otarl czolo chusteczka. - To byl dziewietnasty wiek. Kosciol od dawna wycofal sie z owych praktyk, a Lipnowski... On ich nie scigal. On byl jednym z nich! Powiem wiecej. On byl... morderca -dokonczyl z trudem. -Czy chodzi ksiedzu o to, ze na stosach umierali niewinni ludzie i kazdy inkwizytor, w takim kontekscie rzecz ujmujac, moglby zostac uznany... - Edyta probowala zrozumiec, co mial na mysli ksiadz Adam. -Kiedy mowie, ze byl morderca, to wlasnie to mam na mysli! - Podniosl glos. - Przepraszam, przepraszam... - dodal natychmiast szeptem, zerkajac niespokojnie na drzwi. - Tylko to takie... Wie pani... - platal sie. 203 Edyta siedziala spokojnie i czekala, az proboszcz opanuje emocje. Jej pytania najwyrazniej wyprowadzaly go z rownowagi, choc nie rozumiala dlaczego. Juz od dawna przeciez powszechnie wiadomo, ze dzialalnosc inkwizycji nie nalezy do najchlubniejszych kart w historii Kosciola. A moze przeczytal cos, co go przerazilo znacznie bardziej niz czyny biskupa inkwizytora sprzed prawie dwustu lat. 2. Nawrocki uscisnal dlon Norberta.-Nie masz pojecia, jaki jestem ci wdzieczny, ze przyjechales - powiedzial do niego serdecznie. -Znasz mnie. Mowisz i masz. - Stary przyjaciel wzruszyl ramionami. - Co jest grane? Znali sie obaj jeszcze z czasow, gdy pracowali razem w Centralnym Biurze Sledczym jako wywiadowcy. Ostatnio Norbert przeniosl sie do antyterrory-stow, a Michal dostal propozycje pracy w Warszawie. Norbert mial mieszane uczucia co do decyzji kolegi, ale w koncu kto moze byc bardziej godny pogardy niz policjant, ktory stal sie przestepca? Tych tez ktos musi ujawniac, wiec moze Michal postapil slusznie, ale Norbert mu nie zazdroscil. -Musze wyjechac na kilka dni i chce, zebys kogos popilnowal. - Nawrocki podal mu zdjecie. -Ma w sobie cos... - mruknal z uznaniem Norbert, przygladajac sie kobiecie na fotografii. - Co zmalowala? -Nic. To prywatna sprawa. Chce, zebys po prostu na nia uwazal. Nazywa sie Edyta Mielnik, prowadzi ksiegarnie w Lipniowie. Wszystkie dane zapisalem ci na odwrocie - dodal. -Dobra. Czego moge sie spodziewac? - zapytal powaznie Norbert. Skoro kumpel sciagnal go taki kawal drogi, to sprawa bez watpienia jest powazna. Nic wiecej nie musial wiedziec. -Trudno przewidziec. - Nawrocki zerknal na zegarek i powiedzial z poczuciem winy: - Sorry, stary, ale musze jechac. Za jakis kwadrans beda tu komisarz Madera i Janoch. Oni wprowadza cie w sprawe. -Dobra. Mam spac w samochodzie czy... - Zawiesil wyczekujaco glos. -Czekaj. - Michal cofnal sie od drzwi. - Trzymaj klucze, tu masz adres... - Zapisal go pospiesznie na skrawku papieru z notatnika. 204 Norbert ze spokojem wzial kartke i klucze.-Aha, i postaraj sie, zeby cie nie zauwazyla, dobra? - rzucil juz w drzwiach Nawrocki. -Dobra. - Wzruszyl ramionami, krecac z ubolewaniem glowa. Przyjaciel z pewnoscia nie chcial go obrazic, po prostu wpadl po uszy. Zdaje sie, ze cos tu sie kroi..., pomyslal, przygladajac sie zdjeciu. Michal probowal dodzwonic sie do Edyty, ale miala wylaczony telefon. Wprawdzie wspominal jej, ze niedlugo bedzie musial wyjechac na kilka dni, jednak powinien byl jej wszystko wyjasnic wczesniej. Znikniecie bez slowa to nie najlepsza metoda podtrzymywania goracych uczuc. Edyta i tak zaczynala na niego patrzec podejrzliwie. Ponownie wybral numer, niestety z tym samym skutkiem. Ruszyl zdenerwowany na rynek, okazalo sie jednak, ze ksiegarnia jest juz zamknieta, a w oknach ciemno. Wjechal w waska uliczke za kamienica, ale samochod Edyty, zwykle zaparkowany na tylach budynku, zniknal. Nie bylo jej, a Michal zupelnie nie wiedzial, gdzie jej szukac. Zastanawial sie, czy nie zostawic kartki, ale po namysle zrezygnowal. Zamiast tego zadzwonil do Norberta. -Hej, to ja - rzucil, gdy tamten odebral. -Co jest? - zaniepokoil sie Norbert. -Kiedy bedziesz na miejscu? - zapytal Nawrocki. -Jestem w drodze. Twoi kumple wprowadzili mnie juz w temat. Mam nadzieje, ze sciagniesz paru chlopakow? -Jak bedzie trzeba - odparl Michal. - Kiedy tu bedziesz? - powtorzyl. -Za jakis kwadrans. Cos sie dzieje? -Nic. Chyba nic. Po prostu nie ma jej w domu. Mozesz dac mi znac, jak wroci? -Dobra. - Mirecki parsknal smiechem. - Stary, ale cie wzielo... - Nie mogl przestac sie smiac, nawet gdy Michal rozlaczyl sie bez pozegnania. 3. -Wie pani, co to Malleus Maleficarum? - zapytal dosc nagle ksiadz Adam.-Owszem - odrzekla Edyta zaskoczona zmiana tematu. - Malleus Male-ficarum, czyli "Mlot na czarownice" - zaczela, widzac, ze proboszcz oczekuje z 205 jej strony wyjasnien - to traktat na temat magii spisany przez dwoch dominikanskich inkwizytorow pod koniec pietnastego wieku, zdaje sie, ze okolo tysiac czterysta osiemdziesiatego osmego, i uznawany za, powiedzmy, lekture obowiazkowa dla kazdego lowcy czarownic. Czy to dzielo ma cos wspolnego z notesem? - zapytala, starajac sie ukryc zniecierpliwienie.-Ma - zapewnil ja proboszcz. - Chce po prostu byc pewien, ze pani rozumie, o co chodzi. Co jeszcze pani wie na temat tego dziela? -No coz, poprzedzala je bulla papieza Innocentego nakazujaca tepienie czarownic, choc sama ksiega nie zostala napisana na zamowienie Kosciola. Dzieli sie na trzy czesci: pierwsza, ktora udowadnia, ze magia istnieje, druga przedstawia jej formy, a trzecia - sposoby wykrywania i zabijania czarownic. Autorzy dawali tez wskazowki w kwestii stosowania tortur... - Zamilkla niepewna, czy ma mowic dalej. -Zgadza sie - potwierdzil ksiadz Adam. - Dodam tylko, ze autorzy ksiegi zostali potepieni przez Kosciol w tysiac czterysta dziewiecdziesiatym roku, mimo to traktat zyskiwal coraz wieksza popularnosc i az do drugiej polowy siedemnastego wieku byl publikowany. -A jego zalecenia stosowano w praktyce - wtracila Edyta. -Niestety, inkwizycja byla niezwykle popularna az do osiemnastego wieku, choc w okresie pozniejszym rowniez zdarzaly sie jeszcze przypadki palenia czarownic. -Mieszkamy w jednym z takich miejsc. -To prawda, chociaz tylko czesciowa. Widzi pani, pani Edyto, na tym terenie nigdy nie bylo inkwizycji. Owe slynne procesy czarownic, z ktorych zyje miasto, to wynik szalenstwa jednego czlowieka. Nalezy pamietac, ze bardzo chorego - zaakcentowal. -Prosze ksiedza - Edyta westchnela - przepraszam, ale nie rozumiem, czemu ma sluzyc ten wstep. Moze przeszlibysmy do rzeczy. -Wlasnie. Biskup Stefan Lipnowski zostal wyklety przez Kosciol. Uzywam slowa "wyklety", ale w tamtym czasie, na poczatku dziewietnastego wieku, rodzina Lipnowskich byla zbyt wplywowa, by sie jej narazic. Oficjalnie przeniesiono go w rodzinne strony. -Dlaczego? - zainteresowala sie Edyta. Nadal nie dostrzegala zwiazku tej sprawy z zawartoscia notesu. -Wlasnie tego nie wiem, to znaczy, do niedawna nie wiedzialem - poprawil sie ksiadz Adam, widzac jej niedowierzajace spojrzenie. - Zreszta teraz tez tylko podejrzewam. Rzecz w tym, ze w dokumentach koscielnych, poza 206 data jego smierci, nie ma innych wiadomosci. Poniewaz popelnil samobojstwo, nie mogl zostac pochowany na cmentarzu i nie wiadomo, gdzie go pogrzebano. Notes, ktory pani przyniosla, jest jego pamietnikiem. Pamietnikiem czlowieka chorego, a nawet opetanego. Widzi pani - poprzednia rezerwa znikla i proboszcz, pochyliwszy sie lekko w kierunku Edyty, mowil goraczkowo: - biskup byl pod ogromnym wplywem "Mlota na czarownice". Musial czesto czytywac to dzielo i dlatego wydawalo mu sie, ze dostrzega rozne diabelskie sztuczki. Z jego notatek wynika, ze oskarzal o czary kobiety, ktore wydawaly mu sie... hmmm - odchrzaknal zazenowany - atrakcyjne.-Chce ksiadz powiedziec, ze kazdej atrakcyjnej kobiecie, ktora mu sie spodobala, grozilo oskarzenie o czary? - Edyta nie byla pewna, czy wlasciwie zrozumiala. -No wlasnie. Zdaje sie, ze na wyobraznie biskupa zbyt mocno podzialala historia o sukubie. Upatrywal jego wcielen w pieknych kobietach. Pewnego dnia przesadzil i oskarzyl zone kogos wysoko postawionego. Nie napisal, o kogo chodzilo, ale zostal wowczas odeslany do majatku brata. - Proboszcz zamilkl. -To wszystko jest ogromnie ciekawe, nadal jednak nie rozumiem... -Rzecz w tym - przerwal jej proboszcz - ze to zeslanie bardzo zle na niego podzialalo. Byl przeswiadczony, ze owa kobieta sprawila to swoimi czarami, i... chyba oszalal do reszty. Sam siebie ustanowil Wielkim Inkwizytorem i zaczal polowanie na czarownice. Nikt go nie powstrzymal, poniewaz nie wiedziano, ze popadl w nielaske. Jak pani wie, Malleus zawiera szereg wskazowek dotyczacych tortur i zabijania wiedzm. To byla pozywka dla chorej wyobrazni biskupa. Szczegolnie duzo rozpisywal sie o goracym zelazie... - Skrzywil sie, jakby wlasnie wypalano mu pietno na ciele. - Jedna z pierwszych ofiar byla stara zielarka, znachorka. Uznal ja za czarownice, ale po jej smierci zainteresowal sie roslinami, jakie u niej znaleziono, i przez przypadek odkryl jakis gatunek grzyba, ktory w polaczeniu z pewnymi ziolami wywolywal halucynacje. Musial to byc dosc silny srodek, gdyz bedac pod jego wplywem, biskup doszedl do wniosku, ze zostal opetany przez inkuba, czyli... -Demona, ktory byl meskim odpowiednikiem sukuba - wtracila Edyta. -Wlasnie. Ubzdural sobie, ze zostal wybrany, by wykrywac czarownice, ktore byly szczegolnie podatne na wdzieki inkuba, gdyz same, jako sukuby, czyli kobiece demony... wie pani, o co mi chodzi? - zapytal zmieszany. -Tak, w skrocie mozna by to ujac, ze swoj swego rozpozna - podsumowala. 207 -O, o, no wlasnie! Tylko ze on posunal sie znacznie dalej. Uzywal tych grzybow jako srodka... no, sam nie wiem... obezwladniajacego? - Popatrzyl na nia pytajaco.-Chodzi ksiedzu o to, ze do tego stopnia wcielil sie w inkuba, ze uwodzil kobiety, poslugujac sie halucynogenami? - Edyta nie byla pewna, czy dobrze to wszystko zrozumiala. -"Uwodzil" to niedobre slowo. Z jego opisow wynika, ze one byly polprzytomne, gdy to sie dzialo... -Och...! - jeknela oszolomiona. Przypomnialy jej sie listy, o ktorych mowila Lidka. -To nie wszystko. Predzej czy pozniej te kobiety dostrzegaly, ze dzieje sie cos zlego. Wowczas, zanim wszystko sie wydalo, oskarzal je o czary, a te biedaczki, przekonane, ze naprawde wspolzyly z demonem, przyznawaly sie do winy. Oczywiscie wiadomo, co bylo dalej... -Hrabina Lipnowska... - szepnela Edyta, unoszac dlon do ust. -Stala sie jego ostatnia ofiara. Ja jedyna z nich wszystkich kochal, ale byla to chora, obsesyjna milosc. Szybko tez przemienila sie w nienawisc. Kiedy sie okazalo, ze hrabina jest brzemienna, poszedl do brata i ja oskarzyl. Oczywiscie uwierzono mu. Hrabia wpadl w taki gniew, ze wywlokl zone z sypialni i wsadzil na konia. Pogalopowal z nia w ciemna noc. Nie wiemy, co sie wowczas wydarzylo. Inkwizytor napisal w pamietniku, ze brat wrocil o brzasku, sam, pieszo. W oczach mial obled. Nie odezwal sie do nikogo ani slowem. Kilka godzin pozniej we dworze pojawila sie hrabina. - Ksiadz Adam pokrecil glowa. - Byla brudna, bosa, wlosy miala rozczochrane, zakrwawiona koszule. Zataczala sie i czolgala na kolanach... Musiala niedawno urodzic, ale nie miala ze soba dziecka. - Glos mu sie zalamal; zamilkl na dluzsza chwile. - Potem wszystko stalo sie tak jak w legendzie. Hrabina zabila meza, a sama splonela na stosie - zakonczyl. -Inkwizytor oskarzyl ja o oddanie dziecka diablu i mezobojstwo - powiedziala Edyta drzacym glosem. Ogarnelo ja bezbrzezne wspolczucie dla kobiety, ktora nie zyla od ponad dwustu lat. Mloda hrabina stracila wszystko: meza, dziecko, zycie. W imie czego? - poczula pieczenie lez pod powiekami. Zaskoczylo ja to. Takie wzruszenie byloby wlasciwsze dla Lidki, pomyslala. -Po jej smierci biskup zupelnie oszalal. Ostatni wpis mowi o tym, jak przyszla po niego. Byla rownie piekna jak za zycia, jej glos kusil go, a zielono-zlote oczy hipnotyzowaly. Mowila mu o swojej milosci i poswieceniu. Dla niego. Blagala, by do niej dolaczyl. Na tym dziennik sie urywa. 208 -I zrobil to. Zabil sie... - Edyta pokiwala glowa. - Nie rozumiem tylko jednego... Dlaczego ksiadz tak sie obawia, zeby ten dziennik nie wpadl w czyjes rece? Kto mialby wykorzystac zapiski niezyjacego od tak wielu lat szalenca? Moga miec najwyzej wartosc historyczna...-Obawiam sie, ze w naszym miescie dziala sekta - oswiadczyl proboszcz tonem czlowieka przekonanego o slusznosci swojego zdania. -I doszedl ksiadz do tego wniosku na podstawie dziewietnastowiecznego pamietnika? - Edyta nie chciala, zeby to zabrzmialo ironicznie, ale ksiadz Adam najwyrazniej tak to odebral. -Nie, na podstawie zapiskow zmarlego pana Ligockiego - odparl obrazonym tonem. -Skad ksiadz je mial? Nie bylo ich w notesie... - Popatrzyla na niego podejrzliwie. -Nie wspomnialem o tym wczesniej, ale... Pan Ligocki przed smiercia zdazyl wyslac do mnie list. Myslalem, ze bredzil, ale w swietle tego, co przeczytalem, no coz... - Proboszcz rozlozyl rece, choc trudno bylo stwierdzic, czy ten gest mial oznaczac bezradnosc, czy przeprosiny. -Moglabym go zobaczyc? - spytala podekscytowana Edyta. -Niestety, nie mam go. Kilka dni po smierci pana Ligockiego pokazalem list policji. Myslalem, ze tak trzeba. Nie dostalem go z powrotem - powiedzial z zalem. - Powinienem byl go zatrzymac, ale wowczas sadzilem, ze obrazuje on stan umyslu, chorego umyslu czlowieka szalonego. Do niedawna nie traktowalem powaznie tego, co tam bylo... -A co bylo w tym liscie? -No coz, pan Ligocki uwazal, ze w naszym miasteczku dziala sekta. Wlasciwie to uzywal okreslenia "bractwo". Twierdzil, ze potomkowie spalonych czarownic przetrwali i zyja po dzis dzien. -I coz takiego robi owo bractwo? -Tego nie wiem. Pisal, ze obawia sie o swoje zycie, gdyz byl swiadkiem rytualu, nie napisal jednak jakiego. Reszta listu to brednie, a przynajmniej tak sadzilem do tej pory, ze tamci sa szaleni i niebezpieczni. Pisal, ze nie moga dostac w rece pamietnika. Podejrzewam, ze chodzilo mu o notes, ktory pani przyniosla. -Wierzy ksiadz w to? -Wiem tylko tyle, ze ten czlowiek byl przerazony i zmarl w tajemniczych okolicznosciach... -Wiec nie wierzy ksiadz w wersje o samobojstwie? 209 -Juz nie - odpowiedzial zdecydowanie proboszcz.-Rekopis, list Ligockiego, jego podejrzana smierc - wyliczala kolejno Edyta. - To za malo, zeby twierdzic, ze istnieje jakas straszliwa sekta czy tez bractwo, zwlaszcza w czasach wspolczesnych. Obawa, ze ktos moglby wykorzystac pamietnik do niecnych celow... -Do krwawych poganskich rytualow - poprawil ja ksiadz Adam. -...jest moim zdaniem niedorzeczna. - Edycie trudno bylo uwierzyc w istnienie w Lipniowie jakiegokolwiek tajnego stowarzyszenia, a w dodatku takiego, o jakim myslal proboszcz. - Moge sie z ksiedzem zgodzic, ze w naszym miescie dziala grupa osob prowadzacych podejrzane interesy. I to wszystko. Ale cos takiego? - prychnela. -Ktos wlamal sie na plebanie - powiedzial duchowny. - Wszystko zostalo przewrocone do gory nogami, czegos szukano. Nie wie pani przypadkiem czego? Nie posiadam zadnych cennych rzeczy. -Hm... - mruknela zaskoczona. -Moim zdaniem szukano pamietnika. Po co pamietnik Inkwizytora komus, kto tylko prowadzi podejrzane interesy? Ligocki mial racje. W tym miescie dzieje sie cos zlego! - W jego oczach widac bylo obawe. -Zglosil ksiadz wlamanie na policji? - spytala po dluzszym zastanowieniu Edyta. -Tak, komisarz Chmiel byl dzisiaj, ale... - Wzruszyl ramionami z niechecia. -Ale co? -Uznal, ze skoro nic nie zginelo... Doszedl do wniosku, ze to chuligani. Nic nie zostalo zniszczone i nic sie wlasciwie nie stalo. Poza balaganem. -To wszystko? - Edyta sie skrzywila, ale nie byla zaskoczona. -Niestety. Powiedzial tylko, ze... zaraz, zaraz, jak to bylo... jesli nie jestem w stanie podac powodu, dla ktorego ktos mialby sie tu wlamac, to nie maja punktu zaczepienia. Ale to chyba oni powinni sie dowiedziec, kto tu byl i po co? - Zdenerwowal sie na samo wspomnienie lekcewazacego zachowania policjantow. -Dlaczego ksiadz nie wspomnial komisarzowi o swoich podejrzeniach? -Sam nie wiem... Chyba chodzilo o to lekcewazenie i nie tylko... Ten policjant, nie jestem tego pewien, ale... - popatrzyl z wahaniem na Edyte - on wydawal sie ubawiony... - Zamilkl, jakby zdziwiony, ze cos takiego przyszlo mu na mysl. - Jakby wiedzial cos, o czym ja nie wiem, i to go s mieszylo. -Hm... - mruknela Edyta. 210 -Pani nie przyszla do mnie bez powodu. Zwykla ciekawosc pani tu nie sprowadzila, prawda? I to zdecydowanie, zeby nie wyjawiac pochodzenia pamietnika... Pani sie obawiala, ze cos sie moze stac, prawda?Edyta nie odpowiedziala. W milczeniu przygladala sie pelnej obaw twarzy proboszcza. -Moze powinien ksiadz kogos o tym wszystkim powiadomic, jesli uwaza, ze jest o czym... - odezwala sie w koncu. -Nie mam zadnych dowodow - odparl smetnie. - To tylko... No wie pani... Nie wiem kogo... Doskonale rozumiala jego zaklopotanie. W tym miescie wszyscy mieli szalone teorie i nic poza tym. W tym momencie zaswitala jej niepokojaca mysl. -Czy ktos wie, ze ksiadz ma pamietnik Inkwizytora? 4. Lidka nasluchiwala w ciemnosciach. Dolecial do niej cichy warkot samochodu jadacego podjazdem. Wstala z lozka i podkradla sie do okna. Nie sadzila, ze ktos moglby ja zauwazyc, a tym bardziej uslyszec, ale na wszelki wypadek stanela z boku okna i przywarla do sciany. Delikatnie odchylila zaslone. Na podjezdzie stal samochod. Nie rozpoznala, do kogo nalezal. Mial wygaszone swiatla. Zauwazyla tylko zarzacy sie punkcik. Osoba siedzaca za kierownica palila papierosa, jak sie domyslala Lidka.Z domu wybiegl Piotr i wsiadl do samochodu, ktory natychmiast zawrocil i odjechal, nie wlaczajac reflektorow. Wsciekla i rozzalona Lidka wyszla z sypialni. Czula pod powiekami piekace lzy. Poszla prosto do gabinetu meza i zaczela szukac ponownie. Tym razem nie chodzilo jej o narkotyki. Zamierzala odzyskac swoj telefon. Edyta wpadla do mieszkania jak burza. Nie zapalajac lampy, poszla prosto do sypialni i w ubraniu rzucila sie na lozko. Patrzyla chwile w sufit, na ktorym swiatla latarni kreslily ostre cienie. Po rozmowie z proboszczem byla poirytowana i zaniepokojona. Nie wierzyla, zeby wydarzenia sprzed dwustu lat mialy wplyw na terazniejszosc. Rysunki, ktore pierwotnie przypisywala Ligockiemu, okazaly sie autorstwa dziewietnastowiecznego szalenca. Ogarnela ja nagla fala smutku na mysl, ze wydarzenia sprzed dwustu lat maja jednak wplyw na dzien dzisiejszy; miasto wykorzystywalo tragedie kobiety, kto- 211 rej zycie ktos w tak okrutny sposob przekreslil. Nieszczesliwa hrabina nie mogla zaznac spokoju nawet po smierci. Zostala straszaca dzieci postacia z legendy, wariatka i morderczynia... Edyta mogla wymienic wiele epitetow, ale zaden z nich nie oddawal prawdy o Anastazji.Zaniepokoila ja opowiesc ksiedza Adama o wlamaniu. Pytanie tylko, czy sprawcy chodzilo o pamietnik Inkwizytora, czy o list zmarlego wlasciciela dworu? - zastanawiala sie. I kto mogl wiedziec o istnieniu tych zapiskow? Z westchnieniem wybrala numer i czekala na polaczenie. Michal jednak mial wylaczony telefon. -Pewnie jest w pracy... - mruknela niezadowolona. Mimo poznej pory zamierzala z nim porozmawiac. Niewykluczone, ze wlamanie na plebanie ma zwiazek z prowadzona przez niego sprawa. Skrzyzowala rece na piersi i zapatrzyla sie w sufit, probujac tam znalezc odpowiedz. Zadowolona z siebie Lidka poszla do kuchni. W kieszeni szlafroka miala swoj telefon. Nie sadzila, zeby Piotr zauwazyl jego brak. Wrzucil go do dolnej szuflady biurka i przykryl ksiazkami. Nie zauwazy jego braku, nawet jesli otworzy szuflade. Nalala mleka do garnuszka i czekala, az sie podgrzeje. Starala sie nie myslec, gdzie i z kim jest teraz jej maz. Wlaczyla telefon i mimo poznej pory zadzwonila do Edyty. Nie chciala jej denerwowac, ale pomyslala, ze byloby milo uslyszec przyjazny glos. Zalowala, ze kilka dni temu nie skorzystala z zaproszenia i u niej nie zostala. Powinna pomyslec, co zrobic ze swoim dalszym zyciem. Odkladala to na potem jak ostatnia idiotka, w nadziei, ze kiedy urodzi dziecko, wszystko wroci do normy. Prawda byla taka, ze nie wyobrazala sobie, jak po tym wszystkim mialaby wygladac owa norma. Zyla w zawieszeniu, starajac sie nie podejmowac decyzji, w nadziei ze wszystko sie rozstrzygnie poza nia. Niestety w prawdziwym swiecie tak nie bywalo. -Hm... - mruknela, odkladajac telefon na stol. Za kazdym razem wlaczal sie glos informujacy, ze abonent chwilowo jest niedostepny. Nie wiedziala, czy Edyta ma wylaczony telefon, a moze z kims rozmawia czy tez jest poza zasiegiem sieci. Przyjaciolka nie miala wlaczonej poczty glosowej. Twierdzila, ze zawsze zapomina o odsluchiwaniu wiadomosci, poza tym wychodzila z zalozenia, ze jak komus zalezy, to w koncu sie dodzwoni. Lidka zalala wrzacym mlekiem kakao w kubku. Rozmieszala je starannie, dodala odrobine miodu i poszla do siebie. Nie zamierzala pchac sie mezowi w oczy, gdy wroci. 212 Rozdzial XVI 1. Mirecki patrzyl z niepokojem, jak Edyta wchodzila na posterunek w Lip-niowie. Nie byl tym zachwycony. Michal jednak kazal tylko ja obserwowac. Przez chwile zastanawial sie, czy powinien interweniowac, ale musialby jej wyjasnic, kim jest, i po krotkim rozpatrzeniu konsekwencji odrzucil ten pomysl. Zreszta ta kobieta nie dowie sie niczego poza tym, ze komisarza Nawrockiego nie ma, uznal. Jezeli przyjaciel wlasciwie ja ocenil, z pewnoscia nie powie niczego, co mogloby mu zaszkodzic. Jesli zas ocena Michala byla mylna, tym bardziej nie nalezalo sie ujawniac. Zaparkowal wiec auto w bocznej uliczce i czekal.Edyta z zacisnietymi zebami weszla do komisariatu. Miala nadzieje, ze wreszcie zdobedzie jakies informacje. Od kilku dni nie mogla skontaktowac sie z Michalem. Zaczela sie bac, ze stalo sie cos zlego. Zdazyla juz obdzwonic okoliczne szpitale. Na szczescie czy tez nieszczescie - nie potrafila sie zdecydowac, co woli - nie bylo go w zadnym z nich. Nie przywieziono nikogo, kto by odpowiadal podanemu przez nia rysopisowi. Oficer dyzurny skierowal ja do sekretariatu. Za biurkiem siedziala kobieta w jej wieku, a przynajmniej tak jej sie zdawalo. Sekretarka miala na twarzy tak gruba warstwe makijazu, ze Edyta rownie dobrze mogla sie pomylic o dziesiec lat w jedna lub druga strone. -Dzien dobry, nazywam sie Edyta Mielnik - przedstawila sie. - Czy zastalam komisarza Nawrockiego? -A o co chodzi? - W oczach kobiety pojawil sie wyraz niecheci. -To sprawa prywatna. Prosze mi tylko powiedziec, czy jest... -Sprawy prywatne prosze zalatwiac poza komisariatem - przerwala jej niegrzecznie sekretarka. Edyta zauwazyla taksujace spojrzenie, jakim tamta ja obrzucila. Domyslala sie powodow niecheci tej kobiety. 213 -Chetnie, jesli tylko sie dowiem, czy jest na sluzbie, czy tez nie - odparowala zimno, nie silac sie nawet na zachowanie pozorow uprzejmosci.-Nie wolno mi udzielac takich informacji. - Sekretarka usmiechnela sie zlosliwie. -Prosze lepiej powiedziec, ze pani nie wie. Prosze wiec skierowac mnie do kogos, kto ma pojecie o wykonywanej przez siebie pracy. - Popatrzyla z pogarda na zaczerwieniona ze zlosci twarz kobiety. -Czyzby pani Mielnik? - Edyta odwrocila sie, slyszac za soba meski glos. Stal za nia komisarz Chmiel, usmiechajac sie przyjaznie. -Pani Mielnik szuka komisarza Nawrockiego - odezwala sie przymilnie sekretarka, rzucajac przybylemu spojrzenie pelne uwielbienia. -Dzien dobry - odparla chlodno Edyta, poprawiajac przewieszona przez ramie torebke i unikajac w ten sposob podania tamtemu reki. Po epizodzie z Daria, ktorego byla swiadkiem, z trudnoscia znosila widok tego mezczyzny. Z wysilkiem opanowala uczucie wstretu, jakie ja ogarnelo. - Chcialam sie widziec z Michalem - powiedziala. -W prywatnej sprawie. Wlasnie tlumaczylam pani Mielnik, ze sprawy prywatne nalezy zalatwiac poza komisariatem... -Michala nie ma. - Chmiel zignorowal tlumaczenia sekretarki. - Zostal przeniesiony. -Jak to, przeniesiony? - Edyta nie potrafila ukryc zaskoczenia. - Dokad? -Nie wiem. - Wzruszyl ramionami. - Podobno zlozyl papiery o przydzial gdzie indziej jeszcze przed przyjsciem do nas. Dostal teraz odpowiedz i natychmiast wyjechal. Pewnie trafilo mu sie cos bardziej interesujacego niz taka miescina jak nasza... - Nie ukrywal zlosliwej satysfakcji, widzac zdumienie Edyty. A to dobre, pomyslal. Nawrocki nawet jej nie powiedzial, ze wyjezdza... - W koncu jakie tu moga byc atrakcje? - Udal, ze sie zastanawia. - Nic, co szybko by sie nie znudzilo, nieprawdaz? -No wlasnie. - Wreszcie sie opanowala i patrzac mu prosto w oczy, rzucila z falszywa nonszalancja: - W koncu nie kazdy potrafi sobie urozmaicic zycie, nieprawdaz, komisarzu? -Nie bardzo rozumiem, co pani ma na mysli... - odparl ostroznie. Edyta usmiechnela sie czarujaco i podeszla do niego tak blisko, ze czul zapach jej wlosow. Wspiela sie na palce i szepnela mu wprost do ucha: -Jestem pewna, ze Daria chetnie to panu wyjasni... 214 Potem zrobila krok do tylu i spojrzala mu zimno w oczy. Juz sie nie usmiechala. Komisarz Chmiel rowniez.-Do widzenia - pozegnala sie uprzejmie i wyszla, nie patrzac na niego. Ruszyla spokojnie prosto przed siebie. Wiedziala, ze tamci oboje ja obserwuja. Wewnatrz czula rozdzierajacy bol. Nigdy nie przypuszczala, ze cierpienie psychiczne moze miec tak realne objawy - dlawilo ja w krtani, zelazna obrecz sciskala jej klatke piersiowa. Wszystko dookola bylo zamazane, widziala jak przez mgle. Doszla do samochodu jak automat, otworzyla drzwi, a wtedy z jej gardla wyrwal sie suchy szloch. Przycisnela dlon do ust, przestraszona tym dzwiekiem. Miala ochote krzyczec z rozpaczy. -Przepraszam, zle sie pani czuje? - Norbert Mirecki zaniepokoil sie, widzac, ze Edyta nagle zrobila sie blada jak sciana i chwieje sie na nogach. Kiedy jeszcze oparla sie o samochod, uznal, ze zaslabla, i zdecydowal sie podejsc. -Nie, nie... Wszystko w porzadku - sklamala, nie odwracajac glowy. -Jest pani pewna? - Zastanawial sie, czy moze ja tak zostawic. -Tak, jestem pewna. Wszystko w porzadku. - Opanowala sie i spojrzala na niego chlodno. Szczuply szpakowaty mezczyzna okolo czterdziestki przygladal sie jej z troska. -Przepraszam, nie zamierzalem... - Zmieszal sie. - Pojde juz. -Tak bedzie najlepiej. - Wsiadla do samochodu i zatrzasnela drzwi przed nosem mezczyzny. 2. Zatrzymala sie na podjezdzie. Przyjechala tu pod wplywem impulsu, musiala z kims porozmawiac. Nie miala innych przyjaciolek poza Lidka. Kontakty z dawnymi znajomymi rozluznialy sie stopniowo po jej przyjezdzie do Lip-niowa, az zanikly zupelnie. Wahala sie, czy wejsc do domu, gdy w otwartych drzwiach ukazala sie Lidka. Machala wesolo reka, a twarz miala tak rozpromieniona, ze Edyta wyzbyla sie wszelkich watpliwosci i wysiadla z samochodu.-Czesc! - zawolala Lidka. - Ale niespodzianka! -Nie bedziesz miala klopotow, ze przyjechalam? - spytala ostroznie. 215 -Nie ma go w domu - odpowiedziala przyjaciolka. Od razu zrozumiala, o co tamta pyta. - Wyszedl wczoraj w nocy i jeszcze nie wrocil - dodala, zapraszajac ja do srodka.-I mowisz to tak spokojnie? - zdziwila sie Edyta. -Lepiej sie czuje, kiedy go nie ma. Nawet jesli nie robi awantur, jego obecnosc jest jakas taka... przytlaczajaca - powiedziala Lidka. - Chodz do kuchni. Mam mrozona herbate... -Wolalabym cos cieplego, jesli to nie klopot - poprosila Edyta, rozgladajac sie ciekawie dookola. Musiala przyznac, ze wnetrze wyglada wspaniale. Piotr byl swietny w swoim fachu. Dwor nic nie stracil ze swojego charakteru, a jednoczesnie czulo sie powiew nowoczesnosci. Zachowanie dziewietnastowiecznego stylu przy zastosowaniu nowoczesnych materialow bylo istnym majstersztykiem. - Pieknie tu. - Szczery podziw w jej glosie wywolal usmiech na twarzy Lidki. -Wiem - odrzekla. - Piotr swietnie sie spisal - przyznala. -Nie jest lepiej, prawda? - Blada, przezroczysta twarz przyjaciolki wystarczyla jej za odpowiedz. Lidka tylko pokrecila glowa i otworzyla szafke, gdzie w rownym rzedzie stalo kilka puszek. -Chcesz herbaty z miodem? A moze wolisz kakao? - spytala. -Moze byc herbata. Bedzie szybciej - zdecydowala Edyta. -Kakao to nie klopot - zapewnila ja Lidka. - I tak chce zrobic dla siebie, wiec... -W takim razie kakao... - Przez chwile patrzyla, jak przyjaciolka krzata sie po kuchni. - Michal wyjechal bez slowa - odezwala sie nagle. -Jak to, wyjechal? - Zdumiona Lidka az usiadla na krzesle. -Po prostu... - Edyta wzruszyla ramionami. - Nie mam z nim kontaktu od kilku dni. Balam sie, ze cos mu sie stalo, a on po prostu dostal przeniesienie. Nawet nie zadzwonil - powiedziala ze smutkiem. -Nie wierze - szepnela Lidka. - Nie moglby... -Moglby czy nie... Co za roznica? Fakty mowia za siebie. Nie mial tyle odwagi, zeby chociaz zadzwonic. -Ale przeciez wy... -Wlasciwie to nie. - Edyta zrozumiala, co przyjaciolka miala na mysli, mimo ze Lidka nie dokonczyla. - Widocznie tylko mi sie zdawalo... -Nie sadze. To bylo dziwne, ale patrzac na was, mialam takie wrazenie... Nie wiem, jak to powiedziec, ale... Wiesz, normalnie jest tak, ze pozna- 216 jesz faceta, spotykacie sie, poznajecie, no i potem cos z tego jest albo nie, a przy was mialam wrazenie, jakby te etapy nie byly wazne.-Nie rozumiem ani slowa. Bredzisz. - Edyta sie skrzywila. -Nie umiem sie wyslowic - pozalila sie Lidka. - To bylo tak, jakby wasze dusze znaly sie od zawsze, a teraz po prostu sie spotkaly. -Pieknie, reinkarnacja. Mam nadzieje, ze w kolejnym zyciu bedzie karaluchem - zadrwila, starajac sie zapanowac nad lzami. -Mleko! - krzyknela Lidka, slyszac syczenie na kuchence. -Zostaw! - Edyta zerwala sie pierwsza i wylaczyla palnik. -Mocno sie przypalilo? - Lidka usilowala zajrzec jej przez ramie. -Mleko albo jest przypalone, albo nie. - Edyta przewrocila oczami, slyszac jej pytanie. -Mnie przypalone nie przeszkadza - powiedziala Lidka, siadajac z powrotem na krzesle. Patrzyla, jak Edyta starannie czysci kuchenke. -Mnie wlasciwie tez nie. - Nasypala kakao do kubkow i zalala mlekiem. -Chodzmy do biblioteki - zaproponowala Lidka. - Sa tam wygodne fotele. Bedziemy mogly porozmawiac... -Och... - Edyta westchnela z zachwytem na widok scian z wysokimi po sufit regalami. W rowno ulozonych rzedach staly na nich ksiazki. -No... Mnie tez powalilo, jak pierwszy raz to zobaczylam. Ktos powinien je skatalogowac. Wiesz, ze nadal nie mam pojecia, co tu jest? - mowila Lidka, siadajac wygodnie w swoim ulubionym fotelu. -Moglabym ci to zrobic za darmo. A nawet doplacic... - Wciaz podziwiajac ksiazki, usiadla naprzeciwko przyjaciolki. -Skad wiesz, ze Michal zostal przeniesiony? - Lidka, popijajac kakao, wrocila do tematu. -Bylam na posterunku. Rany, jak mi wstyd... - wyznala Edyta. - Facet ma mnie gdzies, a ja, jak ostatnia idiotka, jeszcze go szukam... -My, kobiety, tak mamy... - Przyjaciolka probowala zartowac. -Nie mowmy o tym, dobrze? - poprosila Edyta. - Jak wroce do domu, bede pewnie ryczec w poduszke, ale teraz wolalabym pogadac o czyms innym. -Dobra, byle nie o mnie. Tez nie bardzo mam ochote - stwierdzila Lidka. - Masz jakis temat? -No jasne, ze mam. - Edyta klepnela sie w czolo. - Jestem glupia! Bylam wczoraj u naszego proboszcza i... -Myslalam, ze nie chodzisz do kosciola? 217 -Bo nie chodze. Pamietasz ten notes, ktory znalazlas na strychu?-Notes? - Na twarzy Lidki malowalo sie zdziwienie. -Ten z lacinskim tekstem. -Zupelnie o nim zapomnialam! Chwila, chwila, dalas to waszemu proboszczowi do przetlumaczenia? - spytala zaskoczona. -A znasz kogos, kto znalby lepiej lacine? - Zaczela Lidce powtarzac, co powiedzial jej ksiadz Adam. 3. -Odmawiam przyjecia nowego zadania i prosze o urlop do odwolania. Jesli nie otrzymam zgody, odejde - powtorzyl uparcie Nawrocki. Nie zamierzal ustepowac.-Od nas nie mozna tak po prostu odejsc! To nie przedszkole! - Szef uderzyl piescia w stol. -Jestem tego calkowicie swiadomy, panie inspektorze - odparl spokojnie Michal. - Nie zamierzam jednak zmieniac zdania. -Nie wolno ci odmowic wykonania polecenia sluzbowego! Za cos takiego mozesz wyleciec! I to dyscyplinarnie! Chcesz zaprzepascic swoja kariere?! -Nigdy nie zalezalo mi na karierze, panie inspektorze. Jestem gotow zaryzykowac. - Komisarz patrzyl twardo na szefa. -Michal - inspektor Traczyk staral sie powsciagnac emocje - znamy sie od lat. Od wielu lat. Nikomu nie ufam tak jak tobie. Nie pozwole ci zaprzepascic tego, na co dlugo pracowales. Rozumiem, ze nie jestes przyzwyczajony do niepowodzen. Ale w naszym fachu liczy sie prawda. Nikt nie ma do ciebie pretensji, ze nic nie znalazles. Moze po prostu nie bylo nic do odkrycia? Przeciez nie chodzi o tworzenie falszywych dowodow, do cholery! - Rozluznil uwierajacy go kolnierz munduru. -Panie inspektorze, nie chodzi o niepowodzenie. Czuje, ze tam cos nie gra, i wiem, ze moge to udowodnic. Potrzebuje tylko czasu... -Miales dosc czasu... -I dojde do prawdy za pana pozwoleniem albo bez! -Nie zgadzam sie! - powiedzial Traczyk. -W takim razie prosze o urlop. -Nie zgadzam sie! - powtorzyl jego szef. - Teraz powinienes wziac nowe zadanie i nie ogladac sie za siebie. Najlepszym lekarstwem jest praca. 218 -W takim razie odchodze. - Nawrocki siegnal pod marynarke i odpial bron. - Nie moze mnie pan zatrzymac.-Nie mozesz tak po prostu odejsc! - warknal Traczyk. -Panie inspektorze, jak bede musial, postrzele sie w noge i pojde na chorobowe, ale nowego zadania nie wezme i skoncze to, co zaczalem! -Zupelnie jak ojciec... - prychnal ze zloscia inspektor, ale w duchu zaczynal powoli godzic sie z decyzja buntownika. -Traktuje to jak komplement. - Michal z trudem opanowal usmiech. Wiedzial juz, ze wygral. Naprawde gotow byl odejsc, ale mial nadzieje, ze nie bedzie to konieczne. Nie widzial dla siebie innego miejsca. -Hm... Dobrze, podpisze ci ten urlop. - Jego przelozony niechetnie siegnal po dlugopis i pieczatke. -Dziekuje, panie inspektorze. -Co?! Bezplatny tez?! - Traczyk spurpurowial ponownie, gdy zobaczyl drugi papier. - Na trzy miesiace?! -Mam tylko dwa tygodnie urlopu platnego, a to moze nie wystarczyc. Te trzy miesiace to tak na wszelki wypadek. Stawie sie najwczesniej, jak tylko sie da - pospieszyl z wyjasnieniem Michal. -Oby, Nawrocki, oby... Na twoje miejsce jest sporo chetnych, mimo ze nasz wydzial nie cieszy sie miloscia. - Inspektor odepchnal od siebie podania, jakby go parzyly. - Zabieraj sie stad, zanim zmienie zdanie! - warknal, popychajac w jego kierunku pistolet. Michal wpadl do swojego mieszkania w Warszawie i zaczal sie szykowac do wyjazdu. Zalatwil juz wszystko, skontaktowal sie z przyjaciolmi, zostala mu jeszcze jedna sprawa. Edyta. Wiedzial, ze powinien zatelefonowac i wyjasnic jej cala sprawe, ale im dalej byl od Lipniowa, tym wieksze mial opory. Wytlumaczy jej wszystko osobiscie. Jeszcze dzis. -Pod warunkiem, ze bedzie chciala sluchac. - Wiedzial od Norberta, ze go szukala. Przypuszczal, ze wlasnie dlatego wybrala sie do komisariatu. Nie wierzyl, by osoba tak ostrozna jak ona powiedziala komukolwiek o swoich podejrzeniach. Teraz ma kolejne powody, zeby nie ufac nikomu, pomyslal z niesmakiem o sobie. Na swoje usprawiedliwienie mial tylko tyle, ze gdy probowal sie z nia porozumiec, jej komorka byla wylaczona. Tego argumentu nie zamierzal jednak teraz wykorzystywac. Mial wystarczajaco duzo czasu, by jej powiedziec prawde o sobie. Przed wyjazdem. 219 Lidka byla zafascynowana opowiescia Edyty.-Wiedzialam - szepnela podekscytowana. - Wiedzialam, ze to cos waznego. -Lidka, pamietnik pamietnikiem, ale niepokoi mnie to wlamanie. Ksiadz Adam ma racje. Ktos szukal tego notesu. Tylko po co? Nawet nie mam do kogo sie zwrocic z prosba o pomoc... -Musze ci cos pokazac. - Lidka wstala i skinela reka na Edyte, by tez sie podniosla. - Kilka dni temu przez pomylke zajrzalam na pewna stronke. Jakies towarzystwo historyczne czy cos w tym stylu. Weszla do gabinetu Piotra i wlaczyla komputer. -I wyobraz sobie, ze na ich stronie byly listy Anastazji, ale nie te milosne, tylko te, o ktorych ci mowilam. Pamietasz? Pisala o nawiedzajacym ja demonie. -Pamietam - potwierdzila Edyta. -O, tu sa... - powiedziala Lidka. - Przeczytaj sobie... Oni mieliby powod, zeby sie wlamywac - uznala. - Nie sadzisz? -Hm... - mruknela zamyslona Edyta. - Wiesz, kto nalezy do tego ich towarzystwa? -No wlasnie dziwna sprawa. Nie mozna wejsc dalej bez hasla. I jeszcze to logo! - Wskazala na grafike. -Hm... -Chodzmy stad. Piotr nie pozwala mi wchodzic do gabinetu. - Lidka wylaczyla komputer. Edyta obrzucila szybkim spojrzeniem balagan panujacy wokol. Stosy map i rysunkow porozrzucane byly po calym pokoju, zalegajac podloge i polki. Nie rozumiala, jak mozna pracowac w takim nieporzadku. -Nad czym on pracuje? - spytala podejrzliwie, gdy znalazly sie z powrotem w bibliotece. -Nie mam pojecia - odrzekla Lidka. - Nie pytam, a on nie mowi. Wydaje mi sie, ze ma to zwiazek z historia Lipniowa. Szaleje tak od czasu, kiedy znalazlam na strychu te stare mapy. -Czego moze szukac? Jak myslisz? -Trudno powiedziec... - Z zastanowieniem obracala kubek w dloniach. - Wiesz, jego pasjonuja rozne obiekty historyczne, ruiny, tego typu rzeczy. Pewnie probuje odszukac za pomoca tych starych map jakies wazne miejsca... Nie wiem, co takiego mogloby byc w Lipniowie, co byloby warte odnalezienia... 220 -Pewnie cos by sie znalazlo. - Edyta myslala przez chwile. - Miejsce pochowku czarownic na przyklad - powiedziala. - Nie mogly byc pochowane w poswieconej ziemi, a cos musieli robic z cialami... - zastanawiala sie na glos.-Nie palili ich na stosie? - zdziwila sie Lidka. -Nie wszystkie. Czesc kobiet umierala podczas tortur lub prob, no i wydaje mi sie, ze cialo tak ciezko spalic zupelnie na popiol. -Pamietam. Proba wody. - Na twarzy Lidki pojawil sie grymas na wspomnienie pierwszej rozmowy z Edyta, gdy ta wyjasniala jej metody ujawniania czarownic. -Miedzy innymi. - Edyta westchnela. - Pojade. Pozno juz. - Podniosla sie. - Nie chce ci robic klopotu, gdyby Piotr wrocil. -A kakao? W ogole go nie tknelas... - zauwazyla Lidka. -Zapomnialam o nim! - Edyta rozesmiala sie zaskoczona. Rzeczywiscie, miala ochote na cos cieplego, ale potem wylecialo jej to zupelnie z glowy. - Jestem bardziej rozkojarzona, niz mi sie wydawalo... - Upila lyk letniego juz napoju. -Cos nie tak? - Lidka zaniepokoila sie, widzac grymas na twarzy przyjaciolki. -Nie jestem pewna, ale... - Ostroznie wziela do ust odrobine kakao, a po chwili wyplula do kubka. - No wiesz... To obrzydliwe... - Skrzywila sie. - Ile tego wypilas? - zapytala Lidke. -Ze dwa lyki... - Tamta zajrzala do swojego kubka. - Nie smakuje ci? Codziennie je pije... -Jak sie czujesz? - Edyta przygladala jej sie badawczo. -Dobrze, ale o co chodzi? - zdenerwowala sie Lidka. -Nie czujesz tej goryczy? -Czy ja wiem? Zawsze pije gorace. I z miodem. - Nie rozumiala, dlaczego Edyta tak sie dopytuje. -Nie pij tego. - Przyjaciolka odebrala jej bezceremonialnie kubek, gdy Lidka usilowala przelknac kakao. -Ale... - Nie zdolala dokonczyc, bo Edyta wyszla z biblioteki, zabierajac oba kubki, i ruszyla do kuchni. Lidka podreptala za nia. Gdy weszla, tamta wachala wlasnie kakao w puszce. -Nic nie czuje - mruknela. Nabrala odrobine proszku na lyzeczke i polizala. -Co ty robisz? - Lidka byla zaskoczona. 221 -Kiedy jesz jakas potrawe w restauracji, potrafisz podac wszystkie przyprawy, jakie tam sa? - spytala Edyta.-Nie... - Oglupiala Lidka ledwie zdolala wykrztusic slowo. -A ja tak. I w tym kakao jest cos, czego byc nie powinno. Nie pij wiecej, wezme tego troche i sprobuje cos wymyslic... -Co ty mowisz?! - Lidka podniosla glos. - Uwazasz, ze ktos... ze Piotr... - Nie potrafila dokonczyc, gdy dotarlo do niej, co sugeruje Edyta. -Nie chcialam cie przestraszyc. - Przyjaciolka popatrzyla na nia ze wspolczuciem. - Moze to nic takiego, ale... -Jezu... - Zszokowana Lidka opadla bezsilnie na krzeslo. -Ktos poza toba pije kakao? -Nie, tylko ja. Zawsze na noc. Inaczej nie zasne... Tylko ja... -Posluchaj - Edyta potrzasnela nia lekko, zmuszajac Lidke, by na nia spojrzala - moze bedzie lepiej, jesli ze mna pojedziesz? Nie powinnas tu zostawac... -Jak on mogl? A dziecko? Nie obchodzi go, ze... Czy on chcial nas otruc? - Straszliwe podejrzenie pozbawialo ja tchu. -Nie wiem. -To jakis srodek nasenny... - Lidka zupelnie nie sluchala Edyty. - To dlatego zasypiam natychmiast, a wlasciwie nalezaloby powiedziec, padam nieprzytomna. -Lidka, wez troche rzeczy i... -Wiesz, co to znaczy? - Zlapala Edyte za reke tak mocno, ze przyjaciolka skrzywila sie z bolu. - To znaczy, ze on tamtej nocy mogl wyjsc z domu! Rozumiesz? -Lidka, pakuj sie. Jedziemy - polecila stanowczo tamta. - Nie zostaniesz tutaj. -Nigdzie nie pojade - oswiadczyla zdecydowanie. -Lidka! Jestes w ciazy! Za miesiac rodzisz! Nie poradzisz sobie! - zdenerwowala sie Edyta. -Nie rozumiesz? On mogl zabic te dziewczyne. Policja pytala... Mowilam ci... -Tak, tak, mowilas. Ale ta dziewczyna nie zyje. Nie pomozesz jej, zostajac tutaj... -A inne? Byly tez inne... -Lidka! Nie mieszkaliscie tu wtedy! - Potrzasnela nia. Przyjaciolka zaczynala mowic od rzeczy. 222 -Wiem, wiem. Wymyslam. - Lidka nabrala powietrza i odetchnela gleboko. - Ale i tak zostaje. Dawal mi srodek nasenny. Dowiem sie, dlaczego i co robi w tym czasie. Z kim sie spotyka - oswiadczyla z determinacja.-To nierozsadne. - Edyta z trudem zachowywala spokoj. - Zabieram cie do siebie... -Nie zmusisz mnie! - przerwala jej hardo Lidka. Edyta patrzyla na nia z bezsilna rozpacza. Lidka miala racje, nie mozna bylo jej zmusic. 4. Kiedy wjezdzala w swoja uliczke, dochodzila polnoc. Miala nadzieje, ze Lidka potrafi wykorzystac swoj upor w sposob bardziej konstruktywny i nie bedzie narazala na niebezpieczenstwo siebie ani dziecka. Nie mozna bylo zabrac jej sila z domu. Nie po raz pierwszy od powrotu do Lipniowa Edyta poczula sie bezsilna. Ogarnela ja zimna wscieklosc. Zostawila samochod w zaulku za kamienica i skierowala sie do tylnego wejscia. Wyjela klucze z torebki i zamarla. Drzwi byly uchylone, zamek wylamany. Pchnela je ostroznie i starajac sie nie robic halasu, weszla powoli do domu. Zatrzymala sie w korytarzu prowadzacym do ksiegarni i nasluchiwala. Wokol panowala cisza. Edyta zdjela buty i ostroznie ruszyla dalej. Lampa z zewnatrz rzucala blask na pomieszczenie, w ktorym panowal przyjemny polmrok. Rozgladajac sie w poszukiwaniu intruza, Edyta czula, jak ciarki przechodza jej po plecach. Starala sie wyrownac oddech, by sapaniem nie sploszyc intruza, ktory nadal mogl tu gdzies byc.Siegnela do torebki i wyjela bron. Odbezpieczyla pistolet, starajac sie nie robic halasu, i ruszyla w strone pietra. Trzymajac sie blisko sciany, wchodzila krok za krokiem na gore, probujac wychwycic obce dzwieki. Przystanela na podescie, starajac sie przebic oczami mrok. Drzwi byly otwarte. Nie zauwazyla zadnego sladu czyjejs obecnosci. Uliczne latarnie wlewaly do srodka akurat tyle swiatla, by mogla spokojnie, nie potykajac sie o przedmioty, rozejrzec sie wokolo. Sprawdzila wszystkie pomieszczenia. Nikogo nie bylo. Wlamywacze odeszli, pozostawiajac po sobie horrendalny balagan. Mieszkanie zostalo starannie przeszukane i spladrowane. Edyta domyslala sie, czego tamci szukali. Zajrzala do sejfu. Drzwi byly wylamane, a rysunki z pamietnika Inkwizytora zniknely. Westchnela ciezko, sama nie wiedzac, z ulga czy ze zloscia. Po- 223 deszla do telefonu, by wezwac policje. Nie liczyla na schwytanie sprawcy, ale musiala cos zrobic, nie mogla biernie patrzec na to, co sie stalo. Wlasnie podniosla sluchawke, gdy uslyszala ciche skrzypniecie. Odwrocila czujnie glowe, patrzac w kierunku schodow i uwaznie nasluchujac. Dzwiek sie nie powtorzyl, mimo to wiedziala, ze ktos tam jest. Intuicyjnie wyczuwala czyjas obecnosc. Odlozyla sluchawke i stanela pod sciana przy schodach. Ten ktos bedzie musial ja minac, a wowczas ona znajdzie sie za jego plecami. Miala tylko nadzieje, ze tamten nie uslyszy lomotu jej serca. Uderzalo zdecydowanie za szybko i zbyt mocno.Nie slyszala, jak wchodzil po schodach, nie drgnela jednak, gdy zobaczyla mijajaca ja ciemna postac. Poczekala spokojnie, az intruz wejdzie do mieszkania i oddali sie o kilka krokow. Wtedy wlaczyla kinkiet na scianie. Mezczyzna blyskawicznie odwrocil sie w jej kierunku. -Nie ruszaj sie - powiedziala zimno. Znieruchomial. Reka trzymajaca bron byla pewna, a wpatrujace sie w niego oczy zimne. -Tylko spokojnie... - odezwal sie, podnoszac dlonie do gory, by pokazac, ze nic w nich nie trzyma. -Jestem spokojna - odparla Edyta, obchodzac go powoli dookola z bronia gotowa do strzalu. Trzymala sie kilka metrow od niego, by nie zdolal odebrac jej pistoletu. Obrocil sie, nie spuszczajac jej z oczu. Gdy znalazla sie naprzeciwko schodow, cofnela sie o kilka krokow. Wbrew sobie poczul uznanie dla tej kobiety. Zastala zdemolowane mieszkanie, w jej domu znajdowal sie obcy czlowiek, ktorego uwazala za wlamywacza, a mimo to zachowala calkowity spokoj. Okrazyla go i skryla sie w polmroku, skad miala doskonaly widok na schody i na niego. Nie mial szans odebrac jej pistoletu, nie ryzykujac, ze ona wczesniej zdazy pociagnac za spust. Wlasciwie z pewna doza niepokoju odnotowal, ze nie zadzwonila na policje. To powinien byc pierwszy odruch, ona zas stala w polmroku i go obserwowala. Po raz pierwszy poczul przyplyw paniki. Ta kobieta go zastrzeli. Byl tego pewien. -Posluchaj... - zaczal, przelykajac nerwowo sline. -Znam cie - przerwala mu. Przez caly czas zastanawiala sie, gdzie widziala tego czlowieka. Teraz sobie przypomniala. To byl mezczyzna, ktory do niej podszedl przy komisariacie. - Sledzisz mnie? -Nie... To znaczy tak... -Zdecyduj sie... - jej glos brzmial cicho i spokojnie - i podaj mi dobry powod, dla ktorego nie mialabym strzelic ci w glowe. 224 -Nie zamierzam cie skrzywdzic i to nie ja sie wlamalem - powiedzial, starajac sie, by to zabrzmialo wiarygodnie.-Odpowiadaj tylko na pytania - polecila mu zimno. Przeszedl go dreszcz. Potrafilby sobie poradzic z przerazona i rozhistery-zowana kobieta. Ale jej nienaturalny w tej sytuacji spokoj sprawial, ze czul sie, jakby mial do czynienia z wyrachowanym platnym zabojca dzialajacym na zlecenie, automatem, ktory widzi przed soba obiekt, a nie czlowieka. Nie jest dobrze, pomyslal. -Usiadz na sofie - powiedziala cicho, tonem niedopuszczajacym sprzeciwu. Patrzac na nia badawczo, usiadl powoli. - Chyba nie zamierza strzelic mi z tylu w glowe, przemknela mu rozpaczliwa mysl. -Jak strzelisz mi w tyl glowy, nikt nie uwierzy, ze dzialalas w obronie wlasnej... - zaczal, odwracajac sie w jej strone. -Zamknij sie i patrz przed siebie - powiedziala. Instynkt nakazal mu jej posluchac. Teraz tylko spokoj mogl go uratowac. Jesli ona poczuje sie zagrozona, strzeli bez wahania. W absolutnej ciszy slyszal tykanie zegara sciennego, na ktore wczesniej nie zwrocil uwagi. Minelo kilka sekund, ale jemu czas dluzyl sie niemilosiernie. Po chwili zrozumial, o co chodzi kobiecie. Nie zamierzala dokonac egzekucji. Byl tak pochloniety zastanawianiem sie, jak wyjsc calo z tej sytuacji, ze nie zwracal uwagi na to, co sie dzieje wokol. Teraz uslyszal ciche skrzypniecie. Na schodach pojawil sie cien. 5. Michal zatrzymal sie zszokowany. W reku trzymal pistolet, wymierzony w jednego z najlepszych przyjaciol.-Co, do cholery... - Opuscil bron. - Widzialem wylamane drzwi. Nie mow, ze to... -Michal? - Edyta wysunela sie z cienia. Patrzyla na niego z niedowierzaniem. -Nic ci nie jest? - Zrobil krok w jej strone, ale w ulamku sekundy znieruchomial, gdy wycelowala w niego bron. -Co sie dzieje? - spytal ostroznie, rzucajac szybkie spojrzenie na Norberta, ale ten tylko wzruszyl ramionami. Teraz, gdy pojawil sie Nawrocki, tro- 225 che odetchnal. Sadzac po tym, jak spogladala na jego kumpla ta kobieta, to on powinien zarobic pierwsza kulke, pocieszal sie w duchu.-Moze ty mi odpowiesz na to pytanie. - Edyta nie dopuscila siedzacego na sofie nieznajomego do slowa. -Odloz bron... - powiedzial lagodnie Michal, robiac krok w jej strone. -Nie zblizaj sie - ostrzegla go. Widzac, ze sie zawahal, wymierzyla pistolet w glowe tego drugiego. -Nie zblizaj sie - powtorzyla, starajac sie, by brzmialo to spokojnie i stanowczo. W glowie miala metlik, serce omal nie wyskoczylo z piersi. Miala ochote rzucic sie Michalowi z radosci na szyje, a jednoczesnie zwymyslac go za to, ze zostawil ja bez slowa wyjasnienia. Dominujacym uczuciem byla jednak nieufnosc. Ci dwaj sie znali! -Zobacz, odkladam bron. - Wolno podszedl do stolu i polozyl na nim pistolet. W ten sposob chcial znalezc sie blizej niej, ale Edyta cofnela sie ostroznie pod okno. Nadal mierzyla w glowe Norberta, ktory po jej manewrze znalazl sie miedzy nimi. -Pieknie... - mruknal do siebie Mirecki. Znowu jestem celem, pomyslal. - Michal, nie wiem, jak to zrobisz, ale chce wyjsc z tego calo - oznajmil. Nawrocki nie spuszczal wzroku z Edyty. Widzial na jej twarzy nieufnosc. Lekko zmruzone oczy spogladaly zimno. -Ten mezczyzna mnie sledzil. Teraz wlamal sie do mojego domu. Znacie sie - oswiadczyla. - Slucham. Co masz mi do powiedzenia? Patrzyla na niego wyczekujaco, starajac sie ukryc nadzieje, ze ta sytuacja ma racjonalne wyjasnienie, a ona nie pomylila sie co do Michala. Nie znioslaby tego, zwlaszcza ze nie bardzo wiedziala, co zrobi, jesli sie okaze, ze jest inaczej. Nie strzeli do niego, tego byla pewna. -Jestem funkcjonariuszem Komendy Glownej Policji, a konkretnie nadkomisarzem w Biurze Spraw Wewnetrznych - oswiadczyl teraz. - To specjalna sekcja, ktorej celem jest wykrywanie przestepstw popelnianych przez policjantow. Dostalismy zgloszenie, ze w Lipniowie dochodzi do korupcji wsrod funkcjonariuszy, co wiecej, zglaszajacy podejrzewal, ze kilku z nich wspolpracuje z gangiem narkotykowym i chroni jego czlonkow. -Naprawde? To wspaniale. Teraz moge odetchnac z ulga, agencie Bond - zadrwila Edyta. -Mowie prawde... - Michal westchnal. - Niestety, niewiele udalo mi sie ustalic, gdy tu pracowalem. Potem wyniknela sprawa zaginiecia tych dziew- 226 czat i razem z komisarzem Madera z Brzezin doszlismy do pewnych wnioskow. Problem w tym, ze mialem czas tylko do polowy lipca i musialem wracac do Warszawy. Dzwonilem do ciebie, ale wylaczylas telefon. Potem musialem zlikwidowac swoj numer i stracilismy kontakt na kilka dni. - Widzial, ze Edyta mu nie dowierza, ale zauwazyl, ze delikatnie przygryzla zebami warge, jak zawsze, kiedy sie nad czyms intensywnie zastanawiala. Moze nie wszystko stracone, pomyslal z otucha.-Kim on jest? - Wskazala na mezczyzne na sofie. -To Norbert Mirecki, moj przyjaciel z Centralnego Biura Sledczego. Pracowalismy kiedys razem. Poprosilem go, zeby cie pilnowal do mojego powrotu - wyjasnil Michal. -Hm... - Popatrzyla sceptycznie na Mireckiego. -I nie rzucal sie w oczy... - Nawrocki pokrecil glowa, zerkajac na tamtego. -Mam przy sobie legitymacje - odezwal sie mezczyzna. -Niech ja pan polozy na stole i stanie kolo Michala. - polecila Edyta, nadal uwaznie obserwujac obu. Mirecki powoli wyjal legitymacje z kieszeni i polozyl na stole. Potem wstal i wycofal sie w strone Nawrockiego, starajac sie nie prowokowac kobiety nieostroznym ruchem. Edyta wziela legitymacje i przyjrzala jej sie szybko. -I tak nie mam pojecia, czy jest prawdziwa. - Rzucila legitymacje do Norberta, ale zabezpieczyla pistolet i odlozyla na stol. -Jestem za stary do tej roboty... - oswiadczyl Norbert z westchnieniem. -Edyta... - Michal odetchnal gleboko i podszedl do niej. -Nie dotykaj mnie - powiedziala gluchym glosem. Minela go i poszla prosto do kuchni. Wyjela z lodowki butelke zimnej wody. Z emocji zaschlo jej w gardle. - Oklamales mnie... - Odwrocila sie w jego strone. W jej glosie nie bylo jednak wyrzutu, po prostu stwierdzala fakt. -Przykro mi - odparl. - Taka praca. Nie moglem ci powiedziec... -W ilu jeszcze kwestiach mnie oklamales? - spytala, starajac sie ukryc drzenie glosu. Patrzyl na nia wstrzasniety. To niemozliwe, zeby ona... -Edyta! Ty chyba nie myslisz, ze... - Z niedowierzaniem pokrecil glowa. -A co mam myslec? Wyjezdzasz bez slowa. Nie mam z toba kontaktu. Wiesz, ze sprawdzilam wszystkie szpitale? Bylam nawet w komisariacie i mu- 227 sialam znosic docinki Chmiela... - Otarla lze splywajaca po policzku. - Balam sie, ze cos ci sie stalo! - dokonczyla ze zloscia.-Edyta! - Michal podszedl i objal ja mocno. Probowala sie wyrwac. Byla wsciekla. Nie mial prawa zjawiac sie tak nagle i myslec, ze wszystko mozna naprawic jednym skinieniem! Przytrzymal ja, chociaz go odpychala. -Powinienem ci powiedziec wczesniej, ale nie zrobilem tego. Moj blad - mowil cicho z twarza w jej wlosach. Edyta przestala sie szarpac. - Musialem wyjechac, ale nie zostawilem cie samej. Norbert mial na ciebie uwazac. Wrocilem dla ciebie, Edyta. Dla ciebie... -Nieprawda! - syknela. To, ze zmusil ja do sluchania, nie znaczy, ze ona nie ma nic do powiedzenia. - Wrociles, bo masz obsesje... -To prawda. Niemniej to tylko podejrzenia i dla nich nie zaryzykowalbym kariery, a dla ciebie tak - oswiadczyl stanowczo, odsuwajac ja od siebie i patrzac jej w oczy. Odpowiedziala mu spojrzeniem pelnym gniewu. - Bylem gotow na postepowanie dyscyplinarne, nawet chcialem rzucic prace, byle moc tu byc. Z toba! - Zacisnal palce na jej ramionach tak mocno, ze az drgnela. - Nie zostawilem cie - powtorzyl. - I nigdy nie waz sie watpic w to, co do ciebie czuje! - W jego glosie zabrzmial zal. Szykowal sie na klotnie, histerie i rzucanie przedmiotami, choc nie bylo to w stylu Edyty. Swiadomosc, ze ona watpi w jego uczucie, sprawila mu bol. -Moze przestan nia potrzasac i po prostu powiedz, ze ja kochasz - wtracil sie Norbert, obserwujacy z boku cala te scene. -Na ciebie juz pora. - Michal puscil Edyte i spojrzal na niego groznie. -Jasne, jasne. - Tamten wzruszyl ramionami. - Nie musisz mi dziekowac. Nie ma za co - mruknal, zbierajac sie do wyjscia. Nie przejal sie obceso-wym zachowaniem Michala. Nic dziwnego, ze przyjaciel nie chce miec widowni. -Bo nie ma. Zdaje sie, ze uratowalem ci tylek - wycedzil kumpel przez zeby. -Zamierzala pani strzelac? - Mirecki odwrocil sie, stojac u szczytu schodow. Odpowiedziala mu dlugim, pelnym namyslu spojrzeniem. -Nie wiem - przyznala zgodnie z prawda, rozcierajac ramiona tam, gdzie przed chwila Michal sciskal ja palcami. -I ty myslales, ze ona potrzebuje ochrony... - zasmial sie Norbert. Mrugnal wesolo do Edyty i zbiegl po schodach. 228 -Chyba nie ma pretensji, ze go nastraszylam... - powiedziala cicho, slyszac trzask drzwi na dole.-Nie sadze. Michal przeczesal palcami wlosy. Nie wiedzial, czym jeszcze moglby ja przekonac. Wydawalo mu sie, ze powiedzial juz wszystko. Edyta jednak wygladala na poirytowana, ale i rozbawiona, a obie te emocje zdecydowanie nie pasowaly do sytuacji. Mruknal cos zazenowany. -Masz mi cos jeszcze do powiedzenia? - spytala, silac sie na obojetnosc. Ogarnela ja gwaltowna radosc. Wrocil! Do niej! -Nie, wszystko juz wiesz - odrzekl z westchnieniem. Mial nadzieje, ze w koncu mu uwierzy. Moze potrzebowala wiecej czasu? -Naprawde? - Udala zdziwiona. - Twoj przyjaciel sugerowal cos innego... - Na jej ustach zakwitl delikatny usmiech, w oczach zablysly zlote iskierki. Patrzyl na nia ze zmarszczonymi brwiami, nie rozumiejac. Po chwili twarz mu sie rozpromienila. Przypomnial sobie rade kolegi. -Lilith... - mruknal z udana dezaprobata. Jego rozjasnione oczy przeczyly jednak gniewnej minie, gdy przyciagal Edyte do siebie, by ja pocalowac. Uniknela pocalunku i odchylila glowe do tylu. Zerknela na niego spod polprzymknietych powiek i dostrzegla na jego twarzy zaskoczenie. W tej samej chwili Michal doznal olsnienia. Przyciagnal ja ku sobie. -Kocham cie... - powiedzial, patrzac w jej szmaragdowe oczy. Pochylil sie, by ja pocalowac. Tym razem nie protestowala i nie bronila sie, gdy jego jezyk wslizgnal sie do jej ust. Gorliwie oddala pocalunek, wkladajac w niego wszystkie swoje emocje, nadzieje i tesknote. Michal przytulal ja mocno. W tej chwili zniknely wszystkie obawy i zmartwienia, pozostalo tylko pragnienie i pasja, gdy zdzierali z siebie ubrania, nie pamietajac ani o spladrowanym mieszkaniu, ani o wylamanych drzwiach. Edyta nie wiedziala, kiedy znalazla sie przy nim na sofie. Oplotla go rekami i przyciagnela do siebie. 229 Rozdzial XVII 1. Spedzili ranek, walczac z balaganem pozostawionym przez wlamywacza. W tym czasie Edyta zdazyla opowiedziec Michalowi, co uslyszala od ksiedza Adama. Nawrocki z lekkim niedowierzaniem potraktowal nie tyle sama tresc pamietnika, ile jego wplyw na rzeczywistosc dwudziestego pierwszego wieku.-Skarbie, to bylo prawie dwiescie lat temu. Ten pamietnik moze miec znaczenie, ale dla entuzjasty historyka... -Albo fanatyka - przerwala mu Edyta, ukladajac ksiazki na polkach. -Nazywaj to jak chcesz, dla mnie to bzdura. Mowilem ci, co udalo nam sie ustalic z komisarzem Madera. W Lipniowie dziala zorganizowana grupa zajmujaca sie handlem narkotykami. Dilerzy maja powiazania z policja, niestety, jest w to zamieszany Krzysztof Chmiel. Na razie nie mamy twardych dowodow, ale sciagne tu jeszcze paru kumpli. Poweszymy troche na wlasna reke. Zalatwilem sprzet. Damy rade... - przekonywal ja i siebie. -A dziewczyny? - zapytala Edyta. - Zapomniales o seryjnym mordercy? -Nie. Madera ma ciekawa teorie i byc moze - zastrzegl sie - jestem sklonny przyznac mu racje. -Jaka teorie? - Popatrzyla na niego wyczekujaco. -Uwaza, ze to ktos z grupy narkotykowej morduje te dziewczyny. Innego wyjasnienia nie ma. -Hm... - Edyta sie zamyslila. - To calkiem logiczne - przyznala po chwili. - Jezeli ktos z nich jest seryjnym morderca, Chmiel zrobi wszystko, aby sie to nie wydalo. Jesli rzeczywiscie ma za zadanie usuwac slady. -No wlasnie. Za duze ryzyko, ze w razie wpadki sprawca moglby wsypac pozostalych, byle wyciagnac najnizszy wymiar kary - dodal Michal. -Hm... - Zagryzla wargi. - Jedno mnie zastanawia. Przeciez taki ktos stanowi zagrozenie dla calej grupy, no nie? Czy oni nie powinni... No wiesz... - Wycelowala w Michala wyimaginowana bron i udala, ze pociaga za spust. 230 -Nie znalem cie od tej strony - zazartowal. Widzac, ze Edyty nie bawi jego zart, wyjasnil: - Wlasciwie to masz racje. Facet powinien zostac unieszkodliwiony, chyba ze to nie jakis tam pionek, tylko ktos z samej gory.-No tak... O tym nie pomyslalam. - Spojrzala na niego z uznaniem. - Powiesz mi, co macie zamiar teraz robic? -Lukasz Madera ma kilku podejrzanych, za ktorymi pochodzimy. Ja sam nie moge tego robic, bo mnie znaja. Bede kims w rodzaju lacznika i analityka. - Westchnal glosno. Wiedzial, ze predzej czy pozniej czeka go praca za biurkiem, ale zdecydowanie odpowiadala mu wersja - pozniej. Opcja stania z boku nie budzila entuzjazmu, ale nie bylo innego wyjscia. Nie mogl bezposrednio zaangazowac sie w sprawe. -A smierc mojej matki? - spytala cicho. - Wiesz, ze zalezy mi na odkryciu prawdy. Mialam nadzieje, ze mi pomozesz... -Nie mowilem ci? - Udal zdziwienie. - Nasi podejrzani to osoby z listy twojej mamy. Wszyscy. - Obserwowal z usmiechem, jak na jej policzkach wykwitaja rumience, a w oczach pojawia sie blysk podniecenia. -Myslisz, ze moja mama zginela w wyniku jakichs porachunkow narkotykowych? - Takie wyjasnienie bylo oszalamiajace i wrecz nieprawdopodobne. Dotad nie brala czegos takiego pod uwage. -To mozliwe, ale wolalbym jeszcze nie wyciagac ostatecznych wnioskow. Zobaczymy, co uda nam sie odkryc. Sprawdzilas, co zginelo? - zapytal, zmieniajac temat. Rozejrzal sie po mieszkaniu. Udalo im sie juz zaprowadzic jaki taki lad. -Mowilam ci. Tylko rysunki, ktore znalazlam w pamietniku. Nic wiecej - oswiadczyla stanowczo, widzac niepewna mine Michala. Nie wierzyl, ze wydarzenia sprzed dwustu lat moga miec wplyw na terazniejszosc. Nie dziwila sie. Sama traktowala z niedowierzaniem rewelacje ksiedza Adama. Zmienila zdanie po powrocie do domu. Wlamanie na plebanii, podczas ktorego nic nie zginelo, wlamanie do jej domu, a jedyne, co zabral zlodziej, to rysunki. -Nie wierze w takie zbiegi okolicznosci - dodala zdecydowanym tonem. - Dwa wlamania, niemal w tym samym czasie, i jedyne, co ginie, to rysunki z... - Przerwal jej sygnal telefonu. - Przepraszam cie, lepiej odbiore. Moze to Lidka. -Tak, slucham... -... -Ksiadz proboszcz? - zdziwila sie Edyta. -... 231 -Prosze wolniej, nic nie rozumiem. - Sluchala uwaznie przez dluga chwile. Michal widzial, jak zmienil sie wyraz jej twarzy. Najpierw zdumienie, potem oszolomienie, na koncu niedowierzanie pomieszane z niepewnoscia.-Tak, ja tez nie wiem, co o tym sadzic - odezwala sie w koncu. - Musze konczyc, zadzwonie do ksiedza pozniej. - Rozlaczyla sie i popatrzyla na Michala. Wyraz jej oczu byl nieodgadniony. Wczesniejsze emocje zniknely zastapione przez gleboki namysl. -Cos sie stalo? - spytal wreszcie Michal, nie mogac sie doczekac wyjasnien. Edyta odplynela myslami daleko, sadzac po jej nieobecnym spojrzeniu. -Kolejne wlamanie. U przyjaciela ksiedza, konserwatora. Zgadnij, co zginelo... -Pamietnik? - Nie staral sie ukryc zdziwienia, gdy skinela potakujaco glowa. -Ale dlaczego? - Nie rozumial, co tu jest grane. Za duzo zbiegow okolicznosci, za wiele nakladajacych sie na siebie watkow, ktore pozornie nie mialy zwiazku, tak jak sprawa handlu narkotykami i znikniecia mlodych blondynek. - Co tam jest takiego, co... - nie dokonczyl zdania. -Nie wiem. - Edyta zorientowala sie, o co mu chodzi. - Chociaz... Moze patrzymy na to od zlej strony? Dla mnie byl to pamietnik szalenca, mordujacego w majestacie nieludzkiego prawa niewinne kobiety, ale ksiadz Adam obawia sie, ze w niepowolanych rekach... - Zamilkla i popatrzyla niepewnie na Michala. To, co chciala mu powiedziec, raczej nie pomoze rozwiazac tej sprawy, najwyzej jeszcze bardziej ja zagmatwa. Michal nie naciskal. Widzial, ze Edyta zbiera mysli. Odgarnal czule wlosy zaslaniajace jej twarz i czekal. -Ksiadz Adam mowil, ze w pamietniku byly szczegolowo opisane jakies rytualy. Wiem, wiem - nie dopuscila go do slowa, gdy chcial jej przerwac - bzdury sprzed dwustu lat. Tylko ze do tych rytualow, a nawet do swoich prywatnych celow, Inkwizytor wykorzystywal ziola, jakies grzyby, wytwarzal z nich halucynogeny lub cos w tym rodzaju. Proboszcz obawia sie, ze jesli te receptury wpadna w niepowolane rece, to wiesz... -To, co produkuje sie obecnie, legalnie czy nielegalnie, bije na glowe ziolowe mieszanki jakiegos dziewietnastowiecznego klechy! - zauwazyl sceptycznie Michal. -A to szemrane towarzystwo historyczne? Pokazywalam ci ich strone. 232 -Tam nic nie ma. Zwykla strona. No, moze nie taka zwykla... Ale jesli wziac pod uwage, z czego zyje prawie caly Lipniow, czyli z duchow i demonow, to powiedzmy, ze taka reklama miesci sie w standardzie.-Przestan! - zirytowala sie Edyta. - Najpierw gina listy, ktore Lidka znalazla u siebie na strychu, i trafiaja do nich, potem te wlamania. Nie widzisz zwiazku? -Daj spokoj. - Michal wybuchnal smiechem. - Mole ksiazkowe... -Mozesz sie smiac! - Wyrwala mu sie ze zloscia. - Masz lepszy pomysl? -Dobra, nie mam. Na razie przyjmijmy twoje wyjasnienie. Ale wybacz, wlamanie do ciebie nie musi byc w zwiazku z poprzednimi. Zlodziej dostal sie do sejfu i znalazl ryciny. Uznal, ze musza byc cenne, bo inaczej po coz mialyby lezec w ukryciu, i... -Zostawil wiec w spokoju gotowke, sprzet elektroniczny znacznej wartosci i bizuterie wartosci kilkudziesieciu tysiecy zlotych! - odrzekla drwiaco Edyta. -Dobrze. - Michal pocalowal ja w czubek glowy. - Obiecuje, ze postaram sie to wyjasnic, ale nie teraz, dobrze? Na razie zajme sie Chmielem i jego kumplami, a takze zapewnieniem bezpieczenstwa tobie, okej? -A co z Lidka? - Oczy jej pociemnialy z niepokoju. - Tam sie zle dzieje, a ona nie chce odejsc. Mowilam ci, co zrobil Piotr. -Wiem. - Przytulil ja delikatnie i poglaskal po plecach. - Wiem, ze martwisz sie o przyjaciolke, ale co moge poradzic? Nie zabiore jej stamtad sila. -Moze moglbys go... - Zawahala sie. - No wiesz, postraszyc? - Popatrzyla na niego blagalnie. -Mysle, ze na poczatek moglbym przeslac do analizy probke kakao, ktora zabralas z ich domu - odparl Michal. - To bedzie rozsadniejsze niz straszenie, zwlaszcza ze jestem teraz tutaj prywatnie. - Usmiechnal sie, po czesci zirytowany, a po czesci rozbawiony. 2. Lidka stanela jak wryta. Na szczycie schodow pojawil sie Piotr. W takim stanie jeszcze go nie widziala. Byl smiertelnie blady i wychudzony. Pod oczami mial glebokie cienie, ktore dostrzegla z odleglosci kilkunastu metrow. Zauwazyla, ze jest wsciekly. Przez glowe przemknela jej rozpaczliwa mysl, ze trzeba bylo skorzystac z rady Edyty i odejsc od niego. Teraz juz za pozno. Nie 233 rozumiala, co moglo byc powodem jego gniewu. Wpatrywal sie w nia w milczeniu, tylko jego piers unosila sie i opadala w plytkim oddechu. Czula, jak serce podchodzi jej do gardla, dziecko poruszylo sie niespokojnie. Obronnym ruchem przycisnela dlon do brzucha.-Piotr? - odezwala sie drzacym glosem. Z trudem przelknela sline. -Zabronilem ci sie spotykac z ta idiotka z ksiegarni! - Zaczal isc po schodach. Lidka zrobila krok w tyl, ale po chwili sie opanowala. Nie ma zamiaru uciekac. -Nie bedziesz mi wybieral przyjaciol! - Uniosla wyzywajaco glowe, patrzac na niego pogardliwie. - Ale moze ja powinnam zaczac wybierac twoich... - dodala z naciskiem. Wszystko nastapilo tak szybko, ze nie zdazyla zareagowac. Poczula tylko silne uderzenie w twarz, ktore ja oszolomilo. Nie czula bolu, gdy sie osunela na posadzke. -O moj Boze... - jeknal z rozpacza Piotr. - Lidka? Lidka! - Uklakl przy niej przerazony. Lidka byla blada, oczy miala zamkniete. -O moj Boze, o moj Boze... - jeczal ze lzami. - Kochanie, nie chcialem, przepraszam. Blagam, otworz oczy... - mowil, podnoszac jej glowe. Nie zareagowala. Lezala nieruchomo, tylko klatka piersiowa unosila sie jej w plytkim oddechu. Zdenerwowany Piotr wybral szybko numer i czekal na polaczenie. -Daria? Ona sie nie rusza... - powiedzial placzliwie do telefonu, patrzac z przerazeniem na reke czerwona od krwi. Dopiero teraz spostrzegl, ze Lidka ma gleboka rane z tylu glowy. - Tyle krwi... - jeknal. -Piotr! - odezwala sie ostro Wawrzecka. - Czego chcesz? Jestem zajeta! -Daria, uderzylem ja, a wtedy upadla. Nie rusza sie. - Czul, jak lzy splywaja mu po twarzy. -Zabiles ja?! Ty cholerny idioto! - wrzasnela wsciekla. -Nie, oddycha. Przewrocila sie i chyba... stracila przytomnosc... -Dzwon po pogotowie! - polecila zimnym tonem. -Jak mam dzwonic, skoro to przeze mnie... -Nie obchodzi mnie, co im powiesz. Spadla ze schodow, zemdlala, twoj problem. Ale dziecku nic nie moze sie stac, rozumiesz? - Starala sie opanowac furie. Pokiwal glowa, ale sie nie odezwal. W telefonie znowu rozlegl sie glos Darii: 234 -Dzwon po pogotowie. Natychmiast. Jesli cos sie stanie dziecku, zaplacisz mi za to - wysyczala. - Chyba nie chcesz mnie zdenerwowac, prawda? - zapytala zlowrozbnym tonem, od ktorego poczul na plecach ciarki.-Dobrze, juz dzwonie - odparl potulnie. Trzesacymi sie palcami wybral numer szpitala. Dyspozytorka przyjela zgloszenie i kazala mu czekac. Siedzial wiec i patrzyl na zone. Twarz mial pelna cierpienia i strachu. Uniosla glowe i wbila w niego oskarzycielskie spojrzenie. Teofil pobladl gwaltownie. Stanela przed nim zakrwawiona i powalana ziemia, splatane wlosy w nieladzie oslanialy jej nagie ramiona i piersi widoczne spod podartej koszuli. Choc na pozor byla to ta sama Anastazja, jego zona, patrzaca nan kobieta wydawala sie obca. Jej oczy plonely nieziemskim blaskiem. Teczowki jarzyly sie opalizujaca zielenia, przykuwajac i wiezac jego wzrok, odbierajac wole. Twarz nabrala wyrazu drapieznosci, ale zarazem bilo z niej pozadanie. Powolnym, pelnym zmyslowosci ruchem dotknela jego policzka. Pogladzila go po twarzy, a druga reka z calej sily wbila mu w bok sztylet ukryty dotad za plecami. Odslonila w wilczym usmiechu zeby, gdy na twarzy Teofila pojawilo sie zdumienie, polaczone z niedowierzaniem i bolem. Pocalowala go namietnie, po czym odepchnela, nie wypuszczajac z dloni sztyletu. Ostrze wysunelo sie z cichym mlasnieciem, z rany trysnela krew. Teofil osunal sie na ziemie. Gasnacym wzrokiem patrzyl na zone, ktora zaczela isc po schodach, zostawiajac za soba krwawy slad. Ostry bol przywrocil ja do przytomnosci. Szeroko otwartymi oczami patrzyla przerazona na schody. Piotr skierowal wzrok za jej spojrzeniem, ale nie dostrzegl niczego. Powoli zwrocila twarz w jego strone. Czula bolesne pulsowanie z tylu glowy. Kolejny skurcz sprawil, ze jeknela glucho, chwytajac sie za brzuch. -Lidka? Lidka! - Piotr nachylal sie nad nia z troska. Popatrzyla na niego, ale zdawala sie go nie widziec. Na jej twarzy pojawil sie bol i strach. -Zaraz bedzie pogotowie - powiedzial lagodnie, widzac jej napiecie. -Gdzie moje dziecko? - szepnela, glosno chwytajac powietrze. -Dziecku nic nie jest - zapewnil ja. - Chyba zaczelas rodzic... - Popatrzyl niepewnie na powiekszajaca sie wokol niej kaluze. 235 -Dziecko...? - Lidka dotknela brzucha. Poczula ulge. Dziecko nadal w niej bylo, nikt go nie zabral. Zamknela oczy, starajac sie oddychac rowno i spokojnie. Do jej swiadomosci przedarla sie informacja, ze karetka juz jedzie.-Lidka... - Dotknal delikatnie jej twarzy, ale zona odwrocila glowe w druga strone, nie otwierajac oczu. Mimo przeszywajacego ja bolu widziala przed soba oczy tamtego umierajacego mezczyzny. Przepelnialy ja nienawisc, gorycz i determinacja. I pragnienie zemsty, ktore moglo doprowadzic do zbrodni. Jesli cos sie stanie dziecku, Piotr umrze, postanowila. 3. Gdy do niej wszedl, lezala z zamknietymi oczami, twarz miala przezroczysta. Bandaze na glowie i biala posciel potegowaly jej bladosc. Gdyby nie unoszaca sie w oddechu klatka piersiowa, Piotr uznalby, ze jego zona nie zyje.-Lidka? - Zatrzymal sie niepewnie przy lozku. Powoli uniosla powieki i popatrzyla na niego. Nie potrafil okreslic wyrazu jej oczu. Wydawaly sie nieruchome i puste, a moze po prostu obojetne. -Mamy coreczke - odezwal sie, by przerwac ciazaca mu cisze. - Jest zdrowa i sliczna. -Masz szczescie - odrzekla cicho. - Ze jest zdrowa - dodala, widzac, ze Piotr patrzy na nia z grymasem niezrozumienia i zaskoczeniem. -Tak, wiem. - Spuscil glowe i wbil wzrok w blada dlon zony spoczywajaca na koldrze. Lidka obserwowala go czujnie. Piotr wygladal okropnie, z trudem go rozpoznawala. Byl tak chudy, ze kosci obojczyka niemal przebijaly skore. Sine cienie pod oczami poglebily sie. Oczy mial zaczerwienione, dlonie drzaly mu tak mocno, ze zaciskal piesci. -Wybaczysz mi? - spytal pokornie, nie majac odwagi podniesc na nia wzroku. - Wiem, ze zachowywalem sie strasznie. Nigdy sobie nie wybacze tego, co ci zrobilem. Nie przezylbym, gdyby cos sie stalo tobie albo dziecku. - Prosze... - szepnal, podnoszac na nia pelne lez oczy. - Pojade na leczenie. Nigdy wiecej nie tkne zadnego swinstwa. Przysiegam... - zapewnial ja goraczkowo, ale nie odpowiedziala, tylko przygladala mu sie badawczo. - Musisz mi uwierzyc... Kocham cie. I kocham nasze dziecko. Wierzysz mi? Wierzysz? - powtarzal blagalnie. 236 -Nie wiem, czy potrafie ci wybaczyc - odezwala sie w koncu. Glos miala obojetny i znuzony. Sama byla tym zaskoczona. - Nie chodzi o mnie - dodala z westchnieniem - ale mogles skrzywdzic nasze dziecko. Tego ci nie wybacze. - W jej tonie pojawila sie ostra i twarda nuta.-Sam sobie tego nie wybacze. Ale przysiegam, nigdy nie skrzywdze ciebie ani naszego dziecka. Nie zrobie nic, co mogloby cie zranic. Powiedz, ze wrocisz... - Rozplakal sie; drzal caly jak w febrze. -Nie wiem, czy moge ci wierzyc... - Lidka czula wstret do tego czlowieka, jakim stal sie jej maz. Z drugiej strony jednak zaczynala sie lamac. Wczesniejsze postanowienie, ze odejdzie od Piotra, oslablo. Nie wiedziala, co poczac. Przeciez kochala go, wyszla za niego za maz, urodzila ich dziecko. Ich mala coreczke. -Nie poradze sobie bez ciebie... - Przycisnal jej dlon do swojego policzka. Czula jego gorace lzy, ktore splywaly jej po palcach. Zamknela oczy, by ukryc przed nim wlasne lzy. To jej wina, ze nie zauwazyla w pore, co sie z nim dzieje. Powinna byla dostrzec to wczesniej i zareagowac. Zostawila go samemu sobie, bez pomocy. Nie moze teraz opuscic meza. Nie byla pewna, czy nadal go kocha, ale czula sie za niego odpowiedzialna. Edyta szybkim krokiem, prawie biegnac, przemierzala szpitalny korytarz. Rozgladala sie wokol w poszukiwaniu znajomych twarzy, ale bezskutecznie. Stanela przed dyzurka pielegniarek i weszla do srodka, nie czekajac az ktoras sie wychyli. -Szukam Lidii Sianeckiej - wykrztusila, nie zawracajac sobie glowy przedstawianiem sie. -Kiedy ja przywieziono? - Jedna z pielegniarek siegnela po lezacy na biurku wykaz. -Wczoraj... - Edyta z niecierpliwoscia stukala obcasem. -Jest. Sala numer piec - poinformowala ja kobieta. - Tylko nie za dlugo, dobrze? Pacjentka jest jeszcze oslabiona. -Ale wszystko dobrze? - wypytywala ja Edyta. -Nic jej nie bedzie. Mama i corka czuja sie dobrze - odparla tamta z usmiechem. - Pani z rodziny? -Nie, przyjaciolka. - Odetchnela z ulga. - Dziekuje. Niepokoj, jaki ja ogarnal, gdy dowiedziala sie od gosposi Sianeckich, ze Lidka zostala zabrana karetka do szpitala, troche oslabl. Pani Zofia mowila 237 bardzo enigmatycznie. Edyta naprawde sie wystraszyla, gdy tamta oswiadczyla zlowrozbnym tonem, ze powinna zabrac przyjaciolke do siebie. Dlaczego? Tego nie udalo jej sie dowiedziec. Pani Zofia po prostu odlozyla sluchawke.Ruszyla przed siebie, na tyle juz opanowana, ze nie biegla, i szukala wzrokiem numeru sali, gdzie lezala Lidka. Uspokoi sie dopiero, jak zobaczy na wlasne oczy, ze ani przyjaciolce, ani malenstwu nic sie nie stalo. Skrecila w korytarz prowadzacy w lewo i gwaltownie sie zatrzymala. Przed nia stala oparta o sciane Daria Wawrzecka i ze znudzona mina ogladala krwistoczerwone paznokcie. Nie zauwazyla Edyty, ktora przystanela, zdumiona jej obecnoscia. Zaintrygowana Edyta po chwili zrobila krok w jej strone, gotowa do konfrontacji, ale sie wycofala, gdy drzwi do sali, w ktorej lezala Lidka, otworzyly sie i stanal w nich Piotr. Wlascicielka restauracji leniwie podniosla na niego oczy. -Udalo sie - powiedzial zadowolony. - Wroci ze mna do domu. - Na jego twarzy zajasnial pelen satysfakcji usmiech. -Masz szczescie... - mruknela zimno Daria. - Wiesz o tym, prawda? Sianecki pokiwal z zapalem glowa. -To sie wiecej nie powtorzy, przyrzekam - zapewnil goraco Wawrzecka. -Oby... - Poglaskala go delikatnie po twarzy. - Doprowadz sie do porzadku, cuchniesz... - Wykrzywila sie ze wstretem. Edyta obserwowala ich zza rogu korytarza. Nie wiedziala, jak ma rozumiec to, co zobaczyla, ale poczula niepokoj. Sytuacja byla dziwna. Co tu robila Daria? Czego chciala? Dlaczego Piotr zachowywal sie w ten sposob? - zastanawiala sie, spogladajac za odchodzaca kobieta. Co tu, u diabla, jest grane? - Skrecila ponownie w korytarz, gdzie znajdowala sie sala numer piec, i stanela oko w oko z mezem Lidki. Przez jego twarz przemknal trudny do zidentyfikowania grymas - zaskoczenia czy tez moze niecheci. Edyta podejrzewala, ze obie te rzeczy naraz. -Dzien dobry - odezwal sie pierwszy. -Przyszlam do Lidki - powiedziala sztywno, nie starajac sie nawet ukrywac swojej antypatii. -Odpoczywa. Moze bedzie lepiej, jak odwiedzi ja pani innym razem... -A moze Lidka sama o tym zdecyduje. - Uprzejmosc Edyty byla pozorna. Jej nieustepliwy ton i pelne pogardy spojrzenie bardziej niz slowa mowily mu, co o nim myslala. 238 Zirytowany i zazenowany zarazem zdjal okulary i zaczal przecierac szkla dolem koszuli.-To nie jest dobry moment na... - Urwal w polowie zdania, poniewaz Edyta minela go bez slowa. Kiedy juz zniknela w szpitalnej sali, stal jeszcze chwile, najwyrazniej nie wiedzac, co ze soba zrobic. Lidka lezala podlaczona do kroplowki. Edyta ogarnela jednym spojrzeniem jej biala jak przescieradlo twarz i opatrunek na glowie. Natychmiast domyslila sie, co bylo przyczyna wczesniejszego porodu. -Piotr cie pobil? - spytala ze zloscia, wskazujac na bandaze. Lidka drgnela przestraszona. Nie uslyszala jej wejscia, pograzona w rozmyslaniach. -Edyta! - zawolala z radoscia i ulga, wyciagajac reke. Edyta usiadla przy lozku i starajac sie opanowac negatywne emocje, by nie denerwowac przyjaciolki, spytala z troska: -Co sie stalo? To Piotr? -Tak. - Lidka dotknela swobodna reka glowy. - Uderzyl mnie - przyznala. - Nic nie mow, prosze... - powstrzymala Edyte. - Wszystko wiem. Ale stalo sie. Teraz najwazniejsze jest to, ze nasza coreczka urodzila sie cala i zdrowa. - Przymknela oczy. -Ciesze sie, ze wszystko w porzadku - powiedziala Edyta po dluzszej chwili milczenia. -Jest sliczna. - Na ustach Lidki pojawil sie slaby usmiech, oczy jej rozblysly. - Wiem, ze wszystkie matki tak mowia, ale moja coreczka naprawde jest sliczna. Widzialas ja? - zapytala. -Nie. - Edyta pokrecila glowa. - Przyszlam prosto do ciebie. -Anastazja. -Co? - Obejrzala sie za siebie, ale nikogo nie zobaczyla. - Nie rozumiem... - Popatrzyla z niepokojem na rozpromieniona twarz przyjaciolki. Lidka wymowila to imie w taki sposob, jakby ktos tu byl. -Moja coreczka. Bedzie sie nazywala Anastazja - wyjasnila ubawiona zdziwieniem Edyty. -Och... - Tamta parsknela krotkim zduszonym smiechem. - Teraz rozumiem. -Nie jestem pewna, czy ja to rozumiem - powiedziala z westchnieniem Lidka. - Ale kiedy ja zobaczylam po raz pierwszy, pomyslalam o niej jako o Anastazji. I nie zwariowalam - dodala, widzac podejrzliwe spojrzenie przyjaciolki. - To piekne imie. Powiedz lepiej, co u ciebie? Jak sie trzymasz? 239 -Michal wrocil - wyznala Edyta z lekkim zawstydzeniem. Miala wyrzuty sumienia, ze jest taka szczesliwa, podczas gdy Lidce swiat walil sie na glowe.-Chyba nie do pracy...? -Nie, do mnie. - Nie potrafila ukryc radosci. - Chyba mnie kocha. -Nie chyba, tylko na pewno. - Lidka najwyrazniej cieszyla sie jej szczesciem. - Inaczej po coz mialby wracac? - Zmarszczyla zabawnie nos. -Kiedy wychodzisz? - Edyta postanowila zmienic temat. Nie chciala rozmawiac o Michale. Przyjaciolka moglaby zadawac pytania, na ktore nie wolno jej odpowiedziec. -Nie wiem jeszcze, pewnie za kilka dni. - Tamta wzruszyla ramionami. -Przygotuje pokoj dla ciebie i dla dziecka - zaproponowala ostroznie Edyta, z niepokojem czekajac na jej reakcje. Przyjaciolka zesztywniala; na jej twarzy pojawilo sie napiecie. -Wracam do domu - odparla z determinacja. -Lidka... - szepnela zaskoczona, mimo ze oczekiwala takiej odpowiedzi. Do ostatniej chwili ludzila sie jednak, ze bedzie inaczej. - Nie mozesz... - wyjakala z trudem. -Wiem, co chcesz powiedziec. To dran i powinnam go zostawic. Ale jest moim mezem i potrzebuje pomocy, a moja coreczka powinna miec ojca. -Nie wierze - powiedziala Edyta zszokowana jej slowami. - Jak mozesz? Przeciez on cie skrzywdzil. Jaka masz gwarancje, ze... -Ciebie tez Michal skrzywdzil. Zostawil cie bez slowa. Dlugo musial cie przekonywac, zebys przyjela go z powrotem? Nie sadze. - Lidka podniosla glos. -To nie to samo - bronila sie Edyta. -Jestes moja przyjaciolka, ale nie pozwole ci sie wtracac - oswiadczyla tamta twardo. - Idz juz... Jestem zmeczona, chce mi sie spac. - Zamknela oczy. Nie otworzyla ich, dopoki sie nie upewnila, ze jest sama. Dopiero wowczas pozwolila sobie na lzy. Edyta miala racje, ale co z tego? Rozsadek i uczucia niewiele maja ze soba wspolnego. Nie moze tak po prostu zostawic Piotra, nie moze pozbawic go dziecka. Byl taki szczesliwy, gdy pielegniarka pozwolila mu wziac mala na rece. Zreszta obiecal jej, ze teraz bedzie inaczej. Obiecal. 240 4. Edyta siedziala w samochodzie z glowa oparta o kierownice. Zawiodla jako przyjaciolka. Nie wiedziala, gdzie popelnila blad, ale wiedziala, ze zawiodla. Moze nie powinnam tak naciskac na Lidke, wyrzucala sobie. Uniosla glowe i zapatrzyla sie na wystawe ksiegarni, ale niewiele widziala. Przed oczami miala wyraz twarzy przyjaciolki, gdy ta ja wyprosila. Edyta nie potrafila zrozumiec zachowania Lidki. Z ciezkim westchnieniem wysiadla z samochodu i weszla do ksiegarni. Ogarnela szybkim spojrzeniem klientow i uznajac, ze Sara poradzi sobie sama, skierowala sie wprost na zaplecze. Zamierzala schronic sie w mieszkaniu, sam na sam ze swoimi myslami.-Prosze pani! - Glos Sary zmusil ja, by sie zatrzymala. -Nie teraz, Saro, pozniej. -Ale prosze pani... - zaprotestowala slabo dziewczyna. Edyta zniknela w korytarzu. Sara wykrzywila sie za plecami szefowej, nie miala jednak czasu na zlosc, gdyz otoczyli ja klienci i musiala ich obsluzyc. Tymczasem Edyta poszla prosto na pietro. Otworzyla drzwi i zatrzymala sie zaskoczona u szczytu schodow, skad miala doskonaly widok na salon i kuchnie. Tam wlasnie, przy jej lodowce, stala naga kobieta, owinieta w recznik kapielowy, ktory konczyl sie tuz pod posladkami. Mokre wlosy opadaly jej na ramiona. Edyta zauwazyla ze zdumieniem, ze nieznajoma czuje sie u niej calkiem swobodnie. Wlasnie odwrocila sie w jej kierunku, wkladajac do ust spory kawalek sera. -O, czesc - poprawila opadajacy recznik - nie zauwazylam cie. - Teraz patrzyla na nia z zaciekawieniem. Edyta z jeszcze wiekszym zdumieniem odnotowala, ze tamta nie wydaje sie zaskoczona czy tez zazenowana. Nie, nic z tych rzeczy. Nieznajoma tylko przygladala jej sie z ciekawoscia, jakby widziala przed soba obraz muzealny, ktorego tresc jest nieodgadniona. -Jestem Alina - przedstawila sie i podeszla z wyciagnieta na powitanie reka. -Edyta - odparla automatycznie, sciskajac podana jej dlon. -Ladne mieszkanie - pochwalila ja kobieta. -Dziekuje. Edyta odpowiadala jak automat. Probowala zmusic do aktywnosci choc jedna szara komorke. Bezskutecznie. Caly limit logicznego, chlodnego rozu- 241 mowania i zelaznego opanowania zostal wyczerpany w dniu, gdy ktos wlamal sie do jej mieszkania, a potem przylapala w nim Norberta Mireckiego.-Nie masz pojecia, kim jestem, prawda? - zrozumiala Alina. - Powinnam sie domyslic... Przepraszam, ale myslalam, ze Michal cie uprzedzil, iz sciagnie kilka osob do pomocy... -Do pomocy? - powtorzyla slabo Edyta, lustrujac ja uwaznie. Nieznajoma byla wysoka i postawna, mocno zbudowana, miala sylwetke muskularna, ale proporcjonalna i zgrabna. Wygladala jak lekkoatletka, choc nie byla az tak umiesniona. Wysokie kosci policzkowe, pelne wargi, zgrabny nos i ogromne brazowe oczy dopelnialy atrakcyjnego wygladu. -Nazywasz sie Edyta Mielnik, prawda? - upewnila sie tamta. -Tak, przepraszam. Po prostu jestem zaskoczona. - Udalo jej sie w koncu wziac w garsc. - Rzeczywiscie wspominal, ze przyjedzie kilku kolegow, zeby mu pomoc, ale... - Zamilkla. Michal nie wspominal bowiem, ze jednym z jego pomocnikow nie bedzie on, tylko ona. Nie wspominal tez, ze ta ona bedzie biegala nago po mieszkaniu. -Nie spodziewalas sie kobiety? - domyslila sie Alina. - Zwazywszy na to, jak nastraszylas Norberta, nie potraktuje twojego zdziwienia jako przejawu dyskryminacji. - Rozesmiala sie, wyraznie rozbawiona zazenowaniem Edyty. - Nazywam sie Alina Domaniecka, pracowalam z Michalem w Centralnym Biurze Sledczym. Teraz pracujemy razem w Biurze Spraw Wewnetrznych. Michal niepokoil sie o twoje bezpieczenstwo i chcial, zeby ktos mial na ciebie oko. Nie zawsze bedzie mogl tutaj byc - wyjasniala. - Oczywiscie moglby sie wymieniac z ktoryms z kolegow, ale zawsze kolezanka ze studiow - w tym momencie wskazala na siebie, jednoczesnie mrugajac porozumiewawczo - jest mniej podejrzana niz przychodzacy co noc inny mezczyzna. -Fakt - przyznala Edyta z usmiechem. - To byloby podejrzane. -No... - Alina cmoknela z zadowoleniem. - Zajelam maly pokoj. Nie gniewasz sie? -Nie. - Otrzasnela sie juz ze zdumienia. - Wszystko w porzadku. Po prostu nie spodziewalam sie nikogo... - dodala, rzucajac torebke na stolik i wchodzac do kuchni. Marzyla o kawie. Duzej i mocnej. -A juz na pewno nie polnagiej kobiety krecacej sie pod wasza nieobecnosc w twoim mieszkaniu - dokonczyla tamta. - Rozumiem. Powinnam sie cieszyc, ze mnie nie zastrzelilas... -Bez przesady... - Edyta nastawila czajnik. - Nie zamierzalam do niego strzelac. 242 -W takim razie powinnas zawodowo grac w pokera - stwierdzila Alina. - Swietnie blefujesz. Norbert byl przekonany, ze juz po nim. Kiedy przeciwnik da sie poniesc emocjom, wszystko moze sie zdarzyc. Oczywiscie mozesz zawsze liczyc na blad, ktory cie uratuje. Ale jesli osoba stojaca naprzeciw ciebie trzyma w reku odbezpieczony pistolet i nawet nie mrugnie powieka, a glos jej nie drzy, to wiesz, ze masz klopoty. I to spore. - Rozsiadla sie przy kuchennym stole. - Moge tez dostac kawy?-Yhm... - Edyta wyjela z szafki dwa kubki i nasypala rozpuszczalnej kawy. - Ja tak reaguje na stres. Im ze mna gorzej, tym bardziej jestem opanowana. Przynajmniej pozornie, bo tak naprawde to ogarnia mnie blokada. Oczywiscie po fakcie rozsypuje sie na setki czesci - wyznala, podajac tamtej parujacy kubek. Alina nie odpowiedziala. Zajeta kawa przygladala sie uwaznie spod rzes wlascicielce mieszkania. Edyta Mielnik na pierwszy rzut oka byla zwyczajna, zadbana kobieta, ktora najwyzej mozna bylo nazwac ladna. Jej uroda nie powalala na kolana. Miala w sobie jednak niesamowity magnetyzm, chociaz chyba nie do konca byla go swiadoma. Gdy postawila kubek na stole, slonce padlo na jej wlosy, ktore zalsnily jak zloto, a zielone oczy rozblysly. Alina rozumiala juz, co przyciagnelo do tej kobiety Michala. -Ilu was bedzie? - przerwala milczenie Edyta, kiedy juz obie dokladnie sie wzajemnie obejrzaly. -Poza Norbertem i mna? Nie jestem pewna... - Alina zastanawiala sie chwile. - Na pewno bracia Slowikowscy pomoga. Jeden z nich to geniusz komputerowy. Pracuje z nami w biurze. Drugi woli pracowac na wlasna reke, ma agencje detektywistyczna. Michal wspominal, ze sciagnie od niego troche sprzetu. No i ci dwaj policjanci z Brzezin... Wspominal tez cos o kumplach z czasow, gdy pracowal jako wywiadowca w CBS, ale nie wiem, kogo sciagnie - dodala jeszcze. - Dowiemy sie w swoim czasie - zakonczyla ze spokojem. -Hm... - Edyta nie kryla niezadowolenia. Do tej pory to ona znajdowala sie w centrum wydarzen. Teraz wszystko ja omijalo. -Jestes zla, ze odsunal cie na bok? - Alina domyslila sie natychmiast, w czym rzecz. - Tak jest lepiej - zapewnila ja. - Jestesmy z zewnatrz, wiec mozemy zachowac obiektywizm. Poza tym znamy sie na tym, co robimy, i latwiej nam sie porozumiec. Ale badz pewna, ze jesli zajdzie taka potrzeba, Michal na pewno poprosi cie o pomoc. 243 -Daj spokoj, nie jestem dzieckiem - zachnela sie Edyta. - Rozumiem to. Po prostu trudno mi sie pogodzic z mysla, ze teraz ktos inny wszystkim sie zajmie... - wyjasniala niechetnie.Nie miala nic przeciwko Alinie, nawet jesli ta paradowala nago w jej mieszkaniu. Nie chciala byc zle zrozumiana. Ogarnelo ja tylko dziwne wrazenie, ze tamci nagle zaczeli decydowac o jej zyciu, nie pytajac jej o zdanie. Doszla jednak do wniosku, ze skoro wierzy Michalowi, a on ufa swoim kolegom, to nie powinna sie sprzeciwiac. Najwazniejsze to schwytac morderce. Nie wiadomo, ile dziewczat moglo juz zginac. I ile jeszcze zginie, jesli im sie nie uda go zlapac. -Czesc, dziewczyny. - Byly tak zajete rozmowa, ze nie uslyszaly, jak wszedl Michal. -Hej... - Alina uniosla kubek w powitalnym toascie, zupelnie nieskrepowana brakiem ubrania. -Poznalysmy sie juz. - Edyta rzucila mu chlodne spojrzenie. - Dzieki, ze mnie uprzedziles. -Przepraszam, wylecialo mi z glowy. - Przeczesal palcami wlosy zaklopotany. - Jestes zla? -Nie, nie jestem. Po prostu powinienes mi powiedziec. - Odstawila kawe i podeszla do niego. Wspiela sie na palce i pocalowala go delikatnie w policzek. - Cos jeszcze wylecialo ci z glowy? - spytala z ironia, odsuwajac sie szybko. -Tak, to. - Przyciagnal ja do siebie i zaczal calowac. -Mna sie nie krepujcie... - Alina wyszla z kuchni, przewracajac oczami. Takie czulosci byly zdecydowanie nie w jej guscie. -Bylam u Lidki - powiedziala Edyta, gdy w koncu oderwali sie od siebie. -Co z nia? - zaniepokoil go nagly cien w jej oczach. -W porzadku. Urodzila dziewczynke, chce ja nazwac Anastazja. Ale nie to mnie martwi. Ma zabandazowana glowe; przyznala sie, ze Piotr ja uderzyl. Mimo to wraca do niego. Nie rozumiem tego. - W jej glosie slychac bylo zal i gniew. -Nie pomozesz jej na sile. - Michal westchnal, przytulajac ja do siebie. - Mozesz tylko przy niej byc i pomagac jej bez wzgledu na decyzje, jakie podejmie. Wazne, zeby miala swiadomosc, ze nie bedziesz jej oceniac ani do niczego zmuszac. Gdy przyjdzie czas, musi wiedziec, ze ma przyjaciolke, na ktora zawsze moze liczyc. Nic wiecej nie mozesz zrobic. 244 -Pewnie masz racje - przyznala niechetnie. - Ale to nie wszystko. Widzialam tam Darie. Rozmawiala z Piotrem. Bylo w tym cos dziwnego...-W jakim sensie? -Nie umiem tego wyjasnic. Z jednej strony mialam wrazenie, ze cos ich laczy, wiesz, romans. Ale z drugiej... - Zawahala sie, niepewna, czy uda jej sie wlasciwie wyrazic swoje odczucie. - On chyba sie jej bal... 245 Rozdzial XVIII 1. Edyta stosunkowo szybko przyzwyczaila sie do swojej wspollokatorki. Alina byla wrecz niezauwazalna. Jako bystra obserwatorka, przyzwyczajona do pracy w terenie, umiala schodzic ludziom z drogi i nie rzucac sie w oczy. Teraz siedziala na sofie i przegladala dokumenty.-Masz cos ciekawego? - spytala Edyta. Alina chetnie zapoznawala ja z wszelkimi aspektami sprawy, co z pewnoscia wzmacnialo rodzaca sie miedzy nimi przyjazn. -Trudno powiedziec - odrzekla, nie podnoszac glowy. - Pomozesz mi? - zaproponowala. -Jasne. - Edycie nie trzeba bylo dwa razy tego powtarzac. - Co mam robic? -Nasz geniusz wyselekcjonowal z ostatnich pieciu lat zaginiecia nastolatek pasujacych wygladem do upodoban naszego sprawcy. Staram sie znalezc punkty wspolne. Moglabys wziac tamte akta - wskazala na odlozona sporych rozmiarow sterte wydrukow - i je posegregowac? Ale nie wedlug dat zaginiecia, tylko miejsc, gdzie widziano ostatnio te dziewczyny, okej? -Dobra. Zaden problem. - Edyta zebrala dokumenty i przeniosla sie na stol kuchenny. - Moge o cos zapytac? - zawolala stamtad. -Jasne - odparla machinalnie Alina. - Tylko od razu mowie, ze nie znam zadnych bylych Michala, o ktorych moglybysmy pogadac - uprzedzila. -W takim razie chetnie zaloze, ze nie ma zadnych bylych, o ktorych warto byloby gadac - odgryzla sie zartobliwie Edyta. - Gdyby jakies byly, pewnie bys wiedziala o ich istnieniu. -Pewnie tak - odrzekla tamta z usmiechem. - Co chcialas wiedziec? -Michal wczoraj rozmawial przez telefon z kims o imieniu Rafal. Mowili cos o zapleczu i wsparciu. Pytalam, o co chodzi, ale musial wyjsc. Na noc oczywiscie nie wrocil. - Skrzywila sie niechetnie na mysl, jak szybko przyzwyczaila sie do czyjejs obecnosci w swoim zyciu. Od lat byla sama, a od czasu gdy Michal z nia zamieszkal, nie mogla bez niego zasnac. 246 -Zaplecze... pewnie mial na mysli aparature Rafala. To ten z agencji detektywistycznej. Zjechal tu z calym sprzetem komputerowym i technicznym, ktorego my nawet nie potrafimy obslugiwac. Bajerant... - mruknela pod nosem pod adresem tamtego.-Rafal to brat Darka? - upewnila sie Edyta. Miala okazje rozmawiac kilkakrotnie ze Slowikowskim, gdy prosila w imieniu Michala o sprawdzenie roznych niezbednych rzeczy. -Zgadza sie. Poza tym przyjechalo dwoch naszych... Och, sorry, nasi to chlopaki z CBS, Grzegorz Kalina i Marek Danielewicz. Zdaje sie, ze Marek ostatnio przeszedl do antyterrorystow. Podobno w poprzedniej pracy mial za duzo stresow. - Alina zachichotala. - Latanie w czarnej kominiarce raczej go nie zrelaksuje. Prawda jest taka, ze facet nie moze zyc bez adrenaliny. Nie chcialabys wiedziec, jak spedza wakacje. -Tutaj...? -Tutaj tez. Uprawial sporty ekstremalne, ale uznal, ze to nuda i prawdziwe emocje przezywa na ulicy. Koszmar. Wszyscy kozakujemy, zeby ukryc strach - powiedziala z nagla powaga. - Tylko glupiec sie nie boi. Edyta nie wiedziala, jak zareagowac na to nagle wyznanie. -Strach uruchamia instynkt samozachowawczy. Ale dosc o tym. - Alina machnela reka. - Nie powinnas nawet znac nazwisk naszych chlopakow. Nie ujawniamy sie z nasza praca. Co jeszcze chcesz wiedziec? -Wlasciwie jedno. Mowilas, ze ten Rafal przywiozl cale zaplecze komputerowe. Gdzie sie rozlokowali? -U twojego przyjaciela. Byl niezwykle chetny do wspolpracy. - Alina wrocila do przegladania akt. -Przeciez ja nie mam w Lipniowie przyjaciol - odparla wolno Edyta. -Doprawdy? A ksiadz proboszcz? -Nie przepada za mna... -Mozliwe, ale Michal przedstawil mu sprawe i dostalismy pokoje na plebanii. -Cos takiego... A to nie bedzie wygladalo podejrzanie? Tamci sie nie zorientuja? - Edyta jakos nie potrafila sobie wyobrazic utrzymania w tajemnicy obecnosci czterech obcych osob na plebanii. -Nie rzucaja sie w oczy. Wchodza przez kosciol. Wszystko gra - zapewnila ja Domaniecka. - Bierz sie do pracy... - polecila. Edyta machinalnie zaczela przegladac wydruki. Starala sie nie zwracac uwagi na twarze mlodych dziewczyn. Zdjecia niejednokrotnie przedstawialy 247 nastolatki w otoczeniu najblizszych, usmiechniete i radosne, albo powazne i dziecinne na zdjeciach legitymacyjnych. Serce pekalo jej z bolu, gdy zastanawiala sie nad losem uciekinierek i powodami, dla ktorych zdecydowaly sie opuscic rodzinne domy. Skoncentrowala sie na raportach. Na odrebnym arkuszu sporzadzila tabele i stopniowo zaczela ja wypelniac. 2. Michal wpadl do mieszkania tylko na chwile, po to, zeby sie przebrac. Byl wdzieczny Edycie, ze nie skomentowala jego wygladu ani dlugiej nieobecnosci. Nie wiedzial, czy zawdzieczal to Alinie, ktora odpowiadala na wszystkie pytania, a moze charakterowi swojej ukochanej, rozumiejacej, ze teraz sa inne priorytety niz oni dwoje. Cokolwiek to bylo, Michal docenial postawe Edyty.-Wiesz, ze mialas racje co do tego towarzystwa historycznego? - powiedzial z pelnymi ustami, pochlaniajac zapiekanke z makaronu. -Co do czego mialam racje? - Utkwila w nim zaciekawione spojrzenie. -Wiesz, kazalem Darkowi sprawdzic liste czlonkow i wyszla dziwna rzecz. Od lat do tego stowarzyszenia nalezy tylko kilka osob, nie przyjmuja nikogo nowego od czasu smierci twojej mamy. Dziwne, nie? Takie grupy, jesli dzialaja oficjalnie, to na ogol utrzymuja sie ze skladek czlonkowskich i tym podobnych oplat, wiec szukaja nowych czlonkow. A oni nic. Zamknieta kasta. -To po co im strona internetowa? - zapytala po chwili milczenia Edyta. -No wlasnie. Tez mnie to zastanowilo. Darek sprawdza, o co tu chodzi. Musze leciec - oswiadczyl i zerwal sie z krzesla. -Czekaj! - Edyta chwycila go za rekaw. - Znalezliscie cokolwiek? -Tak, calkiem sporo. Udalo nam sie nagrac kilka ciekawych spotkan, mamy dowody na korupcje i handel narkotykami. Wymyka nam sie jednak szefostwo. Czekamy i obserwujemy. -Jak wam sie udalo... - Byla oszolomiona. Z jego slow wynikalo, ze w ciagu kilku dni odkryli wiecej niz przez ostatnie polrocze. -Sledzimy, kogo trzeba, obserwujemy, podsluchujemy... -Podsluchy sa nielegalne - wytknela mu. -Nie zakladamy podsluchow! - Michal sie rozesmial. - Mamy inny sprzet. Ale to w sumie niewazne, bo widzisz, chodzi o to, zeby sie znalezc we 248 wlasciwym miejscu o wlasciwym czasie. Informacja z podsluchu sluzy nam tylko do tego, zeby sie dowiedziec, gdzie i kto. Naprawde musze juz leciec - powiedzial z zalem.-Wiem, lec... - Patrzyla za nim, jak zbiegal po schodach. -Jak ci idzie? - Za jej plecami stanela Alina. -Jak ty to robisz? -Co takiego? - Tamta nie rozumiala, o co chodzi. -Znikasz, kiedy trzeba, i pojawiasz sie na horyzoncie, gdy pole jest juz czyste - wyjasnila Edyta. Rzeczywiscie Alina wycofywala sie zawsze, gdy jej obecnosc byla niepozadana. Nastepnie pojawiala sie w ulamku sekundy, tak jak teraz, kiedy Michal juz wyszedl, albo wiedziala, ze nie bedzie przeszkadzac. -Szosty zmysl, intuicja... - Domaniecka wzruszyla ramionami. - A tak na powaznie, to sluch absolutny. Uslyszalam kroki na schodach, wiec uznalam, ze sa dwie opcje. Albo Michal wyszedl i pole czyste, albo ktos przyszedl, wiec i tak nie bede przeszkadzac, bo przeszkodzil wam juz ktos inny - wyjasnila. - A teraz powiedz, jak tam twoje wykresy? - zmienila ton na bardziej oficjalny. Edyta podziwiala te umiejetnosc. W jednej chwili swietna kolezanka, wesola, wyluzowana, w nastepnej - sucha, chlodna i oficjalna pani komisarz. -Trudno powiedziec. Miejsca sa rozne i nic z nich nie wynika. Impreza u kolezanki, randka z chlopakiem, dworzec. Ale wiesz, co zrobilam? Zakreslilam na mapie okreg sto kilometrow i wybieram teraz zaginiecia wylacznie z tego rejonu. - Pokazala mape rozlozona na podlodze, gdzie czarnym flamastrem zaznaczyla wspomniany teren. -Dlaczego sto? - dociekala Alina. -Tak sie zastanawiam... Przeciez morderca nie moze oczekiwac, ze porwane dziewczyny beda grzeczne i spokojne, prawda? Nawet jesli zwabia je do samochodu podstepem, to musi sie liczyc, ze w pewnym momencie moga cos zauwazyc, zmienic zdanie, bede probowaly wysiasc albo zaczna krzyczec i wzywac pomocy. Trasa nie moze byc zbyt daleka. -Moze je oszolomic narkotykiem... - zasugerowala policjantka. -Owszem, ale wyobrazilam sobie, ze wioze nieprzytomna dziewczyne w samochodzie i nagle zatrzymuje mnie drogowka. Co wtedy? -Mow dalej. - Alina byla zaintrygowana jej tokiem myslenia. 249 -Morderca jest ostrozny, przebiegly, inteligentny - wyliczala Edyta. - Nie podejmuje zbednego ryzyka. Najlepiej sie czuje na naszym terenie, bo w razie wpadki moze liczyc na pomoc, prawda?-Powiedzmy... - Alina miala watpliwosci co do teorii Madery, ze morderca jest ktos z szefostwa gangu narkotykowego. Ale nigdy nie odrzucala z gory zadnych hipotez. Zycie nauczylo ja, ze tam, gdzie w gre wchodza ludzie, nie ma rzeczy niemozliwych. -Poza tym swietnie zna nasz teren. Wie, gdzie podrzucic zwloki, ma swoja kryjowke. Wiec z jednej strony mysle, ze nie bedzie porywal dziewczyn dwa kilometry od domu, ale z drugiej - nie powinien ryzykowac dalekiej jazdy. Wyznaczylam wiec sobie sto kilometrow i sprawdzam. -Okej, moze byc... - zgodzila sie Alina. - Masz cos? -Wlasciwie dopiero zaczelam - przyznala sie Edyta.- Mam tylko dane sprzed pieciu i czterech lat. -Jak skonczysz, to mi pokaz - polecila Domaniecka i wrocila do przegladania dokumentow. Za dzien lub dwa, kiedy sie z tym upora, pojedzie do starego, rzuci mu raport na biurko i zazada pomocy. Zgromadzili dosc materialu, zeby zatrzymac pol komisariatu, a jeszcze wiecej bedzie mialo do roboty CBS. Kto by podejrzewal, ze w tym spokojnym niewinnym miasteczku moze dzialac tak zorganizowana szajka? W dodatku, co bylo dla Aliny kompletnym zaskoczeniem, ci ludzie byli ze soba powiazani finansowo, majatkowo i wiezami krwi od pokolen. Doslownie jak mafia sycylijska, pomyslala. 3. Edyta z niezadowoleniem spogladala na mape. Na podstawie sporzadzonej tabeli zakreslila miejsca, w ktorych zaginione dziewczyny byly widziane po raz ostatni, w tym czerwonymi pinezkami zaznaczyla punkty, gdzie doszlo do porwania lub proby porwania, o czym sie dowiedziala od komisarza Madery.-Nic z tego nie wynika! - Ze zloscia rzucila pudelko z pinezkami na stol. - Nic! Strata czasu! -Nie powiedzialabym. - Alina ze spokojem studiowala mape. - Nie wszystkie porwania sa dzielem naszego maniaka. Wiekszosc z nich trzeba odrzucic. Musisz przyjac pewien schemat i sprawdzic, czy dziala. 250 -A moze probujesz mnie czyms zajac, zebym nie wchodzila wam w droge? - Nagle podejrzenie kazalo Edycie zwatpic w wartosc wykonywanego zajecia.-Nie. Nie zwyklam tracic czasu ani wlasnego, ani cudzego. Jej nieufnosc nie wyprowadzila z rownowagi pani komisarz. -Zastanowmy sie... - mruczala do siebie, sprawdzajac dane z tabeli i na mapie. - Odrzuc na poczatek miejsca publiczne typu kawiarnie czy kina i spotkania z przyjaciolmi - polecila. Zawstydzona swoimi podejrzeniami Edyta zrobila, co jej kazano. -Dobrze - Co oznaczaja czerwone pinezki? - spytala Alina, marszczac brwi. - Miejsca znalezienia cial? Nie mamy tych danych, prawda? Z wyjatkiem tamtych dwoch dziewczyn... -Nie - przerwala jej Edyta - to sa miejsca, gdzie wedlug Madery doszlo do prob uprowadzenia. Traktuje jako pewnik, ze to dzialanie porywacza - wyjasnila. -No dobrze, to co my tu mamy? - Tamta sprawdzila oznaczenia. - Pusta droga i przystanek PKS... Pieknie. - Strzelila palcami tak glosno, ze Edyta az podskoczyla. - Obstawmy wiec na poczatek przystanki i inne puste miejsca. Bierz tez pod uwage ich bliskosc. Zaznacz wszystkie na czerwono - polecila. -Co nam to da? -Nie mam pojecia - odpowiedziala szczerze Domaniecka. - Jak zaznaczysz, to sie zobaczy. Moze uda ci sie zmniejszyc zasieg dzialania, moze ulozy sie jakas chronologia, a moze wyjdzie jeszcze cos innego, co laczy wszystkie te miejsca, na przyklad jakas trasa... - Wzruszyla ramionami. - Zaznacz tez miejsce, gdzie potracilas te dziewczyne, i to, gdzie znaleziono zwloki tamtej... zapomnialam jej nazwiska... -Wiem, o kogo chodzi. -Dobra. Jak to zrobisz, to zobaczymy, czy cos nam wyjdzie. Jezeli nie, sprobujemy wymyslic cos innego. Edyta siegnela po tabele i akta. Zaczela przekopywac sie od nowa przez stos dokumentow. Tym razem szlo jej znacznie sprawniej. Po pierwsze czesc juz kojarzyla, a po drugie - duzym ulatwieniem byla sporzadzona wczesniej tabela. Lidka w zamysleniu patrzyla na park. Mala Anastazja spala grzecznie w lozeczku, a ona sama, korzystajac z chwili spokoju, tez zamierzala sie 251 zdrzemnac. Nic z tego nie wyszlo. Gdy tylko udalo jej sie zasnac, meczyly ja majaki, po ktorych budzila sie zlana potem, przerazona i drzaca. Za kazdym razem sen wydawal sie bardziej realny, co powodowalo, ze ogarnial ja niepokoj, nawet na jawie. Moze to nerwica albo depresja poporodowa? - zastanawiala sie. Miala ochote zwierzyc sie Edycie, kiedy rozmawialy przez telefon, ale tamta wydawala sie rozkojarzona, jakby cala jej uwage zajmowalo cos innego. Lub ktos inny, pomyslala z gorycza Lidka. Czula sie samotna i opuszczona. Piotr dotrzymal obietnicy i zachowywal sie poprawnie. Nie mogla jednak pozbyc sie podejrzenia, ze jest cos, o czym jej nie mowi. Sprawial wrazenie, jakby na cos lub na kogos czekal. Byl uprzejmy i nawet jej pomagal, ale jak ktos obcy. Dokladnie tak samo odnosily sie do chorych pielegniarki w szpitalu. Byly uprzejme i chetnie pomagaly. Na jej pytania o samopoczucie maz odpowiadal monosylabami. Bala sie naciskac, gdyz wiedziala, ze po odstawieniu narkotykow moga wystapic pewne objawy zespolu odstawienia, jak to okreslono w Internecie.Nie wiedziala, kiedy i jak sie to stalo, ale glowa jej opadla na oparcie fotela. Powieki zatrzepotaly w slabym protescie, po czym sie zamknely. Zasnela. Do pokoju wszedl Piotr. Zerknal obojetnie na zone, nie poswiecajac jej zadnej uwagi. Stanal nad lozeczkiem i przygladal sie spiacemu dziecku. -Co to jest Lammas? - zapytala nagle Alina mamroczaca do siebie Edyte. -Na co ci to? - Edyta nawet nie podniosla glowy znad tabeli, bo wlasnie sprawdzala, czy nie pominela zadnego waznego zdarzenia. -Musze chwile odpoczac. - Domaniecka wskazala na komputer. - Oczy strasznie mnie pieka, robie sobie mala przerwe. Tobie tez sie przyda. Zaczynasz mowic do siebie. A ta nazwa obila mi sie o uszy na rynku, jak wracalam z zakupami. To jakies regionalne swieto? Wszyscy sa bardzo przejeci... - Tak naprawde wracala z plebanii z raportami, ktore miala nastepnego dnia zawiezc do Warszawy, ale nie informowala o tym swojej pomocnicy, w obawie, ze ta bedzie chciala sie przekopac przez to wszystko. -Niezupelnie... - Edyta niechetnie oderwala wzrok od mapy. Miala wrazenie, ze blyska tam owo ledwo uchwytne cos, co na pewno zobaczy, jesli przez chwile wystarczajaco sie skoncentruje. - Lammas to swieto celtyckie, zwane tez Lughnasadh. To jeden z sabatow wiekszych... -Sabatow? O czym ty wlasciwie mowisz? - Alina nie kryla zaskoczenia. - Co to za miasteczko? Strefa krainy mroku? Nie mow, ze mieszkancy o pol- 252 nocy przemieniaja sie w... cos tam... - Wykonala reka nieokreslony ruch w powietrzu.-Nic mi nie wiadomo, zeby podczas pelni ktos biegal w futrze i wyl do ksiezyca, jesli to mialas na mysli. - Edyta parsknela smiechem. - Lipniow jest ostatnim miastem w Polsce, gdzie doszlo do procesu i spalenia czarownicy - zaczela jej wyjasniac, starajac sie opanowac wesolosc. - Miasteczko jest stare, ma sporo pieknych zabytkow, ale to za malo, zeby sciagac tu ludzi. Czarownice to miejscowa atrakcja turystyczna. Zapozyczono, zeby bylo ciekawiej, swieta wiccanskie, co sciaga sporo osob zainteresowanych tym kultem. Cztery razy do roku, w dniach wielkich sabatow, organizowane sa duze imprezy. Wiesz, ogniska, fajerwerki, tance, tego typu rzeczy... -Niezly pomysl - przyznala po namysle Domaniecka. - Takie polskie Salem... -Zgadza sie - potwierdzila Edyta. - Mamy cztery wielkie sabaty: Imbolc - 2 lutego, Beltaine - noc z trzydziestego kwietnia na pierwszego maja, zwana tez Noca Walpurgii. O tym na pewno slyszalas. - Popatrzyla na nia pytajaco. Gdy ta potwierdzila, wyliczala dalej: -Dalej mamy Lammas, noc z trzydziestego pierwszego lipca na pierwszego sierpnia, i Samhain, w nocy z trzydziestego pierwszego pazdziernika na pierwszego listopada. -Halloween? - zawolala zdumiona Alina. -Zgadza sie. Jeszcze jakies pytania? - Edyta nie kryla juz zniecierpliwienia, bo chciala wrocic do pracy. Alina sciagnela usta i pokrecila przeczaco glowa, otwierajac szeroko oczy w udanym przerazeniu. Edyta usmiechnela sie krzywo na znak, ze docenia dowcip, i wrocila do studiowania akt. 4. Powolnym, pelnym zmyslowosci ruchem dotknela jego policzka. Pogladzila go po twarzy, a druga reka z calej sily wbila mu w bok sztylet ukryty dotad za plecami. Odslonila w wilczym usmiechu zeby, gdy na twarzy Teofila pojawilo sie zdumienie polaczone z niedowierzaniem i bolem. Pocalowala go namietnie, po czym odepchnela, nie wypuszczajac z dloni sztyletu. Ostrze wysunelo sie z cichym mlasnieciem, z rany trysnela krew. Teofil osunal sie na ziemie. Gasnacym wzrokiem patrzyl na zone, ktora zaczela isc po schodach, zostawiajac za 253 soba krwawy slad. Anastazja uniosla glowe i zobaczyla czarna postac kryjaca sie w cieniu.Lidka zerwala sie z cichym krzykiem. Byla spocona, serce jej lomotalo, rece dygotaly tak silnie, ze zacisnela je w piesci. Rzucila sie do lozeczka. Anastazja spala spokojnie. Mloda matka odetchnela z ulga, mimo to jednak nie potrafila sie wyzbyc poczucia zagrozenia. -Wszystko w porzadku? - Piotr zatrzymal sie w progu. - Wydawalo mi sie, ze slyszalem krzyk... -Cos mi sie przysnilo. Jestem przemeczona, to wszystko. - Powoli odwrocila ku niemu glowe. Zauwazyla, ze maz przygladal jej sie z chlodnym zainteresowaniem. Nie dostrzegla na twarzy Piotra nawet cienia cieplejszego uczucia, niepokoju, czulosci. Po prostu stal i patrzyl w milczeniu. Skierowala wzrok ponownie na mala Anastazje, z trudem powstrzymujac westchnienie. Przed oczami miala cialo mezczyzny lezacego w kaluzy krwi... Michal, zaciekawiony wiadomosciami od Darka, sluchal z lekko otwartymi ustami. Kilka razy zerknal na przygladajace mu sie bacznie kobiety. -Cos sie stalo? - Edyta nie wytrzymala. Alina spokojniej znosila oczekiwanie. Nie przerwala pracy, tylko zerkala na kolege, czekajac, az ten zakonczy rozmowe. -Jest szosta rano... - szepnela do niej Edyta. - Co moze sie dziac takiego, ze facet z Warszawy tutaj dzwoni? Cos na pewno... -Ciii... - Alina przylozyla palec do ust. - Ja slecze nad tym cala noc. - Wskazala na dokumentacje. - Inni tez moga. Widocznie na cos wpadl. Zaraz sie dowiemy... - Poklepala ja uspokajajaco po dloni. - Co jest? - spytala Nawrockiego, gdy ten pozegnal sie z Darkiem. -Nie uwierzycie... - powiedzial. - Darek cala noc spedzil na stronie internetowej tego towarzystwa historycznego i wyglada na to, ze oni nie sa dziwni, tylko profesjonalnie zorganizowani. - Nie staral sie ukryc zdumienia. Wiadomosci byly zaskakujace. -Co z tym towarzystwem? - dopytywala sie zniecierpliwiona Edyta, przygladzajac reka potargane wlosy. - Nie wyrwal nas chyba z lozek z powodu rewelacji historycznych?! -Ta strona to przykrywka. Zastanawialismy sie, w jaki sposob szefowie kontaktuja sie z podwladnymi... Kazdy, kto ma haslo dostepu, przechodzi na kolejne strony, gdzie sa instrukcje. Przypadkowy uzytkownik zapozna sie z 254 dziejami miasta i legenda o Lilith, wtajemniczony zas odbierze rozkazy i zostawi raport. W ten sam sposob informuja sie o miejscach spotkan, odbiorze towaru, przekazaniu pieniedzy. Nie wiem, jakim cudem Darek sie zorientowal, ze to wiecej niz kolejna strona dla milosnikow Lipniowa i jego tajemnic...-Mowilam, ze to geniusz. - Domaniecka w pelni podzielala entuzjazm kolegi. Teraz, kiedy rozgryzli skrzynke kontaktowa, moga trafic do wszystkich, po nitce do klebka. -Mowi, ze sa rozne kategorie dostepu. Brak mu jeszcze paru kodow, ale w ciagu kilku, moze kilkunastu godzin bedzie mogl podac nam na tacy szefow. - Michal poszedl do kuchni i wstawil wode na kawe. -Pojade jutro do starego - zaproponowala Alina. - Czas uruchomic wszystko oficjalnie. Mamy konkrety. -Jedz - zgodzil sie Nawrocki. - I to jeszcze dzis. Pojade na plebanie, materialy powinny juz byc gotowe. Zabierzesz je ze soba - polecil. 255 Rozdzial XIX 1. Stos byl juz przygotowany. Wokol pala, do ktorego zostala przywiazana, poukladano drwa i stosy galezi. Napietnowana i udreczona torturami kobieta zwisala bezwladnie, skute nad glowa rece miala wykrecone pod nienaturalnym katem. Zdawala sie nie czuc bolu, gdy Inkwizytor sam podlozyl ogien przy pelnym aprobaty pomruku gawiedzi. Plomienie buchnely wysoko, obejmujac cale cialo skazanej, a choralny okrzyk radosci zgromadzonej gawiedzi zdawal sie podsycac ogien. Inkwizytor skrzywil sie ze wstretem, czujac w nozdrzach odor spalonego ciala. Kobieta zwisala z rekoma uniesionymi ku niebu. Jej skora czerwieniala, pojawialy sie bable, wreszcie zaczela platami odpadac od kosci. Cierpienie bylo niewyobrazalne, gryzacy dym wdzieral sie w nos i gardlo. Gdy plomienie buchnely wysoko, zaslaniajac twarz kobiety, rozlegl sie jek zawodu. Widowisko zblizalo sie do konca.-Edyta! - Michal szarpnal ja mocno za ramie. Widzial, ze dygotala na calym ciele i dyszala jak ktos bardzo przerazony. Nie obudzila sie jednak. -Edyta! - Potrzasnal nia mocno. Odetchnal z ulga, gdy otworzyla oczy. Patrzyla na niego blednym wzrokiem. -Juz dobrze, to tylko zly sen... - Objal ja i przygarnal do siebie. Gladzil ja delikatnie po wlosach i kolysal w ramionach, szepczac tkliwe slowa. Czul, jak uspokajala sie powoli, a drzenie ustepowalo. Oparla glowe na jego ramieniu i westchnela cicho. -Dziekuje... -Za co? - Polozyl sie na wznak, nie wypuszczajac jej z objec. -Za to, ze jestes. Ze mnie obudziles. Za wszystko. - Oparla brode na jego piersi i przygladala mu sie w mroku. -Co ci sie snilo? - spytal, okrecajac sobie pasmo jej wlosow wokol palca. -Nie pamietam... - Wtulila twarz w jego szyje. - Spij - szepnela, zamykajac oczy. 256 -Edyta... - urwal.Nie rozumial, czemu mialaby ukrywac przed nim swoje sny, ale byl przekonany, ze klamie. Obawial sie, ze jesli zacznie naciskac, Edyta zamknie sie w sobie. Zalowal, ze nie potrafi jej pomoc, ale jedyne, co mogl zrobic, to byc przy niej, gdy nadejdzie kolejny koszmar. Michal oddychal powoli i miarowo, jak ktos, kto spokojnie zasypia. Po dluzszej chwili Edyta poczula, ze jego cialo sie rozluznia. Otworzyla oczy. W ciemnosciach widziala nad soba plonaca kobiete i tak samo jak we snie, mogla tylko patrzec. -Byles juz w sklepie? - Lidka weszla do gabinetu, gdzie Piotr pracowal przy komputerze. -Nie, a mialem jechac? - spytal, odwracajac sie w jej kierunku. -Zostawilam ci kartke w kuchni - odparla spokojnie, mierzac go uwaznym spojrzeniem. Byl blady, ale cienie pod oczami zniknely, zachowywal sie w sposob bardziej zrownowazony. Lidka nie dostrzegla u niego oznak rozdraznienia, niepokoila ja jednak ta absolutna obojetnosc. W porownaniu z poprzednimi wybuchami meza taka zmiana wzbudzala w niej wiekszy lek niz jego agresja. Wtedy przynajmniej wiedziala, czego sie spodziewac. Teraz czula, ze stapa po niepewnym, nieznanym jej gruncie. -Przepraszam, nie zauwazylem. - Usmiechnal sie. - Jesli to bardzo pilne, moge jechac. -Bardzo to nie, ale trzeba kupic pieluchy, oliwke i kilka innych drobiazgow. Nie mamy tez prawie nic do jedzenia. - Starala sie nie okazac zaskoczenia reakcja Piotra, a raczej jej brakiem. Wygladal na uprzejmie zaciekawionego, pomyslala, marszczac brwi. - Dzisiaj jeszcze sobie poradzimy, ale jutro z samego rana musisz jechac... - powiedziala, nie chcac na niego naciskac. -Dobrze. - Zachichotal. - Oczywiscie, pojade. Jutro - zapewnil ja. Popatrzyla na niego ze zdziwieniem. Nie rozumiala, co go tak rozbawilo. Wycofala sie z pokoju, nie spuszczajac oczu z Piotra. Nawet jesli zauwazyl jej podejrzliwosc, to nie zrobila na nim zadnego wrazenia. Czekal, az Lidka zamknie drzwi. -Jutro... - szepnal do siebie. 257 Edyta, idac za rada Aliny, wyeliminowala kolejne mozliwosci, miedzy innymi miejsca, gdzie dzialal monitoring. Nadal miala na mapie kilkadziesiat kolorowych pinezek. Przygladajac sie im, zauwazyla ciekawa rzecz. Po zaznaczeniu miejsc zaginiec, ktore pasowaly do sposobu dzialania zabojcy nastolatek, okazalo sie, ze czerwone znaczniki byly na ogol pojedynczo rozsiane na mapie, z wyjatkiem kilku obszarow, gdzie pinezki zgrupowaly sie gesciej po dwie lub trzy sztuki. Zaczela sprawdzac w aktach daty tych wypadkow. Wszystkie dotyczyly ostatnich dwoch lat, a wlasciwie dwoch i pol roku.-Co sie dzieje na rynku? - Michal juz kilka dni temu zwrocil uwage, ze w miescie szykuje sie jakas impreza. Wczesniej nie interesowal sie nia, ale wlasnie zauwazyl przez okno grupke mlodych dziewczat w sredniowiecznych strojach. Zaciekawilo go to. -Kolejny wielki sabat. Lammas. Festyn, ogniska i rozne atrakcje - wyjasnila niecierpliwie, pochlonieta rozwazaniami, czy owo zgrupowanie czerwonych pinezek, a co za tym idzie, zbieznosc miejsc zaginiec, cos oznacza, czy tez jest to tylko jej pobozne zyczenie. -Co znaczy "Lammas"? - Michal nie kryl zaciekawienia. -To stare celtyckie swieto... ku czci boga Lugha... Przypadalo na noc z trzydziestego pierwszego lipca na pierwszego sierpnia. Nazywa sie tez Lugh-nasadh i jest, czy tez bylo obchodzone - poprawila sie - w czasie pierwszych zbiorow. Poczytaj sobie, jesli chcesz wiedziec cos wiecej... - zaproponowala, bo nie miala ochoty wyglaszac kolejnego wykladu. -Hm... I co sie bedzie dzialo? -Ogniska, tance, staczanie plonacego kola ze wzgorza, fajerwerki i wielkie pijanstwo pomieszane z obzarstwem. Nie masz nic do roboty? - Zniecierpliwila sie. - Jestem zajeta... -Znalazlas cos? - Michal podszedl do niej. -Sama nie wiem... - Wskazala na mape. - Jest kilka zbieznosci. - Zakreslila w powietrzu miejsca, gdzie bylo wiecej czerwonych lebkow. - Wlasnie sie zastanawiam, czy cos z tego wynika... - powiedziala. -Hm... - Michal przegladal notatki. - Jest pewien schemat. Masz tu dane z pieciu lat i czerwone punkty sa rozsypane bez ladu i skladu po calej mapie, ale z ostatnich trzech lat wylania sie kilka miejsc, gdzie zdarzylo sie wiecej zaginiec niz w pozostalych... - Zamyslil sie. -Z ostatnich dwoch i pol roku - poprawila go Edyta. - Sama nie wiem, czy ma to jakies znaczenie, czy tez trace czas - przyznala sie uczciwie. 258 -Punkty, ktore zaznaczylas, to miejsca, gdzie po raz ostatni widziano zaginiona dziewczyne o interesujacym nas wygladzie, czyli nastolatka, drobnej postury, wlosy blond, oczy niebieskie... - Nie musial wymieniac poszczegolnych cech, ale w ten sposob mogl sie skupic. - Sa rozsypane wszedzie, ale oprocz tego rejonu. - Czerwonym flamastrem zakreslil wskazany teren. - Obejmuje on jakies trzydziesci kilometrow. Sa tu same male miejscowosci, nieprzekraczajace dwudziestu tysiecy mieszkancow, prawda?Edyta skinela twierdzaco glowa. -Mozemy wiec przyjac, ze te miejsca sa szczegolnie niebezpieczne dla blondynek. W koncu, statystycznie rzecz biorac, wiecej zaginiec powinno sie odnotowac w wiekszym skupisku ludnosci, a nie w mniejszym... -Myslisz, ze on naprawde dziala w tym rejonie?! - ozywila sie Edyta. -Albo jest inne wyjasnienie... W malym miescie latwiej zauwazyc obcych. -Nie rozumiem... -Wez pod uwage polmilionowe miasto. Jakie sa szanse, ze ktos zwroci uwage na obca dziewczyne? Tam wlasciwie kazdy jest obcy. Inaczej niz w malej miescinie czy wiosce. -Chcesz powiedziec, ze mam wiecej pinezek, bo ludziom z wiosek latwiej wpada w oko ktos obcy... - Edyta pustym wzrokiem wpatrywala sie w blat stolu. -Nie mowie, ze tak jest, tylko ze to mozliwe. Odpusc sobie. Za dzien czy dwa zgarniemy wszystkich i wtedy sie wyjasni... -Niby co? Myslisz, ze to ktos z twojego gangu? A jesli nie? Jesli wszyscy sie mylicie?! - Nie kryla irytacji. -Przykro mi... - powiedzial. Wyciagnal reke, by dotknac twarzy Edyty, lecz dziewczyna odsunela sie od niego. -Zostaw mnie... - szepnela. Zawahal sie, ale zrobil, o co prosila. Chciala zostac sama. Potrafil to zrozumiec. Nie mogl jednak wyjsc z mieszkania. Podszedl do okna i przygladal sie kolorowym jarmarcznym budkom na rynku. Zauwazyl, ze sporo dzieci biega ze slomianymi kukielkami. -Mowilas, ze to kolejny z wielkich sabatow. To ile ich jest? - przerwal cisze. -Imbolc - drugiego lutego, Beltaine, noc z trzydziestego kwietnia na pierwszego maja, Lammas z trzydziestego pierwszego lipca na pierwszego sierpnia i Samhain z trzydziestego pierwszego pazdziernika na pierwszego li- 259 stopada. - Nagle ogarnela ja zlosc. - Jesli ktos jeszcze mnie o to zapyta... - Urwala zszokowana.-Co sie stalo? - Michal znalazl sie przy niej w ulamku sekundy. -To nie jest przypadek... - wyjakala z trudem. - Naprawde znalazlam schemat! - Popatrzyla na mape z triumfem. -Mowisz o tych dziewczynach? -Tak! Zaczekaj chwile... - Blyskawicznie wyjela kilka pinezek. - Spojrz tylko! - Pociagnela Michala za reke, zmuszajac, by podszedl do rozpietej na scianie mapy. - Sprawdz daty! Kazda z tych dziewczat zaginela maksymalnie dwa tygodnie przez ktoryms z sabatow! -Edyta... -To zaczelo sie trzy lata temu od Samhain! Pierwsze zaginiecie bylo dziesiec dni przed sabatem, nastepne... -Edyta, posluchaj! - Michal przerwal jej zdecydowanie i odwrocil ja twarza do siebie. - Wyjelas pinezki, zostawilas tylko to, co sie zgadza, i twierdzisz, ze odkrylas schemat! Nie mozna bez powodu odrzucac jednych danych i brac pod uwage wylacznie tych, ktore ci odpowiadaja. To nic nie da. Dopasowujesz fakty do teorii! -Nieprawda! - Wyrwala mu sie gwaltownie. W jej oczach blyszczal gniew, na twarzy miala rumience. - Od tamtej pory bylo dokladnie dziesiec sabatow i mam na mapie dziesiec pinezek! Wszystko sie zgadza. Czas... -Blagam cie... Dobrze. - Michal podniosl rece w gescie zgody. - Zalozmy, ze masz racje. Co nam to daje? -Nie rozumiesz? Dzisiaj jest jedenasty sabat! Jedenasty! W ostatnim czasie na pewno zaginela dziewczyna, ktora pasuje wygladem... A moze Ewa Zielinska miala byc jedenasta ofiara? Moze... -Edyta... Cholera! - zaklal. Przerwal im sygnal telefonu. Michal zerknal na wyswietlacz. - Musze odebrac... To Darek. -Co masz? -Dzisiaj cos sie wydarzy! - Slowikowski nie ukrywal podniecenia. -Gdzie? -No tego wlasnie nie wiem... -Kiedy bedziesz wiedzial? - Nawrocki ucisnal nasade nosa, czujac bolesne pulsowanie w zatokach. -Nie bede. Zlamalem kod. Wiadomosc brzmi: "Spotkanie dzis, tam gdzie sie wszystko zaczelo". Koniec. -Nie mozesz tego rozgryzc? - Michal staral sie opanowac irytacje. 260 -Nie, bo to nie jest szyfr - tlumaczyl mu cierpliwie kolega, pogryzajac kanapke. - To znaczy, moze i jest, ale w takim znaczeniu, jak... - Przelknal spory kes. - No, sam nie wiem. Zalozmy, ze umawiasz sie z kumplami na piwo i na pytanie: "Dokad idziemy?" odpowiadasz: "Tam, gdzie zawsze". Nikt tego nie rozgryzie, bo macie to w glowach...-Dobra, jasne. Rozumiem. Daj mi sie zastanowic. - Michal chodzil po pokoju, szepczac cos do siebie. -Badz pod telefonem, dobrze? - Rozlaczyl sie, nie czekajac na odpowiedz. -Posluchaj mnie, musze wyjsc - zwrocil sie do Edyty. - Idz do ksiegarni i zostan tam, dopoki jest tam pelno ludzi. Potem idz na plebanie. Tylko nie zostawaj sama. Rozumiesz? -Tak, tak, rozumiem, ale co z tym... -Nie teraz. - Skierowal sie do drzwi. - I jeszcze jedno. Wez ze soba bron. 2. Edyta, wsciekla na siebie i na Michala, wygladala przez okno. Nie poszla do ksiegarni. Wolala zostac sama. Zastanawiala sie, czy rzeczywiscie mial racje, ze stworzyla teorie i dopasowala do niej dane, czy wrecz przeciwnie, odkryla rzeczywisty schemat. Przygryzla warge, zastanawiajac sie goraczkowo. Michal bedzie wsciekly, ale co tam... Zdecydowala sie zadzwonic do Darka Slowikowskiego. Znali sie tylko z rozmow przez telefon, jednak zadnemu z nich to nie przeszkadzalo.-Mam prosbe... - zaczela z wahaniem. - Moglbys sprawdzic, czy w lipcu nie zaginela pietnastoletnia dziewczyna... -Nie. -Co nie? Nie sprawdzisz? - Nawet nie starala sie ukryc zawodu. -Nie zaginela. -Skad wiesz? - spytala podejrzliwie. -Bo sprawdzalem. Michal mi kazal. Jakas godzine temu. Mozesz mu powiedziec, jak zadzwoni. -A ty nie mozesz? -Nie, bo wylaczyl telefon - wyjasnil Darek. -Dobra... - Westchnela. - I tyle z mojej teorii, pomyslala. 261 -Czekaj, nie rozlaczaj sie! - zawolal. - Jak sie odezwie, to przekaz mu jeszcze jedna rzecz. Znalazlem cos interesujacego. Dzisiaj do towarzystwa dolaczyl nowy czlonek, Piotr Sianecki...-O moj Boze... - jeknela Edyta, chwytajac sie kurczowo parapetu. -Cos sie stalo? - zapytal przestraszony. - Dobrze sie czujesz? -Nic mi nie jest - odpowiedziala slabym glosem. -Dobra. Z tego, co wiem, Michal wpadl na pomysl, zeby sledzic tych milosnikow historii, bo nie znamy miejsca spotkania. Niby tamtych nic nie laczy z gangiem, ale w koncu to ich strona, no nie? Sprytne, moim zdaniem. Jak jednego omina, to nic sie nie stanie. W koncu dotrze na miejsce, no nie? -Jakie spotkanie? - Nic nie rozumiala z tego slowotoku. -Miejsce spotkania: "Dzis, tam, gdzie sie wszystko zaczelo". -Dzieki... - Rozlaczyla sie. Jej teorie diabli wzieli, ale tyle tego dobrego, ze przynajmniej Michal potraktowal ja powaznie i kazal sprawdzic zgloszenia o zaginieciach. Wlasciwie to nic nie znaczy, pomyslala. Przeciez dziewczyna mogla zaginac na przyklad wczoraj... Nikt by jeszcze chyba tego nie zglosil... A ten Piotr... Co on wyprawia? - myslala goraczkowo. Wybrala numer telefonu do Lidki, ale ta nie odbierala. Sprobowala ponownie. Czekajac na sygnal, spogladala przez okno. Palily sie juz uliczne latarnie. Ostatnie promienie slonca czerwienia oblewaly wystawy. Niedlugo zacznie sie festyn, pomyslala, patrzac na rozradowany tlum. Utkwila wzrok w slomianych kuklach sprzedawanych turystom. Jednym z obrzedow, urzadzanych dla przyjezdzajacych do Lipniowa milosnikow starych wierzen, byl rytual palenia slomianych kukielek w ofierze bogini, aby zapewnic sobie szczescie na caly rok. Ludzie uwielbiali te zabawe. Niektorzy nawet glosno wykrzykiwali zyczenia. Jedno z dzieci podpalilo kukielke i wrzucilo do fontanny. -"Tu Lidka. Zostaw, prosze, wiadomosc. Moze oddzwonie" - ponownie zglosila sie poczta glosowa. Edyta nie nagrala sie. Nadal patrzyla na tlum bawiacy sie na rynku, ale nie czula radosci. Strach pelzl po jej kregoslupie, wypelnial serce. Rozesmiane twarze nie byly juz wesole, tylko upiorne. Krzyki zachwytu i podniecenia przyprawialy ja o dreszcze. Tamci na dole wygladali jak gapie, czekajacy, az glowa skazanca spadnie z szafotu, by mogli powitac smierc okrzykami zadowolenia. 262 Edyta wjechala w zwirowana aleje prowadzaca do domu Lidki. Spod kol pryskaly drobne kamyki, uderzajac o boki samochodu. Widziala juz wylaniajacy sie zza drzew dwor. Zatrzymala sie z piskiem opon na podjezdzie i wyskoczyla z samochodu. Pchnela drzwi, nie zawracajac sobie glowy pukaniem.-Lidka! - krzyknela, wbiegajac do holu. - Lidka! - wrzasnela jeszcze raz, zdziwiona, jak piskliwie brzmi jej glos. Paniczny strach chwycil ja za gardlo. Wpadla do biblioteki, do gabinetu Piotra - pusto. -Lidka! - Jej krzyk odbil sie echem, gdy pognala schodami na pietro. Korytarz byl pusty. Weszla do pierwszej z brzegu sypialni. -Lidka... - jeknela, widzac lezaca na podlodze przyjaciolke. Uklekla przy niej. Lidka oddychala. Edyta potrzasnela nia mocno, powtarzajac jej imie. Bezskutecznie. Pobiegla do lazienki i odkrecila lodowata wode tak silnym strumieniem, ze zamoczyla spodnie i bluzke. Nie zwracajac na to uwagi, nalala wody do kubka i wrocila do pokoju. Spryskala Lidce twarz, klepiac ja jednoczesnie po policzkach. Widzac, ze przyjaciolka zaczyna sie poruszac, dzwignela ja i z trudem posadzila pod sciana. Z zaskoczeniem zauwazyla, ze Lidka trzyma w dloni kuchenny noz. Wyjela go z jej zacisnietych kurczowo palcow. Tamta powoli dochodzila do siebie. Miala metne spojrzenie, nie mogla mowic, ale byla przytomna. Edyta jeszcze raz prysnela jej woda w twarz. -Co sie stalo? - Patrzyla Lidce w oczy, zmuszajac ja tym samym do skupienia na niej wzroku. - Patrz na mnie. Nie odwracaj glowy, powiedz, co sie stalo... - Starala sie jej nie ponaglac i mowic spokojnie, choc cala byla rozdygotana. -Piotr zabral Anastazje... - wyszeptala Lidka. Wargi miala suche i popekane, w kacikach ciemniala zaschnieta krew. -Dokad ja zabral? - zawolala Edyta. Najgorsze, nieuswiadomione obawy, ktore ja ogarnely, gdy patrzyla na plonaca slomiana kukielke, wlasnie sie sprawdzaly. Uswiadomila sobie, ze Monika Rados, naga dziewczyna z szosy, byla jedna z zaginionych, ale nie zostala zabita w sabat. Morderca oszczedzil ja, bo byla w ciazy? A moze chodzilo mu o inna ofiare? -Nie wiem. Ale byl tu ktos jeszcze... - Lidka powoli przytomniala. Podparla sie reka i sprobowala wstac. Strach o dziecko dodal jej sil. - Byl tu Inkwizytor... -Oprzytomniej! - Edyta nia potrzasnela. - Inkwizytor nie zyje od dwustu lat! Po prostu powiedz, co widzialas! 263 -Piotr chcial zabrac dziecko. To dlatego sie smial, kiedy powiedzialam, ze moze pojechac jutro po zakupy. Potrzebowalam kilku rzeczy dla Anastazji. A on sie smial. Wiedzial, ze jutro nic juz nie bedzie potrzebne. Co on chce zrobic z moim dzieckiem... - Urwala, bo Edyta wymierzyla jej mocny policzek.-Powiedz, co sie stalo! - Bylo jej przykro, ze musiala uderzyc Lidke w twarz. Przyjaciolka patrzyla na nia zaplakana. -Uslyszalam czyjs glos. Weszlam do sypialni. Piotr stal z Anastazja na rekach i tak dziwnie na nia patrzyl. Przestraszylam sie, ze chce jej cos zrobic. Wyjelam noz i powiedzialam, zeby mi ja oddal... -Dlaczego mialas przy sobie noz? Niewazne, mow, co bylo dalej. -Zobaczylam, ze patrzy gdzies za mnie. Zaczelam sie odwracac i wtedy ktos uderzyl mnie w glowe... Zobaczylam jeszcze... chyba zobaczylam... - w glosie Lidki brzmiala niepewnosc - postac w habicie. -Czy slyszalas, o czym mowili? Dokad pojechali? -Nie, dopiero ty... Co on chce zrobic z moim dzieckiem? -Czy Piotr kiedys wspominal o miejscu, gdzie wszystko sie zaczelo? - zapytala Edyta. - Przypomnij sobie... -Nie wiem... Nie mowil nic konkretnego, ale... on badal stare ruiny. Mowil, ze tam jest poczatek wszystkiego, ale... nic konkretnego - zakonczyla bezradnie. - Co on chce zrobic z moim dzieckiem? - spytala. Jej cialem wstrzasal szloch. -Mysle, ze tamci zamierzaja je zabic. - Edyta zerwala sie na nogi i nie czekajac na nia, pobiegla do gabinetu Piotra. -Jacy tamci? Co ty mowisz... - Lidka, blada, z ogromnymi z przerazenia oczami, wygladala jak zjawa. Strach dodal jej sil. Udalo jej sie wstac i zataczajac sie, przyszla za Edyta do gabinetu. -Piotr wstapil do towarzystwa historycznego. - Edyta przetrzasala biurko, wyrzucajac z niego dokumenty i przegladajac goraczkowo mapy. -Co to ma... -Nie ma jednego mordercy nastolatek, Lidka. To grupa. Nie ma seryjnego mordercy, to sekta! Oni zabijali te dziewczyny w kazdy wielki sabat. Moja matka dowiedziala sie o tym i dlatego zginela. Czas pasuje idealnie. Myslala, ze zapewni sobie bezpieczenstwo szantazem, ale sie pomylila. Postanowila uciec, ale bylo za pozno. Mowila "oni". Nie "on", tylko "oni". - Rozwijala kolejne mapy i odrzucala w kat, gdy uznala, ze sie nie przydadza. - Ta dziewczyna, ktora przejechalam, byla w ciazy. Oni chcieli miec dziecko na ofiare. Dzisiejszej nocy twoja coreczka umrze, chyba ze sie dowiemy, gdzie maja sie spo- 264 tkac! Mysl, Lidka! - Z rozpacza popatrzyla na porozrzucane po calym pokoju papiery. - Piotr musial to gdzies zapisac!-Czekaj! - Tamta podskoczyla do komputera. - Ostatnio zaznaczal na aktualnych mapach stare ruiny. - Trzesacymi sie palcami odszukala plik. - Nie wierze, nie wierze... - zaczela szlochac. -Uspokoj sie! - syknela Edyta. - Wydrukuj to... Nie patrzac na rozdygotana Lidke, wbila wzrok w drukarke i wysuwajaca sie z niej powoli kartke. Starala sie oddychac rowno i gleboko. Musi sie uspokoic. Michal i pozostali sledza tych ludzi, a to znaczy, ze dotra za nimi na miejsce spotkania. Anastazji nic sie nie stanie. -Jest! - zawolala z triumfem. Na mapie czerwonym kolorem zaznaczony byl krzyzyk posrod lasu, niedaleko miejsca, gdzie wyskoczyla na szose ciezarna dziewczyna. -To musi byc tam... - Z mapa w reku wybiegla z domu. Uruchomila silnik, gdy otworzyly sie drzwi od strony pasazera i do auta wskoczyla Lidka. -Jade z toba - oswiadczyla stanowczo. Edyta nie odpowiedziala. Z zacisnietymi zebami wrzucila bieg i ruszyla. -Patrz na mape i prowadz. Nie moge jechac do szosy, bo wtedy musialybysmy dojsc tam pieszo, a to ladne pare kilometrow. Tam jest jakas waska droga. - Pokazala jej. I mam nadzieje, ze istnieje nie tylko na mapie, pomyslala, ale zachowala to dla siebie. Patrzyla, jak wskazowka predkosciomierza przesuwa sie powoli do stu trzydziestu kilometrow na godzine i dalej. Zniknely zdenerwowanie i strach. Zablokowala sie; nie czula nic z wyjatkiem zimnej wscieklosci. Wiekszosci ludzi zlosc i nienawisc kojarzyly sie z erupcja wulkanu, z gwaltownymi goracymi emocjami. Jej gniew byl inny, zimny. Wypelnial cialo lodem, nie przeslanial jasnosci myslenia i popychal do dzialania. -Wybierz numer: Dariusz Slowikowski - zwrocila sie spokojnie do przyjaciolki, ktora starala sie nie patrzec na droge. Drzewa i ciemnosc zlaczyly sie w jeden nieprzenikniony mur za szyba samochodu. - Daj na glosnik. -Wiem, gdzie jest spotkanie, o ktorym mowil Michal - oznajmila chlodno, zwalniajac gwaltownie i skrecajac w las. - Podaj wspolrzedne - polecila Lidce, ktora wyrecytowala je poslusznie. - Zapisales? - upewnila sie. Gdy potwierdzil, mowila dalej: - Mozesz sprowadzic tam kogos? Ci ludzie zabrali... - W tym momencie polaczenie zostalo przerwane. 265 -Nie ma zasiegu... - Opanowanie przyjaciolki pozwalalo Lidce kontrolowac wlasne emocje.Edyta nie odzywala sie, skoncentrowana na jezdzie przez las. Poczatkowa zwykla wiejska droga zniknela, ustepujac miejsca waskiemu traktowi, w wielu miejscach przyslonietemu przez galezie. W swiatlach reflektorow widziala polamane krzaki. Ktos musial przed nia tedy jechac. Przedzierala sie przez poszycie, nie majac pewnosci, czy nadal znajduje sie na drodze. Nagle drzewa sie rozstapily. Zatrzymala auto na skraju polany. Stalo tu w rzedzie kilka samochodow. Na srodku w kregu palilo sie kilka sporych ognisk, przy ktorych krecily sie postacie w habitach badz pelerynach. Twarze zebranych przyslanialy kaptury. Edyta wysiadla z samochodu i spokojnym, opanowanym krokiem ruszyla naprzod. Lidka zobaczyla, jak przyjaciolka wyciaga przed siebie wyprostowane rece. W pierwszej chwili nie rozpoznala przedmiotu, ktory trzymala w kurczowo zacisnietych dloniach. Dopiero gdy stanely w blasku ognia, zobaczyla pistolet. -Gdzie jest dziecko? -Anastazja nalezy do nas! - syknela postac w czarnym habicie, odrzucajac kaptur na plecy. - Nie dostaniesz jej... -Oddajcie dziecko! - zazadala Edyta, celujac w glowe Darii Wawrzec-kiej. -Uwazaj! - Lidka w ostatniej chwili dostrzegla cien wychylajacy sie zza kamienia. Edyta szybkim ruchem skierowala lufe pistoletu w strone ogromnego czarnego psa i nacisnela bez wahania spust. Zwierze zaskomlalo przenikliwie i upadlo nie dalej niz metr od nich. Wystrzelila ponownie, tym razem do mezczyzny, ktory rzucil sie w jej kierunku. Chwycil sie za ramie, a spomiedzy jego palcow trysnela krew. Popatrzyl na nia z nienawiscia. Rozpoznala tego czlowieka, widziala go w komisariacie, gdy klocila sie z Chmielem. Wyjrzal wtedy z jakichs drzwi zobaczyc, co sie dzieje na korytarzu, tylko ze wowczas mial na sobie mundur. Wiedziala juz, jak to sie stalo, ze policyjny pies zgubil trop w lesie. Swietnie wyszkolony zwierzak z pewnoscia reagowal na sygnaly od swojego pana. Teraz juz dlugo na nic nie bedzie reagowal, przemknela jej 266 przez glowe nieposluszna mysl, gdy zerknela na uciekajacy ze skowytem ciemny ksztalt.-Dziecko. - Edyta znow skierowala bron w strone Darii. Wszystko to rozegralo sie tak szybko, ze tamta nie zdazyla zrobic kroku. Zastygla z uniesionymi przed soba dlonmi, jakby chciala sie rzucic na nia z pazurami. -Anastazja... - szepnela Lidka, gdy ksiezyc wyjrzal zza chmur. Jego blask padl na wielki kamien lezacy na srodku polany. Wygladal jak stol. Lezalo na nim dziecko. -Zabieraj ja. - Edyta przesunela sie lekko, by stanac pomiedzy postaciami w kapturach a kamiennym oltarzem. Jak sie domyslala, taka wlasnie mial pelnic funkcje. Lidka podskoczyla do kamienia i chwycila coreczke w ramiona. -Edyta! Tu jest jakas dziewczyna! - zawolala, widzac nieruchoma postac wyciagnieta na ziemi. Tamta lezala bezwladnie, wpatrujac sie pustymi oczami w niebo. Nie zauwazylyby jej, gdyby Lidka sie o nia nie potknela. -Nie pozwolimy wam odejsc. - Daria patrzyla z wsciekloscia na Edyte. -Nie ruszaj sie. Zaraz bedzie tu policja. Prawdziwa policja. - Spojrzala z pogarda na rannego mezczyzne. -Mam nadzieje, ze nie mnie mialas na mysli... - Kolejna postac zrzucila kaptur. Komisarz Chmiel usmiechnal sie do niej cieplo. - A moze jego? - Brutalnie kopnal lezacego na ziemi czlowieka, ktory przetoczyl sie na plecy. Glowa opadla mu bezwladnie na bok, puste oczy spogladaly w przestrzen. Edyta odetchnela gleboko. Z jej ust wyrwal sie cichy jek, gdy w polprzytomnym mezczyznie rozpoznala Michala. -Edyta! - Krzyk przyjaciolki przywrocil jej swiadomosc. - Nie dam rady! Ona sie nie rusza! Lidka probowala podniesc dziewczyne, ktora bezwladnie przelewala sie przez rece. Gdyby nie to, ze jej klatka piersiowa unosila sie w plytkim oddechu, mozna by uznac, ze nastolatka jest martwa. -To ja zostaw. Bierz Anastazje i... - Edyta opanowala sie blyskawicznie. Wiedziala, ze tych ludzi powstrzymuje tylko swiadomosc, ze ona nie zawaha sie strzelic. Wystarczy chwila nieuwagi, blad, a bedzie po wszystkim. -To Elka... - wyszeptala Lidka, gdy w koncu udalo jej sie oprzec dziewczyne o kamien. Tamta patrzyla przed siebie pustymi oczami plastikowej lalki. Nie bylo w nich cienia zycia, zrozumienia, nic. Z jej strony nie mogly sie spodziewac pomocy. 267 -Lidka! Wez samochod i jedz - wycedzila przez zeby Edyta.-Mam! - Udalo jej sie objac dziewczyne w pasie i pociagnac za soba. Dyszala z wysilku. Byla mocno zbudowana, ale niedawny porod i dzisiejsze przejscia, wszystko to nadwerezylo jej sily. W dodatku mogla podtrzymywac tamta tylko jedna reka, druga przyciskala do siebie mala Anastazje. Uslyszala kolejny strzal i krzyk bolu, ale sie nie obejrzala. Za wszelka cene musiala dotrzec do samochodu. -Ty suko! - wrzasnal do Edyty Chmiel. - Zabraknie ci nabojow... - wysyczal, trzymajac sie za bok, gdzie trafila go kula. -Nie dla ciebie - odparla chlodno. Z satysfakcja zauwazyla, ze pozostali cofneli sie niepewnie. Nie patrzyla na Michala. Wiedziala, ze same nie dadza rady zabrac go do samochodu. Mogla liczyc tylko na Darka. Lidce pot zalewal oczy, gdy wciagala dziewczyne do samochodu. Anastazje polozyla na przednim siedzeniu. -Wsiadaj! - krzyknela, odwracajac sie do Edyty. -Jedz - polecila jej przyjaciolka. - Nie zostawie go tu. Sprowadz pomoc. -Na waszym miejscu tak bym sie nie spieszyla - wycedzila Daria. Szepnela kilka slow do stojacego za nia Piotra. Mezczyzna wysunal sie do przodu, zupelnie nie zwracajac uwagi na wymierzona w siebie bron. Uklakl poslusznie. Daria stanela za nim i przylozyla mu do szyi sztylet. -Jesli odjedziesz, on umrze. - Dla podkreslenia swoich slow lekko przycisnela ostrze. Z plytkiego skaleczenia pociekla waskim strumyczkiem krew. Lidka patrzyla na to bez slowa. -Wsiadaj do samochodu i jedz! - powiedziala stanowczo Edyta. -Zabije go, jesli zrobisz choc jeden krok! - zawolala Daria. Na jej twarzy widnialo szalenstwo, z kacika ust splywala struzka sliny. -Jedz! - Edyta nie patrzyla na Lidke, ale katem oka dostrzegla jej wahanie. - Musisz wybrac... dziecko albo maz... - Widziala, jak tamta drgnela. - Juz raz zle wybralas. - Miala nadzieje, ze przyjaciolka wybaczy jej te okrutne slowa. Kiedys. Moze w innym zyciu. W innym swiecie. -A ty? - Lidka odwrocila sie do niej i otarla reka splywajace po policzkach lzy. -Zostane i zaczekam na policje. Zaraz tu beda. - Edyta starala sie, zeby zabrzmialo to wiarygodnie. Nie mialy szans odjechac stad razem. Tamci by do tego nie dopuscili. Zostanie i zatrzyma ich tak dlugo, jak zdola. Lidka wskoczyla za kierownice. 268 -Zabije go... - zagrozila Daria, odchylajac glowe Piotra do tylu tak mocno, ze wystarczylby delikatny ruch dloni, by przeciac tchawice.-Lidka, jedz i nie ogladaj sie za siebie. Nie ogladaj sie! - krzyknela, gdy Daria, krzyczac z wscieklosci, przesunela ostrzem po gardle. Na obojetnej dotad twarzy mezczyzny pojawilo sie zdziwienie, z rozcietej tchawicy trysnela strumieniem krew wraz z pecherzykami powietrza. Dlawil sie, probujac nabrac tchu. Upadl z rzezeniem. Edyta z ulga powitala warkot uruchomionego silnika. Lidka ruszyla z miejsca i pochlonal ja las. Wiedziala, ze Piotr nie zyje. Wiedziala to w chwili, gdy zobaczyla go na tej lesnej polanie. Nie musiala sie ogladac za siebie, by widziec gasnacy wzrok umierajacego mezczyzny, mezczyzny z jej snow. -Daleko nie zajedzie - stwierdzila Daria z usmiechem na ustach. Znow byla atrakcyjna wlascicielka restauracji - gdyby nie sciekajaca z ostrza sztyletu krew i martwy czlowiek u jej stop. - Co masz zamiar zrobic? Zastrzelic nas? Zdradze ci tajemnice. - Zachichotala jak mala dziewczynka. - Nie mozesz mnie zabic. Jestem Lilith. Jestem krolowa. Patrz! - Zrzucila habit i stanela naga. Oczom Edyty ukazal sie upiorny tatuaz. Darii nie wystarczylo odtworzenie wizji Colliera. Wa z nie tylko owijal sie wokol jej ciala, lecz wydawal sie z nia spleciony w milosnym akcie. -Jestes chora... - wyszeptala z odraza. -Lekarze tez tak mowili. - Rozesmiala sie, odrzucajac glowe do tylu. - I patrz! - Okrecila sie w piruecie, by wszyscy mogli podziwiac jej doskonale ksztalty. -Jestes taka sama idiotka jak twoja matka - niespodziewanie odezwal sie Chmiel. - Mogla miec wszystko, ale postanowila od nas odejsc. -Wszystko? Czyli co? Jestescie mordercami. Brzydze sie, kiedy na was patrze... - Edyta zadrzala. Ci ludzie byli odpowiedzialni za smierc jej matki, Bartkowiaka i kto wie, ile jeszcze innych ofiar mieli na sumieniu. Widziala dziewczyne, ktora Lidka wciagnela do samochodu. Widziala tylko cialo Elki, bo jej samej juz dawno tam nie bylo. Cud, ze dziewczyna przezyla, choc widzac pusta skorupe, jaka sie stala, Edyta pomyslala, ze moze byloby lepiej, gdyby Elka umarla. Coz za pieklo musiala przezyc - nawet nie chciala sobie tego wyobrazac. Obrzucila szybkim spojrzeniem tamtych, ktorzy zbili sie w ciasny krag. Do tej pory nie zwrocila uwagi, ilu ich bylo, ale pewnie kolo dziesieciu, nie liczac rannego Chmiela i tego drugiego policjanta. Pod kapturami nie mogla dostrzec twarzy pozostalych czlonkow sekty i wcale tego nie pragnela. 269 -Nie powstrzymasz nas... - wykrztusila z nienawiscia Daria.Edyta zobaczyla, ze Michal zaczal sie powoli podnosic. Zatoczyl sie jak pijany. Podtrzymal go jeden z zakapturzonych mezczyzn. Lub jedna z kobiet, pomyslala. W tych strojach nie wiadomo, kto jest jakiej plci... -Michal? - odezwala sie lagodnie do niego. - Michal? Podejdz do mnie. - Slyszala we wlasnym glosie niepewnosc i strach. - Przyprowadz go tu! - rozkazala osobie, ktora go przed chwila podtrzymala. - Nie! - krzyknela, widzac, ze ow ktos dmuchnal zoltym proszkiem w twarz Michala. -Nic mu nie bedzie - zasmial sie tamten. Edyta nie rozpoznala jego glosu, lecz przypomniala sobie twarz, gdy mezczyzna zdjal kaptur. Lekarz. Nie pamietala jego nazwiska, ale widziala go w szpitalu. -Michal? - Zrobila krok w jego strone i zamarla. W swietle dogasajacych ognisk nie mogla dostrzec dokladnie jego rysow, ale przysieglaby, ze oczy mial czarne jak samo dno piekla. Daria szepnela do niego kilka slow. Edyta nie zauwazyla tego. Z trudem powstrzymywala lzy. Patrzyla na mezczyzne, ktorego kochala. Tylko ze teraz ten mezczyzna zblizal sie do niej, trzymajac w dloni noz. 4. Daria z satysfakcja obserwowala jej cierpienie.-Mowilam, ze nas nie powstrzymasz, on nalezy do nas. Strzelaj, jesli chcesz... - drwila bezlitosnie. -Michal... - Edyta nie byla swiadoma, czy wypowiedziala jego imie na glos, czy tylko pomyslala. Zblizal sie do niej krokiem automatu, zaciskajac dlon na rekojesci noza. Jego twarz przypominala kamienna maske, oczy mial blyszczace. Dzielilo ich nie wiecej niz kilka krokow. Edyta opuscila bron. Rozsadek podpowiadal jej, ze nie musi zabijac Michala, wystarczy, ze go zrani. To powinno go powstrzymac. Ale nie mogla nic zrobic. Nie moglaby go skrzywdzic. Opuscila bron i czekala spokojnie na to, co sie wydarzy. Lidka jechala na oslep, lzy splywaly jej po policzkach, lecz z determinacja parla do przodu. Jedna reka sciskala kierownice, druga przytrzymywala Anastazje, by nie spadla z fotela. Zerknela w lusterko. Nikt jej nie scigal. Elka le- 270 zala bezwladnie. Zostawilam ja... Ta jedna mysl tlukla jej sie po glowie. Zrobilam, co musialam, powiedziala do siebie.-Jedz i nie ogladaj sie - powtorzyla machinalnie slowa przyjaciolki, widzac przed soba szose. Nie zauwazyla, kiedy skonczyl sie las i znalazla sie na drodze. Oslepily ja swiatla jadacego z przeciwka samochodu. Skrecila gwaltownie. Samochod zarzucil. -Zabij ja! - ponaglila Michala Daria. -Zabij! - zawtorowaly jej glosy pozostalych. - Zabij! Zabij! - zaczeli skandowac monotonnym chorem, jakby spiewali piesn. Edyta patrzyla Michalowi prosto w oczy. Nie widziala poruszajacych sie lisci na drzewach ani strzelajacych w niebo iskier. Nie czula powiewu wiatru ani zapachu ogniska. Monotonny zaspiew wypelnial jej umysl. Caly jej swiat zatrzymal sie w ulamku sekundy, gdy Michal czulym gestem przyciagnal ja do siebie. Patrzyla spod polprzymknietych powiek na noz zblizajacy sie do jej szyi. W dloni wciaz sciskala pistolet, swiadoma, ze moze go uzyc, i pewna, ze tego nie uczyni. Zamknela oczy, czujac lekkie uklucie, gdy czubek noza drasnal jej szyje. Goraca krew splynela na jej dekolt. Michal odchylil jej glowe do tylu, oczy mu pociemnialy jeszcze bardziej. Pochylil sie i zaczal zlizywac krew w groteskowej parodii pocalunku. Nagle znieruchomial. Edyta otworzyla szeroko oczy. Michal powoli podniosl glowe i patrzyl oszolomiony. Widziala, jak ze soba walczyl; szczeki mial mocno zacisniete, miesien na policzku zaczal mu drgac. Objal ja i przycisnal do siebie, az zabraklo jej tchu. -Walcz... - szepnela do niego. Gorace lzy splynely z jej oczu, gdy wyjal jej z reki bron. -Jestescie martwi! - wrzasnela Daria. - Sama cie zabije! - Naga, z rozwianymi wlosami, rzucila sie z zakrwawionym sztyletem na Edyte. Zdazyla zrobic kilka krokow, gdy padl strzal. Zatrzymala sie i z niedowierzaniem patrzyla, jak krew tryska z jej piersi. Nagle upadla. -Nie! - Krzysztof, szlochajac, zaczal sie czolgac w jej kierunku. Wzial ja w objecia. Z jego oczu plynely lzy. - Kochana... - szeptal, gladzac ja po wlosach. Daria martwymi oczami patrzyla w rozgwiezdzone niebo. Zaspiew ustal. Na polanie zapadla cisza. Edyta przesunela dookola polprzytomnym wzrokiem. Michal zabil Darie, a ona zyla. Zyla. Nie do konca rozumiala, co sie wydarzylo. Czula sie tak, jakby patrzyla na to wszystko z boku, spoza wlasnego ciala. Michal osunal sie bezwladnie u jej stop. Nie probowala go podtrzymac. Zmruzyla oczy, widzac cienie, ktore wylonily sie z la- 271 su i biegly w ich strone. Myslala, ze to tylko przywidzenie, ze jej umysl nie wytrzymal napiecia, ale stopniowo zaczela rozrozniac glosy. Ludzie w kapturach padali na ziemie powalani przez zamaskowane postacie. 272 Epilog Edyta siedziala na tarasie, obserwujac zachod slonca. Drzewa rzucaly dlugie cienie, a pomiedzy nimi rozposcieral sie mrok.-Wejdz do domu. - Nie zauwazyla, kiedy stanela za nia Lidka. - Robi sie chlodno. -Wiem - powiedziala. - Ale powietrze jest takie wspaniale. - Wstala niechetnie i poszla za przyjaciolka do biblioteki. -Nie moge uwierzyc, ze to juz koniec. - Westchnela, z wdziecznoscia wciagajac w nozdrza zapach kawy. -Obie mamy powod do radosci. - Lidka sie usmiechnela. - Naprawde - zapewnila ja, widzac powatpiewajace spojrzenie Edyty. - Mam teraz dwie corki, nie jestem sama. Mam dla kogo zyc. -Nie moge uwierzyc, ze zdecydowalas sie zaopiekowac Ela. Edyta byla pod wrazeniem tej decyzji. Mimo ze od tamtej nocy minely dwa miesiace, dziewczyna nie odezwala sie ani slowem. Nie bylo z nia kontaktu. Pani Zofia Lis obecnie mieszkala z Lidka i pomagala w opiece nad dziecmi. -A kto mial to zrobic? Ciotka oddalaby ja do zakladu - odparla ze smutkiem Lidka. - Ta dziewczyna na to nie zasluzyla. Nie po tym, co przeszla... - Zamilkla. Nie wiadomo bylo, czy Ela kiedykolwiek odzyska swiadomosc. Tak samo nie wiadomo bylo, jak nazywa sie dziewczyna, ktora pochowano w rodzinnym grobie Bartkowiakow. Dopiero badania genetyczne pozwola na ustalenie jej tozsamosci. Ktoras rodzina bedzie mogla urzadzic pogrzeb... -Wiesz co? Ciesze sie, ze pan Jan tego nie dozyl - wyznala Edyta. - Mysle, ze to by go zalamalo do konca... -Michal mowil ci cos o tym wszystkim? - Lidka pochylila sie w jej strone. - Nikt mi nie chce nic powiedziec. Sledztwo w toku, nie moga niczego ujawnic, bo ucierpi na tym dochodzenie, i takie tam bzdety... - Prychnela z irytacja. -Owszem. Po smierci Darii Chmiel zalamal sie i wszystko powiedzial. - Edyta nie kryla zaskoczenia jego rozpacza. Nie podejrzewala, ze takie potwory jak on moga kochac. Naprawde kochac. - Ciekawa rzecz - podjela - ale historia lubi zaskakiwac. Po drugiej wojnie swiatowej w miejscowej bibliotece od-273 naleziono stare dokumenty, pamietniki i listy, ktore zawieraly prawdziwa historie tego miasta. Kilka osob zalozylo wtedy stowarzyszenie i bawilo sie w czary. - Skrzywila sie z niesmakiem. - To, co zaczelo sie jako zabawa, stopniowo przybieralo coraz powazniejszy charakter. Czlonkowie stowarzyszenia postanowili sie wspierac takze w zyciu codziennym. Kupowali wspolnie ziemie, prowadzili interesy. Ale przede wszystkim trzymali sie razem. Potem firmy przejely ich dzieci i one takze wstapily do stowarzyszenia. -Chcesz powiedziec, ze to sie ciagnie od kilkudziesieciu lat? - Lidka nie kryla niedowierzania. -Zgadza sie - potwierdzila Edyta. - Poczatkowa wspolnota celow i interesow zostala rozszerzona o szantaz, wymuszenia, nielegalny handel, narkotyki. Eliminowali tych, ktorzy sie czegos domyslali albo staneli im na drodze. Moja matka byla jedna z takich osob. Nie przeszkadzalo jej to, co tamci robia, dopoki nie zabili pierwszej dziewczyny. Zwrocila sie wowczas przeciwko nim. Powiedziala o wszystkim Chmielowi. Nie wiedziala, ze on jest kochankiem Darii. - Westchnela. - Kiedy sie zorientowala, bylo za pozno. -Dlaczego zaczeli zabijac dziewczyny? -To byl pomysl Darii. Byla zafascynowana okultyzmem, miala zaburzenia psychiczne, wymyslila sobie te krwawe obrzedy. Kilku osobom przypadlo to do gustu. - Zamilkla. Nie chciala wdawac sie w szczegoly, zreszta Michal zbyt wiele jej nie mowil. Moze to i lepiej, uznala. -Chmiel zeznal, ze palenie dzieci tez bylo pomyslem Darii. Twierdzila, ze jest wcieleniem Lilith i zeby pozostac na ziemi, musi zlozyc krwawa ofiare demonowi. Postanowili wykorzystywac porwane dziewczyny jako dostarczycielki niemowlat. - Skrzywila sie z odraza. - Michal mowil, ze w czasie kazdej pelni urzadzali obrzed, ktory sprowadzal sie do zbiorowego gwaltu. -To odrazajace... -Wielu mieszkancow Lipniowa balo sie tych ludzi. Nie wiedzieli jednak dokladnie, co sie dzieje, i nikt sie nie wychylal. Wiesz, wypadek w pracy, nie dostales koncesji na alkohol i musiales zamknac bar, twoja zona stracila posade, dziecko zlamalo noge w niewyjasnionych okolicznosciach. Praktycznie tamci byli bezkarni. - Zapatrzyla sie w buzujacy w kominku ogien. - Nie moge uwierzyc, ze wyszlysmy z tego calo - powiedziala nagle. - Myslalam, ze to koniec. Wiesz, wtedy, kiedy stalam na tej polanie... -Nie masz mi za zle, ze cie zostawilam? - Lidka nadal czula sie winna z tego powodu. 274 -Przeciez sama kazalam ci jechac - odparla stanowczo Edyta. - Poza tym to ty wskazalas droge policji i kolegom Michala. Bez tego by nas nie znalezli - zapewnila przyjaciolke.-Niemal wpadlam im pod kola. - Westchnela z ubolewaniem Lidka. - Nie patrzylam, gdzie jade. Na pewno nie masz pretensji, ze cie zostawilam? - upewnila sie znowu. -Postapilas rozsadnie. Zreszta nie bylo szans, zeby wydostac sie razem. Nie moglam zostawic im Michala - tlumaczyla jej Edyta - a ty nie moglas zostawic coreczki. -Wiec postanowilas z nim zostac, a on prawie cie zabil - skomentowala kwasno jej slowa Lidka. -Prawie, ale nie zrobil tego. Byl pod dzialaniem narkotyku, nie wiedzial co sie dzieje, mial halucynacje, a jednak... - Usmiechnela sie z triumfem. - Zreszta nie rozmawiajmy juz o tym... - jeknela. - Przeprasza mnie kilkanascie razy dziennie! Sama mam ochote chwycic za noz... -W takim razie zmienmy temat na przyjemniejszy - zgodzila sie Lidka. - Kiedy zamierzasz mi powiedziec? -O czym? - Edyta spojrzala na nia zaskoczona. -O pierscionku zareczynowym. - Lidka popatrzyla na nia z politowaniem. - Sadzilas, ze sie nie dowiem? -Przepraszam. - Edyta poczula wyrzuty sumienia. - Po prostu myslalam, ze to nieodpowiednia chwila... -Dlaczego? - przerwala jej przyjaciolka. - Bo moj maz nie zyje, a ty znalazlas milosc? Daj spokoj. - Pokiwala smutno glowa. - W tej chwili potrzebuje dobrych wiadomosci. Naprawde dobrych. Jak bede sie cieszyc twoim szczesciem, to przestane myslec o sobie. -No coz... - zawahala sie Edyta - Michal nadal szaleje. Wciaz czuje sie winny, ze tamtej nocy, w lesie omal mnie nie zabil... -Daj spokoj - zachichotala Lidka. - Nie dlatego ci sie oswiadczyl. -Wiem. - Edyta czula przepelniajaca ja radosc 275 This file was created with BookDesigner program bookdesigner@the-ebook.org 2011-02-17 LRS to LRF parser v.0.9; Mikhail Sharonov, 2006; msh-tools.com/ebook/