SZWAJA MONIKA Jestem nudziara MONIKA SZWAJA Jestem nudziara.Doszlam do tego wniosku po doglebnym przemysleniu sprawy. Odstajeod spoleczenstwa, ktore jest wesole, nowoczesnei przebojowe. Nie miewam fioletowych paznokci anipomaranczowych wtosow. Ubieram sie zawsze w czarne kiecki. Zostalo mito z mojegostudenckiego Sturm und Drang Perlode. Uwazam,ze jestmiw nich do twarzy,ale coz tego? Maluje siesladowo. Nie wiedzialam, kto to jest Gulczas (rozmawialy o nim paniena naszej portierni i pytaly mnie, czy mi sie podoba). Chodze do filharmonii i slucham muzyki powaznej. Nie ogladam teledyskow. Niezamawiampizzy z dowozem do pracy. A tym bardziejdo domu. Jestemnudziara i mam przerabane! W wieku lat trzydziestu: -nie mialamjeszcze ani jednego meza, -spalam tylko z czterema facetami, przy czym z dwomaz nichporazie, a od dwochlat nie mam w ogolenikogo! -bylam zaledwie na trzechbalach (w tym jeden maturalny,jeden absolutoryjny i jeden nieudanysylwestrowy, kiedy to zerwalam ze swoim jedynym narzeczonym, bo sie strabiljak swinia i powiedzial, ze mam za maly biust jak na jego wyuzdanepotrzeby), -nie zmienilampracy ani razu, odkad ja podjelam. A teraz bede musiata ja zmienic, bo nie wytrzymalam i dalampo gebie mojemu szefowi, kiedy sie do mnie przystawial (strasznie nachalnie! ), po czym wylecialam zjego gabinetu dosekretariatupelnego ludzi, wrzeszczac, ze jest stuknietymdziwkarzem. W dodatku zostawilam za soba drzwi szeroko otwarte, dziekiczemu zalatwiajacy swoje sprawy studenci mogli zobaczyc, jak pandziekan w poplochu zapina spodnie. No a potem nie pozostalo mi nic poza napisaniem uprzejmegowymowienia. Pan docentwyrazil zgode. Hahaha. Nie mam pojecia, gdzie moglabympracowac. Uczelnie mamz glowy bezpowrotnie, bo po pierwsze moj byly szef na pewnopodlozy miswinie,jesli tylko zrobie dwa kroki w jej kierunku,a po drugie sama nie mam najmniejszej ochoty na ogladanie tejkretynskiej, nabzdyczonej geby - chocby na korytarzu. Wszelkiego rodzaju media odpadaja w przedbiegach. Zadne tamradia, gazety i telewizje. Zreszta, nawet gdybym sie zalapala, tobym sie pewnienie utrzymaladlugo. Tam potrzebujapistoletow,a co ze mnie za pistolet. No,moze czasami. Alerzadko. Biznesy tez odpadaja. Jak sie chce pracowac w biznesie, to niemozna wygladac jak mysza (dobrze, dobrze, ja wiem, zesie niemowi mysza). Poza tym nalezy raczej miec studia ekonomiczne,nie zaspolonistyczne. Obawiam sie, ze tak czysiak trafie do szkoly. Matko Boska,bede pania nauczycielka! Pracowalam wprawdzie na uczelni, ale byla to politechnika,a ja tam robilamza dziekanice! Studenci zawsze mnie trocheprzerazali. A studenci to ludzkosc w miare juz cywilizowana. Licealistow boje sie potwornie. Gimnazjalistow jeszcze bardziej. Wszyscy mlodsi w ogole nie wchodza w gre, malych dzieci nielubie, nudza mniesmiertelnie, wole male psy. Jesli kiedys bede miala odpowiedniewarunki, natychmiast wezme sobie, najlepiej zeschroniska,szczeniaka jakiejs duzejrasy. Albo bezrasowca. Aleduzego. Moze by poszukac pracy wjakiejs bibliotece? Odpada,jakby mnie te tony kurzuuczulily, tobym juz pewnieumarla. Szkola, coraz powazniej obawiam sie, ze to bedzie szkola. No i czego sie boisz, glupia? Ostatecznie mam stosowne wyksztalcenie,bardzo dobry uniwersytet, bardzo dobrzy profesorowie mnie uczyli. Pedagogike tez mam zaliczona, jakby sie kto pytal. Teraz juz niktnie bedzie dociekal, skadsie wziela troja z pedagogiki w moim indeksie. A ona sie tam wziela jak najbardziej nieuczciwie. Poszlam naten egzaminzdeterminowana. -Paniemagistrze - powiedzialam stanowczo do asystenta -wpana los skladam moje rece. Tfu, przepraszam,w pana receskladam moj los. Musze sie przyznac, ze panskiego przedmiotu,ktory bardzo szanuje, nie uczylamsie jednakowoz, uznajac, ze bylaby to strata czasu. -Nie rozumiem. -Asystent wytrzeszczyl na mnieniewinneblekitne oczy, ajego rekaz moim indeksemzawisla w powietrzu. -Powaza pani, ale bylabyto strata czasu? -Prosze mnie zrozumiec - kontynuowalam, patrzac na niegotak ufnie, jak tylko potrafilam - strata czasuz mojego, bardzo subiektywnego punktu widzenia. Poniewaz janigdy, przenigdy, niebede uczyla dzieci ani zadnej innej mlodziezy. Widzi pan, ja mamtaka wade, ze dzieci nie znosze. One mnie nudza i brzydza. Wstydsiedo tego przyznac, ja wiem, nikomutego nie mowilam poza panem. Bede raczej kamienie na drodze tlukla, niz pojde do szkoly. No wiec, wychodzac z takiego zalozenia,nie tracilam czasuna studiowanie pedagogiki, ktoranigdy wzyciu do niczego mi sienie przyda. Prosze popatrzec domojego indeksu: wszystkieprzedmioty literackie mam pozaliczane bardzo dobrze. Pan magister przerzucil moj indeks. -Moze jednak zadam pani chociaz jedno pytanie, pro forma? -To bynie mialo sensu - wyszeptalam, starajac sie, aby mojszept zabrzmial nie placzliwie,ale stanowczo iz godnoscia. -Tojuz lepiej, zebypan od razu wpisal dwoje. -Naprawde, pani nic? -Nic, paniemagistrze. Bardzo mi przykro. -No coz -powiedzial z zastanowieniem pan magister. -Przynajmniej jestpani szczera. Nabazgrat cos ioddal mi indeks. -Zycze szczescia. I prosze nie sprzedawac tego patentuswoimkolegom. Juz wiecej na taka szczeroscnie dam sie zlapac. No prosze! Jedyny taki magister na swiecie! Zazwyczaj zprofesorami bywa najlatwiej,z doktorami nieco gorzej, a juz asystencito przewaznie cholerni nadgorliwcy. A ten tu,kotek kochany, zrozumial i postawil troje! W dodatku ja gotroche oklamalam. Co do tego szacunku, mianowicie. Wcalenie jestem pewna, czy rzeczywiscie zywietaki szacunekdla jego dyscypliny. Moze kiedys i zywilam, ale stracilam go bezpowrotnie po pierwszych zajeciach. Przyszla na nie taka bardzoczcigodna,starsza pani profesor,ktora usilowala nam wytlumaczyc pewne podstawowe rzeczy. Ja tam jestem homo sapiens od paru pokolen, poza tym dorosla osoba, wiec jeslisie do mnie cos mowi slowami,to rozumiem. Moi koledzy chyba tez. Pani profesor zamierzala nam najwyrazniej powiedziec, ze jeslisie cos tlumaczy dziecku, to mutrzeba to tlumaczenie jakos zobrazowac. Alegdyby namto po prostu powiedziala, toby jej siewyklad skonczyl popieciu minutach. -Zalozmy, prosze panstwa- zaczela pani profesor - ze chcemy naszym uczniomwytlumaczyc,jaksie sadzipomidora. Audytoriumsluchalo, lekko przysypiajac. Byl wczesny poranek, poniedzialek, malo kto wtedybywal trzezwy taknaprawde. -Trzeba sprawic ciagnela pani profesoraby dzieci wyobrazily sobie ten krzaczek, ktory chcemy posadzic. To malykrzaczek. O taki - pokazala reka nawysokosci swoich kolan. Audytorium ziewalo. Pani profesor tymczasemprzenosila wyimaginowany krzaczekpomidora w okolice katedry. Robila to ostroznie, aby nie uszkodzic delikatnej roslinki. Co poniektorzy,otworzyli szerzej zaspane oczka. 10 Pani profesor oparla krzaczek o katedre.Zachwial sie. Podparla. Ustabilizowala. -Azeby naszego pomidorka posadzic, musimy najpierw wykopac dolek,a zatem pokazujemy naszym uczniom, jak kopie sie dolek. Lopatka. Ujawszy w dlon nieistniejaca lopatke, paniprofesor jela z zapalem kopac wblacie katedry jamke, w ktorej zamierzala posadzic wirtualnego pomidora. Nikt juz nie spal. Paniprofesor, caly czas objasniajac przystepnie, co robi,ujeladelikatnie krzaczek, lekko potrzasnela, zapewne aby wyprostowac system korzeniowy, po czym uniosla go, dopasowala do jamki w katedrze i posadzila. Audytorium sluchalo i patrzylo z zapartym tchem. Pani profesor, uzywajac lopatki,obsypala wstepnie korzeniepomidora ziemia, po czymodlozyla narzedzie i malymiraczkamiskrzetnie przyklepala kopczyk wokolposadzonego warzywa. Po czym odsunela sie nieco od katedry i obrzucilaswe ogrodniczedzielo spojrzeniem pelnym nieukrywanej satysfakcji. Nie da sie ukryc, zeniektorzyz nas sie poplakali. W tymja. I od tej pory juznie moglam traktowac pedagogiki takpowaznie, jak, byc moze, ona na to zasluguje. Znaczy, jeslipojde do szkoly, bede musiala dzialac na wyczucie. 31 sierpnia, czwartek Coza cholerny sadysta wpadl na pomysl, zeby poczatek rokuszkolnegorobic jutro! No to co, zewlasnie wypadapierwszy wrzesnia! Mialabym jeszcze trzy dni na przygotowania duchowe, a takbede nowe zycie zaczynac wpiatek! Dobrze,ze nie trzynastego. Moj horoskop na przyszly tydzien jest po prostu beznadziejny. Przewiduje duzopracy i malo forsy. To sie moze sprawdzic, owszem. O zyciuuczuciowym ani slowa. Ale jak tak sobie obejrzalamtowarzystwonauczycielskie, to doprawdy nie wiem, z kim mogla. bym uprawiac zycie uczuciowe. Ptci meskiej jestdyrektor, mlodszy chyba ode mnie, zupelnie nie w moim typie, podobno strasznakosa; jeden taki filozof, jeszcze bardziej nie w moim typie, bo wyraznie niedomyty (rowniez umyslowo), oczywiscie wuefista, przyjemny miesniak lat dwadziescia dwa, oraz pani wicedyrektor, ktora wyraznie zerkala w moja strone z apetytem. Nio, nio. Jeszcze nigdy nie probowalam z kobieta. Moze dlatego,ze mnie generalnie nie ciagnie. Prawda jest jednak rowniezto, ze nie mialam propozycji. Bede uczyc polskiego w kilku klasach oraz przejme wychowawstwo po takiej pani,ktora niespodziewanie padla z komplikacjamiciazowymi i wiadomo,zenie wroci doszkoly predzej niz za trzy lata. -Nie zazdroszcze - szepnelakonfidencjonalnie starsza dama,zdaje sie, historyczka. -Przez jeden straszny rok bylam ich wychowawczynia. Zrezygnowalabym po semestrze, ale pan dyrektortak mnie prosil. To potwory. Maja przewrocone wglowie. -Wszyscy? -Poczulam sie lekko zaniepokojona. -Co do jednego. Sami sobie zgotowalismy ten los. -Dlaczego? -Dyrektor chcial miec genialnych uczniow, on jest szalenieambitny, wie pani. no i wymyslil klase wstepna, toznaczy robimy specjalny egzamin, bardzo trudny, przyjmujemy po ostrej selekcji uczniow do gimnazjum i oni juz sa nasi. W pierwszej licealnej, kiedytowarzystwo z miasta dopiero sie oswaja, oni sa starymiwyjadaczami. niestety. -Ale to znaczy, ze do tej klasy trafiaja same bystrzaki? -Inteligentni toonisa - przyznala niechetnie historyczna dama. -Tylko charaktery maja parszywe. Sami ich wbilismy w dume. Teraz placimy. Pani tez zaplaci - ostrzegla i zachichotalawdziecznie. Jeszcze zobaczymy. Na czesc ostatniegodnia wolnosci zaprosilam Laure i Beatena malego drinkapolaczonego z nieduza wyzerka. Zrobilam kulebiak. Jak Boga kocham, nie klamie. Umiem zrobic kulebiak. Jest tocholernie pracochlonne, ale musialam jakos oderwac sie od ponurej rzeczywistosci. Krajanie kapuchyswietnie na torobi. 12 Jako drink miala wystapicczysta zamrozona, bo na moj rozumdo kulebiaka zadne inne alkohole niepasuja.Szlachetna prostota. Wlasnie ustawialam swiece na stole - wlasciwie to jedna swiece, za to duza, sasiadka pozyczyla mi kiedys taka gromnice od pierwszej komunii swojego dziecka, bo zgasly wszystkie swiatla w bloku i szukalysmy korkow - kiedy zadzwonil domofon. -Kto tam? -spytalam odruchowo. -Pogotowieratunkowe! -Urzad skarbowy! Znaczy, kolezanki spotkaly sie u bram. Bardzodobrze. Wpuscilam je i zapalilam gromnice. -Bardzo wykwintnie - powiedziala Beata. -Masztu odemnie prezent. Nie wiem, co zrobilas do jedzenia, ale do deserubedziepasowac. Odwinelam papier w rozoweswinki w kapeluszach. Likier bananowy. -Rany boskie! Do kapuchy! -Na deser tez masz kapuche? -Oczywiscie. Jak juz sie zrobi kulebiak, tonawymyslanie deseru nie starcza sit. Laurencja, ty tezprzynioslas jakies takie swinstwo? -Ode mnie dostaniesz prezent praktyczny. Masz, bedziesz mogla sobie wrozyc iprzewidywac przyszlosc. -Pokaz. O, ladnie. Wrozby, horoskopy, magia kamieni. Przyda sie. Odlozylam ksiege nastoliczek i wpadlam na dobry pomysl. -Daj tenlikier,Beata. Wypijemy go sobie jako aperitif. -Taki slodki aperitif? -zaprotestowala Laura, ktora zna siena rzeczy, bo jej ciotkaprowadzi pensjonat dlabiznesmenow. Bardzo elegancki. Laurencja czasami zabawia sietam w hostesse,a ciocia placi jej za to ciezkie pieniadze. Miewa te boki jednak tylko wtedy, kiedy biznesmeni sa Japonczykami, bo ona jestpo orientalistycei potrafi mowic w kilkudziwnych jezykach,w ktorych to jezykach my umiemy powiedziec conajwyzejSony, Honda i Toyota. -Niegrymas. Nie mam gorzkiego. A wiesz, jak ci po tym slodkim bedzie smakowal mojkulebiaczek na ostro? 13. -No to dawaj.Zdrowie pieknych pan i pani gospodyni. -Agata,za twoje powodzenie na nowej drodze zycia. Wypilysmy ciagnaca sie miksture. Miodzie. Ale poprzestalysmy najednym kieliszku. Od razuzrobilo sienam niedobrze. W zwiazku z tymwyjelamkulebiak z piecyka, gdzie robil swoje. i przystapilysmy do orgii zarcia, porzadnie popijanego zamrozona gorzala. -Mialas racje - powiedziala Laurapo jakims czasie. -Deserw ogole nie bedzie potrzebny. Najwazniejsze,zebywodeczka trzymala temperature. No to chlup. -Noto chlup - zgodzila sie Beata. -Aga, sluchaj, bylasjuzwtym swoim nowym miejscu pracy, masz tamjakies towarzystwo? Meskietowarzystwo mam na mysli, jezeli chodzi o damskie, to masz nas ici wystarczy. -Lepiej nie mowic- powiedzialamsmetnie. -Facetow jesttrzech na krzyz, zaden w gre nie wchodzi, w dodatku chyba wpadlam w oko pani wicedyrektor. -W jakim sensie wpadlas? -Mam wrazenie, ze jej sie podobam. Sluchajcie, dziewczyny -rozzalilam sienagle i niespodziewanie - dlaczego ja niemamszczescia do chlopow? Wszystkie normalne kobiety w moim wieku maja,a ja nie mam. -Szczescia czy chlopa? -To sie wiaze. Nalej mi odrobine. Powiedzmy, ze chlopa. -My tez nie mamy - oglosila uroczyscie Beata faktoczywisty. Jej maz wlasnie zazadal rozwodu, co przyjela z prawdziwa ulga. A Laurarozwiodla sie dwa lata temu po trzyletnim niesympatycznympozyciu zniesympatycznym, zato bogatym glabem, trudniacym sie przerobkami kradzionych niemieckich aut, ktore potemsprzedawal ruskiej mafii. Pasowali do siebie jak piescdo nosa. Pozostala jej po nim sliczna icalkowicie nowa toyota avensis, ktoraniebacznie zarejestrowal na jej nazwisko, a ktorej Laurkacalkiemslusznie nie zechciala mu oddac. Te fuchy u ciotki potrzebne jej teraz byly nafinansowa obsluge luksusowego srodka transportu,do ktorego bylaprzywiazana daleko bardziej nizdo eksmeza. -Ale mialyscie - powiedzialam ponuro. -Obie. Ja chyba jestem jakas trefna. 14 -Glupia jestes,a nie trefna.-Laurawyraznie bagatelizowalamoj problem. -To znaczy glupia w tym okreslonym przypadku,bo tak w ogole tonie. Wiecie, mnie sie zdaje,ze my wszystkie trzyjestesmypoprostuza inteligentne, zeby miec chlopa nastale. -Mow zasiebie - zaprotestowala Beata. -Jatam wcalenie jestem inteligentna. Agata jest, bo chodzi do filharmonii zwlasnejwoli. Ty tez jestes,Laura san,bo umiesz mowic po japonsku. Janatomiast - tu wychylilakielichi natychmiast napelnila go ponownie - jestem skonczona kretynka, bo tylko skonczona kretynka mogla wyjsc za mojego Adaska. Howgh. -Ten twoj Adas jest bardzo dekoracyjny - rozmarzyla sieLaura. -Boze, jakie on maslicznewlosy! Ijest piekniezbudowany. Czegoty wlasciwie od niego chcesz? -No dajspokoj, przeciez wiesz, co ja znim mialam przez tewszystkie lata! Barbie rodzajumeskiego! Zadna baba tak sie nieprzejmowalaswoja zakichanauroda jak moj glupi maz! A jakidziwkarz, pojecie ludzkie przechodzi. Teraz na szczescie zrobildziecko jakiejs pani i poczul sie ojcem. Bardzo dobrze, niech sie z nia zeni. -A czemu tobie nie zrobil? -zainteresowalam sie. -Specjalnie uwazalismy caly ten czas - powiedziala z goryczaBeata. -Adas nie czul sie gotowy do takiejwaznej roli. Pragnaldojrzec. No i widocznie wlasnie dojrzal. -Amoj nie mogl- zachichotala Laura. -Wiem, bo sie badalismy. Chcialam go namowic na adoptowanie jakiegos niemowlaka, ale sie niezgodzil. Wlasciwie to o to tak sie pozarlismy. -Wiemy, wiemy - mruknela Beata. -Tak sie pozarliscie, ze azsie rozwiedliscie. Aco uniego, nawiasem mowiac? Dalej te samochody? -To ty nic nie wiesz? Mojekssiedzi. W zeszlym rokubyla taafera samochodowa, polapali facetow odroboty, a ruska mafiama sie nadal swietnie. Aga, dawaj wodki! -Prosze cie bardzo. O cholera, nie ma. -Jak to nie ma? -Wyszla. Trzy subtelne kobiety wychlaty dwie butelki pod staroswiecki kulebiaczek. -I nic wiecejnie posiadasz? -Posiadam. Likier bananowy, 15 ",'. -Dawaj.No wiec ja ci mowie, kontynuujac zaczete zagadnienie, ze nie masz chlopa, bo jestes za intelel. in-te-li-gen-tna. Chlop jest czlowiek prosty i nieskomplikowany i nie potrzebujemiec w domu kobiety, ktorabedzie mu przelaczala telewizor, na koncert symfoniczny, kiedy on chce ogladac mecz. Jak rowniez nigdy,przenigdynie zrozumie twojejpotrzeby pernan. permam. ciaglego doskonalenia sie i rrrrozwijania ossssobowosci. Wyszla nachwile, a kiedy wrocila, byla zielonkawa. -Ja sie przy nim nie moglam samorealizowac - powiedzialabardzo wyrazniei usiadlana podlodze. -A terazsie samorealizujesz? -spytalam z pewnym trudem,ale nie chcialambyc leksykalnie gorsza od niej. -Nic! -oznajmilatryumfalnie i zapadla w sen obok kanapy,na ktorej odpoczywala Beata. Noto ja tez poszlam spac. Nastawilamsobie uprzednio dwabudziki zwykle, jeden w komorce, jeden w radiu i zamowilam budzenie przez telefon. Makijazu juz nie mialam sily zmywac. Przykrylam tylko dziewczyny kocami -jedna na kanapie,druga podkanapa. Spaly bardzo milutko. Piatek. Dzien, zapewne, feralny Jak to wszystko juz sie wydzwonilo, bylammniej wiecej trzezwa. Niew sensie promili, ale w sensie uzywalnosci. Makijaz nalezy zmywac. Nawet taki byle jaki, jakten moj. Spuchlam. Facet, ktory wymyslil prysznic, powinien dostac Nagrode Nobla. On sie chyba zresztanazywal Prysznic. Albo jakos podobnie. Sniadanko. O, nie! Najwyzej mala, malutka kawka. Bardzo ostroznie. Wychodzilam z domu podobna z grubsza do ludzi. Obie mojeprzyjaciolki spalyw najlepsze. Cos tam wczoraj mowily o dniachwolnych. A moze o resztkach urlopow. Nie pamietam. Zawolalam sobie taksowke. 16 Na apelu myslalam, ze dostane zapasci.Co za cholerny imbecyl wymyslil apele szkolne! Coto,oboz pracy, a moze od razukarna kompania? Nienawidze stac dluzej nizpiec minut, chodzicmoge, biegac, prosze bardzo, alenie stac! Cos mi sierobi z kregoslupem. Dzisiaj dodatkowo cos mi sie robilo ze wszystkim. Po apeluudalismy sie do swoich klas ze swoimi klasami. Nicnie poradze na to, ze to glupiobrzmi, takbylo. Moja klasa sklada sie z niezliczonej rzeszy mlodych ludzi (ichtwarze troche mi sie zlewaly) o powierzchownosci mniej lub bardziej pociagajacej. Mnie tam nic w nich nie pociagalo - moze potem tosie odmieni ale staralam sie byc uprzejma. Umowilismysie,ze lepiejpoznamy sie wprzyszlym tygodniu, od razu z ranaw poniedzialek, a teraz damy sobie jeszcze luz nate koncowke wakacji. Nie jestem pewna,czy to jest klasa druga czy trzecia. Chyba trzecia. Dostalam troche kwiatow, alenieduzo. Wiecej mialy stare wychowawczynie. Dla mnie przyniosly zapewne tylko klasowe lizusy. Boze, teraz bym juz cos zjadla. Do domu! W domu zastalamsredniejklasy bajzel i mojedwie kolezankinaddwiema butelkami piwa. Skad one to piwo wziely, nie mam pojecia. -o,pani gospodyni! -O, paninauczycielka! Cotak malo kwiatkow? -Na koniecroku jest duzokwiatkow, nie teraz. Skad macie piwo? -Uwarzylysmy wbrowarze - powiedziala rozkosznie Beatka i wybuchnela smiechem. -Beata byla w kiosku -doniosla Laura. -W twoim szlafroku. -Bomam plame na kiecce z przodu - oswiadczyla godnie Beata. -Likier bananowy. Kupilam piwo i chlebekswiezy. I jajka. Chcesz jajko? -Chcejajko. I piwa tez chce. Nic niepodejrzewajac, patrzylam,jak idzie prosciutko do lodowki iwyjmuje jedno jajko, poczym wykonuje zamach i rzucawmoja strone. -Maszjajeczko! 17. Zlapalam.Zawsze mialam dobry refleks. Kiedy juz umylam siez jajka, usmazylam jajecznice dla tychalkoholiczek. Samatez sie pozywilam solidnie, wypilam butelkepiwa Pilsner Urquell i wreszcie zrobilo mi sie nieco lepiej na watpiach oraz mozgu. Alkoholiczkizazadaly zycia towarzyskiego. -Skad ja wam, na litosc boska, wezme zycie towarzyskie? -No przeciez, ze nie u ciebie wdomu -prychnela Beatka. -Idziemy do pubu Atlantic. Bardzo przyjemnemiejsce. -Dobrze mowi - potwierdzila Laura. -Tylkoze myjestesmycalkiemnieswieze, musisz nam dac jakiesciuchy. -Ale ja mam prawie same czarne. I dlugie. Co najmniejdo kostek! Poza tym Beata jest wzrostu siedzacego psa, jak ona bedziewygladalaw moich spodnicach! -Dobrze bedziewygladala. Dasz jej te do kostek i bedzie miala do ziemi. A jajestem wyzsza od ciebie. Nie badz nudziara. Co znaczy- nie badz nudziara? Jestem nudziara! Mam tego swiadomosc! -A moze pojdziecie do siebie, przebierzecie siei spotkamy siew tym pubie, powiedzmy, o osmej? -A ktorajest? -Czwarta. -Och, to swietnie -ucieszyla sie Laurka. -Tomozemy siejeszcze przespac i odswiezyc! Ja ide siekapac, a wymozecie poczekac na swoja kolej. Potrzebuje godziny. Pa, kotki! I raczo pobiegla w strone mojej lazienki. Zrozumialam, ze nie pojdado siebie. No wiec ja poszlamdo siebie, to znaczy na swojtapczan. Jak zepchnelam Beatedo sciany, udalo mi sie na nim polozyc i zazycrelaksu. Okolo siodmej wszystkiebylysmy juz wykapane. Podejrzewam,ze Laurka umyla zeby moja szczoteczka. Nic, po drodzedo pubuAtlantic kupie jakas w kiosku. Potemzrobily mi zbiorowa awanture o brak stosownych kosmetykow. Kazalam im siewypchac. Ja sie taknie pacykuje jakone, moga sobie nosic zapasy mazidel przy sobie, jesli chca uprawiac wielodnioweniespodziewane eskapady. Potem ubraly sie w mojeswieze ciuchy. 18 Wspominalam juz,zeubieram sieglownie na czarno?W efekcie wygladalysmy jak nieliczna, ale dobrana druzynazakonna z blizej nieokreslonego klasztoru. Chryste Panie - to znaczy,ze ja sama wygladam jakpojedyncza ponuramniszka! W lustrze tego niebylo widac. Moze troche dlatego, ze mam tylko niewielkie lustro w lazience, takie, co odbija tylko od polowy w gore. Trzeba bedzie pomysleco jakiejs zmianie wizerunku czy cos takiego. Najwazniejsze to podjac decyzje. W charakterzetrzech niekonwencjonalnych zakonnic wkraczalysmy w marnieoswietloneprogi pubu Atlantic. Dlaczego Beata wybrala wlasnie ten pub, pozostanie dla mnie zagadkana wieczne czasy. Moze po prostulubi mlode towarzystwo. JakBogakocham, byly tam wylacznie malolaty. Z niejakim trudemznalazlysmy wolne miejsca i zamowilysmy podrinku. Dokola nas klebila sie rozbuchana mlodosc. Taka po szesnascie i siedemnascie lat. Czesctejmlodziezy siedzaca w poblizu planszy przedstawiajacej duzego golego faceta z granatowymi wlosami i oczami w slup,z kalasznikowem przewieszonym przez ramie, rakieta ziemia-ziemia w miejscu fiuta i dwoma handgranatami tam, gdzie zazwyczaj faceci miewaja jaja czesc otoz tej mlodziezy patrzyla na nasjakby z zaciekawieniem. Odstawalysmy wiekowe, to fakt. Moje kolezanki nie przejmowaly sie tym. aleja zazadalam wyjasnien. -Beata, gdzies ty nas przyprowadzila? Mieli byc artysci, finansjera, bankowcy, biznes i polityka, a tu widze same dzieci! W tym momencie jedno z dzieci rzucilo wiazka kwiatow polskiej mowy, ktora wywolalaby rumieniec zazenowaniana obliczukazdego budowlanca. Opowiadalo dowcip. Reszta zasmiala sieradosnie,kilkoro skwitowalo wic podobna mowa. Ja tamnie jestem pruderyjna. -Nie marudz - powiedziala Beata. -Widocznie trocheza wczesnie przyszlysmy. 19. -Nie marudz - poparla ja Laura.-Lepiej porozmawiajmyo tobie. -Czemu omnie? -Bo wymagasz reformacji - wyjasnila Laura. -Jezeli zamierzasz kiedykolwiek wzyciu miec chlopa na wlasnosc, trzeba cosz toba zrobic. -Operacje plastyczna - mruknal siedzacyprzy sasiednim stoliku, tuz pod rakieta ziemia-ziemia, mlodzian lat moze szesnastu,przyjemny blondynek. Zapewne mial nadzieje,ze go nie slyszymy. Ja slyszalam. -Zamknij sie, szczeniaku- powiedzialam polglosem, spodziewajacsie,ze teraz dopiero dziecie sie wypowie. Ku mojemu zdziwieniu szczeniak sie zamknal i odwrocil plecami. -Bo widzisz - kontynuowala Laurka - zaden zdrowy na umysle chlop niepolecina intelektualistke w czarnym giezle. Dlaczego tyw ogole tak sieponuro ubierasz? -Tak jest twarzowo- wyjasnilam zwyzszoscia. -Chyba zwariowalas -wtracila Beata. -Twarzowo w czarnymto mozebyc panience lat pietnascie, gora dwadziescia. Aty ilemasz? -A bo to nie wiesz? Tymasz tyle samo. Konczylysmy we trzy te sama klase w tym samym liceum. Czyjej pamiecodjelo? -JezusMaria, my jestesmy stare! -Jak Troja wyrwalo sie szczeniakowi zamoimi plecami. Udalam, zenie slysze. Beata zapadla w zamyslenie nad swoja(i moja) zgrzybialastaroscia. -A dlaczego wy myslicie, ze jaw ogole chce miec jakiegoschlopa na wlasnosc? -zapytalamagresywnie. -Bo kazda normalna baba chce - wyjasnila Laura z zacieciempsychosocjologicznym. -My juz mialysmy po jednym. Teraz twoja kolej. I my ci w tym pomozemy. Jestesmy twoje dobre kolezanki. Dobre Samarytanki. Paniekelnerze, poprosimy jeszcze raz tosamo. Kelner bardzo sprawnie i szybko przyniosl nam jeszcze raz tosamo. -Wiec, drogaAgatko - kontynuowala Laura,ktora najwyrazniej sie zaparla co do tej mojej reformacji (ale czyz ja sama juz 20 "ltewczesniej o niej nie pomyslalam? Moze wartoprzyjac pomoc kolezanek? ) - od jutra, no, moze od poniedzialku, zaczynamy. Po pierwsze, zapisze cie do mojej fryzjerki i zrobisz sobiebalejaz. -Oszalalas! Ile to kosztuje? -A,roznie. U mojej sto osiemdziesiat. Do dwustu piecdziesieciu. Jak nie masz, to ci pozycze, splacisz mi wratach. Ta Laurato naprawde dobra dziewczyna. -Po drugie - Beataczknela - udamy siedo perfumerii ikupimy ci porzadnekosmetyki. Ja ci pieniedzy nie pozycze, bo niemam,musisz skads wykombinowac. Paniekelnerze, juz nic niemamy! -Wykombinowac! Skad? Dziekujemy panu, prosze tu postawic, a tego niech pan nie zabiera, ja dopije. No skad, Beatko,skad? -Amoze bys tak sprobowala wykorzystac tworczo swoj nowyzawod? -zastanowila sie Laura, bulgoczac slomka w swoim nowym drinku. -Chcesz, zebym zdefraudowata forsena komitet rodzicielski? -Zacznij pobierac oplaty za dobre stopnie - zaproponowalaBeata. Wlasny pomysl widac spodobal siejej, bo zachichotala radosnie. -Niekoniecznie od wszystkich, wystarczy od najwiekszych glabow. Nie musisz zarabiac tym na zycie, tylko na kosmetyki i fryzjera. -Duzo nie zarobie na stopniach z polskiego- powiedzialamdo szklaneczki z drinkiem. -A ktomowi, ze tylko z polskiego? Jak juz bedziesz dysponowac dziennikiem, toprzeciez mozesztroche poprzerabiac, podostawiac. -Tojestzaden interes. Na lakier dopaznokci nie wystarczy. -Dziewczyny - Beata wodzila natchnionym spojrzeniempo suficie wymalowanym w bakterie - a moze zalozymyagencjetowarzyska? Agata bedzie teraz miala dostep do mlodych cialek. Zaczelysmy rozwazacprzedstawionapropozycje - dosyc namsie nawet spodobala - prawie juz ukladalysmy biznesplan, kiedyprzeszkodzil namjakis facet. Przeciskal sie tuz kolo nas, przepraszajac,do stolika blondynowatego malolata, ktoremu kazalamsiezamknac i ktory mnie, o dziwo,posluchal. O czyms tam terazrozmawial zhorda swoich kolegow, chichoczac polglosem. 21. Facet z miejsca rzucil mi sie w oczy.Wysoki, postawny szatynwtypie Liama Neesona, ktory mi sie cholernie podoba. Z takimlekko nieobecnym spojrzeniem. Tacy faceci nigdy na mnie nie leca. Niema takiego numeru. Totylko ja donich wzdycham, zawsze, ach, zawsze bezskutecznie! Alez ja mamsie reformowac! No wiecwzielamswoja szklaneczke z resztkadrinka i w chwili, kiedy przeciskal sie kolo mnie, wylalam mu te resztkena spodnie. Facet zatrzymal siew pol kroku. W jego oczach pojawilo siezdumienie. -Och, przepraszam - powiedzial glupio, bo po pierwsze to jamu wylalam tego drinka naspodnie (jasne, notabene), po drugiewyraznie widzial, ze zrobilam to specjalnie. Nie bardzo wiedzialam, co powinnam teraz zrobic, ale kolezankiczuwaly. -Agata, jak moglas - wrzasnela Laura, przekrzykujacgrzmiace techno, ktore od poczatku mnie denerwowalo. -Terazpanma plame! Zaraz panu to wytrzemy - zawolala Beata i pociagnela faceta tak, ze omalnieusiadl mina kolanach. -Musial pan na niejwywrzec niesamowitewrazenie, onajest bardzo spokojna i normalnie nigdy by tego nie zrobila. Malolaty przysasiednim stoliku zamilkly i z zainteresowaniemsledzily rozwojwypadkow. Tymczasem Beata nadalszarpalafacetaza rekaw, Laura usilowala mu wytrzec plame serwetka, naktora wylalatroche wodyspod kwiatka, aja siedzialam jak skamieniala, poniewaz nadmiar mojej wlasnej aktywnosci nieco mnie przytloczyl. Liam Neeson obrzucil sploszonym spojrzeniem dwie czarnewdowy miotajace sie wokol jego spodni i trzecia czarnawdowetrwajaca w stuporze, po czymotrzasnal sie z pierwszegowrazeniai wyrwal harpiom ze szponow. -Nic sie nie stalo - zapewnil pospiesznie i klamliwie. -Jatylko nachwilke,przepraszam najmocniej. -tu zwrocil sie w strone blondynkowatego malolata: - Jacek,zamienileskomorki,oddaj mi moja,bopotrzebny mi jest jeden numer z pamieci. Malolat nieco zwlekal, jakby czekal na dalszy rozwoj wypadkow. Ale temu Liam Neeson najwyrazniej postanowilzapobiec. 22 -Jacek, czy ty mnie slyszysz?Dawaj komorke! Juz! -No zaraz, tato, juz szukam. Ty z domu jechales po komorke? Bylozadzwonic, przywiozlbym ci. -Nie z domu, jestesmy ze znajomymi w Atlanticu, mialem blisko, a telefonu i tak bys nie uslyszal w tymjazgocie. No, masz gowreszcie? W jakim Atlanticu? -Pan powiedzial: "w Atlanticu"? -uslyszalam swoj wtasnyglos. -Przeciez jestesmy w Atlanticu. Liam Neeson wyrwal wreszcie synowi telefon i zamierzal przedrzec sie przeznas w strone drzwi. Pewnie jednak byldobrze wychowany, bo zatrzymal sie wpol kroku i odruchowo odpowiedzial na moje pytanie: -Nie, prosze pani. To jest pub Szajbus, Atlanticjest po drugiejstronieulicy. Przepraszam. Potem spojrzal na mnie jeszcze razi zapytal: -Czymy sie skadsznamy? -Pewnie- odpowiedzialam, patrzac naniego tesknie. -Widzialam pana w "Liscie Schindlera". -Ach, to japrzepraszam - powiedzial nerwowo Liam Neesoni ostatecznie uciekl, wyrywajac siesprawnie z lap moich kolezanek. -Ty goznasz? -zapytala z pewnym zdziwieniem Laura. -Gral w "Liscie Schindlera". -Zwariowalas! Kogo gral? -Schindlera. -Masz zle w glowie. Pozwolilasmu uciec, a juz tak dobrzeszlo! I co ty maszz tym Schindlerem? -Skrot myslowy wyjasnilam. -On jest podobny do LiamaNeesona, ktory gral Schindleraw "Liscie Schindlera". Jak namsie udalo pomylic puby? Nie zabawilysmy juz dlugow pubie Szajbus. Tonie jest miejsceodpowiednie dla dam, nawet jesli sa to damy niekonwencjonalne. To jest pub dla cholernych siedemnastolatkow, ktore tuprzepijaja pieniadze ciezko zarobione przez ich rodzicow. A czasami nawetzabieraja tym rodzicom telefony komorkowe. Orazpodsluchuja bezczelnie. 23. Ogolnie jednak wieczor uznalam za udany.Najwazniejsze, izpowzielam postanowienie calkowitej zmiany osobowosci. Koniec z czarnawdowa. 2 wrzesnia, sobota Zdecydowanie powinnam miec kaca. A nie mam! Powinno mniedreczyc sumienie z powodu portek Liama Neesona, ale tez jakosnie dreczy. Uznalam,ze to dobra wrozba naprzyszlosc. Nie bede dluzejnudziara. A propos wrozby Wprawdzie czytam regularnie horoskopyw gazecie, ale jezeli juz dziewczyny przyniosly mi stosowny podrecznik, to moze warto by z niego skorzystac. No, no. Duzo mozliwosci. Astrologia zachodnia, astrologiaorientalna, runy, chiromancja,rozne inne mancje, I-Cing,tarot - toza skomplikowane dla mnie- wahadelko - trzeba sobie konieczniekupic - biorytmy - bo ja wiem? Numerologia - o, numerologia! To jest chyba najprostsze. Tak wyglada,w kazdym razie. , Jestes numerem. Ciekawostka, nigdy tak o sobie nie myslalam. Tu jest wzorna przeliczanie. Napisz imie i nazwisko. Proszebardzo,AgataCzupik. A rowna sie jeden, g - siedem, znowu a. Kazda literkajest w tabeli i ma swoja cyfre. Faktycznie, jest i ma. Podliczamy. Zaraz, nie badzmytacy wyrywni! Tego sie razem nie liczy. Dobrze. Spolgloski - pietnascie, czyli szesc. Aha, skracam. Samogloski, nie, odwrotnie, samogloski szesc, a spolgloski dwadziesciadziewiec, czyli jedenascie. Czyli dwa. Nie, tego sie nie upraszcza. Jedenascie. Razem osiem. Co jeszcze? Pododawac cyfry wdacieurodzenia. Prosze bardzo, 11 czerwca, czyli szostego, 1970. Tonam daje dwadziescia piec, czyli siedem. Bjuti. Teraz zobaczymy, co zemnie za numer. Liczbazycia. To ta podsumowana data urodzenia. Dominantamojego zycia. Hahaha. Oraz doswiadczenie, jakie musze przezyc. Siodemka. Jestem siodemka. 24 No prosze!Liczba jest magiczna. Zawszewiedzialam, zepod przykrywka nudziarstwa jestem istota niebanalna. Tylko niktmi tegodo tejpory nie powiedzial. Wiez czlowieka ze Wszechswiatem. Mozepowinnam bylapojsc na astronomie, a nie napolonistyke? Dalej. Wielka intuicja, zdolnosci parapsychologiczne. Wiedzialam! Przewidzialam swojego czasu, ze taki jeden Krzysioprzerznie egzamin z teorii literatury! I ze jego dziewczyna puscigokantem zwykladowca tejze! Wponiedzialek lece do Butikupod Gwiazdami, kupic sobie wahadelko! Wrazliwosc oraz idealizm. No, oczywiscie! Cala ja. Osobymile, rozwazne i czule - mowie, ze cala ja; pracuja w zawodach wymagajacych opiekunczosci, a takze tych, gdziekonieczne jest powolanie. Patrzcie panstwo, moje powolanie daloznac osobie. Nauczycielstwo topowolanie w czystej postaci! Zwlaszcza przy dzisiejszychwynagrodzeniach. Dalej. Bogata wyobraznia sprzyja karierze w zawodach tworczych- film, telewizja. No, nie wiem. na razie pozostanmyprzy tej opiekunczosci i powolaniu pedagogicznym (Boze, moj egzamin z pedagogiki! )... Sklonnosci do filozofowania,mistycyzmu i kontemplacji. Boja wiem? Mistycyzm i kontemplacja troche mi sie kloca z kulebiaczkiem. Oraz innymirzeczami do jedzenia, ktoreumiem przyrzadzic. Moze grozic niebezpieczenstwo z powodu utraty kontaktuz rzeczywistoscia. Jezus Maria! Juz sie zaczelo! Wczorajrozmawialam z tym facetem w pubie Szajbusjak z Liamem Neesonem! Wiecej ostroznosci! Nie wyobrazac sobie tyle! Z nerwow poszlam do kuchni i zrobilam sobie sadzone jajko. Ato jeszcze nie wszystko, jeszcze sa te inne liczby. Jedzac jajko i chleb z maselkiem czosnkowym,studiowalamdalej ksiege moich przeznaczen. Liczbaekspresji. Jedenascie. Idealisci, bla, bla. Pewnie, dlatego nigdynie mam forsy Znajomosc z nimijest zawsze owocna i wzbogacajaca (muszeto pokazac moim kolezankom), trudno jednak zblizyc sie do osobtego pokroju, ich charyzmadoslownie paralizuje otoczenie. 25. No tak.Paralizuje. Dlatego wszyscy faceci, ktorzy kiedykolwiek zblizyli sie do mnie, po jakims czasie - dwukrotnie juzpo pierwszym razie! -uciekali w poplochu. Och, Liam Neeson tez zwial! Nawet sie nie zdazylismy poznac,a on juz zwial! Z powodu charyzmy? Poza tym, jaki Liam Neeson! To ta utrata kontaktu z rzeczywistoscia! Jezeliuda siepozyskac ich uczucia, zostaja wiernymi ilojalnymi przyjaciolmi na calezycie. Naturalnie. Tylko wiemy i lojalny przyjaciel na cale zycieznioslby bez szemrania to wszystko, co powiedzialy mi moje przyjaciolki po oddaleniu sie Liama Neesona. Tfu! Nie LiamaNeesona,tylko tego nieznajomego, przystojnegofaceta w typie Liama Neesona! Boze, jaka ja jestem wrazliwa, rzeczywiscie, sama prawda. Juzpierwsze dwie liczby tak mnie zdenerwowaly. Sa jeszcze dwie. Liczba serca, czyli pragnienia. Szesc. Wysoka moralnosc, piekno i harmonia. To jasne. Oczekujapochwal. A kto normalny nie oczekuje? Wielkoduszni. No dobrze, tu rewelacji nie ma. Liczba przeznaczenia. Osiem. No i koniec. Tusie zalamalam. Powodzenie w sprawach materialnych. Chyba tylkojesli wezmiemy pod uwage glodujace kraje Trzeciego Swiata. Lubia kontrolowacotoczeniei sklonni sa podjac wielkiwysilek, aby pozostacna szczycie. Mozemy uznac, ze to chodzio moje rzadzenie klasa. Jako wychowawczyni jestem pania ich zyciaismierci. I niech mi ktos powie, zenie! Nie takznowu dawno sama chodzilam do szkoly! Najgorsze bylo na koncu. W pozniejszym okresie zycia grozi im samotnosc i wyobcowanie. No wiec po cozyc? Po co trudzic sie z tym wszystkim, podejmowacreforme samej siebie, jezeli w pozniejszym okresie zyciagrozi mi samotnosc i wyobcowanie? W pozniejszym. To znaczy, ze we wczesniejszym niegrozi. 26 Ale skad jamamwiedziec, kiedy zaczyna sie pozniejszy?Boze, w co ja wpadlam. Po co mi te wszystkie wrozby, horoskopy,czort wie co. Powloklamsiedo kuchni i zrobilam sobie bardzo dobra herbate. Na pocieszenie. Postawilam ja na tacy razem z cukiemiczkai filizanka. Mojej ulubionej nie chcialomisie myc. lezala w zlewie, wiec wzielam zwykla, niebieska, z serwisu Charmante (szescfilizanek i szesc spodeczkow zajedyne 22,50 w Realu). Nie lubietac, bo zawsze mi z nich zjezdza to, co tam postawie. Alechcialam, zeby bylo elegancko. Jezeli juz grozimi samotnosci wyobcowanie, to przynajmniej bede po kres mych dni kobietawytworna. Oczywiscie stracilam rownowage(zewnetrzna; wewnetrznastracilam juz przedparoma minutami) i omal nie zwalilam calejzawartosci tacy na podloge. Udalo mi sie ocalicczajniczek z herbata, poleciala tylko filizanka Charmante i cukiemiczka od innego kompletu. Poleciala tez ksiega wrozb i horoskopow. Lezala taksobie na podlodze, otwarta, a pomiedzy strony saczyla siestruzka cukru. Doznalam dziwnego uczucia, takiego mianowicie, ze cos siewydarzylo! Rozbita filizankato oczywiscie pryszcz. Czulam mrowki na calym ciele. Usiadlam obokksiazki. Otworzyla sie samoczynnie na jakichsdziwnych rysuneczkach, a lyzeczka od cukru, moja spadkowasrebrnalyzeczka z wprawionym wuchwyt opalem lezala na tejotwartej stronie. Moja spadkowa lyzeczka ma uchwyt zakonczony taka stylizowana strzalka. I ta strzalka wyraznie pokazywala jeden z rysuneczkow. Przypominal jakies takie ostrokanciasteP. Pochylilam sie i usilowalam odczytac podpis pod rysuneczkiem. Niestety,byl zasypany cukrem. Strzasnelam cukier. Podpis, w przeciwienstwie do innych,pod innymi rysunkami,byl bardzo krotki: Radosc i szczescie, zgodai uzyskanie rownowagiwe wszystkim. Znak tensymbolizujeabsolutne spelnienie. 27. Hura, hura, hura! " Wyglada na to, ze chociaz samotnosc i wyobcowanie groza mi,to jednak mnie nie dopadna!A swojadroga, co to za rysuneczek? Pismo runiczne. Powinnam byla wyciac z kartonu takiekwadraciki, na nich wypisac runy, a potem je rzucac, tak jak do losowania. No to chyba lepiej, ze samo spadlo i samo pokazalo? Gdybynie to, moglabym ulec zalamaniu. Jestem taka wrazliwa! Poniedzialek. Nienawidze poniedzialkow! Nigdy wiecej nie pojde do szkoly! Blondynowatyszczeniak z pubu Szajbus, tensyn Liama Neesona, okazal siejednym zmoich uczniow! Gorzej nawet: jestemjego wychowawczynia. Nazywa sie Jacek Pakulski. Zajrzalam do dziennika. Liam Neesonnaprawde nazywa sieKamil Pakulski. A mamunia Jacka, czyli zapewne zonaLiama,tfu, Kamila Pakulskiego,nazywa sieZdzislawa Pakulska. Boze swiety, i coja teraz zrobie? Zapamietalamakurat Jacka,ale cos mi sie zdaje,ze ta cala halastra siedzaca w Szajbusie obok faceta zgranatami, rakietamii katachem to tez moi uczniowie. Widzieli, jak polalam drinkiem spodnie Liama Pakulskiego! Gorzej - slyszeli, jak planujemy zarobkowanie przy pomocyagencji towarzyskiej, utworzonej na baziepanienek z drugiej L! Bo, nawiasem mowiac, okazalo sieostatecznie, ze jestem wychowawczynia drugiej,a nie trzeciej. A wtygodniu pani wicedyrektor, ta, ktorej sie podobam,kazala przedlozyc programy nauczania przedmiotow w klasachautorskich. Cos tam latem dlubalam w tej sprawie, alebez fanatyzmu, wakacje bowiem spedzalamu rodzicoww Karkonoszachi ani mi sie 28 snilo psuc sobie samopoczucia takimi sprawami.Bedeterazmusiala ostro przysiasc faldow. Ale jak ja mam sie skoncentrowac na tworzeniu autorskiegoprogramu nauczania, jezeli mam w perspektywie wywiadowke,czyli pierwsze zebranierodzicow z nowa pania wychowawczynia,czyli ze mna, psiakrew! I na to zebranie przyjdzie ZdzislawaNeeson, tfu. Pakulska, albo -co gorsza - Kamil Neeson, ktoremu wylalam drinkana spodnie i do ktorego odzywalam siew sposob swiadczacy o utracie kontaktu z rzeczywistoscia! A klasa bystrzakow,o ktorychz takim obrzydzeniem opowiadala kolezanka nauczycielka historii, okazala sie wcalenie takaobrzydliwa. Jest ich dokladnie dwadziescia cztery sztuki. Fifty Fifty, dwanascie dziewczyn mieszanej urody - ale co najmniej zczterechagencja towarzyska mialaby wielka pocieche - oraz dwunastuchlopakow. Urodytez rozmaitej. Prawdopodobnie ci, ktorzy byli w piatek wieczoremw pubieSzajbus, opowiedzieli tym, ktorzy tam nie byli,o spotkaniu facetoface z nowa pania wychowawczynia. Wszystkie bowiem mlodziencze oczy w liczbie sztukczterdziestu osmiu (co ja tak wszystko przeliczam na sztuki? Wplyw swiezego zainteresowania numerologia? ) wpatrywaly sie we mnie z pewnego rodzaju radosnymwyczekiwaniem. Chyba nie wydajeim sie, zew szkolebede robila takie samesztuki jak wpubie Szajbus? A moze czekaja tylko na okazje, zebyrzucic jakas aluzyjke i zobaczyc, coja z tym zrobie? Dobrze, kochani. Ostrzezony, uzbrojony. Nie bedziemy reagowac histerycznie. Przyodczytywaniu dziennika i dopasowywaniu nazwiskdo konkretnych osob troche otrzasnelam sie z szoku, w ktorywprawilo mnie rozpoznanie Jacka P. natychmiast po wejsciudo klasy. -Wiecie co,moidrodzy - powiedzialam uczciwie do moichnowych wychowankow - nie mam nadziei, zetak od jednego razuzapamietam was wszystkich. Zwlaszcza ze jestem nieco roztargniona. Dobrze, zeniepowiedzialam im o postepujacej utracie kontaktuz rzeczywistoscia! 29. -Nie szkodzi - wyrwal sie sasiad Jacka, wysoki pryszczaty.Chybabyl w Szajbusie. -My pania zapamietamy. Juz pania pamietamy. Od piatku. Odpierwszych zajec - dodal po sekundzienamyslu. -Dobrze. Czy macie jakies specjalnezyczenia, jezeli chodzio wychowywanie was? -Chcielibysmy miec zajecia na temat, jak sie nalezy zachowywac w miejscach publicznych - pisnela lalunia z myszowatymuwiosieniem. -Pani rozumie: w teatrze,w restauracji,w pubie. A to mala zmija. Trzeba ja sobie zapamietac. No i odeprzeccios. -Macie u mnie jak w banku. Dzisiaj prosze tylko zakonotowac: w pubiewystrzegajcie sie wylewania wodkina spodnie obcym facetom. Jacek, przepros tatusia ode mnie. -Tatusnie mial za zle -wyszczerzyl sie Jacek. -Spralo sie. Dobrze, ze paniniepijekolorowych albo zsokiem pomidorowym, bo moglobybyc gorzej. Poczulam, ze dyskusja rozwija sie w niepozadanym kierunku. Poczulam rowniez, ze powinnamuczynic jakas niepochlebnaoraz wychowawcza uwage na temat ilosci wypitego przez nichw Szajbusie piwa (widzialam, ile kufli kelner nosil pod facetaz katachem), ale dalam sobie z tym spokoj. W koncuoni widzieli,ile my wychlatysmy. Trudne jestwychowywanie mlodziezy. Resztelekcji wychowawczej poswiecilam takim rzeczom jakskladki, zajecianieobowiazkowe i inne dyrdymaly. Wybralismytez samorzad klasy. Same nieznajome osoby. Jezeli nawet bylyw Szajbusie, to siedzialyw jakimskacie. Jutro mam z nimi polski. A dzis jeszcze mialam polski wdwoch innych klasach, obupierwszych. Sa to, na szczescie,normalne klasy, nie dla bystrzakow. I mam nadzieje, ze zaden uczen z tych klas nie byl w piatekw Szajbusie. Zatydzien zapowiedzialam wywiadowke. Ciekawe,czy przyjdzie Liam Neeson (jesli uzywam swiadomie tego nazwiska, to czyoznaczato utrate kontaktu z rzeczywistoscia? ), czy moze pani Pakulska? 30 Laura i Beata dzwonily, ze przyjdajutro pogadac.Zapowiedzialam im, ze picmozemy wylacznie u mnie w domu, bo w pubiemoga przebywac moi uczniowie. Zapewnily mnie, zedo Atlanticuuczniowie niechodza. Obsluga ich niewpuszcza. 5 wrzesnia, wtorek Nie wiem, kto moje dzieci uczyl polskiego do tej pory, boswiadomosc przedmiotu maja raczej dziwna. Mialam znimidwie lekcje,pierwsza poswiecilismy luznejrozmowie o literaturze (stad pytaniena wstepie), nadrugiej kazalam im wyciagnac kartki i podpisacu gory. Rozleglsie ryk niezadowolenia. -Klasowkana pierwszej lekcji? -Pani nie zna Kodeksu Ucznia - zasyczala myszowata zmijkaz wczoraj. -Nie wolno robic klasowek bez zapowiedzi! -Milcz, dziecko -powiedzialam stanowczo. -W nosie mamKodeks Ucznia. Zamierzamkierowac sie wylacznie wlasnymzdrowym rozsadkiem. Poza tym to nie bedzie klasowkaw pelnym znaczeniu tego slowa. Zamierzam sie zorientowac w waszych predyspozycjach polonistycznych. Oraz samoswiadomosci. Piszcie. -Pani nie moze ignorowac Kodeksu Ucznia - pruta siedalejzmijowata. -Nasz samorzad bedzie interweniowal u dyrekcji! -Nie tracmy czasu. Samorzad niech sobie interweniuje, awypiszcie: "Ksiazki najbardziej moje - refleksja niespodziewana". -Dlaczego niespodziewana? -zainteresowal sie Jacek P. -A co, spodziewalessie tej kartkowki? -No, nie. -Sam widzisz, ze niespodziewana. Ale takie spontaniczne wypowiedzi bywaja bardzo wartosciowe. -Dlaczego? -drazyl syn Liama Neesona. -Jutro wam wyjasnie, jezeli bedziesz pamietal, zeby mnie o tozapytac. Teraz piszcie, bo czas leci. Zmijowata jeszcze cos probowala mruczec, ale zamkneli janajblizsi koledzy. 31. Mialam czterdziesci minut spokoju.Za tobede musiala tewszystkie zwierzenia przeczytac. Boze, zawod polonistki zastawiarozne pulapki na czlowieka. W domuzrobilam sobie grochowke z papierka i zasiadtamdo czytania kartkowek. Nie jest tak zle z tymi moimi bystrzakami. Niezaleznieod stanuichwiedzyteoretycznej, same czytajato i owo. Oczywiscie, literatura jest na roznych poziomach. Zmijowata kocha Dostojewskiego, Whartona, Prousta, Szekspira - koniecznie w przekladzie Baranczaka, bo ten Paszkowski - pani to chyba rozumie - to juzpiosnka absolutnie przebrzmiala (cos podobnego, moj ukochanytlumacz! ), ponadtoHtaskoi Wojaczek. Ioczywiscie "Maly Ksiaze". Jacek P. napisal, zejego ukochana ksiazka jest "Lesio" Joanny Chmielewskiej. I "Sensacje XX wieku" Boguslawa Woloszaniskiego. Bo Woloszanskigo ciekawi, a "Lesio" smieszy. No to mamy rozpietosc. Jakosmi sie zrobilo przyjemnie, ze mlody Neeson, to jest mlody Pakulski, niebedzie mnie egzaminowal z Prousta, WhartonaiWojaczka. Ze Zmijowata sobieporadze. Najwyzej rozgniote jakrobala. A Jacka bym nie chciala rozgniatacjak robala. Przyszly przyjaciolki iwyciagnely mnie do pubu Atlantic. Faktycznie, dosyc sie zasadniczoroznil od Szajbusa. -W ogole nie bedziemyz toba rozmawiac w domu - powiedziala Laura, kiedyjuz zlozyly obfite zamowieniapanu kelnerowi. -Chyba ze bedziesz obloznie chora. To bedzie jeden z elementow twojej reformacji duchowej. -Przesiadywaniew knajpie? -zdziwilam sie. Ale okazalosie,ze tak, siedzenie wknajpie dziala nieslychanie wzbogacajacena osobowosc. Oczywiscie nie w takimpubie jak Szajbus, gdzieprzychodza samemalolaty, zeby zlopac piwo, tylko w takich pubach jak Atlantic, do ktorego wstepmaja jedynie goscie na poziomie. Bo tutaj moznaspotkac roznych nadzwyczajinteresujacych znajomych Lauryoraz Beaty. O,na przyklad ta facetka,ktora teraz wchodzi, to bardzo znany lekarz psychiatra. Mozenawet zgodzilaby sie mnie zdiagnozowac i leczyc hipnoza. 32 ', - Z czego leczyc?Ja sie dobrze czuje! -Niemozliwe! Masz cale mnostwo zahamowan. Samamowilas! Natalio, chodz donas, chodz, mamy wolne miejsce! -Laura, Beata,witajcie, kochane! My sie jeszcze nie znamy,Natalia Hollander, nie Holender, tylko Hollander, przez dwa el. DlamnieKrwawa Mary poprosze, podwojna. Co u was slychac,dziewczynki? Jatusie umowilam ze znajomymi, ale oni przyjda^dopiero zajakiesdwadziesciaminut,a mnie wypadlojedno spotkanie z pacjentka, wiecprzyszlam. I prosze, jak dobrze, zawszetusie kogos milego spotka. Wyobrazcie sobie, otwieram nowedwie filie mojego Centrum Mentalnego, w Gdansku i we Wroclawiu, czy to nie swietnie? Jak mi siejeszczeuda wejscdo Warszawyi Krakowa, to juz bedzie pelny sukces. Czykolezanki pani mozemowily, czym ja sie ostatniozajmuje? Sukcesem, prosze pani,sukcesem w kazdej jego postaci. Ludzie sastworzeni do sukcesu,tylko niemaja odwagi, aby sie do tegoprzyznac. Czy pani,na przyklad,jest kobieta szczesliwa? Nie, na pewno nie, widze topo tymmalenkim skrzywieniu lewego kacika ust, poza tym wielemowi mio pani to kurczowe zacisniecie dloni na kieliszku. To kurczowe zacisniecie dloni na kieliszkumowilo tylkoo tym, ze zaraz ja tym kieliszkiem rabne, ale na razie jeszcze siepowstrzymuje. Natalia Hollander leciala dalej. -Od razu moge pani jedno powiedziec: pani jest ofiara wieluzahamowan. Niech zgadne:brak mezczyzny, prawda? Prosze niezaprzeczac, nie bylaby pani tu z przyjaciolkami, gdyby mialaprzyjaciela! Mezczyzni od pani odchodza? Nie moze pani traficna milosc swego zycia,a moze w ogole nie dane pani bylo przezyc prawdziwejmilosci? A przeciez jest pani kobieta wartosciowa,o wielebardziejwartosciowa odwielupani znajomych, prawda? Blokada, klasyczna blokada! Powinnysmy sie tymi zahamowaniami powazniezajac, ja to moge zrobic dla pani osobiscie, zewzgledu na moja dlugoletnia znajomosc z Beatka, w zasadzie juznie przyjmuje teraz nowych pacjentow, zajmuje sie moim Centrum i jego filiami, razem jest ich juz cztery. Robimy niesamowiterzeczy. Ludzieo kompletnym braku wiary w siebie wychodzaod nascalkowicie odmienieni. Nie wyobraza pani sobie,do jakichczynowjestesmy zdolni, kiedy tylko uwierzymy w istniejace gleboko w naspoklady niezwyklej energii. 33. Zamknela sie, bo kelner przyniosl jej te podwojna KrwawaMary, a ona dobrala sie do niej z prawdziwa pasja.Podczaskiedymoje przyjaciolki zaczely sie przescigac w wyrazaniu zachwytowdla fenomenalnej Natalii, ja myslalam o tym, jaka gleboka racjemial Jacek Pakulski, syn Liama Neesona, kiedy mowil, ze po soku pomidorowym plamy nie zeszly by tak latwo. Nie, Agato! Kiedy tak walczylam z pokusa tracenia jej niechcacy iwylaniatej pomidorowki nakremowy zakiecik, zobaczylam nagleznajomasylwetke, przeciskajacasie pomiedzy stolikami. Liam Neeson! Znaczy Pakulski, Kamil Pakulski! Rozgladal sie, jakby szukal kogos, z kim sie umowil. Moze z tarozjazgotana lekarzyca? Nasze spojrzenia sie skrzyzowalyiw oczach Liama Neesona blysnal usmiech, awlascicielusmiechu wykonal cos jakby poczatek uklonu w moja strone. W tejsamej chwili jednak spostrzegl wybitna Natalie i znieruchomialna ulamek sekundy. Natalia tez go zobaczyla, wyszczerzyla duzebiale zeby, uniosla pazurzasta lapke w gescie radosnego powitania. Liam Pakulski kiwnal glowa, bardzo sztywno, po czym odwrocil sie plecami i poszedl dalejszukac tego kogos, z kim sieumowil. Jak to milo, ze nie znia. Zauwazylam, ze siada przy stoliku zajetym przeztrzech facetow. Gej? No nie, bzdury, ma przeciez syna. Czasem to nie przeszkadza. Ach. Natalia cos do mnie mowi. I Laura cosdo mniemowi. A Beata mna potrzasa. -Tak? -Sama widzisz, Natalio, cos sie z nia dzieje. Jeszcze wczorajbyla zupelnie inna. Ona sierobi nieprzewidywalna. Poza tym przechodzi jakis przelom! Mozedlatego, ze musiala zmienic prace. -Potrzeba mezczyzny, dobrze zgaduje? Niemoznosc rozladowania tych pokladow uczucia, ktorenagromadzilysie w paniprzez lata! Mysle, ze dobrze pania wyczuwam. Chociaz tak pobieznie,dopiero sie poznalysmy. 34 -Dobrze zgadujesz, Natalio.-To Beata, zdradziecka zolza. -Nie wiem,jak ty to robisz, ze wszystko wiesz od jednego rzutuoka! Agacie nigdy sietaknaprawdenieudalo. Ale nigdy tak nieprzezywala braku chlopa. -Kryzys wieku sredniego? -Nataliaspojrzala na mnie krytycznie. -Za mloda. Amoze sie myle? Ile pani ma lat? Jeszcze tegobrakowalo, zeby mi baba pelnym glosemw pelnympubie imputowala kryzyswieku sredniego! I odpytywala, ilemam lat! Wylalam na niaresztketej Krwawej Mary. Szkoda,ze tak duzo juz zdazyla wytrabic. Zerwala sie zwrzaskiem. Wszyscy obecni spojrzeli w naszastrone. Zobaczyli podskakujaca Natalie. Zobaczyli, jak odstawiam szklanke, ufaflana na pomidorowe. Pub Atlantic wybuchnal zdrowym smiechem. Najradosniej, nie da sie ukryc, smial sie Liam Neeson. Zapewne odczuwal w tej chwili typowa Schadeafreude. A mozecieszyl sietylko, ze tym razem nie na niego padlo. Beata wypchnela Natalie H. z sali, pewniepolecialy dowychodka, szukac wody. Tak latwo tego pomidoraz kremowej wetenki nie spiora, o nie! Laura z zagadkowym wyrazem twarzy saczyla swojego drinka. -Niewiem, czy dobrze zrobilas. -Ja tez nie wiem, ale, jak same zauwazylyscie, ostatnio nie jestem soba. Kryzyswieku sredniego. Sluchaj, Laurka, ja chybanie najlepiej znoszekuracje pubami. -Moze i masz racje. Ale jakies zycie towarzyskieprzeciez musisz prowadzic! -Towymyslimy inne formy. Zreszta pubow niewykluczam,tylko moze nie wtakiej czestotliwosci. Wy tez przeciez nie latalyscie kiedystak po tych pubach, jak ostatnio. -No nie, ale chcialysmy sie poswiecic dla twojego dobra. -Zapomnij. Poswiecanie sie jest rzeczaobrzydliwaz samejglebiswojej istoty. O, popatrz,wracaja Beata z Natalia. Natalia miala z przodu wielka, piekna plame od wody, ladniezarozowiona pomidorkiem nasrodku. Na jejpoliczkach kwitlyrumience, bedace z cala pewnoscia wynikiem ciezkiej wscieklosci. Aledzielnie trzymala fason. 35. -No jak tam, pani Agato, juz dobrze, prawda?Widze,ze lepiej. Zalecalabym pare seansowhipnozy u mnie. To nam pozwoli odkryc, co pania blokuje, co wywoluje u pani takie poczucie winy. Jakiej winy, dociezkiejcholery? -Potem mozetroche terapii grupowej, mozejakis turnuswyjazdowy z moim Centrum. Najwazniejsze, zeby pani uwierzylawsiebie i mozliwosci swojego wlasnego ja. Nam, kobietom,wydaje sie, ze musimy koniecznie zwisac z ramienia jakiegos mitycznego silnego mezczyzny, a tymczasem tak naprawde wcale onnam nie jest konieczny do zycia, poniewaz posiadamy - podobniezreszta jak i mezczyzni, to dotyczy calej ludzkosci - niewyobrazalny geniusz, ktorym jednak nie potrafimy dysponowac. -Ktoposiada? Pani i pani ludzie? -Nierozumiepani, co mowie! -Natalia rozesmiala sie dobrotliwie. -Wszyscy go posiadamy! Pani rowniez! Tylko nie umie pani nim dysponowac! -A pani uczy, jak nim dysponowac? -Oczywiscie. Ucze ja i moiwspolpracownicy. Zobaczypani,ze niemozliwe stanie sie mozliwym,bedzie pani chodzic po rozzarzonych weglach. -A to po jaka cholere? -Wlasnie po to, zeby sobieuprzytomnic, jak dalece niemozliwe moze stac sie mozliwym. Kiedy to do pani dotrze, poczuje pani, zejest istota samowystarczalna! Ze teuczucia, ktore w paniwibruja, wcale nie potrzebuja mezczyzny, aby mogly sie wyladowac. Dopiero wtedyzrozumiepani, ze milosc, radosc, empatia tosa sily napedowe naszegoorganizmu! To nosniki energii, za pomocaktorych mozemy zmienic na lepsze wlasne zycie i pomoc innym w dokonaniu tegosamego! Sama to wymyslila czy moze cytuje kogos? Moze zreszta takasobie opracowala reklamowke i nauczyla sie jej na pamiec. Juz chcialam jej odpowiedziec, ze wiem, iz milosc, radosc i empatiasa generalnie w porzadku, ale nie zdazylam, bo nagle zerwala sie, jakbym znowuja czyms oblala. -Och, sa juz moi znajomi! Dziekujewam za towarzystwo,dziewczeta! Tu jest moja wizytowka, pani Agato, gdybypanichciala siedomnie zglosic, zapraszam, pani naprawde potrzebnajest profesjonalna pomoc! 36 Poslala nam promienny usmiechna wszystkie trzydziescidwa(numerologia!) duze zebyi odfrunela do ludzi, ktorzy wlasnie przyszli. -Czy ona nie jest fantastyczna? -spytala Beata. -Jest fantastyczna jak nie wiem co - powiedzialam. -Skad ja wytrzasnelyscie? -A to przez jedna nasza znajoma. Leczyla sie u niej hipnoza,bo byla za gruba i chciala schudnac. -Schudla? -Nie za bardzo. Natomiast dogadaly sie co do psychoterapii. Natalia zauwazyla uniejmnostwo blokad i zahamowan. Pozatym Dzidzia,ta nasza znajoma, miala meza, ktoryszalenie jejprzeszkadzal w samorealizacji. A ona wcale sobie tego nie uswiadamiala. -Ita cala Natalia jej to uswiadomila? -Tak, wyobraz sobie. Oczywiscie nie od razu. Musiala przejsc , terapie grupowa,potem caly kurs samodoskonalenia mentalnego,rozne cwiczenia,w koncu osiagnela taki poziom samowiedzy, ze 'Natalia uznala, ze mozna jawypuscic spod skrzydel. No i odtejpory Dzidka radzi sobie doskonale. Zmienila prace, nie klepie juzw biurze w komputer, tylko pracuje uNatalii w Centrum Mentalnym,pomaga jej wprowadzeniu kursow, oczywiscie od stronyadministracyjnej. Poza tymdoslownie promienieje, powiadam ci,Agata, gdybysja widziala przedkuracja i po nie ta sama kobieta! -A co zrobila z tym mezem, co to jej przeszkadzalw samorealizacji? -Jak to co? Rozwiodla siez nim. -Tak po prostu? -Oczywiscie! Natalia zawsze mowi; Nie trzymajcie sie kurczowo waszych mezczyzn! To wy jestescie wazne, nie oni! Nie mozemy dopuszczac,aby w naszym zyciu byl ktos, kto nam przeszkadza w odnalezieniuirealizowaniu siebie samego. -Ty, Beata, a co to w ogoleznaczy:odnalezc siebie? -Nie czepiajsie, Agata, sama chyba wiesz takie rzeczy! Toprzeciez podstawa! -Podstawa czego? -Och, Agata, a ty wiesz, kimjestes? 37 -Z grubsza wiem.-No widzisz. Z grubsza. Tak naprawde nie wiesz o sobie nic. A tacy ludziejak Natalia pomagaja to w sobie odkryc! Nie probujjej deprecjonowac w naszychoczach, bo ci sie to nie uda! Dalam spokoj. Robilo sie pozno. A ja mam jutro lekcjeod osmej. Imusze wygladac przyzwoicie, zeby sie mnie mojedzieciaki nie musialy wstydzic. Na do widzenia zadysponowalamjeszcze po jednym malutkimdrineczku. Nalezy konczyc spotkania towarzyskie wbeztroskimnastroju, azeby radosc, sila napedowa naszego ja, mogla stac sienosnikiem energii, za pomoca ktorej zmienimy na lepsze swojezycie. I cudze tez, jak najbardziej. 7 wrzesnia, czwartek Wogole nie mam czasu, zeby pomyslec ozmianie swojego image'u! A przeciez w ramach unicestwiania tkwiacej we mnie gleboko nudziary mialam pomyslec ozastapieniu moich glebokichczerni jakimis kolorowszymi ciuchami! Kosmetyki mialam kupic! I nauczyc sie od Beaty, jak sie nimi poslugiwac! Sobota. Dzien zasluzonego odpoczynku Pracowity byl to tydzien. Moje malolatyzdecydowanie nie satak straszne, jak mi je probowano przedstawic. Niewatpliwie posiadaja baaaaardzo rozwinietajedna zasadnicza ceche, powszechnie znienawidzona przez wszystkich normalnych (to znaczy tych, ktorzy uczciwie zdali egzamin 38 z pedagogiki)nauczycieli: uwielbiaja dyskutowac.Na wszystkie tematy. Odnosze przytym wrazenie, ze nie chodzi im tylko o obsuniecie czasowe zasadniczej lekcji. Oni po prostu lubia sobiepogadac. No iswietnie! Jatez lubie sobie pogadac. Rozmowy daja namduza wiedzeO otaczajacym nas swiecie -jak powtarzal moj ukochany wykladowca filozofii na pierwszym roku: a moze na drugim? Rozmowatas zbystrzakiem - a ja mam przeciez klase bystrzakow - to juzsama przyjemnosc. Nawet jezeli jest to bystrzak dopiero w fazie; lozwoju. ; Inne klasy, ktore ucze, tezto maja,moze nieco mniej rozbuchane,i tez milo sie tam gawedzi. Jednakowoz domoich dziecizaczynam miec stosunekmatczyny. Czyzby zaczynaly znajdowac sobie ujsciepoklady nagromadzonych we mnie uczuc? Jezelitak, to zmijowata wylaczam. Zal mi jej, ze taka jadowita, a jednoczesnie ta jej jadowitosc -poprostu mnieprzeraza! Dziewczyna w wieku lat szesnastu nie. ;' powinna tak pogardzac reszta swiata! Nawet jezeli uwaza, ze wszyscy ludzie poza nia to glaby. W tym wieku czestosie tak{mniema, a jednakma sie jakas tolerancje, poblazliwosc, ze takie glabiaste! : Zmijowata zas nic z tych rzeczy. Zimna nienawisc polaczona z agresja, cos okropnego! Probuje sie doniej przekonac, ale ciezko mi idzie. Usiluje myslec o niej pozytywnie, ze napewno jakies okolicznosci odniej. niezalezne uczynily zniej taka mata zmore. Nie pozwalam siesprowokowac. Rozmawiam z nia uprzejmie, aleczasami mialabym ochote ja zabic. Czy ktos prowadzi terapie grupowa dla nauczycieli chcacychzabic jedno ze swoich uczniow? Jesli nie, to nalezaloby podpowiedziec to pani Natalii Hollander. Wyciagnelabyz tego niezly szmal. Oczywiscie pod warunkiem,ze zaplacilby jakis sponsor. Belfrow nie byloby stac na honorarium pani doktor. Sposrod pozostalychuczniow najbardziejpolubilam Jacka P,, syna Liama Neesona, oraz jego najblizszego kolege, z ktorym sie-:; prawienie rozstaje, niejakiegoMacka Milskiego, Milski, nomen 39. omen?Uroczy czlowiek, najwiekszy gadula, jakiego w zyciu widzialam, pelen radosnego zainteresowania swiatem-zupelnie jakmlody psiak. Z Jackiem uzupelniaja sie harmonijnie, tworzac duetzdolny wykonczyc kazdego mniej odpornego pedagoga. Zezmijowata, ktora nazywa sie Renata Hrydzewicz, prowadzasie niejakaBasia Hoffmann, osoba o mikrej postawie i tubalnymglosie, ktorej zupelnie nie rozumiem. Dla mnie bylaby idealnymkompletem zMackiem i Jackiem, reprezentuje bowiem zblizonytyp uroku osobistego. Uwielbia zadawacklopotliwe pytania, po czymstoi i swidrujeczlowiekaoczkami, dopoki jejsie nie udzieli odpowiedzi. Basiuniakiedys sobie napyta biedy tymzwyczajem, juz slyszalam o niej kilkaniepochlebnychopinii w pokoju nauczycielskim. W stosownymmomencie trzeba bedziedziewczynie przemowic do rozsadku. Reszta klasy jeszczemi sie troche zlewa. Jest to jednak w sumie przyjemnezjawisko, tamoja klasabystrzakow. A na poniedzialekzapowiedzialam wywiadowke! Podobniejak cala szkola zreszta. Zobaczymy, jak sie prezentuje pani Liamowa Neesonowa, czyli Pakulska Zdzicha. Jestem niezywaze zmeczenia! Ide natychmiastlulu! NiedzielaOdespalam. Laurencja z Beata koniecznie chcialy mnie wyciagnac do pubuAtlantic,ale odmowilam stanowczo. Pierwszaniedziele po pierwszym tygodniu przepracowanym w charakterze pani nauczycielkii pani wychowawczyni zamierzam spedzicna absolutnym balwanieniu sie. Moze nawet do kwadratu. Malo brakowalo, a bylabym zaniedbala wiedze tajemna. Weekendowe wydanie gazetylezy od piatku, a ja jeszcze nieprzeczytalamhoroskopu! 40 .":- Bliznieta tydzien wytezonej pracy.Nowe perspektywy. Osoba zyczliwa znajdzie sie w poblizu, nie zaniedbaj. Uwazaj na sytuacje' drogowe. Nie szalej finansowo, bo pozalujesz. ; Noprosze! Sama wiem, ze nie moge szalec finansowo, bo mi sie' koncza zasoby, ktore zgromadzilam pracujac w dziekanacie politechniki i udzielajac na boku korepetycji z niemieckiego. Jakostu' procentowa nudziara nastukalam sobie tych godzin straszliwe ilosci i zrobilam sie odtego prawie bogata. Alesporo poszlo na beztroskie ? wakacje w Karkonoszach (uwielbiam! ),poza tym, bedac od czerwca bez pracy, musialam z czegos zyc, ba - dalej z tego zyje, bo pensja bedzie dopiero pod koniec wrzesnia. Niemniej, niemniej, prosze; ' panstwa, napare szmat itrochekosmetykow jeszczesie szarpne. ,:^ Trzebabedzie wrocic do korepetycji. Ale to i tak dopiero. od pazdziernika, na razie moi zaprzyjaznieni studenci, ktorych. doksztalcalam, zebymogli zdaclektorat, maja wakacje. :;'; Osoba zyczliwa. Ciekawe kto. Ale, zapewne, jak spotkam, to,; rozpoznam. ; Ach, mialam sobie jeszczekupicwahadelko! Cos tu jeszcze mnie kusi. ;! Kamil Pakulski. Brakujemi daty urodzenia, czyli tej zasadniczej liczby, ale policzmy chociaz to, co mamy. Samogloski- dwadziescia cztery, czyli liczba ekspresji jestszesc - osoby petne wdzieku, mile i zrownowazone. Jasne! Gdybynie byl zrownowazony, toby mniemogl rabnac, kiedy wylewalammu drinka na spodnie. Lubi przyjemne strony zycia - kino, teatri pieciogwiazdkowe restauracje. To czemu lazi do pubu, zamiastdo Radissona! Moze chwilowoniema pieniedzy. Poszukuja spokoju i harmonii, nie wszczynaja sporow no, przeciez mowilamO tym wylewaniu, niczego takiego nie wszczal. Dalej - egocentrycy. Ale skoro maja ten mily charakter, to nie przeszkadza. Idaprzez zycielatwa droga. Cos podobnego! Nie wygladal na takiego, co by chodzil nalatwizne! ^ Dobra. ;'. Samogloski - liczba serca - piec. 41 Cos takiego!Osobowosc awanturnicza, dynamiczna i pelnafantazji. Alez to mi sie kloci z tym misiowatym sybaryta! Mowilam! No, no. Skomplikowana jednostka. Moze uczyc siewielu przedmiotow naraz,nie uznaje jednakdyscypliny i woli zglebiac tajemnice wiedzy indywidualnie. To zupelnie jak ja! Dam sobie glowe uciac, ze tez nie chodzilbyna wyklady z pedagogikii musialby uczyc sie jejpraktycznego zastosowania na zywym ciele drugiej L. Nie sa stali w uczuciach. Ciekawe, jakmuwychodzi ze Zdzicha. Maja wielu przyjaciol i znajomych. Do jego znajomych nalezy z pewnoscia doktor Natalia Hollander, tylkowygladalomi na to, ze nie bardzo jalubi. Ale too nim tylko dobrze swiadczy. Satysfakcje przynosi mu wymiana pogladow z innymi. Ach, to juzwiem, po kimJacus mato umilowanie dyskusji! No to jeszcze moge dodac spolgloski i samogloski i wyjdzie miliczba przeznaczenia. Auc! Jedenascie! Mistyczna liczba. Tworczy i sugestywny. To milo. Czesto znajduja zatrudnienie w mediach. Chca przekazacludzkosci swojeprzeslanie. Fascynujace! Moze jest dziennikarzemtelewizyjnym - z ta chmurna geba, ale bardzo interesujaca,bardzo,doprawdy,. Powinien czynic to madrze, bo wszyscybedasluchac, co glosi. No, no. Jakby tu z niegowydusic date urodzenia? 11 wrzesnia, poniedzialek Liam Neeson na wywiadowce sie nie pojawil. Anita jegoZdzichaPakulska. Pojawila sie za to mamuncia mojejzmijowatej. Pani doktorHrydzewicz. Chyba jej nie polubie. Dala mi popalic. To znaczy,koniecznie chciala mi dac popalic. 42 ^-"- - Pani Agatko - powiedziala,protekcjonalnie podnoszac brew. kiedyskonczylismyjuz czesc oficjalna, te wszystkie plany zajec,Skladki, komitety, trojki klasowe i tak dalej. I od razu mnie rozzloscila. Co to znaczy "pani Agatko"? Czy my sie znamy do tego stopnia, zebysmy byly na "pani Agatko"? -PaniAgatko - powtorzyla,,. czknawszy. -Wprawdzie nie weszlam do trojki klasowej,ale widze, zepanstwo z trojki jakos sie niekwapia do spelniania swoich obowiazkow. Aprzeciez my pani praktycznie nieznamy. Jest pani. osoba mloda,to milo, ale radzi bysmy uslyszec,jakie pani posiada,'^kwalifikacjedo tego, aby przyjmowac na siebie zadanie tak wazne i trudnejak wychowawstwo w klasie dla wybranych. Zdajepani sobie chyba sprawe, zenasze dzieci nie sa zwyklymi dziecmi, sa obdarzonewybitnymi zdolnosciami, co zostalo potwierdzone swojego: czasu niezwykle trudnym egzaminem wstepnym. Oczekujemy od szkoly, ze okaze minimum rozsadku inie powierzy ich wychowywaniaosobie nieodpowiedzialnej, bez doswiadczeniapedagogicznego. Nie sugeruje,oczywiscie, ze pani sie nie nadaje, ale paniwiek, doprawdy. Jest pani od nich niewiele starsza, prawda? Slucham. Juz od polowy tego przemowienia cosmi sie robilow zoladku,"' ale zachowalam kamienna twarz i wysluchalam baby w skupie-niu, patrzac jej w bure oczka. Poczekalam, az skonczy, po czym':',. " otworzylamdziennik i sprawdzilam, cochcialam sprawdzic. Rodzice reszty wybrancow czekali z pewnym zaciekawieniem na ciagdalszy. -Slucham - powtorzyla niecierpliwie panidoktor H. ; Zamknelamdziennik. , - Pani Grazynko - zaczelam i z przyjemnosciaujrzalam, jak. baba czerwienieje. Zakaslalam wiec, zeby moc powtorzyc. -Pani,", Grazynko! Wprawdziedyrektor tejszkoly, ktory mnie angazowal,byl najzupelniej usatysfakcjonowany moimi kwalifikacjami, alerozumiem pani uczucia. Abysmy jednak mogly znalezc wspolna. plaszczyzne do rozmowy, prosze mi zdradzic: pani jestdoktorem jakiej specjalnosci? -Jestem doktorem nauk ekonomicznych - powiedzialo godniebabsko. -Szczyce sie zarownodyplomem, jak i doktoratem Uniwersytetu Jagiellonskiego. Noto swietnie. To juz wiem, na co sobie moge pozwolic. Zrobilam rownie godna mine. 43. -Rozumiem.Poniewaz jednak interesuje sie pani moimi kwalifikacjami, orientuje sie pani zapewne w osiagnieciach polskieji swiatowej pedagogiki. Zna panizatem prace pani profesor Zawadkowej z Poznania, w ktorej seminariach mialamhonor uczestniczyc, oczywiscie poza normalnymi zajeciami na uniwersytecie. Rowniez w zespole pani profesor Zawadkowej opracowywalismyzagadnienia dotyczace pracy z dzieckiem zdolnym w klasachlicealnych, ze szczegolnymuwzglednieniem przedmiotow humanistycznych w korelacji z ogolnym rozwojem psychospolecznym mlodegoczlowieka. Rowniez mlodego czlowieka z pewnymi okreslonymizaburzeniami w sferzeemocjonalnej, a caly czas mam tu na myslidziecko szczegolnieuzdolnione. Jezeli pani sobie zyczy, moge postarac sie o sciagniecie z Biblioteki Uniwersyteckiej w Poznaniu kopii tych opracowan. Zreszta byly one publikowane w "ZeszytachPedagogicznych", mozna ich tam poszukac. Wspolpracowali wtedy z nami dwaj wybitni pedagodzy - musiala pani onichslyszec -profesor Alan Bates z Haryardu i doktor Liam 0'Hara z Dublina. -Powiedziala pani: Alan Bates? Tak jak ten aktor z "GrekaZorby"? -zapytal jakis dociekliwy rodzic. -Alan Gates - odpowiedzialam zimno. -G jak Genowefa. Gates. G-a-t-e-s. Imie jak z "Greka Zorby", a nazwisko jaktegogosciaodMicrosoftu. Ale to zaden z nich. Pani doktor oczywiscie zna te nazwiska, prawda? Troche sie spocilam w tym momencie. -Oczywiscie - powiedziala pani doktor, pogardliwym spojrzeniem obrzucajac niedouczonego i nieodpowiedzialnego tatusia,ktory nie znal najwybitniejszych pedagogow Europy oraz Ameryki. -Dziekuje,pani magister. -Wystarczy "prosze pani" - rzucilam lekko, usmiechnelam sielaskawie i zakonczylam zebranie. No to terazmam babew garsci. Chyba ze sprawdzi na moimuniwersytecie, zenigdy zadna pani profesorZawadkowa nie istniala, ze nie wspomne o dwoch wybitnychAnglosasach. Rodzice sobie poszli,a ja jeszcze zostalam w pustej klasie. Otworzylam okno, przezktore wpadlo swieze powietrze(przedtem rodzice skrzetnie wszystkie pozamykali, zupelnie nie rozumiem dlaczego). Popatrzylam sobie na zielen, bardzo lubie zielen,a juz niedlugo jejnie bedzie, bo zacznie sie ponura jesien. 44 . 'Odetchnelam pare razygleboko i zabralam sie do uzupelniania papierologii. Wpisalam ladniew odpowiednie rubryczkinazwiska rodzicow z trojki klasowej. Podliczylam forse, ktora dostalam na poczet roznych obowiazkowych oplat. Ktos niesmialo uchylil drzwi. Powiedzialam: , ^ -Prosze. Wszedl Liam Neeson i zatrzymal sie, zdziwiony. ;': - Dziendobry - powiedzial glosem Liama Neesona (a czyim mialmowic? ), - Bardzo przepraszam, myslalem, ze sie spoznie, -'chyba przyszedlem jako pierwszy, czy to mozliwe? :- Dziendobry - odpowiedzialam grzecznie, zastanawiajac sie,czy on teraz mysli o swoich spodniach. -Niemozliwe. A w ktoragodzine pan celowal? -W siodma. Toznaczy, dziewietnasta. A co, zlezapamietalem? Juz widze, ze zle. ;,. - Niestety. Tomiala byc siedemnasta. Stracilpan fascynujace zebranie. -Naprawde? Bardzo przepraszam. To niechcacy. Podszedl i gibnal sie w charakterystyczny sposob w moim kierunku. Podalam mu reke, a onja uscisnal z milym usmiechem. -Nazywam sie KamilPakulski. Jestem ojcemJacka. -Wiem,prosze pana. A ja sie nazywam Agata Czupik i najmocniej pana przepraszam za te spodnie wtedy w pubie. Obawiam sie, ze nie bylam wtedyw formie. to znaczy, zalalam sie. Alepotem bylo mi strasznieglupio. Czy panmi wybaczy? -Wylaczniepod warunkiem, ze Jacek bedzie mial same ,' piatki. ; - Teraz to szostki sa najwyzej w tabeli. -Racja. Kiepski ze mnie ojciec, nie umiemzadbac o interesywlasnego dziecka. Szostki, ma pani racje. -No to niech mnie pan od razu zabije, bo szostki z gramatykiJacek miec nie bedzie. On jejnienawidzi i jago calkowicie rozumiem, aletonie zmienia postaci rzeczy. Ostatnio haniebniezlekcewazyl imieslowy. -Prawde mowiac, ja tez lekcewaze imieslowy. -A nieslusznie, bo akurat imieslowy sa milutkie. Zwlaszczagdy sie je porowna do takichna przyklad partykul- Czemu pan:' nie siada? 45. -Bo tu sa strasznie niewygodne krzeselka.Jedynewygodnenalezydo pani. W tych dla pospolstwaja sie nie mieszcze. Przesadzal. Choc, niewatpliwie, jako postawnemu mezczyzniebyloby mu trudno wpasowac sie w szkolny mebel i nie rozwalic go. -Aleja nienawidze stac, a usiasc nie moge, kiedy panstoi, bojest pan w pewnymstopniu moim gosciem. A pan na pewnochcialby pokrotce uslyszec, co bylo na zebraniu. -Prawde mowiac, nie chcialbym. Czy Jacek moze jakos narozrabial? -Nie, skad. Jest w porzadku. A tujest wykaz jego ocen. Jestich oczywiscie niewiele, to dopiero poczatek roku. -O, dziekuje. Mamcos zaplacic? -Pewnie. Na rade rodzicow, za dodatkowy angielski, za basen,za silownie. Chyba ze pan nie chce, zeby Jacek chodzilna silownie,bo basen jest obowiazkowy. -Na wszystko ma chodzic. A czy on moze za to zaplacicjutro? -Oczywiscie, niekoniecznie nawet tak od razu. -Bo wie pani,ja mam przy sobie trochepieniedzy, ale wolalbym je wydac jakos przyjemniej. Naprzyklad zaprosilbym paniana niezobowiazujaca kolacje. Do pubu. -Nie boi sie pan o garderobe? -Troche sie boje,ale bylbym sklonny zaryzykowac. -Wie pan. nie mialamtego w planach. to dosyc niespodziewana propozycja. -Aczy pani czuje do niej obrzydzenie? -Do czego? -Do tej propozycji. Zwariowal. Jakie obrzydzenie? ' Nie obrzydzenie, tylko mi glupio, wstydze sie go, wciaz pamietam, jak mu wylewalam tegodrinka na spodnie i co gorsza, jak mu go moje przyjaciolki usilowaly wytrzec i co przy tym o mnie mowily! -No ijak? Coz tym obrzydzeniem? -Nie, nie, obrzydzenie,skad. Po prostu,to dosyc niespodziewane. -Miala pani dzis wplanach kolacje z jakimsinnym facetem? -Nie mialam. -Toniech pani posklada tekwity i pojdziemy. 46 " - Ale nie do Szajbusa!-Wykluczone! -Do Atlanticu? / Powiedzialam to z powatpiewaniem. -Nie? To moze do Chinczyka na kaczke? ;, " - Kaczka na noc? , Boze, co jaza glupoty gadam! Liam Neeson mnie zaprasza na kolacje, a ja jak ostatnia, beznadziejna,stara nudziara mysle",,"o wydolnosci ukladu trawiennego, zamiast o romantycznych mozliwosciach! ;:Teraz polozy na mnie kreche! -'! Pojdzie sobiesam na te kaczke! ' Nie polozyl krechy. -Kaczka, prosze pani - powiedzial - najlepiej smakuje o osmejwieczorem. Idziemy? ...-Na pana odpowiedzialnosc - powiedzialam,myslac znowu o jego spodniach. Zrozumial to inaczej. '^ - Kupie pani ziolka na trawienie. Chodzmy wreszcie! ; Poszlismy. "Chinczyk byl za rogiem, wiec po drodze nie zdazylismy rozwinac zadnej inteligentnej konwersacji. '; U Chinczyka od razu mu powiedzialam,ze zadnych robakow"^ ani trawy jesc nie bede, ma byc ta kaczka. Wzwiazku z tym zamowilismy po prostu dwie porcje kaczkichrupiacej w sezamie. ,, (a coztoza wynalazek? ) oraz pol butelki najnormalniejszego;: francuskiegowina. Jako poczekalko dostalismy jakies chrupanki,, ^'. wolalam nie wiedziec z czego, aledobre. :' - Nielubipani chinskiego zielska - stwierdzil z ustami pelny': mi chrupek. -Jakos nie. I te wszystkie zdechle zyjatka tezmnie nie pociagaja. Ale o chinskich kaczkach slyszalam wiele dobrego. Czemu' pan mniewlasciwiezaprosil na kolacje? Wszystkie wychowawczynie Jacka pan zapraszal? -Alez skad. Pani zna swoje poprzedniczki? -Jedna znam. Taka wytworna dama od historii. ^ -I co, widzimnie pani z nia u Chinczyka na kaczce? 47 -Mialby pan przynajmniej dodatkowa wywiadowke.-Nienawidze wywiadowek. Bardzo sieciesze, ze siedzisiajspoznilem. Chcialam zapytac, dlaczego w takim razie nie wysyla do szkoly Zdzichy, ale sie powstrzymalam. -No to teraz niech pan odpowie namoje pytanie. -Dlaczego pania zaprosilem na kolacje? Pora jest kolacyjna. Pani wygladala na glodna. Ja jestem glodny. Dobre te frytki. Notak. Ja pani odpowiedzialem, ateraz kolej na pania. Oszust! Nic mi nie powiedzial, a w dodatku teraz zapyta o techolernespodnie! -W pubie Szajbus zapytalempania, czy sieskads nieznamy. Teraz wiem, ze widzialem pania przelotem w szkole, kiedy zabieralem Jacka po inauguracji roku. Ale pani mi wtedy powiedziala, zewidzialamnie pani w "Liscie Schindlera". W zyciu niczego nigdzienie gralem, nie mam talentu. Jacek ma, a ja nie. Wiec dlaczego? -Ach. Schindlera gral facet podobny do pana. Taki amerykanski Irlandczyk, Liam Neeson. -I pani myslala, ze to ja? -Alez skad. Tylkoze ja czasamitrace kontakt zrzeczywistoscia. O,kaczka! Kaczka wygladala jak kaczka. Po degustacji okazalo sie, zerowniez smakuje jak kaczka. Sprawila nam wiele przyjemnosci. Chrupala w tym sezamie rzeczywiscie. Chrupiacdrob, zastanawialam sie intensywnie, jak by tu sie dowiedziec o nim troche wiecej. Kim jest, corobi, z czego zyje, dlaczego nie lubi NataliiHollander. No i oczywiscie jaktam Zdzicha. Co doZdzichy, sprawa jest wysoce podejrzana. Gdyby byl porzadnymi wiernym mezem, toby sienie paletal z obcymi babamipo Chinczykach, tylko wrocil do domu i opowiedzial zonie, cobylo na wywiadowce. Przepraszam, na zebraniu rodzicow, bo tosie teraz tak nazywa. Zapewne po to, zeby nie mylic nauczycieliz funkcjonariuszami silspecjalnych. Zezarlismy te kaczke, wypilismy wino, caly czas pogadujacna tematy neutralne, glownie zwiazane z jedzeniem. Chyba naprawde obojebylismy glodni, bo poszlo nam blyskawicznie. 48 '" Przyjrzalam mu sie dokladniej.: Cotu duzo mowic: nadal caly Liam Neeson. Nawetsposobmowienia ma podobnie mrukliwy. Ale nie ponury ani nieuprzejmy , bron Boze. Taki jakis. Czulam sie przy nim, jakbysmy od polowy zycia conajmniej raz w tygodniu jadali razem kaczke w sezamie. Paradoksalnie, to wlasnie zjawisko sprawialo, ze nie umialam poddac gopodstawowemu badaniu! No bo nie bede przeciezstarego znajomego, zktorym raz w tygodniu od polowy zycia jadam chinskie kaczki, pytala, kim jest i kiedy sie urodzil,, bo wiepan,chetnie bym sprawdzila panskie numerologiczne ifeya"! -Sam dal mi okazje. Odstawiwszykieliszek, z ktorego wysaczyl ostatnie krople tekS bordeaux, popatrzyl namnie wnikliwie i znienacka zapytal: -A panijest jaki znak zodiaku? ;.-Blizniak - odpowiedzialam natychmiast, nie baczacy^ na okropna forme gramatycznajego pytania. -A bo co? ^ - A bo tak sie pytam. Bylem ciekaw. -A pan co jest? ^ Boze,tezjuz mowie zupelnieniegramatycznie. ^'. - Strzelec, Moze byc? ";'Strzelec - wariat. Laska boska,ze nie Panna, z Panna trudno wytrzymac, strasznie upierdliwa. Te rozne Ryby i Raki tez chyba''nie najciekawsze. Takie poplatane. Ja tam lubie prostolinijnych. .Strzelec moze byc. '^ - A swoja liczbe pan zna? ;^-Jaka liczbe? Wyjasnilam mu. ;- Pierwsze slysze. ^-Kiedy pan sie urodzil? -Siodmego grudnia. ^.:-Roku? ' - Szescdziesiatego trzeciego. To znaczy, ze ma trzydziesci siedem lat. Szybko tego Jacusia splodzil. Ledwo co podwudziestce. Napisalam date jego urodzin " na serwetce. Podliczylam cyfry. 7.12. 1963 razem wkupie todajedwadziescia dziewiec, dwa i dziewiec to jedenascie. Jedenastka! -I co pani wyszlo? 49 -Ze pan jest jedenastka.To jakas szalenie mistyczna liczba,tylko ja nie pamietam, o co dokladnie chodzi. W kazdymraziejestpan wybitny. -Ach, to swietnie poprostu. Zawsze cos takiego czulem podswiadomie. Czy pani mi to kiedys wytlumaczy dokladniej? -Moge nawetskserowac panu stosowna kartke z ksiazki o numerologii i dac Jackowi, to panu przekaze. Co ja gadam? ' A jesli sie zgodzi? -Wykluczone. Nie moze szczeniak za duzo wiedziec o tatusiu. Sam sie do pani zglosze. Mapanijakis telefon? -Komorke? -Najlepiej by bylo. Dalam mu numer mojej komorki, a on dalmi swoja wizytowke, tez z numerem komorki. Rzucilam na nia okiem w przelociei zauwazylamcos ciekawego. -Pan jest pilotem? Takim od samolotow? -Od smiglowcow tez. -I gdzie pan tym lata? Wwojsku? -Wykluczone. Strzelcy to urodzeni pacyfisci. Wbrew nazwie. W kazdym razie ja jestem pacyfista i nie znosze wojska. Latamw zespole sanitarnym. Jestemkierowcakaretki pogotowia. -Cos podobnego. Jestpan pierwszym zywym pilotem wmoim zyciu. -A niezywych panimiala w zyciu? -Mnostwo. Sami literaccy. Pan jest pierwszy prawdziwy. -Topewnie chcialaby sie pani przeleciec? -Masz! Jeszcze pan pyta! -Kiedysto bylo latwiejsze. -Zastanowil sie. -Ale i terazdasie zrobic. Tylko to wymaga czekania. Chcialoby sie pani czekacpare godzin, bez gwarancji, ze panipoleci? -Chcialoby misie. Tylko. ja przeciez pracuje. -Nie szkodzi. My w weekendy tez latamy. Weekendy panimiewa wolne? -Miewam. -No to swietnie. Umawiamy sie, ze jak pani bedzie mialai wolne, i ochote, zadzwoni panido mnie i umowimy sie na lotnisku. A teraz chybaodwiozepaniado domu, bo sie pani nie wyspi. Atak naprawde, to jeszcze dzisiajczekam na jeden wazny dla 50 : - mnie telefon, ma byc po dziesiatej na moj domowy numer.Gdybym wiedzial,ze bedetaksympatycznie spedzal wieczor, tobym, sie na ten telefon nie umawial. Wybaczy mi pani? ,,: Zerwalam sie z miejsca. Gdyby stolik byl mniej solidny, toby; sie pewnie przewrocil. Kamil. przytrzymal go iuchronil od katastrofy. -Nie tak nerwowo. Jeszcze nie ma dziesiatej. To co, podejdziemy do mojego samochodu? Stoi pod szkola. " - Ale pan pil wino! ;. - A ilezja go tam wypilem? Dwakieliszki. :' - Nie musi mnie pan odwozic. Mieszkam blisko. Przejde sie. "; - Musze. Inaczej musialbympania odprowadzic, bo nie zosta! ^ wie kobiety samej w nocy na ulicy. A dzis naprawde misie spieszy. '': Pod szkola mial rzechowatego hyundaia w kolorze pomidoro. '. wym -w kazdym razie w swietle latarni nataki wygladal. Hyundai bylstrasznie ublocony z wierzchu,a na masce z przodu mial,(wypisane duzymi literami "brudny Harry". Za to w srodku byl';;,- idealnie czysty i wrecz pachnacy. Ponadto zapalil od jednego dotyku. Znaczy, jego pannie przejmuje sie powierzchownastrona^, zycia, zwracajac baczna uwage na wnetrze. Bardzo dobrze, nudza mnie osoby powierzchowne plci obojga. Liam Neelson wpuscil mnie do srodka, oblecial samochod,; sam wsiadl, po czym zawiozl mnie te trzy przecznice dalej, znow ; wylecial z samochodu, oblecial gow kolko, otworzyl mi drzwi od zewnatrzi pomogl wysiasc. Takie sztuki widywalamna ame. : rykanskichfilmach. Unas faceci nagminnie wsiadaja pierwsi i otwieraja damie od srodka, a potem wypuszczajakobiete z samochodu i kaza jej pamietac o tym prztyczku do zamykaniadrzwi. Chyba ze maja centralne zamki,wtedy poprostu machaja reka iodjezdzaja, zostawiajac dame na chodniku. Zostalam odstawiona az do drzwi wejsciowych. Liam Neeson poczekal, az sobie otworze, i dopiero wtedy powiedzial "dowidzenia". Natychmiast sprawdzilam te jedenastke. Mialam racje! Liczba mistrzowska. Doskonala. Wielka charyzma, idealizm i marzycielstwo, zdeterminowani, odwazni i energiczni, urodzeni, przywodcy, poeci, wizjonerzy, mistycy. Na cholere mi mistyk? Ale 51 to nie jest obowiazkowe.Wielkoduszni i bezstronni. Moga byc wzorem do nasladowania lub zrodlem inspiracji dla innych. Pieknie, pieknie. Posiadajac tak wiele zalet, jedenastki otoczone sa miloscia,przyjaznia i podziwem innych. No, no! Ciekawa jestem, ile tez babotacza go podziwem imiloscia! 12 wrzesnia, wtorek Nie moglam skupic sie na lekcjach, bo caly czas myslalam, ze musze leciec Pod Gwiazdy i kupic sobie porzadne wahadelko. Mozekrysztalowe? Ciagnie mnie do krysztalu, a to znaczy, ze przemawia intuicja, ktorej nie nalezy lekcewazyc. No i costrzeba zrobic z czarnym ubrankiem. Alekto mi doradzi? Sama sie nie odwaze. Niewiele myslac, spytalam o to moja klase. -Sluchajcie, moi drodzy - powiedzialam, zerknawszy pobieznie na listeobecnosci. -Zamierzam dokonac zmianw swojej osobowosci. -Na jaka? -zapytal natychmiast Maciek Milski. -Na lepsza, generalnie rzeczbiorac. -Westchnelam. -Najwyzszy czas. Kazdy czlowiek co parelat powinien zmieniac siena lepsze. Potrzebna mi wasza pomoc. -Tu juz nic nie pomoze - szepnela szeptem scenicznym zmijowata Renatka. -Pomozecie? Pomozemy! -zacytowala szybciutko Basia, najwyrazniej chcac zatuszowac wrazenie po Renacie. -A co mamyzrobic? -Napoczatek musze zmienic kolorystyke. Znudzila mi sieczarna wdowa. W jakim kolorze byscie mnie widzieli? -W czerwonym! -ryknela klasaochoczoi jednoglosnie. -W czerwonym. -zastanowilam sie - troche bym sie jednakbata. -Mysz wychodziz nory, ale ma opory - zasyczala niezawodnaRenatka. 52 --Nie pesz mnie, dziecko - powiedzialam lagodnie, wiedzac, ze^nazwanie jej dzieckiem doprowadzija do furii.-i nie przeszka^'dzaj kolezankom i kolegomw wykazywaniu dobrej woli. A jesli ^nie czerwony, to jaki? '".'- A jakie pani ma oczy? -wyrwal sietaki jeden Krzysztof Dziubski. -Pani sie odwroci do swiatla -zazadala Basia. -Szarozielone! ^, obwiescila klasie. ' - Ja bym widzial brazy - orzeklfachowo Maciek. -Z domieszka zielenii odrobina zoltka, takiego od jajka, naprawde zol. tego. ' - Myslisz? -Basia ogladala mnie jak manekin. -Moze imasz racje. Pani sprobuje tak, jak onmowi. Brazy moga byc z szarym,^ale zielen niechbedzie zdecydowana. Jasna, nieciemna. I zadne sliwki. Wszystko zimne. Bo inaczej bedzie pani wygladala myszowato. .- Wiec jednak wygladam myszowato? -- Nieda sie ukryc, zetroche tak - powiedziala bezwzgledna Basia. -Japrzepraszam, ze tak mowie,ale prosila nas pani o rade. -Nie, nie, wporzadku. I codalej? -No wiec to zoltko nie za cieple tez, rozumie pani. Moze ra"czejkanarek. Cytrynka, taka dojrzala,alezawsze zimna. Bedzie bardzo dobrze. ';','' Ja bym jeszcze troche srebra na pani powiesil dorzucil syn Liama Neesona, mierzac mnie okiem artysty. -I tez tak umiarkoWanie. Nie, zeby takie lancuszki, co to ich nie widac, ale inie pierscieniejak kastety :':? Nieduze wisiorki - dodalaktoras z dziewczyn. -Nie koniecznie Same tylko srebrne, moga tez byc z kamieniami. ';- Macie na mysli diamenty i rubiny? -jeknelam. -Nie, mamyna mysli rozne zielone. Jakby pani miala szma'. ragdy, toby nie bylo zle. ,- - Cos ty zaoponowal Maciek - szmaragdy toostentacja,a pani nie jest w ogole ostentacyjna! -Pppolszlachetne, prosze pppani - wyjasnila zielonooka Kasia, ktorasama miala zawsze sliczne wisiorkiz jakimis kamykami, a poza tym jakala sie niemilosiernie. -Nnnnajleppppiejtttez ^ zielone. Mmmalachit, nefryt moze zzza nijaki, ale aw-aw-awentu53 ryn! I zolte. Nnnieburszszsztyn, bo za-za-za cieply. Cytttryn. Nnnieduze dzdzdzyndzyki. -Dziekuje pokornie, ze nie kazecie mi nosic szmaragdow. -I wlosy by trzeba poprawic- rozszalaly sie dziewczyny. -Lekko szamponem koloryzujacym, bo tezmyszowate! Tylkoodrobinka koloru, zeby sieswiecily na zakretach. -Na jakich zakretach? -No,na skretach. Na loczkach. Pani sie kreca wlosy? -Kreca sie. -Bardzodobrze! I jeszcze jedno - goraczkowala sie Basia -jak pani bedzie kupowala te nowe ciuchy, to niech pani nie idziew zadne kostiumiki! Najwyzej jeden,naoficjalne wyjscia. A takna co dzien, niech pani zostanie przy tych fasonach,ktore paninosi. Luzne spodnice, swetry. Tak troche artystycznie! -Zapamietapani wszystko? -zatroszczyl sie Maciek. -Bomoze by dziewczyny poszlyz pania do sklepow. -Kochani jestescie i bardzo wam dziekuje, ale na zakupy pojde sama. Mam nadzieje, ze wszystko zapamietalam. -Jutro pania ocenimy! -Do jutra pewnie nie zdaze. ale postaram sie najdalej do poniedzialku- I takprzeciez nie stac mnie na odnowienie calej garderoby. -Toprzynajmniej kolorowe apaszki do tych czerni - poradzilMaciek. -Boze, alez ja musze popracowac nad soba. -Niech siepani nie martwi - pocieszyla mnie Basia. -Bedziemy pania prowadzic za raczke. Bo pani chyba naprawde niemawprawy. Malowacsie tez pania nauczymy. -Trzymam za slowo. Ale nie w ramach lekcji, dobrze? Takna forum to bym sie nieco krepowala. A propos lekcji, popracujemy? -Nie ma atmosfery - skrzywil sie Maciek w imieniu klasy. -Bardzosie pani upiera? -Troche bym sieupierala. A co, nie macie serca do Mickiewicza, wieszcza narodu? -Niespecjalnie - powiedzial szczerze Maciek. -Strasznieprzynudza. -Nie zartuj, chlopcze! Gdzie ci przynudza? Rozumialabym, 54 ^gdybys narzekal na "Pana Tadeusza", bo to rzeczywiscie nie dlakazdego strawne, ale "Oda domlodosci"?Przeczytaliscie dokladnie? -zwrocilam sie do klasy. , - Taaak niemrawo odrzekla klasa. -Ico, takie nudziarstwo? !; - Straszne -orzekla zgodnie klasa. ;;.Jasie chybazabije! -wykrzyknelam. -To wyscie nie czytali chyba prawdziwegonudziarstwa! ,'; - Czypaninam sugeruje - Renatka podniosla na mniezmijowate oczka - ze literatura, ktora omawiamy w szkole,ktora umiescili w programie ludzie bedacy prawdziwymi autorytetami, moze ^'bycnudna? :,.;" -Oczywiscie,ze moze -powiedzialam niecierpliwie. -Ale, do tego jeszcze wrocimy, a na razie dawajcie te "Ode". Kto przeczyta? . To moze ja - zaproponowalMaciek, klasowy talent recytatorfski. ;- Czytaj. Kolezanki i kolegow prosimy o skupienie. Kolezanki i koledzy utkwili w Macku wzrok wyrazajacy poczie beznadziejnosci. Maciek zaczal czytac. Wypadloto dosyc smetnie, mimozeMacieknawet sie staral. -No, rzeczywiscie - powiedzialam. -Nudziarstwo. -Widzi pani! -zachwycila sie klasa. -Ja bym nie bylatego zdania - odezwala sie zmijowata. -Podobalo cisie, jak Maciek czytal? -Maciek czytal ze zrozumieniem, proszepani- pouczylal mnie zmijowata. -To chyba jest najwazniejsze. ;:Dobrze - zgodzilam sie. -Pogadajmy o tym zrozumieniu. ; Przez nastepnych dwadziescia minut wydusilam z moich dzieci zeznania, z ktorych wynikalo, zeowszem, naprawde rozumieja, o co chodzi. Tylko za Boga to do nich nie przemawia. Do konca lekcjizostalo mi jeszcze dziesiec minut. Przez dziesiec ^ minut, jak mawialamoja babcia, mozna diablu leb urwac. Postanowilam diabluleb urwac. ,',' - A teraz, moi kochani - powiedzialam zwawo - prosze^Wszystkie lawki posunac pod sciane. Biegusiem! Krzesla tez. ' Dziki rumorwypelnil mury starej szkoly. Cojak co, ale halaSOwacmoje kotki potrafia zawodowo. 55 Po chwili stali przede mna z zaintrygowanymi minami.-A terazuratujemy Mickiewicza - powiedzialam, nie zwazajac na dezaprobatywne buczenie. -Nieprawda jest bowiem - dodalam z moca - ze"Oda" to nudziarstwo! lzaraz wam to udowodnie! Proszemi tu zaraz stanac w kolko! Pamietajcie, zeMickiewicz byl prawie w waszym wieku idla takich samych malolatow to pisal! To musi do was trafic! Ale niewtedy, kiedy Maciek toczyta jakzdychajaca krowa! Maciek! Wlaz na moje biurko! Juz! Maciek, ktorynajwyrazniej zaczynal chwytac, o co chodzi,wskoczylna katedre. Podalam mu ksiazke, ale nie jego podrecznik z rysunkami golych aniolkow miedzy tekstami (malowal teaniolki przez cala lekcje), tylko moj egzemplarz Mickiewicza,oprawiony w rozkoszna wisniowa skorke ze zlotymi napisami. -Kochani! -ryknelamdo otaczajacej nas gromadki. -Zapomnijcie, ze to stary, dawno niezywy wieszcz, ktorym was meczanauczyciele! Oto wasz przyjaciel, mlody, natchniony, wspanialy. bedzie wam czytal swoje wiersze! Napisal je tej nocy, awy nie mozecie sie doczekac, kiedyje wam przedstawi! Macius! Lec, kochany! Daj z siebie wszystko! I Maciek polecial. Zagrzany moim dzikim rykiem,runal z ta"Oda" jak burza. Oczywiscie, mowiac jezykiem teatru,zagrywalsie na smierc, ale robil to wspaniale! Pierwsza strofa w jego nowej, euforycznej interpretacji spowodowalarumience na twarzachblizej stojacych panienek. Wybaczammu, ze czytajac: "niechaj,kogo wiek zamroczy, chylac do ziemi poradlone czolo", dramatycznym wyrzutem ramienia wskazalna mnie. Nastepne strofykierowal do swoich kolesiow,a ja patrzalam z radoscia,jak kolesie daja sie poniesc wieszczemu entuzjazmowi Maciusia, jak imoczy zaczynaja blyszczec. Oczywiscie, wody trupiei glaz w skorupie znowu byly skierowane prosciutko do mnie, ale zato kiedydoszedl do "Mlodosci! orla twych lotowpotega, jako piorun twoje ramie", udalo mu sieporwac za sobapublicznosc, ktora z podrecznikami w dloniachpodjela spontanicznierecytacje. Maciekfruwal na katedrze, z rozwianym wlosem i plonacymi oczamii przewodzil natchnionemuchorowi. "Witaj, jutrzenko swobody,zbawienia za toba slonce" wrzeszczeli juz wszyscy, bez wyjatku. Na koniec Maciek wyrzucil rece w gore (nie wypuszczajac moje56 ^;-go drogocennego tomiku) i runal w dol, spadajac na ramiona kolegow, ktorzynatychmiast zaczeli go podrzucacw szale radosci. '^. Okrzyki "WiwatAdas" i "Wiwat Maciek" mieszaly siez nieartykulowanym rykiem szczescia. ;;... Natalia Hollander bylaby zachwycona: mlodziez sie wyraznie odblokowala. w drzwiach stala pani wicedyrektor i dawala wyraz swojej. dezaprobacie. ^', Uczniom udalo sie w ogole jej niezauwazyc. Ja ja zauwazylam, ale udawalam, ze nie widze. Poszlasobie. ^ Pewnie nie chciala, zeby sie jej autorytet nadwerezal. 14 wrzesnia,czwartek ZRopilam wahadelko. Teraz potrzebne mi jest zdjecie Liama Neeson.a To jest Kamila Pakulskiego. Neeson nic by mi tu nie dal. ," Jakos migo brak, ale nie bardzo wiem, co moglabym zrobic w tej sprawie. Zawracac mu glowe w pracy tym lataniem. Nie,;- wypada, jednak nie wypada. -Kupilam sobie tezparerzeczy do ubrania. Wszystko zgodnie z sugestia malolatow. Brazowa spodnica, taka szeroka, do zamiatania ulic, jasnozoltysweter z cienkiego kaszmiru, drogi potwornie, ale taki piekny, ze dech mi zaparlo. I wisiorek z awenturynem. Podobal mi sie malachit w paski, ale byl troche drogi,a po tym swetrzejuzmi sie zrobilo cienko z pieniedzmi. ^' Potrzebna mi jest praca! Nie misja, tylko praca, dla pieniedzy. Oczywiscie szkoly nierzuce, ale musze troche podorabiac. Malolaty po ekshumacji Mickiewicza rozkoszne. O maly- -punkt powiekszylo sie ichzaufanie do literatury klasycznej. ^ Moje nowe ubranka znalazly uznanie w ich oczach. Kazaly mi jeszcze kupic apaszke. W brazach z zoltkiem- tak to okreslily. Pani wicedyrektor patrzy na mnie dziwnie. 57 15 wrzesnia, piatekBeata z Laura zapowiedzialy sie na jutro. Powiedzialy,ze zabieraja mnie do kogos. Powiedzialam, ze do Natalii Hollander na hipnoze nie pojde. Powiedzialy, ze to nie ona. Powiedzialam, zedozadnego innego cholernego psychoanalityka tez nie pojde. Powiedzialy, ze nie chodzi o cholernego psychoanalityka i ze nie powiedza, o kogo chodzi. Na to juz nie nie moglam powiedziec, alewstepnie wyrazilam zgode. Zaproponowalammalolatom, zebysmy zrobili sobie wieczorballad romantycznych przy swiecach. -I piwie - wyrwalo sie Mackowi. -Romantycy piwa nie chlali - poinformowala goBasia. -Chlali wino. Zrobimysobie wieczor przy winie, prosze pani? -Niestety, wylacznieprzy literaturze. Pozyczymy kostiumy z opery. Zgodzili sie. Mysle, ze bede z tymmiala mnostwo radosci. I krzyku, rzeczjasna. Sobota. Jakby przelomowa Beatkaz Laurka przyszly pomnie o szostej. Moja nowa kolorystyka zyskalaich aprobate. -Czarny jest dla dwudziestek - zawyrokowala Beatka. -W naszym wieku czarny szkodzina cere. Bardzo cidobrzew tychzolcieniach. No to wychodzimy. Swoja cudna toyota Laura zawiozla nas do nowej dzielnicywillowej. Zaparkowala samochod przed domemz daleka pachnacym wielka forsa. Kilka aut stalo juz polowana chodniku. Zaparlam sie przed wejsciem. -Nie pojde,dopokimi nie powiecie, w co mnie zamierzaciewmanewrowac! -Uspokoj sie - powiedziala Beata. -Narzekalas ostatnio, zenie maszpieniedzy. Ja tez nie mam. Laurzeto dobrze, ona mozedorobic u ciotki. A ja w tej glupiej Zegludze nie mam szansna zadne boki. 58 -A co,tu pieniadzedaja?::.- Daja, nie daja; mowia, jak zarobic. No chodzze! Zadzwonilysmy do stylowych rzezbionych drzwi, uzywajac cem dzwonka ukrytego w stylowej rzezbionej kolatce '^ z morda lwa. Otworzyla nam - jak Boga kocham! -pokojowka. lctorej funkcje symbolizowal malenki pasiasty fartuszek. , - panie na mityng? Bardzo prosze,plaszczy panie nie maja? Prosze do salonu. ? W drzwiach salonu stala wytworna facetka. Panie z polecenia. ,{- - Panidoktor Natalii Hollander- pospieszylaz informacja Beata a jednak Natalia sie tu peta! -Zapraszam serdecznie, prosze wejsc, jest kawa, herbata, drobne ciasteczka, za pare minut zaczniemy, chcemy, zeby panstwo poczuli sie u nas jak u siebie w domu. Kawei herbate podawala kolejna pokojowkaczy sluzaca, inna domowa funkcyjnaw pasiastymfartuszku. Kilkanascie osob plci obojga, ale z niejakaprzewaga kobiet, siedzac przy kilku stolikach i lazac po salonie wielkosci boiska do pilki noznej, staralo sie udawac, ze sie swietnie czuja i sa na calkowitym luzie. Pomiedzy nimi krecil siejakis facet,najwyrazniej zadomowiony,i rozsiewal wokol siebie atmosfere swobodnej zyczliwosci. Udalo sienam zdobyc miejsca przy szerokim parapecie okna,Wychodzacegona olbrzymi ogrod cudownej urody. Po ogrodzie:, 'latalo dziecko w towarzystwie wielkiego bernenczyka. Zapewne Biancia kryla sie w jakims kacie. Na tym parapecie postawilysmy swoje filizanki, po czym zazadAlam - po raz kolejny - wyjasnien. ' ';- Beata, mow natychmiast, co to za impreza! Co to za dom! : Co to za ludzie! Co ma z tym Natalia Hollander! ; -Och, nie nudz. -Beata najwyrazniej byla wniebowzieta, cotapewne sprawila owa atmosferazyczliwosci sztucznej jak pcv;: Braz nad wyraz autentycznej zasobnosci, zeby nie powiedziec; Ostentacyjnego bogactwa. -To jest dom takich naszych tutejszych architektow, bardzo wybitnych. Nie mow, ze nie znasz ich^'Chociazby znazwiska. Luiza i Daniel Pragasz. 59 Rzeczywiscie, slyszalam o Pragaszach.Duze sukcesy, nagrodyogolnopolskie, w ogole duma miasta. Zaprojektowali ostatnio teparszywe wiezowcedla Ubezpieczen i Reasekuracji, poza tymdwa banki, kapiace szmalem od pierwszego wejrzenia. Widac maja takie upodobania, zeby od razu bylowidac, ze nabiednego nietrafilo. -I tafacetka przy drzwiach to jest Pragaszowa? -Nie, to chyba jejsiostra. A ten facet to jakis szwagier. Pragaszow jeszcze nie ma. Pewnie zamierzaja miecefektowne entree. -No dobrze, a ciPragaszowie teraz beda nam mowic, jak zostac wzietym architektem? -Costy! Oni tej forsywcale nie majaz architektury. Bylaby moze powiedzialawreszcie nieco wiecej, ale wlasnieotworzyly sie na osciez drzwi,ukazujace znowukawalek jakiegosprzecudnego wnetrza wypchanego antykami. W drzwiachstalglancus w smokingu. Fioletowym. -Witam panstwa bardzo, bardzo serdecznie powiedzial glosem jak dzwonZygmunta. Gwarekrozmow ucichl. -Bardzo sie ciesze, zeprzyjeli panstwo nasze zaproszenie -kontynuowal glancus. -Prosze wybaczyc, ze nie ma jeszcze mojejzony, zaraz powinna sie zjawic. Istotnie,w tym momencie zza jego ramienia wychynela damaz niemowleciem w powijakach i z promiennym usmiechemna ustach. -Juz jestem, dzien dobry wszystkim - zagruchata radosnie. -Towszystkoprzez tego mlodego obywatela. -Zachichotala wdziecznie. -Panie pewno wiedza, jak to jest, miec trzymiesiecznego potomka. Prosze sobie nie przeszkadzac. Daniel wszystkopowie, a ja tymczasem jeszcze musze dopelnic jednego obowiazku matki. ale tez chcialabym posluchac Daniela, on jest naprawde boski, sami sie przekonacie. wiec siade sobie tu w kaciku, a wy sie mna nie krepujcie! Po czym istotnie siadla na foteliku, ktory usluznie podsunal jejow facet, pelniacy uprzednio honory domu, bez zadnego skrepowaniarozpielabluzke, wyluskala lewa piers i przystapila do karmienia niemowlaka. Niewykluczone, ze go przedtem troche przeglodzila,aby slodka scena dojrzalego macierzynstwawypadlaefektownie, bo ciagnal jak szalony. 60 Smokingowy Daniel Pragasz nalal sobiedrinka i przystapildo rzeczy.. - Drodzy panstwo! Dziekuje wam za przybycie, alebyc mozemowie to niepotrzebnie. -A toczemu -mruknelam. -Grzecznosci nigdy dosyc. -Byc moze juzniebawempanstwosami podziekujecie sobie za to, zescie tutajprzyszli - wyjasnil boski Daniel. -Ja tylko poStaram sie otworzyc przed wami perspektywy, z istnienia ktorych nie zdajecie sobie jeszcze w tejchwili sprawy. Bedzie to dla mnie prawdziwa satysfakcja. Proponuje, zebysmy od razu zaczeli sobie mowic po imieniu, w ten sposob bedzie nam latwiej. Nie powiedzial, co mianowicie bedzie latwiej. ,,,;' ^ Podszedl do pierwszej z brzegu kobiety, w naszym mniej wiecej wieku. Jak masz na imie? -Justyna - zacwierkala, zachwyconanie wiedziec czemu. -O,jak pieknie! Justyno, powiedz prosze, czy zdarza ci sie w zyciu marzyc? -Oczywiscie - odparlaJustyna. ,- Oczym marzysz,Justyno? -O takim domu jak twoj. -Swietnie. A ty. -zwrocil sie Pragasz dotowarzysza Justyny, lysiejacego przystojniaka. -Ja? Janusz -powiedzial przystojniak. -A ty,Januszu? -Otym, zeby posplacac wszystkie pozyczki i wyrownac debetH;w banku, tak razna zawsze -wyznal Janusz. !.,. -A ty? -Pragasz podlecial domnie, zanim sie spostrzeglam. -A ja marzeo jednymtakim,co mi sie ostatnio podoba - poinformowalamgo prawdomownie, ale chyba nie byl z tego zadowolony, bo od razupognal dalej. Jeszcze ze trzy osoby odpytal o marzenia i uzyskal odpowiedzi, ktore go najwyrazniej satysfakcjonowaly, a swiadczyly bardzo dobitnie o postepujacym kryzysie gospodarkipanstwowej i idacym za tym ubozeniem obywateli. -No dobrze - oznajmil boski Daniel i odstawildrinka, co za;';' powiadalo, iz dopiero terazprzystapido rzeczy. -Wszyscy myslicie podobnie. 61 Najwyrazniej postanowi} mnie zignorowac!-Wasze marzenia mowia o wasbardzo wiele. Bo dlaczego tylko marzycie o tym wszystkim? Dlaczego nie siegniecie rekai niewezmiecie tego, co stanowi przedmiot waszego pragnienia? Odpowiedzia byl choralnywybuch- troche wymuszonego -smiechu. -Smiejeciesie! Uwazacie, ze gadam bzdury! Dlaczego smiejeciesie z wlasnych marzen? Kto wam zabrania je realizowac? Ktoukradl wasze marzenia? Tu wykonalefektowna pauze i zamarl z reka wyciagnieta kunam w dramatycznym gescie. -Kabotyn - szepnelam Beacie do ucha, alepsyknela na mnieniecierpliwie. -Zapewniam was - podjal watek gospodarz - ze wszystko to,o czym mowiliscie, jest w zasiegu waszych wyciagnietych rak. -Nawet moj potencjalny amant? -nie wytrzymalam. -Wszystko - zawolal tryumfalnie DanielPragasz. -Wszystko,o czym pomyslimy, jestesmy w stanie osiagnac! Nie jestesmyprzyzwyczajeni do myslenia o sobiejako o ludziach sukcesu, alezapewniam was: to moznazmienic! Audytorium zamarlo. -Pewne zasadnicze ograniczenia przynioslo nam juz naszedomowewychowanie - wyjasnil Daniel P. -Musicie nauczycsieuwalniac od tych ograniczen. Przejsciew swiat sukcesu mozemyporownac do skoku z jednego trapezu na drugi, jak wcyrku. Widzieliscie akrobatow, ktorzy tak skacza,prawda? Szmer potakiwania. -Kiedy trzymasz sie drazka, jestesbezpieczny. Ale nagle skaczesz,zawisaszw prozni - i wy musicietak skoczyc, zapomnieco wszystkim, czego was dotychczas nauczono, o wpojonym wamprzekonaniu, ze sukces nie moze byc waszym udzialem, bo jestescie za slabi. -A jak rabne o ziemie? -nie wytrzymalam ponownie. Tym razem zareagowala matka karmiaca. -Jesli bedziesz stale przerywala Danielowi, nie dowiesz sie niczego - zawolala z radosnym usmiechem. -Nie chce myslec, zeprzyszlas tu ze zla wola. -Kochanie,jak mozesz - dobrotliwie ofuknal zoneDaniel P. 62 Jesli bedziesz stosowala sie do wskazowek - to -mozeszniczego sie nie bac.Brawa. Zapoczatkowane przez wierna zoneczke. -Czlowiek sukcesu to osoba pewna, ze zawsze wygra, wchodzi bez leku w nowedoswiadczenia! -Kretyn bezwyobrazni -szepnelam tymrazem Laurze do ucha. Zachichotala bezglosnie. -Takich ludzi jest na swiecie coraz wiecej - zawiadomil nasdanielP. -Codziennie realizujaodwaznie swoje cele i codziennie odnosza sukcesy Matka karmiaca schowala biust w ubranko i zastygla w bezruchu, spijajac z ust meza kazde slowo. Kazde z was - obwiescil uroczyscie Mistrz -jesli tylko z pelnym zaangazowaniem rozpocznieswiadoma przemiane wlasnej osoBowosci, na pewno stanie sie tym, kim chce byc. Natomiast ci wszyscy - tu spojrzal znaczaco w moja strone - ktorzy sie upierajaprzy swojej racji, niechze nadal trwaja w nieswiadomosci. Mozemy im pomoc tylko sluzac przykladem,osiagajac swoj indywidualny sukces! Brawa, brawa, brawa. "Mistrz uklonil sie z niewypowiedzianym wdziekiem, po czym pOdjal wyklad: ^"Zastanowmy sie razem, co powoduje, zeniektorzy ludzie maja dobrobyt? . - Zawiesil glos i potoczyl spojrzeniem po sali. Audytorium"^wstrzymalo dech. " Sa wsrod nas ludzie madrzy, posiadajacyrozlegla wiedze. Odpowiedzmysobie na pytanie: czy to oni osiagaja dobrobyt? Ci wSzyscy profesorowie wyzszych uczelni? Smiech. -Otoz to. Juz Platon w swoich rozwazaniach oddzielil kwalifikacje zawodowe od umiejetnosci zdobycia pieniedzy. Wiedza bogactwa nie daje, jeslinie jest podparta. Ale o tym za chwile. Teraz zastanowmy sie: czybogaci sa ludzie, ktorzy bardzo duzo"Pracuja? Czy wasza ciezka pracana dwa etaty przynosi wam pozadanebogactwa? '"; Smiechhuraganowy. " -Otoz to, moi drodzy -powiedzialze smutkiem Daniel Pra- 63 gasz. -Ale - podniosl glowe - powiem wam. co warunkuje posiadanie bogactwa. Zapamietajcie te prawde: najwazniejsza cechawszystkich ludzi bogatych jest chec posiadania majatku oraz niezachwiane poczucie, ze wlasnie im sie on nalezy! Ten stan nazywamy swiadomoscia obfitosci. A czymzejest swiadomosc obfitosci? Jest poczuciem zaspokojenia wszystkich naszych potrzeb,poczucie spelnienia, bezgraniczne zadowolenie z zycia. -Panie! -Potok wymowyMistrza przerwal nagle jakis facet,zrywajac sie zkrzesla. -Czy pan zamierza mi tu wmowic, zewszystkie moje potrzebyzostana zaspokojone za pomocaszmalu? Ucieszylam sie, zeto nieja tym razem, i spojrzalam na facetaz sympatia. Byl niewysoki,mial dlugi nos i czupryne jak kopasiana. -Mielismy mowic sobie poimieniu - koil Mistrz. -Niczegonie chce wamwmawiac. Posluchaj dalej. -Chetnie poslucham - powiedzialspokojniej Czupryniasty -tylko wyjasnijmy sobie moze od razu: czy to chodzi o network? Bo jezelitak, to nie ma o czym mowic! -Jaki network? -sploszyl sie nieco Daniel P. -Jak to jaki? Zwyczajny! -Czupryniastywygladal, jakby cosdo niegodotarlo. -Prosze panstwa - zwrocil siedo nas. -Cala tagadaninama za zadanie zwerbowac was do sieci! Jako cholernychsprzedawcow domokraznych! Komiwojazerow od proszkudoprania! Ja sie caly czaszastanawialem, skad oni majatencatyszmal, bo cos tam slyszalem, ze nietylko z architektury, ale terazjuz wiem! A takie gadki to ja dawno znam, juzmi je probowaliwciskac! Jedna moja byla narzeczona miala calyrzadek kasetz przemowieniami zupelnie takimi jak te tutaj! Moze nawetto byly jego - tu wskazal Mistrza- przemowienia, w kazdym razie takie same sformulowania. "Ktowam ukradl wasze marzenia, nokto? ". Zapamietalem, bo to akurat dosyc idiotyczne! Daniel Pragasz stalprzed nami, nie bardzo chyba wiedzac, jakzareagowac. Jego zona natomiast zerwala sie jak lwica broniacamiotuszczegolnie udanych lwiatek. -Przyszedl pan tu ze zla wola! -wrzasnela. -Tacy jak on -zwrocila sie do publicznosci, dramatycznym gestem wskazujacCzupryniaka- tacy jak on wlasnie nie pozwalaja wam dojsc 64 do spelnieniamarzen!Sprawiaja, ze nie mozecie oderwac sieod ziemi! -A na czymto oderwanie odziemi mapolegac? -wrzasnaltym razem Czupryniasty. -Na nachodzeniu ludzi w domachi wmawianiu im ze chca kupic te cholerne proszki, ktorych wcale nie chca kupic? Nawciskaniu im kitu? -To wcale nie jest kit - zaprotestowala odruchowo Luiza Pragasz. -To swietne kosmetyki, jedne z najlepszych na swiecie! -A wiec jednak networking! -zawolal tryumfalnie Czupryniak. nie zwracajac uwagi na rozpaczliwe znaki, ktore czynilaw jego strone mloda kobieta siedzaca przy tym samym stoliku. -I po co, kochana, opowiadacie te pierdoly o sukcesie! Coto'Za sukces, latanie z torba chemikaliow od domu do domu! -Chceszpan miecte pieniadze czynie? -zapytaladramatycznie Luiza P. -Same do pana nie przyjda! My z mezem porzucilismy architekture dla pracyw networku! I prosze! Chcialbys miectaki dom,taki ogrod, prawda? A dzieciom swoim co dasz? Wyksztalcenie? -Zasmiala sie zgryzaca ironia. -O moje dziecisam sie zatroszcze! -I co, poslesz je na nasz uniwersytet albo na nasza politechnike? Agdybys mial pieniadze, pojechalyby sie uczyc na Harvardzie! Ten maly - wskazala na niemowlaka, porzuconego na fotelu i spiacego spokojnie - majuz zagwarantowanemiejsce w Eton! ,A potem w Oksfordzie! -A mojebeda sie uczyc w ogolniaku na drugiej ulicy! I nie beda przez to czuly sie gorsze! Ao swoja przyszlosczatroszczasie. same! Tak je wychowam, a nie na cholernych pasozytow, ktorymtrzeba wszystko dac do raczki! -Romanie -jeknela Luiza P. do faceta, ktory przedtem czynil^ honory domu -dlaczego jeszcze nie pokazales panu, ktoredy sie od nas wychodzi? Roman natychmiastposterowal w strone Czupryniaka, ale tenJuz samodwracal sie wkierunku drzwi. Jegotowarzyszka, ktora. zostala przy stoliku, mialamine swiadczaca o tym,ze zaraz sierozplacze. On jednak plakac niezamierzal. -Nie trzeba, znajde droge. Ale wam wszystkim jeszcze jednoi powiem. -Powiodl spojrzeniem po publicznosci. -Oni chcawas^Werbowac, bo kazde z was to dla nich wymierna korzysc. To jest 65. taka piramida, jedni werbuja drugich, drudzy trzecich i tak dalej.im nizej, tym szerzej. Czesc tego, co wy zarobicie, chociazwatpie,czy to bedzie duzo, bo ta siec juz sie mocno rozrosla, a wiec czescwaszych zarobkow pojdzie na konto panstwa Pragaszow. Jezeliwam sie udazwerbowac kolejnych frajerow,dostaniecie z koleiczesc tego, co oni zarobia. Ale i te cwane Pragasze beda z tegomialy kolejna dzialke. Wiec niewierzcie w te cala bezinteresownosc. No juz wychodze,wychodze. Idziesz? -zwroci} sie domlodej kobiety, ktora jednak odwrocila sie do niego plecami. -Ach nie? To powodzenia. Bawcie sie dobrze - zawolal jeszczew nasza strone i zniknal nam z oczu, popychany przez gorliwegoRomana. Zapanowalo klopotliwe milczenie. Boski Daniel pierwszyodzyskal kontenans. -Moikochani- powiedzial filozoficznie. -Wszystko na tymswiecie zalezy od podejscia. Czlowiek, ktory wlasnie nas opuscil,nigdy nie bedzie czlowiekiem sukcesu. Brak mu odpowiedniegopodejscia. -Mnie tez brak odpowiedniego podejscia - oswiadczylam. -Nie widze siebie w roli wedrownej sprzedawczyni proszkowdo prania. Ani nawet do plukania. Dziekuje za kawe. Wstalam, aleDaniel powstrzymal mniewladczym ruchem. -Nie musisz sprzedawac - obwiescil tryumfalnie. -Mozeszskoncentrowac sie na poszerzaniu sieci. -To znaczy na werbowaniu kolejnych jeleni? -Na zdobywaniukolejnych stopni w naszej hierarchii. Oznaczamy je nazwami kamieni szlachetnych, wiesz? Wyznaczysz sobie cele, do ktorych chcesz dojsc, na przykladwakacje na wyspieBali. Albo wlasne mieszkanie, potem wlasny dom. Bedziesz stawac na coraz wyzszych stopniach. Tak jak my, moja zona i ja. -Czy wiesz - wtracilaz duma zona - ze Daniel jest juz Szmaragdem? -Co oznaczaprawdopodobnie, ze zrobil juz wodez mozguwiekszej liczbie naiwnych ludzikow. Jasie na to nie pisze. Powodzenia! Idziecie, dziewczyny? -Ja bym jeszcze zostala -powiedziala Laura. -Wcelach informacyjnych. Beata chyba tez. Poradzisz sobie z dotarciemdo domu? 66 -Oczywiscie.To na razie. Wyszlam, kipiac zloscia. Co za bezczelnosc! Ico za cholerne cwaniactwo! A Beataz Laura zamierzaja dac sie w to wciagnac? Za zadnepieniadze! Widzialam, ze jeszcze pare osob wyszlo, ale niewiele. Wiekszosc zostala i teraz pozwala sobie robic wode z mozgu. A moze ja mam zle podejscie? Wiadomo przeciez,ze jestem nudziara. W ten sposob nigdy nie zdobede pieniedzy. To znaczy, jezeli bede odrzucalaokazje. Aleco to zaokazja? Sprzedaz obnosna? Nigdy! A sukces? Prosze bardzo, mam sukces: malolaty kupily Mickiewicza. Jezeliudalo misie wmowic malolatom Mickiewicza, to moze! beZ klopotu wmawialabym ludziom te proszki? Oraz poszerzala siec, pozyskujac wciaz nowych i nowych jej czlonkow? ;;A fuj! Mickiewicza lubie, to zupelnieco innego niznamawianie ludzisdo czegos, do czego sama niemam przekonania. No wiec bede dalejnauczycielka bez perspektyw finansowych. '', Nudziara. ," Tak sobie rozmyslajac, bylabymsie przewrocila o wystajace^pod samochodu odnoza. Potknelam sie jednak tylko i wydalamWt siebie okrzyk nielicujacybynajmniejz powaga zawodu,ktorego jestem przedstawicielka. -Cholera jasna! -O, przepraszam - dobieglo mnie spod zielonegovolkswagena z lat szescdziesiatych. Glos wydal mi sie znajomy, wiec siezatrzymalam. Ale nie znam przeciez nikogo z takim Volkswagenem! ';.'Juz ruszalam dalej, gdy dobiegl mnie ow znajomy glos: ;.^- -Chwileczke! To pani tez nie chce byc czlowiekiem sukcesu? Czupryniak! ; Wypelzal wlasnie spodwehikulu, zwijajac modlitewny dywanik, na ktorym lezal. ' -Zlosliwosc martwych Volkswagenow - wyjasnil, wstajac na. nogi. -Przepraszam. Bylaby pani sie o mnie zabila. Bardzo przepraszam. 67. -Nic sie nie stalo.Alezpan sie upapral! Chce pan taka chusteczke do umycia rak? -Taka mokra? Ma pani? Och, dziekuje, uswinilbym sobie pokrowiec na kierownicy. Starannie wytarl dlonie czteremachusteczkami odswiezajacymi marki JohnsonJohnson. Potem wyciagnalw moja stroneczysta juz prawice. -Nazywam sie Wrzosek. Slawomir. A na drugie Daniel, niestety, tak jak ten dupek, Pragasz. Takie ladneimie mi deprecjonuje! -Bardzo ladne, naprawde. Ale Slawomir tez ladne. A ja sienazywam Agata Czupik. Bardzo mi sie podobalo to, co panpowiedzial tym Pragaszom. Ale obawiam sie, ze ani pan, ani ja niezrobimy w zyciu fortuny. Nastawieniemamy nieodpowiednie. -Moze jeszcze zrobimy. Nawetna pewnozrobimy, moze niekoniecznie w sensie finansowym. A moze i w finansowym. Nigdynicnie wiadomo. Podwiezc pania? -A nie rozleci sie ten automobil? -Nie powinien. On mi nawala srednio raz w tygodniu,a odponiedzialku juz cztery razy fiksowal, tak wiec jakis miesiacspokoju mam przed soba, statystycznie rzecz biorac. Toco,jedziemy? -Jedziemy - odpowiedzialami usadowilam sie w zielonymgarbusie. Moje malolaty twierdzily, ze w zielonym bedzie mido twarzy. Niemniej mialam uczucie, ze siedze wprost na ziemi. -Tu sie troche smieszniesiedzi. -Slawomir D. Wrzosek zauwazyl moja mine. -Ale to tylko jak sie nie jest przyzwyczajonym. To bardzo dobra maszyna. Mam do niej stosunek ojcowski. -Ale to niejest maszyna czlowieka sukcesu - powiedzialamnietaktownie. -Do diabla z sukcesem polegajacym na robieniu z ludzi wala. Bardzo przepraszam, nie powinienem sie tak wyrazac, ale mi sieadrenalina podnosi, kiedy ktos mnie usiluje oszwabic. Pani,jakwidze, tezsie do tego nienadaje. O, tu jest taka przyjemna kafejka, moze wypijemy kawe przygotowana dla nas bez podstepnychzamiarow? Copani na to? Nie czekajac na moja odpowiedz, juzparkowal na chodniku. Zanim wygrzebalsie zza kierownicy, zdazylamwysiasc. Przypo- 68 mnialam sobie, jak dwornie wypuszczal mnie z samochodu Kamil Pakulski (o, nie Liam Neeson! Czyzby moje poczucie rzeczywiistosci wracalo do rownowagi? ). Poczulam cos jakby tesknote, ale Czupryniak juz bylprzy mnie i juz wchodzilismy do kafejki. , Przyjemnabyla, to prawda. Jakas utalentowanaraczka ozdobila ja suchymi kwiatami i draperiami z worka. Nigdybym nie przypuszczala, ze stary worek moze byc takidekoracyjny! Zamowilismy kawe, herbate ijakies paszteciki tutejszego pieczenia. Czupryniaktwierdzil, ze zna je osobiscie i ze jeszcze nigdygo nie rozczarowaly. Mial racje, byly rewelacyjne,z drozdzowego ciasta, piekniepieczone i napchane roznymi dobrymi rzeczami. -Prawde panmowil- pochwalilam jego i paszteciki za jednym zamachem. -Ja zawsze prawde mowie - powiedzial. -Tylko nie wiem, czy to jest zaleta. Czasamibardzo bymsie tego chcial pozbyc. Nie koniecznie jesli chodzio paszteciki. ' Zastanawialam sie, ile moze miec lat. Wygladal na trzydziesci, moze dwa lub trzy lata wte lub we w te. Imponujaca grzywa, opadajacana oczy,byla koloru zlocistego. A oczy mial po prostu nadzwyczajne: ciemnoniebieskie, okolone ciemnymi rzesami, ktorych dlugosci moglaby mu pozazdroscic kazda dziewczyna. Po co facetom takie rzesy, na Boga! Moglby byc wyzszy. To nie znaczy, ze byl jakims kurduplem, ale lubie,zeby mezczyzna mial wzrostu wiecej niz stosiedemdzie"^Siat piec centymetrow. A on chyba niemial. ,' Emanowala z niego jakas sympatyczna wesolosc. Teoczy mu sie smialy Do pasztecikow, niewatpliwie, bo pochlanial je, jakbyfezyciu nic nie jadl. Bral je w palce- bardzo piekne dlonie, -i dwoma, trzema kesami unicestwial. , - Z ta cholerna prawdomownoscia - kontynuowal konwersacje pomiedzy jednym adrugim pasztecikiem - toja mam tak, ze'jezeli moj pryncypalgada jakies bzdury, to ja, niestety, nie moge sie powstrzymac, mowie mu, ze to bzdury, i po drugim, trzecim razie zmieniam prace. Pracowalem juz w czterech zespolach pro"jektowych. Bo ja jestem architektem,tak jak cholerne Pragasze. Przedtem mieszkalem w Krakowie i Poznaniu, ale to nie dla mnie masta. Tam jest,panie, tradycja, tam sa architekciz dziada pra- 69. dziada. A ja takiej atmosfery nie lubie. Albopracujemy, albo sieadorujemy. -A tutaj pan dawno jest? -Drugi rok. Slyszala pani o pracowni Estakada? To ja i moiwspolnicy, a nazwa jest od naszych imion. Stanislaw, Tadeusz,Karol i Daniel. -Cos slyszalam. Wzieliscie nagrode za hotel? -Wzielismy. I za domki szeregowe dla srednio bogatych. -To po co panu jeszcze te Pragasze? Z calym tym sukcesemdla ubogich duchem? -Dziewczynasie uparla. Siedziala kolomnie, zauwazyla pani? Pewnie teraz ze mna zerwie. Z dziewczynamito ja mam jak zszefami. Boze, dlaczego obdarzyles mnie przesadna szczeroscia? Alemusze pani powiedziec,ze nagrody nagrodami, a jeszcze trocheforsy by sie przydalo. No dobrze, moze jako dzielni, zdolni architekci,poradzimy sobie bez proszkow do prania. A pani pracujewjakims biurze? -W szkole. Jesli pan nie zarobi na to Eton dla potomkow, moze bede ich uczyla polskiego. -Ach,polonistka? Swietnie! Jaki jest pani stosunekdo poezjiMilosza? -Prywatnyczy sluzbowy? -Prywatny, wylacznie prywatny! -Nie lubie. -Naprawde? Polonistka, ktora przyznaje, ze nie lubi Milosza! Pani Agatko,kochampania za to! Dlaczego my nie mowimysobie po imieniu? Jestem Slawek. Mam zamowic szampana? -Niekoniecznie. -Ach, dlaczego niekoniecznie? Tak niewiele mamy w zyciunaprawde przyjemnych chwil! Poprosimy szampana! Tylko zebymial odpowiednia temperature, bo ostatnio dostalem tu cieplegojak zupa! Ten Czupryniak okazal sie szalenczo zabawnym czlowiekiem. W dodatku zdolny architekt! No, no. I te niezwykle oczy, i teprzepiekne rece. Kelnerka, ktoranajwyrazniej byla jego wielbicielka, przyniosla nam szampana,nalezycie schlodzonego i w dodatku na lodzie. Wprawdzienie byla to wdowa clicquot, tylko sowietskoje igristoje , ale i takie bable bardzolubie. Wdowy,prawdemowiac, jeszcze nikt mi dotad nie postawil. Przy szampanie Slawek wdal sie wopowiesci o sobie, a ja pekalam ze smiechu. Zwlaszcza kiedyopowiadal mio latach spedzonych w Krakowie i Poznaniu, gdzie ze swoimszalonym temperamentem meczylsie jak potepieniec w zespolach skladajacych sie z szacownych architektow z dziada pradziada. , - Bo ja,moja kochana Agatko, jestem architektemz awansu spolecznego. Tatusz mamusia prowadzili podWroclawiem gospodarstwo rolne, prywatne, to znaczypieczarkarnie. Potem do pieczarek dolaczyli kwiaty, potem jeszcze stawy hodowlane. ^strasznie chcieli, zeby synek zostal prawdziwym inteligentem,^? No wiec zostalem. Ale poza sprawami zawodowymi, w ktorych jestem naprawde niezly, to ja z tymi moimi zasiedzialymi kolegami w Krakowie czyPoznaniu nie mialem o czym gadac. Rozumiesz, oni mi o swoich przodkach hrabiach albo o przodkach powstancach wielkopolskich. a moi dziadkowie to byli prosci kmiotkowie spod Wilnai Stanislawowa! Dopiero rodzice okazali sie biznesmenami. a i to nie udalo im sie nigdy zrobic prawdziwej forsy. Pewnietez nie mieliwlasciwegopodejscia. -Zachichotal. " - To tak jak moi - tez zachichotalam. -Mojtatojestpanem^Nadlesniczym i siedzi w lesie cale zycie. Amama, majac studia^ekonomiczne, pracujeu taty wnadlesnictwie jako ksiegowa. I tez nie lubi nosa wysciubiac zlasu. Ale ja lubie miasto. Przynajmniej" na razie. Moze kiedys mi sie znudzi. Tak sobie gwarzylismy przyjemnie dosyc dlugo. Kiedy skonczyl nam sie szampan, Slawekzamowil jeszcze po lampce koniaku w wyniku ktorej to lampki strabilam siedo tego stopnia, ze w ogolenie protestowalam, kiedy postanowil odwiezc mnie do domu tym zielonym volkswagenem z siedzeniami na ziemi. ja najego miejscubalabym sie policji, bo tezsporo wypil, ale byl Bylwyrazniej nieustraszony. Lubie nieustraszonych! ';' Wymienilismy, oczywiscie, numery telefonow. Mam nadzieje, , ze nasze lekutkie zawianie nie mialo wplywu na prawidlosu! 71. Niedziela.Przelomowa z cala pewnoscia Nie mialo. Slawek zadzwonil osiodmej rano i spotkal sie z jedyna przewidywalna reakcja, to znaczy zapytalam go, czy przypadkiem nie oszalal. -Nie jest to wykluczone! Ale to przeciez nie kwestia tych parugodzin, od kiedy sie znamy! Chcialem cie zawiadomic, zemojadziewczyna zerwala ze mna! -Jezu! I zrywasz mnie w srodku nocy. zeby mi otym powiedziec? -Mialemnadzieje, ze sie ucieszysz - zawiadomil mnie radosnie. -Bo ja jestem teraz dowziecia! -Czyto znaczy,ze mamsie zerwac z lozka i leciec do ciebie? -Nie, nie, nie zrywaj sie, przeciwnie! To ja lece dociebie! Jakimasz numer mieszkania? -Zwariowales! Czworka, ale ja jeszcze spie. Ale juz sie wylaczyl. Klnac bardzo brzydko, jak absolutnie nie powinnaklac nauczycielka, wyskoczylam z lozkai polecialam pod prysznic. Kiedy zakrecilam halasujaca wode, uslyszalam alarmowy dzwonekdo drzwi. W szlafroku otworzylam. Stal sobieza drzwiami, szalenie zadowolony zsiebie i z zycia. W objeciach dzierzyl pakuneczek. z ktorego wystawaly dwie swieze bagietki i dwie szyjki butelekw charakterystycznym sreberku. -Czesc, kochanie! -zawolal radosniei pocalowal mnie w policzek. -Sliczniewygladasz. Mialas nie wstawac! Podalbym cisniadanie do lozka! Lubisz jajka w szklance? -Nienawidze - odparlam zgodnie z prawda. Nienawidze tychroznychsliskichi plywajacych produktowzywnosciowych. Orazpuchatych i pienistych. Jajecznice robie twarda jak kamien. Kawa cappuccino rosnie mi wustach. Robimi sie slabo na mysloostrygach i slimakach. Kochamza to grzyby,ale to jest jedynywyjatek potwierdzajacy regule. -Ach, nic nie szkodzi. -Pogoda ducha Slawka byla rozbrajajaca. -Popatrztylko,jakie cudne bagieteczki dostalem w tymtwoim sklepie na dole. Swiezutkie i chrupiace. Jak w Paryzu. Gdzie masz kuchnie? 72 Lekkooszolomiona, wskazalam mu droge.Oczywiscie, zupelnie niepotrzebnie, bo juz ku niej podazal, podspiewujac wesolutko,acz niezmiernie falszywie. Na wstepie umiescil butelki w zamrazalniku. Ich widok nasunal mi pewne skojarzenia. ", - Czy ty w ogole, mojkochany, zdazyles wytrzezwiecod wczoraj? Powiedzialamto i ugryzlam sie wjezyk. Kto tak reaguje? Nudziara cholerna,stuprocentowa! Slawek nie przejal sie jednak. -Ale skadze! Kiedy sie wczoraj rozstalismy, pojechalem do mojej dziewczyny, pamietasz, ona wczoraj byla ze mna na tym zebraniu u niebotycznych Pragaszow. Ale zostalem gwaltownie odstawiony od piersi, poniewaz stwierdzila, ze nie bedzie sie zadawala zfacetem, ktory marnuje szansezyciowa sobie i jej. Poza tymn byla na mnie zwyczajnie obrazona za to, ze wyszedlem i zostawilem ja tam sama. sama, zauwaz! W towarzystwie trzydziestu neofitow sukcesu! ' Przypomnialo mi sie, ze ja zostawilam tam wczorajBeate 'i Laure. Slawek kontynuowal, wypakowujac zakupy na moj stol ^'cfaenny. -No wiec skoro ona nie chciala ze mna gadac, poszedlem "do Klubu Plastyka, gdzie spotkalemparukolegow, z ktorymi siedzielismy do szostejrano. Wiesz, ze przy okazji wymyslilismy jedna bardzo fajna koncepcje i pewnie bedziemy ja rozwijac. O szostej obsluganas wyrzucila. Docen, ze czekalem cala godzine, zeby^^cienie budzic zawczesnie! -Siodma rano w niedziele to nie jest za wczesnie? TaK," - Mniejzawczesnie niz szosta, musisz przyznac. Czekalem'. na dworze cala godzine! Lazilem poulicach! A moglem isc do domu i zalec w lozku! ^.' Rozsmieszylmnie. Poswiecil sie, zeby mnie niewyrwac ze snu! -A moglisc spac! ',- Agatko, ty sie juznie denerwuj,usiadz sobie tuwygodnie, a wujek Slawek wszystkimsie zajmie. Ten szampan juz sie na pewno wychlodzil dostatecznie. Wyciagnal zlodowki butelke, ktora dopiero cotam umiescil. Wprawnie potraktowal druciki korek, po czym, nie bawiac siew takiesubtelnosci jak szukanie stosownych kieliszkow, nalalspore porcje do filizanek. 73. -Pitas kiedy szampana na pierwsze sniadanie?-W kazdym razie nie natakie wczesne sniadanie. -Och, juz nie wypominaj! Za sukces! Rzecz jasna, po filizance szampana na czczo wszystko sie zrobilo o niebo sympatyczniejsze. Przestalam sietez martwic o to, zepokazujesie gosciowi malo ze w dezabilu, to nieumalowana. Zreformowana ja nie powinnasie pokazywac facetom bez makijazu! Gosc tymczasem zabrat sie powaznie do przyrzadzania sniadaniaw postaci kanapekz bagietki posmarowanej maslem i udekorowanej nad wyraz apetycznym lososiem. W ciagu paru minut naprodukowal ich cala gore, po czym przystapilismydo konsumpcji, popijajac szampanem z filizanek. Toczylismy przy tymrozmowy na tematycorazbardziej ogolne. Kiedy doszlismydo platonskiejkoncepcji szczescia,czutambardzo wyraznie, ze nie ma przede mna granic ni kordonow i zebramy sukcesu stoja przede mna otworem. Powiedzialam o tym Slawkowi. -Wspaniale! -ucieszyl sie i dolal szampana. -To znaczy, zetyotworzylas sie na sukces i teraz on przyjdzie, jak amen wpacierzu. Powinnismy zawiadomic o tym Pragaszow! -Nie warto- zaoponowalam. -Oni sie nie uciesza. Sluchaj,chybapowinnam sie juz ubrac. -A co, zimno ci? -zapytal, przysuwajac sie domnie z krzeslem. -Bo innegopowodu nie zauwazam. A nawet podoba mi sie ten dekolt. Tuzajrzal niecow glab mojego szlafroka. -Bardzo ladne jest to, co widze zaraportowal. No prosze! Amoj byly narzeczony twierdzil,ze sa za male! -Nieza male? -zapytalam, zanim zdazylam pomyslec. Pojakiejs godzinie Slawek usiadl na lozku i oswiadczy}: -Moja droga! Nie wiem, kto ciewpedzilw kompleksy zwiazane z jakoscia twojego ciala. Nieznam faceta, ale z cala pewnosciabyl to idiota. Mozesz mu to ode mniepowtorzyc. -Skad wiesz,ze to facet wpedzil mnie w kompleksy? -A czyja opiniabyssie jeszcze przejmowala? Musial to byc facet,i to facet, na ktorym ci zalezalo. Co z nim zrobilas? -Zerwalam z nim bezpowrotnie. Dosyc dawnotemu. -Bardzo slusznie. Nie nalezy wiazac sie z profanami niezdol74 nymi docenictego, co naprawde piekne i wartosciowe. Sluchaj, ktora godzina? Boze, dwunasta! ;, Wyskoczyl z lozka dosc impetyczniei wykonal kilka rozprezajacych cwiczen gimnastycznychprzed uchylonym oknem. Dzieki temu moglam mu sie dokladniej przyjrzec istwierdzic, ze ma sylwetkesportowca. -Spieszysz sie gdzies? -Teraz juz tak. Mowilem ci, ze spotkalem w KlubiePlastykaaafolegow i ze wymyslilismy cos ciekawego? Umowilismy sie o dwunastej, bo oni sie chcieli przespac, rozumiesz, nie mieli sily juz myslec, a teraz mamy sie spotkac, zeby rozwijac koncepcje. Jest jedenkonkurs, w ktorym chyba wystartujemy, termin nie daleko, a my dopiero w fazienajwstepniejszej z mozliwych. Pospiesznie narzucil na siebie ubranie. -Agatko, to byl najpiekniejszy poranek w moim zyciu! Lece! a i smieci, wyrzuce przy okazji,zebys nie musiala biegac z tymi butelkami! Pa, kochanie! Zadzwonie w tygodniu! I juz go niebylo. Worka ze smieciami rowniez. Jakby tajfun przelecial przez moje spokojne zycie! Przeze mnie tez, nie dasie ukryc! Czyzbyreforma dawalarezultaty? A, to juz chyba w zaleznosci od tego, czy mi sie ten tajfun podobal czy nie! Zastanowilam sie uczciwie. Owszem, podobal mi sie. ,,.; Mam nadzieje,ze nie bedziewiadomych konsekwencji, bo nie^zabezpieczylismy sie nijak. Za szybko to wszystko poszlo. Poszlo? POgnalo! ".' Teoretycznie nie mam sie czego obawiac, ale milo bedzie powitac tym razem ciocie-komunistke, jak to zjawisko, nie wiedziec czemu, okreslala moja babcia. ;W laziencestanelam przed lustrem i obejrzalam sie dokladnie. Partiami, bo to nieduze lustro, trzebabedzie kupic wieksze, koniecznie. No faktycznie. Nie jest zle. Jest niezle, nawet bym powiedziala. Mam trzydziesci lati nie wiedzialam o tym tak naprawde. Trzeba bylo stuknietego architekta,zeby mi touprzytomnil! 75. Zmywajac naczynia po naszym szampanskim sniadanku, zastanawialam sie, czy cos w moim zyciu sie zmieniloNie potrafilam jednak dojscdo jakiejkolwiek inteligentnejkonkluzji. Na dobra sprawe - po co zarazjakies doglebne analizy? To tepozostalosci zastarzalego nudziarstwa,ktorego poklady we mniezalegaja. Kobieta bez zahamowan, jaka wlasnie zamierzam siestac, niebedzie przeprowadzala doglebnych analiz! Bedzie przyjmowala zycie takim, jakie ono jest, bez komplikowania sytuacjiprostych i bez zawracania sobie glowy przesadami. O drugiej zadzwonila Laura. -Co u ciebie? Tak nagle wylecialas wczoraj z tego zebrania. -Och, nictakiego - powiedzialaobudzona wlasnie we mniekobieta bezzahamowan. -Od wczoraj prawie bez przerwy pijeszampana ztymprzystojnym blondynem, ktory pierwszy siesprzeciwi} Pragaszowi. -Niezartuj -ozywilasie Laura. -Ty go znalas? -A czy to jest konieczne do picia szampana? -Nie wyglupiaj sie! Przyjezdzamy do ciebie zBeata! Bedziemyza godzinke! Byl po kwadransie. -Przyjechalam do Laurywlasnie jakodkladala sluchawkepo rozmowie z toba - wyjasnila Beata. -Rozumiesz, ze nie moglysmy czekac. Wybaczam ci,ze znowu nas skompromitowalas. Opowiadajnatychmiast,co to za jeden! Opowiedzialam. -No, no - zadziwila sie Beatka. -A taki z ciebie scichapesio! Cosie dzieje? -Sama chcialas mnie reformowac. -Ale cos za dobrze ci to idzie. To znaczy nie, oczywiscie, bzdury gadam. Bardzo dobrze. I mowisz, ze bylo przyjemnie? -Przyjemnie to nie jest odpowiednie slowo. Bylo wstrzasajaco. Zabawnie. Uroczo. On jest. oszalamiajacy. -Bedziecie sie spotykac? -Pewnie tak. Mowil,ze spotkamy sie w tygodniu. Nie, ze zadzwoni w tygodniu. A jak tam bylo na mityngu? 76 Beata skrzywilasie, a Laura jeknela.-;Rzeczywiscie okazalo sie, ze oni tak naprawde potrzebuja ludzii. do sieci sprzedazy jakichs cholernych kosmetykow czy innych proszkow do szorowania klozetu. Wyobrazasz sobie Beate albo mnie, jak chodzimy po ludziach i prezentujemy im sita w ich wtasBgych mieszkaniach, jak rewelacyjnie dziala proszek do czyszczenia zaswinionej kuchenki? -U mnie byla kiedys taka jedna -jeknela Beata. -Konsultantka. Koniecznie chciala mi wyszorowac piecyk gazowy. Pogonilamja. -Ja nawet kiedys pozwolilam na taki eksperyment - dodala laura Laura. -Aleokazalo sie, ze ten patentowany proszek nie dal rady mojemupiecykowi. Bo wiecie, ze jamoge jeszcze upiec, ale na pewno nie lubie szorowac. Troche zaroslo, to fakt. W kazdym razie doszlysmy do wniosku, ze nie dla nas taki interes. , - Bardzo nas tam jeszcze mamili i namawiali,ale chyba troche dzieki wam, czy moze przezwas, nie wiem, w kazdymrazie nikogO nie udalo im sie tym razem zwerbowac; moze z wyjatkiem jednej takiej panienki, ktora chyba siedziala z tymtwoim architektem. Ona tam jeszcze zostala, kiedy mywszyscy juz wyszlismy. \ - A na rozszerzanie sieci tez sie niedalyscie zlapac? -zaciekawilam sie. -A dajze ty spokoj. Tosie nazywa wciskanie choremu jajka. ;;Nie, nie, zapomnijmyo tym w ogole. Pragaszowiedla nas juz nie Istnieja. -To znaczy, ze nie chcecie dazyc do sukcesu wedlug recepty pani doktor Natalii Hollander? -zapytalam nieco zlosliwie. -Och, przestan! Natalia sie przeciez tym nie zajmuje. Ona nas tylko polecilaswoim znajomym, co w tym zlego. To bardzozyczliwie z jej strony! A teraz opowiem jej,jakie korzystne zmianyzaChodza w tobie, na pewno sie ucieszy. -Omawiasz mnie z doktor Hollander? Nie wiem,czy mi sie to 'podoba! -Zaraz: omawiasz! Tak tylkoczasem rozmawiamy, wiesz, jak -to z przyjaciolkami o przyjaciolkach. ." Wlasciwie niech sobierozmawiaja, jesli im to sprawia przyjemnosc. Poczulam sie nagle zmeczona. Wstalam stanowczo zbyt wczesnie. 77. Na szczescie moje kolezanki zaczely sie zbierac do odejscia.Proponowaly mi jeszcze wspolny wypad doAtlanticu, ale podziekowalam. Poszly. A mnie nagle cos sie przypomnialo. Liam Neeson. Kamil Pakulski. O cholerna dzuma! Odechcialomi sie spac. Przeciez prawie juz sie w nim zakochalam! I co teraz? A co ma byc? Przeciez on i tak ma te swoja Zdziche. Ale, na miloscboska, Slawek nie zdazyl mi sie jeszczenawetspodobac! No bo przeciez fakt przespania sie ze soba niczego nie oznacza! Tobylo spontanicznei wcale niemusido niczego prowadzic. Ciekawe, jaki jest wlozku Kamil? Na pewnonie jest takim wariatem jak Slawek. Ale trzebaprzyznac, ze ze Slawkiembylo wspaniale. No nic, trzeba wszystkoprzemyslec. Poniedzialek. Mowilam, ze nie lubie Duzo wczorajnie przemyslalam. Popadlam w dziwny stan, wykluczajacy myslenie. Mam nadzieje, ze to przejsciowe. Dzismam to samo, Z tym ze dotyczy to jedynie mojej osoby. Jezeli chodzi o funkcjonowanie w szkole, to,na szczescie, jakosdzialam umyslowo. Moze bez fajerwerkow, ale niecodzien Swieto Morza. 19 wrzesnia, wtorek. Pracowity Bez zmian. Nadal nie ma mowy o prywatnym mysleniu. Niezle towplywa na moja wydajnosc umyslowa w szkole. Szatanze mnie. a nie pani od polskiego. 78 20 wrzesnia, srodaZablokowalo sie. Wieczorem zadzwonil Slawek. -Agatka! Czesc, kochanie! Tesknisz za mna, mam nadzieje? ' Sama sie zastanawiam - odpowiedzialam ostroznie. -Nie zastanawiaj sie - powiedzial stanowczo. -Tesknisz. Idziemy na kolacje. Do tej knajpeczki, gdzie bylismy ostatnio. Ubierajsie, juz jade. "No, no. Z takim mezczyzna nie bedzie mipotrzebna zadna osobowosc. On sam zadecydujeo wszystkim, co dotyczyc bedzie zarowno jego, jak i mnie. Nie zdazylam nawetprzemyslec,czymi to odpowiada czy raczej nie, kiedy juz dzwonil do drzwi. ;; -Agatka! Sliczna jestes! Kocham cie w tym zoltym sweterku! ; Nie powiedzialam mu, ze na razie niemam innego. To znaczyam, ale wszystkie czarne. Zreszta niczego mu nie zdolalam powiedziec, bo juz tonelamw jego ramionach, obsypywana pocalunkami. Lekko zakrecilomi sie od tego wglowie. ,, - Boze, jak ja sie za toba stesknilem! Chodz, idziemy, zjemy cos szybko, a potemwrocimydo ciebiei bedziemy sie kochac! Nie! Do diabla z jedzeniem! ' Tym razempomyslalam wczesniej o pigulce, wiec obylosie bez nerwow. Do knajpki juz, oczywiscie, nieposzlismy. Zrobilam napredce^cos do jedzenia, zjedlismy tow kuchni, popijajac czerwonym winem, ktore kupilam z uwagi na to, ze dobrze robi na serce, a profilaktyka lepsza jest od leczenia. Po czym kontynuowalismy ekscesy. 21 wrzesnia, czwartek Slawek odwiozl mnie do szkoly naosma rano i zapowiedzial, ze przez jakis tydzien go niebedzie dlaswiata, bo zamierza sie od- dac tej konkursowej pracy, ktora wymysla z kolegami. 79. Moze to i dobrze.Za jakies dwa dni ochlone (w krotszym czasienie da rady ochlonac ze Slawka), to przemysle sprawe doglebnie. Malolaty upomnialysie o ballady i romanse. Obiecalam im jutro przyniesc. Bedziemy rozdzielac role. 22 wrzesnia, piatek Oczywiscie, wyjdzie nam kieszonkowy thriller. Moje kochanedziecinie zyczyly sobie inscenizowac niczego, co by niepachnialodreszczowcem. Po zazartej dyskusji wybraly "Lilie", "Rekawiczke" (szaleniepouczajace, nie uwaza pani? ), "To lubie", "Switez"i "Kurhanek Maryli" - ten ostatni ze wzgledu na rozbuchana romansowosc (okreslenie Basienki, ktora twierdzi, ze w gruncie rzeczy jest osoba nader uczuciowa). Namowilam ichna "PaniaTwardowska"i "Powrot taty", dla rozmaitosci. OczywiscieMaciuszapragnal byc narratorem, reszta zas, pamietna, ze narrator ma zawsze najwiecej roboty, zgodzila sieochoczo. zeby Maciusia nie skatowac zanadto, oswiadczylam,ze wolno mu bedzie posilkowac sie ksiazka. Calareszta masie nauczyc swoich rolna pamiec. Renatka, jako jedyna, odmowila udzialuw przedstawieniu. -Dlaczego, Renatko, ach, dlaczego? -spytalamjaw styluromantycznym i balladowym. -Dlatego, ze nie widze sensu w takim deprecjonowaniu genialnych utworow - wypalila, zapewne czekajac na taka okazje. -To zalosne,zebywiersze godne recytacji przez najlepszych aktorow byly oddane w rece dyletantow, jakimijestesmy, przy najlepszej woli, my, licealisci! Mickiewicz przewroci sie w grobie! -Alez skad- zaprotestowalam. -Mickiewicz bedzie zachwycony, jezeli tylko zagramy go zsercem. -Pozwoli pani, ze bede innego zdania -prychnela Renatka. -Alez pozwole. Czy jednak niechcialabys nas wesprzecw zboznym dziele? -Mowy nie ma! Naturalnie zdaje sobie sprawe, ze zawazy tona mojej ocenie semestralnej, ale nie bede robila czegos, co klocisiez moimi przekonaniami! 80 ;i ';,- Chwalaci za to, zemasz przekonania.Szkoda tylko, ze tak glebokoniesluszne w tym przypadku. Na ocene twoja nie wplynie twoja nieobecnosc na naszej scenie, nie moge cie zmuszac robienia czegokolwiek wbrew sobie. Ale powtarzam:szkoda. -Renata! Tylko krowa nie zmienia pogladow! -zaapelowala gromko Basia. -Zagraj! ^Ale Renatka byla nieugieta. Zablokowala sie na amen. ,Pierwsze proby juz w poniedzialek. 23 wrzesnia, sobota -Mialam zamiar odespacwszystkie emocje tygodnia- ale sie nie udalo. - O dziewiatej obudzil mnie telefon. -Dzien dobry pani. Tu Kamil Pakulski. Przepraszam, ze tak wczesnie dzwonie. , - Nic nie szkodzi. ,Boze! Czy on tez ma zamiar przyjsc do mnie na sniadanie zlozonez szampana? -Wspominala pani, zechcialaby polatac. Czy to jeszcze aktualne? -Jasne! A co? Lecimy? Juz pan wie? -Bede dzisiaj na pewno lecialkolo jedenastej. Moge pania zabrac. -To bardzomile z pana strony. I to, ze pan dzwoni. -Myslalem, ze moze pani sama zadzwoni, czekalem tydzien., mowilismy, ze wweekendy latamy, wiec myslalem. -zaplatalsietroche. -W kazdym razie dzisiajlece na pewno, wieziemy krew do Gorzowa. Trafi pani na lotnisko? Niestety, niemogePO pania przyjechac. Rozumiem, oczywiscie! Trafie. Gdzie mam sie zglosic? -Proszeisc prosto do hangaru i powiedziec mechanikom, ze juz pani jest. Oni mnie zawiadomia. -Dobrze,do widzenia zatem. Wylaczyl sie. 81. Moj zolty sweter nieco sie znieswiezyl, wiec ubralam siew czarne ciuchy.Sweter ispodnie. Zapomnialam spytac, czym lecimy: samolotem czy smiglowcem. Tak czy inaczej spodnie bedawygodniejsze. Kiedy juz bylam calkiem gotowa, z moim sladowymmakijazem wlacznie, wezwalam taksowke. Bo jesliautobusu nie bedzie? Albo zmyle przystanki? A ja naprawde chce poleciec. Czymkolwiek! Taksowkarz wysadzilmnie przed lotniskiem aeroklubowym. Nigdy tu nie bylam, przejezdzalam natomiast autobusem wielerazy i widzialamsamoloty stojace w rzadku albo helikopteryprzed hangarem. Zawsze mniefascynowaly. Moze to skutek licznych ksiazek i filmow otematyce lotniczej, ktore uwielbialamod szczeniaka. To ojciec zaszczepil wemnie te milosc dolotnictwa i lotnikow. Sam chcial latac swojego czasu, ale odpadl na komisji lekarskiej. W rezultacie kiedy bylamjeszczemalai mamaopowiadala mi bajki, on opowiadal mi o pilotach polarnikachz poczatku wieku alboo bitwie o Anglie. Totez zresztajakieszboczone zainteresowania! Prawdziwamala kobietka interesuje sie kieckami i szminka mamusi,a nieDywizjonem303! Bez problemu przeszlam przez bramei ruszylam wzdluz hangaru. Nabetonce przed hangarem stal smiglowiec pomalowanyw barwy pogotowia lotniczego. Zachwycajaca maszyna! Odnioslam wrazenie, ze ma lagodny pysk oraz ze spoglada namniezyczliwie i zachecajaco. Minelam zachwycajacamaszyne i natrafilam na otwartewrota. Hangar pelen byl innych zachwycajacych maszyn. A jegosrodkiem zblizal sie ku mnie Kamil Pakulski. No, jednak caly Liam Neeson! CzyLiam Neeson grat kiedy jakiego lotnika? Oczekiwalam, ze bedzie mial na sobie jakis malowniczy kombinezon, ale ubrany byl zupelniezwyczajnie, wdzinsy i kurtke. Ciemne wlosywymagaly interwencji fryzjera. Usmiechal sie. Wygladal solidnie, ale, bron Boze, nie ciezko. Duzy, usmiechniety(nieco krzywo) facet. 82 Calkowite przeciwienstwo Slawka, ktory zapewne juz by do mnie lecial caly w okrzykach, z chlopieca radoscia.Ach, wlasnie. tu ich mamy, Slawek zapewne do konca zycia bedzie jasnowlosym chlopcem, podczas gdy KamilP. , odkad przestal jezdzic na kolonie letnie, jest mezczyzna. Owszem, jest starszy odSlawka, aleto nie ma niC do rzeczy. Sprawa nie polega nazapisach metrykalnych. Charakter! Taki maja charakter i juz. Przy czym pamietajmy, ze Kamil P. jest Strzelcem! Nie moze wiec byc ani nudziarzem, ani zasadniczkiem. Co,oczywiscie, nie oznacza, ze jest facetem bez zasad. Przeciwnie. Strzelcy to ludzie z Zasadami. Zero malostkowosci. Rozmach. Szerokie horyzonty. ,, i dotego przeciez jedenastka! -Copania takzajmuje? ,- Och, przepraszam. Myslalam sobie o roznych rzeczach. Dzien dobry! Uscisk dloni Kamila P. byl cieply i mocny. Przypomnialmisie taki jeden poemat Keatsa,ktory bardzo lubie. "Lamia". Zanim sie tam akcja porzadnie rozwinie, jestopisany bog Hermes, ktory ugania sie za jakas nimfa. Hermes to w ogole jeden z moich ulubionych bogow, a w tym poemacie jest szczegolniesympatyczny. I w jakis sposob przypomina mi Wlasnie Kamila P. , takiego ciemnowlosego, budzacego zaufanie, chociaz usmiechajacego sie stosunkowo rzadko. No i tenUscisk dloni! Musial byc taki sam. Nimfa z "Lamii"poczula na swej chlodnej dloni "ciepla dlon boga" i poszla za nim jakw dym. Cholera! A Slawek? Kamil P. stalprzede mna i czekal,az sie odezwe. On ma co najmniejmetr dziewiecdziesiat! -Panie Kamilu - powiedzialam wreszcie. -Jezeli mamy jeszczee chwilke czasu, moze moglby mi pan pokazac te wszystkie maszynylatajace? Bo ja odrozniam smiglowiec od samolotu,ale^Samolot od szybowca juz nie. ' -Szybowiec niema silnika - powiedzial Kamil P, najwyrazniej zdumiony, ze mozna tego nie wiedziec. "- To wiem! Ale po czympoznam, ze on nie ma silnika? '" -Po braku smigla- wyjasnil. Oczywiscie,nie mamyna my83. sli samolotow odrzutowych. One tez nie maja smigla. Chodzmy. pokaze pani,co tustoi. Rozne latadla byly w tym hangarze, szybowce (rzeczywiscie,dosc latwo odroznialne), samoloty akrobacyjne, jakies wielozadaniowe Wilgi, wielki jak krowa An-2, sluzacy tu do wozenia skoczkow spadochronowych. Ale najwiekszy moj zachwyt wzbudzilmaly dwuplatowiec z dwoma odkrytymi siedzeniami, dla pilotai pasazera. Najwyrazniej byl zdrewna. Pokrytego plotnem! -Boze, jaki on piekny! -zawolalamimpulsywnie. -Co to jest? Chmurneoblicze roojego przewodnika rozjasnilo sie wyraznie. -Podoba sie pani? -Szalenczo! Czy to jeszcze lata? -Lata,lata. Z predkoscia stu kilometrow na godzine. To takakonstrukcja z pierwszej polowy dwudziestego wieku. Po-2. Toznaczy - u Rosjan. U nas onsie nazywa CSS 13. Prawda, ze sliczny? -Pan gokocha! -dokonalam odkrycia. -Kocham. Teraz juz rzadko sie na nim lata, przewaznie wynajmuja go doreklam. Chce paniusiasc za sterami? -A mozna? -Mozna. Tedy. Ostroznie, pomoge. "Ciepla dlon boga". Oparlam siena jego rece i wdrapalamna przednie siedzenie samolotu. Trzy zegary na krzyz. Wychylilam siez gondoli. -Chyba jest malo skomplikowany? -W stosunku do dzisiejszych maszyn, oczywiscie. Ale to bardzodobry samolot. Jezelimu sie zbytnio nie przeszkadza, lecisam. -Nie smiem pytac. KamilP. spogladal na mnie spod oka. Moze to dziwnie brzmi. bo stal nizej ode mnie, ale tak bylo. -Wiem,o czympanimysli. Moze kiedys sie uda. Przymierzylam sie do drazkasterowego. Pod nogami tez coswyczulam. To sie chyba nazywa orczyk. -Dokadto pani leci? Glos byl nieznajomy, ale przyjazny. Jakis mezczyzna staloboknas. Wysoki, bardzoszczuply. Sympatyczny. 84 -Kamil, karetka juz jedzie.Zabieraj pania do smiglowca, a ja o niczym nie wiem. ^. Odszedl. Zaczelam wygrzebywac sie z samolotu. ^Niech pani nie kombinuje. Hopla! '' Wpadlam w wyciagniete ramiona. Postawil mnie na ziemi. " - Chodzmy,zaraz bedzie karetka. ^.Ruszylismy szybkim krokiem w strone smiglowca stojacego przed hangarem. Krecilo siewokol niego kilku ludzi. -Ktos znami leci? -Sanitariuszze szpitala. I jeszcze jeden kolega. Ale obiecal, ze pusci pania do przodu. -Kochany czlowiek - mruknelam, wsiadajac do smiglowca z prawej strony. '., Kamil P. wsiadl z lewej, po czym zaczal przelaczac miliony psztyczkow. W miare jak dzialal, maszyna zaczela ozywac. Z dziwnym wizgiem, podobnym do zwielokrotnionego ryku mojego odkurzacza, ruszyly lopaty wirnika. Smiglowiec lekko zadrzal. " Podjechala karetka. Wysiadl z niej facet w bialym uniformie, z walizeczka w rece. MachnalKamilowi rekanapowitanie i rozsiadl sie z tyluw kabinie. Dostalam sluchawki, dzieki ktorymslyszalam,jak Kamil rozmawia z wieza i prosi o pozwolenie na start. Zapielampas. Ktos -nie wiem, kto - zatrzasnal drzwi. ... Na krotka chwileKamil odwrocil twarz w moja strone i popatrzyl na mnie uwaznie. Moze sprawdzal, czy nie zdradzam pierwszych objawow histerii. Usmiechnal sie tym swoim krzywym usmiechem. -Mozemy leciec, pani Agato? -uslyszalam w sluchawkach. ; - Tak - powiedzialam rozemocjonowana. '- Jesli pani chce, zebym pania slyszal, prosze tunaciskac, kiedy pani mowi - pokazal mi jakisguziczek i przestal zwracac na mnie uwage. I nagle bylismy juzw powietrzu! Smiglowiec unosil sie nad betonowym placykiem! Po chwili jakos tak zabawnie opuscilnos i polecial do przodu, jednoczesnie sie wznoszac. Caly czasmial"^dziob do dolu! Bardzo smiesznie. Po mniej wiecej pietnastu sekundach mialam absolutna pewnosc, uwielbiam latac! 85. Powiedzialam mu to, nie zapominajac nacisnac guziczka.Rozesmial sie. Naprawde. Nie byl to zaden krzywy usmiech polgebkiem,tylko rzetelny, prawdziwy smiech. -Czemu pansie zemnie smieje? -zapytalam, nie wiedzac, czypowinnam juz byc urazona. -To nie z pani -odpowiedzial. -Ja tez czujecos w tym rodzaju. Szybko sie pani zorientowala. -W czym? -W tym, ze pani to lubi. To pani pierwszy lot przeciez? -Pierwszy. To sie nazywa miloscod pierwszego razu. -Wtakim raziepostaram sie, zeby to byl przyjemny pierwszy raz. Postaralsie. To znaczy lecial jak wtym glupimdowcipie - nisko i powoli. Taka sztuczka mozliwa jest do wykonania,jak sie mizdaje, wylacznie smiglowcem. Samolot spadlby na ziemie. Oczywiscie, sztuki robil dopiero w drodze powrotnej, kiedykrew zostala juz dostarczona bezpiecznie do szpitala. I w chwili,kiedy ja zapewne pompowano dozyl nowego wlasciciela, my zataczalismy kregituz nad koronami drzew. Oraz bujalismy sie dwametrynad jakimsjeziorkiem podrodze. Orazwznosilismy sieznienacka zduzym szwungiem pod najnizsza chmurke. Ta najnizsza plynela jakis tysiac metrow nad ziemia, wiec itak bylo fajnie. -Chce pani zobaczyc,jak jest w srodku? -W srodku czego? -Chmury. -Och! Kamil P. skinal glowa, znow z tym swoimdyzurnym, niecokrzywym, sladowymusmiechem Liama Neesona i podniosl maszyne troche wyzej. Wlecielismy wte chmure. Jasne sloneczko,ktore nam do tej pory ladnie przyswiecalo, ustapilo miejsca brudnoszarej, klebiacej sie mgle, pomieszanej z deszczem, ktory walilo przednia szybe. -Nie do wiary! -Prawda? Ale chyba jednak wrocimy do ladniejszej pogody. Zreszta juz musimy leciecdo domu. Po malej chwili stonce zaswiecilo nam jak poprzednio. Nad namiunosilasie ladna, rozowa chmurka. 86 -Tam bylismy?, - Tam. Jest roznica? ;.-To niesamowite! Nigdybym nie uwierzyla, gdyby mi ktos opowiadal! ;;;. - Teraz nie musi pani wierzyc na slowo^ Przygladalam mu sie spod oka, kiedy ladowal na betonowym placyku przed hangarem. Mial wygladmezczyzny, ktoremu moglabym zaufac. Oszczednie manipulujac tym czyms, co trzymal rece (drazek sterowy ), posadzil smiglowiec na ziemi tak delikatnie, ze przeoczylam moment,kiedydotknelismy kolami ziemi. Powiedzialam mu to, gdy wylaczal wyjace silniki. Milo mi toslyszec. To znaczy, ze sie udalo. -A bywa, ze sie nie udaje? -Czasami. -Znowu sie usmiechnal. -Jest pani zadowolona? Ogromnie. Nie wiedzialam, ze latanie jesttakie przyjemne. Podejrzewam, ze to wszystko zalezyod pilota. -Zawsze wszystko zalezy od pilota - powiedzialfilozoficznie. 'W smiglowcu, samolocie i w zyciu tez. -Kazdy bowiem jest pilotemwlasnego zycia - zabrzmial glos obok mnie. KolegaKamila,ktorylecial z nami, otworzyl moje drzwi i wlasnie czekal, az wysiade, podajac mi wytwornie reke, abym mogla sie wesprzec. -I kazdemu moze sie zdarzyc twaarde ladowanie. Niektorym nawet przewaznie. Prosze uwazac nA smiglo ogonowe, bomoze uciac glowe. ^ Wysiadlam. Kamil P. jeszcze wylaczaljakies urzadzenia. . W koncu zrobilo siecalkiem cicho. Lopaty przestaly sie krecic. ' Poszlismy w strone hangaru, a potem wzdluzmurow do bramy wyjazdowej. Kolega pozegnal sie izniknal wczelusciach hangaru. A my szlismy powoli, cieszacsie (mam nadzieje wzajemnie swoim towarzystwem i coraz bardziej anemicznym sloncem, ktore jednakowoz robilo, co moglo. Dochodzila czternasta. ' - Zaprosilbym teraz pania na jakis obiad, ale musze tu siedziec do Szostej. ^' Na usta mi sie cisnelo, ze moze wtakim raziepo szostej, ale milczalam. Gdyby to wszystko rozgrywalosie wepoce przedslawkowej, prawdopodobnie nie mialabym oporu. Czulam albowiem, ze proces mojej reformacji zdecydowanie postepuje. Ale teraz wszystkowygladalo jakos inaczej. Stanelismy przy bramie. 87 -Bardzo panu dziekuje - powiedzialam cicho.-To bylo naprawde wspaniale. Zawsze wiedzialam,ze latanie jest wspaniale,ale do tej pory byl to sentyment wylacznie ksiazkowy. -"MalyKsiaze" i jegopilot? Czy moze "Nocnylot"? -Nie znosze Saint-Exupcry'ego - wyrwalo mi sie z glebiserca. -Mam nadzieje, ze nie ranie panskich uczuc? Ale on jest takistrasznie czulostkowy! -Ach, tak go pani postrzega? Kobiety na ogol go lubia. -Zwlaszcza"Malego Ksiecia". To nie dla mnie. Jawiem. zeon byl swietnympilotem, ale dla mnie jest zabardzo. rozmazanyliteracko. -No to niech pani sie nieprzejmuje moimi uczuciami. Ja tezza nimnie przepadam. Musimy kiedys porozmawiac o tych lotniczych lekturach. -Na pewno. A teraz juz biegne. Nie bede panu dzisiaj wiecejzawracac glowy. -Sluze glowa. Dzisiaj. i kiedykolwiek pani zechce. Uscisnal moja reke ichwile przytrzymal ja w swojej. Zrobilomi sie dziwnie. Slawek takna mnie nie dziala! A tenpostawny, mrukliwy facet, ktory przedchwila lecial ze mna w powietrzu, jakos mnieoniesmiela! Czulam, ze si? rumienie jak stuprocentowa osiemnastowieczna dziewica! Taka z MariiWirtemberskiejz Czartoryskich. "Malwina, czyli domyslnosc serca"! Ucieklam. Nie biegiem, oczywiscie, ale szybciutko. Odwrocilam sie jeszcze na chwile - stal tam, gdzie go zostawilam. Wysoki, ciemnowlosy, bezusmiechu. I patrzyl za mna. Siedzialamw autobusiewiozacym mnie do miastai calyczasczulam ten cieply uscisk jego szerokiej dloni. Widzialam tez tospojrzenie spod oka. Zadna sztuka,kiedy sie ma prawie dwametry wzrostu. On matakie badawcze spojrzenie. A jednoczesnielekkonieobecne. Bzdury plote! Albo badawcze, albo lekko nieobecne! Czy mozna miec lekkonieobecny wzrok, kiedysie prowadzismiglowiec? Katastrofa lotnicza jak w banku! No i nie mial. Wtedy nie mial. Patrzyl wten caly pejzaz horyyzontalny calkiembystro. Dopieroze mna mu sie zmienialo! ; Kiedy wysiadalam z autobusu, mialamzapewne spojrzenie;Bardzo nieobecne, albowiem wpadlam na jedna pania i omal jej nie przewrocilam. Zle sie o mnie wyrazila i to mnie doprowadzilo do jakiej takiej przytomnosci. Inaczejmoglabym nie trafic kluczem w dziurke. ^Trafilam jednaki nawet zamknelam za soba. Po czym padlam bezwlaadnie na fotel, jakbym sie niewiadomojak zmeczyla tym[(tym lotem. (.Siedzialam tak i siedzialam, i wciaz przesuwaly mi sie przed oczami obrazy kabiny z milionem prztyczkow, koronami drzewK pod brzuchem maszyny, jeziorka, w ktorym fale marszczyly sie od podmuchu lopat naszego smiglowca, uciekajacych w pospiehu kur na jakims podworku. I tego deszczu padajacegoo szyby, kiedy wlecielismy w chmure. Itego jasnego nieba na wyciagniecie reki. I tego skupionego profilu z ciemnymi wlosami wymagajacymireki fryzjera. Itej reki na drazku. I tej reki przyjmujacej mojareke. tak delikatnie, a jednoczesnie zdecydowanie. Hermes. Metr dziewiecdziesiat wzrostu. Z hakiem,. A jednoczesnie trapily mnie zupelnie inne wizje. Slawek wpadajacy do mojego mieszkania -i zycia - jak burza, rujnujacy moja szara codziennosc, przynoszacy szampana o wpol do osmej rano, kochajacy siezemna z impetem tejze burzy, wzglednietajfunu zgola. To sawlasnie dylematy cholernej nudziary. Jaknie mialam chlopa, to nie bylow promieniu stu kilometrow zadnego takiego, co by chcial na mnie popatrzec. Jak sie odwrocilo, to mam dwoch. Przyczymzaden z nich nie jest chyba tak naprawde? Z tego zamyslenia wyrwalmnie dzwiektelefonu, wiec rzucilam sie szukac torebki. Zanimja znalazlam, przestaldzwonic. Notrudno. Po chwili jednak odezwal sie znowu. -Slucham. -To jeszcze ja, pani Agato. Tak myslalem, ze pani nie zdazyla odebrac telefonu. 89. Inteligentnie to sobie wykombinowal!-Jestem! -Pani obecnosc na lotnisku podzialala na mnie tak piorunujaco, ze zapomnialem pania o cos zapytac. Slysze ten krzywyusmiech, slowo daje! -O co, mianowicie? -Obiecala mi pani wyjasnic, co to znaczy, ze jestem jakimstam numerem. Czy mam umrzec wnieswiadomosci? -Och, nie. oczywiscie, zaraz panu przeczytam! -A nie moglibysmyw tejsprawie zjesc kolacji? -Dzisiaj? -Dlaczego nie? No wlasnie. Dlaczego nie. -U Chinczyka? -Moze byc. Albow Atlanticu. Tam tez dobrze karmia. Moglbymprzyjechac po pania o siodmej. W ostatniej chwilistchorzylam. Prawdopodobnie z czystej glupoty. -Zupelnie zapomnialam - sklamalam nerwowo - dzis wieczorem czekam na przyjaciolki. Zapomnialam, ze sie znimi umowilam. Przepraszam. -A co bedzie z nasza numerologia? -Przeztelefonpan nie chce? -Nie, nie chce. W ostatecznosci przyjde na wywiadowke i wtedy mipani powie. Kiedy jest jakas wywiadowka? -Teraz to raczejniepredko, mam nadzieje. Przed koncem semestru. -Jednak zalamalam sie. To moze lepiej jutro. -Jutro ja nie moge. Poniedzialek? -Mam probe z dziecmi w szkole. -Ach,wiem. Ballady i romanse. Moglbymprzyjsc, posluchac? -Proby? Zapraszam na przedstawienie. -Podejrzewam, ze to juz bedzie nie to samo. Tu na pewno mial racje. -Jezeli malolaty nie beda mialy nic przeciwkotemu. -Przekupie je. Obiecam im, ze wszystkie po kolei bede wozilsmiglowcem. -Moglbypan? -Szczerze mowiac, nie. Ale chcialbym sie wreszcie dowiedziec 90 prawdy osobie.Poza tym chetnie popatrze na dzisiejsza mlodziez. tak naprawde malo wiem o kolegach i kolezankach mojego syna. on juz jest prawie dorosly. ;- Jeszczemu troche brakuje. Dobrze, niechpan to z nim zalatwi. '.Troche sie czulamoszolomiona tym telefonem. Za duzo tych emocji, jakna mnie. Co to jest, zeby dwoch chlopow jednoczesnie zawracalo mi glowe? Poza tym oni zawracajami te glowe jakos tak symetrycznie. Slawek nie daje mi zadnych szans na zlapanie oddechu, a Liam N. Wlasciwie to sama nie wiem: podrywamnie czy nie? We wszystkim,co robi imowi, jest tak beznadziejnie rzeczowy! ''Pomaszerowalam do lodowkii zrobilam sobie sporego drinka. Duzoo lodu, duzo whisky i troche wody. Nudziara! Kazda inna baba bylaby zadowolona. A ja co? Mam problemy moralne? Ze niby spalam z jednym, to juz nie moge umowic sie z drugim? Ten drugi ma zone Zdziche Pakulska! Wieco co mu wlasciwie chodzi? Taniapodrywka? ,-A znow jezeli chodzi o Slawka, to chyba nie oszalona milosc? Nic sie nie dzieje tak od razu! A moze jednak? Moze zakochal sie od pierwszego wejrzenia? Powtarzal wiele razy, ze mnie kocha! ' A ja, czy jaktoregosz nich kocham? Nie mam pojecia! 'Och, kretynka skonczona! A poco ja sobie kupilam wachadelko? ^'Powinnammiec zdjecia obydwu, ale nie mam zadnego. Nic, jakos sobie poradzimy. ; Napisalam dwaimiona na dwoch swistkach papieru i kazdy swistek zlozylam, starajac sienie pamietac, na ktorym napisalam Kamil", a na ktorym "Slawek". Potrzasnelam nimi w dloni, rzucilam na stol. Nie umialabym zgadnac, gdzie jestktore imie. Wyjelam wahadelko. Niech ono rozstrzygnie. ^Zadalam pytanie: -Ktorego z nich powinnam wybrac, zeby byc szczesliwa? Wahadelkow mojejrece poruszylo sie. Z zapartym tchem obserwowalam, jak sie kiwa najpierw z boku na bok, potem zaczy- 91. na zataczac drobne kolka, az wreszcie wyraznie kieruje sie ku jednemu ze swistkow. Rozwinelam papierek. Kamil. Poczulam jakby ulge. Ale i zal. Nic, chyba trzeba bedziesprawdzic. Zwinelam papierek,aby wygladal jak poprzednio. Rzucilamoba i uruchomilam wahadelko. Po chwili skierowalo sie znowu bardzo wyraznie ku jednemuzkwitkow. Rozwijalam go z bijacym sercem. Wynik powiniensie powtorzyc. Ale sie nie powtorzyl. Nakwitku jak byk stalo: "Slawek". Wahadelkooszukuje. Albo cos jest nie tak. W kazdymraziena nic mi taki wynik. Chyba to jednak ja cos zrobilam nie tak. Nie wedlug prawidelsztuki. Musze jeszcze przeczytac to i owo. A propos przeczytac! Horoskop w gazecie! Jeszcze nie czytalam! Bliznieta - nie ufaj przesadnie wrazeniom. Twoja intuicjabedziew tym tygodniu nieco zachwiana. Zdrowie w normie, alenie badztaki rozrzutny. Ciekawe,czemu oni uzywajarodzaju meskiego? Wiadomo, zeto glownie kobiety czytaja horoskopy. Seksizm jakisczy co? 24 wrzesnia, niedziela Bardzo porzadnie przygotowywalam sie do lekcji na caly tydzien. Moje bystrzaki sa wymagajace. A poza tym, skorojuzzdarzyl sietakidzien, ze nieprowadze zadnego zycia towarzyskiego. Poniedzialek Ten zolty sweter strasznie dlugo schnie. Wlozylamgo dzisiajw stanie lekko wilgotnym. Jezeli sieprzez to przeziebie, to odpo 92 wiedzialnosc moralna spadnie naKamila P, zapragnelam bowiem, zeby mniezobaczyl w nowej wersji kolorystycznej.^ Mam wrazenie, ze mu sie tawersja spodobala, bo chociaz nic nie powiedzial, blysnal okiem. Takiblysk w oku miewaja wylacznie faceci, ktorymsie w tooko wpada. Z malolatami - pewnieza posrednictwem Jacka - musial to wszystko wczesniej zalatwic, bo klasa nie okazala zdziwienia,ze na calkowicie wewnetrznej probie o trzeciej po poludniu, tuz po lekcjach, pojawia sie jakis ojciec i swobodnie rozgaszcza sie w ostatniej lawce pod oknem. Tam go zastalam, kiedy pospiesznie wcisnawszy kawalek obrzydliwej pizzy - nienawidze pizzy, a ta smierdziala kartonowympudlem i cala byla wymazana keczupem. Z kubkiem kawy w rece weszlam do sali, gdzie lawki i krzesla zsunieto juz do katow. Moje dzieci rozwalaly sie w pozach swobodnych, na krzeslach, lawkachi parapetach. Mialy ten zwyczaj od samegopoczatku,zmienilo im sie tylko to, ze teraz na moj widok zrywaly siez miejsca. Przedtem sie nie podrywaly, tylko tkwily w swoich pozach jakzamurowane. Wyjasnilam im dobitnie, na czym polega wzajemne poszanowanie, i osiagnelam pozadane rezultaty. Zdaje sie glownie dzieki temu, ze odruchowo odpowiadali uklonem na uklon. Zdumiewajace, jakrzadko nauczyciele klaniaja sie swoim uczniom, mowiac nawiasem. Bylo to zrodlem moich nieustannych zadziwien, kiedy zaczelam pracowacw szkole. ^'Przywitalam goscia, usilujac jednoczesnie uscisnac mu rekei nie rozlac kawy. '^ No i po co pani z ta kawa lata po calej szkole - skarcila mnie Basia, odbierajac mi kubek. -Przeciez mozemy zrobic pani kawe w klasie! -Stale zapominam. Ale zrobcie w takim razie panu Pakulskiemu. ;' -Nie chcialbym sprawiacklopotu - powiedzial oczywiscie pan Pakulski. -Zaden klopot. Tylko niech pan mowi uczciwie, ma pan ochote czy nie, bo szkoda, zeby sie zmarnowalo, jak zrobie - zapytala go szczerze Basia. -Uczciwie, bardzo chetnie. Nie musi bycmalo. I nie musi byc slaba. -Tolubie- pochwalila Basia iwlaczyla dzbanek. 93. Po chwili, zaopatrzeni w swieza kawe (dostatam dolewke),przystapilismy do pracy.Slusznie przewidzialam, ze mojedzieciaki, kupiwszy,. 0dedo mlodosci", kupia tezcala reszte. Macius jako dyzurny narrator wykazal talenty godne Teatru Narodowego - co najmniej. Basia w "Rekawiczce" jako cyniczna amantka wykorzystala wreszcie tworczo to pogardliwe spojrzenie, ktore ze szkoda dla siebiecwiczyla dotad na nauczycielach. Nieoczekiwanym geniuszemaktorskim zablysnal Krzysio Dziubski, zwany przez kolegowDziubasem. Gral Janka, kochanka w "Kurhanku Maryli"; Maryle nieboszczke uosabiala sliczna zielonooka Kasia, ktora musiala poprzestac na roli niemej z powodu nieopanowanego jakania. Dziubas jeczal i narzekal z nieslychana prawda wglosie. Musialammu tylko przypominac, zeby spogladal raczej na widmo Maryli anizeli na mnie. Krzysio wzdychal i probowal,ale jakos mu nie wychodzilo. Nic to,z czasem sie przestawi. Mozeprzeszkadzal munazbyt wspolczesnyubior kochanki. Jak sie jawbije w calun, bedzie lepiej. Jacek Pakulski, dysponujacy uroda rycerza Okraglego Stolu,z wdziekiem i godnoscia odegral szlachetnego Emroda, upokarzajacspektakularnie Basie - juz nie pogardliwa, ale glebokozrozpaczona. Przy okazji odbyla sie zywadyskusja na temat, czy wostatniejscenie "Rekawiczki" Basta powinna zastosowac rozpacz do tylu,czy rozpacz do przodu. Po raz pierwszy siedzacy dotad cicho Kamil Pakulski zdradzilobjawyzainteresowania polaczonegoz pewna konsternacja. Nicwprawdzie nie powiedzial, ale Basia, widzac jego podniesionabrew, pospieszylaz wyjasnieniem. -Pan nie rozumie, o czym mowimy,prawda? A toproste! Chyba pan chodzildoteatru? A zwlaszcza do opery? -Pare razy siezdarzylo - mruknal gosc w sposobbardzoneesonowski. -No wiec kiedy bohaterka ma byc wrozpaczy - kontynuowala wyklad Basia- to albo moze sie gibnac do przodu - tu samawykonala nagle wychylenie do przodu, zaslaniajac sobieoczy rekami ale widzi pan, tak jest gorzej mowic, a co dopiero spiewac. Mozna tez gibnac sie do tylu - zademonstrowala, lapiac sie jed- 94 noczesnie zaglowe -wtedy latwiej sie spiewa, wyglada to tez dramatycznie, alejednak taka prawdziwarozpacz zalamuje czlowieka raczej doprzodu. ;,- Baska, o co ci chodzi - wtracil Jacek- przeciez ty juz nic wiecej nie mowisz! Ja cie olewam i odchodze. -Nie wyrazajsie! -Ja cie zlekcewazam i odchodze - poprawilsie Jacek- aty juz[. gadasz! Nie gadasz, popatrzdotekstu! Mozesz spokojnie sie gibnac do przodu! -Ale ja mysle, ze to nie jest wytworne - oswiadczyla Basia. -prawdziwa dama powinna raczej do tylu. -To gibaj sie do tylu. -Jacek wykazywal pewne zniecierpliwienie. -Jak sie gibne do tylubez okularow - przyznala z westchnienien Basia, ktora mialapotworna wade wzroku inosila nader sjalistyczneszkla - to moge dostac zawrotu glowy. To grajw okularach! -Zwariowales! Tojest sredniowiecze! Postanowilam wkroczyc. -Nie utrudniaj, Basiu powiedzialamstanowczo. -Mozesz Sie cofnac, lapiac sie za serce. Caly czas rowno wpionie. Dobrze? Sprobuj. Basia sprobowala i omal nieprzewrocila stolika. ^"-Delikatniej. Jestes dama. Zrob to prawie w miejscu. Basia pocwiczyla jeszcze kilka razy, az wreszcie osiagnelajakis rezultat. Wysilki wlozone wokazanierozpaczy bez gibania wyczerpaly jednak zespol, ktory zaproponowal zakonczenie proby. Dochodzila piata. Cos takiego! Cwiczylismy te romantyczne sonety dwie bite godziny! Pozostawalo juz tylko pozegnac sie do jutra. Zanim sie spostrzeglam, malolaty pozmywaly kubki po kawie i zwinely zagle. Zostalismy wopustoszalejnagle klasie we dwoje. Liamm Neeson i ja. Siedzialsobie w tej ostatniej lawce pod oknem i spogladal na mniezkrzywym usmiechem. Poczulam, zeabsolutnie nie moge robic zsiebie zadnej cholernej idiotki. Przybralam ton swiatowej damy. 95. -No i jak sie panu podoba dzisiejsza mlodziez przy blizszympoznaniu? -Sympatyczna. Nie wiedzialem, zeoni taklubia Mickiewicza, -Oni tez nie wiedzieli do niedawna. Biedny ten Mickiewicz. ofiara polonistow. Jacekma talent aktorski, zauwazyl pan? -Mowilem pani kiedys, zema. Nie mialtylkookazji, zeby gojakosuzyc zgodniez przeznaczeniem. Ta panienka w okularachtez mi sie podoba. I narrator,jak mu tam, Maciek. Aten kurhanek Maryli zakochal siew pani. -Kochanek, nie kurhanek. We mnie? Copan opowiada? -Kochanek w "Kurhanku". Zarumienilasie pani, bardzo ladnie. Zakochal sie. Wiem, comowie. To sie rzuca w oczy. -Mlodzienczefascynacje. Przejdzie mu. -Jezeli nie skoczy w nurty Elstery. "CierpieniamlodegoWertera"? Tak? -Troche pan pomieszal. W nurtyElstery to nie Werter. Iniechpan lepiej odpuka te glupoty. Odpukalam sama, wramke portretu Marii Konopnickiej, bowisiala najblizej. Co to znaczy "zarumienila sie"-ja sie zarumienilam? Swojadroga, jezeli Dziubski sie rzeczywiscie zakochal, tomiejmy nadzieje, ze w stopniu niewielkim. Niepotrzebne mi komplikacjeuczuciowe nastolatka, ktorego jestemwychowawczynia! Nie. to bzdura. Kamil P. wykaraskal sie z pewnym trudem ze szkolnegomebla. -Pojdziemyna jakis obiad? Moze powtorzymy chinska kaczke? Bo mam u pani obiecana te numerologie. Mialam nadzieje, ze zaproponuje Chinczyka, bo spodobaly misie przytulne, nastrojowo oswietlone loze, w ktorych siedzialo siejakby tylem do calego swiata. W tych ciemnawych wnetrzach bede mogla czerwienic sie do upojenia, nic nie bedzie widac. Kiedy wychodzilismy ze szkoly, wydawalomi sie, ze widze czajaca siepod murem sylwetke, jakby Krzysztofa Dziubskiego. Oczywiste bzdury. Skutek przejecia sie romantycznymi wizjami nadprzyrodzonymi, duchami i tak dalej. Bardzo realistycznie natomiast wyczuwalam obecnosc idacegotuzobok mnie wysokiego faceta, przy ktorym dreptalam prawdopodobnie jaknimfa przy Hermesie prowadzacym ja w glab lasu. 96 dziwna sprawa.Przynim ogarnialo mnie jakiestakie nie bardzo zdefiniowalne poczucie bezpieczenstwa, a swiat wydawal sie wyrazniejszy i bardziej przyjazny jednoczesnie. Nie wiem, o czym to moze swiadczyc,jezeli chodzi o moje poczucie rzeczywistosci; Moze znowu narazamsie na utrate kontaktu ztymze poczuciem, przeciez od dawna wiem, iz swiat jest w swojej istocie metny bynajmniej nie przyjazny. Raczej wprost przeciwnie. Nic zatem nie usprawiedliwia tego radosnego usmiechu, ktory - wiemotym! -pojawil sie bez najmniejszego uzasadnienia na moim obliczu. Aprzeciezmialo tobyc oblicze swiatowej damy! Chlodne i nieprzeniknione. .Zanim zdazylam zreformowac wyraz twarzy, doszlismy do Chinczyka i zajely nas takie prozaiczne czynnoscijak wynajdywanie odpowiednioprzytulnego miejsca do posiedzenia, karta dan - niepotrzebny rekwizyt, bo przyszlismy z wizyta do kaczki,[^jednak przyjemny rytual' - skomplikowane jezykowo skladanie zamowienia kelnerowi, ktory nie wladal zadnym jezykiem poza chinskim. i tak dalej. Zamowilismy rowniez butelke winaBylo to tymrazem czerwone wino hiszpanskie, w zasadzie wytrawne, ale nie cierpkie, bron Boze, raczej lagodnie aksamitne. Czyje zdrowie wypijemy na poczatek? -zapytalam, zagladajac do wnetrza kieliszka, polyskujacego ciemna czerwienia. ',,- Wrozek inumerolozek. Zwlaszcza tu obecnej - powiedzial moj towarzysz i podniosl swoj kieliszek. i; - Wszystkich, ktorzypotrafia uniesc sie nad ziemia - odrzeklam uprzejmie. -Zwlaszcza tu obecnego. -Dziekuje. Rozszerzmy ten toast na tych, ktorzy potrafia unosic sienad ziemia nie tylko w doslownymznaczeniu. Wychylilismy kielichy. A teraz niechmi pani powie wreszcie,o co chodzi z ta tabelkak. Nie mam sil na przeczekiwanie kaczki, zreszta zanim ten Chinczykja upiecze. -Bardzo prosze. -Wyciagnelam z torebki ksiege wrozb. Miescila sie w niejswobodnie, bowiem moja torebka, jak wiekszosc torebek kobiet pracujacych, ma wielkosc sredniego sakwojaza globtrotera odbywajacego wlasnie kolejna wycieczke dookola swiata. -Przeczyta pan czy ja mam ja panuuroczyscie odczytac? Oczywisciepani. Aleja mam teraz wyrzuty sumienia. tasz- 97. czyla pani taka wielka ksiege. Bardzo przepraszam, to byl z mojej strony niewybaczalny egoizm. -Nic nie szkodzi. Zazwyczaj nosze rozne rzeczyprzy sobie. Niech pan sluchauwaznie. Przeczytalam mu, jaka nadzwyczajna jest osobowoscia. Przy "liczbie mistrzowskiej, czyli doskonalej" drgnal mu kacikust. Prawy - to na pewno cos znaczy, tylko nie wiem co; szkoda. Przy wielkiej charyzmie podniosl brew. Zapewne dla rownowagilewa. Idealiste, marzyciela, zdeterminowanego, odwaznegoi energicznego zniosl bez mrugniecia okiem. Respekt, podziw ludzkosci i wlasne zdolnosci przywodcze nie zrobily na nim wiekszegowrazenia. Dopiero kiedy uslyszal, ze jest poeta, wizjonerem i mistykiem, wykonalswojkrzywy usmiech numer jeden. Pozostal muten usmiech przy wielkodusznosci i byciuwzorem do nasladowania dla innych, mniej doskonalych istot. -Sam panwidzi - konczylam definiowanie w zgodzie z ksiega- ze "posiadajactak wiele zalet", otoczony panjest "miloscia,przyjaznia i podziwem innych". -Szkoda, ze nie mam tego na pismie - powiedzial zzastanowieniem. -Pokazalbym mojemu szefowi, mozedalby mi podwyzke. -Nic z tego. Idealisci i poeci pracuja przewaznie za darmo. Misja dziejowa ichpopycha. -Nictakiego mnie nie popycha - zaprotestowal. -Ale co topani wymienila nazakonczenie? "Milosc,przyjazn i podziwinnych"? Dobrze zapamietalem? -Doskonale - pochwalilam. -Czy z panistrony tez moglbym liczyc na cos z tych rzeczy? Powinien przy tympytaniu spojrzec miglebokow oczy,ale nictakiego nie zrobil. Patrzylintensywnie w glab swojego kieliszkaz resztkawina. Oblicze mial stuprocentowo kamienne. Blyskawicznie wiec przemyslalam odpowiedz dyplomatyczna - zawierajaca sama prawde,bo nie umiem krecic, jakby sie kto pytal. -Ma pan moj bezwzgledny podziw od momentu, kiedy zabralmnie pan w chmury. Bo,prosze pana, piloci zawsze strasznie miimponowali. -Podziw. -powiedzial powoli. -Dzieki i zato. na poczatek. Myslalam, ze teraz zahaczy jakos o ciag dalszy po tym poczatku, ale nic takiego sie nie stalo. Nagle zasepiony, siedziali gapil 98 sie W tenkieliszek, nic nie mowiac.Mialam ochote go zapytac, dlaczego tak posmutnial,ale sie nie odwazylam. ' Ludzie kochani,czy on mnie podrywa czy nie? i, I co zrobil ze Zdzicha? Taka tolerancyjna z niej zona, ze znosibez szemraniato, ze maz zabiera na obiadki wychowawczynie syna Oraz w powietrze ja zabiera! Boi sie o stopnieJacka? Bzdura. Jacek to zdolny chlopak i ma dobrze poukladane w glowie. "A wlasnie - Jacek! Czy Jaceknie wie, ze tatuniogdzies polazl z paniawychowawczynia? Musialby bycniedorozwiniety! Tatunio przyszedl na probe i juz z niej nie wyszedl, poczekal na pania. To Jacus nie czuje solidarnosci z mamunia? Aznowuzpaniwychowawczyni - czynie powinna pamietac o niejakim Slawku? Slawku, ktory teraz prawdopodobnie ciezko pracuje tworczo, pewien, ze czekam na niego, poprawiajac prace donowe moichuczniow! ^.Chinczyk przynioslkaczke, do ktorej zabralismy sie pospiesznIe jak dwoje winowajcow,ktorzy usiluja odwrocic czas i zmazac wrazenie, ze przekroczyli jakas granice. 'Ciag dalszy konwersacji dotyczyl glownie programu nauczaniat szkole ponadpodstawowej, ze szczegolnym uwzglednieniem liBm oraz poezjiromantycznej i postromantycznej, w ktorej pan Kamil Liam N. okazal sie nadspodziewanie oblatany Wyrecytowal nawet - miedzy kaczka a owocami - fragment mojego ulubionego poematu "Don Juan"Byrona w przekladzie Poreboza, przy czym byltofragment dotyczacy leczenia kaca za pomoca renskiego wina i wody sodowej. Nie wiem, czy nie wolalaBym uslyszec raczej kawalka jakiegos sonetu milosnego, z drugiej jednak strony to nie byl entourage stosownydocytowania milosnej poezji. No i mozepan pilot chcialby byc z mojej strony otoczony podziwem i przyjaznia, miloscia zas niekoniecznie. ^Zakonczylismy nasze kacze posiedzenie wnastroju pogodnym. Nie probowalismy juz definiowac wzajemnych uczuc. Pan KamIM zaplacil, upierajac sie, ze to honorarium za analize numeroiczna. O dolicha - powiedzialam, uswiadamiajac sobie,ze nie'umialam mu nawet o liczbach ekspresji, pragnienia, czyli, oraz przeznaczenia. -Ta cala analiza byla mocno fragmentaryczna. Zagadalismy sie izapomnialampanu powiedziec o licz99. bach, ktore wynikaja z panskiego nazwiska! Jesttego jeszcze calemnostwo! Bardzo przepraszam! Moze ja jednak panu pozycze teksiazke. -Nie, dziekuje. Wolalbym uslyszec to wszystko w pani interpretacji. Moze jeszcze gdzies razem polecimy albo ja przyjdena wywiadowke, to bedzie okazja. Zgoda? Powinnam teraz skorzystac z okazji i zapytac go, dlaczegona wywiadowki nie przychodzi Zdzicha, przeciez to na ogol mamusie przychodza. Ale jakos zabraklo mi odwagi. Skinelam tylkoglowa, ze owszem, zgoda, kiedys mu powiem cata reszte otym jego niezwyklym charakterze. Podal mi kurtke. Mojakurtka w najmniejszym stopniu nieprzypomina etoli znurkow, przeciwnie, jest z mikrowlokien, a jejkaptur otacza wyliniaty aksamit, czarny, oczywiscie, mimo to podal mi ja, jak gdyby byla ta etola. Przez momentzobaczylam nasze odbicie w kawalku lustraumiejscowionego za potwornejwielkosci kompozycja z suchych galezi. Naszeoczy spotkaly siew tym lustrze. -Sliczniepani wyglada wtym zoltym sweterku. Odwiezc paniado domu czy odprowadzic? -Moze sie przejdziemy? Przeszlismy sie. Jak na koncowke wrzesniabylo dosc zimno. Zmarzlymi rece. Zauwazylto, kiedy mowilismy sobiedo widzenia przed moim blokiem, i przytrzyma} je chwile wswoich szerokich cieplych dloniach. Hermes nie mial trzydziestu siedmiu lat. Bogowie sa wieczniemlodzi! Ale pomyslec tylko, jakim przyjemnym bogiem bylby Hermesdobiegajacyczterdziestki. 28 wrzesnia,czwartek Postanowilismy z malolatami cwiczyc balladyi romanse w poniedzialki i piatki, bo maja wtedy korzystniejszy plan lekcji. Onew ogole sporo musza pracowac, te moje malolaty, booprocz te- 100 go comaja wszkole, zaliczaja tysiacegodzin rozmaitych udoskonalajacychkursow, szkolek jezykowych, silowni, zajec takich i smakich. Ponadto dyrektor naszej szkoly, Tadeusz Kamienski, zwany Twardeuszem Kamiennym - powiedzialy mi to w zaufaniu malolaty na lekcji wychowawczej -uwaza, ze mlodziencze zamilowanie donauki najlepiej uksztaltuja olimpiady przedmiotowe. Kazdy wiec uczen naszej szkoly ma obowiazek przygotowywac sie do jednejco najmniej olimpiady Niektorzy nawet to lubia. Z moimi jest roznie, o czym dowiedzialam sie tez na lekcji wychowawczej. ;' - Niewazne, lubiaczy nie- poinformowala mnie na duzej przerwie Julia Zamoyska, starsza kolezanka historyczka, byla wychowawczyni moich dzieci, wciazuczaca ich historii i szczerzeprzez nich nielubiana. -Oni nie sa wstanie tak naprawde ocenic,^. co jest dla nich korzystne. Sa za mlodzi. Musimy im sluzyc naszym doswiadczeniem i zyciowa madroscia. -Aleprzeciez mozna nie lubic scigania- zaprotestowalam. -to rozumiem,bo sama nie znosze rywalizacji, konkursow i egzaminow. ? "-To nie ma znaczenia, droga pani Agatko orzekla i usmiechnela sie, wciaz dobrotliwie(takie dobrotliwe usmiechy doprowateaja mnie doszalu, bo sugeruja, ze jestem kretynka - tak tofkazdym razie odczuwam). -Znanyjestpani termin "wyscigi szczurow", prawda? Oni musza wziac udzial w tym wyscigu, inaczEej przepadna. Robilysmy sobie wlasnie kawe w pokoju nauczycielskim. Dostalysmy sie do czajnika na samym poczatku przerwy i byla szansa, ze zdazymy wypic te kawe goraca, a nie dopiero za godzine, obrzydliwie wystygla. ^Nie rozumiem, dlaczego musza sie scigac? Co to znaczy przepadna"? Czy my nie stwarzamy tu jakiejs psychozy? ; - Pani Agatko - wtracil sie dodyskusji niedomyty jak zwykle filozof Edward Ziejko - ja mysle,zeto jest rzecz, ktora nie podlega w ogole dyskusji. Dzisiejszy swiatjest w ten sposob skonstruowany, ze drudzy i trzeci na podium nielicza sie wcale. Aut'aesar,aut nihil. Wszyscy muszaprzynajmniej dazyc do tego, zeby byc najlepszymi. Inaczejcale zycie tylko do siebie beda miec pretensje. 101. -Dlaczego maja miec pretensje?Mowi panjak hecidhuntera nie jak wykladowca etyki w liceum - zauwazylam, parzac siekawa. -Narynku sie moze nie licza, w sporcie sienie licza, alemamwrazenie, zezycie to nie tylko wolna amerykanka! Czy bycieprzyzwoitym czlowiekiem z przyzwoitymwyksztalceniem, wykonujacym przyzwoicie swoja prace i wychowujacym dzieci na przyzwoitych ludzi to malo dla pana? -Moje prywatne zdanie nie ma tu znaczenia. -Filozofusmiechnal sie poblazliwie. -Podobnie jak pani zdanie. Swiat zdecyduje o ich losie, tak jak o ich miejscu w szeregu. I prosze mi wierzyc, najlepiej dla nich bedzie, jesli stana na czele tegoszeregu. -Przeciez wszyscy nie moga stac naczeleszeregu! Ktos musibyc z tylu! Orazw srodku! Czy mamy tych wszystkich spozapierwszego miejsca wpedzic wefrustracje? -Wefrustracjenie, tylko w rywalizacje. A rywalizacja zazwyczajoznacza dazenie do doskonalosci, a wiec, przyzna pani, celjestszczytny, czy nam sie to podoba czy nie. -Bylby szczytny - wtracil ku mojemu zaskoczeniu wuefista,ktorego mialamdotad jedynie za przystojnakupemiesni - gdybywalka byla uczciwa. Wiem cos o tym,bomam paruprzyjaciolw kadrach narodowych kilku roznych dyscyplin. Pozatym gdybym kazalmoim uczniom dorownywac tym najlepszym, to bymichprawdopodobnie pozabijal. Jestem z pania, pani Agatko. -Och, dziekuje, paniePiotrze! Ladnie pan to powiedzial. o tym zabijaniu! Ja tez uwazam, ze w takim zmuszaniu do rywalizacji jest cosz zabijania. Niekoniecznie doslownie. -Oczywiscie. Jezeli ktos nie ma wystarczajacych zdolnosci, tozmuszajac godo rywalizacji skazanejz gory na przegrana, zabijamy mu wiarew siebie i w sens robienia tego,co robi. Juz nigdy nie pomysle pochopnie o nikim - nikim! -ze jest kupa miesni albo czegokolwiek! Wuefista rzadkobywal wpokoju nauczycielskim. Podobniejak trzy jego kolezanki wuefistki przerwy spedzalna ogol w magazynku sprzetusportowego, przytulnie urzadzonym przez owekolezanki (bylam tamraz, szukajac dziennika pierwszej B, i widzialam na wlasne oczy, ze naprawde jest przytulny, no i odosobniony, co mialo swoj wdziek). Tym razem grzebal w dziennikach. pewnie wpisywal jakies zalegle oceny. 102 Dyskusje przerwala pani wicedyrektor, przysiadajacsie do naszego stolika i przysuwajac z krzeslem blisko mnie.Poczulam zapach jej wody toaletowej. Cytrus icos jeszcze. Paczula? Za duzo ) wylala na siebie. -Pani Agatko, musimy porozmawiac. Przysunela sie jeszcze blizej i polozyla delikatna raczke na moli ramieniu. Poczulam sie nieswojo;, - Bardzo prosze. Moze zrobic pani kawy? '.Chcialam sie jakos od niej odsunac, ale uniemozliwila mi to, przytrzymujac moja reke. "-Nie, dziekuje, niezdazylabym wypic,mam zaraz lekcje. Moze raczej umowimy sie w moimgabinecie? Kiedy panikonczy? :':- Mam jeszcze dwie lekcje. A oczymbedziemyrozmawiac? -Och, mam kilka spraw. Ale prosze sie nie martwic, to nic zlego,i; Scisnela mojprzegub, co mnie troche zbrzydzilo. Niebyl to bowiem uscisk plynacy z czystejzyczliwosci- takie nawet lubie -tylko taki jakis dwuznaczny. A moze mi sie tylko wydawalo. Ale wrrazenie bylo silne. -Oczywiscie, pani dyrektor. Przyjde do paniza dwie godziny. ; Zadzwonildzwoneki wyrwalam sie z uscisku miekkiej lapki. :Obie lekcje mialamw trzeciej klasie, w ktorej, chcac nie chcac, zniewalalammlodziencze umysly straszliwymi ilosciami literatury umieszczonejw programie. Musze pamietac, zeby moim osobistym malolatom przykazac czytanie w czasie wakacji, bo inaczej sie poprzewracaja pod brzemieniem - jakiekolwiekby ono bylo szlachetne. Moze nawet uda mi sie kilka rzeczy przerobic jeszcze w tym roku. Te trzecia klase bardzo lubie - mamnadzieje, ze z wzajemnoscia. To tez, jak moja, klasa L, co oznacza, ze sa wtym liceum juz od wstepnej i stanowia klase bystrzakow. Moge sobie zatem pozWolic na traktowanie ich stosownie doich zdolnosci,czyli niecowcisnac intelektualnie. Uwielbiam uczyc bystrzakow! '., Bystrzaki z trzeciej wlasnie przeczytaly"Ogniem i mieczem", wczoraj mialy obejrzec film, spodziewalam sie wiec ozywionej dyskusji. -Nie ma o czymdyskutowac, prosze pani - powiedziala niejaka LidziaKowalczykowna,postawna blondynka z nogami 103. do nieba i tipsami w groszki na paznokciach.-Mysmy juz wczoraj omowili te chale. Zaraz po wyjsciu z kina. -Ach,chale, powiadacie? Swietnie - ucieszylam sie. -A niemowicie tak poto, zebysprawic przyjemnosc pani od polskiego? Klasa mruknela pogardliwie. -Nie, prosze pani - odpowiedziala godnie Lidzia. -Stac nasnawlasne zdanie. Iono jest wlasnie takie. -Bardzo sie ciesze. No to terazbedziemy je uzasadniac. Gdyby rezyser Hoffman byl obecny na naszej lekcji, niemialby innego wyjscia, jak tylko popelnic rytualne samobojstwo. Naszarozmowa o tej ekranizacji przeksztalcila sie w male seminariumna temat wspotczesnego kina. Uczniowie wykazali daleko idaca orientacje. W niektorych przypadkach lepszaode mnie. Powiedzialam im o tym uczciwie, co wywolalo cichaaprobate. -Bardzo bylo milo dzisiaj - oglosilam, zbierajac sie do wyjscia, kiedy zadzwieczal dzwonek po ostatniejlekcji. -Albowiemzawsze milo jest rozmawiac zludzmi, ktorzymaja cos do powiedzenia. Nie chcielibyscie tego napisac? -Niechetnie, prosze pani odrzekla klasowa gospodyni AsiaJakubik, kolejna postawnablondynka, bez tipsow, za to z obgryzionymi paznokciami. -Mamy bardzo duzo pracy. Tomi przypomnialo duza przerwe i rozmowe z pania dyrektor, ktora zapewne juz na mnie czeka. -Rozumiem. Ale to nie bedzie na jutro ani na pojutrze, aninawet dla wszystkich. Jesli ktosz was chcezdobycdobry stopien. niech napisze mata rozprawke o superprodukcji "Ogniemi mieczem" na tle polskiejkinematografii. Obecnej. A jesli ktoschce,moze napisaco tej superprodukcji na tle swiatowych superprodukcji. Do wyboru. -Ajaki termin? -zapytala Lidzia. -Dowolny, byle lo konca semestru. No to wszystkiegonajlepszego. -Do widzenia -powiedzialy grzecznie bystrzaki z trzeciej. Paniwicedyrektor istotnie juz czekala. Czajnik z woda syczalzachecajaco i wlasnie prztyknal, kiedy wchodzilam. -Kawy? Wlasniechcialam sobie zrobic, bedzie mi milo, jezeliwypije pani ze mna, pani Agatko. 104 -Z przyjemnoscia.-A moze cappuccinko? Zpianka? Nienawidze pianki. Rosnie miw ustach. -Nie, nie,dziekuje, zwykla rozpuszczalka wystarczy. -Moze jednak? Mam swietne cappucinko, dla specjalnych gosci. Jesli odmowie, bedzie prawie afront. Jesli nie odmowie, puszczepawia. Paw gorszy. -Bardzo prosze, nie cappuccino. Przepraszam, pani dyrektor,aleja nie przepadam. ' - Och, oczywiscie. Bedzie zwykla, ale za to zrobie protekcyjna, bardzo dobra. Ciekawe, jaki tez ma patent na te bardzo dobra. Przygladalam sie pani dyrektor, robiacejkawe. Przystojna. Niewatpliwie w typie meskim. Czarna. Kolo czterdziestki. Moze'starsza, ale takie jak ona wygladaja jednakowo od trzydziestegodo siedemdziesiatego (pod warunkiem,ze od piecdziesiatki juz"konsekwentnie farbuja wlosy) roku zycia. Musi miec niezlego fryzjera. Zrosnietebrwi. Nie znosze - nawetu facetow, a co dopiero. u kobiet. No, ale toprzeciez mezczyznaw kazdym calu. Garniturek szary zkamizelka. Bluzka typu koszulowego, biala. Wielobarwny fontaz. To moze jednak wiecej niz czterdziestka, pewnie! jejsie juz szyja marszczy i zakrywa ja sobie tym fontaziem. Ale rece ma dosyc mlode. I zadbane. No a zadne zadbanie nie pomoze starym rekom. ;' Pani dyrektor postawila na stoliku dwie bialefilizaneczki. 'Niech pekne! Ona trzyma w szkole rosenthalowska Biala Marie! -Jakie sliczne - zachwycilam sie szczerze. ;;-Prawda? To Rosenthal. Nie wszystkim gosciom podaje w nim kawe. Ach, mowilam,ze bedzie specjalna. Po irlandzku! Zanim zdazylam zaprotestowac, ze zrecznoscia prestidigitatora wyciagnela z szafki butelkeJasiaWedrowniczka i chlupnelado obydwu filizanek. ^ Rany boskie! Pani wicedyrektor w renomowanymliceum! A jezeli wejdzie tu jakis uczen? Nawet jezeli nie zdazy zobaczyc, to przeciez wywacha! -PaniAgatko - powiedziala moja zwierzchniczka uroczyscie 105. (Jas zniknal, jakby go nigdy nie bylo.zostawil jednak posobiezdecydowany aromat) - ciesze sie, ze wreszcie mozemy sobie porozmawiac tak po prostu. Prosze, tu jestcukier. Po irlandzku trzeba koniecznie poslodzic. Hojna reka sypnela mi cukru do filizanki. Sprobowalam. Kawa byla okropnie przeslodzona, ale mialaswoj wdziek. -Chcialamporozmawiac o pani klasie -powiedziala dyrektorka,lyknawszyze swojej wytwornej Bialej Marii. -Jak ja paniznajduje? -Sympatycznie - odrzeklam zpelnym przekonaniem. -Bardzo przyjemne dzieciaki. Myslace. Dobrze wychowane. -Dobrze wychowane? -Pani wicedyrektor spojrzala na mniez niedowierzaniem. -Pani chyba zartuje! -Alezskad. Nie mam do nich zadnych zastrzezen. -A ja bym mialana pani miejscu. Przypominam poza tym, zenie jest pani ich pierwsza wychowawczynia, a poprzednie mialytych zastrzezen bardzo wiele. -Nic na to nie poradze powiedzialam niedyplomatycznie. Moja zwierzchniczka usmiechnela sie poblazliwie. -A moze pani jest dla nich zbyt tolerancyjna? Pozwalaim pani naduzaswobode. Pamietam,ze weszlam niedawno dopaniklasy, a mlodziez po prostu szalala. Pani zas spogladalana toz calkowita obojetnoscia. Tu sie mylila. Jezeli miala na myslislawetny moment odblokowania przy okazji natchnionej recytacji Maciusia, to ja nie bylamwtedy obojetna, tylko zachwycona. Powiedzialamjejto, a onawyraznie siezmartwila. -Coz. Tak mi sie wydawalo,ale nie chcialam nawet dopuscictejmysli do siebie. Pani Agatko, tak nie mozna. Prosze mi wierzyc, jestem doswiadczonym pedagogiem, oczywiscie, znam paniuniwersyteckie osiagniecia, zreszta rodzice mi wspominali. Ach, mama zmijowatej mowila jej o moich seminariach u paniprofesor Zawadkowej! -Ale co innego teoria, a co innego praktyka. Jezeli pozwoliimpani wejsc sobie na glowe, to oni potem nie zechca tak latwo oddac pola. Poza tym, no coz, toprzykre. nie beda pani szanowac. Poczulam,ze nalezy delikatnie rozpoczac bojo swoje. Prawdopodobnie dodal mi odwagi drugi lyk bogato zaprawionejkawy. 106 -Za pozwoleniem, pani dyrektor, tu nie moge siez pania zgodzic.Moje malolaty i ja szanujemy siebie nawzajem. Tegojestem^absolutnie pewna. Powiedzialam to z wielkim wewnetrznym zarem, po czym dotarlo do mnie, zeto chyba nieprawda. zmijowata Renatka na pewnomnie nie szanuje. A ja probuje ja szanowac ze wzgledow zasadniczych, ale nie odnosze wtej dziedzinie zbyt wielkich sukcesow. Mam nadziejewszelakoz, iz udalo mi sie dotad nie pokazac tego po sobie - w przeciwienstwie do Renatki, ktora poka! zUJe to po sobie z duzymupodobaniem. Nie bede sie do tego przyznawac - tak czy inaczej. Wicedyrektorka krecila z powatpiewaniem glowa. -Na czym polega szacunek, pani Agatko? Na tych strasznychWrzaskach w obecnosci nauczyciela? Natym, ze poza oczami mowiao pani po prostu "Agata"? Jak o kolezance? Ucieszylam sie. -Tak mowia? Swietnie, to znaczy, ze mnielubia. -Pani Agatko, nadmiernefraternizowanie nie prowadzi do niczego dobrego! Uczniowie musza wiedziec, ze nauczyciel stoi wyzej odnich pod kazdym wzgledem. -Przykro mi, ale nie mogesiez pania zgodzic. Spotkalam juz uczniow,ktorzy gorowalicharakterem nad nauczycielami, i nauczycieli, ktorzy mieliosobowoscjak kisiel z papierka. -Alez pani ma porownania! To znaczy jaka wlasciwie? -Rozlazla, niekonsekwentna, sfrustrowana, przepelniona niechecia doswiata - odpowiedzialam natychmiast, bo rzeczywiscie pamietalam takich nauczycieli z wlasnych szkolnych lat, kilku zas widzialam w swoim nowym otoczeniu. -Szkola jest dla nich jedynie miejscem dorozladowania frustracji i kompleksow naroslych odlat. Nie lubia ludzi, nie lubia w szczegolnosci tych swoich uczniow, ktorzy goruja nad nimi bystroscia umyslu, nie potrafia wybaczyc im tego, zwlaszcza jezeli uczniowie w swojej dziecinnej glupociedaja im do zrozumienia, ze sa od nich bystrzejsi. -A panizdaniemnauczycielpowinien pozwalac uczniowi, zeby ten uwazal, ze jest lepszy w czymkolwiek? Przeciez w ten sposob tracimy autorytet, moja droga mloda kolezanko. Tu pani wicedyrektor niby przypadkiem polozyla rekena mojej i scisnela mi lekko palce. 107. Chcialam jej powiedziec, ze moim zdaniem autorytet traci sieod czego innego, ale nie dala mi szansy.-Agatko- powiedziala goracym szeptem - jest pani jeszczebardzo mloda i bardzo niedoswiadczona nauczycielka. prosze. niech pani nie pozwala sie zwiesc tymwszystkim pozorom. Uczniowie to tylko uczniowie, to zywiol, w gruncie rzeczy wcalenam nie przyjazny. -scisnela mnie mocniej - przeciwnie, onitylkoczekaja nanasze potkniecia, na nasze slabosci, w razie czego wykorzystaja kazda nasza niedoskonalosc. Prosze, niech pani mi zaufa, najwazniejsze jest, aby nauczyciele stanowili wspolnyfront. Myslalam, ze snie. Dyrektorka wstala ze swojegokrzesla, objela mojeramiona i wtulila twarz w moje wlosy. -Agatko. Wyswobodzilam sie z objec mojej pani wicedyrektor i odskoczylam nabezpieczna odleglosc. -Czy pani oszalala? Moja pani wicedyrektor, oparta o regal z rocznikamiDziennika Ustaw, oddychala ciezko. -A ty czemu tak uciekasz? Boiszsie. Probowalas kiedys zrobic to zkobieta? Skad wiesz, czy nie polubisz? -Naogladalasie panipomosow - powiedzialam stanowczo. -Jezeli juz pani musi, to niech pani nie probuje robic tegow pracy. Przepraszam,ale chyba lepiej bedzie, jezeli sie oddale! Dziekujeza kawe, tylko niech pani ztym uwaza, bo kiedys ktospaniana tym nakryje! Obciagnelamna sobie ubranko iwyszlam krokiem spokojnymi zdecydowanym. Pod moim spokojem izdecydowaniem, z ktorych bylam bardzo dumna, klebila sie masa sprzecznych uczuc. Sprzecznych, bo bylo mi troche zal mojej pani wicedyrektor. ktora ewidentnie zrobila z siebie kretynke i odkryla sklonnosciprawdopodobnie starannie ukrywane (swoja droga, dlaczego. na litosc boska,zakochala sie wlasnie we mnie? Co ja mam takiego, co przyciagaloby lesbijki? ), jednoczesnie zasbylam na niawsciekla. Co to za niesmaczne sceny w miejscu pracy? Czy onazamierzala mnie zgwalcic, czy tylko sie ze mna umowic? Musialoja, swoja droga, niezle trafic, skoro ryzykowala swoja i moja prace -przeciez wkazdej chwili mogl tam ktos wejsc i nas zobaczyc. 108 Pospieszylam do domu i natychmiast wskoczylamdo wanny, wsypawszy do niej uprzednio wonnych soli.Niech sie cialko ujedrnia. ) wrzesnia, piatek Panidyrektor wszkole nie bylo. l pazdziernika, niedziela Weekend spedzilam ze Slawkiem. Przyjechal znienacka w sobote By Zabrac mnie jakswoja na jesienna przejazdzke po lesie, poczym(Zwiedzilismy delikatesy. Slawek nakupowal roznorodnych produktow spozywczych,wrocilismy do mnie i mojamant oddawal sie z upodobaniem produkowaniu skomplikowanych potraw. glosil przy tym, ze prawdziwiedobrym kucharzem moze byc jedynie artysta. Nie jest to wykluczone. Ja gotuje raczej konkretne rzeczy, niezle, ale bez polotu, zwlaszcza jezelije porownac z tymi wysublimowanymi daniami, jakie umie przygotowac moj amant. .OTO. Bo nadal jest furioso. Trudno mu sie przy tym oprzec. Potrafirzucicw polowiekonsumpcji coq au vin przyrzadzone na mlombeaujolais, wedlugprawdziwej prowansalskiej receptury wedlug francuskiej ciotki swojego ojca (tak przynajmniej twierdzi),by zapalac znienacka namietnoscia, zaciagnac mnie na kanapedac tej namietnosci upust. -Moze dlatego nie tyjesz - powiedzialam, kiedy juz powrocilismy do odgrzanego dania, ktore stracilo nieco na wykwintnosci,lecz nie na smaku. -Jezeli nie dasz rady zjesc do konca tego, cootujesz w takich straszliwych ilosciach. ^.Alez jato wkoncu zjadam stwierdzilpogodnie, popierajac slowa czynem. -To kwestia spalania. Izapewne genow. Moja calarodzina jest chuda. Mam nadzieje, ze ci smakuje? Bardzo lubie. gotowac,ale musi mniektos chwalic. 109. Pochwalilam jak najbardziej szczerze.Jakos jednak nie moglam sie calkiem skupic na tym kurczaku. Ani nawet nanaszychkanapowych ekscesach. Nie wiem tak naprawde, jakie byly przyczynytego mojego roztargnienia. Slawkowi zdawalo sie ono nie przeszkadzac. Chybawcale go nie dostrzegl. On jest dosyc skupiony na sobie, ten Slawek. 2 pazdziernika, poniedzialek Pani wicedyrektor jest na zwolnieniulekarskim. Ma grype. Ha,ha, ha. Obrzydliwa srodaPada deszcz. Bylabym sie zalamala, bo chandra mnie meczy (jeszcze niesmak po pani wicedyrektor, czy moze jakas inna przyczyna - niewiem, nie moge sie skupic na przyczynie, bo chandra wylacza moje wladze umyslowe), gdyby nie to, ze dostalam moja cienka pensje i czesc jej beztrosko wydalam na kolejny ciuch - cudowniepiekna kiecke z cienkiej rudej dzianiny. Wlasciwie nie tyle rudej,ile takiej bursztynowej. Jest mieciutka i jest jej duzo. Czuje sie jakotulona kocykiem. Brakuje mi tylko misia do przytulenia i moglabym isc spac. Czwartek. Lepszy Moja kieckazdobyla uznaniemalolatow. Zauwazyly ja natychmiast i wydaly z siebie pomruk aprobaty. -Ma pani nowa sukienke! -zawolala Basia. -Sliczna! Powinna pani do niej nosicgruby srebrny lancuch! -Nie mam - zmartwilam sie. -Bede musiala dopiero kupic. 110 -I musipani wreszcie zmienic makijaz.Mielismy pania wziac na przeszkolenie! -Mmmozemy z ppppania isssc ppppo lekcjach, kkkupic odddpppowwiedddnie kosmetytyki - zaofiarowalasie Kasia. Strasznie sie jaka, biedaczka. Czy niktjej jeszcze nie zaprowadzil do logopedy? Trzeba bedzie to zrobicjak najszybciej. Taka fajna dziewczyna i nieglupia, szkoda jej. -Bardzodobrze. Umawiamy sie o wpol do trzeciej, mozecie? Dziewczyny mogly. W trzeciejlawce kolookna siedzialKrzysztof Dziubski i nie odrywal ode mnie oczu. Czyzby Kamil P. mial racje z tym kurnikiem? Oj, niedobrze. Swoja droga, co to jest? Pracowalam sobie spokojnie w moim dziekanacie, przewijaly sie tam setki studentow, obiecujacy mlodziownicy naukowi- w ogole tabuny ludzi -i pies z kulawa noga nie zwracal uwagi na moja piorunujaca urode (azdo pamietnej chwili, gdyy pan dziekan zapragnal mnie znienacka zniewolic, co, jak wiadomo, skonczylosie dla mnie zmiana miejsca pracy). Teraz mam Slawka - wlasciwie toSlawek ma mnie,tak wygladata relacja - umawiam siez Kamilem -z panem Kamilem - dyrektorka leci na mnie homoseksualnie, a mojwlasny uczen robi do mnie maslane oczy. Lekko roztargniona wskutektych rozwazan poprowadzilam lekcjena tematzdan wielokrotnie zlozonych. Nie wiem, czy udalo mi sie zarazic uczniow entuzjazmem do tych zdan. Poszlismy do perfumerii w piatke: Basia,Kasia, Maciek, DziubskiKrzysztofi ja. Maciek uparl sie, ze musi isc z nami jako reprezentant meskiego punktu widzenia, a Krzysio nie mowil nic, -tyLkO siedo nasprzylaczyl. I nadal nic nie mowil. -Tylko nie kompromitujciemniei nie kazcie mi kupowac zadnych lancomow, bo na to mnie nie stac. -Spokojnie - powiedziala Basia. -Gorna strefa stanow niskich czy dolna strefa stanow srednich? Amoze niska stanow wysokich? -No wiesz, nie musi to byc tusz za piec zlotych, jakas tam ja'kosc powinien miec, byle bez przesady. ,Moje dziewczyny kiwnely glowamize zrozumieniem i zanurkowaly miedzy polkami. Krzys i Maciek zostali ze mna. 111. -Bedziemy pani dotrzymywac towarzystwa - oswiadczy} MaProwadzilismy swiatowa konwersacje o wszystkim i o niczym,kiedy dziewczyny wrocily, zawiadamiajac mnie, ze skompletowalydla mnie zestaw, mam tylko isc do kasy, akceptowac i zaplacic.Zestaw zawieralkilka zasadniczych elementow w ladniedobranych bursztynowych odcieniach. Plus brazowy tusz do rzes. Wychodzilo troche drogo, ale postanowilam zaoszczedzic na jedzeniu. Kilka wizyt Slawka pozwoli mi odbic sobie niedojadanie. Maciusokiem znawcy obejrzalzestaw i udzielil laskawej akceptacji. Zaprosilam cale towarzystwo na lody, ale woleli kawe w Pozegnaniu z Afryka. Przy okazji wyszlo na jaw,ze Kasia owszem,chodzila kiedys do logopedy, ale zdaje sie, zeokazal sie idiotai zamiast pomoc dziewczynie, pozbawil ja kompletnie wiary w siebie. Trzeba bedzie znalezcjej kogos bardziej odpowiedniego. I odpowiedzialnego. Potem jeszcze Kasia z Basia rysowaly mi na serwetkach schematy malowania cieniamipowiek, rozrysowujac precyzyjnie strefe jasniejsza i ciemniejsza,zebym wiedziala, jak te cienie nakladac. Okazalo sie,ze moje umiejetnosci w tejdziedzinie sa daleceniewystarczajace. Potem Macius bezlitosnie i z duzym talentem parodiowalnauczyciela wykladajacego fizyke, za ktora najwyrazniej nieprzepadal, co wplywalo na rozkojarzonynieco sposob prowadzeniawykladow (poza tym byl to uroczy czlowiek). Krzysio Dziubski niewiele mowil, patrzac namnie powaznymioczami. Trzebago bedzieprzekonac, ze lepiej by zrobil,patrzacna Kasie. Mlodsza ode mnie i znacznie ladniejsza. A potem w drzwiach kawiarni pojawila sie pani doktor Grazyna H. ,mamunia zmijowatej, i popatrzyla z obrzydzeniem na nasza zasmiewajaca sie czworke. Nie jest wykluczone, ze niebawempani wicedyrektor dowie sie o kolejnym gorszacym przykladziespoufalania sie wychowawczyni klasy drugiej Lze swoimiuczniami. Calywieczor cwiczylamnowy sposob nakladania cieni i malowania rzes tak,zeby sie wywijaly. 112 1 pazdziernika, piatekPodobam sie sobie w nowej wersji. A gdyby tak machnac sobie wlosy na pomaranczowo? ' Malolaty akceptowaly i wersje, i pomysl. Po poludniu zadzwonilaLaura. Kochane kolezanki stesknily sie i chca koniecznie isc do Atlanticu. Nie wiem, czy nie nawiedzi mnie Slawek, ale zgodzilam sie. Najwyzej odwolam. ' Przyszly kolo siodmej i zazadaly drinkadla odprezenia. -', A co was tak naprezylo? -zapytalam,nalewajac im ginuStonikiem. -Och, moja droga - powiedziala Beata, lyknawszy sobie zdrowo zycie jest stresujace, o czym ty wydajesz sie zapominac, zaglebiona w swoje wypracowania z polskiego. Adam chceBmnie wrocic. , - Nie mow - zdumialam sie. -A co ta jegodonna z dzieckiem? Adasjuz nie chce zostac tatusiem? , - Donna puscila go kantem i oswiadczyla, ze dzidziusnie jego. Tak mu przedtem tylko mydlila oczy, bo jawtedy ktos puscil kantem i potrzebny byl tatusdodziecka. Teraz tamten ktos sie zreformowal i do niej wrocil, wiec zdecydowala, ze powie Adasiowi prawde. Adas prawde przelknal, jak sie zdaje, bez specjalnych trrudnosci, bo pewnietrochesie bal, ze przestanie byc najwazniejszy na swiecie. No itrzy dni temu zadzwonil domnie z prosba o spotkanie. Spotkalismy sie wczoraj i on chce domnie wrocic. Agata, czy tybys mu na topozwolila na moimmiejscu? -Nie mam pojecia- odparlam, lekko oszolomiona, nie bedac pewna, czy dobrze zrozumialam, kto do kogochcewrocic, a kto niee wrocil. -Bardzo za nim tesknilas? -Poczatkowo troche mi bylo nieswojo - przyznala Beatka. -Po jakims czasie uznalam, ze zycie bezAdama to sama przyjemnosc. -Ate wszystkie rozprawy macie juz za soba? -Jeszcze jedna nam zostala, taka ostateczna. Mozemy sie na niej pogodzic i znowu bedziemy malzenstwem. -Hmm. A zastanawialas sie sama,czy lepiej ci z nim, czy bez niego? 113. -Lepiej bez niego - powiedziala bez wahania moja przyjaciolka-To o coci chodzi? -Oforse. Jak mialam do dyspozycji jego zarobki i moje, tobylo mi latwiej finansowo. Sama mam klopoty, coraz powazniejsze. -O, kochana, to ja ci juz nie poradze. Sama musisz wiedziec,co wolisz. A coby w tej sytuacji doradzila twoja uczona NataliaHollander? -Natalia? Czekaj, to jest mysl. Moze ona przyjdzie do Atianticu, czesto tam bywa. Idziemy,dziewczynki! Poszlysmy. Atlantic byl pelen ludzi, ale jakos udalo sie namzdobyc miejscedo siedzenia przy jakims dizajnerskim parapeciena wysokim stolku. Natalia,owszem, byla, siedziala w jakims kaciku zjedna kobieta, wpatrzona wen jak w obrazek swiety, i dwoma facetami, wpatrzonymi jak wyzej. Konferowali zaciekle. Beata polecila nam zlozenie nieskomplikowanego zamowieniaw swoimimieniu i popedzila w stronekacika zNatalia. Pan kelner przyniosl nam drinki. Zanim zdazylysmy umoczycusta, zobaczylysmy, ze faceci przy stoliku pani doktor wstaja i siezegnaja, a Beata kiwa na nas reka. Zabralysmy szklaneczki i udalysmy sie do kata. Faceci sklonili nam sie w przejsciu. Nie znam,ale milo, ze uprzejmi. Brakujace krzeslo zabralysmy po drodze jakiejs gruchajacejparze, ktora nawet tego niezauwazyla. -Witam, dziewczynki, jak to milo, ze znowu siespotykamy -zagruchala pani doktor, demonstrujac w reklamowym usmiechukomplet bialych zebisk. -Agatka wyraznie w lepszejformie, towidacod razu; jakies problemy przestaly nasdreczyc, prawda? Poznajciesie, to jest Dzidzia, mojaprawa reka. Ach, prawda,wysie przeciez znacie, z wyjatkiem Agatki. Dzidzia pracuje ze mna,jest szaleniepomocna; wlasnie udalo nam siezalatwic wspanialarzecz, ci dwaj panowieto byli nasi sponsorzy. Sponsorzy od pieciu minut! Ale mamy nadzieje przy ich pomocy zrobic coswielkiego, naprawde, bedzieciepierwszymi, ktorzy sie otym dowiedza, jak nam juz wyjdzie, oczywiscie. Agatko droga, jaktwojesprawy? Zamknela sie tak nagle, ze nie zdazylam zebrac mysli. Wykorzystala tonatychmiast podla Beata: -Natalio kochana, to juz nie ta sama dziewczyna, co wtedy,kiedy wylala ci. kiedy widzialyscie sie ostatnio! Ja nie wiem, czy 114 to sama twoja obecnosc tak podzialala,ale nasza Agatka ma kochanka, strasznie fajny facet, architekt, do tego mlodszyod niej.Malo tego, spotyka sie zojcem jednego ze swoich uczniow, w zasadzie towarzysko, ale samarozumiesz, zainteresowanie mezczyzn nasza Agatka wzroslo! Mowie ci, Natalio,to twoj wplyw! -Niewykluczone, niewykluczone. -Natalia zasmiala sie perliscie. Jej prawareka zwana Dzidzia (tlustawa widac hipnoza niekoniecznie wszystkim na topomaga, kolo czterdziestki, a trzydziesci piec tojak w banku) zawtorowala jej, radosnie i energicznie kiwajac glowa w drobnych blond loczkach. Naturalny blond, Bo widac, tylko chyba jej sie nie kreca tak wsciekle z wlasnejwoli? w ogole to ona mi kogos przypomina. ,.- Bo to jest tak, mojekochane - kontynuowala boska Natalia. Jezeliktos jest szczesliwy i absolutnie pewienobranej drogi, jak ja na przyklad, to po prostuemanuje tymi uczuciami, wysyla je na zewnatrz, promieniuje! I to sie udziela! To ma wplyw! . - To niech pani teraz wplynie na Beatke - przerwalam jej - bo biedna nie potrafi sie sama zdecydowac. Naco, kochanie? Adam chce do mnie wrocic,a ja nie wiem, czygo chce czy nie. -A po co ci Adam? -Natalia popijala drobnymi lyczkami swoja Krwawa Mary. -Wydawalomi sie, ze calkiem niezle radzisz sobie bez niego. Bylas bardziej soba. -Strasznie skurczyly mi sie finanse. -Beatka pogrzebala lomka w resztce drinka. -Dopoki mialam troche w zanadrzu, to jakos bylo, ale teraz jestcoraz cieniej. Zegluga malo placi. To znaczy, moze i niemalo, aleja mam duze potrzeby. ' -Moglabys dorobic trocheu mnie- oznajmila rzeczowo Natalia Hollander. -Jeszcze jedna Krwawa Mary poprosze! Dla was^ coszamowic, dziewczynki? ^ Po krotkim zamieszaniu spowodowanym zamawianiem drinkow Natalia podjela: -Moglabys pracowac jako recepcjonistka w moim Centrum"Mentalnym. Popoludniami iw weekendy. Wlasnie wykruszyla mi sie jedna, mala szkodazreszta, bo kiepska byla dosyc. Potrzebny mi jest ktosinteligentny, takijak ty, Beatko. -A ileplacisz? 115. -To nie jest rozmowa pubowa, kochanie.Wpadnijdo mnie. pogadamy. Na pewno sie jakos porozumiemy. Bylabys blizej nas. jak Dzidzia. Dzidzi to doskonale zrobilo. Dzidziakiwala loczkami entuzjastycznie. -To prawda, kochanie. Przez cale lata tkwilam w tym jednostajnym kieracie - dom, praca, dziecko, maz - zapomnialam zupelnie o tym, ze tez jestem istota ludzka. I ze mam tylko jedno zycie doprzezycia. -W tej postaci- wtracila ostrzegawczo Natalia Hollander. -W tej postaci, naturalnie - poprawilasie Dzidzia z wdziecznym usmiechem, choc jakby nieco wymuszonym. -Oczywiscie nikogo specjalnie nie interesowalo, zeja mam jakies tam zycie wewnetrzne, jakies potrzeby duchowe, intelektualne. Rodzina! Rodzinie jest sie potrzebnym tylkodo posprzatania i ugotowaniaobiadu. Gdyby nie Natalia, chyba bym sie udusila! -I rzucilapani tak wszystko? -zapytalam. -Meza, dom, dziecko? -Wszystko. Prawie bez namyslu. Maz probowal mnie zatrzymac,oczywiscie uzywal tegodyzurnego, demagogicznego argumentu- ze rodzina, zedziecko -ale przeciez wlasciwie nigdy niebylismy sobie naprawde bliscy! -Z dzieckiemtez? -zaciekawilo mnie. -Duze bylo? -Syn mial dwanascie lat. Oczywiscie rozstanie bylo bolesne. Ale dwanascie lat to juz wiek dosyc powazny, kiedys zabieranosyna matce, gdykonczyl siedem. Mysle zreszta, ze na niego to rowniez dobrze wplynelo. Zmeznial, wydoroslal. Spowaznial. Zblizylsie zapewne bardziej do ojca. Zreszta, zawsze byli blisko. -Nie myslala pani o powrocie? -Kochanie, tojest zycie, nie kino. Ja nie jestem Meryl Streepze "Sprawy Kramerow", maz tez nie takiznowu Dustin Hoffman. Toczlowiek zamkniety w sobie, zimny,egoistyczny. Zawszemialswoj swiat, do ktorego ja nie mialam wstepu. No wiec ja tezmam teraz swoj swiat,do ktorego on nie mawstepu. I dopiero teraz czuje, ze rozkwitlam naprawde. -No to, Beatko droga -powiedzialam zlosliwie - nie namyslajsie dalej,tylko rozkwitaj. -Niepotrzebny ten sarkazm, Agatko -skarcila mnie panidoktor. -My, kobiety, bardzo czesto niedoceniamy potencjalu,jaki w nas tkwi. Pozwalamy sie tyranizowac, ponizac, byle tylko 116 miec do dyspozycji to meskie ramie, naktorym mozemy zawisnac.Nie zawsze to ramie jest nas godne! ; Tuakurat miala racje. Adas byl okropnym miglancem, narcyzem zapatrzonym wswoja rzeczywiscie nadzwyczajna urode. na diabla Beatce taki facet. Zreszta, co toza facet! Niech juz lepiej probuje dorabiac jako Centrum Mentalne. Moze przy okazji dowiemy sie, o cotam chodzi, wtym centrum. -To jak bedzie, Beatko? Zajrzyjdo centrum jutro okolo siedemnastej,bede tam na pewno. Masz tu wizytowkez adresem na wszelki wypadek. Pa, kochane dziewczynki, myjuz musimy leciec, Dzidzia i ja, mamy jeszcze jedno spotkanie dzisiaj, pa, pa. ;,: - Pa, papowiedzialam,wypijajac ostatnie kropelki mojego alkoholizowanego napoju. -Dozobaczenia nastepnym razem. ,i Natalia ze swoja prawa reka odfrunely, promieniejac. -No, ja nie wiem, Beata - odezwala sie Laura. -Cos mi mowi, ze to mozenie byc fucha twojego zycia. ; - Albo to, albo Adas - mruknelaponuroBeata. -Inaczej niefystarczy mi na zaplacenie rachunkow. ' Zrobilo sie smetnie imusialysmy znowu naduzyc nieco alkoholu. Nie powinno sie bowiem poddawac marazmowi i jesli nie mozemy promieniec naturalna radoscia zycia, to niech choc popromieniejemyradoscia sztuczna, wygenerowana za pomocaich dodatkowych drinkow. ^pazdziernika, sobota Slawek wpadl jakbomba. -Kochanie, za godzine jedziemy do Wroclawia! ,-My? Ja?: - My,alenie ty. Ja zkolegami. Musimy sie spotkac z jednym facetem odtegokonkursu, w ktorym bierzemy udzial. Wracamy "o. Bedziesz na mnieczekala? -Oktorej? -Kolo poludnia. Bedziesz. Powiedz, ze bedziesz! A teraz idz, mamy jeszcze troche czasu dla siebie! To rzeklszy, uzylmnie spontanicznie i polecial. 117. Nie mozna sie nudzic ze Slawkiem.Dlaczego jeszcze niezrobilam w jego sprawie analizy numerologicznej? Nabralamjuz wprawy w tych analizach, wiec poszlo miszybko. Brakowalo mi tylko jego daty urodzenia. Glupstwo,zadzwoniedo niego. Wybralam numer komorkowy, aleodezwal mi sie tylko rzeskiglos mojego amanta: "Wybacz, ale nie moge rozmawiac, policjajedzie obok mnie". Trudno. Sprawdzimy, co mozemy. Szybko policzylam spolgloski, samogloski itd. Wyszlo, ze liczba ekspresji Slawka jestpiec. Przenikliwy, gadatliwy, zawszew centrum uwagi. Jasne. Impulsywnosc. Swoisty magnetyzm. Ha,ha, ha. Zdobylmnie impulsywnie i magnetycznie, nie pytajaco zdanie. Ale nie narzekam, nie narzekam. Gdyspotkasz piatke,wykorzystaj jej obecnosc do maksimum, rzadko bowiem pozostaje w jednym miejscu. Ach tak? Liczba serca, czyli pragnienia. Szesc. Wysoka moralnosc, piekno i harmonia. No prosze. Oczekuje pochwal. Czy ja wiem? Prawda,w sprawie gotowania oczekiwal, to pewnieogolnie tez lubi. Wspanialy, wielkoduszny partner. Jednak! Moze miec duszeartysty i zajmowac sie dzialalnoscia tworcza. No towlasnie sie zajmuje. We Wroclawiu. Liczba przeznaczenia -jedenastka. Tak samo jak Kamil. Kamil. Kamil. No wlasnie. Kamil. Prawie przestalam o nim myslec jako o Liamie Neesonie, chociaz podobienstwo istnieje niewatpliwie. Kamil. Bardzo ladne imie. Moze troche za lagodne? Zadzwonilam do Slawka ponownie. Tym razem odebral, widocznie policjajuz niejechala obok. -Jestem, kochanie! Cos sie stalo? Tesknisz za mna? -Do pewnegostopnia - odparlam ostroznie. -Czy mozesz mipodacswoja date urodzenia? -Oczywiscie. A co, wypelniasz jakies formularze? Jakie znowu formularze? 118 -Nie, chce cie przeanalizowac numerologicznie.Mow. ,:^ Dziewiaty sierpnia siedemdziesiat dwa. Wynikanalizy ponosze na pismie! -Masz jak w banku. Caluje! Wylaczylam sie szybciutko i dokonalam blyskawicznego obliczenia. Slawekjest dziewiatka. Mars zapewni mu podboj swiata dzieki witalnosci, energii i zapalowi. W istocie, nie mozna mu odmowic zadnej z tych cech. Entuzjasta. nie da sie ukryc. Sklonnosci do dominacji,chetnie przejmujeinicjatywe. Jakie przejmuje? Caly czas inicjatywa nalezy wylacznie do niego. Chociaz, mowiac uczciwie, jakdotad nie mialam nic przeciwko temu. Co my tu mamy dalej. Brak cierpliwosci, nie jest w stanie interesowac sie kims przez dluzszy czas. Czyms. A kims? Pewnie tez. Lubi przezwyciezac trudnosci. Aha,to pewnie dlatego chetniebierze udzial w tym konkursie. A ja nienawidze konkursow i wyscigow. Dalej: wieksza slabosc - brak rozwagi i nieumiejetnosc panowaniadsoba. Gdzie mu do mistrzowskiej jedenastki. A poza tymma sie mna znudzic i odejsc sobie z wdziekiem do zupelnie innej pani? (Opanuj sie, kobieto! Przypomnij sobie Zdziche Pakulskajtrzestan siezastanawiac! KAmil jutro przyjedzie izobaczymy, jak na niego zareaguje molja podswiadomosc. Podswiadomosc nie miala czasu zareagowac. Slaweczek swoim zwyczajem wpadl z impetem eksplodujacejwiazki dynamitu okolo osmej wieczorem. Jestem! Agatko, dziewczyno najmilsza, musze sie wykapac, caly czas jestem na chodzie, odkadsie rozstalismy! Daj mi jakis recznik, bardzo cie prosze,i nastaw wode naherbate, ciagle pijemy jakies kawy, nie moge juz patrzec na kawe! Anina coca-cole! I na red-bulla! Napijemy sie herbaty, cudzie moj. 119. Wlecial do lazienki, a ja poszlam nastawiac te wode, jakzwykle nieco oszolomiona tempem, w jakim sie poruszal.Zdazylam nalac filtrowanej wody do czajnika iprztyknac wlacznikiem,a kiedy dolewalam kranowki do dzbanka z filtrem - wylecial z tej lazienki, najwyrazniej wstepnie splukawszy z siebietrudy i znoje podrozy, po czym zaciagnal mnie pod ten prysznic. Rozbieralam sie w drodze zkuchni do lazienki, z jego wydatna pomoca. Nic na to nie poradze, zeon mnie rozsmiesza! A potem pilismy wcale nie herbate, tylko szampana, ktoregomialam w zapasie po ostatniej jego wizycie. 9pazdziernika, poniedzialek Ballady i romanse posuwaja sie wielkimi krokami naprzod. Dziubski Krzysztof konsekwentnie patrzyna mnie,zamiastna widmo kochanki. Brakowalo mi niecomilczacej obecnosci goscia w lawcepod oknem. Po probie wrocilam spokojnie do domu, na obiadokolacjezlozona z bezwstydnie tlustych grzanek smazonych na patelni. Namaselku. Chinczycy takich nie robia. Dzwonila Beata. Od przyszlego tygodnia zaczyna prace u Natalii Hollander, w jejCentrum Mentalnym. Beatka - recepcjonistka. Cos podobnego. 12 pazdziernika, czwartek Dziubski oka ze mnie nie spuszcza na lekcji. Czyzby naprawde jakies nieodpowiedzialne mlodziencze zadurzenie mialo tu miejsce? Pani wicedyrektor za tonie zwraca na mnieuwagi. Jakby nigdy nic. I chwala Panu za to. 120 pazdziernika, piatekSzkola postanowila zafundowac rodzicom bezplatne zajecia z pania psycholog. Rodzice maja siebardziej integrowac ze swoja progenitura- zaczynamy od przyszlego tygodnia, a na ostatni wtorek miesiaca wyznaczono spotkanie z pania psycholozka w mojej klasie. "Moze wreszcie zobacze teZdziche! Prawde mowiac,wolalabym zobaczyc Zdzichy meza. 5 pazdziernika, niedziela Slawek wyciagnal mnie na caly weekend nad morze. Przyjechal, naturalnie bez wczesniejszej zapowiedzi, w piatek po poludniu, zlecil minatychmiastowe spakowanie najniezbedniejszych rzeczy i wepchnal dosamochodu. ; - Jedziemy do naszegodomu pracy tworczej, czy jakto sie tam teraz nazywa. SARP to trzymacaly czas, wiesz. Stowarzyszenie architektow. -Wiem, co to jest SARP - przerwalam. -Ale poco my tam jedziemy? ,- Jak to po co? Zeby pic szampana, szalec,uzywac zycia, kochac sie w podmuchach morskiej bryzy! -Zwariowales? Otej porze roku? ' - Przeciez nie naplazy! Otworzymy sobieokno! W hotelu! Okazalo sie, ze oprocz milosnychekscesow Slawek ma w piatek jakis maly sympozjonik, na ktorym honorowym gosciem jest gosc, od kogo wiele zalezy w sprawach zawodowych i Slawek zamierza sie tam znim zaprzyjaznic. W efekcie Slawek siedzial z tym gosciem prawie caly dzien(w barze, aja spacerowalam sobie samotnie poplazy. Nawet mi sieSpodobalo. Sloneczko robilo, co moglo,wiatr byl niewielki, gdy bylo nieco cieplej, prawie ze mozna by sie kapac. Tak bylo wczoraj, alew nocy pogoda gwaltownie sparszywiala lunal deszcz i zerwal sie wiatr osile zblizonej do osmiu w skali Beauforta. 121. W tej sytuacji jednak zrezygnowalismy z uprawiania milosciprzy oknie otwartym na morska bryze.To znaczy. Slawek zamknal okno. Dzisiajjeszcze troche pouwodzil tego swojego wazniaka i wrocilismy do domu. Pogoda nie zachecalaw ogole doniczego - poza moze spaniem. Sztormowa wichura wyla jak wsciekla wkazdym kaciedomu pracy tworczejarchitektow. Taki wiatrprzyprawia mnie o melancholie - nawet w beztroskim towarzystwie mojego cudnego Slaweczka. Poniedzialek. Chyba znowu przelom Slaweknie zostal u mnie wczoraj na noc. Powiedzial, ze musi nakarmic kota. Nie wiedzialam,ze makota. Malolaty na lekcjach byly jakies przygaszone. Proby nam sienie chcialorobic ani im, ani mnie- wiec doszlismy do wniosku,ze nic wbrew sobie, i rozeszlismy sie wczesniej do domow. Zresztaproba bylaby i tak kulawa, bo Basiai Jacek nieprzyszli. Pewnieich dopadla grypa. Jest sezon na grype. Beatadzwonila,podniecona. Dzis po poludniu zaczyna u Natalii. Po coja zadaje dzieciakomtyle prac pisemnych? Potem muszetowszystko poprawiac, komentowac, tlumaczyc i omawiac. Kiedy beda wakacje? To chyba chandra jesienna. Trzeba sie jakos otrzasnac. Do robotyAgatko! Wlaczam telewizor, zaraz beda wiadomosci, a ja sobie przezten czassprawdze prace trzeciej L natemat kunsztu epickiego Wladyslawa Stanislawa Reymonta. Na podstawie "Chlopow", oczywiscie. Cospodobnego! Czytalam wlasnie prace Lidzi Kowalczykowny, tej, co nositipsy w groszki, byla calkiem interesujaca, tak ze przestalam zwacac uwage na telewizje, kiedy nagle dobiegl mnie jakby znaamyglos, wiec podnioslam oczy i zobaczylam na ekranie Liama Neesona! To znaczy Kamila Pakulskiego! Stal na tle smiglowca i cos mowil, ale w momencie,kiedy zaskoczylam i zaczelam sluchac, skonczyl zdanie i zniknal. Pani prowadzaca cos powiedziala: -Wobec pilota,ktory przekroczyl przepisy, wyciagniete zostana konsekwencje sluzbowe. I zajela sie glodnymi dziecmi w Bieszczadach. Co on takiego zrobil,ze pokazali go w telewizji? I zapowiedzieli, ze beda wyciagac konsekwencje? A moze to nie o niego chodzilo,a on tylko komentowal? Jacka niebylo dzisiaj w szkole! Zlapalam komorke. Prawie slyszalam bicieswojego serca, kiedy wystukiwalam numer. Sekretarka. 'Nagralam sie i poprosilam o oddzwonienie. W tym momencie zadzwonil mojtelefon stacjonarny. Laura. -Agata, ogladalas wiadomosci? -Sama koncowke. -Domyslilam sie,ze nie chodzi jej o wszystkie wiadomosci, tylko o te jedna. -Nie wiem, oco chodzi. Widzialas wiecej? -To jest ten twoj znajomy? To on cie wozil smiglowcem? -On! Mow, co tam siestalo? -Ty nicnie wiesz? -Laura, zabije cie! -Jakasafera -zawiadomila mnie odkrywczo Laurka. Ja ja na prawdezabije. -Latal gdzies, gdzie nie powinien, alenie wiem dokladnie, nie slyszalam, myslalam, ze ci powiedzial. Zgrzytnelam zebami. W sluchawce cos zapikalo. Ktos probuje sie dodzwonic. -Wylacz sie, Laura - powiedzialam szybko. -Ktosdo mnie dzwoni. Moze on. -Alezadzwon zaraz! -Wylacz sie! -ryknelam. Laura rzucila sluchawke. -Halo! -wrzasnelam. -Halo! 122 123. Ach, prawda, trzeba odlozyc sluchawke.Odlozylam. Zadzwonilo. -Panie Kamilu. -Agata,to ja. -Masz ci los, to znowu nie on! Wtelefoniedzwieczal sopran podnieconej Beaty. -To jest ten twoj? -Tak! Beata, czy tywidzialas te wiadomosci? Bo ja nie zdazylam. -Widzialam! Sluchaj, to jakis swietnyfacet! -Beata -jeknelam - powiedz wreszcie, oco chodzi! Mowpo ludzku! Pelnymi zdaniami! -Ach, to ty nic nie wiesz - ucieszyla sie, nie wiedziec czemu. Beata. -Wszystko ci powiem. No wiec sluchaj, jakis kuter czy jakas lodz rybacka topila sie na Zalewie, albo moze sie utopila,w kazdym razie dwoch rybakow plywalo sobie po tej zimnej wodzie, w tym sztormie, co byl w nocy! Byliby sie potopili, ale on ichwypatrzyl! Polecial rano i znalazl! I skierowal tamte jednostki, coplywaly calanoc. Bo przedtemszukali ich jakimis jednostkamiz wody i nie znalezli! Ale pewnie z powietrzalepiej widac. Boze. on jest odwazny! Wtaka pogode polecial! Zaczynalam rozumiec i troche sie domyslac. Pewnie muniewolno latac w taka pogode, a onpolecial i teraz jest afera. Zlekcewazyl jakies przepisy. -Czekaj - przerwalam potok zachwytow nadodwaga KamilaP. -ta prezenterka w wiadomosciach mowila, ze pilot poniesie jakies konsekwencje! Nie wiesz, za co? -Chyba za to, ze polecial nad wode. Im nie wolnolatacnad woda. -Chybacos ci sie pomylilo! Jak to, nie wolno? -No, nie wolno. Tak mowili. Pikanie w telefonie odezwalo sie znowu. -Beata, ktos do mnie dzwoni! Wiesz cos jeszcze? -Juz wiecej nie. -To sie wylacz! Halo! Slucham! -Dobry wieczor, paniAgato. On! -Dzwonila pani do mnie. Calkowity spokoj, w przeciwienstwie do mnie! Oraz do moichpodnieconych przyjaciolek! Czy on nie ma nerwow? 124 'Dopiero terazzdenerwowalam sie okropnie.' -PanieKamilu, ogladalam wiadomosci. to znaczy nie cale, tylko widzialam koncowke pana wypowiedzi, ale juznie zdazylam uslyszec, o co chodzi,ale dzwonily juz moje przyjaciolki i mniej wiecej mi opowiedzialy. -Spokojnie, pani Agato. Nic zlego sie nie stalo. Ale pan ma ponosic jakies konsekwencje. ^ Przekroczylem przepisy. -Panie Kamilu. , 'Powiedzialam to i zamilklam, bo cos mnie scisnelo za gardlo. Oczyma duszy zobaczylam go w maszynie targanej wichura Nad tym przerazliwie wielkimi zimnym Zalewem. PaniAgato! Co sie dzieje? -Nic,przepraszam. "- Jadla pani juz kolacje? (Zatchnelam sie. O czym on mowi? -Bo wydaje mi sie- kontynuowal spokojny glos w telefonie - to jest bardzodobrapora na kolacje. UChinczyka, na przyklad. Czy moge popania przyjechac? -Przyjechac? ;-Samochodem - wytlumaczyl mi cierpliwie. -Moge byc dziesiec minut. To znaczyo wpol do dziewiatej. Opowiem pani wszystko w sprzyjajacych warunkach,a nie tak,za posrednictwem bezdusznej maszynki. Czy mi sie wydaje, czy on sie usmiecha? ' -No dobrze. To jaczekam. Punktualnie o wpol do dziewiatej zadzwonil domofon. Juz schodze. ((Czekalam przy drzwiachw kurtce i butach, wiec w kilka sekund bylam na dole. (Stal przydrzwiach. -Czy mi sie wydaje, czypani sie przejela? -Boze jedyny! Oczywiscie! -Dziekuje, pani Agato. Ale nie ma sieczym przejmowac. Chodzmy. Przejechalismy tym jego rzechowatym pomidorowym hyundaiem niewielki kawalek miasta, dzielacy moj dom od chinskiej knajpy. Moj towarzysz milczal, aja jakos niemialam odwagi za- 125. czac rozmowy. Zreszta teraz, kiedy siedzialam obok niego, mojniepokoj gdzies sie ulotnil. W naszymulubionym kaciku u Chinczyka nikt nie siedzial, comnie ucieszylo. Kamil nie pozwolil mi zaczac rozmowy na zasadniczy temat, dopoki chinski kelner nie zrozumial, czego chcemy. i nie poszedl konferowac po swojemu zchinskim kucharzem. -No to niech pan mnie juz nie meczy. -Kiedy naprawdenic takiego sie nie stalo. Dziennikarze lubiaprzesadzac, zwlaszcza telewizyjni, bo im sie wydaje, ze za dramatyczny reportaz lepiej zaplaca. -A zaplaca? -Pewnie tak. I stadcala bieda. -Ale jakiepan przestepstwo w koncu popelnil? -Takim smiglowcem, jakim dysponujemy, nie wolno latacnadwiekszymi akwenami. Przepisy zabraniaja. No wiec nasz dyrektor nam tez zabronil, bo niechce miec na sumieniu wlasnychpilotow w razie czego. Polecialem na swoja odpowiedzialnosc,z jeszcze jednym kolega, tylkotego kolegi nie ujawniamy. Jakbyco, wystarczy jeden do uciecia glowy. No wiec polecielismy, bonamsie wydawalo, ze totroche nieprzyzwoicie siedziec na lotnisku i obgryzac paznokcie, podczas kiedy ktos, byc moze, tonie,a my mamy jakas tam szanse na znalezienie go. Okazalosie, zemielismy racje, dwie jednostki ratownictwa brzegowegokrecily sietam dluzszy czas i jakos tych rozbitkow ominely, a mysmyich wypatrzyliz powietrza. Sama pani miala okazjeto stwierdzic: z powietrza widac inaczej. -Wzial ich pan z wody? Czy z kutra? -Jaich w ogolenie wzialem. Nie mialbym szansprzy tym wietrze. Powisialem troche nadnimii zawolalemratownikow przezradio. Oni ich podjeli na poklad. -A ten kuter imsieutopil? -Przewrocil. To nie kuter, to taka mala lodka, z tych zoltych,musiala je pani widziec na plazy. -Aoni byli w wodzie? Dlugo? -Plywali obok lodzi, ale nie mogli jej odwrocic. Kilka godzin. -Bozejedyny. Nie wychlodzili sie? -Malo brakowalo. -Ale przeciez strasznie wialow nocy! 126 '' - Nad ranem troche zelzalo.Amypolecielismy rano, jak sie zaczelo rozwidniac. -Nie bal sie pan? Och,przepraszam, to glupie pytanie. ;,;- Nie, dlaczego? Troche sie balem. Ale bez przesady. Widzi pani, ja znam ten smiglowiec i wiem, czego moge od niego oczekiwaC. Niezaleznie od atestow, jakie posiada. Oraz przepisow, jakienim rzadza. -I panem. -Imna. . 'Najwidoczniej przeszlo mu troche to napiecie, jakiejeszcze poczatkowo wnimsiedzialo, bo znowuzaczal mowic krotkimi zdaniami. Pomyslalam, ze takiego przemowienia, jakie wyglosil,opowiadajac mi cale zdarzenie, w zyciu jeszcze nie odpracowal. Cos mnie pchalo, zebyzadac mu okropnie nietaktowne pytanie: !- A gdyby pan zginal? Niemyslal pan oJacku? Spuscil wzrok na chwile, potem spojrzal mi w oczy i usmiechnal sie krzywo. -Myslalem, pani Agato,myslalem. Aleniedlugo. Gdybym myslaljeszcze troche, to moze bymniepolecial. Zreszta, Jacek wolalby, zebym lecial. -A dlaczego nie bylo go dzisiaj w szkole? Powiedzial,ze straszniesie zdenerwowal i musi odreagowac. ja przypuszczam, ze chcial sie po prostu wyspac. Ostatnio strasznie dlugO czytal po nocach. Napisze mu usprawiedliwienie, ze dostal grypy,dobrze? Dostalam takiego ataku smiechu,ze moj nowy makijaz, wykonany starannie wedlug instrukcji malolatow, rozmazal sie kompletnie. ^Smialam sie i smialam, a on siedzial naprzeciwko mnie lekko przygarbiony, z tymswoim krzywym usmiechem na ustach. Przyszedl Chinczyk, postawil przed nami kolacje, uklonil sie poszedl, a jawciaz siesmialam. Kamil ujalmnie za reke i powiedzial: -Juzwszystko w porzadku. Z trudem przestalam chichotac. ;"-Zdenerwowal mnie pan. "'- Dziekuje. Milomi to slyszec. I Makijazmi sie rozlecial. 127. -Nie zauwazylem.-Pojde sie poprawic. -Lepiej zjedzmy to, bo wystygnie. -Ma pan racje. Zjedzmy to. Utrzymywanie z nim kontaktow sprawi zapewne, ze za jakisczas bede mowila wylacznie monosylabami. Zjedlismy tejakieschinskie kawalki w dziwnymsosie. Nawetniezle to bylo, ale poczulam, ze mam dosyc chinskiej kuchnina nastepnych trzysta lat. -Mozemy wyprobowac jakasinna - zauwazyl. -Na przykladhinduska. -Zaraz - przypomnialam sobie- a jakie konsekwencje mapan poniesc? -Nie wiem. Moze mnie z pracy wyrzuca? A moze nie. Gdybymtych rybakow nie znalazl,mieliby prostsza sytuacje. A takpewnie prasa sie ujmie za dzielnym pilotem. Zamowie na pozegnaniez chinskakuchnia prawdziwa chinska herbate, dobrze? Wypilismy chinska herbate w slicznej chinskiej porcelanie. Niebylampewna, czy nie powinnam sieuklonic filizance. On tez. Wiedzial, ze robia to samuraje podczas ceremonii picia herbaty,ale to przeciezw Japonii, nie w Chinach. Poza tymonisie wtedywszystkiemu klaniaja. Odwiozl mnie ten kawaleczek do domu i zyczyl dobrej nocy. Pewna, ze nie usne do rana,padlam na lozko jak kloda i zasnelam w piec sekund. Chyba sroda Caly wczorajszy wieczor spedzilamna mysleniu oSlawkui o Kamilu Pakulskim vel Liamie Neesonie. Wprawdzie zajeta bylamprzy tym sprawdzianami gramatycznymi, ktore zrobilamwdwoch klasach, aledo gramatyki wystarczalo mi mniej wiecejcwierc umyslu. Trzema czwartymiskupialam sie na moich dwochmeskich problemach. Nie moge powiedziec; na moich dwoch kochankach bo kochankiem jesttylko Slawek, aKamil nawet niewspomnial o takim meblu jak lozko. Z drugiej strony, cos mi siezdaje,ze jesli sie na mysl o facecie wiszacym w smiglowcu nad wzburzonymi falami, a nie jestem wlascicielka smiglowca i nie zalezy mina jego stanie technicznym, to o tego faceta jednak jakos tam mi chodzi. ';: Poza tym polubilamte nasze rzadkie spotkania,podczas ktorych w dodatku on mowi raczej niewiele, za to ja gadam jak najeta. spozywamy wspolniedary chinskiej kuchni (koniec z chinska kuchnia! ), potemon mnie odprowadza - no wlasnie - i ani razu jeszczenie mial odruchu, zeby nieodejsc spod mojego bloku! Poco ja mujestem? Po co? Poco, pytam! Mimo podejmowanych wysilkow umyslowych nie zdolalam uporzadkowac ani mysli, ani uczuc. Probowalam jeszcze z wrozbami i analiza horoskopow, ale wychodzily mi jakies sprzeczneidiotyzmy. Sprobowalam metody negatywnej. Czy umialabym sie wyrzec Slawka? Nie. Czy umialabym sie wyrzec - niewazne, ze okreslenie jest na wyrost, bo w koncu wyrzec sie czegos lub kogos mozna wtedy, gdy sieowo cos czy owego kogosposiada - Kamila? Nie, nie. Najlepiej chyba bedzie, jesli pozostawie rzeczy swojemu biegowi Cossie w koncu wyklaruje. Albo ja dostaneschizofrenii. A dzisiaj zadzwonili obaj. Doslownie w piec sekund jeden? po drugim. Slawek namoj numer stacjonarny, a Kamilna komorke. Odebralam obydwa naraz, Kamilowi powiedzialam, ze oddzwonie (byl drugi), a ze Slawkiem porozmawialam najpierw, Meldowal, ze znowujedziedo Wroclawia w sprawie konkursu zostanie tam dokonca weekendu. Niestety,nie moze wpasc do mnie przed wyjazdem, bo jest aktualnie rozszarpywany przez nadmiar obowiazkow. : Znioslam wiadomosc dzielniei oddzwonilam doKamila. '- Mialem taki pomysl - rzucilbez wstepow - ze moze bysmy Przetestowali kuchnie hinduska. Albo jezeli pani sie znudzilo jedzenie, to wfilharmonii bedzie jakis niezly koncert, jak sie zdaje. 128 129. Owszem, niezly.Mam juz bilet. Za Maksymiukiem polecena koniec swiata. Jak rowniez za Kulka. W dodatku graja mojukochany koncert Beethovena. -A jak z biletami? -zapytalam podstepnie. -Kupilem nawszelki wypadek. Patrzcie panstwo, kupil. Nic, pozbyc sie mojego bedzie bardzolatwo. Przyjde wczesniej i sprzedam przed kasa. -Swietnie. Spotkajmy sie przedkoncertemprzy szatni - zdecydowalam. -A jak bedziez hinduszczyzna? -A co oni jedza? -Rozne miesa bardzo dobre, roslin troche tez, sam dobrze niewiem. To kiedy idziemy? -Chyba dopiero po koncercie - powiedzialam z zalem, za touczciwie. -Mam duzo pracy dzis po poludniu, a jutroumowilamsie z przyjaciolkami. -A przed koncertem w piatek? -Mamy kostiumowa probe "Ballad i romansow". Malolatyspecjalnie prosily, zeby to byla proba miedzynami, poniewaz zamierzaja byc dla siebie bezlitosne. Tak powiedzialy Dlatego tymrazempana niezapraszam. -A co one chca sobie robic? -Nie mam pojecia. Pewnie beda sie bezlitosnie chlostacbiczem kolezenskiej krytyki i nie chca tego robic przy swiadkach. -No tak. -Czyzby westchnal? -To nam zostaje juz tylko filharmonia. Pani Agato, ja nic nie mowie, ale pani do mnie dzwoniz komorki i nie mam serca narazac pani na koszty. -To do piatku,panie Kamilu. -Do piatku, Agatko. Agatko - powiedzial. Bez "pani". A zawsze tej pani uzywal! I mial taki miekkiglos. Cholera. A moze przyjdzie do tej filharmonii w towarzystwie Zdzichy? "Dawno chcialem, zebyscie sie panie poznaly" - powiez uprzejmymusmiechem. Fuj, co za pomysly. 130 ) pazdziernika, czwartekBeata z Laura przyszly w odwiedziny wczesnym popoludniem. -Idziemy do Atlanticu? -zapytalami siegnelam po kurtke. -Nie tym razem - oswiadczyla Laura i odwiesila moja kurtke z powrotem. -Zostaniemy uciebie. Jadlas obiad? Jeszcze nie mialam kiedy. ';Dobrze. Zrobimy sobie prywatke. Tu maszprodukty. daj jej, Beatka, te torbe. ^Wywalila mi nastol kuchenny mnostwo produktow zywnosciowych, kazdy od innej mamy. :- Cos sie ztego skomponuje. Ja moge zrobic salatke a la cokolek- powiedziala i zaczela wybierac zieleniny. -Pokaz te kielbaski - zazadalam. -Upieczemy je na grillu,^duza iloscia papryki. ,- Masz grill? -zainteresowala sie Beata. -Mam, taki stary, jeszcze enerdowski. Matka chciala wyrzucic wiec go zabralam. I ten serek poprosze. Nie ten, ten jest niedobry. Zjemy gona deser. Ten zdziurami. Przystapilysmy do produkcji prywatki jak w najlepszych szkolnychlatach. Usilowalam podpytacBeate, jakjej leci u Natalii(Ollander, ale odmawiala odpowiedzi. -Konwersacja - oznajmila godnie - przy kawie i likierach. '- Likierach? Oszalalas? Likiery sie ciagna! -Benedyktynsie nie ciagnie. -Skad masz benedyktyna? -Z Francji. Moze nie bezposrednio. Przyniosla jedna wdzieczna klientka. Dla kochanej pani doktor. -I rabnelas pani doktor flaszke? -zaciekawilam sie. -Nic podobnego. Sama mi dala, bo, jak mowi, nie znosi zadnych zlotowek. Ona w ogole pija wylacznie Krwawa Mary. Dajtepomidorki, a propos, to je podziabie. Lepiej opowiedz, jak twoje sprawy sercowe. Opowiedzialam im o moichrozterkach. Sluchaly zachlannie, jakzawsze baby sluchaja opowiesci o cudzym zyciu uczuciowym, doszlydo wniosku, ze takie rozdwojenie jest trudne do zniesienia. -Bo widzisz perorowala Beata, krajac pomidorki koktajlowe na mikroskopijne cwiartki - gdybys ty byla taka zimnokrwi- 131. sta harpia, co to z cynicznym usmiechem na ustach tamie jednoserce po drugim, to owszem, posiadanie dwoch fatygantow stanowi sama przyjemnosc. Ale ty zawsze, odkad cie pamietam, bylaszasadniczka. Monogamistka. No i zeby najlepiej dopiero po slubie. Oczywiscie, czasy sie zmienily, nie masz pietnastu lat, tylkodwa razy wiecej, wiec troche ci sie te wewnetrzne okowy rozluznily,slubu nie wymagasz, ale cos w tobie teskni do staroswieckichform uprawiania seksu. Gorzej, ta nieuleczalna pietnastolatkateskni za wielka miloscia. Skonczylasniewlasciwe studia. Naczytalas sie niewlasciwej literatury. Trzeba bylo isc na medycyne,mialabys prosciej wzyciu. O cholera, alezostry ten nozyk! Wsadzila palec w ustai zamknela sie chwilowo. Laura spojrzalana mnie sponad polmiska, w ktorym produkowala wlasnie rozyczkiz majonezu, bardzo kunsztowne. -Ktorego kochasz? Mow bez wykretow! -Obu nie wiem! To znaczy, nie wiem, czy ja ich w ogolekocham! -No to my ci tego nie powiemy. -Laura odlozyla majonezi wziela sie do rozdlubywania szczypiorkow na dlugie, zawijajacesie w loki pasemka. -Ale, Beatko, trzeba pomoc przyjaciolce. Zastosujemy proste metody. Zadecydujemy mianowicie za ciebie, botobie wyraznie brak sily woli. Uwiadta ci. -Uwiedla - poprawilam odruchowo. -Rzeczownik: uwiad, jak uwiad starczy. Czasownik: uwiadnac. Czekaj, a moze naprawde uwiednac? Albo: uwiesc. -Czekaj. -Beata wyjelaskaleczony palec z ust i popatrzylanan badawczo. -A mozeona jednak podswiadomielubi miectych dwoch naraz? -Janaprawde. -zaczelam, ale Beata z Laura zakrzyczalymnie chorem. -Cicho badz, u ciebiestwierdzilysmy uwiad, czyli atrofie woli,a co zatym idzie, niemoznosc podjecia wlasciwej decyzji. Zadnejdecyzji. Kielbaski wydawaly przyjemne odglosyz wnetrza grilla, zapach sierozchodzil upojny, salatka byla gotowa, w kazdej rozyczce z majonezu siedzialo juz ziarno groszku lub kukurydzy, a samerozyczki oplataly pasemka szczypiorkowego wlosia. Ustawilysmyto wszystko na stole i zabralysmysie do spozywania, przy czym 132 okazalo sie, ze takonwersacja przy likierach to na temat Beaty, przy kielbaskach z salatkamozna spokojnie omawiacmoje problemy zyciowe.Toznaczy -one omawialy, a mnie kazaly sluchac ich glosow przepelnionychzyczliwoscia, ajednoczesnie ogromniezaangazowanych. -Po pierwsze rzekla Beataz kawalkiem kielbaski nabitym na -widelec i uniesionym w okolice ucha - musimy sie zastanowic, czy ma dla nas znaczenie takasprawa,czy ona ktoregos z nich kocha czy nie. ;,-Packasz sobie wlosy keczupem - pisnelam niesmialo. ,^ A, dziekuje. -Beata zjadla swoj kawalek kielbaski i wytarla oczy serwetka. -No wiec, moim zdaniem, jej uczucia sa tak nieskrystalizowane, ze chyba nie mozemy mowic o wystapieniu zjawiska wielkiej milosci. ^ - Przyjmujac, ze takowewystepuje jedyniew wersji monogamicznej. ^- Wlasciwie dlaczego monogamicznej? Moglaby szalec za obydwoMna, to sie zdarza. -Ale onanie szaleje. Jest zdumiewajaco racjonalna. Odkad przestala oblewac ludziom garderobe alkoholami,prezentuje duze zrownowazenie. -Moge cos powiedziec? -pisnelam znowu. -Nie - odpowiedzialy jednymglosem. -A wiec- Beata powrocila do rozwazan oistocie mojego zawirowania uczuciowego - skoro przyjmiemy, ze a) Agate meczyosiadaniedwoch kochasiow naraz. : - Poprawka -wtracilam stanowczo. -Kamil niejest moim kochasiem! -Cicho badz - skarcila mnie Laura. -Traktujemy go na rowni zeSlawkiem, bo sie miedzy nimi miotasz. Niewazne, z kim sypiasz najawie, a z kim tylko wesnie. Nie, to cosnie tak. Ale rozumiecie, co mam na mysli. Beata, kontynuuj. ^ Dziekuje - rzekla godnie Beata i podjela przerwany wywod. "- A zatem poniewaz: a) meczy ja posiadanie dwoch naraz; b) nie jest w stanie samazrezygnowac z jednego, ana dodatek c) zaden z nich niezamierza sam popuscic, przeto jasne jest ze to my musimy za nia zdecydowac. -Brawo - orzekla Laurencja, zachwycona. -Wybierzemy ci 133. amanta, a ty ani pisniesz.Zjadlyscie,dziewczynki? Trzeba tu rozlozyc materialy biurowe. -A deser? -Najpierw praca, potem caca. W gre wchodzi szczescie przyjaciolki. Dawajcie tu jakis blok do pisania. Dziekuje. Trzeba zrobic tabelke. Na dwa. Wzdluz. Po lewej Slawek, po prawej Kamil. Lecimy, dziewczynki. -Ale co my tu mamy pisac? -jeknelam,bo takiestatystycznepotraktowanie dwoch zywych facetow troche mnie oniesmielalo. -Ty nic - odparla rzeczowo Beata. -My bedziemy pisac. Laurka, co po pierwsze? -Prezencja. Slawek przystojny? Przystojny, chociaz moglbybyc wiekszy. Ale ma duzowdzieku. Pisz, po lewej: uroda, plus. -Dobrze. Teraz ten drugi. Jakistakiponury, gebe ma zawszeskrzywiona. -Nie zawsze - wtracilam oburzona, pamietajac jegoszczerysmiech wsmiglowcu, kiedy oswiadczylam, ze kocham latac. -Widzialam, jak sie smieje, pozatym bardzo sympatycznie sie usmiecha. -No dobrze -zgodzilasie Laura. -Niech cibedzie. Ogolnieprzystojny, ten wzrost sie liczy. Uroda, plus. -Sila przyciagania. -Po obu stronach plus. Tojestsubiektywne, alena Agate dzialaja obaj. -Niech bedzie. Charakter. -To nie takie proste. Slawek jaki jest? Mow, Agata,a ja tuz bokuzapisze. Tylko sie nie zastanawiaj. Mow, co ci wpadniedo glowy, nie kombinuj. Cechy wymieniaj, ktore zauwazasz u danego osobnika. -Znaczy u Slawka? No dobrze. Wesoly, sympatyczny, pociagajacy, optymista, beztroski, utalentowany zawodowo. czy to cecha charakteru? -Moznatak przyjac. Dalej. -Uroczy. Zabawny. Seksowny. Zdecydowany. Nie jest ciaputkiem, to dobrze, bo nie znosze ciaputkow. -Coto jest ciaputek? -zaciekawila sie Beatka. -Ciamcialamcia - wyjasnilam onomatopeicznie. Kiwnela glowa,zerozumie, ciagnelam wiec dalej. -Przytomny. Refleksiarz. No, nie wiem, co by tam jeszcze. 134 Sporo juzjest- pochwalila Beata.-W rubryce zalety wpisuIjemy charakter, z tym calym rozwinieciem. Nie ciaputek, czyli^Ciamcialamcia, w nawiasie:Agata nie lubi ciaputkow. Dalej. W lozku? -Bardzo spontaniczny. W zasadzie w porzadku. -Piszemy plus. Dawaj tego drugiego. Uroczy, zabawny? -Nie, chyba nic z tych rzeczy. Pisz; spokojny, opanowany, (odwazny, trocheflegmatyczny, konkretny. Kurcze, niewieleo nim wiem. Tajemniczy. -No tak, Slaweczka mamy jak na patelni - mruknela Laura. -Z tym panem nam tak latwo niepojdzie. -Napisz: przyzwoity facet - zaproponowalam. -Troche nudnie brzmi, ale tez zaleta. Charakter na plus, z uwaga, ze nudziarz. ; - Zaden nudziarz -zaoponowalam goraco. -Ja siez nim nieBudze! Wozil mnie smiglowcem! ^ - Z uwaga, ze nudziarz! -zagrzmiala Beata tonem wladczym. ^Dopoki wam sie zainteresowania zbiegaja, nie nudzisz sie z nim," bo ci pokazuje swoje ulubione zabawki. A jak wam sie rozejda? Dalej. : - Dalej jeststosunek do Agatki - poinformowala Laura. Przy Slaweczku piszemy:zdecydowany,spontaniczny. i -Mozesz napisac: entuzjastyczny - dopowiedzialam, rozsmieszona jednymtakim wspomnieniem z pobytu w pensjonacie SARP. -Oraz erotycznie zdecydowany.-Jak najbardziej. -Tendrugi, pisz, Beata. No, co ona ma pisac? Agata,stosunekdo ciebie, jaki on ma? ' Zastanowilam sie. -Przyjazny. troche tajemniczy, lubimnie chyba, ale nie wiem dla czego. Moze dlatego, ze lubie latac. \ Erotycznie? " -On czy ja? -On, rzecz jasna! -Kurcze, jakis taki. obojetny, prawde mowiac. -- Pisz,Beata: erotycznie niezdecydowany z przewaga obojetnosci. 135. -No to, kochane, cos nam sie rysuje - zawiadomila Lauraz powaga. -Lecimy dalej. Status cywilny ispoleczny. Slawek. -Architekt - zaczela Beata -zdolny architekt, z przyszloscia. Perspektywynakariere i sukcesy, takze finansowe. Stan cywilny. wolny. A konkurencja? -Zawod: pilot. Klopotyw pracy. Ze szlachetnych pobudek,ale jednak. Piloci poza liniami pasazerskimi niezarabiaja duzo,wiec nie wiem, jak tam z zamoznoscia. Mysle,ze nijak. Stancywilny: jeden syn dorastajacy. Jedna zona. Widzialas jajuz, tezone? -Nie, nigdy Mozenie lubi przychodzic do szkoly. A Jackaprzeciez niezapytam. Kamila tym bardziej. -Mniejsza o zone. I tak mamy tu dosyc jasny obraz. Pochylilysmy sie nadtabelka. Istotnie, przewaga Slawka bitapo oczach. Wcale mi sie to niepodobalo. -Widze,ze ci sie to nie bardzo podoba - powiedziala domyslnie Beata. -Tak to bywa z niektorymi ludzmi. Nie docieradonich rzeczywistosc. Zyja w swoim urojonym swiecie, na wlasnej gwiezdzie, ktora togwiazde samisobie wymyslili, zaludnili. a nawetposadzili na niej drzewai kwiatki. Nic z tego, moja droga. Udowodnilysmy ciprosta metoda, ze Kamila tez sobie wymyslilas. W rzeczywistosci jest to facet, ktoremu sie nudzi w domu. moze nie potrafi juz rozmawiac zzona, a mozechce stworzyc synowi zaplecze w razie czego. -W razie czego? -ryknelam strasznie. -W razie czegokolwiek. Nie zlosc sie na nas. My jestesmy twoimi przyjaciolkami. -Askad wytrzasnelyscie ten glupi pomysl z tabelka? -Dlaczego glupi? -Beata nadela sie godnoscia. -To jednaz metod rozwiazywania konfliktowinterpersonalnych i problemow zosobowoscia stosowanych w Centrum Mentalnym. Opracowana przez sama Natalie idaje ci slowo, moja droga: dajerezultaty. Poznalas Dzidzie, prawda? Ona tez kiedys byla na rozdrozu, nie wiedziala, jak postapic, i Natalia poradzila jej notowacwszystko w tabelce. Okazalosie potem, ze ona i jej maz mieli bardzomalowspolnego zesoba. -Pomijajacdwunastoletniegosyna- mruknelam. 136 -Syna Dzidzia wliczyla.Z tymsynem tez nie miala najlepszego kontaktu, bo on byl zanadto zwiazany z ojcem. Tak mi oporiadala,bo wczoraj mialam dyzur w recepcji, a ona przyszla pogadac. -Tylepiej powiedz, jak ci sie w tymCentrum Mentalnym pracuje? Co tam wlasciwie robisz? Dawajcie tego benedyktyna, konwersacja miala byc przy likierach! -Powinnysmy jeszcze dopracowac twoja tabelke -bronila sie Beata. -Kicham na tabelke. To jestczysta metafizyka, tegosie nie da wdusic w rubryczki. -Wszystko da sie wdusic wrubryczki - zawiadomila mnie Beata z wyzszoscia. Ale jak nie,to nie. Przykawie i pysznym patencie francuskich mnichow Beata zaczela rozwodzic sie nad wspanialoscia pracy w Centrum Mentalnym,u boku - no, prawie u boku - wspanialej doktor Natalii Hollander. -Gdzie to w ogole jest? -W takiej willi naprzedmiesciu. Pol willi to mieszkanie, drugie pol to Centrum. Onama tamsale wykladowe,seminaryjne,ale do medytacji, dorelaksacji, sale gimnastyczna, silownie. MoVieci, bajka. I to wszystko funkcjonuje do jedenastejwieczorem,wiec potrzebne sa recepcjonistki do tej jedenastej. Natalia zatrudnia jedna na pelnym etacie i kilka na zlecenia. Ja jestem taka na zlecenia, nieregularnie. Popoludnia, czasem weekendy. -Swietnie. I dobrze ciplaci? -Uczciwiemowiac, spodziewalam sie wiecej. Ale to okres probny. Pierwszy miesiac. -A co tam sie dzieje, w tym Centrum? -Normalnieprzyjmuje trzech psychiatrow, trzech psychologow i cala gromada psychoterapeutow, poza tym instruktor jogi, spec odsilowni, oczywiscie,nie jednoczesnie, tylko popare godzin dziennie. Rozne szkolenia, kursy. -Kursy czego? -Doskonalenia osobowosci, ukierunkowywania na sukces -kariere, radzenia sobie zproblemami, technik szybkiego czytania i liczenia,technik zapamietywania. Integracji. Oddychania. Ribirthingu. Reinkarnacji. Medytacji. Rozne. Duzo tego. 137. -A jaka jest twoja rola?-Jak to recepcjonistki. Przyjmuje. -A sama zamierzasz doskonalic sie mentalnie? -Jasne. Niech tylko zlapiebluesa z tarecepcja, jakos rozplanuje sobie czas, a natychmiast zapisuje sie na rebirthing i reinkarnacje. -Czy ja dobrze rozumiem? W zasadzie wiem, co znaczyreinkarnacja. -Tak, kochana. Dzieki specjalnym technikom oddechowymwraca sie do momentu narodzini do jeszcze wczesniejszychczasow. Bede wiedziala, kim bylam wpoprzednim zyciu. -I coci to da? -Samoswiadomosc, kotku. A znow Laura chce sie zapisacna trening umyslu metoda Silvy. -Rewelacja. I co z tego bedzie miala? -Duzo bedzie miala. Umyslmoze rzadzic calym naszym zyciem. Poczytaj sobie Silve albo Murphy'ego, to bedziesz wiedziala. -To znaczy, zeza pomoca tych metod moznauzyskac wszystko, co sie chce miec, forse, zdrowie, prace i tak dalej? -Oczywiscie. To tylko kwestiatreningu. -Ale jak to sie robi? -Sila odpowiednio wytrenowanej woli. -Beata wyciagnela siew pozycji rozmarzonej tygrysicy na mojej wersalce. -Wola mozewszystko. -Rozumiem. A jesli ja swoja sila woli bedechciala zdobyc. dajmy nato,faceta, a jednoczesnie ktoras z was zaangazujetakasama sile woli do zdobycia tegosamegofaceta, podczas gdy facetbedzie zimny jak glaz, to co sie wtedy stanie? Albojak ja jakopracobiorca bede chcialasila woli zmusic mojego dyrektora, zebymi dal podwyzke, a jednoczesnie onwytezy sile swojej woli, zebymnie zmusic do godzin ponadwymiarowych za friko, to jakie mamy perspektywy? Czyja wolasilniejsza? -Upraszczasz - powiedzialaBeataz dezaprobata. -Ale terazci nie odpowiem. Poczekaj, az skoncze ten kurs. Reszte wieczoru spedzilysmy na obgadywaniu roznych znajomych osob. Obgadywanie tojednak niezawodna zabawa. 138 Piatek.Kto mowil oprzelomach? Na duzej przerwie dopadla mnie pani od historii, byla wychowawczyni moich malolatow,wciaz jeszcze wykladajaca im swoj przedmiot. -Pani Agato - powiedziala konfidencjonalnie - musimy porozmawiac. -Co sie stalo? Mamdyzur na korytarzu, mozemy tu sobie pochodzic. -A nie mozepani sie zamienic na te jedna przerwe? -Sprobuje, chociaz pewnie nikt nie bedziechcial. Zajrzalam do pokoju nauczycielskiego i gromko wyglosilam prosbe. Ku mojemu zaskoczeniu chec do spacerow po korytarzach objawil sam dyrektor, obecny w pokoju przez przypadek. -O, dziekuje - powiedzialam z wdziecznoscia. -Bo pani Zamoyska ma mi cos pilnego do powiedzenia, pewno moje kotusie narozrabialy. -Drobiazg - odrzekl z wdziekiem dyrektor. -Porozmawiajciesobie panie swobodnie. Nie musicie sie spieszyc. I wyszedl. Usiadlysmy wkacie pokoju nauczycielskiego, oddzielone gigantycznapalma od reszty spoleczenstwa. -Nie chciala mi pani wierzyc na poczatku roku, ze to niedobre dziecizaczela historyczka i zawiesila glos; pewnie po to, zebymmogla zawiadomic ja o zmianiezdania. -Teraz mam pewnosc, ze to dobre dzieci - powiedzialam mimOwoli polglosem. -Mamy zesoba doskonaly kontakt. Wysokoje cenie. Oraz lubie. Czy cos sie stalo? -Przypuszczam, ze dla pani to glupstwo - sarknela dama. -Przy pani zapatrzeniuw te rozwydrzone szczeniaki. Usilowalamuniesc do gory jedna brew, ale mi nie wyszlo. Bede musiala pocwiczyc przed lustrem. Mialam jednak nadzieje, ze moj wyraz twarzyoddaje polaczenie dezaprobaty ze zdziwieniem. -A zatem? -Pani ulubienica, jak sadze, Barbara Hoffmann, zachowala sie wobec mnie arogancko. Podwazyla moje kompetencje. Zlekcewazyla mnie, nauczycielke. Jasno i wyrazniedala mi do zrozumie- 139. nia, ze uwaza moja wiedze historyczna za niewystarczajaca. Toskandal. -O Jezu -jeknelam. -A o co wam poszto? -Nam poszlo? PaniAgato, ja nie dyskutuje z uczniami. Ja ichucze. -Aoni nie maja prawa do wyrazania swoich watpliwosci? -Nie powinni miec watpliwosci do tego, czego ich uczymy, coim wpajamy! -Pani Julio, ja przepraszam,aleczy pani jest w stu procentachpewna, ze miala racje w tym sporze? -Powtarzam pani:ja nie spieram sie z uczniami. -A o czymbyla ta lekcja? -Niewazne, o czymbyla lekcja, rozmawialismy luzno na tematy zwiazanez historia naszego kraju. -Boze swiety, ale w czym wamsie ujawnila ta roznicapogladow? -Niechpani na mnienie krzyczy, dobrze? Prosze przyjacdo wiadomosci, ze uczennica Hoffmann, pani wychowanka,obrazila mnie przy klasie. Proszewyciagnac konsekwencjewobecwinnej. Dziekuje pani. Wstala z mina ciezko obrazonej cesarzowej matki i odzeglowata w strone kacikaz kawa. Wyszlamz pokoju i odnalazlam dyrektora. Spacerowal sobie po korytarzu, otoczony grupkadryblasow,z ktorymi namietnie grywal w brydza w ramach zajec pozalekcyjnych. Wygladal jak ichrowiesnik. Widzac mnie,otrzasnal sie z dryblasow, ktorzy wycofali sie, nie zapominajacobdarzyc mnie seriadwornych uklonow. Oddalam im je skrupulatnie jak jaka gejsza. -No i co to bylo? -zapytal. -Jedna pyskata obrazila pania Zamoyska. -Westchnelam. -Niestety, nie wiem czym. To znaczy,tylewiem,ze miala odmienne zdanie na jakis temat historyczny, ale na jaki, tego pani Juliaminie zdradzila. Dla niej skandalem jest juzto, ze uczennicaosmielilasie miec inne zdanie i jeszcze otym mowilaglosno. Przyczym,jak znam te uczennice,to nie owijala w bawelne. A tyle razy jej mowilam, zeby niepyskowala! -Hoffmannowna, co? -mruknal dyrektor. -Zawsze miala ztaopinie. W ubieglym roku rada pedagogiczna obnizyla jejstopienze sprawowania. Pan ja zna? O tyle, o ile. Ja tu prawie wszystkich odrozniam. Kiedys, kiedy[byli jeszcze pierwsza klasa,mialem u nichzastepstwo, wlasniepania Zamoyska, i zupelnie przyjemnie mi sie z nimi rozmawialo. -O historii? -Tak. Moja specjalnosciajest historia najnowsza, wiec byloczym podyskutowac. Pamietam, ze Hoffmannowna pekala zedechu, kiedyim opowiedzialem, jaki byl stosunek Pilsudskiegopolskiego parlamentu. Moze nie lubi naszego sejmu. Zadzwonildzwonek. -Pani Agato, porozmawia pani z nia jakos zyczliwie, dobrze? tiech ona przestanie zrazac do siebie nauczycieli, po co jej obniMia ocenaze sprawowania. Ja lece,bo mam lekcje. Pani tez? No tooboje lecimy. Opowie mipani, czym sie skonczylo, dobrze? Popedzil korytarzem w strone sekretariatu. Patrzciepanstwo. Chyba nie docenilam wlasnego dyrektora. JuZ chociazby ten brydz powinien mi dac do myslenia,Odpracowalam dwie lekcje z moimi dzieciakami, uczac je, jak nalezy pisac rozprawki, zebym nie musiala zbytnio cierpieczy ich sprawdzaniu. Bylo milo. Basia nie wygladala na osobe winna czegokolwiek. Poprosilam ja, zebyzglosila sie do mnie za dzisiec minut przed proba "Ballad i romansow, poczym udalam sie do klasy trzeciej wcelu stworzenia wiezi uczuciowych z trzecioklasistamia poeta Adamem Asnykiem. Zamierzalamprzytym rozszerzyc niecohoryzonty- poza tresc i wyznaMie przez Ministerstwo Edukacji. Przyjeli to nawet milo, przy czym niektorzy z nich zastanawiali siepowaznie, czy Asnyk byl satanista, i domniemywali, zegdyby zyl dzisiaj, chodzilby na koncerty bardzo, bardzo ciezkiego hard rocka. Ze zwolennikateorii o satanizmie Asnykaspierali sie zwolennicy pogladu, ze byl niemeskim gamoniem, tak wiec lekcja uplynela mi na przyjemnym moderowaniu dyskusji,az do momentu ustalenia mozliwychh do przyjecia przez obie strony, kompromisowych wnioskow. No a potem poszlam ustawiac Basiedo pionu. Czekala namnie w klasie, chodzaca niewinnosc, przy dzbanku z kawa. -Zrobilam kawe dla wszystkich, pewno beda chcieli. Nalac pani? 140 141. -Nie zamydlaj mi oczu kawa, moje dziecko - powiedzialamgroznie.-Bardzo prosze. Pol kubeczka. Bezcukru. -Pani Zamoyska pani mowila? -Bez szczegolow. Opowiedz, o co poszlo. -Ona opowiada bzdury wybuchnelaBasia z moim kubkiemw rece. -Prosze pani, to niejest prawda, ze w Polsce za komunybylo jak w wiezieniu! Ja tego,oczywiscie, nie pamietam,alerodzina stale o tym dyskutuje! i nieprawda, ze komuna oznaczala jedynie zlo! Moi dziadkowie ze strony mamy zawsze mi tlumaczyli,zegdyby nie zmiana ustroju, to zadne z nich nie mialoby studiowwyzszych, bo oboje pochodzili z zabitej dechami wiochy, a ich rodzice nie mieli nic! Powiedzialam to pani Zanloyskiej, naco onami prychnela: "Aco tez warte takie komunistyczne studia! ". Basia zatchnela sie na moment, co wykorzystalam, odbierajacjej swoja kawe.Podejrzewalam juz,co moglo byc dalej, a w kazdym razie wiedzialam, co ja bymodpowiedziala na miejscu Basi. -No wiec ja po prostu nie wytrzymalami powiedzialam paniZamoyskiej, ze jezeli komunistyczne studia sa. do niczego,to jejstudia tez sa do niczego. Ona studiowala po wojnie, takastaraznowu nie jest. A moi dziadkowie maja dyplomy. irodzice majadyplomy lekarskie, oboje. I oboje sa specjalistami. Ojciec jest chirurgiem, cholerajasna. Ryknelasobie, wiec nie pozostawalo mi nic, jak tylkoodstawickawe na stolik i przytulic ja. -Nie rycz, glupia- powiedzialam czule. -Nie trzeba sie takroztkliwiac. -Ale to dla mniewazne - beczala Basia, moczacmi przodswetra. -Ja rozumiem. Aie za chwile przyjdawszyscy naprobe, jakbedziesz wygladac? Grunt to dobrze dobrane argumenty. Basia chlipnela i przestala beczec. -Ja rozumiem, prosze pani -powiedziala, lekko czkajac - zekomuna nie bylanajlepszym rozwiazaniem. Alemiala swoje dobrestrony. A znowu kapitalizm tez nie taki cukiereczek dlawszystkich. -No, oczywiscie, kazdyto wie i nie ma o co kruszyc kopii. -Latwo pani mowic. My mamy nahistorii powiedziane, ze 142 jest tak i tak.To jest dla nas obowiazujace. Pani Zamoyska uwaza, ze te Polske poprzednia, czyli PRL, powinno sie w ogole uznac za niebyla. Bo to bylo panstwo zbrodnicze. i.Masz ci los. Pani Zamoyska nalezy zapewne do jakiejs wojujacej partii prawicowej. A przynajmniej sympatyzuje bardzo goraco Westchnelam. Basia uniosla zapuchniete oczy i spojrzala na mnie pytajaco. -Czemu pani wzdycha? -Bo czuje klopoty. Czekaj, Basia, na razie przyjmij do wiadomosci, zepani Zamoyska jest ciezko obrazona i zada od ciebie przeprosin. -Nie przeprosze baby! -A fe. Powinnas to sformulowac: nie przeprosze pani profesor Zamoyskiej. -Pani mnie nie bedzie zmuszac? -Nie moge cie zmusic do niczego. Powiem wiecej: na twoim miejscu tez bym jej nie chciala przepraszac. Basia rzucila mi sie na szyje. Odplatalam ja iodsunelam na bezpieczna odleglosc. -Daj skonczyc, dziecko! Nie chcialabymjej przepraszac, powiadam, dopoki ona nieprzeprosilaby mnie pierwsza. Ona bowiem pierwszaobrazila twoich dziadkow i rodzicow. To nie ulega kwestii. Natomiast, Basiu moja, jak znam zycie, to ty wyskoczylas na nia jak Filip zkonopi z tym Peerelem. -Powiedzialam, ze mowinieprawde! Nie rob tego wiecej. -Nowie pani! Mam sluchac ewidentnych bzdur, bez prawa zabrania glosu? Oburzona Basia odsunela sie odemniegwaltownie. -Nie rozumiemysie. Protestuj, ale sie niewydzieraj! Pelny fersal; to jedyna bron na nauczycieli, zapamietaj to sobie! Basia zgarbila sie okropnie, jakby ja przygniotl Giewont albo coS w tym rodzaju. Niektorzy nauczyciele sa glupi - powiedziala poprostu. Tez tak uwazam, ale czy powinnam jej przytaknac? Dlaczego zlekcewazylam zajecia zpedagogiki? Moze wiedzialabym, co powiedziec? 143. A moze i nie - to i tak byla socjalistyczna pedagogika.-Nie garb sie - powiedzialamdla zyskania czasu. Zebralamsie w sobie. -Masz racje. Niektorzy nauczyciele sa glupi. Niektorzyuczniowie tez sa glupi. Albowiem w ogole niektorzy ludzie saglupi. To sie trafia w kazdym srodowisku. Przewaznie zreszta saglupi nie do konca i nie we wszystkim. I nie ma powodu, aby imdawac do zrozumienia, ze tacy sa. Jak bys sie czula, gdyby na kazdym kroku zauwazano, ze nie widzisz dobrze? -Parszywie. Chyba rozumiem, o co pani chodzi. -No wiec badz dobra dla maluczkich, i powtarzam ci,Basiu: mozna dyskutowac zawsze i z kazdym, tylko trzebazachowac absolutna grzecznosc. Nie przymilnosc, zauwaz. Grzecznosc. Dopiero wtedy masz szanse wygrac, kiedy nie bedzie mozna siedo ciebie o nic przyczepic. -Moge nic niemowic- sapnela Basia. -Moge tylko patrzec. -Baska-jeknelam. -Ty lepiej nie patrz! Juz ja wiem, jak ty potrafisz stac i wbijacoczka wczlowieka! Tego zaden nauczyciel nie wytrzyma! Znienawidza cie i niebedziesz miala zycia. Wojny z nauczycielem nie wygrasz, bo on ma ciezka amunicje, a ty nie masz nicz wyjatkiem swoich racji. Po cocito? Zastanow sie, czy warto tracicenergie najpiekniejszych lat natakie bezsensownepotyczki? Pomysl: czy jadac rowerem,zadalabys od tramwaju, zeby ci ustapil pierwszenstwa? Nawet jesli jestes na glownej, a on skreca zpodporzadkowanej! -Musze to przemyslec - oswiadczyla Basia. -Chyba juz wszyscy przyszli. Ipodsluchuja. Istotnie, za drzwiami, lekko uchylonymi, panowala absolutnacisza. Takiej ciszy normalnie nigdy tu nie bywa. -Niech podsluchuja - zgodzilam sie. Ciszazafalowala. -Niech sie ucza zycia. -A co bedzie zemna? -zapytala Basia z pelna godnosci mina. -Zobaczymy. Porozmawiam z dyrektorem. Sklebiona masauczniow wlala sie doklasy. Z masy wydobywaly sie gniewne okrzyki: -Dlaczego od razuz dyrektorem! -Pani jestnasza wychowawczynia, pani musi zadecydowac! -Niedrzyjcie sie - powiedzialam flegmatycznie, bo bylamprzygotowana na taka reakcje. Jeszcze chwile siedarli, wiec napilam sie kawy. 144 W koncu ucichli, ale z wyrazemoburzenia wpatrywalisie wemnie.W oczach Dziubskiego Krzysztofa widnial dodatkowo bezbrzezny smutek. Zawiodl sie na mnie,biedaczek. -Mam wrazenie, ze nie doceniacie wlasnego dyrektora - po wiedzialam. -Ja go malo znam, ale dzisiaj wlasnie zaczelam go doceniac. Mozebyscie mu zaproponowali, zeby wam zrobil seminarium z historii ostatniego polwiecza? To jego specjalnosc, wiec pewnie chetnie sobie na te tematypogada. A cos mi mowi, ze bedzie elastyczniejszyniz waszapani od historii. -A cobedzie z Basia? -spytal bezbrzeznie smutny Krzysio Dziubski. ...-Musi pani o niej tez rozmawiac z dyrektorem? -Jacek Pakulfski bylna granicy agresji. , - Nie musze, alemysle,ze to bedzie pozyteczne dla nas wszystkich. Z Basia wlacznie. Amoze nawet wlacznie z paniaZamoyska. Sluchajcie, ludzie, nietraktujcie wszystkich nauczycieli jak zandarnow! Niektorzy sa w porzadku. I dyrektorzybywaja w porzadku, cos mi mowi, ze dyrektor Kamienski rowniez. Aja w tej walce po pierwsze jestem z wami, apo drugie potrzebuje wsparcia. -Mapani nas. -Agresja Jacka nieco sklesla. -Wybacz, Jacusiu. Wasza pomoc i wasze wsparcie, ktore bardzo cenie, moga okazac sie w niektorych wypadkach niewystarczajace. Sprobujmy zaufac dyrektorowi. Wyrazal sie o was zyczliwie. -Kiedy? -Dzisiaj na duzej przerwie - wyjasnilam. -Zastepowal mnie na korytarzu. Sluchajcie, bierzemy sie do roboty, bo ja nie mam,dzisiaj tyle czasu, zeby siedziec z wami do wieczora. Ciekawa bylam, czymlody Pakulski wiedlaczego, ale nie pokazal nic po sobie. Moze tatomu sie nie zwierza. Dosyc niemrawo, wsrod pelnych zwatpienia pomrukow,zabralismy sie za ballady i romanse. W kostiumach wypozyczonych z opery. Po jakims kwadransie wszystko wrocilo do normy, tylko^Dziubski unikal mojego wzroku. Stracil domnie serce! Hura! Po probie chcialam isc do domu, przebrac sie, ale nie zdazylam^ w koncu, bo proba okropnie sierozrosla, W roboczych ciuchach, 145. nieodswiezona, ale zadowolona z moich artystow, pobieglamdo filharmonii.Oczywiscie, ttok panowal nieziemski, bo wszystkie snobyprzybyly, zeby moc potem zapytac: "Jak to, nie byles na Maksymiuku? Nie slyszales Kulki w piatek? ". Smokingi i dlugiesuknierazaco kontrastowaly z moim czarnym sweterkiem. No bo skoronie zdazylam sie przebrac, znow wygladalam jak czarna wdowa,Mialam tylko sliczny wisiorekz ogromnym malachitem, pozyczony od Kasi w ostatniej chwili. Najpierw podlecialam do kolejki, sprzedac bilet. Juz lecac,uprzytomnilam sobie, ze skoro Kamil mnie zaprasza, to nie wypada mina tymzarabiac, wiec dopadlam pierwszego z brzegustworzenia, ktore wygladalo na studentke szkoly muzycznej, i podarowalam stworzeniu bilet. Bardzo sie ucieszylo. Pogalopowalam z kolei do szatni, to znaczy odwrocilam sie odstudentki z zamiarem pogalopowania i wpadlam prosciutko wramiona KamilaPakulskiego,ktory staltuzza mna i zzadowoleniem obserwowal,jak oddaje bilet panience z futeralem na skrzypce. Jakby mnie uscisnal, zanim wypuscil. Wyplatalamsie z niego. -Dzien dobry, panie Kamilu. -Postanowilam byc beztroska. -Juz pan jest? -Nic paninie mowila, ze ma bilet. Moze byl lepszy nizmoj? -A jakie pan ma? -Dziesiaty rzad. -Uwielbiam dziesiaty rzad. Mialam w czwartym, ale to dlamnie za blisko. Chodzmy do szatni. Kurcze,niezdazylam po lekcjach isc do domu, przebrac sie. Jestem okropnie nieswieza. -Prosto z proby? No tak,jak wychodzilem, Jacka jeszczeniebylo. A gdzie, dodiabla, byla Zdzicha? Zdjal zemnie kurteczke tym znanym mi juz sposobem, sugerujacym, ze to gronostaje. Wzglednie sobole. Oddal pani szatniarcei kupil od niej program. -To dla pani. Ja nie zbieram programow. Mamy jeszcze prawie kwadrans, moze napije sie pani kawy dla pokrzepienia? Pokrzepienie w zasadzie nie bylo mipotrzebne, wprost przeciwnie - ciagle jeszcze bylam w szwungu - ale chetnie zgodzilam 146 sie na kawe.Usiedlismy w kacie bufetu,nad filizankami kawy zesmietanka i odrobina cukru. Ten cukierdla odmiany, zeby byloinaczej niz w szkole, gdzie pije sie kawe biegiem. -Jak to sie stalo, ze nie spotkalismy sie na zadnym koncercie? spytalam, czujac, jak z kazda chwila bardziejjestem w filharmonii. -Ja tu czesto przychodze. -A ja nie bardzo. Tak jakosraz na dwa miesiace. Kiedy zainteresujemnieprogram albo wykonawca. Jezeli, oczywiscie, przez przypadek przeczytam afisz. -A dzisiaj co pana interesuje, program czy wykonawcy? -Pani, Agatko. Poczulam, ze sie czerwienie. W tym wieku! -Chcialem posluchac muzyki, siedzac obok pani. To wszystko. Czyon musi byc taki lakoniczny? -I wszystko jedno panu, jaka to bedzie muzyka? Nie, nie wszystko jedno. -Czyzyczyl pan sobie posluchacw moim towarzystwie "Donana"? -zapytalam lekko i swiatowo, bo juzsie zdazylam emocjonalnie pozbierac. -Nie lubie Straussa. Zadnego, atego w szczegolnosci. Myslalam otym koncercie skrzypcowym. Moj ukochanykoncert! Ale przeciez mu tego nie powiem. wlasciwie dlaczego mam mutego nie mowic? -To pan tak mysli, jak ja - powiedzialam. -Ja kocham ten koncert. Poczym - przysiegam, zeniechcacy - przewrocilam filizanke z resztkami kawy ze smietanka. Wylala mu sie na spodnie. -Boze drogi -jeknelam. -Przepraszam pana najmocniej, ja tego naprawde nie zrobilam specjalnie. Nie do wiary -facetzaczal sie smiac. Bufetowa juzleciala ze scierka. -Bedzieplama - orzekla. -Ale to nic, spierze sie, a za chwile nie bedzie widac w tym miejscu, spodnie ciemne. Juz dobrze. Czulam sie okropnie. Kamil stalprzede mna w eleganckim czarnym ubraniu ipoddawalsie zabiegom troskliwej bufetowej. Wygladal przy tym, jakby to, co ona przy nim robila, w najmniejszymm stopniu go nie dotyczylo. Wreszcieposzla sobie. Dzwonili tym czasem juz drugirazi wszyscyz bufetu wyszli. 147. -Moze odpuscimy sobie tego Straussa?-zaproponowal. Skoro zadne z nas za nim nie przepada? -Zajma nammiejsca -zauwazylam. -Lecmy. Na stojaco niewytrzymam. -Prawda, pani nie lubi stac. Na naszych miejscach, oczywiscie, juz ktos siedzial, ale Kamilz milym usmiechem wyjal z kieszeni bilety i pokazal je intruzom. Dwie baby. Stalam za Kamilem i oblicza bab ujrzalam dopierow chwili, gdy przechodzily obok mnie. Pani Julia Zamoyskai pani wicedyrektor. No coz, bywa i tak. Orkiestra stroila jeszcze instrumenty. -Nie poznal ich pan? -szepnelam, przechylajac sie w jegostrone. -Ucza Jacka! -Nie lubie ich - odszepnal lakonicznie. Terazja zaczelam chichotac. Zapewne po to. zebym sie zamknela, ujal mnie za reke i scisnal lekko. Na scene wbiegl Maksymiuk, wiec wyswobodzilam reke, zebyodklaskac, co sie nalezy. Mialam nadzieje, ze KamilP. powtorzygest, ale nie zrobil tego. No wiec Maksymiuk jestto naprawde bardzo duzyartystai nawet Straussa czyni jadalnym. Teraz mial byc ten nasz wspolny koncert skrzypcowy Beethovena. Dostalam dreszczy. Ciekawe czemu. Zagrali. Nic nie pamietam, jak Boga kocham. Gral ten Kulka prawdopodobnie genialnie, a ja nicnie pamietam. Nie jestwykluczone. ze zapadlam w letarg. Jedyne, co pamietam, to obecnosc milczacego- nie dziwota podczas koncertu - mezczyzny, ktora to obecnosc bardzo wyraznie wyczuwalam na fotelu obok. Resztapublicznosci jakos sie rozmyla. Mialo to te dobra strone,ze nie slyszalam w ogole normalnycho tej porze roku pokaslywan orazsiapania nosem, uprawianychzazwyczaj w momencie, kiedy solista wspina sie na wyzynyskrzypcowego liryzmu. No i co ta muzykarobi z czlowiekiem! Obudzilam sie gdzies pod koniec finalowego ronda,tak ze kiedyzabrzmialygromkie oklaski,wlaczylam siew ogolny aplauz 148 Bezblednie.Kamil P, ojciec mojego ucznia Jacka, maz niejakiej Zdzichy, tez klaskal, a na obliczu mial swoj krzywy usmiech. Wyszlismyna przerwe i natychmiast poczulam, ze nie nalezy absolutnie psuc sobietakich doznankolejna porcja muzyki, ktora aczkolwiektez niczego sobie (symfonia "Praska" Mozarta)gownie znakomicie poprowadzona, juz raczej nas az tak nie porwie. Mialam wlasnie zaproponowac Kamilowi jak najszybsze opuszczenie filharmonii, kiedy on pierwszy mruknal pod nosem ale jednak w moja strone): ;,'- Nie wiem, czy powinnismy sluchacdzisiaj czegos jeszcze. ;'. - Tez tak uwazam. Idziemy? -Idziemy. .Poszlismy. Na dworze bylo mokro, ale deszcz nie padal. Wolnym krokiem udalismy sie w kierunku pomidorowego hyundaia zaparkowanego pod drzewkiem. ; - Prawde mowiac - odezwalamsie pierwsza - nie wiem, czy mI sie chce jeszcze chodzic do lokalu, gdzie na pewno uwazaja za swoj swiety obowiazek umilac czlowiekowizycie jakas muzyczka. -Prawde mowiac, mnie sie teznie chce. Ale niechcialbym tez rozstawac sie z pania, no i przyjela pani zaproszenie nakolacje. -Wiem, wiem, wieprzowina z piecatandoor, ryz w curry i takie rzeczy. Nie przelknedzisiaj. Mozemy jechac do mnie, zrobie herbate i jakies kanapki. Albo odgrzejeparowki. -Nielubie parowek. Czy moge nie jesc parowek? ":' - Pokaze panu,co mam w lodowce, i pozwolepanu wybrac. Pojechalismy. Zawsze wydawalo mi sie, zemoje mieszkanie - M-2, jakby kto pytal -jest zupelnie spore, w kazdym razie jak na moje potrzeby Slawek teztam sie miescil bezproblemowo. Kamila jednak bylo jakoso wielewiecej niz subtelnego w wymiarach Slaweczka. Przedpokoj mam raczej ciasny, wiec powieszenie kurtek wywolalo niejakie zamieszanie. Nie byloby problemu, gdyby nie to, ze'skutekmojego nieostroznego ruchu wylecial ze sciany jeden haczyk, co spowodowalo, ze caly wieszak runal namna glowy. Bezposrednia bliskoscKamilaP. , szamoczacego sie ze zwalami okryc wierzchnich - plus mydwoje na niespelna dwoch metrach kwadratowych - przyprawila mnie o nieuzasadnione kolatanie serca. 149. Jakos sie jednak opanowalam i polecilam mu wrzucenie calegoklebuciuchow na tapczan w sypialni. Zrobil to i moglismy przejsc do dalszejczesci programu. W obszerneji jasno oswietlonej kuchni znowu zajasniala, mozna by rzec, pelnym blaskiemnieszczesna plama po kawie ze smietanka. -O Jezu -jeknelam, widzac wyraznie rozmiary szkody. -Alezze mnie gamonica. Panie Kamilu,ja jeszcze raz najmocniej panaprzepraszam. -Juz mowilem, ze nic nie szkodzi. Ja to oddam do pralni chemicznej. Zadenklopot. Obiecala pani jakas herbate. Poczulam sie nieco pewniej. -Juz robie. I cos do zjedzenia. Zajrzalamdo lodowki. -Skoro pannie lubi parowek, to ja mozezrobie omlet z groszkiem? -Francuski czytaki puchaty? -Puchatego nie umiem - powiedzialam z zalem. Zawsze misie przypala i jest nie dojedzenia. -A to swietnie, bo jawole francuski. -Ile jajek mam na pana policzyc? -Moze byctrzy. Zmiesci sie paninajednej patelni? -Spokojnie. O, woda mi sie gotuje. Zrobie te herbate i niechpan cierpliwie czeka w pokoju. Jakby panmial ochote, to mamjeszcze troche benedyktyna, chce pan taki aperitif? -O Boze, nie - powiedzial stanowczo. -A czyja nie moglbymposiedziec sobie tu zpania i popatrzec,jak pani smazy ten omlet? -Wykluczone -odpowiedzialam rownie stanowczo. -Rece misie beda trzesly. Nie znosze, jak ktos patrzy, kiedyrobie cokolwiek. Jestto najuczciwsza prawda, przy czym w tym wypadku ryzykowalam,ze wszystkie, co do jednego, jajka rozbije na podlodze. Zanioslam mu te herbate na salony, zapalilam nastrojowalampke i wyciagnelam mojenajladniejsze filizanki. -Chce pan jakas muzyke? -Nie, dziekuje, muzyka juzdzisiaj byla. -Usmiechnal siekrzywo, jak zwykle. -Posiedze sobie i bede myslal. -Przyjemnego myslenia. 150 Wrocilam do kuchni i oddalam sie czynnosciomkucharskim.Wrzucilam groszekdorondelka, zeby sie podgrzal. Wybralam piec najladniejszychjajek, ponamysle dorzucilam szoste, a nuz mu zasmakuje? Ja naprawde robie swietne omlety. Francuskie. porozbijalam te jajeczka, kazde osobno, zeby sprawdzic, czy czasami niesmierdza, wrzucilam je do miski. Posolilam, popieprzylam, dodalam trochewody. Z pokoju dobiegl mnie dziwny dzwiek. Jakby cichy smiech. Albo mi siewydaje, albo mysli o czyms przyjemnym. Moze koncercie. , Postawilam patelnie na malym gazie. Wyrazny chichot! W najmniejszym stopniu nie liryczny! ' Rozbeltalamjajka. . Zamilkl. Co on tam robi? Odstawilam miske i zajrzalam do pokoju. Jezusie, Mario, Jozefie swiety! Zapomnialam o cholernejtabelce porownawczej! Lezala na kanapie, porzucona wczoraj niedbale przez Laure, ktora pelnila funkcje sekretarki. Przeczytalswoja charakterystyke i, co Pierwsza, charakterystyke Slaweczka! ; Nie bedzie chcial mnie wiecej znac! To dlaczego chichotal? ; Podniosl wzrok znad kartki. Oczy mu sie smialy, bez sensu! -Fatalnie tu wypadlem. -Boze jedyny. ^ - Niech sie pani taknie przejmuje. Ale to chyba nie pani pisMa? -Skad pan wie? , - Czytam pani inskrypcje w zeszytach Jacka, znam pani charakter pisma. , Prosze! Wiec jednak troskliwy tatus. ,. Mam przyjaciolki. Dwie. Postanowily mnie naukowo przeanalizowac. Mnie i moj stan uczuc. -Wiecjestnas dwoch do tych uczuc? O, cos sie pali. 'Nie bylam w stanie sieruszyc, wiec wyminal mnie zgrabnie .drzwiachi zgasil gaz pod rondelkiem z groszkiem oraz gazz patelnia z maslem, plonacym zywym ogniem. Zgasil tez ten ogiienna patelni i wstawil ja do zlewu. 151. Nadal stalam jak siup soli i czulam, ze zaraz umre.Byloraipotwornie glupio ibylam pewna, ze on zaraz powie, co o mniemysli w glebi duszy, i pojdzie sobie raz na zawsze. Dal spokoj patelni i wrocil do mnie. -Prawie sama prawdakontynuowal bezlitosnie. Ponury. skrzywiona geba, nudziarz. -Alez skad - rozpaczliwie usilowalam zaprotestowac. -Nie, dlaczego? Ja chyba naprawde jestem troche ponurakiem. Tylko w jednym punkcie ta tabelka zawiera bardzo powaznyblad. -W jakim? -O, tutaj. Podetknal mi cholerna tabelke pod nos i palcem wskazal: erotycznie niezdecydowany, z przewaga obojetnosci. -Jest to, prosze pani, czysta, zywa nieprawda- powiedzial. Po czym mito udowodnil. Okazalosie, ze nie mialam do tej pory bladego pojecia o tym. czym jest czulosc. Mniej wiecej o wpol do dwunastejwstalleniwie z tapczanui z tych wszystkich ciuchow, ktore uprzednio nan rzucilismy, popatrzyl na mnie z wysoka i powiedzial cicho: -Musze isc,Agatko. Wybaczysz mi? Pokiwalam glowa. Powinien wrocic do Jacka, zeby nie stwarzac komplikacji. Noi zwlaszcza do Zdzichy, a propos komplikacji. Ubral sie i poszedl. Dziesiec minut pozniej zadzwonil telefon. -To ja. -Mamwrazenie, ze ciagle tu jestes. Zasmial sie. -Chcialem ciwlasnie powiedziec to samo. Caly czasjestes zemna. Spijdobrze. -Lubie, kiedy sie smiejesz. -Przyjedziesz do mnie na lotnisko? -Przyjade. Kolo poludnia. Lecisz gdzies? A w ogole nie wyrzucilicie z pracy? 152 -Raczej nie.Mam dostac nagane. Niewiem, czy lece. Na razie nic nieplanuje, ale wiesz. -Wiem. Gdybys mial leciec przed moim przyjsciem, zadzwon. -Zadzwonie na pewno. A teraz zjedzten omlet iidz spac. -Gdybymzjadla sama omlet z szesciu jajek,tobym umarla. Moze wrocisz? -Niemoge. Jutro ci wszystko wyjasnie. Dobranoc. -Dobranoc. Zpewnym trudem wylaczylam wreszcie komorke. Czekal, az zrobieto pierwsza. ; Poczulam, ze naprawde chce mi sie jesc. Rozsadek powrocil. e, zarazrozsadek. Powiedzmy: jaka taka przytomnosc umyslu. Umylam patelnie, usmazylam potwornej wielkosciomlet, zjadlam kawalek, a reszte zostawilamdla kotow z sasiedztwa. Zaniose jutro, jak bede jechala na lotnisko. nadzwyczajny dzien Obudzilam sie o dziewiatejz uczuciem niewyjasnionej blogosci. Cos sie musialo wydarzyc. Ach! Usiadlam na lozku i dopiero teraz obudzilam sie naprawde. Kamil! Tabelka. Niech zyja tabelki! I pomyslec, ze wlasnie napodstawie tejze tabelki moje przyjaciolki uznaly, zepowinnam skreslic Kamila z ewidencji na zawsze! POJOJOJ, a coteraz bedzie ze Slawkiem? '; Zrobilomi sie przykro,bo jednak Slaweczka szczerze polubilam. No tak, alejedna noc. gdzie noc! dwie godziny spedzone w ramionach Kamila pozwolily mi dostrzec roznice miedzy. Basnie - miedzy czym a czym? .Przezusta mito nie przejdzie. I^Brzeknal sygnalw mojej komorce. SMS. Oczywiscie, Kamil.juz sie obudzilas? Kocham cie". 153. Czy to nie jest przypadkiem czysta telepatia?Gapilam siew wyswietlacz jak sroka w kosc. Jak to dobrze, ze nie napisal"cie"wielka litera. Bylobystrasznie konwencjonalnie. Odpisalam: "Ja chyba tez cie kocham. Mozliwe, ze to jeszczesen". Odpisal: "Mam nadzieje, ze jednak jawa". Odpisalam: "Niech ci bedzie". Odpisal: "Czekam na ciebie niecierpliwie". Odpisalam: "To ty bywasz niecierpliwy? ". Odpisal: "W uzasadnionych przypadkach".Odpisalam: "Bede za dwie godziny". Odpisal: "Najdluzsze dwie godziny mojego zycia". Odpisalam: "Nie piszjuz, bo bede za trzygodziny". Nie odpisal. Wzielam szybki prysznic,po czym machnelam pare razy roznymi pedzelkami wedlug przepisu malolatow. Sniadanie nieprzeszloby mi przez gardlo. Zamowilamtaksowke i zeszlam na dol,zabierajacpo drodze resztki - to znaczy wieksza czesc - omletufrancuskiego - dla bramowych kiciusiow. Ucieszyly sie. Nie bardzowiedzialam, gdzie go szukac na lotnisku, wiecstojac przy bramie hangaru, wyslalamkolejnego SMS-a. "Jestemna dole, a tygdzie jestes? ". Oczywiscie, nieczekalamna odpowiedz islusznie, bo po mniejwiecej dwochminutach zobaczylamgo. zmierzajacegodlugimi krokami w moim kierunku. Dookola petali sie jacys ludziew kombinezonach, zapewnemechanicy, paru z nich uklonilo mi sie, prawdopodobnie pamietali mnie zpoprzedniej bytnosci na lotnisku, wiec nie rzucilam siew jego objecia, na co mialam ogromna ochote. Mialamtez nadzieje, ze ta moja chec nie bije po oczach wszystkich przechodzacych. Podalam mu po prostu reke, a on ja ucalowal,czego nigdydotad nie robil, poprzestajac zazwyczaj na rzeczowym usciskudloni. -Chodzmy gdzies, gdzie bede mogl sie z toba po ludzku przywitac - mruknal. No coz. Udalismysie w mroki wielkiego hangaru,znalezlismysobie najciemniejszy kacik za przysadzistym dwuplatowcemi przebywalismy tam jakis czas,odnajdujac znowu w sobie towszystko, co odkrylismywczorajszegowieczora. 154 Nie, nie.Nieuprawialismy seksu na brudnej posadzce hangarufa tez w zadnej z tych wymyslnych pozycji, spopularyzowanych przez rozwiazle kinoXX wieku, nie wdarlismy sie tez w tym celu do zadnego samolotu (toz by zreszta dopiero byla akrobacja, znacznie przewyzszajaca to, co znamy z ekranu, bowiem staly przewaznie smukle samoloty sportowe, w ktorych jest cholernie malomiejsca, a ten duzy dwuplatwygladal, jakby byl zamkniety). Ale przez tych kilka minut, kiedy mnietulil, calowal i szeptaldo ucha rozne rzeczy, docieralo do mnie z ogromna wyrazistoscia, ze to wszystko, coprzezywalam zeSlaweczkiem, bylo, owszem,mile, zabawne,podniecajace, urocze i tak dalej, i tak dalej tylko ze nie mialo nic wspolnego z miloscia. ".A tego tuHermesa przed czterdziestka chyba kocham - i najprawdopodobniej z wzajemnoscia. Taki obojetny, mrukliwy, niby ponury,zdystansowany, nieobecny - gdzies tam w srodku tej swojej nieprzystepnosci ukrywa mnostwo cieplai uczucia. I to uczucie to jest milosc do mnie! Oprzytomnialam nieco i rozejrzalam sie dokola. Sylwetki samolotow, ktore wydaly mi sie nadzwyczaj przyjazne i aprobujace czego swiadkami byly przed chwila,rysowaly sie dziwnymiSaltami wokol nas. Przez uchylone drzwi hangaru wpadala waska struzka swiatla, sloneczny promien, jakies pylki tanczyly w powietrzu. Chinski teatr cieni. -Alez to jest romantyczne otoczenie- wyrwalo misie. -Patrz, slonce sie pokazalo. -Zapewne specjalnie nanasza czesc. -Usmiechnal sie czule, wciaz, oczywiscie, nieco krzywo. No, powiedzmy, asymetrycznie. Pociagnelam nosem. -Dziwny zapach. .Tez pociagnal nosem i skinal glowa. '- Obawiam sie,ze akurat zapach jest malo romantyczny - powiedzial. -To starepudlo -wskazalbroda kadlubprzysadzistego^HI^Plata, za ktorym sie schowalismy - zazwyczaj lata na agro. -Co to znaczy? Wynajmuja go do opryskow. Ten aromatto chemikalia. Glowniechyba nawozy sztuczne. Albo pestycydy. Albo jakies srodki chwastobojcze. 155. Spojrzelismy po sobie i skrecilo nas ze smiechu.-Rzeczywiscie,sama subtelnosc! -A ja od dzisiaj juz nigdy nie powiem, ze rolnicze samolotysmierdza. Malotego, bede tu specjalnie przychodzilkazdegoranka, jak narkoman wachacz. -To znaczy, zezostajemy tutaj? -Nie, chyba jednak nie. Chodzmy, bo mi tuzmarzniesz. Znajdziemy sobie jakis spokojny kat u nas. Nie pytalam, co znaczy "u nas", bo po co. Zaraz sie dowiem. Ta jego malomownosc jest zarazliwa. "Unas" okazalo sie kilkoma pokojami nad hangarem, zajmowanymi przezzespol lotnictwa sanitarnego. Kamilwprowadzilmnie do jednego z nich. Na kanapce rozwalalsiew pozie niedbalej jakis mlodzian, czytajacy ksiazke. Obok, na stoliku stala kawai lezalo kilka pomaranczy. Na nasz widok mlodzian wstal uprzejmie, z leniwym wdziekiem. Boze, czy oniw tym lotnictwie nie przyjmuja chlopow ponizejmetra dziewiecdziesieciu? Mlodzieniec byl odrobine wyzszyod Kamila. Kamil dokonal prezentacji, uslyszalam wymamrotane jakiesnazwisko(dlaczego ludzie nie przedstawiaja sie wyraznie? ), powiedzialam swoje (oczywiscie wyraznie i glosno) i uscisnelamdlon obiecujacego pilota. Robil sympatyczne wrazenie. -Przerwalismy panu relaks - powiedzialam zeskrucha. -Nic nie szkodzi - odrzeklobiecujacy pilot. -Ja sie tu nierelaksuje, tylko umieram z nudow. Boze, dlaczego tak rzadkodajesznam porzadne wypadki drogowe? Albo kleski zywiolowe z koniecznoscia interwencji lotniczej! -Janusz od niedawna ma licencje na samoloty, a jago szkol? na smiglowcach i ciaglemu malo -wyjasnil Kamil,- Alerzeczywiscie, czasami mozna tuskonac na dyzurze. Mlodzieniec jednym haustem dopil kawe, po czym zamknalksiazke. -Kamil wspominal,ze bedzie mialgoscia- zawiadomil mnieuprzejmie. -Nie bede wam przeszkadzal. Pojdesobiepobiegac. Jakby co, to mam przy sobie komorke. Zreszta,bede ganial blisko, uslysze, jezeli gwizdniesz przez okno - tu wzniosloczy ku 156 niebu.-Boze, spraw, zeby Kamil mial po co gwizdac! Och, przepraszam pania,nie mialem na mysli pani, w zadnym wypadku. po prostu ta bezczynnosc mnie wykancza! Noto na razie. Wykonal cos posredniego miedzyuklonem a piruetem iznikl zadrzwiami. -Sympatyczny ten Janusz - powiedzialamrozbawiona. -Poprzednim razem go tu niewidzialam. -Byl na badaniach wWarszawie. Bardzofajny chlopak. Szczesliwie go ciagnie w powietrze, zreszta sama widzialas. Nawiasem mowiac, wlasnie z nim lecialem szukac tych rybakow. Nie mial najmniejszych watpliwosci, zepowinnismy zaryzykowac niezadowolenie szefow. -I troche wlasne zycie, co? -Nie moglam sie powstrzymac, zeby tego nie powiedziec. ;,- Nie przesadzalbym. -Skrzywil sie. -Zreszta, moj mlody kolega bylzachwycony. A potem koniecznie chcialsie przyznac, ze byl ze mna. Ztrudemmu to wyperswadowalemz pomoca polowy kolegow, bo tu wiekszosc ludzi wiedziala. Patrz, juz biega. Cwiczy kondycje. Codziennie dziesiec kilometrow. '" - Sportowiec - zauwazylam z uznaniem, wygladajac przez okno. -I on to robi z wlasnej woli? ;' - Nie podziwiaj go tak, bo bede zazdrosny - mruknal, wygladaJac zza mojego ramienia i przy okazji wtulajac twarz w moje wlosy, co natychmiast odwrocilo moja uwage od obiecujacego Janusza. :-Jatez biegam - zameldowal po dluzszej chwili. -Tylko nie nadziesiec kilometrow, bo mnie to nudzi. Trzy, cztery; tyle, zeby trzymac jaka taka kondycje. Od pilotow wymaga sie kondycji. -Mam rozumiec, zepodrywasz mnie naswiadectwo zdrowia? -Ja cie nie podrywam. -Westchnal. -Ja, niestety, wpadlem po Uszy. A myslalem, zesobie porozwodzieuloze zycie spokojnie, bez tej calej szarpaniny uczuciowej. Agatko, czy przewidujesz szarpanine? Niechmnie reka boska broni przed szarpanina. Nienawidze szarpaniny. Tylko ze to czasami chyba samo wychodzi. Ach, stulaj, moj drogi, po rozwodzie, powiedziales? To ty nie masz zony Zdziislawy? Bo u mnie takowa figuruje w ewidencji szkolnej. 157. -Nie, nie mam.Rozwiedlismy sie kilka lat temu. -Aaa, rozumiem teraz, dlaczego to ty chodzisz na wywiadowki. Bo naogol chadzaja mamusie. -Byla tylko jedna wywiadowka, o ile dobrze pamietam. Spoznilem sie wtedy nieco. Teraz ci sie przyznam: zrobilemto specjalnie. Bylemciekaw kobiety, ktora wylewaludziom drinkina spodnie. -Prosze! To ty jestes podstepny! A przy okazji: powinienes juzdostac zawiadomienieo spotkaniu z psychologiem. -Cos mi tam Jacek pokazywal, ale nie bardzo skojarzylem. Co toma byc? -Sama nie wiem. Wicedyrekcja cos wymyslila. Wszystkimklasom to robia. -Jesli musze, to przyjde. A teraz sluchaj,kochanie. Nie chcialbym byc wscibski, ale cos tam wczoraj czytalem o jakims Slawku. -Tynaprawde jestes zazdrosny - ucieszylam sie. -Zalezy cina mnie? -Zalezy. Co zrobisz zeSlawkiem? -Aco bys chcial, zebym zrobila? -Nic. Chcialbym, zebysjuz nic ze Slawkiem nie robila. Bo widzisz, ja jestem starej daty. Toznaczy, mam takie staroswieckiepoglady. -Nie mecz sie - zlitowalam sie nad nim. I powiedzialam,do jakich wnioskowdoszlam w tym hangarze,w cieniu staregoAnionowa i w zapachowej chmurze zwietrzalych nawozowsztucznych. Znowu na czas jakis poniechalismy konwersacji. W przeciwienstwie do obiecujacego Janusza, bylam calkiem zadowolonaz powodu braku wezwan. Zwlaszcza ze dyskretni koledzy Kamila zostawili pokoik do naszej dyspozycji. Nawet sieo nich trochemartwilam, ze nie maja gdzie odpoczywac, ale Kamil pospieszylz informacja, ze jest tu kilka takich pokoikow z tapczanami i fotelami, w ktorych dyzurujacy panowie moga nawet podrzemac. Kolo pierwszej przypomnialam sobie, ze zpowodu natlokuprzezyc nie zjadlamsniadania. Zamowilismy sobie telefonicznapizze. Nie wiem, jak smakowala, ale przynajmniej troche sie zapchalam. Cos mi sieprzypomnialo. -Kamil. Jezeli nie masz w domu zony,to dlaczego nie zostalesu mnie wczoraj? Umowiles sie z Jackiem? Obiecales, ze mi to wytlumaczysz. Westchnal. -Nie, nie zJackiem. iZamilkl. Sposepnial. Obserwowalam, jak w kaciku jego ust zijawia sie ledwo dostrzegalny grymas. Oczywiscie, asymetryczny Widocznie temat jest drazliwy. Czekalam cierpliwie, az sie odblokuje. -Widzisz. mamy w domu klopot, Nie,klopot to nie to to To jest dramat. Znowuprzerwal. Mieszka z nami moja matka. Tak sie zlozylo, ze jakies pol roku po moim rozwodzie zmarl ojciec, mama zostala sama. Przedyskutowalem sprawe z Jackiem i poprosilismy, zeby zamieszkala. z nami. Duzo nam pomogla. Jacek byl wtedy jeszcze strasznie dziecinny, mama nam praktycznie prowadzila dom. pPopatrzylmi prosto w oczy. -Wiesz, naczym polega choroba Alzheimera? O Boze - wyrwalo mi sie. -Wiem,oczywiscie, ze wiem. '-No wiec okazalo sie,ze mama miala juz poczatki tego, kiedy sie do nas przeniosla. Myslalem, ze to skutki stresu po smierci ojca, tozapominanie, te pomylki. Ale poczatkowo byla jeszcze calkiem sprawna. Mniej wiecej rok temu zaczelo jej sie pogarszac doslownie lawinowo. Wiesz, my tu jestesmy pogotowiem mamy cale mnostwo znajomych i zaprzyjaznionych lekarzy. i ci zaprzyjaznieni lekarze twierdza,ze tak szybki postep tej choroby zdarza sie nieslychanie rzadko. -Usmiechnal sie krzywo. -Nam sie zdarzylo. Nie mogemamy zostawiac bezdozoru. Jacek mial kiedys nianie, bo nie tolerowal przedszkola, tez sie zdarza. A moja zona pracowala, wiec rozumiesz. Tosiakochala Jacka jak swego i zostala w naszej rodzinie jakoprawie ciocia. Teraz jazatrudniam, zeby nianczyla moja zone, kiedy mnie nie ma w domu. kiwalam glowa. -I to z nia byles umowiony. ^Z nia. Zazwyczaj kiedy rozstawalem sie ztoba, spieszylemdodomu, zeby zwolnic nianie z dyzuru. 158 159. Siedzial naprzeciw mnie przy malym stoliczku i usmiechal sie.Mialam ochote sie rozplakac,ale tylko wzielam w swoje rece jegorece - duze, spokojne, ksztaltne i cieple. A w nim pekly jakies tamy. Pewnie nie zaczesto mowil to. co mnie teraz. -Wiesz, bylem kiedys ukochanym synem mamy. zreszta,miala tylko mnie jednego. To ona wymyslila miimie. nie przepadalem za nim szczegolnie, mowiac nawiasem. Uczyla muzykiw sredniej szkole, ojciec tez, w domu zawszecos gralo, ktos spiewal. biegalem na koncerty odnajmlodszych lat. Mama lubilawspominac, jak rozryczalem sie glosno podczas "Requiem" Mozarta w filharmonii, mialemwtedy ze trzy lata i musiala wyjsc zemna przed koncem koncertu. Oboje chcieli, zebym nauczyl sieporzadniegrac, ale kiedywybralem latanie, nie mieli mi specjalnie za zle. Madrzy byli. Poza tym weseli i pogodni, chociaz nie bylo imspecjalnie lekko wzyciu. Samajestes nauczycielka i wiesz. jak to jest. Wyswobodzil rece z mojego uscisku izamknal moje dloniew swoich. -Dlatego bardzomiteraz trudno patrzec na mame,ktora niewie, jak sie poruszac po domu, boi sie wszystkiego, a co najgorsze, traktuje Jacka i mnie jak obcych. A czasami nas nienawidzi. -Niemozliwe! -Niestety- mozliwe. W dodatkuona cierpi, bo naprawde sieboi. Itrzeba jej pilnowac, zeby nie zrobila sobie czegoszlego, noi zeby nie spalila domu na przyklad, bo moze zapalic gaz. a potemnie bedzie umiala go zgasic. Och, sa tysiace niebezpieczenstw wewlasnym domu, tylko normalnie nie ma sie o nich pojecia. KiedyJacek byl malutki, kupowalismy takie specjalne zatyczki do gniazdek elektrycznych. Teraz te zatyczki znowusa w uzyciu. -A jakiesa rokowania? -zapytalam ostroznie. Wzruszyl ramionami. -Nijakie. Bedzie coraz gorzej, az wkoncu mama umrze,Po prostu. Z tegonie mozna sie wyleczyc, nie mozna wyzdrowiec. Mama jeszcze przy niewielkiej pomocy potrafi sie ubrac i umyc. ale i tego zapomni, zamieni sie w przerazonarosline. Zaprzyjazniony lekarz, ktory sieAlzheimerem pasjonuje, a z namilata, zeby sobie dorobic, radzi, zeby ja oddac dowyspecjalizowanego uomu opieki, prowadzonego przez zakonnice, ale jakos nie moge sie 160 na to zdobyc.Pewnie jednak bede musial, chociazby ze wzgledu ana Jacka. -A jak Jaceksobiez tym radzi? . Troche sie rozjasnil. (.-Radzi sobiejakos. Jacek jest w ogole w porzadku. Ale wtym wiekunie powinien przez to wszystko przechodzic. Chyba bymnie chcial, zeby ogladal to, co mi ten moj znajomy doktor przepowiada. Skrzywil sie i mocniej scisnal mojepalce. ,.- Zdajesie,zewybralemnajlepszy sposob, zeby cie do siebie zniechecic na samym starcie. Biadole jak stara ciamcialamcia. to bylo w tej twojej tabelce? Ciamcialamcia? Nie, juz wiem: Ciaputek! Fatalnie, przeciez tynie lubisz ciaputkow! -Ty masz pamiec! -Zasmialam sie przez troche jeszcze scisnietegardlo. ;- Zawartosc tej tabelki zrobila na mnie wstrzasajace wrazenie. Jeszcze niezupelnie doszedlem do siebie. Mam ja w oczach, denerwuja mnie entuzjastyczne okreslenia tego calego Slawka. a jak bym mu profilaktycznieprzylozyl? -To byniebylo humanitarne, bo on jest o glowenizszy od ciebie. Iw ogole jakby mniejszy. Przestansie przejmowac Slawkiem. czy ja ci juzprzypadkiemnie mowilam czegosnaten temat? -Costam mowilas, rzeczywiscie. Dlaczego ja tu musze siedziec i czekac na nie wiadomo co. Moglibysmy jechac do ciebie i wybijalbym ci z glowy tegogoscia! '- No, no, powinienes sie postarac. Bo misie jeszcze odmieni. Kieedymozeszprzyjechac? Dzisiaj nie. Musze po dyzurze wrocic do domu, zmienic dobra Tosie. Od razu ci powiem, ze Tosia ma szescdziesiat lat i ze sto kilo. I ma wasy. Iduza brodawke na nosie. Zebys nie miala glupichmysli. Sprobuje sie z nia umowic tak,zeby zostalananoc. Co ty nato? ; -Bardzo dobrze. A ja bede caly dzien robic sobie maseczki pieknosci i ujedrniajace kapiele, i czekac na ciebie z kolacja przy swiecach. : - Mam uciebie omlet. -Jak wbanku. Sluchaj, ja chyba nie powinnam tu siedziec tyle godzin, jak to wyglada, wkoncu jestes w pracy. 161. -Na dyzurze.Niby to samo, ale nie do konca. Zonymoich kolegowspedzaja tu cale urlopy, nie przejmuj sie kilkoma godzinami. -A proposzon. Powiedz mi tylko jeszcze jedno - i wybaczmitopytanie, ale jestem bardzo ciekawa - jak to sie stalo, ze Jacekzostal z toba? Zazwyczaj sady przyznajamatkomopieke naddziecmi. -Zazwyczaj matki tego chca. A tak sie zlozylo, zematka Jacka nienalegala. -Zmarszczyl nos. -No dobrze, powiem ci. Zostawila nas obu iposzla w sinadal. Uznala, ze przeszkadzamy jejw dalekosieznych planach zyciowych. Zainteresowal mnie szalenczo, ale w tym momencie ktosdyskretnie zapukal do drzwi, po czymdo pokoju wsunelo sie rozpromienione oblicze obiecujacego Janusza. -Przepraszamwas najmocniej, ale bedziemy leciec! Kamil wstal z miejsca. ObiecujacyJanusz mowil dalej, wyraznie zachwycony: -Mamy ciezki przypadekpoparzenia, byl jakis wypadekw zakladachchemicznych, lecimy do Gryfie na oparzeniowke. Karetka juz jedzie, beda za pare minut, Lecipani z nami? Chwile sie wahalam,ale rozsadek zwyciezyl. -Nie,nie tym razem. Prace domowena mnie czekaja, askoromamy sie jutrospotkac, to ja musze dzisiaj uczciwie popracowac. Popatrze, jak startujecie. Wyszlismyprzed hangar. Karetka juz stala obok smiglowcai kilkuzaaferowanych facetowzabieralosie do umieszczenia noszy z poparzonym biedakiem w srodku. Patrzylam zprzyjemnoscia, jak mojosobisty Hermes (nie rozumiem dlaczego,alezupelnie przestal mi sie kojarzyc z LiamemNeesonem) zajmuje miejscew maszynie, jak ruszaja z wolna lopaty wirnika, nabieraja predkosci. Wreszcie smiglowiec uniosl sie delikatnienad plyta lotniska. Kamil usmiechnal sie do mnie zza szyby, opuscil nos smiglowca i polecial. Polecial. Wrocilam do domu autobusem. Wcale mi sie nie spieszylo, Zabawne bylo to, zewszyscy napotkani przeze mnie ludzie, w autobusie i na ulicy,mieli rysy twarzy Kamila. A jakim cudempoprawilam i zrecenzowalam trzydziesci kilkaambitnych wypracowan, to juzzupelnie niewiem. 162 NIedziea.JUZ po sniadaniu, ktore zjadlam okolo jedenastej, zadzwonilaBeata. Niemozliwie radosnym tonem zakomunikowala mi, ze wybieraja sie do mnie obydwiez Laura, poniewaz zamierzaja zajac siemoim nieodpowiedzialnym stosunkiem do ich tabelki, ktora to tabelke najwyrazniej zlekcewazylam, podczas gdy one uwazaja, ze dla dobra mojej przyszlosci nalezaloby jednak wnioski wynikajace z analizy wyzej wzmiankowanej tabelki wdrozyc. Jako prawdziwe przyjaciolki poswieca sie i przyjada, i bedziemy mogly jeszcze raz powaznie przemyslec sposob,w jaki powinnam wystepowac. Pozwolilam jej skonczyc tyradke, poczympowiadomilam, ze,. NIestety, zaszlypewne nieprzewidziane okolicznosci, ktore sprawily, iz dodatkowa analiza tabelki stala sie najzupelniej zbedna. Wiedzialam, ze teraz peknie z ciekawosci, co sie mianowicie takiego stalo, i rzeczywiscie, zasypala mniegradem pytan. W koncu zaspostawilami zarzut, ze lekcewaze ich wysilki i nie doceniam zyczliwosci, jaka mi okazuja, a przeciez tak sie obydwie staraly. Pomyslalam, ze naprawde ta ich cala tabelka oddala mi nieoceniona przysluge. Niemniej splawilam Beate, poniewaz nie bylam jeszczegotowa do zwierzen na tematy sercowe, a wiadomo, ze gdyby przyszly, toby ze mnie te zwierzenia wydusily. , Poza tym mialam do zalatwienia jedna nieslychanie wazna rzecz. Zadzwonilam do Slawka. ; - Agatka,kochanie moje najmilsze, jak to dobrze, ze dzwonisz, cudna dziewczyno zawolal radosnie. -Wlasnie mialem do ciebie dzwonic, bo wiesz co, nie wroce dzisiaj, tak jak ci przed wyjazdem mowilem, tylko musze zostac jeszcze we Wroclawiu, prawdopodobnie dowtorku. Wytrzymasz jakos beze mnie? -Jakos wytrzymam- powiedzialam slabo. -W takim razie dObrze, ze zadzwonilam, bo pewnie bym czekala. Jak ja moge tak lgac! No nie, wcale nie lze. Czekalabym, tylko w nieco innym nastroju, anizelito sobie moj sliczny Slaweczek wyobraza. Jezu, co zahipokryzja! Az mnie sama zbrzydzilo. 163. Tymczasem Slaweczek obrzucil mnie jeszcze przez komorkemnostwem wykrzyknikow, zakomunikowal, w ktore miejsca mniecaluje, kazal czekac we wtorek i wylaczyl sie.Och. We wtorekmusze byc nieco bardziejrozumna i nie umawiacsie z Kamilem nijak, boSlawkowy wieczor moze sie w praktyceokazac dowolna pora dnia lub nocy. Ajednak winnajestem czlowiekowi jakies wyjasnienie. ba! musze go zawiadomic, ze. Ze CO? Zejuz go nie kocham? Tysiac razy padlo miedzy nami toslowo, ale zawsze podszytebylo chichotem. Czy mozna wyznawac sobie prawdziwa milosc. chichoczac? A Kamil? Na haslo "Kamil", niestety, natychmiast przestalam myslecrozsadnie. Okolo szostej po poludniu zadzwonil, zejedzie. Dwadziescia po juz dzwonil domofonem. Do tej porytamto nagle zglupienie przeszlo mi juz na tyle, zeprzygotowalamte kolacje przy swiecach. To znaczy postawilamna stole w pokoju swiecew potrojnym ceramicznym lichtarzu malowanym w kwiatki. Omletu muprzeciez nie bede przygotowywaczawczasu. Od razuw przedpokoju zobaczyl kupe okryc wierzchnich ulozona na krzesle i ucieszyl sie. Oczywiscie nie demonstracyjnie. przeciwnie,doscpowsciagliwie. Ale jednak. -Cos mi to przypomina - wyjasnil, czyniac dlonia gest w strone tego calego balaganu. -To jestbardzo przyjemneskojarzenie. Nastepnym razemumocuje ci porzadnie ten wieszak. Dluzsza chwile poswiecilismy przywitaniu. -Ty jedziesz prosto z pracy? -zapytalam. -Prosto. O, swiece. Mabyc wytwornie? -Tak myslalam. -To wezmy sobie te wytworne swiece do kuchni, zgoda? Maszbardzo przyjemna kuchnie. -Pokoj tez! -Tez. Ale jachce byc blisko ciebie, kiedy bedzieszrobila dla 164 ^ mnie tenomlet.Izamierzam patrzec cina rece. Najwyzej skoczepo nowe jajka. No wiec robilam te kolacje, a on siedzial metr ode mnie na ku- chennym zydlui rzeczywisciepatrzyl moze niekoniecznie; na moje rece,ale generalnie na mnie. Powinnam byla spuscic te. ;: wszystkie jajka na podloge,na co on bylw koncu przygotowany,. " ale szlo mi nadzwyczajnie sprawnie. Przestal robic na mnie wrazenie? " Och, nie! Na pewno nie. ; Kiedy pierwszy raz bylismy u Chinczyka nakaczce, tez tak sie; czulam- jakbym spedzila w jego towarzystwie z pol zycia. Zadnego skrepowania. Przeciwnie, ogarniala mnie jakas taka niezwykla, spokojnaradosc. '" W zwiazkuz tym omlecik stanowil mistrzostwo swiata. Zjedlismy go prosto z patelni, ktora postawilam miedzy nami na malym kuchennym stoliku. Oczywiscie zapalilismy tez wytworne swiece. Prawie przytym nie odzywalismy sie do siebie. Slaweczek po pierwsze gadalby bez przerwy, po drugie -zapewne uzylby mnie spontanicznie nadlugoprzed koncem omletu, po trzecie rozsmieszylby mnie kilka razy do lez. W ogole nie brakowalomi zadnej z tych rzeczy. Po omlecie pilismy sobie herbatebez pospiechu. Iwtedy dotarlo do mnie to, o czym wiedzial madry Kubus Puchatek, Mis o Bardzo Malym Rozumku: przy jedzeniu miodu najpiekniejsze jest chwila przedzjedzeniem miodu. Przyherbacie troche gawedzilismy o muzyce. Nie byl to bowiem dobry moment do poruszania spraw bardziej zyciowych. Nawet ta jegozona Zdzichaprzestala mnie chwilowo interesowac. Oczywiscie tylko chwilowo, ja sie jeszcze o niej wszystkiego dowiem swoja droga niezly z niegoojciec, skoro udalo mu sie syna wychowac natakiego sensownego chlopaka. i Mysl o Jacku prawie mnie wyrwalaz letargu. Jutrorano spotkam go w szkole! Sluchaj -zagadnelam, wylewajac reszte herbaty z imbryczka do filizanki Kamila. -Czy Jacek orientuje sie. gdziesie w tejhwili podziewa jego ojciec? Nie rozmawialismy o tym. Byc moze sie domysla. Wie, ze cie 165. lubie i ze sie spotkalismy pare razy. Ale narazie jest to miedzy nami temat nie do poruszania. Spojrzal na mnie,przymruzajac oczy. -Mysle,ze tym sie nie musimymartwic. Jacek jest dosyc dojrzaly. Od jakiegos czasu on tez ma przede mna swojetajemnice, a janie wnikam na sile w jego zycie. Tojuz prawie doroslyczlowiek. -Prawie dorosly, ale moj uczen. Malo, jestem jego wychowawczynia. -Zabawne okreslenie. Kojarzy mi sie z przedszkolem, a niez gromada prawie pelnoletnich ludzi. -Oni saczasem dosyc dziecinni. Bardzo ich polubilam, wiesz? -Oni ciebie tez lubia. To akurat wiem,bo o tym Jacek miopowiadal. -Naprawde? -Naprawde. A teraz przestan sie zajmowacswoimi uczniamiizajmij sie mna. -Caly czas sie toba zajmuje. -Mam niedosyt. Chodzmy stad, pozajmujemy sie soba gdzieindziej. No wiec poszlismy do sypialni. Poniedzialek. Uwielbiam poniedzialki Kamil zrobil mi sniadanie. Slowo daje. Kiedywyszlam zlazienki,schludna i pachnaca - w stanie tuz po przebudzeniu niezjem zadnego sniadania, mowy nie ma, musze sie najpierw wykapac -na stole w kuchni stalo co trzeba, a pan pilot dosmazai wlasniejajeczniczke na boczku. Skad on wie, ze jadam wylacznie mocno scieta? Niewykluczone, ze mu powiedzialam przy okazji jakiejs wyzerkiu Chinczyka. ale moze to intuicja? To by trzeba bylo wziacpod uwage. Potem on poszedl do domu, zmienic swoja dobraTosie(popracujacym weekendziewzial sobie dzien wolnego, mowiltezcos owtorku, ale go zniechecilam- musze zalatwic sprawe Slaweczka), a ja udalam sie do szkoly. 166 -Na pierwszejdluzszej przerwiezlapala mnie pani Julia Zamoyska.-Rozumiem, ze przeprowadzila pani rozmowe zHoffmanlnowna? -Przeprowadzilam - odparlam niechetnie, bo, prawde mowiac, wlasnie bujalam nieco woblokach, w ramionach Kamila naturalnie. -Ale moze pani nie byc ze mnie zadowolona. -Czyzby byla pani po jej stronie? -zdziwila sie historyczka. -Do pewnego stopnia. -Ciekawa jestem niezmiernie, w jakimz to zakresie - podniosla wyskubane brewki. . - Prawie w calej rozciaglosci, niestety. Urazila pani jej uczucia. Poza tymmerytorycznie tez sie z pania nie calkiemzgadzam. -Merytorycznie? -Brwi calkiem podjechalyjej naczolo. ' -No tak, w sprawie tego Peerelu. -Acoz pani,w pani wieku, moze wiedziec na ten temat! Gdyby byla pani nieco starsza,gdyby zakosztowala pani pogardy,jgdyby pozbawiono pania pracy, gdyby wreszcie miala pani jakietakie pojecie o tym, czym bylo podziemie, konspiracja. I spanie na styropianie. Boze, dlaczego musze tu stac i gadac Z glupia baba? A moglabym usiasc z kawa przy oknie i gapic siena te chmury, ktore mi pokazywalz bliska. ; Praca nauczyciela to misja. Wychowawstwo to odpowiedzialnosc. Jezu, czym ja musze zarabiac na zycie. Wyjasnilam coraz bardziej oburzonej pani Z. swoje motywacje, ale oczywiscie nie byla ze mnie zadowolona. Obawiam sie, ze Basi rowniez nie polubila. Prychajac i podnoszac brwi namaksymalna wysokosc,zapowiedziala, ze postawisprawe naradzie pedagogicznej. I bardzo dobrze. Z cala rada bedzie smieszniej niz z jedna nawiedzona. Moze rada stanie pomojej stronie? Malolaty - moje osobistemalolaty, doktorych wlasnie szlam na lekcje - byly cos niew sosie. Iloraz inteligencji tez im jakos zastraszajaco spadl. Moze to skutek lecacegow dol cisnienia, bovinnych klasachtez dalo sie zauwazyc podobne zjawisko, tyle ze doinnychklas nie mam tak uczuciowego stosunku. A te moje siedza ' " / niemrawe i nawet dyskutowac im sie nie chcialo. 167. Bylam dla nich dobra i pozwolilam na sporzadzenie kawy dlawszystkich chetnych.Przy tej kawiezamiast zglebiac tajniki trudnej i skomplikowanej mowyojczystej, rozmawialismy przez godzine o zyciu, a zwlaszcza o roznych jego ponurych aspektach. Jacek siedzial w swojej lawce rownie zniecheconydo swiata,jak cala reszta klasy. Ciekawa jestem,co by powiedzial, gdybywiedzial. Pewnie zreszta siedomysla, tylko jest dyskretny. Wcale nie jestpodobny do ojca. Widocznie wzial te blond urode po mamusi, ktora poszla w sina dal. Chyba niebylo mu lekkow domu przez ostatnie lata. Bez mamy, z babcia, ktora najegooczach zapadala w straszna chorobe. Ojciec i niania Tosia. Dwieostoje. No i to mu jakoswystarczylo. Przylapalam sie kilka razy na mysli, coby to bylo,gdybym zostala jego macocha? Ajajaj, klasyczne wybieganie przed orkiestre. 24 pazdziernika, wtorek Basia przeprosila pania Zamoyska! Zdajesie, ze zrobila tobardzo po swojemu, nie okazujacprzy okazji najmniejszej skruchy, ale klasa zgodnie zaswiadczyla,ze wymogomgrzecznosci stalo sie zadosc. Mieli tehistoriena pierwszejlekcji, a kiedy przyszlam do nich naczwarta i piata. byli jeszcze pod wrazeniem. -Basia bylaabsolutnie wspaniala - oswiadczyl z zarem JacekP. -Szkoda, ze pani nieslyszala, jakie przemowienie wyglosila. Bylaby pani zniej dumna. I popatrzylna Basie wzrokiem swiadczacym, ze sam jest z niejdumny nieslychanie. -A jak pani Zamoyska przyjela te przeprosiny? -zaciekawilam sie. -Jakos dziwnie - powiedzialaBasia i zamilkla. -Co to znaczy, dziwnie? -No, dziwnie. 168 -Basiu.-Ja na to nic nie poradze - mruknela Basia. -Ja przeprosilam. Tu jest tekst. polozyla na moim biurkukartke papieru. Pani profesor. Chcialabym pania przeprosic za moje nieodpowiednie zachowanie naostatniej lekcji historii. Jest rzecza oczywiSta ze nie powinnam byla sprzeciwiac sie pani w kwestiach dotyczacych przedmiotu, ktorego pani nas naucza. Poniewaz nie jest. mozliwym,aby intelekt i wiadomosci uczniaprzewyzszaly czy chociaz rownaly sie intelektowi iwiadomosciom nauczyciela. Wniosek z tego, ze niemialam racji w sporze z pania. Druga sprawa toto, zE nie mialam prawa w ogole wszczynac takiego sporu. Podstawowapowinnosciaucznia jest bowiemsluchac,co mowi nauczyciel, i niedyskutowac. Przyrzekam, ze w przyszlosci bede sie trzymala tej za^sady. Jeszcze razprzepraszam paniaprofesor i prosze o wybaczenie. No tak. Pani Zamoyska mogla po wysluchaniu tegozachowac 'sie dziwnie. Pewnie nie wiedziala,czy zabic Basie od razu, czy wypbrac metody wolniejsze, ale rownie skuteczne. Podnioslam oczy znad tego nieprawdopodobnegowypracowania. Basia spogladala ^na mnie spojrzeniem dziecka o duszyczce czystej i niewinnej. -I tysto wyglosilatak, jaktujest napisane? ^- Nauczylam sie na pamiec. Przez te ballady iromanse mamy .ostatnio dobrzewycwiczona pamiec. -Baska! -Powiedzialam cos niewlasciwego? To ja pania tez moge przeprosic. -A masz juz tekst przygotowany czy bedziesz improwizowac? ^,- wyrwalo mi sie. ^ Bede improwizowac - wyszczerzyla sie moja ulubiona(uczennica. sPowinnam ja ustawicdopionu, ale bylam ciekawa, co wymysli. -Improwizuj - powiedzialam krotko. Na te slowaBasia zerwala sie z miejsca, podbiegla do mnie': i runela na kolana, po czym zaczela walic czolem o podloge, wy^ rzucajac receku gorze iwydajac z siebie rzewne zawodzenie. ; Dobrzewyszkolony pedagog,ktory nie kombinowal na egzaminie, nie zrobilby tego,co ja, na pewno nie. Ja, niestety, na wi- 169. dok bijacej poklony Basi dostalam ataku niepohamowanegosmiechu. Cowidzac, moje malolaty, jak jeden maz- Renatki niebylo w szkole, wiec nie mial sie kto wylamac - wylecialy z laweki poszly w slady Basi, ryczac i kwiczac z radosci. W tejze chwili otworzyly sie drzwi i do sali weszla paniwice. -Co siedzieje? Spokoj, prosze, natychmiast! Malolatyzerwaly sie z kleczek, blyskawicznietlumiacwydawane dotad odglosy. -O, przepraszam, pani magister - pani wicedyrektor w zyciuby na mnie nie powiedziala przy uczniach inaczej - nie sadzilam,ze jest pani w klasie. I oni tak sie przy pani osmielaja? -To element lekcji- powiedzialam zimno. -Cwiczylismy biciepoklonow branek i brancow przedwezyrem. Elementy psychodramy na uslugach literatury. Jestesmyw epoce Romantyzmu,a tamasocjacje orientalne byly, jak pani dyrektor wie, bardzo popularne. -Ach, rozumiem. -Pani wicedyrektor wycofalasie rakiem. -Ale nie robcie tego tak glosno. Zanimmojekotki rzucily sie do mnie po raz drugi, wladczymgestemwezyra odeslalam jedo lawek. I nawet udalomi sie przeprowadziczaplanowane lekcje. Do tematu Basinych przeprosinjuz nie wracalam. Jedno tylko mnie zmartwilo. Dziubski Krzysztof znowu zaczalsie we mnie wpatrywac. Moze ma recydywe uczucia. To by nie bylo korzystne! Po powrocie do domu natychmiast zaczelam czekac na Slawka. Zapowiedzial,ze przyjedzie. Troche sie czulam nieswojo, bo przeciez wszystko bylo w najlepszym porzadku, a tu nagle mam zamiar mu oswiadczyc,zemozemy jedynie zostac przyjaciolmi. Jakosglupio. Krecilam siepo mieszkaniu,probowalam robic cos pozytecznego, poprawiackartkowki trzeciej klasy (gramatyczne, niestety), ale nie szlo mii Juz. Pojawil sie okolo osmej wieczorem. Oczywisciewpadl jak rakieta bliskiego zasiegu,impetycznie i spontanicznie, i odrazu rzucil siedo powitan. -Agatko moja kochana, Boze,jaki jestem wykonczony! Jak 170 ^dobrze cie widziec, czekalas namnie, prawda?Bardzodobrzenam szlo w tym Wroclawiu, to jest jakies takie miejsce, gdzie sie. dobrze pracuje. Moze sie tam kiedys przeprowadze. A tylubisz; Wroclaw? \ Wydobylam sie ostroznie z powitalnych objec mojego impe; tycznego amanta. . - Malo znam Wroclaw, niewiem, czy golubie,ale chyba raczejf tak. Czekaj, Slaweczku, musimy porozmawiac. Usilowal mnie niewypuscic. -A niemozemy porozmawiac potem? Potem, Agatko, po-tem,;;po tem, na co czekalem caly czas, pochylony nad rysownica. toS znaczy nadkomputerem, prawde mowiac. -Slawek,poczekaj, nie badz taki niecierpliwy. Jaci musze cos^ powiedziec. Zamarl. -Jestes pewna? -Ze co? -Bylas u lekarza? Zrozumialam. -Nie, Slawku, nie o to chodzi. Nie zostaniesz tatusiem, przynajmniej na razie- Zrobie ci kawy albo herbaty, albomoze cos do jedzenia, chcesz? (- Do jedzenia nie, kawy tak, bardzo prosze. Zaciekawiaszmnie. Powiedz, o czym tymowisz, Agatko! -Zaraz ciwszystko powiem, siadz sobie w pokoju, zrelaksuj sie, zaraz przyjde z kawa. Lepiej nam sie bedzie rozmawialo. Niechetny Slaweczek poszedl sie relaksowac do pokoju, a ja zajelam siekawa, calyczas usilujac ulozyc sobiew myslach to, co powinnam powiedziec. Szlo mi jeszcze gorzej nizpoprawianietartkowek. No bo jak ja muto powiem? "Wybacz, kochany,ale w moim zyciu pojawil sie inny mezczyzna". Ha, ha, ha. Mniszek Helena w postaci wzorcowej. "Juz cie nie kocham, ale zostanmy przyjaciolmi". Tez cos w tym rodzaju. A poza tym, czyja go kochalam naprawde? Sadze,ze watpie, jakmawiala pewna wytworna dama. Postawilam kawena stole. Slawek rozwalal sie wlasnie na kanapie z pelna ufnoscia dobrzezadomowionego spaniela. -Och, Agaciu moja, jak ja lubie byc u ciebie - rzekl z bly- 171. skiem w oku. -Nie chcialabys czasem, zebym tu z toba zamieszkal? Masz ci los. Zamieszkal. -Wiesz co - powiedzialamostroznie. -Cos zaszto w tak zwanym miedzyczasie. -Cos czy ktos? -zapytal domyslnie, przypinajac sie do filizanki z kawa. -Ktos - przyznalam pokornie. -i co? -I ja go chyba kocham. Tego kogos. Odstawil filizanke. -I co? Zrobil sie monosylabiczny niczym Kamil P. -No wiesz. Mnietez nic nie brakuje. -No nie wiem. Chryste Panie! W "Trzech muszkieterach"Aramis pisal poemat jednozgloskowcem. To musialo wygladac podobnie. Zebralam sie w sobie. -Slaweczku -rzeklam najcieplej, jak potrafilam. -Wiesz, zepo prostu przepadam za toba od pierwszego wejrzenia, ale jednak. Jednak mnie zatkalo. Slawek patrzyl na mnie z tej kanapy z zagadkowym wyrazem twarzy. -Jednak zamierzasz mi powiedziec, ze koniec z nasza miloscia? -A to byla milosc? -wyrwalo mi sie niebacznie i natychmiasttego pozalowalam. Slawek podrapal sie lyzeczka po wysokim czole, na ktore, jakzwykle, opadala mu imponujaca zlocista czupryna. -Nie wiem, Agatko - powiedzialnadspodziewaniepowaznie. -Nie zastanawialemsie nad tym. To bylo jakies takieoczywisteod chwili, kiedy cie spotkalem na tymkretynskim zebraniu. I wydawalo mi sie, ze czujesz podobnie. Dla mnie tez bylo to oczywiste. doktorego momentu wlasciwie? Chyba tenlot Kamila nad Zalew uprzytomnil mi,ze nie marzeczy oczywistych. A kiedy juz raz wpadlamna dobre w te jegoszerokie ramiona ("pas ratunkowy" -Jasnorzewska! Ach, tepolonistyczne asocjacje"! ), ten nieprawdopodobny ocean czulosci. 172 To bylam na dobre ugotowana, moj drogi Slaweczku.Ale tego ci niepowiem, bo jestes moim przyjacielem i porzadnym facetem i nie chce ci robic przykrosci, w koncu z toba bylo cudniei Bardzo zabawnie. I wzyciu niewypilam tyle szampana, zwlaszcza na sniadanie. I nie bedzie mi braktego szampana itej odrobiny szalenstwa? Ano, chyba jednak nie. Zapewne jestem jednak niereformowalna nudziara i bez szalEnstwa moge sie obyc, a milosci Kamila, jego tkliwoscii tego niezwyklegopoczucia bezpieczenstwa nie potrafilabym juz sie wyrzece. Trudno. Niech juz zostanie ta nudziara. Tylko czy to poczucie bezpieczenstwa nie jest nawyrost? i'W koncuKamil niczego nie deklarowal. No i nie musial. A poza wszystkim nigdyw zyciu nie ciagnelo mnie tak do zadnego chlopa! -Widze, ze sprawa jest powazna - powiedzial Slawek,ktory caly czas przygladal mi sie badawczo. -Usmiechasz sie, kiedy o nimmyslisz. Bardzo sie zakochalas? -Wyglada na to, ze bardzo. -A on? -Chyba tez. -Swoja droga wzielas niezle tempo. Rozesmialam sie. -I kto to mowi! -Fakt -przyznal. -Moze bylismy za szybcy? Ale ten facet tezbyl szybki. ze nie wspomne o tobie, moja kochana Agatko. Mam nadzieje,zechociazwyrzucasz mnie ze swego serca, to nie wyrzucasz mnie z pamieci? -Zupelnie jak u Mickiewicza - zauwazyla siedzaca we mnie zakuta polonistka. -Slawek,ja bymnie chciala,zebysmy sie roztawalitakdo konca. Ja naprawdebardzo cie lubie, jestes jednym z najmilszych ludzi, jakich spotkalam. Pamietaj, ze maszwe mnie oddana przyjaciolke, za przeproszeniem. -Dlaczego za przeproszeniem? -zaciekawil sie. " - A bo to taki zgrany zwrot. Ale naprawde jestem twoja przyjaciolka. I zawsze bede milo wspominac nasza zyciowa. przygode. 173. -Szkoda, ze tylko przygode.A juz myslalem, ze sie przy tobieustatkuje. -Nie zartuj. Mam nadzieje, ze nigdysie do konca nie ustatkujesz. Niewyobrazam sobie ciebiejako statecznego jegomosciaz uporzadkowanym zyciem, biurowym na przyklad. z teczuszkapod pacha. Ty jestes artysta, Slaweczku,i masz temperament artysty. -Ale nie mam czegos, co ma tenfacet, ktorego nie lubie -mruknal Slawek i zajal sie swojafilizanka. -Powiesz mi, co tojest? -To sie trudno definiuje -powiedzialam stanowczo, calyczasw trosce o egomojegobylego kochanka. -Chybanie bylismy tymi polowkami jablka, moj drogi. -Chyba nie, skoro tak twierdzisz. Ale niechetnie sie z tvm godze. Odstawil filizanke. -Mysle,ze to nie byla ostatnia wspolna z tobafilizanka kawy. -Usmiechna} sie zniejakim przymusem. -Tez pozostaje twoimdozgonnym przyjacielem. Ale teraz sobiepojde. Zaszyje sie w kaciku mojego ponurego mieszkania i bedelizal rany wsamotnosci. -W towarzystwie kota- przypomnialam. -Kot sie nadajena towarzysza smuteczkow. -Ja nie mam kota -powiedzial,pocalowal mnie w policzeki odmaszerowal. Nie ma kota? 25 pazdziernika, sroda Spotkanie z psychologiem, ktore zaplanowano dla rodzicowna wtorek, przelozono o tydzien. Ktos wreszcie zauwazyl, ze wewtorek sa Zaduszki. Milo, ze nie tylko ja jestem roztargniona. Zadzwonilam do Kamila i zaprosilam go na premiere "Balladiromansow", ktora odbedzie sie jutro z okazji Dnia Nauczyciela czyDnia Edukacji, czy jak tam sie teraz to swieto narodowe nazywa. Proba generalna, ktora mielismy dzisiaj,wypadla olsniewajaco! 174 i pazdziernika, czwartekKamil przyszedl na przedstawienie i w momencie, kiedy go zobaczylam, przeszly mi wszystkie wyrzutysumienia z powoduSlalijleczka. Wyglada na to, ze prawdziwa miloscjestegoistyczna i bezwzgledna. Zmuszona bylamjednak schowac chwilowo uczucia do kieszeni, poniewaz jako pani wychowawczyni oraz rezyserka przedstawienia mialam sporo roboty. Upchnelam zatem ukochanego mezczyzne wczwartym rzedzie - trzy pierwsze zajmowalo cialo pedagogiczne - w srodku, zeby mial dobry widok na scene,a sama polecialam pelnic obowiazki. Samo przedstawienie bylo czescia zwyczajowej uroczystosci ku czci i odbywalo sie wszkolnej sali teatralnej. Swoja droga trzebabedzie pomyslec o stworzeniu stalego zespolu teatralnego, skoro jest gdzie grac, no i skoro juz odkrylam takie talenty aktorskie. Na poczatku byly rozne okolicznosciowe pogawedkiwyglaszane przez przedstawicieli rodzicow oraz takzwanej spolecznosci uczniowskiej(nie wiem, doprawdy, dlaczego, ale okreslenie to napawa mnie obrzydzeniem). Potem chorszkolny zaspiewal bardzo ladnie dwa starowtoskie madrygaly i zupelniekoszmarnie dwa lugujace kawalki; nie rozumiem, dlaczego niepoprzestali. na tym, co potrafia zaspiewac naprawde przyzwoicie. Ten ped nowoczesnosci rodem z musicalu "Metro" jest doprawdyObrzydliwy. A tak w ogole, to maloznam zespolow choralnych, ktorepotrafia swingowac. Nasz nie potrafi. Potem byl jeszcze wystep zespolu tanca nowoczesnego, ktory tozespol tanczyl nowoczesnie przy dzwiekachz plyty kompaktowej. Wreszcie wyrzucilismy zesceny caly sprzet naglasniajacy z wyjatkiem jednego keyboardu z para malych, alewydajnych glosnikow - slodka para konferansjerow zapowiadala przez tenczas wystep Incydentalnego Teatru PoezjiRomantycznej i robila, co mogla, zeby zebranej tlumnie publicznosci obrzydzic poezje romaantyczna w naszym wykonaniu -przy pomocy zaprzyjaznionejtlasy trzeciej zaslonilismy blyskawicznie wszystkie okna i zgasilismy swiatla. Zrobilo sie zupelnie ciemno (na oknach mamy uczciwe, ciezkie zaslony z granatowego sukna, a nie zadne nowoczesne rolety warte funta klakow). Zaprzyjazniony muzykz drugiej A wzial jeden, zato posepny w wyrazie akord i trzymal go, dopoki 175. szmery na sali nie ucichly.Na srodek sceny, prowadzony swiatlemjednego reflektora, wyszedl Maciek odziany w czarny surduti biata koszule z wykladanym kolnierzykiem, w towarzystwie Kasi w bialym giezle. Kasia dzierzyla zapalona swiece, a Macius wygladal jak zywe wcielenie lorda Byrona, Staneli i spojrzeli ciezkimwzrokiem nasale. Publicznosc wreszcie siezamknela, zapewnedoswiadczajaczdrowej ciekawosci - co oni teraz zrobia. Maciek powoli wyciagnal prawice w strone zebranych i glosemjakdzwon Zygmunta wyrzekl: -Dwoiste zycie nasze: sen ma swiat udzielnysrod otchlani nazwanychzyciem i nicestwem,nazwanych, lecz nieznanych - sen ma swiat udzielny. Tu zawiesil glos w sposob mistrzowski. Sala wstrzymalaoddech. Pozostali czlonkowie mojego Incydentalnego Teatru (nazwewymyslila Basia),w mniej lub bardziej stylowych kostiumach,wciaz,mimo wietrzenia, pachnacych kurzem operowego magazynu, otoczyli ich, odpalajac swiece od Kasi i od siebie nawzajem. po czym rozpierzchlisie po calej scenie. Mamrotali przy tympod nosem - kazde sobie- roznekawalki Mickiewicza. Sala usilowala rozroznic, cokto mowi, ale nam nie o to chodzilo, zeby bylowyraznie, tylko wrecz przeciwnie. Mialo sie zrobic tajemniczo i nastrojowo. I robilo sie na moich oczach. Maciek, w ktorym najwyrazniej obudzil sie duch Woszczerowicza, Osterwy i Lomnickiego, wolnym krokiem wyszedl na proscenium i obrzucil sale potepiajacym spojrzeniem. Sala sie skulila. -Zbrodnia to nieslychana - oznajmil ciezkim glosem i w gesciepelnym bolu i zgrozy zaslonil sobie oczy dlonia, pamietajac. ze spod tej dloni ma go bycwyraznie slychac. Nikt nasalinie osmielilsie powiedziec "pani zabija pana"! I slusznie, albowiem w tymmomencie w glebi sceny niejakaAnia Gaska wystudiowanym gestem zasztyletowalapodstepnymciosem w plecy niejakiego Roberta Gwizdalskiego, ktory zatoczywszy sie efektownie, runal na podloge, starajac sie nie narobichalasu. Maciek cierpial. Sala cierpiala wraz z nim. 176 -Pani zabija pana - powiedzial wreszcie.Ze zbiorowychust sali wyrwalo sie westchnienie. Patrzylam na rozwijajaca sie akcje, na szalejacaz niepokoju(. targana wyrzutami sumienia Anie, napotarganego pustelnika w ogromnej peruce (wielka rola Adasia Karcza), na cala reszte mojej wspanialej gromadki, a zwlaszcza na genialnego Macka - bylam szczesliwa. A oniroztaczalina szkolnej scenie czarodziejstwo najprawawszego, wielkiego teatru romantycznego - i robili to z taka prawda, ze sala sluchala z zapartym tchem. Wcale nie jest latwo pozbawic tchu sale wypchana po brzegi zniecierpliwionymi licealistami i znudzonymi nauczycielami, ktorzy jak jeden maz chcielibyjak najszybciej isc do domu, skoro i tak nie ma lekcji. ; I tak plynela natchniona poezja, az wreszcie przez scene przewinely sie wszystkiezaplanowane na dzisiaj romantyczne pary. Maciek z Basia uparla sie, ze po "Rekawiczce" musi jeszcze cos zagrac, bo ma niedosyt recytacji) wyszli na proscenium, azeby zaintonowac "Romantycznosc". Basia - bez okularow - bardzo udatnie odtworzyla nieco bledne ruchy dzieweczki szukajacej swego kochanka (momentami nieco tracila rownowage, ale widzialam,ze koledzy czuwaja, aby sie,ron Boze, niepotknela i nie przewrocila), Maciek natomiastwienczyl swoj sukces nieslychanie sugestywnym poleceniemderowanym najwyrazniej do pierwszych rzedow (tych zapelnionych cialem pedagogicznym): -Martwe znasz prawdy,nieznane dla ludu, widzisz swiat w proszku, w kazdej gwiazd iskierce; nie znasz prawd zywych, nieobaczysz cudu! Miej serce i patrzaj wserce! Salanajwyrazniej zamierzala zaczacklaskac, bo widac bylo, ze to koniec przedstawienia, aktorzy juz zaczynali giac sie do uklonow, ale Maciek wladczym gestem nakazal cisze. Sala, wdrozona juz do wykonywania jego polecen, poslusznie zaarla. A Macius najzwyklejszym na swiecie, gawedziarskim tonem, zawiadomil zebranych: -I to sanasze najwazniejsze zyczenia dla kochanych pedagogow w dniu ich swieta. 177. Na moment zahamowal, po czym ryknal pelnym glosem:-Miej serce i patrzaj w serce! Kurrrrtyna! Kurtyny nie bylo, wiec zespol wymaszerowal gremialniena proscenium i pozwolil sie oklaskiwac. Owacjabylabardzoporzadna, wiec uznalam, ze moge ulec ciagnacym mnie na scenemalolatom i tez sie uklonic. Bardzo sie przy tym wzruszylam, bonaglemalolatysie rozstapily,tak ze stanelam na srodkuscenywlasciwie sama, a moja klasa w operowych kostiumach przylaczyla sie do aplauzu. Udalo mi sie zerknacdo czwartegorzedu. Kamil bil brawo,usmiechniety. Poczulam sie rowna Swinarskiemu i Kantorowi, ze niewspomne o Wajdzie. Za kulisami (kiedyjuz skonczylysie brawa i okrzyki - byly takowe, byly! ) wpadlam wramiona moich malolatow. Nie wiem,czy kiedykolwiek w historii sceny polskiejjakikolwiek zespol teatralny reagowal na sukces tak burzliwie iradosnie. I niech mijeszcze ktos powie, ze dzisiejsza mlodziez jest zepsuta, cynicznai zblazowana! Uczciwieprzyznac musze,ze jeszczebardziej niz ja obsciskiwany byl Maciek. Ale nie zaluje mu - zasluzyl. Prawde mowiac,sama bylam pod wrazeniem. Poza tym nieco mnie jednak zaskoczyl. Wiedzialam, zejest rewelacyjnym recytatorem,alenie spodziewalam sie, ze scena i publicznoscwyzwolaw nim taka charyzme. Przeciez tasala jadla mu z reki! Gdyby zazadal znienacka. zeby wszyscy widzowie wyskoczyli przez okno, nie jest wykluczone, ze zrobilibytoz usmiechem na ustach. Talent - to malo powiedziane. -Brawo,pani Agato - odezwal sieniespodzianie glos zamoimi plecami. Odwrocilam sie i stanelam twarza w twarz z dyrektorem. -Dziekuje! Ale to nie "pani Agata",tylko te dzieciaki. Dzieciaki poniechaly radosnychkrzykow i skupily sie wokolnas, sluchajac ciekawie,o czym mowimy. -Brawo, dzieciaki -zgodzil sie dyrektor. -Gratuluje. Juz dawno nie widzialem tak ekspresyjnego przedstawienia. Jestempodwrazeniem waszych talentow. Kolega Milski powinien natychmiast zaczacstarania o angaz w Teatrze Narodowym. A ja cie 178 -'na razie poprosze, zebys zamiast mnie prowadzil rady pedagogiczne, przynajmniej wszyscy beda uczciwie sluchali.Serio, zupelnie se^rio mowie: poziom tego przedstawienia byl absolutnie zawodowy. Tu mojekotki niewytrzymaly i wydaly zsiebie ogluszajacywrzask. Kiepsko artykulowany, alejednoznaczny Nie tylko ja bylam szczesliwa tego dnia. One tez. Wsrod ogolnych duserowopuscilismy sale. Malolaty poszly sieprzebrac, a ja tuz za drzwiami sali teatralnej wpadlam na Kamila. -Rewelacja - powiedzial. -Wszyscy romantyczni poeci w niebiesiech bija ci w tej chwili brawo i zazdroszcza koledzeMickiewiczowi. Ale zaczeliscie Byronem? Dobrze pamietam? -Dobrze pamietasz, a w ogole dziwie sie, ze poznales. Nie, czekaj, ty przeciezjesteswielbicielemByrona, recytowales mi Don Juana", racja! -Ja w ogole lubie poezje. Juzcito kiedys mowilem. -Juz pamietam. Zwlaszcza romantyczna. Jestes troche nie na czasie, co? [-Moja droga! Prawdziwa sztuka jest niesmiertelna. Mony LiSy, o ile wiem, nikt jeszcze nie uniewaznil. ', - Ale zdaje sie,ze sluzy glownie jako tlo dla fotografujacych glownie Japonczykow. -Westchnelam. -Czy ty sie urwales z pracy na calydzien, czy musisz tam wracac? (-Nie musze wracac. Mam wolne. Pracuje za to w weekend. " - A codzisiaj porabia niezawodna Tosia? -spytalam ostroznie. -Niezawodna Tosia pewnie wlasnie gotuje obiad swojemu kohanemu Jacusiowi i jego ojcu. -I dlugo onabedzieten obiad gotowac? -Jak dobrze pojdzie,to do poznego wieczora. -Ach,mowisz? Zatrzymal sie - gawedzilismy, przemierzajac kilometrowy szkolny korytarz w ogonie tlumu opuszczajacego sale teatralna -I-spojrzal mi prosto-w oczy. Kiedy ontak namnie patrzy, to ja,niestety, przestaje byc odpowiedzialna i przytomna pania nauczycielka. -Nie moge cie zabrac do mojego domu - powiedzial cicho. Zaprosiszmniedo siebie? Zaprosilam go dosiebie. 179. 27 pazdziernika, piatekPlawimy sie w chwale. Dzisiejszalekcja w mojej klasie poswiecona byla swietowaniu sukcesu. Wieczor bez Kamila oznacza wieczor poswiecony glowniewzdychaniu. I co tosie ze mna porobilo? 28 pazdziernika, sobota Beatka z Laurka zapowiedzialy sie na niedziele. Oswiadczyly, zejestem podla zmija, podstepna bardzo, nie wiadomo, co wlasciwieknuje, lekcewaze przyjaciolki i w ogole nalezy mnie zabic. Umowilam siez nimi jutro w Atlanticu. Poczatkowo chcialam protestowac, ale wlasciwie - czemu nie? Kontakty z Kamilem musze na razieograniczyc do telefonowania. Caly weekend pracuje, apotem leci do domu,zwalniac Tosie z obowiazkow. Gdybysie tak udalo wystac gdzies Jacka. Moze na wycieczke szkolna? Odpada. Przeciez te wycieczke ja sama musialabym zorganizowac, acogorsza uczestniczyc w niejjako pani wychowawczyniodpowiedzialna zawychowankow. Nic. Bedziemy sie cwiczycw cierpliwosci. 29 pazdziernika, niedziela Dodiabla z cierpliwoscia. Odwiedzilam Kamila na lotnisku i udalo misie poleciec znimdo wypadku. Latanie jest fantastyczne, ale wolalabym chyba siedziec z nim w tym pokoiku zwidokiem napas startowy i trzymacgo za reke. Kiedy prowadzi smiglowiec,trzymanie go za rekejestwykluczone. Moge sobie za to spokojnie na niegopatrzec. Bardzomi sie podoba za sterami. Hermes zasterami smiglowca. 180 Na pewno by to lubil.Te jegosandalki ze skrzydlami to nieco[zestarzaly srodek komunikacji lotniczej. Obiecujacy Janusz byc moze mnie znienawidzi. Gdyby nie ja, lecialby na przednimfotelu, a moze nawet sam pilotowal. A tak, maniera dobrego wychowania, siedzi z tylu i obgryza paznokcie. jak dotadzlego slowa mi nie powiedzial. Po poludniu z zalem opuscilam lotnisko i Kamila, bo przeciez Umowilam sie z ukochanymi przyjaciolkami. Czas je oswiecic sprawie skutkow tabelki. "W Atlanticu mialy tym razem najlepsze miejsca - niena zadnych dizajnerskich siedziskach, tylko przy normalnym stoliku,z normalnymi fotelikami dookola. Nie bylo z nimi ani starej przyjaciolki Natalii H. , ani nowejprzyjaciolki Dzidzi. -Czemu jestescie takie ponure? -zapytalam, zamowiwszy sobie uprzednio koktajl Manhattan. -Ponure? -zdziwila sie Laura nieszczerze. -Nie, dlaczego? -To ja pytam, dlaczego. -Och, zycie jest ponure i pieniedzy nie ma - wystekala Beata. -Za to ty jestes radosnajak prosiew deszcz. Cosci wyszlo w zyciu ostatnio? -Parerzeczy. Mielismy niebywaly sukces na akademii z okazji dnnia Nauczyciela. Poezja romantyczna. Podbilismy serce szkoly. -Szkola nie ma serca. Robilasjakis teatrzyk z uczniami? Opowiedzialamo naszychromantycznych wzlotach. Sama znowu z tego powodu nieco wzlecialam, ale zauwazylam, ze przyjaciolki niesa specjalnie zainteresowane. -Ty lepiejpowiedz, czywyciagnelas wnioski z naszej tabelki. Szkoda by bylo, gdyby siostrzane wysilki poszly na marne. -Aleznieposzly. Tabelce i wam winnajestem dozgonnadziecznosc. -Co, poskutkowala? -zainteresowala sie Laura. Jeszcze jak. -Przestalas sobie zawracac glowe ponurym pilotem? -Przeciwnie. Przestalam sobie zawracac glowe wesolym architektem. -Zwariowalas - skonstatowala Laura. -Opowiedz natychniast. 181. Opowiedzialam, opuszczajac bardziej osobiste szczegoly.-O Jezu - jeknela Beata. -Niedobrze. -Dlaczego niedobrze? -oburzylam sie. -Zakochalamsiez wzajemnoscia? To niedobrze? -Oczywiscie. Po pierwsze, skad wiesz, ze z wzajemnoscia? Boci powiedzial? Po drugie, czlowiek kochajacyto czlowiek bezbronny. Twoj ponury pilot ma cie w garsci, moja droga. -Ja bym tego tak niewidziala - zaoponowalam. -Zreszta,niech sobie ma. Mnie sie to podoba. -Cmado ognia - pozalowala mnieBeata. -Klasyczna cma! A poza tym jestes niekonsekwentna. -Tylko nie cma - zaprotestowalam, bo nie znosze ciem. -I nigdzie niejest powiedziane,ze musze byc stuprocentowo konsekwentna. Nie ma obowiazku. -I co zamierzasz? Wyjdziesz za niego? -Na razienicnie zamierzam. Przeciez my sieznamy dwa miesiace! -Musisz myslec perspektywicznie - pouczyla mnie Laura. -On jest od ciebie z dziesiec latstarszy. I ma syna. Prawie doroslego. I mamusie z Alzheimerem - pomyslalam, ale nie powiedzialamtego. Po co imdostarczac amunicji? -Zarzadzam zmiane tematu - oswiadczylam. -Dosyc gadania omnie i ponurym pilocie. Poczekajmy, zobaczymy, jak sie sytuacja rozwinie. Powiedzcie lepiej, co u was. Jak tam Beatki praca. I wogole. -W ogole - Laura poslusznie zmienila temat - to jest tak sobie. Potrzebujemy pieniedzy, jakzwykle. A ty co, zarabiasz w tejszkole jak czlowiek? Nie wierze. -A skadze. Odzwyczajam sie odjedzeniapowiedzialam prawie zgodnie z prawda, bo zakochanie sie w Kamilu zaczelo wplywac minimalizujaco na moje potrzeby zywieniowe. Zakochani zywiasie wszak uczuciem. Glupio brzmi, ale cos w tym jest. Ciekawe, czy on tez. -Trzebabedzie cos wymyslic - mruknela Beata, wysysajacslomke podrinku. -A twoja pracaw recepcji u boskiej Natalii? -Natalia malo placi. Proponowala mi ostatniotekursy. pa182 mietasz, wspominalam wam o nich. i chce,zebym sprawe potraktowala barterowo i pracowala w zamian za udzial w kursach. -Zgodzilas sie? ;, - Nie. Ona zarabia mase pieniedzy. Ludzie do niej walarzwiami i oknami. Powinno ja bycstac na oplacanie recepcjonistek. Ale moze jeszcze troche wytrzymam, bo te kursy chetniebym pokonczyla. -Dziewczynki - powiedziala energicznie Laurka,machajac na kelnera - powinnysmy sie zastanowic, skad wziac pieniadze na luksuspracy w szkole, na luksus bycia luksusowa recepcjonistka, no i dla mnie tez troche, bo ostatnio urwali mi sie Japonczycy ciotki. Jakos rzadziejprzyjezdzaja. Dekoniunktura najaponsztyzne czy co? i: Co proponujesz? -Bylam zainteresowana, bo milosc miloscia, ale jednak warto by miec troche lepszekosmetyki. -Nic, cholera. Nicnie moge wymyslic. -Laura bezradnie rozlozyla rece. -Jedna moja znajoma jestpropagandystka, cztery popoludniaw tygodniu, mowi, ze calkiem niezle na tym wychodzi. ' - Czym jest? Propagandystka? To znaczy, ze co? Cztery razy w tygodniusieje propagande? -Moznato i tak nazwac. Sprzedaje kosmetyki. Jakiejs firmy zagranicznej. -Po domach? Ten temat juz chyba mamy przerobiony! -Nie, nie podomach. Ta firma wykupila miejsce w supermarkecie iwystawila w przejsciu dla ludzi takie stoisko z kosmetykami. Perfumy,sole do kapieli, takie tam drobiazgi. -Ach, wiem. Nie perfumy,tylko podrobki, jak zywe i prawie tak samo sie nazywaja, i prawie tak samo pachna, tylko nie dO konca tak samo. To straszny kit! I te dziewczyny sie rzucaja na ludzi. Imowia, ze dajacos w prezencie. A potemsieokazuje,! owszem, daja, jezeli kupisz jakies podejrzane pachnidla za dwie stowy. Nie, dziekuje. -Ja tez dziekuje - powiedziala filozoficznymtonem Laura. -Przeciez was nienamawiam, zebyscie to robily. , Niespodziewanie zaczela chichotac. -Zwariowalas z ubostwa? -spytala Beata tonem nieufnym. -Jeszcze nie dokonca - Laura siegnelado torebki iwydobyla z niej jakies szpargaly. Popatrzcie, ta moja znajoma dala mi in- 183. strukcje do poczytania. Jakbyscie przypadkiem zmienily zdaniei chcialy sprobowac, to mozecie sie przygotowac duchowo. -Pokaz - siegnelam poszpargaly. -Co to jest? "Powinnosciidealnego propagandysty". Dlaczego oni sie nazywaja propagandysci, a niesprzedawcy? "Czy ma panimezczyzne? Nie pytamz ciekawosci anijak na spowiedzi,ale mam cos dla niego, abynieczut sie poszkodowany". Dlaczego na spowiedzi, to znaczy, niena spowiedzi? Dlaczegoon ma byc poszkodowany? -A bo ja wiem- odrzekla Laura obojetnie. -Onisietego uczana pamiec i tak maja rozmawiac z klientami. -A kto im totak ladnie napisal po polsku? -Nie wiem,bo firma nie jest polska. Pewnie jakis kreatywnymenago albo ktos w tym rodzaju. Lekturamnie wciagnela. -Sluchajcie, dziewczyny: "Jeszczeraz przedstawie wizualnie. jak wyglada nasza oferta reklamowa", taki belkot jest obowiazkowy? -To jest belkot opracowany przez specow odmarketingu. Popatrz. jest cala instrukcja, jak sie nalezy zachowywac. -Gdzie? A, rzeczywiscie. "Zachowanie odpowiedniej logistyki prezentacji". Kiedys "logistyka" w cywilu zajmowala sie teoriai praktyka produkcji, ale czasysie zmieniaja. "Stanowcze zaczepianie klienta". No nie, toprzeciez obrzydliwosc! "Zwroceniena siebie uwagi, wykorzystujac zdolnosci aktorskie". Jezu, jakbymi ktorys uczentak budowal zdania, mialby sie z pyszna. "Artykulacja - tonacja glosem, gestykulacja -mimika twarzy, usmiech- powoduje pozytywne nastawienie do nas klienta". No, niewiem. Jakone tak siedo mnie szczerza, to mi sie wytwarza odruch wymiotny. I co to jest "tonacjaglosem"? Jak sierobi tonacjeglosem? Skad te biedactwa maja wiedziec, co powinny zrobic? "Kontaktwzrokowy -dominacja nad druga osoba". Rozumiem. Chca mnie zdominowac i wcisnac mi kit. Niema takiej mozliwosci. Lepiej zabierz ten papier, boon obraza moje poczucie identyfikacji zjezykiem! -Identyfikujesz sie z jezykiem? -chciala wiedziec Beata. -Jakto sie robi? -Czasem przychodzimi do glowy, ze calaosobowosc czlowieka miesci sie w mowie, w sposobie mowienia, w poslugiwaniu sie 184 jjezykiem ojczystym.Albo nieojczystym. Takijestes, jak mowisz. Ja osobisciemam slabosc do jezyka ojczystego i uwazam, ze daje^intelektowi wielkie mozliwosci. Odczuwam bolesnie, kiedy ktos robi mu krzywde. ^ - No tonie bedziemy mu robily krzywdy - powiedziala stanowczo Laura, odbierajac mi papiery i wrzucajac je do stojacego najblizej dizajnerskiego kosza na smieci- - Swoja droga zrobilo sie jakos strasznie. Nie mozna zlapac zadnejnormalnej fuchy, zadnego tlumaczenia, biznesmenow gdzies wywialo, uniwersytet niechce ze mna gadac. Ja nie wiem, jakten kraj ma sie rozwijac. Mozna zarabiac, ale malo i jakostak idiotycznie. Propagandysci, boze swiety. -Probowalas udzielac lekcji -Japonskiego? -Angielski tez znasz. -Nie wiem. moze dam ogloszenie. -Nicnie ryzykujesz. A jakbyci sie trafil ktos do nauki japonskiego, to ciagnij z niego, ile sie da. Ubodzy nie ucza sie takich rzeczy. -A co ja mam zrobic? -miauknela zalosnie Beatka. -Ty sobie wyobraz, ze dostalas spadek, a potem mysl pozytywnie, to cisie sprawdzi - powiedzialam bezlitosnie. -To sie nazywa wizualizacja, tak? Ipozytywne afirmacje? -Podla zmija jestes - obrazila sie Beata. -Jak juz nie bede miala wyjscia, pozwole Adasiowi wrocic, chociazto juzw ostatecznosci. -Nie martw sie - pocieszylam przyjaciolke. -Bedzie dobrze. ^ teraz, dziewczynki, trzeba pojsc do domu, bo jak jeszcze posiedzimy we wlasnym towarzystwie i w takich nastrojach z pol godziny, torzucimy sie sobie do gardla. Poza tym mam jeszcze troche do zrobienia. Idziemy? -Masz racje - westchnela Beata. -Jest koszmarnie. Wdomu gdzie tez koszmarnie, ale taniej. Idziemy. Poszlysmy. W domu wydzwonilam Kamila. Nie jest wykluczone, ze jutro bedzie mogl domnie wpasc. Szkoda, ze tylko wpasc,ale tak w ogole, to hura, hura. 185. Troche myslalam o tym, co powiedziala Beata - ze mianowicie jestem bezbronna i Kamil ma mnie w garsci.Cos wtym jest. Ale, zakladajac,ze onmnie tez kocha,on rowniez jest potencjalnie bezbronnyijamam gow garsci. Chyba ze mnie nie kocha. Ale mowi, ze kocha. Tak czy inaczej, chyba warto zaryzykowac. Poniedzialek Dzien jak co dzien. A wieczorem Kamil. Niech zyjeTosia. Kolo pomocy odprowadzit mnie na pociag i wrocil do domu, zmienicTosie, a ja pojechalam do jednego ciotkostwa (to wujek sie przyzenil, stad ciotkostwo) do Poznania, bo na Zaduszki zjezdzamy sie wszyscywlasnie w Poznaniu, gdzie sa groby dziadkow. W pociagu caly czas - toznaczy przez dwadziesciaminut, dopoki nie zapadlam wsen sprawiedliwego - myslalam o Kamilui odnoszewrazenie, ze jednak mamy siew garsci nawzajem. 3listopada, piatek Z powrotem u siebie. Rodzina jest the hest, czyli debesciarska, jak mowia moje malolaty, ale stanowczo za duzo je. Zarcia,jakiepodajena stol chuda jak szczapa ciotunia, starczyloby dla kompanii wyglodzonych poborowych. W dodatku jest to jedzenie najwyzszej klasyswiatowej,po poznanskutradycyjne (kaczki, pyzy imodra kapuchaoraz inne podobne lakocie),trudno mu sie oprzec, zreszta rodzinkaprzymusza- w efekcie ukochana spodnicagorzej mi sie teraz dopina. 4 listopada, sobota No i nie szkodzi. Kamil mowi. ze tonawet przyjemne. Ho,ho, robimy sie zmyslowi jak rozpustni Rzymianie. Jutro,niestety, celibat i odrabianie lekcji, bo Tosia mawolne. 186 listopada, poniedzialekDziubski Krzysztof najwyrazniej przezywa nawrotuczucia do mnie- Zamiast uwazac na lekcji, siedzi z wlepionymi we mnie oczyma i wzdycha. Jak uMakuszynskiego,slowo daje! 'listopada, wtorek ; Byla psycholozka. Dziwnie przypominala boska Natalie, nie bardzo sobie na poczatku moglam uswiadomic dlaczego, bo podobna do niejwcalenie byla. Potem doszlam do wniosku, ze promieniowala w ten sam sposob. Oni chyba przechodza specjalne kurf promieniowania, tfu, przepraszam - promienienia (czy jesttakirzeczownik odczasownikowy? ), ci spece od grzebania w duszy ludzkiej,. Co do mnie, takie promienne osoby budza moja nieufnosc, ale moze to moja cecha osobnicza. Przyprowadzila ja pani wice osobiscie, przedstawila zebranym rodzicom, powiedziala, ze bardzo wazne jest, abyrodzice uczniowS) samej klasy poznali sie doglebnie, lepiej niz dotychczas,oraz integrowali -po czym sobie poszla. -Psycholozka starala sie ze wszystkich sil nam podlizac oraz emanowaczyczliwoscia i lagodnoscia. -Drodzy panstwo - powiedziala glosem miodowym, jak w reklamie szczegolnie miekkich i chlonnych pieluszek- ciesze sie bardzo, zemozemysie dzisiaj spotkac. w kilku klasach byly juz takienasze spotkania irodzice bardzozadowoleni, bardzo. prosili onastepne. Oczywiscie, jezeli panstwo uznaja, ze to pozyteczny, nasz dzisiejszy pierwszy krok do wzajemnego poznania sie nie musi byc krokiem ostatnim. Obrzucila rodzicow cieplym spojrzeniem. Rodzice siedzieli troche sztywno, ale robili, co mogli, zeby wykazacdobra wole. Mialo to wyraz w nieco kurczowych usmiechach. Kamilw ostatniej lawce pod oknem tez sie usmiechal, ale raczej w moim kierunku; niekurczowo. Mialamochote powiedziec mu, zeby uwazal na lekcji, ale sie powstrzymalam. Pani psycholozka zas poprawila nanosie okularki wmodnej cienkiej oprawce (na biurku polo- 187. zyla uprzednio futeralik z napisem Christian Dior, napisemdo gory) i przystapila do rzeczy. -Mili panstwo- rzekla zzacieciem konferansjera nadrugorzednym balu charytatywnym -chcialabym, zebysmy na poczatek przemieszali sie miedzy soba. I prosze, zebywszyscyprzedstawili sie wszystkim, podajac sobie rece nawzajem. Ja wiem, zepanstwo juz sie spotykali na wywiadowkach, ale teraz bedzieinaczej! Bardzo prosze - zakomenderowala glosem pelnym entuzjazmu i ruszyla w kurs, popychajac rodzicow do wzajemnychpowitan. Wygladalo to dosyc idiotycznie, ale rodzice poslusznie potrzasali sobie dlonie, wymieniajac przy tym - nie wiedziec czemu -swoje nazwiska,ktore przeciez znali od kilku lat. Kamil z niewyrazna mina usilowal jak najmniej sie eksploatowac, ale nadaktywnapsycholozka nie popuscila. -Pan jest niesmialy - zdiagnozowala go od reki, po czym postanowilapoprawic diagnoze. -Albo raczej cos pana blokuje, niechce pan sieotworzycna ludzi. To niedobrze. Prosze sie odwazyc,zobaczy pan,ze za chwilepoczuje sie pan lepiej. Ujela go pod ramie i sprobowala posterowac nim w stronenajwiekszego scisku. Kamil rzucil mi rozpaczliwe spojrzenie. Podnioslam oczydo sufitu, co mialo oznaczac, zejestem bezradna,a poza tym nie wiem, czemuto wszystko ma sluzyc, niech wiecbedzie dzielny i robi, co mu kaza. Kilka bab podlecialo do niegoi niemial wyjscia, musial sie poddac. Pani psycholozka spogladala na te scenez zawodowym zachwytem. Wreszcie uznala, ze wszyscy juz sie znaja. -Wspaniale - zawolala, promieniejacprofesjonalnie. Rodzice natychmiast zakonczyli dziwny taniec i ruszylina swoje miejsca, gdzie kazde z nich zostawilo swiezo przez moichmalolatow zaparzona kawe, ktora juz zaczynala stygnac. Ale psycholozka zniweczyla teplany wzarysie. -A teraz, szybciutko, odliczymy dopieciu zakomenderowala. -Prosze,od pani zaczniemy: jeden, dwa, trzy, cztery, piec i dalej: jeden, dwa. Pochwili klasa byla odliczona. A teraz- kontynuowala psycholozka - szybciutko sie przesiadamy! Jedynki do jedynek - o, przy tym stoliku, dwojki 188 do dwojek, trojki dotrojek i tak dalej.Szybciutko, kawy nie zabieramy, zaraz wrocimy na swoje miejsca i zdazymy ja wypic! Nie wyStygnie, prosze pani, niech siepani nieobawia! ^.Mama Dziubskiego Krzysztofa w poplochuzatrzepotala rekami i pobieglatruchtem na drugi koniec klasy, gdzie sadowily sie piatki. Kamil, ktory zostal dwojka, spokojnie wzial swoj kubek z kawai przesiadl sie do stolikadwojek. Staralam siena nich nie patrzec. Pozostali rodzice jakosnie protestowali. -Bardzo dobrze - pochwalila pani psycholog. -A teraz wszystkie grupy wybieraja sposrod siebielidera! Grupy przy pieciu stolikach pochylily sie ku sobie i zamamrotaly. Liderzy zostali wybrani. Zauwazylam, ze przy stoliku dwojek liderka zostala mama Macka, energicznai sympatyczna dama, z zawodu informatyczka. Chyba przekwalifikowana, bow jej wieku akademickim studiow informatycznych nie bylo. , - Wspaniale - psycholozka cieszyla sie jak dziecko. -A teraz. Tojej powtarzane "a teraz" swidrowalo moje uszy. ...ateraz przeztrzy minuty bedziemy sie zastanawiac, co mamy ze soba wspolnego! Co nas laczy! Boto nieprawda, ze jestesmyy tylko zbiorowiskiem zupelnie obcych sobieludzi, sami panstwo sie zdziwia! Kamilmial smiercw oczach. Mama Macka krecila glowa. PanidoktorHrydzewicz przy stoliku jedynek ostro zabrala sie do roboty, wyciagajac notatniki odpytujac szeptem podlegle sobie osoby. Reszta rodzicow rozmawiala po cichu. Nastroje byly rozne, ale widac bylo, ze ludzie zaczynaja sie wciagac w te gre. -A terazodliczam czas- zawolala radosnie psycholozka. -do dziesieciu! Iodliczyla. Po czym zaklaskala w dlonie. -Koniec, koniec! Prawda, ze to nie bylo wcale takie trudne? teraz poprosimy liderow, zeby siekolejno wypowiedzieli. Na pewno udalo sie panstwuodnalezc wiele wspolnych elementow. Jedyneczki. prosze bardzo. Kto jest liderem? Pani? Proszee nam przedstawic! Doktor Hrydzewicz wstala majestatycznie i przedstawila sie imieniem,nazwiskiem i tytulem naukowym. Po czym okrasila usmiechem i wymachujac kartka z notatkami, zaczela: -No wiec w istocie,pani magister. magisterczy doktor? 189. -Jeszcze magister, ale juz przewod otwarty.ale wciaz jeszczemagister. -A zatem,pani magister miala racje, mamy z soba wielewspolnego, chociaz to bylo, przyznaje, nie lada zaskoczeniem dlanas wszystkich. Wypisalismy sobie wszystko na karteczce,zebyniezapomniec o niczym, co nam przyszlo do glowy. Po pierwsze, wszyscy mamy dzieci! Podrugie, nasze dzieci, aprzynajmniejniektore z naszych dzieci, chodza dotej samejszkoly i do tej samej klasy! Po trzecie, wszyscy jestesmy dorosli i wszyscy nalezymydo inteligencji. Niepotrzebnie spojrzalam na Kamila. Oczy mial wielkosci talerzykow deserowych i dalabym glowe, ze jednym wpatrzony bylintensywniew pania doktor Hrydzewicz, drugim zas spogladalna mnie z wyrzutem, zmieszanym z jawna kpina. Dostalamna wszelki wypadek naglego ataku kaszlu, ktory stlumilamw chusteczce do nosa. Pani doktor, otoczona wianuszkiem swoichpodwladnych, najwyrazniejszalenie zadowolonych z dziela,ktore stworzyli pod jejswiatlym kierunkiem, kontynuowala: -Po czwarte,wszystkimnam zalezy na tym, zeby nasze dziecizdaly mature jaknajlepiej i dostaly sie na studia wyzsze. Po piate,wszyscy mamy rodziny pelne i zgodne, ktore sa oparciem dla nasi naszych dzieci. Poszoste, wszyscy w jednakowym stopniu staramy sie uczestniczycw zyciu kulturalnym miasta i kraju, choc samiedzy nami rozbieznosci na tematpreferowanych przez nas jednostkowo gatunkow sztuki. Po siodme- to zabawne, ze o tym pomyslelismy -wszyscy lubimy dobrze zjesc. W kieszeni mojego niesmiertelnego czarnego zakiecika zatrzaslsie telefon komorkowy. Wyciagnelam go ukradkiemna swiatlo dzienne i tracacczesc wystepu pani doktor Hrydzewicz, przeczytalam SMS-a: "Poosiemdziesiate osme wszyscy nosimy zima cieplegatki". Nie powinienbyltego robic! -Zle sie pani czuje? -zapytala pani doktor Hrydzewicz,przerywajac wyliczanke. -Co sie stalo? -Nic, nic, bardzo przepraszam, to tylko dawneprzeziebienieodzywasie umnie czasami. zwlaszcza w takimsuchym powietrzu. Kamil zerwalsie dwornie. 190 -Otworze okno!Zalalam sie lzami. Podlec. ' - Nie zaszeroko? -dopytywal sie troskliwie. -Nie bedzie na pania wialo? ;Stojac przy oknie,na zmiane otwieral je i przymykal, zapewne po to, by wpuscic optymalna ilosc swiezego powietrza. Oczka mial przy tej czynnosci absolutnie niewinne. Z twarza w chustce do nosa machnelam reka, ze tak jest dobrze. Zabije go przy najblizszej okazji. Wrocil na miejsce. Zanimpani doktor dokonczyla dziela, zdolalam sie jakosopanowac. Dopomoglami swiadomosc, ze teraz grupa Kamila bedzie sie wyglupiac. Rzesiste Oklaski zainicjowaneprzez pania psycholozke nagrodzily wysilek umyslowy jedynek. Zerknelam na Kamila. Siedzialnieporuszony, z tym swoim lekko nieobecnym spojrzeniem. Boze, ja sie przeciezw tym jego spojrzeniu tak zakochalam. )- - A terazpoprosimy dwojeczki - zaspiewalapromiennie pani psycholozka. -Pan jest liderem? -Spojrzalalakomie na Kamila. Ach, pani. Prosimy, prosimy. ^, Pani Milska wstala. Nie miala zadnej karteczki przed soba. ;', - W naszej grupie uzgodnilismy, ze to, co nas laczy, to szkola klasa, do ktorej chodza nasze dzieci. Laczy nas rowniez poglad, ze nie odczuwamy potrzeby uzewnetrzniania sie na forum klasyDi na jakimkolwiek innym forum. To wszystko. : Usmiechnela sie uprzejmiei usiadla. No prosze, dogadali sie! Bylam ciekawa, co nato powiepsycholozka, ale nic nie powiedziala, tylko poklaskawszy w lapki, poprosilakolejna grupe. Ale Niestety, nikt poza dwojkami nie mial oporowi wysluchalismy sporej porcji odkrywczych stwierdzen typu "w naszej grupie wszyscy mamy wyzsze wyksztalcenie" albo "tak sie zlozylo, ze wszystkie jestesmy kobietami". Komorka w mojej kieszeni znowu zaczela sie trzasc, ale spacyfiMwalam ja jednym ruchem. Na Kamila wolalam nie patrzec. Jednak dotrwalam do konca tych grupowych wyznan. Myslalam, ze panipsycholozka jakos to skomentuje, ale widac postanowila poczekac z tym do konca zajec. Za to pozwolila ludziom wrocic na swoje miejsca, do dawno wystyglej kawy. Poczym rozdala wszystkim czyste kartki. 191. -Na tych karteczkach - powiedziala tonem cierpliwej przedszkolanki - napiszemy alfabet, ale uwaga, prosze zaczekac, ja powiem, jak go napiszemy.Nietak jak normalniepiszemy, w jednejlinii, ale pionowo. Prosze, piszemy: a, be, ce, de, e, ef. Podyktowala caly alfabet. Moze nie miala pewnosci, zewszyscyobecni maja to opanowane. Zauwazylam ze zdumieniem, zerodzice poslusznie pisali pod dyktando, litera po literze, niktsienie wyrywaldo przodu. Oprocz Kamila, oczywiscie, i pani Milskiej. Oboje szybko wypisali slupekliteri zamarli w oczekiwaniu. Pani psycholozka dotarla szczesliwie do "z"i poprosilao odlozenie dlugopisow. Wiedzialam, ze teraz uslysze "a teraz". -A teraz wszyscy zastanowimysiekrotko i napiszemy na naszych karteczkach, co dajemy naszym dzieciom. Nakazda literealfabetu, dlatego wlasnienapisalismy alfabet wslupkach. Co dajemy naszym dzieciom. Rozumiejapanstwo, prawda? Na przyklad na "em" - milosc. Na"be" - bezpieczenstwo. Na "ce" - czulosc. Na"wu" - wyksztalcenie. Proszewpisac wszystko, copanstwu przyjdzie do glowy. Blysk w oczach Kamila swiadczyl wyraznie o tym, co mu wlasnie przyszlo do glowy. Niestety, mnie tez sie przypomnial stary. niewybredny dowcip. Co jest na"a"? Ag... Chichoczac do srodka, poszlam zamknac okno. Rodzice pilnie pochylili glowy nad karteczkami. Kamil nie pochylil glowy. Przeciwnie. Wstal ze zbyt malegona swoje gabaryty krzesla, wyprostowal sie, karteczke z alfabetem(w slupku! ) zostawil na lawce, sklonil sie ogolnie i wyszedl. -Przepraszam - powiedzialam szybko i klamliwie do panipsycholozki. -Musze zlapac tego pana, bo mam mucos do powiedzenia o jego dziecku. Za moment wroce. Nie jestem panina razie potrzebna, prawda? I wylecialam na korytarz, nie czekajac na odpowiedz. Stal, podpierajac plecamikaloryfer idiotycznie zawieszonyna scianie. Silawoli powstrzymalam sie od natychmiastowegorzucenia mu sie w ramiona -mogl ktos jeszcze nie zniesc testu. wiec nie nalezalo ryzykowac. Patrzyl na mnie zwyrzutem. -Czyjaci zrobilem jakas krzywde? -Strasznie cie przepraszam, nie mialam pojecia, o co chodzi 192 w' tym wszystkim ani jak tojestprzeprowadzane.iw ogole na czym polega -platalam sie. -Nie chcialamcie wrabiac, slowo harcerza. Apozatym juz sie zemsciles! Zeby mnie tak ugotowac! malo sienie udusilam przez ciebie! -Przeciez otworzylemci okno. -Podnioslbrew w sposob swiadczacy o czystym jak lza sumieniu. ; Obawiam sie, ze nie wszyscy dali sie nabrac na moj kaszelek odpowiedzialam ponuro. -Skompromitowalam sie przez ciebie. Dostalam glupawki. Autorytet mi diabli wzieli. -Jezeli chodzi o mnie, to wrecz przeciwnie. Bylbym zalamany, gdybys na serio kazala mi pisac alfabet z gory na dol i dokonywac publicznej spowiedzi. Na dowolny temat. Nigdy nie traktowalem z nabozenstwem AnonimowychAlkoholikow, a to,co slyszalem o. terapiach grupowych, zawsze napawalomnie wstretem. Jestem za tym, zebysmy jak najszybciej zapomnieli o tym niesmacznym incydencie. Czy moglabys sie teraz stad wyrwac? -Raczej nie - pokrecilam glowa z autentycznym zalem. -Jestem de nomine gospodynia tegospotkania. Musze tamwrocic. Bez ciebie. nie wiem, jak zniose to do konca. -Beze mnie nie bedzieszchichotac. -A ty musisz wracac do domu? -Musze. Wiesz. -No, wiem. Szkoda. Idz juz, aja wrocedo klasy. Poszedl. Ja kochamnawet jego plecy! Kontemplowalamukochane plecy, kiedy drzwi klasy otworzyly sie iwyszlamama Macka. -Nie wytrzymalam - zakomunikowala,stajacpod kaloryferem. -Staralam sie, ale naprawde trudno mi to traktowac powaznie! Wie pani, bardzo duzo czasu w ciaguostatnich osiemnastu lat rozmawiailismy z mezem, zastanawiajac sie, czy Maciek dostaje od nas wszystko to, co powinien od nas dostac. Rozwazalismy to na wszystkie mozliwe sposoby. Siegalismy do wlasnych doswiadczen, do filozofow, myslicieli, pedagogow, pisarzy i diabli wiedza kogo jeszcze. Przeanalizowalismy wszystkie znanenamprzypadki! bledow wychowawczych wsrod rodziny i przyjaciol. Szukalismy wzorcow pozytywnych i wyciagalismy stosowne wnioski. Sprowadzenie tego wszystkiego, tych naszych poszukiwan i przemyslen 193. do kilku schematow, do jakiejs idiotycznej tabelki, do paru sloganow, hasel.Przepraszam pania,czypani jest jakos zwiazana? -Nie, bron mnie Panie Boze - powiedzialam pospiesznie. -.Niejestem zwiazana,jestem przerazona. Przysiegam pani, to niemoj patent, z ta integracja. To sie odbywa w calej szkole, wewszystkich klasach, na polecenie dyrekcji. -Mialam lepsze mniemanie o waszym dyrektorze - prychnela. -Mialam na mysli wicedyrekcje - poprawilam sie,ciekawa,czy dyrektor naprawde nic nie wie. -Ale,jakpani sama widzi,panstwo jestescie w mniejszosci,pani i pan Pakulski. Inni rodzicesiedzai pisza. -Tego wlasnie nie rozumiem. Przeciez to inteligentni ludzie! A moze sie boja wylamac? Przypomnialam sobie reakcje pani Dziubskiej, ofuknietejprzez psycholozke. -Mozliwe. Boja sie sami z siebie albo boja sie, ze ich niesubordynacja wobec wymyslow szkoly odbije sie na dzieciach. -Jezeli cokolwiek na kimkolwiek sie odbije -powiedziala proroczo pani Milska - to raczej na pani. Skoro to pomysl dyrekcyjny, a pani nie przygotowala nalezycie rodzicow - mamnamysliucieczkenas dwojga z tej lekcji. Ale niech sie pani nie przejmuje. Bedziemy zpania. W kazdym razie ja i pewnie pan Pakulski tez. Aha, chcialam panipogratulowac tych romansow, -Widziala pani? -ucieszylam sie, troche zdziwiona, bo nie dostrzeglam jej nasali. -Przedstawienia nie widzialam, ale Maciek mi wszystko odegral, poza tym czesc prob. hm... dodatkowych, odbywala sieu nasw domu. Sympatyczne dzieci. Bardzo przyjemna ta jegopartnerka, w takich okularach, Basia. Nie znalam jej wczesniej. Jej matka tu moze jest i pisze grzecznie testy? -Nie, ani mamy, ani ojca Basinie ma. Ciesze sie, ze panija polubila. To swietna dziewczyna, bardzo inteligentna i w ogole urocza. Nie bedziemiala latwo w zyciu, bo strasznie pyskata-Pewnielepiej, ze jej rodzice nie przyszli,bo po kims toodziedziczyla, byloby wiecej ucieczek z lekcji. W tym momencie drzwi uchylily sie i przemknela przez nie lekliwa paniDziubska. Zobaczyla nasi przystanela zwyrazem niezdecydowaniaw oczach. 194 "Pani tez nie wytrzymala - ucieszylasie mama Macka.-Dallej przerabiamy alfabet czy juz jest jakis nowy patent? -Nowy - sapnela zdenerwowana mama Krzysia. -Mamy sie wczuwac we wlasne dziecii odgrywac jakiessceny. To niedlamie. Krzysio ostatniocostam odgrywal i byl zachwycony. Mnie na scene nie ciagnie. ^-: Repertuar mniej atrakcyjny -zasmiala sie pelnym glosem mama Macka. ' Zamierzaly kontynuowac konwersacje, ale z klasy wyszedl, trzaskajac drzwiami, pan Jeremi Karcz. -Droga pani - zwrocil sie do mniepodniesionymglosem. -Ja sie niepisalemna terapie grupowa! Z Adamem, o ile wiem, nie ma zadnych klopotow w szkole? Bo w domunarazie, odpukac,wszystkow porzadku! Czy ta pani mysli, ze za pomoca paru sztuczek z podrecznika psychologii dla ubogich duchem powie nam cos nowego o nas i naszych dzieciach? -Jatrzeba bylo spytac- mruknelam podnosem, ale impetyczny ojciec Adasia uslyszal. 'Spytalem! ;. - I co? -zaciekawilamsie. i;- Potraktowala mnie jak idiote! -Amoze warto czasem zadac sobie takie najprostsze pytania. Moze nie umiemy ocenic jej metod jakolaicy. -My juz raczej jestesmy naetapieskomplikowanych pytan Powiedziala mama Macka. -Moze rzeczywiscie nie wszyscy. -Mama Krzysia pokrecila glowa. -W koncu wiekszosc tam caly czas siedzi. -Boja sie wyjsc - sarknal impetyczny pan Karcz. -Albo usiluja byckurtuazyjni. Amoze zreszta lubia takie gledzenie. Prosze pani, ja pania przepraszam za moj wybuch, ale janie zgadzam sie na psychologiczne wiercenie mi dziury w brzuchu,i to przy luziach. Ja nie mampotrzeby bratania sieze wszystkimi dokola i opowiadaniaim o sobie. Jesli odczuje potrzebe skontaktowania sie z psychologiem, to sie znim skontaktuje. Jezeli bedziemi potrzebna psychoterapia, tosobie wynajme fachowca. Na indywidualneseanse! Nie interesuje mnie osobowosc pani Pipscinskiej i pana Piprztyckiego inie bede ich zglebial tylko dlatego, ze nasze dziecichodza do jednej klasy! 195. -A moze to by bylo z korzyscia dla naszych dzieci - nadal usilowalam myslec pozytywnie o psycholozce i jej metodach, ktore,byc moze, wcale nie sa prymitywne, tylko na to wygladaja?-Nie wierzypani sama w to, co pani mowi - zasmial sie panKarcz, nagleodprezony. -Co do mnie, ide do domu. Mojazonawyjechalai bedziemy sobiez Adamem robic meska kolacyjke. -Gotujecie razem? -Spodobala mi sietaka wizja rodzinnejintegracji ojcaz synem. Razem na zakupach w supermarkecie,potem syn obiera ziemniaki, a ojciec przyprawia rosol. -Odgrzewamy. Mamy pelna lodowke gotowizny. Do widzeniana normalnej wywiadowce. Prosze na przyszlosc chronic nasprzed agresywnymi psychologami! Uprzytomnilam sobie, ze powinnam w tejchwili siedziecw klasie i sluzyc agresywnej psycholozce wszelkamozliwa pomoca, wiec pozegnalam obie paniei wrocilam na swoje miejsce. Pani psycholozka powitala mnie promiennym usmiechem inie czynila zadnych uwag natemat znikajacych rodzicow. Ci zas, ktorzy pozostali, biedzili sie wlasnie w grupach nad jakims zadaniem. Trwaloto jeszcze jakis czas, ktory toczas wykorzystalamna wpadniecie w rozmarzenie. Tak skutecznie zajelo mi to mysli, ze polowicznie tylko, amoze nawet w skromniejszym wymiarze, docierala do mnie wymianazdan miedzy rodzicami a pania psycholozka. Malo mnie to obchodzilo, przynajmniej sie nie nudzilam. Kiedyspotkanie dobieglo wreszcie konca, zezdumieniem stwierdzilam, ze trwalo dwie i pol godziny. Boze, tyle czasu zmarnowane! Nie wszyscyjednakbyli tego zdania, gdyzpod koniec kilkororodzicow - wtym, naturalnie, pani doktor Hrydzewicz - wyglosilo plomienna pochwale iniemniejplomienne podziekowanie, ktore to holdy pani psycholozka przyjela z ujmujaca skromnoscia. 8 listopada, sroda Probowalam dzisiaj w pokoju nauczycielskimporozmawiaco konsultacjach psychologicznych, bo przeciez nie tylkomoi rodzice mieli szczescie stac sie obiektami zainteresowania pani psy- 196 holozki i ofiaramijej wyrafinowanych metod. Nie zyskalam popularnosci. Wlasciwie tylko jeden fizyk, Jerzy Fryling, technokrata, wychowawcadrugiej klasy, uczacyjednakowoz i moje dzieciaki, mial w tej sprawiepodobne zdanie, to znaczy uwazal, zeto strata czasu, bicie piany i naiwnosc - boskoro przezsietenmascie czy osiemnascie lat mamusia z tatusiem skapili dzieciatku na ten przyklad tolerancji (na "tej albo dobroci (na pewno jedna taka przypadkowa sesja nie nawroci ich na droge cnoty. ;; - Nie rozumiem, dlaczego panstwotak mowicie - nie zgodzila sie z nami mloda i zapalona Ania Stankowicz, dwa lata po studiach, nauczycielka polskiego (pewnie w przeciwienstwie do mnie hodzila uczciwienazajecia zpedagogiki). -Rodzice, przyjmujeny, sa ludzmi inteligentnymi. -W pewnym niewielkimprocencie,owszem - wycedzil przez zeby fizyk. Cedzenie przez zeby wychodzilo mu bardzo wyraznie, poniewaz mial drobnawade wymowy, tak zwany przyseplen zebowy. Dodawalomu to naweturoku. Och, wiadomo,ze bywa roznie - zbagatelizowala spraweAnia S. -Generalnie jestesmy ludzmi myslacymi. Wiec jezeli na takim spotkaniu okazuje sie, zetolerancja jest wpisana do tabelki przezwiekszosc, a ja jej nie mamu siebie, to mi to daje do myslenia. Zaczynam sie zastanawiac, czynie powinnam zmienic postepowania w stosunku do swojego dziecka, czyniedac mu tolerancji wiecej nieco. -Naiwnosc. -westchnalfizyk. Droga moja Aniu, to sa sprawy niemierzalne. Ja jestem wielbicielem miar i wag. Takich rzeeczy jak tolerancja,dobroc czy inne szlachetne wynalazki nie maa sie zmierzyc obiektywnie. A glowe pani dam, ze wszyscy rodzice beda to mieli wpisane do tabelekczy wykresow,czy co tam bylo robione. Problemw tym, jakktorozumie te pojecia. Dla pani zekoOma granica tolerancji bedzie to, ze pusci pani corke do kinatklasa. A dla mnie, na przyklad, ze pozwole jej wyjechac w gory^meskimtowarzystwie i dam jejna droge test ciazowy. Ale oboje bedziemy twierdzili, ze jestesmy tolerancyjni. I w obu przypadkach to prawda,bo moglaby ja pani zamykac po szkole w komorcei kazac jej tam odrabiac lekcje. Tufizyk uslyszal od zebranych, ze jest cynicznyoraz ze wszystko mozna wysmiac, tylko zewtedy wszystko traci sens. 197. -To juz nie wolno byc cynicznym?-zmartwil sie, sepleniacmalowniczo slowo "cyniczny". -A co to panu daje? -zapytala wyniosle pani Julia Zamoyskaktora do tej pory nie brala udzialu w dyskusji. -Przyjemnosc, szanowna pani. Podobnie jak wszystko,co jestzwiazane z mojanatura. Ulomna, niewatpliwie, ale jednak moja, moja wlasna. -To jest toksyczna natura- powiedzialabardzo powaznie anglistka, dama lat okolo czterdziestu, najwyrazniej bedaca aucourant obowiazujacych pojec i trendow psychologicznych. -Niema sie czym chwalic. Jezeli zarazi pan takim podejsciem do zyciaswoich uczniow. strachpomyslec. Nie beda mieli nic swietego,nic nie stanie sie dla nich prawdziwa wartoscia. -Eee, cos tam sobie zawsze znajda -rzekl beztroskofizyk. -Jawierze w mlode pokolenie. Ktore juz nanas czeka od jakiegosczasu. Rzeczywiscie, juz po dzwonku. Nauczycielskie dyskusje nie maja szans porzadnie sie rozwinac. Nalezaloby przedluzyc przerwy. , Wzielismydzienniki iposzlismy nauczac. 9listopada, czwartek Ten Dziubski mnie martwi. Chodzi kompletnie nieprzytomnyi nie wie, co sie dzieje na lekcji. Boze moj! Gdyby tak ktos mipol roku temu powiedzial, ze bede sieprzejmowala zyciem uczuciowym siedemnastolatka orazwplywem tego zyciana postepy w nauce, skonalabym ze smiechu. I prosze, na comi przyszlo. Trzeba bedzie pogadac z Mackiem, moze wie, co Krzysio biedaczek przezywa. Piatek Zadzwonila Laura, cala w skowronkach,i kazalami przyjscna proszona kolacje. Nie do pubu, tylko doporzadnej restauracji 198 w czterogwiazdkowymhotelu.Nie chciala powiedziec, kto prosi, tylko chichotala radosnie. ;' Wieczoremokazalo sie,ze to ona prosi, a w ogoleszczescie jaspotkalo w postaci japonskiej ekipy filmowej, ktora przyjezdza robic jakis film o naszym pieknym kraju (Laura nie wiedziala jEszcze w jakim aspekcie, mozliwe, ze jej powiedzieli, tylko zapomniala i bedzie potrzebowala tlumacza. Japonczycy zamierzali poczatkowo porozumiewac sie po angielsku, ale kiedy sie zorientowali, jaki mamypoziom angielszczyzny w narodzie, a w dodatku uslyszeli o znakomitej tlumaczce w zasiegu reki (znaczy, Laurce), postanowili pojsc na latwiznei ograniczyc sie do dwoch jezykow, z pominieciem posredniego. Honorariumzaproponowali jakies potwornie wysokie,co wprawilo Laure w stan dzikiej euforii (zrozumialej po okresie obrzydliwego ubostwa), zwlaszcza ze kierownictwo produkcji bylojuz obecnew naszym miescie, rozmawialo z tlumaczka oraz wyplacilo jej tlusta zaliczke. Rozradowana Laura niemal wpychala nam do geby smakolyki i usilowala zamowic dla nas trzech (Beata^Uczestniczyla w swiecie) cala zawartosc karty dan. Oraz napitkow. Potrzecim drinku Beacie udalo sie zapomniec, ze potwornie'zazdrosci Laurze tej fuchy, akiedy bylysmy w trakciespozywaniaczwartego, w drzwiach sali pojawilo sie cos, co wywolalo zgodny jek zachwytu wszystkich znajdujacych sie na sali facetow. ' Mialo z metr osiemdziesiat wzrostu, bujne kruczeloki niedbale zwiazane krwawoczerwonaapaszka, tegoz krwawego koloruust pasowe, obcisla bluzka (czerwona) opinala biust numerSzesc, rzesyzahaczalyo zyrandole, dwumetrowe nogi, rekord swiata, wylanialy sie ze skorzanej spodniczki (czerwonej) ujawniajacej hojnie inne jeszcze wdzieki hurysy. Za hurysa, dzierzac czerwona skorzana kurteczke, zapewne. stanowiaca komplet do spodnicy, postepowal dumny,aczkolwiek mnniejszy od hurysy o pol glowy Slaweczek. Tak mu przeslanialaswiat, ze zauwazyl mnie, kiedy juz niemal wpadlna nasz stolik. Pomachalam mu beztrosko parasolka od drinka. Uklonil sie zwlasciwym sobie wdziekiemi nie zatrzymujac sie, pogalopowal zaswoim bostwem, ktore wprawnie stErowalo do kata z wolnym stolikiem. Musial byc dla nich zarezerwowany, bo w piatkowy wieczor nielatwo tu znalezc miejsca. 199. -Znasz go?-zainteresowala sie Laura. Dopilam tego czwartego drinka i nie widzialam powodu, zebyjej nie udzielic wyczerpujacych informacji. -To jest Slawek. -Jaki Slawek? -No,Slawek. -Ach - Laura wreszcie wpadla nawlasciwy trop. -Wesoly architekt? -Ten sam. -Cholera - powiedziala Beata. -Zagapilam sie na tebabei nie przyjrzalam mu sie dobrze. Maly jakis. -Nie taki znowu maly - zaprotestowalam. Poczulamsiew obowiazku bronic dawnego amanta (wlasciwie chyba powinnam powiedziec: niedawnego? ). - To ona taka strasznie wybujala. I jeszcze buty ma na potwornych obcasach. -Ale generalnie chyba przystojny - orzekla Laura. -Tez godokladnie nie obejrzalam. Nie moglas go wczesniej pokazac? -Nie moglam, bo sie za nia schowal. -No, przeciezmowilam, ze maly - uparla sieBeata. -Paniekelnerze, poprosimy to samo. Moze byc od razupodwojne. -I jeszcze troche krewetekna przygryzke. -Laura uwazala, zekiedy ma sie pieniadze, zdrowiej jest pic z zagrycha. -Skad on jama? -Nie mampojecia. Pierwszy raz ja widze. -Strasznie szybko sie potobie pocieszyl - potepila Slawka Beata. -To nie jest w porzadku. -Nieprzesadzaj. Ja tez sie szybko pocieszylam. -Ty toco innego -pouczyla mnie przyjaciolka. -Ty go zostawilas dla innego,wiec logika wskazuje, ze juz mialas innego. Aonpowinien trochepocierpiec, a nie od razu rzucac siena taka Lols. -Moze to jego siostra - rzucilam luzneprzypuszczenie. -Oszalalas. Chyba ze bardzo przyrodnia. Mniejszyod niejo polowe i blondyn, a ona czarna. -Poza tym na siostre tak sie nie patrzy - dodala swoje Laura. -Na ciebieteztak patrzyl? -Do mnie nie musial tak glowy podnosic - mruknelam zlosliwie. -Kiedy sie rozstaliscie definitywnie? -Beata zaczynala ogla- 200 dac sie zakelnerem. Niepotrzebnie. Wlasnie plynal donas z zamowiona taca. -Masz na myslidecydujaca rozmowe? Jakies dwa tygodnie temu. -Sluchaj, Agata, a moze on ja trzymal w odwodzie? Co? Nieaicity cisie w oczyjakies podejrzane historie? -Jakies podejrzanehistorie? ', - Nie wiem, jakie. Moze sie platal w zeznaniach? Mylil termijy? Mowildo ciebie przez sen "Kasiu"albo "Zosiu"? Przypomnij sobie! -Ona nie wyglada na Kasie ani na Zosie - orzekla Laura. Bedzie to Pamela. Albo Sandra. W ostatecznosci Patrycja,Patty. -Nie mowil na mnie "Pamela" - mimo woli zaczelamsie zastanawiac - ani "Sandra". Ale krecilz terminami. Alez terminami kazdy kreci, wiadomo, ze sie zmieniaja. " - Czekaj. Jak krecil? Mowil, ze przyjdzie wpiatek,a przychodzii w poniedzialek? -Cos w tym rodzaju. Jezdzildo Wroclawia. Pracowac. Czekajcie. Z kotem krecil! " - Kotasie odwraca ogonem - zachichotala Laura. -Krecil kota Za ogon? -Toswinia - powiedziala oburzona Beata. -Znecalsie nad zwierzatkiem! Dobrze, ze gozostawilas! Od tyczka do rzemyczka, wloczylby cie zawlosy po podlodze! -Podobno kazdy naprawdeprawdziwy mezczyzna tak robi rozmarzyla sie Laura. -Kazdyj nastajaszczyj macha. Aco on wlasciwie robil z tym kotem? -Karmil. To znaczy mowil, ze idzie nakarmic kota, a potem, innymrazem, powiedzial, ze nie ma kota. -,- Moze mu uciekl? -Nie, chyba nie. Wygladalo,jakby zapomnial, ze kiedys spieszyl sie do tego kota, to znaczy, ze mowil, ze ma tego kota. No, rozumiecie. -Rozumiemy - powiedziala ponuro Beata. -Rozumiemy doskonale. Rozumiemy, ze twoj Slaweczek wykorzystal twoja latwowiernosc i robil cie, jak chcial. Do kota, owszem, chodzil. Do tegoduzego, wybujalego kota, co to lubi ubierac sie w czerwona skore! 201. Poczulam sie dziwnie.Ale niejak uwiedziona i porzucona. Nawet mi troche ulzylo. Rzeczywiscie, z tym kotem wyszlo jakosdziwnie, pewnie Slaweczek potrzebowal doraznie jakiegos wykretu, a potem zapomnial, biedaczek, co wymyslil. -Wiecie co, dziewczynki -przelknelam krewetke - moze i taknawetbylo. Ale ja tez nie bylam wobec niego takzupelnie w porzadku. Tenmojpilot jakos tak siedzial mi za skora od samegopoczatku. Wiec niech juz Slawekma sobie swojego kota. -I nie chcesz sie dowiedziec, jak bylo? -zdziwila sie Beata. -Nie zalezy mi. -Cos ty! A gdzie twoja zdrowa ciekawosc kobieca? -Myslisz, ze to nienormalne, ze nie chce wiedziec? -Jasne! Kazda zdrowababa peklaby z ciekawosci! -Mozeja jestem niezdrowababa. -Przestan, Agata! Jestes poprostu stara nudziara! Laurencjo,czy my to mozemy tak zostawic? -Beata sposobila sie do czynu,ale nie domyslalam sie, w jaki sposob zamierza zadzialac. Lauranajwyrazniejlepiej rozumiala kolezanke. -Nie mozemy, Beato! Nie mozemy! Jejtez tylkosie wydaje,zenie chce, ale tak naprawde chce. Na szczescie maprzyjaciolki,ktore jej pomoga! Chodz, Beatko! -Dziewczyny. Szybkosc mojej reakcji najwyrazniej byla przytlumiona obecnoscia w moim organizmie pieciu solidnych drinkow. Moim przyjaciolkom caly ten alkohol dodal raczej wigoru, bo zerwaly sieod stolikajak na komende i popedzily w strone zakatka, w ktorym Slawek adorowal swojego duzego kota. Byloim latwiej nizmnie,bo siedzialyna wylocie, aja musialamobejsc stolik,w dodatku potknelam sie o krzeslo. Zanim sie wygrzebalam, zobaczylam z daleka, jak Beata najspokojniej w swiecie wyciaga do kocicy reke, ktora ta ujmuje ze zdumieniem w oczach,po czym obiewymieniaja -zapewne - nazwiska. Dotarlam wreszcie do nich. Na stole nie bylo zadnego duzegojedzenia, tylkodrinkii jakies przekaski, widac nie przyszli sieobzerac, tylko na mile, romantyczne spotkanie. Ha, ha. Romantyczne. Kocica nadal przedstawialasoba obraz pelnego zaskoczenia,Slawek byl niecospanikowany, a mojeprzyjaciolki, doskonale od- 202 prezone, zabieraly sie wlasnie do konwersacji. Na mojwidok zawolaly jednoczesnie: -Agatka, poznaj Sandre! Pana chyba znasz? Przywitalamsie z obydwojgiem. Beatka nadal tryskala inicjatywa. -Tu jest wolne krzeslo, mozemy? Dziekujepanstwu. Te wszystkie drinki jakos tak na mnie podzialaly, ze nijak nieBoglam wydusic, ze bardzoprzepraszam, nie bedziemy przeszka! zac... Nie bylo tez mowy o zawleczeniuBeatyi Laury do naszego stolika, bonajwyrazniejjuz sie okopaly i nie zamierzaly kapitulowac. ; -Sandro. moge tak mowic? -zaczela Beata inie czekajac^na odpowiedz,mowila dalej: - My cie bardzo przepraszamy za najscie, ale musimy wyjasnic sobie koniecznie jedna rzecz. TU chodzi o to, zenie jestesmy pewne, ale wydaje namsie, ze mozesz byc osoba, ktora kiedys widzialysmy na wystawie kotow. Boze,jakie one byly cudne,te koty! Persy i syjamy! Po prostu jak bajka! Nowiec sprawa jest wtym, ze jednej naszej znajomej, to 'taka mila, starszapani, zdechl kot i ona strasznie za nim tesknii. To byltaki popielaty pers, wtedy na wystawie byly takie same. -Ale co jamam z tym wspolnego? -udalosie wtracic kocicy. -Jak to co? Przeciez to ty wystawialas wtedytakie cudne,popielate syjamy. [- Persy! -wtracila Laura i kopnelaja w kostke, co zauwazy^ lam. -Persy! Syjamy byly czarno-biale. ^ - No,mowie, persy popielate! Mialas cala hodowle, ze trzy' dziesci sztuk. Dokladnie takie, o jakie chodzi tej starszej pani! Obiecalysmy jej,zecie znajdziemy, probowalysmy przez zwiazek hodowcow kotow rasowych, ale nie udalo sie, dopiero dzisiaj przez przypadek! W zyciu nie mialam persa - wykrztusila kocicaSandra. Nie lubie persow, bo maja strasznieduzo klakow. -Boze, nie wierze! -krzyknela Beata, przewracajac oczyma ze; zgrozy. -Jak mozna nie lubic persow! Niemozliwe! A tak by} do ciebie pasowaly! ; - Ale w ogole to chyba masz jakies koty? -dopytywala sie,Laura. 203. -Ja nie, w zyciu!Mamuczulenie na koty! Moja mama majednego, czasami musze go karmic, jak wyjezdza, ale nie przepadamza tym. Dajemu chrupki, lejewode i juz mnie nie ma. -Drogie panie -zaczal niepewnie Slaweczek (w zyciu nie widzialam gotakim malomownym), ale nie dane mu bylo skonczyc. -Pan teznie lubi kotow? -Laura byla bezposrednia. -Topanstwo pasuja do siebie! Slaweczek obrzucilmnie spojrzeniem o duzejsile razenia,ale nie mogl nic zrobic. Ja zreszta tez. Zato kocica sie rozpromienila. -Ach, nie wiem nawet. Nie znamysie zbyt dlugo! Wlasciwieto swietujemy wlasnie pierwszy tydzien naszej znajomosci! Moje przyjaciolki zgodnie znieruchomialy. -Tydzien? -ulalo sie z rozczarowanej ciezko Beaty. -Takkrotko? Spotkalam na moment spojrzenie Slaweezka. Dotarlo do niego najwyrazniejto i owo. Caly sie zatrzasl od tlumionegosmiechu. Wzruszylam bezradnieramionami. Skompromitowaly mnie,jedze, wobec bylego wprawdzie, ale niewatpliwie sympatycznegoamanta! A ja, oslica, powinnam pamietac, ze zerwawszy z poprzednia dziewczyna wieczorem, rano przylecial pocieszacsiedo mnie! On poprostu ma takie tempo! -To ja rozumiem, ze mozecie juz spac spokojnie,dziewczyny? -zapytal nieco zlosliwie ze swojego kata, nagle rozprezony i zadowolony z zycia. -Przeciwnie. -Laura odzyskala przytomnosc. -Musimyteraz dalej szukac kota dlanaszejpoczciwej staruszki. -Popielategosyjama- przyswiadczyla Beata, kiwajacenergicznie glowa. -Chodzmy juz! -Persa, popielategopersa - skorygowal Slawek. -Milo bylowas poznac. Do widzenia! Wrocilysmy do stolika jakniepyszne. -Czy wyscie powariowaly obydwie? -wysyczalam, gdy tylkozajelysmy miejsca. -Co on sobie teraz o mnie pomysli? -Zemasz dwiestukniete kolezanki - powiedziala beztroskoLaura. -Ty nie badz taka naiwna! Ztymkotem namnie wyszlo,ale to wcale nie znaczy, ze nie ma jakiegos innego kota w zyciuutajonym twojego bylego! 204 -Laurka, ja cie blagam' Zostawmojegobylego w spokoju!'Byl kot czygo nie bylo,to nie ma znaczenia! ' No wiesz -oburzyla sieBeata. -Ty nie masz ambicji? Nie-chcesz wiedziec, czy on prowadzil podwojne zycie czy nie? A jezeli cie oszukiwal? " -To juz mnieprzeciez nieoszukuje. Zamowciemi kawe, dziewczyny, zaraz wroce. Przepchalamsie przez Beate i poszlam szukac toalety. OkazalO sie,ze miesci sie w glebokich podziemiach. Skorzystalam z wysoko rozwinietej cywilizacji (marmury, krysztaly i mosieznekurki nad umywalkami jaksarkofagi etruskie), odswiezylam sie i przeszlam z damskiej czesci toalety do kooedukacyjnego przedsionka. Tam natknelam sie na Slaweczka we^wlasnej osobie. -Aaa, co za spotkanie - ucieszyl sie falszywie. -Juz drugie dzisiaj! Jak sie masz, Agatko kochana, nietesknisz czasem za mna? -Prawdemowiac, nie. Ale wspominam cie bardzo mile- odpowiedzialamuczciwie, bo naprawde wspominalam gomile, aczkolwiek nieslychanie rzadko, bowiem moje mysli zajmowal ostatniozupelnie kto inny. -To zupelnie tak samo jak ja. A powiedz, skad wytrzasnelas takie sympatyczne przyjaciolki? .- Kupilamw sklepie z przyjaciolkami. A ty skad masz taka Lole nie z tej ziemi? -Sandre,kochanie. Aleksandre. Mamusia do tej pory mowi do niej"Olenko". To bardzo miladziewczyna. Wyobraz soJbie, ona nie zdaje sobie sprawy z tego, jak wyglada. Tak w ogole, to musialemsie jakos pocieszycporozstaniu z toba. Te twoje kolezanki byly pewne, ze ja tak z wami obiema, synchronicznie? ;.- A boja wiem, czego one byly pewne? Kotaszukaly. Dla jednej staruszki. ; -Popielatego syjama? ':- Nie, persa. ;. Popatrzylismy na siebie iwybuchnelismy oboje smiechem. '.Kiedy juz przestalismy sie smiac, Slawek westchnal ciezko i po^ wiedzial: -Tego jej wlasnie brakuje, Agatko. Poczucia humoru. Widzia- 205. las sama. wyglada jak Pamela Andersen, zalet ma duzo, tylkozwoje szybko jej sie przegrzewaja, wiec na wszelki wypadek maloich uzywa. -PamelaAndersen jest blondynka - powiedzialam dla porzadku. -Och, wiesz, co mialem na mysli. Nie chodzi o kolor. A jakten mojzwycieskirywal? Chyba siezaczerwienilam. -W porzadku. Mapoczucie humoru. -Zazdroszcze ci. A zwlaszcza jemu. Coz, chyba powinnismyjuz sie stad wylonic na swiatlo dzienne? Idz pierwsza. Ja tu jeszczesie poprzegladam troche w tych lustrach. No, pa, kochanie, naprawde sie ciesze z tego spotkania. Pocalowal mnie w policzek, a japomyslalam, zetez sie ciesze. Na gorze czekalajuz na mnie kawa w fikusnym imbryczku,bardzo dobra, mocna i pachnaca. Beata zLaura wciazusilowaly omawiac rozne warianty hipotetycznego postepowania Slaweczka, ale jakosnie chcialo mi sie do ich hipotez dolaczacswoich. -Cos ty tak zamilkla? -zapytala mnie w koncu Laura. -Hej,Agata, a moze ty jednak jesteszazdrosna o te Lole? -Sluchajcie, a moze on by jednak do niej wrocil -zasugerowala Beata. -Moze to bynie bylo takie zle, w koncu przypomnijciesobie, jaka mial przewagew naszej tabelce! Agata! Ty sie powazniezastanow! Jakby co, to my ci przeciez pomozemy. Co todlanas taka Lola! -Sandra - poprawilam machinalnie. -Bron was Bog, niechce wcale, zebysciemi pomagaly w tej sprawie! Niech sobie mate gidie! -Nie wiem, czy jestes warta takich oddanych przyjaciolek, jakmy - obrazila sie Beata. -Ale nie martw sie, mamy lepsze charakteryniz ty i gdybys kiedyspotrzebowala naszej pomocy, to wystarczy, ze zadzwonisz. To co, zamowimyjeszcze jeden drinczusna do widzenia? Ludziepija tu takie smieszne, wyglada jak plyndo naczyn Ludwik. Ciekawe, jak smakuje. 206 he day afterKamilzadzwoni} niespodziewanie o dziewiatej ranoi wyrwal mnie z glebokiego snu. '.' - Spalas? Bardzo cie przepraszam, ale przed chwila okazalo sie, ze mam calkowicie wolny dzien. Mielismy mala awarie smiglowca,mechanicy wlasnie siezastanawiaja, co mu jest. Czy Chcialabys mnie w zwiazku z tym zobaczyc? ,; Boze, moja glowa! Co sie z niastalo. Oczywiscie, ze chcialabymgozobaczyc! ;, - Oczywiscie, ze chcialabym cie zobaczyc. Tylko dlaczego mowisz tak strasznie glosno? -Glosno? -zdziwil sie. -Moge mowic ciszej. Kupic ci swieze^buleczki nasniadanie? ' Mysl osniadaniu przyprawila mnie o wstrzas. ; - O Boze, nie mow mi o jedzeniu! A w ogole mow glosniej, bo teraz prawie cie nie slysze. Kiedy przyjedziesz? Cos w moim glosie musialo mu dac do myslenia. -Zaraz. Czyzby bylo potrzebne pogotowie? Jeknelam w sluchawke, a on sie zasmial. -Przyjadei zrobie cicos na kaca. Lez w lozku, nie wstawaj. Jeszcze czego. I pokaze mu sie taka nieswieza! Ostroznieopuscilam lozko. Nie bylo tak zle,jak sie wydawalo. Pokoj troszeczke falowal, ale bez przesady. Otworzylam okno i pozeglowalam po lekko wzburzonej podlodze do lazienki, zosta'wiajac drzwi pootwierane, zebyslyszec domofon. Dlaczego nie dorobilismy kluczy dla Kamila? I dlaczego ja mam tylko jeden komplet? Aha, drugijest u rodzicow, na wypadek gdyby przyjechali pod moja nieobecnosc. Wziecie prysznica i jednoczesne nasluchiwanie, czy nie odezwie sie domofon, jest prawie niemozliwe. Usilowalam dokonac niemozliwego, wylatujac co jakis czas z lazienki inasluchujac. W rezultacie lazienka byla zalana woda, a jadopiero wpolowie;;ablucji, kiedy cholernydomofonsie odezwal. Uslyszalam goi przez chlupot wody, wybieglam wiec spod prysznica po raz kolejny, ociekajac wonna piana firmy Palmolive, ponaciskalam wlasciwe guziczki i odblokowalam zamek w drzwiach, niech sobie sam; wejdzie i zaczeka. 207. Mam nadzieje, ze nie byl tak blisko drzwi, zeby uslyszec, cowyrwalo mi sie z glebi serca, kiedy zobaczylam, ze waz od prysznica zlecial z haka - widocznie w pospiechu nieprecyzyjnie gotam umiescilam - tak nieszczesliwie, ze upadl poza brodzik, lejacgdzie popadnie.Zlapalam go i ukrocilamsamowole. Po dokonaniu tego czynu oparlam sie bez sil o sciane. W moim stanie nalezy sie oszczedzac! -Agatko. -To Kamil, juz zza drzwi lazienki. -Dobrze sieczujesz? Zakrecilam wode, zeby lepiej go slyszec. -Dobrze jak niewiem co - powiedzialam ponuro. -Muszewziac kapiel. -Jestes pewna, ze dobrze? Ten glos. taki spokojny,z leciutka nutka kpiny! Od samegobrzmienia tego glosu zaczynam sie czuc coraz lepiej. -Jestem pewna. Za piecminut wyjdei pozbieramte cala wode. Usiadz gdzies, gdzie jest sucho, i poczekaj na mnie. -W porzadku. Ostroznie operujac gabka ijeszczeostrozniej szczotka do mycia plecow, dokonalam wreszcie dziela. Z jednego recznika zrobilam sobie turban na umytychwlosach, drugim, takim wielkim,plazowym owinelam sie cala,a reszte recznikow obecnychw lazience rzucilamna posadzke. Niech wsiaka. Moglamjuz wyjsc na swiatlo dzienne. -Miales siedziec w pokojui czekac. Kamil stal w drzwiach kuchni ze scierka wreku. -Sliczniewygladasz wtych zawojach. Troche posprzatalem. -Jak znalazles scierke do podlogi? -zdziwilam sie nieinteligentnie. -Scierki dopodlogi na ogol bywaja chowane pod zlewami -wyjasnil uprzejmie. -Jak tam twoja glowa? -Lepiej nie mowic. -Biedactwo. Mam lekarstwo. Mowilem ci, ze jestem pogotowie ratunkowe. -Ale lotnicze -jeknelam. -Ale ratunkowe. Wypij, za chwile bedzie ci lepiej. 208 Podal mi moj najwiekszy kielich wypelniony bladozlotym plynem, w ktorym grzechotal lod.Plyndelikatnie musowal. Cos mi to przypomnialo. -Szampan? -Nie, kochanie. Renskie wino i sodowa woda. Jak u Byrona. Pewnie nie pamietasz,ale kiedys ci cytowalem taki fragmencik. -Oczywiscie, ze pamietam. -Upilam lyczek iznalazlam sobie solidne oparcie wparapecie kuchennego okna. Mialo to te dobra strone, ze slonce wpadajace przez szyby nie robilo mi krzywdy. -To znaczy, pamietam, zecytowales,ale nie pamietam fragmenciku. Dobre to jest. -Rozkaz,niech lokaj dolozka przyniesierenskiego wina i wody sodowej. ty bys nie wzgardzil nimi, o Kserksesie, bo anisorBetmrozony w sniegowej wazie,ni czyste zrodlo w suchym lesie, I ani Burgundu napoj rubinowy do pracy, boju tyle sil nie doda, corenskie wino i sodowa woda. Zamiast renskiego co prawda masz'francuskie, z Langwedocji, a zamiast sodowejgazowana naleczol. wianke, ale skutekpowinien byc ten sam. Wygladalona to, ze mial racje. Z kazdym lykiem wracalo milzycie. Moja milosc do romantykow jest jak najbardziejuzasadniona. Swoja droga, ci uduchowieni facecilubili dobrze zjesc i wypic. Byl taki opis zarcia w "Eugeniuszu Onieginie". -Czemu sie smiejesz? -Przypomnialo mi sie, jak Puszkin opisywal kolacje w jednej! knajpie, alenieumiemtegona pamiec, pamietam tylko, ze byl to opis szalenie apetyczny, panowie jedli rost-bef okrowawiennyj fi triufli, rosskosz junych Het, francuzkoj kuchni tuczszyj cwiet. cos uroczego! A biedne dzieci w szkole znaja tylko "Borodino"! Ito w najlepszym wypadku. -A pamietasz Japomniu czudnojemgnowienije'. -Pieriedo mnoj jawitas, ty. Jasne, ze pamietam! -A wiesz,co Puszkin pisal prywatnie, w pamietniku otejsa mej pani? -Wiem! "Dzisiaj, zboza pomoca, mialem Anne Michajlowne"! Przynajmniej konkretnie! Sluchaj, Kamil, a ty skad towszystko wiesz wlasciwie? 209. -Z ksiazek, Agatko, z ksiazek.Jato po prostu lubie. A nalotnisku, jak sama widzialas, jest sporo czasu na czytanie. -Nie powinienes czytacliteratury fachowej? -Tez czytam. I wdomu czytam. Takie hobby. I muzyki slucham. Poszlibysmy na jakis koncert. Oczywiscie,jakjuz ciprzejdzie tupot bialych mew. -A wiesz, ze chybajuz przechodzi. Genialnelekarstwo, genialne! -Czy to oznacza, zejuz sie nie rozsypiesz, jezeli. Widzisz,Agatko,jestemtylko prostym pilotem, a ty tak slicznie wygladaszw tych draperiach. Stat tak naprzeciwko mnie, slonce padalo mu prosto natwarz,swiecilo w oczy, a on tych oczu wcale nie mruzyl, tylko patrzylna mnie i krzywo sie usmiechal. Po czym wyjal mi z reki pusty kielich porenskim winie i sodowej wodzie i odstawil go na lodowke. Pierwszy raz mielismy dla siebie tak wiele czasu. Kamil bylumowiony zeswoja dobraTosia dopiero na pozny wieczor,przewidywal bowiem, ze wpadnie do mnie po pracy. Z powoduuprzejmejawarii maszyny latajacej wpadldo mnie zamiastdo pracy i zostal prawie do polnocy. Nie da sie ukryc, ze niemal calydzien spedzilismy w lozku. Sniadanie zjedlismy kolo poludnia, bardzo niekompletnie poubierani, do obiadu nas nie ciagnelo. Powylaczalam telefony. Kamil swojejkomorki niemogl, ale jakos, na szczescie, nie zadzwonila. -Jezeli istnieje naswiecie szczescie - mruknal gdzieskoloosiemnastej trzydziesci, wyciagajac sie w moimlozku na calaswoja dlugosc (lozko zatrzeszczalo ostrzegawczo) - to wygladaono mniej wiecej tak. Kocham cie, Agatko. Zapalilam lampke, zeby sobie na niegopopatrzec;bylo juzkompletnie ciemno, jak to wlistopadzieo tej porze. Hermes odpoczywajacy. Gdzieja widzialam taka rzezbe? Niepamietam. Ale tak musial wygladac Hermes, kiedy zmeczyl siemiloscia z ta nimfa, ktora zaciagnal do lasuu Keatsa. Ciemnewlosy z pierwszymi ledwiezauwazalnymi sladami siwizny, ale niesymetrycznie, tylko na lewej stronie. A moze na prawej tez, prawa 210 gorzej oswietlona, to nie widac.Wysokieczolo. Regularny,prosty nos. Ach - i tu jest pies pogrzebany! Liam Neeson ma zlamaany nos, to jest glowna roznica miedzy nimi. Ale brwi, oczy. zwlaszcza usta, tez nie calkiem symetryczne, usta, ktorych zarysSwiadczy o wrazliwosci. (Chyba znowu trace kontakt z rzeczywistoscia. -Obejrzalas mnie sobie dokladnie? :- Mniej wiecej. Ja tez cie kocham. I w sprawie szczescia. tezni sie tak wydaje. Pocalowal mnie. -Chcialbym, zebys byla moja zona. -Tez bym chciala. Aleto chyba nie bedzietakieproste, prawda? -Sam nie wiem. Ale chcialbym. -Jacek tez by chcial? -Nie mam pojecia. Nierozmawialismy nigdy o tobie. -My sie w ogole dosyc krotko znamy, nie masz wrazenia? I niewiele o sobie wiemy nawzajem. Nie uwazasz? -Nie. Wiem o tobie wszystko,co trzeba wiedziec. -Tojajestemtaka nieskomplikowana? Chyba powinnam sie(obrazic. ; Jestes bardzo skomplikowana, moja droga -zaszemral Kamil pojednawczo. -Na pewnosprawialabys mi niespodzianki dokonca dni naszych. wspolnych, oczywiscie. Ale zauwaz, ze nie mowilem, jakobym wszystko wiedzial, rozumiesz: wszystko. ) Powiedzialem: wszystko, co trzeba. Rozumiesz? Wszystko, co trzeba, zebykochac. -Boze, jak ty krecisz! -Nicpodobnego. -Krecisz jak pies ogonem. Nie szkodzi,pointa mi sie podoba. Ale, wracajac dozasadniczego tematu, w twoim wypadku sprawa jest prosta: wzialbys sobie mnie za zone i juz. Aja wyszlabym za cala rodzine, to znaczy za ciebie i w pewnym sensie za Jacka. Wcale nie wiem,czy Jacek bylby zachwycony,gdyby pani wychowawczyni wprowadzila mu siedo domu w charakterze macochy. jak jabym mu potem stawiala jedynki z gramatyki? Przyjrzalamsiebaczniej mojemurozmowcy. I po co ja to wszystkomowie? Do spiacego faceta! 211. Moglabym teraz wstac ostroznie, nie budzac go i zrobic,na przyklad, porzadek w lazience, gdzie reczniki wciaz moczylysie w kaluzy na posadzce.Ale uznalam, ze skoro za kilkagodzinobudzi siei pojdzie sobie, praktyczniejbedzie lazienke zostawicna pozniej, a teraz pojsc za jego przykladem. Ulozylam sie wygodnie w jego ramionach - mruknalcos przezsen, ale sie nie obudzil - oparlamglowe na szerokiej piersi i sluchalammiarowego bicia jego serca, dopoki mnie ten koncert nieuspil. Otworzylam oczy moze potrzech godzinach. Swiatlo bylo zapalone. Tym razem toKamil przygladalmi sie uwaznie, z krzywym usmiechem na tych swoich ustach, ktorych ksztalt znamionowal wrazliwosc. -Dojrzalas do kolacji? -Prawde mowiac, zapomnialam, zeczasami sie jada. Jestesglodny? -W pewnym sensie. -Toco, mamwstac i zrobic cosdo jedzenia? -Mialem na mysliinny glod. -Ach tak? -Ach tak. -Maszmoze jakis stosowny cytatna ten moment? -Oczywiscie. Jest taki sonet Szekspira: "Slodka milosci, wroc,by nie mowiono, ze sily twojeod twychpragnienslabsze". Wykorzystalismy caly czas, jaki nampozostal do momentu,kiedy Kamil uznal,ze nie moze juz dluzej naduzywac dobrejTosi. -Sluchaj - zagadnelam go,stojacego z reka na klamce. -A tymowiles o mnie tej swojej dobrej Tosi? Skinal glowa. -Mowilem. Nie wszystko,oczywiscie. AleTosia wie, ze istniejesz i ze cie kocham. Ona to popiera, bo nie znosila nigdymojej bylej zony, zreszta z pelna wzajemnoscia,zwlaszczaponaszym rozwodzie. Tosia nie rozumie,jak matka mogla zostawic dziecko i odejsc sobie takpo prostu. Zalowala Jackai zalowala mnie. Z rozpedu. Od chwili mojego wyjsciaz sadu 212 ^namawia mnie, zebym sobieznalazl kogos przyzwoitego;tak to po'pkreslala.-A ty co? -spytalam, bo przestal mowic sam z siebie. -A ja nic. Wiec Tosia nadal mnie zalowala. Kiedy jej powiedzialemo tobie, bo sama rozumiesz, nie chcialem jej oszukiwac, kiedy potrzebowalem czasu na spotkanie z toba, byla bardzo zadowolona. -Cos podobnego! -Wlasnie. Musze wam zorganizowacjakies spotkanie, bo Tosia omal nie pekniez ciekawosci za kazdym razem, kiedy wracam od ciebie, a jest za delikatna, zeby ze mnie wyciagac zeznania. Ja jEjej, oczywiscie, nic nie mowie, a ona cierpi w milczeniu. Ale strasznie chcialaby cie poznac. Co ty na to? -Proszebardzo. Chocby jutro. . - Jutro, mowisz? Moze to i dobry pomysl. Ja posiedze z mama, awas umowie w jakiejs kawiarni. Zjecie sobie po ciastku i poplotkujecieo mnie. ,; - To juz lepiej zapros jaw moimimieniu naobiad! Bedzie mialaa pewnosc, zenie umrzesz przymnie z glodu. jakby co. ^: - Nie boiszsie? ; - Strasznie sie boje! Ale taki egzaminlepiej zdac znienacka. ;: Idz juz, bo pomysli,ze jestem harpia i nie chce cie puscic! Rozesmial sie, jeszcze raz powiedzial,zemniekocha, i poszedl sobie. ; Nastawilam budzik naosma- jezeli mam przygotowacobiad dla Tosi, to muszewstac w miare wczesnie - i padlam kompletnie wyzuta z sil w jeszcze ciepla posciel. Niedziela. Mozna powiedziec - dyplomowa Zerwalam sie za piec osma, jak zawsze, kiedy budze sie przed bu. dzikiem, bo ma sie wydarzyccos waznego. Przez moment nie bardzo pamietalam, co to ma byc, cos mi sie platalo poglowie na tematjakiegos przedstawienia, czyzby nie bylo jeszcze naszej^premiery? Rany boskie! Tosia! 213. No tak, to tez w pewnym sensie przedstawienie.Teatr jednegoaktora. I tenaktor musi dobrzewypasc! Spokojnie. Jest wczesnie. Rzucilam okiem na komorke. Cos jest. SMS. "Tosia przyjdziedo ciebie o czwartej na ten obiad.Przyniesie ciastka. Powodzenia. Kocham cie". Nadalto w nocy, widocznieodrazu po powrocierozmawial z dobra Tosia. Do czwartej mam osiem godzin. Mozna diablu leb urwac. W lazience zastalam male pandemonium recznikowe, ale pozbylamsie klopotu blyskawicznie, ladujac wszystkie mokre szmaty do pralki. Zrobilam sie na domowe bostwo i zasiadlam do lekkiego sniadaniapolaczonego z burza jednego mozgu. Co by takiej Tosi zrobic, zebyjaolsnilo? Rzucic sie w wytwornosc czy raczej postawic na pozywne, swojskie zarcie? A mozezdrowakuchnia? Nie, zdrowa kuchnia raczej nie, takie Tosiepreferuja kotlety z karkowki i surowke z kiszonej kapustki. Ale moze tojest nietypowa Tosia. Moze tezwcale nie powinnam staracsie jej olsniewac, tylko przeciwnie, zrobic wrazenie milej domowejkurci? Boze,jak trudno byc panna na wydaniu! Zajrzalam do lodowki. No, nie,tu nic nie ma! Musze leciecdosupermarketu. Nie lubie kupowac w supermarketach w niedziele, bo trudnoznosze panujaca tam atmosfererodzinnych piknikow, ale niemam wyjscia. Zaczelam miec wrazenie, ze czas misie kurczy. Popedzilam doGeanta, napchatam do wozka miesa, zieleniny,trocheserkow. Czego ja sie boje, glupia! Zrobie po prostu cossmacznego. Jeszcze nie wiem, co. A na deser? Nic,Tosia cos przyniesie. -Agaeia! Co ty, przyjecie wydajesz? Jestesmy zaproszone? Podnioslam oczy znad owocow poludniowych, ktore ogladalam, zastanawiajacsie,czy nalezy takiej Tosi proponowac liczi albo karambole i wlasnie dochodzac do wniosku, ze raczej nie, bosama nie bardzo wiem, co z tym zrobic. Tyle ze ladniewyglada. -Agata! Spisz? Przede mna stala Beata w towarzystwie blond facetki znanejmi z widzenia. 214 -Pamietasz Dzidzie?-A, Dzidzia, pamietam,oczywiscie. Dzien dobry, Dzidziu. To ta Dzidziaod Natalii Hollander. Asystentka. Prawa reka. (Beata patrzyla z uznaniem na rozmiary moich zakupow. -No wiec co, robisz bankiecik? Zaprosilas tego swojego? -Moj dzisiaj nie moze. -Nie uwazalam za stosowne tlumaczyyc jejw obecnosci obcej baby,kogo zaprosilam i w jakimcelu. -Robiesobie zapasyna caly tydzien. Dzidzia bezceremonialnie zagladala do mojego wozkawychhanego zarciem. -Och, nie jadlabym na twoim miejscu czerwonego miesa! Najlepiej w ogole miesa nie jesc,ale czerwone. , - Niezdrowe? , - Szalenie. Ma w sobie duzo negatywnej energii. ; Moim zdaniem ladnie przysmazony kotlecik ma w sobie mnostwo bardzo smacznej energii. Powiedzialam o tym Dzidzi, a ona potrzasnela blond loczkami w gescie wyrazajacym potepienie. . - To samo mowil moj maz. kiedy jeszcze mialam meza. Niedal sobie wytlumaczyc najprostszych prawidel rzadzacych jedzeniem. Nie chcial jesc proteinysojowej! Aniotrab! Domagal siekotletow, biedaczek. No coz. Jedzenie nie jest dla przyjemnosci! Jemy, zeby zyc! Czy zdajesz sobiesprawe, ze jestes tym, co jesz? Ze to sie w tobie rozklada. -Wole o tym nie wiedziec. A w kazdym razie nie myslec. -I te sery. strasznie tluste. Strasznieniedobre. -Jak to niedobre - zbuntowalam sie, bo uwielbiam sery. -Nawet pyszny francuski smierdzielek niezdrowy? Grana padano niezdrowy? Z gruszeczka? Do czerwonego wina? -Chodzmy na mala herbatke, wszystkochetnie wytlumacze. -Dzidzia az palila sie do tego, zeby mnie uswiadomic w dziedziniezdrowego jedzenia. Niedoczekanie. -Nie dzisiaj, dziewczyny- powiedzialam stanowczo. -Nie mam juzczasu. Musze leciec do domu. I jeszcze nie kupilam wi na! Pa! Oddalilamsie od nich pospiesznie, slyszac jeszcze zasoba to, i co Dzidzia ma do powiedzenia wkwestii smazeniana smalcu. ^ I jeszcze Beata costam wykrzykiwala, ze mnie odwiedza. Niech 215. odwiedzaja, dzis nie bede sobie tym glowy zaprzatac, jutro do niejzadzwonie i niech sprecyzuje.Nakupilam tych lakoci naczterydobre obiady. Nie poskapie kolezankom. Proteina sojowa! Postanowilam zrobic prosty gulasz z miesa indyczego, z duzailoscia roslin w srodku. Z kasza. Izupe ze swiezych pomidorow. I te sery Oczywiscie, kiedy juz zabralam sie do dziela, zmienilam koncepcje. Zamiast swiezychwarzyw dodalam dogulaszu sporosuszonych grzybkow. Bedzie mial bardziej zdecydowany smak. I niecostaroswiecki. A jarzynka bedzie jako jarzynka. Ztartabulka przysmazona na chrupko, na masle! Bomba cholesterolowa! Poniewaz gotowanie uwazam za czynnosc dalece artystyczna,wlaczylam sobiedla stworzenia wlasciwej oprawy "Eroice"Beethovena w impetycznej interpretacji Johna Elliota Gardinera. Od razu nabralam szwungu w tej kuchni. Doprawianie gulaszuwypadlo miw polowie czwartej czesci. Ze spiewem na ustach ujelam mlynek z kolorowym pieprzem i zaczelam krecic. Skonczylamtak, zeby wypadlona frazie. Zamieszalam i sprobowalam. Cholera. Trzeba bylojednak ciac w polowie frazy A jezeli Tosianie lubi ostrych potraw? O wpoi do czwartejbylamgotowa. Jak to madrze: zrobic potrawy, ktore niemusza byc podawane prosto z patelni! No,mozetarta bulka dojarzynki. Poprawilam nieco urode, ale bez przesady. Nie trzeba, zebyTosia pomyslala, ze jestem wydra. Albo cos w tym rodzaju. Dzwonek domofonu sprawil, ze wszystko we mnie zamarlo. Jezus Maria! Odblokowalam drzwi wejsciowei stanelam na posterunkuprzy moich wlasnych. Uslyszalam kroki na schodachi otworzylam, przybierajac najprzyjemniejszy wyraz twarzy, na jaki mniebylo stac z tym szczekosciskiem. No nie! To nie do wiary! -Niespodzianka! Do cholery z taka niespodzianka! Beata i Dzidzia! Dzidziausilujaca mi wepchnac potwornej wielkosci papierowa torbe z nadrukiem Sklep Natura- zdrowa zywnosc! 216 ;; I od razu wladowaly mi siedo srodka!Zatkalo mnie tak dalece, zenie zrzucilam ich od razu zeschodow. A one, cale w skow' ronkach, popedzily do mojej kuchni. Zdolalam je wyprzedzic i, i stanelam w drzwiach kuchennych bez mala jak Rejtan. -Dziewczyny! Skad ten pomysl? -Jak to skad - odpowiedziala mi beztrosko Beata. -Przeciez: mowilysmy, ze cieodwiedzimy. Nie mialas przeciwwskazan. Przy-nioslysmy ci pyszne naturalne jedzonka, a Dzidzia ci opowie, coz tym zrobic, zebysmiala z tego pozytek. -Ale ja nie chce pozytkuz proteinysojowej - jeknelam. -Pokaze ci, jak to przyrzadzac, zeby smakowalo zupelnietak jak mieso -zawolala ochoczo Dzidzia i zaczela pchac sie do mojej kuchni. -Wykluczone! -Oprzytomnialam. -Nie dzisiaj. Przykro mi, kochane,ale zaraz bede miala goscia na proszonym obiedzie. Nie moge was przyjac. Wybaczcie. -Gosciowi tez mozesz dac - nie tracilazapalu Dzidzia. -Niektore z tych rzeczyswietnie robia na potencje. Mam zaproponowac Kamilowi, ze mu poprawiepotencje za pomoca proteiny sojowej? Ach, ale to i tak nie bedzie Kamil. . - To nie bedziefacet - powiedzialam, odpychajac ekspansywnaDzidzie. -Strasznie was przepraszam, ale idzcie sobie. Chetnie was zaproszekiedy indziej. Poczynajac od jutra. Mozemy na"\vet porozmawiac o proteinie sojowej, jezeli nie bede musiala jej zjesc,ale teraz idzcie sobie! Ani im sie snilo. -Jezeli tonie bedzie facet, to o co chodzi? -nie rozumialaBeEata. Popatrzylam z rozpacza na zegar. Za dwie czwarta. I w tym momencie zadzwonildomofon. -Czekajcie, musze otworzyc. Skorzystalyz tegonatychmiast, wdarly sie do kuchni i rzucily swoja ogromna papierowa torbe z proteina sojowa i nie wiemCzymjeszcze na moj wymuskany blat roboczy,przygotowany na inspekcje czujnego okaTosi. Wydawaly przy tym radosne 'okrzyki,z ktorychwynikalo, ze maja zamiarzaprzyjaznic sie z moim gosciem,kimkolwiek by on byl. Bo skoro to nie amant, to nie musza mnie zostawiac z nim sam na sam. 217. W drzwiach stanela Tosia.Kamil, oczywiscie, lgal haniebnie,opisujac mi jej wstrzasajaca urode z brodawka na nosie i wasami(tak to chyba mialo wygladac), ale rzeczywiscie, swoje lata miala. Poza tym byla wysoka, postawna, dosc nawet przystojna,a na twarzy mialawypisany charakterniezlomny i twardy jakgranit. Wzglednie marmur. Ale nie zelbet. Cosszlachetnego. W dloniach dzierzyla paczuszke,zapewne z ciastkami, ktora wyciagnela w moja strone niczym dar szlachetnych Apaczow dla zaprzyjaznionego plemienia. -Dzien dobry - powiedziala tubalnie. -Dobrze trafilam? -Bardzo dobrze - staralamsie, zeby miglos nie zadrzal. -Witam i zapraszam. Sa u mnie kolezanki, ale wlasnie wychodza. -Wcale nie wychodzimy - zawolalaradosnie Beata. -Zarazpanie przekonamy, ze najmilsze sawspolne obiadki! Agatko, nieznamy jeszczepani! -Juz namoczylam soczewice. -Cholerna Dzidzia do polowywychynelaz kuchni izamarla z glupim wyrazem twarzy. Tosia tez zamarla. Z nich dwoch to onapierwsza odzyskala glos. -A co pani Dzidka tu robi? -zakrzyknela glosemczesciowozdlawionym przez nagla irytacje, ale wciaz tubalnym. -A co Tosia tu robi? -miauknelaDzidzia w drzwiach kuchni. -Panie sie znaja? -zapytalam glupio. -Znaja! -huknela Tosia. -Jezeli ta pani tu jest, to ja wychodze! -O nie! -zawolalam, czujac, ze coszlego tu sie zaczyna dziac. -Tej pani tunie ma. PaniTosiu, bardzo przepraszam, to mojakolezankaze swoja znajoma odwiedzily mnie niespodziewanie,ale naprawde juz wychodza. Naprawde! -ryknelam. Beata miewa idiotyczne pomysly,alegeneralnie glupia nie jest. Wyczula ciezka wrogoscmiedzy swoja Dzidzia anowo przybyladama i zrezygnowala ze zbiorowego pikniku wmojej kuchni. -To prawda, chcialysmy Agacie zrobic siurpryze,ale nie wiedzialysmy, ze czeka na pania. Juznas nie ma. Dzidzia, idziemy! Do widzenia pani. Czesc, Agacia. Wyciagnela dosc bezwolna Dzidzie na schody, a ja zamknelamdrzwi. -Bardzo przepraszam, pani Tosiu- powiedzialam zrezygnowana. -Spotkalam je dzisiaj w sklepie. Beata to moja sta- 218 ' ra przyjaciolka, uwaza,ze mozna do mnie wpadac o kazdejporze dnia inocy. Rozbierze sie pani? I poprosze paniado pokoju. Boze, ten wieszak jeszcze nienaprawiony! Dobrze, ze schowalam ciuchy do sypialni. Powiesilam Tosine palto na ramiaczku na jelenim porozu, kto! re dostalam kiedys od znajomego lesnika. Paczke z ciastkami zanioslam dokuchni. W pokoju Tosia z mina gradowastala przy biblioteczce i lustrowala salon okiem krytycznym. Odnioslam jednak wrazenie,ze niewiele widzi, raczejprzezuwa scene, ktora rozegrala sief przed chwila. Mialam racje. -Panisie z Dzidka przyjazni? -zapytalaponuro. -Z Dzidzia? Nie. Przyjaznie sie z Beata. Dzidzia toBeaty ko lezanka, spotkalamja parerazy. One teraz pracuja razem, toznaczy, Beata sobie tam dorabia. -U tej psychiatry? -Zgadzasie. Pani zna Natalie Hollander? -Na szczescie tylko ze slyszenia. I naprawde pani nie zna Dzidki? Troche juz mnie to zniecierpliwilo. -Naprawde. To znaczy, przelotnie. Pani ja zna lepiej? -Pewnie, zelepiej. Ja ja bardzo dobrze znam. Przeciez to jestE Jacka matka! Jacka matka! Kamila byla zona! Jak to? No tak. Dzidzia, Dzidka. Zdzicha Pakulska! Usiadlamz wrazenia, nie baczac, ze Tosia wciaz stoi. -O moj Boze. Nie wiedzialam. Nieskojarzylam. Nigdy mi sie nie przedstawila nazwiskiem! -Ona nielubi tego nazwiska. Wcale nie wiem, czy po rozwodzie nie wrocila do panienskiego - powiedziala gniewnie Tosiai tez usiadla. Dzidka Pakulska! To ona sie, biedactwo,nie mogla samorealizowac przy mezu nudziarzu. Ona mudawala proteine sojowa! I onnie chcial! -Czemu sie pani smieje? -zapytala podejrzliwie Tosia. -Ona mi dzisiaj usilowala opowiedziec, jak karmilameza 219. zdrowym zarciem - wykrztusilam, chichoczac.-I onnie chcialtego jesc. Mnie tez przyniosla dzisiaj caly worek czegos. Chcialy tu z Beata zrobic ekologiczne przyjecie. -Ona mialaduzo dziwnych pomyslow - zawiadomila mniegniewna Tosia. -Ekologiczne jedzenie,owszem, prosze bardzo,ale ona co krok miala nowe koncepcje! Nakupowala cala lodowke jedzenia, a potem to wyrzucala,bo gdzies przeczytala, ze niezdrowe. Pomidory rakotworcze! Margaryna jak maslo! A Jacusnie znosil margaryny, to mu przynosilam maslo po kryjomu,pakowane w tetrumienki od margaryny. Kamil tez musi dobrzezjesc, on jest pilot i sluszny mezczyzna! Nie moze zyc trawa. Boze, coja znia mialam. Bardziej bylam ciekawa, co tez Kamilz nia mial, ale czekalam,zeby Tosia sama do tego doszla. Juz bylo widac, ze predzej czypozniej dojdzie. -Pani Tosiu - przerwalam niesmialo. -Ja przeciezczekamna pania z obiadem. Mozeodprezymy sie i zjemy spokojnie. i przy tym obiedzie sobie porozmawiamy, dobrze? -Dobrze - zgodzila sie Tosia. -Ale nie bedziemy jesc na salonach, tu wypijemy kawe, a na obiad chodzmy do kuchni. Chybaze pani tam nie mamiejsca do jedzenia. -Alez mam! Mam bardzo mila kuchnie. Jezeli pani chcepo domowemu, to bardzo prosze. Zerwalam siez kanapy i poprowadzilam goscia do kuchni. Tam, niestety, niewiele pozostalo z wymuskanego porzadku. Wszedzie walaly sie paczuszki ze zdrowym zarciem przyniesionym przez Dzidzie,czyli - Boze jedyny! -Zdziche Pakulska. -Jakbym sie cofnela o pare lat -warknelawsciekleTosiana ten widok. -Nasza kuchnia tez tak wygladala. Widac, zeDzidkatu probowala gospodarowac. Bedziepani tego uzywac? -Raczej nie. Nie ciagnie mnie jakos. Moze gdybymsamado tego doszla, ale nie tak na sile. Zaczelam zbierac paczuszki i wpychac jedo tej wielkiej torby,ktora Dzidzia porzucilabeztrosko na podlodze. Tosia pomagalami, posapujacze zlosci przez nos. 220 Po chwili kuchnia znowu wygladala przyzwoicie.Tosia bezceremonialnie zagladala do garnkow stojacych na najmniejszychKplomieniach, jakie mozna bylo wydusic z mojej kuchenki. -Pomidoroweczka, widze, ze swiezychpomidorkow. ladnie pachnie, dodalabym koperku. Ma pani koperek? -Mam, zaraz doloze. ;.- To tez ladnie pachnie. Tokurczak? Chyba nie. Indyk? Zgadlam. Sosikgrzybowy Sympatycznie. Jarzynki. Kasza. No dobrze, czuje, ze ze mnie opada, bo przeciez myslalam, ze zawalu ;' dostane, jak ja tu zobaczylam od progu. Mozemy zaczynac. Pani 'lubi, zeby jej pomagac czy nie? -Tujuz nie ma przy czym pomagac. -Ze mnie tez napiecie opadalo powoli. -Pani sobie tu siadzie spokojnie, a ja bede nakladac. Zupke posypac serem? ,' - Nie wiem,nie jadlamw ten sposob. To dobre? -Jak kto lubi, dlatego pytam. Ja lubiesypnactroche parme"zanu. Sypac? ', - Sypac. Pani Agato, ja mysle, ze my sobie zjemyspokojnie, a porozmawiamy przy kawie i ciastkach. ;- Bardzo dobrze. Przy jedzeniu nie nalezy siedenerwowac. Z pewnym napieciem spogladalam dyskretnie, jak tez Tosia rbedzie reagowac na moja kuchnie,ale reagowala pozytywnie. JNiezwykle pieprzny gulasz zyskal jej prawdziwe uznanie. -Swietny, naprawde. Lubie takie ostre jedzenie. Kamil tezlugbi. Jacek tez. Niektorzy mowia, ze to niezdrowo, ale jaw to nieBWierze. Tylko ze nie mozna sypac jak popadnie, wszystkich przypraw, ktore sie mana polce. Trzeba wybierac. Doskonale! Domyslilam sie, ze Dzidzia w szale stosowania zdrowych ziolek walila do wszystkiego caly posiadany zestaw. Tonie moglo byc najlepszena swiecie. Zastanawialam sie, kiedy podacsery, bo wlasciwie powinnosie je dac na samym koncu, ale skoro Tosia chciala celebrowac ciastka z kawa w pokoju. Zdecydowalamsie podac grana padano" po drugim daniu. -Z gruszka? -Tosia wykazala pewna nieufnosc. -Koniecznie. Jeden znajomy mnie tego nauczyl, w mojej poprzedniej pracy On mial fiola na punkcie Wloch, jezdzil co roku 221. w jedno miejsce i tam mu pokazali ten patent.Wlosi maja podobno nawet takie powiedzenie, zeby nie uczyc chlopa, jak smakujeser z gruszka. Tosia sprobowala i zaaprobowala. -Aleto nie kazdy ser? -Chyba nie. Ten na pewno. -Dobre, rzeczywiscie. Jak to bylo? Nieuczchtopa jesc seraz gruszka? To tak jak nasze "nie ucz ojca dzieci robic". Czemunie? Moze byc. Doceniwszy wyrafinowane zestawienie grana padano z odrobinetylko chemiczna gruszka- po obraniu chemia prawie znikala - Tosia wylozyla przyniesione ciastka na talerz, ja zrobilam kawe i udalysmy sie na salony. -Kamil duzo o pani niemowil - rzekla Tosia, rozsiadajacsie na kanapie - ale ja mamoczy i widze. On przy pani odzyl. Inaczej patrzy. Inaczej sie smieje. Czy dlapanito jest cos powaznego? Udawala, ze zajmujesie glownie karpatka, ktora sama upiekla, ale nie ze mna takie numery. Widzialam,jak jej sieuszy powiekszyly. Nad odpowiedzia nie musialam sie dlugo zastanawiac,bo ostatnio myslalam o tym prawie stale. -Mam wrazenie, ze tak - powiedzialam, wbijajac widelczykw zlociste ciasto. -Wie pani, pani Tosiu,ja jeszcze nigdy nie przezywalam czegos takiego. Chetnie bym jej powiedziala, na czym to polega, ale jakos nieumialam tego z siebie wydusic. W koncu widzialam ja pierwszyraz w zyciu. -Boja mysle o Jacku. -Tosia spojrzala na mnie spode lba. -To znaczy o nichobu, aleKamil jest dorosly i wie,co robi. Czywy chcecie do konca zycia spotykac sie tylko w moich godzinachpracy? -Nie robilismy jeszczezadnych planow. My sie nie znamyprzesadnie dlugo, pani Tosiu. Mysmy dopiero niedawno. odkryli sie nawzajem. -Rozumiem. I na razie cieszycie sie ztego, zesciesie odkryli. Rozumiem. Ja was niepoganiam -oswiadczyladosyc laskawiei zajela sie ciastkiem. -Czy Jacek wie, zejego ojciec spotyka sie wlasnie ze mna? 222 -Wie.Kamil mu powiedzial. Nie chcial, zeby sie Jacek domyslal Bogwie czego bez sensu. Takjest chyba lepiej, nie uwaza pani? -Uwazam. Ale swoja droga, to on jest bardzo dyskretny. Mam na mysli Jacka. Nigdy zadnej aluzji. Chociaz glupio gadam. Jakie aluzje. To chyba nie jest najszczesliwszy uklad, nie uwaza pani? -Co? To ze jest pani Jacka wychowawczynia? Pokiwalam glowa. -A co toma do rzeczy? Jacek pania lubi. Mowi, ze oni wszyscy pania lubia, bo pani jest w miare normalna. Przepraszam,aleto jego slowa. Ta jego klasa niemialaszczescia do wychowawczyn, to jakis pech, Kamil mowi, ze inne klasy maja zupelnie innych wychowawcow, bo w ogole w tej szkole sabardzo dobrzy nauczyciele. Boto dobra Szkola. Tylko klasa Jacka. A przeciez powinna miec najlepszych, taka klasa! -Oni mieli opinie strasznie pyskatych i ciezkich do prowadzenia. " - Bzdury -fuknelaTosia i zaatakowala druga karpatke. Ciezko paniz nimi? ": - Niespecjalnie, ale ja lubie pyskatych. (i- - Otoz wlasnie. A tepoprzednie panie to, jak przypuszczam, "nie lubily zadnych. No i dzieciaki sobiena nich uzywaly, jak mogly. Ja pani cos powiem. Z tego,co Jacek opowiada, to ja mam wrazenie, ze pani ich szanuje. A tamte panie ichnie szanowaly. ^ Cos w tym bylo, co mowila dobra Tosia. Zauwazylamprzez tych kilka miesiecy w szkole, ze nauczyciele, wymagajac ogolnego ibezdyskusyjnego szacunku dla siebie, nie maja go w stosunku (do uczniow. Czasami nawet nie potrafia siezdobyc na prostagrzecznosc. Wynika to pewnie z poczucia wlasnej wyzszosci, czasami Bog jeden wie, czym podyktowanego. Z drugiejstrony poczucie wyzszosci, uzasadnione czy nie, nie powinno przeszkadzac w wokazywaniu uprzejmosci. -Mam racje,prawda? -Bystra Tosia czytala w moich myslach, jak chciala. -Mozemy o tym nie mowic,jesli pani niezrecznie, ale ja swoje wiem. Pani zaniego wyjdzie? Boze,alez onaskacze po tematach! -Nie wiem. To by chyba nie bylo dobre dla Jacka, teraz oczy- 223. wiscie, dopoki nie zda matury. Moze musialabym oddacmojaklase komus innemu, a ja sie do nich przywiazalam. Panirozumie, chcialabym doprowadzic ich do matury. To sa naprawde dobre dzieci. Kolejna wychowawczyni dla nich. znowu brak stabilizacji, brak oparcia. -Przyjaznej duszy - dopowiedziala Tosia, popijajac kawe. -No tak, do licha,przyjaznej duszytez! Oni sa w trudnymwieku! -Kamiltez jest w trudnym wieku - baknelaznad filizanki. -Ale Kamilmajuzswiadectwodojrzalosci od jakiegos czasu! -Przeszkadza pani, ze jest starszy prawie dziesiec lat? -Dziesiec nie, osiem. Nie przeszkadza. Ja go kocham, paniwie? Onmi sie strasznie podoba! Chodzi mi tylko o to, ze on sobielatwiej poradzi. Kamil jest mezczyzna. A dzieciaki to dzieciaki. -Boi sie pani tesciowej z Alzheimerem? Prawde mowiac,nie przyszlomi w ogole do glowy, zebymyslec o mamie Kamila jako o tesciowej. Zaczelam sie uczciwie zastanawiac, czysie boje. -Boi siepani- skonstatowala ponuroTosia. -Wcale sie niedziwie. Kazdy by sie bat. A ja mowie Kamilowi, ze trzeba sie zdecydowac na osrodekopiekunczy. Ona juz nie pamieta,ze jest jegomatka. A Jacekjej wylacznie przeszkadza. Boi sie ludzi i ich nienawidzi. Cosokropnego. -Westchnela gleboko. -Jej juz chybawszystko jedno, czy ja ja obsluguje, czy Kamil, czy bylbyto ktosobcy. Ale Kamil twierdzi, zelepiej,ze to my, bo my jestesmyswoi. I ze nie darowalby sobie, gdybyonaprzypadkiem miala jakis moment swiadomosci, a jego by przy niej nie bylo. On sie niepotrafi pogodzic. Moze zreszta czasami ona go jakos rozpoznaje,czy moze raczej wyczuwa. Mozeczuje w nas swoich iwydaje jejsie, ze z namijest jako tako bezpieczna. Chociaz itak maleki. Dobra Tosia poniechala lakoci izamyslila siesmetnie. Nie potrafilam wymyslic niczego pocieszajacego. Gleboko natomiastwspolczulam imwszystkim. Najgorzej chyba mial Kamil, pamietajacy przeciez matke w jej dobrych latach. No i matka to matka. Ogladac taka degeneracje osoby kochanej. -Kamiljest do matki bardzo przywiazany. -Tosia jednak odgadywala moje mysli. -Opowiadal mi,ze byl bardzo kochanydzieckiem. Boze, moj Boze. 224 Przypomnialam sobie, jak wspominal kiedys o tym swoim,;dziecinstwie przepelnionym muzyka.Zachcialo misie plakac. ,', - Panima racje, pani Agatko. -Tosia wrocila dodzbanka z kawa i energicznie nalala sobie pelna filizanke. -Najlepiej chyba bedzie zostawic na razie wszystko tak, jak jest. Moze wam kiedys dam ze dwa dni wolnego, zajme sie pania Pakulska, a wy sobie gdzies wyjedzcie, nacieszcie sie soba. Kamil prawie w ogole nie odpoczywa. Stale lapie jakies dodatkowe zajecia, bo musiB zarobic nadom, na Jacka, na mnie, chociaz duzo z niego nie (zdzieram, ale tezmusze z czegos zyc. W sezonieto go wcalew domu nie ma, bo sa szkolenia w aeroklubie. Ja widze, ze jemu Z paniajestdobrze. -Zachichotala znienacka. -Zakochal sie jak student! ' - A wiepani, ze mnie by to okreslenie nie przyszlodo glowy. Onmisie spodobalod poczatkuwlasnie dlatego, ze nic w nim nie widzialam z chlopaczka. ; - Bo on jest prawdziwy mezczyzna. IJackachowa naprawdzi"wego mezczyzne. A to wcale nie bylo latwe z taka zona. Wie pani, paniAgatko, ja tosobieczasami mysle, ze lepiej,ze ona odeszla. ^.Chociaz, z drugiej strony, poczatkowo nie byla taka stuknieta. Wreszcie zaczelo sie to, na co czekalam! To najbardziej interesujace. Omawianie Zdzichy! Usadowilam sie wygodniew moim ukochanym, bardzo wygodnym, acz nieco wylenialym fotelu i za'mienilam w sluch. Ja z nimi jestem, znaczy z rodzina Pakulskich,juz pietnascielat. Jacek,jak byl malutki, nienadawal sie do przedszkola, a Dzidkanie miala zamiaru zrezygnowac zpracy, ona wtedy pracowala w wydawnictwie prasowym, straszniebyla zaangazowana. Wtedy mama Kamila znalazlamnie, przez jedna znajoma. Jak juz Jacek poszedl do szkoly,to tezprzychodzilam do nich pare razy w tygodniu, pomoc, dac dziecku jesc, takie tam domowe rzeczy, wie pani. I kiedys Dzidka przeczytala ogloszenie o jakichs (kursach samodoskonalenia sie albo czyms w tym rodzaju- onaw ogolemialafisia na punkcie szkolen, stalesie doszkalala. A to angielski, a to aerobik, a to kurs tanca. No wiec poszla i spotkala te cholerna babe. przepraszam. -Natalie Hollander? -Tak. Ona jej wbila do glowy, ze najwazniejsze w zyciu jest re- 225. alizowanie siebie. Ze najpierw trzeba sie w zyciu odnalezc, a potem sie samorealizowac. Pani Agato! Ja dobrze mowie popolsku! Niemam zadnych studiow, ale na ogol rozumiem ten jezyk. I moim zdaniem to sa jakies takie frazesy, ktore nic nie znacza albomoga znaczyc wszystko. Wkazdym razie Dzidka, jak juz siezaczela samorealizowac,to jej wyszlo, ze maz jej przeszkadza. Ze jejnie rozumie. Boona ma jakies wyzsze aspiracje, a on nic, tylkosiedzi natym lotniskualbo w powietrzu. -Przeciez wyszla za lotnika - zdziwilam sie. -To gdzie mialbyc,jak nie w powietrzu albo na lotnisku? -Onaby wolala, zeby z nia biegal na medytacje! Probowalago przekonacdo niejedzeniamiesa. Pani Agatko! Chlop jak dab,sportowiec, pani wie, oni musza miec zdrowie, stale sa badani -a ta mu gole salatki i zieleninki. I zeby jeszcze nad kazdymdaniem medytowac. Aon zawsze lubil gorace. A jak czasem mialwolne, to chcial do filharmonii, bo lubi koncerty, a znowuonagociagnela na jakies kursy zapamietywania. Pani Agato! Co muprzyjdzie z tego, ze zapamieta trzy tysiace numerow telefonow? Czyon jest ksiazka telefoniczna? Tosiawdalasie w opisy dzialan Zdzichy prowadzacych do samodoskonaleniai robila to z taka swada, ze zasmiewalam siedo tez. Ona tez. W koncu jednakspowazniala. -Poza tym okropnie miala mu za zle, ze malo zarabia,i koniecznie chciala, zeby sieprzeprowadzil do Warszawy izaczalpracowac w Locie. On nawet mial takie mozliwosci, aleniebardzo mu to pasowalo; raz, ze nie przepada za Warszawa, dwa, zenie chcial byc kierowcaautobusu, nawet bardzo duzego i takiego,ktory lata do Paryza czy tam do Australii. Poza tym, kiedys mimowil, nie znosi hoteli, lubi spac we wlasnym lozku. O totez miala straszne pretensje, ze musi mieszkac naprowincji, gdzie nie mazadnych mozliwoscirozwoju. Jak niema mozliwosci, kiedy stalesiegdzies rozwijala! I ktoregos dnia przychodze do nich oknamycprzed Wielkanoca, a tu Dzidki nie ma. Jacka nie ma. Kamiljakis takismutny i zly, ja pytam, co sie stalo, a on mowi, ze zonaod niego odeszla. Rany boskie - mowie -z Jackiem! Nie,odpowiadaKamil,Jacka zawiozlem do dziadkow na dwa dni. Musimysie, Tosiu, naradzic, co dalej,mowi. A ja go jeszcze pytam, dlaczego odeszla, co sie stalo, czy sie poklocili? Ostatnio nawet nie. 226 ' powiada, tylko zona oswiadczyla, ze sieniemozerozwijac, bo onjej ten rozwoj hamuje.Rozumie pani? Ona siechce rozwijacduchowo, a przy nim nie moze! To ta psychiatra jej zrobila wodez mozgu! I poszla do niej. Teraz u niej pracujei razem lupia naiwnych ludzi! Ale ma za swoje, bo psychiatra jej maloplaci, a ona jak ta glupia orze. Trzeba jej przyznac, niezle wyglada. Moze lubi pracowac za bezdurno. -Takcalkiem za bezdurno chyba jednak nie. -Teraz chybama lepiej. Ale Kamil jejpare razy pomagal fi nansowo. -Ach, to ona taka Dzidka-pasozytka. ;- Dzidka-pasozytka. Bardzo ladnie. No wiec jak Kamil powiedzial, ze sie musimynaradzic, co dalej, to ja mu powiedzialam, ze nie ma sie co naradzac,chce sie zona rozwodzic,to niech sie rozwodzi, poradzimy sobie,moze nawet Jackowi bedzie zdro-. wiejbez przezywania tychwszystkich stresow. Tak tylko mowilam, wiadomo, ze dziecko powinno miec matke, ale co bylorobic? "Jakis czas mieszkalam z nimi, potem ojciec Kamila umarl i mama sie do nich przeprowadzila. Dalejto pani wie. " - Wiem. A Dzidka nigdy nie chciala wracac? -Nie, nie chciala. Ona jest taka jakas. niedo konca rozwinieta. Ja jej nie rozumiem. Jakas odpowiedzialnosc chyba trzebapo nosic, jak sie juz ma dziecko,prawda? Maz mezem, dorosli to dorosli, ale dzieciaka szkoda. Ciezko bylo, ale jakos z tego kryzysuwyszli. Kamil tylko sie zrobiltaki bardziej zamkniety w sobie. PrzyJacku nie. Przy Jackubyl taki jak dawniej. I teraz przy pani. Popila chlodnej juz kawy. -Oni sa dobrzy, obaj. Masz ci los! Jezelijeszcze poprosi mnie, zebym im nie robilakrzywdy. Na szczescie powstrzymala sie. -Za duzo gadam. -Nie, wcale. Ale pani ich tez kocha, mam racje? -Mapani. Obu ich kocham, bo obajsa tego warci, prosze pani. I przeszli juz swoje, a ja bymnie chciala, zeby przechodzili jeszcze raz przez to samo. Jacek moglby sie nawet wypaczyc, bo to taki mlody chlopak, dzieciak tak naprawde. -Niedlugo skonczy osiemnascie lat. 227. -I co z tego?Jak pani miala osiemnascie lat, to taka panibyla dojrzala? Pani Agato, jajuz pani niebede glowy zawracac,bardzo dobry byl ten pani obiad, jak pani bedzie gotowala dlaKamila, to moze pani wszedzie dawac duzo pieprzu, a soliw miare. On nie jestwybredny tak naprawde, lubi kartofle rozne, a najbardziej pieczone. A z ciast to obaj uwielbiaja szarlotke. Ja mysle,ze z tympani sobie poradzi, po tym obiedzie widze, ze pani ma mniej wiecej taki smak,jak oni. I mysle jeszcze,ze sami bedziecie wiedziec,czy brac slub czy nie. Ja w kazdymrazie uwazam, ze nie powinno sie niczegona sile przyspieszacani zdrugiejstrony przeciagac. Jednym slowem, pani Agatko,trzeba uzywac rozumu. I do gotowania, i do milosci. No dobrze, cieszesie, ze sie poznalysmy. Balam sie,ze mu glowezawrocila jakas taka druga Dzidka, bowie pani, jak tojest, chlopa ciagnie czasami do takich samych kobiet,jedna goskrzywdzi, aon leci do drugiej, bo podobna. Pani nie jest podobna do Dzidki, chwalic Boga. Zabraklo jej tchu. -Bardzosie ciesze, zeniejestem podobna do Dzidki, bo onami sie wcale nie wydajesympatyczna. -To bylo lagodniepowiedziane,ale nie chcialam byc przez Tosieposadzona o zadne uczucia. -Bede pamietala o tym pieprzu. I o szarlotce, i o uzywaniurozumutez. Mamnadzieje, ze sie jeszcze niejeden raz spotkamy? -Wszystko jest mozliwe na tym bozym swiecie - powiedzialasentencjonalnie dobra Tosia, po czym wlozyla plaszcz i odeszla. przepraszajac, ze nie mozenatychmiast wrocicdopani Pakulskiej(zeby Kamil mogl wrocic do mnie),ale ma rodzinne plany na dzisiejszy wieczor, bo ona tez ma rodzine, chociaz czasem to jej sieobie rodziny dokladnie myla. Zamiast zabracsiedo zmywania naczyn, padlam na fotel, nieco oszolomiona. Dzidziaokazala sie Zdzicha Pakulska! Moge naduzywacpieprzu, alemusze uwazac na sol! Musze sie nauczyc piecszarlotke! Rany boskie. Tosia nieomal przekazala mi Kamila z Jackiemniczym bezcenny depozyt. Wlasciwie z zastrzezeniem, ze mam imnie zrobic krzywdy' 228 Jakos strasznie szybko mi to wszystko idzie.Kiedy ja poznalam; Kamila? Na samympoczatku roku szkolnego. Tojest mniej wiecej dziesiec tygodni. A od kiedy sypiamy ze soba? Od tego koncertu. ; Wyciagnelam spod stoliczka program z filharmonii - to bylo 20 pazdzielnika. Dwadziescia trzy dni. I juz przychodzidobra Tosiai ukladami plany na cale zycie, wprawia mnie w stres zwiazany z nieumiejetnoscia pieczenia szarlotki i pozwala nie brac slubu od razu! O matko! , 14 listopada, wtorek Cala noc snilomi sie, ze pieke szarlotke i ze mi, niestety,nie wy chodzi. To sie przypalila, to niedopiekla, to mialazakalec, to znowu jablka wyciekly. : Moze to przestroga z nieba, zebynierobic szarlotki z przecierem czy musem, tylko z jablkami podziabanymi w osemki? ;Kamilpowinien byl wczoraj zadzwonic, a nie zadzwonil. Ciekawe dlaczego? Przeciez musze omowic z nim Dzidzie! Malolaty w polowie lekcji gramatyki opisowej zaprotestowaly przeciwkogramatyce opisowej i zazadaly reaktywacji Incydental negoTeatru. Jest im wszystko jedno - powiedzialy -czy to bedzie teatr poezji czy prozy,czy moze pantomima. Chca sobie pograc. , - Magia sceny, prosze pani - powiedzial melancholijnie Maciek. Ja juz zyc nie moge bez oklaskow i roz rzucanych mi podnogi. -Kolega doznal trwalego uszkodzenia mozgu - powiadomila mnie Basia. -Nawet jak odpowiada na lekcjach, topatrzy, czy mu nauczyciele brawo bija. -Baska, nie badz zwierze - wystapila w obronie Macka sliczna ruda Karolina, ktora niczym sie nie wyrozniala na tle klasy, dopoki nie stanela na scenie jako Pani Twardowska i nie podbila : sercwszystkich widzow bez wyjatku. Od tej pory przestala byc szaramyszka, a stalasie najweselsza (obok niezawodnej Basi) dziewczyna w klasie. -Tak naprawde, prosze pani, to wcale nie ^ jestuszkodzenie mozguMacka,tylko wirus. Albo bakteria, nie wiem, co jestbardziej zarazliwe. 229. -Mam wrazenie, ze jednak wirus - orzeklam, dajac sie sprowadzic na manowce i zapominajac o gramatyce opisowej.-Zapytajcie pania Pietko na najblizszej biologii. Aco, czujecie sie zarazeni? Klasapotwierdzila dwudziestoma czterema glosami. No, dwudziestoma trzema, bo oczywiscie Renatka sie wytamala, prychajac pogardliwie. Trzeba jednak przyznac,ze jejzlosliwosc mocno sklesla od poczatku roku. Trochemi jejszkoda. Zaczelismy dyskutowac nad wyborem materialu do inscenizacji, przyczym polowe umyslu mialam zajeta porownywaniemurody Jacka Pakulskiego i jego, jak sie okazalo, matki Zdzichy,czyli Dzidki, czyli Dzidzi od Natalii Hollander. No tak, wszystkoma po niej. Mam nadzieje, ze zwyjatkiem charakteru, posture odziedziczyl po tatusiu. Dzidzia jest raczej drobna i niewysoka,a Jacek ma juz metr osiemdziesiat albo i wiecej. Ale oczy, kolorwlosow, usta - cala mamusia. Nicdziwnego, ze mi siewydawalado kogos podobna. I ja mam mu piecszarlotke! Oraz gotowac, sypiac pieprz gdziepopadnie. Czemunie, lubie chlopaka. Moge mu gotowac. Ciekawe, czyon tez sie nad tym zastanawial. Bo gdybymsie zdecydowala wyjsc za Kamila. albo przynajmniej z nimzamieszkac. No tak. Zmamusia i Alzheimerem tez. Swoja droga, Kamila doskonale rozumiem. Boze, alez on materaz zgryz! W zyciu muniebede doradzac oddania matkido przytulku,domu opieki czy jakto sie tam nazywa. O czym my w ogole mowimy! Znam czlowieka trzeci miesiac,a jezeli sieokaze, ze to zwyrodnialec. ze tylko tak przyzwoiciei sympatyczniewyglada. zeta cala czulosc wobec mnie to kamuflaz? No, no. Wiekszegoidiotyzmu jeszcze mi sie nie udalo wymyslic. Ale Dzidzia z nim nie wytrzymala. Raczej on znia! Ale moze jednak bylo cos na rzeczy? -Nonsens - powiedzialamna glos, zanimsie zorientowalam. ze mi sierzeczywistosc rozdwoila 230 Odpowiedzial mi zgodnyryk radosci kilkunastu gardel. Orazzgodne buczenie dezaprobaty innych kilkunastu. Ryczal Macius '' i zgrupowana wokol niego gromadka: Jacek. Basia, Kasia, Adam, ; Karolina, Dziubas. i' O co im chodzi? Stracilam kontakt z rzeczywistoscia! A mialam sie pilnowac,'zeby tego nie robic, przynajmniej w szkole. Tymczasem Macius zgrabnie wskoczyl na lawkei balansujacEnaniej niebezpiecznie, wyrecytowal z wdziekiem: -"Ciocia Eliza wpadla do studni i tamprzebywa prawie od stu dni, trzeba uwazac wiec,moi zloci, by sie przypadkiem nie napic cioci! ". -Kiedy zaczynamy,prosze pani?-To Basia i Karolina jednoczesnie. : Rany boskie. Co zaczynamy? -Bo my mamy w domu spory zapas takiej literaturynonsensowej,wierszyki rozne, calego Edwarda Leara po polsku i po ani gielsku, jakiesantologie - zadeklarowal Jacek. -Aja mam makabreski - zadudnil Maciek grobowym basem. -"Milordzie, wrota znow nowego na pol przecielyodzwier\ nego". Cos mi sie zdaje, ze zgodzilamsiena jakies renesansoweprzedstawienie. Ciekawe, cochcieliinscenizowac przeciwnicy? -... "od lat juz ucze was i ucze: teczesc przynoscie, gdzie sa; klucze" - dokonczylMaciek. -No dobrze, toprzyniescie,co macie, zrobimy wybor - zadys;; ponowalamjuz w miare przytomnie. (- Adlaczegonie podoba sie pani nasza propozycja? -padlo: pytanie z grupy przeciwnikow nonsensu. '.Skad mam wiedziec, na Boga! -Tonie to, ze mi sienie podoba - zaprotestowalamslabo. -.'Ostatnio bylismy tacy powazni, ze moze dobrze bedzie teraz? zmienic diametralnie nastroj. To dla nas nowe wyzwanie, rozumiecie. -Rozumiemy- powiedzieli niechetnie. -Ale potemmozemy;; wrocic do naszej koncepcji? ,- Oczywiscie. -Mam nadzieje, ze do tej pory dowiem sie jakos, o co im chodzilo. -Maciek, zejdz z tej lawki, bo ona sierozleci. 231. -Ale ja musze jakos wyrazic swoja osobowosc - zawiadomilmnie Macius, po czym z gracja baletmistrza wykona} na lawceprawidlowa jaskolke i piruet.Po czym tawka sie rozleciala. Klasa ryknelaznowu, tym razem zgodnie. Smiechem. Ja tez ryknelam. Dwa razy. Najpierw w odruchu irytacji, przewidujac klopoty, bo lawkarozlozyla sie na czynniki pierwsze i polegla. Klasa zanosila siez radosci. Maciek lezal pod gruzami lawkii sie nieruszal. -Maciek! -ryknelam po raz drugi. -Wylaz spod tej lawki! Macius nic. Klasajakos ucichla i z zaciekawieniem spogladalana pobojowisko. -Szczeniactwo! -prychnela Renatka Hrydzewicz. -Wiadomobylo, ze tosie tak skonczy. Wstalam zza biurka i podeszlam do Macka. Ani drgnal. Zaniepokoilo mnietonieco. -Maciek, wylaz, Maciek, nie swiruj - przelecialo przez klase. Pochylilam sie nad polembitwy. Maciek mial zamkniete oczy Boze! Tam jest kaloryfer! Uderzyl sie w ten glupi leb i cos musie stalo! -Maciek, Macius, slyszysz mnie? Jezeli zrobil sobie cos w kregoslup, to nie nalezy go ruszac. Trzebabedzie wezwacpogotowie. -Nie ruszajcie go powiedzialam, podnoszacsie. -Jaidedo sekretariatu wezwac karetke pogotowia. To moze byc kregoslup. W tym momencie zewlok Macka usiadl gwaltownie na podlodze. -O rany, nie -powiedzial calkiem rzeskim glosem. -To ja juzwole sam zmartwychwstac! Doznalam tak naglejulgi, ze nie zabilam lobuza. Klasa zawyla po raz kolejny. I oczywiscie w tym momencie drzwi sie otworzyly, weszla paniwicedyrektor izobaczylagruzy, a nanich lekko sponiewieranegoMaciusia. Pani wice spojrzala na nasz obrzydzeniem. -Czyto znowu jakas psychodrama? -zapytala nad wyraz kasliwie. Co pani tym razem znimi przerabia? 232 -Maly wypadek - powiedzialam z rozpedu.-Na szczescie nicsie nie stalo. -Jakto nic? Widze,ze mamy w szkole o jedna lawke mniej. Milski,dlaczego siedzisz na podlodze? ;Ideal siegnal bruku - wyjasnil Macius, wstajac. Uklonil sie wytwornie. -Cwiczylismy "Fortepian Szopena". Gralem fortepian. ;Klasa zatrzesla sie od zle stlumionegochichotu moich kotkow. ' Paniwice poczerwieniala, po czym zbladla. -Oczywiscie wiesz, ze jestes bezczelny? -zapytalaretorycznie. Macius sklonil sie raz jeszcze. -Bardzo przepraszam -powiedzial bez cienia skruchy. -Wiem, ale nie mogesie powstrzymac. -Maciek! -warknelam. Juz mnie trocherozzloscil. Wykonaluklon tym razem w mojastrone, ale sie przynajmniej zamknal. Pani wice spojrzala namniez duzym potepieniem w oczach i poszla sobie. W drzwiach odwrocila sie jeszcze,jakby chciala cos powiedziec, ale zmienila zamiar. Dzieciaki staly nad zwlokami lawki, niebardzo wiedzac, czysie smiac, czy plakac. Maciek uklonilsie jeszcze raz. -Ja naprawde bardzo przepraszam - powiedzialjuz normalnym tonem. -Nie przypuszczalem, ze ta lawkajest taka bylejaka. Chybaprzesadzilem z ekspresja. Jakby sie jej niedalo zreperowac, to ja odkupie. Jakoszarobie,naprawde. Czy pani moze siena mnie nie gniewac? Cholerny Macius. Jak ja mam sie na niego gniewac za to, ze goroznosi energia? Wlasciwie powinnam. Z drugiejstrony, jak sobieprzypomne naszelicealne pomysly i wyczyny. No i wszyscy nasuczyciele wydawali nam sie starymi nudziarzami. Mozez wyjatkiem chemika, ktory opowiadal nam dowcipy polityczne na kazdej lekcji, a nasza znajomosc przedmiotu traktowal dosycobojetnie,wobec czego wszyscy szalenie sie starali dobrze wypasc. Klasa (z oczywistym wyjatkiem Renatki Hrydzewicz) poparlaskruszonego Maciusia. Obiecali zlozyc sie na lawke, wiec tematmebla uznalam za zamkniety. Pozostala jeszcze sprawa przeproszenia pani dyrektor. 233. -Pani sadzi, ze powinienem koniecznie?-zapytal mnie Maciek nieco zalosnie. -Ja nic nie moge na to poradzic, ze jak mi siedowcip sytuacyjny cisnie na usta, to musze. pani rozumie,po prostumusze! Rozumialam go, oczywiscie. Sama cierpie na podobna przypadlosc, ale nie bede sie zwierzac wlasnemu uczniowi. Jezu. Znowutrzeba zadzialac pedagogicznie. Zadzialalam. Po pieciu minutach wykladu o dojrzalosciMaciek skapitulowal. -Przeprosze. Tylko prosze mnie juz nie katowac. Przestalam prawic kazanie. Atmosfera w klasie ulegla oczyszczeniu. Swoja droga, jak tak dalej pojdzie, to moja kochana klasa wyspecjalizujesie w przepraszaniu VIP-ow, ktorych przedtem obrazila. No coz, umiejetnoscprzepraszania to tez pozytecznasztuka. Wieczorem zadzwonil Kamil. Mial klopoty z matka. Niewspomnialammu o Dzidzi, swojadroga ciekawe, czy Tosia mucos mowila- Przeztelefon jakos nie bardzo moznaomawiac takiewazne rzeczy. Poczekam jeszczetroche, Sroda Maciek przyszedl do szkoly z dwoma bukietami. Zanimzaczelamlekcje w mojejklasie, przybiegl caly w lansadach i wreczyl mi trzynajslodszerozyczki, jakie widzialam w zyciu, kazda w innym kolorze - rozowa, czerwona i zlocista. -Doszedlem do samodzielnego wniosku, ze pania tezpowinienem przeprosic powiedzial, przewracajac oczami iusilujac wygladac na skruszonego. -Bo narazilem pania na stres. Ach,przy okazji bardzo dziekuje za gotowosc udzielenia mi pierwszej pomocy. -Macius,gdyby one nie byly takie sliczne, dalabym ci wlebtymi rozyczkami. -Ladne, prawda? Pani wkwiaciarni przysiegala, zebeda sietrzymac tydzien. A tamte kupilem z przeceny, staly juz trochena wystawie, ale na jeden raz wystarcza. -Maciek! -Przepraszam, zartowalem - wycofalsie,ale dam glowe, zejednakniezartowal. Wzial ze swojej lawki efektowny bukiet purpurowych roz w pelnym rozkwicie(jutro zwiedna, biedaczki, towidac) i poprosil opozwolenie oddalenia siew kierunkupani wicedyrektor. -Oddal sie wyrazilamzgode alewracaj zaraz. Opowiesznam, jak bylo. Macius zamiotl wytwornym bukietem podloge u moich stop -to mial byc dworny uklon, cwiczylismy takie przy okazjiballadi romansow - i wyszedl z klasy. Zanim zdazylismy wglebicsie na dobre w skomplikowana psyche bohatera romantycznego, wrocil, bardzo z siebie zadowolony. Dalamspokoj bohaterowi romantycznemu. -Opowiadaj. -Nie ma co opowiadac -powiedzial skromnie Maciek. -Pozostawilem pania wicedyrektor najwidoczniej zbudowana mojapostawa. Zachowalem sieniegrzecznie, to fakt, ale to bylprawdopodobnie wynik szoku, jak zlecialem ztej lawki, na ktora wszedlem, zeby uchylic gornapolowe okna, w koncu to nie moja wina, ze te przedpotopowe wajchy stale sie zacinaja. A propos,bardzo bym pania prosil, zeby paniw razie czego potwierdzilamoja wersje wydarzen. -Nie umrzesz wlasnasmiercia - mruknelam. -Usiadz, dziecko, i wlacz sie do lekcji. Ipamietaj, ze musicie zreperowac te lawke. -Najmocniej przepraszam, ale niemusimy. Pani wicedyrektorpowiedziala, ze poleci to do wykonania konserwatorowi. Przy okazji pan konserwator mazrobic przeglad sprzetu w pracowni polonistycznej. Nie wiem, jak on to zrobil,bo ja od poczatku roku usilowalamwplynac na dyrekcje, zeby zmusila konserwatora do wejrzeniawstan naszych mebli, rozlatujacychsie w oczach. Prawdopodobnie Macius dysponujewiekszym wdziekiem niz ja. Kamil nadal siedzi przy matce. Nie chcialmowic przez telefon,o co chodzi, ale glos mial dosyc zatroskany 234 235. 17 listopada, piatek Basia przyszla do mnie na przerwie z prosba o powazna rozmowe. Jesli ma byc powazna,to nie dzisiaj, dzisiajdobra Tosia funduje nam filharmonie. Nie wsensie finansowym,oczywiscie. Takczy inaczej, natychmiast po lekcjach, ktorych mam w piatkistrasznie duzo, lece do domu. posprzatac, umyc glowe i ogolniezrobic sie na cacy. Sposob uzywania kosmetykow zakupionychprzyfachowej pomocy moich malolatow mam juzopanowanydo perfekcji. Do filharmonii niosly mnie. niewatpliwie,skrzydla namietnosci. Albo cos w tym rodzaju. Ze nie wspomneo otwierajacej siewreszcie mozliwosci porozmawiania o Dzidzi. Chyba jednak uczucie przewazylo. Stesknilam sie za Kamilemjak glupia i widok wysokiej sylwetki, podpierajacej lewe skrzydlodrzwi wejsciowych, przyprawil mnie o nagly skok cisnieniai wzmozone bicie serca. Zobaczyl mnie iponure wejrzenie, ktorym obrzucal do tej porysamochody podjezdzajace pod filharmonie, zlagodnialo znacznie. -Boze, jak ja sie zatoba stesknilam przez tych kilka dni - zawolala na jego widok panoszaca sie we mnie nieuleczalna idiotka. Nie wolno siefacetom przyznawac do takichrzeczy! -Jatez - powiedzial i pocalowalmnie w policzek. -Chodzna kawe, mamy jeszcze sporo czasu. -A jesli ci ja znowuwyleje na spodnie? -Tocie podamdo sadu. -Uspokoiles mnie. Chodzmy. Nie wylalam tym razem niczego,udalo mi sie tylko przewrociccukierniczke, aleto dlatego, ze jakaskorpulentna niewiastaprawie usiadla mi na kolanach, popchnietaprzez potwornego bachora, ktory najwyrazniej pomylil filharmonie z piaskownica. Mamunia bachorabyla zachwycona temperamentem syneczka. Pewnie go wychowujebezstresowo. Tego goscia, ktory wymyslilwychowanie bezstresowe, zamordowalabym z zimna krwia. Kamilpodnioslcukierniczke do pionu i skrzywil sie. -Mam nadzieje, ze siedzimy dalekoodnich. Mizernie wygladal. -Jak mama? 236 -Rozmaicie.W poniedzialek bylaby spalila mieszkanie i bar[dzo sie tym przestraszyla. Wolalem jakis czas byc w poblizu, ro"zumiesz. -Jak to, spalila? -Po prostu. Probowala zapalic swiece- nie pytaj mnie, po co, bo nie wiem, ona tez nie wie - ta swieca sie przewrocilai zajela sie od niej serweta na stole. Bylem w kuchni i nic nie widzialem, dopiero poczulemdym,bo mama tak sie wystraszyla, ze nawet niewolala. Moze zapomniala,ze trzeba wolac na pomoc. Scisnelo mnie w gardle. -Jacek byl przy tym? -Nie, poszedl dokolegi, chyba doMacka. Wrocil pozno, jeszcze tylko troche smierdzialo dymem. Przejal sie bardzo. -Cholera - powiedzialam bezradnie. -Czy ja wammoge jakos pomoc? -Nie sadze. To znaczy, nie wtym sensie. -Aw ktorym? -W tym drugim juz pomoglas. -A coja takiego zrobilam? -Jestes. -Ladnie, ze takmowisz, ale ja myslalam o czyms konkretnym. -Konkretnie,to juz drugi raz dzwonia. Pojdziemy? No i znowu Dzidziamusi poczekac. Poszlismy. Niestety, okazalo sie, ze koszmarny szczeniak z upiorna mamuska siedzi tuz za nami, w nastepnym rzedzie. Uwerture"Egmont"spisalismy na straty. Koncert fortepianowy' a-moll Schumannarowniez. Potworek dawal co chwila wyraz swojemu niezadowoleniu, ze musi siedziec w filharmonii, zamiast, ogladac Pokemony albo grac na komputerze. Mamuniauciszala) go przenikliwym sykiem i obiecywala, ze zaraz pojda do domu. " Niestety, nie spelnila obietnicy. Probowala natomiast zachecic gnojka do sluchania muzyki. ' - Tobardzo piekne, kotku - mowila co jakis czas. -Posluchaj, tylko,jakie topiekne. ; - Mama, aleKarol dostalna imieniny takiegowielkiego Pikai czuna baterie i ja go chce zobaczyc! -Ciszej, skarbeczku, zaraz pojdziemy, tylko skup sie przez'chwilke na muzyce, to Schumann, synku. 237. -Aleja chce zobaczyc Pikaczu, bo moze on jest radiem sterowany!-Synku. -Na dzojstik! Mama! Chodzmy juz! -Co to jest Pikaczu? -wyszeptalam prosto do ucha Kamilai poczulamzapach jego wody kolonskiej. Co my tu robimy, powinnismy zajmowacsie soba zupelnie gdzie indziej! -Nie mampojecia - odszepnal. -Jacek sie tymnie bawi. Z trudemdoczekalismy oklaskow, po czym wyszlismy do foyer. Jedno spojrzenie nasiebie nawzajem wystarczylo namdo pelnego porozumienia. Zgodnie skierowalismy siew strone szatni. Do polnocy wcale nie mamy tak wiele czasu. ATosia, niestety, jedziedo rodzinyna caly weekend. Cos mi mowi, ze nie powinnamproponowac Kamilowi odwiedzin w jego domu. Niewiedzialabym, jak sie zachowac wobec Jacka, a im obydwu tez pewnie byloby niezrecznie. O Dzidzi udalo misie kompletnie zapomniec. Nie szkodzi, zycie nie konczy sie jutro. Anipojutrze,ani nawet za tydzien. Dawno nie widzialam Beatki i Laurki. Sobota Z zadowoleniem przyjely propozycje spedzenia wspolnego wieczoruw Atlanticu. Ale nie dzis,tylko jutro, zwlaszcza ze bedzietam gracjakis olsniewajacy gitarzysta. Pewnie klasyczny, bona rockowych tam za malo miejsca, pozatym rockowi to raczejw Szajbusie. No i dobrze, bede sie uczciwie przygotowywalado lekcji. I gdziez to sie podzialy dni zlotej wolnosci, kiedy po powrociez politechniki zakopywalam sie w poduszkach na kanapie z nowaChmielewska albo stara Agata. a czasem iz czyms ambitniejszym. iw nosiemialam wszystko? Mowiac zupelnieuczciwie, czasami bywalo troszke nudno. Za to,nie da sie ukryc, na politechniceplacili lepiej. .Prawda,mialam sie rozejrzec za lekcjami niemieckiego. 238 Zadzwonilam do parustarych klientow.Dwoje potrzebujewsparcia naukowego. Bardzo dobrze, bo ja potrzebuje wsparcia finansowego. ^Niedziela. Zupelnie jak jajko -z niespodzianka Mial byc dziewic wieczor, a tymczasem Laura przytaszczyla ja- kiegos Japonczyka. Powiedziala, ze to swietnygosc i znakomity^operator z tej ekipy, u ktorej ona zarabia teraz prawdziwe pieniadze. Przedstawilanassobie wszystkich wzajemnie, przy czym nie;udalo mi sie zapamietac imienia znakomitego operatora - czy;,mozna miec na imie Takakazu? Jezeli mozna, to on ma - ale bardzo mi sie podobalo, ze mowil do mnie "Agata san". : - Santo jesttaki zwrot grzecznosciowy, wyraz szacunku- za,. komunikowala Laura niecierpliwie, kiedydomagalysmy sie tlumaczenia. -On jest naprawdefajny gosc, alenie rozumie ani slowa w zadnym jezykupoza japonskim, dawno by go wylali z tej wytworni, a w kazdym razie niezabierali poza Japonie,gdybynie; robil takich dobrych zdjec. On nawetpoangielskunie potrafi. , Nie bedzie nam przeszkadzal. -Polskiego tez jeszcze nie zalapal? -upewnila sie Beata. -Zwariowalas. On jest w Polsce od trzech dni. Teraz go wszedziewlocze za soba, bo on chce studiowac klimat, rozumiecie. Klimat miejsc,charakterystyczny dla Polski. ': - Tochyba raczej rezyser powinienlapac klimat? -Reszte ekipy wloczy za soba polski koproducent, a on sie; przywiazal do mnie. Mowi, ze ja mu lepiej wszystko potrafie wy". jasnic. :] Japonczykprzez calyczas wlepial w niazachwycone spojrze- : nie i co piec sekund rozjasnial skosnookie oblicze promiennym[usmiechem. 'Zamowilysmy podrinku na poczatek, slone paluszki i orzeszki w soli. ; - A terazmow, Agata -zazadala Beata -jak tam sierozwijaltwoja sytuacja z ponurympilotem. Bo wyszly na jaw straszne rze czy, masz swiadomosc? 239. -ze co, ze byl mezem twojej Dzidzi?-Oczywiscie. Dzidzia opowiadala mi o nimbite trzy godziny,jak juz wyszlysmy od ciebie. A propos, zjadlas soczewice i calareszte? -Zwariowalas. Co ci opowiadala? -Bardzo duzo. Moze nawet troszke za duzo,jak na moja wytrzymalosc. Musial jejniezle zalezc za skore. A wlasnie, co oncio niej mowil? -Nic nie mowil. Jeszcze nie zdazylam go zagadnac, nie byloatmosfery. -Boze, ja bym tak nie potrafila! Nie meczycie to, ze nic niewiesz? -Strasznie mnie meczy, wiec chociaz ty mi nie kaz czekac niewiem na co. Opowiadaj,ale juz. -O, idzie pankelner, alez oni tu saszybcy! Co on mowi, tentwoj Japonczyk? -On mowi, ze moje przyjaciolki sa piekne kobiety. Niewiem,co on w was widzi takiego. Podoba mu sie, ze wcale sie go niekrepujecie i nie usilujecie gozabawiac na sile. Poczulam wyrzuty sumienia, bo moze jednak powinnysmy gotroche pozabawiac,w koncu gosc w naszym kraju. Bardziej jednakchcialam sie dowiedziec, w jaki sposob Dzidzia obsmarowalaKamila. Beata tezpewnie poczula wyrzuty, bo podniosla szklankei zadysponowala polskiego brudzia, zeby Japonczyk wiedzial, jak sieu nas rytualnie przechodzi na ty. Wyrazilam watpliwosc wsenstego gestu, skoro i tak dwiez nas nie majaz nim zadnego wspolnego jezyka, ale dziewczyny zgodnie orzekly, ze tak bedzie ladnie. I niech Japonczyk wie, ze Polacy nie sa ksenofobami, toznaczy Polki ksenofobkami. Wykonalismy zatemwszystkie przewidzianeczynnosci, lacznie z buziaczkami, ktory to buziaczekw przypadku Laury trwalpodejrzanie dlugo, apo jego zakonczeniu Japonczyk mial podejrzanie blyszczace oczka. Natychmiasttez zaczal mowic do nas po imieniu, przy czym nadal niewiedzialysmy- oprocz Laury, ktorej sie niechcialo wszystkiegowyjasniac- o co mu chodzi,a na dodatek w jego japonskichustach Beata i Agata brzmialy identycznie, a Laura prawie sie od nich nie roznila. 240 -Bo oni mowia samym gardlem- skomentowala Beata.-Inie ma takiej mozliwosci,zebym ja do niego mowila. jak? Ta ka-kazu? Taki Kazio? Ta-ka-ka-zu? Wykluczone. Powiedz mu, ze idla nas on jest Kazio. ^ Kazio ucieszyl sie i zajal swoim drinkiem oraz kontemplowa- niemLaury, moglysmy wiec przystapicdo zasadniczego tematu. -No wiec najwazniejsze, co Dzidzia mowila,to to, ze on sieE nad nia, kochana, znecal. -Recznie? -spytalam z niedowierzaniem. Nie, moralnie, ale to czasami bardziej boli. Bo widzisz, Dzidzia zawsze byla szalenie ambitna, chciala sie doksztalcac, doskonalic, zwlaszcza duchowo, probowala go wciagnac, zainteresowacl czyms,przekonac, zeby rozwijal osobowosc. ; Wydawalo mi sie, ze osobowosc Kamila jestniezle rozwinieta, ale nie przerywalam sprawozdania. i wyobraz ty sobie, on prawie nie reagowal. Nie chcial isc na kurs jogi,nie chcial uprawiac medytacji, nie zyczyl sobie uczestniczyc w zajeciachgrup samodoskonalenia,odmowil udzialu w rebirthingu, odmowil udzialuw nauce asertywnosci, chociaz Dzidzia zalatwila kurs zapol ceny. -Tochyba dowodzi,ze asertywnoscmial juz opanowana. -Co? -No to, ze odmowil! -Ach, tak. PowiedzialDzidzi, ze nie ma zamiarurobic kariery! A kiedy Dzidzia mu oswiadczyla, ze ona owszem, ma zamiar,on jaterroryzowal przy pomocy dziecka' -Jak toprzy pomocydziecka? -Po prostu. Pracodawca umozliwil jej w pewnym momenciedwuletnie studia w szkole biznesowej,tylko musiala dojezdzacnazajecia do Warszawy co dwatygodnie, poza tym, oczywiscie,miala mnostwo roboty w domu i wiesz, co on wtedy zrobil? Zatrudnil nianke do tegodziecka' -To chybadobrze zrobil? -Takto z pozoru wyglada. On jestmistrzem w stwarzaniu pozorow. Ale wiesz, jakie to dla niejbylo upokorzenie? Przeciez tobylo z jego strony celowe stwarzanie wrazenia, zeona sobie niemoze poradzic z dzieckiem i kariera! A on samnie moglby jejpomoc przy tymdziecku? 241. -On czesto pracuje w weekendy.-Moglby sobie zalatwic zastepstwa. Ach, ita jego praca! Dzidzia probowala go namowic, zeby sie przeniesli do Warszawy,moglby pracowac w Locie po jakichs tam szkoleniach, on jest podobno bardzo dobrym pilotem, chcieli go w Locie, ma tam kolegow, i co? Zmarnowal szanse. Wolal tutaj siedziecgodzinamina tych dyzurach! A cale wakacje szkolil w aeroklubie! Jak sieudalo go wyrwacnatydzien nad morze, to juzbylo duzo! No coja ci bedejeszcze mowic. Sama widzisz, ze dziewczyna z horyzontami,z ambicjami, z widokami nakariere niemogla z takim facetemwytrzymac! Gdyby z nim zostala, zmarnowalaby siedo konca! Ty sie tez zmarnujesz! Panie kelnerze, nie mamy juz nicdo picia, a pan nie reaguje! Pan kelner zareagowal. Japonczyk, zdaje sie, mial nadzieje, zeu nas kazdy drink laczy sie z dawaniem sobie buziaczkow, aleLaura wytlumaczyla mu,ze niestety, nie. Powiedzialcosdo szklanki izajal sie drinkiem. -No wiec mowie ci, ze sie zmarnujesz przy takim smutasie. Ijeszcze jedno. On ma matke chora na Alzheimera! -To akurat wiem. -Wiesz? I nic nam nie mowilas? -Zapomnialam na smierc. -Mialam nadzieje, ze to zabrzmialo zgryzliwie. -To jegomatka, niemoja. -Ale to moze byc dziedziczne! -Jeszczetego medycyna nie stwierdzila. -Nie boisz sie? -Beata, sluchaj, a tacalaDzidzia po co za niego wychodzila,jesli onmatyle wad? -We wczesnej mlodosci robi sie rozne glupoty. Dopiero potemokazalo sie, ze to nudziarz. -I samana to wpadla? -Wlasciwiesama. -Wlasciwie, mowisz. A nie chodzila ona wtedy na jakies kursy do Natalii Hollander? -Skadwiesz? Chodzila juz zrok na rozne terapie. Tak naprawdeto Natalia jejoczy otworzyla. Dzidzia nie byla przedtemswiadoma swojej wlasnej wartosci. DopieroNatalia przekonalaja, ze czas najwyzszy odnalezc siebie. Bo najwyzsza wartoscia dla 242 nas samych powinnismy byc my sami.Zycie to cud, ktory danynamjest tylko jeden raz. No tak. Coraz lepiej rozumiem, dlaczegoKamil zesztywnialna widok Natalii, kiedy ja zobaczylw Atlanticu te dwa czy trzymiesiace temu. I dlaczego tak sie ucieszyl, kiedy wylalam jejKrwawa Mary na kostiumik. Ale czy toznaczy, ze mu jeszczena Dzidzi zalezy? Chryste Panie! Co on w takiej Dzidzi wogole widzial? A jezelitak ja kochal,to dlaczego zakochal sie we mnie, skoroja jestem calkowitym przeciwienstwem jegobylej? Beata wlasnie zaczynala mnie szarpac za rekaw,w pretensjachcala, ze jej nie slucham porzadnie, kiedy przez wytworne wnetrzepubu przebiegl szmer oklaskow. Na mikroskopijna estradke wchodzi} wlasnie, poprzedzanyprzez wlasciciela pubu, wysoki facet z gitaraw rece. Spojrzalysmyna niego machinalnie,po czym spojrzalysmy na niego uwaznie,po czym z trojga naszych ust wyrwal sie jednobrzmiacy iradosnyokrzyk: -Konio! Facet na estradce wykonal gwaltowny zwrotw nasza strone,po czymjego oblicze rozjasnil usmiech, apatykowata sylwetkazlamala sie w uklonie. Konio! Konrad Sniezynski! Najwiekszy wygibus w naszej maturalnej klasie, czlowiek, ktory na uroku osobistym przejechal zarowno przedmioty scisle, jak ihumanistyczne! Uzdolnionyprawdopodobnie wewszystkich kierunkach, ale jednoczesnie lennieziemski,powaznie traktujacyjedynie chemie, bo lubil doswiadczenia w pracowni, zwlaszczate najbardziej smierdzace,ktorych my, dziewczyny, unikalysmy jak ognia. Wiedzialysmy, zechadza rownolegle ze szkola do jakichs ognisk muzycznych, alenie afiszowal sie z tym, zajmujac sie raczej bujnym zyciem towarzyskim. Czasem tylko grywal napianinie w domu jednej takiejEli, kiedynastroj prywatek stawal sie bluesowy. I nasz Konio robi zajakas gwiazdegitarowa? Wlasciciel pubu chrzaknalkilka razy do mikrofonu, policzyldo osmiu (niezle, przewaznie licza do trzech) i uswiadomil swoichgosci,ze majadzisiaj zaszczyt posluchac wystepu wspanialego gitarzysty,ktory wlasnie wrocil ze Stanow,gdzie nagrywal plyte 243. w jakiejs bardzo znakomitej wytworni, a w ogole to niebawem Paco de Luda bedzie mu buty czyscil.Konio puscil donas oko, conas szalenieucieszylo, cos szepnal odchodzacemu wlascicielowii zasiadl do grania. -Patrzcie, dziewczyny, Konio koncertuje - szepnela Laura. -A ja myslalam, ze po maturze zszedl napsy, bo taknam zniknalz oczu. -Cos ty. Laurka, Konio na psy? Konio zawsze spadal na czterylapy. -Beata spogladala na Konia z nieukrywanym zachwytem. Przypomnialam sobie, ze zawsze jej sie podobal z wzajemnoscia,widac jednak wtedy nie bylo to podobanie bardzozobowiazujace. Japonczyk Kazio cos zagadal. Laura zabrzeczala w odpowiedzipo japonsku i Kazio powrocil do swojego drinka. -Co on mowil? -spytalysmy. -Ze Konio dobrze gra. On sie natym,zna. Toznaczy Takakazu, to znaczy Kazio. On oprocz ichniej japonskiejfilmowki konczyl tez japonskiekonserwatorium, a w kazdymraziecosw tymrodzaju, i zna sie na muzyce. Konio mu sie bardzo podoba. -Popatrz, toten twoj Kazio jest zdolny chlopak. Szkoda tylko, ze niemowi wzadnym ludzkim jezyku. -Cicho, dziewczyny, ja chce posluchac - zdlawila nam konwersacje Beata, najwyrazniej znowu pod urokiem. Konio rzeczywiscie graldoskonale. Nie jestem szczegolnie oblatana w muzyce na gitare ioprocz Joaqina Rodrigo znam mozeze dwoch kompozytorowtworzacychna ten instrument - i to raczej z nazwiska niz, powiedzmy, osobiscie - ale odrozniam, kiedydobrze graja, a kiedy nie. To.co Konio robit z gitara, sprawialomi duza przyjemnosc. Przy czym -odwrotnie niz w szkole - czarowalmuzyka, a nie soba samym. Pogral takz pol godziny izapowiedzial kwadrans przerwy. Dostalbardzo porzadny aplauz, przy czym nasz stolik znaczniewyprzedzal pozostalew spontanicznosci. Beata zerwala sie, kiedy artysta znikl w jakichs zakamarkach. -Ja chce z nim pogadac! -Spokojnie - powstrzymala ja Laura. -Albo ondonas przyjdzie, albo ja zmieniam nazwisko! Apan co? -Z pozdrowieniami od szefa - powiedzial godnie pan kelner. 244 stawiajac na naszym stolikuoszroniona butelke ipieckieliszkow.^ Zanim zdazyl profesjonalnie puknac korkiem,drugi pan kelner;',' dostawil nam piate krzeselko. Pierwszy rozlal szampan do kieliszHkow i w tej chwilizza jego plecow wychynela rozesmiana geba Konia. ;Z niestosownympiskiem rzucilysmy sie gosciskac. Kazio? wprawdzie nie rzucil mu sie na szyje,ale entuzjastyczniepotrza'sal obiema jegodlonmi i gial sie w uklonach, wyrzucajac z siebie^obfitepotoki japonszczyzny. Dziewczyny kochane, nie macie pojecia,jak bardzo sie cie^ sze, ze was tu widze - rzekl wreszcieradosnie Konio, siadajac .na piatym krzeselku i wznoszackielich. -Za spotkanie! Czy ktoras z was wie, co mowil do mnie ten kolega? -Mowil, zefajniegrasz- wyjasnila lakonicznie Laura. -'. Za spotkanie! ,: Wypilismy boski napoj i Konio natychmiast rozlal reszte do kieliszkow, po czym wykonal w strone kelnera miedzynarodowy gest oznaczajacy w barowym jezyku migowym jeszcze raz to! samo. ; Koniu, opowiadaj natychmiast,co sie z toba dzialo zazadalam. -Gdzie sie podziales natychmiast po maturze? -I dlaczego zerwales kontakty, podlecu - dodala Beata, w ktorej odezwaly sie dawne zale. -I gdzie sie nauczylestak ladniegrac - dolozyla Laura. Kazio tez cos mowil, ale nie zwracalysmy na niego uwagi. -Zawsze umialem grac - powiedzial skromnieKonio. -: W szkole nie bylo zapotrzebowania na moja sztuke, tosie nie popisywalem. A po maturzetak sie zlozylo, ze wyjechalem, bo oj ciec zostal rezydentem swojej firmy w Barcelonie. No to posiedzialem pare lat z rodzicami w Hiszpanii i przy okazji zamienilem fortepianna gitare. Rozumiecie, gitarelatwiej zapakowac, kiedy Sie wyjezdza. Potem tato przeniosl sie do Dublina. Tam tez bylo jakieskonserwatorium. A potemzrobilem sie calkiem dorosly, i sam zaczalem jezdzic. Troche pobylem w Nowym Jorku. Nie sie' dziele w jazzie, dziewczynki? -Niestety, nie. -Laura saczylaszampan z rozkosza. -Agatasiedzi w filharmonii, ale to nie to samo. -W filharmoniigram przede wszystkim. 245. -Ale nie w naszej, zauwazylabym - powiedzialam stanowczo.-W naszejnie - zgodzil sie Konio. -Raz gralemw Krakowie,ze dwa razyw Warszawie, raz w Poznaniu, a tak to przewaznieza granica. Troche nagrywalem. We Francji i w Hiszpanii. A wAmeryce czasami jazz, bo lubie jazz. A w ogolepodoba siewam,jakgram? Zakrzyczalysmy go. Jak moze watpic? Kelner puknal nastepnym szampanem. Koniozazadalod kazdej z nas sprawozdania, co robilysmy od czasow maturalnych. Zajelo nam to troche czasu. Ludziezaczelipoklaskiwacco jakis czas, zeby zwrocic uwagemistrzowi, ze powinien wrocicna estrade. -Koniu - zagadnelam - jestcos takiego,co sie nazywa"Milonga", czy mi sie tylko wydaje? -Tango Milonga - prychnela Beata. -Pewnie ze jest! -Nie, nie. -Konio kiwnal glowa ze zrozumieniem. -Sama"Milonga". Jest. Nawet kilka. Dwie takie znane. Ma byc Piazzolli czymoze Cardosy? -Boze,nie wiem! Raz to slyszalam! -Posluchaj - Konio zanucil pare taktow. -To? Nie? A moze to? Tobylo to. Przytaknelamentuzjastycznie. -Piazzolla. Zagram ci, chcesz? -Pewnie zechce. -To ja chyba juz powinienem wracac do pracy. Pijcie tegoszampana, dziewczynki,aha, i kolega tez, ja tu do was wroce, jakbede mial przerwe. -A kiedy bedziesz mial przerwe? -Jak mi sie paluszki zmecza. Na razie. "Milonge" rzeczywiscie slyszalam tylkoraz w zyciu. U siebiew domu, z radia. Zrobilam sobie ten omlet z szesciu jajek. kiedy to Kamil udowodnil mi, ze tabelka nieslusznie ocenialago jako niezainteresowanego mna erotycznie, po czym musialisc do domu, a ja zostalam z tymi szescioma rozbeltanymi jajkami. Dwietrzecie omletu zostawilam dla bramowych kotow,jedzac jedna trzecia, sluchalam radia, aradio nadawalo koncertjakiegoshiszpanskiego gitarzysty. Nie Konia, bo Konia bymzauwazyla. I ten gitarzysta rzeczywiscie gral to, co Konio w tejchwili. 246 Jaka szkoda, ze Kamila tu nie ma.Podobaloby mu sie. Sluchalibysmy razem, trzymajac sie za rece pod stolem, a potem poszlii. bysmy do mnie. Na cala noc. Czy mynaprawdezawsze bedziemy kochac sie tylko w Tosi goLdzinach pracy? Poczulam przyjazne poklepywanie po ramieniu. To Kazio,[ktory dostrzegl zmiane mojego nastroju, dodawal mi otuchy. Dolewal tez szampana do mojego kieliszka. Oraz do wszystkich pozostalych. Przyjemny chlopak,chociaz niemowa. Zanim Konio skonczyl grac, my skonczylismy butelke. I tym"razem to Kazio zadysponowal kolejna. Konio dotarl do naspo chwili i wydatnie nam dopomogl w jej likwidacji. Kazio znow usilowal znim porozmawiac, ale Laura nie miala glowy do tlumaczenia. -Koniu, a ty masz jakas zone, dzieci,rodzine, takiesprawy? -Mialem - powiedzial Konio pogodnie - ale nie mam. Mialem przez chwile zone wStanach, bardzoladna dziewczyna byla, to znaczy pewnie jest, ale nie chciala ze mna jezdzic po swiecie. A ja nie chcialem na stalezostawac wStanach. No itak nam sieS te chcenia nie bardzo zgadzaly. Moja byla zona jes twybitna w swoim zawodzie, zawod ma powazny i to, co ja robie, wydawalo jej sie troche niepowazne. -Aco jest twoja zona? -chciala wiedziec Beata. -Moja byla zona - sprostowalKonio. -Onajest finansistka. ipracuje na gieldzie nowojorskiej. Jak Bogakocham. W zyciu nie rozumialem, co ona robi, ja umiempieniadzezarobic i umiem je wydac, to wszystko. Ona dlarownowagi nigdy nie rozumiala mu! ; zyki. Wy rozumiecie, widze to potym, jak sluchacie. Chcecie, to; sie z wamiozenie? ;: - Agata jest wykluczona - pisnela szybciutko Beata. -Agata! ma faceta! Mozesz ozenic sie ze mna! '' - Albo ze mna! -Laura nie zamierzala byc gorsza. -Ja chetnie wydam, co ty zarobisz! ^ - Kazio tez rozumiemuzyke- powiedzialam odrobine zlosliwie. -Ozen sie zKaziem! Z jakim Kaziem? -nie zrozumial Konio. -On ma na imie! Kazimierz? Naprawde? 247. -Zwariowales.On ma na imie Takakazu, tylko tym dwom analfabetkom nie chce sie tego zapamietywac! Takakazu caly czas usilowal cos powiedziec. Konio probowalsiez nim porozumiec po angielsku, potem po hiszpansku,zahaczyl o francuski i niemiecki - wszystko to wywolywalo tylko coraz szybsze wymachiwanie rak naszego Japonczyka. Laura, zamiast pomoc, pekala ze smiechu, my dwie, niestety, rowniez; chyba juz zadzialal szampan, ktorego Kazio zazadalna migipo raz kolejny. W koncu Kazio zrezygnowal z prob werbalnego porozumienia sie z Koniem. Rozejrzal sie po sali dosyc rozpaczliwie, wydal nagle japonski okrzyk radosci,zerwal siez krzesla i pocwalowal gdzies, ciagnac za soba zdumionegoKonia. Przestalysmy na momentchichotac i patrzylysmy ciekawie, coz tego wyniknie. W kacie salistalo nieuzywane pianino. Potomek samurajowjednym ruchem zmiotl na podloge gustowna ikebane zdobiacaklape instrumentu, podniosl owa klape i zagral. Konio sluchalchwilke, po czym tez wydal okrzyk radosci i polecialdo swojej gitary. Wreszcie sie chlopcy zrozumieli. Reszta wieczoru stanowila spontaniczny jam session. Koncertprzeciagnal sie prawie do drugiej w nocy, a Koniomial gracoddziewiatej do polnocy. Uwierzylysmy, ze Kaziojest zdolny facet. Postanowilam wziac u Koniakilka korepetycji z jazzu, Beatajednak postanowila do tego nie dopuscic. -Zostaw mi go - zazadala. -Masz swojego Kamila i to ci powinno wystarczyc! Jak zaczniesz z Koniem gledzic o muzyce, toon na ciebie poleci, nie widze innejmozliwosci! -Sama mowilas, ze przyKamilu siezmarnuje. -Moze bylamtroche zlosliwa w tym momencie. -Alez skad, przeciez to swietny gosc - zaprotestowala Beata. -Pilot, ratownik, prawdziwy mezczyzna,przystojny. Dzidzianieumiala go docenic! Trzymaj sie lepiej jego, a Konia zostaw mnie. -A skadwiesz, czy Konio nie wyjezdza jutro do Stanow albogdzie indziej, gdzie ma dom i nowa rodzine. -Splun trzy razy przez lewe ramie! -Sama na wszelki wypadek odpukala wstolikz imitacjidrewna. -Moze niewiesz, ale ja 248 sie w Koniu kochalamprzed matura, tylko sie zjawil cholernyAdasi zawrocil mi wglowie!Drugi raz go z rak nie wypuszcze,a w kazdym razienie tak latwo! Konio z Kaziem,obajledwie zywi, wrocili ostatecznie do stolika. Poklepywali sie po lopatkach, obejmowali, wybuchali gromkim smiechem iw W ogole demonstrowali pelne zbratanie. Naprawde szkoda, ze Kamila nie bylo z nami. ; Konio zazadal nastepnego szampana i strabilismy sie dokumentnie wszyscy, pijac toasty za dozgonna przyjazn polsko-ja! ponska. i Poniedzialek. Co jest z tymi poniedzialkami? ; Mamy klopot. Basia przyszla do mnie po lekcjach, tak jak sie umowilysmy; jeszcze w piatek. Najpierw wydusila ze mnie kilka przysiag typu, ze nie powiemnikomu. Bo to nie jest jej tajemnica. -Renata by mnie zabila, gdyby wiedziala, ze pani powiedzialam. -Popatrzylami gleboko w oczy przez grube szkla swoich; okularow. -Ale to sie moze zleskonczyc, a ona sama sobie nieporadzi. Ktos nammusipomoc. -Chetnie pomoge - zadeklarowalamdoscbeztrosko iraczej; naiwnie - tylko powiedz, w czym? ^- Boje sie o nia. Zamilkla i wpatrzyla sie w przestrzen miedzy oknem a sufitem. Nie przerywalam jejtegomilczenia, przypuszczajac,ze: w koncu ja ruszy. -Prochy - powiedziala wreszcie,a mnie przez momentmignela w podswiadomosciwizja pana Wolodyjowskiego wysadzajace' go Kamieniec. Cholerne polonistyczne skojarzenia. Basie znowu zatchnelo. Nieprzyjemne mrowki zaczely mi chodzic po plecach. -Jakie prochy, Basiu? -zagadnelam ostroznie. -I kto bierze,Renata? Nalogowo? -Tak naprawde to prawie wszyscy juz probowali. Zdretwialam. Mam klase narkomanow! -Ale jakos nikt nie zaskoczyl. pozaRenata. 249. -Baska, jesli bedziesz co chwile przerywac, to ja sie zaczne domyslac tak niestworzonych rzeczy, ze dostane zawalu'-Dobrze - Basia usilowala sie pozbierac - sprobuje konkretnie. Jezeli chodzi ocala reszte, to moze siepani nie przejmowac. mysmy wzeszlymroku wzieli zbiorowo, na jednej wycieczce. Okazalo sie, ze tostrasznie silnie dziala, najpierw jest fajnie, a potem z czlowieka sierobi flak. Nikomunie chcialo sie w topakowac, w koncu mozna sobie jakos poradzic ibez tego. Tylko Renata. Nazarli sie amfetaminy. -Skad mieliscie? -To najmniejszy problem. Wszedzie moznadostac. Tylko mowie: po tym jednym razie nikt juz nie chcial ryzykowac. Dwochchlopakow jeszcze troche probowalo, przed olimpiada, bo to daje strasznego kopa, czlowiek bardzo zyskuje na inteligencji, aleoni tez przestali dosyc szybko. Zwlaszcza ze jednemu przestalodzialac dokladnie kiedy stanalprzed komisja. -A Renataco? -zapytalam, chociazwiedzialam, jaka bedzieodpowiedz. -Renacie siespodobalo. Pani wie, ze ona ma dosyc duzo roznych zajec. Jezyki dodatkowe, oprocz naszych szkolnych chodzina francuski i hiszpanski prywatnie i ma prywatne konwersatorium z jakims Angolem. Poza tym w zeszlym roku startowalaw dwoch olimpiadach, reprezentowala szkole w MlodziezowejRadzie Miasta, chodzila na politechnike natakie specjalne seminaria informatyczne, a i to chyba jeszcze nie wszystko. I onapo prostu niewyrabiala. Bo samapani wie, ona ma szostki prawieze wszystkiego. Musi miec, bo jej rodzice konczyli tez nasza szkole i mieli same szostki. -Wtedy pewniepiatki - poprawilam ja odruchowo. -Piatki, mozliwe. W kazdym razie Renatawlasciwie nie odpoczywa, bo soboty i niedziele ma zajete tymi jezykami, a w czasiewakacji tezbyla na kursie jezykowym, intensywnym, dwumiesiecznym, we Francji,nie pamietam gdzie, w jakims malym miasteczku. Aha, i pisala prace na to seminarium z programowania. -Ja najej miejscu umarlabym z przepracowania - mruknelamod serca, bardzo przejeta. Moze nawet ta zmijowatosc jejsie bie250 rze zpermanentnego zmeczenia. i nic dziwnego, ze gardziwszystkimi dookola,boich ma zwyczajnie za matolkow. Zdrugiej strony, nie ona jedna w naszej szkole tak haruje, szkola jestambitna. Ale mozeRenata jest slabsza niz te wszystkie koniewyscigowe, ktore z piesnia na ustach tyraja dwadziescia godzindziennie,a mozliwosciami intelektu budzapodziw jajoglowychzuniwersytetu. -Ona juz mialadosycwszystkiego - kontynuowala Basia. -Sprobowala tej amfy raz, drugi,potem zaczelasobie precyzyjniewyliczac, kiedy ma wziac, zeby nie zglupiecw nieodpowiednimmomencie, i teraz boi sieprzestac. -A probowala? -Probowala. Jak miala grypei niemusiala tak doginac. Dwadni nie brala, na trzecizaczelo jej sie wydawac, ze caly swiat jejnienawidzi za to, ze lezy wlozku, zamiast pracowac. Mowila, zedostalatakiej trzesawki,ze sie omal nie rozleciala. To sa jej slowa. Terazbierze wlasciwie codziennie. Boi sie niebrac. Mamyproblem. Siedzialysmy w pustej pracowni polonistycznej,przykawie zaparzonejprzez Basie w ekspresie,kupionym ostatnio za skladkowe pieniadze klasy. Pilam te kawe, doskonala zreszta, i nie czulamsmaku. Co jamamteraz,do ciezkiej cholery, zrobic? Dlaczegonie siedzialam cicho i spokojnie w tym dziekanacie? Po co ja wta: sciwie zelzylam dziekana, wystarczylo mu zwiac i obrocicw zarttejego kretynskie podrywki. No nie. Bez przesady. Patrzec w te swinskie slepka i udawac,ze nic sie nie stalo? W zyciu! Poza tym,gdybym nie wylecialazdziekanatu, nie poznalabym moze Kamila. Ani Macka, aniJacka, ani Basi, Kasi, Karoliny, Dziubasa. Czyzbym sie przywiazala? Basia patrzyla na mnie wzrokiemufnym i jednoczesnie lekkozaniepokojonym. Westchnelam. Kawa nabrala smaku. -Co zrobimy? -Niemam pojecia. Trzebapomyslec. Przede wszystkim, jaksie domyslasz,musze porozmawiac z Renata. Bez jej udzialu nicsie nie da zrobic. Rodzicom nie powiedziala? -Nikomu nie powiedziala. Zna pani jej rodzicow. -Tylko mamusie - mruknelam. 251. Basia pokiwala energicznie glowa.-Tatus jeszcze gorszy. Jest czyms na politechnice, rektorem albo dziekanem. Uwaza, ze dopoki Renata mieszka z nimi, jestdzieckiem i nie ma zadnych praw, tylko same obowiazki. Ma sieuczyc i rozwijac umyslowo, i nic poza tym. Jeszcze jeden dziekan. Mam japecha do dziekanow. -Basiu. masz teraz zadanie bojowe. Musisz przekonac Renate. ze zabija sie po kawalku. -Ona mowi, ze sie kontroluje. Mowi, ze Witkacy tez brat, jaktworzyl. -Udowodnij jej, zejuzjest uzalezniona. Przypomnijjej te grype. Wystrasz ja. Zrob cos, licze na twoja inteligencje. Gdybym toja probowala z nia rozmawiac na ten temat, przypuszczam, ze wyparlaby sie, a ja nie bardzo moglabym jej cokolwiek udowodnic. Chyba ze badaniem krwii takimi roznymisilowymi metodami. Do tego nie chce dopuscic za zadna cene. Kiedy juz sie dogadamy zRenata, trzeba bedzieruszyc tych jej rodzicow. -O Jezu. -Wlasnie. O Jezu. Sama sie boje. Ale nie mamy wyjscia. Terazsluchaj, jest jeszcze jedna bardzo wazna rzecz. Skad bierzecie prochy? -Wszedzie tegopelno - mruknela Basia, amnie zrobilo siezimno. -W szkole tez? -Na zamowienie. A wmiescie sa takiemiejsca, gdzie zawszemozna dostac. O moj Boze. Robiesie pobozna od tej rozmowy. Ciekawe,czy dyrektor maswiadomosc? Czy moze wydaje musie, ze w naszej szkole nigdy! Jutro pewnie sie tego dowiem. Basia wykazala sie intuicja. -Ja widze, zepanichce powiedziec owszystkim dyrektorowi! Paniobiecala, ze nie powie nikomu! Przeciez dyrektor wezwie policje! Jezeli przez pania zabiora Renate na jakis odwyk. -Basiu, dziecko, spokojnie. Nie napedzaj siesama. Mowilam wam kiedys, ze dyrektor wyglada naprzyzwoitego faceta,prawda? Musze znim porozmawiac, ale na razie w pelnej dyskrecji. Zastanow sie, przeciez nie bedzie doswojej ukochanej 252 szkoly sprowadzal policji, moze jeszcze mundurowej!A juzna pewno nie zabioraRenaty w kajdanach na odwyk. Znajdziemy jej jakiegos psychologa, nie wiem zreszta, bede sie teraz zastanawiac. Trzeba to zalatwic w rekawiczkach. Porozmawiaszz Renata, dobrze? -Dobrze. -Basia kiwnela glowa, potem pokrecila nia frasobliwie. -Mnie sie wydaje, ze ona juzsie trocheboi. Tylkotakszpanuje. sama przed soba, przede mna. Glupia przeciez nie jest. -Chwala Bogu i za to. Umyjeszfilizanki? -Jasne. Zamkne klase, moze pani isc spokojnie. Ubralamsie i wyszlam. Juz za drzwiami przypomnialo mi siecos. Cofnelam sie i wsunelam glowe wdrzwi. -Basiu, co to jest Pikaczu? Basia zamarla z filizanka w rece. -Slucham? -Co to jest Pikaczu? -Orany, ale mnie pani zaskoczyla. To takiPokemon. -Aco to wlasciwie sa Pokemony? -Takie stworki z japonskich kreskowek. Nie ogladala pani? Pikaczu jest ten zolty. -Nie znoszejaponskich kreskowek. Pa, kochanie. -Pa- odpowiedziala Basia odruchowo. -Toznaczy, do widzenia pani. Kamil zadzwonilz lotniska, ze moze przyjechac do mniepo pracy. Czyja chce, zeby przyjechal,czy mam inne plany? Gdybymnawet miala, zrezygnowalabym znich natychmiast. Ponura afera narkotykowa, ktora nie schodzila mi z mysli, odkadopuscilam szkole, jakosstracila na intensywnosci. Uczciwie mowiac, powinnamdzis jeszcze poprawic eseje krytycznoliterackietrzeciejklasy, ale odlozylam je bez namyslu. Trzeciaklasa wybaczy. To przyjemnedzieciaki. Kiedy Kamil sie pojawil, mialam juz dla niego obiad w postaci zapiekanki z roznych rzeczy,obficie posypanejpieprzem i lekkoniedosolonej. Pochwalil i dosolil- Pewnie Tosia ci nie kazala solic - mruknal. -Ona uwaza, zetak jest zdrowiej na serce. -Mowila, ze lubisz. A z pieprzem nie przesadzilam? 253. -Nie, pieprz jest w porzadku.Co ona ci jeszczemowila? Patrz, niepogadalismy o tym poprzednim razem. Poprzednim razem bylismy tak zajeci soba, ze wlasciwie niepogadalismy o niczym. -To ona ci nie powiedziala,ze poznalam twoja byla zone? -Tak? I co, polubilyscie sie? -Jak by ci tu powiedziec. -Rozumiem. Kamien mi spadl z serca. A co Tosia? -Tosia jest piekna. Kocha was obydwu prawdziwa miloscia. Rozmawialysmy o was ze dwiegodziny, po czym kazalami uzywac malo soli, duzo pieprzu i piec wam szarlotki. I poszla sobie. Zrozumialam, ze jakby co, to mam sie wami zajac. -Jakby co? -No, jakby Tosia na przykladzlozyla wymowienie i pojechala w podroz dookolaswiata, o ktorej marzyla od dziecka. -Toznaczy, ze Tosia uznala cie za osobe godnazaufania. I co. zajmiesz sie nami? -Myslalam otym. Ale nie wiem, czy to by bylo wtejchwilinajlepsze. Sluchaj, chodzmy juzz tej kuchni, porozmawiamyw bardziej komfortowych warunkach. -Nie, tujest dobrze. Zrob kawy, aja pozmywam. Gdybysmyteraz poszli do pokoju, to ja bym w obliczu kanapy mogl stracichamulce, achcialbymporozmawiac. Ucieszylam sie. -To ty tracisz hamulce na widokkanapy? -Na widok ciebie i kanapy. Dostaje skojarzen. Rozumiesz. Rozumialam. Na mnie juz samo takie gadanie wplywalo wpodobny sposob, ale skoro chcial rozmawiac o pryncypiach. Przystapilam do rytualnego parzenia kawy w cisnieniowym ekspresie(bardzo drogi, sama bym sobie nie kupila, ale dostalam od rodzicow na samodzielne gospodarstwo), Kamil zabral sie zupelniezgrabnie do zmywania naczyn po zapiekance. -Wracajac donaszych baranow - powiedzial, sprawnie operujac scierka - powiedzialas, ze myslalas o zajmowaniu sie nami? Dobrze slyszalem? -Dobrze. Ale powiedzialam tez, ze nie byloby to najlepszew tej chwili rozwiazanie. 254 " Rozumiem - powiedzialglosem sztucznie pogodnym- nie; moglbym cie namawiac do zamieszkania z osoba tak chora.':Nie rozumiesz - przerwalam. -To nie o to chodzi. Z twoja mamajakos bysmy sobieporadzili,Tosia przeciez by nas nie zos^tawilana lodzie. Ale nie byloby wlasciwe zamieszkanie z tatuSiem mojego wychowanka. Nawet gdybym za ciebie wyszla. Prawdopodobnie musialabym zrezygnowac z wychowawstwa w klasie. Gdybys mnie uwiodl trzy miesiace temu, problem by nie istnial. A teraz, niestety,mam mieszane uczucia. Widzisz, nie chce ich zostawic! To takie fajne dzieciaki. Juz nawet niechodzi o to, ze dostaliby czwarta wychowawczynie, a to by im wypaczylo charaktery do ostatka. Ja ich, cholera, lubie! Jachce byc ich wychowawczynia. Boze, Kamil, gdyby mi ktos pol roku temuopowiedzial, ze sie przywiaze do gromady siedemnastolatkow, tobym go smiechem zabila! '- Kamil odwiesil scierke iusiadl z powrotem na kuchennympkrzesle, patrzac na mnie z tym swoim krzywym usmiechem. ;'.Na razie nic nie mowil. Zabralam sie do nalewania kawy, jprzy czym recemi sie trzesly. Zauwazyl to i odebralmi dzbanek. : Sluchaj, w dodatku mam teraz koszmarny klopot. Jedna^moja uczennica, prymuska iolimpijka,duma szkoly, jest prawdopodobnie uzaleznionaod amfetaminy albo jakiegos innego swinBtwa. Wlasnie sie tego dowiedzialam od jej najlepszej przyjaciolki (i bede musiala jej jakos pomoc, nie wiem jak! Ja sienie znam nAa zadnychnarkotykach! Ona ma potwornych rodzicow, nadetych okropnie, uwazaja, ze dopoki dziewczyna mieszka pod ich dachem,ma sie tylko uczyc! Niewiem, jak zareaguja! Nie wiem, jakzareaguje dyrekcja, czy niewywala jejze szkoly! Nicnie wiem, a ona moze jutro do mnie przyjdzie i bedzie miala nadzieje, ze ja cos zrobie! To rzeczywiscie nie powinnas ich teraz opuszczac. Przenie sienie Jacka do innej klasy tez raczej niewchodziw gre. -Mowynie ma! Oni sa bardzo zzyci. Ach, jeszcze jedno. Czy Jacek mowil ci, zeoni wszyscy w zeszlym roku eksperymentowai z narkotykami? Mowil. Dobrali sie do tego na wycieczce w gory, potem zrobi- 255. lo im sie przyjemnie, nabrali energii, opili sie piwska i narozrabiali w schronisku. To byl chyba pazdziernik, moze nawet jeszcze koncowka wrzesnia. Pani Zamoyska byla wtedy ich wychowawczyniaipo tej wycieczce zrezygnowala. Bylismy wzywani doszkoly, kazdyosobno. Jacek mi sie dowszystkiego przyznal, zanim siete indywidualne wywiadowki zaczely. Jak poszedlem, zorientowalem sie. zepani wychowawczyni nie ma pojecia,ze tambyly jakies narkotykiw uzyciu. Nie chcialem robic afery, bo Jacek przysiagl, ze to byljednorazowy wyskok. Mowit, ze nie spodobaly im sie skutki uboczne. Prawdopodobnie nie mialpojecia, ze jednak ktos sie wylamal. -Boze, no sam widzisz, jaki straszny problem! -No, sam widze. Alenie mow do mnie "Boze", bo mnie to peszy. Stary dowcip, ale mnie rozsmieszyl. Kamil wstal i umiescil zastawe na tacy. -Nie wydajemisie, zebysmy mogli dzisiaj cokolwiek zdzialac. To moze chodzmy juz lepiejna te kanape? Poszlismy. Dzwonil telefon, ale nie odebralam. Wtorek Basia sprawila sie nadzwyczajnie i po lekcjach przywlokla bladaRenate do pustoszejacej pracowni polonistycznej. Prawde powiedziawszy, nie spodziewalam sie, ze tak szybko uda jej sie tego dokonac, wzwiazku zczym ani i dyrektorem jeszcze nie rozmawialam, ani nie pomyslalam o znalezieniu dla Renaty jakiegospsychoterapeuty czy psychiatry. Jedyny znany mi osobiscie psychiatra toNatalia Hollander,ajej nie powierzylabym nawet komandosa z oddzialow antyterrorystycznych. Za duze ryzykodla biednego chlopca. Trzeba bedzieposzukac jak najdalej od promiennej Natalii. Czekajac, az reszta uczniow klasy drugiej B pozbiera manatkiipojdzie do domu, zaparzylysmy sobie zielona herbate - kawa jakos mi nie pasowalado kazania o uzaleznieniach, jakie mialamzamiar wyglosic - i rozsiadlysmy sie w kaciku pod oknem. 256 -Ciesze sie, ze chcesz rozmawiaczaczelam.Czy to oznacza, ze zauwazasz problem? -Zauwazam - powiedziala ponuro i lakonicznie. Ach, te literackie skojarzenia. Zagubiony we mgle Tygrys, smutnyi niepewny, wydal sie Prosiaczkowi o wiele bardziej do przyjecia nizTygrys zywiolowyi brykajacy. Renata wprawdzie nigdy nie brykalawesolutko, wprost przeciwnie, kasala jak (rasowazmija albowrecz walila na odlew, ale robila to z duza doza zywotnosci. Cala ta zywotnosc z niej teraz ucieklajak powietrze z przeklutego balonika. Ewentualnie z peknietego, zeby juz pozostac w kregu Kubusia Puchatka. [' Moze amfetamina wlasnieprzestajedzialac. Powinnam sie wstydzic. Nie jestwazne, ze jej nie lubie. Za to Basie lubie, ato, jak sie okazuje, prawdziwaprzyjaciolka. Nalezy bracprzyklad z pozytywnej jednostki. A propos brac. -Powiedz, Renata, duzobierzesz? -Duzo. -I od dawna? -Od dawna. Swietnie nam idzie po prostu. -Masz jakies propozycje? -Nie mam. -Dobrze. W takim razie ja mam. Potrzebny ci bedzie psycholog albo psychiatra. Zorientuje sie, ktoby sie nadawal. Dalabys; rade przestac brac to sama, na jakis czas? -Nie wiem. Pekniety balonik. -Sprobuj. Jezeli ci sie nie uda,bierzjaknajmniej,dopokinieznajde ci kogos, kto zaproponuje jakas mozliwa do przyjecia formeodwyku. Rozumiem,ze chcesz z tym skonczyc? -Tak. -Nie mowilas rodzicom, ze masz klopot? -Nie. -A skad mialas pieniadze,przeciez to droga zabawa? -Daje korepetycje. -I rodzice nie dziwia sie, ze mimoto nie masz pieniedzy? -Nie dziwia sie, bo nie wiedza, ze je mam. Te korepetycje. Z angielskiego. 257. -A ile ci placa za godzine?To w zasadzie nie mialo nic do rzeczy, ale bylam zwyczajnieciekawa. Renata wymienilasume, ktora przyprawila mnie o chwilowy bezdech. Ja za lekcje, ktorychudzielam, dostaje polowe tejsumy! Tak, tak, uczniowie naucza nas, jak trzeba sie cenic w dzisiejszych czasach. Moi rodzice wychowali mnieniepraktycznie. Nastepnym klientom zaspiewam inaczej. -No wiecco zrobimy z rodzicami? Powiesz im? Chcesz,zebymprzy tymbyla, czy moze wolisz,zebym ja sama im o tym powiedziala? -A oni musza wiedziec? -Obawiam sie,ze tak. Ale mozemy tezpoczekac, az wypowiesie psycholog. -Wolalabympoczekac. No nie, naprawde! Pyskujaca i ziejaca nienawiscia Renatka byla jednak zabawniejsza. Przynajmniej emanowala jakims zyciem,energia, chociaz negatywna, ale zawsze. Teraz robilawrazeniemanekina. Zmeczyla mnie ta rozmowa. -Dobrze. Dzisiaj juz tylko bedziemy piane bily niepotrzebnie. Przyjdz do mnie jutro przedlekcjami, powiem ci, co bedziemy robicdalej - Podniosly sie zkrzesel - Renata niemrawo i obojetnie, Basiajak iskra, rzucila sie myc filizanki. Pozegnalam je i poszlamprosciutko do sekretariatu. Dyrektor byl imogl mnie przyjac odrazu. Ucieszyl siena moj widok, bo, jak oglosil na dzien dobry, pewnie przyszlamzawiadomicgo o kolejnych planach artystycznych mojej znakomitej klasy. -Przykromi, panie dyrektorze,ale musze wyprowadzicpanaz dobrego nastroju. Popatrzyl namnie bystro. -Cos powaznego? -Bardzo. I powinien pan o tym wiedziec. Jedna mojauczennica zazywa amfetamine. Chybajuz zdazyla sie uzaleznic. Pozatym w naszejszkole na kazde zamowienie mozna dostacnarkotyki. Bo na miescie sa w dowolnych ilosciach i asortymentach, aleto wiadomo. 258 Dyrektor znieruchomial.-Jedna? Tylko jedna? Jest pani pewna? -Raczej tak. Za to ta jedna wymaga kuracji odwykowej,bo^ juz nie moze sie obyc bez dopalaczy. -Panislyszala,ze w zeszlym roku mielismy w szkole duza afere? -Prawde mowiac, nie. i Nie wiedzialam, czy on wiedzial, ze moje malolaty rozrobe. w schronisku gorskimwywolaly tez po niedozwolonychprochach, wiec wolalam sie nie wyrywac. -Mielismy. I to nie byla tylko kwestia pierwszej L, czyli pani, obecnej klasy, ktora narobila jakichs awanturna wycieczce. Tutaj' dzialala cala siatkadealerow, ktora udalo namsie przypomocypolicjizlikwidowac. To znaczy, wydawalo nam sie, ze sie udalo. Mowi pani, ze trzebabedzie cala kolomyjke zaczac od poczatku? -Obawiam sie, ze cos trzeba bedzie zrobic. Dyrektor ciezko westchnal. -Zadzwonie jeszcze dzisiaj do takiego jednego policjanta: z prewencji, nawet sie zaprzyjaznilismy w zeszlym roku, tylko zewolalbym go ogladac prywatnie. A ta paniuczennica. -Potrzebuje dla niej jakiegos sensownego psychologa. Ja niepotrafie do niej dotrzec. -Mamy i sensownego psychologa. Dam pani komorke tej pani, bo to pani. Moze siepani umawiac, formalnosci zalatwi szkola, jezelizajdzie taka potrzeba. W oczach stanela mi nagle pani psycholozka, ktora poznalamjuz nazajeciach integracyjnych z rodzicami. Tylko nie to! -Panie dyrektorze - zaczelam podstepnie - czy tota pani,ktora prowadzilau nas zajecia zrodzicami? -Nie, inna. -Pomyslal chwile. -To znaczy, nic niewiem o zajeciach z rodzicami u nas w szkole. Byly jakies? To pewnie mojazastepczynisie tym zajmowala. Ale ta pani, o ktorej wlasnie mysle, nie prowadzizajec z rodzicami w szkole, tylko zajmuje sie uzaleznieniami. Prosze, tu jest jej wizytowka- wyciagnalz glebinogromnego notesu bialy kartonik. Joanna Biel, poradnia uzaleznien i czegos tam. Dluganazwa. -Mloda dziewczyna, ale ma poukladane w glowie. No i dobrze, ze mloda. Ja tez jestem mloda. Mam nadzieje,zeona skonczyla takie szkoly, po ktorych dogada siez Renatka. 259. -Niech pani najlepiej od razu dzwoni.Stad, nie zsekretariatu. To nieto, ze chce podsluchiwac, ale stad bedzie pani najwygodniej. Prosze docenic ten fotel. Docenilam i zadzwonilam. Pani w sluchawce miala glos spokojny i przyjemny. Umowilam sie z nia na jutro. Na dwunastawpoludnie. Dyrektor, ktory, oczywiscie, podsluchiwal, kazal misie zgodzic na te godzine i wyszepta}, ze znajdzie zastepstwo. Mowilam malolatom, ze przyzwoity czlowiek. Wydusilam z niego jeszcze zapewnienie - chyba niepotrzebnie - ze postara sie sprawe ewentualnych dealerow w szkole wyjasniac z maksymalna dyskrecja i w bialych rekawiczkach. Potem przyszlo mi do glowy, ze jemu nie zalezy na rozglosieowiele bardziej niz mnie. Gdybygazety sie dowiedzialy, albo telewizja, nie daj Boze, ze w swietnej szkole pana Kamienskiegouczniowiefaszeruja sie amfetamina, dziennikarze zycbynamwszystkim nie dali. A potem poszlam do domu, poprawiacszkice literackie pierwszej B. Wystrzalow erudycji i erupcji intelekturaczej nie bedzie,alemoze sie jeszcze wyrobia. W domu na sekretarcemialam nagrane ukochanym glosemo ciemnym, chropawym zabarwieniu; -"Dzien dobry, kochanie. Przejalem sieklopotami twojejuczennicy i rozmawialem z naszymi znajomymi lekarzami. Onitez maja znajomych w branzy psychiatrycznej i polecili mi znakomita podobno specjalistke od uzaleznien - zapisz - pania JoanneBiel, numer komorki. ". Mysle, ze pani Biel dogada sie z Renatka.22 listopada, sroda Okazalo sie, ze pani Biel przyjmuje w osrodku dlauzaleznionychna terenie szpitala psychiatrycznego. Renatka byla zgnebionadoostatnich granic. Zawiozlam jatam po czterech lekcjach (wolalam, zeby byla od rana w szkole) taksowka, bo nie wyobraza- 260 lam sobietrzydziestominutowej podrozy przez miasto w towarzy- stwie Renatki w stanieprzypominajacym stupor. Oczywiscie na moj koszt. Na wszelki wypadek zabralam rowniez niezawod! na Basie i okazalo sie, zeto byl najlepszy pomysldnia, bowiem' przed brama szpitalna Renatka zdecydowala, ze jednak zmienia:, zdanie. Wymamrotalacos w rodzajuprzeprosin za klopoty, ioswiadczyla niezbyt wyraznym glosem, ze poradzi sobie sama, iodwrociwszy sie na piecie,dala noge. Dopadlysmy ja z niejakim trudem, bowiem nagle obudzily sie w niej jakies drzemiace poklady energiii wiala jak szalona. Nie -" wiadomo, jak daleko zdolalaby od nas uciec,gdyby nieto, zeja- kisprzechodzacy mimopostawnymlodzian zagrodzil jej drogei idoslownie chwycil ja w ramiona. Troche sie wyrywala, ale mlodzian chyba cwiczyl fitness i nie miala szans. Wyjelysmy ja z objecmlodzienca, ktory nasze podziekowania^ zbylnonszalanckim potrzasnieciem imponujaca grzywa wielokolorowych wlosow. Rzucil przytym wymowne spojrzenie naszyld'; szpitala. Musialsobie pomyslec, ze uciekla nam wariatka. Renata jeszcze raz wybakala jakies przeprosiny, po czym sklesla ostatecznie. Zastanawialam sie, gdzie siepodziala cala jej pyskatosc, agresja, nieskrywana pogarda dla ludzkosci. Takie zalamanie, tak nagle! Pani Biel okazalasie na szczescie zupelnymprzeciwienstwem znanej mi psycholozki od integracji. Wygladala absolutniezwyczajnie, jak tysiace mlodych kobiet w jejwieku, nie tryskala z niej promiennosc anioptymizm,byla spokojna i rzeczowa. Chyba niechodzila do tej samej szkolyco NataliaHollander. : Po dokonaniu prezentacji i wskazaniu osoby, ktora ma byc -poddana terapii, zostawilysmy Renate sam na sam z pania doktor. Czy moze magister. Poprosila nas o to i zrozumialysmy, ze latwiej jej sie bedzie porozumiecz Renata bez swiadkow. ; Nastepnepol godzinyspedzilysmy z Basia w jakiejs poczekalni, plotkujaco wszystkim. To znaczy raczej o wszystkich. Basiaglownie o Macku i Jacku. Wyglada na to,ze podkochuje siew obydwunaraz. Gdyby jej ostatecznie wypadlo naJacka, moglabym miec bardzoprzyjemna przyszywana synowa. Trzeba by 261. tylko zrobic cos z tymi jej oczami.MozeKamila znajomi lekarzemaja gdzies w zanadrzu jakiegos genialnego okuliste? Muszez nimporozmawiac na ten temat. Przy okazji dowiedzialam sie,ze DziubskiKrzysztofzwanyDziubasem owszem, kocha sie we mnie. -Mam nadzieje, ze tylkoprzejsciowo. -Nie wiem, czy tylko - pokrecila glowa moja uczennica. -Jego milosci zawszetrwaly do dwoch tygodni, a w pani kocha siejuz zedwa miesiace. To moze byc powazna sprawa. -Uczniowie zawsze kochali sie platonicznie w nauczycielkach-zbagatelizowalam sprawe. -Przy jakiejs okazji powiedzmu, zemoje serce jest zajete. -No przeciez wiemy - wyrwalo sieBasiuniradosnie. -OjcemJacka! Tuzamarla. -Skad wiesz? A w ogole co to znaczy wiemy? Ktojeszcze wie? -Przepraszam. tak mi sie wypsnelo. Ja wiem i Maciek. Jacek nampowiedzial, ale slowo honoru, nie roznosilismy tego dalej. Naprawde, prosze mi wierzycMoze i prawda. -Mam nadzieje, ze nie omawiaciemojego prywatnego zyciana forum klasy. -Nie,nie, naprawde. Kiedys bylismy u Macka, probowalismyromanse i tak sie potem zgadalo. Nie plotkowalismy duzo,naprawde. -Naprawde, naprawde! No dobrze,to chociaz powiedz mi, coJacek o tym sadzi? Czyto wlasciwe, zeby nauczycielkarozmawialaz uczennicajak kobieta z kobieta? Prawdopodobnienie. Ale nie moglam wytrzymac. Strasznie chcialam wiedziec, co Jacek myslio romansietatusia. -Jackowi to nie przeszkadza. Ze swojamatka widuje sie rzadkoi chybajuz sie przyzwyczail, ze jejpo prostu nie ma, to znaczy,ze ojciec nie jest z nia zwiazany, rozumie pani? -Rozumiem. -On lubi swojego ojca. Jawtedypowiedzialam cos takiego,zejak on,to znaczy Jacek, bedzie mial wlasne zycie i wlasna rodzineto ten jego ojciec zostanie zupelnie sam. Samotna starosc to musi 262 byc cos okropnego.Noi Jackowi sie wtedy wypsnelo, tak jakmnieteraz, ze mozenie bedzie taki znowu samotny. Ojciec. No towydusilismy z niego reszte. Pani za niego wyjdzie? -Jeszcze nie wiem. Jezeli nawet, to dopierojak Jacek skonczy szkole. -Dlaczego? Wytlumaczylam jej, co sadze o byciu wychowawczyniawlasnego pasierba. Argument o koniecznosci przekazania klasy komuinnemu przemowil jej do przekonania. -Jezeli tak pani uwaza,to my bysmy chyba woleli, zebysciepoczekaliz tym slubem - powiedziala. -Ale musi nam pani cosobiecac. Zaprosiciecalaklasena slub- A w ogole mozna by polaczyc wasz slub znaszym balem maturalnym. Nie wiedzialam, jak zareagowacnataki przyjemny pomysl,naszczescie otworzyly sie drzwi gabinetu pani Biel i ona sama poprosila nas do srodka, zeby oglosic wynik swojej konferencji z Renatka. -Postanowilysmy, ze Renata zostaje u nas juz teraz - zakomunikowala psycholozka. -Powrot do domu, do szkoly w momencie, kiedy zdecydowala sie na leczenie, bylby dlaniej zbytduzymstresem. A i tak potrzebna jest obserwacja. Poza tymchce zaproponowac jej rodzicom terapie rodzinna. Trzeba bedzie troche zmienic w stosunkach domowych. Bylobydobrze,gdyby panstwo Hrydzewiczowiezglosili sie do mniejaknajpredzej, rowniez w zwiazku z dopelnieniemformalnosci dotyczacych pobytuu nasRenaty. Trzeba tez dowiezcdo szpitala rozne domowe drobiazgi. No i tu mamy do pan prosbe. Nie chcialabym opowiadac tegowszystkiego panstwu Hrydzewiczom przeztelefon,a tak sie sklada, zedzisiaj nie moglabym do nich pojechac. Czypani zechcialaby. Srednio mi sie usmiechalataka misja {mission impossible. ),ale wygladalo na to, ze jestem w sytuacji przymusowej. Skoro juzzaczelamzajmowac sie ta sprawa. Wyrazilam zgode. Teraz musze umowic sie z tymiHrydzewiczamina rozmowe. Wyjelam komorke. -Renata, podyktuj mi numer domowy. Renata podyktowala. Wybralam. Poczekalam chwile. -Hrydzewicz. 263. Pewnie kochajacy tatunio.Glos majak stalnajwyzszej jakosci. Przedstawilam sie. -W czym mogepomoc? To ja cimoge pomoc, pacanie - pomyslalam, ale nie powiedzialam tego glosno. -Chcialabymprosic panstwa o pol godziny rozmowy. Najchetniej za pol godziny. -Obawiam sie, ze to niemozliwe - poinformowal mnie chlodno tatunio. -Dzisiaj jestesmy zajeci. Oboje z zona. Przygotowujemy siedo wygloszeniareferatow na miedzynarodowym zjezdziew Miedzyzdrojach, w Amberze. Moze pani slyszala, w weekend. Prosze do nas przedzwonic w przyszlym tygodniu. -Obawiamsie,ze to niemozliwe - powtorzylam jego slowanieco bardziej ostro. -To, o czym chcez panstwem porozmawiac,nie powinno czekac. -Bedziemusialo. Pomylilam sie co dotego glosu, to nie stal, ale beton. Betonzbrojony. Nawet go nie obchodzi,o czym chce z nim rozmawiac! Zadufek. Gdyby nie wzglad na Renate, dalabymmu popalic. -Prosze pana - zaczelam lagodnie, pamietajac, ze Renatkaslucha, zapewne w nerwach calai zastanawiajac sie, co tez mu powiedziec, zeby zareagowal. Ale zanim zdazylam cos wyjasnic,wtelefonie prztyknelo, a na ekranie wyswietlacza pojawil sie napis: "Koniec rozmowy". I czas. O nie, ty dupku! Dzwoni do ciebie wychowawczyni corki, a tynawet nie raczyszporozmawiac kulturalnie? I nawet nie mogedacpo sobie poznac, ze cos jestnie tak, bo ta cala Renata patrzyna mnie,jakby od moich poczynan zalezalo cale jej zycie. Wco jasie pakuje? -W porzadku - powiedzialam,chowajackomorkedo kieszeni. -Jade. Podaj mi adres, Renatko. Zeby mi sie furia nie zmarnowala, pojechalam pod wskazanyprzezRenate adrestaksowka,podrzucajacprzy okazji Basiewokolice jej domu. Blok. Mieszkaniena szostympietrze. Domofon. Nie, nie bedeprobowala domofonem, bo ten pacan mi zwyczajnie nie otworzy. 264 Rozejrzalam sie dokola.Jest! Starsza pani ztorba, z ktorej wystawaly zielone wiechcie porow. Pod spodem pewnie maziemniaczki, bo steka. -Pomoge pani. Babcia rozplynela sie w zachwytach nad dzisiejsza mlodzieza. Miala klucz! Odprowadzilam jado mieszkania na parterze i spokojnie wjechalam winda na szoste pietro. To znaczy, niespokojnie,bo caly czas podsycalam w sobie te furie. Niemusialamdlugo szukac wlasciwych drzwi. Ze sporej mosieznej tabliczki wylewaly sie tytulynaukowe. Zadzwonilam. W drzwiach stanal facet tak przystojny,ze mi dech zaparlo. Moja furia wybuchla z nowasila. -Jezeli pana nie interesuje, co sie dzieje z panska corka,to wasza rodzinna sprawa - wysyczalam, napedzana zloscia - ale jestmi pan winien za dwie rozmowy przez moja prywatna komorkei za taksowke do szpitala! -Kim pani jest? Beton zbrojony! W glosie i w oczach. Wspolczujestudentomz jego wydzialu! Ze nie wspomne o pracownicach dziekanatu,moich, do pewnego stopnia, kolezankach. -Jestem wychowawczynia Renaty. Wpusci mnie pan czy bedziemy rozmawiac na korytarzu? -Niechpani tak nie krzyczy! -Bo co, bo sasiedziuslysza? Jajuz mamtaki nauczycielski glos! -Prosze, niech pani wejdzie. A pan czego szuka? Ta pani nie do pana przyszla! Puscilam oko do nieduzego czlowieczka wszlafroku, ktorywyjrzal z drzwi naprzeciwko,i weszlam do mieszkania panstwadoktorostwa habilitowanego. W zasadzie lubie, kiedy mieszkania sawypelnione ksiazkami,ale tutaj nawet ksiazki wydawaly sie nieprzyjazne. Pan domu pokazalmi pokoj najwyrazniej reprezentacyjny. Teznieprzyjemny. -Malzonka w domu? -zapytalamlodowato. -Grazyno! Znasz pania? Pani doktor Grazyna Hrydzewicz, ekonomistka, pojawila siew moim polu widzenia. Podala mi reke, zimna i nieprzyjemna. Zdziwilabym sie,gdyby bylo inaczej. Tu wszystko tchnelo lodem,jak u Krolowej Sniegu. 265. -O jakim szpitalu pani mowila?Czy Renata zachorowala? Tatunio niezdawal sie byc specjalnie wystraszony. Widac uwazal, zejegorozsadnej corcenic zlego stac sie nie moze. Glab bez wyobrazni. -Mozna to takokreslic. Moge usiasc czy fotele sa tylko dlagosci z zaproszeniami? Pan domu mruknalcos na temat, zetracimy czas, ale wskazalreka potezny skorzany komplet wypoczynkowy. Usiadlam, ale furia we mnie wcale nie zmalala, jakby okrzepla nawet. -Jadac dopanstwa, zastanawialam sie, jak to panstwu zakomunikowac mozliwie najdelikatniej. Ale skoro pan niema czasu,powiem krotko. Renata odprzeszlo roku regularnie zazywa amfetamine. Probowala z tym zerwac, ale sama nie daje rady. Zawiozlamjadzisiaj do lekarza. Zostala w szpitaluna obserwacji,trzeba sprawdzic, jak daleko juz posunelo sie jej uzaleznienieod narkotykow. Haslo "narkotyki" odblokowalo doktorostwo habilitowane. -Boze swiety! -Pani doktor podniosla oczyku niebu. Pan doktor bylwymowniejszy. -Kto pania upowaznil do wkraczania w nasze rodzinne sprawy? Gdzie jestRenata? Trzeba po nia jechacnatychmiast! -Nigdzie pan nie pojedzie! To znaczy, przepraszam, moze panjechac, ale nie po nia, tylko zeby jej zawiezc koszule nocna, szlafrok i szczotke do zebow! Jezeli przez rok nie zauwazyl pan, zez panska corka jest cos nie wporzadku, toteraz musi pan pozwolic jaratowac fachowcom! -Ratowac? -Tatunio kipialod srodka. -Fachowcom? Jakimznowu fachowcom, o czym pani mowi? -O szpitalu psychiatrycznym - rabnelam, zeby sie wreszciezamknal. -Renata jest na obserwacjiw szpitalu, gdziesie leczyuzaleznienia. Czy do pana nie dociera, ze panska corka jestnanajlepszej drodze do ciezkiej narkomanii? -Ale po co od razu szpital psychiatryczny? -Mamunia bylapelna niesmaku. -Nie sugeruje pani chyba, ze nasza corka jestwariatka! -Taksie zlozylo, ze oddzial dla narkomanow znajduje siew szpitalu psychiatrycznym. -A w ogole co to znaczy ciezka narkomania? Przeciez Rena- 266 ta swietnie sie uczyla! Dawala sobie doskonale rade ze wszystkim, czego siepodjela! Amfetamina? Ile ona tegobrala? Jaktosie stalo, ze my nic otymnie wiemy? A zwlaszcza ze pani otym wie? -Bardzo mi przykro,ale widocznie nie miala do panstwa dostatecznego zaufania. -W obliczu tej habilitowanej arogancji niemialam zamiaru bawic siew delikatnosc. Niezamierzalam tezwyjasniac im przyczyn, dla ktorych Renatka siegnela po dopalacze. -Prosze, tu jest wizytowkapani, ktora zajmuje sie Renata. Prosze do niej zadzwonic i umowicsie, ona czekana panstwa. Renata rowniez czeka. -Ja sobie porozmawiam ztapania - warknalpan doktor habilitowany. -I z dyrektorem szkoly tez sobieporozmawiam. O pani. Prosze nie myslec, ze wolno pani ingerowac w prywatne zycieuczniow tylkodlatego, ze jest pani ich wychowawczynia. Pozal sieBoze wychowawczynia - dodal. -Do widzeniapani. -Trzeba bedzie pomyslec o zabraniu Renaty z tej szkoly - dolozyla swoje pani doktorhabilitowana. Wyszlam na ulice i poczulam nagle, ze jestempotwornie roztrzesiona. I ze gleboko wspolczuje Renacie. Niewykluczone, zena jejmiejscu bylabym o wiele bardziej zmijowata. Zadzwonilam z komorki do Kamila. Wprawdzie powiedzial,zenie moze dzisiaj przyjechac, zadna miara, niestety, ale juz sama rozmowa znim dobrze na moje stargane nerwy podzialala. Ten jego glos! Zadna stal, zaden beton, ale z drugiej strony nie zaden aksamit,faceci o aksamitnych glosach nie budza mojego zaufania. Glos Kamilasprawia, ze ogarniamnie cieplo. Nie mowilam mu na razie o propozycji Basi, wizje slubu polaczonegoz balem maturalnymmojej klasy roztocze przed nim w bardziejsprzyjajacych okolicznosciach, 23 listopada, czwartek W pokoju nauczycielskim odrana rozmawiano wylacznie o narkotykach. Juz po moim wczorajszym odjezdzie z Renatka w szko- 267. le pojawi} sie facet z policji i rozpoczal owe dzialania w bialych rekawiczkach. Bez ironii. Robil to tak dyskretnie, ze nikt na razienie zorientowal sie, ze sprawa zaczela sie od mojej klasy. Nauczyciele byli wzywanipo koleido gabinetu dyrektora, gdzie policjantznimi rozmawial. -Pania tez to czeka, pani Agato - poinformowala mnie paniZamoyska. -Nie mam watpliwosci co do tego,ze druga L jest dobrze poinformowana na temat mozliwosci wyprobowania wszystkiego, co niedozwolone. -Rozmawial juz z uczniami? -Na razie tylkoz nami. Ale przyjdzie kolej i na nich, mozepani bycpewna. Najpierw jednak przyszla kolej na mnie. W pokoju nauczycielskimpojawila sie sekretarka i poprosila mnie do szefa. -Doslownie za piec minut powiedzialam, bo juzdzwonildzwonek nalekcje. -Zadam cos uczniom i juzlece. Pierwszalekcje mialam w mojej klasie. Oczywiscie juzwszystko wiedzieli. Zamierzali poswiecic lekcjeomawianiu tej sprawy, ale przygasilam ich zapaly nawstepie. -Kochani, nie mam teraz czasu gadac,bo mnie wlasnie wzywaja. -Na przesluchanie! -wyrwal sie Adas Karcz, uradowany niewiadomo czym. -Ale wszystkonam pani opowie - domagal sie Maciekw imieniu klasy. -Jak tylko pani wroci! -Macie jak w banku - obiecalam. -Ale teraz nie bedziecie tunic kombinowac, tylkozabierzecie sie do uczciwej pracy. Zobaczymy, jak dzialaja wasze umysly w obliczu stresu wywolanegoniezdrowa ciekawoscia. -Dla. dlacz-cz-czegoniez-z-z-zdrowa- zaprotestowala Kasia. -Ciekaw-w-woscjest ucz-cz-czuciem natural-I-lnym! -No to zdrowa - zgodzilam sie, wkladajac plyte kompaktowa do odtwarzacza. -Macie szanse zablysnac talentem literackim. Prosze wyciagnac luzne kartki. Maciek, w momencie, kiedy zamkne za soba drzwi, wlaczysz odtwarzanie. A wy sluchaciei piszecie. Co wam przyjdzie do glowy. Moze to byc opowiadanie, moze byc list do przyjaciela, moze byc esej. Sluchajcieuwaznie muzyki, chce, zebyscie pozwolili wplywac dzwiekomna wasze emocje. Pamietajcie, ze wciaz jestesmy w epoce roman- 268 tyzmu, sprobujcie dostroic sie dotej poetyki. To mabyc tak,jakby muzykamiala byc ilustracja waszych tekstow. Rozumiemy sie? -Ale tylko do momentu, kiedy pani przyjdzie! -Ale dokonczycie w domu! -A jakie to ma byc dlugie? -Jezeli proza, minimum trzy strony. Proza poetycka, strone. Wiersz, dowolnie. Musze leciec, zycze przyjemnego pisania. Zamykajac drzwi za soba, slyszalam pierwsze dramatyczne tony "Egmonta". Jezeli Maciek niesciszy, za chwile ktos donichprzylecisprawdzic, co to za halasy. Nawet wiem kto. W gabineciedyrektora siedzial faceto przyjemnej powierzchownosci prezentera telewizyjnych programow kulinarnych. Oczami duszy natychmiast ujrzalam gow bialym kitlu, nad parujacymi garnkami, jak rozmarzasie, nalewajac sos do sosjerki. Usciskdloni mial sympatycznie rzeczowy. -Bogdan Biel - powiedzial. -Z prewencji. -Biel? -zdziwilam sie, zamiast przedstawic. -A ja wczorajpoznalam pania Biel. -Zbieznosc nazwisk nieprzypadkowa - oznajmil policjant. -Joanna tomoja zona. Oboje zajmujemy sie w zasadzie tym samym problemem, tylko, jak byto powiedziec,na roznych poziomach. To nas zreszta polaczylo swojego czasu. -Cos podobnego! A jawczoraj dostarczylamzonie pacjentke. -Wiem. Zona kazalapani powiedziec, ze wszystko w porzadku i Renata zostalaw szpitalu. -Czywy sobie zawsze wszystko mowicie? zapytalam podejrzliwie. -Wszystkonie, bo czasami, toznaczy na ogol, obowiazuje nasjakas tam tajemnica zawodowa. Ale wspolpracujemy w wieluprzypadkach. Joanna wiedziala, zebede u was dzisiaj, a przypuszczala, ze moze sie pani interesowac swoja uczennica. -Bardzo dziekuje! A nie mowila nic o rodzicach? -O rodzicachnie. Tylko o dziewczynie. Nie jest z nia chybanajgorzej,obserwacja pokaze. Joanna mysli oterapii rodzinnej. -No, jezeli jej sie to uda z tymi rodzicami, to ma pan genialna zone. -Alezja mam genialnazone! A rodzice jacys tacy straszni? Opowie mi pani? 269. Opowiedzialam.Zdalam mu tez relacje ze wszystkiego, czegosie dowiedzialam od Basi. -Ale, prosze pana - powiedzialam na koniec - wy mozecie jakos tak dzialac, zeby sie nie wydalo, od kogo macie wiadomosci? Chodzio to, zeby nienarazac dzieci. Ja niewiem, to dla panapewnie oczywiste, alechcialabym wiedziec. -Spokojnie,z pewnoscia nie ujawnimy informatorow. -Tonglosu pana Biela z prewencji tez dzialal na mnie kojaco. -Bedziemy rozmawiali z wieloma uczniami, ze wszystkimi nauczycielamii zachowamypelna dyskrecje. Moze sie pani nie obawiac. Ostatnie zdanie wypowiedzial tak, jakby dekorowal koktajlowa wisienka rozyczke z marcepanu na szczycie smietankowegotorcika. Bardzo zmylkowy facet! Wrocilam do mojej klasy na piec minut przed dzwonkiem. O dziwo,wszystkieglowy pochylone bylynad kartkami, a "Egmont" grzmialzapewne juzpo raz trzeci. Oczywiscie na mojwidok praca natychmiast zostala przerwana, odtwarzacz wylaczony doscbrutalnie, a malolaty zasypaly mnie milionem pytan. Przewidzialam to i zapytalam pana z prewencji zawczasu, coimmoge powiedziec. Basia patrzyla namnie duzymi oczami. -Policja szukadealerow narkotykowych. Dostali informacje,ze pojawili sie w okolicach szkoly. Na razie przesluchujanauczycieli, beda przesluchiwac was tez. Nie wiem, czy wszystkich,raczej wybiorczo. Prosze, zeby wszyscy zapisali sobie teraz jedennumertelefonu. w zeszytach,wszyscy,to wazne. Podalam im numer do Biela na biurko. -To jest numer,podktory mozecie zadzwonic, jezeli cos wiecie, ana przyklad nie bedziecie wzywani albo nie powiecie wszystkiego odrazu. Taki telefon zaufania. Sluchajcie, ja wam nie bedewyglaszala przemowienia o szkodliwoscinarkotykow. Sami wiecie, ze tosmierc. Prosze, jezeli macie jakies informacje, przekazciejepolicji. Albo tuw szkole, albo telefonicznie. -Co jestz Renata? -zapytalnagle Dziubas. -Renata jest chora - powiedzialam wymijajaco, ale nie z moimi kotkami takie numery. -Prosze pani - Dziubas byl nieslychanie powazny - my wiemy, zeona cpala. I niech pani nie mysli, ze nas to nie obchodzilo, 270 tylko ze z nianie szlo pogadac na ten temat.Juz ja pani poznala. Wiecjezeli ona znika, a pojawia sie w szkole policjai zaczyna szukac dealerow, to musi w tym cos byc. Malolaty zamilkly i niezwrocilynawet uwagi na dzwonek, powodujacy automatycznie rumor nacalym korytarzu. Czekalyna moja odpowiedz. -Renata jest wszpitalu na obserwacji - powiedzialam. Jeszczenie wiadomo, czy juz sie powaznie uzaleznila. Opiekuje sie niabardzo sensowna, jak zdazylam sie zorientowac, pani. Bede trzymala reke na pulsie. -Chcielibysmywszystkowiedziec nabiezaco - zazadalDziubas. -Czy pani nam to moze obiecac? -Moge. Bede wam przekazywac wszystko, czego sie dowiem. A teraz idzcie sobie na przerwe, a to, coscie zaczeli, dokonczciena jutro. Muzykawam siepodobala? -Nieeee -rykneli chorem i dolaczyli do ogolnego jazgotu korytarzowego. 24 listopada, piatek Inwencja moich uczniow, podbudowana Beethoyenem,okazala sie wstrzasajaca. Wsrod prac, ktore dzisiaj od nich dostalam, przewazaly krwawekryminaly. Poniewaz przy okazji usilowali utrzymac stylistyke zblizona do romantycznej, wyrafinowane zbrodnie laczyly sie ze skomplikowanymi historiami milosnymi. Dwie napisanebyly wierszem. Trzeba przyznac, najzupelniej prawidlowym - jedna regularnymtrzynastozgloskowcem, autor drugiej zastosowal kilka typow wersyfikacji. Basiawyprodukowala obrazek poetycki. Zawieral sugestywne opisy domu wariatow. Chyba przejela sie Renatka, a w dodatku widzialazapewne "Amadeusza" Formana i czerpalazennatchnienie pelnymi garsciami. Maciek stworzyl dziwne opowiadanie, troche jakby w stylu Edgara Allana Poe. Musze go zapytac, czyczytal cokolwiek tegoautora. Ale kto go dzis czyta! Ogolnie bylam bardzo zadowolona i postawilam wylaczniepiatki, a nawet kilka szostek. Dzieciwykazaly sie talentami li271. terackimi. Polowy prac nie zdazylam sprawdzic na lekcjach,zabralam je wiec do domu. Bede miala milusia lekture do poduszki. We wszystkich klasach, w ktorych mialam lekcje, uczniowieusilowali natychmiast zwekslowac rozmowe na boczny tor, oczywiscie narkotykowy. Bylam twardai nigdzienie dalam sie podejsc. Wymagalo to jednak ode mnie sporego wysilku i po pracybylam zmeczona, jakbym tlukla kamienie na drodze. Probowalam dla zmiany klimatu dopasctelefonicznieBeate albo Laure i namowic je na jakis wspolny wyskok, alezadnaz nichnie odpowiadala. Z Kamilem moglam sobie najwyzej pogadac na odleglosc, bowiem Tosia nie mogla dzisiaj zostac dluzej. Obiecalanam za tocalaniedzielewolna. Az do poniedzialku. 25 listopada, sobota Dzien gospodarczy. Wypucowalam mieszkanie. Nalezalo musiejuz bardzo. Tylko wieszaka w przedpokoju nie zamocowalam. Niech czeka na Kamila. Kiedypracowalam na politechnice, utrzymywalam je w staniebombonierkowym mniej wiecejstale. Jakos mialam wtedy wiecejczasu. Do filharmonii tezchodzilam regularniej. Wieczorem padlam na fotel bez sily. Tysiac lat nie czytalam horoskopu. Drugie tysiacnie zajmowalam sie zadna magia. Zaraz sprawdzimy, co tez nas czeka w nadchodzacymtygodniu. Niestety, zapomnialamkupic gazety zhoroskopem, a "Wyborcza" nie drukujetakichrzeczy. Rzuce monety i powroze sobie przypomocy ji-cinga. Najpierw konkretne pytanie. Wiem, oco chce spytac, ale jakto sformulowac? Czy zostane zona Kamila? Czybedziemyszczesliwi? Czy Jacek mnie zaakceptuje? Jaksie ulozy miedzy mnai pasierbem? A mamusia? Zaduzo tych pytan. 272 Wymyslilam wreszcie jednouniwersalne: jak sie ulozy miedzymna irodzina Pakulskich?Rzucilam monety, narysowalam heksagram. A jezeliwrozba powie, ze nic z tego nie bedzie? Posiedzialam troche nad otwarta ksiazka. Potem wsunelam nieodczytany heksagram miedzy kartki. Kiedys do niego zajrze, na pewno. Dzisiaj jakos nie mam odwagi. Niedziela Kamil zadzwonil o dziewiatej rano, zeby sprawdzic, w jakim stanie jestem. Trafil mnie pod prysznicem,wiec znowu z jego winyzalalam pol mieszkania. Powiedzial,zebym sie nie spieszyla i zeprzywiezie swiezebuleczki na sniadanie. Ciekawe, czy bedzie mu sie chcialo latac w niedziele po swiezebuleczki, jak juz za niego wyjde? A czy mnie bedzie sie chcialo malowac przed sniadaniem? Zanimsie pojawil,mialam mieszkanie wysprzatane na blysk,a sama wygladalam tak pieknie, jak sie tylko dalo. Nie zauwazyl ani mojej nieziemskiej urody, aninieziemskiegoporzadku w mieszkaniu. Przyniesiona torbe - prawdopodobniezawierajaca swieze buleczki rzucil byle gdzie, w dodatku,zamiast wyznac mi milosc odprogu, powiedzial: -Boze, jak ja kochamte Tosie! Czesc wzorowego porzadku zostala, oczywiscie, zniszczona,a moj kunsztowny makijaz szlag trafil. Buleczki w plastykowej torbie zmiekly i przestaly chrupac. Poniedzialek Podwiozl mnie pomidorowym huyndaiem do szkoly. Oczywiscie, nie wyglupial sie z zadnym bieganiemdo sklepu po swieze 273. bulki, odgrzalam w tosterze te wczorajsze i znowu zaczelychrupac.To nieto, ze wczoraj oddawalismy sie jedynie uczuciom -po prostu jesc nam sie zachcialo dopiero w porze obiadowej. Poobiedzie bylismy nawet w galerii, bo od niedawna jest tam wystawa polskich surrealistow, a oboje lubimy surrealizm. Z tym zeon ma slabosc do Wanka, a do mnie bardziej przemawia Mikulski. Tak czy inaczej, oboje jestesmyraczej niemodni. Niektorez tych obrazkow sa w naszym wieku! Wieczorem watkonilismy sie okropnie,ogladajac z kanapy"BorysaGodunowa" w telewizji. Strasznepomysly mial inscenizator, jeszcze straszniejsze scenograf: wszystko bardzo nowoczesne, ruscy chtopi wystylizowani na rewolucjonistow z pancernikaAurora, bojarzy z otoczenia cara wypisz-wymaluj tajni funkcjonariusze KGB, a sam car zapewne mial byc czyms w rodzaju genseka. Trudno to bylo wytrzymac, chociaz niezle spiewali, ale muzyka jakosginela w powodzipomyslow rezysera. Wytrwalismydo konca, bo chcielismy wiedziec, czy dzwonzawieszony nad glowa cara Borysa zleci mu na glowe, czy nie. Zlecial, oczywiscie,w scenie smierci, to znaczy zostal spuszczony zgodnie z rytmemwielkiej arii. Prosto na swiezy zewlok cara. Na samkoniec jeszczespaskudzili te niebywala arie Jurodiwego, bo choc wlasciwie nawet zawodzil, jak pan Musorgski kazal, to szedl przy tym przezlas dziarskim krokiem i kopal pienki. Obejrzawszy dzielo, postanowilismy zalozyc stronnictwo obrony klasycznych dziet sztukiprzed nowoczesnymiinterpretatorami. Niech sobie sami napisza opere o KGB. Prawie zaczelismy pisac statut, ale w koncu zajelismysie czym innym. To znaczy soba. Przed szkola wpadlismy na Jacka,ktory wlasnie wysiadal z autobusu. Pomachal nam przyjaznie reka i zniklw czelusciach szatni. Poczulamsie troche glupio - przeze mnie dziecko nie oglada tatusia calymi dniami. Duze jest to dziecko, alezawsze. WprawdzieKamil wspominal, ze Jacekspedza weekend u przyjaciol za miastem,ale jednak. W szkole juz prawie normalnie. Ten policjant, mazpanipsycholozki, bardzo sprawnierobi swoje. Jest cichy i bezwon- 274 ny. Jakies tam przesluchania prowadzi, alew sposob niedostrzegalny. Ciekawa jestem, czy jego zdolna zona poradzila sobie z panstwem doktorostwem habilitowanym w sprawie terapii rodzinnej. W klasie bez Renatyjest,mimo wszystko, troche pusto. 28 listopada, wtorek Tosia zapadlana grype. Nie ma nowych wiadomosci o Renacie i nie wiadomo jeszcze,czy policja juz kogos dopadla, czy w ogole zdolala powziac jakiespodejrzenia -nic,zadnych konkretow. 29 listopada,sroda W dodatku Laura i Beata gdzies zniknely. 30 listopada, czwartek. Andrzejki Tosia nadal chora. Zebyjej tylko nie przeszlo w zapalenie pluc! Objawilasie Beata. Zawiadomila mnie, nagrywajacsie na moja domowa sekretarke, ze planujemy(my! ) upojny wieczor andrzejkowy w Atlanticu, gdzieKonio wprawdzienie zagra tym razem, ale bedzieobecny. Jezeli Laurze sie uda, to onatez bedzieobecna. Ja tezmam bycobecna i powinnam wziac swojego ponurego pilota. Tu sekretarce skonczylsie czas nagrywania. Jezeli Beata zada obecnosci ponurego pilota, to znaczy, ze polozyla lape naKoniu, czyli Konradku Sniezynskim, i wolalaby,abym ja, jejukochana przyjaciolka, nawszelki wypadek rowniezmiala obstawe. 275. Bede pewnie musiala dostarczyc jej zaswiadczenie o chorobieTosi, bo nie uwierzy, ze Kamil nie mogl przyjsc.A nie moze. Szkoda. W szkole wiekszosc lekcji byla, naturalnie, poswiecona wrozbom iprzepowiedniom. Nawet mi sie nie chcialowymyslac stosownego tematu, zeby jakos wykorzystac tradycje praktycznie. Niech siedzieciaki czasem pobawia. Wieczorem posziam do tegoAtlanticu. No i rzeczywiscie- byla Beata i byl Konio, aona promienialajasnoscia posiadaczki. Niezaluje go jej wcale. Niech sobie ma, lubie go o wiele bardziej, nizpotrafilam kiedykolwiek polubic cudnego Adaska. Zreszta Konio tez wydawal sie jakos promieniec,ale byl to zupelnie inny rodzaj promieniowania nizto, ktore wydzielala Natalia Hollander. Zaledwiezdazylam zajac miejsce, pozwolic Koniowi zamowicdla siebie drinka i wyjasnic powod nieobecnosci ponurego pilota,w drzwiach zrobil sie ruch i tlok, jacys nieduzi faceci zaczeli siekrecic w te i z powrotem, a na scene wyszedl wlasciciel lokalu i zawiadomil swoich wspanialych klientow, to znaczy nas wszystkich,ze japonska ekipa filmowa kreci film o naszym kraju i bardzochcialaby sfilmowac typowy wieczor andrzejkowy, wiec jezeli niemamy nic przeciwko temu, to moze bysmy dali temu wyraz brawami. Bo jezeli nie, to on,wlasciciel, acz z bolem, zabroni Japonczykomkrecenia i beda mogli sobie najwyzej powrozyc z woskualbo z butow. Dalismy wyraz brawami. Co namszkodzi, niech sobie kreca. Po malej chwilizobaczylismynaszego Kazia, czyli Takakazu,jak blyskawicznymi ruchami rozprowadza swoichludzi po katach, a oni rownie blyskawicznie instaluja tam dodatkowe swiatla. Dokladnie mowiac, zrujnowali panu wlascicielowicaly nastroj. pieczolowicie budowany za pomoca swiec i przyciemnionych lampek. -Powinna z nimi byc Laura - zauwazylam. -Na razienie jest potrzebna,bo Kazio gada ze swoimi - poinformowala mnie Beata. -Jak trzeba siebedzie porozumiewacz nami, to sie pokaze. O, jest! 276 Laura przecisnela sie do nas i padla na fotel.-Sluchajcie, jestem niezywa. Dwa tygodniebez przerwy jezdzez nimi igeba mi sienie zamyka. Zostalam osobista asystentkaKazia, tfu, Takakazu, boichni rezyser dogaduje sie z ludzmipo angielsku i nie zawsze mu jestem potrzebna, bo okazalosiejednak,ze coraz lepszy poziom angielskiego w narodzie. Kierownik produkcji tak samo, tylko Takakazu jesttaki straszny glabjezykowy. A pracowici sa po prostu upiornie. Boze, zamowciemicos do picia, ja nie mam sily. -Jak na taka zdechla, swietnie wygladasz- poczestowala jaBeatawyrafinowanym komplementem. Rzeczywiscie. Laura tez jasniala jak zorza. Co sie z ludzmi robi? Kazio zakonczyl przygotowania iprzybiegl sie przywitac. Tez jasnial! No tak. Laura jasnieje, Kazio jasnieje, od Beaty i Konia lunabije. Dlaczego mnie nikt nieobrzuca komplementami? Ja tez powinnam promieniec! Moze pod nieobecnosc tego drugiego od pary to takefektownie nie wychodzi? Tymczasem wlascicieldal haslo do rozpoczecia imprezy. W charakterze podkladu muzycznego wystapil jakis pianista -gdyby nie nasze spontaniczne wystepy, to znaczyKonia iKazia -poprzednim razem,pianino nadal sluzyloby w tym lokalu wylacznie jako stolik pod kwiaty - a na scenie pojawil sie facet w czarnejpelerynie z dwiema asystentkami wczarnych kieckach, przy czymwszyscy omotani byli czerwonymi szalikami i zapewne mieli wygladac magicznie. Rozpoczelo sie trochenaciagane misterium wrozenia - woskpodgrzewanona takiej swieczce do grzania zupy gulaszowej, lano go do miski, w ktorej zapewne szef kuchni mieszalsalate - ale wszyscy chcieli sie bawic,a to jest w koncu najwazniejsze. Kazio po wstepnych reweransachw jezyku migowym zostawilnas odlogiem iposzedlrobic swoje - biegalz ta kamera, wciskalsie wszedzie, kladl na podlodze w tensposob,ze wosk lat musieprawie na obiektyw,zrywal sie ipodstawialten obiektyw pod noswrozacych sobie dziewczyn -w koncu, po uplywie moze dwudziestu minut, wrocil do nas izaczal wyrazac jakies zadania. Ze sato 277. zadania, rozpoznalismy po tonacji i wymachiwaniu rekami w strone Laury.Ta, zamiast przetlumaczyc nam, ocochodzi, zaczela siezKaziem pojaponsku wyklocac. -Laura san,powiedz, czegoon odciebie chce- zazadalam. -Nie tylko ode mnie,od nas wszystkich- odrzekla Laura. -Wykluczone! I znowu popadla w japonszczyzne. Obserwowalismy chwile ich werbalne zmagania, nic nie rozumiejac, az wreszcie Kazio powtorzyl patent sprawdzony poprzednim razem na Koniu: zlapal siedzaca najblizej Beate za reke i pociagnal za soba. Poniewaz Beatka zawsze byla chetnado gier i zabaw, dala siezaciagnac na scene. Kazio ustawil ja w kolejcedo wosku i wladczym gestem -jednak samuraj! -kazal podacsobiekamere, ktora jakis pomagier wzialuprzednio na przechowanie. Zrozumielismy. Kazio nie chce filmowac byle kogo. Juz sieprzymierzyl, wie, jakto zrobic, i chce zdokumentowac swoich nowych przyjaciol. A scislej nowe przyjaciolki. Czekajac, az nadejdzie kolejka Beaty, Kazio niecierpliwie machal rekami doLaury i do mnie. -On chce, zebysmy siewszystkie trzy wyglupily - powiedzialaniezadowolona Laura. -Jakie wyglupily -zaprotestowalam. -Laura san, nie badzponuraczka. Itak nie wiem, czy tobie i Beacie wolno wrozycwten sposob, bo to zabawa dla panienek, a niedla rozwodekz bogatym zyciem pozagrobowym. To znaczy, chcialam powiedziec, erotycznym. Idziemy donich. -Jakie zycie erotyczne - oburzyla sie Laura, ale Kazio juzmnie poparl, chichoczac radosnie. Wspolnymi silami wepchnelismy ja na podest udajacy scene. Kazio bylzachwyconyi szczesliwy. Beatatymczasem dopchala sie do tygielka z woskiem i zabrala sie do wrozenia. Jedna z panienek podalajejklucz, druga podtrzymala miske z woda. Czarodziej wprawnymruchem uciszyl pianiste i naszaprzyjaciolka chlupnela woskiemprzez klucz. -O cholera - zabrzmialo w ciszy pelnej napiecia, kiedyrozprysniety na kluczu wosk polecial jej na wystrzalowakiecke. 278 Sala ryknelasmiechem, alekrotko, napomniana przez mistrzaceremonii.Beata wyciagnela z miski nieforemny glut i podstawila go Kaziowi przed obiektyw. Blyskawicznym ruchem dloni skorygowal ostrosc i czekal, cobedziedalej. Dalej pan czarodziejkazal sali odgadywac, co tez Beaciesiez tego wosku ulalo. Propozycje padaly rozne. -Pokaz - nie wytrzymala Laura. -Agata,co to jest, twoimzdaniem? -Pokaz. Nie wiem, naprawde. Tu placek, cos z niego wystaje. patyk jakis. Drzewko? Ogrodnik bedzie? A moze to taki kwiatekdziwny? -Nie! -Laura wyrwala mi wosk z reki. -Ty, popatrz, to profilAdasia, jak mame kocham! On ma taki nos! -Wzyciu - oburzyla sie Beata. -Adas nie ma nosajak Pinokio! -A moze towcale nie jest nos - zasugerowal czarodziej i zasmialsie oblesnie. -Drzewko! Albo kwiatek! -Niekloccie sie, dziewczyny - powiedzial Konio poblazliwymtonem. -Jak to jest, ze trzy wyksztalcone i kulturalne osoby - pana czarodzieja najwyrazniej nie bral pod uwage - nie rozpoznalyod pierwszego rzutu oka! Przeciezto jest gitara! Gitara, moje kochane! Beatko,sama widzisz. tu pudlo, tu gryf. wszystko siezgadza. Kazik, patrz i filmuj: gitara! Beata spurpurowialajak dziewica i pojasniala jeszcze bardziej,o ile to bylo mozliwe. Kazio sportretowal jasumiennie, rozradowanego Koniarowniez i zniecierpliwionym gestem pogonil nasdokontynuowania wrozb. Podczas gdy Konio calowal Beate w kacie sceny,Laura, wreszcierozsmieszona, przejela wrozbiarskie akcesoria. Chrupnela woskiem zdrowo, trzymajac jednak klucz przezornie z daleka od siebie. Pomieszala w wodzie, sprawdzila, czy figurka zastygla. Kazio prawie siedzialz kamera w misce. Laurawyjela wosk z miski i uniosla do swiatla. Rozlegly sieokrzyki; oczywiscie itymrazem kazdy zobaczyl coinnego. Posrod gwaru dal sienagle slyszec dzwieczny tenorek Kazia, ktory 279. wykrzykiwal, o dziwo, zrozumiale, jedna reka przytrzymujac kamere na ramieniu, druga wskazujac woskowa figurke:-Kameeeeeera! Laura! Kameeeera! Sonyiiiiiiii! Kameeeeeera! Laura zarzucila go potokiem japonszczyzny, ale juz byloza pozno, wszyscy zrozumieli. Kiedyucichla ogolna radosc,wywolana faktem, zeKazio zostawil kamere pomocnikowi i zazadal od Laury buzi - dostal, czego chcial, przy wielkich brawach sali - przyszla kolej na mnie. Jakos ostatnio mniej mnie ciagnelo do magiiniz kiedys, ale polalam wosk i ja. Niech sie dzieje, co chce. W misce pojawil sie nieregularny ksztalt z licznymi wyrostkami dokola. -Korona! -wrzasnela Beata. -Agata, wyjdziesz za krola! -Cos ty, Beatko -sprzeciwil sieKonio - tojest leb od StatuiWolnosci! Agata wyjdzie za jakiegos Amerykanca! Mam jednegosympatycznego kolege, klarnecista jazzowy. Klarnecista! Niedoczekanie. Laura byla zaniepokojona. -Ty,to wygladajak makowka. Masz na oku jakiegos narkomana? Ten twoj cpa? Kazio przestal filmowac i cos brzeczal. Laura kiwnelaglowa: -On mowi, ze to wisni kwiat i ze wyjdziesz za Japonczyka; onma takiegoprzyjaciela w Japonii, tez operatora, co mowi czterema jezykami i wlasnie sie rozwodzi! Duzobylo jeszczepropozycji -zgodzilam sie ostateczniena korone,ale w glebi duszy wiedzialam swoje. Przeciez to jestpo prostusmiglowiec. tu ma lopaty, tu ogon. jest nawet cos jakby smigielko ogonowe. Bawilismy sie jeszcze potem dlugo i swietnie. W zaciszutoalety nadalam doKamilaSMS: "Wylal mi siez wosku smiglowiec, czyto moze cos znaczyc? ". Odpowiedzial natychmiast: "Wezmiemy slub w smiglowcu,szukaj ksiedza bez lekuwysokosci". 280 1 grudnia, piatekTosia chora, Kamil lata, Renatka sie odtruwa lub moze juz nawetodwyka, bezszmerowy policjant sledzi. Pan dyrektor poprosilmnie o rozmowew poniedzialek. Pewnie cos wzwiazku z aferanarkotykowa. 2 grudnia, sobota Tosia ma sie lepiej i w niedziele przyjdzie do domu Pakulskich,pelnic swoje zasadnicze obowiazki. Kamil, niestety, pracuje, alepo dyzurze bedzie mogl do mnie wpasc i nie wypadac przezkilkagodzin. Nie jest wykluczone, ze ja do niego wpadne na lotniskoi moze uda misie zalapac na jakis lot. Musze wiec dzisiaj odrobiccala weekendowa panszczyzne. Na dodatekkilka osob z trzeciejklasy postanowilo jednak" zarobicna dodatkowa ocene i wyprodukowalo jakies tasiemcowe eseje na temat filmowych superprodukcji zrealizowanych woparciu o literature swiatowa - i polskatez,a jakze. Sama ich do tegozachecilam. Ze tez czlowiek nie ma za grosz instynktu samozachowawczego! Zadzwonila Beata. Bardzo wniebowzieta, bo,jak sie zdaje,wielka milosc do Konia, ktora jakos nie ujawnila sie w latach licealnych, teraz postanowila sobie powetowac. Konio odpowiedzialgwaltownym wybuchem uczucia, okazalosie, zeon tezw tym liceum kochalsie potajemnie w Beacie, tylko nie mial okazji jejo tym zawiadomic. A po maturze wszystko sie rozlazlo. To cud,ze sie spotkali - i to najzupelniejszymprzypadkiem! Noi terazoboje oddaja sie namietnosci z duzym zaangazowaniem. Jutro jada w tym celuna tydzien w gory. Rzeczywiscie,teraz moznajechac wgory wylaczniew tym celu, bo to,co pokazuja zgodnym choremwszystkie pogodynki telewizyjne, wota o pomste do nieba. 281. A co najmniej dwa, jezeli nie trzy eseje trzecioklasistow sa znakomite.Lidzia Kowalczykowna oprocz tipsow w groszki maswietne pioro! Niedziela. Zachwycajaca Niewiele jest rzeczy bardziej posepnych niz male lotnisko w zimowym deszczu. Strugi wody na betonowych plytach, samoloty pozamykane na glucho whangarze, znudzeni piloci pochowaniw zacisznych pokojach. Ale wszystkowyglada inaczej, kiedy sie wezmie pod uwage, ze jedenz tych pilotow to moj osobisty Hermes nieco przedczterdziestka. W dodatku udalo mi sie poleciec. Uroczy facet pod tytulemJanuszek (jestesmy na tyod niedawna) puscil mnie do przodui moglam podziwiac pejzaze. Przy tych warunkach pogodowych podziwialamnietyle pejzaze, ile fakt, ze mojosobistypilot widzi cokolwiek przez te bura szmate, ktora ktos usilnie zarzucal nam na szybe. Wprawdzieprobowal zdyskredytowacsiebie samego w moich oczach, twierdzac, ze ma rozne madreprzyrzady pozwalajace mu latac nawetbez widocznosci, ale jawiem swoje! Januszek, ktory jest entuzjasta nowoczesnosci,chwalil sie, zetaki na przyklad GPS (oni mowia dzi-pi-es, co brzmibardzoswiatowo) toon ma zainstalowany w swoim samochodzie (kupilokazyjnie - za potworne pieniadze, ale nie mogl sie powstrzymac)i jak jedzie do Zakopanego na oboz zimowy, posluguje sie nawigacja satelitarna. Moj Boze,co to sie wyrabia! 4 grudnia, poniedzialek Malolatom znowu udalo sie odciagnac mnie od zasadniczego tematu lekcji. 282 Kiedy wpadlam do klasy - lekutko spozniona,co bylo wynikiem nazbyt dlugich pozegnan z Kamilem, uprawianychw samochodzie zaparkowanymza rogiem - powitala mnieatmosfera swiateczna: na moim biurku zakwital kremowymi rozami potwornej wielkosci tort,a zapach swiezej kawyuderzaldo glowy,W pierwszej chwili pomyslalam w poplochu, ze wydarzylo sie cos, co udalo mi sie przeoczyc - i spocilam siez wrazenia.Pol sekundy pozniej juzwiedzialam, ze zapomnialamjak ostatnie zwierze o imieninachmojej ulubionej uczennicy, Basi Hoffmann. A Basia wydawala przyjecie. -Pani magister -powiedziala, a ja mialam wrazenie, zeparodiujez lekka sposob wystawianiasie pani wicedyrektor- chcialam powiedziec, pani profesor. Ja bardzo prosze, bardzo, aletonaprawdebardzo: czy nie moglibysmy zrobic sobie dzisiaj lekcjiwychowawczej, a ten polski, co mial byc teraz. Nawet moglabypaninam cos zadac. My odrobimy. -Odrobicie. Swietnie po prostu. A jaki proponujesz tematlekcji wychowawczej? -Najwytworniejszy sposob jedzenia tortu smietankowego lapami - odrzekla natychmiast. -Zapomnialam o widelczykach. Satrzy lyzeczki;jedna bedzie dla pani, druga dla mnie,bo jestemsolenizantka, a trzecia dla reszty. Nie widzialam innego wyjscia, jak tylko zlozyc solenizantcezyczenia i zarzadzic lekcjewychowawcza. Dokladnie w momencie, kiedy klasaspozywala tort - w rzeczysamej, lapami, paprzac sie niemozliwie - do sali zajrzala pani wicedyrektor, zeby zawiadomic mnie, ze spotkanie u dyrektoraprzekladamy na wtorek, czyli jutro. Obrzucila nas spojrzeniem pelnym obrzydzenia idezaprobaty i wycofala sie. -Pani to chyba nie ma do niej szczescia - zauwazyl swobodnie Macius,caly w smietanie. -Nie powinienesmowic opani wicedyrektor zaimkami. -Dlaczego? -Nie wypada. Starsza osoba i w ogole. -Ale naprawde- Basia gwaltownie kiwalaglowa -jak tylkou nas cos sie dzieje, to ona, przepraszam, pani wicedyrektorwla283. zi do klasy, przepraszam, wchodzi do klasy. Ma wyczucietakieczy co? -Przypadek - orzeklam zdecydowanie. Po czym napowrotzapanowal nastroj bankietowy. Dobrego humoru starczylo mi do wieczora, tylko chyba za duzo zjadlam tego kremu - dostalam cala wielka roze z Usteczkamiz marcepana. 5 grudnia, wtorek Ta cholerna zaraza chciala mi odebrac moja klase! Siedziala wgabinecie dyrektora nabzdyczonajak ropucha. Obok niejjak druga ropucha pani Julia Zamoyska; ciekawe, w jakim to charakterze. Dyrektor, najwyrazniej w zlym humorze,przywital mnie, jakby hamujac irytacje, i zaproponowal kawe. Przyjelam chetnie, bo po lekcjach w pierwszej klasie zazwyczajczuje sie nieco wyczerpana. Oni majastraszne poklady energii,ktora muszejakos, za przeproszeniem, skanalizowac, co z regulykosztuje mnieutrate wiekszej czesci wlasnych zasobow energetycznych. -Pani Agato - zaczal dyrektor, kiedy sekretarka zamknelaza soba drzwi- poprosilem pania do nas, bo, mamwrazenie,sprawa jestpowaznai trzeba ja rozwiazac mozliwie najszybciej. ku pozytkowi ogolu. Nie chcialbym, zeby pani potraktowala to, co tuzostanie zachwile powiedziane, jako wycieczkeosobista. Obecnosc tych dwoch bab napawala mnie niepokojem, ale zalmi sie zrobilo dyrektora -zazwyczaj wyrazajacy sie jasno i precyzyjnie, tymrazem najwyrazniej nie mogl wykrztusic, w czym rzecz. -Panie dyrektorze - powiedzialam odruchowo -ja widze, zepan sie meczy. Proszepowiedziec,o co chodzi. Pani wicedyrektorma do mnie jakies zastrzezenia? -To moze niech samalepiej zreferuje. -mruknal dyrektori zacisnal usta w cienka kreske. -Dobrze -powiedziala krotko pani wice. -Najlepiej przeciacwrzod zdecydowanie. Jestesmy zatym, zeby panizrezygnowala 284 z wychowawstwa wdrugiej L.Pani Zamoyskazgodzila sie,na moja prosbe, objac to wychowawstwo. Zatchnelo mnie i omal nie wylalam kawy na dyrektorski parkiet, pieczolowicie froterowany codziennie przez najbardziej zaufana sprzataczke. Dyrektor podziwial mordkemisia koala na kalendarzu firmyturystycznej. -Te miesiace - ciagnela jego zastepczyni - odkad wziela paniwychowawstwo najzdolniejszej klasy w szkole,dowiodly, zenienadaje sie pani na to stanowisko. Czypani zyczy sobie, abysmyprzedstawili pani teraz wszystkie zarzuty, jakie mamy wobec pani, czydarujemy sobie tenieprzyjemnaformalnosc? Moje zatchniecie powoli mijalo, przemieniajacsie w ciezkawscieklosc. Dyrektor oderwalwzrok od misia. -Za pozwoleniem mruknal w strone pani wice. -Na razieuzywajmy formy"przedstawily". Panie maja zarzutywobec paniCzupik, a ja sie donich ustosunkuje dopiero kiedy poznam wyjasnienia. Powrocil doniedzwiadka, ktory wygladal, jakbysie nazlopalpiwa i trzymal galezijedyniesila woli. Odzyskalam mowe. -Oczywiscie, ze chcialabym uslyszec, jakie bledy popelnilam! Damy wymienily spojrzenia, po czym pani wicedyrektor wyciagnelakajecik. Kapowniczek! Spisywala wszystkie moje potkniecia, aw kazdym razie to, co uznala za potkniecia! Systematyczna osoba! -Generalnie jestesmy zdania, ze nie panuje pani w najmniejszym stopniu nad swoja klasa. Obserwujemypania zyczliwieodpoczatku roku. -Zyczliwie? -nie wytrzymalam. -Nie powinna pani miec co do tego watpliwosci. Bylapaniostrzegana, zeniejest to latwa klasa. Zignorowala pani zdanieosob starszych i bardziej doswiadczonych, w efekciepozwalajactym inteligentnym i bezwzglednym uczniom zdominowac sie calkowicie. Dyrektor nadal kontemplowal misia. -Jest rzecza niedopuszczalna taki stopien spoufalenia 285. z uczniami, jaki pani prezentuje.Poza oczami mowia o pani"Agata", jak o kolezance. -A wie pani, jak mowia o pani? -wyrwalo misie i natychmiast pozalowalam. -Wiem. -Podniosla brwi. -Mowia o mnie "Pancerna", i poczytuje to sobie za komplement. Lepsza strona mojego charakteru nie pozwolila mi wyjasnic,ze jest to zaledwie druga czesc pseudonimu. W calosci brzmi on"Bladz pancerna"i niech nikt mnie nie pyta, skad mlodziez znatakie slowa w jezyku, ktory w szkole wystepuje wylacznie w postaci zajec fakultatywnych. Nikly blysk w oku dyrektora pozwolilmi przypuszczac,ze ontez zna wicedyrektorska ksywke w pelnym brzmieniu. Zostawilmisia i zagapil sie dla odmiany na chmury za oknem. Natychmiast pomyslalam o Kamiluw chmurach i poczulamprzyplywducha bojowego. Nie oddam Basi i Macka! Jacka, Karoliny,Krzysia i calej reszty! -Kilkakrotnie bylam w pani klasie podczasprowadzeniaprzez pania zajec, a wiele razy sluchalam pod drzwiami ogluszajacego wrzasku i innychhalasow. Nie wiem, czyto jest pani metoda prowadzenia lekcji, aleja. my uwazamy ja za niedopuszczalna. Wydaje sie, ze bieganie po meblach i niszczenie ichprzy okazji. No prosze, amysmy mysleli, ze Macius ulagodzil potwora! -... to pani sposob na zainteresowanie uczniow trescia lekcji. Ja rozumiem, zepodobal sie pani film "Towarzystwo umarlychpoetow". -Ksiazka tez - mruknelam. -Poza tym "Stowarzyszenie". -Ach, tak. Pamieta wiec pani, jak sadze, ze dla ucznia tewszystkie niekonwencjonalne metody pedagogiczneskonczyly sietragicznie. -Ale zadne zmoich rodzicow nie mialonic przeciwko naszemu teatrowi poezjiromantycznej - zaprotestowalam. -Przeciwnie, na ogol bylizadowoleni. Jedna tylko uczennicanie chcialagrac, wiec nie grala. Nie mialo to wplywu na jej ocene. I nie bedziemialo, jezeli dalej nie bedziechciala. -O tej uczennicy pomowimyosobno- powiedziala grozniepani wicedyrektor. -A jezeli chodzi o rodzicow, tomoze nam pa- 286 niwyjasni, dlaczego tylko w pani klasie tak fatalnie wypadly zajecia integracyjne z pania psycholog? -Zajecia byly z rodzicami. Nie mogeodpowiadac za to, ze niewzbudzily ich entuzjazmu. -Nie przygotowala ichpaniwlasciwie. Wychodzili w trakciezajec! A pani, zamiast przeciwdzialac, chichotala w kacie! -Bo rozumialam tych, ktorzy wychodzili - powiedzialamprawdomownie i nieostroznie. -Ta cala terapia grupowa bylatrudna dozniesienia dla ludzi, ktorzy wcale nie chcieli w niejuczestniczyc. -Byloby lepiej, gdyby pani nie wypowiadala sie natematy,o ktorych nie ma panipojecia - zasyczala z jadowita imitacja lagodnosci w glosie. -Jaka terapia grupowa? -zainteresowal sie nagle dyrektor. -Jakis eksperyment bez mojej wiedzy? -Alez skad, jaki eksperyment- pospieszyla z odpowiedziamilczaca dotadpani Zamoyska. -Bardzo interesujace zajeciaz psychologiem, majace na celu lepsza integracje rodzicowposzczegolnych klas. -Bieda wtym, ze nie wszyscy rodzice odczuwali potrzebeintegracji -zauwazylam. -Dziwnetylko,ze wlasnie w drugiej L,w zadnej innej! -Bystre dzieci, to i bystrzy rodzicemruknelam. -Rozumiem, dlaczegopani tak mowi. Jest paniprzeciez prywatnie zwiazana z jednym z ojcow. Nie musze mowic, ze to tezma fatalnywplyw na pani mozliwosci kierowania klasa. Jest tezznamienne, ze to wlasnie ten ojciec rozpoczal bojkotzajec z psychologiem. -Bojkot? Nie rozumiem - wtracil znienackadyrektor. -Te zajeciasie odbylyczy nie? -Tenpan wyszedlw trakcie,zapoczatkowujac serie nastepnych wyjsc -zameldowala nie po polsku pani Zamoyska, najwyrazniej dobrze zorientowana w sprawie. -Dopiero za nimposzliinni. -Czy panisugeruje, ze gdyby nie sypial ze mna,to by nie wyszedl? -rabnelam, rozzloszczona. -Panie dyrektorze, gdyby mniekazano bratac sie zludzmi,ktorzy mnie malo obchodza. -A powinni pania obchodzic - zasugerowala wicez wyrozu287. mialym usmiechem. -To sa rodzice kolegow pani dziecka. gdyby pani miala dziecko, oczywiscie. -...a potemzastanawiac sie, co moge dac swojemu dzieckuna kazda litere alfabetu. -Przepraszam, nadal nie rozumiem. Na litere? -Tak. Rodzice musieli napisacalfabet w slupku z goryna doli dopisac przy kazdej literze, co daja swoim dzieciom na te litere! Na de - dobroc, na em - milosc i tak dalej! -A na y - zainteresowal sie dyrektor. -Jest cos na y? -Ywentualnie wiecej dobroci- podpowiedzialam. -No wiecKamil, czyli pan Pakulski, nie wytrzymal juzprzy a iwyszedl,a ponim wyszli jeszcze paniMilska, paniDziubasowa, przepraszam, pani Dziubska i pan Karcz. Reszta potulnierobila, coimkazano. Niektorzy byli nawet zachwyceni. -Ale to nie bylo pani zasluga - syknelawice. -A intymnyzwiazek z jednym zrodzicow wyklucza mozliwosc bycia przez pania wychowawczynia tej klasy! Nawet gdybysmy zapomnieli oinnych niedostatkach pani pracy! -Wciaz nie wiem, co to zaniedostatki - powiedzialam zimno. -Czy moze je paniuporzadkowac? -O nadmiernym spoufalaniu juz mowilismy. Chodzi paniz wlasnymi wychowankami do kawiarni! -Do kawiarni? Ach, juz wiem, bylismy w Pozegnaniu zAfryka, oni miwtedy pomagali skompletowac kosmetyki. -Kosmetyki? -wykazal zdziwienie dyrektor. -Tak, panie dyrektorze. Postanowilam nieco unowoczesnicswojwizerunek, a nie mam pojecia onowych trendach, bo zawszebylam nieco staroswiecka. Moje dzieci maja to w malym palcui chetnie sluza mipomoca oraz konsultacja. -Sampan widzi, panie dyrektorze - sapnela wzburzona paniZamoyska. -Widze, owszem. To calkiem niezly pomysl. Pani wice pominelate uwage. -Odpoczatku roku nie przybyl w pani klasie zaden olimpijczyk - zarzucila haczyk na dyrektora, o ktorymwiadomo bylo,ze ma kota na punkcie olimpiad przedmiotowych i olimpijczykow. -Nie dostarcza im pani odpowiednich motywacji. Przeciw- 288 nie, znane sa pani poglady na to, co pani nazywa wyscigiemszczurow. -I tak mamtroje olimpijczykow. Wzeszlym roku startowalii teraz tezstartuja. Nikt wiecej nie zdradzal checi. A, przepraszam,Basia Hoffmannowna wspominala miniedawno, ze chcialaby wystartowac w olimpiadziehistorycznej. Wiedzialam, ze pani Zamoyska sie wscieknie. -Niemozliwe! -zawolala wzburzona. -I ja nic o tym niewiem? -Interesujeja historia najnowsza - wyjasnilam. -Pani, jak siezdaje, specjalizujesiew wiekach srednich. Miala isc ztym bezposrednio do pana dyrektora,ale dopadly ja klopoty z przyjaciolka,a Basia to dobra dziewczynka i zajela sienajpierw problemamiRenatki. -Wlasnie,wlasnie - pani wice chwycila sie ostatniej deski. -Nie wspominalismyjeszcze o narkomanach w klasie, w ktorej pani jest wychowawczynia. -Pierwszych prochow zakosztowali, kiedypani Julia byla ichwychowawczynia - przypomnialam. -Wtedy nie skonczylosie to dramatem! Nie bylo potrzebyumieszczania nikogo w szpitalu na odwyku! Dyrektor wygladal, jakby juz mial tego dosyc. -Drogiepanie - powiedzial szybko, uprzedzajac mojeodezwanie sie, ktore zapewne nie byloby wzorem dyplomacji. -Pozwolcie,zeteraz ja wypowiem swoje zdanie. Nie wydaje mi sie otoz,aby paniAgata przesadnie spoufalala sie ze swoimi wychowankami. Niejednokrotnie odnioslem wrazenie, ze przy calej przyjazni,ktorapania obdarzaja, maja dla pani nalezne powazanie. Byc moze dlatego, ze i pani zachowuje sie wobec nich z szacunkiem, codla mnie jest wyraznew waszych wzajemnych ukladach. To znaczy, ze tenluz, ktorystanowi przedmiot obaw panidyrektor, jestjednak kontrolowany. Codo tych zajec integracyjnych, bylbympowsciagliwy. Trudno, aby pani narzucala cokolwiek doroslymludziom, czyli rodzicom swoich wychowankow. Swoja droga, kiedy panie beda cos takiego znowu organizowac, prosze mnie powiadomic, chetnie bede uczestniczylw zajeciach, a w kazdymraziechetnie sie im przypatrze. Hoffmannowneproszedo mnie przy289. stac, pani Agato, dopoki jej nie przejdzie ochota do uczestniczeniaw olimpiadzie. Przygotuje ja, jesli bedziechciala. -Panie dyrektorze - wtracila oburzona wice - czyniezapomina pan o jeszcze jednej bardzo waznej sprawie? -Waznej? -Pani wicedyrektor ma na mysli moj romans z tatusiem Jacka Pakulskiego - powiedzialam ponuro, troche w strachu, ze dyrektor uzna to za dobry powod do odebrania mi wychowawstwa. W koncu sama sie zastanawialamnad tym, rozwazajac,czy powinnam wychodzicza Kamila, czy raczejnie. Swoja droga,moglby mi to wreszcieporzadnie i jednoznacznie zaproponowac! -Czy pani z nim. hm... romansuje na oczach klasy? -zapytalniewinnie dyrektor. -Nie, skadze - odparlam. -Z nim sie w ogole trudno romansuje, bo ma malo czasu. Dyrektorparsknal smiechem, ale zaraz spowaznial. -Czy on, przepraszam, zdradzaz pania swoja zone,matkeJacka? -Alezskad! Matka Jacka puscila ich obu kantem, kiedy Jacekmial dwanascie lat! -To znaczy,rozwiedli sie? -Tak. Cztery lata temu. -Czy Jacek wjakis sposob wykorzystuje wasz. przepraszam,zwiazek? -Jak to, wykorzystuje? Czy wyludza ode mnie jakies swiadczenia? O to chodzi? -No tak. Lepsze stopnie,poblazliwoscdla klasy, moze grupykolezenskiej? -Pan dyrektor zartuje? -Nie wyludza? No to ja nie widze specjalnegoproblemu. Nawetnauczyciele maja prawo do zycia osobistego. Obie damy siedzialy jak skamieniale, z minami mordercow napobladlych obliczach. Przepraszam: morderczyn. Dyrektor niezwracal na to specjalnej uwagi. -No wiec- podsumowal zebranie - na razie pozostawiamystatus quo ante. Mysle, zetak bedzie lepiej, bo mamwrazenie, zeobjecie wychowawstwa w drugiej L wymagaloby od pani Zamoy- 290 skiej niemalego poswiecenia. A janie pochwalam poswiecania siedla ludzkosci. Poczekamy do konca semestru ijezeli pozostali nauczyciele nie zglosza do pani Czupik jakichszasadniczych pretensji, poza tym jezeliwyniki uczniow nieulegna drastycznemu obnizeniu, przed czym chron nas Boze, to chyba jednak zaryzykujemyi pozwolimy pani Agacie wychowywac ich po swojemu. Bardzowszystkim paniom dziekuje. Mam nadzieje, ze to, oczym mowilismy, pozostanie miedzy nami. Paniwice, jak siezdaje, zamierzala jeszcze dyskutowac, ale jajuz na tonieczekalam. Wstalam,sklonilam sie ogolnie i opuscilamgabinet dyrektora. Uczucia mna targaly mieszane. Przewazala radosc, ze zostaje zmoimi bystrzakami. Co do wynikowpierwszego semestru niemialam watpliwosci - beda olsniewajace. Z wyjatkiem moze kilku stopni z biologii (pani Pietko jeststraszliwie wymagajaca). Mackowej geografii (Macius nie odroznia Ameryki Polnocnej od Poludniowej i wcale sietego niewstydzi) oraz cienkiej trojki z historii BasiH. Tak czy inaczej,srednia mojej klasy bedzie zblizac sie dopiatki. A wkazdym razie przekroczy cztery ipot. Oprocz radosci czulam jednakowoz pewien - ito wlasciwiewcale niemaly - niesmak. Doznalam owego niesmaku w momencie, kiedy ujrzalam oprawny wjasnobrazowa skorke kapowniczekpani wicedyrektor. Ciekawe,czy zaczela notowac od poczatku roku, czy dopiero po nieudanej podrywce. I nawet Kamilowi chyba o tymnieopowiem, tak mnie to brzydzi. Wkazdymrazie dzisiaj mu nie opowiem, boTosia niemozezostac u Pakulskichdluzej niz do osiemnastejtrzydziesci. Sroda. Imieniny Mikolaja Malolaty znowu zachachmecily jedna lekcje, zarzadzajac mikolajki. Zgodzilam siena to juz dawno, podwarunkiem, ze uczciwie odrobimy stracona lekcjepolskiego na jakiejs godzinie wychowawczej. Tydzien temu odbylo sie losowanie. Bardzopilnowalismy,zebybylo sprawiedliwie, bezzamieniania losow. Chcialam wylosowac Macka - dostalby ode mnie piekne wyda291. nie Tuwima i niechby tam szukal wierszy dla siebie, do recytacji,oczywiscie. Macius recytujacy "Bal w operze" - to by bylo cos! Ale Macka wylosowala AniaGaska, oczym wiem, boprzyleciala do mnie po konsultacje w sprawie doboru prezentu. Poradzilam jej tomik wierszy, ale w koncu kupila mu wodeGabrieliSabatini i znowu przyleciala do mnie, tym razem, zeby dac mipowachac tester. Pochwalilam, bo naprawde ladnie pachniala. Jestem za tym, zeby moi uczniowie pachnieli GabrielaSabatini,a nie soba. osobiscie. Wylosowalam DziubskiegoKrzysztofa, zwanego Dziubasem,ktory, o ile wiem, wciaz kocha sie we mnie. Tuwima mu nie dalam, chowam dla Macka - bedzie w koncu mial jakies imieninyczy costakiego. Krzysio dostal ode mnie piekne wieczne pioroParkera (bylo tansze niz zwykle, bo w promocji) - kiedys zwierzalsiena lekcji, ze chcialby pisac piorem. No to niech pisze. Bardzosie ucieszyl. I poslal mi dziekczynnespojrzenie. A ja dostalam - nie wiem od kogo, ale podejrzewam Kasie -sliczny zielony wisiorek i zielone kolczyki. Z daleka widac, zezadnasztanca, tylko oryginalnywyrob. Juz sie przerazilam, ze kosztowalo tojakies potworne pieniadze,ale okazalo sie, zeanonimowy ofiarodawca dolaczyl wyjasnienie,napisane odreczniestrasznym charakterem: Donosi sie upszejmie, rze to tylko wygladatak pozondnie, ale tak naprawde to som szkielka i nie kosztowalynic a nic wiencej nirz bylo ustalone, bo tojezd robota studenta plastusia, co je spszedaje na straganie. Z powarzaniem - Rzyczliwy. Bede musiala przekluc sobie uszy! Kamil dzwonil z wiadomoscia, ze jutro moze ichcialby,zebymja tez mogla. Bardzo dobrze,wyciagne go do kosmetyczki,bedziemnie trzymalza reke podczaszabiegu przekluwania uszu. Bo moze w moim wieku to sie jakos ciezej przechodzi? 7 grudnia,czwartek Dostal ataku smiechu,kiedy sie dowiedzial, jakie go czeka zadanie. Zawiozl mnie pomidorowym hyundaiem na chirurgiedo kli- 292 niki akademiimedycznej, gdzie jedenz tych zaprzyjaznionych lekarzy - tym razem plci zenskiej - dokonal zabiegu w minute. Pani doktorka byla nawet na tyle uprzejma, ze pozyczyla mi wlasnezlote kolczyki, zeby te dopiero co wydlubanedziurki zagoily siebez klopotu. Moje nowe kolczyki bardzojejsie zreszta podobaly i zapragnela nawet miec takie same, ale uznala, ze sa za ciezkie jakna moje swieze rany, a poza tym to moze nie byc calkiem uczciwe srebro,dziurkisie moga paprac. Niech sie lepiej zagoja. -A jak sie zagoja, odda mi pani moje -powiedzialauprzejmadoktorka. -Mozebyc przez Kamila,ja z nimi ostatnio troche latam. Wyszlismy z kliniki i oczywiscie zrobilam Kamilowi scene. Niemowilmi, ze lataja z nim takie ladne lekarki! Zachichotal takjakos od srodka, jakby byl bardzo zadowolony. -Jestes zazdrosna -stwierdzil radosnie. -Kazda normalna kobieta jest zazdrosna - poinformowalamgo. -Chyba ze juzzaczyna przekwitac. Ja jeszczenie przekwitam! -Co do tego nie ma watpliwosci, kochanie - powiedzial. -Noi jestes ladniejsza od niej. Poza tym onama meza, tez chirurga. I ontez z namilata. Gdybym romansowal z jegozona, to by mniezabil,bo on ma straszny temperament. Bardzosie kochaja, wiesz. -A, jeslitak, to niech sobie lata -okazalam laskawosc. -Taknaprawdejest bardzo sympatyczna. Poszlismy do domu. W domu okazalo sie, ze mamy dla siebie nawzajem prezentymikolajkowe, ktore musialy poczekac od wczoraj, az Tosia bedziemialaczas dla nas. Kamil dostal ode mnie Fahrenheita Diora, na ktorego oszczedzalam, odejmujac sobie od ust. Egoistycznyprezent. Dla mniebedzie tym pachnial. Dluzszy czas dziekowal mi niewerbalnie. W koncuwypuscil mnie zobjec i siegnal dokieszeni. -Nie wiem, czy nie powinienemukleknac- powiedzial, wreczajac mi pudeleczko. Pierscionek! Nie znam sie na tym, ale wygladal jakstary. Niezloty. Nie wiem, coto jest. Biale zloto? Platyna? W srodku rubin, 293. otoczony wianuszkiem przezroczystych kamyczkow.Diamenty? Sliczny i staroswiecki. Staroswiecki! Pamiatka rodzinna! Dzidka to nosila? Zdarljejz palca przy rozwodzie? Niemozliwe! -To pierscionekmojejmamy - wyjasnil, byc moze odgadujac, o czym mysle. -Bardzo stary. Biale zloto, rubin i brylanciki. Po jakiejs prababce. Mama dalami go po rozwodzie z Dzidka,kiedy zamieszkala unas i juz wiedziala, ze cos z nia nie tak, alewtedy jeszcze byla w niezlej formie. Bardzo mniezalowala, moze nawet bardziej, niz na to zaslugiwalem. Kiedystak rozmawialismy sobie szczerze o zyciu ionazdjela ten pierscionek i powiedziala, ze na pewno dam gojeszcze kiedys kobiecie, ktorapokocham i ktora bedzie tego warta. No wiec wypadlo na ciebie. Poplakalam sie jak najprawdziwsza Malwina, czyli domyslnosc serca. Kiedy juzmi przeszlo, Kamil dal mi chustke do nosa,a potemwlozyl mi ten pierscionek na palec. Pasowal jak ulal. Musze poznac jego mame! Chora, nie chora, musze ja chociazzobaczyc! 8 grudnia, piatek Nieslychana Tosia dotrzymuje obietnicy! Daje nam caly weekend,to znaczy juz bez piatku, ale cata sobote i niedziele mamy dla siebie. Do poniedzialkowego poranka. Postawila tylko jeden warunek: mamygdzies wyjechac i zajac sie wylacznie soba. Zdaje sie. ze glownie chodzi jej o to, zeby Kamil chociaz przez dwa dni oderwal sie od domowych trosk. Jacek podobno jest zadowolony,umowil sie z kolegamina calonocne ogladanie filmow u AdasiaKarcza. Panstwo Karczowie tez gdzies wybywaja i pozostawiajamieszkanie do dyspozycji malolatow. Teraz zastanawiamysie telefonicznie, co zrobic z tym darowanym weekendem. Zupelnym przypadkiemKamil ma wolne,wiecmozemyrobic,co chcemy! 294 9 grudnia, sobotaZpomoca przyszla nam Laura. Niespodziewaniezadzwonilawczoraj z nadzieja na sobotnie spotkanie - jak twierdzila, manam cos waznego dopowiedzenia. -Sorry, Laura san - oswiadczylam. -Ja nie moge. Jadez Kamilem w swiat, tarzac sie w rozpuscie. Jego pomoc domowa dalanam dwadni wolnego. -Gratuluje- powiedziala odruchowo. -Cholera. Chcialamwasjeszcze zobaczyc przed wyjazdem. -Kazio zabiera ciedo Japonii? -Skad wiesz? -Niejestem slepa - zawiadomilam ja. -Kiedy jedziesz? -W niedziele w poludnie do Berlina, a potem jakimis samolotami. Cholera. -Nie klnij. Chociaz rozumiem. Ty, sluchaj, jedziesz znimna zawsze? -Oszalalas? Chce zobaczyc Japonie. Kazio mnie kochaprawdziwa miloscia samuraja, ale jajego nieco mniej. To znaczy tez go kocham, tylko niedo tego stopnia, zebyrzucacukochany kraj, umilowany kraj. Moze to jest ciezka choroba umyslowa, alenie chcialabym na starosc mieszkacw innym. Zwlaszcza w Japonii. -Dlaczego zwlaszcza? -Cholerniedaleko poinformowala mnie zwiezle. -A Kazio? -Kazio musi sie dostosowac. Zreszta, oczymmy mowimy? Znam faceta pare tygodni. Porozmawiamy zamiesiac albo dwa. Tak czy siak,wracam najpozniej na Wielkanoc. A ty gdzie jedziesz z ponurympilotem? -Jeszcze nie mamy pomyslu. -No to jamam dla was pomysl. Mozecie jechac do Miedzyzdrojow, do Ambera. -Miloscz Japonczykiem zaszkodzila ci na glowe? W Amberzeto ja moge najwyzej wypic kawe, a i to musze oszczedzac potemprzez tydzien. Masz jeszcze jakiesfajne pomysly? -Czekaj, niegadaj. W Amberze mieszkala ekipa, a nawetjeszcze mieszka. Tylko my z Kaziem jestesmytutaj, bo chcielismy sie 295. z wami pozegnac.Ale jak nie, to nie. A propos, czy Beata jestw miescie? -Z Koniemw gorach, tez sie tarzaja w rozpuscie. Wracajaw niedziele, ale chyba dopiero wieczorem. -Cholera. Co za przyjaciolki. Jak sa potrzebne, to ich nie ma. Z Koniem? -Z Koniem. -Popatrz, jednak siezeszli, bylo im pisane. Co komu pisane,to go nie minie. Nowiec sluchaj, ztymAmberem. Apartamentysa wynajete do poniedzialku. Z zarciem. Calodziennym,nie tylkosniadaniowym. Ja tam zaraz zadzwonie i uprzedze, ze na miejsceKazia i moje bedziecie wy. Chyba ze niechcesz? -A gdziewy sie podziejecie? -A my sobieposiedzimy u mojej ciotki wpensjonacie. Kazio nie jest wielbicielem zimowych sztormow na Baltyku. Chociaz generalnie mu sie tu podoba. Moze gojednak zwabiedo Polski. Prawie sie juz nauczylpolskiego. Mowi "daj buzi"i "piwo". Ostatecznie mogez nim nadal jezdzic jako tlumaczka, a dobry operator dokumentalista chyba znajdzie tu jakasrobote. No wiec siedzimy wapartamencie w Amberze i doslownietarzamy sie w luksusach. Poszlismy nawetna maly spacer, zobaczyc, jak wyglada z bliska zimowy sztorm na Baltyku, ale naszbrzydziio. Wyglada paskudnie. Niedziela Jak sie dobrze zastanowic, zimowe sztormyna Baltyku maja nawetpewien niezaprzeczalny wdziek. 296 11 grudnia, poniedzialekRenatka wrocila! Troche blada i nieswoja oraz zupelnie niejadowita. Przyszlado mnie przed lekcja, prawdopodobnie przywleczona przez Basie, i zameldowala, ze jest. -Ciesze sie, zecie widze - powiedzialam calkiem szczerze. Jak twoje sprawy? -No, jakos. mozna wytrzymac. -Koniec klopotow? -Jeszczemamy chodzic z rodzicami na terapie rodzinna, takto sie chyba nazywa. Chcialam pani podziekowac. Pani Joannajest po prostu swietna. Ja... strasznie sie ciesze, ze do niej trafilam. dzieki pani. Nie wygladala,jakby mialasiejeszcze czymkolwiek w zyciucieszyc. Mam nadzieje, ze pani Biel poradzisobie i z tym. -Nie tylko dzieki mnie. Tutaj pareosob sie martwilo o ciebie. -Czy bede miala. obnizone sprawowanie? Prymuska! O tym nie myslalam. Muszesie zastanowic. -Wiesz, ze nie zastanawialam sie nad tym - powiedzialamuczciwie. -Przemysle. Na razie niczym sie specjalnie nieprzejmuj, masz teraz duzo zaleglosci, wez sie do odrabianialekcji. Porozmawiam z nauczycielami, zeby dali ci spokojz pytaniem,powiedzmy, do konca roku. To znaczy, dostycznia. Wystarczy? -Powinno, Ciezko ci teraz bedzie, bez wspomagania, pomyslalam sobie,ale jej tegoniepowiedzialam. Cala nadzieja w pani Biel! Na duzej przerwie polecialam do dyrektora. Sekretarka nie bardzo chciala mnie wpuscic, ale dyrektor akurat wyjrzal zza swoich masywnych drzwi i kiwnal, zebym weszla. -Jakies klopoty? -Potrzebuje rady. Sprawami pedagogicznymi zajmuje sie pani wice, ale jest ostatnia osoba,do ktorej polecialabym po rade. Dyrektor chyba to rozumial. -Sluchamuprzejmie. Co sie stalo? -Renatka Hrydzewicz wrocila. Nie chcejej zarzucac pytania297. mi, wolalabym pana spytac: czy ten bezszmerowy policjant bedziechcial z nia rozmawiac? -Bodzio Biel? Nie, chyba nie. Zapomnialem o tymz pania pogadac,ale on ja juz dopadl, jesli moge tak powiedziec, raczkamiswojej madrej zony. -Podstepnie? -Nie, nie, bron Boze. Uczciwie,jak najbardziej. Pani Joannapoprosila Renate o zgode i Bodzio -widzi pani, zaprzyjaznilismysie do tego stopnia, ze przeszlismy na ty - odwiedzil dziewczynena tym odwyku, czy jak sie to niemile miejsce nazywa. Rozmawiali w obecnosci Joannyi Renatka powiedziala,co wiedziala. Bodzio twierdzi, ze mu to bardzo pomoze, i ma nadzieje, zedo konca roku wylapia towarzystwo. -A Renacie nic niegrozi? -Bopowiedziala? Nie, Bodzio twierdzi, ze jej nazwisko niepadnie nigdzie glosno, adealerow zatrzymaja na goracym uczynku. Jak sie zdaje, czekaja tylkona ten goracy uczynek. W sumiemysle, ze mozemy im zaufac. -No to jeden kamien mi z serca spadl. -Aletylko jeden? Sa jeszcze jakies? -Renata zapytala mnie dzisiaj,czy bedzie miala obnizonaocene zesprawowania. Przyznam, ze zaskoczyla mnie, bo nie myslalam o tym jeszcze. Chcialam o tym z panem porozmawiac. -A co panidyktuje serce pedagoga? -Moje serce jest wrozterce. A wlasciwie niejest. Bo najpierwsobie pomyslalam, ze mozetakie obnizeniepowinno sie dokonacautomatycznie,przeciez nie ma wiekszegogrzechu niz cpanie. Poza tym mlodziez powinna wiedziec, ze zacpanie jest sie ukaranymnatychmiast i przykladnie. Ale potem - mniejwiecej wpol sekundy potem, zeby byla jasnosc - pomyslalam zkolei, ze malolaty sainteligentne, Renata tez, co to za kara taka mechaniczna. A onaprzezyla swoje. Przyklad tez bylby zaden, bojezeli ktos wpadaw narkomanie, tonapewno nie powstrzyma go wizja obnizonegostopniaz zachowania. W sumie zostawilabym wszystko, jakjest. Renata niech sie teraz postara nadgonic zaleglosci, bo jej sie nawarstwily. Bedzie jej trudno, bodotad pomagala sobie prochami,a teraz musi o wlasnych silach. Mam nadzieje, ze pani Joannaprzekona tychjej nadambitnych rodzicow, ze musza jej troche po- 298 puscic, bo siedziewczyna zwyczajnie zarznie. Wie pan, ile ona mana glowie? -Cos slyszalem. To i olimpiady jej odpuscimy? Zabrzmialo to markotnie. Dyrektor najwyrazniej skladalw tymmomencie ofiare na oltarzu humanitaryzmu. -Nie wiem, czy ona bedzie chciala tak rezygnowac ze wszystkiego. W koncu sama zsiebie jestszaleniebystra. Mysle, ze z tychzajec na politechnice nie powinna rezygnowac i z olimpiady informatycznej chyba tez nie. Dyrektor chyba poczul sienieco pocieszony. -Mowi pani. Rzeczywiscie,trzeba jej dac troche czasui niech decyduje sama. My jej, oczywiscie,pomozemy. A z tymstopniem to jestem tego samego zdania, co pani. Niebedziemy jejkopac, skoro juz sie podniosla. Zabrzmialo to troche tak, jakby wypadalo ja troche skopac,gdyby jeszcze lezala, ale zrozumialam skrot myslowy. Dyrektorciagnal dalej: -Nie wiem tylko, czy cala radapedagogicznabedzie tego samego zdania. -Ale w razie czego poprze mnie pan? -Popre. -No to bardzo dobrze. Juz mi lepiej. Dziekuje, lece, bo juz dzwonia. -Bardzo prosze. Sluze zawsze. O, jaki ladny pierscionek. nienosila go pani przedtem. -Panie dyrektorze! -Stara robota, znam sie na tym. Jestem historykiem! Pamiatka rodzinna? -Mamy Pakulskiej. To znaczy, z punktu widzenia Jacka, babci Pakulskiej. -A miedzy nami, jakJacek reaguje? -Jego ojciec mowi, ze w zasadzie pozytywnie. Przede mnajeszczesienie ujawnilz reakcja. Jest wzorem dyskrecji. -No tak, oni sa juz prawie dorosli. Maja wlasne zdanie i trzymaja je przy sobie. Zycze szczescia, takw ogole. -Bardzo dziekuje. Poszlam uczyc trzecia klase. 299. 12 grudnia, wtorekMalolaty przypomnialy mi o swoich teatralnych ambicjach. Okazalosie, ze caly czas,odkad uzgodnilismy,ze reaktywujemy TeatrIncydentalny, szukali nonsensownych tekscikow i teraz dysponuja przepieknym zbiorem absurdalii (czy absurdaliow? -tak to nazwali: absurdalia),ktore zamierzajawystawic na widok publiczny. Tym razem nie dalam sie wpuscie w maliny i zarzadzilamspotkaniepo lekcjach. W rezultacie spoznilam sie na spotkanie zKamilem, alena szczescie jakis czas temu dorobilam klucze domojego mieszkania i dalam mu, wiec czekal na mnie w luksusie domowych pieleszy. To znaczy spal na kanapiejakdziecko, podczas gdyJohnEIiot Gardiner doprowadzal juz do konca osma symfonie Beethovena. Musial byc bardzozmeczony, jezeli zasnal przy Gardinerze! Obudzilsie,kiedy nagle zrobilo siecicho. -O, jestes - ucieszylsie leniwie. -Sluchalem sobie twojegoGardinera. Alez on ma szwung. -Straszny,prawda? Wlasciwie po nim wszyscy wydaja sie slamazarni. Przy ktorej czesci zasnales? -Niejestem pewien,ale pamietam poczatek Allegretta. No tak, przespal prawie dwie symfonie. -A mnie dzieciaki zmusily do prac nad nowym przedstawieniem. Tym razem idziemyna calego wpurnonsens. Jezeli nieumre ze smiechu przed premiera, to znowu polozymy szkolena lopatki. -Czy Jacus cosgra? -Jacus uparl sie, ze bedzie stara hrabina,niepytaj mnie dlaczego. Wszyscy sobie postanowili,ze zamieniaja sie plciami,zaprzeproszeniem, W sensiekostiumow tylko, bo to bedawierszyki rozne. Aha, i wszyscy chca byc starzy. -A ta panienkaw okularach kim chce byc? Ta, co mi robila kawe kiedys uciebie na probie? -Basia? Basia bedzie starym lordem podagrykiem. Wymyslilasobie podagre, zeby chodzic o kulach i walic tymi kulami ludzipo plecach. Tak jej sie podoba. Poza tym dotej roli moze miecokularydowolnej grubosci. A propos, zahacz, prosze, swoich znajomych medykow, potrzebuje jakiegos genialnego okulisty dla 300 niej.Genialnego, bo u dobrych juz byla. I dla Kasi potrzebny jestgenialny logopeda. Jaka sie upiornie, atez mowi, ze byla u miliona logopedow. -Rozpuszcze wici. -Bardzo dobrze. Wiesz,ze Basia podkochuje siew Jacku? Polowicznie, bo podkochuje sietez w Macku, wiesz ktorym, tym naszym najzdolniejszym aktorze. -Ciekawe, nakogo jej padnie ostatecznie. To bardzomiladziewczyna, nie mam nic przeciwko temu, zeby sie definitywniezakochalaw Jacku. -A wiesz, ze oni omawialinasze prywatne zycie wgronieprzyjaciol? -Nasze? Twoje i moje? -Nasze. We trojke. Basia i ci dwajamanci. -Boze, do czego to dochodzi. Skad wiesz? -Basi sie wypsnelo. Ale mam wrazenie, ze mowili onas zyczliwie. -Noto mi ulzylo. -Poza tymBasia miala taki pomysl,zeby polaczyc nasz slubz ich balem maturalnym. -Wykluczone. -Dlaczego? -Nie bede takdlugo czekal. Pozatym chyba lepiej, zeby pani wychowawczyninie zyla w grzechu z tatusiom swojego wlasnego ucznia. Jakby sie twoja dyrekcja dowiedziala, moglabys miec klopoty. -Dyrekcja juz wie. -Nie zartuj. Skad? Mialas jakiesrozmowy naten temat? Opowiedzialam mu pokrotce afere z wicedyrektorka i paniaZamoyska, ktora zamierzala sie poswiecic i przejac wychowawstwo klasy drugiej L. Skrzywil siez niesmakiem. -Gdyby nie to, ze masz, jak sie zdaje, rozsadnegodyrektora,po raz pierwszy wykazalbymsie inicjatywa i sklonil rodzicowdo protestu. Ile razy moznadzieciom zmieniacwychowawczynie? Zwlaszczaze ty sie z nimi przeciez dogadujesz. -Dziekuje,kochanie - powiedzialamz uczuciem, bo wyobrazilam sobie, ile musialoby go kosztowac takiewykazanieinicjatywy, skoro nawet wywiadowki napawajago obrzydzeniem. 301. -Swoja droga, skad one sie dowiedzialy, te dwie?-Juz nie pamietasz,jak je kiedys wyprosilesz miejsca w filharmonii? -Zajely nasze. Masz racje. Wyciagnely wnioski. No dobrze,nie bedziemy sie nimiprzejmowac. 13 grudnia, sroda Dzwonila mama, pytala, czy przyjezdzam na swieta, a wlasciwienie czy, tylko kiedy. Bylam wklopocie. W zasadzie nie mielismyzadnych pomyslow na wspolneBoze Narodzenie, ale jakos tenwyjazd do rodzicow przestal byc tak oczywisty, jak to bylo zazwyczaj. Troche krecilam. 14 grudnia, czwartek Wezwal mniedyrektor. W pierwszej chwili wystraszylam sie, zepani wice cos znowu wykrecila, ale nie, tym razem chodzilo o coszupelnieinnego. Bezszmerowy skonczyl swoja robote i zlapal sprzedawce. A nawet kilku sprzedawcow. -Przypuszczamy, ze teraz pojdzie nam szybko dotarciedo wiekszej grupy tychlobuzow. Oraz do hurtownika. W kazdymrazie opuszczamy progi tej goscinnej szkoly ichcialem sie z paniapozegnac,bo wlasciwie dzieki pani afera wyszla na jaw. Znowu wygladaljak dobroduszny kucharz, wzglednie cukiernik, specjalizujacy sie w szczegolnie duzych i slodkich tortachsmietanowych. -Raczej dzieki Renatce, ktora okazalacharakter,i Basi, ktoraokazala stanowczosc. -Nie chcialamsobie przypisywac cudzychzaslug. -Kiedy ich pan polapal? -Wczoraj. Trzech przyjemnych mlodziencow z pierwszej klasy. Szczesciem dla nasmusieli zalapac jakies wieksze zamowienie,bo mieli przy sobie sporo towaru. No coz, pomalui cierpliwie do- 302 wiemy sie wszystkiego. Pan dyrektor bardzo jest zadowolony, zeto pierwszoklasisci. -Ale nie z pierwszej L? -Nie,nie,droga pani. Naplywowi. Z rejonu. -Wiesz, Bodziu - wtracildyrektor - amoze my sie tak umowimy, ze zawsze napoczatku roku szkolnego bede cie zapraszal,zebys ze swoimi kolegami poobserwowal tych wszystkich naszychnowych uczniow ze swiezego naboru? Dzielnica jestniewatpliwietroszeczke kryminogenna. -Nie wiem, czy mamy mozliwosci stosowania takiej profilaktyki -zastanowil sie bezszmerowy. -Chyba zezglaszalbys jakasafere zawsze we wrzesniu. -Musze powaznie pomyslec - oswiadczyl dyrektor. -A jakAgatka, pani Renato? -Chyba odwrotnie - zachichotal filuternie bezszmerowy z filizanka kawy w polowie drogi do ust. -Oczywiscie, ze odwrotnie. No wiec jak? -Chyba dobrze. Jest cicha i bezwonna. A coo niejsadzi paniJoanna? -zwrocilam sie do meza psycholozki. -Joanna uwaza,ze Renata da sobie rade. Gorzej z jej rodzicami. Strasznie sie awanturowalina poczatku, ale juz przycichli. Lada moment przyjda do pani posypani popiolem i z bukietem czerwonych roz, w podziece za uratowanie dziecku zycia. -Do mnie? Dlaczego domnie? -Bo, zdaje sie, pierwsza awanture zrobili pani. Pogadalismysobiejeszcze troche milo na rozne tematy i wrocilam do pracy. Oczywiscie, moje kotki juz mialy jakies przecieki izazadalykonkretow. Udzielilamim wyczerpujacych informacji. Renata siedziala z obojetnym wyrazem twarzy, jakby rzecz cala nie dotyczyla jej w najmniejszym stopniu. Piatek. Wielkie jajko z wielka niespodzianka Wpadla do mnieBeata, szczesciem tryskajaca. Zeszlysmy siepod moim domem, bo wlasnie wracalam zpracy303. -Czemu nie zadzwonilas? Moglasmnienie zastac - uczynilamjej lagodny wyrzut. -Och, to najwyzej wtedy bym zadzwonila. -Beata najwyrazniej nie byla w stanie zajmowac sie takimi drobiazgami. -Daszjakiej kawy? Dalam jej kawy, a onaopowiadala mi - wciaz tryskajacszczesciem - jak cudnie bylo w gorach. Zdaje sie, ze nie widziala tychgor na oczy. -No aco u ciebie? -zapytala wreszcie, biorac sie doswojejzimnej kawy, Zdalam jej sprawe z moich przezyc narkotykowo-kryminalnych oraz ze strasznej sprawy z wicedyrektorka. -To ta, co mialanaciebieochote? -przypomniala sobie mojaprzyjaciolka. -Nic sie nie przejmuj. W razie czego moge zeznac,ze na mnie tez leciala. Laura tez zezna. Ostatecznie droga pocztowa. Mialas od niej jakies wiadomosci? -Jeszcze nie. Przecieznie matygodnia, jak wyjechali! -No to juz powinna dac znac, jak jej siepodoba Kraj Kwitnacej Wisni. Ty,sluchaj, u nichjestjakas zima? -Nie mam pojecia. Takiej jak u nas nie ma na pewno. -Och, jakipiekny! -Beata zauwazyla w koncu moj pierscionek. -Niech zgadne. To jest mamusi ponurego pilota, a ona tomiala od swojej mamusi, a ta od swojej mamusi. -Skad wiesz, ze nie kupil w antykwariacie? -Serceprzyjaciolki mi podpowiada. Wychodzisz za niego? -Wiesz, zeanitak, ani nie. Sama nie wiem. Beataoczywiscie zazadala wyjasnien. Wyjasnilam. Nie bylazadowolona. -Wisisz w powietrzu, kochana. Dla mnie to by byla sytuacjatrudna do zniesienia. -Niejest takzle. Nigdzienie wisze. Powiedz lepiej, jakie maszplany z Koniem. -Nie mowilam ci? Biore bezplatny urlopi jade z nimna koncerty do Francji. Pierwszy ma w samo Boze Narodzenie. W Awinionie. -I ty mowisz,ze jawisze? Toty wisisz! -Jakie wisisz, jakie wisisz? No, moze troche. -Zastanowila sie. -Boze, co ta milosc robi z rozsadnymi ludzmi! Wiesz,ze 304 ty masz racje!Jade nie wiem gdzie, bede mieszkala po hotelach. -A te koncerty to gdzie Konio bedzie mial? W pubach takich jak Atlantic? -Zwariowalas? On w tym pubie gral, boz wlascicielem wychowal sie w jednej piaskownicy! W filharmoniach! Ma kontrakty na trzylatanaprzod. Boze, Agata,ja chyba przestane sie z ciebie wysmiewac z powodu tych twoich filharmonii! Czy ty wiesz,ze ja juz odrozniam Rodriga odPiazzolli? Omalnieumarlam ze smiechu. Beata sluchajacadobrowolniemuzyki klasycznej! Jak sie juz troche wysmialam, przyszlo mi cos do glowy. -Beatko, ajak Francuzi wymawiaja jegonazwisko? Albo Anglicy,ze nie wspomne o Amerykanach? Przeciez chyba Sniezynski im przez usta nie przejdzie? -Oszalalas? Chybaby sie zadlawili. Konio ma pseudonim. Dlaswiata on sie nazywa Conrad Snow. -Jak? -Conrad Snow. To znaczy snieg. OdSniezynskiego. No co ty, angielskiego nie znasz? -Boze swiety! Polecialam do stojaka z plytamii wyszarpnelam moje ukochane wykonanie "Concierto de Aranjuez". Conrad Snow jak byk! Padlam bez sil na kanape i dostalam ataku szalonejradosci. Beatatroche sie przejela,ale nie bardzo,wziela z moich rakplytei pokrecila glowa. -No patrz, to ty nawet masz jegonagranie! -Mampiec jego nagran! Ja go bardzolubie! Powiedz mu tokoniecznie! I ma tuprzyjechac na koncerty! -Aleze ci nigdy nie wpadlo do glowy. -Bo sobie nigdy nie tlumacze nazwisk! Poza tym, jak go znalysmy, to on nie gral na gitarze, tylko na fortepianie! W dodatkuniezobowiazujaco. Konio! Konio Snow! Cos podobnego! -A nie czytalas notki biograficznej? -Nie chcialo mi sie. Strasznie malymi literkami i w dodatkubiale na czarnym tle,cosobrzydliwego. Mozna oslepnac. Ladnieto nawet wyglada, ale czytac sie nie da. Powiedz Koniowi, zebyzmienil grafika od okladek. 305. -Powiem.Konio sie uciesz)', ze go znasz! To znaczy, jako artyste. -Beata! Ja go musze w tej sprawieusciskac osobiscie! Kiedyjedziecie? -We wtorek. Rano. -Beatko, rob co chcesz, musimy sie spotkac. Chce, zeby Kamil go poznal. On gotez lubi! Razem sluchalismy jego plyt! Tojest genialny muzyk! Swoja droga, teraz musisz o niego dbac, zeby mu sie talent nie zmarnowal! Pamietaj, misja dziejowa naciebiespadla! -Nie zartuj, onjest naprawde taki dobry? -On jest swietny. Moim zdaniem, i Kamila tez, to jest jedenz najlepszych gitarzystow na swiecie, poza Hiszpanami, oczywiscie, bo oni to maja we krwi. Ale on gra, jakby mialto wekrwi. No wiecterazkombinuj, jakto zrobic, zebysmysie spotkaliprzed waszymwyjazdem. Obiecala, ze bedzie kombinowac, i odeszla, nieco przytloczonaciezarem odpowiedzialnosci, jaki nania spadl wraz z posiadaniem na wlasnosc jednego z najlepszych solistow Europy. Orazswiata. Sobota Konio zadzwonil jeszcze wczorajwieczorem zkomorki Beaty. Bardzo sie ucieszyl, zego kojarze jako muzyka. Zapowiedzieli sieu mnie na niedzielnepopoludnie. Beata nie zaprasza, bo mawdomu pandemonium podrozne. Zrozumialam to doskonale. Tez nie lubiegosci, kiedy wyjezdzam na dluzej. Kamila dzis nie bedzie, bopracuje, apotem goni do domu. Postanowilam mu zrobicniespodzianke w postaciConrada Snowai powiedzialam tylko, ze mamyjutrou mnieprzyjacielskie partydla Beaty i jej amanta z czasow licealnych, cudem odzyskanego. Wiadomosc przyjal zyczliwie. Slyszal juz ode mnie o Koniu gitarzyscie i chetnie go pozna. 306 Niedziela i tak dalejWspielam sie naszczyty moich mozliwosci kulinarnychi zrobilam kolacyjke, jakiej swiat nie widzial. Specjalnie dla uhonorowania znakomitegomuzyka. Poswiecilam temu cale popoludniai kiedy Kamil pojawil sie kolo czwartej, zastal mniew fartuszku i w szale pracy. -Nie moglemwczesniej - powiedzial, calujac mnie na dzielidobry. -Tosia dopiero przyszla. Czy ty robisz przyjecie dla calegokorpusu dyplomatycznego naszego panstwa? -Nie, kochany, tylko dla nas czworga. Ale musze przeciezuczcicodjazd przyjaciolki w swiat, w dodatku w ramionach naszego dawnego kolegi ze szkoly. Pomozesz mi? Trzeba pokroicgrzybki do sosu tatarskiego. Nienawidze krojenia grzybkow,bosie wyslizguja. Poswieciszsie? -Tylko dla ciebie. Mnie tez sie one wyslizguja. Nie wydaje cisie, ze do sosu tatarskiego dodaje sie konserwoweogorki? -Sadwie szkoly. Poza tym mam grzybki, anie mam ogorkow. Tak sobiegawedzac, doprowadzilismy kuchnie do ostatecznejruiny, za to na stole stanela kolacja, ktorej nie powstydzilby sieszef kuchniRitza. O ile szef kuchni Ritza umialby zrobic taki sos tatarski. Beataz Koniem zadzwonili do drzwi punktualnie oszostej. Otworzylam. Konio byl we fraku i trzymal w rece gitare! -Koniu, ty potworze! wydalamz siebie ryk radosci. -Dl^czego sie nie przyznales? Poczym rzucilammu sie na szyje. Usciskal mnie solennie. -Nie zgadalo sie - powiedzial po prostu, kiedy juz wyplat^smy siez siebie. -Poza tym nie wiedzialem, czy to kogos zaint^"6^suje. Prawdemowiac, rzadko interesuje. Ale bardzo sie ciesze. 2;^tak wyszlo. Popatrz, nawetsie ubralem uroczyscie, na twoja cz680! -Koniu, zagrasz? Zagrasz, naprawde? -Nic by mnie nie powstrzymalo. -Boze, my sietu sciskamy, a oni stoja! Beata, to jest Kamil. Kamil, to jest Beata. I Konio Sniezynski, naszkolegaz liceun1307. Kamil uscisnal prawice Konia, patrzac na niego uwaznie. Czy ja sie dobrze domyslam? Beata ija kwiknelysmy stereo. -Czego sie domyslasz, czego? ObliczeKamila ozdobil szeroki usmiech. Rzadkie zjawisko,skadinad. -Pan Snow, naprawde? -Jak najbardziej. Bardzo mi przyjemnie. -Kamil, skad wiesz? -Pewnie w przeciwienstwie do ciebie czytal te notki biograficzne na plytach i teraz sobie skojarzyl. -Rzeczywiscie, czytalem opanu. Wiedzialem, ze ConradSnow pochodziz Polski, a reszty sie domyslilem na poczekaniu. Glownie z tego powitania pana przez Agate. Nazwiskotez dalomi domyslenia. -On jest inteligentny - syknela domnie Beata. -Iprzystojniejszy, nizmyslalam. Ale glupia ta Dzidzia! Obrzucilam ja tryumfalnym spojrzeniem. A coz onasobie wyobrazala? -Chodzcie do srodka. Najpierw damwam jesc, a potem wydusimyz Konia wszystko, co mozna zagrac solo! -Najpierw napijemy sie szampana - zarzadzil Konio. -Oczywiscie - zawtorowala mu Beata. -I ja nie mam zamiarumowic do pana pan. Z Koniem tez musicie przejsc na ty. Agata,masz tu szampan, Konioprzywiozl tego pol walizki,bardzo dobry, specjalnie trzymalam cala noc w lodowce, dopiero wyjelamprzed wyjsciem do ciebie. Wiecej jest wbagazniku, ale Koniochcial miec efektowne entree. No, wreszciektos postawil mite wdowe cliquot! Coto jednakznaczy byc swiatowym czlowiekiem! Ze swiatowa slawai prawdopodobnie swiatowa karta kredytowa! Ale Koniowi, to znaczyConradowi S. , nie zaluje! Niechby sobie pil te wdowe codzienniena sniadanie. Nalezy mu sie. Wypilismy za przyjazni muzyke, po czym przystapilismydo niszczenia mojej kolacjistulecia. Konio okazal sie prawdziwym obzartuchem; i gdzie mu sie to wszystko miesci? Wygladalzawsze jak patyczaki nadal tak wyglada. -Boja, kochana- powiedzial, zagadnietyprzeze mnie -spa- 308 lam. Nie masz pojecia, ile mnie stresu kosztuje kazdy koncert. Dlatego wlasnie przynioslem gitare- zeby nie utyc. Ale najpierwdaj mi jeszczetroche tej salatki z ananasem. Jest genialna! -Ja tez potrafie taka zrobic - mruknela nieco zazdrosnie Beata. Kiedy pozostaly smetneszczatki,Konio siegnal po gitare. -Jaksie dobrzenajem, kochani - oswiadczyl -a jeszcze i dobrze popije, a jeszcze mam kolo siebie osoby zyczliwe, a jeszczeumiejace sluchac muzyki, to po prostu nachodzi mnie taki kategoryczny imperatyw, zeby grac! Nie sprzataj, Agata,prawdziwasztuka nie wymaga froterowania podlog. A moze ja potem jeszcze cos skubne. Agatko, pierwszy utwor dla ciebie. I zagral, oczywiscie, "Milonge". Kamilowijakby szerzej otworzyly sie oczy, a Beata sluchala z calkiem nowym dla siebie zaangazowaniem. Zapewne pod wplywem wdowy oraz kwitnacegouczucia do artysty. A ja siepoczulam szczesliwa. Do tego stopnia, ze kiedy Koniozapytal mnie podstepnie, skad mi sie wlasciwie wziela ta "Milonga", bez protestui chichoczac powiedzialam prawde. O radiu,omlecie z szesciujajek i bramowych kotach. Ize to bylo po tym,jak Kamil bylu mnie pierwszy raz. Wyklepalam wszystko i troche mi sie zimno zrobilo, bo naglepomyslalam, ze mozeKamil nie chcialby tak calkiem odslaniacnaszych spraw osobistych przed obcymi ludzmi. Ale Kamilchybauznal,ze jestwsrod przyjaciol, pozatymtez oddal juz sprawiedliwosc zacnej wdowie,nie zglaszalwiec pretensji. Co wiecej,oswiadczyl, ze od tej pory tez mu sie bedzie ta "Milonga" dobrzekojarzyc. Piekna byla to noc, chociaz w srodku grudniai grudniowejpluchy. Okolopierwszej Konio urzadzil nam przyspieszony kursklaskania, zamierzal bowiem grac flamenco. O drugiej sasiedzi napuscili na nas policje. Zastukalido drzwi tacy dwaj smutni,otworzylam i bez namyslu zaprosilam ich do srodka. -Sluchajcie, kochani,panowie policjanci do nasprzyjechali,bo sie sasiedzina nas skarza. Smutni weszlido pokoju i obrzucili zawodowym spojrzeniembaterie butelek po bardzo dobrym szampanie,ruine bankietu, 309. dwie baby i jednego faceta w swetrach oraz eleganckiego muzykawe fraku.Muzyk popatrzyl nanich spoza gitary i powiedzialzyczliwie: -Witam panow policjantow. Panowie zycza sobie cos hiszpanskiego? I zagral, prezentujac prawdziwie hiszpanski temperament. Jeden z policjantow ruszyl ku niemu, zapewne zeby zakuc mu te artystyczne rece w kajdany i zabrac bezczelnego faceta na komisariat, ale kolega go powstrzymal. -Ja to chyba znam -powiedzial, kiedyKonio skonczyl efektownymakordem. -Ten kompozytor sie nazywa Torrega? -Tarrega - poprawil go Konio. -Francisco Tarrega. Na "To"jestTorroba, tez Hiszpan. Federico Moreno Torroba. Sam mylilem te nazwiska, dopoki nie zaczalem ich grac. -Pana tez chyba znam - kontynuowal policjant. -Czyja moglem widziecpana w telewizji? -Mogl pan - zgodzi} sie Konio. -Alenie w naszej. -Nie, nie,we francuskiej, na kanale muzycznym. -A, wefrancuskiej jak najbardziej. Codawali? -Nie pamietam, jak to sie nazywa - policjant ozywil sieznacznie - ale bardzo znane. To byl koncertnagrywany chybaw Anglii? -Wszystko sie zgadza. -Konio kiwalglowa, brzdakajacsobiedo taktu,- Z taka orkiestra malolatow, prawda? Idyrygowal takirozkudlany, prawda? A ja gratem to. I zagral temat z drugiej czesci "Concierto de Aranjuez". Twarz policjantarozjasnil usmiech szczescia. Jegokolega spogladal na niego spod oka, czekajac na rozwoj wypadkow. -Stary hit- powiedzial uprzejmie Konio. -Lubipan to? -Bardzo. Ale tak troche po amatorsku, wiepan, nigdy niemialem okazji jakos sobie usystematyzowac tej wiedzy. Poza tymw rodzinie nikt tegonie slucha. Na szczescie to jajestem glowadomu. Codo gitary,to mam juz nawet taka mala kolekcje plyt. Pana tez mam jedna,z tym koncertem. -Zartuje pan - ucieszylsie Konio. -Lechu - zaszemral drugi policjant. -Mysmytu w zasadzieprzyjechali robic porzadek. -Chyba oszalales - ofuknal go Lechu. Sasiedzi niech sie cie- 310 sza, ze mieli okazje pana posluchac nazywo. Wnukomswoim beda mieli oczym opowiadac! Zrobilo sie bardzo przyjemnie, a Konio, ktory poczul sie gospodarzem przyjecia, zaproponowalswobodnie: -Chlopaki, po jakacholere bedziecie takjezdzic w kolko! Jakbedzietrzeba, to i tak was wezwa. Macie tam jakie radiow tymradiowozie? To jest, chcialem powiedziec, czy ktos tam jeszcze zostal? -Jest kolega - powiedzial niepewnie kolegaLecha. -No i swietnie. Toonwas zawola, jakby co. Siadajcie, napijciesie z nami, a jesli nie chceciepic, to posluchajcie. I powrocil do przerwanegokoncertu. Pol godziny pozniej Lechu i jego kolegaGrzes rowniez wzieliudzial w kursie klaskania flamenco. Zewzgledu na sasiadow staralismy sie klaskac na polgwizdka. Party skonczylo sie ostatecznie opiatej rano. RozpromienionyLechu dostal od Konia plyte z autografem. Nawiasem mowiac,byla to moja plyta. -Agatko,przysle ci wszystkiemoje nagrania- obiecal artysta. -Zrozum, z Lechem mozemy sie juz nigdy nie spotkac! Zrozumialam. Pozegnalismy policjantow jak starych przyjaciol. PozegnalismyBeate i Konia, ktorzy musieli porzadnie odespac przed wtorkowa podroza do Francji. A Kamil zostal. Wzial sobie wolnydzien, jak sie okazalo. Zostaly nam tez dwie godzinyna sen. Poniedzialek, ciag dalszy Bardzo, ale to bardzo ciezko bylo mi tego dnia w szkole. Ale od czegoz mamy hart ducha? Jakos sie udalo. Jacekzerkal na mnie spod oka. A w domu czekal na mnie Kamil. Costu jest nie w porzadku. Dziecko zniania, a tatus u paniwychowawczyni. Musze sie naradzic z Kamilem. A moze iz Jackiem? 311. Kamil zrobi} rosotek.Z papierka,ale zawsze. Rosolek jest zupa lecznicza. Kaca wlasciwie nawet nie mialam, ale siedzeniedo rana jest jednak wyczerpujace. Siedlismy nad tym leczniczym rosolkiem - z makaronem typuryz - i wtedy Kamil zaproponowal, zebym spedzila u nich Wigilie. I swieta. Oprzytomnialam natychmiast. To jest zaproszenie do rodziny! Do wejscia w rodzine! -A kto u was robi wigilie? -zapytalam ostroznie. -Troche Tosia, troche my z Jackiem, atroche kupuje w sklepie. -W sklepie sie nie powinno. Wigilie trzeba robic samemu. Och, Kamil. -Noto ja zrobmy. -Usmiechnal sie lagodnie. -Sami. Chcesz? -Nigdy nie robilam wigilii sama. -Bo nigdy nie bylaspania domu. Pani kawalerki sie nie liczy. -Boje sie! A jesli cos schrzanie? -Nie przewiduje takiej mozliwosci, zwlaszcza po wczorajszymbankiecie. Ale jezeli cos schrzanisz, to obiecuje, ze nie bedziemysie mscic. -Cosie u was jada na wieczerze wigilijna? -Chyba to, cowszedzie. Barszcz itakie tam. -Czekaj. Barszcz z uszkami. Na przystawke rozne sledzie. Smazony karp. Kapusta. Groch. Grzybki suszone podsmazane. -A tegonie znam- zaciekawil sie. -Nigdy czegos takiego niejadlem. To dobre? -Delicje - mruknelam. -Sluchaj,ciast nie umiem upiec! -Nie szkodzi, ciasta mamyzawsze od Tosi, ona piecze dla pulku wojska. Rozumiem, ze jestesmy umowieni? -A co na to Jacek? -Jacekmi to zaproponowal. -Naprawde? -ucieszylam sie. -A ty? -Aja bym mu to zaproponowal, gdybynie to, zeon bylpierwszy. -O Boze. Oktorej siadacie do stolu? -Roznie,ale nie za wczesnie. Szosta, siodma. moze bycosma. 312 -To niech bedzie siodma.Kamil, boje sie -Opanuj sie,kobieto. Czego sie boisz? -Nie wiem! -No to sie nie boj! -OBoze. No dobrze. Ale umowimy sie, ze przygotuje sobierozne rzeczy w domu, tutaj, u siebie, a do was przyjade w Wigilierano. I dokoncze. -Jezeli tak wolisz. -Chyba tak wole. Co chcialbys dostac pod choinke? -Ciebie. A ty? -Ciebie. -A to swietnie, tanio nam wyjdzie. -Jacek chcial ci kupic jakies pachnidlo albo kosmetyk. Co mu mam podpowiedziec? Wymienilamkilka wariantow zapachowych, ktore nie powinnyzrujnowackieszenimlodego czlowieka, musze i dla niego coskupic! A pewnie i Tosia z nimi bedzie. Z nami. Tak, Tosia bedzie. Zawsze robi wigilie u siebie wczesniej, a potemprzychodzi do nich, zostawiajac malzonka w towarzystwielicznego doroslego potomstwa i kupy dzieciakow. Ta przewidziana obecnosc Tosinapelnila mnie poczuciem bezpieczenstwa. Jezeli bedzie Tosia, nie przesole barszczyku, uszkasie udadza i nie przypale karpia. Chyba zaczynam rozumiec stosunek Kamila do niej. Magiczna postac z tej Tosi! A propos Tosi, to Kamil musi wracac do domu. Umowilisie,zeprzyjedzie kolo czwartej. Pojechal. Puscilam sobie muzyke i siadlam w fotelu, przepelniona dziwnymuczuciem. Chca mnie w rodzinie. 19 grudnia,wtorek Zadzwonilam do rodzicowi zawiadomilam ich. ze nie przyjade. Mama byla wstrzasnieta, ale wytlumaczylam JsJ'na czym sprawapolega. Miala troche pretensji, zedo tej pory nie mowilam jej nic 313. o moim osobistym pilocie.Okazalam skruche i zostalo mi wybaczone. -W tym ukladzie - oswiadczylamoja rodzicielka - namowieojca i pojedziemy do Poznania. Nie bedziemy tusiedzieli sami jakkolki. Mozecie do nas dojechac na drugie swieto. Moze to i nieghipi pomysl. O ile Kamila i Jacka, ktorzy sachyba raczej kameralni, nie przerazi dynamika mojej poznanskiejrodzinki. Ale niech sie wciagaja. Zrobilam spis potraw wigilijnych i poraz drugi zadzwonilam do mamy. Za instrukcje, jak sie gotuje barszcz -okazalosie, ze matka oszukuje, robi barszczyk z papierka, tylko doprawia artystycznie po swojemu! -z czego sie robifarsz do uszek nieludzko pracochlonne, trzeba zrobic dzien wczesnieji zamrozic- jak przyrzadzic karpia, zeby nie jechal blotkiem, zaplacejak za zboze. Trudno. Oszczedzena biletach kolejowych do Jeleniej Gory. A jutro mamywigilie klasowa. Obiecalam przyniesc sledziki. 20 grudnia, sroda. Pierwsza wigilia tego roku Moje dzieciaki poprostu kocham. Przywlokty do klasy potwornej wielkosci najprawdziwszaw swiecie choinke, osadzily i ubraly jeszczeprzed rozpoczeciemzajec. Musialy zaczac o siodmej rano! Z najwyzszym trudem przeczekaly wszystkie lekcje (obiecalismy sobie nie zawalac wiecej godzin), a po ostatniej, czyli szostej,kazaly mi siedziec i nie przeszkadzac, po czym zsunely lawki,przykryly je bialymi obrusami, poprzypinaly tu i owdzie szkarlatne kokardki i galazki swierkowe. Zastawily stol w sposob jak najbardziej tradycyjny. Basia zlapala moje sledzie,powachala, mruknela z uznaniem i ulozyla jeartystycznie napolmisku z foliikupionym za skladkowe pieniadze, w towarzystwie innych sledzi,przyrzadzonych przez mamusie. Okolo pietnastej, kiedy wszystko juz bylo gotowe,Maciekspektakularnie wyjrzal przezokno. -Pierwsza gwiazda, panie i panowie - oznajmil. -Czas zaczy314 nac. Jacek, lec po gosciahonorowego. Dziubas, przyprowadzreszte gosci. Jacek wybiegl z klasy. Za nim Dziubas. Kogo oni zaprosili? Adas Karcz podlaczyl swiatelka choinkowe do sieci, a Karolina zgasilaswiatlo. Zrobilo sie calkowicie i absolutnie wigilijnie. Poczulam dlawienie w gardle i nic nie pomoglo tlumaczenie sobie, ze prawdziwaWigilia jest dopiero za trzy dni. Krzysio Dziubski wprowadzil doklasy kilka osob. Pania Pietko, nauczycielkebiologii, postrach klasy, ale widac, ze ja lubia. FizykaFrylinga, sceptyka i cynika z nieznacznym przyseplenem zebowym. Wuefiste Zurawika, o ktorym nigdy nie pomysle,zejest tylko przystojna kupa miesni. I mloda anglistke,Marysie Rowinska-Scott, uczaca w grupie zaawansowanej. Maciek wital wszystkich w progu klasy i rozprowadzalna miejsca, notabene stojace. Drzwi otworzyly sie jeszcze razi wszedldo klasy dyrektor,a za nim Jacek. -Jestesmy w komplecie - zawiadomil nas Maciek (najwyrazniej przyznal sobie stanowisko mistrza ceremonii). -Panstwopozwola, kilka slow tytulem powitania. Odchrzaknal i przybral poze mlodego Mickiewicza, zakladajac reke za pole marynarki. -Wigilia jestswietem rodzinnym. chcielismy zatem, abyw naszym klasowym gronie znalezli siei panstwo - tu uklon sceniczny, nieprzesadnie gleboki. -Wiele razy, zwlaszcza w ostatnichczasach, panie dyrektorze - uklon w strone dyrektora -mielismysie okazje przekonac, ze jestescie znami. Sercem,nie tylko z obowiazku i za pieniadze. -Pierwszy raz mniezaprosili - mruknal do mnie dyrektor. -Bede siechwalil. zwlaszcza przed. Mniejsza z tym. -Nie po tosie jednak zebralismy - ciagnal Macius - zebym jatu gadal godzinami. Czeka na nas wieczerza przygotowana przeznasze kolezanki. Oraz nasze kochane mamy. Przez te najblizszagodzine, prosze,po prostu badzmy razem. Przysieglabym, ze twarda jak skala paniPietko ma lzywoczach! Trzy dziewczyny onajladniejszych glosach - wtym, o dziwo, 315. w ogole nie jakajaca sie Kasia - zaintonowaly "Wsrod nocnej ciszy".Trzy inne zaczely roznosic wsrod zebranych talerzykiz oplatkami. Zaczelismysobie skladac zyczenia,lamiac sieoplatkiem Adasniepostrzezenie puscil plyte z koledami, a trzy spiewaczki dolaczyly do nas. Kasia napatoczyla mi sie pierwsza. -Kasiu, kochana -usciskalam ja serdecznie. -Nie wiedzialamze masz taki sliczny sopran! Ale jak to robisz, ze sie nie sz? -Jjjjakspiewwwam, ttto sie nie jjjjjakam - zawiadomila mnierozradowana Kasia. -Wwwwesolych Swwwiatttt! -Teraz ja, teraz ja. -Macius rzucil mi sie na szyje. -Ja przedewszystkim dziekuje za Renatke. i za ten caly teatr. -Macius,to jatobie dziekuje - powiedzialam, biorac od niegooplatek. -Jestes moim promykiem slonca od poczatku. Nie zmieniaj sie, prosze. Basiu, kochana, ty tez. Basta juz wisiala na mnie z drugiej strony. Klasarozbrzmiewala smiechemi radosnymi okrzykami Choinka swiecila. Ochman spiewal "Oj, maluski". Podszedl do mnie Jacek. Serce mi stanelo. Czy jasieboje siedemnastolatka? Moze troche. Podal mi oplatek, -Zycze ci wszystkiego najlepszego, Jacku. -Wiem. Ja tezpani zycze wszystkiego najlepszego. Stalismy tak naprzeciwko siebie, z oplatkami w dloniach -Cieszesie,ze pani bedzie u nas- powiedzial. -Ojciec chybapania bardzo kocha. -Ja jego tez. -Czy moge pania usciskac? -zapytalniespodziewanie. -Bowszystkich pani sciska. Niech mnie licho, jezeli nie podebral ojcu tego Fahrenheita' 316 6 styczniaPakuje sie. Zanim zabiore siedo rzeczy zasadniczych, takichjak recznikiczy ksiazki,upycham do kartonow drobiazgi, bez ktorych niemozna zyc. Wieczorem, to znaczy zaraz po dyzurze, przyjedziepo to wszystko Kamil. Niewykluczone, ze z Jackiem, o ile tenwroci do tej pory od Macka, gdzie razemz Basia i Renata uczasie biologii. - pani Pietko splakala sie wprawdzie na naszej klasowej wigilii, ale co do swego przedmiotu twardo oswiadczyla, zenie popusci. Trzy dni temu Kamil mial odwiezc mame do tego osrodkaprowadzonego przez zakonnice. Taka w kazdym razie decyzjepodjeli razem z Tosia. Kiedy jednak zabierali sie do pakowaniajejrzeczy, skonczylo sie na wyciagnieciu walizek z szafy. Tosiarozszlochala sie przykuchennym oknie, a Kamil na pol godzinyzniknal w lazience i niewychodzil. Jacek caly czas siedzialw swoim pokoju i nawet nieudawal,ze probuje sie uczyc. Schowalam te walizki z powrotemdo szafy. Doszlismypotemdo wniosku, juz wspolnie, ze dopoki sie da, dopoki Tosia bedziemogla i chciala nam pomagac (Tosia zalkala tylko i natychmiastzadeklarowala pomoc dozywotnia), nie ruszymy mamy zdomu. Zreszta, tu na pewno czujesie lepiej, niz moglaby sie czuc w obcymmiejscu, a moze jednak kiedys choc na moment odzyskaczesc dawnej swiadomosci? Wydaje mi sie, ze Kamil w towierzy. Ja na jego miejscu tez bym wierzyla. Moje mieszkanie moze uda sie wynajac. A kiedys bedzie dlaJacka. Alez mi sie wszystko niespodziewanie poukladalo. Tosia jest bardzo zadowolona, tylko uwaza, ze za obficie solepotrawy. Kiedyukladalam w kartonie moja wielka ksiege wrozb parow, wypadla z niej na podloge karteczka z dziwnym wzOrem zlozonym z kresek dluzszych i krotszych. Moj heksagram! Heksagram, ktorego nie odwazylan51^ ^'czytac. Chodzilo omnie i Pakulskich. Raz koziesmierc. 317. Sprawdzilam z ksiazka uklad kresek.Jedenascie. Liczba Kamila! A co to oznacza? Pokoj: wszystko jest pelne harmonii, kazdy element znajduje siena swoim miejscu. Polaczony wysilek izgoda przyniosa wszystkimszczescie. Zawsze wiedzialam,ze Chinczycy to bardzo madry i tajemniczynarod. Koniec. This file was created with BookDesigner program bookdesigner@the-ebook.org 2011-02-15 LRS to LRF parser v.0.9; Mikhail Sharonov, 2006; msh-tools.com/ebook/