L/3 Cuchnacy Wersal Oficyna Wydawnicza RYTM WarszawaProjekt okladki i stron tytulowych Jacek Tofil Opracowanie redakcyjne i korekty Oficyna Wydawnicza RYTM Sklad, lamanie i wkladka zdjeciowa Studio Graficzne Oficyny Wydawniczej RYTM -Jolanta Matuszewska studio @ ry tm-wy dawnictwo.pi (C) Copyright by Elwira Watala and Oficyna Wydawnicza RYTM, 2007 Wydanie I ISBN 978-83-7399-362-4 Druk i oprawa Lodzkie Zaklady Graficzne Oficyna Wydawnicza RYTM prowadzi sprzedaz wysylkowa ksiazek z rabatem. Szczegoly na stronie www.rytm-wydawnictwo.pl Zamowienia mozna skladac pod adresem: Oficyna Wydawnicza RYTM ul. Gorczewska 8, 01-180 Warszawa tel./fax: (0-22) 631-77-92, lub fax: (0-22) 862-37-59 e-mail: dzial.handlowy @rytm-wydawnictwo.pl Zycie na krolewskim dworze to najzabawniejszy w swiecie wodewil. Yisconti /wersal cuchnal. I niczym nie mozna wywabic tego specyficznego wersalskiego zapachu - potu, krwi, spermy i perfum. Utrwalil sie na zawsze. Na wiecznosc. Przetrwal frondy i rewolucje, roznych krolow i faworyty. Obecnie, gdy juz nie jest siedziba monarchow i dostepny jest dla wszystkich jako muzeum, wciaz czuc ten jego specyficzny odor. Stworzony przez Krola Slonce Ludwika XIV w celu oszolomienia swiata, stal sie jego osmym cudem, wtapiajac w siebie wszystkie przeciwnosci: jest wspanialy i mizerny, olsniewa przepychem i przeraza brudem, sufity i sciany plawia sie w zlocie, a nie ma ubikacji. Nieczystosci wylewano na sciany palacu, a pod wspanialymi schodami zalatwiano fizjologiczne potrzeby. Przeszedl ogromna ewolucje w zaleznosci od gustow tego, kto w nim mieszkal. Wersal baroku, rokoko - zmieszaly sie style, zmieszaly sie gusty, lecz niezmienna pozostala palacowa etykieta - kodeks praw wersalskich dworzan, stworzona przez Ludwika XIV po to, zeby uszczesliwic ludzi. Ma sie rozumiec w tym pojeciu, w jakim rozumial je on. Bog i car. Jego slowo bylo kanonem, jego zyczenie 5 prawem. Zmusil do zamieszkania w Wersalu dziesiec tysiecy szlachetnieurodzonych, umiescil ich w dwu tysiacach pokojow, dal im pieciotysieczna sluzbe. W zamian zyczyl sobie tylko jednego: myslcie tak, jak ja tego chce -Krol Slonce. To on wprowadzil w zycie haslo: "Panstwo to ja". Rzady Ludwika XIV to niespotykany dotad absolutyzm, takze niewidziana dotad rozpusta i rozwiazlosc. Obyczaje upadly, moralnosc stala sie pustym dzwiekiem. WERSAL SMIERDZIAL. f Ai^mazonka Francji - Maria de Chevreuse Amazonki na francuskim dworze, jezdzily konno w meskich ubraniach, dobrze wladaly bronia, lecz w odroznieniu od tamtych, autentycznych, nie odcinaly prawej piersi dla wygody trzymania broni. Piers byla im przydatna, no moze nie do karmienia dzieci, bo nasze amazonki same ich nie karmily, lecz do blyszczenia na balach, kiedy to, pobawiwszy sie w polityke i niejedna rewolte we Francji wznieciwszy, powracaly do Wersalu, lo Sali Lustrzanej, zeby uczestniczyc w balach, na kto-ych, ma sie rozumiec, obnazona w glebokim dekolcie)iers byla mile widziana. *** Ale Wersalu poki co nie ma. Stoi na razie pare lad-lych kilometrow odParyza mysliwski palacyk Ludwika QII, gdzie mozna odpoczac i wysuszyc sie, jesli podczas?olowania krolewska swite deszcz zastanie; znacznie lozniej syn Ludwika XIII, Ludwik XIV, wybuduje v tym miejscu ogromny palac, aby oszolomic i zadziwic wiat i nazwie go Wersalem. Mysliwski domek swojego ijca wyscieli bialym marmurem, zalozy dookola parki, igrody i fontanny. Wybuduje dwa tysiace pokoi, umiesci v nich pieciotysieczna sluzbe palacowa, da im do rak 7 Koran wlasnego autorstwa, to znaczy kodeks dworskiej etykiety i kaze im, by byli szczesliwymi tak jak chce on, de Roi Soleil - Krol Slonce. *** A Ludwik XIII umieral. Prawda, nie w mysliwskim domku, a w Luwrze, siedzibie krolow francuskich. Konal ciezko, bowiem na tamtym swiecie jeszcze nie zadecydowano, do jakiego gatunku nalezy go zaliczyc -grzesznikow czy aniolow? I dopoki dylemat miedzy Bogiem i diablem sie rozstrzygal, Ludwik XIII walczyl z agonia i amazonka, Maria de Chevreuse.Gdy sekretarz nad lozem umierajacego odczytywal krolewski testament i wymienil nazwisko Marii de Chevreuse, krol otworzyl oczy i wyszeptal: "Nigdy nie wpuszczajcie jej do Francji, to diablica". Narod ukladal o niej piosenki i nazwal "Amazonka Francji". Amazonka umknela okrutnemu poscigowi krolewskich wojsk i setce zolnierzy oraz szpiegom, ktorzy nie mogli dac sobie rady z jedna slaba kobieta. Wymawiajac imie Marii de Chevreuse, wszechmocny kardynal Richelieu zgrzytal ze zlosci zebami, a krol w oslupieniu myslal: "Jak moglem zakochac sie w takiej strasznej kobiecie?". No tak, zamiast jej nienawidzic, krol dziko kochal sie w Marii de Chevreuse, damie palacowej swej zony Anny Austriaczki, potwierdzajac prawdziwosc przyslowia: "Od milosci do nienawisci tylko jeden krok". Maria de Chevreuse przeszla, jak to sie mowi, przez ogien i miedziane traby. Rzadzila krolami i ich zonami z taka sama zrecznoscia, jak wlasnym wachlarzem, wplywala na polityke Francji i byla w centrum wszystkich palacowych intryg. A do tego szczycila sie mianem naj-8 piekniejszej kobiety Francji. Krolowa Anna Austriaczka byla jej przyjaciolka i we wszystkim jej sluchala. Przystala nawet na to, ze damie wypada biegac po schodach i grac w chowanego. Usluchala jej ciezarna Anna Austriaczka, dwadziescia lat nie mogaca dziecka urodzic i... znowu poronienie. Delfina nie ma, Francja bez dziedzica tronu nam marnieje. Rozgniewal sie okrutnie Ludwik XIII, Marie de Chevreuse wygnal z Francji. Wowczas Maria zaczela rewolty i rozne spiski przeciwko krolowi wzniecac i juz na serio uciekala od pogoni, w nocy cwalujac na koniu przez lasy i pola, w dzien spiac w chlopskich chatach albo w stodole na sianie. Kochankami tej damy bylo wielu moznych swiata tego: Buckingham, ktorego niepoprawny romantyk Aleksander Dumas ojciec nobilitowal do roli romantycznego kochanka Anny Austriaczki, znamienity La Roche-foucauld, Luynes - kochanek Ludwika XIII, bo krol czesto swe nikle homoseksualne inklinacje praktykowal ze swymi slugami. Tak bylo od dziecinstwa. Sama Maria Medici nie miala nic przeciwko temu. Byle nie z arystokratami. Byla Wloszka, przyswoila sobie zwyczaje sta-"ozytnego Rzymu, gdzie wolno bylo patrycjuszom pieprzyc sie wylacznie z mezczyznami o nizszym od siebie spolecznym statusie. Wychowanie Ludwika XIII calkowicie spadlo na barki Marii Medici. Henryk IV wczesnie ynarl zasztyletowany przez szalenca, nie bez pomocy, na sie rozumiec, swojej niekochanej zony, lekajacej sie, lq lada chwila bedzie musiala ustapic miejsca pieknej szesnastolatce. Przezyla Maria de Chevreuse burzliwe, pelne przygod zycie amazonki i swiatowej damy. Dozyla siedem-Iziesieciu dziewieciu lat i nie przyszlo jej do glowy, by)Owtarzac slowa klasyka: "I po co zylam? Zeby przebie-9 rac sie?". Maria wiedziala, po co zyla - by przebierac sie w meskie ubrania dla frondy i rozbierac sie dla kochankow. *** Gdy Ludwik XIII dowiedzial sie, ze jego zona po raz trzeci poronila, tym razem z winy Marii de Chevreuse, ktora namowila krolowa do gry w chowanego, natychmiast rozkazal jej oddalic sie z Luwru do swojej wiejskiej posiadlosci. Wowczas Maria rzucila sie do nog swego kochanka, markiza de Chevreuse, i zalewajac sie lzami, omal nie calujac mu stop, blagala go o ratunek. Kawaler zbladl - kochanka znowu w ciazy? Ile mozna? Niecaly miesiac wczesniej odprowadzil ja do paryskiej babuni, parajacej sie spedzaniem plodu, a to we Francji bylo karalne. Znowu przez chwilowe glupie zapomnienie ma narazac sie prawu? Ale okazalo sie, ze Marii nie o to chodzi. Jej trzeba pomoc utrzymac pozycje przy dworze, zeby nie musiala taszczyc sie pare kilometrow do nudnej wioski na wygnanie, jej na gwalt jest potrzebny maz i dobrze by bylo, gdyby markiz z nia sie ozenil. "Wowczas glupie zachcianki krola pozbawiajace mnie dworu spelzna na niczym" - stwierdzila. Przeciez nie moze wydalic z Luwru zony tak zacnego i dostojnego kawalera, jakim jest markiz de Chevreuse. Markiz powzdy-chal, przewidujac z gory, co to bedzie za malzenska idylla przy boku takiej nieobliczalnej zony, lecz zgodzil sie: "A pal licho, raz kozie smierc!" - i ozenil sie. Maria de Chevreuse w dalszym ciagu bryluje w Luwrze, wielkiego blysku swych oczu zatuszowac nie mogac, gdy naburmuszony Ludwik XIII obok przechodzi, starajac sie nie zauwazac dworki swej zony. 10 Markiz de Chevreuse wiedzial, na co sie narazal, zeniac sie z Maria. Naturalnie zdrady zaczely sie sypac, jak z rogu obfitosci, niemal natychmiast po nocy poslubnej, kiedy wziela sobie za kochanka angielskiego posla Hollanda. Ten jednak sie nia rozczarowal i odstapil swemu przyjacielowi Buckinghamowi. Temu samemu od "Trzech muszkieterow" Dumasa i podobno wielce rozmilowanemu w Annie Austriaczce? - zapyta z niedowierzaniem:zytelnik. Tak, ten sam, tyle ze znacznie wytarty z lukru i blasku pozloty. Wybaczmy romantykom ich ciagotki io piekna. Piekna milosc, piekne akcesoria! A rzeczywistosc jest ordynarna i bezwzgledna. Pokryty patyna don Juan gania za kazda spodniczka w Luwrze, szczegolne upodobanie majac do dam, ktore byly do Anny Austriaczki podobne. Maria de Chevreuse wlasnie jest taka, wykapana Anna. O tym nawet Ludwik XIII sie przekonal, a gdy przekonal sie, znienawidzil Marie tak jak zone. Zanim Maria de Chevreuse zostala kochanka Buc-kinghama, ten zdazyl juz byc platonicznym kochankiem krolowej Anny Austriaczki. Nastapilo to w maju 1625 roku. Buckingham mial wtedy trzydziesci trzy lata i wedlug slow La Porte'a: "Nikt na swiecie nie byl lepiej zbudowany i nie mial bardziej wspanialego oblicza". Na dworze francuskim wywolal powszechny zachwyt, a damy jedna za druga proponowaly mu siebie w charakterze kochanek. Maria de Chevreuse postanowila inaczej -zaproponowala pieknisia swej przyjaciolce, krolowej. Spotkali sie na jednym z balow i od razu miedzy nimi zaiskrzylo. Wydalo im sie, jakby sie znali od lat: zakochali sie w sobie na zaboj. Pobyt lorda w Paryzu przedluzal sie. Codziennie widywal krolowa, ktora jednak byla pilnowana nadzwyczaj starannie, tak ze nie udalo im sie spotkac tete-a-tete. Az nadarzyla sie okazja. Siostra Lu- 11 dwika XIII, Henrietta, wyjezdzala do Londynu. Miala tam wyjsc za maz za syna Jakuba I, Karola I. W podrozy towarzyszyc jej musial Buckingham, a Anna Austriaczka odprowadzala szwagierke do Amiens, polozonego w wyjatkowo romantycznej okolicy nad brzegiem morza. Oboje, Buckingham i Anna Austriaczka, znalezli sie w nocy w parku sami, swita pozostawala w oddali. Maria de Chevreuse z kochankiem Hollandem tez pozostali daleko w tyle, oddajac sie uciechom milosnym. I nagle w nocnej ciszy rozlegl sie przerazliwy krzyk krolowej. Swita nadbiegla, wyswobodzila krolowa z objec Bucking-hama, ktory, zdawac sie moglo, zupelnie oszalal z milosci, skoro usilowal zaciagnac krolowa w krzaki. Nastepnego dnia krolowa musiala usprawiedliwiac sie przed mezem. Wezwano damy ze swity krolowej i jedna z nich, patrzac prosto w oczy Ludwikowi XIII, powiedziala: "Gwarantuje, Najjasniejszy Panie, za cnote krolowej od pasa w dol, za reszte nie recze". Czyli jawnie dawala do zrozumienia krolowi, ze jego zona calowala sie z Buckinghamem, a od tego przeciez nie rodza sie dzieci. Buckingham przepraszal krolowa na kolanach, kiedy ta lezala z bolem glowy w lozku. Malarz uwiecznil ten obrazek, szybko robiac w kacie pokoju szkic, a damy pilnie sledzily, zeby tym razem pocalunek nie siegal nizej reki krolowej. Wyjechala Maria z Buckinghamem do Londynu, ucalowawszy meza na pozegnanie i rozkazawszy byc mu grzecznym i potulnie nianczyc ich corke, Julie. W tym przypadku w swoje ojcostwo maz bardzo watpil. A Maria, juz trzydziestoletnia, swieza jak poranna roza, znowu ma licznych kochankow. Lecz Buckinghamowi ona wkrotce sie znudzila, cale szczescie, ze Felton go zasztyletowal, bo wielki skandal omal nie wybuchl na 12 angielskim dworze. Na "milosc" do Buckinghama "zachorowal" angielski krol Jakub I, ktory mimo iz mial szescioro dzieci z brzydka Anna Dunska, nie stronil od ladnych chlopcow, pozwalal im na wiele, proszac o jedno: "Mozecie wodzic mnie za nos, lecz nie szczypcie mojego serca". Jakub I, brzydki syn Marii Stuart, z wiecznie zakatarzonym nosem, splodzony prawdopodobnie nie przez meza Marii, a przez nadwornego muzyka Dawida Riz-zio, zapalal namietna miloscia do swego Stinny, jak nazywal Buckinghama. "Bede twoim pieskiem, tylko pozwol sie pocalowac w usteczka czerwone" - skomlal jak szczenie zranione w listach do niego. Usteczka czerwone! A dlaczego Buckingham mial usta czerwone? Czy krol sie nad tym zastanawial? A moze czerwone dlatego, ze on bioenergie jak wampir z ludzi wysysal? Maria byla tego pewna. "Wampir przeklety! Cale soki ze mnie wypiles, a teraz chcesz zostawic? Nic z tego! Nie pozwole, zeby mnie wyrzucic na bruk, jak mebel niepotrzebny, gdy ja szlachetnego meza dla ciebie w Luwrze zostawilam, coreczke, ktora bez uczuc macierzynskich rosnie!" - mowila do niego. I oto Ludwik XIII otrzymuje od swego posla w Londynie wiadomosc, iz Maria de Chevreuse skandalicznie zachowuje sie na angielskim dworze, epatuje publicznosc swoja rozpusta i niewyparzonym, dalekim od dworskiego, jezykiem. Angielski krol ze lzami w oczach prosi go, by te nieobliczalna osobe zabral z jego palacu i Londynu. Ludwik XIII zawezwal markiza de Chevreuse i powiedzial: "Ozeniles sie z opetana przez diabla kobieta? Ozeniles sie. A skoro nawarzyles sobie piwa, to sam go pij. Jedz do Anglii i ucisz skandal, zabierajac stamtad swoja zone. Nie waz sie sprowadzac jej do Luwru, moja zona z takim trudem w ciaze zaszla". 13 Dobry markiz de Chevreuse, idealny "pokorny rogacz", do Angliipojechal, zone stamtad zabral i z lezka w oku blagal ja, zeby juz nie wszczynala zadnych skandali we Francji, nie uczestniczyla w intrygach, zapytal ja, czy moze jej sie spodoba spokojne wiejskie zycie na lonie natury i w ciszy rozlozystych drzew? Zona az zachnela sie z oburzenia. Orlice maz chce zamknac w klatce, widzieliscie go! *** Anna Austriaczka ma juz trzydziesci szesc lat, kilka poronien za soba i anijednego zywego dziedzica tronu, dlatego dworzanie z nieslabnaca troska i uwaga spogladaja na jej rosnacy brzuszek. Porusza sie w nim i bezpardonowo kopie matke przyszly Ludwik XIV. Annie nie pozwalaja szybko chodzic, denerwowac sie, chuchaja na nia, jak na cudo zamorskie i z nadzieja oczekuja porodu. Rodzic bedzie publicznie, w asyscie ministrow i ludu paryskiego, bo inaczej, nie daj Boze, na tron bekarta podsuna. Do Luwru Maria de Chevreuse wstepu, naturalnie, nie ma. No i nie trzeba... "Swoj salon otworze" - postanowila. A w salonie nie tylko damy, ale i kawalerowie zadni milosci. Maria de Chevreuse rozglada sie za kolejnym kochankiem. Jest! Chalais ma na imie. Kochanek moze tylko wowczas miec powodzenie u Marii, jesli podziela jej orientacje polityczna, a ta obecnie skierowana I jest na to, zeby obalic kardynala Richelieu i Ludwika XIII, a powolac na tron Gastona Orleanskiego, jego brata. Krolowa, naturalnie, musi wyjsc za niego za maz. Takie oto dalekosiezne monstrualne plany roja sie w mozgu szalonej kobiety. Wciaga w nie Anne Austriaczke, ktora 14 uz porody skonczyla, urodziwszy Ludwika XIV i o dwa ata mlodszego drugiego syna, Filipa Orleanskiego. No i co wyszlo z tego spisku, w ktory Maria de 3ievreuse Hiszpanie wciagnela? Krolowa zamknieto v domowym areszcie, a Maria konno ucieka z Francji. ^ecz zanim ucieknie, incognito bedzie patrzec, jak jej cochankowi na krolewskim placu glowe beda scinac. To dramatyczne wydarzenie wstrzasnelo cala Frania. Chalais byl bardzo lubianym garderobianym Ludwi-ca XIII, ktory nie mial watpliwosci co do jego lojalnosci, rak bylo dopoki Chalais nie poznal Marii de Chevreuse i nie zakochal sie w niej. Od tego czasu wszystko poszlo w diably. Demoniczna kobieta, jednak do demona niepodobna- sredniego wzrostu, szczupla, blondyneczka o wesolym charakterze, dowcipna i idaca przez zycie tak jakby wszystkim slala pod nogi roze, byla diablem wcielonym. Zniewalala i deptala mezczyzn, burzyla ich kariery, doprowadzala do samobojstw i nie zdawala sobie sprawy z tego, iz wszystko co czyni jest grzechem. Ludwik XIII, dowiedziawszy sie o spisku Marii de Chevre-use i udziale w nim swego garderobianego, byl zmuszony podpisac rozkaz sciecia mu glowy. Po aresztowaniu osadzono go w Bastylii. Lecz gdzie znalezc kata, gdy we Francji przez pare ladnych lat, bodaj od sciecia Henriego de Montmorency, nie bylo tego typu kazni? Zaczeto go szukac. Okazalo sie, ze jedyny kat Paryza byl nieobecny, gdzies wyjechal. No coz, mozna bylo poczekac z wykonaniem wyroku, lecz to nie odpowiada kardynalowi Ri-chelieu. Przedluzenie nawet o dzien zycia swych wrogow napawalo go strachem - a nuz cos uknuja? Znalezli zwyklego szewca, ktory zgodzil sie wykonac wyrok, poniewaz od dawna praktykowal scinanie glow, co prawda kurzych. Szewc wzial tepy topor, nie mial czasu, aby go 15 naostrzyc. Kazal Chalaisowi sie nachylic i uderzyl go z tylu, lecz trafil nie w szyje, a w kark. Chalais, ociekajacy krwia, dziko zawyl i skoczyl na nogi. Nieco skonfundowany szewc kazal mu znowu polozyc glowe na pien. Chalais uklakl na kolana i pokornie polozyl glowe. I znow szewc nie trafil w szyje. Narod otaczajacy plac szczelnym kordonem zaczal sie burzyc. W szewca polecialy zgnile jaja. Ociekajacy krwia Chalais przyczolgal sie do swojej matki, stojacej w pierwszym rzedzie. "Mamo, co oni ze mna wyczyniaja?" - wyszeptal i przytulil sie do niej. Matka otarla mu krew, wziela za reke i powiodla na szafot. Dwa... trzy schodki. Na trzecim Chalais wyrwal sie z rak zandarmow i znowu poczolgal sie ku matce. Chwycili go, poprowadzili do szafotu. Chalais opadl na kolana i polozyl glowe na pien. Partacz kat zamachnal sie toporem i... znowu nie trafil w szyje skazanca. Ludzie zaczeli krzyczec i chcieli zlinczowac kata. Matka podniosla ku niebu oczy i wyszeptala: "Boze, czy to widzisz? Widzisz jak zabijaja mojego syna, gorzej niz gdyby zabijali swinie!". Dopiero za piatym razem udalo sie katowi wreszcie odciac glowe skazancowi. A w tlumie stala Maria de Chevreuse, cicho szlochajac i przysiegajac, ze zemsci sie za okrutna smierc kochanka. Ludwik XIII, tak czesto scinajacy glowy swym poddanym, moglby zatroszczyc sie o profesjonalnego kata. Krol, naturalnie, wnioski wyciagnal. Nastepne egzekucje przebiegaly juz bez klopotow. Kaci przeszli przeszkolenie, otrzymali ostre narzedzia, ich prestiz wzrosl i nawet angielska Anna Boleyn do odciecia swojej glowy poprosila by przyslac francuskiego kata. Richelieu nienawidzil panny de Hautefort. Moze bal sie jej wplywu na krola? Ta przyjaciolka Anny Austriaczki posiadala zbyt przenikliwy umysl i ambitne plany. Oprocz tego nienawidzila 16 kardynala tak samo jak on ja. Nalezalo jak najszybciej ja unieszkodliwic. Tym bardziej ze milosc krola do niej rosla i byla juz tylko o krok od pokonania bariery, jaka krol sam sobie wyznaczyl - przekroczenia ram plato-nicznej milosci. Chytry Richelieu, wiedzac, ze klin klinem sie wybija, postanowil podsunac jej takiego kochanka, ktory przeslonilby wszystkich innych, z krolem wlacznie. Znalazla sie taka perla na dworze. Byl nim przystojny jak antyczny bozek, wykwintny, wesoly, dzielny i towarzyski, kawaler wszystkich meskich zalet, Cinq-Mars. Byl kobieciarzem, wyrozniajacym sie nawet w tak rozwiazlym, libertynskim Luwrze. Przebieral sie cztery razy dziennie, a jego ubrania pokryte drogocennymi klejnotami i zlotymi obszyciami byly szczytem elegancji. Niczym kokietka paryska mial niezliczona ilosc toaletowych przyborow; samych szczotek do wlosow, wasow i nawet do wloskow lonowych z piecdziesiat. Co prawda homoseksualnych sklonnosci nie wykazywal, ale jesliby przyszla kochance fantazja tak popularna w Rzymie u gejow, by uczesac mu wloski lonowe - przybory byly do dyspozycji. Notabene, taki Galba, ubostwiajacy to zajecie i stosujacy go w igraszkach ze swymi meskimi kochankami, kiedy otrzymal wiesc, iz zostal cesarzem rzymskim, z radosci chwycil poslanca i potaszczyl w ustronne miejsce, zeby wyrwac mu wlosy lonowe. Przeciez wdziecznosc za radosna nowine powinna byc okazana, no nie? Krotko panujacy w Polsce, a nieco dluzej we Francji, Henryk III, praktykujacy homoseksualista, lubil dwa zajecia: wplatac perly we wlosy swojej zony Luizy Lotarynskiej i wyrywac lonowe wlosy swym mignonom, ktorych mial ze dwudziestu. Spali oni jak w koszarach, w lozkach ustawionych rzedem i ponumerowanych. Gdy krol krzyknie przez niesiegajace sufitu 17 sciany: "Numer trzeci do mnie" - to nie zawsze oznacza milosne uciechy. Moglo to byc rowniez wyszczypywa-nie lonowych wloskow. Slowem, nasz pieknis Cinq-Mars polubil milosc homoseksualna, chociaz gejem nie byl. Kochal sie, i to bardzo mocno, w kurtyzanie, slynnej Marion Delorme. Trudnosc realizacji planu Richelieu, zeby odsunac Cinq-Marsa od krola, ktory bardzo go lubil i zywil don jakies dziwne uczucia - podobne do homoseksualnych - i zmusic go do odkochania sie w Marion Delorme, a zakochania sie w Marii Hautefort, polegala na tym, ze uczucia krola do jego koniuszego rosly, jak to sie mowi, z godziny na godzine. W ogole dziwi nas, drogi czytelniku, ten krol: "W zaden sposob nie mogl sie okreslic, kim jest - homoseksualista czy nie? Kilka lat nie mogl deflorowac Anny Austriaczki przez jakas dziwna niesmialosc. Ta niesmialosc nie pozwolila mu dotknac goraco kochanej Marii Hautefort. Zdobyl sie tylko na to, zeby szczypcami od kominka wyjac z jej dekoltu list. Tak samo niesmialo odnosil sie do mezczyzn. Mowiono, ze fizycznie zyje z Laigueiem, pierwszym mezem Marii de Chevreuse, lecz latwo mu pozwolil ozenic sie z kobieta. Plakal, gdy piekny Cinq-Mars zdradzal go z Marion Delorme, urzadzal piekielne awantury zazdrosci i, jak twierdza wspolczesni, ani razu fizycznie go nie dotknal. Dziwna u krola ta cecha meskiego niezdecydowania. A zniewiescialy nie byl. Lubil meskie zajecia, zajmowal sie stolarka - wstawial okienne ramy, pracujac na rowni z rzemieslnikami, a jednoczesnie jak kobieta lubil roslinki. Sadzil zielony groszek, ogorki, wachal kwiatki po polowaniu, uwielbial siadac z rybakami, by plesc sieci i czynil to z ogromnym kunsztem. Z wprawa smazyl mieso i plotl wianki. Zdawalo sie, ze przyroda czy Wszechmocny, tworzac tego czlowieka, dlugo nie mogly 18 sie zdecydowac jaka mu plec nadac - meska czy zenska? najlepiej by bylo, gdyby byl obojnakiem. Ale historia eszcze zadnego hermafrodyty na tronie krolewskim nie lanotowala. Moze dlatego tak instynktownie Ludwik CIII lubil ogorki - przesliczna to roslinka, sama siebie tosluguje: na jednej lodyzce dwa kwiatki, meski i zen-ki, to dopiero doskonalosc natury! Cinq-Marsa krol obsypal dostojenstwami. Nadal mu vysoka godnosc wielkiego koniuszego. Nie mysl, czy-elniku, ze to przyziemna ranga, polegajaca na podsypy-vaniu owsa koniom. Wielki koniuszy mial nadzor nad lotewskimi stajniami i bylo to jedno z najwyzszych sta-lowisk w kraju. Arystokraci toczyli o nie zaciete boje. 'rzyznawano je ludziom stojacym najblizej krola. Na?ogrzebach krolewskich wielki koniuszy niosl szpade marlego krola, zeby potem przez specjalny otwor wrzu-:ic ja do grobowca. Dziedziczyl po krolu jego stroje, cale szczescie, ze nasz Cinq-Mars nie dozyl tego mo-nentu. Nie lada byloby jego rozczarowanie, gdyby do-;tal po zmarlym Ludwiku XIII zamiast kaftanow zlotem brylantami wyszytych, fartuch ogrodnika lub kombinezon stolarza. Nie wiadomo dlaczego (zreszta wiadomo) Ludwik KRI tolerowal wiele niegodziwosci Cinq-Marsa w stosunku do swojej osoby. Tamten mogl wymyslac krolowi, *dy go wolano do gabinetu monarchy, odpowiadal: "Poz-liej przyjde, a teraz spac chce po nocnej eskapadzie do Paryza". Czesto ranil krola i ten nawet plakal, gdy jego ulubieniec szydzil z jego skapstwa czy zazdrosci. Krol szczegolnie byl zazdrosny o zwiazek Cinq-Marsa z kurtyzana Marion Delorme. Ich milosc weszla do historii, ubarwiona aureola sentymentalnej historyjki, wywindowanej do rangi antycznej tragedii przez niepoprawnych 19 romantykow. Jeden tylko Wiktor Hugo tyle namieszal w tej historii, ze damy calego swiata do dnia dzisiejszego lezki leja, ogladajac jego sztuke "Marion Delorme". Nie sposob bylo nie szlochac, patrzac na scene, gdy temu pieknisiowi glowe odcinaja. Sprobujmy, drodzy czytelnicy, ten romantyczny wizerunek oblec w realne ksztalty. I W napadzie dzikiej zazdrosci do swego kochanka Ludwik XIII w 1639 roku wydal ustawe zabraniajaca zawierania tajnych malzenstw. Taka bowiem obawa ist-j niala w stosunku do Cinq-Marsa i Marion Delorme. Krol chcial temu zapobiec. Najpierw Cinq-Mars zakochal sie w Marii Gonzadze, pozniejszej polskiej krolowej, lecz poniewaz Wladyslaw IV Waza, wdowiec, postanowil sie z nia ozenic i uczynic ja krolowa, Maria pozostawila Ci-I nq-Marsa, nawet nie zapraszajac go do Polski w charakterze tajnego kochanka; bowiem domagac sie seksu od krola rownalo sie oczekiwaniu mleka od jalowki. Wowczas Cinq-Mars postanowil zrealizowac nie-j wykonalne praktycznie zadanie. Zamierzal uwiesc najbardziej znana prostytutke Paryza, Marion Delorme, ktorej skapy kardynal Richelieu placil sto pistoli za noc (szczescie, ze Marion Delorme nie wiedziala, iz jej rywalce, Ninon de Lanclos, kardynal zaproponowal piecdziesiat tysiecy pistoli za noc, a ta odmowila). Z mina skazanca, nie majac pieniedzy na zaplacenie uslugi (wszystko przegrywal w karty), Cinq-Mars przystapil do oblezenia Marion znana metoda - udajac smiertelnie w niej zakochanego. I niepostrzezenie udawana milosc przeistoczyla sie w prawdziwa, z wzajemnoscia. Krol, intuicyjnie czujac, ze uczucia jego kochanka ochladzaja sie jak piec kaflowy w Luwrze nad ranem, placze jeszcze rzewniej, a Cinq-Mars coraz wulgarniej szydzi z niego. Az nastapil taki moment, ze los obydwoch 20 ozstrzygnal kardynal Richelieu. Cinq-Marsowi odrabia;lowe... o dziwo, o paradoks historii, wyrokiem zakocha-lego w nim krola. Zbyt radykalnie Ludwik XIII pojmowal [rolewski obowiazek, jesli spazmujac i zalewajac sie lza-ni, podpisywal wyrok na swojego ulubienca. W 1643 ro-ai Richelieu, bedac juz nieuleczalnie chory, wykryl spi-:ek Gastona Orleanskiego, prezydenta de Thou i Frederica le Boullon na swe zycie. Spiskowcy porozumieli sie j Hiszpania, ktora obiecala pomoc w zorganizowaniu we 7rancji wojny domowej. W spisku bral udzial Cinq-Mars on na mocy krolewskiego dekretu zostal skazany na Smierc. Przejawil niesamowity hart ducha, gdy szedl na?mierc. Siedzac w celi, trzy godziny przed egzekucja napisal do matki pozegnalny list, przeczytal go i starannie Doprawil dwa bledy ortograficzne oraz jeden interpunkcyjny-Gastonowi Orleanskiemu jak zawsze wszystko uszlo sezkarnie. Najpierw Richelieu chcial go wyslac do Wenecji z pensja dziesieciu tysiecy dukatow miesiecznie. "Malo - powiedzial ten cynik - Niech kardynal sam za taka gaze jedzie do Wenecji, madrala!". Lecz kardynal Richelieu juz nigdzie jechac nie mogl. Umieral. Z okna swojej karety zdazyl jeszcze obejrzec - w pozycji lezacej - kazn Cinq-Marsa. Za kilka miesiecy zmarl i Ludwik XIII, jakby dowodzac tezy, ze nie moze kierowac Francja bez swojego utalentowanego kardynala. W ten wieczor, gdy scieta glowe Cinq-Marsa przywieziono na krolewski dwor i krol, trzymajac ja na kolanach, gorzko plakal, na przedmiesciu Paryza Marion De-lorme zapalila po raz ostatni swiece na oknie - umowiony sygnal dla Cinq-Marsa, ze jest sama i kawaler moze do niej wejsc, wziela nozyce i odciachala swoje jedwabiste wlosy. Zakochane niewiasty zawsze tak czynily 21 w starozytnosci, gdy chcialy, zeby ich mezowie czy kochankowiepomyslnie powrocili z bitew. Do dnia dzisiejszego blyszczy na naszym niebie gwiazdozbior Warkocz Bereniki, zony Ptolemeusza III, egipskiego krola, ktoremu zona obciela wlosy jako dar bogom, a lekki zefir, niewinny wiaterek, uniosl je do nieba, zeby swiecily wszystkim zakochanym swym milosnym blaskiem. *** Marion Delorme w wieku trzydziestu dziewieciu lat popelnilasamobojstwo, wypijajac arszenik, gdyz nie chciala rodzic piaty raz, nie wiadomo z jakim kochankiem zaszedlszy w ciaze. Byc moze z Wielkim Konde-uszem, ktory u niej w tamtym czasie bywal. Maria de Chevreuse, rowniez bedaca kochanka Wielkiego Kondeusza (co za jurny byczek z tego historycznego bohatera, ktory nie przepuscil ani damie, ani prostytutce, a ponoc i wlasnej siostrze), uciekala przed przesladowaniami kardynala Richelieu i krola Ludwika XIII. Uciekala konno przed krolewskimi siepaczami, scigajacymi ja po calej Francji. Przemknela przez Pireneje, zanim dotarla do granicy, zandarmi nie mogli jej zatrzymac, bowiem lud pomagal swej "Amazonce Francji", jak ja nazywano, walczyla bowiem o ich wolnosc przeciwko uciskowi znienawidzonego kardynala Richelieu. Potem z taka sama zajadloscia bedzie walczyla przeciwko kardynalowi Mazariniemu. Pewnego razu zatrzymala sie, by przenocowac w chalupie chlopa, a nad ranem jego chate otoczyli krolewscy muszkieterzy. Gospodarz na oczach oficera rzucil jej na poslanie jakies lachmany i krzyknal: "Wstawaj, leniu. Trzeba krowy na pastwisko wyganiac, a ty sie wylegujesz". Nowo upieczony pastu-22 szek, wziawszy do reki bat, pognal bydlo, a na skraju lasu na Marie juz czekal dobry kon. I znowu mknela przez cala Francje. Zatrzymala sie pewnego razu w posiadlosci znanego pisarza La Rochefoucauld. Ten przyszly uczestnik frondy dal jej schronienie i pomogl dotrzec do Lotaryngii. Maria de Chevreuse byla bezpieczna. Balowala na dworze ksiecia Karola Lotarynskiego, zrzuciwszy kostium amazonki i ubrawszy sie w suknie balowa. Karol, ktory mial zaledwie dwadziescia dwa lata, zakochal sie w Marii na zaboj. Ona konsekwentnie przestrzegala swej zasady - kazdy jej kochanek musi podzielac jej polityczne poglady. Tak ze, panie Karolu Lotarynski, wlaczaj sie do nowego spisku pani de Chevreuse. Maria nawiazala kontakt z Anglia. Potem wyjechala do Hiszpanii i tu zawrocila glowe hiszpanskiemu krolowi, rodzonemu bratu Anny Austriaczki, Filipowi I V. Pragnela stac sie jego oficjalna metresa, lecz Filip IV byl czlowiekiem ostroznym. Powiedzial Marii de Chevreuse prawie to samo, co Ludwik XIII powiedzial Saint-Simonowi, gdy ten chcial zaprowadzic go do lozka, z panna de Hautefort: "Prawda jest, ze jestem w niej zakochany. Prawda jest tez, ze jestem mezczyzna i mam te same co inni sklonnosci. Ale mam godnosc krolewska i musze sie strzec grzechu i skandalu". Prawda, Filip IV jeszcze dodal: "Bedziemy spotykac sie tak, zeby dwor o niczym sie nie dowiedzial". -Jak to mozliwe? - zdziwila sie Maria, dobrze znajaca zwyczaje dworu, gdzie obowiazkiem jest wiedziec o wszystkich wszystko. Okazalo sie, ze jest to mozliwe, jesli Maria uszczesliwi hiszpanskiego krola na jedna jedyna noc. -No nie, ja w takie klocki nie gram - oswiadczyla Maria, dla ktorej glosny romans z niedostepnym i nie 23 umiejacym sie usmiechac hiszpanskim krolem bylby najlepsza reklama w jej awanturniczych przygodach. Obrazila sie Maria na hiszpanskiego krola. Sklada takie niecne propozycje damie, jakby byla tania kurtyzana: -Oto, moja mila, masz piec luidorow i adieu - nasze | drogi sie rozchodza. A przeciez Maria musi wciagnac Hiszpanie w wojne i z Francja, czy zdazy namowic krola do tego kroku w jedna noc? Wcale nie szanuje damy ten zasuszony Hiszpan, braciszek Anny Austriaczki. Ludwik XIII damy szanol wal. Na prowokacyjna propozycje Marii Hautefort, zeby wyjal jej list z gorsetu, wzial z kominka szczypce i nimi go wyjal, nawet palcem piersi damy nie dotykajac. A ten grubianin, Filip IV, chce calego jej ciala, nic w zamian nie dajac. Z tym krolem, zlobem i chamem, kaszy niJ ugotujesz i w polityczna intryge go nie wciagniesz, wiec Maria pojechala do Anglii. Po raz drugi. Tym razem) otworzyla w Londynie salon, gdzie przyjmowala ekskro-1 Iowa Marie Medici, matke Ludwika XIII. Synek, kiedy zostal krolem, zemscil sie na matce, ktora znecala sie nad! nim i lala po pysku, nawet wtedy gdy byl juz zonaty. Ludl wik XIII ciagle chodzil z zarumienionymi policzkami! Na poczatku dworacy mysleli, ze to reakcja na milosna igraszki z zona. Okazalo sie, ze nie. To kochana maml chlaszcze go po mordzie za byle jakie glupstwo. Rodzice, nie bijcie swoich dzieci, potem one wam oddadza w dwojnasob -glosi madra sentencja. Nie wziel la tego pod uwage Maria Medici, no i zaplacila za to; zol stala wygnana z dworu. Jej kochanek, Concini, zostal za-J mordowany, jego zone i najlepsza przyjaciolke Leonorc spalono na stosie jako wiedzme, a jej samej zapropono-j wano wyjazd z Francji. "Rodzony syn wygnal mnie z dworu" - biadolila Maria, poniewierajac sie po obcych 24 Iworach. Maria de Chevreuse ekskrolowa u siebie grzecznie przyjela, pieniedzy na opal dala ("Spie w nie-igrzewanym pokoju" - zalila sie Maria Medici) i posta-lowila wciagnac ja w swoja polityczna gierke. Lecz Ma-ii, przysadzistej, grubej, z opuchnietymi nogami, nie v glowie byla polityka. Potrzebne jej bylo lokum i cho-iazby malutka pensyjka, ktorej syn jej odmowil. Pojebala wiec do Wloch i zamieszkala w domu Rubensa, te-;o samego wielkiego malarza, ktorego obrazy obecnie isiagaja bajonskie ceny, a ktory malowal niegdys freski v palacu Marii Medici w Luwrze. Oto jak chlosta los lu-Izi, zrzucajac ich z wysokiej wspanialosci w podla ni-os'c. Od sumy i od tiurmy nie zarekajsia - mowi madre osyjskie przyslowie, oznaczajace zmiennosc ludzkiego 3SU. *** Maria de Chevreuse byla mila i goscinna gospodynia / swoim londynskimsalonie, lecz tylko dla tych, ktorzy ie lubili Ludwika XIII. A kto go lubil, a nawet kochal, ik na przyklad jego platoniczna kochanka La Fayette, dajaca wielka pisarke, ten narazal sie na jej okrutna ze-iste. No nie, truc nie bedzie, wynajmowac platnych za-ojcow rowniez, lecz tak osmieszy, tak skonfunduje, ze imta ze wstydu umrze. Tak postapila Maria z La Fayet-:, ktora cierpiala z powodu slabego pecherza. Siusiala i majtki, na przyklad, gdy sie smiala. Maria postanowila \ tak rozsmieszyc (do tego miala niezwykle zdolnosci), eby ta, jak to popularnie sie mowi, zmoczyla pantalony. ak tez zrobila na jednym z glosnych przyjec. Usluzne amy zaproponowaly, zeby obecnosc mokrej plamy na lborecie wyjasnic tym, ze pani La Fayette niby usiadla 25 na cytrynie. A Maria na caly salon jak nie wrzasnie: "Zobaczcie, pociekloz niej jak z fontanny w ogrodzie w Luwrze". La Fayette tak sie skonfundowala, ze nie mogac zniesc wstydu, pojechala do klasztoru, zamierzajac zostac mniszka, Pan Bog milosierny. Mimo skandalu do klasztoru chadzal Ludwik XIII, bo ja kochal. W 1643 roku umarl kardynal Richelieu. Maria de Chevreuse z niecierpliwoscia oczekiwala, kiedy ja wresz-J cie zaprosi do Paryza jej przyjaciolka, krolowa Anna AuJ striaczka. A ta nic. Jakby zapomniala o najserdeczniejszej swej przyjaciolce. Zmienily sie czasy, Anna Au-J striaczka nie jest juz zahukana krolowa, nie majaca zadnych praw, jest prawowita regentka przy maloletnim Ludwiku XIV. Ma kochanka, kardynala Mazariniego, ktory nienawidzi Marii i nastawia krolowa przeciwko niej. Nie doczekawszy sie oficjalnego zaproszenia, Maria de Che-J vreuse z corka Julia, o ktorej mowiono, ze ma najpiekniejsze oczy w Europie, przyjechala do Paryza. Kolezanka krolowa przywitala ja nader chlodno. Maria zrozu-: miala, ze czasy sie zmienily. Krolowa jest juz inna i pod calkowitym wplywem swego kochanka Mazariniego. Wkrotce Maria stala sie "zlym duchem" frondy, uczestniczyla w spisku "waznych" i znowu musiala uciekac za granice. Wrocila w 1649 roku z mlodszym od siebie o czternascie lat kochankiem Laigueiem. Biedny maz, drugi z kolei (pierwszym byl faworyt Ludwika XIII Luy-j nes), zmarl, najprawdopodobniej ze zmartwienia. Zona nie pozwalala mu zyc spokojnie, dreczyla kolejnymi zdradami. Kawaler Laigueie byl wierny Marii do konca jej zycia, do 1679 roku - pokorny, smiertelnie zakochany, a to, ze kochanka ma prawie osiemdziesiat lat wcale mu nie przeszkadzalo kochac ja tkliwie i nie zwracac 26 uwagi ani na jej zmarszczki, ani wyschniete cialo. Daj Boze kazdej kobiecie, zeby ja tak kochano. Miala cos niezwyklego w sobie ta niepospolita kobieta, i wcale nie diabelskie przymioty, jak myslal umierajacy Ludwik XIII, zakazujacy jej mieszkac w Paryzu. A na nas czeka nastepna niezwykla amazonka, ktora przewrocila do gory nogami cala Francje i nieslawnie skonczyla zywot w klasztorze. Gdyby Ludwik XIV nie byl krolem, z cala pewnoscia bylby architektem. Budowal, budowal i budowal. Ile palacow, ile domow zbudowal ten krol! Zaczal od poszerzenia Luwru. Dobudowal dwa ogromne skrzydla i palac, zapoczatkowany przez Filipa II Augusta, zablysnal na nowo niepowtarzalnymi salonami - chinskim, wloskim, niemieckim, tureckim, hiszpanskim, mongolskim. Meble byly autentyczne, przywiezione z tych krajow. Obecnie Luwr jest muzeum narodowym i zeby obejsc go dookola, trzeba przejsc piec kilometrow. W 1649 roku Ludwik XIV nie mial czasu podziwiac swojego palacu. Musial uciekac z Luwru i nawet z Paryza od wojowniczej amazonki Anny de Longueville i jej braci, Wielkiego Kondeusza i Armanda de Conti, ktorzy staneli na czele frondy ksiazat i wystapili przeciwko krolowej, a przede wszystkim przeciwko znienawidzonemu kardynalowi Mazariniemu. 27 xVnna de Longueville - wojownicza I amazonka Narod mial dosc ucisku Mazariniego, ktory doslownie wyciskal zen wszystkie soki, nakladajac coraz nowa podatki. W 1648 roku z tego powodu wybuchly powstal nia na prowincji. Finanse panstwa znajdowaly sie w oplakanym stanie. Aby sprostac wojennym potrzebom i zaspokoic wlasna chciwosc, Mazarini wymyslal rozne ograniczenia, zeby je obejsc, nalezalo placic. Oblozono podatkami wszystkie produkty przywozone do Paryza, za kazda nowa budowle trzeba bylo slono placic. Parla- j ment byl niezadowolony, mieszczanstwo psioczylo, ary! stokraci podburzali lud do nieposluszenstwa, a tlumy krzykaczy codziennie obwozily kukly z podobizna Wloj cha, na ktorych widnialy napisy: "Zlodziej", "Zdzierca"! "Oszust", a nawet niezgodnie z prawda nazywali kardyl nala sodomita. Niezadowolenie stwarzalo klimat do buntu, a parlament zamierzal to wykorzystac w swoich cel lach. Raptem wystapil przeciwko kardynalowi, zazadal redukcji oplat, ochrony rent i utworzenia nadzorczego organu -Izby Sprawiedliwosci. Zadaniem jej mialo bya rozpatrywanie spraw zwiazanych z naduzyciami i mail wersacjami popelnionymi w dziedzinie finansow. Sytua-j ej a w Paryzu byla bardzo napieta. Wowczas na arena wystapily damy. Pozdejmowaly balowe suknie, poprze-] bieraly sie w kostiumy amazonek, wziely w rece pistole-28 ty, wskoczyly na konie i pogalopowaly do buntownikow, by zgodnie wystapic z frondystami przeciwko Mazari-niemu i Annie Austriaczce. Wsrod nich byla znamienita dama, Anna de Longueville, pierwsza uwodzicielka Paryza, co prawda, nieco ospowata, lecz z pieknymi, lazurowymi oczami, jasnymi wlosami, niewymuszona gracja kokieterki, zniewalajaca mezczyzn i do spazmow zazdrosci doprowadzajaca palacowe damy. Byla w ostatnim miesiacu ciazy z Francois de La Rochefoucauld, autorem znamienitych "Maksym", co nie przeszkodzilo jej wskoczyc na konia i w ratuszu pobudzac lud do powstania. Tu, na stole, przykrytym zielonym suknem, urodzi swoje pierwsze dziecko - syna. Jego pieluszkami beda nie atlasowe cuda z ksiazecymi monogramami, a poplamiony atramentem urzedowy obrus. Dla Anny de Lon-gueville, pozujacej na Joanne d'Arc, byly to drobiazgi. Milosc odlozyla na pozniej. Milosc moze poczekac, gdy jej narod gnusnieje pod zlodziejskimi rzadami Ma-zariniego i powolnej mu Anny Austriaczki. O Annie de Longueville w odroznieniu od jej brata Kondeusza, o ktorym glosza wszystkie encyklopedie swiata, jest cicho. Niemniej zasluguje ona na uwage czytelnikow. Urodzila sie w celi Bastylii. Wychowywala sie w salonie markizy Rambouillet, najbardziej swiatowym salonie Paryza, gdzie "wyhodowano" wielkich francuskich filozofow, literatow, poetow, ludzi sztuki. Byla na tyle inteligentna, ze w lot zrozumiala krytyczne polozenie swego kraju pod rzadami Mazariniego. Lud glodowal. Na wsiach dzieci jak barany jadly trawe. Krolewski skarbiec zostal rozkradziony; ktos podliczyl, ze Mazarini ukradl niebagatelna kwote dziewieciu milionow liwrow. Ludwik XIV zadnej wladzy nie mial, byl niepelnoletni. 29 Mazarini w swoim skapstwie doszedl do tego, ze zmuszal krola do spania na dziurawych przescieradlach i chcH dzenia w zniszczonych szlafrokach. W duszy krol grozil kardynalowi: -"Ja ci pokaze, gdy stane sie pelnoletni". Stal sie nim Ludwik juz po smierci Mazariniego. Nie wzial pierwszego ministra na jego miejsce i dumnie powiedzial: "Panstwo to ja". Poki co dorastal, mial teraz dwa-; nascie lat. Chyba mial temperament dziada, Henryka IV. Zeby moc uczeszczac nocami do pokojow dam palaco-1 wych swej matki, kazal wybic otwor w drzwiach i prze-j nikal przezen co noc na milosne uciechy. Anna Aih striaczka byla zdziwiona, zgorszona i zasmucona z poj wodu tak wczesnego plciowego dojrzewania swego sy-l na. Kronikarze dokladnie zapisali, jaka palacowa dama Anny Austriaczki uwiodla go, gdy mial dwanascie lat. Bedzie jeszcze o niej mowa. Na razie powiemy o niej tyl-j ko tyle: nieciekawa, czterdziesci lat, garbaty nos i prysz-l czata. Ludwikowi XIV, dzieki nienaturalnemu popedo-! wi, wydala sie boginia. Lecz nas gorszy ta czterdziestoletnia bezwstydnica; zachcialo jej sie dwunastolatka, na dodatek jeszcze przyszlego krola, deprawatorka! W ogole dziwi nas ta epoka, w ktorej wszystko obudzilo sie nie tyle dla sztuki, architektury i literatury, lecz i do seksu. Dawna to epoka, a wydaje sie, ze przeniesiono ja z czasow obecnych. Nie minie dwanascie lat chlopcu czy dziewczynce, a juz nie ma prawiczki. Jeszcze nawet anatomii czlowieka nie znaja, niezbyt dobrze wiedza, skad sie biora dzieci i zadaja nauczycielce niemadre pyn tania: "Prosze pani, czy po pocalunku mozna zajsc w ciaze?", a juz rozmawiaja o tych sprawach z nonszalancja podstarzalego libertyna. W kazdym razie ta pokojowka Anny Austriaczki spowodowala, iz mlody Lud-30 wik nabral apetytu na seks i to zostalo mu do samej starosci. A gdy stal sie nagle cnotliwym i w grzechu zyc z metresami nie chcial, ozenil sie potajemnie ze stara (piec lat od niego starsza), bigoteryjna kurwa Maintenon i regularnie chadzal do jej pokoju na milosne uciechy, a gdy nogi mu posluszenstwa odmowily, kazal zanosic sie tam w lektyce. Zostawmy wszakze psychologom zagadnienie kopulacji staruszkow. Powrocmy do mlodych. Najwieksza rozpustnica, lobuzerska krolowa Margot (pierwsza zona Henryka IV), chwali sie w swych pamietnikach, ze ja w wieku dwunastu lat uwiodl chlopiec z sasiedztwa, a ona tak zasmakowala we wczesnym seksie, iz wszystkich swoich czterech braci zgwalcila, a przelez trzech z nich w przyszlosci stalo sie krolami Francji, a jeden nawet Polski. Zadnego respektu "barysznia" do brony nie miala. Tej palacowej damie, ktora dwunastoletniego Ludwika zdeflorowala, nalezaloby glowe odciagac, a Mazarini jej jeszcze za ten wyczyn posiadlosc podarowal. I jak tu nie westchnac: O tempom! O mores! Co ia. czasy, co za obyczaje! Zanim Anna de Longueville wciagnela brata do spisku, ten jeszcze sluzyl wiernie Annie Austriaczce i dorobil sie tytulu bohatera narodowego oraz imienia Wielkiego Kondeusza. Byl porywczy i gwaltowny, lecz wspa-lialomyslny. Wychowany bardzo starannie, mial wszechstronne wyksztalcenie. Bywal z matka, siostra i bratem * slynnym salonie de Rambouillet, ktory odegral wielka -ole kulturalna i dal poczatek ogladzie towarzyskiej 'rancji. Bardzo wczesnie zaczal kariere wojskowa, od razu)dznaczajac sie talentami: szybkoscia decyzji i blyskawiczna orientacja. W roku 1643, majac zaledwie dwa-lzies'cia dwa lata, jako naczelny wodz armii francuskiej 31 podczas wojny trzydziestoletniej rozgromil piechote hiszpanska pod Rocroy. W nastepnym roku pod Frybur-j giem pokonal wojska cesarskie. Gdy w 1648 roku wybuchla w Paryzu fronda, kierowana przez jego brata Armanda Conti i siostre Anne de Longueville, stanal jednak po stronie maloletniego Ludwika XIV, krolowej matki i jej kochanka Mazariniego, doprowadzajac Paryz do kapitulacji. Gdy zapragnal usunac Mazariniego, przylaczywszy sie do rokoszan, zostal w 1649 roku uwieziony przez! kardynala. Uwolniony w 1651 roku, stanal na czele froiH dy ksiazecej, a po jej upadku walczyl po stronie hiszpan-, skiej przeciwko Francji. Doprowadzil do pokoju pire-j nejskiego w 1659 roku. Odtad pozostal wierny Ludwikowi XIV. Tak mozna nakreslic w skrocie zyciorys brata Anny de Longueville, naszej amazonki. Lecz zanim Ann na wskoczy na konia i pomknie pobudzac wojsko do dzialania przeciwko Mazariniemu, co ostatecznie zade-4 cyduje o jej losie, bedzie przebywala na krolewskimi dworze jako jedna z honorowych dam krolowej Anny] Austriaczki. Mazarini nie rozumial paryskich dam. One chyba oszalaly. Nie chca balowac, chca wojowac. Wkladaja meskie ubrania, suknie balowe jako niepotrzebny szmelc! rzucaja do kata a czesto i do komina, wskakuja na konie, przyczepiwszy do dekoltu peczek slomy (symbol fronJ dy), z zajadloscia dziewicy orleanskiej Joanny d'Aii probuja wyswobodzic ojczyzne od wrogow. Od jakich! wrogow? Czym im nie dogodzil ten syn rybaka, ministel i prawa reka regentki Anny Austriaczki? Czemu tegoj przystojnego Wlocha tak wszyscy nienawidza? On przel ciez Francje kocha, lud kocha, krolowa kocha; prawda! dosc nietypowo - obdzierajac wszystkich ze skory w imie dogodzenia wlasnym zachciankom. 32 Mazarini - najbogatszy czlowiek we Francji. Az ziw bierze, ze jeszcze niedawno przyzwoitych wlas-ych portek nie mial, nie mowiac juz o sutannie. Ale zdo-yl. Wszystko. Bogactwo, slawe; tylko milosci ludu zdo-yc nie mogl. Szczegolnie znienawidzil go lud, gdy cala woja rodzinke z Wloch do Paryza przy taszczyl - dwie iostry, siedem siostrzenic, dwoch siostrzencow i wszyst-im posady dal, wyksztalcenie, majatki i do Luwru wprowadzil. Zarzucano mu nepotyzm, a on przeciez po prostu ochal swoja rodzine, nic wiecej. Nie rozumie go lud, jego karete blotem obrzucaja, onia z Paryza. No coz, poslusznie ucieknie, potem wro-i jeszcze mocniejszy, a wszystkich niepokornych wrzu-i do Bastylii, bowiem Mazarini nie ma gdzie uciekac: rancja stala sie jego ojczyzna. Wszystko bedzie dobrze, wystarczy tylko maloletniemu Ludwikowi XIV wladzy de dawac i krolowa trzymac w posluszenstwie. W Luwrze, w pokojach krolowej pija herbatke trzy isoby: Anna Austriaczka, Charlotta de Montmorency i Ania de Longueville. Ludwik XIV dyskretnie spoglada na palia Charlotte, matke Anny de Longueville. Interesujaca isoba i jeszcze zupelnie nie taka stara. To przeciez ostatnia vielka milosc jego dziadka, Henryka IV. On zna te historie. *** Byl balet. W Luwrze. Wystep urzadzala Maria Me-lici. Ws'rod widzow byl krol. Wsrod wykonawcow mlo-Iziutka, zaledwie szesnastoletnia Charlotta Montmoren-:y. W jakiejs scenie stanela naprzeciwko krola i wy-awszy sztylet, zamachnela sie nim, jakby trafiajac go v serce. Tego wymagala choreografia, lecz w tym mo-nencie Henryk IV istotnie poczul przenikajacy go bol. 33 Psotny bog milosci Amor lecial obok i puscil swa strzal wprost w serce krola, ktory nieprzytomnie zakochal sl w Charlotcie. Nie mogl spac, jesc. Ten smierdzacy, nigdy nie myjacy sie brudas, regularnie zaczal sie kapaa w drewnianym korycie, strzygl swoje dziko rosnace wasa wycial wloski wystajace z nosa, zmienil brudny aksamil ny kolnierz swojej koszuli na koronkowy zabot; slowena ponadpiecdziesiecioletni Henryk IV, majacy blisko dwi tysiace kochanek na koncie, zakochal sie po raz ostata w zyciu w szesnastoletniej damie palacowej swej malzonki. Postanowil zrobic ja swa naloznica, zeby zamknal buzie zazdrosnej malzonce, urzadzajacej mu piekielil awantury z powodu kolejnych oblubienic, postanowi w celu kamuflazu wydac Charlotte za maz za takiego mefl czyzne, dla ktorego kobiety sa pustym dzwiekiem, to znaczy za swego siostrzenca, Henryka Kondeusza. Bji on homoseksualista i Henryk IV, logicznie rozumuja! mial nadzieje, ze nie bedzie mu robil problemu z "udci stepnianiem" mu swej zony. Tym bardziej ze Henr(TM) w lot chwytajacy polityczne intrygi wyraznie wszystki zrozumial i zazadal stosownej rekompensaty czy honorarium, nazywajcie to, czytelnicy, jak chcecie. Krol wyplJ cil znaczna kwote, dal siostrzencowi dobra posade, palal i, naturalnie, mogl liczyc na jego wyrozumialosc. A ten oszust jeden, ani myslal udostepnic Charlotty krolowi Robil trudnosci. Malo tego. Wywiozl Charlotte do oddaj lonej znacznie od Paryza posiadlosci. Sam z nia nie spi a krolowi nie pozwala! Rozwscieczony krol, na granic! obledu z milosci niezaspokojonej, przebrawszy sie za chlopa z wiazka chrustu na plecach, zza krzakow sledzi Charlotte w jej posiadlosci. Dwadziescia siedem kilometrow dwa razy w tygodniu przejezdzal, zeby ujrzec ukoi chana. Postanowil wykrasc ja mezowi, skoro ten satrapj ilowa nie dotrzymuje i nawet, o zgrozo, ponoc poczul mak kobiecego ciala, z homoseksualnych sklonnosci rezygnujac. Wieczne problemy, drogi czytelniku, z tymi,niepelnymi" homoseksualistami, biseksualistami nazywanymi. W zaden sposob nie moga sie zdecydowac, co m bardziej smakuje - meskie czy zenskie cialo i jak ju-laszowie zdradzaja jednych i drugich. Charlotta nawet nie sprzeciwila sie, zeby krol ja wy-cradl z mezowskiej posiadlosci. Lecz przebiegly Konde-isz, dowiedziawszy sie w czym rzecz, wsadzil zone do carety i pomknal z nia do Brukseli, gdzie poprosil o azyl) olityczny. Henryk IV rwie wlosy z brody i ostrzy miecz. Gotow est isc na wojne jak Grecy pod Troje, by oswobodzic Charlotte i zrobic z niej... ba, nawet krolowa, przeciez I Maria Medici mozna wziac rozwod. Dowiedziawszy;ic, co sie swieci, zrozumiawszy, ze nawet urodzenie icznych dzieci jej nie pomoze, Maria Medici, jak nam wiadomo, zorganizowala spisek przeciwko mezowi. Kil-ca dni przed wyruszeniem na wojne krol umiera, razony sztyletem wynajetego zabojcy. Henryk Kondeusz, powrociwszy z Charlotta po smierci Henryka IV do Francji,)rzeszedl do opozycji przeciwko Marii Medici, obwi-liajac ja o smierc meza. Maria musiala przedsiewziac irodki dorazne i Henryka Kondeusza wrzucono do Ba-itylii. Dzialo sie to juz za "panowania" Ludwika XIII. Wowczas to niekochajaca meza Charlotta, nie wiadomo akim przewrotnym duchem natchniona (przeciez meza lie kochala), wymogla na krolu, zeby i ja na znak soli-iarnosci z mezem wsadzono do Bastylii. Ma sie rozu-niec, do jednej celi z mezem. Francja byla zbulwersowala postepkiem tej "patriotki", a wielki Aleksander Du-nas dowcipnie zauwazyl: "Henrykowi Kondeuszowi 35 byly potrzebne cztery lata, zeby w Bastylii nareszcie poczuc smak kobiecego ciala". Istotnie. W Bastylii Char-lotta zaczela rodzic dzieci. Pierwsze dwie ciaze skon-1 czyly sie poronieniami, gdyz zbyt troskliwy straznik zaf wczesnie zamknal zaslone w piecu, Charlotta zaczadzila! sie i omal nie umarla. Nastepne ciaze pomyslnie zakon-J czyly sie porodami. Najpierw urodzila corke (Anne de Longueville), potem za dwa lata syna (Wielkiego Koni deusza), a mlodszy (Armand Conti), ulomny i garbaty,! z twarzyczka podobna do obrazonej malpki lub nadasa-nego dziecka, urodzil sie po dziesieciu latach, gdy rodzi-j na Kondeuszow byla na wolnosci, udowadniajac teze, ze swoboda nie zawsze plodowi sluzy. Po czterech latach Kondeuszowie zostali wypusz-l czeni z Bastylii. Charlotta stala sie nie tylko nadworna dama Anny Austriaczki, lecz jej najlepsza przyjaciolka! obdarzana przez krolowa o wiele wiekszym zaufanieni niz Maria de Chevreuse. Jej maz, Henryk Kondeusa calkowicie zniechecil sie do polityki, zadnych rebelii jul nie urzadzal, bedac w pelni posluszny krolowej i LudwB kowi XIV. Zreszta malo go interesowalo swiatowe zycii i rzadko bywal w Wersalu, calkowicie pochloniety ulepi szaniem i odbudowa swojej posiadlosci - Chantillyi ktora przekazywal rodzinie w spadku, domagajac sie od potomkow, zeby nie zalowali srodkow finansowych ni upiekszenie palacu, co przy jego organicznym skapstwil bylo nawet dziwne. Gdy umarl, Saint-Simon, uczesti niczacy w jego pysznym pogrzebie, powiedzial do jego syna: "Panski ojciec chyba z niesmakiem spoglada na was z gory, ilez pieniedzy wydaliscie na jego pogrzeb! zamiast wlozyc to w Chantilly?!" W koncu na tronie francuskim zapanowal spokoj.) Wszyscy ze wszystkimi sie pogodzili. Fronda wygaslal 36 Mazarini utrzymal swoje stanowisko i bez szwanku wyszedl z opresji. Ioto teraz krolowa, Charlotta i Anna de Longueville pija wspolnie herbatke w apartamentach Anny Austriaczki znajdujacych sie w lewym skrzydle wersalskiego palacu. Zreszta rzecz nie w herbacie, a w tym, ze Charlotta przyszla z corka do krolowej prosic ja o pomoc i sprawiedliwosc. Bowiem skompromitowano jej corke. Ktos zlosliwy, prawdopodobnie panie Montbazon i Maria de Chevreuse, podrzucily w salonie markizy Rambouillet list rzekomo pisany reka Anny. List byl kompromitujacy. Anna de Longueville jest dziwna osoba. Buntowni-:zego ducha wziela zapewne od brata, Wielkiego Kon-leusza. Mogla kochac tylko tych mezczyzn, ktorzy wal-;zyli z bronia w reku za ojczyzne. Takimi mezczyznami)yli: jej maz, ksiaze de Longueville, starszy od niej) trzydziesci lat, kochanek La Rochefoucauld i drugi kocanek Coligny. Dopuszczal to Wersal jeszcze nie do konia zbudowany. Kazda zamezna dama, majaca starego oeza, niemal obowiazkowo musiala miec kochankow, bna jeszcze niezupelnie wie, kogo z dwoch kochankow lajbardziej kocha. Z pierwszym ma syna, ale drugi, mar-zalek Coligny, jest przystojniejszy. Na wszelki wypa-lek nie odmawia swej laski zadnemu z nich, lecz ta dwu-naczna polityka doprowadzila do wielkiej intrygi i nieetycznego skandalu. Pewnego dnia w niebieskim salo-lie hrabiny Rambouillet goscie znajduja na podlodze list nilosny i nader sprosny. I nie jest to wyrafinowany styl Joccaccia, raczej Brantome'a, szesnastowiecznego swin-ucha, ktory z organow plciowych kobiet w "Zywotach 37 pan swawolnych" zrobil ohyde. I nie sa to rozyczki Wschodu czy muszelki Arabii; to zwykla prostota szkaj radna i bezwzgledna. U niego, drogi czytelniku, jakij dowcipnis, korzystajac z nieszczelnosci damskiej ubikaJ cji, przesunal przez otwor ostrze szpady i przekul damid jej wargi sromowe, prawda, ze zbyt rozwiniete, przykul wajac ja do deski klozetowej. A dama, zajeta procedura oprozniania jelit, uklucia nie poczula. Gdy po skonczeJ niu tej czynnosci wstala gwaltownie, zawyla z bolu, pol zostawiajac na sedesie spory kawalek intymnej czesci swego ciala. Ale dosc o Brantomie i jego sprosnosciachl Powracajmy do intrygi. List na podlodze znaleziono, tal jakby wypadl z kieszeni Coligny'ego, a w nim sprosnoij sci co niemiara, a te swinstwa napisane sa reka Anny de Longueville. List, podrobiony jako pismo Anny de Longueville, narobil wiele halasu i wszyscy dworacy w Wersalu sal dzili, ze pisala go, do kochanka. W tym fakcie, naturali nie, nie ma nic zdroznego, zwazywszy ze dworska etyl kieta nakazywala zonie majacej starego meza miec ko4 chanka. Ale styl listu? Tak nie uchodzi! I jesli wy, drodzi czytelnicy, czytaliscie erotyczne listy Jana Sobieskiego! do swojej Marysienki, ktorej "muszeczka" tak go fascyj nowala, ze czytajac je mezczyzni erekcji dostaja, a pania mdleja w "dolku", to w porownaniu do listu, ktory rzeko] mo wypadl z kieszeni Coligny'go, tamte linijki to niej winna dziecinada. W tym liscie, pisanym charakterenj pisma Anny de Longueville, stalo jak byk, jak to jej rozo* wiutka perelka czeka i doczekac sie nie moze, kiedy] wreszcie ja dotknie jurny ostry jezyczek zmijki, zebj rozplynac sie w niebianskiej rozkoszy zespolenia. Jaki rozowe usteczka sa stesknione za glebia ostrego kin-j dzalu, przenikajacego bezdenna grote i penetrujacegcj 38 cazdy zakamarek tej glebi. Co za metaforyka! Czyzby narkiz de Sade ten list pisal? Na Boga, on ma dopiero szesc lat i ciekawie patrzy w Palacu Luksemburskim, *dzie sie wychowywal, jak ksiezna de Berry, kandydatka la krolowa Francji, chodzi po nim nago, pijana jak bela. ^ie mogl w tym czasie napisac czegos podobnego. Poczekac trzeba dziesiec lat, zeby spod jego piora wyrwalo?ie dzikie i szokujace: "Kladz sie, mowie, scierwo! Dupe wyciagnij! Do kogo mowie, zebys swoja rozowiutka lupcie blizej moich slepych oczu wypiela?". Mnisi gwalca dziewczynki, jedza kal i ta koprofagia m sie podoba. Polewaja "danie" wlasna sperma, jak rybe)ialym sosem: "Choc tu, podla! Do ryby pasuje bialy sos. 3atrz, jaki cudowny bialy sos ze mnie sie leje. Liz!". "Stop", jak mowia Anglicy! Dojdziemy do absurdu, esli bedziemy nadal czytac de Sade'a i wrzasniemy histerycznym krzykiem francuskiej pisarki Simone de Beau-/oir: "Pornografia? Tak. Lecz dlaczego tak genialna?". [my gotowi jestesmy wrzasnac donosnym glosem: Luizie dobrzy! Zakazcie czytania de Sade'a. To straszne, to izikie, to nieludzkie, zeby czlowiek tak upodabnial sie lo kloaki. Lecz czytelnik domagal sie de Sade'a i wy-iawcy (polscy rowniez) poszli na kompromis: wykastrowac de Sade'a, odciac mu jaja, a stanie sie przyzwoity. czytasz wiec, czytelniku, polska wersje tego zboczenca nic nie rozumiesz: gdzie tu pornografia? Wszystko jczesane, wygladzone, nabrylantynowane. Ale poczytajcie de Sade'a w oryginalnej, niekastrowanej wersji, a za *lowe sie chwycicie: "Cala godzine calowal i wylizywal ni dupe. Wreszcie przyznal sie w chwili slabosci, ze ibostwia jesc gowno. Do tego celu mialem waze z bialej Dorcelany. Napelnilam ja do pelna. Jak tylko zobaczyl te zdrowa kielbase, lapczywie rzucil sie na nia i zaczal zrec. 39 A ja wzielam bicz z byczych zyl i spuscilam go na jego j plecy, wykrzykujac przy tym straszne sprosnosci. (.M Trzeci klient domagal sie, zebym podczas konsumowal nia gowna wzietego od osiemdziesiecioletniego brudnego starucha, nie tylko smagala jego plecy biczem, lecz szczypala go rozgrzanymi do bialosci cegami, ktore na-i wet w rece trudno bylo trzymac, tak byly rozgrzanenl "Sto dwadziescia dni Sodomy", napisane w Bastyliil w wiezieniu, na dwunastu metrach zwinietego w rulon drobnego rekopisu przez markiza de Sade'a, przemycofl no potajemnie, wydano rowniez potajemnie. I ani jednego egzemplarza w ksiegarniach, a ludzie zabijali sie na czarnym rynku, zeby za horrendalna kwote kupic choc jedna powiesc de Sade'a! Napoleon Bonaparte, otrzymawszy od samego autora wszystkie jego utwory w pieknej skorzanej oprawie, po przeczytaniu jednej strony wrzucil prezent do kominka. Rosyjscy wydawcy, dwa lata temu, natchnieni niesal mowi tym powodzeniem ksiazek de Sade'a za granica, podjeli pionierski trud przetlumaczenia go bez skrotow i publikacji wszystkich jego dziel bez upiekszen. Hardo! wzieli sie do roboty. Jako pierwsza zamierzali wydac jeJ go najbardziej skandaliczna ksiazke "Sto dwadziescia dni Sodomy". Sil starczylo im zaledwie na trzydziesci dni. Wiecej nie dali rady! Wrzasneli: "No nie, to jestniel mozliwe! To przekracza wszelkie granice przyzwoitosci! To ponad sily czlowieka, by kontemplowac ten smrod ludzkiej patologii, utrwalony piorem genialnego pisal rza." Literaturoznawcy w glowe zachodza - do jakiego gatunku literackiego zaliczyc dziela de Sade'a, w ktol rych wszystko jest tak paskudne, ze az piekne! To niJ moze byc pornografia. Pornografia nie zmusza ludzi doi myslenia i refleksji. 40 Pornografia p... cialem, a nie umyslem, nie zanurza sie w dusze, nie serwuje filozofii i nie placze krwawymi Izami, gdy leje sie sperma. Kiedys byc moze ktos bardzo madry i utalentowany napisze monografie o markizie de Sade. Setki tych, co o nim pisali - to skowyt szczeniecia la plamy ksiezyca. Powrocmy do intrygi z listami. W Wersalu jeszcze kilka pan oprocz Anny de Lon-gueville, idac z duchem czasu, wiodlo swobodne zycie erotyczne. I wsrod nich byla pani de Montbazon, macocha Marii de Chevreuse, o kilka lat mlodsza od swej pasierbicy, tak ze byly kolezankami, na per ty. Montbazon byla przeciwienstwem Anny de Longueville, lecz tylko zewnetrznie. Anna -fertyczna blondyneczka o turkusowych oczach; Montbazon - kruczowlosa brunetka. Obie z ognistymi temperamentami. Montbazon byla gora, gdyz ciagle odbijala jej kochankow. Robila to z czysto kobiecej zlosliwosci, zeby dokuczyc rywalce. Odbila jej nawet meza. Markiz Longueville przestal sypiac z zona, spedzajac noce z pania Montbazon. Annie to nie przeszkadzalo (swobody wiecej miala), lecz jej duma cierpiala. Erotyczne potrzeby Montbazon byly tak wielkie, ze jeden czy dwoch kochankow jej nie wystarczalo. Byli jej potrzebni na gwalt, w doslownym tego slowa znaczeniu, dorazni kochankowie na jedna lub dwie noce. A gdy Wersal juz wyczerpal swe mozliwosci w dostarczaniu jej "byczkow", Montbazon, schowawszy do kieszeni swa dume, zajela sie lokajami. Pewnego razu nastapila wielka kompromitacja, kiedy jeden z wersalskich kawalerow, zauwazywszy drganie okiennej zaslony, a wiatru 41 wtedy nie bylo i wszystkie okna byly zamkniete, wyjal szpade i zamierzal przekluc to cos, co drgalo - w przekoj naniu, ze zaczail sie tam szpieg Mazariniego. Jakiez byld zdziwienie wszystkich, gdy na znak jednej z dam odslonieto zaslone i ujrzano we framudze okna dwa przywarte do siebie ciala z opuszczonymi do kolan pantalon nami, niepomne na nic! Byla to Montbazon i jeden z lo-j kajow. Afront na calego! "Ja rozumiem - powiedziala jedna z wersalskich dam - nietuzinkowa potrzebe seksu pani de Montbazon, ale dlaczego we framudze okna, prawie na widoku u wszystkich?". Kawaler rezonowal: "Gdy nas ogarnia namietnosc, inne czesci ciala, z mozgiem wlacznie, juz nie pracuja". I oto ta Montbazon, ktorej milosc do intryg dorownywala potrzebie uprawiania seksu z kim i jak sie da, byle czesto, postanowila zgubic Anne de Longueville, podrzucajac jakoby przez nia napisany pornograficzny list, ktorego zawstydzilby sie sam markiz de Sade. Anna Austriaczka zmusila Montbazon, zeby publicznie przeprosila Anne de Longueville i jej matke. Wyznaczono dzien. Zebraly sie damy i kawalerowie, zeby obejrzec ciekawe widowisko, jak to dumna Montbazon bedzie w obecnosci krolowej ponizac sie i przepraszac Anne de Longueville. Montbazon przyszla w jakiejs dziwacznej sukience, w jeszcze bardziej dziwacznym kapelusiku, po ktorym plynely bursztynowe stateczki ze srebrna kotwica. W rekach trzymala olbrzymi wachlarz, a na nim ogromnymi literami byl napisany tekst przeprosin. Zrobilo sie cicho jak w grobie. Montbazon, niby analfabetka nieznajaca jeszcze wszystkich liter, zaczela czytac, jakajac sie, mylac litery, robiac pauzy tak dlugie, ze zakrawalo to na kpiny. Wreszcie, nie dokonczywszy tekstu, glosno sie za-42 miala i wybiegla z sali. Anna de Longueville utonela we zach, Charlotta rowniez, znowu zostaly osmieszone. Po-degly do Anny Austriaczki i powiedzialy, ze nie sa usa-ysfakcjonowane przeprosinami, a raczej zbulwersowa-le drwinami pani de Montbazon. Anna Austriaczka -lolowa, regentka - ma mnostwo spraw panstwowych, jeszcze widmo nowej, tym razem ksiazecej frondy nad-iaga na Francje. Nie ma czasu uczestniczyc w palacowych intrygach. Obiecala tylko Charlotcie, ze wydali dontbazon, jesli spotkaja w takim miejscu, gdzie ta be-Izie z corka. Spotkaly sie przypadkowo w cukierni, do-:ad krolowa zaprosila Charlotte z corka. A tam Montba-;on czekolade pije i ciastka z apetytem przegryza. Krolowa natychmiast poslala kamerdynera, zeby powiedzial v jej imieniu Montbazon, izby natychmiast opuscila cu-dernie. A ta glucha udaje i na cala cukiernie krzyczy, ze ma rowniez przesyla jej wysokosci pozdrowienia, lecz isobiscie szacunku nie moze okazac, gdyz ogluchla od wczorajszego wieczoru i nic nie slyszy. A jesli kamerdy-ler napisze slowa krolowej na papierze, to przeciez nie irzeczyta ich z powodu swego analfabetyzmu, co wczo-aj udowodnila. Uslyszawszy odpowiedz kamerdynera, Vnna Austriaczka, wsciekla, opuscila cukiernie. Za nia Toczyly nie mniej wsciekle Anna de Longueville i Char-otta. Na drugi dzien na rozkaz krolowej kareta wywiozla Montbazon do jej wiejskiej posiadlosci. A druga fronda rzeczywiscie sie zaczela. I udzial v niej wziely trzy amazonki: Anna de Longueville, jej izwagierka, Klementyna - zona Wielkiego Kondeusza, Montpensier, corka Gastona Orleanskiego, ktory byl ro-lzonym bratem Ludwika XIII i wnukiem wielkiego Hen-ykaIV. 43 *** Anna de Longueville, starsza od swego brata Wielkiego Kondeusza o dwa lata, a dziesiec od drugiego brata, Contiego, wychowywala sie w kregu Palacu Ram-bouillet, ktorego atmosfera przeniknieta byla sztuka i wyj rafinowana erotyczna miloscia. Ojciec bardzo wczesnie wydal ja za maz za starszego od niej o trzydziesci laj ksiecia de Longueville, Bourbona z linii Orleanskiejj Stosunki ze starym mezem od poczatku przerodzily sid w tkliwa przyjazn, to znaczy - rozmawiajmy, szanujmy,] sie i nie spijmy ze soba. Kazde z nas ma swoje kochanki] i swoich kochankow. Jest to bardzo wygodna forma] malzenskiego wspolzycia - ani awantur nie ma, ani zazdrosci, ani wielkich namietnosci. Cicho, spokojnie i grzecznie. Oprocz Coligny'ego, ktory w koncu zginal! w pojedynku, honoru swej kochanki broniac, po nie-] szczesliwym falszywym liscie, Anna goraca miloscia da-] rzyla pisarza i satyryka, ktory zostawil swiatu swoja zlote mysli w postaci "Maksym", Francois de La Roche-j foucauld. Ten dla ukochanej napisal taki oto dwuwiersz:] Zeby zdobyc jej serce, zwrocic na mnie jej oczy, Z krolami boj toczylem, z bogami bym toczyl-No tak, wojowal z krolami, bo Anna wciagnela go w polityczna awanture. Kochanek bedzie aktywnym uczestnikiem drugiej, ksiazecej frondy. I choc nie zostawi nigdy swojej zony i splodzonych z nia osmiorga dzieci, i majac liczne kochanki, do konca zycia bedzie kochal tylko Anne trudna i wyczerpujaca miloscia, spleciona z dwoch diametralnie przeciwstawnych uczuc: goracego uwielbiania i dzikiej nienawisci. La Rochefoucauld byl zazdrosny. Zdrad nie wybaczal. Gdy Anna zdradzila go 44 z pieknym mlodziencem de Nemours, o wiele lat od niej mlodszym, z ktorym dzielila milosc w polowych warunkach zakurzonego namiotu lub w krzakach pod ogniem nieprzyjaciela, La Rochefoucauld ja zostawil. *** Majac pietnascie lat, przezyla Anna wielki szok, ktory na cale zycie pozostawil w niej pietno: kazn goraco przez nia kochanego wuja Henriego de Montmorency. Scieto mu glowe. Sprawil to wszechmocny kardynal Richelieu, ktory panicznie bal sie spiskow przeciwko sobie, a poniewaz szpiegow mial duzo i wszedzie, kazda taka proba konczyla sie dla spiskowcow kleska. Winowajcom odcinali glowy. Juz odcieto glowe kochankowi Ludwika XIII Cinq-Marsowi; krol, zmuszony do podpisania wyroku smierci, bedzie oplakiwal swego kochanka, zalewajac sie rzewnymi lzami i trzymajac jego odcieta glowe na swoich kolanach, jak pisalismy. Jest to jeszcze jeden paradoks historii, gdy krolowie z racji stanowiska musza czynic to, przeciwko czemu buntuje sie ich serce. A jeszcze mowia o absolutyzmie! Ledwie zdazyl Ludwik XIII pochowac swego i Marion Delorme kochanka, a juz Richelieu podsuwa mu nastepny wyrok do podpisu: sciac glowe Henriemu de Montmorency, bratu naszej Charlot-ty i wujowi Anny de Longueville. Henri z Gastonem Orleanskim, krolewskim bratem, zorganizowal spisek przeciwko kardynalowi. I ten wyrok krol podpisal, bowiem byl calkowicie ulegly kardynalowi i swego zdania nie mial. Gaston Orleanski, naturalnie, wyszedl z opresji calo. Jego nigdy nie karano za wszystkie spiski, ktore organizowal przeciwko kardynalowi i swemu bratu. Richelieu 45 tylko zmuszal go, by ogladal kazn swoich kolegow-spi-j skowcow. Marszalek i par Francji Henri de Montmoren-j cy przejawil niezwykle mestwo, dowodzac wojskami Gastona Orleanskiego, lecz w 1632 roku, w bitwie pod! Castelnien, wzieto go do niewoli, prawie umierajacego,] tak byl podziurawiony kulami wroga. Leczyli go dluga i skrupulatnie jedynie po to, aby postawic przed sadem i wydac na niego wyrok smierci. Richelieu, ciezko chory, wlasciwie dogorywajac na lozu smierci, mobilizowal cala swoja sile woli, zeby nie umrzec przed kaznia mar-J szalka. Nie mogl odejsc do nieba, uprzednio nie odprawiwszy Henriego de Montmorency do piekla. Taka jua zajadla mial nature ten oryginalny kardynal, wpadajacy w jakis dziwny trans, gdy biegal dookola stolu, jak galopujacy kon. Kocieta rozmnazaly sie na jego biurku, przy ktorym pisal madre rozkazy i wydawal wyroki smierci. 1 Henri de Montmorency byl dumnym czlowiekiem. Podczas rozprawy sadowej nie zwalal winy na rzeczywistego winowajce rebelii, Gastona Orleanskiego, i calaj wine wzial na siebie. Uwazal, ze byloby to ponizej jego godnosci, gdyby usprawiedliwial sie i probowal pomniejszac swa wine. Uslyszawszy wyrok - sciecie glowy -gorzko sie usmiechnal i rozkazal uszyc sobie biale atlasowe ubranie, wlozyl na szyje medalion z portretem Anny Austriaczki, w ktorej byl zakochany, i napisal testament. Anna de Longueville dostala od wuja jego biurko,; przy ktorym pozniej, gdy stanie sie frondystka, bedzie pisala rozkazy. Gdy Henri de Montmorency szedl na sciecie, usmiechal sie, idac na szafot, poglaskal kota, ktory nie wiadomo jak przemknal sie na wiezienny plac. Spokojnie zdjal z lancuszka zloty zegarek brylantami wysadzany i podarowal go katowi: "Celuj nie w kark, a prosto w szyje -46 (oprosil. Nie morduj mnie niecelnymi ciosami". Kat iwnal glowa i, mimo ze katom nie wolno rozmawiac ze kazancami, wyszeptal przez otwor w masce "Nie martw ie, ksiaze, wszystko bedzie jak trzeba". A nieopodal imierajacy Richelieu, pollezac w karecie, bo juz nie nogl siedziec, z satysfakcja patrzyl, jak piekna glowa narszalka, ulubienca wielu kobiet, odpadla od karku. "No, teraz moge umierac" - wyszeptal bladymi ustani. "Nie ryj jamy drugiemu" - mowi przyslowie. Z glowa samego Richelieu we Francji beda nie lada dopoty. Po smierci w 1642 roku cialo kardynala ukryto, (oniewaz obawiano sie zbezczeszczenia jego zwlok. Po dlku latach, gdy emocje opadly, kardynal zostal pocho-vany w krypcie kaplicy na Sorbonie. Nie dane mu jed-lak bylo spoczywac tam w spokoju. Pod koniec XVIII vieku, podczas rewolucji grob otwarto, a szczatki kardy-tala tlum rozdarl na kawalki. Ocalala tylko glowa, ktora chowal pewien rzemieslnik. Sprzedal ja pozniej za piec-Iziesiat frankow. W 1866 roku kupil ja francuski minister (swiaty i ponownie umiescil w grobie kaplicy na Sorbonie. Glowa Richelieu, zanim znalazla spokoj, dowoli po-?awila sie cholota. No coz, "Nie ryj jamy..."...A moze yranow dosiega po prostu sprawiedliwosc boska? Anna de Longueville ciezko przezyla smierc wuja. iVpadla w czarna rozpacz. Zaczela umartwiac swe cialo, chciala wstapic do klasztoru karmelitanek. Ksieni poglaska ja po glowie, zajrzala w jej cudowne szafirowe oczy, mianujace diabelskim polyskiem zemsty i powiedziala ze imutkiem: "Nie, moje dziecko. Nie jestes gotowa do poko-y boskiej. Najpierw ostudz swoja chec zemsty". Czyz nie wtedy w jej glowce zaswitala mysl o fron-lzie? Do klasztoru pojdzie znacznie pozniej, gdy dowoli lasyci sie zemsta, gdy utraci wszystko, co bylo jej drogie 47 na swiecie: meza, matke, syna, corke; gdy podniesid oczy do nieba i wyszepcze: "I po co ja to wszystko roj bilam? W imie czego pol zycia spedzilam na koniu, ukra wajac sie przed krolewskim poscigiem, spalam pod go-j lym niebem, rodzilam dzieci w okropnych warunkach 4 syna w ratuszu Paryza, gdy wzywalam narod do rebeliiJ na urzedowym stole, przykrytym zielonym suknem. Nid atlasowymi pieluszkami otulalam cialo nowo narodzoJ nego, a zielonym urzedowym obrusem, poplamionyii atramentem". Byla zla matka. Ciagle w ruchu na konni w ucieczce, dzieci wychowywali obcy ludzie i babcia Charlotta. Nie matka je tulila do piersi. Matka gonila za efemerydami; szukala swobody i sprawiedliwosci, jakbjj mozna bylo je zlapac i rozdac ludziom. Charlotta mowila do corki: "Nie wtracaj sie w te polityczna awanture, mogaca wszystkich nas zgubic". Leca w Annie wre duch bojowy jak lawa w Wezuwiuszu i ugal sic go mozna tylko krwia. Slowa matki nie mogly zagasi! tego plomienia. Anna uspokoi sie tylko wtedy, gdy znisz^ czy Mazariniego, a na jego miejsce postawi swego brataj Wielkiego Kondeusza albo ksiecia Conti, brata najmlodi szego. Kondeusz nie chce wystepowac przeciwko krolo* wej, Conti zas jest jak wosk w rekach siostry, inaczej nia ona myslec nie potrafi. Ulomny, malutki, garbaty, czar-niutki jak pchelka, jest smiertelnie zakochany w siostrzd i mimo ze siega jej do kolan, pluje na chodzace plotki! w Wersalu: brat spi z wlasna siostra! O tempora! o, mA res! Wielkie rzeczy toleruje Wersal, libertynizm tu kwiw nie! Lecz kazirodztwo? Kazirodztwo dla katolikow jestj grzechem smiertelnym. Charlotta placze i przekonuja wszystkich, ze te plotki sa nieprawdziwe. Po prostu jel mlodszego syna i jego starsza siostre laczy tkliwe, czysto rodzinne uczucie. Niech i tak bedzie. Z powodu kazi- 48 rodztwa kruszyc kopii nie bedziemy, tylko wplyw Anny de Longueville na ksiecia de Conti jest absolutny. Chcial ozenic sie z corka Marii de Chevreuse, Anna powiedziala "nie" i narzeczenstwo sie rozpadlo. Conti musial sie zenic z siostrzenica Mazariniego, Anna Maria Martinozzi, w ktorej nawet ulomnemu Contiemu zakochac sie bylo trudno. Dama ta bowiem w odroznieniu od swych siostr, byla tak niesmiala i tak zahukana, ze wygladala na sluzaca, ktorej wlozono suknie pani. Wszakze dwoch synow urodzila. Wyrosna z nich znamienici Conti. Jeden z nich niemal krolem Polski zostanie, a drugi prestizowo ozeni sie z corka krola i de La Valliere.Anna wciaga braci w awanture. Conti od razu do frondy przystapil, a Kondeusz marudzi. Nie chce klocic sie z Mazarinim i krolowa, bowiem juz raz siedzial w Ba-stylii, gdy z Hiszpania wojowal przeciwko Annie Austriaczce, ktora jakby zapomniala, iz kilka lat temu uratowal Francje przed Hiszpania. Rozpedzil Hiszpanow pod Rocroy i wracal do Paryza jako bohater narodowy. Mimo ze bardzo Annie de Longueville bylo potrzebne wsparcie brata, to ten na prowokacje nie chcial isc i w politycznej awanturze swej siostry udzialu brac nie zamierzal. Pewnego razu nawet chwycil na placu garbatego zebraka, przyprowadzil go do palacu, wszedl z nim do Anny Austriaczki i, pokazujac nan, powiedzial: "Widzicie, Wasza Wysokosc, jaki garbusek chce pozbawic Was wladzy?" - brata Contiego na uwadze majac. I nawet wystapil zbrojnie przeciwko bratu. Wiele czasu minie i duzo wody uplynie w Loarze, gdy w koncu Wielki Kondeusz dolaczy do siostry i wystapi przeciwko krolowej i Mazariniemu. Nareszcie udalo sie Annie namowic brata. Wielki Kondeusz przeszedl do obozu siostry, powiedziawszy: "No, teraz drzyjcie. Ja 49 ostatni chwycilem za bron, lecz ostatni ja zloze". I do- I trzymal slowa. Kardynal Mazarini zmuszony byl zaczac z nim wojne. Kondeusz wyjechal z Paryza, zebral cztero-B tysieczna armie i, nazywajac siebie dowodca hiszpan-* skich wojsk, mimochodem jakby zartem zajal wszystkie* miasta, ktore zabral mu Mazarini. Wowczas Ludwika XIV, namowiony przez kardynala Mazariniego, wydaM na Kondeusza wyrok smierci. Kondeusz stal na czelfl frondy ksiazat; walczyl z dowodca krolewskich wojskl Henrim de Turenne'em. I bodaj po raz pierwszy WielldH Kondeusz poniosl porazke. Wojska de Turenne'a natarly! z takim impetem, ze armia Kondeusza nie byla w stanie* im sie przeciwstawic. Uratowala Wielkiego Kondeusza' szalona amazonka Mademoiselle (Jas'nie Panienka). NiJ uratowalo to jednak Wielkiego Kondeusza od ostatecz-i nej kleski, choc uratowalo mu zycie. Kardynal Mazarini jednak zwyciezyl frondystow. I wowczas wszystkich trzech: Wielkiego Kondeusza, ksiecia Conti i meza An-j ny, ksiecia de Longueville, na rozkaz Mazariniego, ktory uzgodnil to z Anna Austriaczka, wtracono do Bastylii. Gdy siepacze przyszli aresztowac Kondeusza, drwiaco I zapytal: "Mam nadzieje, ze tam nie jest zimno?". I w ten sposob trzech przywodcow frondy, lwa, lisa 1 i malpe, jak nazwal Gaston Orleanski Kondeusza, de Longueville'a i Contiego, zakuto w kajdany. Annie jako aktywnej uczestniczce frondy tez grozil areszt. Uprzedzila jednak zandarmow, ktorzy wtargneli do jej palacu z zamiarem aresztowania. Wskoczyla na konia, w jednej rece trzymajac pistolet, w drugiej syna, pomknela do Anny de Breze, siostry polskiej krolowej Marii Gonzagi, a ta wywiozla ja z Paryza do swego tajemniczego domku, ukrytego w gaszczu lasu. Syna zostawila pod opieka Anny de Breze. O mroku zjawil sie u niej w domku kawaler 50 'rancois de La Rochefoucauld epatujacy Paryz swymi,Maksymami", w ktorych utrwalil zlote mysli typu:,Skrajna nuda moze stac sie rozrywka", albo "Prawdzi-va milosc jest jak duchy. Wiele o niej sie mowi, ale nikt ej nie widzial", albo swintuszac: "Erotyczna wyobraznia jobudza organy plciowe". W tym milosnym domku, przeznaczonym nie dla po-itycznych rozmow, przy akompaniamencie slowiczych reli omawiaja plany dalszych dzialan. Mimo aresztowana przywodcow frondy nie zamierzaja skladac broni. Ustanawiaja dzialac dalej. Anna pojedzie do Normandii tam wznieci rebelie przeciwko krolowej, a potem ze zbuntowanym narodem wyruszy na Paryz. Czas pozbawic Anne Austriaczke regentury, a na jej miejsce trzeba Dostawic Gastona Orleanskiego, ktory od dawna marzyl, iby zostac krolem, albo brata Anny, Wielkiego Konde-jsza, ktory przeciez jest ksieciem krolewskiej krwi, albo nawet Conti. To nic, ze zewnetrznie nie jest majestatyczny, maly, nawet z lekkim garbem. A malo to bylo w swiecie garbatych krolow? A Ryszard III ile jest warty? To prawda, ze ostatnio niektorzy niepoprawni esteci-histo-rycy garb mu wyprostowali i przed czytelnikami - w licznych monografiach -jawi sie zgrabny, prosty jak cyprys. Nie wierzcie, drodzy czytelnicy, tym falszerzom historii. Ryszard III byl garbaty. Dowiedziawszy sie, ze Anna umknela, Anna Austriaczka skierowala za nia poscig kilku pulkow gwardii. Gwardzisci depcza doslownie po pietach frondystce. Pewnego razu podeszli do jednego z zamkow, gdzie schronila sie Anna. Gospodarz szybko przebral ja za sluzaca, dal do rak koszyk na prowiant i wyprawil przez tylna brame niby po zakupy na targ. Anna na piechote przeszla kilkanascie kilometrow, nocujac za dnia w lasach, w no-51 cy kontynuujac wedrowke, az dotarla do portu Pourwill, gdzie czekal na nia wynajety statek. Lecz nie udalo sie jej dotrzec na statek zakotwiczony kilkanascie metrow od brzegu. Szalal sztorm, silny wiatr przewracal lodke. Marynarz, ktory po nia przyplynal lodzia, objal ja i ruszyl wplaw w strone statku. Lecz natychmiast porwala go fal la. Anna z trudem wyplynela na brzeg. Kilka razy bedzie podejmowala desperackie proby dotarcia na statek, lecz nadaremnie. Zrezygnowana, ruszyla pieszo wzdluz brzegu. W pewnej wiosce za swoj brylantowy pierscionek kupila konia. "Pol krolestwa za konia" - krzyczal bohater Szekspira. Annie bez konia grozila albo niechybna smierc, albo uwiezienie przez depczacych jej po pietach] krolewskich gwardzistow. Udalo sie jej dotrzec do zamku, ktorego gospodarz byl w przeszlosci jej kochankiem. Ukryl ja i pomogl wynajac statek, zeby odplynela do Holandii. A tam ksiaze Oranski, przyszly krol Anglii, i jego zona Maria, przyjeli ja ze wszystkimi honorami, podziwiajac jej smialosc i walecznosc. Przyszlej angielskiej krolowej, ktora zabrala ojcu Jakubowi II tron, bylo na reke, ze we Francji sa rozruchy, wzniecane przez smiala Anne de Longueville. Anna, gdy troche odetchnela i podreperowala urode, ruszyla do Bordeaux, gdzie grupowala sie cala opozycja wobec Mazariniego, z zona Wielkiego Kondeusza wlacznie. Wielce nieszczesliwa byla ta kobieta, siostrzenica kardynala Richelieu. Maz jej nie kochal. Ozenil sie, ulegajac naciskom swego ojca, lecz nie bez oporow. Bedac zakochanym w pani de Vigean i obiecujac jej malzenstwo, dlugo opieral sie decyzji ojca, ktory dwoil sie i troil, zeby udowodnic kardynalowi Richelieu, ze jego syn o niczym innym nie marzy, jak tylko o ozenku z jego 52 iostrzenica. "On tak plonie checia zawarcia tego zwiaz-|D, ze spac nie moze" - donosil kardynalowi. A jego syn;pac nie mogl z innej przyczyny. Pocil sie nad aktem re-entalnym, w ktorym stwierdzal, iz zostal zmuszony do slubu. Stanowilo to podstawe do pozniejszego rozwodu. Przypuscmy, ze kardynal umrze, rozumowal, ojciec przestanie sie go bac i ja, majac akt rejentalny, latwo moge ivziac rozwod i ozenic sie z ukochana Marta de Vigean.!,ecz postawmy pytanie inaczej: co czuje mloda zona v pierwszych dniach miodowego miesiaca, ktorej maz nysli o rozwodzie? Plakala biedna Klementyna de Breze, iiostrzenica Richelieu - mala, brzydka, z nieciekawa figura, lecz pragnaca milosci, jak kazda normalna kobieta. \ poniewaz jej uczucie do meza bylo nieodwzajemnio-le, rzucila sie w inna skrajnosc, polityke, i zaczela wystepowac przeciwko Mazariniemu i Annie Austriaczce. ^Jie bylo innego wyjscia, jak tylko aresztowac niewierna joddana. Anna Austriaczka z bolem w sercu wydala roz-caz, aby osadzic Klementyne z jej siedmioletnim syn-tiem w areszcie domowym. Po smierci kardynala Richelieu Wielki Kondeusz, zgodnie z wczesniejszym postanowieniem, zaniosl akt rejentalny do kardynala Mazariniego. Chce wziac rozwod z niekochana zona. Mazarini go wysmial, akt rejentalny porwal i poradzil, by zajal sie biedna opuszczona zona, a nie szukal szczescia Bog wie gdzie. "Wszystkie niewiasty, podobnie jak koty, sa jednakowe - oswiadczyl. - Nie ma po co z deszczu pod rynne wlazic". Slowem, okrutny Mazarini nie pozwolil Wielkiemu Kon-deuszowi ulozyc sobie zycia. Marta de Vigean nie zgodzila sie na role metresy. Poszla do klasztoru karmelitanek i jesli wy, drodzy czytelnicy, czytaliscie lzawa powiesc Honore de Balzaca "Tajemnica ksieznej de Cadi-53 niac", to wiecie, co czuje kochanek, stojacy przed zamknieta cela ukochanej, wcisnietej po wieczne czasy w mul ry klasztorne. Nienawidzil bardzo Wielki Kondeusz zony i nie wia-domo kiedy, chyba w jakas pijacka noc, przy zamglonej swiadomosci, splodzil z nia syna, przyszlego potwora! Henriego de Bourbona, o ktorym Dumas powiedzial: "Zly syn, okropny maz, nikczemny ojciec". Ale teraz, gdy Wielki Kondeusz jest w Bastylii, jego osmioletni syn siedzi w nogach matki i bawi sie olowia-w nymi zolnierzykami, a prawdziwi zolnierze, szesciu dorodnych Szwajcarow, ochrania sypialnie Klementyny i codziennie raporty Annie Austriaczce skladaja: "Wszystko w porzadku, Wasza Krolewska Mosc, baba siedzi cicho, i haftuje, rebelii nie wznieca, uspokoila sie z kretesem".! "W razie czego, gdyby probowala ucieczki, strzelac" -Anna Austriaczka daje swym gwardzistom surowy naJ kaz. Lecz nie na darmo istnieje przyslowie, ze gdzie diabel nie moze tam babe posle. Malutka Klementyna, wiecznie gubiaca na podlodze w Wersalu obcasy zbyt wyso-. kich bucikow, ktore mialy podwyzszyc jej wzrost, przejawia nie lada spryt. Nie ma rady na chytrosc kobiety. Przypomnijmy, jak w otoczonym szczelnym kordonem wojsk i strazy Oktawiana Augusta mauzoleum, gdzie mysz by sie nie przeslizgnela, Kleopatrze udalo sie przemycic jadowita kobre w koszyku z figami, ktora ja usmiercila. A tu przeciez chodzi o wolnosc, glowka pracuje w trojnasob. Klementyna przebiera sie w suknie sluzacej, przez okno wciagajac osmioletniego synka ogrodnika; sluzaca w nocnej koszuli Klementyny kladzie sie do lozka, a sama Klementyna z synkiem umyka przez okno, spuszczajac sie po linie tradycyjnie splecionej z przescie-54 radel. A za sciana palacu Chantilly juz czekaly na nia szybkie konie i mocna kareta. Oficer strazy jak zwykle, wedle rozkazu krolowej, co pietnascie minut zagladal do pokoju Klementyny. Obrazek prawie idylliczny. Mama spi, przykryta sobolowa kolderka, syn u jej lozka olowianymi zolnierzykami sie bawi. Donosza krolowej, ktora nie wiadomo dlaczego jest niespokojna: "Wszystko sv porzadku, Madame, Klementyna spi jak susel". Az Icnelo cos krolowa. Kazala natychmiast sprawdzic loz-co. Odrzucili koldre, a tam, chytrze sie usmiechajac, lezy sluzka Klementyny. Sama zas pani uciekla. I od razu pogalopowala do Anny de Longueville, do Bordeaux. Zjednoczyly sily, rozwinely energiczna dzialalnosc, poslow zagranicznych niczym ministrowie przyjmowaly. Wszyst-rie kraje, ktore chcialy obalenia Mazariniego niech sla swych przedstawicieli do Anny de Longueville i Klementyny, zony Kondeusza -oglosily. Amazonki byly wzepojone entuzjazmem, nienawiscia, duchem bojowym, i jesli kochaly mezczyzn to tylko takich, ktorzy staneli i nimi wspolnie do walki za wolnosc nasza i wasza. Kle-nentyna znalazla takich kochankow. Nie zamierza gnic v abstynencji plciowej, bez meza, ktory nawet bedac na wolnosci, nie rozpieszczal jej uczuciami i seksem, a ko-riece serce nie kamien. Kobiecie tez po trudach wojen-lych zachciewa sie zazyc szczypte oslody cielesnej. Gdy skonczyla wojowac, a fronda definitywnie upad-a, umozliwiajac powrot krola, regentki i Mazariniego do 5aryza, mogla bezpiecznie wrocic do swej posiadlosci Zhantilly. I tu zdarzyl sie straszny skandal, ktory osta-ecznie rzucil ja w mury klasztorne. Nie majac zamiaru:ierpiec z powodu niedosytu seksualnego, Klementyna yziela sobie od razu dwoch kochankow podlego rodowodu. Jeden byl jej lokajem, a drugi paziem. Konkuro-55 wali ze soba i byli zazdrosni o ksiezne. Pewnej nocy caly palac zadrzal z powodu ogromnego halasu. WydawaM sie, ze nastapilo trzesienie ziemi. To paz i sluga bili sie na szpady, nie umiejac podzielic sie ksiezna. Nie zwracajad uwagi na nic, przewracali meble, niszczac wszystko, cd znajdowalo sie w pokoju. Lala sie krew, rozbijaly sie lu-j stra, demolowano umeblowanie. Faworyci ksieznej byli w amoku. Rzecz sie wydala i maz, Wielki Kondeusz, zamknal najpierw zone w domowym areszcie, a potem wyj wiozl ja do odleglego klasztoru. Skandal w Palacu Chan-j tilly dotarl do Wersalu. Wszyscy byli zszokowani i ksiezJ na nie wzbudzala litosci dworzan. Zdrada nie byla grzechem w libertynskim Wersalu, lecz po co sie tak komproj mitowac? Sludzy to tez mezczyzni, jesli juz dopuscilo sie do tego, by stali sie kochankami, to przynajmniej trzeba to bylo robic dyskretnie. Po co wzbudzac taka zazdrosc,] tak ponizac szlachte, zeby pozwolic slugom pojedynko-j wac sie. Monopol na to mieli przeciez tylko "urodzeni". Zreszta Ludwik XIV zabronil pojedynkowania sie. Naj-f bardziej pikantne bylo to, ze ksiezna, zobaczywszy jak jej kochankowie zadaja sobie rany szpadami, rzucila sie miedzy nich i otrzymala ciezka rane w piers. Omal nie stracila zycia. Maz jej nie wybaczyl i trzymal w klasztorze do smierci. A i syn nie spieszyl sie matki z wiezienia wyzwalac. Zmarla wiec Klementyna w klasztorze, nieszczesliwa amazonka, siostrzenica kardynala Richelieu, ktory ja tak zawiodl. Przeciez twierdzil, ze "we Francji zajmowac sie miloscia jest latwo i przyjemnie". *** Nadszedl czas gorzkiej refleksji dla Anny de Longu-eville, zastanawiania sie, czy wszystko dobrze zrobila 56 w swym zyciu? Czy nie popelnila kardynalnego bledu? Ze zgryzoty zmarla jej matka, znamienita Charlotta de Montmorency, ostatnia, trudna milosc Henryka IV. W duzej mierze do jej smierci przyczynily sie dzieci, i przede wszystkim Anna de Longueville. Dowiedziawszy sie, ze jej synowie i ziec sa aresztowani i siedza w Bastylii, Charlotta udala sie do parlamen-m i zaczela sie domagac elementarnego przestrzegania)rawa: albo niech jej synom przedstawia oficjalne zarzu-y i udowodnia ich wine, albo niech natychmiast wy-juszcza z Bastylii. Parlament nic nie mogl zrobic. Na vszystkie jego postanowienia krol nakladal veto. Tylko?n, a raczej Mazarini, mogl zadecydowac o losie jej sy-low. Charlotta pojechala do krolewskiego palacu. Zo-tala przyjeta przez krolowa. Ta ubolewala, oswiadcza-ac, ze nic nie ma przeciwko Charlotcie, lecz jej dzieci [opuscily sie zdrady krola. Obiecala wszakze zlagodzic lobyt synow w Bastylii. Istotnie. Mogli pic tam wino,;rac w karty, lecz nie byla to zasluga krolowej. Bastylia lyla dosc liberalnym wiezieniem, nie takim strasznym, ak mowiono. W kazdym razie tak bylo za czasow Ludwika XIV. Synowie juz nigdy matki nie zobaczyli. Kilka ini po wizycie u krolowej Charlotta zmarla. Byla abso-utnie zdrowa, nie cierpiala na zadna chorobe, oprocz horoby duszy. Mozliwe, ze jest to niszczycielska choro-ia, gorsza od raka. Zdazyla przed smiercia napisac do orki list, konczacy sie slowami: "Kochana corko, pomysl i smierci". Kilka godzin przed smiercia przed oczyma Charlotty irzemknal obraz z przeszlosci: Galopuje na koniu, uczest-dczac w polowaniu, nadjechala na krzaki, w ktorych v chlopskim ubraniu ukrywa sie Henryk IV z wiazka hrustu na plecach. Przemaszerowal kilkanascie kilome-57 trow, zeby tylko ujrzec swoja ukochana. Nadjechala z rozwianymi wlosami, gniewna i zasyczala mu w twarz: "Co? Mnie szpiegowac? Tego nigdy panu nie wybacze"; - uderzyla konia biczem i odjechala, a on stal zalosnyj z opuszczona glowa, wielki krol, niewolnik swego uczu-l cia, ktorego lekkomyslna kokietka nie potrafila docenic, i Byc moze inaczej potoczylyby sie jej losy i inna bylaby historia Francji, gdyby Charlotta wowczas ulegla! i odpowiedziala na szalencza milosc wielkiego krola, j I W 1672 roku zginal bezmyslna smiercia jedyny syn Anny de Longueville. Wydarzenia potoczyly sie w ten oto sposob. Kondeusz walczyl przeciwko NiderlandomJ W pewnym momencie, dowodzac ta operacja, doszedl] do wniosku, ze musi cofnac sie, zeby nie dopuscic do niepotrzebnych strat w ludziach. Gdy zolnierze wchodzie li do barki, z tylu rozlegl sie czyjs krzyk: "Wujku, poczekajcie na mnie, inaczej bede musial plynac za wami".; Kondeusz odwrocil sie i zobaczyl swojego siostrzenca,! syna La Rochefoucauld i Anny de Longueville. Rozkazal! wioslarzom zatrzymac sie. Wzieto mlodzienca na poklad. Lecz kilku napastnikow zaczelo strzelac. Mlody Longueville, rozwscieczony tym, wyskoczyl z barki i za^j atakowal napastnikow, krzyczac: "Nie ma litosci dla tych kanalii". Wystrzelil z pistoletu i zabil nieprzyjaciel skiego oficera. W odpowiedzi otrzymal kilkanascie kul. Zginal na miejscu. Bitwa rozpoczela sie na nowo. Zginelo dwudziestu Francuzow. Rozwscieczony Wielki Kondeusz wstrzymal wycofywanie i rozkazal atakowac. Bitwe wygral, wrogowie uciekli, lecz zycia mlodemu Lom guevillowi juz nie przywrocisz. Jego cialo przetranspor-58 towano na drugi brzeg rzeki, przywiazawszy je do grzbietu konia i odwieziono do matki. Anna de Longue-ville zauwazyla, ze synowi brakuje malego paluszka u lewej reki. Nie byla to wina Holendrow. Francuscy zolnierze, nie mogac sciagnac z palca zabitego pierscionka z brylantami, odcieli go. Kilka tygodni wczesniej Annie zmarla corka, nastepnie matka, a teraz syn. Za co los ja tak przesladuje? Wszyscy jej kochankowie, ktorzy kiedys ubostwiali ja i doslownie umierali z milosci do niej, stawali sie jej wrogami. La Rochefoucauld znienawidzil ja do konca zycia za zdrade z mlodym hrabia de Nemours. k i ten zostawil Anne dla pani Montbazon, jej wroga. Dlaczego tak sie dzieje, ze nikomu z bliskich - ani krew-lym, ani kochankom, ani mezowi Anna nie dala szczescia? "To demoniczna kobieta" - mowiono o niej. Nie na dla niej nic swietego w zyciu, oprocz jakiejs niereal-lej milosci do Ojczyzny. Walczy, nie dlatego ze jest wielka patriotka, ale by zrobic na zlosc tym, ktorych lwaza za wrogow: Annie Austriaczce, Mazariniemu i na-ret krolowi. Nie umiala kochac swych dzieci, nie okazywala im nilosci i rzadko je widywala. Czy wlasnie nie na tle nie-losytu milosci macierzynskiej jej syn mial kompleks idypa? Kochal tylko starsze kobiety, o wiele starsze od liego, bedace prawie w wieku jego matki. Zakochal sie w zameznej marszalkowej La Ferte, nial z nia syna Karola, caly majatek mu zostawil. Druga vielka jego miloscia byla znana kurtyzana Ninon de.anclos, madra, urocza, bezwzgledna, inteligentna pi-awka, przyjazniaca sie z sama Maintenon. Niegdys, gdy)yla mloda, a Maintenon byla tylko pania Scarron, byly ak dalece nierozlaczne, ze spaly w jednym lozku. Po-em, gdy Maintenon zaczela krolowac w Wersalu, a Ni-59 non w paryskich salonach, ta pierwsza przestala zapraszac przyjaciolke do swoich wersalskich apartamentow,] lecz niezmiennie korespondowala z nia jeszcze wiele lat; Paryska kurtyzana nie bala sie ani diabla, ani Boga i gdy krolowa Anna Austriaczka zazadala, by natychmiast uda-j la sie na pokute do klasztoru, Ninon z rozbrajajaca bez-i czelnoscia powiedziala komisarzowi policji, ktory wre-i czyl jej pisemne zadanie krolowej: "Poniewaz krolowa] nie pisze, do jakiego klasztoru mam sie udac, dajac m<>balic swego brata. Kiedys byl zakochany w Marii Gon-:adze, przyszlej krolowej Polski, ktora wyszla za maz za Wladyslawa IV Waze, i nawet mial zamiar z nia sie oze-iic. Maria Medici udaremnila te zamiary, aresztujac Ma-ie Gonzage, a Gaston Orleanski jak zwykle wyszedl na wm dobrze. Dwukrotnie byl zonaty, drugi raz z milosci, ierwszy raz zmusili go do tego brat i matka. Kiedy on,?ojekujac i udajac chorego, lezal w lozku, jego corka za-:zela energicznie dzialac. Wskoczyla w meskim ubraniu la konia, pogalopowala do ratusza i smialo zazadala dwu ysiecy ludzi ze strazy miejskiej i natychmiastowego rtwarcia bram Paryza, zeby wpuscic wojska Kondeusza. 67 Gubernator, speszony takim obrotem sprawy, nie wie-; dzial jak ma postapic. Oswiadczyl, ze namysli sie. Wowczas Mademoiselle zaczela nawolywac ludzi. Zgromadzil sie tlum. Wymachujac bukietem ze slomy, wyjetym ze swego stanika, Mademoiselle krzyczala: "Obywatele! Niechaj ci, ktorzy nie sa za Mazarinim, wezma sloma i ida za mna". W Mademoiselle wstapil duch bojowy! i swiecie wierzyla, ze wyzwala Francje. I tyle bylo w niej przekonujacej sily, tyle entuzjazmu, ze lud pobiegl doi stajen wyciagac peki slomy i wsadzac ja do swoich bu-^ tow, krzyczac ksiezniczce, zeby prowadzila ich na boj z tyranami. Gubernator przestraszyl sie i ulegl Mademoi-j selle. Bramy miejskie zostaly otwarte. W towarzystwie! kilku ludzi podazyla na przedmiescia Saint-Antoine. Pi drodze zobaczyla jadacego na koniu w towarzystwie oflj cerow La Rochefoucauld w bialym plaszczu, zalanegd krwia, z pokiereszowana, zakrwawiona twarza, z wiszacymi jak na nitce okiem. Podtrzymywalo go dwoch oficerowi W walce wraz z Wielkim Kondeuszem La Roche-! foucauld zostal ciezko ranny - strzal z muszkietu uszko*j dzil mu oczy. Opatrzywszy mu rany, ksiezniczka ze swo4 im oddzialem, uzbrojonym w kosy i inne prymitywne naj rzedzia, ruszyla w strone Bastylii, rozkazujac wszystkiej armaty, zwykle zwrocone w strone Paryza, skierowac] tam, gdzie bil sie z krolewskimi wojskami KondeuszJ i dac ognia. Zdziesiatkowane oddzialy Kondeusza bez przeszkody weszly do Paryza. Sam wodz byl w zalosnym staniej w pogniecionej zbroi, ze szpada w reku, w zakrwawione] i podartej koszuli. Nie zwracajac uwagi na rany i krewi podszedl do Mademoiselle i z galanteria pocalowal jaj w reke: "Pani uratowala mi zycie" - powiedzial. Byl ta pozorny sukces. Wkrotce wojska krolewskie zwycie-l 68 zyly. Mademoiselle ucieknie wowczas na prowincje,>>dzie bedzie cicho siedziala przez piec lat. A na razie:aly lud byl przystrojony w slome. Wszedzie krzyczano "Precz z Mazarinim". Mer Paryza Le Ferre podal sie do Jymisji. Wieczorem Mademoiselle tanczyla na balu, a Wielki Kondeusz, ktory nieco sie ogarnal, szeptal jej do ucha: "Jaka by z Pani byla dobra krolowa" i dziekowal za uratowanie mu zycia. *** Kondeusz, uratowany przez Mademoiselle, tym razem nie osiagnal zwyciestwa. Turenne go zwyciezyl. Anna Austriaczka postanowila zawrzec pokojowy uklad z klanem Kondeuszow. Obiecala, ze nikt nie bedzie ukarany za udzial w rebelii. Bylo to mydlenie oczu. Wraz z Mazarinim juz od dawna postanowila aresztowac wszystkich przywodcow frondy, czekala tylko na sposobny ku temu moment. Kiedy nadszedl, w jej palacu goscila Charlotta, zdziwiona chlodnym przyjeciem krolowej, a takze tym, ze ta ciagle opuszczala oczy, nie chcac spojrzec jej w oczy. "Synu - zwrocila sie wieczorem do Wielkiego Kondeusza - czuje moje matczyne serce, ze krolowa cos knuje przeciwko tobie, badz ostrozny" i opowiedziala o chlodnym przyjeciu u krolowej i o jej konsternacji. Wielki Kondeusz wysmial obawy matki, lecz jednak postanowil udac sie do Mazariniego i wymoc, zeby kardynal dal mu pisemna gwarancje, iz nie zostanie aresztowany i represjonowany. Mazarini, zamaszyscie piszac gesim piorem, osobiscie wygotowal taki dokument i umocnil go krolewska pieczecia. Oto jego tresc: "Daje slowo honoru ksieciu Kondeuszowi, ze zgodnie 69 z wola krola i wedlug rozkazu krolowej, matki i regentki, ze zawsze bede bronic interesu ksiecia. On smialo moze miec we mnie swego pokornego sluge. Zrobie wszystko, zeby zasluzyc na to. Kardynal Mazarini". A nazajutrz...,! wiezienie! Dalsze losy naszej amazonki byly takie. Ta corka Gastona Orleanskiego, brata Ludwika XIII, byla najbogatsza we Francji niewiasta. Szesnastu narzeczonych przyjechalo z roznych krajow prosic o reke m bardzo szpetna kobiete o wygladzie grenadiera francuskiej armii, z krzaczastymi brwiami, dlugim nosem i plaska figura. Lecz kogo by zrazaly takie drobnostki, je-sli niewiasta bogata jak sam Krezus. Mieszka w Palacu Luksemburskim, jezdzi kareta zaprzezona w osiem koni] i jada obiady przy jednym stole z Ludwikiem XIV. Kazdy by uwazal za wielki zaszczyt stac sie mezem Madei moiselle. Ale ona nikogo nie chce, wszystkich kandydat tow wyprosila ze swego palacu, odprawila z powrotem do ich cieplych czy zimnych krajow, bowiem Mademo^ iselle byla zakochana tylko w jednym mezczyznie. Byli nim dworak Lauzun, ekskochanek markizy Montespaaj Milosc jej jest trudna, namietna, szalona. Bo taki juz Ma* demoiselle ma charakter - kochac albo nienawidzic na smierc. Lauzun, mlodszy od Mademoiselle o cale pietnascie lat, jeszcze nic nie wie o uczuciach Marii Anny, czter-j dziestodwuletniej panny, ktora z uporem maniaka wbila sobie do glowy, ze za nikogo oprocz Lauzuna za maz nia wyjdzie. Zmarla zona polskiego krola Wladyslawa IV Wazy. Wdowiec wyslal do Paryza poslanca z sekretna misjaj czy nie wyszlaby za niego Mademoiselle? Demonstra] cyjnie odwrocila sie na piecie i pogardliwie wzruszyla 70 ramionami: "Jeszcze czego? Stawac sie krolowa takiego malutkiego, lilipuciego krolestwa, jakim jest Polska? Jeszcze czego!". Po smierci Henrietty Angielskiej Ludwik XIV proponowal, by zostala zona Filipa Orleanskiego i tez odmowila, i to nie dlatego ze nie imponowal jej maz homoseksualista, ale dlatego ze nieprzytomnie byla zakochana w Lauzunie. Lecz ten kawaler, majacy ogromne powodzenie u kobiet, nawet najmniejszej uwagi na Mademoiselle nie zwracal. Nie jest to problem dla Marii Anny. Skoro Mahomet nie przyszedl do gory, to gora sama pojdzie do Mahometa. Poszla wiec do Lauzu-na i powiedziala wprost: "Kocham pana. Chce pan byc moim mezem?". Mademoiselle byla twarda niewiasta, niedomowien i owijania rzeczy w bawelne nie lubila. Ona czy na wroga, jak podczas frondy, czy na przyjaciela, czy na kochanego mezczyzne prze wprost, jak czolg za sowieckich:zasow. Kamuflaze i umizgi nie dla niej. Mademoiselle lie ponizy sie do szeptow i polslowek, kawaler powinien oyl docenic taka smialosc. Lauzun, ktorego az przewracalo od brzydoty Mademoiselle, jak dobry bankier szybko w pamieci podliczyl, jaka fortuna nan czeka, jesli spowinowaci sie przez to malzenstwo z krolem. Przeciez Mademoiselle jest kuzynka Ludwika XIV. Zgodzil sie. Teraz trzeba tylko prosic o wyrazenie zgody Ludwika XIV. Mademoiselle usiadla, by napisac list do krola. Bardzo lakoniczny, lecz niezwykle bogaty w pochlebstwa. Oto jego tresc: "Wasza Krolewska Mosc zaskoczona bedzie moja prosba: chce wyjsc za maz. Rzecz to jest zwyczajna, ze nie mozna ganic ludzi, ktorzy pragna sie pobrac. Wybor swoj skierowalam na pana de Lauzun. Szczegolnie przypadly mi do gustu jego zaslugi oraz oddanie dla Waszej Krolewskiej Mosci". 71 Krol musial wyrazic zgode, nie tyran przeciez, chociaz za Gaskonczyka, zwyklego szlachcica, ksiezniczka krolewskiej krwi za maz wychodzi. Przydalby sie zamojski ksiaze, ale... A dalej zaczynaja sie dla nas, zwyklych smiertelnikow, dziac rzeczy niezrozumiale. Krol naruszyl swoje! slowo. Pozwolenie na zamazpojscie Mademoiselle wy-; cofal, a Lauzuna wrzucil do wiezienia. I nie na kilka tam marnych tygodni, jak marszalka Richelieu za uwiedzenie I ksiezniczki Burgundzkiej, a na cale dziesiec lat. Przy czy-na? Najblahsza. Lecz z blahej rzeczy w Wersalu wyra-| staja zawsze zlozone intrygi. Zanim Mademoiselle poznala i zakochala sie w Lau-zunie, ten zaliczyl w Wersalu juz sporo kochanek, jedna z nich byla markiza Montespan, a druga pani de Monaco. Te damy mialy wspolne cechy, ktore zawsze impono-i; waly Lauzunowi: byly ladne i dowcipne, az do bolu, do! granic zlosliwej szyderczosci. No i najwazniejsza ich cecha - obydwie byly kochankami krola. Konkurowac w dziedzinie milosci z samym krolem, czy nie jest to] przyjemne lechtanie swej proznosci? I niewazne, ze kroli nawet nie domyslal sie, iz obydwie jego kochanki zdra-j dzaja go z takim robaczkiem jak Gaskonczyk Lauzunj z zubozalej szlachty. Lauzunowi wystarczala sama swia-j domosc, ze tak jest. Potrafil platac krolowi rozne figle i chichotac do woli, gdy doprowadzal Ludwika XIV dos absurdalnych sytuacji. Pewnego razu, podkupiwszy wer-^ salska sluzaca Montespan, wszedl pod jej lozko, zeby! podsluchac rozmowe krola ze swoja metresa dotyczaca] nominacji Lauzuna na dowodce kawalerii, o co prosil] krola i Montespan. Trudno ten fortel zaliczyc do psotj Lauzuna; raczej byla to rozpaczliwa desperacja, grozaca odcieciem glowy, jesliby krol dowiedzial sie, kto lezy 72 aod lozkiem jego kochanki w tym czasie, kiedy on dziarsko wywija penisem. Lauzun dlatego tak szybko zaczal w Wersalu rosnac iv sile i miec dostep do krola, bo mial zacnego wuja, marszalka de Grammont. Wkrotce, mozna rzec, stal sie nawet faworytem krola. Otrzymal stanowisko dowodcy)ulku dragonow i moglby na tym poprzestac. Lecz przeciez apetyt wzrasta w miare jedzenia. Lauzun chce byc wielkim mistrzem artylerii i dokucza krolowi, by mu dal o wakujace stanowisko. Krol, znuzony naleganiem Lau-suna, cos mu tam obiecal, zastrzegajac jednak, ze jest to la razie tajemnica, o ktorej nikt nie powinien wiedziec, oidwik XIV obawial sie negatywnej reakcji ministra wojny Louvoisa. Niezaleznie od tego, Lauzun poprosil iwoja kochanke, Montespan, zeby poparla go u krola i ta)biecala to uczynic. I oto teraz Lauzun lezy pod lozkiem narkizy Montespan w czasie, gdy krol uprawia z nia nilosc. Co za nerwy u kawalera! Najmniejszy halas, ka-;zel, kichniecie, mogly zdemaskowac podgladacza i scie-:ie glowy bylo murowane. Notabene, cwierc wieku poz-liej, jego krewniak, Armand Lauzun, bedzie trzydziesci izesc godzin stac w szafie Izabelli Czartoryskiej podczas jorodu ich dziecka, syna Konstantego. I tez ani razu nie dchnal, nie wyjawiajac przed mezem Izabelli swojego niejsca pobytu, chociaz w szafie bylo pelno salopek i la-vendy. Taki oto rodzinny hart ducha u Lauzunow, swia-owych kawalerow tamtej epoki. Lauzun bardzo byl za-viedziony, gdyz okazalo sie, ze Montespan nie tylko nie wprosila krola o stanowisko dla niego, lecz wrecz od-vrotnie, wyrazala sie o nim nadzwyczaj negatywnie:.Wasza Krolewska Mosc, to pyszalek, zarozumialec, do-obkiewicz i w ogole powinien zostac wydalony z Wer-Gdy krol i Montespan po milosnych praktykach wrocili na sale balowa, Lauzun wylazl spod lozka, kuta otrzepal i tez powrocil na sale. Tam, tanczac z Montespan, zapytal ja o swoja prosbe. Ta mu odpowiedziala, ze: prosila krola, zeby uczynil go dowodca artylerii i krol obiecal. "Ach, ty klamczucho" - szyderczo zasmial sif Lauzun i, bolesnie chwytajac ja za ucho, slowo w slowo powtorzyl wszystko, co o nim naplotla krolowi. Zdumieniu i zdziwieniu Montespan konca nie bylo. Skad sie dowiedzial, jesli w sypialni oprocz niej i krola nie bylo nikogo? To pytanie bardzo nurtowalo obojga: ja i krola. Z pania de Monaco, ktora mimo goracych obietnic i slow milosci zdradzila go z krolem, Lauzun postapil okrutnie, nastapil z cala sila butem na jej dlon. Pewnego razu Lauzun dowiedzial sie, ze jego kochance de Monaco krol wyznaczyl schadzke w jednym ze swoich wersalskich intymnych, niekrepujacych po-, koi, do ktorego wchodzilo sie po kretych schodach, odij dalonych od glownego korytarza. Naprzeciwko byla ubi-l kacja. Lauzun wlazl tam i przez szparke sledzil, kiedy.; krol wejdzie do pokoju, w ktorym nie bylo jeszcze panii de Monaco. Krol wszedl, pozostawiwszy w drzwiach klucz, zeby pani de Monaco bez pukania i przez nikogd niezauwazona mogla tam wejsc. Lauzun wylazl ze sweJ go ukrycia, przekrecil zamek i zabral klucz. Po czym] znowu ukryl sie w ubikacji. Pani Monaco zdziwila sia nieco nie zobaczywszy klucza w drzwiach, lecz pomyl slala, ze krol w roztargnieniu wzial go ze soba. Zaczela pukac do drzwi i prosic krola, zeby przez dolna szparke! w drzwiach dal jej klucz. Krol zaczal wyjasniac, ze oa jest zamkniety nie wiadomo w jaki sposob i klucza nia ma. Klucza nie zabieral. Zdziwiony, zniecierpliwiona 74 i oburzony krol poradzil pani de Monaco, zeby szukala przy drzwiach, prawdopodobnie wypadl. Zaczeto poszukiwania. Krol w pokoju, pani Monaco przed drzwiami. Narobiono halasu. Krol nie mogl wyjsc z pokoju, pani Monaco bala sie zdemaskowania, bo juz nadchodzili sluzacy i ciekawskie damy. Randka milosna sie nie udala. A w ubikacji, zaciskajac reka usta, dlawil sie ze smiechu psotnik Lauzun. Na drugi dzien zemscil sie niewiernej kochance. Bedac w goscinie u swej narzeczonej, Grande Mademo-iselle, i widzac, ze damy dla ochlody polozyly sie na kamiennej podlodze, nastapil butem na dlon de Monaco, postal tak chwile, po czym powiedzial: "Och, przepraszam, zdaje sie, ze dotknalem pania". Pani de Monaco, cala spurpurowiala, nie wiadomo czy ze wstydu, czy bolu, odwrocila sie od Lauzuna. *** "Jezyk moj, wrog moj" - mowi przyslowie. Takim wrogiem dla Lauzuna stal sie jego jezyk, nie umiejacy trzymac tajemnic. Krol go prosil, zeby nikomu nie mowil o tym, iz otrzyma nominacje na dowodce artylerii. Krol musial miec czas, zeby przygotowac do tej nowiny ministra wojny Louvoisa, nienawidzacego Lauzuna. A ten tymczasem rozglosil po Wersalu te nowine i wsciekly minister wojny poszedl do krola z ultymaty wnym: "Albo ja, albo Lauzun". Dodal takze, ze nie ma zamiaru wspolpracowac z tak awanturniczym typem, jakim jest Lauzun. "On taka rewolucje przeprowadzi w artylerii, ze rozbiegnie sie cale wojsko i armaty nie pomoga" - udowadnial krolowi. Naturalnie, krol wybral Louvoisa i odwolal swoja decyzje dotyczaca Lauzuna. 75 Lauzun polecial do krola. Tam, bryzgajac slina z oburzenia, zlamal szpade o kolano i nie przebierajac w sio* wach, podniesionym glosem oswiadczyl, ze nie bedzie sluzyl krolowi, ktory zmienia decyzje niczym balowe re^ kawiczki, a dane przezen slowo nic nie znaczy. Wzburzony i bardzo zdenerwowany krol chwycil laske i za-* mierzal sprac Lauzuna na kwasne jablko. Chwile pozniej, opanowal sie, laske wyrzucil za okno i powiedzial: "Nie, nie uderze szlachcica!". Niedawno krola kilka dni dreczyly wyrzuty sumienia, bowiem gdy zauwazyl, jak sluga do swoich kieszeni laduje z wazy cukierki przeznaczone dla pan, spral go laska po plecach, a potem, zawstydzony, pobiegl do spowiednika prosic o pokute. Krol przestrzegal dobrych obyczajow, jego kodeks nie przewidywal bicia slug czy szlachcicow. Lac mozna bylo tylko uczniow. Specjalny rozkaz krola glosil, ze w celach wychowawczych nauczyciele moga gimnazjalistow przywolywac do porzadku linijka czy rozgami. Na drugi dzien Lauzuna aresztowano i wtracono do Bastylii. Mademoiselle szalala z rozpaczy, a on tam wcale niezle czas spedzal. Zaprzyjaznione damy w koszykach na suchary wino mu przemycaly, ze skazancami w karty gral. Siedzial tam niczym w kurorcie. W dzien meczennika udawal, wieczorem wino pil i wygrywal od skazancow duze sumy. Przyszedl na przyklad kat, bj| prowadzic skazanca na sciecie glowy. A ten nan wrzasnie: "Panie, dokad tak sie spieszysz? Daj dograc partyjke z panem Lauzunem. Napij sie wina i poczekaj!". Kat tez czlowiek, maske z twarzy zdjal, kielicha wychylil; czel kal, pozwalajac skazancowi jeszcze pare luidorow do Lauzuna przegrac, zanim poprowadzil go na plac stracen. 76 Siedzi tak sobie Lauzun w Bastylii w pelnym komforcie, a krol wyrzutami sumienia sie meczy. Choc trudno przyznac sie krolowi, lecz w glebi duszy czuje, ze niesprawiedliwie z Lauzunem postapil. Przeciez istotnie obiecal mu dowodztwo artylerii, a potem, slowa nie dotrzymawszy, obietnice cofnal, a gdy kawaler sie oburzyl z tego powodu, za zlamana szpade i za slowa - pelne wprawdzie jadu i dynamitu - wtracic go do Bastylii rozkazal. Despoci tez czasami maja wyrzuty sumienia. Ludwik XIV szukal sposobu, by udobruchac Lauzuna i zrekompensowac mu swoje uniesienie. Zaproponowal mu posade komendanta krolewskiej gwardii. Dla formy Lauzun jeszcze grymasil, nie od razu sie zgodzil, zeby krola pomeczyc, po czym, nie przeciagajac struny, lekko otrzepawszy surdut z aresztanckiego kurzu, pognal do swej gwardii, postanowiwszy nowa liberie wlozyc pozniej, gdy bedzie z Mademoiselle sie zenic. Tak wlasnie. Bowiem krol targany wyrzutami sumienia i swiadom krzywdy wyrzadzonej Lauzunowi, zezwala w koncu na ozenek z Mademoiselle. Jest rok 1670. Lauzun ma swietlana przyszlosc. Jest dowodca oddzialu wojsk krolewskich, ma sie ozenic z najbogatsza panna w krolestwie, stac sie czlonkiem krolewskiej rodziny. Czy mozna zyczyc wiecej? Najlepsza wrozka na swiecie nie dalaby tyle dobrodziejstw naraz. Lecz wrogowie nie drzemia, a tych Lauzun ma mnostwo. Montespan, Louvois, ksiazeta Kon-deusz i Conti. Psuja szyki w karierze i zyciu osobistym kawalera. Zzera ich zawisc. Zwyczajna ludzka zawisc, ktora niejednego czlowieka zjadla w historii swiata. Codziennie do krola chodza i, nie dajac spokoju, szepcza rozne paskudztwa o Lauzunie. I jak szpade o kolano zlamal, odmawiajac posluszenstwa krolowi, i jak chce wlezc do rodziny krolewskiej - ten ubogi Gaskonczyk, 77 jak najlepszymi ziemiami Francji przez ozenek chce zawladnac, a w ogole, czy krol nie boi sie umocnienia wladzy takiego szalonego awanturnika, dla ktorego in*j trygi i niskie pobudki sa chlebem powszednim? "Niebezpieczny i zuchwaly to osobnik" - szeptano krolowi ze wszystkich stron. I ten sie poddal. Rozkazal aresztowac Lauzuna, tym razem na dobre, na cale dziesiec lat. Przei caly rok upojony sukcesem Lauzun niczego sie nie do4 myslal. Przygotowywal sie do slubu z Mademoisellei1 szyl sobie nowy aksamitny stroj, nowe liberie slugom, chcial dopasowac date slubu do dnia urodzin krola. Noj i doigral sie! Kronikarze, biografowie, historycy beda go potem obwiniac za to, ze zwlekal. Dlaczego natychmiast po otrzymaniu krolewskiej zgody na slub nie chwycil Mademoiselle pod pache i nie pognal z nia do kosciola? Czyzby nie wiedzial, ze zdania krola zmieniaja sie jak paryska pogoda? No nie, nie jestesmy sklonni za wszystko obwiniac Lauzuna. Zawinila przede wszystkim jedna osoba -krol z jego despotycznym absolutyzmem. No bo w jakim kraju, w jakim imperium, oprocz niepoprawnej Francji, mozna bylo bez sadu, bez oficjalnego aktu oskarzenia, trzymac czlowieka przez dziesiec lat w wiezieniu? W listopadzie 1671 roku niczego nie podejrzewajacego Lauzuna wsadzono do Bastylii, zeby po uplywie kilku dni przewiezc go do oddalonego i bardzo surowego wiezienia Pignerol, gdzie wrzucono go do lochu. Stanowisko dowodcy gwardii krolewskiej oddano panu de Lu-xemburg. Siedzi w ciemnicy Lauzun bez mozliwosci widywania kogokolwiek, bez swiadomosci, za co go spotkala taka kara, przygnebiony doszczetnie i bojac sie nawet myslec, co go czeka w przyszlosci. Mozna sobie wyobrazic stan czlowieka, ktory w okamgnieniu zostal zrzucony z takiej wysokosci. 78 Grande Mademoiselle szalala. Malzenstwo z Lauzu-nem umknelo jej sprzed nosa, jeszcze silniej doskwiera jej dziewictwo. Psioczy na ojca, na krola, na Konde-uszow, nienawidzi Montespan i, zalewajac sie lzami, lka na swym lozku: "Tu, tu, moglby lezec ze mna, gdyby nie zawisc i nie egoizm moich wrogow". Nie ma zamiaru czekac z zalozonymi rekami. Zaczyna energicznie dzialac. Domaga sie audiencji u krola, obwinia go, ze zepsul jej zycie, domaga sie oswobodzenia narzeczonego, natychmiast. Krol delikatnie pociesza swa kuzynke, lecz decyzji nie zmienia. *** Siedzi Lauzun w ciemnicy, mizerny i plochy, a mozg intensywnie pracuje. Musi nawiazac kontakt z innymi wiezniami, jesli chce przezyc. Udalo mu sie otwor w scianie zrobic i nie mamy zamiaru zaprzatac czytelnikowi glowy, jak udalo sie to uczynic przy takim srogim rezimie wieziennym? Nie wiemy, podejrzewamy, ze udalo sie przekupic straznikow. Tez przeciez sa ludzmi i chca swoj chleb z maslem zjesc. Realnie - Lauzun spotkal sie w wiezieniu z ministrem Ludwika XIV Foucauetem, aresztowanym i skazanym na dozywocie za naduzycia i za to, ze mial palac bardziej okazaly od krolewskiego. Opowiedzial Lauzun eksministrowi swa historie i to, jak pod lozkiem markizy Montespan lezal w tym czasie, gdy krol ja pieprzyl, nie chcial Foucauet w te brednie wierzyc. Opowiedzial mu Foucauet o zagadkowym wiezniu, od czterdziestu lat mordujacemu sie w tych lochach, i teraz Lauzun w te brednie nie chce wierzyc. Ale jedno i drugie to prawda. Tajemnica "zelaznej maski" do dzis nie jest calkowicie i wiarygodnie wyjasniona, choc wer-79 sji jest mnostwo. Opowiemy najbardziej, jak nam sie wydaje, przekonujaca wersje. Wlasciwie maska nie byla zelazna. To romantycy ja zmienili w zelazna, zeby jesz* cze bardziej mrocznie tajemnica brzmiala. Maska byla aksamitna, w dolnej czesci umocowana na sprezynach, by mozna bylo jesc nie zdejmujac jej, bo pod zadnym pozorem wiezniowi nie wolno bylo pokazac twarzy. Nawet leczacy go lekarz nigdy nie widzial twarzy swego pacjenta. Czlowiek w zelaznej masce zjawil sie w wiezieniu Pignerol, gdzie teraz siedzi Lauzun, w 1680 roku. Za rok, na rozkaz przelozonych, komendant twierdzy Saint Mare, nominowany na gubernatora wyspy Swietej Mar-garyty zabierze wieznia ze soba. Obchodzono sie z nim z wielka czcia, jakby byl to czlowiek z arystokracji. Jadal1 na srebrnych talerzach i kuchnia jego byla wykwintna, niewiezienna. Ubieral sie w wytworne ubrania z koronkowymi zabotami, gral na gitarze. Straznicy i sam komendant wiezienia bardzo grzecznie z nim rozmawiali, stojac prawie na bacznosc. Przebywal w wysokiej celi z jednym oknem wychodzacym na morze. W jej drzwi byly wmontowane trzy grube kraty. Komendant Saint Mare czesto przebywal z wiezniem, lecz do celi nie wchodzil, a rozmawial z nim, stojac w drzwiach. Nieszczesny wiezien kilka razy usilowal uciec ze swego wiezienia czy zawiadomic swiat o swoim istnieniu. Pewnego razu na srebrnym talerzu, na ktorym przynoszono mu jedzenie, gwozdziem, ktory nie wiadomo w jaki sposob znalazl sie w jego posiadaniu, wydrapal kilka zdan i wrzucil talerz do morza. Pewien rybak wylowil talerz i przyniosl go do komendanta twierdzy. Saint Mare odczytal to, co bylo na nim wydrapane i zbladl. "Czy wiesz, co tu jest napisane?" - zapytal rybaka. "Nie umiem czytac" - odpowiedzial rybak. "Czy oprocz ciebie jeszcze 80 ktos widzial talerz?" - zapytal go komendant. "Nie - odpowiedzial rybak -gdy tylko znalazlem go, od razu przynioslem Waszej Wielmoznosci". "Dobrze - odpowiedzial komendant. - Dziekuj Bogu, ze nie umiesz czytac" -i wypuscil rybaka bez zadnej nagrody. Minelo kilka miesiecy. I nagle do komendanta przyszedl jakis czlowiek, i przyniosl koszule z cienkiego plotna, na ktorej byly widoczne litery pisane sadza z pieca, rozmazane pod wplywem wody. Napisal je wiezien za pomoca kosci kurczatka. Saint Mare zadal znalazcy takie same pytania jak rybakowi. Ten nieostroznie odpowiedzial, ze umie czytac. Na drugi dzien znaleziono go martwego. Z wiezniem w masce obchodzono sie z wielkim szacunkiem, nawet pozwolono mu miec sluge, ktoremu rowniez nie wolno bylo wychodzic z celi. Tak minelo dziewiec lat. W 1689 roku Saint Mare otrzymal rozkaz przetransportowania wieznia do Basty-lii. Czlowieka w zelaznej masce posadzono w lektyce, ktora niosly cztery osoby, a eskortowali ja gwardzisci, ktorym rozkazano strzelac przy najmniejszej probie ucieczki wieznia. Na trasie konwoju znalazla sie posiadlosc Saint Mare. Komendant rozkazal zatrzymac sie w niej na jedna dobe. Sluga, ktory podawal obiad, zanotowal: "Obiad byl podany na parterze w dolnej sali, ktorej okna wychodzily na podworko. Komendant jadl obiad wraz z aresztantem, ktoremu rozkazano usiasc plecami do okna. Byl wysokiego wzrostu, ubrany w wytworne ubranie, byl w masce, ktora w dolnej czesci miala sprezyne, tak ze szczeka mogla swobodnie sie poruszac. Z tylu spod maski wystawal kosmyk bialych wlosow. Saint Mare siedzial naprzeciwko niego, po jego lewej i prawej stronie lezaly pistolety. Tylko jeden sluga uslugiwal przy obiedzie. Ilekroc wychodzil z jadalni, zamykal drzwi na 81 klucz. Gdy nadeszla noc, Saint Mare rozkazal przygotoj wac w jednym pokoju poslanie dla siebie i wieznia, jego przenosne lozko zostalo postawione przy drzwiach. Po drugiej stronie drzwi czuwala straz skladajaca sie z kilku! zolnierzy. Nad ranem wszyscy wstali i znow w wielkiej! tajemnicy kontynuowali podroz." Wkrotce bez przej szkod przybyli do Bastylii. Czlowieka w zelaznej masce odprowadzono do wiezy w lewym skrzydle. Uslugiwal mu sam komendant Bastylii. Wiezien pozostawal tam dej 1703 roku. W wieziennym dzienniku zapisano: "Takiego to dnia i o tej godzinie czlowiek w zelaznej masce poczul sie zle i zmarl o godzinie dziesiatej wieczor". Pochowany zostal na cmentarzu swietego Pawla, znajdujacym sie niedaleko Bastylii. Twarz jego zostala wypalona siarczanem zelaza, zeby po ewentualnej ekshumacji nie mozna bylo zmarlego rozpoznac. Wyposazenie jego celi spalono. Sciany pomalowano wapnem, nawet deski podlogi zdarto i wymieniono. Po tajemniczym wiezniu pozostala tylko gitara. Jak wiadomo w 1789 roku Bastylia zostala zdobyta przez zrewoltowany tlum. Znajdowalo sie w niej zaledwie osmiu aresztantow. Zaczeto szukac sladow "zelaznej maski". Nie znaleziono nic. Doslownie nic. Komus zalezalo, zeby po tym tajemniczym aresztancie, ktory przez trzydziesci dziewiec lat przebywal w wiezieniu, w wiekszosci w Bastylii, nie pozostalo zadnych sladow. Jedyny, to krotka notatka o jego smierci. Napoleona Bonapartego bardzo interesowala tajemnica "zelaznej maski". Rozkazal szczegolowe przeszukanie zrujnowanej Bastylii. W archiwach tez niczego nie znaleziono. Wszystkie papiery i dokumenty zostaly zniszczone. Tajemniczy wiezien wciaz budzil zainteresowanie. Zadawano pytanie -kim byl i dlaczego tak usilnie chroniono tajemnice 82 "zelaznej maski"? Istnieje kilka wersji. Najblizsza prawdy, jak nam sie wydaje, jest relacja marszalka Richelieu, ktory uwazal, ze "zelazna maska" to brat blizniak Ludwika XIV, podobni byli do siebie jak dwie krople wody. Zeby w przyszlosci uniknac dynastycznych awantur i wojen o dziedzictwo tronu, brata blizniaka na prawie czterdziesci lat zamknieto w wiezieniu. Inni twierdzili, ze "zelazna maska" to nieslubny syn Karola II, Monmuth, ktory, jak wiadomo, wystapil przeciwko ojcu zbrojnie i ucieto mu glowe. Rzekomo jednak nie zginal, a zostal przewieziony do Francji i umieszczony w Bastylii. Jeszcze inna wersja glosi, ze "zelazna maska" to syn de La Valliere i krola, ktory zostal uwieziony za to, ze spolicz-kowal delfina, slubnego syna Ludwika XIV. Byla i taka wersja, ze "zelazna maska" to syn Maza-riniego i Anny Austriaczki. Do prawdy chyba nie dojdziemy juz nigdy. Natomiast temat wieznia w "zelaznej masce" wciaz jest wdzieczny dla filmowcow i romantykow. Niemal co roku powstaja powiesci i filmy o "zelaznej masce" w coraz cudaczniej szych wersjach, lecz kogo tak naprawde interesuje odkrycie prawdy, skoro zycie podsunelo tak fascynujacy temat. Z aksamitnej maska przeobrazila sie w zelazna i ta nazwa, dana lekka reka przez Woltera, zgodzcie sie, brzmi zlowieszczo. Do chleba i igrzysk -odwiecznego "jadla" ludu - dolaczyl sie horror! *** Morduje sie Mademoiselle w samotnosci, teskni za ukochanym, lata leca, dziewictwo coraz bardziej jej doskwiera, histerie sie zwiekszaja, rece drza, oko drzy, a z lustra jakies stare czupiradlo patrzy; i pewnego razu 83 Mademoiselle postanowila juz jesli nie przeciac to przynajmniej rozgryzc ten gordyjski wezel - co kryje sie za tak bezprzykladnym okrucienstwem krola? I zrozumiala: krol nie ma powodu jej lubic i poblazac jej kaprysom. Kto, niczym Dziewica Orleanska, pojechal na rebelie do Orleanu? Kto Bastylie bral? Kto armaty z tej Bastylii na krolewskie wojska wystawil? Kto wroga krolewskiego, Kondeusza, uratowal? Naturalnie, tych wszystkich czynow dokonala wlasnie ona, corka Gastona Orleanskiego, i krol za te czyny smiertelnie ja znienawidzil. Nie odda jej dobrowolnie ukochanego! Wiec Mademoiselle postanowila zwyczajnie kupic krola. Zaproponowala krolowi i Montespan: "W testamencie przekaze swoje ziemie i posiadlosci w hrabstwie d'Eu, ksiestwach d'Aumaile i Dombes ich synowi, du Maine'owi, w zamian za wypuszczenie Lauzuna z wiezienia!". "Nareszcie ta stara dziwka zrozumiala, czego od niej chca" - triumfalnie powiedziala Montespan i poszla uradowac syna mila nowina. A poniewaz kilka posiadlosci Mademoiselle notarialnie przekazala Lauzunowi, teraz trzeba spowodowac, zeby ten zrzekl sie tej wlasnosci. Pobladlego w scianach lochu kawalera wyciagneli z wiezienia Pignerol i powiezli do Bourbon niby na leczenie do wod. Pod straza, naturalnie, ale bez kajdankow. W jednej z sal letniska juz zebralo sie towarzystwo: urzednicy, Mademoiselle, du Ma-ine, Montespan. Mademoiselle, gdy zobaczyla narzeczonego, na szyje mu rzucila sie, zandarmow odpychajac. Plakala, patrzac na zniszczona i poblakla twarz niegdys blyszczacego kawalera. "Do czego ciebie te kundle doprowadzily" - rzekla glosno. Montespan udala, ze tego nie slyszy. Odparowywac bylo za wczesnie, Lauzun jeszcze nie podpisal dokumentu. I nie podpisze. Jak uslyszal, ze krol chce go ogolocic z majatku na korzysc swe-84 go nieslubnego syna, oburzony podskoczyl i rece do zandarmow wyciaga: "Macie, zakuwajcie w kajdany, nie zgadzam sie oddawac swoich wlosci". No i odjechal z powrotem do lochow w Pignerol. Montespan wsciekla wrocila i poprosila krola, zeby stworzyl w wiezieniu jeszcze gorsze warunki, o ile to jeszcze mozliwe. I bez tego przeciez kawaler ledwie zipie i dni jego sa policzone. Ale udalo sie! Tak straszne warunki w wiezieniu stworzono, ze Lauzun, zeby juz nie ziemie, ale zywot ratowac, zgodzil sie na warunki Montespan. Znowu wioza go do wod, wzbudzajac w aresztantach niezdrowa zawisc. "Co to za wiezien taki wazny, jesli co dwa tygodnie do wod go na leczenie woza?" - pytaja. Ta ostatnia podroz Lauzuna odbyla sie jesienia 1680 roku. Muszkieterzy pozegnali sie z wiezniem, tak dlugo zadomowionym w ich wiezieniu, cale dziesiec lat. Mademoiselle w swej karecie czekala na ukochanego i pomkneli do Anjou i Touraine, gdzie zezwolono zamieszkac Lauzunowi. A na ziemiach Lauzuna juz gospodarzy du Maine, ubrawszy sie w barwy Mademoiselle. Potem te barwy trzech kolorow, w ktorych dominowal kolor brazowy, przejda na dzieci du Maine'a, co szczegolnie denerwowalo Mademoiselle. Codziennie klela i wyzywala Montespan, krola i ich bastarda, ktorzy ukradli jej najlepsze ziemie. Cztery lata Lauzun spacerowal po tych ziemiach i wszedzie towarzyszyla mu zakochana Mademoiselle. Narobila tyle wrzasku, tyle krzyku, ze ograbiono ja bezlitosnie, a ukochany nie moze swobodnie poruszac sie. Co to za wolnosc, jesli w Paryzu mu nie wolno mieszkac? Pogniewala sie Mademoiselle, gotowa nowa rebelie wzniecic, az krol reka machnal. Co z ta baba zrobic? Zezwolil zamieszkac Lauzunowi wszedzie, lacznie z Paryzem. Jeden wszakze warunek postawil. Nie wolno 85 Lauzunowi zblizac sie bardziej niz dwie mile do miejsca, gdzie krol sie zatrzymal. I jesli zobaczy on z daleka karete krolewska, niech czym predzej pryska w krzaki. Nuda spowodowana wygnaniem wtracila Lauzuna w nalog karciany. Cale szczescie, ze byl dobrym graczem i ciagle wy-1! grywal, bo nie wiadomo, czy darowalaby mu Mademoiselle przegrane. Gral z samym ksieciem Orleanskim w jego Palais-Royal. Moze i szczesliwie ulozyloby sie zycie Lauzuna, gdyby nie jeszcze jedna jego slabostka - kobiety. Jesli mezczyzna jest kobieciarzem, nic i nikt nie wy* zwoli go z tej slabosci. To juz chroniczne. Po dziesieciu latach ciezkiego wiezienia, przygarniety przez kochajaca go Mademoiselle, mieszkajacy w jej palacu, Lauzun nie przerwal swoich milosnych podbojow i ciagle biegal do roznych pan. Mogly byc nawet pokojowkami Mademoiselle, byle byly mlode i ladne i nie przypominaly jego starej kochanki. Codzienne ogladanie nieciekawej fizjonomii Mademoiselle przyprawialo Lauzuna o mdlosci. Mademoiselle jednak byla czujna i ogromnie zazdrosna. Na tym tle wybuchaly miedzy nimi dzikie awantury, podczas ktorych Mademoiselle nie tylko prala kochanka po pysku, lecz drapala mu twarz ostrymi pazurkami. Znudzilo sie biedakowi ciagle narazac sie na smiesznosc, tlumaczenie, ze bawil sie z kotem, kiedy zjawial sie w Wersalu oblepiony plastrami. Dworzanie, zobaczywszy go z twarza cala w plastrach, szyderczo pytali: "Co, znowu, panie Lauzun, pan z kotka sie bawil?". Kilka razy opuszczal Palac Luksemburski i odchodzil. Wowczas Mademoiselle glosno szlochala, lezala z migrena i posylala sluge z przeprosinami do kochanka. Ten powracal, jakis czas byl spokoj, potem wszystko zaczynalo sie od poczatku. Pewnego razu, zastawszy Lauzuna w lozku ze swoja pokojowka, Mademoiselle ostatecznie wyrzucila goi 86 z palacu. A on tym razem przy czolgal sie do niej i przeszedlszy na kolanach przez cala galerie, prosil o wybaczenie. Wybaczyla. Ale pewnego dnia, rozwscieczona ciaglymi zdradami, wyrzucila go na zawsze i nigdy juz wiecej nie pogodzila sie z nim. Umierajac, nie pozwolila siebie odwiedzic i nie chciala slyszec jego imienia. Lau-zun nosil cale zycie w kieszeni jej portret, nawet gdy ozenil sie w wieku szescdziesieciu pieciu lat i zawsze wyrazal sie o niej z wielkim szacunkiem. Saint-Simon uwaza, ze Mademoiselle i Lauzun potajemnie sie pobrali. Jesli tak bylo, to malzenstwo to nie nalezalo do szczesliwych. Wszystkiemu byla winna Mademoiselle ze swa nieumiarkowana zazdroscia. Jak to sie mowi: "Od pozaru, od potopu i zazdrosnej zony, Boze, chron nas!". Prawie nikt w Wersalu nie lubil Mademoiselle za jej wybuchowy, zlosliwy charakter i wielu ucieszylo sie z jej smierci. Lecz ani niebo, ani pieklo nie chcialy przyjac jej do siebie, o czym swiadczy makabryczne wydarzenie z wnetrznosciami tej kobiety. I, jesli trzewia zlosliwej kochanki krola, Montespan, zzarly swinie, to wnetrznosci Mademoiselle podczas pogrzebu wybuchly jak dynamit. Po kosciele powialo niesamowitym smrodem, kobiety mdlaly, inni uciekali w poplochu, a ksieza jak tchorzliwe zajace schowali sie w zakrystii. "To reka diabla" - wolali. Natomiast M. Bourgon ("Mademoiselle i jej zamek") tak pisze o tym zdarzeniu: "Naturalnie, naukowcy objasnili to, ze cialo bylo zle zabalsamowane. Ale ci, co wierza w zlosliwosc rzeczy martwych, wiedza dobrze, ze urna z jej wnetrznosciami, czujac nagromadzona, gotujaca sie w niej zlosc Mademoiselle, wyzwolonej wreszcie spod wladzy krolewskiej, wybuchla, uwalniajac caly, od bardzo dawna wzbierajacy sie ferment i zwracajacy dworowi zatrute 87 powietrze, ktorym niewiasta musiala oddychac". Slowem, nawet umarla Mademoiselle pokazala Wersalowi fige: "No, macie! Do wszystkich waszych zapachow krwi, moczu, spermy, perfum, dolaczcie jeszcze smrod mojego ciala". Mademoiselle zmarla w 1679 roku, majac siedemdziesiat lat. ***Dalsze losy Lauzuna byly nastepujace: udalo mu sie wreszcie znowu odzyskac laski Ludwika XIV. Nie od razu to nastapilo. Widzac, ze nie ma w Wersalu zadnego znaczenia, a krol uparcie nie chce go zauwazac, poprosil w 1668 roku o pozwolenie na wyjazd do Anglii. Jesli swoj kraj nie chce uznac jego zaslug i dopuscic do dworskiego zycia, to sprobuje szczescia, karcianego w kazdym razie, w innym. I istotnie pojechal do Londynu z duza suma pieniedzy, zeby wziac udzial w turnieju karcianym na grube stawki, a poniewaz mu sie zawsze wiodlo w kartach, uwazal, ze wroci po paru latach do Francji z ogromna fortuna. Nie bedzie zadnym odkryciem dla czytelnika, jesli powiem, ze gra w karty to taki sam mocny narkotyk jak seks, morfina czy kokaina. Raz ogarniety ta pasja czlowiek juz nie moze zatrzymac sie i wyzwolic z tej namietnosci. Przykladem tego, co czuje czlowiek do cna zgrany w karty, jest powiesc "Gracz" Fiodora Dostojewskiego, ktory sam byl namietnym graczem. Nic nie pozostaje takiemu czlowiekowi, tylko kula w leb. Cierpienia przegranego czlowieka, czy tez czlowieka ogarnietego mania narkotyku tez sa nie do opisania. Te psychologiczne katusze gorsze sa od fizycznych tortur. A to z kolei rowniez genialnie opisal Bulhakow w swoich "Zapiskach na mankiecie". Lauzun byl twardy 88 jak grecki orzech, nie mial litosci dla karcianych bankrutow. Istotnie, rychlo zaczal zbierac fortune, bo posiadal niezwykly dar niezbedny w karcianej grze - calkowita bezwzglednosc, spokoj i zimna krew. Nie kazdy posiada takie beznamietne cechy. Obecnie telewidzowie kadza prowadzacemu teleturniej "Gra w ciemno", ze niby posiada wybitny dar pokerzysty, zapominajac, ze latwo nie wyrazac emocji, znajac wszystkie "karty". Historyczna zawierucha nie pozwolila Lauzunowi dokonczyc ostatniej karcianej partyjki. W Anglii zaszly zmiany. Pozbawiono tronu Jakuba II, a jego miejsce zajela jego corka Maria z mezem Wilhelmem Oranskim. Za takie "sztuczki" starozytni odrabywali glowy. Taki na przyklad Ptolemeusz XII odciachal glowe corce Berenice, siostrze powszechnie znanej Kleopatry, za to, ze uzurpatorsko przejela wladze w Egipcie. Legionisci rzymscy, ktorzy przybyli do Aleksandrii, by przywrocic tron Ptolemeuszowi, grali odcieta glowa Bereniki jak pilka. Jakub II ograniczyl sie tylko do tego, ze z rodzina uciekl do Paryza. I pomogl mu w tym wlasnie Lauzun.Przetransportowal incognito do Paryza zone Jakuba II, Marie Modenska, z dwoma synami, Henrykiem i Jakubem III, a nastepnie dolaczyl do nich Jakub II. Ludwik XIV po takim bohaterskim czynie obsypal laskami Lau-zuna, tak ze na starosc byl on szczesliwy; udalo mu sie wreszcie odzyskac przychylnosc krola. Ozenil sie z szesnastoletnia dziewczyna, ktorej, bedac szescdziesiecio-piecioletnim starcem, doszczetnie zepsul zycie ciaglymi awanturami. Umarl w wieku dziewiecdziesieciu dwoch lat, zdazywszy powiedziec zonie: "Umieram szczesliwy. Ty juz jestes stara, ponad czterdziestoletnia, nikt cie za maz nie wezmie, bede smial sie w niebie". 89 A Aenrietta Angielska - pierwsza afera trucicielskaSodomitow Ludwik XIV nie lubil. Napelniali go wstretem. Sposrod homoseksualistow tolerowal tylko dwie osoby w Wersalu: wlasnego brata Filipa Orleanskiego i marszalka Vendome, nieslubnego syna Henryka IV, i to nie z racji jego zaslug, a z powodu pokrewienstwa za znakomitym ojcem. No, bo trzeba przyznac, iz trudno pokochac mlodzienca, ktory pol zycia przesiedzial na sedesie i zrobil to wstydliwe skadinad naczynie niemal swoim tronem. Na sedesie gosci przyjmowal, wojenne rozkazy wydawal, bezpardonowo smrodzil i nawet obiad jadl nie przy stole. Sludzy nie nadazali z wynoszeniem nocnicz-kow przepelnionych ksiazecym gownem. Goscie z czasem przywykli do niekonwencjonalnych audiencji u marszalka Vendome, nie protestowali, rabanu nie podnosili. Nalezeli bowiem nie do mieszkancow starozytnego Egiptu, a do bywalcow odpornego na rozne smrody Wersalu. To w Aleksandrii egipski krol Ptolemeusz XII strasznie sie obrazil, gdy go dyktator Sulla na nocniku przyjal. Swej corce Kleopatrze zalil sie na zle obyczaje Rzymian. "Na4 rod" Wersalu byl zahartowany. Tu co chwila jacys nowi-] cjusze, nie mogacy znalezc toalety, zalatwiali sie w kacie ciemnych korytarzy i nikogo to nie szokowalo. Filip Orleanski na sedesach publicznie nie siadal. Po katach nie siusial. Byl czysciochem, a jesli co laczylo go 90 z brudasinskim marszalkiem Vendome, to milosc do mlodych, ladnychmezczyzn. Lecz Vendome przykrosci z kochankami nie mial, a Filip Orelanski stale. Kochankowie Vendome'a, przewaznie oficerowie, znali sie na wojskowej dyscyplinie i nie wrzeszczeli, gdy marszalek, zlazlszy z sedesu, raczyl ich do lozka zaciagnac. Oddawali sie swemu dowodcy z pelna subordynacja i gotowoscia wykonania rozkazu, a kochankowie Filipa Orleanskiego grymasili i fortele mu urzadzali: kazali slono sobie za milosc placic posiadlosciami, orderami i posadami. Na dodatek jeszcze znecali sie nad biednym krolewskim bratem, nazywajac go pantoflarzem i baba. Tak juz utarlo sie, ze Filip Orleanski w homoseksualnym zwiazku gral zenska role, a ta rola w starozytnym Rzymie byla uwazana za haniebna, zgadzali sie na nia tylko niewolnicy i wyzwolency, nigdy zas imperatorzy czy patrycjusze. No tak, nie mogl Filip Orleanski dobrze wspominac kardynala Mazariniego, ktory w imie swych politycznych intryg na sile zrobil z mlodszego syna Anny Austriaczki homoseksualiste. To on, pomny frondy i Gastona Orleanskiego, brata Ludwika XIII, ktory chcial Francja zawladnac, rozkazal wychowac Filipa Orleanskiego jak dziewczynke, zeby wojskowy duch z niego zawczasu wybic. Malego Filipa ubierano w suknie dziewczece, przekluto mu uszy i wlozono w nie kolczyki, pozwolono rosnac wlosom i wplatano wen wstazki i na dodatek dano do kolezenstwa chlopca, ktory cale zycie sadzil, ze jest dziewczynka. Choise, kolega z lat dziecinnych Filipa Orleanskiego, gdy urosl, zostal pisarzem i tak napisal w swoich wspomnieniach: "Mialem przeklute uszy, nosilem diamenty, na twarzy muszki. Wkladano mi gorset i suknie kobiece i w takim stroju pozwalano bawic sie z Filipem Orleanskim. On musi byc zniewiescialy - mowil Mazarini" (Choise, "Memoire"). 91 I takiego zniewiescialego mlodzienca postanowiono ozenic z Henrietta Angielska. Koledzy drwili: "Nie przestrasz sie tylko ksiaze, gdy zostaniesz z zona w sypialni, przeciez nigdy nie widziales nagiego zenskiego ciala". Powiedziec, ze Henrietta Francuska, corka Henryka IV, dobrze zyje ze swoim mezem, angielskim krolem Karolem I, byloby lekka przesada. Naturalnie, ze klocili sie na religijnym tle. Karol I byl protestantem, Henrietta Francuska zajadla katoliczka ze sklonnoscia do bigoterii. Dobrze robili rosyjscy carowie, kiedy wszystkim zonom z obcych krajow o roznych religiach kazali przyjmowac prawoslawie jako jedyna "prawdziwa wiare". Nie bylo wojen na tle religijnym, ani domowych skandali. A na angielskim dworze, gdzie maz i zona religie maja rozne, nie konczace sie klotnie i zwady karczemne. A to Karoli jest zazdrosny, iz w pokojach zony jezuici godzinami przesiaduja, a to ona miota sie po palacu, nie mogac zgadnac, czy rzeczywiscie maz sie modli, jak zapowiedzial, czy w jego sanktuarium przebrana za pazia kurtyzana przebywa. Nieraz sprzeczki miedzy malzonkami byly ostre i wtedy pelna desperacji Henrietta Francuska podbiegala do okna na drugim pietrze i koniecznie chciala stamtad skoczyc w dol. Nie tyle ze strachu o zycie krolowej, ile z obawy przed kompromitacja, krol chwytal i do skoku nie dopuszczal. Przeciez podczas upadku znajdujacy sie na dole ludzie mogliby ujrzec pantalony krolowej, a to bylby niebywaly afront. Gdy skloconemu malzenstwu urodzila sie corka, nazwano ja jak matke Henrietta, dodajac do imienia przy-92 domek Angielska. W tym bowiem kraju urodzila sie, a nie we Francji z brudnawej Marii Medici. Gdy haniebnie scieto Karola I, nie pozwoliwszy mu dumnie na szafot sie wgramolic, tylko kazac mu tam wejsc bezposrednio, przez wybity specjalnie w tym celu otwor w scianie jego palacu, Henrietta Francuska z corka i synami uciekla do Francji. Tu "dobra krolowa" Anna Austriaczka ofiarowala uchodzcom Palac Saint Germa-in, wyznaczyla skromna pensyjke - taka mala, ze nawet na opal i owoce nie starczalo, ale litosciwy Ludwik XIV zanosil im potajemnie od matki drzewo na opal i owoce z cieplarni. Anna Austriaczka postanowila (nie bez namowy Ma-zariniego) ozenic swego syna Filipa Orleanskiego z Henrietta Angielska i smiem stwierdzic, drogi czytelniku, iz nie bylo to dobre malzenstwo. Filip Orleanski, biseksua-lista, ktory wieksze ciagotki mial do chlopcow niz dziewczat, zaniedbywal mloda zone, uciekal do swych mignonow, azeby jednak zona nie nudzila sie zanadto, co roku zapladnial ja dziecieciem. Ona nie piszczala, jak znacznie pozniej bedzie to robic glupia gaska, Polka Maria Leszczynska, zona Ludwika XV, co roku rodzaca mu dzieci: "I co to ja ciagle w pozycji lezacej? Albo milosc mezowska przyjmuje w pozycji dozwolonej przez Boga - czyli on na mnie - albo rodze, albo plackiem na kamiennej podlodze leze w modlitwach zatopiona? A gdzie wyzsze idee? Nie, nie chce, Wasza Krolewska Wysokosc, tak zyc dalej, lepiej juz wy do mojej sypialni wiecej nie przychodzcie". Dowiecie sie, drodzy czytelnicy, co wyszlo dalej z takiej rewolucyjnej fantazji. Henrietta Angielska nie buntowala sie przed kolejna ciaza, nauczyla sie i dzieci rodzic, i na balach tanczyc, nawet bedac w ostatnich miesiacach ciazy. 93 "Zaliczyla" w tym czasie dwa powazne romanse -jeden z krolem, drugi z kochankiem jej meza. Rzecz tak sie oto miala. Ludwik XIV, skonczywszy romansowac z siostrzenicami Mazariniego, Maria i Olimpia Mancini, zwrocil uwage na osamotniona, zaniedbywana przez meza i nader piekna bratowa, Henriette Angielska, ktora niby motylek, obudziwszy sie z zimowej spiaczki, fruwala po Wersalu, uczestniczac we wszystkich organizowanych imprezach i czarujac wszystkich dookola swa mlodoscia i powabem. Caly dwor zachwycal sie Henrietta An-| gielska, a biskup Valence tak nabazgral w swym pamietniku o ksiezniczce: "Nigdy jeszcze we Francji nie widziano ksiezniczki piekniejszej od Henrietty Angielskiej. Miala czarne oczy, zywe i pelne wewnetrznego ognia. Nigdy jeszcze zadna ksiezna tak bardzo nie dbala o to, by sie podobac. Cala jej postac powabu byla pelna. Rzec mozna, ze podbijala wszystkie serca" (Daniel de Cosne, "Memoires"). Podbila, naturalnie, i serce krola. Ludwik XIV zakochal sie w niej, czego wcale nie ukrywal, wywolujac tym ogromne niezadowolenie jej meza. Ale dopoki otwartych dowodow zdrady nie bylo, Filip Orleanski milczal. Lecz Henrietta i Ludwik XIV zaczeli coraz wiecej czasu spedzac ze soba: wspolne kapiele w Sekwanie, rzece nie za bardzo czystej, gdyz regularnie wrzucano tam w skorzanych workach trupy zabitych, pamietajac "dobre" czasy Filipa Pieknego. Potem wspolna konna jazda do lasu, a tam krzaki, gdzie dowoli mozna bylo sie calowac. Pewnego razu, gdy Henrietta wrocila do domu o trzeciej nad ranem ze spaceru z krolem, Filip Orleanski nie wytrzymal. Pobiegl zalic sie na brata do matki, Anny Austriaczki. Ta wezwala do siebie starszego syna, zrugala go i ka-94 tegorycznie zabronila spotykac sie tete-a-tete z bratowa. Co maja robic zakochani? Naturalnie, trzeba wymyslic jakis fortel, zeby moc nadal potajemnie sie spotykac. Iwymyslili. Ludwik XIV poprosil Henriette, zeby wyznaczyla jakas nieciekawa swoja dame palacowa do roli "parawanu". To znaczy, ze Ludwik XIV uspi czujnosc i matki i brata, jesli zacznie adorowac te dame tak, zeby wszyscy mysleli, ze jest jego kochanka, a potajemnie bedzie nadal spotykac sie z Henrietta. Ona przystala na taka propozycje i postarala sie wybrac istotnie bardzo nieciekawa kobiete: troche kulawa, blada jak trup, bez biustu, w ogole kopciuszka, w przeswiadczeniu, ze w takim straszydle, do tego jeszcze niesmialym i bojazliwym, krol nigdy sie nie zakocha. A byla nia znamienita de La Valliere, ta sama de La Valliere, dla ktorej krol zbuduje Wersal, ktora urodzi krolowi czworo dzieci i bedzie jego najwieksza miloscia. Nieodgadnione sa losy ludzkie. No bo kto by mogl pomyslec, a najmniej Henrietta Angielska, ze krol smiertelnie zakocha sie w kopciuszku, z milosci bedzie plakac, zapomni o Henrietcie Angielskiej i zrobi z de La Valliere boginie Wersalu. Jak to sie stalo, ze pozory przeobrazily sie w prawdziwe uczucie? Dziewiec lat bedzie kochac Ludwik XIV te "blada lilie" i bedzie to milosc trudna, ze wzlotami i upadkami, dwukrotnym wyjazdem Luizy do klasztoru i blaganiami krola o powrot. A w tym czasie kwitnie romantyczna milosc krola i de La Valliere na rozwiazlym dworze krolewskim, gdzie erotyka dawno juz zmieszala sie z rozpusta, a lekkie flirty od dawna juz staly sie namiastka milosci. Rozkwita niecodzienne, czyste i gorace uczucie tych dwojga: krola i damy jego bratowej... i osiaga apogeum. Czyz to nie jest rzadka czarna perla rodzaca sie raz na sto lat? 95 Pozniej damy epoki Napoleona Bonapartego, gdzie milosc sprowadzala sie do szybkiego i sprawnego seksu, bez zbytecznych sentymentow, beda zalewac sie lzami, czytajac o milosci krola i de La Valliere, wychodzacej daleko poza ramy zwyklego romansu. Glebokosc i czystosc ich uczuc przerazala i jednoczesnie fascynowala. Krol rzucil do nog de La Valliere ogromny i zimny Wersal, w ktorym bedzie zyc i urzedowac tyle metres roznych krolow. Zbladlo przy Wersalu siedem cudow swiata. Nic nie moze rownac sie tej wspanialosci. Zazdroscie faraonowie wraz ze swymi nedznymi grobowcami i piramidami. Blada, kulejaca niewiasta z plaska piersia i poczatkami tarczycy zawladnela Wersalem. Dla niej jest on budowany, ona ma byc tu wszystkim, krolowa, wladczynia. A ona nie chce. Jest niesmiala, nuzy i meczy ja przepych. Nie jest jej potrzebny Wersal - zimne monstrum, w ktorym brakuje wody, nie ma toalet i za malo jest noc-niczkow, w ktorym sikaja na marmurowe sciany, a zawartosc nocniczkow wylewaja przy wersalskich scianach. Po co jej te bajeczne pozlacane sufity z freskami znakomitych malarzy, te dwa tysiace pokojow, piec tysiecy sluzby? Po co pyszne sale, w ktorych kominy zle grzeja, a dym idzie do wewnatrz. Nic takiego de La Yalliere nie jest potrzebne. Ona po prostu chce kochac krola i zadowolilaby sie malym domkiem gdzies na przedmiesciach Paryza, z dala od swiata, od palacowych intryg, od innych faworytek krola, z ktorymi skromna nie umie i nie chce walczyc. A one tez tu sa i tez rodza krolewskie dzieci, i marza, zeby wykurzyc ja z Wersalu i z krolewskiej alkowy. Lecz jak na razie de La Valliere rodzi krolowi dzieci. 1663 rok - urodzil sie syn, za dwa lata (w 1665) drugi, w 1667 roku corka Anna Maria, w 1668 roku ostatni syn. Dwoje dzieci umarlo jako niemowleta, dwo-96 je pozostalych oficjalnie krol uznal, czego wcale de La Valliere nie pragnela: "Po co im tytuly? Urodzily sie w grzesznym zwiazku, powinny przez cale zycie klepac biede i zmywac hanbe matki". Do lozka z krolem szla drzaca, jak dziewica: bala sie konfliktu z Panem Bogiem. Po kazdym stosunku godzinami kleczala na kamiennej podlodze, pograzona w modlitwach. Na poczatku krola bawila jej cnotliwosc. Za kazdym razem trzeba bylo na nowo ja zdobywac, lecz z biegiem czasu zaczelo go to nudzic i irytowac. Takie sztuczki niewinnej grzesznicy, uwazajacej, iz cialo jest nieczyste i grzeszne, byly dobre dla nowicjuszy, krol zas czul sie koneserem w dziedzinie milosci i denerwowaly go notoryczne kajania sie przed Bogiem jego kochanki za kazdy odbyty stosunek. Zaczal rozgladac sie za nieco bardziej rozpustna kochanka, ktora by nie tylko nie wstydzila sie perwersji lozkowych, lecz sama prowokowala do nich krola. Znalazl taka. Nazywala sie Montespan. Zamezna dama z dwojgiem dzieci, z jadowitym jezyczkiem, dowcipna, dumna, zla, rozpustna, blyskotliwa i bardzo ladna. Naturalnie, ze "blady fiolek w trawie", jak nazywano de La Valliere, nie mogl rywalizowac z piekna kwitnaca roza. Krol zakochal sie w Montespan i po raz pierwszy w Wersalu pojawily sie jednoczesnie dwie oficjalne krolewskie faworyty. Liczni biografowie beda nam serwowac bajeczki, jak to "cnotliwa" Montespan z desperacja starozytnej Lukrecji bronila swej cnoty przed zalotami krola. Rzekomo blagala meza, zeby zawiozl ja do posiadlosci na prowincji, uprzedzala, ze krol doslownie nie daje jej spokoju. Jest to wierutna bzdura i pozostaje nam tylko dziwic sie nieodpowiedzialnosci biografow. Od poczatku pojawienia sie w Wersalu Montespan robila wszystko, zeby 97 zwrocic na siebie uwage krola. Stosowala metody dobrze znane kokietkom - pozorna obojetnosc. Niby nie zauwazala krola, niby nie dla niego ubierala sie w olsniewajace suknie i blyszczala dowcipem oraz blyskotliwa wymowa. Na glowie stane, a odbije krola de La Valliere - postanowila markiza Montespan i z zelazna konsekwencja zaczela stosowac nader umiejetnie uwodzicielskie sztuczki. Luiza de La Valliere wiecznie oplakujaca swoj upadek w kazdym liscie, w kazdej modlitwie do Boga, nie miala zadnych szans. Krol, znudzony jednostajnoscia swej kochanki, pelen temperamentu i checi odreagowania po dniu pelnym polityki, nie mogl nie zakochac sie w Montespan. Naturalnie, meza Montespan odeslano do wszystkich diablow. Naturalnie, protestowal, nie chcial byc rogaczem, nawet przeszedl do rekoczynow, Montespan skarzyla sie krolowi, a ten wtracil markiza do Bastylii. Sytuacja co do joty przypomina zdarzenie ze starozytnosci, kiedy to Neron wyslal meza Poppei na bezludna wyspe, za to, ze tamten dobrowolnie nie chcial oddac mu swej zony. Dworzanie Zlotego Palacu sie smiali: "Za co wyslano Ottona? Za to, ze mial czelnosc spac ze swoja zona". "Za co markiz Montespan siedzi w Bastylii? Zaj to, ze osmielil sie nie pozwolic swojej zonie spac z krolem". Ciezkie wydawaly sie markizowi przyprawione przez krola rogi. Za nic na swiecie nie chcial sie z nimi oswoic. Dlaczego nie moze pogodzic sie z tym, ze zona jest juz dla niego "owocem zakazanym"? "Co z wozu| spadlo, to przepadlo". "Wyperswaduj mu - mowil Ludwik XIV do swego utalentowanego ministra Colberta -jaki zaszczyt go spotkal, byc mezem zony, ktora krol wy-. bral na metrese". No tak, nie kazdej przeciez damie 98 w Wersalu takie gwiazdki z nieba sie sypia. A ten gbur zamiast sie cieszyc, pretensje ma i plotki glupie rozsiewa: krol ukradl mu zone. Czy tak postepowali mezowie w starozytnym Rzymie? Tam Kaligula kazda niewiaste, ktora mu sie spodobala, mogl bezpardonowo mezowi zabrac i tamten tylko cieszyl sie z takiego zaszczytnego wyroznienia. Czyz nie pn ten sposob wzial sobie druga zone? Na weselu bez zbytecznych ceregieli kazal mezowi przesunac sie na miejsce druzby, w ktorej to roli przed chwila wystepowal, a sam usadowil sie na miejscu meza i stal sie nim. Nie jest wazne, ze po roku wygnal ja, zabroniwszy w ogole obcowac z mezczyznami. Ale co tam starozytnosc! Czyz Francja nie dostarczyla podobnych przykladow? Franciszek I nie patyczkowal sie z mezami, ktorzy bez nalezytej gorliwosci oddawali mu swoje zony na milosne uciechy. Tak ich szkolil lejcami i kopniakami, ze lecieli z krolewskich schodow niczym pilki do krykietow. A krol jeszcze z gory krzyczal: "Jak jeszcze raz zobacze, ze ktorys maz bez nalezytej checi mi zone na noc odstepuje, szpada przekluje! Jasne?". Dla dworzan bylo jasne i oni w szalenczej desperacji poczeli zarazac sie syfilisem, majac nadzieje przez zony zarazic nim krola. I maz takiej Feroniery, w ktorej krol byl zakochany, ogarniety mania zazdrosci czym byl zajety? Lazil po burdelach i szukal prostytutki zarazonej syfilisem. A gdy wlascicielka domu schadzek, wychwalajac swoj towar, piekne i rozpustne dziewczyny, wspominala, ze sa czyste jak lza i nawet tryprem nie sa zarazone, maz Feroniery mowil ponuro: "No nie, nie-zarazona mi nie pasuje". Nie wiadomo, czy to on przez zone zarazil Franciszka I, czy kto inny, ale ten dobry krol zmarl wlasnie na syfilis. 99 A obecnie, za czasow Ludwika XIV? Co to za absolutyzm, jesli maz upiera sie i krolowi dobrowolnie zony nie odstepuje? A gdzie patriotyzm, gdzie uwielbianie krola, pytam was?Absolutyzm absolutyzmem, pozwala Ludwikowi XIV robic wszystko, co jego lewa noga zechce, ale musi byc elementarna sprawiedliwosc i krol nie moze w nieskonczonosc trzymac swego poddanego szlachcica w wiezieniu nie przedstawiwszy aktu oskarzenia. A jaki akt moze przedlozyc? Ze markiz nie chce oddac swojej zony krolowi na cudzolostwo? Sytuacja w Wersalu jest kuriozalna, dworzanie zaczynaja zwyczajnie kpic, a tam, gdzie pojawia sie satyra, inna bron jest bezskuteczna. Ludwik XIV uwalnia markiza Montespana z Bas ty lii przekonany, ze ta nauczka dobrze mu zrobila i nieco ochlodzila jego uzurpatorskie prawa. Lecz markiz sie nie uspokaja. Ten niepoprawny czlek demonstruje swe ogromne nieszczescie. Ubiera sie w zalobne szaty i w takim stroju pokazuje sie w Wersalu. Gdy krol, pragnacy szczerej zgody z markizem, pojednawczo i nader grzecznie zainteresowal sie z jakiego powodu markiz nosi taka gleboka zalobe, ten odpowiedzial: "Po mojej zonie". Krol wysyla niepokornego meza do jego posiadlosci na prowincji, lecz i tam markiz sie nie uspokaja. Wobec wszystkich oglasza o smierci swej malzonki i zamawia msze za jej dusze. Sam, ozdobiwszy karete czarnym kirem i nawet w grzywy koni wplotlszy czarne wstazki, sadza don dwoje swych dzieci i rozkazujac im glosno szlochac po utracie matki, wjezdza do palacu biskupa, rozkazawszy szeroko otworzyc wrota. Gdy biskup mowi, ze taki rozglos jest niepotrzebny, a markiz moglby smialo wjechac przez furtke, Montespan odpowiedzial: "Przez furtke! No nie, moje rogi sa zbyt rozgalezione, zeby zmiescily sie w furtce!". 100 Markiz Montespan dlugo jeszcze naruszal milosna dylle krola z nowa faworyta, dopoki Colbert, madry mi-lister krola, nie zaproponowal, by podarowac mu posiadlosc i mianowac go gubernatorem. Markiz Montespan sprawiedliwosci szukac zaprzestal, zaczal pelnic nowe obowiazki i wkrotce pocieszyl sie ladna panienka, i to tak dalece, ze kiedy po wielu latach wygnana z dworu markiza Montespan blagala go o pozwolenie na swoj powrot, odpowiedzial lakonicznie: "Nie". Dla markiza jego jona juz dawno umarla. Zawrzalo w Wersalu, ba, zawrzalo w Europie! "Ludwik XIV przedstawil swiatu niespotykane i skandali-mjace widowisko Wersalu: dwie kochanki w tym sa~ nym czasie w jednych apartamentach" - pisala Campan. Mie pytaj nas, drogi czytelniku, dlaczego Ludwik XIV, uajacy dwa tysiace pokojow w Wersalu i w tym samym jzasie, gdy kazdy arystokrata mial tam swoj apartament, lie znalazl pomieszczenia, zeby oddzielic swe kochanki. Lecz nie, on umiescil je tak, ze ich pokoje oddzielone jyly korytarzem i idac do pokoju Montespan, trzeba bylo nijac pokoje Luizy de La Valliere. Niektorzy twierdza, \t krol tak zrobil, zeby nieco uciszyc wersalskie plotki na;emat licznych porodow swych faworyt. Gdy mieszkaja w jednych apartamentach - nie wiadomo kto rodzi: Mon-;espan czy de La Valliere i troche przyzwoitosci zachowano. Lecz jak kochanki maja znosic taka przymusowa Jcomunalke", o tym krol nie pomyslal. A to bardzo trud-le, zwlaszcza dla niesmialej de La Valliere. "Komu-lalka", drogi czytelniku, egzaminu nie zdala na roznych stapach historycznych dziejow rozwoju spoleczenstwa. 101 Bolszewicy tez mysleli, ze czlowiek to stadne zwierze i intymnosc nie jest mu potrzebna. "Przykryjmy sie wszyscy jednym kocem" - takie bylo ich symboliczne haslo. No i naplodzili "komunalek" z jedna wspolna kuchnia na piec rodzin, jedna wanna i jedna ubikacja. Co ranek przed tymi pomieszczeniami ustawiala sie ogromna kolejka, jak w Paryzu za chlebem podczas rewolucji, i daly sie slyszec takie odzywki znuzonych lokatorow: "Iwanie Piotrowiczu, wy juz piec i pol minuty sracie. Miejcie litosc, pomyslicie o innych cierpiacych". Kazdy wchodzil do ubikacji ze swoja deska klozetowa, bo bol-szewizm szanowal higiene. W jednej z "komunalek" zastalam taki widok: w kuchni stalo piec piecow gazowych i piec lodowek z ogromnymi wiszacymi klodkami, a babcia Pola, ktora uparcie nie chciala placic za elektrycznosc, wchodzila do kuchni iluminowanej czterema za-: rowkami ze swieca w reku. I taka paradoksalna "komunalke", drogi czytelniku, stworzyl Ludwik XIV swym metresom. Cierpiala strasznie biedna de La Valliere, gdy krol (idac do pokoju Mon-tespan) mijal ja, rzucal jej na kolana malenkiego pieska, mowiac: "To towarzystwo, pani, powinno Ci wystarczyc". Plakala, biedna, bo walczyc nie umiala. A ta Mon-tespan, dumna jak Kleopatra, zaczela jeszcze na rozne sposoby dokuczac Luizie. Kazala jej zasznurowywac sobie gorsety i mowila dworzanom: "Patrzcie, jak krol mnie kocha. Przydzielil mi za pokojowke hrabine" - bowiem taki tytul otrzymala od krola de La Valliere. Szydzila z Luizy, przedrzezniala, osmieszala przed krolem jej chod, plaskie piersi, slowem obrzydzala ja, jak mogla i czynila to nader skutecznie. Krol zaczal lekcewazyc de La Valliere i ta juz nie siedziala w karocy obok krolowej. Obok krolowej siedziala teraz Montespan. Gdy wyruszyl 102 krol do Normandii na wojne, nie wzial ze soba Luizy, ikrolowa Marie Terese i Montespan. Zawsze posluszna, awsze ulegla Luiza, tym razem wpadla w szal. Buntow-dczy bies w nia wstapil i ona, nie baczac na zakaz krola, owniez wyruszyla w karocy do Normandii. Trzeba dolac, drodzy czytelnicy, ze obydwie kochanki byly v ostatnich miesiacach ciazy. Krol, egoista niepoprawny do ostatniego paznokietka malutkiego paluszka, nie pomyslal, ze w takim stanie dezarnej kobiecie nie wolno podrozowac po grzaskich irogach. Jada krolowa i Montespan we wspolnej karocy, [ochanka skreca sie, rozbolal ja brzuch, krolowa sole rzezwiace jej pod nos podsuwa, jak przyjaciolka najlep-iza, zapominajac, ze przez te Montespan krol zaniedbal ej sypialnie, nagle patrza i widza dziwny obrazek: po jezdrozach, po polach, po lasach, jak to w piosence sie ipiewa "po dolinach, gorach, lasach", skacze w karocy lruga ciezarna kochanka, Luiza de La Valliere. Krolowa Montespan krzycza z okna karocy, zeby zatrzymala sie, Mcsciami groza, przeciez krol jej nie pozwolil podrozowac na front. A ona, niby nie slyszac, prze naprzod y czterokonnej karocy, pragnac jako pierwsza do krola lotrzec i hold mu oddac. Montespan i krolowa pognaly za nia i, smiem twier-lzic, drogi czytelniku, ze to byla gonitwa godna wyscigow na hipodromie. Udalo sie, de La Valliere przyjechala pierwsza. Wystawiajac swoj ogromny brzuch, wylazi z karocy, krol)slupial, wojsko zamarlo, przerazone ta obfitoscia brzu-:ha metresy, nagle patrza, nadjezdza druga karoca i z niej wylazi druga brzuchata metresa. Wojsko jest zdumione zszokowane. Jeszcze jedna ciezarna kochanke krola nozna by zniesc, lecz zeby od razu dwie? Nie dziwmy 103 sie zatem, ze bojowy duch francuskiej armii znacznie podupadl. Zemscil sie krol za nieposluszenstwo de La Val/iere. Gdy rodzila, wbrew zwyczajom, nie asystowal przy porodzie, nie trzymal kochanki za raczke i nie plakal rzewnymi lzami, jej bole lagodzac. W tym czasie przyjmowal porod Montespan. No tak, ochlodzenie krola do Luizy jest zbyt widoczne, zeby nie zrozumiala, ze utracila uczucia krola, i musi uciekac z tego Wersalu, budowanego niby dla niej, w ktorym obecnie nie ma dla niej miejsca, i Inaczej odnosil sie krol do swych kochanek, widzac je w roli matek. Dla Montespan i jej siedmiorga dzieci, splodzonych z krolem, zbudowano przepiekny palac na przedmiesciu Paryza. W nim urzeduje wychowawczyni i opiekunka jej dzieci, wdowa Scarron, zacna osoba, chociaz krol jej nie lubil i dlugo nie zgadzal sie, zeby to wlasnie ona opiekowala sie jego dziecmi. Mowil: "Mam dosc tej natretnej baby, ktora kazdego tygodnia posyla mi rozne podania i prosby o zwiekszenie jej emerytury po mezu. Mam jej szczerze dosc". Lecz Montespan nalegala, wdowa Scarron wydawala sie jej bardzo przyzwoita i nieszkodliwa. Poslusznie stala na tylnych schodach wersalskiego palacu, u wejscia do apartamentow Montespan, gdy ta rodzila kolejne dziecko, poslusznie zawijala nowo narodzone niemowle w swoj szal, siadala do karety i uwozila kolejnego krolewskiego bastarda do palacu na przedmiesciu Paryza. Tu wychowywala krolewskie dzieci sumiennie, troskliwie zastepujac im matke, bo prawdziwa matka dzieci nie lubila, uwazala je za zlo konieczne (psuly jej figure), byla dla nich sroga, karcila i poila dziwnym lekarstwem z jadu zmij. Lecz przynajmniej mogla odwiedzac dzieci kiedy chciala. De La Valliere odmowiono tego luksusu. Jej czworo dzieci, ktore miala 104 : krolem, zawsze po porodzie zabierano, pozwalajac latce nacieszyc sie nimi tylko trzy godziny, i zawozono a wies, gdzie wychowywaly sie u ubogich szlachcicow, latce nie pozwalano ich odwiedzac. Ona byla tylko do Kosci z krolem, dopoki ten jeszcze mial na nia ochote, - ecz placzliwosc Luizy i jej ciagle wyrzuty sumienia brzydly krolowi. Gdy musial odjechac na front, po-ylala listy - istny skowyt zranionej suki: "Co sie stanie krwia krolewska, ktora od pieciu miesiecy plynie /moim wnetrzu? Powoduje to moje zgryzoty. Moje sny otwierdzaja moje troski. Koszmary, jakie mi towarzy-za, sa dla mnie nieustajaca udreka". Na Boga, nie ten skowyt zranionego zwierzecia chcial itrzymac krol w liscie od ukochanej. Kazdemu moze sie nudzic i obrzydnac takie ciagle biadolenie. Biadoli meczy sie, ze krol utracil do niej uczucia, a to powoduje;szcze wieksza ich utrate. Istotnie, na zawsze skonczyly iete czasy, gdy podczas rodzenia przez Luize jej drugie-;o dziecka trzymala krola za szyje oburacz, tulila sie don, ik przestraszone dziecko. W momentach nasilania bolu ie krzyczala, tylko zagryzala usta i pogryzla swoj ko-onkowy kolnierz. Krol, blady i przestraszony, plakal, w tym czasie rodzaca w samotnosci zona Ludwika XIV /laria Teresa krzyczala: "Czym, do cholery, ta gruzlicza siwka tak oczarowala mojego meza?". Z "gruzlicza Iziwka" pozegna sie nader czule, gdy de La Valliere be-izie odjezdzala do klasztoru. Ucaluje ja i wybaczy. Luiza wspominala i pojac nie mogla, dlaczego tak zybko ostygla krolewska milosc? Jeszcze w 1664 roku ^Iko dla niej organizowano osiem dni swiat, Moliere na-isal na jej czesc sztuke: "Ksiezniczka Edenu", w ktorej j aluzyjnej formie wyspiewywal dytyramby o cnocie dostojenstwie de La Yalliere. I wszystko to prysnelo? 105 Zniknelo bezpowrotnie. Obecnie de La Valliere jest zmuszona znosic szyderstwa drugiej krolewskiej metresy, a reakcja na to jest taka, ze sparalizowalo jej konczyny, z trudem sie porusza i lekarze zgodnie orzekli: "Z nerwow". Zadnej radosci nie ma de La Valliere w Wersalu. Dworzanie, widzac skad wiatr wieje, zgodna kupka przebiegli na strone Montespan. Z Luiza ledwie sie witaja. Z dzieci rowniez nie ma zadnej pociechy. Wychowane bez matki, nie nauczyly sie jej kochac i vice versa. Gdy zmarl tragiczna smiercia jej syn, powiedziala: "Nie, tego juz za wiele, zebym ja oplakiwala smierc mojego syna, gdyz ja jeszcze nie oplakalam jego urodzenia". Dwoje dzieci de La Valliere umrze w niemowlecym wieku, a urodzony w 1688 roku syn zmarl tajemnicza smiercia, w Wersalu mowiono o truciznie. "Gdy czlowiekowi jest bardzo zle, szuka ukojenia w Bogu" - powiedzial La Rochefoucauld. - "Ofelio, idz do klasztoru". Luiza de La Valliere cierpiala jak kazda zdradzana kobieta, tylko jeszcze stokroc wiecej, bo byla czula i smiertelnie zakochana w krolu. Patrzyla w lustro i ze wzgarda odpychala go. Nie taka byla, gdy poznala krola, gdy stala sie jego kochanka. Skora jej na twarzy jeszcze wiecej pobladla i wyschla, oczy zgasly, zniknal w nich ten plomien, ktory upiekszal jej twarz, wlosy zaczely wypadac. Markiza de Sevigne, ktora lubila Luize, totez byla raczej w stosunku do niej obiektywna, skrajnie niepochlebnie pisze o wygladzie de La Valliere w tym okresie: "Ta kobieta jest zadziwiajaco chuda, cienka w talii, chodzi niezgrabnie dlatego, ze kuleje. Ma jasne wlosy, biala skore zaznaczona ospa, duze oczy, spojrzenie namietne, pelne tesknoty, czasami pelne ognia, usta duze, zeby zepsute, zadnej piersi i plaskie ramiona". 106 Luiza wyraznie utracila swoj powab. Na niektore ko-iety fatalnie wplywaja porody. I jesli Montespan roz-;witala prawie po kazdym urodzeniu dziecka, to Luiza irzydla. Ciagla wewnetrzna walka o swoje prawa w serii krola tez nie przysporzyla jej czaru. Zawsze ponura, lachmurzona, z oczami pelnymi lez, byla pelnym przeci-vienstwem wesolej, dowcipnej Montespan. Zaczela co-az czesciej myslec o klasztorze i, niejako przygotowujac lic do tego kroku, nosic pod sukienka wlosiennice, umar-wiac cialo. W nocy wyciagala z kata pokoju cienki ma-erac, kladla na podloge i na nim spala. Rozkoszne lozko, niekkie i wygodne, stalo puste. Do swego spowiednika jisala: "Och, moj ojcze, nie gan mnie za to, ze nosze vlosiennice. Dzieki temu ja karze nie tylko swe cialo, ecz i swoja dusze. To nie wlosiennica zabija mnie, od-)iera mi sen, nie daje spokoju, a wyrzuty sumienia, ^zyz to nie ja codziennie siedze obok mojej rywalki, dedy On jest przy mnie i tak daleko ode mnie. Nie iviem, czym jest pieklo, jednak nie moge go przedstawic w straszniejszych mekach od tego, w jakich cierpieniach jest pograzone moje serce" (L. d'Oberkirch, "Wspomnienia"). Lecz przeciagnela swoja decyzje jeszcze o trzy lata. Nielatwo przyznawac sie do porazki, nielatwo wydrzec ze swego serca milosc do krola, ktory juz zupelnie nie zwraca na nia uwagi, calkowicie zajety Montespan. Gdy oglosila swe postanowienie udania sie do klasztoru, poprosila o pozwolenie krola, w duchu majac nadzieje, ze ten odmowi, nie pozwoli tego uczynic, jak nie pozwolil jej tego uczynic trzy lata temu, gdy pelna desperacji uciekla do karmelitanek. Zawrocil ja, osobiscie przyjechawszy do niej, podejmujac z kamiennej podlogi, gdzie zarliwie sie modlila. Lecz tym razem krol bez oporu sie 107 zgodzil. Luiza de La Valliere stala mu sie calkowicie obojetna, po uplywie paru lat stanie sie tez obojetna i Montespan. Krolowie nie grzesza staloscia uczuc, po wykorzystaniu faworyty, gdy uczucie minie, bezpardonowo rzucaja ja na pastwe losu. Takie jest prawo krolewskiego egoizmu. I trzeba bylo byc istotnie genialna kobieta z niespotykanym sprytem i przebiegloscia, jak Maintenon, zeby przywiazac do siebie krola na cale trzydziesci piec lat. Ale takie wdowy Scarron rodza sie razna sto lat. Totez Piotr I z wielkim zaciekawieniem patrzyl na umierajaca Maintenon, starajac sie odszukac w staruszce promyk dawnej swietnosci. 2 czerwca 1674 roku Luiza de La Valliere nalozyla brunatny habit karmelitanki. Ostrzygla wlosy, w ktorych tak lubil zanurzac palce Ludwik XIV. Odpowiedziala rozbrajajaco na pytania dworakow, czy nie zaluje swojego kroku: "Nie. A gdy bedzie mi tam bardzo trudno, wspomne co przezylam tu, z tym dwojgiem" - pokazala na krola i Montespan. Markiza de Sevigne pisala w liscie do corki: "Ta piekna i odwazna osoba zlozyla wczoraj w kaplicy Notre Dame sluby. Dokonala tego w sposob szlachetny i uroi czy, jak czynila wszystko za zycia". Pozyje w klasztorze jeszcze trzydziesci piec lat, z ekstatyczna radoscia udreczajac swe cialo i wykonujac najbardziej uciazliwe prace. Pewnego razu zobaczono ja, jak ciagnela ogromna balie z bielizna. W klasztorze napisze ksiazke "O milosierdziu boskim", w ktorej znalazlo sie i takie zdanie: "Dusza moja jest spokojna, uwielbiani boskie milosierdzie". Odnalazla wreszcie spokoj ducha nieszczesliwa de La Valliere, nie umiejaca pogodzic wersalskiego falszu ze swoja prawoscia. Kiedy umrze w 1710 roku, krol bedzie tanczyl na balu w Wersalu. Na 108 sekunde zatrzyma sie i powie: "Dla mnie ona umarla juz wowczas, gdy oddalila sie z Wersalu". Wersal tanczyl i balowal. Zycie trwalo nadal. Dla Wersalu krolowa na cale dwadziescia lat stala sie markiza Montespan. I stanie sie wykwintnym Wersal, gdzie zwykla rozpusta bedzie odziana w szaty pozornej przyzwoitosci, gdzie haniebne sprawki z udzialem krolewskiej metresy stana sie ledwie mala psotka. De La Vallie-re zmarla w wieku szescdziesieciu szesciu lat. *** A w tym czasie Wersal sie rozwijal, rozbudowywal i pieknial, z biegiem lat stawal sie coraz bardziej pyszny i bogaty. W wersalskim parku kamienne figury ustapily miejsca marmurowym. Kamienne posagi odeslano do Paryza. Marmurem zostal wylozony dziedziniec malego palacyku Ludwika XIII. Sale Wersalu zostaly zdominowane przez mitologie. Sala boga slonca Heliosa, salon Wenus, gdzie jadano kolacje, salon Diany, gdzie grano w bilard, ktory krol bardzo lubil. Znacznie pozniej zbuduje on maly przytulny pokoj do gry w bilard w intymnym towarzystwie, gdyz tlum zebranych w salonie Diany zaczal go irytowac. W salonie Marsa, boga wojny, sluchano koncertow i ogladano balety. W sali tronowej przyjmowano zagranicznych ambasadorow, w lustrzanej zas galerii o siedemnastu duzych oknach i siedemnastu ogromnych, od sufitu do podlogi, lustrach urzadzano bale. Od 1662 roku Ludwik XIV uczynil Wersal swoja oficjalna rezydencja i przeniosl tam dwor. W 1671 roku krol kazal wybudowac w Wersalu na parterze laznie, ktora stala sie ulubionym miejscem jego szybkich schadzek milosnych. Jest w tym apartamencie osmiokatny zbior-109 nik, wyzlobiony z ogromnego marmurowego monolitu, ktory kosztowal pietnascie tysiecy liwrow. Obok niego staly dwie dlugie wanny z bialego marmuru z prysznicem. Z tej dogodnosci Ludwik XIV nie korzystal, bowiem myc sie nie lubil, wolac zamiast wody przecieranie sie woda kolonska. Wstret do wody widocznie odziedziczyl po swym dziadzie, Henryku IV, ktorego niemyte miesiacami cialo smierdzialo tak, ze dwie jego zony, krolowa Margot i Maria Medici, idac z nim do lozka przykladaly do nosa chusteczki nasaczone perfumami. Henryk IV zas uwazal, ze pot mezczyzny winien byc najmilszym zapachem dla kobiety i z duma mawial: "Ten zapach u mnie po dziadku, a kawal chlopa z niego byl". Z tej lazienki, gdy byla wolna od milosnych randek krola, korzystala przewaznie markiza Montespan. Lazienka matki Ludwika XIV, Anny Austriaczki, w Luwrze z marmurowymi kolumnami o glowicach z pozlacanego brazu, z balustradami i malowidlami na sufitach, wydawala sie uboga, w porownaniu z pyszna lazienka Wersalu, wygladala niczym Kopciuszek wobec ksiezniczki w balowej sukni. Szkoda tylko, ze wersalska lazienka nie sluzyla swemu glownemu przeznaczeniu, a byla miejscem krolewskich schadzek. Lecz malo to w historii przykladow, gdy lazienki stanowia tylko kamuflaz do przykrycia nierzadu? W Warszawie za czasow Stanislawa Augusta Poniatowskiego nad Wisla, pod mostem urzadzono publiczne laznie, calkowicie okupowane przez parki, ktorym zbrzydlo w krzakach milosc uprawiac. Wlasciciel uwazal sie za wybitnego patriote, gdyz w uciemiezonej zaborami Rzeczypospolitej pozwalal mlodziezy troche sie odprezyc na godzinke czy dwie. Kommodus z lazni zrobil drugi burdel i nieraz po siedem razy na dzien przyprowadzal tam kupione na targu 110 I niewolnice, bowiem zbrzydl mu wlasny harem z trzysto-ma naloznicami. Naloznice tureckiego sultana hamam, czyli laznie, zrobily miejscem lesbijskich uciech, bo ma-Ijacy ograniczone fizyczne mozliwosci sultan nie mogl zawsze sprostac ich seksualnym wymaganiom, zwlaszcza gdy mial ich duzo, jak na przyklad Montezuma, posiadajacy siedemset zon i trzysta niewolnic, dokladnie tyle, ile mial ich Salomon. Sprobuj zadowolic wszystkie chetne! Nawet i piecdziesiat filizanek czekolady dziennie nie pomagalo. Kobiety Montezumy musialy radzic sobie same, czesto praktykujac milosc lesbijska. Tak ze to, iz Ludwik XIV z wersalskiej lazienki zrobil miejsce schadzek z przelotnymi kochankami, nie powinno nikogo dziwic. Natomiast dziwilo wszystkich, jakim ogromnym kultem otoczyl sie krol, wprowadzajac tak zwana wersalska dworska etykiete - opasle tomy praw i obowiazkow dworzan w stosunku do krola. Wszystko tam bylo, cale dworskie zycie zostalo rozpisane w punktach. Podwiazki krolowi zawiazywalo dwoch lokajow, od prawej i od lewej nozki Jego Krolewskiej Mosci. Ciesz sie, krolowo Margot, ze nie zyjesz w czasach Ludwika XIV, bowiem nie tak prosto bylo sciagnac ze swych zgrabnych nozek damska podwiazke, rzucic ja strazy i rozkazac: "Na niej powiescie tego natretnego mojego kochanka!". Natomiast zaluj, Ludwiku XIV, ze nie zyjesz w epoce Jerzego IV Angielskiego, ktory z takiego drobiazgu jak damska podwiazka honorowy order uczynil. Natomiast podwiazka Ludwika XIV nabrala wysokiego znaczenia, jak za czasow Ludwika XI, gdy kazda dama, pragnaca uwiesc krola, mogla latwo to uczynic, wystarczylo bowiem zlapac go w ciemnym korytarzu, zadrzec spodnice i pokazac podwiazke. Magiczny ich wplyw dobrze znany jest wsrod aktorek, ktore kazdego 111 wieczora rzucaja je publicznosci, uprzednio zdjawszy je ze swoich nozek. Damska podwiazka stala sie symbolem striptizu osiemnastego wieku, lecz podwiazka krola, to cos' szczegolnego. To fetysz. Zeby dostapic zaszczytu ogladania krolewskiej podwiazki, trzeba wplacic do krolewskiego skarbca ni mniej, ni wiecej tylko szescdziesiat tysiecy talarow. Wowczas szczesliwiec otrzymuje zaswiadczenie upowazniajace go do ogladania nie tylko porannej toalety krola, ale nawet do siedzenia na krolewskim sedesie. Te ostatnia czynnosc krol szczegolnie lubil czynic w asyscie wielu dworakow, a szczytem krolewskiej laski bylo, gdy przyjmowal poslow, siedzac na sedesie. Lecz, jak pisalismy wczesniej, sedesem Wersalu nie zadziwisz. Dwom lokajom powierzono zdejmowanie z krola pantofli, pantalonow i ponczoch. Dwoch pazikow bylo do podawania nocnych pantofli. Podawac krolowi nocna koszule mogl tylko delfin, syn krolewski, a gdy ten umarl, to ktorys z ksiazat krwi Bourbonow. Szlafrok na krola nakladal kamerdyner. Szesc osob podprowadzalo krola do ogromnego rozkosznego loza z purpurowym baldachimem i zlotymi fredzlami, tak szerokiego, ze zatopiloby sie w nim pol jego krolestwa, a nie tylko szczuply wyschniety staruszek krol. Spac na takim lozu, ma sie rozumiec, bylo niewygodnie, a i nie trzeba bylo tego czynic, bo to loze bylo na pokaz, a nie dla nocnego wypoczynku. I gdy ostatni dworzanin, ktory mial zaszczyt dogladania rozbierania krola, cofajac sie tylem, odszedl i glowne kandelabry zgaszono, osobisty kamerdyner zjedna swieca w reku prowadzil krola do prawdziwego loza, znajdujacego sie w malutkim pokoiku obok, gdzie bylo wygodne waskie lozko i lekka kolderka. Parada, pysznosc, przepych rozpanoszyly sie za Ludwika XIV do niebotycznych granic i zupelnie wymknely 112 sie spod kontroli. Staly sie monstrum, dzika bestia, w ktorej rozplynely sieludzkie slabosci i przyzwyczajenia. Lecz krol jest tylko czlowiekiem i jemu jest potrzebna prywatnosc, przytulnosc, dom. Tego nie mogla mu stworzyc markiza Montespan, ktorej zyciowym credo bylo oszolomic wszystkich dookola i krecic wszystkim dookola, fej odpowiadal pyszny, ociekajacy zlotem Wersal. Stad ta niezwykla ekstrawagancja. Biale myszki zaprzezone sv male karetki jezdzily po jej rekach, jakies groty w jej ipartamentach, w ktorych wypasaly sie kozy, szympans laciagajacy jej ponczoszki oraz jakis inny absurd, pomyslany tylko po to, by zadziwic i oszolomic swiat. Natomiast markiza Maintenon, otoczona roznymi wawanami, kominkami, miekkimi fotelami, umiala stwo--zyc przytulnosc krolowi. Z biegiem lat Ludwik XIV meczyl sie majestatem Wersalu. Coraz czesciej zarzucal stworzona przez siebie etykiete i zaczal przyjmowac ninistrow w przytulnych pokoikach Maintenon, nie w galowym mundurze, a w domowym szlafroku, co dawniej)yloby nie do pomyslenia. Krol po prostu zmeczyl sie Wersalem. Dziecko przeroslo ojca. Stalo sie jednowlad-;a. Dworzanie klocili sie o wszystko: prawo taboretu, prawo pierwszenstwa wejscia do karety, do wejsciowych irzwi, o mozliwosc przejechania sie karoca przed paradnym wejsciem Wersalu, co nie kazdemu bylo dane. Zawisc, intrygi i zazdrosc kierowaly teraz wersalskim zydem, krol pod koniec panowania smiertelnie zmeczyl sie tym przepychem, ktory stworzyl przez niewyslowiona pyche. Pragnal czegos malego, swego, przytulnego, nie-Icrepujacego. Bowiem kazdy czlowiek pragnie intymnosci, nie jest przeciez stadnym zwierzeciem. Dumna i halasliwa Montespan zjawila sie w Wersalu w chwili krolewskiej potegi. Francja posiada nieznane 113 dotad bogactwa. Europa drzy, dworzanie wielbia krola na kolanach. Ludwik XIV zadomowil szlachte w Wersalu, gdzie prawie kazdy z dworakow mial wlasny apartament, zapomnial jednak, ze krol winien byc "ojcem sprawiedliwym" swoich poddanych; wszystkich!, a nie tylko tych mieszkajacych w Wersalu. A on oderwal monarchie od francuskiego ludu. Oddalal sie od ludu, a do tego przyczynial sie wlasnie Wersal. Cala Francja systematycznie zapelniala sie posagami i statuetkami krola. Wielki krol, niczym bostwo opiekuncze ozdabial coraz liczniej rynki i place Francji. Coraz wiecej podobizn Ludwika XIV jest na ulicach w Paryzu, a on sam ma coraz mniej kontaktu z ludem. Na postawienie najwiekszej statuy Ludwika XIV przygotowano specjalny plac. Lud obcowal z monumentem, ze spizowym krolem, a on sam pozostawal dlan niedostepny, zagrzebany w swoim ogromnym palacu. Powoli Ludwik XIV stawal sie kamiennym posagiem. Rowniez w Wersalu Ludwik XIV wszedzie napotykal swoje portrety - na scianach, posagach, medalach. Lecz madry krol doskonale rozumie, ze nadmiar etykiety moze odsunac dworzan od Wersalu. Tego nie chce. Pozwala nieco rozluznic etykiete. Dworzanie moga grac w bilard, krykiet, uczestniczyc w polowaniach, no i grac w karty. Szal gry w karty ogarnal Wersal. Przegrywano kolosalne kwoty. Prym wiodla markiza Montespan, ktora pewnego razu przegrala milion frankow. Wcale nie byla tym faktem zasmucona, ani nie czula z tego powodu skruchy. Placic mial krol. Jego minister finansow, Col-bert, trzasl sie z oburzenia, gdy dowiadywal sie, jakie kwoty przegrywala Montespan w karty, uwazajaca, izj prestiz jej nie pozwala przegrywac malych sum. 114 Zachwycaj sie Wersalu nie tylko uroda markizy Wontespan, lecz rowniezjej stylem przegrywania w kar-y. Jej uroda w tym czasie byla wspaniala; zmuszona byla o przyznac nawet pisarka Sevigne, ktora jej nie lubila. *** Skandale i skandale, Ludwik XIV nie chce skandali, ictore tak psujawizerunek Wersalu, ktory mial byc wzorem dobrego smaku i wytwornosci, lecz ustrzec sie od skandali nie sposob; przeciez stanowia element zycia Wersalu, tak jak jego ogrody, meble, obrazy. Tym razem Dgromny skandal spowodowala szwedzka ekskrolowa Krystyna. Ekstrawagancka, dziwna i nieprzewidywalna kobieta; tylko czy kobieta? Ojciec pragnal syna, urodzila sie corka. Szwedzki krol, Gustaw II, szat rozdzierac i kopii kruszyc nie chcial: pogodzil sie, lecz zaczal wychowywac Krystyne na chlopca. Konna jazda, meskie ubrania, pogarda dla mezczyzn i uwielbienie kobiet - czyz nie te meskie cechy wpoil jej ojciec? Byla strasznie brzydka, nie nalezy wierzyc wizerunkowi pieknej i tajemniczej Krystyny, ktory stworzyla boska Greta Garbo w "Krolowej Krystynie". Jest to fikcja filmowa. Rzeczywista Krystyna to kobieta o dlugim nosie, krotkiej "byczej" szyi, krotkich nozkach i w dziwnym stroju zaporoskiego Kozaka - wlasnie jego przypominala. Byla antykobieta i dziw bierze, ze miewala kochankow. Zreszta wieksza sklonnosc miala do kobiet i jej lesbijskie cechy wychodzily na jaw dosc jaskrawo. Pisala milosne listy do swoich kochanek, ktore niczym sie nie roznily od milosnych listow zakochanego mezczyzny: "Jesli nie zapomnialas, jaka wladze mialas nade mna, to powinnas pamietac, ze bylam w twej wladzy 115 przez dwanascie lat. Cala jestem twoja, na tyle, ze nigdy nie osmielisz sie pozostawic mnie i tylko moja smierc moze przerwac moja milosc do ciebie" - taki byl list Krystyny do kolezanki, Ebbe Sparre. Charlotta Bawarska, ksiezna Palatynska, trzydziesci lat po spotkaniu krolowej Krystyny w Wersalu pisala w swych wspomnieniach, ze pewnego razu krolowa Krystyna chciala zawladnac, czyli po prostu zgwalcic pania Brennie, ktora ledwie ledwie od niej uciekla. Ellis Hew-lock, znany psychoterapeuta, pisal: "Posiadala ekstrawaganckie meskie maniery, co razem z jej wysokim intelektem, z jawnie wywazonym homoseksualnym i biseksual-nym temperamentem - czynilo z niej nader oryginalna osobe". Po abdykacji przyjechala do Rzymu, na papieski dwor, poniewaz nie wiadomo, z jakiego powodu nagle zmienila wyznanie z protestanckiego na katolickie. Papiez poczatkowo przyjal ja bardzo serdecznie, lecz gdy ta dumna i bezczelna osoba zaczela urzadzac w kosciele podczas mszy awantury - smiala sie, zachowywala sie bardzo glosno -jego sympatia do tej wyksztalconej katoliczki, znajacej szesc jezykow i korespondujacej ze swiatowymi filozofami, przeobrazila sie w antypatie. W swoim rozkosznym palacu w Rzymie "Riado" zaczela urzadzac glosne przyjecia, ktorych uczestnicy zachowywali sie nader swobodnie. Rzymianie byli oburzeni jej zachowaniem. Coraz niechetniej zapraszali ja do siebie i rownie niechetnie przychodzili do niej. Czujac to ochlodzenie, zostawila swoj palac i z pyszna swita przyjechala w 1656 roku do Paryza, do Ludwika XIV. Krol oddal jej m mieszkanie Palac Fontainebleau, przepiekny, pysznie umeblowany, dawna siedziba krolow francuskich. Wlasnie w tym palacu Agnes Sorel natchnela Karola VII my-116 slami o potrzebie wyzwolenia Francji, tu mieszkal Franciszek I ze swymi faworytami. Pozniej w tym palacu beda przebywac Ludwik XV i markiza Pompadour, a w 1815 roku Napoleon Bonaparte wlasnie tu podpisze swa abdykacje. Krystyna Szwedzka zhanbila Fontainebleau bestialskim mordem dokonanym na kochanku, Rinaldo Monaldesco. Dworzanie zauwazyli i byli tym nieprzyjemnie zaskoczeni, ze krolowa Krystyna zachowuje sie nie po kobiecemu. Pojawiala sie publicznie w meskim ubraniu, miala okropne maniery, gwaltowne ruchy, co bylo szokujace, tak jak i jej glos, nieprzyjemny, bardzo niski, jak u mezczyzny. Lekko kulala, miala duze nieprzyjemne oczy osloniete gestymi brwiami, orli duzy nos, spiczasty ostry podbrodek. Rzucalo sie w oczy, ze byla bardziej podobna do mezczyzny niz do kobiety. Zszokowala wszystkich, gdy demonstracyjnie odwiedzila znamienita kurtyzane Ninon de Lanclos. Krwawy dramat w krolewskim palacu rozegral sie w listopadzie 1657 roku. Jego przyczyna byla zwykla kobieca zazdrosc, chociaz niektorzy dopatruja sie przyczyny politycznej, kochanek mial sie dopuscic zdrady stanu. Prawda jest taka, ze do rak krolowej przypadkowo trafily listy Monaldesco do kochanki. Ich tresc przepelniona byla milosnymi wyznaniami i tkliwymi slowkami, nie pozostawialy watpliwosci, ze to listy kochanka do ukochanej. W przeddzien tragedii Krystyna byla bardzo wesola i dowcipna, w czasie kolacji smiala sie i zartowala z Monaldesco, co swiadczylo o jej znakomitych zdolnosciach aktorskich, w rzeczywistosci bowiem byla w wisielczym humorze i juz przygotowywala zbrodnie. Zapytala ze smiechem Monaldesco, na co, wedlug niego, zasluguje czlowiek, ktory ja zdradzil? "Oczywiscie, na smierc" -odpowiedzial. 117 "Totez taki czlowiek - odpowiedziala Krystyna i zlowieszczo blysnela swymi niebieskimi oczyma - nie moze ode mnie oczekiwac najmniejszej litosci". O tym zabojstwie szczegolowo pisal Le Bel, przeor klasztoru sw. Trojcy we Fontainebleau: "Szostego listopada 1657 roku znajdujaca sie w Palacu Fontainebleau krolowa Krystyna poslala po mnie jednego ze swych slug. Sluga powiedzial, ze krolowa pilnie mnie potrzebuje. Prowadzono mnie do holu i kazano poczekac. Potem przeprowadzono mnie do apartamentow krolowej. To, co tam zastalem, przepelnilo moje serce zgroza. Trzech mezczyzn rabalo szpadami bezbronnego Monaldesco. Oprawcy byli w zbrojach, on zas caly we krwi i ranach. Oprawcy starali sie kluc go w twarz, a nie w inne czesci ciala. Ktos silnym uderzeniem odcial mu czesc reki, ktora odleciala na bok i omal nie trafila w stojaca tuz krolowa, ktora spokojnie odsunela sie. Ociekajacy krwia Monaldesco, prawie w agonii, chrypial, upadl na prawy bok i blagal o litosc. Gdy trzy szpady pokiereszowaly mu cialo i twarz, reka pokazal, zeby szybciej podcieli mu gardlo. Widocznie meki jego byly nieznosne. Caly ociekajac krwia, jeszcze chrypial z kwadrans, zanim zmarl. Krolowa rozkazala mi odprawic msze za dusze zabitego i podarowala sto liw-row". Tak brzmi lakoniczne opowiadanie mnicha. Romantycy z tej historii zrobili antyczna tragedie, Ludwik XIV byl mocno oburzony, ze takie bezprzykladne morderstwo zostalo dokonane na jego dworze, w jego palacu, splamionym tym na wieki. Dworzanie byli nieslychanie zszokowani i zbulwersowani niesamowitym postepkiem Krystyny. I tylko ona, wydaje sie, czula sie calkiem swojsko i nawet usilowala jakis czas pozostac w Fontainebleau, chociaz Ludwik XIV juz nie chcial jej widziec. 118 Musiala wracac do Rzymu, gdzie nowy papiez, Klemens IX, jeden z czterech papiezy, z jakimi zetknela sie krolowa, okazal jej sympatie, byl przyjazny, tolerancyjny, nawet odwiedzal ja, tak ze cala ta okropna historia z Monaldesco zostala szybko zapomniana. Palazzo Riado zaczelo przyjmowac gosci, a Krystyna jezdzila z wizytami. Obrazila sie na Marie Mancini, ktora nie odprowadzila jej do drzwi. Zawrocila, chwycila i sila taszczyla do drzwi, mowiac: "Gosci nalezy odprowadzac, signora". Henrietta Angielska ma problem. Jest w ciazy, prawdopodobnie jest to dziecko krola. A jak go urodzic, jesli maz, zajety swymi homoseksualnymi partnerami, juz ponad rok nie odwiedza sypialni zony? Po namysle znaleziono wyjscie. Henrietta Angielska pojechala z matka do Anglii w sekretnej misji i tam przy okazji urodzila dziecko, ktore zostawila u brata, Karola II. Misja zas nosila polityczny charakter: trzeba bylo namowic Anglie do zachowania neutralnosci, gdy Francja zacznie wojne z Holandia. Henrietta Francuska bardzo chetnie zgodzila sie towarzyszyc corce do Londynu, byla bowiem okazja, aby zobaczyc sie z synem, a takze nieco odpoczac i ochlonac od burzliwego zycia z nieobliczalnym kochankiem, nedznym awanturnikiem, ktorego gwaltownosci charakteru doswiadczala Henrietta Starsza, bowiem mial zwyczaj nie tylko obsypywac ja stekiem wyzwisk, lecz puszczac w ruch swe mocne piesci, zapominajac, iz krolowa angielska ma przed soba. Dluzna nie pozostawala. Nauczyla sie oddawac ciosy, puszczala w ruch ciezka po-119 pielniczke, trafiajac nieodmiennie w najczulsza czes'c meskiego ciala. Kochanek wyl z bolu, krzyczac na caly Saint Germain: "Jadra mi, scierwo, rozgniotlas!" Nie wersalskie to zachowanie starych kochankow, to prawda. Nie po wersalsku rowniez paradowali na balach jedno z siniakiem pod okiem, drugie z rozgniecionymi jadrami, co splendoru, zgodzcie sie, mezczyznie nie dodaje. I zeby ochlonac od burzliwych scen, Henrietta Francuska jedzie z corka i jeszcze paroma damami na angielski dwor. Wsrod swity jest dwudziestojednoletnia blondynka, Luiza Keroualle, ktora otrzymala zadanie od Ludwika XIV, aby nie tylko pomoc Henrietcie Angielskiej w negocjacjach z bratem, lecz takze uwiesc krola i pozostac w Anglii w charakterze tajnego szpiega Ludwika XIV. "Mam nadzieje -powiedzial do niej Ludwik XIV-iz porywczy i nader libertynski charakter Karola II pomoze wam, pani, zrobic z niego swego kochanka, a w dowod mojej wdziecznosci daje ci moj prezent - brylantowy pierscionek, nie wspominajac juz o tym, ze regularnie bedzie pani otrzymywac stala gaze". Zadowolona Luiza de Keroualle, liczac na powodzenie akcji, nalozyla pierscionek na palec i przez caly czas podrozy do Anglii z kajuty nie wychodzila, obmyslajac plan uwiedzenia Karola II. *** Uprzedzajac chronologie narracji, powiemy, iz misja Henrietcie Angielskiej udala sie znakomicie. Karol II nader zyczliwie i z wielka goscinnoscia przyjal w swym palacu ulubiona siostre i matke, zgode na neutralnosc Anglii w wojnie Francji z Hiszpania wyrazil, odpowiednie dokumenty podpisal, rozwiazanie ciazy siostry wraz ze znakomitym akuszerem przyjal, dzieciatko na wy.cho-120 wanie wzial, obiecujac troszczyc sie o niego, jak o wlasnie. Troska tym bardziej szczera, iz wlasnych dzieci, nie liczac czternasciorga bastardow od kochanek, nie mial. Jego gapowata zona, Portugalka Katarzyna Braganza, poronila i na zawsze pozostala bezplodna. Poronila, folgujac swemu tchorzostwu, bowiem oswojony lis nie wiadomo czego szukajac, jakich milosnych uciech, wlazl jej do lozka, smiertelnie ja straszac. Tak silnie, ze zdarzylo sie poronienie i koniec... Katarzyna, na wieki bezplodna, zostala pozbawiona macierzynstwa. Nie wnikajmy w psychologiczny aspekt tego zagadnienia - co czuja krolowe, stajace sie bezplodnymi? Naturalnie, ze strach je oblatuje, czy od razu dostana "po lbie" i zostana wyslane do Portugalii, do ojca i matki, czy do klasztoru wysla za grzechy swojej bezplodnosci pokutowac. Bezplodna zona francuskiego krola Karola IX, Elzbieta, bala sie klasztoru tak bardzo, ze pol zycia przekleczala na kamiennej podlodze, Boga o laske blagajac. Katarzyna Braganza bardziej bala sie srogich portugalskich rodzicow. No i dlaczego tchorzostwo przejawiala? Widzicie ja, lisa sie przestraszyla, a co, zjadlby on ja, czy co, zgwalcilby ja, czy co, jesliby troche karesom w lozku pofolgowal? A ona od razu wrzeszczy w nieboglosy, dziedzica Anglie pozbawiajac, glupia. Lecz Karol II byl szlachetnym krolem. Chociaz mial liczne kochanki, zony w biedzie nie zostawil, z krolewskiego palacu jej nie wygnal. W obawie przed swa dymisja krolowa tolerowala liczne kochanki meza i nawet im nadskakiwala, chociaz trudno jej bylo zaakceptowac jego libertynski tryb zycia, zwlaszcza ze dowiedziala sie, iz do grona oblubienic dolacza Francuzka, Luiza Keroualle. *** 121 Nielatwo byc szpiegiem. Kobiecie tym bardziej. Wymaga sie od niej okreslonych cech. Powinna byc madra, chytra, przebiegla, miec geny awanturnicy i sklonnosc do intryg, a takze akceptowac lozkowe metody, no i koniecznie byc mloda i piekna. Jesli szpieg-kobieta jest nieostrozna, moze zaplacic wlasna glowa, jesli ostrozna i madra, leca glowy jej wrogow. Zakamuflowac szpiegowska dzialalnosc na krolewskim dworze jest ciezko. Najczesciej przebiegli monarchowie w mig sie domyslaja, po co damy obcego panstwa wciskaja sie do ich sypialni. Karol II rozszyfrowal cel przyjazdu na jego dwor Luizy Keroualle, naturalnie, to szpieg Ludwika XIV, jej zadaniem jest uwiesc krola. Nie oponowal; odwrotnie, zaczal odgrywac role, ktora wyznaczyl mu Ludwik XIV. Tamten chcial, zeby Luiza Keroualle stala sie jego kochanka, to nia sie stanie i zobaczymy, kto kogo bedzie wodzil za nos: czy Luiza, udajaca zakochana w krolu, czy krol ktory sekrety bedzie gleboko chowal, a wyjawial jej falszywe i tym kierowal polityke Ludwika XIV: on przeciez nie domysla sie jego wiedzy o prawdziwej misji Koreualle. Krol-erotoman, uwielbiajacy rozne kobiety i majacy ich mnostwo, nigdy nie mogl nasycic swej chuci. Chadzal do dam swej zony nawet po nocach, pukajac i wolajac: "Otworzcie, mila, przyszedl was odwiedzic zrebak Rouli". Zrebak Rouli, niezwykly reproduktor, stal w krolewskiej stajni i "pokrywal" niezliczona liczbe kobyl. Karol II nie mial nic przeciwko temu, zeby Francuzka Luiza Keroualle poszerzyla liste jego haremu. Robil wrazenie, ze niczego sie nie domysla. Udawal zakochanego w Luizie i od czasu do czasu podrzucal agentce Ludwika XIV falszywe wiadomosci. Zadna kobieta nie potrafila wplynac na niego, gdy chodzilo o sprawy panstwowe. Pod tym wzgledem bardzo przypominal Napo-122 leona Bonapartego, ktory mawial: "Zadna spodnica nie sjest w stanie wplynac na moje polityczne postanowienia" h- o czym mogla sie przekonac glupiutka Maria Walewska, ktora pomna swej misji i popychana przez patriotycznych magnatow, idac do lozka z cesarzem, nie zapominala podniesc nan swych glebokich niebieskich oczu i wyszeptac: "Sire, a Polska?". Polska nic nie wskorala na milosnych szalenstwach - krolestwem za Napoleona Bonapartego nie stala sie i ziem rozgrabionych podczas zaborow jej nie przywrocono, nadaremne byly starania, cesarz umial odroznic sprawy panstwowe od prywatnych. "Rozbierzcie sie, moja mila, i czekajcie..." W jednym tylko pomylil sie Karol II w stosunku do Luizy Keroualle. Myslal, ze natychmiast wpusci go do lozka, totez ze swojska rubasznoscia wynajal dla niej piekna wille z umeblowaniem, kucharzem i slugami, liczac na natychmiastowa przychylnosc Luizy. A ona nic, podarunkow nie przyjela i w dalszym ciagu mieszkala u ciotki, gdzie raczyla krola nie miloscia, a herbatka z biszkoptami. Krol niechetnie herbate popija, biszkop-cik leniwie zuje i przeklina hipokryzje Francuzki. Lecz ta miala swoja metode uwodzenia mezczyzn. Uwazala, ze im dluzsze oblezenie, tym slodsze zwyciestwo. Nalezy pomeczyc napalonego na nia krola, doprowadzic go do bialej goraczki, zanim powie sie tak. Stosujac taka taktyke latwiej bedzie jej zwyciezyc az trzy oficjalne metresy krola: aktoreczke - w przeszlosci sprzedawczynie pomarancz w teatralnym hallu Nelly Gwynn; spiewaczke sprosnych piosenek i wykonawczynie nieprzystojnych tancow, Molly Dewis, oraz Barbare Palmer, rudowlosa lwice, majaca niezdrowa tendencje zdradzania krola z pleb-sem - z roznymi cyrkowymi akrobatami i linoskoczkami, a majaca juz niby to z krolem piecioro dzieci. 123 Krol zaczal denerwowac sie, zbyt dlugie wydalo mu sie oblezenie serduszka Luizy Keroualle. Nie smakowaly mu ani biszkopty, ani herbata w salonie ciotki Luizy i coraz to pozadliwszym wzrokiem spogladal na niedostepna pieknosc i nieraz w duszy gotow byl zastosowac metody Julii, corki Oktawiana Augusta, ktora ogarnieta nimfo-manska pasja, biegala po palacu, przystawiala niewolnikowi do piersi sztylet i syczala: "Sakiewka czy zycie" -pardon: "Albo kladz sie, albo jaja ci utne". Nie kazdy niewolnik lubil kastracje - kladl sie wiec bez wigoru. Lecz gwalt nie wchodzil w rachube, gwalt nie bylby dobrym wyjsciem z patowej sytuacji dla chuci Karola n. "Kokietka" - myslal w czasie wieczornych herbatek Karol II - postepuje tak jak Jean Seymur, ktorej bracia radzili: <>. Rozpal i uciekaj, czyz nie jest to skuteczna droga do malzenstwa, co udowodnil Henryk VIII, zeniac sie z Jean Seymur. Luiza Keroualle zapewne przyswoila te metody kokietek, lecz nawet piersi potrzymac krolowi nie dawala tak dlugo, dopoki nie odstawi wszystkich trzech kochanek. Z Barbara Palmer rozmowa byla krotka, wyslal ja do Francji z takim blogoslawienstwem na droge: "Tam mozesz, w Wersalu, lajdaczyc sie z kim popadlo, a Anglia - kraj cnoty i tu dla pieciorga twych bastardow nie wiadomo z kim splodzonych miejsca nie ma". Na prozno Barbara Palmer w otoczeniu pieciorga bastardow, czepiajacych sie jej spodnicy, z rozpuszczona lwia grzywa wspanialych rudych wlosow o li-, tosc krola blagala. "Bog z toba" - powiedzial jej na odchodnym. Trudniej bylo mu rozstac sie z Nelly Gwynn i Molly Dewis. Nelly byla kobieta niskiego stanu - z matki prostytutki - i wychowana na londynskich smietnikach. Tylko dzieki niezwyklemu sprytowi, pieknosci, ze-124 laznej sile woli i ogromnej bezczelnosci udalo sie jej tak wysoko wzniesc i stac sie faworyta krola. Manier swiatowej damy nie miala, czesto w swoje slownictwo wtracala mnostwo kolokwialnych i niecenzuralnych slow, posia-iala ciety dowcip, bawila krola celnymi powiedzonkami, wesolym usposobieniem i lekkoscia charakteru. Podczas jednej z rewolucji, niewazne jakiej, Anglia miala ich du-lo, narod zaczal rzucac w jej karete kamienie. Nelly wysunela sie z okna i radosnie zakrzyczala: "Ludzie, czy 3szaleliscie? Nie poznajecie? Przeciez to ja, Nelly Gwynn, tanlewska kurwa". Lud wyczul w niej bratnia dusze i zamiast kamieniami, obsypal kwiatami. Gdy urodzila trzeciego syna krolowi, a ten nie chcial ich zalegalizowac, wsadzila cala trojke do karety, przywiozla na krolewski iwor, weszla do pokoju krola i oznajmila: "Wasza Krolewska Mosc, przywiozlam wam wasze kurwiatka". "Jak mowisz o moich dzieciach?" - oburzyl sie krol. Nelly ripostowala: "Chcecie inaczej? To nadajcie im tytuly hrabiow". Krol musial podporzadkowac sie jej zadaniu. Ciagle rywalizowala ze swoja kolezanka, trzeciorzedna aktoreczka Molly Dewis, ktora wslawila sie tym, ze pierwsza wprowadzila na scene tance ze sprosnymi ruchami. Krecila tylkiem i przodkiem tak artystycznie i nieprzystojnie, ze oczarowala krola i ten pozwolil jej urodzic swego syna. Pewnego razu, gdy krol na nocna randke wybral nie Nelly Gwynn, a Molly Dewis, zazdrosna kolezanka nasypala jej do kawy (napoj ten stawal sie modny w Anglii) konska dawke proszku na rozwolnienie, czym calkowicie zepsula krolowi wieczor. Gdziez tu do milosnych podbojow, jesli kochanka ciagle pierdzi i do ubikacji lata. Niebezpieczenstwo, ktore zawislo jak miecz Damo-klesa nad Nelly Gwynn i Molly Dewis w osobie Luizy 125 Keroualle, zmusilo rywalki do zjednoczenia sie. Zaczely paskudzic. A to wywiesza na drzwiach sypialni Luizy Keroualle, ktora juz zgodzila sie zostac kochanka Karola II, sprosne wierszyki, a to napluja jej do talerza, o czym ta nie wiedziala, zdziwiona, iz rywalki ciagle pytaja jak smakuje zupa i chichocza przy tym. Pewnego razu krol bardzo pogniewal sie na swoje faworyty, gdy znalazl na drzwiach swej sypialni, gdzie wtedy przebywal z Luiza Keroualle, taki oto wierszyk: Tu lezy ze swym gachem Francuzka, Ktorej smierdzi pod pacha, Kurwiatko w lonie juz nosi, A wciaz o dupczenie krola prosi. Oto, w jakich niezwyklych okolicznosciach Karol II dowiedzial sie o ciazy swej kochanki. Wkrotce istotnie Luiza Keroualle urodzila krolowi syna i do jej szpiegowskiej misji przybylo obowiazkow matki. Naturalnie, krol byl bardzo zadowolony, przeciez to juz pietnaste jego nieslubne dziecko. Lecz ambitna matke nie urzadzala rola kochanki, zachcialo jej sie zostac krolowa angielska i z nieslabnaca uwaga i nadzieja sledzila przebieg choroby Katarzyny Braganzy, ktorej zdrowie w ostatnim okresie uleglo znacznemu pogorszeniu i lekarze nie dawali nadziei na przezycie roku. Luiza Keroualle, nie zapominajac o swym podstawowym zadaniu - szpiegowaniu krola, zaczela ze zdwojona energia nawracac Karola II, protestanta, na "prawdziwa" katolicka religie. Co prawda szlo jej to trudno: krol nie chce slyszec o zmianie wyznania. Docinki Nelly Gwynn nie ustaja. Nie wiadomo skad dowiedziala sie o szpiegowskiej dzialalnosci Luizy i zartowala na salonach: "Ta zezowata placzaca iwa (miala 126 :dno oko zezowate i ciagle wilgotne) jesli nie placze, to zpieguje dla Francji". Kilka razy Luiza ustawiala w szyli szydercza Nelly Gwynn, z ktora nie wiadomo dlacze-;okrol nie mogl sie rozstac - moze ja kochal? - wymow-i robila grzecznym tonem, jak przystalo na dame z kla-a, i ani razu nie ponizyla sie do krzyku. Za to Nelly krzy-zala, gestykulowala, uzywala niecenzuralnych wyra-ow, a w kulminacyjnym momencie odwracala sie tylem o Luizy, zadzierala spodnice, pokazywala goly tylek mowila: "Pocaluj mnie w dupe". Karol II zmeczyl sie, godzac klotnie kochanek, lecz racje zawsze przyznawal Luizie Keroualle, ktora zachowywala sie z godno-:ia i nikt w krolewskim palacu nigdy nie slyszal jej pod-iesionego glosu, czy tez krzyku, az nagle... Rewolucja i krolewskim palacu! To Luiza Keroualle, odrzuciwszy onwenanse, krzyczy i klnie, na czym swiat stoi, niewy-rednym slownictwem londynskiego furmana laje krola, uiza jest zarazona syfilisem, a zarazil ja nikt inny, jak llko Karol II. Ten chodzi markotny, oczy do ziemi opu-siwszy, ze wstydu miejsca sobie nie znajduje i czujac woja wine, co chwila wsuwa jej na palce drogie piers-ienie, ktore leca w kat, rzucone w zlosci, a Luiza czerwona, okiem zezuje jeszcze bardziej, a pod nim z ner-row rozlala sie sina plama, jakby ktos przylozyl jej ulakiem. Spuchlo oko tak, ze Luiza juz prawie nie widzi im i wyglada zlowieszczo. Jak dawniej leczyli syfilis? [o, penicyliny nie bylo. Ludwika XIV leczono spirytu-;m mrowkowym, niektorych rteciowym preparatem, jigielscy lekarze, skorzy do innowacji i niebezpiecz-ych eksperymentow, postanowili leczyc krola i Luize keroualle wszystkim razem, plus czym sie jeszcze da. tos zaproponowal lezenie w jednym lozku z tredowa-m, ponoc zaraze wyciaga. Polozenia sie z tredowatym 127 Luiza kategorycznie odmowila, z jakims chorym na bre rowniez (tez ponoc zaraze wyciaga), zaczela kazdl mka jezdzic m bolesna kuracje, nie przestajac zj| czyc na krola, aLudwikX!V, dowiedziawszy si;, l doc/iody Luiz** wyznaczyl, parnic*** we Luiza kategorycznie odmowila, z jakims chorym na febre rowniez (tez ponoc zaraze wyciaga), zaczela kazdego ranka jezdzic na bolesna kuracje, nie przestajac zlorzeczyc na krola, a Ludwik XIV, dowiedziawszy sie, na jakie grozne niebezpieczenstwo dla zdrowia narazila ja jej posada, zaliczyl kile do "wypadku przy pracy" i dodatkowe dochody Luizie wyznaczyl, pamietal bowiem, jak sam ciezko zachorowal w mlodosci na syfilis i lekarze ledwie, ledwie go z niego wyleczyli. Nelly Gwynn i Molly Dewis do rozpuku sie smieja, one przeciez uniknely zarazy, gdyz zafascynowany Luiza Keroualle krol nie przychodzil do nich w ostatnich miesiacach. Nelly z wlasciwa sobie dobroduszna zlosliwoscia nie omieszkala puscic w obieg wierszyka, dotyczacego Luizy: Z krolem kily wnet nabyla, Teraz placze i zlorzeczy, Kto zaraze jej wyleczy? Dosc ma krol klopotow ze swymi kochankami! Tyle ich jest, a jakby zadnej nie bylo. Gryza sie, kloca, jedna druga w lyzce wody utopic gotowa i nadaremne sa jego wolania: "Dziatki, zyjcie zgodnie". Nie zyja zgodnie i krolowi zyc nie daja - zali sie swej siostrze Henrietcie Angielskiej, zali sie matce Henrietcie Francuskiej na lozkowe nieporozumienia. One wspolczuja, oczywiscie, lecz w czym pomoc moga? Chyba ze podsuna mu nowa kochanke, niezlosliwa i spokojna, ktora by bogatych prezentow nie zadala od krola, a kochalaby go po prostu szczerze za jego ludzkie cechy, a nie za to, ze jest Karolem II. Ale nie ma takiej. Najpierw myslaly, ze Francoise Stuart jest taka. Drogocennosci nie chciala, co najwyzej 128 tylko z profilu swoj wizerunek, byla bowiem tak ladna, ze jej podobizna na polpensowych monetach angielskich obywateli radowala, ale ona tez z kochankiem uciekla i wybijanie monet z jej podobizna zostalo przerwane. Potem wrocila i z kochankiem do teatru chadzala, siedzac naprzeciwko krolewskiej lozy lornetowala go bezczelnie i nic krol nie mogl zrobic, ani aresztowac, ani do lochow wrzucic, nie Francja to przeciez, monarszego absolutyzmu Ludwika XIV nie ma. To tamten krol, stwierdziwszy: "Panstwo to ja" - norma zycia mogl uczynic wszystko, co jego lewa noga, czy maly paluszek na prawej rece zechce. A Karol II do zadnej takiej samowoli nie mial prawa. Najmniejsze glupstwo musi parlament zatwierdzac. Lecz tak bolalo krola to regularne lornetkowanie go przez bezczelna ekskochanke, ze poprosil Ludwika XIV, by zabral ja do Francji, legowiska wszystkich bylych kochanek Karola II. *** Z Hortensja Mancini bylo na odwrot. To ona z Francji, dokladnej z Niderlandow, przyjechala do Karola II z zadaniem, zeby go uwiesc (dlaczego obce panstwa uwziely sie tak na Karola II? - co kobieta, to koniecznie szpieg jakiegos kraju). Hortensje Mancini Karol II znal jeszcze z dziecinstwa, gdy kardynal Mazarini sciagnal do Paryza siedem swych siostrzenic i dwoch siostrzencow w ramach, jak by rzec, nepotyzmu, bardzo rozwinietego na francuskim dworze za czasow Anny Austriaczki. Narod zbuntowal sie na poczatku, potem przestal i Hortensja Mancini z dwoma siostrami, Anna i Maria, pozostaly, by blyszczec w Wersalu. Hortensja byla najpiekniejsza z siostr, 129 Anna taka sobie, a Maria, w ktorej byl zakochany Ludwik XIV, istna brzydulka: czarna jak kruk, z ogromnymi ustami, niewyparzonym jezykiem, zlosliwa i plotkara. Nie wiadomo za co pokochal ja Ludwik XIV, za jakie takie niewidoczne wewnetrzne walory, lecz pokochal i basta, nawet ozenic sie z nia zamierzal. Mama, Anna Austriaczka, przestraszyla sie, Mazariniego o swym wecie poinformowala, a ten, zegnajac sie z nadzieja, iz Maria stanie sie krolowa francuska, szybko wydal ja za maz za bogatego Wlocha Colonne. Maria zostala zmuszona w ekspresowym tempie pozostawic Wersal. Potem Ludwik XIV zakochal sie w innej siostrzenicy Mazariniego, w Olimpii, lecz nie wiadomo dlaczego nie zainteresowal sie piekna Hortensja. Ale nia zainteresowal sie, i to bardzo, ksiaze - przyszly angielski krol Karol II. Zakocha! sie w Hortensji i cos tam przebakiwal o malzenstwie z nia, lecz Mazarini milosne westchnienia ksiecia przerwal zdecydowanym i ordynarnym: "Nie dla psa kielbasa". Po co mu biedny uchodzca z Anglii, syn Henrietty Angielskiej, bez ziem, bogactw, pozbawiony krolestwa? Przeciez nie mogl Mazarini przewidziec, iz historia splata takiego figla, iz biedny ksiaze wkrotce stanie sie angielskim krolem? Gdyby wiedzial, pochopnie by Hortensji za maz za kawalera wersalskiego nie wydawal. Kawaler postawil jednak warunek -przyjmie za swoje nazwisko kardynala i odtad nazywac sie bedzie Mazarin, ostatnie "i" laskawie pozostawiajac kardynalowi. Nastepnie Mazarin zazadal, zeby kardynal Mazarini pozostawil mu w spadku wszystkie swoje palace i klejnoty, kolekcje obrazow i popiersie. Kardynal sie zgodzil i blyszczaca pieknosc Hortensja Mazarin stala sie zona nieodpowiedniego meza. No i przyszlo pieklo do rodzinnego stada. Zaczely sie dzikie skandale, ciagle awantury, karczemne 130 bijatyki, nieporozumienia, w ktore zamieszany zostanie Ludwik XIV, jakby nie mial krol innych trosk, tylko rozstrzygac jak i ile powinna Hortensja Mazarin wykonywac malzenskich obowiazkow. Piekna kobieta chciala blyszczec na wersalskich balach, a maz zamykal ja w czterech scianach, przywiazywal niewidzialnymi nicmi, "kazac" co roku rodzic dzieci i karmic je wlasna piersia. "Nie jestem maciora - krzyczala nieszczesliwa Hortensja - zeby rozciagac swoje piersi ciaglym karmieniem niemowlat". W ciagu pieciu lat maz splodzil piecioro dzieci i nie mial zamiaru zadowalac sie osiagnietym. O zgrozo, w perspektywie miala Hortensja nowe porody i dalsze deformowanie piersi. Buntowala sie, plakala i nie mogla zrozumiec postepowania zazdrosnego meza, uwazajacego, iz zona bezpieczniejsza jest i mniej dostepna dla innych mezczyzn, gdy chodzi z brzuchem. Czyz nie tak postepowal wielki poeta Puszkin, zazdrosny o Mikolaja I, zmuszajac zone Natalie Gonczarowa, olsniewajaca pieknosc, do corocznego rodzenia dzieci? Mazarin byl dewotem i w swej skrusze przed Bogiem zapragnal calkowicie zlikwidowac rozpuste, jesli juz nie w Wersalu, to przynajmniej we wlasnym palacu, totez u niego w oborach krowy doili chlopi, gdyz uwazal za rzecz nieprzyzwoita, aby kobiety ciagnely ich cycki. Otrzymawszy ogromny majatek kardynala Mazariniego, rozkazal wszystkim antycznym posagom przywiezionym z Italii poodbijac nosy i poprzyklejac figowe listki na ich obnazone genitalia. Zamazal czarna farba wszystkie bezcenne obrazy Rubensa i innych malarzy, przedstawiajace akty, i byl gotow powybijac wlasnym, niezwykle pieknym, corkom zeby, wychodzac z zalozenia, ze pieknosc i cnota nie ida w parze i lepiej zeby jego corki byly szczerbate niz zepsute. 131 W dziedzinie seksu mial jakiejs dziwne, patologiczne upodobania, ktore realizowal na wlasnej zonie. Zamknawszy sie w swoim gabinecie, przyprowadzal do niego zone, rozbieral do naga i ostroznie koscistymi palcami dotykal jej intymnych miejsc, nasladujac pedofila, ktory dorwal sie do niewinnej dziewczynki. Rozpaliwszy sie tym obmacywaniem, rozkazywal zonie sie klasc i lezec cicho, bez ruchu, w pozycji osoby zmarlej. Wowczas jak zwierze rzucal sie na zone i akt kopulacji nekrofila dokonywal gwaltownie i brutalnie. Hortensja czula, ze przy mezu zatraca swoja osobowosc, staje sie poslusznym narzedziem jego woli i pragnien. Buntowala sie. Biegala do krola i tam, zalewajac sie lzami, domagala sie rozwodu. "Ale na jakiej podstawie rozwod? - dziwil sie krol. Czy maz cie zdradza?" - nie zdradzal. "Czy jest impotentem?" - indagowal krol. Nie byl. "Wiec na jakiej podstawie rozwod?" Hortensja sie rozplakala i oznajmila krolowi, ze nie znosi seksualnej patologii meza, ktory przy kazdym stosunku kaze jej przyjmowac pozycje zmarlej i zgwalconej. Krol nie wiedzial, czy nekrofilia jest karana w Wersalu, czy nie, jego opasly tom palacowej etykiety pominal to wazne zagadnienie. Przypomniawszy sobie burzliwe lata swojej mlodosci, gdy z Hortensja w pilke i chowanego gral, krol powiedzial: "Dobrze, pomowie z twoim mezem, zeby seksualnie cie nie gwalcil i do obowiazkowych stosunkow nie przymuszal. Bedziesz miala stosunki z mezem wtedy, gdy zechcesz". Poniewaz jednak Hortensja w ogole nie miala na to ochoty i swojej inicjatywy w tym kierunku nie przejawiala, Mazarin zaczal ja podejrzewac o tajemne schadzki i sledzic. Zawyla biedna Hortensja i znowu na skarge do krola poleciala. "Wasza Krolewska Mosc, moj maz wiezienie zrobil z mojego palacu, a ze mnie wiezniarke. Na-v 132 wet do kosciola nie moge pojsc bez asysty roju straznikow przez meza wynajetych. Na wojenne wyprawy mnie, ciezarna, ciagnie, bojac sie w domu zostawic. Nie zycie mam, a istne pieklo. Diabel chyba jest litosciwszy od mojego meza. Ratujcie mnie, Wasza Krolewska Wysokosc". Krol znowu wezwal Mazarina, a ten ma tylko jeden kontrargument: "Zona szerzy rozpuste, a on do tego nie dopusci". "Jaka rozpuste?" - dziwi sie krol. "Jak to jaka? - ripostuje Mazarin. - A kto przykleja na twarz rozpustne muszki? Czyz nie jest to prosta droga do rozwiazlosci?". Krol reka machnal. Nie ma czasu na rozstrzyganie malzenskich nieporozumien Hortensji i jej meza, ma na widoku wojne w Niderlandach. Odeslal sprawe malzenstwa Mazarin do parlamentu z jednym pytaniem: sa czy nie podstawy do rozwodu? Parlament orzekl - nie ma. Maz zony nie zdradza, lozy na utrzymanie corek, impotentem nie jest, a po co stwarzac niebezpieczny dla Wersalu precedens? Przeciez tak moze kazda zona, jak w starozytnym Rzymie, z powodu byle glupstwa, z jakiegos tam widzimisie domagac sie rozwodu. Na Boga, u katolikow ROZWOD? Hortensji rozwodu odmowiono. Wtedy Hortensja poslala krola, meza i parlament do wszystkich diablow. Uciekla do swej siostry Marii Man-cini do Rzymu, a stamtad do Niderlandow. Ten kraj postanowil, idac za przykladem Francji, zrobic ja swym szpiegiem i wyslac do Anglii z taka sama misja, jaka powierzono Luizie Keroualle. Miala stac sie kochanka Karola II i szpiegiem. I oto Hortensja Mazarin, nieco przywiedla od wszystkich perypetii, jakie dotknely ja w zyciu, martwiaca sie o los corek, ktore przebywaly z ojcem, w niklej nadziei, ze wszystkich zebow im ten bigot nie powybija, z wielka pompa wjechala do Londynu. 133 Narod jak przy scinaniu Karola I tlumnie wysypal na ulice, by napawac oczy niebywalym triumfalnym pochodem. Z czym moze sie zrownac ten przepych. No, chyba z triumfalnym wjazdem Kleopatry do Rzymu w amerykanskim filmie, gdyz w rzeczywistosci takiego splendoru nie bylo, a Juliusz Cezar nawet do portu nie przyjechal, zeby powitac swoja kochanke. Ale czego dla kasy nie zrobisz! No, jeszcze mozna porownac z pierwszomajowa demonstracja na placu Czerwonym w epoce Leonida Brezniewa w Moskwie. Wyobrazcie sobie: szesc siwych koni, zaprzezonych do karety, w ktorej niedbale rozwalona Hortensja w bajecznie drogiej sukni, w gronostajach i brylantach, jak krolowa Elzbieta I, a obok Murzyni, czarni jak noc dla kontrastu jej bialej skory. Hortensja jawnie starala sie oszolomic bogactwem Londyn i Karola II. Ten czolo w zaklopotaniu potarl: "Drogawo chyba bedzie mnie kosztowala nowa kochanka". Nie mylil sie. Hortensja jak Luiza Keroualle herbatka i biszkoptami krola nie zwodzila. Od razu do rzeczy przystapila. Przyjmujac wieczorem krola i wachlujac sie, leniwie zapytala go, na ile on ocenia jej wdzieki. To znaczy, Hortensja chce wiedziec, jaki palac krol jej da, ild sluzby, jaka pensje i klejnoty za jego uszczesliwienie.5 Ten siedzi markotny. Rozwaza. Hortensja przeciez juz nie jest olsniewajaca pieknoscia, jaka byla jeszcze dziesiec lat temu. Pieciokrotne porody, perypetie z mezem i ciagle ucieczki zrobily swoje. Pojawily sie zmarszczki na czole i pod oczami, bruzdy w kacikach ust, przerzedzily sie wlosy. Plomien w oczach przygasl, no i piersi niegdys jedrne i twarde jak swieze jabluszka, od karmienia dzieci rozlazly sie jak ciasto i w zadnych gorsetach powabu im nie przywrocisz. Lecz krol jest dzentelmenem. Nie wypada mu krytycznym okiem na zwiedle po-134 waby damy, gotowej stac sie jego kochanka spogladac. Po drugie, jest krolem, nie przystoi mu o milosc z kobieta sie targowac i przyklad Henryka IV nasladowac. To ten zawrzeszczal i po glowie sie podrapal gdy papa pragnacy sprzedac mu corke na kochanke zazadal bajonskiej sumy: "Drogawo jednak, papo, wasza corka krolewski skarbiec kosztowac bedzie". Karol II drobiazgowym nie byl - zaakceptowal bez dyskusji zaproponowana przez Hortensje kwote, liczac ze przynajmniej z ta kochanka klopotow nie bedzie. Pomylil sie z kretesem. Gdy Hortensja zadomowila sie na dobre w otrzymanym od krola palacu, gdy wspaniale sie urzadzila, a brylanty przez krola podarowane do szkatuly schowala, postanowila zgasic zar serca, ale niestety, nie z krolem, a z ksieciem Monaco, ktory pozostawiwszy ruletke, przyjechal do Londynu zasmakowac juz wczesniej rozpoczetej milosci z Hortensja Mazarin, ale cynizm! Krol jej placi comiesieczna i wcale niemala gaze, ona mieszka w jego palacu, a miloscia obdarowuje ksiecia Monaco? O swieta prostota, co gorsza od zlodziejstwa. Pewnego razu krol nie zastal Hortensji w palacu. "Jest na balu z ksieciem Monaco" -poinformowal go kamerdyner. Po raz drugi tez nie zastal. "Gra w karty z ksieciem Monaco" - tym razem informowala sluzaca, a za trzecim razem krola w ogole do jej sypialni nie dopuszczono. On i bez slowa zrozumial: Hortensja w lozku baraszkuje z ksieciem Monaco. Tego bylo dosc. To byla ostatnia kropla, ktora przepelnila czare goryczy i nadzieje krola na przyzwoita milosc i spokojne zycie. Karol zabronil gry w karty w swoim krolestwie, a jesli Hortensja i ksiaze Monaco tego nie respektuja, to niech uciekaja z jego krolestwa. Krol ich zatrzymywac nie bedzie. Lecz gdzie ma jechac 135 Hortensja? Ksiaze Monaco, nasyciwszy sie jej wdziekami, odjechal bez pozegnania do swego ksiestwa. Niderlandy, widzac, ze ich szpieg zle wykonuje swe zadanie i zamiast krola szpiegowac jest zajety wlasnymi przyjemnosciami, przestaly pensje wysylac, a obrazony krol juz nie chce niewiernej kochanki. Maz natomiast zadowolil sie posluszna mieszczanka, ktora zaakceptowala pozycje umarlaka w lozku, zony z powrotem przyjmowac nie chce. Zaiste patowa sytuacja u Hortensji. I bez zadnego blasku, w starej sukienczynie, sprzedawszy ostatniego siwego konia, udala sie w sina dal. Panowie krolowie! Czy nie zechcecie przyjac w swym krolestwie siostrzenicy kardynala Mazariniego? No chociazby na sluzaca, jesli juz nie na kochanke. *** Tak mniej wiecej wygladaly sprawy na angielskim dworze, gdy Henrietta Angielska, pomyslnie wypelniwszy swe zadanie i urodziwszy nieslubne dziecko w sekrecie przed mezem Filipem Orleanskim, wraca statkiem wraz z matka do Francji. Plynie jednak nie sama, do niej, jak rzep do psiego ogona, przyczepil sie ksiaze Buckingham, syn tego, ktory czterdziesci lat temu bez pamieci zakochal sie w Annie Austriaczce, przyczyniwszy sie do napisania przez Aleksandra Dumasa ojca glosnej przygodowej powiesci "Trzej muszkieterowie", czytanej ze lzami w oczach od smiechu i wzruszenia do dnia dzisiejszego. Buckingham ani na krok nie odstepowal Henrietty Angielskiej w Londynie, zakochawszy sie w niej, jak to sie popularnie mowi, od pierwszego wejrzenia. Do Fran-; cji rowniez pojechal z nia, co wcale nie bylo na reke matce Henrietty, bojacej sie plotek. Romantyka romantyka, 136 a zycie zyciem. Stoi na pokladzie mloda zakochana para w ksiezycowa noc, lekka bryza statek kolysze, na dole w spienionej blekitnej wodzie delfiny sie pluskaja, zakochana para za raczki sie trzyma, caluje sie czasem, a spod szalupy, przykrytej brezentem, biedna matka ich obserwuje z trwoznym biciem serca, modlace sie zeby do niczego wiecej niz pocalunek nie doszlo, inaczej wybuchnie skandal o europejskim wymiarze. Cale szczescie, ze paparazzich wtedy nie bylo i o romansie ksiezniczki Diany, pardon, Henrietty Angielskiej, swiat sie nie dowiedzial. Statek, niestety, osiadl na mieliznie, natknawszy sie na podwodna skale, dziura w kadlubie, awaria, remont i przystanek w Hanowerze. A tam komendant portu, admiral, zobaczywszy Henriette Angielska, rowniez sie w niej smiertelnie zakochal i zamiast pospieszyc sie z remontem statku, opoznia go jak moze, wieczory spedzajac w hotelu z Henrietta. Buckinghamowi z zazdrosci zaplonely oczy jak szekspirowskiemu czarnoskoremu bohaterowi. Chce zemscic sie na obojgu. Obudzily sie w nim otellowskie namietnosci. Teraz im obojgu na tym swiecie nie zyc! Buckingham wyzwal admirala na pojedynek i o tym stalo sie w miescie glosno. I kiedy rywale z sekundantami przybyli do pobliskiego lasku, gdzie mial sie pojedynek odbyc, zamiast spokoju i ciszy, no i ewentualnych slowikow, zobaczyli mnostwo krukow. To reporterzy obsiedli pobliskie drzewa, by historyczny przebieg pojedynku utrwalic. Publicznosc zas chowala sie dyskretnie w krzakach. Nawet przekupki pozostawily swoje stragany i jak jeden maz stawily sie na arenie widowiska. "Chleba i igrzysk" - wolali Rzymianie, domagajac sie krwawych przedstawien. Chleb z maslem w postaci kanapek hanowerczycy ze soba zabrali, krwawe wi-137 dowisko zas bylo przed nimi. Lecz, jak wiadomo, pojedynki powinny odbywac sie w ciszy, w skupieniu, wszak na smierc ludzie ida. A jak ma sie walka odbyc w skupieniu, gdy dookola jak w cyrku: i reporterzy, i przekupki, a nawet przedsiebiorczy kupiec swoj towar na galeziach krzakow rozwiesil, korzystajac z okazji. "Przeklete ludziska - psioczyla w swym hotelu Henrietta Angielska-nie dadza kawalerom zycia za mnie oddac, wlaza ze swa wscibskoscia". Slowem, pojedynek w asyscie masowo przybylych widzow odbyc sie nie mogl, rywale powrocili jak niepyszni, kwasno uscisnawszy sobie dlonie. Przestraszona rozglosem Henrietta Francuska niemal na kolanach blagala Buckinghama, zeby zostawil ich statek i dalsza podroz odbywal osobno. Musial ksiaze sie zgodzic, lecz zamiast powrocic do Anglii, kontynuowal podroz do Francji i jego statek dreptal po pietach statku Henrietty - pare mil zaledwie za nia, tak ze do Paryza niemal jednoczesnie przybyli. A tam znowu Wersal, bale, maskarady, balety, Anna Austriaczka z chusteczka u oczu, rozczulona wspomnieniami, jak to czterdziesci lat temu elegancki ksiaze Buckingham, smiertelnie w niej zakochany, umyslnie zle poprzyszywal na swym kaftanie brylantowe guziki i te na srodku tanecznej sali z halasem popadaly na podloge, damy rzucaly sieje zbierac, niosac wlascicielowi zgube, a on dumnie mowil: "Nie trzeba. To prezent dla pan". No tak, szalone to byly, romansowe czasy, wszyscy we wszystkich zakochiwali sie i, nie mogac opanowac uczucia, w luwrzanskim parku, parzyli sie, az krzaki falowaly jak na wietrze. Slowem Anna Austriaczka, pomna mlodych lat, bardzo serdecznie w Wersalu przyjela syna swego bylego romantycznego kochanka, w czolo go ucalowala i na wszystkie wersalskie imprezy zaprosila. A ten niemadry 138 czlowiek, zapomniawszy o trudnych przygodach trzech muszkieterow, nawet nie staral sie maskowac swojej milosci do Henrietty Angielskiej, czym wywolal straszna zazdrosc Filipa Orleanskiego, ktory mial dziwny zwyczaj: nie zwracal uwagi na zone, gdy u niej nie bylo adoratorow i plonal straszliwa zazdroscia, gdy pojawiali sie na horyzoncie. Pobiegl, naturalnie, do mamy ze skarga i Anna Austriaczka z bolem serca poprosila Buckingha-ma, by pozostawil Paryz i Wersal. Jej wojna trojanska nie jest potrzebna, a taka kokietka jak Henrietta Angielska trzech Helen byla warta. Buckingham zasmucony, obiecujac pisac, odjechal do Anglii, pozostawiajac w glebokim smutku Henriette Angielska, ktora nie mogla zrozumiec egoizmu meza. Dzialal wedlug mentalnosci tego psa, ktory na sianie lezy - sam nie zre i innym nie daje. Przeciez zwykla logika nakazuje, by maz, jesli odczuwa homoseksualne ciagotki i milsi mu kochankowie-mez-czyzni, pozwolil zonie miec kochankow? I Henrietta postanowila rozciac ten gordyjski wezel: jej kochankiem stanie sie kochanek jej meza. Oto jaki zlozony milosny trojkat buduje Henrietta w swych zdesperowanych pomyslach. Wybrala sobie pewnego kochanka meza, przystojnego kawalera, hrabiego Armanda de Guiche. Nie bedziemy was zanudzac, drodzy czytelnicy, opowiescia, jak jej udalo sie zwyciezyc i zmusic kawalera Guiche, by zrobil zdecydowany krok odwrotu od swych gejowskich sklonnosci i pokochal kobiete. I okazalo sie, ze kawaler Guiche byl nieprawdziwym gejem, jesli tak szybko i goraco zakochal sie w Henrietcie. Zakochana w sobie para miala trudnosci w organizowaniu spotkan tete-a-tete. Sledzil Henriette zazdrosny maz, a majac intuicje, z potrojna energia zaczal plodzic dzieci. W okresie romansu z Armandem Henrietta prawie zawsze byla w ciazy. Ka-139 waler nawet myslal, ze ten nieco zaokraglony brzuszek to jej prawdziwa figura. Gdy po wynajeciu pokoi na godzinke wszystkie srodki zawiodly, zakochana para zaczela przebierac sie pomyslowo. I Guiche wslizgiwal sie do pokoju ksieznej przebrany a to za wrozke, a to za cyf ganke, nawet za ulicznego handlarza. Henrietta byla zazdrosna o swego kochanka i odbywajac kolejny porod, blagala Armanda, zeby jej nie zdradzal z chetnymi do milosci damami palacowymi. Pewnego razu, odpoczywajac po kolejnym porodzie, dowiedziala sie, ze Guiche tanczyl na balu w Wersalu z bardzo piekna dama. Wezwala go do siebie i zaczela mu zmywac glowe, a potem ze smutkiem powiedziala: "Gdyby pan mnie kochal, pan by nawet na balu ciagle o mnie myslal, na inne panie uwagi nie zwracajac". Kochanek rychlo obiecal poprawe. Lecz kochanka z krwi i kosci nie mogla na dluzsza mete zadowolic platoniczna milosc z kochanka, ktora jesli nie rodzi nie jego dziecka, to jest pilnie przez meza sledzona, a postne trzymanie sie za raczki nie bardzo satysfakcjonowalo chuci pana Guiche'a. Wowczas, zeby nie roztrwonic tak wielkiej milosci, Henrietta zaproponowala kochankowie pisanie milosnych listow - nie mniej niz trzy listy kazdego dnia. No, do takiego nieludzkiego wysilku chyba tylko Henrietta jest zdolna. Guiche spasowal. Wiecej niz dwa listy w tygodniu z siebie wycisnac nie mogl, chociaz staral sie moczyc litery woda z karafki, imitujac lzy rozpaczy. Henrietta te poplamione listy otrzymywala, rozczulala sie niezmiernie, lzy ronila i ten koktajl z dwoch gatunkow lez, prawdziwych i falszywych, podtrzymywal ja na duchu w ciezkich chwilach malzenskich klotni. Naturalnie, ze listow w swoim pokoju nie trzymala, pomna nieslawnej smierci don Juana, syna hiszpanskiego krola Filipa II, ktorego ojciec zabil, 140 znalazlszy u jego wezglowia milosne listy swej zony Elzbiety, corki Katarzyny Medici. Henrietta listy oddawala na przechowanie zacnej damie Montalle. Kazdy list byl ponumerowany i stokroc czytany, tak ze kiedy Henrietta chciala odnowic wspomnienia, przychodzila do pani Montalle i mowila: "Daj, moja mila, list numer siedemnascie. Jest taki czuly i tak duzo w nim lez przelanych", albo: "Mam dzis wisielczy humor. Moze rozweseli mnie list numer dwiescie pierwszy? W nim jest duzo zabawnych scenek z zycia Wersalu". Nie wiadomo jak dlugo trwalby ten listowny romans, gdyby krol przez swoich szpiegow nie dowiedzial sie o tym i nie rozkazal pani Montalle, by natychmiast pokazala mu milosna korespondencje szwagierki z jednoczesnym rozkazem wyjazdu pani Montalle do klasztoru: "Niech pani podziekuje krolowi za wielkodusznosc - powiedzial do niej policyjny komisarz. - Moglo byc znacznie gorzej, do Bastylii mogli pania wtracic, czy wrecz glowe uciac za zdrade stanu". Pani Montalle rozkaz krola spelnila polowicznie. Do klasztoru pojechala, lecz listow nie oddala. A zeby na sile jej ich nie wyrwano, trzymala szkatulke z listami w swoim gorsecie. Wypchal sie jej biust, to prawda, kawal szkatulki wygladal, tez prawda, ale niech tylko sprobuje ktorys z zandarmow czy urzednik panstwowy reke damie za gorset wsunac - jego samego za nieobyczaj-nosc do Bastylii powloka. Wersal to nie Ferrara. To tam wolno bylo straznikom zagladac pod spodniczki pan, by sie przekonac, czy nie nosza rozpustnych portek paziow-skich, ktore dla profilaktyki w obawie przed zgwalceniem wymyslila Lukrecja Borgia. Wsiadajac do karety, Montalle tak zdecydowanie i zlowieszczo trzymala sie za prawa piers, ze bylo jasne: odebrac listy mozna bylo tylko wtedy, gdy podobnie jak 141 amazonce odetnie sie te piers. Lecz amazonki te masochistyczna operacje przeprowadzaly dla wygody trzymania broni, jaka byl luk. Pani Montalle zas gotowa byla na amputacje piersi, zeby nie wydac sekretow zakochanej pary, patriotyzm w jednym i drugim wypadku jest oczywisty. W miedzyczasie niejaki markiz Vardes, awanturnik i intrygant, ktorego nie wiadomo dlaczego w swych wspomnieniach tak wychwala Saint-Simon, nieraz siedzacy w Bastylii za pojedynki i awantury, rowniez zakochal sie w Henrietcie Angielskiej. Co w niej znajduja panowie, skoro tak nagminnie sie zakochuja? Szkoda, ze portretu jej nie mamy, aby te perle ocenic obiektywnie. Vardes postanowil wyeliminowac rywala, pana de Guiche^. No nie, na pojedynek go nie wyzwie, wystarczy mu juz piec lat Bastylii. Zastosuje wiec znajoma bron -intryge. Poszedl do ojca Guiche'a, marszalka Antoine de Gramonta, i przedstawil mu mroczna perspektywe nieciekawej sytuacji: co by bylo, gdyby Wersal i krol dowiedzieli sie o tajnym romansie jego syna z ksiezniczka krolewskiej krwi, w dodatku szwagierka Ludwika XIV? "I co bedzie?" - zapytal Vardes, wyraznym gestem pokazujac jak glowa syna marszalka de Gramonta zlatuje z ramion. Marszalek sie przestraszyl i zaczal blagac Vardesa o znalezienie kompromisu. Kompromis byl prosty: marszalek Gramont poprosi krola o natychmiastowy wyjazd syna na wojne. "Namietnosci niezdrowe ucichna same przez sie" - konkludowal Vardes. Tak tez zrobiono z tym, ze krol myslal, iz to sam Guiche poprosil ojca, zeby wyslac go na front. I oto, kiedy nic nie podejrzewajacy Guiche moczyl kolejny list do Henrietty woda z karafki, przybyli poslancy krola i przekazali jego pilny rozkaz: ma natychmiast udac sie na wojne i nie pozwo-142 liwszy pozegnac sie z Henrietta, odeslano kawalera do Lotaryngii. Przez cala podroz Guiche rozmyslal, z jakiego to powodu dotknela go ta nielaska krola. Wojowal w Lotaryngii, a Henrietta nieco doszedlszy do siebie po kolejnym porodzie, dowiedziala sie, ze na rozkaz krola jej ukochany zostal wyslany na wojne. Pobiegla do krola i zazadala wyjasnien, klnac despotyzm i tyranie monarchy. A Ludwik XIV spokojnie jej wyjasnil, ze to nie jego tyrania, a takie bylo zyczenie samego de Guiche'a. Henrietta juz niczego nie rozumie. Dlaczego jej kochanek tak sie na nia pogniewal, ze wolal smierc w Lotaryngii od jej milosci? Zrozumiala, ze pogniewal sie, bo ona malo dawala mu seksu, a ciagle rodzila mezowi dzieci. Ale to przeciez nie jej wina, ze maz ciagle ja zapladnia wbrew jej woli. Odmowic nie sposob. Tylko oficjalna separacja mogla wyswobodzic ja od spelniania wstretnych malzenskich obowiazkow. Moglby kochanek to zrozumiec, przeciez w listach zapewnial ja o swej goracej milosci, ktora zwyciezy wszystkie trudnosci. Widocznie falszywa byla ta milosc, jesli pieciu porodow nie wytrzymala. I rozzloszczona, obrazona oraz zawiedziona Henrietta napisala do Guiche'a list, w ktorym wykladala kawe na lawe i prosila niewiernego kochanka, ktory zdradzil ich milosc, by nigdy do niej nie pisal, nie szukal z nia kontaktu, a w ogole to "ona go wiecej znac nie chce". Guiche probowal cos wyjasnic kochance, ze to nie jego wola wojowac w Lotaryngii, a krola, lecz jego listy wracaly z powrotem nierozpieczetowane. Pelen czarnej melancholii kawaler zyc nie chcial i szukal smierci pod kulami nieprzyjaciela. Lecz kule go sie nie imaly i wkrotce wojna w Lotaryngii zostala zakonczona. Guiche nie mial po co wracac do Wersalu. Co go tam czeka? Bol i udreka, tesknota za kochanka, ktora bezwzglednie go odrzucila, za-143 jMF kochawszy sie zapewne w innym. Przeciez widzial, jak markiz Vardes kolo niej sie krecil, teraz zapewne jego uszczesliwia ta niepoprawna kokietka. Nie, on pojedzie tam, gdzie trwaja wojny, zeby zlapac smiercionosna kule i przerwac te nieznosne milosne meki. Znamy, drodzy czytelnicy, takich mezczyzn, ktorych przygasle uczucia zapalaja sie na nowo, gdy kochanka ich odtraca. Nawiasem mowiac, markiz Vardes na prozno sie staral zdobyc Henriette. Nie przyjela jego umizgow i jego kochanka sie nie stala. Finezyjna intryga przepadla z kretesem. Guiche tymczasem rozgladal sie, gdzie w swiecie trwaja wojny. Aha, w Polsce z Turkami, poplynal tam, zeby wziac udzial w kampanii wojennej obcego sobie panstwa, przejawic cuda bohaterstwa i zlapac kule nieprzyjaciela. Plynie statkiem w wisielczym humorze, gotow runac w dol w sina bezdennosc morskich wod, byleby przerwac te milosne meki, chorym zebem spedzajace sen z powiek noca i nie dajace chwili spokoju w dzien. Potem podnosi glowe do gory i do Merkurego sie zwraca, zeby huragan nadeslal, by statek zatonal, a z nim razem nieszczesliwy kawaler de Guiche. Merkury go nie usluchal i Guiche pomyslnie wyladowal w Gdansku, a stamtad, pocalowawszy portret Henrietty, schowany w blaszanym pudelku przy sercu, powedrowal na front. Dzielnie wojowal za obca ojczyzne, nie przestajac o smierc blagac, no i stalo sie. Kula trafila go w samo serce, lecz trafila w blaszane pudelko z portretem Henrietty i odskoczyla. Czyz nie jest to symboliczny znak z niebios, ze portret Henrietty uratowal mu zycie? Przeciez sam Bog kaze nie rozstawac sie zakochanym. Guiche, pelen wiary w mistyczny cud, powraca do Paryza, gdzie przez nikogo nie zauwazony, zatrzymuje sie w swym palacu. Naturalnie, ze chce spotkac sie z Henrietta, lecz jak to zrobic? 144 kochawszy sie zapewne w innym. Przeciez widzial, jak markiz Vardes kolo niej sie krecil, teraz zapewne jego uszczesliwia ta niepoprawna kokietka. Nie, on pojedzie tam, gdzie trwaja wojny, zeby zlapac smiercionosna kule i przerwac te nieznosne milosne meki. Znamy, drodzy czytelnicy, takich mezczyzn, ktorych przygasle uczucia zapalaja sie na nowo, gdy kochanka ich odtraca. Nawiasem mowiac, markiz Vardes na prozno sie staral zdobyc Henriette. Nie przyjela jego umizgow i jego kochanka sie nie stala. Finezyjna intryga przepadla z kretesem. Guiche tymczasem rozgladal sie, gdzie w swiecie trwaja wojny. Aha, w Polsce z Turkami, poplynal tam, zeby wziac udzial w kampanii wojennej obcego sobie panstwa, przejawic cuda bohaterstwa i zlapac kule nieprzyjaciela. Plynie statkiem w wisielczym humorze, gotow runac w dol w sina bezdennosc morskich wod, byleby przerwac te milosne meki, chorym zebem spedzajace sen z powiek noca i nie dajace chwili spokoju w dzien. Potem podnosi glowe do gory i do Merkurego sie zwraca, zeby huragan nadeslal, by statek zatonal, a z nim razem nieszczesliwy kawaler de Guiche. Merkury go nie usluchal i Guiche pomyslnie wyladowal w Gdansku, a stamtad, pocalowawszy portret Henrietty, schowany w blaszanym pudelku przy sercu, powedrowal na front. Dzielnie wojowal za obca ojczyzne, nie przestajac o smierc blagac, no i stalo sie. Kula trafila go w samo serce, lecz trafila w blaszane pudelko z portretem Henrietty i odskoczyla. Czyz nie jest to symboliczny znak z niebios, ze portret Henrietty uratowal mu zycie? Przeciez sam Bog kaze nie rozstawac sie zakochanym. Guiche, pelen wiary w mistyczny cud, powraca do Paryza, gdzie przez nikogo nie zauwazony, zatrzymuje sie w swym palacu. Naturalnie, ze chce spotkac sie z Henrietta, lecz jak to zrobic? 144 Jest pilnie strzezona przez meza. Pomogl, jak zwykle, jego wysokosc przypadek. Wszyscy paryscy arystokraci, pretendujacy do miana intelektualistow, obowiazkowo musieli uczestniczyc w balach "boskiej" markizy de Rambouillet, gdzie zbieralo sie centrum paryskiej smietanki i byl salon literacki. Ten salon odwiedzali znani pisarze, poeci, muzycy i malarze. Ludzie sztuki, nie wahajacy nazywac siebie geniuszami, byli tu mile widziani. U markizy de Rambouillet rozprawiano o literaturze i sztuce, dyskutowano o zaletach rycerskiej milosci epoki Eleonory Akwitanskiej. Sama markiza pollezala na niebieskiej sofie w niebieskiej sukni i przykuwala spojrzenie mezczyzn swoja pieknoscia i wygladem antycznej bogini. Jej corka, Julia, w tym czasie biegala po pokojach i spalala w kominach swe suknie, ktorymi sie znudzila. Kardynal Retz, jej kochanek, mawial: "Spalala je z taka sama zajadloscia i pasja, jak gdyby wrzucala w ogien swych kochankow, ktorymi sie znudzila". Na jeden z balow markizy de Rambouillet trafil kawaler Guiche. Poniewaz byl to bal maskowy, wiec wszyscy byli w maskach. Nic zatem dziwnego, ze Guiche nie poznal damy, ktora potknela sie o schody i upadlaby, gdyby szybko nie podskoczyl i nie podtrzymal jej. Poniewaz dama byla w ostatnich miesiacach ciazy, czyn Guiche^ byl dosc znaczacy, przeciez to potkniecie moglo skonczyc sie poronieniem. Malo to Anna Austriaczka roztrwonila swych potomkow, gdy brzemienna biegajac po schodach, potykala sie o nie? Ludwik XIII nawet oddalil z palacu Marie Chevreuse, ktora zainicjowala gre w chowanego z ciezarna krolowa. Dama, ktora uratowal Guiche, rozplynela sie w podziekowaniach i Guiche po glosie poznal, iz stoi przed 145 nim Henrietta Angielska, jego ukochana. Los znow zlaczyl kochankow. Wyjasnili sobie wszystkie nieporozumienia i haniebna role kawalera Vardesa, ktory jeszcze w niejedna wersalska intryge bedzie wmieszany, o czym powiemy w dalszym ciagu narracji. Filip Orleanski jednak czuwal. Nie pozwolil zonie potajemnie spotykac sie z kochankiem, a po donosie krol znowu wyslal Guiche'a poza granice kraju. Wiecej juz nigdy nie zobaczy Henrietty. Powroci do Wersalu po jej smierci. Rozczarowany zyciem, pojedzie znowu wojowac do Niderlandow i od przypadkowej kuli nareszcie znajdzie smierc, ktorej od tak dawna pragnal. Nie ma Henrietta spokoju z kochankami swego meza! Co za skaranie boskie byc zona homoseksualisty! Wieczne problemy. Nie wszystkich przeciez udawalo sie jej zrobic swoimi kochankami. Niektorzy zatwardziali gejowie nie poddawali sie jej czarowi, a wrecz odwrotnie, zaczynali szkodzic. I oto taki kawaler Lorraine, kochanek Filipa Orleanskiego, malo ze zupelnie meza Henrietty niewolnikiem swym uczynil, to jeszcze nastraja meza przeciwko niej. Odkad marszalek Lotarynski, ktory nie wiadomo za jakie zaslugi ten zaszczytny tytul otrzymal - pardon, wiadomo za jakie, pojawil sie w ich palacu Saint-Cloud, ani minuty nie ma Henrietta spokoju. Zaleznosc jej meza od tego rozpieszczonego, pieknego kawalera o nienagannych manierach salonowych jest wrecz zdumiewajaca. Henrietta podejrzewa, ze kocha jej maz swego mignona o wiele gorecej niz ja. Gdy podczas wojennej kampanii we Flandrii kawaler Lorraine zostal lekko ranny w stope, Filip Orleanski z placzem pozostawil wojsko, zeby go osobiscie pielegnowac. Po powrocie do Paryza kawaler Lotarynski zadomowil sie w palacu Saint-Cloud tak, jakby to on, a nie Filip Orleanski byl je-146 go gospodarzem. Wydawal rozkazy slugom, domagal sie ogromnej gazy, tysiac talarow miesiecznie, ktora zreszta otrzymal, i nastrajal Filipa przeciwko Henrietcie, a najbardziej gorszace bylo to, ze wciagal Filipa w niesamowite orgie erotycznego rozpasania i zwyklego wyglupiania sie. Pewnego razu Henrietta przypadkowo otworzyla drzwi do pokoju jej meza i odskoczyla od nich jak oparzona, ogromnie zszokowana. Oparzenia jednak doznala nie ona, a gruby pulkownik, ktory zalozyl sie z Filipem i jego piecioma kumplami, ze pozwoli im skonsumowac jajecznice z goracej patelni postawionej na jego ogromnym brzuszysku. Lezal nagi posrodku pokoju, na jego brzuchu dymila patelnia, a dookola pieciu sadystow konsumowalo jej zawartosc. Orgie w Paryzu u niejakiej prostytutki La Neweu, prowadzacej dom schadzek, przybieraly posmak skandalu. Pewnego razu komisarz policji Rene d'Argenson, zadaniem ktorego bylo ukrocenie nielegalnej prostytucji, wezwany zostal do Neweu w celu uratowania oficjalnie zarejestrowanych westalek milosci od zboczencow-klien-tow, ktorzy pastwia sie nad wlascicielka, skadinad dobra obywatelka, bo regularnie placaca podatki. Pomoc policji byla jak najbardziej na miejscu. Gdy zandarmi z pistoletami w rekach wdarli sie do apartamentow madame, zobaczyli wysoce nieprzyzwoity obrazek, przypominajacy "Ostatnia noc Pompei" - z nagimi ludziskami wyrwanymi ze snu, ktorych zlowieszcza wulkaniczna lawa doscignela w trakcie masowej kopulacji, a na srodku lezala zwiazana wlascicielka burdelu wyjaca wnieboglosy, nie wiadomo z rozkoszy czy bolu, pod gradem razow zadawanych jej przez dwoch mezczyzn. Komisarz policji rozkazal wszystkim sie ubrac, grzecznie wyjasniajac, ze sytuacje rozumie i nie jest ona 147 gorszaca, jak na burdel, lecz jest trzecia nad ranem, w poblizu mieszkaja ludzie i dobiegajace do ich uszu dzikie wrzaski z domu pod czerwona latarnia wydaja sie podejrzane, czy aby nie dokonano tam morderstwa? Na tym incydent bylby wyczerpany, panom pozostalo tylko grzecznie sie klaniac, paniom z milym usmiechem odprowadzac zandarmow do drzwi, ale idylle popsul Filip Orleanski, ktory, silnie zakropiony winem, zaczal obrazac komisarza, nagadal mu niepotrzebnych rzeczy w rodzaju: "Nie lez ze swoim eh... do nie swojej d..." i inne niedorzecznosci. Komisarz, silnie rozwscieczony, kazal zandarmom chuligana aresztowac i wyciagnal kajdanki, zeby go skuc. Lecz w miare tego jak panowie ubierali Filipa Orleanskiego, nazywajac go "Wasza Wysokosc", zaswitalo mu w glowie, kto przed nim stoi. Na sekunde mignela mu przed oczyma Bastylia, rzucil sie do nog krolewskiego brata, blagajac o przebaczenie. Orleanczyk dobrodusznie odpowiedzial: "Co tam pulkowniku, kazdemu sie pomylki zdarzaja. Nie bedziemy kruszyc kopii, bedziesz ukarany w nader lagodny sposob". Po czym rozkazuje prostytutkom ustawic sie w szeregu twarza do sciany i wypiac gole pupy. Ubranym w biale koszule zandarmom i komisarzowi wreczono do rak swiece i oni, niczym kajajacy sie grzesznicy, podchodzili do dam i calowali je w sam srodek wysunietych pagorkow, sumiennie wykonujac rozkaz Filipa Orleanskiego. Jest, drogi czytelniku, sztuka mistrza Szekspira, ktory czasami odpoczywajac od powaznych "Hamletow", bral sie za komedie i nawet za farsy - "Wiele halasu o nic". Mniej wiecej to samo zdarzylo sie nastepnego dnia, gdy paryzanie z powodu takiego glupstwa, takiego "nic", zrobili wielkie halo, jak to zabawia sie krolewski brat w towarzystwie kompana de Lorraine'a, noszacego 148 dumne nazwisko marszalka Lotarynskiego. Doszlo to do Wersalu, doszlodo Henrietty Angielskiej, ba, doszlo do samego krola! Oburzona Henrietta Angielska usiadla, by pisac do Anglii, do brata Karola II. Za wszystko wini w nim kompana swego meza: "Cale zlo w kawalerze de Lorraine" -pisala. Naturalnie, brat Henrietty interweniowal u Ludwika XIV i reakcja byla natychmiastowa - "Lorraine'a aresztowac i wrzucic do Bastylii". Lecz zanim to nastapi, naswietlmy, drogi czytelniku, w jakim dwuznacznym polozeniu znalazl sie Ludwik XIV w swych zapedach ukrocenia nieobyczajnosci w Paryzu i Wersalu. No tak, Paryz w kropce, Wersal w kropce. Jak tu walczyc z prostytucja, jesli Wersal serwuje obywatelom otwarta prostytucje na krolewskim dworze w postaci oficjalnych krolewskich metres? I czyz nie Krol Slonce ja wprowadzil? Dworzanom pozostalo tylko nasladowac krola. Jego dyktatura wyzwalala libertynizm. Wlasny brat, odtracony od wladzy, pograzyl sie w rozpuscie, jako konsekwencji boskiego absolutyzmu Ludwika XIV. Dokonala sie w krotkim czasie zadziwiajaca rewolucja obyczajowa, prawo do cielesnego szczescia. Zloty wiek rozpusty, to wiek kobiet i mezczyzn, ktorzy otrzymali od krola jakby sekretne przyzwolenie na aktywne zycie plciowe. Chrzescijanskie kanony moralnosci poszly w niepamiec. Grzech cudzolostwa zostal wymazany z dekalogu. Nikt juz - poczynajac od arystokracji i konczac na ostatnim mieszczuchu - nie chcial uchodzic za prowincjusza w czasach, gdy postepem stala sie swoboda obyczajow seksualnych. Erotomania stala sie cnota, nimfo-manie kobiet pozbawiono cech wystepku. Casanova, 149 dyskretny kochanek markizy Maintenon, wyszukiwal erogenne strefy i doprowadzal kobiety do orgazmu. Dawniej nikt sie nie troszczyl o ich satysfakcje seksualna.Zmysly potrzebowaly odpowiedniej oprawy i na pomoc przyszedl Wersal -zrodlo mody i stylu zycia. Wszystkie elementy zycia ludzkiego, moda, architektura, wystroj wnetrz, umeblowanie, kuchnia nawet, winny tworzyc klimat podkreslajacy rozwiazlosc epoki. Zgrabne nozki, wiotkie dlonie i labedzia szyja wsrod koronek, bizuterii, zapinek, falbanek, kokardek i pudru - caly ten milosny sztafarz byl skierowany na jedno - doznanie milosci lekkiej, przyjemnej i niezobowiazujacej. Dlatego urzadzano przytulne jedwabne buduary, miekkie sofy, swiatynie parkowe, altany, wabily milosne sceny na plafonach Wersalu i odurzajacy zapach perfum. Cuchnacy Wersal nadrabial brak wody perfumami. Myc sie nie lubil Ludwik XIV, ktory mial zwyczaj przecierania ciala woda kolonska. Sztuka Wersalu sluzyla do rozbudzania pozadania. Kopulacja Ledy z labedziem, pornograficzne obrazki Aretina z frywolnymi kuplecikami staly sie modne, bo pobudzaly zmysly. W atmosferze kokieterii, slodkich spojrzen, polslowek i frywolnych obyczajow kwitla kokieteria dworska pozbawiona skrupulow, odrzucajaca kazdy przejaw wielkiego uczucia. Dlatego tak niemodna byla de La Valliere, tak nie przyjela sie w Wersalu ze swa autentyczna wielka miloscia do krola, bezinteresowna i oddana. Musiala odejsc, byla anachronizmem w epoce Ludwika XIV. Milosc dworska zostala postawiona na sluzbe interesow. Rozmnozyly sie na krolewskich dworach kobiety-szpiedzy, kobiety-donosicielki, kobiety-streczycielki. Dla nich milosc stala sie lozkowa sluzba. 150 Monteskiusz zlosliwie napisal: "Czy sadzicie, ze kobieta zostaje kochanka ministra po to, aby z nim sypiac? Nic podobnego. Co za pomysl! Czyni to, aby przedstawic mu co rano piec czy szesc podan". Libertynizm za Ludwika XIV osiagnal swe apogeum. Dookola jak grzyby po deszczu mnozyly sie erotyczne kluby. Jedni zabawiali sie tym, ze obcinali swym kochankom lonowe wlosy i sporzadzali z nich klubowe emblematy, ktore nosili w galonach swych surdutow, inni dokonywali zbiorowej masturbacji; jeszcze inny pasjonowali sie rozkoszami markiza de Sade'a - zadawaniem bolu podczas stosunkow, chociaz de Sade byl jeszcze zbyt maly, mial dopiero szesc lat i wychowywal sie w palacu Luksemburskim u wnuczki Ludwika XIV. W swietle takiej analizy epoki Ludwika XIV przewinienie Filipa Orleanskiego i kawalera de Lorraine'a wydaje sie nie tak grozne, zeby tak surowo ich karac.Pewnego dnia, gdy nic nie podejrzewajacy Lorraine gral na harfie, akompaniujac sobie do frywolnej piosenki, co naturalnie nie harmonizowalo z powaga tego instrumentu, wpadli do palacu Saint-Cloud zandarmi i aresztowali faworyta krolewskiego brata. Filip Orleanski najpierw sie zdumial, nawet oslupial z bezprzykladnosci dziarskiego czynu zandarmow, a gdy odzyskal glos, zapytal, na czyj rozkaz dopuszcza sie takiego bezprawia? Dowiedziawszy sie, ze zandarmi dzialaja z rozkazu krola, Filip Orleanski najpierw zemdlal, potem zaczal biegac po pokoju i krzyczec: "Jak on smie? Mojego najlepszego przyjaciela, ktory nikomu nie uczynil nic zlego, wtracaja jak przestepce do wiezienia, i, o hanba, aresztuja w moim palacu, no, ja juz pokaze bratu". I Filip Orleanski pobiegl do Wersalu. A co on pokaze, gdy tu jak w przyslowiu: "Dla idiotow i krolow praw nie ma". Pokazal 151 swoj pulchny jak serdelek paluszek, ktorym grozil Ludwikowi XIV. Krol w awanturnicza dyskusje z bratem sie nie wdawal i decyzji swojej nie zmienil. Odwrotnie, jeszcze ja zaostrzyl. Przed interwencja kawaler de Lorraine, przebywajac w Bastylii, mogl nawet listy swemu kochankowi przesylac, w ktorych nie krepujac sie, psioczyl na Henriette Angielska i obiecal rychla zemste, to teraz krol wyslal go na oddalona wyspe, do zamku If, w ktorym gnil przez dlugie lata hrabia Monte Christo, dostarczajac Dumasowi ojcu pieknej fabuly do przygodowej powiesci. Teraz Lorraine nawet dac cynku ksieciu Orleanskiemu nie moze. Hrabia Monte Christo z zamku uciekl, a de Lorraine'owi nie pozwalaja. Strzegli go nader srogo. Wina do celi nie przynosili, jesc kazali sam chleb i pic wode i de Lorraine przysiagl, ze zemsci sie na Henrietcie. Im dwojgu razem nie zyc na tym swiecie. Jedno musi umrzec i, naturalnie, trupem bedzie Henrietta Angielska. Filip Orleanski rozpacza i wpada w histerie, w dzien w swym gabinecie wyje jak zraniony wilk, wieczorem biegnie blagac brata o litosc dla Lorraine'a. Ludwik XIV jest niewzruszony i depresja brata na nim wrazenia nie robi, decyzji nie zmienia i Lorraine boi sie, czy nie przyjdzie mu jak Lauzunowi dziesiec lat w lochach przesiedziec. "Zelazna maska" przesiedziala z woli krola czterdziesci lat. Filip Orleanski za wszystko obwinia zone, przestal odwiedzac ja w sypialni i po raz pierwszy od wielu lat Henrietta nie zaszla w ciaze. To, naturalnie, malo ja zmartwilo; a raczej radowalo, lecz maz swoja pogarde dla zony zaczal urzeczywistniac w piekielnych awanturach z rekoczynami. Henrietta chodzila zaplakana i z sincami, jej matka z milczaca dezaprobata spogladala ze 152 smutkiem na ziecia: rozsypie sie rodzinne gniazdko jej corki przez jakiegos tam geja nieodpowiedzialnego. Przeplakawszy i powywszy kilka tygodni, Filip Orleanski napisal list do pierwszego ministra krola, Colberta, z prosba o przekazanie go krolowi. W liscie napisal: "Co powiedza ludzie, gdy zobacza mnie, wesolego i spokojnego, wsrod uciech Saint-Germain w czasie karnawalu, gdy niewinny moj przyjaciel najlepszy, tak przywiazany do mnie, marnieje w nedznym wiezieniu. A sposob, w jaki go zatrzymano, byl dla mnie najwiekszym afrontem". Colbert, nie tylko genialny finansista, lecz wspanialy dyplomata, spowodowal, ze Ludwik XIV wypuscil Lor-raine'a z wiezienia i wyslal do Rzymu na dwa lata. Rzym - otwarte miasto, oaza dla trucicieli. Tu co miesiac ginelo od trucizn tysiace zon, mezow i kochankow. Nikogo juz nie dziwilo, gdy pod koniec jakiegos oficjalnego bankietu polityk czy inny znaczacy maz stanu po spozyciu deseru trupem walil sie pod krzeslo. Spokojnie dawano znak slugom i denata wynoszono bez zadnego poplochu. Trucicielstwo stalo sie lekarstwem na zycie, norma wloskiego zycia. I zeby w tej atmosferze nie znalezc odpowiedniej dla Henrietty trucizny? Nie dla Lorraine'a te problemy. Jak widzimy, kawaler Lorraine nie uspokoil sie w Rzymie, lecz na odwrot - tak plonal zadza zemsty do zony Filipa Orleanskiego, iz gotow byl fizycznie ja zlikwidowac, ma sie rozumiec, za pomoca trucizny, w ktorej Wlosi, jak juz bylo powiedziane, maja wprawe od czasow papieza Aleksandra VI, konesera trucia ludzi, ktory niejednego kardynala na tamten swiat wyslal, a poprzez omylke i siebie rowniez. Slowem, kawalerowi Lorraine'owi udalo sie zdobyc znamienita trucizne Borgiow, ktora nie pozostawia w organizmie zadnego sladu, chocby kto robil sto sekcji. Niestety, przepis 153 na to cudenko gapowaci Wlosi zgubili i dorobek tysiaclecia szlag trafil. I czym teraz truc ludzi? Jakim partactwem? Trucizna Kleopatry, ktora wieloletnie doswiadczenia z truciznami z wykorzystaniem jako krolikow doswiadczalnych wlasnych niewolnikow, sprowadzala do marnego finalu, nie wymysliwszy prawie nic? Musiala w samobojstwie korzystac z uslug zwyklej kobry egipskiej, o ktora, niestety, we Wloszech trudno. Slowem, kawaler de Lorraine, zdobywszy taka trucizne poslal do Wersalu zdolnego awanturnika Antoniego Morela z Prowansji z konkretnym zadaniem otrucia Henrietty Angielskiej. Dla zakamuflowania tej misji dano mu jakies watykanskie dyplomatyczne zadanie. Przed swym wyjazdem Morel zapytal Lorraine'a, czy nalezy poinformowac o misji Filipa Orleanskiego? Lorraine powiedzial, ze lepiej nie, znajac plotkarskie nawyki swego kochanka. O tym pisze ksiezna Bawarska w swych pamietnikach: "Lorraine rzekl: <>. <>. Po poludniu Henrietta zazadala wody z cykoria. Gdy tylko sie napila, zawolala, ze ja otruto. Ludzie ktorzy byli przy tym obecni, pili te sama wode, lecz nie te, ktora byla w filizance i dlatego nic im sie nie stalo. Musielismy zaniesc ksiezne do lozka, stan jej sie pogorszyl i o drugiej po polnocy skonala w strasznych meczarniach. Filizanka zniknela, znalazla sie dopiero jakis czas pozniej". Ulozono Henriette na lozku. Glosno krzyczala z bolu i domagala sie odtrutki. Lecz lekarze byli bezsilni. Trucizna byla wloska, dotad nieznana i ponoc sporzadzono ja w nastepujacy sposob: zabijano swinie, pozostawiano ja na czas dluzszy, az zacznie gnic, a gdy znajdowala sie w stanie calkowitego rozkladu, z wydobytej cieczy, uprzednio destylowanej, sporzadzano bardzo mocna trucizne, zabijajaca natychmiast. Nic juz nie moglo uratowac Henrietty. Przyszedl krol. Ona, przerwawszy krzyki bolu, powiedziala krolowi: "Wasza Krolewska Mosc, umieram od trucizny".! Krol zaplakal i wyszedl. Zewnetrzny wyglad Henrietty zmienil sie nie do poznania. Twarz zawsze biala, z delikatnym rumiencem, stala sie ziemistoszara, czerwone usta wrecz czarne, oczy gleboko zapadly. Zostaly tylko male szparki, zaostrzyl sie nos. W calym obliczu byla widoczna patyna smierci. Dwadziescia godzin umierala Henrietta, cierpiac nieludzkie bolesci. Oficjalnie ogloszono, iz zmarla na cholere azjatycka. Zawiadomiono Karola II, jej brata. Udal, ze uwierzyl w to oficjalne oswiadczenie. Inni zadawali pytanie: skad w Wersalu mogla sie wziac cholera azjatycka? I dlaczego tylko Henrietta na nia zmarla? Pytanie pozostalo bez odpowiedzi. A po uplywie dwoch lat wygnania kawaler de Lorraine powrocil na krolewski dwor ku nieopisanej radosci Filipa Orleanskiego, noszacego sie z zamiarem kontynuowania swych milosnych zapalow. Kawaler Lorraine musial w przyspieszonym trybie "przekwalifikowac sie" i powrocic do starych homoseksualnych praktyk, od ktorych w Rzymie nieco odzwyczail sie, majac stosunki z kobietami i to nie byle jakimi, bo z siostrami Hortensja i Maria Mancini, siostrzenicami zmarlego kardynala Mazari-niego. Co robila w Rzymie Hortensja jest jasne, ona uciekla od meza satrapy i sadysty Mazarina, ale co tam robi Maria Mancini? Maria Mancini - pierwsza mlodziencza milosc krola -czarna jak kawka, ze sniada twarza Mulatki, chuda jak szczapa, z ostrymi czarnymi oczami, zachwytu w Wersalu nie wywolala, gdy kardynal Mazarini, holdujac swojemu nepotyzmowi, sciagnal do Wersalu siedem siostrze-157 nic. Kazdy krewniak otrzymal bogactwo, siostrzency posady dobre, siostrzenice korzystnie za maz powydawal, lecz z brzydula Maria byly problemy. Najpierw gryzla ostrymi zabkami bony, gdy staruszki w trosce o cnote swej wychowanki po nocach macaly jej lozko, czy lezy w nim i czy jest sama. A poniewaz obmacywaly w ciemnosci, nieraz trafialy na usta, totez wychowanka bolesnie, jak rozwscieczone szczenie, je gryzla. Innym razem, gdy bona nie pozwolila jej calowac sie z krolem, ktory odkochal sie od Olimpii, a zakochal w Marii, a wredna bona, lekcewazac uczucia mlodych, sledzila ich i nawet na sekunde nie pozwalala oddalic sie zakochanej parze. Maria namowila Ludwika, zeby do pieknej bombonierki, przewiazanej wstazka, wlozyl tuzin myszy. Jak wiadomo, wszystkie kobiety boja sie myszy. Te malutkie niewinne stworzonka nie wiadomo dlaczego wywoluja w nich paniczny strach i stara bona niemal nie wykitowala, ujrzawszy zamiast czekoladek tuzin szarych potworkow. Maria triumfowala: "Nie bedziesz, stara wiedzmo, naszej milosci ruszac". Nie wiadomo dlaczego krol zakochal sie w Marii Mancini. Prawdopodobnie zadecydowala tu zwykla troska o jego zdrowie. Gdy bedac na froncie we Flandrii krol zachorowal bardzo powaznie, przywieziono go do Paryza i lezal z duza goraczka, odwiedzala go Maria i przejawiala wiele troski. Recytowala wloskie sonety, czytala francuskie romanse, za raczke delikatnie trzymala, slowem, przejawiala matczyna troske, czego nie mozna bylo sie spodziewac od rodzonej matki, Anny Austriaczki, zajetej fronda i swoja miloscia do Mazariniego. Krol czul sie osamotniony. Co z tego, ze przychodzily odwiedzac go damy palacowe: byly stare i brzydkie, a jednooka de Beauvais, ktora pozbawila go dziewictwa, 158 wrecz szkaradna. Za te usluge Mazarini ofiarowal jej rezydencje w Chantilly. Milosc tych dwojga kwitla na calego: spotykali sie w parku, tanczyli na balach, snuli plany na przyszlosc, az pewnego razu krol oswiadczyl matce, ze ozeni sie z Maria. Anna Austriaczka bardzo sie przestraszyla, zmobilizowala Mazariniego, a ten postanowil natychmiast ozenic krola i wydac za maz Marie, ma sie rozumiec za innego kandydata. Marie szybko wydano za wloskiego ksiecia Collon-ne i ze lzami w oczach i po czulym pozegnaniu sie z krolem, odjechala do Rzymu, a krol musial ozenic sie z siostrzenica swej matki, czyli swoja kuzynka, corka hiszpanskiego krola Filipa IV. Mazarini przez to malzenstwo upiekl dwie pieczenie. Po pierwsze, ozenil krola i tym samym przerwal niebezpieczny proceder jego zakochiwania sie w nieodpowiednich osobach. Po drugie, przerwal tak niszczace Francje wojny z Hiszpania. Nie od parady mial Mazarini polityczny zmysl, trzeba mu to przyznac, tym bardziej ze Filip IV w zaden sposob nie chcial za ziecia francuskiego krola. Mazarini zastosowal zlozona intryge, polegajaca na tym, ze Filipa IV sprowokowano do tego kroku. W jaki sposob? W diabelsko prosty. Rozgloszono, ze krol francuski zeni sie z Malgorzata Sabaudzka, nieciekawa pod wzgledem politycznym osobka. Wszyscy wiedzieli, ze to komedia, a nawet farsa, lecz w imie wyzszych celow panstwa milczeli. Anna Austriaczka nawet, zeby przypadkiem jej syn naprawde nie zakochal sie w narzeczonej, pozwolila do Lyonu jechac konno obok krola Marii Mancini w celu podgrzewania milosnych uczuc w krolu i nie pozwalajac tym uczuciom przefrunac na narzeczona. Murzyn jeszcze nie zrobil swego i dopiero po Lyonie Marie wyslano do Rzymu. 159 Przez caly czas podrozy, odbywanej z wielka pompa, dywanami, kuframi pelnymi srebrnych nakryc i obrusow, z krolewskimi monogramami, z orkiestra i polowa kuchnia, gdyz kawalkada urzadzala sobie po drodze rozkoszne pikniki w szczerym polu, nieustannie orszak sledzil Filip IV, zimny, milczacy i suchy, majacy zwyczaj nosic czarny hiszpanski beret z ogromnym brylantem i perla zwisajaca na prawe ucho; w miare zblizania sie orszaku do Lyonu coraz bardziej sie chmurzyl. Az wreszcie nie wytrzymal i zaproponowal za zone Ludwikowi XTV swoja corke Marie Terese. Intryga Mazariniego sie udala, eksnarzeczona przeproszono, kompensate za moralny uszczerbek w postaci drogiego pierscienia wreczono i Malgorzata Sabaudzka jak niepyszna wrocila do papy. Ludwika XIV ozeniono w wieku dwudziestu lat z osiemnastoletnia Maria Teresa hiszpanska. Byla mila, pulchna, wysoka i z zepsutymi od wiecznego zucia czekolady zebami. W przyszlosci nigdy nie dostarczala Ludwikowi klopotow, starala sie zyc w zgodzie z jego kochankami i czestowala nieslubne dzieci swego meza czekoladowymi cukierkami. Znane jest powiedzenie Ludwika XIV po jej smierci: "To jedyny klopot, jakiego mi dostarczyla przez cale zycie z nia". Byla cicha, nic nie znaczaca szara myszka, grzejaca sie w blasku promieni swego meza Krola Slonce, malo inteligentna, nieblyskotliwa, ograniczona gaska. Czesc i chwala takim poczciwym zonom, u ktorych w alkowie nawet muchy sa smutne. A Colonna, maz Marii Mancini, gdy pierwsze jego zdumienie po poslubnej nocy minelo (bowiem zona okazala sie dziewica, co biorac pod uwage renome rozpustnego francuskiego dworu, wydawalo sie nie do pomyslenia, bylo wrecz fantazja), zaczal starannie plodzic dzieci. O, znamy drogi czytelniku, ten fantastyczny sposob mez-160 ow na malzenska wiernosc. Powodowac, zeby zona zawsze byla brzemienna. Co prawda starozytna Rzymianka Julia, corka Oktawiana Augusta, z takimi sztuczkami swego meza dawala sobie rade, gdy pytano, jak to sie dzieje, ze wszystkie dzieci, ktore rodzi, podobne sa do jej meza, Marka Agryppy, chociaz uszczesliwia setki kochankow, odpowiadala, ze "wpuszcza ich na poklad, gdy statek juz pelny". To znaczy, ze spolkuje z nimi, gdy juz z mezem zachodzi w ciaze. Co za wyrafinowana moralnosc rzymskich matron, godna nasladowania! Maria wiec nasladowala. Zakochawszy sie w kawalerze Lorra-ine, odbywajacym zsylke w Rzymie, uprawiala z nim milosc, gdy byla w ciazy z mezem. Kochankowie wynajeli sobie na odludziu, na zacisznym brzegu Tybru rybacki domek pod trzcinowa strzecha, niby to rozbieralnie, i tam sie kochali podczas ksiezycowych nocy, gdy Co-lonna jezdzil na inspekcje swych posiadlosci. Najpierw, gdy kawaler de Lorraine przybyl do Rzymu, zakochal sie w drugiej siostrzenicy kardynala Maza-riniego, Hortensji, ktora, jak wiadomo, uciekla z Paryza, nie wytrzymawszy seksualnej niewoli zboczenca meza Mazarina. Hortensja byla o niebo piekniejsza od Marii i, naturalnie, kawaler Lorraine, czasowo zawiesiwszy swe homoseksualne sklonnosci, zainteresowal sie Hortensja, lecz piekno tka odrzucila jednak jego umizgi i z braku laku kawaler przerzucil sie na Marie. Maria -uskrzydlona ta miloscia, zaniechawszy trapiacych ja mysli o samobojstwie z powodu rozczarowania mezem, po kapieli nago w Tybrze, skadinad nieczystej rzece, ciagle plywaly w niej bowiem z tlustymi rybami trupy wrzucane po zabojstwach wprost z mostu, gorliwie uprawiala milosc w rybackim domku z kawalerem Lorraine'em,. Kawalerowi zasmakowaly nawet stosunki heteroseksualne. Naj-161 lepszy to znak, ze nie byl stuprocentowym gejem, a tylko takim sobie biseksualnym erzacem. Proceder kwitnie, Maria wesola po swym palacu chadza, nie narzekajac na kolejna ciaze, ktora ja maz niestrudzenie nagradza. Az ktoregos razu nastapil tragiczny final. Colonna dowiedzial sie od swych szpiegow, ze Maria kapie sie nago w swietle ksiezyca w Tybrze z kawalerem Lorraine'em, nasladujac wersalskie przyzwyczajenia Henrietty Angielskiej i Ludwika XIV. Posiadajac otellowskie namietnosci, Collona patyczkowac sie z niewierna zona nie myslal. Wsypal jej do herbaty porzadna, to znaczy konska, dawke trucizny i czekal na jej smierc. Niestety, nie zmarla, tylko po nocnych wymiotach wszystkiego sie domyslila i w obawie o swoje zycie, zazdrosny maz przeciez nie powstrzyma truciciel-skich zapedow, dopoki swego nie dokona, postanowila z Rzymu uciekac, pozostawiajac swe dzieci na pastwe losu i meza-monstrum. Uciekala wraz z Hortensja prawie bez pieniedzy, tylko z jednym drogim brylantem. Kapitan zgodzil sie za kilkudziesieciokaratowy brylant czystej wody dowiezc uchodzcow do Francji. Ale przeciez Colonna tez nie w ciemie bity. Mial w kazdym porcie szpiegow, ktorzy otrzymali polecenie, by uciekinierke pojmac i do meza z powrotem dostarczyc pod eskorta policji. Coz to za moda zapanowala posrod rzymskich matron, ledwie im herbata nie zasmakuje, uciekaja z Rzymu! No nie, ten niegodziwy proceder trzeba ukrocic raz na zawsze. Colonna postanowil rozpoczete dzielo doprowadzic do konca. Kawaler Lorraine, czujac, ze i jego zyciu zagraza niebezpieczenstwo, postanowil czym predzej uciekac z Rzymu, tym bardziej ze nastapil koniec jego zeslania. Ludwik XIV, ulegajac prosbom swego brata, Filipa Or-162 leanskiego, darowal mu wine i kawaler mogl powrocic do Francji, jednak z zakazem wstepu do Wersalu. I nie trzeba. Lorraine'owi wystarczy palac kochanka, tam beda znowu odbywac orgie homoseksualne. Nastepnie zaczynaja sie przygody godne awanturniczej powiesci. Maria i Hortensja uciekaja przed szpiclami seniora Colonny. Spia w krzakach, przy czym Hortensja jak pirat z dwoma pistoletami strzeze snu Marii, sluga to ich zdradza, to znowu dolacza do nich, wszyscy wedruja po pustynnych drogach, nieraz nocujac w lesie. Trafily wreszcie do Neapolu i tu czekal na nich nie tylko statek, lecz szpicle pana Colonny, ktory niewierna zone rozkazal aresztowac, do klasztoru wsadzic i cale dwa lata Maria mordowala sie w tym zamknieciu, nie wiedzac, czy jest w areszcie, czy jest juz mniszka. Na wszelki wypadek mniszki kazaly jej sie modlic i nawet biczowac sie, mimo glosnych protestow Marii. Wreszcie udalo jej sie z wiezienia, to znaczy z klasztoru, uciec do Paryza. Zjawila sie u Ludwika XIV naiwna, myslac, ze ten, pamietajac ich goraca mlodziencza milosc, nie skrzywdzi ukochanej. Ale Ludwik XIV, jest juz smiertelnie zakochany w de La Valliere i Maria jest mu absolutnie niepotrzebna. Mimo wszystko dal jej lichy palac, pensje skromna wyznaczyl i Maria Mancini zaczela cicho zyc w swej posiadlosci, nie wazac sie nawet zagladac do Wersalu, mogla tylko pomarzyc o dworskich balach. Strasznie bala sie bowiem losu Henrietty Angielskiej, obawiajac sie, ze bedzie otruta przez meza. Nie tylko wypicie herbaty, ale nawet zjedzenie talerza zupy stanowilo dla niej wielka udreke. Uspokoila sie w 1689 roku, gdy zmarl jej maz i dopiero wtedy wrocila do Rzymu. Zmarla w 1715 roku, zdazywszy napisac pamietniki o swym ciezkim zyciu i swej milosci do krola, ktora 163 milosc ubarwila, przedstawiajac siebie jako jedyna osobe, ktora naprawdekochal Ludwik XIV. Trzeba czytac te pamietniki z ogromnym przymruzeniem oka. A nas, drodzy czytelnicy, czekaja dalsze afery trucicielskie Paryza i Wersalu. -ciag dalszy. Fontanges, de Boutwell, markiza Montespan, Olimpia Mancini Zaledwie ucichly glosy o otruciu Henrietty Angielskiej, a juz nastepne trucicielskie afery wstrzasnely Francja. W Paryzu truja, w Wersalu truja - zawrzalo w prasie i na ulicach. Niejaka pani de Brinvilliers, cicha, skromna, krucha jak chinska porcelana, z zimna krwia otrula najpierw kilka osob w szpitalu dla biednych, probujac trucizne swego pomyslu, a nastepnie ojca i dwoch braci. Poniewaz sprawa zainteresowal sie sam Ludwik XIV, uwazamy za stosowne, drogi czytelniku, ja tu zrelacjonowac, tym bardziej ze dala ona poczatek nowym tru-cicielskim aferom Wersalu. Niejaka Maria Magdalena wyszla za maz za markiza Brinvilliers, czemu ojciec, sedzia paryski, byl bardzo rad, a corka nie zanadto. Maz byl stary, brzydki i na dodatek chroniczny impotent. W takich przypadkach w Polsce mlode zony starych magnatow nagminnie byly zaganiane przez swych mezow do nauki: "Ucz sie, babo, tabliczki mnozenia i zapomnij o grzesznym ciele". Tak w kazdym razie postepowal polski ksiaze Sanguszko, ozeniony z o trzydziesci lat od siebie mlodsza Olenka Oginska. Lecz maz markizy de Brinvilliers satrapa nie byl: pozwolil dla s'wietego spokoju zonie na kochanka. Nazywal sie 165 on Saint Croix. Swoje rogi nosil markiz elegancko, problemow z nich nie robil, udawal, ze niczego sie nie domysla i staral sie niespodziewanie do sypialni zony nie wchodzic, a kazde wejscie uprzedzal glosnym pukaniem i kilkuminutowym czekaniem pod drzwiami, dajac mozliwosc kochankowi albo schowac sie w garderobie, albo przez okno wyskoczyc. Maz byl poblazliwy i wyrozumialy, ale innym typem byl ojciec markizy, paryski sedzia, czlowiek srogich obyczajow i nienagannej moralnosci, ktory w zaden sposob nie chcial pogodzic sie z rozpusta corki i, spoliczkowawszy ja, wtracil jej kochanka Saint Croix do Bastylii. Rozwscieczona markiza, niemajaca zamiaru pokornie znosic zniewagi, postanowila sie zemscic. Zaczela chodzic do paryskiej Biblioteki Narodowej, ale nie w celu ogladania pornograficznych rysunkow, jak to lubila czynic Arsinoe, siostra Kleopatry, w swej Aleksandrii, a studiujac dziedziny trucia. Skrzetnie wypisywala recepty na ich sporzadzenie i przysposabiala sie do zorganizowania, jak to czynila Kleopatra, wlasnego laboratorium, lecz gruntowna wiedza o truciznach okazala sie niepotrzebna. Kochanek wyreczyl ja. Zapoznal sie w Bastylii z jednym Wlochem, bardzo obytym w dziedzinie trucizn, a ten nauczyl go tej wiedzy. Slowem, gdy po kilku miesiacach, w lipcu 1676 roku, wyszedl z wiezienia, pierwsze co zrobil, to nauczyl swoja kochanke, jak nalezy otruc jej ojca. Markiza niby w trosce o zdrowie papy zaproponowala mu spedzenie lata w podmiejskiej posiadlosci, gdzie sa lasy, rozmaita zwierzyna, a lekarzy nie ma. Wyjasnila ojcu, ze w tej miejscowosci, wsrod dziewiczej przyrody, poprawi sie jego szwankujace zdrowie. Sedzia, rad, ze corka mu wybaczyla surowe obchodzenie sie z jej kochankiem i jest pelna skruchy, zgodzil sie oczywiscie. I oto wziawszy ze soba tylko 166 nieliczna sluzbe, sedzia paryski i jego corka spedzaja lato w znacznej odleglosci od Paryza. Lecz dziewicza natura nie bardzo posluzyla sedziemu. Zolknie, ma kolki w brzuchu, wymioty, nawet mdleje nieraz i nie domysla sie, ze codziennie corka go systematycznie truje, wsypujac do kaszki, ktora troskliwie tatusiowi przygotowuje, umiarkowana dawke trucizny. Gdy corka przekonala sie, ze dolegliwosci ojca calkowicie przypominaja chorobe zoladka, umiarkowana dawke zwiekszyla do konskiej i pewnego razu sedzia poczul sie bardzo zle. Corka nie pozwolila sludze wezwac lekarza, a ojcu z kazda minuta robilo sie coraz gorzej. Gdy sedzia juz znajdowal sie w agonii, sluga, nie baczac na protesty markizy, wskoczyl na konia i pognal do Paryza po lekarza. Wloska trucizna, byc moze pochodzaca z receptury Borgiow, ktora papiez Aleksander VI trul swych kardynalow, sladow w organizmie nie pozostawiala, totez lekarz niczego nie wykryl oprocz niestrawnosci zoladka. Na takie dolegliwosci metoda leczenia w medycynie siedemnastego wieku byla jedna - lewatywa i puszczanie krwi. Notabene, tym puszczaniem krwi nadworny lekarz Ludwika XIV na smierc wykrwawil jego zone, Marie Terese, ktora nalezalo leczyc na febre. Wieczorem w wielkich mekach sedzia zmarl. Sekcja zwlok naturalnie nie wykazala obecnosci zadnej trucizny i paryskie glosy, iz markiza de Brinvilliers otrula swego ojca, ucichly. Zmarly sedzia nie zdazyl zmienic testamentu, gdy zaczal podejrzewac corke, ze go truje, tak ze caly jego majatek to ona odziedziczyla, z czym nie mogli zgodzic sie dwaj bracia markizy, ktorzy podali ja do sadu. Wowczas markiza de Brinvilliers, nie tracac przytomnosci, otrula rowniez braci, skorzystawszy z pomocy 167 oplaconego lokaja La Chaussela. Lokaj siedzial cicho, pary z ust nie puszczal, a poniewaz sekcja zwlok, ma sie rozumiec, i tym razem nic nie wykazala podejrzanego, ogloszono, ze bracia zmarli na odre (sic!). Glosy potepienia markizy de Brinvilliers znowu ucichly, markiza mogla zyc w bogactwie i beztrosko ze swym kochankiem. Troche jej beztroska egzystencje macil fakt, ze kochanek ja szantazowal i trzymal w swym mieszkaniu niebezpieczne poszlaki - listy markizy z planami otrucia ojca, w szkatulce probki trucizn. Niejednokrotnie markiza chciala wykrasc kochankowi te kompromitujace dokumenty, lecz przebiegly kochanek zmienial skrytki. Zbrodnie markizy wyszly na jaw po smierci jej kochanka, gdy policja odnalazla kompromitujace ja dokumenty. Markizie de Brinvilliers, zawczasu uprzedzonej, udalo sie zbiec do Anglii, a gdy i tam zrobilo sie "goraco", do Niderlandow, gdzie 25 marca 1676 roku zostala aresztowana. Proces trwal cztery miesiace. Markiza do? niczego sie nie przyznala, mimo iz powolani przez krola sledczy byli ludzmi doswiadczonymi i potrafili wyciagnac z obwinionych przyznania sie do winy. Wobec takiej nieugietosci markizy, postanowiono zastosowac wobec niej tortury zwyczajne, a gdyby i to nie pomoglo - nadzwyczajne. *** Kuchnia kata. Wobec torturowanych obowiazuje humanitaryzm, zanim zaczna mordowac ofiare nieludzkimi torturami, w celach pedagogicznych ja oprowadzaja, jak turyste w muzeum, po wszystkich salach. Pokazali kruchej markizie wszystkie instrumenty i narzedzia tortur. Te jej nie przestraszyly. Byla natomiast zdziwiona, gdy 168 zobaczyla trzy wiadra napelnione woda. "Po co ta woda? - spytala kata. - Czyzbyscie chcieli mnie w niej utopic? Jestem przeciez malego wzrostu, i tej wody akurat wystarczy do utoniecia". Kat konwersacji nie podtrzymal. "Sama pani zobaczy, po co ta woda" - odpowiedzial ponuro. Hardosc ducha markizy mu sie nie spodobala. "Nameczymy sie z nia" - szepnal do pomocnika. Kaci zaczeli przygotowywac markize do procedury torturowania. Kat zerwal z niej peleryne, potem suknie, bielizne i zupelnie naga, delikatnie wziawszy pod reke, niczym pelen galanterii kawaler, podprowadzil ja do narzedzia zwanego kobyla. Kobyla to drewniana kloda na nozkach, do ktorej przywiazywano ofiare. Jak troskliwy nauczyciel, kat cierpliwie wyjasnial markizie - "Kobyla to podstawa tortur, bez niej zadne katusze nie odbywaja sie" - i z luboscia pogladzil narzedzie. Przywiazano markize do kobyly sznurami i rozpoczela sie procedura. Kat zapytal markize o nazwe trucizn, ktorymi otrula trzech mezczyzn. Dumna markiza, nawet naga, nawet przywiazana do kobyly, dumy swej nie stracila, odpowiedziala katowi pogardliwie -"No coz, cialo moje jest w waszej wladzy, mozecie mnie katowac, lecz moja dusza jest dla was niedostepna". Kat dal sygnal i pomocnik przywiazal nogi markizy do pierscieni, wbitych do podlogi. Potem przywiazal rece markizy do pierscieni wmontowanych w scianie. Cialo markizy wygielo sie w luk. Kat przekrecil rekojesc o dwa obroty. Cialo jeszcze bardziej sie wygielo. Nieprzytomna z bolu markiza, zanim stracila przytomnosc, zdazyla jeszcze wyszeptac: "O Boze, umieram". Kat przekrecil rekojesc w odwrotna strone. Markiza byla nieprzytomna. Oblano ja wiadrem wody. Gdy 169 doszla do siebie, kat rozpoczal procedure podkrecania kobyly na nowo. Markiza zakrzyczala: "Zabijcie mniej tego bolu nie da sie zniesc" - i znowu stracila przytom-j nos'c. "Krucha istotka - mamrotal kat pod nosem - ma, zaledwie metr piecdziesiat. Ciezko jej znosic meskie ton tury". "To niech sie przyzna" - zauwazyl pomocnik. Wjm lano na nia drugie wiadro wody. Powtorzono cala torture od poczatku. Nie przyznawala sie do niczego i ciagle tracila przytomnosc. Wylano na nia trzecie wiadro wody. "Wystarczy - powiedzial kat. - Moze nie wytrzymac nastepnych tortur. Zrobmy przerwe". Markizie nieco poluzowano sznury, wygiete w luk cialo opadlo na klode. Po uplywie kilku minut kat podszedl do markizy i grzecznie powiedzial: "Markizo, przykro mi, lecz pol niewaz pani sie nie przyznala do winy, musimy zastosowac nadzwyczajne tortury". Markiza glosno jeknela i wy-jj szeptala, bo glosu juz nie mogla wydobyc: "Kochany kacie, zabij mnie, prosze. Nie wytrzymam juz tych mak, nie moge juz". "Chetnie bym zlagodzil twe meki, o pani, lecz nie mam prawa, wybacz". Kaci przystapili do nad-j zwyczajnych tortur. Przyniesiono nowa "kobyle", o trzy i pol stopy wyzl sza od pierwszej. Przywiazano do niej markize, cialo jej wygielo sie w jeszcze wiekszy luk; prawie rozdzielilo sie na dwie czesci. Sznury wbijaly sie w kiscie jej rak tak, ze chlusnela krew. I zaczelo sie. Markiza albo krzyczala nieludzkim glosem, albo lezala cala zakrwawiona nieprzytomna. Kaci musieli kilka razy przerywac tortury, markiza bowiem mogla nie wytrzymac bolu i umrzec, do czego nie wolno bylo dopuscic, wowczas kata obwiniono by o nieprofesjonalizm i bylby skazany na smierc. Gdy markiza przychodzila do siebie, blagala, zeby przestali ja meczyc. "Na Boga, rozrywacie moje cialo naka-170 walki. Czlowiek nie jest w stanie wytrzymac tych mak. Blagam, przestancie" - szeptala. Kat sam byl u kresu wytrzymalosci. Wycierajac pot z czola, blagal markize o przyznanie sie. Udalo mu sie wydobyc zeznanie, ze posylala chorym do szpitali zatrute cukierki, a trucizna byl arszenik, zmieszany z wloska trucizna i ze odtrutka moglo byc wypite w duzych ilosciach mleko. Bez sil, cala zalamana i prawie w stanie agonii, lezala markiza naga i cala we krwi na "kobyle", "odpoczywajac", gdy znow podszedl do niej kat i rzekl: "Markizo, przykro mi, naprawde, lecz wobec faktu, ze nie przyznala sie pani do otrucia ojca i dwoch braci, musze zastosowac wobec pani jeszcze jedna torture, ale juz ostateczna" - dodal pospiesznie, widzac dziki strach w gasnacych oczach markizy. "Co to bedzie za tortura?" -wyszeptala zapieklymi ustami. "Droga markizo, odpowiedzial kat, to bedzie tortura ogniem". "Wytrzymaj kochana, nie umieraj" - prawie blagal ja kat. "Smierc, smierc, prosze o smierc - krzyczala markiza - zadajcie mi smierc, Pan Bog podziekuje wam". Polozono markize na kamienna podloge, obok pieca, gdzie buchal ogien i nagrzewaly sie narzedzia tortur. Kat zaczal wyjmowac rozzarzone szczypce. Przystawil je do kruchego cialka. Dziki, nieludzki krzyk wypelnil sale, przenikal przez grube ponure sciany katowskiej kuchni. *** Markize podleczono, przywrocono do zycia, ubrano w biala koszule, dano do reki modlitewnik, scieto z tylu wlosy, posadzono na woz. Wioza. A dookola rozbawiony tlum, bo trwa karnawal. Upojony wesoloscia niczym winem, niezrozumialym wzrokiem sledzi lud droge mar-171 kizy do placu de Greve. Paryz szaleje, podczas karnawalu wersalskie bale kostiumowe zrzucaly z siebie purpure dostojenstwa i oblekaly sie w lekkie tuniki wloskiej swobody. Ambasadorzy wloscy z niezdrowym blyskiem w oczach opowiadaja o bezwstydnych tradycjach sredniowiecza przeniesionych w dzien dzisiejszy. Swieto Fryny, znamienitej prostytutki, ktora podarowala miastu caly swoj majatek, "zarobiony" boskim cialem, za prawo urzadzania corocznego, trwajacego przez trzy dni, swieta. Wtedy wolno wszystko. Mozna chodzic nago po ulicach, kopulowac pod fontannami, w krzakach, na srodku ulicy. Kazde bezecenstwo jest dozwolone. Biskup poucza zgorszonych wiernych: "E, co tam! Wino madrosci beczki rozsadzi, jesli pozwolimy mu fermentowac w ustawicznych naboznosciach". W domach dworzan organizowano "wloskie karnawaly". Cnotliwa bigotka, markiza Fombourg, zebrawszy u siebie w salonie piecdziesiat kobiet, przebranych za mezczyzn i piecdziesieciu mezczyzn przebranych za kobiety, wyswobodziwszy sie ze spodnic i gorsetu, krzyczala: "Czym jestesmy gorsi od Aleksandra VI? Tam piecdziesiat ladacznic nago zbieralo kasztany rozsypane po podlodze, my rozsypiemy sto kasztanow. Na jedna noc przemienmy sie w zmyslowe bestie". Bestie rzucily sie na siebie i zaczela sie masowa kopulacja przy akompaniamencie orkiestry dyskretnie schowanej za kotara. A w tym czasie, daleki od karnawalowego nastroju powrocil z Flandrii markiz Fombourg. Zobaczywszy Sodome i Gomore w swoim salonie, gdzie obowiazywalo haslo "Robta, co chceta", chwycil za pistolet. Nadzy mezczyzni czmychneli przez okno; damy, lacznie z zona Fombourga, wolaly zemdlec. Dwa potezne policzki przy-172 wrocily przytomnosc markizie Fombourg. Czar karnawalu prysl - a na drugi dzien miasto obiegla smutna wiadomosc: na placu de Greve zostanie spalona Maria Magdalena Brinvilliers. Spalenie ciala Brinvilliers w 1676 roku na placu de Greve przerodzilo sie w masowa psychoze. Kilkakrotna trucicielka nawrocila sie w ostatnim dniu zycia. Az do sciecia okazywala tyle spokoju, lagodnosci i poboznosci, ze jej spowiednik Pirot zachowal na cale zycie wspomnienie o jej twarzy tchnacej skrucha, szczerym zalem za grzechy w nadziei na przebaczenie. Oswiadczyla przed smiercia: "Chce byc zywcem spalona, zebym umierajac, miala wieksza zasluge". Ludzie plakali, gdy kladla swoja glowke pod topor kata. Gilotyny, bezdusznej maszyny, jeszcze nie wymyslono. Przyjdzie do Francji znacznie pozniej. Kat sie rozczulil, przez szparki jego przyslonietych oczu mignela lezka. Pani de Sevigne napisala w liscie do corki: "Szukano jej spalonych kosci, gdyz wsrod ludzi mowiono, ze jest swieta". Spowiednik Pirot wykaligrafowal w swym pamietniku: "Ach, jakie to bylo piekne, czyste sciecie". *** Konczyl sie karnawal i nowa trucicielska afera wstrzasnela Wersalem.Jedna kochanka krola zatrula druga. Montespan i Fontanges, jakzesz diametralnie rozne byly te kobiety! Jedna glupiutka, druga madra, jedna wladcza, druga napuszona, jedna swieza jak paczek rozy, druga -podstarzala matrona z gruba talia i udami "przypominajacymi plecy zdrowego chlopa". Nie od razu stala sie taka. Musi minac wiele lat, wlacznie z urodzeniem siedmiorga krolewskich dzieci, 173 podniesionych laskawym rozkazem Ludwika XIV do rangi ksiazatkrolewskiej krwi, co wywolalo burze w Wersalu i znacznie podnioslo znaczenie krolewskiej metresy, zwlaszcza gdy umarla zona Ludwika XIV, Maria Teresa. W lipcu 1683 roku po powrocie z Alzacji krolowa nagle zachorowala. Cierpiala na ropowice, miala opuchniete nogi, meczyla ja silna goraczka. Chirurg Faron, glowny nadworny lekarz, zaaplikowal tradycyjna wejj Francji metode leczenia - puszczanie krwi, po trzy razy dziennie, co znacznie oslabilo i wyniszczylo krolowa, przyspieszajac jej smierc. Gdy krolowa za kilka dni umrze, po raz pierwszy nie beda mowic o truciznie, tylko obwiniac lekarzy, ze wykrwawili krolowa na smierc. Cztery dni trwala agonia. Caly czas Marie Terese meczyly dreszcze -doslownie cale jej cialo sie trzeslo. Mozna by rzec, ze krolowa z wielkim trudem odchodzila do wiecznosci. Gdy wydala ostatnie westchnienie, krol rozplakal sie i powiedzial do Maintenon: "To pierwsze zmartwienie, jakie mi sprawila przez cale zycie". Maintenon pakowala swe ma-nele, zeby odjechac z Wersalu. Chwycil ja za reke de La Rochefoucauld: "Nie odjezdzaj, pani. Krol cie potrzebuje". No i pozostala... Na jak dlugo? Na zawsze. Na cale trzydziesci piec lat. Stala sie niekoronowana krolowa Wersalu i niepodzielnie panowala w sercu krola. Odgonila wszystkie jego metresy, sama zajela ich miejsce, wtracala sie w sprawy panstwa, ministrowie stali przed nia na bacznosc i zanim poszli z jakakolwiek sprawa do krola, konsultowali sie uprzednio z nia. Calkowicie zmienila oblicze Wersalu. W balowych salach ucichla muzyka, a rozlegly sie modlitewne psalmy, zwiekszyla sie liczba wersalskich 174 ?%A?* kaplic. Wersal wszedl w nowa epoke -krolowania Main-tenon. Ale to nastapi znacznie pozniej. Na razie w Wersalu kroluje Montespan i nikomu nie zamierza oddawac wladzy. Maintenon musi dzialac bardzo ostroznie i dyplomatycznie. Doskonale wiedziala, ze tylko dzieki madrosci i rozwadze mozna zwyciezyc blyszczaca Montespan, majaca czelnosc powiedziec do Ludwika XIV: "Sire, wam smierdzi z ust". Nikt i nic nie ustrzeze sie przed ostrym jezyczkiem Montespan. Wersalskie damy przestaly rozmawiac z nia, bojac sie otworzyc usta, zeby nie narazic sie na kolejna zlosliwosc. Nawet wdowe Scarron, wychowawczyni jej dzieci, nie ominal "zaszczyt" doznania szyderstw Montespan. *** Synekura nie od razu przyfrunela do Maintenon. Zanim trafila na krolewski dwor, czekaly ja lata biedy i upokorzen. Grozil jej klasztor. Urodzona na wyspach amerykanskich, gdzie jej ojciec pojechal za chlebem, po smierci rodzicow wzieta na wychowanie przez ciotke Neuillan mieszkajaca w Paryzu, biedna i skapa stara dame, przezyla istna gehenne zanim doszla do pelnoletniosci.Pawel Scarron (1610-1660), poeta i prozaik, bawiacy Paryz swym satyrycznym piorem, byl inwalida, kaleka bez nog. Prowadzac wesole hulaszcze zycie, padl ofiara swej swawoli, majac dwadziescia osiem lat, zjawil sie na festynie w Mans nagi, caly wysmarowany smola i obsypany piorami, pogoniony przez zgorszonych jego nieobyczajnoscia uczestnikow, wskoczyl do rzeki i przesiedzial kilka godzin w zimnej wodzie, co stalo sie przyczyna paralizu obu nog. Kaleka i impotent, nie zawahal 175 sie pojac za zone mloda i ladna, aczkolwiek biedna dziewczyne, ofiarujac jej tylko swoj jadowity jezyk i niewinne igraszki chorego, pozbawionego nog lubieznika. Scarron w liscie do brata pisala: "Niedawno zawarlam zwiazek malzenski, w ktorym serce znaczylo malo, w ktorym cialo nic nie znaczy". Biedny satyryk, dumny ze swej slawy, na pytanie ksiedza, co moze ofiarowac mlodej zonie, odpowiedzial: "Swoje niesmiertelne imie". Na dziesiec lat dostal darmowa siostre milosierdzia, ktora wozila go w inwalidzkim wozku i przyswajala intelektualna wiedze swego meza. Gdy zmarl, pozostala niemal bez srodkow do zycia i wycierala korytarze krolewskiej kancelarii, proszac o zwiekszenie renty po mezu. Ludwik XIV znienawidzil te natretna wdowe i mawial: "Ciarki mi przechodza po ciele, gdy slysze w poczekalni glos tej natretnej wdowy". Byl bardzo niezadowolony, gdy Montespan wlasnie wdowe Scarron wybrala na opiekunke ich nieslubnych dzieci. Gdyby tylko wiedziala, jaka zmije ogrzala. Cicha i skromna Main-tenon poslusznie czekala u czarnych schodow na kolejnego krolewskiego bastarda, brala z rak akuszera, otulala swoim szalem i odjezdzala czekajaca na nia kareta do posiadlosci pod Paryzem, gdzie zyly wszystkie dzieci Montespan. Juz pisalismy o tym, ale powtorzyc nie zaszkodzi. Nie matka rodzona, a wlasnie ona stala sie ich czula, troskliwa matka. Leczyla je, gdy chorowaly, piescila, gdy plakaly, z mysla o nich napisala podrecznik o wychowaniu dzieci, w ktorym bylo duzo madrych rad, o walorach swiezego powietrza, bezpretensjonalnosci bytu i kochaniu krola-ojca. O matce jakos zapomniano. Pozniej napisze: "Strasznie jest pokochac nie swoje dzieci". Szczegolnie lubila du Maine'a. Z nim do kurortow, do wod, z nim ulomnym, z jedna noga o piec centyme-176 trow krotsza od drugiej. Na cale zycie pozostanie jej pupilkiem i bedzie robila wszystko, zeby stal sie delfinem, nastepca Ludwika XIV. Na szczescie bezskutecznie. Wyrosl z niego duzy lajdak i genialny obludnik, grajacy po mistrzowsku swoja dwuznaczna role. W miare, gdy dorastaly dzieci, zmienial sie stosunek krola do Maintenon. Wszystko zaczelo sie od listow, ktore regularnie Scarron posylala krolowi, informujac go o stanie zdrowia dzieci i ich sukcesach w nauce. Gdy pewnego razu Ludwik XIV z nudow przeczytal jeden z nich, byl mile rozczarowany stylem i gleboka wiedza autorki o metodyce wychowania dzieci. Potem, gdy wdowa przychodzila do palacu, znajdowal zawsze czas, zeby zamienic z nia kilka slow. Jej celne odpowiedzi i rozwaga zdumialy krola. Wdowa okazala sie madra, rezolutna i skromna. Sympatia Ludwika XIV do niej rosla i nabrala takiej sily, ze zaczal dzielic sie z nia swymi myslami i troskami, zwlaszcza ze w tym czasie bardzo napiete byly jego stosunku z Montespan, ktora przegrywala ogromne sumy i dokuczala krolowi coraz nowymi kaprysami. Zwiazek krola z Montespan byl bardzo silny i trwal blisko dwadziescia lat, chociaz trzeba stwierdzic, ze przez caly czas nie ona jedna byla kochanka krola. Dopiero po dziesieciu latach wspolzycia z krolem Montespan wziela z mezem rozwod. Montespan byla zazdrosna, lecz nie na tyle, zeby nie zrozumiec, iz krolowi od czasu do czasu potrzebna jest odmiana. Przelotne milostki krola nie trwozyly jej. Znala przeciez swoja sile i czula sie bezkonkurencyjna, lecz denerwowalo ja, ze krol zaczal czesto rozmawiac sam na sam z pania Scarron. Zapytala ja: "O czym rozmawiala pani z krolem? O prawidlach geometrii?" i szydzila z Maintenon: "Zacna pani Scarron, co pani robila w Ame-177 ryce? Czy w towarzystwie dzikusow nauczyla sie pani znosic kazdy rodzaj mezczyzn, beznogich rowniez?". Krol wydawal sie zaabsorbowany zupelnie gra w karty, slyszal przeciez szyderstwa swej kochanki, na ktore skromna Maintenon bez cienia niezadowolenia i podnoszenia glosu smutnie odpowiedziala: "Nie przystoi markizie nasmiewac sie z biednego kaleki". Tylko w ten sposob nalezalo przerwac kaskade jadowitych uwag, wydobywajacych sie z ust krolewskiej metresy, ktora nie liczyla sie z nikim i niczym, uwazajac, ze wszystko jej wolno. Ale Montespan, ani na jote nie zawstydzona, kontynuowala: "Zapewne nie maz pozbawil pania dziewictwa. Mowia, ze byl chronicznym impotentem". To bylo juz jawne szyderstwo, obliczone na wytracenie Maintenon z rownowagi. I znow Montespan to sie nie udalo. Jej jadowite slowa trafialy w proznie i odbijaly sie jak pileczka pingpongowa od prezentujacej olimpijski spokoj piastunki krolewskich dzieci. Maintenon uwaznie popatrzyla na Montespan i tym samym cichym glosem powiedziala: "Cenie markize za jej umiejetnosc prowadzenia konwersacji, lecz nie sadze, zeby ten przedmiot mogl interesowac towarzystwo". Montespan zagryzla wargi, Ludwik XIV uwaznie przyjrzal sie Maintenon: bylo w niej tak duzo dostojenstwa, powagi i zwyklej ludzkiej dobroci, jesli potrafila tak lagodnie i z takim poczuciem godnosci reagowac na prowokacje metresy. Po tym incydencie krol juz sie dluzej nie wahal: podarowal Maintenon posiadlosc i przyznal tytul markizy. Skromna piastunka krolewskich dzieci stawala sie wazna figura w Wersalu. Nie wiadomo dlaczego, lecz wielu dworzan interesowalo intymne zycie Maintenon, gdy byla zona kaleki Scarrona. Czy zdradzala go? U mlodej, dwudziestopie-178 cioletniej, kobiety krew musiala dawac znac o sobie, a z drugiej strony ta jej pokazowa cnotliwosc? Watpliwosc rozstrzygnela znamienita kokota Paryza, Ninon de Lanclos, dawna kolezanka Maintenon. Powiedziala tak o swej przyjaciolce: "Dala mi tysiac przyjemnosci przez moje z nia rozmowy. A co do milosci, to wydala mi sie zbyt niezreczna. Co do szczegolow, nie widzialam i nie slyszalam, czesto jednak uzyczalam moj zolty pokoj dla niej i pana Villarceaux". Nic nie wiemy o tym panu wiecej, niz powiedziala Ninon. Natomiast siostrzenica Maintenon w swych pamietnikach wspomina o jeszcze kilku panach, ktorzy zywo interesowali sie mloda niewiasta. Maintenon bacznie sledzila, zeby Ludwik XIV nie interesowal sie oprocz Montespan innymi niewiastami, wychodzac ze slusznego zalozenia, iz z jedna metresa uporac sie jej bedzie latwiej, niz z kilkoma. Totez, gdy tylko zauwazala, ze Ludwik XIV zwrocil uwage na jakas ladna panienke, od razu ja swatala i wydawala za maz. Byla fantastyczna swatka i robila to bardzo dyskretnie. *** Odkad rezydencja krola stal sie Wersal, Luwr, dawna siedzibe krolow, Ludwik XIV przekazal roznym instytucjom. Akademia Architektury odziedziczyla dawne apartamenty Marii Teresy. Akademia Malarstwa znalazla pomieszczenia w dawnej bibliotece krolewskiej, a w dawnej sypialni Jego Krolewskiej Mosci umieszczono wypchanego slonia i wielblada - nabytek Akademii Nauk. Najwazniejszymi lokatorami Luwru stali sie uczeni i artysci. W dawnej rezydencji krolewskiej bylo takze pelno dzikich lokatorow. Czesto przebywala tu kurtyzana Ninon de Lanclos. 179 Wspaniale prezentuje sie palac Montespan - Clagny. Ma wlasne stawy, parki, ogrody, wodociagi godne starozytnych Rzymian, jakich Wersal nie ma, mnostwo antycznych marmurowych rzezb i egzotycznych roslin. Na ten kaprys Ludwik XIV pozwolil markizie Montespan wydac miliony z panstwowego skarbca. Palac Clagny byl usytuowany w koncu Wersalu, a nieopodal byl jeszcze jeden palac Montespan - Trianon, nazywany porcelanowym cackiem. Gdy do Wersalu wprowadzi sie Mainte-non, obok zostanie dla niej zbudowany Grand Trianon. Ogromne kwoty tracil Ludwik XIV na budowe palacow dla siebie i swych metres, i to w tym czasie, gdy codziennie z niedozywienia we Francji umieralo czterysta osob. Krolem wszystkich palacow byl oczywiscie Wersal. Wersal Ludwika XIV, owo arcydzielo tak kosztowne i tak w zlym guscie, gdzie samo przesadzanie drzew i zmiana lokalizacji sadzawek pozarlo sumy nieprzebrane, nigdy nie zostal ukonczony. Wsrod mnogosci najrozmaitszych salonow brak bylo sali teatralnej i sali bankietowej. Z frontu i tylu palacu bylo wiele do zrobienia. Parkow i alej nie wykonczono. Zwierzyny trzeba bylo ciagle dodawac nowej, gdyz zwierzeta zdychaly jak podczas epidemii. Nalezalo jeszcze wykopac kanaly, bo ciagle brakowalo wody i otoczyc Wersal murem. Pewien historiograf napisal: "Samego Wersalu wystarczy, by zapewnic Francji na zawsze chwale". Nieprawda. Wersal bardziej zdumiewal swymi dysproporcjami i nie wykonczeniem niz zachwycal. A ci, ktorzy tam mieszkali, nabawili sie reumatycznych chorob, podagry i artretyzmu. Przeciagi byly biczem Wersalu. Zle funkcjonujace piece, wilgotne sciany, wchlaniajace paskudny zapach Wersalu: ludzkiej uryny, potu, spermy i krwi. 180 Wersal byl symbolem potegi Ludwika XIV, lecz nie zapominajmy, ze tensymbol byl stworzony na cuchnacym bagnie, z dala od czystej wody. Znacznie pozniej architekci beda sie glowic, jak dostarczyc Wersalowi wystarczajaca ilosc wody, zeby liczne fontanny nie staly sie bezuzyteczna atrapa. Zmieniono bieg Sekwany, ludziom z okolic zaczelo brakowac wody. Ale czy to mialo jakiekolwiek znaczenie, jesli nadrzedna zasada bylo, zeby delfiny i "najady" w fontannach Ludwika XIV pluskaly sie w swiezej wodzie. Maintenon otaczala sie w Wersalu licznymi parawanami, zeby nieco ograniczyc przeciagi. Montespan wybrala dla siebie prestizowe pierwsze pietro, pozostawiajac krolowej mniej prestizowe drugie. De La Valliere nie chciala mieszkac w Wersalu, a Ludwik XTV, uczyniwszy go swoja rezydencja, meczyl sie, udajac ze wszystko jest w porzadku i za nic nie chcial przyznac sie, ze zrobil glupstwo, budujac ten kolos, to monstrum, gdzie wszystko bylo nie tak jak u ludzi. Wstydliwie pozostawial swoje dziecko, swoj Wersal, zeby odpoczywac w przytulnym Marly. Lecz nikt sie nie odwazyl powiedziec, ze krol jest nagi. Dworacy tworzyli sztuczna swietnosc Wersalu, zmuszajac wszystkich, zeby wierzyli, iz jest to osmy cud swiata. Lata swietnosci Wersalu sa latami potegi Montespan. Krol byl w niej bardzo zakochany i pokornie znosil wszystkie jej kaprysy. Byla istotnie w owym czasie bardzo piekna. Nielubiaca jej pisarka Sevigne musiala obiektywnie przyznac: "Miala piekne rece, niebieskie oczy, wspaniale biale zeby, kedzierzawe wlosy, duzo wdzieku i czaru. Bardzo dowcipna". Swoj opis pisarka zakonczyla panegirykiem: "Jakzesz ona jest piekna! To jest wprost triumfujace piekno, ktore nalezy pokazywac dla oslepienia zagranicznych poslow" (Sevigne, "Memoires"). 181 Wlasnie Montespan w znacznym stopniu przyczynila sie do tego, ze hazard w Wersalu przyjal znamiona obledu. Przegrani strzelaja sobie<>. O polnocy siedziala z nimi przy jednym stole i jadla wszystko, co przyniesli. Pila duzo wina i spiewala piesni. We wtorek przeszla zwykle i nadzwyczajne tortury, co wcale negatywnie nie odbilo sie na jej apetycie. Zjadla obiad i spala osiem godzin. Wieczorem wpadla w rozpustny szal. Poradzono jej, zeby pomyslala o Bogu i zaczela spiewac psalmy, nie zas sprosne piosenki. Minela sroda. Nie zgodzila sie, zeby ja odwiedzil spowiednik. W czwartek, w dzien kazni, nie dano jej nic jesc, oprocz bulionu. Szalala i przeklinala. 20 lutego 1680 roku nalozono na Voisin specjalna biala koszule, do reki dano pochodnie, przewieziono na plac de Greve, otoczony ciekawska gawiedzia, zaczynajaca powoli przyzwyczajac sie do tego makabrycznego widoku, jak zywcem beda spalac ludzkie cialo. Ale czy ludzkie cialo? Wielu wierzylo, ze wiedzma uniknie kary, w ostatniej chwili przeobrazi sie w czarnego kruka czy innego diabelskiego ptaka i odfrunie, totez uwaznie przygladali sie, jak Voisin przywiazywano do slupa owinietego sloma. Caly czas sypala przeklenstwami i noga kopnela spowiednika, ktory podszedl do niej z modlitewnikiem. Nie chciala zadnego blogoslawienstwa boskiego, bowiem od dawna zawarla juz pakt z diablem i najego blogoslawienstwo liczyla. Gdy stos zaplonal i wszystko zostalo spowite dymem, jeszcze dlugo z tego ognistego slupa rozbrzmiewaly stlumione przeklenstwa wiedzmy. Gdy z Voisinnic oprocz kupki popiolu nie pozostalo, kat rozsypal go, a Sevigne rozpaczala: "Co on robi? Przeciez my oddychamy tym powietrzem, duch trucicielstwa moze zarazic stojacych dookola ludzi". Nie omylila sie. Jeszcze dlugo we Francji beda truc, dopoki nowa machina rewolucji nie zmiecie tej metody usmiercania na doskonalsza, sprawniejsza - gilotyne. 198 Montespan mogla byc zadowolona. Wiedzma Voisin nie wymienila jej nazwiska. Wytrzymala tortury -zwykla i nadzwyczajna, wskazala wielu swych klientow, powodujac nowe aresztowania, lecz imienia najbardziej gorliwej swej klientki, Montespan, nie wymienila. A przeciez markiza w latach 1678-1679 czesto spotykala sie z nia. Najpierw posylala swoja sluzaca po trujace mikstury i milosny napoj, a gdy te srodki malo skutkowaly zastosowala srodek ekstremalny. Ludwik XIV ostatnio ostygl w uczuciach do niej i wymigiwal sie od milosnych schadzek, zwlaszcza gdy po urodzeniu siodmego dziecka roztyla sie jak krowa na pastwisku. Gdybysmy byli zlosliwi, powiedzielibysmy slowami wersalskiego dowcipnisia: "No i co, markizo, pani zrobila ze swym cialem, ktorym tak laskawie obdarzyl cie Pan Bog?" Co zrobila, co zrobila -sprobujcie wy -dziewiec porodow to nie miod, siedmioro dzieci z krolem to nie bulka z maslem. Nadal gotowa bylaby rodzic, wzbudzajac w krolu silne rozwiniete uczucia ojcowskie, lecz ten nie daje jej ku temu powodu. Przestal sypiac z markiza lobuz, chociaz sledzila go, zaczaiwszy sie pod drzwiami, usilujac kierunek jego krokow zmienic - od pokojow dam do wlasnej alkowy. Wymigiwal sie jednak, a to bolem glowy, a to bolem nogi (co tu noga ma do rzeczy), przyprawiajac markize o prawdziwy bol serca. Boli serce, przeciez wie, co czeka odtracone krolewskie metresy. "Ofelio, pardon, pani markizo, idz do klasztoru" - te slowa juz w powietrzu lataja. No i wowczas przydala sie pomoc wiedzmy Voisin. Ona mieszkala na przedmiesciu Paryza w starej ruderze z duzym ogrodem. Wedlug relacji Guy Bretona w tym ogrodzie znaleziono dwa tysiace czaszek zamordowanych malych dzieci. Po co wiedzmom trupy dzieci? O, jest to bardzo potrzebny surowiec do diabelskiej kuchni. 199 Kazda czesc cialka noworodka jest wykorzystywana. Wszystko jest przydatne. Serce noworodka warzone w esencji mirry dobre jest dla porzuconej dziewczyny, ktora ma rodzic w hanbie. Nalezy kluc igla serce dziecka gotowane w mircie i powtarzac: "Pierwej, nim ogien zgasnie, spraw by ku mym drzwiom powrocil luby. Tak niech go kluje milosc, jak ja to serce kluje". Reka dziecieca, ususzona w dymie z drzewa szubienicy, jest skutecznym srodkiem przeciwko kradziezy. Nos te raczke ze soba, a zaden kieszonkowiec portfela ci z dzinsow nie wyciagnie, ani telefonu komorkowego. Pardon, to niej z tej epoki. W kazdym razie zlodziej bedzie unikal tego domu, gdzie w kredensie obok srebra stolowego spoczywa zasuszona raczka niemowlecia. Skrawek zasuszonej watrobki dziecka jest dobry dla biznesmenow, pardon, dla kupcow. Kazdy interes im sie uda. Totez tak wielu miala Voisin klientow wsrod kupcow. Zlezale sukno jak swieze buleczki szlo po wizycie kupca u Katarzyny Vo-isin, z watrobka w kieszeni. Kosteczka z czaszki dodaje sprytu w milosnych podbojach i nawet pryszczaty fircyk moze liczyc na przychylnosc damy, ktora takiej kosteczki dotknie. Dzieciece lono, zaszyte w portki mezczyzny, daje stuprocentowa pewnosc powodzenia u pan, a takze moze wyleczyc chorego konia. Takie juz uniwersalne mozliwosci ma ta czesc dzieciecego cialka. Slowem, drogi czytelniku, skonczmy z tym horrorem i podsumujmy: wszystkie czesci cialka niemowlecia moga byc wykorzystane przez dobra wiedzme. Tu tak samo, jak w epoce dojrzalego socjalizmu, gdy na polkach sklepowych oprocz sloikow z zielonym groszkiem nic nie bylo, a cukier nie wiadomo z jakiego powodu sprzedawano zmieszany z ryzem. I gdy wybredna klientka spytala sprze-200 dawczyni, co ona ma zrobic z taka cukrowo-ryzowa mieszanka, ta odpowiedziala z zimna krwia: "Dobra gospodyni wie, co z tym nalezy zrobic". Voisin byla dobra gospodynia w swej diabelskiej kuchni. Wiedziala co z "towarem" robic. Zrobila kolosalne wrazenie na markizie Montespan. Nawet jej ubior wiele znaczyl: "Katarzyna Voisin, trzydziestoletnia brunetka o wulgarnej twarzy, destylowala ropuchy, ubrana w majestatyczny stroj z korona na glowie, szkarlatny cesarski plaszcz, haftowany zlotem, podbity czarnym futrem. Spodnice miala z zielonego aksamitu obszyta koronkami. Z pantofli wygladaly jedwabne orly". Zadnych tam czarnych kotow, zadnych krukow, Voisin byla nowoczesna wiedzma, szla z postepem i przedpotopowymi akcesoriami sie nie otaczala. Gdy markiza Montespan dala jej drogi brylantowy pierscionek i pare tysiecy pistoli, tak rozczulila sie z powodu wysokiego honorarium, ze naruszyla zawodowa tajemnice, poinformowala markize, ze niedawno byl u niej Filip Orleanski, krolewski brat, a dokladniej mialo to miejsce w 1668 roku, aby dowiedziec sie, co sie stalo z jego nieslubnym dzieckiem, ktore urodzila w Anglii jego zona Henrietta Angielska? Wiedzma uczciwie powiedziala mu, ze gwiazdy na ten temat milcza, ropuchy rowniez, lecz jesliby Jego Wysokosc oplacil podroz, to Katarzyna Voisin jest gotowa pojechac do Londynu i na miejscu przeprowadzic sledztwo, dyskretne, ma sie rozumiec. Pojechala i wyjasnila, ze dziecko plci meskiej wychowuje sie u Karola II, jest zdrowe, wujek bardzo je kocha. Filipowi Orleanskiemu kamien z serca spadl. Myslal, ze i ta jego nieslubna latorosl, podobnie jak zona, zostala otruta. Zreszta wiedzma Voisin na pogawedki z Montespan czasu nie miala: czekaly na nia inne mroczne sprawki i bogate klientki. Rzeczowo zapytala markize, czy przy-201 taszczyla niezbedny surowiec do sporzadzenia milosnego napoju? Montespan kiwnela glowa i poczela wyciagac z malej torebki: ogryzki paznokci, strzepy wlosow z glowy krola, a nawet z jego lona, a takze w miniaturowym flakoniku przyniosla kilka kropel prawdziwej krolewskiej krwi, nie wiadomo, w jaki sposob zdobytej. Wiedzma za starannosc klientke pochwalila, zwlaszcza za kropelki krwi: wiele osob, a w ich liczbie i Montespan, jak pijawki wysysaly krew krolewska, lecz zeby tak doslownie? Mozliwe, ze juz w czasie pierwszej wizyty u Voisin dostala Montespan te paskudztwa, ktorymi poila Ludwika XIV, zeby wrocila jego milosc do niej. Pani de Monta-bel zanotowala: "Gdyby krol wiedzial, do jakich sztuczek uciekala sie jego faworyta, siegnalby po wszelkie srodki by jej sie pozbyc, wystarczylo bowiem wedlug starych ksiag wziac koszule i nasikac na prawy rekaw. Czar do oblubienicy pryskal, jak kamfora". No tak, szkoda, ze krolowie sa nieoczytani w starych ksiegach. I dlaczego Henryk II francuski kierowal swoj mocz na kominek, w ktorym ukrywal sie kochanek jego umilowanej Diany, wystarczylo nasiusiac na rekaw wlasnej koszuli, bylby wyzwolony od uzaleznienia plciowego od Diany. Niedlugo cieszyla sie Montespan, ze Voisin jej nie wydala nawet na torturach. Wkrotce szef policji, La Rey-nie, przyszedl do ministra wojny Louvoisa i przyniosl mu protokoly sledztwa, w ktorych corka Voisin, Malgorzata, wyznawala, ze dusza czarnych mszy byla markiza Montespan, ktora nie tylko w nich uczestniczyla okolo trzydziestu razy, lecz kupila u jej matki trucizne, zeby otruc Fontanges i krola rowniez, gdyz ja zostawil. Malgorzata zaznaczyla, ze pomysl swoj zrealizowala tylko polowicznie, trujac Fontanges i rezygnujac z otrucia krola. 202 Natomiast podawala mu milosne napoje przyrzadzane przez jej matke, Katarzyne Voisin. Obydwaj panowie poszli do krola i o wszystkim go poinformowali, przedstawiajac rzetelne dowody: swiadectwo zeznan Malgorzaty Voisin i jeszcze trzech pan uczestniczacych w czarnych mszach. Krol z przerazeniem sluchal ich relacji. Wniosek byl smutny: krolestwo i Wersal dotknela gangrena w postaci licznego grona magow i czarownikow, a zarazeni zostali jego poddani. 7 kwietnia 1679 roku powolano komisje sledcza - Izbe Gorejaca. Zaczely sie areszty. Jak wiadomo, Olimpia Mancini i jeszcze trzy damy uciekly z Paryza. Aresztowano wiele waznych osobistosci: hrabiego de Clermont, diuszesse Bouillon, ksiecia Tinguy, markiza d'Alluye, diuszesse de La Ferte, markiza de Feuguieres, markiza de Thermes, a takze ksiecia Luksemburga, Bouteville'a de Montmorency. Same arystokratyczne nazwiska. Uprzedzajac fakty powiemy, ze trzydziesci szesc osob skazano na spalenie zywcem na stosie. Taka byla skala niespotykanej afery trucicielskiej w Paryzu i w jego sercu - Wersalu. Zamyslil sie krol. Co zrobic? Co sie stanie, gdy sztuczki markizy Montespan wyjda na swiatlo dzienne i stana sie publicznie jawne? Dowiedzial sie Ludwik XIV o rzeczach szokujacych. Jego kochanka, z ktora oficjalnie zyje juz dwadziescia lat i ktora urodzila mu siedmioro dzieci, uczestniczyla w czarnych mszach, ofiarowywala swe nagie cialo na oltarzu szatana, wypijala z kielicha krew zabitych niemowlat. Oto zeznanie Malgorzaty Voisin: "Markiza Montespan lezala calkiem gola na materacu, z glowa w dol, wsparta na poduszce, polozonej na odwroconym krzesle, nogi zwisaly w powietrzu. Na jej brzuchu rozlozono serwetke, a na niej umieszczono kielich i krzyz. Nad nia sie nachylil ksiadz Guibourg: <>". Guibourg kupil za jedno ecu nowo narodzone dziecie, z ktorego zlozyl ofiare na tej mszy i przerznawszy mu gardlo scyzorykiem, wytoczyl z niego krew i wlal do kielicha. Wowczas zabrano dziecko do innego pokoju, skad przyniesiono mu jego serce i wnetrznosci na druga msze oraz aby przyrzadzic z nich proszki dla krola i pani de Montespan". (Charlotte Haldane, "Madame de Main-tenon Uncrowned Queen of France", 1870). Ludwik XIV rozmyslal. A nuz wrogowie Francji dowiedza sie, ze zwiazal sie z morderczynia, trucicielka i koniec miedzynarodowego nimbu olsniewajacego Europe w ciagu dziesiecioleci. Nie, do tego nie mozna dopuscic. Wydal niedorzeczny, ale nader skuteczny rozkaz: wycofac z oficjalnych protokolow przesluchan wszystko, co ma zwiazek z nazwiskiem Montespan i te protokoly przynosic do niego. Chowal je w specjalnej szkatulce, ani razu nie pokusiwszy sie o ich przeczytanie. Dopiero kiedy komisarz sledczy La Reynie zmarl w 1709 roku, krol spalil tajne raporty policji, dotyczace jego kochanki, nie czytajac ich. I swiat o niczym by sie nie dowiedzial, jak o niczym nie dowiedzial sie Saint-Simon, ani slowem nie wspomniawszy w swych obszernych dwutomowych pamietnikach o tej aferze, gdyby nie osobiste notatki komisarza La Reynie, ktore znajdowaly sie w kancelarii Bastylii, a ujrzaly swiatlo dzienne dopiero w dziewietnastym wieku. Mial krol podstawe, zeby na zawsze wygnac Montespan z dworu. Lecz Ludwik XIV nic nie robi pochopnie. Minie jeszcze pare lat, zanim oficjalnie wygna kochanke z Wersalu. A na razie, zeby zatkac buzie zbyt rozgadanym, krol ofiarowal Montespan sto tysiecy pistoli, pod-204 kreslajac tym samym, ze nadal jej ufa i nie wierzy plotkom. Ze wzgledu na swoje dzieci nie mogl pozwolic, aby hanba matki spadla na nie. Ale za kilka lat, gdy wszystko sie uspokoilo i glosne trucicielskie afery odeszly w niepamiec, poprosil swego syna, du Maine, zeby w jego imieniu wypedzil matke z Wersalu i krolewskiego dworu. Synalek, nienawidzacy matki i uwazajacy, iz jego prawdziwa mamusia jest Maintenon - ukochana wychowawczyni, zabral sie razno do dziela, wiedzac, ze wspaniala posiadlosc matki, palac Clagny, przejdzie na jego wlasnosc. Bylo to wspaniale dzielo architektury. Budowano je wysilkiem tysiaca pieciuset ludzi w ciagu kilku lat. I gdy pierwsza budowla powstala i czekala na umeblowanie oraz mala kosmetyke, przyjechala markiza Montespan i kazala wszystko zburzyc i rozpoczac budowe od poczatku, oznajmiajac krolowi: "To jest godne operowej spiewaczki, nie mnie". Wyciagaj pan, panie Colbercie, nowe panstwowe srodki na nowa budowe palacu dla krolewskiej kochanki. Maria Teresa, widzac jak jej lud w tym czasie je trawe, plakala, psioczac nie po wersalsku: "Ta kurwa doprowadzi mnie do grobu". Ktoz policzy, ile zlota wyrzucono w ciagu kilku lat na realizacje nowej koncepcji palacu. Doszlo do tego, ze zabroniono mowic o tych ludziach, pracujacych bez wytchnienia na tych budowach, niczym niewolnicy przy budowie piramidy Cheopsa czy wiezniowie obozow pracy. Ludzie truli sie od wyziewow gazow wydobywajacych sie z wykopow. Iluz ludzi lata cale nie moglo wyzdrowiec po tej zarazie. Ale oto palac jest gotowy. Ma Clagny wlasne stawy, parki, ogrody, wodociagi, czego nie ma Wersal, i jesli tam bogato zdobione fontanny stoja bez wody, to w palacu markizy Montespan fontanny strzelaja wysokimi strumieniami. Antyczne meble, przepiekne 205 obrazy, rzezby, serwisy, to wszystko bedzie nalezalo do starszego syna Montespan i krola - du Maine'a. To oraz dobra, ktore wyludzil od Mademoiselle, uczynily krolewskiego synka bogaczem. Montespan zdziwila sie, nie chciala wierzyc, potem rozplakala sie, na koniec zaplonela gniewem - oto komplet reakcji na wiesc, ze krol w maju 1691 roku wyrzuca ja z Wersalu i dworu. Dwadzies'cia lat panowania w Wersalu, gdzie miala znaczenie o wiele wieksze niz krolowa, i jaki bilans: licha szkapina, byle jaka kareta, z tylu zamiast bagazu trzy przestraszone indyjskie swinie, a z okien palacu spadaja jej meble - to syn, diuk du Maine, nie mogac doczekac sie wyjazdu matki, rozkazal zrzucac je z pokoi wprost na wersalski bruk, w diably roztrzaskiwalo sie wszystko, co bylo jej drogie przez prawie cwierc wieku. Montespan, zla, kaprysna, majaca napady zlego humoru, doprowadzajaca dworzan do obledu swym jado- ?witym jezykiem, odjezdza jak nedznica do klasztoru. Za-1 mieszkala w Paryzu w klasztorze Fontevrault, gdzie ksienia byla jej rodzona siostra. Od wielu juz lat Montespan mieszka na prawach mniszki w klasztorze, w oddaleniu od swiata i ludzi. Ojciec La Tour, jej spowiednik, powiedzial, ze w ramach pokuty powinna powrocic do meza. Ten jednak odmowil przyjecia eksmalzonki. Zyla bardzo skromnie. Na stole glowka cebuli i kawal czarnego chleba. Dla kogo taka demonstracja pokory? Dla Boga, ma sie rozumiec. Mozoli sie szyciem koszul dla biedakow z grubego szarego plotna, robi na drutach welniane ponczochy, sypia na zgrzebnych przescieradlach, nosi pas z zelaznymi okuciami, umartwiajac swe cialo, i wszystko to robi demonstracyjnie, na pokaz. Patrzcie, jak sie mecze! Dawniej lubila oszalamiac ludzi 206 ekstrawaganckimi wybrykami, obecnie rzuca rekawiczke Niebu. Ani grama pokory i skromnosci. Nic i nikt juz nie przerobi Montespan. Tylko dawna duma teraz wlazla w szaty pozornej skruchy i jawnej demonstracji. No nie, tak Bogu nie sluza. Zmarla nagle w wieku szescdziesieciu szesciu lat w 1707 roku. Przyjechal do klasztoru syn Montespan, ktorego splodzila z pierwszym mezem, ksiaze Cliauillon. Kazal sluzkom szukac brylantow matki, chlodno pocalowal zmarla w czolo i trzymajac pod pacha szkatulke z bizuteria, szybko odjechal. Krol, dowiedziawszy sie o smierci Montespan, nawet nie westchnal. Byc moze, tak jak to mialo miejsce po smierci de La Valliere, powiedzial: "Dla mnie umarla juz wowczas, gdy byla wydalona z Wersalu". No wlasnie, roznica kolosalna. Po smierci de La Valliere powiedzial, ze umarla dlan, gdy odeszla z Wersalu. Moze za ten przymus opuszczenia Wersalu tak mscila sie Montespan, gryzac cebulke i umartwiajac cialo? Bo pokora nie dla dumnych sluzek bozych. Na tym nie koniec przygod z cialem Montespan. Jej wnetrznosci, zgodnie z francuska tradycja, wyjeto, nalezalo je pochowac oddzielnie na oddalonym cmentarzu. Lecz woznica o delikatnym powonieniu nie wytrzymal odoru lezacych przez kilka dni, prawie w sloncu, niepo-grzebanych wnetrznosci, nie dowiozl ich do cmentarza, wysypal zawartosc cuchnacej beczki w krzaki. Pojawily sie dzikie swinie i zjadly wnetrznosci Montespan. Czy to nie paradoks, czy nie ironia losu? A to wybuchaja jak bomba, jak to bylo z wnetrznosciami Mademoiselle, a to pies ksiecia Buckinghama wpada do sali, gdzie wyjmuje sie wnetrznosci z trupa, i zjada jego serce, az wreszcie dzikie swinie zjadaja to, co pozostalo po blyszczacej me-tresie wielkiego Ludwika XIV. Gdyby zyl jadowity 207 Scarron, pewnie by powiedzial: "Zycie plata nam takie figle, ktorych ludzka fantazja nie jest w stanie wymyslic". A do Wersalu wchodzi nowa krolowa - markiza Maintenon, ma teraz trzydziesci dwa lata i plany zawojowania... no coz, moze i calej Francji. A' fera trucicielska na hiszpanskim dworze. Ksiezna Ursins, Alberoni U eszcze niezupelnie umilkly glosy o aferach trucicielskich w Wersalu, a juz nadeszla grozna wiadomosc z Madrytu, gdzie na hiszpanskim tronie rzadzi sredni wnuk Ludwika XIV, Filip V. Otruto mu zone, Marie Anne, rodzona siostre ksieznej Burgundzkiej. Rozpacza ojciec, ksiaze Sabaudii, Wiktor Amadeusz Sabaudzki, tak nieszczesliwie wydawszy za maz za wnukow Ludwika XIV dwie swoje corki. Obydwie zmarly w tajemniczych okolicznosciach. Mowia, ze w wyniku zarazy, ale Wiktor Amadeusz wierzy, ze od trucizny. Zwlaszcza w przyczyne smierci mlodszej corki nie mozna watpic: otruli ja hiszpanscy arystokraci, ktorym zbrzydla ciagla zaleznosc krolowej od bezzebnej staruchy Ursins, agentki Ludwika XIV. Sprawa tym bardziej kuriozalna, ze i matka jej, Anna, corka Henrietty Angielskiej, rowniez umarla otruta. Podsumujmy, ten bilans bedzie straszny i napawajacy zgroza: Henrietta Angielska, jej corka Anna i jej wnuczka Maria Anna zmarly od trucizny, nie liczac podejrzanej smierci drugiej wnuczki, ksieznej Burgundzkiej. *** 209 Jak napisalam wczesniej, Ludwik XIV, korzystajac ze sprzyjajacej okazji -smierci bezdzietnego Karola II, szybko osadzil na tronie hiszpanskim swojego sredniego wnuka, ktory przybral imie Filipa V. Do tego, aby sledzic go i kierowac jego dzialalnoscia zostala wyznaczona przez Ludwika XIV przyjaciolka Maintenon ksiezna de Orsini, nazywana Ursins, majaca bujna przeszlosc, dwoch mezow i nienasycone ambicje, smykalke polityczna, a takze zdolnosc do intryg. Pochodzila z dobrej rodziny, byla corka ksiecia de Noirmonter. Po smierci pierwszego meza, ksiecia de Chalais, wyszla za maz za wloskiego ksiecia Orsiniego. A po smierci drugiego meza zyla w wolnych zwiazkach z licznymi kochankami, wybierajac ich tak, by byli od niej dwukrotnie mlodsi i czyniac ich swymi sekretarzami. Korzysc miala podwojna: placila im tylko za prace sekretarzy, milosc dostawala za darmo. Seksualna "obsluga" ksieznej Orsini niejako wchodzila w zakres ich obowiazkow. Ludwik XIV, majacy w kazdym z europejskich miast szpiegow (wystarczy wspomniec w Anglii Luize Keroualle) wysoko cenil talenty ksieznej Orsini, mimo iz byla juz niemloda, przekroczyla szescdziesiatke, i bardzo szczerbata - nie miala przednich zebow. Przyjazn miedzy Maintenon i Orsini pomogla tej pierwszej przesylac ksieznej tajne instrukcje, ktore, naturalnie, przygotowywal sam krol. Jego wnuk Filip V mial byc pod ciaglym nadzorem, to bylo jednym z podstawowych zadan Ursins. Machina szpiegowska byla chytrze zakamuflowana, malo kto wiedzial, co istotnie kryje wymiana listow Maintenon i Ursins, niby serdecznych przyjaciolek. Ich korespondencja byla obfita, dotyczyla spraw panstwowych, co obala twierdzenia niektorych historykow i biografow, dowodzacych, iz Maintenon nie mie-210 Jak napisalam wczesniej, Ludwik XIV, korzystajac ze sprzyjajacej okazji -smierci bezdzietnego Karola II, szybko osadzil na tronie hiszpanskim swojego sredniego wnuka, ktory przybral imie Filipa V. Do tego, aby sledzic go i kierowac jego dzialalnoscia zostala wyznaczona przez Ludwika XIV przyjaciolka Maintenon ksiezna de Orsini, nazywana Ursins, majaca bujna przeszlosc, dwoch mezow i nienasycone ambicje, smykalke polityczna, a takze zdolnosc do intryg. Pochodzila z dobrej rodziny, byla corka ksiecia de Noirmonter. Po smierci pierwszego meza, ksiecia de Chalais, wyszla za maz za wloskiego ksiecia Orsiniego. A po smierci drugiego meza zyla w wolnych zwiazkach z licznymi kochankami, wybierajac ich tak, by byli od niej dwukrotnie mlodsi i czyniac ich swymi sekretarzami. Korzysc miala podwojna: placila im tylko za prace sekretarzy, milosc dostawala za darmo. Seksualna "obsluga" ksieznej Orsini niejako wchodzila w zakres ich obowiazkow. Ludwik XIV, majacy w kazdym z europejskich miast szpiegow (wystarczy wspomniec w Anglii Luize Keroualle) wysoko cenil talenty ksieznej Orsini, mimo iz byla juz niemloda, przekroczyla szescdziesiatke, i bardzo szczerbata - nie miala przednich zebow. Przyjazn miedzy Maintenon i Orsini pomogla tej pierwszej przesylac ksieznej tajne instrukcje, ktore, naturalnie, przygotowywal sam krol. Jego wnuk Filip V mial byc pod ciaglym nadzorem, to bylo jednym z podstawowych zadan Ursins. Machina szpiegowska byla chytrze zakamuflowana, malo kto wiedzial, co istotnie kryje wymiana listow Maintenon i Ursins, niby serdecznych przyjaciolek. Ich korespondencja byla obfita, dotyczyla spraw panstwowych, co obala twierdzenia niektorych historykow i biografow, dowodzacych, iz Maintenon nie mie-210 szala sie do spraw panstwowych. Mieszala sie i to jeszcze jak! Czynila to z zajadloscia nie zgrzybialej staruszki, jaka byla w tym czasie, bowiem ukonczyla juz siedemdziesiat lat, a z zapalczywoscia gorliwego ministra spraw zagranicznych. Ursins najbardziej na swiecie lubila dwie rzeczy: seks i intrygi. Gdy przyjechala z Filipem V do Madrytu, zajela najlepsze pokoje w krolewskim palacu. Nastepnie wyszukala mu zone, ktora stala sie mlodsza siostra ksieznej Burgundzkiej, corka Wiktora Amadeusza Sabaudzkiego i corki Henrietty Angielskiej. Potrafila ksiezna Ursins zniewolic krolowa, zmusic ja do calkowitej uleglosci, tak ze ta nawet suknie nosila wymyslone przez Ursins i calkowicie odbiegajace od hiszpanskiej mody. Zewnetrznie para wydawala sie niedobrana. Krol, przygarbiony, jakby nawet skurczony, z broda silnie wysunieta do przodu, rozstawiajacy, gdy szedl, kolana od siebie. Ubieral sie bez elegancji, w surdut bez zadnych ozdob. Peruke nosil niezwykla, zapleciona z tylu w warkoczyk, jak u Cagliostra. Krolowa byla osiemnastoletnia niesmiala dziewczyna, zalekniona i latwo ulegajaca obcym wplywom. Ursins nie sprawialo duzego trudu zawladniecie krolowa. Krolewskie dnie byly nudne i jednostajne jak jesienny, deszczowy dzien. O dziewiatej rano rozsuwaly sie zaslony i pokojowiec, Francuz, przynosil rzadkie swinstwo, narodowy napoj hiszpanski - szodon. Jest to mieszanka bulionu, mleka, wina, jednego zoltka, cukru, cynamonu i gozdzikow. Paskudztwo to o bardzo ostrym smaku ma bialy kolor i jest troche slodkawe. Ten z czytelnikow, kto pil turkmenska herbate z sadlem i mlekiem, zrozumie, do czego musial przyzwyczaic sie Filip V, zeby stac sie Hiszpanem. Prawdziwi smakosze szodonu nie 211 pili go wprost, lecz moczyli w nim kawalki chleba. I to bylo cale sniadanie. Nasz Stanislaw August Poniatowski rowniez wypijal zamiast sniadania rano mocny bulion, przygotowany przez kucharza Tremo z trzynastu gatunkow miesa, z dodatkiem mnostwa wloszczyzny, wygotowanego w trzech litrach wody, ale zredukowany do pojemnosci malego kubeczka. Ale to byl kunszt. A hiszpanski szodon? Nic dziwnego, ze Filip V przestal sie usmiechac i chodzil z ponura mina. Nastepnie Ich Krolewskie Moscie w szlafrokach na kolanach odmawiali modlitwy. Nastepnie pierwszy minister, Gribaldo, wchodzil do krolewskiej sypialni, rozkladal papiery i przez pare godzin krol zajmowal sie sprawami panstwowymi, w ktorych rozpatrywaniu uczestniczyla jego zona; haftowanie nie przeszkadzalo jej wyrazac swojego zdania, a raczej zdania ksieznej Ursins w tej czy innej kwestii. Nastepnie krolewska para przechodzila do ubieralni, obslugiwanych przez trzech lokajow i trzy pokojowki. Uczestniczyli w tej procedurze ministrowie i znani hiszpanscy arystokraci. Filip V dobrze przyswoil sobie ceremonial krolewskiego ubierania sie w Wersalu i nie mial zamiaru naruszac jego powagi. Raz w tygodniu odbywaly sie audiencje publiczne. Krol i krolowa przyjmowali na nich wszystkich, byle byliby ludzmi szlachetnego urodzenia. Krol przyjmowal mnostwo podan i memorialow i, badzcie pewni, czytelnicy, wszystkie byly rozpatrywane. Ksiezna Ursins zjednala sobie krolowa w znany od wiekow sposob -pochlebstwami i ustepstwami oraz pozorna zyczliwoscia, wkrotce stala sie wrecz niezbedna krolowej, ktora wszystko robila wedlug wskazan swej damy palacowej. Wladza Ursins nad krolewska para rozprzestrzenila sie tak dalece, ze ta bezzebna staruszka za-212 czela nawet regulowac ich zycie intymne. W kazdym razie nauczyla krolowa, jak wplywac na meza przez ciagle pochlebstwa. Chwalila meza nawet przy zagranicznych poslach, zwracajac sie do nich na przyklad z takimi oto frazesami: "Nieprawdaz, ze moj maz jest bardzo piekny? Czy widzial pan kiedykolwiek tak pieknego krola?". Dla slabego i pozbawionego woli Filipa pochwala zony byla jak balsam na rany -uskrzydlala go. Im gorliwiej chwalila krolowa meza, tym wieksza ksiezna Ursins miala wladze nad krolewska para. Filip V, chlodny, milczacy, smutny, oszczedny w slowach, poddawal sie wplywom poteznej ksieznej. Najbardziej lubil dwie rzeczy: polowanie i swoja zone. Nie mogl nie czuc sympatii do ksieznej, ktora dwoila sie i troila, by krol mogl oddawac sie tym namietnosciom bez przeszkod. Pilnowala, zeby krolowa nie nudzila sie, gdy krol byl na polowaniach. No coz, taka wierna i oddana dama palacowa bylaby cennym nabytkiem dla krolewskiej pary, gdyby nie polityczne ambicje Ursins. A siegaly one bardzo daleko. Byla intrygujacym, zlosliwym politykiem o ambicjach bez granic. Nie bala sie ani Boga, ani diabla, ani nawet Ludwika XIV. Doszlo do takiego absurdu, ze kurierzy, przyjezdzajacy z Paryza do Madrytu z dyplomatyczna poczta, zamiast zawiezc ja ambasadorowi Francji taszczyli te skorzane worki, zalakowane pieczeciami, do ksieznej Ursins, do jej willi. Doslownie po czubek glowy byla ona zasypywana ta korespondencja. Bezpardonowo rozrywajac pieczecie, wysypywala korespondencje na podloge i grzebala sie w niej, wyszukujac i zostawiajac sobie to, co bylo jej przydatne. Po cenzurze Ursins listy trafialy do ambasady. Gdy taka praktyka stala sie norma, ambasadorowie pozalili sie krolowi. Ursins ripostowala, 213 iz sluzy wylacznie interesom Bourbonow. Magiczne slowo: Bourboni stalo sie dla niej swoista przepustka, dawalo prawo do wtracania sie w polityczne sprawy Hiszpanii. To prawda, ze Ludwik XIV dobrze znal Ursins jeszcze za czasow Karola II, kiedy przebywala w Madrycie z wazna tajna misja: miala zmusic krola do sporzadzenia testamentu na korzysc wnuka Ludwika XIV. Ursins wspaniale wykonala to zadanie. Lecz grzebac sie w zapieczetowanej dyplomatycznej korespondencji, zatrzymywac u siebie listy? Tego bylo juz za wiele. Ludwik XIV rozwazal, jak unieszkodliwic ksiezne. A wladza Ursins wciaz umacniala sie. Dyrygowala krolem. Wysylala go na front, by dowodzil wojskami hiszpanskimi we Wloszech, a sama, poprzez krolowa, zaczela rzadzic panstwem. Nieoficjalne przejecie wladzy przez kobiete obcego pochodzenia i majaca tylko status damy palacowej oburzylo hiszpanskich grandow. Otwarcie wyrazili swoj protest i napisali do Ludwika XIV. Ten, przekonawszy sie, ze jego protegowana przeholowala w swej gorliwosci i ze jej dzialalnosc w Hiszpanii przynosi odwrotny skutek i rozdraznia hiszpanska szlachte, zazadal, by Ursins natychmiast powrocila do Paryza. Ale ona nie ma czasu. Krolowi odpisala: "Nie mam czasu powracac do Paryza. Krolowa bedzie rodzila, trzeba poszukac mamki". Urzadzila w Madrycie cos w rodzaju konkursu na miss pieknosci. W calej Hiszpanii rozplakatowano ogloszenia, wzywajace mamki do stawienia sie na konkurs. Tlumnie zjechaly sie na krolewski dwor, ustawiono je w szeregu jak zolnierzy na paradzie wojskowej, miedzy nimi chodzila z sekretarzem-kochankiem Ursins i dokonywala ogledzin. Szczypala piersi, badala czy sa pelne mleka, zagladala do ust, czy mamka ma wszystkie zeby. Nie daj Boze, zeby nie miala szesciu przednich zebow, 214 toz to przeciez zaraza dla dziecka. Zagladala w twarze, czy sa wesole. Ponure odpadaly. Mamka powinna byc wesola i zawsze usmiechnieta, wowczas i dziecko bedzie roslo wesole. No bo co wyszlo z ponuraka Filipa V, ktorego ponura mamka piersia karmila? Krolowa, ktora skonczyla zaledwie osiemnascie lat, byla zachwycona swoja dama palacowa, wysylala jej drogie podarki - taka troske o dziecko jeszcze nienarodzone rzadko kto przejawia. Jednakze Ludwik XIV kategorycznie nalegal, by Ursins wracala natychmiast do Paryza. Mial dosc ciaglych skarg na nia hiszpanskich grandow, ktorzy slusznie zadawali pytanie: "kim jest ta cudzoziemka, ktora rzadzi w ich panstwie? Na pewno nie Izabella Aragonska, ich ulubiona krolowa, ktora rzadzila Hiszpania wspolnie z mezem Ferdynanem". "Won stad, babo szczerbata" - noca ktos napisal na drzwiach jej willi. Posluchala wreszcie Ludwika XIV, powrocila do Paryza. Ale powrocila nie jak wygnana uzurpatorka, a jak triumfatorka. Bezceremonialnie, niezaproszona odwiedzila rezydencje Ludwika XIV Marly, ucalowala Main-tenon i robila wrazenie, jakby jej nie wygnano z hiszpanskiego dworu, a ona sama miala zyczenie, aby stamtad powrocic. Wersalscy dworacy z podziwem spogladali na bezczelna Ursins, umiejaca odwrocic kota ogonem. Krolowa hiszpanska jednak nie mogla zyc bez Ursins. Przyzwyczaila sie do jej rad, do brania przez nia klopotow na siebie, no i molestowala swego meza, zeby wymogl na Ludwiku XIV powrot Ursins do Madrytu. Zaczely sie dzialania na dwa fronty. Z jednej strony krolowa blagala krola o pozwolenie na powrot Ursins do 215 Madrytu, z drugiej Ursins intrygowala, namawiala delfina, zeby jej pomogl wrocic na hiszpanski dwor. I kiedy pod naciskiem Ludwik XIV wreszcie wyrazil na to zgode, Ursins pokazala swoje prawdziwe oblicze. Oswiadczyla, ze nie pojedzie, dobrze jej jest w Paryzu. Mainte-non od razu zrozumiala, ku czemu zmierza. Chodzilo jej o zwiekszenie apanazy, i tak juz ogromnych. Krol westchnal, reka machnal i wyznaczyl jej bajeczna pensje miesieczna, i na dodatek podarowal trzydziesci tysiecy liwrow. "Przydadza sie" - powiedziala Ursins i pojechala do Madrytu. Filip V wojowal nawet z wlasnym dziadkiem. Dowodca wojsk francuskich byl ksiaze Vendome, utalentowany zolnierz, lecz w zyciu osobistym dziwak. Byl szczesliwym wodzem. Na froncie przyczynil sie do tego, ze we Wloszech Francja zajela ziemie nalezaca do Hiszpanii. W zyciu prywatnym byl homoseksualista, ale nader ekstrawaganckim. Przyjmowal poslow, nasladujac Ludwika XIV, na sedesie. Lecz esteta Ludwik XIV na; sedesie siedzial jak na tronie, dostojnie i przyzwoicie. A Vendome, nieslubny syn Henryka IV, po prostu wykonywal czynnosci fizjologiczne. Przyslany don przez ksiecia Parmy biskup wyjechal oburzony, gdyz Vendome przyjal go na nocniku, jak jakis tam Sulla ze starozytnego Rzymu - czyz nie stamtad wywodzil sie ten wersalski zwyczaj? Wowczas ksiaze Parmy poslal mniej wrazliwego na powonienie swego legata, Alberoniego, syna ogrodnika, o duzych zdolnosciach dyplomatyczno-politycz-1 nych. Ten, wlozywszy sutanne, by jako ksiadz wejsc.tam, gdzie by nie wlazl w kaftanie ogrodnika, ujrzawszy Yendome^ na nocniku, nie tylko nie wyrazil swej dezaprobaty, lecz gdy ten wstal i podtarl sie papierem toaletowym (taki, o dziwo, w Wersalu byl) podskoczyl do ksie-216 cia i pocalowal go w pupe. Taka drazniaca i wrecz nieprawdopodobna scene przedstawia Saint-Simon ("Pamietniki", t. 2) i mamy podstawy, by mu wierzyc. Doslowna realizacja znanego polskiego powiedzenia: "Pocaluj mnie w dupe" we francuskim wcieleniu bardzo sie oplacila Alberoniemu. Stal sie przyjacielem i prawa reka Vendome'a, i wkrotce przybyl do Madrytu jako oficjalny przedstawiciel. Naturalnie, ze postaral sie zblizyc do wszechwladnej Ursins, planujac wkrotce wykurzyc te zarozumiala staruche i samemu zajac jej miejsce. Gral swoja role bardzo dobrze. Ursins niczego nie domyslila sie i calkowicie mu zaufala. Filip przezyje rozne polityczne perturbacje, zawsze z olimpijskim spokojem i flegmatycznie. Na trzy miesiace Madrytem zawladnal samozwaniec Karol III i Filip V z zona, malym synkiem i pania Ursins byli zmuszeni uciekac na prowincje. Awantura szybko zostala zlikwidowana. Filip V powrocil na hiszpanski tron, a Ursins znowu zajela swe miejsce przy boku krolowej. Zyc, nie umierac tej siedemdziesieciodwuletniej staruszce, ktora stala sie pierwsza osoba w panstwie. Nawet zycie osobiste ulozyla sobie wcale niezle. "Obslugiwalo" ja dwoch mlodych sekretarzy, dobrze wyszkolonych, s'wiadczacych seksualne uslugi swojej chlebodawczyni moze bez naleznej radosci, lecz niezwykle sumiennie. Nauczyla ich, by nie wchodzili do niej wczesnie rano, zeby nie zastac jej znienacka bez peruki i sztucznej szczeki. Historia Elzbiety Wielkiej, gdy kochanek bez uprzedzenia zastal krolowa, delikatnie mowiac, nie w formie, co kosztowalo go zycie - nie powinna sie powtorzyc. Kochankowie Ursins zawsze zastawali ja z dobrze dopasowana sztuczna szczeka i w kokieteryjnej peruce. Do osiemdziesieciu dwoch lat bedzie Ursins prowadzila ak-217 tywne zycie nie tylko polityczne, lecz i seksualne, zdumiewajac wszystkich swoja zywotnoscia. Koniec synekury Ursins nastapil za sprawa Albero-niego. Nie wiadomo, czy uczestniczyl w otruciu krolowej, czy nie, pewne jest, ze hiszpanska krolowa nagle umarla. Oficjalnie ogloszono, jak zwykle na krolewskich dworach, ze to zaraza, cholera czy dzuma, niewazne, lecz wszyscy wiedzieli, ze zostala otruta. Filip V nawet w sekretnym liscie do ksiecia Burgundzkiego uprzedzil go, zeby sie bal trucizny. Krol w rozpaczy, ma czarna melancholie. Ursins, wierna strazniczka, pisze list do Ludwika XIV o potrzebie powtornego ozenku Filipa V. Ludwik i Maintenon zgodzili sie z jej opinia. Trzeba znalezc Filipowi V narzeczona. Chec zalatwienia tej sprawy wyrazil Alberoni. Ursins calkowicie przekonana o jego lojalnosci, wyslala go na parmenski dwor, by wyswatal corke ksiecia, Elzbiete Farnese, panne mila i ponoc ulegla. Ursins byla pewna, ze uda sie jej i te krolowa calkowicie podporzadkowac. Prawda, twarz jej byla silnie oszpecona sladami po ospie, co w znacznym stopniu zaszkodzilo jej pieknosci. Ursins pociesza krola: "To bardzo dobrze. Wykluczone jest bowiem powtorne zachorowanie na ospe, od ktorej zarowno Francja, jak i Hiszpania, a nawet polowa Europy mrze jak muchy. Figure zas ma piekna - z twardymi, pieknymi piersiami, kibic smukla, nozke mala, zakochac sie mozna bez trudu". Krol zakochal sie, nawet w jeszcze wiekszym stopniu niz w pierwszej zonie. Krolewska para stala sie papuzkami nierozlaczkami: wspolna sypialnia, wspolne obiady i kolacje, wspolne spacery, wspolne audiencje i nawet rodzenie przez krolowa dzieci nie potrafilo ich rozlaczyc, bowiem krol zawsze uczestniczyl w porodach, trzymajac zone za reke i dodajac otuchy. 218 Poza tym krolowa miala czarujacy sposob bycia. Byla mila i uprzejma w stosunku do wszystkich. Kazdy czul sie z nia swobodnie. Dworzanie nie odczuwali takiego dystansu, jaki powinien byc miedzy krolowa a nimi. Wazna role u krolowej odgrywal jej glos, niezwykle melodyjny. Jest to, drogi czytelniku, wbrew pozorom wazna cecha u kobiety. Pokazcie mi pieknosc niebianska, w ktorej zakochalby sie choc jeden mezczyzna, jesli ma ochryply glos dragona. Nie ma takich. I porownajcie do Kleopatry, z haczykowatym nosem, ciezkimi i grubymi afrykanskimi ustami, nieco wypuklymi oczami, zupelnie nie taka piekna, jak zwykle przedstawiaja ja historycy i biografowie, lecz posiadajaca czarujacy melodyjny glos. W glosie, i w niczym innym, zakochali sie Cezar i Marek Antoniusz, badzcie tego pewni.Krolowa Elzbieta byla uprzejma dla wszystkich, oprocz Ursins. Wygonila ja z dworu w ciagu pietnastu minut, gdy tylko sama na ten dwor przybyla. Kto tego upadku Ursins byl winien? Alberoni, oczywiscie. Nie docenila Ursins awanturniczych talentow tego niedoszlego ogrodnika. Elzbieta Farnese uczynila Alberoniego wszechwladnym ministrem, a w 1715 roku kardynalem. Alberoni byl madrym i utalentowanym politykiem, co nie jest dziwne dla awanturnika takiego formatu. Zrobil wiele dobrego dla Hiszpanii, lecz za najwazniejsza swoja zasluge uwazal wygnanie Ursins z Madrytu. Rzecz tak sie miala. Powrociwszy do Madrytu, Ursins znowu oplotla wszystkich siecia intryg, tym razem nakierowanych na sprowadzenie na francuski dwor Filipa V. Marzylo sie Ursins, zeby jej ukochany Filip, tak gorliwie sluchajacy jej rozkazow, stal sie krolem Francji. Byc pierwsza dama, ministrem Hiszpanii i Francji, to minimum pro-219 gramu awanturniczych planow Ursins. Maintenon, domysliwszy sie dokad zmierzaja niepohamowane ambicje Ursins, udaremnila jej zamiary. Napisala list do przyjaciolki, w ktorym napomknela, iz po Wersalu kraza plotki, ze ksiezna Ursins zamierza zajac jej miejsce i organizuje w Madrycie cos w rodzaju spisku, zeby wprowadzic na francuski tron Filipa V (mial, mial takie zamiary wnuk Ludwika XIV). Madra Maintenon dala do zrozumienia Ursins, ze na nic jej madryckie intrygi. Ursins nic nie pozostalo, jak skwitowac to nastepujaco: "Ale smialam sie do rozpuku, kiedy otrzymalam od Pani te niedorzeczne aluzje". Moze i smiala sie, lecz przez lzy, bo plany jej zostaly udaremnione. O tych planach wiedzial Ludwik XIV. Jeszcze 18 kwietnia 1712 roku napisal do ambasadora Francji w Madrycie, pana de Bonnac, taki list: "Jesli krol Hiszpanii nie wyrzeknie sie roszczen do tronu francuskiego i jesli ksiaze de Berry nie wyrzeknie sie swoich roszczen do korony hiszpanskiej, pokoj zostanie podkopany". Zagroziwszy przymierzem z Austria przeciwko Hiszpanii, Ludwik XIV zdolal sklonic Filipa V do uleglosci. W 1713 roku podpisano dlugo oczekiwany pokoj. Filip V utrzymal sie na tronie hiszpanskim, lecz za cene utraty czesci swego imperium. Ursins za nie w swiecie nie chciala sie z tym pogodzic. Poslala do Wersalu swego kochanka, sekretarza d'Aubigne, aby krol popral wysilki Filipa V zmierzajace do zachowania jego posiadlosci holenderskich. Krol nie odpowiedzial. Po smierci krolowej Sabaudzkiej Ursins przestala byc potrzebna Ludwikowi XIV. Postanowil ostatecznie polozyc kres jej dzialalnosci w Madrycie. Uprzedzila go: w tym Elzbieta Farnese, druga zona Filipa V. Gdy Albe-roni przyjechal do Parmy, zeby swatac ksiezniczke par-220 menska za krola Filipa V, postaral sie w krotkim czasie, co swiadczy o jego ogromnych dyplomatycznych talentach, zaskarbic do siebie sympatie i zaufanie Elzbiety Farnese. Powiedzial, jak zgubna role odgrywa na hiszpanskim dworze Ursins i namowil ja, zeby niezwlocznie ja wygnala. Tak tez uczynila. Gdy Ursins oczekiwala na prezentacje krolowej w 1714 roku w dziwacznej sukience wlasnego pomyslu, dwor hiszpanski stal sie swiadkiem ponurego skandalu. Ursins ustawila wszystkie pokojowki i damy palacowe w szeregu, jak niegdys przyszle mamki i, pokrzykujac na nie, sama stala na czele, ze swym ogromnym brzuchem i zle dopasowana ruda peruka na glowie. Zobaczywszy krolowa w towarzystwie Albero-niego wszystkie damy upadly na kolana. Tylko Ursins stala. Uwazala, ze pozycja pierwszej damy w krolestwie nie obowiazuje jej do takiej sluzalczosci. Krolowa stanela naprzeciwko niej i spytala, kim jest. Uslyszawszy zamiast odpowiedzi jakis belkot i zobaczywszy to czupiradlo w dziwacznej sukni i krzywo trzymajacej sie rudej peruce, krolowa wrzasnela wcale nie melodyjnym glosem: "Won stad, zwariowana starucho". "Co?" - wyszeptala blada ze strachu Ursins, nie rozumiejac. Poczula wilgoc nie tylko pod peruka, ale i w dolku. Elzbieta Farnese krzyknela do strazy: "Zabrac stad te wariatke i natychmiast wywiezc do francuskiej granicy". Posadzono Ursins w licha karete i w asyscie siedemdziesieciu dwoch zolnierzy wywieziono do granicy Francji. Biedaczce nawet nie pozwolono przebrac sie i zadnych rzeczy ze soba zabrac. W tym dziwacznym ubiorze, przypominajacym kostiumy normandzkich mleczarek, w rudej paskudnej peruce, sepleniaca, z brzeczacymi koralami na obfitej piersi, przywieziono Ursins do Paryza, nigdzie, zgodnie z rozkazem, po drodze sie nie zatrzymujac. 221 8 stycznia 1715 roku wreczono note Ludwikowi XIV, w ktorej wladze Hiszpanii informowaly go, iz "nowi krolowa rozgniewala sie na Ursins, ktora zlecila wbrew woli krolowej odziac sluzbe w stroj hiszpanski itp., zol stala wydalona z dworu". Niektorzy agenci francuscy podniesli krzyk o formowaniu wokol krolowej kamaryli wloskiej i ze nowa krolowa podporzadkowala sobie calkowicie krola. To byla prawda. Krol nie mial prawa podejmowac zadnej decyzji, jesli w posiedzeniu Rady, czy przy naradzie z jegol ministrem Gribaldo nie uczestniczyla Elzbieta Farnese, niewinnie haftujac i od czasu do czasu rzucajac cenne uwagi natury panstwowej. Ursins potrzebowala kilku dni, zeby otrzasnac sie z brudu, kurzu, upokorzenia i przyjsc do siebie. Po czym zjawila sie w Wersalu, jakby nigdy nic, chociaz serce jej sto kotow drapalo. Do wszystkich nieszczesc dolaczylo jeszcze jedno: jej kochanek odszedl na zawsze, kategorycznie rezygnujac z funkcji sekretarza i kochanka. Na prozno blagala go dumna Ursins niemal na kolanach, gaze obiecala zwiekszyc, ze zrozumieniem odniesc sie do innych jego kochanek, biorac pod uwage potrzeby mlodosci, apetyty swe seksualne obiecala usmierzyc - nic nie pomoglo. Kochanek odpowiedzial: "Nie, wystarczy mnie, mlodemu i pieknemu, staremu cialu dogadzac, chyba zasluguje na cos lepszego, no nie?" - i odszedl. Wersal fanfarami jej nie przywital. Lubiono tu ludzi sukcesu, podupadlym niewiastom, faworytom krolewskim czy dworskim damom, pozostawala jedna droga - do klasztoru. Do klasztoru Ursins nie poszla, natomiast poszla do kolezanki Maintenon, ktora stala sie w Wersalu wladczynia absolutna. Do pokoi Maintenon Ursins nie] dopuszczono, tylko wreczono nader lakoniczny lisLi 222 Maintenon pisala: "Nigdy nie myslalam, ze pania jak przestepczynie wyrzuca z Hiszpanii. Ze posadza na fure i w asyscie siedemdziesieciu dwoch dragonow beda eskortowac". Ursins pobiegla do krola. Tyle lat byla jego wierna i zdolna agentka. Czy nie pomoze i nie przywroci jej naleznej pozycji w Wersalu? No, chociazby prawo taboretu, no chociazby Order Swietego Ducha, no chociazby emeryturke przyzwoita. Zasluzyla przeciez. Takie zlozone intrygi na dworze hiszpanskim knula, ze sam kardynal Richelieu bylby z niej dumny. I ta sama reakcja. Krol jej nie przyjal, a w kominie, w jego gabinecie plonal stolik z chinskiej laki, ktory kiedys Ursins podarowala Maintenon. A nachalny krolewski kamerdyner powtorzyl frazes krola, ktory mu powiedzial: "Nigdy nie wpuszczajcie do mnie, tej natarczywej, jak jesienna mucha, staruchy". Starucha, starucha, a co, jego Maintenon to niby mlodka? Cale trzy lata starsza od Ursins. A co, czy Ursins nie moglaby jej zamienic? Jeszcze jak by mogla. Jesli chodzi o sklonnosc do intryg, to dorownuja sobie. A w seksie Ursins nawet goruje nad Maintenon. Ta po kazdym stosunku z krolem do spowiednika biega, a Ursins, dlugo obyta w tej dziedzinie, takie by cielesne rozkosze serwowala krolowi... ze oko by mu zbielalo. Nie wiadomo, co zaswitalo w chorym mozgu Ursins, lecz wlasnie tak myslala przed tym, jak definitywnie oddalic sie z Wersalu, gdzie byla na spalonej pozycji. Pojechala do Italii. I tam przy papieskim dworze (na Boga, do Watykanu dotarla, drzyjcie kardynalowie!) zaczela sie krecic uparcie, nie chcac zauwazac swojego wieku i pokazujac swej starosci fige. Ze staroscia dyskutowala: "Na, tobie, przekleta! Co, myslisz, ze zwyciezylas mnie, orzac twarz zmarszczkami, bielac resztki kosmykow wlosow, lamiac podagra konczyny i krzywiac kregoslup? 223 Nic podobnego! Wystarczy nie patrzec w lustro, jak to czynila stara i gruba krolowa Margot, gdy juz nie wystarczalo jej kochankow blondynow, z wlosow ktorych sporzadzala sobie peruki. A gdy spojrzala po paru latach w lustro, zapytala: <> N* *t* Stosunki krola i ksieznej Conti od tego czasu znacznie sie ochlodzily, znowu staly sie serdeczne w dniu smierci delfina, kiedy to de Conti, nie pozwoliwszy Choin pozegnac sie ze zmarlym ukochanym, tak ze ta przez szparke w drzwiach swojej antresoli obserwowala wynoszenie ciala zmarlego, przyjela role gospodyni Meudon i pocieszala krola: "Nie mozecie, ojcze, tak rozpaczac, 307 was oczekuje Francja, dla niej musicie byc zyw i zdrow". Krol rozczulil sie, corke serdecznie ucalowal, z Meudon wyjechal do Marly i tam wraz z nieodlaczna Maintenon oczekiwal na zakonczenie przygotowan do pogrzebu. Smierc delfina, jedynego syna krola, nastapila niespodziewanie i przez jego nieostroznosc. No nie, wilk go nie zagryzl, rzecz bowiem dziala sie na polowaniu, delfin nieostroznie wszedl do chlopskiej chaty napic sie wody, nieswiadomy, ze lezy tam umierajaca na ospe dziewczynka. Wychodzac stamtad, spotkal ksiedza, udajacego sie tam, aby udzielic ostatniego namaszczenia umierajacej. Dopiero wtedy uswiadomil sobie, ze pil wode w zarazonym ospa domu, delfin zbladl jak biale plotno, zdal sobie sprawe, ze jego dni sa policzone. Wieczorem zachorowal. Choin plakala w swojej antresoli, bowiem delfin nie pozwolil, aby go pielegnowala: mogla sie przeciez zarazic. Chwalimy takie szlachetne postepowanie delfina, obce mu bylo przyslowie: "Po mnie chocby potop". Nie tak jak faraon egipski, ktory kazal zabijac swych sluzacych i wpychac ich do grobowca, zeby bylo komu na tamtym swiecie go obslugiwac. Nawet metresy tam wkladano, zeby bylo komu jego erotyczne potrzeby na tamtym swiecie zaspokajac. A delfin postapil jak porzadny czlowiek, nie chcial narazac ludzi na zaraze. Nie udalo mu sie tylko zatrzymac paryskich przekupek, ktore tlumnie przyszly do niego do Meudon, na zaraze machnawszy reka. "E, co tam, zlego diabel nie wezmie". Kochaly bowiem delfina, ktory czesto robil u nich zakupy, targujac sie o kazdy grosz, co wedlug mentalnosci przekupek bylo fantastyczna cecha klienta. Lekarze pod przewodnictwem Fagona robili wszystko, zeby uratowac delfina. Nic nie pomagalo. Glowa i twarz delfina tak spuchly, ze krol przestraszyl sie jego 308 wygladu, kiedy przyszedl go odwiedzic. Piec dni chorowal delfin, zdajac sobie sprawe, ze umiera i martwiac sie,;ze swoja smiercia opoznia wyjazd krolewskiego dworu do Marly. Jego syn, ksiaze Burgundzki, i synowa, ksiezna Bur-gundzka, opiekowali sie ojcem. Syn przez milosc do niego, synowa, bo juz w dziecinstwie chorowala na ospe i zarazy sie nie bala. Maintenon i Choin, zagladajac przez uchylone drzwi swych pokojow, dowiadywaly sie o stanie delfina. Maintenon, obawiajac sie zarazy, druga ze wzgledu na swe dwuznaczne polozenie. Krol miotal sie odMeudon do Marly, staral sie zajac sprawami panstwowymi, wyznaczajac dwie narady: rady finansow i rady depesz, tylko zeby oddalic od siebie mysli o zblizajacej sie smierci syna. Po pieciu dniach ciezkiej choroby syn zmarl, przezywszy piecdziesiat jeden lat. Pania Choin wsadzono do karety i zawieziono do Paryza, nie pozwoliwszy uczestniczyc w pogrzebie. Sie-demdziesieciotrzyletni krol musial szybko otrzasnac sie ze smutku i wyznaczyc nowego nastepce tronu. Zostal nim starszy syn delfina, ksiaze Burgundzki. *** Nadszedl rok 1715. Juz od kilku miesiecy stan krola jest powazny, jegozdrowie szwankuje, odmawiaja posluszenstwa nogi, zwlaszcza po operacji guza w odbycie. Krol byl wytrzymaly na bol, zacisnawszy zeby przezyl operacje "na zywo", lecz zdawal sobie sprawe, ze jego kres nadciaga. Gangrena nog robila postepy. "A moze tak wziac noz i odciachac ja w diably!" - zartowal, gdy lekarze, ogladajac czarna spuchnieta noge - faktycznie juz martwa, trwoznie kiwali glowami. 309 Maintenon nie odchodzila ani na chwile od swego meza. Pielegnowala goz wytrwaloscia siostry milosierdzia, spala na fotelu w jego pokoju. 25 sierpnia przyprowadzono do krola stuczternasto-letniego staruszka. Krol z wysilkiem zapytal: "Jak zyjesz, starcze?" "Dobrze zyje - odpowiedzial staruszek - lecz w wieku Waszej Krolewskiej Mosci czulem sie o wiele lepiej". Lekarz Fagon z rozpaczy, z powodu bezsilnosci medycyny, usilnie poil krola oslim mlekiem, nacieral i owijal chora noge recznikami, zmoczonymi w burgundzkim winie, lecz czarna plama na udzie nieublaganie rosla. Cala noga od biodra do stop stala sie czarna jak wegiel. Czarne plamy zaatakowaly i druga noge. O zadnej operacji juz nie bylo mowy. Ucichl Wersal. W kacie plakali sludzy. Krol smutno rzekl: "Czy oni uwazaja, ze jestem niesmiertelny?". Slabl z godziny na godzine. Przyprowadzono ksiezne i ksiazat krwi, aby pozegnali sie z krolem. Przezwyciezajac bol, staral sie usmiechac. Lecz smierc juz stala tuz obok niego ze swa kosa. Zmarl 1 wrzesnia 1715 roku, przezywszy siedemdziesiat osiem lat. Krolem byl siedemdziesiat dwa lata, pobiwszy swiatowy rekord panowania monarchow. Lud wcale nie zasmucil sie smiercia krola, nie dlatego ze uwazal go za zlego krola, wrecz przeciwnie, cieszyl sie opinia dobrego wladcy, ktory wzmocnil potege Francji, ale dlatego ze zbyt dlugo panowal. Oczekiwano zmian i nowego krola. Piecioletni prawnuk krola, przyszly Ludwik XV, przejal sztafete wladzy i przestraszony zlozyl pocalunek na ostygajacym czole Ludwika XIV. Taki byl koniec wersalskiej epoki panowania Ludwika XIV. 310 S W(TM), w okresie regencji. Filip Orleanski, de Berry, mlody Ludwik XV Zmarl Ludwik XIV, zdazywszy przekazac swemu piecioletniemu prawnukowi, Ludwikowi XV, wazna prawde: "Moje dziecko, staraj sie unikac wojen". Regentem maloletniego krola zostal Filip Orleanski. Byl to okres najwiekszej rozwiazlosci dworu. Kwitly orgie, rozpusta i zabawy. Niektorzy natomiast uwazaja, ze regencja to okres w historii Francji pelen wdzieku. Wytworne zabawy wykwintnego towarzystwa i nonszalanckie przygody milosne. Nastapil zupelnie nowy okres w zyciu Wersalu. Niewiele minelo czasu od dnia, gdy ksiaze de Bouil-lon, wielki szambelan, z balkonu palacu wersalskiego zawolal do tlumu: "Krol Ludwik XIV nie zyje!". A po chwili: "Niech zyje krol Ludwik XV!". Regent ochoczo zabral sie do dziela. Oznaczalo to zerwanie ze wszystkim, co wprowadzila w Wersalu Maintenon. Pesymisci beda twierdzic, ze Ludwik XIV poprowadzil narod ku otchlani, Ludwik XV do rynsztoka, a pomostem miedzy nimi byl regent. W zlym stanie otrzymal dziedzictwo Ludwika XIV - dwa miliardy dlugu, zrujnowany i wykrwawiony wojnami kraj. Francja nieuchronnie zblizala sie do upadku. I wlasnie ten libertyn, ten niepowazny czlowiek, potrafil uporzadkowac i naprawic finanse Francji, wzmocnil panstwo i wcale nie byl zlym wladca. Po trzy-311 dziestu latach obdarowywania swiata spektaklem, gdzie wladca zyje niczym sultan w seraju, po okresie gloryfikowania cudzolostwa, trudno bylo od razu nalozyc cugle nieokielznanym namietnosciom. Zbyt pozno Ludwik XIV zrozumial Maintenon. Zbyt pozno takze pojal, ze powolny mu dwor nie pojdzie tym razem za przykladem swego wladcy. Nie mozna bylo z dnia na dzien zmienic obyczajow, zdeprawowanych przykladem krola. Dobre obyczaje upadly, instytucja malzenstwa zostala podwazona, malzenska wiernosc wydrwiona. Nikogo juz nie krepowalo, ze arystokraci brali sobie kochanki z rogu ulicy, a wielkie damy bez skrepowania spaly z wlasnymi sluzacymi. Prym w nieokielznanej rozpuscie wiodl regent, Filip Orleanski Mlodszy, ksiaze de Chartres. Wiodl wesole zycie, majac przy boku dwie kobiety - nimfomanke Parabere i aktoreczke Charlotte Desmares. Oryginalne te osoby zadziwialy nie tylko niezwyklym kunsztem milosnym i niewybrednym gustem w dobieraniu swych kochankow, poczynajac od diukow, a konczac na lokajach, ale rowniez tym, ze w tym samym czasie zaszly w ciaze, nie bardzo wiedzac, kim sa biologiczni ojcowie ich dzieci. Na wszelki wypadek Charlotta Desmares chciala przypisac "zasluge" ksieciu Chartres. Czyz nie tak uczynila kochanka angielskiego krola Karola II? Gdy nie mogla ustalic ojcostwa kolejnego, piatego juz dziecka, przyniosla je krolowi i powiedziala: "Co tam, Wasza Wysokosc, przyjmijcie w swej laskawosci ich hurtem za wlasne dzieci, o ojca nie pytajcie, gdyz sama w nich sie pogubilam". Karol II, brat otrutej w Wersalu Henrietty Angielskiej, byl dobry dla swych kurtyzan i z bolem serca usynowil bastardow. Lecz ksiaze Chartres byl twardy. Gdy Charlotta Desmares w beciku przytaszczyla do jego letniej rezydencji 312 Saint-Cloud swa nowo narodzona corke i chciala ksieciu "przyszyc" ojcostwo, ostro zaprotestowal: "Mila pani, bylem tylko nedznym, zalosnym stazysta na twojej milosnej arenie, ktorej final widzimy. Szukaj, pani, ojca tego Arlekina wsrod woznicow i paziow". Wielce obrazona za Arlekina Charlotta ripostowala: "Skadze znowu Arlekin, to przeciez corka, a nie syn. Czy nie widzisz, ksiaze, rozowego koloru jej becika?". Ksiaze Chartres odparl: "Jest to Arlekin wlasnie, bo zlepiony z wielu meskich nasion". Dokuczliwa kochanke, ktora miala sklonnosc do zachodzenia bez umiaru w ciaze, ksiaze Chartres wkrotce zostawil. Znacznie dluzej w jego palacu i lozu przebywala dwudziestodwuletnia blondynka z niebieskimi jak niebo w jasny dzien oczyma, troche wilgotnymi, tak ze przypominala obraz Rubensa "Kajajaca sie Magdalena"; zreszta na imie miala rowniez Maria Magdalena. Obdarzona niezwyklym temperamentem nimfomanki, nie zadowolila sie tylko jednym ksieciem, do swej dyspozycji miala czterdziestu specjalnie wynajetych do milosnych uciech "Herkulesow" z imponujacymi fallusami, dzie-ciatych i zonatych, pragnacych zarobic troche dodatkowego grosza w nocnych orgiach w palacu Saint-Cloud. Siedzieli spolem w hallu ksiazecego palacu, prowadzili pogawedke o swoich zonach, o dzieciach, a gdy pijana kompania ksiecia Chartres, nafaszerowana szampanem ihiszpanskimi muchami, byla gotowa do milosnych podbojow i sprobowania zdrowego seksu, pani Parabere dawala znak, zgraja wpadala do apartamentow ksiecia i tam jak lwy rzucali sie na damy i kopulowali sumiennie i bez bumelki, uczciwie zapracowujac na swoje honorarium. I jak tu na tle takiej wspanialej masowej orgii nie wspolczuc Neronowi, ktory zdobywal sie zaledwie na to, 313 zeby oblec sie w tygrysia skore, wlezc do klatki i z rykiem rzucac sie na przywiazane do slupow kobiety i mezczyzn. Co za uboga fantazja u imperatora rzymskiego! Moglby sie wiele nauczyc od ksiecia Chartres. Ale Parabere zaszla w ciaze i rowniez, podobnie jak poprzedniczka, nie wiedziala, kto byl ojcem przyszlego dziecka: czy ksiaze Chartres, czy ksiaze Richelieu, prawnuk slynnego kardynala Armanda Richelieu. Odwieczne to pytanie nurtuje i nasze czasy. Prawnuk, tak jak kardynal, rowniez lubil kobiety, mial ich tak duzo, ze nie nadazal czytac ich listow milosnych, a gdy zmarl, w jego biurku znaleziono opasly pakiet, przewiazany jedwabna wstazeczka, na ktorym napisal: "Listy od kobiet, ktore z braku czasu pozostaly nieprzeczytane". Ten Richelieu potrafil nawet do Bastylii, gdzie jakis czas siedzial, sciagnac sobie na noc kobiety. Byl uosobieniem wyrozumialosci. Przyszedlszy ktoregos dnia do swej drugiej zony, zastal ja w lozku ze swym koniuszym. Z zimna krwia przeprosil i zamknal drzwi za soba, a zonie w czasie kolacji powiedzial: "Mila moja, rozumiem twoj temperament, badz wszakze ostrozniej sza. Pomysl, w jakim bylabys klopocie, jesliby do twojej sypialni wtargnal ktos inny, a nie ja?". Zona obiecala, ze w przyszlosci bedzie ostrozniej sza, a zanim pojdzie z kochankiem do lozka, sprawdzi, czy drzwi sa zamkniete na klucz. Owdowiawszy, ksiaze Richelieu zamierzal poslubic panne de Guise. Sprawe trzymano w tajemnicy, ale pewnego dnia byly koniuszy, ktorego on zastal w lozku z druga zona, przyszedl prosic ksiecia o przyjecie na sluzbe ponownie. Ten go zapytal: "A skad pan wie, ze znowu sie zenie?". Po raz trzeci ozenil sie, majac osiemdziesiat trzy lata i zone obwinil o brak potomka, twierdzac, ze u niego 314 "sterczy jak bagnet". Do poznej starosci dbal o wyglad i zeby miec zawsze swieze policzki, przykladal do nich surowa cielecine, i paryskie przekupki podpowiadaly mu, jaki gatunek pasuje mu do twarzy, a jaki na sznycel. Bardzo pasjonowala go czarna magia. Kilka razy usilowal wezwac diabla i nie tracil nadziei, ze to mu sie wreszcie uda. Byc moze, jak Faust, chcial sprzedac dusze Mefistofelesowi za wieczna mlodosc. Trzykrotnie siedzial w Bastylii. Pierwszy raz za probe uwiedzenia ksieznej Burgundzkiej w 1711 roku, drugi raz w 1716 roku za zabicie w pojedynku kuzyna zony, a po raz trzeci w 1719 roku, gdy zdradzil swego kumpla regenta i uczestniczyl w spisku z ksieciem du Maine, jego zona i hiszpanskim amabasadorem przeciwko Filipowi Orleanskiemu na korzysc Filipa V. W swoim palacu hodowal kozy i karmil je oplatkami, bowiem uwazal, ze te zwierzeta pochodza od szatana, z ktorym marszalek Richelieu chcial zyc w dobrej komitywie. Zmarl, majac dziewiecdziesiat trzy lata, "pogodzony ze swiatem i Bogiem", nie zalujac swego barwnego, awanturniczego i wypelnionego romansami zycia. Ksiaze Richelieu mial wspaniale poczucie humoru, co w Wersalu szczegolnie ceniono. Gdy aresztowano go z powodu ksieznej Burgundzkiej, ktorej osmielil sie wyznac milosc, i prowadzono go do Bastylii w asyscie roju wielbicielek, machal do nich chusteczka i radzil, by w koszu na jedzenie przemycac do jego celi nie owoce i lakocie, a dobre burgundzkie wino. Damy, naturalnie, wziely na serio prosbe swego ulubienca. Prawnuka kardynala mozna nazwac najwiekszym uwodzicielem i kochankiem czasow regencji. Byl okropnie brzydki, jednak kobiety przepadaly za nim, oto co znaczy blyskotliwosc umyslu i hojnosc natu-315 ry. Gdy mu ktos zarzucal nader rozpustne zycie, odpowiadal: "A co mam robic, jesli kobiety uganiaja sie za mna jak muchy za miodem? Nie opedzisz sie". Udajac sie na milosne schadzki, lubil przybywac na miejsce incognito, przebrany za rozne postacie, w zaleznosci od humoru i fantazji: a to za wlasciciela kramiku, a to za gospodarza tawerny albo za wiesniaka, raz nawet przebrany za galernika, zebrzacego o pomoc. Przy taszczyl do mieszkania swej ukochanej spora garsc drobnych monet, wysypal je na stol i zapytal: "Drobnymi bierze pani, madame, za uslugi?". Kiedy spodobala mu sie jakas mezatka, zapominal o slowach Horacego, ktorego bez przerwy cytowal przy roznych okazjach: "Stron od mezatek, wiecej turbacji zyskasz, niz przyjemnosci zaznasz" i wynajmowal dom sasiadujacy z jej domem, przebijal w scianie otwor, ktory wulgarnie nazywal damska dziurka i odwiedzal kochanke nawet w obecnosci meza, gdy ten rozkoszowal sie kawa i cygarem w malym salonie. W tym czasie w duzym salonie ksiaze Richelieu rozkoszowal sie dama, niebezpieczenstwo wpadki dodawalo mu animuszu. Taki byl ten nieobliczalny czlowiek, bohater czasow regencji. Parabere, zafascynowana jego osobowoscia, zrobila go swym kochankiem. Cieszyla sie, ze miala dwoch oficjalnych kochankow - ksiecia Orleanskiego i ksiecia Richelieu. No i zaszla w ciaze. Brzemienna pania Magdalene Parabere dreczylo pytanie: who is who? - kto jest ojcem jej dziecka, Chartres czy Richelieu? No bo jesli chodzi o czterdziestu "Herkulesow", to oni w procesie jej zapladniania nie uczestniczyli. Zgodnie z umowa swojej spermy nie trwonili, pamietajac o zdaniu Owidiusza, iz "sperma swoje dozy ma" i nie mozna nia szastac na prawo i lewo - towar jest deficytowy, eliksirem zycia nazywany i tylko taka roz-316 rzutna wersalska kurtyzana, jak Ninon de Lanclos, kolezanka markizy Maintenon, moze sobie pozwolic nia twarz mazac. Obydwaj kochankowie pani Parabere, Chartres i Ri-chelieu, o to, ktory z nich jest ojcem dziecka, kopi kruszyc nie chcieli. Wina za ciaze obarczyli meza pani Parabere i obmyslili nader sprytny plan. Gdy pijany jak bela bedzie w lozku lezal, podsuna mu zone, z ktora on, co prawda, juz dwa lata nie spi, obrazony za swoje rogi, kto-[ie ta mu regularnie przyprawia, a ta oswiadczy, iz nieprzytomny ja posiadl i stad jej ciaza, poniewaz "wino rozum maci, chuci wcale nie". Plan byl doskonaly i zapewne maz niczego by sie nie domyslil, gdyby trawiony zgryzotami z powodu zdrad zony zawczasu nie zmarl, pozostawiwszy dziecko na pastwe losu. Obydwaj panowie zgodzili sie lozyc na nie fi-fty-fifty, po piecdziesiat procent. Charlotcie Bawarskiej Parabere nawet sie podobala, bo byla dowcipna i inteligentna. Miala wiec cechy, ktore matka ksiecia lubila u kobiet. Lecz Parabere miala straszna i niewybaczalna w oczach Charlotty wade: chlala jak szewc i wcale nie wersalski. I gdyby chociaz piwo, ktore Charlotta rowniez lubila, ale ciagnela co popadnie, nie wylaczajac wodki. W swoim notatniku Charlotte zapisala: "Syn moj powiada, ze przywiazany jest do tej Parabere, bo ta mysli tylko o rozrywkach i do niczego sie nie miesza. Byloby to bardzo dobre, gdyby nie byla taka pijaczka i gdyby nie naklaniala mego syna do takiego samego obzarstwa i pijanstwa". Slowem, Charlotta zrobila wszystko, zeby Parabere dlugo w palacu Saint-Cloud miejsca nie zagrzala. Uwaga Charlotty Bawarskiej i regenta, ze Parabere nie miesza sie do spraw panstwowych i nie interesuje po-317 lityka, niezupelnie jest prawdziwa. Owszem, mieszala sie, i to bardzo. To wlasnie ona namowila swego kochanka, finansiste de Lawa, do przeprowadzenia finansowej reformy we Francji, dzieki czemu znacznie wzrosl budzet panstwa. Awanturnik Law, urodzony w Edynburgu w 1671 roku, znalazl sie w wieku 24 lat we Francji jako uciekinier, bowiem za stoczenie pojedynku w obronie czci kobiety z tragicznym finalem skazany zostal w Szkocji na kare smierci. Poniewaz posiadal niezwykle zdolnosci i swietna znajomosc spraw bankowych, pani Para-bere naklonila Filipa Orleanskiego, by wprowadzil system bankowy Lawa - operowanie papierowymi asygna-tami. Zanim nastapi krach i Law bedzie znowu musial uciekac, znacznie poprawia sie finanse Francji. Cztery osoby rzadzily panstwem: regent, Law, Dubois i Parabe-re. Pewnego razu przyniesiono do palacu Saint-Cloud (regent nie lubil Wersalu i prawie tam nie urzedowal) pilne dokumenty do podpisu. Lecz Filip byl tak pijany, ze nie mogl utrzymac piora. Poprosil, zeby za niego podpisala dokumenty Parabere, a ta wzruszyla ramionami i oswiadczyla, ze to nie jej sprawa. To samo oswiadczyli kardynal Dubois i Law. Regent skomentowal to tak: "I kto rzadzi Francja? Kurwa, rajfur, zlodziej i pijak". Zabojcza to samokrytyka, tyle ze nieskuteczna. Orgie w palacu Saint-Cloud trwaly nadal. Regent byl niewybredny w doborze towarzystwa. W Saint-Cloud mogli przebywac ludzie, ktorych nigdzie wiecej nie przyjmowano - podejrzani aferzysci, szulerzy, damy z polswiatka. Wszelkiego rodzaju zabawy i przyjemnosci serwowal im regent. Ceniono tu dwuznacznosc o sprosnym charakterze, wulgarne anegdoty, ciete dowcipy. Gdy znany rzezbiarz, pokazujac swoj album z antycznymi rzezbami zakrytymi figowymi liscmi, 318 zapytal jedna z dam, jak jej sie podobaja, odpowiedziala: "Musze z opiniapoczekac do jesieni, zeby nalezycie je ocenic, gdy spadna liscie" - i poglaskala przykryte listkiem genitalia. Erotyka emanowala z przedmiotow otaczajacych towarzystwo. Podawano wytworne jedzenie w nakryciach z cienkiej porcelany saskiej, na ktorej byly namalowane polpornograficzne rysunki. Jak w starozytnym Egipcie, w palacu Saint-Cloud oddawano hold fallusowi. Kandelabry, statuetki, popielniczki, dzwoneczki w formie ko-pulujacych par patrzyly ze wszystkich stron. Wszystko dla erotyki, wszystko dla zmyslowej przyjemnosci - zdawac sie moglo, krzyczaly rzeczy. Zafascynowany pania Parabere regent przez jakis czas nie zwracal uwagi na inne panie, ktore poczuly sie z tego powodu obrazone, bowiem slusznie uwazaly, pamietajac zwyczaje Wersalu, ze skoro jest przedstawicielem panstwa i zastepuje krola, to swoim wdziekiem winien dzielic sie nie z jedna kobieta. Taka Klaudyna de Tencin postanowila za wszelka cene, jesli nie uwiesc regenta, to przynajmniej przespac sie z nim. Lecz gdy wszystkie sposoby zawiodly, postanowila podejsc go sposobem: przekupila pokojowca regenta i on wpuscil ja do garderoby, przez ktora ksiaze zawsze przechodzil, udajac sie na spoczynek. Potem, nadwerezajac sily, zdjela z postumentu figure Apolla Belwederskiego, rozebrala sie do naga i nasmarowala kreda. Stala tak na postumencie, nasladujac boginie Diane Lowczynie. Gdy Filip Orleanski, troche zakropiony po sutej kolacji, szedl do sypialni, w oslupieniu zamarl, z niedowierzania przecierajac oczy. Co to, zamiast Apolla na postumencie stoi olsniewajaca Diana. Podszedl blizej i wtedy pani Klaudyna objela go i wyszeptala: "Bogini Diana zyczy sobie 319 spedzic te noc z toba". Filip Orleanski nawet sie nie zdziwil, dobrotliwie powiedzial: "Dobrze, chodz, nie zawsze przeciez w moim lozu musza przebywac aktoreczki z Opery, niech dzis bedzie bogini". Nawiasem mowiac, przez te aktorki z opery Filip Orleanski poklocil sie nie na zarty z pania Parabere, ich niesnaski staly sie przedmiotem zywych dyskusji w Wersalu, a Marais nawet napisal o tym w swoich wspomnieniach. Czytamy tam: "Pani de Parabere nie chce zadawac sie z regentem od chwili, gdy ten spotyka sie z baletnica-mi, ktore ponoc sa zarazone. Omal nie pobil ja po kolacji, bo nie chciala wpuscic go do swego pokoju. Napisal do niej ostry list z pogrozkami. Ona rowniez ostro odpowiedziala" (M. Marais, "Journal et Memoires"). Sludzy nie nadazali przenosic korespondencji z pokoju do pokoju. A gdy korespondencja przybrala na sile i emocje rozgorzaly, kochankowie wyszli na korytarz i zaczeli sie klocic: "Co sobie myslisz, idiotko! - krzyczal Filip Orleanski pod jej zabarykadowanymi drzwiami. - Ze bede sterczal pod drzwiami i znosil twoje fanaberie, gdy kazda inna ma sobie za honor spedzic ze mna noc i tylko czeka na okazje?!" "Tak, oczywiscie - odpowiadala pani Parabere, stojac w polotwartych drzwiach - zwlaszcza czekaja na okazje, by zarazic cie francuska choroba". Niemila konwersacja kochankow trwala cala noc. O swicie pani Parabere zabrala manele i wyjechala z Pa-lais-Royal do swej posiadlosci w Asnieres. Filip Orleanski robil dobra mine do zlej gry: wzial sobie za kochanke pania de Sabran, ktora od dawna czekala na taka okazje. Lecz rowniez nie na dlugo: stalosc w uczuciach nie byla mocna strona jego charakteru. Zdarzalo sie, ze pani Sabran nie wpuszczano do jego pokojow, zwlaszcza gdy goscily w nich aktoreczki z Opery 320 Francuskiej, ktore choc istotnie byly zarazone syfilisem, ale takie byly figlarne pieszczotki, ze palce lizac. Zachowal sie w archiwach, a raczej w zbiorach kronikarza Maraisa, nastepujacy list pani Sabran do Filipa: "Jak wierny pies bylam dzis u ciebie rano. Nie wpuszczono mnie. No to wiedz: gdy przyjdziesz do mnie, ciebie czeka to samo. Nie umiesz kochac, to przynajmniej umiesz czytac. Czytaj wiec: posylam tobie mojego starego. Zrob go szambelanem, uzgodnij to ze swym murzynem, ministrem sprawiedliwosci". Bezczelny list pani Sabran ochlodzil uczucia regenta. Nie mial zamiaru dopuszczac, zeby kochanki dyktowaly mu, komu jaka posade dawac, wykorzystujac swoj milosny status. "Ziarna od plew musza byc oddzielone" - uwazal i staral sie, zeby kobiety, z ktorymi sypial, nie mieszaly sie do spraw panstwowych. Postepowal tak samo, jak pozniej bedzie postepowal Napoleon Bonaparte: "Rozbieraj sie, pani, i czekaj na mnie, tylko papiery przejrze". Ostateczne zerwanie z pania Parabere nastapilo znacznie pozniej. Jeszcze kilka razy przyjezdzala do Pala-is-Royal i odjezdzala nadasana, dopoki nie obrazila do glebi serca Madame Blois, zony Filipa Orleanskiego. Parabere nie podobaly sie... nocniczki Jasnie Pani. Zaczela je glosno krytykowac, tak ze Madame zaplakala. A co w tych nocniczkach bylo nie tak? Jak zawsze z saskiej porcelany, czerwonym aksamitem obite, ze wstazkami, jak u Katarzyny Medici. Prawda, tamta miala pod lozkiem dwa nocniki na wszelki wypadek: do codziennego uzytku i w wypadku zaloby, obity czarnym aksamitem, na przyklad na wypadek nowej Nocy sw. Bartlomieja. Straciwszy przychylnosc regenta i pozycje oficjalnej kochanki, pani Sabran szybko przekwalifikowala sie 321 w rajfurke i zaczela dostarczac Filipowi Orleanskiemu mlode kochanki, przejawszy w znacznej mierze funkcje jego wychowawcy, kardynala Dubois. Przyprowadzila regentowi pania Ferrand d'Averne, zone porucznika gwardii. Filip Orleanski, gdy zobaczyl te pieknosc, natychmiast awansowal jej meza na dowodce gwardii. Pomyslal troche i dolozyl gotowka na rodzinne wydatki sto tysiecy liwrow. A slicznotka niby nie rozumie, skad taka manna z nieba, za jakie zaslugi, odmowila przespania sie z regentem. On sie piekli, slowem, gotow dolozyc jeszcze piecdziesiat tysiecy pistoli, tylko zeby pani Ferrand d'Averne uszczesliwila go swoja wizyta w Palais-Royal. A ona niby nadal nie rozumie, wyjechala z Paryza. Oburzony kronikarz Mathie Marais chwyta za pioro, aby uwieczniac w swych memuarach ten bezprzykladnie przykry incydent: "Duzo mowi sie o pani d'Averne, zonie oficera gwardii, bardzo pieknej. Regent chcialby ja miec. Warunki zostaly przedstawione: sto tysiecy talarow dla niej, stopien dowodcy dla meza. A jej to nic nie obchodzi, wyjechala na lato do Averne". Jak smie, bezczelna, az chcialoby sie nam krzyknac na zone w slad za Mara-isem. Lecz wyreczyl nas w tym jej maz. "Jak smiesz, bezczelna - krzyknal do zony - nie zgadzac sie na takie korzystne dla rodziny warunki?! Ubedzie tobie czy co, jesli pare nocy przespisz sie z regentem?!" Nie wiemy, moze i spoliczkowal ja maz za taki anty patriotyzm rodzinny, a nastepnego dnia nazajutrz przyszedl do regenta z konkretna propozycja. Regent "sypnie" jeszcze pare tysiecy pistoli i jego zona bedzie do jego dyspozycji. "A co na to panska zona?" -spytal regent. "Zgadza sie, Wasza Ksiazeca Mosc - odpowiedzial maz. - Obdarzona zlotym sercem, pragnie zarowno dobrobytu dla mnie, jak i szczescia dla was..." 322 Ale kto w Paryzu wierzy na slowo? Musi byc sporzadzona pisemna umowa. Widnieje na niej data -2 czerwca 1721 roku. W umowie czarno na bialym okreslono warunki kupna pani d'Averne: za ile zabieraja regent, jakie obowiazki ciaza na pani d'Averne. Widocznie spelniala je bardzo dobrze, jesli jej maz dodatkowo otrzymal od ksiecia Orleanskiego jeszcze zarzad Navarreux w prowincji Bearn, a gdy regent spytal poslanca, jak kapitan d'Averne przyjal prezent, ten odpowiedzial: "Byl wielce uradowany, tak mocno, ze rogi same wskoczyly mu na czolo". Naturalnie, mieszkac ze stala kochanka Filip nie mogl w Palais-Royal, gdzie w lewym skrzydle przebywala jego zona. Przeniosl sie do Saint-Cloud i tam odbywaly sie kolacje, o ktorych pisze Saint-Simon w swoich wspomnieniach. Goscie byli prawie zawsze ci sami. Kochanki, jakas dziewczyna z Opery, ksiezna de Berry i dwunastu najbardziej rozpasanych i rozwiazlych hulta-jow. Zamykano drzwi na zewnatrz i do rana nikogo nie wpuszczano oraz nie wypuszczano z palacu. Sluzacych zwalniano. Kolacja byla zawczasu przygotowana - wytworne dania w srebrnych naczyniach. Wyuzdana swawola wkraczala w progi palacu. Rozmawiano zartem, omawiano stare i nowe plotki, milostki Wersalu i Paryza, sypaly sie bez zadnej zenady najbardziej sprosne dowcipy. Zdrowo popijano wyborne trunki, a gdy wino uderzalo do glow, rozbierano sie do naga i zaczynaly sie orgie. Bezposredniosc i dostepnosc regenta przysparzaly mu sporo przyjaciol, lecz nawet po pijanemu nikt nigdy nie mogl wydebic z niego najmniejszej tajemnicy panstwowej. Ani jego kochanki, ani ksiezna de Berry, ani hultaje nie mogli dowiedziec sie nawet drobnostki dotyczacej rzadow i polityki. 323 Oczywiscie, w tych orgiach uczestniczyl takze kardynal Dubois, ktory wymyslil nowa rozrywke - masowe biczowanie sie. Przyjaciel i wychowawca Filipa, kardynal Dubois, o ktorego milosnych podbojach krazyly w Wersalu legendy, jawnie minal sie z powolaniem, sluzyl Bogu, majac dusze rajfura. Nie tylko dostarczal Filipowi kochanki z roznych klas spolecznych, od praczek do arystokratek, holdujac tezie Horacego: "Co za roznica, zgrzeszyc z pania czy z jej sluzaca?", lecz sam po odprawieniu mszy czmychal do Paryza i tam w wynajetej kwaterze oddawal sie wyrafinowanej rozpuscie z Klau-dyna Tencin, dama watpliwej konduity, koneserce milosnych uciech. Kardynal Dubois zupelnie przypadkowo stal sie pierwszym ministrem, dzieki nieslychanemu skandalowi, o ktorym przez kilka tygodni bylo glosno w Wersalu i w ktory byli wmieszani zagraniczni poslowie. Rzecz tak sie miala. Marszalek de Villeroy, ktorego nazywano blaznem Ludwika XIV, gdyz ciagle bawil krola roznymi ploteczkami i opowiastkami o wersalskich milosnych intrygach, byl guwernerem mlodego Ludwika XV. Naturalnie, ze ta funkcja zobowiazywala go do wiekszej dystynkcji i powagi. Marszalek de Villeroy zaniechal dawnych przyzwyczajen, przestal uganiac sie za damami, tak jak niegdys potrafil, stal sie powaznym i zaczal wpajac mlodemu krolowi zasady moralnosci. Rozkazal swej wnuczce, ksieznej de Retz, by zaprzestala swawolnego prowadzenia sie w Wersalu, poniewaz moze to odbic sie negatywnie na charakterze mlodego monarchy. Lecz ksiezna de Retz nie usluchala dziadka i po nadejsciu wiosny, gdy wersalskie parki slicznie rozkwitly, chowala sie w krzakach naga i wabila przechodzacych panow. A poniewaz byla bardzo piekna i powabna, nie brakowalo 324 chetnych do przespania sie z ksiezna pod krzakiem. Pewnego razu usilowala zataszczyc w zarosla mlodego krola, ktory sie przestraszyl i ledwie od natretki uciekl. Mial wowczas niecale jedenascie lat. Oburzony wychowawca mlodego krola, ktoremu jego podopieczny o wszystkim powiedzial, nie baczac na protesty ksieznej de Retz, wsadzil ja do wozu i zawiozl do klasztoru Passy, skad juz nigdy wyjsc nie miala. Temperamentna ksiezna, ktora przekwalifikowala sie na mniszke, nimfomanskich praktyk nie zaprzestala i zdybala mlodego ogrodnika, ktoremu tlumaczyla, ze nie moze zasnac, jesli osiem razy nie osiagnie orgazmu. Mlody ogrodnik staral sie, jak mogl, lecz niejednokrotnie mniszka byla nieusatysfakcjonowa-na jego uslugami, bowiem rzadko kiedy potrafil osiagnac upragniony limit. Marszalek de Villeroy, ktory przezywszy iluminacje, z wielkiego swiatowca przeobrazil sie w skrajnego dewota i nawet zaprzyjaznil sie z Mainte-non, naturalnie nie lubil rozwiazlego kardynala Dubois. Kardynala zas bardzo denerwowalo zle odnoszenie sie do niego marszalka de Villeroy, poniewaz zamierzal zostac pierwszym ministrem Francji, a do tego potrzebne mu bylo poparcie marszalka. Obmysliwszy plan zjednania sobie marszalka de Villeroy, kardynal Dubois poprosil o pomoc kardynala Bussy, z pasja przekonujac go, jak taka niezgoda rujnuje panstwo, a jak moze cementowac panstwo zgoda. Kardynala Bussy nie trzeba bylo przekonywac, doskonale wiedzial, ze zgoda buduje, a niezgoda rujnuje. Tak dlugo namawial marszalka de Villeroy, by pogodzil sie z kardynalem Dubois, ze ten w koncu sie zgodzil i poszli razem do Wersalu, gdzie kardynal Dubois przyjmowal zagranicznych poslow. Procedura byla taka, ze kazdy wchodzil po kolei do gabinetu kardynala i ten udzielal audiencji, wysluchujac prosby, notujac 325 uwagi, ktore pozniej przekazywal regentowi. Gdy marszalek de Villeroy i kardynal Bussy przyszli do Wersalu, Dubois przyjmowal wlasnie rosyjskiego ambasadora Ku-rakina. Skonczywszy z nim rozmowe, odprowadzil go do drzwi i wtedy zauwazyl siedzacych na kanapie obydwu panow. Rozsypujac sie w przeprosinach przed oczekujacymi w szeregu poslami, kardynal Dubois natychmiast przyjal poza kolejnoscia Bussy'ego i marszalka. Droga do odzyskania posady pierwszego ministra wydawala sie kardynalowi Dubois bardzo bliska. Lecz nie wiadomo, jaki diabel wstapil w marszalka de Villeroy. Jakby zapominajac, ze przyszedl sie godzic, zamiast komplementowac kardynala, naskoczyl nan, oskarzajac go o postepowanie nielicujace z godnoscia kaplanska. Cos wykrzykiwal o jego rozpuscie, kochankach paryskich, rajfurstwie dla Filipa Orleanskiego, pani de Tencin, ktora oklada kardynala pejczem i to, bron Boze, nie w poboznych celach, o orgiach, jakie uprawiano w palacu regenta, randkach milosnych kardynala... O tym wszystkim glos'no wykrzykiwal marszalek de Villeroy, wpadajac w szal, histerie, a na koniec, chwyciwszy kardynala za sutanne, zaczal go blagac, zeby natychmiast aresztowal go i wtracil do Bastylii, bowiem razem w Wersalu nie moga przebywac. Na prozno przestraszony kardynal Bussy przypominal marszalkowi o celu ich wizyty, marszalek byl doslownie w amoku. Najstraszniejsze bylo to, ze wszystko to slyszeli poslowie zagraniczni, ktorzy nie omieszkali natychmiast zawiadomic swych monarchow, jakie skandale maja miejsce w Wersalu w czasie regencji Filipa Orleanskiego. Kardynalowie Bussy i Dubois pobiegli do regenta i prosili go, by natychmiast aresztowal marszalka de yilleroy i zdymisjonowal go, zabierajac wszystkie odzna-326 czenia i posade. Lecz marszalek de Villeroy byl wychowawca Ludwika XV. A ten bardzo go lubil. We trzech poszli do pokojow dwunastoletniego krola. Ludwik XV byl niepocieszony perspektywa uwiezienia swego opiekuna, lecz musial sie na to zgodzic, bowiem nie mial jeszcze wladzy, o wszystkim decydowal regent. Marszalka de Villeroy aresztowano, a guwernerem Ludwika XV stal sie ksiaze Charost, Dubois zas otrzymal nominacje na pierwszego ministra. Niedlugo jednak byl nim. Za rok, w 1723, gdy Ludwik XV juz stal sie pelnoletni, kardynal Dubois umarl haniebna smiercia. Lekarze orzekli: pekl mu wrzod na pecherzu, zakazony zostal caly organizm, potrzebna jest natychmiastowa operacja, inaczej kardynal nie tylko dni, lecz nawet kilka godzin nie przezyje. Jeczacy z bolu i smiertelnie przerazony kardynal szepnal: "Co? Operowac moje przyrodzenie, glowny organ mojego zycia? Za nic w swiecie. Nigdy eunuchem nie bylem i nie bede. Rajfurem tak, eunuchem nie". Jeszcze jak byles" - potwierdzil Filip Orleanski, przypominajac sobie wszystkie orgie, w ktorych uczestniczyl kardynal, od najmlodszych lat wciagajac regenta na droge rozpusty. Czyz to nie on przywozil do palacu szwaczki, praczki i modystki - chetne do krolewskiej milosci za nieduze pieniadze? Wciagal ksiecia Chartres w najohyd-niejsza rozpuste, ktorej efektem sa komplikacje z pecherzem z powodu zle zaleczonego syfilisu. Umieraja wielcy swiata tego od tej choroby. Czyz nie z powodu tego zmarl Piotr I? Nie mogl w ostatnich tygodniach swego zycia oddawac moczu i zmarl w wielkich mekach. Pan Bog dlugo patrzy cierpliwie na rozpustnikow, duzo im wybacza, ale wreszcie karze ich najokrutniejsza smiercia. Stambulska prostytutka, Zofia Witt-Potocka, ktora seksem i pieknoscia omotala hrabiego Szczesnego Po-327 tockiego, a potem z gorliwosci streczycielki polozyla do loza Aleksandra I swoje corki, Olge i Zofie, tez umierala na raka macicy. Jaka bronia zdobylismy swiat, od tej giniemy i to jest wlasnie sprawiedliwosc boska. Przypomina sie dowcip z okresu po II wojnie swiatowej, kiedy Jozef Stalin wprowadzil order "Matka bohaterka". Spotyka taka oto narodowa bohaterka ZSRR, ktora urodzila jedenascioro dzieci, zolnierza majacego cala piers w orderach. "Synku - pyta. - Masz tak duzo orderow, zapewne wiesz, gdzie mam przyczepic swoj" - i pokazuje order, ktory w reku trzyma. "Nie wiem, matko - odpowiada zolnierz. - Ja piersia ojczyzny bronilem. Czym sie przysluzylas ojczyznie, tam order wieszaj". Kardynal Dubois przysluzyl sie Francji wybitnie negatywnie. Gdyby wychowankiem ksiecia Chartres byl skromny i cnotliwy Sa-int-Laurent, a nie rozpustny libertyn i erotoman kardynal Dubois, inaczej potoczylyby sie losy Francji i inna bylaby regencja. Filipowi Orleanskiemu udalo sie namowic kardynala na operacje. Przeprowadzil ja doktor Peyrone, glowny krolewski chirurg, w asyscie trzech chirurgow. Juz podczas operacji stalo sie jasne, ze kardynal nie przezyje, mimo to amputowano mu przyrodzenie. Obudziwszy sie po narkozie, kardynal, dowiedziawszy sie, ze operacja zostala przeprowadzona, lecz grozi mu smierc, zaczal wrzeszczec: "Co te kanalie ze mna zrobily? Po co odcinali mi jaja, skoro i tak mam umrzec? Zlosliwcy - krzyczal - specjalnie na zlosc mi to uczyniliscie. I jak ja mam stanac przed Panem Bogiem taki niekompletny?". Ktorys z lekarzy, obrazony za te kanalie i konowalow, mruknal, ze jeszcze nie wiadomo, czy za swoje uczynki zechce go Bog do nieba wziac, prawdopodobnie czeka na niego pieklo. Pocieszyl tym umierajacego. Dworzanie 328 wersalscy smiali sie pozniej, ze kardynal odszedl na tamten swiat bez meskiego dostojenstwa. Zmarl wiec z przeklenstwami na ustach ten sluga Bozy, ktory tak wysoko wzlecial dzieki swoim zdolnosciom do intryg i ciagotkom do rozpusty. Nie szczedzi zlych okreslen pod jego adresem Saint-Simon: "Zmarl czlowiek nieposiadajacy zadnych talentow, ktore by predestynowaly go do takich stanowisk, z wyjatkiem jednego tylko: talentow do niskich i czarnych intryg" (Saint-Simon, "Wspomnienia", t. II). "Umysl bardzo przecietny, wyksztalcenie plytkie, zdolnosci zadnych, powierzchownosc lasicy z falszem wyrytym na czole, swobodnych obyczajow, z jawna pogarda dla wiary. Niemajacy honoru, uczciwosci, prawdy zycia, robiacy z siebie blazna" (Saint-Simon, "Wspomnienia", t. II). Dlaczego tak piekli sie znakomity kronikarz, czyz nie powiedzial filozof: "A czym jest zycie? - Gra!". Filip Orleanski wiec gral w polityke, milosc, rozpuste, holdujac swemu hedonizmowi i wznoszac hymny do Epikura -wszystko dla zmyslowej przyjemnosci. Z biegiem czasu rozpasanie regenta osiagnelo takie stadium, ze przestal zamykac sie w palacu, a skandale haremu i bezecenstwa przeniosl na zewnatrz. Szczegolnie oburzyla lud paryski glosna impreza, jaka miala miejsce 30 lipca 1721 roku, kiedy noca zapalono lampiony umieszczone w kamionkach przyczepionych do drzew w ogrodzie. Nad woda, nie baczac na okolicznych mieszkancow, o drugiej nad ranem wystrzelono ognie sztuczne. Cale Saint-Cloud, Boulogne i brzegi Sekwany zapelnione byly karocami i pochodniami. Tlumy byly tak ogromne, ze rano wiesniacy z przerazeniem obserwowali swe zadeptane pola. Naturalnie, wyslano delegatow do krolewskiego palacu o odszkodowanie. Filip obiecal zaplacic. Publiczny triumf 329 cudzolostwa i zla nie znalazl aprobaty u paryzan. Regent, krol tej zabawy, sciagnal na swoja glowe przeklenstwa. Lecz krolem calej tej zabawy nie byl regent, a ksiaze Ri-chelieu i zapewne jego dziadek, kardynal Richelieu, przewracal sie w grobie, slyszac przeklenstwa paryskiego ludu. Ksiaze Richelieu nie bylby soba, gdyby i tym razem nie uwiodl Filipowi jego drogo oplaconej kochanki - i to za darmoche! Ksiaze nie mial zwyczaju placenia za uslugi kobietom, kierujac sie trafnym spostrzezeniem Casanovy: "Placic prostytutkom? Po co, jesli czcigodne damy tak chetnie zdejmuja swoje pantalony!". Tylko co to dla ksiecia Richelieu jedna dama w nocy? Jego erotomanstwo potrzebowalo przynajmniej z pol tuzina. Pokochawszy sie w malowniczych krzakach z pania d'Averne, ksiaze zaciagnal prawie w to samo miejsce pania de Mouchy. Numerek byl szybki i specjalnych podejrzen u pani d'Averne nie wywolal. Lecz gdy za pol godziny ksiaze Richelieu pociagnal w te same krzaki pania Guebriant, a jeszcze za pietnascie minut aktoreczke z Opery, oburzeniu pani d'Averne konca nie bylo. A nad ranem, przeleciawszy jeszcze trzy damy, ksiaze Richelieu oddalil sie na zasluzony wypoczynek. Pani d'Aver-ne, cala tonaca we lzach, pobiegla do palacu, aby pisac list do niewiernego kochanka. Glowila sie dlugo, co by takiego szczegolnie jadowitego napisac, lecz brakowalo jej talentu markizy Montespan, totez wydusila z siebie zaledwie: "Ja wiem, ze pan to robi tylko po to, zeby regenta uczynic rogaczem". Dworzanie mowili inaczej: "To regent przyprawia rogi, Richelieu tylko sprawdza ich moc". Po siedemnastu miesiacach Filipowi Orleanskiemu znudzila sie pani d'Averne i odeslal ja do meza, ale w jakim stanie! Jeden z dworakow zauwazyl: "Wygladala 330 tak, jakby pulk zolnierzy ja gwalcil dzien i noc przez kilka dni". Ksiaze Chartres zwiazal sie z ksiezniczka Seti, ktora byla ladna, ulegla i niezbyt kosztowna. Przyzwyczajony, ze kazda kobiete mozna kupic, Filip Orleanski Mlodszy byl niemile zdziwiony, gdy jedna zdecydowanie odmowila mu swych wdziekow. Byla nia zwykla niewolnica, kupiona przez francuskiego posla w Konstantynopolu na niewolniczym rynku nawet za dosc umiarkowana cene. Posel przywiozl dziewczyne do Paryza. Byla to Czerkie-ska, piekna w egzotycznym, orientalnym stylu, pobudzajaca zmysly mezczyzn. Po pewnym czasie jednak nawrocila sie na katolicyzm i stala sie nader cnotliwa. Miala na imie Aissa. Filip Orleanski Mlodszy zobaczyl ja, gdy miala juz dwadziescia piec lat, usilowal ja naklonic, by mu sie oddala, stosujac takie argumenty: "Latwosc ulegania mezczyznom jest naczelna cecha kobiecej natury". Gdy ta jednak mimo perswazji nie ulegla, regent wyjal garsc brylantow, mowiac: "Milosc sprzedajna to nic szczegolnego". Ale Aissa zdecydowanie oswiadczyla regentowi, ze nigdy nie otrzyma jej serca, na co Filip Orleanski z rozbrajajacym cynizmem odparl: "Serce nie jest mi potrzebne, bylebym otrzymal wszystko inne!". Dlugo jeszcze Filip Orleanski probowal zdobyc Aisse i musial przyznac, ze byl to pierwszy przypadek w jego zyciu, gdy mu sie nie udalo zdobyc kobiety. Dziewczyna zdecydowanie oswiadczyla: "Wasza Ksiazeca Mosc, bede z panem uczciwa. Nigdy nie zrobi pan ze mnie swojej kochanki, a jesli pan sprobuje uzyc sily, przysiegam, natychmiast pojde do klasztoru i stane sie mniszka". Na prozno Filip Orleanski usilowal przekonac uparta niewiaste, ze klasztory w Paryzu niewiele sie roznia od burdeli i wystepna milosc kwitnie tam na calego. Aissa nie 331 chciala sluchac, Filip zaprzestal staran, dziwiac sie niedostepnosci wschodnich kobiet, ktore nawrocone na droge cnoty nie chcialy byc faryzeuszkami i sluzyc Bogu oraz diablu, jak to nieraz czynily francuskie mniszki. W zyciu osobistym Filip Orleanski mial problemy zwiazane z malzenstwem jego corki. Ksiaze de Berry mial dwadziescia cztery lata, gdy ozenil sie w 1710 roku z pietnastoletnia corka Filipa Orleanskiego. Zakompleksiony byl ten najmlodszy wnuk Ludwika XIV. Winna tego byla jego matka, ktora uwazala, ze mlodszy syn wypil z niej wszystkie soki i przyczynil sie do jej smierci. Jak juz pisalam, umierajac zawolala slowami Andromachy z tragedii Racine'a: "O, moj synu, jakzez drogo placi matka za twoje przyjscie na swiat: wlasnym zyciem". Bogu ducha winny chlopiec, ktory wowczas mial juz cztery lata, nie mogl zrozumiec swej winy, lecz na cale zycie mu pozostalo to poczucie winy wobec zmarlej matki, z ktorym nie potrafil sobie poradzic. Byl dosc przyjemnym i milym mlodym czlowiekiem, spokojnym i rezolutnym. Mozliwe, ze w przyszlosci stalby sie dobrym krolem, gdyby malzonka nie zrobila z niego satrapy i potwora. "Zla zona jest niebezpiecznym zwierzeciem" -mawial Henryk IV, majac na uwadze swoja malzonke, Marie Medici. Zle, drogi czytelniku, gdy w domu jest pieklo, i rzadko kto moze je wytrzymac. Ksiezna de Berry urzadzala mezowi piekielne awantury, po pijanemu stawala sie agresywna, rzucala wszystkim, co jej wpadlo w rece. Zeby jakos uniknac tego domowego piekla, ksiaze de Berry na dlugo wyjezdzal do lasu, gdzie polowal albo po prostu krazyl po lesnych sciezkach w glebokiej zadumie: "Dlaczego tak jest, dlaczego tkliwe i delikatne dziewcze, jakim byla jego zona na poczatku, juz po roku malzen-332 stwa przeobrazilo sie w potworna, wiecznie pijana babe? Czyzby dawniej udawala, ze jest dobra i szlachetna?". Ozenili go, co prawda, zbyt pospiesznie, wtedy gdy zaczal adorowac Marie, corke angielskiego krola Jakuba II i Marii Modenskiej, wychowujaca sie na francuskim dworze. Ludwik XIV przestraszyl sie perspektywa posiadania biednej i bez znaczenia politycznego synowej. Przeciagal ksiaze de Berry, jak mogl, powrot z lasu, bo w domu czekalo go pieklo. Pewnego razu po kolejnej awanturze z zona natychmiast wyjechal polowac na wilki i lisy, chociaz pogoda nie byla sprzyjajaca ku temu: Bylo tak mrozno, ze sludze palec przymarzl do spustu strzelby i trzeba go bylo amputowac. No tak, palec amputowac mozna, a jak amputowac serce, w ktorym zagoscil bol rozczarowania? Prosil Ludwika XIV, zeby pozwolil mu wziac rozwod ze "zla zona". Krol wybil mu to z glowy: "Delfinowie, nastepcy tronu, nie maja prawa brac rozwodu" - oswiadczyl sucho. Istotnie, w 1710 roku, gdy zmarl ksiaze Burgundzki, starszy wnuk Ludwika XIV, ksiaze de Berry stal sie delfinem, poniewaz sredni wnuk, Filip V, byl juz krolem Hiszpanii. Nie tylko rozwod, lecz nawet separacja z zona byla w takiej sytuacji niemozliwa. "Jestes nastepca tronu -powiedzial Ludwik XIV - a przyszly krol nie moze zyc odseparowany od zony. Jest to niemozliwe". Musial cierpiec fanaberie nieobliczalnej zony ksiaze de Berry, spelniac wszystkie jej zachcianki, a bylo jeszcze gorzej. Takie tyranki rozumieja bowiem tylko jedno: meska sile. Dobroc, ustepstwo to dla nich tylko pusty dzwiek. Tyrani potrzebuja jeszcze wiekszych tyranow. De Berry ze swoim miekkim, ustepliwym charakterem zadnej szansy nie mial. I oto po pysznym Palacu Luksemburskim, kiedys nalezacym do Mademoiselle, chadza naga i w drzazgi pi-333 jana ksiezna de Berry. Tej kaprysnej, pieknej wnuczce Ludwika XIV wszystko wolno. Nie kochala matki, ksieznej Blois, za jej "nieszlachetny" rodowod - corki krolewskiej metresy Montespan - natomiast uwielbiala ojca. Uczucie bylo odwzajemnione. Filip Orleanski do nieprzytomnosci kochal corke, rozpieszczal ja ponad miare i na wszystko pozwalal. Zachowywala sie tak swobodnie, ze w Wersalu powstaly paskudne plotki, ze ksiaze zyje z corka. Jak bowiem zrozumiec takie karesy: siadala ksiezniczka de Berry na kolanach ojca i, glaszczac go po twarzy, rozanielona mawiala: "Jesli opowiesz mi wszystko o <>, co to juz czterdziesci lat siedzi w Bastylii, stane sie twoja kochanka". Troche za swobodne stosunki ojca z corka, no nie? Filip Orleanski, ktory wszystko wiedzial o "Zelaznej Masce", ani slowem czy gestem tajemnicy nie zdradzil i zabral ja ze soba do grobu, poniewaz konsekwentnie rozdzielal sprawy panstwowe od prywatnych. Po Wersalu snul sie smierdzacy odorek ich dwuznacznych stosunkow. W rozpowszechnieniu sie plotek o kazirodztwie dopomogla sama de Berry, zbyt swobodnie zachowujaca sie wobec ojca. Po co wskakiwala mu na kolana, calowala w usta, obejmowala, z milym usmieszkiem prosila o dobrodziejstwa: dzis miala chec na teatralna loze pod baldachimem, ktora mogl tylko krol miec, jutro na arabskiego wierzchowca, a Filip Orleanski niczego nie mogl odmowic corce. Duzo halasu narobil obraz namalowany przez Filipa Orleanskiego (niezle malowal) "Dafne i Chloe", do ktorego de Berry pozowala jako absolutnie naga Dafne. "To jest zrozumiale - mowili ludzie - przeciez jest kochanka ojca". Ksiezna Palatynska zapisala w pamietniku: "Moj syn i jego corka kochali sie tak bardzo, ze ludzie mowili o nich wiele brzydkich rzeczy". 4 334 Kazirodztwo, kazirodztwo, co to wlasciwie jest i czy nie jest to aby katolicki wymysl? "Wszystko na tym swiecie jest wzgledne" - jak powiedzial wielki Albert Einstein. To, co dla jednych jest grzechem, dla drugich norma, legitymowanym prawem. Czyz nie zenili sie nagminnie w starozytnym Egipcie bracia z siostrami? Znamienita Kleopatra, ktorej do dnia dzisiejszego wscibscy promotorzy dziel sztuki spac spokojnie w grobowcu nie daja, miala az dwoch mezow - swych braci (obydwu zabila). Kaligula zgwalcil trzy rodzone siostry, a z jedna oficjalnie zyl jak z zona. Czy nie spal Neron z wlasna matka Agrypina? Czy nie zyl Marek Agryppa, skadinad utalentowany dowodca, z wlasna corka, a Kommodus ze swoja siostra? Niejednoznaczne stosunki laczyly Wielkiego Aleksandra Macedonskiego z wlasna siostra Kleopatra, a kto mysli inaczej, to niech nam powie, co moze po nocach robic brat w sypialni siostry? Semiramida spala z synem, Lot z corkami, krolowa Margot ze wszystkimi trzema bracmi, Napoleon Bonaparte z siostra Paulina, Aleksander I z siostra Katarzyna, przyklady mozna mnozyc w nieskonczonosc, lecz po co? Zeby wyciagnac wniosek: kazirodztwo bylo, jest i bedzie. Zadne moralne dogmaty tu nie pomoga. Przyjmijmy zatem aksjomat, ze de Berry zdradzala swego meza z ojcem i przestanmy kruszyc kopie. Przydadza sie na bardziej doniosle wersalskie batalie. Plotki, ze Filip Orleanski fizycznie zyje z corka, nie ustaly, szczegolnie wtedy gdy Wolter wystawil swoja sztuke "Krol Edyp", w ktorej aktor, grajacy glowna role, nalozyl peruke, ktora byla dokladna kopia peruki regenta i nasladowal jego gesty, wywolujac u publicznosci kaskade smiechu. W lozy siedzial Filip Orleanski z corka i nic im nie pozostawalo, jak tylko bic brawo wraz z pu-335 blicznoscia, robiac dobra mine do zlej gry. Czy nie po premierze tej sztuki regent tak znienawidzil Woltera? Premiera odbyla sie 18 listopada 1718 roku. Dlugo zastanawial sie Filip Orleanski, jak ukarac aktora Dufrense'a, ktory genialnie go nasladowal, przyswoiwszy sobie jego maniery, chod, gesty, paradujacego z jego peruka na glowie. "Moze za obraze majestatu?" - pytal Parabere. Madra kochanka poradzila mu, by puscil to plazem, w mysl znanego przyslowia: "Nie rusz g..., to nie bedzie smierdzialo". Zeby ostatecznie zamknac geby szczegolnie gorliwym plotkarzom, Filip podniosl pensje Wolte-rowi, aby ten przypadkiem nie zdecydowal sie wystawic "Lota", w ktorej to sztuce corki gwalca ojca. Metoda przekupywania wrogow pieniedzmi nie jest nowa. Czy nie tak postapil Ludwik XIV, gdy dowiedzial sie o uczestnictwie kochanki Montespan w aferze Vo-isin? Ksiaze de Berry zaczal sledzic zone, zazdrosny o jej ojca. Podejrzewal, ze spotykaja sie ze soba jak kochankowie. Ksiezna de Berry zamiast nie dawac mezowi zadnego powodu do takich podejrzen, wrecz odwrotnie, prowokowala go. Rozmawiala z ojcem szeptem, a kiedy do pokoju wchodzil maz, rozmowe przerywala, stwarzajac wrazenie spisku. De Berry coraz bardziej irytowal sie i poczal doslownie szpiegowac zone. Wyruszal na polowanie, aby za jakis czas niespodziewanie powrocic, majac nadzieje, ze zastanie zone w lozku z ojcem albo innym kochankiem. Ani razu tak sie nie stalo, niemniej nieufnosc rosla. Palac Luksemburski zaczal slynac z wesolych kolacji, a jesli wierzyc niezupelnie obiektywnemu biografowi, Guy Bretonowi, to tam do kolacji siadalo sie nago. Lecz ten historyk, podobnie jak starozytny Sweto-niusz, lubil swoje opowiesci troche przejaskrawic. Moze 336 iphoc w koszulach siadali, chociaz w pantalonach, w zabotach? Przeciez taka absolutna nagosc nawet Adama i Ewe w raju peszyla. Przeciez nie byli naturystami, zeby paradowac bez niczego przy stole i przy nim siedziec, przeciez niepewna reka pijaka mogla drgnac i goracym sosem skore oparzyc. Albo lyzka zupy mogla wylac sie na obnazona kobieca piers. Lecz kruszyc kopii o te absolutna nagosc nie bedziemy, przyjmijmy dla jasnosci aksjomat: rozpusta tam byla i to jest wazne, szczegoly nie sa istotne. Strach Filipa Orleanskiego o zdrowie swej corki przerodzil sie w manie ogolnego potakiwania jej we wszystkim. Jak ognia bal sie zarazy i po cichu dawal corce antidotum na dzume czy inne zakazne choroby. Corka wykorzystywala poblazliwosc ojca. W mlodosci, gdy byla uczennica, uczyla sie tylko tych przedmiotow, ktore sprawialy jej przyjemnosc, na przyklad tancow, bron Boze, matematyki z tabliczka mnozenia lub trudnej ortografii i gramatyki. Totez czytala, pisala i liczyla zle. Od ojca dostawala ogromna rente - szescset tysiecy liwrow rocznie. Nawet Ludwik XIV przestraszyl sie, gdy sie dowiedzial, ile placi swej corce Filip. A ojciec nie tylko gazy jej nie zmniejszyl, lecz nawet zwiekszyl do miliona liwrow rocznie, tak ze ksiezna de Berry stala sie jedna z najbogatszych kobiet Paryza. Z powodu notorycznego pijanstwa ostatnie hamulce puscily, zaczela sie dopuszczac rzeczy niegodnych szanowanej kobiety, a tym bardziej przyszlej krolowej Francji. Przeciez po smierci ksiecia Burgundzkiego jej maz stalby sie delfinem, a ona, bedac jego zona, mogla stac sie po smierci Ludwika XIV krolowa Francji. "Nie chcemy takiej pijaczki na krolowa" -psioczyli dworzanie i przekazywali jeden drugiemu na ucho pikantne szcze-337 goly zycia w Palacu Luksemburskim. W pijanym widzie ksieznej de Berry zdarzalo sie pochwycic jakiegos malo waznego dworaka i zaprowadzic go do swego lozka. Zaszla w ciaze, a maz zamiast sie cieszyc, ma watpliwosci: czy jego dziecko w lonie zony rosnie, czy woznicy lub pazia? O rozpuscie ksieznej de Berry stalo sie glosno nie tylko w Wersalu, ale takze w Paryzu, gdzie nawet przekupki na bazarze rozwazaly, ktorego ze swoich sluzacych ksiezna de Berry wziela dzis do lozka. Mordowal sie biedny ksiaze de Berry, nie wiedzac, jak przerwac to rozpustne zycie zony. Bili sie coraz zajadlej. Nieraz na balu w Wersalu albo on z siniakiem na policzku tanczyl, albo ona plasa z plastrem pod okiem. Mamy nowa mode w Wersalu - smieja sie dworzanie. A wieczorem z Palacu Luksemburskiego rozlegala sie kakofonia najrozmaitszych dzwiekow. Odglos siarczystych policzkow zamienial sie w tony muzyki symfonicznej, bo ksiezna de Berry, ochlonawszy po kolejnych awanturach z mezem, sluchala muzyki, ktorej byla wielka zwolenniczka. Przeciez byla intelektualistka - rekoczyny rekoczynami, a muzyki wielkich kompozytorow dla urozmaicenia zycia nie grzech posluchac. Saint-Simon, wychowany we dworze trzech wladcow - Ludwika XIII, Ludwika XIV i Ludwika XV - zjadliwie napisze: "Pewnego razu, nie wytrzymawszy, ksiaze de Berry dal zonie kopniaka w tylek i polecial do Ludwika XIV na skarge. Krol po glowce wnuka pogladzil i zaproponowal... by sam rozstrzygal swoje rodzinne problemy". Podrastajacy de Sade wszystko to widzial. Przeciez wychowywal sie w Palacu Luksemburskim. Codziennie patrzyl na naga, pijana ksiezne de Berry, lzy jej meza, piekielne awantury, rozpustne kolacje regenta, w ktorych 338 uczestniczyla ksiezna. Widzial i zapamietal. Badacze tworczosci de Sade'a zgodnie orzekna: "De Sade otrzymal nalezyta szkole dla swych patologicznych utworow na dworze regenta". No i wyszla jego "Filozofia w buduarze" - dokladna kopia tego, co widzial i slyszal w Palacu Luksemburskim. Az plawi sie to dzielo od mysli, jakim to dobrem jest kazirodztwo. Czytamy: "Wszyscy wielcy ludzie tego swiata gloryfikowali kazirodztwo. Murzyni mieszkajacy w Rio Gabonie otwarcie pozwalaja, by ich zony odbywaly stosunki plciowe z synami. Kazirodztwo powinno stac sie prawem kazdego rzadu. Przeciez to smieszne i paradoksalne, zeby karac mezczyzne za wspolzycie z corka czy siostra. Jest nienormalne i odrazajace, iz mezczyzna majacy stosunki plciowe ze swym rodzenstwem jest uznawany za przestepce, gdyz jest to naturalny pociag czlowieka do zblizenia sie z osoba, ktora jest mu najbardziej bliska i do ktorej zywi milosc". No tak, zaiste wygodna dla siebie filozofie wykombinowal ten oblakany "geniusz". Duzo "swojskiego" wyniosl z zycia w Palacu Luksemburskim, nasycil swa wyobraznie scenami, ktore potem genialnie przeniosl na papier. W Palacu Orleanskich jadano jajecznice z patelni stawianej na golym brzuchu pulkownika, u de Sade'a w jego "Justynie" dziewczeta tworza golymi tylkami "stol", na ktorym panowie jedza obiad - drzy ten z bolu od stawianych na nim goracych talerzy. Nawet posiadajac tak bogata fantazje, jaka mial de Sade, trudno byloby wymyslic setki patologicznych erotycznych scen, gdyby swoistym podrecznikiem nie bylo zycie - pobyt w palacach regenta i jego corki. Drogi czytelniku, nie poswiecalaby autorka tak duzo uwagi fenomenalnemu zjawisku, jakim jest de Sade, gdyby wszystko ograniczalo 339 sie do zwyklej pornografii, jak sadza niektorzy o tworczosci tego markiza. O nie, tu wszystko jest o wiele bardziej zlozone, bardziej skomplikowane, do dnia dzisiejszego przeciez utwory de Sade'a wywoluja najrozniejsze uczucia: od przerazenia i strachu do pelnej akceptacji. Jasne jest jedno: to, co de Sade tylko zarysowal - ewolucje demoralizacji ludzkosci, upadku czlowieka i potege seksualnej patologii - potwierdza zycie. Ten swoisty jasnowidz, drugi Nostradamus, mimochodem w osiemnastym wieku przepowiedzial to, co mialo nastapic trzysta lat pozniej. Nastapily bowiem takie czasy, ze jesli bedziemy isc dalej droga pelnej erotycznej swobody w zle pojetym rozumieniu wolnosci jednostki, to cywilizacja ulegnie zagladzie. Nie utozsamiajmy teorii de Sade'a z jego zyciem osobistym. Tam wszystko bylo jasne: milosc do zony i dzieci, szacunek do kobiet, ktore byly jego przyjaciolkami, a mial ich wiele, dobroc, niemoznosc zaakceptowania okrucienstw francuskiej rewolucji, narazil sie tym Robespierre'owi, ktory skazal go na zgilotynowa-nie. Tylko przypadek sprawil, ze ocalil zycie. Doszedlszy do wniosku, ze natura czlowieka jest podla, nikczemna i rozwiazla, de Sade dal upust swej fantazji - co byloby, gdyby calkowicie uwolnic hamulce, wyzwolic ludzka nature z jarzma moralnych dogmatow. Okazuje sie, ze wowczas czlowiek stalby sie gorszy od zwierzecia. Zrobil de Sade przymiarke z tych pomyslow w swych utworach. Nie na darmo jeden z jego rozdzialow nosi tytul "Przeinaczenie boskich przykazan". Czlowiekowi wszystko wolno: "Hulaj dusza, piekla nie ma". I co? Kim stal sie wtedy czlowiek? Ohydnego, strasznego, odrazajacego, gnusnego czlowieka pokazal de Sade, jakby grozac swiatu palcem: nie nasladujcie go, jesli ulegniecie zmyslom, nastapi upadek ludzkosci. 340 O markizie de Sade jeszcze bedzie mowa w rozdziale "Gilotyna i rewolucja", a tymczasem powrocmy do Palacu Luksemburskiego i krazacych poglosek, ze Filip Orleanski zyje ze swoja corka. Najbardziej pikantne bylo Bo, ze maz ksieznej de Berry szczerze wierzyl, iz jego malzonka zyje ze swym ojcem, mial zamiar o tym doniesc Ludwikowi XIV. Nie zdazyl. Zmarl, zupelnie niespodziewanie, tego wieczoru, gdy Filip Orleanski sie dowiedzial, ze ma on zamiar powiadomic Ludwika XIV o kazirodczych stosunkach ojca i corki. Zmarl tak nagle, ze po Wersalu rozeszly sie pogloski, ze zostal otruty przez Filipa Orleanskiego. Do niego juz mocno przylgnela etykieta "Truciciel". Istnieja trzy wersje smierci delfina. Pierwsza, ze spadl z konia i zmarl w wyniku wewnetrznego krwotoku. Wersja druga, ze zostal otruty przez Filipa Orleanskiego. Znalezli sie swiadkowie, ktorzy twierdzili, ze ksiaze zmarl, gdy zjadl kolacje u Filipa. Ze juz podczas deseru poczul silny bol w brzuchu, drgawki i po trzech dniach juz nie zyl. Trzecia wersja to zaraza. Ksiaze zmarl, zaraziwszy sie odra. We wszystkich wersjach zgodne jest to, ze ksiaze zmarl nagle. Ludwik XIV oswiadczyl, ze nie wierzy w to, aby jego wnuk zostal otruty przez Filipa Orleanskiego. Plotki musialy ustac, nagonka tez. Dumna, wyniosla i nieobliczalna Maria Elzbieta Luiza de Berry krecila swym ojcem, jak wlasnym wachlarzem. Przyczyne takiej uleglosci ojca wobec corki widziano w dziecinstwie ksiezniczki. Wtedy ciezko zachorowala. Lekarze nie dawali nadziei na jej wyzdrowienie. Dziewczynka umierala. Wowczas Filip Orleanski, parajacy sie medycyna i dysponujacy roznymi ludowymi przepisami, zabral sie sam za leczenie corki. I wyleczyl ja. Lecz na cale zycie pozostal mu strach przed jej utrata, 341 w tamtych przezyciach tkwilo zrodlo jego poblazliwosci dla corki. Niczego nie potrafil jej odmowic. Pewnego razu zachcialo sie jej brylantu "Regent", nalezacego do jej matki. Nie zwracajac uwagi na protesty zony, niemal sila Filip zabral klejnot i dal go corce. Brylant ten, jeden z najwiekszych brylantow swiata, ma ciekawa historie i warto o niej opowiedziec. Pierwotnie nazywal sie "Wielki Mogol" i wyniosl go z kopalni diamentow jeden z pracownikow w oryginalny sposob-w kiszce odbytowej. Dostal sie na statek, uniknawszy kontroli, jakiej poddawani byli pasazerowie statkow odplywajacych z miejscowosci, w ktorych byly kopalnie diamentow: dawano im srodek na przeczyszczenie, wzmocniony silna lewatywa. Udalo mu sie z tym brylantem dotrzec do Europy. Pokazywal go w Paryzu roznym ksiazetom, lecz dla nich diament byl zbyt drogi. Wowczas zlodziej poplynal z diamentem do Anglii i tu pokazal go krolowi Karolowi II. Ale i ten nie mogl sobie pozwolic na jego kupno. Zrobiono w Londynie jego kopie z krysztalu i wyslano do regenta, by go kupil dla Ludwika XV. Cena przerazila regenta i odmowil zakupu. Bankier Law przy pomocy Saint-Simona namowil regenta, zeby nie zastanawial sie, bowiem diament jest unikatowy i jedyny w swoim rodzaju, godny zdobic korone Francji. Regent obawial sie jednak, ze jest to zbyt powazny wydatek. Zlodziej zazadal za kamien trzy miliony frankow. Law zbil cene do dwoch milionow, bowiem kamien zmniejszyl sie po oszlifowaniu. I za taka ogromna cene kupiono ten brylant. Ksiaze Orleanski byl mile polechtany ogolnym aplauzem, z jakim spotkal sie tak wspanialy nabytek. Diament nazwano "Regentem". Jest on tak duzy jak renkloda, prawie okragly, idealnie czysty, bez plam, mgielek czy baniek, przecudnej urody 342 i wazy piecdziesiat gramow. W pierwotnej wersji, nie-oszlifowany, mial az sto trzydziesci szesc karatow. Dalsze jego losy byly nastepujace: stal sie wlasnoscia Francji i ozdabial glowy krolow i krolowych. Od Marii Leszczynskiej i Ludwika XV kamien przeszedl na Ludwika XVI, a gdy ten w 1792 roku utracil tron, brylant nagle zniknal. Ktos go ukradl. Lecz nowi gospodarze Francji szybko go znalezli i stal sie wlasnoscia Republiki. Nastepnym wlascicielem brylantu stal sie Napoleon Bonaparte; kamien ozdabial glowke Jozefiny, jego zony, albo blyszczal w jelcu jego szpady. Nastepnie kamien otrzymala Austria, lecz Franciszek II, nader zabobonny i przekonany, ze kamien posiada diabelska moc, zwrocil "Regenta" Francuzom. Obecnie kamien znajduje sie w muzeum w Luwrze. Kazdy moze go obejrzec i zachwycic sie jego pieknem i niebywalymi rozmiarami. Corka Filipa Orleanskiego bardzo interesowala pisarzy i poetow. Pisali o niej Stendhal i Honore Balzac jako o wyjatkowo nieprzecietnej osobie, ktora uwazala sie za pepek swiata. Byla przekonana, ze wszyscy powinni jej uslugiwac i spelniac jej zachcianki, jesli tak nie bylo, urzadzala piekielne awantury. Nie potrafila za oddanie i przywiazanie placic ludziom taka sama moneta, byla bowiem nieslychana egoistka. Przebiegloscia i intelektem przewyzszala swego meza, mlodszego wnuka Ludwika XIV, ktory ozenil sie z nia na wyrazne polecenie krola w 1710 roku, kiedy mial dwadziescia cztery lata, a ona osiemnascie. Madra, rozpieszczona i egoistyczna kobieta nie mogla byc dobra zona dla meza, ktorego nie szanowala i uwazala za stojacego nizej od siebie. Nic dobrego nie wyszlo z tego malzenstwa, chociaz w pierwszych miesiacach po slubie ksiaze de Berry bardzo sie staral. Intelektualna dysharmonia wkrotce przeszla w dys-343 harmonie seksualna. Ksiezna de Berry nie odczuwala przyjemnosci z sypiania z mezem, seksualnie ograniczonym i niesmialym. Zaczela wiec fundowac sobie kochankow, robila to coraz smielej i bezczelniej. Awantury sie nasilaly, dochodzilo do rekoczynow. Rozmowa Maintenon z ksiezna de Berry na polecenie krola do niczego nie doprowadzila. De Berry milczala i pogardliwie sciskala usta, ziewnela i przerwala potok krasomowstwa Maintenon jakas niezrozumiala monosylaba, a potem po prostu lekko ja odepchnela i poszla sobie. Maintenon, poirytowana, wrocila do Wersalu. Natychmiast napisala list do Hiszpanii, do swej przyjaciolki Ursins, w ktorym wyrazila opinie natemat wychowania wspolczesnej mlodziezy: "Musze przyznac, Madame, ze dzisiejsze mlode kobiety wydaja mi sie trudne do zniesienia. Ich skandaliczny sposob ubierania sie, zwyczaj palenia, picie, lakomstwo, wulgarnosc i lenistwo -wszystko to jest dla mnie ogromnie odrazajace i nic dziwnego, ze nie moge ich scierpiec" (Sh. Haldane, "Pani de Maintenon"). Ludwik XIV i Maintenon, widzac, ze Marii Luizy Elzbiety absolutnie nie da sie wychowac i wpoic jej elementarnych moralnych norm, przestali na nia zwracac uwage i zapraszac do Wersalu, ksiezna de Berry wcale sie tym nie zmartwila, zyjac swoim zyciem w Palacu Luksemburskim. A tam teraz wszystko przepojone romantyczna miloscia, nie do meza, ma sie rozumiec: ksiezna de Berry zakochala sie w kawalerze La Haye. I chociaz obiekt jej westchnien jest niemrawy i szczuply jak kuropatwa, ksiezna wybrala wlasnie jego, bowiem znal sie na milosci i rokowal nadzieje, iz sprosta wymaganiom i nareszcie zaspokoi rozpalone zmysly ksieznej finezyjna hinduska sztuka milosci - kamasutra. Nie bedziemy dociekac, gdzie ten kawaler opanowal tak zlo-344 zona nauke i swietnie wiedzial, kiedy i jak nalezy uzywac w milosnych igraszkach rak, ust, nog, palcow, podbrodka, nosa i innych organow ludzkiego ciala, zeby dac damie nieziemska rozkosz. Przecietnemu Francuzowi bylo daleko do tych wysublimowanych sztuczek, nie wyszukiwal erogennych stref kobiety, nie przytulal sie, kasal, drapal, lecz wsuwal fiuta, gdzie nalezy. O, wielka silo paznokci! Glaskaj mi czolo, usta, policzki, uda, palcami stop laskocz pachy, beda to boskie kroczki pawia, lekkie i pieszczotliwe. La Haye wiedzial, jaka jego "lin-gam" da rozkosz jej "joni". No coz, seks jest strefa szczegolna, nie mozna go mierzyc tylko dlugoscia fallusa. Slowem, rewolucja seksualna nastapila w lozu ksieznej de Berry, ona nawet chlac przestala i czasem mozna ja bylo zastac zupelnie trzezwa. Dlaczego nie mozna bylo tego wszystkiego wprowadzic do slubnego loza? To jeszcze jedna zagadka malzenstwa. Nie na darmo bohaterka Emila Zoli Nana powiedziala: "Gdyby wasze zony znaly sie na sztuczkach milosnych, jakie stosujemy my, prostytutki, rozwodow by nie bylo". To szczera prawda. Wszystko zaczyna sie od ciala i konczy na nim, a rozum, wiedza, dusza, mozg sa wobec niego wtorne. Chrzescijanska religia przyniosla ogromna szkode spoleczenstwu, przeobraziwszy radosny seks w ciezkie brzemie dzieciorobstwa. A epoka rozwinietego socjalizmu! Lubiezni mezczyzni, sciskajac palcami legitymacje partyjne, niesmialo zblizali sie do zon i dokonawszy szybko wstydliwego aktu kopulacji, spieszyli na partyjne zebrania, aby tam rozwazac problemy uszczesliwiania ludzkosci. Chlopcy i dziewczeta byli skromni, wstydzili sie pocalunkow, z tesknota dokonujac w zacisznym kaciku wlasnego lozka samogwaltu. A potem wulkan wybuchnal i poplynela goraca <<#"'' 345 lawa seksualnej rewolucji, likwidujac w seksie wszystkie kanony, miazdzac wszystkie moralne normy. Seks przybral ogromne, ekstremalne rozmiary. Jesli juz sie pieprzyc, to na calego. Intymnosc zniknela. Liryka umarla. Trubadurzy z lirami nie spiewaja serenad pod balkonami ukochanych. Pod balkonami leca wiazanki "kurew" i bulgoce piwo. Starozytni znali umiar w seksie. A gdy go nie znali, to mowiono o nich, ze sa nimfomankami lub erotomanami i wysylano na bezludne wyspy, bowiem slusznie uwazano, ze te sile, ktora rodzi seks, trzeba trzymac w cuglach, inaczej rozleje sie wielkim zlem. Ksiezna de Berry znalazla swe szczescie w kawalerze La Haye. Lecz jej ekstremalna natura wymagala czegos wiecej niz seksualnej milosci. Pragnela milosci romantycznej, nakreslila ukochanemu perspektywe rajskiego zycia, gdzies na brzegu cieplego morza, z dala od ludzi, gdzie mozna byloby upajac sie dowoli miloscia i zyc beztrosko jak ptaki, i fruwac w oblokach jak para zakochanych golabkow. A jesli mozna prosciej i nie tak romantycznie, to ksiezna de Berry zaproponowala kochankowi zupelnie powaznie, zeby ja wykradl mezowi i wywiozl z palacu i okropnego Wersalu. Beda zyc w obcej krainie, zajeci tylko jednym -kochaniem sie. Dowiedziawszy sie, do jakiej otchlani kochanka go rzuca, La Haye smiertelnie sie przestraszyl. Tego wieczoru, gdy de Berry mu te romantyczne bzdury szeptala na ucho, ze zdenerwowania zniknela jego potencja, zupelnie nie mogl sprostac wymogom kochanki. Brantome w takich sytuacjach taka scenke nam serwuje: "No i co, lezysz jak kloda niby w hotelu. To ciebie dlatego tu wezwano, zebys wylegiwal sie za darmoche? Paszol won, niedolego jeden". Lecz ksiezna de Berry byla kobieta z klasa i dobrze wychowana. Problemu z chwilowej nie-346 dyspozycji kawalera nie robila i kontynuowala swa wizje szczesliwego zycia w egzotycznej krainie. A przed oczyma La Haye'a migala nie egzotyczna kraina, a realna Ba-stylia i nawet pien, na ktorym mu zetna glowe, jesli os'mieli sie uprowadzic ksiezniczke krolewskiego domu. Ksiezna stan ducha swego kochanka zrozumiala dobrze: jest on tchorzem i silnie pociagnela go za wlosy pod peruka. Kochanek nie sprostal pokladanym wen nadziejom i nie udowodnil swej milosci do kochanki. Rozklejonego nagle La Haye'a ksiezna wyrzucila za drzwi: "Paszol won...". Rozglada sie za nastepnym. Znalazla. A jakze. Jest kapitanem gwardii (wkrotce zostanie pulkownikiem) i nie jest Apollem Belwederskim. To znaczy bardzo daleko mu do tego bozka. Jest niski, gruby i pryszczaty. A oczka u niego male i nachalne jak u swinki morskiej. Ale ksiezna zakochala sie w nim i basta. Milosc nie wybiera. "Milosc zla, pokochasz i kozla" - mowi przyslowie. A wielki pisarz Stendhal szczegolowo wyjasnia w swych niesmiertelnych utworach, dlaczego ksiezna de Berry pokochala pryszczatego Rionsa, bo on... zlikwidowal jej nude. Nuda to straszna rzecz, drogi czytelniku. Zabija czlowieka i czyni go idiota. Rzymski cesarz Heliogabal tak sie nudzil, ze wyznaczyl ogromna nagrode temu, kto wymysli nowa zabawe. Wbrew pozorom bylo to bardzo trudne, o czym przekonala sie markiza Pompa-dour, wyszukujac zawsze znudzonemu Ludwikowi XV nowe rozrywki. Domicjan z nudow przekluwal muchom rysikiem brzuszki, a Ludwik XV, znudzony postna alkowa swej zony, zabijal muchy packa. Kapitan Rions zlikwidowal nude w salonie ksieznej de Berry i w jej sercu tym, ze zaczal ja ponizac. Swawolna, dumna niewiasta byla zdzi-347 wiona i oszolomiona, kiedy przecietny i ograniczony Rions zaczal stosowac wobec niej metody tureckich sultanow, calkowicie zniewalajacych swe haremy. Ksiezna nic nie mogla zrobic bez jego zgody. Nie miala prawa wlozyc sukni na bal, jesli jej nie zaakceptowal Rions. On decydowal, jaka roze ma przyczepic do wlosow, jakie brylanty nalozyc. Rions wchodzil do jej pokoju i zmuszal ja do przebierania sie na nowo, gdy byla juz gotowa do wyjscia, doprowadzajac ja tym do rozpaczy. Kroku nie mogla teraz zrobic ksiezna de Berry samodzielnie. Rions decydowal ojej sluzacych, stole, a ona jak pokorny piesek zagladala mu w oczy, chwytajac kazde laskawe spojrzenie. Jesli Rions byl z niej niezadowolony, to plakala w swoim pokoju i niemal na kolanach prosila go o wybaczenie. Tak, to byla tyrania, lecz jakzez slodka, jak mila sercu de Berry. Psycholodzy twierdza, ze tyrani ubostwiaja ponizanie ich przez ludzi silniejszych od siebie i z gotowoscia im sie podporzadkowuja. Taka jest odwieczna psychologia tyranow i szkoda, ze na ten temat jeszcze nie powstalo dzielo, ktore by zbadalo tyranie Ka-liguli, Nerona, Sulli, Marka Aureliusza czy Stalina albo Hitlera. Owszem, biografii na ten temat jest sporo, lecz nalezaloby ukazac istote tyranii. Przeciez byloby ciekawe dla czytelnika dowiedziec sie... o takiej nietypowej tyranii Marka Aureliusza, ktory we wszystkim potakiwal swej zonie Faustynie, nazywajac ja swieta i czysta, w tym czasie, gdy ta rodzila mu syna-potwora Kommodu-sa, ktory zostal splodzony przez gladiatora. Tyrania ma rozne oblicza, a nie tylko czarno-biale. Szczegolowe przyjrzenie sie stosunkom miedzy ksiezna de Berry a jej kochankiem Rionsem staly sie podstawa do napisania przez Stendhala rozdzialu pod nazwa "Milosc i klotnia" w jego solidnym dziele 348 "O milosci". Rozgranicza on dwa rodzaje takiej milosci: milosc, gdy partnerzy kloca sie, bo sie nie kochaja i gdy kloca sie, bo sie kochaja. Ksiezna de Berry z mezem klocila sie, bo go nie kochala, z Rionsem klocila sie, bo go kochala. U Stendhala czarno na bialym zostalo napisane: "Zeby taka milosc mogla istniec, nizszy musi dominowac nad wyzszym. Innej alternatywy nie ma". Oto jak Rionsa charakteryzuje Stendhal: "Nie wyroznial sie ani pieknoscia, ani rozumem. To byl gruby, pucolowaty i blady mlody czlowiek, ktorego twarz byla usiana mnostwem pryszczy, tak ze wygladala jak otwarta rana. Mial piekne zeby, lecz do glowy mu nie przyszlo, ze jest zdolny wywolac namietnosc, ktora wkrotce dojdzie do szalenstwa. Nie mial ani grosza. Ksiezna de Berry zakochala sie w nim natychmiast, gdy pojawil sie w Luksemburskim Palacu. Wkrotce stal sie tu gospodarzem. Z ksiezna postepowal tak samo, jak w swoim czasie Lauzun z Made-moiselle. Wkrotce ubrala go ksiezna w najlepsze ubrania, zaopatrzyla w pieniadze i dala klejnoty. Wzbudzal w ksieznej zazdrosc, ale i sam robil z siebie zazdrosnika. Czesto doprowadzal ksiezne do lez, calkowicie uzalezniajac ja od siebie. Gdy chciala jechac do Opery, zatrzymywal ja, czesto zmuszal, by jechala tam, gdzie nie miala ochoty. Nawet co do ubioru nie byla wolna. Bawil sie tym, ze zmuszal ja, by czesala sie na nowo, gdy byla juz gotowa do wyjscia i doszlo do tego, ze wieczorem otrzymywala od niego pisemne wskazowki, jaka suknie ma jutro na siebie wlozyc. Na drugi dzien zmienial zdanie i zmuszal ksiezne do przebrania sie. Czesto doprowadzal ja do lez. Kilka razy na dzien do jej apartamentow w Palacu Luksemburskim docieraly kartki, w ktorych dawal pisemne instrukcje, jakie wstazki czy brylanty ma przypiac. Pani de Mouchy, sluzaca ksieznej i kochanka 349 Rionsa, zostala dama palacowa. Miala taka sama wladze nad ksiezna jakRions, ktory przy gosciach pozwalal sobie na ordynarne obchodzenie sie z ksiezna, a ta wszystko pokornie znosila". Dlaczego tak sie stalo? Bo Rions byl jej prawdziwym lekiem od NUDY - konkluduje Stendhal. W ten sposob para oszustow i awanturnikow swojsko panoszyla sie w Palacu Luksemburskim, calkowicie podporzadkowawszy sobie ksiezne de Berry. *** Wladczym kobietom podoba sie, gdy panuje nad nimi jeszcze wiekszytyran. Taka para byla Katarzyna Wielka i Grigorij Potiomkin, ktory zupelnie zniewolil te swietna wladczynie. Taka byla ksiezna de Berry i jej pryszczaty Rions. Nareszcie ksiezna poczula smak mezczyzny, a nie slodka landrynke, jaka byli jej dotychczasowi kochankowie. Bedac bardzo zakochana w Rionsie, ksiezna zatracila czujnosc i nie zauwazyla, ze jej sluzaca Mouchy i Rions sa kochankami i nasmiewaja sie z jej slepej milosci, wyludzajac od niej pieniadze i inne dobrodziejstwa. Ksiezna de Berry tak byla zaslepiona w swej milosci, ze postanowila wyjsc oficjalnie za Rionsa za maz. Filip Orleanski, przerazony perspektywa, ze bedzie mial za ziecia pulkownika bez nalezytego rodowodu, wyslal Rionsa z Paryza. Lecz placz corki, jej rozpacz i grozby, ze skonczy ze soba zmusily Filipa do odwolania rozkazu. Rions, kompromitujac wersalski dwor, znowu rozpanoszyl sie w apartamentach Palacu Luksemburskiego. Widzac takie niezrozumiale przywiazanie wnuczki Ludwika XIV do nikczemnego czlowieka, wersalscy dworzanie zaczeli plotkowac, ze to nie Filip Orleanski 350 otrul ksiecia de Berry, a jego corka. Swoje domysly opisywali we wspomnieniach. Guy Breton kategorycznie twierdzi: "Ksiaze de Berry zostal otruty przez zone, ktora chciala bez przeszkod prowadzic skandaliczny zywot". Kategorycznie nie zgadzamy sie z tym. De Berry, owszem, rozpustnica byla, trucicielka nigdy. *** Jak wsciekla biega Charlotta Bawarska po palacu Saint-Cloud, przeklenstwa sypia sie jej z ust z szybkoscia strzalu z mysliwskiej strzelby. Jest bardzo rozsierdzona na swa wnuczke, ksiezne de Berry. Przy okazji dostaje sie wszystkim: sluzacym, synowi i jego zonie, leniwej Blois, ktora nie potrafila wychowac tej nieobliczalnej osoby. Znowu w Wersalu dojrzewa skandal, ktorego glowna bohaterka jest wlasnie ksiezna de Berry. Zaszla w ciaze z Rionsem, na meza tym razem ciazy zwalic sie nie uda -zmarl prawie rok temu, a ta rozpustnica, jakby nigdy nic, szykuje sie do urodzenia bekarta. Cale zycie Charlotta z niemiecka zajadloscia walczyla o czystosc rasy. Jakie moralne katusze przezyla, gdy Ludwik XIV zmusil jej syna do ozenienia sie z nieslubna corka jego iMontespan. I oto po kilkunastu latach jej wnuczka, corka jej ukochanego syna, dostarcza jej nowych katuszy. "Wstyd i hanba dla bawarsko-francuskiego domu -krzyczy sfrustrowana Charlotta i lzy jak groch kapia jej z oczu. - Jak smiala bezwstydnica?" - szepcze strasznie zgorszona Charlotta i biegnie do Blois, zeby zmyc jej glowe, iz nie upilnowala corki i nie wychowala w duchu niemieckiej cnotliwosci i moralnosci. Dopiero ucichly paskudne plotki, ze jej syn, regent Filip Orleanski, zyje z wlasna corka i ponoc wlasnie dla-351 tego zostal zgladzony maz ksieznej de Berry, i oto teraz szykuje sie nowy skandal. Wowczas Charlotta z zajadloscia rozjatrzonej bestii udowadniala, ze to nie tak, ze dobre stosunki jej syna z corka nieslusznie brane sa za przejaw kazirodztwa, zatkala buzie dworakom, a teraz znowu... Teraz juz buzi nikomu nie zatkasz, kazdy widzi, z jaka szybkoscia rosnie brzuch jej wnuczki, noszacej w nim bekarta splodzonego z pulkownikiem Rionsem. I co ona w nim znalazla? Osobnika brzydszego od niego i podlejszego trudno znalezc w Wersalu. Ciaza dobiegala konca, gdy de Berry nagle zachorowala. Zyciu jej i dziecka zagrozilo niebezpieczenstwo. Do malego pokoju Mouchy i Rions nikogo nie wpuszczali, nawet ojciec, Filip Orleanski, byl zmuszony rozmawiac z corka przez waska szparke w drzwiach. Ostra migrena lub potrzeba snu byly pretekstem, by nikogo nie wpuscic do ksieznej de Berry. Gdy niebezpieczenstwo stawalo sie coraz grozniejsze, zawolano proboszcza z Saint Sulpice. Ksiadz, dobrze znajacy swe obowiazki, kategorycznie odmowil udzielenia ostatnich sakramentow, jesli przy chorej bedzie znajdowal sie jej kochanek i streczycielka Mouchy. Proboszcz zazadal, aby opuscili nie tylko pokoj ksieznej, ale i Palac Luksemburski. Filip Orleanski przekazal corce to polecenie proboszcza. Mouchy, dowiedziawszy sie, ze chca ja wydalic z palacu, zaczela glosno krzyczec o niewdziecznosci ludzkiej i rzucila sie do prawie umierajacej ksieznej, blagajac o obrone. Ksiezna, ktorej dokuczaly silne bole, na chwile przestala krzyczec i wysluchala sluzacej, obrazila sie na proboszcza i oswiadczyla, ze nikt z jej palacu wydalony nie bedzie, a tym bardziej jej najlepsi przyjaciele. Wobec takiej nieustepliwosci proboszcz skierowal sie ku drzwiom, nie udzielajac ostatnich sakramentow 352 umierajacej ksieznej. Filip Orleanski, sam na granicy obledu z bolu wobec zblizajacej sie utraty corki, porazony swiadomoscia, ze odejdzie z tego swiata bez rozgrzeszenia, rzucil sie do nog proboszcza, blagajac go, zeby ustapil ksieznej. Lecz proboszcz byl twardy. Poslano po kardynala Noaillesa. Lecz kardynal stwierdzil, ze proboszcz postapil slusznie. Tymczasem ksiezna de Berry zaczela rodzic, wolajac wnieboglosy, zeby natychmiast udzielili jej ostatnich sakramentow. Nie chce bowiem isc do piekla. Widzac, ze zadne namowy nie pomagaja, a proboszcz i kardynal sa nieugieci, Filip Orleanski postanowil poszukac innego, nie tak zasadniczego ksiedza. Lecz proboszcz stwierdzil, ze innego duchownego nie wpusci do pokoju ksieznej. Na dowod tego, rozlozyl materac, polozyl sie pod drzwiami pokoju chorej, twardo powiedziawszy: "Zadnego innego ksiedza nie wpuszcze". Ksiezna, przezwyciezajac bole porodowe, adresowala swoje krzyki do dwoch osob: ojca, ktory jest idiota ifajtlapa, bo nie zabezpieczyl corce komfortowego porodu, oraz wychodzacego z jej lona dziecka, zeby poczekalo jeszcze chwile, nie wylazilo, dopoki nie znajda ugodowego ksiedza. Ta tragikomedia albo tragifarsa rozegrala sie na oczach dworzan, ktorzy zwabieni tym pikantnym zdarzeniem otoczyli jej palac i nawet zagladali do okien, wlazac na drzewa. Na szczescie ksiezna nie zmarla. Urodzila Rionsowi corke, a Wersal bawil sie opowiadaniami o tej kuriozalnej historii. Nieugiety proboszcz i kardynal Noailles stali sie wrogami ksieznej. Zdarzylo sie to w 1718 roku. Wkrotce jednak ksiezna de Berry umarla w mlodym wieku z powodu rozpusty, pijanstwa i nieumiarkowanego trybu zycia. Na rok przed jej smiercia jeden z dworzan zanotowal smutne slowa Filipa Orleanskiego: "Krol, moj 353 wujek, pragnal znalezc meza dla swej nieslubnej corki. Na sile mnieozenili z nia, a moja corka, majac pietnascie lat, na sile zostala wydana za maz za krolewskiego wnuka de Berry, majac osiemnascie lat, byla juz wdowa. Co noc kladla sie do lozka z innym kochankiem, pila do nieprzytomnosci, z nikim sie nie liczyla, ze wszystkimi sie klocila i miala bardzo zla opinie w Wersalu i Paryzu". Zmarla ksiezna de Berry w 1719 roku, Rions przezyl ja o dwadziescia jeden lat, lecz natychmiast po jej smierci oddalil sie z dworu. Mouchy otrzymala rozkaz regenta, aby opuscila Paryz na zawsze, natychmiast, w ciagu dwudziestu czterech godzin. Smierc corki spowodowala, ze regent calkowicie pograzyl sie w pijanstwie i rozpuscie. Dzika rozpusta kwitla w Paryzu, nasladujac dwor regenta, ktory z miejsca wprowadzil swoje porzadki, wykorzeniajac wersalskie pozory przyzwoitosci i wytwornosci. Rubasznosc, frywolnosc, niewybrednosc seksualnych orgii zagoscily w Wersalu, a przede wszystkim w prywatnych palacach regenta - Palais-Royal i Saint-Cloud. Codziennie prasa donosila o bulwersujacych faktach, uragajacych elementarnej przyzwoitosci. Seksualne rozpasanie stalo sie norma zycia arystokratow i mieszczan. "Ludzie zgubili wstyd" - biadolily staruszki, czytajac o tych pikantnych szczegolach libertynskiego zycia epoki. "Jedna kobieta w Paryzu, biorac oplate za wejscie dziesiec frankow, bawila publicznosc tym, ze demonstrowala cielesny akt kopulacji z wlasnym buldogiem". "Sa wypadki analnych stosunkow mezczyzn z kozami i psami, w tym wypadku czlowiek jest strona pasywna"-donosila bulwarowa gazeta. Wtorowala jej inna gazeta, z 23 wrzesnia 1715 roku: "Uczen szewca zlapal w sasiednim ogrodzie ges i dokonal z nia aktu kopulacji, na tym zajeciu zlapal go gospodarz gesi. Na jego pytanie, co on 354 czyni, uczen odpowiedzial: A co? Czy robie jej krzywde? Przeciez nie zachoruje od tego". Kogo interesowaly jeszcze bardziej pikantne przyklady zoofilii, ten mogl otworzyc kronike sadowa i przeczytac takie oto komunikaty: "Szesnastolatek, syn ogrodnika, sodomizowal z samicami krolikow. W sadzie odpowiedzial, ze tylko samiczki tych zwierzat pociagaja go. Z nastapieniem nocy regularnie szedl do krolikarni i tam kopulowal z samiczkami. Gospodarz krolikow znajdowal swe zwierzeta niejednokrotnie zdechle, z rozerwana kiszka stolcowa". Albo jeszcze pikantniej: "Osiemnastoletniego mlodzienca zlapano na goracym uczynku, gdy kopulowal z kura. Kiedy sedzia zwrocil mu uwage, jak mogl dopuscic sie tak bezecnego aktu, mlodzieniec odpowiedzial, ze on ma taki malutki organ plciowy, iz wspolzycie z kobieta nie jest mozliwe". Pruski krol Fryderyk Wielki aresztowal oficera, ktory kopulowal z kobyla, objasniajac swoj akt zoofilstwa tym, ze ma tak duzy organ plciowy, ze z kobieta kopulowac nie sposob. O, Swiety Wszechmocny! Za co taka niesprawiedliwosc? Za co tak karzesz niewinnych ludzi? - od malego do wielkiego tylko jeden krok, a cierpia kury i kobyly. Wzmianki w prasie byly lakoniczne i beznamietne. Oddzialywaly na ludzka wyobraznie, ukazujac jak na dloni swiadectwo seksualnej wolnosci i najbardziej gorszace sceny sadyzmu i zboczenia. "W Paryzu opiekunka onanizowala pozostawione jej opiece dzieci ze swoim kochankiem. Lizali siedmioletniej dziewczynce jej organ plciowy, a dwuletniemu chlopczykowi wsadzili w anus kartofel, rozrywajac grube jelito". Oszczedzmy czytelnikowi tych okropnosci i zbytnio nie osadzajmy de Sade'a -on po prostu, jak gabka, nasiakal ta patologia, jaka bylo przepelnione paryskie zycie okresu regencji. 355 Seksualne patologie istnieja w kazdym kraju i wsrod roznych narodow. Lecz Francuzi jednak w epoce regencji doslownie lubowali sie w seksualnych patologiach, usprawiedliwiali je, tlumaczac plochoscia czlowieczej natury. Takie patrzenie utwierdzaly znamienite rozprawy Forela, Elisa Fuksa, Leturno, Mantecacca, Gevlocka, ktorzy w swoich traktatach malowniczo opisywali sceny o patologicznym charakterze, wziete z paryskiego zycia. Czytano je z takim samym zainteresowaniem, jak my czytamy teraz powiesci kryminalne. Im drastyczniejsze byly opisy, tym wiecej mialy czytelnikow. Wydawalo sie, ze gdyby nie bylo de Sade'a, nalezaloby go wymyslic. Takie bylo zapotrzebowanie epoki. Do czego, na przyklad, moze sluzyc opis sceny takiej dewiacji: "W jednym z paryskich mieszkan czterdziestoszesciolet-ni robotnik fabryki Z.G. wsadzil w wagine swej czterdziestoletniej konkubiny w porywie namietnosci kij od szczotki do podlogi, przebijajac jej macice, pecherz i kilka centymetrow kiszek. Kij wyszedl w okolicy brzucha i za godzine kobieta juz nie zyla". Elis Gevlock konstatuje: "Instynkt plciowy jest najsilniejszy ze wszystkich ludzkich instynktow, z wyjatkiem instynktu samozachowawczego. Dozowanie przyjemnosci droga fizycznego stosunku z prostytutka jest nieporownywalnie wieksze niz z zona. Malzenskie loze mozna porownac do skrzypu zelaza w porownaniu do czarujacej muzyki stosunku z kochanka". Wtoruje mu Mantecacca w swojej "Fizjologii namietnosci": "Zdolnosc do satysfakcji seksualnej nie zna przesytu". Nic dziwnego, ze ksiaze de Conti, naczytawszy sie i nasluchawszy takich teorii o zboczeniach, ktore stanowia nieodzowny element ludzkiej duszy i drzemia w kazdym czlowieku, postanowil to urzeczywistnic w praktyce. 356 Przyszedlszy do Opery Paryskiej, sila wzial za reke mloda dziewczyne, oderwawszy ja od matki, zaprowadzil do swego palacu, posadzil na kolana i, pocalowawszy w usta, zaczal ja policzkowac. Uderzen bylo sto, krew lala sie nie tylko z policzkow, lecz z ust i nosa, dziewczyna plakala, a de Conti sie smial. I tego dokonal siostrzeniec Filipa Orleanskiego. Nie dziwmy sie zatem, ze wlasnie takie praktyki obcowania z kobietami zaczal stosowac markiz de Sade, ktorego ojciec byl francuskim ambasadorem w Petersburgu, a matka dama honorowa ksieznej de Bourbon. Z literackimi salonami konkurowaly salony libertyn-skie. Za czasow regencji mile widziano wyrafinowana erotyczna fantazje. Damy i kawalerowie przescigali sie w wyuzdaniu. Wymyslano rozrywki o wyszukanym erotyzmie. Seksualne "party" okreslalo sie swoistym kryptonimem. Zabawa "Zyczliwy piesek" polegala na tym, ze nagi partner udawal przed tuzinem rozebranych kobiet grzecznego pieska, witajacego swa gospodynie merdajacym "ogonkiem". "Gaszenie swiec" zwiastowalo wyrafinowana francuska milosc, a gra "Skarbonka" zapraszala rozneglizowanego mezczyzne, by wrzucil swoj "grosik" do "szczelinek" plackiem lezacych na lozku nagich kobiet. U baronowej de Feucheres, kochanki ostatniego Kon-deusza, zabawiano sie gra w "pszczolki" i pszczolka Maja, pardon, Zofia, z tuzinem kobiet fruwala w tanecznym plasie wokol rozy, w ktora z mistrzowskim kunsztem wcielil sie ostatni Kondeusz. Gdy umilkly ostatnie dzwieki muzyki, "pszczolki" gremialnie rzucaly sie na "miod" i wysysaly nektar z "paczka rozy". Rzadko jednak dochodzilo do kulminacyjnej satysfakcji seksualnej, zupelnie jak u Mirabeau: "Rozpusta 357 podniecala, ale nie doprowadzala do wytrysku". Alf stop! Koniec zesprosnosciami, zeby autorki nie zaliczo no w poczet propagatorek pornografii. Konkluzja jest jasna: kazdy zajmowal sie w pieleszach swego domu taki rozpusta, jaka mu odpowiadala. Zakazu nie bylo ani na perwersje, ani na pedofilie czy nekrofilie. Tak jak obecnie w Rosji. Zadnego pedofila nie mozna pociagnac do odpowiedzialnosci, bowiem poslowie do Dumy jeszcze nie zatwierdzili odpowiedniego paragrafu w "Kodeksie karnym". Smialo wiec, zboczencu, wlaczaj Internet i konsumuj wzrokiem wszystkie bezecenstwa, byles ich genitaliami nie dotykal. Filip Orleanski pragnal umrzec smiercia nagla. Tak tez sie stalo. Umarl szybciej niz jego ojciec, ktorego organizm bronil sie dluzej. Zmarl w Wersalu razony apopleksja 21 grudnia 1723 roku w towarzystwie pani Phala-ris, milej dwudziestopiecioletniej blondynki, swej kochanki. "Zamkniety z nia sam na sam, bawil sie, czekajac rozpoczecia pracy przy krolu. Mloda kobieta z rozpuszczonymi wlosami polozyla glowe na kolanach ksiecia, ten rzekl cichym glosem: <>" (Guy Breton, "Babska wojna w armii krolewskiej"). Sa-int-Simon: "Oboje siedzieli na fotelach, nagle ksiaze przewrocil sie i od tej chwili nie odzyskal ani na moment przytomnosci. Phalaris, przerazona, wolala glosno o pomoc. W koncu sprowadzila ludzi. Opatrznosc sprawila, ze to smutne wydarzenie stalo sie wowczas, kiedy wszyscy udawali sie do swoich zajec lub na wizyty" ("Wspomnienia", t. II). Zyl wszystkiego czterdziesci dziewiec lat. Okres regencji, najbardziej libertynski w historii Francji, zakonczyl sie. Nastapilo panowanie Ludwika XV. 358 Podsumowanie? No coz, musimy rozroznic dwoch regentow: meza stanu i rozpustnika libertyna. Jako maz stanu wymagal od siebie wiele, jako rozpustnik dopuszczal sie bezecenstw. Dwie pory dnia - noc i dzien nigdy nie skrzyzowaly sie u niego. Noc do uciech, dzien do pracy. Zadna z jego kochanek, w kazdym razie w pierwszych latach regencji, nie miala wplywu na sprawy panstwowe. Podobnie jak Napoleon Bonaparte, nie znosil kobiet, ktore zajmowaly sie polityka. Nikt nigdy nie potrafil z niego wyciagnac sekretow panstwowych. Mawial: "Nie udzielam audiencji na poduszce". Saint-Simon nie zaluje dlan pochwal: "Lagodny, goscinny, przystepny, o milym glosie i darze slowa. Zdobyl sobie slawe blyskawiczna riposta, celna i zywa". No coz, spij spokojnie regencie, ktory w swoje zycie wpoiles formule Bacona: "Nie da sie jednoczesnie kochac i byc madrym". 359 w ersal Ludwika XV-Maria Leszczynska, rodzina Kto bedzie rzadzil panstwem po smierci regenta? Ludwik XV jest jeszcze zbyt miody, ma dopiero czternascie lat. Musi miec nastepnego regenta, lecz mlodzieniec uparl sie i nie - "Nie chce, mam dosc regentow. Sam bede kierowal swym panstwem". No tak. W takim razie trzeba go ozenic jak najszybciej. Czyzby z infantka hiszpanska, ktora przywieziono na krolewski dwor, gdy miala trzy lata, jako narzeczona Ludwika XV? On sam niewiele ma do gadania. Za niego decyduje przewodniczacy Rady Regencyjnej, a jest nim ksiaze Ludwik Henryk de Bourbon Kondeusz, wnuk Wielkiego Kondeusza, brzydki jak buldog, jednooki i z ponurymi rysami twarzy. Ksiaze ma inne plany co do ozenku Ludwika XV. Hiszpanska infantka w rachube nie wchodzi. Podziekowano jej za goscine w Wersalu i odeslano do papy, hiszpanskiego krola Filipa V, a ze jest on niezadowolony z powrotu corki po tylu latach przebywania w Paryzu w charakterze narzeczonej Ludwika XV, to trudno. Klimat polityczny w Europie sie zmienil, regent, inicjator tych zareczyn, jest martwy, a Kondeusz nie ma obowiazku spelniac jego obietnic. Mlodemu krolowi powiedziano srogo: "Siedz cicho ze swymi protestami. Ozenisz sie z ta, ktora wybierzemy". Ale jest problem. Z kim? Niby 360 duzo jest ksiezniczek w Europie, a sprobujcie znalezc odpowiednia!Przeciez biadolil poeta Jesienin: "W Moskwie dwiescie tysiecy spodnic, a zakochac sie nie ma w kim". Ludwik XV nawet zakochiwac sie nie musi. Po prostu kandydatka na zone francuskiego krola ma odpowiadac pewnym kryteriom: byc glupia jak gaska, bez ambicji politycznych, zahukana, biedna, nabozna, posluszna, skromna, bigotka, katoliczka - slowem, znajaca swe miejsce: dzieci rodzic i w pas sie klaniac regentom, ze przyczynili sie do szczescia ksiezniczki. Nielatwo bylo znalezc taka "perle", odpowiadajaca ambicjom regentow. Ale znalezli. Gdzie? W rodzinie obalonego polskiego krola. O tym, zeby Ludwika XV ozenic z polskim Kopciuszkiem, biedna dzieweczka wiecznie dziergajaca robotki albo modlaca sie w kosciele i nie majaca porzadnej sukni ani drogich brylantow, zadecydowala przebiegla kobieta - markiza de Prie, kochanka rzadzacego Francja po smierci regenta Louisa Henri Bourbona de Kondeusza. Byl on wnukiem Wielkiego Kondeusza i przyswoil sobie wszystkie bojowe cechy dziadka, na dodatek byl jeszcze, jak pirat-jednooki. Nosil czarna opaske, byl ponury i nikogo oprocz markizy de Prie nie kochal. Notabene wszedl do historii medycyny jako fenomen: jego dzie-p, a pozniej wnuki, rodzily sie jednookie, chociaz nie byla to wrodzona wada fizyczna - na polowaniu postrzelono go w oko. Medycy do dnia dzisiejszego nie moga tego fenomenu rozgryzc. Przeciez to tak samo, jakby ktos reke mial amputowana, a potem jego dzieci rodzily sie jednorekie. Takich paradoksow historia dostarcza wiele. U Leopolda I, belgijskiego krola, ktory mial zwyczaj swym Murzynom w Kongu, pracujacym na plantacjach, 361 odcinac dlon - urodzilo sie dziecko bez dloni. Kto ten fenomen wyjasni? Nikt. Uczeni zwalaja to na karb tajemniczych procesow, zachodzacych w dziejach. W kazdym razie Kondeusz ublagal swego malarza, zeby jego portret namalowal z dwoma oczami. Portret mial byc wyslany polskiej ksiezniczce, corce polskiego ekskrola Stanislawa Leszczynskiego, bowiem owdowialy Kondeusz sam chcial sie zenic. Powstala trudnosc. Markiza de Prie, kochanka Kondeusza, uparla sie jak baran czy koza i za zadne skarby nie chciala pozwolic kochankowi na ozenek. On jej na kolanach przysiegal, ze malzenstwo bedzie de nomine, czyli czysto formalne, dla racji politycznych, ze sypiac z zona nie bedzie, tylko z markiza. "Przeciez ja was kocham, moja mila - powiedzial do markizy. - Jakbym mogl posiasc inna kobiete?". No tak, niewesola perspektywa rysuje sie przed Marysienka Leszczynska - niedeflorowana dziewica bedzie chodzic. Magnaci psiocza: "Czyzby koniec swiata? Czy oni tam oczu nie maja, czy rozum potracili?". Nie tylko rodzina Leszczynskich, nie tylko Polacy zadawali sobie takie pytania, zadawali je takze Francuzi. Dlaczego sposrod dziewiecdziesieciu dwoch kandydatek na zone Ludwika XV wybrano wlasnie te bieda, prosta ksiezniczke, w dodatku starsza od krola o cale siedem lat? Ach, madame de Prie, namieszala, pani w historii nie lada i po wsze czasy. Czy warto bylo tak zakochiwac sie w tym szkaradnym jednookim ksieciu Kondeuszu, wnuku Wielkiego Kondeusza? Przeciez Maryska przeznaczona byla na jego zone, a zazdrosna kochanka dziwnym paradoksem historii rzadzaca Francja po smierci regenta, ktory zapewne do takiego mezaliansu by nie dopuscil, podsunela narzeczona samemu krolowi. A on co? Dopiero ukonczyl siedemnascie lat, byl poslusznym, ukladnym chlopcem, o swoim losie 362 nie decydowal. Kogo dadza mu ministrowie - opiekun Fleury i madame de Prie, te pojmie za zone. W tym czasie niewiasty zupelnie go nie interesuja, tylko polowanie, tkanie kilimow i smazenie nalesnikow. *** Wioza Maryske... no nie, jeszcze nie na francuski dwor, jeszcze nie do Wersalu, a tylko do Strasburga. Tu bedzie sie odbywac malzenstwo per procura. Nie wiecie, co to znaczy? A to, drodzy czytelnicy, jest taka dziwaczna forma zawarcia malzenstwa, gdy narzeczony wyleguje sie w domu, a zastepuje go delegowany przedstawiciel. On stanie na slubnym kobiercu, pojdzie do lozka z narzeczona na sfingowana noc poslubna. To znaczy nogi spocone mu umyja, czyste jedwabne skarpetki naciagna, pantalony do kolan podwina i wolno mu bedzie, lezac z cudza narzeczona, lekko dotknac czysta skarpeta (chyba nie myslicie, ze gola konczyna) nozki narzeczonej w jedwabnej ponczoszce. Zaszczytna to funkcja, nie maco. Kawalerem od per procura jest ksiaze Orleanski, syn regenta. Mroczny czlowiek, i ma ku temu powody. Ciagle jest narzeczonym per procura, ciagle nie swoich narzeczonych dotyka, przeciez to tak samo, jakby uzywac byka do sztucznego zaplodnienia, ciagle miec do czynienia z fiolka, a nigdy z zywa krowa, kazdy by zawyl, no nie? Marysia nie moze ukryc radosci i co chwila wyjmuje spod gorsetu portret mlodego krola i w upojeniu go caluje: "Jaki on jest mlodziutki, jaki milutki, juz jestem w nim zakochana" - mowi radosnie swej mamusi, Katarzynie Opalinskiej, takiej postnej niewiescie, ze biednego Leszczynskiego od ziewania przy obcowaniu z nia dolna szczeka bolala. Maryska rowniez te nawyki matki 363 przejela, wkrotce dworzanie beda mowic: "U krolowej w buduarze tylko muchy sa wesole". Z Ludwikiem XV bylo zupelnie na odwrot. Z relacji dworzan, iz narzeczona jest szpetna, stworzyl sobie wlasnie taki jej obraz, a gdy zobaczyl mloda, swieza, zdrowa panne z rumiencem na policzku, wydala mu sie bardzo piekna; przez dlugie lata takie wlasnie mniemanie mial o swej zonie, wprawiajac w zdumienie dworzan, bowiem jak ktos zachwycal sie uroda jakiejs damy, Ludwik XV pytal: "Czy ona jest tak piekna, jak moja zona?". Minie dosc duzo czasu, nim rozowe okulary spadna z oczu Ludwika X V, wtedy zacznie trzezwo oceniac Marie Leszczynska, glupia gaske, bigotke i wielka nudziare. To, ze Maria jest bardzo nudna, przyznawal nawet jej ojciec, skadinad bardzo kochajacy corke: "Nie widzialem w swiecie bardziej nudnej niewiasty od mojej Maryski". Szyderczy awanturnik o swiatowej slawie, uwodziciel wszech czasow, Casanova, odmalowal w swoich pamietnikach taka oto scene. Swiadkiem byl, jak krolowa w samotnosci, w otoczeniu gapiow stojacych za barierka, spozywa obiad. Raz w tygodniu, w mysl wielkiej demokracji, ludowi bylo wolno ogladac spozywanie posilkow przez panujacych. A poniewaz wtedy Ludwik XV juz rzadko jadal obiady z zona, wolac z kochankami, Maria Leszczynska byla zmuszona spozywac go w samotnosci, jesli oczywiscie nie liczyc gapiow i ukrytej za kotara orkiestry z jej cicha muzyka. Oto opis tego historycznego momentu w relacji Casanovy: "Zuje i zuje krolowa kawalek kury i przezuc nie moze. Zuje w nieskonczonosc, az gapiow geba zabolala. Potem podnosi na lokaja smutne oczy i pyta: <> <> - odpowiada lokaj z uklonem. <> - z filozoficzna mina mowi Marysia Leszczyn-364 ska, a w glosie ma taka powage, jakby podejmowala decyzje w waznych sprawach panstwowych. Mozna tylko sie dziwic i mozna chwalic za wytrwalosc i odwage oraz order Ludwikowi XV wreczyc, ze cale dziesiec lat wytrzymal taka nude w alkowie zony i ani razu jej nie zdradzil, w ciagu jedenastu lat plodzac az dziesiecioro dzieci, nie liczac poronienia. O apetycie Leszczynskiej ukladano dowcipy: pewnego razu zjadla sto osiemdziesiat ostryg i wypila osiem kufli piwa. Czy Bog pozwala na takie obzarstwo? A w Wersalu wrzask! Dworacy nie moga pojac ani pogodzic sie z taka fatalna decyzja Kondeusza iPrie o poslubieniu przez pieknego jak Apollo Belweder-ski, siedemnastoletniego krola biednej, prawie ubogiej, polskiej ksiezniczki, przecietnej urody i umyslu i starszej od krola o cale siedem lat. Wersal byl oburzony i nie ukrywal tego. Juz ukladaja wierszyk na powitanie narzeczonej krola: Poslubia ciebie nasz krol, a wiec sto razy w ciagu dnia Blogoslaw Opatrznosc za ofiarowanie ci tak swietnego losu, Pomysl o nicosci, z jakiej wynurzylas sie, O swej brzydocie. Czy odkupisz to swa cnotliwoscia? Glosy glosami, ale juz trzeba szykowac nowej krolowej tron i swite. Najwazniejsza posada przy krolowej to nadintendentka jej dworu. Sa az trzy kandydatki, a wsrod nich oczywiscie markiza de Prie, kochanka Kondeusza. Lecz Kondeusz reki odciac za kochanke by nie dal. Doskonale wie, ze mu nie wolno wyznaczyc de Prie, z mieszczanskiej bowiem pochodzi rodziny. A na tak wysokie stanowisko moze pretendowac tylko ksiezniczka krwi, nawet ksiezniczkom polkrwi, pochodzacym od metres Ludwika XIV, nie wolno bylo piastowac tak wy-365 sokiego stanowiska. Madame Prie musiala zadowolic sie posada damy palacowej, jednej sposrod dwunastu pan. Nadintendentka krolowej stala sie ksiezna de Boufflers, a honorowym kawalerem krolowej markiz de Nangis, ktory dawniej taka sama posade mial przy zonie delfina. Pokrzyczawszy cos w rodzaju: "To upadek Francji! Kompromitacja!" -dworacy sie uspokoili i z niecierpliwoscia oczekiwali przybycia Marii Leszczynskiej. Ma-rais zapisal: "Dwor posmutnial, jak gdyby mu oznajmiono, ze krola dotknela apopleksja". I tu, drodzy czytelnicy, wkraczamy na grzaski grunt - analize stosunku dworakow wersalskich do Marii Leszczynskiej. Polscy biografowie w imie swoiscie pojetego patriotyzmu zalali ksiazkowy rynek nie tylko monografiami o Marii Leszczynskiej, lecz stworzyli wypaczony jej wizerunek, wyolbrzymiajac jej zalety i cnoty. Figuruje tam jako madra, cnotliwa, rozwazna, skromna i obdarzona najrozmaitszymi talentami krolowa, ktora zaskarbila sobie uznanie i milosc francuskiego ludu. Wierutna to bzdura, drogi czytelniku! Leszczynska Wersal znienawidzil raz i na zawsze, nawet jeszcze jej nie widzac, nawet jeszcze jej nie znajac, pod naciskiem ogolnej opinii, ze nie jest godna ich krola i w niczym mu nie dorownuje. Ani rodowodem, ani wygladem, ani rozumem, ani talentami. Ryszard Zielinski zachlystuje sie, opisujac, z jakim entuzjazmem mieszkancy Wersalu przyjeli Marie, gdy przyjechala do Paryza: "Otoczenie robilo wszystko, zeby Marie zabawic, oswoic, rozruszac" (R. Zielinski, "Polka na francuskim tronie"). Nieprawda to. Marysie Leszczynska przyjeto w Wersalu skrajnie powsciagliwie i z nieskrywana dezaprobata, chociaz mlody krol robil wszystko, zeby okazywac zonie milosc, tkliwosc i uznanie. Cale dziesiec lat. Przez te lata 366 dwor jej nie przyjal, byla osamotniona, nie stala sie krolowa Wersalu i matka francuskiego ludu. Uwiklala sie w swa bigoterie, otoczyla jezuitami, setki godzin prze-kleczala na chlodnej podlodze w kaplicach, nie przejawila ani gustu, ani smaku. Jej pokoje wygladaly jak magazyn rupieci, gdzie krolowaly pchly i prawie nigdy ich nie remontowano, chyba ze pod naciskiem markizy de Pompadour. Ubierala sie niemodnie, chodzila w ciemnych, szarych sukienkach, chustach, wacianych szlafrokach, bez najmniejszego makijazu i majac czterdziesci lat, wygladala na staruche. Gdy pod Paryzem zobaczyla Ludwika XV, ktory wyjechal jej na spotkanie, zakochala sie w nim od pierwszego wejrzenia i na cale zycie. Ludwik XV byl po prostu piekny ze swymi czarnymi, aksamitnymi oczyma, dlugimi puszystymi rzesami, zgrabna sylwetka i regularnymi rysami twarzy. Naturalnie, Maria Leszczynska zdawala sobie sprawe, ze nie pasuje do takiego olsniewajacego monarchy ze swa pospolita uroda, ograniczonym umyslem, brakiem oglady i wyksztalcenia. Przez cale zycie bedzie miala kompleks nizszosci. Prowincjuszke wepchnieto w wersalskie wspanialosci i kazano byc szczesliwa. Czy to aby bylo mozliwe? Ale powrocmy do naszej narracji. Marysia jeszcze nie jest krolowa. Dopiero jedzie do Wersalu w towarzystwie tylko jednego domownika z Wissemburga, swego spowiednika Labiszewskiego, w podzelowanych trzewikach, z medycznym swiadectwem doktorow: wersalskiego Moigne i ze Strasburga Armanda, orzekajacych, iz nie cierpi na epilepsje. Plotke taka rozpuscila siostra regenta, 367 lotarynska ksiezniczka Elzbieta Orleanska, poniewaz spelzly na niczym jej zamiary wydania za Ludwika XV swojej corki. Jak mogla, obrzydzala dworakom polska kandydatke. Papa Leszczynski plotek sie nie przestraszyl i na serio zaproponowal utworzenie komisji medycznej w celu sprawdzenia zdrowia corki. Cale szczescie, ze nie sprawdzali jej dziewictwa, zreszta glowy nie dajemy, moze w ferworze nadgorliwosci lekarze i ten organ sprawdzili. W kazdym razie plotka sie nie potwierdzila i Marysia, spokojnie przeszedlszy dokuczliwy egzamin, juz zbliza sie do Paryza w nowych trzewikach, bo te sfatygowane pulkownik Vauchaux, ktory jej towarzyszyl, przezornie wyrzucil przez okno karocy. Ktos ciekawski podniosl te trzewiki i w malej miescinie wzbudzily nie lada sensacje brakiem szyku i zla robota szewca, ktory ordynarnie je podzelowal. To nieslychane, to nie do pomyslenia, ze ksiezniczka nosi reperowane buciki! W Wiedniu cesarzowa obowiazywala etykieta -codzienna zmiana butow na nowe. "Jednodniowki" oddawano palacowym damom. Gdy buntownicza Sissi, zona cesarza Franciszka Jozefa, odmowila wkladania codziennie nowych pantofli, wszyscy mieli jej to za zle. Pantofelek to fetysz monarchin. Taka na przyklad Mes salina, zona Klaudiusza, wprowadzila order Pantofelka; obowiazkiem dworakow bylo go wyjmowac spod togi i namietnie calowac. Poppea, zona Nerona, wprowadzila pantofelki ze szczerego zlota. Owszem, ciezkie, ale jaki splendor! Dworzanie z ochota calowali malenka nozke w zlotym pantofelku. Sprobujcie, dworzanie, ucalowac sfatygowany, podzelowany gruba skora pantofelek Marii Leszczynskiej. Fe! *** 368 Wersal jest zbulwersowany. Dziesiec lat krol zyje z zona. Splodzil siedmioro dzieci (w sumie bedzie ich jedenascioro) i ani razu nie zdradzil zony. Kardynal Fleury cieszy sie: "Nasz krol to prawie Ludwik IX Swiety", co za moralnosc! Lecz Wersal, przyzwyczajony przez Ludwika XIV do metres, odczuwa nie tylko niedosyt, wrecz groze swego polozenia. Gdy kazda palacowa dama miala kochanka, a kazdy kawaler cieszyl sie powodzeniem niejednej kochanki, cnotliwosc Ludwika XV byla po prostu nieprzyzwoita. Bez rozpusty nie byloby Wersalu i bylo-rby w nim jak za czasow panowania Maintenon. Ale przeciez byla regencja libertynskich zwyczajow. Moglby krol sie nauczyc nieco swawoli od swego opiekuna, najbardziej rozpustnego czlowieka Francji. A on? Z pilnoscia gimnazjalisty-prymusa pieprzy tylko swa zone i innej cipki znac nie chce. Co to za krol taki? Nie, to nie jest w stylu Wersalu. Mlody francuski krol niechlubnie wyroznial sie swa malzenska staloscia. Zalozyl sobie na oczy rozowe okulary i jego Maryska wydaje mu sie najpiekniejsza ze wszystkich pan. Czego nie robily wersalskie damy, zeby zwabic krola w milosne sieci. Czekaly na niego w waskich korytarzach, zeby niby przypadkiem mu podwiazke pokazac, spodnice podnoszac. Odwracal sie delikatnie, nie Ludwik XI to przeciez, damskie podwiazki go nie interesowaly. Rozne wstazki sobie we wlosy wplataly i znowu nic. Nie Ludwik XIV to przeciez - wstazki na glowie pan to dla niego zeszloroczny snieg. Odporny byl krol na kobiece wdzieki i cale dziesiec lat znal tylko jedno kobiece cialo - swej zony. Az nagle... No nie bedziemy nadwerezac cierpliwosci czytelnika, krol sie zakochal. Dama byla brzydka, uczciwie to mowimy. Miala dlugi nos, pociagla twarz, zbyt sniada cere, nie nadzwyczajna figure i byla 369 zona Aleksandra Mailly. Ona zas, Liuza Mailly, byla dama palacowa krolowej. Krolowa musiala zbyt czesto dawac przepustke pani Mailly, nie wiedzac, ze kopie sobie mogile, bowiem Luiza Mailly jezdzila do zamku Muette na milosne randki z krolem. Jest on zadowolony i oszolomiony, bowiem nie podejrzewal, ze seks z obca kobieta moze dawac tyle przyjemnych niespodzianek. I okazalo sie, ze obce ciaio moze byc smaczniejsze od ciala zony. To nowosc, podzielil sie tym z kardynalem Fleury, swoim opiekunem i ministrem. Ten poradzil krolowi zwiazku z inna kobieta nie ujawniac i oficjalnej metresy z pani Mailly nie czynic. "Wystarczy, ze za Ludwika XIV zzarly te chciwe istoty krolewski skarbiec" - mruczy kardynal, przekonany, ze krol go uslucha i szastac na palace i ekwipaze dla brzydkiej kochanki nie bedzie. A ta nie jest chciwa. Zadowala sie skromnym apanazem i nawet jej maz specjalnej posady nie otrzymal, chociaz liczyl na to. Gdy malzonkowie z rzadka sie spotykali karcil zone, ze nie bierze przykladu z hrabiny de Sobise. Tamta swemu mezowi ksiazecy tytul wyspala, a jego zona, co za flejtuch, prostaczka, zadnej dumy. "Czy sto luidorow w obecnych czasach cos znaczy? - maz gniewnie zrzuca ze stolu nedzna kupke honorarium za ubiegla noc, ktora uraczyl krol jego zone. "Nie, nie maja gestow, obecnie krolowie sa sknerami" -narzeka pan Mailly. Ludwik XV coraz bardziej przywiazuje sie do swej brzydulki, lecz oficjalna metresa jeszcze jej nie czyni. Fleury zagrozil: "Nie dam rozgrzeszenia na Boze Narodzenie, jesli Wasza Krolewska Mosc pojawi sie z nia oficjalnie w Wersalu". Krol ustapil. Usluzna dama palacowa, pani Boufflers, uswiadomila krolowa, ze dobre czasy sie skonczyly, krol ma ko-370 chanke. Maryska jest w szoku. No tak, symptomy zakochania sie krola w innej sa nader widoczne. Do jej sypialni krol zaczyna chadzac jak na katorge i tylko z poczucia obowiazku, ze Francja potrzebuje brata dla delfina. Stosunki odbywaja sie w milczeniu, w jednej pozycji, jak Bog przykazal, a zlosliwcy sie smieja: "Krol bez jednego slowa splodzil z krolowa dziesiecioro dzieci". Duma krolowej cierpi. W maju 1736 roku urodzilo sie siodme dziecko, corka, "Panna Siodma". Po Wersalu rozleglo sie zgodne westchnienie rozczarowania, krol chodzil pochmurny, jego zona rodzi same corki, czy to nie skaranie boskie? Obok w Wiedniu u Marii Teresy, jak z rogu obfitosci, wyskakuja z jej lona chlopcy. W czym Austria jest lepsza od Francji? Krolewskie wycieczki do Paryza, do kochanki, staly sie tajemnica poliszynela i Ludwik XV, zaprzestajac hipokryzji, otwarcie ukazal sie ze swa kochanka, ku wielkiej udrece Leszczynskiej. Lecz to dopiero poczatek jej zmartwien. Na poczatku 1737 roku krol demonstracyjnie zostawil sypialniane apartamenty Ludwika XIV, gdzie dotychczas przebywal, i przeniosl sie do apartamentow znacznie oddalonych od pokojow krolowej, do niewielkich pokoikow, gdzie mogl niezauwazalnie, przynajmniej dla krolowej, przyjmowac kochanke. Owszem, plakala krolowa, rozpaczala, modlila sie do Boga, cialo umartwiala, lecz coz mogla zrobic? Doslownie nic. Musiala sie pogodzic, ze odtad metresy zajma uprzywilejowane miejsce w Wersalu, a Ludwik XV wkrotce stanie sie prymusem wsrod najwiekszych kochankow swiata. 15 czerwca 1737 roku przyszlo na swiat jeszcze jedno krolewskie dziecko. I znowu corka - Luiza. Krol rozzloscil sie nie na zarty. Zamiast ucalowania zony i podziekowania za ciezki porod, nachmurzyl czolo i twardo 371 powiedzial: "Ta bedzie juz ostatnim moim dzieckiem". Slowa nie dotrzymal, jeszcze beda dwa poronienia Marii. Coraz rzadziej przybywa krol do sypialni zony. Nie interesuje go ona wiecej ani jako kobieta, ani jako zona. Zbyt prymitywna, zbyt prosta, zbyt nudna. Rozowe okulary na zawsze spadly z oczu Ludwika XV. Wkrotce stanie sie wobec niej chlodno grzeczny, niezmiennie uprzejmy i zimny jak sopel lodu zwisajacy w zimie z wersalskiego dachu. Jeszcze tylko raz przejawi w stosunku do Marii ludzkie uczucia, ale nie beda one dobre - tylko zlos'c i niezadowolenie. Kochanka Luiza de Mailly i krolowa sa na polowaniu. Jada konno po obu stronach krola. Ten zwraca uwage tylko na kochanke, nie zauwazajac zony. Wieczorem, gdy spotkali sie w palacu, dworzanie ze zdumieniem zauwazyli, ze przeszedl obok krolowej, nie odezwawszy sie do niej ani slowem, i usiadl obok Luizy de Mailly, a potem pojechal z nia na kolacje. Juz zupelnie otwarcie spotykal sie krol z kochanka, ignorujac przestroge kardynala Fleury'ego, zeby zachowal pozory i ostentacyjnie nie demonstrowal swego zwiazku z de Mailly. Nic z tego, krol nawet pogodzil sie z tym, ze nie otrzymawszy za rozpuste rozgrzeszenia, nie bedzie mogl, zgodnie ze zwyczajem wielkanocnym, umyc nog dwunastu staruchom, oczekujacym krola na schodach Wersalu. Odprawiono ich z kwitkiem. Niezadowoleni warczeli: "Co roku nam krol nogi myl, czemu teraz takie odstepstwo od nakazu Bozego?". Nie wiadomo, jak dlugo trwalby romans krola z de Mailly, gdyby kart nie pomieszala jej siostra, brzydkajak noc, lecz bardzo inteligentna i dowcipna. To ona poprosila siostre o jakakolwiek posade na krolewskim dworze: "Nawet garderobianej" - biadolila, chociaz byla hrabina. Bedac pensjonariuszka w klasztorze, grozila, ze sie zabi-372 je, jesli tam dluzej pozostanie. Felicja uparla sie i Luiza, majaca dobre serce, ustapila. Dano jej jakas posade przy dworze, a ona, sprytna niewiasta, blyszczac dowcipem i ujmujaco sie usmiechajac, uwiodla krola. Tak, tak, ten grenadier o figurze dragona nie tylko uwiodl krola, lecz spowodowal, ze ten nieprzytomnie w niej sie zakochal. Dziwi nas, naturalnie, gust krola, ktory upodobal sobie brzydkie kochanki. Psycholodzy ten fenomen wyjasniaja tym, ze tacy mezczyzni jak Ludwik XV na ogol sa bardzo niesmiali i po prostu boja sie ladnych kobiet. I chociaz Ludwik XV byl piekny jak Apollo, jak ognia unikal pieknotek. Totez niska, gruba, przysadzista Felicja z jej czarujacym dowcipem jak najbardziej odpowiadala krolowi. Po prostu bawila go, czego nie mogly zrobic ani Maria Leszczynska, ani Luiza de Mailly. Krol w brzydulce zakochal sie bez pamieci, potwierdzajac teorie Owidiusza, iz dla zakochanych mezczyzn nie ma brzydkich kobiet. Krol z Felicja zartowali: "Jestescie, pani, ponura" - mowil jej krol. - "Wyleczyc pania moze tylko jedno. Trzeba pani odciac glowke. Masz, pani, taka dluga szyje". "A kto wowczas bedzie ja calowal?" - ripostowala. Nawiasem mowiac, szyje miala czerwona i oprocz zakochanego krola watpliwe, zeby ktorys z mezczyzn zechcial ja calowac. Starsza siostra jednak nie miala zamiaru ustepowac mlodszej. Powstal oryginalny trojkat, jak za czasow Ludwika XIV. Dworzanie chichotali po katach, ze krol ma naraz dwie kochanki, rodzone siostry. Maria Leszczynska coraz rzewniej plakala, zgorszona amoralnoscia meza, a takze tym, ze pojdzie on do piekla i calymi godzinami kleczala pograzona w modlitwach. Ubierala sie jak mniszka: ciemna sukienczyna niemodnego kroju, na 373 glowie przedpotopowy czepiec, cala otulona szalai i chustami -"przypominala stara mieszczke, a nie kr Iowa". Swoje apartamenty zapchala roznymi ikonan relikwiami, medalikami, wstazkami: idac w jej slac i chcac sie jej podlizac, zaprzyjaznione damy otoczy sie relikwiami, ozdobily glowy swietych kokardkam naciagnely na nie czepce, bawily sie w bigoterie. Ni polapala sie Maria, ze modli sie do czaszki Ninon Lanc los, calej utkanej wstazkami i brylantami. Widocznii slyszala, ze byla znamienita, a wypadlo jej z glowy, ze hold kurtyzanie oddaje. Dwie siostry problemu z jednego kochanka nie robily. Nie doczekal sie Wersal zadnych awantur, skandali, nawet intryg nie bylo. Widocznie krol potrafil zaspokajac seksualne apetyty obydwu pan, wiec miedzy soba o jego wzgledy nie rywalizowaly. Ale oto mlodsza siostra zaszla w ciaze. Pilnie trzeba ja wydac za maz. Kto z panow zechce za zone ciezarna niewiaste, nie grymaszac na role poczciwego, zgodnego rogacza? Wiano nader duze. "Jakie?" - zainteresowal sie kawaler de Vintimille. Okazalo sie, ze ciezarna niewiasta otrzyma dwiescie tysiecy liwrow posagu, szesc tysiecy comiesiecznej pensji dla meza, a takze stanowisko palacowej damy, no i mieszkanie w Wersalu. To ostatnie jak najbardziej zadecydowalo: mieszkanie w Wersalu! Bylo to nieslychanie podniecajace, zapowiadalo przebywanie blisko krola. Wesele bylo na koszt krola, ma sie rozumiec, pyszne, po czym zachowano przyzwoita forme odprowadzenia nowozencow do sypialni. Ludwik XV odprowadzil ich osobiscie do loznicy i podal mezowi nocna koszule. Nastepnie goscie rozeszli sie, a hrabia de Vinti-mille, znajac dobrze swa role wyrozumialego rogacza, czmychnal przez ukryte boczne drzwiczki, zostawiajac krola sam na sam z Felicja Yintimille. Dobroduszna pani de 374 Mailly osobiscie wstawila pod lozko dwa nocniczki i spokojnie zamknela drzwi z zewnatrz, przyrzekajac sobie, ze odbije sobie, kiedy w srode przyjdzie jej kolej przyjmowania u siebie w lozku krola. Ciaza de Vintimille przebiegala bardzo zle. Paskudne dolegliwosci odbily sie na wygladzie kochanki krola. Zbrzydla jeszcze bardziej, jednak nie zniechecila tym Ludwika XV. Kochal ja coraz gorecej. Rozwiazanie ciazy we wrzesniu 1741 roku okazalo sie tragiczne. Felicja Vintimille zmarla po ciezkiej agonii, urodziwszy krolowi syna. Noworodka zabrala siostra, Mailly, bedzie go wychowywala jak wlasnego syna. Stanie sie on w przyszlosci ksieciem du Luc i bedzie bardzo podobny do ojca. Hrabiemu Vintimille na otarcie lez dano stanowisko marszalka polnego i odprawiono go z Wersalu. Krol bardzo rozpaczal po utracie ukochanej, plakal rzewnymi lzami i nawet nie przyjal w swoim gabinecie zony, ktora przyszla do niego ze szczerymi kondolencjami. Wyjechal z dworu na kilka dni na prowincje, zeby tam w samotnosci oplakiwac swoja niepowetowana strate, pozostawiajac dworzan w zdumieniu: nie mogli zrozumiec, jak mozna bylo tak mocno pokochac brzydka kobiete? A jesli ktos z czytelnikow rowniez zadaje takie pytanie, to odpowiemy slowami Seneki: "Milosc nie analizuje i nie szuka przyczyn, ona dziala". Widocznie cos miala w sobie ta brzydulka, czyms zafascynowala krola. Wrocil Ludwik po paru dniach ponury, niekomunikatywny, roniacy lzy na wspomnienie o zmarlej. Na arene (tylko nie przestraszcie sie, drodzy czytelnicy), to znaczy do loza Ludwika X V, wchodzi trzecia z pieciu siostr Nesles. Ta wylegarnia krolewskich kochanek dostarczyla mu trzecia siostre - Flavacourt. Starsza 375 de Mailly odeszla z dworu i wstapila do klasztoru. Nie chciala w tej nowej farsie uczestniczyc i znowu rywalizowac z druga mlodsza siostra. Jesli, drodzy czytelnicy, oczekujecie laskoczacego zmysly pieprzyka w tej pieprznej historii i choc kropelke oryginalnosci, to pomyliliscie sie. Historia z trzecia siostra rodziny Nesles powtorzyla sie co do joty. Tak samo kochanka zaszla w ciaze i tak samo trzeba bylo na gwalt szukac jej meza. Diuk de Lauraguais zgodzil sie stac mezem pani Flavacourt, lecz widocznie niezupelnie zrozumial swoja role pokornego rogacza. Co za niedomyslny kawaler: jak mogl nie wiedziec, za co jego zonie krol dal takie wysokie wiano? Przeciez nie za piekne oczy pana Lauraguais. A on sie obrazil, gdy przyszla pora po kolejnym slubie pokoj i loze malzenskie zostawic. Kawaler sie uparl i nie chcial czmychac przez boczne drzwi. Dojrzewa skandal na wersalskim dworze, a tego Ludwik XV nie lubil. Pozostawil trzecia siostre i zwrocil sie ku czwartej. (Pocierp-cie, drodzy czytelnicy, jeszcze tylko jedna pozostala. Wkrotce seraj Ludwika XV z haremem skladajacym sie z rodzinnego stadla sie konczy.) Pani de la Tournelle byla w odroznieniu od innych siostr bardzo piekna. Widocznie Bogu sprzykrzylo sie dawac pani Nesles same brzydulki. Dla odmiany postanowil jedna nagrodzic pieknoscia, tak czasami bywa w rodzinie. Lecz romans z ta pania nie byl latwy dla Ludwika XV, bowiem oblubienica byla zakochana i nie zamierzala obecnego kochanka pozostawic nawet dla krola. Tak tez bywalo w Wersalu. PCrol musial wciagnac w swoje strategiczne plany rozpustnego ksiecia de Richelieu. Pamietacie, ze w swoim czasie skutecznie rywalizowal z Filipem Orleanskim regentem? Praktyke na milosnym froncie mial ogromna i z zapalem wzial sie do przekonywania pani 376 de la Tournelle, by pozostawila kochanka na korzysc krola. Jednoczesnie w Wersalu pojawila sie piata siostra -tlusta i brzydka, jak wszystkie prawie Nesles - ksiezna de Lauraguis. Jako jedyna z pieciu siostr nie bedzie kochanka krola, a zadowoli sie rola palacowej damy, to znaczy prawem pokazywania sie w Wersalu. Ksiaze Richelieu z postawionym zadaniem uporal sie na medal. Wkrotce przyniosl Ludwikowi XV ciekawy dokument, wprawiajacy w zdumienie do dnia dzisiejszego historykow i biografow. Oto jakie warunki stawia piekna pani de la Tournelle za zaszczyt stania sie krolewska kochanka: "Moj tytul markizy zostanie zmieniony na tytul ksieznej, a krol zaopatrzy mnie we wszystko, co jest konieczne do reprezentacji, by podniesc moja sytuacje na dworze. Pania de Mailly oddali z dworu i zabroni jej pokazywania sie w Wersalu. Krol zapewni mi los niezalezny, ktory potrafi mnie uchronic przed jakakolwiek zmiana, jaka moze mnie spotkac na dworze". Czyli krotko i wezlowato: chcesz, krolu, ladna kochanke z tej samej rodziny, ktora juz pieprzyles wiele lat, wprowadzaj instytucje metres, jak za Ludwika XIV. Wykorzystala ta sprytna niewiasta lzawy sentyment krola do swej zmarlej siostry, a byla przeciez o wiele ladniejsza i zgrabniejsza, zeby tak otwarcie i cynicznie wystapic ze swymi wyrachowanymi wymaganiami. Nie od razu krol ustapil. Targowal sie. Cale lato. Na jesieni pelen niecierpliwosci i oczekiwania ugial sie i pani de La Tournelle otrzymala wszystko, co chciala. Wkroczyla do Wersalu juz jako ksiezna de Chateauroux, znacznie triumfalniej i efektowniej niz jej siostry. Od razu stala sie gwiazda pierwszej wielkosci. Stanowisko damy palacowej bylo dla niej tylko odskocznia, istota sprawy lezala w stano-377 wisku oficjalnej metresy krola na miare markizy Montes-pan albo nawet Maintenon za czasow Ludwika XIV. Odkad ksiezna de Chateauroux weszla do loza krola, odtad rodzina Nesles poczela kosztowac skarb panstwa miliony. Nie przestala wyplakiwac sobie oczu Maria Leszczynska, bowiem sprytem, cynizmem, nachalstwem kochanka krola przewyzsza wszystkie pozostale. Byla zachlanna ponad miare i, co gorsza, miala ogromny wplyw na krola. Legalna metresa stala na jednej plaszczyznie z ksiezniczkami krwi. Czym mogla sie zemscic biedna, nieszczesliwa Maria, nie mogaca pogodzic sie z obecnoscia oficjalnej metresy krola? No, chyba tylko tym, ze zmuszala pania de Chateauroux do dlugiego stania. Metresa bowiem nie miala prawa usiasc, jesli krolowa nie dala znaku przyzwolenia. W 1744 roku pani de Chateauroux zaczela sie mieszac do polityki. Nawet wyslanie wojsk francuskich przeciwko Hiszpanom krol konsultuje ze swoja metresa. Na front krol zabiera kochanke i odmawia tego zonie, ktora rowniez chciala mu w wyprawie towarzyszyc. Ludwik wyruszyl do Belgii, zeby zlikwidowac potezna enklawe Habsburgow. W 1743 roku zmarl kardynal Fleury i Ludwik XV, podobnie jak jego pradziadek po smierci kardynala Mazariniego, sam stal sie pierwszym ministrem. W dzien po zgonie Fleury'ego, podczas ceremonii porannego wstawania, oznajmil: "Panowie, oto widzicie pierwszego ministra". No coz, krol ma juz trzydziesci trzy lata, najwyzszy czas, zeby stac sie samodzielnym krolem. W lipcu krol i jego kochanka odpoczywaja po trudach wojennych w Metzu. Nie wychodzac z karety, pani de Chateauroux slyszy, jak zolnierze spiewaja sprosne piosenki o niej i krolu: 378 Rozbijemy Austriakow, Z nami krol i Chdteauroux, l gdy tamci walkewola, My dupczymy sie do woli. Albo: Zwyciezymy wroga, choc to potrwa, Bo dowodca naszym jest krolewska kurwa. Plakala w karecie i nawet kochac sie jej z krolem odechciewalo: "Za co mnie tak nie lubia zolnierze, co im zrobilam?". A nic. Tylko jesli wojowac, to wojowac, a nie burdel z wojaczki urzadzac. Zreszta dla kobiet na wojnie i na statku nie ma miejsca - tak rozumowal zwykly zolnierz... i mial racje. Przypomnijmy, co wyszlo z pochodu Karola VIII na Italie, gdy krol, uciekajac od zazdrosnej malzonki, wiodl ze soba ze dwa tuziny dam, wytrwalych prostytutek i markietanek, zeby pod kazdym krzakiem rozbijac oboz i lajdaczyc sie z nimi do upadlego. Po takich postojach z kazdym dniem waga krola zmniejszala sie, oczy gleboko zapadaly w oczodoly, a zolnierze zaczeli sie buntowac: "Gdzie my jedziemy? Na front czy na masowe jebanie? Jesli tak pojdzie dalej, do Italii dowieziemy nie krola-dowodce, a jego trupa". Usluchal krol zolnierzy, baby z wojennego taboru przegnal i wygral z Italia. A Ludwik XV? Co postoj, to rzuca lornetke na bok, przez ktora obserwowal ruchy wojsk nieprzyjaciela, i biegnie do karety, gdzie ze swymi wdziekami rozlozyla sie madame Chateauroux. I jak tu zwyciezyc, jesli krol nie o bitwie, a o pieprzeniu mysli? Nie, nie podobalo sie wojsku i Bogu takie rozpasanie sie na froncie. Zeslal na Ludwika XV straszna chorobe, nikt nie zna jej przyczyny, chociaz symptomy sa straszne -379 marnieje krol, spala sie w dzikiej goraczce i dni jego juz sa policzone. Blaga Boga, przysiega, ze juz nigdy zadna metresa sie nie zainteresuje, wroci na lono rodziny, do ukochanej Maryski, do osmiorga pozostalych dzieci, tylko no niech laskawy Pan Bog po raz ostatni mu wybaczy. Chateauroux, oczywiscie, wygnano. Jechala w niezdarnej karecie ze szczelnie zamknietymi oknami, nie baczac na lipcowy skwar. Lud sie domyslal, kto sie w niej kryje i obrzucal ja przeklenstwami, kamieniami i blotem. Po drodze do Paryza spotkala orszak krolowej, ktory akurat wyjechal ze stolicy. To Marysia Leszczynska spieszyla na pomoc umierajacemu mezowi. Przypadli do siebie, jak juz wiele lat tego nie czynili. Objela Marysia swego malzonka. Ten lzy leje, gotow na kolanach o wybaczenie prosic. Usluchal Pan Bog blagania kajajacego sie grzesznika, do goracych modlitw zony sie przychylil i nie pozwolil wykitowac w nieslawie Ludwikowi XV. Wyzdrowial, dzieki Bogu. No, teraz mozna smialo kontynuowac to, co bylo juz rozpoczete. Metrese do Wersalu wziac z powrotem, uprzednio na kolanach proszac wybaczenia. Ona sie dasa: "Co to za maniery takie niewersalskie? Najpierw wyganiac jak psa w zasranej karecie, z lecacymi w slad za nia kamieniami, potem blagac o powrot. Niechze Jego Wysokosc okresli sie w swych zachciankach: chce oficjalna metrese czy nie?". "Chce, chce!" - wrzasnal Ludwik XV. A jesli chce, to niech bedzie konsekwentny, i w ogole ostatni raz mu wybacza. Krol nozke zgrabna kochance, jak papiezowi, ucalowal, podarki sute, jakies tam posiadlosci, jakis tam palac, i nawet brylant Sansi obiecal Marysi odebrac i kochance podarowac. Ublagal wreszcie! Uf... *** 380 I powrocily do Wersalu czasy Ludwika XIV. Kwitnie instytucja metres zjedna krolowa w Wersalu - pania de Chateauroux. Dla niej organizuje krol polowania, dla mej bale, dla niej Wersal. Maria gdzies na uboczu leje lzy, czaszke Ninon Lanclos do siebie tulac i nawet boi sie pomyslec, co ja czeka w przyszlosci, jesli... jesli wszechmocna kochanka zechce prawowita krolowa z dworu przegnac i do klasztoru sunac? Czy malo takich przykladow na krolewskich dworach? Oto Piotr I, zakochawszy sie w kurwie Marcie Skawronskiej - litewskiej brance, pierwsza zone do klasztoru wygnal. Oto Katarzyna Braganza, bezplodna zona Karola II, z powodu lisa, ktory wlazl do jej lozka, dzien i noc drzy, bojac sie, ze wysla ja do klasztoru, albo zona Karola IX, majaca nieszczescie byc bezplodna, oczy wyplakala, swego cienia sie boi, talerza zupy nie moze spokojnie zjesc, w kazdej lyzce widzi trucizne jako nagrode za swoja bezplodnosc. Straszny jest los bezplodnych krolowych. Ale Maria przeciez rodzila, jedenascie razy. Czy to sa zarty? Za co wiec ja do klasztoru? Lecz takie obawy istnialy. Krol coraz grzecz-niejszy dla zony, lecz z szacunkiem sopli lodu. Mrozi to serce Marii. Jest ogromnie nieszczesliwa. Ale komu sie pozalic? Jak w przedluzajacym sie polskim serialu: nie ma komu. Z tatka Stanislawem Leszczynskim nieszczescie sie stalo i Maria siebie za to obwiniala. Po co ojcu posylala ten waciany szlafrok, w ktorym spalil sie. To nie ironia, to szczera prawda. Gdy zmarl August II i wielu chetnych kandydatow elektow na polskiego krola sie pojawilo, podal swoj niesmialy glos z dalekiej Lotaryngii osiemdziesiecioszescioletni ojciec Marysi, Stanislaw Leszczynski, lecz jego ziec, Ludwik X V, zywo zapal starca ostudzil. "Siedzielibyscie, papo, ze swoimi starczymi chorobami reumatyzmem i podagra w szlafroku 381 cicho u kominka i nie marzylibyscie o polskiej koronie". Corka Maria iojciec zbyt doslownie przyjeli slowa krola. Corka wyslala ojcu waciany, liliami wyszywany szlafrok, a Leszczynski, naciagnawszy go, poslusznie usadowil sie przy kominku, no i spalil sie od iskry, bo nieostroznie sie zdrzemnal. Nieszczesliwa czuje sie Maria. Dzieci jej zabrano, wywieziono setki kilometrow od Paryza, do klasztoru. Tam beda sie wychowywac bez matczynej milosci, bez troski ojca. Widzicie, ministrowi Fleury'emu nie odpowiadaly wydatki na nie, postanowil zaoszczedzic nieco na krolewskim budzecie za cene umieszczenia krolewskich corek w klasztorze. Corki na cale zycie, na zawsze, pozostana obce Marii Leszczynskiej i tylko jedna z nich wyjdzie za maz. Pozostale zostana nieszczesliwymi, zgryzliwymi starymi pannami, skutecznie psujacymi wszystkim krew. Natomiast udal sie syn Ludwik. Taki sam dewot jak jego matka, nie akceptowal trybu zycia ojca. Bardzo kochal matke, czesto z nia godzinami modlil sie w wersalskiej kapliczce. Pierwsza jego zona byla Maria Teresa, infantka hiszpanska, z ktora sie ozenil w 1745 roku. Wesele bylo huczne, hulano dziesiec dni. Byla to kobieta cicha, spokojna, sredniego wzrostu, cala biala i jasnowlosa, prawie albinos, miala nawet biale brwi. Taka sobie biala myszka. Ale delfin ja kochal. I to bardzo. Chociaz dworzanie mowili o niej, ze jest "szpetna i glupia". Mlodzi opinia dworakow sie nie przejmowali, po prostu sie kochali i na balach tanczyli wylacznie ze soba. Ubierala sie olsniewajaco. Jej suknie byly dzielami sztuki. Prosze sobie wy-382 obrazic fioletowy aksamit, a po nim, jak po bajecznym polu, rozsypane bukiety z perel. Na glowie nosila dwa najcenniejsze diamenty - "Sansi" i "Regent". To Marysia Leszczynska przekazala w darze swej synowej wersalskie klejnoty. Czesto uczestniczyli w roznych balach i maskaradach, prawie zawsze w tych samych kostiumach. Ona przebrana za kwiaciarke, on w stroju ogrodnika. Niedlugo jednak trwalo malzenskie szczescie. Po niecalym roku wspolzycia siedemnastoletnia zona umarla podczas porodu, dziecko rowniez zmarlo. Za dwa lata ozeniono delfina po raz drugi. Tym razem z Niemka z domu saskiego, a dokladnie z corka polskiego krola Augusta III. Byla brzydka, lecz madra i inteligentna. Nie zwracajac uwagi na awersje meza do siebie, potrafila zmusic go do pokochania jej szczera i oddana miloscia. Byla to zasluga jej charakteru. Nigdy nie wszczynala awantur, a widzac, ze maz jej nienawidzi i po nocach placze po utracie pierwszej zony, glaskala go, ocierala lzy i dzielila z nim jego rozpacz. Co za madra kobieta, odrzucajaca tak naturalna u pan zazdrosc! Wielu malzenskich nieszczesc i rozpadow rodzin udaloby sie uniknac, gdyby zony byly tak wyrozumiale. Przez dziesiec lat urodzila mezowi az osmioro dzieci i w odroznieniu od swej tesciowej Marii Leszczynskiej, ktora rodzila prawie same dziewczynki, Maria Jozefina rodzila prawie samych chlopcow. Sposrod nich az trzech bedzie krolami Francji: Ludwik XVI, Karol X i Ludwik XVIII. Maria Leszczynska nachwalic sie nie mogla swojej drugiej synowej: mila, ukladna, dobra katoliczka, kocha swego meza i regularnie rodzi mu dzieci. Narodzi w sumie pieciu synow i trzy corki. Troje umrze: corka i dwoch synow. Zyja z mezem bardzo zgodnie. Lecz zanim to nastapi, taka rodzinna idylla, Pepi, jak nazywala ja Maria Leszczynska, 383 bedzie musiala przezwyciezyc niechec meza do siebie. Szczegolnie pamieta Maria Jozefina swa noc poslubna. Maz, odwrocony do niej plecami, cicho szlocha po utracie pierwszej zony. A nastepne noce: on z glowa przykryta koldra, ponury i milczacy, nie znalazl najmniejszego dobrego slowa dla drugiej zony. Lecz Maria Jozefina byla madra dziewczyna. Doskonale wiedziala, ze tylko nieludzka cierpliwoscia, niesamowitym oddaniem i pokora moze zawojowac uczucia swego meza na tyle, zeby zapomnial o pierwszej zonie, pokochal druga, tak samo brzydka i niezgrabna, lecz o zlotym sercu. O tym wiedziala Maria Leszczynska, dla ktorej Pepi byla oczkiem w glowie. Marii Jozefinie udalo sie to, co nie udalo sie jeszcze nikomu w Wersalu. Zyla w dobrych stosunkach ze swymi szwagierkami: Henrietta, Adelajda, Zofia, Wiktoria i Luiza. Nazywano je partia dewotek i ta partia bezwzglednie zaakceptowala zone swego brata. W 1751 roku Pepi urodzila pierwszego syna, ksiecia Burgundzkiego. Porod nastapil niespodziewanie. Pepi zle obliczyla termin, bole chwycily ja na wersalskich schodach wowczas, gdy dworzanie z krolem spacerowali po ogrodzie. Pepi, nieprzytomna z bolu, krzyknela: "Krola i ministrow, szybko, do mej sypialni!". Przeciez obowiazkiem czlonkow krolewskiej rodziny byl publiczny porod. W obecnosci ogromnego tlumu. Nie daj Boze, by zaczeto watpic, ze nastepce tronu podmieniono. Szybko pobiegli po krola, a tymczasem Maria Jozefina blaga wychodzacego z jej lona noworodka: "Nie, nie, jeszcze nie wychodz, poczekaj na przybycie swiadkow". "Och, Wersalu, Wersalu, duzo porodow odbywalo sie w tych scianach, a scenariusz prawie zawsze byl ten sam: ktos blaga, zeby noworodek poczekal z przyjsciem na swiat-ksiezna de Berry, corka Filipa Orleanskiego regenta, Ma-384 ria Jozefina, a nawet Anna Austriaczka, w ktorej asyscie przy porodzie bylo szczegolnie duzo ludzi, tak ze krolowa, zagryzajac wargi do krwi, tlumila krzyki bolu, bo wstydzila sie przy ludziach krzyczec. Pozniej przy pierwszym porodzie Marii Antoniny historia sie powtorzy. Tylko tym razem bylo mniej ministrow, a wiecej paryskiego ludu i nawet przekupki wlazly na okna i, gryzac sloneczniki, dyskutowaly o cierpieniach krolowej. Niesmialy i malo energiczny Ludwik XVI tym razem przejawil zdecydowanie, ktore zdumialo wszystkich. Widzac, jak zona dusi sie z braku powietrza, szyb-iko otworzyl okna i nie baczac na etykiete, przegonil wszystkich gapiow z pokoju krolowej. Przekupki ze slonecznikami w ustach psioczyly: "Widzieliscie go! Lud przegnal. A kto poswiadczy, ze nie bekart sie urodzil?". Syn Pepi, z takim trudem rodzony, umrze, majac dziesiec lat, na gruzlice kosci. Drugi syn rowniez umrze - na koklusz i dopiero trzeci, ksiaze de Berry, stanie sie delfinem Francji i przyszlym Ludwikiem XVI. W miedzyczasie zmarla, majac dwa lata, corka delfina, syna Ludwika XV z pierwszej zony, ktora przyczynila sie do s'mierci matki. Wszystko, co laczylo delfina z pierwsza zona, zmarlo smiercia naturalna. Wspomnienia sie skonczyly. Delfin pokochal druga zone i bedzie to bardzo udane malzenstwo, w ktorym nie bylo zdrad i dwuznacznosci. Delfin byl bardzo pobozny, te ceche odziedziczyl po matce, ktora go kochala bardziej od corek i byla bardzo duchowo z nim bliska. Natomiast z ojcem stosunki delfina byly bardzo zimne. Syn nie ukrywal niecheci do metres ojca, ganil go za rozpustne zycie i bardzo ubolewal nad cierpieniami matki. Jak to sie stalo, ze delfin nagle zachorowal? Maria Jozefina najpierw zauwazyla, ze jej otyly maz nagle 385 zaczal chudnac. Zbyt pozno lekarze zrozumieli, ze to nie od zdrowego trybu zycia, jak myslano na poczatku, tak gwaltownie waga delfina poszla w dol, tylko z powodu gruzlicy, ktora zabrala takze markize Pompadour. A gdy zrozumieli i zaczeli leczyc delfina oslim mlekiem i swiezym powietrzem, bylo juz za pozno. Suchoty calkowicie owladnely jego organizmem. Szybko odprawiono dzieci delfina z niezdrowego Wersalu do bardziej zdrowego Medoun, a Maria Jozefina, nie baczac na zaraze, zaczela pielegnowac meza. Bezgranicznie oddana Pepi dzien i noc spedzala u jego loza, a on, widzac jak dwor i krol wybieraja sie do Fontainebleau, ze smutkiem powiedzial: "Czas na mnie. Musze odejsc z tego zycia, przeszkadzam dworowi wyjechac na odpoczynek". Zmarl w wieku trzydziestu pieciu lat ten bezbarwny, przecietny syn krola, z ktorego madra i oddana zona wyplenila cechy impulsywnosci, porywczosci, rozdraznienia i przeobrazila we wzorcowego czlowieka, meza i ojca. Straszny to byl cios dla Marii Leszczynskiej. A jeszcze straszniejszy dla Pepi. Calymi dniami calowala przedsmiertna koszule meza, w nocy kladac ja pod poduszke. Szaleja krolowe na wiesc o smierci meza, nieraz w doslownym znaczeniu. Czyz nie wozila kastylijska krolowa Joanna Szalona przez dwa lata zabalsamowanego trupa swego meza Filipa Pieknego po nierownych drogach Kastylii. Zatrzymywala sie na noc wylacznie w meskich klasztorach, obejmowala i namietnie calowala trupa meza, ktorego kladla sobie do lozka? Angielski Henryk VII, ktory mial zamiar ozenic sie z ta szalona wdowka, zaniechal tego, przestraszywszy sie, ze i jego trup bedzie poddawany tej mrocznej procedurze. Po uplywie dziewieciu miesiecy od smierci meza Pepi rowniez umrze. Na temat jej smierci nie ma jedno-386 znacznego zdania: zarazila sie od meza, pisza jedni biografowie, inni twierdza, ze zostala otruta. Charakterystyczne jest to, ze pewnego razu, po wypiciu filizanki czekolady, Pepi poczula sie zle. Natychmiast zawolala krola i oswiadczyla mu, iz zostala otruta. Po jej smierci Ludwik XV zazadal przeprowadzenia sekcji zwlok. Dwudziestu jeden lekarzy bylo obecnych przy tej procedurze i wszyscy zgodnie protokolarnie stwierdzili, ze sladow trucizny w organizmie nie znaleziono. Piecioro dzieci Marii Jozefiny zostalo sierotami. - L V Aarkiza Pompadour i jej Wersal Markizy jeszcze w Wersalu nie ma. Jest w nim znudzony Ludwik XV z jego melancholia i nieszczesciami, ktore lawina zwalily sie na niego: smierc de Chateauroux, smierc zony i smierc tej, ktora przez cale zycie nazywal mama -jego ukochanej Vintedour. Za co tyle nieszczesc naraz? Krolowi trudno im podolac, jest tez czlowiekiem, odczuwa dzika samotnosc i blaga Boga, zeby zeslal mu nowa rozrywke, nowa kochanke, przelotne milostki nie bardzo go satysfakcjonuja, potrzebuje stalej kochanej faworyty. Najlepiej, zeby nia stala sie madame Etoilles, zamezna, co prawda, dama, lecz Ludwik XV juz mogl odczuc jej czar, jej urok, jej pieknosc, jej wyksztalcenie i dowcip. Skad wziela sie taka doskonalosc? Zapewne nie z wersalskich scian. Z prowincji, niestety. Ta doskonalosc nie nalezala do arystokracji. Ludwik XV musi szybko zmienic etykiete dworska, ktora nie pozwala, by damami dworu byly kobiety podlego stanu. Madame Etoilles pochodzila z mieszczanskiej rodziny i, wstyd nawet o tym pomyslec, z matki polprostytutki i ojca, ktorego wyrzucono za dlugi z Francji, czy sam z niej uciekl, niewazne, wazne natomiast, ze pani la Motte niezbyt cnotliwie podczas jego nieobecnosci sie prowadzila. Miala licznych kochankow. W salonach Paryza jej nie przyjmowano, gdyz byloby to dla nich ujma. Miala dziewiecioletnia urocza corke, ktorej wrozka, majac nadzieje na sute honorarium, przepowiedziala, ze stanie sie kochan-388 ka krola. Dziewcze te przepowiednie wzielo do serca i usilnie przygotowywalo sie do tej roli. Jaka powinna byc faworyta krola? Sama uroda i seksapil to za malo. Potrzebne sa maniery damy, wyksztalcenie, umiejetnosci muzyczne i taneczne, znajomosc literatury i jezykow oraz umiejetnosc konwersacji. To obiecal dac malej Je-Janne Antoinette Poisson kochanek jej matki, porzadny czlowiek, ktorego warto nazywac wujkiem, chociaz byc moze byl jej ojcem. Nazywal sie de Tournehem, w przeszlosci ambasador w Szwecji. Zaczeto uczyc dziewczyne wszystkiego od razu u najlepszych paryskich nauczycie-lli. A poniewaz byla inteligentna oraz pojetna i przyswiecal jej wiadomy cel, uczyla sie chetnie i ze znakomitymi wynikami. Gdy po pobycie w klasztorze urszulanek i naukach u paryskich lektorow, Jeanne Antoinette, majac osiemnascie lat, pojawila sie w paryskich salonach, te wrecz oniemialy od takiej doskonalosci. Co prawda, musiala uczeszczac tam sama, gdyz matki ze wzgledu na jej konduite tam nie wpuszczano. Ani pani Goffryn nie wpuscila jej do swego salonu, gdzie bywal przyszly krol Stanislaw Poniatowski, ani pani Webroun, w ktorej salonie bywali literaci i filozofowie, prowadzac dyskusje o sensie zycia, w ktorych brala zywy udzial mala Jeanne Antoinette. A biedny krol w tym czasie umiera z nudow i nie domysla sie, jaka doskonalosc rozkwita mu pod nosem, gotowa zmiesc te nude, jak zeszloroczny snieg. Lecz szczescie nie przychodzi do Jeanne Antoinette, ktora nie ma zadnej okazji, aby spotkac krola. Matka madrze jej radzi: wychodz za maz, nie czekaj na realizacje przepowiedni, bo mozesz zostac stara panna. Poczciwy kochanek jej matki wydaje osiemnastoletnia "siostrzenice" za swego siostrzenca d'Etoillesa, zacnego czlowieka, bogatego, chuderlawego i nader niskiego wzro-389 stu. Otrzymala mloda zona mieszkanie, a nawet caly dom w Paryzu i piekna wiejska posiadlosc Etoilles nieopodal miejsca, gdzie krol mial zwyczaj polowac. Teraz otwiera sie przed nia realna szansa zobaczenia krola. Lecz nad cnota krola czuwa madame Chateauroux i nie pozwala krolowi zamienic nawet slowa z pania d'Etoilles, gdy ta przejezdza pare razy w swym rozowym faetonie obok karocy krolewskiej, starajac sie pokazac jak najwiecej przez okno powozu. "Jaka ta pani jest piekna" -szepcza damy, a biedny krol nie moze spojrzec w strone rozowego faetonu, pani Chateauroux nie pozwala. Potem te przypadkowe spotkania ustaly. Jeanne An-toinette zajeta jest porodami. Syn sie urodzil dokladnie dziewiec miesiecy po slubie, zmarl po trzech latach, potem przyszla na swiat corka Aleksandryna, a potem, potem... Chateauroux zmarla i przed Jeanne Antoinette znowu otworzyla sie szansa, ze zostanie zauwazona przez krola. Tak. Krol nie zapomnial o damie z faetonu. Przyslal jej osobiste zaproszenie na bal w Wersalu. No i jak tu nie przyjsc? Toaleta dokladnie obmyslona. Bal byl maskarada i Jeanne Antoinette przebrala sie w stroj pasterki. Prawda, niektore zrodla biograficzne uparcie twierdza, ze za Diane, boginie lowow, lecz trudno nam w to uwierzyc. Jeanne Antoinette Poisson d'Etoilles starala sie byc skromna i zbytnio nie epatowac krola, ktory przeciez lekal sie kobiet zbyt wyzywajacych. Sam krol byl przebrany za cisa - zielone drzewo, w tym kostiumie bylo mu goraco i niewygodnie. Musial szybko go z siebie zrzucic. Bal odbyl sie 24 lutego 1745 roku z okazji ozenku jego syna, szesnastoletniego delfina, z mloda hiszpanska infantka Maria Teresa. Znamienna data, bowiem od niej nalezy liczyc czas krolowania w Wersalu markizy Pom-390 padour. Nie od razu to nastapilo. Beda jeszcze inne bale, tajne spotkania pani d'Etoilles z krolem w wynajetych mieszkaniach i nawet na ratuszu, lecz ten pierwszy bal na zawsze pozostal mu w pamieci. Krol byl oczarowany pasterka, nie rozstawal sie z nia na balu. Naturalnie, ze rozpoznal w niej dame z rozowego faetonu. Prawdopodobnie doszedl do wniosku, ze los sam go zmusza do dokonania wyboru. Wybor zostal dokonany. Po trzech dniach, podczas drugiego spotkania, pani d'Etoilles oddala mu sie z calym zarem stesknionego serca. Krol byl oszolomiony, oczarowany, zwyciezony. "To nie na dlugo -szeptali dworacy - to tylko milostka, ktora szybko minie. Przeciez nie wprowadzi krol do Wersalu mieszczki?". To bylo niemozliwe, nie do pomyslenia. Rozne upadki znal Wersal. Ale zeby na tak haniebna skale? No tak, krol ma problemy. Leka sie takiej rewolucji, zeby w Wersalu jako oficjalna metresa zamieszkala mieszczanka d'Etoil-les. Lecz jesli ma predyspozycje na ksiezniczke pierwszej klasy? Jesli wyksztalceniem, uroda, manierami niczym nie rozni sie, a nawet przewyzsza rodowite prin-cessy krolewskiej krwi? A do tego niezmiernie dogadza krolowi w seksualnych uslugach, tak jest urocza w swej inteligentnej rozpuscie, tyle w cielesne akty wnosi etyki, piekna, gracji, uczucia, ze nie sposob tego nie docenic. Krol wiedzial, ze takiej dostojnej metresy i kochanki nie znajdzie w calej Francji. Wprowadzil pania d'Etoilles do Wersalu, pozwolil jej zajac apartamenty de Mailly, a potem Chateauroux i szybko nadal jej tytul markizy (znacznie pozniej uczyni ja ksiezna). W naszym swiecie wszystko mozna kupic i sprzedac: milosc, grzechy, tytuly i zabojcow. Swiat handlu jest wieczny, nie zmienia sie z biegiem czasu. 391 *** A co na to wszystko maz pani d'Etoilles? Czy spokojnie pozwolil zonie odejsc z rodzinnego gniazda, w ktorym zostawila go, niezmiernie ja kochajacego, i dziewieciomiesieczna coreczke Aleksandryne? Maz, niczego nie podejrzewajac, w bardzo dobrym nastroju wracal z Prowansji, gdzie przebywal w sprawach sluzbowych. Myslal o tym, jak wejdzie do domu i wezmie uteskniona zone w ramiona. Oniemial z wrazenia, zony w domu nie bylo. Pobiegl do jej rodzicow. Matka udawala, ze nie slyszy, o co pytaja ziec, a ojciec, palac fajke, ponuro oswiadczyl: "Kurwa stala sie twoja zona". "Co, co?" - nic nie rozumiejac, indagowal maz. Jak to kurwa? Gdy wyjezdzal, zona byla porzadna, meza nie zdradzala, a po niecalych dwoch miesiacach jego nieobecnosci zona stala sie kurwa? Jak to mozliwe? "Mozliwe - powiedziala wreszcie, doszedlszy do siebie, jej matka. - Mej corce przez cale zycie przyswiecala misja sluzenia krolowi swym cialem, tak jej wy wrozyla wrozka". Notabene, drogi czytelniku, gdy markiza Pompadour stala sie wladczynia Wersalu, o tej wrozce nie zapomniala. Istnieje dokument, ksiega finansowych zapiskow markizy, w ktorej czarno na bialym zostalo napisane: "Pani Lebon, za: to, ze przepowiedziala mi, kiedy mialam dziewiec lat, ze zostane kochanka krola, szescset liwrow". Uslyszawszy, ze nadprzyrodzone sily zniszczyly jego malzenstwo, maz zemdlal. Ocucony, zaczal krzyczec, rzucac sie i grozic, ze zabije krola, cale szczescie, ze komisarza policji w poblizu nie bylo, siedzialby wtedy pan d'Etoilles dlugie lata w Bastylii. Potem troche sie uspokoil, napisal list do zony, blagajac ja o powrot do domu. Cos w rodzaju tradycyjnego: "Wroc, ukochana, ja wszyst-392 ko ci wybacze" -jak spiewa sie we lzawych romansach. Potem te listy podrze, pobiega po pokojach w furiackiej desperacji, az nareszcie wypoci bardzo krotki i nader wyrazny list prawie monosylabiczny: "Jeanne Antoinette, wracaj. Tu twoj dom. Tu twoje dzieci. Ja jestem twym mezem. Wracaj do nas". Odpowiedziala: "Nie wroce i do konca swego zycia bede z krolem. Takie zycie przeznaczyl mi Bog". Na Boga, samego Boga wmieszala do swych alkownianych sprawek! Czy to nie bluznierstwo? Wuj de Tournehem, ktorego kariera ulegnie gwaltownemu przyspieszeniu, gdy jego podopieczna stanie sie gospodynia Wersalu, wyperswaduje panu d'Etoilles zdrozne mysli o powrocie zony. Musial sie pogodzic ze swym polozeniem slomianego wdowca. Nie bylo jeszcze w swiatowej historii faktu, zeby panujacy odsylali pod naciskiem mezow ich zony z powrotem. Ludwika XV rowniez nie bylo stac na taki precedens. Kiedys ktos, kto lubi grzebac sie w ludzkich duszach, napisze moze o porzuconych mezach, ktorym krolowie odebrali zony. Bedzie to nie lada psychologiczne studium, obarczone wielkim bagazem cierpien ludzkich. Bywalo i tak bowiem, ze mezowie-rogacze z mieczem rzucali sie na krolow, lecz zywota ich rzadko pozbawiali. Wszystko konczylo sie tradycyjnym rozplynieciem po kosciach bolu zdrady. Markiza Pompadour wkrotce oficjalnie oglosi separacje z mezem. Przyzwoiciej bylo dumnie nosic tytul me-tresy krola. Jeszcze pokaze list meza krolowi i wszyscy biografowie, jak jeden maz, zawyja w dzikim zachwycie -jakiz ten krol jest szlachetny! Do Bastylii meza madame d'Etoilles nie wyslal, westchnal tylko i powiedzial: "Maz pani jest szlachetnym, porzadnym czlowiekiem". Czyzby rozczulil sie krol nad cudzym nieszczesciem? 393 Markiza Pompadour miala dwadziescia dwa lata, gdy przestapila progi Wersalu. Niegoscinne to progi. Doskonale wiedziala, ze wdepnela w gniazdo os, a te stworzonka ponoc kasaja do smierci. Jak mogla z rodowodem mieszczki wlazic w grono rodowitych arystokratow? Kazdy byl tym oburzony i skonfundowany. Krol w swej zapalczywej milosci do kurtyzany naruszyl ich prawa okres'-lone wersalskim kodeksem. To juz znacznie pozniej, po smierci markizy, krol przyzwyczai poddanych do demokratycznych zasad. W jego lozu przebywaly kochanki -prostytutki, sprzedawczynie sklepowe, takze niewiasty zajmujace sie szyciem. Lecz obecnie, gdy jeszcze swieze bylo wspomnienie po panowaniu znakomicie urodzonych metres Jasnie Slonca Ludwika XIV, dworzan ogarnal szok. Totez nic dziwnego, ze markiza miala wielu wrogow w Wersalu. Wstapila na bardzo grzaski grunt, w ktorym latwo bylo utonac. Ale markiza miala przemyslana strategie i glowe nie od parady. Po pierwsze, powinna w maksymalnym stopniu rozkochac w sobie Ludwika XV, zeby seksualnie stal sie od niej zalezny, by upajal sie jej miloscia niczym narkotykiem, bez ktorego narkoman obejsc sie nie moze. Po drugie, zjednac sobie krolowa Marie Leszczynska. Po trzecie, utworzyc swoja partie z ludzi uczonych, artystow, filozofow, pisarzy, malarzy, ludzi sztuki i przeciwstawic sie opozycji, gotowej czym predzej wykurzyc ja z Wersalu. Zakasawszy rekawy swej bufiastej sukni, z werwa i pasja zajela sie realizacja swego planu. Nimfomanka nie byla, gorzej, byla zimna jak ryba. O takich kobietach mowia, ze sa ozieble. Markiza byla nader oziebla. Lecz krol nie musi o tym wiedziec, jak nie musi takze wiedziec o tym, ze mecza ja uplawy i ta kobieca choroba jest bardzo dokuczliwa w milosnym lozku. Lecz te problemy byly jej tajemnica, 394 meznie i z samozaparciem grala role namietnej kochanki. Byla zdolna aktorka. Ludwik XV przez dlugi czas nie wiedzial, ze jego urocza kochanka jest zimna, ma awersje do seksu i dodaje sobie animuszu kilogramami hiszpanskich much. "Gdy stalam sie zimna jak zaba -wyznawala markiza jednej z palacowych dam - korzystalam z hiszpanskich much". Naturalnie, ze to szkodliwy srodek i nader niebezpieczny dla tych, ktorzy uzywaja go w duzych ilosciach. Przypomnijmy, za co wydalono z Francji markiza de Sade'a - czestowal damy cukierkami nadzianymi hiszpanskimi muchami. Damy ledwie uszly z zyciem, a de Sade'a obwiniono o przestepstwo i skazano na smierc. Marszalek Richelieu, najwiekszy libertyn tej epoki, idac na randke, nie zapominal nafasze-rowac sie tym paskudztwem. Krol, naturalnie, o niczym nie wiedzial. Olsnienie przyjdzie za dziesiec, pietnascie lat, gdy zrozumie, skad czerpie milosny zapal jego zimna jak ryba kochanka. Gdy krol stal sie seksualnie zalezny od markizy Pompadour, zadne zlosliwe podszepty dworzan nie byly juz jej straszne. Pierwszy punkt programu zostal wykonany. Drugi - to zjednac krolowa. Z takim samym zapalem markiza wziela sie za jego realizacje. Trzeci, to organizowanie swojej partii, salonu uczonych, artystow i literatow. Z pomoca przyszly pieniadze krola. Teatry, balety, teatralne przedstawienia, literackie wieczory sypaly sie jak z rogu obfitosci w odnowionym i odswiezonym Wersalu po smetnych rzadach Maintenon. Wersal stal sie wesoly i bardzo przyzwoity. Rubasznosc, liberty-nizm, wulgarnosc epoki regenta zniknely bez sladu. Wersal bawi sie w intelektualizm, goszczono w nim Woltera, placac mu bajeczne kwoty, temu wiecznemu nedzarzowi i hipokrycie, otrzymujacemu stala pensje i od Katarzyny 395 Wielkiej, i od Stanislawa Augusta Poniatowskiego, skadinad biednego krola, pograzonego w milionowych dlugach. Chytry staruszek marszczyl swe genialne czolo i szyderczo usmiechal sie z glupoty swiata, tak ochoczo lozacego na jego utrzymanie. Oglada, gracja, wykwint-nosc zagoscily w Wersalu. Nielatwe zadanie stalo przed markiza Pompadour -musiala zdobyc Wersal. Ten Wersal, ktory z pogarda odnosil sie do wszystkich mieszczuchow, do ktorych markiza nalezala i ktory uwazal te spoleczna kategorie ludzi za o wiele nizsza od siebie i nie ukrywal swej dezaprobaty. Jak przebic ten betonowy mur? Czy wystarczy tylko osobisty czar, staranne wyksztalcenie, wiedza, umiejetnosc dyskutowania? Tego bylo za malo, zeby stac sie krolowa Wersalu, a przeciez takie zadanie postawila przed soba markiza. Drogi czytelniku, trzeba chylic czolo przed ta rozwazna niewiasta. Postepowala inaczej niz wszystkie dotychczasowe krolewskie faworyty, pomijajac, oczywiscie, de La Valliere. Tamte zadzieraly z krolowymi, ponizaly prawowite malzonki krolow, wywyzszaly sie, wrecz szydzily z nich. Inaczej postepowala markiza Pompadour. Panowanie w Wersalu zaczela od zdobycia przychylnosci Marii Leszczynskiej. Nielatwe to bylo zadanie. Biedna krolowa, tak szyderczo wysmiewana przez madame Chateauroux, ktora przez dwa lata rzadzila w Wersalu, czula a priori uraz do kochanek meza. Markiza doslownie stawala na glowie, zeby zjednac sobie krolowa. "Polubcie mnie, Wasza Wysokosc, za to, ze spie z waszym mezem" - no nie, tak cynicznych slow markiza nie powiedziala. Byla dyplomatka, Maria sama musi to zrozumiec. Zaczela posylac Leszczynskiej kwiaty. A gdy pewnego razu krolowa i kochanka znalazly sie podczas polowania w Fontainebleau w tym samym palacu, tylko w roznych apartamen-396 tach, to pierwsze, co zobaczyla Maria Leszczynska, gdy weszla do pokoju, to kwiaty, ktorymi pokoj byl doslownie zasypany. To markiza ogolocila swa oranzerie, zeby ozdobic pokoj krolowej. Kazala odnowic jej apartamenty w Wersalu, sama Maria bala sie prosic o to krola, chociaz pozlota z sufitu oblazla, a spala ona na zakurzonym lozu, niemilosiernie gryziona przez pchly. Gdy krolowa wrocila do Wersalu, byla mile zaskoczona, ujrzawszy swe odnowione apartamenty i loze pokryte nowa tkanina z motywami religijnymi, tak jak lubila. Markiza doslownie nadskakiwala krolowej, byla niezwykle uprzejma i mila, starala sie we wszystkim jej dogodzic. Juz podczas oficjalnej prezentacji powiedziala krolowej ze lzami w oczach, ze najwazniejsze dla niej jest zasluzenie na laske Jej Wysokosci i wszystko zrobi, zeby tak sie stalo. Gdy Maria przegrala w karty ogromna kwote czterdziestu tysiecy liwrow i dlug spedzal jej sen z powiek, tym bardziej ze strasznie bala sie gniewu krola, markiza, dowiedziawszy sie o tych klopotach, przyczynila sie do tego, ze krol bez slowa dal krolowej przegrana kwote. Naturalnie, ze Maria Leszczynska, tak samotna w ogromnym Wersalu, tak zahukana, tak niewazna, nie znajdowala slow uznania dla markizy. Po raz pierwszy w dziejach Wersalu kochanka krola prawie zaprzyjaznila sie z krolowa, a ta nie odczuwala wobec niej najmniejszej zazdrosci. Lecz Maria dawno juz przestala byc kobieta. Otoczona armia jezuitow, dnie i noce pograzona byla w modlitwach. Czyz nie lepiej byloby dla tej szlachcianki o mentalnosci mniszki i bigotki wyjsc za maz za jakiegos polskiego szlachcica, narodzic dzieci i byc szczesliwa w swym skromnym bycie? O madame Prie, madame Prie, jaka pani niedzwiedzia przysluge oddala tej zahu-397 kanej niewiescie, nie stworzonej do panowania ani do blyszczenia na dworze. Jakze to przykre byc posmiewiskiem dworzan, zmuszac biografow, by ci z lupa w reku wyszukiwali jej pozytywne cechy i przekonywali swoje sumienie, ze nie byla zla krolowa, tylko dobra i milosierna. Nasuwa sie w tym miejscu analogia do laskawych panow, ktorzy zobaczywszy brzydka kobiete, uspokajali swe sumienie, mowiac, ze "ma ladne oczy". Krowa tez ma ladne oczy. Duze i smutne. Pod tym wzgledem te dwa stworzonka sa do siebie bardzo podobne. Rozsiewala dookola siebie Maria smutek, a on emanowal nieszczesciem. Straciwszy dwie corki, syna i jeszcze jednego syna, delfina, przygarbila sie, otulila czarnymi chustami, majac czterdziesci piec lat, wygladala jak staruszka. Krolowa Francji, ktora w samotnosci po dwanascie godzin na dobe kleczy z modlitewnikiem w reku; krolowa Francji, o ktorej biografowie, zwlaszcza Polacy, nie maja do napisania nic pozytywnego i wymyslaja niestworzone historie o jej malarskim talencie, bowiem akwarelki malowala; krolowa Francji tak nedzna intelektualnie, tak glupia... Czy warto, by olsniewajaca markiza Pompadour tak nisko chylila przed nia czolo, stawiajac na piedestal doskonalosci? Lecz markiza wiedziala, co robi. Krolowa, to byl tylko pierwszy schodek do pokonania na kretych wersalskich schodach. Chodzace nieszczescie, Maria Leszczynska, emanowala negatywnymi fluidami, zla bioenergia, ktora zabija czlowieka. Sporo klopotow dostarczaly jej corki, zwlaszcza Henrietta i Adelajda, ktore od pewnego czasu mieszkaly w Wersalu, powrociwszy z wieloletniego klasztornego pensjonatu. Henrietta przezywala niespelniona milosc do ksiecia Chartresa, stala sie smutna i przygaszona, Adelaj-398 da ze swym bujnym temperamentem hanbila krolewska rodzine, gdyz zaszla w ciaze z jakims nieznanym szlachcicem, ksiezniczke szybko wywieziono na wies, wrocila juz bez brzucha, lecz skandalu nie udalo sie zatuszowac, wszyscy w Wersalu wiedzieli o nieslubnym dziecku Adelajdy, a zlosliwcy podejrzewali, ze ojcem byl sam krol. Zbyt czesto bowiem przynosil do pokoju starszej corki kawe i zbyt dlugo tam pozostawal. Czemu tak nieostrozni sa krolowie? Czyzby nie wiedzieli, ze w plotkarskim Wersalu nawet z wlasnymi corkami trzeba rozmawiac przy swiadkach? Nie pocieszyla matki nawet corka Elzbieta Parmenska, uparcie nazywajaca siebie Luiza, chociaz juz jest jedna mniszka Luiza. Ta parmenska ksiezniczka postanowila ogolocic Francje: dwukrotnie wywozila na czterdziestu wozach mienie narodowe, nawet marmurowe schody. Wczesna wiosna 1768 roku krolowa poczula sie bardzo zle. Polozyla sie do lozka i juz nie wstawala z niego. Targana wyrzutami sumienia, straciwszy kochanego ojca i kochanego syna, zmarla 24 czerwca 1768 roku, doszczetnie wykrwawiona przez gorliwych lekarzy, ktorzy trzy razy dziennie puszczali jej krew. Ludwik XV stal sie wdowcem w wieku piecdziesieciu osmiu lat. aniach na krola Jak smial niegodziwiec, mieszczuch Damiens - porzadnie ubrany i o milej powierzchownosci - okazac sie takim zlodziejem, takim bandyta, takim lotrem, zeby podniesc reke ze scyzorykiem o ostrzu osmiu centymetrow na krola? Wyskoczyl, bestia, zza krzakow, gdy krol siadal do powozu, zeby jechac do swojej wiejskiej posiadlosci, gdzie na niego czekala markiza Pompadour z prawdziwym mlekiem od prawdziwych krowek, i wbil krolowi w plecy ostrze scyzoryka. Zabic tym instrumentem czlowieka bylo trudno, lecz przestraszyc latwo. Ludwik X V, smiertelnie przestraszony, zawyl: "Ratunku, umieram!". Zmieszany oprawca stal jak slup soli. Skopano go solidnie i wrzucono do wersalskiego wiezienia. Krola polozono do lozka, wezwano lekarzy, rana okazala sie niegleboka i niezagrazajaca zyciu, lecz krol drzal jak w febrze i ciagle powtarzal, ze rzecz nie w ranie, a w precedensie. Jego, takiego dobrego krola, takiego "umilowanego", probowano zabic, jakby byl kontrowersyjnym Henrykiem IV, na ktorego zamachy organizowano az dwanascie razy. Pokazywal na serce i mowil: "Tu boli". Odkrycie nie nalezalo do przyjemnych. Jego poddany tak palal nienawiscia do krola, ze usilowal go zabic! Niby dlaczego? Odpowiedzi na to pytanie udzielil paryski tlum. Dowiedziawszy sie o ranie krola, pobiegl do kosciola, stawiac swiece za jego wyzdrowienie i zamawiac w jego intencji msze, wykrzykujac: "Niech zyje krol!". 400 Lecz wsrod tych entuzjastycznych okrzykow mozna bylo uslyszec i takie: "Smierc markizie Pompadour!". Markiza slyszala te okrzyki ze swoich okien, msciwe i pelne nienawisci. Bardzo cierpiala z tego powodu. Znalazla sie w polozeniu nie do pozazdroszczenia. Krol steka w otoczeniu rodziny - kochanych dzieci i zony, ktora przybiegla w pospiechu, uslyszawszy o zamachu. Krol przyjal ja slowami: "Madame, zamordowano mnie". Maria Leszczynska nie wnikajac w tresc slow, zrozumiala jedno - odtad jest niepocieszona wdowa. Lecz potem zrozumiala, ze nieboszczycy przeciez nie mowia, nawet slabym glosem, i ucieszyla sie, ze maz zyje. A gdy rane zaczeto bandazowac, okazalo sie, ze jest taka malusienka, ze wieksza na nodze mial Damiens, ktorego rozjuszona straz skopala. Az wstyd zrobilo sie Marii za swego meza. A on, jakby intuicyjnie czujac, ze jego rozpacz jest nieadekwatna do rany, jeszcze raz powtorzyl: "Nie rana jest wazna, a sam fakt. Tu boli" - i znowu pokazal na serce. Markiza zaszyla sie w swych apartamentach i ze lzami zaczela pakowac manele. Jej panowanie skonczylo sie, jesli narod zyczy jej smierci i ja obwinia o zamach. Krol powrocil na lono rodziny. Ale nie spieszmy sie jednak z pochopnymi wnioskami. Malo to razy zdarzalo sie w zyciu Ludwika XV, ze wyganial metresy, przywolywal zone... do nastepnego powrotu kochanek. W rezultacie metresy nadal krolowaly, a Maria Leszczynska dawno juz stala sie okazjonalna siostra milosierdzia. Markiza, oczywiscie, zostanie w Wersalu. Gdy rana na boku krola troche sie zagoila, gdy poczul sie lepiej, histeria przeszla, znowu przywolal markize. Na szczescie nie ulegla emocjom i nie zdazyla wyjechac z Wersalu. Nic sie nie zmienilo, nadal bedzie tu krolowac. A paryskiemu ludowi, zadnemu jak lud Rzy-401 mu chleba i igrzysk, dostarczono rozrywki w postaci niezwyklej, bezprecedensowej nie tylko w historii Francji, lecz w historii swiata tortur i kazni Damiensa. Czytelnikow majacych slabe nerwy prosimy, by przekartkowali najblizsze stronice, a autorka zastrzega, ze nie ponosi odpowiedzialnosci za to, co wygrzebala w malo dostepnych archiwach na temat kazni Damiensa; biografowie epoki Ludwika XV na ogol to omijaja, obawiajac sie ujawnic tak wielkie okrucienstwo francuskiego sadownictwa w epoce Ludwika XV. Bylo to tak. Sledczy probowali dowiedziec sie, czy Damiens dzialal sam, czy tez zorganizowano na zycie krola spisek. Jego proces odbyl sie w Wielkiej Izbie Parlamentu, wypelnionej widzami, ksiazetami i parami. Odczytano wyrok i nawet najokrutniejsi zbledli. Byl on niewymownie okrutny:"Przed brama katedry paryskiej oprawca odbedzie pokute. Przywiezie sie go nagiego na taczce, ma na kolanach oswiadczyc, ze zdradziecko popelnil ohydny czyn, raniac krola nozem w prawy bok, czego zaluje i blaga o przebaczenie. Nastepnie zostanie na taczce przewieziony na plac de Greve i na szafocie bedzie szarpany kleszczami za piersi, ramiona, uda i lydki, trzymajac w prawej rece narzedzie zbrodni. Ta reka zostanie spalona kwasem siarkowym. Wszystkie rany powstale w czasie szarpania kleszczami i spalenia reki zostana zalane roztopionym woskiem, siarka i plonaca zywica smolna, nastepnie cialo bedzie rozerwane przez cztery konie, czlonki i glowa zostana spalone, a popiol rozsypany na cztery wiatry". Uff... Cztery godziny bedzie trwala kazn, jednak nie tak, jak zaplanowal sad. Znakomite damy przybyly z Wersalu, zaopatrzywszy sie w teatralne lornetki, w tlumie stal Casanova; 402 wkrotce po rozpoczeciu kazni nie byl w stanie wytrzymac okropnegowidoku, zatka uszy i zamknie oczy. Kat Sanson w towarzystwie szesciu pomocnikow przystapil do wykonania wyroku. Polozyli Roberta Damiensa na drewnianej klodzie, sciskajac tulow zelaznymi obreczami, pozostawiajac wolne rece i nogi. Jego prawa dlon przywiazano do metalowej palki. W dlon wlozono scyzoryk, tak malutki, ze prawie niewidoczny. Taka "grozna" bronia chcial zabic krola. Sanson cieniutka struzka lal na dlon Damiensa zracy kwas siarkowy. Cialo syczalo, skwierczalo, jak slonina na patelni i oddzielalo sie od kosci. Damiens nieludzko krzyczal. Publicznosc milczala w martwym bezruchu. Zblizyl sie nastepny kat, trzymajac w rekach ogromne, rozzarzone do bialego kleszcze, szarpnieciem wyrwal Damiensowi prawa sutke. Pomocnik kata, stojac obok, wlal w otwarta rane ciekly olow, zmieszany z siarka, woskiem i kipiaca smola. Kat takim samym mocnym szarpnieciem wyrwal Damiensowi lewa sutke. Pomocnik powtorzyl procedure wlewania olowiu do rany. Damiens juz nie krzyczal. Chrypial, oczy wylazly mu z oczodolow w strasznym cierpieniu, na ustach pojawila sie gesta, rozowa piana. Trzeba zrobic przerwe - powiedzial kat. - Moze nie wytrzymac bolu. Na pare minut kaci zostawili Damiensa. Podeszlo do niego dwoch ksiezy i podali mu krzyz do ucalowania. Na-bieglymi krwia oczami patrzyl na krzyz, nie rozumiejac, co chca od niego. Kawalki ciala, wyzarte kwasem, padaly z cichym mlaskiem na drewniane deski szafotu. Odpoczawszy, kaci przystapili do glownej czesci kazni -rozszarpania ciala Damiensa przez cztery konie. Od kazdego konia, stojacego po przeciwleglych czterech stronach, przeciagnieto sznury, do ktorych przywiazano rece i nogi skazanca. Poniewaz prawej dloni juz nie bylo... 403 sterczala tylko ogolocona kosc, sznur przywiazano nieco wyzej przegubu reki. Dano znak woznicom. Konie wolno ruszyly, kazdy w innym kierunku. Konczyny Da-miensa, trzeszczac, wyrwane zostaly ze stawow, lecz nie oderwaly sie od tulowia. Woznice otarli pot z czola i zaczeli procedure od nowa. Z tym samym skutkiem. Konczyny trzeszcza, lecz nie oddzielaja sie. Woznice klna siarczyscie. Damiens otwiera oczy. Szepcze: "Nie mam wam tego za zle". Przyprowadzono jeszcze dwa konie. Przywiazano sznurami do konczyn. Konie ruszaja. Konczyny prawie odrywaja sie od tulowia, lecz jakas niewidzialna sila, obalajac elementarne prawa fizyki, tulow jak na niteczce trzyma konczyny. Narod krzyczy, szlocha, niektore damy omdlaly. Casanova boi sie otworzyc oczy. "Sily diabelskie trzymaja go" - rozlega sie w tlumie. Juz dwie godziny trwa egzekucja, szesciu katow i szesc koni biedzi sie bez efektu nad chudym, umeczonym, poranionym cialem Damiensa. Wyroku nie sposob wykonac. Jakas nieludzka sila trzyma cialo i nie pozwala na cwiartowanie. Kat Sanson przerywa egzekucje. Prosi przedstawiciela parlamentu o pozwolenie naciecia nozem sciegien Damiensa, zeby koniom ulatwic zadanie. Ten nie zgadza sie. Nadchodzi zmierzch. Okolo czterech godzin trwa egzekucja, a wyrok nie zostal wykonany. Sanson jest przerazony. Tymczasem czlonek parlamentu porozumial sie ze zwierzchnikiem, ktory zezwolil nadciac cialo Damiensa. Sanson i jeden z jego kolegow za pomoca ostrych nozy tna cialo od pachwin az do krzyza i w ten sposob rozdzielaja miesnie oraz nerwy. Taka sama operacje wykonuja pod pachami. Cali zalani krwia odchodza na bok, miazge, ktora byla cialem Damiensa, przywiazuja sznurami do koni. Damiensa juz nie ma. Sa tylko jego oczy. Oczy pelne straszliwego bolu, dziko 404 i osadzaj aco spogladaly na katow, zadne przeklenstwo nie wyrwalo sie z jego posinialych ust. Milczal. Dano znak woznicom - konczyny oderwano. Ale kadlub zyje! Dyszy! Kadlub bez konczyn, lecz z glowa chce cos powiedziec. Nawet piers jego wznosi sie konwulsyjnie. Ka-^ci wyswobadzaja cialo Damiensa z obreczy i wrzucaja w palace sie ognisko, w ogromny stos ulozony z siedmiu wozow drewna. Ostatni raz mignelo wiszace na zylce oko i zniknelo w skwarze i dymie. Kaci rzucaja do paleniska odciete konczyny Damiensa. Gdy spalano wedlug rzymskiej tradycji Oktawiana Augusta na stosie, z plomieni wylecialy orly i poszybowaly do nieba. "Duch wielkiego cesarza unosi sie do bogow" -wrzeszczal lud, nie podejrzewajac, ze ta mistyfikacja jest dzielem Liwii, zony Oktawiana Augusta. Gdy po nieludzkich cierpieniach spalano cialo Damiensa, towarzyszyly temu przeklenstwa ludu. Widowisko jawnie sie nie udalo. Zamiast wiwatow dla krola narod wyrazal swoje zwatpienie, czy tak drobna rana warta byla tak nieludzkich cierpien. Kronikarze zanotowali: "Zadna rana zadana innym krolom nie byla tak drobna i zadna kara nie byla tak okrutna". "Kazn Damiensa to plama na honorze Francji" -podsumowal Jan Jakub Rousseau. *** Markiza pozostala w Wersalu. Zaczela rzadzic jeszcze zuchwalej, jeszcze pewniej. Postanowila zniszczyc swych wrogow, doprowadzic do ich dymisji. Bylo ich dwoch: d'Argenson, ktoremu podlegala policja, i straznik pieczeci Machault. Pierwszy narazil sie markizie w milosnej aferze z Charlotta de Romanet, drugi tym, ze nalegal, by wydalic markize po zamachu Damiensa na 405 krola. Krol, nieco znuzony ciagla niedyspozycja markizy (poczatki gruzlicy dawaly o sobie znac), potrzebujacy wedlug slow pani Sevigne "swiezego kobiecego miesa", zwrocil uwage na ladna mezatke, dziewietnastoletnia Charlotte de Romanet, bratanice madame d'Estrades, ktora byla kuzynka markizy Pompadour i gdy szybko trafila do Wersalu zmienila swoje uczucia: od uwielbiania markizy do absolutnej do niej nienawisci. Na razie ukrywala swa chec wyrzucenia markizy z Wersalu, co stalo sie celem jej zycia. Skumala sie z panem d'Argenson i zrobila go swym kochankiem. W zgodnym sojuszu kochankowie uknuli intryge, majaca na celu usuniecie markizy. Jak to mozna bylo zrealizowac? Tylko w jeden sposob, spowodowac, zeby krol, zadny seksu i milosnych uciech, zakochal sie w innej kobiecie. Zauwazywszy, jakim pozadliwym okiem spoglada na Charlotte de Romanet, madame d'Estrades przestala palcami wyjmowac krolowi pestki z czeresni i zaczela ja pouczac, jak nalezy omotac krola. Mimo iz Charlotta byla w ciazy, z radoscia przyjela propozycje stania sie krolewska kochanka i dala sie wciagnac w intryge. Madame d'Estrades i jej kochanek d'Argenson robili wszystko, zeby zorganizowac Char-lotcie intymne spotkanie z krolem w jego apartamentach. Wyznaczono date i godzine. Krol niecierpliwie oczekiwal na swa oblubienice, a ona, wyszkolona w milosnej sztuce przez pania d'Estrades, niczym prostytutka z dobrego burdelu, pachnaca mydlem i perfumami, w przepieknym neglizu, cala drzaca, bo zdrada meza to jednak przezycie, stoi przed krolewskimi drzwiami. Madame d'Estrades po raz ostatni dokladnie ja obejrzala, pomacala brzuch, trzymiesiecznej ciazy nie widac, pchnela drzwi krolewskiego pokoju. Sama zas ze swym kochankiem d'Argensonem oczekiwala finalu w malym saloni-406 ku. Minelo kilka godzin, wreszcie drzwi sie otworzyly, Charlotta wlatuje uradowana, rozczochrana, w zmietej sukni. Krzyknela glosno: "Stalo sie, stalo sie. Krol trzy razy mnie posiadl" - oglosila dumnie i rzucila sie na szyje madame d'Estrades. D'Argenson rzeczowo zainteresowal sie, czy byla mowa o markizie Pompadour. "Oczywiscie -odpowiedziala pewnie Charlotta - krol obiecal mi, ze wyrzuci ja z Wersalu". Madame d'Estrades i d'Argenson czule sie objeli i pocalowali z radosci. No i istotnie, teraz krol cala uwage skupil na Charlot-cie. Spotkania obojga byly coraz czestsze, maz udawal, ze o niczym nie wie, czesto przebywal na inspekcjach poza Paryzem, milosna sielanka trwala, a Charlotcie coraz trudniej bylo ukrywac rosnacy brzuch. Ale ostatecznie... Ostatecznie przy odpowiednim sprycie mozna i te drazliwa sprawe zalatwic. Malo to rodzi sie wczesniakow? Dzielo meza mozna bylo zwalic na krola, tym bardziej ze Charlotta istotnie z mezem spac przestala, a on, swiadom sytuacji, zadowalal sie aktoreczkami z paryskiej Opery. "Jezyk moj, wrog moj" - to przyslowie odnosi sie do Charlotty. Upojona sukcesem, dumna ze swej roli drugiej markizy Pompadour, pokazuje kolezankom i znajomym listy milosne od krola. Niektorzy wscibscy dworacy odpisuja sobie ich fragmenty, ktore kraza po Wersalu, o czym nie wiedza ani markiza Pompadour, ani krol. Pewnego razu w goscine do Charlotty przyjechal bogaty kuzyn de Stainrille i jemu rowniez pokazala milosne listy krola. Pan de Stainrille byl poczciwym czlowiekiem, oburzyl sie na szkalowanie szacownej markizy, badz co badz dlugoletniej metresy krola, takze tym, ze dworacy nasmiewaja sie z listow milosnych krola. Postanowil przerwac szarganie majestatu. O wszystkim poin- 407 formowal markize, ktora zrezygnowana, siedzac w swoich apartamentach, plakala i znajdowala sie w skrajnej depresji. Wizyta Stainrille'a podzialala na nia jak dobry katalizator. Markiza postanowila dzialac. Udala sie do krola, nie czyniac mu wymowek, w zartobliwym i ironicznym tonie przedstawila sytuacje, jak to mala Cliarlotta pokazuje dworakom milosne listy krola, pozwalajac nawet przepisywac najbardziej pikantne momenty tej epistolarnej liryki i co wiecej, chwali sie przed wszystkimi, ze wkrotce zajmie miejsce markizy. Krol byl oburzony, zbulwersowany i zawstydzony. A gdy te trzy emocje lacza sie w jedno, milosc pryska jak kamfora. Na drugi dzien Charlotte i madame d'Estrades wydalono z Wersalu i Paryza. Szesc miesiecy pozniej Cliarlotta zmarla podczas porodu w wieku zaledwie dziewietnastu lat.No tak, intrygantka madame d'Estrades zostala unieszkodliwiona, lecz pozostal na swym stanowisku jej kochanek, szef policji d'Argenson. Codziennie zanosil krolowi rozne ulotki i podejrzana korespondencje Paryza. Krol byl wystraszony zamachem Damiensa i zadal osobistych raportow o wszystkich podejrzanych. Zaczal zle sypiac, po nocach dreczyly go koszmary. Markiza poszla do d'Argensona i powiedziala mu: "Panie, te okropienstwa, ktore codziennie pan pokazuje krolowi, te wszystkie ulotki i anonimy, wyprowadzaja krola z rownowagi. On nie sypia i zadrecza sie. Nalezy ukrywac je przed krolem. Niech pan nadal czuwa nad bezpieczenstwem krola, ale niech pan go nie straszy". D'Argenson odpowiedzial: "Niech pani spowoduje, markizo, zeby krol mnie nie pytal o nie. Ja bede szczesliwy, mogac zachowac milczenie, lecz gdy krol mnie pyta, musze mu odpowiadac". 408 Ton, jakim to bylo wypowiedziane, nie spodobal sie markizie, ponadto wiedziala o aferze z Charlotta, wiec zaczela naciskac na Ludwika XV, zeby zwolnil ministra. Krol podporzadkowal sie kaprysowi markizy. Musial pozbawic sie nie jednego, a dwoch ministrow, ulegajac zyczeniom metresy. Odszedl ze swego stanowiska takze Straznik Pieczeci Machault. Do przyjaciolki Saissac markiza wyslala liscik: "Drazliwa sprawa rozstrzygnieta. Straznik Pieczeci i szef policji zostali odprawieni". ***Gdy bracia Goncourt opublikowali opis swintuszen, jakie odbywaly sie w "Jelenim Parku" za Ludwika XV, apologeci monarchii oburzyli sie i wyrazili swoj protest, mowiac, ze tego nie bylo! Wedlug nich wszystko odbywalo sie tam wysoce przyzwoicie. Rozpusta byla odziana w szaty swietoszkow. Dziewczynki starannie uczyly sie: tancow, muzyki, spiewu, wyszywania i malowania. A milemu panu, polskiemu szlachcicowi, w ktorego kaftan ubieral sie krol, kiedy odwiedzal ich dom, oddawaly sie skromnie i, ma sie rozumiec, w pozycji polecanej przez Pana Boga. I po co ta hipokryzja? Tym biografom, ktorzy przyprawili garb Ryszardowi III, a z potwora Henryka VIII uczynili poczciwego, dobrego krola, a te-piz usiluja z najbardziej rozpustnego w historii krola, erotomana Ludwika XV, zrobic niewinnego baranka, chcialoby sie rzucic w twarz rekawiczke i wylozyc kawe na lawe - patrzcie, jak bylo naprawde! Maly palacyk w Wersalu, gdzie Ludwik XIII polo-pal, "Jeleni Park, obrosl innymi domami. Jeden z nich stal sie 25 listopada 1755 roku wlasnoscia Ludwika XV. Jeleni w parku dawno juz nie bylo, lecz w domku wsrod 409 lasow zagoscily inne "zwierzatka", mlodziutkie dziewczynki z biednych rodzin. Kto je tu przeprowadzil? Bron Boze nie markiza Pompadour. "Markiza nigdy nie przykladala reki do tych machinacji - pisze J. Levron. - Jak niegdys krolowa, po prostu przymykala oczy. Czyz mogla postepowac inaczej?" (J. Levron, "Nieznana pani de Pompadour"). Markiza nie tylko przykladala reke do tych "machinacji", lecz byla glowna aranzerka wszystkiego, co dotyczylo zycia w "Jelenim Parku". Byc przyjaciolka krola, a na taka role sie zgodzila juz w 1750 roku, to znaczy nie tylko we wszystkim pomagac krolowi, lecz rowniez, a moze przede wszystkim, spelniac jego erotyczne zachcianki, a nawet inspirowac je. Krol byl erotomanem, to fakt, nie chciala tego zauwazyc pisarka M. Crosland, usilujaca przekonac czytelnikow, ze w "Jelenim Parku" nie bylo dzikich orgii. "Po prostu dlatego -utrzymuje pisarka - ze krol nie mial ku temu sklonnosci" (M. Crosland, "Madame de Pompadour"). Naiwne sa te twierdzenia. Krol jak z procy wyskakiwal z lozka zony, bowiem ta nie potrafila zaspokoic go seksualnie. Wszystkie kochanki krola, brzydkie i ladne, wyroznialy sie seksualnym kunsztem i niezwyklym temperamentem. Chlodna markiza, za malo zmyslowa, pozostawala w lozku krola tylko tak dlugo, dopoki potrafila grac role nader temperamentnej osoby. Gdy roli tej juz sie jej grac nie udawalo, musiala pozegnac sie z seksualnym zyciem. Zostawmy naiwnym bajeczki o "przyzwoitych" orgiach Ludwika XV, ktory tak rozpasal sie, ze niczego sie nie krepowal, wychowujac nieletnie dziewczynki "Jeleniego Parku" na wyuzdane naloznice. Pierwsza mieszkanka "Jeleniego Parku" byla siedemnastoletnia Flamandka z doleczkami na policzkach, modelka Bouchera. Jego obraz przedstawial gola Mor-410 phy, lezaca na stole z rozlozonymi szeroko nogami. Watpliwe, zeby ten obraz byl przeznaczony dla krolowej Marii Leszczynskiej, jak twierdza niektorzy biografowie. Ludwik XV, gdy Lebel, jego kamerdyner, przyprowadzil te dziewczyne, z miejsca zakochal sie w niej do szalenstwa. Pokoje na poddaszu, z ktorych niedawno wyprowadzila sie markiza Pompadour, przydaly sie. Otwarcie krol jeszcze jej nie pokazywal w Wersalu, lecz bylo tajemnica poliszynela, ze w bylych pokoikach markizy Pompadour krol trzyma nowa kochanke, z ktora coraz wiecej sie liczy i zaczeto szeptac, ze dni markizy w Wersalu sa policzone. W 1753 roku Durini, papieski nuncjusz, czatujacy na wersalskie sekrety i dokladnie o wszystkim donoszacy do Watykanu, pisal do Rzymu: "Wszystko wskazuje na to, ze sultanka faworyta traci wladze. Traktowana jest coraz chlodniej, w miare jak plomien dla mlodej Flamandki Morphy przybiera na sile. Nauczono ja tanca i innych milych umiejetnosci, by moc ja pokazac na dworze". Po pieciu miesiacach ten sam autor donosi: "Wszystko przemawia za tym, ze rzady markizy Pompadour maja sie ku koncowi. W Crecy odbywaly sie takie sceny, ze wszyscy mysleli, iz faworyta postanowila wycofac sie z wlasnej woli, nie czekajac, az zostanie wydalona". Ludwik XV zdecydowal sie pokazac nowa kochanke szerokiej publicznosci. Miala przyjechac do Fontainebleau, gdzie znajdowal sie dwor. Nie wiadomo, jak czula sie markiza de Pompadour, widzac, z jaka gorliwoscia sludzy przygotowuja dla buduarowej krolowej apartamenty. Jednak ta nie przyjechala. Byla w zaawansowanej ciazy i lekarze zabronili jej wyjazdow i palacowych rozrywek. Ludwik XV, pelen troski o swa "malenka", natychmiast wyslal do Wersalu dekoratorow, zeby oblozyc 411 wersalskie pokoje Morphy miekkimi dywanami, aby zapobiec upadkowi. Wrogowie markizy zacierali rece. Wszystko wskazywalo, ze jej rzady zblizaja sie ku koncowi. I co? Znowu wszyscy sie pomylili. Gdy Morphy urodzila coreczke, zapewniono jej pensjonat w klasztornej szkole na koszt krola, a przyjaciel markizy, ksiaze de Soubise, postaral sie o meza dla matki. Wybrancem okazal sie nie byle kto, de Beaufranchet z tytulem ksiazecym. Wniebowziety, zagarnal wraz z ogromnym posagiem urocza Flamandke, o ktora dawniej malarze zabijali sie, zeby pozyskac taka wspaniala modelke, niezastapiona we fry-wolnych scenach, na przyklad na obrazie Bouchera dziewczyna myje partnerce organy plciowe. W 1757 roku, podczas przegranej przez Francuzow bitwy pod Rossbach, maz Morphy zginal i mloda wdowa, w dalszym ciagu olsniewajaco piekna i bogata, w dodatku z tytulem ksieznej, po raz drugi wyszla za maz. I jeszcze dwukrotnie wyjdzie ta sublokatorka "Jeleniego Parku" i poddaszy Wersalu. Charakterystyczna cecha Ludwika XV, na ktora nie wiadomo dlaczego nie zwrocil uwagi zaden z biografow, bylo to, ze "w odroznieniu od swego pradziadka, Ludwika XIV, odkochiwal sie natychmiast w kobietach, ktore rodzily mu nieslubne dzieci. Zadnego bastarda nie usy-nowil, nie legitymizowal, po porodzie taka kobieta przestawala go interesowac. Czyzby nie dlatego, znajac te ceche krola, markiza kilka razy dokonywala aborcji, ktora niszczyla jej i tak watle zdrowie? Ten wielki egoista, Ludwik XV, bez przerwy potrzebowal swiezego "kobiecego mieska". Zadanie dostarczania mu takiego "towaru" do "Jeleniego Parku" wziela na siebie markiza Pompadour. Mozna zgodzic sie z miazdzaca krytyka jej praktyk przez braci Goncourt: "Pani de Pompadour bez zazdrosci prze-412 wodzila tym haniebnym ukladom, przykladajac bez wstydu reke do tej kuchni, byla glowna aranzerka sekretnych porodow w <>". Wlasnie tak, w tym domku, polozonym przy ulicy St. Mederica, z czterema pokoikami na dole i tyluz na pierwszym pietrze - rotacja "towaru" odbywala sie z szybkoscia kalejdoskopu. Produkcyjna tasma dzialala bez zarzutu. Najpierw pojawialy sie mlode dziewczynki, ktore wychowywano kilka lat pod kierunkiem doswiadczonej opiekunki i dobrych nauczycieli. Ludwik XV w przebraniu polskiego szlachcica bedzie regularnie je odwiedzal, po ojcowsku piescil, obdarowywal lakociami i osobiscie kapal, delikatnie nacierajac gabeczka, i dlugo zatrzymujac sie na ich intymnych miejscach. O nie, on nie byl pedofilem. Utrata dziewictwa dziewczynkom jeszcze nie grozila. A delikatna pieszczota intymnych miejsc dziewczynek, to przeciez niewinne igraszki. Dziewczynki, jak gesi na uboj, beda dojrzewac do milosci z krolem. Napelniac sie sokiem, jak zielone jabluszka w krolewskim sadzie. Kiedy podrosly, przenoszono je do gornych pokoi, gdzie w takt muzyki, wsrod strzelajacych korkow szampana, odbywalo sie "pasowanie" na kochanki krola. Otym, ze to byl krol, a nie zaden tam szlachcic polski, na przyklad Karol Radziwill "Panie Kochanku", dziewczyny wiedzialy, gdyz wykradly z jego surduta list, adresowany do krola. No coz, wiekszy splendor-zabawiaja samego krola. Kazda chciala zablysnac milosnym kunsztem i w zaleznosci od stopnia talentu i zmyslowosci wymyslala dla krola coraz nowe milosne rozrywki. Tu, w "Jelenim Parku", krol sie nie nudzil. Nastepnie tasma produkcyjna przekazywala brzemienne dziewczeta do klasztoru, oplacala porod i troszczyla sie o ich przyszly byt. Tym zajmowala sie markiza Pompadour. Ciezarna 413 dziewczyne wywozono do domku przy drodze do Saint-Cloud i tu po porodzie wydawano za maz. Mogla rowniez sama to zrobic. Z posagiem stu tysiecy liwrow i comiesieczna pensja na dziecko i matke w wysokosci dwustu tysiecy liwrow nietrudno to bylo uczynic. Kazdy wiesniak pragnal wziac sobie za zone ekskochanke krola. Instytucja faworyt, tak ogromnie rozbudowana za Ludwika XIV, ktora stala sie niemal panstwowym organem, w okresie panowania Ludwika XV przeszla ewolucje i przyjela formy kapitalistycznej produkcji: przybycie "towaru", brzemiennosc "towaru", odejscie "towaru". Produkcja "towaru" szla sprawnie. Juz nawet Casanova zaczal dostarczac do "Jeleniego Parku" mlode chlopki, uprzednio delikatnie palcem sprawdziwszy, jak doswiadczony ginekolog, ich dziewictwo i wydawszy poswiadczone wlasnorecznym podpisem stosowne oswiadczenie: "Ja, taki a taki, oswiadczam niniejszym, ze w obecnosci ojca dziewczyny takiego a takiego sprawdzilem u jego corki dziewictwo i zaplacilem tyle a tyle liwrow za nia, jak za swoja wlasnosc". Po czym "towar" dostarczano kamerdynerowi Leblowi, bo do markizy Pompadour dla Casanovy progi byly za wysokie. Domek "Jeleni Park" byl pieknie urzadzony. Wszedzie elementy erotyki, wykwintnej, estetycznej, jak to lubila markiza Pompadour. Meble w dobrym guscie, a nieraz z "fokusem". Na przyklad krzeselko. Na pierwszy rzut oka niczym nie przypominalo krzesla ginekologicznego. Ale gdy dziewczyna na nim siadala i przyciskala ukryta sprezynke, odchylalo sie i dziewczyna w mgnieniu oka lezala ze skutymi nogami i rekami. Zadaniem partnera bylo odsunac inny mechanizm, ktory nogi szeroko rozwieral. Kladz sie, krolu, i dokonuj swego. Bylo tu i inne urzadzenie, nazywane konikiem, chociaz pyski 414 "konia" byl w ksztalcie fallusa. Dziewczyna siadala na swego konika wierzchem, obracala morde konia w strone swego obnazonego organu plciowego i delikatnie popelniala samogwalt, ktory mogl do woli obserwowac krol - przy lekko galopujacym koniku to szczyt finezji onanizmu, niezbednego elementu wyrafinowanej rozpusty. Markiza Pompadour, tak oczytana, z tak znakomitym gustem urzadzajac te seanse, ktore dodawaly pikanterii orgiom "Jeleniego Parku", niewatpliwie inspiracje na temat masturbacji czerpala z ksiazek, z ktorych wynikalo, iz jest ona bardzo rozpowszechniona wsrod zwierzat: "Masturbacja -seksualne podniecenie bez udzialu drugiej osoby. Jest bardzo popularna wsrod zwierzat. Kobyly osiagaja pobudzenie tarciem o rozne przedmioty. Kozly czesto biora penisa do ust i osiagaja orgazm: sa-mofellacje. Samiczka tchorza podczas cieczki, nie widzac samca, pociera sie o kamien. Jelenie, jesli nie maja partnerki podczas cieczki, tra sie o drzewa. Nawet wielblady nagminnie to czynia. Slonie uciskaja swoj organ plciowy pomiedzy tylnymi nogami. Slonie czesto tak robia: jeden bierze trabe drugiego do ust i laskocze nim swe podniebienie. Hieny liza jedna drugiej organy plciowe. Czesto masturbacje uprawiaja malpy. Ludzie nagminnie uprawiaja masturbacje. W afrykanskich plemionach masturbacja mlodych niewiast jakby stala sie zwyczajem. Nikt tym sie nie gorszy i dokonuje sie ona otwarcie". (E. Hewlock, "Autoerotyzm"). A zatem, drogi czytelniku, nic zdroznego nie ma w tym, ze w "Jelenim Parku" kwitla masturbacja. Krol przeciez jest jeden, a dziewczynek duzo. Nie dwie-trzy, jak nas przekonuja niektorzy biografowie. Jakie jeszcze erotyczne elementy obecne byly w "Jelenim Parku"? No tak, serwis kupiony na aukcji z kolekcji Filipa Orlean-415 skiego regenta. Pasterki i pastuszkowie, obejmujac sie, na stojaco uprawiaja seks, lekko zadarlszy spodniczki i spusciwszy pantalony. Grawiury erotycznej tresci na scianach, rozne drobiazgi przesycone erotyzmem, zlote tabakierki, puzderka, ktore po nacisnieciu sprezynki otwieraly przykrywke i oto juz malutki rubinowy fallus proponowal dziewczynie swym koniuszkiem posmarowac sobie usta. Czy odbywaly sie w "Jelenim Parku" bardziej wyuzdane orgie, z zastosowaniem rytualnych praktyk, flagel-lacji, na przyklad, nie wiemy, lecz sadzac po tym, jak pozniejsza faworyta z namaszczeniem chlostala Ludwika XV biczem, co bardzo lubil, sadzimy, ze tak. No i co, szanowni apologeci przyzwoitosci Ludwika XV, powiecie teraz: czy krol tylko niewinnie jadal zupki z zielonego groszku w swym "Jelenim Parku"? Jak doszlo do tego, ze markiza Pompadour stala sie rajfurka krola? Nielatwo jej to przyszlo. Nielatwo bylo po dziesieciu latach bujnej, choc odgrywanej erotycznej milosci stawac sie tylko przyjaciolka krola, bez sypiania z nim. Kobieta moze to osiagnac, choc niektorzy twierdza, ze przyjazn miedzy mezczyzna i kobieta bez erotycznych domieszek nie istnieje. Historyczne przyklady udowodnily, ze moze to byc, ale tylko wtedy, gdy jeden z partnerow inspiruje erotyczne zycie drugiego i akceptuje swoja role rajfura. Przypomnijmy, jaka cudowna przyjaciolka Oktawiana Augusta byla jego zona Liwia, z ktora nie mogl sypiac, istniala bowiem miedzy nimi intelektualna bariera. Liwia o niebo byla madrzejsza i inteligentniejsza od swego meza cesarza. Co ona robila? Chodzila na targi niewolnikow i tam kupowala swemu mezowi piekne, mlode niewolnice, w miare mozliwosci dziewice. Co ro-416 bi faworyt Katarzyny II, kiedy po siedmiu latach szalenczej milosci jego czar w oczach carycy prysnal? Wyszukuje i dostarcza jej do Carskiego Siola kochankow i na zawsze zostaje jej wiernym przyjacielem. Co robi markiza, gdy krol poczul do niej wstret jako do kobiety? Utworzyla "Jeleni Park". Zreszta trudno bylo nie czuc obrzydzenia. Zdrowie markizy podupadalo. Zawsze slabego zdrowia, od dziecinstwa, ciagle krecilo sie jej w glowie, lekko pokasly-wala. Teraz stan jej jest bardzo zly. Lekarz, ktory ja badal, mrocznie kiwal glowa i zalecal ruch, swieze powietrze i picie oslego mleka. Osle mleko - cudowny srodek na skore i gruzlice. Kleopatra i Poppea, zona Nerona, kapaly sie w nim, markiza je pije. Lecz osle mleko nie pomoglo. Markiza kaslala, na chustce czesto pojawiala sie krew, bardzo sie pocila, lecz z desperacja kontynuowala swoje "leczenie" lykaniem hiszpanskich much, obzeraniem sie czekolada z wanilia, jedzeniem trufli i ostryg, po to, zeby pobudzic zmysly. Przeciez ona musi zatrzymac krola w swym lozu. To alfa i omega jej zycia. Postanowila, majac dziewiec lat, ze stanie sie kochanka krola, innej drogi nie ma. Lecz jednak pewnej nocy delikatny Ludwik XV, ujrzawszy obok siebie kaszlaca niewiaste z oznakami krwi na chustce, spocona i pachnaca nies'wiezo, wyskoczyl z lozka, jak oparzony wrzatkiem. "Goraco" - powiedzial markizie. I przeniosl sie na sofe. Ja od tego goraca zalal zimny pot. Zrozumiala, ze to juz koniec. Z erotyka skonczono. Naturalnie, ze zachowala sie rozmowa markizy Pompadour z jej zaufana pokojowka, pania de Hausset, ktora pozniej ponoc wydala pamietniki, w autentycznosc ktorych biografowie watpia. Zbyt duzo tam rubasznej wulgarnosci, co na pewno koliduje z epoka Pompadour 417 i uraga jej gustom. Czy mozna uwierzyc autorce, ze taki oto rozmowa miedzy krolem i markiza miala miejsce gdy lokowala kolejna rodzaca kochanke krola: "Pojdziesz - powiedziala markiza do pokojowki Hausset -dc domu przy Saint-Cloud, gdzie te dziewczyne zaprowadzisz. Jestes potrzebna, aby wszystko odbylo sie zgodnie z wola krola i potajemnie. Wezmiesz udzial w ochrzczeniu, poswiadczysz imiona ojca i matki". Krol, asystujacj przy tej scenie, dorzucil z usmiechem: "Ojciec jest bardzo zacnym czlowiekiem". "Kochanym przez wszystkich, uwielbianym przez tych, ktorzy go znaja" - dodala markiza. "Jakaz pani jest dobra" - rzekl krol. Wowczas markiza polozyla reke na sercu krola, wzdychajac: "To jedyne, o co mi chodzi". Czy mozna uwierzyc w takie ordynarne pochlebstwo markizy? O nie, ona dzialala bardziej skomplikowanymi metodami, nawyki przekupki z paryskiego targu byly jej obce. Ale to niewazne. Wazne, ze odtad nastepuje nowy etap w zyciu markizy Pom-padour, na pierwsze miejsce wysuwa sie jej rola rajfurki i polityka. *** Minister w spodnicy! Markiza teraz decyduje o politycznych sprawach Francji. To do niej pisza listy zachodni monarchowie: Maria Teresa austriacka, Katarzyna Wielka rosyjska i Fryderyk II pruski. Ludwik XV chetnie zlozyl w jej rece sprawy wagi panstwowej, zajety rozbudowa "Jeleniego Parku". Maly domek z dziewiecioma czy dziesiecioma pokojami wkrptce rozrosl sie w ogromna instytucje, zajmujaca obszerne lesne terytorium -z kilkoma palacami, ogromna liczba sluzby, ze straznikami, administracja i innymi instrumentami panstwowej 418 machiny. "Tam byly najwyzej dwie-trzy dziewczynki" -utrzymuja apologeci cnoty Ludwika XV. Tam byly setki dziewczyn, twierdzi autorka tej ksiazki, a kto sadzi inaczej, niech sprawe rozstrzyga w sadzie. Cyfry rzecz uparta. A mowia one niezbicie, ze w ciagu trzydziestopiecioletniego istnienia "Jeleniego Parku", jeszcze dlugo po smierci markizy Pompadour, byl on olbrzymia machina, zakamuflowana pod plaszczykiem pensjonatu dla ubogich dziewczat, w ktorym odbywalo sie cos w rodzaju znamienitej klasztornej szkoly Saint-Cyr markizy Mainte-non, tylko ze wszystkie panienki tam mieszkajace mialy jednego wladce - Ludwika XV - a ksztalcono je tylko w jednym zasadniczym kierunku: jak dawac zmyslowa rozkosz temu wiecznie nudzacemu sie krolowi. Po smierci markizy, ktora uwaznie przestudiowawszy biografie Maintenon, pragnela utworzyc cos w rodzaju Saint-Cyr, "dzielo" wymknelo sie spod kontroli, uleglo rozbudowie., Jeleni Park" mial wojskowego opiekuna, bylego majora, ktorego zadaniem bylo pilnowac, by zaden mlody mezczyzna nie wsliznal sie do krolewskiego seraju. Kilku straznikow, prawdopodobnie pieciu, otrzymywalo za swa sluzbe wysokie wynagrodzenie zrozkazem trzymania jezyka za zebami. Za swoja sluzbe otrzymywali dwanascie tysiecy liwrow rocznie. Kilkunastu tajnych agentow dzialalo w Paryzu i na prowincji. Ich zadaniem bylo dostarczanie "towaru". Administracja zakladu zajmowala sie kobieta w randze nadintendentki. Jej wladza byla prawie nieograniczona. Miala dwie pomocnice, ktorych obowiazkiem bylo dotrzymywanie towarzystwa starszym dziewczetom. W zakladzie byly dwa tuziny pokojowek, ktore nie tylko uslugiwaly panienkom, lecz rowniez zajmowaly sie podsluchiwaniem plotek i donoszeniem, ponadto byly tam kucharki i nizszy 419 personel, razem kilkadziesiat osob. Nad calym tym personelem stal minister od rozpusty Lebel, przedtem kamerdyner Ludwika XV. Dziewczeta szlacheckiego pochodzenia mialy wieksze przywileje niz pochodzace z nizszych klas. Ich sluzace nosily zielone liberie, sluzace mieszczek byly ubrane na szaro. Znaczaca role w "Jelenim Parku" odgrywala matka Bompart, zaopatrujaca zaklad w niezbedne produkty. Personel dobierano z bylych mniszek lub przeorysz. Tak oto religia zgodnie wspolgrala z rozpusta. No coz, historia sie powtarza. Czyz nie byl znany w Anglii w siedemnastym wieku klasztor, w ktorym przeorysza w celach zarobkowych wydzielila kilka cel na burdel. "Rdzennym" mniszkom z tego klasztoru zabroniono obcowac z rozpustnicami i przeorysza, otwierajac drzwi klientowi, nie zapominala upomniec go: "Celi nie pomyl i przypadkiem nie wpadnij do tej, gdzie cnotliwe zakonnice przebywaja. U nas jest porzadek. Co wolno prostytutce, tego bron Boze naszej wychowance". Haniebna machina "Jeleniego Parku" dzialala przez lata i kosztowala skarb panstwa dwiescie milionow liw-row. Dziewczeta, ktore przyprowadzano do "Jeleniego Parku", byly w roznym wieku. Od dziewieciu do dziewietnastu lat. W miare starzenia sie Ludwik XV coraz bardziej smakowal w maloletnich dziewczynkach. Mozliwe, ze pelnej seksualnej penetracji nie bylo, lecz pedofilskie zboczenie tak. Gdy przybywala nowa dziewczynka, nie majaca dziewieciu lat, Ludwik XV na caly dzien zamykal sie z nia w specjalnym pokoiku. Co oni tam robili? Psalmy spiewali? Przeciez krol byl bardzo poboznym czlowiekiem i tak jak muzulmanin myje swe organy plciowe po kazdym stosunku z kobieta, tak i Ludwik XV 420 po kazdej wizycie w "Jelenim Parku" kleczal i szeptal modlitwy na kamiennej posadzce w kaplicy Wersalu. Narzekamy na rozpustne czasy Ludwika XIV? Czasy Ludwika XV byly stokroc rozpustniej sze i obludniej -sze, bowiem byly przykryte plaszczykiem milosierdzia i troski o biedne dziewczeta. Nie trzeba wysilac rozumu, zeby wiedziec, jak gorszaco istnienie tego zakladu wplywalo na obyczajowosc tamtych czasow. Stal sie on najbardziej deprawujaca szkola. *** Na trzy dni przed smiercia markiza Pompadour, czujac jej zblizanie, rozkazala przygotowac woz i pakowac rzeczy. Nie mogla przeciez umrzec w Wersalu, nie miala prawa, nie wolno bylo tam umierac ludziom nie-krolewskiej krwi. Wersal, w ktorym krolowala niepodzielnie dwadziescia lat, nie mogl przyjac ostatniego namaszczenia markizy. Nie zdazyla wyjechac. Zmarla. Noca wyniesiono pospiesznie z Wersalu jej cialo. Zwierciadlane galerie wersalskie, ktore jeszcze tak niedawno widzialy triumf markizy, teraz ujrzaly mary, na ktorych niesiono jej cialo. Wiele osob plakalo. Rousseau filozoficznie podsumowal: "Francuzi to dziwni ludzie, teraz tak powszechnie zaluja tej, ktorej jeszcze wczoraj tak powszechnie nienawidzili". Gdy przenoszono jej cialo do Palacu des Reservoires, Choiseul w szerokim purpurowym plaszczu pospiesznie wychodzil z pokojow markizy, niosac pod plaszczem teczke z tajnymi dokumentami. Bily dzwony, zagluszajac dookola wszystko, trumne zlozono w kosciele na gronostajach, na dworze buszowala ulewa, stu ksiezy szlo za zalobnym konduktem. Dotarli do rogatek Wersalu. Ludwik XV patrzyl w okno. 421 Deszcz zacieral obraz. "Otworz okno, Champlost" - rozkazal. Slugaoponowal: "Alez straszna ulewa, Wasza Krolewska Mosc". "Otworz!" Z trudem sluga rozwarl opierajace sie drzwi. Krol wyszedl na balkon, zacisnal palce na zelaznej balustradzie, deszcz splaszczyl mu peruke, byl caly mokry. Swiatla pochodni konduktu pogrzebowego blyszczaly w szarosci zmierzchu. "Biedna markiza, to jedyna przysluga, jaka jeszcze moglem jej oddac" - wyszeptal krol. Po czym przemoczony, ociekajacy deszczem i lzami wrocil do swego gabinetu. Koniec. Epoka krolowania w Wersalu markizy Pompadour zakonczyla sie. Zaczyna sie krolowanie nowej, nie mniej, a nawet bardziej wladczej faworyty, hrabiny du Barry. *** Po smierci markizy Pompadour wiele pan chcialo zajac jej miejsce. Kroljednak zadowalal sie przelotnymi milostkami i nie pragnal stalej metresy. Stracil ochote na nowa, wladcza metrese. Pragnal kogos prostego i wesolego, bez pozowania na intelektualistke. Starczalo mu dobre, mlode cialo, ktore bylo biegle w sztuce milosci. Szare gaski, mlode dziewczynki "Jeleniego Parku" z ich wyuczona rozpusta i jawnym prostytuowaniem sie zaczely doskwierac Ludwikowi XV. W dalszym ciagu sie nudzil i nieraz wpadal w melancholijny stan ducha. "Bardzo przezyl smierc markizy Pompadour" - twierdza niektorzy biografowie (J. Dackiewicz, "Faworyty wladcow Francji"). Guzik prawda! Smierc Pompadour Ludwik XV przyjal nawet z pewna ulga, bowiem dawno zrozumial, ze inspiratorka jego wyuzdania, we wszystkim mu potakujaca, w glebi duszy nie akceptuje jego trybu zycia 422 i doczekac sie nie moze, kiedy krol, nasycony i przesycony wyrafinowana rozpusta, pozwoli jej zajac takie miejsce, jakie miala Maintenon przy Ludwiku XIV. Nawrocic krola na droge cnoty - to bylo jej marzenie. Sama juz dawno nie wiedziala, co to jest wystepna milosc i kochankow nie miala. Pogloski, ze rzekomo byla kochanka swego poplecznika, ministra spraw zagranicznych, Cho-iseula, ktorego najpierw zrobila francuskim ambasadorem w Rzymie, jest nieprawdzwa. Z Choiseulem laczyly ja tylko przyjacielskie stosunki. Markiza cenila jego rozum, przenikliwosc i byla mu wdzieczna, ze przyczynil sie do wydalenia groznej rywalki z Wersalu. Choiseul byl rudy, niski, o twarzy buldoga, a to zwierze nie nalezy do pieknych, niezmiernie kochal swoja zone, z ktora naplodzil osmioro dzieci, co nie przeszkadzalo mu miec licznych kochanek, wsrod nich polska hrabine, Zofie Witt-Potocka, trzecia zone bogatego polskiego magnata Stanislawa Szczesnego Potockiego, niechlubnego bohatera Targowicy. Zanim Zofia Witt wyszla za maz za Potockiego po smierci jego zony Jozefiny, z ktora mial trzynascioro dzieci (przewaznie nie jego ojcostwa), kilka razy, bedac z pierwszym mezem, Jozefem Wittem, w Paryzu, przespala sie z Choiseulem. Potem Zofia Witt zwiazala sie z Grigorijem Potiomki-nem, wszechwladnym faworytem Katarzyny II, i ten poslal ja jako swa agentke do Stambulu, gdzie przebywal Choiseul. Wowczas stala sie jego kochanka po raz drugi. Gdy nowa faworyta krola, hrabina du Barry, wyrzucila Choiseula, ten pojechal do Petersburga, gdzie byl laskawie przyjety przez Katarzyne II, i stal sie kochankiem zony Stanislawa Szczesnego Potockiego, Jozefiny. Z tego zwiazku mialo sie urodzic juz czternaste dziecko Jozefiny. Ta, zawstydzona, ze w dojrzalym wieku znowu 423 bedzie rodzila, dokonala aborcji i zmarla od zakazenia krwi, zdazywszy wydac swoja corke Wiktorie za syna Choiseula. O nim, czlowieku grajacym tak ogromna role przy Ludwiku XV i kierujacym polityka Francji, jeszcze bedzie mowa w naszym opowiadaniu. Choiseul i corki krola mysleli inaczej o dalszym losie Ludwika XV po smierci markizy Pompadour. Choiseul doszedl do wniosku, ze ponad szescdziesiecioletni krol ponownie powinien sie ozenic. Wybral dla niego dwie kandydatki. Swoja siostre, ksiezne de Gramont, z ktora ponoc (jesli wierzyc Lauzunowi) zyl w kazirodczym zwiazku, i corke austriackiej cesarzowej Marii Teresy, Elzbiete. Krol nie wyrazil zgody na ozenek. Choiseul zajal sie realizacja zwiazku delfina, szesnastoletniego ksiecia de Berry (przyszlego Ludwika XVI), z mlodsza corka Marii Teresy, Maria Antonina. Cztery corki pozostaly krolowi: Luiza, Adelajda, Wiktoria i Zofia. Cztery zawiedzione stare panny, ktorych krol, zajety swymi kochankami, w pore nie wydal za maz. Usychaja, bluzgaja, kloca sie - sa nieszczesliwe. Gdyby mialy inna matke, a nie egoistyczna bigotke Marie Leszczynska, dawno by powychodzily za maz. Lecz ani matki, ani ojca corki w zasadzie nie interesowaly. Wychowywaly sie w klasztorze, z dala od rodzicow. Dziesiatki lat ich nie widzialy, rosly bez ciepla ojca i matki, trudno teraz wymagac, zeby jakies mile uczucie laczylo je z rodzicami. Wymawialy ojcu jego niemoralny tryb zycia. Rozczarowawszy sie doszczetnie, Luiza wstapila do klasztoru. Wlasnie w 1770 roku zona delfina, Maria Antonina, wlozyla Luizie na glowe welon mniszki, przybrala zakonne imie - Teresa. 424 X Arabina du Barry i jej WersalJeszcze nie dziwka na calego. Jeszcze nie wychodzi na ulice do klientow. A jesli laskawie oddaje sie mezczyznom, to tylko dlatego, ze praca szwaczki daje bardzo maly zarobek. A zyc trzeba, ubierac sie trzeba, zwlaszcza jesli ma sie olsniewajaca urode: jasne wlosy rozsypane na ramionach, jedrna, apetyczna piers i ogromne niebieskie oczy z radosnym zdziwieniem patrzace na swiat, z odwiecznym pytaniem: cieszyc sie zyciem czy nie? Specjalnie sie cieszyc nie bylo czym. Zycie dawalo w skore. Notorycznie brakowalo pieniedzy, doskwierala bieda i wiazanie konca z koncem. Zanim bajka sie spelni, zanim stanie sie najbardziej znaczaca faworyta Ludwika X V, minie sporo lat i sporo ciernistych sciezek bedzie na jej drodze. Miala juz dwadziescia piec lat, gdy trafila do Wersalu i stala sie tam bu-duarowa krolowa. Jak zyla dotychczas? Zanim taka blyszczaca metamorfoza nastapila, zanim du Barry zrobila oszalamiajacy skok z kuchni swej matki (kucharka byla) do krolewskiej sypialni, jeszcze kilka ogniw z lancucha jej zycia wypadnie. Pierwsze ogniwo - pracowala wedlug jednej wersji jako sprzedawczyni w sklepie z modnymi damskimi ciuchami, wedlug drugiej - jako szwaczka w pracowni, niewazne. Wazne, ze pierwotnie dziewczyna miala bloga nadzieje, ze zarobi na zycie uczciwie, rekoma, a nie inna czescia swego ciala. Ale czy rozpustny Paryz pozwoli wlasnymi raczkami na chleb zarobic? Nie 425 pozwolono oslepiajaco ladnej dziewczynie raczkami sie trudzic, za duzo bylo chetnych na inne czesci jej ciala. Pewnego razu przyszla do pracowni madame znana rajfurka, pani Gurdon (maly domek-burdel miala dla wybranych gosci). Zobaczywszy piekna Lange, westchnela: "O Boze, jaka pieknosc w tej pracowni gnusnieje! Nie pozwole na taka niesprawiedliwosc". Dala pannie Lange dziesiec frankow i powiedziala: "Mala, kup sobie porzadna sukienke, pokaze cie naszym gosciom". I dodala: "Nie przystoi ci z taka anielska buzia i z tak wspaniale rozwinieta piersia sleczec nad cudzymi sukniami, swoje ladne raczki kluc do krwi". Wielce uradowana panienka Lange rzucila sie na szyje rajfurki i swiadoma szybkiej zmiany swego zycia na lepsze, pobiegla do matki kucharki zmiana swego polozenia ja uradowac: "Skonczyly sie, matko, straszne czasy. Wkrotce nasz status sie poprawi. Mna szlachetni panowie interesowac sie beda". No i stalo sie. Budzet rodzinny zostal podreperowany, bowiem wielu podstarzalych panow z dobrych rodzin zapragnelo seksualnych uslug panny Lange. Wnosila w ich zycie radosc i urok. Kazdy podstarzaly bourgeois, obarczony ciezarna zona i stadkiem dziatek, chetnie spedzal czas w towarzystwie milej, swiezej i wesolej panienki, ktora zabawnie spiewala sprosne piosenki, choc nasza pisarka, J. Dackiewicz, przekonuje czytelnika, ze rzekomo czytala Diderota i Woltera. Gdzie jej tam do Woltera, ona ma swoich "wolterkow" z przedmiesc Paryza i to coraz wiecej. Taki oto pan du Barry, nie wiadomo z jakich powodow nazywajacy siebie hrabia, dostawca do "Jeleniego Parku" "towaru" bardzo zainteresowal sie panna Lange. Najpierw, naturalnie, sam ja wyprobowal, jaka ona jest w lozku, a przekonawszy sie, ze wspaniala i bezkonkurencyjna, spotkal sie z Lebelem i zaproponowal 426 mu nowy "towar". Krol w tym czasie byl w skrajnej melancholii: niepowodzenia wojenne, smierc markizy, zony, syna, synowej zle odbily sie na samopoczuciu tego syba-ryty. Nie umial zyc bez przyjemnosci i zle znosil nieszczescia. Gdy bolszewicy przyszli aresztowac rosyjskiego pisarza Balmonta, ten, trzesac swa kudlata, ruda jak u lwa grzywa, rozbrajajaco wyszeptal: "Ale nie jestem stworzony do siedzenia po wiezieniach". Krol moglby powiedziec: "Nie jestem stworzony do nieszczesc". Gdy zyla jego opiekunka, siostra, matka, przyjaciolka, zdmuchujaca kazdy pylek na surducie krola i chroniaca jego spokoj i komfort, jak rzymskie westalki wieczny ogien, zylo sie wesolo i bezpiecznie, chociaz lud w tym czasie glodowal, a dzieci jadly trawe. A obecnie? Obecnie krol utracil ochote do zycia. Problemy jak gora lodowa zwalily mu sie na glowe, a on tak nie lubil zajmowac sie panstwowymi sprawami. Krol wpadl w melancholie i nawet Jeleni Park" go juz nie cieszyl. Tam te same orgie i choc dziewczynki sa inne, lecz ta sama rozpusta. Dziewczeta nie wyroznialy sie wybujala fantazja, byly bez polotu, nie przykladaly sie do przyswajania nowych milosnych sztuczek. Oddawaly mu sie zbyt mechanicznie, ze starannoscia gimnazjalnych uczennic, zadnej innowacji w milosne gierki nie wnoszac. A bez polotu i fantazji rozpusta umiera, staje sie postna, jak rosol na kostkach Knorra. Niby pachnie, a z babcinym pitraszeniem nie ma porownania. Krol zupelnie zmarnial w hodowlanej rozpuscie, bez autentyzmu i zywiolowej rozwiazlosci. Znamy takie filmy, gdzie pokazano przyzwoite burdele i wszystko zorganizowane na "wysoki polysk", lecz emanowala z takiej rozpusty nuda i panom po prostu "nie stawal". Im potrzebna jest dziewczyna jak wicher, zywiol, burza z gradem, ulewami, zeby od razu powodz, a nie kapusniaczek 427 jesienny, kiedy nie wiadomo, pada czy nie. Obrazowo to poeta Majakowski wyrazil: "Byla milosc czy nie? Jaka? Duza czy malusienka?". I takiej malutkiej, uczesanej, przyfryzowanej rozpusty Ludwik XV nie chcial. "Krol na gwalt potrzebuje wesolej, prostej kobiety, bez fanaberii, mlodej, dowcipnej i temperamentnej. No i ladnej. Napatrzyl sie krol na brzydkie kochanki, siostry Nesles. Wystarczy". "Jest taka - zakrzyknal pan du Barry - istna perla, bardzo pasuje i sprosta gustowi krola". I rajfur pokazal panne Lange. "Czyja wiem" - wahal sie Lebel, ktoremu panna Lange nie bardzo przypadla do gustu. Prosciutka osobka, rozwiazla, to prawda, ale wulgarna, z okropna ludowa gwara, umiejaca tylko sprosne piosenki spiewac, nie majaca pojecia o literaturze i sztuce. Czy spodoba sie krolowi taka prymitywna istota, po tym, gdy przez dwadziescia lat byl faszerowany intelektualna wiedza markizy Pompadour? Slowem, Lebel bardzo niechetnie odkupil od pana du Barry panne Lange. Myslal tak: "Zapewne nie spodoba sie krolowi takie rozwiazle stworzonko. Lecz jesli krol rozerwie sie z nia godzine, dwie, to i tak bedzie dobrze". Pannie rozkazano porzadnie sie umyc i litrami perfum sie nie polewac, krol zbytku bowiem w tym wzgledzie nie lubil. U niego, co prawda, stala w buduarze komoda z sekretna sprezynka. Gdy ja nacis-niesz, wyskakuja male szufladki, w ktorych znajduja sie flakoniki z roznymi perfumami. Czesto zamiast brylantow dama otrzymywala w prezencie wlasnie flakonik perfum. "Uzywac perfumy nalezy delikatnie, kilka kropelek za ucho" - pouczal Lebel swoja podopieczna, znajac zwyczaje plebsu polewania sie perfumami zamiast uzycia wody. Wykapana dziewczyne ubrano w ladna sukienke, uporzadkowano jej bujne, zlote wlosy i przy-428 wieziono do tajnego domku na przedmiesciu Paryza, gdzie miala sie odbyc randka z krolem. Lebel, z sercem bijacym jak dzwon, czekal na wynik: czy obsztorcuje go krol za nieodpowiedni "towar", czy przypadkiem z posady krolewskiego rajfura nie przegoni i w ogole, czy krolowi dogodzil? Mijaly godziny, a krol z pokoju nie wychodzil. Grube sciany nie przepuszczaly najmniejszego dzwieku. A nad ranem... Radosny, uszczesliwiony, pelen werwy, odmlodnialy o dwadziescia lat wyszedl krol. Nikt nie mogl przewidziec, nikt nie podejrzewal, ze to przypadkowe spotkanie w wynajetym mieszkaniu zaowocuje latami krolowania nowej wersalskiej krolowej, najbardziej znaczacej, najbardziej despotycznej, majacej ogromna wladze, jakiej nawet markiza Pompadour nie miala. "Z hrabina du Barry mlodnieje o dziesiec lat", "Nigdy nie podejrzewalem, ze kobieta moze dac mi tyle radosci, tyle szczescia", "Nauczyla mnie takich przyjemnosci, o ktorych istnieniu nie wiedzialem" - tak mowil Ludwik XV do kamerdynerow i ksiecia de Noaillesa. Noailles ponoc ripostowal: "To dlatego, Wasza Krolewska Mosc, ze pan nigdy nie byl w burdelu?". Czyzby? Czyzby poddany nic nie wiedzial o "Jelenim Parku"? W swej rubasznej prostocie, w swej bezposredniosci du Barry zupelnie nie liczyla sie z krolem. Podstawiala mu nozke do pocalunku, a gdy przynosil jej kawe osobiscie przygotowana, nie wahala sie powiedziec: "Spierdalaj stad, Francjo, ze swa kawa". Dla pani du Barry Ludwik XV nie byl krolem, lecz przystojnym mezczyzna, a z nimi wiedziala, jak nalezy postepowac. Ludwik XV uwielbial swoja dwudziestoszescioletnia kochanke, mogl powiedziec: "W calej Francji to jedyna kobieta, przy ktorej zapominam, ze mam ponad szescdziesiat lat". Nie przeszkadzalo mu, ze wywodzila sie z metow spolecz-429 nych, sposrod kurtyzan nizszej klasy. Nadawala sie doskonale, zeby urozmaicic ostatnie lata monarchy, znuzonego i przesyconego erotycznymi przyjemnosciami. Wniosla w te erotyke element niewinnego dziewictwa ze skrajna rozwiazloscia, cos w rodzaju dojrzalej Lolity, gdzie na pierwszym miejscu jest autentycznosc. Niczego sie nie wstydzila i nikogo nie bala. Mogla wchodzic do krolewskiej jadalni, gdy krol jadl obiad z rodzina, nieuczesana, w polprzezroczystym niezapinanym szlafroku, odrzucajac etykiete dworska, tak gorliwie przestrzegana w Wersalu. Ku zgrozie dworzan kladla na stole malego pieska i bawila sie z nim podczas obiadu, zmuszajac krola do uczestniczenia w zabawie. Mogla przerwac rozmowe krola z kims z czlonkow rodziny i powiedziec: "Louise, patrz, jak zabawnie Zuzu mruzy oczka". Oburzali sie wszyscy, zwlaszcza corki krola, cztery stare panny. Bez najmniejszego efektu. Wkrotce zreszta musialy opuscic Wersal, bowiem tego chciala hrabina du Barry. Zanim to nastapi, zanim zadomowi sie w Wersalu w pokojach markizy Pompadour, zanim troche sie pod-ksztalci, a byla zdolna uczennica, minie sporo czasu. Przede wszystkim, zanim mozna bedzie wziac ja do Wersalu, nalezalo ja wydac za maz dla przyzwoitosci. Dama dworu mogla byc tylko mezatka. Za kogo ma wyjsc za maz? Kto zgodzi sie na fikcyjne malzenstwo z krolewska faworyta? Pomogl hrabia du Barry. Zdegenero-wany typ arystokraty, ktorego rozpusta i nieobyczajnosc zadziwiala nawet jego srodowisko. Poniewaz sam byl zonaty i mial piecioro dzieci, nie mogl zaproponowac pannie Lange reki i serca. Lecz mial brata, Wilhelma du Barry, ktory z radoscia zgodzil sie zostac fikcyjnym mezem. Zwabilo go piec tysiecy liwrow, ktore dostal jako 430 honorarium za to. Mial kochanke, dziewietnastoletnia Madelaine Lemoine, mial z nia syna, po smierci du Barry wzial z nia slub w kosciele sw. Wawrzynca. Pijak i hulaka, z brzuchem jak antal na wino, otrzymawszy po zawarciu slubu swoje piec tysiecy liwrow, wyjechal z kochanka na prowincje. Potem tylko raz zobaczy "zone". Glowna bohaterka komedii, hrabina Jeanne du Barry, wsiadlszy do karocy, z wymalowanymi na niej swiezymi herbami, ruszyla w strone palacu Compiegne, ktory podarowal jej krol, gdzie oczekiwal na nia Ludwik XV. Poniewaz dwor wyjezdzal do Fontainebleau, du Barry podazyla tam. Rozwazano, gdzie ja umiescic. Z powodu swoistej delikatnosci, ktora czasami ogarniala krola, nie umieszczono jej w dawnych apartamentach markizy Pom-padour, tylko w szesciu pokojach na pierwszym pietrze, ktorych okna wychodzily na podworzec Ksiazat, przydzielono jej liczna sluzbe, na msze schodzila do krolewskiej kaplicy na parterze. Jeszcze nie przedstawiono jej oficjalnie dworzanom i rodzinie. Jest koniec 1768 roku. Dwor powraca do Wersalu. To, ze teraz krol umiesci du Barry w Wersalu, juz nie podlega dyskusji. Lecz gdzie? Naturalnie, ze nie w wilgotnych i ciasnych pokojach markizy Pompadour, w ktorych mieszkala w ostatnich latach, gdy krol przestal z nia sypiac. Teraz du Barry umieszczono obok pokojow krola. Demonstracyjnie. Wbrew regulom, wbrew etykiecie. Taka wielka seksualna rozkosz dala krolowi, tak zapragnal ten erotoman nowych doznan erotycznych, tak od-mlodnial i tak poprawilo sie jego zdrowie oraz humor, ze nalezalo sie to hrabinie, mimo dasow i otwartych protestow krolewskich corek. Slowem, drogi czytelniku, ponury humor krola zniknal, stal sie ponownie wesoly i zadowolony, a wraz z nim zadowolona jest cala Francja. 431 Przy okazji wspomnijmy, ze wszyscy wielcy ludzie, cierpiacy na erotomanie, zalezni od seksu, okrutnie cierpieli z powodu tej wady. Ludwik XV cierpial z powodu nie-umiarkowanego pociagu do kobiet i roznych zboczen. Aleksander Macedonski po stosunku homoseksualnym ze swym ulubiencem, perskim chlopcem, kastratem, ktorego przejal od perskiego krola Dariusza III, wpadal w rozpacz i melancholie. "Po stosunku plciowym nie smuca sie tylko koguty i kobiety" - trafnie powiedzial Hallene, jeszcze w drugim wieku. Psychopatolodzy ten stan wyjasniaja tym, ze "przewaznie w slad za triumfem namietnosci, po pierwszym uniesieniu posiadania partnera, u czlowieka pojawia sie wstyd i rozpacz i zadlo wyrzutow sumienia zaczyna torturowac go za to, ze zlekcewazyl wszystko, co jest przyjete jako moralne normy i czego wymaga dobre wychowanie". Ludwik XV byl gorliwym katolikiem. Jego chuc znajdowala sie w ciaglym konflikcie z sumieniem. Tego nie dalo sie pogodzic. Kosciol jawnie potepial rozpuste i kazal zonom zachowywac sie przyzwoicie w lozku, i czesto maz, zyjacy ze swa zona przez wiele lat, nie widzial jej pepka, nie mowiac juz o innych organach. Co prawda niektorzy zbyt gorliwi ksieza pod plaszczykiem wykorzenienia rozpusty w mozgach swych owieczek swoja "pieczen" piekli, zadajac cnotliwym zonom podchwytliwe pytania i doprowadzajac je do granic obledu. Jeden paryski ksiadz zadawal niewiescie na spowiedzi takie pytania: "Gadaj, grzesznico, czy pilas sperme swego meza, zeby pobudzic w nim milosc do siebie?". Albo: "Opowiadaj, czy przypadkiem nie bralas do rak zywej ryby i czy nie kladlas jej do swego organu plciowego, a potem, czy nie smazylas jej i nie dawalas mezowi na obiad w celu zdobycia jego uczuc?". Biedna owieczka, niemal mdlejac, kiedy to 432 uslyszala, przy okazji dowiadywala sie od ksiedza, w jaki sposob mozna zatrzymac meza przy sobie. Otrzymywala darmowa edukacje seksu podczas spowiedzi. Wstyd, ktory gloryfikowal Kosciol, mocno wszedl do malzenskiej alkowy. Bigotka Maria Leszczynska, urodziwszy mezowi dziesiecioro dzieci, nie pozwalala sobie na najmniejsza nawet wolnosc w lozku. Zupelnie tak samo, jak w czasach Katarzyny Medici, gdy zgwalcona przez hugenota podczas Nocy Bartlomieja katoliczka pyta swego spowiednika, czy dopuscila sie grzechu. "Jesli, moja mila, podczas gwaltu czulas wstret, to grzechu nie ma, a jesli przyjemnosc, to jest to wielki grzech". Dama dwie noce nie spala, rozgryzajac dylemat, bylo jej milo, czy nie? Ale Ludwik XV, zepsuty z natury, o nieokielznanym temperamencie, szukal wyjscia. Ciasno mu bylo w chrzescijanskich dogmatach moralnosci. Tak jak markiz de Sa-de nie mogl miec orgazmu bez zadawania bolu partnerowi czy partnerce, tak Ludwik XV nie mogl go osiagnac bez uzycia rozpustnych sztuczek. Jakze jeszcze niedawno czul sie nieszczesliwy krol w swojej alkowie, do ktorej przeciez damy wchodzily z nadmiernym respektem. Wprost wedlug powiedzenia Zoszczenki: "Taka wazna caryca i takie brzydkie sprawki". Kochanki drzaly z zachwytu, ze dostapily wielkiego zaszczytu przespania sie z krolem, ale nie z fizycznej przyjemnosci. Moglby i w ogole penisa nie miec, a efekt bylby ten sam. Demo-nizacja imienia"krol" paralizowala milosne uciechy. Mlode, wyuczone milosci dzieweczki "Jeleniego Parku", opanowawszy dwadziescia dwie pozycje Aretina, starannie wykonywaly mechaniczne pieszczoty, wyrafinowana rozpuste, pozbawiona glownej zalety -autentyzmu. Tak dobrze wyszkolona prostytutka, chlodna jak markiza Pom-padour, umiejetnie udaje orgazm. Ludwika XV nie mog-433 lo to zadowalac. I nagle zjawia sie dziwka z ulicy, piekna jak Afrodyta, bez uprzedzen, zepsuta do szpiku kosci, z ogromnym temperamentem, pelna erotycznych fantazji i polotu, wesola, dowcipna, niewidzaca w lozku krola, a upragnionego mezczyzne, postepujaca z wielkim krolem, jak z parobkiem z podmiejskiej knajpy. To odpowiadalo jego ukrytym w podswiadomosci seksualnym wymogom, do ktorych bal sie nawet przed soba samym sie przyznac. Niewinne bezwstydnictwo, erotyczna finezja na talerzu autentycznosci! Takiego lakomego dania Ludwik XV nie mogl nie schrupac. Stad, drogi czytelniku, ogromny wplyw na Ludwika XV hrabiny du Barry. Markiza Pompadour niewolila go swym intelektem, dziwka du Barry bezwstydem podniesionym do rangi cnoty. Wszystko bylo tak naturalne, z taka szczera radoscia oddawala sie rozmaitym zboczeniom: flagellacji, analnym i oralnym stosunkom, calemu arsenalowi milosnych sztuczek. Ludwika XV przestaly wreszcie meczyc wyrzuty sumienia. Paryska dziwka wyzwolila go z pet seksualnych ograniczen. Kiedys doczekamy sie monografii na temat sily seksu. Jak wplywa on na zniewolenie partnera, lecz nie jako destrukcyjny element, a jako element budujacy psychike i charakter czlowieka. Ludwik XV sie zmienil. Przestal sie nudzic, stal sie bardziej ludzki, dobry, odporny na zewnetrzne niepowodzenia, ktore jeszcze niedawno doprowadzaly go do ogromnej frustracji. Wszystko to spowodowala prosta paryska dziwka, ktorej wielu biografow usiluje przypisac cechy intelektualne, czym rzekomo zwabila krola. Tylko i wylacznie uczynila to swym cialem i manierami dobrej prostytutki. Prostytuowala sie zupelnie inaczej niz markiza Pompadour. Ta, chcac zabawic Ludwika XV, dlugo obmyslala plan, radzila sie dekoratorow, ludzi sztuki, litera-434 tow. Przebierala sie w kostium Kleopatry, zeby za kilka godzin zmienic go na szarawary niewolnicy sultanskiego haremu. Wymyslala milosne sceny, ukazujac je w swoim teatrze. Ludwika XV bawily pomysly Pompadour, byl jej wdzieczny za te starania, ktore jednak nie poruszaly jego zmyslow. U du Barry wszystko odbywalo sie spontanicznie. Jesli chciala dzisiaj byc pasterka, w mgnieniu oka stawala sie nia, chciala zabawic sie w Kleopatre, brala zaprzyjazniona dame i poddawala ja biczowaniu, jak lubila to czynic egipska krolowa. Zjawil sie nieobliczalny, autentyczny, wesoly, odrzucajacy etykiete, wszystkie wersalskie kanony, wicher, wlecial do Wersalu i nie sposob bylo mu sie nie poddac. Ludwik XV na zaboj zakochal sie w du Barry. Uczony wloski, psychopatolog Gercegi, twierdzi, ze z wiekiem mezczyzni staja sie coraz bardziej rozpustni. To prawda: zar mlodosci, fizyczna sprawnosc, chec zadowolenia seksualnych potrzeb, nie wymaga specjalnych "sztuczek". Starosc z jej niemoca ma swoje wymagania. Iwan Grozny z biegiem lat wymyslal coraz wieksze bezecenstwa, tym glebiej tarzal sie w dzikiej rozpuscie, lu-bieznosc Henryka VIII rosla proporcjonalnie do jego wieku, a gdy pojal za zone piata, mlodziutka Katarzyne Howard, cieszyl sie, ze moze juz tylko piescic jej mlode cialo, stosujac zabroniony przez Kosciol oralny seks. Zadomowiwszy sie w Wersalu, du Barry przystapila do dzialania. Doskonale wiedziala, z jaka nieukrywana pogarda odnosza sie do niej arystokraci, jak bojkotuja jej "wieczorne herbatki", na ktore starala sie zapraszac palacowe damy. Ale damy te otwarcie nie uznawaly du Barry za oficjalna faworyte krola, nie rozmawialy z nia, nie klanialy sie jej. A ona ze skory wylazila, zeby zlamac te bariere. Byla nawet gotowa im placic, zeby tylko prze-435 staly nia pogardzac. Prozne starania. Damy lekcewazyly du Barry. W swym Compiegne pewnego razu organizowala wieczor i juz przygotowala pisemne zaproszenia. "Nikt nie przyjdzie" - zwatpil Ludwik XV, dowiedziawszy sie o planie kochanki. "No to my jeszcze zobaczymy" - odpowiedziala du Barry i napisala u dolu na kazdym imiennym zaproszeniu: "Jego Wysokosc Krol zaszczyci mnie swoja obecnoscia". Sprobujcie teraz, damy, nie przyjsc do du Barry na herbatke, na ktorej bedzie sam krol. Wszystkie krnabrne panie ujarzmila du Barry chytroscia, sila i pochlebstwem, chcac zyskac takie samo uznanie w Wersalu, jakie miala mieszczka Pompadour. Zadanie to nader trudne, prawie niemozliwe do zrealizowania, arystokraci nie przyjmuja do swego towarzystwa osob, ktore nie legitymuja sie odpowiednim rodowodem. Fakt, ze nie ulegly przez dluzszy czas krolowi, mimo ze baly sie nawet myslec inaczej od niego, swiadczy sam za siebie. De Genlis w swych pamietnikach zanotowala: "Kiedy du Barry weszla, wszystkie kobiety, ktore staly w drzwiach, rozsypaly sie w rozne strony i robily wszystko, zeby nie usiasc obok niej, tak ze miedzy nia a nimi utworzyla sie pusta przestrzen czterech-pieciu krzesel. Du Barry zachowala kamienna twarz i zimna krew, widzac taka pogarde - jawna i oczywista. Zaden miesien nie drgnal na jej bezczelnej twarzy. Gdy zjawil sie krol, od razu oczyma zaczal jej szukac, ona zalotnie do niego sie usmiechnela. Krol, wydawalo sie, byl nie w humorze. Szybko opuscil sale". I jeszcze: "W dzien jej twarz wygladala staro, obfite piegi ja bardzo psuly. Zachowywala sie bezczelnie. Rysy jej twarzy piekne nie byly, lecz miala jasne wlosy, bardzo dobre zeby i ladne oczy" (De S. Genlis, "Memoires"). 436 Panie w Wersalu szczegolnie irytowalo to, ze nie Ludwik XV podniosl du Barry do swego poziomu, lecz sam znizyl sie do niej. Zadne, nawet nader szokujace, wybryki i zachowanie du Barry nie razily Ludwika XV. Byl poblazliwy dla jej niewersalskich manier, jak dla psot malego dziecka kochajaca matka. Niezmiernie rozczulal sie, gdy psotnica przystawiala mu pantofelek do twarzy i mowila: "Caluj, Francjo!". Zreszta byl to ulubiony pso-tliwy gest du Barry. Mogla to samo uczynic w stosunku do pralata, podajac mu nozke do pocalunku. I co? Nachylal sie sluga Bozy w swej purpurze, zeby oddac hold krolewskiej kurwie. Du Barry z diabelska intuicja wyczula, jak moze wykorzystac swoja mala nozke. Jej zachowanie w stosunku do slug Bozych - pralatow, proboszczow, przeorow - stalo sie tak poufale, ze ci niejednokrotnie przekomarzali sie z nia. Pewnego razu przeor wszedl do jej pokoju, w ktorym lezala w lozku. Szybko wstala, mowiac: "Widzi ksiadz, jak go szanuje, od razu wstalam z lozka". Na co ten ze smiechem odparl: "Wstaje pani dla mnie, a kladzie sie dla innego". Frywolnosc i swoboda weszly ponownie do Wersalu, ku wielkiemu zgorszeniu corek Ludwika XV, rozzloszczonych starych panien. Nienawidzily du Barry serdecznie, lecz nic nie mogly wskorac, krol ich nie sluchal, nie reagowal na ich wysilki, by wprowadzic ojca na droge cnoty. Corka Luiza przyjezdzala ze swego klasztoru karmelitanek, gdzie byla przeorysza, gorszaco kiwala glowa ze zgrozy i szeptala cos' krolowi o zbawieniu duszy, ktore moze nastapic tylko po wydaleniu du Barry. A ona juz stala sie oficjalna metresa krola i ma byc rowniez oficjalnie przedstawiona dworowi. Zadna dama nie chciala wziac na siebie roli prezenterki, nawet za grube pieniadze. Znajdowaly mnostwo wymowek, aby pub-437 licznie nie pojawic sie z du Barry i nie przedstawic jej krolewskiej rodzinie. Lebel, powaznie zmartwiony tym afrontem, poprosil o pomoc rajfura du Barry. Ten pomogl, naturalnie, wyznaczajac do tej roli stara, zniszczona, przepita i zdruzgotana karcianymi dlugami, hrabine de Bearn z dobrej arystokratycznej rodziny. Postawila warunek: niech krol splaci jej dlugi. "W czym rzecz? Naturalnie, ze tak". Krol byl wniebowziety, lecz troche niespokojny, gdy oczekiwal z dworakami w Sali Lustrzanej Wersalu na przybycie pupilki. Czy sprosta ta prosta dziewczyna wymaganiom? Czy nie popelni jakiejs gafy, ktora bedzie pozniej na ustach wszystkich, osmieszajac w ten sposob i krola? Co prawda du Barry starannie przeszkolono w zakresie manier i noszenia sukien z dlugim trenem, lecz ten jej niewyparzony jezyk, jej cynizm, prostackie maniery... krol mial pietra i tego nie dalo sie ukryc. Nagle wsrod ogolnego ozywienia odzwierny zaanonsowal: "Pani hrabina de Bearn i pani hrabina du Barry". Wachlarze dam zamarly w bezruchu. No i weszla, ta Afrodyta z piany morskiej, olsniewajaca, pewna siebie, z eleganckimi manierami, bez najmniejszych oznak rubasznego prostactwa. Ludwik XV mogl pogratulowac sobie, ze wybral tak zdolna pasterke, ktora niby za dotknieciem rozdzki czarodziejskiej przeobrazila sie w swiatowa wersalska dame, ktorej nie wstyd pokazac zagranicznym poslom. Co za gracja, co za pieknosc - emanowala ogromnym czarem w sukni, calej utkanej brylantami (kosztowala sto tysiecy frankow). Skromnie sie usmiechnela, pokazujac oslepiajaco biale, rowne zabki. Oto lekkim krokiem zbliza sie do krola, sklada mu uklon, a ten nie jest w stanie opanowac wzruszenia, zachwycony, oszolomiony jej pieknoscia, doskonaloscia, chwytaja za obie rece, podnosi i mowi: "Gracje nie klaniaja sie niko- 438 mu". No coz, schowajcie, damy, do kieszeni swa nienawisc do du Barry. Z metresa, ktora jest tak wielbiona przez krola, nie wojuja. Egzamin w Wersalu du Barry zdala celujaco. Zaczal sie nowy okres jej zycia. "Kobiety rzadza Francja" -psioczyl staruszek Fryderyk Wielki. "Trzy spodnice okryly hanba Francje - Chateauroux, Pompadour i du Barry". A na scianach paryskich kamienic ukazaly sie karykatury: ogromna spodnica du Barry przykrywa soba mape Francji. Gazety aluzyjnie informuja: "16-XI-1768. Mowia, ze hrabina du Barry ustanowila rekord dalekiego skoku. Jednym susem przeskoczyla z Nowego Mostu do Wersalu". Aluzja niedwuznaczna, jesli wziac pod uwage, ze Nowy Most to miejsce "pracy" paryskich prostytutek. 3-XI-1768 roku: "W Wersalu pojawila sie niejaka hrabina du Barry i wywolala sensacje swoja powierzchownoscia. Mowia, ze ma duze powodzenie przy dworze i krol przyjal ja bardzo zyczliwie". Reklama dzwignia handlu. ***Hrabina du Barry ma juz trzydziesci trzy lata, od siedmiu lat jest w Wersalu, ktorego nie cierpi, chociaz jest tu prawie gospodynia, uwielbiana i kochana przez Ludwika XV. Ten krol, jesli juz pokochal kobiete, umial na dlugo sie do niej przywiazac. Podczas wspolzycia z du Barry prawie nie mial przelotnych milostek, chyba ze za jej przyzwoleniem: uwazala ona bowiem, ze od czasu do czasu krol musi "rozerwac sie", wyrazajac sie w cynicznie ludowym stylu: "Przy jednej p... eh... marnieje", sama przyprowadzala mu dziewczyny z Opery, naturalnie medycznie sprawdzone. Milostki krola byly pod jej 439 scisla kontrola i tym du Barry znacznie przewyzszyla markize Pompadour, ktora nie zawsze mogla kontrolowac milosne uciechy krola. Potega hrabiny du Barry rosla, a wraz z nia nienawisc ludu do niej, ktory widzial, ile ze skarbca krolewskiego pochlaniaja jej kaprysy. Krol podarowal jej nieduzy, aczkolwiek piekny Palac Louve-ciennes polozony nad Sekwana, wsrod lasow i lak. To istna bombonierka, prawdziwe dzielo sztuki. Wokol nieduzego bialego palacu rozposcieral sie ogrod, prowadzila don lipowa aleja, po bokach byly szmaragdowe trawniki wsrod kep malowniczych kwiatow. W zloconych klatkach fruwaly egzotyczne ptaki, skakala malpka brazylijska, bawiac sie z bialym chartem. Pokoiki sa nieduze, lecz przytulne, urzadzone wspaniale. Najlepsi rzezbiarze i malarze ozdabiali to cudenko. Na scianach wisialy obrazy znakomitych malarzy: Viena "Dedal i Ikar", rzezby Falconeta, znakomitego rzezbiarza, ktory ozdobil Petersburg Katarzyny Wielkiej swymi dzielami. Stoi tu biust du Barry w wykonaniu Lemoine'a i "Wenus i Diana" Gaffierego. Rzadko ktory palac moze poszczycic sie taka obfitoscia drewna rzezbionego w kwiaty, liscie, ptaki. Do tego dodajmy komody, krzesla, fotele, sekretarzy-ki, rozne drobiazgi w postaci tabakierek, miniatur roznego rodzaju zegarkow, wiszacych na scianach, stojacych na podlodze i na kominkach. Nie mozna powiedziec, ze jest to upchane bez ladu i skladu. Na szczescie du Barry miala dobry gust. Szybko sie uczyla korzystac z bogactwa i nawet przejawiala pewien rodzaj elegancji. Zarzadca tego zamku byl Murzyn Zamor, pelniacy takze funkcje kamerdynera. Zobaczymy wkrotce, jaka czarna niewdziecznoscia odplacil sie swej chlebodaw-czyni, ktora wychowala go, bowiem wziela go do siebie, gdy byl jeszcze chlopcem, a obecnie placila mu ogromna 440 pensje szesciuset liwrow miesiecznie. Nosil na srebrnej itacy herbate dla swej pani, spacerowal z nia po parku, trzymajac nad glowka hrabiny czerwona parasolke, albo wachlarzem odganial muchy, gdy chciala sie zdrzemnac, oczekujac na krola, ktory przychodzil do niej codziennie, ipod wieczor. Rzucala mu sie na szyje i wykrzykiwala: "Loise, nieprawdaz, jestesmy jak w raju". Tak, to byl raj dla Ludwika XV, odskocznia od ogromnego i ponurego Wersalu, od monstrualnych pokojow, etykiety, "sznurowanych" pan, od calej tej pysznosci, paradnosci, falszy-wosci, ktorej tak nie lubil, lecz ktorej byl zmuszony sie podporzadkowac. W Louveciennes nie bylo zadnej etykiety. Krol czul sie tu bardzo swobodnie. Odpoczywal, relaksowal sie i nie mogl nachwalic sie kochanki. Powiadaja, ze markiza Pompadour stworzyla Ludwikowi XV intymnosc, poczucie "domu". W jakims stopniu tak bylo, lecz nigdy Ludwik XV tak dobrze sie nie czul, jak wlasnie w Louveciennes ze swoja kochanka. Byla pomyslowa, przebierala sie w rozne kostiumy: pasterki, antycznej bogini, ulicznej dziewki, nigdy nie ulegala modzie wysoko upietych fryzur, wrecz odwrotnie, to ona wprowadzila mode na rozsypane na plecach swobodne loki. Damy zaczely ja nasladowac, jak niegdys nasladowaly za czasow Ludwika XIV niebieska wstazke Fontan-ges. Jesli to podoba sie krolowi, musi podobac sie i im. Takie byly niepisane prawa Wersalu. Czujac sie bardzo dobrze w intymnym domku hrabiny du Barry, Ludwik XV byl prawie szczesliwy i, naturalnie, jego wdziecznosc dla kochanki nie znala granic. Pewnego razu caly dwor wersalski zostal nie lada zszokowany, gdy krol publicznie ponizyl sie przed du Barry. Upuscil futeral lornetki. Znajdujaca sie obok niego du Barry, ukleknawszy na jedno kolano, podniosla go i z usmiechem podala kro-441 lowi. On ukicknal przed nia na oba kolana i w obecnosci calego dworu, pocalowawszy ja w reke, wzruszony, ze lzami w oczach, powiedzial: "Hrabino, nie pani, a ja powinienem cale zycie kleczec przed pania". Wersalskie damy byly oburzone. Krol oszalal z milosci do tej rozpustnej dziewki. Czy zawsze miedzy Ludwikiem XV i du Barry panowala taka idylla? Nie zawsze. Byly rowniez klotnie. Dworacy wspominaja, jak pewnego razu cos rozsierdzilo du Barry, zamknela sie w swoich pokojach i nie wpuscila krola do sypialni. Rozzloszczony Ludwik XV, glosno wymyslajac, oddalil sie od jej drzwi. Przestraszona du Barry natychmiast pobiegla do krola, kleczala u jego nog i prosila o wybaczenie. Klotnia zostala zazegnana. To bardzo cenna cecha kobiety: znac umiar i nie przekraczac granic. Zapewne nie byloby w rodzinie zzerajacych zdrowie malzenskich klotni, gdyby zony stosowaly metody du Barry - umiej sie pokajac i prosic o wybaczenie. *** Fortuna corki zmienila takze zycie matki du Barry. Kucharka porzucila fartuch i garnki, przebrala sie w rozkoszne sukienki, nalozyla na grube paluchy zlote piers'-cienie i jezdzila wlasna kareta jak kazda bogata mieszczka. Raz w tygodniu du Barry odwiedzala matke i pozostawala z nia w jak najserdeczniejszych stosunkach. Ma sie rozumiec, ze do Wersalu i innych krolewskich palacow, a takze Louveciennes, byla kucharka wstepu nie miala. Dowiedziawszy sie o fortunie zony, upomnial sie o swoje i maz du Barry. Przyjechal do Paryza do swej slubnej zony po swoj kawalek pieroga. No bo... piec ty-442 f siecy liwrow juz dawno wydal. Hrabia domaga sie, aby dostac jeszcze. Zaprzagl szesc koni do ladnej karocy, wplotl w ich grzywy jakies kolorowe wstazki (bogata fantazje mial ten czlowiek, gdy stawal sie czasami trzezwy) i zjawil sie u du Barry, domagajac sie swych malzenskich praw. Dobra du Barry nie poprosila krola, zeby im-pertynenta do Bastylii wrzucil, sprawe zalatwila ugodowo. Zaplacila mezowi, ile chcial oraz poprosila, by oddalil sie na prowincje i by juz nigdy, nawet na swieta, jej nie odwiedzal. Listow i swiatecznych kartek rowniez ma jej nie przysylac, a w ogole, drogi mezu, "zyj i daj zyc innym". Maz aluzje zrozumial, rowniez i to, ze natrectwo moze skonczyc sie dlan Bastylia, zone w czolo ucalowal, zyczywszy jej wszystkiego dobrego, wsadzil osobista kochanke do karety zaprzezonej w szesc koni i wyjechal z Paryza. Wiecej o nim nie slyszano. Pojawil sie tylko na procesie du Barry, zeznajac, jaka to z zony burzujka i jak sluzyla cialem tyranowi Kapetowi, bo w czasie rewolucji krolowie, mimo ze byli tyranami, przeobrazili sie w obywateli Kapetow. Jednoczesnie hrabina du Barry czynila starania, zeby Watykan uniewaznil jej slub z du Barry, czyli po prostu udzielil rozwodu. I juz jej przedstawiciel w Watykanie obija progi dostojnych duchownych. Dlaczego tak nagle potrzebny byl du Barry rozwod? Bowiem pragnela stac sie przy Ludwiku XV druga markiza Maintenon (niespelnione marzenie markizy Pompadour). Istotnie, jej koteria namawiala ja, ze byloby dobrze, gdyby Ludwik XV wzial z nia morganatyczny slub. Polozenie hrabiny bardzo sie wzmocnilo. Zachcialo jej sie zajac polityka, gdzie chciala grac pierwsze skrzypce. Podobnie jak Maintenon i markiza Pompadour, bedzie kierowala Francja, zmieniala i wyznaczala mini-443 strow, likwidowala wrogow, stopniowo tworzac koterie polityczna. Uprzedzajac fakty i wydarzenia, stwierdzmy, ze to jej znakomicie sie udalo, wbrew logice i zdrowemu rozsadkowi. Nie od razu, ma sie rozumiec. Potrzebowala lat walki, lecz w rezultacie hrabina du Barry zwyciezyla i obalila nawet poteznego ministra Choiseula. Z jej zacietej walki z tym ministrem, pupilkiem markizy Pom-padour, ktorego zdolnosci nie mogl nie ocenic Ludwik XV, wynika pouczajaca teza, mowiac slowami proletariackiego wodza: "i kucharki moga panstwem rzadzic". Niedouczona dziwka wzieta z burdelu, ledwie umiejaca jako tako czytac i zle pisac (z bledami ortograficznymi), zaczyna rzadzic Francja. O Wersalu, cuchniesz jeszcze ostrzej! "Ja zle kierowalem panstwem, wydawalem nieudolne rozkazy, co objawilo sie mym beztalenciem i zlymi doradcami" - tyle Ludwik XV o sobie. Dowcipnis Fryderyk II, krol pruski, powiedzial: "Ludwik XV byl przyzwoitym czlowiekiem i nie mial zadnych wad, z wyjatkiem jednej - ze byl krolem". Tak, to prawda. Ludwik XV nie byl stworzony do krolowania. Do rzadzenia panstwem brakowalo mu sily woli, wytrzymalosci, ambicji, zwyklej pracowitosci. Wszystko go nudzilo smiertelnie, do wszystkiego szybko zniechecal sie, no i najwazniejsze zlo - zbyt ulegal kobietom. Pozwalal im rzadzic soba. Tak bylo z Chateauroux, markiza Pompadour, no i wreszcie z hrabina du Barry. Jesli jednak pierwsze dwie posiadaly jaki taki zmysl polityczny, byly wyksztalcone, to oddanie wladzy w recd prawie analfabetki du Barry bylo fatalna pomylka Ludwika XV, czego mu nigdy historia nie wybaczyla. Krol poteznego mocarstwa byl zepsuty, samolubny, pozbawiony woli i nie mial powaznych zainteresowan. Polowanie, ktore namietnie lubil, w starosci przestalo go inte-444 resowac: z trudem trzymal sie na koniu i zeby mogl na niego wsiasc, podstawiano mu laweczke. Gdy dworacy patrzyli, jak jeczac, z wielkim trudem wsiadal na konia, obok olsniewajacej, mlodej i pieknej du Barry, ktora szybko nauczyla sie tej sztuki, wszystkich ogarniala litosc. Przypominal Ludwika XII, ktory na starosc ubzdural sobie, by ozenic sie z mlodziutka siostra angielskiego Henryka VIII, Maria Tudor, i co z tego wyszlo? Mloda zona zrobila wszystko, zeby wykonczyc starego meza i wziac slub z ukochanym czlowiekiem. Serce sie dworakom sciskalo, gdy beka sadla gramolila sie na rumaka i nie mogla pozniej z niego zejsc: jak wylenialy kogut podskakiwal na balach w tancu, zeby potem bezwladnie lezec, nieprzytomny od nadmiernego wysilku. Robil wszystko, zeby dorownac mlodej zonie, no i wykonczyl sie przez te nieustanne wysilki odmlodzenia sie. Ludwik XV zmarl od ospy, lecz po dziewieciu latach wspolzycia z du Barry stal sie niedoleznym staruszkiem, zniecheconym do wszystkiego i z uporczywoscia maniaka zabijajacego czas gra w karty. Tymczasem w Wersalu swieto: zeni sie wnuk Ludwika XV, ksiaze de Berry, z mlodsza corka austriackiej cesarzowej Marii Teresy, Maria Antonina. No tak, nie pieknisia dostala na meza sliczna Maria Antonina. Gruby, krepy, otepialy, o powolnych ruchach, z blada twarza, niebieskimi oczyma bez najmniejszego wyrazu -oczy ryby, ruchy niezgrabne, smieje sie ordynarnie, glosno, co graniczy z idiotyzmem (niektorzy uwazali, ze byl debilem). Smiertelnie bal sie kobiet i nigdy nie mial kochanki. A gdy dworacy usilowali mu podsunac jakas slicznotke, przechodzil obok niej calkowicie obojetnie. Pewnego razu w alejce, ktora szedl krol, dworacy postawili sliczna pania, jedna z najpiekniejszych kobiet pary-445 skiego polswiatka. Owszem, krol zainteresowal sie, zatrzymal sie i zapytal, kim jest. Gdy mu powiedziano, ze jest zona kupca, wzruszyl ramionami i rzekl: "Lepiej, zeby pilnowala swej lady, niz chodzila po wersalskim ogrodzie". Dworzanie dali za wygrana i nie podsuwali wiecej krolowi ladnych kobiet, ktore go nie interesowaly. Natomiast interesowaly go prace rzemieslnicze: stolarstwo, ukladanie parkietow, kuznia. Pozniej Maria Antonina bedzie mowila, ze brzydzi sie spac ze swym mezem, bo od niego czuc stolarskim klejem i ciagle ma brudne rece. Balow i rozrywek wersalskich Ludwik XVI nie lubil. Zmuszony w nich uczestniczyc, przychodzil na pare minut i, ziewajac, odchodzil. Maria Antonina byla inna, o zywym temperamencie, ruchliwa, energiczna, ubostwiala rozrywki i do upadlego tanczyla na balach. Na poczatku, dopoki nie ulegla pewnej ogladzie, zadziwiala w Wersalu wszystkich swa lekkomyslnoscia i brakiem wyksztalcenia. Zbyt pozno Maria Teresa spostrzegla, ze jej corka, wolna jak kwiat polny, jest prawie analfabetka. Uczyc sie nie lubila, oprocz nauki tancow i muzyki. Nie chciala uczyc sie jezykow, nie chciala nic czytac, jej ortografia byla okropna, o matematyce lepiej nie mowic. Kilka miesiecy przed slubem, gdy Maria Teresa, czujac wyrzuty sumienia z powodu zaniedbania edukacji corki, posadzila ja do podrecznikow i najela mnostwo nauczycieli, niestety, niewiele to dalo. Madame Campan, dama Marii Antoniny, byla szczerze przerazona nieuctwem wielkiej ksiezniczki. Pisala: "Z wyjatkiem jezyka wloskiego braki w edukacji byly przerazajace. Maria Antonina nie miala najmniejszego pojecia o literaturze i historii. To wkrotce zauwazono przy dworze i rozniosla sie fama, ze jest glupia". No coz, tym lepiej dla Choiseula. Ten przeciez mysli o przy-446 szlosci. Sadzi, ze stanie sie wladca absolutnym przy glupiej, niedoswiadczonej krolowej i "debilu" krolu. Uroczystosci slubne szesnastoletniego ksiecia de Berry i pietnastoletniej Marii Antoniny rozpoczely sie 16 maja 1779 roku i trwaly az do 20 czerwca, pochlaniajac ogromna kwote pieciu milionow liwrow, wedlug obliczen ministra skarbu, ksiedza Terray, a dwadziescia milionow wedlug wersalskiej plotki, ktora czasami bywala bardziej wiarygodna niz obliczenia buchalterow. Bale, teatry, iluminacje, sztuczne ognie, tragedia Woltera "Tankred". Maria Antonina, oszolomiona i prawie szczesliwa, nie nadaza ze zmienianiem klejnotow. Ludwik XVI byl ponury jak jesienny dzien, smiertelnie bal sie nocy poslubnej. Mlodego delfina uroczyscie odprowadzono do malzenskiej sypialni, sam Ludwik XV podal mu nocna koszule, z rubaszna dwuznacznoscia napominajac o malzenskim obowiazku rychlego dania Francji dziedzica tronu, swiece zgasly, nastapil mrok i ksiaze de Berry poczul dziki, paralizujacy konczyny strach przed nieuniknionym. Nie mogl niczym uradowac dworakow, ktorzy przyszli na drugi dzien sprawdzic "konsumpcje malzenstwa". Czerwienil sie jak uczen, otrzymawszy zly stopien, i chowal twarz przed ciekawskimi. "Klapa" - powiedziano by w Rosji, gdyby okazalo sie na drugi dzien po nocy poslubnej, ze swatka nie moze publicznie wystawic okrwawionego przescieradla. Ale Francja to kraj tolerancyjny. Przyszlemu Ludwikowi XVI dano laskawie czas, zeby sie oswoil z malzenskim lozem i wreszcie zdeflorowal malzonke. Rozumowano tak: wpuszczono pare dzieciakow do lozka i kazano im udawac doroslych. A oni sie wstydza. Uroczystosci slubne trwaly do czasu strasznej tragedii, ktora rozegrala sie na placu Ludwika X V. Narod lepiej od astrologow wie, ze 447 jesli do slubnych uroczystosci dolaczaja sie zle znaki, to panowanie bedzie nieszczesliwe. Ani razu narod sie nie pomylil, poczynajac od starozytnosci, do naszych dni. Pomnikowi Kommodusa, ktoremu odciachali glowe i jak pilka grali nia, spocila sie miedziana glowa i ciezkie, podobne do lez krople, mimo upalnego dnia, spadaly z niej. Klaudiuszowi dzien przed smiercia zdechl ulubiony jaszczur, ktorego osobiscie karmil karaluchami i muchami. Zreszta bogowie byli litosciwi w stosunku do tego jakajacego sie cesarza. Wiele znakow zlowieszczych mu przekazywali, zanim zostal otruty przez swoja czwarta zone Agrypine mlodsza, matke Nerona: a to urodzil sie centaur, zwierze z ludzka glowa i niedowierzalski Klaudiusz ze zdumieniem ogladal martwego, zakonserwowanego w miodzie potworka, dotychczas istniejacego tylko w starozytnych mitach; a to na niebie ukazala sie kometa z dlugim ogonem i przeleciala obok jego palacu. Nie usluchal znakow, ktore mowily, aby byl ostrozny. Nazarl sie zupy grzybowej z trucizna i po paru godzinach juz nie zyl. Napoleonowi Bonaparte, gdy wkladal korone na glowe Jozefiny, wypadla ona z rak i uderzyla o kamienna podloge - no i rozwod, i smierc jej od przeziebienia, ktorego sie nabawila podczas spaceru z rosyjskim carem Aleksandrem I. Napoleonowi III, gdy po koronacji wyjezdzal ze swego palacu, upadajace drzewo zdruzgotalo dach karety. No i dlugo panowal? Takie znaki niebios mozna by mnozyc. Bogowie zawsze dawali znaki, jesli rzady mialy skonczyc sie dla monarchow tragicznie. Krolowanie przyszlego Ludwika XVI poprzedzila straszna tragedia, w ktorej wyniku zginelo okolo stu czterdziestu osob, a rannych bylo okolo tysiaca, czesc z nich zmarla w szpitalach, co wladza raczyla przemilczec. 448 Pokaz sztucznych ogni na placu Ludwika XV. Widowisko skupilo kilka tysiecy osob, bez nadzoru i zadnej organizacji. Nawet policji nie bylo, zeby nie wystraszyc ludzi. No i chmary zlodziejaszkow rozzuchwalily sie. Poczeli cynicznie, na oczach wszystkich, okradac publicznosc. Nie tylko wyciagali z kieszeni portmonetki, lecz zdzierali z dam niemal razem z uszami kolczyki i niemal z palcami zrywali pierscienie. Wsrod ludnosci, przestraszonej taka zuchwaloscia, powstala panika. A jeszcze na dodatek zapalilo sie rusztowanie, z ktorego mialy byc wystrzeliwane rakiety. Ludzie rzucili sie do ucieczki, lecz waskie przejscie spowodowalo zator. Z tylu napierano, ludzie zaczeli sie przewracac i byli tratowani. Chaos, krzyki, krew, smierc... Takim dramatem zostal naznaczony slub przyszlego Ludwika XVI z Maria Antonina. "Nie bedzie szczesliwego panowania tej pary" - wzdychal narod po tej tragedii. I co? Za dwadziescia lat na tym samym placu, przemianowanym z placu Ludwika XV na plac Rewolucji, zloza oboje glowy na gilotynie, a ich trupy zostana pochowane na tym samym cmentarzu La Madeleine, na ktorym pochowano ofiary tragedii 1770 roku. Czy to nie znamienne? Podobnie bylo z rosyjskim carem Mikolajem II. Podczas jego slubu z Aleksandra Fiodorowna, niemiecka ksiezniczka, na Chodynskim Polu przez zla organizacje widowiska zostaly stratowane dwa tysiace osob. Czyz nie zakonczyl tragicznie swego panowania ten ostatni car, rozstrzelany przez bolszewikow i pochowany we wspolnej mogile w lesie, nawet bez trumny? *** Pelna zapalu do zabawy, oszolomiona swa pieknoscia i powabem przybylaksiezniczka Maria Antonina do 449 Wersalu. Byla niemile zaskoczona wladza tej pani, ktora byla tu krolowa."Kim jest pani du Barry?" - spytala palacowa dame. "Ona jest po to, zeby zabawiac krola" -odpowiedziala zmieszana. Naiwna ksiezniczka rozsmieszyla dwor odpowiedzia: "O, w takim razie ja bede jej rywalka". Wkrotce zrozumiala, kim naprawde jest du Barry. Oburzyla sie, odwrocila sie od metresy, byla zgorszona. Do matki, Marii Teresy, leci do Wiednia kolejny jej list: "9-VII-1770. Slabosc, ktora zywi krol do du Barry, jest zalosna. To najglupsza i najnieprzyjemniejsza istota, jaka mozna sobie wyobrazic". Du Barry nie miala zamiaru odpowiadac zlosliwoscia na impertynencje Marii Antoniny. Chciala miec dobre stosunki z zona delfina. To sie absolutnie nie udalo. Ksiezniczka nie ukrywala swej pogardy do du Barry. Nie odpowiadala na jej przymilne komplementy, odeslala kolie, ktora du Barry poslala jej w prezencie, na balach, na polowaniu, w karocy nie zamieniala z krolewska me-tresa ani jednego slowa. Du Barry plakala i zalila sie krolowi na zarozumialego "rudzielca", jak nazywala Marie Antonine. Krol byl zasmucony i bardzo pragnal, zeby ksiezniczka polubila jego kochanke. Z Wiednia matka Maria Teresa, zatrwozona stosunkami corki z krolewska metresa, pisala do niej listy, w ktorych blagala corke, zeby byla bardziej uprzejma dla du Barry. Nie pragnela konfliktu z Francja. "Co, korona spadnie ci z glowy -sztorcowala swa corke -jesli powiesz pare slow hrabinie du Barry?". Zmusili biedna ksiezniczke do okazania publicznego szacunku krolewskiej metresie. Caly Wersal zebral sie w sali, gdzie bedzie odbywala sie pokuta. Wszyscy czekali. Du Barry w rozkosznej sukni, obwieszona brylantami jak bozonarodzeniowa choinka, czeka, leniwie wachlujac sie. Maria Antonina blada i drzaca 450 zbliza sie do hrabiny. Oczy wszystkich zwrocono na nia. Cicho w Sali Lustrzanej tak, ze slychac, jak leci mucha. Ksiezniczka podeszla do du Barry i, jakajac sie, powiedziala jedno jedyne zdanie, zlozone z dwudziestu czterech liter: "Jak duzo ludzi dzis w Wersalu". Radosne westchnienie rozleglo sie po sali. Lody przelamano. Mozna uznac, ze pogodzenie Marii Antoniny z krolewska metresa odbylo sie. Du Barry byla dobra kobieta. Wiecej nie dokuczala ksiezniczce prosbami o okazanie jej czci. Zadowolila sie tym jednym zdaniem. Maria Antonina ani slowa wiecej nie przemowi do krolewskiej metresy. *** I oto ich panowanie po smierci Ludwika XV przepelnione groznymi politycznymi wydarzeniami, wersalskimi intrygami, walka z opinia publiczna, z ludem, ktory znienawidzil "Madame Deficyt", jak nazywano Marie Antonine za jej niebywala rozrzutnosc. Lubila palace i klejnoty. Uwielbiala rozrywki, bale, polowania, wieczory z udzialem ubostwiajacych ja pan i kawalerow, lowiacych kazde jej slowo i zasypujacych ja pochlebstwami. W dalszym ciagu byla naiwna i lekkomyslna. Karala meza z rozbrajajaca szczera pogarda za wszystko: brudne rece, nieumiarkowany apetyt, za to, ze lazil po wersalskim dachu i przez lornetke obserwowal paryskie pozary, ze ganial koty, a najwazniejsze za to... ze przez wiele lat pozostawala dziewica, szalejac z tego powodu i ulegajac atakom histerii. Rozrzutnosc Marii Antoniny stala sie przyslowiowa. Ludwik XVI, czujac swa wine, pozwalal jej na wszystko i jak na katorge co wieczor chadzal do malzenskiej sypialni, zeby nazajutrz oswiadczyc otoczeniu: "Nie". "Znowu nein, kiedy to sie skonczy?" -451 wrzeszczala z Wiednia Maria Teresa, powaznie zaniepokojona dziewiczym stanem swej corki. W listach do matki krolowa zalila sie: "Znowu, droga matko, z mezem... nic nie bylo". Ta nienormalnosc trwala... siedem lat, autorytatywnie twierdzi niemiecki pisarz Stefan Zweig i biografowie chorem to powtarzaja. Lecz wrocmy do dokumentow. Slub Ludwika XVI i Marii Antoniny odbyl sie w 1770 roku, a w 1774 roku pisala do matki: "29 grudnia 1774 roku. Droga mamo! Moje malzenstwo skonsumowane! A wczoraj powtorzylo sie i nawet lepiej niz za pierwszym razem". Maria Teresa westchnela z ulga i byc moze ze wstydem wspominala swe rozpaczliwe slowa w liscie do corki: "Corko moja! Zatroszcz sie o dziedzica, obojetnie, kto ci go da". Czy nie tak samo namawiala Katarzyna Medici swoja synowa, Luize Lota-rynska, zeby przespala sie z paziem i dala Francji dziedzica, gdyz jej syn, Henryk III, homoseksualista, mogl tylko zonie wplatac perly w warkocze. Czy nie to samo powiedziala Anna Austriaczka synowej, Marii Teresie, gdy ta zalila sie, ze krol, jej maz, spi z kochankami i te rodza dzieci: "Moja mila, ile by bastardow nie bylo, oni nigdy nie beda dziedzicami, natomiast twoje dziecko, nawet jesli ojcem bedzie lokaj, stanie sie delfinem". Slowem, precz z moralnoscia, drogie synowe i corki, jesli ojczyzna wzywa was i potrzebuje nastepcy tronu. Natomiast Maria Teresa chwalila siebie, ze przedsiewziela wszystko, zeby malzenstwo jej corki zostalo skonsumowane. Juz po pierwszym roku zasypywala ambasadora we Francji zapytaniami: w czym rzecz? Pisala trwozne listy do tescia, tej samej tresci: w czym rzecz? Poprosila o opinie nadwornego lekarza: w czym rzecz? Lekarz odpowiedzial: "Jesli taka sliczna i mloda zona, jaka niewatpliwie jest pani corka, nie potrafi rozruszac meza 452 w lozku, to medycyna jest tu bezsilna". Ludwik XV natomiast, otrzymawszy list Marii Teresy, wezwal swego wnuka na dywanik i groznie zapytal: "Odpowiadaj, dlaczego twoje malzenstwo po uplywie tak dlugiego czasu jeszcze nie skonsumowane, a?!". Gruby, niezgrabny wnuk czerwienil sie jak burak, przebieral nogami i obiecal rychla poprawe, zaklinajac krola, ktory wysunal i taka aluzje, ze mezczyzni ani mlodzi, ani starzy go nie interesuja i on najmniejszych inklinacji do homoseksualizmu nie ma. I oto do Paryza, do Wersalu jedzie brat Marii Antoniny, przyszly austriacki cesarz Jozef II. Przystapil do siostry z pytaniem: "Odpowiadaj, czy okazujesz mezowi nalezna tkliwosc, gdy pozostajesz sam na sam z nim w lozu? Czy nie bywasz w nim zimna i niedostepna i czy nie wyrazasz pogardy, ktora paralizuje meskie czlonki?". Maria Antonina ze lzami w oczach przekonywala brata, ze robi absolutnie wszystko, co do niej jako zony nalezy i nawet wiecej, stosuje sztuczki prostytutek, no chyba ze kankana nie tanczy, a rezultat mierny. Maz jest obojetny na jej wdzieki. Jozef II, ktory juz zdazyl byc w palacyku hrabiny du Barry, ucalowac jej raczke i obsypac mnostwem komplementow, zaczal wypytywac Ludwika XVI, przyszlego, ma sie rozumiec. Jozef II juz zdazyl wyrobic sobie o nim wlasna opinie, zupelnie rozniaca sie od opinii dworakow, ktorzy uwazali ksiecia de Berry niemal za debila. Oto ona: "Jest to slaby, lecz daleko nieglupi czlowiek. On ma trzezwe sady na wszystko, duze wiadomosci, jest wyksztalcony, lecz charakteryzuje go apatia ciala i ducha" (J. Meysztowicz, "Korona pod gilotyna"). Jak nie upasc na duchu, drogi czytelniku, jesli organ mu opada, jak nie wpasc w rozpacz, jesli wersalska koteria nie ukrywa swego totalnego chichotu, gdy ksiaze de Berry co wieczor z nieszczesliwa mina szoruje do sypialni 453 krolowej. Gdy czlowiek jest ciagle osmieszany, staje sie zakompleksiony, czyz nie tak? Wmawiajcie sprawnemu "byczkowi", ze jest impotentem, smiejcie sie z niego kazdego wieczoru, czy nie stanie sie nim? Gercegi, znamienity psychopatolog, informuje: "Mezczyzna, ktorego seksualna zdolnosc ulegla zahamowaniu, staje sie niepewny i niezdecydowany. W kobiecie wywoluje rozdraznienie, nieopanowanie, nienaturalne podniecenie". Podziekujmy zatem, ze Maria Antonina nie rzucila sie z piesciami na meza, albo z kuchennym nozem, jak to czynia wspolczesne seksualnie nieusatysfakcjonowane kobiety, majace nieszczescie zyc z mezami impotentami. Ona tylko plakala i stawala sie... rozrzutna. Jak moze czuc sie przyszly krol, skad ma czerpac pewnosc siebie, jesli wszyscy w Wersalu, poczynajac od kucharek, praczek, pokojowek i lokajow, a konczac na arystokracji, w glos sie smiali z seksualnej nieudolnosci ksiecia de Berry, badz co badz dziedzica Francji. Delfin chodzil po Wersalu z opuszczona glowa, w poczuciu swej niepelnosprawnosci. Przeciez staral sie, biedny, lecz nic z jego staran nie wychodzilo. No tak, co dla dziada bylo splunieciem, dla wnuka jest twierdza nie do zdobycia. Jozef II potraktowal sprawe powaznie i nader prosto: pokazal ksiecia de Berry lekarzom i ci jednoglosnie orzekli, ze ksiaze potrzebuje malego chirurgicznego zabiegu. Zabieg zostal wykonany i ksiaze stal sie stuprocentowym mezczyzna i zaczal plodzic dzieci. Czworo -dwoch synow i dwie corki. Przezylo dwoje - syn i corka. Dosc smiechow, chichotow w Wersalu, w lozu krolowej jest mezczyzna! I tak oto po czteroletnim smiechu w Wersalu, po latach upokorzen, cierpien i lez, calkowity happy end zagoscil w alkowie malzonkow. Mistrzu Zweig, wasze siedem lat plciowej abstynencji Marii Antoniny 454 trzeba ograniczyc do czterech! A znamienity seksopato-log Krafft-Ebing, analizujac wersalskie dzieje na podstawie przykladow z zycia Ludwika XV i Ludwika XVI, napisal znakomita ksiazke, jak ulal pasujaca do naszych dni, z charakterystycznym tytulem: "Nasz nerwowy wiek" (Sankt Petersburg 1885). Oto niektore jego tezy, ktore warto przytoczyc: 1. Choroby nerwowe coraz to bardziej ogarniaja rozne warstwy spoleczenstwa. Przyczyna ich jest nienormalnosc zycia. 2. Im bardziej pobudzony jest system nerwowy, tym bardziej podmiot wymaga roznorodniej szych i pikantniejszych seksualnych praktyk, zeby osiagnac zadowolenie. 3. Wszystkie choroby pochodza od nerwow. 4. Caly organizm podmiotu i jego stan duchowy zaleza od prawidlowego funkcjonowania systemu nerwowego. 5. Dla prawidlowego zywienia systemu nerwowego sa potrzebne zdrowa krew, zdrowe odzywianie i zdrowe powietrze. 6. Malzenstwa pomiedzy osobami blisko spokrewnionymi doprowadzaja do degeneracji podmiotu. 7. Stare panny zazwyczaj bardziej sa podatne na choroby nerwowe. Szybko sie rozdrazniaja i czuja sie nieszczesliwe. *** Zatrzymajmy sie na siodmym punkcie tych "prawd", ktore glosi znany psychopatolog. Cztery stare panny sa w Wersalu. Nerwowe, zle, plotkarki, bigotki, niewyrozu-miale, slowem, skutecznie psujace krew otoczeniu: to sa 455 ciotki Ludwika XVI, corki Ludwika XV. Trudno znalezc w historii swiata stare panny tak nieszczesliwe, jak te dewotki, cztery corki krola Ludwika XV. Zajety swymi milostkami, swym seksem, zapomnial ojciec o obowiazku wydania krolewien za maz. Tylko jedna sposrod siedmiu corek Ludwika XV wydano za maz, za parmenskie-go wielkiego ksiecia Filipa. Zlupila Francje dwukrotnie. Jako jedyna z krolewskich siostr czuje sie jako tako szczesliwa. Ciotki Ludwika XVI musialy pozostawic Wersal. Osiedlily sie we wlasnym palacu nieopodal Paryza. Stamtad plugawia i paskudza opinie krolowej. Podczas rewolucji udalo sie im wyemigrowac i dzieki temu pozostaly zywe. Ale co to bylo za zycie? Nudne, puste, bez milosci, bez przywiazan, uczuc, namietnosci. Nikomu nie radzimy pozostawac starymi pannami o przecietnej osobowosci. *** Ludwik XV ma juz ponad szescdziesiat lat. Stal sie ospaly, apatyczny, sfrustrowany. Coraz trudniej przychodzi du Barry zabawic krola i odciagnac go od ponurych mysli o smierci. Doskonale wiedziala, ze panuje dopoty, dopoki Ludwik XV potrzebuje jej seksu. Gdy przestana go bawic seksualne igraszki, nastapi koniec jej panowania. Na glowie stawala, zeby rozbudzic nieco zgasle zmysly krola. Roznego rodzaju zboczenia serwowala krolowi w swym Louveciennes. Juz go nie biczowala, lecz zmuszala do patrzenia, jak smaga swoja dame, ktora otrzymywala za "cierpienia" sowite wynagrodzenie, przyprowadzala dziewczynki, obnazala im piersi i wkladala jak lakome danie do ust Ludwika X V. Krolowa Margot grzala nozki na obnazonych piersiach sluzacych, hrabina 456du Barry z damskiej piersi zrobila fetysz, element erotyki. Pobudzony na chwile Ludwik XV szybko jednak gasl. Zniszczone rozpusta starcze cialo nie podporzadkowywalo sie zmyslom. Chuc byla anemiczna, zachwytu nie wywolywala, a lozkowa rozpacz stawala sie coraz czestsza. Wlasnie teraz dyskretnie, by krol nie widzial, du Barry zafundowala sobie kochankow, doskonale znajacych swe role samcow. Nie deklarowali sie ze swym uczuciem do hrabiny, choc niejeden po bujnej nocy z nia spedzonej plonal do niej goracym uczuciem. Wiedzieli, ze rozglos bedzie ostatnim dniem ich zycia. Zazdrosny i nadal zakochany krol nie scierpi zdrady. Dlatego wszystko odbywalo sie bardzo dyskretnie i krol o niczym nie wiedzial. Zaczela du Barry stosowac zabojcze dla krola metody pobudzenia chuci - faszerowanie hiszpanskimi muchami. Sama nie uzywala tego srodka, byl jej niepotrzebny, lecz doszczetnie wyniszczyla nim krola. Postepowala odwrotnie niz markiza Pompadour. Tamta pila miksture, nie czestujac krola, du Barry z premedytacja niszczyla zdrowie krola, byle tylko najdluzej utrzymac sie w Wersalu i zrealizowac swoj plan - stac sie jego morganatyczna malzonka. Lecz najpierw trzeba bylo zlikwidowac wrogow, przede wszystkim Choiseula. Byl on najwazniejsza figura w panstwie. Faktyczny szef rzadu, jednoczesnie pelnil funkcje ministra spraw zagranicznych Francji. Znajdowal sie w glebokiej opozycji w stosunku do parlamentu, zwlaszcza jesli chodzi o polityke zagraniczna. Minelo zaledwie siedem lat od zakonczenia wojny z Anglia, a Choiseul juz planowal nowa. W parlamencie podniosl sie wrzask. Krol tym razem musial wziac strone parlamentu. Niektorzy czlonkowie parlamentu weszli w laski du Barry i utworzyli koterie, 457 ktorej celem bylo zniszczenie Choiseula. Du Barry wiedziala, jak jej nienawidzi Choiseul, chociazby dlatego, ze spelzly na niczym jego starania, by podsunac krolowi po smierci markizy Pompadour swoja siostre na krolewska metrese. Du Barry weszla mu w parade, bylo za co jej nienawidzic. No i cynizm, i bezczelnosc du Barry, jakby nigdy nic pchajacej sie do wersalskich elit, razily arystokratow. Choiseul pienil sie, gdy krol nie zawahal sie przedstawic ja dworowi i swym bliskim - corkom, delfinowi i jego zonie. Pewnego dnia Choiseul zaprosil do siebie na obiad ludzi sztuki. Zaproponowal im szkalowanie du Barry pisaniem pamfletow i komponowaniem przyspiewek. Wkrotce caly Paryz zaspiewal sprosna piosenke, w ktorej znalazly sie takie oto slowa: Wypedz dziwke, daj ludowi chleba, Oto, czego rozpustny Ludwiku, nam trzeba. Coraz czesciej na scianach domow pojawialy sie ulotki, wzywajace lud do przerwania bezprawia i wygonienia z dworu krolewskiej kochanki. Zakochany po uszy krol zdawal sie o niczym nie wiedziec. A powinien byl zwrocic baczna uwage na nastroje ludu. Zawsze wszystkie rebelie we Francji zaczynaly sie od zadania chleba i wydalenia krolewskich metres. To byla przyczajona rewolucja. Dawala o sobie znac w ulotnym wierszu i rodzila sie z goryczy ludzi oraz nienawisci do du Barry. Dymisja Choiseula nastapila 24 grudnia 1770 roku. Wyslano go do jego wiejskich posiadlosci. Nie mogl pokazywac sie w Wersalu i Paryzu. (O jego dalszych losach opowiedzialam w rozdziale o Pompadour). 458 wZdrowie Ludwika XV podupada, a wraz z tym nasila sie jego przygnebienie. Czuje bliska smierc i dopatruje sie roznych znakow wysylanych mu z nieba. Fatalne wrazenie zrobila na nim smierc podczas kolacji u du Barry jednego z jego przyjaciol, de Chauvelina. Staruszek, nie donioslszy lyzki do ust, nagle zbladl i zwalil sie pod stol. "To niebiosa posylaja mi znak - smutnie powiedzial krol. - Wkrotce umre". Du Barry, jak mogla, starala sie odwiesc krola od zlych mysli, urzadzala przyjecia, podsuwala mu do lozka mloda dziewczyne. W te fatalna noc 5 maja 1774 roku nic nie zapowiadalo tragedii. Krol byl w znakomitym humorze, w jakim nie widziano go od dawna. Przy kolacji u du Barry, w ktorej uczestniczylo osiem osob, miedzy innymi Soibisse i Angoulome, krol wesolo sie smial, wysluchujac pieprznych kawalow. Okolo jedenastej oddalil sie do sypialni, gdzie na niego czekala tancerka z Opery. W nocy hrabine obudzil kamerdyner. "Krol zle sie czuje" - powiedzial. Ludwik XV byl w fatalnym stanie, trawila go goraczka, na twarzy pojawily sie czerwone plamy. Jeszcze zdazyl wyszeptac: "Przepraszam, hrabino, niech pani sie nie gniewa, bylem niegrzeczny tej nocy, niech pani sie nie gniewa za moja zdrade, jestem przykladnie ukarany". Wezwany lekarz zarzadzil, by natychmiast przewieziono krola do Wersalu. Du Barry upierala sie, zeby zostawic go u niej. La Martinier, nadworny lekarz, oschle odpowiedzial: "Chorowac nalezy w Wersalu". Du Barry nie sprzeciwiala sie wiecej. W Wersalu przywitaly krola oszalale z rozpaczy corki, zaplakane i szlochajace. Gdy Ludwik XV przyszedl do siebie, poprosil o lustro. Spojrzal na swoja ogromna, spuchnieta glowe, na twarz usiana ropiejacymi krostami, prawie brazowymi, wydzielajacymi okropny odor i po-459 wiedzial ze smutkiem: "To ospa. To moja smierc". Zarazila go ta tancerka z Opery. Natychmiast rozkazal wyjechac z Wersalu du Barry i dwom corkom. Opiekowala sie nim mniszka Luiza, jedna z jego corek. Natychmiast w gazetach pojawily sie informacje o stanie zdrowia krola. 6 maja: "...mocz krola jest dobry ilosciowo i jakosciowo". 8 maja: "...mocz krola jest zadowalajacy". 9 maja o moczu milczano - krol zmarl. Zmarl straszna smiercia. Gnijace kawalki ciala odrywaly sie, a ropiejace rany smierdzialy, zmuszajac slugi do ucieczki. Ktos z dworzan zobaczyl stojacego w kacie i placzacego lokaja: "Tak pan zaluje krola?" - zapytal.,,Nie, panie - odpowiedzial ten - lecz krol jest chory na ospe, a pielegnuje go moj kolega, moze sie zarazic". Narod z ogromna obojetnoscia przyjal wiadomosc o ciezkiej chorobie krola. Juz dawno przestal byc dla ludu "Umilowanym". Stal sie "Znienawidzonym". Lud byl przekonany, ze krol zle rzadzil panstwem. Czterdziestogodzinne modly na intencje wyzdrowienia krola odbywaly sie w pustych kosciolach. 9 maja 1774 roku Ludwik XV zmarl, przezywszy szescdziesiat cztery lata. Krol umarl, niech zyje krol! Warto odnotowac trzy listy du Barry do matki, napisane podczas choroby krola. Pierwszy: "Nie moge, droga mamo, przyjechac do ciebie. Stan zdrowia krola nie pozwala mi pozostawic go samego. Od czasu, gdy poumierali jego przyjaciele, wpadl w melancholie, ktora mnie bardzo trwozy". Nastepny list: "Droga mamo, krol niewatpliwie jest chory na ospe. Zrobilam wszystko, zeby namowic go do pozostania w moim palacu. Nie odchodze od jego loza. Stan jego, jak mi sie wydaje, jest niebezpieczny. W jego wieku ludzie sa podatni na rozne komplikacje. Chcieli, 460 by przyjal sakramenty. Nie pozwolilam. To nie byloby w moim interesie.Wybacz mamo, ze zostawiam ciebie, zeby wrocic do krola". I trzeci list, pisany w przeddzien smierci krola, gdy juz znajdowal sie w Wersalu: "Cios jest zbyt silny, droga mamo. Krol czuje sie bardzo zle. Mnie rozkazano opuscic Wersal. Pisze do ciebie z Roele. Przed przyjeciem swietych sakramentow krol powiedzial do ksiedza, ze bardzo zaluje swego lekkomyslnego postepowania i ze od tego czasu bedzie zyl -jesli wyzyje - tylko dla Boga i wiary oraz dla swych poddanych. Obiecanki umierajacego nie powinny mnie trwozyc, wszyscy oni sa tacy, dopoki nie powroca do zycia. Jesli krol wyzdrowieje, jestem pewna, ze moje polozenie nie zmieni sie. Zegnaj, droga mamo. Hrabina du Barry". Ten tekst zostal zaczerpniety z archiwum moskiewskiego, opublikowany zostal w 1856 roku przez M. Vitracka, w polskich zrodlach nigdzie nie figuruje. Jesli te listy du Barry sa autentyczne, a nie ma podstaw, by sadzic, ze nie, to pokazuja ja w innym swietle: ujawniaja jej cynizm, troske o swoje interesy, a takze pokazuja i to, jak dobrze znala krola. Kajal sie, obiecujac pokute w chwili zagrozenia i wszystko zaczynal od poczatku, gdy niebezpieczenstwo mijalo. Jest to charakterystyczna cecha Ludwika XV! *** W wersalskiej kaplicy kleczeli osiemnastoletni Ludwik XVI i jego siedemnastoletnia zona Maria Antonina, blagajac Boga, zeby dal im sily i wytrwalosci dla dobrego kierowania panstwem. Pierwsze, co zrobil Ludwik XVI, gdy podwojna trumne z cialem Ludwika XV, podwojna, aby nie wycie-461 kala ropa, pogrzebano w krolewskim grobowcu, to wyrzucil du Barry z Wersalu i Paryza. Oto wlasnoreczny list Ludwika XVI do niej: "Pani du Barry! Dla przyczyn znanych mi osobis'cie, a ktore stanowia o spokoju mego krolestwa, rozkazuje, by zechciala pani udac sie do Pont-aux-Dames bezzwlocznie, sama, z jedna kobieta sluzebna, odprowadzona przez pana Hamont, jednego z naszych poddanych. Zarzadzenie to nie powinno byc pani niemile. Nalezy mu sie podporzadkowac jak najszybciej". Maria Antonina pisala do swej matki Marii Teresy: "Kreature umieszczono w klasztorze, a wszystko, co przypominalo jej skandaliczne imie, zostalo wygnane z palacu". Koniec. Epoka panowania du Barry zakonczyla sie. WERSAL ZOSTAL OCZYSZCZONY! w ersalska intryga z naszyjnikiem Marii Antoniny Paszkwilanci rozniesli po Wersalu zlosliwa plotke, ze Maria Antonina jest lesbijka. Czyzby pomylili ja z jej szwagierka, zona Jozefa II? Bo tamta, wychowana w klasztornej szkole, nabyla tego zboczenia i spokoju nie dawala siostrze Marii Antoniny, Krystynie, piszac do niej dramatyczne listy wypelnione milosnymi wyznaniami. Mial co czytac po jej smierci austriacki cesarz Jozef II, ktory nawet nie podejrzewal zony o takie sklonnosci. A Maria Antonina? Ona, co prawda, namietnie calowala swe przyjaciolki, ksiezne de Lamballe, a zwlaszcza diu-szesse de Polignac, lecz to bylo wyrazenie uczuc, nic wiecej. Po prostu Maria Antonina tak ekspresyjnie wyrazala przywiazanie do kolezanek. Lecz Wersal, tak ochoczy do plotek, do intryg, do szkalowania, podchwycil poczta pantoflowa slowa hrabiego d'Artois, krolewskiego brata: "To musza byc lesbijskie uczucia" i roznioslo sie po Wersalu - krolowa uprawia ze swoimi kolezankami lesbijska milosc. Scena w gruncie rzeczy niewinna, w oczach hrabiego d'Artois nabierala innego wyrazu: "Krolowa placze, namietnie caluje hrabine Polignac, chwytaja za rece, zaklina, przyciska, rzuca sie jej na szyje". Drzwi byly uchylone, hrabia d'Artois zaczal dwuznacznie chichotac i powiedziawszy: "Och, nie krepujcie sie" - wyszedl, zeby natychmiast powiadomic dwora-463 kow, jak przeszkodzil przyjaciolkom w milosnym ran-dez-vous. I zaczelo sie. Wszyscy uwierzyli w te ploteczke do takiego stopnia, ze nawet sad Konwentu, przed ktorym krolowa stanela, obwinil ja o amoralne lesbijskie praktyki. Te pogloski wykorzystala nader chytra osobka, zona "falszywego" hrabiego de La Motte, kochanka kardynala Rohana. Byla ona autorka glosnego skandalu w Wersalu, ktory przeszedl do historii jako "Afera z naszyjnikiem krolowej". Skandal wybuchnal 15 sierpnia 1785 roku. Co mozna o nim powiedziec? Bylo to pospolite oszustwo, polaczone z bezczelna mistyfikacja - tak nieprawdopodobna, ze wydawala sie nierealna. Pomylic krolowa z uliczna prostytutka, panie Rohan, wlozze okulary na swoj tlusty nos, ale nie rozowe! Krolowa go znienawidzila, gdy zaczal opowiadac o lzach Marii Teresy, matki Marii Antoniny, z powodu rozbioru Polski w 1772 roku, co uwazano za hipokryzje. Usilowala zablokowac nominacje kardynala Rohana na Wielkiego Jalmuznika Francji. Tylko dlatego krol jej nie usluchal, ze rod albo klan, jak nazywano Rohanow, byl potezny i Ludwik XVI ugial sie przed nim. Nie lubila Rohana takze austriacka cesarzowa Maria Teresa, gdy w charakterze francuskiego ambasadora zjawil sie w Wiedniu. Uwazala go za glupiego, zadufanego w sobie, proznego i ekstrawaganckiego. Mial fatalna opinie libertyna i rozpustnika. Podobno wozil w swej karocy kurtyzany przebrane za ksiezy. Kaunitz szydzil: "Nie wiedzialem, ze we Francji kobiety moga byc duchownymi". Maria Teresa robila wszystko, zeby jak najpredzej Rohana odwolano i w listach do corki przekazywala o nim negatywna opinie. Nie wiadomo, w jaki sposob udalo sie intrygantce de La Motte ulokowac sie w Wersalu (byc moze dzieki me- 464 zowi), lecz zrobila wszystko, zeby przekonac swego kochanka Rohana, ze jest kochanka Marii Antoniny. Zdumiewajace, ze tamten uwierzyl w te brednie.Postanowil wykorzystac wplyw swej kochanki na krolowa, do ktorej de La Motte nie miala dostepu, a krolowa nawet nie wiedziala o jej istnieniu. No coz, nie on pierwszy i nie ostatni dal sie nabrac. Ludwik XV gleboko wpoil dworakom, ze droga do lask monarchy prowadzi przez jego metresy. Sprytna de La Motte zaczela wmawiac kardynalowi Rohanowi, ze od dawna krolowa nie zywi do niego urazy, a nawet potajemnie w nim sie zakochala i nawet wyrazila chec spotkac sie z nim tete-d- tete. Amant de La Motte Retaux de Villette sleczy kilka dni, podrabiajac charakter pisma krolowej, a potem pod jej dyktando de La Motte fabrykuje listy milosne krolowej do Rohana. Ten jest wniebowziety, zadowolony. Wyraza chec spotkania sie z nia w pewna ksiezycowa noc w wersalskim ogrodzie. A w miedzyczasie maz de La Motte objezdza wszystkie albo prawie wszystkie paryskie burdele w poszukiwaniu odpowiedniej prostytutki, podobnej do krolowej. Ale nie ma takiej, ktora bylaby figura i twarza podobna do Marii Antoniny. Zmeczyl sie pan de La Motte. Usiadl w miejskim parku na lawce, by odpoczac. Spojrzal na przeciwna lawke i omal nie zemdlal z wrazenia. Naprzeciwko siedziala kobieta do zludzenia przypominajaca krolowa. Byla nia modystka Nicole Leguay, w wolnych chwilach "dorabiajaca" cialem. Biografia jej ludzaco przypomina zyciorys hrabiny du Barry. Od igly i loza z przypadkowymi mezczyznami do krolewskiego loza. Lecz Nicole obiecano, ze tym razem honorarium otrzyma nie za seksualne uslugi z mezczyzna, lecz za pare slow, ktore musi powiedziec w pewna ksiezycowa 465 noc. Naturalnie, nie wyjasniono jej, ze musi odegrac role krolowej. Polprostytutce wreczono kartke z tekstem, ktorego miala wyuczyc sie na pamiec i powiedziec mezczyznie, ktory zjawi sie noca w wersalskim parku. To byl nieskomplikowany tekst: "Bardzo jestem rada, ze nasza nieprzyjazn jest skonczona i oczekuje nas lepsza przyszlosc". Dziwka Nicole poslusznie wyuczyla sie tekstu. Ubrano ja w ladna sukienke, piekna peleryne i wystawiono w wersalskim parku. Wkrotce zjawil sie mezczyzna, ktory nie mial zamiaru jej gwalcic, tylko rzucil sie przed nia na kolana i zaczal calowac pole jej plaszcza. Dziwka poczatkowo sie przestraszyla, czego on od niej chce i dlaczego takie szczegolne oznaki czci jej okazuje, jak krolowej. Lecz doszedlszy do siebie, nieco sie jakajac, wyrecytowala swoj tekst. W tym czasie nadbiegla de La Motte i, udajac przestraszona, krzyknela, ze spotkanie skonczone, bo nadchodza bratowe krolowej, co bylo falszywym alarmem. Naiwny Rohan uwierzyl w to i szczodrze zaplacil de La Motte. "Malo, malo" - powiedziala i wymyslila intryge, ktora da jej fortune, a nie jakies tam pare tysiecy liwrow. Nawiasem mowiac, biednej Nicole Leguay nie wyplacono calego honorarium, ograniczyli sie tylko do zaliczki tysiaca liwrow, a gdy przyszla po obiecana reszte, de La Motte krzyknela wkurzona: "Za co? Ze ty, glupia, nawet bez zajakniecia tekstu wymowic nie potrafilas? Masz swoje" - i pokazala jej fige. Placzaca Nicole odeszla z kwitkiem, obiecujac sobie juz wiecej roli szlachetnej damy nie grac, oprocz wyznaczonej jej przez Boga - modystki i niedrogiej prostytutki. De La Motte bylo malo. Wykorzystala naiwnosc kardynala Rohana, teraz chciala wykorzystac chciwosc krolowej, to znaczy jej upodobanie do klejnotow. Jubiler Bohmer z zespolem pomocnikow wyczarowal najdroz-466 szy w swiecie naszyjnik, skladajacy sie z 650 diamentow, w sumie 2800 karatow, wyceniony na milion szescset tysiecy liwrow. Okropnosc, drogi czytelniku! Ogladalismy te blyskotke na zdjeciu. Gorszego obrzydlistwa swiat nie widzial. Cos przypominajacego szklane naszyjniki cyganek, wulgarne i niegustowne. Lecz Marii Antoninie podobaly sie, fascynowala ja niebywala liczba brylantow i cena, pobiegla wiec do meza z serdeczna prosba, zeby go kupil w prezencie dla niej. Ludwik XVI zawsze ulegal prosbom zony, ktora za jej rozrzutnosc przezwano "Madame Deficyt", tak bardzo uszczuplila skarbiec swymi kaprysami. Za szesc milionow liwrow kupiono palac Sa-int-Cloud, ktory polowy tej kwoty nie byl wart, a tylko dlatego, ze podobal sie zonie krola, ktora chciala oddalic sie od nienawistnego Wersalu. Lecz placic za naszyjnik, ktory jest wart tyle, ile dwa wojenne statki, no nie, az taki rozrzutny krol nie byl. Odmowil zonie bodajze pierwszy raz w zyciu. Maria Antonina pogniewala sie i przestala nalegac - trudno. I oto przedsiebiorcza de La Motte powiedziala Rohanowi, ze przychylnosc krolowej bylaby o niebo wieksza, gdyby podarowal jej ten naszyjnik. Zaoszczedzmy czytelnikom zlozonej buchalterii, wedlug ktorej transakcja miala sie odbyc ratami - okreslono, ile rat i w jakim czasie musial Rohan wplacic jubilerom. Wazne, ze Rohan ma naszyjnik i wrecza go de La Motte, by ta przekazala go krolowej. Pan de La Motte szybko chwycil naszyjnik, szybko go rozebral i kamienie sprzedal w Londynie. W dalszym ciagu Rohan nie domyslal sie, ze go oszukano i z niecierpliwoscia czekal, gdy krolowa wreszcie "dojrzeje" do wdziecznosci w bardziej realnej formie niz tylko slownej. 9 sierpnia 1785 roku jubilerzy, nie otrzymawszy kolejnej raty, udali sie do krolowej z pretensja. Byla szczerze zdziwiona. Dlaczego pa-467 nowie jubilerzy domagaja sie od niej zaplaty za naszyjnik, ktory trzymala w swych rekach zaledwie pare minut. Pobiegla ze skarga do krola. Ujawnilo sie oszustwo na miedzynarodowa skale. Ludwik XVI, niewiele rozumiejacy z tej afery, aresztowal wszystkich - Rohana, de La Motte, dziwke Nicole, tylko meza de La Motte nie udalo sie zlapac; w tym czasie sprzedawal w Londynie po niskiej cenie poszczegolne kamienie z naszyjnika. Wkrotce do aresztowanych dolaczyl Cagliostro, miedzynarodowy aferzysta, chemik, magik i naukowiec w jednej osobie, ktory wodzil za nos europejskie dwory swymi machinacjami i omal nie "zalatwil" w Petersburgu samej Katarzyny Wielkiej. Lecz ta szybko na oszukanczej parze (byl z zona Serafina) sie poznala i oszustow z Petersburga wyrzucila. Ludwik XVI w uniesieniu i oburzeniu popelnil blad, nadajac tak szeroki rozglos aferze. Przeciez proces przeciw oszustom mogl przeobrazic sie w proces przeciwko krolowej. Nie pomyslal o tym krol, istotnie, to, co wydarzylo sie w nastepnych miesiacach, stalo sie katastrofa dla prestizu majestatu. Czesc arystokracji dworskiej protestowala przeciw uwiezieniu Rohana. Papiez wyrazil protest. Jego kardynala potraktowano w sposob swietokradczy. Rohan, postac antypatyczna i powszechnie pogardzana, stal sie bohaterem, meczennikiem, przesladowanym przez dwor. Damy zaczynaja nosic kapelusze w dwoch kolorach: czerwonym i zoltym. To sa jego kolory. Dwor byl przekonany o winie Marii Antoniny. Nikt nie chcial w prawde wierzyc, zbyt fantastycznie to wygladalo. Wiele osob, przewaznie wrogowie Marii Antoniny, cieszylo sie, ze krolowa zostala uwiklana w skandal. W parlamencie paryskim, w ktorym wiekszosc byla przeciwna despotycznym rzadom, rozlegly sie glosy nazywajace rzeczy po imieniu -kardynal 468 oszust dopuscil sie hanby, zeby tylko znalezc sie w lozku z krolowa. Przypomnieli rzekomo rozpustne prowadzenie sie krolowej. Wyliczano dziesiatki jej kochankow, z ktorych w rzeczywistosci tylko jeden Fersen mogl nim byc. W obecnej dobie doswiadczamy, jaka ogromna role odgrywaja srodki masowego przekazu. Jak media moga urabiac opinie publiczna i nia manipulowac. W tamtych czasach ich funkcje pelnily: plotka, ulotki, fraszki, uszczypliwe uwagi, szyderstwa. Wszystkie te instrumenty zmobilizowano, zeby uruchomic ogromna i niebezpieczna machine, jaka jest skandal. Wiele skandali widzial Wersal, lecz skandalu na taka skale jeszcze nie bylo! Naturalnie, byl sad, niewinnych - kardynala i dziewczyne Nicole wypuszczono. De La Motte zasadzono publiczna chloste, napietnowanie i bezterminowe osadzenie w wiezieniu. Cagliostra, ktory gral w calej aferze role doradcza, wypuszczono z wiezienia z zakazem przebywania we Francji. Miedzynarodowy oszust nie bardzo sie tym zmartwil. Bylo wiele krajow, w ktorych mogl nadal oglupiac publicznosc. De La Motte niedlugo przesiedziala w wiezieniu. Dzieki protektorom udalo jej sie uciec do Londynu, skad nadal szantazowala krolewska rodzine, grozac opublikowaniem pikantnych szczegolow afery. Istotnie, zaczela publikowac memorialy i pamietniki, zanim znaleziono ja martwa na jednej z londynskich ulic. A biedny kardynal Rohan, nawet "nie powachawszy wdziekow krolowej", zostal wygnany z dworu i musial do konca zycia splacac jubilerom raty za skradziony naszyjnik. Zmarl biedaczysko, nie rozliczywszy sie do konca z nimi. "Placzcie wraz ze mna, placzcie" - nawolywala Maria Antonina do dam, wiedzac, jak mocno nadszarpnela 469 swa opinie afera z naszyjnikiem. Czas, zeby sie ustatkowac, przeciez przybywa w zastraszajacym tempie wrogow krolowej, lecz ta lekkomyslna corka rezolutnej Marii Teresy zadnego wniosku z tego nie wyciagnela. Nie przestala byc lekkomyslna i rozrzutna. *** Zawrzeszczal w oburzeniu lud paryski, gdy dowiedzial sie, co wyprawia w swym Trianon Maria Antonina. Palac Petit Trianon nalezal do markizy Pompadour, dla ktorej zbudowal go Ludwik XV. Nie zdazyla w nim zamieszkac, bowiem zmarla. Maria Antonina postanowila z tego porcelanowego, jak nazywano Trianon, palacu zrobic, jesli nie osmy cud swiata, to w kazdym razie cos tak niezwyklego, co rozslawi Wersal na caly swiat. Palac ten znajdowal sie nieopodal Wersalu. Byl otoczony lasami i lakami. Laki przypominaly alpejskie czy szkockie hale, na ktorych chadzaly, leniwie poszczypujac trawke, krowy ze srebrnymi dzwoneczkami na szyjach. A po polu biegala w kwiecistej sukience krolowa i czestowala gosci cieplym mleczkiem w zlotych kubkach, odlanych w ksztalcie jej piersi. Dookola byly chatki wiejskie, pastuszkowie grali na drewnianych fujarkach, a pasterki plotly wianki. Polskie damy, przyjezdzajace w odwiedziny do Marii Antoniny, na gwalt zaczely urzadzac wlasne "Trianonki". Czy nie stad Izabella Czartoryska czerpala pomysly dla swych Pulaw? Gdy Marii Antoninie znudzilo sie grac role pasterki, przyjezdzala do swego Sa-int-Cloud, z ktorego bylo niedaleko do Paryza. A po nocach, w gronie najblizszych przyjaciol, bawiono sie w stolicy, nie wstydzac sie uczeszczac do takich miejsc, w ktorych nie tylko krolowa, lecz kazda przyzwoita da-470 ma nie powinna bywac. Bywala Maria Antonina i w domku rozpusty "Bagatel", u ksiecia d'Artois, mlodszego krolewskiego brata. W tym domku uciech konkurowano z wyuzdaniem ksiecia Orleanskiego, Karola II. Zabawy byly wesole i oryginalne. Do obiadu mogla byc wniesiona w duzej wazie musztarda, ktora okazywala sie byc wysmarowana nia dziewczyna, naga, ma sie rozumiec. Ksiaze d'Artois rozkazywal namoczyc swoj kostium z bialej cienkiej skory lososiowej. Dwoch chlopow trzymalo kostium, dwoch podnosilo ksiecia do gory i wciskalo don. Gdy skora wysychala, kostium tak szczelnie przylegal do ciala, ze wydawal sie druga naturalna skora, uwypuklajac wszystkie meskie powaby. Damy piszczaly w zachwycie, a ksiaze d'Artois wznosil toast i pil. Za zdrowie dam, myslicie? Co za naiwnosc, za cudowne rteciowe preparaty, po ktorych mozna bylo bez ryzyka chorowac na rze-zaczke i syfilis. "Przyjaciele -uroczyscie wykrzykiwal ksiaze d'Artois - odkad wynalezli rteciowe preparaty, nasze zycie stalo sie o wiele radosniejsze i przyjemniejsze, wypijmy zatem za zdrowie rteciowych preparatow!". No coz, nie byloby w tym nic zdroznego, prawie wszyscy tak bawili sie w Paryzu, zeby potem dlugo i skwapliwie leczyc syfilis, gdyby nie fakt, ze slowa te wyglosil przyszly francuski krol Karol X. Nazywano go fircykiem i libertynem. Ksiadz Veri pisal o nim zabojczo: "Postrzeleniec, pozbawiony inteligencji, libertyn bez dowcipu, grubianski w swoich wypowiedziach, niefortunny w wyborze towarzystwa". Miazdzaca charakterystyke tego krolewskiego brata dal Jozef II, bezblednie rozszyfrowawszy to wersalskie towarzystwo: "Hrabia d'Artois jest zwyklym fircykiem, a jego zona pospolita idiotka" - tak austriacki cesarz napisal w liscie do brata Leopolda. 471 Zona hrabiego d'Artois byla siostra hrabiny Prowansji Maria Teresa Sabaudzka. Istotnie, madroscia sie nie wyrozniala, w wersalskie intrygi i libertynskie zabawy meza nie mieszala sie, poslusznie rodzila mu dzieci, narodzila ich troje, jej starszy syn zostal mezem corki Marii Antoniny, jedynej, ktora przezyje wielka rewolucje. Rewolucja lipcowa 1830 roku pogrzebie jego szanse i ten bezbarwny impotent nigdy nie zostanie Ludwikiem XIX. Mlodszy jej syn padnie ofiara zamachu w 1820 roku. Hrabia d'Artois nie mial ambicji swego brata, hrabiego Prowansji. W politycznych intrygach udzialu nie bral, wystarczaly mu intrygi palacowe. Glosny byl skandal w marcu 1778 roku z udzialem hrabiego oraz jego kuzyna, diuka de Bourbon, o ktorym przez kilka tygodni dyskutowano w Wersalu. Hrabia osmielil sie publicznie w Operze uderzyc w twarz zone ksiecia de Bourbon, z domu ksiezniczke Orleanska. Na tle jakiejs tam zazdrosci. Naturalnie, byl pojedynek, w ktorym de Bourbon lekko ranil krolewskiego brata. Ludwik XVI byl smiertelnie przestraszony, ze da to precedens do dworskich pojedynkow i wezwal obydwoch do siebie i po krotkiej reprymendzie zmusil zwasnionych mezczyzn do pojednania. Ucalowali sie kwasno. Nikt w Wersalu nie traktowal hrabiego d'Artois na powaznie. Ot, modny dandys, ktory wiecej zajmowal sie swymi ubiorami niz powaznymi zajeciami. Flirtowal z damami i czarowal je nie tylko osobistym urokiem, lecz rowniez fantazyjnymi sprzaczkami swych pantofli. Mial az 365 par trzewikow; kazda z inna sprzaczka, aby moc przez okragly rok zmieniac buty codziennie. Zlosliwcy szydzili: "Jesli nie moze olsnic swa inteligencja, to przynajmniej olsni sprzaczkami". No coz, "czym bogaci, tym radzi", jak mowi przyslowie. Czy nie olsnil ksiaze Buc-472 kingham dworu w Luwrze specjalnie zle przyszytymi brylantowymi zapinkami, ktore padaly na podloge podczas tanca? Polacy, ktorzy przyjechali, by Marie Gonza-ge odwiezc do krola Wladyslawa IV Wazy, czym oszolomili paryzan? Tym, ze ich konie - wedlug chytrze ulozonego scenariusza - byly zle podkute zlotymi podkowami. I jak paryzanie mieli nie polubic bogatego kraju, w ktorym konie sa podkute prawdziwym zlotem? Niejeden Francuz ze zdumieniem znajdowal na drodze konskie trofeum... w postaci szczerego zlota. "Holota jest chytra na pomysly" - mowi przyslowie. Dlatego tez Maria Antonina nie mogla zrozumiec postawy paryzan. Gdy narod z glodu zaczal sie buntowac, ona zapytala: "W czym rzecz?". Gdy jej odpowiedziano, ze narod nie ma chleba, rozbrajajaco poradzila: "To niech jedza bulki". O ile z ksieciem d'Artois Maria Antonina miala stosunkowo poprawne stosunki i nawet zlosliwcy szeptali, ze jakis czas byla jego kochanka, w co osobiscie watpimy, to zupelnie inaczej ukladaly sie one z drugim krolewskim bratem, hrabia Prowansji. Ten gruby mezczyzna, cierpiacy na chroniczna impotencje, przyszly francuski krol Ludwik XVIII, znienawidzil swoja szwagier-ke ogromnie i nawet nie zachowywal pozorow. Otwarcie wyrazal Marii Antoninie pogarde, a poniewaz mial ogromne aspiracje pisarskie, zaczal swe zdolnosci wyladowywac w zlosliwych pamfletach na krolowa. Winiono Marie Antonine za to, ze jest rozpustnica, gorsza od Messali-ny, przestepczynia, gorsza od Agryppiny, lesbijka, gorsza od krolowej Krystyny i w ogole francuska krolowa to dran - taka byla konkluzja hrabiego Prowansji. A wszystko dlatego, ze Maria Antonina byla wesola, lekkomyslna niewiasta, emanowala z niej niespozyta energia, a ponie-473 waz nie dawano jej rzadzic panstwem i wtracac sie do polityki, wiec "wtracila sie" w rzadzenie rozrywkami i zabawami, plula na opinie publiczna i nie dbala o swe dobre imie. No i narobila sobie biedy. Austriaczke znienawidzono. Obwiniano za wszystkie grzechy i niepowodzenia Francji. Tak juz jest z ludem. Wspomnijmy, jak za wszystkie niepowodzenia Francji obwiniano Hiszpanke, czyli Anne Austriaczke; za niepowodzenia Rosji Niemke, czyli Aleksandre Fiodorowne. Teraz za wszystkie nieszczescia obwiniaja Austriaczke, czyli Marie Antonine. Owszem, byla rozrzutna, lubila klejnoty, bransolety za dwiescie piecdziesiat tysiecy liwrow, kolczyki za trzysta siedemdziesiat tysiecy kupowala, a lud liczyl. Wprowadzila niesamowita "obfitosc" w ubiorze i kapeluszach. Damy na glowie nosily ogromne konstrukcje z gazy, pudru, owocow, jarzyn. Caly ogrod byl na glowie. Francuska flota ze stateczkami i srebrna kotwica przycumowala na glowach modnych pan. Wprowadzila piora strusie nie tylko w wachlarzach, lecz w sukniach i na glowie. Ludwik XVI, bywajacy nieraz zlosliwy, na narzekanie zony, ze byla chlodno przyjeta przez publicznosc w Operze, odpowiedzial: "To dlatego ze nie mialas dosc strusich pior". Ale lud sam nie wie, czego chce. Gdy po pewnym czasie Maria Antonina wziela sobie krytyke do serca i, nasyciwszy sie obfitoscia precjozow, zaczela prowadzic oszczedniejszy tryb zycia i wprowadzila proste, slomiane kapelusiki, damy zawyly: "Wygladamy jak mleczarki!". A gdy, odrzuciwszy krynoliny i drogie materialy, zaczela lansowac noszenie bialego muslinu, batystu i lnu, znowu rozlegl sie chor niezadowolonych: "Za ubogo!", a gdy znana malarka Vigee-Lebrun, ta sama, ktora w Petersburgu namalowala ostatni przed smiercia 474 portret naszego tragicznego krola, Stanislawa Augusta Poniatowskiego, namalowala portret Marii Antoniny w prostej, bialej sukience, Wersal zaczal chichotac: "Krolowa ubrala sie w nocna koszule". Sprawiedliwe to przyslowie: "Wszystkim nie dogodzisz, a sobie z kretesem zaszkodzisz". Ale za to tak karac Marie Antonine, tak obrzucac ja blotem? Prym w tej nagonce wiodl nie kto inny, tylko brat Ludwika XVI, hrabia Prowansji. On kochal nie tylko uprawianie opozycji wobec rzadu, bo sam chcial byc krolem, lecz kalal krolowa, obwiniajac ja o nieistniejace grzechy. Podczas chrztu w 1781 roku syna Marii Antoniny hrabia Prowansji w obecnosci licznych dworakow glosno powiedzial ksiedzu: "Ksieze proboszczu, zapomnial ksiadz zapytac o ojca dziecka". Plotka glosila, ze ojcem tym byl Coigny. Ludwik XVI nie lubil brata, nie darowal mu zlosliwosci i nie dopuszczal do udzialu w rzadzeniu krajem, nie dajac godnej posady. A caly Wersal delektowal sie tymi wasniami. Monsieur, jak nazywano hrabiego Prowansji, tlumaczyl z angielskiego, wielbil Horacego, urzadzal spektakle w swym Palacu Luksemburskim, tym samym, w ktorym mieszkala kiedys Mademoiselle (od Lauzuna) i ksiezna Berry, pisal pamflety na Marie Antonine. A poniewaz mial dobre pioro i uwazal siebie za geniusza, pamflety razily swa celna zlosliwoscia. W tym czasie wyszla broszura, ktorej autorstwo przypisuja albo ciotkom krolewskim, corkom Ludwika XV, Adelajdzie, Wiktorii i Zofii, ktore teraz mieszkaly - wyrzucone z Wersalu - w posiadlosci Bowenu, albo hrabiemu Prowansji. Broszura miala dlugi, bulwersujacy tytul: "Prywatne dzielo o rozpuscie i skandalicznym zyciu Marii Antoniny". Na dole dopisano -tylko dla doroslych. W tym "tomiku" wymie-475 niono wszystkich kochankow Marii Antoniny. Bylo tego trzydziesci cztery sztuki (za "sztuki" przepraszamy) mezczyzn i kobiet; przeciez fama uparcie glosila, ze Maria Antonina jest lesbijka. Ohydne brudy dworskiego zycia Marii Antoniny wystawiono na pokaz w calej krasie, poczynajac od informacji i ujawnienia nazwiska jej deflora-tora. Okazuje sie, ze temu, iz po czterech latach bialego malzenstwa Maria Antonina stala sie wreszcie kobieta, winien jest, czy raczej przysluzyl sie, pewien oficer gwardii. Naturalnie w broszurze podano jego nazwisko. Opisano jej orgie z hrabina Polignac i jej mezem, czyli zbiorowy seks. Autorka nie ma zamiaru przywolywac tych pomyj, ktore wylewano na Marie Antonine. Jest jedno "ale" - nie ma dymu bez ognia. Z cala stanowczoscia mozna stwierdzic, ze bylo cos patologicznego, cos nienaturalnego w stosunkach Marii Antoniny z kolezankami: Polignac, Bertun, Lambale. Wiecznie byly zazdrosne o Marie Antonine, doslownie walczyly miedzy soba ojej wzgledy, zachowywaly sie, jakby byly mezczyznami i pisaly do swej krolowej milosne listy. Mozliwe, ze wszystko to nosilo niewinny charakter i dalej niz plato-niczne uczucia sie nie posuwalo, lecz bezwzgledny i zlosliwy Wersal wszystko przejaskrawil i ubarwil. Jako w drzazgi zepsuta lesbijke przedstawiono Marie Antonine w tych pamfletach. A narod jest naiwny, ufny i okrutny - uwierzyl. I poleciala w swiat fama o lesbijskich sklonnosciach krolowej. Tego nie bylo ani za Ludwika XIV, ani za Ludwika X V. Tam, owszem, byla rozpusta, byly metresy, byla wystepna milosc, lecz takiego zboczenia nie bylo. Bulwarowa kronika zaczela publikowac artykuly o stylu zycia zepsutej arystokracji, gdzie kwitnie lesbijstwo. Nie dano spokoju zonie glownego inspiratora paszkwili, hrabinie Prowansji. To ona, Maria Jo-476 zefina Sabaudzka, starsza o szesc lat od siostry, zony hrabiego d'Artois, byla zakochana w swej przyjaciolce Bal-bi, ktora grala podwojna role -byla rownoczesnie kochanka zony i meza. Niezbyt ladna, z fatalnymi zebami, dowcipna, elokwentna i nader inteligentna, doszczetnie podporzadkowala sobie i zone, i meza, hrabiostwo Prowansji. Maria Jozefina Sabaudzka byla corka krola Piemontu Amadeusza Wiktora III. Sekundowala dzielnie mezowi w intrygach, nigdy nie rodzila dzieci i nie zachodzila w ciaze, i otrzymywala od Balbi takie oto listy. "Jestes zdolna ozywic nawet trupa. Jestem szczesliwa, bedac twoja zona. Do widzenia, moja zonko! Kocham cie calym sercem. Jak przyjaciel twoj, kochanek twoj, a przede wszystkim jak kolezanka". Jesli porownamy listy, jakie krolowa szwedzka Krystyna pisala do swej kochanki, a byla ona bez watpienia stuprocentowa lesbijka, analogia podpowiada odpowiedz. Zona hrabiego Prowansji byla lesbijka. Pani Polignac istotnie grala ogromna role w zyciu Marii Antoniny. Absolutnie podporzadkowala sobie te kaprysna, nieustepliwa osobe, jaka byla krolowa. Dworzanie sie smiali: "Krolowa schodzi z tronu, zeby byc sluzka pani Polignac". Nie bedziemy tu do znudzenia powtarzac, jakie dobrodziejstwa, jakie posady, jakie korzysci dla siebie wyjednala rodzina Polignac od Ludwika XVI. Kazda monografia o Ludwiku XVI to przytacza, lecz zwrocmy uwage na fakt, ze wlasnie ta koteria wplywala na polityke Francji i nominacje ministrow. Powto-; rzyly sie czasy Ludwika XV, gdy du Barry nominowala ministrow. Obecnie te role grala hrabina Polignac. Jej wplyw na krolowa byl ogromny. Opowiadaja, ze ministrem uczyniono dworzanina, ktorego gra w amatorskim teatrze podobala sie pani Polignac. 477 Prawdopodobnie hrabia Prowansji puscil w swiat plotke, ze ostatnia corka Marii Antoniny (wkrotce zmarla) dlatego urodzila sie kaleka, ze krolowa do ostatnich dni ciazy, zeby moc jak dawniej tanczyc na balach i byc zgrabna, mocno zaciagala gorset. Wkrotce znany francuski pisarz Maupas-sant opublikowal opowiadanie "Matka potworkow", przedstawiajace piekna kobiete rodzaca kalekie dzieci, poniewaz w okresie ciazy, zeby zachowac figure, mocno zasznurowy-wala gorset. Mieli za co paryzanie nienawidzic swoja krolowa, inspirujaca takie potworne opowiadania. Pozniej beda pokazywac dwa zlote kubki, odlane w ksztalcie jej piersi, ktore za ogromne pieniadze kupil Dumas syn. *** Malarka Vigee-Lebrun uwiecznila Marie Antonine na wspanialym portrecie, przedstawiajacym krolowa w otoczeniu gromadki jej dzieci. Co za szczesliwa rodzinka! Spokoj i rodzinne szczescie emanuja z obrazu. Malarka oklamala historie. Nigdy krolowa Maria Antonina nie byla szczesliwa w zyciu osobistym i nigdy nie byla dobra matka. Prawie do samej rewolucji jej pasja byla milosc do Szweda Fersena, pieknego jak Apollo.Kochala rowniez sztuke. Objela patronat nad nia. Lecz nawet w te dziedzine, oprocz popierania malarzy i muzykow, nic osobistego wniesc nie mogla. Byla bardzo ograniczona. Chociaz parala sie malarstwem, rysujac rozne portrety, malo czym odroznialy sie one od mazidel Marii Leszczynskiej. Nie byla asem takze w dziedzinie muzyki, choc udalo sie jej wylansowac i uczynic znamienitym kompozytora Glucka. W stosunkach jej z mezem nie bylo milosci ani tkliwosci. Wobec zony kaprysnej, lekkomyslnej, ktora trak-478 towala meza nie tylko obojetnie, ale pogardliwie, Ludwik XVI zachowywal sie z flegmatyczna ulegloscia. Potrafil obchodzic sie bez zony, a ona potrafila obchodzic sie bez meza. Kazde zylo swoim zyciem. Ona balami i rozrywkami. On polowaniem i rekodzielem. Na antresolach Wersalu, gdzie kiedys Ludwik XV piekl buleczki i parzyl kawe dla du Barry, pojawila sie kuznia. Krol z pasja kul zelazo, formujac dziwaczne kraty i ozdoby drzwi. Tak bedzie zyla ta krolewska para - ona nieprzytomnie zakochana w Fersenie i piszaca do niego milosne listy, on apatyczny, powolny, obojetny na wszystko - dopoki rewolucyjna fala nie uniesie ich z tronow, nie przerwie idylli, lamiac i burzac wszystko dookola, lacznie z zyciem krolewskiej pary i korona Francji. *** Krolewska rodzina postanowila uciec z Paryza. Tylko w tym widziano ratunek. Robic to nalezalo szybko i dyskretnie. Lecz Maria Antonina, lekcewazac niebezpieczenstwo, przygotowywala sie do ucieczki, jakby wybierala sie na uroczysty piknik. No nie! Tak sie nie ucieka, lekkomyslnosc krolowej uniemozliwila ucieczke. Najpierw rozkazala stolarzom zrobic ogromny kufer podrozny, a to zaostrzylo uwage slug. Potem zlecila Fersenowi wykonanie wielkiej na dziesiec osob berliny. Berlina zwracala uwage swymi rozmiarami i luksusem. Mogla pomiescic nie tylko tuzin osob, lecz rowniez ogromna ilosc bagazu, byla wymalowana w jaskrawe, papuzie kolory - zielony i zolty, jak furgon wedrownych aktorow, byla bardzo widoczna. Wewnatrz byla bogato obita bialym aksamitem. Poruszala sie bardzo powoli i ostatecznie pomyslu wykorzystania tego pojazdu trzeba bylo za-479 niechac. Wykorzystano zwykly dylizans. Za dylizansem miala jechac kareta ze sluzba i trzema dragonami z krolewskiej gwardii uzbrojonymi... w noze mysliwskie. I z takim orszakiem krol mial zamiar przekroczyc granice Francji! Natomiast starannie zakamuflowano krolewska rodzinke. Wojaz odbywala z falszywymi paszportami jako rosyjska poddana pani de Tourzel baronowa de Korff. Madame Royal i przebrany za dziewczynke delfin mieli byc corkami baronowej. Maria Antonina grala role ich guwernantki, siostra krola, Elisabeth, byla bona, a krol, nalozywszy ciemnozielony frak i czarne proste spodnie, pelnil obowiazki lokaja baronowej Korff. Wyruszyli poznym wieczorem 20 czerwca 1789 roku z niedokladnie strzezonych Tuilleries. Fersen, przebrany za stangreta, czekal w fiakrze obok palacu. Gdy bezpiecznie wyjechali z Paryza, krol stal sie nagle rozmowny i wesoly. Wedlug slow pani de Tourzel mowil: "No, wydostalem sie z Paryza, gdzie mnie pojono taka gorycza. Badzcie pewni, gdy juz siade na konia, stane sie zupelnie innym czlowiekiem niz ten, ktorego znaliscie do tej pory" (Tourzel, "Wspomnienia"). Na tyle krol poweselal, ze na postojach rozmawial z chlopami o zniwach. Jechali zbyt wolno. Spoznili sie trzy godziny do miesciny Vesle, gdzie czekal na krola oddzial uzbrojonych zolnierzy pod dowodztwem Choiseula (bratanka zmarlego ministra). Ten, myslac, ze ucieczke krola odwolano, odszedl ze swym oddzialem. Krol pozostal bez najmniejszej ochrony, z trzema dragonami, uzbrojonymi w trzy noze mysliwskie. Taka nieudolnosc i bezmyslnosc wykazali organizatorzy ucieczki, lacznie z krolem i Maria Antonina. Oczywiscie, zlapano ich. Zawrocono pod eskorta do Paryza, osadzono z powrotem w Tuilleries, tyle ze pod ochrona zolnierzy Gwardii Narodowej. 480 13 sierpnia 1792 roku krolewska rodzine umieszczono w Tempie. Krolowi, jego zonie, siostrze i dzieciom towarzyszyla dziesiecioosobowa swita: pani de Lamballe, de Tourzel z corka, dwoch kamerdynerow i cztery sluzace. Po szesciu dniach swite usunieto, zostawiajac tylko kamerdynera Clery. Rodziny krolewskiej pilnowalo osiem osob, zmieniajacych sie co czterdziesci osiem godzin. Ludwikowi XVI odebrano szpade i zaczeto zwracac sie do niego per: Louis - koniec z Wasza Krolewska Moscia - wkrotce zostanie oficjalnie zdetronizowany. Czym sie zajmowali? Krolewska para trzymala sie dzielnie, odganiajac od siebie smutne mysli. Zajmowali sie edukacja dzieci. Ludwik XVI uczyl syna geografii. Maria Antonina, choc sama mocna w tej dziedzinie nie byla, historii. Siostra Elzbieta uczyla rachunkow. Najgorszy okres w zyciu krolewskiej rodziny nastapil, kiedy 3 wrzesnia zaczeto masakrowac wiezniow. Dokonal tego zbuntowany tlum. A potem godziny staly sie miesiacami, a miesiace latami. Rodzine rozdzielono. Dzieci od matki, zone od meza. Krola sadzono. Uznano winnym i osadzono na smierc przez sciecie na gilotynie. Trzymal sie meznie. Niesmialy i nawet tchorzliwy za zycia, smierc przyjal hardo. Obwiniony o zdrade stanu i tyranie, zdazyl, stojac na szafocie, wypowiedziec kilka slow. Byly to slowa czlowieka o wielkim mestwie, czlowieka szlachetnego. Powiedzial: "Umieram niewinny. Wybaczam swym zabojcom i prosze Boga, zeby moja krew nie spadla na Francje". Chcial jeszcze cos powiedziec do zebranego na placu Rewolucji tlumu, lecz dowodca gwardzistow dal znak, zabily werble i zagluszyly ostatnie slowa krola. Dowodca byl syn znanej nam Mouchy i Ludwika XV. Zdarzylo sie to 21 stycznia 1793 roku. Zyl krol trzydziesci dziewiec lat. Zgilotynowano siostre Ludwika 481 XVI, Elzbiete, oskarzona o kontakty z kontrrewolucjonistami orazusilowanie zorganizowania zbrojnej interwencji Austrii i Prus przeciwko Francji. Krolowa Maria Antonina zostanie scieta po dziewieciu miesiacach od smierci meza. Tymczasem przebywa w wiezieniu. Z pogarda patrzy na oprawcow, z jak zwykle wysunieta dolna habsburska warga. Cale pokolenia Habsburgow rodzily sie z taka pogardliwa warga. Zalosny, straszny, absurdalny jest wyglad krolowej w wiezieniu. Wspomina okropny sad. Ile pomyj wylano na jej glowe. "Obywatelko Kapet, pani nauczyla swego syna rozpusty. Przyznajecie sie, ze macie lesbijskie sklonnosci? A co, nie spala pani z hrabina Polignac i madame Lamballe?" Lamballe, najlepsza przyjaciolke krolowej, rozerwal tlum w 1792 roku, kiedy otoczyl wiezienie Tempie, gdzie znajdowala sie krolewska para. Rozjuszony narod koniecznie chcial, zeby wyjrzeli przez okno i przez gruba krate zobaczyli, jak na pike nakladaja odcieta glowe Lamballe. Ktos wycial jej serce, usmazyl na plonacym ognisku i zjadl. Leja sie w tym sadzie, nazywanym Trybunalem Rewolucyjnym, brudne pomyje na Marie Antonine. W glosie sedziego niezdrowe nutki lubieznosci, oczka blyszcza jak bliny w tlusty czwartek: "Obywatelko Kapet, ilu mieliscie kochankow?". Czyzby krolowej miano sciac glowe za kochankow? Lecz musi byc jakis zarzut, ktory uprawni zabojstwo. Oprawcy znajduja "godziwe" obwi-nienie. Jak sie mowi, "dajcie czlowieka, a paragraf sie znajdzie". Maria Antonina jest winna, bo zdradzila swoja ojczyzne, byla w zmowie z obcymi mocarstwami i podzegala do wojny domowej. 482 vJ ilotyna i rewolucja. Markiz de Sade, smierc Marii Antoniny, smierc du Barry Roza Keller, trzeciorzedna paryska prostytutka, i jak Cezonia wdowa po piekarzu. Lecz Cezonia znalazla sie na kartach historii, bo byla czwarta zona Kaliguli. A Roza Keller? Tez wlazla, ale na chama, bo byla porzadnie wycwiczona przez de Sade'a. Te niemloda juz, trzydziestoszescioletnia kobiete, de Sade zaciagnal do swego "Domku Przyjemnosci" i tam zaczal okladac kanczugiem. Strasznie, nieludzko. Roza Keller poszla z tym przyzwoicie ubranym panem do jego domku. Przedtem uwaznie go obejrzala: twarz sympatyczna, ubrany elegancko. No i zaplata... Dwadziescia luidorow na drodze sie nie poniewiera i jak na "znoszona" prostytutke w wieku ponad trzydziestu lat, taksa byla bardzo wysoka. Roza Keller bez wahania sie zdecydowala. Nawet ksiaze Toskanski, ktory przyjechal do Napoleona Bona-partego w odwiedziny, nie mogl sobie pozwolic na zaplacenie takiej kwoty. Bowiem gdy w teatrze ujrzal dame cudownej pieknosci i dowiedzial sie od Napoleona, ze bierze ona za wieczor dwadziescia luidorow, westchnal i powiedzial: "No nie, to za drogo dla mnie". Goscinny Napoleon Bonaparte dobyl portmonetke, wyjal dwadziescia luidorow, podal ksieciu i powiedzial: "Prosze, ja czestuje". 483 Slowem, drogi czytelniku, dwadziescia luidorow to byla cena, dla ktorej mozna bylo wytrzymac najgorsze zboczenie. Lecz takie bicie? Domek znajdowal sie wsrod gestych krzakow, gdzies na przedmiesciu Paryza, z dala od ludzi. Na scianach rozkosznych obrazow w zlotych ramach nie bylo. Tam byly gole, pobielone wapnem sciany i wisial bicz o siedmiu rzemieniach i z metalowymi koncowkami. To troche przestraszylo Roze Keller. Na flagellacje nie byla przygotowana. Lecz klient, nie zwracajac uwagi na protesty Rozy Keller, zaczal ja wiazac i ciagnac do legowiska. Nie zdazyla zakonczyc blagan, by przestal, gdy miala juz zwiazane rece i nogi. Po czym pan, ktorym byl oczywiscie markiz de Sade, zaczal ja smagac biczem. Mogla wrzeszczec, ile wlezie. Ust jej nie zamykano. Domek byl na odludziu, sciany byly grube i zadne wrzaski na zewnatrz sie nie wydostawaly. Gdy de Sade sie zmeczyl, a Roza Keller stracila przytomnosc, markiz spokojnie wypalil papierosa i zaczal smarowac jej rany wlasnorecznie przygotowana mascia, byl to tworczy wynalazek markiza, mogacy dokonac rewolucji w wojskowych szpitalach, bowiem rany posmarowane ta mascia goily sie pieciokrotnie szybciej niz zwykle. Markiz de Sade, wychowany, jak nam juz wiadomo, w Palacu Luksemburskim ksieznej de Berry w czasach Ludwika XV, byl w wielkich u krola laskach i jako patriota Francji postanowil dopomoc ojczyznie w jej ciaglych wojennych kleskach. Przeciez zolnierz, otrzymawszy rane, posmarowany jego mascia szybciej wroci na front. Zostawil w takim stanie markiz swoja ofiare z zamiarem zobaczenia nazajutrz efektu gojenia sie ran. A Roza Keller nie byla glupia, gdy przyszla do siebie, sznury rozwiazala, przez okno wylazla i popelzla, bo chodzic juz nie mogla, do komendy policji, a nazajutrz markiz de Sa-484 de zostal aresztowany i grozila mu dlugoletnia Bastylia, a byc moze, jesli prokurator bedzie surowy, to i kara smierci. Seksualna patologia de Sade'a nie zna sobie rownych. W anatomicznych muzeach swiata, w krajach, gdzie przebywal, mogl czasami kontemplowac proces rozkladu ludzkiego ciala. Gdy doskonale zglebil anatomie, przystapil do zglebiania ludzkiej duszy i zrozumial jedno: jest ona okropna. W niej drzemia takie instynkty, do ktorych czlowiek sam przed soba wstydzi sie przyznac. Wywlec "to", ukryte w podswiadomosci czlowieka na swiatlo dzienne, opisac odrazajace seksualne praktyki, ktorych moze dopuszczac sie czlowiek, stalo sie idee fixe de Sade'a. Swiat zdumial sie i przestraszyl. Najpierw utwory de Sade'a czytano z niedowierzaniem, z odraza, potem zaczeto przysluchiwac sie jego slowom, obecnie stanowi przedmiot badania seksuologow. Teatr seksualnych potwornosci przeniosl de Sade na papier. Jego mozg goraczkowo pulsowal, wyciagajac z mrocznych zakamarkow erotyczne fantazje, ktorych poczatki zobaczyl w Wersalu regenta i ktorych dawal przyklad Ludwik XV. Ludwik XV w "Jelenim Parku" niewinnie bawil sie z dziewczynkami, osobiscie je kapiac i nacierajac gabka intymne miejsca. De Sade zapisuje: "Moja dobra matka, posadziwszy mnie na skraju lozka, podniosla moja koszule i chciala rozsunac mi nogi, lecz przewodniczacy zakrzyczal: <>. <>. W pozycji ofiary ja poslusznie sie nachylilam. Moja czcigodna matka zadarla mi sukienke do samych bioder i wkrotce poczulam, jak ktos rozsuwa palcami moje wargi sromowe i zasuwa palec do wewnatrz. <>". Czy nie to samo w tym czasie czynil Casanova, ktory dostarczal Ludwikowi XV dziewic do jego "Jeleniego Parku"? "Pamietam jednego lekarza, ktoremu potencja wracala tylko po tym, gdy uderzylem go nie mniej niz stoma razami biczem po wyschnietym posladku" - to de Sade. A czy nie w tym czasie hrabina du Barry chlostala Ludwika XV albo ku jego uciesze swoja dame palacowa? Policyjny komisarz Mare, ktory prowadzil sledztwo, zapisal: "De Sade wynajal z burdelu trzy dziewczyny i domagal sie, zeby chlostaly go i w tym celu wreczyl im okrwawiony bicz z wmontowanymi wen gwozdziami. Nastepnie markiz dokonal analnego stosunku z dziewczetami, a jego sluga tego samego dokonal z nim. Ja zabronilem wlascicielkom burdeli wpuszczac do siebie de Sade'a". Kobieta w utworach de Sade'a stala sie pasywnym obiektem seksualnego zadowolenia mezczyzny, chociaz nie odmawial jej seksualnych rozkoszy. Lecz dlatego powinna ona pokochac gwalt. Smakuje de Sade najbardziej odrazajace zboczenia z mina wielkiego degustatora. W zycie czlowieka wkroczyla dzika, nieujarzmiona sila, jaka jest chuc, ktorej nie wolno zatrzymywac, nie wolno jej hamowac falszywymi moralnymi dogmatami. Nie tlumcie jej, jesli tego wymaga wasza natura - taka jest podstawowa teza filozofii de Sade'a. Chcecie nekrofilii? Prosze bardzo. Wynajete dziewczyny wyszukuja dla swych pracodawcow na cmentarzu zmarle niedawno niewiasty, a ich pracodawcy odbywaja z nieboszczkami stosunki seksualne. Zapytajmy siebie, czy tego nie ma w zyciu? Codziennie reporterskie kroniki z calego swiata donosza o podobnych aktach. Tylko nikt nie ma zamiaru wznosic tego typu zboczenia na piedestal akceptacji. To zrobil 486 MI tylko de Sade. On nie osadza takich praktyk, on je konstatuje, stara sie je zrozumiec. Lecz z pozycji wszech-wolnosci jego nauka przybiera zlowieszcze odcienie. Tak mozna dojsc do absurdu. A on wlasnie doszedl do skrajnego absurdu w swej szczerosci, w gloryfikacji ludzkiego zboczenia. Usprawiedliwia swoja teze nader cynicznie: Jesli Bog wymyslil latorosl winogronowa i organ plciowy w celu doznania przyjemnosci, to bez znaczenia sa moralne normy. I kto wymyslil te moralne normy? Nikczemny, maluski czlowiek. W swym hedoni-zmie de Sade dochodzi do absolutu. Jest straszny w chorej genialnosci. Powtorzmy raz jeszcze slowa Simone de Beauvoire: "Wszystkich tych okropnosci nie sposob zaliczyc do porno, tak genialnie sa napisane". Dotychczas autorzy erotycznych powiesci podawali czytelnikom slodkie landrynki seksu, kiedy zjawil sie markiz de Sade i "wszystko zmieszalo sie w <>", ordynarnie, mocno, genialnie zrzucil powloke przyzwoitosci, odsunal parawan seksualnego bezecenstwa i powiedzial: "Tak trzeba". Zadna godziwa monografia markiza jeszcze sie nie ukazala, choc prob bylo mnostwo. Byc moze nie urodzil sie jeszcze taki autor, ktory moglby dorownac jego genialnosci. I oto markiz de Sade siedzi w paryskim wiezieniu. W tym samym, w ktorym siedzi hrabina du Barry, gdzie rok temu siedziala Maria Antonina. Wielbiciele rewolucji francuskiej maja wielkie pretensje do obywatela de Sade'a. O, nie za jego bulwersujace utwory. Po prostu on deklarowal, ze dobrze bedzie sluzyl rewolucji, a jej sluzy zle. Obywatel de Sade godny jest tego, zeby zlozyc glowe na gilotynie. I oto juz podsuwaja Robespierre'owi do podpisu wyrok smierci na de Sade'a. Za zabawy 487 z Roza Keller grozi mu dlugoletnie wiezienie. Gotowy akt oskarzenia trafil na stol ministra sprawiedliwosci. Ten, ktorego niewinne igraszki z dziewczynkami staly sie seksualna praktyka, odniosl sie do sprawy bardzo liberalnie. Porozmawiawszy z ojcem de Sade'a, bylym francuskim ambasadorem w Petersburgu, wybaczyl zboczencowi, oddal go pod nadzor policji z nakazem nie-zblizania sie do Paryza na dziesiec mil i wypuscil na wolnosc. Beda jeszcze wiezienia i dwa wyroki smierci. Dwadziescia siedem lat przesiedzi de Sade w wiezieniach. Pierwszy wyrok dostanie za to, ze czestowal damy cukierkami nafaszerowanymi hiszpanskimi muchami i niemal doprowadzil do ich smierci. Drugi wyrok za zle sluzenie rewolucji. Bedac czlonkiem rewolucyjnego komitetu, przejawil liberalizm i niezbyt starannie posylal ludzi na smierc. O paradoksie historii, ten, od ktorego imienia powstalo okreslenie okrucienstwa w seksie - sadyzm, nie wytrzymal potwornosci rewolucji, tej hydry, nad ktora utracili kontrole jej przywodcy. De Sade zawyl: "Tak nie moze byc! Nie powinno!". Machina rewolucji, jej zywiol przerosl najbardziej perfidna wyobraznie de Sade'a. Podpisac wyroku na de Sade'a Robespierre nie zdazyl. Nazajutrz zostal zgilotynowany. *** Co moze byc prostsze? Co moze byc genialniejsze? Bezduszna, sprawnamaszyna do scinania ludzkich glow. Gilotyna! Gdzies na prowincji steka przerazony autor tego dziela, lekarz Guillotin. Pisze petycje - on nie chcial. "Zatrzymajcie sie!" - wola. Za pozno! Bezduszna, 488 sprawna maszyna puszczona w ruch, dobrze nasmarowana, dzialaniezawodnie dwadziescia cztery godziny na dobe. Wydajnosc niebywala, raz - pociagniecie za sznur, dwa - noz leci w dol, trzy - glowa spada do przygotowanego zakrwawionego kosza. Kat Sanson moze isc na emeryture. Czy on podolalby takiemu wysilkowi? Moze pisac swoje memuary, ktorych czytac bez gesiej skorki na ciele nie sposob. Rzeczowym, chlodnym i beznamietnym jezykiem urzednika pisze o ludzkich kazniach, torturach, a pracownica archiwum uwaznie patrzy na autorke: "Pani zbladla. Czy moge w czyms pomoc?". Moze pani. Wymazac z tych zakurzonych akt te potwornosci, tak dumnie nazywane Wielka Francuska Rewolucja! Gilotyna stoi na placu Rewolucji. Taka teraz nosi nazwe plac Ludwika XV. Tu kiedys w markize Pompadour lecialy kamienie i kawalki blota rozszalalego tlumu. Obecnie lud sie uspokoil i przyzwyczail sie. Straszna maszyna juz nikogo nie straszy. Wszystko nader prozaiczne. Przekupki spokojnie gryza sloneczniki, chlopcy wlezli na drzewa, arystokratki wykupily okna. Dzis beda scinac obywatelke Kapet, ktora jeszcze niedawno byla krolowa Maria Antonina. Jest ranek 16 pazdziernika 1793 roku. Wszyscy czekaja. Maria Antonina jest bardzo zmeczona. Wiezienna cela w Conciergerie jest ciemna, waska, brudna i zimna. Zelazne lozko, cienka poduszka, welniany, szorstki zolnierski koc. To wszystko. Nie ma bielizny, nie ma sukienek, nie ma nawet igly z nitka. Rybia oscia i nitka wyrwana z szarego plociennego przescieradla niezgrabnie Maria Antonina zaszywa dziure w sukni. Ponizona krolowa faraonowie rewolucji pozbawili wszystkiego, lacznie z ludzka godnoscia. Sciska sie jej serce w okropnym bolu. Co z pozostalymi czlonkami jej rodziny? Nigdy juz 489 nie dowie sie, ze za kilka miesiecy zostanie scieta szwa-gierka Elzbieta, nad ktorej losem dlugo dumal Robe-spierre: czy nie ozenic sie z nia? Dyktatura Bourbonow, dyktatura Robespierre'ow, jaka roznica, jesli sens ten sam? Nigdy juz sie nie dowie, ze w 1795 roku w Tempie umrze jej syn. Ponoc na gruzlice, a kto wie, jak bylo naprawde? Zywa pozostanie tylko jej corka, madame Royal, wyjdzie za maz za bezbarwnego impotenta, ksiecia d'Angouilleme, syna hrabiego d'Artois, krola Karola X, i umrze w 1851 roku, przezywszy ojca o piecdziesiat jeden lat, jako ponura, zgorzkniala i doszczetnie nieszczesliwa osoba, ktorej zyciowe niepowodzenia na zawsze zmazaly usmiech z twarzy. Nigdy nie dowie sie Maria Antonina, jak bedzie umieral, rowniez sciety na gilotynie, jej kat Robespierre, ponizajac swym nieludzkim krzykiem proces egzekucji. Nie udalo sie "Niesprzedajnemu", jak nazywano Robespierre^, dumnie i pogardliwie odejsc z zycia. Nigdy nie dowie sie Maria Antonina, jak wielka jej admiratorka, Polka, Roza Lubomirska, ktora z szescioletnia corka, rowniez Roza, przyjechala do Paryza, zeby bronic krolowej, odrzuciwszy propozycje Robespierre'a stania sie jego kochanka, wolala przyjac smierc. Nie dowie sie rowniez, jak szesnastoletnia Charlotta Corday, plonac nienawiscia do potworow - przywodcow rewolucji, wejdzie z kuchennym nozem do lazienki, gdzie w wannie kapal sie Marat, i ugodzi go nozem wprost w serce. Gdy sedzia pytal te mloda dziewczyne, czy uczyla sie anatomii, bowiem od razu trafila w serce, Charlotta odpowiedziala: "Serce tyrana widac i bez znajomosci anatomii". Gdy przywiezli ja na szafot, poprosila kata Sansona, by pozwolil jej obejrzec gilotyne: "Nigdy nie widzialam tej machiny. Bardzo mnie intere-490 suje". Nie dowie sie Maria Antonina, jak poczerwienial na scietej glowie Charlotty lewy policzek, w ktory kat uderzyl juz odcieta glowe. *** Straznicy znajdujacy sie w celi nie spuszczaja z krolowej oczu. Zbyt doslownie pojmuja rozkaz dowodcy: "Nie spuszczac z niej oczu!". Wiec gapia sie. A krolowa ma krwotok. Obfita przedwczesna miesiaczka. Z nerwow, z przezyc, z bolu. Prosi straznika, by sie odwrocil, musi zmienic koszule. Nie odwrocil sie. Wsuniety za piec okrwawiony pakunek pozniej znajda i beda tepo rozmyslac - co z nim zrobic? Czy aby nie oddac do muzeum i nie uczynic eksponatem, czy puscic w niepamiec, w legende? Swoista koszula Heraklesa, dana mu przez jego zone, od ktorej tylko smierc mogla go wyzwolic. Relikwie rewolucji byly modne i dawaly katom niezly dochod: madame kupujaca glowe Robespierre'a dla muzeum woskowych figur, kawalki wlosow Ludwika XVI, chustki namoczone we krwi skazancow. W mitologii wszystko jest wzniosle i poetyczne, w wiezieniu Con-ciergerie nader prozaiczne. Przyjdzie kat Sanson, zeby sciac krolowej wlosy. Nozyce sa tepe i nierowne, siwe kosmyki zalosnie i strasznie beda sterczec spod szarego czepca. Staruszka szla na szafot Maria Antonina, wielkosci zadnej nie bylo w obliczu tej trzydziestoosmioletniej, niegdys pieknej kobiety. Posadzono ja z zawiazanymi z tylu rekami na zwykly, otwarty woz, ktorym zawozono ludzi na gilotyne, na ktorym byly slady cudzej krwi. A po drodze do placu Rewolucji na parapecie okna usadowil sie znany rzezbiarz Dawid z rysownikiem i olowkiem w reku. Zaledwie pare ru-491 chow reka, dwa, trzy skape pociagniecia grafitem, i tragiczny obraz krolowej genialnego artysty jest gotowy. Sprobujcie nasladowac te oszczedne ruchy olowka, nic z tego nie wyjdzie. Trzeba urodzic sie geniuszem, zeby z taka wyrazistoscia przekazac ostatni portret Marii Antoniny, wielki w swej nikczemnosci. Wystajace spod czepca nierowno ostrzyzone kosmyki wlosow, wysunieta w niemej pogardzie habsburska warga i oczy pelne niewybaczalnego zdumienia: "za co"? Byla przerazajaco zalosna, wsrod dwoch zandarmow z dwoch stron przytrzymujacych ja za rece, w nieksztaltnej sukience z dziura zaszyta rybia oscia. Na trzecim stopniu schodow prowadzacych na szafot potknela sie i niemal upadla. Natychmiast wyprostowala sie i po raz pierwszy spojrzala na szary tlum oblegajacy plac Rewolucji. Gilotyna czekala na swoja ofiare. Tyranka, kontrre-wolucjonistka wywolywala teraz u ludu tylko jedno uczucie: litosc. Lecz krolowa nie potrzebowala litosci okrutnego ludu, ktory z zimna krwia poslal ja na szafot. Zatruwali jej zycie paszkwilami i pamfletami, ten narod nie jest wart, zeby okazywac jej wspolczucie. I, wysunawszy jeszcze bardziej habsburska warge, pelna pogardy dla tego okrutnego ludu, krolowa wyprostowala sie dumnie, wchodzac pod noz gilotyny. A ranek 16 pazdziernika 1793 roku byl wspanialy -swiecilo slonce i spiewaly ptaki. Faraon rewolucji, wodz rewolucji, Robespierre spieszyl sie. Trzeba mu bylo jak mozna najwiecej ludzi polozyc pod noz gilotyny. Usmiercaja juz nie dziesiatki dziennie, lecz setki. Calymi grupami. Narod przyzwy-492 czail sie do widoku krwi. Nikogo juz to nie bawi i nie wywoluje zadnych emocji. Do okrucienstwa tez mozna sie przyzwyczaic. Damy juz nie maczaja w krwawych strumykach chusteczek do nosa, ekstremisci nie zanurzaja kawalkow chleba we krwi i nie zjadaja z apetytem. Czerwony kolor krwi naprzykrzyl sie i stal sie tak samo powszednim i pospolitym kolorem, jak bialy snieg, jak czarna ziemia. Okrucienstwo weszlo do porzadku swiata. Pan Guillotin byl filantropem. Trzy stulecia plac Greve prostytuowal sie wszystkimi rodzajami szafotow, zanim przyszedl doskonaly mechanizm gilotyny. Ona jest niezawodna. Dobrze nasmarowana dziala bez zarzutu. Czyzby? Czyz juz nie trzeszczy we wszystkich szwach? Spoleczna instytucja przeszlosci trzymala sie na trzech filarach: ksiadz, krol, kat. Te role sie pomieszaly. Olejem; i mirra juz nie zaleczy sie ran, ktore wypala sie ogniem i zelazem. Dawny porzadek zostal naruszony, krol stawal sie ofiara, Kosciol bezwolna istota, a kaci rzadza spoleczenstwem. Maksymilian Robespierre ma trzydziesci piec lat. Lata 1792-1794. Jakobinski terror, i on, nikomu nieznany adwokat. Piec lat temu do pozyczonego od przyjaciolki sakwojazu wpakowal trzy koszule, trzy pary bialych, jedwabnych ponczoch i pognal do Paryza, przepelniony jedna pasja, jedna namietnoscia - wladza albo smierc. Umierac jeszcze nie mial zamiaru, wybral to drugie. Obywatel Robespierre byl wspanialym oratorem, niczym Cyceron zawojowal ludzi slowem, gilotyna nadejdzie pozniej. Los zjedna go z Cyceronem. Tamtemu dlugo i metodycznie odpilowywali glowe wysunieta z okna lektyki, Robespierre'a bezduszna machina rewolucji, zanim rzuci jego glowe do zakrwawionego kosza, bedzie 493 ponizala swymi "tepymi" narzedziami. Zadrzy obywatel Robespierre przed puszczona w ruch rewolucyjna machina bezprawia, ktorej zatrzymac juz nikt nie jest w stanie. Hydra, w ktorej paszczy gina ludzie, rozrosla sie i polknela wszystkich dookola. "Obywatelu Robespierre, pan jest tyranem" brzmi tak samo zlowieszczo, jak jeszcze niedawno skierowane do Ludwika XVI slowa: "Obywatelu Kapecie, pan jest tyranem". Demokratyczna machina zrownala wszystkich: katow i ofiary. I nie ma zamiaru sie zatrzymac. Dobrotliwy, gruby krol nachylal bycza szyje i czerwienil sie: nie zgadzal sie z takim okresleniem. Moze teraz, w to przedpoludnie, gdy Robespierre przyszedl do Konwentu, wszystko sie uporzadkuje: nastapil przeciez chaos, zagraniczne panstwa nie wiedzialy, z kim rozmawiac. Polscy przedstawiciele, pragnacy pomocy Francji w jej rewolucyjnych poczynaniach, biegali od jednego przywodcy do drugiego, mieli trudnosci z rozpoznaniem, kto faktycznie rzadzi Francja. Wydaje sie, ze rzadzila nia anarchia, najbardziej niebezpieczna ze wszystkich rzadow, chociaz biali kontrrewolucjonisci Rosji oglosili bombowe haslo: "Anarchia matka porzadku". Robespierre jeszcze nie wie, ze pozostaly mu tylko dwa dni zycia. Wrecz odwrotnie, wydaje mu sie, ze zdarzenia znajduja sie pod kontrola i wszystko jest podporzadkowane jego myslom i celom. Nie wzial pod uwage psychologii tlumu, ktory w mgnieniu oka potrafi zmienic zdanie. W jednej chwili z narodowego bohatera stal sie zdrajca. Czyjs jedyny glos w Konwencie zadecydowal, zeby rozwscieczony tlum omal nie zlinczowal Robespierre'a i jego towarzyszy. Jest zraniony w glowe, brudny bandaz przy kleil sie do rany. W takim stanie na mocy wyroku Konwentu wioza go na kazn, na ten sam plac, gdzie zgineli z jego rozkazu Ludwik XVI i Maria 494 Antonina. Ta sama gilotyna i ten sam zakrwawiony wiklinowy kosz. Nawet cmentarz ten sam. Trupy krolewskie i trup plebsu wrzucono do jednego dolu, ulozono pokotem, polano niegaszonym wapnem i zasypano ziemia. Ale smierc jest inna. Ani Ludwik XVI, ani Maria Antonina nie krzyczeli przed smiercia, dumnie i godnie wchodzili na szafot. Robespierre ponizyl swoja smierc rozdzierajacym dzikim krzykiem ranionej zwierzyny, gdy kat "suchym" szarpnieciem oderwal mu z glowy przyklejony zakrwawiony bandaz. A w Neapolu genialna kobieta, rodzona siostra Marii Antoniny, krolowa Maria Karolina, w tym czasie zdjela ze sciany portret swego bozyszcza Maksymiliana Robespierre^ i w tej samej ramce powiesila portret gilotyny. I oto nastepuja najczarniejsze epizody rewolucji, skadinad zrodzonej ze szlachetnych idealow. W Paryzu rzadza Marat, Robespierre i Danton. Ale czy rzadza, jesli tlum na ulicach Paryza dokonuje linczu na wszystkich, ktorych uwaza za swoich wrogow, i jesli sami przywodcy zgineli na gilotynie, a Marat od pchniecia nozem szesnastoletniej fanatyczki? Czarne chmury zawisly nad kochankiem du Barry, gubernatorem Paryza, Brissackiem. 11 sierpnia 1792 roku aresztowano go, osadzono w wiezieniu i skazano na smierc. Lecz nawet on, pogodziwszy sie z tym, ze umrze na gilotynie, nie mogl przewidziec, jaka straszna smierc zgotuje mu los, a raczej rozszalaly tlum. W wiezieniu pisze testament, w ktorym caly swoj majatek przekazuje corce, lecz nie zapomina i o du Barry: "Ofiarowuje pani du Barry dozywotnio posiadlosc w Poitou, roczna rente 24 000 frankow w zlocie i 300 000 frankow w srebrze". Lecz jej juz nie sa potrzebne pieniadze, zycia bowiem pozostalo bardzo malo. 495 Do placu Rewolucji Brissacka nie dowieziono. Zostal rozszarpany przez rozwscieczony tlum. Ws'ciekle wyjace kobiety najpierw rozszarpaly jego towarzyszy, potem zajely sie Brissackiem. Kluto go kuchennymi nozami, bito palkami, masakrowano kamieniami, az wreszcie odcieto glowe. Zatknieto ja na pike i rozszalaly tlum popedzil do palacu du Barry. Wymachujac, jak flaga, odcieta glowa, krzyczano do okien jej palacu: "Chcesz pokochac swego gacha? Masz go" - i okrwawiona glowe kochanka wrzucono przez okno, wytracajac jej z rak list, ktory czytala -ostatnie slowa pozegnania ukochanego: "Serce drogie, czemu nie moge byc teraz na pustyni razem z toba? Caluje tysiac razy. Zegnaj na zawsze". Jej lzy i krew z jego scietej glowy zlaly sie w jeden przenikajacy sie koszmar, zwany francuska rewolucja. *** Koszmar trwal. Oszczedzmy sobie statystyk ofiar francuskiej rewolucji. O tym wie kazdy uczen szkoly podstawowej. Ludzi wtracano do wiezien i ten przedsionek piekla byl szczeblem na drabinie smierci. Ludzi ogarniala histeryczna, szalencza panika, gdy chcialo sie zyc, zyc... Te ostatnie dni, minuty, sekundy. Fiodor Dostojewski, sam poznawszy zapach smierci, gdy jako skazaniec stal na szafocie i w ostatnim momencie zamieniono mu kazn na katorge, napisal o ostatnich minutach zycia skazanca. Lecz nawet jego genialna wyobraznia nie mogla mu podpowiedziec wszystkich koszmarow, jakie serwowalo paryskie wiezienie podczas rewolucji. Wiezienie Conciergerie: wieze i czarne sciany cel. W celach upchani ludzie, ktorzy umra jutro. Jutro! Jak dlugo beda jeszcze zyc! Cale dwanascie godzin. W gro-496 bowej ciszy wszedl straznik prawa i odczytal spis osob, ktore jutro maja umrzec, ale przeciez dzis jeszcze mozna zyc. Siwowlosy pan zwraca sie do skazancow: "Prosze panstwa, jutro umrzemy, pozyjmy zatem dzis. Dzisiaj bedziemy rozkoszowac sie zyciem, pic bedziemy, hulac bedziemy, kochac sie bedziemy". Zdejmuja damy z palcow pierscienie, do czyjegos kapelusza leca meskie zlote zegarki i sygnety. Przyniesiono wino, wytworne potrawy, jedza ostrygi i kawior, zapijaja szampanem, uczta podczas epidemii dzumy w calej swej krasie. Pijani, weseli rzucaja sie jeden na drugiego, kopuluja w masowej histerii. Podstarzala baronowa, rzuciwszy do kata ubranie, obnazona, z obwisla piersia, zaprasza panow do gwaltu. Ustawiaja sie w kolejce ze spuszczonymi panta-lonami. Masowa kopulacja od osmej wieczor do trzeciej po poludniu. Baronowa w miare uplywu czasu coraz bardziej szalala, na ustach pojawila sie piana, oczy wylazily z oczodolow, goraczkowo przyciskala do swego zwiedlego ciala kolejnego mezczyzne i ekstatycznie syczala: Jeszcze, jeszcze, dupcz moje trzewia, az do serca, az na przelaj". Zupelnie oszalala, zaczela gryzc noge mezczyzny, a gdy ja oderwano od niego, byla juz nieprzytomna i w stanie agonalnym. Zwariowala. Jesli ktorys z czytelnikow watpi w prawdziwosc tej sceny, to niech przeczyta almanach wiezienia Conciergerie z 16 kwietnia 1793 roku. W tym wiezieniu swoim cialem uratuje zycie Jozefina, przyszla malzonka wielkiego Napoleona Bonapartego. *** Ludzki los lubi platac figle. Nie wiadomo, wedlug jakiej ironii historii du Barry znalazla sie kilka miesiecy po scieciu Marii Antoniny w tej samej celi w wiezieniu 497 Conciergerie, w ktorej byla wieziona krolowa. Przykrywala sie, byc moze, tym samym szorstkim zolnierskim kocem i spala na tej samej cienkiej poduszce, co krolowa, z ktora du Barry byla w wielkiej nieprzyjazni, pozniej przejela sie jej losem, gdy krolewska rodzine dotknelo nieszczescie.Du Barry nie siedziala z zalozonymi rekami. Ona energicznie dzialala, zeby pomoc krolewskiej rodzinie. Zapomniala, ze przez Ludwika XVI zostala wyrzucona z Wersalu i wtracona do klasztoru, gdzie znajdowala sie zreszta niedlugo. W klasztorze benedyktynek du Barry zadomowila sie szybko, swoja pozorna skrucha oraz skromnoscia zdobyla uznanie mniszek, zupelnie inaczej wyobrazajacych sobie krolewska metrese, o ktorej w narodzie chodzily nieslychane legendy. Czynila jednak starania, zeby stamtad wyjsc. Specjalnego nadzoru nie miala i nawet odwiedzal ja kochanek Brissack przebrany za wiesniaka. 24 maja 1775 roku du Barry zostala z klasztoru zwolniona. Ludwik XVI pozwolil jej zamieszkac w jej dawnym Palacu Louveciennes, gdzie nawet zarzadca byl ten sam - Murzyn Zamor. Du Barry miala trzydziesci trzy lata i nadal olsniewajaca urode, a jej oglada i pewnosc siebie zdumiewaly zagranicznych poslow, ktorzy spotykali ja w Normandii i Szwecji. W tym czasie w podejrzanych, a raczej tajemniczych okolicznosciach ukradziono z jej palacu noca, gdy byla w mieszkaniu Brissacka, wszystkie klejnoty ogromnej wartosci. Gdy doszly ja wiesci, ze precjoza znajduja sie w Londynie, du Barry tam pojechala, niczego nie znalazla, lecz podpadla francuskiej rewolucyjnej wladzy, gdyz demonstracyjnie nosila zalobe po krolu, wspomagala francuskich emigrantow i wyrazala pogarde dla rewolucji. Nie powinna byla wracac 498 z Londynu, bowiem wiedziala, ze jest na cenzurowanym, a jej wywrotowa dzialalnosc przeciwko rewolucji jest znana w Paryzu. Lecz odwazna i lekkomyslna, jak zawsze, nie wierzyla w mozliwosc aresztowania: "Nie osmiela sie". Otoz osmielili sie, du Barry zostala aresztowana i wtracona do wiezienia. Zaczely sie meczace przesluchania przez Komitet Ocalenia Narodowego. Swiadkowie: Murzyn Zamor i jej maz du Barry swiadczyli przeciwko niej. Zamor staral sie udowodnic, ze kradziez brylantow zostala sfingowana przez du Barry, zeby je przekazac arystokratom emigrantom w Londynie. Na prozno du Barry wysyla podania protestujace przeciw swemu aresztowaniu. W archiwum departamentu Seine-et-Oise znajduja sie do dzis te dokumenty z adnotacja wladz na odwrocie: "Pozostawic bez odpowiedzi". Proces przed Trybunalem Rewolucyjnym byl dla du Barry jednym wielkim koszmarem. W lawach dla publicznosci siedzial Murzyn Zamor, glowny swiadek oskarzenia. "Trwonila panstwowe pieniadze", "Sympatyzowala z tyranami", "Wspierala wrogow rewolucji", "Zle mowila o rewolucyjnych przywodcach". Dla wszystkich bylo jasne -czekaja gilotyna. A ona nadal chce zyc, jest kobieta, kokieteria, nawet tu, w ciezkim wiezieniu Conciergerie, jej nie opuszcza. Na pytanie, ile ma lat, odpowiada, ze czterdziesci dwa, chociaz juz ukonczyla piecdziesiat. Jeden z jej kochankow, doprowadzony do rozpaczy jej polozeniem, rzucil sie z mostu do Sekwany i utonal w nurtach rzeki. W jej palacu usadowil sie Zamor, ktorego oskarzenia sa coraz ciezsze: "Radzilem du Barry - mowi Zamor -zeby oddala pieniadze na rzecz rewolucji, lecz ona wolala wspierac arystokratow, a gdy dowiedziala sie, ze zaprzyjaznilem sie z Maratem, w ogole wyrzucila mnie z palacu, pozbawiajac posady". 499 Wiceprezydent Dumas wyglasza koncowa mowe: "Prosze panstwa, wy widzicie przed soba paryska Mes-saline, wspolczesna Tais, slawna przez swoja rozpuste kobiete, ktora ulegajac tej haniebnej namietnosci dzielila zycie i los z despota okradajacym narod w celu zadoscuczynienia swoim sromotnym zachciankom. Tylko smierc moze zmazac hanbe tej kobiety" -konkludowal Dumas. "Nie, nie!" - rozlegl sie w martwej ciszy sali sadowej przerazajacy krzyk du Barry. Zemdlala. Byla krolewska faworyta umierac nie chciala. Chciala zyc i sluzyc mezczyznom. Lecz w wiezieniu ani straznicy, ani kaci nie zwracaja na nia uwagi. Kupic zycia za cene wlasnego ciala nie udalo sie. Du Barry wrzucili na woz z innymi skazancami i powiezli na plac Rewolucji. Caly czas plakala i rozpaczala. Jej ogromne, niebieskie oczy byly przepelnione strachem. Co chwila chwytala towarzyszy niedoli za rekawy i wykrzykiwala; "Nie chce umierac! Pomozcie mi, pomozcie!". Lecz towarzysze niedoli sami byli skazancami. Ich rowniez czekala gilotyna, poradzili du Barry, by umilkla i z dostojenstwem przyjela smierc, pogardzajac tyranami rewolucji. Na placu Rewolucji, gdzie stala przyszykowana, dobrze nasmarowana gilotyna, byly tlumy ludzi. Chlopaki zawisli na drzewach, przekupki wgramolily sie na dachy domow, arystokraci oblepili okna i balkony, wykupione za ogromne pieniadze, kazdy jest ciekawy widowiska, nie co dzien przeciez scinaja krolewskie kurwy, czesciej juz krolow. Du Barry nie chciala wyjsc z wozka. Pietnastu jej towarzyszy zawstydza krolewska metrese: "No, smialo madame du Barry, nie upierajcie sie, nie zawstydzajcie historii". Nie reaguje na perswazje, wyrwala sie z rak dwoch grenadierow, podprowadzajacych ja do gilotyny. Obrocila sie do tlumu, w przepelnionych lzami 500 oczach widac bylo dziki strach: "Ludzie, ratujcie mnie" - szepnela. Tlum zamarl. Przyszedl na ciekawe, triumfalne widowisko, jak beda scinac glowe krolewskiej kurwie, a tu jakas sentymentalna scena. Du Barry sila taszczyli do gilotyny. Kat Sanson juz wlozyl jej glowe do okraglego otworu i wowczas, obrociwszy glowe w jego strone, jak to tylko bylo mozliwe, du Barry blaga kata:,,Monsieur, prosze poczekac jeszcze minut..." - nie dokonczyla. Glowa du Barry, z ustami, na ktorych na zawsze zastygl zalosny usmiech, poleciala do wiklinowego kosza. Dotarlismy, drogi czytelniku, do konca naszej opowiesci w nadziei, ze nie znudziles sie i nie odrzuciles tej ksiazki, zbulwersowany plochoscia i okrucienstwami Wersalu. A o tym, jakie w swiecie bywaja okrucienstwa i jakim zboczeniom ulegaja krolowie, opowiemy w nastepnej ksiazce. \\ J3 ibliografia Ackerman D., Historia naturalna milosci, Warszawa 1997. Almeras, Korolewa Maria Antuanietta, Moskwa 1911. Ambelen R., Dramy i sekrety istorii, Moskwa 1993. Andis H., Kobiety Habsburgow, Warszawa 1991. Axelrod A., Wladcy, tyrani, dyktatorzy, Warszawa 2000. Babienko W., Poloumnyj markiz de Sad, Moskwa 1976. Baszkiewicz J., Ludwik XVI, Warszawa 1983. Bekon F., Istoria prawienia Genrichow, Moskwa 1990. Bidwell G., Najcenniejszy klejnot, Katowice 1971. Birkin K., Wremienszczyki i faworyty, Moskwa 1876. Blusz F., LudowikXIV, Moskwa 1998. Bochenski A., Milosc i nienawisc La Rochefoucauld, Bydgoszcz 1998. Bojarska A., Piec smierci, Warszawa 1900. Bolmont L., Faworitka Korola, Moskwa 1994. Brahfogel A., LudowikXIV, Moskwa 1896. Breton G., Babska wojna w armii krolewskiej, Warszawa 1983. Breton G., Milosc ksztaltowala historie, Warszawa 1995. Chandernaogor F., Aleja wielkiego krola, Warszawa 1991. Charlotte Orleanns, ksiezna Bawarska, Wspomnienia, Sankt Petersburg 1910. Chledowski K., Ostatni Walezeusz, Warszawa 1958. Czerniak E., Tajny Anglii, Moskwa 1996. Czerniak E., Tajny Francji, Moskwa 1996. D'Abrantes L., Pamietniki, Warszawa 1974. D'Oberkirch L., Wspomnienia, Warszawa 1981. D'Obinje A., Wospominania, Moskwa 1949. Dackiewicz J., Faworyty wladcow Francji, Lublin 1983. 503 De Coshe D., Memoires, Paryz 1923.De Genlis S., Pamietniki, Warszawa 1985. De Labrujter J., Charaktery, Moskwa 1974. De Lauzun D., Pamietniki, Warszawa 1976. De Motteville F., Anna Austriaczka i jej dwor, Warszawa 1978. De Rec, kardynal, Memuary, Moskwa 1997. De Reo T., Zanimatelnyje istorii, London 1974. De Sad, Sto dniej Sodoma, Moskwa 2001. De Sade, Niedole cnoty, Lodz 1985. De Villemur, Jego ksiazeca mosc diuk de Bourbon, Moskwa 1975. Diksom W., Gasudarstwiennyjeprestupniki Anglii, Sankt Petersburg 1871. Djuma A., Docz regenta, Moskwa 1877. Djuma A., Ludowik XIV, Sankt Petersburg 1861. Djuma A., Ludowik XV, Moskwa 1877. Duch Genricha IV, Moskwa 1789. Duczmal M., Czterej krolowie Katarzyny, Warszawa 1986. Dufour F.P., Historia prostytucji, t. I-III, Warszawa 1998. Dulaure, Osobliwosci historyczne, Paryz 1825. Dzons B., Wieliczajszyje w mirie zlodziei, Moskwa 1874. Ebbing Kraff R., Polowaja psichopatia, Moskwa 1897. Erlanze F., Genrich III, Moskwa 1948. Fuks E., Istoria nrawow, Moskwa 1912. Furek F., Le drame des Poisons, Paryz 1981. Fuzje A.M., Elegantnaja zizn, Moskwa 1990. Galganowa A., Wosin A., Afery otrawlenia, Moskwa 1913. Gercegi, Polowaja psichopatia, Sankt Petersburg 1910. Gerwaso R., Casanova, Warszawa 1990. Gerwaso R., Kaliostro, Moskwa 1992. Golcman E., Durnoj glaz iporcza, Moskwa 1996. Golcman E., Durnoj glaz, Moskwa 1990. Grej D., Docz wremieni, Moskwa 1992. Heritier J., Katarzyna Medycejska, Warszawa 1981. Holt W., Lubow i tron, Moskwa 1995. 504 Kaliostro, Istoria ozerelja, Sankt Petersburg 1900.Kapefug Z., LudowikXV ifrancuskoje obszczestwo, Sankt Petersburg 1845. Karawan istorii, nr 8, 2001.Kastelo A., Kniga tajn, Moskwa 1997. Kostomarow N., Geroi smutnogo wremieni, Berlin 1922. Kowalski J., Dzieje kultury francuskiej, Warszawa 1997. Krugiel L., Intimnaja zizn monarchow, Kazan 1908. Kuchtowicz Z., Wizerunki niepospolitych niewiast staropolskich, Lodz 1972. La Fayette, Dzieje Henrietty Angielskiej, Warszawa 1968.Leturno Sz., Nrawstwiennost, Sankt Petersburg 1908. Lewer E., Maria Antuanietta, Rostow na Donu 1897. Libiszowska Z., Francja encyklopedystow, Warszawa 1981. Ludowik XIV i jego wiek, Sankt Petersburg 1861. Mancini H. i M., Pamietniki, Warszawa 1969. Matwijew W., Strast wlasti, Moskwa 1997. Memuary gospozy de Kampan, Moskwa 1912. Mersje L., Kartiny Pariza, Moskwa 1935. Meysztowicz J., Korona pod gilotyna, Krakow 1984. Mordowcew D., Awanturisty, Moskwa 1995. Nauka i zizn, nr 3, 2000. Pamietniki kardynala Retza, t. I-II, Warszawa 1958. Pamietniki Saint Simona, t. I-II, Warszawa 1961. Partridz B., Istoria orgij, Moskwa 1997. Paskal B., Mysli, Moskwa 1974. Pat Bet, Miszura pridwornogo etikieta, Moskwa 1972. Perrault G., Sekret krolewski, Warszawa 1997. Perroy E., Historia Francji, 1.1, Warszawa 1969. Plejdi D., Wazlublennyj Lui, Moskwa 1896. Poplawska H., Na wersalskim trakcie, Warszawa 1988. Rokowyje krasawicy "Karawan istorii", N4 2000. Romanticzeskije hroniki Ponson du Terrajl, Sankt Petersburg 1936. Sabie L., Wospominanija, Moskwa 1893. Saint-Simon Pamietniki t. I-II, Warszawa 1961. 505 Sawin A., Wiek Ludwika XIV, Moskwa 1913.Starczewska K., Wzory milosci w kulturze Zachodu, Warszawa 1975. Stendhal, O lubwi, t. VII, Moskwa 1978. Stendhal, Sobranije soczynienij, t. VII, Moskwa 1978. Szerr U., Istoriczeskije zenszcziny, Sankt Petersburg 1898. Szewalje P., Genrich III, Moskwa 1997. Tajnier M., Madam Pompadur, Moskwa 1993. Tomas D., Markiz De Sad, Moskwa 1998. Vegh J., Historia ludzkiego stazalenstwa, Warszawa 1973. Waliszewski K., Iwan Grozny, Moskwa 1911. Witrak M., Madam du Barry, Moskwa 1910. Zielinski R., Polka na francuskim tronie, Warszawa 1978. Zanen Z., Miortwyj osiol i gilotirowannaja ienszczyna, Moskwa 1879. O pis tresci ... 5 Amazonka Francj i - Maria de Chevreuse... 7 Anna de Longueville - wojownicza amazonka 28 Buntownicza amazonka Mademoiselle i jej szalencza milosc do Lauzuna... 62 Henrietta Angielska - pierwsza afera trucicielska... 90 Afery trucicielskie za Ludwika XIV - ciag dalszy. Fontanges, de Boutwell, markiza Montespan, Olimpia Mancini... 165 Nowa wersalska afera trucicielska. Montespan, Voisin, Olimpia Mancini... 188 Afera trucicielska na hiszpanskim dworze. Ksiezna Ursins, Alberoni... 209 Wersalskie afery z listami. Charlotta Bawarska wojuje z Wersalem i Ludwikiem XIV... 226 Wersal markizy Maintenon... 248 Gwiazda Wersalu - ksiezna Burgundzka... 258 Afer z listami ciag dalszy - Du Maine, Kondeusz, Conti... 271 Intryga z listami ksieznej de Conti... 296 Wersal w okresie regencji. Filip Orleanski, de Berry, miody Ludwik XV... 311 507 Wersal Ludwika XV - Maria Leszczynska, rodzina 360Markiza Pompadour i jej Wersal... 388 Zamach na krola... 400 Hrabina du Barry i jej Wersal... 425 Wersalska intryga z naszyjnikiem Marii Antoniny. 463 Gilotyna i rewolucja. Markiz de Sade, s'mierc Marii Antoniny, smierc du Barry... 483 Bibliografia... 503 Ksiazki z rabatem! Oficyna Wydawnicza RYTM proponuje m.in.: Elwira Watala Milosne igraszki rosyjskich caryc przeklad: Anna Strozik Ksiazka opowiada o intymnym zyciu rosyjskich caryc: Eudoksji Lopuchiny, Katarzyny I, Anny Iwanowny, Elzbiety Piotrowny i Katarzyny II, o dworskim zyciu: balach, maskaradach, ucztach, pulsujacych erotycznymi namietnosciami. Przed oczyma czytelnika przesuwa sie plejada faworytow, partnerow milosnych igraszek swawolnych caryc, sowicie wynagradzanych i obsypywanych zaszczytami za swe erotyczne uslugi. Poznajemy mroczny swiat dworskiego zycia przelomu XVII i XVIII w., w ktorym niepohamowanym erotycznym namietnosciom wladczyn rosyjskiego imperium towarzysza intrygi, zdrady, niekiedy ponure i odrazajace zbrodnie. W tok narracji co i raz wdzieraja sie kaskada elementy dygresyjne; wedrujemy wraz z Autorka na zachodnioeuropejskie dwory, w ktorych z rowna silajak to mialo miejsce w Rosji, dochodzily do glosu erotyczne emocje i dewiacje, wyrafinowane okrucienstwa, okrutne obyczaje. Ksiazka Elwiry Wataly, powstala w wyniku kilkuletnich kwerend w archiwach i bibliotekach moskiewskich i doczekala sie trzech kolejnych wydan w Rosji. format S6, foliowana, ilustracje, s. 496 oprawa broszurowa cena detaliczna: 33,90 zl oprawa twarda cena detaliczna: 41,90 zl Elwira Watala Wielcy zboczency Pedofilia, nekrofilia, kazirodztwo, flagellacja, sadyzm, brutalne gwalty, takze czarnoksiestwo, profanacja trupow, milosne napoje to tylko niektore watki nowej bulwersujacej ksiazki Elwiry Wataly. Jej chronologiczne ramy sa szerokie: od Egiptu faraonow po Rosje Putina. Autorka obnaza rozne dewiacje seksualne wladcow i wielkich tego swiata, takze tych, ktorych zwyklismy uwazac za wzor cnot. Nie osadza swych bohaterow, nie wnika w motywy ich postepowania, nie pietnuje i nie usprawiedliwia. Z porazajaca brutalnoscia ukazuje perwersyjne oblicze ludzkiej natury, potwierdzajac opinie markiza de Sadea o jej "plochosci". Lektura "Wielkich zboczencow" moze wyprowadzic z rownowagi, oburzyc, nawet przerazic. To ksiazka porazajaca, jedynie dla czytelnikow o mocnych nerwach. format S6, foliowana, ilustracje, s. 480 oprawa broszurowa cena detaliczna: 29,90 zl oprawa twarda cena detaliczna: 37,50 zl Donatien-Alphonse-Francois de Sade Zbrodnie milosci Tlumaczenie: Jerzy Lojek Niemal wszystkie opowiadania markiza de Sadea (1740-1814) powstaly w latach 1785-1789, kiedy byl on uwieziony w Bastylii. Po odzyskaniu wolnosci markiz zamierzal je opublikowac w dwoch-trzech zbiorach. Za jego zycia uVaza\ s\e ty\Vx? \eden zSokh, za\?rlvto<