Księga ryb Williama Goulda okładka

Średnia Ocena:


Księga ryb Williama Goulda

Najsłynniejsza obok "Ścieżek Północy" opowieść Richarda Flanagan. Arcydzieło współczesnej literatury wyróżnione m.in. Commonwealth Prize. Dawno, dawno temu, gdy Ziemia była stale młoda, a ryby w morzu i wszelkie stworzenia na lądzie nie były jeszcze zagrożone wyginięciem, facet o nazwisku William Buelow Gould został skazany na dożywocie w najstraszniejszej kolonii karnej Imperium Brytyjskiego. Wysepka Sary, zapomniana przez Boga element Ziemi van Diemena, nieustanna się dla niego całym światem. Pewnego dnia więzienny lekarz zleca Gouldowi sporządzenie albumu z rysunkami ryb, zamieszkującymi okoliczne wody. "Księga ryb Williama Goulda" to szczytowe osiągnięcie Richarda Flanagana, któremu patronują najwybitniejsi twórcy w historii literatury, od Cervantesa, Flauberta, po Melville’a i Conrada. To powieść, która jest epicką historią XIX-wiecznej Tasmanii i Australii, a jednocześnie współczesną bajką, horrorem i wzruszającą opowieścią o miłości. A najbardziej nieprawdopodobne jest to, że William Buelow Gould istniał naprawdę. "Księga ryb Williama Goulda" jest powieścią o rybach w taki sam sposób, jak "Moby Dick" jest powieścią o wielorybach, a "Ulisses" książką o zdarzeniach zachodzących podczas jednego dnia. Cudowna, fantasmagoryczna medytacja na temat sztuki, historii i natury. Fantastyczna powieść.Michiko Kakutani, „The New York Times” "Flanagan zdaje się podzielać zdanie Milana Kundery o niebagatelnym wpływie literatury na dzieje ludzkości i każdego człowieka z osobna. I o tym jest ta książka. Niezwykła."Łukasz Grzymisławski, „Gazeta Wyborcza” Od wydawcy: Lata dwudzieste XIX wieku. Kolonią karną na jednej z wysepek Tasmanii rządzi na wpół obłąkany Komendant. Zmienia w piekło życie więźniów, usiłując stworzyć utopijne państwo z wszelkimi dobrodziejstwami postępu. Jeden ze skazańców, William Buelow Gould, rysując na polecenie miejscowego lekarza złowione ryby, spisuje przy okazji przejmującą historię własną i całej kolonii, opowiadanie pełna okrucieństwa i brzydoty, lecz mimo wszystko piękną i wzruszającą. Półtora wieku potem tę niezwykłą kronikę znajduje w sklepie z tandetą pewien handlarz podrabianymi antykami. Nie wie jeszcze, że Księga ryb Williama Goulda zmieni całe jego życie…

Szczegóły
Tytuł Księga ryb Williama Goulda
Autor: Flanagan Richard
Rozszerzenie: brak
Język wydania: polski
Ilość stron:
Wydawnictwo: Wydawnictwo Literackie
Rok wydania:
Tytuł Data Dodania Rozmiar
Porównaj ceny książki Księga ryb Williama Goulda w internetowych sklepach i wybierz dla siebie najtańszą ofertę. Zobacz u nas podgląd ebooka lub w przypadku gdy jesteś jego autorem, wgraj skróconą wersję książki, aby zachęcić użytkowników do zakupu. Zanim zdecydujesz się na zakup, sprawdź szczegółowe informacje, opis i recenzje.

Księga ryb Williama Goulda PDF - podgląd:

Jesteś autorem/wydawcą tej książki i zauważyłeś że ktoś wgrał jej wstęp bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zgłoszony dokument w ciągu 24 godzin.

 


Podgląd niedostępny.

 

promuj książkę

To twoja książka?

Wgraj kilka pierwszych stron swojego dzieła!
Zachęcisz w ten sposób czytelników do zakupu.

Recenzje

  • Wiktor Bury

    Księga ryb Williama Goulda to urzekająco piękna, jednak wyjątkowo niełatwa powieść. Napisana z rozmachem, traktuje o okrucieństwie, strachu, brzydocie, lecz i miłości a także pasji. Ta, przesycona niesamowitym klimatem XIX-wiecznej Australii, książka, pełna jest ukrytych znaczeń, niedopowiedzeń a także nieoczywistych odniesień. Richard Flanagan po mistrzowsku bawi się formą, eksperymentuje, tworząc z lektury, prawdziwą ucztę dla zmysłów. Księga ryb Williama Goulda to dzieło kompletne, które przeraża, fascynuje, lecz przede wszystkim – zachwyca.https://mybooktown.blogspot.com/2016/10/ksiega-ryb-williama-goulda-richard.html

  • Zielono Mi

    W swoim blogowym dorobku opisałam wszystkie (nie było ich również tak wiele) opublikowane w Polsce książki Flanagana – „Ścieżki Północy” i „Klaśnięcie…”. Już od pierwszych kart pierwszej z nich wiedziałam, że to będzie „mój” autor: postarał się o to ona sam – pięknymi, kluczowymi historiami opowiedzianymi interesującymi technikami narracyjnymi (retrospekcje, wspomnienia, język pozornie zależna), a także jego polski tłumacz – doskonale oddający atmosferę książki i znajdujący do tego odpowiednie polskie frazy. Ponieważ cudowny mowa powieści Flanagana niewątpliwie jest ich olbrzymim atutem. Lecz za pięknym mową nie zawsze idą piękne, wzniosłe i pełne otuchy opowieści. Nie rozczarowałam się i trzecią książką – „Księgą ryb Williama Goulda”. To opowiadanie o obdarzonym talentem malarskim skazańcu – Williamie Gouldzie - zesłanym do karnej kolonii w głębi Australii. I to nie droga do osadzenia – droga pełna przemocy, brunatności, kłamstw, fałszerstw, krwi – jest sednem opowieści. Jest nią to, co bohater spotkał w miejscu, które (przynajmniej w teorii) miało go resocjalizować. A spotkał tam Komendanta. Szalonego, zdziwaczałego, bezwzględnego i opętanego szałem realizacji własnych pomysłów stworzenia w obrębie kolonii karnej swego małego „królestwa”. Każdy z nowoprzybyłych więźniów stawał się kolejnym narzędziem służącym do realizacji tych zamierzeń. I niejeden uległ osobliwościom tych wizji. Jak czytamy w opisie kolonii: „(…) bajkowej krainy, może i rządzonej przez tyrana, lecz zaczarowanej jego opowieściami (…) krainy, która z każdym słowem i gestem Komendanta stawała się dla nas coraz bardziej realniejsza (…) wydawało się nam (…) że daje nam jakiś cel, sens, coś, dzięki czemu przestawaliśmy się czuć jak skazańcy, wykraczaliśmy poza narzędzia tortur jak kołyska i knebel rurowy, i tego właśnie wszyscy pragnęliśmy: jakiejś innej wizji nas samych (…) ponieważ aby zesłaniec mógł uciec, musiał uciec od samego siebie, od własnej przeszłości i przyszłości, wyznaczonej przez system penitencjarny” (s.109-111). Dlatego, kiedy Williamowi „(…) w 1828 roku, rzekomo w interesie nauki, lekarz kolonii karnej na Sarah Island kazał malować wszystkie łowione tam ryby” (s.21), ten godzi się bez większych protestów. Lecz robi coś jeszcze: malunki uzupełnia o dziennik, prywatne zapiski, kronikę tego, co działo się na wyspie. Pisze, czym może i kolorami, jakimi akurat dysponuje. I ma świadomość, że łamie tym niejeden zapis obozowego regulaminu. Z jego relacji wyłania się rzeczywistość oniryczna, surrealistyczna, nierealna wręcz i senna. To świat okrutny i magnetyczny jednocześnie; straszny i przyciągający swą innością, zwyczajność słynna autorowi-opowiadaczowi jest tak niezwyczajna, że aż zasysa. Oddając swą książkę czytelnikowi, oddał Flanagan tekst totalnie dopracowany, perfekcyjnie ułożony, a wcześniej przemyślany. Uruchomił w nim budowę szkatułkową, dwóch narratorów pierwszoosobowych, momentami fragmentaryczność (co każe się skupiać i obudzić w sobie wytrwałego czytelnika), monologi, opisy, autorefleksje bohatera i nawet głębokie analizy psychologiczne postaci. Dlatego nikt z wytrawnych smakoszy literatury nie powinien czuć się zawiedziony spotkaniem z „Księgą ryb…”!

  • błogoksiąg

    Długie wieczory spędziłam na walce. Walczyłam razem z bohaterem powieści, próbując zrozumieć świat, który kryje się w "Księdze ryb...".Utopia. Bezlitosna, wstrętna, pełna obrzydliwych praktyk, fekaliów, krwi, cierpienia. Sięgając po tę książkę, nie warto nastawiać się na łatwą, przyjemną i zabawną lekturę, ponieważ z pewnością "Księga ryb..." taka nie jest. To książka ebook wymagająca, jednak dająca dużo satysfakcji i radości z możliwości obcowania z tym dziełem i językiem, jakim została napisana.Narrator bawi się z nami, podsyca naszą ciekawość, w bardzo realistyczny sposób omawia otaczający go świat. Po odłożeniu książki, w głowie ciągle kołatała się myśl na temat tego, co przydarzy się Williamowi.Z twórczością Richarda Flangana spotkałam się po raz pierwszy. Jestem pewna, że nie był to ostatni raz i w najbliższym okresie sięgnę po kolejne jego powieści.Dbałość o szczegóły, idealnie oddane nastroje i uczucia bohaterów, niezwykły mowa powieści a także wciągnięcie czytelnika w pewnego rodzaju grę to ogromne plusy tej powieści, którą mogę polecić z czystym sumieniem.

  • monweg

    "My, historie naszego życia, nasze dusze, podlegamy – w co zacząłem wierzyć od tamtej pory dzięki cuchnącym rybom Goulda – procesowi stałego rozkładu i rodzimy się na nowo, a ta książka, o czym miałem się przekonać, była opowieścią o kupie zgnilizny, w którą zmieniło się moje serce."Richard Flanagan jest pisarzem, który stał się dla mnie jednym z literackich objawień w ubiegłym raku za sprawą Ścieżek Północy. Opowiadanie o budowie Kolei Śmierci, cierpieniu i godności zapadła głęboko w mej pamięci. Wydane potem Klaśnięcie jednej dłoni utwierdziło mnie w przekonaniu o dużym talencie i dojrzałości Flanagana. Na literackiej mapie świata Tasmania nieustanna się punktem ważnym, niemal gwarantem dobrej prozy. We wrześniu ukazała się następna opowieść australijskiego pisarza w świeżym przekładzie Macieja Świerkockiego, Księga ryb Williama Goulda.W swej trzeciej w karierze książce pdf Flanagan zabiera czytelników w podróż po Australii lat dwudziestych XIX stulecia. Wszystko za sprawą księgi, odnalezionej przez sprzedawcę fałszywych pamiątek z kolonialnej Tasmanii (czyt. oszusta), autorstwa Billy’ego Goulda, zesłańca a także także fałszerza i domorosłego artysty malarza. Zarówno książka, jak i historia spisana przez Goulda staje się dla faceta obsesją, usiłuje on znaleźć jakiś dowód na jej autentyczność, jednak mimo wielu dowodów wskazujących na oryginalność dzieła, wszyscy znawcy uznają ją za falsyfikat. Pewnego wieczora księga się rozpływa, a facet stara się odtworzyć opowiadanie William Goulda."Jestem William Buelow Gould, mam mroczna duszę, zielone oczy, szczerbate zęby, rozczochrane włosy i płaczliwą, melancholijną naturę, a chociaż moje rysunki będą nawet brzydsze niż ja, zabraknie im bowiem majestatyczności dzieł Girtina czy siły obrazów Turnera, to wierzcie, kiedy wam powiem, że spróbuję pokazać na nich wszystko, co szalone, obłędne i złe, takie jakie było, zgodnie z prawdą."William Gould jest kimś, kogo moglibyśmy nazwać drobnym cwaniaczkiem, który, jak się okazuje, ma dryg do robienia pędzlem. Talent ten okaże się dla niego zbawienny, gdy trafi do kolonii na terenach dumnie nazywanych Ziemią van Diemena, czyli na Tasmanię. Historia tytułowego bohatera wpisuje się trochę w nurt opowieści o ludziach, którzy znaleźli się w złym miejscu o niewłaściwym czasie. Pech nie opuszcza Goulda tak naprawdę w żadnej jego działalności, dlatego zostaje pozbawiony wolności i zesłany do odległej kolonii karnej.Komendant tego okręgu wymarzył sobie, by stworzyć na tych ziemiach nowe, idealne państwo. Jednakże, ten idealny świat w planach ma zostać zbudowany na fundamentach z krwi i kości zesłańców. Od katorżniczej pracy Goulda w swoisty sposób ratuje lekarz, który wziął sobie za cel opisanie tutejszej fauny pływającej; dowiedział się mianowicie o zdolnościach Williama i wykorzystuje go do stworzenia ilustracji do księgi ryb. Dzięki temu Gould ma możliwość nie tylko wymigania się od śmiercionośnej harówki, lecz dostaje do ręki narzędzia, pozwalające mu spisać jego historię.Gould ryzykuje życiem, gdyż wszelkie próby dokumentowania kolonijnej codzienności są surowo karane, lecz bohater czuje, że musi przekazać dalej tę opowieść, by stanowiła świadectwo barbarzyństwa dokonywanego na Ziemiach van Diemena, a także jego istnienia."Ludzkie życie to nie postęp, jak prezentuje się je konwencjonalnie na obrazach historycznych, ani nie szereg faktów, które można wyliczyć i zrozumieć, jeśli zostaną odpowiednio uporządkowane. To raczej ciąg zmian, czasami bezpośrednich i wstrząsających, czasem zaś tak powolnych i niezauważalnych, chociaż fundamentalnych i przerażających, że pod koniec życia człowiek nierzadko na próżno szuka w pamięci tego, co mogłoby połączyć jego lata starcze i młodzieńcze."Flanagan stworzył powieść, w której ukazał próbę zbudowania utopijnego świata, okupioną życie mrowia bezimiennych skazańców. Zamiast idealnego społeczeństwa mamy do czynienia z rzeczywistością pełną przemocy, zawiści i cierpienia. O historii Australii większość z nas wie tyle, że powstała dzięki pracy złoczyńców skazanych na banicję, którzy wymordowali niemal całą rdzenną ludność kontynentu. Flanagan jednak otwiera nam szerzej oczy, przedstawiając XIX - wieczną Australię niemalże jako gułag. Co ciekawe, ilustracje w tej powieści pochodzą z prawdziwej „Księgi ryb” autorstwa Williama Buelowa Goulda, która znajduje się w zbiorze archiwum tasmańskiego muzeum.Księga ryb Williama Goulda jest powieścią o oszustwach i oszustach, sama starając się wyglądać jak najbardziej autentycznie. Dlatego również ciężko stwierdzić, kiedy czytamy to, co jest prawdą, a kiedy tekst (i autor) oszukuje nas. Mimo, że ta opowieść nie przemówiła do mnie z taką siłą jak dwie poprzednie książki Flanagana, to i tak sądzę, że warto po nią sięgnąć. I na pewno czas spędzony na jej lekturze nie będzie czasem straconym.

  • Dziewczyna z książkami

    Księga ryb Williama Goulda jest uznawana za najistotniejsze dzieło Richarda Flanagana, za arcydzieło literatury światowej. Co do pierwszej części poprzedniego zdania mam pewne wątpliwości, z drugim natomiast niezaprzeczalnie się zgadzam, co niebawem bardziej przybliżę... Po przeczytaniu dobrej książki człowiek odczuwa pewną dozę satysfakcji, jednak dzieło to nie zakotwicza się w nim, nierzadko nie zdumiewa, nie uczy, nie zadaje pytań, nie przybliża prawdy. Genialne książki robią wszystko z powyższych, a nawet więcej. Mimo zachwytu, jaki ogarnął mnie po przeczytaniu historii o Williamie Gouldzie, śmiem stwierdzić, że mimo wszystko lepszą pozycją okazały się być Ścieżki północy. W żaden sposób jednak nie uwłacza to opisywanej przeze mnie w tej recenzji książce. To nie jest kwestia warsztatu, kunsztu, różnic w poziomie - tylko preferencji, czysto subiektywnej opinii a także odczuć. Dzieło Flanagana, jak mam wrażenie zbudowane zostało na zasadzie kontrastu. Brzydota zestawiono z pięknem. Życie ze śmiercią. Zacofanie z postępem, prawdę z kłamstwem, natomiast brutalną rzeczywistość z fragmentami oniryzmu. Cała konstrukcja powieści, też dzięki wymienionemu wcześniej, (nie)subtelnemu zabiegowi jest mistrzostwem. Osoby, lubujące się w akcji, dynamice, bądź łatwiejszych, lżejszych w odbiorze powieściach mogą okazać się nieodpowiednim czytelnikami dla opowieści snutej przez Williama Goulda. Czuję się zobowiązana uprzedzić o brutalności, jaką cechuje się ta powieść. Widać w niej mocno naturalistyczne przedstawienie rzeczywistości. Dosadne opisy, ukazanie zwierzęcej natury człowieka, okrucieństwa, fizjologii ludzkiej. Tutaj nie ma subtelności, lecz tak ma być. Taka była rzeczywistość, bo Richard Flanagan opowiada historię prawdziwej osoby, prawdziwej kolonii, prawdziwych realiów tamtych czasów. I właśnie ta świadomość najbardziej szokuje... choć w zakończeniu powieści ma prawdziwego rywala. Być może czytanie i pisanie ebooków to jedna z ostatnich metod obrony ludzkiej godności, jakie nam pozostały, ponieważ w ostatecznym A słowa te są pięknem opowiadającym o rzeczach okrutnych. Mowa jakim posługuje się twórca jest bardzo niezwykły, wręcz charakterystyczny - pełen górnolotności, jednocześnie bardzo prosty, zmuszający do skupienia, zdecydowanie pozbawiony lekkości a także dynamiczności, która pozwoliłaby mknąć niepostrzeżenie przez fabułę. Tej książki nie da się przeczytać szybko. Nie mówię tu teraz tylko o języku, ale o historii, która zmusza czytelnika do dawkowania sobie lektury; wzięcia przerwy, zaczerpnięcia paru głębszych oddechów a także wrócenia na moment do życia, wydawać by się mogło łaskawego, w zestawieniu z historią przedstawioną na kartach powieści. Przez książkę przewija się wielu bohaterów, których charakterystyka, bądź choćby pobieżna ocena mogłaby dużo ująć lekturze, dopiero co podchodzącego do tej pozycji czytelnikowi. Dlatego powiem tylko, że złożoność, psychika a także samo przedstawienie postaci jest zdecydowanie jednym z aspektów, jeśli nie najważniejszym, decydującym o geniuszu tej powieści. Czapki z głów, panie Flanagan. Dawno nie spotkałam się z czymś tak zaskakującym, tak wielowymiarowym, tak nieprzewidywalnym. A wszystko to w obrębie bohaterów. To właśnie oni są fragmentem książki, który spodobał mi się najbardziej. Ba!, on mnie zmiażdżył. Sama historia jest tak wielowątkowa a także wyjątkowo złożona - próba jej objaśnienia, bądź przekazania czegoś więcej na temat bohaterów a także akcji, spełzłaby na niczym; może inaczej - zajęłaby bardzo wiele miejsca i tak naprawdę nic by z niej nie wynikło. Jest tak bo odnoszę wrażenie, że opis wykraczający poza ten zapisany w drugim akapicie, bądź przedstawiony na stronie wydawnictwa byłby zbrodnią. Najlepiej tę opowieść zgłębiać samemu. Poznać jej najciemniejsze zakamarki, skonfrontować się z prawdą a także przelaną na papier brutalnością. Chaos jaki jest w mojej głowie też nie ułatwiłby sytuacji. Ten wynikł z dwóch powodów: niemożności przyswojenia takiej dawki przerażających faktów a także zakończenia, które na nowo pozwoliło (co ja piszę?, rozkazało) spojrzeć mi na całą fabułę raz jeszcze. To tak jakby zostać zszokowanym do kwadratu. W chwili gdy myślisz, że wiesz wszystko, okazuje się, że tak naprawdę do tego momentu byłeś ślepcem, który wodzony przez autora w ciemności, nie dostrzegał pewnych prawidłowości.

  • Wkp

    Jeszcze pół roku temu nie znałem twórczości Richarda Flanagana, a teraz zaliczam go do grona moich ulubionych autorów. Zaczęło się od bardzo dobrego „Klaśnięcia jednej dłoni”, jednakże to jego najwieższa wydana w Polsce opowieść sprawiła, że w pełni doceniłem twórczość autora z Tasmanii. „Księga ryb Williama Goulda”, ponieważ o niej mowa, stanowi absolutnie rewelacyjne dzieło ukazujące jak cudowny może być brud i jak fascynująca stać się może prostota.Są takie książki, które na zawsze odmieniają ludzkie życia. Są takie lektury, po których nic już nigdy nie jest takie samo. Są takie powieści, dzięki którym zmienia się cały nasz świat.Narratorem tej opowieści jest mieszkającym w Tasmanii człowiek, którego bardzo ciężko byłoby nazwać uczciwym. Zawodowo para się handlem meblami i nie byłoby w tym niczego złego, gdyby nie jego specyficzne ”poprawki”. Bohater skupuje bowiem stare, zniszczone meble, dewastuje je jeszcze bardziej, oddaje mocz na metalowe elementy, po czym sprzedaje jako zabytki będące dziełem członków Zjednoczonego Towarzystwa Wierzących w Powtórne Przyjście Chrystusa. A właściwie w chwili, w której go poznajmy jego działalność dobiegła końca przez zaczynające się problemy z prawem. I tak oto narrator niniejszej opowieści pewnego zimowego dnia odnajduje w sklepie z tandetą książkę, która przykuwa jego uwagę. Książka ebook jest stara, dziwnie napisana, poskładana z kartek wyrwanych z najróżniejszych miejsc, kawałków zapisanego materiału, a nawet pokrytej pismem rybiej skóry. Na dodatek „Księga ryb Williama Goulda”, taki właśnie nosi tytuł owo dzieło, zdaje się emanować dziwacznym blaskiem. Jej treść stanowią natomiast wspomnienia autora, więźnia kolonii karnej znajdującej się na jednej z Tasmańskich wysp, który w latach dwudziestych XIX wieku dostał polecenie rysowania łowionych tu ryb. Żyjąc w piekle utopii, jaką chciał stworzyć szalony Komendant, Gould zdecydował się spisać wszystko na dostępnych mu materiałach. Zanurzenie się narratora w ten świat odmienia wszystko…Australijska literatura nie jest może szczególnie znana, lecz Flanagan to nazwisko, które warto zapamiętać. Dlaczego? Powodów jest kilka. I daruję sobie ten najoczywistszy, że autora uhonorowano nagrodą Bookera, a także i fakt, że Flanagan to jedna z najwyższych literackich półek – jak wiadomo przeciętni czytelnicy, którzy po książki sięgają tylko dla przyjemności boją się hasła „literatura wyższa”. „Literatura ambitna”. Lecz czy ona gryzie? Właściwie w pewnym sensie tak – gryzie myśli, gryzie sumienie, emocjonalnie także kąsa i to bardzo mocno. Lecz jaką daje przy tym satysfakcję. I tak właśnie jest z „Księgą ryb…”, której – przyznam się szczerze – sam nieco się obawiałem. Ponieważ po pierwsze temat, autentyczna historia więźnia, który ma namalować lokalny atlas ryb, brzmiał jakoś tak nieszczególnie. A i kiedy zacząłem czytać, pomyślałem, że Flanagan stał się aż za bardzo kwiecisty stylistycznie. Nic to, czytam dalej, a wraz z kolejnymi słowami spłynęło na mnie olśnienie. I zachwyt.„Księga ryb…” nie jest powieścią prostą, nie jest także łatwa. Wymaga od własnego czytelnika operując różnorakimi stylami i przejściami od szarej rzeczywistości do niemal onirycznych wizji. Zadaje pytania, na które nie zawsze możemy dostać odpowiedź. Intryguje, lecz prosi w zamian o zaangażowanie. Jednakże jest to cena warta zapłaty. A finał… Finał musicie poznać sami. Zaręczam, nie zawiedziecie się. A że przy okazji spędzicie czas z fascynującym bohaterem, który w konstrukcji przypomina archetypiczne postacie z powieści Chucka Palahniuka. I nie zabraknie także rozrywki. A zatem, bez zbędnego przedłużania, sięgnijcie koniecznie. Jeśli lubicie dobrą, mądrą, ambitną i odważną literaturę będziecie zachwyceni tak, jak ja.